Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-09-2010, 20:57   #191
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Varl zajadając resztki posiłku, jakie pozostały na stole, przysłuchiwał się rozmowie. Poruszono istotny temat, a mianowicie napad na krasnoluda i spelunę „Ostatnia Kropla”. To przecież tam zabili Scharma, a on poprzysiągł że pomści kompana. Już raz próbował, nie udało się. Miał rachunki do wyrównania z człowiekiem, który nosił przydomek Szczur. Tylko jeden dzień, no może dwa dni zwłoki i będzie mógł wyruszyć do Kisleva. Przecież tutaj już może nigdy nie wrócić i okazja do zemsty się nie nadarzy.

- To i ja zostanę - powiedział w końcu, jakby wbrew sobie. - Trzeba rachunki wyrównać. Krew towarzysza przelaną pomścić. Do karczmy udać się nie mogę, bo mnie tam znają, w końcu już raz próbowałem Leopolda zadźgać. Ale przed karczmą poczekać nie zawadzi. Z pałką w ręku, hehe.
 
xeper jest offline  
Stary 13-09-2010, 04:09   #192
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Kilka godzin wcześniej.

W olbrzymiej świątyni Ulryka noc mijała spokojnie. Tylko nieliczni ranni i wędrowcy, którzy znaleźli schronienie pod dachem Białego Wilka, wydawali ciche westchnienia w czasie snu. Korytarzami snuli kapłani i akolici, a zewnętrzny dziedziniec patrolowali Teutogonii. Wszystko wydawało się być pogrążone w niezmąconej ciszy i spokoju. Burza Chaosu minęła. Rozpadła się o tę twierdzę i była teraz pędzona z powrotem na północ przez armię samego Imperatora. Najgorsze minęło tak dla świątyni jak i dla miasta.

Dwóch kapłanów wybrało się do pustego o tej porze korytarza by porozmawiać półgębkiem na temat wydarzeń poprzedniego dnia i narady.
- Jak on się teraz czuje? – spytał ten młodszy, zaciekawiony całym zdarzeniem.
- Niestety nadal się nie obudził. Majaczy tylko przez sen jakieś niezrozumiałe słowa. – odparł starszy. Był wyraźnie zaniepokojony. - Arcykapłan kazał pozostawić go w spokoju dopóki sam się nie obudzi.
- Ojcze Ranulfie, myślisz że Ulryk chce nam coś przekazać? Czy coś może jeszcze grozić miastu Białego Wilka?
Starszy kapłan nie wiedział. Miał złe przeczucia, ale nie chciał dzielić się nimi z młodszym kolegą. Wątpliwości prowadziły do osłabienia wiary, a to była ostatnia rzecz jakie teraz by chcieli. Już miał powiedzieć coś pokrzepiającego, gdy świątynią wstrząsnął wrzask. Kapłani spojrzeli po sobie. Wiedzieli skąd docierał. Puścili się pędem poprzez labirynt korytarzy. Ranulf, mimo że starszy, wyprzedził znacznie swojego towarzysza i pierwszy dopadł drzwi. Normalnie były one zamknięte na zasuwę i dodatkowo pilnować miał ich przynajmniej jeden gwardzista. Teraz jednak były one otwarte, a wojownik stał w środku starając się uspokoić kolejnego kapłana. Był on ślepy. Leżał na ziemi i darł się w niebogłosy, jakby został opętany.
- STRZEŻCIE SIĘ! STRZEŻCIE SIĘ KOPCA! ODNALEŹĆ! CZASZKA! ZNISZCZYĆ! ZABIJCIE PLUGASTWO! UUULRYYKUUUUU!!!
Nijak nie dało się go uspokoić. Ranulf przypadł do niego i wziął go w swoje objęcie. Kapłan był cały blady i spocony. Trząsł się jak w konwulsjach. Ojciec przyłożył rękę do jego czoła, odmawiając modlitwy. Po chwili krzyki ustały i znowu zapanowała cisza. Młody kapłan patrzył na to wszystko zaskoczony i przerażony. Teraz żadne słowa pocieszenia nie pomogą.

Franz von Lepke

Samotny jeździec na koniu powoli wjeżdżał po wiadukcie wiodącym do jednej z bram potężnej twierdzy Middenheim. Był on strudzony podróżą, ale cel jaki mu przyświecał dodawał sił. Wystarczyło tylko jedno pismo, by strażnicy przy bramie nie sprawiali kłopotów. Potężne odrzwia rozwarły się przed nim z jękiem. Miasto niedawno przeszło oblężenie i mimo że minęło od tego czasu parę tygodni, to podźwignięcie się po Burzy Chaosu zajmie jeszcze wiele kolejnych. Zniszczone blanki i części murów, nie mówiąc już o kilku budynkach, a wędrowiec przejeżdżał przez bogatsze dzielnice gdzie nie widać było ogromu strat ludzkich, pod postacią biedaków pozbawionych dachu nad głową i, wcale nie rzadko, kawałków własnego ciała. Nie obchodzili go oni. Przyjechał tutaj w sprawie dziwnego listu, jaki został mu dostarczony ponad dzień temu. Dotyczył on jego krewnego ze strony ukochanej matki, który w młodości przystąpił do zakonu Sigmara i został przydzielony akurat do miasta Białego Wilka. Sporo w tej sprawie miał do powiedzenia także jego ojciec i to zapewne dzięki jego działaniom, krewnych nie oddzieliły olbrzymie połacie Imperium. Krewny ten miał na imię Morten.
Wiadomość było o tyle szokująca o ile zasmucająca. Głosiła, że Morten zginął. Nie podawała jednak sposobu oraz daty. Biorąc pod uwagę, że oblężenie już się skończyło, a brat był bieglejszy w piórze niż w mieczu należy odrzucić losową śmierć na polu bitwy. Wędrowiec postanowił zatem pojechać do twierdzy i samemu odszukać odpowiedzi oraz winnych. Przez długi czas trzymany niemalże jako więzień we własnych włościach, wreszcie wyruszył dalej niż za miedzę własnych ziem. Marzył o wielkim pościgu pełnym zagrożeń i spektakularnych potyczek. Marzył o sławie. Z wierną szpadą i pełnym mieszkiem zamierzał nie żałować żadnego z kolejny dni swojego życia. W myślach już układał sobie olbrzymie plany, a w międzyczasie panorama miasta zubożała. Coraz więcej ludzi musiało schodzić z drogi jego wierzchowca oraz coraz więcej zazdrosnych par oczy obrzucało jego herb z głową dziką na czerwono białej szachownicy. W jego stronę sięgały pomarszczone dłonie biedaków proszących o odrobinę łaski. Zignorował te pasożyty. Kiedy dotarł pod wskazany w liście adres, strażnicę miejską, zawołał jednego ze strażników.
- Tak, panie? – zapytał lekko przestraszony młodzik.
- Prowadźcie mnie do waszego kapitana. Szlachcic Franz von Lepke przybył w sprawie zabójstwa ojca Mortena.

