Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2008, 19:18   #41
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'

Eskil brnął w deszczu przysłuchując się rozmowie kobiet. Zaczął zastanawiać się czy w ogóle odnajdzie tego Erba… Jako wprawny Ranger wiedział, jak poruszać się w lesie żeby nie brodzić w błocie po kolana. Stąpał odruchowo po twardym podłożu i korzeniach drzew. Pogoda była uciążliwa prawie w takim stopniu jak towarzystwo kobiet, z którymi przyszło mu podróżować. Poklepał Karła po pysku. Nagle Nicole wyrwała go z zamyślenia.

-Nie mam nic przeciwko abyśmy mówili sobie po imieniu, a pan, panie ulfapokan?

Eskil zatrzymał się i odwrócił.

- Fjandinn! Nie mów w moim języku, jeśli nie potrafisz wypowiedzieć nazwy mego rodu. To wypowiada się Úlfapokan kobieto. Poza tym mówcie mi Eskil lub Götz i nie liczcie na to, że będę się wam zwierzał. – Ruszył dalej.
 
DrHyde jest offline  
Stary 20-03-2008, 19:38   #42
 
Kraven's Avatar
 
Reputacja: 1 Kraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwu
Angarad widział jak przez mgłę, cały świat dookoła jakby wirował, niewyraźne postacie zaczęły zbierać się wokoło, najpierw jedna potem druga… Niewyraźne głosy, jakby stłumione, niczym z oddali zaczęły dochodzić do niego coraz szybciej i stawać się coraz to wyraźniejsze… W pierwszej chwili nie wiedział co się stało i gdzie dokładnie jest i nagle świat który dotychczas kręcił się wokół niego, zatrzymał się i przybrał ostrą, realną rzeczywistość… Leżał w błocie, z nieba padał deszcz, a nad nim stały dwa wielkie stworzenia…

Wojownikowi jeszcze przez chwilę szumiało w głowie, cios nie był na tyle potężny, ale dał się odczuć. Instynktownie przeturlał sie na lewy bok i zaczął wstawać, najpierw la klęczka... Krople deszczu, mieszały się z krwią spływającej z rany na czole... Nie była wielka, to raczej zadrapanie, prawie cała siła uderzenia została przyjęta na rękę, która bolał pieruńsko... Cholera moja ręka, jaki ból, chyba złamana, szlak by to trafił... Lewą sprawną dłonią sięgnął za plecy w celu wyszarpnięcia jednego z mieczy... Poradzę sobie, na szczęście tylko dwóch…

Miecz wyszedł gładko i przeciął powietrze rozbryzgując dookoła lecąca z nieba wodę... Angarad klęczał na wprost... Czego?? no właśnie czego?? Po śladach myślał, ze to koń... Jednak nie. Około dwu metrowy mutant stał przed nim i wcale nie wyglądał na konia... Owszem miał kopyta!!! Ale miał też rogi i ręce.. A w rękach drewnianą palkę i topór... Tego na pewno nie miął koń.... Mutant nawet przypominał bardziej kozła... Spływały po nim strugi deszczu... Stał tak i patrzył na wojownika, a para z nosa ulatywała w powietrze....

Angarad szybko poderwał się na równe nogi. Smród bestii, bo jak inaczej coś takiego nazwać, był nie do zniesienia. Łowca zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza i zaszarżował na przeciwnika. Błyskawica rozświetliła niebo, oświetlając twarz wojownika, było widać uśmiech na jego twarzy, gdyby ktoś go teraz zobaczył, mógł by pomyśleć, że jest zadowolony z takiego obrotu zdarzeń...

Gdy tylko Angarad zaatakował, z uniesionym mieczem, bestia zawyła wściekle i zamachnęła się toporem w stronę wojownika.... Angarad zrobił unik, pod cięciem topora, uskoczył w prawy bok i z całej siły uderzył w odsłoniętą część ciała jaką były żebra bestii.

Miecz przeciął gładko ciało zwierza... Krew spłynęła po jej boku... Rozwścieczyło ją to jeszcze bardziej i natarła z impetem na człowieka... Angarad otrzymał z łokcia cios w twarz, krew spłynęła po wardze.. lekko zachwiał się i wtedy zauważył, iż z krzaków dookoła wychodzą kolejni... Na oko dwudziestu… Cholera jest ich więcej, to zmienia postać rzeczy, gorzej być nie może… Wiedział, ze nie ma szans... Z jedna ręką sprawną, zmęczony i obolały przeciwko tylu stworom??? Szybkim ruchem odbił topór przeciwnika i zatopił w nim swój miecz... Angarad był otoczony i musiał się przebić... Kątem oka dostrzegł kolejnych rywali...

Gdy tylko potwory zaszarżowały, zrobił unik i sparował ciosy, w niebywałej zwinności unikał ataków i sam je zadawał. Jego uderzenia choć celne, nie miały takiej siły, co ciosy mutantów… Stwor padały jedna za drugim… Wojownik w ostatniej chwili sparował potężny cios potwora, na tyle silny by odrzuciło go do tyły, pojechał trochę na butach, w błotnistej breji, ale szybko złapał równowagę, został zraniony lekko w lewe ramie z którego sączyła się krew... Za dużo ich, nie dam rady... Muszę jakoś im się wywinąć, gdyby tylko ich jakoś rozproszyć… W pojedynkę mam większe szanse… Dźgnął nadbiegającego stwora prosto w gardziel i szybko, odpychając nogą, wyciągnął miecz, wycofując się . Był zmęczony wiedział ze ma nikłe szanse z tak przewyższająca liczebnością wrogów...

Rzucił sie do ucieczki... Barkiem odtrącił jednego ze stworów... Kolejnego ciął mieczem przez pysk... Uciekał, biegł ile sił w nogach... Obita prawa ręka, dawała o sobie znać, tętniła bólem... Zwierzoludzie rzucili sie w pościg... Ich kopyta dudniły po ziemi, rozchlapując dookoła wodę i błoto... Byli zdecydowanie szybsi... Warczeli i charczeli… Koło głowy Angarada przeleciał jakiś rzucony topór i wbił się w drzewo... Szlag by to trafił, mało brakowało, drugi raz mogę nie mieć tyle szczęścia…

Po chwili strzała z furkotem przecięła powietrze... Tylko na chwilę skierował wzrok w stronę z której przywędrował pocisk, ale nie mógł dostrzec do kogo należał, deszcz który rozpadał się na dobre i zmienił w nawałnice utrudniał mu w tym. Przez głowę przeszła mu czarna myśl, Kolejni wrogowi, o bogowie czym ja wam zawinił, że tak mnie teraz karzecie… Ale nie dam wam tej satysfakcji, nie tak łatwo panowie, zanim umrę zabiorę jeszcze parę waszych wstrętnych sługusów ze sobą… A potem zajmę się WAMI!!!…

