Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-01-2010, 22:09   #151
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- To żem się wiele dowiedział - mruknął pod nosem Varl. Odwrócił się na pięcie i wolnym krokiem, niemalże spacerkiem, ruszył w drogę powrotną do strażnicy. Po drodze przypomniał sobie o incydencie, jaki wydarzył się gdy szli z elfem do Morrsparku. Obejrzał się za siebie, jednak tym razem nie zauważył nikogo, kto by za nim szedł.

Do siedziby straży miejskiej dotarł jako trzeci. Na miejscu byli już Gustav i Gotfryd. Gdy wszedł do pokoju, dwaj mężczyźni wymieniali się dokonanymi spostrzeżeniami. Mina Varla dobitnie świadczyła o tym, ile się dowiedział. Obaj będący w pokoju mężczyźni zauważyli to. Gustav powiedział o swoim nieboszczyku, który miał przy sobie nienaładowaną kuszę. „W takim razie musiał zostać zabity z zaskoczenia” - ocenił ostlandczyk. Gotfryd nie dowiedział się niczego. „Świetnie...”

- W Morrsparku pochowano obu nieboszczyków - zaczął zdawać relację, Varl. - Strażnik z Collegium pochowany został w normalny sposób, jego nagrobek też jest zwykły. Ten drugi natomiast, żebrak czy też złodziej z Kwartału, miał spocząć w nieopisanej mogile. W ostatniej chwili zjawili się jacyś ludzie, rozpoznali go i opłacili pełny pogrzeb. Na Sigmara, ciekawa sprawa, nie? Jak on się nazywał... Gerhard Kroenen, chyba. Jego nagrobek też jest ciekawy. Wyryto na nim miast miana zmarłego litery O i P, a także dziwny symbol. Skrzyżowane miecz i topór oraz sigmarycka kometa. Macie może jaki rysik i papier, to narysuję.
 
xeper jest offline  
Stary 17-01-2010, 16:39   #152
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
-Te buty są za ciasne! Oszukałeś mnie!
Bugg zmarszczył brwi, patrząc z wyrzutem na zarośniętego mężczyznę przed nim, który siedział na ziemi oparty o kamień. Skał tu nie brakowało. Można było powiedzieć, że jest ich stanowczo za dużo. Ale przecież teren taki jak ten, widziało się przy każdej górskiej rzece.
-Zawsze możesz oddać mi je z powrotem Bugg…

Szczurołap chodził zdenerwowany wokół ledwie tlącego się już ogniska. Inni członkowie oddziału nie przerywali swoich zajęć. Krzątali się w obozie, szykując powoli do dalszej drogi. Bugg stanął w miejscu i popatrzył na niebo wzdychając.
-Nie, zostawię je sobie. Może i nie będę w nich chodził… ale ty też! Phi! Głupol z ciebie… Młody.

Oburzony najemnik podniósł się.
-Jak śmiesz mnie tak nazywać… ty… ty gnojku! Jestem starszy od ciebie!
Szczurołap zaśmiał się złowieszczo i odpowiedział mu nieprzyjemnym tonem:
-Założysz się? Nie, zaraz. Nie zrobię tego znowu! Oszust! Przyjdę do ciebie w nocy i zabiję cię! O tak, ciach!
Bugg zamachnął się nożem w powietrzu, opisując dokładnie co zrobi człowiekowi, któremu groził.

Gdyby nie pokaz dźgania sztyletem, szczurołap pewnie usłyszałby ciche kroki za jego plecami.
-Bugg, zamknij się. Albo zaraz ja uciszę ciebie. –Głos dobiegał gdzieś z tyłu. Był tak wyprany z emocji, jak tylko było to możliwe dla ludzkiego głosu. Dorównywał on nawet beznamiętnemu mlaskaniu mięsa ubijanego tłuczkiem w karczmach. Niedoszły krzywdziciel wzdrygnął się i odwrócił.
-Och! Przecież żartowałem Lool! Zostaw mnie w spokoju.

Lool, dowódca najemniczego oddziału, spojrzał ostro na Bugga. Zastanowił się chwilę, poczym kopnął go w tyłek z warknięciem.
-Ubieraj się, nie będziemy czekać specjalnie na ciebie!
Szczurołap pokazał dowódcy język i poszedł zbierać swoje rzeczy. Nie było ich dużo, problem stanowiły za to buty, które wygrał w zakładzie od nowego członka ich drużyny. Nie mogły być wiele warte, a dla szczurołapa bezużyteczne.

Wypatrzył Młodego przy brzegu rzeki.
-Łap! –Rzucił obuwie w jego stronę. Zdziwiony najemnik nie zdążył złapać bamboszy, należących jeszcze niedawno do niego. Buty poturlały się po mokrym żwirze, prawie wpadając do strumienia.

Bugg poszedł z powrotem do ogniska i usiadł przy nim czekając aż wszyscy będą gotowi do wymarszu. Był dopiero ranek. Nieco wcześniej dopiero zaczynało świtać. Szczurołap ziewnął. „To będzie długi dzień.”- pomyślał.
 
MrYasiuPL jest offline  
Stary 21-01-2010, 04:37   #153
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Bugg

Grupa najemników ruszyła w drogę, kiedy tylko słońce wyjrzało zza szczytów Gór Krańca Świata. Była to odpowiednia nazwa dla tych niebezpiecznych terenów, granicy cywilizowanego świata. Za nimi znajdował się już tylko chaos i pustkowia, Mrocznych Ziem. Tak przynajmniej było wiadome Bugowi. Drużyna składająca się z trzydziestu zaprawionych w bojach wojownikach, zmierzała do obleganej twierdzy krasnoludów Karak Ungor. Ta potężna forteca została zaatakowana przez kolejną falę zielonoskórych. Krasnolud wezwały, zapewnie niechętnie, oprócz współbraci także i sojuszników z Imperium. Wiele band takich jak ta zostały wynajęte przez szlachciców by nie osłabiać własnych włości i nie wysyłać własnych żołnierzy. Żaden przyzwoity najemnik nie będzie rozsądzał sprawy za jaką mu płacą, jeżeli jest to walka. Tak samo oni. Dlatego teraz krążyli w labiryncie ostrych skał, starając się dotrzeć na miejsce koncentracji wojsk. Dawno temu zeszli z kupieckich szlaków i zostawili za sobą bezpieczne tereny, ale podróż odbywała się bez przeszkód. Jeżeli utrzymają takie tępo to dotrą na miejsce dzisiaj wieczór. Nie było im jednak dane tam się dostać. Mniej więcej w południe, po kilku godzinach forsownego marszu, znajdowali się przed dość ciasnym korytarzem prowadzącym na drugą stronę góry. Szczelina nie wyglądała zbyt interesująco. Kapitan toczył właśnie naradę ze swoim sierżantem, a reszta drużyny odpoczywała i odzyskiwała siły.
- Mam złe przeczucia, powinniśmy obejść to miejsce – przekonywał sierżant.
- Wtedy stracilibyśmy cały dzień albo i dwa. Armia nie będzie na nas czekać – sprzeczał się kapitan.
Taka dyskusja trwała jeszcze kilka minut, jednak kapitan był nie ugięty. W końcu porucznik zaniechał jakichkolwiek prób i odszedł na bok z nietęgą miną.
- Słuchajcie! Będziemy szli trójkami w pełnym rynsztunku. Kto posiada broń dłuższą od miecza, ten chroni tyły. Pełne skupienie – rozkazał kapitan i włożył tileański hełm na głowę. Najemnicy wykonali rozkaz błyskawicznie.

