Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2010, 12:16   #61
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Pijany jak świnia khazad siedział pod potężną beczką piwa stojącą na specjalnej palecie, tuż pod ścianą. Drewniany stołek był wielokroć za mały dla brodacza i siedzący na nim pijak co chwil tracił równowagę uderzając plecami o stojącą za nim beczkę. Krasnoludzka przepalanka, którą uwielbiał się upijać śmierdziała tak strasznie, że nie tylko sam jej odór wywoływał u niektórych odruch wymiotny. Spirytus khazadów był tak silny, że pijący go osobnik miał spokój z natrętnymi komarami, muchami i innymi paskudztwami. W chłodnym pomieszczeniu panował półmrok. Panowała tu względna cisza, którą co jakiś czas zakłócało szuranie ławy nad piwnicą, czy upadek pijanego gościa. Nagle w piwnicy zrobiło się jasno a gwar z biesiadnej izby stał się głośniejszy. W zejściu do piwnicy pojawił się gospodarz i właściciel szynku.
-Ty Walter! Jakiś Rudger o Ciebie pyta!- krzyknął karczmarz. Walter wyjrzał zza wielkiej beczki i ospałym wzrokiem nie mogącym skupić się na jednym punkcie zlustrował człeka.
-Sze co kurwa! Jutro kurwa nie pszydzie!- warknął złowrogo, po czym schował głowę za beczkę i począł błądzić dłońmi po kieszeniach ubrania szukając swej fajki.

***

Potężna chmura dymu wyłoniła się z ust łysiejącego krasnoluda. Nim siwy dym dotarł pod sufit, krasnolud zdążył kolejny raz pyknąć swoją fajkę. Zmrużył oczy i wejrzał na siedzącego obok Rudgera. Zdziwił go. Nie spodziewał się tego typu próby spłaty długu.
-Gadasz kurwa, że idzie nieźle zarobić?- spytał w końcu wypuszczając nosem dym.
-Idzie, idzie.- zapewniał Rudger. Był winien Walterowi dwadzieścia złotych monet za sporą beczułkę krasnoludzkiej przepalanki, którą Goi dał kupcowi na krechę.
-Wynagrodzenie spłaci mój dług, oraz pokryje odsetki, które z pewnością naliczyłeś.- wyjaśnił Rudger. Walter znów zmrużył oczy, pyknął fajkę i wystukał jej zawartość o kant blatu stołu.
-No jasne kurwa że naliczyłem? Chybaś nie myślał, że darowałem czekanie?- odrzekł chamsko i stanowczo. Khazad dostrzegł dziwne spojrzenie jednego z ochroniarzy, który przyglądał się dwójce brodaczy.
-Coś się kurwa nie podoba? Płace i wymagam! Jakbym szukał miejsca spokoju i konsternacji to bym kurwa do kaplicy polaz tak?!- warknął do człeka, po czym znów wejrzał na rozmówcę ignorując gniewny wzrok draba pilnującego porządku w Kuźni.

Krasnoludy rozmawiały pierwej o interesach nie omieszkając wypić przy tym trzy kufle piwa. Interesy bez piwa to nie interesy, tak uważał Walter. Później zaś mieli sporo czasu czekając na przyszłego pracodawcę to też poczęli opowiadać sobie sprośne opowiastki i stare bajki dotyczące krasnoludzkich wygnańców – morderców trolli. Nagle jako taki spokój w karczmie zakłóciły krzyk kobiety. Brodacz wejrzał w tamtą stronę i zdenerwował się. Krzyki oznaczały kłopoty, a kłopoty oznaczały straż miejską. Tego zaś najmniej teraz potrzebował. Jak się wartko okazało to trójka Kislevskich oprychów próbowało zabawić się z jakąś dziewoją mimo jej woli. Walter wypuścił nosem powietrze. Chciał jej pomóc, jednak wolał pozostać niezauważonym. Kisleviacy szybko pozbyli się dwójki rosłych chłopów, którzy chcieli chyba pomóc niewieście. On milczał i obserwował zajście z boku siedząc jak na szpilkach. Chciałby jej pomóc, jednak mogło to się źle dla niego skończyć.
-Siedź spokojnie, nie ściągaj na nas wzroku innych...- uspokajał Rudger.
-Trzymaj japę gamoniu i nie gadaj mi co mam robić...- syknął gniewnie Walter. Po alkoholu był niezwykle agresywny. Gdy nie pił było jeszcze gorzej.

W końcu jednak wstał i po cichu minął dwa stoliki podchodząc ukradkiem do nie zwracających na niego uwagi Kislevitów. Nagle do karczmy władowała się miejska straż badając błyskawicznie co się tu dzieje. Walter poczuł jak robi mu się ciepło na widok pogniecionych mundurów zarzuconych na zbroje. Khazad przełknął ślinę i schował twarz za dłonią, udając że drapie się zaciekle po czole. Jeśli teraz go nie rozpoznają, jeśli nie postanowią zamknąć to będzie oznaczało, że wszyscy bogowie spojrzeli na niego przychylnie tego dnia. Kislevici odpuścili i po chwili w karczmie zrobiło się już luźniej. Nerwy opadły. Gdy tylko pozostali goście zajęli się sobą Walter podszedł do baru i zamówił jeszcze dwa kufle. Cieszył się w duchu, że nie sięgnął po ukryty sztylet. Teraz mieliby powód by go zamknąć. Krasnolud odsapnął. To dowódca strażników miał im robotę załatwić, ale to nie powód do spokoju. Wszak jego ludzie, mogli być nad ambitnymi i rozpoznając twarz Waltera mogli zechcieć się wykazać łapiąc go.
-Co tera?- syknął do Rudgera znajomek.
 
Nefarius jest offline  
Stary 03-04-2010, 07:55   #62
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Matt „Grzeczny” Burgen


Nigdy nie darzył specjalną estymą strażników miejskich. To był jakiś uraz z czasów kiedy był jeszcze żołnierzem, tego był pewny. Jak przez mgłę wspominał większą popijawę i noc w wieży. Nic co chciało by się wspominać, ale w świetle tego, że wytrzeźwiał dopiero dwa dni później, już w garnizonie, wspomnienie było tym bardziej mgliste. Późniejsze zaś doświadczenia nauczyły go, że dobry strażnik to … no w zasadzie takiego jeszcze nie poznał. Dzielił ich na skurwieli mniejszych i większych. Zwykle bowiem owi skurwiele puszyli się swoją władzą, wsparciem aparatu prawa, towarzyszy uzbrojonych po zęby zbójów mających prawo zabijać w majestacie prawa, bezkarni i obnoszący się z tym na każdym kroku. Skurwiele sztuka w sztukę. Tym razem mieli pecha. W „Kuźni” największym skurwielem był on.


- Wypierdalaj! – warknął gdzieś pomiędzy dowódcę straży a kislevitów. Każdy z nich mógł wziąć to do siebie. Każdy wziął. Każdy zmierzył Grzecznego niemiłym spojrzeniem. Jednak rodacy Levana wiedzieli, że dziś nie jest pora na umieranie. Ani na inne krotochwile.


- Szukasz synku kłopotów? Jak cię zwą? – sierżant uśmiechnął się paskudnie. Niemal tak jak Levan miał w swoim zwyczaju. Na takie uśmiechy Grzeczny, można było tak rzec, był już uodporniony. Nie mniej jednak Grzeczny zauważył rzecz znamienną. Strażnikowi brakowało piątej klepki, albo celowo wyrzucił sobie jego twarz z pamięci. W końcu mieli wątpliwą przyjemność spotkać się kilkukrotnie. Nigdy nie były to miłe spotkanie, więc śmiało można było rzec, że darzą się uczuciem.


- Niektóre ciule zwą mnie synkiem… - powiedział Grzeczny odpowiadając uśmiechem na uśmiech. Teraz już się poznali. Nić porozumienia została odkryta i połączyła ich obu.


