Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-12-2021, 20:42   #471
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 77 - 2519.02.21; bzt (5/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; kazamaty
Czas: 2519.02.21; Bezahltag (5/8); południe
Warunki: wnętrze lochów, jasno, nieprzyjemnie, cicho; na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, zimno (-5)


Egon





https://cdn.pixabay.com/photo/2018/0...46_960_720.jpg


- Podoba ci się? Grzej dupę na zapas. Bo za tydzień zmiana i wracamy na zewnątrz. - Rolf widząc, że Egon rozgląda się po podwórzu zamku w jakim urządzono miejskie lochy zagaił go wesołym tonem. Właśnie wracali przez zamkowy dziedziniec do ciepłego wnętrza. Dzisiaj wypuścili Szybkiego i jego ludzi. Obie strony rozstały się bez zbędnego żalu i czułości. Szajka cieszyła się na powrót do wolności a strażnicy z tego, że będzie mniejsze stado do zajmowania się nim. Taka sytuacja satysfakcjonowała obie strony. Teraz w południowym bloku została tylko trójka więźniów. W tym Vogel.

Te wypuszczenie szajki Szybkiego było oczekiwane od dwóch czy trzech dni odkąd Rolf uraczył kolegów tą plotką. Nie było więc zdziwienia jak dzisiaj po śniadaniu przyszła decyzja aby ich wypuścić. No to wypuścili. Ale wracając do wnętrza okazało się, że w przyszłym tygodniu wracają na mury i baszty. Bo grupy strażników zmieniały się w tym rotacyjnie. I jeden tydzień dyżurowali wewnątrz a kolejny na zewnątrz. Z oczywistych względów bardziej ceniono służbę wewnątrz, zwłaszcza w zimie.

- I jak wielki kolego? Słyszałeś już może plotki o długim drągu który mógłby ucieszyć pewną potrzebującą dziewczynę? - do obiadu właściwie nic więcej poza wypuszczeniem Szybkich się nie działo. Dopiero gong wzywający na obiad przełamał tą rutynową stagnację. A tam już była tradycyjna kolejka a potem posiłek przy jednym ze stołów. Ale zanim tam Egon usiadł to trafił na Katię która znów wydawała posiłki ciesząc oko i ucho swoim ciepłym, wesołym uśmiechem. Wydawała się być niczym żywe ognisko jakie dostarczało ciepło na stołówce. A zapytała go jak odstał w kolejce swoje i podszedł z pustą jeszcze miską. Zrobiła przy tym wymowny ruch pocierania na drewnianej łyżce jaką trzymałą więc mogło pewnie wyglądać na jakiś flirt. Ale raczej Łasicy nie chodziło o nią samą i jej potrzeby tylko to o czym rozmawiali wczoraj przy Karliku.

- No wyobraź sobie pytałam u nas w kuchni. I nikt nie wie gdzie można znaleźć takiego długiego drąga. - powiedziała jakby żartowała albo droczyła się. Nawet stojący za Egonem strażnik parsknął z rozbawienia.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; dzielnica centralna; enklawa elfów
Czas: 2519.02.21; Bezahltag (5/8); południe
Warunki: wnętrze gabinetu, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, zimno (-5)



Pirora



W środku dnia niebo zasnuły chmury i chociaż przed południem panowała zaskakująco słoneczna pogoda to jednak w południe zachmurzyło się i począł z tych chmur padać gęsty puch. Dorożka jaka wiozła Averlandkę jechała więc wśród padającego, gęstego śniegu. Nie było jednak jakoś przesadnie zimno. A droga do elfiej enklawy minęła spokojnie. Jadąc przez Plac Targowy Pirora widziała jak zaczynają tam wznosić jakąś scenę albo szafot. Dorożka zatrzymała się przed frontem budynku zajmowanego przez elfy.

Dwóch elfich włóczników w charakterystycznych, spiczastych hełmach. Ale widocznie spodziewali się jej bo gdy się przedstawiła i podała z kim przyszła się zobaczyć to wpuścili ją do środka. I wkrótce potem mogła zapukać do drzwi czarnowłosej, elfiej uzdrowicielki.




https://i.imgur.com/qQRChAU.jpeg


- A jesteś Piroro. Wejdź proszę. - Ilsarielle przywitała się z przyjemnym, delikatnym uśmiechem wpuszczając gościa i zapraszając do stołu. Tego samego przy jakim siedziały we trzy podczas poprzedniej wizyty. Też na stole stała butelki wina i puste jeszcze kieliszki.

- To zdradzisz mi powód jaki cię do mnie sprowadza? - zapytała elfia gospodyni rozlewając wino to obu kieliszków.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; zachodnie wybrzeże; skraj Wrakowiska
Czas: 2519.02.21; Bezahltag (5/8); południe
Warunki: na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, zimno (-5)



Joachim





https://upload.wikimedia.org/wikiped....uk_-_9202.jpg


- Jeśli chcesz tam wpłynąć to zdurniałeś do reszty. - mruknął ponuro Silny i splunął za burte bujającej się łodzi. Dzisiaj pogoda sprzyjała im bardziej niż wczoraj. Wyruszyli wcześnie jak jeszcze było ciemno. Świt zastał ich jak wypływali z cieśniny na otwarte morze i łódź skierowała się ku zachodniemu brzegowi. Ten był bardziej płaski niż wschodni gdzie dominowały klify. Tam właśnie trwała wieczna wojna między morzem a ziemią. I u podnóża tych klifów panowała wodna kipiel. Ale zachodni brzeg był bardziej przyjazny. Piaszczyste plaże, wydmy tworzyły łagodną linię brzegową. Wyjątkiem było miejsce zwane w mieście Wrakowiskiem. Legendy mówiły o licznych zatopionych w tym miejscu wrakach staktów. Podobno były tu zdradliwe wody i prądy ściągały tu z okolicy wszystkie zatopione wraki.

Dzisiaj morze było znacznie spokojniejsze niż wczoraj. A nawet rozpogodziło się i zrobiło się całkiem słonecznie tak po śniadaniu. Ale w południe chmury zasnuły niebo i zaczął z nich padać gęsty śnieg. Zrobiło się ponuro i nieprzyjemnie. Kto mógł okrywał się kocem, płaszczem lub czym innym aby uchronić się przed spadającymi płatkami jakie w przy wtórze chlupiących burt opadały na całą łódź. Bo te które zetknęły się falami o zielonkawo - stalowych barwach znikały w nich bezpowrotnie. Ale tu, w pobliżu Wrakowiska widać było jak woda się tam pieni i kotłuje nie mniej niż przy wschodnich klifach. Nie wyglądało to zachęcająco i rybak z pozostałymi wcale się nie kwapił aby tam wpłynąć.

- No ale to jakby stamtąd. - burknął niepewnie towarzysz Silnego. Ten spojrzał na niego krytycznym wzrokiem i jeszcze raz splunął za burtę. Rzeczywiście bowiem wydawało się, że coś może słychać na tym morzu. Może dlatego, że wiatr był słabszy a fale mniejsze niż wczoraj to nie zagłuszały tak innych dźwięków. A może dlatego, że byli tu dziś wcześniej. A może jeszcze coś innego. Ale od jakiegoś czasu słyszeli jakiś odległy dźwięk. Coś co mogło być jakimś śpiewem albo melodią. A może nie. Ale na tle szumu wiatru i fal wyróżniał się i wpadał w ucho. Zaintrygowało to załogę łodzi na tyle, że postanowili popływać trochę tu a trochę tam aby zlokalizować źródło. Bo tak samo z siebie to nie udało się wzrokiem zlokalizować nic co by mogło być źródłem tego dźwięku. Na pokrytym śniegiem wydmami wybrzeża nie było widać żywego ducha. Same fale wpływały i spływały z brzegu. Z przeciwnej widać było otwarte, falujące morze. Od strony rufy widać było odległy już Zrąb i resztę wschodnich klifów jakie stąd nie wydawały się taki duże. Co innego jak się pod nimi przepływało na lub z wód zatoki nad jaką zbudowano miasto.

No i jak tak pływali to czasem wydawało im się, że coś słyszą a czasem już nie. Jednak koniec końców chociaż nadal nic ani nikogo nie widzieli ani na morzu ani na lądzie to wyglądało na to, że ten dźwięk, muzyka czy śpiew może pochodzić gdzieś z Wrakowiska. Tylko to był całkiem spory obszar, może nie jak miasto nad zatoką no ale jakiś jego kwartał to już mógł się zmieścić na terenie tej kipieli.

- To zbyt niebezpieczne. Zobaczcie jakie tam są fale. Rozbiją albo wywrócą łódź. A w takiej zimnej wodzie to się potopimy albo zamarzniemy w pół pacierza. Nawet jakby ktoś dopłynął do brzegu to do miasta kawał drogi. Zamarznie w mokrym ubraniu zanim wróci do miasta. - rybak kręcił przecząco głową i namawiał pozostałych do tego aby darować sobie sprawdzanie tej kipieli. Pozostali też patrzyli smętnie na te fale. Brzmiało rozsądnie. Wypadnięcie za burtę przy tej zimowej pogodzie to tej zimowej wody wróżyło rychły zgon. Jak nie w wodnych odmętach to na brzegu. Na oko Joachima to czekali raczej na jego zdanie i to takie które pewnie oznaczałoby bezpieczny powrót do domu. Silny spojrzał na niego wyczekująco gdy nagle w tą scenę wdarł się śpiew. Piękny, kobiecy śpiew. Wszyscy odwrócili głowę w stronę kipieli. Do tej pory słyszeli co jakiś czas coś co mogło być muzyką albo śpiewem a więc niby pasowało do podań o syrenach. Ale wciąż słyszeli go słabo i z oddali albo niewyraźnie. Teraz pierwszy raz usłyszeli tą kojącą i słodką pieśń wyraźnie.

- Płyńmy tam! Prędzej! Do wioseł! - krzyknął rybak i bez wahania naparł na swoje wiosło aż zatrzeszczało dulki. Dziób łodzi skierował się w stronę kipieli i ruszył w jego stronę.

- Tak, płyńmy tam natychmiast! Damy radę to nie są duże fale! - poparł go znajomek Silnego napierając na swoje wiosło. Dzięki czemu łódź odzyskała balans i skierowała się ku skotłowanej wodzie.

- Dobra, ale może trochę ostrożniej. Musimy zachować ostrożność… - Gunther wymamrotał ale bez większego przekonania. I też zaczął wiosłować razem z nimi chociaż wolniej.

- Nie, nie… Poczekajcie… Tam są fale i ten… No… - Silny siedział na ławeczce ze swoim wiosłem. Nie wiosłował ale miał niezdecydowaną minę. Jakby zapomniał co chciał właśnie powiedzieć.

Joachim ogarnął wzrokiem tą scenę. Miał na tyle wykształcenia i treningu, że rozpoznać urok jaki ogarnął jego towarzyszy. Sam słyszał ten kobiecy śpiew ale chociaż wydał mu się piękny to nie podziałał na niego. Jeszcze. Zdał sobie sprawę, że póki będą w zasięgu tego śpiewu to jego wolna wola będzie wciąż wystawiona na próbę. A tymczasem napędzana trzema wiosłami łódź całkiem szybko zbliżała się do tej kipieli jaka przed chwilą tak odpychała podróżników.



---



Mecha 77


Syreni śpiew


Joachim; SW 55-10=45; rzut: 33; wynik: 45-33=12 > ma.suk = piękny ale to tylko śpiew

Silny; SW 50-10=40; rzut: 37; wynik: 40-37=3 > remis = niezdecydowanie, bierność

Ghunter; SW 30-10=20; rzut: 33; wynik: 20-33=-13 > ma.por = waha się, ostrożnie ale płynie

Zbir; SW 30-10=20; rzut: 59; wynik: 20-59=-39 > du.por = rzuca wszystko i płynie natychmiast

Rybak; SW 30-10=20; rzut: 93; wynik: 20-93=-73 > sp.por = fanatycznie płynie naprzód
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 08-12-2021, 12:20   #472
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nordland; Neues Emskrank; dzielnica centralna; enklawa elfów

Pirora rozgościła się w gabinecie elfki, zdejmując swój płaszcz i ciepłe rękawice, dopiero potem dosiadła się do swojej gospodyni przy stole.
- Witaj witaj. Sprawy mam dwie. Pierwsza ważna to chciałabym byś zaczęła przygotowywać mi tą miksturę “odnowy”. Zostałam zaproszona na wesele a na takich uroczystościach wiele może się zdarzyć. - szlachcianka przeszła najpierw do ważniejszej dla niej sprawy.

- A jednak? - czarnowłosa nie była jakoś zaskoczona tą sprawą. Posłała gościowi łagodny i ciepły uśmiech. - Dobrze a na kiedy to potrzebujesz? Kiedy to wesele? - zapytała o termin który pewnie był jej potrzebny do przygotowania owej mikstury.

- Wesele jest pojutrze, wiesz takie tym “szybkiego ślubu”, z tego co zrozumiałam mogę zacząć używa tego specyfiku późnej ale bym nie czekała za długo. - Pirora powiedziała przypominając sobie informacje jakie elfka mówiła jej przy poprzedniej wizycie.

- No cóż… Tak, nie trzeba tego używać natychmiast po defloracji. Ale im wcześniej tym większe szanse powodzenia. Na pojutrze nie przygotuję ci tego specyfiku. A jeśli coś mi przeszkodzi w dokończeniu go może on nie być gotowy za kilka dni. - znachorka odparła po chwili pauzy na zastanowienie się. W końcu dała znać pannie van Dyke o jakim ryzyku rozmawiają a w głosie brzmiała troska ale i ostrzeżenie.

- Nawet jakbym zaczęła dzisiaj robić ten specyfik i wszystko poszłoby bez problemów to najprędzej byłby gotowy… - odwróciła swoją czarną głowę w stronę kalendarza zawieszonego na ścianie. Liczyła w myślach dni nim się odezwała ponownie.

- W Aubentag, może w Marktag. To byłoby jakieś cztery, pięć dób po weselu. - policzyła i zamilkła ponownie zastanawiając się nad tym wszystkim. - Tak, mimo wszystko powinno zadziałać. - powiedziała w końcu gdy przetrawiła w głowie te wszystkie obliczenia. - Chociaż nadal nie całkowitej pewności, że kuracja się powiedzie. Testy wykazały, że nie zdradzasz objawów negacji ale mimo to statystycznie jedna szansa na cztery kończy się niepowodzeniem. - popatrzyła na blond gościa aby sprawdzić czy zdaje sobie sprawę na co się pisze.

- Mówisz, że jednak doradzasz wstrzemięźliwość albo dzikie wieczory w kobiecym towarzystwie? - Szlachcianka zaśmiała się jakby odebrała rady zielarki dosyć lekko.

- To zapewne by było pewniejszym środkiem na zachowanie dziewictwa. - odparła czarnowłosa elfka też się lekko uśmiechając. - No ale decyzja należy do ciebie. Jeśli chcesz to mogę zacząć przygotowywać tą miksturę. - dodała przyjaznym tonem.

- Cóż myślę, że chce spróbować tych twoich medykamentów, będę się martwić o ich skuteczność jak się zaczną jakieś problemy. - Blondynka powiedziała raczej podchodząc spokojnie do ewentualnej niepowodzenia tego projektu. Z drugiej strony blondynka wolała spróbować i się zawieść niż pytać się ciągle ‘Co by było gdyby?’

- Niezmiernie cieszy mnie twoje zaufanie. Zrobę co będę mogła aby jemu sprostać. - skinęła głową posyłając swojemu gościowi przyjemny choć oszczędny uśmiech. - To jak mówiłam, w Aubentag powinien być gotowy. A jaka jest ta druga sprawa o jakiej wspomniałaś? - elfka widocznie uznała tą pierwszą za omówioną i była ciekawa co jeszcze sprowadziło Pirorę w jej progi.

- Ach zaufanie w twoje zdolności i wiedzę pokładam tylko w sprawie medycznej. Za to druga sprawa jest dość trywialna i towarzyskiej natury. Miałam ochotę wybrać się do “Złotej Lili” w Festag i zastanawiałam się czy dasz się zaprosić na obiad? Choć w sumie nie wiem czy biorąc pod uwagę, że jestem tak jakby twoją pacjentką to czy czy nie jesteś przeciwna takiemu spoufalaniu się. - Blondynka uśmiechnęła się do Ilsarielle przyjaźnie.

- W Festag? Na obiad? Do “Złotej lilii”? - tego chyba gospodyni się nie spodziewała bo musiała chwilę się zastanowić co odpowiedzieć. - No cóż, myślę, że nie widzę żadnych przeciwskazań. Więc czemu nie. Chętnie zjem z tobą obiad. Byłam tam już i muszę przyznać, że całkiem przyjemne miejsce. - odparła odwdzięczając się Averlandce pogodnym spojrzeniem.

- Och na pewno będzie miło, mam po ciebie przyjechać dorożką? A może ty chcesz odwiedzić mnie w “Pełnych żaglach” i stamtąd ruszymy? - Pirora ucieszona postanowiła zapytać się o małą organizację tego spotkania.

- Myślę, że ja przyjadę po ciebie. Potem możemy pojechać razem do “Lilii”. - odparła elfia uzdrowicielka z uprzejmym uśmiechem.

- Doskonale, możesz znajdziesz chwile na obejrzenie moich obrazów jak już tam będziesz. - Pirora zaproponowała dodatkową rozrywkę elfce. - Ach to właściwie ja już ci nie będę przeszkadzać obiecałam sobie że jeszcze dzisiaj spróbuje popracować nad obrazem sokoła. Widzimy się w kolejnych dniach. - blondynka wstała i zaczęła się powoli ubierać w ciepłe ubranie wierzchnie.
 
Obca jest offline  
Stary 09-12-2021, 13:03   #473
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wieczór; Nordland; Neues Emskrank; posiadlość państwa van Zee

Pirora przyjechała jak zwykle z obstawą Jamesa który jak zwykle z resztą szlachty na zaplecze pokoje się udał. Blondyneczka w kwietniej rózowo szarej sukience wkroczyła do bawialni gdzie co tydzień bawiła się z koleżankami z wyższych sfer. Gospodyni już tam była z kobietą której Pirora jeszcze nie poznała.
- Kamilo jak znowu cię widzieć, a kim jest twój drugi gość. Chyba nie miałam do tej pory przyjemności. - szlachcianka przywitała się grzecznie i zwróciła swoją uwagę do kobiety o której mogła mówić Naji wieczór wcześniej. “Dziewica z lasu”.





- A witaj Piroro. - bielejący ciepłem uśmiech gospodyni był ładnie widoczny na tle ciemnej karnacji jej twarzy. Wyglądało, że przyjechała tak w połowie zebranego towarzystwa. Madeleine i Annemette już były a reszta jeszcze nie. Więc nieznajoma twarz była tylko jedna.

