Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-02-2010, 11:22   #161
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Chyba strażnik nie miał nic do ukrycia. W momencie kiedy zorientował się, że został zauważony, z nietęgą miną wychynął zza węgła i ruszył na spotkanie drużyny. Jedynie jego skwaszona mina świadczyła o tym, że sytuacja w jakiej się znalazł, nie do końca mu odpowiada. Gdy Gustav dojrzał rysy twarzy mężczyzny, orzekł iż jest to ten sam, który go śledził. „Wszysto śmierdzi... W tym mieście nic nie jest tym czym się wydaje. Ranaldzie, w cóżeś nas wpakował?” - Varl wzniósł oczy ku niebu.

Zagadnięty strażnik najwyraźniej był przygotowany na sytuację w jakiej się znalazł. Bez zająknięcia wyrecytował wymówkę, tłumacząc swoją obecność troską o drużynę. „A gówno prawda! Stek bzdur nie wart funta kłaków” - ostlandczyk słysząc słowa strażnika, zaczerwienił się ze złości. Zrobił krok w przód, w jego kierunku.

- Zdaje się mnie, że kłamiesz, mości strażniku - powiedział do niego przez zaciśnięte zęby. - Czemu więc nie ostrzegłeś nas, gdyśmy wychodzili ze strażnicy, co? I dlaczegoż to kryłeś się za węgłem, gdyśmy oglądali zaułek, miast wówczas podejść i wyrazić swój niepokój? Na Sigmara, gadaj! Pocóż tu przyszedłeś i czemu nas śledzisz? Dla kogo pracujesz? Może dla zabójców, hę? Może chcesz by prawda o śmierci ojca Mortena i innych nie wyszła na jaw?

- Ukryć prawdę o zabójstwach? - odpowiedział zdziwiony strażnik, robiąc wielkie oczy. -Przecież jestem strażnikiem, psia kość. Poza tym nic nie słyszałem o morderstwie ojca Mortena. Dlaczego ukrywałem się za węgłem? Nie chciałem, żebyście odnieśli mylne spostrzeżenie, że chciałbym się mieszać w wasze prywatne sprawy. Upewniałem się tylko czy nie stanowicie zagrożenia dla siebie albo kogoś.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 06-02-2010 o 15:24.
xeper jest offline  
Stary 13-02-2010, 12:01   #162
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdyby sytuacja nie wymagała zachowania powagi Gotfryd po prostu parsknąłby śmiechem.
Strażnik opowiadał oczywiste bzdury, w dodatku w tym, co mówił, było dość dużo sprzeczności.

- Powiadasz zatem, drogi strażniku, że nic nie wiedziałeś o śmierci ojca Mortena... - w głosie Gotfryda dała się słyszeć lekka ironia. - Jakie to smutne... Zdawało mi się, że wszyscy na posterunku o tym słyszeli, a tu się okazuje, że ciebie nikt nie poinformował. Nie zasługujesz na zaufanie, że ukryto przed tobą taką ważną sprawę? To co najmniej nie w porządku. Jak tylko dotrzemy z powrotem na posterunek pójdę do kapitana i postaram się wyjaśnić tę sprawę. Mógłbyś powiedzieć, jak się nazywasz, strażniku? Wolałbym precyzyjnie określić, o kogo mi chodzi, niż polegać na niepewnym słownym opisie...

- Nie wiem dlaczego nie doszła do mnie taka informacja. Nazywam się Melchior. To jedyne takie imie na posterunku, więc nie ma mowy o pomyłce.

- I, jeśli mógłbym cię prosić... Możesz mi jeszcze wyjaśnić, kogo chciałeś chronić i przed czym? Bo raz mówisz, że chciałeś dbać o nas. Co jest ciekawe, bo idziesz za nami od samego posterunku a ponoć nie wiedziałeś, w jaką stronę się udajemy. Miasto jest dość duże... Jesteś może jasnowidzem? Bo skąd mogłeś wiedzieć, że kierujemy się właśnie do takiej niebezpiecznej dzielnicy.

- A bo ja wiem kogo? Bez obrazy panowie, ale z przyjezdnymi trzeba uważać. Zwłaszcza jeżeli posiadają broń. Nie szedłem za wami od początku. Miałem odebrać raporty od strażników przy kraterze. Dopiero wtedy zauważyłem, że idziecie w tę stronę i postanowiłem upewnić się czy nic wam nie zagraża. Jak sam powiedziałeś, jestem w końcu strażnikiem.

- A może to pan kapitan kazał nas pilnować? Wszak przed chwilą powiedziałeś, że chciałeś dopilnować, byśmy komuś nie sprawili kłopotu. Komu, dokładnie? Czyich interesów pilnujesz, strażniku? Powinieneś aż za dobrze wiedzieć, że nie przywiodły nas tu sprawy prywatne, a ty, jako osoba odpowiadająca za porządek w tym mieście powinieneś nam służyć pomocą.

Gofryd sięgnął za pazuchę i wyciągnął upoważnienie do prowadzenia śledztwa.

- Poznajesz może ten podpis? I pieczęć? Jeśli tak, to racz szczerze się wytłumaczyć, zanim zaciągniemy cię do kapitana i poprosimy jego o rozstrzygnięcie naszych wątpliwości.

Strażnik nie zdążył odpowiedzieć na ostatnie "zarzuty". Zamyślił się nad odpowiednimi słowami, kiedy zaś Gotfryd wyciągnął glejt i podsunął mu pod nos. Kiedy go przeczytał wymruczał coś niezrozumiałego na temat czyjejś nieroztropności. Gotfryd bez problemów wyczuł, że przedstawiciel prawa wyraźnie coś kręci. Stał się trochę nerwowy. Wzrok miał rozbiegany, a na czoło wstąpił mu pot.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 02-03-2010 o 10:28. Powód: Uzupełnienie posta
Kerm jest offline  
Stary 15-03-2010, 23:17   #163
 
Ghosd's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znany
Gnordi wcale się nie ucieszył na widok dwójki magów zatrzymujących ich, niespecjalnie lubił magię, a wiedział, że po tym co się przed chwilą stało mogą mieć kłopoty...


