Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2008, 16:37   #51
 
Scarlet's Avatar
 
Reputacja: 1 Scarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemu
Nicole dziękowała Myrmidii, że ta czuwała nad nią w postaci zaprawionej wojowniczki Katlin. Gdyby nie jej pomoc teraz przebywała by zapewne w ogrodach samego Morra. Pani nad nią czówa. Kiedy kobieta doszła do siebie i przyszła pora na odpoczynek złożyła miecz przed sobą i uklękła. Czołem dotykając ostrza. Skupiona, dziękowała za towarzyszy, którzy wspólnie bronią swego życia. Powrotną drogę do Altdorfu Nicole przemilczała. Zastanawiała się, co Eskil pocznie z kamieniem...

Znalazł kamień...Nie wiem czy się nim podzieli... Generał potrzebuje go. Tylko...Przecież gdyby chciał się nim podzielić zaoferował by mi to, wie, jakie to ważne dla mnie.

Całą drogę głowę Nicole zakrzatała myśl o Flitzie. Bała się, że może być za późno, ale przecież nie minęło wiele czasu... Eskil szybko odnalazł kamień i już wracają. Nie jest jeszcze za późno...Mieszane uczucia krażyły wewnątrz kobiety. Z jednej strony ogarniająca radość z odnalezienia kamienia, z drugiej niepewneść... Pogoda dopisywała w drodze powrotnej. Wkońcu przyszedł czas na odpowczynek. Rozbili obóz na niewielkiej polance wsród leśnej gęstwiny. Nicole usiadła przy ognisku, którego ciepło rozgrzewało przyjemnym powiewem. Lubiła zapach palonego drzewa i patrzeć na iskierki, które jakby tańczyły ulatując w powietrze. Siedzieli przy ognisku odpoczywając i pożywiajac się przed kolejnym dniem drogi. W pewnej chwili Katlin jak by wyraźnie czymś zainteresowana ruszyła gdzieś w las. Chwilę później również Eskil wyraźnie zaciekawiony postępowaniem kobiety ruszył w krok za nią.

- Pilnuj ognia i ryby.. Ja zobaczę, co ona wyprawia... – Rzekł do Nicole i udał się za Katlin....


Nicole siedziała sama. Co jakiś czas obracała rybę zawieszona na palenisku. Ciepło bijące od ogniska spowiło jej policzka różanymi rumieńcami. Kobieta wpatrywała się w płomyki wyczekując powrotu towarzyszy...
 
__________________
Didn't you read the tale Where happily ever after was to kiss a frog? Don't you know this tale In which all I ever wanted I'll never have For who could ever learn to love a beast?

Ostatnio edytowane przez Scarlet : 25-03-2008 o 13:17.
Scarlet jest offline  
Stary 25-03-2008, 19:50   #52
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'

Eskil nie rozumiał skąd Ci ludzie się wzięli akurat na trasie jego poszukiwań. Poza tym bardziej dziwiła go obecność band Chaosu tak blisko Altdorfu. Będzie musiał zgłosić to w koszarach. Po słowach Katlin skupił swoją uwagę na mężczyźnie, który dogorywał.
Sumienie mówiło mu, że nie może go tu zostawić. Nie zrobi tego. Chociaż złe przeczucie nigdy go nie myliło.

-Já… Dowodzę? Dobrze, że w końcu zrozumiałaś kobieto jaka twa rola. – Po tych szczerych słowach podszedł do ciała i przewiesił go przez ramię. Ruszył do obozu nie zwracając uwagi na kobietę. Dodał tylko bez odwracania.

- Trzymaj się blisko. Las jest niebezpieczny.

Wrócił do ogniska i położył mężczyznę na trawie przy ogniu. Zaczął wyciągać z torby sakiewki z ziołami, tłuczek i miseczkę. Odłożył wszystko obok siebie i wyciągnął kawałek suszonego mięsa z butelką Ale.



Spojrzał na Nicole i uśmiechnął się nie zwracając uwagi na mężczyznę.

- Napijesz się?
 
DrHyde jest offline  
Stary 26-03-2008, 15:21   #53
 
Lord Artemis's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumny
- Panie... Nasze plany się krzyżują... Wrogowie zdobyli klejnot... Zaatakowali nas wyznawcy sługi Pana Zgnilizny... Ludzie z Norski rozbili oddział Amona... – Zwierzoczłek z okrwawioną twarzą stał przed Wojownikiem Chaosu... – Jakie są Twoje rozkazy Panie???

- Czy Ci głupcy myśleli, że mogą wziąć Kamień i nie narazić się na nasz gniew? Heh... Odbierzcie im Kamień... Zabijcie ich... Słudzy Nurgla dostaną za swoje... Zlokalizujcie ich i wyślijcie oddziały.. Mamy na tyle wojowników, aby swobodnie walczyć na tych ziemiach.... Co do Ludzi...Wiem jak oni walczą... Wojownicy z Norski.. Ha ha ha.. Zajmę się nimi osobiście...

- Tak jest Panie... – Zwierz ukłonił się, cofnął i odszedł....


Wojownik popatrzył na jasno świecący księżyc... Oczy zabłyszczały mu dziko...

- Nie zawiodę Cię Panie.. Nie będę taki jak mój brat...
*********** *************** **************** **************** *******

Valthjolf ocenił straty.. Na polu bitwy leżały ciała siedmiu jego ludzi.. Natomiast około pięciu tuzinów mutantów zasłało ziemię... To był dobry wynik... Jednak, jeżeli lasy Imperium pełne są takich biegających capów?? Mężczyzna zaczął poważnie zastanawiać się czy znajdzie „Wilczą Mgłę”....

Wojownicy z Norski posuwali się na przód... Szli lasem a tarcze bujały się na plecach... Dwuręczne miecze oraz topory błyszczały w świetle słońca.... Szli zbita grupą...
Valthjolf usłyszał trzask gałązek w lesie... Obrócił się szybko w stronę skąd dobiegł dźwięk....

- ROZPROSZYĆ SIĘ!!!- Ryknął, gdy czarnopióra strzała z furkotem przecięła liście i wbiła się w pierś stojącego obok wojownika. Wojownik złapał się za klatkę i zwalił z jękiem w mały strumyczek..

- Znów zwierzoludzie!!!- Krzyknął Haakon- Uwaga!!! Lewe skrzydło!!! – Krzyknął kolejny raz i wskazał palcem w stronę skąd wybiegała spora grupa zakutych w czarne zbroje wojowników. Wszyscy mieli zasłonięte hełmami z rogami twarze... Byli potężni i rośli... w rękach dzierżyli młoty, topory oraz miecze... Zbroję każdego zdobił znak czaszki.....

Jeden z wojowników Chaosu wybiegł przed swoich.. Był największy z nich wszystkich a w ręce dzierżył topór.. Mimo swej ogromnej masy i siły poruszał się szybko i zwinnie... Dopadł pierwszego wojownika.. Zamachnął toporem... Człowiek z północy padł z rozbitą i ociekająca krwią twarzą.. A raczej tym co zostało z twarzy...



Wszędzie wojownicy toczyli zaciekły bój.. Być może wygraliby... Gdyby nie to, co stało się chwilę później.. Około dwudziestki ogromnych pso-podobnych zwierzoczłeków, okutych w zbroję i z tarczami wypadło z prawego skrzydła... Tnąc i kłując maczugami przebijali się przez żołnierzy Valthjolfa...

- Oni są śmiertelni.. Wszyscy!!!!- Ryknął Valthjolf i łapiąc za obosieczny topór ruszył na mutantów.. – Wszystkich da się zabić.... ja wam to udowodnię!!!!!!!!!




- DO BOJU!!!- Zakrzyknął Haakan ruszając z garstką pozostałych przy nim i jego Panie ludźmi... Ruszyli za Valthjolfem do walki... Na śmierć i życie...

******* *********** ******************* ************ ************* ***

Eskil

Noc minęła wam spokojnie.. Kolejny dzień był pochmurny, lecz ciepły. Ptaki śpiewały wesoło w lesie... Jednak ten dzień miał być jednym z najgorszych i pamiętnych w Twoim życiu...

Mężczyzna, którego znaleźliście w krzakach wytłumaczył jak się tam znalazł... Opowiedział Ci o walce ze zwierzoludźmi oraz ogromnej walce między „nie umarłymi” a sługami Khorna... Miał na imię Angarad i zadziwiająco szybko wracał do Zdrowia, fakt faktem miał tylko mocno stłuczoną rękę oraz siniaki i zadrapania. Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i widać, ze był młody.. Na sobie miał Starą i ewidentnie znoszoną lecz ciągle sprawną zbroja skórzaną oraz teraz potargany i znoszony brązowy płaszcz z kapturem. Szczerze mówiąc cieszyło Cię, że jakiś mężczyzna zagościł w waszej „drużynie”. Lepsze to niż być z samymi babami... W każdym bądź razie miałeś zapytać go o Kamień... Każdy w tym lesie zdawał się go szukać i podejrzewałeś, że ten mężczyzna też może mieć coś z tym wspólnego...


Zeszliście ze wzgórza... Prowadziłeś drużynę za sobą... Mężczyzna wlókł się powoli za wami... W końcu pozwoliłeś mu dosiąść swego konia.. Był to też mały test.. „Karzeł” nie wykazał żadnych emocji związanych z nowym jeźdźcem odpoczywających na jego grzbiecie... Nie dostrzegłeś żadnych nienormalnych reakcji swego konia, co w pewien sposób przekonało Cię do tego człowieka...Teren wznosił się lekko górę... Po waszej prawej stronie płynęła rzeka Reik... Była około dwudziestu metrów w dół pod wami...

