Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-01-2021, 10:49   #161
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Popołudnie; Kapitanat; Versana, Brena


- Witaj Rumpercie. - Versana przywitała się z siedzącym za biurkiem pracownikiem kapitanatu. Wallentag jako pierwszy dzień tygodnia miał to do siebie, że nawet w takich miejscach jak te mimo niesprzyjającej pory roku ruch był spory. Kupcy, kapitanowie czy zwykli załoganci przychodzili tu aby zlecić bądź znaleźć jakąś uczciwą pracę.

- Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie chwilę. - znała rudawego biurokratę dość dobrze. Nie od dziś prowadziła interes i nie od dziś potrzebowała usług takich ludzi jak chociażby Rosa de la Vega. Mężczyzna więc patrzył na nią raczej przychylnym okiem szczególnie, że wcześniej jego współpraca ze świętej pamięci Mortezem również układała mu się wyjątkowo korzystnie choć nie zawsze do końca legalnie.

Nie czekając na zaproszenie brunetka zasiadała na wprost pracownika portowego hufca pracy zaś miejsce obok niej zajęła jej uczennica.

- Czy byłbyś tak miły i poszukał dla mnie informacji a propos trzech jegomość? - zapytała tak uroczo jak tylko potrafiła przybliżając mu postać Axcela Eriksona, Ralpha Mauera i Floriana Webera - Może któryś z nich zostawił jakąś notkę bądź gdzieś tam w swoich rejestrach posiadasz adnotację na ich temat? - kontynuowała - Byłabym niezmiernie wdzięczna za pomoc. Za każdą informację na ich temat tak naprawdę. - dodała - Nie muszę chyba dodawać, że rodzina van Darsenów potrafi i wie jak należy się odwdzięczać. - wyszczerzyła ząbki spoglądając słodko na rudego półnorska.

- Tak, naturalnie, proszę siadać, zaraz sprawdzę… A wiadomo z jakich są statków? - urzędnik kapitanatu wskazał gestem na dwa wolne krzesła mimo, że Versana poczynała sobie całkiem śmiało to jej pokojówka nie była tak odważna. I usiadła obok niej dopiero jak jej wskazał miejsce. Sam zaś schylił się do biurka i zaczął wyciągać coś co pewnie było rejestrem statków i kapitanów.

- Naturalnie. - rzekła pełna gracji i uroku -
Ten pierwszy. Axel Eriksen pływa ponoć na “Białym Delfinie”, zaś Floriana Webera jest z “Błękitnego Łabędzia”. - przyznała zgodnie z tym co kilka dni wcześniej tłumaczył jej młody cyrulik - Problem jest jednak z tym trzecim. Nie wiem o nim zbyt wiele. - posmutniała wyraźnie nie odrywając jednak swoich wielkich ciemnych oczu od sylwetki Rumperta.

- Aha. Dobrze to zaczniemy od statków. Jak wiadomo o jaki statek chodzi to jest dużo łatwiej. - Rumpert pokiwał głową jakby chciał uspokoić rodzące się obawy kobiety siedzące po drugiej stronie biurka. Sam zaś otworzył ten rejestr i zaczął w nim szukać jakichś tropów o tych statkach i ludziach.

- O. Mamy coś. Axel Eriksen, kapitan “Białego Delfina”. Statek cumuje teraz w porcie. Kapitan podał adres kontaktowy w “Złotym gąsiorku”. - pierwszy statek i nazwisko urzędnik znalazł całkiem szybko. Z pozostałymi nie poszło mu tak łatwo.

- O tym Weberze nic nie wiem. Ale zwykle rejestrujemy tylko kapitanów, nawigatorów i może pierwszych oficerów. Jak nie jest kimś takim to tutaj go nie będzie. - wskazał na otwarty dziennik w jaki zaglądał.

- Ale kapitanem “Łabędzia” jest Urlich Vogel. Zostawił namiar kontaktowy na “Pełen kufel”. Jak ten Weber jest z jego załogi to pewnie powinien wiedzieć gdzie go szukać. - dodał tonem porady. Najdłużej szukał tego trzeciego nazwiska. Bardzo uważnie kartkował i śledził palce skurpulatne zapisy rejestru. Czas upływał, tak samo jak kartki księgi ale w końcu pokręcił głową.

- A ten Mauer to z jakiego statku? Bo po samym nazwisku to jakoś go tu nie widzę. Jak mówiłem jak to nie jest kapitan czy nawigator to raczej go tu nie będzie. Jakby był statek to można poszukać po kapitanie i załogi a tak to może być nieco trudno. - przyznał, że system zapisów portowych koncentrował się na statkach i tej jednej czy dwóch najważniejszych osobach na pokładzie ale nie rejestrował detalicznie całej załogi.

- Pozwolisz, że sobie zapiszę ich dane kontaktowe? - spytała grzecznie starając się zlokalizować na biurku wolne pióro i kawałek kartki - W tym sęk, że z tym Mauerem sama mam problem. - przyznała z żalem - Jestem jednak pewna, że dla tak wybitnego i sumiennego urzędnik jak ty nie będzie stanowić problemu przeszperanie paru rejestrowych stronic. - komplementy zazwyczaj robią robotę. Są też ostatnia deską ratunku nim w ruch pójdą złote monety.

- No zapewne tak ale właśnie na tym polega trudność jeśli nie chodzi o kapitana lub kogoś podobnego. Po prostu ich nie zapisujemy. Przejrzałem rejestry od początku Vorhexen i nie widzę tu takiego nazwiska. Jest kilka podobnych ale albo imię się nie zgadza albo nazwisko. To już trzeba by szukać indywidualnie. Jakby wiadomo było z jakiego statku to wtedy po statku można spróbować odnaleźć tak jak tego Webera. Ale tak bez statku, kapitana, załogi to może być trudno. Cokolwiek wiadomo kto to jest ten Mauer? Kiedy zawinął do portu, na jakim statku? - Rumpert widocznie tak samo jak chciał pomóc tak i znał realia działania portu. Mówił jakby nie dowierzał w szanse odnalezienia kogoś po samym nazwisku. Przynajmniej w portowych rejestrach. Oczywiście nic nie miał przeciwko temu by pani van Drasen skorzystała z papeterii i zapisała sobie co uzna za stosowne.

Ver więc skorzystała z pozwolenia i zapisała na czystym kawałku papieru nazwiska obu kapitanów i adresy pod którymi można się z nimi skontaktować.

- Sęk w tym, że nie wiem o nim za dużo. - przyznała rozkładając ręce w akcie bezradności - A co do tego Eriksena i Vogela to wiadomo skąd i z czym ostatnio zawitali w porcie nim utknęli tu na Mróz?

- No to może być trudno z tym Mauerem. - powtórzył urzędnik niezbyt radosnym tonem. Zastanawiał się jeszcze nad tym przez chwilę ale widocznie nic nie wymyślił bo się zajął pozostałymi nazwiskami.

- Nie mamy tu listów przewozowych. Ale z tego co pamiętam to Vogel przywiózł głównie beczki. Pewnie głównie wino bo z zachodu przypłynął. A Eriksen to tak po trochu wszystkiego. Drobnicą się zajmuje to ma małe ładunki ale różnorodne, co mu tam kto wciśnie. - tego widocznie nie było w rejestrach ale Rumpert musiał w tych detalach polegać na własnej pamięci.

- A skąd ten Erikson w ogóle tu przypłynął? Gdzie wcześniej cumował? - zapytała

- Erikson? - Rumpert jeszcze raz zanurzył się w zapiski rejestru portowe. Chwilę coś sprawdzał nim odnalazł potrzebą stronę i linijkę. - Z Erengradu. Nic dziwnego, jesteśmy pośrodku trasy Marienburg - Erengrad. Więc większość przypływa albo z jednego albo drugiego portu. - wyjaśnił przy okazji tego sprawdzania. Podał też nabrzeże przy jakim powinien cumować “Delfin”.

- Dobrze. To chyba na tyle. - stwierdziła dopisując w tym czasie na kawałku brulionu resztę informacji na temat kapitanów i tajemniczego Mauera. Pozwoliła sobie także na swój komentarz poniżej: "Erikson to Nors. My zaś znamy pewną Norskę".

- Dziękuję ci Rumpercie. - wstając skłoniła lekko głową - Pozwól, że rzucę jeszcze okiem na tablice. - spojrzała pobieżnie na wiszaca opodal deskę pełniącą tą funkcję a nastepnie ruszyła w jej kierunku.

Ogłoszeń było sporo. I były kompletnie różne tak samo jak zostawiały je różne osoby i były adresowane do różnych osób. Większość zwykle ktoś potrzebował kogoś do zrobienia czegoś. Jako, że zwykli marynarze czy tragarze nie byli piśmienni to raczej pracodawcy zostawiali swoje ogłoszenia a jak ktoś niepiśmienny przyszedł to najwyżej się pytał i wówczas urzędnik mógł mu przeczytać co jest z aktualności.

Tak na przykład jakiś kupiec Fiedler szukał wóz z zaprzęgiem do kupienia. Aby był solidny i niezbyt drogo. Jakiś Kaufman z opisu był jakimś doświadczonym medykiem okrętowym ale ogłaszał się, że może przyjmować pacjentów niezbyt drogo. Też pewnie utknął ze swoją załogą na zimę i pewnie starał się jakoś dorobić. Za to Olaf, zwany Ryżym, zapewniał profesjonalne szkolenia wszelkim bosmanom, sierżantom, ochroniarzem i tam gdzie potrzebna jest siła mocnych pięści. Zaś w “Przystani rybaka” można było coś zjeść a nawet wynająć główną izbę na jakieś obchody, przyjęcia, śluby, stypy i inne uroczystości. Była nawet notka od ich ulubionej pani kapitan. Rzeczywiście jak byk stało, że kapitan de la Vega poszukuje sań, woźniców i przewodnika na wyprawę do stolicy prowincji.

~ Czyli Mauer się nie ogłaszał. ~ pomyślała gdy już odczytała ostatnie z ogłoszeń. Jedno ogłoszenie jednak dość mocno przykuło jej uwagę.

~ Sebastian wspominał coś o księdze i narzędziach medycznych. ~ wróciła myślami do niedawnej rozmowy z wyznawca Boga Much ~ Ten zaś może być przydatny. ~ stwierdziła sięgając po kartkę z anonsem.
 
Pieczar jest offline  
Stary 05-02-2021, 21:06   #162
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Południe; powrót z kapitanatu; Versana, Brena

- Skarbie weź tą kartkę i prosze udaj się do tego cyrulika, który jakiś czas temu odwiedził nas by opatrzyć Kornasa. - była to bardziej prośba aniżeli polecenie służbowe. W każdym razie mówiąc to Versana wręczyła starannie złożona kartkę swojej pokojówce. Następnie zaś wytłumaczyła jej gdzie dokładnie mieszka ów medyk. Brena wychowała się w mieście więc odnalezienie przekazanej jej przez panią lokalizacji nie powinno sprawiać jej większego problemu.

Gryps zawierał informacje apropos poszukiwanych przez Sebastiana mężczyzn oraz mały dopisek z zapytaniem czy byłby w stanie wytworzyć jakiś niezbyt mocny narkotyk. Młodzieniec zdawał się mieć rozległą wiedzę w tej dziedzinie więc wdowa żywiła szczerą nadzieję iż produkcja takiego specyfiku nie sprawi mu zbyt wiele trudności.

Jedyne co ją martwiło to fakt iż mimo znajomość najprawdopodobniej jedynej kobiety kapitan i dość dobrych chodów w portowym biurze nie udało się jej zbyt wiele dowiedzieć w związku ze sprawa której rozwiązanie Sebastianowi polecił sam szef.

~ Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dach. ~ pomyślała nie jako pocieszając sama siebie.

- Dobrze. - Brena, krótko odparła na dyspozycję swojej przełożonej. Następnie schowała kartkę pod pazuchę, skłoniła się lekko i ruszyła w odpowiednim kierunku.

- Tylko wracaj jak najszybciej. Czeka cię dzisiaj jeszcze nauka moja droga. - dodała jakoby na odchodne a następnie sama ruszyła w stronę swojego domostwa.

Popołudnie; Kamienica Versany; Versana

Wnętrze jak zwykle wypełniała miła dla nosa woń i przyjemne dla ciała ciepło. Greta stała przy palenisku mieszając wielką drewniana chochla w kotle przygotowywaną na dzisiaj zupę jarzynową. Na sam jej zapach ciekła ślinka.

- Witaj o pani. - starsza kobieta przywitała swoją chlebodawczynie gdy tylko ją spostrzegła - Dobrze się składa. Obiad gotowy. Podać?

- Oczywiście. Bardzo chętnie skosztuje twoich pyszności. - odparła nie marząc o niczym innym poza goraca zupą i kąpielą. Na zewnątrz panował Mróz zaś ciepła strawa mogła choć na chwilę pomóc zapomnieć o tej zdecydowanie nie lubianej przez śliczną wdowę porze roku.

- Zjem jednak u siebie. - powiedziała otrzepując raz jeszcze buty - Mam coś do zrobienia w biurze. - dodała idąc już w kierunku schodów prowadzących na piętro.

Wszak też tak było. Liścik do Karlika sam ani się nie napisze ani się nie wyśle.

---

"Karliku spotkajmy się w Aubentag wieczorem w Mewie"

~ Krótko, zwięźle i na temat. ~ odłożyła pióro do menzurki z inkaustem ~ Nie ma sensu się rozpisywać. To nie list miłosny. ~ pomyślała starannie rolując kawałek papieru tak by móc go później solidnie przywiązać do gołębiej łuski.

Zjedzony talerz zupy skutecznie pomógł Versanie zapomnieć choć na chwilę o niezbyt przyjemnej aurze pory roku będącej domeną Ulryka. Słońce zaszło już dobrą klepsydrę temu a Kornas wciąż nie wrócił z pozamiejskiej eskapady z traperka. Wdowa jednak jakoś zbyt mocno nie zamartwiała się o swojego łysego ochroniarza. Był zaradny w swojej prostocie i potężny mimo braku przyrodzenia. Nie straszny był mu chłód, smród i wojaczka.

~ Pewno zaszedł gdzieś na kufel albo dwa. ~ pomyślała wstając od stołu i powoli zbierając się do wyjścia. Czekały wszak na nią dwie urokliwe kobiety o raczej odmiennej naturze. Obie jednak powalały swoim urokiem i osobowością.

Zmierzch; karczma "Sierp i młot"; Versana, Łasica, Dana

Słońce zniknęło już za horyzontem dobre dwie klepsydry temu. Mimo to ruch na ulicach był dość spory. Była to pora kiedy większość mieszkańców miasta wracała z pracy do domu. Latem byłoby pewnie jeszcze jasne. Teraz jednak dokuczał Mróz. Dawał o sobie znać nie tylko poprzez relatywnie krótki dzień ale również przez dokuczliwy ziąb, śnieg i wszystko co z nimi związane.

Kultystka szła więc dość żwawym krokiem. Nie lubiła marznąć i mimo iż miała na sobie gruby płaszcz a pod nim kilka warstw zimowego odzienia to brak promieni słonecznych powodował iż chłód wzmagał się co najmniej dwukrotnie.

~ Cholerny mróz. ~ pomyślała mijając kolejny zakręt ~ Jeszcze tylko dwie przecznice.

---

Ludzi nie brakowało. Większość zaszła tu zapewne prosto z pracy zarobkowej by wypić kufel taniego piwa, zagrać o kilka srebrników z lokalnymi hazardzistami bądź najzwyczajniej w życiu poplotkować. Z nią było jednak zupełnie inaczej. W odróżnieniu od reszty nie sprowadzały jej tu raczej przyziemne przyjemności a zdecydowanie obowiązki, których w imię dobrej relacji z panią kapitan a co za tym szło w imię dobra kultu powinna dopełnić. Poza tym robiła to bo chciała. Rosa była wyjątkowa z kilku względów. Poza urokiem osobistym i dość oczywistymi atutami cielesnymi, stanowiła ona łakomy kąsek dla wdowy i jej nowo powstającej kultystycznej komórki.

Stanęła zamykając za sobą drzwi i dokładnie zlustrowała klientelę tego raczej podrzędnego lokalu. Klawisze, zbiry, robole, marynarze i bogowie wiedzą kto jeszcze. Tak się mniej więcej kreowała przeciętna gości “Sierpa i młota”. Jedna rzecz ją jednak zdziwiła. Dostrzegła wszak Łasicę. Siedziała ona przy stoliku, który zwyczajowo zajmowała traperka. Nie było jednak jej u boku wychowanki leśnej głuszy. Fakt ten mocno zaniepokoił Versanę.

~ Kornas również nie wrócił. ~ była to pierwsza myśl, która pojawiła się w jej sprytnej główce.

- Cześć skarbie. - przywitała się z uśmiechem na ustach podchodząc do stolika - Długo już tak sama siedzisz?

- Cześć ślicznotko. - Łasica też musiała dojrzeć przyjaciółkę już gdy ta podchodziła bo pomachała do niej wesoło rączką i przywitała ją przyjaznym uśmiechem gdy ta się dosiadła do niej.

- Dopiero przyszłam. - powiedziała wskazując na swój prawie pełny grzaniec od jakiego grzała sobie dłonie. Znów musiała być świeżo po swojej służbie u van Hansenów bo miała długą spódnicę zamiast swoich ulubionych spodni.

- Dany chyba nie ma. Pukałam do jej pokoju ale nie odpowiada. Karczmarz też mówi, że jej nie widział od rana. - streściła co zdążyła się dowiedzieć odkąd przyszła. Machnęła niedbale dłonią w stronę szynkwasu.

- A ty coś wiesz? Dlaczego przyszłaś? Stało się coś? Myślałam, że dopiero w “Mewie” się spotkamy. - zapytała koleżankę skąd ta mała roszada w pierwotnych planach jakie ustalały przecież wczoraj wieczorem przed rozstaniem.

- Nic się nie stało. - odparła z naturalnym wdziękiem - Chciałam sprawić ci przyjemność po prostu. - puściła figlarne oczko - Jeżeli zaś chodzi o Dane to nic mi nie wiadomo ale jak wychodziłam to Kornasa również nie było. Myślałam jednak, że postanowił wstąpić do jakiejś mordowni. - mina jej widocznie spochmurniała - Hmmm… Aczkolwiek teraz zaczynam się niepokoić. Ciemno jest. Powinni więc już być w mieście. - podzieliła się z przyjaciółką swoimi obawami - Ale może martwię się na wyrost. Wypijmy może po kufelku grzańca i poczekajmy. Co ty na to?

- Dobrze. - ciemnowłosa kultystka rozpromieniła się gdy usłyszała takie przyjemne komentarze pod adresem tego spotkania. Gwizdnęła na kelnerkę i ta podeszła do nich przyjmując zamówienie na kolejnego grzańca, tym razem dla nowej klientki przy tym stole.

- No to pewnie poszli zwiedzać te kryjówki. I pewnie niedługo wrócą. - łotrzyca chyba też chciała pocieszyć i siebie i przyjaciółkę tymi słowami.

- Mówię ci Ver same nudy w tej pracy. Cały czas urabiam sobie ręce po łokcie albo praca na kolanach. I to nie taka przyjemna jak z tobą albo Rose czy Louisą. Tylko mycie podłóg albo szorowanie schodów. Znów nawet nie widziałam żadnego z wielkich państwa. Gdyby nie Ana to w ogóle nie byłoby o czym gadać. - koleżanka streściła szybko swój dzień pracy tonem wyraźnie wskazującym, że nic godnego uwagi. Przynajmniej w jej mniemaniu. Przerwała, bo kelnerka wróciła z kuflem dla Versany i w nagrodę dostała klapsa od Łasicy czego chyba się nie spodziewała. Odwróciła się zaskoczona ale łotrzyca posłała jej tak urocze życzenia i uśmiech, że to na szczęście i sute napiwki, że w końcu się do nich uśmiechnęła i wróciła za szynkwas.

- A właśnie! Jak było z obrazem i malowaniem? Poszłyście z Wiewióreczką? I jak było? - sąsiadka wdowy widocznie przypomniała sobie jakie jej siostry miały plany na dzisiejszy dzień więc nie omieszkała o to zapytać. I to ją bardzo zainteresowało.

Ver pochwyciła kufel i upiła z niego porządnego grzdyla. Płyn miło pieścił jej kubki smakowe by chwilę później z całą swą mocą rozgrzać zmarznięte ciało wdowy od środka.

- A powiem ci, że całkiem, całkiem. - nawiązała do tematu portretu Breny - Kamila ma prawdziwy talent a nasza siostrzyczka przejawia predyspozycje do zostania prawdziwa modelką. Tylko byś zobaczyła z jaką klasą i gracją pozowała. - droczyła się z kochanką wiedząc jak ta zareaguje na takie opowiastki - Momentami aż musiałam się powstrzymywać by nie rzucić się na nią i zbałamucić przed oczami malarki. - zaśmiała się upijając kolejny łyk - Ale…. - zrobiła przerwę by zbudować odpowiednie napięcie - … zaproponowałam Kamili by kolejny obraz przedstawiał więcej niż jedną nagą kobietę. - szeroki uśmiech na twarzyczce wdowy był niczym wisienka na torcie.

- O. A to ciekawe. I co ona na to odpowiedziała? Zgodziła się? A w ogóle jaka była panienka van Zee podczas tego malowania? Myślisz, że coś z niej będzie? Da się zbałamucić? I jakieś konkretne nagie kobiety na modelki miałaś na myśli? Ojej ale wam zazdroszczę! Wolałabym być z wami niż obierać warzywa na obiad. - Łasica wcale nie ukrywała swojego zainteresowania, wręcz fascynacji całą tą sztuką malowania portretów i aktów. Wydawała się autentycznie żałować, że ją ominęła taka przygoda. Szybko zasypała przyjaciółkę pytaniami związanymi z tym tworzeniem sztuki i rolą poszczególnych uczestników.

- A! I najważniejsze! I jak wyszedł ten obraz? Będzie można go jakoś zobaczyć? - już niby dała przyjaciółce odpowiedzieć ale zaraz jeszcze przypomniała sobie o czymś jeszcze.

- Nie mówiła “nie” i chyba możesz się domyślać kogo miałam na myśli jako następne modelki. - uśmiechnęła się zadziornie - Kamila wpierw jednak chce dokończyć ten z Breną w roli głównej. - objaśniła przyjaciółce stanowisko ciemnoskórej arystokratki - Na szczęście jest już na finiszu i poza ostatnimi kreskami pozostało jej domalowanie wizerunku naszego Pana. - w krótkich słowach wdowa objaśniła swojej kochance problem jaki stwarzał rozmiar tatuażu na podbrzuszu rudej modelki - Dziś niestety czuła swojego rodzaju wypalenie. Wena bywa ulotna niestety. - rozłożyła ręce i wzruszyła ramionami na znak bezradności - Mam jednak pomysł jak jej w tym pomóc i to niejako wiąże się ze sprowadzeniem jej w nasze ramiona. - patrzyła na Łasicę chcąc dostrzec czy może domyśla się co chodzi jej po głowie - Hmmm… narkotyki.

- O. A masz coś takiego? Myślisz, że samo wino, kobiety, muzyka i śpiew nie wystarczy? - zaśmiała się cicho i wesoło. Cała rozmowa wydawała się wprawiać ją w dobry humor.

- I naprawdę byśmy mogły pozować razem? I to bez ubrań? Ojej, Ver! Tak bym chciała! Jeszcze nigdy nie miałam żadnego portretu a teraz bym miała razem z wami i to bez ubrania! A mogę sobie zaklepać najlepsze miejsce? Przy twoich stopach? Chociaż przy Wiewióreczce też pewnie by było miło. Ale bardzo chętnie, nie mogę się już doczekać tego pozowania! - wyglądało na to, że Łasicy ten rodzaj malarstwa bardzo przypadł do gustu nawet jeśli na razie znała go tylko z relacji przyjaciółki to jawił się jako niesamowita przygoda.

- A z tatuażem widocznie musimy sobie zrobić większe do tego malowania i pozowania. - zaśmiała się wesoło słysząc jakie malarka miała dylematy z tatuażem ich najmłodszej, wężowej siostry.

- A z tym malowaniem to wiem co trzeba zrobić. Znaczy tak oprócz tego naszego portretu. - zrobiła mądrą minkę jakby wpadła na jakiś ciekawy pomysł. - Jak panienka van Zee ma taką słabość do naszej pani kapitan, co się absolutnie nie dziwię, też tak mam, to zapytaj ją albo je obie czy pani malarka nie machnęła by jakiś portrecik pani kapitan. Tylko trzeba by zapytać jak najprędzej bo jak Rose pojedzie do Salzenmund to nie wiadomo kiedy wróci. - Łasica sprzedała kochance pomysł jaki ma w związku z malowaniem i ich obu wspólnych znajomych.

- Sprytne, sprytne. - przyznała rację przyjaciółce - Nie znam kapitana, który nie chciałby mieć wielkiego portretu przedstawiającego go na tle bezkresnego morza. - kontynuowała jakby i w jej głowie kreował się zarys takiego obrazu - Jeżeli zaś chodzi o wspomagacze dla naszej artystki to zwróciłam się z prośbą do Sebastiana. Myślę, że będzie nam w stanie pomóc. Chłopak ma łeb na karku. - kufel ponownie powędrował ku jej wydatnym ustom zwilżając wysuszone od rozmowy gardło - A co do naszego obrazu. To wolałabym cię mieć raczej u swojego boku. - zaznaczyła jak ona to widzi - U stóp powinny zaś siedzieć damulki. - zaśmiała się głośno widocznie pobudzona i rozradowana taką wizją.

- Oh Ver… - Łasica jakby się wzruszyła taką wizją przyjaciółki. I aż ją po przyjacielsku objęła aby ją uściskać i skorzystać z okazji aby ją dyskretnie cmoknąć w policzek. Po czym roześmiała się wesoło wracają na poprzednie miejsce.

- One, te piękne, sławne i bogate u naszych stóp? Chciałabym to zobaczyć! Zwłaszcza jak na samym pozowaniu by się nie skończyło. - powiedziała uradowana taką wizją. I chwilę rozważała, że jak naprawdę by się udało z tym teatrem i nową grupą o jakiej mówił szef to to byłoby całkiem realne. Przecież one obie by były wówczas najstarsze stażem i w hierarchii.

