30-07-2018, 18:21 | #51 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | 15/12 Wiktor Suworow - "Cień zwycięstwa" Gatunek: historyczna z II WŚ i kilka dekad po. Ilość str.: ok 360 Pierwsze wydanie: Wiktor Suworow 2002, wydanie polskie (II-gie): Wydawnictwo Adamski i Bieliński, Poznań 2012 - Kolejna książka Suworowa jaka wpadła mi w ręce. Tym razem koncentruje się na omówieniu biografi bodajże jednego z najsłynniejszych dowódców z czasów II WŚ czyli marszałka Gieorgija Żukowa. Postaci bardzo hołubionej w dawnym ZSRR a także obecnej Rosji, postaci rozpoznawalnej także poza Rosją jako właśnie jednej z najważniejszych dowódców II WŚ. Autor zdecydowanie odbrązawia mity jakie przez dekady narosły wokół tej postaci i widać prawie z każdej strony, że autor nie lubi tej postaci i strasznie go ona wkurza. - Autor mniej więcej po kolei omawia kolejne lata, dekady i etapy w życiu Żukowa. Od jego dowodzenia w bitwie nad Chałchyn Goł po okres jego ostatnich lat życia w latach 70-tych. I tak jak Żukow sam ukuł o sobie slogan "Gdzie ja tam zwycięstwo" tak Suworow bierze te wszystkie mity za łeb i na tapetę gdzie się z nimi rozprawia. Tak jak to ma w zwyczaju, po kolei, metodycznie, nie jakimiś dywagacjami tylko posiłkując się zapisami z radzieckich archiwów, wspomnieniami i biografiami innych marszałków, generałów i osobiśtości. I po odbrązowieniu tych mitów kontrast uderza jak obuchem. Z genialnego wodza i stratego który prawie sam wygrał wojnę na froncie wschodnim pojawia się ordynarny, lebiega któremu strach byłoby powierzyć choćby kompanię wojska nie mówiąc o dywizji czy jednostkach wyższego rzędu. - Z książki wychodzi obraz człowieka który trochę umiał wykorzystać koniunkturę swoich czasów świetnie się w nią wpisując ze swoim karierowiczostwem a trochę po prostu miał szczęście. I okazał się być odpowiednim człowiekiem, o odpowiednich kwalifikacjach (siania terroru bez zbędnych refleksji) którego Stalin w danym momencie potrzebował. Ale traktował jak użyteczne w danym momencie narzędzie, kompletnie nie miał poważania do Żukowa jako stratega czy dowódcy. Jak mawia Suworow "Od myślenia był Wasilweski" głównie w kontekście stalingradzkiej bitwy ale w szerszym rozumieniu właśnie, że od myślenia na pewno nie był Żukow. - Autor zauważa też celnie, że ten największy geniusz strategiczny wszechczasów (w swoim mnemaniu) gdy się już wojna skończyła i czasy się uspokoiły, nie napisał twórczo żadnej swojej złotej myśli czy refleksji. Więc jak? Taki geniusz a nie miał nic do przekazania potomnym? Nie chciał by ktoś kontynuował jego dzieło strategicznego geniuszu? Co prawda podpisał swoim nazwiskiem swoją "autobiografię" wydaną ("Wspomnienia i refleksje" spisaną pod koniec lat 60-tych, pierwsze wydanie wyszło w 69-tym.) ale całą robotę odwalił kto inny a osobiście "autor" tej książkie nie napisał w niej ani literki. A nawet w takich wspomnieniach to jest uprawiany kult jednostki własnej osoby i nagminne sianie propagandy oczerniających wszystkich wokół siebie i właśnie gloryfikujący własną osobę. - No ale oddam głos samej książce: "Czy Żukow zastanawiał się nad tym, co sam będzie robił w trakcie wojny? Może i tak. Ale nic nie wymyślił. Wszystkie poczynania Żukowa w pierwszych minutach, godzinach i dniach wojny - to totalna improwizacja. Były to działania niezaplanowane a nawet nieprzemyślane." s.166-167 o roli Żukowa jako szefa sztabu generalnego czyli mózgu armii która powinna przygotować ją na nadchodzące działania. Jak wiadomo w lecie 41-go siły zbrojne ZSRR kompletnie nie były przygotowane do takiej wojny jaką im zaserwował wujek Adli. A, że były przygotowane do innej wojny to już insza inszość i to omówione jest w innych książkach tego samego autora "Czas na krótkie podsumowanie. Pod Stalingradem zostały wykonane dwa zadania. Pierwszym z nich było powstrzymanie odwrotu wojsk radzieckich i utworzenie nowego frontu. To zadanie zostało zrealizowanie w lipcu i sierpniu 1942 bez udziału Żukowa. Drugim zadaniem było przełamanie linii frontu nieprzyjaciela i okrążenie jego wojsk w rejonie Stalingradu. To zadanie zostało zrealizowane w dniach 19-23 listopada 1942 roku. I też bez udziału Żukowa. Zarówno podczas pierwszego jak i drugiego zadania Żukow szturmował Syczewkę." - s.237-238 o roli Żukowa w bitwie pod Stalingradem. Gdzie właśnie na polecenie Stawki (sztabu generalnego Armii Czerwonej) został przysłany na jesieni, właśnie pomiędzy tymi datami ale w tym rejone działano bez jego udziału a jego Stalin wysłał by miał terrorowe oko na to co się dało. Zasz firmową wręcz bitwą Żukowa mogłaby być właśnie owa wspomniana Syczewka o którą walki trwały prawie rok czasu i genialny strateg wszechczasów nie potrafił jej zdobyć nawet przy przytłaczającej przewadze sił i środków nad przeciwnikiem. - Poza tym w książce jest bez żenady opisane sporo niezbyt chlubnych kart z historii Armii Czerwonej. Na przykład powszechne kradzieże mienia wszelakiego pod koniec i tuż po II WŚ. Na