Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-04-2010, 08:00   #71
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Hans jak zawsze nie zawiódł Heinricha. Przyprowadził ochronę którą obiecał i to zgodną z wymaganiami Profesora. Miały być krasnoludy ponieważ wiedział o tej rasie jedno ich słowo jest ważne zawsze i to honorowe bydlaki nieważne jak nisko upadły słowo jest słowo....

W tym przypadku chodziło oczywiście o słowo chronienia jego ŻYCIA I LOJALNOŚCI. Profesor w późniejszej rozmowie dał to odczuć całej trójce. Walterowi i Rudgerowi których przyjęcie do pracy zależało od tej właśnie obietnicy i Maxowi któremu również wprost zakomunikował że jeśli ma zostać przy jego boku oczekuje pewnych rzeczy. Oczywiście nie żądał tego nie dając nic w zamian. Każdemu łącznie z Maxem obiecał godziwe wynagrodzenie. Dodał że ma zamiar zwiększać swoje wpływy i podział "łupów" nie ominie lojalnych mu ludzi. A jeśli kiedyś ktoś postanowi wam zapłacić na za zdradę.... przyjmijcie ofertę- uśmiechnął się. I dajcie mi znać zapłacę wam więcej niż potencjalny mocodawca.- ciężko się było domyślić czy Profesor żartował.

Jutro rano przeniesiemy się do lokum jakie zapewnił nam Hans. Dziś zostajemy tutaj za późno już na chodzenie po mieście.

Krasnoludy chciały zostać na dole i delektować się swoim towarzystwem. No dobra nie tylko towarzystwem głównie to zapewne alkoholem....
Profesor wyraził zgodę chciał porozmawiać jeszcze z Maxem chwile na osobności a moment przed spoczynkiem wydał mu się idealny.

Potem poszedł spać zadowolony z przebiegu dnia i w poczucie bezpieczeństwa. Obudził go wchodzący krasnolud i ciche Ktoś napada na oberżę….
Szlak, szlak, szlak a wiedziałem żeby tu nie zostawać.
Profesor przytomniał Max już też powoli wstawał.
Gdzie Rudger?- spytał. Zarżnięty-odpowiedział krasnolud bez cienie emocji. Jeśli śmierć towarzysza go obeszła to nie było tego widać a przynajmniej jeszcze nie. Dobrze profesjonalnie.... Szykujcie się idziemy po Tupika i resztę. Zapewne schodzimy na dół. Walczcie jeśli będzie trzeba. Tylko trzymajcie się blisko mnie i bez niepotrzebnego ryzyka.- to już wyraźnie mówił do krasnoluda wiedział że tego zapewne poniesie jeśli konfrontacja na dole okaże się poważna.

Sam chwycił pistolet. A i rzeźnicy Tupika idą przodem my trzymamy się na początku w odwodzie.- wszystko to mówił szeptem. Zaraz jednak przerwał słysząc zbliżającą się osobę od strony pokoju Tupika. Która okazała się być nim samym.

Trzymaj się blisko mnie i strzelaj jak masz z czego, nie rzucaj kwasem chyba ze w grupę - mruknął halfling gdy zerkał do pokoju profesorka.

Profesor pokazał mu broń trzymaną w ręce. Za pasem miał też swoje zabawki. Które pośpiesznie tam wkładał. A i nie dajcie mnie przewrócić- tym razem uśmiech był uśmiechem szaleńca.
 
Icarius jest offline  
Stary 06-04-2010, 09:28   #72
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
„Grzeczny” Matt Burgen


Banda puchła w oczach, ale dla Grzecznego było to jedynie dowodem coraz większej jej słabości. Dopływ wciąż nowych ludzi powodował niejasności, wątpliwości i niedomówienia. W sytuacji w jakiej się znaleźli, wobec zagrożeń jakie przed nimi stały każde niedomówienie oznaczać mogło problem. Problem zaś śmierć. W Rosenbergu życie ludzkie miało wszak piekielnie niską cenę. Co prawda Tupik starał się tworzyć jakieś hierarchie, jakiś łańcuch dowodzenia i komórki, ale prawda była też taka, że tak jak on sobie to uwidział, można było by tworzyć ową gildię przez miesiące. Metoda skurwysyna zdawała się Grzecznemu bardziej właściwa. Dokładniej zaś rzecz ujmując metoda największego skurwysyna. Dyskusje, plany, układy, to wszystko było ważne. Ale najpierw należało pokazać kim się jest. I trzeba było zadbać, by inni myśleli, nawet jeśli nie była to prawda, że mają do czynienia z huraganem pod który nikt z nich szczać nie chce. Pokazać siłę. I to taką, która budziła by respekt. Jednocześnie wskazując metodę spokojnej, korzystnej dla wszystkich współpracy. Ale dopiero PO pokazaniu siły. Tupik zabierał się do tego z dupy strony. Tak przynajmniej sądził Matt i idąc spać nie omieszkał się z Niziołkiem podzielić swoimi przemyśleniami.

- Coś jeszcze? – zapytał półdrzemiący Tupik, kiedy ciemności już zupełnie zalały ich izbę. Grzeczny nie dał się zwieść. Wiedział, że Nizioł analizuje, kombinuje i myśli ile prawdy kryje się w słowach jego osiłka. Grzeczny do myślicieli nie należał. Przynajmniej pozornie. Swoje jednak wiedział i choć się z tym nie obnosił potrafił i planować i mówić. To, że otarł się o patent oficerski wiedział tylko on sam.

- Tak sobie myślę, czemu „Diva”. Czemu tam nam melinę wskazali? Przypadek? Nie wiedzieli o Krogulcu? Szczerze w to wątpię. To było celowe. Chodziło o zderzenie jego i nas. To nie miał prawa być przypadek… - mówił półgłosem Grzeczny wiedząc, że słyszy go na pewno Tupik i Levan. I że obaj myślą podobnie. To zaś oznaczało, że użyto ich jak narzędzia. Myśl ta układała Grzecznego do snu i sprawiała, że Grzeczny nie był aż tak grzeczny, jak to miał w zwyczaju. Sytuacja zaś sama w sobie sprawiała, że Erica i jej nagłe pojawienie się schodziły na plan dalszy.

*********

Grzeczny nie czekał na Tupika i chłopaków, którzy przegrupowywali się u góry ustalając kolejność i plan działań. Wiedział doskonale, że napad na oberżę oznaczać może wszystko. Na trakcie. W środku miasta mogła to być tylko i wyłącznie kwestia dwóch spraw. Ktoś miał interes do właściciela karczmy i chciał mu siłą przemówić do rozumu, albo też ktoś szedł ich tropem i odkrył gdzie się zatrzymali. Ktoś kto nie miał wobec nich przyjaznych planów.

Schodząc powoli schodami do biesiadnej izby skąpanej w ciemnościach myślał o słowach Tupika dotyczących właściciela owej oberży. „… karczmarza musimy chronić w miarę możliwości.” Miał zamiar zrealizować ten plan w całości. Oberżysta nie zaglądał im w kieszeń, lał uczciwe ale i nie zawyżał ceny. I nie zadawał głupich pytań a łóżko, które im zaoferował na noc pozbawione było wszelkiego robactwa. Takich jak on należało pielęgnować niczym kwiaciaty rabat.