- A Sebastian pewnie coś wymyśli. Zawsze może to przeważyć szalę jakby panienka miała jeszcze jakieś wątpliwości. Aż nie mogę się doczekać by ją poznać no i ta cała zabawa z malowaniem wygląda strasznie pociągająco. W każdym razie możesz mną śmiało dysponować, poprę cię na cokolwiek mnie umówisz. - zadeklarowała wciąż w świetnym humorze. Nieco dziegciu znów dodało to, że ona sama była dyspozycyjna dopiero w taką późną porę jak teraz co nieco utrudniało jej udział w innych dziennych aktywnościach.

- Wszystko jednak w swoim czasie. - schłodziła nieco zapał przyjaciółki - Mam zadanie powierzone nam przez szefa do wykonania. - przypomniała - Trzeba coś z tą Leoną i Hetzwigiem wymyślić.

- No trzeba. - zgodziła się przyjaciółka i milczała przez chwilę rozglądając się po glównej izbie karczmy i swoim kuflu. - Leona niby czasem tu przychodzi. Ale jakoś nie widzę żadnej co by do niej pasowała z opisu. A Hetzwig trzeba by się za nim zakręcić. - wzruszyła ramionami na znak, że tutaj trzeba by albo liczyć na uśmiech losu albo przedsięwziąć jakieś kroki.

- Kiedyś musimy się przejść do tego lokalu w którym czasem można go spotkać. - zaproponowała - Wpierw jednak weźmy na warsztat tego Buldoga.

Łasica tylko twierdząco pokiwała głową.

- O. Są nasze śnieżne bałwanki. - wreszcie za którymś razem drzwi karczmy znów się otworzyły i weszły dwie postacie. Jedna zwalistego mężczyzny a druga znacznie drobniejszej od niego kobiety. Zaczęli otrzepywać się ze śniegu, rozpinać kożuchy i futra, zdejmować czapki i kaptury i dopiero wówczas można było mieć pewność, że to Kornas i Dana. Łasica do nich też zamachała jak niedawno do Versany na przywitanie zwabiając ich do właściwego stołu.

- O. A wy tutaj? - Kornas zdziwił się chyba nie mniej niż niedawno dziewczyna o granatowych włosach widząc swoją przyjaciółkę.

- Pochwalony. - Dana też pokiwała głową. Oboje mieli zaczerwienione twarze. Może z zimna a może z wysiłku. I wyglądali na zmęczonych.

- Pochwalony. Zamówić wam coś? - łotrzyca chętnie wzięła na siebie wezwanie kelnerki i gdy ta przyszła Kornas nie omieszkał wziąć coś do jedzenia. I kolację i rekompensatę za obiad jakiego nie jedli poza suchymi racjami to chcieli sobie teraz to powetować. W końcu przy pełnym stole i w komplecie zrobiło się swobodniej do rozmawiania.

- No to pokazałam. - Dana tak lakonicznie streściła co porabiali przez cały dzień gdy wskazała kciukiem na siedzącego obok Kornasa. Ten już zajęty jedzeniem niemo pokiwał głową na potwierdzenie jej słów.

- Znakomicie. - odparła - A jak w terenie? Spokojnie? Żadnych zielonoskórych? Zwierzoludzi i tym podobnych? - zapytała chcąc dowiedzieć się czy okolica o tej porze roku należy do względnie bezpiecznych - A ty nic do napitku czy strawy nie chcesz? - zaproponowała niejako w formie podziękowania.

- Nie. Tak blisko miasta to się nie włóczą. Dopiero dalej. - Dana opowiedziała tonem znawcy tematu.

- Wcale nie tak blisko. Miasta nie było widać. - Kornas zaoponował jej ale na słowa swojej pani przytaknął bo jak zwykle był łasy zapełnić żołądek czymś smakowitym a jedzenie było jedną z niewielu przyjemności na jakie sobie pozwalał.

- Bo drzewa zasłaniały. Ale dalej byliśmy dość blisko miasta. - wyjaśniła tropicielka widocznie mając inną perspektywę odległości jako ktoś z zewnątrz kto nie mieszkał w mieście na stałe.

- Ale śniegu wszędzie pełno. Ale Dana zrobiła rakiety to szło się lepiej. Ale trochę dziwnie. - łysy wskazał na jakieś powierzchnie wyglądające na powiązane ze sobą gałęzi jakie rzucił na ławę razem z wierzchnim okryciem.

- Musisz się przyzwyczaić. - tropicielka wzruszyła ramionami też jedząc co się da by zaspokoić głód i uzupełnić zapas nadwątlonych taką wycieczką sił.

- A zapamiętałeś wszystkie lokalizację? - zapytała wsadzającego właśnie do usta solidny kawał habaniny eunucha - Będziesz potrafił tam wrócić? Ile czasu zajmuje ci dotarcie do najdalej położonej skrytki? - zasypała serią dość istotnych pytań swojego pracownika.

- 2 dzwony. - odparł mięśniak po dłuższej chwili zastanowienia. I pokiwał głową na znak, że zapamiętał drogę i miejsca.

- Może więcej, nawet 3 albo 4. Zależy ile śniegu będzie i jaka pogoda. - odparła tropiciela precyzując nieco z perspektywy swojego większego doświadczenia w takich wycieczkach.

- To jak zjecie i odpoczniecie to będziecie mieli siłę jeszcze gdzieś dzisiaj iść? Do portu na przykład? - Łasica do tej pory raczej milcząca zagaiła o to co ich niejako sprowadziło do tej karczmy. Zmierzch był już pełny i trzeba było się liczyć, że one we dwie z Versaną niedługo będą musiały iść do portu tyle, że do “Mewy”, na spotkanie z Ricardo.

- Tak, tak. - przyznała rację swojej siostrze w wierze - Wszak mamy dziś jeszcze coś do załatwienia. - tak też się składało, że wcześniej zamówiony kufelek stał już pusty a Ver wolała zachować trzeźwy umysł przy rozmowie z człowiekiem Czarnego.

- Dano to nim ruszymy mam jeszcze dwie sprawy. - zagaiła ponownie do kobiety lasu - Na który dzień tygodnia umówimy się jako ten do obioru dostarczanych przez ciebie tuszek? - tak się właśnie składało, że tej kwestii jeszcze nie ustaliły - Druga sprawa zaś jest nieco delikatniejsza. Mianowicie ponoć kilka dni temu na rzece rozbiła się norska łódź. Wiadomo ci jest co się z nimi stało? Widziałaś ich może? Każda informacja z nimi związana jest dla mnie naprawdę cenna.

- Tak, chyba wszyscy słyszeli o tej łodzi. Widziałam ją nawet jak wracałam ostatnio z miasta. Oba końce i masz wystawały spod śniegu i lodu. Trochę jakichś szpargałów ale wszystko już zawiane śniegiem. - tropicielka zaczęła od czegoś co wydawało jej się pewnie prostsze do omówienia.

- Z tego co wiem to chyba ich wyłapali. Wzięli psy, wieśniaków i innych aby ich namierzyć. A potem milicja i kawaleria ich wyłapali. Widziałam pobojowisko ale już z dobre parę dni po walce. Tylko jakieś połamane włócznie wystawały ze śniegu. Jednego z nich znalazłam w lesie. Pewnie się wykrwawił albo zamarzł. - kobieta z dziczy mówiła jakby co nieco była świadkiem tego wszystkiego ale już raczej po fakcie i tym jak miejskie oddziały zrobiły porządek z oddziałem barbarzyńców z północy.

- Myślisz, że ktoś z nich mógł przeżyć? - zapytała Łasica słuchając uważnie tego co mówiła ich nowa znajoma.

- Możliwe. Ale bez jedzenia i schronienia nikt nie przetrwa zbyt długo w zimowym lesie. A są jeszcze zwierzoludzie a ostatnio gobliny. Bo nie sądze by ktoś z chłopów udzielił takiemu schronienia. - tropicielka odparła po chwili zastanowienia. Nie wykluczała, że samo starcie czy zatopienie łodzi któryś z Norsów mógł przeżyć ale nie rokowała mu zbyt wielkich szans na przetrwanie do tej pory.

- A z tymi tuszkami to niech pomyślę… - Dana spojrzała na Versanę by dać znać, że teraz zmienia temat na kolejny o jaki pytała wdowa. - Dzisiaj zostanę tutaj ale rano jak będzie ładna pogoda to pewnie postaram się wrócić do siebie. To też cały dzień. To na Marktag już nie zdążę. Zwykle przychodziłam na targ. W Konistag jak będzie pogoda to może uda mi się dotrzeć przed zmierzchem. To bym mogła zostać do Festag i rano po mszy wrócić do siebie. - powiedziała po chwili zastanowienia jak to by mogło wyglądać to jej przybycie do miasta.

~ Strupas! ~ wewnętrzny głos niemal zakrzyczał w niej ~ On odwiedza odmieńców gdzieś tam w środku lasu może więc on bądź oni coś więcej wiedzą.

- Hmmm… - wdowę nieco zmartwił taki obrót spraw - Rozumiem więc, że tego rannego zostawiłaś na pastwę Urlyka? - zapytała woląc mieć już zamknięty ten temat. Obserwowała jednak uważnie reakcję traperki.

- Nie. - Dana pokręciła głową w przeczącym geście. - Przecież mówię, że byłam tam pewnie z parę dni później. Wszystko było zawalone wiatrem i śniegiem. A ten którego znalazłam był zamarznięty na kość. - wyjaśniła tropicielka w jakim stanie był ten ranny Nors gdy go znalazła.

- Źle musiałam cię zrozumieć. - odparła - To co. Ruszamy?
 
Pieczar jest offline  
Stary 06-02-2021, 19:49   #163
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.01.25; Wellentag: Rano; hospicjum

- Mistrzu Benedykcie! - Sebastian podszedł do nauczyciela gdy kończyli obchód i szli w małych grupkach, gdyż każdy już znał drogę powrotną. - Czy prawe skrzydło jest używane? - cyrulik zapytał niby od niechcenia, jakby kierowała nim czysta ciekawość.

- Jest używane ale tam są ciężkie przypadki jakie nie rokują zbyt wielkich szans na wyzdrowienie. - chuderlawy mistrz sztuki lekarskiej odparł bez ogródek i równie od niechcenia jak uczeń zadał pytanie.

- Rozumiem - Sebastian pokiwał głową. - Głównie jakie to przypadki? Choroby ciała czy umysłu? Są pod opieką wolontariuszy?

- Różne. Ale nie musisz się tym kłopotać. Nowicjusze tam nia trafiają. - powiedział uspokajająco do nowego kandydata w tym zacnym przybytku.

- Czyli to same ciężkie przypadki? Na szaleństwie się nie znam, ale wszystkie inne przypadki niezależnie od ich powagi nie są dla mnie problemem - zapewnił cyrulik w reakcji na protekcjonalny ton mistrza.

- Wspaniale, cieszy mnie twój zapał chłopcze. Ale jak mówiłem. Tym się nie zajmują nowicjusze, zwłaszcza wolontariusze. - mistrz Benedykt pokiwał głową i odezwał się spokojnie ale dało się wyczuć, że nie lubi powtarzać czegoś co już mówił.

- Proszę tylko powiedzieć jeśli bym się miał do czegoś przydać - Sterben niby niewzruszony wykazywał entuzjazm udając że nie zauważył jego reakcji. - Wcześniej mówiłeś mistrzu, że mamy różnych sponsorów. Czy jednym z nich jest miasto? Czy powinienem kierować tutaj chorych z mojej dzielnicy nawet jeśli ich rodzin nie byłoby stać na taką opiekę?

- No to teraz pójdziesz tam gdzie ci pokazywałem gdzie jest izba pomocników. Tam skierują cię do odpowiednich zajęć. A sponsorów mamy wielu, nie powinieneś się tym kłopotać, nie wypływa to na twoje obowiązki. - mistrz mówił jakby uważał, że ciekawość nowego zaczyna ocierać się o wścibstwo i nijak nie wpływa na przydział jego codziennych obowiązków.

- Tak mistrzu! - podziękował Sterben ciesząc się z wrażenia jakie zamierzał wywrzeć na swoim rozmówcy.

2519.01.25; Wellentag: Południe; pustostan kontaktowy

- Jeśli plan dotyczy chwały Nurgla to chętnie pomogę - zapewnił ochoczo Sterben. - Zdradzisz mi czego dotyczy ten plan oraz co trzeba znaleźć w archiwach?

- Cmentarz. A właściwie grób. Masowy grób ofiar zarazy. Gdzieś we wschodniej części miasta. Natknęli się na niego jak budowali to miasto. Gdzieś w pobliżu wybrzeża. Ale właśnie nie wiadomo dokładnie gdzie. Więc może coś się zachowało w archiwach. Bo inaczej to szukanie igły w stogu siana. - garbus streścił koledze to co najważniejsze. Trop wydawał się obiecujący. Ciała ofiar zarazy mogły dalej zarażać tych co się z nimi zetknęli. No ale najpierw trzeba było je odnaleźć. Miasto budowano prawie sto lat temu więc jak na miasto było nowe. Ale jak na szukanie wydarzenia sprzed kilku dekad to jednak to nie było wczoraj.

- Może być w miejscu gdzie roślinność jest nienaturalnie obfita w porównaniu do otoczenia. Wszak domeną naszego boga jest nie tylko śmierć, ale odrodzenie i regeneracja. Szczątki mogły być dobrym nawozem i mieć pozytywny wpływ na florę w tym miejscu. Nie rozumiem połączenia tego z naszym bogiem. Chyba, że zaraza miała źródło magiczne. Tutaj moja wiedza się kończy. Znasz jeszcze jakieś szczegóły?

- Wiem to co powiedziałem. Nic więcej. - garbus pokręcił swoją brzydką głową na znak, że nie czuje się na siłach komentować domysłów kolegi.

- W takim razie dzisiaj odwiedzę archiwa, ale w zamian będę potrzebował dzisiejszej nocy pomocy w moim zadaniu. Pamiętasz jak wspominałem ci o pewnej paczuszce jaka ma trafić do studni w bogatej dzielnicy? Przyjdź do mnie wieczorem, a ja powiem ci co znalazłem.

- Dobra. Przyjdę. - powiedział krótko garbus po czym pożegnał się i wyszedł pierwszy na ten zaśnieżony zaułek. Wydawał się, że jest zadowolony z obiecanej pomocy kolegi.

2519.01.25; Wellentag: Popołudnie; ratusz

- Dzień dobry - Sterben przywitał siedzącego za stołem mężczyznę. - Szukam pewnej informacji. Słyszałem plotkę, że około 100 lat temu miasto dotknęła zaraza i w jego okolicach utworzono zbiorową mogiłę. Jestem cyrulikiem i chciałbym ją odnaleźć w celach badawczych. W tamtym miejscu mogą rosnąć rośliny o wyjątkowych właściwościach leczniczych. Gdzie mógłbym informacje na temat położenia tego miejsca?

- Pierwsze słyszę. 100 lat temu to jeszcze tego miasta nie było. - mężczyzna pokręcił głową na znak, że nie bardzo wie o czym mowa. Skryba siedział jednak w biurze na parterze zaraz przy recepcji ratusza. Zwykle tutaj zaczynało się załatwianie ratuszowych spraw skąd kierowano petentów do bardziej wyspecjalizowanych biur. A, że dzień pracy już się właściwie skończył to i ten tutaj czyścił już biurko z różnych szpargałów i przywitał Sebastiana niezbyt życzliwym spojrzeniem i słowami, że już nieczynne.

- Może w takim razie plotki były przesadzone i przesadziłem z tym okresem - Sebastian podrapał się po głowie zakłopotany. - Chodziło o okres w czasie którego powstało to miasto. W jakim biurze mógłbym zasięgnąć takich informacji?

- Hmm… - brodacz zamyślił się chowając poszczególne papierzystka, do szuflad biurka albo do szaf stojących przy ścianach. W końcu na blacie został pojemniczek z inkaustem i dwa pióra i niewiele więcej.

- Nie mamy urzędu od bajek i plotek. - odparł nieco zgryźliwie obrzucając uprzątnięte biurko ostatnim spojrzeniem. Z zadowoleniem zasunął krzesło kończąc proces zamykania swojego biura a sam podszedł do wieszaka i zaczął ubierać swoje palto.

- Może coś w archiwum by wiedzieli. Albo w biurze architektury. Albo porządku publicznego. Ale pewnie wiele tego nie będzie. Jakby jakaś zaraz przetoczyła się przez miasto podczas budowy to pewnie by o tym było głośno. - urzędnik narzucił na siebie palto i zaczął zawijać szalik wokół szyi. Gdy to zrobił sięgnął jeszcze po czapkę i wymownym spojrzeniem obdarzył ostatniego dzisiaj petenta, że czas już opuścić to biuro. Mówił zaś tak jakby nie podzielał zainteresowania młodzieńca plotkami o jakiejś zarazie sprzed dziesiątków lat o jakiej wcześniej widocznie nic nie słyszał.

- Zawsze to coś na początek. Przyjdę tu jutro rano i rozpytam. Dziękuję za pomoc - cyrulik skłonił się lekko.

2519.01.25; Wellentag: Zmierzch; karczma “Złoty Gąsiorek”

Sterben jeszcze raz przeczytał wiadomość jaką przyniosła mu Brena. Versana dobrze się spisała. Nawet taka drobna informacja popchnęła jego sprawę do przodu.

- Szukam kapitana Axel’a Eriksen’a. Mam do niego sprawę. - poinformował mężczyzną stojącego za ladą i wbił w niego wzrok sugerujący, że nie da się zbyć.

Karczmarz spojrzał na młodego klienta obrzucając go krótkim spojrzeniem po jego górnej połowie jaka wystawała ponad szynkwas i minimalnie pokiwał głową. Po czym wskazał na jeden ze stołów pod ścianą. Przy nim siedziało trzech mężczyzn i kobieta. Musieli jeść spóźniony obiad albo kolację. Żywo rozmawiali ze sobą i chyba byli w dobrych humorach.

- Gulasz i dwie pajdy chleba. Do tego grzaniec. Do tamtego stolika - wskazał wolne miejsce nieopodal wskazanych osób i po przyjęciu zamówienia udał się we wskazanym kierunku.

- Kapitan Eriksen? - zapytał w oczekiwaniu na reakcję. - Interes mam do pana. Ale taki w cztery oczy. Poczekam przy tamtym stole, aż pan skończy - poczekał na reakcję mężczyzny i poszedł na upatrzone miejsce.

- Doszły mnie słuchy, że może pan być w posiadaniu informacji na temat pewnego kamienia, którego należy trzymać w ołowianym lub złotym pojemniku. Chciałbym je od pana uzyskać. Oczywiście odpłatnie.

- Nie wiem skąd masz takie dziwne plotki chłopaczku. I w ogóle coś ty za jeden? Słyszałeś coś o mnie a ja cię pierwszy raz widzę. Kto takie głupoty rozpowiada o mnie i moim statku? - kapitan co miał w sobie coś z morskiego pirata albo Norsa podszedł do stołu Sebastiana gdy ten miał już z połowę kolacji na swoim talerzu. Ale nie siadał tylko stał przy nim odprowadzany spojrzeniami przez trójkę jaka została przy jego stole. I jakoś wcale nie wydawał się zadowolony z tego co usłyszał od młodego klienta.

- Tyle o tobie wiem, że niejaki Mauer przybył specjalnie to tego miasta aby coś od Ciebie kupić. Opisał to sam w swoim dzienniku jaki zostawił na statku, którym tu przypłynął. Ja nazywam się Sterben i jestem cyrulikiem. Teraz wiesz o mnie tyle co ja o tobie. Nie znam twoich przyjaciół, ale moi są zaciekawieni kamieniem o którym wspomniałem. Chętnie zapłacą za niego jak również za pewne informacje o nim. Więc jak? Zainteresowany?

- A co się stało z tym Mauerem? - Axel zapytał od niechcenia rozglądając się po karczmie i innych stołach. Zerknął też w stronę swoich towarzyszy a i ci podobnie się rozglądali dookoła.

- Nie wiadomo - Sterben wzruszył ramionami. - Na ślad po nim nie trafiłem. Przychodząc tutaj nawet nie wiedziałem czy już dobiliście targu czy nie.

- To jak się dowiedziałeś o nim i jego sprawach skoro się nie spotkaliście? Skąd masz jego dziennik? - kapitan nadal okazywał podejrzliwość co do słów rozmówcy.

- Wszystkiego dowiedziałem się z jego dziennika. A sam dziennik kupiłem od załogi statku na, którym tu przybył. Konkretnie to chciano mi sprzedać jego narzędzia cyrulika, a dziennik był przypadkiem w zestawie. Sam Mauer mnie mało interesuje. Ale jego interesował ten kamień, a dziennik sugeruje, że miałeś coś z nim związanego.

Rozmówca nie odzywał się dłuższą chwilę. Spoglądał w dół na siedzącego przy swoim stole młodzieńca bo sam coś nie przejawiał chęci aby się dosiąść. Jakby nie planował dłuższej rozmowy.

- Nie mam pojęcia co ktoś o mnie gada albo pisze. Papier przyjmie wszystko. - odparł obojętnie kapitan Erikson jakby nie dawał wiary w jakieś trudne do zweryfikowania plotki i młodszemu rozmówcy radził to samo.

- Ale mogę mieć różne rzeczy. Za odpowiednią cenę. Jakieś kamienie także. Pytanie czy cię stać. Bo coś na bogacza to mi nie wyglądasz. - powiedział obrzucając młodego cyrulika spojrzeniem w jakim widać było powątpiewanie czy jest klientem o odpowiednio zasobnej sakiewce na takie niecodzienne zakupy.

- To na co mnie nie stać, to stać moich znajomych. Ale ich interesuje tylko to co było w dzienniku Mauera. Przemyśl to - Sterben wyprostował się bo właśnie przyniesiono mu kolację. - Na początek możesz powiedzieć dokładnie co chciał od ciebie Mauer.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 06-02-2021 o 19:54.
Raga jest teraz online  
Stary 08-02-2021, 21:28   #164
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 41 - 2519.01.25; wlt (1/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Mew; tawerna “Wesoła mewa”
Czas: 2519.I.25; Wellentag (1/8); wieczór
Warunki: jasno, ciepło, gwar karczmy na zewnątrz noc, zachmurzenie, łag.wiatr, lodowato


Versana, Łasica i Ricardo




- Mam nadzieję, że nas nie robi w balona i jednak przyjdzie. - zawsze jak się człowiek z czymś spieszył by się wyrobić pod presją czasu to gdy już usiadł i złapał chwilę to wydawało się, że wszystko dzieje się niesamowicie wolno. A jak trzeba było czekać to nawet mogło się zacząć dłużyć. Ale za to jak się miało ciekawe towarzystwo to nawet nie było tak źle. A Versana z Łasicą wydawały się stanowić wystarczająco atrakcyjną dla siebie parę by móc się sobą zająć podczas tego młodego jeszcze wieczora. Właściwie to się umówiły tutaj wieczorem i były tutaj wieczorem. No ale wieczór to niezbyt precyzyjny termin więc zwykle ktoś na kogoś czekał przy takim umawianiu się.

W końcu wyszło na to, że we dwie pofatygują się do Rose osobiście. Skoro i tak szły do portu a Kornas i Dana miały cały dzień w nogach i śniegu. No a przy okazji miały pretekst by chociaż na chwilę spotkać się z atrakcyjną panią kapitan jaką chyba polubiły wszystkie trzy wężowe siostry. A i ona coś nie wydawała się im nieprzychylna.

- To dzisiaj jesteście tylko we dwie? I nie dacie się zaprosić do pokoju na piętrze na partyjkę czegoś rozbieranego? - zapytała nieco rozbawiona czarnowłosa pani kapitan gdy obu kultystkom udało ją się namierzyć w “Pełnych żaglach”. No ale nie mogły tam zostać zbyt długo skoro się umówiły w “Mewie” z Ricardo. Za to de la Vega ucieszyła się z wiadomości o przewodniczce i obiecała na nią czekać i przyjąć jak należy. A potem musiały się pożegnać i wyjść na ten mroczny, lodowaty śnieg pełen zdeptanego, zmrożonego śniegu. Ale nie tak daleko było do ulubionej tawerny pokojówki van Hansenów.

Na miejscu wydawało się, że ona wszystkich zna i ją wszyscy znają. Tam pomachała rączką, ktoś na nią gwizdnął i się przywitali, tam jeszcze z kimś ewidentnie flirtowała albo droczyła się albo klepnęła nachylającą się kelnerkę jaka właśnie zdejmowała z tacy kufle na jeden ze stołów. A gdy się napięcie odwróciła i zobaczyła kto to uczynił to się z miejsca rozpromieniła. A coś z tego wszystkiego spływało też na towarzyszkę Łasicy jaką ta prowadziła wciąż w głąb tawerny aż spoczęły przy jednym ze stołów.

- O to poznajcie się. To jest Corette, moja kamratka i ulubiona kelnerka tutaj. A to Ver, moja kamratka i ulubiona przyjaciółka. - Łasica skorzystała z okazji by je obie ze sobą poznać i przy okazji okazało się, że jakby Ver miała jakieś wiadomości dla Łasicy to właśnie dobrze przekazać Corette. Karczmarzowi też no ale czasem darli ze sobą koty to mógł robić jakieś trudności ale poza tym był w porządku. No a z Corette było tak fajnie, że można było na nią liczyć w tej kwestii. Corette miała nieco bretoński akcent i jak się okazało jej matka była Bretonką ale jej córka wychowywała się tutaj. No a potem zaczęło się czekanie na człowieka z Czarnych więc mogły się ogrzać przy kufelku i zająć rozmową i swoimi planami.

- Słyszałaś co Rose powiedziała? No chyba się zgodzi na ten portret. - pani kapitan może nie do końca zrozumiała o co ją pytają z tym portretem u panienki van Zee. Bardziej interesował ją przewodnik na planowaną wyprawę. Ale w sumie przyklepała zgodnę na to portretowanie. Chociaż kto wie? Może sądziła, że to jakiś żart czy inny psikus? W każdym razie przynajmniej nie powiedziała “nie”.