masową skalę występujące w pokonanych Niemczech okupowanej między innymi przez siły Armii Czerwonej. Zgadnijcie kto został naczelnikiem tych sił okupacyjnych? No pewnie, że nas główny bohater tej opowieści I pod jego zarządzaniem kradzieże urosły do takiej fantastycznie masowej skali, że nawet inni dowódcy Armii Czerwonej byli tym oburzeni a przecież też nie mieli pod tym względem czystego sumienia i rączek Jak udowadnia autor taki system działa jeśli są zamieszani wszyscy bo wszyscy biorą, są sprzedajni no albo właśnie kradną. Różnią się tylko skalą w hierarchii dziobania. Więc Gieorgij Żukow nie mógł nie wiedzieć o tym masowym procederze w którym musial uczestniczyć. Bo albo by był kompletnym idiotą nie mającym pojęcia co się dzieje poza oknami jego berlińskiej rezydencji co sam wielokrotnie przecież zaprzecza cytując własny geniusz i przenikliwość umysło no albo właśnie sam brał w nim udział dlatego wszystko grało pięknie w tym mechaniźmie kradzieży wszystkiego co tylko się dało. - Ciekawie jest też opisany moment walki o władzy z Chruszczowem, już po śmierci Stalina i Berii. Gdy wśród wszystkich wilków na scenie zostali ci dwaj a władzę nad watahą mógł przejąć tylko jeden z nich. I po tylu dekadach "genialnego wodzowania" i brylowania na szczytach prawie powszechnie góra władzy, w sporej mierze także wojska, postawiła na Chruszczowa mając dość tego chamskiego okrutnika bez śladów strategicznego intelektu a momentami po prostu głupiego. - Inną ciekawą tradycją jaką wprowadzili drugowojenni bohaterowie na szczytach Armii Czerwonej jest pranie oponenta po pyskach. Najlepiej przy wszystkich. To właśnie praktyka z lubością stosowana przez Żukowa. Danie podwładnemu po pysku. Stąd właśnie autor dopatruje się tradycji patologii wojskowej fali i podobnych zachowań w armi radzieckiej a potem rosyjskiej. Bo skoro tak zachowują się ludzie z masą orderów i tytułami, normalnie żywe legendy swoich i nie tylko swoich czasów to znaczy, że tak trzeba prawda? --- Ocenia 8-9/10. Świetna książka. Jak kogoś kręcą tematy II WŚ a osobą Gieorgija Żukowa zwłaszcza, to powinien się z nią zapoznać. Suworow w pełnej swojej krasie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
14-08-2018, 15:09 | #52 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | 16/12 Walter Jon Williams - "Okablowani" Gatunek: sf, Cyberpunk. Ilość str.: ok 340 Pierwsze wydanie: Walter Jon Williams 1986 "Hardwired", wydanie polskie Prószyński i S-ka; Warszawa 2000 - Kolejna książka do jaka była na tyle ciekawa, że wróciłem do niej po latach. Nie pamiętam kiedy czytałem ją po raz pierwszy ale musiało być to całe lata temu, może nawet dekadę lub więcej. I nawet po tak długim czasie, chociaż nie pamiętałem zbyt wielu detali pozostało mi ogólne wrażenie które pozwoliło mi ją kwalifikować w kategorii "świetna książka". Niedawno wróciłem do niej, czytając ją w drodze, na przystankach, dworcach, lotniskach i poczekalniach. I wrażenie sprzed lat potwierdziło się, to naprawdę świetna książka i aż, żałuję, że wróciłem do niej po tak długim czasie. - Książka wpisuje się świetnie w klimat Cuberpunka z domieszkami postapo. Większość akji dzieje sie na terenie dawnych USA (to akurat jakieś specjanie odkrywcze nie jest ). Ale nie są to takie Stany jakie my mamy u nas. I Stany i cały świat to dystopijna wizja rozpadu i podziałów świata jaki mamy za oknem. Granice krajów zatarły się lub są używane dość symbolicznie. Świat podzielony jest na komórki zwane wolnymi strefami które w USA zwykle są rozgraniczone granicami dawnych stanów. Ale każda strefa czy stan jest autonomiczny czy po prostu samodzielnym tworem politycznym stanowiący się własnymi prawami. Wszystko przemieszane jest gmatwaniną interesów, interesików, zależności różnorodnych korporacji z wszechwładnimi orbitalcami nad głową. Tu wchodzimi w kolejny temat czyli specyficzny język/slang/nazewnictwo wymyślone na potrzeby książki i jej uniwersum. - Specyficzny slang może z początku odpychać. Bowiem jest używany w dialogach czy opisach od pierwszych stron książki a bez żadnego wstępu, słowniczka czy wyjaśnienia niezbyt wiadomo czym są "pancerki", kim są "trzeciacy" czy "orbitalcy". Sprawia wiec wrażenie jakby ktoś nowy doszedł do jakiejś zgranej paczki posługującej się znanym sobie slangiem i wiele mu z tej rozmowy umyka. To może z początku niekiedy zniechęcać ale i pewnie też (tak jak mnie) rozbudzać ciekawość i zachęcać do zagłębienia się i poznania tego świata. I w trakcie lektury rzeczywiście da się stopniowo rozgryść co jest co i kto jest kto. - Świat nakreślony w książce jest jedynie grubą kreską. O ile nie pominąłem tego jakoś z własnej winy to chyba nawet nie jest podana żadna data w jakiej dzieją się dane wydarzenia. Orientacyjnie można przypuszczać, że jest to pewnie kilka pokoleń od czasu napisania książki (czyli połowa lat 80-tych XX w). Ludzie operują już dość śmiało w Układzie Społecznym dawno przestając się ograniczać do eksploatacji