Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Postapokalipsa Świat umarł. Pogodzisz się z tym? Położysz się i umrzesz przygnieciony megatonami, które spustoszyły Twój świat, zabiły rodzinę, przyjaciół, a nawet ukochanego psa? Czy weźmiesz spluwę i strzelisz sobie w łeb bo nie dostrzegasz nadziei? A może będziesz walczyć? Wstaniesz i spojrzysz na wschodzące słońce po to, by stwierdzić, że póki życie - póty nadzieja. I będziesz walczył. O przyszłość. O jutro. O nadzieję... Wybór należy do Ciebie.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-09-2022, 19:44   #91
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację

Pałac regenta Veracqa, popołudnie 23 sierpnia 2595

Pięść Perpignanu, regent klanu Bordenoir, Przyjaciel Czarnego Lwa. Veracq podjął swoich nieoczekiwanych gości posiłkiem, o którym większość z nich mogła jedynie marzyć, w sali zarezerwowanej dla najbardziej znamienitych dygnitarzy. Ogromny stół wykonany ze sprowadzanego zza morza hebanu, obite czerwonoczarną tkaniną rzeźbione krzesła o wysokich oparciach, delikatna porcelanowa zastawa oraz ręcznie szlifowane sztućce, których mnogość i różnorodność mogła wywołać prawdziwy ból głowy nie tylko u nieszczęsnego Yago - wszystko to przydawało zaproszeniu prawdziwie królewskiego charakteru.

Jakość posiłku dorównywała oprawie tej podniosłej chwili. Kremowa zupa z małżami, smażone ryby, kraby w warzywach i ostro przyprawiona miękka koźlina wprawiły Jehana w prawdziwy kulinarny błogostan, zaś na twarz Kuoro Wanadu przywołały wyraz nieudawanego uznania. Zaiste, była to uczta godna magnatów i każdy kolejny kęs serwowanych tam delikatesów utrwalał przypadkowych wysłanników Gauthiera w przeświadczeniu, że dane im było zaznać prawdziwie niecodziennego wyróżnienia.

Veracq siedział u szczytu stołu, na masywnym krześle przypominającym drewniany tron. Ubrany w bogato zdobione haftami tradycyjne odzienie Bordenoir, władca Perpignanu bawił swoich niecodziennych współbiesiadników zgrabną niezobowiązującą konwersacją na luźne tematy, o zajściu na szlaku wspominając tylko raz, na samym początku posiłku. Władca Perpignanu był pełnym charyzmy mężczyzną w sile wieku, w opinii Anji Durmont doskonale obeznanym z właściwymi wyższym sferom manierami oraz bardzo elokwentnym. Chociaż jego gęsta i spleciona w warkoczyki broda, stare bitewne blizny i kolczyki przydawały Pięści nieco barbarzyńskiego wyglądu, Anja znalazła się z miejsca pod wpływem jego magnetycznego uroku. Jako jedyna kobieta w składzie delegacji, Sanglierka została posadzona u boku regenta wraz z kapitanem Demarque i to im Veracq poświęcał najwięcej uwagi w trakcie rozmowy, chociaż żaden z pozostałych gości bynajmniej nie miał prawa poczuć się ignorowany.

Inni uczestniczący w posiłku dygnitarze zostali ewidentnie dobrani pod przybyszów i siedzący naprzeciwko sekretarza Oloberta Kuoro Wanadu pewien był, że zaproszenia dla nich wystosowano w efekcie narad toczonych w zaciszu pałacowych gabinetów, gdy delegacja Gauthiera siedziała jeszcze w pierwszej poczekalni. Vasco Olobert z racji swego statusu na dworze wiódł konwersację właśnie z afrykańskim magnatem, umiejętnie skupiając uwagę zamorskiego gościa na lokalnych specjałach. Sierżant Renton wydawał się znacznie podatniejszym na kulinarne rekomendacje sekretarza, bo sięgał bez wahania po każde wskazane przez Oloberta danie z rzadka tylko komentując uwagi siedzącego po przeciwnej stronie pułkownika Alaina Merciera. Mercier, pełniący rolę naczelnika okręgu podmiejskiego Perpignanu, nie sprawiał wrażenie urażonego zachowaniem czarnoskórego olbrzyma, obserwując jego ledwie trzymaną w ryzach łapczywość z mieszaniną uprzejmego rozbawienia i autentycznego podziwu.

- Bardzo doceniam fakt, że Siedemnaście Domów Montpellier zacieśnia handlowe i militarne więzi z Perpignanem, pani Durmont - oznajmił regent podkreślając ogrom tego uznania sugestywnym uniesieniem widelczyka - Silny sojusz gospodarczy na całym południowym wybrzeżu Franki pozwoli żyć naszym poddanym w dostatku podczas gdy my zatroszczymy się o ich bezpieczeństwo. Jak słyszałem, pani rodzina sprawuje pieczę nad przemysłem tkackim w Montpellier. Skąd zatem pani zainteresowanie perpignańskim jubilerstwem, jeśli wolno mi spytać? Większość dzieł sztuki wychodzących spod rąk naszych rzemieślników jest wysyłana bezpośrednio na rynki afrykańskie, ale nie wątpię, że jesteśmy w stanie zaspokoić również najbardziej wyrafinowane gusta sanglierskiej szlachty.

Kuoro Wanadu śledził konwersację pomiędzy regentem i białą arystokratką z uprzejmym zainteresowaniem, nie chcąc w żaden sposób urazić najważniejszego człowieka w tej krainie, a jednocześnie starając się zapamiętać każde wypowiedziane przy stole słowo, które mogło mieć jakieś znaczenie dla konsulki Elani.

- A zatem sprowadza pana do nas żyłka myśliwego - podjął urwaną chwilę wcześniej rozmowę sekretarz Olobert, siedzący przy stole z założoną pod brodę śnieżnobiałą serwetą i posługujący się posrebrzanymi sztućcami z rzadko spotykaną nawet na dworach elegancją - My Bordenoir nie możemy się niestety, a raczej może na szczęście poszczycić prawdziwie groźną zwierzyną łowną, taką jak choćby pomniejsi feromanci. Słyszałem wiele o profesjonalnych neolibijskich łowcach trofeów, ci jednak wydają się preferować bardziej egzotyczne kierunki, zahaczając podobno nawet o Wrocław. Polleńscy Wynaturzeni uchodzą za najbardziej niebezpieczne z wszystkich pomiotów Pleśni. Miał pan już kiedyś okazję na któregoś z nich zapolować?

