|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-09-2018, 21:27 | #241 |
Administrator Reputacja: 1 | Zbliżające się potworności jakoś nie wzbudzały sympatii. Wprost przeciwnie. Ale pozbycie się ich leżało raczej poza możliwościami Wilhelma. - Może trochę ognia? - zaproponował. - W końcu ogień oczyszcza, więc może i z tym... czymś sobie poradzi? Po tych słowach poczęstował najbliższego potwora magicznym żądłem. |
11-09-2018, 17:07 | #242 |
Reputacja: 1 | - Z ranną wiedźmą daleko nie uciekną, a nawet jeśli to zostawią wyraźny ślad - Elmer przedstawił swoją propozycję Berwinowi - Umarlaki nie poruszają się chyba zbyt szybko, łatwo powinniśmy im uciec. Krążmy wokół ruin na granicy mgły i obserwujmy co się dzieje. Czarownicy wkrótce powinni się jakoś zdradzić. |
13-09-2018, 09:21 | #243 |
Reputacja: 1 | Po krótkiej walce dwa ożywieńce leżały na ziemi, już definitywnie martwe. Pozostałe dwa wolno ruszyły w pościg za wycofującymi się ze wzgórza ludźmi. Co rusz Gisele i Berwin częstowali je strzałami, jednak sam ostrzał nie wystarczał, aby je zatrzymać. Na szczęście były powolne i oderwanie się od nich nie stanowiło problemu. Mgła w końcu zaczęła opadać i z oparu wyłoniły się kontury budowli na szczycie. Pozostałe przy „życiu” dwa orki w pewnym momencie zatrzymały się, odwróciły i zupełnie ignorując przeciwników poczłapały ku ruinom. Zatrzymały się w ich pobliżu i czekały na atak. Dwójki ludzi nigdzie nie było widać. Być może zdołali już, pod osłoną mgły wymknąć się z pozostałości budynku i schronić w lesie poniżej. - One osłaniają odwrót – ocenił sytuację von Mackensen. – Nie możemy ich zostawić sobie za plecami. My zaatakujemy – wskazał na pozostałego przy życiu zakonnika. – Kto z nami, a kto idzie szukać czarownicy? |
13-09-2018, 10:32 | #244 |
Administrator Reputacja: 1 | Podobno nic nie trwa wiecznie, a mgła, chociaż mgicznie przywołana, znała tę ludową prawdę. Gdy więc zniknęła, można było dojrzeć więcej szczegółów, w tym i ożywionych plugawą magią orków. - One nie oddalą się od ruin - powiedział Wilhelm. - Można je w miarę bezpiecznie pozbawić tego niby życia. Magią, ogniem i strzałami. Nie sądzę, by warto było się rozdzielać. Załatwmy najpierw tych orków-truposzy, a potem dogonimy wiedźmę. Nie zdoła daleko uciec. Poczęstował najbliższego orka magicznym żądłem. |
16-09-2018, 21:47 | #245 |
Reputacja: 1 | - No dobra przywalmy im - Elmer zgodził się z Wilhelmem i zaczął się koncentrować. Co magia stworzyła niech magia pochłonie. Iskra magicznej energii przeskoczyła z rąk Elmera i uderzyła w jeden ze szkieletów. |
18-09-2018, 06:48 | #246 |
Reputacja: 1 | Taktyka jaką obrali awanturnicy w walce z ożywionymi orkami okazała się nad wyraz skuteczna. Ożywieńce stały w miejscu, wcale nie mając zamiaru wiązać się walką. Ostrzelane z łuków i zbombardowane magicznymi pociskami osłabły na tyle, że von Mackensen i jego towarzysz już po chwili nie mieli problemu, żeby dobić je kilkoma ciosami swoich wekier. Można było ruszyć w ślad za wiedźmą i jej kompanem. Trop wiódł prosto w las. Dwójka ludzi nie kryła się, tylko podążała w dół zbocza. Kiedy pościg dotarł do linii drzew okalającej wzgórze tamci, mimo że z pewnością poruszali się wolniej nie byli widoczni. Co gorsze, z gęstwiny dobiegło rżenie konia i odgłosy