- Posłuchaj koleżko, nie chcesz dziś kłopotów. Jak cię zwą powiedz pókim dobry! – sierżant najwidoczniej chciał się postawić. Jednak nie było to dobre miejsce i odpowiednia chwila. W oberży był sam, bo swojaków zostawił na zewnątrz. Za kislevitami trzasnęły drzwi. W oberży nie było, poza ochroniarzami, oberżystą i dwójką obsranych kurdupli nikogo.


- Znam jednego najmniej pierdolca, co zwie mnie koleżką… - Grzeczny ruszył na spotkanie sierżanta. Już nie czuł się tak pewnie w majestacie swojej władzy. Cofnął się krok czy dwa starając się utrzymać dystans. Na próżno. Mógł albo czmychnąć, albo poczekać na nadejście Grzecznego. Oba pomysły były kiepskie.


- On przyszedł do mnie… - powiedział cicho „Profesorek”. To zmieniało nieco. Nawet Grzeczny to zrozumiał, choć już nastrój do rozróby miał odpowiedni. Wiedział jednak, że jeśli to był ktoś do „Profesorka” ewentualna rozróba może pokrzyżować plany istotne dla wspólnego dobra. Matt jedynie kiwnięciem głowy okazał, że usłyszał. Poczekał chwilę. Strażnik również. Mierzyli się mało przyjaznym wzrokiem przez ułamek klepsydry i naraz Grzeczny wybuchł radosnym śmiechem wyciągając ku sierżantowi prawicę.


- Witaj zatem. Aleś mnie nastraszył… - słowa. Tylko słowa. Jednak uśmiech i uścisk były szczere. Na tyle szczere, że próbujący go znieść strażnik niemal stęknął. Każdy z nich pokazał drugiemu co o nim sądzi i na co go stać. To było istotne w ich zabawie. Wiedział to również Tupik, który obserwował wszystko z boku. Gra w dobrego i złego. Teraz do rozmów ze strażnikiem mogli przystępować inni. Grzeczny średnio do rozmów się garnął. Gdyby jednak przyszło z sierżantem porozmawiać inaczej to Tupik wiedział komu to powierzyć. A ta mała inscenizacja dawała gwarancję, że i sierżant będzie o tym pamiętał. Grzeczny zaś grzecznie, jak to miał w zwyczaju, wrócił do stołu i sięgnął do dzbana. Zanosiło się na całą noc pierdolenia. Jak w taki sposób mieli przejąć jakąkolwiek władzę, tego już zupełnie nie rozumiał.
 
Trojan jest offline  
Stary 03-04-2010, 12:37   #63
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Po kolejnym potoku słów i ustaleń nadszedł w końcu moment zakończenia narady. Heinrich był zadowolony z obrotu sprawy wynegocjował wszystko co chciał na rozsądnym poziomie. Dostał też Maxa do obstawy. Zastanawiał się na ile ów ochroniarz okaże się samodzielny. Czy tylko ślepo będzie słuchał rozkazów Tupika który zapewne dał Profesowi ochronę i ogon w jednym. Czy zrozumie po tym co usłyszał na górze że Profesor po pierwsze jako jedyny w tej bandzie jest kurą znoszącą złote jaja. I po drugie jako jedyny będzie dopiero tworzył trzon najbliższych mu współpracowników. A zatem jest tu miejsce dla każdego lojalnego.... Tupik wskazał już wyraźnie kogo faworyzuje Levan i Grzeczny. No i Profesor choć wszyscy wiedzieli że zwyczajnie nie miał wyboru. Oferta i możliwości jakie dawał kusiły nawet samego Harapa. Maxa wśród nich nie było... A to dawało mu możliwość związania go ze sobą bardziej. O ile nie jest głupi i dostrzeże że na byciu po mojej stronie skorzysta bardziej. Co prawda moja strona to strona Tupika a jestem honorowym człowiekiem i dotrzymam słowa. Ale przecież nigdy nie wiadomo co się jeszcze może wydarzyć w nadchodzącej grze

Po zejściu na dół rzeczy zaczęły dziać się błyskawicznie. Profesor był trochę zaskoczony obrotem sprawy. Raz że owi Kislevici wyglądali mu na zdesperowanych gwałt w środku karczmy? Głupota jego zdaniem kierowana zapewne desperacją. Czyli ciśnieniem w kroczu i pustą sakiewką. Dwa że niemile zaskoczony łatwością z jaką powalili Maxa i tego drugiego Kislevite. A przecież widzieli uciekająca Lizzie nie było mowy o totalnym zaskoczeniu... Mimo to obaj leżeli na ziemi. Zastanawiał się czy już szlak trafił jego ochroniarza? Zresztą jeśli nawet nie co z niego za ochroniarz? Skoro tak łatwo się z nim obeszli. Na przeciw Kislevitom wyszedł Levan, Tupik zaczął kręcić młynki. Wolfborg jedynie zacisnął dłoń na fiolce z kwasem jeśli znów się zacznie załatwię jednego.

Szybko rozmowę kończyło zdanie Levana na które zwrócił szczególną uwagę.

- Lepiej się napijcie i zapomnijmy o sprawie – uciął konwersację, ale wciąż miał ochotę i był gotów uciąć więcej niźli tylko rozmowę – a jeśli szukacie roboty, to bądźcie tu rano.

O nie nie nie... tych desperatów bez kasy postara się sam zagospodarować. Miał już nawet pomysł jak. Co prawda ufać im nie będzie można ale miecze mają? Mają a to czasami wystarczy... Zresztą to Kislevczycy dam sobie z nimi radę. O ile oczywiście nie poleje się krew. Z rozmyślał Profesora wyrwało kolejne wydarzenie.

- A tu co się dzieje!?- ryknął Hans od wejścia. Miał zresztą za sobą poparcie co najmniej kilku strażników, których drzewca halabard sterczały za jego plecami. Nie młode oblicze mężczyzny przecinał grymas gniewu.

No jak zawsze w samą porę. Wyprosił też grzecznie sprawców całego zamieszania. Wypierdalać!- to jak na niego było całkiem uprzejmie. Może Hans na groźnego nie wyglądał albo inaczej nie aż tak jak Grzeczny. Ale z całą pewnością dla wrogów był bardzo groźny. Na szczęście on zaliczył się do przyjaciół. Co zresztą za chwile uratowało sytuację. Bowiem Grzeczny który do kozaków się nie o dziwo nie rwał. Swoją wielkość postanowił zademonstrować w konfrontacji z sierżantem. Oszalał? Przecież są ścigani a on szuka konfliktu ze stróżem prawa? Chce zwrócić na siebie aż taką uwagę... Zresztą przecież reszta strażników może czekać na zewnątrz. I zrobiłoby się bardzo nie przyjemnie. Gdyby to był obcy strażnik który w oczach Matta zapewne taki właśnie był... Profesor tego kompletnie nie rozumiał ale kto zrozumie zabijaków. Przerwał to w dosłownie ostatniej chwili...

On przyszedł do mnie - powiedział wcale nie cicho jak się Mattowi zdawało. Był to głos zdecydowany i pewny siebie.

Witaj Hans zapraszam do stolika mamy trochę do obgadania- i wskazał gestem osobny stolik.

Podszedł jeszcze na chwilę do Tupika. Za piwo dziękuje zamów. Tylko nie totalne szczyny. Muszę tu załatwić pewną sprawę. To jest właśnie mój przyjaciel o którym wspomniałem rozmówię się z nim i wrócimy do naszych spraw. A raczej zamienię się wtedy w słuch jaki masz dalszy plan.