- Z Leoną no mogę. Jakby lubiła z dziewczynami to by było łatwiej. Mam nadzieję, że jak ma taką pracę to lubi. Ale nie wiem gdzie jej szukać. Jedyne co mamy to to, że czasem przychodzi do “Sierpa”. Czasem to może być raz na tydzień, miesiąc albo kwartał. - przyznała bawiąc się jakąś łyżką jaką znalazła na stole. Jeździła po niej palcem w górę i w dół albo przesuwała jak monetą pomiędzy palcami. Przyznała jednak, że nie bardzo wie jak ugryźć tą strażniczkę jak tak mało o niej wiedzą. W końcu doszła do wniosku, że najpewniejsze są kazamaty. Po prostu poczekać przy bramie na koniec dziennej zmiany i jak będzie jakaś baba to pójść za nią. Nocna zmiana odpadała bo od rana musiała być już u van Hansenów.

- A właśnie, dawno nie byłam u tych strażników w bramie. Muszę im o sobie przypomnieć. Może jutro? Masz jakieś plany na jutro? - myśli o kazamatach przypomniały jej o nieco pokrewnym projekcie jaki obiecała sobie zrealizować a jaki kto wie czym mógł zaowocować. Przecież jakby strażnicy dali się namówić by taką złodziejkę i włamywaczkę wpuścić gdziekolwiek dalej poza bramę to kto wie co by mogła wypatrzyć. Wierzyła, że więcej niż ten mięśniak z ich grupy i jego mięśniakowaty koleżka.

- A z tym tronem piękna rzecz. Żałuję, że mnie tam nie było. Chciałabym to zobaczyć. Czyli sama widzisz Ver, musimy teraz skombinować jakiś elegancki tron dla ciebie by te ladacznice mogły przed tobą klękać i oddawać nam hołd. - sen o jakim wspomniała młoda wdowa był zaskoczeniem dla jej przyjaciółki. Przez chwilę się upewniałą czy na pewno chodzi o tamtą noc co wspólnie śniły z Froy’ą. Ale sama o żadnym tronie nie śniła. I znów trochę żałowała i zazdrościła koleżance tak samo jak tego pozowania dzisiaj. No ale wzięła to z poczuciem humoru i autoironią więc nawet przyjemnie się o tym rozmawiało.

- O. Jest. - nagle wychowanka miejskich ulic i podwórek zbystrzała gdy wśród gości dostrzegła znajomą sylwetkę. Gwizdnęła na dwóch palcach przenikliwie po czym machnęła ręką kierując Ricardo do właściwego stołu.

- Nawet nie tak długo. Wieczór jeszcze młody, można z niego korzystać. - mruknęła cicho zanim człowiek Czarnego do nich podszedł i usiadł po drugiej stronie stołu.

- Siadaj! Zimno na dworze co? Pewnie, że zimno. Na co masz ochotę? - Łasica wzięła na siebie pierwszy kontakt i robienie przyjaznego wrażenia. Znów gwizdnęła, tym razem na Cor. I ta zaraz podeszła by przyjąć zamówienie dla całej trójki.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.I.25; Wellentag (1/8); wieczór
Warunki: jasno, zimno, cicho na zewnątrz noc, zachmurzenie, łag.wiatr, lodowato


Sebastian i Strupas



Z Gustawem było źle. To chyba nawet nie tylko cyrulik by się na tym poznał. Wciąż miał gorączkę, rzucał się w łóżku jakby miał jakieś koszmary. Jęczał jakby coś go bolało albo w tym swoim koszmarze uciekał przed nie wiadomo kim albo czym. Końcówki paznokci mu sczerniały a ten czy tamten mu się połamał. Na drewnianej ścianie przy jakim stało łóżko widać było zadrapania po tych paznokciach, możliwe, że to od tego.

Napoić go też nie było tak łatwo. Trzeba go było podnieść do pionu i wlewać powoli ciecz w jego usta. Ale cyrulik miał na tyle wprawy i cierpliwości, że dał radę. Wtedy też odkrył kilka krost na nadgarstkach tamtego. Wydawało mu się, że wcześniej ich nie miał. A może nie zwrócił na nie uwagi. Przynajmniej miał łaknienie. Bo gdy poczuł wilgoć na wargach pił łapczywie. Może też i dlatego, że znów nikt go nie karmił i nie poił przez większość dnia. I przez większość dnia chata wyziębiła się znowu więc gdy Sebastian wrócił do domu było zimno. Zanim rozpalił w piecu a ten się rozgrzał i zaczął nagrzewać izbę to musiało minąć trochę czasu.

Przynajmniej nie odczuwał głodu gdy zjadł całkiem niezłą kolację w “Gąsiorku”. Poszło na to trochę monet ale pod względem smaku i sytości było warto. Sam kapitan koniec końców nie powiedział ani “tak” ani “nie”. Nijak nie potwierdził, że to co w Sebastian znalazł w zapiskach Mauera miało jakiś sens. Nie przyznał, że coś ma ani, że w ogóle był umówiony na coś z Mauerem. Ale jednak mógłby coś mieć. Mogą się umówić na Marktag, po zmierzchu w Zaułku Topielców. I jak Sebastian i jego sponsorzy na poważnie myślą o zakupie czegoś wyjątkowego to lepiej aby nie przychodzili z pustymi kieszeniami. Dobrze by było wpłacić zaliczkę w wysokości 200 monet jako wyraz dobrej woli. A w zamian Sebastian będzie mógł obejrzeć towar i samemu zorientować się czy to to czego szuka. Jak nie to nie, rozejdą się w pokoju. A jak to to czego szuka no to będzie miał czas na zebranie reszty potrzebnej sumy. I kto wie? Może okaże się, że kapitan Axel będzie miał różne inne ciekawy asortyment?

Miał czas by przemyśleć tą ofertę kapitana. Do umówionego spotkania miał prawie dwa dni. Tamten widocznie był nieufny co do obcego sobie człowieka co wiedział zbyt wiele ale też chyba był skłonny zaryzykować skoro umówił się na spotkanie. Gustaw dalej majaczył chociaż cyrulik właśnie skończył go poić i karmić gdy usłyszał pukanie do drzwi.

- No to jestem. - powiedział garbus gdy Sebastian otworzył mu drzwi. Wraz z mrozem do środka wpadł smród Strupasa przy którym niedomyte ciało Gustawa było perfumą. Kolega ze zboru był zainteresowany dwoma rzeczami. Co cyrulikowi udało się załatwić w ratuszu w sprawie tego źródła zarazy sprzed lat no i o co chodzi z tym przysłużeniem się ojczulkowi.

- No tak. To kiedy będziesz coś wiedział z tym archiwum? Bez tego ciężko będzie ruszyć tą zarazę. - garbus chyba nie był zdziwiony z tym, że trudno było o postęp już dzisiaj. Rozmawiali w końcu już pod koniec dnia roboczego także urzędów a jeszcze młodszy kolega musiał dotrzeć do tego ratusza. Niemniej nie ukrywał, że bez wiadomości z archiwum to zostaje chyba szukanie po omacku co nie zapowiadało się ani lekko ani krótko. Łatwiej było sprawdzić podejrzane miejsce niż przeszukiwać w ciemno całe fragmenty zaśnieżonego miasta.

- A z tym co mam zrobić? - zapytał pokazując na pojemnik jaki przyniósł gospodarz. Jak omówili jedną sprawę to była okazja zająć się następną.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 09-02-2021 o 15:38. Powód: Zmiana nagłówka scenki Versana > Sebastian.
Pipboy79 jest offline  
Stary 13-02-2021, 20:46   #165
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Wieczór; “Pełne żagle”; Versana, Łasica, Rosa

- Niestety. - odparła z równie zawiedzionym tonem co pani kapitan - Moja pracownica musiała dopełnić swoich obowiązków a ta przewodniczka, która ci obiecałam dopiero wróciła z całodniowej tułaczki poza miastem więc po ludzku nie miała sił. - wyjaśniła pokrótce - Na szczęście zobowiązała się przyjść tu i pomóc ci. - uspokoiła Rose uśmiechając się serdecznie do niej - Myślę, że nie powinnaś być zawiedziona zarówno jej umiejętnościami jak i aparycją. - zaśmiałą się w głos - My niestety dzisiaj również nie dysponujemy zbyt dużą ilością czasu. - posmutniała ale raczej teatralnie aniżeli na poważnie - Obowiązki wzywają. Na szczęście widzimy się jutro więc pozwól że wtedy dogadamy kwestie tego portretu autorstwa młodziutkiej van Zee’nówny, która z resztą już poznałaś. Aaaaa i jeszcze jedno…. - nagle przypomniała sobie o czymś - … pozwól, że na wyspę popłynę z Czarnym zaś z niej wrócę w twojej asyście. - uśmiechnęła się chcąc udobruchać kapitan - Robię dobry grunt pod interes. - dodała.

- Dobrze, że mówisz. To będę wiedziała, że nie ma co na was czekać jutro rano. - czarnowłosa pani kapitan pokiwała głową unosząc kufel na zdrowie za to spotkanie i przyszłe. Łasica odwzajemniła się tym samym i równie pogodnym uśmiechem.

- Jak dzisiaj nici z zabawy no trudno. Odbijemy sobie kiedy indziej. Interes to interes. - Estalijka dała znać, że ma wiele zrozumienia dla czyichś obowiązków. Sama pewnie też znała ten temat z podobnych sytuacji.

- A ta przewodniczka to kto? Kiedy mogę się jej spodziewać? Nie zamierzam wyruszać jutro czy pojutrze więc dzień czy dwa zwłoki mi nie robi różnicy. Ale mam nadzieję, że nie myślicie przetrzymać mnie aż do wiosny. Tak długo to nie mogę się tu kisić bezproduktywnie. Interes to interes. - temat przewodniczki opisanej tak atrakcyjnie przez czarnowłosą wdowę zainteresował Rose. Widocznie przed odejściem gości chciałaby o niej wiedzieć coś więcej.

- To tutejesza traperka imieniem Dana. - sprostowała - Aktualnie zatrzymała się w "Sierpie i młocie". Dziś jednak cały boży dzień poświęciła na sprawy związane ze mną. - położyła otwarta dłoń na swojej klatce piersiowej - Może zróbmy więc w ten sposób. Po powrocie z Wyspy wspólnie wybierzmy się do niej. Moja osoba spowoduje iż twoja przyszła przewodniczka nie powinna czuć skrępowania. - zaproponowała - Właśnie. - uniosła wskazujący palec lewej dłoni ku górze - Ty również zamierzasz ruszyć z tą karawaną?

- Tak. Beze mnie to te moje huncwoty to się może po tyłku umieją podrapać. Więc muszę ich dopilnować by wszystko było jak trzeba. Zresztą czy powierzyłabyś komuś swoją fortunę? - kapitan zapytała raczej retorycznie. Wydawało się, że jak handlarz pilnuje swojej faktorii tak i kapitan musi postępować podobnie ze swoim statkiem, załogą i ładunkiem. Więc udział w tej wyprawie pięknej Estalijki wydawał się nieodzowny.

- A jutro po tej wycieczce mi pasuje. Pewnie przed południem będziemy z powrotem. A jak mówicie, że tak wymrożona dzisiaj bidulka to niech odpocznie. Będzie miała więcej sił na jutro. - zgodziła się pogodnie czarnowłosy dowódca “Morskiej tygrysicy”.

- Zdaje się więc że jesteśmy dogadane. - właścicielka kompani handlowej puściła oczko do ponętnej pani kapitan - Na nas niestety już pora. Do jutra Roso.

Wieczór; “Mewa”; Versana, Łasica; Riccardo

- Wydaje mi się, że Rosa zgodzi się na ten portret. - wyznała - Z resztą, który kapitan nie chciałby mieć portretu przedstawiającego go w jak najlepszym świetle. - stwierdziła tej raczej oczywisty fakt - Zaś co do Leony to powiedziałam ci o niej wszystko czego udało mi się dowiedzieć. Wiem jednak, że sobie z nią poradzisz. Gdybyś jednak miała jakieś problemy to wal jak w dym do mnie. Chętnie pomogę. - nawiązałą na chwilkę do postaci niezbyt atrakcyjnej strażniczki.

Pierwszy kufel podanego im przez Corette grzańca dość szybko został opróżniony. Zmarzły on zaś rozgrzewał od środka ustępując tylko żarowi namiętności i pożądania. Rozmowa kleiła się im niczym łapy kieszonkowców do obcych sakiewek. Żartowały i flirtowały puszczając sobie filuterne spojrzenia i dwuznaczne propozycje. Patrząc z boku ciężko było stwierdzić czy to dwie bardzo dobre przyjaciółki czy raczej kochanki, które łączy gorący i namiętny romans. One jednak zdawały się tym kompletnie nie przejmować. Były z resztą w karczmie w której Łasica była dość dobrze znaną i szanowaną personą.

- Jutro? - podjęła temat rozpoczęty przez koleżankę - Skoro świt płynę na tą całą Wyspę Przemytników. Wpierw z Czarnym wracam jednak z naszą ulubioną panią kapitan. - uśmiechnęła się zadowolona z takiego obrotu spraw - Później zaś mam zamiar spotkać się tutaj z Karlikiem a następnie odwiedzić Grubsona w jego sklepie. - zachichotała - Zobaczymy co u niego. Mam do odbioru suknie a i tą jego krawcową chciałabym wypytać o kilka pikantnych szczegółów z romansu Hubercika z tą całą Bretonką. - wyjaśniła.

- Ojej, ty to masz takie fajne życie… A mnie znów tyle przygód ominie. - Łasica westchnęła z nieukrywanym żalem i zazdrością, bo tak bardzo chciałaby uczestniczyć w tych wszystkich spotkaniach jakie zaplanowała sobie jej przyjaciółka.

- No nic. Może moja blond pani będzie potrzebowała jutro łaziebnej czy co. - dodała pocieszając sama siebie. - Albo może Ana pozwoli mi w końcu sobie wsadzić rączkę pod spódnicę albo pogłaskać po cycuszkach. - nawet się uśmiechnęła trochę ironicznie. W końcu jednak przepiła ze swojego kufla, otarła usta rękawem i machnęła na to ręką.

- No nic. To jutro wieczorem spróbuję z tą bramą w kazamatach. Może się coś dowiem o tej Leosi? - powiedziała wracając do swojego zwyczajowego, beztroskiego tonu. - Chociaż wtedy pewnie nie będziemy się jutro widzieć. - pokiwała głową gdy tak rozważała plany na jutro.

- A z tym całym trójkątem naszego obrotnego buhaja jestem bardzo ciekawa co z tego wyjdzie. Kto wie co może wiedzieć ta jego krawcowa. Sama nie wiem jak ją podejść. Nie znam człowieka. Ciekawe czy poczciwy kupiec też ją zapina. Pisał coś o tym? Cholera wie czy ona wie o tej Bretonce. Znaczy czy coś więcej niż służbowo. Najlepiej jakby go nienawidziła. To by pewnie nie miała oporów go zdradzić w sprzyjających okolicznościach. Najgorzej jak się sama zaangażowała albo wręcz zabujała. Wtedy może trzymać jego stronę. - sprawa tego kołowrotu jaki niespodziewanie Versana odkryła wokół kupca suknem i ubraniami wydawała się fascynować łotrzycę. Niestety nie bardzo miała możliwość zająć się tym osobiście więc zdana była na pośrednictwo przyjaciółki. Więc snuła luźne przypuszczenia nie bardzo mogąc się oprzeć na własnej ocenie sytuacji.

- Właśnie. Co to za Ana? - sprawa tajemniczej kobiety zainteresowała ciemnowłosa wdowę - Któryś raz już o niej wspominasz. - ton głosu kultystki zdradzał oznaki zazdrości. Był to jednak raczej aktorski akt aniżeli prawdziwe uczucie.

- A co do tej krawcowej to coś mi intuicja podpowiada, że może dość sporo wiedzieć. - ponownie nawiązała do pracownicy opasłego kupca - Wiesz. W trakcie ostatnich przymiarek odniosłam wrażenie iż wykazuje ona żywe zainteresowanie moją osobą. Z resztą z listów wynikało iż też siedzi w tym całym mezaliansie a to dodaje tylko pikanterii tej historii. Nie uważasz?

- No wiesz, nie dziwię jej się. Też przejawiam żywe zainteresowanie twoją osobą. Ale jeśli się nie mylisz to muszę powiedzieć, że dziewczyna ma świetny gust. Czyli jest warta poznania. - Łasica czule pogłaskała ramię przyjaciółki dając wyraz swojej dla niej atencji i nie dziwiła się kompletnie, że innym też może się podobać.

- A jakaś ładna? Może by się dała namówić na jakieś przymiarki wieczorem po godzinach jak jakaś fajna? No bo ja mogę tylko wieczorami teraz. - owa krawcowa wydawała się coraz bardziej interesować wychowankę miejskich ulic i podwórek. A Oksana przynajmniej mogła uchodzić za zgrabną.

- A Ana to chyba jedyna dziewczyna w moim wieku. Całkiem miła i skora do żartów. Też się nudzi a często coś robimy razem, zwłaszcza w kuchni. Na początku mi wszystko pokazywała gdzie co jest. To jak siedzimy we dwie w kuchni i coś kroimy albo obieramy no to sobie opowiadamy różne rzeczy. Ja oczywiście same świństwa i sprośności. Ale ją to bawi. Dzisiaj niby szeptałam jej coś do uszka a przy okazji dotknęłam jej piersi. Przez koszulę no i tak w żartach więc nic poważnego. No ale jakoś nie zrobiła afery. Kto wie? Może jak moja pani nie raczy się mną pobawić to ja się zabawię z jej kocmołuchem? - dziewczyna o granatowych włosach streściła znajomość ze swoją nową znajomą z rezydencji van Hansenów. Mówiła jakby wolała mieć bezpośrednie relacje z Froy’ą no ale nie bardzo miała na to wpływ. A ta zdawała się korzystać z jej usług tylko gdy ją na to naszła ochota czego łotrzyca wyraźnie żałowała. I tak trochę z nudów widocznie zaczęła rozpoznawać teren z tą Aną z którą widocznie i tak często przebywała.

- Za to majordom to mnie chyba nie lubi. Mam wrażenie, że gdyby tylko mógł to by mnie przegnał za bramę i psami poszczuł. No albo może mi się tylko wydaje. Ana mówi, że on zawsze jest taki oschły i na wszystkich krzywo patrzy. - przyznała się do swoich obiekcji względem szefa zarządzającego całą służbą w rezydencji van Hansenów.

Vers słuchała w milczeniu delikatnie przesuwając swoje palce po przedramieniu przyjaciółki. Kiwała tylko głową w zrozumieniu nieco może nawet zazdrosna o nową znajomość Łasicy. Uczucie to jednak szybko minęło.

- Kto wie? Grubson traci grunt pod nogami to i może stać się niewypłacalny. - zaśmiała się z perspektywy kupca który ze świeżo pretendującego do wstąpienia w szeregi gildii sukienników zmienia się w nędznika lądującego na bruku - Jedyne co to wiążąca mnie z Hubertem umowa na wyłączność. Ale i to da się pewnie jakoś obejść. - machnęła ręką na znak, że i to nie stanowiłoby dużego problemu - Tak sobie teraz pomyślałam. - podrapała się po głowie - To może dla ciebie zamówimy taka suknie jak dla mnie i Breny? Miałabyś wtedy okazję poznać tą dzierlatkę. - wizja jednolitego ubioru członkiń nowo otwieranej komórki kultu wprawiła ją w jeszcze lepszy humor - Można by tak zaciągnąć ją do mnie do kamienicy? - spytała raczej sama siebie snując plany. Zacisze własnej izby dawały poczucie komfortu i dyskrecji. Tam też można by swobodnie porozmawiać z dala od ciekawskich i nieproszonych uszu.

- A tym majordomem się nie przejmuje. - starała się dodać otuchy przyjaciółce - Oni wszyscy tacy jakby kij od szczotki w dupie mieli. - wybuchła śmiechem odchylając głowę do tyłu - Z resztą może już niedługo będziesz na niego skazana. - zaczęła kręcić młynek wskazującym palcem po wewnętrznej stronie dłoni służebnej Froyi - Robię się zazdrosna o te Ane i coraz częściej zaczynam się zastanawiać czy mi nie przydałaby się tak sumienna i profesjonalna pomoc.

- Naprawdę?! - Łasica prawie dosłownie podskoczyła na ławie na jakiej siedziała słysząc takie obietnice. Aż złapała za ramię przyjaciółki i przesunęła nimi aż do nadgarstka. - Jestem bardzo pracowita i posłuszna. Potrafię dostosować do życzeń klienta. Mam wprawę jako łaziebna i umiem pracować na kolankach. A pracę traktuję jak osobistą pasję i wzywanie w jakie wkładam całe serce. - łotrzyca co potrafiła być wulgarna, grubiańska, często była bezczelna a w ostateczności potrafiła nawet sięgnąć po nóż w złości nagle zrobiła się ciepła, słodka i kochana. Jak znów z niemałym talentem odgrywała rolę posłusznej i słodkiej służebnicy tak bardzo, że aż szkoda było nie skorzystać z takiego zaproszenia. Zwłaszcza jak na koniec z przekonaniem położyła dłoń swojej potencjalnej pracodawczyni na swoim sercu w oznace szczerości. Ale chociaż w samych słowach jakich mówiła nie było nic dziwnego jak na pracownicę starającą się przekonać pracodawcę o swoich talentach. To sposób w jaki to mówiła nadawał im jakiś kuszący podtekst. Nawet gest przyłożenia dłoni na serce był tak pomyślany by dłoń Versany mogła chociaż na chwilę zagościć w biuście kochanki przykrytej tylko koszulą i ładnie podkreślonym gorsetem.

- Naprawdę bym chciała ci służyć Ver. I Wiewióreczce. Najlepiej bez ubrań i w bardzo nieprzyzwoity sposób. Tak jak ostatnio przed spotkaniem w porcie. Co za cudowny dzień! - Łasica westchnęła już bardziej poważnie ale w głosie i spojrzeniu dało się wyczuć szczerość. Widocznie ciepło wspominała tamten dzień spędzony z obiema siostrami.

- No ale jak zrezygnuję z pracy u van Hansenów to nie będziemy tam mieć nikogo swojego. No chyba, że Ana. Trochę też dlatego się wokół niej kręcę. Nie wiem ile tam jeszcze wytrzymam. Nawet ukraść czegoś nie można. A tyle tam by było do zgarnięcia. I zobacz ile ciekawych rzeczy mnie przez to omija. Chociaż nie płacą tak źle. No i jak moja pani przypomni sobie jak należy traktować służbę no to jest całkiem ciekawie. Ale zwykle sobie nie przypomina. - łotrzyca zamyśliła się gdy po raz kolejny ważyła plusy i minusy swojej pracy dla jednego z najzamożniejszych rodów w mieście. Sytuacja nie była taka jednoznaczna.

- A z pracą dla ciebie, tak oficjalnie to myślałam. Mogłabym być twoją agentką. Albo jakimś kurierem czy kimś od ochrony. Coś takiego. To by mogło tłumaczyć jakbym się zjawiała o różnych porach. Ale bycie twoją pokojówką to oczywiście też mi się bardzo podoba. - przyznała jakby na ten temat też miała już całkiem sporo swoich przemyśleń. Pocałowała palce swojej przyjaciółki nim je odłożyła na swój podołek i sięgnęła po kufel aby upić trochę ciepłego naparu przyprawionego miodem i ziołami.

- A z tą przymiarką u tej krawcowej to ja bardzo chętnie bym ją poznała i dała się jej obmacać by wzięła ze mnie miarę czy co. W sklepie może być ciężko. Jak kończę to już raczej jest zamknięty. Chyba, że udałoby mi się namówić majordoma by mnie puścił wcześniej. No albo tobie tą krawcową na wieczorną wizytę. To wtedy bym do was doszła. - druga z kultystek pokiwała głową na znak, że pomysł z poznaniem pracownicy Grubsona przypadł jej do gustu. Chociaż znów nie było to takie proste jak gdyby mogła po prostu jak każdy klient przyjść w dzień do sklepu.

- A może pogadam by mieć drugi dzień wolny w tygodniu? Może Marktag? Trochę mniej mi by płacili bo tylko za 6 a nie za 7 dni. Ale bym miała jeden dzień wolny w tygodniu a nie tylko Festag. Tylko nie wiem czy się zgodzą. - nagle wpadła na jakiś pomysł i spojrzała na partnerkę co ta sądzi o takim pomyśle.

- A co do Grubcia to sama nie wiem. Zaciekawił mnie. Nie znam się na tych waszych kupieckich sprawach ale czy jak go puścimy z torbami to on będzie coś wart w interesach? Ma chyba dostarczać jakieś ciuchy do naszego burdel… znaczy teatru. Jak zbankrutuje to chyba mógłby mieć z tym kłopot. Czy to tylko tak dla bajery było to gadanie z umową z nim? - siostra w wierze zwróciła uwagę na pewien detal co do grubego kupca o jakim ostatnio całkiem często rozmawiały.

Łasica była wyraźnie w skowronkach i był to miły dla oka obraz. Twarz jej wtedy wyraźnie promieniała a głos zmieniał ton na tak przyjemny dla ucha.

- Myślę, że nawet jakbyś miała zmieniać pracodawcę. - zaśmiała się kładąc pod stołem rękę na wewnętrznej stronie uda koleżanki - To mimo wszystko przydałoby się tam kogoś mieć a Ana zdaje się być idealną kandydatką na naszą wtykę. - sprecyzowała swoją wizję takowego manewru - Zaś co do twojego przejścia. Hmmmm… - pewien pomysł krążył po jej głowie - ... to może postawię to na szali przy okazji następnego sparingu z Froyą? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku przyjaciółki - A gdybyśmy miały już to załatwione pozostałoby wtedy tylko udać się do sklepu Grubsona by zamówić kolejną suknie. - puściła oczko i uszczypnęła w udo koleżankę - Jego zaś nie mam zamiaru doprowadzać do bankructwa. Wole wysysać z niego soki niczym pająk czy pijawka ze swojej ofiary. Chciałabym aby był moim hmmm… wasalem. - zaśmiała się w głos widocznie usatysfakcjonowana taką wizją - Zaś co do umowy z nim to nie żartowałam. Naprawdę takową zawarliśmy.

Gdy dłoń przyjaciółki podszczypywała ją tu czy głaskała tam dziewczyna o granatowych włosach chichotała tak wdzięcznie, że aż szkoda było przerywać taką zabawę. Wcale nie ukrywała, że lubi takie zabawy i sprawiają jej ogromną przyjemność. Ale skoro na razie były tylko kolejnymi klientkami w głównej izbie tawerny to na niewiele więcej można było sobie pozwolić. Versana mogła jednak wyczuć jak krok po kroku temperatura emocji jakie gotowały się w jej kochance rośnie i rośnie.