Yago Swarny miał nieco kłopotu ze zrozumieniem żwawo płynących frankańskich rozmów, toteż chwilami wiercił się na swoim krześle, chociaż było jednym z najwygodniejszych mebli, na jakich kiedykolwiek dane mu było siedzieć. Klanyta czuł niecodzienne skrępowanie z co najmniej dwóch powodów. Jednym z nich były próby naśladowania współbiesiadników w temacie posługiwania się sztućcami, Yago wiedział bowiem doskonale, że w równie wyborowym towarzystwie nie wypadało mu zjeść całości posiłku za pomocą jednej łyżki. Jakby tego było mało, posadzono go - najpewniej w charakterze złośliwej sugestii o braku dbałości o higienę - naprzeciwko milkliwego czerwonokrzyżowca, który ku dreszczykowi Swarnego jednak przyjął zaproszenie regenta do wspólnego posiłku. Pamiętny surowych aż do przesady rządów Szpitalników na ziemiach polleńskich klanów, Yago zerkał ponad blatem stołu w jak najbardziej dyskretny sposób zastanawiając się jednocześnie, czy wysłannicy Szpitala naprawdę golili do naga każdy skrawek swojej skóry jak powiadano wśród pospólstwa.

- Որտեղի՞ց ես, եթե կարելի է հարցնե?

Kiedy doktor Draz odezwał się półgłosem znad swojego porcelanowego talerza, Yago o mało nie upuścił z zaskoczenia widelca. Żyjąc od kilku lat na południu Franki, tak rzadko miewał okazję słyszeć mowę polleńskich klanów, że kiedy Szpitalnik zadał mu znienacka pytanie w języku ludów wschodniej Europy, Yago w pierwszej chwili pomyślał, że zwyczajnie się przesłyszał.

- Դուք ինձ չհասկացաք? - w głos famularza wkradła się nuta konsternacji, a jego oczy bacznie jęły lustrować oblicze skamieniałego Swarnego.

Pogrążony w rozmowie z Moreau Jehan odnotował ten zalążek konwersacji w obcym języku ze skrywanym zaciekawieniem, osoba doktora zafascynowała go bowiem od pierwszego spotkania w przedpokoju jadalni. Czerwonokrzyżowcy rzadko bywali w Perpignanie nie chcąc jakoby tracić z oczu sytuacji w delcie Rhone, gdzie ich paramedycy walczyli u boku Sangów i Rezysty z feromantami, a famularze trzymali w żelaznym uścisku sanitarnych reguł cywilne populacje Franków. Cokolwiek sprowadzało zatem Draza na ziemie Bordenoir, musiało być niezwykle ważne i młodzieniec zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem nie zna już odpowiedzi na swoje niewypowiedziane jeszcze pytanie.

- Panie Baudelaire, można prosić na słówko?

Usta, z których padło ledwie słyszalne pytanie musiały znajdować się bardzo blisko ucha Jehana, a mimo to młodzieniec nie zauważył, kiedy ów człowiek zdołał się tak bardzo zbliżyć do oparcia jego krzesła. Zimne ciarki przebiegły w mgnieniu oka wzdłuż jego kręgosłupa, kiedy zaskoczony umysł przyrównał brzmienie tego lekko chrapliwego męskiego głosu do dźwięku czubka noża sunącego po kawałku szkła lub do syku wyciąganego z pochwy ostrza.

Odwracając powoli w bok głowę młodzieniec spojrzał ponad swoim ramieniem napotykając na zimne niczym lód Borki oczy Simona Lefevbre, całkowicie wyzbyte emocje i przywodzące na myśl dwa kawałki wypolerowanego jasnego szkliwa.

- Zapraszam ze mną - powiedział Żuraw wskazując dłonią na sprawiającą dyskretne wrażenie alkowę z boku jadalni, zaopatrzoną w dwa ustawione blisko siebie niskie fotele - Postaram się nie zająć panu zbyt wiele czasu, młody człowieku.

Moi drodzy, witam na biesiadzie u regenta. Przed Wami siedem dni czasu na stworzenie fabularek nawiązujących do treści powyższego posta. Pinn jest proszony o wyjaśnienie powodów pobytu Anji w mieście, Wanadu musi zaspokoić łowiecką ciekawość Oloberta, zaś Jehan poświęcić chwilę przesympatycznemu panu Lefevbre. Co do Yago i Draza, Szpitalnik zagaił rozmowę w języku polleńskich klanów i znaczenie jego słów podam zaangażowanym w konwersację graczom w PW (od nich zależy, w jakim języku dokończą tę wymianę zdań). W spokoju zostawiam na tę chwilę sierżanta Rentona przez wzgląd na urlop Campo.

I dokładam do kompletu portret regenta Veracqa!



 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-09-2022, 02:47   #92
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Pałac Regenta
23 sierpnia 2595


Ogarnięty samozadowoleniem Jehan wkroczył do sali jadalnej niesiony satysfakcją. Rozjuszone i gorące spojrzenie Demarque'a na karku było niczym najczulsza pieszczota, po paru słowach jedynie kapitan Rezysty i syn jednego z Siedemnastu Rodów obnażył swoją prawdziwą twarz uprzywilejowanego i drażliwego furiata, delikatnego niby płatek śniegu. Takie tytuły i taka reputacja, a byle ulicznik był w stanie rozjuszyć go do tego stopnia, że sięgał po oręż, gotów mścić wielce urażony honor. Jehan zdawał sobie sprawę, że nierozsądnie było podpadać wpływowym osobom, ale satysfakcja z efektu, jaki wywołały jego słowa, była tego warta. Sprowokowanie Demarque'a było dziecinnie proste, a Baudelaire'owi przelotnie zrobiło się żal tych biednych oficerów Rezysty, którzy znajdowali się pod komendą hochsztaplera usiłującego uchodzić za samca alfa.

"Ale wrażliwi ci Sangowie," przeszło Jehanowi przez myśl.

Kompani ze szlaku mieli już okazję podziwiać uległość i dobre wychowanie Baudelaire'a przy spotkaniu z Rzeźnikiem, ale tamte uprzejme ukłony i skinienia głowy były niczym w porównaniu do głębokiego ukłonu, jaki oddał Veracqowi przy powitaniach - zwyczajem Bordenoirów z dłonią znaczoną czarnym kręgiem przełożoną przez pierś.

Jehan z gracją zignorował spojrzenie pełne poczucia wyższości i jadu, jakie Demarque posłał w jego kierunku, gdy ujawniona została kolejność miejsc. Zdrowe ego Baudelaire'a wcale nie ucierpiało ani na jednym, ani na drugim; sortowanie gości i strategiczne umieszczanie ich przy stole było jedynie pustą symboliką, nic nieznaczącym gestem mającym tylko popieścić szlacheckie ego. Wedle Jehana Veracq - lub ktokolwiek był odpowiedzialny za rozplanowanie miejsc - równie dobrze mógł masować Demarque'owi prostatę, a Durmont łechtaczkę. W sumie to i całe zawiłości polityki i politykowania można było sprościć do ordynarnej tezy - trzeba było wiedzieć kogo, kiedy i nader wszystko jak rżnąć. Ot, cała filozofia.

Jehan więc nie przejmował się za bardzo konwersacją u szczytu stołu, która zamykała się w dużej mierze w pustych, grzecznościowych formułkach i małoznaczących pogadankach. Bordenoir skupił się więc przede wszystkim na samej biesiadzie, równie bogatej i ociekającej przepychem, co reszta pałacu. Asortyment jadła i napitków bez najmniejszego problemu nakarmiłby i napoił pół Perpignanu, do tego najprawdziwsza porcelana i srebrne sztućce - bogactwa i luksusy, od których aż kręciło się w głowie.

