Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-07-2021, 07:12   #361
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”

Pirora powoli się doprowadzała do statusu ubranej. Przy śniadaniu nadal w bieliźnie ale powoli kolejne warstwy ubrania pojawiały się na jej ciele szlachcianki. Jednocześnie powoli odżywiała się podanym śniadaniem. Małe rozmówki i wolny poranek było tym czego potrzebowała.

- Tak skończyłam syrenę a teraz póki czekam na kontakt z jakimś łowcą który używa ptaków do polowań zamierzam namalować “Czerwony las” wpadłam kiedyś na taki pomysł ale go jeszcze nie zrealizowałam. - Pirora wstała i pokazała skończony portret Syreny a potem opowiedziała o kolejnym projekcie.

- Ładny. Ona też ładna. Taką to mogłabym spotkać. Jakby chciała się pobawić tak jak my w nocy. - odparła Jagoda gdy jeszcze w samej koszuli podeszła do odsłoniętego obrazu. Lustrowała go przez chwilę chociaż główna postać obrazu najbardziej przykuwała jej uwagę. Dopiero wtedy się odezwała co o tym sądzi.

- Słyszałam o takim jednym co ma jakiegoś jastrzębia czy coś takiego. Ale nie wiem czy to prawda. No i to było już jakiś czas temu. - powiedziała gdy wysłuchała planów malarki do uwiecznienia jakiegoś drapieżnego ptaka na obrazie jaki dopiero planowała.

- Tak chwilowo mam co robić i sobie poradzę ze znalezieniem tego stworzenia. - Powiedziała szlachcianka uśmiechając się z pewnością siebie.


Reszta dnia minęła spokojnie i bez większych rewelacji. Jagoda pożegnała się z nocnymi kochankami i wróciła do siebie, szlachcianka i ona miały umowę że Jagoda da van Dake znać jeśli ta dowie się czegoś o tej elfce. Resztę dnia spędzili w pokoju malując obraz aż do czasu kiedy się trzeba było zbierać na jej pierwszy zbór z tą odnogą rodziny.
 
Obca jest offline  
Stary 23-07-2021, 14:18   #362
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Koninstag (6/8); noc; powrót z wymiany; Versana, Kornas, Łasica

Udało im się. Zdobyli tak ważny dla nich spaczeń. Było tego… sporo. Skrzynia i to nie mała. Wnioskując po reakcji zarówno Aarona jak i Starszego towar był wart swojej ceny. Emanował on niewyjaśnioną energią. Przyciągał jakąś małą część duszy Versany do siebie. Zdawała sobie sprawę z tego jak potężną mocą on dysponuje i jak przydatnym narzędziem w jej rękach mógłby stanowić. Po chwili wahania postanowiła jednak spytać na osobiście Mistrza o możliwość uszczknięcia odrobiny przy okazji jutrzejszego zboru. Jego odpowiedź była jednak szybka i precyzyjna. To był zbyt unikalne dobro aby je ot, tak roztrwonić na czyjeś zachcianki i prywatną ciekawość. Jego zdobycie wymagało zmobilizyowania sił całego zboru i to było dobro całego zboru. Przeznaczone do wyższych celów jakie dopiero nadejdą. Więc Versana ani nikt inny musiał się obyć bez nich i nacieszyć się satysfakcją zdobycia tego niesamowitego materiału. Prócz tego potęga kryształów była tak wielka, że sam w rękach niedoświadczonego z jego nabyciem adepta stanowił naprawdę niebezpieczne narzędzie, którym mógł wyrządzić tyle samo szkód co korzyści. Ver musiała się obyć smakiem i noe zamierzała póki co więcej o to pytać przełożonego.

- To było coś. - podjęła gdy wraz z kochanką i Kornasem wracali po odprawie - Może to gdzieś oblejemy i… nie tylko. - zachichotała szczerząc zęby i szczypiąc jędrny tyłek koleżanki.

- Nie, raczej nie. - Łasica roześmiała się wdzięcznie przyjmując klapsa ale pokręciła głową odmownie. - Ja od świtu jestem na nogach a jutro zaczynam kierat od nowa. I nie chce mi się zasuwać w środku nocy przez całe miasto. Wracam do siebie. - powiedziała wdzięcznie ale zdecydowanie.

- To może szybki numerek tutaj. - skończywszy momentalnie złapała Łasicę za szyję przyciskając ja ciężarem ciała do ściany - Już mnie nie pragniesz moja żmijo? - zachichotała zbliżając usta do ucha chwilowo obezwładnionej kochanki.

Łasica dała się zaskoczyć takim nagłym manewrem Versany. I dała się przyciągnąć do ściany i pocałować. Oddała pocałunek i po ciemku dało się słyszeć jak się uśmiecha gdy mówi.

- Daj spokój Ver. Pizga strasznie a ja chcę wracać do siebie. Mówię ci, że od rana jestem na nogach. I jutro też będę. I tak przez ostatnie kilka tygodni. Najpierw u van Hansenów a teraz tutaj. Wykańcza mnie ta uczciwa robota. Nie mam czasu ani sił na nic innego. Ty, Pirora i reszta się bawicie, macie przygody a ja tylko zapieprzam przy garach i podłogach od świtu do zmierzchu. A jak skończę to jeszcze takie o jak dzisiaj roboty. - skinęła kciukiem w kierunku portu z jakiego przyszły i gdzie rozstały się zresztą paczki. W głosie dało się słyszeć rozżalenie i zmęczenie na to, że tyle rzeczy ją omija a te legalne prace ramują ją jak w klatce co było sprzeczne z jej uliczną naturą i niechęcią do wszelkich rygorów.

Wdowa poczuła właśnie cierpki smak odrzucenia. Mogła sobie teraz uzmysłowić to co jakiś czas temu poczuła Łasica kiedy zakradła się do niej oknem w środku nocy i kiedy Ver odprawiła ją z kwitkiem.

~ Już niemal zapomniałam jak smakujesz. ~ szeptała wyraźnie zasmucona ~ Ale staram się ciebie zrozumieć skarbie. ~ ucałowała policzek kochanki ~ Jak to wszystko się skończy chciałabym cię zaprosić na rozmowę rekrutacyjną do mojej spółki. ~ dodała starając się nieco podnieść na duchu zarówno siebie jak i przyjaciółkę ~ Masz dryg, umiejętności i talent. Poza tym dziewczyny cię lubią. Ktoś taki przyda się w moim zespole. ~ żartobliwie wcielając się w rolę szefowej szepnęła parę komplementów na ucho kochanicy ~ Póki co jednak chodźmy. ~ zdawało się, że odpuściła ale gdy już miały wychodzić raz jeszcze przeprowadziła podstępny atak na usta i pośladki współkultystki. Kornas zaś w tym czasie widząc, że jego pracodawczyni zniknęła w zakamarkach pobliskiego pustostanu stanął jakby nigdy nic podpierając się jedną nogą o ścianę a obiema rękoma o swój ciężki bojowy młot.

- Jeszcze tylko jedno. - gdy już wyszły z mroku rudery Ver poruszyła kolejny temat - Potrzebna mi twoja pomoc w zlokalizowaniu Beckera. - przypomniała wychowance ulic i karczm postać przekupnego członka Gildii Sukienniczej - Chciałabym jemu i Grubsonowi podrzucić liścik i w tym też w sumie przyda mi się twoja pomoc. - dodała z delikatnym uśmiechem na twarzy i dłonią na pośladku kumpeli, kochanki i wybranki.

- No nie wiem czy ci pomogę z Beckerem. - powiedziała Łasica gdy ruszyły dalej przez zaciemnione miasto. - Jak nic o kimś nie wiadomo to najłatwiej zacząć od miejsca gdzie mieszka, pracuje czy bywa regularnie. Wystarczy pójść za kimś takim. Ale widzisz jak ja kończę. Jak on jest jakiś urzędnik czy kupiec to już dawno o tej porze będzie w domu. - pokręciła głową na znak, że nie bardzo widzi możliwość swojej ingerencji w podrzucenie komuś listu. - Więc musiałabyś jakoś sama zorganizować to śledzenie. A jak już będziesz miała adres to co za filozofia wrzucić mu list pod drzwi? - zapytała idącą obok koleżankę.

Nastawienie Łasicy nieco zaniepokoiło Versane. Wprawdzie propozycja dotyczyła wspólnego wykonania dość prostej roboty. Intencja wdowy jednak było coś zupełnie innego. Chciała wspólnie z właścicielka skorzanych spodni spędzić nieco czasu.

- Och rzeczywiście masz racje. - starała się zagrać głupiutka panienkę dla niepoznaki - Równie dobrze mogę im wysłać ten list. Nikt raczej do środka kopert nie zagląda. - dodała. Zamysłem Versany było jednak wrzucenie tej przesyłki oknem. Miało to swoją pewien aspekt psychologiczny. Postanowiła jednak nie brnąć dalej w ten temat.

- Mniejsza. - machnęła ręką - Opowiadaj lepiej jak z tymi kazamatami. Egon wyłączył jednego z kuchcików. Przejęłaś jego fuchę? - spojrzała ukradkiem na Łasicę gdy mijały kolejny zakręt.

- A. To Egona sprawka? No tak się zastanawiałam co się stało jak rano Rene nie przyszedł do roboty. No i udało mi się wkręcić do roznoszenia szamy. Ale Starszy zabronił mi o tym mówić. Powiedział, że jutro jak się wszyscy spotkamy to będzie okazja a teraz mam nie gadać i nie mieszać. - blada plama twarzy koleżanki pokiwała się z góry na dół dając znać, że domysły wdowy były słuszne. Ale jednak Starszy widocznie już obadał ten temat i wydał odpowiednie dyspozycje jakich Łasica wolała nie naruszać.

Na polecenia Szefa nie było mocnych. Skoro wydał taką dyspozycję to trzeba było się jej trzymać.

- Mam nadzieję, że pamiętasz o jutrzejszym odbiorze sukni po zborze? - uniosła jedna brewna przypominając o terminie odbioru przezentu dla Łasicy.

- A to nie było na dzisiaj? - zdziwiła się rozmówczyni idąca przez zdeptany, miejski śnieg. - A jutro nie wiadomo o której się skończy zbór. Nie dość, że później zaczynamy niż zwykle to może potrwać dłużej niż zwykle. - przypomniała o tym, że jutrzejsze spotkanie ma się zacząć wówczas gdy zwykle się kończyły. Co oznaczało, że może zająć wieczór jaki zwykle mieli już do własnej dyspozycji.

- To może w pierwszy dzień tygodnia wieczorem? - rzuciła kolejny termin. Nie ukrywała jednak irytacji. Nowa fucha koleżanki również nie była jej na rękę ze względu na duża absorbcję czasu.

- Pojutrze zaś Festag i spotkanko z Louisą. - postanowiła wcielić się w rolę kogoś na wzór kadrowca. Nie obwiniała jednak o obecną sytuację przyjaciółkę a pieprzone kazamaty.

- No spróbuję w Wellentag. Ale na Louisę straciłam ochotę. Jakoś drętwo było ostatnio. Rutynowo. Chcesz to idź ja pasuję. - poruszała trochę głową co dało się poznać po ruchach jasnego owala jej twarzy gdy zastanawiała się nad propozycjami Versany. Na spotkanie z łowczynią czarownic zareagowała dość niechętnie. Jakby urok pierwszych spotkań już w jej mniemaniu uleciał.

- Nic z niej nie wyciągnęłyśmy. Nawet przeszukanie pokoju nic nie wykazało. Pilnuje się aby czegoś nie chlapnąć. Nawet w łóżku to już nie to samo co na początku. Nie wiem ile byśmy musiały ją urabiać aby coś nam wyśpiewała. - dodała tłumacząc swoją niechęć do kolejnych spotkań z łowczynią.

- Może źle do niej podchodzimy lub… - zamruczała słodko - ...pora na nieco bardziej zdecydowane kroki. - już kilka razy wcześniej wdowa proponowała siostrzyczce aby przedsięwziąć drastyczniejszych metod. Wszak fortuna sprzyja zwycięzcom. Zaś one stoją po stronie Architekta.

- Sama z resztą stwierdziłaś, że nie ważne z jakim bogiem w sercu wstąpi w nasze szeregi. Ważne by wstąpiła. - przypomniała koleżance jej słowa - Skoro nie łóżko to może bitka albo narkotyki, albo jedno i drugie? - miała nadzieję naprowadzić kochanke na te same tory myśleniowe po których sama jechała. Wszak co dwie głowy to nie jedna.

- Szkoda, że Mistrz nie ma dla mnie tego eliksiru. - rzuciła tak w eter bez konkretnego adresata - Z nim byłoby nam zdecydowanie łatwiej. - westchnęła głęboko spogladając na chwile w niebo.

- Ale bitka i używki mnie nie bardzo interesują. A ona jest jak na moje oko dość daleka od odstąpienia od swoich ideałów. To, że lubi z dziewczynami samo w sobie jeszcze z niej nie czyni kogoś takiego jak my. Jestem przekonana, że jakby się dowiedziała kim naprawdę jesteśmy to by nas spaliła i by jej przy tym brewka nie drgnęła. - Łasica pokręciła głową i w głosie dał się słyszeć brak przekonania co do możliwości zwerbowania Kruger w dającym się przewidzieć czasie.

- Może się więc jej pozbyć? - rzuciła nagle zmieniając front wypowiedzi - Dobry łowca to martwy łowca. - nie dała rady ukryć nikczemnego uśmieszku, który odmienił jej oblicze ze słodkiej kochanki na czarną wdowę.

- Na takie grube numery to lepiej mieć pozwolenie od Starszego. - skwitowała koleżanka ale nie wydawała się zainteresowana taką opcją.

- Tak też zrobię. - powiedziała cicho - Jutro na szczęście zbór więc poradzę się Szefa. - śnieg skrzypiał pod stopami. Okolica zaś była pusta i poza trójką kultystów nikt inny nie przechadzał się uliczkami o tej porze.

- Tak właściwie to czemu świątynia Mannana wciąż stoi zamknięta? - zapytała ni z gruszki ni z pietruszki. Temat jakoś mimowolnie wpadł jej do głowy gdy rozmyślała nad planami na dwa następne dni.

- Nie wiem. Chyba ją remontują czy coś. Ta nowa jest otwarta to wszyscy tam teraz chodzą. - odparła włamywaczka jaka ostatnio infiltrowała miejskie lochy na rzecz kultystów. Zbliżali się z wolna do rozstaja gdzie każda powinna pójść w swoją stronę.

- Remont? - Ver niby też o tym słyszała było to jednak już jakiś czas temu - Nie za długo jak na taką robotę? Ciekawe. - stanęła jednak nagle patrząc w lewo i prawo, bo tak rozwidlała się właśnie aleja - Czas się żegnać. W Festag wieczorem mam zamiar odwiedzić Normę i jej węglarzyków. Zabieram ze sobą dziewczyny, coś na ząb i do przepłukania gardła. Jak masz chęć to wpadnij. Oczywiście o ile znajdziesz czas. - głos wdowy przesycony był smutkiem i żalem. Dało się w nim jednak wyczuć domieszkę sarkazmu i ironii. Spowodowane to było zapewne tęsknota za kochanka. Za czasem spędzonym z nią sam na sam lub w szerszych konfiguracjach.

