Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-12-2021, 10:17   #141
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Ano właśnie oddawać porwanego ! Przecież pies by tak bez powodu tu nie węszył ! No chyba że za cieczką jakąś ale żadnej suki tu nie widzę.

Rip zagrał w grę Klemensa , nie miał w zasadzie nic do stracenia , celowo podsunął mu dalszy powód do wymówki , cieczka mogła być powodem zagubienia tropu nie jednego psa, w zależności jak dobrze szkolonego. Co prawda treser przypuszczał że za chwilę i tak posypie się wszystko jak domek z kart, niemniej przynajmniej chwilowe postawienie się względem drużyny jako oponent mogło dawać im kolejny punkt przewagi zaskoczenia.

Rip gotów był do walki ale nie sprawiał wrażenia jakoby gotował się na dwóch wielkich dryblasów którzy wkroczyli. I choć obserwował ich kątem oka a dla bezpieczeństwa zszedł nieco z linii osłaniając się od tyłu ścianą, to zdawał się koncentrować jedynie na Klemensie , dodatkowo silnie gestykulując w jego stronę i odgrażając się. Tylko baczni obserwatorzy mogliby zauważyć że ręce nie odchodziły zbyt daleko od tarczy i miecza , ani od kislevickich noży którymi czasem rzucał.


K100 50, 21, 07, 13, 57

 
Eliasz jest offline  
Stary 04-12-2021, 18:37   #142
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Wcześniej

Stajenka cicha, mizerna, licha. W sam raz była.

Rust załadował się na górę szopy, umościł sobie pryczę za śmietniskiem, które zrobili sobie ze stryszku menele, którzy pijąc pięterko niżej rzucali potem puste butelki i śmieci na górny poziom. Skryty pod nadłamanymi deskami, z widokiem na kapliczkę, która miała robić za zrzut i ujściem tak w głąb uliczki, z drugiej strony kryjówki, jak i awaryjnym kierunkiem po daszku na sąsiedni magazynek i dalej między składowisko straganów, które w ciągu dnia handlarze rozstawiali na szemranym targowisku nieopodal.

Ustalił z Lupusem przystanek, gdzie woźnica miał go zgarnąć z pakunkiem – dwie przecznice dalej, przy kamieniczce Rosenkrantza z jej pysznym tarasem, dającym widok na okolicę. Gdyby coś miało zatrzymać rajdowy powóz, punkty był dobry, by wypatrzyć, czy aby Lupus nie krąży gdzieś indziej, a jeśli nie i jeśli okolica zrobiłaby się nazbyt tłoczna od nieprzypadkowych przechodniów, odpowiednio dobrać drogę ewakuacji.

Później

- Dobra, mam, co trzeba – Rust wskoczył na wóz i rozłożył się na koźle. – Zajedźmy teraz z drugiej strony pod oberżę u Grażynki. Od podwórka, co by nie być nachalnym, ale bez zabawy w chowanego.

- Gęsto dziś – Lupus strzyknął śliną. – Całe robactwo wylazło.

- Nie wiem, skąd takie tłumy… Ale dobrze – Rust złapał pytające spojrzenie kompana. – Dopóki nie zgarniemy pakunku, nie będą wiedzieli na kim oko zawiesić. Na pęczki tu takich, którzy mogliby się porwać na taki hazard, co my. Nasz plus, że większość za głupia, żeby zrobić to dobrze.

- Tego – chrząknął Lupus. – Robić nie muszą. Wystarczy teraz, że któryś cię przyuważy i przyjdą jak na gotowe.

- Znam te alejki – stwierdził z pewnością w głosie Rust, szczerą, ale trochę dopingowaną dla dobrego nastawienia przed akcją. – - Schowam się w tej szopie naprzeciwko, sprawdziłem ją. Stamtąd – czy mam spierdalać, czy zgarniać towar i spierdalać, spierdalać będę umiał. Zdążę tam, gdzie masz czekać, a dalej… Dalej to czapki uchylam, ty już wiesz jak się jeździ.

- To co teraz? – Lupus wzruszył ramionami i poprawił zsunięty kapelusz.

- Sprawdzę, co w karczmie, żeby nie było niewiadomych w układzie, wylezę się odlać i skitram, gdzie mówiłem, a ty ruszysz jak zobaczysz, że wszystko gra.

- Dobra – wzruszył ramionami wozak.

- Czekaj! – De Groat na namyślił się chwilę. – Postój tu trochę, w razie, jakbyśmy musieli migiem spierdalać. Jak wylezę i poprawię kołnierzyk, robimy dalej jak umówione, jedziesz wedle umowy. Jak coś się zjebie, poślę charchę na ziemię – jedź, gdzie umowa, czekaj kwadrans i jak mnie nie będzie, spierdalaj. Niech cię bogowie prowadzą.

- Wedle życzenia - Lupus uśmiechnął się krzywo. – Pamiętaj, że nie lubię spóźnialskich.

Teraz

Przekuć z chujowego na urocze mało który jubiler umiał, więc Rust nie porywał się już na tłumaczenie, że dobrze się stało, że u Grażyny taka gęstwa. Hałastra Gieroja i trochę szumowin to był plan, dodatkowe zakazane mordy mogły obciążać szale w którąkolwiek stronę, ale urodziny Papy Leone to już deszcz ze śniegiem w środku lipca.

- Szlag by to – zmełł w ustach Rust, przypijając z uśmiechem do Mustafy i bijąc brawo po zakończonych hołubcach Erazma. Było pod górkę, ale znał te okoliczności. Umiał nawigować. To ledwie wyboje na drodze, myślał sobie.

Kiedy poczuł ukłucie perfum, nieprostackich, a jednak na tyle mocnych, żeby przebiły się przez opar gorzały i fajek, cały zamarł. Zmroziło go od grzywy po paznokcie, z chłopca w drewnianą lalkę w jednej chwili. Zwisłby na krześle jak kukiełka, ręce-nogi na boki na zawiasach, ale w tłumie nie miał krzesła, więc szarpnęło nim do przodu nim złapał się kantu stolika. Wiedział, co zaraz, więc słowa, które przyszły potem przyjął już na spokojnie, odwracając się rozpromieniony i bez zaskoczenia.