Gdy wyszliście zza drzewa dostrzegłeś dziwne ślady... Setki śladów kopyt... I to nie były kopyta koni!! Ruszyliście jednak dalej.. Zastanawiałeś się czyje to są ślady?? Mutantów? Tak blisko Altdorfu??

Wtem usłyszałeś dziwne chrapliwe głosy dobiegające z nad rzeki... Podeszłeś do skarpy....



W dole tuż pod wami siedziało około setki mutantów i orków!!! Nie zauważyli waszego nadejścia bowiem byli zbytnio zajęci jedzeniem oraz ograbianiem zwłok żołnierzy z Altdorfu. Zachowywali się głośno.. Krzyczeli na siebie i wyrywali łupy... Jednak nie walczyli między sobą... Nad wszystkim panował najwyraźniej jeden człowiek... Na środku czegoś, co przypominało obóz stał wojownik.. Był wysoki i szeroki w barach... Na plecach wisiał mu czarny jak noc Bastard... Dookoła niego krzątali się inni wojownicy... Wojska chaosu tak blisko Altdorfu?!.. Tutaj szykuje się coś dziwnego... I na pewno ma to związek z kamieniem... Jak tylko dotrę do Altdorfu wypytam kapłana dokładniej o ten kamień... Na razie trzeba obrać inną drogę. Ponieważ ta jest zbyt Niebezpieczna...

Las, w którym się znajdowaliście nigdy nie miał dobrej sławy i faktem było, że ludzie woleli się tutaj nie zapuszczać... Często ginęły tutaj karawany oraz znikali ludzie.. Jednak zapewne nikt nie podejrzewał wojsk chaosu w takich ilościach... Jeżeli będzie ich więcej to wasza przeprawa może okazać się cięższa niż myśleliście...

Podjąłeś decyzję o cofnięciu się i odbiciu z tego punktu do Bundesmarkt, małej miejscowości, która na pewno była bezpieczniejsza od tego miejsca tutaj.. Potem przez Braunwurt po strzeżonych drogach prosto do Altdorfu.... To było jedyne wyjście.....

Zawróciłeś drużynę powrotem... Oddaliliście się cicho z tego miejsca... Wieczorem zbliżaliście się do bram miasta... Strażnik wpuścił was tuż przed zamknięciem... Miasteczko to nie było duże... Drewniany mur otaczał parę prostych chałup oraz kilka białych domków... W całym miasteczku była jednak jedyna karczma, mały targ był już zamknięty... Garnizon strażników dróg oraz strażników miasteczka mieszczący maksymalnie dwadzieścia osób mieścił się tuż koło domu burmistrza.

Nie wiedząc, czemu ale czułeś się bezpieczniej na otwartej przestrzeni niż tutaj... W tym miasteczku było coś dziwnego?? Może to, ze jednak nie ma tutaj wystarczająco wielu żołnierzy? A dookoła kręcą się mutanty? Na karku poczułeś ciepło.. Czyjś wzrok.. Wiedziałeś, ze jesteś obserwowany....Pomogłeś zsiąść Angaradowi z konia i rozglądnąłeś się dookoła poszukiwaniu potencjalnych wrogów... Następnie zwróciłeś uwagę na wojownika przed Tobą....Wyglądał już bardzo dobrze, tylko siniaki i drobne rany szpeciły jego twarz oraz ciało....

Karczma pod Śmieszną Sową była dwupiętrowym drewnianym budynkiem... Na dole rudowłosy facet po czterdziestce rozdawał pyszne posiłki, natomiast na górze mieściły się pokoje gościnne.. Nicole i Eskil mogli pozostawić swoje konie w zamkniętej na noc i pilnowanej przez pewnego mężczyznę szopie stojącej koło Karczmy... Karczmarz przyjął wasze zamówienia i poszedł przygotowywać wam posiłki...

Eskil zauważył, że dwóch mężczyzn cały czas mu się przygląda... Czuł kłopoty... Po chwili okazało się, że miał rację....

Mężczyźni, którzy podeszli do Eskila okazali się strażnikami... Nosili pod czarnymi płaszczami niebiesko czerwone tuniki imperium.... Stanęli przed waszym stołem. Jeden z nich wysoki blondyn wyciągnął z poły płaszcza zwiniętą w rulon kartkę i popatrzył na Eskila...

- Czy Pana Godność to Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'? – Zapytał patrząc prosto w twarz Eskila, podczas gdy drugi położył rękę na mieczu... – Mniemam, iż tak...- Zrzucił List Gończy na stół....

- Eskilu Ketilson w imieniu kapitana straży w Altdorfie oraz władzy, jaka została przyznana mi przez Imperatora Karla Franza, oraz na mocy ustanowionego Imperialnego prawa jest Pan aresztowany za jasno określone zarzuty wymienione na tym, że Liście Gończym i zostanie Pan dostarczony do Altdorfu w celu przeprowadzenia sądu...- Powiedział to tak głośno żeby usłyszała go cała karczma- Nie radzę stawiać oporu.- Dodał patrząc na odrętwiałego Eskila i sam także położył dłoń na głowicy miecza....

Eskil zbladł.....Nie miał pojęcia, o co chodzi...


**************** ****************** ***************************




Katlin....

Mężczyzna, którego odnalazłaś poprzedniego przedstawił się wam jako Angarad.. Opowiedział jak to się stało, ze znalazł się w tym lesie cały przemoczony, poobijany i zakrwawiony... Opowiadał historię o ataku zwierzoczłeków oraz dziwnych stworzeniach, które zakwalifikował jako „nie umarłych”.. Reszty jak twierdził nie pamiętał... Potem odnaleźliście go wy.. Mężczyzna był całkiem przystojny.. Jednak zabrudzona i okrwawiona twarz nie pokazywała za wiele....

Dzień był ciepły lecz pochmurny.. Eskil prowadził, wiec nie miałaś za wiele do roboty.. Wręcz nudziło Ci się... Eskil posadził Angarad na koniu wiec nie mogłaś wypytywać go dokładniej o okoliczności walki z zwierzoludźmi.. Przyroda dookoła zachwycała Cię... Było przyjemnie... Dziękowałaś Panu, że pozwolił Ci się nią cieszyć i odnalazłaś tak wspaniałych ludzi, którzy otwarli Ci oczy na świat...

Co ty pleciesz Kobieto?? – Zapytałaś samą siebie – Wspaniałych ludzi?? Phi.. Bez nich tez dałabyś radę... Tylko Pan Ci wystarczał... On zawsze był przy Tobie... No właśnie.. Był... Te słowa przygniotły Cię jak ogromny głaz... Pan opuszczał Cię.. Wiedziałaś o tym... O ile już nie opuścił....
Twoje myśli przer

wał nagle Eskil.. Wskazał na ślady setek kopyt i dotknął palcem ust.. Usłyszałaś dziwne dźwięki dobiegające od waszego boku.. Staliście około dwudziestu metrów nad rzeką Reik.. A w dole tuż koło rzeki coś było... I na pewno nie były to miłe i przyjemne stworzonka... Eskil przyczaił się i sprawdził co to jest.. Twoja ciekawość także nie wytrzymała...
Po waszej prawej stronie płynęła rzeka Reik... Była około dwudziestu metrów w dół pod wami... Pod wami także było........Około setki mutantów i orków!!! Nie zauważyli waszego nadejścia, bowiem byli zbytnio zajęci jedzeniem oraz ograbianiem zwłok żołnierzy z Altdorfu. Zachowywali się głośno.. Krzyczeli na siebie i wyrywali łupy... Jednak nie walczyli między sobą... Nad wszystkim panował najwyraźniej jeden człowiek... Na środku czegoś co przypominało obóz stał wojownik.. Był wysoki i szeroki w barach... Na plecach wisiał mu czarny jak noc Bastard... Dookoła niego krzątali się inni wojownicy.


Las, w którym się znajdowaliście nigdy nie miał dobrej sławy i faktem było, że ludzie woleli się tutaj nie zapuszczać... Często ginęły tutaj karawany oraz znikali ludzie.. Jednak zapewne nikt nie podejrzewał wojsk chaosu w takich ilościach... Jeżeli będzie ich więcej to wasza przeprawa może okazać się cięższa niż myśleliście...

Eskil szybko zarządził powrót... Gdy tylko oddaliliście się od miejsca gdzie przebywali zwierzoludzie zwiadowca wytłumaczył wam bezpieczniejszą drogę. Był zdziwiony, ze mutancie zapuszczają się tak blisko większego miasta... Nikt z was nie mógł uwierzyć w zuchwalstwo stworów. Zwiadowca wytłumaczył wam, ze najlepiej będzie skierować się na nieduże miasteczko zwane Bundesmarkt, małej miejscowości, która na pewno była bezpieczniejsza od tego miejsca tutaj.. Potem przez Braunwurt po strzeżonych drogach prosto do Altdorfu.... Według niego to było najlepsze wyjście..

I tak nie mięliście innego wyjścia jak pójść za waszym przewodnikiem... Pod wieczór zauważyliście już drewniana palisadę Bundesmarkt. Katlin cieszyła się, że w końcu wyśpią się w czystych i miłych warunkach zjedzą coś lepszego niż Rybę Eskila... Katlin popatrzyła na ich „dowódcę”... Miał strapioną minę i coś go gryzło.. Jednak kobieta nie odważył zapytać się, o co dokładniej chodzi... Gotz pomógł zsiąść Angaradowi z konia.. Ty pomogłaś mu wejść go do karczmy....

Karczma pod Śmieszną Sową była dwupiętrowym drewnianym budynkiem... Na dole rudowłosy facet po czterdziestce rozdawał pyszne posiłki, natomiast na górze mieściły się pokoje gościnne.. Nicole i Eskil mogli pozostawić swoje konie w zamkniętej na noc i pilnowanej przez pewnego mężczyznę szopie stojącej koło Karczmy... Karczmarz przyjął wasze zamówienia i poszedł przygotowywać wam posiłki...