- Do jutra Skarbie. - czuły pocałunek spoczął na zaczerwienionym od mrozu policzku Łasicy. Był dłuższy niż zwykle. Trwał na tyle długo, że Versana mogła wyczuć delikatną woń goździka będącego składnikiem perfum koleżanki wydobywającą się spod zimowego stroju.
 
Pieczar jest offline  
Stary 23-07-2021, 14:21   #363
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angesteg (7/8); południe; tawerna "Trzy żagle"; Versana.

Czuła się fizycznie wypoczęta. W końcu nie musiała dzisiaj zrywać się z wyra gdy tylko kogut zapiał. Wygrzała więc swoje kości wpierw pod pierzyną a następnie w bali z dziewczynami. Zasługiwała na to. Z resztą względem pracownic nie pozostawała dłużna odwzajemniając się im równie gorącymi pocałunkami, namiętnymi objęciami, gwałtownymi ruchami i ciekawskimi palcami. Wszystkie na koniec poranka miały radość i ulgę wymalowane na twarzach. Ich policzki rumieniały zaś oczy patrzyły po sobie nawzajem z coraz to większą pasją i zaintrygowaniem. Był to zdecydowanie udany początek dnia. Napawał człowieka energią i motywował do dalszej pracy.

Stąd też może tak gładko poszło jej z księgą. Była dumna z powodu zakończenia lektury i tego, że zrozumiała oraz zapamiętała jej treść. Wszak była to pozycja z goła odmienna od tych, które miała przyjemność w swoim życiu czytać do tej pory. Takich ksiąg nie dostawało się ani na bazarku, ani w antykwariacie czy bibliotece. Był to swoistego rodzaju biały kruk. Wdowa więc czuła się wyróżniona mogąc zgłębić jego tajniki.

Taka nauka z rana stanowiła dobrą rozgrzewkę przed dalszymi łamigłówkami jakie je dzisiaj czekały. Wszak miała w zamiarze wraz z Silke ustalić skuteczną metodę na ogranie zarobionych panów w "Czerwonej sukience". Nie gościli tam jednak nowicjusze a w grę wchodziły dość pokaźne sumy. Szwindel więc powinien być zarazem skuteczny jak i dyskretna - na tyle by ich konkurenci nawet nie pomyśleli że zostali wystawieni do wiatru. Sprawę zdecydowanie ułatwiał fakt iż obie kobiety czuły się bardzo swobodnie w tym zdominowanym przez mężczyzn świecie. Potrafiły liczyć karty, przewidywać posunięcia oponentów jak i zachować pokerową twarz.

Lokal Versanie był dobrze znany. Z resztą jak większość karczm i tawern w mieście. Niemalże każdą z nich kojarzyła z jakąś konkretną personą. "Pod wielorybem" - przemytnicy, "Pod pełnymi żaglami" - Pirora i Rose, "Czarny kot" - Louisa, czy właśnie "Trzy żagle" - Silke.

- Witaj gospodarzu. - podjęła niemalże od razu podchodząc do szynkwasu - Silke na miejscu czy ruszyła gdzieś w miasto? - zapytała poprawiając sobie dekolt.

- O tej porze? - brwi szynkarza uniosły się do góry aby okazać zdziwienie. Wymownie rozejrzał się po prawie pustym lokalu. Był środek dnia. Za późno na śniadanie a za wcześnie na obiad. Większość mieszkańców zarabiała właśnie na swój chleb i czynsz a nie rozbijało się po karczmach. To i lokal świecił pustkami. Jak pewnie większość o tej porze.

- Nie ma jej jak widzisz. - wyjaśnił na wszelki wypadek aby rozwiać wątpliwości, że szulerka raczej nie bywa o tej porze w jego lokalu.

- Gdzie więc mogę ją zastać? - nieco się zastanawiała kultystka. Zenit coraz bliżej więc i nadchodziła pora obiadu. Lokal zaś wyglądał w środku na raczej pusty aniżeli pełny. Mimo to Ver oczekując na odpowiedź luźno rozejrzała się po klienteli.

Mężczyzna po drugiej stronie szynkwasu wymownie wzruszył ramionami aby dać znać, że nie interesuje się co porabiają jego klienci jeśli nie ma ich tutaj. - Może wieczorem będzie. A może nie. Trudno powiedzieć. - powiedział w końcu. A wdowa zbyt wielu osób nie widziała. Jakiś facet jadł coś niespiesznie przy jednym ze stołów, przy innym dwóch siedziało przy kuflach ale raczej o czymś rozmawiali ze sobą niż pili i to było tyle. Lokal był praktycznie pusty.

~ Szlag. ~ zaklęła w myślach. Liczyła na obecność hazardzistki. Nie lubiła marnować czasu na bezczynne czekanie lub puste przeloty.

- Podajcie więc gospodarzu pieczyste, coś zimnego na przepicie oraz kawałek papieru, pióro i inkaust. - słowa poparła monetami. Postanowiła poczekać chwilę za wydziaraną hazardzistką w międzyczasie wrzucając co nieco ma ruszt a na wypadek, gdyby ta nie wróciła zredagować dla niej wiadomość z datą i miejscem spotkania.

- Oczywiście. Ale jak ten list ma być do Silke to się nie trudź. Ona niepiśmienna. - powiedział gospodarz jaki przyjął zamówienie na posiłek i chyba był gotów podać piśmidła ale ostrzegł, że hazardzistka jest jedną z tej ogromnej części społeczeństwa jaka nie zna słowa pisanego. W końcu to była domena szlachty, uczonych, większych kupców, oficerów a Silke się do nich nie zaliczała.

Ver często zapominała o tym, że umiejętność ta nie jest tak powszechna jak by sobie życzyła. Wzruszyła więc tylko ramionami i zachichotała kamuflując delikatne zakłopotanie.

- To nie trzeba. - sprostowała - Przekażcie więc jej tylko, że szukała jej Versana oraz że zjawie się tu jutro rankiem na wspólne śniadanie. - dodała okraszając wypowiedź soczystym uśmiechem.

- Ona jak już to raczej przychodzi wieczorami. Ale przekazać mogę. - zgodził się szynkarz kiwając zgodnie głową.

- Wiesz co mistrzu? - tak nagle jakby jej się horyzont rozjaśnił - W sumie to jakby Silke miała czas i chęci to i niech dzisiaj późnym wieczorem na jakąś kolacyjkę wpadnie. - Ver przypomniała sobie po prostu iż po zborze nie ma jakiś poważniejszych planów. Pozostanie jej tylko przesunąć wizytę Oksany na kolejny wspominany przy ostatnich odwiedzinach sklepu Grubsona termin.

Posiłek podany przez gospodarza był przedni. Duszony w warzywach udziec barani z dodatkiem piwnego sosu a na lepsze trawienie w gustowny naczynie, trzymanym chyba dla specjalnych gości klarowne, fioletowo-szkarłatne wino z malin i borówek. Całość wprawiła Versane w niemałe zdziwienie, gdyż tawerna nie sprawiała wrażenie takiej w której serwują aż takie specjały. W każdym razie wesoła wdówka zjadła wszystko, oblizując na koniec palce, chwaląc karczmarza i przekazując mu adres swojej posiadłości.

- Poinformuje o wszystkim służbę więc jakby mnie nie było niech poczeka. - rzuciła wstając od szynkwasu - Moja kucharka o nią zadba. - dodała przesuwając po blacie zaokrąglony w gore rachunek by wynagrodzić mężczyźnie fatygę jakiej się podjął. Jej następnym przystankiem był salon Inka.
 
Pieczar jest offline  
Stary 23-07-2021, 14:23   #364
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angesteg (7/8); Popołudnie; gabinet Inka; Versana.

Jeden z większych portów tej części północnego wybrzeża i tylko jeden mistrz kolki. Fach tatuażystów był zdecydowanie jednym z mniej obleganych w Neus mimo naprawdę dużego rynku zbytu. Jakby tylko ktoś posiadał sprzęt i smykałkę to mógłby tutaj prowadzić naprawdę godne życie. Nawet pomimo tego iż zdobienie sobie ciał kojarzyło się jednoznacznie z półświatkiem i żywotem marynarza a tak niepozorny, kaleki Ink trzyma cały tutejszy sektor w dwóch pozostałych mu kończynach, które są dla niego narzędziem pracy.

Miejsce pracy mistrza nie zachęcało. Okolica niezbyt ciekawa, wystrój raczej obskurny no i ten zapach. Nie był nawet na tyle odstraszający czy obrzydliwy jak specyficzny. Ciężko go było czemuś konkretnemu przypisać. po dłuższej chwili nos się jednak przyzwyczajał i człowiek najzwyczajniej w świecie ignorował go.

- Witaj mistrzu. - drzwi uchyliły się zaraz po zapraszających słowach gospodarza a w ich progu ujrzeć można było głowę ciemnowłosej wdowy - Nie przeszkadzam? Macie może teraz wolny termin? Szykuje się większa robota. - uprzejmym tonem w miejskim żargonie pojawiająca się tu drugi raz kultystka podjęła rozmowę z lokalnym mistrzem sztuki dziarania.

- Witam. No jak widać. - beznogi mistrz barwionej igły podniósł drzwi w stronę dzwonka i otwartych drzwi w jakie wpadło też trochę śniegu wraz z kolejną klientką. Wrócił jednak do tatuowania ramienia jakiegoś mężczyzny. Ten siedział spokojnie na krześle z obnażonym torsem. Widać było, że to nie jest jego pierwszy tatuaż. Tors i ramiona zdobiły mu liczne obrazki i symbole przez co sprawiał wrażenie marynarza.

- A co trzeba? - zapytał Ink nie zerkając na klientkę gdy maczał igłę w barwniku. Wykańczał jakiś żaglowiec prujący przez falę na bicepsie marynarza.

- Ptasi motyw na ramieniu i pewna ważna dla mnie liczba na szyi. - rzuciła szybko nie wdając się w szczegóły.

- Mhm. To tam na półce leżą katalogi. Przejrzyj czy coś ci odpowiada. - powiedział wskazując na regał z jakiego i ostatnio wskazywał w podobnym celu. Wrócił do kończenia żaglowca u tego marynarza jakiego teraz obrabiał. Trwało to jeszcze pacierz albo dwa. Nim klient wstał, rozmawiali jeszcze chwilę sprawdzając jak wygląda nowe dzieło tatuatora w końcu marynarz ubrał się, zapłacił, podziękował i wyszedł na ten śnieżący i śnieżny świat.

- I co? Znalazłaś coś? - Ink zapytał myjąc dłonie w miseczce zerkając na czekającą klientkę.

- Coś tam mam. - przytaknęła kiwając twierdząco głową - Co możesz powiedzieć mi o tych motywach? - wstała by zaprezentować mistrzowi co wpadło jej w oko. W prawdzie posiadała jako taką wiedzę na temat wybranych przez siebie wzorów. Ciekawa była jednak tego co na ich temat powie jej gospodarz.

- Kruk i orzeł. - mistrz popatrzył na wybrany w katalogu wizerunek. Pokiwał głową i podniósł ją na czarnowłosą jaka przy nim stanęła. - Kruk to ulubiony ptak Morra. Jest jego wysłannikiem. Zwiastunem. Oznacza to samo co bóg śmierci i snu. Jego spokój i mądrość. Zaś orzeł jest symbolem dumy, siły i honoru. Wiele herbów możnych, miast i państw ma go w wizerunku. Połączenie tych dwóch ptaków jest mało typowe. Ale jak chcesz to mogę to zrobić. - wyjaśnił co oznaczają takie wizerunki.



- Zaś te cyfry są symbolem tajemnicy i erotyzmu. To jedna z pozycji w sztuce miłości. Umieszczenie ich w widocznym miejscu jest prowokujące i może zarówno przyciągać i intrygować jak i odpychać i gorszyć. Więc to już na twoją odpowiedzialność. - przestrzegł przed wytatuowaniem sobie tego kontrowersyjnego symbolu liczbowego. Miał o tyle racji, że wdowa nie kojarzyła aby znała kogoś ze szlachty kto odważyłby się wytatuować sobie coś takiego. Przynajmniej nie w widocznym miejscu. Tak kontrowersyjny ruch rzucał się w oczy i burzył dobrze ułożone towarzystwo z dobrych domów i mógł skazać ją na dodatkowy ostracyzm.



- A to symbol równowagi. Przybył do nas wraz z kupcami i marynarzami z Dalekiego Wschodu. Oznacza równowagę między pierwiastkiem męskim a żeńskim. Między różnymi żywiołami i mocami. Uważany jest za magiczny. - postukał palcem w ostatni wzór wybrany przez Versanę z jego katalogu.



Zróżnicowana antropologia i znaczenie każdego z tych symboli bardzo intrygowały ciemno włosa wdowę. Kręciło ją również to że ich symbolika nie jest jednoznaczna i że dla każdego odbiorcy mówić one będą co innego. Inny wydźwięk mieć one będą w oficjalnej wersji kryjąc w sobie zdecydowanie głębsze przesłanie. Ver zaczynała również odkrywać w sobie kolejną pasję - tatuaże. W pospólstwie krąży powiedzenie, że gdy zrobi się jedną to ciężko sobie odmówić kolejnej. Skutki tych słów kultystka zaczynała odczuwać na własnej skórze.

- Doskonale. - jej głos przepełniony był entuzjazmem - Miały być trzy a będą cztery. - zachichotała - Ptaki na łopatce, zaś cyfry i znak równowagi na obojczykach. - te ostatnie były nawet trochę do siebie podobne. Zarówno kształtem jak i rozmiarem. Prócz tego rozmieszczone dość symetrycznie dawały poczucie pewnego balansu, który mimo wszystko był raczej pozorny.

- Te są małe to szybciej pójdą. Ten na łopatce większy to dłużej. To albo to albo to. Na drugą połowę umówimy się na następny raz. Za te małe to będzie po 10 za każdy. Za ten na łopatce 30. - powiedział Ink spokojnym tonem informując Versanę jak widzi sprawę tych tatuaży.

- Zacznijmy więc od tych mniejszych. - zdecydowała zaczynając rozpinać górną część suknie - Pozwoli mistrz, ze spytam o coś osobistego? - skoro wybór motywu mieli już za sobą Ver postanowiła urozmaicić czas dziarania.

- Zapytać możesz ale nie mówię, że otrzymasz odpowiedź. - odparł dość obojętnie gospodarz flegmatycznymi ale wprawnymi ruchami przygotowując swoje narzędzia do następnego zabiegu.

- Jak straciłeś kończyny? - była bezpośrednia. Ink nie był damą z salonów. Ver więc nie musiała owijać w bawełnę. Z resztą takie zachowanie mógłby on przyjąć za obraźliwe.

- Ponoć pochodzisz zza morza. - gora jej garderoby była już rozpięta. Ramiona świeciły golizną ukazując przy okazji obręcze gotowe do przyjęcia nieco tuszu pod skórę.

- Ludzie stamtąd słyną z odwagi i wyłączności. - kontynuowała komplementując tamtejsze ludy - Czyżby to w trakcie jakiegoś starcia doszło do nieszczęśliwego wypadku?

- Nie twoja sprawa. - odparł krótko mężczyzna z kikutami zamiast nóg. Przygotował już swoje narzędzia i nachylił się nad torsem klientki aby na początek narysować planowany wzór pędzlem. Przyglądał się na wizerunek w katalogu po czym malował go na skórze. To nie było bolesne, nawet łaskotało trochę. Ale potem przyszła kolej na bardziej bolesny proces gdy do użycia weszły igły. Artysta tatuażu pracował w skupieniu i milczeniu wbijając igłę raz za razem aby wprowadzić barwnik pod skórę. I regularnie ścierał wypływające z drobnych ranek krople krwi.

