Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-11-2023, 13:53   #191
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Festag, ranek, msza

Z wierzchu mnich nie wyglądał niebywale. Standardowo nosił swój habit, ale obwiązał sobie czarną szarfę wokół ramienia. Natomiast wystroił się nieco na obiad u Pirory. Ciemne spodnie i czystą czerwona koszula. Niby nic wyjątkowego, jednak zważając jak rzadko widać mnicha w innych kolorach niż szaro-brązowy, będzie się pewnie wydawał niczym najbarwniejszy ptak.
Psalmy w wykonaniu aktorki były nie lada urozmaiceniem.
Jednooki zaczął rozglądać się po wiernych za Matką Somnium i innymi duchownymi. Czasem reakcja na świecką osobę na podium potrafi dużo powiedzieć.

Z tego co widział to przybycie diwy było zaskoczeniem dla całego miasta. Nawet plebs co mógł jej nie znać ani nie słyszeć wydawał się być poruszony jej pięknem, czystością głosu i okazywanym szacunkiem wobec tubylców. Wiele głów się wychylało aby spróbować dojrzeć aktorkę lepiej ale póki ona była tam, daleko z przodu, przy ojcu Absalonie i matce Somnium to widać było tylko jej ogólną sylwetkę. W czarnej, żałobnej sukni, z wąską talią i ufryzowanymi, włosami w barwie miodu. No i dla konserwatystów zbyt dużym dekoltem w tej czarnej sukni chociaż poza świątynią to taki krój by pewnie nie był uznany za zbyt śmiały.

Otto nie był na tyle znaczną osobistością aby zajmować miejsce w pierwszych rzędach. Zwłaszcza teraz jak od paru tygodni wciąż było sporo gości spoza miasta i to tych znacznych i bogatszych jakich też trzeba było gdzieś umieścić. Przemieszali się oni z tuzami tego miasta jakie zasiadały w pierwszych rzędach. Wśród nich mnich dostrzegł tam czy tu postacie w habitach lub kapłańskich szatach ale niezbyt wiele. Zapewne należeli do świty tego czy tamtego rycerza jaki przyjechał na turniej nie wiedząc, że ten zostanie odwołany z powodu żałoby po księżnej.

Też miał zbyt daleko do ołtarza aby dostrzec detale twarzy kapłanów i śpiewaczki. Jednak to co widział sugerowało, że wszystko przebiega rutynowo i wśród nich zaskoczenia nie było widać. Przynajmniej w głosie czy mowie ciała. Ot dzisiejsze psalmy i pieśni zamiast zwyczajowego chóru jaki nadawał ton wiernym dzisiaj występowała von Treskow. Ale jej talent i żwawość w połączeniu z niespodzianką jaką było jej przybycie dodały jakby nowe tchnienie w wiernych i dało się wyczuć zaciekawienie i chęć poznania czegoś nowego.

No cóż, najwyraźniej pycha czy innego "grzeszki" nie siedziały, aż tak płytko w serduszkach kapłanów. Grzecznie więc spędził resztę mszy. Po zakończeniu razem z resztą tłumu opuścił świątynię i ruszył w stronę kamienicy Pirory. Pora było milej spędzić ten religijny dzień.


Festag, przedpoludnie, kuchnia


Otto uścisnął dłonie Khornitów i zdjął z siebie habit. Okazując kolory, których chyba nikt nie widział nigdy na mnichu.
- Przyznam, was się tu nie spodziewałem, ale cieszę się, że jesteście. - uśmiechnął się do wojowników po czym przytulił Lilly I Dornę - Witajcie moje drogie, piękne dla mego Pustego Oka jak zawsze.

W przeciwieństwie do Anniki jaka coś chyba nie przepadała za czułymi przywitaniami to obie mutantki wręcz przeciwnie. Dorna dała się uściskać i uśmiechnęła się ciepło w podziękowaniu okazanie tylu sympatii. Zaś Lilly była bardziej wylewna, oddała uscisk i pocałowała go w policzek śmiejąc się przy tym wesoło.

- No, no, się wystroiłeś jak indor. - zaśmiała się Łasica dostrzegając mało codzienny strój kolegi. - Mam nadzieję, że nie tylko dla oka i tam na dole staniesz na wysokości zadania. - dodała rozbawiona a jej dobry homor rozlał się na większość towarzystwa. Może poza Silnym który obdarzył ją cierpkim spojrzeniem. Drugie posłał koledze bo Rune też się roześmiał z dowcipu łotrzycy.

- Ano jesteśmy. - burknął łysy kiwając głową. I zanurzył łyżkę w kolejnej porcji kaszy z gulaszem.

- Dziewczyny tak ładnie zapraszały to szkoda było odmówić. A poza tym jak już i tak dostałem łomot za tamtą nocną akcję to też chciałbym mieć z tego nieco przyjemności no a dziewczyny chyba po to nas zapraszają. - Rune widocznie nie miał takich obiekcji do integracji z koleżankami jakie zdradzał jego herszt. I zachowywał się swobodnie i pogodnie. Niewiele robiąc sobie z jego krytycznie karcącego spojrzenia.

Mnich trącił delikatnie biodrem Łasicę.
- Jeżeli jesteś tak zainteresowana, to pewnie znajdziemy jakieś ustronne miejsce przed główną imprezą. - Otto zerknął na Silnego - Nie martw się, będę miał siły na robotę wieczorem.

- O, doprawdy? Jesteś pewien? Nie będziesz zbyt zajęty? A co z tym ślubem co nam wczoraj obiecałeś? - liderka slaaneshytek jak zwykle była skora do flirtowania i bardziej bezpośrednich zabaw. I chociaż przyznała dość wyzywającą pozę to dało się wyczuć sympatię w głosie. Kończąca swoje przebieranki Burgund też spojrzała na nich z zaciekawieniem obserwując przebieg dyskusji. Zaś Silny niemo siknął swoją łysą głową do słów jednookiego.

Otto objął Łasicę w pasie i zaczął z nią powoli się obracać w imitacji tańca.
- Och, a masz już wybrankę serca? Jakąś urodziwą bladolicą, którą zabrałabyś przed ołtarz? - ujął łotrzyce za dłoń i wykonał nią piruecik - No patrzcie, a któż to tak cię zaciekawił?

Łotrzyca zawirowała jak fryga, że aż ładnie było popatrzeć. Zaś jej roześmiane oczy i usta wyglądały bardzo obiecująco. - Z tego co Soria mówiła to mamy mieć loterię miłości z tymi ślubami! - roześmiała się szczerze jakby ta pikantna zabawa już ją nastawiała bardzo pozytywnie.

- Tylko właśnie jeszcze nie wiemy kto tam będzie na dole. Bo tam w salonie to teraz mają tą diwę i tą drugą, i Kamila i Fabi z dziewczynami no i Laura nawet. No i jeszcze nie wiadomo kto z tego będzie. Ale co tam! Niech się dzieje co chce ja już odpoczęłam po zabawie z Gnakiem i resztą to mogę się bawić znowu! - liderka slaaneshytek była w wyśmienitym humorze i chyba do głowy nie brała sobie, że ktoś czy coś mógłby zepsuć jej te świetnie się zapowiadające modły żałobne ku czci zmarłej księżnej. Nawet te nie do końca pewne osoby jakie dzisiaj wizytowały u Pirory dodawały smaku do tych oczekiwanych zabaw.

- No daj spokój, musisz mieć jakiegoś faworyta? Tylko nie mów Soria, to oszukiwanie. - mnich znowu objął Slaaneshytkę - Onyx? Fabienne? Strupas? - Otto pokazał język dając na znak, że ostatnia sugestia była żartem.

- Strupas? No nie przesadzaj, nie jestem aż tak zdesperowana. Nie wiem czy nawet Fabi by go chciała. A przecież wiesz, że ona rzadko komuś odmawia. - Łasica sapnęła na myśl o baraszkowaniu ze śmierdzącym garbusem. I nawet myśl o tolerancyjnej w tej kwestii bretońskiej kochance nie sprawiła aby straciła wątpliwości aby którakolwiek z nich miałaby na to ochotę.

- A Soria no oczywiście, że tak! - roześmiała się dla odmiany a oczy jej się rozpaliły na myśl o niecnych zabawach z wężową księżniczką. Tutaj i Burgund raźno pokiwała głową więc czerwona milady pewnie mogła liczyć na nie w roli swoich kochanek. - No i mam nadzieję, że dzisiaj mi nie poskąpi wdzięków i uwagi. Oczywiście przyjmę każdą rolę jaką będzie miała ochotę, to taka radość móc spełniać jej życzenia i obcować z nią podczas takich zabaw! - brzmiało jak wyznanie wiary, miłości i oddania jednocześnie więc zapewne także łotrzyce uważały, że córka Soren to całkiem osobna kategoria poza wszelką konkurencją śmiertelniczek.

- Fabienne tak, bardzo chętnie. Już cały tydzień nie zamykałam jej w dybach i nie batożyłam. Onyx też, czemu nie. Albo Oksana. One to potrafią sprowadzić niewolnicę do prawidłowego poziomu. - nawet rozgadała się na temat potencjalnych partnerek na dzisiejsze zabawy i temat zdawał się jej pasować. Pomimo, że wymienione kobiety były z różnych warstw społecznych i miały całkiem inne preferencje i charaktery to łotrzyca w każdej z nich umiała dopatrzyć się czegoś przyjemnego i interesującego.

- Byle nie z tą rudą małpą bo mam ją na co dzień to bym chciała coś nowego. - udając kpinę wskazała na stojącą obok rudowłosą oszustkę z ferajny na co ta trzepnęła ją karcąco w tyłek. Co wywołało u niej rozbawiony śmiech.

- Ona się ślini do tych nowych. Tych od teatru. Widziałyśmy je przez chwilę jak wchodziły na górę. Też mam na nie ochotę. Oby dały się zaprosić do wspólnej zabawy tam na dole. Chociaż słodką Kamilką to też bym nie pogardziła. - Burgund przejęła pałeczkę rozmowy i zdradziła koledze swoje preferencje jak i swojej kamratki. Ta energicznie przytaknęła głową, że się z nią w pełni zgadza.

- Dobrze jest próbować nowych smaków. - przyznał mnich - Ta sama, która śpiewała na mszy nie jest częścią trupy z naszego planu hodowlanego?

- One? Nie no coś ty? Kto ci tak powiedział? My mamy nadzieję się z nimi zabawić, poznać lepiej no i kto wie? Jak damulki lubią chodzić na burdelowe kurwy to przecież takie u nas mamy i może nawet dałoby się je przystać do nas? - obie łotrzyce chyba się zdziwiły na pomysł zasiania nowych szlachcianek jakie były na górze. Ale Łasica jak zwykle zdradzała jawną niechęć ze wszystkim co dotyczyło dziedzictwa Oster.

- No właśnie. Poza tym nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu. Na razie to poza Onyx nikt się z nimi jeszcze nie całował ani nic więcej. I dobrze by było je zaprosić do zabawy na dole. Tylko znowu trochę tak głupio aby dziewczyny zostawić same sobie. - Burgund poparła koleżankę i też chyba miała ochotę na zabawy w loszku gospodyni i to najlepiej z nowo poznanymi gośćmi. Ale też osobom spoza spisku trudno by było wyjaśnić obecność kopytnej z męskim przyrodzeniem czy szaroskórej z kolcami. A chyba łotrzycom żal było zostawiać je same bez odpowiedniego towarzystwa.

- Słyszałam, że niektóra szlachta to tak jest zdegenerowana, że po domkach myśliwskich to robi orgie z mutantami i zwierzoludźmi i oddaje cześć plugawym bogom. Tylko nie wiemy czy te na górze są aż tak zdegenerowane. - Łasica nachyliła się i ściszyła głos parodiując szeptane plotki pospólstwa. Bo to akurat był dość znany schemat takich pogłosek. Tyle, że niezbyt często sprawdzał się w praktyce. To, że się sprawdzał akurat w przypadku ich i ich koleżanek nie przesądzało, że goście ze stolicy prowincji będą miały podobnie.

- Zawsze możemy to wyjaśnić kostiumami. Pirora przewodzi teatrem czyż nie? Lub rzucimy ją chłopakom na pożarcie. - zaproponował mnich.

- No jak to chłopakom!? A my?! - Łasica prawie dosłownie podskoczyła na myśl, że khornici mieliby używanie z tymi damulkami z góry a ona nie. - Otto nawet tak sobie nie żartuj. Będę zawiedziona jeśli nie uda się jej ściągnąć na dół. Tak samo jak się ściągnię ale nie spróbuję. - rzekła trochę spokojniej wcale nie ukrywajac, że ma ochotę poznać się osobiście z dwiema gwiazdami saltmundzkiego teatru.

- A kostiumy… Może, może… Albo jakiś makijaż… - Burgund spojrzała na dwie koleżanki siedzące przy stole jakie pochodziły z jaskini odmieńców.

- Można też jej zawiązać oczy. My tak czasem u Pirory robimy jak jest jakaś jej koleżanka. Wtedy ja ją biorę tylko muszę się pilnować aby nic nie mówić. Petrę von Schneider tak brałam z raz czy dwa. - liliowłosa podpowiedziała możliwe rozwiązanie chociaż i ono nie było pozbawione wad. Spojrzały jeszcze na szaroskórą.

- Mi nie zależy na tych nowych. Mogę być z wami. Albo z Frau Fabienne. Ostatnio była dla mnie bardzo dobra i miła. - Dorna też chciała chyba jakoś pomóc nie chcąc się narzucać. I chyba miło wspominała swoje pierwsze zabawy z bretońską szlachcianką jakie miała w zeszłym tygodniu.

- Podejrzewam, że Fabienne również zależy na tych nowych. - przyznał mnich - Trzeba będzie je wybadać. Może są bardziej otwarte na nietuzinkowych partnerów.

- Oby, oby Otto. To by nam bardzo ułatwiło zabawy z nimi. Nawet Lilly i Dorna by miały używanie bez żadnych komplikacji. - Łasica tym razem zgodziła się z wnioskami kolegi i takie wyjścia uznała za najodpowiedniejsze.

- Dobra ale teraz to my bierzemy tace i zasuwamy na górę. Jak chcecie to chodźcie z nami. - dodała jakby przypomniała sobie po co się z kamratką przebrały za te młode kelnerki. Podeszły do stołu i zaczęły nakładać przygotowane butelki i kieliszki na tacę. Miały w tym widoczną wprawę ale przecież już nie raz na oficjalnych przyjęciach gospodyni pełniły podobną rolę.


Festag; przedpołudnie, salon


Mnich skłonił się przed nowo przybyłymi kobietami, kiedy został przedstawiony. Pozwolił im jednak rozmawiać ze sobą do momentu żądania lady Treskow. Mnich się chwilę zastanowił po czym wystąpił z tłumu.