- Tak, to chyba nie miałyście się jeszcze okazji poznać. To Piroro jest Sana Moabit. Mieszka z rodzicami za miastem ale mimo zimy udało jej się do nas dotrzeć. Zostanie z nami na jakiś czas. A to Sano jest Pirora van Dyke. Z dalekiego Averlandu. Przyjechała do naszego miasta na początku roku. - czarnowłosa córka kapitana portu przedstawiła sobie obie strony. Dziewczyna o popielatych włosach musiała być rówieśniczką Averlandki, może dwie czy trzy wiosny starsza. Uśmiechnęła się uprzejmie i skinęła do niej głową jak to wypadało w takich okazjach. I wczoraj Nije nie wprowadzała blondynki w błąd mówiąc, że panna Moabit nie jest ani pryszczata ani garbata. Jak teraz mogła naocznie przekonać się Averlandka faktycznie nie było widać po niej takich mankamentów. Suknię miała całkiem niczego sobie chociaż jak na standard jaki reprezentowała Kamila, Froya czy większość szlachcianek z kółka poetyckiego to wydawała się dość skromna.

- No no, jest nas coraz więcej to dobrze. Sano mogę zapytać jakie masz zainteresowania, wprawdzie to że uczestniczymy w wieczorku nie znaczy że niektóre z nas mają też inne zainteresowania. Ach no i chętnie dowiem się jak to jest cały rok mieszkać poza miastem w tych stronach. Wydawało mi się że jednak na zimę wszyscy opuszczają dworki łowieckie i inne samotnie i zjeżdżają się do miasta. - Pirora była ciekawa nowej koleżanki i jej zainteresowań a także chciała przejść do pytań o ewentualne dworki szlacheckie w okolicy.

- Ale ja nie mieszkam w żadnym dworku łowieckim. Tylko w zwyczajnym. - Sana uśmiechnęła się pozwalając sobie na ten mały żarcik na początek. Po czym panie i panny usiadły z powrotem na swoich miejscach wokół stołu.

- Oj to prawda, byłam tam, wspaniała posiadłość, bardzo malownicza. - Madeleine potwierdziła słowa ich znajomej spoza miasto więc brzmiało jakby owa posiadłość nawet na szlachciankach robiła odpowiednie wrażenie. Panna Moabit odwdzięczyła jej się promiennym uśmiechem.

- A ja lubię tkać. Najlepiej mi chyba wychodzą gobeliny. Ale czytać też lubię. Prozę i poezję. Jestem zakochana w języku bretońskim, cóż za romantyczny język, uwielbiam go! Chociaż nie mam zbyt wielu okazji aby go poćwiczyć. A ty czym się zajmujesz Piroro? - myszata blondynka o ładnie zaczesanych włosach chętnie opowiedziała o swoich pasjach a towarzystwo pokiwało głowami i słuchało tego z aprobatą i przyjemnością.

- Może dzisiaj będziesz miała okazję. Fabi obiecała nas w końcu odwiedzić. Już dawno jej nie było. - gospodyni tego spotkania rzuciła z przyjemnym uśmiechem.

- O pardon, moje roztrzepanie spowodowało, że wrzuciłam wszystkie posiadłości poza miastem do jednego wora. Madeleine twoja rodzina ma może domek łowiecki za miastem? - Zapytała z ciekawości Pirora skoro koleżanka już komentowała ten temat.

- O Gobeliny, to bardzo mało spotykany u nas rodzaj sztuki, choć w sumie to tak jak malowanie tylko igłą i nitką. - Pirora skomentowała zainteresowania swojej nowej koleżanki. - Ja osobiście najlepiej czuje się w malowaniu ale powoli staram się próbować innych dziedzin.

- Tak, można tak powiedzieć. Można uszyć chyba każdą scenę rodzajową jaka przyjdzie do głowy. Wystarczy mieć dwa kolory nici, ciemny i jasny. Chociaż oczywiście im więcej tym więcej możliwości. - Sana zgodziła się z nową znajomą co do porównania z malowaniem obrazów na płótnie.

- Tak, mamy posiadłość za miastem. Na wschodnim wybrzeżu. - Madaleine dała skończyć młodszej koleżance i potwierdziła domysły blondynki z dalekiego południa kraju. Wówczas drzwi się tworzyły i kamerdyner zaanonsował Petrę von Schneider. Bladolica weszła zaraz potem do biblioteczki witając się z towarzystwem.

Pirora poczekała aż Kamila powita nowego gościa a potem również przywitała Petrę.
- Kamilo twoja rodzina ma dworek za miastem? - Pirora spytała blodnynka Kamilę choć wątpila że nawet jeśli van Zee taki posiadała to jeździła tam często.

- Tak, mamy. Myślę, że rodzina każdej z nas ma jakąś posiadłość za miastem. A dlaczego tak się nimi interesujesz? - czarnowłosa gospodyni odparła na pytanie blond gościa. Koleżanki też popatrzyły na nią z uprzejmym zainteresowaniem.

- Zastanawiam się czy po zakończeniu sprawy z kamienicą powinnam zainteresować się sprawieniem sobie takiego by się lepiej wpasować w towarzystwo. Moja rodzina ma prostu dwa domy jeden poza miastem jeden w mieście. I zmieniamy je w ramach naszych zachcianek. Moja mama preferuje dworek na wsi, ojciec skolei więcej czasu spędza w mieście. Oba są funkcjonujące cały rok i zawsze mają na miejscu służbę która dba o to przez cały czas nawet jak nas na nie ma. Toteż nie mamy takiego okresowego domku, biorąc pod uwagę jakie tutaj na północy panuje zimy wydaje mi się że takie posiadłości w czasie zimowym to raczej dosyć mocno odcięte od reszty świata by się zdawały. - blondynka rzuciła żartem a propo dopasowania się do towarzystwa ale zgrabnie dodała porównanie do swojej rodziny i ciekawości jaką ją ogarneła apropo zwyczajow północy.

- Oj to prawda. W zimie groziłoby całkowite odcięcie od cywilizacji. Ale wracamy tam jeśli robimy jakieś przyjęcia, polowania albo kuligi. Wtedy każemy wszystko przygotować na nasz przyjazd. - tym razem Petra odpowiedziała i towarzystwo wydawało się traktować posiadłość za miastem jako coś oczywistego dla ludzi o odpowiedniej pozycji.

- No chyba, że jesteś Froyą van Hansen. Ona jakby mogła to by pewnie co tydzień jeździła na jakieś polowania. - roześmiała się Kamila i koleżanki też zgodziły się z tym wesoło traktując męskie zainteresowania panny van Hansen jako mało typowe jak dla kobiety. Zrobiło się wesoło i przyjemnie. Z czasem zaczęły przybywać kolejne miłośniczki sztuki i poezji. Także Nije która wydawała się tu brylować w dziedzinie poezji oraz pani von Mannlieb która była pierwszy raz na tym spotkaniu odkąd Pirora zaczęła tu uczęszczać.

- Och czyli ktoś tam zawsze jest na miejscu gotowy do rozpoczęcia przygotowań na ewentualny przyjazd biesiadników odpowiednio wcześniej. - Pirora postanowiła zadać pytanie inaczej, albo jej przytaknął albo zaprzeczą i wyda się czyj domek stoi odłogiem.

Resztę czasu spędziła popijać trunki i słuchając Naji i jej pięknych piosenek i recytowanych wierszy. Znalazła się też wokół madam Mannlieb by zapytać czy z mężem jedli może ostatnio pieczeń z królika w “Złotej Lili” i czy nie uważała że był zbyt mocno przyprawiony. Oczywiście był to uprzejmy wstęp do małych rozmówek.

- Królika ostatnio nie próbowaliśmy. Ale polecam panierowanego suma. Wspaniale go przyrządzają. No i ostrygi i owoce morza. Zupełnie jak u nas. Chociaż przyznam, że tutejsze to jednak innego rodzaju. Ja pochodzę z południowego wybrzeża więc tam mamy inne ryby, ostrygi, rosną w końcu u nas winorośla. Ale mimo to naprawdę w “Lilii” się starają, podają naprawdę dobre rzeczy, można poczuć się jak w domu. I mówią po bretońsku! - czarnowłosa szlachcianka zaczęła rozmowę z Averlandką całkiem chętnie i znów ledwo otworzyła swoje ładne usta dało się rozpoznać jej narodowość po charakterystycznym akcencie.

Zaś panie i panny w sprawie swoich dworków i domków myśliwskich nie dały Pirorze jednoznacznej odpowiedzi. Chyba nie bardzo interesowały się tymi posiadłościami póki nie były potrzebne. Mówiły, że nikogo tam nie ma póki nie organizuje się czegoś poza miastem ale te “nikogo” mogło dotyczyć ich, szlachty. Niekoniecznie dosłownie musiały stać całkiem puste. Ale nie było to wykluczone. Rozmowy o tych dworkach zaczęły żyć własnym życiem i nawet panie i panny zaczęły rozmawiać czy dla odmiany nie zorganizować jakiegoś kuligu czy innej takiej zabawy za miastem.

- Może taka wycieczka za miasto byłaby na tyle interesująca że i panna van Hanssen dołączyłby do nas. - Pirora zasugerowała pamiętanie o drugiej największej dziedziczce w mieście.

- Bardzo możliwe. Zapytam ją jak będziemy się widzieć następnym razem. Jednak trzeba by mieć chociaż z jeden dzień ładnej pogody aby tam dojechać. No i wypadałoby zdecydować się dokąd. I po co. - Madeleine odparła z autorytetem jaki jej niejako przypadał z powodu wieku, stateczności no i małżeństwa. Wszystkie były mniej więcej rówieśniczkami no ale pani von Richter była w tej górnej granicy. A to, że już była zamężna i miała do małżeńskie prawa stawiał je niejako w uprzywilejowanej pozycji w stosunku do panien które były na wydaniu lub dopiero w okresie narzeczeństwa a więc jeszcze były mocno uzależnione od swoich rodziców.

- Może jakiś kulig? I ognisko. Bo na bal to chyba by tam nie było u żadnej z nas miejsca. - Kamila rzuciła luźnym pomysłem ale spoglądała na pozostałe panie i panny sprawdzając jak one na to zareagują i jakie mają pomysły.

- Ognisko z kuligiem brzmi wyśmienicie. Dorzućmy jeszcze jakiś muzyków dla nas i jakieś polowanie dla Froyi i brzmi jakby szykował się ciekawy dzień. - Pirora przyklasnęła reszcie na ten pomysł.

Zapanował ogólny aplauz dla tego pomysłu aby wyjechać z miasta na jakieś spotkanie towarzyskie. Wydawało się, że większość ze szlachetnie urodzonych jest za. Chociaż czy to na tym się skończy czy jednak coś z tego będzie to wśród tych śmiechów i uśmiechów trudno było się jeszcze połapać. Ale zbliżało się wiosenne przesilenie, w mieście miał być festyn to i właściwie był nawet powód aby coś z tego powodu zorganizować. Przesilenie było symbolem nadziei na koniec zimy. Nawet jeśli nie było jednocznaczne ze zniknięciem śniegu i mrozu w ciągu jednego dnia.

Resztę wieczoru Pirora spędziła na słuchaniu ploteczek i historyjek jakie działy się w wyższych sferach.

Panie i panny z dobrymi nazwiskami rozmawiały o różnych drobnych sprawach. W sporej części dla Pirory były one dość abstrakcyjne gdy nie znała miejsc i osób o jakich mowa. Do tego często słyszała tylko urywki pochodzące z różnych zakamarków biblioteki van Zee. Kamila wróciła do pomysłu zrobienia wernisażu i miała kłopot czy wolałaby być bardziej poetką czy malarką. Annamette żartowała sobie ze swojego narzeczonego który chyba się bardziej przejął tym powstającym klubie tylko dla kobiet niż ona sama. Madeleine przypomniała, że na to wszystko trzeba grubych pieniędzy więc odradzała nowe inwestycje póki nie zorganizują tego teatru. Na sam zaś teatr proponowała założyć fundusz w banku. Aby zabezpieczyć środki finansowe na ten cel. Fabi opowiadała co jej mąż przywiózł za zdobycz z ostatniego polowania i, że znów w Angestag pewnie pojedzie na kolejne gdy pogoda pozwoli. Zaś Nije żartowała sobie z tego wszystkiego dopytując się czy przypadkiem w mieście nie pojawił się jakiś nowy kawaler do wzięcia. Na tym wieczór upływał i powoli zbliżała się pora rozstania oraz powrotu do domu.
 
Obca jest offline  
Stary 10-12-2021, 15:31   #474
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Południe: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; kazamaty

- Podoba ci się? Grzej dupę na zapas. Bo za tydzień zmiana i wracamy na zewnątrz.
- Raz na wozie, raz pod wozem - olbrzym wzruszył ramionami. - To co, tydzień na zewnątrz, a tydzień w środku?

Egon nie przejął się zbytnio tym, że musiał siedzieć na murach. Owszem, mróz był uciążliwy, ale późniejsze zejście z warty na potencjalną akcję w środku raczej nie było aż takim dużym problemem. Ostatecznie, łatwo było kłamać albo przekonać kogoś, żeby się od niego odczepili, jeśli tylko ktoś się zapyta, dlaczego Egon nie stoi na murze.

Później, już w środku, zagadnięty przez Łasicę, odparł:

- Chcesz drąg, to przyniosę jeden od płatnerza. Wygodzi wszystkiemu… Ha! Nawet drugi koniec zrobię zakrzywiony, to sobie powiesisz na go na haku. Co powiesz na to, hm?

- Dostaniesz jutro - dodał jeszcze. - Sam zapłacę - i puścił oko do Łasicy, nie chcąc wypaść z roli.

- Naprawdę? Jej Egon ty to potrafisz zadowolić dziewczynę w potrzebie. - włamywaczka jako Katia zrobiła słodkie, maślane oczka jakby umięśniony, brodaty strażnik jawił się jej jako rycerz i wybawca w lśniącej zbroi. A nie zwykły klawisz w przeszywalnicy z lagą u pasa. Strażnicy co to widzieli i słyszeli zaśmiali się rozbawieni z tej wymiany zdań bo wyglądało jakby ta kucharka o niezbyt lotnym umyśle była zachwycona obietnicą daną jej przez ich kolegę. Zaś gdy Egon odszedł i usiadł przy jednym ze stołów do tego obiadu to wiedział, że te zmiany są rotacyjne. Tydzień wewnątrz, tydzień na zewnątrz. I tak w kółko. Tak mu to wcześniej Rolf tłumaczył.

Egon postanowił także i tym razem poczekać na okazję, kiedy będzie mógł uciec z warty i wypuścić się na poszukiwania przedmiotu z Łasicą. Sprawa z “drągiem” była także dobrą przykrywką do przemycenia haka, którym mogli otworzyć sobie właz do kanałów. Egon kupi u płatnerza hak do otwierania włazów i da go Łasicy pod pozorem wygodzenia potrzeb cielesnych, a z czasem i użyją haka do podniesienia włazu.

Jako że Egon raczej nie miał sensownych okazji do ucieczki z warty na długo, postanowił wyczekać na dogodny moment.

Z drugiej strony jednak nie było wiadomo, gdzie tak naprawdę jest laska, której szukali. A potrzebowali znaleźć ją czym prędzej, inaczej przepadnie. Jak Egon domyślał się, Łasica może coś wiedzieć i później pójdzie z nią na rozeznanie, ale póki co, potrzebował zapuścić wici. Zapytał się Rolfa:

- Ty, pamiętasz Szybkiego? Jeden z nich miał taki dobry nóż. Myśmy im ten sprzęt oddali? - zapytał Egon Rolfa, szukając możliwej informacji o położeniu schowka.

- Jaki ty nóż u niego widziałeś? W celi? - Rolf popatrzył z powątpiewaniem na nowego takim wzrokiem jakby dawał mu do zrozumienia jak dziwne jest to pytanie.

- Ja tam nie wiem co oni tam mieli jak ich przywieźli z ratusza. Jak coś mieli niech się upominają w ratuszu. - pokręcił głową na znak, że jak jakieś pretensje co do dobytku osadzonych to nie do niego. Po czym czekał aż Stephen rzuci kośćmi. Dzisiaj karty im się przejadły więc grali w kości.

- W ratuszu? - Egon podrapał się po głowie, grając głupiego. - My tego nie składujemy?

- Nie, raczej nie. Do nas trafiają ci którzy zostali skazani. A póki ich się nie skaże to trzyma ich się w ratuszu. To tam im wszystko zabierają. Jak Szybki ma jakieś pretensje to niech puka do ratuszowych bram. A co ty tak się interesujesz co on miał czy nie? - Rolf wziął kubek, wrzucił do niego kości i zamaszyście zaczął nimi potrząsać. Grzechotały aż miło ale odpowiadał dość obojętnie i bez zainteresowania. Jakby chodziło o rutynową sprawę o jakiej wszyscy strażnicy od dawna wiedzą. No może oprócz nowego.

- No chyba, że jakieś śledztwo i tu przesłuchują. Albo coś co nie chcą mieć u siebie. To wtedy przywożą do nas. - Marcel dorzucił coś od siebie. I skrzywił się bo Rolfowi wypadł naprawdę dobry rzut który ciężko będzie przebić.

- No tak, wtedy to tak. Załatwiamy ich brudne sprawy aby oni mogli udawać czystych i nieskalanych. To co za nóż widziałeś? Czemu nic nie mówiłeś wcześniej? - Rolf prychnął z niechęci i podał koledze kubek z kośćmi.

- Dobra klinga - łgał Egon. - Czemu nic nie gadałem? Bo nowy byłem i wychylać się nie chciałem - wzruszył ramionami.

I dołączył się do gry w kości, zamierzając przekazać Łasicy, czego się dowiedział później. Skoro fanty były w ratuszu, to być może Pirora mogła zająć się skombinowaniem laski dla wieszczki?

- Ty widziałeś jakiś nóż? - Rolf zapytał Stephena. Ten jednak pokręcił głową, że nie. Grubas więc spojrzał na Marcella. Ten też zareagował tak samo.

- No cholera. Ja też nie. A zobaczcie jakie nasz nowy kolega ma świetne oczy. Chodzi razem z nami, karmić tych darmozjadów, a widzi więcej niż my. - głos Rolfa brzmiał fałszywym podziwiem dla bystrych oczu nowego.

- No i kolega Egon mówi, że widzi niebezpieczny przedmiot w łapach więźnia. I nic z tym nie robi. Przecież takim nożem to zadźgać można. Kuchcików co ich karmią no albo nas. Ale kolega Egon mówi, że widział nóż i to nie byle jaki. Ale skitrał to dla siebie. - Rolf podrapał się po policzku i mówił na głos jakby się zastanawiał nad zachowaniem kolegi. No i było widać, że kompletnie mu się ono nie podoba. Sądząc po minach pozstałej dwójki im także. Przestali grać w kości i posyłali mu chłodne spojrzenia.

- My tu go traktujemy jak kolegę, jak brata. Dzielimy się wszystkim co mamy. A kolega Egon nas w wała robi. Coś kręci i chce sobie dorobić na boku. - szef warty obrazał w dłoniach kubek jakim do tej pory grali w kości.

- Posłuchaj Egon jesteś świeżak to raz ci powiem po dobroci. Nie próbuj robić nas w wała. Jesteś na próbnym. Jedno moje słowo u starego i wylatujesz z roboty. - do tej pory grubas mówił jakby do pozostałej dwójki ale wiadomo było, że chodzi mu o zachowanie trzeciego kolegi które mu się nie spodobało. Teraz więc zwrócił się bezpośrednio do niego.

- A, żebyś ochłonął z tych głupot i przemyślał sprawę to bierz swoje bety i zasuwaj na wieżę bramną. Powiedz im, że jesteś dodatkowym człowiekiem. - wskazał na wieszak na jakim były wierzchnie okrycia.

