|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
04-12-2021, 20:42 | #471 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 77 - 2519.02.21; bzt (5/8); południe Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; kazamaty Czas: 2519.02.21; Bezahltag (5/8); południe Warunki: wnętrze lochów, jasno, nieprzyjemnie, cicho; na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, zimno (-5) Egon https://cdn.pixabay.com/photo/2018/0...46_960_720.jpg - Podoba ci się? Grzej dupę na zapas. Bo za tydzień zmiana i wracamy na zewnątrz. - Rolf widząc, że Egon rozgląda się po podwórzu zamku w jakim urządzono miejskie lochy zagaił go wesołym tonem. Właśnie wracali przez zamkowy dziedziniec do ciepłego wnętrza. Dzisiaj wypuścili Szybkiego i jego ludzi. Obie strony rozstały się bez zbędnego żalu i czułości. Szajka cieszyła się na powrót do wolności a strażnicy z tego, że będzie mniejsze stado do zajmowania się nim. Taka sytuacja satysfakcjonowała obie strony. Teraz w południowym bloku została tylko trójka więźniów. W tym Vogel. Te wypuszczenie szajki Szybkiego było oczekiwane od dwóch czy trzech dni odkąd Rolf uraczył kolegów tą plotką. Nie było więc zdziwienia jak dzisiaj po śniadaniu przyszła decyzja aby ich wypuścić. No to wypuścili. Ale wracając do wnętrza okazało się, że w przyszłym tygodniu wracają na mury i baszty. Bo grupy strażników zmieniały się w tym rotacyjnie. I jeden tydzień dyżurowali wewnątrz a kolejny na zewnątrz. Z oczywistych względów bardziej ceniono służbę wewnątrz, zwłaszcza w zimie. - I jak wielki kolego? Słyszałeś już może plotki o długim drągu który mógłby ucieszyć pewną potrzebującą dziewczynę? - do obiadu właściwie nic więcej poza wypuszczeniem Szybkich się nie działo. Dopiero gong wzywający na obiad przełamał tą rutynową stagnację. A tam już była tradycyjna kolejka a potem posiłek przy jednym ze stołów. Ale zanim tam Egon usiadł to trafił na Katię która znów wydawała posiłki ciesząc oko i ucho swoim ciepłym, wesołym uśmiechem. Wydawała się być niczym żywe ognisko jakie dostarczało ciepło na stołówce. A zapytała go jak odstał w kolejce swoje i podszedł z pustą jeszcze miską. Zrobiła przy tym wymowny ruch pocierania na drewnianej łyżce jaką trzymałą więc mogło pewnie wyglądać na jakiś flirt. Ale raczej Łasicy nie chodziło o nią samą i jej potrzeby tylko to o czym rozmawiali wczoraj przy Karliku. - No wyobraź sobie pytałam u nas w kuchni. I nikt nie wie gdzie można znaleźć takiego długiego drąga. - powiedziała jakby żartowała albo droczyła się. Nawet stojący za Egonem strażnik parsknął z rozbawienia. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; dzielnica centralna; enklawa elfów Czas: 2519.02.21; Bezahltag (5/8); południe Warunki: wnętrze gabinetu, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, zimno (-5) Pirora W środku dnia niebo zasnuły chmury i chociaż przed południem panowała zaskakująco słoneczna pogoda to jednak w południe zachmurzyło się i począł z tych chmur padać gęsty puch. Dorożka jaka wiozła Averlandkę jechała więc wśród padającego, gęstego śniegu. Nie było jednak jakoś przesadnie zimno. A droga do elfiej enklawy minęła spokojnie. Jadąc przez Plac Targowy Pirora widziała jak zaczynają tam wznosić jakąś scenę albo szafot. Dorożka zatrzymała się przed frontem budynku zajmowanego przez elfy. Dwóch elfich włóczników w charakterystycznych, spiczastych hełmach. Ale widocznie spodziewali się jej bo gdy się przedstawiła i podała z kim przyszła się zobaczyć to wpuścili ją do środka. I wkrótce potem mogła zapukać do drzwi czarnowłosej, elfiej uzdrowicielki. https://i.imgur.com/qQRChAU.jpeg - A jesteś Piroro. Wejdź proszę. - Ilsarielle przywitała się z przyjemnym, delikatnym uśmiechem wpuszczając gościa i zapraszając do stołu. Tego samego przy jakim siedziały we trzy podczas poprzedniej wizyty. Też na stole stała butelki wina i puste jeszcze kieliszki. - To zdradzisz mi powód jaki cię do mnie sprowadza? - zapytała elfia gospodyni rozlewając wino to obu kieliszków. Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; zachodnie wybrzeże; skraj Wrakowiska Czas: 2519.02.21; Bezahltag (5/8); południe Warunki: na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, zimno (-5) Joachim https://upload.wikimedia.org/wikiped....uk_-_9202.jpg - Jeśli chcesz tam wpłynąć to zdurniałeś do reszty. - mruknął ponuro Silny i splunął za burte bujającej się łodzi. Dzisiaj pogoda sprzyjała im bardziej niż wczoraj. Wyruszyli wcześnie jak jeszcze było ciemno. Świt zastał ich jak wypływali z cieśniny na otwarte morze i łódź skierowała się ku zachodniemu brzegowi. Ten był bardziej płaski niż wschodni gdzie dominowały klify. Tam właśnie trwała wieczna wojna między morzem a ziemią. I u podnóża tych klifów panowała wodna kipiel. Ale zachodni brzeg był bardziej przyjazny. Piaszczyste plaże, wydmy tworzyły łagodną linię brzegową. Wyjątkiem było miejsce zwane w mieście Wrakowiskiem. Legendy mówiły o licznych zatopionych w tym miejscu wrakach staktów. Podobno były tu zdradliwe wody i prądy ściągały tu z okolicy wszystkie zatopione wraki. Dzisiaj morze było znacznie spokojniejsze niż wczoraj. A nawet rozpogodziło się i zrobiło się całkiem słonecznie tak po śniadaniu. Ale w południe chmury zasnuły niebo i zaczął z nich padać gęsty śnieg. Zrobiło się ponuro i nieprzyjemnie. Kto mógł okrywał się kocem, płaszczem lub czym innym aby uchronić się przed spadającymi płatkami jakie w przy wtórze chlupiących burt opadały na całą łódź. Bo te które zetknęły się falami o zielonkawo - stalowych barwach znikały w nich bezpowrotnie. Ale tu, w pobliżu Wrakowiska widać było jak woda się tam pieni i kotłuje nie mniej niż przy wschodnich klifach. Nie wyglądało to zachęcająco i rybak z pozostałymi wcale się nie kwapił aby tam wpłynąć. - No ale to jakby stamtąd. - burknął niepewnie towarzysz Silnego. Ten spojrzał na niego krytycznym wzrokiem i jeszcze raz splunął za burtę. Rzeczywiście bowiem wydawało się, że coś może słychać na tym morzu. Może dlatego, że wiatr był słabszy a fale mniejsze niż wczoraj to nie zagłuszały tak innych dźwięków. A może dlatego, że byli tu dziś wcześniej. A może jeszcze coś innego. Ale od jakiegoś czasu słyszeli jakiś odległy dźwięk. Coś co mogło być jakimś śpiewem albo melodią. A może nie. Ale na tle szumu wiatru i fal wyróżniał się i wpadał w ucho. Zaintrygowało to załogę łodzi na tyle, że postanowili popływać trochę tu a trochę tam aby zlokalizować źródło. Bo tak samo z siebie to nie udało się wzrokiem zlokalizować nic co by mogło być źródłem tego dźwięku. Na pokrytym śniegiem wydmami wybrzeża nie było widać żywego ducha. Same fale wpływały i spływały z brzegu. Z przeciwnej widać było otwarte, falujące morze. Od strony rufy widać było odległy już Zrąb i resztę wschodnich klifów jakie stąd nie wydawały się taki duże. Co innego jak się pod nimi przepływało na lub z wód zatoki nad jaką zbudowano miasto. No i jak tak pływali to czasem wydawało im się, że coś słyszą a czasem już nie. Jednak koniec końców chociaż nadal nic ani nikogo nie widzieli ani na morzu ani na lądzie to wyglądało na to, że ten dźwięk, muzyka czy śpiew może pochodzić gdzieś z Wrakowiska. Tylko to był całkiem spory obszar, może nie jak miasto nad zatoką no ale jakiś jego kwartał to już mógł się zmieścić na terenie tej kipieli. - To zbyt niebezpieczne. Zobaczcie jakie tam są fale. Rozbiją albo wywrócą łódź. A w takiej zimnej wodzie to się potopimy albo zamarzniemy w pół pacierza. Nawet jakby ktoś dopłynął do brzegu to do miasta kawał drogi. Zamarznie w mokrym ubraniu zanim wróci do miasta. - rybak kręcił przecząco