przedzierającego się przez gęste poszycie zwierzęcia. - Mają jakiegoś wierzchowca – Konrad był wściekły. Przez chwilę miotał się i klął, zastanawiając nad wyjściem z sytuacji. W końcu się uspokoił. – Uciekną, ale nie na długo. Znasz tą okolicę? – zapytał Gisele, która już wiedziała, jaki ma plan. Odpowiedziała, że tak. Von Mackensen zdecydował się na powrót do gospody, uważając że z przewodnikiem, nawet następnego dnia odnajdą ślady. Wracali do wsi. - Nie będę Was wciągał w pościg za nimi – oznajmił po drodze. Wręczył im sakiewkę z pieniędzmi w ramach podzięki za pomoc. Berwin zdecydował, że zostanie z Morrytami i Gisele. Widać było, że ma się ku dziewczynie, a ponadto uznał, że wymierzenie sprawiedliwości dla niego, jako neofity Vereny jest sprawą bardzo ważną. W gospodzie spotkali się z Santiago, który odzyskiwał siły i był bardzo ciekaw wydarzeń w lesie, które ominęły go na skutek nieszczęśliwego spotkania z pająkiem. |
18-09-2018, 15:47 | #247 |
Administrator Reputacja: 1 | Baba z wozu... Wiedźma z wozu, to też był pewien zysk. Problem na tym jednak polegał, że baba zniknęła, a wóz pozostał... i nic z tego dobrego dla Wilhelma nie wyszło. Nie sądził, by Stirganie pozwolili zabrać wóz. Nawet nie wiadomo było, czy nie wyrzucą ich na zbity pysk. Na dodatek Berwyn zniknął. Nie definitywnie, co prawda, jako że został z Morrytami... i z Gisele. Wilhelm co prawda życzył mu wszystkiego najlepszego, ale drużyna została nieco osłabiona. - Wiedźma uciekła - odpowiedział na pytanie Santiago - ale Morryci ruszyli za nią. Berwyn też. Boyko nie żyje, a my mieliśmy przyjemność pokonać kilka ożywionych ogrów. I to wszystko. - No, zarobiliśmy parę groszy - dodał. |
21-09-2018, 23:55 | #248 |
Reputacja: 1 | - Mnie, a właściwie nas wyrzucono z taboru. Stirganie wolą swoich, nawet jeśli parają się czarną magią. Na szczęście wcześniej zajęli się jadem pająka.- Odpowiedział. - Przeniosłem nasze rzeczy do gospody, a konie czekają w stajni. - Dodał. - Co dalej? Ruszamy na ziemie krasnoludów, jak radził Kroenert? - Zapytał, choć domyślał się odpowiedzi.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
01-10-2018, 11:59 | #249 |
Reputacja: 1 | Otoczone lasem Marshwald Arget było ślepym zaułkiem, w którym kończył się trakt. Żeby móc podróżować dalej, trzeba było wrócić do Ballenhofu. Tam rozpoczynała się droga Steingartu, którą mając za cel dotarcie do Karak-Hirn, należało podążać do Rausch, gdzie łączyła się z jednym z ważniejszych sudenlandzkich traktów handlowych, Ścieżką Domokrążców. Po odłączeniu się Berwina Hrabana, trio uciekinierów z Pfeildorfu w celu zwiększenia swoich szans na przeżycie, szybko zorganizowało sobie towarzystwo. Z różnych powodów, (o których powiedzą sami), do Wilhelma von Dohna, Santiago Jednouchego de Ayolasa i Elmera Lutefiksa dołączyło się kilka ciekawych osobistości: dwóch krasnoludów, w tym jeden w towarzystwie ogromnego niedźwiedzia, wytatuowany na twarzy elf, urocza blondyneczka i rajtar. Już w większym gronie, poznając się bliżej i snując plany co do dalszej podróży, bohaterowie przebywali w karczmie Marschwaldzki Zając w Ballenhofie. Było słoneczne popołudnie i problemy, jakie wynikły z pościgu za stirgańską wiedźmą wydawały się złym snem. Taka sielanka mogła trwać długo, ale czas