Egon bez słowa skinął głową i ruszył się, w istocie zamierzając iść na wieżę bramną. Czy łganie mu poszło tak dobrze albo czy też tak źle, że coś Rolf zaczął podejrzewać, tego wywiedzieć się nie mógł. Oczywiście, nie zamierzał prasnąć cwaniaczka tu i teraz w czerep, chociaż ręka swędziała go, jak tylko tak się do niego odezwał. Egon wiedział, że Rolf nie dałby mu rady w bitce. Nie rozumiał też, czemu zareagował tak ostro. Skoro niczego złego nie widzieli w tłuczeniu więźniów, to czemu nagle przejęli się okradaniem?

Za dużo było jednak na szali, żeby pozwolić sobie teraz wyładowanie złości na byle klawiszu. Plan kultu wkrótce miał przynieść swoje owoce i szkoda byłoby tych wszystkich dni wystanych na mrozie, żeby wszystko położyć kresowi tylko po to, żeby pokazać jednemu drabowi, gdzie jego miejsce.

Udało mu się ustalić, gdzie prawdopodobnie może być laska wieszczki i zapłacił za to cenę. Jeśli tylko ktoś mógł rzeczywiście tę laskę wykraść z ratusza, to było to warte tej ceny.

A po tym wszystkim, jeśli znajdzie Rolfa po raz kolejny w karczmie albo na uliczce Neues Emskrank, wtedy sam sobie dług policzy. Na żebrach Rolfa, oczywiście.

* * *

Wieczór: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; kazamaty

Egon, wykonawszy robotę w kazamatach, nie mógł doczekać się na to, aby wreszcie pójść z Cichym i zobaczyć, jak sprawa wyglądała w kanałach. Prosto z roboty zatem skierował swoje kroki do magazynu przemytnika, aby pójść z nim do kanału.

Jak kończył swoją zmianę i wychodził przez furtę w bramie na zewnątrz to było już ciemno jak w nocy. Ale zimą to było normalne. Wieczór był jeszcze młody i ulice były pełne przechodniów, sań i wozów. Dotarł do magazynu bez przeszkód. Tam spotkał się z Vasilijem. Ten na niego czekał bo jak przyszedł to Cichy się ubrał w kożuch i dał znać, że jest gotowy do wyjścia. Poszli mniej więcej w kierunku kazamat. Ale nie dotarli do nich. Przemytnik zboczył w jakiś boczny zaułek i tam już we dwóch musieli przesunąć jakąś skrzynię czy coś innego. Stała trochę bez sensu bo na środku niezbyt szerokiego zaułka. Ale jak się okazało nie był to przypadek czy czyjeś gapiostwo. Pod nią był właz. Vasilij odsunął go hakiem. Po czym musieli zapalić lampę i zejść po stopniach wmurowanych w cembrowinę do tych wilgotnych, czarnych, cuchnących kanałów.

- No to teraz już z górki. - powiedział brunet dzierżący lampę. Ta oświetlała ledwo na kilka kroków więc było widać niewiele co jest dalej i dokąd prowadzi dany kanał jakim akurat szli. Co jest w mijanych poprzecznych tunelach i rozwidleniach tego też właściwie nie było widać. Często brodacz zatrzymywał się, zwłaszcza na krzyżówkach gdy próbował zorientować się gdzie są i dokąd mają teraz iść. Egon musiał zdać się na niego bo nic tu nie rozpoznawał i nie miał pojęcia gdzie są i dokąd zmierzają.

- Jest! To ten! - w końcu po nie wiadomo jak długim czasie Vasilij zdradzając ekscytację odnalazł właściwą dziurę. Właściwie to nie różniła się niczym od setek jakie mijali do tej pory. Przynajmniej na oko gladiatora. Ale przemytnik pokazał mu jakieś nacięcia jak wyżłobione nożem w cegle które miał tu zrobić poprzednim razem. Dalej jednak już nie było tak dobrych wieści. Okazało się, że Egon, tak samo jak wcześniej Silny i Kornas jest po prostu za duży aby się przepchnąć przez ten otwór. Co więcej to nie było tylko jedno przejście. Ale coś na kształt grubej rury akurat aby szczupła osoba albo dziecko mogło się tędy przecisnąć. Z góry można było pewnie takiej osobie zejść dość łatwo. Ale pod górę zapowiadała się mordęga. Zwłaszcza, że powyżej widok kończył się na czymś w rodzaju kolanka przez które trzeba było jakoś przejść. Vasilij mówił, że to właśnie tam wyłożył się ostatnio i on i Versana. Z Kultystów tylko Łasica jakoś dała radę. Bez poszerzenia tej rury nie było szans aby wielkolud taki jak Egon mógł skorzystać z tej drogi. A kucie pod górę zapowiadało się na cholernie ciężkie zadanie. Zwłaszcza tam powyżej gdzie już nie sięgało się stojąc na chodniku kanału.

Egon gapił się na dziurę przez dłuższą chwilę, kalkulując swoje możliwości. Wreszcie, odezwał się w te słowa:

- No dobra, jak ja mam tutaj przechodzić, to nie ma szans - rzekł. - Trzeba to gówno poszerzyć, nie ma innej możliwości. Ostatnie, co my tutaj chcemy mieć, to żebym podczas ucieczki z kazamatów zapchał się i żeby mnie strażnicy złapali. To trzeba skuć, nazajutrz organizuję młot i dłuto i będę to męczył tak długo, żebym ja i dwóch takich jak ja mogli wejść.

- Będę potrzebował jakąś linę z hakiem. Podciągnę się i będę powoli sobie kuł to wszystko, żeby to poszerzyć. Jak możesz użyczyć któregoś ze swoich ludzi, to będę wdzięczny. Nie muszą wiedzieć o tym przekręcie z kazamatami - przecież nie wiedzą, dokąd ten kanał prowadzi. A we dwóch albo trzech to zawsze będzie szybciej. Trzeba pogadać z Versaną, żeby przynajmniej Kornasa użyczyła albo jak już Strupas przyjdzie, to niech dołączy się do roboty.

- No. Pogadaj z Versaną. Bo szczerze mówiąc to ja nic nie wiem o Kornasie i Strupasie. Ale mogli by tu pomóc. Swoich nie wyślę bo mam prikaz od Karlika i Starszego by nie angażować w to nikogo kto nie jest od nas. Poza tym my teraz siedzimy w tym “Kogucie” aby go przygotować na przybycie wyroczni. I chyba was też. Przynajmniej na początku. Karlik ze Starszym mieli pozałatwiać wszystkie papiery i koszta no a mnie kazali przygotować tą karczmę aby była do użytku. - Vasilij milczał chwilę nim się odezwał. I chyba zgadzał się z kolegą jednak przyznał się do częściowej niewiedzy na temat poczynań pozostałych kultystów z jakimi się ostatnio nie widział. I ograniczeń jakie mu nałożyła na niego starszyzna kultu. I do wczorajszego spotkania z grubasem od karlików i logistyki Egon miał podobny poziom wiedzy.

- Chyba, że Silny. Też go nie widziałem chyba od zboru. Nie wiem właściwie co porabia. Ale w kuciu widzę inne ryzyko. To się daleko niesie. Nie wiem czy tam na górze by nie mogli słyszeć tego kucia. Bo jak tak to kiepsko. Mogliby zacząć węszyć. Ale to zawsze jest ryzyko przy kuciu. Dlatego lepiej w dzień jak miasto tętni życiem. Jakby było na odludziu to wszystko jedno. W nocy też dobrze o ile nie ma strażników. No ale w kazamatach są. To jak ciszej to łatwiej usłyszeć takie stukanie. No ale nie wiem czy jak ktoś by tu kuł to na górze by było słychać czy nie. - Vasilij za to jak przystało na przemytnika zwrócił uwagę na inny aspekt takich podziemnych prac.

- Wezmę wolne w tym tygodniu i skuje się to - rzekł Egon. - Albo dwa. Robota na cały dzień, ale przecież da się radę z tym. Skombinujesz mi narzędzia do tego czasu? Będę w stanie zacząć od jutra.

- Skoczę też dzisiaj do Silnego i pogadam z nim. Niby Gustava pilnuje, ale może wygospodaruje nieco czasu.

- Dobra, ode mnie to wszystko. Dzięki. Następnym razem przyjdę tutaj z Silnym sam. Możemy iść?

- Egon czy ty mnie słuchasz w ogóle? - Vasilij zamiast odpowiedzieć chwilę przypatrywał się koledzę zanim odpowiedział. W świetle lampy jaką trzymał w jednej dłoni widać było połowę twarzy w świetle i przeciwną pogrążoną w mrokach i półcieniach.

- Takie kucie i to przez cały dzień słychać. Jak tam gdzieś na górze jest ten właz to znaczy, że już teraz jesteśmy pod więzieniem. Ja nie byłem wewnątrz kazamat to nie wiem jak tam jest. Ale skoro tu są kanały a więzienie jest w lochach to jakoś bardzo wysoko nad nami one nie są. A skuć trzeba będzie nie jakąś jedną ścianę na pacierz roboty tylko trzeba będzie wyrąbać drogę na górę. To rzeczywiście może zająć cały dzień. Nie wiem ile. Nie wiem ile tego tam jest do tego włazu. Nie byłem tam. Ale możliwe, że strażnicy usłyszą takie kucie. Jak oceniasz kolegów? Co zrobią jak skumają, że ktoś kuje coś pod lochami? No może nic. Może nie usłyszą. Ale jak usłyszą? Jak zaczną szukać kto tu kuje? Po co ktoś kuje pod lochami? Albo ktoś z więzienia drąży tunel aby zwiać albo ktoś z zewnątrz aby wydostać kogoś z lochu. - herszt przemytników roziwnął swoje wcześniejsze ostrzeżenie i watpliwości widząc, że Egon się nimi nie przejął kompletnie. Mówił starannie i poważnie jakby liczył się z tym, że takie długotrwałe kucie ścian ma szanse zaalarmować strażników.

- Zrobisz jak zechcesz Egon. Mogę ci dostarczyć te narzędzia. Ale lepiej pogadaj z Karlikiem albo Starszym. Bo jak spalisz tą drogę ucieczki to nie wiem czy do festynu uda się zorganizować jakąś inną. To lepiej załatw to z nimi i powiedz im jak to wygląda. - poradził mu koleżeńskim tonem dając propozycję co mógłby zrobić w tej sytuacji.

- A z tym kuciem może pogadaj z Trójhakiem. To stary kanalarz i przemytnik, może zna jakiś sposób na ciche kucie. Bo ja nie wiem. Ja to też bym kuł. No ale to mogą usłyszeć tam na górze. - przyznał na koniec jakby sam za bardzo nie miał pomysł jak postąpić w tej sytuacji.

- Pogadam - Egon skinął głową.

Sam Egon nie sądził, że kucie w kanałach byłoby aż tak głośne, żeby można było słyszeć na samej górze, szczególnie w południe. Z drugiej strony, warto było się rozmówić z Karlikiem i Trójhakiem, co zamierzał zrobić jak najszybciej.

Przez parę chwil siłacz układał sobie rzeczy w głowie. W istocie, zamyślony wyraz rzadko gościł na obliczu Egona, toteż zjawiskowym było to, że kudłaty mocarz coś tam sobie myśli i kalkuluje.

- Dobra, to skoczę do “Wieloryba” i pogadam z Karlikiem, może się wypowie. Albo chociaż wiadomość zostawię - rzekł wreszcie. - Zaprowadzisz mnie potem do Trójhaka? Skoro taki z niego szczur kanałowy, to będzie wiedział, jak przejście wydrążyć. Idziemy?

- Zaprowadzić mogę. Ale jak po “Wielorybie” to może być już trochę późno na inne wizyty. Najwyżej jutro tam pójdziemy. - brunet z zadbaną brodą myślał chwilę nad odpowiedzią. W końcu jednak przystał na taką propozycję kolegi. Dał znać i zostawili tą jedną z wielu dziur jakie mijali do tej pory i ruszyli kanałami. Egon nie bardzo miał pojęcie gdzie są i dokąd zmierzają więc musiał zaufać koledze. Wyszli ponownie na nocne, mroźne powietrze. Było o wiele czystsze niż to co panowało w kanałach. Potem we dwóch ruszyli przez miasto ku tawernie w jakiej były największe szanse spotkać grubasa kultystów.

- Ale od was zajeżdża. - skrzywił się gdy okazało się, że jest w sali głównej i właśnie zastali go przy obfitej kolacji. Wyczuł on jednak smród kanałów jaki ze sobą przywlekli i sądząc po reakcji innych nie tylko on.

- Na dole byliśmy. - Vasilij wzruszył raminami nie bardzo coś mogli podziałać w tak krótkim czasie. Po prostu wyszli z kanałów i przyszli tutaj. Dał znak Egonowi aby zaczął gadać z Karlikiem. A ten czekał na to co ich dzisiaj tu sprowadziło.

- Na osobności pogadajmy - rzekł Egon, dając znać, żeby zadbali o bezpieczeństwo.

Kiedy ostatecznie wyszli z głównej sali do małej izby, Egon rzekł:

- Byliśmy z Cichym sprawdzić przejście przez kanały - rzekł Egon. - Jest za ciasne dla mnie, trzeba będzie je poszerzyć, inaczej utknę w połowie. Może tam Łasica albo rogata się przecisną, ale już nie ja. Musimy skuć to przejście, poszerzyć je. Inaczej nie da rady. Będę jeszcze dzisiaj gadać z Trójhakiem na temat tego, jak możemy to zrobić. No chyba, że jest jakaś inna droga.

- No to skuwajcie. - Karlik wzruszył swoimi potężnymi barami nie bardzo chyba widząc w czym tkwi dylemat kolegów.

- Tak, ale jest ryzyko, że takie kucie to będzie słychać na górze. Nie jestem tego pewien. Nie byłem na górze. Ale wylot tej rury do kanałów to już raczej jest pod lochami. Może być słychać takie rycie w ziemi. No i jak strażnicy by usłyszeli, że ktoś kopie tunel pod lochami… - Cichy wyjaśnił grubemu kultyście swoje obawy co do takiego zwykłego łupania ścian. Podobnie jak wcześniej Egonowi w kanałach.

- Ah o to chodzi… - logistyk zboru uniósł swoją byczą głowę i opuścił gdy zorientował się na czym trudność polega. Widząc, że się zastanawia dłużej przemytnik wznowił temat.

- No i właśnie chcemy iść do Trójhaka. Może zna jakiś sposób. On stary kanalarz, może coś doradzi. - Vasilij wyjaśnił też dlaczego chcą udać się do mężczyzny z protezą ręki zakończoną trzema hakami.

- No to idźcie. Może coś doradzi. A wy jak dacie radę to jakoś to sprawdźcie. Słychać czy nie słychać takie kucie. Bo jak słychać to bez sensu alarmować całą straż i zdradzać im nasze plany zanim coś zdążymy zrobić. A czasu do festynu już niewiele. Dwa tygodnie. Na Placu Targowym już szafot zaczęli stawiać. Jak spalicie tą drugę zrobi się krucho z czasem aby wymyślić inną. - gruby kultysta przystał na pomysł poradzenia się kanalarze i zgodził się, że szkoda byłoby zbędnie ryzykować wszystkie dotychczasowe przygotowania przez jakieś poszerzanie rury jakie mogło zdradzić straży te prace.

- Chodźmy - Egon skinął głową na słowa Karlika i skłonił się jeszcze na pożegnanie, a potem z Vasilijem skierował swoje kroki do Trójhaka.


Wieczór; mieszkanie Trójhaka;


No to poszli. Znów trzeba było wyjść na mroźną ulicę i nocną ciemność. Tym razem ulice były już zdecydowanie bardziej opustoszałe niż gdy Egon wychodził z kazamat albo jak wracali z kanałów. Zapalonych świateł w oknach też było o wiele mniej. Ale o tej porze uczciwi ludzie już spali albo kładli się spać. Zaś rosły dryblas i drobniejszy brunet szli we dwóch przez rozjeżdżony śnieg ulicami miasta. W końcu Vasilij wszedł w jakąś boczną uliczkę i zastukał do drzwi jednej z kamienic. Przez chwilę nic się nie działo ale usłyszeli odgłos otwieranych, wewnętrznych drzwi i kroki.

- Kto tam?! - padło pytanie jakiegoś mężczyzny z wnętrza domu. Vasilij się przedstawił, że jest Cichy i ostatnio był tu z koleżanką, Versaną. Wtedy facet wrócił do środka po tym jak kazał im poczekać po czym znów znalazł się za drzwiami wejściowymi. Otworzył je i dał znak aby weszli do środka.

- O. Czuję, że byliście na dole. Wszędzie rozpoznam ten zapaszek. - zaśmiał się starszy już facet ze skołtunioną brodą. I protezą zamiast jednej ręki. Zakończoną trzema hakami jakie miały zastąpić utracone palce.

- Późno już. To co was sprowadza tak późno do ubogiego człowieka. - powiedział jakby mimo tego, że był w samej koszuli i chyba już szykował się do snu umiał rozpoznać okazję do zrobienia interesu.

- Interesy - rzekł Egon, przechodząc od razu sedna sprawy. - Słuchaj, pamiętasz ten tunel, co pokazałeś Cichemu? Cholernie ciasny jest. A będę potrzebował przez niego przejść na bank za jakieś dwa tygodnie.

- Poszerzyć to trzeba, więc nie obejdzie się bez kucia. Tylko po cichu to trzeba jakoś zrobić. Albo znaleźć inny sposób. Wiesz, jak coś takiego zrobić, żeby nie obudzić nikogo?

- Aha. Pewnie tak. Mogę znać taki sposób. A ile dostanę za te informacje? - gospodarz skinął głową na znak, że nie widzi z tym większego problemu o ile zostanie odpowiednio wynagrodzony za takie informacje.

- Podaj cenę, to się dogadamy - odparł Egon. - Zrobimy tak: ja ci dam żeliwo, a ty zaprowadzisz nas albo pokażesz, jak to się robi. Stoi? Tak, żebym mógł od razu zacząć robić.

- Nie bardzo jest co do pokazywania. Dacie… 30 monet… I powiem wam jak to załatwić. Proste jak drut. Dziecko by sobie dało radę. A co z tym zrobicie to już wasza rzecz. - odparł kanalarz wzruszając ramionami. Siedział w samej koszuli za stołem i pod ścianą. I wyglądał jakby miał zamiar już kłaść się spać co o tej porze nie było wcale dziwne.

- Złożymy się. - rzucił Vasilij do Egona dając znak, że w tej wspólnej sprawie może na niego liczyć.

- Dobra, a może być jeszcze dzisiaj? Skoczę tylko do kanciapy i dam ci pieniądze, ty mi pokazujesz. Stoi?

- Dobra, założę za ciebie. Potem mi oddasz. - Vasilij klepnął w ramię gladiatora dając znać, że szkoda tracić czas. Zanim znów by przeszedł przez miasto do siebie a potem wrócił to by już pewnie północ była. Przemytnik więc wyjął ze swojej sakiewki odpowiednią ilość monet, położył je na mocno zużyty kuchenny stół po czym przesunął jej na stronę gospodarza. Ten przeliczył je pobierznie i mniej więcej na oko brodacza też się zgadzało. Więc roześmiał się cicho i zaczął się bawić jedną z otrzymanych monet.