głową i namawiał pozostałych do tego aby darować sobie sprawdzanie tej kipieli. Pozostali też patrzyli smętnie na te fale. Brzmiało rozsądnie. Wypadnięcie za burtę przy tej zimowej pogodzie to tej zimowej wody wróżyło rychły zgon. Jak nie w wodnych odmętach to na brzegu. Na oko Joachima to czekali raczej na jego zdanie i to takie które pewnie oznaczałoby bezpieczny powrót do domu. Silny spojrzał na niego wyczekująco gdy nagle w tą scenę wdarł się śpiew. Piękny, kobiecy śpiew. Wszyscy odwrócili głowę w stronę kipieli. Do tej pory słyszeli co jakiś czas coś co mogło być muzyką albo śpiewem a więc niby pasowało do podań o syrenach. Ale wciąż słyszeli go słabo i z oddali albo niewyraźnie. Teraz pierwszy raz usłyszeli tą kojącą i słodką pieśń wyraźnie. - Płyńmy tam! Prędzej! Do wioseł! - krzyknął rybak i bez wahania naparł na swoje wiosło aż zatrzeszczało dulki. Dziób łodzi skierował się w stronę kipieli i ruszył w jego stronę. - Tak, płyńmy tam natychmiast! Damy radę to nie są duże fale! - poparł go znajomek Silnego napierając na swoje wiosło. Dzięki czemu łódź odzyskała balans i skierowała się ku skotłowanej wodzie. - Dobra, ale może trochę ostrożniej. Musimy zachować ostrożność… - Gunther wymamrotał ale bez większego przekonania. I też zaczął wiosłować razem z nimi chociaż wolniej. - Nie, nie… Poczekajcie… Tam są fale i ten… No… - Silny siedział na ławeczce ze swoim wiosłem. Nie wiosłował ale miał niezdecydowaną minę. Jakby zapomniał co chciał właśnie powiedzieć. Joachim ogarnął wzrokiem tą scenę. Miał na tyle wykształcenia i treningu, że rozpoznać urok jaki ogarnął jego towarzyszy. Sam słyszał ten kobiecy śpiew ale chociaż wydał mu się piękny to nie podziałał na niego. Jeszcze. Zdał sobie sprawę, że póki będą w zasięgu tego śpiewu to jego wolna wola będzie wciąż wystawiona na próbę. A tymczasem napędzana trzema wiosłami łódź całkiem szybko zbliżała się do tej kipieli jaka przed chwilą tak odpychała podróżników. --- Mecha 77 Syreni śpiew Joachim; SW 55-10=45; rzut: 33; wynik: 45-33=12 > ma.suk = piękny ale to tylko śpiew Silny; SW 50-10=40; rzut: 37; wynik: 40-37=3 > remis = niezdecydowanie, bierność Ghunter; SW 30-10=20; rzut: 33; wynik: 20-33=-13 > ma.por = waha się, ostrożnie ale płynie Zbir; SW 30-10=20; rzut: 59; wynik: 20-59=-39 > du.por = rzuca wszystko i płynie natychmiast Rybak; SW 30-10=20; rzut: 93; wynik: 20-93=-73 > sp.por = fanatycznie płynie naprzód
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
08-12-2021, 12:20 | #472 |
Reputacja: 1 |
|
09-12-2021, 13:03 | #473 |
Reputacja: 1 |
|
10-12-2021, 15:31 | #474 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
11-12-2021, 22:55 | #475 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 11-12-2021 o 23:05. |
12-12-2021, 02:54 | #476 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 78 - 2519.02.22; knt (6/8); południe Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; sektor centralny; tawerna “Trzy żagle” Czas: 2519.02.22; Konigtag (6/8); południe Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar i muzyka; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, d.si.wiatr, siarczysty mróz (-25) Pirora https://blog.fabrics-store.com/wp-co...3-31-13-PM.jpg Poranek okazał się dla Pirory całkiem lekki. W końcu ostatniego wieczoru uczestniczyła w kulturalnym spotkaniu z damami z towarzystwa a nie jakichś nocnych orgiach. To i rano wstawało jej się dzisiaj całkiem lekko. Wczoraj wieczorem zaś nim się rozstały żegnane przez obie gospodynie zapanowała powszechna zgoda, że jakąś zabawę za miastem można by zorganizować. A zbliżający się festyn wydawał się do tego świetnym pretekstem. Każda z dam obiecała skonsultować się jak nie ze swoim mężem to narzeczonym lub rodzicami jeśli takowych partnerów nie miały. Bo trzeba było wybrać