Nie zatrzymywał się, biegł ile sił w nogach jednak bestie były szybsze, dogoniły nieszczęśnika i nie miał wyjścia musiał atakować, musiał być pierwszy, to on musiał pierwszy zadać cios.... Z obrotem zamachną się mieczem, który przeciął krople deszczu, i z świstem trafił bestie, zaparł się mocno jak tylko zdołał i wykorzystując prędkość stwora, oraz jego wagę, odrzucił barkiem na ziemię i z krzykiem zaszarżował na kolejnego wykonując wspaniałą fintę … Postawił wszystko na jedną kartę…

 
__________________
Wolałbym żyć życiem krótkim, ale w chwale, niż długim, ale w zapomnieniu... bo ulubieńcy bogów umierają młodo, lecz później, żyją wiecznie w ich towarzystwie...
Kraven jest offline  
Stary 21-03-2008, 00:22   #43
 
Lord Artemis's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumny


Kapłanka Shallyi szybkim krokiem przemierzała ulice Altorfu.. Było późno, tu i ówdzie kręcili się łotrzy i strażnicy.. Laura jednak nie bała się.. Zdobyła potrzebna informacje i zmierzała do celu... Dowiedziała się od zaufanej osoby o ludziach, którzy wyruszyli za klejnotem.. Nie miała chwili do stracenia... Wiedziała, że tamci zostali oszukani, a teraz zagraża im niebezpieczeństwo.. Tylko ona znała prawdę o kamieniu.. Prawdę, której wolała nie znać....
********** ************** ************ ********************* *************

- Wyślijcie Dwarra- Rzekł Kapłan do stojącego przed nim mężczyzny...- Niech użyje swoich umarłych i odbierze to, co powinno należeć się nam.. Nie będzie nam grozić żaden pieprzony sługus Khorna.. Co to, to nie..

- Tak Panie.. Ale jeżeli to zrobimy wypowiemy im otwartą wojnę.... – Mężczyzna mówił cicho, nie patrząc na twarz kapłana.

- Już mamy Otwartą wojnę.. Wszelkimi środkami do celu.. Wysłać Dwarra... Natychmiast.. Ja tym czasem poddam się medytacji.....
******** ************* ******************** ******************* *************

Grupa zwierzoczłeków walczyła z mężczyzną... Miał ranną rękę, lecz stawiał zaciekły opór... Masa zwierzoczłeka nacierała na niego znacząc jego ciało ranami... Nikt jednak z walczących nie zauważył przechodzącej spokojnie lasem postaci ubranej w szaty Maga... Mag ten był bardzo chudy a skóra jego była białą... Wyciągnął kościstą rękę i rzucił coś na ziemię... Zanucił pod nosem parę słów i poczekał...



Zwierzoczłek celował z łuku.. Miał już wypuścić strzałę, gdy usłyszał za sobą szelest... Odwrócił się... Dziwne narzędzie przypominające topór opadło mu na głowę.. Zaryczał dziko... Z lasu nadciągały chmary na wpół zgnitych ludzi oraz kościotrupów... Zwierzoczłeka, które jeszcze przed chwilą wykrwawiły się w ziemię wstały.. I rzucił się na swych towarzyszy... Wywiązała się walka... Okrutna i sroga... Zwierzoludzie walczyli o życie.. Byli szybsi i bardziej ruchliwi.. Wrzaski zabijanych mutantów wzbijały się na przemian z jękami Ghouli oraz Zombie.. Las szumiał od zgiełku.. Stal uderzała o stal... Czasem było słychać trzask kości...
******** **************** ****************** **************** *****

Eskil

Coś usłyszałeś... Z lasu.. Nie opodal lasu... Co jak co ale to na pewno nie był odgłos deszczu... Zatrzymałeś się i uciszyłeś gestem ręki kobiety... Wszyscy spoglądali na Ciebie zza ciekawieniem.. Nasłuchiwałeś dalej.. Bałeś się, ze to był odgłos wrogów... Znaleźli nas czy pechowo my na nich wpadliśmy??

Z dalsza dobiegł Cię mocny głos. Miał raczej dziwny Akcent i słabo mówił we wspólnym... Wychyliłeś się lekko zza krzaka.. Zauważyłeś plecy mężczyzny.. To był kapłan.. Poznałeś od razu szaty Ulrykanina.. Czyżbyś znalazł to, czego poszukujesz??? Taal musiał być łaskaw, że znalazłeś Ebra w miarę szybko i to w lesie pełnym wody... Przyglądałeś się spokojnie całemu zamieszaniu.. Próbowałeś zauważyć, z kim rozmawia mężczyzna... Po chwili cios powalił go na ziemię... Błoto rozchlapało się dookoła.. Dostrzegłeś ogromnego orka stojącego nad powalonym mężczyzną....




-Ja nie powtarzać… Ty …Dać mi to, czego ja chcieć...I ty żyć!!- Rzekł Ork mocnym głosem...
-Ty nic nie rozumiesz! Groomstohrm prawda? Gdy oni dostaną "to" nie będziesz im już dłużej potrzebny.-Odrzekł Ulrykanin powoli wstając. Z wargi ściekała mu krew mieszająca się z płynącymi po twarzy strużkami deszczu.

Ogromny młot wzniósł się do góry, błagalne krzyki mężczyzny ginęły głucho w szalejącej zamieci. Młot opadł, a ciało mężczyzny uderzyło o ziemię, rozchlapując wodę i błoto. Dostrzegłeś jeszcze trzech orków.. Jednak mniejszych niż ten, który powalił kapłana.. Oceniłeś szanse... Ogromny ork, najwyraźniej dowódca.. Koło niego łucznik oraz tropiciel.. I jeden wojownik... Was czwórka. Klejnot mógł być wasz.. Ale czy w krzakach nie czai się więcej tych paskudnych bestii???

-Szukajta...Tego...Szukajta ty nędzny gnojku, bo ci skręcem kark-Wrzeszczał ork nazwany Groomstohrmem waląc orka-tropiciela nahajką po łbie i plecach tak, że tamten aż krzyczał z bólu.


Jeżeli to był Erb to kamień był praktycznie w zasięgu ręki.. Nie mogłeś pozwolić, żeby te zielone paskudy teraz go ze sobą zabrały. Trzeba ich zabić... Mimo iż „Karzeł” stał blisko ciebie nie mogłeś użyć łuku zawieszonego przy siodle.. Strzały i cięciwa zamokły przez ten cholerny deszcz..... Powstrzymywałes gestem kobiety przed wyskoczeniem na orków.. Obserwowałeś teren... Kiedy tylko upewniłeś się, ze nie ma w okolicy więcej orków wydałes znak do ataku...