-Witajcie czcigodni mistrzowie, rad jestem z naszego spotkania. Mój towarzysz na pewno jest w stanie przedstawić się samemu.- Powiedział z szacunkiem Martin

-Hmpf, Gnordi jestem.- przedstawił się krasnolud, po czym powiedział do siebie pod nosem- co za cholerne dziwaki!

-Gnordi, okaż choć trochę szacunku. Stoisz przed mistrzami sztuk tajemnych, wedle twej kultury byliby to... najbliżej im do kowali run.-Martin najwyraźniej usłyszał komentarz krasnoluda i starał się go uspokoić, magowie nie dali po sobie nic poznać.

Gnordi tylko popatrzył na Martina ze zdziwieniem "cholera, nic im do kowali run, najlepiej jakbyśmy poszli stąd jak najszybcie".

- Nic nie szkodzi. Jak już mówiłem nasz mistrz ma was sprowadzić. Jesteśmy w pewnym sensie waszymi nadzorcami i ochroniarzami. Wielu z nas wyczuło, że niedawno wydarzyło się coś wielkiego - spojrzał na swojego milczącego towarzysza, który rozglądał się na wszystkie strony. - Nie traćmy zatem czasu i ruszajmy.

-Macie racje, byłem na moje nieszczęście świadkiem i uczestnikiem tego zdarzenia. Uważam także, że ktoś z nas powinien donieść o zajściu kapitanowi straży.

"Psia Mać!, trza będzie znowu łazić w te i we w te, napiłbym się dobrego piwa!", krasnolud tylko popatrzył jeszcze raz na przybyszów i ziewnął.

-Mistrz kazał was na razie sprowadzić do niego. I tak w tej sprawie to on ma większe uprawnienia od Schutzmanna. Proszę za mną - odparł mag i ruszył w kierunku kolegium. Drugi szedł za grupą i bacznie rozglądał się na boki.

-Panowie, czy macie wstępną hipotezę co dokładnie się wydarzyło?-spytał Martin.

-Wiemy tylko, że zgromadzone zostały potężne Wiatry Magiczne. Nie znamy szczegółów, ale nie jestem pewien czy nie wyczuł ich nawet arcymag towarzyszący armii grafa.

-Umm... armii czego?-spytał ostrożnie krasnolud, myśląc o nowym wrogu.

-To na własne oczy widziałem, pytaniem dla mnie jest czy człowiek mógłby użyć tak potężnej magii?

- Możliwe... jeżeli tak by było to musiał by posiadać olbrzymie zdolności i wiedzę magiczną - pytanie Gnordiego zostało całkowicie zignorowane.

-Wygraliśmy wojnę rozbijając wojska pod miastem lecz wciąż należy wyciąć w pień pozostałe siły dla zapewnienia bezpieczeństwa, tak koniecznego w odbudowie. Więc część wojska ugania się za niedobitkami plugastwa.- Martin odpowiedział na pytanie krasnoluda.

Gnordi tylko się zamyślił i dalej podążał za czarodziejami.

Droga minęła szybko. Może ze względu na adrenalinę krążącą nadal po żyłach, może ze względu na zmęczenie albo może dlatego, że obaj magowie wyciągali nogi i niemal biegli. Roztaczali wokół siebie taką aurę, że ludzie omijali ich szerokim łukiem, wszelkie menty społeczne chowały się w ciemne kąty, a na targu nawet wiecznie krzyczący kupcy milkli kiedy grupa ich mijała. Szybko jednak powracali do swoich zadań, gdyż czas to pieniądz
Kiedy dotarli do budynku Gildii Magii i Czarodziejstwa, Martin od razu ruszył w stronę głównego wejścia. Wtedy ciężka dłoń kroczącego za nim maga spadła mu na ramię a do uszu dobiegł syk:
- Nie głównym wejściem, stanowilibyśmy zbyt dużą sensację.

-Można kulturalniej, wszak ponoć jesteśmy elitą naszego społeczeństwa. Jeżeli tego wymaga dobre imię instytucji to oczywiście, że się zgadzam.- odpowiedział nieco rozdrażniony Martin.

Krasnolud rozglądał się po budynku nie widząc innych wejść, zdziwił się nieco, ale pamiętał, że to czarodzieje, wariaty jakich mało.

Obaj czarodzieje ruszyli pomiędzy budynkiem Gildii i sąsiednim. Zmierzali w stronę stosu beczek stojącego przy ścianie Gildii.
- Klaus, możesz? - zaczął ten idący z przodu. Drugi prychnął, skupił się na czymś na chwilę, potem jakby zaczął ciężej oddychać, Gnordiego tylko jeszcze bardziej to utwierdziło w przekonaniach- "Pojeby..."- powiedział w myślach.

- Dobrze - dodał jego towarzysz. - Krasnoludzie pomożesz nam odsunąć te beczki?

Gnordi tylko burknął coś pod nosem i wziął się do roboty.

-A gdzie my jesteśmy?- spytał Martin

-To tajne wejście do gildii. Pomoże nam się dostać do niej niezauważonymi.- odpowiedział mu jeden z czarowników.

-Hmm... mam nadzieję, że ta wasza chędożona magia nie zmieni nas w skavenów, albo inne cholerstwo!- Dodał Gnordi, pełen nieufności do 'ludzkiej' magii.

-No tak od młodości spotykam się z rzeczywistością magii, lecz wciąż nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to powinno być bardziej spektakularne. Sezamie otwórz się, kłęby dymu i wielkie wrota, a tu beczki. - Martin uśmiechnął się do pracy fizycznej.

- Spokojnie - odburknął ten czarodziej, który rzucił czar. -To magia iluzji. Dla postronnych obserwatorów właśnie kupujecie porcje ziela do fajki. Nie masz się o co martwić krasnoludzie.

Gnordi mimo zapewnień pozostawał nieufny wobec magów, wolał jednak nie utrudniać i dalej przesuwał beczki.