- Wiesz, jak niewdzięcznie człowiekiem potrafi robota miotać po mieście. Zaprzesz się, napocisz, a nie zawsze, choćby chcieć najbardziej, uda się być, gdzie trzeba – zaczął przepraszająco Rust. – A jakiż ból potem – zawieść cię i mieć tego świadomość.

- I jak trudno zawiedzioną dziewczynę udobruchać – pokiwała twierdząco. – Szczęście, że mam do Ciebie, Rust, ogromną słabość.

- Zdaje się zatem, że i ja mam ogromne szczęście – uśmiechnął się gapowato. –Że akurat trafiła nam się okazja, żeby dowieść, że warto dać mi tę drugą szansę.

- Szczęście – zrobiła teatralnie smutną minkę. – Nie jestem ze stali, więcej bym chyba nie zniosła.

Dopchali się do kontuaru i zgarnęli butelkę i kubki, biorąc kierunek na zluzowany stolik w rogu. Nalał rumu, butelkę zostawił niezakorkowaną.

- Mogę ci dać wiele dobrego, więcej niż inni. – Podał jej napitek i sam wzniósł kubek pod toast. – Ale trzeba wyjechać z tego miasta. Zresztą, jeśli tu zostaniesz, uznasz, że inni dają lepszą ofertę, przyjmiesz ją…

Przekręcił głową po okolicy, po twarzach zbirów i bandytów, szulerach i kanciarzach, dandysowatych złodziejach i orkomordych oprychach, zblatowanych światach złączonych szemraną naturą.

- To miasto zgorzknieje dla ciebie. Zamknie swe serca, zawieje chłodem. Tu wielu wie wiele do czasu, ale już po czasie – wiedzą wszyscy. A pomóc niektórym, będzie przykład: straży choćby, tragedia. Człowiek zostaje trędowaty.

Uśmiechnięta mierzyła go wzrokiem, bez spuszczania spojrzenia dzióbkiem ujęła rum i sączyła nie bastując z oczami. A oczy miała śliczne, to prawda, ogromne i żywe.

Rust wiedział, że łatwo się jej nie pozbędzie – jeśli zawzięła się na niego, nie puści. Nie myślał robić tu afery. Cenił tylko uzasadnioną przemoc, a wobec kobiet miał problem nawet z tą mocno uzasadnioną. Szło o jego skórę, więc wyjątek wysokiej rangi, ale choć miał tu kumpli, wiedział, że Daria znajdzie ich więcej. Jeśli poczułaby się zagrożona nie zbraknie adoratorów, którzy ruszą na pomoc. I nawet jeśli Rust odwróci sprawę, oskarży lalkę o konszachty ze strażą, albo co, może wyłapać szybki nokaut nim kłapnie paszczą.

Kroić się tutaj, rąbać – o nie, w obecności Papy zwracanie na siebie uwagi awanturą było wykluczone. Urwać się, znikać – i co? Zostawiać temat za sobą? Poszłaby za nim, albo – jeśli była gotowa przytulić łatwiejsze pieniądze od straży i ludzi Sotoriusa – nadała, że tu był.

Połączyła już kropki, szacowała tylko, gdzie może więcej wyjąć. Wchodząc w temat z Rustem ryzykowała, ale pewnie rachowała, że gra jest o wielką stawkę. Jeśli by go zdradziła mogła pewnie przytulić sporo, może przeszłoby po cichu jak bąk w gwarnej sali. Ale jeżeli poszłaby fama, że pomogła straży, byłaby u wielu spalona.

Może miała w to wyjebane, a może Rust przeceniał wartość zasad półświatka. A może Daria miała już dosyć życia na pograniczu i nie dla niej grali szemrane tango.

- To za to dobre, które możesz mi dać. – Przechyliła mocniej kubek, osuszyła rum i postawiła z powrotem na blacie. – Nie smakuje tak dobrze, kiedy przychodzi zbyt łatwo.

- Prawda. – Rust nalał następną kolejkę. – Cieszę się na tę przyszłość… Na współpracę.

Podjęła kubek i choć wcześniej zdawało się, że w uśmiechu bije z niej naturalność niby z rusałki czy innej z drzewa driady ciosanej, to teraz dopiero uśmiechnęła się jakby szczerzej, całą sobą.

- Czas nas goni, trzeba zmykać. Rozumiesz, że intymnie we dwoje. Mam nadzieję, że jesteś sama – jakiekolwiek towarzystwo, złote intencje, złote serca, może nam pokrzyżować plany.

- Samiusieńka – parsknęła.

- Rozumiesz też, że jeśli z jakichś powodów ktoś wejdzie nam w drogę, aby choć pomóc… Sprawa weźmie w łeb, wszystko przepadnie – osuszyli kubki na trzy-cztery, zgrani w moment. Rust nalał ostatnią kolejkę. – Zawsze szalenie pociągała mnie twoja inteligencja.

- Drugi kieliszek i takie wyznania – Daria trzepnęła rzęsami. - Mów dalej, Rust.

- Zakładam, że ty też wierzysz w moją. Wiesz, że nie zostawiłem spraw przypadkowi. Wiesz, że wchodzisz w gotowy plan i jeśli nie będziesz grała z orkiestrą, wszystko przepadnie. Przepadnie twoja nagroda.

- Wiem – potwierdziła. – Ale pamiętaj, że wymagasz ode mnie wiele zaufania.

Wiedział. Wiedział też, że teraz musi ją wciągnąć do spółki, bo dziewczyna jednym ruchem może zawalić cały plan i ani on, ani chłopaki nie zobaczą za Sotoriusa złamanego grosza. A może nie zobaczą i następnego ranka.

Wiedział też, że jest szybka, ale on jest silniejszy. Przez głowę przeszła mu wizja jak dusi ją w bocznej alejce, ukrywa ciało i szybko wraca do kryjówki wyczekiwać na okup. Dałby sobie z nią radę, ale pewnie nie po cichu. A nawet jeśli… Nie chciał jej krzywdzić. Nie dopóki absolutnie nie musiał. Nie wiedziała tego, a to był jej najmocniejszy oręż.