Katlin pijąc powoli kubek wina przyglądał się wszystkim obecnym w karczmie.. Szczególnie zwróciła uwagę na kobietę, która według Katlin przyglądała się im.. Katlin zastanawiała się nad sobą.. Co się dzieje z nią ostatnimi dniami?? Ma jakieś dziwne myśli... Sama nie wiem jak się zachować.. Stała się sentymentalna i polubiła tych ludzi.. To było dziwne.. Ale czułą się z tym lepiej.. Może, dlatego Pan ją opuścił?? Teraz to jednak nie było już ważne.. Jej Mistrz spadł na drugi plan... Katlin zastanawiała się, po co dalej wykonuje to zadanie?? Chyba jedynie z chęci pomocy Eskilowi i Nicole.. Może, dlatego iż nie miała nic lepszego do roboty a taka przygoda mogła być całkiem ciekawa??

Wtem ni stąd ni zowąd zauważyłaś jak dwóch mężczyzn wstaje i kieruje się w waszą stronę.. Podeszli do Esklia.. Przeczuwałaś kłopoty... Rzeka dotknęła Rapiera...

Mężczyźni, którzy podeszli do zwiadowcy okazali się strażnikami... Opuściłaś rękę z miecza.. Nie możesz zaatakować strażników... Może to jacyś znajomi Eskila?

Stanęli przed waszym stołem. Jeden z nich wysoki blondyn wyciągnął z poły płaszcza zwiniętą w rulon kartkę i popatrzył na Eskila...

- Czy Pana Godność to Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'? – Zapytał patrząc prosto w twarz Eskila, podczas gdy drugi położył rękę na mieczu... – Mniemam, iż tak...- Zrzucił List Gończy na stół....

Twoje oczy dostrzegły narysowaną podobiznę Eskila.. Na liście gończym napisano starannym pismem:

Miasto Altdorf wyznacza Cenę za żywego lub martwego: Götza Eskila Ketilson zwanego 'Úlfapokan'. Jest on odpowiedzialny za śmierć Kapłana Ulryka, śmierć szanowanego Zwiadowcy Borysa a także zamieszany w zabójstwo Generała Gustawa von Flitz...

-10,000!! Złotych Koron!!! Za tego człowieka??? Nie możliwe- Pomyślał- Przecież on nie jest mordercą.. Sama widziałaś jak tępił sługów chaosu!!! Jakiego kapłana on mógł zabić?? To wszystko było niemożliwe!!

Nie wiedziałaś, co powiedzieć... Byłaś zszokowana.. Jednak nie wierzyłaś w to co tam pisze....


- Eskilu Ketilson w imieniu kapitana straży w Altdorfie oraz władzy jaka została przyznana mi przez Imperatora Karla Franza, oraz na mocy ustanowionego Imperialnego prawa jest Pan aresztowany za jasno określone zarzuty wymienione na tym, że Liście Gończym i zostanie Pan dostarczony do Altdorfu w celu przeprowadzenia sądu...- Powiedział to tak głośno żeby usłyszała go cała karczma- Nie radzę stawiać oporu.- Dodał patrząc na odrętwiałego Eskila i sam także położył dłoń na głowicy miecza....

Widziałaś jak Eskil zbladł..... Jego mina była Ewidentna.. Nie mógł tego zrobić, on nie był taki.. Jednak pozory mogły mylić!!!! Nie wiedziałaś, co zrobić? Czy zaatakować strażników i bronić Eskila? Czy pozostawić sprawę taka, jaka jest??? Eskil jednak miał KAMIEŃ?!! Coś, na czym wam wszystkim zależało... Co robić? Znajdą kamień i odbiorą go... Nie mogłas na to pozwolić! Sytuacja była ciężka... Zaatakować strażników w karczmie oznaczało śmierć...

**************** ********************* ******************* *********

Nicole.....


Patrzyłaś na pobrudzoną i nie umytą twarz człowieka.. Nazywał się Angarad i z jego historii wynikało, iż miał podobne starcia do waszych... Brązowy płaszcz miał cały brudny i zakrwawiony... Mężczyzna Wczoraj wyglądał tragicznie.. Jednak dziś?? Mogłaś stwierdzić, ze jest całkiem przystojny.... Mówił powoli i spokojnie miłym głosem.. Opowiedział wam dokładnie o tym jak zaatakowali go zwierzoludzie.. Potem o ataku „nie umarłych”... Więcej nie pamiętał.. Dopiero jak został znaleziony przez was...

Obserwowałaś jak Angarad wlecze się koło was... Po chwili zaczął tracić siły i Eskil pomógł mu wsiąść na swojego konia... I tak jest lepiej z nim niż wczoraj- Pomyślałaś... Angarad zasnął cicho na koniu. Eskil prowadził z przodu zapatrzony w ziemie...Popatrzyłaś na Katlin, która znów miała huśtawkę nastrojów... Widać było, ze coś ja gryzie. Jednak nic nie mówiła.. Nicole nie należała do ludzi, którzy będą wpychać nos byle gdzie.. Jeżeli będzie chciała powiedzieć to sama z tym przyjdzie i się odezwie...


Okolica była tutaj całkiem ładna.. Zielone drzewa porastały wszystko dookoła.. Ptaki i motyle przelatywały koło was... Znajdowaliście się na skarpie.. A w dole pod wami płynęła rzeka Reik odbijająca od czasu do czasu promienie słońca, które rzadko wynurzały się zza chmur... Była tam mała plaża z kamyków i było tam jeszcze coś... Eskil dał wam znak abyście były cicho.. Podszedł do skarpy i zerknął w dół... Katlin nie wytrzymała i także popatrzyła w kierunku, z którego dobiegły was dziwne dźwięki... gdy tylko zobaczyłaś jak źrenice towarzyszy rozszerzają się sama musiałaś sprawdzić także o co chodzi....


Las, w którym się znajdowaliście nigdy nie miał dobrej sławy i faktem było, że ludzie woleli się tutaj nie zapuszczać... Często ginęły tutaj karawany oraz znikali ludzie.. Jednak nie spodziewałaś się widoku około setki mutantów i orków... Nie zauważyli waszego nadejścia, bowiem byli zbytnio zajęci jedzeniem oraz ograbianiem zwłok żołnierzy z Altdorfu. Zachowywali się głośno.. Krzyczeli na siebie i wyrywali łupy... Jednak nie walczyli między sobą... Nad wszystkim panował najwyraźniej jeden człowiek... Na środku czegoś, co przypominało obóz stał wojownik.. Był wysoki i szeroki w barach... Na plecach wisiał mu czarny jak noc Bastard... Dookoła niego krzątali się inni wojownicy. Eskil wycofał was szybko... Zawrócił konia z nieprzytomnym Angaradem i poprowadził w łąckiem inna stronę... Nie chciała ryzykować walki z tak spora grupą i Nicole zgadzała się z nim... Nie mieli by szans.. Eskil jak wytłumaczył kobietą na prędce, że pokierujecie się w bezpieczne miejsce.. Zwiadowca wytłumaczył wam,że: [I najlepiej będzie skierować się na nieduże miasteczko zwane Bundesmarkt, małej miejscowości, która na pewno była bezpieczniejsza od tego miejsca tutaj.. Potem przez Braunwurt po strzeżonych drogach prosto do Altdorfu.... [/i]



Wieczorem zbliżaliście się do bram miasta... Strażnik wpuścił was tuż przed zamknięciem... Miasteczko to nie było duże... Drewniany mur otaczał parę prostych chałup oraz kilka białych domków... W całym miasteczku była jednak jedyna karczma, mały targ był już zamknięty... Garnizon strażników dróg oraz strażników miasteczka mieszczący maksymalnie dwadzieścia osób mieścił się tuż koło domu burmistrza.

Nicole wraz z resztą swych towarzyszy skierowała się w jedyna słuszną stronę- Do karczmy.... Karczma pod Śmieszną Sową była dwupiętrowym drewnianym budynkiem... Na dole rudowłosy facet po czterdziestce rozdawał pyszne posiłki, natomiast na górze mieściły się pokoje gościnne.. Nicole i Eskil mogli pozostawić swoje konie w zamkniętej na noc i pilnowanej przez pewnego mężczyznę szopie stojącej koło Karczmy... Karczmarz przyjął wasze zamówienia i poszedł przygotowywać wam posiłki.


Katlin siedziała spokojnie i obserwowała wszystkich przebywających ludzi w karczmie.. Eskil wykonywał podobną czynność... Angarad leżał na stole i czekał na jedzenie... Nicole wyczuła panujące w drużynie napięcie.. Jak by wszyscy naraz przeczuwali kłopoty.. Dziwiła się, czemu tak wszyscy się boją? Są w mieście.. Bezpiecznym i wolnym od zwierzoczłeków... Mogą normalnie zjeść i wyspać się... Nicole nawet nie wiedziała jak bardzo mogła się mylić.. I jak wiele ten wieczór zmieni w jej życiu.....



Kłopoty przyszły nagle i niespodziewanie... Dwóch mężczyzn wstało i ruszyło w waszą stronę.. Podeszli do Esklia.. Katlin spięła się straszliwie a jej twarz skupiła się na stojącym koło niej mężczyźnie, który okazała się strażnikiem....Katlin zrobiła zdziwioną minę i odprężyła się trochę.. Natomiast Ty na odwrót.. Czego mogli chcieć strażnicy w takim małym mieście od podróżnych???

- Czy Pana Godność to Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'? – Zapytał wysoki blondyn patrząc prosto w twarz Eskila i trzymając w ręce kartkę papieru, podczas gdy drugi położył rękę na mieczu... – Mniemam, iż tak...- Zrzucił List Gończy na stół....