- Lady Odette, jako dama teatru na pewno uwielbiasz legendy, opowieści i bajki. Proszę pozwolić, że przedstawię się dokładniej. Otto i tak jak mówiła madame Von Dyke, pracuję obecnie w hospicjum. Zanim jednak trafiłem do tego miasta służyłem w zakonie Zamkniętego Oka. Nasz klasztor znajdował się w okolicach Altdorfu, a nasza misja była sponsorowana przez samą inkwizycję. Mieliśmy wertować wszelkie księgi, zwoje i kartki w poszukiwaniu korupcji mrocznych bogów północy i nie tylko. Mogę przyznać, że moja głowa jest pełna opowieści, od których włos się jeży, żołądek przewraca się z obrzydzenia, lędźwia palą, a umysł wariuje. Pytanie czy i którą chciałabyś usłyszeć?

Gdy jednooki odezwał się pierwszy przerywając tą chwilę milczenia to i diwa zwróciła na niego uwagę. Słuchała z zaciekawieniem ale początek chyba nie wywarł na niej jakiegoś wrażenia bo trudno było coś wyczytać z jej okolonej miodowymi włosami twarzy poza wyczekiwaniem. Ale gdy Otto do kończył wyglądała, że poruszył jej ciekawość chociaż trochę bo widać to było po jej twarzy.

- Znasz opowieści co lędźwia palą, umysł wariuje a włos się jeży? No ciekawe, ciekawe. To radam ich wysłuchać. Może będzie to dobry materiał na jakąś nową balladę albo poemat? - zachęciła go do opowieści ciepłym słowem i życzliwym uśmiechem.

Jednooki kultysta zastanowił się chwilę, spojrzał w sufit wertując pamięć.
- Lament Zdrajcy. To dawna legenda, o pysze elfów i upadku jaki sprowadziła. - Otto odchrząknął, wziął oddech i rozpoczął.
- Dawno temu, zanim Sigmar rozpoczął swoje wojny, aby zjednoczyć Imperium, elfy posiadały tu swoje kolonie. Jednym miastem, którego nazwa padła w niepamięć, a ruiny zostały przejęte przez dzicz, rządziła piękna elfia księżna. Jej włosy były niczym platyna, a skóra niczym złoto, oczy były ciemne jak opal, jej uśmiech łamał serca, jej smutek niszczył dusze. - mnich się delikatnie uśmiechnął - Niektóre opowieści opisują ją dokładniej. Jej łabędzią szyję, uda, którymi nęciła nie jednego zalotnika i biust, którego żadna suknia nie była w stanie w pełni ukryć. - kultysta rozejrzał się po zgromadzonych zanim wrócił do opowieści - Jednego dnia łowcy księżnej przynieśli jej niecodzienne znalezisko. Człowieka, jednego z okolicznych plemion. Jednak ten był inny od typowych dzikusów, jego oczy błyszczały intelektem, jego ciało było niczym wyrzeźbione, jego dusza pachniała magią, a jego głos… - Otto westchnął - Kiedy zaczął przemawiać, cały dwór zamilkł. Księżna była uraczona znaleziskiem i przyjęła człowieka na swym dworze, a w nocy w swoim łożu. Dwójka kochanków wiła się na jedwabnym posłaniu, księżna ujeżdżała swego gościa niczym dzikiego ogiera. Ich rozkoszy towarzyszyły egzotyczne zapachy kadzideł, pieszczoty najdelikatniejszego puchu w pościeli, no i igraszki dodało pikanterii polewanie torsu mężczyzny i biustu księżnej strużkami wosku z świec wokół łoża elfki. W końcu, kiedy oboje dotarli do kulminacji swej rozkoszy, oboje wydali z siebie krzyki ekstazy, ale jego został natychmiast zduszony. Wosk z największej świecy, zbierajācy się całą noc, został wlany wprost do gardła człowieka. - mnich pozwolił nagłemu zwrotowi akcji zawisnąć w powietrzu - Człowiek, istota, która w pamięci księżnej uczyła się kontrolować ogień, miałaby wzbudzać podziw jej pobratymców? Taka arogancja wymagała kary! Mężczyzna przeżył, ale zdrada księżnej odebrała mu głos. Wściekły, rozgoryczony w bólu i żądzy zemsty zaczął się modlić. I ktoś odpowiedział, mrocznych bogów zainteresowała sytuacja człowieka i zaoferowali mu zemstę na księżnej i jej podwładnych. Nie wymagał przekonywania. W przeciągu nocy, wszystkie elfy, mężczyźni, kobiety, dzieci i starzy zostali wybici co do jednego i nabici na pale i włócznie. Ktoś by pomyślał, że ustawienie ciał było losowe. Jednak, kiedy wiatr zawieje odpowiednio i zacznie się przemieszczać między zastygłymi ustami, dziurami w ciałach i otwartymi gardłami, można było usłyszeć dawną melodię… Lament Zdrajcy. - z tym mnich zanucił głośnio przeciągłą melodię.

- Oh! Jaka piękna, poruszająca historia! I miłość, i zdradza, i żądza, i tragicznie piękni kochankowie, śmierć i zemsta! No i nadprzyrodzone moce! Wspaniała historia, Otto, dziękuję, że mi ją opowiedziałeś! - od początku śpiewaczka słuchała tej opowieści z zainteresowaniem i dała się jej pochłonąć. A gdy mnich skończył klasnęła w dłonie i wyraziła swój zachwyt. A ten wydawał się szczery.

- No i elfy! Elfy są takie piękne! Co prawda za bardzo zadzierają nosa i traktują nas jak małe, niezbyt mądre dzieci no ale istotom tak doskonałym mogłabym to wybaczyć. Zwłaszcza jakby to był ktoś tak wyjątkowy jak ta złota księżna. Włosy jak perły, oczy jak opale, biust jak marzenie i uda do nęcenia kochanków? No jak tu się nie zakochać w tak pięknej istocie! I ten mąż też musiał być niczego sobie jak zrobił takie wrażenie. I te zabawy z woskiem! Uwielbiam zabawy z woskiem! I inne też. Ah, jakże bym tam chciała być i hasać razem z nimi! - diwa z entuzjazmem komentowała tą właśnie usłyszaną opowieść chyba wcale nie przejmując się konwenansami. Nowo poznane koleżanki też uśmiechały się z życzliwością i kiwały głowami.

- Rzeczywiście Otto. Bardzo piękna historia. Jak widzisz udało ci się poruszyć naszego znamienitego gościa. Zresztą nie tylko jego z tego co widzę. - o Sorii można było próbować zapomnieć bo siedziała w narożniku i zwykle milczała. Teraz jednak gdy się odezwała jakoś dziwnie to przypominało ton władczyni jaka przemawia do swojego dworu i gości. W oczach widać było aprobatę a na ustach lekki uśmiech zadowolenia. Gdy się odezwała większość głów skierowała się ku niej i przyznała jej rację.

Mnich skłonił się przed divą.
- No cóż pani, chętnie spróbowałbym teatru kiedyś. Może byśmy mogli razem spróbować odegrać kilka scen. - Otto uraczył Odette łobuzerskim uśmiechem, po czym spojrzał na Sorię, kiedy ta się odezwała - Dziękuję czcigodna, mam nadzieję iż tobie też podobała się opowieść. Zważając, że większość kolonii elfów było nadmorskich, możemy być niedaleko ruin tego miasta.

- Elfy to są znacznie bliżej. Mamy małą kolonię morskich elfów u nas w mieście. Nawet z niektórymi udało mi się poznać nieco lepiej. Miałam koleżankę, Ilarię Świetlistą no ale niestety ona jest nawigatorem więc wiosną odpłynęła z miasta. Szkoda bo nawet się zaprzyjaźniliśmy. - Pirora odezwała się aby doprecyzować jak to na miejscu jest z tymi morskimi elfami. A kultyści mogli pamiętać, że czasem wspominała ową złotowłosą, elfią nawigator z jaką udało się jej zawrzeć w zimie cieplejsze relacje.

- U nas w Saltmundzie też bywają. Ale to te z lasu na zachodzie. Niestety nie tak często jakbym sobie życzyła ale za to podczas moich wizyt w Marienburgu spotkałam ich o wiele więcej. I w Erangradzie też. Wspaniała nacja, wspaniała. I taka piękna i dostojna. Wiele możemy się od nich nauczyć. - diwa pokiwała swoją miodową głową i też zdradziła co nieco o swoich doświadczeniach ze starszym ludem jaki nie był w Imperium tak popularny jak krasnoludy.

- A te sceny owszem, czemu nie. Zwłaszcza ta z woskiem no i jak macie tu jakieś ponętne elfki czy pięknych mężczyzn to oczywiście też bardzo chętnie ich poznam. Ale właśnie może macie tu jakieś rozrywki jakimi można by się uraczyć nie tylko w powieściach? Przyznam, że ta żałoba mi nie na rękę. Nie można organizować żadnych bali, przyjęć, polowań, fajerwerków ani koncertów. No chyba nie chcecie abym tu u was umarła z nudów? Jak sobie radzicie w tych okropnie nudnych warunkach? - diwa zwróciła się tym razem do otaczającej ich rzeczywistości i wydawała się zaciekawiona jak sobie tubylcy z nią radzą. Nie było tajemnicą, że Neus Emskrank nie ma co się pod tym względem równać ze stolicą prowincji z jakiej przyjechała gwiazda estrady o miodowych włosach.

Mnich chwilę się zastanowił, czekając czy ktoś zarzuci jakimś pomysłem. Po chwili znowu się odezwał.
- Niestety, tak jak spostrzegłaś milady, nasze miasteczko jest dość małe i nie oferuje wielu rozrywek, szczególnie teraz kiedy jesteśmy w żałobie. Ja dla zabicia tej wszechobecnej nudy zająłem się rysunkiem. Jeżeli to by cię zainteresowało, mogłabyś spełnić rolę modelki dla mnie i może, któraś z naszych koleżanek chciałaby spróbować sił, lub przyłączyć się do ciebie?

- Ja nie chwaląc się troszkę maluję Na przykład ta oto “Syrena” jest moja. Zaś ta oto rudowłosa piękność była moją modelką. Zaś Kristin, ta co nam otworzyła drzwi, użyczyła twarzy tej syrenie. - Averlandka podchwyciła temat bo malarstwo było jednym z jej koników. A sama aktywnie malowała jakiś obraz co jakiś czas. Zaś owa “Syrena” była jej pierwszym obrazem jaki namalowała w zimie jeszcze jak mieszkała w gospodzie zaraz po przyjeździe. Artystki teatralne z zaciekawieniem spojrzały na obraz atrakcyjnej półryby z niepokojacym, morskim tłem.

- Ładna. Podoba mi się. I taki śmiały, z odkrytymi piersiami. Śmiały, śmiały. Podoba mi się ta bezkompromisowość. I ty dziewczyno byłaś modelką? - diwa odezwała się po chwili kontemplacji dzieła sztuki. I obraz chyba przypadł jej do gustu. Po czym spojrzała w kierunku łotrzycy przebranej za tutejszą służkę.

- Tak milady. To był dla mnie prawdziwy zaszczyt i przygoda. Nigdy wcześniej nie byłam modelką. - Burgund uderzyła w usłużne, miłe dla ucha tony tak jak to by oczekiwano od dziewki służebnej zwracającej się do wielkiej pani. Ta skinęła głową i znów spojrzała na obraz. W końcu się uśmiechnęła chytrze.

- A wybacz kochana ale czy mogłabym porównać orygniał z malunkiem? - zapytała grzecznie gospodyni. Ta z uśmiechem pokiwała twierdząco głową.

- Ależ naturalnie kochana. Burgund pozwól no tu proszę. I pokaż no się jak pani sobie życzy. - szlachcianka o lekko piegowatej cerze i jasnych, blond włosach zwróciła się do koleżanki z kultu. Ta skinęła grzecznie, wstała i poprosiła Łasicę aby jej pomogła rozsupłać węzeł w gorsecie. Potem idąc na środek pokoju go zdjęła. A gdy już bła przed aktorką ściągnęła koszukę. I spod niej wyskoczyły jej jędrne, apetyczne grągłości. Diwa przywitała to z uśmiechem zadowolenia i rzeczywiście zaczęła porównywać z obrazem.

- Piękne. Naprawdę piękne. Obie się postarałyście. - pochwaliła zarówno modelkę jak i malarkę. Tą pierwszą wezwała gestem do siebie co Burgund skwapliwie wykonała. A von Treskow ochoczo zaczęła dłonią sprawdzać te jej obie wypukłości. Ku widocznemu zadowoleniu obu stron oraz tej obserwującej.

- No widzę, że macie tu coś ciekawego do roboty w wolnych chwilach. Może i bym była zainteresowana. Ale coś bardziej żywiołowego i emocjonującego? Bo jak jest leniwe popołudnie to można postać czy posiedzieć dla odpoczynku ale co zrobić jak energia nas rozpiera? - zapytała znowu miodowłosa zerkając po kolei na zebranych gości. Patrzyła na nich nieco ironicznym i wyzywającym spojrzeniem cały czas nie odrywając dłoni od piersi półnagiej modelki. A ta już zaczęła zdradzać pierwsze objawy podniecenia.

Mnich podszedł do Averlandki i delikatnie ją trącił.
- To twoje przyjęcie więc nie będę się wybijał. Może pokażmy jej loszek?

- Myślisz? - odszeptała nieco piegowata blondynka. Przygryzła wargę w zamyśleniu i spojrzała pytająco na Fabienne. Ta zaś znów na diwę jaka z widoczną wprawą bawiła się jędrnymi wypukłościami Burgund z czego obie strony zdawały się czerpać sporo przyjemności.

- Możemy. Tylko dajcie mi chwilę bo ja się muszę przebrać na te zabawy w loszku. - powiedziała czarnowłosa na co blondynka skinęła głową. Bretonka zaś wstała i przeprosiła mówiąc, że zaraz wróci. Wstała i wyszła z salonu ale chyba tym nikt się nie przejął. Więc Pirora chciała jej chyba kupić więcej czasu.

- Zapewniam cię Odette, że Burgund tam na dole też ma całkiem ciekawe rzeczy. - zwróciła się do nowej koleżanki. Tą to widocznie zainteresowało.

- Doprawdy? - zapytała spoglądając z zaciekawieniem na dół modelki skryty pod suknią. Ta zaś uśmiechnęła się sympatycznie, skinęła głową i zaczęła gmerać przy zapięciu sukni. Po chwili ściągnęła ją i odrzuciła na wolne krzesło. Zaś sama stanęła w nieco wyzywającej pozie w samej bieliźnie, trzewikach i pończochach.

- No kochanie, rzeczywiście wyglądasz jak modelka. - rzekła zachwycona jej figurą aktorka bez skrupułów oglądając każdy widoczny detal kobiecej anatomii. A ta równie chętnie prezentowała swoje wdzięki.

Mnich podążał za wzrokiem aktorki po czym zerknął na Pirorę i Łasicę.
- Nie tylko ona ma nie lada kształty do pokazania. Przyłączycie się do Burgund moje drogie?

- Ja to może na dole. - zaśmiała się cicho młodziutka Averlandka. Pomysł chyba jej się spodobał ale jednak starała się trzymać wyznaczonej roli. Łasica zaś miała minę jakby ją kamratka wykolegowała i teraz pierwsza ma okazję skorzystać z zainteresowania sławnej diwy. Spojrzała pytająco na gospodynię a ta wzruszyła ramionami jakby oddawała jej pałeczkę decyzyjności. Jeszcze Marissa zwróciła na siebie uwagę gdy na chwilę przeprosiła i wyszła z salonu. Zaś liderka slaaneshytek wstała i podeszła do stojącej na środku dwójki.