W przełęczy było ciemno. Słońce nie miało jak dotrzeć do tego ciasnego przesmyku w którym zmieściło by się może czterech ludzi idących obok siebie, a i tak nie wszędzie by się przecisnęli. Drużyna szła ostrożnie i każdy z uwaga przyglądał się szczytom urwiska wiszącym kilkanaście metrów nad nimi. Ostre szpony skał zdawały się wisieć nad ludźmi i rzucać na nich złowieszczy cień. Przednie czujki były już w odległości trzech czwartych od wejścia do rozpadliny, gdy nastąpiło to co nieuchronne. Zawsze należy słuchać przeczucia wojownika, zwłaszcza starego i doświadczonego. Grad strzał spadł na niczego nieświadomych najemników nagle. Zabił wielu z nich na miejscu.
- Tarcze! – krzyknął kapitan, samemu kryjąc się za swoją. Właściwie to rozkaz nie był potrzebny, gdyż większość instynktownie uczyniło to wcześniej, w tym Bugg. Niektórzy ścisnęli się w grupki i starali osłonić się przed nadlatującymi zewsząd morderczymi pociskami. Ten natomiast kucał pod ścianą i zaciskał palce na rzemyku jego okrągłej tarczy. Jedna ze strzał wbiła mu się pomiędzy nogami o cal od dużego palca. Na lewo od niego leżał na plecach w kałuży własnej krwi młodziak od którego wygrał buty. Grot wystawał mu z gardła. Płuca starały się nabrać życiodajnego powietrza, co kończyło się tylko zwiększeniem plamy i krztuszeniem połączonym z charczeniem. Nie pożył długo. Jego martwe oczy spotkały się z oczami Bugga…
Kilku wojowników ze straży przedniej próbowało wydostać się z ciasnej gardzieli, ale u wyjścia czekała na nich kolejna niespodzianka. Wyposażeni w topory, młoty i siekacze, orki wyskoczyły, rycząc i rzucając się na zaskoczonych najemników. Przewyższali drużynę dwukrotnie w jej pełnym stanie. Teraz zapewnie było ich trzy, cztery razy więcej niż ludzi. To była pułapka. Zasadzka zielonoskórych. Jedno było pewne. To nie oni za to odpowiadali. Bugg patrzył z przerażeniem jak pierwsze orki zbliżają się do jego towarzyszy. Ich poorane bruzdami twarze odziane w ostre kły wykrzywiały się w uśmiechu i bitewnym szale. Rozpoczął się pogrom.

Gotfryd, Varl

- Znaczy… - odparł Gustav. – Jeszcze tam nie byłem. Na razie badałem dokładnie archiwum i wypytywałem strażników czy nie słyszeli o czymś podejrzanym. Nie byli z tego zadowoleni. Zwłaszcza jeden. Miałem wrażenie jakby mnie potem śledził, ale pewnie mi się zdawało. Nie ważne. Przydało by się sprawdzić to miejsce. Chciałem na to poczekać z wami, więc możemy teraz ruszyć. – Żołnierz wstał i zabrał swoje rzeczy ze stołu. Zwrócił się do Varla. – Wybacz. Także słyszę po raz pierwszy o takim symbolu. Trzeba by się spytać kogoś uczonego, a nie takiego prostego żołnierza jak ja.
Kiedy byli już gotowi do drogi, do pokoju wszedł Mablung. Minę miał zachmurzoną i był trochę zdenerwowany.
- Jesteś wreszcie. Gdzie byłeś? - Spytał Gustav. Elf spojrzał z wyrzutem na Varla i odparł:
- Coś mnie zatrzymało.
- Idziemy zbadać miejsce zabójstwa tego nieznajomego. Idziesz z nami?
- Oczywiście

Kroen zginął w bezimiennym zaułku Starego Kwartału w południowo-wschodnim narożniku miasta. Ta część została najbardziej zniszczona przez armie chaosu. Większość budynków została strawiona przez piekielne działa i w wyniku walk o bramę Wschodnią. Sam wiadukt został zamknięty na czas remontu. Mnóstwo spalonych kamienic i innych budynków ziało pustką, tak samo jak większość dzielnicy. Jej mieszkańcy zostali przesiedleni do Ostlandu. Tylko gdzie niegdzie kręcili się biedacy, żebraki i szczurołapy. Po drodze drużyna minęła olbrzymi krater. Otoczony był sznurem na którym wisiała kartka z zakazem wstępu z powodu zagrożenia życia. Podpisana była przez naczelną kapłankę Shally i kapłana Sigmara. Dookoła niego kręciło się kilkunastu strażników z pochodniami w dłoniach i kapłanek leczniczej bogini. Było to miejsce w które bezpośrednio trafił pocisk z piekielnego działa zmiatając stojącą tu wcześniej rzeźnie i kilkanaście bloków budynków. Skała na obrzeżach krateru stopniała i zmieniła barwę na czarną. Tu i ówdzie wyrosły dziwne, zmutowane kwiaty o olbrzymich kolcach.
Zaułek, miejsce zabójstwa, wyglądał normalnie. Gustav wskazał dokładnie miejsce znalezienia ciała przy ścianie budynku. Dookoła unosił się smród ze znajdującego się nieopodal otwartego kanału ściekowego.
- Uch, ale tutaj zalatuje - skwitował zapach elf.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 21-01-2010, 13:22   #154
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To było coś, czego Gotfryd nie potrafił do końca zrozumieć. Jak można było nie obejrzeć miejsca, w którym zginął tamten człowiek? Trzeba będzie nadrobić to zaniedbanie...
Gerhard Kroenen nie mógł być byle kim, skoro znalazł się ktoś, kto zapłacił za pogrzeb. A te literki i symbole... To chyba jakaś organizacja. Może na posterunku coś będą wiedzieć...