i mieszkania na jednym globie. Jak to wygląda poza Układem Słonecznym nie jest wspomniane ani razu. Sama Ziemia jest bardzo nieprzyjemnym do zamieszkania miejscem. Idealnym i wyśnionym miejscem do życia są orbitalne habitaty na orbicie Ziemi które są ucieleśnieniem wyśnionego raju. Bilet na orbitę to jak przepustka do tego raju. - Ważnym wydrzeniem w uniwersum książki była Wojna Skał. Czyli konflikt między ziemską a orbitalną społecznością. Efekt jest odczuwalny "do dzisiaj" opisanego w książcę. Orbitalcy do zdławienia oporu użyli broni która miotała na planetę meteory które skutecznie niszczyły ziemskie metropoliez miażdżącą siłą bomby atomowej ale bez szkodliwego skażenia. W efekcie tej wojny która wydarzyła się ok 10 - 12 lat przed wydarzeniami opisanymi w książce świat wciąż musi odbdowywać się i ze zniszczeń i traumy. Wydarzenia te odciskają swoje traumatyczne piętno na większości co bardziej charakterystycznych postaci opisanych w książce. Dwója głównych bohaterów to pilot myśliwca który przetrwał wojnę bo nie dostał rozkazu do wylotu i ataku orbitalnych celów i cyberpunk która straciła rodzinę w zniszczonej metropolii. - Trauma, dystopia i konsekwencje tej wojny są odczuwalne na prawie każdej stronie, scenie i rozdziale książki. Niezliczone mniejsze i większe historie ludzi, miejsc, społeczności, zniszczeń, odbudowy wyzierają się z kart historii co krok tworząc zwarty i spójny obraz wojennej katastrofy i świata złamanego, z przetrąconym kręgosłupem, przegranego który jakoś próbuje funcjonować dalej. Świata i ludzi świadomych wielkopańsiego oka manipulatorów na orbicie trzymającego rękę na pulsie którego trzeba się i obawiać, i nienawidzić, i jednocześnie jest jak wymarzonym miejscem dla "bagniaków" i "ziemniewek" czyli mieszkańców Ziemi, przykutych do jej brdnej, zniszczonej powierzchni bezlitośnie eksploatowanej z zasobów wszelakich dla zysku zwycięzców mieszkajacych na czystych, luksusowych habitatach na orbicie. Ta sprzeczność i zróżnicowanie świata, emocji, motywacji stanowi przebogatą mieszkankę którą czytało mi się świetnie. Mnie osobiście przypomina też w pewnym stopniu świat przedstawiony w nowych PC-towych X-COMach chociaż bez samego X-COMu i orbitalcami zamiast kosmitami. - Technologia mnie bardzo przypomina tą opisywaną w Cyberpunk 2020. Powszechne są cyberwszczepy, orpogramwanie wspomagające, sieć internetowa, hakerskie numery, stymulanty, pojazdy różnorakie od pancerek czyli napakowanych sprzętem bojowym i elektronicznym, opancerzone poduszkowce używane głównie przez przemytników (a przynajmniej na nich skupia się "oko kamery" w książce), zautomatyzowane pasy autostrad wydzielone dla równie zautomatyzowanych ciężarówek, spywatyzwane szpitale które potrafią odtworzyć nawet przepołowione i zmasakrowane, spalone ciało o ile zostanie dostarczone na czas i ma się pieniądze na kurację. Jest też technologia wymiany ciał ze starego na nowe, głównie jeśli stare ciało jest właśnie stare i/lub schorowane co wydaje się namiastką długowieczności. - Dwójka głównych bohaterów to Kowboj i Sara. Początkowo w książce ich rozdziały przeplatają się naprzemiennie i tworzą dwie odmienne historie które stopniowo coraz mocniej splatają się w jeden, sensowny splot wydarzeń. On jest byłym pilotem delty czyli uniwersalnego myśliwca zdolnego do walki i w atmosferze i na orbicie. Ostatnia, najnowocześniejsza generacja ziemskiej technologii wojennej do którego obsługi trzeba wytrenowanych, pilotów - cyborgów. Zwykły człowiek bowiem nie byłby w stanie w pełni wytrzymać przeciążeń. Dlatego Kowboj zamiast serca ma turbinę, zamiast krwi ma alkohol, zamiast oczu ma cyberwszepy a w głowie gniazda do interfejsu i kryształ pamięci u podstawy czaszki z zainstalowanym orpogramowaniem które pozwala mu myslą kierować właściwie każdym pojazdem. To wszystko czyni z niego wyspecjalizowanego pilota/kierowcę który ze swoim specostwem z każdym rokiem jest coraz bardziej traktowany i sam się czuję jak zywy relikt dawnych czasów które minęły gdy znalazł się wraz ze swoim światem po stronie przegranych. Ona jest złodziejką, najemniczką, prostytutką która wynajmuje się do wszelakich zadań gdzie trzeba kogoś okrać, coś zdobyć, uwieźć czy zabić. Jest młodsza od Kowboja choć niezbyt wiadomo jak bardzo (ona w trakcie wojny była dziewczynką on już był dorosłym pilotem), oboje są wysocy on ma 195 a ona jest opisywana jako ledwie o kilka centymetrów niższa. Oboje są specjalistami w swoich dziedzinach, on radzi sobie właściwie z każdym pojazdem ona potrafi się wczuć w rolę szpiega, ochroniarza, złodzieja czy zabójcy. - Bardzo ciekawie jest opisana różnica między nimi. On wydaje się być żywą legendą ostatniej wojny, wciąż przemierza Aleję Potępienia czyli przemytniczy szlak z zachodnich stanów na wschodnie w swojej pancerce. Pancerki jednak nie lubi, bo jest cieżka, ocięzała i brak jej wdzięku, stylu i gracji jaką miała jego dawna delta. Niemniej w swoim przemytniczym fachu należy do