Gustav Shinzel

Mimo że świątynia była przepełniona rannymi i wyznawcami, to młodzi akolici Ulryka znaleźli trochę czasu dla nieznajomego mężczyzny. Uzyskał on już wszystkie odpowiedzi i musiał zastanowić się co dalej. Trop się urywał i nie miał możliwości podjąć go ponownie, przynajmniej na razie. Postanowił więc trochę odpocząć i zregenerować siły do kolejnych podróży. Nie śmierdział też groszem, więc wypadało wykonać parę robótek by nie głodować, a przecież w miastach zaraz po oblężeniach ceny zawsze sięgały niewyobrażalnie wysokich cen. Siedząc w prostej celi i popijając zwykłą wodę wspominał swoje poszukiwania. Tygodnie, miesiące podróży za jednym człowiekiem, który ponownie wystrychnął go na dudka. Potrząsnął ze zrezygnowaniem głową i pomyślał o czymś weselszym. Takim jak cudowny Święty Płomień Ulryka, błękitny płomień, który płonie od początków Middenheim. Związane jest z nim wiele cudownych i ciekawych legend. Podobno nie porani on prawdziwego wyznawcy Ulryka. Mężczyzna przez moment zastanawiał się, czy nie zrobić testu wiary, ale po chwili wyśmiał ten pomysł. Głupstwem było by pogarszać jego stosunki z kapłanami, którzy i tak wiele dla niego zrobili.
Planował właśnie czas na najbliższe kilka godzin, ze znalezieniem jakiego taniego noclegu włącznie, przecież nie będzie wiecznie mieszkał w świątynie, kiedy usłyszał pukanie. Do celu wszedł ojciec Ranulf, miły staruszek który ugościł go i odpowiedział ze szczegółami na dręczące pytania. Gustav uniósł się na łóżku do pozycji siedzącej i ruchem dłoni poprosił swojego gościa by usiadł na krześle.
- Witam, ojcze. Co ojca do mnie sprowadza?
- Cóż, przykro mi, że nie odnalazłeś mężczyzny którego szukałeś. Modlę się, żeby Ulryk pobłogosławił twoje poszukiwania i twoją broń w momencie spotkania. – zaczął spokojnie , jednak jego twarz momentalnie zmieniła się na bardziej poważna i zatroskaną. -Teraz niestety jestem zmuszony prosić cię o zaprzestanie pościgu i pomoc.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 16-09-2010, 00:07   #193
 
JaxaWM's Avatar
 
Reputacja: 1 JaxaWM nie jest za bardzo znany
Co robić - Pomyślał i uporczywie próbował zebrać, od dawna rozproszone myśli. Z pościgu nici, ta gnida kolejny raz wyprowadziła mnie w pole. - Powiedział do siebie z goryczą. Mężczyzna co chwile pociągał łyk wody z prostej butelki, nie tyle z pragnienia co z raczej z nudy. Kolejna porażka widocznie odcisnęła piętno na Gustavie. Jego twarz która nigdy nie wyglądała przyjemnie, teraz dostała wyraz tragicznej pustki.
Jego, już prawie depresyjne rozmyślania szczęśliwie przerwało pukanie do drzwi. Nie spodziewał się gości lecz wycedził niedbałe
- Proszę wejść - W drzwiach pojawiał się sylwetka kapłana w dość sędziwym wieku. Był to ojciec Ranulf. Na jego widok serce Gustava lekko się rozchmurzyło.
- Witam, ojcze. Co ojca do mnie sprowadza?
- Cóż, przykro mi, że nie odnalazłeś mężczyzny którego szukałeś. Modlę się, żeby Ulryk pobłogosławił twoje poszukiwania i twoją broń w momencie spotkania. – zaczął spokojnie , jednak jego twarz momentalnie zmieniła się na bardziej poważna i zatroskaną. -Teraz niestety jestem zmuszony prosić cię o zaprzestanie pościgu i pomoc.
- W prawdzie muszę przyznać ojcze, że na chwilę obecną dalszy pościg niema sensu. Lecz mimo to rad jestem że mogę być przydatny. Powiedz mi ojcze tylko w jakiej sprawię mogę pomóc? - Mówiąc to mężczyzna jakby rozchmurzył się prawie całkowicie. Nienawidził bezczynności a proźba kapłana oznaczałaby jej kres.
Kapłan westchnął i rozpoczął swoją opowieść:
- Wczoraj jeden z naszych braci zapadł w swoistego rodzaju śpiączkę. Jako, że ma on... pewnego rodzaju dary wszyscy wyżsi kapłani udali się na naradę. - Spojrzał na mężczyznę i szybko dodał - ale to wszystko poufne informacje. Nie chcemy, żeby rozniosły się jakieś niepokojące plotki.
- Bez obaw ojcze - Zapewnił stanowczo Mężczyzna. wiesz chyba, że mój język nie jest zbyt długi i dobrze potrafię nad nim zapanować. Proszę, wyjaśnij mi o co chodzi. - Powiedz dział spokojnie Gustav nie zdejmując wzroku z kapłana.
Ojciec Ranaulf, najwyraźniej uspokojony, kontynuował swoją opowieść
- Otóż ten wielebny mamrotał przez sen jakieś niezrozumiałe słowa. Arcy kapłan zabronił go wybudzać, gdyż obawiał się konsekwencji tego czynu. Mężczyzna obudził się jednak wczoraj z krzykiem. - Mężczyzna przełknął ślinę. - Miał on wizję. Straszliwą wizję. Trzeba było użyć błogosławieństw by go uspokoić. Obawiam się, że to co widział to najbliższa przyszłość. Potrzebujemy kogoś, kto mógłby zbadać to dla nas.
Wyraz twarzy Łowcy zmienił się, teraz przybrał coś na kształt zdziwienia.
- Wizja i przepowiednie - Westchnął.
- Czy to aby na pewno zajęcie dla mnie. Nigdy nie miałem styczności z tym podobnymi zjawiskami. Myślę że to co macza w tym palce jest poza zasięgiem mojego ostrza a nawet umysłu. Czy aby na pewno się nadam? - Zapytał lekko unosząc brwi.
- Rozumiem, że dla łowcy nagród nie jest to zajęcie odpowiednie. Nie chce wchodzić w szczegóły. Ściany mogą mieć uszy - dodał cichym głosem, ale potem znowu wrócił do normalnego tembru - ojciec postanowił samemu podążyć zgodnie z przepowiednią. Sam jednak sobie nie poradzi. Potrzebuje obstawy. Zgłosiłem się do pana, ponieważ zakon nie ma odpowiedniej liczby wojowników. Sam chętnie ruszył bym z wami, ale niestety obowiązki.
Kapłan zwiesił smętnie głowę i podniósł się:
- Nie puścimy też was samych. Na zlecenie kapitana straży działa w mieście grupa najemników z pewnym magiem. Po naszej rozmowie miałem zamiar udać się do nich by ich także poprosić o pomoc.
Rozumiem.
- Potwierdził Gustav.
- Rad jestem, że mogę być pomocny. Z przyjemnością pomogę świątyni. Problem w tym, że nie mam nie pensa a musiał bym się jakoś zaopatrzyć na zadanie. Nie chce wyłudzać od nikogo pieniędzy ale czy ojciec mógł by mi jakoś pomóc w tej sprawie? - Zapytał z lekkim zakłopotaniem w głosie.
- Cóż świątynia jest biedna, ale mamy pewne potrzebne rzeczy. Mów czego chcesz a postaramy ci się tego dostarczyć. Zanim jednak podejmiesz decyzję, poczekaj. Nawet najlepsze plany nie wypalą gdy nie zna się celu - odparł zagadkowo. Założył kaptur na głowę i otworzył drzwi. - Jeżeli chcesz, mógłbyś się razem ze mną udać do najemników. Może nawet pomógł byś ich przekonać.
- Oczywiście - odparł łowca.
- Myślę, że dobrze będzie poznać kilku nowych ludzi w nowym miejscu - mężczyzna wstał, przełożył torbę przez ramię i ruszył w stronę kapłana.