- Skoro tak mówisz. - spasowała. Nie było sensu dalej ciągnąć rozmowę. Ton i ekspresja w głosie Inka były stanowcze i jednoznaczne.

- To tak z innej beczki. - uczucie związane z zatapiającą się płytko pod skórą igłą było specyficzne. Było to coś z pogranicza bólu i łaskotania. Po dłuższej chwili szło się przyzwyczaić a nawet to polubić.

- Kto dziara Mistrza Kolki? - pytanie z pozoru banalne ale jakby tak mocniej się zastanowić - Wiadomo, że z łatwo dostępnymi miejscami sam sobie poradzisz. Co jednak z na przykład plecami lub szyją? - co jakiś czas dało się tylko usłyszeć ostry świst powietrza, który wdowa nagle wciągała w płuca w reakcji na te mocniejsze ukłucia.

- Ja już swoje mam. A jak się kiedyś jakiś znajdzie to się pomyśli. - Ink był skupiony na swojej pracy i nie wydawał się skłonny do toczenia dysput.

- Dziaraleś Louise Kruger? - kolejna zmiana tematu przychodziła wdowie nadnaturalnie lekko - Ta blond wojowniczkę od Olega. - łowczyni była charakterystyczna. Wdowa uznała jednak, że nie zaszkodzi sprecyzować kogo ma na myśli.

- Nie rozmawiam z klientami o dziaraniu innych klientów. - odparł krótko gdy na chwilę przerwał pracę aby zetrzeć nadmiar krwi z kłutej skóry.

- A jaką klientela się możesz pochwalić jeszcze. Idę o zakład, że i arystokraci u Ciebie bywają. - w tamtym kręgu był to raczej temat tabu. Wdowa zdążyła się jednak przekonać że im wyżej jesteś urodzony tym więcej tajemnic skrywasz.

- Nie rozmawiam z klientami o dziaraniu innych klientów. - powtórzył to samo co przed chwilą posyłając klientce spojrzenie jasno wskazujące, że nie życzy sobie takich pytań.

Nie było sensu brnąć w ten temat. Widocznie Ink trzymał się pewnego rodzaju etyki. Podobnej do tej uznawanej przez duchownych bądź lekarzy. Wdowa postanowiła więc nieco rozładować atmosfere zadajac pytanie z innej beczki.

- Widzę, że masz na ścianie sporo próbek na skórach. - same gałki oczne przesuwały się po kolejnych egzemplarzach - Świńska? Myślisz, że byłbyś w stanie namalować obraz taką metodą? - Ver pomyślała, że byłby to dość specyficzny i oryginalny pomysł na jeden z eksponatów w galerii lub prezent dla kogoś bliskiego. Kruk trzymający w pazurach oplatającego go węża lub krwawe pobojowisko, pełne gnijących zwłok. Sceneria jak i kompozycja w sam raz na ozdobę sali zebrań na Adele.

- Robię tatuaże. I tylko tatuaże. - odparł nie przerywając pracy i dając znać, że nie jest zainteresowany czymś więcej niż swoją pracą i pasją jakiej się poświęcił.

- Marynarze są zapewne twoimi najczęstszymi klientami. - rzecz dość oczywista - Nie raz zdarzyło ci się pewnie być ich spowiednikiem a tak się składa, że poszukuje pewnego jegomość. - kolejny haust powietrza przez zaciśnięte zęby - Sondre. - rzuciła krótko - Jesteś w posiadaniu wiedzy gdzie go można znaleźć? Płacę złotem. - urwała nagle ściskając dłonie w pięść - Rzecz jasna, jak nie chcesz to nie odpowiadaj. - Ink mógł wszak zasłyszeć więcej opowieści niż niejedna barmanka lub dziwka. Pytanie jednak czy jego uszu zawitały te związane z porywaczem adeptów z akademii.

- Nie podoba mi się jak międlisz językiem. Jeszcze trochę i będziesz musiała poszukać sobie kogoś innego do dziergania skóry. - ostrzegł wścibską klientkę i nie wyglądał jakby żartował i mówił po próżnicy.

Jednego mu nie można było odmówić. Był asertywny jak mało kto. Niewykluczone, że to życie wymusiło na nim taką a nie inna postawę. Ver nie miała zamiaru go jednak denerwować. Wszak chciała tu jeszcze kilka razy wpaść czy to sama czy z jakimś goście.

- Wybacz. - przeprosiła grzecznie - To z podenerwowania i ekscytacji. - postarała się nieco złagodzić sytuację. W tej chwili milknę. - dodała po zamknęła usta nie otwierając ich do końca roboty gospodarza.

---

Mecha 60

Versana; przekonywanie Inka; (OGŁ vs SW); 65+20-30-10=45 vs 45+20-10-20=55; 50+45-55=40; rzut: Roll(1d100)+0:52,+0; 40-52=-12 > ma.por = nie, raczej nie.

---

Versana: - 20 PZ
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 24-07-2021 o 00:22.
Pieczar jest offline  
Stary 24-07-2021, 09:38   #365
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Ranek; karczma “Wesołe Warkocze”; Egon

Egon przez pewien czas przeżuwał słowa Vrisiki.

- Zostały jakieś ślady, czy znowu tylko jakieś ploty o tym, że ktoś coś widział, albo ktoś coś usłyszał? - zapytał. - Jeśli to prawda, że to nie człowiek, to wszystko może się zdarzyć. Pewnie dlatego był tak cholernie trudny do znalezienia.

Egon w końcu wzruszył ramionami.

- Szukaliśmy tego cudaka w kanałach i nic nie znaleźliśmy. Jak dla mnie, jak nie będziemy mieli niczego pewnego, to nie ma co się w to znowu ładować - rzekł Egon do złodziejki.

- Skąd mam wiedzieć co tam było na tej Żelaznej? Nie było mnie tam. Mówię ci co słyszałam. - złodziejka też wzruszyła ramionami dając patrząc pytająco na kolegę.

- I jak nie zamierzasz ruszać tyłka w tej sprawie to nie ma sprawy. Ale ci co tam wczoraj byli to właśnie po to by go złapać. Od siedzenia na tyłku w gospodzie na pewno go nie złapiesz a innym może w końcu się komuś uda i zgarnie nagrodę od Czarnego. - powiedziała nonszalanckim tonem i pociągneła z butelki wina na zakończenie swojej wypowiedzi.

Egon pokiwał głową. W sumie, złodziejka miała rację.

- No dobra, ale jaka szajka go przydybała? - zapytał Egon. - Mógłbym popytać Strupasa, on wie co nieco o półświatku.

- Ci od Szybkiego. Ale wczoraj po tym zamieszaniu straż ich zgarnęła jako zamieszanych i do wyjaśnienia to siedzą w wieży. W końcu znaleźli ich przy świeżym trupie. Jak ktoś tam używa mózgu w tej straży chyba powinien się pokapować, że to nie oni i ich puścić. Na razie jest rano to ich mogą dalej tam trzymać. Jak dziś ich nie wypuszczą to pewnie dopiero po Festag. - złodziejka tłumaczyła jak widzi sprawę. Wyglądało na to jakby chłopcy Szybkiego padli ofiarą własnego sprytu i szczęścia gdy skończyli w wieży. No ale nawet jeśli to takie zatrzymania zwykle nie trwały zbyt długo. Raczej aż ktoś tam z władz ustalił co jest co i kto jest kto i jak ktoś nie miał na karku grubych paragrafów to zwykle kogoś takiego puszczali z powrotem. Więc dziś albo po jutrze bo w Festag wszystko było pozamykane poza karczmami i świątyniami.

“Krótki” wpadł do karczmy wyraźnie zziajany. Złapał kilka oddechów opierając ręce o kolana lekko pochylony i gdy doszedł do siebie rozejrzał się po karczmie. Skierował się bezbłędnie do Egona.
- Szef mnie przysyła Egonie. Dobrze, że cię tu jeszcze zastałem. Uniknę biegania po całym mieście. - sam gladiator bezbłędnie rozpoznał w opryszku jednego z ochroniarzy Vasilija.
- Mówi, że w waszej podziemnej sprawie jest jakiś nowy trop od Trójhaka. Mówi, żebyś spróbował zabrać kogo się da z grupy która ostatnio z wami była i poszedł ze mną do “Czarnej Czapli” skąd udacie się dalej.

Egon spojrzał na Krótkiego i pokiwał głową.

- Jak faktycznie coś solidnego, to możemy się przejść - rzekł gladiator. - Dobra, Vrisika. No to masz swojego cudaka z kanałów. Może dokopali się do tego, co trzeba. Skoczę po Silnego, jak będzie, to przyjdę z nim, a jak nie, to przyjdę sam.

I dokończywszy jedzenie, tak zrobił.

- Dobrze - odpowiedział “Krótki” - To ja pobiegnę jeszcze do Pani Versany miałem sie tam spytać o obecność Kornasa. Widzimy się w “Czarnej Czapli”

Przedpołudnie; tawerna “Czarna czapla”

- No? To co tam masz Cichy? - Silny był przyjazny i serdeczny jak zwykle gdy weszli z Egonem do “Czapli” i podeszli do stołu przy jakim siedział kolega ze zboru. Egon zastał go jeszcze w domowych pieleszach więc mięśniak nie był w zbyt dobrym humorze. W przeciwieństwie do gladiatora nie zdążył nic zjeść. To pewnie też nie poprawiło jego nastawienia. Jak i wiatr jaki na zewnątrz zamiatał ulice zimową zawieją. Ale łysy dość szybko się ubrał i był gotów do wyjścia. Ta szaruga jednak niezbyt sprzyjała rozmowom po drodze. Wiatr i śnieg wpychały się wszędzie gdzie się tylko dało. I tak we dwóch dotarli do “Czapli” gdzie zastali kolegę ze zboru.

Tymczasem Egon rozłożył się na stole i zamówił piwo. To piwo z Czarnej Czapli było nieco inaczej warzone niż te w Warkoczach, toteż nie chciał odmówić sobie.

Tymczasem w Czapli siedział zarówno Cichy jak i Kornas. Gdy już wszyscy się zebrali powiedział.
- Trójhak mówi że ma świeży trop. Wspomniał też żebym zabrał wsparcie więc posłałem po was. Dopij piwo Egonie i zbieramy się nie ma czasu do stracenia.

- Ja czekam na żarcie. - burknął swoim piskliwym głosem łysy ochroniarz Versany. Było to swoją droga dość komiczne, bo brzmiał jak obrażony na kolegów z podwórka chłopiec, który nie przeszedł jeszcze mutacji.

- Jadłem z półtora dzwona temu. - dodał nie widząc zrozumienia - Żołądek przyklei mi się zaraz do żeber. - minę miał poważną i brzmiał tak jakby była to dla niego sprawa życia i śmierci. Na szczęście dla wszystkich jak tylko łysy właściciel młota skończył ostatnie zdanie zza lady wyłoniła się tutejsza kelnerka ze sporych rozmiarów golonką na tacy. Mięsiwa było tyle, że starczyłoby dla dwóch rosłych chłopów. Dla Eunucha nie stanowiła ona jednak najmniejszego problemu.

- Jeść tu czy brać na wynos? - zapytał jednak ustępując pod presją nieprzychylnych spojrzeń kumpli. Był sam. Nie miał więc wiele do gadania. Z resztą byli tu wyżsi od niego stopniem. Musiał się więc podporządkować.

Egon wzruszył ramionami na Silnego i pozwolił reszcie zadecydować o losie łysego. “Wszakże nie umrze” - pomyślał.

- Zjemy tutaj. Też nic jeszcze nie jadłem. - Silny poszedł za przykładem kolegi i też zamówił sobie śniadanie. Nie oszczędzał sobie mówiąc, żeby inni też zjedli bo nie wiadomo co ich tam czeka u Trójhaka i co chce im pokazać. W końcu jak zjedli, popili, rozgrzali się od środka byli gotowi do wyjścia. Silny dał znać cichemu aby prowadził skoro znał drogę.

Droga nie była jakoś przesadnie długa. Ale jak wiatr wpychał zerwany z powierzchni śnieg to jednak mocno to utrudniało marsz. Wiatr szarpał ubraniami, zrywał czapki i kaptury z głów i w ogóle stawiał jakby żywy opór maszerującym. Trzeba było zmagać się z jego niewidzialną ścianą. Dotarli jednak w końcu do Trójhaka. Cichy zapukał do tych samych drzwi co zdawało się wieki temu odwiedział z Versaną. Otworzył mu ten sam co wówczas mężczyzna. Też wcześniej sprawdzając z kim ma do czynienia. Wpuścił ich do środka a potem zamknął drzwi odcinając się od tej zawieji a zewnątrz.

- To jesteście. No dobrze. To nie rozbierajcie się jak chcecie zobaczyć te ślady. Ja się ubiorę. - gospodarz uprzedził ich, że nie ma co się rozdziewać. Sam też nie wracał do mieszkania tylko zaczął ubierać stary, brudny kożuch, czapkę i resztę zimowego ekwipunku.

- Czekamy, czekamy, idziemy, idziemy - Egon pokiwał gorliwie głową, czekając na wymarsz. - Ale ślady to jedno, oby coś konkretnego. A nie jakieś odciski dupy dzieci w śniegu.

Kornas jeszcze nie zapomniał o golonce pieczonej w piwie, którą zjadł na trzecie śniadanie a już planował co wszamać po powrocie. Pocieszało go również to iż w kieszeni miał parę orzechów i suszonych daktyli zabranych z domu tak na czarną godzinę gdyby pod ziemią złapał go mały głód. Prócz tego zabrał również uprzednie informując Versane jej włócznie. Młot był potężnym orężem jednak dość nieporęcznym w kanałowych realiach. Obucha oczywiście nie zabrakło. Był on jednak dzisiaj w rezerwie.

- Przydałaby mi się jakaś lina. - kajdany byłyby zdecydowanie lepsze ale jak się nie ma co się pragnie to się kradnie co popadnie - I może jakieś opatrunki. - Kornas wziął sobie do serca nauczkę z poprzedniej wyprawy. Teraz jednak mogło ich spotkać o wiele większe zagrożenie aniżeli kilku coś penetrujących kanalarzy. Starcie z bestią nie wiadomo co sobą reprezentującą mogło skończyć się na kilkanaście różnych sposobów.

- Duży okaz? - zapytał jeszcze właściciela charakterystycznej protezy. Ten zapewne widział wiele cudów krążących po tunelach miejskich kanałów mógł więc mieć ogólne rozeznanie w tejże sprawie.

- No to bystrzaku trzeba było wziąć tą linę jak mówisz, że mogą się przydać. - Silny odparł cierpko na propozycję ochroniarza Versany jaki wydawał się nią zirytowany.

- Spokojnie, ja mam jakąś linę. No ale nie kajdany. - Trójhak uspokoił sytuację i wrócił się gdzieś w trzewia domu. Po czym pokazał się niosąc pęk liny którą wręczył Konrasowi.