elity który zawsze dostarcza przesyłkę gdzie trzeba bez względu jakie bariery, przeszkody i siły rzucono by przeciw niemu. Ona jest odartą ze złudzeń i honoru ziemniewką tak utopioną w świecie brudnych ulic jak to tylko możliwe. Działa wedle zasady "dawajcie pieniądze i wynoście się". Pracuje od zlecenia do zlecenia by wykupić wymarzony bilet na orbitę dla siebie i brata który po prawdzie jest bardziej kamieniem u szyi niż jakąkolwiek pomocą. - Świetnie jest też opisana relacja między nimi. Gdy się wreszcie spotykają, co dzieje się już po paru ładnych rozdziałach, z początku traktują się jak para zwykłych profesjonalistów którym przyszło zrealizować wspólnie jakieś zlecenie. On, jako pilot pancerki traktuje ją jak SB klienta która nie wiadomo czy bardziej ma pilnować jego czy rozwalić mu łeb gdyby coś poszło na niego. Ona traktuje go jako kolejne zlecenie gdzie ma doplinować interesów swojego szefa który wynajął ją na tą konkretną misję a sam pilot pancerki jawi jej się jako zadrutowany łeb z którym musi przebyć przez kilka stanów z punktu "A" do punktu "B". Nic osobistego można by powiedzieć i byłaby to prawda. Losy obojga jednak splatają się coraz częściej a mimo to za każdym razem stają przed dylematem "Mamy tylko sojuszników a nie przyjaciół.". Ten dylemat i we wzajemnych relacjach i w relacjach z innymi pojawia się na każdym kroku, przy każdej rozmowie, spotaniu i świetnie ukazuje jazdę na ostrzu noża, gdzie zdrady i zasadzki można spodziewać się dosłownie na każdym kroku więc nie tylko ta dwójka ale cały świat, jest pełen tej nieufnej presji. - Mnie osobiście urzekło mnóstwo detali. Zarówno w opisach miejsc i ludzi. Z jedno czy dwa zdania opisu jakiejś trzeciorzednej postaci czy mijanego miejsca sprawia, że przestają być bezimiennym korowodem w scenerii a zapadają w pamięć. Taki krótki i zdawkowy ale jednak opis nadaje charakteru nawet tak przemijajacym w powieści postaciom i miejscom. A ten charakter dodaje smaku do klimatu, pozwala spojrzeć na dany świat przez pryzmat różnych postaci i ich emocji, tragedii, motywacji i wspomnień. - I co mi sie bardzo podoba świat jest bardzo szary. Nie ma podziału na dobrych i złych. Nawet jeśli wziąć perspektywę dwóch głównych postaci i siły z którymi walczą to przedstawiciele tych sił, też są uwikłani w sieć powiązań i motywacji. Bez klasycznego "buhahahaha, jestem zuy bo tak!". Mają swoje mocne i slabe strony, popełniają błędy, mylą się, mają swoje limity możliwości która strona przeciwna może wykorzystać. Dwie główne postacie również mają swoje wątpliwości także wobec własnych czynów opisanych już w książce. Okazują ludzkie uczucia i motywacje, mniej lub bardziej otwarcie w zależności z kim mają do czynienia ale nawet jeśli starają się je ukryć to czytelnik może je właśnie poznać czytając o tym. Unika się więc symptmu "mentalności plastikowego żołnierzyka" czyli bezrefleksyjnego rzezania kolejno wyskakujących równie bezrefleksyjnych band wrogów. Jak jest walka to obrywają obydwie strony, ot, jedna obyrwa mniej lub udaje jej się bardziej osiągnąć swoje cele więc uznaje się ją za bardziej wygraną. Ale na pewno nie wychodzi z walki czy innego konfliktu bez szwanku. I mnie to przkonuje, ja lubię takie zależności i przedstawienie sprawy właśnie w ten sposób. - No to może dam teraz głos samej książce: "Eksplozja jest tak silna, że miota sofą o przeciwległą ścianę. Sara czuję gorący podmuch, który pozbawia ja tchu, wrażenie jest niczym z pośpiesznej windy, że cały świat wali się na człowieka, w końcu uderzenie o ścianę. Z każdego kąta dobiegają wrzaski, wszystkie krzyki których Księżniczka nigdy nie zdążyła z siebie wydać. Poblask liże ściany jak czerwone błyski laserowe. Sara zrywa się na nogi i biegnie do drugiego pokoju. Widzi dzięki światłu z płonącego łóżka. Daud leży rozciągnięty w kącie, część jego ciała jest otwarta, kawałkami reszty są oblepione ściany. Sara wzywa pomocy, ale sama daje radę wypchnąć płonące resztki łóżka przez dziurę w ścianie. Na zewnątrz pierwsze oznaki świtu wstającego na wschodzie. Dziewczyna ma wrażenie, że słyszy Dauda wzywającego ją po imieniu." - zamach na Sarę w jej mieszkaniu w którym mieszka z Daudem, swoim bratem s.49. "Dochodzi do wniosku, że ma znaczenie, skąd pochodzi chloramfenyldorfina, kto finansuje Arkadija. W dłoni Kowboja spoczywa coś reprezentującego niejasny, niedefiniowalny dług wobec anonimowej dwójki szczurów Alei, dług tak ciężki i kłujący jak stal z Solingen, a jego obowiązkiem jest znaleźć sposób jego spłaty. Już nie wystarczy być najlepszym. W jakiś sposób ma też znaczenie, by okazać się mądrym. By wiedzieć, dla kogo wymachuje się mieczem." - wewnętrzne przemyślenia i wątpliwości Kowboja podczas postoju na jednej z przemytniczych tras - s. 77. "Koło klapy spoczywa w futerale karabin, taki ze stopów lekkich, sam metal i platik, przypomina kij golfowy. - Jest tam zestaw nagłowny dla ciebie - mówi Kowboj. - Możesz więc słuchać radia albo czegokolwiek