Idąc powoli pobrzękiwał wziętym kiścieniem. Może nie była to najbardziej miłosierna broń jaką ludzkość wymyśliła w ramach planowej eksterminacji przy użyciu wszelakich narzędzi, ale gwarantowała skuteczność. I coś jeszcze. Strach. Grzeczny pamiętał twarze tych, którzy ujrzeli głowę człowieka uderzonego kiścieniem po raz pierwszy. Ten widok musiał im towarzyszyć przez resztę życia o ile nie zmienili go w ciąg takich doznań. Zresztą i wówczas mogli ją pamiętać długo. Grzecznemu wciąż tkwił obraz oblicza człowieka z wbitym w czaszkę nosem, rozerwanymi policzkami i krwawą miazgą miast zębów oraz oczyma, które spływały w dół z wykłutych oczodołów. Ten był pierwszy. Następnych już nie pamiętał tak dobrze. Do kiścienia jednak się przyzwyczaił i polubił go. W przeciwieństwie do tych, którzy znajdowali się na drugim jego końcu.

Słyszał już głosy dochodzące z dołu, które zagłuszały szepty schodzących gdzieś wyżej jego kompanów. Oraz cichą rozmowę prowadzoną gdzieś od kuchni. Za oberżą ktoś zawył przejmująco, pewnie przechodzień w złej chwili i miejscu. Grzeczny robił się podświadomie coraz mniej grzeczny. Kiedy zaś jego oczy wyłowiły z półmroku panującego w izbie biesiadnej kilka cieni, sylwetek opierających się o stoły, słupki i przysiadłych na ławach w przekonaniu o zwycięstwie, wobec ciał dwóch ochroniarzy oberżysty leżących na ziemi w bezruchu, Grzeczny uśmiechnął się do siebie w duchu szeroko. Wszyscy ci, którzy tu czekali na rozwój wydarzeń, zbiry spod ciemnej gwiazdy, pewni byli zwycięstwa. I tego, że oto nadarzyła im się pora i czas na zabawę.

- Liiitoości… - jęknął wyrzucony na środek biesiadnej przez kontuar oberżysta. Ktoś, kto przerzucił jego obfite ciało przez kontuar, musiał mieć w sobie niezłą krzepę. W ślad za oberżystą wyszło trzech następnych zbirów, przy czym dwaj wyglądali jak pozostali. Żaden z nich nie mógł zostać uznany za laureata w grze zwanej życie. Żaden też nie dał po sobie poznać, że błaganie karczmarza zrobiło na nim jakieś wrażenie. Zrobiło się jaśniej, ktoś podkręcił knoty w lampach, zatrzeszczał dorzucany do żaru kominka chrust. Ten trzeci, który najwidoczniej wydawał tu polecenia, spojrzał pytającym wzrokiem na Grzecznego, dostrzegając tylko jego na schodach. Po prawdzie też Grzeczny zwykle zasłaniał innym przestrzeń widoczności, ale miał świadomość tego, że kompani czają się gdzieś za jego plecami.

- Wypierdalaj! – powiedział niegrzecznie nieznajomy, niejako powtarzając błogosławieństwo z wieczora. Wówczas jednak to mówił Matt do samotnego sierżanta straży miejskiej. Teraz sytuacja była odwrotna. Tyle, że Grzeczny nie był też sierżantem.

- Dzień dobry! – skinął im głową nie zważając na niemiłe powitanie, jakie go spotkało. Zszedł do końca schodów i ruszył pomiędzy nich. Nic sobie nie robiąc z ich liczby, co w połączeniu z tym, że poza przepaską na biodrach był nagi, sprawiało krotochwilne wrażenie. - Który z was skurwiele jest najtwardszy? Który z was jest najmocniejszym sukinsynem?

Jeden ze zbirów, ten który cisnął kwilącym na ziemi oberżystą przez kontuar, wysunął się do przodu. Miał byczy kark, ramiona rzeźnika i sprawiał zwaliste wrażenie. Był może o głowę wyższy od Grzecznego, zatem nie był i lżejszy. Jego krzywą, ospowatą gębę przeciął uśmiech w chwili, kiedy spodziewał się dostrzec strach na obliczu Matta.

- Patrzysz na niego chuju. – powiedział z szerokim uśmiechem odwracając się do radośnie wyszczerzonych kompanów. Wszyscy spodziewali się zabawy.

Grzeczny skinął głową, po czym z krótkiego zamachu zdzielił go otwartymi dłońmi w uszy, w chwili kiedy znów się odwracał do Grzecznego. Ogłuszył go tylko na chwilę, ale to wystarczyło. Dłonie splecione na potylicy osiłka pomogły szarpnąć jego głową w dół, kiedy upuszczony kiścień jeszcze nie zdążył stuknąć o podłogę. Grzeczny pociągnął głową w dół – raz, drugi, trzeci. Kiedy twarz osiłka po raz ostatni spotkała się z rzepką kolanową Matta ten puścił go, po czym odrzucił pożegnalnym hakiem w podbródek. Siłacz zwalił się na podłogę biesiadnej tuż obok oberżysty. Przy czym on wyglądał jak kawał solonego mięsa.

- Błąd. – powiedział Grzeczny w ciszy powszechnej podnosząc z ziemi kiścień. – To ja tu jestem najtwardszym i największym sukinsynem…

Jego słowa zburzyły ciszę wywołując burzę. Burzę, którą sam rozpętał i którą, tego był pewien, również niebawem sam skończy. O ile chłopaki będą mieli pecha. Istniała jednak szansa na to, że ocali ich Tupik. Grzeczny wolałby, by stało się inaczej, ale gotów był na kompromisy. Zawsze był ugodowym człowiekiem…
 
Trojan jest offline  
Stary 06-04-2010, 15:46   #73
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Nie spodobało im się to. Nie miało prawa się spodobać. Samotny osiłek stojący z kiścieniem w ręku pośrodku biesiadnej wyraźnie szukał z nimi zwady. I w dupie miał ich przygniatającą siedmioosobową przewagę liczebną. To musiało przynajmniej zwrócić ich uwagę. Zwróciło. Z pięciu zbirów, którzy przysiedli kręgiem w biesiadnej, wstali wszyscy. Wszyscy też dobyli oręża, pałek, zakrzywionych noży a nawet siekiery! Ten, który zdawał się im przewodzić usunął się w tył, za szynkwas, puszczając przodem szóstego.

- Masz przejebane! – warknął ten, który krył się za szynkwasem. Jedno jednak było pewne, głos mu zadrżał a w oczach czaił się niepokój. Może za sprawą powoli schodzących schodami kompanów Grzecznego z których idący na przedzie Levan i Wasilij nie mieli prawa wyglądać przyjaźnie. Obaj kislevici spojrzeli na herszta zbirów i poznali go w jednej chwili. To był jeden z tej trójki, która towarzyszyła im przy Krogulcu. Jeden z jego przybocznych. Na robocie. On też ich poznał. Świadczył o tym grymas, jaki na ich widok wykrzywił jego twarz.