- Proszę tylko spojrzeć milady, klacz pierwsza klasa. Do tego już wytresowana i wyuczona różnych sztuczek. - zachęciła Łasica stając za swoją prawie nagą koleżanką i prezentując jej wdzięki niczym sprzedawca zachwalający swój najlepszy towar. Gdy prezentowała jej posłuszeństwo bezceremonialnie złapała za rude włosy a właścicielka chociaż jęknęła cicho to dała się prowadzić tej dłoni. Co więcej całkiem przyjemnie dla oka i ucha jęknęła. Podobnie gdy dłonie włamywaczki ścisnęły jej medalowe półkule aby pokazać jakie są zdrowe i jędrne. A potem gdy dłoń koleżanki zjechała na dół w jej bieliznę albo gdy mocno trzepnęła ją w pośladki.

- O, bardzo ładny tatuaż. - diwie chyba spodobało się to małe, prywatne przedstawienie bo patrzyła na to ze spojrzeniem pełnym satysfakcji i aprobaty. Zwróciła też uwagę na wężowy tatuaż jaki wyhylał się na podbrzuszu spod bielizny półnagiej łotrzycy. I wydawało się, że cała trójka ma się ku sobie więc już opowieści Laury czy Onyx co się działo u nich w zamtuzie wydawały się teraz bardziej realistyczne. Ale konsumpcję tego pokazu przerwał oklask blond gospodyni.

- Może się tak nie rozpędzajmy. I skonsumujmy ten posiłek w dogodniejszym miejscu. - powiedziała Pirora i wstała z miejsca. Obie artystki wydawały się być tym zaciekawione podobnie jak panna van Zee. Prawie wszyscy wstali i podążyli za swoją averlandzką przewodniczką robiąc wesoły tumult gdy schodzili najpierw na parter a potem do piwnicy.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-11-2023, 13:54   #192
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


- No wreszcie zaczyna się dziać coś ekscytującego. Tak myślałam, że jak macie te dwie ślicznotki to wiecie jak lubię się zabawić. - oznajmiła rozbawiona lady Odette wskazując na dwie pracownice zamtuza jaki ostatnio odwiedziła. Te roześmiały się wesoło kiwając głowami. Ale już zeszli na poziom piwnicy i van Dake poprowadziła do drzwi jakie kultyści dobrze znali ale reszta była tu pierwszy raz.

- Wiem, że mamy tu prowincjonalne warunki więc błagam o wybaczenie, robiłam co mogłam aby urządzić to miejsce w przytulny kącik. Będę wdzęczna za wszelkie pomysły i uwagi tak światłych dam z naszej stolicy co można by jeszcze poprawić. - odparła blondynka niczym znakomity wodzirej zapowiadający główny gwóźdź programu. Chyba się udało bo trójka szlachcianek wydawała się jawnie zaciekawiona. Po czym van Dake otwarła drzwi i weszła do swojego prywatnego loszku. A za nią reszta. Oczywiście kultyści już tu bywali przynajmniej po kilka razy ale trójka nowych gości była tu pierwszy raz. Więc dopiero teraz miały okazję widzieć te wszystkie klatki, pejcze, obroże, haki i resztę wyposażenia do niewolenia bliźniego dla obópólnej satysfakcji.

- Ależ to jest bardzo piękne! No! Nareszcie jakieś miejsce warte odwiedzenia na tym krańcu świata! Właśnie na takie rozrywki liczyłam! - Odette roześmiała się szczerze i zachowywała się jak mała dziewczynka co musi wszystkiego dotknąć, zobaczyć, podnieść, obejrzeć nawet jeśli takie zabawki na pewno nie powinny się znaleźć w rękach bogobojnych obywateli.

- To ty masz takie rzeczy? I nic nie mówiłaś? - Kamila wydawała się być nie mniej zdziwiona wyposażeniem tego prywatnego lochu koleżanki. Zwłaszcza, że znały się od zimy całkiem dobrze ale tym blondynka dotąd jej się nie pochwaliła.

- Fabi? Ty też? Ojej jak ślicznie wyglądasz! - diwa odkryła bladolicą Bretonkę jaka rzeczywiście się przebrała. W kostium ślicznej pokojówki jaki ładnie podkreślał i jej usłużną rolę i kobiece kształty.

- Fabi jest u nas najnędzniejszą z nędznych i najpodlejszą z podłych. I uwielbia to. Więc proszę sprawcie jej i sobie przyjemność i używajcie jej jak tylko macie ochotę bo inaczej będzie jej przykro. - powiedziała pół żartem pół serio gospodyni a bretońska koleżanka roześmiała się szczerze i ochoczo potwierdziła to kiwaniem swojej czarnej głowy.

Mnich podążył za zgromadzeniem. Loszek już nie robił na nim takiego wrażenia. Spojrzał na slaaneshytów i innych gości, którzy za nimi podążyli. Zwrócił się bezpośrednio do lady Odette i Kamili.
- Cieszymy się, że będziecie dziś z nami. Dziś jest wyjątkowy dzień. Ciągła żałoba nie pozwala nam na dużo, a ostatnio wzięła nas chęć na odrobinę romantyzmu. Dzisiejszego dnia odbędą się śluby naszej małej rodzinki. Oczywiście zapraszamy, aby również wziąć udział.

- O, śluby? Cudownie! Uwielbiam śluby! A kto z kim? - Odette klasnęła w dłonie z ekscytacji i radości. Kamila pokiwała głową, że się z nią zgadza i też czekała na odpowiedź podobnie zaintrygowana jak jej ulubiona diwa sceniczna. Violette zaś cały czas wydawała się najbardziej milcząca i stonowana.

- A to zobaczymy. Podążając pomysłem naszej przepięknej Sorii, odbędzie się losowanie par. Wszelkie mieszanki dostępne. - zapewnił mnich - To oczywiście nic wiążącego.

Gościnnie zaproszone damy zdziwiły się tym pomysłem. Ale spojrzały pytająco na czerwoną milady. Ta dostojnie skinęła głową uśmiechając się przy tym oszczędnie.

- Ale to te śluby to tak między sobą? Ale przecież tu są prawie same kobiety! - diwa chciała się upewnić czy właściwie rozumie ideę owych zaślubin.

- I to z różnych klas społecznych. - dorzuciła van Zee bo chociaż część z nich należała do szlachty to łotrzyce czy ladacznice już na pewno nie.

- Ty tylko taka zabawa. Dla rozrywki. Na dzisiejsze spotkanie. Ale mamy też paru kolegów gdyby ktoś wolał. Albo do celebracji tych zaślubin. - Soria wyjaśniła jak to sobie wyobrażają przy okazji wspominając, że nie wszyscy goście to ci co właśnie przyszli z salonu na piętrze.

- Oh! Śluby pomiędzy kobietami! Ależ to cudowny pomysł! Bardzo ekscytujące! Oczywiście, że bardzo chętnie wezmę w tym udział! No wreszcie tu dzieje się coś interesującego! - zawołała radośnie Odette jakby stała u progu nowej przygody.

- No jak to taka zabawa to ja też bym mogła spróbować. - zgodziła się ciemnoskóra córka kapitana portu.

- Bardzo wam dziękujemy i jesteśmy wdzięczni, że do nas dołączycie. - wężowowłosa milady podziękowała grzecznie swoim nowym gościom i dała znak aby przyprowadzić grupkę czekającą dotąd w kuchni. Zaś Pirora zaczęła robić karteczki z numerami aby przygotować tą ślubną loterię.

Mnich wyjaśnić kilka spraw.
- Jako jedyny z naszej grupki z jakimkolwiek powiązaniem z klerem, będę prowadził ceremonię. Będzie podążać typowymi tradycjami, ale odrobinkę je modyfikujemy, aby dodać wszystkiemu pikanterii. Po zaślubinach planujemy przejść od razu do nocy poślubnej, masowo oczywiście. Tylko ostrzegam, pomysł jest Sorii gdyż lubuje się w podbieraniu pań młodych ich wybrankom, więc proszę się nie dziwić jeżeli dokonacie aktu cudzołóstwa już pierwszej nocy.

- Ja myślę, że akt cudzołóstwa byłby dla mnie zaszczytem i ogromną przyjemnością! - Kamila zapewniła gorliwie patrząc z uwielnieniem na czerwoną milady. Ta skłoniła jej się lekko i dostojnie ale jak zwykle powstrzymała się od gwałtowniejszych reakcji.

- Brzmi bardzo ekscytująco. Zdam się na was jak już macie to obmyślone. Obiecuję nie grymasić i się nie fochać. - obiecała Odette równie zadowolona z takiej nowej przygody.

- W takim razie zapraszam do mnie, muszę was policzyć i będziemy losować kto poślubi kogo. A ty Otto przygotuj się do ceremonii. - Pirora zaprosiła gestem i głosem do siebie. Koleżanki chętnie się przy niej skupiły i dało się poznać radosny tumult przyjemnego oczekiwania gdy trwało tam to liczenie i wrzucanie małych karteczek do niewielkiej czary. Zaś Łasica w tym czasie przyprowadziła grupkę czekającą do tej pory w kuchni. Oprócz mutantek. Podeszła do Otto i nachyliła się do niego.

- A co z dziewczynami? Na razie ich nie sprowadzałam. Mam je tu przyprowadzić? - szepnęła cicho wskazując wzrokiem na trójkę szlachcianek spoza zboru. Bo przybycie trójki khornitów z których jedna była smukłą, czarnowłosa kobietą dorzuciło swoje trzy grosze do radosnego szczebiotu szlachcianek.

Mnich się chwilę zastanowił. Po czym stanowczo kiwnął głową.
- Przeproś je tylko ode mnie, że nie będą paniami młodymi. Będą natomiast pomagać mi w ceremonii. Sprowadź je tutaj bez koszul, ale ciągle w spódnicach, bez majtek.

- Dobrze. - Łasica zgodziła się i szybko z powrotem wyszła na zewnątrz. A tymczasem trwał radosny harmider gdy los dobierał kolejne pary. Onyx z Kamilą, Łasicy przypadła Odette czym ta pierwsza wybuchnęła triumfalnym śmiechem jakby już wygrała główną nagrodę. Burgund przypadła Fabienne, Annika z Laurą zaś ostatnią wylosowaną parą miały być Marissa i Pirora. Vilette wolała przyjąć rolę obserwatora no a milady Soria jaka miała zamiar podbierać panny młode niejako miała być poza tym wszystkim. Reszcie przypadła rola świadków tej uroczystości. Chociaż wyglądało na to, że i im przypadnie w udziału komsupcja związku nowożeńców nawet jeśli nie od samego początku. Zresztą chyba obie strony na to liczyły. W końcu przyszły też Dorna i Lilly, na w pół rozebrane i nieco onieśmielone ale i zaciekawione panującą tu radosną atmosferą.

Mnich wyciągnął ręce do dwóch mutantek.
- Podejdźcie moje drogie. - ujął dłońmi naznaczone kobiety i ustawił je odpowiednio Dornę po swojej lewej a Lilly po prawej, zwrócił się również do nich cicho - I nie bierzcie sobie do serca co teraz powiem.
Mnich odchrząknął.
- Przedstawiam wam Lilly i Dornę. Dwie kobiety, których zepsucie i rozpusta duszy naznaczyła ich ciała. I my dziś zaskakujemy w tym zepsuciu. - Otto uśmiechnął się - Celebracja będzie wyglądała następująco. Zadam wam, wszystkim bo nie ma co tego przeciągać, dwa pytania, na które odpowiecie potwierdzająco. Następnie pozwolę wam na pocałunek, po czym ucałujecie biust Dorny na znak miłości do kobiecości i piękna, a potem berło Lilly na znak zepsucia i rozpusty. - uścisnął pośladek kopytnej mrucząc jej do ucha - Pokaż im swoje berło… - pozwalając aby jego ciepły oddech popieścił ucho i kark mutantki.

- Tak? No dobrze. - Lilly odszepnela nieco niepewnie. Przesunęła się spojrzeniem po twarzach młodych kobiet jakie ich otaczaly. Większość z nich znała a one ją. W końcu były z tego samego zboru i już nie raz się razem bawiły. Ale trójka szlachcianek była tu pierwszy raz i spotykały się pierwszy raz. A wiadomo było, że objawy zepsucia powinno się pietnowac, zwalczać i niszczyć. Więc mutantka była niepewna ich reakcji. A ta była różna.

- O, jaka ciekawa karnacja. I fryzura. - Odette z zaciekawieniem i bez skrępowania przyglądała się półnagim odmieńcom. Póki były w spódnicach to szarość i kolce Dorny bardziej rzucały się w oczy. - A ty masz piękne włosy. Takie nietuzinkowe. No i nie tylko włosy. - przyjrzała się Liliowłosej i chyba nie tylko uroda jej twarzy przypadła jej do gustu.

Po minie Violette niewiele można było wyczytać. Poza uważnym skupieniem. Za to Kamila miała dość niepewna minę. Jakby nie wiedziała co zrobić i powiedzieć. Ale podeszła do niej Soria i wręczyła jej kielich co na chwilę odwróciło jej uwagę.

To chyba dodało otuchy Lilly bo uśmiechnęła się i zaczęła gmerać przy zapięciu spódnicy. W końcu przesunęła rozcięcie tak aby było na środku i jak tam wsadziła dłoń to wydobyła swoje przyrodzenie jakiego kobieta mieć nie powinna. Oczywiście kultyści o tym wiedzieli ale znów nie było wiadomo jak się zachowają goście.

- Oo! To ty dziewczyno jesteś aż tak uzdolniona? I to widzę całkiem sporym talentem. Aż się nie mogę doczekać aż będę mogła go spróbować. - miodowłosa zamrugala swoimi pomalowanymi powiekami i rzęsami ale wciąż wydawała się podekscytowana jak u progu nowej przygody. Białowłosa impresario nadal milczała chociaż uśmiechnęła się lekko kącikiem czerwonych ust. I tylko ciemnoskóra córka kapitana portu wydawała się coraz bardziej zmieszana.

- Ale… Ale to jest… - wydukała mając kłopot z wysłowieniem się.

- Dar od bogów. Bardzo rzadko się to zdarza ale czasem trafi się ktoś wyjątkowy. Cieszę się, że Lilly jest to razem z nami. Mam zamiar później jej skosztować. Mam nadzieję, że przyłączysz się do mnie? Byłoby mi bardzo przyjemnie. - Soria zaczęła swoje wężowe zaloty delikatnie przesuwając palcem po odkrytym ramieniu Kamili i mrucząc jej do ucha. Ta jeszcze chwilę wahała się ale w końcu dała się skusić na harce ze swoją ulubioną milady. Za co dostała w nagrodę czuły, delikatny pocałunek w swoje pełne usta. Łasica krzyknęła coś triumfalnie i dała znak aby panny młode ustawiły się do ceremonii.