Nicole

Katlin całkiem przypadła ci do gustu.. Mogłaś nawet z nią porozmawiać i w głębi ducha cieszyło Cię to. Eskil może nie zbyt miły i taktowny człowiek, ale jego tez zaczynałaś darzyć sympatią.. Natomiast Nessa?? Była strasznie dziwną i zamkniętą osobą... Przeczuwałaś coś złego z jej strony... Jednak na razie nie miałaś pretekstu, żeby cokolwiek jej zrobić.. Pozostawało jej tylko nie ufać...

Już miałaś odpowiedzieć na nie zbyt miła wypowiedź od Esklia jednak ten uciszył was gestem ręki... Przyglądnęłaś mu się uważnie i z zaciekawieniem.. Przyglądał się czemuś.. Po chwili Usłyszałaś jakieś dziwne głosy dobiegające z kierunku, w którym patrzył Gotz... Zwiadowca machnął do was ręką pokazując abyście przybliżyły się.... Za krzakami stały zielono-skórne postacie... Ketilson z powątpiewaniem popatrzył na swój łuk... Wiedziałaś, co trzeba robić... Jeżeli ten kapłan, który w tym momencie leżał w błocie miał na imię Erb to zapewne miał też kamień.. Serce mocniej uderzyło... Kamień.. Ten kamień.... Będziesz mogła uratować Gustawa i wypełnić swoją misję!!! Na razie jednak trzeba będzie pokonać te zielone kreatury... Dla Gustawa byłaś w tym momencie gotowa zrobić wszystko.. A wystarczyło jedynie pokonać tych zielonych Orków!! Czekałaś na znak do ataku od Eskila, jednak serce podpowiadało Ci abyś zaatakowała i jak najszybciej dostarczyła kamień Lekarzowi Flitza... W tym momencie zdałaś sobie sprawę, że każda sekunda tutaj.. Każda minuta-to czas, w którym Gustaw słabnie.... Już miałaś zaatakować, gdy w głowie rozbrzmiały słowa, które kiedyś powiedział do Ciebie Twój Ojciec:

Pamiętaj kochanie, najpierw myśl głową, potem działaj mieczem

Katlin

Zatrzymałaś się tuż za Nicole, gdy Tylko Eskil dał znak... Coś było w krzakach!! Jeżeli to znów te porąbane zwierzoludzie to maja pecha!! Patrzyłaś na Eskil, który rozchyla krzaki.. Do twoich uszu dochodziły jakieś głosy zagłuszane szumem wiatru oraz uderzającymi o ziemie kroplami... Rapier szybko znalazł się w Twojej ręce... Byłaś gotowa... Gotz zawołał was do siebie gestem dłoni.. Pierwsza podeszła Nicole.. Kucnęła przy Eskilu... Popatrzyłaś w kierunku wskazanym przez Ketilsona... Czterech orków stało nad leżącym mężczyzną... Na początku zwróciłaś uwagę na ogromnego orka górującego nad pozostałymi kompanami.. Ten pieprzony bydlak był naprawdę ogromny... Reszta nie wyglądała już tak groźnie... Dopiero po chwili popatrzyłaś na mężczyznę i o mało nie wrzasnęłaś z wrażenia... Wyglądał na poszukiwanego przez was kapłana... Poczułaś jak Energia Pana przepływa przez Ciebie... Byłaś gotowa do walki.. Z tego, co widziałaś Nicole tez... Jednak Gotz powstrzymywał was.. Co on do cholery Robi?? Czemu???

W Twoim sercu panowały ogromne rozbieżne Emocje.. Mogłaś się spełnić... Zabić orków i przynieść klejnot Twemu Panu... Znak na pewno by powrócił! Jednak z drugiej strony?? Skoro Pan mnie opuścił to, dlaczego mam mu przynieść ten klejnot?? Skoro zostawił mnie w potrzebie?? Teraz ja go zostawię....

Jednak nie mogłaś zostawić Nicole, Nessy oraz Eskila samych w tej walce!! Rapier aż palił się do działania w Twej ręce...

Zastanawiałaś się tylko czy kapłan, aby na pewno posiada klejnot przy Sobie i jak zrobić to, aby trafił w Twoje ręce.. Nie miałaś zamiaru zabijać reszty osób, które tutaj były.. Z drugiej strony, czemu nie?? Co oni Cię obchodzą?? Sama nie wiedziałaś, co zrobić... Nie możesz tak po prostu zabrać im klejnotu.. Nicole musiała uzdrowić przyjaciela... Ale co Ciebie obchodzi jej przyjaciel?! Wewnętrzne uczucia Katlin były nie do opanowania... Gdy Eskil wydał znak zaatakowałaś.. Złość, jaka w Tobie panowała była niedopisania i musiałaś na kimś ją wyżyć.. A te stwory były do tego idealne...


Angarad

Mało, co pamiętałeś z całego zajścia w lesie.. Jednak wiedziałeś, ze powinieneś być sławny...A to z tego powodu, ze walcząc z tyloma wrogami i przeżyć to cud... Wszystko jednak było za mgłą... Pamiętasz jak zabiłeś zwierzoczłeka, gdy nagle z lasu wypadły jakieś jęczące zgnite postacie.. Wszystko dookoła szumiało i ryczało... Stal.. Walka... To było takie dziwne... Skąd wzięły się tam te paskudztwa?? Głowa bolała Cię strasznie... A na czole miałeś guza wielkości jajka... Cały byłeś poobijany i pocięty.. Ubranie było całe z błota oraz trawy.. Poszarpany i wymęczony leżałeś na ziemi.. Pamiętasz jak coś uderzyło Cię w głowę i potoczyłeś się z jakiejś skarpy. Pamiętasz ból, jaki towarzyszył Ci, gdy uderzałeś twarzą, rękami oraz całym ciałem o korzenie i drzewa.. Nie mogłeś się zatrzymać.. Zgubiłeś gdzieś po drodze plecak oraz jeden z mieczy.. Nie miałeś siły wstać... Byłeś okropnie obolały.. Prawa ręką była bezwładna, ale całe szczęście niezłamana... Było Ci zimno.. Deszcz ciągle padał... Przeklinałeś się w duchu i zastanawiałeś, dlaczego to wszystko zrobiłeś?? Gdzie teraz byłeś i gdzie był Kamień?? Czemu to zrobiłeś?... Czemu?. Dla Sławy?? Mogłeś zginąć w tym lesie i nigdy nie zostać sławnym...

Teraz jednak leżałeś.. Krew wyciekała Ci z popękanych warg.. Ostatkiem sił doczołgałeś się do małej wyrzeźbionej w skale „jaskini”, która ledwo Cię mieściła... Tutaj przynajmniej tak bardzo nie padało... Położyłeś miecz blisko siebie.. Zamknąłeś oczy.. Niedaleko słyszałeś plusk wody... Byłeś potwornie zmęczony... Sen dopadł Cię niczym wilk swą ofiarę.. Szybko i nieubłaganie zaciągnął do swej krainy......
 