Nikt nic nie wiedział, nikt nie potrafił odpowiedzieć. Jeśli to była jakaś organizacja, a Gotfryd mógłby się założyć, że tak było, to albo powstała niedawno, albo też była nie do końca legalna. Aż tak zakamuflowana? Chociaż w przypadku nielegalności tym bardziej strażnicy powinni o czymś takim wiedzieć. Chyba, że działają na zasadzie 'wiem, ale nie powiem'. Byliby aż tak głupi?

Wyszli ze strażnicy w czwórkę. Uszli kilkanaście kroków, gdy Gotfryd, wymijając solidniej zbudowaną mieszczkę, spojrzał za siebie. Na schodach prowadzących do siedziby straży stał jeden ze strażników i spoglądał w ich kierunku. Całkiem jakby chciał sprawdzić, czy idą tam, gdzie mówili. A może było to tylko wrażenie? W końcu w tym, że jakiś strażnik wychodzi do miasta nie było nic dziwnego...
Nieco dziwniejsze było to, że droga owego strażnika wiodła w tym samym kierunku, co ich. A o tym Gotfryd przekonał się dość szybko - wystarczyło od czasu do czasu rzucić okiem przez ramię.

Stary Kwartał z pewnością nie stanowił wizytówki miasta... Opuszczone domy, grupki biedaków, najpewniej usiłujących odnaleźć jakiekolwiek zdatne do użytku-sprzedaży przedmioty, szczurołapy, mogące w tych rejonach liczyć na obfite łupy. I gromada strażników i kapłanów, otaczająca wielki lej - pozostałość po atakach armii Chaosu. Bariery i ostrzeżenia były zgoła niepotrzebne - tylko krańcowy idiota pchałby się do tego cuchnącego chaosem miejsca lub usiłowałby zrywać zmutowane kwiatki.
Strażnik, podążający do tej pory za drużyną, zatrzymał się przy grupce strażników i pogrążył się w rozmowie z jednym z nich.
Gotfryd uśmiechnął się sam do siebie. Dobrze, że z nikim nie dzielił się zwymi podejrzeniami. Wyszedłby na przewrażliwionego głupca.

W porównaniu z kraterem zaułek w którym zginął Kroenen zdawał się być oazą normalności i spokoju. Można było ze spokojem, bez świadków, zbadać cały teren.
No, prawie bez świadków.
Zza rogu, dyskretnie, starając się nie przyciągać niczyjej uwagi, wszelkim poczynaniom ktoś się przyglądał.

- Słuchajcie - Gotfryd pochylił się wejściem do kanałów i gestem przywołał pozostałych. - Chodźcie na chwilkę... Nie rozglądajcie się - powiedział ściszając głos do szeptu. - Od chwili wyjścia z posterunku idzie za nami jeden ze strażników. Może warto by go spytać, czego sobie życzy?
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 27-01-2010 o 11:00.
Kerm jest offline  
Stary 24-01-2010, 10:45   #155
 
Ghosd's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znany
Szczurołap spodziewał się ataku, jednak Martin złagodził sytuację:

-Spokojnie chcemy tylko chwilę porozmawiać!

-Hę? Rozmawiać? Ze starym Grubkiem? Dlaczego chcecie z nim rozmawiać?

"Pięknie, jeszcze tylko kolejnego wariata nam brakło..."

-Koleżko, usiądź z nami, napijmy się piwa i obgadajmy interesy.-powiedział Gnordi nieco podenerwowany zachowaniem szczurołapa.

-Odłóż broń a się napijemy, zjemy i się dowiesz.-powiedział czarodziej uspokajając nowego towarzysza.

Nagle twarz szczurołapa stała się niezwykle poważna - Ah, interesy-Usiadł przy stole i powiedział szeptem -Więc kogo mam zabić?

-Hmm... chodzi nam raczej o informacje.- powiedział zabójca

-O legendzie...

-Żadnej cholernej legendzie! Toż ile razy mam powtarzać, że one istniejo?!

- legendy? Stary Grub zna sporo legend. Miejskie wiejskie, ciemne i jasne, prawdopodobne i zupełnie szalone

-Ciemnie i podmiejskie.-odparł Martin i wyszeptał w stronę krasnoluda- Ty to wiesz... większość uważa je za legendę

Gnordi tylko prychnął w odpowiedzi, nie zamierzał kłócić się z czarodziejem.

-To może legendę o bracie Randala? Znacznie plugawszym i złym od niego? Co wy na to?

- Szukamy informacji o skavenach. Może widziałeś te na wpół mityczne istoty lub znasz kogoś kto widział?-zapytał Martin

Gnordi usiadł do stolika i rozwalił się na krześle.

-Ehh... dobra, siadajcie, próżno gadać, gdy w gębę suszy

-Co fakt to fakt. Jeżeli można to też usiądę.

-Karczmarzu można na chwilę prosić!?- krzyknął Martin, po czym zamówili trzy piwa.

Słysząc o skavenach Grub nagle zamilkł. Do stolika podszedł barman i postawił przed każdym zamówione piwo. Szczurołap złapał za swój kufel i wypił go na kilka łyków. Kiedy skończył, oparł się o oparcie krzesła i odparł:
- Skaveny? Przecież to tylko bajka. Widziałem duże szczury ale skaveny? Nie, on nie istnieją... właśnie, że istnieją! - nagle zapiszczał. - I wiesz o tym bardzo dobrze!

Gnordi zaczął się wkurzać, ile razy ma tłumaczyć, że to prawda?
W międzyczasie razem z Martinem zamówili ciepłe posiłki dla siebie.

-Posłuchaj, WIEMY, że one istnieją, chodzi o to, gdzie mają jakieś swoje gniazdo?

-Legenda czy nie legenda, jak widzisz zdania są podzielone. Ja ufam krasnoludowi. Ważne jest czy ty widziałeś lub znasz kogoś kto tak twierdzi.

-Gniazdo? Jak szczury o małych móżdżkach mogą mieć gnia... mają je głęboko pod miastem w... ZAMILCZ!! - ostatnie słowo zostało wykrzyczone. Najwyraźniej Grub cierpiał na jakąś dziwną chorobę i ... sprzeczał się z samym sobą.

Gnordi zauważył, że Martin jakoś się dziwnie skupia na szczurołapie, jakby cały się napiął jednocześnie, nie spuszczał z niego oczu.

-Eee... a wiesz czy ostatnio nie wyłaziły na powierzchnię?-zapytał lekko zdziwiony

-szczury, mój drogi krasnoludzie, wiecznie wychodzą na powierzchnie. A tacy jak ja się nimi zajmują. - Nastrój szczurołapa cały czas się zmieniał. Teraz mówił tak jakby był profesorem tłumaczącym żakowi że 2+2=4

-Chodzi mi o skaveny, jak być może wiesz ostatnio zamordowały paru ludzi...