- Aha, no to z tym Grubsonem to ci go zostawiam. Jak masz plan to zrób to po swojemu. Jakbyś w czymś potrzebowała pomocy to daj znać. Nie jest ładny ale te listy mnie zaciekawiły. Mogłabym się z nim spróbować jakby była okazja czy z niego naprawdę taki ogier. Może by ci się to przydało do czegoś. - łotrzyca dała znać, że Grubsona niejako oddaje w ręce koleżanki. A sama i tak nie bardzo miała możliwości by go gdzieś spotkać osobiście. Przynajmniej w oficjalny i legalny sposób.

- I naprawdę kupiłabyś mi prawdziwą suknię? Ojej Ver… Jesteś dla mnie za dobra… Jak ja ci się odwdzięczę? Przecież wiesz, że u mnie słabo z karlikami… - wdowie po raz kolejny udało się rozczulić i zapunktować w oczach Łasicy. Wydawało się, że ta wychowanka ulic jest bardzo łasa na takie oznaki atencji ze strony bogatszej i lepiej sytuowanej partnerki. Znów przybrała ten kusząco niewinny ton, że sposób spłaty długu wdzięczności wydawał się oczywisty.

- Ale z Froy’ą i Aną to nie wiem czy się wyrobię do Konistag. Z Aną to się jeszcze nawet nie całowałam. Wydaje mi się bardzo obiecująca no ale na razie nie robiłyśmy nic poza gadaniem. Nie wiem jeszcze ile czasu mi zejdzie aby ją urobić. A jak odejdę zbyt wcześnie to mogę stracić z nią kontakt. Możliwe, że ten, może następny tydzień jeszcze będę się musiała przemęczyć. Ale możesz się założyć z Froy’ą o mnie. Jakbyś wygrała to może znów będę mogła służyć mojej prawdziwej pani. - pogłaskała dłoń Versany i znów jej oddała hołd całując jej dłoń przy okazji okazując atencję dla jej osoby.

- Szczerze mówiąc to trochę inaczej sobie wyobrażałam tą pracę. Jak pierwszej nocy po balu Froya zachowała się jak prawdziwa pani na włościach to myślałam, że tak będzie co dzień. No albo chociaż częściej niż jest. Miałam nadzieję, że jakoś będę mogła wpłynąć na nią choćby by jakoś zaaranżować wasze spotkanie. No ale ona mnie nawet nie zauważa. Całymi dniami jej nie widuje. Więc chyba trudno powiedzieć by straciła dla mnie głowę czy co. - wyznała nieco rozżalona, że po tak obiecującym początku pracy u van Hansenów teraz wyszła zwykła proza życia kuchcika i pokojówki. Co widocznie dla żywiołowej i buntowniczej osobowości łotrzycy musiało być bardzo frustrujące.

- Mam nadzieję, że jej Wąż szepnie co trzeba do uszka. I na tym spotkaniu w Konistag będziemy znów we trzy i ona będzie chociaż trochę taka jak w naszym śnie. To był taki piękny sen jak mogłam nago usługiwać dwóm tak wspaniałym paniom… - westchnęła słodko do tych swoich marzeń i nadziei jakie żywiła co do następnej wizyty przyjaciółki w rezydencji van Hansenów. A ten wspólny sen jaki śniły widocznie dalej wspomniała bardzo ciepło.

- Pośpiech wskazany jest przy łapaniu pcheł. - podsumowała sytuację związaną z przejściem Łasicy dając tym samym znać, że póki ta nie urobi Any nie ma co kombinować. Zależało jej jednak na daniu kochance sygnału iż rozważa jej przyjęcie.

- Zawalczę w takim razie o coś innego. - rzuciła tajemniczo uśmiechając się półgębkiem - Ważne jednak abyś ty nam wtedy usługiwała.

- Zrobię co będę mogła. Ale jednak ostateczny głos to ma moja pani. - druga z kultystek wzruszyła ramionami by dać znać, że nie do końca ma moc sprawczą by spotkanie we trójkę w rezydencji traktować jako pewnik.

- A o co chcesz się z nią założyć tym razem? - zapytała z zaciekawieniem i błyskiem w oku.

- O ciebie. - ruchem głowy wskazała na koleżankę - Ale byś tym razem usługiwała nam obu. - zaśmiała się szczerząc ząbki.

- Oj tak! Bardzo bym chciała! - dziewczyna w długiej, ciężkiej spódnicy w jakiej chodziła i wracała ze służby u van Hansenów roześmiała się beztrosko z nieukrywaną radością. I objęła z tej radości swoją siostrę w wierze pozwalając sobie pocałować krótko jej policzek w okazaniu tej radości i wdzięczności.

---

Łasica należała do miłych i fikuśnych kobiety. Wiedziała kiedy i jak się uśmiechnąć czy odezwać. Potrafiła jednak również kąsać niczym rasowa żmija. Dość często zresztą mógł tego doświadczyć na własnej skórze Silny. Teraz na szczęście nie było takiej potrzeby. Obie spędzały miło czas a perspektywa możliwości pchnięcia sprawy kultu do przodu tylko dodawała im energii.

- Siadaj. Zagramy w coś? - wdowa kontynuowała myśl przyjaciółki wskazując przybyłemu bandziorowi krzesełko naprzeciw.

- Nie. Nie przyszedłem grać. - Ricardo zmrużył nieco oczy jakby nieco zaskoczony propozycją Versany. Ale zasiadł po drugiej stronie stołu.

- Chodziło nam, żeby się zabawić. Nie spinaj się tak. Zaraz cię obsłużymy jak tylko zechcesz. Co wolisz? Miód, piwo, wino, grzańca? - łotrzyca szybko podjęła temat i przy okazji wezwała Corine która akurat przechodziła niedaleko.

- Szef ma wszędzie swoich ludzi. Wolałbym nie ryzykować więcej niż trzeba. - wyjaśnił łotrzyk jaki rzeczywiście wydawał się być czujny albo spięty. Dopiero jak tak usiadł i posiedział chwilę dało się to dostrzec.

- Cori macie jakąś wolną alkowę? Bardzo byś nam pomogła jakbyś coś nam znalazła. Wiesz, że potrafię się odwdzięczyć. - łotrzyca złapała prosząco za dłoń kelnerki i delikatnie ją potrząsnęła w równie proszącym geście jak dziecko proszące matkę o jakąś gorącą prośbę. Kelnerka rozejrzała się po sali zastanawiając się chwilę i obiecała się rozejrzeć. Odeszła z zamówieniem dla całej trójki a w nagrodę dostała klapsa w zgrabny tyłeczek co chyba było znakiem firmowym Łasicy. Jakby naprawdę wierzyła, że takie klapsy przynoszą szczęście kelnerką. Sama kelnerka roześmiała i pokręciła głową jakby z koleżanką nie dało się wytrzymać i nic się nie zmieniła a i Rodrigo nawet na chwilę parsknął krzywym uśmiechem.

- A ty Łasica właściwie w czym teraz robisz? Dla kogo? Bo nie dla nas. - czekając aż Corette wróci łotrzyk zapytał siostrę z podobnej branży miejskiego półświatka.

- Nie słyszałeś wczoraj? Otwieramy z Ver luksburdel. - roześmiała się bezczelnie obejmując ramię swojej partnerki i równie bezczelnie przytulając się do niej aż mogło budzić dwuznaczne skojarzenia czy są tylko partnerkami w interesach.

- Będziesz się sprzedawać? - zainteresował się łotrzyk zdradzający jakieś południowe domieszki w jego przodkach.

- Bardzo bym chciała. Ale nie wiem czy inne obowiązki mi na to pozwolą. - Łasica westchnęła z takim przekonującym żalem, że nawet Versana mogłaby uwierzyć, że sama chciałaby pracować w takim miejscu. Odwróciła głowę bo wracała jej ulubiona kelnerka.

- To chodźcie, zaprowadzę was, jest jeszcze jedno wolne miejsce. - pół Bretonka wzięła na siebie rolę przewodniczki i poprowadziła ich do kolejnego stołu takiego samego z jakiego wstali. Ale ten był w rogu i miał kotary by chociaż symbolicznie odgrodzić się od reszty sali. Na nim też rozstawiła zamówienie z tacy. A Łasica bezwstydnie przyległa do jej wypiętych pośladków i pleców do tego skorzystała z okazji by sprawdzić jędrność jaka wypełniała jej gorset i koszulę.

- No weź, Łasica! Ludzie patrzą! - sapnęła Cori niby zgorszona ale chyba nie aż tak skoro robiła to Łasica. Bo na koniec nawet się trochę uśmiechnęła.

- Robię ci reklamę skarbie. Widzicie panie i panowie jaka ta Cori miła i sympatyczna dziewczyna? - powiedziała Łasica tym swoim wesołym, łotrzykowskim tonem jaki po części trudno było przy nim utrzymać powagę. Łatwiej było się albo roześmiać albo zacząć wściekać. Corrette widocznie wybrała to drugie. Ricardo też się roześmiał wreszcie rozbawiony a kelnerka odchodząc zasłoniła kotarę więc chociaż symbolicznie mogli zostać we trójkę. Rzezimieszek też się już bardziej rozluźnił i chętnie sięgnął po pozostawiony kufel.

- To co? Cori poszła to ją obgadujemy, zabawiamy się we trójkę czy mam ją dla nas skołować? No chyba, że macie inne plany to zamieniam się w słuch. - dziewczyna o granatowych włosach oparła się o stół w tym samym miejscu w jakim przed chwilą stała jej ulubiona kelnerka. W ten sposób niejako znalazła się pomiędzy jedną a drugą ławą przy stole.

- No tak, zabawić się tak, chętnie… Ale chyba mieliśmy coś załatwić nie? No chyba, że nie chcecie. - Ricardo pytał jakby właśnie był jeden z tych momentów co trudno było ocenić czy Łasica żartuje czy mówi poważnie. Wydawała się tak nakręcona jakby zaraz mogła zacząć tą zabawę w dowolnym zestawieniu ale jednocześnie często przybierała taka frywolną pozę nawet jak ta poza miała maskować coś innego. Zwłaszcza jak się tak nachylała nad stołem i można było bez kłopotu zajrzeć w jej dekolt.

- No coś mówiłeś, że możesz coś wiedzieć o kazamatach. - Łasica przypomniała o czym wczoraj tak przelotnie ledwo zdążyli wspomnieć nim zamknęły się drzwi do siedziby Czarnych.

- Tak, mogę coś wiedzieć. Ale wy coś mówiłyście, że możecie coś zapłacić. - przypomniał równie krótką uwagę z wczoraj.

- Mam nadzieję, że nie liczycie z mojej strony na błyski. Ja mogę się spłacić w bardziej naturalny sposób. Chyba oboje wiecie, że jestem biedna jak mysz polna. - Łasica zrobiła przepraszającą minę gdy popatrzyła na nich oboje z góry zaznaczając, że na jej sakiewkę nie bardzo mają co liczyć w tych negocjacjach. Więc i oboje w końcu spoczęli wzrokiem na tej trzeciej.

- Właściwie to ja liczyłam na jakiś pokoik na pięterku a nie zasłonięty kotarką stolik. - rzuciła mimowolnie puszczając zalotne oczko przyjaciółeczce - Kochana. Może poprosisz tą słodziutką kelnereczkę by coś dla nas znalazła? - kontynuowała myśl realizując tym samym swój plan - Najlepiej by wraz z nami w nim znalazła się i ona. - zachichotała słodko - Koniecznie z dzbanem zimnego wina, bo coś mi podpowiada, że będzie tam baaaaardzo gorąco.

- Mówisz? Ojej to brzmi strasznie apetycznie. Wiesz, że ja od wczoraj z nikim się nawet nie całowałam? Straszne! - Łasica nieco przestąpiła z nogi na nogę, w tej długiej, służbowej spódnicy efekt nie był tak czytelny jak wówczas gdy miała na sobie swoje ulubione spodnie ale i tak było przyjemnie na to popatrzyć. Zwłaszcza jak taka nienasycona ślicznotka wcale nie krępowała się zdradzić jak wielki głód przygody ją trawi od środka.

- Myślę, że Cori nie powinna robić trudności i za skromną opłatą będzie mogła do nas dołączyć bo szkoda by taka sympatyczna dziewczyna czekała aż skończy zmianę nie wiadomo o której prawda? - łotrzyca wdzięcznie uniosła się do pionu i sięgnęła dłonią do kotary aby załatwić ten pokój, wino i przyjemne towarzystwo jej ulubionej kelnerki.

- No apetycznie ale może najpierw załatwmy co mamy do załatwienia. Póki wszyscy jesteśmy na chodzie. A potem możemy się zabawić. - Ricardo wydawał się całkiem chętny i ucieszony na taki obrót spraw jak trafiły mu się na ten wieczór takie chętne i utalentowane towarzyszki a jeszcze możliwe było dokooptować jakąś trzecią. Ale jednak miał na tyle zimnej krwi, doświadczenia czy trzeźwości umysłu, że najpierw wolał załatwić interesy. Łasica więc zatrzymała się z dłonią zaczepioną na kotarze i spojrzała na Versanę niepewna co teraz powinna zrobić.

- Już nie bądź taki sztywniak i służbista. - rzuciła żartobliwym tonem do nadal spiętego bandziora - Ale rozumiem, rozumiem. Wpierw obowiązki a potem przyjemność. - zaśmiała się chcąc jeszcze bardziej rozluźnić mężczyznę - Chociaż nie ukrywam, że spełniona robię się bardziej ustępliwą i łatwiej wtedy wynegocjować ze mną korzystniejszą ofertę. - puściła figlarne oczko w kierunku Riccardo. Była świadoma swojego seksapilu co bardzo często lubiła wykorzystywać. Mężczyźni zaś w zdecydowanej większości przypadków byli jak małe dzieci którym tylko pomachać przed nosem cukierkiem. Pokazać to czy owo, rzucić dwuznaczną propozycję, docenić ich walory i męskość a zaczynali jeść z rąk. Naiwniaki!

- Ale z kolei ja nie mam głowy do interesów jak jestem po zabawie. Jak się bawić to sie bawić a nie załatwiać interesy. - Ricardo rozłożył ramiona i też się uśmiechnął nieco przepraszająco. Jakby ostrzegał, że albo załatwią biznes teraz albo w ogóle. I jakby to były dwie rzeczy jakich raczej w jego mniemaniu się nie mieszają. Widząc to stojąca przy kotarze Łasica wróciła na swoje miejsce. No prawie. Usiadła bokiem na kolanach przyjaciółki obejmując jej szyję i przesuwając nosem po jej policzku. Po czym przylgnęła swoim do jej aby razem mogły spojrzeć na siedzącego po drugiej stronie mężczyznę.

- Coś mi się wydaję, że ja zamówię ten pokój, wino i Cori. I bezwstydnie ją wykorzystam. Mam nadzieję, że do nas dołączycie. - powiedziała zalotnie patrząc najpierw na mężczyznę po drugiej stronie stołu a potem z bliska na twarz kobiety na kolanach której siedziała.

- Jak się nawali i spuści będzie do niczego. Pójdzie spać albo wyjdzie. A przyszedł bo liczy na karliki. - Łasica znów przesunęła nosem po policzku koleżanki ale tym razem skorzystała z okazji i cicho wyszeptała kilka słów na ile mogła zaryzykować, że mężczyzna który przecież je widział przez szerokość stołu nie zacznie czegoś podejrzewać. Ale zaryzykowała swoje spostrzeżenie łotrzyka o drugim łotrzyku z pokrewnej branży.

- Chyba macie rację. - pokiwała głową - No to przejdźmy do konkretów a potem przejdźmy na górę. - zaproponowała - Powiedz więc co wiesz a ja powiem ci ile to jest warte. - mimo zdecydowanie luźnej atmosfery Ver wciąż była kupcem i nawyków związanych z tym fachem nie potrafiła się wyzbyć - Bo to nie jest tak, że ja na temat tego Buldoga nic nie wiem. - dodała pewnie opierając oba łokcie o blat stołu - Aaaaa… Za informację apropos Hetzwiga i tych całych Norsów, którzy kilka dni temu rozbili się za miastem płace ekstra. - zaznaczyła chcąc jeszcze bardziej zachęcić bandziora do rozwinięcia języka.

- O Norsach nic nie wiem. Więc pewnie do miasta żaden nie dotarł. A jak nawet to się gdzieś ukrywa. Słyszałem, że na Arenie ostatnio była jakaś wojowniczka z Norsci. Ale czy ma coś wspólnego z tymi z łodzi to nie wiem. - Ricardo szybko załatwił jeden z tych tematów dając znać, że tutaj raczej nie ma pola do popisu. Zrobił nawet stopujący gest dłonią na znak, że nie jest właściwą osobą aby z nim rozmawiać na ten temat.

- A z tymi kazamatami wiem o przekrętach jakie tam robią. Na winie i żarciu dla więźniów. Wiem gdzie to się rozchodzi i kto w tym siedzi. Mogę wam dać na nich namiar. - szybko za to przeszedł do ogólników co wie na temat kazamat. Łasica chociaż wciąż siedziała na kolanach swojej wężowej siostry i obejmowała jej szyję to patrzyła na niego i słuchała uważnie.

- A mógłbyś jakoś wprowadzić kogoś do kazamat? - zapytała zerkając na niego jak czarna kotka co właśnie złowiła szmer liści poruszanych przez biegnącą mysz.

- Tak osobiście to nie. Ale jak się dogadacie z tymi o jakich mówię to kto wie? - Ricardo niczego nie obiecywał ale wydawało się, że takie znajomości mogły otworzyć kolejną furtkę w zdawałoby się niezdobytych murach miejskich lochów. Ale to już bardziej zależało od negocjacji obu kultystek z ludźmi o jakich mówił.

- A znasz Leonę? Jedna ze strażniczek. Albo w ogóle kogoś ze strażników. - łotrzyca podpytała go jeszcze na temat wokół chodziły już od jakiegoś czasu.

- Ci ludzie o jakich mówię mogą ich znać. Nie wiem czy ją ani dokładnie kogo. Ale wiem, że mają kontakty ze strażnikami. No to ile mi za to dacie? - zapytał patrząc na nie obie skoro siedziały właściwie jedna na drugiej. Łotrzyk siedząca na kolanach wdowy wreszcie przeniosła wzrok z niego na swoją kamratkę.

- A co byś za to chciał Ricardo? Chyba nam troszkę spuścisz za to co ci zaserwujemy na górze. I to we trzy! Będziesz mógł patrzeć, dotykać i wydawać polecenia. No mnie na pewno. - zapytała znów zerkając na niego z obiecującym uśmiechem i nieco odchylając plecy w tył aby mógł lepiej widzieć także czarnowłosą partnerkę.

- Za to co mówię to 60 błysków. I macie namiar na lewe interesy w kazamatach i ludzi o jakich wiem, że są w to zamieszani. Wiem, że Buldog jest w to zamieszany albo przynajmniej na to pozwala pewnie za jakiś procent. - łotrzyk w końcu podał swoją cenę i rzucił znajomym nazwiskiem jakie jest zamieszane w ten proceder. Łasica spojrzała na Versanę jaka w ich parze była głównym sponsorem.

- Ja mam 10 przy sobie. Może bym ci mogła donieść następne 10 przy następnej okazji. Jak wyjdzie od nas zadowolony to może kiedyś znów nam w czymś pomoże nawet jak Czarny się nie zgodzi. - ciemnowłosa kultystka znów nachyliła się do czarnowłosej i wyszeptała jej do ucha swoje zdanie na ten temat.

~ Na Tzeentcha. ~ pomyślała nieco rozczarowana a może i nawet ciut zdenerwowana takim obrotem spraw ~ Liczyłam, że mnie zaskoczysz kochasiu. ~ patrzyła mu prosto w oczy stukając palcami o blat.

- A co gdy ci powiem, że i ja takowe wejście posiadam? - zapytała zadziornie z pozycji osoby, której oferta kontrahenta znacznie straciła na wartości. Zmarszczone brwi i pokerowa mina zdradzały zaś, że żartuje mimo to nie miała jednak zamiaru odpuszczać sobie informacji, w których posiadaniu był zbir.

- No to będziesz miała drugie wejście. - jeden z przybocznych Czarnego rozłożył ramiona na znak, że z jego perspektywy to wiele nie zmienia. - Szukałaś informacji, ja mam takie informacje. Mogę ci je sprzedać za 60 błysków. - przypomniał jak to ostatnio wyglądało w ich siedzibie przy Czarnym Zaułku.

- Hmmmm… wysoka cena jak na coś o czym wiem. - zauważyła - A o tym Hetzwigu również coś ci wiadomo?

- Niezbyt. - odparł Ricardo z mocno niezadowolonym wyrazem twarzy. Popatrzył na swój kufel i wpatrywał się w jego wnętrze przez chwilę jakby nad czymś się zastanawiał. - No to jak to wszystko już i tak wiecie no to nic tu po mnie. - powiedział wzruszając ramionami. Przechylił kufel jakby zamierzał dopić i zakończyć to spotkanie. Łasica skorzystała z okazji aby spojrzeć na właścicielkę kolan na których siedziała by sprawdzić jak ta zamierza zareagować jeśli oprych naprawdę zaraz wstanie i wyjdzie.

- Zejdź do 50 błysków i jesteśmy dogadani. - rzuciła - Resztę odrobimy na górze. - zaśmiała się wskazując sufit.

Ricardo odstawił kufelek i trzymał go w wyciągniętej ręce na stole jakby się zastanawiał nad tą propozycją. Łasica też obdarzyła go proszącym spojrzeniem i pokiwała ochoczo głową na znak, że to dobry pomysł i w ogóle, że jest chętna na dalszą współpracę. W końcu więc jeden z czarnych uśmiechnął się również i pomachał tym już pustym kufelkiem na znak, że jednak jeszcze nie wyjdzie stąd tak szybko.

- To ja zawołam Cori. - zaoferowała się łotrzyca i szybko podniosła się z kolan przyjaciółki, odsunęła kotarę i gwizdnęła przeciągle jak to miała w zwyczaju. Po chwili zjawiła się blondwłosa kelnerka.



Aż miło było popatrzyć i posłuchać jak Łotrzyca flirtuje z nią bez skrępowania zamawiając tego grzańca na teraz, zimne wino do pokoju, sam pokój no i ją samą. Od tych dziewczęcych śmiechów i żartów znów zrobiło się całkiem przyjemnie niczym zapowiedź czekającej ich zabawy. Potem blondynka znów na chwilę poszła a Łasica wylądowała na kolanach Versany. Zaraz Corette wróciła z grzańcem i obietnicą, że wróci do nich jak wszystko będzie już gotowe. A przy okazji pozostała trójka miała okazję aby sobie jeszcze w spokoju porozmawiać.

- Jest taka tawerna, “Trzy ryby”... - zaczął mówić opryszek wprowadzając je obie w te powiązania jakich nie było widać na pierwszy ani drugi rzut oka. Obie wiedziały o jaką tawerne chodzi chociaż Versana raczej nie była tam wcześniej w środku. To nie był lokal z górnej półki, może w porywach średni. Typowa tawerna dla zwykłych marynarzy, tragarzy i dokerów, nastawiona raczej na ilość a nie jakość.

Oberżystą był Jorg Bader. I on właśnie dogadał się ze strażnikami z kazamat by po taniości dostarczali mu wino i racje przeznaczone dla skazańców. Kogo dokładnie znał w kazamatach Jorg tego Ricardo nie wiedział ale wiedział, że ten proceder już trochę trwa i na razie nikt ich nie przyłapał. Wóz jaki zabierał odpadki z kazamat zabierał też fanty przeznaczone na wymianę a po drodze odbierali je ludzie Jorga. Ricardo obiecał pójść z nimi do tego Jorga i je przedstawić jako kogoś od niego czyli właściwie od Czarnych. Co jak mniemał powinno skłonić karczmarza do współpracy.

~ A to ci nowina ~ pomyślała ~ Karlik się pewnie zdziwi.

Mina Versany zdradzała na pewno nieco jej zaskoczenie. Chociaż jakby się głębiej zastanowić to nic dziwnego że takie szuje i kanalie dorabiają nawet na resztkach żywności i wina.

- To kiedy nas zabierzesz do tego całego Jorga? - wolała już mieć dopiętą tą sprawę na ostatni guzik by móc pójść w czwórkę na pięterko i tam wdrożyć kolejny etap planu na dzisiejszy wieczór - Marktag? Backertag?

- Może być Backertag. W południe. - członek bandy Czarnych zgodził się dość luźnym tonem na zaproponowany termin.

- No to umówieni. - w napływie euforii Ver uszczypnęła zgrabny tyłek Łasicy, który to akuratnio spoczywał na jej udzie - Skoro więc obowiązki za nami to chyba pora na przyjemności. - puściła oczko w kierunku rzezimieszka przygryzając wyzywająco dolną wargę swoimi białymi jak śnieg na zewnątrz ząbkami - Obyś nie tylko w dobijaniu targów był taki twardziel. - zaśmiała się spoglądając z rozbawionym wyrazem twarzy na kochankę - Prowadź słodziutka.
 
Pieczar jest offline  
Stary 15-02-2021, 16:58   #166
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 42 - 2519.01.26; abt (2/8); ranek

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Wyspa Przemytników; targowisko
Czas: 2519.I.26; Aubentag (2/8); ranek
Warunki: na zewnątrz szarówka, mgła, zachmurzenie, łag.wiatr, zimno


Versana



- Proszę pani, czas wstawać. - jakoś tak to się zaczęło. Dzisiaj pani van Drasen obudziła się we własnym łóżku budzona przez swoją pokojówkę. Brena stanęła na wysokości zadania i obudziła ją na czas. Tylko na czas to oznaczało tak wcześnie, że za oknami było jeszcze ciemno.

- Przygotowałam ubranie. - zameldowała Brena wskazując na krzesło gdzie rzeczywiście było to ubranie. Dobrze, że wczoraj na rozstaniu Ricardo wspomniał by się ubrała jak rybak. Albo chociaż jak mężczyzna albo chociaż nie jak kobieta. Chodziło głównie o jakieś spodnie. Ale nie powiedział wiele więcej. Potem jak już się z nim pożegnały, z Corette też to wracały we dwie przez miasto. Obudziły cierpliwym stukaniem Kurta który wcale szczęśliwy z tego powodu nie był. W końcu jak skończyły swoje interesy i hulanki w “Mewie” i zaszły pod starą krypę to już niewiele było do północy. Większość miasta już spała i okazało się, że Kuternoga też.