Na liście gończym widniała podobizna Eskila.. Oraz wielki napis 10,000 złotych Koron.. Ciekawiło Cię, za co oni poszukują tego człowieka.. Z góry założyłaś, że to jest jakieś kłamstwo.. Na liście gończym napisano starannym pismem:

Miasto Altdorf wyznacza Cenę za żywego lub martwego: Götza Eskila Ketilson zwanego 'Úlfapokan'. Jest on odpowiedzialny za śmierć Kapłana Ulryka, śmierć szanowanego Zwiadowcy Borysa a także zamieszany w zabójstwo Generała Gustawa von Flitz...

- „Zamieszany w zabójstwo Generała Gustawa von Flitz”...... „Zabójstwo... Flitz”....- te Słowa uderzyły Cię niczym rozgrzany pręt.. Jak to?? Gustaw zamordowany?? Nicole nie mogła zrozumieć, o co chodzi?? Jak to? Głowę zaprzątały setki pytań....

Popatrzyła na Eskila... Miała ochotę wbić mu Eskil gardło swój miecz.. Już miała złapać za rękojeść.. Gdy zdała sobie sprawę, że to nie możliwe... Przecież Ketilson wyruszył wcześniej z miasta.. A jak Ty wyruszałaś to Gustaw jeszcze żył... Jednak po ostatnich dniach byłaś gotowa uwierzyć we wszystko... Nawet w to, ze Eskil jest mordercą.....


- Eskilu Ketilson w imieniu kapitana straży w Altdorfie oraz władzy, jaka została przyznana mi przez Imperatora Karla Franza, oraz na mocy ustanowionego Imperialnego prawa jest Pan aresztowany za jasno określone zarzuty wymienione na tym, że Liście Gończym i zostanie Pan dostarczony do Altdorfu w celu przeprowadzenia sądu...- Powiedział to tak głośno żeby usłyszała go cała karczma- Nie radzę stawiać oporu.- Dodał patrząc na odrętwiałego Eskila i sam także położył dłoń na głowicy miecza....

Katlin nie wiedział, co robić... Ty też.. Jednak chciałaś wiedzieć, co się stało z Gustawem.. I kto tak naprawdę go zabił.. A Ketilson mógł coś wiedzieć....

************* ********************* ******************* ******************

Angarad

Nie bardzo wiedziałeś, co się stało.. Znaleźli Cię jacyś dziwni ludzie.. Dwie Kobiety. Nicole oraz Katlin.. Miałeś szczęście, ze znalazły cię w lesie dwie tak piękne kobiety.. Lecz był jeszcze facet o bardzo długim nazwisku, imieniu czy jak to tam nazwać?? W każdym bądź razie kazał na siebie mówić Gotz Albo Eskil.. Ponieważ ta trójka uratowała Ci życie byłeś im bardzo wdzięczny.

Na drugi dzień poczułeś się lepiej.. Kolacja urządzana przez Eskila dobrze się przyjęła i wzmocniła ciało.. Pyzatym pierwszy raz od paru dni ogrzałeś się porządnie... Było Ci znacznie lepiej.. Jednak do pełni sił jeszcze sporo brakowało.. Opowiedziałeś nowym towarzyszą o swej przygodzie i walce z mutantami.. Późniejszej walce miedzy nimi a „nie umarłymi”.. Wszyscy słuchali Cię z zainteresowaniem... Jednak musiałeś przerwać swoją historie.. Cała drogę szedłeś mimo przeciwwskazań Nicole i Katlin.. Teraz jednak okazało się ze dziewczyny miały rację i musiałeś odpocząć... Eskil pomógł wejść Ci na jego konia...

Jeszcze chwilę patrzyłeś na świat dookoła Ciebie.. Potem wszystko rozmyło się w dźwiękach kopyt oraz śpiewu ptaków...

Obudziłeś się wieczorem... Eskil szturchnął Cię lekko i poprosiło zejście z konia.. Katlin złapał Cię pod Ramię pomogła wejść do jakiegoś budynku, który okazał się karczmą... Byłeś głodny. Usiadłeś przy stole... Po chwili zjawili się pozostali towarzysze... Zamówiliście jedzenie.. W oczekiwaniu na posiłek oparłeś głowę o stół... Przysypiałeś... Katlin szturchnęła Cię lekko gdy karczmarz przyniósł posiłek..

Po kolacji marzyłeś o śnie... Miałeś już zapytać któregoś z towarzyszy czy pomoże Ci dojść do pokoju, gdy usłyszałeś czyjś głos.. Wiedziałeś, ze jak na razie o śnie możesz zapomnieć....

- Czy Pana Godność to Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'? – Zapytał czyjś głos stojący niedaleko Ciebie.. Podniosłeś głowę... Dwóch strażników miejskich stało nad wami...– Mniemam, iż tak...- Rzekł właściciel głosu, który przemawiał przed chwilą i Zrzucił List Gończy na stół....

Nie miałeś siły czytać, o co chodzi z listu.. Jednak po minach i zachowaniu trójki „przyjaciół” spostrzegłeś, ze na pewno nie jest wesoło...

- Eskilu Ketilson w imieniu kapitana straży w Altdorfie oraz władzy, jaka została przyznana mi przez Imperatora Karla Franza, oraz na mocy ustanowionego Imperialnego prawa jest Pan aresztowany za jasno określone zarzuty wymienione na tym, że Liście Gończym i zostanie Pan dostarczony do Altdorfu w celu przeprowadzenia sądu...- Powiedział strażnik to tak głośno żeby usłyszała go cała karczma- Nie radzę stawiać oporu.- Dodał po chwili.


No to grubo- pomyślał Angarad... Mimo iż nie znał powodu zatrzymania Esklia wiedział, po której stronie stanąć.. Nie nawidział strażników... A Eskil z reszta uratowali mu życie.. Mimo iż nie miał sił był gotów walczyć... Przynajmniej, przewrócic się ze stołka na wroga.... O ile to coś by dało...
 
__________________
Śmierć uśmiecha się do każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to uśmiechnąć się do niej...

Ostatnio edytowane przez Lord Artemis : 26-03-2008 o 15:56.
Lord Artemis jest offline  
Stary 26-03-2008, 19:33   #54
 
Scarlet's Avatar
 
Reputacja: 1 Scarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemu
Pojawienie sie nowego towarzysza o miłej aparycji zaciekawiło Nicole. Przedstwiając sie wyłącznie z imienia uśmiechnęła się do niego szczerze. Przez chwilę przyglądała się mężczyźnie w czasie, gdy on sama opowiadał o wydarzeniach, które go spotkały. Nicole odwzajemniła uśmiechem poczęstunek Eskila i chętnie skosztowała owocowego trunku.

- Dziękuję Eskil- uśmiechnęła się delikatnie- Chętnię skosztuję tego wybornego trunku, tym bardziej, że ty częstujesz...Nie miałam, okazji więc teraz chciałabym Cię przeprosić- nieśmiałym tonem wypowiadała kobieta[i]- Wiem, że nazwisko to żecz ważna, dlatego mam nadzieję, że nie żywisz urazy. Postaram się wypowiadać je tak, jak powinno się to czynić.[/I}

************************************************** ********

Podróż mijała spokojnie. Od czasu do czasu, krótka pogawędka zawrzała wsród towarzyszy. Szczególne zainteresowanie obiło się o nowego podróżnika-Angarada. Nicole wypytywała o cel jego podróży, a przede wszystkim o fakt pobytu w lesie w samotności.

Kobieta wiedziała, że wiele niebezpieczeństw czycha w lesie i okolicach, jednach fakt wpadnięcia na obóz chaotyków zdziwił ją bardzo. I ten wojownik...Dowódca...Dreszcz przeszył ciało kobiety. Przez chwilę pomyslałoa, że nie chciałabym spotkać go na swojej drodze...

Czego oni szukają w tych rejonach? Szykują się do ataku??? Ale na co? Na kogo?

Eskil postanowił obrać inna drogę, a Nicole uważała to za bardzo dobre rozwiązanie. Każda droga jest dobra, byleby zdala od chaotyków. Gdyby tylko było ich mniej...
Nicole czuła niepokój...W głębi serca obawiała się, że droga ktorej nadłożą, uniemożliwi dotarcie ich na czas. Flitz jej potrzebuje... Z każdą chwilą coraz bardziej...

W końcu ukazała się brama miasta. W samą porę, gdyz zapasy żywności zubożały do kromki chleba na cały dzień. Myśl o odpoczynku pod dachem gospody i ciepła kąpiel nieznacznie ukoiły obawy kobiety.

"Śmieszna Sowa" ugościła ich w swych skromnych progach. Wierchowiec odporwadzony do stajni pożywial sie przed dalszą wyprawą. Nicole zajęła stolik razem z towarzyszami. Zamówiła ciepły płosiłek. Siedząc przy stole odczuwała jakieś dziwne napięcie. Zarowno Katlin, która ostatnimi czasy wydawała się jakby nieskończenie zamyślona, jak i Eskil byli jacyś niespokojni.

Gospoda jak gospoda. Zawsze można oberwać...

Po chwili w ich kierunku zmierzali dwaj strażnicy. Nicole zdziwiła się, kiedy zatrzymali się tuż przed nimi.
Czego mogą od nich chcieć strażnicy???

- Czy Pana Godność to Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'? – Zapytał wysoki blondyn patrząc prosto w twarz Eskila i trzymając w ręce kartkę papieru, podczas gdy drugi położył rękę na mieczu... – Mniemam, iż tak...- Zrzucił List Gończy na stół....

Nicole popatrzyła na strażnika, a potem na Eskila.

Hm... Czego oni chcą od niego??? Dziwne...