- Jak mówiłem sprawa jest bardzo prosta. - powiedział patrząc na swoich gości z łagodnym uśmiechem na swojej już nie młodej twarzy. - Nie trzeba walić po ścianach do oporu. Głośne to i słychać z daleka. Wystarczy wziąć dłuto, młotek i skuwać samą zaprawę. A potem wyjmować cegła po cegle. Jak zaprawa jest stara to całkiem łatwo ją skruszyć. Po cegłach jest ziemia. Ją się kopie jeszcze ciszej i szybciej niż wyjmuje cegły. I wystarczy zwykła łopata abo motyka. No i wiadro do wywalania urobku. Jak mówiłem, nic trudnego. - powiedział ten sposób jaki z opisu wydawał się całkiem prosty do zrobienia.

- Dobra - Egon skinął głową w stronę Cichego. - To mi wystarczy.

Po czym skłonił się i pożegnał z Trójhakiem, a na boku jeszcze powiedział Cichemu:

- W takim razie ustalone. Zaczynam jutro po robocie. Skoczę po narzędzia i będę to dłubał sam.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 11-12-2021, 22:55   #475
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


zachodnie wybrzeże; skraj Wrakowiska, południe

Astromanta z pewną satysfakcją stwierdził, że jego wróżby nie zawiodły. Faktycznie chyba mieli do czynienia z mityczną syreną! I oczywiście również wcale go nie zdziwiło, że to on właśnie najlepiej ze wszystkich oparł się urokowi. Jednak to, że większość załogi płynęła prosto na kipiel było zagrożeniem. Szybko wyjął z kieszeni zatyczki do uszu i zaczął podawać je towarzyszom, zaczynając od rybaka i zbira którzy wydawali się być najbardziej podatni na zwodniczy urok.

Joachim odkrył, że sprawne poruszanie się po łodzi jaka płynęła na bujających się falach wcale nie jest takie proste. Nie miał za bardzo wprawy w takich zabawach. A jeszcze trudniej było rozdać zatyczki wioślarzom. Wcale nie chcieli brać! Znajomy Silnego i rybak po prostu go odepchnęli aż się zatoczył i upadł na dno łodzi. Byli tak pochłonięci potrzebą prucia wprost w wodną kipiel, że nie zwracali uwagi na nic innego. Właściwie to tylko Silny wyciągnął dłoń po zatyczki. Chwilę wpatrywał się na nie bezrozumnym wzrokiem jakby nie rozpoznawał co to jest albo po co mu je astrolog podał. Ale coś tam jeszcze chyba do niego docierało bo po chwili wsadził sobie jedną i drugą do ucha. Jednak łódź była już niebezpiecznie blisko kipieli, zaczynało się to odczuwać przez gwałtowniejsze rzucanie łodzią.

- Trzeba im włożyć te zatyczki, Silny, bo będzie źle! - zawołał Joachim, jednocześnie próbując szybko rzucić jedno z prostszych znanych mu zaklęć. Chciał stworzyć hałas, który by zagłuszył ten zgubny śpiew.

Joachim rozłożył ręcę w wyuczone gesty i krzyknął kilka słów tkając całkiem proste zaklęcie. Nie było jednak to takie łatwe na bujającej się na falach łodzi z widokiem na wodną kipiel zbliżającą się coraz bardziej. Swoimi niewidzialnymi oczami czułymi na moc widział jak przez ten materialny świat przepływa ona przez materię żywą i martwą. Widział jak brutalni wyrywa różne kolorowe nitki siłowo łącząc je w pożądany wzór. Efekt usłyszał kilka chwil później jak przez okolicę przeszedł złowróżbny grzmot burzy. Narastał, gotował się, wreszcie eksplodował na całego. Zagłuszył on syreni śpiew a wraz z nim minął urok jaki działał na jego towarzyszy.

- O matko jaka kipiel! - krzyknął zdumiony rybak jaki dopiero co z całych sił napierał na wiosło aby się tam wpakować. Teraz dali całą wstecz próbując wycofać łódź z tych wodnych odmętów. Zmagali się z prądem jaki bujał łodzią coraz bardziej. A Joachim nie mógł im pomóc bo wciąż musiał podtrzymywać zaklęcie. Było proste i jak się okazało całkiem skuteczne do zagłuszenia tego zaklętego śpiewu ale też i dość krótkotrwałe. Co zmusiło go do ciągłego powtarzania nim nie oddalili się wystarczająco. W międzyczasie Silny rozdał i kazał założyć zatyczki jakie dostał od astrologa. Co prawda w nim byli na wpół głusi na odłos fal ale i śpiewu też. W końcu wszystko się uspokoiło. Łódź wydostała się ze skraju Wrakowiska i wróciła mniej więcej na odległość gdzie wcześniej pływali szukając źródła hałasu. Śpiew albo umilkł albo w tych zatyczkach już go nie słyszeli.

Joachim stwierdził, że odnieśli pierwszy sukces - okazało się że syrena, albo coś co świetnie ją udawało, naprawdę istniała. Czyli ta wyprawa nie była marnotrawstwem czasu i pieniędzy. Poza tym, uniknęli schwytania w pułapkę, tylko teraz jak mogli dopaść tę istotę?
- Wracamy żeby dorwać tę syrenę?! - krzyknął do pozostałych, na tyle głośno by mieli szansę go usłyszeć.

- Nie ma mowy! Omamiła nas prawie! A i bez niej zobacz jakie tam są fale! - krzyknął rybak który musiał nieźle najeść się strachu od tego wszystkiego. Sądząc po minie reszty mieli jeszcze większe wątpliwości aby tam wpłynąć niż przed tą całą hecą ze śpiewem.

- Pomyśl o sławie jaka nas czeka za pokonanie morskiego potwora. - A myślisz, że później będzie tu łatwiej wpłynąć?! - zawołał podekscytowanym głosem czarodziej. Szkoda było mu się wycofywać, gdy byli tak blisko.

Pozostali coś nie zdradzali takiego podekscytowania. Patrzyli na niego, na siebie nawzajem i wyglądało na to, że nie przekonał ich aby złapali za wiosła i ruszyli zmagać się z wodną kipielą. Gdzie było realne ryzyko, że fale wywrócą łódź albo zmiotą kogoś do lodowatej wody. Z drugiej strony faktycznie musiało tam być coś co tak pięknie i czarująco śpiewało więc syreni trop był pewny jak nigdy dotąd. Więc wahali się.

- Pomyślcie ile pieniędzy może być warta taka syrena, jeśli udało by się nam ją schwytać! Po co mamy tak od razu się poddawać? Gwiazdy wróżą nam zwycięstwo! - kontynuował czarodziej.

- Daj spokój. Zobacz jaka kipiel. Wszyscy będziemy przy wiosłach. Kto będzie ją łapał? To trzeba jakoś inaczej. Tam to się wszyscy potopimy jak koty. - rybak pokręcił głową wcale nie przekonany do obietnicy wysokiej nagrody która wydawała mu się pewnie mętna i iluzoryczna. W przeciwieństwie do fal rozbijających się o skały i zatopione wraki jakie było widać tu i teraz, gołym okiem.

- No. Wracamy. Trzeba na nią wymyślić coś innego. - Silny który do tej pory jeszcze się wahał teraz poparł rybaka. Też wolał żyć niż mieć.


Joachim zacisnął zęby, zły że tamci nie są skłonni za nim podążyć. Już widział się, jak wpływa do portu ze schwytaną syreną, w glorii bohatera. Wtedy nawet tacy jak Froya van Hansen musieli by go dostrzec. A jak cenna byłaby taka istota, no i był jej bardzo ciekaw.
Mruknął coś z irytacją pod nosem, kiedy zawrócili. W miarę jak zbliżali się do portu i oddalali od niebezpiecznych wód Wrakowiska, wytłumaczył sobie, że może i lepiej, w końcu wpłynięcie tam mogło się źle skończyć - ten rybak zdecydowanie był przerażony, a przecież lepiej od niego znał się na morzu.

Kiedy wrócili, zebrał swoją grupę w karczmie i postawił wszystkim kolejkę na swój koszt.

- Dobrze nam poszło. Ustaliliśmy, że naprawdę na tych wodach grasuje syrena, bo wątpię by coś innego mogło taki urok za pomocą śpiewu na nas rzucić. Na szczęście moja magia nas uratowała. Myślę nad planem, jakby ją pochwycić, skoro już wiemy z czym mamy do czynienia. Czy wody Wrakowiska zawsze są takie niebezpieczne jak dzisiaj? - zwrócił się do rybaka, starając się mówić z dostojeństwem i pewnością w głosie.

Jakby nic dobrego nie wymyślili, zastanawiał się czy nie poszukać Kurta, zgodnie z radą Silnego, który sugerował że ten morski weteran mógłby coś doradzić.... no i pogadać z Aaraonem też nie zaszkodziło, w końcu był to pijak, ale jednak mimo wszystko studiował w Kolegium jak on, więc nie można było wykluczyć że coś doradzi.... chociaż musiał uważać, żeby nikt mu nie odebrał przewodniej roli w tym przedsięwzięciu..


 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 11-12-2021 o 23:05.
Lord Melkor jest offline  
Stary 12-12-2021, 02:54   #476
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 78 - 2519.02.22; knt (6/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; sektor centralny; tawerna “Trzy żagle”
Czas: 2519.02.22; Konigtag (6/8); południe
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar i muzyka; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, d.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Pirora





https://blog.fabrics-store.com/wp-co...3-31-13-PM.jpg


Poranek okazał się dla Pirory całkiem lekki. W końcu ostatniego wieczoru uczestniczyła w kulturalnym spotkaniu z damami z towarzystwa a nie jakichś nocnych orgiach. To i rano wstawało jej się dzisiaj całkiem lekko. Wczoraj wieczorem zaś nim się rozstały żegnane przez obie gospodynie zapanowała powszechna zgoda, że jakąś zabawę za miastem można by zorganizować. A zbliżający się festyn wydawał się do tego świetnym pretekstem. Każda z dam obiecała skonsultować się jak nie ze swoim mężem to narzeczonym lub rodzicami jeśli takowych partnerów nie miały. Bo trzeba było wybrać kto miałby być gospodarzem. Do poranku w Festag gdy była spora szansa, że się ponownie większość z nich spotka powinno już się coś wyklarować. A jak nie no za tydzień było kolejne spotkanie kółka artystycznego. A dzwon lub dwa przed północą averlandzka szlachcianka wróciła z Jamesem do swojej rodzinnej tawerny. I tam zastał ją dzisiejszy poranek. Pochmurny i mroźny jak się okazało. Ale tutaj to raczej była norma.

Miała jednak dość napięty grafik. Bo po śniadaniu musiała wyjść na zewnątrz aby odstawić pożyczonego jastrzębia jakiego pożyczyła jej Froya. Okazało się, że oprócz tego, że jest pochmurno i zimno to jeszcze w nocy spadł świeży śnieg. I wszędzie widać było kogoś z łopatą co udrażniał swoje obejście wywalając łopatą śnieg na tą hałdę jaka się uzbierała od początku zimy. U van Hansenów przywitał ją ten sam kamerdyner o nienagannych manierach co poprzednio. Bez zgrzytu był gotów przyjąć z powrotem klatkę z ptasim drapieżnikiem i pytał jak się sprawił w roli modela. I czy ma coś przekazać panience Froyi.

Jak już wróciła do siebie to aż tak wiele czasu nie było skoro ślub zaczynał się w południe. Musiała się do niego przygotować. Kapitan Czerwonych Legionistów przyjechał tak jak obiecał. I bez wahania czy skrępowania obrzucił sylwetkę swojej partnerki z góry na dół.

- No całkiem nie najgorzej. Szkoda, że cały dzień będę musiał czekać aby to z ciebie ściągnąć. No nic. Obowiązki wzywają. Zbieraj się. - ze swoją bezpośredniością jaka nie przystoiła żadnemu dobrze wychowanemu kawalerowi przyznał się otwarcie do zamiarów jakie żywił względem swojej partnerki na zwieńczenie dzisiejszej uroczystości. Po czym zaczął tłumaczyć co i jak. On już miał przygotowany prezent dla pana młodego. Całkiem niezłej jakości napierśnik. Przyda mu się. Prezent był zbyt nieporęczny aby z nim biegać więc został w saniach. A dla panny młodej w ich imieniu miała wręczyć jego partnerka czyli Pirora. Dla niej miał belę materiału z jakiego mogła sobie uszyć co potrzebuje. Materiał też był niczego sobie i w sam raz nadawał się na prezent dla kobiety. I był z tego też spory pakunek chociaż oczywiście o wiele lżejszy niż kawał profilowanego żelastwa.

- Dzień dobry Herr Lange. Świetnie pan dzisiaj wygląda. - Magda jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności znalazła się przy ich stole i wydawała się być pod wrażeniem oficera. A Dirk jak się przystroił w czarno - czerwony kubrak, pas z ozdobnym rapierem to faktycznie bez trudu mógł uchodzić za oficera, szlachcica i kawalera z dobrym nazwiskiem. Towarzyszki Pirory też wydawały się być zachwycone kawalerem takiej klasy i chyba trochę zazdrościły, że to właśnie Pirora będzie dzisiaj jego partnerką. Chociaż to nie było dziwne bo Averlandka biła je wszystkie swoim pochodzeniem i pozycją. Herr Lange też się umiał zachować jak chciał. Bo wystawił swój łokieć aby panna van Dyke mogła go złapać i mogli wyjść razem. A i sporo głów się odwróciło w ich stronę bo tak wystrojona para mimo wszystko rzucała się tu w oczy.

- Lubisz zapasy w błocie? - zapytał niespodziewanie gdy siedli do sań i ruszyli przez miasto. Widząc jej minę wyjaśnił z rubasznym uśmiechem. - Trochę nudno zimą w tym mieście. Na wieczorze z kawalerskim trochę żeśmy sobie pofolgowali. I wpadliśmy na pomysł zapasów w błocie. Borys nam strasznie zachwalał łapanie prosiaka i jakoś nam wyszło, że najlepiej by to wyglądało jakby go łapała jakaś ślicznotka. Ale ze dwie kolejki później wyszło nam, że jeszcze lepiej by wyglądały dwie ślicznotki w błocie. Błoto i świniaka mogę jeszcze załatwić. Właściwie te ślicznotki pewnie też. Ale pomyślałem o tobie. Może znasz jakąś co by się nie bała ubrudzić i dać chłopakom trochę radości w te nudne, zimowe wieczory? Daję ci pierwszeństwo. Jak jakąś załatwisz to zapraszam na pokaz. O ile cię interesuje tak gnuśna i poniżająca rozrywka zwykłych żołdaków oczywiście. Bo jak nie to nie ma sprawy. Sami to jakoś załatwimy. Aha i coś nie widzę elfiej bielizny. To mam rozumieć, że jeszcze nie wygrałaś zakładu? - wyjaśnił jakby rozmawiał o pogodzie i wcale się nie krępował taką sprośną tematyką jakiej przy damie nie powinien w ogóle się pojawić. Na koniec równie niespodziewanie jak zaczął o tych błotnych zapasach tak wrócił do ich małego zakładu sprzed paru dni. I tak patrzył na sąsiadkę jakby do głowy nie brał, że mogłaby z nim wygrać na tym polu.

A niedługo potem zajechali pod świąntynie Maanana. I Pirora miała okazję poznać różnicę jak to wyglądają śluby tutaj na dalekiej północy pod patronatem boga mórz i oceanów. W Averlandzie bowiem był ledwo wzmiankowany skoro równiny i pola leżały w głębi lądu z dala od jego domeny.

Mimo wszystko schemat wydawał się podobny. A skoro dowódca Czerwonego Legionu był jednym z honorowych gości to jego partnerka również. I widocznie zastępował ojca pana młodego. Bo chociaż obaj wydawali się w dość podobnym wieku to jak to wyjaśnił Dirk większość najemników nie pochodziła stąd więc i nie mieli tutaj swoich rodzin. Dlatego stronę pana młodego reprezentowali własnie przede wszystkim legioniści. Rozpoznała i grubego Borysa z Kisleva i gadatliwego Mathiasa i Heike co chyba była jedną z niewielu kobiet w tym towarzystwie. Wszyscy ubrali w to co mieli najlepsze ale na ich tle Lange i tak prezentował się najokazalej. Drugą połowę nawy zajmowała rodzina i przyjaciele panny młodej. Ci byli liczniejsi i sądząc po strojach byli mieszczanami.

Ojciec panny młodej podprowadził ją pod ołtarz i tam kapłan, ten sam co w Festagi prowadził msze, zapytał ich o przysięgi i powinności. To brzmiało inaczej niż na dalekim południu Imperium skąd pochodziła Pirora ale zdaje się, że ogólny zamysł był ten sam. Wreszcie kapłan podał obrączki młodym i ci nawzajem sobie je włożyli na palce. Po czym nastąpiła wrzawa i oklaski jak ogłosił ich oficjalnie mężem i żoną.

Para młoda ruszyła do wyjścia a za nimi szli goście obu stron. Przy wyjściu młodzi zatrzymali się aby wydać jałmużnę czekającym tam biedakom. Po czym wsiedli do sań i ruszyli przed siebie. A reszta gości rozproszyła się wsiadając do swoich pojazdów i wierzchowców. Karawana weselna jechała ze śmiechem, klaskaniem i dzwonieniem zamocowanych na tą okazję dzwonków przez miasto. Przypadkowi przechodnie bili brawo i krzyczeli życzenia. Aż kondukt zatrzymał się przed karczmą gdzie zorganizowano wesele. I tutaj Dirk poprowadził Pirorę do środka. Z racji swojej rangi i roli ojca chrzestnego to przypadło im zaszczytne miejsce w pobliżu pary młodej. Trochę to trwało zanim po kolei wszyscy goście zjechali się do środka. Zwłaszcza, że w drugiej części izby widać było zwykłych gości jacy po prostu przyszli tu na obiad albo w innej sprawie a trafili na wesele.