I skierował się w stronę wyczekiwanego przyjaciela.... Nie jedynego na którego czekał ciekawe czy ten drugi dotrze.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 03-04-2010 o 12:39.
Icarius jest offline  
Stary 03-04-2010, 13:25   #64
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik nie zamierzał zbytnio przejmować się sierżantem, na dodatek na tyle nierozsądnym by trzymać strażników nie w bezpośrednim zasięgu. Oczywiście to że kimś się nie przejmował, nie znaczyło że nie zamierzał się nim zająć... chciał to jednak zrobić w sposób odpowiedni... Po reakcji Grzecznego było już za późno na grę w zasłonięte karty, choć kilka z nich Tupik wciąż ukrywał w rękawie. Między innymi tą która mówił kto tu rządzi... Po tym jak stało się jasne że sierżant przybył do Profesora banda Tupika mierzyła wzrokiem niedawnego przeciwnika, a obecnie... sojusznika? Ciężko wciąż było w to uwierzyć - choć z drugiej strony nie tak ciężko, jeśli przypomnieć sobie relacje ze strażą za Harapa. Tyle że wtedy żaden człowiek bandy Grabarza nie popijał sobie piwka ze strażnikami, czasy najwyraźniej zmieniły się bardzo.

Heinrich zamierzał zając się sprawą... i to sam, co oczywiście nie przeszkadzało Tupikowi, wciśnięty między Profesora a sierżanta czułby się jak niepotrzebna dostawka. Oczywiście korciło go by być przy tej rozmowie, jednak zdawał sobie sprawy, że w jego obecności żadne podłe knucia wobec bandy Tupika nie nastąpią, a wręcz jego czy innych chłopaków obecność mogła by dać zarzewie do takich rozmów. Tupik rozumiał i potrafił uszanować "prywatność" Profesora...choć i on powinien zrozumieć że dla Grzecznego czy Levana Profesor nie miał już swojej prywatności, był jednym z nich, porucznikiem jak to sam określił a to już sprawiało, że chłopaki i od niego mieli swoje wymagania - co doskonale ilustrował Grzeczny swoim zachowaniem.

- Więc pójdę po piwo, - "przypomniał" raz jeszcze, wyglądało na to że jednak napije się w towarzystwie sierżanta... mogło to być bardziej korzystne niż szkodliwe - stwierdził po jakimś czasie i przyglądając się reakcji Grzecznego. Co by nie było Tupik wcześniej nie był szefem, nawet nie uważał się za w pełni prawdziwego bandziora - uczył się więc od kamratów przy każdej nadarzającej się okazji... A skoro Grzeczny nie miał oporów przed przyjaznym powitaniem sierżanta... Tupik też już nie musiał.

Pójście po piwo miało jeszcze jeden wymiar - zdobycie informacji, po raz pierwszy mógł na spokojnie porozmawiać z kimś zorientowanym. Podszedł do karczmarza i spytał:
- Wiesz kim jestem? - Tupik musiał wejść na krzesło, aby twarzą w twarz porozmawiać z Helmutem.
Helmut przez chwile uważnie przyglądał się Tupikowi oceniając go od stóp do głowy, po chwili jednak zaprzeczył głową.
- Nie wiem kim jesteś, nigdy cię tu nie widziałem... przejezdnym kupcem? - próbował strzelać.
- Można tak powiedzieć, a już na pewno, że mam tu interes. Złota korona zmieniła właściciela a wraz z nią karczmarza dosiągł szereg pytań Tupika...

-Ile jest karczm w mieście i kto jest właścicielem której? - zapytał Tupik myśląc jednocześnie "Powiedz mi tylko czy Ormet żyje... tylko to chcę wiedzieć..." Tupik wciąż pałał żądzą zemsty na karczmarzu który zdradził go i Harapa.
- Teraz to gówno wiadomo - dosadnie odpowiedział karczmarz - Raz jeden raz drugi. Porządnych, takich jak moja lokali to może jest z trzy. "Lampion" Grubego Mata, "Podróżnik" Jonasa i "Kuźnia". Tyle, że Jonas ostatnio podobno zniknął, jak nie chciał z Krogulcem gadać. To taki nowy szef. Albo chciałby być. Mnie też opiekę proponował. Pewnie się zgodzę.

Helmut powiedział więcej niż sam halfling chciał usłyszeć, choć nie do końca wciąż nie wiedział co z Ormetem, bo jego karczma do porządnych nie należała. Ale to nie on był zmartwieniem, tylko capo który realnie zdobywał władzę.

- Czy miasto posiada gildię kupców i rzemieślników? - zapytał nieco odbijając od tematu, nie chciał by karczmarz myślał, że kolejny przyszedł wymuszać haracz. Choć patrząc realnie z boku na halflinga stojącego na krześle, bez chłopaków z boku którzy realnie tworzyliby atmosferę wymuszenia, ale obecnie ich nie było. Brak chłopaków z boku groźnie patrzących na rozmówce zupełnie zmieniał jej przebieg... Chyba ostatnim o czym pomyślałby Helmut to fakt, że halfling zamierza bezpośrednio wciągnąć go we własną orbitę interesów. A tak właśnie było na co Tupik od razu znalazł kilka powodów. Raz że był karczmarzem - dobre stanowisko, zarówno na zdobywanie informacji jak i ukryty nocleg, dwa że miał możliwość rozprowadzania towaru bezpośrednio do wartościowych klientów, trzy był związany ze światkiem przestępczym i jeszcze nie dał się Krogulcowi.

- A wyglądasz na kogoś znajomego? Tak mi się zdało. No nic, gówno. Nic nie ma. Teraz burdel jest. Jeszcze kilka miechów temu było lepiej, ale teraz, jak brakło takiego jednego, co za ryj wszystko brał nic nie ma. Ale może znów będzie. Bo jest kilku takich co chcą w miejsce szefa wejść.

" Kilku takich... ciągnąć go za język... nie za mało wciągnięty w moją orbitę, mógłby jeszcze nic nie powiedzieć, lub nabrać podejrzeń... spokojnie, rozegraj to na spokojnie, wcale mu się nie śpieszy do Krogulca, jest po prostu zastraszony i osamotniony jak inni..." - pomyślał Tupik, co do grosza wykorzystując przekazaną koronę i ciągnąc dalej pytania.

- Czy jest w mieście ktoś na kogo trzeba uważać w handlu lub po prostu poruszając się po mieście?
" Może poznam kilka nazwisk..." - Tupik próbował dyplomatycznie wyciągnąć nazwy innych aspirantów na szefów
- Hehehe. Nowy jednak jesteś. To Księstwa, tu na wszystko się uważa. Nawet na wkurwionego oberżystę. - odpowiedział karczmarz wyraźnie rozbawiony widokiem przejętego halflinga, który najwyraźniej był zupełnie zdezorientowany, a może i wystraszony niedawnym incydentem. Był też klientem który wykupił duży pokój i zamawiał piwo dla swych gości...

Halfling uśmiechnął się w odpowiedzi i ukazując szereg białych zębów, nie skomentował jednak założenia karczmarza, przeszedł do dalszej części pytań, poprzedzających tą właściwą rozmowę. Co by nie było Grzeczny, Levan czy Wasilij po mistrzowsku radzili sobie z bronią, potrafili poranić lub zabić niejednego udanym sztychem, fintą czy zwodem. Tupik z podobną wprawą walczył słowem, doskonale wiedząc, że słowa także potrafią ranić i zabijać. Liczył, że połączenie obu mistrzostw da wymierne rezultaty, jedno bez drugiego nie miało żadnych szans. - Co to gwardziści robią na ulicach miasta, straż nie starcza?

- A co mnie do tego. Książę pewnie se wymyślił, że tak lepiej będzie. Jak jest, każdy widzi. Odpowiedział Helmut krzyżując ramiona na piersi. Działania władz jak zwykle często pogarszały sytuację niż ja poprawiały - szczególnie z punktu widzenia przeciętnego mieszkańca miasta.

"No dobra skoro zajechaliśmy tak daleko, czas przejść do konkretów..." - pomyślał Tupik wyrzucając ostatnie pytanie:

- Czy komuś musi płacić haracz? Jeśli tak to komu? - zapytał z zaciekawieniem, ale coś w minie na twarzy świadczyło, że pyta śmiertelnie poważnie i nie tylko z ciekawości...
- A co ci kurwa kurduplu do tego? - karczmarz był wyraźnie obruszony " Będzie mi tu klient smark jeden wypytywał o moje problemy"... - chwilę później chyba dotarło jednak do niego, że to nie jest zwykły klient, a już na pewno nie obcy który szukałby tylko informacji pozwalających poradzić sobie w mieście... Pytanie które zadał było zbyt konkretne.
- ... Musze. Znów muszę. Opiekę mi proponują. Mam kurwa ochronę, ale straszą, że to mało. Ale się okaże. Jak przyjdą te ciule od tego paniczyka, Krogulcem się każącego zwać, się okaże.