- Zabijcie tego ciula a potem pogadamy! – wydał krótki rozkaz herszt zbirów. Nie odrywając wzroku od schodzących po schodach Tupika i reszty. Jego ludzie zaś ciaśniejszym kręgiem zwarli się wokół Grzecznego. I naraz jeden z nich, ten w ciaśnej kurcie i pękatych, arabskich hajdawerach, skoczył atakując płasko nożem. Wnet doń dołączył kolejny a w biesiadnej rozpętało się piekło…



[ Proszę wszystkich Graczy o 5k100, podesłane na GG/PW. Możecie też zaufać mnie, wówczas rzuty wykonam samodzielnie i zastosuję w zależności od rozwoju sytuacji]
 
Bielon jest offline  
Stary 06-04-2010, 18:54   #74
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
W jego śnie przeciętnej urody dziewka karczemna, która kilka godzin temu bardzo szybko doprowadziła Levana do końca, galopowała na jednorożcu jak gdyby jeszcze tkwiła nadziana na sztywny pal kieslevity. Jej obfite piersi falowały, a sutki sterczały na zimnym wietrze. Jednorożec pędził po stepach północnego Kieslevu gnany rozprzestrzeniającym się pożarem traw. Dziewczyna wbijała swoje niezgrabne palce w jego szyję, starając się uczepić grzywy. Jęczała przy tym znacznie bardziej niż wtedy gdy zaciskała piąstki na skołtunionych włosach na piersi Levana. Wyposzczonemu Levanowi nie trzeba była wiele czasu i potrafił tym razem dać jej upragnionej rozkoszy.

Sen trwał nieco dłużej niż pospieszna miłość kieslevity. Głównie za sprawą próbujących gadać w środku nocy towarzyszy. Levan nigdy w swoim życiu nie cierpiał na głęboki sen. Mało kto na dalekiej północy mógł cieszyć się z takiej przywary, nie w tak niespokojnych czasach. Levan kiedyś był przekonany, że uciekając na południe porzuci na zawsze swoje brudne życie, ale to był dopiero początek. Brud fizyczny zmienił się w brud psychiczny, który był o wiele gorszy, bo pojawiał się niespodziewanie i nie rzucał się w oczy. Trudno więc było go ot tak zmyć, a potem już nawet nie miał ochoty tego robić. Obudzony Levan uspokoił się nieco słysząc głosy Tupika i Grzecznego. Wiedział, że może zamknąć oczy i starać się znów odpłynąć w płytki sen. Może jednorożec wróci…

Ale nie było jednorożca, usłyszał za to raczej Żubra albo może Tura, jakiego widział raz w życiu. I już wiedział, że to nie sen. Ten hałas był jak najbardziej realny, przypominał raczej walenie młotem w solidną drewnianą podłogę. Bardzo szybkie walenie. Hałas dobrze jeszcze nie ucichł a Levan już stał na środku ciemnego pomieszczenia, którego mrok rozpraszała tylko jedna, już bardzo mała, świeczka stojąca na niewielkim dębowym stoliku. Taki hałas to mogło być tylko jedno. Levan w rękach trzymał obnażony bezdźwięcznie rapier i zakrzywiony długi nóż z osłoniętą rękojeścią. Za odzienie musiały mu wystarczyć popielate hajdawery i płócienne onuce. Pamiętaj kieslevito – to była jedna z pierwszych lekcji jakie otrzymał od Miguela lata temu – to co jest słabością, może być Twoją zaletą. Wykorzystaj to! Brak ubrania nie powodował, że był nieosłonięty, ale raczej zwinny i nieskrępowany płaszczami. Nic nie mogło mu się zahaczyć, nie było go za co chwycić. Nie miał butów, dzięki czemu mógł poruszać się bezdźwięcznie. Nawet w butach potrafił być cicho, a bez nich mógłby podejść kota. Levan nie miał na sobie żadnej koszuli, która mogłaby zakryć poparzenia na jego tułowiu i szyi. Były to paskudne rany, które ciągnęły się od pępka, aż do ucha po lewej stronie jego ciała.

Kiedy usłyszał krzyk Ktoś napada na oberżę, zauważył, że inni momentalnie się budzą. Dwa uderzenia serca później Levan stał przy schodach prowadzących do głównej sali na dole i nasłuchiwał, po odgłosach butów domyślał się, że jest ich wielu. Poczekam na resztę – oczy miał już szeroko otwarte a umysł jasny. Wystarczająco jasny by nie pchać się na dół samemu. Niestety umysł Grzecznego albo nie był tak jasny, albo Grzeczny był po prostu zdrowo wkurwiony, bo bez zastanowienie minął Levana i zszedł na dół trzymając w ręcę swojego pupilka. Najeżoną kolcami kulę na łańcuchu. Levan wolałby nigdy nie zmierzyć się z wkurwionym Mattem uzbrojonym w to coś. Zaletą kiścieni był szacunek jaki wzbudzała w przeciwnikach oraz brutalność. Ktoś kto spotkał się bezpośrednio z kulą rzadko wychodził żywy z tego spotkania.

Levan ruszył za nim, czując że inni są obok. Był Wasilij i Ani. Z tyłu czaił się Tupik, a nawet – co zaskoczyło Levana ogromnie – Profesor z jakimś dziwnym samopałem w ręku. Levan mimo, że gardził taką bronią – niegodną kozaka – to doceniał jej skuteczność. Oczywiście nie mógł ot tak zleźć na sam środek izby, jak Grzeczny. Uzbrojony jednym susem przesadził poręcz i znalazł się na dole prawie bezgłośnie i w cieniu – kilka kroków za plecami jednego ze zbirów. Kilku rozpoznał od razu. W Szczególności tego, który poprzedniego wieczoru przywlekł Magnusa przed oblicze Krogulca. O ten chuj! Zemsta! Levan miał wrażenie, ze został zauważony tylko przez niego, patrzył spokojnie na Levana za szynkwasu.

Pierwsi dwaj napastnicy skoczyli jeden po drugim na Matta. W tej sprawie kieslevita nie mógł nic zrobić. A nawet nie chciał. Teraz musiał zburzyć pewność siebie ludzi Krogulca, zdruzgotać ich przewagę, pozbawić ich inicjatywy, o której pewnie byli przekonani, kiedy rzucili karczmarza pod drewniany słup. Szynkarz nie wyglądał najlepiej, ale na pewno nie był ranny. Nigdzie nie było śladów krwi. Levan stojąc tam mógłby jeszcze udawać, że chce się przyłączyć do napastników, ale zachowanie Grzecznego szybko wybiło mu to z głowy. Po co? Po co, Levan? Dwa kroki do przodu i sztych mającego dwa łokcie długości rapiera zanurzył się bezgłośnie i bardzo szybko obok łopatki kolesia, który stał tuż przed nim. Bezgłośnie przebił, co miał przebić i wyszedł wściekle czerwony. Bezgłośnie nie było pewnie dla tego, który ten cios otrzymał. Jego świat musiał wybuchnąć ferią kolorów i hałasem. A może wypełnił się tylko zimną czernią? Przydupas Krogulca widział to na pewno, ale stojąc za kontuarem nie miał drogi ucieczki. Jego oczy zrobiły się szerokie i ogarnął go szał. O tak kolego, jak to jest być bezsilnym? Levan poruszał się bokiem wzdłuż ściany, stojąc przodem do tego co działo się na środku. Zmierzał powoli do swoiście rozumianej sprawiedliwości…

Pod postacią martwego człowieka za kontuarem.

