Na pokładzie DEDALA
Facet okazał się znacznie cięższy, niż mogło się wydawać z pozoru. Pewnie przez ten cały chrom wszczepiony w jego ciało. Sapiąc inżynier doniósł go niemniej do Dedala i ułożył na krześle. Następnie należało założyć na niego kombinezon. A przynajmniej tak nakazała Vika. Eleny nie widział, zgodnie z planem oddzieliła się od przedziału pasażerskiego zaporą śluzy.
Mikhail wiedział, że pijanemu skafander niepotrzebny. Był pijany, nieprzytomny i niegroźny, oraz mocno spięty pasami do siedzenia. Zresztą tu nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo, a nie wiadomo było ilu jeszcze, przytomnych i potrzebujących pomocy, szczególnie za skażonymi terenami, będzie do odratowania.
Zabrał więc kombinezon, a karabinek przez ramię i ruszył z powrotem do części powitalnej, nie widząc nikogo ruszył dalej badać statek, zza robo-barmanem.
Na pokładzie Galactic Mirage
Z pomieszczenia głównego Vika ruszyła do korytarza, w którym był mechanik, ostrożnie badając kolejne pomieszczenia, wypatrując zarówno ewentualnych rannych, jak i systemów obronnych, które widząc, momentalnie się zatrzymywała oraz cofała, żeby skonsultować się głosowo z Janosem. Poruszanie po rozbitym statku samotnie, nie wydawało się aż tak dobrym pomysłem, gdy już zabrała się za realizację. Przemierzając korytarz natrafiła w wpierw na łazienkę pustą, schowek w którym znalazła ofiarę… która okazała się nieaktywnym droidem o posturze modelki i stroju pokojówki. Ot, taka wytworna lalka do sprzątania. Bardzo efektowna, ale pewnie zwykłe roboty sprzątające radziły sobie lepiej.
Kolejne pomieszczenie na które się natknęła, było kolejnym dowodem próżności ze strony właściciela statku. Znajdowało się tam bowiem duże akwarium z egzotycznymi stworzeniami wodnymi. Obecnie rozbite i ta woda wypełniała uszczelnione pomieszczenie. Stworzenie pływające w zalanym pomieszczeniu wydawały się niebezpieczne. Dobrze, że nie mogły się stamtąd wydostać.
Kolejne pomieszczenie. Czerwona dioda, ale po zajrzeniu przez “okienko” Vika przekonała się że pomieszczenie nie było rozszczelnione, czy pełne trującego gazu. Był to gabinet, a zgłaszanym problemem okazała się “AWARIA”.
W gabinecie ktoś był. Ktoś przytomny.
Kobieta próbująca coś zdziałać za pomocą pada, bo monitor interaktywny który wysunięty był z biurka zgasł.
- Hej, jestem Vika z załogi statku, który usłyszał wasz sygnał SOS… - powiedziała stanowczym, ale też trochę troskliwym tonem do napotkanej kobiety Vika, od razu przedstawiając się, by ta nie czuła żadnego z zagrożenia z jej strony. - Jestem… lekarką w naszej załodze więc powiedz najpierw czy potrzebujesz jakiejś pomocy medycznej. Mam też trzy osoby, które mogą pomóc w poszukiwaniach waszej załogi.
Kobieta podeszła do drzwi. Coś wcisnęła… zapewne po to by widzieć co stoi po drugiej stronie drzwi.
- Jaki sygnał SOS? Poczułam wstrząsy, a potem włączył się system alarmowy i wyłączyło wszystko. Nie mam kontaktu z siecią wewnętrzną i zewnętrzną. Cyntia… to znaczy AI statku nie odpowiada. Pomieszczenie zgłasza awarię i nie może otworzyć drzwi.- rzekła nieco nerwowym głosem kobieta. Po chwili dodała. - Swanson-Borrows… jestem Penny Swanson-Borrows, osobista sekretarka pana Wilds’a.-
- Czyli nic nie wiesz? Wasz statek oberwał dotychczas co najmniej 12 meteorytami… jest z nami nasz administrator systemowy, może on coś poradzi na te drzwi… - Dodawała Vika, gdy usłyszała komunikat Vicente, na który mocno się skrzywiła.
-O wpięciu się w AI GM’a możemy zapomnieć. Każde pomieszczenie może być osobną twierdzą, do której będziemy się musieli włamać. Jedna pomyłka i lokalne programy wezmą nas za intruzów i zrobią z nas sito. Do tego jeszcze to wszystko trwa i zwiększa zagrożenie, że oberwiemy jakimś odłamkiem skalnym. Elena, odwołuję ADRy, wpuść je na pokład. Ze względu na wysokie ryzyko zalecam wzięcie rozbitka i zwijanie się stąd.-odezwał się Vicente.
-Jasne, już wpuszczam.- odparła Elena na kanale ogólnym.