Na liście gończym widniała podobizna Eskila.. Oraz wielki napis 10,000 złotych Koron...

Miasto Altdorf wyznacza Cenę za żywego lub martwego: Götza Eskila Ketilson zwanego 'Úlfapokan'. Jest on odpowiedzialny za śmierć Kapłana Ulryka, śmierć szanowanego Zwiadowcy Borysa a także zamieszany w zabójstwo Generała Gustawa von Flitz...

Co...???Nie rozumiem...Flitz nie żyje??? Nie...żyje...- Nicole popatrzyła na Gotza z niedowieżaniem. Jej ciało drżało a z oczu poczęły płynąć łzy.

- Jak to nie żyje!. To nie możliwe! - kobieta wybuchła płaczliwym krzykiem w stronę strażników. Po chwili jednak jej wzrok utkwił na Eskilu.
Patrzyła na niego z niedowieżaniem, jej dłoń mimowolnie powędrowała na rękojeść rapiera. Czuła, żę traci grunt pod nogami...

Jak to możliwe...Przecież widziałam się z kapłanem i z generałem...I to po tym jak Eskil wyruszył... Jak mogł to zrobić...Jak???


Nicole zacisnęła pięści i oparta o stół wpatrywała się w jego blat. Kropla za kroplą łzy spadały rozbijając się o jego powierzchnię. Drżała...
 
__________________
Didn't you read the tale Where happily ever after was to kiss a frog? Don't you know this tale In which all I ever wanted I'll never have For who could ever learn to love a beast?
Scarlet jest offline  
Stary 28-03-2008, 10:19   #55
 
Kraven's Avatar
 
Reputacja: 1 Kraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwu
Angarad obudził się następnego ranka, był obolały i bardzo wycieńczony, nie umiał powiedzieć jak się znalazł w tym miejscu… Do o koła krzątała się trójka osobliwych ludzi… Mężczyzna podszedł pod wojownik i podał mu miskę z jakąś zupą, czy inną potrawką… Nic nie powiedział, w zasadzie był mało mówny i tylko przyglądał się łowcy, widać było że jest podejrzliwy co do człowieka znalezionego wczoraj w lesie. Mężczyzna zjadł śniadanie, pierwszy porządny posiłek od wielu dni…

Nowo poznani towarzysze wypytywali go, jak znalazł się tam w lesie, co mu się przytrafiło, skąd pochodzi i kim jest. Gotz zadawał konkretne pytania i słuchał uważnie wypowiedzi mężczyzny… Angarad przedstawił się, opowiedział jak im całą historie z ostatnich dni, pomijając niektóre szczegóły. Powiedział im że podążał śladami za pewnym człowiekiem, niejakim zakonnikiem Ulryka, jego pracodawca chciał pewną rzecz, którą ten skradł. Nie wyjawił im ze chodzi o pewien kamień, nie wiedział im czy może ufać. Ślady doprowadziły go najpierw nad jezioro, gdzie znalazł martwe ciała Chowańców chaosu, a potem dalej na pój noc… W końcu opowiedział jak trafił na grupkę tych bestii i rozpoczął z nimi potyczkę, która zmieniła się w walkę o własne życie… Potem jak wpadł na żywe trupy, które rzuciły się na istoty chaosu i nie pamięta co było dalej… Gotz opowiedział mu jak go znaleźli w lesie na wpół żywego… Angarad próbował poskładać wszystkie fakty w jedną spójna kupę, raczej nie mówił za wiele, nie ufał im tak samo jak oni jemu… Wasze czyny odkryją waszą dusze, na razie będę słuchać i przyglądać się waszym poczynaniom…

Pierwsze pół dnia Angarad szedł, a raczej wlókł się za grupą upierając się, że nic mu już nie jest i da radę iść sam… Co skończyło się zasłabnięciem i resztę drogi spędził na koniu Gotz’a. Przez chwilę jeszcze patrzył na postacie do o koła, a potem świat rozpłynął się z dźwiękiem kopyt i śpiewu ptaków. Lekkie szturchnięcie przywróciło go do świata rzeczywistego, był wieczór, zajechali do jakiegoś miasta, wsi czy jak nazwać to zadupie, ludzie przeglądali im się podejrzliwie, czuć było że, coś wisi w powietrzu…

Gotz, pomógł Angaradowi zejść z konia, bo sam jeden nie miał sił, ledwie trzymał się na nogach. Katlin podeszła do niego i złapała go pod ramię, razem weszli do karczmy. Mężczyzna czuł się jakoś dziwnie, wiele razy szedł w ten sposób, z wieloma kobietami, no może nie aż tak, bo nigdy w takim stanie, jednak nigdy nie odczuwał takiego uczucia. Nie potrafił je nazwać, było czymś nowym, czymś co dopiero pierwszy raz doświadczał… To nowe uczucie, nie dawało mu spokoju, sprawiało że skupiał się tylko na niej, cokolwiek było w tej kobiecie, to przyciągało go do jej osoby…

Razem z nowymi towarzyszami zajęli jeden z wolnych stolików, w kącie sali, łowca podparł głowę na stole i zaczął przysypiać. Był zmęczony nie miał sił na nic, marzył o ciepłym posłaniu. Dziewczyna szturchała go lekko gdy karczmarz przyniósł strawę. To powinno postawić mnie na nogi, czuje się jak piąte koło u wozu… Wojownik zjadł z apetytem posiłek w ciszy, co jakiś czas zerkając na towarzyszy, częściej jednak na Katlin. Zaczął robić się senny… Nie wiem, czy zdołam sam wygramolić się na górę, może ktoś z trójki pomoże mi dostać się do pokoju, warto zapytać… Gdy miał już zwrócić się z prośbą do towarzyszy, do ich stolika podeszło dwóch mężczyzn…

- Czy Pana Godność to Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'? Rzekł jeden z strażników, nastał cisza w karczmie… - Mniemam, iż tak...- i rzucił jakiś kawałek papieru na stół....

Wojownik nie miał siły czytać, na papierze widniała podobizna Gotza i pokaźna sumka 10,000, reszta go nie interesowała. Popatrzył po trójce towarzyszy, coś było nie tak, na ich minach widniało zdziwienie zamiast strach…

- Eskilu Ketilson w imieniu kapitana straży w Altdorfie oraz władzy, jaka została przyznana mi przez Imperatora Karla Franza, oraz na mocy ustanowionego Imperialnego prawa jest Pan aresztowany za jasno określone zarzuty wymienione na tym, że Liście Gończym i zostanie Pan dostarczony do Altdorfu w celu przeprowadzenia sądu...- Powiedział strażnik to tak głośno żeby usłyszała go cała karczma- Nie radzę stawiać oporu.- Dodał po chwili.

…Kim są naprawdę moi towarzysze, za głowę Gotz’a wyznaczyli pokaźną sumkę, jest mordercą!?… A może to oszustwo, nie wydaje się być przestępcą… W sumie oni uratowali moje życie, gdyby nie Gotz już dawno bym nie żył, przygarnęli nie wiedząc, nawet kim jestem… Czyżbym znów wpakował się w jakieś gówno… Angarad zastanawiał się nad dalszym postępowaniem, wszystko wskazywało że Gotz był przestępcą, jednak miał dylemat, nie lubił straży, a do tego, zawdzięcza życie owej trójce… Niestety mam dług do spłacenia i Gotz nigdzie nie idzie…
 
__________________
Wolałbym żyć życiem krótkim, ale w chwale, niż długim, ale w zapomnieniu... bo ulubieńcy bogów umierają młodo, lecz później, żyją wiecznie w ich towarzystwie...
Kraven jest offline  
Stary 28-03-2008, 11:33   #56
 
Vivan's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetny
Katlin budziła się rano kiedy dzień zapowiadał się dość nieciekawie. Choć było ciepło jasno błękitnie niebo zakrywały pochmurne, ciemne chmury, które zwiastowały nadejście deszczu. Katlin jednak nie zwracała na to większej uwagi i przysłuchiwała się opowieści znalezionego wieczorem mężczyzny, który miał na imię Angarad. Opowiedział on o spotkanych na swej drodze munatnach i „nie umarłych ludziach”. Mówił tylko, że więcej nie pamięta.

Kolejny podróżnik. I to zaraz po śmierci Nessy. Hmm.. No cóż, dla mnie i tak nie ma różnicy czy wędruje nas trójka czy czwórka. Jak na razie nie zagraża nikomu z nas. Gdyby nawet chciał, wystarczy jedno uderzenie z otwartej i chłopak leży… Jest tak wycieńczony i osłabiony.

Eskil ruszył w dalszą drogę do Aldorfu. Katlin szła za nim. Nie miała już okazji wypytywać „nowego” o cokolwiek co Eskil patrząc na wycieńczonego Angarad posadził go na koniu. Szła więc za nimi, przyglądając się otaczającej ich przyrodzie i widokach. Katlin była pod wrażeniem, że przyroda potrafiła stworzyć coś tak pięknego. Zachwycała się każdym najmniejszym szczegółem. Nic jednak nie mówiła. Zaczęła dziękować Bogu za to, że pozwolił jej podziwiać to wszystko, za podróż i spotkanie z ludźmi przyjaznymi, dzięki którym zauważyła cuda natury i otaczającego ją świata.

Wtedy jednak pomyślała: Zaraz… Co ty pleciesz Kobieto?? Wspaniałych ludzi?? Phi.. Bez nich tez dałabym radę... Tylko Pan mi wystarcza... On zawsze był przy mnie… Już od dziecka. Ale…. Był. Czy nadal jest? Tego nie wiem, jednak na pewno wiem, że się oddala! Już nie kocha mnie tak mocno jak kiedyś.