Potem wyszli w piątkę na śnieg i wiatr jakie zamiatały ulicami. Ciężko się szło przez tą zaporę. To i przechodniów było dość mało. Jak ktoś nie musiał to nie wychodził w taką pogodę na zewnątrz. Trójhak poprowadził czwórkę mężczyzn ku portowi. Tam przy jednym nabrzeży zeszli na pomost z jaki był tuż nad wodą i jakiego używały zwykłe łodzie rybackie czy te jakie kursowały pomiędzy statkami i brzegiem. Tam w ścianie nabrzeża był wylot jednego z miejskich kanałów. Dół zaczynał się gdzieś na wysokości piersi stojącego mężczyzny.

- Sami sobie zobaczcie. - powiedział ich przewodnik nie podchodząc nawet do tego wylotu. Widocznie musiał być pewny co tam znajdą i dał swoim gościom okazję by sobie obejrzeli to wszystko na spokojnie. A było co oglądać.

Stworzenie jakie zostawiło te ślady musiało mieć spore pazury. Pewnie u rąk i nóg. Podobnie jak człowiek musiało złapać się krawędzi wylotu aby wskoczyć do środka kanału to zostały ślady pazurzastych łap. Znacznie większych od ludzkich. A na ile starczało światła tego wietrznego dnia to na dnie widać było też ślady bosych stóp. Też z pazurami. I na pewno nie był to kształt ani wielkość ludzkich stóp. Znacznie większe i kojarzące się z jakimś zwierzęciem. Dwunożnym.

- Dobra, znamy kolejność? - zapytał Egon. - Ja mam sprzęt, więc idę pierwszy. Pójdę z tarczą i latarnią, jak będzie przypał, to ktoś bierze latarnię i wyciągam topór. Jak będzie dość szeroko, to ktoś może dołączyć.

- Spróbuję schwytać to gówno w sieć, ale jak będzie się wyrywać, to dostanie topór, żeby było jasne - dodał Egon.

- Każdy kto wpada w sieć to się wyrywa. - zauważył trzeźwo Vasilij - Wal go obuchem jak będą sprzyjające okoliczności. Tak by zabić tylko jeśli będzie to niezbędne.

- To ja pójdę za Egonem. - rzucił. Włócznia którą dzierżył Kornas była na tyle długa, że w razie potrzeby spokojnie mógł kłuć przeciwnika zza pleców kolegi. Prócz tego potrzebował do jej obsługi tylko jednej ręki więc drugą mógł odebrać od gladiatora latarnie.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 24-07-2021, 11:13   #366
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Południe; kanały
Egon, Vasilij, Kornas, Silny



Szli i szli. Nie wiadomo jak długo. Podziemny świat kanałów był odporny na zmiany pory dnia i nocy bo cały czas było tak samo ciemno. Światła było tyle co dawały obie lampy. Czwórka mężczyzn szła przez podziemne miasto słuchając bliskich i dalekich odgłosów. Kapanie i ściekanie wody było wszechobecnie. Podobnie jak wytłumione przez ściany, podłogi, bruk i ziemię odgłosy z powierzchni. Turkanie się wozów, upuszczanie jakichś ciężkich przedmiotów i kto wie co jeszcze. Śnieg zawalił większość kratek i włazów to brakowało nawet tych rzadkich prześwitów światła dziennego z góry. Do tego kanałami echo niosło bliżej niezidentyfikowane dźwięki. A każdy z tych szmerów i szurów mógł oznaczać niespodziewanych sąsiadów. Innych niż zwykłe, kanałowe szczury co na ogół były ich jedynymi towarzyszami. Trójhak nie wszedł z nimi do kanałów. Uznał, że zrobił swoją część doli na jaką umówił się parę dni temu z Vasilijem i wrócił do siebie. A czwórka łowców po kolej wdrapywała się w tej śnieżycy do wystającego otworu kanału.

Kanały były różne. I małe, że trzeba by się czołgać nimi i tak wysokie, że dorosły człowiek mógł iść nimi wyprostowany. W większości właśnie szli takimi. Jak się trafił odcinek pod jaką główniejszą ulicą to nawet mogli iść na dwa rzędy bo wówczas pośrodku był kanał z płynącymi nieczystościami a po każdym boku chodnik na jednego pieszego. Dość szybko musieli zweryfikować swój szyk i na czoło musiał wysunąć się Vasilij. Z całej czwórki tylko on znał się na tropieniu a istniało ryzyko, że w innym szyku koledzy zadepczą ślady. Bo chociaz przy samym wylocie kanałów te tropy były tak widoczne, że wszyscy je widzieli to jednak w głębi to już nie było takie oczywiste.

Przeszli całkiem spory kawał miasta tymi kanałami. Czasem musieli się cofać aby odnaleźć te coraz rzadsze ślady. Ale szczęście im sprzyjało i za każdym razem udawało im się wrócić. Poziom oleju w lampach już wyraźnie się obniżył gdy dotarli do szczeliny w ścianie kanału. Była na tyle szeroka, że dało się bez problemu w nią wejść. Ale to już nie był kanał. Tylko właśnie jakaś szczelina. I szponiaste ślady w ziemi wiodły w mroczną czeluść prowadzącą w dół.

Cała ta tułaczka znużyła oraz zmęczyła Kornasa jednocześnie. Vasilij wydawał się być mocno zaobserwowanym tropicielem wpatrzonym w gówno, błoto i płyny, które swą fakturą i odorem przypominały raczej jakieś wydzieliny sączące się z ran upodobanych Wujaszkowi pobłogosławionych ofiar. Cała ta sceneria była raczej monotonna i niezbyt pochłaniająca atencje eunucha. Nie tracił on jednak czujności. Zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie potrafiły kryć plątaniny tych różnorozmiarowych tuneli. Nie przeszkadzało mu to jednak od czasu do czasu sięgnąć do kieszeni po orzech lub suszony daktyl. Tak by urozmaicić sobie tą wycieczkę.

- Daj tą lampę i właź - rzekł do Egona - Wchodzę od razu za tobą. - dodał po czym spojrzał na kumpli - Vas osłaniaj nas. - w końcu jakaś odmiana. Łysol podjął się od razu działania by przestać myśląc o pragnieniu, które zaczęło go trapić. Z resztą chciał mieć to już za sobą. Zapas przekąsek zaczynał powoli topnieć i niepokoić pracownika Versany. Jego myśli zaś poczęły krążyć wokół pieczonego prosiaka. Wokół jego chrupiącej skórki, soczystego mięsa i puszystego nadzienia. Uczucie spływającego po brodzie ciepłego tłuszczu było jednym z tych, które powodowało u eunucha gęsia skórkę.

Egon skinął głową, zanim jednak wślizgnął się w szczelinę, wyciągnął zza pasa topór. Co prawda sam niewiele zastanawiał się nad tym, co mogli spotkać - ostatecznie bowiem, stwór, który został przegoniony wcześniej mógł nadal chcieć zalizać swoje rany. Stwory Chaosu czy nie, wpaść do lodowatej toni było czymś, na co mogły zadrżeć same demony.

Egon jednak skoncentrował się na tym, co było przed nim, gotów w każdej chwili do odporu. Miał nadzieję, że dziura tej bestii nie miała żadnych innych wyjść - jeśli mieliby tułać się po kanałach, szukając drania, którego ująć nie mógł nikt przez parę miesięcy, to wolał dać sobie z tym spokój. Sprawę trzeba było zakończyć czym prędzej, zanim bestia zmądrzeje na tyle, aby wybrać sobie inne leże.

Inną sprawą, która gdzieś siedziała z tyłu jego głowy, było przetransportowanie drania z kanałów. Nie czas jednak był na to i karcąc siebie, skoncentrował się na swoim toporze. Vas mógł chcieć go pojmać żywcem, ale różne rzeczy mogły się zdarzyć, kiedy przyjdzie co do czego.

Z początku tunel biegł pod dość ostrym kątem. Więc wspinaczka szła Egonowi opornie. Musiał ostrożnie stawiać nogi i miał ograniczoną możliwość wykorzystania rąk skoro trzymał w jednej topór a w drugiej lampę. Dość szybko okazało się to bardzo nie poręcznym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że jak się okazało, to nie była jakaś dziura czy jama. Tylko tunel co wcale nie miał zamiaru się tak szybko skończyć. Bardziej przypominało to schodzenie z drzewa i przydawało się jak najwięcej wolnych kończyn oraz balansowanie ciałem niż dotychczasowy marsz. Kanały może nie były przyjemnym miejscem ale jak się miało światło to było dość wygodne do chodzenia. Przynajmniej tam gdzie szli do tej pory. Ten tunel wyglądał jakby wykopał go jakiś partacz kompletnie nie przejmujący się wygodą i użytecznością swojego dzieła. Dopiero dobry kawałek poniżej skos złagodniał na tyle, że dało się mniej więcej iść niż wspinać. Chociaż szło się jak po jakimś gruzowisku. Tam jednak Egon mógł poczekać na resztę towarzyszy. Którzy kolejno odkrywali to samo co on przed chwilą.

Potem tunel wciąż ciągnął się w dół i w dół. Chociaż już po mniejszym skosie. Dało się iść, nawet idąc wyprostowanym. Ale tunel był jak wykopany na dziko. Bez żadnych podłóg, ścian czy sufitów. Po prostu ciągnąca się dziura w ziemi. Nawet żadnych stępli nie było aby podtrzymać ewentualny zawał ziemi. Zupełnie jakby wykopało tą jamę jakieś zwierzę. Tak doszli całkiem spory kawałek aż do rozwidlenia. Wyglądało to jakby na jakimś łuku ktoś wykopał ów łącznik z kanałami. Ale też wyglądało to na zwykłą dziurę w ziemi. Tyle, że doszedł dylemat czy iść w lewo czy w prawo. Czy dać sobie spokój i zawrócić.

- Mamy jeszcze jakąś lampę i olej? - zapytał przyciszonym tonem kamraci. Myślał o rozdzieleniu się. Wymagało to jednak jeszcze jednego kaganka lub chociaz pochodni. Tu jednak pojawiał się kolejny problem. Paliwo do obu źródeł światła.

Oczekując na odpowiedź eunuch starał się wypatrzeć, usłyszeć lub chociaż wyczuć cokolwiek. Od śladów przez jakieś odgłosy aż po specyficzny zapach bądź prąd powietrza. Brak przyrodzenia i jąder sprawiały iż był na wiele rzeczy zdecydowanie bardziej wyczulony.

- Ja bym się nie rozdzielał - mruknął Egon. - Ja to coś nas zaatakuje, to ciężko będzie dać odpór. Powinniśmy mieć drugą lampę… Ale kurewskie ryzyko. Na tropieniu jednak zna się chyba tylko Vas.

- Panowie trzymamy się razem. Mam drugą lampę użyjemy jej teraz a ja zacznę tropić. Ubezpieczajcie mnie w tym czasie i trzymamy się razem. Dajcie spojrzeć duży osobnik pewnie zostawił ślady. - Vasilij podsumował sytuację.

Kornas przyjął słowa kolegi z aprobata milcząc. Również starał się coś znaleźć. Uniósł tylko nieco lampę by oświetlić maksymalnie duży teren.

Byli na tyle głęboko pod ziemią, że zmarzlina już tu nie sięgała. Ziemia więc może nie była miękka ale jednak uginała się gdy ktoś na niej stanął zostawiając w niej ślad. Tak czwórka mężczyzn przede wszystkim widziała w tej norze o przekroju przeciętnego kanału ślady swoich butów prowadzące skąd przyszli. Były też inne ślady. Te same co widzieli w zawalonym śniegiem porcie przy wejściu do kanału. Wiele tych śladów. W obie strony. Jakby wiele takich stworzeń przeszło tędy albo jedno wielokrotnie. Było ich na tyle wiele, że nawet ślady butów eksploratorów nie mogły ich zakryć.

Ślady tego stworzenia jakim tropem szli prowadziły do prawej odnogi łagodnego zakrętu. Tyle, że tutaj w tej podziemnej norze widać było więcej innych śladów. Prowadziły w obie strony bez ładu i składu. Stworzenia jakie zostawiły te ślady musiały być mniejsze niż te wielkie jakie ich tu zaprowadziły. To widział każdy z czwórki towarzyszy. Na oko Vasilija te mniejsze ślady musiały należeć do dwunożnych istot podobnych wielkością i ciężarem do dorosłego człowieka. Ale mało prawdopodobne aby należały do ludzi. Wskazywał na to ich wyraźnie, szponiasty wygląd. Niemniej przynajmniej w tej chwili podziemna okolica wydawała się głucha, ciemna i opuszczona.

- Co to do licha? - zapytał szeptem towarzyszy nie ukrywając zdziwienia. Ślady były łudząco podobne do zwierzęcych. Tylko ten rozmiar. Łysol nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział. Wzbudziło to jego podejrzenia i obawy. Co to za pieroństwo a raczej pieroństwa. Odcisków łap i pazurów była masa. Niczym na ruchliwej ulicy na powierzchni. Tonął w domysłach. Podziemne miasto? Szlak przemytniczy? Czemu tak głęboko i czemu takie kształty stóp.

Kornas niejako wyczuwając sytuacje delikatnie zgiął kolana i mocniej zaciśnął dłoń na drzewcu włóczni. Zupełnie tak jakby przygotowywał się na niezapowiedziany atak.

- W razie ataku zasłoń nas tarczą. - szepnął do Egona stojącego przed nim - Ja powstrzymam ewentualna szarże włócznią. - zaparty w glebie drzewc w tak wąskiej scenerii skutecznie powinien studzić zapał potencjalnego opresora - Ty zaś pruj do nich jak do kaczek. - wymamrotał kilka słów do tropiciela.

- Ano, tak planowałem - rzekł Egon.

Nie podobało mu się to wszystko. Oczywiście, wyprawa za stworem, który był w stanie wyrwać człowiekowi serce gołymi rękami (a w każdym razie podobne rzeczy, które wyprawiał z widzianymi przez Egona kurtyzanami), to było jedno. Inną było wyprawianie się na cały tabun, który mógłby się tam kryć. Sprawa stała się znacznie bardziej ryzykowna i jeśli przyjdzie co do czego, to Egon zażąda nieco wyższej zapłaty od Czarnego.

Eunuch starał się uspokoić oddech. Zdawał sobie sprawę iż w tak wąskiej przestrzeni każdy odgłos nosił się hen daleko. Ekscytacja, poddenerwowanie i adrenalina były tak wielkie, że zapomniał o głodzie a to zdarzało mu się niezwykle rzadko.

- Mamy trzy opcje. - Vasilij spojrzał na towarzyszy. - Wracamy i naradzamy się ze Starszym nim wykonamy swój ruch. Czekamy tutaj i się zasadzamy na jakiegoś z nich. Łatwiej o zasadzkę jeśli to oni przyjdą do nas a patrząc po ilości śladów często tu chodzą. Trzecia opcja to idziemy tam na ryzyku. Capniemy jednego z nich i przesłuchamy jak gada po naszemu. Jak nie oddamy Starszemu on ma szerszy wachlarz możliwości komunikacji. Gdybym ja miał się wypowiedzieć byłbym za pierwszą opcją. Jak teraz tam wleziemy stracimy element zaskoczenia ale ryzykujemy, że znikną o ile to chwilowa kryjówka.

- O ile już nas nie zauważył i nie obserwują teraz. - eunuch miał wrażenie, że czuje na sobie czyjeś spojrzenie. Nie był to ich rewir. Byli niezapowiedzianymi gośćmi, których nie wiadomo jak się tu przywita.