- zamordowały? Naprawdę? - zapytał się ze szczerym zdziwieniem. - To niepokojąca informacja

-Ale to ciebie nie dotyczy, ciebie dotyczą gratyfikacje jakie możesz otrzymać za udzielenie informacji.

-Ano, jakimiś strzałkami ich potraktowali...

-jakiej grafi... gratyk... o jakiej stawce rozmawiamy? - spytał tym razem jak rzeczowy kupiec.

-Jakie graty? O czym Ty mówisz?

-Zależnej od tego co powiesz. Na pewno jej sobie nie wyobrażasz.

-Z resztą, możesz nam powiedzieć wszystko co wiesz o skavenach?

-Widzisz Gnordii ludzie nie często chcą robić coś z poczucia chęci do pomocy. Dlatego trzeba ich zachęcić wynagradzając ich adekwatnie do zasług.

-Umm... niech Ci będzie, powiedzmy, że wszystko zależy od stopnia w jakim nam pomożesz, a więc...?

-Hm co wiem o skavenach? Zgodnie z legendą są to olbrzymie szczuroludzie. Nie są jednak jak zwykłe zwierzoludzie. Są zwinne i sprytne. Są dziećmi Rogatego Szczura ich boga. Podobno mieszają pod Imperium i starają się zniszczyć Imperium od środka. - powiedział fachowo i przybliżył się do nich. - To co stawicie mi piwko?

-To już wiemy. Interesuje nas czy wiesz coś więcej.

-Nikt nic więcej nie wie. Rzadko ktoś przeżywa spotkanie z nimi-odpowiedział Grubb

-Będzie piwo, jak powiesz więcej o szczuroludziach tu, w Middenheim- Gnordi się niecierpliwił

-Rzadko, jednak niektórzy przeżywają. Znasz może kogoś takiego lub wiesz gdzie byli ci, którzy nie przeżyli?

- W Middenheim? Nigdy o nich nie słyszałem - odstawił kufel do góry dnem i nagle z jego gardła wydarł się znowu ten pisk, tym razem przytłumiony. - Kłamiesz-powiedział spierając się z samym sobą- Nie znam nikogo takiego. Jak mówiłem w Middenheim ich nie ma

-Co do piwa, to ja zamiast tego cieńkacza proponowałbym przejść do konkretów i zamówić wódkę. Co ty na to panie Grub?-zaproponował czarodziej

Dziecięcy uśmiech zakwitł na jego twarzy. - Czemu nie?

-Dobrze prawisz. Jednakoż, panie szczurołap, jeśli chcesz z nami pić, powiedz nam, widzę, że się wahasz...

-To napijmy się!

-Ahh... zdrowie

-Haj!-szczurołap wypił i powiedział-Ja? Grub się nie waha! Nie zna tego słowa!

-No to napijmy się jeszcze dla klarowności umysłu a potem pogadamy. Zdrowie!

-Zdrowie Panowie!

-Hop!- Krasnolud zastanawiał się ile potrzeba, żeby upić niesfornego szczurołapa...

-No to jak pijemy to może powiesz co tam u ciebie słychać?-Martin zapytał z nadzieją, że Grubb się upił

- U mnie? Ostatnio coraz więcej pracy i coraz mniej szczurów. Kryją się głębiej w kanałach a tam się nie schodzi. Nie samemu...

-Do kanałów? czemuż nie?-Zachęcał do mówienia krasnolud.

-Tam gdzie kończą się kanały, zaczynają się jaskinie a co w jaskiniach jest? Tego chyba nikt nie wie

-Nikt, nie wie... A może ktoś coś przypuszcza, roznosi plotki?-powiedział czarodziej i nalał następną kolejkę.

-Cóż może i roznoszą ale ja żadnej nie słyszałem, ani nie znam nikogo kto by tam zapuszczał

-A może znasz kogoś kto słyszał, coś? Lecz to później, rozmowa zdechła. Hej Gnordi! Chluśniem bo uśniem!

-Dawaj!

-Zdrowie!-Poszła kolejka, szczurołap wyglądał już na podpitego

-A więc, Grub... może opowiesz nam kiedyś się spotkał po raz pierwszy ze skavenami?-zapytał krasnolud

- a tak w ogóle to czemu wypytujecie starego Gruba o takie sprawy? Chyba nie jesteście skavenami w przebraniu? - zapytał podejrzliwie

-Te przebrzydłe stwory są podejrzewane o zabicie paru ludzi, w tym kapłana. Pomiot chaosu, oby zdechł w ogniu.

Gnordi zarechotał na słowa szczurołapa:
-Ciekaw jestem co za skaven by był na tyle gruby, żeby zmieścić się w moją skórę...

-zabiły kapłana?? naprawdę?

-Taa...

-Tak przypuszczamy. Psia ich mać.

-hm... to dziwne

-Więc powiedz nam co wiesz, bo ludzie twej profesji znają kanały i na pewno coś wiedzą.

-Powiedziałem już co wiem - odparł spokojnie nalewając kolejną kolejkę. - Skaveny to szczury mimo wszystko, a te działają tylko w jakimś konkretnym celu- o ile istnieją oczywiście ... istnieją!

-Istnieją! Nie denerwuj mnie...

-skoro tak mówisz...mój drogi krasnoludzie

Gnordiego denerwowało to, że Grubb mówił do niego drogi:
-Może nas zaprowadzisz do ich kryjówki?

-jak już mówiłem, nie znam jej o ile istnieje

-Dobra, pijemy!-krasnolud polał

-Ja lepiej spasuję tą kolejkę.-powiedział Martin

-Już wymiękasz...? A Pan panie Grub?

-A... chętnie-szczurołap był już wyraźnie upity i zaczepił pobliską barmankę

-Taa. Lepiej zajmę się tym gulaszem zanim jeszcze bardziej wystygnie. Oby nie był trujący.- Martin wziął się za potrawę

- Słodka wyberzmy się na zaplecze co? - dostaje z liścia. - Hm, nie w moim typie-powiedział szczruołap rechocząc- Trujący? znam parę dobrych trucizn jeżeli chcesz

-Trucizn? Nie prościej łeb toporem ściąć?

-Trucizny truciznami, ale wolałbym nie znaleźć ich w moim gulaszu. Swoją drogą co dobrze szczury zabija i jaka ilość tego zabije powiedzmy szczury o masie takiego skavena?