Wkrótce wszystkie beczki zostały już przestawione, odkrywając małe drzwiczki, jakby do piwnicy. Czarodzieje otworzyli je specjalnym kluczem i wszyscy wkroczyli do środka. Początkowo była to kamienna komnata. Prosta i surowa z kilkoma pochodniami oświetlającymi wnętrze. Nie znajdowało się tam nic poza nimi. Na drugim końcu sali znajdował się schody na górę. Ruszyli w ich stronę. Schody były niedbale ociosane, co zostało błyskawicznie zauważone przez Gnordiego, ale nie utrudniały wspinaczki. Kończyły się jednak na ścianie. Nie zraziło to członków Gildii, którzy podeszli do niej. Jeden złapał za kilka cegieł, które wyglądały jakby można je było z łatwością wyjąc, natomiast drugi stanął do niego plecami zasłaniając towarzysza i to co robi. Z dzwięków wynikało na to, że przesuwał cegły. Robił to dość długo, ale gdy skończył ściana odwróciła się, pokazując tajemne przejście.
- Wybaczcie tę ostrożność, ale nie możemy tego pokazywać nikomu z poza wyższego grona członków Gildii - powiedział przepraszającym gestem czarodziej majstrujący przy cegłach. - Klaus, zajmiesz się beczkami?

-Choć nie jestem uradowany tym brakiem zaufania, to niestety muszę przyznać rację.

Klaus minął krasnoluda i czarodzieja a Ci zaczęli się wspinać dalej do góry. Czasami schody skręcały pod kątem prostym, jednak nie utrudniało to w żaden sposób wspinaczki. Kiedy dotarli na szczyt, do drewnianych drzwi, mag odparł:
- Tam musicie już wejść sami.

Za drzwiami znajdował się gabinet Mistrza Gildi, który Martin już odwiedził. Sam "Mistrz" stał odwrócony do nich plecami, kiedy wychodzili zza kolumny. Przez chwila panowała dziwna cisza, po czym mistrz powiedział formalnym tonem- Witam z powrotem Martinie von... - odwrócił się i przerwał na chwilę widząc krasnoluda. Zbiło go to trochę z tropu, ale szybko odnalazł ślad i kontynuował: - ... Altmark i ty krasnoludzie. Siadajcie prosze i opowiedzcie mi o tym co się wydarzyło. To sprawa najwyższej wagi.

-Domyślam się.- Czarodziej zajął miejsce.- Jak pana informowałem, prowadzimy dla straży śledztwo. Trop wiedzie do kanałów miejskich. Z tego powodu udaliśmy się na poszukiwanie szczurołapa. Szczegóły pominę. Ogółem znaleziona przez nas osobistość zachowywała się dziwnie, wskazywało to na konszachty z kultami mrocznych bogów. Byłem zmuszony do działania, rzuciłem na niego zaklęcie, które zostało zniwelowane przez potężną magiczną barierę.

Brew mężczyzny uniosła się do góry:
- Szczurołap zniwelował twoje zaklęcie?

-Widząc bezsilność sztuki tajemnej wobec wroga wraz z krasnoludem użyliśmy bardziej namacalnych środków przymusu, miecza i topora.

-Chędożony był jak ze skały, ciosy się odbijały od niego!

- Dobrze, co dalej?- spytał zniecierpliwiony Mistrz.

-Doczekaliśmy się odpowiedzi. Podejrzany wywołał potężną burzę śnieżno gradową i zniknął. Albo w jej trakcie uciekł, albo w jakiś sposób użył zaklęcia umożliwającego teleportację. Nie wiem, ból spowodowany zimnem i śnieżyca oślepiły mnie.

Mężczyzna usiadł w fotelu i odchylił się do tyłu.
- Atakował was?

-Nie jestem pewien. Burza mogła nas zabić, lecz nie wiem czy jest naszym szczęściem że żyjemy lub zamierzonym efektem.- odpowiedział Martin, po czym dodał- Ludzie wzięli to za manifestację woli Ulryka, więc aby uniknąć rozjuszenia tłumu musieliśmy udawać nadmierną religijność. Udawać bo nie wierzę, że to był Ulryk, jak dla mnie szczurołap był opętany przez potężnego demona.


-Reasumując... zaatakowaliście szczurołapa najpierw magią, którą zniwelował. Potem ruszyliście do walk wręcz ale i te ciosy nie wyrządziły żadnej szkody. Następnie ten szczurołap przywołał śnieżną burzę i zniknął. Dobrze wszystko zrozumiałem?

-Tak.-odpowiedział Martin

-Może przyda Wam się fakt, że miał mocną głowę, wypiliśmy sporo, zacząłem nawet coś czuć a tamtem skurczybyk udawał upitego, potem jakby wszystko z niego zeszło, ot tak!- i krasnolud pstryknął palcami.

-Kto wypił, ten wypił. Asekuracyjnie odpuściłem pewną ilość kolejek by zachować klarowność myśli.

- Otóż my także wyczuliśmy waszą walkę, albo raczej, że tak powiem jej końcowe stadium. Wielu z naszych magów wyczuło potężne Wiatry Magii gromadzące się nad Middenheim. Mamy wielu znawców w dziedzinie odczytywania ich ruchów, jednak nikt nie wiedział jak interpretować te. Ja sam widywałem coś podobnego tylko w kilku sytuacjach. Mianowicie kiedy manifestowana była wola kapłanów i ich "czary". Niestety nie jestem znawcą tej dziedziny. Arcymag, ma znacznie większą wiedzę ode mnie ale słuchając waszej opowieści można łatwo dojść do wniosku, że to nie wygląda dobrze. Magia kapłańska u szczurołapa? To jest coś wręcz niesamowitego i ... niepokojącego - zakończył złowieszczym tonem mag.

-Zgadzam się z tym, czy mistrz ma jakąś hipotezę uzasadniającą taki zbieg okoliczności?

Hmm...- pomrukiwał pod nosem Gnordi, nie zrozumiał wiele z wypowiedzi maga, ale ostatnie zdanie kazało mu postawić się na baczności.

-Wiele, i każda równie nieprawdopodobna.- powiedział tajemniczo mistrz.

-Jak już prawdopodobnie mówiłem, uważam, że to był jakiś czarnoksiężnik. Jednak pytaniem jest czy czciciele przeklętych bożków potrafią używać magii w taki sam sposób co kapłani?

-Hm, żeby zdarzyło się coś takiego, musiałby najpierw poznać arkany magii kapłańskiej czyli być w wyższym kręgu wtajemniczenia któregoś zakonów. Z waszej relacji można wnioskować, że byłby to zakon Ulryka, ale nie można wykluczać, że także z innej. Jednak kłopot z magią kapłańską jest taki, że podobno pochodzi ona od bogów, a więc ta postać musiała by działać zgodnie z jej wolą, lub ją nagiąć...