Karczmarz chyba w końcu zdecydował się zaufać halflingowi, najwyraźniej desperacko potrzebował sprzymierzeńców i coś mu mówiło, że ten niepozorny halfling może być jednym z nich. Docierało do niego powoli, że sam Krogulcowi nie da rady, a fakt że niespecjalnie podobał mu się jako nowy szef - lub może niechęć przed jakimkolwiek nowym szefem sprawiała że tak długo bronił się przed haraczem.
Tupik zaś był w nie mniejszej potrzebie, potrzebował możliwie wielu sojuszników i to w różnych strukturach miasta... A że nie zwykł próżnować, po prostu korzystał z nadarzających się okazji...

- Pytam, bo gdy był tu Harap to i porządek jakiś w Rosenbergu był i żaden karczmarz nie musiał zastanawiać się nad jutrem... Ale jeśli ten nowy, ma takie ambicje czemu jeszcze całego miasta nie zdobył? Pytam bo do miasta idzie nowa nadzieja, gildia złodziei , mógłbym przekazać odpowiednim osobą żeś swój człowiek i chcesz do gildii, wówczas starczyło by abyś się tydzień przed Krogulcem bronił a i gildia cię w tym wesprze. Pytasz po co i jaka różnica? Ano taka, że nie jesteś jedynym którym Krogulec się nie podoba i mówiąc szczerze nie ma godnego następcy po Harapie. Karczmarze zawsze piastowali wysoką funkcję i rolę w Gildii, mają wpływ na decyzje, mogą podnająć część siedziby gildii... tak podnająć a nie płacić haracz. Nie mówiąc już o szeregu innych korzyści, których żaden indywidualny szef po prostu nie zapewni. Przy rządach jakie oferuje Krogulec, to tylko on będzie się liczył a jak zdobędzie miasto każdy będzie zdany na jego łaskę i niełaskę, nie ważne czy zrobisz coś nie tak czy nie, ważne że on i tak będzie mógł Cię ukatrupić a kogoś innego postawić na twoje miejsce. Gildia kieruje się zasadami gdy już zupełnie przejmie to miejsce nastanie nowa era w Rosenbergu.

Halfling zauważył, że piwo już właściwie czekało a to co chciał przekazać w kilku zdaniach powoli zmieniało się w przemowę. Wrócił więc szybciutko do interesów, aby uzmysłowić karczmarzowi, że nie gada po próżnicy.

Płacąc za piwo, wręczył ukrycie porcję białego proszku od Profesora. - Po zażyciu tego "Białego złota" niweluje ona w człowieku potrzebę snu sprawia, że biorca czuje przypływ siły fizycznej, ma znacznie większe możliwości działania i przy tym wszystkim czuje potęgę... - Tupik korzystał z opisu profesorka, sam nie znając działania proszku na sobie, nie mógł dokładnie wiedzieć jak działa, ufał jednak że "Profesor" go nie oszukał.
- To dla ciebie w zamian za pomoc, ale jakbyś chciał więcej dla siebie, ochrony czy klientów daj znać. Taki woreczek kosztuje jednego Karla. Dosypujesz to do picia, lub wciągasz nosem. Twoim chłopakom mogło by przydać się takie wzmocnienie, a jak mówiłem Krogulec nie później niż za tydzień, nikomu już zagrażać nie będzie. Jeśli interesuje Cię gildia to podeślę tu bzyka by w razie co leciał po pomoc, w najgorszym razie zabarykadujecie się do czasu jej nadejścia. Oczywiście o ile w to wchodzisz, przejście do Krogulca na chwile przed wkroczeniem gildii nie jest dobrym pomysłem... daje że tak powiem niska pozycję startową po śmierci Krogulca a współpraca z gildią będzie dla Ciebie i gildii korzystna od zaraz.

Karczmarz przyjął proszek i zapłatę, widać było po bruzdach na czole, że intensywnie myśli.
- Skąd mam wiedzieć, że nie dajesz mi jakiegoś gówna? - zapytał

- Przetestuj na kim chcesz, ja zamierzam dziś się wyspać, więc i nie ucieknę nigdzie, zresztą dostałeś to właśnie za darmo, jako próbkę, nie wciskałbym zresztą byle gówna osobie z która liczę na korzystną współpracę. - odrzekł fachowo halfling, zastanawiał się czy na samym sobie nie pokazać, że z proszkiem jest wszystko w porządku... zakładając że nie było, chciał jednak żyć, a zakładając że było, chciał się przespać...

- No dobra, rankiem dam Ci odpowiedź, jak proszek faktycznie pomoże wzmocnić obronę, jeśli da się na nim zarobić... i jeśli to co mówiłeś o braku haraczu dla gildii będzie prawdziwe, to jestem za... No ale chcę się przekonać o działaniu proszku, poza tym jeśli mam się bronić przed Krogulcem, to chcę mieć pewność, że w razie co przybędziesz z pomocą... oczywiście nie sam - dodał jak gdyby rozglądając się za towarzyszami halflinga, byli niedaleko, a Tupik zamawiał kilka piw niejako z opóźnieniem dotarło do Helmuta że Tupik wcale nie jest sam i że jeśli ludzie którzy siedzą przy stoliku są z nim, to realnie jest jak bronić karczmy przed Krogulcem... "Może nawet gdybym ich tu zatrzymał na cały czas... na tydzień o którym mówi malec...? - zastanawiał się karczmarz

Tupik niezbyt był zadowolony z porannej odpowiedzi, obawiał się że karczmarz może w nocy wysłać kogoś do Krogulca. "Może i by tak zrobił, gdyby nie widział po mojej rozmowie szans na obronę przed Krogulcem, jeśli jednak wcześniej się wahał "bronić się czy nie" o tyle teraz powinien mieć realną szansę obrony i skorzystać z niej. Co by nie było tym światem rządzą pieniądze i niemal zawsze liczy się tylko ta lepsza oferta." Oczywiście oferta Tupika i gildii była nie tylko lepsza ale i pewniejsza, bo po Krogulcu można było spodziewać się wszystkiego...

- A więc do później, jeśli zdecydujesz się wcześniej daj znać, szkoda każdej godziny w której pieniądze z białego złota mogłyby przepływać do naszej wspólnej kiesy. Dziesięć porcji dostaniesz za osiem Karli, sto za siedemdziesiąt . Za ile sam je będziesz sprzedawał to już mnie nie interesuje, choć wiedz, że nie ma co zmniejszać porcji ani jej z niczym nie mieszać. Jest ona wymierzona na konkretny efekt. I ... dziękuję za zaufanie - rzekł patrząc prosto w oczy Helmutowi, niezwykle poważnie -i czekam na decyzję.

Tupik zgarnął piwa i ruszył do wspólnego stolika w międzyczasie reszta już znalazła dla siebie miejsca i chyba uporządkowała sprawę z sierżantem...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-04-2010 o 14:19.
Eliasz jest offline  
Stary 03-04-2010, 15:00   #65
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Wasilij odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że jego awanturniczy rodacy odpuścili sobie. Kozak jakoś dzisiaj nie miał ochoty na burdę. Zastanawiał się co prawda, czy nie zaznaczyć w jakiś wyraźny sposób swojego niezadowolenia - rzucając jakąś kąśliwą a obraźliwą uwagę w kierunku odchodzących - ale stwierdził, że nie ma sensu marnować czasu i oddechu. W najlepszym razie słowa Wasilija zostałyby zignorowane, a w najgorszym ponownie rozbudziłyby żądzę mordu w kislevitach.