W świątyni panował nieprzyjemny swąd potu wymieszanego z brudem. Dość dziwna atmosfera w jak na świątynie - pomyślał łowca. Cóż sytuacja tego wymagała. Akolici nie zwracali uwagi na przemierzających sale ludzi. Zakapturzony kleryk zmierzał w stronę wyjścia nie zwracając szczególnej uwagi na otaczające go zamieszanie.
Wreszcie wydostali się z przybytku. Gustaw zakrył na chwile oczy reką gdyż światło, na samym początku niemal go oślepiło. Było około południa. Leżące miasto białego wilka podnosiło się bardzo powoli i widać to było na pierwszy rzut oka. Powoli wychodzili z nadzwyczaj dobrze zachowanego obrębu świątyni i widać było wokoło mieszkalne domy, gospody i sklepy w których niejednokrotnie brakowało elementów dachu czy ścian. Zdecydowanie Middenheim nie było teraz tym miastem o którym tyle słyszał podczas licznych wędrówek. Miasto miasto wilczych wojowników teraz jest na wpół ruiną.
Nie dziw się tak - Zabrzmiał niski głos kapłana. Middenheim jeszcze nie dawno było dostojne i dumne. Teraz leży, ale uwierz mi przyjdzie czas kiedy wróci jego dawna świetność i pozostanie na wieki nienaruszona bo pomiot chaosu drugi raz nie odważy się stanąć pod murami miasta białego wilka. - Podnosząc głos, z dumą powiedział kapłan.
- Nie wątpię ojcze, niejednokrotnie słyszałem i przekonałem się już, że obywatele Middenheim to rozważni, pracowici i dumni ludzie. - Odparł Gustav.
Rozmowa ciągnęła się przez pewien czas. Rozmawiając lżej było przemierzać ulicę miasta. Po kilkunastu minutach budynki zaczęły zmieniać się w coraz mniej strojne i dostojne domy. Najwyraźniej znaleźli się w niezbyt bogatej dzielnicy miasta. Po ulicy spacerowało kilku strażników pilnujących porządku. Kapłan pokazał ruchem dłoni żeby łowca zaczekał na niego i podszedł do jednego z pełniących patrol strażników. Ich rozmowa nie trwała zbyt długo, kapłan zamienił z nim kilka słów i kazał Gustavowi podążać za sobą. Stanęli przed średniej wielkości kamienicą. Nie pukając kapłan wszedł do środka a za nim łowca. W sporej izbie przebywało czworo mężczyzn. Najwyraźniej dyskutowali o czymś lecz w jednej chwili ich uwagę przykuli nowi goście.
 