Mimo że Jehan potrafiłby mamić mową i udawać wykwintnego młodzieńca, to zaczął czuć się nieco jak ryba wyrzucona na brzeg. Podstawy savoir-vivre’u były jednym, dworska etykieta zupełnie czymś innym i pewnie przypominałby Yago, gdyby nie fakt że niewiedza czy nieznajomość, zamaskowane żelazną pewnością siebie, nigdy nie były dlań przeszkodą. Baudelaire więc poszedł w ślad za innymi dworzanami, wciskając śnieżnobiałą serwetę pod brodę, w kołnierz i zerkając ukrycie po możnych, przeczesując pamięć w poszukiwaniu wiedzy o tajnikach etykiety. Zaczął się częstować wystawionymi daniami, dyskretnie trącając Yago kolanem pod stołem.

- Zaczynasz od zewnętrznych sztućców - podsunął mu szeptem - i idziesz po kolei. Najpierw przystawka, później zupa, na końcu danie główne.

Jehan zajął się jedzeniem, naśladując eleganckie ruchy sekretarza Oloberta i pozornie poświęcając uwagę swojemu rozmówcy w osobie Moreau, którego najciekawszą cechą było jego stanowisko. Baudelaire odpowiadał grzecznie, acz zdawkowo, potakując gdzie należało, a tak naprawdę wsłuchując się w rozmowy w tle, starając się wyłapać co ciekawsze werbalne kąski. Tych niestety było niewiele, rozmowy w towarzystwie przy obiedzie miały irytujący zwyczaj podpadania po “gadkę-szmatkę” i nie inaczej było tutaj. Jedynie nieznajome i egzotyczne dźwięki polleńskiego wzbudziły ciekawość Jehana. Ciężar spojrzenia przeniósł na szpitalnika, gotując się do zadania pytania jakie cisnęło się mu na usta odkąd usiedli, ale to nie było mu dane.

Starożytna klątwa “obyś żył w ciekawych czasach” zdawała się trzymać Baudelaire’a, gdy nikt inny jak Lefebvre zaszeptał mu do ucha, chcąc zamienić parę słów na osobności. W pierwszym odruchu Bordenoir ścisnął mocniej trzymane sztućce, gotów bronić się nimi do upadłego - rzadko kiedy ktoś był w stanie podkraść się do niego w zasięg szeptu. Cud, że Jehan nie wystrzelił z krzesła jak wystraszony kot na dźwięk głosu perpignańskiego mistrza szpiegów. Nie spodziewał się Lefebvre’a, ale coś mu mówiło że nawet gdyby się go spodziewał, nie zmieniłoby to niczego. Ten człowiek był jak ożywiony cień.

- Oczywiście, panie Lefebvre. Panowie wybaczą na chwilę.

To drugie Jehan rzucił do nikogo i wszystkich zarazem, podnosząc się z krzesła bez najmniejszego szurnięcia, by nie zburzyć jowialnej atmosfery. Alkowa była przytulna, dyskretna i kameralna co tylko zaogniło ciekawość Baudelaire’a. Cóż takiego mógł chcieć od niego Lefebvre, czego nie mógł powiedzieć przy innych?

- W czym mogę panu pomóc, panie Lefebvre?

Jehan spoczął na wskazanym mu fotelu i choć pytanie zadane było uprzejmie neutralnym tonem, to chłopak był napięty niczym struna, a palce splótł na udach by zapobiec ponownemu nerwowemu skubaniu mankietu koszuli.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-09-2022, 10:51   #93
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację

Pałac regenta Veracqa, popołudnie 23 sierpnia 2595

Mało znaczące pogadanki niewiele interesowały neolibijczyka. Toteż zgodnie z etyietą jadł, nie żarłocznie, ale też nie powściągliwie, tak tylko aby nasycić żołądek dobrą kuchnią, ale też dać zadość zasadom obowiązującym przy stole i odpowiadał Olobertowi zwięźle i poprawnie, jak przystało na znudzonego magnata. Z tą znudzoną miną przysłuchiwał się innym, chcąc usłyszeć i zapamiętać jak najwięcej, szczególnie z ust Veracqa i jego popleczników. Sekretarz chyba wyczuł w końcu, że afrykanski gość nie jest specjalnie zainteresowany czczymi rozmowami i spytał w końcu o sprawy jakich Wanadu nie mógł zbyć w dwóch słowach. Chyba po raz pierwszy od początku uczty oczy afrykanina rozbłysły szczerym zainteresowaniem:

- Nie, panie Olobert. Nie byłem w Pollenie i nie miałem okazji zapolować na kineta. Jeszcze nie. - Kuoro upił powoli łyk wina: - Nie ukrywam wszakże, że wizyta w tych rejonach jest jest częścią przygotowań do większego projektu upolowania polleńskiego wynaturzenia. Byłbym szalony jeślibym udał się wprost do Wrocławia, aby z pomocą miejscowych stanąc naprzeciw kineta. Proszę nie zrozumieć mnie, źle, lubie ryzyko, jak każdy myśliwy, ale ryzyko skalkulowane na sukces polowania, a nie stanie się zwierzyną łowną, lub chełpienie się nie swoim trofeum, bo przecież mógłbym opłacić armię klanytów za worek dinarów, ale koniec konców, to ja mam być upolować zwierzynę, a nie nagonka.

Mówiąc to, kątem oka zauważył, jak Lefevbre zbliżył się do Baudelaire szepcząc mu coś do ucha. Potem Jehan przeprosił wszystkich, aby po chwili udać się z szefem tajnych służb do pobliskiej alkowy. Przez krótką chwilę, rozważał, aby zbyć swego rozmówcę i bezceremonialnie wejśc do alkowy powołując się na angaż Jehana jako swojego rękodajnego, ale uznał, że tak czy owak ta rozmowa odbyła się w cztery oczy, teraz lub później. Nie umnknęło jednak uwadze Kuoro, że Olobert nieprzypdakowo w tym czasie zadał pytanie, które miało przykuc uwagę neolibijskiego myśliwego. Postanowił nieco dolać petrolu do ognia:

- Byłbym jednak daleki od stwierdzenia, że w tych stronach nie ma atrakcyjnej zwierzyny do polowania.

Olobert spojrzał nieco zdzwionony na afrykanina, wszak wyłuszczył już dość dokładnie, że brak tu feromantów, a Wrocław jest daleko. Magnat pośpieszył z wyjasnieniem, kierując rozmowe na trudniejsze dla sekretarza tory:

- Przecież nie dalej jak kilka dni temu ten cały na poły legendarny Gauthier i jego żercy rozbili grupę kultystów, próbujacych przejśc na tereny z leperosem skażonym znamieniem Mirażu. To równie trudna do upolowania zwierzyna i nie mniej groźna niż polleńscy kineci... Do tego są tu chyba jeszcze ci cali Przedrzeźniacze, prawda panie Olobert?