Wtargnięcie oddziału straży było dość niezwykłe. Z tego ca Matwijenko pamiętał o strażnikach w Księstwach, woleli oni interweniować tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne i to najlepiej wtedy, gdy potencjalni aresztanci wyrżnęli się nawzajem. To, że oddział sierżanta nie bał się przeciwstawić bandzie Tupika było w związku z tym dość niepokojące. Oznaczało bowiem, że albo straż została ogólnie wzmocniona - zła wiadomość dla wszelkich przestępców - albo stróżowie prawa w szczególnie interesują się Chłopakami. Ta druga możliwość była nieco niepokojąca.

Wasilij jeszcze chwilę przyglądał się nowemu znajomkowi Tupika, Profesorowi. Stary człowiek jakoś dziwnie nie pasował do rosenberskiej speluny. Do tego najwidoczniej znał sierżanta straży. Ciekawe... Wasilij postanowił mieć go na oku. Nie wątpił, że Profesor w jakiś sposób przyda się bandzie - w przeciwnym wypadku niziołek zapewne nie marnowałby na niego czasu - ale każdy nowy członek bandy zwiększał ryzyko wykrycia ich działań.

Wasilij postanowił na razie nie zawracać sobie głowy podobnymi problemami. Usiadł przy stojącym w kącie stoliku i oparł się o ścianę. Nie przejmował się przebywającym jeszcze w karczmie patrolem. Był pewien, że jego towarzysze poradzą sobie z nim w pokojowy sposób. Kozak wciąż był lekko wstrząśnięty tym, co musiał zrobić dla tego przeklętego Krogulca. Dlatego też nie mógł znieść bezczynnego czekania w karczmie. Chciał już zająć się jakąkolwiek robotą, byle tylko zapomnieć o wydarzeniach dzisiejszego dnia.
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 03-04-2010, 23:08   #66
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Młody akolita siedział przy stoliku wśród pijaków i przestępców, pił rozwodnione piwo przyglądając się wszystkiemu co działo się w karczmie. Zaczęło go trochę denerwować to iż Tupik wziął Maxa a jego nie ale postanowił się nie wychylać, jeszcze. Poza tym Tupik miał inne cele niż Animositas. Tupik chciał miasta dla siebie, Aniego miasto nie interesowało, jak już to interesowali go ludzie mieszkający w tym mieście. Ani nie obraziłby się gdyby WSZYSCY bandyci w tym mieście po prostu zginęli, właściwie to byłaby nawet zasługa dla całego świata, ale jak już musi być przestępczość niech będzie to przynajmniej przestępczość z zasadami a nie bandyci którzy potrafi zabić człowieka dla jednej korony. Ani spróbował sobie przypomnieć jak wyglądała noc tajemnic w Altdorfie, to było odrobinę przerażające, ludzie nie wychodzili z domów tylko modlili się w rodzinnym gronie. Ulicami niczym drapieżne ptaki gnały śpiewy kapłanów Morra, praktycznie wszyscy modlili się do tego boga o to aby się nic nie stało. W tym nastroju Ani przypomniał sobie pierwszy dzień lata, uliczne parady, uczty i przyjęcia na część Sigmara. Animositasowi bardzo podobały się krasnoludzkie święta, nieszczęśliwie się złożyło że z powodu jego pobytu w klasztorze ominęła go saga. Ale zawsze jest jeszcze drugi szpunt. Ani uśmiechnął się pod nosem wyobrażając sobie chudego nawet jak na niziołka Tupika podczas obchodów tygodnia ciast, w tym dniu niziołki całego imperium ogarnia szał wypieków. Jak się później okazało Ani nie usłyszał krzyku nowej za to zobaczył Tupika i innych na sali. Oczywiście gdy wszystko szło nawet dobrze pojawiła się dzielna straż miejska. Ani nie martwił się o to co zrobi Tupik, bardziej o to co zrobi Matt. Jak wiadomo strażnicy nie zawsze są uczciwy a tych Ani nie miał okazji poznać.

Postanowił nie czekać na to co się stanie, inni rozmawiali z sierżantem ze straży. Ani podszedł do niego, wyjął znak Sigmara, pomachał nim przed nosem sierżanta.

-Jakieś problemy?- Zapytał Ani.
„Na zęby Talla, może być nieciekawie,” Pomyślał Ani po tym jak usłyszał co mówi Matt.

Sytuacja w karczmie nie miała dla Aniego wielkiego znaczenia, on chciał tylko powstrzymać chaośników i wrócić do Altdorfu, chociaż kto wie po tym co zrobili mu Sigmarici równie dobrze mógł im zrobić na złość i wrócić do Middenheim i zostać Ulrykaninem, nie był w końcu kapłanem. Służył tylko Sigmarowi ale na kapłana mogli go wyświęcić inni kapłani, nawet ci innego boga.
.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 04-04-2010, 01:20   #67
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Nie, żeby jej się to podobało. Ba, w ogóle jej się to nie podobało. Ale była do tego… przyzwyczajona. Zawsze o dziwo potrafiła wyjść z opresji. Ale prawie zawsze przyciągała do siebie kłopoty. Na innych zresztą też. Ze względu na jej urok, oraz zapewne ze względu na jej „talent”. Dziwna to sprawa. Mogą być też inne wytłumaczenia, ale te wydają się być najbardziej namacalne. Tak, to dobre słowo.

„Schowała się” za plecami Tupika, i Matta. I innych, których nie pamiętała. Dwójka z towarzyszy grupy, do której dziś teoretycznie dołączyła na wieczór, ze względu na znajomość z Grzecznym, szybko padła pod ciosami napalonych Kislevitów. Tupik ze swoją procą wyglądał śmiesznie, ale Erica wiedziała, że to groźny oręż w rękach niziołka. Sama nie straciła rezonu. Inna dama z pewnością by uciekła, wpadła by w płacz, panikę, zaczęła lamentować. Erica krzyczała pomocy, kiedy faktycznie jej potrzebowała. Tak było i tym razem. Była nawet gotów walczyć z nimi. I nie ma tutaj mowy o czystej walce, gdyż w takiej ruda z pewnością by poległa. Potrafiła atakować z zaskoczenia, i uciekać się do nieczystych zagrywek. Kuśtykający kozak zapamięta tą lekcję jeszcze przez kilka dni, zapewne.

Później wpadła straż i zabawa się skończyła. Na dole był z nimi ten Heinrich, z którym umówił się Tupik. Erica cały czas milczała, uważając za zbyteczne odzywanie się w tej chwili. Żywiła dość dużą urazę do tych Kislevitów. Do wszystkich, którzy próbowali się do niej dobrać wbrew jej woli. Levan gadał coś o robocie dla nich, co ją trochę zaniepokoiło. Już sobie kreśliła obraz grupy, z którą zaczęła się zadawać. Z pewnością jest to jakaś grubsza sprawa.

- Nic ci nie jest? zapytał Tupik nieco zaniepokojony sytuacją i zdrowiem Lizzy. Nie, żeby dziewczyna potrzebowała jakiejś specjalnej pomocy, ale było jej miło, że ktoś się nią zainteresował. Ale, jakby nie patrzeć, to przez nią wynikła ta sytuacja.
- Nie, wszystko w porządku. Dzięki, że pytasz. – odparła, zapinając skórzaną kurtę, tak, aby nie było widać rozsznurowanego kaftanu. To był zbyt „intrygujący” widok, choć zasłoną była bawełniana koszula.
- Mówiłeś coś, że wynająłeś mi pokój? – zagadnęła, wzdychając przy tym.
 
Revan jest offline  
Stary 04-04-2010, 12:47   #68
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Mówiłeś coś, że wynająłeś mi pokój? - zagadnęła, wzdychając.
- Tak, dla dwójki... nie chcę żeby wszystkich łączono ze mną... " Choć teraz to i tak pewnie wszystko pierdolnęło, choć może niekoniecznie... obrona zaatakowanej kobiety wyjaśniała rozmowy i jej towarzystwo przy mnie" - uspokoił się w myślach.