- Daję ci… – Na poły figlarnie, ale z powagą w spojrzeniu, złożył rękę na piersi. – Moje rycerskie słowo, że możesz mi ufać. Jesteśmy w tym razem.

- Rycerskie? – Puściła mu oko. – Pełnyś niespodzianek, paniczu…

- De w nazwisku nie bierze się z niczego.

- Zgoda, panie rycerzu, ale zróbmy po mojemu – Splunęła w dłoń i wyciągnęła do niego. – Wspólnicy?

- Wspólnicy – splunął i zatwierdził uścisk.

Na szybko dopili strzemiennego – dla powodzenia przed akcją i ruszyli na zewnątrz. Wyglądało na to, że Daria jest sama. Na pewno w karczmie nie było osiłków z wczoraj, a Rust nie skojarzył też po mordach w oberży nikogo, kto byłby jej stałym kompanem. Inna sprawa, że w jej modelu pracy przewijało się wielu współpracowników.

Poprawił kołnierzyk i przygładził włosy, a potem – wzmocniony w elegancji – objął Darię ramieniem i oboje ruszyli w boczną alejkę naprzeciwko oberży.

Rzuty: 93, 21, 66, 21, 68.
 
Panicz jest offline  
Stary 04-12-2021, 20:13   #143
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Ano właśnie, oddawać porwanego! Przecież pies by tak bez powodu tu nie węszył! No, chyba że za cieczką jakąś, ale żadnej suki tu nie widzę.

- Ale suczych pizd za to do wyboru, do koloru!

Klemens z tonu nie spuszczał i najwidoczniej spuścić nie zamierzał. Ripper podchwycił jego fortel, nadbudowując snutą przez żaka narrację. Löwenstein pociągnął to i dalej, cietrzewiąc się jeszcze bardziej na nakaz oddania porwanego. Łup!, rąbnął pięścią w stół, a koraliki podskoczyły. XVI regiment strzelców stirlandzkich potoczył się poza ułożony szyk, jak w życiu za nic mając strategiczny ład i plany dowództwa.

- Ciebie to chyba matka na głowę upuściła o jeden raz za dużo - wycedził przez zaciśnięte zęby Klemens i łup!, teraz paciorkowa kawaleria złamała szyk. - Przeszukałeś cały zakład, gdzie ja go niby mam chować, co? We własnym tyle? Czy w skrzynce z pomponami? Wypierdalaj do tej swojej strażnicy i kolegów zabieraj, a nie suki na ruchanie szukacie.

W afektownym aktorzeniu Klemens zapowietrzył się nieco i zamilkł na chwilę, łapiąc oddech i niby to uspokajając się. Niby. Spokojny był cały czas, kalkulował na zimno w myślach. Takie tego efekty.

- A suka to była, jak prawicie. Mistrz Hannes ze swoją Gracją pracuje, to pewnie ją te wasze ogary wywęszyły. A tamci - ruchem podbródka wskazał skołowanych przybyłych - to pewnie za tą twoją szmatą przyleźli. Coś jeszcze, czy dacie nam remament w końcu, kurwa, zrobić?



_______________________________

60, 13, 12, 79, 23
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 04-12-2021 o 20:19.
Aro jest offline  
Stary 05-12-2021, 11:26   #144
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Przy pierwszych dźwiękach sugerujących obecność zniecierpliwionych klinetów przed zakładem Tosse trzymał się blisko Kemensa dzierżąc w dłoniach kilka lnianych worków, które opróżnił z bezużytecznych sakiewek pełnych kolorowych koralików i różnokształtnych guzików. Zawartość niektórych sakiewek rozsypała się po stoliku, krzesłach i podłodze.

Worki, bo one są tu głównych bohaterem zbiorowym a nie zbieranina poślednich opryszków i krętaczy chcąca uchodzić za profesjonalnych porywaczy, Basler narzucił na Sotoriusa i właściciela zakładu grzebiąc ich od światła i zimna pod gęsto tkanymi tkaninami. Sam zaś usadowił sie częściowo na, częściowo obok worków i zaczął grzebać w nosie, potem w dupie, a potem zabrał się za konsumpcję selera w myślach ćwicząc regułkę: "ała, kurwa, ała, nie bijcie, chciałem tylko tu pospać, ale przyśli, ała, nie mieli dziś pracować, no".

66, 42, 20, 9, 61
 
Avitto jest offline  
Stary 07-12-2021, 11:59   #145
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
- My tutaj dla jaśniepana von Alvensleben-Leiningen pracujemy, a panicz ojcowskich interesów dogląda. Remament mamy zrobić, a tutaj ciągle jakieś kłopoty. Porządnych ludzi pracy tak nachodzić, kto to słyszał! - Klemens grał takimi kartami, jakie dał mu los, ale grać to on na prawdę potrafił! Skołowane osiłki wlazły do magazynu rozglądając się niepewnie, robiąc miejsce kolejnym trzem. Może nie stanowili aż takiej siły uderzeniowej jak dwaj pierwsi uzbrojeni w solidne młoty, ale z całą pewnością pał nie nosili od parady. Czujny wzrok przeczesywał paki, skrzynie, kąty i cienie. Ludziom stojącym poświęcając znacznie mniej uwagi. No może poza Gregerem, któremu uwagi poświęcono tyle o ile.

-Gdzie pan Sotorius? Nuże, nie łżyjcie, wiemy że tu jest! - jeden z dwóch osiłków, którzy pierwsi weszli do składu minę miał marsową. Widać było, że słowa Klemensa skonfundowały go ale nie do końca wyprowadziły z równowagi. Mogło być i tak, że grając w swą grę Klemens przestrzelił, sięgnął do autorytetu, którego ten zbój zwyczajnie ani nie znał, ani o nim nie słyszał. Za wysokie progi, jak zwykło się mawiać.