__________________
Śmierć uśmiecha się do każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to uśmiechnąć się do niej...
Lord Artemis jest offline  
Stary 21-03-2008, 12:06   #44
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'

Eskil wpatrywał się w przeciwników. Szybki plan przemknął przez jego głowę i wydał komendę do ataku. Odruchowo. Jak w wojsku. Przypomniał mu się Nordland i stare sposoby, których często używał ze swoim oddziałem na tego typu przeciwnika. Wyciągnął miecz i ruszył wolnym krokiem na największego bydlaka. Mało go teraz obchodziły te panny. Znalazł to, czego szukał. Erb już raczej nic mu nie powie. Trudno. Niech Morr przyjmie go do swego królestwa. Eskil starał się dostrzec słabe punkty Orka. Wydawał się ich nie mieć. Potężny zielonoskóry nie zastanawiał się nad niczym i z rykiem zaszarżował.
Hv-ti Fálkinn zalśnił w słońcu, które przebijało się między koronami drzew. Blask ostrza i uderzenie. Pierwszy cios orka wykonany toporem padł z góry. Götz zbił go w bok i od razu dobił ostrze w kierunku miecza, który szedł na drugie cięcie. Nie mylił się. Zbił drugie uderzenie. Ork szedł niczym maszyna wykonując cios za ciosem. Zwykłe cięcia bez techniki, za to z potężna siłą, co Eskil dostrzegł po chwili. Cios topora padł od boku w kierunku karku. Na szczęście refleks Rangera był nie do podważenia w tej sytuacji. Götz schylił się a ostrze wbiło się w drzewo zaraz za nim. Utknęło głęboko. Wykorzystał sytuację i wraził ostrze głęboko w bebechy obleśnego Orka. Posoka pociekła po ostrzu i dłoniach. Przeraźliwy ryk rozbrzmiał w powietrzu. Eskil ze zdwojoną siłą uderzył w Orka dociskając miecz. Ten puścił topór i zatoczył się do tyłu. Ranger wyrwał miecz z jego wnętrzności i zamaszyście ciął z obrotu na odsłonięty lekko ryj stwora. Żuchwa rozłupała się i z gęby trysła krew. Ork zaczął wycofywać się do tyłu. Wyprowadził cios. Eskil zbił go w powietrzu i wsadził ostrze miecza w gardziel pod hełm bydlaka. Gdy Ork cofnął się w tył, złapał się gałęzi i z impetem uderzył w klatę plugawego stworzenia. Zielonoskóry stracił równowagę i padł plecami wprost na wystający, ostry kawał konaru. Drzewo przebiło jego ciało a łeb bezwładnie padł do tyłu wydając z siebie ostatni, stłumiony ryk. Eskil wyjął ostrze z jego gardła i wytarł o ciało trupa.

- Sofðu vel t-karsonurinn pinn… - Splunął na ścierwo.

Odwrócił się i bez zastanowienia rzucił się w kierunku Erba. Dopadł do ciała. Przeszukał dokładnie szaty i schował niezbędne rzeczy do juków. Ściągnął pierścień z palca denata i włożył razem z klejnotem do sakiewki przy pasie. Przyciągnął jeszcze ciepłe zwłoki obok Karła. Stanął obok ciała i dopiero teraz rozglądnął się po okolicy.


Słowniczek :


Sofðu vel t-karsonurinn pinn - Dobranoc sukinsynu
 
DrHyde jest offline  
Stary 21-03-2008, 12:56   #45
 
Scarlet's Avatar
 
Reputacja: 1 Scarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemu


Jeden z orków sporych gabarytów ruszył w stronę kobiety. Jego masywne stopy wbijały się w podmogłą ziemię pozostawiając ślady wielkości dwóch, ba nawet trzech ludzkich stóp. Nicole zręcznym ruchem dobyła rapiera. Monstrum zmierzało w jej kierunku spychając w głąb lasu z dala od towarzyszy. W końcu ork zaatakował wyprowadzając potężny cios z góry prosto na głowę kobiety. Szybkim i zręcznym skokiem kobieta uniknęła wilkiej pięści stwora który przecioł powietrze wydając przy tym dzwięk niezadowolenia. Nicole już zamierzała wyprowadzić cios prosto pod pachę przeciwnika jednak ten drugą ręką nadziewając się na ostrze rapiera zniwelował zagrożenie do zaledwie niewlkiego rozcięcia przedramienia. Stróżka posoki popłynęła po łapie orka co jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
Pomiot poprowadził kolejny cios celując prosto w klatkę kobiety. Tym razem przyjęła cios na tarczę. Potężny cios odbił się drewnianą osłonę rozwalając ją na pół. Ręka Nicole zadrżała pod naporem łapy orka. Gdyby cios dobył swego celu, pewnie zalałaby się krwią. Ból przeszył jej lewą kończynę. Zręcznym ruchem kobieta wbiła rapier w brzuch orka. Z niewielkim oporem miecz przeszył skórę orka z, której trysnęła krew. Nie wszystko jednak poszło po myśli kobiety. W ostatniej chwili, kiedy ta chciała szarpnąc rapier, aby wydobyć go z ciała mutanta, ten chwyciła za rękę kobiety i zacisnął swoją łapę z taką siłą, że zwolniła zacisk.

Nicole siegnęła ręką po drugi z rapierów. Serce waliło jej jak młot. Walka w pojedynkę i to z orkami... Zawsze miała przy sobie kompanów, a teraz??? Jest sama... Sama przeciwko orkowi...

Ork nie czekając ani chwili potężnym zamachem udeżył w kobietę odrzucając ją kilka metrów dalej. Jęk bólu wydobył się z ust kobiety, kiedy jej ciało starło się z pięścią pomiota. Ostatkiem świadomości kobieta czuła jak przez chwilę szybuje w górze, później jednak ciemność zasłoniła jej oczy.

Ork powoli podążał w stronę Nicole. Kobieta bezwładnie leżała pod drzewem. Jej głowa ściekała stróżka krwi.
 
__________________
Didn't you read the tale Where happily ever after was to kiss a frog? Don't you know this tale In which all I ever wanted I'll never have For who could ever learn to love a beast?