- No nie złość się Kurt! Przyszłyśmy troszkę pobawić się z Bydlakiem! - na osłodę Łasica pocałowała zarośnięty policzek starego bosmana i nawet wspaniałomyślnie mu zasugerowała, że może wracać do łóżka a one sobie poradzą już same. No ale on z kolei trzeźwo im przypomniał, że o ile nie przyszły nocować na statku to i tak musi je wypuścić a potem zabrać drabinkę na górę.

Z Bydlakiem już było całkiem dobrze. Po rany zabliźniły się i zagoiły. Jeszcze tylko wyrwana kłami sierść nie zdążyła odrosnąć ale jak to się stanie to te rany nie powinny być w ogóle widoczne. Pies w stosunku do obu kobiet okazywał już ograniczone zaufanie. Nie warczał i nie obnażał kłów jak to na początku się działo. Ale nadal był czujny i węszył gdy się zbliżały. Gdy Versana zbliżyła dłoń do klatki obwąchał ją i jakoś nie warczał ani nie próbował jej ugryźć. W stosunku do Łasicy którą znał słabiej okazywał mniej zaufania. Ale ta trzymała się nieco z tyłu i chociaż klęknęła w końcu obok klęczącej przyjaciółki to nie próbowała ingerować w te zabawy. A pies zajęty czarnowłosą jakoś mniej zwracał uwagi na pozostałych.

- Właściwie co chcesz zrobić z tym psem? W domu go raczej nie będziesz mogła trzymać. - zapytała koleżanka zdając sobie sprawę, że mało kto by okazał zrozumienie i litość dla takiego czworonożnego odmieńca. Więc nie bardzo nadawał się aby go gdzieś pokazywać czy trzymać gdzie by go mogli zobaczyć postronni.

- Tutaj może zostać. Starszy nic nie mówił, żeby go wywalić. - odezwał się kulawiec który jak zwykle obserwował wszystko z progu ale sam nie wchodził do środka.

Kurt przekazał też Versanie, że jej gołąb do niej doleciał tutaj. Gołębie wszystkich kultystów wracały na statek. Nie wiedział co jest w tej wiadomości bo nie umiał czytać. Ale pokazał ją Aaronowi co akurat przylazł na statek to się okazało, że to do Karlika. To dał ją magistrowi aby przekazał ją w skrytkę dla Karlika.

A po wizycie na “Adele” znów we dwie wracały przez zaśnieżone miasto. Już musiała być północ albo i po.

- Jutro to się pewnie nie będziemy widzieć. Szkoda. Będę usychać z tęsknoty za tobą. To kiedy się spotkamy? W Marktag? Pewnie wieczorem bo wcześniej raczej nie dam rady. Ale dzisiaj było wspaniale! - roześmiała się na koniec gdy znów stały pod kamienicą van Drasenów na pustej i ciemnej ulicy w towarzystwie śnieżnych zasp. Łasica była zachwycona dzisiejszym wieczorem i wcale tego nie ukrywała. Wieczór im się raczej udał. Załatwiły interes z Ricardo, zdobyły nową furtkę z kazamatach do tej pory im nieznaną a potem zabawili się we czwórkę w pokoju na pięterku.

Gdy już szli na górę to ona i Cori szły pierwsze w roli przewodniczek. Blondynka dała klucz koleżance a sama szła z tacą i winem. Dało się poznać, że obie świetnie się orientują w tym lokalu i czują się jak u siebie. A już w pokoju dało się poznać, że znają się całkiem dobrze, także bez ubrań. Corette rzeczywiście trudno było nie lubić. Młoda, ładna, zgrabna i wesoła. Ciekawa świata i nowych znajomych. Ricardo zaś na pewno nie pozostał obojętny na damskie wdzięki. Bardzo chętnie skorzystał z tej wieczornej oferty i równie chętnie podziwiał jak te trzy różne ślicznotki dokazują także ze sobą nawzajem. No a potem, jak już wieczór zrobił się całkiem zaawansowany nastąpił ten moment powszechnego rozleniwienia i błogości jak już było po wszystkim i cztery nagie ciała zalegały na dwóch łóżkach.

- Co ty mu robisz? - zdziwiła się blondynka widząc jak Versana nachyla się nad leżącym na wznak mężczyzną i zaczyna wykonywać hipnotyzujące ruchy. Nie wiadomo jakby się potoczyło jakby tą trzecią nie była koleżanka Łasicy no i nie było tutaj samej Łasicy. Bo blondynka pytała jakby nie była pewna czy powinna się już zacząć bać, niepokoić i co tu się wyrabia.

- Nie bój się, tylko z nim porozmawiamy. - Łasica objęła jej szyję i pocałunkami odwróciła uwagę. Więc obie na sąsiednim łóżku obserwowały jak Versana próbuje zahipnotyzować Ricardo. A to trochę trwało. Jeszcze dłużej trwała sama rozmowa zwłaszcza, że zahipnotyzowane osoby odpowiadały raczej szczerze ale czasem był problem zrozumieć o czym właściwie mówili.

Z tego co powiedział zahipnotyzowany Ricardo jego szef nic nie trzymał w kanałach. Przynajmniej on o niczym nie wiedział. To Grubson miał jakąś poczwarę gdzieś w kanałach czy innej kryjówce. Ale właśnie nie było wiadomo gdzie. Bo jakby było to Czarny by się pewnie tak nie patyczkował. Potwór Grubsona podobno był wielki. Większy od człowieka. Ale nikt z Czarnych go nie widział i nie wiedział co to dokładnie było. Ricardo nie ukrywał, że nie podobają mu się te fascynacje szefa różnymi bestiami. Z tego na pewno w końcu będą jakieś kłopoty.

O samym szefie wiele nie powiedział. Przejął parę lat temu bandę po poprzednim szefie jaki zginął. Zaprowadził swoje rządy, rozgromił albo przegonił kilka innych band a w końcu dogadał się z Herr Grau. Więc od tej pory Czarni stali się najsilniejszym gangiem w mieście i niejako objęli zwierzchnictwem całą wschodnią część miasta.

- A wróg? Pełno! Każdy z szefów pomniejszych band jakie teraz mamy pod sobą chciałby go załatwić i nas też. By zająć nasze miejsce. - prychnął ironicznie jeden z przybocznych najważniejszego herszta po tej stronie rzeki. Ale Czarny Peter był cwany, podejrzliwy, nieufny i miał łeb na karku. Do tego na swój sposób był sprawiedliwy i uczciwy. Brał haracz prawie z połowy miasta ale jak ktoś płacił to miał święty spokój. A nawet miał w nim przyjaciela albo sojusznika. Więc większość płaciła. A jak płaciła to Czarni opływali w dostatki i ludzie do nich garnęli. Każdy chciał być Czarnym albo chociaż z nimi współpracować. A wszystko dzięki Peterowi. Dlatego póki mu los sprzyjał i wiódł bandę po kolejnych wirażach życia to wszystko i wszyscy zdawali mu się sprzyjać. Te fanty jakie obie dostały od Czarnego to właśnie takie “datki” za bezpieczeństwo i święty spokój.

A jednak herszt był nieufny. I dbał o to by nigdy nie mówić podwładnym więcej niż muszą wiedzieć. To on podejmował decyzje i znał całość planu. Pozostali znali tylko fragmenty. Ricardo znał kilka z magazynów i kryjówek bandy ale ile ich jeszcze było tego nie wiedział. Wydawało się, że szef to ma jakiś plan i sposób na każdą okazję i ma swoich ludzi wszędzie.

A po rozstaniu z Łasicą pani van Drasen wróciła do siebie. Brena też już była w nocnej koszuli ale wyszła by zapytać czy wszystko w porządku. Trochę się zdziwiła życzeniem aby przygotować kąpiel no ale oczywiście poszła wykonać polecenie. W międzyczasie pokazał się też Kornas ale widząc, że wszystko w porządku wrócił do siebie. Było już po północy gdy pani i jej pokojówka wylądowały w łaźni a nawet w balii. Wydawało się, że Brena już całkiem nieźle przyzwyczaiła się do takich zabaw a nawet zdawała się je lubić. Zwłaszcza jak tak siedziały obie mokre i nagie w tej balii, jedna myła drugą, obie miały taki sam tatuaż na podbrzuszu to można było bardziej poczuć się jak koleżanki i wężowe siostry. A mogły poprzeżywać jeszcze raz ten dzień, portretowanie u panienki van Zee no i Brena była ciekawa co tam potem się działo dalej jak jej już nie było.

Ale tak jak rano i bardziej oficjalnych sytuacjach nadal zachowywała się jak pokojówka swojej pani. I posłusznie przygotowała jej ubranie i resztę na tą poranną podróż. Razem wyszły z domu tylko każda w inną stronę. Versana w stronę portu a Brena w stronę “Sierpa i młota”.

- Jesteś. Ale mgła. Dobrze. Nawet nie tak zimno. - przywitał ją znów Ricardo. Tym razem zbir towarzyszył szefowi. Sam Czarny Peter też był. Nawet jak wsiadali do łodzi było jeszcze ciemno a do tego stała mgła. Łódź śmierdziała rybami. Nie było to dziwne bo była to łódź rybacka. I tych kilku mężczyzn jacy obsadzali wiosła też wyglądali jak rybacy. Zwłaszcza po ciemku i pewnie z większej odległości. Była właśnie ta pora co rybacy zwykle wypływali na łów, nawet w zimie. Łodzie były większe niż zwykłe łódki i dłubanki ale nadal znacznie mniejsze niż pełnowymiarowe statki. Przy kadłubach obok jakich przepływali wydawały się jak łupiny. A pomimo mgły i ciemności rzeczywiście jak na zimowy przedświt to było nie tak nawet zimno.

- Zamierzasz coś kupić? Albo sprzedać? I jak Bydlak? - zagaił Czarny siedząc na ławeczce i swoim zwyczajem obierając niewielkim nożykiem jakiś owoc. Potem powoli, wręcz flegmatycznie kroił go na kawałki i wsadzał sobie do ust. Póki płynęli przez portową zatokę to Versana jeszcze wiedziała mniej więcej gdzie się znajdują. Ale gdy wypłynęli w morze, jak ląd zniknął za ścianą mgły i ciemności w ogóle nie miała pojęcia gdzie są i dokąd płynął. Szarówka się robiła gdy z mgły wyłoniła się jakaś plama która przekształciła się w jakąś łachę. Przy niej cumowały już inne rybackie łodzie.

Sama wyspa okazała się raczej łachą kamieni i piachu. Niewiele wystawała z wody, prawie wcale. Nie miała żadnej roślinności a jednak właśnie tutaj zacumowali i Czarni wysiedli. Głównie herszt wraz z gościem i obstawą. I zaczęli krążyć po nabrzeżu. Czarnego chyba wszyscy znali bo rozdawał ukłony, potrząsał dłońmi, poklepywał po ramieniu i zagajał jak udzielny władca od swoich wasali. I tutaj spotkała różnych ludzi. Urokiem raczej nikt nie powalał. Można było odnieść wrażenie, że to jakieś zebranie rybaków i podobnie nieciekawych typów jakich co dzień spotyka się na ulicy i nie poświęca się drugiego spojrzenia. Nawet ten targ był specyficzny. Nie było sklepów ani straganów. Towar prezentowano przy łodziach albo w samych łodziach. Można było odnieść wrażenie, że jak ostatnia z łodzi stąd odpłynie to łacha znów będzie tylko kolejną, bezimienną łachą na jaką nie warto zwracać uwagi. A jednak.

A jednak kompletnie inaczej było z prezentowanymi towarami. Wprawne oko kupca mogło dostrzec prawdziwe rarytasy. Jaskrawe dywany jakie mogły pochodzić z samej Arabii lub równie egzotycznej krainy. Na pewno mogły robić wrażenie. Baryłki wina czy piwa wyglądały zwyczajnie. Bo co ciekawego może być w jakiejś beczce? No niewiele. Ale jak zapewniali sprzedawcy to były całkiem ciekawe rzeczy. Albo podejrzanie tanie co sugerowało, że nie nabyto ich po rynkowej cenie o ile w ogóle je nabyto legalnie. Znalazła jeden z tych kislevskich miodów jakie prawie na pewno trzeba było mieć specjalną licencję na obrót nimi. A tu proszę. Wystarczyło mieć sakiewkę. Nawet tą wiśniową brendy jaką jakiś czas temu spotkała na stołach van Zee też tutaj znalazła.

Była też łódź z pięknymi skórami, futrami albo i gotowymi wyrobami z tych produktów. Piękne, futrzane czapki jakie tak lubili Kislevici, solidne rękawice, długie i krótkie korzuszki wykonane tak, że i szlachcic by się nie powstydził w nich chodzić.

Była też łódka z bronią palną. Pistolety, muszkiety, bandolety, arkebuzy. Wiele z nich ze stemplami imperialnej marynarki albo innych oficjalnych urzędów i instytucji. Co nie miało prawa być legalne. A też można było nabyć. Właśnie przy tej łodzi dostrzegła znajomą i zgrabną sylwetkę w spodniach.

- O. Jednak jakoś tu trafiłaś. - uśmiechnęła się de la Vega gdy spostrzegła kto do niej podchodzi. A może to któryś z jej ludzi dał jej znać. Przywitała się ciepło chociaż bez wylewności. Oglądała właśnie jakiś całkiem ładny pistolet. Ale poza tym Versana niewiele mogła o nim powiedzieć bo kompletnie nie znała się na broni palnej.

- Zastanawiam się czy kupić sobie to czy jakąś niewolnicę. Ostatnio dochodzę do wniosku, że powinnam mieć kogoś kto będzie o mnie dbał i mi usługiwał. No ale raczej nie mężczyzna bo przecież zaraz by była jakaś chryja. - powiedziała na wpół poważnie wskazując oglądaną bronią na parę łódek dalej gdzie rzeczywiście stała grupka kilku młodych kobiet. A wymownie wskazała spojrzeniem na tych dwóch marynarzy co jej towarzyszyli. Trudno było powiedzieć czy tak sobie żartuje tylko czy to coś więcej niż żarty.



---


Mecha 42

Versana; hipnoza Ricardo; (SW vs SW); rzut: Kostnica 50+55-10=95-35(45)=60; 60-28=32 > śr.suk = 5 pytań



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.I.25; Wellentag (1/8); wieczór
Warunki: jasno, zimno, cicho na zewnątrz noc, zachmurzenie, łag.wiatr, lodowato


Sebastian i Strupas


- Problem w tym, że trzeba się do ratusza udać w godzinach urzędowania. No i znaleźć odpowiednie biuro, które wskaże w jakich księgach archiwum szukać informacji. Wstępnie dowiedziałem się, że miasto jest młodsze niż te sto lat. Wiesz kim w ogóle byli ci ludzie? Mieszkańcy? Robotnicy budujący to miasto? Jakakolwiek dodatkowa informacja przyda się w poszukiwaniach.

- Wiem tyle co ci powiedziałem. Od szefa. Pewnie by powiedział jakby wiedział coś więcej. Mówił, że jak budowano to miasto odkryto jakiś grób z ciałami zarazy gdzieś we wschodniej części miasta. I tyle. Reszty trzeba się dowiedzieć. - garbus pokręcił głową na znak, że nie wie więcej niż już koledze powiedział.

- A co do zawiniątka to wlej zawartość i wrzuć pojemnik do studni w jednej z bogatych dzielnic. Jeśli nie dasz rady na placu głównym to do jakiejś studni która z nim sąsiaduje. Im dalej od morza tym byłoby lepiej. Wtedy wody gruntowe rozniósłby to na całe miasto. Ale na początek zróbmy eksperyment jak to w ogóle zadziała.

- Czyli wrzucić to do studni? Dobra. - garbus obejrzał trzymany dzbanek który sam z siebie jakoś rewelacyjnie nie wyglądał. I skinął głową na znak zgody.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 20-02-2021 o 15:03. Powód: Dodanie zaległego kawałka scenki Sebastiana.
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-02-2021, 09:08   #167
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Noc; Powrót; Versana, Łasica

- Co do Bydlaka to jakoś konkretnego planu nie mam. - przyznała gdy już wróciły na zaśnieżone i skąpane w mroku ulice - Chciałabym go wytresować. Taki słodziak dobrze by komponował się u naszego boku. Nie sądzisz? - pupil widocznie przypadł jej do gustu i mimo błogosławieństwa, które większość społeczności miejskiej uznałaby za coś plugawego ona dostrzegała w nim wyjątkowe piękno.

~ Oni nie są po prostu gotowi. ~ pomyślała.

Ulice były puste niczym żołądek Strupasa, który poza zborem nie miał zbyt wielu okazji by porządnie się najeść. Własne towarzystwo kultystek na tyle absorbowało ich uwagę, że zdawały się tego nie zauważać.

- Jutro. Tfu. To znaczy dzisiaj się nie wyrwiesz? - zapytała z lekkim zawodem w głosie - Liczyłam że wraz z Rosa, Daną i Breną pozwiedzamy wieczorowa porą lokalne tawerny. - wiedziała, że taka perspektywa była kusząca dla jej ślicznej siostrzyczki i liczyła na to, że ta wygospodaruje nieco czasu już po zakończeniu służby u van Hansenów.

- No tak, tak, ten Bydlak jest całkiem zabawny. A na razie może zostać na naszej krypie, Kurt przecież tak mówił. - sąsiadka idąca obok pokiwała głową na znak, że też widocznie tylko z ciekawości pytała o tego psiego odmieńca. Potem przeszła ze dwa kroki nim westchnęła cierpiętniczo.

- Ty, Wiewióreczka, Rosa i Dana? Ojej ale bym chciała iść z wami! - zejęczała żałośnie i zazdrośnie na taką perspektywę i aż chwyciła dłoń idącej obok przyjaciółki by ją do tego przekonać.

- No ale sama nie wiem… Pojutrze jest Marktag i ten mięśniak ze swoim koleżką znów pojedzie do kazamat i pewnie zapunktuje u szefa. Tak jak ostatnio. Widziałaś jak się puszył? A co to niby wielkiego on się dowiedział? Nic! My teraz dzięki Ricardo to się dowiedziałyśmy ciekawych rzeczy. A on? Wjechał na koźle i wyjechał. - znów prychnęła ale tym razem z irytacją i złością na osiągnięcia swojego stałego adwersarza w ich grupie. A zwłaszcza na to, że w oczach Starszego osiągnął taki sukces.

- Dlatego pomyślałam, że zabawię się jutro wieczór z tymi strażnikami w bramie. Może czegoś się dowiem o Leosi? Może bym zajęczała tak dobrze, że by mi powiedzieli albo pokazali coś ciekawego? - idąca przez trzeszczący pod butami śnieg łotrzyca spojrzała na idącą obok partnerkę by sprawdzić jak ona się na to zapatruje.

- Wolałabym się zabawić z wami niż z nimi. No ale… - przyznała stropiona łotrzyca skonfundowana tym rozdrożem między przyjemnością a powinnością.

- Zupełnie o tym zapomniałam. - posmutniała z iście teatralnym drygiem - Dobrze, że chociaż jedna z nas twardo stąpa po ziemi. - zaśmiała się sprzedając soczystego klapsa w ten jakże ponętny tyłek maszerującej obok przyjaciółki - No cóż. Wygląda na to, że będę zmuszona obejść się twoim smakiem zastępując go sobie innymi niemalże tak samo uroczymi damami. - z etykietą godną panience z wyższych sfer wyraziła swe ubolewanie jak i podkreśliła zalety swej przyrodniej siostry - Dasz sobie tam radę sama? - zapytała już w trosce o los kochanki - Może by tak posłać z tobą przebrana Brenę?

Wydawało się, że Łasicy te klapsy nigdy się nie znudzą i bawią ją niepomiernie. Bo i gdy tym razem dłoń przyjaciółki strzeliła ją w siedzenie rozbawiło ją to, pisnęła i zachichotała tak wdzięcznie, że z miejsca się miało ochotę na powtórkę. Efekt może nie był aż tak skuteczny jak wówczas gdy miała na sobie swoje skórzane spodnie ale nadal był przyjemny dla oka i ucha obu stron. Gdy się uspokoiła objęła ramię wdowy pozwalając sobie na taki poufały gest po czym przeszła do rzeczy.

- Zabrać Wiewióreczkę? - zastanawiła się chwilę nad tym pomysłem gdy tak szły obok siebie ramię przy ramieniu. - Chyba prędzej czy później będzie musiała wykonać kolejny krok. Ale może nie jutro. To nie są przyjemni i dobrzy chłopcy. Ja to mam z takimi wprawę ale jej to mi troszkę szkoda. Nie bój się, poradzę sobie, nic mi nie będzie. Ale jak się trafi jakaś inna okazja to chętnie ją zabiorę. Też jestem ciekawa jak sobie poradzi. - podzieliła się swoją opinią na temat możliwości i udziału ich najmłodszej wężowej siostry jaką powoli wprowadzały w swoje prywatne i inne sprawy.

- Ale masz mi potem wszystko opowiedzieć jak było! Kto z kim i w jakiej pozycji! - pogroziła jej żartobliwie palcem wracając do tej planowanej przez siostrę eskapady z innymi koleżankami które obie ostatnio tak bardzo polubiły. Ale pod tym dało się wyczuć jednak nutkę zazdrości i żalu, że ona sama nie będzie uczestniczyć w tej przygodzie.

- Ale Danę też chcesz zabrać? - spojrzała uważniej na bladą plamę twarzy okoloną czernią włosów. - Niewiele o niej wiemy. To znaczy dla oka to jest całkiem niczego sobie. Ale nie wiadomo czy lubi to co my. Z Rosą i Wiewióreczką to tak już możemy być chyba pewne, że można ją zabrać. O… A może Normę zabrać? Jak myślisz? Tak na zgodę. Jeśli by chciała. Czy może lepiej nie i dać jej spokój? - skrzypiąc śniegiem pod butami zastanawiała się na głos co do jednej a potem drugiej znajomej które albo znały słabiej albo nie układało im się ostatnio zbyt różowo.

- Normą zajmiemy się razem. Z resztą chciałabym też zabrać ją na polowanie wraz z Froya. - objaśniła swój plan gdy skręcały w uliczkę prowadząca już pod kamienice Versany.

- Też prawda. - koleżanka przyznała rację koleżance i póki miały jeszcze tą ostatnią prostą do rozstania to jeszcze chciała wiedzieć jak i gdzie mogą się spotkać następnym razem skoro na jutro się zanosiło, że raczej nie będą się widzieć.

Ver zaś z niemalże aktorskim kunsztem i arystokratyczną gracją wskazała obszernym ruchem ręki drzwi swego domostwa mówiąc iż dla przyjaciół stoją one zawsze otworem.

- W końcu nadal jesteś służką jednego z najbardziej wpływowych rodów w tym mieście. - zauważyła nie wychodząc ze swej roli - A kim ja jestem, by odmawiać wojowniczej i dumnej panience Froyi. - gestykulacja była zdecydowanie przesadzona taki jednak efekt czarnowłosa kultystka miała zamiar uzyskać - W Marktag wybieram się w asyście Kornasa i Aarona do tego kanalarza. - określiła jak wygląda jej plan na dzień handlowy - Wieczorem zaś może my wybierzemy się wraz z Breną do tych węglarzyków i Normy. - zaproponowała z szerokim uśmiechem na ustach - Weźmiemy jakieś butelczyny i coś na ząb i z zasmuconymi minkami ukażemy się w ich drzwiach pełne pokory i wstydu. - ponownie niemalże karykaturalnie ukazała obraz winnej najgorszych zbrodni panienk - Co ty na to?

- Oh, Ver… Jesteś taka kochana… - powiedziała łotrzyca która widocznie była bardzo wrażliwa na okazywanie jej takich szczerych oznak przyjaźni i atencji jak teraz z tymi otwartymi drzwiami. Wzruszyła się chyba naprawdę bo gdy stanęły już przed kamienicą van Drasenów to pozwoliła sobie objąć obiema dłońmi przyjaciółkę i wydawała się promienieć szczęściem.

- No ale to jak pewnie wiesz byłyby raczej wieczorne wizyty. No chyba, że uda mi się załatwić te wolne w Marktagi. - dodała jakby uprzedzając, że póki pracuje u van Hansenów to wcześniej trudno jej oczekiwać.

- A do Normy chętnie z wami pójdę w ten Marktag. Tylko najprędzej to pewnie będę mogła być wieczorem, może nieco przed. To gdzie się umówimy? Może przyjdę tutaj? - wciąż obejmując swoją przyjaciółkę wężowa siostra delikatnie muskała palcami jej włosy w pieszczotliwym i czułym geście ale spojrzenie na czekające ich plany na kolejne dni miała całkiem trzeźwe.

Ver tylko kiwnęła głową i sprzedała buziaka swojej kochance na pożegnanie.
 
Pieczar jest offline  
Stary 20-02-2021, 09:09   #168
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Świt; Rejs na Wyspę Przemytników; Versana, Czarny, Riccardo; załoga

- Wpierw muszę zobaczyć co tak w ogóle będzie. - zauważyła, że póki co to snucie planów nie miało zbytniego sensu - Bydlak zaś wydobrzał. Zaczyna się przyzwyczajać do nowej właścicielki co zdecydowanie mnie cieszy. Skąd u ciebie słabość do tak wyjątkowych stworzeń? - zapytała starając zrobić sobie dobry do rozmowy o tym co Grubson trzyma w kanałach.

- A tak se. Trzeba mieć w życiu jakieś przyjemności prawda? - Czarny miał swoją czarną, baranią czapkę na głowie i znów nawet z bliska miał urok jakiegoś pasterza czy chłopa zakutanego w gruby kożuch a nie szefa jednej z największych band w mieście. Chociaż w nocnych ciemnościach jego sylwetka zdawała się zwartą bryłą kłębiącego się mroku. No ale to samo można było właściwie powiedzieć o każdym kto siedział na chyboczącej się ławeczce łodzi. A łódź pokonywała kolejne fale, na szczęście niezbyt duże i cicho stukała wiosłami w dulkach i szumiała wodą uderzającą o burty pluskającą o wiosła.