- To jest coś czego zaznasz jedynie z nami, moja droga - zapewnił mnich. Kiedy pary zebrały się przed nim uniósł ręce ku górze.
- Moi kochani, zebraliśmy się dzisiaj, aby połączyć zebrane przede mną kobiety w pakcie hedonizmu I rozkoszy. Rozpustnice, czy przysięgacie wziąć wybraną wam kochankę i czerpać z niej tyle przyjemności, ile bólu? Piękna, co ochydy? Ekstazy, co głodu?

- Tak, przysięgamy! - odezwał się chór kobiecych głosów. Chociaż niezbyt składny i z różnym natężeniem. O ile większość ladacznic ochoczo poddała się nastrojowi chwili to taka Annika czy Kamila wciąż wydawały się mieć wątpliwości. Jednak nie na tyle aby odstąpić od zabawy w zaślubiny.

- Oj, tak, przysięgam, że cię wezmę! Chodź tu! - Łasica odkąd wylosowała Odette wydawała się wręcz pijana od tej radości. I nie omieszkała tego udowodnić gdy wreszcie miała okazję skonsumować ten związek. Złapała miodowłosą i zdecydowanym ruchem przyciągnęła do siebie po czym wpiła się w jej usta swoimi. Chociaż tak często łotrzyca lubiła w takich zabawach być pokorna i uległa to tym razem to wszystko znikło. I zdradzała ona cechy lidera jaki może zdominować swoją partnerkę jak i resztę grupy. Zaś von Treskow chyba nie była temu przeciwna i nadal traktowała to jak wspaniałą zabawę. Dała się złapać łotrzycy i całkiem chętnie oddała jej długi, namiętny pocałunek. Aż reszta panien młodych zaczęła bić brawo zupełnie jakby uznały ją za parę główną.

Onyx też potrafiła być dominująca i taką rolę zwykle przybierała wobec swoich klientów u siebie w zamtuzie. A więc też przejęła inicjatywę z ciemnoskórą szlachcianką. Ale z wyczuciem i bez nachalności bo mimo bliskości Sorii milady van Zee jeszcze nie całkiem oswoiła się z sytuacją. Usta i dotyk kurtyzany zdawał się jej pomagać w oswojeniu się z tym wszystkim. Burgund i Fabienne miały ze sobą nie pierwszy raz do czynienia więc też wszystko poszło gładko. Obie okazywały sobie wiele uczucia i zaangażowania, że aż miło było popatrzeć. Laura Larwa i czarnowłosa służka bretońskiej małżonki imperialnego kapitana spotykały się po raz pierwszy. I tutaj też ta bardziej doświadczona w takich sprawach kurtyzana zaczęła swoje manewry. Herold Norry z początku była dość oszczędna w ruchach i okazywaniu emocji ale cierpliwość i umiejętności partnerki sprawiły, że dość szybko zaczęła zdradzać większe zaangażowanie. Zaś Priora i Marissa przypadły sobie do gustu od początku i różnica w oficjalnym statusie społecznym nie miała dla nich żadnego znaczenia.

Po tych pierwszych pocałunkach i uściskach przyszła kolej oddać cześć dwóm asystentkom Otto. I znów pierwsza wyrwała się Łasica. Pociągnęła ze sobą Odette i razem stanęły przed szaroskórą. Ta popatrzyła na nie trochę niepewnie ale pewność siebie i naturalny wdzięk Łasicy zrobiły swoje. Sama z siebie pocałowała ją mocno w usta po czym schyliła się aby oddać cześć jej odkrytym piersiom o nietypowej i raczej mało zdrowej barwie. Na koniec roześmiała się i klepnęła mutantkę w tyłek co naturalnie rozluźniło atmosferę. Po niej miodowłosa partnerka bez skrupułów postąpiła podobnie. Co mocno pomogło rozluźnić się Dornie.

- Pokaż Lilly co ty tu dla nas masz dzisiaj. - powiedziała łotrzyca przystając przed liliowłosą. Też zaczęła od pocałunku i było widać i czuć, że mają się ku sobie. Stojący obok Otto widział wszystko z pierwszego miejsca i czuł. Czuł przyjemny aromat jakiego jeszcze przed chwilą tu nie czuł. Kopytna tak pachniała gdy zaczynała się rozgrzewać i pocić z podniecenia. Po czym włamywaczka uklękła przed nią i uroczyście pocałowała sterczące przyrodzenie koleżanki. A nawet więcej! Wzięła je w usta po całości ku obopólnej satysfakcji co jeszcze bardziej podgrzało atmosferę. Po niej zaś Odette postąpiła podobnie. Wydawało się, że bawi się świetnie i obecność mutantek nie robi na niej wrażenia a nawet uważa to za świetną zabawę.

Po tej pierwszej parze kolejne stawały przed obiema mutantkami i składały hołd ich plugawości. Ponownie Kamila się przed tym zawahała ale niezawodna czerwona milady dała jej przykład gdy sama z lubością pocałowała usta i piersi Dorny. A później sterczącą męskość liliowłosej kobiety. Widząc to córka kapitana portu przełamała swoje opory i poszła w jej ślady. Oficjalny pierwszy etap zaślubin dobiegł więc końca. Zaczęto wznosić wiwaty i składać sobie gratulacje jakby to były prawdziwe zaślubiny.

Otto przyłączył się do gratulacji po czym objął w pasie obie mutantki i zbliżył się z nimi do grupy "nowożeńców".
- Cieszy mnie wasze uradowanie, ale zwlekaliśmy już chyba wystarczająco. Pora na noc poślubną! - z tym pchnął delikatnie obie naznaczone kobiety w sam środek zgromadzenia, sam natomiast delikatnie się cofnął i podszedł do Sorii.
- Poszło lepiej niż sądziłem. Dziękuje za wsparcie przy Kamili, czcigodna.

- Oh nie ma za co. Młodziutka jeszcze jest i niewiele jeszcze widziała. A niewiele miałam czasu aby ją do nas przekonać po całości. Liczę, że dzisiaj i później troszkę się przekona do nas bardziej. - milady jak to miała w zwyczaju nieco wycofała się z największego tumultu aby móc obserwować całą grupkę swoich dwórek i gości.

- Bardzo ładna ceremonia Otto. Jak chyba zresztą sam widzisz spodobała się. Zaskakująco dobrze. - slaaneshowa syrena w swojej ludzkiej formie nie wyróżniała się odmiennością od innych młodych kobiet. Spojrzała w kierunku Violette jaka też obserwowała scenę ale sama nie zamierzała się w nią chyba mieszać. W przeciwieństwie do jej przyjaciółki z jaką przyjechała do miasta. Odette bowiem bardzo ochoczo zaczęła etap personalnej integracji zupełnie jakby co tydzień tutaj bywała. Wcale po niej nie było widać wstydu czy zachamowań. Kamila też powoli się rozkręcała ale na pewno nie tak szybko jak estradowa diwa. Nieco na uboczy stała lub siedziała męska część tego zebrania chłonąc to widowisko jakie rozbudząło emocje. Na razie Tobias, Rune, Silny czy Joachim mieli role widzów ale chyba nawet im to odpowiadało, że koleżanki zaczęły tą zabawę same. Zwłaszcza jak mieli obiecany współudział nawet jeśli nie od razu.

Zaś dwie mutantki szybko znalazły się w centrum uwagi i dzięki pomocy licznych koleżanek ze zboru poszło to całkiem gładko. Dornie pomogły zdjąć suknię i gdy ta stała wśród nich bez niczego Fabienne całkiem ochoczo uklękła przed nią i zaczęła jej dogadzać ustami. Za to Lilly wzbudziła nieco więcej zamieszania. Gdy bowiem zdjęła długą spódnicę ukazały się jej nogi. Nawet obwiązanie onucami nie mogło tego ukryć. Nie było widać kopyt ani różowego futra ale sam kształt raczej zwierzęcych pęcin niż ludzkich łydek rzucał się w oczy.

- Oo, to tu jeszcze tak masz? Oj Lilly jesteś pełna niespodzianek! - Odette szybko to zauważyła ale chyba wzięła to za dobrą monetę. Chętnie dotknęła odkrytych ud i zjechała niżej na te onuce. Obie łotrzyce pomogły je ściągnąć i nawet gdy już ukazała się sromota koleżanki, jej futrem pokryte łydki i kopyta aktorki jakoś to nie przeraziło. Roześmiała się serdecznie i z lubością zaczęła dotykać tego miękkiego futra. A gdy znów nieco się uniosła aby dobrać się znów do przyrodzenia stojącej nad nią kobiety odkryła wężowe znamię jakie tam się znajdowało.

- Bardzo ładny wzorek kochanie. - pochwaliła ją nim nie wyraziła swoich pochwał w bardziej dosłowny sposób. I zabawa zaczęła się już na całego. Panny młode i obie mutantki coraz bardziej mieszały się ze sobą rozdziewając się nawzajem z ubrań i tworząc coraz to mniejsze grupki, pary i trójkąty. Jeśli któraś zdradzała wcześniej jakieś opory czy wątpliwości to teraz nie było po nich śladu. Wężowy duch opanował je całkowicie i wszystkie oddały się bezecnemu wyuzdaniu.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-11-2023, 21:24   #193
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 47 - 2519.07.19; fst; przedpołudnie - zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Bursztynowa 17; kamienica Pirory
Czas: 2519.07.19; Festag; popołudnie
Warunki: salon, gwar głosów, jasno, ciepło; na zewnątrz: dzień, pogodnie, łag.wiatr; umiarkowanie (0)


Wszyscy





https://i.imgur.com/OsgrRq2.jpg


Humory dopisywały. Ale nie było się co dziwić. Zwykle jak ludzie byli na świeżo po smakowaniu i poznawaniu swoich ciał to opanowywało ich przyjemne rozleniwienie i poczucie wspólnoty. Tak było i tym razem. Więc gdy się bez pośpiechu i po kawałku pstrokate towarzystwo znów zebrało w salonie gospodyni tym razem był tu już wstawiony i nakryty stół przy jakim mogli rozsiąść się goście. Nie wszyscy jeszcze byli w pełni ubrani jak wówczas gdy się spotkali tu kilka dzownów temu zaraz po przyjeździe ze świątyni aby odprawić “psalmy żałobne na cześć przedwcześnie zmarłej księżnej - matki”. Teraz jak znów tu siedzieli tylko przy wspólnym stole to wciąż było widać smukłe udo tam, zbyt odkryty dekolt tu i panowała bardzo przyjacielska atmosfera. Wyglądało na to, że wszyscy uczestnicy zabaw w prywatnym loszku Pirory bardzo się ze sobą zbratali. Więc przy obiedzie dominowały uśmiechy, anegdotki i sprośne dowcipy. Nawet khornici zostali na ten obiad i wydawali się być zintegrowani z resztą grupy nawet jeśli większość z nich stanowiły slaaneshytki. Na świeżo wspominano sobie różne zabawne lub godne zapamiętania urywki z własne zakończonych zabawy.

- To diwy teatralne mają takie ładne i odważne tatuaże? - pytała zaciekawiona Łasica swojej panny młodej. Bo gdy orgia na dole się rozkręciła na tyle aby pozbyć się swoich ubrań to okazało się, że miodowłosa aktorka ma nietypowy ale wymowny tatuaż na swoim łonie. Nieco niżej niż obie tutejsze łotrzyce, na tyle nisko, że bieliza powinna go skutecznie zasłonić i przecież na co dzień nie biegało się w samej bieliźnie. Tatuaż przedstawiał ponętne, czerwone usta w koronie, kusząco rozchylone co bardzo przypadło do gustu nie tylko łotrzycom. Otto zaś mógł na własne oczy przekonać się, że podobnie ozdobione kobiece łono widywał w swoich snach chociaż wtedy nigdy nie widział twarzy właścicielki.

- Mam nadzieję, że nie! Przecież po to go sobie zrobiłam aby był wyjątkowy! - roześmiała się von Tresckow i z rozbawieniem przysunęła do ust swojej małżonki widelczyk z kawałkiem ciasta. Co ta przyjęła z ochotą, że aż przyjemnie było popatrzeć.

- No a nasza milady to oh i ah! Palce lizać! Tak mnie wytrzęsło, że myślałam, że mi mózg wyskoczy. Ale oczywiście gdyby milady miała ochotę na powtórkę to jestem do całkowitej dyspozycji! - Odette też nie mogła się nachwalić nad żywotnością i urodą córy Węża. Nawet nie przestraszyło jej to gdy ta nieco zmieniła swój wygląd, dokładnie to obdarzyła się sama jak najbardziej męskim przyrodzeniem. I to bardzo dorodnym. A potem tak jak zapowiedziała dopilnowała aby panny młode miały uda ściekające od jej nasienia. Właściwie nie tylko uda. I trudno było się pogubić w tym galimatiasie ciał czy naprawdę każda panna młoda miała z nią przyjemność ale jeśli nawet nie to chyba niewiele brakowało. A przy stole coś żadna nie skarżyła się ani nie miała zażaleń. Chociaż takie sztuczki już jawnie zdradzały jej nadnaturalne pochodzenie lub posługiwanie się jakąś plugawą magią.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Mam nadzieję, że wiesz, że jesteś tu zawsze mile widziana. Jak zresztą także wy moje piękności. Oczywiście będę zaszczycona jeśli będziecie łaskawe o mnie pamiętać przy jakichś wizytach. - wężowowłosa chociaż dopiero co wróciła z harców w loszku jako jedyna wydawała się zachowywać mniej więcej nienaganny wygląd. Chociaż jej pełny biust wystawał kusząco frywolnie ukazując stanowczo zbyt dużo jak na damę z dobrego domu. Przy niej jednak jej dwórki i goście były w znacznie bardziej zdekompletowanych ubiorach bo jeszcze nikomu nie chciało się ubrać porządnie jak do wyjścia. Ten moment jednak zbliżał się i pewnie po wspólnym obiedzie ludzie zacznął się rozchodzić do swoich domów i spraw.

- My też jesteśmy gośćmi szacownego Herr van Zee i jego wspaniałem córki. - Violette wskazała na ciemnoskórą piękność jaka niedawno harcowała w loszku razem z nimi. Wydawało się, że jej zauroczenie wężową milady trwa i dla niej skłonna jest na bardzo wiele. Łącznie z uczestnictwem w wyuzdanych orgiach w prywatnym loszku koleżanki.

- Naturalnie, możecie mnie odwiedzać nawet bez zaproszenia. Wcale nie musimy czekać na wieczorek poetycki. Przecież to w drugiej połowie tygodnia! - Kamila była skora do podtrzymania znajomości i zażyłości na obecnym etapie. I gorliwie obiecała zrobić co się da aby znów móc przeżywać takie przygody zwłaszcza z wężową milady.

- To może jutro? Fabi nas odwiedza w Wellentag. Uczymy się obcych języków. Ja ją uczę estalijskiego a ona mnie bretońskiego. Przynajmniej tak oficjalnie po to się spotykamy. - Pirora od razu zaproponowała spotkanie na dzień jutrzejszy.