innego. - Pokazuje na drzwiczki ustępu. - Toaleta chemiczna. Nie to, do czego jesteś przyzwyczajona. - Dzięki. Przyzwyczajona to ona jest do starego, ściągniętego ze śmietnika wiadra stojącego w marmurowych ruinach St.Petersburga, ale nie wspomina o tym. Odpina pistolet i wsuwa się na leżankę, wciska henklera & kocha w najdalszy kąt i unosi siatkę. Zastanawia się, jakie Kowboj ma plany na czas po dostarczeniu towaru, czy przymierza się do pójścia z nią do łóżka. Jeśli tak to czeka go niespodzianka." - pierwsze spotanie Kowboja i Sary i pierwsza wizyta Sary w pancerce Kowboja, s.106. --- Ocenia 10/10. Świetna książka. Patrząc przez pryzmat erpegowca ta książka to gotowe uniwersum i pomysł na rozegranie sesji w klimatach sf/postapo. Świetna intryga, przekonywujące motywacje i postacie. Uniwersum przedstawione na tyle detalicznie, że bez trudu można je sobie wyimaginować przed zmysłami i grać w nim oraz z na tyle licznymi białymi plamami, że nadal pozostaje wiele miejsca na zaprojektowanie danej przygody. Więc tak, zdecydowanie mogę polecić tą mieszaninę sf, cyberpunka, postapo, kryminału i szpiegostwa do przeczytania
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
17-08-2018, 12:20 | #53 |
Reputacja: 1 | 9. Mordobicie. Wojna superbohaterów. Marvel kontra DC - Reed TuckerGatunek: literatura faktu Kino superbohaterskie święci obecnie prawdziwy triumf. Żeby ominąć szereg dopieszczonych wizualnie produkcji, człowiek musiałby spędzić ostatnie lata w ziemiance. Materiał źródłowy rzeczonych filmów, czyli komiksy oczywiście, stały się w Stanach Zjednoczonych elementem narodowej tożsamości. Amerykanie wprost kochają opowieści o herosach w fikuśnych strojach. I choć u nas nadal myśli się trochę inaczej, superbohaterowie już dawno przestali być domeną najmłodszych odbiorców. To fenomen pochłaniający przeróżne grupy wiekowe i zataczający coraz szersze kręgi. Ocena: 7/10 Ostatnio edytowane przez Caleb : 17-08-2018 o 14:47. |
18-08-2018, 16:51 | #54 | |
tajniacki blep Reputacja: 1 |
__________________ "Sacre bleu, what is this? How on earth, could I miss Such a sweet, little succulent crab" | |
23-08-2018, 18:35 | #55 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | 17/12 Grzegorz Kaliciak - "Afganistn. Odpowiedzieć ogniem" Gatunek: literatura faktu, reportaż, wojenna. Ilość str.: ok 180 Pierwsze wydanie: Wydawnictwo Czarne; Wołowiec 2016 - Relacja wojskowego uczestnika współczesnego konfliktu asymetrycznego. Do tego relacja polskiego dowódcy polskiej bazy, rannego ładunkiem IED (improwizowany ładunek wybuchowy) podczas tej zmiany. Zmiany podczas której zginęło czterech polskich żołnierzy. - Książka jest napisana spokojnym, rozważnym tonem pod którym da się jednak wyczuć emocje towarzyszące pisaniu tych literek. Język jest prosty i zrozumiały nawet dla kogoś kto z wojskiem nie miał wiele wspólnego i np. szuka książki o współczesnym konflikcie zbrojnym, zwłaszcza widzianej ze strony polskiej perspektywy. Ale też jest sporo ciekawostek i smaczków dla fanów woja czy współczesnych konfliktów, nie tyle technicznych co można znaleźć nawet w wiki ale przede wszystkim czysto użytkowych. - Bardzo mi przypadło do gustu dementi w sprawie bogactw naturalnych Afganistanu. Ot, co samemu mi się zdarzyło słyszeć czy czytać, że mocarstwa zachodnie najechały biedny Afganistan by wysączyć z niego bogactwa naturalne swoimi oszukańczymi kontraktami. Tymczasem solidnie zrobiona na początku książki analiza warunków naturalnych, gospodarczych, logistycznych i społecznych tego kraju jasno udowadnia, że to bzdura. Większość kraju jest pozbawiona elektryczności co z miejsca cofa większość populacji do czasów średniowiecza (albo postapo ). W końcu jest tam jedna w zachodnim sensie rozbudowana droga i jest obwodnica dookoła całego kraju zwana Highway 1. A pokonanie nawet kilkudziesięciu kilometrów z powodu zagrożenia IED lub atakami rebeliantów może zająć i kilkanaście godzin podczas gdy w Europie czy USA zajęłoby to godzinę czy pół. W kraju brakuje infrastruktury i logistyki w zachodnim rozumieniu tego słowa, nie ma sieci drogowej, nie ma kolei, nie ma lotnisk, nie ma portów. Nawet zorganizowanie jednego konwoju to wielki wysiłek logistyczno - materialny i musi być wsparty odpowiednim zabezpieczeniem wojskowym. W cywilnej wersji zapewne jeszcze negocjacjami z poszczególnymi szefami lokalnych klanów przez jakie trzeba by przejeżdżać co niemożebnie i wydłuża i podraża koszty wszelakie. A przecież fabryki, refinerii czy kopalni nie wybuduje się jednym konwojem. Funkcjonować też nie będzie bo surowce, półprodukty czy wyroby gotowe takiego obiektu też trzeba by jakoś do/wytransportować. No i siła robocza która w dłuższej perspektywie musiałaby sie opierać na tubylcach a ci wcale nie są chętni pracować dla sił/firm zachodnich. - Kolejny mit jaki się rozwiewa to to, że nie każdy Afgańczyk to zaraz talib. Często lokalne społeczności nie chcą współpracować z siłami zachodnimi z obawy przed