- I z czystej przyjemności posiadania tak bardzo interesuje cię ta poczwarka Grubsona, której nie chce ci odstąpić. - nie wiedziała co dokładnie skrywa w kanałach pod miastem opasły kupiec. Intuicja jej jednak podpowiadała, że ów stworzenie może być bardzo bliskie jej wierze. Stąd też te raczej ciepłe i miłe słowo jakim je opisała.

Czarny nie odpowiedział tak od razu. Najpierw chyba spojrzał na siedzącą niedaleko kobietę. I kto wie co było w tym spojrzeniu bo po ciemku tylko było widać jak profil jego twarzy zmienił się na owal wskazując, że przyjrzał się siedzącej obok kobiecie. Potem jednak owal pochylił się gdy małym nożykiem odciął kawałek owocu i wpakował sobie do ust. Słychać było jak rozgryza go zębami i przez chwilę nic więcej.

- Próbowałem uczciwie odkupić. No ale się uparł jak osioł. No trudno. Ma prawo. Ale ja mam prawa zadziałać wówczas innymi środkami. - przyznał wpatrzony gdzieś w nocną mgłę przez jaką płynęli. Ale jakby potwierdził, że interesuje go to co tak chciwie chowa przed nim gruby kupiec sukienny.

- Ale ja nie kwestionuję twoich metod działania. - sprostowała dając tym samym znać, że nie neguje takich rozwiązań i że jest to tylko i wyłącznie jego sprawa - Mam na myśli raczej to, że gdyby chodziło tylko i wyłącznie o chęć posiadania nie angażowałbyś raczej tylu środków by ów cel osiągnąć. - podzieliła się swoimi spostrzeżeniami. Mówiła jednak tylko i wyłącznie do Czarnego więc jej ton był odpowiednio dobrany.

- Swoją drogą to strasznie ryzykowne i niebezpieczne a zarazem fascynujące hobby sobie znalazłeś. - zauważyła - Co to tym razem. Kolejny mutant? - ostatnie słowa były już wyszeptane niemal do ucha samego Czarnego.

- Tak i to spory. Sporo większy od Bydlaka. Albo od ciebie i mnie. - przyznał cichym głosem dalej swoim zwyczajem kawałkując nożykiem suszony owoc. Gryzł potem te kawałki wpatrzony na przemian na swoje kolana gdy odkrajał kawałek albo w dal na kierunek w jakim zmierzali. Z rzadka patrzył w bok na siedzącą obok kobietę. Ale mówił jak kolekcjoner jakiemu się trafił wyjątkowy okaz. Ale niestety w rękach konkurencji.

- Ciebie widzę też interesuje ten temat. Masz w tym jakiś interes? - zapytał niezmiennym tonem spoglądając na siedzącą przy nim Versanę.

- Dwojaki. - zauważyła raczej jałowym tonem - Pierwszy dość oczywisty. Mianowicie. Ty dbasz o mnie to i mi zależy aby i tobie się wiodło. - jej spojrzenia w kierunku herszta były równie oszczędne co o jego - Można by powiedzieć, że to taka niema transakcja wiązana. - fakt był faktem. Czarny trzymał w garści pół miasta dając poszczególnym jednostkom pozwolenia na działalność w przeróżnych sferach. Jeżeli więc nie chciało się oglądać za siebie na każdym rogu lepiej było z nim trzymać. Z resztą oferował on raczej rozsądne warunki jak na bandziora.

- Zaś drugi. - tu nieco pomruczała - A co gdybym ci powiedziała, że nie tylko mnie fascynują takie oryginalne okazy? - zapytała - Nie patrzę jednak na nie przez pryzmat pieniądza czy zarobku. To raczej artystyczny podziw i naukowe zaciekawienie można by powiedzieć. - starała się swoje stanowisko obrać w słowa tak by zarazem wyrażały jej pogląd nie zdradzając jej pozycji i przysłowiowego "punktu siedzenia".

- Aha. Tak to widzisz. - czarna, barania czapka pokiwała się w rytm ruchu głowy jej właściciela. I ten w zamyśleniu odkroił kolejny kawałek owocu prawie flegmatycznym ruchem. Słychać było plusk fal uderzających o burty i plusk wioseł uderzanych o wodę.

- Czyli masz jeszcze kogoś kto ma takie hobby? Chcesz zacząć zbierać własną kolekcję? - zapytał po tej chwili zastanowienia.

- Ze zbieraniem mógłby być problem ze względu na logistykę tego przedsięwzięcia. - przyznała chłodno kalkulując - Ciekawość jednak mnie rozpiera. - dodała - Co to więc tam się kryje? Czytałam sporo na temat przeróżnych stworzeń naznaczonych przez sam wiesz kogo.

- Nie, nie wiem kogo. - odburknął rozmówca wbijając nożyk w końcówkę suszonego owocu, chyba jabłka. Odciął go z wprawą i wpakował sobie do ust żując go w ciszy przez chwilę.

- Coś dużego. Ale nie wiem dokładnie co. Nie widziałem tego. A kontakt mi się urwał. Ale słyszałem, że to bestia co się zowie. W sam raz na króla kolekcji. A ten uparciuch wszystko utrudnia. Jeden taki uparciuch a ile potrafi namieszać. - pokręcił głową w zadumie nad tym piaskiem co mu uparty kupiec nasypał w tryby.

- Ale teraz już powinno pójść z górki. W ten lub inny sposób. - przytaknął sam sobie i swoim zamiarom i chyba nawet się przy tym uśmiechnął jakby w tym mrocznym tunelu wreszcie pojawiło się światełko zwiastujące wyjście z tarapatów.

Uwadze Versany nie uszła reakcja Czarnego kiedy wspomniała to o mrocznych bóstwach. Wzbudziło to jej zainteresowanie postanowiła jednak póki co nie drążyć dalej tego tematu.

- Na króla kolekcji… - powtórzyła na głos nie bardzo wiedząc, które z poznanych jej do tej pory stworzeń wpasowałoby się nazwą do takiego określenia - Nic mi jednak to nie mówi. Zawsze, żeś taki tajemniczy? - spytała nieco uwodzicielsko chichocząc słodko - W każdym razie nie boisz się, że grubcio da dyla i ukryje gdzieś tego nieboraka?

- Nie sądzę. Mocno by mnie wpienił jakby skasował mi sprzed nosa taką zdobycz. Oj wpieniłby mnie. Zapytaj chłopaków, albo Łasicy co się dzieje z tymi co mnie wpienią. - nożyk na chwilę zamarł po czym właściciel pomachał nim nieco jakby groził palcem. Tylko tym nożykiem. Grubsonowi i tym co by mieli takie niestosowne zamiary aby zaleźć mu za skórę. Ricardo co siedział na sąsiedniej ławeczce zrobił gest szybkiego machania dłonią co w ulicznym slangu oznaczało gorąco w szerszym rozumieniu kłopoty.

- I nie jestem tajemniczy tylko ostrożny. Mniej wiesz, mniej nabroisz. - powiedział chyba nieco się uśmiechając jakby ostatnia uwaga rozmówczyni go trochę rozbawiła. I zaserwował jakieś swoje powiedzonko. Nożyk wrócił do krojenia suszonego owocu z jakiego już niewiele zostało.

Versana się zaśmiała wyraźnie rozbawiona insynuacjami obu bandziorów.

- Z martwego grubaska nie wydusił byś żadnej informacji. - zauważyła - Zabrałby wtedy wszystkie swoje tajemnice do krainy Morra. Może jednak warto tam powęszyć? - zapytała w raczej koleżeńskim tonie.

- Po co? Teraz nam wszystko poda jak na tacy. - odparł Peter tak jakby naprawdę nie spodziewał się kolejnych komplikacji ze strony Grubsona.

- Jak uważasz. - wzruszyła ramionami i uniosła nieco brwi - Myślisz, że Bydlak polubiłby się z tą bestyjką?

- Wątpię. Psy zawsze szczekają na wilka. - pokręcił głową na znak, że chyba nie wróżyłby zbyt wielkiej przyjaźni pomiędzy tymi dwoma okazami.

- Szkoda. - ten żal dało się wyczuć w głosie ciemnowłosej wdowy - Może kiedyś pokażesz albo chociaż powiesz co tam się kryje. - żywiła nadzieję robiąc przy tym oczy jak kot proszący aby wpuścić go do izby, gdy na dworzu szaleje zawierucha.*



Ranek; Wyspa Przemytników; Versana, Rosa; załoga

Właściwie to nie miała wyobrażenia na temat tego miejsca. Nie czuła się więc ani rozczarowana ani zszokowana. Z drugiej zaś strony czego się można było spodziewać po nielegalnym targu na którym do nabycia było niemal wszystko. Od żywego towaru po napitki z lewego źródła. Z resztą. Sceneria schodziła w tym przypadku na dalszy plan. Liczyło się to co można było tu kupić i sprzedać. Ver była kupcem. Od zachwycania się otoczeniem po tej ziemi chodziły takie istotki jak bojaźliwa Kamila czy nieco grzeszna poetka należącą do ich grupki poetyckiej.

Jednak osoba rozświetlała jednak krajobraz swoja obecnością. Rosa. Dostrzec ją można było już z daleka. Z resztą niewiele było kobiet, które dowodziły i kapitanowały.

- Witaj. - odparła ciepło - Póki co się rozglądam. - dodała zgodnie z prawdą - Jeżeli zaś chodzi o dbanie o ciebie to ja chętnie się tego podejmę. - zaśmiała się głośno czując się nieco pewnie u boku koleżanki - Tylko nie tu i nie teraz. - zaznaczyła - Jeżeli jednak zamierzasz rzucić okiem na niewolników to chętnie ci potowarzyszę. - tak się składało, że i Versana miała zamiar się tam udać. Kto wie? Może któryś z zaginionych załogantów Normy trafił w ręce tutejszych biznesmenów.

- Doprawdyż? Zadbasz o moje zachcianki i potrzeby? Brzmi bardzo interesująco. - zaśmiała się rozbawiona pani kapitan ale uwaga koleżanki chyba sprawiła jej przyjemność. Dała głową jednak znać by pójść w stronę stanowiska z żywym towarem. Więc ruszyły a jej eskorta szła ze dwa, trzy kroki za ich plecami pozwalając na swobodną rozmowę.

- Ciekawa propozycja. Ale myślałam o kimś na stałe. Na początek może kogoś kto o mnie zadba jak pojedziemy do stolicy. A potem… Kto wie? - powiedziała tonem luźnej pogawędki jakby chodziło o kupno psa czy kozy w rozmowie z kimś kto mógł ogarnąć ten temat.

W międzyczasie doszli do zbitej grupki jaka stała parę kroków od łodzi. Otoczona przez stojących niedaleko uzbrojonych mężczyzn. Mieli za pasem pałki i pejcze tak skuteczne do wymuszania posłuszeństwa. Chociaż tutaj nie było za bardzo dokąd uciec. Łacha nie była zbyt wielka i nie zapewniała żadnych kryjówek do tego tam i tu widać było rozmawiające ze sobą sylwetki. A poza nią było tylko lodowate morze które mogło zabić w góra pacierz każdego kto by tam wpadł czy wskoczył. Pewnie te rozbrojone sylwetki też to wiedziały bo stały spokojnie i pogodzone losem. Przy nich stał jeden z mężczyzn, pewnie kupiec bo przywitał obie klientki usłużnym uśmiechem jakby sprzedawał chleb, ryby czy sery.

- Pochwalony pani kapitan, jak coś potrzeba pięknym paniom to proszę się nie krępować. - skłonił się Rose i jej towarzyszce pozwalając by sobie spokojnie obejrzały towar. W zamglonej, zimnej szarówce świtu z bliska było widać, że te kilka osób to same kobiety. Z twarzy raczej młode i zdrowe. Chyba szczupłe ale owinięte zimowym okryciem to nie do końca było takie pewne. Były umalowane na twarzy jak jakieś ladacznice. Ale w większości z nich brakowało bezpośredniości jaką cechowały się ladacznice. Stały cicho i prawie nieruchomo pozwalając się oglądać. Blondynka, brunetka, ruda, czarnowłosa i jedna o nietypowych, migdałowych oczach jakie podobno mieli ludzie na wschodnich kresach Kisleva i jeszcze dalej. Do tego prawie jakby przypadkiem wepchnięty jakiś młokos co jeszcze nie miał śladu prawdziwego zarostu.

- Sama nie wiem… Co myślisz Ver? Która by była dla mnie odpowiednia? - Rosa jak już tak z bliska napatrzyła się na te całkiem różne typy kobiecej urody zastanawiała się na głos nad swoim wyborem jakby naprawdę miała ochotę którąś kupić. A może tylko pytała z ciekawości gdy tak przesunęła palcami po twarzach. Kupiec stojący obok poruszył się nieco ale na razie tylko zaznaczył swoją obecność nie chcąc przeszkadzać klientkom w oglądaniu towaru i rozmowie.

Ver wertowała wzrokiem każdą opatulina w skóry postać. Jej szczególną uwagę przykuła jednak ta, której rysy i uroda tak bliskie były Normie.

- Eeee… - zająknęła się wyrwana z zamyślenia przez pytanie pani kapitan - Wygląd to jedno. Liczy się jednak również to co taka dzierlatka by potrafiła. - Rosa była bystrą kobieta. Ver więc wiedziała, że w moment złapie kontekst jej słów. Wdowa jednak dalej nie odrywała wzroku od kobiety ze wschodu.

- Gdzie ją dorwaliście drogi panie. - zapytała właściciela tego "straganu" wskazując szybkim ruchem głowy na interesującą ją dziewoje.

- Oj to już tajemnica handlowa. Kupiec nie zdradza swoich sekretów, konkurencja nie śpi. - handlarz żywym towarem przepraszająco roześmiał się klepiąc się dłońmi po wydatnym brzuchu i trzymając kciuki wsadzone za pas.

- Ale moja przyjaciółka ma rację. Coś nam o nich powiedzcie. Bo wyglądają nawet ciekawie no ale nie chcę kupować kota w worku. - Rosa odezwała się niejako popierając słowa czarnowłosej wdowy i wskazując na nią bokiem głowy.

- Oczywiście, oczywiście. - handlarz zgodził się bezzwłocznie podszedł bliżej i zaczął prezentację.

- Ta tutaj to prawdziwa Bretonka. Nie mogłem patrzeć na ból i trud jej rodziców którzy chętnie oddali tą dorodną dziewoję na służbę. Umie zajmować się gospodarstwem i domem, na pewno będzie z niej duży pożytek. Rozumie swoją rolę i na pewno będzie chętnie współpracować. - handlarz przedstawił pierwszą z dziewczyn o kasztanowych włosach i spokojnym spojrzeniu. Patrzyła raz na niego, raz na obie kobiety do jakich mówił chyba trochę niepewna czy powinna coś się odzywać czy lepiej nie. W końcu więc tylko uśmiechnęła się nieco i pokiwała głową.

- A ta wesoła blondynka narobiła sobie kłopotów w Erengradzie. I w końcu jedyne co mogła zrobić dla spłaty długów to oddać się na służbę. Jest bardzo skora do wszelkich zabaw, umie ładnie śpiewać i tańczyć, na pewno potrafi bardzo przyjemnie umilić czas gospodarzom. - krótko wskazał na blondynkę o warkoczu ułożonym na głowie na kislevską modłę. Pewnie jakby rozpuściła włosy to by miała je o wiele dłuższe. Dziewczyna też grzecznie dygnęła i skinęła głową uśmiechając się zachęcająco.

- A jeśli chodzi o tą tutaj dzierlatkę to urodzona kobieta interesu. Pracowała jako kelnerka i nie tylko więc ma doświadczenie i wprawę w obsłudze klientów. We wszelkich usługach. - przedstawił rudowłosą która rzeczywiście wyróżniała się swobodą zachowania. Podparła dłonie na swoich biodrach i uśmiechnęła się obiecująco gdy była mowa o obsługiwaniu klientów.

- A ta tutaj też nie powinna sprawić nikomu kłopotów. Przeszła ciężką szkołę życia u Norsów, niedawno ją żeśmy wyrwali z ich rąk. A tam wiedzą jak traktować służbę. Więc na pewno chętnie przyjmie z wdzięcznością powrót do ojczyzny i nowego pana. Albo panią. - wskazał na czarnowłosą dziewczyna która się nie uśmiechała ale pokiwała głową na znak zgody i aprobaty.

- No i oczywiście nasz egzotyczny kwiatek. Nasz migdałek pochodzi ze wschodu, z dalekiego wschodu. To cała zagmatwana historia czyją żoną, kochanką, służebnicą i konkubiną była. Teraz jest u nas i za skromną opłatą może służyć kolejnemu władcy. - na koniec wskazał na czarnowłosą dziewczynę o migdałowych oczach która też się nic nie odzywała i nie uśmiechała.

- Sama nie wiem… Wszystkich przecież nie wezmę… - Rose westchnęła dając znać, że teraz wybór jakoś wcale nie zrobił się dla niej łatwiejszy. W całej grupce właściwie żadna z kobiet nie była szpetna a tak z buzi to każda wydawała się warta chociaż drugiego spojrzenia.

- Bedąc szczerą to ja i tak wolałabym je wypróbować. - ciągnęła dalej swoje - Chociaż nie ukrywam, że wszystkie mają coś w sobie.

- A ten, ten. - ruchem głowy wskazała na jedynego mężczyznę spośród niewolników.

- Ten? To młodzik jak widać. Bardzo pracowity, taką imperialną pracowitością, może pracować w domu albo w obejściu, nawet jako posłaniec. Tani jest, może pracować za jedzenie i miejsce do spania, wiele mu nie trzeba. - kupiec jakby zapomniał o tym chłopcu ale może dlatego, że pewnie na nim by tyle nie zarobił jak na którejś z dorosłych i dorodnych kobiet.

- Chłopiec okrętowy. Ale chłopca okrętowego już mam. - kapitan skwitowała krótko jakby akurat tym chłopcem była najmniej zainteresowana z całej tej grupki przeznaczonej na sprzedaż.

- A te dziewuszki bardzo interesujące. Ale tutaj nie ma warunków aby je sprawdzić tak jak bym chciała. - Rosa spojrzała na Versanę nieco uśmiechając się półgębkiem na wzmiankę o tym sprawdzaniu takiego nowego nabytku.

- A ty Ver? Jaką byś wybrała dla siebie? Albo jaką byś chciała ze mną sprawdzić? - zagaiła do wdowy uśmiechając się jeszcze bardziej z rozbawienia.

- Hmmm… - zadumała chwilę nad pytaniem pani kapitan - Biorąc pod uwagę iż planuje rozkręcić pewien interes skora byłabym nabyć blondynkę z Eregardu jak i tą fikuśną kelnereczke. - zaśmiała się ponownie krótkim ruchem głowy wskazując na obie kobiety o których mówiła - Jeżeli jednak kierować bym się miała tylko i wyłącznie ciekawością i wyglądem to wybór jest chyba oczywisty. - zaśmiała się rubasznie - A ty co sądziś o tej skośnookiej piękności? - zapytała doprecyzowując wcześniejszą sugestie.

- Co ona w ogóle potrafi poza grzaniem w nocy? Mówi po naszemu? - zapytała nagle handlarza żywym towarem - Mam jeszcze jedno pytanie do ciebie mości kupcu. - tym razem uderzyła w raczej oficjalny ton - Kilka dni temu opodal za miastem gwardia i kawaleria starła się z norskimi berserkami. - patrzyła mu prosto w oczy, ręka jej jednak powędrowała w okolice mieszka ze złotem - Wiadomo ci coś na ten temat?

- Mówi po kislevsku ale szybko się uczy. Po naszemu też już sporo rozumie. A przecież w łożu język jest zrozumiały dla każdego. - powiedział z rubasznym uśmiechem wskazując na skośnooką ślicznotkę. Ta w odpowiedzi się lekko uśmiechnęła i ostrożnie twierdząco skinęła głową. Zresztą dwie koleżanki o jakich wspomniała potencjalna kupująca też się uśmiechnęły gdy o nich była mowa. Za to Rosa nadal miała strapioną minę jakby cierpiała przekleństwo nadmiaru gdy dobroci było zbyt wiele by ze sobą zabrać i coś trzeba było zostawić. Kupiec skorzystał z tej okazji, że pani kapitan wciąż się zastanawiała i ciągnął dalej swoją wypowiedź na to co pytała druga z klientek.

- Tak, to prawda, słyszałem o tych Norsach. Chyba nie dało się nie słyszeć. - przyznał tęgi kupiec nie mijając się za bardzo z prawdą. To nocne przepłynięcie obcej łodzi przez całe miasto było wydarzeniem o jakim jeszcze parę dni temu huczało cało miasto.

- Nie słyszałem nic by złapano kogoś żywego. Oprócz tej czarnulki. Biedaczkę znaleźliśmy zamarzniętą prawie na śmierć odratowaliśmy od niechybnej śmierci. A teraz ona jest chętna odwdzięczyć się za ten ratunek ale na pewno potrafi przelać swoją wdzięczność na nowego pana. Albo panią oczywiście. - kupiec wskazał na tą czarnowłosą o jakiej wcześniej mówił, że przeszła swoje w służbie Norsów.

- A o jakich sumach mówimy? To ile chcesz za którą? - de la Vega wciąż mając dylemat postanowiła widocznie ugryźć temat z innej strony. Tym razem finansowej. Słysząc to kupiec wyszczerzył się radośnie i skłonił się nisko jakby już czuł nowe złoto w swojej kieszeni.

- Oh, za te ślicznotki? Tanie jak kislevicki barszcz. Za każdą z nich ledwie 200 monet. Cóż to jest 200 monet? Tyle co nic, parę wizyt w tawernie i już ich nie ma. A taka służąca zostanie i będzie służyć wiernie w nowym domu. A ta skośnooka perła no przyzna chyba pani kapitan, że rzadkość jest w cenie. Ale za taki rarytas to co to jest 400 monet? Tyle co nic. - grubas uśmiechnął się przymilnie wskazując na grupke prezentowanych, młodych kobiet i na panią kapitan i jej towarzyszkę. Estalijka westchnęła, podrapała się po policzku i w zadumała się nad tym wszystkim.

- Najchętniej wzięłabym wszystkie. Ale nie mogę sobie na to pozwolić. - przyznała z rożalonym uśmiechem jak to zwykle biedne dzieci mówiły patrząc przez szybę na wystawę cukiernika.

- A ta Norska mówi po naszemu? - postanowiła się upewnić aby w razie czego nie miec problemu w komunikacji z wojowniczką - Rozumiem, że gdy zdecydujemy się kupić dwie bądź trzy cena ulegnie obniżeniu? - z czasów kiedy mąż Versany jeszcze prowadził interes ta dość często była świadkiem jego negocjacji. Stąd też jako takie obycie w tego typu pertraktacjach.

- Tak, oczywiście, że mówi po naszemu. Ona jest z Ostermarku ale ją porwano i spędziła całe lata na północy u Norsów. Ale teraz na szczęście wróciła. To dwie lub trzy? No, no… No tak, jak taki większy zakup to tak, możemy troszkę ponegocjować. - kupiec wręcz się rozpromienił chociaż w pierwszej chwili to i on i Rosa jak na jedną komendę zwrócili twarze w stronę Versany gdy rzuciła pomysłem na te większe zakupy. Widocznie oboje byli równie zaskoczeni.

- Ver, pozwolisz na chwilkę? - kapitan dała znak gestem i odeszła od handlarza i jego grupki aby mogły ze sobą swobodniej porozmawiać. Zresztą kupiec zdawał się to rozumieć i szanować bo nie przeszkadzał im w tym.

- Dla ciebie wszystko. - odparła na prośbę wilczycy morskiej.

- Proszę wybaczyć i zastanowić się nad atrakcyjną ceną dla równie atrakcyjnych klientek. - zaśmiała się puszczając oczko kupcowi z innej branży niż ona sama działała.

- Coś nie tak? - zapytała gdy odstąpiły dwa kroki w bok tak by móc zamienić parę zdań na uboczu.

- Dwie lub trzy? To jakieś pół tysiąca. No nie wiem czy mnie aż na tyle stać. - kapitan uniosła nieco brwi dając znać, że ma jednak swoje limity w sakiewce. - A jakie byś mi poleciła? I sama chcesz którąś kupić? - zagaiła koleżankę wskazując głową na grupkę przeznaczonych do sprzedaży kobiet.

- Jeżeli się okaże, że ta Czarnulka naprawdę przypłynęła tu z tymi Norsami to biorę ją choćby skały srały. - odparła zdecydowanie kiwając za siebie głowa w kierunku gdzie stały opatulone w skóry niewolnicę - Poza nią wzięłabym chętnie jeszcze tą śpiewaczkę bądź kelnereczkę. - dodała - Niestety na tą migdałowo oką orientalną piękność mnie nie stać. - posmutniała wyraźnie - A ciebie, która by interesowała? - zapytała zaciekawiona - Wiesz. Póki jesteś w mieście mogę zawsze posłać do ciebie jednak z moich pracownic by zadbała o twoją wygodę i odprężenie. - wybuchła śmiechem gładząc wpierw włosy a następnie ramię rozmówczyni.

- To już spadłam u ciebie w hierarchii na tyle, że będziesz wyręczać się pracownicami a nie osobiście? - kapitan uśmiechnęła się trochę ironicznie przypominając wdowie jej własne słowa. Ale widocznie się droczyła bo chętnie dała objąć swoje ramię i stanęła blisko rozmówczyni zdradzając zaufanie i sympatię jakie do niej żywiła.

- A którą byś przysłała? A zresztą obie są całkiem przyjemne, najlepiej przyjdźcie wszystkie. - Estalijka pozwoliła sobie na chwilę luźnych dywagacji no ale musiały wrócić z tej krainy marzeń do tego co tu i teraz na tej bezimiennej plamie piachu omywanej przez mgłę, poranną szarówkę i lodowate morze. Więc popatrzyła na grupkę kobiet, kupca i jego eskortę.

- Jak chcesz brać tą czarną to bierz. - pod tym względem nie robiła trudności koleżance. Zastanawiała się co dalej. - Ta skośnooka jest całkiem ciekawa. Mam na nią ochotę. Pasowałaby mi do kajuty, taki egzotyczny kwiatuszek. Ale ta blondyneczka też wygląda słodko. I ta kelnereczka też chyba wie jak zadbać o czyjeś potrzeby. To za tą skośną miałabym je dwie. Ciekawe ile by nam spuścił. Ile możesz wysłupłać z sakiewki? No ja bym mogła dać z 5 stówek. - czarnowłosa oficer dalej miała dylemat bo każda z kobiet wydawała się warta poznania ale możliwości finansowe zmuszały ją do trudnych wyborów. Ale i tak chciała jakąś kupić a może nawet więcej niż jedną, zwłaszcza jakby się obie złożyły.