Ostatnio edytowane przez JaxaWM : 23-09-2010 o 21:29.
JaxaWM jest offline  
Stary 16-09-2010, 19:34   #194
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Franz zsiadł z wierzchowca i przywiązał go do przeznaczonej do tego żerdzi znajdującej się przed budynkiem straży, po czym skierował się za strażnikiem do środka.
Był mężczyzną w kwiecie wieku od którego promieniowała siła i pewność siebie. Herb w postaci głowy dzika na czerwono-białej szachownicy wyszyty na drogim stroju, oraz złoty rodowy pierścień zdradzał szlacheckie pochodzenie.
- Zwę się Franz von Lepke, szlachcic z Schoppendorfu. Prowadź do kapitana strażniku. Przybywam w sprawię zabójstwa mego krewniaka.
Przekraczając próg zdjął szyty na etalijską modłę, ozdobny beret i wsadził go z tyłu za szeroki pas do którego były przytroczone lewak i szpada z rękojeściami wypolerowanymi od częstego używania. Widać, tak jak inni middenlandzcy szlachcice, poważnie traktował obowiązek obrony Imperium, jaki spoczywał na szlachcie i miał zamiar być do jego wypełnienia jak najlepiej przygotowanym.
W końcu otwarto przed nim drzwi do pokoju w którym miał nadzieję znajdzie rzeczonego oficera.
Wszedł pewnym krokiem do środka i skierował spojrzenie na człowieka w mundurze siedzącego za kancelaryjnym stołem. Wyprostował się i skinął oszczędnie głową na powitanie. Nie czekając aż strażnik go zaanonsuje powiedział.
- Franz von Lepke z Schoppendorfu. Przybyłem w sprawie śmierci mojego krewniaka Ojca Mortena.
Starszy mężczyzna oderwał się od dokumentów, które właśnie przeglądał i odwzajemnił gest. Widać było, że nie spodziewał się tego dnia gości a samo pojawienie się szlachcica, dodatkowo krewnego niedawno zamordowanego, nie było przypadkowe.
- Tak... tak. Proszę usiąść - powiedział trochę nieskładnie powstając i przeczesując stojącą za nim szafkę pełną akt. Trochę czasu zajeło mu szukanie odpowiedniego dokumentu. Była schowana dośc głęboko jak na "świeżą" sprawę. Przeleciał wzrokiem informację na temat ofiary z przyzwyczajenia. Czytał je wiele razy i chciał się teraz upewnić, czy przypadkiem czegoś nie pominął.
- Cóż... - zaczął powoli, nie patrząc na rozmówcę. - Nie mamy żadnych informacji o bliskich krewnych ojca Mortena. Skąd pan wie o jego śmierci?
Franz zmierzył urzędnika zdziwionym spojrzeniem po czym przemówił.
- Proszę mi wybaczyć, ale nie wiem z kim rozmawiam. W przeciwieństwie do mnie, zapomniał się pan przedstawić. Nie chcę omawiać bolesnych spraw rodzinnych ze służącym.
Mężczyzna zmarszczył brwi. Najwyraźniej chciał coś odpowiedzieć na te słowa, ale powstrzymał się.
- Tak należało by się przedstawić, proszę wybaczyć ale mam ostatnio sporo rzeczy na głowie. Nazywam się Ulrich Schutzmann, kapitan straży i, obecnie, zarządca miasta działający w imieniu grafa.
Franz uśmiechnął się przepraszająco i skinął lekko głową kapitanowi.
- Proszę wybaczyć mi ten początek, ale należę do ludzi lubiących porządek i ceniących etykietę.
Powiedziawszy to usiadł na wskazanym przez kapitana krześle i kontynuował przemowę.
- O śmierci mojego nieodżałowanego krewniaka dowiedzieliśmy się z listu na którym widnieje pieczęć pańskiej kancelarii panie kapitanie.- na dowód wyciągnął list i podniósł się na chwilę z krzesła by go podać rozmówcy.
Drwiąco się uśmiechając powiedział.
- Wynika z niego, że Ojca Mortena brutalnie zamordowano rabując cenną relikwię. Natomiast sprawców, jak i skradzionego przedmiotu nie odnaleziono. Ojciec wysłał mnie abym dowiedział się czegoś o sprawie, oraz sprawdził czy naszego krewnego godnie pochowano. Jakie działania od tego czasu powzięto by wyjaśnić tą zbrodnię?
Kapitan wziął list i przeczytał go dokładnie. Po raz kolejny tego dnia jego oczy wyrażały zdziwienie i po raz kolejny nie wyraził go słowami. Oddał list szlachcicowi i również usiadł.
- Cóż pańskie informacje są słuszne. Według najprawdopodobniejszej teorii rzeczywiście powodem była kradzież. Sprawa została jednak już rozwiązana, chociaż połowicznie. Sprawca został złapany i zabity, nie odnaleziono jednak skardzionego przedmiotu. Pochówkiem zajeła się świątynia i wystawiła ją zgodnie ze wszystkimi obrządkami -wyjaśnił przedmiotowo mężczyzna, sięgając po fajkę. Zapalił ją, wypuścił kilka kółek z ust i odchylił się na oparciu krzesła. - Do czasu znalezienia nowych dowodów śledztwo jest zawieszone. Natomiast co do tego listu, to prosze mi uwierzyć, że nie ja nakazałem jego wysłanie. Zgodnie z prawem to ja pisze takie listy i miałem się do tego dzisiaj zabierać.
Franz przewrócił oczami.
- Mniejsza o list kapitanie Ulrich, pan czy któryś z nadgorliwych urzedników- machnął lekceważąco ręką- Wyniki śledztwa, a właściwie ich brak, to jest ważna sprawa! Jest oczywiste, że bezpośredni sprawca mordu był jedynie wynajętym do kradzieży ikony pionkiem.
- Dopóki nie zostanie odnaleziony aktualny posiadacz relikwii śledztwo nie może zostać zamknięte. Zabicie kapłana to nie śmierć alfonsa w dokach Marienburga. To musi zostać wyjaśnione!
-powiedział z naciskiem.
- Jeśli panu lub pańskim ludziom brakuje czasu, bądź kompetencji chętnie sam się tym zajmę. Chciałby się rozmówić z osobami zaangażowanymi w śledztwo.
Kapitan westchnął i odłożył fajkę.
- Ciężko jest prowadzić śledztwo kiedy brak jakichkolwiek poszlak. Sam nie znam wszystkich szczegółów, gdyż tą sprawą zajmowali się wynajęci przeze mnie najemnicy, zamieszani we wszystko od początku. Oni to dostarczyli ikonę i to właśnie oni widzieli zmarłego jako ostatni - wstał i podszedł do wieszaka. Zdjął z niego mundur i zakładając go, kontynuował. - Oni też doprowadzili śledztwo do obecnego momentu. Odnaleźli mordercę i dostarczyli jego głowę. Niestety nie chciał się dać przyprowadzić bez walki taka jego... natura
W momencie zawahania dało się wyczuć, że kapitan uśmiechnął się, jakby opowiedział jakiś dobry dowcip. Wyprowadził szlachcica ze strażnicy i razem ruszyli do kamienicy mieszczącej się nieopodal.
- Zaoferowałem im jedno z naszych służbowych mieszkań, gdyż sprawę zakończyli dopiero wczoraj późno w nocy i także nie bez strat. Są to zacni ludzie i jestem pewien, że udzielą szczegółowszych informacji. Potem może pan szukać zleceniodawcy na własną rękę proszę bardzo - byli już w kamienicy, kiedy nagle kapitan złapał go za ramię i przysunął do swojej twarzy. - Oczywiście jeżeli nie będziesz łamać prawa. Znam ja takich, szlachciurów jak ty. Nie potrzebuje w mieście dodatkowych awanturników. Będę miał na ciebie oko.
Po czym jak gdyby nigdy nic puścił go i ruszył dalej. Stanęli przed zwykłymi drewnianymi drzwiami. Kamienica nie była jakoś wykwitnie przyozdobiona. Surowe ściany z zaciekami po burzach. Nic czego nie można by się spodziewać po biedniejszych dzielnicach.
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 03-10-2010 o 13:24.
Ulli jest offline  
Stary 22-09-2010, 08:18   #195
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Tak więc, Martinie, obmyśliłeś już jakoweś szczegóły co do schwytania tych psubratów? - spytał Gnordi. - Myślę też, że dobrze będzie ostrzec kapitana o tym, że Skavenów może być więcej w kanałach, mogę się tym zająć osobiście, jeszcze trochę tu poleżę i poczekam na niego. W ten czas moglibyście kupić sobie jakiś lepszy sprzęt, jakowaś nagroda z pewnością wam wpadła za zabicie chędożonych Szczurów?
- Trochę grosza wpadło. - Gotrfyd skinął głową. - Jednak nie sądzę, by za to można było kupić coś lepszego niż to, co mam. Najwyżej bełtów parę dokupić i to wszystko.
- Swoją drogą...
- mówił dalej - też chciałbym poznać jakieś szczegóły dotyczące planu złapania kogoś. Bo to się łatwo mówi 'Pójdziemy, zobaczymy, złapiemy...', ale potem z wykonaniem zawsze jest troszkę gorzej...
- Mnie tam nic nie trzeba
- włączył się do rozmowy flisak. - Pieniądze bardziej mi się w podróży przydadzą. Jak już mówiłem, ja tam nie wejdę. Mnie widzieli i pewnie zapamiętali jak się tłukłem z Leosiem, więc będę czekał na zewnątrz. Ktoś inny powinien ich wywabić.
- Ktoś inny... To brzmi nieźle. Teraz jeszcze przydałby się poznać powód owego wywabienia
- odparł z uśmiechem, lekkim, Gotfryd. - I mieć pewność, że się wywabi tego, kogo trzeba. Może jednak lepiej by było poczekać cierpliwie, aż któryś z nich wyjdzie? W końcu nie będą siedzieć w tej knajpie całe życie.
- Wywabić. To także jest dobry pomysł
- stwierdził Martin. - Tutaj moje rzadkie umiejętności mogą pomóc. Istnieje, oczywiście znane mi, zaklęcie, które przywołuje dowolny dźwięk poza mową. Dlatego wypłoszenie byłoby dość proste. Bym zapomniał dźwięk może być dowolnej głośności a miejsce rozchodzenia się też. Jeżeli będę wiedział jak wygląda nasz cel, będę mógł wstanie wywołać głosy słyszalne tylko dla niego. Przypuszczam, że szybko opuści lokal. Do wspólnego rozważenia zostawiam jaki dźwięk przyzwać. Ewentualnie można użyć brutalnej siły i dokonać mistyfikacji wybuchu, lub czegoś powodującego panikę i w tłumie wyszukać naszego uciekiniera. Gnordi wie co można tym czarem osiągnąć, to nim uspokoiłem karczmę, gdzie szukaliśmy szczurołapa.
- W zasadzie ten ostatni sposób byłby najlepszy
- stwiedził Gotfryd. - Gnordi wypatrzy wśród uciekających tego, o kogo nam chodzi. A potem zobaczymy, jak się dalej rozwiną sprawy.
- To do dzieła
- podsumował flisak. - Im szybciej tym lepiej. Sami rozumiecie, ja nie mam wieczności na siedzenie tutaj. Pilno mi udać się w swoją stronę.
- Więc ustalone, ja się muszę przygotować
- powiedział Martin. - Najpierw muszę udać się w okolicę oberży i popatrzeć jak ubierają się ludzie w tamtym rejonie, potem pójdę na targ i kupie coś podobnego. Nie mogę się wyróżniać z tłumu. Jeszcze komponenty do zaklęcia. Trzeba magom powiedzieć co się wydarzyło i o Skavenach. Większość dnia zejdzie. Gdzie się spotykamy?
- Tutaj
- odparł Gotfryd. - Nie warto się umawiać gdzie indziej, bo tu będzie możliwość porozmawiania bez wpatrujących się w nas oczu i podsłuchujących nasze rozmowy uszu.
- Zgadzam się
- odparł Gnordi. - Sam najchętniej zarżnął bym sukinsyna w tym momencie, ale jeszcze chwilę odpocznę sobie... będę miał siły na wieczór.
Gdy za Martinem zamknęły się drzwi Gotfryd milczał przez moment, a potem powiedział.
- Kupię parę bełtów, przegryzę coś, żeby nie siedzieć do wieczora o pustym żołądku. Przejdzie się któryś z was ze mną?
 