Następnie Janos zdecydował mówiąc na ogólnym. -
Ruszamy dalej. Przeszukamy ile się da. Elena zgadzasz się? -Jasne.- odparła pilotka.-
ECHO-1 nas pilnuje i ja też jestem czujna. Dam znać jeśli warunki zmuszą nas do odwrotu.-
- Ciężki cholernik zabezpieczony, bez skafandra. W promie nic mu nie grozi. - zakomunikował geolog -
Lepiej skafander zachować dla innych, szczególnie za skażoną strefą. Gdzie jesteście? - Za zamkniętymi drzwiami napotkałam tutaj przytomną kobietę, ale jest awaria drzwi. Vicente, Janos, możesz tu podejść spróbować pomóc? Ona ma tutejszy sprzęt, może uda się je jakoś otworzyć, jeśli nie obejść awarię elektronicznie, to może siłowo… - odezwała się przez komunikator Vika, trochę poddenerwowana i bez przekonania, jako że administrator już próbował się zmyć z miejsca ratunku, a Janos ciągle ślęczał z nim, zamiast zająć się czymś pożyteczniejszym, jak na przykład poszukiwania.
- Meteoryty?! Czemu wlecieliśmy w meteoryty? Jeśli znowu ten tępy młot Wesley dorwał się do sterów, to ja osobiście zabiję Sorena. Wyrwę mu flaki. Mówiłam mu wiele razy, że mutacje jakimi się Wesley szprycował poprzestawiały mu neurony we łbie. Mówiłam, że ten facet to trefny asset! - tymczasem kobieta w gabinecie przeżywała załamanie objawiające się nagłym wybuchem agresji.
- Oberwaliście dość mocno… - Vika nie chciała dobitnie wskazywać sekretarce, że zdecydowana większość jej załogi jest już martwa, ale też nie chciała jej czarować słowami, że wszystko jest dobrze. - Powiedz mi, zanim przyjdą moi kompani… ilu was podróżowało tym statkiem? I Soren był na jego pokładzie? - Dopytała, licząc, że rzeczywiście któryś z jej kompanów przyjdzie tutaj, bo póki co nie dostała żadnej wiadomości przez komunikator.
- Oczywiście że był na pokładzie. To jego latający dom. Na pokładzie zaś… - sprawdziła spis w swoim elektronicznym notatniku.- ... Dwanaście osób załogi, pięcioosobowa orkiestra i dwudziestu gości.-
- Ro… rozumiem… - z trudem odparła Vika, zdając sobie sprawę po widzianych kilku zwłokach przez drony z kamer, że liczba ofiar będzie przytłaczająca. - Mamy nagrania z kamer na dronach, gdzie uderzyły meteoryty… jak cię wydostaniemy, to spróbujemy zobaczyć, które tereny statku można próbować ewakuować.
- Dysponuję mapą statku. Rozumiem, że nie macie dostępu do rozkładu pomieszczeń, gdyż jacht był robiony na zamówienie. Może więc to pomoże?- spytała Penny.
- Tak, ale będziemy musieli to jeszcze skonfrontować z twoją wiedzą, gdzie będzie można w miarę łatwo się dostać i gdzie mogą się znajdować załoganci i pasażerowie… - odpowiedziała Vika, wskazując już kobiecie, by przygotowała się do tego zadania. - Niestety przez to, że statek jest w stanie alarmowym, nasz administrator obawia się, że każdy błąd w omijaniu alarmu może aktywować tryb bojowy systemu ochronnego i zagrozić także naszemu życiu…
- Nie znam się na tym. Jestem ekonomistką z dyplomami w HR i PR.- stwierdziła Penny w odpowiedzi.
Mikhail nie otrzymał odpowiedzi… więc ruszył dalej badać wrak zza robo-barmanem. Widząc tam Vikę, uznał, że jest bezpiecznie. Stała przed drzwiami, a za drzwiami… to znaczyło, że zamknięte.
- Vicente, jesteś potrzebny otworzyć drzwi. Mamy rozbitka. Teraz, na cito, bo czas nam ucieka. Jesteśmy za robo-barmanem. Czysto. - Janos, raport. -Vicente już do was idzie. Nie macie co srać w gacie ze strachu. Ja zaś tu się rozglądam.- odpowiedział Janos Vice i Mikhailowi.
- Mikhail. - inżynier przywitał się z kobietą skinieniem głowy po czym spojrzał na Vikę - Zamknięte na amen?
- Niestety… - odparła Vika, ale przede wszystkim odetchnęła z ulgą, że w końcu ktoś się pojawił do pomocy i uśmiechnęła się z tego powodu do Mikhaila.
- Przydałby się Vicente… albo Janos, jeśli wziął ładunki wybuchowe. - stwierdził luźno odwzajemniając uśmiech mężczyzna.
- Nie powinno was być tu więcej? Tak z dwunastu minimum? Nie macie mundurów. Nie jesteście licencjonowaną organizacją ratunkową? - zaczęła wypytywać kobieta uwięziona za drzwiami. Po trochu z nudów, po trochu by nie poddać się dramatyzmowi sytuacji w jakiej się znalazła.
Mikhail uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na kobietę łagodnie.
- Zawędrowaliście daleko od cywilizacji, bardzo daleko. Jedyne co w tym bezkresnym niebycie jest z niej to nasza samotna stacja badawcza. Tak, praktycznie ratuje was cywilny personel naukowy.
- Cześć - rzucił Sanczez do kobiety na wyświetlaczu, gdy tylko przyszedł. - Jak wygląda sytuacja? Skąd się tu wzięliście?
Nie tracił czasu. Już wpinał się w panel sprawdzając komunikaty błędów.