Te coraz czulsze i bezpośrednie reakcje pani kapitan na raczej dość dyskretne i delikatne impulsy wysyłane przez Versane bardzo ja cieszyły. Okazywała to jednak tylko i wyłącznie ciepłym i serdecznym bądź czułym i może nieco zadziornym spojrzeniem. Kultystka wolała działać ostrożnie stosując taktykę małych kroczków nim zacznie okazywać swoją sympatię do estalijskiej piękności tak jak to czyni w przypadku Łasicy.

- No to może dziś wieczorem wyskoczymy gdzieś razem? - zaproponowała - Ty, ja i ta moja wiewióreczka. Może przejdziemy się do "Trzech żagli" bądź "Czerwonej sukienki" aby sobie nieco odbić te dzisiejsze zakupy. - spojrzała na Rose w taki sposób aby dać znać, że to propozycja nie do odrzucenia. Uśmiech jednak nie znikał z jej twarzy aby podkreślić, że to tylko takie droczenie.

- Jeżeli zaś chodzi o te tutaj. - zeszła na ziemię - Obawiam się, że nie będzie mnie stać na wyłożenie takiej sumy ale… - uniosła wskazujący palec dając znać że ma pewien plan - …możemy zrobić tak. Ja kupie tą Czarnulkę a ty ślicznotkę z dalekiego wschodu. Na kolejną obie wyłożymy po stówce a czwarta niech kupczyk dorzuca w prezencie. Wiesz… - puściła oczko do pani kapitan - ...mogłybyśmy się nimi jakoś dzielić. - zaśmiała się głośno.

- To podoba ci się ta czarnulka? - kapitan spojrzała w tą mglistą, poranną, szarość aby jeszcze raz się przyjrzeć dziewczynie uwolnionej z norsmańskiej niewoli. - Też ciekawa. - oznajmiła krótko zgadzając się co do osądu koleżanki. - A na jedną możemy się złożyć. I podzielić. Może nawet dzisiaj. Mam ochotę przetestować te nowe zabaweczki. A na jaką byśmy się złożyli? Ta blondynka z Kislevu mi się podoba. Chociaż ta kelnereczka też chyba zna się na rzeczy. I ta nieśmiała Bretonka no też niczego sobie. - Estalijka po kolei omawiała te dziewczęta jakie można było nabyć w ramach spółki. Znów zdradzała dylemat, na którą się zdecydować bo każda wydawała się warta bliższego poznania.

- A wspólny wieczór brzmi jeszcze lepiej. A Nadja będzie? - zapytała chyba nie mając oporów aby spędzić w towarzystwie młodej wdowy wspólny wieczór jak i zabawić się tak jak ta przed chwilą zaproponowała.

- Zobaczymy. Może uda nam się wyrwać jedna gratis. - dała znać iż wierzy w taki obrót spraw - Wtedy jedną weźmiesz ty a drugą ja. - uśmiechnęła się - To wracamy do interesów z tym uroczym kupcem?

- No zobaczymy. - estalijska kapitan skrzywiła się nieco na znak, że aż w tak pomyślny obrót spraw podczas handlu nie wierzy ale skinęła głową na znak, że czas wracać do kupca. Ten przywitał je radosnym i ciepłym uśmiechem wciąż mając nadzieję na poważny zarobek.

- I jak? Namyśliłyście się? To na którą z tych pięknych kobiet macie ochotę? - zapytał prezentując swoją własność niby wodzirej jakieś główne aktorki na scenie. Nawet jeśli wszyscy stali na tych samych kamieniach łachy przemieszanej z piaskiem i śniegiem.

- Myślimy o tej skośnookiej. I tej czarnulce. I może jeszcze jakiejś ale to już być coś nam musiał spuścić. - pani kapitan wskazała na te dwie kobiety o jakich mówiła a kupiec aż zaśmiał się rubasznie i klasnął w dłonie z uciechy.

- Transakcja wiązana! Oczywiście, oczywiście, na pewno dojdziemy do porozumienia! - wyszczerzył się radośnie i nieco zaburzył ład stojących dotąd spokojnie kobiet.

- Więc ta i ta? Dobrze, proszę, obejrzyjcie je sobie na spokojnie. - powiedział łapiąc po jednym nadgarstku i symbolicznie robiąc te dwa kroki jakie ich dzieliły zostawiając je przy nowych właścicielkach. Chociaż tak na chwilę by mogły się do nich przyzwyczaić. Skośnooka popatrzyła na nie obie, na niego też ale się nie odezwała. Uśmiechnęła się tylko niepewnie. Czarnowłosa podobnie ale ona ukłoniła się skinieniem głowy ale też się nie odzywała. Kupiec zaś wrócił do pozostałej trójki. Stanął za ich plecami i miał na tyle potężne bary i łapy, że objął całą pozostałą trójkę.

- I jeszcze jakaś? Proszę, proszę śmiało! Przyjrzyjcie się i przemyślcie która by wam najbardziej pasowała. - zapraszał zachęcająco jak zawodowy naganiacz właśnie. Aż się trudno było oprzeć by nie podejść i nie przyjrzeć się tej kaszance, blondynce i rudowłosej.

- A to ile byś nam spuścił? - zapytała Rose rzeczywiście podchodząc do tej grupki. Przyjrzała się z bliska każdej z trzech kobiecych twarzy.

- Jak te dwie i jeszcze trzecia? - upewnił się handlarz wskazując palcem na wybrane dwie co chwilowo zostały przy Versanie no i jeszcze po kolei na trzy jakie wciąż obejmował. De la Vega skinęła ruchem głowy twierdząco. - No to myślę, że z 10% mógłbym odpuścić. To za tą egzotykę by było 400, za dwie też 400 no to 800. Jak 10% no to 720… Powiedzmy 700 monet za tamte dwie i jeszcze trzecią. - liczył całkiem sprawnie, Versana jak po cichu liczyła to też jej wyszły takie rachunki przy takim upuście. Za trzy głowy spuścił im 100-kę karlików. Kupiec czekał na ich reakcję a kapitan odwróciła się do wdowy by sprawdzić jej reakcję.

- Zaiste. Kusząca propozycja. - odparła przytakująco potrząsając głową - Ja mam jednak jeszcze inną propozycję. Cztery za osiemset. I nasze słowo że z czasem wrócimy po co najmniej jeszcze jedna a może i dwie. - zaproponowała raczej jałowym tonem tak jak robił to jej mąż nieboszczyk kiedy negocjował warunki umów - Planujemy w mieście otworzyć teatr i będą nam potrzebne utalentowane muzycznie i nie tylko dzierlatki.

- Jaki teatr? Jakie my? Czyli kto? - kupiec zapytał jakby nie bardzo widział związku. I Versana na tyle długo siedziała w robieniu interesów by zdawać sobie sprawę, że obcym co się pierwszy raz widzi na oczy i to w tak podejrzanych okolicznościach jak obecnie to raczej się nie ufa. Zwłaszcza jeśli chodziło o grubą kasę. A przecież nie rozmawiali o czymś wielkości przeciętnego napiwku dla przeciętnej kelnerki.

- Posłuchaj przyjacielu, przecież nie chcemy od ciebie nic za darmo. Zapłacimy za każdą z tych ślicznotek ot, troszkę nam pójdziesz na rękę i spuścisz z ceny. Dziś ty nam, jutro my tobie. I przecież mowa o dużej kasie. Jak weźmiemy tylko trzy to i ty dostaniesz mniej karlików niż jak weźmiemy cztery. - Rose uśmiechnęła się, podeszła do kupca obejmując go poufałym gestem i zaczęła przekonywać do swoich racji.

- No ale to duży upust. Za tą egzotykę i jeszcze trzy inne to powinno być 1 000 monet. A 800 to jak jedna za darmo. - argumentował kupiec dając wyraz, że nie jest przekonany czy to dla niego taki złoty interes. Zwłaszcza jak jakiś tam teatr i kolejne wizyty i zakupy były w tej chwili mocno iluzoryczne.

- To prawda przyjacielu. Ale bez tego dostaniesz od nas 700. 800 to chyba więcej niż 700 prawda? No sam zobacz, widno się już robi, jakie masz szanse sprzedać jeszcze którąś? Będzie trzeba się zaraz zwijać i czekać do następnego tygodnia. A tak będziesz miał 8 stówek w kieszeni już teraz. - estalijska kapitan argumentowała po swojemu, przyjaznym i spokojnym głosem pozwalając by rozmówca sam to sobie wszystko rozważył podobnie jak on niedawno dał im czas by się naradziły na spokojnie.

- No dobra. Niech będzie. To ta skośna i jeszcze trzy. Ale 8 stówek dla mnie tu i teraz, bez żadnego przeciągania. - handlarz w końcu się zgodził ale niechętnie. Jakby jeszcze po cichu liczył, że obie dostarczą mu jakiś pretekst aby wycofać się z tej transakcji.

- Świetnie! - de la Vega klepnęła go w ramię i podeszła do czekającej przy dwóch wybranych dziewczynkach wdowie. - Ja mam te 5 stówek. Mam nadzieję, że masz swoje 3 bo inaczej będzie dupa blada. - powiedziała ciszej wskazując gestem na swoich ludzi. I jeden z nich podszedł i zaczął zza pazuchy wyjmować jakieś brzęczące sakiewki.

Versana bez zawahania sięgnęła za sakwę schowaną za pazuchą.

- Oczywiście. - odparła ciepłym tonem odliczając odpowiednią sumę.

- Interesy z tobą to przyjemność przyjacielu. - zaraz po tym jak wręczyła koleżance karliki zwróciła się do kupca - Gwarantuje, że nie pożałujesz tej decyzji. Jak one mają więc na imię?

- A możecie je nazwać jak chcecie. Na pewno nie będą mieć nic przeciwko. To które bierzecie oprócz tych dwóch? - kupiec odpowiedział nieco markotnym tonem jakby podejrzewał, że dał się nabrać. No ale akurat podeszła do niego estalijska kapitan i wręczyła mu te kilka woreczków wypchanych brzdękiem to go nieco zajęło i poprawiło humor jak poczuł namacalnie ciężar tego złota.

- To ja biorę rudzielca. Potem się najwyżej jeszcze nimi wymienimy. - Rose wskazała na rudowłosą kelnerkę i przyzwała ją do siebie ruchem palca. Ta uśmiechnęła się i podeszła do niej zgrabnym ruchem i stanęła przy niej. Dla Versany zostało do wyboru albo ta kasztanowa Bretonka albo blondwłosa Kislevitka.

Uśmiech na twarzy Versany nieco ocieplił tą zdecydowanie niezbyt przyjemną aurę wystawionej na kaprysy morza wysepki.

- Blondyneczko. Przekonajmy się jak słodkim głosikiem dysponujesz. Mam nadzieję, że znasz wszystkie najpopularniejsze ballady. - podobnym gestem co przyjaciółka przyzwala do siebie tą najbardziej utalentowaną artystycznie niewolnicę.

Kislevitka dygnęła grzecznie i podeszła do swojej nowej pani. W tym czasie kupiec chyba chociaż na masę zdążył oszacować wartość zapłaty co jak wiedziała wdowa po innym handlarzu jak się miało wprawę było możliwe. Może nie co do monety ale chociaż tak mniej więcej. On też się wreszcie uśmiechnął.

- Dobrze, to czas podnosić żagle i ruszać w rejs ku przygodzie! Żegnaj dobry człowieku niech ci Randal w złocie wynagrodzi! A wy moja dzielna i piękna załogo, za mną! Ku przygodzie! - Rose widocznie też miała dobry humor bo się zaczęła wygłupiać na całego. Ale w tak zgrabny i zabawny sposób, że zrobił się z tego miły i wesoły akcent na pożegnanie tego interesującego poranka. Pani kapitan wyznaczyła kurs i sprawnie ponawigowała do swojego statku. Właściwie to śmierdzącej rybami łodzi, takiej samej jaką Versana przypłynęła z Czarnymi. Ale to tutaj widocznie był standardowy środek transportu.

- Tak jest pani kapitan. - Versana wyprostowała się stając na baczność - Ruszajmy ku przygodzie.

Wyspa była mała nie miały więc długiej drogi do pokonania. Wdowa postanowiła jednak wykorzystać ten czas by porozmawiać z kobieta, która do niedawna była jeszcze niewolnicą w krainie za Morzem Szponów.

- Jak masz na imię? - nie miała zamiaru nadawać jej imienia - Bogowie ci sprzyjali, żeś przeżyła. Teraz będzie tylko lepiej. - postanowiła nieco podnieść na duchu kobietę, która na oko mogła być w jej wieku - Po co oni tu przypłynęli? Znasz Normę?

- Blanka. - odparła cicho czarnowłosa drepcząc obok swojej nowej pani. Szły nieco za prowadzącą kapitan i resztą dopiero co kupionych dziewczyn. - Jaką Normę? - zapytała jeszcze ciszej jakby obawiała się zadać tego pytania albo w ogóle pytać.

- Dobrze zbudowana, wytatuowana blondynka. - w kilku słowach starała się opisać wygląd berserki - Przypłynęła tu na tej łodzi, która przedarła się przez miasto pod osłoną nocy. Byłaś tam z nimi?

- Ah… Norma to Asker… To ona przeżyła? - czarnowłosa kobieta pokiwała głową na znak, że widocznie domyśla o kogo chodzi. Ale chyba zdziwiło ją, że owa wytatuowana blondynka przeżyła.

- Tak, byłam z nimi. Ale nie miałam wyboru! Byłam tylko służką. Załadowali mnie na łódź jak resztę rzeczy. Nie miałam wyboru. - przy dłuższej wypowiedzi dał się wyczuć niecodzienny akcent. Mówiła prawie płynnie w reikspiel ale tak jakby nie był to jej rodzimy język. Tak jak czasem mówili obcokrajowcy co wiele lat spędzili w Imperium ale nadal zdradzał ich obcy akcent. A teraz chyba obawiała się, że zostanie osądzona na równi z barbarzyńcami z północy.

- A wiadomo ci, żeby którykolwiek przeżył? - dopytywała - Czy wszystkich wycieli w pień?

- Nie wiem. Uciekłam jak tylko dałam radę. Nie wiem co się stało potem. Nie spotkałam już nikogo z nich. - Blanka odpowiedziała swoim cichym głosem i spojrzała przed siebie bo pani kapitan wesoło dała znać, że już zbliżają się do właściwej łodzi.

Ver tylko kiwała głową nie dając po sobie poznać iż ponownie poczuła smak rozczarowania.

- Rozumiem. - odparła - Wiadomo ci po co oni w ogóle tu przypłynęli?

Nim jednak Blanka odpowiedziała. Ver spojrzała na Rose.

- Pani kapitan. - znów oficjalnie jednak z nutą dowcipu w głosie zwróciła się do estalijskiej wilczycy morskiej - Zapowiada się dziś ciekawy wieczór. - zachichotała - Dziś w nocy nie będzie ci doskwierać samotność. - zasugerowała delikatnie iż dobrze by było aby chociaz dzisiejszą noc kobiety zakupione na wyspie zostały na Tygrysicy.

- No myślę! Zbyt wiele mnie kosztowało abym miała go spędzać samotnie! - zawołała wesoło przeskakując przez burtę rybackiej krypy. Potem wyciągnęła dłoń do kolejnych dziewczyn jakie poszły w jej ślady.

- Mieli się tu spotkać z potężną wiedźmą. Wpadła w tarapaty i chcieli ją uratować. Nagle bo wcale nie planowali tej wyprawy wcześniej. - odpowiedziała pośpiesznie czarnowłosa służąca i umilkła bo właśnie przyszła jej kolej aby przejść do rybackiej łodzi.

- No i teraz ty. - Rosa zachęcająco uśmiechnęła się do Versany i teraz jej podała dłoń aby ta mogła też zapakować się do łodzi.

---

Mecha 42

Versana; przekonywanie/handel; (OGŁ vs OGŁ); 65+10+10+10=95-5-20-20=50; rzut: Kostnica 19 > 50+50=100-50+20-10=40; 40-19=21 ma.suk > cena taniej o 20%
 
Pieczar jest offline  
Stary 20-02-2021, 23:12   #169
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 43 - 2519.01.26; abt (2/8); popołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Zbożowa; karczma “Sierp i młot”
Czas: 2519.I.26; Aubentag (2/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, ciepło, gwarno na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, mroźno


Versana, Rose, Dana



Traperka z trzewi zaśnieżonej puszczy tego pewnie wiedzieć nie mogła ale dwie jej rozmówczynie jakie przyszły do “Sierpa i młota” były w wyśmienitych humorach. Nawet poważne uszczuplenie sakiewek nie psuło im humoru bo zakupy wydawały się tego warte. Na razie zostawiły te zakupy w trzewiach “Morskiej tygrysicy” pod opieką reszty załogi a dwie główne aktorki tego przedstawienia w trzyosobowej eskorcie pani kapitan ruszyły dalej przez zaśnieżone miasto. W międzyczasie dzień wstał na całego i mgła jaka o świcie i przed wisiała nad miastem a zwłaszcza portem podniosła się. Zrobiło się jaśniej, gwarniej i tłoczniej. No i mroźniej. Ta nienormalnie ciepła aura jaka panowała o świcie zniknęła zastąpiona klasycznym, zimowym mrozem. I gdy tak szły sobie przez miasto nic nie wskazywało, że kilka pacierzy temu były na nielegalnym, morskim targowisku gdzie dokonały tak udanych zakupów.

A i zakupy okazały się jędrne, młode i przyjemne dla oka. Pani kapitan cieszyła się jak mała dziewczynka z nowego ciastka jakie będzie mogła skosztować. Oglądała z bliska te wszystkie buzie, szyje, dekolty jakie ją otaczały i ekscytacja aż się z niej wylewała. A to chyba działało i na resztę załogi i pasażerek bo wszyscy wracali w wesołych humorach. Gdyby ktoś patrzył z boku można by sądzić, że grupka dziewcząt wybrała się na przejażdżkę łodzią o poranku. A przy okazji mogły się lepiej poznać bo i Estalijka była ciekawa nowego nabytku.

Blankę to już trochę Versana zdążyła poznać na wyspie. Czarnowłosa musiała być jednak od niej młodsza. Z tego co mówiła pochodziła z ostermarskiego wybrzeża. Miała może z dekadę na karku, może niewiele więcej jak jej wioskę napadli piraci z Norsci i zabrali jako brankę do siebie. I tam spędziła kolejną dekadę swojego życia. Więc chociaż pochodziła z sąsiedniej, imperialnej prowincji to niewiele z niej pamiętała. Samą nazwę rodzimej wioski ale w tej chwili nie potrafiła powiedzieć o niej nic więcej. Za to siłą rzeczy przez tą dekadę nauczyła się języka i zwyczajów ludu północy. Nauczyła się też oporządzania owoców morza, naprawy sieci a i w domu jak obejściu umiała sobie radzić.

Dagmara za to wydawała się wesołą, blondynką skorą do psot i śmiechu. Jej gruby warkocz o kolorze słomy, zawinięty wokół głowy zdradzał kislevską modę. Jej reikspiel był dość toporny i często brakowało jej słów ale mimo wszystko przy odrobinie cierpliwości i dobrej woli dało się zrozumieć co ona mówi. A i ona sama całkiem sporo rozumiała. Żartowała sama z siebie, że się kiepsko zakochała czy to ktoś się w niej kiepsko zakochał, narobiła sobie wrogów, długów w rodzimym Erengradzie no i koniec końców sprzedano ją na ten statek który ostatecznie rejs zakończył tutaj. Poza tym umiała tańczyć, grać i śpiewać więc miała dość artystyczną duszę.

Beno właściwie miała na imię Benona ale nie lubiła go więc wolała to zdrobnienie. Rudzielec w też miała na karku ciekawą historię. Była w życiu markietanką, barmanką, kelnerką i ogólnie przewinęła się przez mnóstwo karczm, zajazdów, tawern i wozów całego Imperium, zwłaszcza tutaj na wybrzeżu. Ale nieco zgrabna nóżka jej się powinęła, zadała się z niewłaściwymi ludźmi i skończyła sprzedana na ów niewolniczy statek. Z całej czwórki najbardziej wydawała się świadoma swojej nowej roli i powinności i nie wydawało się aby brała to za złą monetę.

Najbardziej tajemnicza wydawała się skośnooka piękność ze wschodu. Miała na imię Ajnur. W reikspiel prawie nie mówiła, ledwo parę prostych, podstawowych zdań. Trochę więcej rozumiała. Za to dość dobrze znała kislevski więc zwykle Dagmara była tłumaczem w obie strony. Chociaż chyba nieco liznęła języków Norsów bo czasem coś mówiła też i po ichniemu jak twierdziła Blanka. Jak na wychowankę wschodnich stepów przystało lubiła konie i lubiła się nimi zajmować i jeździć oczywiście.

Cała czwórka spotkała się tutaj i były ze sobą z kilka tygodni nie bardzo wiedząc co je czeka. Raz w tygodniu zabierali je ną tą wyspę i zwykle którąś z nich ubywało a czasem dochodził ktoś nowy. Raczej same dziewczęta jakby ich dotychczasowy właściciel właśnie specjalizował się w młodych dziewczętach. To i trochę się ze sobą poznały i zżyły. To teraz jak mogły dalej być ze sobą razem to jakoś im było raźniej.

Wesołą gromadką podpłynęli do pirsu przy zacumowanej “Tygrysicy” i wkrótce znaleźli się na jej pokładzie i pod. W pierwszej chwili Rose radośnie powiodła ten żeński tłumek do swojej kajuty ale ta nie została zaprojektowana do takich licznych zgromadzeń. Tam też wyszło szydło z worka.

- A to kiedy poznamy panów domu? - zapytała rudowłosa Beno co chyba pospołu z Dagmarą była najśmielsza z całej czwórki.

- Panów domu? - Rose zamrugała oczami nie bardzo rozumiejąc pytanie rudzielca. Spojrzała na Versanę sprawdzając czy ta jest tak samo zdziwiona.

- Tak, panów domu. Mężów, narzeczonych, braci. Tych dla jakich panie nas kupiły. Bo chyba coś było o grzaniu łoża jak dobrze słyszałam. - wyjaśniła Beno a Dagmara pokiwała blond głową na znak, że też coś takiego słyszała i chyba oczekiwała podobnie.

- A, nie, nie, nie, to nie tak. - dobry humor wrócił do pani kapitan gdy ta potrząsnęła dłonią i pokręciła głową na znak, że widocznie weszło w grę jakieś nieporozumienie. - Kupiłyśmy was z Ver na nasz własny użytek. Oczywiście pewnie będziemy się wami dzielić i wymieniać, może nawet jakiś pan się trafi ale przede wszystkim chodzi o nas, nasze łoża i potrzeby. No a przynajmniej moje. - wyjaśniła rozbawiona czego oczekuje po nowym nabytku. A czwórka młodych kobiet coś jakoś nie wyglądała na przerażone taką perspektywą. Beno i Dagmara to nawet przyjęły to z humorem i żartami. Koniec końców więc dziewczęta póki co ulokowano gdzie indziej, pod opieką reszty załogi no a pani kapitan i młoda wdowa opuściły pokład i ruszyły przez zaśnieżone miasto.

- Nie mogę się doczekać kiedy się z nimi zapoznamy! Ale nie u mnie w kajucie. Widziałaś jaki tłok? Nie, nie, nie tylko się tam zadusimy i poobijamy. Trzeba normalnie wynająć pokój w karczmie. - wesoła kapitan szła obok czarnowłosej wdowy trzeszcząc śniegiem pod butami i zaczynała już planować jak to będzie wyglądało. Z racji tego, że były umówione z Daną na południe niewiele zdążyły zdziałać z tymi nowymi podwładnymi ale chęci do takich działań pani kapitan zdradzała wielkie.

- Ile nas będzie? Ich jest cztery i nas dwie to już pół tuzina. Te twoje Wiewióreczki też są oczywiście zaproszone. - powiedziała jakby obie wężowe siostry Versany uważała za jej podwładne. W końcu wyszło jej, że aby się nie zagnieść to trzeba by wynająć jakiś duży pokój, najlepiej na cztery łóżka albo chociaż trzy. No i tak sobie wesoło rozmawiały i planowały we dwie te kolejne posunięcia aż dotarły do zamkniętych drzwi karczmy do jakiej zmierzały.

- To ona? Też całkiem ciekawa. Lubi się zabawić tak jak my? - zapytała cicho rozochocona kapitan gdy szły przez izbę główną karczmy i Versana już zdążyła jej wskazać samotną, kobiecą postać siedzącą przy jednym ze stołów. Widocznie zarówno Kornas jak i Brena zrobili co trzeba bo tropicielka czekała na nich tak jak się umówiły.

- Więc ty jesteś tropicielką tak? A znasz drogę do Salzburga? - gdy już usiadły we trzy i się poznały to można było przejść do interesów. Mimo dobrego humoru, wręcz wyśmienitego pani kapitan jednak nie straciła głowy na karku i rozmowa dotyczyła całkiem konkretnych spraw.