- Hmmm… najgorsze, że już narobiliśmy po sobie śladów. - zauważył - Znacznie różniących się od tych tutaj. - wskazał palcem na błotniste podłoże - I coś mi się nie wydaje aby ci tutaj tego nie zauważyli. - grymas wykrzywił jego pulchne lico - Potrafiłbyś je zatrzeć? - spytał się kolegi a następnie spojrzał za siebie chcąc się zorientować jak się tam mają sprawy. Eunuch też rozmyślała nad zapachem jaki rozprzestrzenili w miedzy czasie.

- Zabranie jednego ze sobą to jakiś plan. Szef mógłby z nim pogadać i dowiedzieć się czegoś więcej. Pytanie tylko czy chodzą w pojedynkę i jak jego kompanom spodoba się zniknięcie druha. - Kornas zdawał sobie sprawę z pozytywnych i negatywnych aspektów każdej z decyzji - Chyba jednak najlepiej będzie wracać. Ciekawe czy się uda nam wspiąć pod tą stromiznę. - podrapał się po łysym czerepie.

- Wracamy. Wdepnęliśmy w głębsze gówno niż to wyglądało na początku. Miał być duży ale jeden. A tu widać jest ich więcej. Wracamy póki jeszcze możemy. - Silny pomógł towarzyszom podjąć właściwą decyzję. Wskazał brodą na widoczne na nierównej podłodze pomniejsze ślady. Może i były mniejsze niż to coś czego tropem szli do tej pory ale było ich więcej. Dał znać głową, żeby wracać skąd przyszli.

Kornas kiwnął głową na polecenie Silnego. On tu dowodził. Był przecież prawą ręką Szefa.

- Pomóc ci z tymi śladami? - wykazując się koleżeńska uprzejmością zaproponował Vasilijowi swoją pomoc. Zależało mu na tym by szybko, dyskretnie i bezpiecznie opuścić tą norę.

Vasilij skinął głową Silnemu gdy ten się z nim zgodził.
- Poradzę sobie - odpowiedział Kornasowi gdy zaczął zacierać ich ślady.

Z zacierania śladów niewiele wyszło. Owszem dało się zasypać ziemię czy butem czy ręką aby zakryła ślad butów. Tyle, że wówczas wygladała jakby ktoś zasypywał ślad buta ziemią. Było też dość czasochłonne jak trzeba było zakryć każdy, jeden odcisk buta po czterech osobach.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 24-07-2021, 20:37   #367
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 61 - 2519.02.07; agt (7/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; krypa “Stara Adele”
Czas: 2519.02.07; Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: wnętrze ładowni, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz ciemno, sil.wiatr, zamieć, lodowato


Pirora



- No jak widzisz moje dziecko. Nie dysponujemy tu salonami. Ale potrafi być tu bardzo wygodnie. I bezpiecznie. - jakoś tak powiedział ubrany w togę, zamaskowany mężczyzna który był tutejszym liderem tajnego zboru. Jak ją oprowadzał po jednym z wielu statków zacumowanych w porcie. Ale ta stara koga była wyjątkowa o tyle, że była kryjówką kultystów. Ich miejscem kontaktowym, główną bazą no i miejscem cotygodniowych spotkań. Ton Starszego jednak sugerował, że ceni i lubi to miejsce. Nawet jeśli pod względem luksusów nie mogło się równać do szlacheckich rezydencji. Nawet zacumowana jednostka nieco chwiała się na falach. Zwłaszcza, że wraz z nadejściem nocy znów wzmógł się wiatr porywając świeżo spadły śnieg i tworząc kurzawę. A i teraz potrafił bujać tą dość masywną kogą. Stare, pociemniałe, spracowane drewno trzeszczało, coś tam stukało w ścianach i za nimi co dla kogoś kto nie był nawykły do statków mogło być nieco deprymujące. Gospodarze jednak zdawali się nie zwracać na to uwagi.

- Nie przejmuj się. Nie zatonie. Jesteśmy w głębi portu i zatoki. Tu fale są dość słabe. - to z kolei powiedział Kurt Kuternoga jak wystawił jej drabinę po jakiej mogła wejść na pokład. Był pierwszym kultystą z nowej rodziny jakiego dzisiaj spojrzała. Droga z “Żagli” może rzeczywiście nie była jakoś szczególnie trudna. Wystarczyło iść brzegiem zatoki w jakiej był port. I trzeba było tylko wiedzieć w który pirs skręcić. Jak się jednak szło pierwszy raz i w tej zamieci to okazało się trudniejsze niż to wczoraj na spokojnych, wieczornych wodach zatoki pokazywał Karlik. Tablica z wymalowanym ptakiem i podpis jednak wskazał jej drogę. Potem musiała tylko mijać kolejne zacumowane i bujające się leniwie na falach statki aż doszła do “Adele”. Dalej zostało jej zapukać tak jak wczoraj pokazał jej Karl. Chwilę czekała przy pustej burcie bezludnego zdawałoby się statku. Aż nad burtą ukazała się czarnowłosa, brodata głowa.

- A! To ty! Czekaj, zaraz ci dam drabinę! - krzyknął do niej Kurt bo inaczej by go nie usłyszała. Weszła po drabinie, on potem ją wciągnął z powrotem odcinając się od reszty portu. Po czym gestem wskazał jej drzwi w tylnej nadbudówce. I dopiero tam mogli normalnie rozmawiać. Było cieplej i bez wiatru i śniegu sypiącego w twarz. Kurt zaprowadził ją do jednej z kajut gdzie już czekali na nią Starszy i Karlik. I tam ją zostawił wracając do swojej roli dozorcy i odźwiernego. A z dwóch mężczyzn jakich zdążyła już poznać wcześniej to znów Starszy grał główne skrzypce. I to on przejął rolę gospodarza pokazując jej co jest co na tym statku jaki nieco bujał się na falach. A wraz z tym ruchem wszystko co było choć trochę ruchome. Starszy zdążył ją wprowadzić w sprawy nowej rodziny zanim przyjdzie Pirorze się z nią poznać. W końcu wrócili do tej kabiny gdzie czekał na nich Karlik. Była przyjemnie ciepła chociaż dość ciasna. O ile ona i Starszy siedzieli przy niewielkim, składanym stole to Karlik na pryczy bo już nie było dla niego miejsca przy stole.

- Zajmujemy się bardzo dla nas ważną sprawą. - lider rodziny zaczął mówić o uwięzionej w miejskich lochach wyroczni. To uważał za sprawę najważniejszą. Dzięki Versanie i Łasicy udało się tam ulokować tą ostatnią tam jako kuchcika. I tej ostatniej udało się wczoraj dotrzeć do wyroczni ale niestety w mocno niesprzyjających warunkach. I dlatego też Łasicy ostatnio raczej nie ma a i dziś pewnie przyjdzie ostatnia.

- Nie wiem jak się widzisz w takiej roli. Jakie masz możliwości i talenty drogie dziecko. Radzę posłuchaj Łasicy jak będzie mówić. Reszta jeszcze o tym nie wie. Wczoraj mieliśmy ważną wymianę. Udało nam się wymienić złoto na zmiennik. To też może okazać się bardzo przydatne gdy już wyrocznia będzie z nami. I dlatego też byliśmy wczoraj i przez ostatnie dni tacy zajęci. Poprosiłem Łasicę by nie rozdmuchiwała sprawy aż do dzisiejszego spotkania. Opowie nam jak wygląda aktualna sytuacja. A ty drogie dziecko posłuchaj i może jak będziesz widzieć okazję jakbyś mogła pomóc albo jakbyś miała jakieś pytania to się nie krępuj. Każdy z nas jest inny. Niepowtarzalny. I ma wyjątkowe możliwości i talenty. Dlatego każdy z nas dostrzega co innego nawet w tej samej sytuacji. - Starszy mówił jakby nauczyciel co chce możliwie jak najpłynniej wdrożyć w grupę nową koleżankę. Jak uprzedził zbór był kompilacją różnych osobowości pod wezwaniem różnych patronów. Więc chociaż do tej pory spotkała tylko Versane i Łasice a one raczej lubowały się w domenie Kusiciela i Architekta to jednak rodzina była bardzo różnorodna pod tym względem.

Rozmawiali sobie głównie we dwójkę. Karlik się prawie nie wtrącał aż w pewnym momencie przyszedł Kurt oznajmiając, że są już prawie wszyscy. Rzeczywiście gdzieś tam zza ścian dochodziły odgłosy kroków na drewnie i otwierania czy zamykania drzwi. Karlik poszedł tam aby dołączyć do nowoprzybyłych. Aż kuternoga zapukał do kajuty po raz kolejny.

- Mistrzu już wszyscy są. Brakuje tylko Łasicy. Ale już ciemno to niedługo powinna być. - poinformował Starszego. A ten podziękował i wstał od stołu dając znać blondynce, że czas pokazać się reszcie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; krypa “Stara Adele”
Czas: 2519.02.07; Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: wnętrze ładowni, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz ciemno, sil.wiatr, zamieć, lodowato



Zbór



Chociaż zbór tego Angestag zaczynał się ze dwa dzwony później niż zwykle to jednak znów ładownia jaka robiła za jadalnię i główną izbę powoli zapełniała się kolejnymi członkami rodziny. Jak odkryła czwórka wracająca z kanałów spadł śnieg. Całkiem sporo tego śniegu i wciąż padało jak wychodzili w porcie tym samym włazem jakim weszli. Ale nie wiało. Nawet dobrze, że zbór był później niż zwykle dzięki czemu mieli czas zmienić ubrania i przygotować się na to spotkanie o ile nie chcieli wyglądać i wonieć jakby właśnie wrócili z kanałów. Ale jak się okazało zanim dotarli na “Adele” znów zerwał się silny wiatr i zrobiła się zamieć taka sama jak rano. Tylko teraz jeszcze rzucało tym śniegiem jaki zdążył napadać pod koniec dnia.

Wrócili z podziemi cało i bez większych przygód. Ale dopiero jak wyszli na powierzchnie okazało się, że zeszło im tam większość dnia. W podziemiach czas uciekał nie wiadomo jak. Trudno było go mierzyć jak zawsze było ciemno i wilgotno. Nikt z całej czwórki nie miał pojęcia co za tunele znaleźli pod kanałami. Nie spotkali żadnego ich mieszkańca. Tylko te szponiaste ślady na podłodze tunelu. Te zaś wydawały się bardziej norami jakichś zwierząt niż konstrukcjami ludzi. Przy nich nawet kanały wydawały się solidną, ceglaną konstrukcją podobną do podziemnych ulic i chodników albo chociaż rur. A te tunele nie miały żadnych podłóg, ścian, nawet szalunków. Po prostu nora wykopana przez jakieś zwierzę. Tylko na tyle wielkie, że dorosły człowiek mógł iść tamtędy wyprostowany. A nawet ze dwóch obok siebie. Tyle, że niewiele z tych korytarzy widzieli więc nie szło ocenić jakie one mogą być wielkie. I kto mógł je zrobić i zamieszkiwać.

Versana zaś jak wychodziła z gabinetu mistrza tatuażu trafiła właśnie na ten padający śnieg. Piekły ją świeżo wytatuowane obojczyki. Ink sprawił się niezawodnie jak zwykle i radził aby jak chce kolejny przyszła w przyszłym tygodniu. Wróciła do swojej kamienicy na Kupieckiej trochę przed Kornasem. A ten wyglądał jakby robił dokładnie to co robił. Czyli łaził po kanałach. To, że zbór był jednak trochę później niż zwykle pozwoliło im jednak przyszykować się do niego odpowiednio. W końcu jednak czekała ich trasa do portu przez zamieć jaka podobnie jak rano zdążyła się zerwać i utrudniać życie śmiertelnikom.

Ale w końcu zebrali się w komplecie. Jak zwykle przy stole czekał posiłek co przy takiej zimnicy na zewnątrz i długim dniu wydawał się bardzo dobrym pomysłem. Brakowało już tylko Starszego i Łasicy. Ten pierwszy objawił się wychodząc przez te drzwi co zwykle. Ale tym razem wyszedł z jakąś młodą, drobną blondynką którą poza Versaną reszta członków widziała po raz pierwszy.

- Witajcie moje drogie dzieci. Chciałbym przedstawić wam naszą nową siostrę. - powiedział uśmiechając się za maską. Nie było tego widać ale dało się poznać po głosie. Pirora zaś z tej różnorodnej i barwnej grupki znała tylko Karlika i Versanę. Kurta wcześniej raptem spotkała raz wczoraj wieczorem no i dzisiaj jak ją wpuszczał na statek. A resztę widziała pierwszy raz.

- To Silny i Egon. Siła naszych argumentów. - Starszy przedstawił dwóch mięśniaków, łysego i brodatego jacy rzeczywiście robili wrażenie, że lepiej byłoby ich nie spotkać samemu w ciemnym zaułku. Silny skinął swoją łysą głową mrucząc coś na przywitanie.

- Vasilij. Nasz ekspert od skrytego transportowania różnych rzeczy po mieście. - przedstawił młodego, brodatego szatyna.

- Strupas i Sebastian. Nasi specjaliści od sztuki medycznej i różnych mikstur. - wskazał na dwóch kompletnie od siebie różnych ludzi. Sebastian był młodzieńcem jaki mógłby uchodzić za jakiegoś żaka czy skrybę no albo właśnie za początkującego cyrulika. Za to wygląd i smród garbatego kolegi zniechęcał pewnie większość ludzi do poznania go bliżej.

- Versanę i Kornasa już znasz. - prezentację Starszy zakończył na dwójce jaką Pirora miała okazję poznać już wcześniej.

- Jest jeszcze Aaron ale nie mógł dzisiaj przyjść. Ma inne zadania. On specjalizuje się w wiedzy tajemnej. - mistrz wspomniał o koledze jakiego dzisiaj z nimi nie było. O Łasicy jaką Averlandka i tak znała a wszyscy już wiedzieli, że przyjdzie ostatnia to nawet nie wspomniał.

I zaczeła się wspólna wieczerza gdy na nią czekali. Była okazja porozmawiać czy poznać się lepiej. Starszy i Karlik jak zwykle zajmowali miejsce w centrum stołu. I rozmowy trwały aż usłyszeli znajomy sygnał z zewnątrz.

- Pewnie Łasica. - powiedział Kurt wstając od stołu i pokuśtykał na zewnątrz. Po znajomych chrobotach i krokach do środka rzeczywiście weszła włamywaczka wraz z kuternogą.

- Cześć! - przywitała się radośnie niebieskowłosa machając obu stronom stołu. I sama też przy nim usiadła. - Ale jestem głodna! A jeszcze tak wieje na zewnątrz! Niby robota w kuchni a nie ma kiedy zjeść. - marudziła wesoło nakładając sobie polewki rybnej na swoją miskę i chcąc nasycić pierwszy głód. Mistrz nie przeszkadzał jej i poczekał aż się naje. Wtedy dopiero wstał od stołu i poprosił ją na środek oddając jej głos aby powiedziała jak obecnie wygląda sprawa w kazamatach.

- Udało mi się wkręcić do roznoszenia szamy! Egon to ty załatwiłeś Rene? Dzięki wielkie! No bo tak to nie chcieli mnie wziąć do tej roboty! - Łasica zaczeła z entuzjazjem opowiadać co tam się u niej ostatnio działo. A brodatemu gladiatorowi posłała w podziękowaniu promienny uśmiech a nawet całusa.