Oboje skorzystali z nadarzającej się okazji i wymknęli się do wynajętego pokoju, Halfling pozostawił kufle przy stoliku mówiąc, że zaraz wraca, nikt specjalnie nie pytał go co robi... już chyba każdy kto znał halflinga wiedział, że ten malca po prostu rozsadza energia i nie wytrzyma nic nie robiąc. Widać też było że większość jego planów jest tajemnicza i pokręcona, o co dbał by tak wyglądało przy każdej okazji. Proste i przewidywalne działania były najbardziej niebezpiecznym niedbalstwem do jakiego nie zamierzał dopuścić.

Tupik korzystając z chwili sam na sam z Lizzy powiedział to co leżało już mu na główce:

- Mógłbym mieć dla ciebie zadanie, pilnowanie interesu i dystrybucji. Jesteś młoda, ładna i stanowcza, z pewnością dasz radę pokierować bandą nastoletnich chłopaczków, zresztą będziesz miała moralne i siłowe wsparcie, które zostanie okazane, potem będziesz radzić sobie sama, trzeba chronić chłopaków i biznes, w razie problemów posłać po mnie lub i działać na bieżąco, przyda mi się wśród bzyków ktoś zaufany. Można ci zaufać ? - zapytał mierząc ją wzrokiem, szczególnie mimikę twarzy i nieświadome gesty ciała. - Nie wiem ile zarabiałaś wcześniej, ale u mnie nie będziesz mieć gorzej, jeśli chcesz się oczywiście przyłączyć i pomóc.
Tupik wiedział, że swe szanse na przeżycie zwiększa, jeśli każdy z jego ludzi będzie zajmował się swoją działką, nie martwiąc się o to co robi inny. Najbardziej żądnym władzy zdawał się być Profesor, nawet się z tym nie krył, Tupik póki co nie zamierzał mu zdradzać tajników swojej dystrybucji i powiązań, podobnie jak alchemik w sekrecie trzymał swój przepis. Co by nie było profesor był "tylko" porucznikiem i to on był podporządkowany szefowi, niezależnie od tego jak wysoka była to funkcja. Podobnie było z resztą bandy, Tupik nikogo za sobą łańcuchami nie wlókł, lecz było oczywiste, że przewodził tym którzy mieli dla niego jakąkolwiek wartość i tym którzy chcieli za nim iść.
- Zadanie? Jaka znowu dystrybucja? - Lizzie wydawała się być wyraźnie zaskoczona. - Jesteście z jakiegoś gangu? Albo lepiej, gildii? Jeśli tak, to w takim razie to miasto nie wydaje się być najlepszym miejscem. Ale jestem tu zaledwie od 3, 4 dni. Zanim na cokolwiek się zgodzę, proszę, wytłumacz mi o co chodzi. Jestem szczerze ciekawa, co się tutaj dzieje. I tak, można mi zaufać. Zaufanie w tym fachu to podstawa. - mrugnęła przyjacielsko do niziołka.
Tupik przez chwile rozważał czy z gildii czy z gangu... Uśmiechnął się i wyjął fajkę, jak zwykle gdy dość szybko nie potrafił udzielić odpowiedzi, nabijanie fajki zawsze dawało mu dodatkowy czas na przemyślenia... w końcu ujął odpowiedź najlepiej jak potrafił.
- Byliśmy gangiem który obecnie przekształca się w gildie... To chyba najtrafniejsze określenie. Miasto nie jest w najlepszej formie, a już na pewno nie w takiej jaka panowała tu kilka miesięcy temu. Zamierzamy dość szybko przywrócić tu porządek, korzystając ze znajomości i kontaktów które w mieście mamy nie od dziś. Chwilowo jest to trudny okres, nie powiem, wierzę jednak , że za tydzień, po nocy upiorów, lepiej sytuowanego miasta nie znajdziesz, jeśli wszystko co zamierzam wypali, będziesz w Gildii i zachowasz tymczasowo przydzielone stanowisko, z którego z pewnością będziesz miała niezły dochód. czy jeszcze coś wymaga wyjaśnienia? - zapytał na koniec Tupik, sam oczywiście uważając, że jeszcze można sporo wyjaśniać, ale nie śpiesząc się za bardzo do tego, nadmierna wiedza - szczególnie u podwładnych mogła czasem bardziej zaszkodzić niż pomóc. Tupik musiał brać pod uwagę fakt, że jeden z jego ludzi może być porwany i zmuszony do mówienia, nie mógł wszystkim powierzyć wszystkich tajemnic.
- Prawdę mówiąc, szukałam czegoś takiego, odkąd opuściłam Tileę. Miałam kontakt z gildią złodziei w Nuln i Altdorfie, ale dziwnym zbiegiem... okoliczności, znalazłam się tutaj. Więcej wiedzieć na razie nie chcę, oprócz mojego zadania, które ma mnie czekać. Przyznam się, że nie tego się spodziewałam po dzisiejszym wieczorze, ale mogę pójść na taki układ. - Lizzie wbrew swojemu wieku wiedziała, co chce, i była gotów do tego dążyć.

"Jak to możliwe? Taka młoda i poznała już pół świata?" - Tupik był wyraźnie zaintrygowany, podnosił brwi gdy ktoś jakoś go zaskakiwał i nie inaczej było tym razem. Ostrzeżenie Matta nabrało w tym momencie podwójnych wymiarów. - Jak to możliwe, że taka młoda dziewczyna poznała dwie najpotężniejsze gildie i zdążyła jeszcze udać się do Księstw Tielańskich? Mogę spytać jakiego rodzaju były te kontakty? Wiadomo może Ci coś więcej o strukturach mafijnych? Ja sam miałem "jedynie" do czynienia z gildią w Middenhaim, więc przynajmniej wiem jak ma to wyglądać... choć świadomość zupełnie innych struktur w Tilei intryguje mnie bardzo...
- Nie, nie. Ja się urodziłam w Tilei. I prawdę mówiąc nie znałam organizacji tamtych gildii w Imperium, znałam tylko co ważniejszych ludzi, potrzebnych do "spłycenia" towaru. Paserów, przyjaznych kupców, oberżystów, innych ludzi po fachu. Wiem pobieżnie, jak to wyglądało. Każdy "gang" miał swój rejon działania, i te sprawy. Nie sądzę, żeby to się różniło od tego, co widziałem w Middenheim. Oczywiście, nie widziałam żadnego capy tychże gildii. Wiem jednak, że korzeniami sięgają głębiej, niż mogłoby się to wydawać. - Sprawdziła, czy aby na pewno w karczmie są sami i nikt ich nie podsłuchuje. "Tak jak wszystko, czego nie widać po zmroku." - dodała w języku złodziejskim.

- A nie pamiętasz czasem, czy tytuł cappo był głównym tytułem szefa...czy też może tylko tytułem szefa gangu, który służył jeszcze komuś wyżej? - Zapytał Tupik uświadamiając sobie, że Krogulec wcale nie musi być ich głównym zmartwieniem...W zależności czy jest sam czy pracuje dla jeszcze kogoś - oczywiście nie chodziło tu o kapłanów czy księcia, to że jest z którymś z nich w układzie było dla Tupika niemal oczywiste.
- Oczywiście, że capa jest tym głównym szefem. Przynajmniej tak go nazywają w Tilei, i przyjęło się to też w Imperium, jak sama słyszałam. - uśmiechnęła się perliście, wyprowadzając Tupika z błędu.