- A mówiłam Wilds’owi że to był głupi pomysł, zapuszczać się na obrzeża galaktyki tylko po to wypromować parę osobowości przed gawiedzią i inwestorami. Można było to zrobić lepiej, taniej, ale nie… Soren uwielbiał krzykliwe akcje PR’owe.- marudziła tymczasem kobieta w pomieszczeniu.
- Miejmy nadzieję, że będziesz mogła to mu powiedzieć wprost… - zwróciła się do kobiety Vika, po czym skierowała wzrok na Vicente i Mikhaila, ale uznała, że warto też dołączyć do rozmowy Janosa i Elenę, więc mówiła też przez komunikator. -
Po uwolnieniu pani Swanson-Burrows, będziemy musieli porównać zniszczenia z kamer z mapą statku, jaką nam przekaże. Wyznaczymy obszary, które na podstawie zniszczeń są możliwe do przeszukania i gdzie nie będą nam grozić zabezpieczenia statku, a potem je przeszukamy. Zgadzacie się na taki plan? Jakieś poprawki? - Brzmi jak plan. - zgodził się geolog
- Co więcej może mieć wiedzę o prawdopodobnych miejscach pobytu swojego szefa, załogi i pasażerów… jest bezcenna dla efektywności i przyspieszenia naszych poszukiwań.
- Im krócej tu zabawimy, tym lepiej - przyznać Sanchez nie przestając analizować system. - Każda minuta zwiększa szansę, że podzielimy los tego złomu, a wtedy już nie będzie nas miał kto ratować. Co konkretnie zamierzaliście tutaj robić? Ile osób jest na pokładzie?
- Vicente chciał powiedzieć, że naprawdę mocno oberwaliście i już tym statkiem nigdzie nie polecicie. - dodał Mikhail.
- Pewnie Wilds pobierze kilka ubezpieczeń za niego i się odkuje. - stwierdziła sarkastycznie sekretarka, po czym dodała zerkając na swojego pada.- Trzydzieści siedem osób, plus ja i pan Wilds. A co robiliśmy? Cóż… to był rejs wycieczkowo-promocyjny. Znacie chyba tę śpiewkę. Luksusowy jacht, trochę inwestorów, parę przyszłych gwiazdek do wypromowania, kilka uznanych gwiazd na przynętę dla inwestorów. Egzotyczna lokacja… Wilds wyszukał niedawno odkryte planety, które jeszcze nie zostały zasiedlone, a które to oceniono na potencjalnie zdatne do zasiedlenia. Taka mała wycieczka po dziewiczych planetach z filmikami i fotkami promocyjnymi…- gdy mówiła Sanchez dostał się do systemu procedur pomieszczenia. Na szczęście wraz z awarią drzwi, zawiesiło się wszystko poza podstawowymi systemami podtrzymywania życia… no… w sumie to one też częściowo padły i za dwie/trzy godziny kobieta udusiłaby się wdychając stęchłe powietrze. Znalazł błąd logiczny który wywołał zawieszenie programu, usunął błędną wartość i zarządził restart. - ... takie tak wakacje z dzikim pograniczem. Świetnie się to sprzedaje w streamingu i pozwala wypromować nowe gwiazdeczki i zdobyć dodatkowych sponsorów. Niestety część z nich to bucowate synalki rekinów finansowych, którzy myślą że są geniuszami, oraz że wszystko im wolno.-
I po chwili dioda zmieniła się na zieloną, a drzwi otwarły się z sykiem.
- Okey - odparł informatyk zadowolony z udanej operacji. - To spróbujmy ocalić kilku buców. Masz ich lokalizacje? Chyba, że uważasz, że nie warto? - spytał zaczepnie.
- Elena, ile mamy czasu? - Na razie nic nam nie grozi. Ja nie zarejestrowałam żadnych potencjalnych zagrożeń. Podobnie jak nasze oko na ECHO-1- powiadomiła go pilotka.
- Wow, świetna robota, Vicente! - z uznaniem i entuzjazmem zwróciła się do swego kompana Vika po udanym otwarciu zablokowanych drzwi. - A z czasem chyba nie jest tak źle, skoro statek wytrzymał tyle czasu, zanim mogliśmy do niego dolecieć, to też nie rozleci się w najbliższej sekundzie, nie? Ale musimy działać, przygotuj proszę Vicente obrazy z kamer, a pani Swanson-Burrows niech przygotuje mapę statku.-
- Mam tylko schemat organizacyjny. Nie techniczny. - wyjaśniła kobieta naciskając palcem odpowiednie symbole na touchpadzie. - Zajmowałam się rozmieszczeniem gości w kabinach, codziennym przydzielaniem zajęć obsłudze gości, organizowaniem telekonferencji… i tym podobnymi rzeczami. Niestety jeśli chodzi o lokalizację to…- westchnęła ciężko. - Niestety obecnie przydała pora nocna cyklu dobowego statku. Niewiele osób, poza oczywiście załogą pilotującą statek miało wyznaczone pozycje.-
No cóż… pilotów szukać nie musieli. Zmiotło razem z mostkiem.
Janos, jak nie masz nic do roboty, to chodź tutaj, trzeba skoordynować dalsze prace! - Zwróciła się na koniec przez komunikator do najbardziej doświadczonego w takich akcjach Janosa, w przeciwieństwie do miłego tonu do Vicente, w komunikacie do ochroniarza brzmiała na lekko poirytowaną.