Ostatnio edytowane przez Scarlet : 21-03-2008 o 14:22.
Scarlet jest offline  
Stary 21-03-2008, 14:34   #46
 
Kraven's Avatar
 
Reputacja: 1 Kraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwu
Wojownik leżał w niewielkiej grocie pogrążony w śnie, jego ciało było bardzo poranione i potłuczone, jego ubranie było całkowicie zniszczone, potargane całe w błocie. Przyciskał do piersi swój jedyny miecz jaki mu pozostał, na twarzy pod grubą warstwą błota zmieszanego z krwią, widniał grymas bólu. Deszcz padał bez sutannie, zagłuszając wszystkie odgłosy otoczenia, odcinając go od rzeczywistości. Angarad leżał pogrążony w sennym koszmarze… Miecz przeciął gładko ciało zwierza... Krew spłynęła po jej boku... Rozwścieczyło ją to jeszcze bardziej i natarła z impetem na człowieka... Angarad otrzymał z łokcia cios w twarz, krew spłynęła po wardze… Angarad zachwiał się, poślizgnął się i zaczął spadać, i spadać w bezdenną przepaść… Znalazł się w wielkiej czarnej pustce, on sam i mrok, wszędzie gdzie tylko popatrzył… Otulił go wielki chłód i zmartwienie, czuł się taki mały nic nie znaczący. Stał na środku drogi i był wyśmiewany za to kim był, bękartem, synem tchórza…

-Jesteś nikim i nikim będziesz tak jak twój żałosny ociec…

Dzieciaki wyśmiewały się z niego i szydziły …

-Nigdy nie zdobędziesz sławy, ona nie należy się tobie… to czego szukasz nie należy się tobie... Zawsze będziesz miernotą Angarad… Ty i cała twoja rodzina… Gdyby twój ojciec nie był tchórzem, mój by jeszcze żył…

-Nie prawda, nie, nie będę taki jak ojciec….

-Zostawił przyjaciół w potrzebie… był tchórzem i ty też nim jesteś…

-Nie jestem , nie jestem!!!, NIE JESTEM…

-Nigdy nie będziesz sławny…

-NIE!!!!!!!

Wojownik obudził się z krzykiem na ustach, burza ustała jednak szare chmury nadal utrzymywały się nad lasem. Angarad był cały obolały i miał wiele ran ciętych na ciele, jego górna część ubrania była bardzo zniszczona i potargana. Łowca miał mętlik w głowi, nie pamiętał za bardzo jak się tu znalazł, pamiętał mutanty, walkę… ucieczkę… a potem te stwory… odrażające zgniłe ciała, walkę… wrzaski…

Angarad próbował wstać na równe nogi, podnieść się, nie mógł tu dalej zostać, te bestie mogą dalej być w pobliżu, a powtórnego spotkania już by nie przetrwał… Zastanawiał się po co to wszystko, przypomniał słowa wiedźmy, a potem przypomniał sobie sen…

-Przynieś mi pewną rzecz a dobrze Cię wynagrodzę... Bardzo dobrze... I staniesz się sławny...

-Nigdy nie zdobędziesz sławy, ona nie należy się tobie… to czego szukasz nie należy się tobie...

Ryzykował życie, mógł zginąć, był głupcem że dał się podkusić obietnicy staruchy… I na co to wszystko, teraz leży w błocie, ciężko ranny, zziębnięty, przemoczony , cały obolały. Miał wielkie szczęście że uszedł z życiem… Wziął do ręki miecz i z wielkim trudem podniósł się na równe nogi, musiał się stąd oddalić i to jak najszybciej… w oddali słyszeć było szum wody…
 
__________________
Wolałbym żyć życiem krótkim, ale w chwale, niż długim, ale w zapomnieniu... bo ulubieńcy bogów umierają młodo, lecz później, żyją wiecznie w ich towarzystwie...
Kraven jest offline  
Stary 22-03-2008, 09:47   #47
 
Vivan's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetny
Katlin szła Przez las, tuż za Eskilem i Nicole. W pewnym momencie Eskil dał znać żeby wszyscy się uciszyli i stanął. Z początku Kalin nie wiedziała co się dzieje, potem jednak dobiegły ją czyjeś odgłosy z za krzaków, których dziewczyna nie rozumiała, gdyż wiatr był zbyt silny i uciszał głosy. Z początku Katlin myślała, że to znów zwierzoludzie, więc pomyślała, że spokojem, że mają pecha, że spotykają ich na swej drodze. Na wszelki wpadek wyciągnęła rapier. Była już gotowa do walki, kiedy Eskil dał znać, żeby kobiety podeszły bliżej i zobaczyły co się dzieje. Nicole podeszła pierwsza. Kiedy Katlin popatrzyła we wskazane miejsce mężczyzny, na początku zobaczyła tylko ogromnego orka!

Cholera co za gigant! A za nim jeszcze trzech, z tym że troszkę mniejszych. A to do cholery kto? Czyżby to ten typ, którego szukamy?

Katlin zwróciła uwagę na Krasnala leżącego przed orkami. Wyglądał jak poszukiwany Kapłan! W tym momencie przez dziewczynę, przeszła wielka moc Pana! Była gotowa do walki i pełna energii.
Zabić ich!!! To był jej jedyny cel! Jednak Eskil wciąż ich powstrzymywał. W Katlin rodziła się wielka agresja. Nie dość, że Ci orkowie atakują, kogoś kto ma kamień i chcą go odebrać, to ten głupek jeszcze nas zatrzymuje- pomyślała ze złością Katlin.

To jedyna okazja, żeby się pokazać Panu…Jednak z drugiej strony?? Skoro Pan mnie opuścił to, dlaczego mam mu przynieść ten klejnot?? Skoro zostawił mnie w potrzebie?? Teraz ja go zostawię.... Ale dla reszty muszę zostać. Oni mi jednak zaufali. Nie zostawię ich teraz! Nie w momencie kiedy mnie potrzebują!!

Wnętrze Katlin miało w tym momencie sporo sprzeczności. Z jednak strony. Katlin chciała zdobyć Klejnot dla Pana, z drugiej nie chciała tego robić, ze złości, że jej Pan ją opuścił. Kolejnym powodem rozdarcia była pomoc towarzyszom. Nie mogła ich zostawić teraz w potrzebie, jednak co oni ją obchodzą!!?? Poza tym jeśli zdecyduje się wziąć Bogu klejnot będzie musiała albo zabić podróżujących z nią, albo z nim uciec. Jednak zastanawiała się też czy na pewno chce go odebrać, gdyż wiedziała, że Nicole potrzebuje go alby jej przyjaciel przeżył…. Myśli Katlin biegały w kółko tworząc zamęt w głowie Katlin… Wszystko przerwały słowa Eskila:
- Teraz, do Ataku!!! – Powiedziane z wielkim naciskiem.
Eskil Pobiegł pierwszy i zajął się tym największym śmierdzielem.

Super, przynajmniej nie mi się dostał ten oszołom! – szybko pomyślała Katlin.