- Jeśli o mnie chodzi to jestem jak najbardziej za! Uwielbiam wam służyć! To takie poniżające i ekscytujące! - Bretonka była jedną z tych które ubrały się najmniej i wciąż siedziała w skórzanej obroży z podpiętą smyczą jakby chciała w niej pochodzić jak najdłużej. Zrobiło się głośniej i weselej gdy tak padały kolejne propozycje spotkań i sposoby jak by można obejść zakaz spotkań i wesel z powodów żałoby. Wydawało się, że szlachetnie urodzone damy mają całkiem sporo pretekstów aby się ze sobą spotkać. A co by robiły podczas tych prywatnych spotkań to już była ich sprawa. Jednak te właśnie zakończone zabawy dawały pewne pojęcie jak to może wyglądać w sprzyjających okolicznościach. Ludzie spoza śmietanki towarzyskiej mieli tutaj trudniej bo aby zachować pozory trzeba było za każdym razem wymyślić jakąś wymówkę aby ktoś taki miał się spotkać z taką nadobną szlachcianką.

- Cudownie było was spotkać. Nawet nie wiecie jak się obawiałam, że nie będzie tu dla mnie żadnych rozrywek na odpowiednim poziomie. Na szczęście widzę, że Pirora i Soria stanęły na wysokości zadania z nawiązką. Cudowne przyjęcie! Dawno się tak dobrze nie bawiłam! - diwa o miodowych włosach miała naturalny autorytet i dar do koncentrowania na sobie uwagi. Poza tym już wszyscy wiedzieli jak znaczna jest to persona więc mało rozsądne było ją ignorować. Zwłaszcza jak się dopiero co wspólnie z nimi bawiła tam na dole.

- Bo widzicie ja miałam sny. Już u nas w Saltmundzie. I te sny mnie skierowały tutaj. Bardzo pięknie wyuzdane sny! Uwielbiam takie! No i te sny mi obiecały tutaj rozkosze jakich jeszcze nie zaznałam. A muszę wam powiedzieć, że zaznałam ich bardzo wielu więc to wysoki próg do przekroczenia. No i widzę po dzisiejszym dniu, że chyba jednak sny nie zażartowały sobie ze mnie. I mam nadzieję, że to nie wszystko na co was stać ale powiem wam, że ten pierwszy raz z wami był wyborny. - Odette nie mogła się nachwalić tego przyjęcia i wydawała się być nim w pełni usatysfakcjonowana. Aż promieniała uśmiechem i wesołym spojrzeniem bo zebranych przy wspólnym stole twarzach.

- To prawda. Chciałyśmy spotkać kogoś takiego jak my. Ale nie miałyśmy żadnego punktu zaczepienia. Przyjechałyśmy w ciemno. Ja rozpoznałam ten zamtuz gdzie pracowały dziewczyny ze swoich snów dlatego tam zaczęłyśmy. Wiedziałam, że prędzej czy później wiadomość dotrze do właściwych osób skoro właśnie ten zamtuz mi się śnił. I dlatego musiałyśmy narobić takiego rabanu z tym zamtuzem aby zwrócić na siebie uwagę. Więc jak dzisiaj zobaczyłyśmy tu Laurę i Onyx to wiedziałyśmy, że jesteśmy na dobrej drodze. - Vilette chociaż była o wiele bardziej skryta niż jej koleżanka z teatru to tym razem odezwała się bardziej wylewnie. Obecność dwóch mutantek podczas zabaw jakie wydawały się być zaprzyjaźnione z bywalcami tutejszego loszku oraz czerwona milady co w razie zachcianki mogła być nie tylko kobietą też mogła dać im do myślenia.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Morka ; przed kamienicą
Czas: 2519.07.19; Festag; zmierzch
Warunki: - ; na zewnątrz: dzień, deszcz, powiew; nieprzyjemnie (0)



Otto i khornici






https://i.imgur.com/AjmaREr.jpg


- To tutaj. Tamta brama. - Silny wskazał brodą na widoczną kilka domów dalej wejście. Chyba nie miało zamkniętej bramy i zapewne prowadziło gdzieś na podwórze i całe zaplecze kamienicy.

- To te okna co się świecą. To oni. - herszt okryty kapturem dodał pokazując na widoczne prostokąty oświetlonych okien. Wyglądały dość zwyczajnie. Jak na tą okolicę. Było blisko rzeki, w Południowej Dzielnicy a więc mało ciekawe rejony. Wciąż było widno bo była końcówka dnia. Ale się rozpadało. Deszcz monotonnym rytmem bębnił o bruk, ściany, dachy i kaptury przechodniów. A jeszcze jak jedli obiad u Pirory to było tak słonecznie i przyjemnie! Deszcz jednak nie psuł dobrych humorów. Zabawa na Burstzynowej 17 była przednia i nawet gdy już wyszli na zewnątrz i zostali we własnym gronie to nie było słychać powodów do narzekań. Wręcz przeciwnie! Nawet Silny wydawał się tryskać pozytywną energią. I oczywiście nie mogli przez drogę oszczędzić sobie komentarzy.

- A widzieliście jak ją brałem? Tą Bretonkę. Ale z niej dziwka! Jakbym ją zobaczył w burdelu albo na zapleczu “Kociołka” w ogóle bym nie powiedział, że to szlachcianka! Zwłaszcza jakby była goła! A specjalnie brałem ją na ostro i to wiecie nie tylko tam gdzie he he należy i nic nie jęczała, że nie można albo nie chce! Tak, dobra z niej dziwka. Jak będę następnym razem to też ją wezmę. - Silny do tej pory chyba nie miał za bardzo przyjemności z lady Fabienne to pewnie nawet jak coś słyszał o jej upodobaniach od koleżanek to pewnie nie uwierzył. Dopiero dzisiaj miał okazję się przekonać jaka ona jest i bladolica żona tutejszego kapitana musiała zrobić na nim pierwszorzędne wrażenie. Przynajmniej tak pod kątem korzystania z alkowy. No i chyba nawet podczas takich zabaw w loszku on i Łasica starannie się omijali ale na szczęście dla nich obojga z resztą nie mieli takich spięć i ładnie się z nimi bawili.

- No też ją miałem. Ale mi to ta nasza gwiazda estrady się podobała. Zwłaszcza jak Soria ją brała z jednej strony a ja z drugiej. Uwierzycie? Wszyscy jej czapkują a ja ją brałem jak swoją markietankę w obozie! Ale wyperfumowana słodycz! Nigdy takiej drogiej dziwki nie miałem! - Rune też tryskał entuzjazmem z takiego spotkania. I podobnie jak kolega w iście koszarowym języku nie omieszkał skomentować uroków i talentów partnerek z jakimi miał przyjemność. I można było odnieść wrażenie, że im bardziej obraźliwe epitety lądują pod którąś z nich tym większe zdobyła sobie uznanie w ich oczach.

- Mnie się podobało jak moja pani czyściła mnie ustami po tym jak Soria we mnie skończyła. Albo potem jak Łasica zapięła tą damulkę z estrady w dyby i mieliśmy z niej używanie. A w ogóle jak Soria to robi? Że wiecie, tam jej się to przyrodzenie robi? Najpierw jest jak każda z nas, znaczy kobieta a potem tak jej to zaczyna wyrastać no i już ma czym w nas wchodzić. Znaczy i tak mi się podobało tylko nie widziałam wcześniej czegoś takiego. Nawet nie wiedziałam, że tak można. Jak się z Marissą i naszą panią bawimy w wannie to ja wtedy przypinam sobie taką zabaweczkę i też je biorę. Zwłaszcza naszą panią. No ale to zabaweczka i nic mi nie wyrasta. Dziwne to takie trochę bo to jak z mężczyzną tylko, że też i z kobietą. - Annika szła razem z nimi i też podzieliła się swoimi przemyśleniami na temat kochanków i kochanek z jakimi miała przyjemność.

- Hej a widzieliście Tobiasa? Ha! Bez tych swoich ozdobnych pludrów to już tak dumnie i elegancko nie wygląda! A i jednak ma jakieś ludzkie potrzeby choćby z takimi ladacznicami a nie tylko książki i nauki! - zaśmiał się Rune gdy przeszli do nieco mniej życzliwych uwag o uczestnikach właśnie zakończonej zabawy.

- On to chociaż coś poużywał. A Sigismundus? Nie wiem po co on przyszedł. Widziałam, że raz gadał z naszą milady jak poszła przepłukać gardło i nawet z tą Odette też coś. Ale chyba najwięcej to z tą Violette. Ale, żeby się rozebrać i dołączyć to nie widziałam. - Annika dorzuciła coś od siebie i koledzy pokiwali głowami skrytymi pod kapturami dla ochrony przed deszczem.

- Dobrze, że Strupas nie przyszedł. Jakby się rozebrał to dopiero byłby smród. Od razu by się ta zabawa skończyła! - zarechotał Silny ze swojego żartu ale nurglitami za bardzo się nie przejmował.

Ale co do aptekarza to akurat ten złapał pod koniec spotkania Otto. Jak już na raty tłumek przemieszczał się z loszku na piętro aby się doprowadzić do porządku chociaż tak mniej więcej no i zasiąść do obiadu. Oczywiście chciał wiedzieć czy udało mu się zasiać którąś z koleżanek. Ale to jeszcze było na Bursztynowej, przed obiadem w szlacheckim salonie. A teraz przybyli na miejsce. Tutaj na zalewną deszczem ulicę w jaką przyprowadził ich herszt khornitów. Umilkli i obserwowali chwilę. Ale nic się nie działo. Czasem ktoś przeszedł w kapturze kryjąc się przed deszczem i tyle.

- Dobra wiele do myślenia nie ma. Drzwi pewnie mają zamknięte… - Silny zaczął omawiać plan ale przerwał mu Rune.

- Łasica by się przydała. Ona się zna na drzwiach i zamkach. - powiedział pewnie odruchowo ale z miejsca zarobił od łysego w kapturze bardzo krzywe spojrzenie. Wieć tylko uniósł dłonie w pokojowym geście, że nie było tematu.

- Poradzimy sobie bez tej ladacznicy. - rzekł oschle Silny po czym wrócił do omawiania planu. - Weźmiemy kije i kamienie i rozwalamy okno. Wparujemy do środka i rozwalamy łby. Mamy im dać nauczkę kto tu rządzi. Sami się prosili. - plan rzeczywiście był bez zbędnej finezji ale pasował do maniery ulicznych opryszków. Zwłaszcza tak nabuzwanych energią po tak przyjemnym spotkaniu.

- Ilu ich może być? - zapytał Rune rozglądając się dookoła. Kolega już zakładał kastet na lewą rękę. On sam schylił się i znalazł jakiś kamień wielkości jabłka. W sam raz aby nim cisnąć w okno.

- Może pół tuzina. Może więcej. Ale do bitki to pół tuzina, może nawet mniej. Damy radę szmaciarzom. - burknął lekceważąco herszt i sprawdził czy świeżo nałożony kastet dobrze leży. Leżał.

- Ale to niehonorowo. Tak z nienacka. Jak jakiś lis. - Annika odezwała się pierwszy raz odkąd dotarli na miejsce. I zaskoczyła kolegów bo popatrzyli na nią zdziwieni.

- Co ty bredzisz? Wpadamy tam, robimy łomot i tyle. Nie bawimy się w jakichś durnych rycerzyków. Idziemy tam spuścić łomot. - Silny od razu się zirytował na taką reakcję.

- No tak wiem. Ale powinniśmy to zrobić zgodnie z zasadami. Tak jakby Norra tego chciała. - czarnowłosa rzuciła szybko obronnym tonem aby przekonać kolegów do swojego zdania. Wspomnienie ich patronki zwróciło ich uwagę bo popatrzyli na siebie. Rune wzruszył ramionami i oddał inicjatywę hersztowi.

- Czyli jak? - Silny zapytał krotko dając okazję najmłodszej z nich aby się wypowiedziała.

- Wyzwyjmy ich. Otwarcie. Wyzwijmy ich do walki. I walczmy z tymi którzy mają na tyle jaj aby się z nami zmierzyć. To będzie honorowe. Z tego Norra by była zadowolona. A ataku z zasadzki nie będzie. Nie aż tak jak z otwartej walki wojowników. - pokojówka bretońskiej milady szybko wyłuszczyła jak to sobie wyobraża. To zmusiło jej kolegów do zastanowienia.

- No łatwiej by było z zaskoczenia… - mruknął Rune ale ostateczną decyzję zostawił hersztowi. Ten podrapał się po mokrym od deszczu nosie i miał nie tęgą minę.

- No łatwiej. No ale jak Norra tak chce… - westchnął jakby nie miał co do tego przekonania i wzruszył swoimi masywnymi barami. Po czym wziął kamień z ręki kolegi i wyszedł na ulicę. Ten widząc co się dzieje ruszył za nim a Annika po krótkim spojrzeniu na Otto też. Silny jak już się zdecydował to nie bawił się w jakąś finezję. Cisnął kamień przez szybę do środka aż huknęło rozbite szkło i wrzasnął.

- E! Chabeciarze! Jak który chce dostać w pysk to wyłazić! Wybijemy wam te kłamliwe gadki z tych durnych łbów! No już jazda frajerzy wyłazić! Silny was wyzywa! Silny i ferajna! - hereszt khornitów zsunął kaptur aż się ukazała jego charakterystyczna łysa głowa. Obok niego stanął Rune i Annika. Oboje zaciskali pięści i gotowali się do bitki. Przez rozbitą szybę było dość dobrze widać zamieszanie w środku. Z początku panowało zaskoczenie tym nagłym atakiem. I były wojskowy weteran razem z zatwardziałym ulicznikiem chyba mieli rację, że gdyby działać z zaskoczenia to mieliby spore szanse na sukces. Jednak gdy to pierwsze zaskoczenie minęło tamci mieli czas aby ochłonąć. A na oko to było ich ze dwa razy więcej niż napastników. Słychać było ich chaotyczne krzyki.

- Co jest?! Kto to? To ten frajer Silny! Chyba zgłupiał! Dawać chłopaki, pojedziemy ich! - na przemian słychać było różne głosy. I widać było jak ci w środku zbierają się, biorą swoje noże, kastety i pałki i wychodzą na zewnątrz. Jeszcze chwila niepewności i przez ową bramę jaką niedawno pokazywał im Silny wyszło właśnie jakieś pół tuzina. Kilka osób, głównie kobiet zostało w bramie aby obserwować to mordobicie. Podobnie w kilku oknach pojawiły się zaciekawione głowy.

- No i doigrałeś się Silny! Teraz dostaniesz to na co od dawna ci się zbierało! - herszt wrogiej bandy wycelował w niego swoją pałkę. A jego kamraci zawtórowali mu przekleństwami i złorzeczeniami.

- Hej patrzcie! Silny ocipiał, dziewczynę przyprowadził aby się za niego biła! - krzyknął któryś z nich jak zorientował się, że jednym z towarzyszy wrogiego herszta jest młoda niewiasta.

- I dobrze, że przyprowadziłeś swoją dupę Silny! Zajmiemy się nią jak skończymy z tobą i tymi twoimi gogusiami! - krzyknął rozeweselony herszt na co reszta zarechotała złośliwymi uśmiechami.