- Dajcie mi jeszcze chwilę. Sprawdzam ostatnie pomieszczenia w tej części statku. Na razie znalazłem tylko dwa zimne trupy. -odparł w odpowiedzi Janos.
- Dobra robota, Vic. - stwierdził z uśmiechem Mikhail, po czym spojrzał na Vikę jakby jej wyrosła druga głowa - Vika, ratujemy wszystkich których bezpiecznie da radę. Nie jesteśmy szkoleni w tego typu akcjach, o działaniu pod presją czasu nie wspominając.
- Obawiam się, że nie wszyscy przeżyli. - Geolog spojrzał tu na sekretarkę. - Wszystkie informacje są na wagę złota. Pomóż nam wam pomóc.
- Proszę. To wszystkie informacje jakie mam. - kobieta podała Vicente pada, na którym był prosty schemat pomieszczeń statku i dróg do nich. Podpisane jednakże były tylko kwatery mieszkalne gości, załogi i obsługi.
Niemniej lepsza taka mapa niż żadna. Wynikało z niej, że obecnie Janos buszował w kwaterach muzyków, kelnerek i kucharzy.
- Która godzinę cyklu dobowego mieliście w momencie zderzenia? - spytał informatyk biorąc touchpada od kobiety i studiując mapkę.
- Cyntia podaj… no tak… nie działa.- zafrapowała się Penny i stuknęła w okulary, wykonała gest palcem przesuwając nim w górę.- Obecnie jest 23:33… więc przypuszczam, że część osób spała w swoich kwaterach, w sali balowej grała orkiestra, a reszta się bawiła w różnych pomieszczeniach. Ogólnie sypiano tu tak od pierwszej/drugiej w nocy do circa 9-tej w przypadku obsługi… dziesiątej - dwunastej jeśli chodzi o gości.
- Znalazłem zapasowe stanowisko medyczne. Jakie medykamenty i sprzęty są obecnie potrzebne w tej sytuacji? A i znalazłem lekarza. Nie żyje. Uszkodzenie czaszki po tym jak ciężka szafa spadła na niego. - zameldował tymczasem Janos Vice.-
Zabiorę co ci potrzebne i wracam. Jak tam sytuacja u was?
Vicente zrobił taki ruch jakby chciał przeczesać włosy, lecz zdał sobie sprawę, że w hełmie na głowie to niewykonalne.
- Więc tak - informatyk wgrał mapę statku do sieci Dedala i udostępnił ją wszystkim, - proponuję… Podzielmy się na dwie grupy. Ja z Viką udam się do sali balowej - wyświetlił najkrótszą drogę dojścia, - Janos i Rosjanin do prywatnych kwater - druga trasa pojawiła się na mapie 3D od aktualnych pozycji mężczyzn. - Wydaje mi się to optymalnym rozwiązaniem na tą chwilę, chyba że macie inne propozycje. Penny? Przyłączysz się do nas?
- Jeśli mamy być szczegółowi, Vic, to Polak. - odpowiedział z lekko drwiącym, ale w pełni dumnym uśmiechem Mikhail. - Jak chcesz być jeszcze dokładniejszy to Cenauryjczyk. Wykonać, Obywatelu.
Polskiej krwi Cenauryjczyk spojrzał na kobietę i powiedział podając go.
- Proszę założyć skafander na wszelki wypadek.
Za co Penny od razu się zabrała.
- Pytanie tylko co z systemami obronnymi statku… - geolog spojrzał w sufit i westchnął w zadumie - …a może tak do maszynowni uruchomić generator i je wyłączyć zdalnie?
- Polak, Rusek, jeden pieron - podsumował wywód administrator. - Każde pomieszczenie ma własne, niezależne sterowanie i zasilanie awaryjne. Wyłączenie generatora, nawet jeśli jeszcze działa, nic nie da. Jego włączenie, o ile w ogóle jest sprawny też, bo system przestawił się na obronę i zapewne trzeba by było go "przekonać", że zagrożenie minęło. Możecie spróbować, może nie instalowali działek w każdej pojedynczej kajucie, albo nie robić nic. Gotowe? - zaadresował pytanie do dziewczyn. - Czas leci i działa na naszą niekorzyść.
- Janos, najbardziej przydadzą się… rzeczy opatrunkowe, bandaże, stazy, opatrunki tamujące, usztywniające… może jeszcze jakieś leki przeciwbólowe… - odparła po chwili namysłu przez komunikator Vika, zdając sobie sprawę, że jak już będzie musiała wcielić się w rolę lekarki podczas misji ratunkowej, to dla kogoś rannego. A jakieś bardziej skomplikowane dolegliwości musiałaby leczyć już na ich stacji, jeśli uda się taką osobę przewieźć do siebie.
- Tak, jestem gotowa - odpowiedziała Vicente po wyłączeniu komunikatora. - Przy okazji, Janos za moment tu będzie, tylko jeszcze natrafił na zapasy medyczne i planuje część podebrać na nasze potrzeby ratownicze.
- To jedna grupa… może już ruszać, a druga poczekać tu na tego… Janosa? Ja mogę poczekać na tą drugą.- zaoferowała się Penny. - I się do niej przyłączyć.