Nagle strzała przeleciała koło głowy Katlin! Usłyszała tylko świst i od razu popatrzyła w kierunku skąd została wystrzelona. Stał tam jeden z mniejszych orków! Katlin bez namysł życicą się na niego. Widząc to stwór rzucił swój łuk i zaczął wyciągać toporek. Katlin jednak była szybsza i zanim zdążył to zrobić uderzyła orka rapierem w rękę tak, że topór wyleciał mu z łapy pod nogi. Tępak nie wiedział, co się stało i zaczął go szukać, Katlin widząc to przecięła mu rapierem szyję, tak że ork całą swą mają poleciał do tyłu. Żył jeszcze chwilę lecz nie zagrażał już nikomu. Kto jak kto, ale Katlin na zabijaniu znała się bardzo dobrze. Popatrzyła szybko na towarzyszy! Eskil kończył walkę z wielkoludem a Nicole… Wtedy Kalin zobaczyła towarzyszkę pod drzewem. Nad nią stał tłusty i obleśny stwór! Bez namysłu Kalin schyliła się po toporek, który upadł łucznikowi i celnie rzuciła nim w plecy stojącego nad Nicole orkiem. Ten zaryczał z bólu i klęknął. Co działo się dalej dziewczyna nie widziała, gdyż Następny ork cała swą masą skoczył na Katlin. Wydała ona przeraźliwy krzyk, bólu i zaskoczenia! Z jej rąk wyleciał rapier. Użyła całej swej siły by odrzucić leżącego na niej orka Tropiciela.! Udało się. Szybko więc wyjęła swoje dwa, krótkie noże i z wielką złością wbiła w szyję potwora. Ponieważ zrobił jej on dużo krzywdy z furią wbijała noże w szyję i twarz potwora na oślep. Kiedy była pewna, że nie żyje. Wstała, podniosła swój rapier, otarła twarz i rozglądnęła się po wszystkich. Żaden ork nie przeżył, Nessa nie żyła i jak się okazało, Erb też nie. Była przerażona. Jednak kulejąc podeszła do Eskila i Nicole.
 
__________________
Bogowie wiedzą, że śmierć jest nieszczęściem. Inaczej chętnie umieraliby sami.
Vivan jest offline  
Stary 22-03-2008, 18:46   #48
 
Lord Artemis's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumny
Soundtrack

Szum morza.. Latające wysoko mewy.. Piana powstająca przy każdym zderzeniu fal... i dźwięk.. Dźwięk rogu. Przerywany okrzykiem ludzkiego męskiego głosu...



-I Raaaaz... I Dwaaaaaaaa... I raaaaaaaaaaaz- Wielki wojownik stojący koło masztu krzyczał na wioślarzy... Łódź zakończona „głową” smoka przecinała wodę, napędzana wiatrem oraz wiosłami....

- Ludzie.. Ląd już niedaleko... –Valthjolf założył hełm I poprawił miecz, gęsta broda wystawała spod hełmu.. Na plecy zarzucone miał futro...Podobnie ubrany mężczyzna równie tęgi w barach podszeł do Valthjolfa.

- Herra minn... Jak zamierzasz odnaleźć tego człowieka???
- Fyrir Orlic.. Haakonie.. Nie My go będziemy szukać.. On sam nas znajdzie...

Valthjolf popatrzył na odległe lasy imperium... Uśmiechną się paskudnie...

- Wiem, że tam jesteś... Odnajdę Cię „Wilcza Mgło”..

-Taaaaaaak- Krzyknął Valthjolf gdy tylko wyskoczył ze statku na ląd.. Wysokie buty z świńskiej skóry ugrzęzły w piachu... Z nim na ląd wysypali się ludzie.. Wiatr rozwiał włosy mężczyzny..

-Sigmunt, Rognvald, Bjornolf zostajecie i pilnujecie statku.. Mam zamiar wrócić tą łajbą do Norski....

- Tak Panie!!!- Krzyknęło równocześnie trzech ludzi i wróciło z powrotem na statek...

- Zapamiętajcie. Na tych ziemiach ludzie z Norski nie zawsze są lubiani.. Więc zachowajcie swój język dla siebie.. Nasz wygląd i tak już jest nietypowy!!! Będziemy mówić, żeś my SA barbażyńce!!! I tyle..- Krzyknął dowódca do swoich kompanów i odwrócił się.- Gardhar prowadzi.. Reszta za nim, jazda chłopcy... Pamiętajcie.. Naszym celem jest Wilcza Mgła... I nie odejdziemy z tych ziem dopóki go nie znajdziemy... Wielki Hu i Malor będą mieli nas w opiece.. Ruszamy!!!
************* ***************** ***************** ***************** ********

Valthjolf rozłupał czaszkę wroga.. Jego topór nie miłosiernie opadał na głowy wrogów... Wyrwał topór z czaszki wroga i z szybkim zamachem wbił go w klatkę zwierzoczłeka..

-Aaaaaaaaaaa- Krzyknął potężnie gdy kolejny wróg padł na ziemię z urwaną szczęką....- Za Norskę!!!

Jego wojownicy wyżynali przewyższających ich liczebnie Zwierzoludzi i orków... Wojownicy toporami rąbali wrogów niczym drewno na opał... Starli się.. Valthjolf tarczą zwalił z nóg kolejnego wroga.. Jego topór rozłupał nogę wroga..



Champion chaosu wybiegł na pole bitwy wraz z paroma wojownikami.. Jego Topór rozbił w puch tarcze Człowieka północy i zwalił go z ziemi.. Złapał za gardło wroga i przycisnął go do ziemi miażdżąc mu krtań... Jego wojownicy starli się z zaciekle walczącymi wojownikami.. Kolorowe Tarcze ludzi Valtjjolfa przemykały przez pole bitwy.. Gdzie niegdzie strzała trafiła w któregoś z nich.. Walka trwała..
*************** **************** ********************* *************


- Ta suka wyparła się Pana!!- Krzyknął starszy mężczyzna.- To niegodne... Razziliarze odnajdź ja i zabij.. Niech Khain Cię prowadzi....



- Panie.. Ale ja nawet nie wiem jak ona wygląda!!!– Odparł stojący przed nim mężczyzna, ubrany w lekką skórzaną zbroję oraz płaszcz...

- Ciemne włosy.. Kręcone.. Młoda.. Fakt, piękna.. Zdradziła Pana.. Miałem wizję.. Pan wyznaczył jej zadanie.....Nie wypełniła go należycie... TERAZ MUSI POCZUĆ JEGO GNIEW!!!!.. – Staruszek ostatnie zdanie wykrzyczał i popluł się śliną....- Znajdź ja.. I uważaj.. Ona nie jest sama...

- Tak Panie... Wykonam to zadanie.. JA nie zawiodę....- Razziliar ukłonił się i odszedł w mrok.... Niby jak mam ją znaleźć skoro ten pieprzony staruch daje mi gówno a nie informacje???