Kerm jest offline  
Stary 23-09-2010, 00:07   #196
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Obserwacja była głównym celem jego pobytu w tej części miasta, przynajmniej w tej chwili. Jednak czuł, że to on jest obserwowany. Szaty maga przyciągały uwagę, tym bardziej skoro mag ten nic nie robił tylko stał. Czuł się głupio z powodu zaistniałej sytuacji. Mimo wszystko postanowił wypatrzeć to po co przyszedł.
Prosty strój, nie nowy, ciężko będzie znaleźć ale będzie tani. Brud, większość ludzi jest brudna. Kapelusz, tak to się przyda, zasłoni twarz.
Zapamiętał jak dokładnie wyglądała ta część ubrania typowego mieszkańca tej okolicy i rozpoczął odwrót w lepsze rejony miasta. Dodatkową motywacją była znajdująca się kilka ulic dalej „Ostatnia Kropla”.
Lepiej nie kusić losu.


Targ w wielkim mieście. Nie zawiódł się, jak i w Altdorfie i tutaj mógł trafić przy użyciu nosa. Woń targu była charakterystyczna, choć tylko lekko uciążliwa, za to bardziej niż w stołecznym mieście. Smród zwierząt i brudnych ludzi mieszał się z zapachem przypraw nawet z dalekiej arabii, perfum wystawionych gdzieniegdzie oraz aromatem wystawionych na sprzedaż posiłków. Temu ostatniemu nie oparł się i kupił kawałek chleba, oraz zapobiegawczo kawałek masła, który postanowił schować.
Pamiętając co miał kupić wstąpił pomiędzy morze ludzi i zaczął się chaotycznie przemieszczać między tłumami.
Czego to on nie mógł kupić. Przechodząc między sprzedawcami widział wszystko, co tylko człowiek i może krasnolud oraz elf mógł wymyślić. Choćby i pałac imperatora czy świątynie Ulryka w Middenheim.
Po długich poszukiwaniach znalazł to czego szukał, chcąc nie chcąc musiał krzyczeć do sprzedawcy. Raz żeby przekrzyczeć tłum, dwa bo już sam przygłuch od hałasu.
-Ile za to?- Zapytał podnosząc strój.
-Sześć szylingów.
-Sześć? Sześć?! Z tą dziurą? Taki stary i wytarty materiał? Najwyżej dwa.
-Dwa panie toż to rozbój w biały dzień dobry strój za dwa szylingi sprzedawać. Za tą dziurę to pół z ceny spuszczę.
-Za pięć i pół to ja mogę kupić lepszy od kogo innego. Kolory wyblakłe...-Obejrzał- Może nie jest aż taki zły ale więcej niż trzy i pół warte to nie jest.
-Panie złoty pan mnie chce zabić, mam żonę i dzieci, za co ja rodzinę wyżywię tak tanio sprzedając. Cztery i pół i to moje ostatnie słowo.
-Drogo, drogo. Znaj pan moje dobre serce. Cztery i pół oraz ten kapelusz. Albo idę gdzie indziej i pan nawet pensa na dzieci nie dostaniesz.
-Moja biedna rodzina.-Lamentował.- Co za czasy nie móc sprzedać po uczciwej cenie. Gardło sobie tym podrzynam, niech będzie.
Otrzymał swoje przebranie i zostawił handlarza. W przeciwieństwie do wrażenia po obserwacji teraz był zadowolony z siebie. Choć strój mógłby kupić za cztery szylingi to kapelusz był wart inwestycji. Wyglądał idealnie nie rzucał się w oczy a odpowiednio założony utrudni dostrzeżenie jego twarzy i to bez wzbudzania podejrzeń.
Nadszedł czas na kolejny etap przygotowań. Choć zaklęcie którego użyje jest jednym z prostszych to chciał się upewnić co do swojego sukcesu. Musiał się zaopatrzyć w magiczne komponenty, wypadało także podzielić się z magami posiadanymi informacjami. Objawienie Ulryka, skaveny i znający zagrożenie krasnolud mówiący, że jest ich cała armia. To wszystko wypadało powiedzieć, z drugiej strony może przez to zabraknąć czasu. Kto wie czy nikt nie będzie miał dodatkowych pytań, a już sporo czasu zmarnował na chodzenie po mieście i targu, do wieczora nie wiele zostało.
Odnalazł wzrokiem świątynie Ulryka i ruszył w jej kierunku, od niej znał już drogę do gildii czarodziejów i alchemików. W środku najpierw skierował się do magazynu zakupić potrzebne przedmioty trzy sztuki dzwonków, zamierzał z nowo kupionego stroju oderwać kawałek materiału i je wyciszyć, oraz dodatkowe cztery strzałki do łącznej liczby sześciu na wypadek walki.
Z niepokojem stanął przed drzwiami pełniącego obowiązki zwierzchnika gildii. Pewnie wszedł do środka i powoli z jak największą dokładnością opowiedział o tym co się działo.
-Dlatego analizując to wszystko zalecam szczególną ostrożność i bycie przygotowanym na najgorsze. W razie zagrożenia straż sama sobie nie poradzi, Ulrykanie będą niegotowi przez swoje bagatelizowanie niebezpieczeństwa. Za to my będąc gotowymi możemy przejąć większość sławy. Z pewnością pomogłoby sprawie akceptacji magii przez społeczeństwo uczynienie z gildii czarodziejów zbawców Middenheim. Jeżeli się mylę i nic się nie stanie to nic nie ryzykujemy. Dziękuje za uwagę.
Zakończył przemowę i skierował się do miejsca ustalonego spotkania. Pod kwaterę straży i tam czekał na resztę.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 08-10-2010, 11:08   #197
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Martin