Nagle w sali robi się poruszenie. Z rogu wyłoniła się jakaś potężna postać i zaczęła przechadzać się po sali. Momentalnie zapadła cisza.
- Uważajcie na tego dryblasa - wyszeptał Grub. - To Kronos. Najsilniejszy człowiek jakiego widziałem. Kiedy tak wstaje to znaczy, że szykuje się bitka

"Nareszcie coś się dzieje...."

Mężczyzna zwany Kronosem przeszedł powoli przez salę i stanął przy waszym stoliku. Grub odwrócił się do niego i radosnym głosem zawołał:
-Hej Krono, co tam leci stary...- olbrzymia dłoń zacisnęła się na jego gardle i cisnęła nim na następny stół.

- Nie jestem twoim znajomym. Co się tak śmiejesz krasnalu?!

Gnordi wyprowadził cios wstając, wcelował lewą ręką w wątrobę Kronosa i trafił. Olbrzym zatoczył się kilka metrów do tyłu, skulił się i wypluł krew. Gdy trochę ochłonął rzucił się z wściekłością na krasnoluda. Zabójca uniknął ciosu i wyprowadził jednocześnie swój, gdy Krono był jeszcze rozpędzony. Cios trafił giganta tam, gdzie Gnordi trafić chciał, prosto w szczękę. Uderzenie posłało człowieka na stłoczonych gapiów, którzy nie wytrzymali i zaczęła się ogólna bijatyka. Gnordi widząc tak wielu nowych przeciwników nie zamierzał przestać, wreszcie nadarzyła mu się okazja do dobrej bitki. Oddawał ciosy na prawo i lewo, nie słyszał prawie nic.

Szał bitewny kompletnie ogarnął krasnoluda. Powracały do niego wspomnienia... ludzie przypominali mu już wyznawców chaosu. Wszędzie wokół szkaradne, powykrzywiane twarze kultystów i odziani w grubą stal wojownicy. Gnordi chciał wszystkich zabić, uderzał coraz mocniej i mocniej, chciał poczuć pękające czaszki pod swoją pięścią.

Nagle niesamowity huk, jak grom, rozległ się w karczmie, wszyscy przestali się bić, patrzyli na Martina.

-Wracajcie do swoich spraw, łachmyty. - zabrzmiał burkliwy głos karczmarza, wycierającego kufle. Jedyne co się zmieniło to to że na barze leżał garłacz a zdjęty fartuch odsłonił pistolet tkwiący w kaburze przy pasie. Ludzie zaczeli rozchodzić się do stolików, szemrając ze strachu i patrząc z ukosa na czarodzieja. - A ty, mości czarodzieju, - dodał karczmarz patrząc na Martina. - Proponuję stąd wyjść jak najszybciej i nie narażać się

Twarde argumenty gospodarza zmusiły wszystkich do spokojnego powrotu do stolików oraz kontynuowania rozmów i picia. Nagle Gnordi poczuł ucisk na ręku, odwrócił się, to Kronos ściskał go, trzymał się za obitą szczękę. Zabójca podniósł tylko rękę, jakby chciał wyprowadzić cios.

Krono tylko uśmiechnął się widząc reakcje swojego niskiego przeciwnika i klępnął go w ramę. Następnie oddalił się do kąta z którego wyszedł.

Gnordi był wyczerpany walką, szał się skończył, jednak czuł nieustanne pulsowanie adrenaliny w żyłach. Wyszedł chwiejnie na zewnątrz, żeby ochłonąć. Oparł się o ścianę budynku, świeże, chłodne powietrze dawało ukojenie. Zobaczył, że szczurołap z Martinem byli na dworze, Grubb chciał odejść, jednak Martin go zatrzymał, po chwili zaczął coś wykrzykiwać. Oddalali się coraz bardziej, więc krasnolud postanowił wolno iść za nimi.

Nagle zobaczył jakieś światełka pomiędzy postaciami, magia... Gnordi wyjął topór i zaczął biec w kierunku walczących. Gdy był nieco bliżej usłyszał wołanie Martina

-Na Sigmara! Gnordi! Czarownik! Bij!

Krasnolud zrozumiał, że mają kłopoty, przyśpieszył. Postanowił, że uderzy szczurołapa drugą, tępą, stroną topora, żeby podziałał jak młot i ogłuszył przeciwnika. Nie chciał uderzyć z całej siły, żeby nie roztrzaskać czerepu Grubba.

Dziwna scena się przed nim rozegrała, gdy miał uderzać. Czarodziej dźgał i ciął mieczem w Grubba, a ten po prostu odchodził, ciosy się odbijały. Gnordi wziął pełny zamacz, udzerzył i... nic, topór się odbił od głowy szczurołapa jak od muru. Walnął jeszcze raz, mocniej, jednak Grubb po prostu uchylił się, z szybkością błyskawicy.

Nagle zrobiło się strasznie zimno, zaczął padać śnieg, wielkie kawały lodu spadały z nieba. Gnordi uskoczył przed jednym z sopli i upadł. Wszystko jakby zamarło, jakby czas się zatrzymał. Szczurołapa nie było, słyszeli tylko wołania: "Ulryk! Ulryk!".

Martina uklęknął, mamrotał coś pod nosem, ale Gnordi go nie słyszał, stał ciągle wyprostowany, z toporem w ręku, patrząc co się dzieje.
 
Ghosd jest offline  
Stary 24-01-2010, 12:02   #156
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
-Ulryku wybacz nam!
Czarodziej padł na kolana przed domniemaną manifestacją woli boskiej.
-Padnij na kolana bo nas fanatycy rozszarpią.
Wyszeptał do krasnoluda, zabójca nawet się nie ruszył.
Rzucą się na nas.
Mylił się, ludzie nic nie zrobili. Niektórzy za jego przykładem padli na kolana. Udało się przekonał gapiów o swej gorliwości. By podtrzymać swój wizerunek klęczał mimo, że jakiś kamień wbijał mu się w kolano.
Nie dopuścić do rozlewu krwi.

Jak do tego doszło? Jeszcze trochę a spilibyśmy go dość by nam powiedział, może. Jednak musiało pójść coś nie tak, musiało.
Kronos, czy jak się ta góra mięśni zwała, dlaczego zaczepił Gnordiego? To było pewne, że krasnolud nie da sobie w kaszę dmuchać, a liczyć na pokonanie zabójcy w walce na pięści? Obłęd.
Oczywiście człowiek dostał wycisk, następnie szynk ogarnął chaos. Coś strasznego, każdy bił się z każdym a nasz. Musiałem interweniować. Taki był mój obowiązek.
-W imieniu straży! Spokój! - Nikt nie słyszał, nie chciał słyszeć? Czarodziej uniósł swój kostur w górę, i szybko bez przygotowania sięgnął w domenę chaosu. Wydobył dźwięk, który wciąż odbijał się echem wśród murów miejskich, huk dział armii oblężniczej. Wciąż się dźwięczał w eterze, wzmocnił go i uderzył w podłogę. Rozległ się huk, zapanował spokój.
Oto potężny mag daje do zrozumienia, że może was w każdej chwili zabić. Co za absurd! Teatr, gra świateł, piach w oczy, ale to jest konieczne.
-Grub!
Musiał odszukać informatora, wybiegł na zewnątrz.