zemstą talibów. Swoje też robi nieufność wobec obcych oraz poszanowanie tradycyjnych lokalnych wartości w kraju który od dwóch pokoleń nie zna pokoju, gdzie w każdym domu jest broń a siłowe rozwiązywanie konfliktów jest normą. Z powodu wieloetniczności tego kraju ciężko nawet mówić o "Afgańczykach". Raczej wymierniejsze byłoby mówienie o Pasztunach, Tadżdżykach czy Uzbekach. Do tego granice są traktowane dość płynnie i umownie zwłaszcze granica z Pakistanem. - Ciekawie opisane są też codzienne warunki służby polskich żołnierzy, ich zadania, sprawowanie się sprzętu "którego momentami zazdrościli nam nawet Amerykanie" np. nowoczesnych noktowizorów dla każdego żołnierza co nawet u Amerykanów nie jest standardem. Podobnie autor wychwala transportery Rosomak używane przez polską armię, drony czy sprzęt do obserwacji i w dzień i w nocy zamontowany na masztach bazy. Wygląda na to, że sprzętowo nasi żołnierze już nie są ubogimi krewnymi nawet na tle czołówki innych zachodnich armii wysłanych na misję. - W książce opisana jest współpraca tak z lokalnymi siłami rządowymi jak i z Amerykanami. Ci ostatni są w opisach mistrzami logistyki i organizacji, zupełnie jakby się czytało o jakiejś niemieckiej maszynie. Amerykanie zdają się mieć schemat działań na każdą okazję, na każde rządanie z pierwszej linii są dostarczane ciężarówki, potrzebne części, medavac (ewakuacja rannych z pola walki, zwykle śmigłowcem), czy wsparcia powietrznego. Pod tym względem Amerykanie to solidna firma i partnerzy na których można liczyć. Natomiast sprawa z lokalnymi sojusznikami z ANA (afgańska armia), policji i wywiadu bywa różnie. Podobnie z miejscową ludnością. Sytuacja wydaje się nieco poprawiać względem relacji choćby z polskimi żołnierzami ale nadal jest mnóstwo do zrobienia jeśli to, że pieszy patrol może przejść przez jakąś wioskę i liczyć, że nie zostanie ostrzelany uznać za sukces. To gdzie to do "afganizacji wojny" i oddania całego kraju w ręce sił rządowych. - Książka też świetnie daje wgląd w potencjalne motywcaje działań lub bierności mieszkańców Afganistanu. I tych w różnorakich mundurach, i tych cywilnych a nawet i talibów. Daje przyzwoity pogląd na różnice kulturowe między tubylcami a ludźmi zachodu. Ot, począwszy od wręcz średniowiecznych warunków bytowych gdzie najpopularniejszymi środkami transportu są skutery i osiołki a bez elektryczności po zapadnięciu zmroku wszelkie kalaty (gospodarstwa) praktycznie wymierają, ciemnieją i cichną aż do kolejnego świtu. Przez tradycyjne traktowanie kobiet co dla ludzi zachodu może być odpychające i brutalne aż po brutalizację zwyczajów wszelakich gdzie przemoc, bicie, poniżanie nawet w służbach mundurowych jest powszechne i na miejscowych już chyba nie robi wrażenia w przeciwieństwie do gości z zachodniego kręgu kulturowego. - W książce jest też poza wzmiankami z innych rozdziałów cały rozdział poświęcony rodzinom wojskowych którzy pojechali na misję a ich rodziny zostały w domu. O tym jak przeżywają rozłąkę, wiadomości o wojnie, jak reaguje wojsko na informację o ranach czy śmierci polskiego żołnierza w trakcie służby i jak mogą wyglądać powroty żołnierzy z misji i co dalej się dzieje. Ciekawy opis tego psychologiczno - rodzinnego zaplecza współczesnej wojny jaka w naszym kraju jest właściwie nieznana z polskiej perspektywy. - Książka kończy się małym podsumowaniem misji w jakiej uczestniczył autor i omawia kilka problemów na przyszłość. Na przykład małomedialne w porównaniu do nowych KTO czy noktowizorów, opracowanie nowych zasad zarządzania logistyką którą na misjach w większości zajmowali się Amerykanie. Albo zorganizowanie we własnych strukturach armijnych śmigłowców medavac które też na misjach spadały na Amerykanów. Albo o ewentualnych kolejnych misjach zagranicznych z udziałem polskich żołnierzy np. w Syrii. "Highway 1 to droga strategiczna, więc z uwagą jest traktowana nie tylko przez siły koalicji, ale też rebeliantów. Szybko przekonujemy się, że miejscowi talibowie to nie jakaś przypadkowa zbieranina amatorów, od czasu do czasu wykonująca nieprzemyślane, szaleńcze akcje, ale wyszkolona grupa mająca wpływ na sporne terytrium, prowadząca systemowe, przemyślane działania. O ile codzienny ostrzał bazy nie jest zagrożenie, które powoduje naszą nerwowość, o tyle ich umiejętności saperskie wymuszają skupienie i ostrożność. Większość śmiertelnych wypadków, jakie spotkały polskich żołnierzy, spowodowana była wybuchami min. Zdajemy sobie z tego sprawę i takich pułapek obawiamy się najbardziej." - s.61, rozdział Quarabagh. "Zbliżenie z mieszkańcami wioski zaczyna dawać efekty. Do bazy zgłasza się ludność lokalna ze swoimi problemami. Przychodzą sami, już nie potrzebują pomocy starszych. Pojawiają się głównie mężczyźni. Relacje z wioską zaczynają układać się dobrze, choć nie brakuje zgrzytów." - s.119 rozdział Giro. --- Ocenia 8-9/10. Świetna książka. Warta przeczytania zarówno jeśli ktoś interesuje się nie-hoollywodzkim obrazem współczesnego konfliktu asymetrycznego jak i wpływem jaki odciska wojna i na żołnierza i na jego rodzinę no i przede wszystkim jeśli ktoś interesuje się polskimi kontyngentami wojskowymi za granicą albo afgańskim epizodem 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej która wystawiała ten kontyngent. W końcu książka jest napisana względnie na świeżo przez uczestnika IX zmiany (2011 r. a książka jest z 2016 r.). Więc mnie się książka bardzo podobała i mogę ją śmiało polecić jeśli ktoś się interesuje powyższą tematyką to raczej nie powinien się zawieść.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