Raport złożony zwierzchnikowi był krótki tak samo jak odpowiedź, gdyż ten także nie miał wiele czasu do dysputy. Sam arcykapłan Ulryka wezwał go na spotkanie. Zdołał on jednak przekazać kilka ważnych wiadomości szlachcicowi. Wśród nich było dziwne zawirowanie wiatrów magii, które wystąpiło ten nocy nad miastem i dziwne „puste” sfery pojawiające się czasami w losowo wybranych miejscach jakby coś je zasysało tam magię. Jego najwybitniejsi magowie już się tym zajmowali. Wszyscy którzy posiadali wyczulone zmysły od ranka krążyli po mieście, chcąc jak najszybciej znaleźć powód tych dziwnych zachowań magii. Była to kolejna zła wiadomość. Dołączała ona do długiej już listy pytań oraz zagrożeń. Coś się szykowało to było pewne. Tylko czy miasto to przetrwa? Postanowił czym prędzej skonsultować się ze swoimi towarzyszami. Możliwe, że dybiący na ich życie złoczyńcy mieli coś z tym wspólnego.
Kiedy dotarł do kamienicy, stanął zdziwiony w otwartych drzwiach. W mieszkaniu oprócz jego towarzyszy znajdowała się trójka obcych osób. Ojciec Ranulf z którym rozmawiał poprzedniego dnia, jakiś mężczyzna o twardym obliczu i szlachcic co było widać na pierwszy rzut oka. Tylko czego oni od nich chcieli?

Pozostali

Martin wyszedł. Pozostali nie mieli jakiś szczególnych planów. Trzeba było czekać do wieczora i zebrać jak najwięcej sił. Gnordi ze stęknięciem sięgnął po kufel piwa, wypił go jednym łykiem po czym wrócił do łóżka by odpocząć. Spodziewał się tego wieczora jakiejś bitki. Varl i Gotfryd w spokoju skończyli śniadanie, rozkoszując się świeżym pożywieniem. W między czasie obudził się Mablung, który ze zdziwieniem stwierdził, że wszyscy od dawna już nie śpią.
- Gdzie Martin? – spytał łamiąc chleb i smarując go masłem. Gotfryd wyjaśnił mu dokąd udał się czarodziej, dlaczego i co zamierzają zrobić wieczorem. Elf wysłuchał tego, jakby raportowano mu stan krów w stadzie. Nie interesowało go to zbytnio. Powiedział coś, dopiero kiedy najemnik skończył:
- Rozumiem, że chcecie pomścić towarzysza i cenie was za to. Nie uważacie jednak, że wkładacie kij w mrowisko. Nie przyniesie wam to nic dobrego.
- Nie zostawimy tej sprawy samej sobie – wtrącił Varl. – to sprawa honoru.
Elf tylko wzruszył ramionami i rozłożył się wygodnie na krześle.

Wszyscy jakoś zajmowali sobie ten czas. Flisak porządkował swój plecak, pozbywając się nieświeżej części żywności, jakby jutro z samego rana miał wyruszyć w długą podróż. Sprawdzał jakoś poszczególnych przedmiotów i wytrzymałość stroju. Gotfryd czyścił i ostrzył swoje bronie. W końcu są dla niego niczym siostra i brat, a wieczorem z pewnością mogą się przydać. Wszystkiemu akompaniował Mablung, który leżał na łóżku, patrzył w sufit i pykając fajkę podśpiewywał sobie pod nosem jakieś, najprawdopodobniej, elfie przyśpiewki. Trwało to do czasu aż zniecierpliwiony Gnordi warknął by się zamknął bo nie może odpoczywać. Potem już tylko nucił. Zapowiadał się nudny, pełen oczekiwania dzień. A może jednak nie? Ktoś pukał do drzwi.
Do mieszkania wszedł kapitan Schutzmann w towarzystwie jakiegoś szlachcica, idącego dumnie z piersią wystawioną do przodu i patrzącego na wszystko z wyższością.
- To oni? – zapytał, krytycznie się im przyglądając.
- Tak. – odparł kapitan po czym zwrócił się do kompani. – Ten oto jegomość ma dla was pewną propozycję związaną z waszą ostatnią działalnością. Zostawię więc was samych.
Szlachcic kiwnął głową wychodzącemu kapitanowi w podzięce. Kiedy jego kroki przestały być słyszalne, mężczyzna przemówił.