A w biesiadnej rozpętało się prawdziwe piekło…
 
Azazello jest offline  
Stary 06-04-2010, 20:47   #75
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik dobrze wiedział, że kapłani ściągnęli ich do Divy nie przypadkowo. Lecz do tej pory halfling nie brał pod uwagę że wysłano ich tam na wyrzynkę. Krogulec albo Tupik - lub raczej to co po nich pozostanie, bo nie było wątpliwości, że Grzeczny czy Levan czy reszta ludzi Tupika zabraliby ze sobą wielu do piachu... choć miejsce walki byłoby znów im niekorzystne... przepastne piwnice... Halfling zwyczajnie nie przewidywał, że stanie się zwykłym psem poszczutym na innego... On sam w swej mądrości i z całym swym pacyfistycznym nastawieniem, żadnego z sojuszników nie nasyłałby na siebie...chyba, że jeden z sojuszników jest nieposłuszny... a i Tupik przecież daleki był od posłuszeństwa... Grzeczny dał sporo do myślenia Tupikowi, za co ten jeszcze w nocy spróbował mu się odwdzięczyć.

- Masz rację, kapłani chyba chcieli nas na siebie nasłać, po co innego wskazywaliby kryjówkę przy Krogulcu, nie omawiając ani z nim ani z nami tej sprawy... A może powiedzieli mu, że przyjdziemy potulnie a mnie podburzali do czegoś przeciwnego... Jeśli wysłali nas tam po to by nas skłócić, to nie damy im tej satysfakcji... Trzeba będzie porozmawiać z Krogulcem, choć nie na jego terenie, ani na jego warunkach. Obecnie jeszcze może nie mieć powodu by brać nas na poważnie, ale i to się niebawem zmieni.

Tupik miał na myśli poranną akcję Levana, nie spodziewał się nawet że zmiany zajdą jeszcze szybciej.

Napad na karczmę... halfling nawet nie przypuszczał, że będzie brał udział nie w napadzie ale obronie przed nim... musiał przyznać, że dawało mu to nawet większą przyjemność.

Tupik wyraźnie ucieszył się z decyzji Profesora, mógł zostać w pokoju broniąc swego życia, nie o niego szło w tej bitwie. Był jednak już w bandzie Tupika, niezależnie od tego jak niesmaczne było to w jego uszach określenie. Halfling zresztą nie zamierzał mu go przypominać, słowo porucznik było idealnym określeniem.

Tupik nie był głupi, liczył na pomoc krasnoluda i Maxa, zdolności Profesora traktując niejako z pewnym pobłażaniem... przynajmniej początkowo, broń palna była silnym orężem, choć niesłychanie głośnym, niepotrzebnie ściągającym straż... "Ale czy my w młynie nie zrobiliśmy większej rozpierduchy..." - zastanawiał się przywołując obraz płonącego młyna...

Na dole sprawy potoczyły się szybciej niż ktokolwiek by przewidział. "Grzeczny jednak nie tylko myśli ale i działa zgodnie z własną oceną... " - Zauważył Tupik, widząc jak Grzeczny stara się akcję rozstrzygnąć za pomocą jednej walki, robił to wyjątkowo rzadko, gdy nie miał ochoty na napierdalankę - a to właśnie zdarzało się wyjątkowo rzadko. Pokazanie kto jest najsilniejszym zazwyczaj zniechęcało resztę, zazwyczaj nie potrzebne były już dalsze straszaki w postaci spojrzeń kislevitów czy dosadnych gróźb halflinga. Tym razem jednak wpływ Krogulca był widoczny, przynajmniej na swego głównego podwykonawcę zadania, zakrzyknął rozkaz i znikł za szynkwasem. A reszta bandy ruszyła na Grzecznego nie pojmując, że to najgłupsza a pewnie i ostatnia rzecz jaką uczynili.

Tupik zamachnął załadowaną już procą miał nadzieję, że powali pierwszego który rzucił się na Grzecznego. Z takiego bliska Tupik siał spustoszenie swoimi pociskami, trafiona kość pękała a widok kamienia tkwiącego w twarzy, strzaskanych kolan czy dłoni był niezbyt ładny, może nie tak przerażający jak efekt ciosu kiścieniem, ale swoje dawał do myślenia. Po za tym halfing choć przez chwilę mógł swobodnie miotać kamieniami ze schodów, czyniąc prawdziwe spustoszenie w szeregach wroga.

- DZIESIĘĆ KARLI I ŻYCIE DLA KAŻDEGO CO SIĘ DO NAS PRZYŁĄCZY - ryknął Tupik choć nie od razu... Pierwszy kamień musiał polecieć a kiścień musiał zatoczyć swe koło. Dopiero po pierwszych trupach można było podjąć tego typu negocjację licząc na strach jaki obezwładni napastników. Po za tym Tupik nauczył się wiele zgłębiając po latach techniki targu.

- PIĘTNAŚCIE KARLI - było zarezerwowane na trochę później... gdyby na pierwszą ofertę nie znaleźli się chętni, a ścielące się trupy stworzyłyby okazję do kolejnej oferty...

Tupik nie liczył, że którykolwiek z bandziorów skusi się na tą stawkę, ale z drugiej strony życie było stawka o wiele większą. Jeśli byli to rekruci to nie mają powodu by ginąć za Krogulca, mogli być też idealnym przykładem jak krucha jest jego siła... Ubocznym efektem krzyku miało być odwrócenie uwagi... choć chwilowe, chłopcy Tupika potrafili wykorzystać je idealnie, a wiadomo było, że to nie do nich skierowana jest oferta. Oferta którą Tupik przed zakrzyknięciem doszlifował do perfekcji starając się zabrzmieć niczym prawdziwy kupiec oferujący bezcenny unikat. Głos i treść miała zwracać uwagę, nawet tych niezainteresowanych, potencjalnych tylko klientów. Tyle że miał do czynienia z iście nietypową klientelą... ale czy i oferta nie była dopasowana do nich? Bandziory atakujące karczmę musiały wiedzieć, że nie wszystko idzie zgodnie z planem, a powalone cielsko "najtwardszego" towarzysza niejako to potwierdzało...
Prawdziwy przeciwnik czaił się za szynkwasem, choć Tupik wciąż jeszcze nie wiedział co z nim pocznie... Nie był świadomy tego, że Levan zamierza pozbawić go tego dylematu...
 