Vicente kiwnął głową.
- To chodźmy - zwrócił się do Viki.
Mikhail spojrzał na kobietę z delikatnym uśmiechem.
- Janos niedługo tu powinien być. Towarzysz Mikhail Ivanovich Pietroszenko, do usług.
- Penny Swanson-Borrows. - przedstawiła się kobieta, wyraźnie myślami gdzie indziej, a Mikhail uszanował jej myśli. Zaledwie skinął jej głową i poprawił karabin na ramieniu.
W końcu zjawił się i Janos z uśmiechem i zaciekawieniem spojrzał na kobietę, po czym zwrócił się do Mikhaila. - No to jaka jest sytuacja?
- Mamy potencjalne miejsca przebywania załogi i pasażerów oraz trasę. - odpowiedział geolog i dodał z uśmiechem - Nim wyruszymy, Penny, Janos. Janos, Penny. Nie dajmy się zabić, a będzie dobrze.
- No to ruszajmy.- odparł Janos, gdy oboje z Penny skinęli sobie głową na powitanie.
Galactic Mirage; Vicente & Vika
Ruszyli korytarzem, badając kolejne pomieszczenia “biurowe” znajdujące się na ich trasie podróży. Nie znaleźli nikogo, nie zatrzymywali się więc, by je zbadać. Dotarli do rozwidlających się dróg pośrodku których stała rzeźba w stylu antycznym przedstawiająca nagiego mężczyznę mocującego się z lwopodobnym stworzeniem, zapewnie jakaś lokalna odmiana drapieżnika. Mężczyzna był około trzydziestki plus, a jego intymne obszary gustownie osłaniało ciało bestii z którą walczył. Sądząc po fryzurze i rysach nie był to jakiś mityczny osobnik, a ktoś żyjący współcześnie.
- Jak znam ego niektórych mężczyzn, to pewnie ta rzeźba to wizerunek tego całego Sorena… - zagaiła Vika przyjaźnie do Vicente. - Cóż, inaczej wyobrażałabym sobie taką misję, raczej kojarzyłaby mi się z ratowaniem… jakiegoś biedniejszego statku? No ale bogacze też mają prawo do ratunku…
- Nigdy nie rozumiałem potrzeby otaczania się luksusami a już to - spojrzał z obrzydzeniem na kiczowatą rzeźbę - jakieś zupełne kuriozum. Mdli mnie na samą myśl, że ryzykujemy życie dla bandy zadufanych, obrzydliwie bogatych dupków.
- Nawet jeśli ten Soren i jego otoczenie są jacy są, to ciągle ich załoga to zwykli ludzie… - odparła Vika. - A co do bogaczy, to może z drugiej strony okażą jakąś wdzięczność, a każda pomoc może nam się przydać na naszej stacji i planecie.
- Chciałbym mieć twój optymizm - skwitował tylko.
Tu oboje musieli odbić w lewo, podczas gdy grupa podążająca za nimi w prawo. Kolejne korytarze… kolejne boczne pomieszczenia. Kolejne trupy w trzech rozhermetyzowanych pomieszczeniach.
- Cholera… - widać było po Vice, że czuje się źle widząc, że tym osobom nie może już pomóc. - Przekażę info reszcie…
Na Vicente najwyraźniej nie zrobiło to takiego wrażenia. Ciała w
Monsters vs Marsians, popularnej swego czasu grze VR, były bardziej realistyczne i bardziej krwawe. Te tutaj wyglądały jak cyborgi przeznaczone do recyklingu. Żywo przypominały te, z których kiedyś odzyskiwał podzespoły na Alfa Centaurii.
- Cześć, tu Vika. - zaczęła mówić przez komunikator na głównym kanale.
- Znaleźliśmy kolejne trzy trupy. Kontynuujemy poszukiwania żywych. - Rozumiem. Na razie uratowany chłopak nie odzyskał przytomności. Poza tym wszystko w porządku. Żadnych zagrożeń.- odpowiedziała Elena.
W końcu dotarli do dużej i przestronnej sali balowej. Pięknie ozdobionej mozaikami na podłodze i ścianach, z pięknymi freskami na suficie. Oraz całkowicie zdewastowanej przez wypadek. Meble uległy przewróceniu, dodatkowy mały sufit na którym wieszano kurtyny nad podestem uległ zniszczeniu grzebiąc pod sobą orkiestrę. Nie było widać czy ktoś przeżył w tym rumowisku. Niemniej kończyny ludzkie z niego wystawały. Zakrwawione… a niektóre pod niewłaściwym kątem.
- Vicente! - krzyknęła Vika, jakby się chciała upewnić, że też widzi to samo, co ona. - Halo, jak ktoś tu jest żywy!? Jeśli tak, niech spróbuje się poruszyć lub dać znać, spróbujemy go odkopać w pierwszej kolejności! - Krzyknęła w stronę rumowiska, skoro były tam kończyny, a nóż ktoś jeszcze żył, po czym przez moment obserwowała, czy gdzieś jest jakiś ruch, chodząc wokół rumowiska i obserwując z każdej strony. I póki co, nie zauważając żadnych śladów życia, żadnych odgłosów, żadnego odzewu.