-Ano właśnie oddawać porwanego ! Przecież pies by tak bez powodu tu nie węszył ! No chyba że za cieczką jakąś ale żadnej suki tu nie widzę. - Ripp znał się na psach jak mało kto. Wiedział co mówi a grę podjął, bo i nie specjalnie było wyjścia. Przybyłych trzeba było otumanić. Osiłki pokiwały głowami wyraźnie przyłączając się do żądania Rippa. Jeden z trzech pozostałych pałowników już przetrząsał skrzynie czyniąc straty, których właściciel by nie zdołał nawet opłakać. Furgały szmaty, szmatki i całe bele materiału. Konopne sznury z jedwabnymi wylatywały w górę ciskane zgrubiałymi od pracy rękoma. Koraliki… Setki koralików turlało się po ziemi. Straty były nie do oszacowania.

-Ciebie to chyba matka na głowę upuściła o jeden raz za dużo - wycedził do Rippa przez zaciśnięte zęby Klemens i łup!, teraz paciorkowa kawaleria złamała szyk. - Przeszukałeś cały zakład, gdzie ja go niby mam chować, co? We własnym tyle? Czy w skrzynce z pomponami? Wypierdalaj do tej swojej strażnicy i kolegów zabieraj, a nie suki na ruchanie szukacie. A suka to była, jak prawicie. Mistrz Hannes ze swoją Gracją pracuje, to pewnie ją te wasze ogary wywęszyły. A tamci - ruchem podbródka Klemens wskazał skołowanych przybyłych - to pewnie za tą twoją szmatą przyleźli. Coś jeszcze, czy dacie nam remanent w końcu, kurwa, zrobić?

-Aała, kurwa, ała, nie bijcie, chciałem tylko tu pospać, ale przyśli, ała, nie mieli dziś pracować, no - Tosse na barłogu z Sotoriusa kulił się przed przybyłymi. Wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać. Albo popuścić w portki. Bez większej straty dla portek.

-Szukaj Roby, szukaj!
- rozległo się od wejścia i wnet do izby wkroczył na swych długich łapach wielki brązowawy pies z jeszcze większymi uszami. Prowadzący go mężczyzna, przy mieczu, odziany był schludnie, wręcz oszczędnie. Acz porządnie. Jednak nie jego strój a czujny wyraz twarzy wzbudził największą obawę Klemensa. Ten nie był osiłkiem bez dwóch zdań. I dwoma zdaniami zbyć się go nie dało. Psisko wiedzione na skórzanym postronku węszyło czujnie nie zwracając nawet uwagi na Bura, który czujny, łapał wiatr poznając w czworonogu rywala. Jeden rzut oka, którym Klemens obrzucił Rippa, wystarczył by zrozumieć powagę sytuacji. Ripp znał się na psach jak mało kto. I bloodhunta rozpoznał bez dwóch zdań. I wiedział już, że mają przesrane. Bloodhunt był drogim zwierzęciem. Na tyle drogim, że w straży miejskiej nie było żadnego. Co nie znaczyło, że Ripp nie spotkał się z tą rasą. Spotkał się i wiedział, że o ile inne psy można było zwodzić wymyślnymi sztuczkami bloodhunt łapał trop bez cienia wątpliwości i nie sposób go było zmylić. Nawet cieczką suki. Jego węch można było porównać do czarodziejskich sztuczek. To wpływało na cenę. Wśród tropiących był to arcyksiążę. Teraz zaś pomaszerował prosto do worów na których leżał Tosse i „wystawił”.

-Tam!- wskazał prowadzący go łowczy a dwóch drabów z pałkami ruszyło w kierunku Tosse, który zrozumiał w jednej chwili, że jeśli natychmiast nie zmieni miejsca położenia, to niedogodność opieszałości poczuje w kościach. Syknął dobyty miecz, ale łowczy nie patrzył już na stertę worów z których gramolił się Tosse. Patrzył na Klemensa, uznając go widać za przywódcę całej zgrai. - Popełniliście panie błąd. Wielki błąd…


***

Rustowi przeszło pierwsze odrętwienie spowodowane pojawieniem się pięknej panny von Nogaj, która tytuł szlachecki pewnie sobie kupiła, choć jej wielkopańskie maniery temu przeczyły. No, może poza graną na pokaz dziewczyną z branży. Nie zastanawiał się jednak nad tym dłużej, cieszył się zawartym i; potwierdzonym splunięciem w dłoń!!; „sojuszem” zastanawiając się jednocześnie czy ona pierwsza sprzeda jego czy on ją. Ale grał w grę, którą prowadzili oboje. I bawił się przy tym przednio. Aż nadeszła „odpowiednia” pora. Wziął pannę pod ramię i nie zważając na zawistne spojrzenia co poniektórych, wyszedł. Dał umówiony znak Lupusowi i z pewniejszy z każdym krokiem oddalającym go od legowiska Papy Leone ruszył do wyznaczonej na zrzutnię kapliczki. Pewny, że zastanie tam co najwyżej psie łajno i kupę zbirów „na czujce”.

-Dokąd mnie wiedziesz rycerzu? - spytała filuternie Daria mocniej ujmując jego ramię. Mimowolnie napiął mięśnie, jej dłoń gładziła je przez ubranie. Pachniało cytryną i lawendą. Pięknie pachniało.

-Będę cię więził moja panno i nastawał na twą cześć niewieścią aż mi w końcu ulegniesz. - powiedział by podtrzymać rozmowę i zabawę w słowa. Daria roześmiała się perliście. Śmiech też miała piękny. Jak wszystko z nią związane.

-Och ja biedna! W ciemną noc mnie uwodzisz! Nikt nie stanie w mej obronie! Będę musiała ci się oddać! - mruknęła mu do ucha muskając małżowinę filuternym języczkiem, który poczuł aż w portkach. „Skup się!” Zrugał się w myślach, ale odpowiedział jej ze śmiechem. - I nie dam ci chwili wytchnienia aż będziesz błagała.