- Taki pewien jesteś? Hej Adria! Nie znudził ci się ten fajfus? Może byś chciała spróbować prawdziwego mężczyzny? Albo kobiety słyszałem, że i z nimi lubisz a my mamy dużo fajnych koleżanek! Zostaw tego tumana i chodż z nami! - Silny widocznie też miał wprawę w tych ulicznych gierkach i wiedział gdzie uderzyć aby bolało. Krzyknął do tej chyba najładniejszej z dziewczyn jakie stały w bramie za plecami swoich kamratów i ta zaśmiała się trochę nerwowo.

- Dobra dość gadania! Bierzmy się za nich! - krzyknęła Annika co wydawała się już bliska pochłonięcia przez czerwony szał.

- Właśnie! Jedziemy frajerów! - krzyknął Silny dobywając swojej ulubionej pałki. I ruszył do przodu. Dwójka jego towarzyszy za nim. Zaś z przeciwka runęła na nich cała rozzłoszczona banda jakich było prawie dwa razy więcej.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Bursztynowa 17; kamienica Pirory
Czas: 2519.07.19; Festag; zmierzch
Warunki: salon, gwar głosów, jasno, ciepło; na zewnątrz: dzień, deszcz, powiew; nieprzyjemnie (0)



Joachim






https://i.imgur.com/vKwF6vk.jpg


Kamienica na Bursztynowej 17 jak zwykle okazała się gościnna dla przyjaciół Pirory. Tym razem też nie można było narzekać a tak znamienicy goście i pełny skład kultystów to się jeszcze nie trafił odkąd Joachim zaczął tu regularnie bywać po tych porannych mszach. Było tak przyjemnie i miło, że aż szkoda było wracać do domu. Niemniej po dość późnym obiedzie towarzystwo stopniowo jednak zaczęło się rozchodzić do domów. Pierwszy wyszedł gruby aptekarz, później grzeczny jak zawsze Tobias, wreszcie khornici i Otto którzy mieli jakąś sprawę do załatwienia. Niedawno pożegnała się lady Fabienne, już znów ubrana w czarną, grubą żałobną suknię jak przystało na damę ze śmietanki towarzyskiej i zabrała ze sobą swoją kasztanowowłosą pokojówkę. Bo Annikę puściła aby poszła razem z Silnym. No i tak po kolei odchodziły kolejne koleżanki. Laura z Onyx bardzo gorąco podziękowały za taką miłą gościnę i obiecały być wdzięczne za ponowne spotkanie i oczywiście obiecały, że gdyby tylko diwa miała życzenie je sobie zamówić to odłożą wszystkich klientów aby móc się z nią spotkać. A i prywatnie też były na to chętne. Pod koniec dnia także Burgund z Łasicą zbierały się już do wyjścia chociaż ta druga miała wyraźne opory aby rozstać się ze swoją panną młodą.

Niemniej atmosfera rozleniwiała się coraz bardziej jakby dla równowagi po tym intensywnym początku dnia. I z początkowych gości zostało już niewielu. Co sprzyjało własnym przemyśleniom i wspomnieniom.

A więc z samego rana zarobił sporo zdziwionych spojrzeń od sąsiadów w tylnych ławkach. Bowiem był zbyt dobrze ubrany aby tam siedzieć i pasował tam jak świni siodło. Powinien usiąść bliżej przednich ławek albo chociaż środkowych to by bardziej pasowało do jego ubioru. No ale poza tymi zdziwionymi spojrzeniami to nic takiego się nie stało. Plebs nie odważył się zapytać kogoś znaczniejszego skąd taka fanaberia aby siadać wśród nich.

Po mszy jak podsłuchiwał rozmowy tu czy tam to okazało się, że przybycie sławnych aktorek ze stolicy oraz występ jednej z nich w zupełności zdominował tematykę rozmów. Każdy się pytał kto to jest, mówił, że pięknie śpiewa i chciał podejść aby chociaż rzucić okiem z bliska na te dwie nietuzinkowe damy. Inne tematy chyba zeszły na dalszy plan. Przynajmniej takie Joachim odniósł wrażenie gdy słyszał od sąsiadów w tłumie to co mówią do siebie.

Rozmowa z van Hansenami nie była taka krótka. Zwłaszcza rodzice Froyi wydawali się być zaniepokojeni zniknięciem ich kolegi. Zwłaszcza w tak tajemniczych okolicznościach. I uznali, że zorganizowanie wyprawy poszukiwawczej to zacna rzecz jaką należy podjąć niezwłocznie. Baron Mikael obiecał, że zajmie się tą sprawą osobiście. Co dawało nadzieję, że tak się właśnie stanie i zorganizuje jakąś wyprawę na bagna. Froya od razu zgłosiła się, że też by chciała w niej uczestniczyć co znów wywołało różnicę zdań między starszym a młodszym pokoleniem von Hansenów.

A już tutaj, u Pirory, to okazało się, że obie damy z Saltmundu są wszechstronnie wykształcone. Ale sztuką magiczną się nie parają chociaż niektóre jej aspekty wydawały im się fascynujace. Zaś w sprawami astrologii były zainteresowane zwłaszcza możliwościami jakie daje ich przewidywanie przyszłości. Tutaj nawet były skłonne posłuchać eksperta o ile ten by opowiadał o tym w zajmujący sposób.

- A co chcesz o niej wiedzieć? Zresztą masz ją tutaj to sam z nią porozmawiaj. - Onyx nie była niedostępna jeśli chodziło o jej ciemnowłosą koleżankę z pracy ale trochę była zdziwiona, że ją o nią pyta skoro tym razem Laura jest tutaj we własnej osobie. Obie pracowały w tym samym zamtuzie i miały w tym doświadczenie. Onyx raczej specjalizowała się w sztuce szpicruty i pejcza ale oczywiście potrafiła też być słodko uległa jeśli klient sobie tego życzył. A Laura nie miała tak dominującego charakteru tak z natury ale oczywiście podobnie jak koleżanka mogła wejść w taką rolę gdy praca tego wymagała. A miała ksywę Larwa bo właśnie “robiła to” z różnymi ohydnymi kreaturami ku uciesze klientów i chyba swojej samej też. Bo te robactwo Oster bardzo sobie chwaliła i miała ochotę na powtórkę. Ale czy by się dała namówić na wycieczkę na Diabelskie Bagna tego Onyx nie miała pojęcia i radziła porozmawiać z samą Laurą.

Zresztą jak na prawie większość dnia jakie spędził w gościnie u van Dyke to miał okazję porozmawiać i z Laurą i Tobiasem i Sigismundisem i nawet z Sorią. Każdy nawet podczas najdzikszych karesów potrzebował chwili odpoczynku czy zwilżenia gardła. A przy obiedzie, tuż przed lub po było też mnóstwo okazji aby z kimś porozmawiać na stronie albo i przy stole. A teraz obie łotrzyce kultu szykowały się już do wyjścia, żegnając się czule z tymi co jeszcze zostali ale zanosiło się, że i trójka szlachcianek wkrótce wróci do rezydencji van Zee gdzie nie było ich od wyjazdu na poranną mszę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-12-2023, 20:07   #194
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


W rozmowie z Hansenami Joachim naturalnie wyraził troskę o stan Barona. Zgodził się, że wyprawa poszukiwawcza to słuszna inicjatywa i jak będzie mógł to nawet sam może wziąć udział. A Froya, jako wyszkolona łowczyni, mogłaby być tam wielce pomocna.

************************************************


Popołudnie; salon; rozmowa z Tobiasem u Pirory.


Joachim w jednym ze spokojniejszych momentów zagadnął Tobiasa i wyszli razem na balkon.
- Czy mi się wydaje, czy to towarzystwo jednak nie jest ci aż tak niemiłe? - uśmiechnął się do kolegi, który wcześniej wielokrotnie wyrażał wrogość do Slaaneshytek.

- Chyba źle mnie oceniłeś kolego. Towarzystwo dam i dobra zabawa z nimi nie jest mi obce. Ale w przeciwieństwie do naszych koleżanek nie jest to dla mnie priorytet. Jak wiesz mam inne zainteresowania. - odparł uczony delikatnie bujając trzymanym kielichem. Obdarzył widoczne w salonie sylwetki kobiet pobieżnym spojrzeniem nie zatrzymując się chyba przy żadnej na dłużej.

- Poza tym uważam, że pomimo niesnasek pomiędzy nami a nimi warto było wykonać ten pojednawczy ruch. Inaczej zyskałyby pretekst, że “z nami się nie ma chociaż nas tak bardzo zapraszały”. No i musimy uśpić ich czujność aby były sądziły, że nas urobiły na swoją modłę i były bardziej podatne na nasze sugestie. - mimo pozorów rozluźnienia i swobodnej rozmowy głowa Tobiasa pracowała na pełnych obrotach gdy nawet przy okazji tak owocnego spotkania widział kolejne ruchy w rozgrywce pomiędzy frakcjami.

- Oczywiście, zgadzam się z tobą, w końcu nasz Patron sprzyja subtelnym działaniom - astromanta skinął głową uczonemu koledze, po czym przeniósł zamyślone spojrzenie w stronę miasta.
- Najważniejsze jest teraz dotarcie do dziedzictwa Vesty - myślisz że będziesz miał trochę okazję rozejrzeć się po Akademii w najbliższych dniach? Ja planuje wyprawić się na chwilę na bagna i wybadać temat.

- Rozejrzeć się będę mógł. Ale czy dokładnie tam gdzie mówiłeś, że trzymają te skrzynię to nie zdziw się jeśli nie. To nie jest publiczna część więc nie bardzo mam prektekst aby tam się kręcić. No i nauczam tam po dwa, trzy, czasem cztery dzwony dziennie. Zależy jaki mam grafik. Mogę to nieco wydłużyć na przykład pod pretekstem wizyty w bibliotece ale mimo wszystko mam nieco uwiązane ręce jeśli chodzi o zwiedzanie. Właśnie dlatego myślałem o naszych uroczych koleżankach aby pokręciły się tam pod jakimś pretekstem. Może nie jako studentki skoro nawet nie są piśmienne ale może jako służba czy ktoś taki. Chyba, że nasze szlachetnie urodzone panny miałyby jakieś możliwości i chęci. I jednak chcesz spróbować z tymi bagnami? A kiedy zamierzasz się tam wybrać? I z kim? - chociaż podczas dopiero co zakończonych zabaw w loszku jaki gospodyni urządziła w piwnicy uczony wydawał się być w pełni zaabsorbowany tą rozrywką to jednak teraz było widać, że swojej niechęci do ładniejszej części zboru za bardzo się nie wyzbył. I dalej miał do nich dość podmiotowe podejście jak do użytecznych narzędzi. Nawet jeśli lepiej to teraz maskował ale jak rozmawiał z kolegą o podobnych zainteresowaniach to pewnie uznał, że nie musi tego robić. Sam zaś był ciekaw jego planów odnośnie podróży ku Diabelskim Bagnom.

- No, oczywiście rozumiem, że nie możesz tak po prostu pójść do miejsca w podziemiach, które dodatkowo jeszcze jest teraz strzeżone. Ale pewnie ludzie o tym plotkują, szczególnie jak pojawili się dodatkowi strażnicy. Ponadto zgadzam się, że to niezły pomysł, by nasze Panie dostały się w pobliżu miejsca gdzie przechowywany jest artefakt - czarodziej w zamyśleniu przeszedł się kilka kroków po balkonie w te i z powrotem - masz jakiś punkt zaczepienia żeby tam weszły, np. jako sprzątaczki? Mnie dopiero mają zatrudnić jako asystenta profesora, ale formalności nie zostały dopełnione.

- A co do bagien, chłopi z wioski przy bagnach poprosili mnie o pomoc, bo śnią o zaginionym tam dziadku, który nie może spocząć w pokoju. Tak, to może być strata czasu, ale może też jakiś znak od naszego Patrona, który ostatnio zsyła sny, więc pomyślałem że warto zaryzykować i podjąć ten temat.

Guwernant uniósł nieco brwi aby okazać nutkę zdziwienia słysząc o tej wiosce ale komentarz zachował dla siebie. Za to skupił się na omawianiu planów związanych z Akademią.

- To już ich można by zapytać. Na krótko to mogą się tam udać z jakąś wiadomością, jako kurierki. To powinno im pozwolić chociaż przekroczyć bramę. Nie wiem czy to coś pomoże ale zawsze coś i niewiele wysiłku trzeba aby to przygotować. A na dłużej to mogłyby się postarać o posadę sprzątaczki, kuchty czy podobnej służącej. Coś podobnego co robiły w świątyni albo Łasica zimą w kazamatach. - odparł jakby miał gotową odpowiedź na to pytanie chociaż przyznał, że trzeba by to z koleżankami omówić.

- Nie wiem czy nie łatwiej by było naszym damom. Pirora mogłaby poprosić o skorzystanie z biblioteki. Nie wiem czy na Kamilę możemy liczyć czy jeszcze nie, wydaje mi się pod silnym wpływem Sorii ale to jednak córka kapitana portu zapewne nie będzie dziwne jeśli pojawi się w Akademii Morskiej. No i jeszcze ta Fabienne. To żona jednego z kapitanów a on jest w jakiejś komisji na uczelni z tego co pamiętam. Ona raczej nie no ale kto wie? Może udałoby się jakoś powołać na tą okoliczność. Pirora kiedyś wspominała, że ona chyba miała coś wspólnego z morzem ale nie pamiętam już tego zbyt dokładnie. No tylko wszystkie one to jednak szlachcianki więc nawet jeśli by weszły do Akademii to nie mają doświadczenia naszych włamywaczek no ale zawsze rozejrzeć by się mogły. Gdyby chciały. - także co do roli błękitnokrwistych koleżanek miał dla nich przewidzianą rolę co do ich urodzenia i pozycji. Jednak zdawał sobie sprawę, że nie dorównują one obu łotrzycom w kwestii oceny zdolności do włamania się. Ale zawsze to mogło dać jakieś możliwości na dowiedzenie się czegoś pożytecznego.

- Tak, dobrze mówisz. - Możemy pogadać z łotrzycami i z Pirorą, z nimi mam najlepsze relacje. Zobaczymy, czy znajdzie się ktoś chętny do pomocy - stwierdził Joachim. Zasugerował, że lepiej aby obaj uczestniczyli w tym planowaniu, chyba że Tobias nie będzie w stanie powstrzymać swojej niechęci do slaaneshytek.


************************************************** ************************************

Rozmowa z Laurą

- Wygląda, ze spotkanie się udało - Joachim zagadnął dziewczynę.
- Cieszę się, że wraz z Onyx do nas dołączyłaś. No i od razu uczestniczysz w tak ważnym projekcie z Dziećmi Oster.

- A tak, też mi się podobało. Nie sądziłam, że od razu trafię na takie osobistości. - zaśmiała się ciemnowłosa ladacznica wskazując wzrokiem na dwie gwiazdy saltmundzkiego teatru jakie rozmawiały z pozostałymi uczestnikami właśnie zakończonej zabawy.