kto miałby być gospodarzem. Do poranku w Festag gdy była spora szansa, że się ponownie większość z nich spotka powinno już się coś wyklarować. A jak nie no za tydzień było kolejne spotkanie kółka artystycznego. A dzwon lub dwa przed północą averlandzka szlachcianka wróciła z Jamesem do swojej rodzinnej tawerny. I tam zastał ją dzisiejszy poranek. Pochmurny i mroźny jak się okazało. Ale tutaj to raczej była norma. Miała jednak dość napięty grafik. Bo po śniadaniu musiała wyjść na zewnątrz aby odstawić pożyczonego jastrzębia jakiego pożyczyła jej Froya. Okazało się, że oprócz tego, że jest pochmurno i zimno to jeszcze w nocy spadł świeży śnieg. I wszędzie widać było kogoś z łopatą co udrażniał swoje obejście wywalając łopatą śnieg na tą hałdę jaka się uzbierała od początku zimy. U van Hansenów przywitał ją ten sam kamerdyner o nienagannych manierach co poprzednio. Bez zgrzytu był gotów przyjąć z powrotem klatkę z ptasim drapieżnikiem i pytał jak się sprawił w roli modela. I czy ma coś przekazać panience Froyi. Jak już wróciła do siebie to aż tak wiele czasu nie było skoro ślub zaczynał się w południe. Musiała się do niego przygotować. Kapitan Czerwonych Legionistów przyjechał tak jak obiecał. I bez wahania czy skrępowania obrzucił sylwetkę swojej partnerki z góry na dół. - No całkiem nie najgorzej. Szkoda, że cały dzień będę musiał czekać aby to z ciebie ściągnąć. No nic. Obowiązki wzywają. Zbieraj się. - ze swoją bezpośredniością jaka nie przystoiła żadnemu dobrze wychowanemu kawalerowi przyznał się otwarcie do zamiarów jakie żywił względem swojej partnerki na zwieńczenie dzisiejszej uroczystości. Po czym zaczął tłumaczyć co i jak. On już miał przygotowany prezent dla pana młodego. Całkiem niezłej jakości napierśnik. Przyda mu się. Prezent był zbyt nieporęczny aby z nim biegać więc został w saniach. A dla panny młodej w ich imieniu miała wręczyć jego partnerka czyli Pirora. Dla niej miał belę materiału z jakiego mogła sobie uszyć co potrzebuje. Materiał też był niczego sobie i w sam raz nadawał się na prezent dla kobiety. I był z tego też spory pakunek chociaż oczywiście o wiele lżejszy niż kawał profilowanego żelastwa. - Dzień dobry Herr Lange. Świetnie pan dzisiaj wygląda. - Magda jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności znalazła się przy ich stole i wydawała się być pod wrażeniem oficera. A Dirk jak się przystroił w czarno - czerwony kubrak, pas z ozdobnym rapierem to faktycznie bez trudu mógł uchodzić za oficera, szlachcica i kawalera z dobrym nazwiskiem. Towarzyszki Pirory też wydawały się być zachwycone kawalerem takiej klasy i chyba trochę zazdrościły, że to właśnie Pirora będzie dzisiaj jego partnerką. Chociaż to nie było dziwne bo Averlandka biła je wszystkie swoim pochodzeniem i pozycją. Herr Lange też się umiał zachować jak chciał. Bo wystawił swój łokieć aby panna van Dyke mogła go złapać i mogli wyjść razem. A i sporo głów się odwróciło w ich stronę bo tak wystrojona para mimo wszystko rzucała się tu w oczy. - Lubisz zapasy w błocie? - zapytał niespodziewanie gdy siedli do sań i ruszyli przez miasto. Widząc jej minę wyjaśnił z rubasznym uśmiechem. - Trochę nudno zimą w tym mieście. Na wieczorze z kawalerskim trochę żeśmy sobie pofolgowali. I wpadliśmy na pomysł zapasów w błocie. Borys nam strasznie zachwalał łapanie prosiaka i jakoś nam wyszło, że najlepiej by to wyglądało jakby go łapała jakaś ślicznotka. Ale ze dwie kolejki później wyszło nam, że jeszcze lepiej by wyglądały dwie ślicznotki w błocie. Błoto i świniaka mogę jeszcze załatwić. Właściwie te ślicznotki pewnie też. Ale pomyślałem o tobie. Może znasz jakąś co by się nie bała ubrudzić i dać chłopakom trochę radości w te nudne, zimowe wieczory? Daję ci pierwszeństwo. Jak jakąś załatwisz to zapraszam na pokaz. O