-Umm.... w takim razie trzeba przejść się do świątyni Ulryka i wypytać o jakiegoś kapłana, który ma w zwyczaju udawanie szczurołapa.- zaproponował Gnordi.

-To się wydaje nieprawdopodobne. Wiem kogo widziałem, szczurołapa, który lubi wypić i jest rozpoznawany przez bywalców speluny. Biorąc pod uwagę monumentalność świątyń, wątpię by jakiś kapłan zniżył się do takiego poziomu.

-Może to była jakaś iluzja, a nasz prawdziwy szczurołap leży teraz martwy w jakiejś uliczce?

- dokładnie. - przytaknął mistrz i znowu wstał. Zaczął krążyć po pokoju i mówić dalej. - W najlepszym przypadku jest tak jak mówi krasnolud. W najgorszym stawiliście czoło potężnemu czarnoksiężnikowi albo czemuś znacznie gorszemu. Obawiam się, że miasto Middenheim czekają jeszcze ciężkie czasy.

-Może, lecz dlaczego ktoś miałby to zrobić? Próbowałem zbadać czy nie jest obłożony jakimiś zaklęciami i nic, nic nie widziałem.

-Niestety mamy mnóstwo podejrzeń i żadnych faktów. Jak przebiegała rozmowa? Może ten szczurołap chciał coś przed wami ukryć?

-To był wariat! Czasem jakby kłócił się z samym sobą, jedna część chciała coś powiedzieć, druga ją powstrzymywała.

-Nie jestem pewien. Pytaliśmy o skavenów, i czy słyszał jakieś miejskie legendy. I tak jak Gnordi mówi, raz mówił, a chwilę później sam siebie uciszał i przeczył.

-Hm, czyli chciał coś powiedzieć ale coś mu zabraniało tak? Może szaleństwo jest możliwe, ale patrząc po jego możliwościach w głowie rodzi mi się inne podejrzenie...

-Opętanie...?-spytał zaniepokojony Gnordi.

-Taka jest moja druga hipoteza.

-Właśnie dlatego sprawdzałem czy jest obłożony jakimś zaklęciem. Lecz muszę przyznać, że mogłem się pomylić.

- Możliwe. Będę musiał prosić was, żebyście opisali mi tę postać. Poślę do kapitana by wyznaczył za nią nagrodę i przydzielę mu kilku moich magów do pomocy.

Towarzysze opisali szczurołapa, a mistrz zanotował coś na kartce.

-W takim razie, chyba nie pozostaje nam nic innego jak iść do świątyni Ulryka- powiedział krasnolud.

-Szanowny mistrzu, z czystej ciekawości, jaki jest plan ochrony miasta? Stary żołnierz jakiego znam zawsze powtarzał, że trzeba przygotować się na najgorsze. I czy możemy jeszcze jakoś pomóc, poza walką bo przeciwnik udowodnił, że raczej nas się nie musi obawiać. Straży prawdopodobnie także...

-Tak naprawdę nasza obrona jest teraz nikła. Większość sił wyruszyła za Archeonem. Pozostali tylko strażnicy, ranni i ochotnicy z miasta. Oprócz tego kilkunastu magów i oddział;y chroniące świątyń Ulryka i Sigmara. Gdyby doszło do kolejnego oblężenia nie utrzymaliśbyśmy się długo. Jeżeli chodzi o waszą pomoc to nie mam teraz dla was niczego konkretnego. Oczywiście możecie rozglądać się za tym szczurołapem, ale nie sądze żeby szybko się gdzieś pojawił. Wydaje mi się, że najbardziej przydacie się kapitanowi w jego śledztwie.

-I jeszcze ta świątynia, czy rozważnym byłoby tam pójść? Nie orientuje się w miejscowej polityce, ale nie-ludź i przeklęty magik mogą być ostatnim pożądanym widokiem w gmachu świątyni.

-Ulrykowcy nie patrzą przyjaźnie na takich jak wy, więc nie spodziewajcie się miłego przyjęcia, zwłaszcza że jesteście tylko jednymi z wielu podróżników. Może jednak taka wyprawa coś da, jeżeli traficie na przychylnych rozmówców.

-A mistrz takowych zna?

-Kilku. Większość towarzyszy Ar-Ulrykowi. Mógłbym wam polecić mistrza Randulfa, ale może być teraz zajęty bo świątynia ma na głowie całe tabuny uchodźców, których przyjęli pod swoje skrzydła.

-Mistrz Randulf... Trzeba to miano zapamiętać, spróbować się do niego dostać, bo nie ma co tracić czasu na rozmowę z niechętnymi nam ludźmi.

-W takim razie mogę wam tylko życzyć powodzenia. Uważajcie na siebie.

-Moment. Gdzie? Do świątyni jak rozumiem. Szanowny mistrzu, jak przypuszczam wysyłając swych ludzi do kapitana dotrą oni wraz z naszą relacją i nasze sprawozdanie dla kapitana nie jest dla nas pilne?Znaczy możemy oszczędzić czas z marszu odwiedzając kapłanów?

-Mogę wysłać kogoś do kapitana, ale jeżeli macie zamiar się tam udać to zaoszczędzi mi to czasu i fatygi

-Tutaj pośpiech nie jest konieczny, straż bez pomocy magów raczej tutaj nie zdoła nic zrobić, więc informacje te można wysłać wraz z wsparciem. A informacje z świątyni mogą równie dobrze całkowicie rozwiać wątpliwości. Jeżeli mistrz pozwoli to udamy się w drogę.
 

Ostatnio edytowane przez Ghosd : 15-03-2010 o 23:19.
Ghosd jest offline  
Stary 23-03-2010, 11:14   #164
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Czy ci kretyni nie mają nic innego do roboty jak tylko krążyć po tym pierdolonym mieście” – pomyślał Mike, ukrywając się w cieniu i kontynuując swoją misje. Rozkazy jego szefa były wyraźne, ale się przecież nie rozdzieli. Dobrze, że zabrał ze sobą jeszcze Vlada. Mike wybrał tę dwójka gdyż najbardziej zwracała uwagę i trudno było ich przegapić w tłumie. Parę razy omal go nie zauważyli, ale chyba jeszcze się nie domyślali, że ktoś za nimi podąża. Jak cień. Kiedy po skończonej rozmowie wracali w kierunku z którego przyszli, Mike był tak blisko nich, że mógł dokładnie przyjrzeć się ich twarzom. Od razu doszedł do wniosku, że nie chciał by się z nimi spotkać w ciemnym zaułku sam na sam. Jednak znacznie gorszy los czekałby go za nie wykonanie zadania. Tak więc chcąc czy nie chcąc musiał iść za nimi dalej.