Pytanie o przedrzeźniaczy Wanadu zadaje tak, żeby mógł dosłyszeć je Veracq (o ile to możliwe, bo jeśli siedzi po drugiej stronie stołu, czy na tyle daleko, że Wanadu musiałby podnieść głos, to wtedy nie czyni tego)

 

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 05-09-2022 o 19:35.
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-09-2022, 16:50   #94
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację


Wnęka z boku sali jadalnej, popołudnie 23 sierpnia 2595

Poprowadzony we wskazane przez starego Żurawia miejsce, Jehan usiadł z pozorną swobodą na niewiarygodnie miękkim fotelu, zapewne wyposażonym w stalowe sprężyny i niezwykle drogim. Simon Lefebvre zajął miejsce po przeciwnej stronie niewielkiego kawowego stoliczka, splatając dłonie palcami i wwiercając się w oblicze Baudelaire swoimi budzącymi irracjonalny niepokój rozmówców oczami.

- Muszę przyznać, że niektóre elementy pańskiej niezwykłej opowieści prawdziwie mnie zadziwiają - oznajmił po chwili wymownego milczenia Żuraw - Nie chciałbym zostać źle zrozumiany, absolutnie nie zamierzam podważać wiarygodności tego ostrzeżenia. Zbyt wielu świadków potwierdziło dokładnie taki bieg wydarzeń. Urzędnicy regenta dołożyli mnóstwa starań, aby jak najdalej zweryfikować tę historię. Zdołali dotrzeć do dowódcy jehammedańskiej eskorty, do przełożonego wozaków oraz kilku górników i wszyscy ci ludzie opowiedzieli dokładnie taką samą wersję. Nie kto inny jak tylko Bernamot Gauthier we własnej osobie objawił się pośrodku szlaku z Pradesu do Ille-sur-Tet, po czym wybrał na swojego posłańca jednego konkretnego członka ekspedycji.

Lefebvre urwał na chwilę swój wiedziony dyskretnym półgłosem monolog, wyciągnął z kieszonki czarnoczerwonego surduta woreczek z tytoniem oraz niewielką fajeczkę z orzechowego drewna.

- Proszę wybaczyć, że nie częstuję, mam tylko jedną fajkę - powiedział starzec przywołując na pomarszczone oblicze grymas łagodnego zakłopotania, który zupełnie nie współgrał z wyrazem jego oczu - Na czym to skończyłem?

- Na wyborze reprezentanta Rzeźnika - podpowiedział uczynnie Jehan.

Lefevbre pokiwał głową, nabił fajkę tytoniem, po czym zapalił zawartość obucha za pomocą misternie grawerowanej sprężynowej zapalniczki. Baudelaire śledził z życzliwym uśmiechem każdy ruch palców Żurawia, jednym uchem łowiąc w tym samym czasie dźwięki prowadzonej przy stole konwersacji.

- Tak, na jego wyborze - powtórzył Lefevbre zaciągnąwszy się wpierw fajczanym dymem - Całe szczęście, że postawił na członka naszego klanu, a nie mało obeznanego z lokalnymi zwyczajami cudzoziemca. Najlepszym dowodem trafności tego wyboru jest fakt, że tak szybko dostarczyłeś ten list na dwór regenta. Nie masz nic przeciwko temu, abym zwracał się do ciebie w tak bezpośredni sposób?

Dwa kawałki oszlifowanego lodu błyszczące w oczodołach Simona dźgały Jehana niczym niewidzialne sztylety o bardzo długich ostrzach. Nie czekając na odpowiedź młodzieńca Żuraw zaciągnął się ponownie dymem, wydmuchnął go formując w powietrzu całkiem udane kółko.

- I tym samym znalazłeś się tutaj, przed obliczem samego Veracqa, mój chłopcze. Nie wątpię, że widywałeś regenta już wielokrotnie w przeszłości, zapewne podczas pochodów w Wysokim Mieście albo w trakcie inspekcji Diabłów. Lecz mogę pójść w zakład, że nigdy wcześniej nie znalazłeś się tak blisko naszego władcy, prawda? To zaś oznacza, że znalazłeś się w kręgu moich własnych zainteresowań. Nie jestem człowiekiem butnym i pysznym, ale sądzę, że coś już o mnie słyszałeś. Tak? Wybornie. Śpieszę zapewnić, że mnóstwo rzeczy opowiadanych za moimi plecami jest jedynie nieprawdziwymi pomówieniami. Nie wiem na przykład wszystkiego o wszystkich ludziach żyjących pod berłem regenta. Nie wiem na przykład zbyt wiele o tobie, a trawi mnie przemożna ciekawość, któż tak wpadł w oko samemu Gauthierowi. Opowiedz mi o sobie, Jehanie, opowiedz jak najwięcej. Jesteś być może synem młynarza?




Miejsca w środkowej części stołu, popołudnie 23 sierpnia 2595

Vasco Olobert zawiesił sztućce ponad talerzem, spojrzał na Kuoro Wanadu z miną sugerującą błahą naturę zadanego przez gościa pytania.

- Obawiam się, że pana srodze rozczaruję - powiedział sekretarz wzruszając przy tym ramionami - Przedrzeźniacze to nazwa nadana członkom jednego z mało istotnych gangów przemytniczych z Pirenejów. Trudnili się swojego czasu szmuglowaniem Płonu z Hybrispanii, głównie na potrzeby czarnego rynku w delcie Rhôde. Mirarski narkotyk cieszy się ogromnym wzięciem wśród ludzi obcujących codziennie z niebezpieczeństwem, ponieważ nadludzko wyostrza zmysły i reakcje. Oczywiście muszę w tym temacie opierać się na naukowych odkryciach czerwonokrzyżowców, ale nie widzę powodu, aby podważać wyniki ich badań, to wyjątkowi profesjonaliści w temacie Pleśni.

- Bernamot Gauthier wydaje się nie podzielać pańskiej opinii na temat Przedrzeźniaczy - odparł uprzejmym tonem afrykański magnat - Odniosłem wrażenie, że spotkanie z nimi nieco nim wstrząsnęło. O ile dobrze pamiętam wypowiedziane przez Rzeźnika słowa...

- Proszę wybaczyć niegrzeczne wtrącenie - sekretarz uśmiechnął się życzliwie - Rzeźnik z Queribusu jest człowiekiem w nader podeszłym wieku. Nikt z nas Bordenoir w życiu nie ujmie mu zasług dla ochrony ludzkiego gatunku przed wynaturzeniami Pleśni, ale w pewnym wieku nawet najwięksi bohaterowie zaczynają ulegać zniedołężnieniu. Umysł płata wówczas figle i mąci myśli. Przedrzeźniacze od dawna należą do przeszłości. Równie dziesięć lat temu, w osiemdziesiątym piątym, udało nam się osaczyć tę szajkę na pograniczu i całkowicie zniszczyć. Nikt z nich nie uszedł z pierścienia obławy, proszę mi wierzyć na słowo.