-Błagam! - jęknęła i zaśmiała się tak uroczo, że sam się zaśmiał. Dwójka zakochanych spacerująca w blasku latarni. DeGroat jednak mimo niemal całej swej uwagi poświęcanej pannie von Nogaj - z jej strony spodziewał się najbardziej podstępu - uważnie lustrował okolicę. Okolica kapliczki sprawiała wrażenie cichej, osnutej wieczorną mgłą, ledwie oświetlonej blaskiem latarni. W okolicy nie było niczego podejrzanego i to było najbardziej podejrzane. Jednak grając w grę w którą grał, musiał zagrać do końca. Musiał sprawdzić, czy wymiana doszła do skutku. Prowadząc Darię pod łokieć przyparł ją do kapliczki i naparł jak przystało na złaknionego jej wdzięku kochanka. Tego akurat nie musiał udawać. Jej oczy skrzyły się w blasku księżyca, zimne powietrze buchało parą z rozchylonych ust, kiedy obejmował jej talię macając na oślep opisaną wnękę.

-Uważaj Rust, jeszcze chwila i pomyślę, że chcesz z naszej spółki wyciągnąć nienależne odsetki. A nie wiem czy jestem gotowa do zapłaty. - zaśmiała się całując jego usta. Odpowiedział tym samym z przerażeniem dotykając wcale pękatego, brzuszącego się monetą wora. Okup był na swoim miejscu! Rust cały czas czuł się nie swojo, ale teraz już niemal rysował sobie na plecach strzelniczą tarczę.

-Chodźmy stąd kochanie. Znajdziemy lepsze miejsce bym mógł szturmować twą osławioną niewinność.! - powiedział głośniej niż trzeba było. Spojrzała nań z ukosa a czując wyjmowany przezeń pakunek rozszerzyła oczy w uznaniu. Płaszczyk, którym była okryta, obszyty granatowym, najrzadszym, gronostajem doskonale skrył dłoń z trudem dźwigającą worek pełen monet. Rust starał się „na oko” ocenić jego ciężar i przybliżoną wartość, ale był to zabieg karkołomny. Raz, że nigdy nie miał w worku aż takiej sumy a dwa, nigdy nie liczył jej „na dotyk”. Powoli, niespiesznie, ruszyli w kierunku umówionego miejsca spotkania z Lupusem. Daria trzymała się jego ramienia jak przyklejona. Gdyby Rust miał iś w zakład o to, powiedział by że pannica von Nogaj dzierży w urękawiczkowionej dłoni maleńkie ostrze. Ot, takie by wystarczyło do otwarcia żyły. Ale nikt tego zakładu nie postawił.

-Wspólnicy? - szepnęła mu do ucha uśmiechając się łobuzersko.

-Wspólnicy. - mruknął całując ją w figlarnie opadający na czoło loczek.


***

Lupus tkwił w swoim miejscu postojowym czekając na rozwój wypadków i odpowiednią porę. Widział kolejnych zbirów przychodzących do Cieni, by złożyć uszanowanie najważniejszej w mieście personie. Widział ich całe tabuny i w głowę zachodził czemu Rust wybrał akurat to miejsce na zrzut, ale może chodziło o to, że najciemniej pod latarnią? Widział w końcu i Rusta, który wyszedł z piękną Darią von Nogaj śmiejącą się perliście z jego żartów. Szli spokojnie, flirtując, w kierunku umówionego miejsca zrzutu. Lupus spiął się cały wyglądając zagrożenia. Zawsze tak było, gdy dochodziło do finalizacji akcji. Zawsze…

-Wolny? Na Piekielną! - powiedział jakiś jegomość moszcząc się na jego wozie wyraźnie zadowolony ze złapania o tak późnej porze okazji. Lupus musiał go spławić, ale nie miał ochoty na długą dyskusję. Podniósł z ziemi swój garłacz i odsłaniając szeroką lufę mierzącą gdzieś w okolicę przybyłego warknął - Spierdalaj.

Nieznajomy spierdolił. Szybciutko. Lupus mu się zresztą nie dziwił. Co prawda byli w środku Neustadt, ale była noc, późna noc. A noc nie gwarantowała wsparcia straży w rozrubie. Lupus odłożył garłacz i ze zgrozą uświadomił sobie, że nigdzie nie widzi Rusta. Włosy stanęły mu dęba, ale wnet uzmysłowił sobie, że umówili się przy kamieniczce Rosenkrantza. Spokojnie, by nadmiernym pośpiechem nie wzbudzać podejrzeń tłoczących się w bramie szubrawców, zaciął wierzchowce i ruszył w umówionym kierunku. Jeszcze wyłowił z gwaru rozmów, że ktoś woła Darię von Nogaj. A ktoś inny krzyczy, że polazła z Rustem. „W tamtą stronę!”


***


Dwóch bysiów, którym spod kołnierzy kaftanów wyzierały pokaźne liszaje, ruszyło w kierunku worów pod którymi skryli spętanego Sotoriusa. Klemens zacisnął dłonie na blacie aż zbielały mu kostki. Dostrzegł również Gregera, który niby mimochodem odgarnął poły płaszcza, tak by miał w zasięgu dłoni swój tasak i noże. Ripp stojący z boku zastanawiał się, czy najpierw poszczuć Bura, czy najpierw zaatakować. Tosse, którym żaden z oprychów bardziej się nie zainteresował, szykował się do skoku i gwałtownego, morderczego ataku. Odrzucane przez oprychów worki fruwały w powietrzu. Łowczy, który zdawał się przewodzić oddziałowi, zwrócił się do Klemensa wyraźnie widząc w nim przywódcę.

-Chcieliście dwa tysiące karli. Mam tę sumę i dam ją wam. Ale chcę waszego jeńca całego i zdrowego. Bez rozlewy krwi, zamieszania i tym podobnych głupot. Weź więc swoich ludzi na krótki postronek, bo już jesteście do przodu. - mówiąc to pokazał przytroczony mu do piersi płaski, solidny worek, który wybrzuszał się sugestywnie. Klemens pytająco spojrzał na kamratów. Sam zastanawiał się w duchu, gdzie w tej całej hecy tkwi haczyk.

Odrzucone worki ostatecznie ukazały spętanego Sotoriusa niezmiennie z worem głowie. Jeden z osiłków krzyknął radośnie i pochylił się nad ich jeńcem. Klemens wahał się. Wiedział, że jednym słowem może rozpętać piekło w tym kupieckim składziku. Bloodhunt z Burem warczały na siebie jakby udzielały im się emocje ludzkie. Ripp nie miał wątpliwości, że gdyby przyszło co do czego to Bur rozszarpał by myśliwskiego ogara. Czy im z osiłkami poszło by równie łatwo?