- To chodź na górę. Tam w pokoju są nasze prezenty. - Dirk zagadnął do blondynki widząc, że jeszcze to trochę potrwa. A jednym z pierwszych punktów wesela miało być właśnie wręczanie prezentów i składanie życzeń młodym.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; kazamaty
Czas: 2519.02.22; Konigtag (6/8); południe
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar i muzyka; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, d.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Egon



To, że popadł w niełaskę i podpadł kolegom z pracy odczuł prawie od razu. Jak tylko Rolf go zobaczył gdy wszedł do wartowni pokręcił głową i dał znać, ze nie musi się rozpłaszczać. Tylko niech idzie na bramną i tam już mu dadzą zajęcie. No i dali. Łopatę w dłonie i zgarniać z blank śnieg jaki w nocy napadał w nocy. Robota może nie była by zbyt ciężka gdyby to był kawałek. Ale jak musiał tak oblecieć właściwie cały obręb murów tego zamku to mu zszedł na tym cały ranek i trochę przedpołudnia. A dzisiaj było zimniej niż wczoraj. Dużo zimniej. To najbardziej mu zmarzła twarz, stopy i łapy ale po prawdzie to ogólnie zmarzł. A jak skończył to szef bramy kazał mu porąbać drzewo co przywieźli na opał. Grube bale, przysypane śniegiem jaki spadł w nocy czekały już tam na niego. Albo mu się wydawało albo nikt z nim nie gadał. Za to wszyscy strażnicy patrzyli na niego oskarżycielsko. Ale może mu się zdawało? W końcu od rana wszedzie był sam i innych strażników najwyżej mijał na blankach czy wieżach. A do tej pory najczęściej gadali w przerwach albo podczas warty na wartowni czy w bramie czy wewnątrz. A dzisiaj tego nie było. No a po szuflowaniu sniegu czekało go rąbanie drewna. Ciężkie, monotonne a na mrozie to bardzo niewdzięczne zajęcie. Z rozgrzanego ciała buchało ciepło ale pot zamarzał wszędzie gdzie stykał się z powietrzem.




https://img.redro.pl/naklejki/narzed...0-86917048.jpg

- Dzień dobry Egonie! Ale dziś ciężko pracujesz! Nie jesteś może głodny? Przyniosłam ci coś na ząb. - za plecami usłyszał przyjemny, kobiecy głos Katii. I jak sie odwrócił dojrzał jak idzie przez zdeptany śniegu do niego. To był pierwszy przyjazny głos i uśmiech jakiego tu dzisiaj doświadczył. Szła rudowłosa kucharka ku niemu trzymając jakieś zawiniątko. Jak się zatrzymała i podała mu okazało się, że to ze trzy pajdy chleba polane rozgrzanym smalcem ze skwarkami i jeszcze z serem. Od śniadania nic nie jadł a ten mróz i ciężka, fizyczna praca wysączała z niego siły.

- Matko czym im tak podpadłeś? Pytam się o ciebie a oni mi mówią “bo jest samolubne bydlę”. To dalej nie pytałam. - z bliska jak Łasica już nie musiała udawać Katii to mówiła tak jak zwykle. Tylko cicho. Te drwa były blisko kuchni to musiała nie mieć daleko aby wyjść. A z blank czy wież mogli ich widzieć strażnicy. A i z kuchni w każdej chwili mógł ktoś wyjść i ich zobaczyć. Ale póki rozmawiali cicho to zawczasu powinni dostrzec każdego kto by się zbliżał. Łasica obserwowała więc jak je te pajdy i mogli tak chwilę porozmawiać względnie spokojnie.

- Słuchaj musisz to jakoś odkręcić. Jesteś mi potrzebny w środku. Do tego włazu i do strażników. Dzisiaj wieczorem idę do Sebastiana aby coś mi przygotował. Mam nadzieję, że umie jakiegoś usypiacza czy co. No ale jak tą wyrocznię trzeba będzie nieść? Ja miałam w planie, że zajmę się drzwiami. A słabo mi będzie nieść i ją i otwierać drzwi. Jesteś mi potrzebny tam w środku. Więc jakoś to odkręć. Flachę im postaw, na piwo zabierz po robocie no dogadaj się jakoś z nimi. Jak to z facetami. Bo słyszałam, że macie w przyszłym tygodniu zmianę na zewnątrz. To chujowo. Potrzebny jesteś w środku. Mógłbyś pogadać o jakieś przeniesienie na drugą zmianę aby zostać w środku. Zamienić się z kimś czy co. No ale póki “jesteś samolubne bydlę” to ciężko będzie o taką podmiankę. To odkręć to jakoś. Nie chcę zostać sama jak coś zacznie się dziać. Bo czasu do festynu mało i możliwe, że w przyszłym tygodniu już coś będzie się dziać. - Łasica mówiła cicho i szybko aby zdążyć powiedzieć jak najwięcej w krótkim czasie. Niedługo powinien być obiad i znów na raty wszyscy strażnicy zbiorą się w stołówce. Była szansa, że spotka Rolfa i pozostałych. Ale wówczas Katia będzie za ladą wydawać posiłki więc nie bardzo by mieli wówczas okazję pogadać.

- I dałam radę spytać wyrocznie o tą jej laskę. Mówi, że jest gdzieś blisko bo ją wyczuwa. Ale dalej nie mogłyśmy rozmawiać bo się na nas gapili. Tak jak teraz ci z murów. Próbuję ich urobić, że ona śmierdzieć zaczyna i trzeba ją umyć. Jakby się zgodzili to może coś się podziała. Jakby zgodzili się zabrać ją do łaźni to w ogóle miodzio. Bo by trzeba ją rozkuć i musiałaby wyjść ze specjalnego. A jak nie to pewnie miska, szmatka i załatwię to w jej celi. - dorzuciła cicho gdy Egon zjadł już z połowę przyniesionych pajd.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Złota; rezydencja van Hansenów
Czas: 2519.02.22; Konigtag (6/8); południe
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar i muzyka; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, d.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Joachim



Młody astolog odkrył, że takie całodniowe pływanie po morzu to jednak nie jest coś do czego był przyzwyczajony. Niby ostatecznie nic strasznego się nie stało, wrócili cało ale jednak czuł ten mróz i zmęczenie. I jak tylko wrócił do pokoju gościnnego we wspaniałej willi van Hansenów to czuł jak łóżko i pierzyna wzywają go do siebie.

Wcześniej jednak zawitali do “Starego kotła”. Obietnica kolejki, ciepło i gwar głosów jakby oddaliły syrenią grozę jaką doświadczyli w dzień. W karczmie to znów wydawało się o wiele mniej groźne i rzeczywiste. Zwłaszcza, że samej syreny nikt z nich nie widział przecież. Tylko słyszeli ten jej śpiew.

- Ale śpiewała pięknie. - zadumał się z rozmarzeniem znajomek Silnego. Inni w zadumie pokiwali głowami. Nawet pomimo grozy jaką niosła ze sobą śmierć w lodowatej kipieli trudno było zapomnieć tej pięknej, wabiącej serenady śpiewanej tym kuszącym, kobiecym głosem. Aż się chciało dać oczarować.

- No tak, pięknie, to prawda. Ale nawet jakby nie śpiewała w ogóle. To tam jest Wrakowisko. Tam sa silne prądy. Potrafią przywlec wrak statku z okolicy. Wleką go po dnie aż do Wrakowisko. No albo cały się tam rozwala na miejscu. Dzisiaj mieliśmy ładną pogodę. Morze było spokojne. Ale na Wrakowisku zawsze są fale i kipiel. Nawet jakby tam wpłynąć łodzią. Bo wpłynąć się da jak ktoś ma wioślarzy z krzepą i werwą. To wpłynąć się tam da. Ale tak buja, że właściwie nic się nie da zrobić. A jak prawde gadają o tych półrybach to ona może w każdej chwili zrobić hyc do wody i zniknie. I co jej wtedy zrobimy? Przecież w połowie to ryba. Na pewno może wytrzymac dłużej pod wodą niż my na Wrakowisku. - rybak co prawda nie widział syreny, ani tej ani żadnej innej. Ale sporo słyszał o tym miejscu. A wszyscy widzieli tamtą kipiel. Brzmiało bardzo prawdopodobnie, że nawet jakby żadnej syreny tam nie było to utrzymanie stabilności łodzi było wystarczająco absorbujące. A i Joachim zdawał sobie sprawę, że w takich warunkach może być trudno recytować zaklęcia i wykonywać odpowiednie gesty. Dzisiaj mu się co prawda udało ale to było zanim wpłynęli w te wzburzone fale. A gdyby syrena czmychnęła pod wodę czego obawiał się rybak to polowanie na nią zrobiłoby się jeszcze trudniejsze.

- Cóż. To nie na moją głowę. Ja to od skuwania ryja jestem. Jak ona by była na lądzie to bym jej skuł ryja i tyle. Ale w wodzie to nie wiem jak. Słyszałem, że ona potrafią wyskakiwać, łapać i wciągać pod wodę. W takiej zimowej wodzie to pewna smierć. - Silny też nie bardzo miał pomysł jak ugryźć tą sprawę. To było coś całkiem odmiennego od ulicznych porachunków i karczemnych awantur w jakich zwykle brał udział. W końcu nie był rybakiem ani marynarzem tylko miejskim oprychem.

Jak się rozgrzali już grzańcem i od ognia, zrobiło się cieplej i przyjemniej to chyba do wszystkich dotarło, że są pierwszymi co mogli natknąć się syrenę i wrócić cało do portu. To dawało jakąś satysfakcję. Ale ta mocno przygasała jak nikt jakoś nie miał pomysłu jak pokonać czy schwytać takie stworzenie. W końcu więc wraz z początkiem wieczoru zmęczeni całodniowym wiosłowaniem i wilgotnym, morskim mrozem zaczęli się żegnać i rozchodzić. Silny jeszcze tylko zatrzymał się przed odejściem i zapytał drobniejszego kultystę.

- Właściwie to czemu ci tak na tym zależy? - wyjął futrzaną czapkę zza pasa i włożył ją na swoją łysą głowę. Po czym z kieszeni wyjął rękawice i zaczął je bez pośpiechu ubierać.

Potem jeszcze zaszedł do “Adele”. A raczej na pomost bo okazało się, że Kurt siedzi na nim i łowi ryby w przerębli. Było już ciemno i tylko z lampy zawieszonej na burcie kogi kultystów bił krąg światła. Kuternoga wysłuchał relacji młodzieńca i zadumał się nad tą sprawą.

- No tak, jak taki śpiew to pasuje do syreny. Chociaż jej nie widzieliście. Ale tak, może to faktycznie syrena. Ciekawe. Nie pamiętam aby się jakaś tu kręciła. Ciekawe czemu tutaj zawitała. Przecież ma pełno prawie pustego wybrzeża. - pokiwał głową a po części Joachim też pamiętał ze swoich młodych lat, że nie pamiętał żadnych plotek czy wieści o jakichś syrenach. Na pewno nic takiego jak teraz krążyły plotki po mieście, że nawet w najważniejszej świątyni w mieście - Mananna - mówili o tym z ambony.

- Słuchaj, ja tam nie znam się na tych sprawach co ty i Aaron. Ale ten rybak ma rację co do tego, że nawet jakby tam wpłynąć to niewiele się zdziała. Tam mocno rzuca. Poza utrzymaniem łodzi w ryzach to nie wiem czy coś jeszcze dałoby radę zrobić. Nie tędy droga. - przyznał, że nie czuł się na siłach doradzać w sprawie magicznych na czym w ogóle się nie znał. Jednak podzielał opinię rybaka, że wody Wrakowiska są zbyt zdradliwe i silne aby wpływać tam na daremno.

- To jak na moje to by trzeba jakoś ją wywabić na spokojniejsze wody. Ja słyszałem kiedyś taką legendę o syrenie. Bretońską. Jakaś panna przychodziła prać nad rzekę jaka wpadała do morza. I śpiewała. Tak pięknie, że syrena się poczuła i też zaczęła śpiewać. I tak śpiewały obie. Aż syrena nie mogąc wygrać tego pojedynku utopiła konkurentkę. Zabrała ją na dno do swojego domu aby ta dziewczyna jej tam śpiewała do końca świata. To tylko bretońska legenda oczywiście. No ale o syrenie. No i ja bym się na twoim miejscu zastanowił jak ją wywabić z tego Wrakowiska. To przeklęte miejsce. Podobno w wodzie czasem widać jakieś schody i ruiny. Podobno starsze niż to miasto. No i skały i wraki statków. Ciężkie miejsce aby tam coś robić. Na zwykłym wybrzeżu albo morzu łatwiej. - powiedział swoim spokojnym głosem gdy w międzyczasie złowiła się jakaś ryba. Wyjął ją z wody i wrzucił do wiadra. Nawet zaproponował koledze aby wziął jeśli ten by miał ochotę na świeżą rybę.

Ale rozmowa z Kurtem też była wczoraj. A dzisiaj był całkiem pochmurny poranek. I jeszcze w nocy spadł świeży śnieg bo słychać było pracę łopat jakie go odgarniały. Czuł, że zbiera mu się na katar. Ale jeszcze była nadzieja, że może tylko się zbiera i jakoś to przejdzie. Po śniadaniu za to wypatrzył z okna blondwłosą koleżankę ze zboru. Przyszła z jakąś klatką w jakiej był jakiś spory ptak. Jakiś czas później przyjechał powóz więc znów mieli jakichś gości. A wkrótce odwiedził go Sven. I szczerzył się niemiłosiernie bo wreszcie uznał, że znalazł coś odpowiedniego dla panicza. Właściwie to znalazł wczoraj no ale nie miał jak powiedzieć bo panicza cały dzień nie było. Szli właśnie korytarzem gdy z przeciwka wyszła blondwłosa córka gospodarzy z jakąś czarnowłosą kobietą w dostojnej czerwieni.




https://i.pinimg.com/564x/c5/c8/a7/c...3e89999e5b.jpg


- Moja droga, poznaj Joachima Burzookiego. Nasz gość i astrolog. Mama uwielbia jego przepowiednie. Joachimie poznaj panią Madeleine von Richter. Moją bliską przyjaciółkę. - Froya stanęła na wysokości zadania i przedstawiła sobie obie strony. Wyglądało na to, że pani von Richter kończy swoją wizytę bo szły w kierunku wyjścia.

- Miło mi cię poznać Joachimie. - skinęła swoją czarną głową i wysunęła dłoń do szarmanckiego pocałowania.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 12-12-2021, 17:05   #477
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Południe; Nordland; Neues Emskrank; sektor centralny; tawerna “Pod pełnymi żaglami”

Po powrocie od van Hansenów szlachcianka spędziła dużo czasu by przygotować się na weselę. Postanowiła założyć żółtą suknię z delikatnym kwiecistym haftem. Irina cała jej też pod spód biała podomkę z pufiastym rękawem który osłonił by jej wiotkie ramiona przed zimnem. Jej loki upięte w zmyślny kok odsłaniający jej zgrabną szyję która ozdabiał naszyjnik z ciemnego złota. Pasujące kolczyki i spinki do włosów a także pierścień też znalazły się w tym zestawie.

Kiedy pojawiła się jej eskorta była mile zadowolona jak jego mundur współgrał z jej suknia, przynajmniej kolorystycznie, czerwień, czerń i droga złota-żółć. Na Jego łotrowski komplement szlachcianka pocałowała go policzek i odpowiedziała własnym.

- Wytrzymasz cały dzień? No no, cóż za mocne postanowienie. No i miło z twojej strony że nie robisz mi wstydu pojawiając się w stroju jakiejś lazengi. - Szlachcianka pozwoliła sobie na złośliwości w stronę officera zanim jego podbój miłosny znalazł się koło nich. Blondynkka nie omieszkała zauwazyć jak reszta obecnych kobiet pożera herr Lange wzrokiem z zazdrości.

- No. Widzisz jak ja się poświęcam dla ciebie? Mam nadzieję, że mi to jakoś zrekompensujesz. Najlepiej na kolanach. Albo na czworakach. Ale właściwie mogę okazać wspaniałomyślność i dać ci wolną rękę. - Lange odparł tak bezczelnie jak to miał w zwyczaju. Nie omieszkał odwdzięczyć się Magdzie za komplement klapsem w tyłek gdy już odchodziła. Zaś kapitańskie dziewczęta zaśmiały się z rozbawienia i ekscytacji coraz wyraźniej zazdroszcząc Pirorze takiego wieczoru i nocy jaki się jej zapowiadał z blondynem.

Zarzuciwszy na siebie ciepłą pelerynę dała się odeskortować do dorożki gdzie inne rozmowy mogły odbyć się bez wścibskich uszu.
- Cóż przyznam że nigdy nie próbowałam okiełznać żadnej świni w jej zagrodzie. - Blondynka przyznała z lekkim uśmiechem. - Jak wasz wieczór kawalerski ? Zwykłe męskie chlanie czy do końca zimy może się okazać, że kolejną rodzinna upomni się o ojca do dziecka córki?

- To nie masz żadnego doświadczenia w łapaniu świń w błocie? No szkoda. A widzisz jakby ci się teraz przydało? - Dirk westchnął z ironicznie udawanym wyrzutem, że jego partnerka nie ma tak niezbędnej umiejętności jaka by teraz jej się przydała. - No nic. Trzeba będzie skołować chociaż jedną ochotniczkę. - mruknął jakby karbował sobie w głowie jakiś punkt do wykonania w najbliższej przyszłości.

- A my nie no co ty. Grzeczni byliśmy. Zwykłe, męskie picie na umór aż do rana. Jakieś tam kelnerki co nam usługiwały się nie liczą. Prawda? - wrócił do tego jakby sobie przypomniał o co jeszcze pytała blondynka. Z miną i tonem jakby absolutnie nie działo się nic zdrożnego na owym wieczorze kawalerskim bo przecież jest znanym z prawości, bogobojnosci i dobrego wychowania obywatelem i kawalerem.

- Kobiecych zapasów w błocie wam się zachciało? - Zakpiła z niego ale zamiast zaprzeczyć że nic takiego ją nie interesuje. - Wypadałoby co byście zrobili zrzutkę na jakąś nagrodę dla zwyciężczyni. Wtedy łatwiej będzie przekonać ochotniczki. Jeśli wolicie piękne ciała to Ajnur i Benona może dadzą się namówić, a jeśli rzucicie mieszkiem pieniędzy to może i nasze koleżanki z “Mewy” się skuszą. Choć skąd wy weźmiecie błoto toż cała ziemia skuta lodem? To już lepiej by wam było pójść na te ‘tajne’ miejskie walki gladiatorów i podłapać tam jakieś panny co do towarzystwa tam są prowadzone.

- E tam, walki gladiatorów. Wiesz ile można karli stracić jak się źle obstawi? - machnął ręka jakby dziwnym zbiegiem okoliczności miał jakieś doświadczenia w tym temacie. I to niezbyt pozytywne.

- I mówisz, że możesz jednak znać jakieś ochotniczki? Nawet Beno i Ajnur? Tak, wydają mi się w sam raz. Myślę, że chłopakom też by się spodobały nawet bez udziału warchlaka do łapania. I jeszcze jakaś nagroda? Tak, czemu nie. Możemy się zrzucić. Jakby było więcej dziewczyn to nawet lepiej. Te z “Mewy” to z tego co pamiętam to też były niczego sobie. Pogadam z chłopakami. Wiesz to taki luźny pomysł dla zabicia nudy. Ale jakby wypalił byłbym kontent. A błoto jakieś się znajdzie. Nie tu to gdzie indziej. - chyba był zadowolony, że Pirora tak prawie od ręki podała kilka potencjalnych ochotniczek na takie brudne zabawy i nawet z tą nagrodą i błotem to chyba uważał sprawę za do załatwienia. Nawet jak tego chyba jeszcze na ten moment nie miał tego obgadane.

- Skad wiesz ze nie mam na sobie? - Szlachcianka uniosła brew i posłała mu tajemniczy uśmiech, na jego stwierdzenie o elfickiej bieliźnie. W dorożce zrobiło się cicho oficer najwyraźniej nie wiedział czy Pirora mówi poważnie.

- Żartuje, nie mam żadnej bielizny. Umówiłam się z nią na obiad, zobaczymy czy jej gusta w kobiecym ciele ludzkim są podobne jak u Złotogrzywej. - Szlachcianka zaśmiała się do oficera.

- O. Umówiłaś się z nią na obiad? - blondyn popatrzył z zaciekawieniem na siedzącą obok blondynkę. Chwilę trawił jej słowa jakby trochę go one jednak zaskoczyły. - To jednak coś działasz. Ciekawe. Myślałem, że sobie odpuścisz tak samo jak Magdę. - przyznał po tej chwili zastanowienia. Ale dobry humor nadal go nie opuszczał i wydawał się mieć pogodne nastawienie i do partnerki i do reszty świata.