31-08-2018, 13:26 | #56 |
Reputacja: 1 | 10. Mama umiera w sobotę - Rafał NiemczykGatunek: zbiór opowiadań Recenzja może zawierać spoilery. Ocena: 6/10 Ostatnio edytowane przez Caleb : 01-09-2018 o 17:27. |
01-09-2018, 17:26 | #57 |
Reputacja: 1 | 11. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną - Dorota MasłowskaGatunek: powieść Recenzja może zawierać spoilery. Ocena: 8/10 Ostatnio edytowane przez Caleb : 02-09-2018 o 19:35. |
01-09-2018, 19:02 | #58 |
Reputacja: 1 |
Ocena: 4/10
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 04-09-2018 o 14:33. |
03-09-2018, 00:38 | #59 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | 18/12 Jarosław Rybak - "GROM.PL 2" Gatunek: literatura faktu, reportaż, wojenna. Ilość str.: ok 440 Pierwsze wydanie: Wydawnictwo Jeden Świat; Warszawa 2009 - Moja lotniskowo - lotnicza książka podróżna ze 3/4 przeczytałem na lotniskach gdy wracałem na Wyspy - Książka solidna, ok 440 str mocnej cegły. Do tego sporo czarno - białych fotek, począwszy od początku lat 90-tych gdy powstawała jednostka GROM po ten 2008 rok gdy książka szła już do druku. - Merytorycznie książka jest świetną monografią tej elitarnej, polskiej jednostki. Prawdziwa historyja cała jej dziejów od samych poczatków z roku 90-go ledwo po początku przemian ustrojowych w naszym kraju aż właśnie do tego 2008 r gdy wydawano tą książkę. Czyli prawie dwie dekady tej formacji. - Widać wszechstronną znajomość tematu nie tylko samej jednostki ale w ogóle resortów mundurowych i politycznych jakie miały wpływ na tą jednostkę. Czasem dobry czasem zły a czasem nijaki. Książka koncentruje się na działaniach jednostki i tych rzeczywistych i tych potencjalnych kiedy rozważano jej użycie albo gdy była już gotowa do użycia ale sytuacja wyjaśniła się innymi sposobami np. dzięki negocjacjom. - Autor świetnie opisuje zależności czynników ze Sztabu Generalnego oraz kolejnych ministrów najpierw MSW potem MON jakie wpływają na działanie jednostki, na komandosów, ich kontakty z innymi światowej sławy jednostkami specjalnymi (amerykańska Delta Force, brytyjskie SAS i SBS, czy niemiecka KSK choćby). Wpływy są silne i nie da się udawać, że ich nie ma. Decydenci polityczni na stołkach MON zmieniają się jak udzielni książęta i każdy jakoś odciska swój wpływ na tej jednostce. - Samym gromowcom należą się pochwały i szacunek, że stanowią pełnoprawnych spadkobierców Cichociemnych co zresztą też jest rozpisane na samym początku książki. To, że chłopaki i nawet kilka dziewczy potrafią w naszych polskich warunkach stworzyć, że wpadają w zachwyt i są pod wrażeniem nawet przedstawiciele elitarnych formacji zachodnich no to należy im się szacunek. Na pewno my, Polacy, możemy być dumni, że w nasych szeregach i pod naszą flagą służą tacy ludzie, prawdziwa elita elit w skali światowej. - Mniej wesołe jest ciągłe próby ukrócenia smyczy specjalsom głównie przez wojskowy beton jaki zdaje się przeważać u wojskowych decydentów. Począwszy od podstaw czyli żeby kilkusetosobową grupe komandosów traktować jak liniowa kompanię regularnego wojska. Co po prostu jest niedorzeczne. Kompania komandosów nie zastąpi kompani wojska czy plutonu czołgów albo eskadry samolotów bo to są po prostu inne narzędzia wojny i służą do innych celów. Każde z nich jest potrzebne, uzupełnia się i wspiera ale to są kompletnie inne narzędzia i wymagają indywidualnego podejścia. Tak samo jak puł lotniczy to nie jest pułk wojsk lądowych nawet jak oba w nazwie mają pułk. - Poza decydentami politycznymi i wojskowymi co mi się czytało zwykle z jawną niechęcią pod ich adresem podobnie często miałem z wpływem prasy. Żyjemy w internetowym świecie gdzie przepływ informacji jest kluczowy i tak szybki jak nigdy wcześniej w historii. Reporterzy ze strefy wojny potrafią przekazywać swój materiał na żywo, w czasie rzeczywistym. Wpływa to i na wojska sojusznicze, i na przecwnika który też potrafi czerpać z tego źródła informacje i na rodziny walczących żołnierzy w domu. Gdy w mediach pojawia się informacja w stylu "Trzech polskich żołnierzy zostało rannych w Afganistanie" to siedząc przed telewizorem te kilkaset czy kilka tysięcy rodzin od razu biegnie myślami do swoich bliskich na froncie. Więc na przedstawicieli mediów też spada większa niż we wcześniejszych dekadach odpowiedzialność za swoje słowa. Podobnie jak z