-Cały! - osiłek zerwał kaptur odsłaniając twarz zsiniałego z przyduszenia workami Sotoriusa. O dziwo nie wyjął mu knebla z ust tylko szarpnął podnosząc go do pozycji pionowej.

-Bierzemy go a wam zostawiamy forsę. Wszyscy rozchodzimy się jak dobrzy przyjaciele i więcej się nie widzimy. Pasuje wam? - zdjęty przez głowę worek upadł na blat pomiędzy paciorki rozsypując cały misterny plan paciorkowej bitwy. Klemens nie odrywając oczu od przybyłego, nie rozumiejąc do końca co się dzieje sięgnął do worka i wyjął potrójne korony. Wiele potrójnych koron. Worek od niego pękał, musiało być ich tam bardzo dużo. Czy jednak dwa tysiące? Nie był tego do końca pewien. Pytanie brzmiało, czy aby na pewno chciał się teraz zabierać za liczenie.

-Pasuje? - nawet jakby nie pasowało sytuacja była już nieco jednoznaczna. Dwóch osiłków z młotami flankowało Gregera. Ripp trzymał Bura na krótkim postronku, ale też miał jednego z pałą po swej lewej stronie. Ten od bloodhunta trzymał obnażony miecz nie odrywając oczu od oczu Klemensa. A dwaj porośnięci liszajem pod łokcie unosili właśnie Sotoriusa, który bulgotał coś w swoim worku.

Jeśli mieli zgłaszać jakieś uwagi do proponowanej umowy, czas był ku temu najwyższy…


***


Lupus wypadł na umówione miejsce spotkania zwalniając w ostatniej chwili by pozwolić wskoczyć do wozu Rustowi i Darii, która nie odrywała się od ramienia kompana ani na chwilę. Za sobą słyszał krzyki, nawoływania Darii i Rusta. Gorzej jednak, że słyszał również turkot kół powozu i klekot końskich podków na bruku. A sądząc po ich liczbie jego niezawodne ucho wiedziało, że jedzie w ślad za nim Koniuch. I jest mu całkiem spieszno…




***
5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 07-12-2021, 17:49   #146
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Skoczyli na wóz jak pasikoniki, niósł ich rozpęd i euforia. Pękaty trzos bruździł fizyce, bo zamiast ciążyć balastem, wznosił ponad chodniki.

- Mamy to, stary! - Rust roześmiał się klepiąc Lupusa po plecach. - Mamy to!

De Groat, rozradowany, postawił tobołek na koźle obok wozaka. Złota chwila w siermiędze ostatnich dni, ale na pełne oddechy nie było jeszcze czasu. Na pokładzie rozwagi pilnował Lupus i dobrze znał porządek rzeczy. Bezpiecznie załadował pakunek do pojemnika pod siedzeniem i mocniej zaciął konie, już wcześniej węsząc, że cicho to wszystko nie przejdzie.

- Oho. - Rust, rozbujany na nabierającym pędu wozie przysiadł na kolanach i wystawił głowę za siedzenia pasażerów. - Schowaj się Daria i trzymaj się mocno. Będą wyboje.

- Widzę właśnie, że na przejażdżkę gondolą, to nie ma co z tobą liczyć - parsknęła ruda i przycupnęła obok.

- Masz tu jakąś kuszę, cokolwiek takiego? - Rust zaczął obmacywać siedzenia w wozie, świadomy, że Lupus zmajstrował w swojej bryczce parę udanych skrytek. - Tobie nie możemy pomagać, to będziemy im mogli trochę poprzeszkadzać.

Rzuty: 8, 36, 24, 56, 2.
 
Panicz jest offline  
Stary 07-12-2021, 19:24   #147
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Woreczek wylądował na blacie przed Klemensem, a cały misterny plan poszedł w pizdu. Zarówno ten paciorkowy ilustrujący bitwę pod Neuhof, jak i ten rzeczywisty. Żak łypał podejrzliwie to na przebierane w palcach monety, to na łowczego, to na bysiorów podnoszących Sotoriusa. Wodził tak zmrużonym spojrzeniem przez chwilę, ważąc wszystkie opcje i analizując nader dynamiczną sytuację.

Wybrzuszający się mile dla oka worek może i mógł nie mieć równowartości dwóch tysięcy złotych karli, ale potrójne korony które błyskały w stronę żaka też były warte wiele. Klemens wcisnął głęboko chude palce, a monety zaśpiewały niemalże syrenią pieśnią. Jedną nadgryzł nawet, sprawdzając standard i ukontentowany prędką analizą, skinął głową. Jego uwadze nie umknął też fakt, że Sotorius dalej był zakneblowany i wcale nie obchodzono się z nim delikatnie. A więc nie taka odsiecz, jak wyglądało to w pierwszej chwili, a zwyczajny odbijany. Tyle że w sposób cywilizowany. Klemens, zmęczony tańcami z kupcem, ściągnął rzemień worka.

- Pasuje - oznajmił, zarzucając sakwę na podobną modłę co jej poprzedni właściclel. Tyle że pod koszulę i chustę, która kryła wybrzuszenie. - Tylko pan Sotorius wyjdzie ostatni. Tudzież przedostatni, jeśli pan chce wyjść ostatni. Pasuje?

Wyciągnięta do przodu dłoń wisiała przez chwilę samotna, ale łowczy zaraz przyklepał dżentelmeńską umowę silnym uściskiem. Klemens machnął na kompanów, gestem apelując o rozsądek i spokój. Sam czuł się w miarę bezpiecznie za swoją ladą i oknem za plecami, przez które zawsze mógł uciec w razie "głupot". A i lampa oliwna, która przyświecała mu przy paciorkowych manewrach, była pod ręką. Tyle że miał szczerą nadzieję, że obejdzie się bez takich.