Jakiś czas potem, w trakcie rozmowy z możliwym przyszłym zleceniodawcą, znowu rozległo się pukanie do drzwi. Nie dokończona rozmowa zamilkła, jak tylko w drzwiach pojawił się kapłan Ulryka, doskonale rozpoznawalny dzięki kapłańskim szatom i gęstej brodzie, w towarzystwie innego jegomościa o twardym obliczu, które pewnie z nie jednego pieca jadło. Czy drużyna przyciągała takich ludzi czy tylko kłopoty? Bo po twarzy kapłana było widać, że przychodzi z ważnymi wieściami. Przeszukał pokój wzrokiem, zanim zaczął:
- Witam, ojciec Ranulf do usług. Czy zastałem Martina von Altmarka? Mam do niego sprawę nie cierpiącą zwłoki…
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 12-10-2010, 18:11   #198
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Powiódł wzrokiem po zebranych starając się ocenić i wyczuć z kim ma do czynienia. Trochę zawiedziony, że osoby niższego stanu nie przedstawiają się pierwsze postanowił przemówić.
- Witajcie. Jestem Franz von Lepke z Szoppendorfu, krewny Ojca Mortena. Na wstępie pragnę wam podziękować za wykrycie i zlikwidowanie bandyty, który dokonał mordu na moim krewniaku. Ów obrzydliwy czyn wstrząsnął całą moja rodziną. Szczególnie mamą, dla której Ojciec Morten był kuzynem.-zawiesił na chwilę głos i arogancki uśmieszek na jego twarzy ustąpił miejsca skupieniu i smutkowi.- Jest dla nas oczywiste, że czynu tak odrażającego mógł dokonać tylko wróg Imperium i całej ludzkości. Jakaś leśna bestia czy oprych nie ryzykowałby ataku na kapłana i nie kradłby trudnego do spieniężenia świętego obrazu. Według nas stał za nim jakiś potężniejszy mocodawca. Rodzina wysłała mnie do Middenheim abym osobiście dopilnował rozwikłania sprawy i że sprawiedliwości stanie się zadość. -westchnął- Tak jak przypuszczałem władze administracyjne są zaprzątnięte całkowicie sprawami wojennymi i odbudową miasta po oblężeniu. Nie mogąc na nich polegać pozostaje mi wziąć sprawy we własne ręce. Udowodniliście, że jesteście godni zaufania i dzielni. Poza tym już naraziliście się naszej zwierzynie i znacie sprawę co ograniczy krąg wtajemniczonych i zapewni dyskrecję. Dlatego też mam dla was propozycję.-uśmiechnął się chytrze do zebranych- Jeśli pomożecie mi odnaleźć skradziony obraz, a wraz z nim zleceniodawcę mordu otrzymacie sto złotych koron do podziału. Tak wiem, to zbyt wiele, ale nie można oszczędzać na rodowej dumie i skąpić grosza gdy Imperium jest w potrzebie. Propozycja jest w oczywisty sposób korzystna, ale by formalności stało się zadość spytam czy wam odpowiada i ją przyjmujecie. No więc jak?

Gotfryd obrzucił intruza wzrokiem, w którym za grosz nie było szacunku, jakiego przedstawiciel szlacheckiej warstwy mógłby się spodziewać. To, co zobaczył, niezbyt mu się spodobało. Kolejny arogancki głupiec, któremu się zdaje, że szlachetne urodzenie zastąpi wszystkie inne zalety. Arogancki uśmieszek i zachowanie świadczyły o tym, że wszystkich obecnych w komnacie ma za gorszych od siebie. Jakimś dziwnym trafem Martin, chociaż również szlachcic, zachowywał się nieco inaczej. Widać więcej przeszedł i miał lepiej poukładane w głowie.
- Zechciejcie spocząć, panie von Lepke - powiedział Gotfryd, gdy nowo szlachcic skończył swą perorę. - Jestem Gotfryd Zedelin - przedstawił się. - Zaszczyt to dla nas wielki - mówił dalej - że raczysz nas, panie, obdarzyć takim zaufaniem, iż powierzyć nam chcecie tak ważną misję. - Co za dupka zwalili nam na głowy Bogowie, do spółki z kapitanem, pomyślał. - Tudzież zapłatę tak hojną - dokończył. Za samo dostarczenie obrazu dostaliśmy więcej, dorzucił w myślach. Mablung, Martin, Varl, Gnordi, on sam - to razem pięciu. Ze stu koron nagle zrobiłoby się dwadzieścia na osobę. Fakt, że warto było wziąć pod uwagę tempo schodzenia z tego świata osób zamieszanych w sprawę obrazu... Ale równie dobrze można się było znaleźć wśród tych, co trafili w objęcia Morra.
- Problem jednak jest w tym - kontynuował po sekundzie przerwy - iż nie dysponujemy w tym momencie wolnym czasem, gdyż swoje plany mamy i konieczność ich realizacji uniemożliwia nam przyjęcie innej propozycji. Z żalem zatem musimy odmówić. Przynajmniej na razie.
A i później trzymaj się z daleka. Znajdź sobie jakichś głupców, co będą wokół ciebie skakać i lizać ci buty, bo zdaje się nie szukasz współpracowników, a chłopców do brudnej roboty, którymi będziesz mógł rządzić.

Franz rozsiadł się wygodnie. Odpowiedź Gotfryda wyraźnie była nie po jego myśli. Uniósł w zaskoczeniu lewą brew i uważnie wpatrzył się w rozmówcę.

-No cóż, nie to nie.-rozłożył bezradnie ręce -Widzę rozmawiam z przywódcą skoro wypowiadasz się w imieniu wszystkich. Zakładam, że skoro nie interesuje was moja propozycja odnalezienia zleceniodawcy mordu Ojca Mortena, a co za tym idzie osoby zagrażającej porządkowi publicznemu być może w całym Middenlandzie, to tylko dlatego że cel jaki macie na myśli jest większej wagi. Kto wie, może ocalenie Imperium?- Uśmiechnął się kpiąco pod nosem.

-Nawet nie biorę pod uwagę, że odmowa może wynikać z tchórzostwa. Tacy bohaterowie mieliby się obawiać ryzyka związanego ze ściganiem jakiegoś tchórzliwego bandyty? Wedle Kapitana Schutzmana jesteście odważni niczym sam Ulryk. Zostawmy jednak ten temat.-Machnął niedbale ręką.

-Skoro już poprosiliście bym usiadł powiedźcie co to za ważne sprawy nie pozwalają wam przyjąć mojej propozycji. To zapewne jakaś pasjonująca przygoda.

- Twoja ironia nie wpłynie na to, co powiedziałem - oznajmił spokojnie Gotfryd. - A złośliwość najwyżej nastawi nas negatywnie w stosunku do twojej osoby. Jeśli chodzi o dokładność, to nie jestem przywódcą. Niestety niedawno postanowiliśmy wykonać coś, co uniemożliwia nam zajęcie się czymś innym, między innymi spełnieniem twojej prośby. A jako że jest to sprawa całkowicie prywatna, acz z rozmaitych względów dla nas równie ważna, jak dla ciebie sprawa ojca Mortena, zatem nie mogę dzielić się nią z kimś, kogo ona nie dotyczy.

Szlachcic roześmiał się dźwięcznie i klepnął w kolano.
- Cóż za wyszukany język, przysiągłbym że rozmawiam z altdorfskim dworzakiem. Myślę, że „negatywnie nastawiony” już jesteś i wynika to z jakichś wcześniejszych uprzedzeń, a nie z tego co powiedziałem. Jest to tym bardziej dziwne, że mnie w ogóle nie znasz a obrażanie się na zapas jest cechą głupców.- Mówiąc pochmurniał coraz bardziej a jego twarz przybrała zacięty wyraz.