************************* ************************ **********


Nicole

Jechałaś na koniu, Eskil po zabraniu klejnotu wyruszył szybko z powrotem do Altdorfu, aby oddać Kamień we właściwe ręce.. Zbliżał się wieczór i musieliście się gdzieś zatrzymać.. Obmyć rany.. Gotz mówił, ze niedaleko jest rzeka.. Nad nią powinno być bezpieczniej i to właśnie tam się teraz kierował -nad rzekę... Tuż koło Ciebie szła Katlin.. Popatrzyłaś na nią.. Przypomniałaś sobie jak tam w lesie- pomogła Ci.. Walka była ciężka.. Do teraz jeszcze trochę w głowie szumiało.. Ale to nic w porównaniu z tym, że mogło nie być tej głowy!!!!

Całe szczęście, ze Katlin rzuciła w tego śmierdzącego stwora toporkiem.. To uniemożliwiło mu zabicie Cię i przeszkodziło w ataku.. Co prawda gdy leżałaś na ziemi a nad Tobą sterczał ogromny zielony stwór wrzeszczący w łamanym wspólnym :„ Ty pożegnać się z Twoja pysk” byłaś pewna, że zginiesz.. Ale nagła pomoc od Katlin pozwoliła Ci na szybki ruch po rapier i atak na szyję orka.. Do teraz przed oczami masz widok otwierającej się tętnicy i strumienia krwi, jaki wylał się z niej po chwili..

Godzinę później siedziałaś już przy ognisku, nad którym Eskil smażył wyłowioną Rybę.. Już miałaś odezwać się do niego gdy nagle Katlin chwyciła za Rapier, wstała i ruszyła bez słowa w las..

- Pilnuj ognia i ryby.. Ja zobaczę, co ona wyprawia... – Rzekł, do Ciebie Eskil udał się za Katlin....



Katlin...

Przed oczami miałaś obraz martwej Nessy.. W głowie wciąż rozbrzmiewała myśl... To mogłam być ja.... Jednak nie byłaś.. Strzałą ominęła Cię i utknęła w jej piersi. Pamiętasz nieobecny wzrok wciąż patrzącej w niebo kobiety.. Nie żałowałaś jej.. Wręcz przeciwnie.. Musiałaś przyznać, że polubiłaś wszystkich poza nią.. Polubiłaś?? Ty nie miałaś przyjaciół!! Skąd to słowo u Ciebie??

Teraz leżałaś nad rzeką.. Ognisko płonęło małym ogniem a Eskil smażył na patyku wyłowioną rybę.. Usłyszałaś coś w krzakach.. Jak by kaszel.. Chwyciłas za rapier i szybko wstałaś... Przedzierając się powoli przez krzaki ruszyłaś w stronę skąd dobiegał głos...

Na ziemi przed Tobą w małej „Jaskini” leżał ledwo mieszczący się tam człowiek.. Całe ubranie miał brudne i poniszczone.. Zaschnięta krew zdobiła jego twarz oraz ręcę.. Posiadał wiele licznych ran.. W ręce trzymał miecz.. Spał...

Po chwili za tobą pojawił się Eskil.....


Eskil

Po zabraniu kamienia poprowadziłeś Kobiety nad rzekę... Uważałeś, ze tam będziecie najbezpieczniejsi, poza tym trzeba było coś zjeść oraz przemyć rany...Patrzyłeś na smażąca się rybę, która dopiero, co wyłowiłeś... Popatrzyłeś na smutne i zmęczone twarze kobiet... Była was trójka, co nawet Cię cieszyło.. Nie lubiłeś niczyjej śmierci.. No chyba, ze pomiotów Chaosu!! Ale zwykłych ludzi? Nie, nie lubiłeś.. Ale trzeba było przyznać, ze śmierć Nessy sprawiła Ci przyjemność.. Przyjemność w pewnym stopniu.. Cieszyło Cię to, że wiedźma już wam nie „zagraża” i nie musisz się nią przejmować, że nie przyniesie wam pecha.. Uważałeś jednak, ze zginęła w głupi sposób.. No cóż.. Śmierć nie wybiera?? Ciekawe jak ja umrę.... Rozmyślania przerwał nagły zryw Katlin, która sięgnęła po Rapier.. Z początku myślałeś, że kobieta rzuci się na Ciebie bądź Nicole.. Jednak ta tylko wstała i bez słowa udała się w ciemny las...

- Pilnuj ognia i ryby.. Ja zobaczę, co ona wyprawia... – Rzekł, Do Nicole i udał się za Katlin....

Gdy tylko, Eskil dotarł do miejsca, w którym się zatrzymał osłupiał i popatrzył na dziwne znalezisko Katlin....

Był nim człowiek.. Pocięty, brudny i poszarpany.. Jednak wciąż żył!! Ciekawe, co ta cholera tutaj robi?? I czy ten las nie posiada ostatnio zbyt wielu podróżnych?!?!?

Angarad

Było Ci zimno.. Bardzo zimno.. Nie miałeś siły wstać... Z daleka usłyszałeś.. O nie.. Kopyta.. Znajdą Cię i zabiją... Tym razem zwierzoludzie Cię zabija..

Jednak nic się nie stało.. Dźwięk kopyt oddalił się.. Znów byłeś sam... Leżałeś cicho, zziębnięty i głodny.. Zasnąłeś.. Znów koszmary, stara wiedźma. Klejnot.. Kapłan.. Zwierzoludzie. Sława... Wszystko mieszało ci się w głowie.. W śnie było coś jeszcze.. Czyjś głos.. Delikatny i miły.. „Obudź się”.. „Słyszysz mnie?”.. Człowieku obudź się”....

Powoli otwarłeś oczy... Było ciemno.. A nad tobą stały dwie postacie... Nie miałeś siły zadać ciosu mieczem... Wiedziałeś, że to już koniec....
 
__________________
Śmierć uśmiecha się do każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to uśmiechnąć się do niej...

Ostatnio edytowane przez Lord Artemis : 24-03-2008 o 01:16.
Lord Artemis jest offline  
Stary 22-03-2008, 20:11   #49
 
Vivan's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetny
Katlin podążała w ciszy za Eskilem i Nicole. Tym razem wracali już w stronę Aldorfu. Eskil mówił, że zatrzymają się nad rzeką. Katlin cieszył ten pomysł, była zmęczona i obolała, a ponoć nad rzeką było bezpiecznie. Wiadomo jak to rzeka, ryby…. Można też coś zjeść. Idąc Kobieta miała w myślach obraz martwej Nessy patrzącej w niebo. Strzała przebiła jej serce.

Nie chciała bym tak umrzeć, a jednak ta strzała ominęła mnie minimalnie. To mogłam być ja. Na szczęście nie byłam.