_______________________________

44, 12, 66, 17, 54
 
Aro jest offline  
Stary 07-12-2021, 21:02   #148
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Widzę właśnie, że na przejażdżkę gondolą, to nie ma co z tobą liczyć - parsknęła ruda i przycupnęła obok.
- Możemy pojechać trasa widokową, co prawda ciemno, ale atrakcje z pewnością będą.
- Masz tu jakąś kuszę, cokolwiek takiego?
- Podnieś siedzisko, pod narzeczoną, tam masz kusze i parę bełtów.
- Narzeczoną?
- zaśmiała się ruda. - Zaraz pewnie nas zaślubisz.
- Jest przygotowany na każdą okazję, ale są jakieś granice...
- rzekł Rust wyciągając kuszę.
- Zeszłego roku wygrałem w karty paten kapitański, więc w zasadzie mogę ślubów udzielać, dopóki jesteście na wozie, a wóz jedzie przez wodę... - odparł Lupus zerkając przez ramię. - Trzymajcie się, zaraz będziemy skręcać.
Dojeżdżali do placyku, ktoś tam mozolnie ułożył stos beczek pod ściana i podpał drągiem... Wozak trzymając lejce prawą ręką, lewą sięgnął po zwinięty bicz.
Jak to nie zatrzyma Koniucha, zaśmiał się złowieszczo, parę uliczek dalej czekało stado krów...

k100: 20, 45, 60, 75, 33

 
Mike jest offline  
Stary 08-12-2021, 18:32   #149
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Na chwilę udało się powstrzymać zapędy obcych, zdołali wprowadzić ich nawet w swego rodzaju konsternację , gdyby nie niespodzianka która przynajmniej tresera nie powinna dziwić. Pies. W zasadzie nie był niespodzianką, gadzina przywlokła tu grupę i raczej mało prawdopodobnym było by owa grupa odeszła z miejsca bez dokładnego sprawdzenia , blef nie był jednak całkiem bezowocny. Sprawił że dryblasy poszły w kierunku Sotoriusa nie zabezpieczając praktycznie swoich pleców. Nawet nie wiedzieli jak byli blisko błyskawicznych ciosów i poszczucia psem…

Rip uznał że trzeba jak najszybciej wyeliminować najgroźniejszych przeciwników, dopiero po tym można zabawić się z resztą , nim jednak zwolnił psa ze smyczy, nim miecz ruszył w swe krwawe tango , nieznajomy postawił na szali całkiem nowe kart rozdanie. Zaiste poker, karoca czy też kolor. Tak czy siak mocne karty – jakim był pękaty mieszek w zamian za oddanie im kupca.

Czy nie od początku zamierzali go przehandlować? Co prawda nie im , ale darowanej sakiewce w zęby się nie zagląda…bo ich zwyczajnie nie ma.
Rip rzucił krótkie spojrzenie Klausowi , gotów był zarzynać, ale po prawdzie przyjęcie sakiewki i pozbycie się kłopotu to było jak podwójna wygrana na loterii , zwłaszcza wobec krwawej rzezi która niekoniecznie musiała się dobrze skończyć dla Ripa i jego kolegów. Zwłaszcza że byli w liczebnym osłabieniu. Nie trzeba już było specjalnie grać , skinął głową Klemensowi na znak zgody i poparcia decyzji o przyjęciu mieszka. Chciał jeszcze dodać że jeśli grupa wykręci jakiś numer to Sotorius zginie pierwszy, niemniej Klaus całkiem zgrabnie – znów – ujął to w słowa.

Pozostało dobić targu czyli wydać kupca, poczekać i spierdalać w inne miejsce nim nowo przybyli rzucą tu jakieś odwody dla odzyskania mieszka. Suma która dostali wystarczyła by zwaliła się na nich każda grupa z półświatka żądna zysku. Dwa tysiące Karli – lub choćby przybliżona suma, nieopodatkowany czysty zysk , zabicie innych bandytów po których nikt nie będzie płakał ani ich szukał, ba , porywaczy Sotoriusa. Rip miał wrażenie że ta sakiewka jeszcze ich będzie drogo kosztować, niemniej w sytuacji w której się znaleźli była o wiele lepsza niż walka do upadłego za kłopotliwego kupca.


K100 : 74, 41, 25, 64, 89

 
Eliasz jest offline  
Stary 13-12-2021, 07:16   #150
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Gest Klemensa, umówiony sygnał znaczący tyle co „spokój” powstrzymał Gregera, który wyraźnie prowokowany przez jednego z osiłków już sięgał pod płaszcz a wiadomo było, że jak już sięgnie, to zrobi się nieprzyjemnie. Ripp czujnie obserwował wszystkich uczestników tej zdumiewającej wymiany. Nie wyłączając bloodhunta, którego najchętniej by porwał zamiast Sotoriusa. Nie było wykluczone, że cena czworonoga mogła by przekroczyć jego „działkę” w porwaniu. Tosse skołtuniony pomiędzy rozrzuconymi workami, nie obserwowany przez przybyłych jak większość żebraków, miał już ostrze w dłoni, skryte pod jutowym worem. Ale Klemens dał sygnał „czekać” więc czekali.

O dziwo wymiana przebiegła zdumiewająco sprawnie a przybyli nie targowali się o cenę. Rzuciwszy Klemensowi wór z pieniędzmi zaczęli opuszczać magazyn czujnie obserwując czujnie obserwujących ich porywaczy. Sotorius, zgodnie z wolą Klemensa, wyprowadzany był jako ostatni, choć widać było że wlokące go byczki mogły by go wyszarpnąć z izby w oka mgnieniu. Nie było jednak żadnych komplikacji, żadnych nagłych zwrotów akcji, nagłych niespodzianek i nagłych spodzianek, które zaburzyły by lichą równowagę osiągniętą przez obie grupy. Przybyli jak się pojawili, tak sprawnie wyszli. Jedynie leżące na ziemi drzwi z magazynu ucierpiały w całym zdarzeniu.

Ripp błyskawicznie wyskoczył na zewnątrz, by obserwować uchodzących z niesionym niemal Sotoriusem ludzi. Obok niego przemknął Tosse, który chciał też być blisko, na własne oczy zobaczyć co z porwanym zrobią kolejni porywacze. Nawet Bur dał „stójkę” sygnalizując głupio, że „złapał trop”. Postępowali więc przez krótką chwilę śladem Sotoriusa i jego „wybawców”, aby ostatecznie zobaczyć jak zatrzymuje się ten cały komunik przed czarnym jak i noc w Porcie Głupca powozie. Worek spadł z głowy Sotoriusa, wyjęty został knebel i nim jeszcze zdjęte zostały pęta, kupiec głosem wypełnionym wściekłością zaczął lżyć swych oswobodzicieli.