ile cię interesuje tak gnuśna i poniżająca rozrywka zwykłych żołdaków oczywiście. Bo jak nie to nie ma sprawy. Sami to jakoś załatwimy. Aha i coś nie widzę elfiej bielizny. To mam rozumieć, że jeszcze nie wygrałaś zakładu? - wyjaśnił jakby rozmawiał o pogodzie i wcale się nie krępował taką sprośną tematyką jakiej przy damie nie powinien w ogóle się pojawić. Na koniec równie niespodziewanie jak zaczął o tych błotnych zapasach tak wrócił do ich małego zakładu sprzed paru dni. I tak patrzył na sąsiadkę jakby do głowy nie brał, że mogłaby z nim wygrać na tym polu. A niedługo potem zajechali pod świąntynie Maanana. I Pirora miała okazję poznać różnicę jak to wyglądają śluby tutaj na dalekiej północy pod patronatem boga mórz i oceanów. W Averlandzie bowiem był ledwo wzmiankowany skoro równiny i pola leżały w głębi lądu z dala od jego domeny. Mimo wszystko schemat wydawał się podobny. A skoro dowódca Czerwonego Legionu był jednym z honorowych gości to jego partnerka również. I widocznie zastępował ojca pana młodego. Bo chociaż obaj wydawali się w dość podobnym wieku to jak to wyjaśnił Dirk większość najemników nie pochodziła stąd więc i nie mieli tutaj swoich rodzin. Dlatego stronę pana młodego reprezentowali własnie przede wszystkim legioniści. Rozpoznała i grubego Borysa z Kisleva i gadatliwego Mathiasa i Heike co chyba była jedną z niewielu kobiet w tym towarzystwie. Wszyscy ubrali w to co mieli najlepsze ale na ich tle Lange i tak prezentował się najokazalej. Drugą połowę nawy zajmowała rodzina i przyjaciele panny młodej. Ci byli liczniejsi i sądząc po strojach byli mieszczanami. Ojciec panny młodej podprowadził ją pod ołtarz i tam kapłan, ten sam co w Festagi prowadził msze, zapytał ich o przysięgi i powinności. To brzmiało inaczej niż na dalekim południu Imperium skąd pochodziła Pirora ale zdaje się, że ogólny zamysł był ten sam. Wreszcie kapłan podał obrączki młodym i ci nawzajem sobie je włożyli na palce. Po czym nastąpiła wrzawa i oklaski jak ogłosił ich oficjalnie mężem i żoną. Para młoda ruszyła do wyjścia a za nimi szli goście obu stron. Przy wyjściu młodzi zatrzymali się aby wydać jałmużnę czekającym tam biedakom. Po czym wsiedli do sań i ruszyli przed siebie. A reszta gości rozproszyła się wsiadając do swoich pojazdów i wierzchowców. Karawana weselna jechała ze śmiechem, klaskaniem i dzwonieniem zamocowanych na tą okazję dzwonków przez miasto. Przypadkowi przechodnie bili brawo i krzyczeli życzenia. Aż kondukt zatrzymał się przed karczmą gdzie zorganizowano wesele. I tutaj Dirk poprowadził Pirorę do środka. Z racji swojej rangi i roli ojca chrzestnego to przypadło im zaszczytne miejsce w pobliżu pary młodej. Trochę to trwało zanim po kolei wszyscy goście zjechali się do środka. Zwłaszcza, że w drugiej części izby widać było zwykłych gości jacy po prostu przyszli tu na obiad albo w innej sprawie a trafili na wesele. - To chodź na górę. Tam w pokoju są nasze prezenty. - Dirk zagadnął do blondynki widząc, że jeszcze to trochę potrwa. A jednym z pierwszych punktów wesela miało być właśnie wręczanie prezentów i składanie życzeń młodym. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; kazamaty Czas: 2519.02.22; Konigtag (6/8); południe Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar i muzyka; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, d.si.wiatr, siarczysty mróz (-25) Egon To, że popadł w niełaskę i podpadł kolegom z pracy odczuł prawie od razu. Jak tylko Rolf go zobaczył gdy wszedł do wartowni pokręcił głową i dał znać, ze nie musi się rozpłaszczać. Tylko niech idzie na bramną i tam już mu dadzą zajęcie. No i dali. Łopatę w dłonie i zgarniać z blank śnieg jaki w nocy napadał w nocy. Robota może nie była by zbyt ciężka gdyby to był kawałek. Ale jak musiał tak oblecieć właściwie