Dotarli do jednej z najgorszych dzielnic Middenheim. To był jego dom. Tutaj się urodził i wychował. Znał każdy zakamarek tego miejsca. Z pewnością ich nie zgubi. Weszli do jedynej gospody w tym miejscu. Postanowił zaryzykować i uczynił to samo. Znalezienie ich w tłumie paskudnych gęb nie było trudne. Przysiedli się do szczurołapa On jednak szukał kogoś jeszcze, kogoś kto ułatwił by mu zadanie na dzisiaj. Jego także nie było trudno znaleźć. Siedział w rogu i rozkoszował się towarzystwem panien i jakimś trunkiem. Mike ruszył w jego stronę. Kiedy mulat tylko go ujrzał wyprostował się i wyciągnął do niego dłoń, miażdżąc ją w żelaznym uścisku
- Mike, dawno cię tutaj nie było stary. Drogie panie, to Mike, mój przyjaciel. Ma za sobą spore plecy, więc uważajcie na niego.
- Komuś takiemu jak tobie niepotrzebne są żadne plecy, Safi. – Mike przysiadł do stolika, a po chwili otrzymał kufel piwa od ślicznej kelnerki.
- Co cię sprowadza na stare śmieci?
- Interesy – Safi pokiwał ze zrozumieniem głową i odprawił dziewczyny gestem dłoni. Pochylił się do przodu i nadstawił ucha.
- Widzisz tamtego krasnoluda i mężczyznę w płaszczu? Moim zadaniem jest ich śledzić. Pomyślałem, że skoro tu są to mógłbyś mi ułatwić życie i, bo ja wiem, pozbawić przytomności tego niskiego? Jest on łowcą trolli, a oni są znani ze swojej siły i umiejętności walki. – Na te słowa, oczy Safiego błysnęły, jakby oferta była niezwykle kusząca.
- Cóż, dawno nie miałem tutaj żadnej rozrywki, więc czemu nie? Zająć się tym od razu?
- Nie. Poczekaj. Zobaczymy jak zareagują na rozmowę ze starym Grubem.

Huk jaki rozbrzmiał w gospodzie, sprawił że Mike szybko znalazł się pod stołem. Magia! Nienawidził magii. Czuł, że ten dzień nie będzie należał do udanych. Kiedy już całe to zamieszanie skończyło się, powoli wstał i otrzepał się z kurzu. Safi podszedł do niego i jednym ciosem posłał go na ścianę. Bez ostrzeżenia. Mike wiedział, że gdyby mulat miał połowę swojej zwyczajnej siły, to już by całował bruk.
- Ostatni raz użyłeś mnie do tych twoich ciemnych interesów, Mike. Tamci nie są rabusiami tylko zwykłymi podróżnikami. Radzę ci zostawić ich także w spokoju – powiedział groźnym tonem Safi, ale on go już nie słuchał. Wybiegł z karczmy, nie chcąc zgubić krasnoluda i czarodzieja. Na zewnątrz panowała olbrzymia zawierucha. Coś niezwykłego zwłaszcza, że pierwsze śniegi jeszcze nie spadły. Mężczyzna poczuł szarpnięcie. Ktoś niezwykle silny zaciągnął go w zaułek. Poczuł jak metal przeszywa jego ciało i dosięga serca. W uszach zabrzmiał mu syk:
- Kiepsko wybrałeś, Mike. – Ten nie mógł uwierzyć kto go tak sprawnie i bezszelestnie podszedł po czym błyskawicznie zamordował. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie zdziwienia
- Grub?
To były jego ostatnie słowa.

Martin, Gnordi

Wyszli tym razem głównym wyjściem. Na ulicach Freiburga panował taki spokój, że aż ich to zdziwiło. Kontrastował on z ostatnimi wydarzeniami jakie ich spotkały. Poczuli się… dziwnie. Nadali mieli w pamięci niezwykłe zjawisko pogodowe, więc ciężko było im się wczuć w ten spokojny nurt ludzi. Mieli wrażenie, że ktoś ich obserwuje, ale nie mogli wyśledzić kto ani co to mogło być. Całą drogę szli czujnie. Przed olbrzymią świątynią Ulryka, z równie dużym placem treningowym, znajdowało się mnóstwo rannych żołnierzy. Leżeli na chodniku i ulicy. Droga była zablokowana dla wszelkich pojazdów. Przy bramie do kompleksu świątynnego stało dwóch potężnych wartowników. Kiedy mag i krasnolud chcieli przejść przez bramę, ci zablokowali im drogę swoimi halabardami.
- Świątynia Ulryka jest na razie zamknięta dla uchodźców. Jeżeli jesteście bardzo potrzebujący zgłoście się do jednego z kapłanów pełniących tutaj służbę świątynna.
Na słowa Martina i Gnordiego, że chcą porozmawiać z kapłanem Ranulfem drugi strażnik odparł, że ojciec Ranulf jest w tym momencie zajęty, tak samo jak wszyscy wyżsi kapłani. Nic nie pomagało. Żadne perswazje, przekonywania i układy. Strażnicy najwyraźniej dostali rozkaz nie wpuszczać nikogo. Nawet niżsi stopniem kapłani nie mogli wejść, dlatego znajdowali się na zewnątrz i pomagali rannym oraz zmęczonym.