Grub stał na zewnątrz, oparty o ścianę budynku. W zębach trzymał fajkę a lewą ręką szperał w kieszeni. Kiedy podszedł do niego czarodziej odparł:
- To była ciekawa sztuczka. Nie wiedziałem, że jesteś czarodziejem. Jak cię zwą? - znalazł w końcu to co szukał. Wyciągnął zapałkę i potarł nią o ścianę. Następnie przyłożył ogień do wylotu fajki i zapalił ją.
-Tak jestem czarodziejem i biorąc pod uwagę opinię o moim fachu nie chwale się tym wtedy gdy nie trzeba. Martin von Altmarkt.

Zapanowała cisza.
-Jesteś nam winien przysługę, gdyby nie my mógłbyś nie żyć, lub byłbyś połamany. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Więc powiedz nam jak trafić do leża szczuroludzi w jaskiniach pod miastem. Straż zrobi tam porządek i nikt już nie zginie w kanałach. -Spróbował nakłonić tą część Gruba, która coś wiedziała do współpracy.
Grub zaciągnął się i spojrzał w zachmurzone niebo.
- Może i masz rację. Szczury to zwierzęta wręcz koczownicze. Nigdy nie znajdzie się ich dwa razy w tym samym miejscu. Straż wiele może zrobić ale ich nie wytępi bo są nam potrzebni, Chaos jest nam potrzebny ale ty to dobrze wiesz, Martinie. - Szczurołap odwrócił się i zaczął iść. - Spróbujcie jeżeli się wam uda je wyśledzić. Ja niestety nie mogę wam w tym pomóc, mogę wam dać tylko radę. Strzeżcie się Randala i jego popleczników. Natomiast Gnordiemu, powiedz żeby się nie martwił. Odkupi jeszcze swoje winy z nawiązką

-Chaos jest potrzebny, jednak nie część która nas zabija. Gdzie było ich gniazdo? -Mag podbiegł do odchodzącego człowieka.
Grub nagle się zatrzymał i odwrócił. Stracił ten łagodny wyraz twarzy. W jego oczach można było ujrzeć złość a słowa zabrzmiały jak groźba:
- Tego nie wie nikt. Szukajcie w kanałach. Nic więcej nie mogę wam pomóc. Nie idź za mną.
-Trzeci raz ratuje ci dziś życie. I jesteś nam winien. Gratyfikacją jest fakt, że raz ci odpuszczam. Ostatni dług odpłacisz nam będąc naszym przewodnikiem. I nie próbuj uciec.-Martin przygotował do użycia małą niepozorną strzałkę. Niepozorną, choć z smutkiem wiedział, że jeżeli potwierdzą się jego przypuszczenia to ten kawałek drewna zabije szczurołapa- Sam mówiłeś, że w kanałach giną ci, którzy nie znają drogi.
- Nie próbuj, mnie do niczego zmuszać. Takie jest rozporządzenie istot znacznie potężniejszych niż ty.
-Takie słowa mogą cię zaprowadzić na stos. Nie próbuj uciekać albo będę musiał uznać cię za kultystę, i zabić. Daje ci szansę dowiedzenia twej niewinności.
- Nie muszę niczego dowodzić. - odparł szczurołap i znowu się odwrócił, odchodząc
-Ostatni raz rozkazuję ci pójść z nami, albo nie zostawisz mi wyboru!
Nie usłuchał, wtedy Martin zastanawiał się dlaczego, teraz klęcząc wiedział. Nie musiał się nas bać.
Choć napawało go obrzydzeniem zabicie człowieka ciosem w plecy musiał to zrobić. Czarodziej kolegium magii, który porzuci swój obowiązek jest nie lepszy od szalonego czarnoksiężnika.
Splótł wichry magii wokół małego przedmiotu, zmusił je by przybrały jego formę i nakazał wykonać śmiercionośny cel.
Pocisk pognał do celu.
Nagle poczuł potężną siłę przeciwstawiającą się jego zaklęciu, wiatry magii otoczyły człowieka chroniąc go od śmierci, pocisk rozpłynął się w powietrzu.
-Na Sigmara! Gnordi! Czarownik! Bij!
Dobył miecza i wraz z krasnoludem zaatakował. Z grozą w oczach widział jak oba ciosy odbijają się od potężnej magicznej tarczy.
Nie mamy szans.
-Ludzie sprowadźcie magów! Postaramy się go zatrzymać!
Może choć tyle nam się uda.
Temperatura nagle znacznie się obniżyła. Wydychane powietrze zaczęło się zamieniać w parę. Wkrótce rozpadał się śnieg. Wszystko działo się za szybko jak na zwykłą sytuację pogodową. Wzmógł się także wiatr, porywając białe drobinki i rzucając je w oczy wszystkim dookoła. Z nieba spadły pierwsze lodowe sople i rozbiły się o twardy grunt. Zamieć przybrała na silę. Przestał cokolwiek widzieć. Tylko to zimno, przeraźliwe zimno, wbijające się w każdą część ciała. Nagle wszystko ustało ludzie zatrwożonymi głosami powtarzali.
-Ulryk!
Gdy był pogrążony w swych myślach religijny szał odszedł do przeszłości.
-Gnordi chodźmy z tego miejsca, później się rozdzielimy. Zarówno miejscowi czarodzieje jak i kapitan muszą się o tym dowiedzieć. Ludzie mogą przypisywać temu boską interwencję, jednak moim zdaniem Grub jest ofiarą opętania przez potężnego demona. Dlatego bez trudu obronił się przed naszym atakiem. I oczywiście musimy znaleźć nowego szczurołapa, który nas poprowadzi przez kanały do jaskiń, a tam zajmiemy się szczurami raz a dobrze. Komu w drogę temu czas.
Przyjacielsko poklepał krasnoluda po ramieniu i zaczął iść w kierunku Freiburga, konkretnie siedziby magów.

 
Matyjasz jest offline  
Stary 24-01-2010, 19:00   #157
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Ruszyli przez miasto, w kierunku zaułka w którym zginął włóczęga, zidentyfikowany jako Gerhard Kroenen. Do tej pory nikt nie był w stanie rozpoznać symbolu, jaki Varl zobaczył na jego nagrobku. Trzeba będzie popytać Martina, on człowiek uczony, pewnie będzie wiedział.