- No i trochę się już wcześniej znałam z Łasicą i Burgund ale tylko z widzenia to było zawsze dobrze spotkać kogoś znajomego. - przesunęła się spojrzeniem na dwie rozweselone łotrzyce jakie też były pogrążone w rozmowie. Właściwie cały salon był dość zatłoczony i część siedziała już przy stole, część na krzesłach albo stała i rozmawiała między sobą podobnie jak mag z kurtyzaną.

- A te dzieci tak, przypadły mi do gustu. Dziwna nazwa ale sam pomysł mi się podoba. Mam nadzieję, że to nie był ostatni raz. - ciemnowłosa kobieta bez żenady podchodziła do sprawy zasiania jaka dla wielu innych obywateli zapewne wydawałaby się straszna i ohydna.

Joachim uśmiechnął się nieco, choć sam ma miejscu dziewczyny nie byłby aż taki chętny na płodzenie potwornych much.
- Biorąc pod uwagę, jak Sigmindus jest zapalony do tej sprawy, to myślę że definitywnie nie był to ostatni raz. A co ci się podobało w tym najbardziej? Podobno ten proces może też nas zbliżać do naszych patronów.

- Jakich patronów? Ktoś to sponsoruje? - zapytała zdziwiona Laura. Skojarzenia związane z tym słowem miała poprawne i widocznie nie znała jego bardziej sekretnego i mrocznego znaczenia. W końcu na razie nie została wtajemniczona w sprawy kultu nawet jeśli całkiem chętnie została nosicielką nasienia jednej z Sióstr.

- Podoba mi się jak się tam ruszają we mnie. To bardzo przyjemne. Chociaż czasem trochę swędzi a tam się nie można podrapać. I trochę gryzą czasem. Ale tak w ogóle to bardzo mi się podoba. Zwłaszcza poród. No i jakie one są piękne, duże i silne! Tak duzych jeszcze nie widziałam! Wspaniałe! No i dlatego bym chciała jeszcze raz. Nie wiem na co ten Sigismundus czeka. Ja jestem gotowa. - Laura szybko jednak przeszła do drugiego tematu i ten ją interesował o wiele bardziej. Całkiem chętnie o nim rozmawiała i zdawała się ignorować możliwość, że kogoś może brzydzić ten temat.

- Hm, słyszałem, że dla tych istot bardzo sprzyjąca jest taka aura jaka panuje na bagnach w okolicach miasta. Ja mam tam pewną sprawę do załatwienia, zastanawiam się czy potentcjalnie mógłbym cię namówić na taką wycieczkę? - zaryzykował czarodziej.

- O. Naprawdę? Nie wiedziałam. No ale tutaj w mieście też dobrze rosną. A wycieczka na bagna? A po co? - sam fakt o bagnach jako czynniku sprzyjającym chyba zaskoczył ciemnowłosą ladacznicę. Ale mimo wszystko chciała wiedzieć coś więcej o takiej wyprawie na bagna bo te mieszkańcom miasta kojarzyły się z nieprzyjemnym i niebezpiecznym terenem na jakim nikt nie mieszkał. Przynajmniej nikt z porządnych ludzi.

Czarodziej zawahał się, jak dużo mógł powiedzieć komuś kto choć zdawał się im sprzyjać, nie był członkiem kultu?
- Umiesz dochować sekretu? Poszukuje czegoś, powiedzmy…skarbu, który może być na bagnach ukryty. Tak, to może być niebezpieczna, ale ekscytująca wyprawa.

- Skarb? A jaki skarb? - ciemnowłosa wydawała się być nieco zaintrygowana tą wzmianką. I chciała rozeznać się dokładniej w temacie. Ale też i Teufelsumpf miały nieciekawą reputację co nie musiało zachęcać do wizyty w tamtym rejonie. Ostatecznie jednak Laura powiedziała, że jak będą się tam wyprawiać to aby dał znać to się zastanowi.

****************************

Joachim wychodząc w końcu od Pirory, stwierdził, że wieczór spędził przyjemnie. Slaaenshytki najwyraźniej znajdowały coraz więcej sympatyków, ale chyba mógł z tym żyć. Przed wyjściem spróbował jeszcze zagadnać Pirorę i łotrzyce czy któraś z dziewczyn dałaby się namówić na pomoc w zwiadzie w Akademii, tak jak ustalił z Tobiasem. A następnego dnia planował udać się w końcu wraz ze swoim ochroniarzem do wioski, gdzie wieśniacy prosili go o pomoc w ustaleniu śmierci dziadka. Miał nadzieję, że nie będzie to zupełna strata czasu, czytanie gwiazd przecież które wcześniej poczynił w tym zakresie wyglądało całkiem obiecująco.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 09-12-2023 o 20:11.
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-12-2023, 15:14   #195
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Festag, popołudnie, kamienica Pirory

Mnich przysłuchiwał się rozmowie kobiet i uniósł brwi na wieść o snach divy.
- To sięga aż Salzmundu? - Otto gwizdnął - To pewnie możemy się spodziewać większej ilości podobnych nam gości. Jeżeli chodzi o sny lady Odette, to przyznam, że od kilku nocy śniłaś mi się ty. Nie wiedziałem o tym wtedy, oczywiście, ponieważ jedyne co widziałem to twe piękne łono i ten wyjątkowy tatuaż. Najwyraźniej twarz nie była, aż tak istotna.- jednooki mnich wzruszył ramionami - Więc chyba przeznaczeniem było, abyście nas znalazły

- Ależ oczywiście, że takie było nasze wspólne przeznaczenie abyśmy się tu spotkali. - miodowłosa przyznała to z całą pewnością siebie jakby traktowała to jak pewnik.

- Tylko jechałyśmy w ciemno bo nie znałyśmy tego miasta więc trudno było z Saltmundu coś przypasować. Musiałyśmy rozeznać się na miejscu. Dlatego to zaproszenie od naszej drogiej Kamili bardzo nam odpowiadało. - Violette wtrąciła swoje trzy grosze ale wyglądało na to, że zgadza się z koleżanką.

- I oczywiście, że mamy barwne towarzystwo. Przecież ja bym się zanudziła bez tego. Ktoś musi dbać o moje wygody i potrzeby, spełniać zachcianki w końcu ile można odganiać sie od wielbicieli i przyjmować od nich wyrazy oddania, szacunku, podziwu i miłości. Albo drogie prezenty. Na dłuższą metę to takie nużące. Niestety tutaj jak poznałam parę rodzin dzięki naszej Kamili to zaczyna się to samo. Wszyscy mnie adorują. Ale oczywiście tak właśnie
należy. Przecież ja jestem Słowikiem Północy. Każdy chciałby się ze mną spotkać, zwłaszcza romantycznie. Więc miło mi, że tu u was jest wreszcie jakaś prawdziwa atrakcja i odmiana po tych bogatych i pełnych przepychu szlachciach co tak naprawdę każdy z nich chciałby mnie kupić swoimi komplementami i skończyć w alkowie. Co oczywiście nie jest niemożliwe, nawet całkiem częstę, też przecież muszę się trochę rozerwać no ale jednak tak bardzo powtarzalne. - lady Treskow zdradzała taką pewność siebie jakby adorację i uwielbienie swojej osoby traktowała równie naturalnie jak oddychanie. Była to mieszanina dumy, pychy i świadomości swojej wyjątkowości. Jednak jej sława zdecydowanie ją wyprzedzała i tylko potwierdzała, że to słuszne podejście. I może właśnie dlatego tak była przyjemnie zaskoczona dzisiejszym spotkanjem. Kamila van Zee zaś uśmiechnęła się wdzięczna za to, że tak sławna diwa pamięta o niej i okazała jej wdzięczność za to zaproszenie.

- I mówisz Otto, że śniłeś o moim pięknym łonie? - zagadnęła milady elegancko dziubiąc ozdobnym widelczykiem kawałek ciasta. - Widzę, że ci się podobało. Nie dziwię się. Wszystkim się podoba. To znaczy którzy je zobaczą oczywiście! No i tatuaż tak, oczywiście, że piękny. Nawet nie wiesz ile razy widziałam zdziwienie na twarzach gdy go widzieli po raz pierwszy! Mało kto się spodziewa, że tam można coś mieć a już na pewno, że ktoś taki jak ja może tam mieć jakiś tatuaż. I to taki kobiecy! - milady wydawała się mile połechtania z docenienie jej gustu i urody. Ale znów aż tak zdziwiona nie była jakby to też była część tradycyjnej adoracji ze strony kochanków.

- No ale to rozbudziłeś moją ciekawość więc opowiedz proszę co tam ci się śniło ze mną w roli głównej. Mam nadzieję, że coś lubieżnego i godnego wysłuchania. - zapytała na koniec zaciekawiona wyznaniem mnicha.

- Może zainspirujesz nasze koleżanki. - odparł mnich na przechwałki divy co do jej tatuażu - Niestety sen był dość nudny, czego bardzo żałuję widząc co potrafisz milady. Widział na przemian łono twoje i Frau Fabienne. Rozłożone zachęcająco przede mną, zapraszające do zabawy. - mnich się uśmiechnął i trochę odruchowo oblizał wargi zanim jakiś myśl przez głowę - Czcigodna, pytanie mam. Czy masz podobne uczucie "znajomości", które czułaś od Fabienne , wobec naszej drogiej divy.

- Obawiam się, że chociaż moja matka wydała na świat mnóstwo potomstwa to nasza utalentowana śpiewaczka nie pochodzi od niej. Ale widzę, że nasza Odette i bez tego jest jakże utalentowana i obiecująca. - Soria uśmiechnęła się leniwie wodząc wzrokiem po siedzącej przy wspólnym stole aktorce. Ta wydawała się być zaintrygowana tą wymianą zdań ale komplement z ust wężowej milady rozpromienił jej lico.

- A tatuaż to widziałam, że koleżanki już mają. Mnie już taki się nie zmieści ale kto wie? Może sobie zrobię jakiś nowy jeśli mnie natchnienie do tego skłon? - miodowłosa zaśmiała się cicho wskazując na siedzące niedaleko łotrzyce jakie też miały tatuaże w podobnym miejscu jak ona chociaż całkiem inne. I z tego powodu było wątpliwe aby mogła sobie zrobić podobny.

- A w tym śnie to tylko tak leżałam? Razem z Fabi? Ale coś robiłyśmy? Coś się działo? - zagaiła o ów wspomniany sen bo wydawała się być nieco rozczarowana takim skromnym opisem.

- Mówisz Pani że sen cię tutaj do nas przywiódł? - zainteresował się Joachim.
- Nie można lekceważyć takich snów, ostatnio wiele osób je ma w tym mieście.

- Tak dokładniej to przywiodły nas karoce oraz usilne prośby Kamili ale tak, sny też miały w tym swój udział. - przyznała rozbawionym tonem miodowowłosa milady. - I też tu macie takie interesujące sny? A cóż takiego wam się śni? - zaciekawiła się wątkiem poruszonym przez nowego rozmówcę.

Mnich chwilę się zastanawiał jak ugryźć temat snu. W końcu postanowił zarzucić zanętę.
- Znaczenie snu znam lady Odette, ale obawiam się, że nie powiem nic co by zachęciło cię do dalszych zabaw. Jedynie widziałem twoje łono i tatuaż. Tak jak widziałem łono Fabienne I jej urocze pieprzyki. - mnich zerknął na Sigismundusa - Razem z kolegą rozpoczęliśmy hodowlę niezwykle egzotycznych owadów. Jednak wymaga ona nosicieli, ludzi którzy zechcieliby zostać domem dla tych maleństw. Więcej na razie nie powiem, ponieważ jemy.

Otto miał wrażenie, że przez towarzystwo zebrane przy stole przeszedł niewidzialny powiew. Jak harty jakie usłyszały jeszcze daleki ale obiecujący albo podejrzany odgłos. Gdy poruszył ten kluczowy dla kultystow temat. Ale może tylko mu się tak wydawało? Może poza Fabienne i Sigismundusem. Ona obdarzyła go ciepłym i życzliwym uśmiechem za ten komplement o swoim łonie ale on przeciwnie. Zapewne zbyt emocjonalnie podchodził do tej hodowli nad jaką od początku miał pieczę aby w pełni zapanować nad sobą. I zamarł z uniesionym do ust widelcem, otworzył szeroko oczy czym zdradzał wielkie napięcie i oczekiwanie na ciąg dalszy rozmowy. Na tyle się to rzucało w oczy, że diwa zawiesiła na aptekarzu nieco dłuższe spojrzenie zapewne zaskoczona taką reakcją. Ale na chwilę bo sam temat rozmowy mimo wszystko bardziej ją zaciekawił.

- Macie jakieś owady dla jakich ludzie są domem i nosicielami? - zapytała z miną i tonem sugerującym, że próbuje to sobie wyobrazić ale chyba ma z tym trudności. Zresztą Kamila czy Violette wydawały się podobnie zdziwione. - Mam nadzieję, że nie chodzi o jakieś wszy? - zapytała tym razem ironicznie i głosem sugerującym, że odpowiedzi twierdzącej wolałaby nie usłyszeć. Laura zaśmiała się cicho ale nie wtrącała się do rozmowy.

- Och, nie. Dorosłe okazy są muchami, ale z nimi kontaktu nosiciele nie musieliby mieć. - mnich wypuścił powoli powietrze, będzie musiał ubrać to jak najlepiej - Hodowla zaczyna się oczywiście od jaj. Muszą być ciągle trzymane w miarę wilgotnym miejscu w temperaturze ludzkiego ciała. Przez tydzień jaja rosną do rozmiaru... Nie wiem, Sigismundusie. Powiedziałbyś palca? Dwóch? Oczywiście grubości.

- Muchami? - diva teatralna uniosła do góry swoje wypielęgnowane brwi w grymasie zdziwienia. A aptekarz mlasnął i nabrał tchu gdy ta za Otto spojrzała na niego. Pewnie czuł ciężar tej wypowiedzi bo odłożył widelec i przetarł usta serwetką jakby chciał zyskać czas do odpowiedzi.

- Emm… Tak. Tak jak Otto mówi. Zaczyna się od jaj. Mamy ich trochę. Chociaż teraz mamy też i dorosłe osobniki. Są bardzo imponujące! Na pewno nie macie takich nawet w waszej stolicy! - grubas chyba zaczął się pocić i mówił z oporami. Ale gdy wspomniał o tym sukcesie hodowcy do jakiego zdołali już dotrzeć twarz mu się rozpogodziła i głos nabrał pewności. Zwłaszcza, że dwóm artystkom jakie przyjechały ze stolicy twarze promieniowały sceptycyzmem na myśl, że tutaj by mieli coś interesującego czego one nie miały w swoim o wiele większym i wspanialszym Saltmundzie.

- Mamy naprawdę wiele rozrywek w naszej stolicy. Nawet jeśli nie ze wszystkimi wypada się obnosić. Ale kontynuuj proszę. - miodowłosa odparła z godnością jakby uruchomił się jej lokalny patriotyzm i chciała wystąpić w obronie swojego miasta. Niemniej wydawała się zaciekawiona tak zachwalanym tematem.