Gotfryd, Varl

Strażnik robił się coraz bardziej nerwowy. Jego oczy szukały wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji. Widząc, że nic już go nie uratuje, rzucił się do ucieczki. Drużyna ruszyła za nim. Byli od niego dużo sprawniejsi, ale strażnik, o ile w ogóle nim był, znał lepiej te ulice. Wbiegł w wąską, nieużywaną alejkę i zaczął krążyć po niej, co chwilę zmieniając kierunek biegu i rzucając pod nogi ścigających go ludzi beczki i inne rzeczy które mogły by ich spowolnić. Elf nie uczestniczył w pościgu. Gdzieś zniknął. Varl wyforował się trochę do przodu gdyż nie miał na sobie zbędnego obciążenia. Gustav powoli tracił oddech i zwalniał. Gotfryd natomiast gospodarnie zarządzał swoim zapasem energii, by zmobilizować się w końcówce biegu.
Strażnik obejrzał się szybko do tyłu. W ciemności alejek widział wyraźnie, że goni go już tylko dwóch. Złapał drugi oddech i przyspieszył, wiedząc, że niedługo dotrze do dobrego miejsca na kryjówkę. Nie zauważył niestety, że na jego drodze wyrósł trzeci ze ścigających. Elf, zderzył się z ściganym i powalił go na ziemię. Strażnik jednak był zaprawiony w bojach. Zdzielił Mablunga gruchą w plecy i wyślizgnął się z jego uścisku. Pozostali byli już blisko. Chciał znowu rzucić się do ucieczki, ale lekko zamroczony włóczykij zdążył go złapać za kostkę. Strażnik wyszarpnął miecz, zamierzając uwolnić się od zbędnego ciężaru. Ostrze opadło na odsłonięty nadgarstek jak gilotyna, napotkało jednak na swojej drodze przeszkodę pod postacią miecza Gotfryda, który wrzucił drugi bieg i ostatnie metry przebył w rekordowym czasie. Ręce uciekającego nie wytrzymały i miecz wyleciał w powietrze, a on stał bezbronny przed trójką mężczyzn. Zbladł z przerażenia. Ręka sięgnęła za pazuchę i wyciągnęła pistolet. Trzęsącą ręką wycelował go w ich stronę.
- Daj spokój – powiedział elf, podnosząc się z ziemi. – Wszystkich nas nie zabijesz. Nie pogarszaj swojej sytuacji i odłóż broń.
- Nie rozumiecie. – odparł strażnik rozhisteryzowanym głosem. – Ja… oni ich zabiją. Ja nie mogę na to pozwolić.
Zanim ktokolwiek zareagował, włożył sobie pistolet w usta i odpalił. Rozległ się przytłumiony huk, a potem odgłos zwalającego się cielska. Ścianę za nim zdobiła krew i kawałki czegoś co wyglądało na ludzki mózg. Gotfryd, Varl i Mablung stali oniemieli, kiedy dobiegł do nich Gustav i zaklął szpetnie.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 23-03-2010, 12:20   #165
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cholerny strażnik...
A oni byli po prostu głupcami. Gdyby tak wzięli go w ładne kółeczko nie musieliby, jak idioci, ganiać za strażnikiem po ulicach miasta.
A nie dość, że strażnik miał zbyt długie nogi jak na gust Gotfryda, to jeszcze - jak przystało na mieszkańca miasta - znał różne skróty, zaułki, przechodnie bramy.
Gdyby tak popatrzeć okiem osoby postronnej, to cała sytuacja wyglądałaby dość śmiesznie. Zwykle to ludzie uciekali przed strażnikami, a tu nagle strażnik uciekał przed zwykłymi śmiertelnikami...
Gotfrydowi, który zastanawiał się, na jak długi pościg starczy mu oddechu, zdecydowanie nie chciało się śmiać. Przeklinał w duchu i siebie, i strażnika. W duchu, bo na głośne przekleństwa nie starczało mu tchu. Podobnie jak na wołanie "Stój! Zatrzymaj się!", którego zwykle żaden z uciekających nigdy nie słuchał.
Nie po to wszak uciekali, by się teraz zatrzymać.

W ostatniej niemal chwili zauważył, jak strażnik skręcił.
Jeszcze jeden, drugi taki numer i starci go z oczu. A nie mieli pod ręką psa, by go puścić po tropie zbiega.
Przyspieszył, wykrzesując z siebie ostatnie siły, Jeszcze parę minut i będzie mógł zrezygnować, bo zdawać się mogło, że prędzej wypluje płuca niż złapie zbiega... który nagle padł jak długi.
Nie był to jednak szczęśliwy traf, tylko nader przemyślana akcja w wykonaniu Mablunga, który jakimś trafem wyrósł na drodze, którą podążał uciekający strażnik.
Nim uciekinier zdołał się wyzwolić z serdecznego uścisku elfa Gotfryd był tuż obok. Na tyle blisko, że zdołał zatrzymać opadający miecz i ocalić życie Mablunga.
Na tym jednak ich szczęście się skończyło...
Strażnik, zamiast oddać się w ich ręce i zacząć gadać, wolał się zastrzelić...

- Niech to szlag trafi... - powiedział po chwili, gdy otrząsnął się z szoku. Krwawa miazga, jaka została z głowy strażnika nie wpływała zbyt dobrze na nastrój. Ale mimo wszystko myśleć potrafił. - Zdawać by się mogło - powiedział - że owi tajemniczy "oni" wzięli zakładników. Może rodzinę tego biedaka. Strach o ich życie był zbyt silny...
"Szkoda, że nie potrafił nam zaufać..."
 
Kerm jest offline  
Stary 23-03-2010, 20:37   #166
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
„Coś kręcisz, bratku” - pomyślał ostlandczyk, na widok objawów zdenerwowania jakie pojawiły się na twarzy indagowanego strażnika. Krople potu zrosiły mu czoło, a rozbiegane oczy przeskakiwały z jednego członka śledczej grupy na kolejnego. W końcu zdecydował się i skoczył. Nikt z nich nie zdążył zareagować i chociażby złapać strażnika za połę kubraka. Ten nie oglądając się za siebie rzucił się do ucieczki.

- Stój! Łapaj! - krzyknął Varl i wraz z innymi runął w pogoń. Strażnik, najwidoczniej znający miasto, miał jeszcze jedną przewagę. Był szybki. Kluczył i lawirował w zaułkach, coraz bardziej oddalając się od pogoni. Varl, który wysforował się do przodu, co chwilę musiał unikać lub przeskakiwać ponad przewracanymi przez uciekającego strażnika przedmiotami. A to stara beczka, pusta skrzynka, koszyk owoców...