Skierowali swoje kroki ku zaułkowi, położonemu w najbiedniejszej dzielnicy miasta, Starym Kwartale. Ta część miasta została potwornie zniszczona w wyniku ataku chaosu. Domy, które i tak przed najazdem nie były w dobrym stanie, teraz leżały w ruinie. Największą osobliwością był jednak wielki krater, ziejąca pustką czeluść, która rozciągała się na powierzchni kilku kwartałów. Dziura była pilnie strzeżona przez strażników i kapłanki w białych szatach, ani chybi Shallyi. Wokół krateru rozwieszona była na palikach lina, do której co kawałek przyczepiony był skrawek pergaminu. Jakby takie zabezpieczenie miało powstrzymać chętnych od wkroczenia do wnętrza skażonej strefy...

Przeszli obok podejrzliwie patrzących na nich strażników i za przewodnictwem Gustava weszli w zaułek, w którym poniósł śmierć Kroenen. Było tu cicho i spokojnie. Nigdzie nie widać było śladu wszechobecnych w Starym Kwartale żebraków i typów o podejrzanej proweniencji. Jedynie Gotfryd czujnym okiem wypatrzył szpiega, który ukryty za rogiem co jakiś czas wychylał głowę obserwując poczynania grupy mężczyzn.

- No to chodźmy... - Varl poparł propozycję Gotfryda, którą ten przedstawił nachylonym nad kanałem ściekowym kompanom i mocniej zacisnął dłoń na pałce. Już miał zamiar ruszyć w kierunku ukrywającego się człowieka, kiedy zwrócił uwagę na coś, co do tej pory umknęło wszystkim. W odległości jakiś dziesięciu metrów od punktu, który Gustav określił jako miejsce spoczynku trupa, Varl dostrzegł brunatne plamki zdobiące bruk i ścianę. Szybko podszedł do tego miejsca i przyjrzał się uważniej. Wyglądało na to, że była to krew ofiary, która przylgnęła do stóp lub butów mordercy. Albo krew napastnika. Przecież kusza, jaką miał przy sobie była nienaładowana. Być może Kroenen się bronił i postrzelił swego mordercę. Tylko czemu ślady prowadzą do kanału?

- Spójrzcie tu - Varl wskazał na krew. - Ślady krwi prowadzą wprost do kanału. Albo to krew postrzelonego z kuszy napastnika albo krew ofiary, w którą morderca niebacznie wdepnął. Wygląda na to, że schronił się w tym cuchnącym ścieku.
 
xeper jest offline  
Stary 27-01-2010, 11:11   #158
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Hm to dziwne. Co strażnik by tutaj robił? Może przechodził w okolicy i jest ciekaw co my tutaj robimy? - powiedział elf.

Gotfryd z trudem powstrzymał się od komentarza - znanego cytatu na temat ciekawości. Co prawda strażnicy powinni wiedzieć, mniej więcej, co się dzieje w pilnowanym przez nich mieście, ale chodzenie za ich grupką było chyba przesadą. Miał ich śledzić na polecenie kapitana, działał z własnej inicjatywy, ktoś go najął?
A może, biedaczek, miał im coś do przekazania, tylko był zbyt nieśmiały?

Wyprostował się, odrywając wzrok od paru czerwonych plamek, mogących być śladami krwi kogoś trafionego przez Kroenena.

- Kanały to świetna droga ucieczki, pod warunkiem, że się je dobrze zna. Dla szczurołaka to pewnie jak chodzenie we własnym domu. Szczurołapy pewnie też znają nieco kanały. Może gdzieś ktoś w jakiejś bibliotece ma nawet plan kanałów...
- Ale kanały nie zając, nie uciekną. Jeśli mamy je zwiedzać, to nie sami. Bierzemy resztę kompanii i może wynajmiemy przewodnika... Szczurołapa jakiegoś dobrego. Może kapitan kogoś poleci. Straż wie wiele o wielu osobach... Teraz proponowałbym pogadać z tym strażnikiem. Dowiedzieć się, co go tu przygnało.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-01-2010, 16:57   #159
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Bugg popatrzył ze wściekłością na duszącego się młodziaka. Nie miał nawet pojęcia jak nazywał się naprawdę. Tak czy inaczej, miał paskudnego pecha. Zginąć przy pierwszym zleceniu… orków było coraz więcej. Najemnik zasłonił się tarczą. Czuł uderzenia strzał odbijających się od niej. Zaczął się czołgać w stronę kuszy leżącej przy czyjś zwłokach. Pewnie mógłby je rozpoznać, ale nie było sensu przewracać martwego na plecy. Jedna ze strzał przeleciała obok niego. Bugg wychylił głowę zza osłony i wystrzelił w paskudne zielone coś. Oczywiście nie trafił. Nie miał pojęcia o strzelaniu z takich wymyślnych urządzeń jak to.

Na skalną półkę u wyjścia szczeliny upadł jeden z zielonoskórych. Szczurołap zobaczył, że kilku jego towarzyszy nadal broni się. Musiał stąd uciec jak najszybciej, ta walka była przegrana zanim jeszcze się zaczęła. W obronie najemników zrobiła się luka. Bugg zajął to miejsce, dźgając wszystko co chciało się przez nią przedrzeć. Jego przewagą była włócznia. Większość przeciwników nie miała na sobie porządnego pancerza, a długość jego broni pozwalała mu utrzymywać ich na dystans. Z drugiej strony te świństwa walczyły nawet kiedy przebiło im się na wylot rękę… łapę… kończynę.

Szczurołap odwrócił się. W miejscu które osłaniał zaczynało już brakować przeciwników, za to przy drugim końcu przejścia… Buggowi zrobiło się niedobrze. To nie było pobojowisko tylko rzeźnia. Ciała innych najemników leżały wszędzie. Zobaczył kapitana, czy może raczej to co z niego zostało. Rozerwane części dowódcy skapywały z jednej ze ścian. „Idiota!” –pomyślał. Każdy mógł się mylić, ale kiedy ginęło przez to tyle ludzi, głupota przestawała być usprawiedliwieniem.