- Sądzi pan zatem, że Gauthier popada w starczą demencję i widzi wokół siebie upiory przeszłości? - Kuoro sięgnął po kieliszek wina, upił z niego niewielki łyczek delektując się wybornym smakiem napitku - Że konfabulował na temat Przedrzeźniaczy?

- Z opowieści świadków wynika, że Rzeźnik dokonał identyfikacji swoich ofiar dzięki sekretnym znakom wytatuowanym pod napletkiem oraz wewnątrz waginy... - sekretarz zawiesił znacząco głos, przechylił w bok głowę posyłając swemu rozmówcy pytające spojrzenie - Pokładanie wiary w takie oświadczenie wymaga ogromnego zaufania, toteż wybaczy mi pan mój wrodzony sceptycyzm. To żywa legenda i jeden z filarów cywilizowanej Franki, ale nawet legendy popełniają czasami błędy. Lecz pozwoli pan, że zmienię temat, albowiem coś właśnie przyszło mi do głowy. Coś w temacie niecodziennych łowów. Czy lubi pan ryby?

Kuoro Wanadu uniósł znacząco brwi nie rozumiejąc do końca znaczenia pytania Oloberta.

- W okolicznych wodach pojawiło się ostatnimi czasy kilka wyjątkowo okazałych żarłaczy. To białe rekiny, prawdziwe maszyny do zabijania, które nie cofają się przed atakowaniem mniejszych rybackich dhowów. Czy mógłbym zaprosić pana do udziału w polowaniu na te bestie? Z przynętą z pokładu kutra, a może w podwodnej klatce z harpunem? Mamy na dworze uzdolnionych łowczych, którzy z przyjemnością zabiorą pana w taki rejs, a gwarantuję, że ustrzelenie białego żarłacza z kuszy pod powierzchnią wody może zapewnić wrażenia równie ogromne jak odstrzelenie łba biokineta. Co pan na to?
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-09-2022, 18:48   #95
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Alkowa przy sali jadalnej
23 sierpnia 2595


Napięty niczym struna i niewzruszony niczym głaz Jehan chłonął słowa pierwszego szpiega Perpignanu, przybierając marmurową maskę na twarz. Trzymał reakcje na krótkiej smyczy, starannie dbał by ni gestem, ni grymasem nie zdradzić niczego Lefebvre'owi, którego zimne oczy potrafiły zapewne przebić sztuczki najlepszych iluzjonistów. Maestro ludzkich dusz, który nie potrzebował wiele, by wyczytać i wygrzebać najgłębiej skrywane sekrety. Jehan więc pozwolił mu monologować, kiwnięciami głowy pokazując że słucha go uważnie, milczeniem pomijając fałszywą skromność, uprzejmie wybaczając brak dodatkowej fajki, tłamsząc grymas gdy swąd palonego tytoniu wdarł się w jego nozdrza. Baudelaire nie stronił od używek, brońcie bogowie, ale zdecydowanie preferował dobre wino (adriatyckie rzecz jasna, nie akwitańskie popłuczyny) oraz, okazjonalnie, fajkę nabitą europejskimi konopiami lub afrykańskim haszyszem. Tytoń za bardzo śmierdział i gryzł.

Nieprzerwany cień uprzejmego uśmiechu przykleił się do twarzy Jehana, drgając tylko sporadycznie na niektóre słowa Lefebvre'a. Spokój był zaledwie fasadą, mirażem kryjącym gonitwę myśli pod jasną grzywą, analizę i szufladkowanie pojedynczych faktów ukrytych między wierszami monologu szpiega. Biurokratyczna maszyna działała mozolnie, o tym przekonali się na własnej skórze, ale siatka wywiadowcza na taki marazm nie mogła sobie pozwolić, a skuteczność ich działań (oraz przypuszczenia Jehana z bawialni) potwierdziły słowa Lefebvre'a. W ramach weryfikacji historii znaleziono Ruiza, znaleziono Rojo i nawet parę górników - wszystko zaledwie w parę godzin przed obiadokolacją. "Urzędnicy" było eleganckim eufemizmem, bez wątpienia to szpiedzy Żurawia zostali oddelegowani na te łowy.

Monolog był teatrem jednego aktora, Jehan jedynym jego widzem. Czystą przyjemnością było patrzeć na profesjonalistę przy pracy, fingującego zakłopotanie czy sięgającego po puste pochlebstwo. Manewry i gra znane Baudelaire'owi, tylko to protekcjonalne "mój chłopcze" zagroziło naruszeniem fasady. Najpierw Gauthier, teraz Lefebvre - zaiste starzy wyjadacze mieli irytujący zwyczaj patrzenia na młodych z góry. Mimo że to drażniło Bordenoira, to zdawał sobie sprawę że bycie niedocenianym było atutem, wszak gardę zazwyczaj trzymano wyżej przy równym sobie lub lepszym. Nie, żeby Jehan posądzał Lefebvre'a o opuszczanie gardy kiedykolwiek.

Pytanie wieńczące monolog potwierdziło, że obrana bezpośredniość ograniczyła się tylko do zrezygnowania z odnoszenia do Baudelaire'a per "pan", a nie rozmowy jako-takiej. Jehan poszerzył nieco sztuczny uśmiech, dostosuwając go do całej tej teatralności i dwumowy.

"Chcesz wiedzieć, czy twoi szpiegowie zebrali prawidłowe informacje," nieomal wypalił szpiegowi w twarz.

- Jeśli liczy pan na moją rodzinną historią - Jehan odezwał się, strzepując wyimaginowany pyłek z rękawa - będę musiał pana rozczarować. Niewiele pamiętam z moich wczesnych lat, zaledwie krew, pożogę i desperacką ucieczkę w otwarte ramiona Bordenoirów. Mgliste wspomnienia i sporadyczne koszmary. Zapewne famularz Draz...

Baudelaire zerknął w stronę stołu.

- ...teoretyzowałby, jakoby było to reakcją na traumatyczne przeżycia, ale szczerze powiedziawszy nie spędza mi to snu z powiek. Odkąd pamiętam Perpignan jest moim domem, a ja sam jednym z Bordenoirów. Z wyboru, panie Lefebvre. Szczerze wątpię, abym mógł zainteresować pana moim życiorysem prostego przewodnika i infobrokera, jakich wielu w Perpignanie. Proszę wybaczyć mi śmiałość, ale pańscy... "urzędnicy" zapewne przeprowadzili wstępne rozeznanie i jedynie powtarzałbym ich, jak mniemam szczegółowe, raporty.

Jehan pozwolił sobie nie tylko na śmiałość, ale i chełpliwość gdy nachylił się w stronę szpiega.

- Oraz gwoli ścisłości, panie Lefebvre - uśmiechnął się już o wiele szczerzej. - Bernamot Gauthier nie dokonał żadnego wyboru. Sam przejąłem inicjatywę, aby zapobiec zaognieniu sytuacji i powstrzymać całkiem możliwą eskalację zajścia do otwartego konfliktu.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 06-09-2022 o 19:45.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-09-2022, 17:53   #96
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Jak schwytać kraba...