W pewnym momencie tuż przed strażnikiem wyrósł, jakby znikąd, Mablung. Zwarli się na moment, dzięki czemu reszta ścigających zdołała nadbiec. Wywiązała się walka. W ruch poszły miecze. Osamotniony zbieg nie miał żadnych szans. Do momentu, w którym zza pazuchy wyciągnął pistolet.
Po kolei mierzył do każdego z otaczających go mężczyzn. W jego oczach widać było ostateczną determinację. Varl cofnął się mimowolnie i zamknął oczy gdy wylot lufy znajdował się naprzeciwko jego twarzy. Na nic zdały się słowa elfa. Padł strzał.

W ciszy jaka nastąpiła po huku wystrzału, martwe ciało strażnika, niemalże pozbawione głowy uderzyło głucho o bruk. Varl otworzył oczy. Wszyscy stali nad trupem przyglądając mu się w milczeniu. „Człowieku, czemuś to zrobił? Twój nieszczęsny duch nie trafi za bramy Morra. Dla takich jak ty jego królestwo pozostaje zamknięte...” - pomyślał Varl. Potem zamyślił się nad słowami Gotfryda. Strażnik musiał być szantażowany, ale przez kogo? Kim byli owi tajemniczy „oni”? Trop się urywał tutaj, nad ciałem strażnika.

- Trzeba powiadomić kapitana o tym wydarzeniu - powiedział flisak. - I chyba czas sprawdzić trop wiodący do kanałów.
 
xeper jest offline  
Stary 25-03-2010, 18:02   #167
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
To układało się inaczej niż sobie wyobrażał, zgromadzenie magów grupa, która miała być odpowiedzią na większość pytań była tak samo niepewna jak on.
Musieli z krasnoludem prosić o pomoc kapłanów, duchownych! W sprawach magii, istne szaleństwo. Tak jakby pytać pracownika na wiejskiej budowie o teorię budowania katedr.
Ale tylko oni mogli coś wiedzieć szczególnie ten Ranulf człowiek ponoć pozbawiony nadmiernego fanatyzmu.
Przejście było zablokowane, autorytet straży i kolegiów magii kończył się na schodach budowli.
Halabardy, jedno zaklęcie i przejście będzie wolne.
Przecząco potrząsnął głową przy tej myśli, lepiej nie prowokować sojuszników.
Przeklęta teokracja. Już dawno powinniśmy zabrać ograniczonemu dogmatami klerowi realną władzę. Ciekawe o czym debatują? A może?
Choć to wydawało się tak rozsądne jak wskoczenie do jamy pełnej węży, lecz dobro Imperium powinno być wartością samą w sobie.
-O czym to kapłani debatują? Przypuszczam, że wiem, i w tej sprawię przybywamy jako wysłannicy imperialnego kolegium magii jak i straży Middenheim. A jeżeli się mylę to posiadamy informację niezwykle ważne dla kultu Ulryka. Moja prośba jest następująca. Poślij gońca i każ mu przekazać, że przybyli reprezentanci-świadkowie straży i kolegium w sprawie ostatnich wydarzeń w jednej z dzielnic miasta, dokładnie to domniemanej manifestacji boskiej woli Ulryka. Jeżeli to zrobisz i się mylę to nic ci nie grozi, jeżeli się nie mylę a ty tego nie zrobisz. Cóż oddałbym wszystko by nie być wtedy w twojej skórze.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 13-04-2010, 21:51   #168
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Gotfryd, Varl

Samobójstwo strażnika wszystkich wytrąciło z równowagi, ale nie złamało ich hartu ducha. Postanowili najpierw odszukać szczurołapa albo jakiegoś kanalarza, by wreszcie załatwić sprawę z tym mordercą i przeszukać kanały. Jako, że znajdowali się w najgorszej z najbiedniejszych dzielnic Middenheim, znalezienie zwariowanego łowcy szczurów nie było trudne. Lepiej by było udać się tam ze strażnikiem kanałowym, ale ostatnie wydarzenia pokazały, że nie wszystkim strażnikom można ufać. Tonk, bo tak miał szurnięty staruszek na imię, dziarskim acz przygarbionym krokiem szedł obok drużyny w kierunku wlotu do kanału i mamrotał trochę do siebie, a trochę do nich:
- Być ja Tonk. Zaprowadzić bezpiecznie kanały przez was. Ufać wy Tonk. Znać je ja. Dobrze bardzo. Wiedzieć gaz, ślisko, pułapki ja gdzie. Poprowadzić.
Przed wejściem, zapalili podane przez szczurołapa pochodnie i zanurzyli się w ciemność i smród. A ten był wyjątkowo ohydny. Ledwo dało radę wytrzymać. Chodnik nie był szeroki i pozwalał ledwie dwóm postaciom na iście obok siebie i to z trudem. Wysokość także nie była idealna, gdyż musieli iść w lekkim pochyle by nie zawadzać głową o sklepienie. Na środku sufit był wyżej, ale oznaczało to poruszanie się w śmierdzącym gównie, w którym nie wiadomo co do końca pływało. Raz zdało się podróżnym, że zauważyli tam ludzką rękę, ta jednak szybko zanurzyła się w mętnej, zielonkawej wodzie. Byli jednak na dobrym tropie, gdyż w delikatnej poświacie pochodni dało radę dość dokładnie dojrzeć krwawe ślady.
- Co to za krewodciski? – zapytał Tonk nie zwalniając tępa i idąc tam gdzie chciała drużyna.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 13-04-2010, 22:39   #169
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Hej, mały - Gotfryd złapał za ramię przebiegającego obok chłopaczka. Ten usiłował się wyrwać, ale aby to działanie się powiodło musiałby być kilka razu silniejszy. - Jak przyprowadzisz nam dobrego szczurołapa - włożył dzieciakowi miedziaka do ręki - dostaniesz jeszcze parę.
Oczywiście lepiej by było zabrać ze sobą jakiegoś znającego kanały strażnika, ale mogło się zdarzyć, że nie tylko Melchior miał więcej niż jednego pracodawcę.
Chłopak skinął głową i, poczuwszy, że uścisk Gotfryda zelżał, odsunął się o krok. Sprawdził zębami jakość monety, a potem skinął powiedział:
- Znam tu paru. Zaraz kogoś przyprowadzę.
Oczywiście mogło sie zdarzyć, że chłopak miast szczurołapa przyprowadzi kilku kompanów, dla których dobytek Gotfryda i jego towarzyszy będzie łakomym kąskiem. Gotfryd na wszelki wypadek przygotował się i na taką ewentualność, ale staruszek, którego przyprowadził chłopak, nie wyglądał na szajkę bandytów.
- To jest Tonk - powiedział i spojrzał wyczekująco na Gotfryda. - Najlepszy w swoim fachu. Po kanałach chodzi od... hoho... - energicznie pokiwał głową.
- Dzięki - dodał, gdy Gotfryd rzucił mu parę miedziaków. - Polecam się na przyszłość, gdyby panowie czegoś potrzebowali - dokończył. - Zwą mnie Mały Johan.
- Być ja Tonk. Zaprowadzić bezpiecznie kanały przez was - powiedział staruszek, ruszając w stroną najbliższego wylotu kanałów. - Kanał być tam, wy iść.
Po chwili dał sobie wytłumaczyć, że chodzi nie o wszystko jedno jaki kanał, ale o inny, konkretny.
- Ufać wy Tonk. Znać je ja. Dobrze bardzo. Wiedzieć gaz, ślisko, pułapki ja gdzie. Poprowadzić - powtarzał staruszek, idąc za drużyną w stronę 'ich' wejścia do kanału.