- No więc tak… - gdy już zaczęła to szybko nakreśliła jak to wygląda. Szamę rozwozi się trzy razy dziennie. Najpierw kuchnia gotuje i podaje posiłki w stołówce. A potem obsługa, czyli od wczoraj także Łasica, bierze wózek i w eskorcie strażników rozwozi jedzenie po celach.

- Dużo tego nie ma. W ogóle to nie wiem czy jest ich pół tuzina. - przyznała trochę rozczarowanym tonem. Chociaż nie mogło to dziwić. Przecież za mniejsze przestępstwa karano prawie od ręki więc nawet jak ktoś trafił do kazamat to pobyt liczono w dniach. A tych co czekała kaźń albo byli ważnymi świadkami to było tam niewielu.

- A oprócz zwykłych więźniów jest też blok specjalny. Tam trzymają szczególnie niebezpiecznych więźniów. Różne wiedźmy, odmieńców i ważnych świadków. Teraz są tam tylko dwie osoby. Ta myszka co ją zatrzymała Kruger i ludzie Hertza. No i nasza wyrocznia. Widziałam ją! Przez chwilę ale widziałam! Jest piękna! I ma złote oczy co promienieją wewnętrznym blaskiem! - relacjonowała dalej co ją wczoraj i dzisiaj spotkało w pracy. Szło jej składnie do czasu aż wspomniała o owej wyroczni jaką od początku roku próbowali wyciągnąć z lochu. Wreszcie mieli chociaż świadka kto chociaż przez chwilę ją spotkał. Niestety w niezbyt sprzyjających okolicznościach ale i tak Łasica wydawała się być pod wrażeniem tego spotkania.

- Ale mówiłaś, że z nie udało ci się z nią porozmawiać. - spoój mistrza pozwolil włamywaczce wrócić na właściwe tory dyskusji.

- No nie. Bo z nami chodzi dwóch strażników. A ja jako świeżak to zostaję przy wózku. Martin wchodzi z miskami do cel. Ale postaram się jakoś to zakręcić, żeby się z nim zamienić. Tylko, że z wyrocznią to i tak będzie trudne. Boją się jej. I bardzo pilnują. Jeden strażnik wchodzi do celi i gapi się na ręcę a drugi zostaje przy wózku, w drzwiach. Do tego jak przychodzimy to ci co pilnują bloku specjalnego wychodzą z kanciapy na korytarz. Co prawda nie idą z nami no ale stoją i się gapią na nas. Ich jest zwykle trzech. - Łasica opowiadała jakie warunki i sytuacja panuje w miejskich lochach.

- Myślisz, że jakby udało ci się zamienić z Martinem to udałoby ci się przemycić jakiś gryps do wyroczni? Albo przedmiot. - Starszy zapytał a Łasica zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią.

- Może. Coś małego. Ale ona jest przykuta łańcuchem do pryczy. Ta myszka nie, ona jest w innej celi i może łazić jak chce. Ale to jakaś młoda siksa. Zastraszona. Robi co jej każą. Ale wyroczni to się boją. Podają jej coś w winie aby była cały czas senna i nie robiła kłopotów. To wino mogłabym coś podziałać bo to w kuchni robimy. Do tej pory nie wiedziałam, że to dla niej. Znaczy wszyscy dostają wino no ale ona dostaje z tymi ziołami nasennymi. Da się poznać po zapachu. Ale jak nie dają jej nic innego do picia to musi to pić. Mogłabym coś tam pomieszać aby tych ziół mniej było. Ale zapach i smak musi się zgadzać więc tak samego wina to jednak nie mogę jej podać bo się da poznać jakby ktoś sprawdzał. - tłumaczyła jak to wygląda pojenie i karmienie wyroczni. I brzmiało jakby władze się postarały aby maksymalnie unieszkodliwić wyrocznię.

- A te zamki? Coś mówiłaś o zamkach. - Starszy na razie tylko kiwał głową po każdej porcji informacji od swojej podwładnej ale na razie tylko pozwalał jej mówić i kierował rozmową.

- No tak obejrzałam je sobie. Te w celach do dałabym radę. Te w bloku specjalnym chyba też no ale jak się tyle osób na mnie gapi to trochę turdno klękać przy zamku i go oglądać. One od strony celi mają zaślepki. Więc wiezień musiałby najpierw wydłubać tą zaślepkę. Taki kawałek blachy. Trzeba by mieć czym i to trwa. Więc normalnie tylko od zewnątrz da się otworzyć takie drzwi. Myślę, że jakbym była sama i miała trochę spokoju to był dała radę. No ale nigdy nie jestem sama. Tylko z Martinem i strażnikami. - na koniec włamywaczka w ciężkiej, szaroburej sukni zwykłej robotnicy rozłożyła ręce na znak, że na razie ten problem jest dla niej dość trudny do obejścia.

- Dlatego się fraternizuję tam z kim tylko mogę. Na szczęście strażnicy lubią młode, ładne i chętne dziewczyny. Jedyna strażniczka jaką poznałam też. No to ich powoli przyzwyczajam, że jak mnie nie ma w kuchni to pewnie się z kimś bzykam po kątach. Liczę, że w końcu tak ich z tym oswoję, że będe mogła się wyrwać sama do bloku specjalnego i tam pogmerać. Problem jest z tą kanciapą co ich tam pilnują. Tam jest małe okienko w drzwiach i mogą usłyszeć jak nie gmeranie wytrychem to samo otwieranie drzwi. Bo skrzypią. No chyba, że z nimi też bym się sfraternizowała. To bym miała miejscówkę prawie na miejscu. Tylko by mi się przydało coś aby ich polulać. No to jakbym już została sama, miała te drzwi i klucze może nawet to bym mogła odwiedzić wyrocznię sam na sam. Bo inaczej to nie wiem jak to ugryźć. - brzmiało jakby szkic planu Łasica miała ale sama zdawała sobie sprawę, że na razie to bardzo grubą kreską rozrysowane i bardzo wiele zmiennych przez co łatwo mogło się wszystko posypać.

- A ta beczka? Ta co chłopcy zostawili w magazynie? Dałabyś radę tam zaprowadzić wyrocznię? - Starszy wskazał na Silnego i Egona co parę dni temu zostawili w magazynie kuchennym pustą beczkę. Wówczas jeszcze tak na próbę i w sumie jedynie z luźniejszym zamysłem. Ale okazało się teraz, że może będzie ona przydatna.

- No nie wiem… - przyznała rozmówczyni nieco zafrapowanym tonem. - Z bloku specjalnego do kuchni to kawał korytarzy. Ja nawet nie wiem czy ona może chodzić sama. Jakbym ją miała wlec to no kiepsko to widzę. Ale i tak spore ryzyko. Na korytarzu właściwie nie ma gdzie się ukryć. Jak ktoś nas nakryje to kaplica. No ale jakby polulać tych z kanciapy no może i by się dało wyjść z wyrocznią. Potem przy kuchni problem bo tam często ktoś się kręci. Musiałabym ją jakoś przemycić do magazynu a potem zamknąć w beczce. No a ona musiałaby tam wytrzymać. Ciasno w takiej beczce. Nie wiem czy jej rogi się zmieszczą. Ma piękne, długie rogi. No ale z beczki mogą wystawać. I jest niebieska! Jest niesamowita! - Łasica przyznała, że to kolejny etap tej planowanej ucieczki jaki jest trudny do oszacowania. Gdzieś przez zawieję na zewnątrz wybił pojedynczy dzwon oznajmiające połowę czasu między ósmym a dziewiątym dzwonem co oznaczało, że już wieczór zaczynał się na dobre gdy ich koleżanka infiltrująca kazamaty skończyła omawiać najważniejsze kwestie z kazamatów i dopiero otwierała się okazja do wspólnej dyskusji i planowania.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online  
Stary 28-07-2021, 17:49   #368
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
- Tak to ja. - Przyznała rozbawiona Pirora kiedy wspięła się już po drewnianej drabince.Troszkę niepewnie z początku ale kiedy stanęła na pokładzie poczuła się lepiej, bezpieczniej. Umiała pływać ale wolała nie umrzeć w zimnej wodzie. Jej ciepłe ubrania pewnie wchłonęły by wodę błyskawicznie i dziczyzna utonełaby pociągnięta na dno.
- A ty pewnie nazywasz się Kurt. - Powiedziała słodko stając przed strażnikiem statku.

- Tak. Kurt. Kurt Kuternoga. Albo Kuternoga. Jak wolisz. - brodacz uśmiechnął się przyjaznym, lekkim uśmiechem i wskazał w dół na swoją drewnianą nogę co tłumaczyło jego przezwisko. Potem nachylił się aby wciągnąć drabinę z powrotem na pokład.

- Chodź do środka. - zaprosił ją gestem wskazując na niskie drzwi w burtowej nadbudówce. Otworzył je i pozwolił jej wejść pierwszej. Potem zamknął odcinając chociaż trochę od tej zawiei na zewnątrz. Nie było już tego wiatru i śniegu rzucanego w twarz. I jakoś było cieplej.

- Tamtędy. Na dole jest piec to jest cieplej. - korytarz nie bardzo pozwalał iść obok siebie więc gospodarz szedł za gościem pokazując kierunek w stronę widocznych schodów prowadzących na dolne pokłady.

Pirora zeszła pod pokład do wskazanego jej miejsca. A tam czekali na nią inni już znani przedstawiciele odnogi kultystów. Szlachcianka skłoniła się z szacunkiem obu. - Starszy…- Powiedziała tylko w czasie ukłonu, inne słowa nie były potrzebne w tym wypadku.

Nie zamierzała odmawiać gospodarzom, więc nalała sobie wina do jednego z pucharków i przeszli do sedna spotkania. Została wprowadzona w aktualne sprawy, spiski i operacje tutejszej jednostki.

- Cóż, boję się że nie mam jak pomóc w tym zadaniu, mam za mało kontaktów wśród tutejszych bogatych i wpływowych by zabezpieczyć moich braci i siostry. Gdy zakończe prace z kamienica myślę że będę mogła zapewnić komuś bezpieczny kąt lub miejsce na przechowanie niewygodnych pakunków. - Powiedziała Pirora choć zastanowiła się jeszcze przez chwilę. - Tak myślę że mam za mało doświadczenia w mieście i jako człowiek ulicy by wam pomóc bezpośrednio. Oczywiście jeśli zobaczę dla siebie miejsce lub będę mogła zasugerować rozwiązanie to to zrobię. -

- Dobrze moje dziecko. Cieszy mnie twoja gotowość do współpracy. I rozumiem. Nie każdy z nas nadaje się do każdego zadania tak samo. Wszyscy mamy swoje możliwości i ograniczenia. - lider kultystów zaragował spokojnym ojcowskim tonem i można było wierzyć, że rozmówca rozumie motywy drugiej strony.

- Resztę naszej barwnej rodziny niedługo sama poznasz to będziesz mogła się przekonać osobiście jak to u nas wygląda. Ale nie nie doceniaj swoich możliwości. Czasem wystarczy po prostu być w odpowiednim miejscu i czasie. Albo podać pomocną dłoń. Jak choćby nasi chłopcy. Ani nie są tragarzami ani woźnicami. Ale podjęli się zadania dostarczania prowiantu do kazamatów i na razie im to wychodzi całkiem nieźle. Po prostu miej oczy i uszy otwarte na różnorodne okazje i możliwości. - Starszy podkreślił, że nie zawsze potrzebna jest specjalistyczna wiedza czy rozległe znajomości na mieście aby być użytecznym dla celów kultu.

- A właśnie a jak z tą kamienicą? Coś już wiadomo? Która to właściwie jest? - zagadnął nieco zmieniając temat rozmowy o to o czym Pirora sama wspomniała przed chwilą.

- Prawie w centrum miasta. Bursztynowa siedemnaście. Podobno ostatni właściciel się powiesił ten przed nim też się rzekomo zabił ale nie wiem jak. Ma ładne duże okna na ostatnim piętrze akurat na pracownię malarską. - Pirora powiedziała zadowolona z siebie. - W Wellentag zabieram znajomego co ma gadane może mi opuszczą trochę cenę podczas drugiej wyceny. Ogólnie wiem czego się czepiać bo Łasica juz mi tam zrobiła wycieczkę ale cwaniak u boku zawsze pomocny. Dodatkowo to jeden z Czerwonego Legionu i chętnie pociągnę go za język co mają za tajne sprawy na mieście.

Mężczyźni chwilę nie odpowiadali tylko popatrzyli na siebie jakby naradzali się tymi spojrzeniami gdy nowa członkini rodziny opowiadała o tej kamienicy i planach z nią związanych. Karlik minimalnie skinął głową. Wtedy Starszy znów skierował swoją maskę w kierunku rozmówczyni.

- Tak, Burszynowa 17. Dobre miejsce. Prawie przy samym Placu Targowym. - Starszy pochwalił wybór i też chyba był zadowolony, że może to jakoś wspomóc ich kult w przyszłości.

- Gdybyś potrzebowała jakiejś pomocy w tej sprawie to daj znać. U nas Karlik zwykle zajmuje się takimi sprawami. A co za tajemne sprawy mają te Czerwone Płaszcze o jakich mówisz? Coś słyszałaś ciekawego na ten temat? - lider zbotu wskazał na Karlika jako specjalistę od takich finansowych i prawnych spraw a ten skinął swoją wielką głową. Starszy jednak zwrócił uwagę na inny detal wypowiedzi najmłodszej stażem kultystki.

- Przy kamienicy nie powinnam mieć problemów, przynajmniej jeszcze się na to nie zapowiada. Z pierwszych rozmów wynika że pozwolą mi rozłożyć płatności na coś ala czynszowe spłaty. Za to może będzie potrzeba z uruchomieniem Galerii sztuki, nie wiem jeszcze jak Versana chce sfinansować to i teatr. - Popatrzyła na Karlika z wdzięcznością za jego gotowość pomocy. - Co do Czerwonych Legionu, jeszcze nie wiem, ale powiedzmy że Dirk Lange z którym się ostatnio zapoznałam lepiej, spróbował mnie tak zastraszyć co bym nie mieszała się w jego sprawy, że teraz to muszę wiedzieć co to są za interesy. Wiem że miał sprawy a propo prochu bo miał spotkanie w “Mewie” z tym człowiekiem co go nazywają Sypkim. I po południu w Wellentag też mają coś ważnego do załatwienia. Niestety nie są to znajomości tak zażyły by mi się spowiadali więc wolę robić to ostrożnie. - Przyznała blondyneczka.

- O proszę jaka z ciebie obrotna i sprytna dziewczyna! Parę dni w mieście i proszę! - Starszy roześmiał się przyjaznym śmiechem słysząc takie wieści i jawnie pochwalił swoją najmłodszą podopieczną. Karlik też się uśmiechnął i pokiwał z uznaniem głową.

- Dirk Lange. Znasz go? - lider zwrócił się do skarbnika gdy już przeszła ta fala radości. Grubas zmrużył oczy zastanawiając się chwilę.

- Nie znam go osobiście. Ale słyszałem o nim. To dowódca garnizonu Czerwonego Legionu. Najemnicy co mustrują się na różne statki. Kiedyś zamówili u mnie porcję wina to trochę mi się obiło o uszy ale raczej nie miałem z nimi zbyt wiele styczności. - Karlik wyjaśnił jaka jest jego znajomość z tą formacją i ich dowódcą. Wyglądało, że raczej niewielka i czysto zawodowa.

- A ten Sypki? - zapytał mistrz wywołując tym razem znacznie szybszą reakcję skarbnika.