Eliasz jest offline  
Stary 13-04-2010, 17:38   #76
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Ani nie mógł zasnąć, miał tak od czasu do czasu, Morr nie zsyłał na niego dobrodziejstwa snu, Animositas leżał wtedy na posłaniu i wsłuchiwał się w wolno gasnące cykanie świerszczy. Także gdy karczma została zaatakowana Animositas błyskawicznie zerwał się z łóżka, przyodział zbroję, pochwycił swój młot bojowy i był gotów walczyć ze wszystkim co zostanie na niego rzucone. „Już trzy miesiące nikt nie próbował mnie zabić, chyba zapomniałem jak to jest” pomyślał Ani. Razem z tupikiem oraz resztą zgrai rzucił się na parter karczmy. Jak dla niego Tupik, grzeczny, levan, wasilij oni wszyscy mogli sobie zginąć w walce. Animositasowi zależało tylko na tym aby przeżył profesor, zwłaszcza po tym o czym rozmawiali poprzedniego wieczoru. A o czym rozmawiali, o tym dlaczego profesorek przyjechał do tego zapomnianego przez Sigmara miasta. Jak się okazało profesor chciał osiąść gdzieś na stale i w spokoju prowadzić interesy, z jakiegoś bliżej nieznanemu nikomu innemu powodu padło właśnie na to miasto. Animositas spędził trochę czasu rozmawiając z profesorem na temat tego co robić, uczony bardzo zaciekawił się na wiadomość że tupik nie bardzo przykłada się do wałki z chaosem. Jak to powiedział profesor na temat choasu:

-Chaos to zło które należy zwalczać każdą metodą. Metody łowców czarownic są tu najlepsze.... Jeśli szukasz przyjacielu wsparcie w swej krucjacie przeciw nim dobrze trafiłeś. Lecz musisz wiedzieć dwie rzeczy. Sam jestem mało wierzący i na tropieniu i zwalczaniu chaosu się nie znam. Aczkolwiek liczę na twoją inicjatywę w tym temacie skoro się do mnie zwracasz pewnie masz już jakiś plan.... Druga rzecz jak zapewne zauważyłeś to miasto jak i całe księstwa graniczne to raczej nie szkółka świątynna. I musisz się pogodzić z tym że mimo iż chaos tępię sam sigmarytom nie jestem.... Myślę że możemy sobie wzajemnie pomóc ja ci pomogę wyczyścić brud chaosowy. Ty mi inny którego natury jeszcze nie znam ale z pewnością coś się trafi... I zapewniam że nigdy w moich działaniach nie zmuszę cie by ucierpieli niewinni o ile jeszcze tacy istnieją.

Animositas postanowił wtedy za wszelką cenę pomóc Profesorowi w walce z chaosem, od czasu do czasu mógłby (Ani) współpracować z Tupikiem, ale wolał pomóc profesorowi w walce z chaosem.

Na dole karczmy byli bandyci, Ani nie miał ochoty walczyć z nimi ale chyba nie miał innego wyboru. Animositas postanowił poczekać chwilę ukryty za załomem ściany a później gdy inni też wdadzą się w walkę zaszarżować na pierwszego z brzegu przeciwnika, przewrócić go na ziemię a następnie rozłupać czaszkę. Później najprawdopodobniej nie będzie co zbierać po robocie jaką odwalą inni.i
 
pteroslaw jest offline  
Stary 13-04-2010, 18:34   #77
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Gwardziści odeszli sami nie kłopocząc nikogo z bandy Tupika. Wasilij był niezwykle kontent z tego powodu, gdyż humor zepsuł mu się na dobre. Sączył jeszcze jakiś czas piwo w sali biesiadnej, po czym powlókł się do góry. Legł w łóżku i po kilku minutach zasnął. Liczył na długi, pozbawiony snów odpoczynek. Nie udało mu się tego osiągnąć, bo obudził go hałas w karczmie. Przynajmniej nie miał żadnych snów. Wziąwszy pod uwagę to, jak Matwijence minął dzień, mógł zapewne liczyć na jakiś barwny koszmar.

Kozak szybko kompletnie się rozbudził, był przyzwyczajony do pobudek w środku nocy. Nie miał czasu zakładać kolczugi, więc złapał swoją wierną szabelkę i pognał po schodach na dół. Jako pierwszego zobaczył "Grzecznego", który robił to, co umiał najlepiej, czyli tłukł innych i wyglądał przy tym cholernie groźnie. W sali biesiadnej zebrała się już większość Chłopaków. Szybki rzut oka na przeciwników pozwalał stwierdzić, że siły są mniej więcej wyrównane, przynajmniej liczebnie. Wasilij niemal natychmiast zidentyfikował szefa bandy - jeden z przydupasów Krogulca. To znaczyło, że nowy pretendent o tytuł capo miasta chciał się pozbyć starszej bandy.

Kislevita nie miał jednak czasu na rozważenie tej wiadomości. Wrogie zbiry rzuciły się na nowo przybyłych, tak więc Matwijenko całkowicie skupił się na walce, parując i unikając ciosów noży i pałek, samemu szykując się do kontry. Wkrótce zauważył szansę zabicia jednego z oponentów. Stojący nieco po prawej kozaka bandyta nierozważnie podniósł trzymane w ręku ostrze do zamachu, pięknie odsłaniając się na cios. Wasilij skrzętnie wykorzystał okazję, wykonując szybki wypad i oszczędne cięcie szablę. Trafił w gardło mężczyzny, rozcinając tętnicę i posyłając przeciwnika na ziemię. Trafiony wydawał, dławiąc się krwią, koszmarny bulgot, ale nie ruszał się, jedynie jasnoczerwona krew tryskała z otwartej rany w rytm jego umierającego serca. Kozak nie kontemplował tego uroczego obrazka, zamiast tego czujnie wypatrując kolejnej okazji do ataku.
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 13-04-2010, 19:31   #78
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Czekaj...- syknął Rudger, spoglądając przez ramię na sierżanta, który począł rozmawiać z starszym mężczyzną przy stoliku. Sierżant w końcu wejrzał na krasnoludy i przywołał je do siebie skinieniem głowy.
-Chodź.- burknął do Waltera jego rasowy kuzyn. Walter nie przepadał za rozkazującymi mu osobami. O nie. Od wielu lat sam był sobie szefem i nie przywykł do słuchania czyiś poleceń ani komend. Robota była jednak opłacalna i postanowił się dostosować do tych trudnych -przynajmniej psychicznie – warunków. Łysiejący Khazad wyciągnął z kieszeni fajkę i ponownie nabił ją tytoniem, odpalił i podszedł do stolika zajmując zimne dłonie drewnianą fajką. Spoglądał na przyszłego pracodawcę niepewnie. Wyglądał raczej na zniedołężniałego mnicha z problemami geriatrycznymi.
-To Rudger.- odezwał się w końcu sierżant wskazując ręką na jednego z krasnoludów -A to jego ziomek, Walter.- dodał po chwili.
-Walter.- powtórzył brodacz specjalnie nie wymieniając swego nazwiska. Nikt nie musiał go znać, imię wystarczyło w zupełności. Może kiedyś zaufa im na tyle by powiedzieć jak się zwie.