- Odpuścić sobie? Nigdy! i nie odpuściłam Magdy po prostu byłam zajęta a tobie udało się ja zbałamucić wcześniej. Opowiesz co jej zrobiłeś? Tam, na sali wyglądała jakby chciała byś ją zabrał na parę chwil do wychodka i wziął ją wtedy i tam. - blondynka wyraziła ciekawość co do wyczynów swojego kochanka.

- Wziął ją na parę chwil do wychodka i tam ją wziął tu i tam… - Dirk zrobił minę jakby Pirora podsunęła mu świetny pomysł. - Dobre! Będę musiał spróbować jak będę tam następnym razem. - ucieszył się tak bardzo, że aż trochę przesadnie to nie było do końca wiadomo czy naprawdę ma taki zamiar czy tak sobie tylko żartuje.

- A dziewczę tak, bardzo chętne i wdzięczne. Nie miała serca mi odmówić czegokolwiek za to opiekuńcze, męskie ramię jakie jej zaoferowałem. A w końcu jestem oficerem poważnej firmy nie? - widocznie chętnie opowiadał o sobie i swoich osiągnięciach zwłaszcza jak miał się czym pochwalić.

- Więc polecam pracę na kolankach, myślę, że przynajmniej mężczyzna powinien być zadowolony z ustnych i ręcznych talentów tej kelnerki. Co do kobiet no rozumiesz, że nie miałem okazji jej sprawdzić. Ale! Pomyślałem o tobie i specjalnie ze względu na ciebie zapytałem czy jakbym był z koleżanką to coś by miała przeciwko. Oczywiście, że by nie miała. Mówiłem ci, że nie była w stanie mi niczego odmówić. - dodał pusząc się niemiłosiernie i to tak aby znów partnerka była świadoma jak to o niej pamiętał i jak ułatwia jej dojście do tej miłej i sympatycznej kelnerki.

- Do tego całkiem ładnie umie się dziewczę bawić w rodeo i tutaj słuchaj dalej bo chyba powinno być ci to znajome ale niezła z niej sodomitka i nie grymasi jak chodzi o to ratunkowe wejście. No więc same plusy. Widzisz? Nie kłamałem cię jak mówiłem ci, że ją polecam. - powiedział na koniec aby było jasne jaki jest szczery i uczciwy. Chociaż wszystko to mówił jakby odstawiał jakąś komedię tym zbyt poważnym tonem jaki przybrał.

- No no, może zaprosimy ją na te zawody błotne w takim razie? Skoro tak trudno jej ci odmawiać. - blondynka zaproponowała kusząc go szeptem powiewając jego ucho ciepłym oddechem.

- Co do gladiatorów, no cóż wiadomo że nie przewidzisz że fortuna danego dnia będzie wolała kogoś innego niż tego kogo obstawiasz, ale powiem ci że aż dziwi mnie że tego jak ktokolwiek widział tego co zwą Egon to mógłby go nie obstawić. Toż to chłop wyrośnięty jak góra mięśni który by ci głowę zmiażdżył gołymi rękoma. - Pirora postanowiła posłużyć się informacjami jakie przewinęły się w rozmowach z Versaną i innymi kultystami opowiadając o tych miejskich walkach. sprawdzając czy Lange rozwinie temat.

- Egon? Taki kudłaty? No to chyba kojarzę. Tak wygrał dla mnie jakąś walkę. Pomogło mi to odkuć się po walkach psów. Prawie wyszedłem wtedy na zero. Nie obrobisz z tymi walkami. Za mało nam płacą. Kobiety, wino, śpiew, karty, kości, zakłady… Jak tu biedny kapitan ma wyżyć tylko ze swojej pensji? - popatrzył na nią z jawnym rozczarowaniem, że tak kiepsko mu płacą za jego ciężką pracę. Chociaż rzeczy jakie wymienił raczej nie należały do taniego hobby i na pewno nie wypadało się nimi chwalić w towarzystwie.

- A Magda w błotnych zapasach? Tak, podoba mi się ten pomysł. Równie dobry jak to by wymłócić ją w toalecie przy następnym spotkaniu. Sama widziałaś jak na mnie leci po jednym razie. - przyznał, że znów Pirora podsunęła mu kolejny świetny pomysł w sprawie ulubionej kelnerki w “Żaglach”. Ale nie przestawał błaznować jaki to z niego nie jest zdobywca niewieścich serc i wdzięków.

- Och biedny ty i twoja sakiewka. - blondyneczka wyraziła wielkie współczucie nad sytuacją “biednego” legionisty. - Musisz znaleźć sobie dodatkowa pracę. Ja na przykład ostatnio robiłam portrety w kazamatach. Uczciwa praca, chociaż wolę nie myśleć na której ulicy bym umarła z zimna gdyby był to mój jedyny sposób zarobkowy.

- Portrety? W kazamatach? W tych lochach? - pomysł wydał się blondynowi albo bardzo zaskakujący albo niedorzeczny. W końcu robienie portretów zwykle odbywało się na zamówienie tych co było stać na takie portrety. A trudno było o to posądzać skazanych na ciężkie wyroki albo ich strażników.

- No i tak, no malowanie to nie dla mnie. A drugi etat no tak, można coś pomyśleć. W końcu mam tyle wydatków… - pokręcił głową jakby mu ulżyło, że szlachcianka z dalekiego południa kraju okazała zrozumienie dla jego jakże trudnej sytuacji życiowej.

- Szkicowanie to były te portrety jakie są na listach gończych. - Poprawiła legionistę. - oprócz tam zwykłych przestępców miałam zrobić szkic tej północnej wiedźmy co ją mają palić na stosie za jakieś dwa tygodnie.

- O. Mamy jakąś wiedźmę w lochach? - zdziwił się blondyn jakby dopiero się o tym dowiedział. - No i dobrze. Będzie przynajmniej na co popatrzeć jak ją będą palić. - wzruszył ramionami jakby za bardzo się tym nie przejął.

- I listy gończe? Po co? Jak już i tak siedzą w lochach. Bez sensu jak dla mnie. Znaczy nie ty ale ten kto to zlecił. - pokręcił głową nie bardzo mogąc znaleźć uznanie i zastosowanie dla takiego obrotu sprawy. - Niedługo dojedziemy. - wskazał brodą na kierunek w jakim jechali rozpoznając widocznie okolicę.

- Może ktoś wymyślił zrobienie archiwum z twarzami straceńców. Wiesz co by było wiadomo kto i kiedy był stracony. Mnie tam nie przeszkadza, ale powiem ci że ta wiedźma to miała rogi jak jeleń, wyglądała jak upiór z strasznych opowieści ludowych. - Blondynka rozczapierzyła palce nad głową by bardziej zwizualizować jak wieszczka wyglądała.

- To jakaś wredna baba, że ktoś jej tak ciągle kantem puszcza, że jej takie rogi wyrosły. - roześmiał się na myśl o tym ludowym powiedzonku o rogaczach. Chociaż zwykle tak się mówiło na mężczyzn a nie na kobiety. - No nic, spalą ją razem z tymi jej rogami. Chociaż ciekawe czy jej poderżną gardło przed spaleniem. Ostatnio w Estalii jest moda, że tak się robi. Wiesz te wrzaski palonych żywcem to jednak nie są zbyt ładne a tak podcinają gardziołki i spokój jest. A jeszcze nie byłem przy żadnym paleniu heretyka w tym mieście to ciekawe jak to tutaj wygląda. - Dirk traktował sprawę dość luźno i tak jak większość populacji uważał publiczne egzekucje za dobrą formę rozrywki przełamującą codzienną rutynę.

- Cóż na pewno nie dadzą jej nic wypowiedzieć, bo się boją że jakiś klątwy porzuca na ludzi. Jak ją szkicowałam to cały czas miała knebel w ustach, podobno zdejmują jej go tylko na posiłki. - blondynka dodała jeszcze jedną ciekawostkę. Jednak ponieważ właśnie dojeżdżali do świątyni to nie dało się im więcej kontynuować tego wątku.
 
Obca jest offline  
Stary 12-12-2021, 19:12   #478
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Południe; Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; kazamaty

Egon pracował na mrozie. Co prawda praca do najlepszych nie należała, jednak plusem było to, że nie musiał gadać z nikim i uśmiechać się do nikogo, a i on sam wytrzymywał mróz, jak niejeden by na jego miejscu.

Kiedy przyszła Łasica, zapytała:

- Matko czym im tak podpadłeś? Pytam się o ciebie a oni mi mówią “bo jest samolubne bydlę”. To dalej nie pytałam.

- Zjebałem sprawę próbując wyrozumieć, gdzie jest laska wieszczki - odparł gladiator. - Według tego, co mi powiedzieli, to zabrane rzeczy są składowane w ratuszu. Więc jeśli faktycznie chcecie ją wziąć, to musicie się zorientować w ratuszu. Trzeba o tym Pirorze dać znać.

- A boczą się, bo powiedziałem im, że widziałem u Szybkiego nóż, to się obrazili jak banda panienek. Dasz wiarę?

- To odkręć to jakoś. Nie chcę zostać sama jak coś zacznie się dziać. Bo czasu do festynu mało i możliwe, że w przyszłym tygodniu już coś będzie się dziać.

Egon przystanął na chwilę i przestał rąbać drewno. Zastanowił się.

- Dobra, jak jest przyszły tydzień, to zrobimy tak: dzisiaj podchodzę do Rolfa i gadam, że żałuję i żeby na mnie się już nie boczyli, to zapraszam ich do knajpy i stawiam wszystkie kolejki do końca dnia.

Na uwagę Łasicy, że wieszcza “wyczuwa” laskę w pobliżu, skrzywił się, bo magia zawsze mu się kojarzyła z czymś obrzydliwym.

- Skoro ona czuje tę laskę, to spytaj się, z której strony - sapnął, zniecierpliwiony. - Jakbym to od razu wiedział, że jest w pobliżu, to nie kombinowałbym u Rolfa. Ja ci niewiele pomogę w tym twoim bloku specjalnym, jesteś tam sama.

- Ale jakbyś chciała, to mógłbym pogadać dzisiaj ze znajomą, Vrisiką. Może by ci pomogła urabiać strażników. Chociaż nie jestem pewien, czy do czasu dnia akcji dałaby radę dopchać się do bloku specjalnego. Co myślisz?

- Nie znam jej. Ale sam widzisz, że nie tak łatwo tu się dostać do roboty. Też mam jedną koleżankę co mogłaby tu się nam przydać no ale nie wiem jak ją tu wkręcić. No i ona nie jest z rodziny to trzeba by z szefem pogadać. Może kanałem ktoś by dał radę wejść. Mogłabym spróbować zamocować tam linę aby było łatwiej. Ale to już w dniu akcji. Wcześniej nie ma sensu. Mało czasu zostało. Nie wiem czy uda się kogoś jeszcze wkręcić. Szkoda, że Pirora tu nie pracuje na stałe. Tu są jakieś biura, mogłaby się zakręcić. Może by potem coś pomogła nam z tą wyrocznią. Sama nie wiem. Mało czasu zostało. - powiedziała szybko i cicho po tym jak ona przez chwilę słuchała wyjaśnień większego kolegi. Rozglądała się cały czas dookoła jak łasica wyglądająca czy nie nadchodzi większy drapieżnik.

- A z tą laską to nie wiem. Nie bardzo mam jak z nią gadać jak oni stoją dwa kroki od nas i się cały czas gapią. Dlatego myślałam o tym myciu. Chociaż to by ją trzeba rozebrać to pewnie też nie odpuszczą aby się nie pogapić. Trochę trudno coś kombinować jak ci się cały czas gapią na ręcę. - przyznała niechętnie, że trudno obejść ten system jaki zabezpieczał to miejsce. Nawet jak do niej samej strażnicy się przyzwyczaili już i chyba nawet polubili to jednak gdy trzymali się zasad bezpieczeństwa to nawet tak pomysłowej łotrzycy jak Łasica zostawało niewielkie pole do manewru.

- I powiedziałeś im, że widziałeś nóż u Szybkiego? - zapytała unoszac brwi do góry jakby chciała się upewnić czy dobrze usłyszała i zrozumiała. - Rany. To się nie dziwię, że tak ich to ruszyło i skąd to “samolubne bydlę”. - powiedziała biorąc głębszy wdech. Podrapała się po rudej peruce jaka całkiem ładnie udawała prawdziwe włosy. Nawet z bliska jak Egon o tym wiedział to nadal wyglądały jak prawdziwe włosy.

- Więźniowie nie mogą mieć noży ani nic takiego. I Szybkich przywieźli z ratusza to już tam powinni im wszystko zabrać. Małe szanse, że coś by mu się udało skitrać. Tutaj też powinni przeszukać każdego kogo zamykają. No a jak jakimś cudem by jednak ktoś przemycił i to coś tak dużego jak nóż to wtedy właśnie jesteś samolubne bydlę co chciało samo skitrać ten nóż i nie podzielić się z kolegami. No i jeszcze to byłoby głupie bo takim nożem to mógł wydłubać zamek no albo rzucić się na kogoś. Więc to z każdej strony nie było zbyt mądre. - łotrzyca wyjaśniła koledze skąd takie zachowanie strażników względem nowego. Ten zaś zdążył już wtranżolić drugą pajdę i została mu ostatnia jaką mu przyniosła.

- To jeszcze jednak nie tak źle. Da się odkręcić. Tylko mówię, pogadaj z nimi. Coś, że nowy jesteś, że nie wiedziałeś, że przepraszasz. No jak nie są bucami to powinni to łyknąć. Daj im jakąś flachę na zgodę czy do karczmy zaproś. Przecież oni ci obrobią dupę u innych strażników to wszyscy będą cię mieć za egoistyczne bydlę z jakim lepiej się nie zadawać. To będzie trudno ci się zamienić na przyszły tydzień czy co. A mówię, na blankach to jakby cię nie było, potrzebuję cię w środku. - mówiła coraz szybciej spiesząc się aby dogadać co się da póki nie będzie musiała wrócić do swoich kucharskich obowiązków.

- Dobra, dobra, zrozumiałem - odparł Egon, zniecierpliwiony. - Pójdę zaraz do Rolfa, tylko robotę skończę. Ale co mam ci pomóc z tym myciem? Zagadać nie mogę bardzo, bo teraz wszyscy się na mnie gapią. Ale jak będzie dzień akcji, to przecież co za problem? Puszczę wkręt, że mnie szef gdzieś zawołał i ruszę się w okolice bloku specjalnego. Nikt mnie nie sprawdzi przecież, bo jestem tutejszy. Powinno wystarczyć, żeby was osłaniać i zmyć się stąd.

Egon spodziewał się, że cała sprawa z ugłaskaniem Rolfa będzie nieco go kosztować, ale jeśli miało to zaowocować rozwiązaniem problemu z wieszczką, to czemu nie?

- Gdyby wieszczka mniej więcej sprzedałaby ci, gdzie jest ta laska a ja bym dzisiaj po robocie podpytał sprzątacza, to może byśmy mogli się wywiedzieć. Później wyskoczyć na numerek i byśmy otworzyli te drzwi i gdzieś tę laskę przemycili, na przykład do kanału wrzucili i stamtąd już byśmy odebrali podczas ucieczki.

- A z Rolfem to nie bój się, oni tak tylko groźnie na pozór. Poznałem ich nieco i są tylko twardzi w gębie. Boisz się mleczarza z widłami albo rolnika z pałą? Najgorsze, co mi zrobią, to że mnie wywalą, ale to ogarniemy.

Wyrzekłszy to, Egon czekał na odpowiedź Łasicy. Zamierzał w następnej kolejności udać się do Rolfa z “przeprosinami”.

- No właśnie jak cię wywalą to już po ptokach. Zostanę tu sama z tym syfem. A jak zameldują staremu, że coś z tobą nie tak to właśnie mogą cię wywalić. - Łasica westchnęła, że ona w przeciwieństwie do kolegi obawia się właśnie takiego scenariusza. Bo jakby na dzień akcji została z kultystów sama w tych lochach to na pewno byłoby jej trudniej niż z kolegą.

- Z myciem mi nie pomożesz. To nie jest sprawa strażników. Tak ci mówię i na głos myślę. Szukam okazji aby z nią zagadać nieco dłużej to wpadłam na pomysł z tym myciem. Zapomnij o tym, to nie twoja sprawa. - machneła dłonią zbywając ten temat. Widocznie nie uważała aby tutaj Egon miał jakoś okazję jej pomóc.

- A jak się dowiem coś o lasce to ci powiem. Na razie trzeba znaleźć miejsce gdzie mogą ją trzymać. Z tego co kojarzę to ją jako odmieńca i wiedźmę to przywieźli od razu tutaj. To nie była w ratuszu. No ale za tą skórę, rogi i resztę od razu widać, że to grzesznica do spalenia. To nie musieli się bawić w żadne sądy. Bo do lochu ratusza trafiają ci co czekają na wyrok albo jego wykonanie i tu ich wtedy nie przywożą. - wyjaśniła szybko, że chociaż całkowitej pewności nie ma to wątpi aby wyrocznia i jej klamoty przewinęły się przez ratusz.

- Dobra ja muszę już wracać. Chcesz coś jeszcze? - powiedziała szybko wskazując kciukiem na kierunek z jakiego przyszła. Egon zaś zdążył już zjeść kanapki jakie mu przyniosła to i kończył się pretekst dla którego mogła tu stać i gadać.

- Nie, to wszystko - Egon kiwnął na Łasicę, że może już iść. - W takim razie w sumie bez sensu puściłem ten wkręt z nożem, niepotrzebnie teraz na mrozie jestem. No, ale wtedy tego nie wiedziałem.

Machnął ręką na znak, że to wszystko, co ma do powiedzenia. Kiedy tylko skończył ostatnią partię drewna, zamierzał iść do Rolfa.

- To powodzenia, będę trzymać kciuki. - powiedziała uśmiechając się do niego ciepło po czym owdrówiła się i w tej szaroburej, nieciekawej sukni roboczej ruszyła po swoich śladach z powrotem w stronę kuchni. Wkróce za hałdą odwalonego śniegu znikła drwalowi z oczu. Zobaczył ją ponownie niedługo później. Ale znów jako miło uśmiechniętą ale niezbyt bystrą Katię jaka wydawała obsłudze posiłki. Rozległ się bowiem gong na obiad i Egon mógł przerwać swoją pracę drwala i ruszyć na stołówkę. Wreszcie w cieple! Aż się zrobiło jakoś przyjemniej od tego ogrzanego miejsca no i pełnej michy jaką serwowała kuchnia. Widział, że Katia coś dłużej rozmawia z jedną z niewielu strażniczek w tym miejscu ale on sam zobaczył Rolfa, Stephana i Marcela jacy siedzieli przy tym samym stole co zwykle.

Egon stwierdził, że cała sprawa wymagała więcej robienia a mniej gadania. Wyglądało na to, że paru klawiszy popije i zje nie na swój koszt, a to wszystko na chwałę kultu Wielkiej Czwórki. W jak dziwny sposób układały się perypetie, by z mordowania trolla przejść do wygadzania paru ciurom, którzy nie nadawali się do niczego innego, niż stróżowania w mamrze.