[media]http://www.youtube.com/watch?v=QhBrO5ckIuI[/media]



Sala jadalna była przestronna, z wielkim hebanowym stołem pokryta czerwoną trzykrotnie farbowaną tkaniną. Anja spojrzała jak siatkowane okna wpuszczają późne Perpignańskie słońce odbijając się jak małe rybki w srebrnej zastawie i starannie rzeźbionych widelcach oraz niesamowcie drogim fajansie, który mógłby przybyć nawet z Chin, gdyby nie Eshaton. Woń potraw uderzyła jak zapach radości życia i wystawności. Doprawdy dozgonne powitanie. Stojąc tak onieśmielona Anja spojrzała na siedzącego na wyniesieniu Veracq’a. Był wysokim, atletycznym mężczyzną, o ciemnej skórze a najlepsze słowo jakie do niego pasowało mieściło się w stwierdzeniu- dostojny. Ciemna, prawie czarna broda była związana małymi platynowymi paciorkami a spod pięknego, starannie obwiązanego turbanu przeciętego złotymi ozdobnymi łańcuszkami patrzyły czujne, mądre brązowe oczy, które momentalnie połączyły się z morską zielenią Anji. Skinęła z oddali i prowadzona przez lokaja zajęła samo miejsce per exellence koło Pieści Perpignanu. Przy jej boku usiadł Kapitan Rezysty. Dania i ugoszczenie były doprawdy na poziomie najwyższej klasy.

Anja zaczęła jeść delikatnie przystawkę- morskie algi w słonym occie posypane słodkim sezamem prażonym w brązowym cukrze- i popiła odrobinę wytrawnego, białego wina. Jego droga, głęboka nuta z jasną, świetlistą cierpkością ustępowało o stokroć temu co piła w Kameleonie podczas przesiadywania w mieście ( a nawet trunkom na pokazach mody). Demarque po raz kolejny zmiękł słuchając się Regenta i chłonąc każde jego słowo jak grzeczne dziecko swojej surowej matki. Od Pieści Czarnego Lwa przecież zależała jego posada i tu Panna Durmont miała większe pole do popisu. Wychwaliła z pięć razy same miasto; jego zorganizowanie, wysoką kosmopolityczną kulturę i handel widoczny nie tylko w Wysokim Mieście, ale jak porty i stragany Perpignanu szerokie. Wznów robiła za przystawkę mającą ładnie mówić, wyglądać i się prezentować. Jedząc kremową zupę z małż smakowała ją powoli srebrną specjalnie dopasowaną łyżką tego rodzaju dania, z wyrzeźbioną głową lwa na krańcu trzymania. Pytania o spotkanie Rzeźnika Anabaptystów pojawiło się przy okazji i nienachalnie, na co młoda kobieta odpowiedziała cicho i bez zbędnego uniesienia. Daleko w tle leciał nikt inny jak sam Wolfgang Amadeusz Mozart z małego adaptera na winyle. Sama taka zapomniana płyta i sprzęt nagłośnieniowy było bezcennym reliktem.

Irandula przeczesała pomieszczenie a konkretnie innych współgości. Z zaciekawieniem i zaskoczeniem odkryła, iż szpitalnik mówi coś czego nie mogła zrozumieć do nieudolnego w tej sytuacji Yago. Dobrze, że oddział ten ciasny, pikowany kaftan, pomyślała jak zawsze zwracając uwagę na strój. W tym samym momencie starzec Lefevbre, która z tego co pisnął skupiony Jehan w bawialni, był szarą eminencją dworu, niejako mistrzem szpiegów zabrał młodego Baudelaire na słówko. Anja zapisała ten fakt i będą w połowie sycącej kremowej zupy usłyszała kolejne pytanie Veracq’e.

- Bardzo doceniam fakt, że Siedemnaście Domów Montpellier zacieśnia handlowe i militarne więzi z Perpignanem, pani Durmont - oznajmił regent podkreślając ogrom tego uznania sugestywnym uniesieniem widelczyka - Silny sojusz gospodarczy na całym południowym wybrzeżu Franki pozwoli żyć naszym poddanym w dostatku podczas gdy my zatroszczymy się o ich bezpieczeństwo. Jak słyszałem, pani rodzina sprawuje pieczę nad przemysłem tkackim w Montpellier. Skąd zatem pani zainteresowanie perpignańskim jubilerstwem, jeśli wolno mi spytać? Większość dzieł sztuki wychodzących spod rąk naszych rzemieślników jest wysyłana bezpośrednio na rynki afrykańskie, ale nie wątpię, że jesteśmy w stanie zaspokoić również najbardziej wyrafinowane gusta sanglierskiej szlachty.

-Cóż Monsieur Veracq. Trafił pan w sedno.- odpowiedziała Anja z uśmiechem.- Rodowi Durmont, co oczywiście nie jest żadną tajemnicą zależy na powiększeniu gamy swoich produktów o południowe rynki… a co za tym idzie Afrykański zbyt. Oczywiście neo-libijskie ozdoby.- kiwnęła z pełnym podziwu zauważeniem bardzo licznej biżuterii władcy, która musiała mieć przednie Afrykańskie pochodzenie; ten z szczerym uśmiechem przyjął niewypowiedziany komplement.- Są nie do przecenienia. Lecz Dom Durmont ma swoje plany…

-Chodzi zapewne o kolekcję biżuterii po wznowionej linii perfum. Sam używam Grande Effusion No.6 i to tylko na najlepsze okazje. Wyborny zapach, doprawdy wyborny.- Anja podziękowała za to wywyższenie przez Kapitana Demarque wyobrażając sobie, jak mężczyzna wkłada swój palec w jej pupę cieknący w gęstej wazelinie. Dodatkowo Sang nie dość dyskretnie wyjawił plany kupieckie jej rodu. Choć dla Pięści Perpignanu nie musiał to być żaden sekret.

-Tak, capitaine. To mniej więcej po to odwiedziłam to miasto. Maître Bijoutier, jego godność Hakir Barsad bez wątpienia wie jakich surowców nam potrzeba.

Anja Irandula Durmont, zeszła na kolejne czcze tematy, prawie tonąć w dworskiej kurtuazji i stylu bytowania. Wytworne pożywienie przyćmiewał tylko cicho szepczące skrzypce Mozarta. Znów naszło ją to dwubiegunowy mętlik, wyższe sfery i prostota spędzona na szlaku. Teraz jednak po całym dniu wśród wyższych sfer, to rozdwojenie było dla niej prawie niewidoczne, więc nikt inny też nie mógł posądzić ją o brak manier.

-Proszę wybaczyć. Nie przepadam za rybami, niemniej ten krab wygląda na naprawdę chrupiącego. Jeszcze raz dziękuje za to powitanie i gościnę Wasza Ekscelencjo.