- Obejdźmy salę - zaproponował Sanchez. - Pohałasujmy raz na jakiś czas. Może ktoś tu żyje i nas usłyszy.
Mówiąc to wyciągnął talerz, który odpadł z perkusji i oderwaną nogę od stołu i uderzył jednym o drugie kilka razy robiąc niezły raban. Przeszedł kilka kroków dalej nasłuchując i rozglądając się, po czym powtórzył.
Nic.. cisza, bezruch. Żadnych jęków. Żadnego działania. Rumowisko pozostawało cichym grobem. Jeśli kryło się tam jakieś dogorywające życie, to nie zareagowało na ich działania.
- Niestety, trzeba będzie… sprawdzić, czy któraś z kończyn nie jest jeszcze ciepła… - skomentowała Vika, w pierwszej chwili myśląc, że będzie musiała dotykać każdej z nich, co mimo wszystko zdawało się być dość makabryczne, ale przypomniała sobie, że ma do tego urządzenie medyczne, które wyciągnęła i pokazała Vicente. - Ja zbadam ich temperaturę, a ty może przekaż reszcie, co znaleźliśmy? Dobrze byłoby być w ciągłym kontakcie… no i możliwe, że będziemy potrzebować pomocy Janosa. - Dodała, zaczynając skanowanie temperatur poszczególnych kończyn wystających spod gruzów.
Vicente westchnął. Odrzucił akcesoria, które na niewiele się zdały. Przyklęknął na jedno kolano, otworzył teczkę. Wyciągnął jednego ARDa. Zazbroił. Pogłaskał przed wypuszczeniem.
- Leć ptaszyno - szepnął czule. Szukaj!
Wstał. Wyświetlił na siatkówce obraz z kamery na podczerwień.
- On za nas zrobi to szybciej - powiedział na głos, a na kanale ogólnym dodał.
- Szukamy czy ktoś przeżył w tym rumowisku.
Vika włączyła
skaner medyczny i zaczęła ustawiać rodzaj skanu jakiego potrzebował. W tym przypadku przydatna wykrywanie podczerwieni. Niestety ciała które znajdowały się pod rumowiskiem dość mocno wystygły i skaner nie znajdował żadnych “obiecujących” źródeł ciepła. “Ptaszyna” Vicente również nie natrafiła na ślady życia.
- Vika, nikt nie przeżył - stwierdził spokojnie informatyk przywołując ARDa.
Wtedy cała trójka zauważyła ruch. Przez drzwi pomieszczenia wszedł bowiem… kot. Całkowicie
mechaniczny kot. Ale jednak kot. Cybernetyczny zwierzak podszedł do obojga, usiadł i czekał na ich reakcję.
Sanchez przyklęknął i wyciągnął powoli dłoń w kierunku cyborga.
- Kicia - zachęcił, - chodź. Kici kici…
Kocur miauknął metaliczne i cofnął się, odbiegł nieco i zerknął na oboje. Jakby czekał na ich reakcję lub działanie.
- Kicia, chcesz nas gdzieś zaprowadzić? - spytał Hiszpan wstając i robiąc dwa kroki w jej kierunku.
- O… wyglądasz, jakbyś już miał doświadczenie ze zwierzętami! - weselej zawołała do Vicente Vika, w końcu mając przed oczyma coś, co nie dobijało psychicznie. Oczekiwała na to, jak mechaniczny kot zareaguje na próby komunikacji jej kompana.
Kocur znów miauknął i odsunął się od nich kierując się w jeden z korytarzy odchodzących od sali balowej. Wedle mapy tam była część rekreacyjna. Znów się zatrzymał, znów spojrzał na nich. Znów miauknął.
Brak oznak życia, drzwi do pokoju szefa wyświetlają błąd systemu. Przyznam, przydałaby się pomoc. - usłyszeli raport ze strony Mikhaila.
- Sprawdzajcie dalej - odpowiedział administrator.
- Przyjdę jak skończymy tutaj. -
A do Viki dodał. - On chyba chce nas gdzieś zaprowadzić. No kicia… idziemy.
Sanchez przyspieszył kroku kierując się za cyborgiem, rozglądając się też jednak uważnie wokół.
- Janos, spytaj Penny - wywołał kobietę, -
o to, kto jest właścicielem kociego cyborga? -Jeanne du LaFonttaine, ponoć to ktoś sławny. Ja tam nie wiem. Nie znam się na celebrytach.- odpowiedział mu mentalnie Janos.
Kocur zaprowadził dwójkę do drzwi prowadzących do… tego wiadomo nie było. Drzwi były uszkodzone i zaklinowane lekko i pęknięte… widać było przy podłodze dziurę… zapewne przez nią kot się wydostał. Framuga migotała na czerwono, ale… szczelina w drzwiach sugerowała zarówno brak nieszczelności, jak i obecność powietrza. Kocur przystanął przy drzwiach miauknął.
- Ramzes! Ramzes to ty? Sprowadziłeś kogoś?- odezwał się kobiecy głos zza drzwi.
- Tak, usłyszeliśmy wasz sygnał SOS i przylecieliśmy pomóc… - odpowiedziała kobiecie Vika, nie czekając na reakcję kota. - Czy za drzwiami jest tylko pani, czy ktoś jeszcze?