cały obręb murów tego zamku to mu zszedł na tym cały ranek i trochę przedpołudnia. A dzisiaj było zimniej niż wczoraj. Dużo zimniej. To najbardziej mu zmarzła twarz, stopy i łapy ale po prawdzie to ogólnie zmarzł. A jak skończył to szef bramy kazał mu porąbać drzewo co przywieźli na opał. Grube bale, przysypane śniegiem jaki spadł w nocy czekały już tam na niego. Albo mu się wydawało albo nikt z nim nie gadał. Za to wszyscy strażnicy patrzyli na niego oskarżycielsko. Ale może mu się zdawało? W końcu od rana wszedzie był sam i innych strażników najwyżej mijał na blankach czy wieżach. A do tej pory najczęściej gadali w przerwach albo podczas warty na wartowni czy w bramie czy wewnątrz. A dzisiaj tego nie było. No a po szuflowaniu sniegu czekało go rąbanie drewna. Ciężkie, monotonne a na mrozie to bardzo niewdzięczne zajęcie. Z rozgrzanego ciała buchało ciepło ale pot zamarzał wszędzie gdzie stykał się z powietrzem. https://img.redro.pl/naklejki/narzed...0-86917048.jpg - Dzień dobry Egonie! Ale dziś ciężko pracujesz! Nie jesteś może głodny? Przyniosłam ci coś na ząb. - za plecami usłyszał przyjemny, kobiecy głos Katii. I jak sie odwrócił dojrzał jak idzie przez zdeptany śniegu do niego. To był pierwszy przyjazny głos i uśmiech jakiego tu dzisiaj doświadczył. Szła rudowłosa kucharka ku niemu trzymając jakieś zawiniątko. Jak się zatrzymała i podała mu okazało się, że to ze trzy pajdy chleba polane rozgrzanym smalcem ze skwarkami i jeszcze z serem. Od śniadania nic nie jadł a ten mróz i ciężka, fizyczna praca wysączała z niego siły. - Matko czym im tak podpadłeś? Pytam się o ciebie a oni mi mówią “bo jest samolubne bydlę”. To dalej nie pytałam. - z bliska jak Łasica już nie musiała udawać Katii to mówiła tak jak zwykle. Tylko cicho. Te drwa były blisko kuchni to musiała nie mieć daleko aby wyjść. A z blank czy wież mogli ich widzieć strażnicy. A i z kuchni w każdej chwili mógł ktoś wyjść i ich zobaczyć. Ale póki rozmawiali cicho to zawczasu powinni dostrzec każdego kto by się zbliżał. Łasica obserwowała więc jak je te pajdy i mogli tak chwilę porozmawiać względnie spokojnie. - Słuchaj musisz to jakoś odkręcić. Jesteś mi potrzebny w środku. Do tego włazu i do strażników. Dzisiaj wieczorem idę do Sebastiana aby coś mi przygotował. Mam nadzieję, że umie jakiegoś usypiacza czy co. No ale jak tą wyrocznię trzeba będzie nieść? Ja miałam w planie, że zajmę się drzwiami. A słabo mi będzie nieść i ją i otwierać drzwi. Jesteś mi potrzebny tam w środku. Więc jakoś to odkręć. Flachę im postaw, na piwo zabierz po robocie no dogadaj się jakoś z nimi. Jak to z facetami. Bo słyszałam, że macie w przyszłym tygodniu zmianę na zewnątrz. To chujowo. Potrzebny jesteś w środku. Mógłbyś pogadać o jakieś przeniesienie na drugą zmianę aby zostać w środku. Zamienić się z kimś czy co. No ale póki “jesteś samolubne bydlę” to ciężko będzie o taką podmiankę. To odkręć to jakoś. Nie chcę zostać sama jak coś zacznie się dziać. Bo czasu do festynu mało i możliwe, że w przyszłym tygodniu już coś będzie się dziać. - Łasica mówiła cicho i szybko aby zdążyć powiedzieć jak najwięcej w krótkim czasie. Niedługo powinien być obiad i znów na raty wszyscy strażnicy zbiorą się w stołówce. Była szansa, że spotka Rolfa i pozostałych. Ale wówczas Katia będzie za ladą wydawać posiłki więc nie bardzo by mieli wówczas okazję pogadać. - I dałam radę spytać wyrocznie o tą jej laskę. Mówi, że jest gdzieś blisko bo ją wyczuwa. Ale dalej nie mogłyśmy rozmawiać bo się na nas gapili. Tak jak teraz ci z murów. Próbuję ich urobić, że ona śmierdzieć zaczyna i trzeba ją umyć. Jakby się zgodzili to może coś się podziała. Jakby zgodzili się zabrać ją do łaźni to w ogóle miodzio. Bo by trzeba ją rozkuć i musiałaby wyjść ze specjalnego. A jak nie to pewnie miska, szmatka i załatwię to w jej celi. - dorzuciła cicho gdy Egon zjadł już z połowę przyniesionych pajd. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Złota; rezydencja van Hansenów Czas: 2519.02.22; Konigtag (6/8); południe Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar i muzyka; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, d.si.wiatr, siarczysty mróz (-25) Joachim Młody astolog odkrył, że takie całodniowe pływanie po morzu to jednak nie jest coś do czego był przyzwyczajony. Niby ostatecznie nic strasznego się nie stało, wrócili cało ale jednak czuł ten mróz i zmęczenie. I jak tylko wrócił do pokoju gościnnego we wspaniałej willi van Hansenów to czuł jak łóżko i pierzyna wzywają go do siebie. Wcześniej jednak zawitali do “Starego kotła”. Obietnica kolejki, ciepło i gwar głosów jakby oddaliły syrenią grozę jaką doświadczyli w dzień. W karczmie to znów wydawało się o wiele mniej groźne i rzeczywiste. Zwłaszcza, że samej syreny nikt z nich nie widział przecież. Tylko słyszeli ten jej śpiew. - Ale śpiewała pięknie. - zadumał się z rozmarzeniem znajomek Silnego. Inni w zadumie pokiwali głowami. Nawet pomimo grozy jaką niosła ze sobą śmierć w lodowatej kipieli trudno było zapomnieć tej pięknej, wabiącej serenady śpiewanej tym kuszącym, kobiecym głosem. Aż się chciało dać oczarować. - No tak, pięknie, to prawda. Ale nawet jakby nie śpiewała w ogóle. To tam jest Wrakowisko. Tam sa silne prądy. Potrafią przywlec wrak statku z okolicy. Wleką go po dnie aż do Wrakowisko. No albo cały się tam rozwala na miejscu. Dzisiaj mieliśmy ładną pogodę. Morze było spokojne. Ale na Wrakowisku zawsze są fale i kipiel. Nawet jakby tam wpłynąć łodzią. Bo wpłynąć się da jak ktoś ma wioślarzy z krzepą i werwą. To wpłynąć się tam da. Ale tak buja, że właściwie nic się nie da zrobić. A jak prawde gadają o tych półrybach to ona może w każdej chwili zrobić hyc do wody i zniknie. I co jej wtedy zrobimy? Przecież w połowie to ryba. Na pewno może wytrzymac dłużej pod wodą niż my na Wrakowisku. - rybak co prawda nie widział syreny, ani tej ani żadnej innej. Ale sporo słyszał o tym miejscu. A wszyscy widzieli tamtą kipiel. Brzmiało bardzo prawdopodobnie, że nawet jakby żadnej syreny tam nie było to utrzymanie stabilności łodzi było wystarczająco absorbujące. A i Joachim zdawał sobie sprawę, że w takich warunkach może być trudno recytować zaklęcia i wykonywać odpowiednie gesty. Dzisiaj mu się co prawda udało ale to było zanim wpłynęli w te wzburzone fale. A gdyby syrena czmychnęła pod wodę czego obawiał się rybak to polowanie na nią zrobiłoby się jeszcze trudniejsze. - Cóż. To nie na moją głowę. Ja to od skuwania ryja jestem. Jak ona by była na lądzie to bym jej skuł ryja i tyle. Ale w wodzie to nie wiem jak. Słyszałem, że ona potrafią wyskakiwać, łapać i wciągać pod wodę. W takiej zimowej wodzie to pewna smierć. - Silny też nie bardzo miał pomysł jak ugryźć tą sprawę. To było coś całkiem odmiennego od ulicznych porachunków i karczemnych awantur w jakich zwykle brał udział. W końcu nie był rybakiem ani marynarzem tylko miejskim oprychem. Jak się rozgrzali już grzańcem i od ognia, zrobiło się cieplej i przyjemniej to chyba do wszystkich dotarło, że są pierwszymi co mogli natknąć się syrenę i wrócić cało do portu. To dawało jakąś satysfakcję. Ale ta mocno przygasała jak nikt jakoś nie miał pomysłu jak pokonać czy schwytać takie stworzenie. W końcu więc wraz z początkiem wieczoru zmęczeni całodniowym wiosłowaniem i wilgotnym, morskim mrozem zaczęli się żegnać i rozchodzić. Silny jeszcze tylko zatrzymał się przed odejściem i zapytał drobniejszego kultystę. - Właściwie to czemu ci tak na tym zależy? - wyjął futrzaną czapkę zza pasa i włożył ją na swoją łysą głowę. Po czym z kieszeni wyjął rękawice i zaczął je bez pośpiechu