Słowo 'smród' było zbyt łagodnym określeniem dla konglomeratu zapachów atakującego powonienie tych, co odważyli się zanurzyć w ciemne czeluście oświetlane migocącymi płomieniami świec.
Gotfryd z chęcią przestałby oddychać i zastanawiał się, co go skłoniło do zejścia w tak śmierdzące rewiry. Aż dziw, że pochodnie znajdywały dość powietrza, by się palić.
Być może nie znajdywały, bo płomień dziwnie migotał...
Kanały same w sobie również nie były najprzyjemniejszym miejscem na świecie.
Budowały je chyba krasnoludy, bo chociaż Tonk szedł swobodnie wyprostowany, o tyle pozostali musieli już pochylać głowy. Gdyby ktoś ich zaatakował, to najwyżej dwie dwie osoby mogłyby stawić wrogom czoła, chyba żeby ktoś miał ochotę brodzić po kostki w płynących dnem kanału ściekach. A może po kolana... Nie było wiadomo, jak głęboki jest środek kanału, a Gotfryd nie miał zamiaru tego osobiście sprawdzać. To, co tam płynęło, z wodą miało bardzo mało wspólnego...
Z kamiennych, wilgotnych ścian spływały strumyczki wody, krople wody kapały im na ubrania i syczały zlatując z sufitu wprost w płomienie pochodni.

- Co to za krewodciski? – zapytał Tonk, wskazując czerwonawe plamy.
- Ktoś został pewnie ranny - powiedział Gotfryd. - Postaraj się nie zgubić tych śladów.
- Tonk nie zgubić. Tonk znać kanały i wszystko widzieć.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-04-2010, 16:37   #170
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Odnalezienie kogoś, kto byłby skłonny do wyprawy pod ulice miasta, okazało się czynnością dosyć łatwą. W końcu znajdowali się w najgorszej dzielnicy miasta i każdy grosz jaki mogli zaoferować za tego typu usługę był mile widziany. Gotfryd znalazł jakiegoś ulicznika, który za marne grosze zobowiązał się odnaleźć kanalarza.

Stary, gadający bez przerwy dziadek przedstawił się jako Tonk. Jego mowa drażniła Varla. Nie dość, że gadał cały czas, to do tego miał irytujący sposób mówienia urywanymi zdaniami, przestawiał szyk wyrazów lub pomijał pewne słowa. Jednak nie można było narzekać. Podążyli za dziwacznym przewodnikiem do kanałów. Gdy już wyjaśnili Tonkowi, że chcą iść do konkretnej części kanałów, poszło jak z płatka.

Zagłębili się w cuchnące trzewia podziemi. Smród jaki panował w ciemnych i wąskich korytarzach był nie do zniesienia. Pierwsze co ostlandczyk chciał zrobić to uciec na powierzchnię i zaczerpnąć powietrza. Powstrzymał się jednak i został na dole. Przez długą chwilę walczył z torsjami jakie wstrząsały jego ciałem, ale w końcu przemógł się i ruszył za przewodnikiem i Gotfrydem. Wąski chodnik wiódł tuż obok wolno płynącego ścieku o kolorze gówna zmieszanego z zielonym barwnikiem tkackim. Co jakiś czas na powierzchni cieczy pojawiały się różne przedmioty. Pusta gliniana, oblepiona śluzem butelka. Kawałek drewna z zardzewiałymi, sterczącymi ku górze gwoźdźmi. Stara, poplamiona szmata. W pewnym momencie wydawało się im, że dostrzegli wystającą z płynnych odpadków rękę, jednak zbyt szybko zniknęła w odmętach aby byli pewni, że to ludzki członek.

Tonk, po skierowaniu się na właściwe tory, podążał za krwawymi śladami jak ogar za tropem rannego jelenia. Niemalże nie mogli nadążyć za nim. Obaj, z rosłym Gotfrydem musieli iść pochyleni, gdyż tunel był zbyt niski aby móc się swobodnie poruszać. Nie mówiąc nawet o skutecznym boju... Varl miał nadzieję, że nie dojdzie do walki. Aż strach było pomyśleć, co by się mogło przydarzyć człowiekowi, jakie ochydztwo mógłby złapać, gdyby wpadł do koryta, którym płynęła bulgocząca od czasu do czasu ciecz.

Gdy tak myślał o niemiłych konsekwencjach nurzania się w gównie, daleko przed sobą zauważył migotliwy blask. Natychmiast złapał Gotfryda za ramię i wskazał w kierunku światła. Tonk najwyraźniej też coś zauważył, gdyż zatrzymał się i przykucnął, nadal gadając pod nosem. Ktoś lub coś zmierzające z przeciwnej strony jeszcze ich nie dostrzegło, światło wyraźnie się zbliżało. Widać było już sylwetkę człowieka.
- Pewnie zaraz nas zauważy - mruknął do najemnika. - Zachowajmy spokój, może to jakiś inny kanalarz... Sigmarze, chroń nas. Będzie dobrze...
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172