Sierżant jeszcze chwilę gadał z Profesorkiem, a potem w końcu odszedł. To była idealna okazja by zapoznać się z szefostwem.
-Od co przywiało cie do tak "ciekawego miasta jakim jest Rosenborg?- rzucił niespodziewanie starzec. Walter nieco zdziwiony wejrzał na Rudgera by upewnić się, czy to na pewno pytanie do niego. Jak się szybko okazało do niego. Krasnolud zmrużył oczy, pyknął fajkę i pochylił się nad blatem stołu spoglądając na twarz pracodawcy.
-Przywiały mnie tu interesy. Pieniądze które łatwo można zarobić na właścicielach szynku i bogatych dupkach, którzy chcą się naćpać grzybami rosnącymi pod krasnoludzkimi twierdzami.- odrzekł szczerze. Aż sam się zdziwił, że tak w ogóle może. Ale to i lepiej. Profesorek przynajmniej widział, że krasnolud nie ma zamiaru czegokolwiek przed nim ukrywać ani oszukiwać go.
-Co porabiałeś w życiu?- spytał po chwili staruszek. Khazad stuknął odwróconą do góry nogami fajką o kant stołu i położył ją na stole.

-Zaczynałem jako górnik. Robota nudna i trudna, to zapewniłem sobie lepsze zajęcie. Zapewniałem odpowiedni towar potrzebującym klientom.- wyjaśnił. -To piwo smakuje jak szczyny orka.- skomentował smak żółtej cieczy w kuflu -Podaj flaszkę gorzałki gospodarzu!- krzyknął do stojącego za ladą szynkarza.
-Jakieś doświadczenie w wojaczce?- Profesorek kontynuował wywiad. Walter lekko skinął głową i położył ręce na stole.
-W wojaczce może nie, ale jak na razie kilku pechowców chciało pozbyć się mnie z interesu. Potem straż miejska znajdowała ich w różnych dzielnicach miasta...- odrzekł choć nie w prost. Starszy człek bez problemu domyślał się, że to krasnolud pozbywał się konkurencji w taki czy inny sposób. On był zaś z siebie dumny. Radził sobie bez pomocy pachołków i kolegów. Nikomu nie ufał i zawsze radził sobie sam. Czy to za pomocą noża, pałki czy gołych pięści.

-Zapalisz ze mną?- spytał niespodziewanie zmieniając temat. Khazad, jako miłośnik zadymionym pomieszczeń i śmierdzącego oddechu nie mógł odmówić. Uśmiechnął się złowieszczo i podsunął Profesorkowi swoją fajkę.
-Ekskluzywna... Sprowadzana z samej Arabii.- oznajmił staruszek nasypując do fajki tytoniu. Gdy przyrząd był gotowy oddał go Walterowi i nabił sobie swoją fajkę a następnie oboje zapalili. Smak tytoniu Profesorka był dość dziwny, ale zarazem smaczny. Lekko łechtał podniebienie krasnoluda i gryzł w nosie, gdy brodacz wypuszczał nim dym.
Staruszek udał się do swej izby na piętrze. Brodacz zaś pozostał z znajomym Rudgerem na dole pijąc zamówioną wcześniej gorzałę. Wspaniały ostry smak zapewniał mu spokój i wyciszenie. Uwielbiał tę ciszę przed burzą kiedy był jeszcze trzeźwy i czuł jak grzeje mu się w brzuchu. Tylko głupi Rudger doprawiał się piwami, zapewniając Waltera, że browar podawany w tej gospodzie smakuje mu lepiej niż w innych w mieście. Głupiec.

Pozostali na dole sami. Głowa Rudgera latała lekko na boki nie mogąc utrzymać się w pionie, co u Waltera wywoływało niekontrolowane parsknięcia śmiechu. W końcu poległ. Lekko blady z trudem kontrolował ciężkie już powieki wstał od stołu i wyszedł chwiejnym krokiem na zewnątrz. Walter jeno uśmiechnął się pod nosem wychylając kolejny kielich palącej gorzały. Wtedy do jego uszu dobiegł dźwięk, którego od dość dawna nie słyszał. Znał go jednak dość dobrze, by bez trudu rozpoznać. Charakterystyczny bulgot i jakby sapanie. W biegu zrozumiał, że zaraz będą kłopoty. Goi wstał i sięgnął ręką do buta, gdzie miał schowany sztylet. Khazad błyskawicznie podbiegł do schodów i kątem oka widząc przygłupiego przydupasa karczmarza, który zbudził się z snu rzucił do niego
-Napad.- Nie był to krzyk. Stanowcze oznajmienie, tego co za kilka chwil miało się przytrafić. Brodacz splunął przed siebie i usadowił swój sztylet za pasem, by mieć go blisko ręki ale nie w dłoni. Szybko wbiegł po schodach i wparował do pokoju pracodawcy.

-Ktoś napada na oberżę!- burknął tylko. Wtedy rozległ się krzyk. Człowiek, który zawył żałośnie miał świadomość, że umiera. Chwilę wcześniej zrobiony hałas na zapleczu z pewnością miał coś wspólnego z śmiercią Rudgera przed gospodą. ~Z deszczu pod kurwa rynnę...~ pomyślał w duchu khazad patrząc jak banda niziołka gotuje się do nadchodzącej bitki. Uderzająca do głowy adrenalina prędko pozwoliła mu otrzeźwieć, co niestety tylko go zdenerwowało. Na szczęście szum, który zniknął z głowy nie będzie mu przeszkadzać w walce. Bitka, która się gotowała nie była zwykłą karczemną bójką. Przynajmniej dwa trupy już padły, a to diametralnie zmieniało nazewnictwo bójki na rzeź. Walter miał na swoim sumieniu kilka trupów, jednakże każdego zabijał z przymusu nigdy przyjemności. Nigdy też nie spotkał się z dwoma morderstwami jednej nocy. Zanosiło się na to, że morderstw będzie jeszcze więcej do rana.

Krasnolud uważnie wysłuchał uwag swego pracodawcy. Szybko przyzwyczaił się do nowego rodzaju pracy, czyli wykonywania poleceń. Brodacz sięgnął po długi, ząbkowany nóż i wejrzał złowieszczo na Profesorka. Krasnolud wraz z starym szefem i jeszcze jednym mężczyzną udali się w stronę schodów, na dół. Tam już odbywała się walka. Jeden leżała z obitym ryjem, jeden dawał pokaz manualnych zdolności swojej broni no i było jeszcze kilku innych, którzy wcześniej okrążyli tego jednego, jednak zachowali spory dystans.
-Orzesz kurwa!- Profesor pierwszy raz użył takich słów przy towarzyszach ale i co zobaczył zrobiło na nim wrażenie. -Pieprzyć ostrożność. Pomóżcie temu odważnemu kretynowi.- dodał po chwili. Walterowi nie za bardzo podobała się myśl otwartej bitwy z osiłkami, tym bardziej, że miał w ręku jedynie nóż. Postanowił jednak zaufać swoim zdolnościom bojowym i rozkazowi dowódcy.

Khazad dalekim susem pokonał pozostałe stopnie schodów i gotowy do walki wylądował twardo z hukiem na podłodze na parterze biesiadnej izby. Za cel obrał sobie pierwszego z brzegu oprawcę. Człek pchnął ręką uzbrojoną w nóż, w przód chcąc ugodzić Waltera, on jednak z niemałym trudem uniknął ciosu i uderzył pięścią w odsłonięty bok przeciwnika. Mężczyzna lekko zgiął się z bólu i odpłacił w ten sam sposób krasnoludowi waląc go w szczękę. Khazad upuścił swój nóż, ale dzięki temu mógł obiema rękami złapać oponenta sprowadzając go do parteru. Chwycił go za ubranie i pchnął do tyłu, mężczyzna jednak niespodziewanie zakręcił się na nodze i ku zdziwieniu Waltera to właśnie khazad wylądował na ziemi a oprawca na nim. Potężnym ciosem pięści rozkwasił brodaczowi nos i rozciął usta, mały brodacz jednak nie dał za wygraną. Choć ból nosa był dotkliwy i nieco go ogłuszył to jednak buzująca w nim adrenalina wciąż pchała go do działania. Walter chciał sięgnąć po swój nóż, jednak za każdym razem gdy wyciągał rękę, jego przeciwnik szarpał go do siebie i bił w odkryty bok.