- Nie znam go. Nie słyszałem. Ale jak w “Mewie” bywa to może Łasica go zna. A jak jakieś lewe interesy kręci to może Cichy. - grubas wzruszył swoimi wielkimi ramionami. Szef trawił chwilę te słowa w milczeniu po czym znów zwrócił się ku blondynce siedzącej na drugim krańcu składanego stołu.

- I mówisz, teatr jeszcze i galeria sztuki… No o tym teatrze to coś już słyszałem od Versany. A ta galeria? Co to ma być? - zapytał Pirory o ten nowy dla siebie wątek.

- Ach Galeria! Powiedzmy że ja szukam sposobu na dodatkowy zarobek. A Versana by otoczyć się bardziej w luksusie i związanym z nim osobami. Galerie sztuki przyciągają szlachtę, część nie odróżni wartościowego obrazu od gniota ale lubią czuć się światowi i awangardowi. Galerie im to zapewni i pewnie trochę ich rozrusza jeśli chodzi o wydawanie karlików. I będzie to dobre echo dla teatru jeśli chodzi kolejne miejsce kultury. - Powiedziała malarka rozjaśniając pojęcie Galeri. - Niemniej to dopiero bardzo wczesna faza tych planów.

- Aha. Takie coś. No to tak, wydaje się niezłym pomysłem. Zwłaszcza dla ciebie i Versany jak i tak obracacie się w takim towarzystwie. Może udałoby się zwerbować kogoś jeszcze. Albo chociaż stanowiłoby przykrywkę dla ciebie i naszych planów. Tak, to dobry pomysł. A co ty sądzisz? - mistrz pokiwał głową po wysłuchaniu słów Pirory i chwilę mówił wolno jakby jednocześnie obracał w głowie ten pomysł. Ale ostatecznie przypadł mu do gustu.

- No mistrzu ja to się na sztuce nie znam. Na robieniu karlików się znam. - grubas uśmiechnął się łagodnie i rozłożył swoje wielkie ramiona zakończone pulchnymi dłońmi.

- Ale słyszałeś. O karliki też się rozchodzi. - lider spojrzał na niego ale wskazał kciukiem na siedzącą niedaleko Averlandkę.

- No tak. Na wszystko są potrzebne pieniądze. Ja niestety mocno się nadszarpnąłem na tą wczorajszą wymianę więc na razie będę potrzebował czasu aby to odrobić. - Karlik wspominał za każdym razem tą wczorajszą wymianę niby lekkim tonem ale chyba bolał go tak duży upust karlikowej krwi.

- Ale co do miejsca to na pewno jakieś się znajdzie. To miasto to ewenement na skalę nie wiem jak dużą. Na jeden zamieszkały budynek trzy albo cztery stoją puste. Więc to tylko kwestia osobistych wymagań i czasu ale na pewno się coś znajdzie odpowiedniego. - powiedział już bardziej kupieckim tonem jakby przystąpił do omawiania transakcji.

- Nie wiem jaka ma być ta galeria. Co to za budynek. Jak niczyj to można go kupić za grosze. Ale pewnie trzeba będzie remontować. A jak to ma być coś dla szlachty i tak dalej to można z nimi założyć spółkę. To pozwoli rozłożyć koszty na większą ilość osób. Jakąś ładną nazwę dać. Jakaś fundacja czy stowarzyszenie. Oni lubią takie rzeczy. Największy koszt na start i remont. Potem jak będzie działać to jak ze sklepem albo składem. Będą wpływy to będzie łatwiej to utrzymać. Najważniejszy na początek jest wybór miejsca i kosztorys. Bez tego to pisanie palcem po wodzie. Co do miejsc no to Łasica dobrze zna miasto i pęta się po różnych dziurach. Możesz z nią o tym pogadać. Jeszcze Silny. No ale nie wiem czy się dogadacie. I może Cichy. Znaczy Vasilij. - powiedział Karlik całkiem sprawnie wyliczając jak uważa sprawę.

- Na razie Versana znalazła stary zakład fryzjerski która byłaby nawet dobra po remoncie. A do tego czasu mam nadzieję że skończę cześć pomysłów na obrazy i będę miałą wtedy już takich znajomych co by zrobić pewne wydarzenie. Myślałam by rozwiesić je w paru miejscach na mieście z podpisem Galleri. Stworzyłoby to ciekawość publiki zanim biznes w ogóle ruszy. - Powiedziała Pirora a potem dodała gdzie jest ten budynek. - Co do pomocy pieniężnej to nie będę jeszcze o to prosić, spróbujemy najpierw same sobie poradzić.

- Aha czyli coś już macie na początek. No dobrze, dobrze. - zamaskowany mężczyzna pokiwał głową gdy zadumał się nad tym jak sprawy stoją z tą galerią.

- Jeśl mogę coś zasugerować to polecam pocztę pantoflową. Po karczmach i tak dalej. Masz rację z tym przygotowaniem gruntu. Dobrze przyzwyczaić ludzi do takiego pomysłu. Na początek póki nie macie pewnego adresu można rozpowiadać o samej galerii bez konkretów. Dobrze by było uderzyć do jakichś artystów, głównie malarzy. A potem w miarę jak będziecie miały postęp w tej sprawie możecie wprowadzać w obieg nowe detale. Gdzie to a być, kiedy ma być otwarte, co tam ma być. Bo ze słowem pisanym to jak pewnie wiesz grupa odbiorców jest dość ograniczona. - Starszy powiedział co jego zdaniem można by podziałać z tą galerią jeszcze zanim ją się otworzy.

- Tak choć to już szczegóły które planowałabym kiedy miałabym przynajmniej sześć z dziesięciu obrazów gotowych. - Przyznała blondyneczka kiwając twierdząco na słowa Starszego i Karlika.
 
Obca jest offline  
Stary 28-07-2021, 19:00   #369
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angesteg (7/8); Zmierzch; Adele; Zbór - Wieczerza

Versana, Vasilij

Wdowa przybyła wraz z Kornasem jako jedna z pierwszych. Łysy po powrocie z kanałowej eskapady śmierdział niemal tak samo jak Strupas. Na szczęście eunucha nie trzeba było namawiać by doprowadził się do porządku. Szybko wskoczył do bali, umył się i zmienił odzież na czystą.

~ Biedne dziewczęta. ~ brunetka pomyślała tylko uzmysławiając sobie katorgę pracownic, którym przyjedzie prać rynsztunek ochroniarza. Takie jednak były ich obowiązki. One same zaś zdawały sie nie marudzić.

- Serwus Vas. - zagaiła niemal od razu kolegę gdy tylko spostrzegła jak wchodzi do pomieszczenia - Mam nadzieję, że temat tresury Bydlaka wciąż aktualny? Jak tak to będę gotowa jutro po zmierzchu. - postanowiła poruszyć dzisiaj tylko temat jej pupila. Nie chciała drażnić kumpla ciągłym pytaniami o cel włamu.

Versana, Karlik

Przepasany szerokim pasem zarządca zboru siedział przy stole popijając wino,

- Witaj wujaszku. - żartobliwie podjęła rozmowę - Cieszę się, że ciebie widzę. Mam sprawę. - uśmiechając się szeroko niczym dziecko liczące iż dostanie drobniaka od rodzica na słodycze zasiadła przy stole - Wujaszek to stary wyga w świecie kupieckim i zna zapewne wielu ludzi. Ja zaś od stosunkowo niedawna prowadzę swój interes dziedzicząc go po niespodziewanej śmierci męża. - wybuchła śmiechem nie wytrzymując już dłuższej tego zgrywania niewinnej wdówki - Karliku. Wiadomo ci jest gdzie mieszkać może pan Becker? - przeszła do konkretów. Karlik zdawał się być obeznany w różnych środowiskach posiadając w każdej z nich wtyki.

- A i jeszcze jedno. - palce lewej dłoni rytmicznie stukały o blat - Swędzi mnie lewa ręka. Prosi abym coś zwędziła. - uśmiechnęła się szeroko - Jesteś w stanie mi polecić kogoś kim powinnam się zainteresować? Obiecuję przeznaczyć procent na rzecz naszej rodzinki. - kto wie. Może ktoś Karlikowi wadził tworząc zbyt mocną konkurencję lub kopiąc pod nim dołki. W takiej sytuacji działania Versany mogłyby przynieść dodatkowe korzyści.

- Nie słyszałem o tym Beckerze. Albo inaczej. To dość popularne nazwisko i nie wiem czy to ktoś z tych o jakich słyszałem. - grubas odparł po chwili zastanawiania się nad usłyszanym nazwiskiem. Ale widocznie tak bez kontekstu to niewiele mu to mówiło.

- A jak masz za dużo czasu to możesz się zainteresować składem win u Klapkego. Jakoś za bardzo bym nie płakał jakby coś mu się spaliło, zginęło czy coś. - powiedział raczej luźnym tonem jakby nie bardzo przykładał wagi do tej sprawy i mówił trochę żartobliwie. Samo nazwisko gdzieś obiło się już Versanie o uszy ale nie bardzo wiedziała gdzie jest ten magazyn a na pewno nie spotkała samego Klapkego.

- Konkretne pytanie i konkretna odpowiedź. To lubię. - chytry uśmieszek zdawał się lekko rozpromienić ponure wnętrza ładowni - Na towarze ci zależy? Czy raczej nie bardzo? - Ver starała się rozeznać w temacie. To co dla jednych było zbędnym towarem dla innych stanowić mogło źródło zarobku.

- A co do Beckera. - wróciła na chwilę do pierwszej poruszonej przez siebie kwestii - Chodzi mi o tego skorumpowanego członka gildii sukienniczej z którym Grubson snuje plany a propos swojej przyszłości. - skonkretyzowała - Mam dla niego pewien bardzo ważny list. - dodała chwytając za jeden z wolnych pucharów.

- Nie siedzę w sukiennictwie. - Karlik pokręcił głową na znak, że ta branża jest mu raczej obca. Tak samo jak i człowiek o jakiego pyta młodsza koleżanka.

- A z Klapke to mi właściwie obojętne co mu się przydarzy. Nic pilnego. Więc jak masz za dużo czasu to możesz się tym zająć ale jak nie to nic pilnego. Ot, bym miał satysfakcję jakby miał jakąś przykrość. - powiedział dając znać, że raczej nie traktuje tej sprawy jakoś priorytetowo. Zwłaszcza jakby jego albo Versanę miała odciągać od ważniejszych jakie już były w toku.

Brzmiało to jak robote dla niej i Vasilija. Przemytnik raczej nie odmówi takiego zarobku. W prawdzie będzie musiał zaangażować paru ze swoich chłopców plus jakiś wóz. Zysk był jednak w ocenie Versany tego wart.

- Możesz więc traktować sprawę jako załatwioną. - zapewniła kwatermistrza - Dzięki wujaszku. Idę porozmawiać z resztą. Do zobaczenia. - skinęła głową i wstała od stołu rozglądając się za resztą jej kolegów. Wszak miała jeszcze parę spraw do obgadania.

Versana, Strupas

Gdyby nie to, że ma do niego interes pewnie ominełaby go szerokim łukiem. Dłuższe wystawianie się na tak bogata gamę aromatów rozsiewanych przez Strupasa groziło co najmniej utratą powonienia.

- Część Trupas. - przywitała się rzucając mu dwie monety - Sprawa jest. Szukam chałupy niejakiego Beckera. - nie było co słodzić i owijać w bawełnę - Gość jest członkiem gildii sukienniczej. Pomożesz mi? - była kulturalna i bezpośrednia. Nie starała się wejść mu w zad. Pamiętała, że ostatnio taka akcja niezbyt przypadła ulicznikowi do gustu.

- Jak z tym Buldogiem. - wróciła na chwilę do tematu sprzed kilku dni - Masz coś dla mnie? - okres który minął od ostatniej wizyty wdowy u wyznawcy Papy w jej ocenie był wystarczający aby dowiedzieć się czegokolwiek na temat jednego delikwenta. Ten zaś nie był nikim. Wiadomo było gdzie robi i o której kończy. To mocno ułatwiało sprawę.

- Nie miałem czasu się nim zająć. Pilnowałem tego znajdę Sebastiana. - odparł krótko garbaty kultysta wskazując krzywą głową na siedząceko niedaleko kolegę. Ten jak usłyszał swoje imię odwrócił się do nich i pokiwał głową twierdząco.

- A z tym z gildii to co trzeba? - zapytał o drugą ze spraw o jaką pytała koleżanka.

- Co się da. - rzuciła krótko. Od przybytku głowa nie bolała. Ver zaś wolała wiedzieć więcej niż mniej.

- Chociaż chodzi mi głownie o adres zamieszkania i to czy mieszka sam czy z kimś. Wliczając w to zwierzęta. - pamiętała o uwagach Łasicy. Psy rzeczywiście wiele mogły sknocic.

- A właśnie jak z tym nieborakiem u Sebastiana. - w prawdzie chciała porozmawiać na ten temat z cyrulikiem. Jednak jeżeli Strupas zaczął o nim rozmowę to warto było spytać.

- A weź przestań. - śmierdziel machnął ręką jakby chciał odepchnąć nieprzyjemny temat. - Jedyny spokój jak jest dętka. A tak to wyje, rzuca się i w ogóle szaleje. Będą z nim problemy. - pokręcił głową niechętnie.

- A ten Becker jak wygląda? Jak go poznam? - zapytał wracając do pierwszej sprawy. Na to pytanie jednak koleżanka nie znała odpowiedzi. W końcu znała go tylko ze zdobycznego listu i nigdy nie spotkała tego sukiennika osobiście.

- A mówi w ogóle po naszemu? - to że mógłby to bełkot zdawała sobie sprawę. Interesował ją jednak dialekt.

- Sęk tym że znam tylko zawód i nazwisko. - miała świadomość, że mocno komplikowało to sprawę. Strupas znał jednak ulice i ludzi na niej żyjących. Miał więc kilka tuzinów uszu i oczu do dyspozycji.

- To utrudnia sprawę. - garbus pokręcił głową ale nie wydawał się jakoś za bardzo przejęty. - Najwyżej dłużej potrwa. Ale jak tam bywa regularnie to w końcu może coś się udać. Łatwiej by było jakbyś coś o nim miała. Jakbym wiedział jak wygląda to bym po prostu za nim poszedł i tyle. A tak to może zejść na samym dowiedzeniu się który to jest. - przyznał, że taka komplikacja jednak może wydłużyć proces badania sprawy na trudny do przewidzenia okres. Zwłaszcza, że śmierdzący obdartust raczej nie był standardowym widokiem w jakichś sklepach, biurach i gildiach.

- Czekała tyle to poczekam jeszcze trochę. - odparła wzruszając ramionami - Miej więc na uwadzę oby delikwentów. - tym samym starała się by jej kolega pamiętał również o Buldogu - Jakby zaś w oko wpadła ci ta cała Leona z kazamat to również bym nie płakała. - dodała chichocząc - Tutaj zaś trzymaj co nieco na pokrycie kosztów operacyjnych. - sięgnęła do sakwy i podała współkultyście kilka drobniaków. Dla niej nie było to wielkie pieniądze. Na pewno nie współmierne do tego ile korzyści mogą przynieść informacje Strypasa.