Przy tych myślach nastrój Katlin się zmieniał. Ze szczęśliwej, zapatrzonej w piękno otaczające kobietę, stałą się przygnębiona i zamyślona.
Myśli jej przerwał jednak Eskil. Nagle się zatrzymał i palcem pokazał na ziemię. Były tam ślady dziesiątek… baaa.. setek śladów kopyt, które na pewno nie należały do kopyt koni. Eskil dotknął palcem ust. Wtedy Katlin usłyszała jakieś dźwięki z okolic rzeki Reik, dźwięki nie przypominały miłych i potulnych zwierząt. Wręcz przeciwnie. Nagle Eskil po cichutku podszedł pod brzeg skarpy zaglądają w dół. Chciał sprawdzić co dzieje się na dole i do kogo należą owe głosy. Katlin nie wytrzymała. Wiedziała, że Eskil jej nie lubił a już na pewno nie ufał, ale miała to teraz w nosie. Sama szybko, cicho i zwinnie jak kot podeszła do Eskil. Widok jaki zobaczyła przeraził ją. Nie wiedziała nawet co myśleć. Zobaczyła bowiem około setkę mutantów i orków!!! Pomiędzy nimi leżały martwe ciała żołnierzy Aldorfu!! Na środku ich miejsca postoju stał najwyższy, najpotężniejszy wojownik. Był bardzo szeroki w barach a na plecach miał potężny czarny bastard..

Katlin spojrzała na Eskila i Nicole, która właśnie podeszła, również zaciekawiona tym co dzieje się na dole. Popatrzyła szybko w stronę śpiącego na koniu Angarada. Dalej spał nie wiedząc co dzieje się dookoła.

Ten to ma szczęście, że dalej smacznie śpi i nie wie co się dzieje w Bożym świecie – pomyślała, po czym spojrzała znów na potwory - Jedno jednak jest pewne, z nimi sobie nie poradzimy. Jest ich znacznie za dużo. Jednak co oni robią tak blisko miasta. Fakt… las ten nie słynie z opowieści o dobrych malinach, ale o złu które się tu czai a czasem nawet nie pozwala wrócić ludziom do domu. Ale niemożliwe, że jest ich tu tyle na co dzień. Gdyby tak było nie zaszli byśmy tak głęboko nie zauważając ich. Coś ich tu misi sprowadzać! Mam tylko nadzieję, że nie ten kamyk bo będziemy mieli kłopoty. Jednak wydaje mi się, że najprawdopodobniej jest to właśnie ten kamyk!!

Wtedy Eskil machnął ręką i wszyscy ruszyli w drogę powrotną. Po znacznym odejściu od „strefy zagrożenia” zwiadowca wskazał im drogę bezpieczniejszą przez miasteczko Bundesmarkt.

Czy bezpieczniejsze to się okaże, ta droga też miała być spokojna – pomyślała Katlin.

Jednak innego wyjścia nie było więc wszyscy podążyli we wskazane miejsce. Reszta dnia upłynęła właśnie na tej podróży. Kiedy zaczynał robić się zmrok, Katlin ujrzała bramy miasteczka. Udało się do niego wejść tuż przed zamknięciem bramy. Katlin była w jakimś stopniu zadowolona, że wreszcie zjedzą porządny posiłek i się wyśpią. Jednak po wejściu do miasta spojrzałaś na twarz Eskila, który wydawał się strapiony i nie swojo się czuł według Katlin. Pomógł on zejść z konia Angaradowi a Katlin pomogła mu wejść do Karczmy o śmiesznej nawie pod „Śmieszną sową”. Karczma śmierdziała winem i fajkami. Smród w zasadzie nie różnił się od innych karczm w jakich bywała Katlin. Dół budynku służył jako bar, znajdowało się tam kilka stolików i lada za którą stał karczmarz. U góry znajdowały się pokoje, których Katlin nie widziała. Po chwili złożyli zamówienia i usiedli przy wolnym stoliku. Kiedy kelner przyniósł dania Katlin przyglądała się ludziom w karczmie. Zwróciła szczególną uwagę na siedzącą po środku Karczmy Kobietę. Miała Długie czarne włosy, które przysłaniały jej twarz. Katlin nie przejęła się tym bardzo i zaczęła rozmyślać o sobie, zastanawiając się co się z nią dzieje ostatnimi dniami.

Coraz większą uwagę poświęcam ludziom, którzy mi towarzyszom. Czemu jestem tak sentymentalna… co wywołuje u mnie takie uczucia? Może to fakt, że mój Pan mnie opuścił, lub znacznie oddalił się ode mnie? Ale skoro jestem już sama, po co kończyć to zadanie? Skoro Mistrz mnie już nie chce? Chyba, że dlatego, żeby pomóc Eskilowi i Nicole? Jeszcze ten cały Angarad. Nie chce zbyt opuszczać tych ludzi. Poza tym co ja teraz sama pocznę? Gdzie się podać. Podoba mi się ta przygoda tak w ogóle… Myśli Katlin przerwało nieoczekiwane zdarzenie. Do stolika zbliżyło się dwóch mężczyzn.

Oho.. Kłopoty
– pomyślała Katlin i chwyciła Rapier do ręki.

Mężczyźni podeszli do Eskila. Byli ubrani w szaty strażników. I jak się okazało nimi byli. Katlin myślała, z początku że to znajomi Gotza. Jednak było zupełnie inaczej…
Jeden z mężczyzn, dobrze zbudowany, o jasnych włosach. Sięgnął ręką do pałasza i wyciągnął zwinięty rulon, po czym zapytał Eskila o jego godność. Wtedy zaczęły się kłopoty.


- Czy Pana Godność to Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'?
Rzekł jeden z strażników, nastał cisza w karczmie… - Mniemam, iż tak...- i rzucił jakiś kawałek papieru na stół....

Katlin spojrzała na papier! To był list gończy, z wizerunkiem Eskila! Przeczytała go szybko i zaczęła rozmyślać.

Ale zaraz.. coś tu się nie zgadza. Czy oby nad jeziorem kiedy wszyscy spotkaliśmy się po raz pierwszy, Nicole nie wspominała o jakimś Flitzie? Przecież śledziłam go! Nicole wyruszyła później i mówiła, że kamień jest potrzebny, aby go wyleczyć! Czyli żył!


Rozmyślania Katlin rozwiała sama Nicole, która na widok listu gończego i zamieszczonej w nim treści, rozpłakała się, wybuchowym i piskliwym jak to w płaczu głosem zadała strażnikowi pytanie „jak to nie żyje?!”

No to pięknie
- pomyślała Katlin - Gdy teraz zaczniemy walke mamy marne szanse! Poza tym cała karczma słyszała, że jest aresztowany i zapewne każdy widział list gończy i nawet jeśli się uda każdy będzie próbował zdobyć tak wielką Kasę!!

Katlin nie wiedziała co ma robić. Popatrzyła na twarz towarzysza po przeczytaniu listu i była niemal pewna, że Eskil tego nie zrobił. W głowie jednak miała lekkie niedomówienie:
A jeśli Eskil zrobił to kiedy wyjechał od razu z Aldorfu?! Wtedy zgubiłam go na prawie cały dzień! On miał konia! Ale chyba wracał by tą samą drogą… nie.. to mógł być on!

W tym momencie w głowie Katlin pojawił się pewien plan.
Jeśli wyprowadzą go z karczmy, łatwiej będzie go odbić z powrotem. Ale co na to reszta. Trzeba pamiętać że Eskil ma kamień i nie można go stracić! Jednak na razie czekam na reakcję innych. Jeśli ktoś zacznie bójkę tu, trzeba tu być i pomóc.
 
__________________
Bogowie wiedzą, że śmierć jest nieszczęściem. Inaczej chętnie umieraliby sami.
Vivan jest offline  
Stary 03-04-2008, 21:58   #57
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Götz Eskil Ketilson Úlfapokan

Droga do cywilizacji po burzliwych przeżyciach w dzikich ostępach, zdawała się nie mieć końca. Eskil nie był zadowolony z towarzystwa tak licznej grupki przybłędów. W dodatku ta cała robota, którą dostał nie wyglądała na bezpieczną. W powietrzu wiszą jakieś problemy. Czuł to.
W końcu zjawili się w miasteczku. Na początku sądził, że to dobry pomysł, jednak niebawem miał się przekonać w jak wielkie gówno wdepnął. Mieścina napawała go jakims dziwnym niepokojem. Strażnicy przy bramie dziwnie się przyglądali. W końcu wszyscy staneli przed dużą karczmą o nazwie "Śmieszna Sowa". Eskil zamówił sobie miche gulaszu, kilka pajd chleba ze smalcem i ogórkiem i dzban piwa. Kazał wszystkim usiąść przy stoliku obok okna. Rudy karczmarz przyniósł strawę...i zaczęło się. Spodziewał się kłopotów ze strony dwóch mężczyzn, siedzących nieco dalej w izbie. Wstali i podeszli. Jak tylko zauważył, że są strażnikami odsapnął spokojnie. Zaraz wytłumaczy im kilka spraw i może dostaną nawet eskortę do Altdorfu. Eskil podniósł głowę nieco wyżej i zaniepokoił się, gdy zobaczył ich wyraz twarzy. Nagle blond osiłek odezwał się.

-Czy Pana Godność to Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'? – Zapytał patrząc prosto w twarz Eskila, podczas gdy drugi położył rękę na mieczu... – Mniemam, iż tak...- Zrzucił List Gończy na stół....

Nim Eskil się odezwał rzucili list z wyrysowaną podobizną na stół. Nagle połowa izby zainteresowała się sytuacją. Sądząc po kwocie, która zajmowała sporo miejsca na kartce, musieli ustalić wysoką cenę za jego głowę. Tylko fjandinn za co?!