Krasnolud wiedząc że nic w ten sposób nie wskóra chwycił przeciwnika za kurtę i przyciągnął lekko do siebie, drugą ręką chwycił za szyję i ścisnął najmocniej jak tylko umiał. To jednak nie był koniec atrakcji. Nim człek zdążył cokolwiek zrobić Goi puścił jego kurtę i złapał go dłonią za bok głowy wciskając z całej siły kciuk w oko. W izbie rozległ się krzyk niesamowitego bólu. Biała maź wraz z obfitym strumieniem krwi spłynęła po twarzy mężczyzny prosto na Waltera, on zaś dostrzegając odpowiedni moment sięgnął w końcu po nóż i wbił go niczym w masło, w boczną część szyi siedzącego na nim człeka. Ten wzdrygnął się energicznie i kompletnie pozbawiony sił przewrócił się na bok, łapiąc po omacku za krwawiącą ranę. Khazad nie czekał aż jaki jego kamrat dokończy za niego dzieła dobijając leżącego brodacza i szybko wstał łapiąc za wbity w pokonanego wroga nóż. Broń wysunęła się z ciała z charakterystycznym mlaśnięciem, wywołując tryśnięcie krwi. Walter drżał i dyszał ciężko, ale nie miał zamiaru odpuścić. Chciał walczyć do samego końca pokazując Profesorkowi, że nie polecono go bez powodu...
 
Nefarius jest offline  
Stary 18-04-2010, 11:52   #79
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Pierdolony szczur...- burknął pod nosem zakrwawiony krasnolud. Całą twarz miał umazaną z czerwonej posoki, już o brodzie i ubraniu nie wspominając. Krwotok nie był niebezpieczny dla jego zdrowia, raczej niewygodny i bardzo nie estetyczny. Walter otarł usta rękawem, chowając za pasem swój nóż. Krasnolud już czuł skutki potężnego ciosu człowieka, który rozkwasił mu nos. Pulsujący ból głowy rusł z każdą chwilą a ponadto przemytnik czuł jak jego oczy powoli puchną. Nie było czasu na to by opatrywać - z całą pewnością złamany – nos. Ogien rusł z każdą chwilą zajmując kolejne kawałki podłogi karczmy. Fakt, że uratowali karczmarza, jeszcze nic nie zmieniał, gdyż bez swego szynku był im raczej niepotrzebny, a przynajmniej w mniemaniu Waltera. Krasnolud raz jeszcze otarł usta z krwi, która powoli przestawała lecieć i rozejrzał się po biesiadnej izbie szukając nerwowo wzrokiem czegokolwiek co mogłoby się przydać przy gaszeniu ognia.

Był raz świadkiem, jak jeden pijak podpalił w podobny sposób podpalił drugiego trzaskając mu pod nogami lampę oliwną. Strażnicy miejscy, którzy byli w pobliżu gasili nieszczęśnika płaszczami, będącymi elementami mundurów. Dla podpalonego żebraka było za późno, jednak Walter wyciągnął z tamtego zdarzenia życiową lekcję, która właśnie tego dnia miała mu się przydać. Krasnolud splunął przed siebie i rozejrzał się dookoła szukając czegokolwiek co mogłoby posłużyć mu jak wtedy płaszcz strażników miejskich. Znalazł. Wspaniałe trofeum wiszące na ścianie, będące pozostałością po grubo ponad stupięćdziesięcio kilowym dziku. Skóra po zabitej gadzinie świetnie się nadawała do gaszenia pożaru, gdyż była wytrzymała, twarda i zajmowała sporą powierzchnię. Khazad błyskawicznie minął jeden z stolików i złapał za wiszące na ścianie trofeum. Zdecydowane szarpnięcie pozwoliło Walterowi brutalnie pozbawić wystrój szynku jednego z kluczowych jego elementów.

Krasnolud nie zważał na to co pozostali zrobią z dwójką pozostałych przy życiu zbirów. Miał świadomość, że miażdżąca przewaga bandy niziołka może zapewnić mu swego rodzaju spokój i komfort duchowy. Wiedział, że może spokojnie zająć się zduszeniem płomieni i nie martwić się, że ktoś wbije mu sztylet w plecy. Khazad minął Profesorka i rzucił się na ziemię z nieco sztywną skórą. Przykrywszy nią spory kawał podłogi krasnolud wskoczył na skórę i począł energicznie po niej skakać, gasząc ogień.
-Leć no kurwa po wiadro z wodą gamoniu!- krzyknął nerwowo do karczmarza, który krył się za plecami ludzi niziołka.
-Już kurwa!- krzyknął po chwili jeszcze głośniej, tak że aż mu się kaszleć zachciało. Głośny krzyk karłowatego brodacza wyrwał gospodarza z dziwnego stanu przerażenia i po chwili rzucił się nerwowo na zaplecze szukając wiadra z wodą.

Walter nie próżnował. Gdy tylko udało mu się zdusić ogień na jednym kawałku podłogi, przesuwał skórę, łapiąc ją za odstający, wypchany łeb i znów skakał po niej, konsekwentnie dążąc względnego ugaszenia pożaru a przynajmniej zapanowania nad płomieniami, nim spanikowany gospodarz przybiegnie z wodą.

 
Nefarius jest offline  
Stary 18-04-2010, 15:58   #80
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Profesor przez cała walkę starał się asekurować kompanów. Ściślej mówiąc nie walkę a rzeź jaka zaczęła się w biesiadnej. I nie kompanów a Waltera którego wysłał na odsiecz Mattowi. Grzeczny zaskoczył Profesora swoją odwagą. Graniczącą z głupotą jego skromnym zdaniem ale Henrich przecież nie był zabijaką oni z pewnością myślą w "innych" kategoriach. Na oddanie strzału jednak się nie zdecydował w pierwszej chwili celował do zbira walczącego z krasnoludem. Ale wiedząc że ma tylko jeden strzał postanowił strzelać jedynie gdy będzie musiał ratować życie khazada. A jeśli ten sobie poradzi spróbuje odstrzelić przywódce napastników. W życiu jak to w życiu nie zawsze idzie zgodnie z planem. Walter zaczął przegrywać z opryszkiem i gdy ten na nim usiadł rozpoczynając masakrowanie twarzy brodacza. Profesora naszła myśl no teraz albo nigdy ostrożnie przy celował. Ale nim się spostrzegł jego człowiek wsadził palec w oko niedoszłemu zbirowi a potem się z nim szybko rozprawił dokańczając nożem. Było to mało bohaterskie mało rycerskie ale pieruńsko efektywne zakończenie walki. Chyba warto go będzie mieć przy sobie- pomyślał. Ciekawe który z nich Walter czy Grzeczny jest bardziej brutalny- by po chwili dokończyć myśl. Co to za różnica obaj są po naszej stronie na szczęście noo przynajmniej nasze.