Z nieco małym brakiem wprawy w obdzieraniu skorup stawonogów, Anja wycięła białe mięso i wkładając je do ust, popiła blanche wytrawnym winem, TYLKO z minimalną dozą udając niebo w gębie, jak na dworzanke wybraną z zasadzki. Wino i łagodne mięsiwo, przypominało jej jakieś zapomniane krainy, gdzie jako piratka przemierzała zapomniane Karaiby, jedząc z Hyper-Sp… hiszpańską arystokracją podbijająca błękit Pacyfiku. Ileż oddałaby, by znów leżeć w swoim łóżku w Montpellier i czytać tanie książki przygodowe i romansidła. Choć tanie było dość względnym pojęciem w przypadku wyszukiwania przez Złomiarzy i sprzedawania ich nieco rozpieszczonej nastolatce, by móc wyżywić rodzinę przez miesiąc.

 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 07-09-2022 o 18:07.
Pinn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-09-2022, 12:30   #97
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Miejsca w środkowej części stołu, popołudnie 23 sierpnia 2595

Nim neolibijczyk ustosunkował się do interesującej propozycji sekretarza, jego twarz stężała nieco i Kuoro powróci dla wydającego się niewygodnym dla Oloberta tematu:

- Panie Olobert, nie oszukujmy się. Nie siedzielibyśmy tutaj spozywając lunch z samą pięscią Perpignaniu, jeśliby list i wieści przyniesione przez mego rękodajnego nie były dużej wagi, dlatego też byłbym bardzo powściągliwy w nahalnym bagatelizowaniu i umniejszaniu znaczenia przesłania tego starca. On nie wyglądał na wcale stetryczałego, a śmiem nadmienić że Gauthier wyraźnie powiedział, że przedrzeźniacze wrócili. Ale jeśli tym razem zamiast płonu, przemycają siewców zarazy, to myślę, że miasto może mieć problem dużo większej skali, niż kilku przećpanych smakoszy miraru, których zakon szpitala potraktuje słusznym ogniem ostatecznego oczyszczenia. A chciałem podkreślić wyraźnie, że na większym problemie ucierpieć mogą też długofalowe plany konsul Elani, która do tej pory przyniosła regionowi harmonię z wyznawcami rogatego boga, pokój i dobrobyt. - Kuoro wyliczył kilka osiągnieć i dał pod rozmyślenie Olobertowi aby spojrzał na sprawę z większej perspektywy. po chwili z już z kurtuazyjnym uśmiechem dodał: - A wracając do waszej oferty polowania na żarłacze. Będę zaszczycony biorąc udział w takiej wyprawie, jak tylko obowiązki na to pozwolą.
 
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-09-2022, 20:31   #98
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację

Wnęka z boku sali jadalnej, popołudnie 23 sierpnia 2595

Staremu Żurawiowi nawet nie drgnęła powieka na dźwięk nieco buńczucznych słów Jehana. Nie przestając się młodzieńcowi przyglądać Lefevbre pyknął ponownie z fajeczki, zmienił nieco pozycję na fotelu dając odpocząć lewej nodze, która widocznie zdążyła mu już zdrętwieć.

- Zaiste godna podziwu inicjatywa - skinął głową - Rzeźnik nigdy nie słynął z opanowania, a wasza jehammedańska eskorta musiała wzburzyć jego krew. W minionych latach wiele razy broczył ostrze miecza krwią synów Pasterza. I córek, gwoli ścisłości. Jestem pewien, że blisko tam mogło być do powtórki z najlepszych dni bojów na adriatyckiej nizinie, lecz wrodzona rozwaga naszego klanu ponownie wzięła górę nad emocjami obcych. Skoro zatem Bernamot Gauthier naznaczył cię brzmieniem tak ważnego poselstwa, powinieneś zostać za to odpowiednio wynagrodzony.

Lefevbre umilkł na chwilę przenosząc swoją uwagę na mówiącego coś do szlachcianki Veracqa. Regent gestykulował z ożywieniem widelcem, uśmiechając się przy tym na dźwięk jakiegoś komentarza, którego Jehan nie dosłyszał. Przewodnik nie sądził zresztą, by miało to jakiekolwiek znaczenie, bo pewien był, że stary szpieg urwał rozmowę wyłącznie przez zamiar wystawienia na próbę cierpliwości swego rozmówcy.

- Jak powiedziałem, nie powinna cię ominąć nagroda, a jednocześnie przez wzgląd na powagę niedawnych wydarzeń lepiej mieć cię pod ręką. Nie chcę wzbudzić w tobie trwogi, ale może się pojawić konieczność wysłania zwrotnej korespondencji do Queribusu. Regent oczywiście ma swoich kurierów, ale Rzeźnik najpewniej wolałby zobaczyć znajomą twarz, a któż zaskoczyłby go bardziej miło swą wizytą jak nie jego własny posłaniec. Byłeś już kiedyś w Queribusie, Jehanie? Interesujące miejsce, chociaż odrobinę surowe. Stare kamienne mury, kiepskie ogrzewanie, w zamian głębokie lochy, w których Gauthier ma podobno katownię dla tych, którzy go zawiedli bądź śmiertelnie urazili. Nie zawsze utrzymuje swój temperament w ryzach jak na szlaku pod Pradesem, a jeśli straci do kogoś zaufanie, może tego kogoś nie uchronić przed gniewem Bernamota nawet pieczęć regenta. To dlatego pomyślałem o tobie, Jehanie. Widzę, że wzbudziłeś zainteresowanie tego człowieka, a to nielichy wyczyn. Z woli Rady Żurawi zostaniesz zatem posłańcem do Queribusu, jeśli pojawi się taka potrzeba.

Lefevbre uniósł lekko rękę i przywołał do siebie jednego z noszących czarnoczerwone liberie służących.

- Karafkę czerwonego akwitańskiego dla mnie oraz pana Baidelaire - powiedział nie racząc nawet spojrzeć na milczącego lokaja, po czym zaczekał z dalszą rozmową, póki służący się nie oddalił.

- Jak pewnie rozumiesz, sprawy tak wielkiej wagi wymagają sprawnego porozumiewania się, a kiedy przyjdzie właściwy moment, Rada nie będzie mogła pozwolić sobie na szukanie posłańca po całej okolicy. W związku z tym oczywiście rozumiesz zasadność polecenia, abyś nie opuszczał przez najbliższy czas Perpignanu. Regent życzyłby sobie, abyś pojawiał się w pałacu dwa razy dziennie, rano i późnym popołudniem, na wszelki wypadek, gdybyśmy potrzebowali twoich usług. Pan Moreau zapozna cię z procedurą zgłaszania obecności. To czysto rutynowa praktyka, choć szczerze ubolewam, że możemy uprzykrzyć ci tymi obowiązkami życie. Z drugiej jednak strony, niewielu mieszkańców Perpignanu może pochwalić się równie wielkim zaszczytem, a są w tym mieście ludzie, którzy bez wahania mogliby zabić za sam przywilej postawienia stopy wewnątrz pałacu. Co się zaś tyczy zabijania...