Informatyk podszedł do panelu sprawdzić stan siłowników i stopień uszkodzenia drzwi. Nie były w najlepszym stanie i niektóre nie działały w ogóle, to była ta zła wiadomość… dobra była taka, że drzwi były też odcięte od reszty systemów decyzyjnych pomieszczenia, a przez to nie chronione przez firewall. Można było je zhackować. Stan siłowników nie pozwoliłby na pełne otwarcie drzwi, ale… na częściowe już tak.
- Jest jeszcze mój trener personalny. Skręcił sobie kostkę… chyba… a ja jestem ranna.- wyjaśniła kobieta.
- Cześć. - odezwał się miękkim acz męskim głosem trener personalny.
- Spokojnie, jestem Vika i pełnię na naszej stacji rolę lekarki, więc pomogę wam, na ile będę mogła… - odparła uspokajająco, jako że ich rany nie brzmiały na zbyt poważne, by nie mogła sobie z nimi dać rady. - Tylko najpierw musimy was wydostać… Vicente, poradzisz coś elektronicznie na te drzwi? A ty mi jeszcze proszę opowiedz, w jaki sposób jesteś ranna, bym wiedziała, czego mam się spodziewać.-
- Ehmm - mruknął tylko ciągle grzebiąc w systemie.
- Jak wysiadła grawitacja i zatrzęsło statkiem oberwałam ciężarkiem w… eeem… pupę - odpowiedziała kobieta. - Polała się krew, biodro mnie trochę boli. Udało się zatamować i czuję się dobrze.- zaczęła tłumaczyć.
- W porządku, najważniejsze, że nic nie zagraża życiu lub naraża na kalectwo… - uspokajająco dla siebie i kobiety odparła Vika. - Vicente, jeśli nic nie będziesz mógł poradzić na te drzwi… to może zamienisz się z Janosem, żeby on je siłowo wyważył? Skoro jest szczelina w nich, to pewnie łatwiej o usunięcie reszty…
- Na rozwiązania siłowe jeszcze przyjdzie czas - odparł Sanchez głaszcząc pieszczotliwie ARDa. - Siłowniki są sprawne, więc powinny sobie poradzić. Może nie otworzą całkiem drzwi, lecz odchylą je na tyle, że będziemy mogli przejść. Wpuszczę drona przez szczelinę - zwrócił się do osób po drugiej stronie. - Chciałbym się wpierw rozejrzeć.-
Nie czekając na odpowiedź wypuścił sferyczny obiekt, który posłuszny jego rozkazom zawisł w powietrzu po czym przeleciał przez uszkodzenie na drugą stronę.
Dron z cichym pomrukiem wirników wleciał przez szczelinę, by rozejrzeć po drugiej stronie. Widok jaki dostrzegł dron, był cóż… taki jakiego spodziewali się. Sala treningowa… luksusowa sala przypominająca te w czterogwiazdkowych hotelach niż te na statkach. Niemniej teraz unosiły się w niej te wszystkie maszyny treningowe, ciężarki i inne ciężkie przedmioty. Pozbawione wagi przez brak grawitacji… ale nie pozbawione masy. Pomiędzy nimi unosiła się niewątpliwie atrakcyjna kobieta w stroju treningowym i legginsach oraz białowłosy elf. Oczywiście nie istniała taka rasa jak elfy, ale Vicente wiedział że w rozwiniętych technologicznie cywilizacjach istniały określone archetypy estetyczne. I “elf” do nich należał. Choć niewątpliwie częściej dostosowywały się do niego kobiety. Określona niewielka ingerencja w genotyp, ścisła dieta i ćwiczenia oraz modyfikacje medycyny estetycznej potrafiły zmienić morfologiczny fenotyp ludzki w elfi. I przykład takiej metamorfozy unosił się obok kobiety.
Vika wyglądała na lekko zdziwioną, ale raczej zaciekawioną wyglądem mężczyzny.
- Niezłe widoki, co? - skomentowała cicho dziewczyna mówiąc do Vicente, mając także wgląd na ratowaną dziewczynę, po czym zapytała głośniej. - Uda się to otworzyć za pomocą ARDa?
- Odsuńcie się od drzwi - odparł w odpowiedzi Hiszpan nakierowując drona jeszcze na nie z drugiej strony, żeby się im przyjrzeć, - spróbujemy je odsunąć. I złapcie się czegoś stabilnego, w razie gdyby grawitacja została przywrócona.
Nie ufał tym układom. Krótkie spięcie w zasilaniu podczas otwierania śluzy mogło spowodować, że sztuczna grawitacja załączy się i ktoś złamie kark spadając, albo zostać przygniecionym przez sztangę. Przywołał ptaszynę do siebie i przez panel sterujący załączył siłowniki.
Wymuszenie procedury, rozpoczęło się od wyskakiwania różnych błędów, tego jednak się Vicente spodziewał spokojnie i metodycznie wymuszając na programie działania. Siłowniki zazgrzytały i ruszyły unosząc wrota z coraz głośniejszym oporem metalu. Nieprzyjemny pisk narastał, aż w końcu jeden po drugim siłowniki zaczęły zgłaszać awarię i wrota stanęły. Otwarte w połowie. Nic więcej nie dało się zrobić, ale nic więcej nie było koniecznie.