Tupik jakby nieco odetchnął z ulgą, nie wyobrażał sobie walki z kilkoma capo a na końcu z ich głównym szefem... W końcu też wprowadził Lizzy w szczegóły jutrzejszego zadania, część ze słów zastępował gestami złodziei aby utrudnić zrozumienie czegokolwiek ewentualnym gumowym uszom,
- Mamy towar którego nie ma nikt inny w mieście - Tupik wręczył Lizzy saszetkę z porcją "Białego Złota" - i trzeba go umiejętnie rozprowadzić i sprzedawać, muszę porozmawiać z bzykami, to tutejsze brzdące które latają jako posłańcy, najczęściej. Znają całe miasto , są szybcy, nie znajdę w mieście lepszych opychaczy towaru. No ale oczywiście ktoś musi trzymać pieczę nad towarem i nie powierzę go gówniarzom, ktoś musi też w razie co ich wspomóc czy wręcz ochronić, jeśli uda mi się załatwić sprawę bzyków po mojej myśli, będą już jutro częścią gildii, jeśli nie to w najgorszym razie zachowają neutralność ale i tak nie oprą się pokusie sprzedaży "Białego Złota" na którym przecież będą mogli zarabiać. Powiedz, co robiłaś wcześniej, tu czy w innych miastach? Znasz znaki złodziei, jakaś konkretna specjalizacja? - dopytywał halfling nieco schodząc z tematu a jednocześnie na nowo zaciekawiony przeszłością Lizzy. Zastanawiał się nad optymalizacją jej zadania, wykorzystanie bzyków w Gildii według planów Tupika bynajmniej nie ograniczało się tylko do handlu nielegalnym towarem.

- Wcześniej co robiłam? Uciekałam przed wścibską strażą miejską, kapłanami, łowcami czarownic, goblinami ludojadami, a nawet piratami. I zajmowałam się wszystkim tym, co mogło by przeszkadzać istotom, jakie wymieniłam. No, może poza kapłanami, jeśli wiesz co mam na myśli. - Lizzie nie spieszyło się, żeby opowiadać jej całą jej przeszłość dopiero co poznanej osobie.
- Czym się zajmowałam? Wszystkim, oprócz morderstwa, jeśli mogę to tak ująć. - "Tak, znam znaki" - przekazała gestami.

Tupik zaśmiał się słysząc wyliczankę Lizzy, "Istotnie chodząca kobieta kłopot" - pomyślał wiedząc jednak że i takie przypadłości można wykorzystać. Bardziej niepokoiła go ta wcześniejsza znajomość z Mattem i najwyraźniej nie najlepsza opinia jaką wówczas sobie Matt o niej wyrobił. - I jeszcze jedno, nie mieszam się w prywatne sprawy moich ludzi, choć są wyjątki od tej zasady, choćby w postaci sytuacji która zaistniała, gdy prywatne sprawy moich ludzi mieszają się ze sobą, czyniąc sytuację... skomplikowaną. Nie lubię skomplikowanych sytuacji bo te prowadzą do napięcia, napięcie zaś do wybuchu...
-Co Cię łączy czy też łączyło z Mattem, jak się poznaliście... i jak zakończyliście swoją znajomość? - zapytał możliwie delikatnie i spokojnie, niczym wieloletni przyjaciel którego halfling potrafił dobrze zgrywać, empatia zawsze była mocną stroną małego ludu.

- Zauroczenie. Nie oszukujmy się, Matt nie był dla mnie idealny. Nie wiem co ci mówił, on jest po prostu zbyt tępy. Ale myślę, że odnalazł swoje powołanie. - Lizzie miała na myśli wulgarność, z jaką się obnosił

Odpowiedź Lizzy była zadowalająca bo szczera. Tupik zastanawiał się przez moment czy nie rzec dobrego słowa czy dwu o kamracie, uznał jednak wyższość głównej zasady - nie mieszać się bez potrzeby. Poza tym uznał, iż lepiej będzie jak Lizzy sama przekona się o zmianie Matta, bo Tupik jako jeden z nielicznych tą zmianę widział, odbywała się ona niemal na jego oczach.
- Dziękuję za szczerość. Dobrze już skończmy, zanim reszta zacznie nas szukać - zakończył z uśmiechem rozmowę. Kulfe z piwem pozostały na dole karczmy, wraz z resztą chłopaków i najpewniej wszyscy już czekali na resztę bandy...

Tupik podczas rozmowy zawzięcie coś ugniatał palcami, gdy już skończył podarował prezent maskotkę Lizzie ukazując jak zręczne i kreatywne ma paluszki, nie mówiąc już o poczuciu humoru czy wizji artystycznej...

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 04-04-2010 o 16:54.
Eliasz jest offline  
Stary 05-04-2010, 21:43   #69
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Chłodna zamkowa komnata mogła by zostać ogrzana, lecz było lato a ponad to już dawno nikt w niej nie bywał. Zapomnienie, jakim cieszyło się stare skryptorium uwidocznione było choćby na delikatnym meszku kurzu, który pokrywał cieniutkim dywanem wszystko w pomieszczeniu. Było również dowodem na niedbałość służby, ale nikt z dwóch zamaskowanych osób, które zdecydowały się późną nocą spotkać się w tak odległej części zamku, nie myślało nawet o tym, by zwrócić na to komukolwiek uwagę. W ten sposób bowiem zdradzili by również swą obecność nocną w tej komnacie a tym samym i samo spotkanie. Obaj krzywili się z niesmakiem nad tym żywym dowodem na niedbałość służby i obaj obiecywali sobie znacznie solidniej popracować nad tym zakresem obowiązków im podporządkowanych osób. Ale na to przyjść miał czas później, jutro. Teraz musieli porozmawiać. Jeden musiał przekazać wieści a drugi chciał je usłyszeć.


- Módl się bracie o zmiłowanie Pana… - zaczął jeden z nich, ten który przyszedł później, kiedy już echo jego kroków ucichło na równi z cichym zgrzytem zamykanych drzwi i stukotem zamka.


- … albowiem bliskie jest zbawienie nasze. – Odpowiedział cicho ten drugi. Zgodnie z ustaloną procedurą. Z zadowoleniem obaj skinęli głowami zastanawiając się, kto kryje się za czarną maską rozmówcy. To mógłby być niemal każdy z mieszkańców zamku. Tym bardziej, że maski zniekształcały nieco głos rozmówcy czyniąc go niemożliwym do poznania. Ukontentowany podjął dalej – Mów bracie. Zdaj relację. Ja przekażę ją … dalej…


- Spotkałem się z nimi, jak nakazała Rada. Nie sprawiają wrażenia takich, którzy domyślali by się czegokolwiek. Ich potężny przywódca … - sarkazm w głosie zamaskowanego był niemal namacalny. Obaj wiedzieli , że Niziołek jest mikry i nie nadaje się do tego, czego by odeń pozornie by się zdawać mogło oczekiwali. Miał jednak do wykonania określone rzeczy. Zadanie. Do tego ze swoimi durnymi osiłkami był zdolny. To zaś czyniło go użytecznym . - … przyjął propozycję. Wskazałem mu bezpieczną kryjówkę zgodnie z zaleceniem. Konfrontacja jest nieunikniona i jest kwestią najbliższego dnia.


- Zatem niebawem Krogulec pozna swoją konkurencję i możliwe, że zostanie przez nią mocno osłabiony. To dobrze. To go zachęci do większej spolegliwości. Doskonale! Rada wydała mi następne polecenia a ja uznałem ciebie bracie za najodpowiedniejszego ze sług Pana do ich wykonania. Nasz dzień jest już bliski. – głos zamaskowanego nie krył zadowolenia. Jego rozmówca pochylił głowę w kornym ukłonie na dźwięk zadowolenia swego pryncypała. Ten zaś podjął ponownie. – Udasz się…