-Eskilu Ketilson w imieniu kapitana straży w Altdorfie oraz władzy, jaka została przyznana mi przez Imperatora Karla Franza, oraz na mocy ustanowionego Imperialnego prawa jest Pan aresztowany za jasno określone zarzuty wymienione na tym, że Liście Gończym i zostanie Pan dostarczony do Altdorfu w celu przeprowadzenia sądu...
- Powiedział to tak głośno żeby usłyszała go cała karczma- Nie radzę stawiać oporu.- Dodał patrząc na odrętwiałego Eskila i sam także położył dłoń na głowicy miecza....


Sytuacja była kurewso beznadziejna. Eskil spojrzał po wszystkich i na gwałtowną reakcję Nicole, która krzyczała coś o czyjejś śmierci. Cała ta sprawa śmierdziała jak gówno trola. Szybka ocena sytuacji i wzrok w kierunku Angarada. Eskil wstając, złapał za krawędź stołu i wywalił go wprost na przeciwników. Złapał za dzban i rozwalił na głowie pierwszego strażnika, wyjmując zaraz po tym miecz z jego pasa. Drugi strażnik podnióśł się dosyć szybko. Eskil wskoczył na stół i ściął wiszący świecznik, który wpadł wprost w łeb straznika, powalając go na ziemię. Szybko doszedł do wniosku, że tłumaczenia są bez sensu. Podbiegł do swoich rzeczy i wyciągnął swoje ostrze, odrzucając na bok tandetny miecz strażnika. Spojrzał na resztę towarzyszy.

-Nie wiem co się dzieje i nic złego nie zrobiłem. Sam byłem kiedyś w wojsku. Nie mam czasu na wytłumaczenia. Zaraz rzuci się na mnie pół wsi. Jesteście ze mną? Czy przeciw mnie?
 
DrHyde jest offline  
Stary 07-04-2008, 16:22   #58
 
Vivan's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetny
Ja jestem z Tobą rzuciła Katlin, gdy w ręce miała już rapier gotowy do walki.
Nie patrząc na resztę towarzyszy podbiegła do wstającego przy stoliku obok mężczyzny, szybkim ruchem przecięła mu plecy, gdyż chybiła jednak mężczyzna krzyknął z bólu uginając kolana. Wtedy dziewczyna mocnym uderzeniem nogi kopnęła go w twarz i wbiła rapier głęboko w serce.
Kurwa, wyszłam z wprawy, żeby tak chybić i jedynie przeciąć plecy- pomyślała zdziwiona.
Jednak szybko wróciła do rzeczywistości, gdzie wala toczyła się dalej. Szybkimi ruchami rapiera, Katlin starała się przedostać na drugą stronę karczmy.
Gdyby tylko wyjść z tego pomieszczenia i uciec gdzieś dalej. Ale gdzie jest reszta! Angarad sam nie jest w stanie walczyć. Nadzieja jedynie w Nicole, że zechce mu pomóc po wszystkim co usłyszała. - pomyślała Katlin.
Po czym rzuciła sie w wir walki, w karczmie pełnej wrogów....
 
__________________
Bogowie wiedzą, że śmierć jest nieszczęściem. Inaczej chętnie umieraliby sami.
Vivan jest offline  
Stary 08-04-2008, 14:31   #59
 
Lord Artemis's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumny
Laura siedziała w karczmie.. Wypiła łyk wina i przyglądała się wszystkim zgromadzonym.. Najbardziej jednak zainteresowała ja obecność dziwnej czwórki wojowników... Po chwili dopiero zdała sobie sprawę, kim oni są.. W śród całej czwórki znała dwie osoby.. Nicole Totenhoffer, popularną w tych rejonach osobę... I Gota Eskila- Człowieka z Listu gończego widocznego w całym Altdorfie... Laura wiedziała, jaką misję mają Ci ludzie.. Ich właśnie, poszukiwała.. Jednak z kobiet patrzyła się na nią... Laura nie wiedział, co robić... Musiała przekazać im prawdę o kamieniu i o zamieszaniu w zakonach, prawdę, którą znała.. Musiała im pomóc. Już miała wstać, gdy do Eskila podeszło dwóch mężczyzn... Wtedy się zaczęło... Laura nienawidziła zabijania i śmierci... Jednak patrzyła czy jej "wybrańcy" dadzą sobie radę... Nie mogła wstać i złapać za miecz, żeby im pomóc.. Jej PAni i ślubowania zabraniały jej tego... Jednak mogła podarować im przysługę, jakoś pomóc... Skupiła cała swoją Magię i Energię.. Leżący mężczyzna na pewno poczuł się lepiej.....

*************************** **************** *************** ***************
Razziliar patrzył na wojowników... Widział jak Katlin poruszała się... Mógłby zabić ją w tej chwili, wystarczyło rzucić nożem.. Jednak było w tym wszystkim coś dziwnego... Kapłan mówił, że Pan ją opuścił... A po walce i nerwach, jakie zagościły w kobiecie Raziiliar nie mógł tego powiedzieć...

- Poobserwuję cię jeszcze...- Mruknął pod nosem.

Czyżby kapłan się mylił?? A może chodzi o klejnot?? – Raziiliar nie wiedział, co dokładnie było przyczyna tego wszystkiego, ale wątpił w zdradę Katlin... Tym razem wolał być pewny...

******* ************** ************** ****************** ******************* ******

NICOLE

Myśli kumulowały się w głowie... Kobieta nie wiedziała, co robić. Eskil był Ulrykaninem.. Nie mógł być mordercą... Chociaż?? Skoro Erb zrobił to, co zrobił?? Ten kamień jest cenniejszy niż się wydaje.. Ludzie są zdolni posunąć się do wszystkiego.. Ale srać kamień... Flitz... Nie żyje!!!

Nicole nie widziała jednak ciała... Może to jakiś głupi kawał?? Nie możliwe... To wszystko nie miało być tak... Nicole zdała sobie sprawę w tym momencie jak bardzo zawiodła Fliza... Samą siebie... A najbardziej... Najbardziej Ojca.. Ta myśl ukłuła ją straszliwie... Zaczęła oddychać, coraz szybciej.

Myśli przepływały przez jej głowę... Nicole myślała tak gorączkowo jak chyba jeszcze nigdy... Jeżeli Eskil zabił Flitza to zapłaci za swój czyn... Jeżeli nie to, kto i dlaczego chce go w to wszystko wrobić?? Czyżby chodziło o kamień??? Ale jedno tutaj nie gra...

Kapłan w Altdorfie mówił, że Erb zabił Ulrykanina i zbiegł z kamieniem... Na Liście Gończym pisze, że Eskil za to odpowiada, za śmierć kapłana??? Wszystko tutaj śmierdzi...

Nicole podniosła głowę w tym samym momencie, gdy stół wyleciał jej spod łokci... Eskil pchnął go z całej siły na strażników... Gdy oparcie uciekło nagle spod rąk Nicole straciła równowagę i przewróciła się na ziemie tuż koło nieprzytomnego Angarada..

Nad głową usłyszałaś trzask pękającego szkła i jęknięcie człowieka. Po chwili metaliczny dźwięk wyciąganego miecza, jakieś tupnięcia i kolejne jęki... Po chwili przez harmider przebił się głos Eskila. Nicole popatrzyła na niego. Twarz miał poważną a w jego oczach nie widać było kłamstwa, czaiła się w nich za to złość, smutek i zdziwienie...

-Nie wiem co się dzieje i nic złego nie zrobiłem. Sam byłem kiedyś w wojsku. Nie mam czasu na wytłumaczenia. Zaraz rzuci się na mnie pół wsi. Jesteście ze mną? Czy przeciw mnie?- Odezwał się patrząc na towarzyszy w tym samym momencie, gdy Katlin ze swym Rapierem krzycząc coś przecięła jakiegoś mężczyznę, który po chwili padł na ziemie w kałuży krwi. Nicole wiedziała jedno... Przybyła tutaj z Eskilem i resztą towarzyszy... Wszyscy to widzieli.. i Zapewne większa część karczmy kojarzy kim ona jest... A ponieważ przebywała z nimi zapewne też ja oskarżą o pomoc tym ludziom... Popatrzyła na wstającego powoli Angarada... To było wyjątkowe dziwne... Jeszcze parę minut temu ledwo sam stał na nogach... A teraz?? Jego nóż rozciął szyje jakiegoś człowieka... To było wyjątkowo dziwne....

Flitz.. Pomóż mi wybrać właściwą drogę.... - Pomyślała i spróbowała przywołać obraz Generała...

Drzwi do karczmy otworzyły się i do środka wpadło czterech zakutych w zbroje strażników...


ANGARAD

-Przestępca czy nie, pomógł mi....- Pomyślał Angarad. – W sumie ja też nie zawsze żyłem w zgodzie z prawem...

Wszystko było by w porządku gdyby nie to, że tak źle się czuł... Był wykończony.. Nie miał siły na walkę... Po chwili, gdy stół umknął mu spod ciała uderzył o ziemię.. Zabolało!! Leżał na ziemi słysząc dziwne głosy.. Kawałki dzbanka spadły na niego, nie czyniąc jednak żadnej krzywdy... Wszystko pływało mu przed oczami... Było dziwnie... Jednak obraz, co raz bardziej się wyostrzał a siły jak by wracały do siebie... Angarad przetarł oczy.. Poczuł się dziwnie.. Poczuł magię... Znał to uczucie... Pewien Mag potraktował go kiedyś podobnie.. Tylko wtedy poczuł się dużo gorzej zamiast dużo lepiej!!! Poobijane ręce i nogi przestały go boleć.. Siły wróciły.. Owszem bywało lepiej.. Ale teraz czuł się wspaniale.. Podniósł się lekko na nogi... Zastanawiał sie kto go uzdrowił??