Żuraw ponownie zaciągnął się fajką, urywając swój monolog w dziwnie brzmiącym momencie rozmowy i przywołując na oblicze Jehana wyraz uprzejmej konsternacji, doskonale zagranej przez biegłego w udawaniu emocji młodzieńca.

- Powiedz, Jehanie, co ci jest wiadomo na temat śmierci Higienika Ralfa Schaffera, czerwonokrzyżowca z Montpellier?
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-09-2022, 20:44   #99
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Przy jedwabnym stole; popołudnie 23 sierpnia 2595

Spojrzał na Baudelaire ze swym szelmowskim uśmiechem, a zaraz na stół rozważając co zjeść pierwsze.


Z zewnątrz do wewnątrz, czy z wewnątrz na zewnątrz. Tłukło się w głowie Pollanina. Jehan mógł zwyczajnie z niego żartować, jednak ludzie przykładający tak wielką uwagę do reguł mogli mieć i takie obyczaje. Yago przyjrzał się narzędziom, niektórych przeznaczenia nie potrafił odgadnąć, inne zdawały mu się doskonałą bronią podczas bójki. Zamierzał dobrze zjeść, ale się nie przejeść, by nie rozpychać i nie rozleniwiać bebechów. Czekał go zapewne powrót do skromnego życia, choć może rada, której udzielił Iranduli pozwoli zająć miejsce przy jej boku. Spojrzał w kierunku kobiety, zdającej się odnajdywać w sytuacji wzorowo. Krab, którym się zainteresowała, wydał się i jemu apetyczny, z rozbawieniem wybrał odpowiedni przyrząd i cierpliwie zabrał się za rozłupywanie skorupy.

Nieoczekiwanie, albo z powodu tego, że siedział naprzeciwko zaczepił go szpitalnik. Było coś w jego głosie, co oderwało Swarnego od Kraba.

- Ինչո՞ւ չի հասկանում։ - a kiedy wreszcie zrozumiał, dodał z rozbawieniem - Ես բնիկ ալժիրցի եմ - uśmiech - Եթե ​​սերժանտը կարող էր լինել Ֆրենկը

Rozłupał drugi szczypiec kraba w palcach. - Մենք չափազանց մեծ ուշադրության չե՞նք ստանում: - zjadł kawałek mięsa - Ես ճանապարհին եմ գրեթե հենց Պանդորայից: Իսկ պարոն Դանցինգի՞ց։

Wyjął spod kurtki rulony papieru, nieco już zmięte pod obcisłym odzieniem. Znów ukradkiem na kobietę, bo wróciło wspomnienie, kiedy pierwszy raz przyglądała mu się w nowym odzieniu z pomieszaniem pewności i rozbawienia. Podał szkice Pavlo. - Խնդրում եմ նայեք։

Żeby Pavlo nie czuł się zignorowany wykrzesałem kilka odpowiedzi. I oczywiście pytań. Yago jest bardzo ciekawy jak zareaguje na rysunki.
Sprawia wrażenie chętnego do wejścia w dialog z Draz'em.
No i to nie rola Swarnego, żeby zwracać uwagę, czy gospodarze nie poczują się skonfundowani, chociaż Pollanin jest pewnie pomijaną osobą przez resztę.

W przyszłym tygodniu będę miał już więcej czasu.




Czemu nie rozumie?
Jestem rodowitym Algierczykiem
Skoro sierżant może być Frankiem.
Nie za bardzo zwracamy na siebie uwagę?
Peregrynuję prawie spod samej Pandory. A pan z Danzing?
Proszę spojrzeć.

 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 08-09-2022 o 20:57.
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-09-2022, 23:29   #100
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Alkowa przy sali jadalnej
23 sierpnia 2595


Przed oczyma Jehana rosła właśnie złocona klatka, stawiana przez Lefebvre'a stanowczym tonem. Słowa o wynagrodzeniu rozpaliły płomyk w sercu młodego Bordenoira, ale gdy okazało się, że pałacowy słownik inaczej definiował to słowo, zadowolenie wyparowało i wlało kwaśny smak w usta. Lefebvre mógł ubierać polecenia jakkolwiek tylko chciał, ale jak zawsze powtarzała stara Vasilissa - "możesz osiodłać świnię, ale rumaka z niej nie zrobisz" - i nie zmieniało to faktu, że ten cały zaszczyt był takim tylko z nazwy, odbijając się Jehanowi nie tyle czkawką, co refluksem. Na Baudelaire'a opadały właśnie pałacowe okowy, co do tego nie miał wątpliwości. Nie łudził się też, że pozycja gloryfikowanego dworskiego listonosza wiązała się z jakimkolwiek zaszczytem. Co najwyżej zaszczytem bycia zbędnym pionkiem na politycznej szachownicy.

Do tego, jak na złość, Lefebvre posłał lokaja po akwitańskie popłuczyny i szerzej nakreślił szczegóły "współpracy". Odwiedzanie pałacu dwa razy dziennie było w opinii Jehana zbędne, ludzie Lefebvre'a znaleźliby go bez problemu jeśli pałac wymagałby jego usług. Lubił swoją rutynę i choć nie lza było odmówić tegoż jakże wielkiego zaszczytu, to Jehan mógł negocjować warunki. I zamierzał negocjować, ale padło niespodziewane pytanie, które zupełnie zbiło go z pantałyku i wymusiło chwilowe odroczenie negocjacji. Skonfundowany Baudelaire zmarszczył brwi, odpowiadając szpiegowi.

- Czy to pytanie nie winno być skierowane w stronę famularza Draza? - Jehan okręcił głowę w kierunku rzeczonego szpitalnika, patrząć nań znacząco przez ułamek chwili zanim napotkał na powrót zimne spojrzenie Lefebvre'a. - Jak mniemam jego obecność w Perpignanie jest spowodowana tą paskudną sprawą właśnie.

Lefebvre nie odpowiedział, Baudelaire ciągnął dalej.

- Znam jedynie plotki i teorie szeptane na ulicach i w pijalniach - oznajmił, nonszalancko gładząc mankiet. - Niewiele ponad to, niestety. Tragiczna śmierć pana Stengera...

- Schaffera - poprawił szpieg.

- Tak, Schaffera, oczywiście - Jehan kiwnął głową. - Tragiczna śmierć pana Schaffera to okropne zdarzenie, a konsensus społeczny winą obarcza jehammedanów. Biorąc pod uwagę makabryczny stan, w jakim odnaleziono ciało, wcale by mnie to nie zdziwiło. Aczkolwiek, jak wspomniałem, to tylko plotki i teorie prostych Perpignańczyków. Niektórzy twierdzą też, że motywem morderstwa były wewnętrzne porachunki szpitalników, czyjaś zawiść lub polityczny manewr Protektoratu.

Jehan zaśmiał się na niedorzeczność tego ostatniego.

- Ale chyba nie interesują pana plotki, panie Lefebvre?
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 08-09-2022 o 23:31.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172