- Płyniemy… w powietrzu do wyjścia.- zakomunikował elf po drugiej stronie. Ponieważ tam brak grawitacji nadal istniał.
Administrator wychylił się przez uchyloną gródź. W pomieszczeniu wszystko lewitowało, razem z uwolnionymi pasażerami. Obserwował przez chwilę ten fenomen, czekając aż nadpłyną do nich.
- Uważajcie przy przejściu przez próg - powiedział wyciągając pomocną rękawicę do kobiety. - Mamy tutaj grawitację. - Na łączu ogólnym zaś rzucił, -
Elena, przejmujemy dwójkę rozbitków. Lekko ranni. Vika za chwilę się nimi zajmie. Ja przejdę się dalej. - Jasne. Nie ma sprawy. Pasażer jeszcze się nie obudził. I na razie się nudzę.- odparła pilotka.
Odszukał wzrokiem kota. Tak zaawansowany technologicznie cyborg zapewne był wyposażony w wysokiej jakości czujniki. Zwierzak stał przy drzwiach, czekając na swoją panią.
- Ty jesteś Jeanne? Nie wiecie gdzie znajduje się pozostała załoga? - zwrócił się do kobiety. - Ramzes może nam pomóc w ich odnalezieniu?
- Miau…- odpowiedział kot, a Jeanne po przejściu z jednego pomieszczenia do drugiego rzekła. - On nie mówi. Miał być wierny oryginałowi… planowałam mu dokupić futro i sztuczną skórę za kolejny kontrakt. Niemniej rozumie polecenia.-
Kobieta oczywiście była
zjawiskowa i wyposażona w wysuwany wirtualny wizjer na twarzy. Cacko technologiczne poza zasięgiem finansowym kogokolwiek na stacji na której obecnie Vincent mieszkał.
Obok niej usiadł chudy
białowłosy “elf” z fryzurą na irokeza.
- Może Alfons będzie mógł pomóc. Ma lepsze czujniki. I przez chwilę… wychwyciłam go na skanerze.- dodała Jeanne, a białowłosy dodał.- Alfons to osobisty robot szefa, z wbudowaną matrycą osobowości. Jest niezależny od statku, więc o ile nie ładował baterii powinien być na chodzie. My nic nie wiemy. Mieliśmy nocny trening, gdy nagle wszystko poszło się… a właściwie co się stało? Utknęliśmy tam… światła zmieniły się na awaryjne, grawitacja padła… i nikt nie przychodził z pomocą.-
- Pozwólcie mi się zeskanować skanerem medycznym, a po tym was opatrzę - zwróciła się do odnalezionej dwójki Vika, wyciągając znów urządzenie.
I zabrała się do roboty.
- Pokaż gdzie skaner wychwycił droida - Sanchez przysunął się do Jeanne.
Skaner wskazał niewielki uraz (skręcenie kostki) stopy u mężczyzny, dosyć poważną utratę krwi u kobiety. Zatamowała ranę prowizorycznie, ale to nie było optymalne rozwiązanie. Na szczęście Vika miała cały zestaw medyczny ze sporą ilością środków opatrunkowych przydatnych w takiej sytuacji. Tak i autoinfuzor z pseudokrwią który dało się bez problemu doczepić do skóry.
- Będę musiała podać ci krew… a opatrunek na razie jest prowizoryczny, mam pytanie, czy jesteś w stanie tak się poruszać? Bo chyba lepiej byłoby go zmienić już na naszym statku, niż w tych warunkach, którym średnio do odpowiedniej sterylności… - Vika sugestywnie rozejrzała się po pomieszczeniu ze zgruzowanym sufitem na ziemi. Na szczęście dla biolożki, autoinfuzory były przeznaczone do pracy w takich “bojowych” warunkach. Niemniej nie szkodzi nieco nastraszyć pacjenta, by brał sytuację poważnie.
Kobieta nieco zbladła, mruknęła coś o nielubieniu igieł, ale się zgodziła. - Emm… jakoś pójdę ze wsparciem. Tak jak mój… instruktor… też potrzebuje wsparcia.-
- Gdzieś… tam… moje czujniki gdzieś tam go wykryły. - następnie wskazała palcem pokazując ciągnący się dalej korytarz. - To tylko krótkie wykrycie sygnału było. Bez Cyntii…- wzruszyła ramionami. - Mam mizerny zasięg i kiepską jakość.-
- Zajmijmy się jeszcze twoją nogą - Vika zwróciła się do trenera. - Dam coś na miejscowe uśmierzenie bólu i chyba najlepiej będzie usztywnić mimo wszystko, by nie ryzykować pogłębienia urazu.
- Ok…- odparł z uśmiechem trener patrząc jak biolożka zajmuje się jego stopą. Ten widok wywołał ironiczny uśmieszek u Jeanne.
- Cyntia? - Sanchez podjął temat. - Lokalna AI? Wyślesz ze mną Ramzesa? Pomoże mi odnaleźć Alfonsa.-
- Tak, tak… oczywiście. - zgodziła się Jeanne.
- Poradzisz sobie? - spytał Viki - Idę szukać bossa. Kici, kici… chodź! Szukaj! Szukaj!
- Tak, w razie czego wezwę was do pomocy… - odparła Vika, kończąc opatrywanie trenera.