-Kurwa ile!? Ile ja wam jebańcy płacę, że muszę znosić to wszystko?! Wypierdolę bez cienia zmiłowania na zbity pysk! Czy wiecie co to za noc?! Gdzie jak kurwa miałem być Hunt?! Gdzie?! - wyrwawszy w końcu dłonie z pęt od razu ścierpniętą dłonią strzelił w pysk przywódcę swoich ludzi, Łowczego, ale tak, że aż Bloodhunt skulił się i złożył uszy po sobie.

-Mistrzu, wybacz! To było zaplanowane porwanie. To pewne kręgi chciały unicestwić wielkie dzieło w zarodku! Wiesz przecież Panie, co prawił Mistrz Głosiciel?! - Hunt trzymał się za twarz i jakby kulił przed Sotoriusem. Tym samym Sotoriusem, z którym oni nie mieli żadnych problemów z uwagi na jego spolegliwość. To było dziwne.

Rozmowa przycichła, widać Sotoriusowi pierwsza furia przeszła. Ripp chciał podejść bliżej ale bał się z Burem na postronku zbliżać do węszącego magika na czterech łapach. Tosse nie miał takich oporów. Do wywęszenia go nie był potrzebny żaden psi czarodziej. Wystarczył zwykły ludzki, wręcz niezwykle nawet przytępiony, zmysł powonienia. Dekonspiracja w Porcie Durnia mu nie groziła. Sunąc pod ścianami drewnianych budynków zbliżył się na tyle, by usłyszeć koniec rozmowy pakującego się do czarnego powozu Sotoriusa.

-Jedziemy do mego pałacu, tam mam wszystko co potrzebne. Później… - Sotorius stojący już na stopniach powozu zatrzymał się na ułamek chwili, jakby zastanawiał się nad czymś.

-Mistrzu! Mistrz Głosiciel powiedział, że Wielkie Dzieło nie może czekać i nakazał przygotowania czynić bezewłok, czy jakoś tak. Strasznie się przy tym upierał. I powiedział, że godzina wolności wybuchnie…

-Zamilcz idioto! Tu wszędzie ściany mają uszy. Wieźcie mnie do pałacu, a potem wróćcie tu i wykończcie tych gnojów! - Rozkazy zostały wydane i osiłki wpakowały się do wozu za swym pryncypałem a ci, którzy się nie zmieścili wskoczyli z tyłu na galerię. Tylko Łowczy Hunt nie wskakiwał do wozu a miast tego pobiegł obok prowadząc u swego boku na krótkim postronku arcymaga od węchu.

Tosse szybko wrócił do Rippa i powiedział mu o swoich obserwacjach i wkrótce wrócili do magazynu, gdzie Klemens kończył właśnie liczyć otrzymany okup ustawiając go w równe słupki.

-Jest tego równe dwa tysiące. - powiedział z niedowierzaniem, kręcąc głową nad rzadkimi było nie było potrójnymi karlami, których było najwięcej.


***


Rust znalazł i kuszę i dużo cenniejszą rzecz, bowiem fikająca na wyraźnych wybojach miotających powozem Daria von Nogaj za którymś razem wylądowała na plecach zadzierając w górę kiecę, odsłaniając zgrabne nogi i to miejsce, gdzie nogi tracą swą szlachetną nazwę. Oraz zgrabny przypięty do uda sztylecik. Oraz to co było pomiędzy udami. Rust gwizdnął.

-Co jest! - krzyknął z kozła mocujący się z lejcami Lupus, próbujący nadać swemu pojazdowi większą prędkość bez smagania wiernych wierzchowców po ich zadach. Koniuch następował im na plecy wyraźnie zmniejszając dzielącą ich odległość. Ktoś siedzący z nim na koźle krzyczał coś, dwóch innych wychylających się przez okno wiwatowało i zaśmiewało się do łez. Dziwna była to pogoń.

-Nic nie jest. Znalazłem coś, czegom się nie spodziewał. - Rust zaśmiał się z pąsu na ślicznej twarzy, ale wnet skupił się na kuszy i jej naciągu. Koła turkotały na bruku sypiąc skry na zakrętach. Pościg był coraz bliżej.

Bat świsnął w powietrzu wyrywając podpierającą beczki belkę, szarpiąc dłonią Lupusa z ogromną siłą, niemal wyrywając go z kozła. Wóz przemknął tuż przed staczającą się z wolna, coraz szybciej jednak, stertą drewna. Huk i trzask pękających beczek zlał się w jedno z przekleństwami ścigających, którym nagłe zwalisko zatarasowało drogę. Koniuch musiał zwolnić, wyhamować wręcz i wnet Lupus pędził swoim wozem po pustoszejących uliczkach Neustadt zupełnie sam.

-Po zawodach, jest najlepszy! - pochwalił kompana Rust. Daria usiadła wygodniej na ławce wygładzając kieckę na kolanach. - Gdzie jedziemy teraz? -Spytała wyraźnie ożywiona przejażdżką.

Nim Rust zdążył odpowiedzieć z bocznej uliczki wypadła niemal na nich rozpędzona kareta Koniucha.

-Stójcie, Papa Leone… - Lupus nie miał zamiaru wysłuchiwać czego chce szef wszystkich szefów w miejskim półświatku. Nie w chwili, kiedy mieli na wozie pękaty woreczek. Znów zaciął konie i pognał w mrok oświetlonych rzadkimi latarniami Neustadt.

-Urwij się w końcu!

-A co myślisz, że robię?


Rust znów uniósł w górę napiętą kuszę mierząc do ścigającego ich powozu. Wahał się, tamci w sumie nie strzelali. Tyle, że miał na wozie dwa tysiące powodów ku temu by nie dać się złapać. Dwa tysiące powodów i Darię von Nogaj, która też była w pewnym sensie małym skarbem.


***
5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172