demaskującymi komandosów zdjęciami czy ujawnianiem ich presonaliów co może się odbić na nich i ich bliskich. A co też potrafiło się zdarzyć czy przez nieuwagę czy niedbalstwo jak nie rzecznika MON to samych przedstawicieli mediów. Jak to ma budować zaufanie takich komandosów do własnych władz i mediów jeśli takie wpadki się zdarzają? - Podobnie są ciekawie omówione poszczególne misje, głównie zagraniczne w jakich brali udział polscy komandosi, a często też i żołnierze z i regularnych jednostek. Na Haiti, w byłej Jugosławi, w Iraku, w Afganistanie. Przez prawie 20 lat uzbierała się cała kolorowa kolekcja. Wraz z nią przyszły nowe mundury, nowe wyposażenie które często jest na najwyższym światowym poziomie. - Gorzej z wykorzystaniem samej jednostki i zapleczem logistycznym bo z tym komandosi są zdani na pomoc innych jednostek. Brakuje nam w Polsce odpowiednika amerykańskiego 160-go regimentu specjalnego który zajmuje się głównie przerzutem i zaopatrzeniem sił specjalnych. Tymczasem u nas każdorazowo jest to nie lada logistyczne wyzwanie wysłać naszych komandosów za granicę. - Sami decydenci też miewają problem z tym jak i do czego można by użyć takiej nieregularnej jednostki. Momentami podejmują działania jakby chcieli wręcz osiągnąć to czego nie udało się żadnemu z przeciwników gromowców na polu walki czyli rozwalić lub chociaż wykastrować GROM byle tylko wyrównali do szereregu innych jednostek regularnych. Naprawdę frustrujące było jak się te hece czytało i to jedna za drugą. A to przenieść oddział wodny do Formozy, a to zlikwidować ledwo powstajacy oddziałek pilotów wyszkolonych już do lotów nocnych i do przerzutu komandosów, a to obcięcie pensji a więc pośrednio i emerytury, albo zakotwiczyć komandosów do ochrony pustej ambasady gdzie na całym świecie komandosów zwykle używa sie do akcji "uderz i zniknij" i tak dalej. No naprawdę frustrująca lektura. I to dotycząca losów takich złotych dziewczyn i chłopaków przed którymi oni sami niezbyt mogą się obronić. - W książce są też ciekawe fotki, unikalne z poligonów, z treningów, z misji zagranicznych, z wizytach różnych polskich i zagranicznych VIP-ów, specyficzne "pocztówki" z realiów wykonywania misji co bardzo ułatwia przybliżenie tych warunków pracy i służby. Ciekawie mi się też czytało skrócone bio kolejnych dowódzców tej jednostki czy osób z nimi związanych. Pozwala zapoznać się z tymi ludźmi którzy niekoniecznie są znani z głównych rozpoznawalnych mediów w kraju. - Osobny rozdział poświęcono też komandosom z Lublińca czyli 1 Pułku Specjalnego który również brał udział w misjach zagranicznych i zdarzało się, że współpracował z GROMowcami. - No i oddam głos samej książce: "Kiedy jednostka przeszła pod skrzydła MON - pomimo protestów Romana Polko - wydłużono czas gotowości do 90 min od zgłoszenia alarmu. - Moja żona najbardziej nienawidziła słowa "pager". W czasie "dyżuru domowego", nie mogłem nawet wyjść na dalsze zakupy czy pojechać na działkę za miasto. Kilka razy w miesiącu mieliśmy ćwiczenia sprawdzające skuteczność alarmowania - opowiada były GROM-owiec. Poza nagłymi wypadkami, jak choćby pilny remont czy opieka nad dzieckiem, kiedy "wypoczywający" i tak musiał reagować na wiadomość z pagera, urlopy brano całymi sekcjami." - s.85, rozdział o misji na Haiti. "- W południe dotarliśmy na szczyt. Szliśmy po niewielkich skałach. W ugrupowaniu byłem szósty. Na ten głaz stanęło pięciu kolegów. Patrole to taka rosyjska ruletka... Głaz się osunął i uruchomił zapalnik miny, która się pod nim znajdowała. Poleciałem w górę, przekoziołkowałem. Gdyby odrzuciło mnie w lewo czy w prawo spadłbym w przepaść. Kolega miał refleks i chwycił mnie w locie - oficer pamięta każdy szczegół. Przed wypadkiem oglądał film "Helikopter w ogniu". Tam żołnierz też wyleciał na minie. Choć wybuch urwał mu praktycznie połowę ciała zachował świadomość... - W ułamku sekundy pomyślałem "stało się...". Kątem oka spojrzałem czy jestem cały, czy może został mi tylko korpus... Spadłem na kamienie. Krew tryskała jak z fontanny, noga wyglądała jak galareta. Dłoń miałem zmasakrowaną. W kilkudziesięciu miejscach ciało podziurawione odłamkami skały - wspomina." - s.181, rozdział Ranny z góry K-6. --- Ocenia 8-9/10. Świetna książka. Warta do przeczytania zwłaszcza jeśli ktoś interesuje się rozwojem czy historią współczesnych jednostek specjalnych w Polsce, zwłaszcza GROM. Książka ciekawie i przystępnym językiem tłumaczy co i jak z tym GROMem się działo na przestrzeni prawie dwóch dekad, jak wyglądają ich misje i owe akcje specjalne albo po co komandosom piły tarczowe i umiejętność posługiwania się nimi. Generalnie jak najbardziej polecam tą książkę
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
04-09-2018, 14:09 | #60 |
Reputacja: 1 | 14/24 Kiedy Bóg zasypia - Rafał Dębski Gatunek: historyczna z elementami nadnaturalnymi (ma tragiczne zakończenie)
Ocena: 5/10
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 04-09-2018 o 14:33. |