Egon, przemyślawszy swoją część już wcześniej, podszedł do klawiszy i rzekł do Rolfa wprost:

- Chłopaki, przemyślałem, co zrobiłem wczoraj. Macie rację: głupi jestem i głupio zrobiłem. Ale żebyście nie myśleli, że to z rozmysłem, chciałbym wam wynagrodzić wam nieco to, co żem wczoraj zjebał. Pojutrze w Trzech Gwoździach stawiam wszystkim wam kolejki do końca, aż ustoicie na nogach a Rolf dostaje ode mnie flaszę najlepszego miodu z Wesołych Warkoczy. Nowy tu jestem, to i głupio się zachowuję. Wybaczcie mi!

Jak się do nich dosiadł to powitało go chłodne milczenie i takież spojrzenia. Jednak jak zagadał to zapanowało pewne ożywienie. Obaj towarzysze jednak popatrzyli na Rolfa jaki widać było, że ma tutaj decydujący głos. Ten odwzajemnił im się spojrzeniem jakby się tak naradzał niemo z jednym i drugim. Po czym wrócił do mięśniaka jaki pracował z nimi do niedawna.

- “Trzy gwoździe”? I flacha najlepszego miodu? - zapytał takim tonem, że Egon jeszcze nie wiedział jak to czytać. Czy zaraz wybuchnie gniewem na taką propozycję, śmiechem czy jeszcze zrobi co innego.

- No dobra. Mogą być te “Gwoździe”. Zobaczymy. Na razie się wstrzymam z rozmową ze starym. I zobaczymy. Ale czy ten nóż tam był czy nie to było głupie. Nowy jesteś to ci mówię. Jeszcze jeden taki numer i stąd wylatujesz. - powiedział w końcu wąsaty grubas w watowanym kaftanie. Jakby mimo wszystko była szansa, że da jeszcze szansę nowemu odkręcić tą głupotę z wczoraj.

Egon bardzo, wyjątkowo twardo wstrzymywał się przed tym, żeby złamać kark głupiemu grubasowi tu i teraz. Wiedział, że Rolf z czasem dołączy do kolekcji Pana Czaszek, kiedy tylko nadejdzie odpowiednia okazja. Póki co jednak, potrzeba było grać swoją rolę.

- Wiecie, głupi jestem, przechwalać się lubię. Ale chcę wam to wynagrodzić. Czasem mózg mi przysypia i bzdury wygaduję - rzekł Egon, wyobrażając sobie, jak łamie bastarda na kolanie. - Macie moje słowo - rzekł i wycofał się do swojego stołu.

* * *

Wieczór; magazyn Vasilija;

Egon, po robocie, skierował swoje kroki do Cichego, zamierzając zacząć robotę ze skuwaniem przejścia w kanałach. Nie chciał do tego jeszcze angażować Silnego ani Kornasa - na próbę chciał sprawdzić, jak robota pójdzie mu w przejściu, żeby zobaczyć, czy poradzi sobie bez pomocy aż do festiwalu. Wziął zatem 15 sztuk złota, żeby zapłacić dług Cichemu i wyszedł ze swojej klitki.

- O. Jesteś. Zjesz coś czy od razu chcesz iść? - zapytał gospodarz. Tym razem jak był wcześniej i był oczekiwany to wejście do magazynu okazało się o wiele prostsze niż poprzednio jak przyszedł późno i bez zapowiedzi. A pytanie było zasadne. Co prawda nie tak dawno jadł kolację na stołówce w kazamatach ale zapowiadało się, że czeka go kucie… No właśnie nie wiadomo jak długie bo nie wiadomo jak to by szło.

- No i załatwiłem narzędzia. - pokazał czekające na stole zawiniątko. W nim były trzy komplety młotków i dłut. Niewielka paczuszka ale, że było w niej głównie żelastwo to grzechotała no i miała swoją masę.

- Daj mi tylko pajdę chleba i kiełbasę. Przegryzę nieco i zbieramy się - rzekł Egon, który zamierzał zjeść pospiesznie i czym prędzej zabrać się do roboty.

Jak rzekł tak zrobił - zaspokoił swój głód niewielkim posiłkiem, a następnie przebrał się w swoje robocze ubranie kanalarza i wziął zawiniątko z młotami i dłutami. Wreszcie, wyruszył w stronę kanałów, dodatkowo biorąc od Cichego małą pałę rzeźnicką na ochronę. Co prawda w kanałach już nie było wielkiego draba rozdzierającego ludzi na poły, ale znając miejsce, Egon postanowił nie ryzykować.

- Czekaj, pójdę z tobą. - powiedział przemytnik widząc, że po szybkiej kolacji wielkolud zaczyna się zbierać do wyjścia. Razem wyszli na nocny mróz. Wieczór wciąż był dość wczesny, do północy było jeszcze ze cztery albo trzy dzwony więc ruch na ulicach chociaż mniejszy niż w dzień wciąż był spory.

- Nie chciałem mówić przy chłopakach. Ale podobno Strupas wrócił do miasta. Ale dopiero co. Pod koniec dnia. To raczej do roboty się nie nadaje. Ale jutro powinien być na spotkaniu. - powiedział gdy szli ulicami mrocznego i zmarzniętego miasta.

- Świetnie - Egon pokiwał głową. - Im więcej rąk do roboty, tym lepiej. Myślę, że jak Strupas się znajdzie, to znacznie przyspieszy to pracę.

Tak mówiąc, zmierzał do kanałów.

- No. On byłby w sam raz do takiej roboty. I też jest duży. Jakby gdzieś przelazł z tym swoim garbem to tobie chyba też powinno się udać. - powiedział herszt szajki przemytników. I dalej poszli w kierunku owej skrzynki na środku bezimiennego zaułka pod jakim był właz do kanałów. Ponieważ w nocy padało a mało tu kto chodził a na pewno nie ruszał przysypanej śniegiem skrzynki to i trochę się musieli napracować aby ją oczyścić, odwalić i dostać się do włazu. Na dole trzeba było jeszcze zapalić lampę i można było ruszać w wilgotny i chłodny świat śmierdzących kanałów miejskich. Cichy prowadził odnajdując drogę lepiej niż wczoraj. Zatrzymywał się tylko kilka razy aby zastanowić się którędy dalej iść.

- To tutaj. - powiedział rozpoznając pozornie taką samą dziurę jakich mnóstwo mijali do tej pory. No ale to była ta rura odpływowa jaka prowadzić miała do miejskich lochów.

Egon zatem bez większych ceregieli zabrał się do pracy: pochodnię zaczepił o luźno wystającą cegłę, wyjął młotek i dłuto i zaczął systematycznie kuć zaprawę, tak, jak mu polecił Trójhak.

- Trafisz do wyjścia? Jakbyś się zgubił to idź cały czas z prądem. Koniec końców wszystkie ścieki prowadzą do zatoki. To w końcu byś wyszedł w porcie. - zapytał na koniec Cichy gotując się do odejścia. Zabrał ze sobą lampę więc Egonowi została do pracy tylko pochodnia.

Szybko się przekonał, że praca idzie ciężko. I pochodnia dawałaby więcej światła jakby była wewnątrz rury. Ale tam nie bardzo było ją o co zaczepić. A skos był zbyt duży aby leżała sama z siebie. Jednak Trójhak nie robił go w balona i jak się miało młotek i dłuto to sama zaprawa poddawała się dość łatwo. A jak się poddała to już nie było takie trudne wydłubać cegłę i wywalić gdzieś na dół. Po kanałach niósł się metaliczny dźwięk skuwania ale na to nic już nie dało się poradzić. Czy słychać było coś z tego na górze to nie miał pojęcia.

W miarę jak ubywało wyjętych cegieł otwór się poszerzał. Ale też musiał pracować coraz wyżej co robiło się coraz mniej wygodne. Uświadomił sobie, że przydałoby się jakieś krzesło albo stołek bo zwyczajnie ramiona mu się kończą aby sięgnąć tam wyżej.

Egon spojrzał na swoją pracę - wyglądało na to, że pracował na tyle, na ile mógł. Nie mógł podciągnąć się wyżej, więc pojutrze - bowiem jutro był zbór - zamierzał przynieść stołek albo może linę z hakiem, aby móc podciągnąć się na potrzebną wysokość.

Stwierdziwszy, że więcej zrobić się nie da dzisiaj, zebrał swoje manatki i zaczął wracać. Jutro skombinuje się drabinę.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 13-12-2021, 09:33   #479
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Południe; Nordland; Neues Emskrank; sektor centralny; świątynia Mananna


- Och widzę że twój oddział jednak nie spił się wcześniej na umór zostawiając cię jako jedynego do pełnienia honorów. - blondynka zauważyła ile znajomych twarzy zauważyła wysiadając z dorożki i kierując się w stronę wejścia do świątyni. Przypatrzyła się panu młodemu i pannie młodej z ciekawością. By zauważyć czy był to ktoś kogo dziewczyna kojarzyła i w jakich kobietach lubowali się legioniści.

Sama ceremonia wygladała trochę inaczej, dziewczyna nie miałą wianka z roślin lub owoców. Rodziny nie wymieniały się uściskiem i wymianą prezentów dla ojców i matek młodych. Było mniej aluzji apropo żyznego łona kobiety które powinno dawać owoce miłości małżeńskiej. No po wyjściu z kościoła nie było próby baranka który miał pokazać kto będzie rządzić w domu. Oczywiście Pirora była na wiejskich ślubach i szlacheckich ślubach to też te i tak się odbywały inaczej.

- Tak z ciekawości już któryś z kompanów został przez pana młodego zaproszony do bycia ojcem chrzestnym czy wszyscy macie nadzieje być już daleko za miastem na czas rozwiązania? - Zapytała w dorożce podczas podróży do tawerny gdzie miało odbyć się wesele.

- Co ty. Cały ambaras wyszedł z tymi negocjacjami i ślubem. O dziecku to chyba jeszcze nikt nie myślał. - powiedział machając dłonią jakby cieszył się, że teraz już powinna sytuacja się uspokoić w tym temacie. - Ale często dowódcę albo najlepszego kolegę się prosi aby był ojcem chrzestnym. No, żeby to chociaż i w łoży małżeńskim prosili tak o współpracę to by to chociaż coś i z przyjemności z tego człowiek miał. - westchnął bo chociaż panna młoda do najpiękniejszych kobiet miasta raczej nie należała to jednak miała niezłą figurę i jakaś szpetna też nie była.

- No tak, pamiętam, że wy legioniści do pomocy w sprawach łóżkowych to pierwsi zawsze jesteście. - blondyneczka zaśmiałą się z biednego dowódcy którego nie interesowały takie tragedie jak ożenki i dzieci. - Mathias chyba pierwszy do pomocy tobie był nieprawdaż?

- O tak. Prawdziwy z niego kompan i kolega. Zawsze skory do pomocy koledze. Zwłaszcza w tych kobiecych sprawach. No ale go rozumiem. Jesteśmy czerwonymi legionistami. Reputacja zobowiązuje. Nawet nie wiesz ile po wybrzeżu może być rozsianych moich bękartów. Od Estalii po Kislev. Cholera sam nie mam pojęcia ile… - przyznał jakby miał kłopot z policzeniem ile to by mogło tego być ale nie ukrywał, że czuje dumę z tego osiągnięcia.

- Ale co zrobić? Wiesz ile na świecie jest kobiet w potrzebie? Małżonki, wdowy, narzeczone, panny… I wszystkie potrzebujące! No i wtedy zjawiam się ja na ratunek. Cholera, powinni mi dać za to jakiś medal. Za to niesienie pomocy potrzebującym. - powiedział jakby tak czysto charytatywnie niósł pomoc i poświęcał się całkowicie dla tego szlachetnego celu. A spotykało za to tyle niewdzięczności, zawiści i niezrozumienia.

- Och ty bohaterze, tak się męczyć ratując tą płeć piękną przed usychaniem a jedyne co dostajesz to widły, wyzwiska i może i kule w plecy od tych niewdzięcznych ojców, braci, narzeczonych i mężów. - Pirora postanowiła podchwycić biadolenie jej officera. - Niemniej trochę się dziwię, że tylko ty przyszłeś prosić mnie. Wydawało mi się że Matias nie przepuścił by okazji by zaciągnąć Beno czy Ajnur do łóżka. Chyba że woli próbować swoich sił na pannach z wesela.

- Dokładnie tak, dokładnie tak jak mówisz. Zero wdzięczności. A to taka ciężka praca w pocie czoła. - pokiwał głową i majestatycznym gestem otarł niewidzialny pot ze swojego czoła aby nie było wątpliwości ile pracy i wysiłku wkłada w to regularne ratowanie białogłowych z opresji.

- A Mathias wie, że dzisiaj jesteś ze mną poza tym zabrał jakąś swoją koleżankę. Nie znam jej za bardzo. - wyjaśnił skąd może wypływać brak zainteresowania kolegi Pirorą. Zwłaszcza, że spotkali się dopiero w świątyni i na krótko po a teraz jechali różnymi saniami więc nie bardzo nawet było okazji na coś więcej niż krótkie przywitanie się.

- Mhmm, biedna Beno, może w takim razie ty powinieneś któregoś dnia nas odwiedzić co by nas potrzebują dziewczęta poratować, skoro Mathias nie ma takich szlachetnych odruchów jak jego dowódca? Obiecuje się tobą podzielić z koleżankami uczciwie. Możemy pomyśleć razem nad tymi zapasami w błocie. - Pirora podchwyciła wcześniejsze słowa legionisty wykorzystując je przeciwko niemu.

- O tak, prawdziwy nicpoń i hulaka z niego. Nie to co taki prawy kawaler i rycerz bez skazy i zmazy jak ja. - powiedział z przesadną powagą podchwytując pomysł partnerki.

- I mówisz ty, Beno i Ajnur? I może jeszcze Magda. W sprawie błotnych negocjacji. Hmm… No tak, można by pomyśleć o takim śniadaniu. Dorzućcie jeszcze kąpiel i śniadanie i myślę, że moglibyśmy dojść do porozumienia w tej sprawie. - pokiwał głową jak na człowieka interesu przystało był gotów wziąć pod rozwagę taką ofertę szlachcianki jaką mu właśnie złożyła. Z pewnymi zastrzeżeniami jednak.

- Och sniadania się jeszcze zachciało i może jeszcze paniczowi plecy umyć do kompletu? - blondynka podchwyciła pomysł z tymi harcami w łaźni i wtedy właśnie wpadła na pomysł lepszy. Umówić się z jakimś właścicielem łaźni co by zbić mała arenę w jednej z sal i postawić legionistom i zawodniczkom od razu balie z wodą. Co by się mogły umyć, być może i większej uciesze legionistów.

- Plecki? Tylko? Ta propozycja mnie obraża! Jak śmiesz proponować mi tak lekceważące traktowanie! - huknął na nią żartobliwie jakby obraziła jakiś książęcy majestat. Po czym jeszcze wymownie złożył ręce na piersi w pozie sugerującej jak bardzo jest obrażony i zdegustowany ale gotów czekać na zadośćuczynienie i przeprosiny.

- Na same plecki to mi się nie opłaca ciuchów zdejmować. - dodał konfidencjonalnym tonem aby zaznaczyć, że jest jakaś furtka do negocjacji w tym temacie.

- Wiesz co mój ojciec robił mnie i bratu jak urządzaliśmy takie fochy? Dostawaliśmy batem po plecach i udach. Może ja ciebie powinnam wybatożyć cobyś szlacheckiej pokory nabrał. A ubrania to same z ciebie zdejmiemy jak do nas dołączysz w łaźniach. - blondynka dźgnęła palcem w ramie legionisty przy okazji przypominając sobie ‘ciężką rękę’ wychowania ojca i kary jakie wymierzali jej nauczyciele i sam ojciec za niepowodzenia i szkodliwe zachowanie nie przystojące szlachcie.

- Ależ moja droga! - powiedział z emfazą rozplatając z piersi swoje ramiona aby móc się do niej odwrócić twarzą. - Szlachecka pokora jest wspaniała! Ja nie mam nic przeciwko i jestem jak najbardziej “za”! Nawet nie wiem jaki pożytek i przyjemność jest z dobrze wychowanej i pokornej panienki z dobrego domu jaka klęczy przed tobą i wykonuje wszelkie polecenia! Jak nie próbowałaś to koniecznie polecam, musisz spróbować koniecznie! No ale oczywiście to dotyczy szlachty a ja na szczęście się do nich nie zaliczam. - powiedział jakby znaleźli wreszcie jakiś wspólny punkt gdzie się zgadzają. Chociaż jak się okazało niekoniecznie mają taki sam punkt widzenia na ten punkt.

- Cóż jakbym cię zobaczyła pierwszy raz mogłabym cię wziąć za jakiegoś zubożałego szlachcica robiącego karierę w jakiejś armii . - Pirorra powiedziała ten komplement od niechcenia dotykając jego ubrania które prezentowało się dzisiaj bardzo dobrze. - Dobrze że cię dzisiaj nie widzę po raz pierwszy pewnie uznałabym, że jesteś jednym z tych nudnych kawalerów co jako trzeci czy czwarty syn swojego ojca nie mają przyszłości poza znalezieniem jakiejś starej panny z nienaruszonym jeszcze posagiem.

- Oj to prawda, stare panny z posagiem są jeszcze nudniejsze niż kawalerowie z dobrych domów. - uśmiechnął się ze zrozumieniem dając znak, że tutaj widzi sprawę podobnie do niej.

- Podobno najlepiej wyglądam w zbroi. Niestety ona strasznie przeszkadza w niesieniu pomocy białogłowym w potrzebie. - westchnął z powiewem tragizmu nad tym jak po raz kolejny poświęca się dla kobiet. Nawet był gotów zrezygnować dla nich z chodzenia w pancerzu w którym ponoć tak dobrze wyglądał.

- A ty racja, też myślałem, że jesteś jakąś tam nudną, rozkapryszoną damulką która tylko czeka aż ktoś się nad nią grzecznie zlituje i niegrzecznie ją wygrzmoci. Pełno takich. No ale nie widzę, że masz pewien potencjał. I kelnerki, i elfki, i błotne zapasy. No co prawda prosiaków nie umiesz łapać w błocie no ale cóż, ostatecznie nikt nie jest doskonały. Byłbym skłonny puścić w niepamięć ten defekt na charakterze. - niejako zrewanżował się jej opinią jaką miał o niej przy pierwszym spotkaniu. Chociaż biorąc pod uwagę jak lekko i nonszalancko to mówił to mógł się i droczyć nie chcąc by miała tu ostatnie słowo.

- Ty w zbroi? Ale takiej pełnej z hełmem i wogóle? No to bym chętnie zobaczyła. Może się na to o to pomodlę przed snem. I naprawde o mnie to pomyślałeś? Wydawało mi się przy pierwszym spotkaniu… tym w “Żaglach” nie w “Mewie” że byłeś bardzo chętny do poznania takiej nudnej szlachcianki. No chyba, że nie to że nie jestem nudna spowodowało że nadal chcesz ze mną rozmawiać.

- O tak, zauważyłem, że najlepiej nam wychodzą, długie, nocne rozmowy do białego rana. Nawet jak nie jesteśmy tylko we dwoje. Tak, myślę, że to twój mocny atut w naszej krótkiej znajomości. - pokiwał głową jakby rozmawiali o bohaterach jakiejś powieści jaką oboje znają więc mają wspólną płaszczyznę do dyskusji.