- Ta strażniczka? Weź się nie wygłupiaj. Teraz i tak połowę czasu spędzam na pilnowaniu tego gada u młodego. A tu jakiś Buldog, jakiś Becker, teraz Leona… - garbus pokręcił swoją brzydką głową aby dać znać, że się nie rozdwoi i na raz może próbować rozpracować jedną z tych osób.

- Zawsze możesz zlecić coś koledze z branży. - zachichotała machając ręką - W każdym razie wdzięczna będę za informacje a propos któregokolwiek z nich. Najcenniejsze oczywiście są ich adresy ale i miejscami w których przebywają nie pogardze. - nie chciała go forsować. Czasami jednak, niektóre rzeczy same do mas przychodziły mimo iż się na nich nie skupiamy.

- A poza tym niczego ci nie brakuje? - zapytała nie chcą wyjść na taką którą tylko oczekuje nic nie dając od siebie - Może ja mogę zrobić coś dla ciebie?

Garbus podparł się ciężko na łokciu o blat stołu i zaglądał do swojego kubka. Słuchał i trochę kiwał głową nie zdradzając ani entuzjazmu ani niechęci do tego co mówiła koleżanka. Raczej obojętność.

- Dobra to zobaczę. Może coś tam się uda. - powiedział niezobowiązująco chociaż z tego co mówił wcześniej to nie zanosiło się na jakiś szybki postep czy przełom lada dzień. Potem zastanawiał się chwilę i chyba miał już powiedziec to co zwykle, że nic mu nie potrzeba. W końcu wszyscy w zborze wiedzieli, że jest nieufny, ceni sobie własną niezależność i nie lubi być od kogoś zależny nawet wisząc jakąś przysługę. Ale jednak coś jakby sobie przypomniał w ostatniej chwili.

- No właściwie to jest coś. I to też w ratuszu. Gadałem wcześniej z Sebastianem no ale on teraz uwiązany do tego pajaca w piwnicy to trudno na niego liczyć na coś poza domem. - powiedział wskazując koślawą głową na siedzącego niedaleko cyrulika.

- Starszy mi mówił, że znalazł jakieś informacje o pochówku ofiar zarazy. Gdzieś na wybrzeżu. Jak budowali to miasto. Czyli z 80 lat temu. I wtedy natknęli się na masowy grób zarażonych. Tylko nie ma dokładniejszych namiarów gdzie to było. Ale może w jakichś archiwach ratusza to mają. Tylko jak pewnie wiesz śmiedzących żebraków to tam raczej nie wpuszczają. - wyjaśnił na czym polega jego sprawa. Związana oczywiście z tematem w jakim się lubował. Ale miał rację. O ile na ulicy na ulicznika mało kto zwracał uwagę o tyle w sklepach i urzędach działało to dokładnie odwrotnie. I przeganiano ich jak najprędzej i jak nadalej i możliwie najboleśniej aby nie zaśmiecali otoczenia porządnym ludziom. Więc trudno było liczyć, że garbusowi takie zadanie pójdzie gładko.

- W przyszłym tygodniu więc się tym zajmę. - zapewniła kumpla - Coś jeszcze powinnam wiedzieć na ten temat?

- Więcej nie wiem. - garbaty wzruszył ramionami na znak, że poza tym co mu powiedział mistrz to nie udało mu się czegoś więcej dowiedzieć w tym temacie.

Ver się tylko serdecznie uśmiechnęła. Swoją drogą wdowa była ciekawa co ulicznikowi podpowiadali jego przyjaciele pozamykani w menzurkach.

Zbór zaczął się dość ciekawie. Kultyści wielbiący dwóch różnych Bogów dogadali się w tak serdeczny i uprzejmy sposób. Co Tzeentch planował układając w ten sposób ścieżki brunetki i garbusa? Odpowiedź znał tylko on sam.

---

Verasana: - 5 PZ
 
Pieczar jest offline  
Stary 28-07-2021, 19:11   #370
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angesteg (7/8); Zmierzch; Adele; Zbór - Nowa

Przemowa Ojca związana z wprowadzeniem w ich szeregi Pirory stworzyła bardzo oficjalny ale i zarazem rodzinny klimat. Wszyscy stali się jacyś potulniejsi. Nawet Silny, który zazwyczaj był agresywny teraz tylko grzecznie skinął głową wyglądając nawet na nieco zawstydzonego.

- To zdrowie naszej młodej owieczki! - Ver niezmiernie się cieszyła z faktu iż Pirora już oficjalnie stała się członkiem ich rodzinki więc gdy Starszy skończył przedstawienie kuzyneczki reszcie zgromadzonych wdowa jako najbliższa krewna młodej arystokratki poczuła się w obowiązku wzniesienia toastu.

- Niech Wąż cię oplata i tuli a Architekt tak prowadzi twoje nogi byś nigdy nie zbłądziła. - wzniesiony wysoko kielichy i uśmiech na twarzy oddawały radość i ulgę którą odczuwała brunetka. Te wszystkie sekrety i niedopowiedzenia zaczynały ją męczyć a tak już można było otwarcie sobie pogawędzić i poknuć.

Wprowadzenie w szeregi ich zgrupowania Pirory niosło ze sobą jeszcze jedną zaletę. Dziewczęta i Kornas rośli w siłę ucierając tym samym nosa chociażby Silnemu. Taki delikatny pstryczek, bez przepychanek, czy słownych starć. Dyskretny pokaz możliwości, siły i determinacji.

Kornas widząc wstającą pracodawczynie oderwał się od posiłku, którego dopiero co podaną pierwszą porcję zdawał się kończyć i również uniósł naczynie z winem. Nic nie mówił, gdyż wciąż mielił szamę więc skinął tylko lekko głową na znak przywitania i aprobaty podjętego przez Versanę działania.

Pirora była ubrana mniej strojnie niż zazwyczaj ale w jej posturze gestach, tonie głosu, dykcji manierach no i twarzyczce piegowatej anielicy oraz zadbanych blond lokach nie dało się ukryć jej pochodzenia i statusu społecznego. Może jej pozycja społeczna w nowym miejscu nie była tak solidna jak w Averlandzie ale dobre maniery i etykieta nie zostały zostawione przez malarkę w tawernie razem z jej służbą.

- Witajcie, rada jestem że Starszy zdecydował pozwolić mi dołączyć do rodziny i tym samym mogę was zwać braćmi i siostrami. - Powiedziała dygając w pokazie uszanowania reszty jak rodowita szlachcianka. - By formalnością było zadość, Nazywam się Pirora van Dake. Chwilowo mieszkam w karczmie “Pod Pełnymi Żaglami” i tam można mnie szukać lub zostawiac mi wiadomości. - Uśmiechała się przyjaźnie do reszty, choć każdy mógł uznać że to zwodniczy gest mający zamiar uśpić otroścnoś.

Egon milczał. Narada nie wzbudziła w nim żadnych emocji - ot, jeszcze jedna osoba wprowadzona w szeregi, nic szczególnego. To, ile miała wnieść w ich szeregi, miało się okazać z czasem.

- No witaj. - Silny przywitał się krótko obrzucając blondynkę uważnym spojrzeniem. Nie okazywał radości, właściwie wydawał się naburmuszony. Ale czy to na Pirorę czy nie trudno było ocenić. Zwłaszcza jak się go widziało pierwszy raz. Starszy nie żartował. Obaj z Egonem wyglądali na takich co zawodowo mogliby łamać podkowy na jakichś pokazach.

- Cieszymy się, że do nas się przyłączyłaś. Ja jestem Sebastian. Cyrulik. Jakbyś potrzebowała takiej pomocy to daj znać. Urzęduję na Kwiatowej. - młodzieniec o wyglądzie żaka albo jakiegoś skryby przedstawił się znacznie przyjemniej niż jego umięśniony kolega.

- Właśnie, potem wymieńcie się adresami kontaktowymi. - uwaga cyrulika i blondynki przypomniała o tym liderowi zboru. Reszta mniej lub bardziej pomruczała i pokiwała głowami twierdząco.

- Masz miedziaka? - zapytał garbus z samego krańca stołu. Zapytał jak zawodowy żebrak. I tak zresztą wyglądał. I woniał. Pytanie jednak rozbawiło większość kultystów bo się jak nie roześmiali to chociaż uśmiechnęli.

- Siadaj koło mnie kochaniutka. - Ver szturchając łokciem eunucha dała mu znak by ten zrobił miejsce dla jej kuzyneczki - Zaraz powinna dołączyć do nas Łasica. Będziemy wtedy w komplecie. - szczery i serdeczny uśmiech towarzyszył zaproszeniu wdowy. Z resztą siedziała ona najdalej jak się dało o Strupasa więc jego aura traciła tu zdecydowanie na sile.

Pirora ruszyła w stronę Versany zasiadając na swoje miejsce. Nie omieszkała rzucić srebnikiem w stronę garbusa. Moneta zakręciła się w powietrzu i wpadła w ręce brzydala.

- Rzadko noszę drobne. - wyjaśniła.

- O! Niech ci Ojczulek w dzieciach wynagrodzi dobrodziejko! - zawołał Strupas chyba zaskoczony dość mocno, że taka rzucona pół żartem prośba zaowocowała taki napiwkiem. I to za nic! To też rozbawiło większość grupki siedzącej przy stole.

- A tak właściwie to na czym się znasz? - Silny zapytał Pirory gdy śmiechy ucichły. Bo chociaż Starszy rzucił chociaż symbolicznie coś o dotychczasowych kultystach to raczej nic nie wspomniał podobnego o nowej. Mięśniak siedział ciężko oparty łokciami o blat stołu i jak się najadł to leniwie przewracał prosty, gliniany kubek w dłoni.

- Rozumiem, że jest to pytanie czym mogę się wam przydać niż co robię w wolnych chwilach dla zabicia nudy. - Pirora wyłapała bezpośredniość w postawie jednej z dwóch góry mięśni. splotła palce dłoni i oparła na nich brodę. Przyjmując uroczą trochę dziecinną minę nieszkodliwej blondyneczki. - Chwilowo wyrabiam sobie pozycje w wyższych sferach potem mogę używać tych wpływów i zdobywać informacje, sugerować i negocjować. Nie chcę zanudzać cię szczegółami zwłaszcza że podobno ważne sprawy są do omówienia. Więc w skrócie znam się na tym by zdobywać sobie szybko duże liczby dobrych przyjaciół w wyższych sferach którzy są potem chętni na spełnianie moich próśb. Zaczęłam też pozyskiwać pewne assety które mogą w pewnym momencie być przydatne. - Pirora nie robiła sobie zbytnich żartów z mężczyzny ale starała się odpowiedzieć najlepiej na jego pytania.

- Ee… Wyższe sfery… - Silny skrzywił się jakby po tym jednym zdaniu stracił całe zainteresowanie. I świat wyższych sfer kompletnie go nie pociągał ani nie interesował. Zresztą sprawiał wrażenie ulicznika. Tylko w przeciwieństwie do Łasicy bardziej skorego do rozwiązań siłowych.

- Moje dzieci nie skreślajcie się nawzajem tak łatwo. Każdy z nas ma talenty i umiejętności jakich nie ma nikt inny. Tak samo jak zainteresowania czy znajomych. Nie wiadomo kto z nas będzie potrzebował czyjejś pomocy. Ale razem możemy zdziałać więcej i nawzajem uzupełniać swoje słabości. - Starszy który do tej pory raczej nie ingerował w te pierwsze rozmowy z nową teraz wreszcie się odezwał.

- No ale mistrzu co mi do wyższych sfer? Nie moja okolica. - wzruszył swoimi umięśnionymi ramionami jakby się usprawiedliwiał. No ale uwaga lidera podziałała na tyle, że spojrzał jeszcze raz na siedzącą niedaleko blondynkę.

- Ja to mogę łomot spuścić. Jakby ktoś cię wkurzył czy robił problemy. Znam tego i owego na mieście. Mam różne dojścia. Do szlachciurów nic nie mam. Póki nie wchodzą mi w drogę. - powiedział wyrzucając z siebie zdanie po zdaniu jakby po uwadze szefa jakoś próbował coś znaleźć wspólnego z nową koleżanką. Chociaż oboje pasowali do siebie jak pięść do nosa. Gdyby się nie znali to pasowaliby idealnie do roli zbira z ciemnego zaułka i jego ofiary.

- Będę pamiętać do kogo się zgłosić jakbym zapragnęła zmienić swoje życie i zacząć iść, szlachetną ścieżka siły. - Powiedziała trochę przymilają i bez ironii. Kultysta wyglądał jak czczący tron czaszek a tych najlepiej mieć przed sobą i nie wyglądać na wroga czy broń boże na godnego przeciwnika. - Co do tego co umiem i mogłoby się przydać poszukiwaczowi. To umiem szkicować portrety, z opisu świadka, raczej traktuje to jako zabawę ale portret do listu gończego nie byłby problemem.

- Portrety? - wydawało się, że Silny zaczął tak jakoś ironicznie jakby miał zamiar się roześmiać pogardliwie czy coś w ten deseń. Ale w porę spojrzał na Starszego i wpatrzona w siebie maska sprawiła, że jakoś tak chrząknął, sięgnął po łyk wina i na chwilę jakby stracił wątek.

- No ta, tak… Pamięciowe też? No to… To może się przydać… Spróbuj w ratuszu na psiarni. Oni tam lubią takie rzeczy. Byśmy wiedzieli kogo akurat szukają. - bąknął tak jakby w gruncie rzeczy nadal uważał siłowe rozwiązania za najlepsze no ale jak tak mistrz sugestywnie się w niego wpatrywał to ostatecznie mógł pójśc na rękę nowej koleżance i łaskawie się zgodzić na to, że jej umiejętności mogą być przydatne w jakiś sposób. Chociaż oczywiście nie tak jak porządny łomot.

- Wyborny pomysł nie omieszkam się tym zainteresować. - Pirora mimo wyczucia postawy Khornity nie dała się zdenerwować i szła dalej w słodką i naiwna blondyneczkę.

- Uroczy jesteś gdy tak kręcisz nosem gdy się wspomni o wyższych sferach ale na widok sukienki i zgrabnej nogi to aż oczy ci się świecą. - wtrąciła widząc taką postawę jednego z najważniejszych członków ich zgrupowania - No chyba, że w trakcie wizyty w kanałach jakiś szczur odgryzł ci co nieco. - zachichotała spoglądając to na Silnego to na Kornasa. Sugestia była oczywista.

- Stul się albo ci w tym pomogę. - warknął groźnie Silny zaciskając pięść w jawnej pogróżce. Wyglądało na to, że Versanie udało się go wkurzyć. - Odezwała się ta co lata i płaszczy się przed byle szlachciurą aby jaśnie państwo raczyło na nią spojrzeć. - wycedził pogardliwym tonem.

- No, no. Spokojnie. Oboje przestańcie sobie ubliżać. To do niczego pozytywnego nie prowadzi. - Starszy interweniował okazaując zirytowanie na takie zachowanie swoich podopiecznych. - Skupcie się na tym co ważne. - postukał w stół aby przypomnieć, że nie zebrali się tu aby się nawzajem obrażać i sobie grozić.

Ver posłuchała Mistrza. Mimo to wredny uśmieszek będący wyrazem satysfakcji nie zniknął z jej twarzyczki. Uniosła za to raz jeszcze kufel do góry.

- Zdrowie naszej coraz to większej rodzinki. - rzekła po czym upiła spory haust wina. Trunek był już raczej ciepły. Mimo to nie utracił nawet trochę swojego cierpkiego smaku.
 
Pieczar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172