Plan wykończenia przybocznego Krogulca również nie bardzo wypalił. Bo gdy tylko Profesor odwrócił się w jego kierunku by wymierzyć. Tamten wiedząc co się święci, rzucił zapaloną lampą w jego stronę. Która to wylądowała o włos od Profesora. Tylko szyba reakcja Maxa który zasłonił Profesora własnym ciałem, uratowała go przed nader bolesnym spotkaniem z odłamkami.

Dalej sytuacja stała się nad wyraz klarowna. W pogoń za Krogulcowym przybocznym rzucił się Levan a za nim Matt. Na sali przy życiu zostało tylko dwóch bandytów pozostali leżeli martwi, konający lub jak się wydawało w przypadku pierwszego opryszka jakiego zdzielił Grzeczny nieprzytomni.

Profesor wiedząc że do niektórych jak to ujął niedawno Tupik nie przemawia siła argumentów a jedynie argumenty siły. Była to maksyma stara jak świat. Schodząc rzucił jedynie do Waltera zajmij się tym- i pokazał głową w kierunku ognia. Wycelował też do stojących jeszcze na nogach napastników. Broń na ziemię albo w ziemię- powiedział cytując jakiegoś estalijskiego pisarza. Na poparcie swojej sugestii podania się miał nie tylko samopał. Który notabene w każdej chwili mógł któregoś z nich pozbawić życia. Ale również znajdującego się przy nim Maxa a kto wie czy nie Aniego. Profesor nie miał czasu się rozglądać. Bandyci rzucili broń Max natomiast związał ich obu.

Są twoirzucił Wolfburg do Tupika. Mam nadzieję że on zrozumie ten gest zszedłem ze swoimi ludźmi mu pomóc choć wcale nie musiałem. Sprawa karczmarza nie była moją. A najwyraźniej jego.

Profesor wrócił myślami do rozmowy jaką odbył z Hansem przed tym całym zamieszaniem.

Widziałeś tamtych kislevitów Hans? Tych co czmychnęli jak wlazłeś. Oceń mi ich sprawnym okiem bo może chciałbym ich zagospodarować.

Na wojaczce pewno się znają jak bardzo tego kurwa nikt nie wie póki się w boju nie zobaczy. Ale ty uważaj oni są job twoja mać dezerterami. Szumowiny takim nie wolno ufać. Choć wiesz jakby ich tak wsiąść w obroty a na tym się znam. Może byliby z nich ludzie jakich ci trzeba. Ale nie licz na ich wielką lojalność.
-rzekł Hans

Na lojalność w miejscu takim jak to można liczyć u mało kogo. To nie tylko mój problem ale wszystkich w tym mieście. Oni są nowi w mieście byli w Kuźni pierwsza to przecież gospoda od wjazdu. Po za tym nie tylko nowi jeszcze biedni skoro się do gwałtów posuwają. Przecież wiedzą że to zawsze przyciąga kłopoty i każdy głupi co ma pieniądze woli zapłacić niż później mieć problem. Masz ich przejąć nim zrobi to miejscowy półświatek. Najlepiej jakby twój zmiennik albo chłopcy zaaresztowali ich do rana. Powód się znajdzie. Namierzą ich łatwo późny już wieczór zmienili pewno karczmę jedynie spać gdzieś muszą. Jeśli nie karczma to stajnia obok niej. Grosza zapewne wiele nie mają. Z rana złóż im propozycje niech wstąpią na służbę do kogoś u kogo zarobią i kto ich od kłopotów ratować będzie jeśli dobrze służbę sprawować będą. Powiedz że i tak muszą do kogoś iść a w pół-świadku teraz wojna. Każdy walczy o swoje. Łatwo zginąć.... A twój przyjaciel jak sami widzą i ze strażą ma układy.

Cenę zaproponuj im taką by zadowoleni byli i to rzekłbym bardzo. Ale bym i nie przepłacił. Pieniędzy jeszcze sporo mam a w planach jak sam wiesz fortuna. Ale wszystko z umiarem.
- dokończył fachowo swój pomysł Profesor.

Jak dla nich starczy 7 złotych karli na tydzień- wycedził Hans
To i tak za dużo jak dla takich ale sam mówiłeś trzeba kupić te ścierwa. Za tyle wyrżną i siebie nawzajem jak im każesz.

A i jeszcze jedno gdyby się jednak nie znaleźli słyszałeś co mówił Levan. Zaproponował im przyjście rano jak szukają roboty. Wtedy można ich zawinąć przed karczma skuszą się pewnie żeby chociaż jego propozycji wysłuchać w końcu muszą zarabiać. Musimy być szybsi
- zawsze trzeba mieć plan B pomyślał Heinrich.

Sprawę proszku mamy już obgadaną widzimy się wieczorem. -rzekł Profesor

Tu masz klucz do tego lokalu co ci go obiecałem. Wszystko załatwione piwnica ci się spodoba idealna na te twoje czary mary. Do zobaczenia wieczorem tamtymi się zajmę ma się ten dar przekonywania nie? Zrozumieją zapewne że odmowa oznacza że ich strasznie "polubię". A żaden tępak nie chce mieć wroga we wrednym sierżancie straży. A że taki jestem dam im wyraźnie odczuć.

Jeśli możesz załatw też na któryś wieczór jutro bądź pojutrze spotkanie.-rzucił Profesor.A z kim?- zapytał Hans. No jak to z kim. Z jednym z twoich przełożonych. Trzeba przecież przywrócić porządek w mieście prawda?-zapytał retorycznie Profesor. Obecny stan rzeczy nie jest nikomu na rękę. Z kimś kto obecnie realnie rządzi strażą drogi Hansie. Nie tytularnie realnie. Czas negocjować pewne układy korzystne dla obu stron.
I mam mu powiedzieć że mój kolega Profesor chwyci za ryj całą to bandę zbirów w mieście?
- zapytał Hans choć to nuty niedowierzania było mu daleko wiedział że jego przyjaciel to cudotwórca. Blisko. Oczywiście nie za ryj mój uścisk z pomocą moich nowych towarzyszy będzie zaciskał się zdecydowanie hmm niżej.- kwestia interpretacji jest czy miał na myśli gardło czy może już jaja. No i oczywiście nie od razu i nie wszystkich. Na razie chcę zacząć współpracę. Skorzysta on na niej zapewnij go.
Dobra postaram się to załatwić pewno się uda. Jak wiesz w moim zawodzie pracują chciwe dranie. Ale nigdy nic nie wiadomo więc nie obiecuje.- dokończył Hans. To chyba wszystko teraz przedstawię ci twoich ludzi

Gdybym wtedy wziął klucz i grzecznie poszedł do nowego lokum.-dokańczał swoje myśli Profesor. Sprawy tutaj być może potoczyłyby się inaczej. Choć wątpię- pomyślał o wyczynach Levana i Grzecznego. Dobrze że zostałem jednak mimo wszystko.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 18-04-2010 o 16:03.
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172