- A zbroja jest mocno niewygodna więc zakładam ją jak już naprawdę muszę. Jak będę wypływał z miasta na wiosnę no to będę ją miał na sobie. Sama rozumiesz, taka oficjalna okazja to wypada się wystroić. - uśmiechnął się do niej jakby nie był zwolennikiem ciągłego paradowania w pancerzu. Ale potrafił docenić jego praktyczną wartość.

- Ja zauważyłam że ty zawsze jakoś padasz nieprzytomny i śpisz snem sprawiedliwych po tych rozmowach - malarka zadrwiła przyjacielsko i trąciła jego nogę swoją.

- Naprawdę? - zdziwił się jakby przegapił akurat ten detal ich wspólnych rozmów. - No ale zwróć uwagę jaki potem rano wstaję świeży i wypoczęty i w dobrym humorze. Zresztą mam wrażenie, że ty również. Dlatego jak widzisz to służy nam obojgu. - odparł wesoło znajdując proste wyjście z tej sytuacji i bynajmniej nie uważał tego za dyskomfort. A na dowód tego pozwolił sobie położyć dłoń na kolanie panny van Dyke i pokrzepiająco i pocieszająco pobujał jej udem skrytym pod tą suknią.

- No ale już chyba dojeżdżamy. - wskazał brodą na coś co wyglądało jak szyld tawerny. A tam właśnie zatrzymały się pierwsze sanie z parą młodą.
 
Obca jest offline  
Stary 13-12-2021, 09:34   #480
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Popołudnie; Nordland; Neues Emskrank; sektor centralny; tawerna “Trzy żagle”


Blondynka rozpoznała tawernę, była tutaj na spotkaniu z Karlikiem i Starszym. Dreszcz przeszedł ją po plecach na myśl o tamtym spotkaniu. Rozejrzała się dyskretnie po tych co dopiero wchodzili i tych co już byli i to nie z powodu wesela.

A potem Dirk zgarnął ją na piętro.
- No prosze jak się zorganizowałeś. - Pirora uśmiechnęła się do blondyna idąc koło niego po schodach na górę. Przy okazji mogłaby zostawić pelerynę gdyż do tej pory nie miała okazji błyszczeć strojem, tylko urodą.

- Aha. Wiesz w porównaniu do organizowania kwater dla całej kompanii wojska to zorganizowanie jednego pokoju w karczmie to drobiazg. - roześmiał się ubawiony ta uwagą. Ale chyba zrobiło mu się przyjemnie, że partnerka to doceniła. W międzyczasie weszli na piętro i skierowali się do 6-ki jaką kapitan otworzył swoim kluczem. Wnętrze było dość typowe jak na karczmę o przyzwoitym standardzie. Wielkością i wystrojem przypominał pokój Pirory w “Żaglach”. Tylko był bardziej pusty.

- O tutaj są prezenty. Ta bela jest dla ciebie, ty im wręczysz. No a ja wezmę to żelastwo. Potem to jej ojciec ma gdzieś zanieść i zamknąć to już nie nasza sprawa. - wyjaśnił zdejmując swój kożuch i wieszając go na haku przy wejściu. Wskazał zaś na płyty napierśnika i naplecznika jakie stały oparte o ścianę. I belę materiału jaka leżała na stole.

- A widziałaś tą czarnulę na dole? Tą w spodniach. Ciekawe czy się da zaprosić do tańca. - zaśmiał się poprawiając swój kubrak. Mogła się domyślić o kim mówi. Wśród tych co tu byli klientami a nie weselnikami wpadała w oko szczupła czarnulka o dziwo w spodniach. Chociaż nie skórzanych jakie preferowała Łasica. Ale stała akurat przy szynkwasie gdy zaczęli zjeżdżać się goście weselni to i z ciekawością obserwowała to wejście.

- Och już masz ochotę na zmianę partnerki na weselisko? - Blondynka powiedziała z udawanym smutkiem. - No trudno moje złamane serce może powinno szukać pocieszenia w silnych ramionach jakiegoś innego legionisty.

Blondynka również zdjęła pelerynę i odwiesiła ją w miejscu gdzie Dirk ulokował swoje ubranie. I przeszła po pokoju patrząc na jego wnętrze jak i oceniając materiał jaki Lange zakupił dla młodej pary.

Jak odpakowała kawałek to się okazało, że to są dwa różne materiały zwiniętę w jedną belę. Z zewnątrz był solidny, brązowy materiał. W sam raz na jakąś porządną suknię albo spodnie. Dla mieszczki byłaby to pewnie porządna suknia robocza albo jakaś z lepszych jeśli by ją sprawnie uszyć. Ale dla szlachcianki to był tani i prostolinijny materiał. Drugi jednak, ten co był wewnątrz to już było coś przetykane złotą nicią. I z to już był materiał na suknię z wyższej półki. Z czegoś takiego i szlachciankom szyto suknie chociaż w ich wypadku decydowała jeszcze krój, ilość oraz dodatkowe zdobienia jakie nie wynikały z samego materiału. Więc dla mieszczki to był materiał na skrojenie sobie swojej najlepszej sukni. A przecież prawie do druga z kobiet była domorosłą krawcową nawet jeśli na co dzień zajmowała się czym innym.

- Zmianę partnerki na weselisko… - zadumał się pozwalając jej obejrzeć ten prezent jaki niedługo miała wręczyć młodej parze. Sam znów miał głos i minę jakby Pirora ponownie podsunęła mu jakiś ciekawy pomysł.

- Pomyślę o tym. Ale na razie dam ci szansę się wykazać. - roześmiał się z pobłażliwym spojrzeniem i klepnął ją w tyłek podobnie jak wcześniej Magdę w “Pełnych żaglach”.

Blondynka odwróciła się do legionisty z grymasem. - Trochę nietaktownie przyznawać się do tego tak wprost. - Powiedziała dźgając go palcem w środek klatki piersiowej. Choć w przypływie lekkiej zazdrości postanowiła przejąć tutaj rządy, przynajmniej za zamkniętymi drzwiami. I złapała kołnierz koszuli i przyciągnęła twarz legionisty do swojej by zaskoczyć go bardzo siarczystym i namiętnym pocałunkiem co by mu przypomnieć że młoda z wyglądu naiwna i niewinna blondyneczka ma w sobie ogień który umie rozniecić szybko ogień w lędźwiach niejednego mężczyzny i kobiety.

- Hmm… - Dirk zrobił minę jakby po tym gorącym pocałunku na jaki zaskakująco chętnie przystał, musiał coś jeszcze przemyśleć.

- No dobrze. Może być. Tak, chyba tak. Zaproponuję ci pierwszy taniec. Z tą czarnulką wstrzymam się do drugiego albo trzeciego. Mogę ci nawet pozwolić na pierwszy ruch w jej stronę skoro ci tak na tym zależy. Myślę, że bardzo ładnie i malowniczo byście razem wyglądały. No a w połączeniu ze mną to już w ogóle magia. - powiedział jakby przemyślał sprawę i mógł przyznać, że Pirora ma jednak całkiem interesujące strony, atuty i walory dla jakich chociaż chwilowo może odpuścić sobie tamtą nieznajomą w spodniach.

- No. A na razie my tu gadu gadu a prezenty się same nie wręczą. - klasnął w dłonie po czym podszedł do ściany aby chwycić swój prezent jaki miał dla pana młodego.

- No, szkoda, że w dobrym takcie jako reprezentantowi legionu i pana młodego nie wypada ci się elegancko spóźnić… - Blondynka uśmiechnęła się do niego jak na prawdziwą sekutnicę z wyższych sfer przystało. - ...no ale masz rację nie możemy sobie pozwolić na jakieś szybkie zapomnienie przy takiej uroczystości. - malarka wzięła belę materiały i ruszyła w stronę drzwi dając myślą legionisty odpowiedzieć sobie do czego kusiła go blondynka.

- No to chodźmy. - Pogoniła go zastanawiając się czy Dirk jednak nie zdecyduje się elegancko spóźnić.

- No tak, to prawda. Jeszcze zaczęłyby się jakies plotki, że robiliśmy coś niestosownego. W końcu co dwójka dorosłych ludzi przeciwnej płci może robić sama w sypialni? - zgodził się gładko zatrzymując ją w drzwiach. Złapał ją za ramiona i przełożył nad jej głową te płachty profilowanej blachy aby mogła je też potrzymać. A zwolnionymi w ten sposób rękami złapał ją za bezbronne w takiej pozycji ramiona i szeptał cicho do ucha stojąc tuż za nią. Pocałował ją w to ucho a potem zsuwał się niżej wzdłuż jej szyi aż do obojczyka. Po czym wyprostował się,otworzył drzwi i dał jej kolejnego klapsa w tyłek wypraszając z pokoju. Sam zaś znów złapał za klucz, tym razem aby zamknąć pokój. Dopiero wówczas go schował i odebrał od partnerki obie części napierśnika jaki dał jej do potrzymania. A było co trzymać. Dobrze, że to tylko na chwilę i nie musiała tego dźwigać dłużej.

- Rozmawiają o pogodzie i sytuacji politycznej kraju. - blondynka odpowiedziała bez zająknięcia co niby mogliby oboje robić sami w pokoju., ale zamruczała na uwagę jaką poświęcił jej ramionom. Oboje zeszli na dół widząc, że goście zaczęli zagęszczać wnętrze tawerny. Znowu spostrzegła charakterystyczne płaszcze legionu i młoda parę Najwidoczniej weselisko powinno się zacząć lada chwila.

- To jesteśmy w sam raz. - powiedział mężczyzna schodzący ze schodów bo z nich był niezły widok na tą wynajętą na wesele część karczmy. Zeszli do głównej izby i blondyn dał gestem blondynce aby trzymała się blisko. Wrócili na poprzednie miejsce za stołem i obserwowali ten rozbawiony, radosny chaos i hałas jaki tutaj zapanował. Niedługo mogło się zacząć to oficjalne powitania gości przez młodych no a wręczanie im życzeń i prezentów powinno się zacząć zaraz po tym. Dirk skorzystał z okazji aby pogadać z Mathiasem który na chwilę zostawił swoją partnerkę przy stole i podszedł do nich aby się przywitać.

- Nie uwierzysz stary jakie sprośności mi Pirora proponowała tam na górze. - zwierzył się porucznikowi tonem jaki sugerował, że całe bezeceństwa i zło to wina tej drobnej blondynki w żółtej sukni a nie jego.

- No jakie? - Mathias momentalnie domyślił się na co się zanosi więc spojrzał z bojaźnią wymalowaną na twarzy na tą drobną blondynkę.

- Wymianę partnerek. - powiedział cicho Dirk kiwając do tego swoją blond głową. Mathias zrobił oczy jak to wypadało dobrze wychowanemu młodzieńcowi na wieści o takiej niegodziwej propozycji.

- No tego się po tobie nie spodziewałem Piroro. Zawiodłem się na tobie. - porucznik popatrzył na nią wzrokiem i tonem jaki powinien przybrać ojciec rozczarowany zachowaniem swojej dorosłej córki. - No ale ostatecznie to myślę, że moglibyśmy dojść do porozumienia. - zwrócił się już bardziej handlowym tonem do swojego przyjaciela i spojrzał na swoją partnerkę jaką zostawił przy stole.

- Nie ta twoja! Tamta w spodniach. - Dirk prychnął z irytacją i rozbawieniem gdy okazało się, że kumpel go źle zrozumiał. I wskazał wzrokiem na kobietę jaka była wcześniej przy szynkwasie a teraz siedziała przy jednym ze stołów w drugiej części sali.

- A. Tamta. No tak, widziałem. - spojrzał przez tą salę po czym pokiwał głową na znak pełnej zgody. I nachylił się konfidencjonalnie do Pirory. - Masz rację, świetny wybór. Jakbyś potrzebowała z nią pomocy to daj znać. Chętnie się tym zajmę. Wami obiema. A ten pacan tu to wiesz, nie musi o niczym wiedzieć. - powiedział niby szeptem ale, że Dirk stał tuż obok to nie było szans aby tego nie słyszał. I rozbawiło go chyba to niby spiskowanie kolegi pod jego nosem.

- No tak przynajmniej na ciebie Mathias można polegać a nie to co herr Lange. Ktoś się dla niego stroi a on nawet nie proponuje się elegancko spóźnić co by wypróbować na szybko siennik by ocenić czy dobry pokój dali.- Pirora podchwyciła żarty legionistów i podchwyciła przyjacielskie złośliwości Mathias i sama dodała parę słów od siebie w stronę Langę co by nie tylko ona była lekkim motywem żartów.

- Ojej nie sprawdził siennika? - Mathias aż przyłożył dłoń do ust jakby usłyszał kolejne straszne bezeceństwo jakie się obawiał powtórzyć na głos. Popatrzył teraz zgorszonym wzrokiem na kamrata.

- Jak mogłeś nie sprawdzić siennika Dirk! Przecież to najważniejszy mebel w całym mieszkaniu! - rzucił mu z jawnym wyrzutem za to niedopełnienie obowiązków. Po czym z troską objął Priorę aby wlać w nią wsółczucie i zrozmieie i zaczął odprowadzać na bok gdy wciąż do niej mówił.

- No sama widzisz moja droga, w ogóle nie można na nim polegać. A nawet nie sprawdził cię czy umiesz właściwie klęczeć jak do modlitwy? To przecież bardzo ważne aby taka młoda dama jak ty umiała tak podstawowe rzeczy które na pewno jej się przydadzą w życiu. Któż bowiem nie lubi tak bogobojnych i rozmodlonych panien? - porucznik mówił tonem dobrego przyjaciela rodziny okazującego pełne poparcie skrzywdzonej białogłowej. Chociaż zatrzymali się na tyle blisko, że Dirk wciąż uczestniczył w tej rozmowie.

- Odezwał się ten który obawia się swoją lubą spuścić z oka na chwilę czy dwie. Czy to może ty obawiasz się, że ktoś ją zbałamuci jak wyskoczyć do bardachy? - Dirk odgryzł się koledze równie kąśliwym komentarzem kiwając bokiem głowy w stronę partnerki Mathiasa. A ta nomen omen akurat spojrzała w ich stronę.

Pirora uniosła do niej dłoń w niemym pozdrowieniu, gdyż byli przed polaniem wina gościom. Mówiąc dalej do obu mężczyzn. - No własnie w ogóle się ten twój dowódca zachowuje tak przyzwoicie że się zaczynam bać czy aby sam nie zrobił sobie refleksji swojego życia i nie chce porzucić stanu kawalerskiego. W końcu po co innego nagle przyzwoicie traktować kobietę w sypialni i rozmawiać z nią o pogodzie i polityce regionu. - Pirora ciągnęła swoje bajki pozwalając sobie na dolanie oliwy do ognia szydery jaka Mathias potrafił odwzajemnić się swojemu przyjacielowi.

- Oh! Mówił aby przyzwoicie traktować kobiety w sypialni?! Straszne! Dirk co się z tobą stało?! Może coś ci dolega? Medyka wezwać aby krwi upuścił? - porucznik ponownie zrobił artystycznie przerażoną minę jakby usłyszał nie wiadomo jakie herezje jakie ponoć wypowiedział jego kolega. Spojrzał na niego tak jakby był gotów zaraz biec po pomoc dla niego.

- No ja proponuję poczekać do nocy. Wówczas Pirora będzie miała okazję sama się przekonać jak w sypialni traktuję kobiety. No a skoro już odpuściliście sobie tą czarnulkę w spodniach i nie macie co do niej żadnych wstrętnych i nieprzyzwoitych zamiarów to chyba jednak poproszę ją do tańca. Wygląda mi na taką w sam raz do nieprzyzwoitego traktowania w sypialni. - Dirk przyjął te uwagi ze spokojem i uśmiechem. Podszedł do nich te dwa kroki co od niego odeszli i ponownie spojrzał przez salę na nieco odległą w tej chwili kobietę o jakiej wspomnieli parę razy. A goście już się chyba zebrali bo widać było, że para młoda wstała i jeszcze rozmawiając to z rodzicami to z co niektórymi gośćmi w starszym już wieku powoli szła na środek sali co mogło zapowiedzieć oficjalne powitanie i początek wesela.

- Widzisz już mu się znudziłam. Już nie chce chwil ze mną kraść w sypialni i idzie podrywać nowe ładne i nieznajome. - Pożaliła się drugiemu legioniście malarka kiedy Dirk znowu napomknął o czarnulce. - No nic dobrze że na weselach zawsze dużo kawalerów się szwęda. To może i mnie się coś trawi… o wygląd jakby zaraz się zaczynała zabawa.

- Widzisz Matt jak to z tymi kobietami? Dopiero co mi marudziła na piętrze o wymianie partnerek i to właśnie z powodu tej czarnej na którą ja przecież nawet nie zwróciłem większej uwagi a teraz o. Zobacz sam. - blondyn poszedł w sukurs żartobliwemu biadoleniu swojej partnerki i też poskarżył się kamratowi jak to ma z nią ciężko. Tak samo jak ona przed chwilą. Mathias popatrzył na nich oboje jak sędzia co ma bardzo trudną sprawę do rozwikłania.

- No wiem, wiem z tymi kobietami to tak zawsze. Zrobisz coś to źle bo zrobiłeś, nie zrobisz to źle bo nie zrobiłeś. Zawsze o coś pretensja. Wiem jak to jest chłopie. - porucznik troskliwie położył dłoń na ramieniu kolegi dając znać, że rozumie i współczuje.

- No wiem jak to jest z tymi chłopami. Ledwo nową spódniczkę zobaczy i już się ślini i traci głowę. Banda hultajów. Nie to co ja. Więc jak mówiłem, jakby ci doskwierała nuda i brak męskiego ramienia no to się polecam. - bliźniaczym tonem i gestem położył drugą dłoń na ramieniu Pirory i też jej gorąco współczuł jej trudnej sytuacji podobnie jak przed chwilą koledze.

- A teraz wybaczcie ale obowiązki wzywają. - porucznik wskazał bokiem głowy na parę młodą jaka ustawiła się na środku sali i zaczęła od pozdrowień i podziękowań dla swoich wspaniałych gości. Mathias więc udał się do swojej partnerki i po swoje prezenty. Zaś Lange skinął na swoją aby wrócili do stołu i wzięli swoje. Czas było wysłuchać życzeń i zaproszeń nowożeńców no i odwzajemnić się własnymi oraz obdarować prezentami.

Rodzice albo pełniący taką funkcję osoby składali życzenia jako pierwsi więc ona i Lange szybko mieli ten obowiązek za sobą. Obecność wystrojonej szlachcianki składającej pannie młodej życzenia i dającej prezent o onieśmieliła drugą kobietę na chwilę.
Skomplementowała ceremonię i ładny wygląd panny młodej potem razem z Lange wymieniła uprzejmości z rodzicami panny młodej. Którzy mniej niż córka ale też trochę nie wiedzieli jak czuć się co do wysoko urodzonej. Van Dake wprawdzie nie była van Hansen czy van Zee ale jak na zwykłego mieszczanina mogłaby być nawet księżniczką kislevską i tak byłoby o czym opowiadać.

Po wrócili na swoje miejsca i czekali na koniec składania życzeń by w końcu przejść do biesiadowania.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172