-Poniekąd wasze sprawy są moimi sprawami. Jesteś w błędzie jeśli sądzisz, że sprawa Ojca Mortena was już nie dotyczy. Ten kto wynajął zabójcę jest teraz waszym wrogiem. Uporacie się z nim sami, albo z moją niewielką pomocą i zarabiając przy tym dwadzieścia złotych koron. Jeśli to nie jest was w stanie pozytywnie nastawić to doprawdy nie wiem co. Jeśli jednak odmówicie to trudno. Jesteście moim punktem zaczepienia. Sam tej sprawy nie pociągnę. Pozostanie mi wrócić do siebie i oczekiwać na wieści o waszej śmierci, lub zwycięstwie.
Podniósł się otrzepując i poprawiając ubranie.
- Jedynym tropem który prowadził do ikony był morderca - przemówił nagle elf, cały czas patrząc w ścianę. Nie zwracał najmniejszej uwagi na swojego rozmówcę, dyndając nogą założoną na kolano. - On został zabity, a ikona przekazana komu innemu. Nie mamy żadnych punktów odniesienie dlatego śledztwo utknęło w bagnie. Nic nie można zrobić, nawet mając całe to wasze ludzkie złoto.
- Żadnego oprócz was.-powiedział zwracając głowę w kierunku elfa.- Z jakiegoś powodu bogowie was sprowadzili do Middenheim i postawili na drodze Ojca Mortena i ikony. W wytropieniu zabójcy też mieliście dużo szczęścia. Jest to nieomylny znak boskiej interwencji. Tylko dlatego tracę czas na gadanie z wami. Za te pieniądze mógłbym nająć oddział najemników. Figurujecie po prostu w boskich planach.

Znawca boskich planów się znalazł, pomyślał z niesmakiem Gotfryd.
Franz z każdym swoim kolejnym zdanie potwierdzał negatywną opinię, jaką zdobył u Gotfryda. Oczywiście dobrze by było rozwiązać całą sprawę i zdobyć dodatkowe złoto, ale współpraca z kimś, kto wyglądał na chodzące źródło kłopotów i pretensji była dość trudna do wyobrażenia. Co zabawniejsze, Franz najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy ze swego zachowania i lekceważącego stosunku do innych, 'gorszych'. Jego zdaniem oczywiście.
- Nawet jeśli figurujemy w owych boskich planach - Gotfryd skomentował końcówkę wypowiedzi szlachcica - to, jak słyszałeś, bogowie nie dali nam żadnych wskazówek, które pomogłyby nam rozwiązać tę sprawę. A bez tego nie ma sensu podejmować jakichkolwiek działań. Znajdź kogoś, kto ci wywróży, co dalej zrobić, bo my w niczym nie pomożemy.
- To ja wam chciałem pomóc, ale jak nie to nie. Powodzenia w takim razie i żegnam.
Franz odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia.
 
Ulli jest offline  
Stary 12-10-2010, 22:28   #199
 
Ghosd's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znany
Śpiący krasnolud miał bardzo rozmaite sny... początkowo latał nad zgliszczami Middenheim widząc pod sobą ogromne armie chaosu oraz ludzkich obrońców stawiających opór za wszelką cenę. Przeniósł się zaraz na okręt w zatoce, gdzie osobiście walczył z największymi władcami i wodzami wroga. Pokonywał jednego, drugi go ranił, jednak krasnolud we własnym śnie przybrał większe rozmiary i był w stanie znieść wiele uderzeń, już nie tak strasznych. Nieco później przeniósł się do kanałów, jak podejrzewał, w Middenheim. Widział kilku skavenów naradzających się co do ataku na miasto, wycofywał się cicho chcąc powiadomić o tym straż. Napotkał jednak ogromną armię szczuroludzi na swojej drodze, wyrąbywał sobie przejście w jej szeregach. Powalił go na ziemię strzał z wielkiego działa spaczeniowego, jednak nie powstrzymało go to. Parł dalej, będąc wielokrotnie ranionym i gryzionym przez stłoczone wokół niego stworzenia. Nareszcie wychodził z jaskiń.

Jasne i ciepłe światło dnia oślepiło go... budził się, słysząc głosy... coraz wyraźniejsze i znajome. Gdy otworzył oczy zobaczył Gotfryda mówiącego coś do nieznanego mu mężczyzny w bogatym ubiorze. Pomyślał, że nadal śpi i przekręcił się na drugi bok.

Podniesiony ton rozmowy zwrócił jednak jego uwagę, prycza zatrzeszczała cicho gdy obracał się ponownie chcąc zobaczyć scenę... mężczyzna powiedział coś głośno i wyszedł. Gnordi ziewnął głośno zapytał:
-Kim był ten typ? Czyżby ominęło mnie cuś? - popatrzył po tym kolejno na towarzyszy.
 
Ghosd jest offline  
Stary 15-10-2010, 13:18   #200
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Dzień upływał, jak można się było spodziewać, nadzwyczaj spokojnie. Właściwie flisak nie miał nic konkretnego do roboty. Po skończeniu pożywnego i świeżego śniadania, usiadł na swojej pryczy i zajął się porządkowaniem ekwipunku. Z niesmakiem powąchał wyciągnięte z plecaka mięso, które, mimo iż zakonserwowane, zaczynało już śmierdzieć. Podszedł do okna i wyrzucił je na znajdującą się poniżej ulicę. Wyglądnął za nim, gdyż z dołu usłyszał przekleństwa. Ciśnięte jedzenie wylądowało w kałuży, tuż obok jakiegoś przechodnia, który został ochlapany. Teraz stał na środku ulicy i złorzeczył.
- Ciesz się, żeś nie dostał w łeb - zakrzyknął do mieszczanina i pokazał mu zaciśniętą pięść.
- Straż wezwę, psubracie! Doniosę, żeś czyhał na me życie! - darł się mężczyzna, machając na wszystkie strony rękoma.
- A to se wzywaj! - odkrzyknął mu Varl. - Tak się składa, że komendanta znam osobiście. Jedno szepnięte słowo i do loszku powędrujesz, ot co!
Mieszczanin poględził jeszcze trochę, ale w końcu zrezygnowany otrzepał ubranie i oddalił się. Flisak wrócił do porządków. Poukładał wszystkie swoje rzeczy na pryczy. Zbadał stan ekwipunku, po czym z pietyzmem powkładał go z powrotem do plecaka. Postanowił się jeszcze trochę zdrzemnąć. W nocy nie zazna prawdopodobnie luksusu spania, więc trzeba jak najlepiej wykorzystać wolny czas.

Rozmowie szlachcica, ponoć krewnego zamordowanego kapłana z Gotfrydem, tylko się przysłuchiwał. Nie miał zamiaru wdawać się w dyskusję, mimo iż uważał, że najemnik zbyt ostro potraktował szlachetkę. Z drugiej strony jednak, zachowanie szlachcica, pełne lekceważenia niezbyt mu się podobało.
Cała sytuacja zakończyła się wejściem kolejnych osób. Do mieszkania wkroczył kapłan Ulryka, przedstawiając się jako Ojciec Ranulf, w towarzystwie ponurego jegomościa. Wypytywali o nieobecnego wciąż czarodzieja.
- Nie ma - odpowiedział, gryząc kawałek chleba. - A czegóż to od niego chcecie, wielebny? Jego kompanami jesteśmy, może jakoś pomóc możemy.
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172