naglił i w końcu trzeba było zdecydować się na wymarsz w drogę ku odległej krasnoludzkiej warowni. Okazja nadarzyła się już wieczorem, kiedy do Zająca wkroczył pewien mężczyzna. Dobrze odziany w ubranie podróżne, z opaską na ramieniu. Na pasku materiału wyobrażony był czarny wóz z kołami wykonanymi z naszytych na kurtkę srebrnych szylingów. Dzięki emblematowi owego człowieka można było rozpoznać, jako przedstawiciela Gildii Handlarzy, Kramarzy i Domokrążców. Podszedł do kontuaru z skwaszoną miną i zaraz po zamówieniu miski gulaszu zaczął utyskiwać na strażników, którzy przedkładali tanią rozrywkę nad obowiązki. Z jego rozmowy z karczmarzem wynikało, że obstawa opuściła go, aby zabawić się na stirgańskim festiwalu, a on musi dotrzeć do Waldbachu na Ścieżce Domokrążców. - Szukam chętnych na podróż – powiedział na koniec głośno do karczmarza, zezując na zajętych rozmową awanturników. – Pięć szylingów za dwa dni płacę. Może znajdą się jacyś chętni… – zawiesił głos. |
01-10-2018, 13:57 | #250 |
Reputacja: 1 | Kiedy karczmarz zaczął coś burczeć, że zwierzęta zostają na zewnątrz z gardeł Baragaza i Ragnara odezwały się groźne pomruki. Gospodarz nie dał się zastraszyć, ale nim coś więcej dopowiedział krasnolud zamówił masę żarcia dla siebie i swojego kompana. Tyle co wciągnęło by czterech dorosłych mężczyzn. No i piwo. Dwa dzbany. Na dobry początek. Wszak obaj nie byli ułomkami. Baragaz położył się koło stołu, a obok niego siadł na ławie Ragnar. Krasnolud sam był iście niedźwiedziej postury - wzrostem dorównywał spokojnie co niższym człekom, a kosmaty tors i łapska masywnością mogły przyprawić o zazdrość największych cyrkowych siłaczy. W obyciu też wydawał się trochę dzik, jednocześnie pozostając gadatliwy i wesoły. Dla odmiany Baragaz pomimo ewidentnie groźnej powierzchowności przejawiał pewien stopień krasnoludzkiej stateczności i opanowania. - Zeszliśmy z Baragazem z naszych rodzimych Gór Szarych. - opowiadał zanim karczmarz przyniósł jedzenie - Awanturowaliśmy się po zachodniej części Imperium, aż doszliśmy do wniosku, że dobrze by było obrać jakiś konkretny cel tego szlajania się. Tak się składa że w Górach Czarnych żyją nasi dalecy kuzyni z którymi dzielimy wspólnych Przodków. Ostatni raz ich widziałem kilka dziesięcioleci temu, zanim jeszcze urodził się Baragaz, więc wypadałoby ich odwiedzić. Dołączyliśmy do jednego takiego cyrku, ale w pewnym momencie uznali, że lepiej im iść na wschód. No to odłączyliśmy się. Poznaliśmy tam tą oto śliczną ptaszynę... - wskazał głową Lavinę - ...której też się znudziło siedzenie z tymi trefnisiami. Przygarnęliśmy ją z Baragazem, aby nie dreptała sama. Wiadomo jakie to dzisiaj drogi są niebezpieczne... O, leci żarełko. - Ragnar zatarł ręce widząc nadciągające mięsiwo, z piwem, kaszą i innymi specjałami. Po chwili już szary krasnolud i jego miś wsuwali posiłek aż im się uszy trzęsły popijając wszystko miejscowym piwem. Słuchali z uwagą pozostałych (przynajmniej krasnolud), a kiedy w eterze zawisło pytanie odnośnie chętnych na zaciągnięcie się w podróż (za pięć srebrników co dwa dni!) to zarówno Ragnar jak i Baragaz unieśli kosmate łby znad swoich misek i zwrócili je w kierunku człeka przy szynkwasie. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 01-10-2018 o 15:04. |