Strzały nie latały w powietrzu już tak gęsto. Wyglądało na to, że ktoś przerzedził tłum orków nad szczeliną. Zrozpaczony najemnik zobaczył, że poza nim zostało już tylko 6 osób. Napastników też było mniej, ale ich liczba nadal przytłaczała. Bugg zawahał się. Co miał robić? Pomóc kolegom czy uratować siebie? Druga możliwość zwyciężyła. Próba ratowania ich była by bezsensowna. I tak zostali by wyrżnięci. Tak samo jak on. Mimo tego, szczurołap poczuł się paskudnie. Równie dobrze mógłby ich zdradzić. Zaczął biec. Po drodze napatoczył mu się inny ork. Potwór zamachnął się toporem. Najemnik nie miał szans zdążyć z atakiem, a połamaną tarczę wyrzucił już wcześniej. Kopnął przeciwnika w krocze i zepchnął z wąskiej ścieżki.

Bugga wypełnił okropny, palący ból. Zatoczył się, niemal spadając w przepaść. Zauważył przestraszony, że z jego uda sterczy strzała. Wystarczyłoby, żeby wbiła się nieco wyżej… Nie, szczurołap nie chciał nawet o tym myśleć. Zerwał się do biegu. Każdy krok sprawiał mu ból, ale nie było innej szansy na uratowanie się. Gdzieś za swoimi plecami usłyszał głośny wybuch. Skrzywił się jeszcze bardziej. Wiedział kto mógł teraz zginąć, a strata przyjaciół była naprawdę przykra. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że to nie pieniądze za zlecenia trzymały go dalej w kompanii.
Z tyłu słychać było gardłowe wrzaski. Mężczyzna potknął się i zaczął zsuwać ze urwiska. Z trudem wepchnął rękę we wgłębienie. Wisiał przez jakiś czas, trzymając się ściany. Był zmęczony. Bolało go wszystko. Kiedy nie miał już sił, puścił skałę z jękiem.
-Jeszcze za to zapłacicie, wy skur…
 
MrYasiuPL jest offline  
Stary 30-01-2010, 01:43   #160
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Gotfryd, Varl

Kiedy drużyna ruszyła w stronę ukrywającego się strażnika, on ruszył w ich kierunku, najwyraźniej nie widząc powodów dla których miałby dalej się ukrywać. Jego mina świadczyła, że nie był zadowolony z tej sytuacji. Z pewnością nie sądził, że zostanie zauważony. Niemniej jednak nie obawiał się konfrontacji z drużyną i nie wykonywał żadnych podejrzanych ruchów ani gwałtownych ruchów.
- Witamy panie strażnik. Co pana tutaj sprowadza? – spokojnie zaczął Mablung, zanim jeszcze stanęli twarzą w twarz. Gustav pochylił się trochę do przodu i wyszeptał:
- To ten sam. Ten co przyglądał mi się podejrzanie i, jak mi się wydawało, śledził mnie.

Gdy byli już blisko strażnik odezwał się po raz pierwszy. Miał suchy głos, ale nawet mu nie drgnął kiedy odpowiadał. Jakby ta sytuacja była najnormalniejszą na świece:
- Cóż… zauważyłem, że zmierzacie w tę stronę i chciałem sprawdzić czy nic wam się tutaj nie stanie. Ta część miasta ma zostać zburzona i odbudowana. Nie wiadomo kto tutaj może grasować. Lepiej być ostrożnym no nie?

Martin, Gnordi

Tłum rozstępował się przed nimi, jakby byli zarażeni jakąś straszliwą chorobą. Ludzie dziwnie na nich patrzyli. Chyba tylko strach powstrzymywał ich przed ucieczką i przykuł do tego miejsca. Krasnolud i Czarodziej jeszcze długo czuli na sobie ich wzrok. Zapewne zapadną na długą w pamięć i obrosną w legendę w tym zaułku Middenheim. Dwaj towarzysze szybko szli przez miasto w kierunku odległej Gildii Magii. Nic im nie przeszkadzało w podróży, jednak najwyraźniej czarodzieje z Miasta Białego Wilka już wiedzieli co się wydarzyło. W ich stronę szła dwójka postaci ubranych w błękitną i pomarańczową szatę. Z daleka widać było, że są czarodziejami po dużych kapturach i ich stroju. Dodatkowo Martin wyczuwał dookoła nich wiatry magii. Zmierzali wprost w ich stronę. Stanęli naprzeciwko siebie na środku ulicy. Jeden z magów spytał bezpardonowo:
- Martin von Altmarkt? Nasz mistrz kazał cię do niego sprowadzić... A to kto? – dodał patrząc na krasnoluda i jego irokeza.

Bugg

Obudził się na dnie rozpadliny. Przez moment miał wrażenie, że umarł gdyż nie czuł swojego ciała, jednak wraz z upływem czasu władza w kończynach także powracała. Było już ciemno i zimny wiatr przeszywał go do szpiku kości. Kiedy już odzyskał czucie niemal od razu tego pożałował. Był cały obolały. Usiadł z trudem i przyjrzał się sobie. Jego ubranie było w wielu miejscach postrzępione, a on sam miał mnóstwo siniaków i obtarć. Strzała nadal tkwiła w nodze, miała tylko złamany grot. Dobrze, że tylko tyle. Paradoksalnie gdyby nie ona to by się już pewnie dawno temu wykrwawił. Mimo tego czuł się strasznie osłabiony. Poszperał w kieszeniach, ale jedyne co znalazł to parę sucharów. Marne racje żywnościowe. Z jego ekwipunku także nie dużo zostało. Włócznia gdzieś się potoczyła, nawet nie warto było jej szukać. Tarczę odrzucił jeszcze w czasie bitwy. Został mu właściwie tylko puginał, który bardziej przypominał przerośnięty sztylet niż miecz.

Gdzieś w oddali wilk zawył do wschodzącego księżyca. Bugg trząsł się ze strachu i zimna. Sytuacja nie wyglądała różowo. Miał mikroskopijne racje żywnościowe, był osłabiony i ranny, sam na nieznanym terytorium bez pojęcia w którą stronę iść i do tego ranny. Natomiast w okolicy mogą się jeszcze gdzieś wałęsać patrole orków i inne bydlęta. Nie miał jednak innego wyboru jak pójść w losowo wybranym kierunku i spróbować dotrzeć do jakiś zamieszkałych terenów. Inaczej na pewno nie ma szans na przeżycie. Oderwał sobie rękaw od koszuli i zrobił prowizoryczny bandaż na nodze, po tym jak wyjął z niej strzałę. Bolało tak samo, ale teraz może uda mu się uniknąć powikłań po zranieniu. O ile ta brudna szmata zamiast bandaża jest w stanie go od tego uchronić. Noc spędził w jakiejś wnęce. Nie zmrużył oka nawet na chwilę, obawiając się że ten sen może być jego ostatnim. Kiedy słońce zagościło na dnie rozpadliny i gdy poczuł się trochę lepiej ruszył w sobie tylko znanym kierunku, licząc na szczęście które mu do tej pory sprzyjało.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172