W jakimś stopniu Kalin cieszyła się, że Nessa już nie jest z nimi. Że odeszła. Nie obchodziło ją to czy poprzez śmierć, czy poprzez samowolne odejście. Po prostu się cieszyła.

Nie lubiłam jej – pomyślała.
Zaraz… Skoro jej nie lubiłam, to znaczy, że Nicole i Eskila lubię?? Chyba tak. Ale ja nigdy nie miałam przyjaciół! Wszyscy bliscy znajomi kończyli z rozwalonym sercem! Jak to możliwe! – Tu myśli Katlin znów zaczęły wariować! Nie umiała sobie poradzić z Taką myślą. Ona.. zawsze samotniczka, poświęcała swoje życie Bogu. Nie liczyła się z innymi. A jednak teraz zaczęła!

Kiedy Wszyscy dodarli nad rzekę, Katlin położyła się w trawie. Obserwowała Eskila, który wyłowił właśnie rybę i zaczął ją przyrządzać nad rozpalonym ogniskiem.
Nagle Katlin usłyszała wyraźne kaszlnięcie. Nie zwracając uwagi na resztę, nie pytając czy też to słyszała, energicznie wstała równocześnie wyciągając swój rapier. Ruszyła szybko lecz dyskretnie w stronę wydobywającego się głosu. Katlin brnęła przez wielkie i mniejsze krzaki. Nie wiedziała dokładnie skąd był ten dźwięk jednak intuicyjnie szła naprzód. Nagle zauważyła małą skałę i wyrytą w niej dziurę. W środku ledwo mieścił się mężczyzna!
Katlin byłą przerażona. Zastanawiała się co mu się stało. Ciągle żył, lecz spał lub był nieprzytomny. Katlin zdążyła zauważyć liczne rany na całym ciele, brudne i potargane ubranie. Cała twarz i ręce ubrudzone miał krwią. Własną krwią jak zdawało się kobiecie. W ręku trzymał miecz, lub raczej miecz był położony na jego dłoni, która była bezwładna. Za Katlin pojawił się Eskil. Popatrzył na nieznajomego z niedowierzaniem. Katlin pochyliła się nad mężczyzną.



- obudź się! Słyszysz mnie? Człowieku obudź się!! – delikatnym głosek Katlin mówiła do mężczyzny.

Po chwili mężczyzna otworzył oczy, nie był w stanie nic powiedzieć, ani się ruszyć.
Katlin wstała i popatrzyła na Eskila.
- Co z nim zrobimy? Ty tu dowodzisz…
 
__________________
Bogowie wiedzą, że śmierć jest nieszczęściem. Inaczej chętnie umieraliby sami.
Vivan jest offline  
Stary 23-03-2008, 20:11   #50
 
Kraven's Avatar
 
Reputacja: 1 Kraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwu
Wojownik był u kresu życia, przez swoją głupotę i chęć zdobycia sławy, leżał w błocie ciężko ranny. Nie miał siły nawet się ruszyć, a co dopiero bronić gdy te stwory go znajdą. Przeklinał w duszy dzień , w którym spotkał starą kobietę w lesie, i swą bezmyślność spowodowaną chęcią sławy. Jego oddech był nie równomierny, słaby, wiedział że długo nie pociągnie w tym stanie, miał całe ciało posiniaczone i poranione. Nigdy nie sądził że tak skończy, ledwo żywy, w lesie pełnym dzikich bestii. Leżał tak godzinami, a godziny stawały się dla niego całą wiecznością, tracąc świadomość raz po raz, walcząc o przeżycie Angarad próbował się podnieść. Nie czół już prawie nic, odchodził w mrok…

Ciało wojownika było w ciężkim stanie i już dawno się poddało, lecz jego dusza i umysł wciąż walczył. Nie poddawał się, próbował… Wiedział ze tylko cud może go wybawić od niechybnej śmierci , śmierci w samotności jaką miał ponieść gdzieś w lasach…

Nastała północ, wojownik był wycieńczony, nie miał już sił dłużej walczyć, chciał by to się szybko skończyło, dziś w nocy stanie przed wielkim Taalem. Cichy odgłos kopyt dobiegł do jego uszów, był ledwo słyszalny i sam wojownik nie wiedział czy jest to jawa czy sen. Tentem kopyt powoli narastał i zbliżał się w jego kierunku z każdą sekundą. A więc to koniec, stało się, bestie wpadły na mój trop i lada chwila tu będę… Każdy kiedyś musi umrzeć, szkoda tylko że właśnie w takich okolicznościach… Łowca czekał, był gotów, pogodził się z losem jaki mu bogowie przygotowali…


Jednak nic się nie stało, odgłosy ucichły, było to bardzo dziwne i zarazem zaskakujące, co się stało, czyżby bogowie dali mu jeszcze jedna szansę… Angarad skoncentrował się i wytężył wszystkie swoje siły aby podnieść się, jednak wynikiem tego było lekkie drgnięcie ciała, a potem jęk przeszywającego go bólu… Nie, nie dam rady, to na nic, nie dam rady… Jestem zbyt słaby... Ból znów powrócił i przeszywał jego ciało, był nie do zniesienia… Zamkną oczy, jego oddech był coraz słabszy… po chwili zasną… umierał…

Wszystko kotłowało mu się w głowie… Obrazy z przeszłości mieszały się z teraźniejszością, a czasem nawet fikcją… Nie wiedział czy to jawa czy sen… W śnie było coś jeszcze.. Czyjś głos.. Delikatny i miły.. „Obudź się”… najpierw ledwo słyszalne szepnięcie „Słyszysz mnie?”... potęgujący, rozbrzmiewający echem w jego umyśle, wciąż powracające… „Człowieku obudź się”... hipnotyzujący, każące mu iść za nim i poddać się jego woli…

Wojownik powoli podniósł powieki, jego oczom ukazała się najpiękniejsza istota jaką kiedykolwiek wdział… Umarłem? … Kobieta klęczał nad nim, gładząc go po twarzy. Jej dłoń była delikatna, niczym płatek pierwszego wiosennego kwitu… Jesteś Aniołem?... Jej długie czarne włosy rozwiewał wiatr, wpatrywała się w niego swymi czarnymi jak noc oczyma… Widać było w nich smutek i współczucie...


Mężczyzna jeszcze chwilę wpatrywał się w kobietę, w jej twarz o delikatnych rysach i pięknych ustach. Po chwili stracił świadomość…
 
__________________
Wolałbym żyć życiem krótkim, ale w chwale, niż długim, ale w zapomnieniu... bo ulubieńcy bogów umierają młodo, lecz później, żyją wiecznie w ich towarzystwie...

Ostatnio edytowane przez Kraven : 23-03-2008 o 20:31.
Kraven jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172