ubierać. Potem jeszcze zaszedł do “Adele”. A raczej na pomost bo okazało się, że Kurt siedzi na nim i łowi ryby w przerębli. Było już ciemno i tylko z lampy zawieszonej na burcie kogi kultystów bił krąg światła. Kuternoga wysłuchał relacji młodzieńca i zadumał się nad tą sprawą. - No tak, jak taki śpiew to pasuje do syreny. Chociaż jej nie widzieliście. Ale tak, może to faktycznie syrena. Ciekawe. Nie pamiętam aby się jakaś tu kręciła. Ciekawe czemu tutaj zawitała. Przecież ma pełno prawie pustego wybrzeża. - pokiwał głową a po części Joachim też pamiętał ze swoich młodych lat, że nie pamiętał żadnych plotek czy wieści o jakichś syrenach. Na pewno nic takiego jak teraz krążyły plotki po mieście, że nawet w najważniejszej świątyni w mieście - Mananna - mówili o tym z ambony. - Słuchaj, ja tam nie znam się na tych sprawach co ty i Aaron. Ale ten rybak ma rację co do tego, że nawet jakby tam wpłynąć to niewiele się zdziała. Tam mocno rzuca. Poza utrzymaniem łodzi w ryzach to nie wiem czy coś jeszcze dałoby radę zrobić. Nie tędy droga. - przyznał, że nie czuł się na siłach doradzać w sprawie magicznych na czym w ogóle się nie znał. Jednak podzielał opinię rybaka, że wody Wrakowiska są zbyt zdradliwe i silne aby wpływać tam na daremno. - To jak na moje to by trzeba jakoś ją wywabić na spokojniejsze wody. Ja słyszałem kiedyś taką legendę o syrenie. Bretońską. Jakaś panna przychodziła prać nad rzekę jaka wpadała do morza. I śpiewała. Tak pięknie, że syrena się poczuła i też zaczęła śpiewać. I tak śpiewały obie. Aż syrena nie mogąc wygrać tego pojedynku utopiła konkurentkę. Zabrała ją na dno do swojego domu aby ta dziewczyna jej tam śpiewała do końca świata. To tylko bretońska legenda oczywiście. No ale o syrenie. No i ja bym się na twoim miejscu zastanowił jak ją wywabić z tego Wrakowiska. To przeklęte miejsce. Podobno w wodzie czasem widać jakieś schody i ruiny. Podobno starsze niż to miasto. No i skały i wraki statków. Ciężkie miejsce aby tam coś robić. Na zwykłym wybrzeżu albo morzu łatwiej. - powiedział swoim spokojnym głosem gdy w międzyczasie złowiła się jakaś ryba. Wyjął ją z wody i wrzucił do wiadra. Nawet zaproponował koledze aby wziął jeśli ten by miał ochotę na świeżą rybę. Ale rozmowa z Kurtem też była wczoraj. A dzisiaj był całkiem pochmurny poranek. I jeszcze w nocy spadł świeży śnieg bo słychać było pracę łopat jakie go odgarniały. Czuł, że zbiera mu się na katar. Ale jeszcze była nadzieja, że może tylko się zbiera i jakoś to przejdzie. Po śniadaniu za to wypatrzył z okna blondwłosą koleżankę ze zboru. Przyszła z jakąś klatką w jakiej był jakiś spory ptak. Jakiś czas później przyjechał powóz więc znów mieli jakichś gości. A wkrótce odwiedził go Sven. I szczerzył się niemiłosiernie bo wreszcie uznał, że znalazł coś odpowiedniego dla panicza. Właściwie to znalazł wczoraj no ale nie miał jak powiedzieć bo panicza cały dzień nie było. Szli właśnie korytarzem gdy z przeciwka wyszła blondwłosa córka gospodarzy z jakąś czarnowłosą kobietą w dostojnej czerwieni. https://i.pinimg.com/564x/c5/c8/a7/c...3e89999e5b.jpg - Moja droga, poznaj Joachima Burzookiego. Nasz gość i astrolog. Mama uwielbia jego przepowiednie. Joachimie poznaj panią Madeleine von Richter. Moją bliską przyjaciółkę. - Froya stanęła na wysokości zadania i przedstawiła sobie obie strony. Wyglądało na to, że pani von Richter kończy swoją wizytę bo szły w kierunku wyjścia. - Miło mi cię poznać Joachimie. - skinęła swoją czarną głową i wysunęła dłoń do szarmanckiego pocałowania.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
12-12-2021, 17:05 | #477 |
Reputacja: 1 |
|
12-12-2021, 19:12 | #478 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
13-12-2021, 09:33 | #479 |
Reputacja: 1 |
|
13-12-2021, 09:34 | #480 |
Reputacja: 1 |
|