Katlin przecinała właśnie jakiegoś mężczyznę.. Ktoś rzucił się na Angarada z pięściami.. Ten uchylił się i szybkim ruchem wyciągnął nóż, aby wbić go prosto w szyję wroga. Krew spłynęła po szyi mężczyzny, gdy upadł na stół obok przewracając wszystko...


-Nie wiem, co się dzieje i nic złego nie zrobiłem. Sam byłem kiedyś w wojsku. Nie mam czasu na wytłumaczenia. Zaraz rzuci się na mnie pół wsi. Jesteście ze mną? Czy przeciw mnie?- Angarad usłyszał głos Eskila i popatrzył na niego..

-Chyba już podjąłem decyzje??- Zapytał samego siebie sięgając po miecz wiszący na plecach i patrząc na czterech wchodzących strażników... Angarad czuł się znacznie lepiej i był gotów do walki....


KATLIN

W karczmie zakotłowało się.. I to na poważnie... Kolejny mężczyzna rzucił się na Katlin.. Kopnęła stołek w jego nogi.. Przewrócił się... Katlin rozejrzała się dookoła... Nie było zbyt wielu chętnych do walki... Ci ludzie to jednak wieśniacy i co mogą zrobić w walce z takimi wojownikami???

Katlin była w szale... Czuła się bardzo dziwnie... Energia przepływała przez nią... Czuła powrót Pana, cieszyła go Krew i złość panująca Katlin. Dziewczyna czuła to... Dała ponieść się Emocją zdobiąc twarz tęgiego mężczyzny krwistą pręgą.... Sama nie wiedziała czy chce, aby pan był z nią?? Czułą jednak, że chce się już od niego uwolnić.. Nie wiedział tylko gdzie szukać pomocy? Jednak nie było teraz czasu na myślenie.. Trzeba było stąd wyjść.. Na świeżym powietrzu lepiej się myśli... Katlin odwróciła się, aby popatrzeć, co dzieje się z Nicole i Angaradem.. I wtedy doznała szoku... Nicole leżała na ziemi, podnosząc się powoli.. Nie była ranna... Jednak nie to było tak dziwne... Dziwne było to, iż Angarad stał na równych nogach i zatapiał właśnie swój nóż w szyi człowieka... Katlin zapatrzyła się.. Nie wierzyła własnym oczom.... Po chwili dziwny krzyk wyrwał ją z letargu... Ledwo sparowała cios miecza jakiegoś podpitego szlachcica... Cofnęła się w tył... A do karczmy weszło kilku strażników... Zaczynało być, co raz ciekawiej...


ESKIL

Po słowach Eskila, Katlin wpadła w jakiś dziwny szał... Jej rapier zatopił się w ciele najbliższego człowieka... Kobieta jednak biegła dalej i wycinała sobie drogę do drzwi walcząc z każdym, kto stanął jej na drodze.. Eskil nie zabił strażników... Jednak Katlin przelała pierwszą krew... Eskil wiedział, ze teraz już nie ma żartów.. Wyrośnięty i szeroki mężczyzna o szerokich barkach rzucił się na Eskila... Eskil rękach trzymał młot... Najwyraźniej kowal??- Pomyślał Eskil uniknął ciosu.. Kowal padł z przeciętą ręką i sporym guzem na głowie...

Eskil ledwo uniknął ciosu w szyję, gdy stał i patrzył zdziwiony na Angarad wstającego po prostu z ziemi... Ten człowiek nie miał siły wcześniej chodzić a teraz stał na lekko ugiętych nogach i walczył... Eskil był zdziwiony.. Ten człowiek nie powiedział nam wszystkiego o sobie- Pomyślał Eskil i łokciem złamał nos kolejnemu atakującemu.

Cieszył się, że miał w tej chwili przyjaciół, ze nie został sam... Mimo, iż był typem samotnika w tej chwili cieszył się, że w tej nie równej walce nie został sam.... Musiał wyjaśnić, czemu zrzucono na niego winę! Ale aby to zrobić musiał wydostać się z Karczmy..

Ale aby wyjść z karczmy trzeba było pokonać kolejnych zjawiających się w środku żołnierzy... Eskil popatrzył na nich.. Na ich Emblematy i oznaczenia... To byli żołnierze Imperium... Imperium, które najwyraźniej zdradziło go i wmieszało w jakieś gówno... Zabili Borysa.. Człowieka, który był jego najlepszym przyjacielem... I po co to wszystko?? Najbardziej Eskila przerażało to, że tacy brudni, zakrwawieni i praktycznie nic w świecie nie znaczący ludzie jak Nicole, Katlin i Angarad byli lepszymi i bardziej godnymi zaufania ludźmi niż całą reszta... Zabójstwa kapłanów, zdrajcy wśród żołnierzy... To nie powinno mieć miejsca... Nie tak był świat zbudowany!!! Jednak to wszystko musiało mieć jakieś logiczne wytłumaczenie i rozwiązanie.. A Eskil musiał je znaleźć...
 
__________________
Śmierć uśmiecha się do każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to uśmiechnąć się do niej...
Lord Artemis jest offline  
Stary 09-04-2008, 10:53   #60
 
Kraven's Avatar
 
Reputacja: 1 Kraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwu
Serce dudniło mu coraz mocniej… Prze jego ciało poczuł jak przepływa dziwne uczucie, jakby ciepłe powierz oplatało go w chłodny poranek… Znał to uczucie to była magia, tylko skąd się wzięła… Angarad podniósł się na równe nogi, ktoś rzucił się na niego z pięściami.. Ten uchylił się i szybkim ruchem wyciągnął nóż, aby wbić go prosto w szyję wroga. Krew spływała po szyi mężczyzny, gdy upadł na stół obok przewracając wszystko ...Jestem gotów… Angarad szybkim ruchem wyciągnął swój miecz i stanął w pozycji obronnej, był gotów na nadciągające zdarzenia. …Niema już odwrotu, siedzimy w tym już razem, krew została przelana, jednak nie było innego wyjścia… Wojownik czuł jak przez jego ciało przenika magia, oplata jego ciało, przynosi ulgę. Zastanawiał się skąd ta moc się wzięła, z każdą chwilą, obolałe ciało coraz bardziej przestawało go boleć, siła w mięśniach wracała, znów mógł walczyć. Do karczmy weszło czterech strażników, w ciężkich zbrojach o długich, szerokich mieczach. Kilku innych mieszkańców również włączyło się do obławy, najwidoczniej chęć zysku za głowę Gotz’a kusiła bardziej niż ich własne życie. Katlin sparowała cios podpitego szlachcica, jednak nie był to przeciwnik dla niej. …Dziewczyna zna się na rzeczy, jest doba tylko, aby nie przeliczyła swych możliwości, kiedyś w przyszłości… Gotz zwinnie powalił mięśniaka z młotem, prawdopodobnie złamał biedakowi szczękę …takie jest życie, boleśnie sobie uświadamiamy… Obok Angarada była Nicole, próbowała się podnieś, wyglądała na lekko oszołomioną.

- Wstawaj dziewczyno, zanim zginiesz!!!...

Angarad doskoczył do niej, chwycił pod ramie i pomógł jej wstać, w tej samej chwili wyskoczył na nich z krzykiem jakiś mężczyzna. Cios miecza przeciwnika, wyprowadzony za głowy z brzękiem stali zaczymał się tuż przed głową kobiety. Łowca w ostatniej chwili sparował uderzenie pijanego wieśniaka, po czym prawym prostym kopniakiem z franta, odrzucił przeciwnika na ziemie.
…Głupie ścierwo, chcesz zginąć tu i teraz …co oni sobie wszyscy myślą…

- Trzymaj się blisko mnie…

Anagarad rozglądnął się szybko, po izbie by ocenić sytuacje, nie wyglądało to za ciekawie, Gotz zmagał się z trzema żołnierzami, Katlin próbowała się do niego przedrzeć, walcząc z jednym i jakimś innym natrętnym wieśniakiem. Wszystko działo się tak szybko... Reszta klientów trzymała się na uboczu pod ścianami, bądź wybiegała z karczmy. Niech to szlag, same kłopoty, odkąd spotkałem tą starą wiedźmę same kłopoty, przeklęty kamień, teraz to i tak na pewno przepadł, na pewno ktoś go już zdobył… Nie mam czasu zaprzątać sobie tym głowę teraz, trzeba najpierw wydostać się z miasta… Mężczyzna podniósł miecz nieżywego strażnika. Lepsze to niż nic, nie tak dobry jak mój dawny przecinak, ale swoje zadanie na pewno wykona… Wojownik spojrzał na kobietę stojącą obok niego, w reku trzymała już rapier, spojrzała na niego, jej wzrok wyraził wszystko, była gotowa, widać było na jej twarzy spokój i gniew, gniew skierowany w strony przeciwników. …Da sobie rade, jest silna duchem i ciałem ...musi być!!!… Angarad rzucił się w wir walki, wyskoczył wielkimi krokami na krzesło, a potem na stół. Ostatni etap zakończył się skokiem w stronę jednego z przeciwników Gotz’a. Dwa miecze wbiły się w plecy strażnika, zatopiły się głęboko, krew ochlapała mu tważ, poczuł jej ciepło. Strażnik bezwładnie osunął się na ziemie.

- Czas w końcu przechylić szale zwycięstwa!!! – zwrócił się do Gotz’a z uśmiechem na twarzy. ...W końcu jakoś się odwdzięczę tej trójce…
 
__________________
Wolałbym żyć życiem krótkim, ale w chwale, niż długim, ale w zapomnieniu... bo ulubieńcy bogów umierają młodo, lecz później, żyją wiecznie w ich towarzystwie...
Kraven jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172