- Tak. Byłam już tam. Znam drogę. A kiedy by pani chciała wyruszyć? I jak? - Dana potwierdziła swoje umiejętności terenoznawcze i też chciała co nieco wiedzieć. Przy okazji Versana dowiedziała się nieco więcej o tej wyprawie. Na pół tuzina wozów, a raczej sań. Może trochę konnych eskorty. Taką wyprawę Dana szacowała na około 3 - 4 dni do tygodnia w jedną stronę. Wiele zależało od pogody, od tego jak będzie wiało, jakie będą zamiecie, jakie zaspy na trasie i tak dalej. To było trudne do przewidzenia bo nie miała wpływu na pogodę, zwłaszcza przez kilka dni z rzędu. Dlatego czas wyprawy podała tak mocno szacunkowo. Droga powrotna podobnie a do tego Estalijka szacowała, że w stolicy jeszcze może jej zejść parę dni albo tydzień. Może dwa? Nie była jeszcze pewna bo tutaj z kolei ona nie miała pojęcia co zastanie w mieście. Wydawało się więc, że jak już ta wyprawa ruszy to może ich nie być, półtora, dwa a może i trzy tygodnie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Mew; tawerna “Krzycząca mewa”
Czas: 2519.I.26; Aubentag (2/8); południe
Warunki: jasno, ciepło, gwarno na zewnątrz jasno, zachmurzenie, umi.wiatr, mroźno



Versana, Karlik, Kornas



Z Daną i Rosą trzeba było się rozstać, z jedną z nich jeszcze w “Sierpie” a drugą w porcie. Wydawało się, że obie się dogadają. Jedna miała potrzebne drugiej pieniądze a ta miała szukane umiejętności. Więc świetnie się uzupełniały i wpasowywały we własne potrzeby. Pani kapitan wróciła do siebie aby szykować się na wieczorne spotkanie i nie miała oporów aby przetrzymać na swoim statku czwórkę dziewcząt. Chociaż nie ukrywała, że jak wieczorem pójdą z nimi w tango na miasto to mogą nie mieć głowy wracać w środku zimowej nocy na statek czy do innej kamienicy. Ale to jeszcze miały się dokładniej dogadać wieczorem.

A Versana zaszła do “Mewy”, ulubionej karczmy jej niebieskowłosej przyjaciółki. I tam powitał ją uśmiechnięty blond uśmiech Cori która widocznie też ją miło wspominała po ostatniej wieczornej wizycie.

- Dzień dobry. A dziś sama? Bez Łasicy? Też chcesz wynająć pokój albo alkowę? - zapytała ciepłym, przyjaznym tonem i pogodnym uśmiechem gdy zatrzymała się przy niej wracając z sali z pustą tacą. Alkowa się rzeczywiście przydała jak przyszedł tęgi kolega ze zboru. Usiedli we trójkę z Kornasem i z początku prawa ręka Starszego głównie słuchał co mają do powiedzenia. Od Versany o Grubsonie i Czarnym, oraz o tych nowych dziewczynkach a o Kornasie o tych kryjówkach jakie pokazała mu Dana. Właściwie to akurat dało się załatwić najszybciej to Karlik od tego zaczął.

- Czyli nie możesz powiedzieć gdzie to jest. - skwitował krótko to co łysol próbował w swój nieco prymitywny sposób wytłumaczyć.

- Nie potrafię. Mogę zaprowadzić. Wiem gdzie to jest. Ale nie umiem powiedzieć komuś kto tam nie był. - wyjaśnił ochroniarz Versany patrząc na nią. Nieświadomie powtórzył prawie dokładnie to samo co wcześniej ta usłyszała od Dany. Wydawało się, że mniej więcej i ona i Karlik orientują się o jaką okolicę chodzi ale by tak dokładnie pójść i trafić we właściwe drzewo czy szczelinę to już wydawało się bardzo mało prawdopodobne.

- No nic. Jak ty wiesz to będziesz mógł nam pokazać. Przyślę do was Strupasa. Może jutro. I może Aarona. Tak na wszelki wypadek. To ich zaprowadzisz. Jak będziemy mieli kryjówki to będzie można dać znać tym spoza miasta gdzie będzie miejsce spotkań i wymiany. - zdecydował grubas pokazując paluchem gdzieś za okno jakby śmierdzący garbus i rozczochrany magister stali zaraz za oknem. Kornas pokiwał głową ale spojrzał w bok na szefową jak ona się na to zapatruje. Więcej zagwostki miał z tymi wieściami od Versany.

- Aha… Czyli Hubert ma wtykę w gildii sukienniczej… I chciałby dostać się do jej rady… I jeszcze ma coś ciekawego w kanałach… I lubi romansować… - złożył dłonie w małą piramidkę i zastanawiał się dłuższą chwilę nad tymi rewelacjami.

- No cóż, to zależy jak to rozegrać. Jak go chcieć zniszczyć to jego los jest nam obojętny. Niech go Czarni zaszlachtują albo niech zbankrutuje. Nic nam do tego. - wzruszył swoimi wielkimi ramionami na znak, że w takim wariancie nie ma się co Grubsonem i jego ambicjami przejmować. To nie była sprawa ich zboru.

- Ale z drugiej strony… - zaczął i zaraz urwał jakby chciał jeszcze to przemyśleć przez chwilę. - Z drugiej strony jakby się pod niego podpiąć to każdy jego sukces jest w jakiejś części naszym sukcesem. Dlatego musimy dbać o naszych braci i siostry gdziekolwiek i kimkolwiek są. Nie wiadomo kiedy ktoś może się nam przydać. - powiedział tak jakby ta wersja wydawała mu się ciekawsza.

- Wtedy na rękę nam aby mu się powodziło. Jak będzie pracował dla nas to przecież lepszy jest ktoś w zarządzie gildii niż zwykły członek gildii. - zauważył logistyk zboru i zastanawiał się jak tu skłonić Grubsona do współpracy. Uznał, że ma dwie słabości, władzę oraz kobiety. Gdyby go przekonać, że to Versana użyła swoich wpływów aby dostał swoje miejsce w zarządzie lub sprzyjała mu w inny sposób, była mu przyjaciółką do tego piękną, no to mogłaby zaskarbić wdzięczność grubasa.

- Ciekawe co to za stworzenie. Jak Czarny ma teraz na Huberta haka to ten pewnie mu odda to coś. Wtedy właściwie opłaca nam się bardziej przyjaźnić z Czarnym jeśli chcielibyśmy poznać o co chodzi. Ale ktoś od Grubsona musi coś wiedzieć. Przecież to stworzenie trzeba jakoś karmić i doglądać. Ktoś się musi nim zajmować. Chociaż niekoniecznie musi biegać do szefa co chwilę a i on nie musi odwiedzać stwora regularnie. - zadumał się nad tymi kanałowymi sekretami kupca sukienniczego. Nie ukrywał, że to tajemnicze stworzenie wzbudziło i jego ciekawość. Dumał czy warto gadać z Kurtem. On miał doświadczenia życiowe z różnymi maszkaronami.

- Gdyby Grubsona albo Czarnego, tego co będzie miał to stworzenie, przekonać, że coś jest niezbędne do jego przetrwania. Albo wzmocnienia. Może by dał się do niego zbliżyć. Może ten kamień przemiany co Sebastian go szuka? Nie wiem na czym on stoi teraz ale ostatnio to nadal go szukał. - Karlik próbował wymyślić różne sposoby na zbliżenie się do tego tajemniczego stworzenia z kanałów albo chociaż dowiedzenia się czegokolwiek. Co było nieco skomplikowane jak prawie nic o nim nie wiedzieli a i właściciel mógł się zmienić lada chwila.

- Kupiłaś sobie niewolnice? Ciekawe. Jedna jest z Norsci a druga ze wschodu? Ciekawe. Tam nasi patroni są o wiele popularniejsi niż u nas. Ciekawe. Weź je obejrzyj dokładnie czy nie mają na sobie czegoś ciekawego. Rośnie ci to stadko, rośnie aż miło popatrzeć. - nowym nabytkiem Versany trochę się zdziwił, tego się chyba nie spodziewał. Interesował go bardziej sam fakt odnalezienia przemytniczej wyspy chociaż nie była to zbyt użyteczna informacja bo w tej mgle i ciemnościach były małe szanse, że koleżanka samodzielnie potrafiłaby tam trafić ponownie.

- I mówisz, masz drugą wejściówkę do kazamat? - z wszystkich informacji jakie dzisiaj usłyszał Karlik najbardziej się przejął właśnie tą. W końcu od paru tygodni szukali sposobu by dostać się do środka. Jak to rozważył uznał, że najlepiej iść na rękę tym z “Trzech ryb”. Grzecznym być, układnym, sypnąć nawet groszem jeśli trzeba, miłym być, okazywać szacunek. No wszystko byle dopuścili do interesu. Jakby bowiem komuś udało się przedostać na zaplecze kazamat i spenetrować je no to wreszcie by mieli w środku swojego człowieka. Zwłaszcza jakby to Versanie albo Łasicy się udało co do infiltracji nadawały się najlepiej. Bo Silny miał nieco związane ręce, nie bardzo mógł oddalać się od wozu. Ale taki śmieciarz czy kuchcik jakby się tam dostał no to zawsze coś.

- Jak się z nimi nie uda to można spróbować jeszcze z tymi śmieciarzami. Ale lepiej aby się udało z tymi z “Ryb”. - powiedział mimochodem, że dostrzega jakąś alternatywę gdyby nie udało się załatwić pozytywnie sprawy z zarządcą portowej tawerny.

- Trochę szkoda, że Łasica się puściła z tymi w bramie. To ją może ktoś rozpoznać jakby się podszyła pod kogoś ze służby. Chociaż… Ona jest całkiem cwana. Może by się jakoś wykręciła sianem. Albo nawet tak wkręciła do takiej służby. No albo ty. Chociaż ty to raczej na raz. Chyba, że masz kogoś zaufanego by posłać do takiej fuszki. Ale i tak pierwszy krok to dogadać się z tymi od “Ryb” aby dopuścili kogoś z nas do interesu. Więc musisz to tak załatwić aby się zgodzili. - tak, najwięcej rozmawiał o tej nowo odkrytej furtce. Bo jakby się udało i taka Łasica albo Versana mogły się rozejrzeć od środka a kiedyś tam może nawet się wybrać na zwiedzanie no to ho ho! Jeszcze wytrych tu czy tam i to odbicie tej uwięzionej kobiety robiło się już całkiem realne. No ale najpierw trzeba było się dogadać z tymi z “Trzech ryb”.

Z tej ekscytacji Karlik prawie zapomniał ale w końcu wyjął z torby zawiniątko. A w nim było coś lekkiego i miękkiego. Jak się okazało to była peruka. Chociaż innej barwy niż ta ruda co miała poprzednio i blond co od Oleny załatwiła Łasica.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Targowa; sklep Grubsona
Czas: 2519.I.26; Aubentag (2/8); ranek
Warunki: jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siar.mróz


Versana, Brena, Dana, Oksana



- Ojej ale piękne! - Brena po raz nie wiadomo który wyrażała swój zachwyt w ten sam sposób. Ale nie było się co dziwić. Sklep Grubsona stanął na wysokości zadania i obie suknie prezentowały się pierwszorzędnie. Jak na lokal w jakim nie bywały takie modnisie w stylu van Zee, van Hansen czy ich koleżanek z kółka poetyckiego to produkt szyty na miarę i zamówienie był właśnie pierwszorzędny. Brakowało może drogich ozdób i finezyjnych dodatków jakie były modne na salonach ale nie wstyd było pokazać się w nich nawet w takim towarzystwie. Aż dziw, że z tak dość dobrych ale nie pierwszorzędnych materiałów z najwyższej póki dało się uszyć coś tak wpadającego w oko. Co tylko świadczyło o kunszcie krawieckim Oksany.

- Cieszę się, że się podoba. Jeszcze pewnie będzie troszkę poprawek ale to już drobiazgi. Jeśli by trzeba coś jeszcze dodać czy odjąć to proszę tylko powiedzieć o co chodzi. - Brunetka uśmiechała się pogodnie ciesząc się, że jej kreacja tak przypadła Brenie do gustu. A nie mogła nie przypaść. To była najlepsza i najdroższa suknia jaką rudowłosa pokojówka miała kiedykolwiek na sobie. A wyglądała w niej co najmniej jakby była żoną czy córką mistrza cechu albo sklepu. A nie zwykłą pokojówką.

- Oh, dziękuję, dziękuję bardzo! - Brena była taka szczęśliwa, że aż uściskała najpierw Oksanę co stała obok a potem podbiegła do swojej pani i ją też uściskała z tej wdzięczności. Cieszyła się tak samo jak Rose co rano z tych nowych dziewczyn kupionych na wyspie.

- Proszę bardzo. Cieszę się, że się podoba. Jeśli by trzeba coś uszyć na przyszłość to się polecam. Suknie, gorsety, spodnie, płaszcze, bieliznę no wszystko może poza kożuchami i tego typu grubymi i ciężkimi rzeczami. Raczej takie lekkie jak suknie właśnie. - krawcowa skorzystała z okazji by się zareklamować na przyszłe usługi. Wyliczała na palcach jakie usługi serwuje ich lokal patrząc po kolei na Versanę, Brenę i Danę. Dana miała opory aby dać się wyciągnąć z “Sierpa”. Chyba odbierała to jak kolejny dług czy zobowiązanie jakich wolała nie mieć. Ale ostatecznie Versanie udało jej się przekonać by im towarzyszyła chociaż teraz miała niespecjalną minę jak obserwowała jak dwie nowe koleżanki przymierzają kreacje uszyte dla nich przez młodą krawcową.

A kreacje wpadały w oko. Tak jak przy zamówieniu Oksana mówiła, paleta barw była w różach i fioletach. Tylko w odwrotnych proporcjach. Jedna suknia dominowała fioletem a różowymi wstawkami a druga na odwrót. Przez ten prosty trik chociaż obie były od siebie różne podobieństwo z miejsca dało się zauważyć, że są jakby w komplecie. Suknia uszyta dla pani była znacznie bogatsza niż jej służki. Miała więcej dekoracyjnych elementów a te były bardzo ciekawe. Bo właściwie wydawały się zwykłymi paskami materiału naszytymi na główny materiał. Ale wiły się od spodu ku górze w różne esy floresy. Krzyżowały się, rozdzielały, sunąc przez kolana, uda, biodra, kibić, tors i plecy. Przez co jak się patrzyło kątem oka albo w przelocie wydawało się, że kobieca sylwetka w różowej sukni jest opleciona przez fioletowe węże. Do tego w tak sprytny sposób, że te wszystkie esy floresy bardzo ładnie uwypuklały kobiece walory. Suknia Breny była zrobiona w podobny sposób tylko ona miała różowe wzorki na fioletowym tle i mniej ozdóbek. Ale i tak wyglądała w niej całkiem pociągająco. Sądząc po tej radości jaką okazywała też musiała tak uważać.

- Wizyty domowe? Tak, czemu nie. Mogę przyjść wziąć miarę. Ale i tak będę musiała szyć tutaj bo tu mam wszystko co potrzeba. W domu to mogę najwyżej jakieś poprawki albo drobiazgi robić. - sama Oksana nie robiła żadnych trudności z umówieniem się na prywatną wizytę. Z tym, że raczej po zmroku bo wcześniej po prostu pracowała w sklepie. Chciała tylko wiedzieć gdzie i kiedy klientka chciałaby się umówić.


---

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Czarna czapla”
Czas: 2519.I.26; Aubentag (2/8); popołudnie
Warunki: jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siar.mróz


Egon, Silny i Sebastian


- Myślałem, że to on. - krzepki, łysy mężczyzna podniósł głowę gdy stuknęły drzwi wejściowe “Czapli” i ktoś przez nie wszedł wnosząc ze sobą powiew mroźnego powietrza. Ale widocznie nie ten na którego czekali.

- Tak jak mówiłem. To powinna być prosta robota. My oglądamy próbkę i jak to będzie to co szukamy to dajemy im zadatek. - młodzieniec jaki niedawno się dosiadł do ich stołu miał wygląd jakiegoś żaka. Młody, drobny i nie ubrany zbyt wystawnie. Właściwie dość zwyczajnie jakby nie cierpiał na objaw spękanej sakiewki. Wyglądało na to, że to on jest mózgiem tego spotkania. Przedstawił się jako Sebastian. To był widocznie jeden z tych znajomych Silnego o jakich ten ostatnio mówił gdy dogrywał s Egonem tą robotę.

- Ale Aaron by się mówiłeś przydał. Mam nadzieję, że nie zachlał pały. - Silny postukał palcem w swój kufel gdy wspomniał o tym drugim na jakiego czekali.

- Jesteśmy za wcześnie. Może jeszcze przyjdzie. - trudno było powiedzieć czy Sebastian chce uspokoić jego, siebie czy wszystkich.

- Wiadomo ilu ich będzie? - skoro byli dalej skazani na czekanie to Silny wrócił do omawiania czekającego ich zadania. Już było wiadomo, że mają iść do Zaułku Topielców aby sprawdzić jakiś towar i jak będzie w porządku to wpłacić zaliczkę. Silny umówił ich tutaj, w tej tawernie. Egon przyszedł pierwszy, potem ten jego kamrat z kręgu razem z tym cherlakiem. Sebastian sprawiał wrażenie, że jakby go mocniej trzasnąć to by padł na deski. No ale widocznie kolegował się jakoś z Silnym chociaż wydawali się być dobrani na zasadzie kontrastów. Rosły i mikry, mięśniak i cherlak, ulicznik i żak.

- Nie. Pewnie kapitan weźmie kogoś ze sobą. - Sebastian odpowiedział po chwili zastanowienia.

- Spodziewasz się kłopotów? - mięśniak drążył dalej ten temat do jakiego mieli się zabrać dziś wieczorem.

- Nie wiem. Jeśli naprawdę mają to co szukamy to mogą chcieć się tego pozbyć. Czyli czekają na kasę. Dziś mamy tylko zaliczkę więc jak będzie wszystko w porządku będziemy się musieli umówić jeszcze raz na główną wymianę. Ale jak gadałem z Karlikiem to taka suma to nie takie hop siup. To musi trochę potrwać. - młodzieniec o aparycji ubogiego żaka znów wzruszył ramionami na znak, że sam nie bardzo wie czego się spodziewać.

- Chyba, że to podpucha. To jak się zorientują, że my wiemy, że to lipa to mogą się połasić i na tą zaliczkę. Wtedy będzie dym. - ulicznik pokiwał głową jakby liczył się i z takim wariantem. A może nawet miał nadzieję na taki obrót sprawy związany z użyciem przemocy.

- Mamy to załatwić a nie się z nimi bić. Jasne? - Sebastian odwrócił się do mięśniaka aby poddkreślić jakie mają priorytety. Na Egona zresztą też spojrzał podobnie.

- Dobra, dobra. Aaron już mógłby przyjść. Ktoś jeszcze ma być? - łysol machnął niechętnie swoją sękatą łapą i upił ze swojego kufla.

- Może Kornas jeśli Karlik zdąży przekazać wieści. I może Łasica jeśli zdąży. Ale najważniejszy jest Aaron. To nasz ekspert. - młodzieniec rozłożył ramiona na znak, że nieco to poza jego zasięgiem kto ostatecznie się stawi. Z tego co Egon się dowiedział to ta cała sprawa z wymianą wyszła dość nagle. Do niego też Silny uderzył z tym dopiero wczoraj wieczorem z tym tematem.

- Łasica?! A po co nam ona!? Poradzimy sobie bez niej. - Silny prawie się zakrztusił gdy usłyszał o tej Łasicy. Od razu dało się wyczuć, że za nią nie przepada.

- Uspokój się. Nie wiadomo czy będzie. Karlik zostawił jej wiadomość ale dopiero dzisiaj rano jak już wyszła do roboty. To pewnie dowie się wieczorem jak wróci. Wtedy może już być po wszystkim. - młodzieniec o kasztanowych włosach uspokoił kolegę bo wydawało się, że w obecnej sytuacji raczej nie oczekuje na pojawienie się tej Łasicy.

- I dobrze. Nie potrzebujemy jej. O. Jest nasz ekspert. - to rzeczywiście uspokoiło Silnego. Wrócił do picia piwa ale skinął głową w stronę drzwi przez jakie znów ktoś przeszedł. Tym razem jakiś zarośnięty ktoś. Silny machnął do niego, tamten to zauważył i ruszył w ich stronę.

- Mam nadzieję, że nie jest nawalony. - mruknął cicho młodzian uważnie obserwując zbliżającą się postać. Ale postać szła dość prosto, nie sprawiała wrażenia bycia pod wpływem.

- Cześć. - zarośnięty brodacz dosiadł się do nich witając się ze wszystkimi i nieco dłużej zatrzymał się przy Egonie z jakim się nie znał.

- Cześć, siadaj. To jest Egon. A to Aaron. - Silny wziął na siebie rolę gospodarza i przedstawił obu kolegów jacy nie znali się nawzajem.

- No to właściwie jesteśmy w komplecie. Mamy jeszcze trochę czasu. Może Kornas jeszcze przyjdzie. - Sebastian skinął głową i spojrzał za okna jakby liczył, że ów mężczyzna o jakim mówił zaraz tu zawita i już wychodzi zza rogu.

- No to napijmy się. - Aaron pokiwał głową i bez ceregieli zamachał na kelnerkę aby do nich podeszła po nowe zamówienie.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; magazyny; magazyn Gergievów
Czas: 2519.I.26; Aubentag (2/8); popołudnie
Warunki: jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siar.mróz


Vasilij


Można było powiedzieć, że wypadł z obiegu. Miał zamiar odwiedzić na święta ojca i z nim je spędzić. No i z kamratami. I właściwie spędził. Ale o wiele dłużej niż planował. Najpierw powaliła go jakaś choroba. Dosłownie powaliła. Przykuła do łóżka gdzie leżał trawiony gorączką. Niewiele z tego pamiętał. Ale z jakiś tydzień ważył swoje życie na szali. Potem gdy kryzys minął zostawił go słabego jak dziecko. Najpierw parę dni mógł tylko siadać, potem nawet jak wstał to musiał trzymać się ścian i ledwo powłóczył nogami. Wreszcie znów zaczął chodzić i nabierać sił. Ale to mu zajęło kolejne dwa tygodnie. Już z połowa nowego miesiąca wtedy była. Resztę załatwiła zima. Sztormy, zamiecie, śnieżyce. Ani wodą ani lądem czy raczej śniegiem nie było sensu wyściubiać nosa z kryjówki. Dopiero teraz jakoś wszystko wyprostowało się na tyle, że mógł wrócić do miasta. Pierwszy raz od prawie miesiąca. Więc właściwie można było powiedzieć, że wypadł z obiegu.

Na szczęście była zima. Więc w interesie jakie bazował na ruchu kupieckim a ten na ruchu w porcie wiele się nie zmieniło. Właściwie nic. Skoro statki zimowały w porcie a załogi były w większości rozpuszczone po mieście na zimowe kwatery. Pod tym względem wiele nie stracił przez ten miesiąc nieobecności. Jego chłopcy też zimowali. Tak, w ich interesie też zimą ruch zamierał.

Nie miał za to żadnych wiadomości co się dzieje u jego towarzyszy ze “Starej Adele”. Co na swój sposób było zrozumiałe skoro zniknął na tak długo. Jak nic się nie zmieniło to najbliższy zbór powinien być za 5 dni, w Angestag. Ale pewnie dobrze było wcześniej jakoś zasięgnąć języka aby się zorientować co tam się teraz dzieje. Nie było go w końcu miesiąc czasu. Miał wrócić zaraz po nowym roku a na ostatnim zborze na jakim był to Starszy zapowiadał, że ma coś ważnego do obwieszczenia właśnie na tym pierwszym spotkaniu po nowym roku. Ale jak Vasilij na nim nie był to do tej pory nie miał pojęcia co to mogło być. Tak. Tutaj też dość mocno wypadł z obiegu i miał sporo do nadrobienia.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 07-03-2021 o 14:34.
Pipboy79 jest offline  
Stary 07-03-2021, 17:13   #170
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Przy stole siedział brodaty mężczyzna pokryty bliznami. Przy jego pasie był sporej wielkości topór, obok ławy leżała drewniana tarcza. Jego oblicze było spokojne, choć niepozbawione czujności. Wielgachna łapa wojownika od czasu do czasu krążyła w okolicach topora, by później rozluźnić się i powędrować do kufla wypełnionego piwem.

Egon, bowiem to on był tym mężczyzną, nie wyglądał na ułomka. Miał nieco ponad dwa metry wzrostu i w czasach, kiedy obijał mordy ulicznym pijakom za garść żeliwa, mówiono, że miał tyle pary w łapie, co za dwóch. Dlatego czasem mówiono na niego "Mały", ale Egon nie przywiązywał się do ksywek. Wiele ich było. Ci, którzy je wymyślali, często odchodzili. A Egon pozostawał.

Silny wprowadził go do drużyny bez jakichś większych ceregieli i rytuałów. Swoim towarzyszom przedstawił się po prostu jako Egon. Zapewne mieli być jego kompanami przez pewien czas i być może nawet mogli się zaprzyjaźnić, choć, oczywiście, jak to bywało na ulicy, nie wiadomo było na jak długo i na czym te znajomości się skończą.

Egon na trzeźwo niewiele mówił. Za to spoglądał. I oceniał. Dopiero po drugim piwie wypowiadał się pełnymi zdaniami. Jakiekolwiek stężenie poniżej sprawiało, że porozumiewał się ze swoimi towarzyszami pomrukami i skinieniem głowy.

Jak się okazało, robota, do której został najęty wyglądała na prostą robotę. Zabezpieczyć wymianę czegoś, cokolwiek to było. Silny nie mówił i w zasadzie Egon był średnio zainteresowany. Jeśli robota miała polegać tylko na byciu na spotkaniu i patrzeniu na łapy paru cwaniaczków, to był to łatwy pieniądz. I może nawet przyjemny, jeśli starczy czasu na odwiedzenie jakiegoś zamtuza później, co się miało okazać.

Na uwagę, że nie mają się bić, wzruszył ramionami. Bójek miał pod dostatkiem na Arenie, gdzie w zasadzie jego myśli wybiegały.

- Pięści to nie jedyny sposób – zauważył, choć w zasadzie jakoś ciągle mu pięści chodziły po głowie.

W zasadzie, jego kompanioni mieli takie samo prawo uważać go za najemnego zbira, co on ich, stąd też na pytania odpowiadał zdawkowo, choć uprzejmie, co było nieco zabawne, kiedy taki ton głosu wychodził od woja, który był znacznie większy niż większość obecnych tutaj.

- Jak bić się nie trzeba, to bić się nie będziemy – dodał wreszcie, po chwili. - Chyba, że oni będą się chcieć bić. To wtedy będzie problem – pociągnął z kufla łyk. Dobre było, choć może nieco wodniste jak na jego gust. - No! Liczę na dobrą wolę.

Jak na dobrą wolę liczyć nie można, to wszakże zawsze na uczciwe lanie w mordę – pomyślał, postanowiwszy się ugryźć w język.

Napił się jeszcze piwa, choć z umiarem, przecież robota czekała. Jego wzrok krążył po twarzach kompanów, z rzadka tylko zatrzymując się na dłużej na usługujących karczmareczkach. Czekał na Kornasa, choć w zasadzie bez większego przekonania.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172