================================================== ========


Biesiadna w końcu opustoszała. Biesiadnicy zmęczeni najwidoczniej wydarzeniami dnia zalegli w swoich izbach tam już przenosząc się z dalszym planowaniem, knuciem i spiskowaniem. Większość owych planów jednak realizowana była podświadomie. We śnie, kiedy umęczone ciała ogarnęła w końcu błogość snu. Czas był po temu już najwyższy, noc już dawno sięgnęła swego zenitu. Dzień jutrzejszy miał zaś przed nimi postawić nowe wyzwania, dla przezwyciężenia których musieli być w formie. Tylko dwójka krasnoludów siedziała jeszcze przy dogasającym kominku swą formę szlifując nad garncami piwa. Jak to zresztą mieli w zwyczaju. Ludziska zdawały im się przy tym słabą rasą. Nie tak jak oni odporną na wyzwania jakie los przedkładał ich wrodzonej wytrwałości. Jedynym towarzyszem ich nocnego czuwania, biesiady która trwała nieskończenie zdawało by się, był pomocnik oberżysty. Nie do końca rozgarnięty chłopak, którego karczmarz pozostawił na straży swego interesu na nocna biesiadę. Dostatecznie bystrego by pobrać opłatę w miedziakach i wydać garniec czy dwa. Drzemiący młodzik, który w dupie miał wszystko. On i oni. Ochroniarze! Od czterech ledwie godzin. Jeszcze po południu dnia wczorajszego nie śmierdzieli groszem a tu taka zmiana. „Profesorek” chciał krasnoludów, zapewne z racji ich wrodzonego uporu, odporności i honoru. I dostał to co chciał. Sierżant, który okazał się być jego kompanem, poświęcił mu godzinę a im może pacierz. Jednak nie pozostawił wątpliwości. „Profesorek” był ich pryncypałem i za jego bezpieczeństwo odpowiadali. I mieli poprzez dbałość o nie zarobić sowicie. Spokojna praca, bo „Profesorek” na człowieka czynu nie wyglądał. I choć miasto samo w sobie pełne było zagrożeń, ktoś taki jak on, nie miał prawa być w ich epicentrum.


Pozory czasem mylą. Rudger był na zewnątrz, pewnie puszczał pawia, albo srał jak to miał w zwyczaju unikając ludzkich wychodków, kiedy do uszu Waltera dobiegł dźwięk zagłuszający nocną ciszę. Początkowo nie rozpoznał bulgotu, który wydaje tylko jedna rzecz na świecie, poderżnięte gardło kogoś, kto walczy o ostatni oddech w płucach. Charkot zbyt cichy, by w normalnych okolicznościach zakłócił spokój nocy, zwłaszcza o świtaniu, kiedy budziły się z całonocnego snu okoliczne warsztaty rzemieślnicze i manufaktury. Jednak Walter z niejednego pieca jadł chleb i niektóre odgłosy poznawał w lot. Cisza zaś jaka zaraz po tym zapanowała oznaczać mogła tylko jedno; „Profesorek” miał o jednego mniej ochroniarza. Rudger wybrał sobie złe miejsce i złą porę. Bywa. Walter nie zastanawiał się nad tym dłużej skoczył do góry po schodach w locie łapiąc swój oręż. Jego ciężkie kroki zatrzeszczały na schodach budząc pomocnika, którego nic nie rozumiejące spojrzenie zmieniło się w jednej chwili, kiedy Walter wypowiedział szeptem jedno słowo – Napad .


Więcej nie trzeba było. Sadząc po schodach dla krasnoluda spieszny modlił się do wszystkich znanych bogów, by zdążyć. Jednak krótkie nóżki krasnoluda nie były stworzone do szybkiego biegania. Zdążył wbiec po schodach, kiedy usłyszał głuchy trzask z zaplecza. Pewnie ktoś wyłamywał tylne drzwi. Walter nie miał czasu do stracenia. Wiedział, że musi przestrzec „szefa” i jego druhów. Do jego pokoju wpadł bez pytania, starając się uczynić to w sposób możliwie najcichszy. Jednak wnet okazało się, że jego szarżę usłyszeli i inni ludzie Tupika, bowiem Walter usłyszał jakieś ruchy w pokoju zajmowanym przez nich. Może zresztą nie była to reakcja na jego ciche ostrzeżenie obudzonego w środku nocy „Profesorka” krótkimi słowy – Ktoś napada na oberżę…


Może zwyczajnie zareagowali na krzyk. Krzyk człowieka, który uzmysłowił sobie że umiera. Człowieka, któremu pozwolono krzyczeć…
 
Bielon jest offline  
Stary 05-04-2010, 22:35   #70
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Halfling przebudził się niemal natychmiast i tak sen miał płytki, dręczony przez koszmary. Śniło mu się, że to nie Levan musi zadecydować o pozbawieniu życia Magnusa tylko on sam, co gorsza własnoręcznie. Nie był pewny czy to zrobił jednak odgłos jęku umierającego człowieka zlewał mu sen z rzeczywistością. Po chwili Tupik zrozumiał, że jęk był w istocie krzykiem i że nie tylko on go usłyszał, Levan już stał najwyraźniej obudzony chwilę wcześniej, Tupik sam szybciutko zszedł z wyrka pospiesznie się ubierając i dozbrajając.
Przez chwilę jeszcze w jego głowie kotłowały się dwa przeciwstawne instynkty walki i ucieczki, póki co zdecydowany był na ta pierwszą opcję, dzięki czemu adrenalina nie popłynęła jedynie do nóg.
Wyjrzał przez okno aby zobaczyć czy nie są otoczeni, karczemny pokój nadawał się do obrony lecz był też swoistą pułapką. Zawsze też mogli się do niego wycofać, póki co należało wyjść naprzeciw wrogowi. Świadomość, że to nikt z ludzi Tupika nie wrzeszczał dawała mu wręcz przekonanie, że to nie po nich zabójca tu przyszedł - rzecz jasna cel był oczywisty a był nim karczmarz.
Tupik spojrzał na Grzecznego, Levana i Wasilija oraz Aniego także na budząca się Lizzy - stanowili mały oddziałek...być może zbyt mały, ale wliczając ochronę profesorka - czyli Maxa i krasnoludów nie było już tak źle, tym bardziej, że Tupik wątpił, aby napastnicy byli przygotowani na efektowny kontratak. Ze względów bezpieczeństwa ostatecznie spali wszyscy razem z wyjątkiem profesorka i jego ochrony którym odstąpiono pokój Lizzy.

- Przebijamy się do karczmarza, musimy go ochronić w miarę możliwości - stwierdził cichym acz stanowczym głosem. " A jeśli nie żyje to zrobimy co się da z mordercami, odpowiedź musi być wyraźna i czytelna..."- pomyślał.

Po drodze zamierzał zebrać resztę ekipy włącznie z profesorkiem, co by nie było był bezpieczniejszy z nimi, nawet w walce niż pozostawiony sam w pokoju w atakowanej karczmie. Tupik przez moment wahał się czy podjął słuszną decyzję, z drugiej strony liczyło się jego słowo dane karczmarzowi, wiedział, że jeśli karczmarz ocaleje dzięki ich interwencji uzyskają solidny przyczółek, wiedział, że taka okazja do kontrataku może się więcej nie powtórzyć. Tupik bronił interesów swoich i przyszłej gildii i zwyczajnie nie mogli pozwolić sobie na kolejną ucieczkę, na kolejną porażkę. Poza tym istniała realna szansa wzięcia żywcem człowieka Krogulca a z niego można było wydobyć wiele, wiele informacji. Tupik dla pewności zakomunikował to kamratom - jeśli będzie okazja zachowajcie choć jednego żywcem. Pocieszający był fakt, że miał po swojej stronie profesjonalistów a i sam nie próżnował przez trzy miesiące, Levan był świetnym nauczycielem walki, choć oczywiście Tupik wolał walczyć na dystans , dopóki istniała taka możliwość. Połączenie walki dystansowej i śmiercionośnej zapory jaką robiła ekipa Tupika przełamywało dotąd każdy opór a Tupik pamiętał, że nie zawsze walczyli w takich warunkach jak by chcieli, obecne zdawały się idealne. Co prawda halfling liczył się z faktem, iż być może wykrwawią się na ludziach dopiero co przejętych przez Krogulca, ale liczył się też sygnał, że frywolne ataki capo się skończyły i że jego ludzie odtąd będą musieli liczyć się z porażką... A przynajmniej Tupik miał nadzieję, że tak to się właśnie skończy, gdy cichutko otwierał drzwi, pośpiesznie idąc po profesorka z ochroną i dając im znak by ruszali z nim kieruje się w stronę pokoju karczmarza. Chciał możliwie szybko i cicho przebić się do niego, nim zostaną okrążeni.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 05-04-2010 o 22:39.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172