- No właśnie, no to już tłumaczę. Te jaja wsadza się do środka. Bo tak jak Otto mówił, musi być wygodnie, wilgotno i ciepło i tam w środku jest w sam raz. Zwłaszcza u kobiet im dobrze. A po paru dniach albo tygodniu one wychodzą na zewnątrz. I z moich obserwacji wynika, że to może być całkiem przyjemne dla nosicielki. I jak wyjdą no to są mniej więcej takie. - aptekarz szybko zaczął tłumaczyć jakby bał się, że zaraz ktoś mu przerwie. Jak choćby pełna zgrozy i obrzydzenia wypowiedź którejś z milady czy nawet koleżanek co było wiadomo, że delikatnie mówiąc nie przepadają za tą całą hodowlą. Na koniec niczym rybak pokazał wielkości owych okazów. Rzeczywiście gdyby przyrównać je do ryb to by taka gestykulacja była czytelna i zrozumiała. Pokazywał coś o długości dwóch czy trzech pięści i o przekroju dwóch czy trzech męskich palców.

- Ale co wychodzi? I skąd? - śpiewaczka operowa powoli pokiwała swoją miodowowłosą głową i na twarzy miała wyraz skupienia gdy pewnie próbowała sobie ten nowy dla siebie temat wyobrazić. Zaś nurlgita żachnął się jakby w ostatniej chwili bał się nie zepsuć tego kluczowego momentu. I zwlekał z odpowiedzią.

- Milady, o ile nie wielu z nas przeszło dokładną edukację z medycyny, czy ludzkiego ciała… - zaczął mnich - Znasz swoje ciało najlepiej. Proszę pomyśleć czy jest jakieś miejsce w twoim ciele. Wilgotne, ciepłe do którego można by wielokrotnie coś wsadzić i wydobyć przy akompaniamencie przyjemności?

Joachim przysłuchiwał się tej sytuacji z niepokojem, czy przypadkiem nie ujawniają gościom zbyt wiele? W końcu mówili dla laika o jakiś monstrualnych muchach które wykluwają się z ludzi.
- Czy to nie idzie w złym kierunku? - szepnął cicho do Pirory, którą uważał za wielce uzdolnioną w tego rodzaju kwestiach towarzyskich.

~ Zawsze można spróbować obrócić to w żart. Poza tym sam słyszałeś. Miała jakieś sny. ~ nieco piegowata dziewczyna co była tu oficjalną gospodynią odszepnęła magistrowi. I wolała się nie wtrącać w tą rozmowę. A reszta jej gości wydawała się ją śledzić z zainteresowaniem. Mniej lub bardziej skrywanym. Jedynie po aptekarzu widać było, że zżera go napięcie i oczekiwanie tak bardzo, że trudno mu było usiedzieć nieruchomo.

- Ciepłe, wilgotne miejsce? W ciele kobiety? Gdzie można wiele razy coś włożyć i wyjąc? Tak dla przyjemności? - milady tymczasem na swój sposób powtórzyła pytanie jednookiego mnicha jakby chciała się upewnić czy dobrze je rozumie. Zrobiła to z wystudiowaną uwagą jaka wydała się zbyt przerysowaną co tylko potwierdzało, że ma także poczucie humoru i talent do komediowania.

- Oh ależ no tak! To teraz takie oczywiste! Znam takie miejsce! Właściwie to nawet więcej niż jedno. I to tam się wsadza? A potem wychodzi? Tak dla przyjemności? No, no, brzmi całkiem interesująco. Przyznam, że o czymś takim to u nas w Saltmundzie jeszcze nie słyszałam. A czy można to zobaczyć? - diwa roześmiała się naturalnie wesołym śmiechem jakby bardzo ją bawiła ta cała rozmowa i wprawiała w dobry humor.

- Oczywiście to trochę zajmie. Jakiś tydzień, ale tydzień czucia się ciągle nabitym na berło? Z okazjonalnym ruchem maleństw? Podejrzewam, że jest to nie lada doznanie. - zerknął na Sigismundusie i na "Larwę" - Lauro, byłabyś zainteresowana kolejnym zasianiem? Aby zaspokoić ciekawość naszych gości?

- Bardzo chętnie! Już się nie mogę doczekać. Nie wiem po co czekać z tym tak długo. - ciemnowłosa ladacznica z entuzjazmem podeszła do takiej propozycji. Wyglądała jakby nie mogła się doczekać kolejnego napełnienia. Czym wzbudziła zmieszanie na twarzach koleżanek tych szlachetnego jak i pospolitego pochodzenia. Estradowa milady zaś przysłuchiwała się z zaciekawieniem tej rozmowie.

- Ale zapiski mówią, że trzeba poczekać trzy dni od porodu do kolejnego zasiania. A trzy dni to u ciebie upływa jutro. - aptekarza też miał nieszczęśliwy grymas twarzy gdy chęć rozszerzenia hodowli walczyła u niego z regułami tej hodowli jakie przetłumaczyła Merga.

- Dzisiaj, jutro, co za różnica? A po co czekać? - ladacznica zbyła te wątpliwości niedbałym machnięciem dłoni.

- I mówisz kochanie, że to takie przyjemne mieć je tam w środku? - zapytała śpiewaczka operowa swojej ulubionej ladacznicy. I jak zwykle okazywała jej swoją atencję.

- Tak, bardzo mi się podobało. Na początku nic nie czuć. Tylko, że to się tam rozlewa w środku. Niezbyt podniecające. Mnie Onyx wstrzyknęła na początku tygodnia. Proste ale same musiałyśmy to sobie uprzyjemnić. Dopiero później, w kolejnych dniach, jak rosną tam w środku to je coraz wyraźniej czuć. I dobrze bo to bardzo ekscytujące! I czuć jak tam się w środku ruszają. I to bardzo mi się podobało, bardzo przyjemne. A w niczym nie przeszkadza. Przyjmowałam wciąż klientów i nic nie poznali. Nawet z milady miałam przyjemność dwa razy jak już je miałam w sobie. W Wellentag to jeszcze nic bo to dopiero co mnie Onyx zasiała ale ostatnio to już było tuż przed porodem. Ledwo zdążyłyśmy wyjść od milady i już musiałam znów rozkładać nogi tylko do porodu. A to chyba było najlepsze ze wszystkiego. Dlatego nie wiem po co czekać i ja bardzo chętnie dam się znów napełnić. - Laura mówiła przyjacielskim, plotkarskim tonem jakby omawiała ostatnią wizytę w pralni czy na targu a nie coś tak ekscentrycznego. Ale dzięki temu przykuwała uwagę słuchaczy. I widać było, że rola o jakiej mówi zdecydowanie przypadła jej do gustu.

- No cóż, poznawanie nowych doświadczeń jest zawsze czymś wartościowym, prawda? - skomentował Joachim, patrząc wymownie na śpiewaczkę, ciekaw jej reakcji. Była do tego wszystkiego lepiej nastawiona niż się spodziewał.

Mnich spojrzał na aptekarza.
- Będzie można zobaczyć czy jednorazowe pośpieszenie nie wpłynie źle na maleństwa.- zauważył Otto - Lady Piroro, możesz użyczyć nam jakiegoś posłania, aby zgromadzenie mogło dobrze zobaczyć całą procedurę?

- No ostatecznie… Tak na próbę… No można sprobować. - zgodził się grubas bijąc się pewnie z myślami między powinnością zachowania się wedle przepisu zostawionego przez rogatą wyrocznię a własną ciekawością uczonego i chęcią do eksperymentowania.

- Posłania? Masz na myśli łóżka? Nie wniosę tutaj łóżka Otto. Ale można by pójść do którejś z sypialń. - główna gospodyni nie była pewna czy dobrze zrozumiała intencje kolegi. Mimo tego była skora do współpracy.

- Oj tam łóżko nie potrzebne. Wystarczy krzesło aby na czymś usiąść. Ostatnio z Onyx zrobiłyśmy to na krześle. Na stojąco też pewnie by się dało. - widząc, że moment przyjemności zbliża się dużymi krokami Laura była gotowa pokonać wszelkie przeszkody a jej entuzjazm był zaraźliwy. Zapowiadało się bowiem nowe przedstawienie. I to oczekiwanie na tą niespodziankę rozlało się po stole mieszaniną zaciekawienia i obaw. W różnym stężeniu co było widać na różnych twarzach.

- Tak, to tak samo jak podczas numerku z mężczyzną. Można się położyć, stanąć, wypiąć byle dać dostęp gdzie trzeba. Zwłaszcza, że to krótko trwa to nawet jak niewygodnie to można wytrzymać. - Onyx też się odezwała tonem eksperta od przyjmowania odpowiedniej pozycji. Chociaż pod tym względem ladacznice faktycznie mogły wiedzieć o czym mówią.

- Chodź do mnie moje dziecko. A ty Otto przygotuj co trzeba. - do rozmowy wtrąciła się siedząca przy szczycie stołu milady. Jej dostojny głos i poza jak zwykle przykuł uwagę. Więc Laura wstała ze swojego miejsca i podeszła do Sorii. Ta zaś ją złapała i posadziła sobie na kolanach. Pozwoliła oprzeć się o siebie. - A teraz pokaż naszym gościom jak to się robi bo sama widzisz, że są tego bardzo ciekawi. - szepnęła aksamitnym głosem wprost do ucha kurtyzany. Ta zaśmiała się i podwinęła swoją długą spódnicę na brzuch tak, że widać było jej zgrabne nogi. Rozchyliła je zapraszająco wprost przed teatralną milady jaka siedziała najbliżej wężowej gospodyni. I widać było, że jest bardzo żywo zainteresowania tym nowym przedstawieniem.

Joachim sam przyglądał się temu z nutą ciekawości uczonego. Nie widział jeszcze wcześniej tego procesu w działaniu… miał tylko nadzieję, że goście się jednak nie zrażą, ich reakcja póki co była dużo lepsza niż się spodziewał.

***


Festag; zmierzch; ul. Mokra

Mnich podążał za Khornitami, udało mu się pożyczyć drewnianą pałkę od ochrony Pirory, walka na pięści nie była jego mocną stroną.
- Ja złapałem Marissę i jeszcze jedną, szybko zaczęły obsługiwać mi berło niczym flet. - drugą dziewczyną była Annika, ale nie chciał upokarzać dziewczyny przy kolegach - Później na zmianę mnie ujeżdżały jak niewyżyte suki w rui. - Otto uśmiechnął się na to wspomnienie - Właśnie plan jest, aby zabić czy tylko obić coby równo puchło?

- Dostaną łomot to się złożą. Nie ma co wydziwiać. Złożą się to wystarczy ale jakby któremuś żeberko pękło to też niewielka strata. - powiedział obojętnie herszt bandy wciąż będąc w dobrym humorze po tak udanej zabawie jaka zabrała im większość dnia. Pozostała dwójka zachowywała się podobnie, jakby wierzyli, że zwycięstwo już mają w kieszeni. Przechwałki mnicha przyjęli ze zrozumieniem i poozumiewawczym uśmiechem. Po chwili jednak Silny jakby coś sobie przypomniał.

- A ty Otto? Biłeś się kiedyś w ogóle? Piszesz się aby dostać w mordę? Bo wiesz, różnie to bywa na takim mordobiciu, nie zawsze wszystko idzie z górki. - zapytał młodszego i szczuplejszego kolegę jaki nie miał za sobą takiej kariery oprycha jak on czy wojownika jak Rune. Ani też nie zdradzał oznak bycia heroldem Norry jak Annika.

- Przecież nie idę z wami, aby wam wiwatowć z pobocza. - mnich się uśmiechnął - Moi bracia, którzy oddali się tylko Khornowi utworzyli arenę mordu w sali wykładowej. Jeżeli wspomnienia nie kłamią kilka osób tam zabiłem. Do tego powaliłem Thorna, więc chyba jestem w formie. - mnich przeciągnął się pozwalając błogości przyjemności loszkowych rozluźnić jego mięśnie - Pytałem, bo chcę wiedzieć czy jest plan na pozbycie się konkurencji, czy danie im nauczki.

- No zobaczymy. - Silny przyjął te wyjaśnienia do wiadomości i pokiwał do tego głową chronioną kapturem przed padającym deszczem. - A plan jest taki, że jak tam dojdziemy to wpadamy do środka i tłuczemy wszystkich jak leci. Może być ich więcej niż nas więc nie ma co się patyczkować z nimi tylko trzeba uderzyć szybko i mocno. - wyłuszczył główne zasady co do swoich zamiarów. Wydawały się tak proste jak on sam. Dwojego jego towarzyszy skinęło swoimi głowami na znak zgody zaś kaptury powtórzyły te gesty.

***


Otto nie włączał się do pyskówki herszta z oponentem. To była jego scena, nie miał zamiaru zabierać mu głównej roli. Kiedy oczywistym było, że zaczyna się bitka mnich dobył przyniesionej pałki i ruszył na najbliższego niezajętego oponenta, celując bez pardonu w głowę.

Gdy obie grupy ruszyły naprzeciwko siebie szybko rozsypały się i przemieszały między sobą zupełnie jak tancerze podczas zabawy. Każdy znalazł sobie przeciwnika. Ale, że liczebnie nie było równości między nimi to dwaj najroślejsi i najgroźniej wyglądający kultyści zostali zaatakowani przez dwóch napastników na raz. Zaś Annika i Otto przypadły pojedynki. W ruch poszły kije, kastety, noże i tłuczone butelki. To była brutalna bezpardowona uliczna bijatyka gdzie obie grupy napędzane świeżymi wyzwiskami pałały do siebie chwilową nienawiścią więc walczono aż któryś z uczestników padł i nie nadawał się do dalszej walki. Wtedy zwycięzca ruszał do kolejnego oponenta aby wesprzeć kolegów.

Tak i Otto przypadł jeden z przeciwników. Też miał jakiś kij. Początkowo jednookiemu udało się trafić tamtego po kilku wymianach ciosów i tamten krzyknął boleśnie uderzony w ramię. Miał jednak wprawę i to go nie zniechęciło do wymiany ciosów. Zaraz potem oddał mnichowi chociaż ledwo go drasnął końcówką swojego kija. Zabolało ale tylko na chwilę.

Kultystom szybko wypadł z gry Rune. Dwóch przeciwnikóa na raz, brak tarczy czy zbroi sprzyjał brutalności walki. I przytłoczony nawałą ciosów weteran kampanii wojennych szybko padł gdy widocznie przeliczył swoje siły. Dwaj zwycięzcy rozejrzeli się i jeden z nich dołączył do kolegi walczącego z czarnowłosą dziewczyną a drugi do tego co pojedynkował się z Otto. Teraz były mnich musiał zmagać się z dwoma przeciwnikami na raz.

Tego pierwszego znów prawie trafił w głowę ale pałka minęła ją o włos. A zanim kultysta zdołał cofnąć ramiona sam w nie oberwał. Zabolało! Na tyle, że chwilowo został przytłoczony przez obu bandytów. Ci wykorzystali sytuację i każdy z nich zdzielił go chociaż raz. Łącznie to już mocno go bolały te wszystkie razy ale wciąż był w stanie stawiać opór. Chociaż ramiona i nogi pracowały już mu wolniej niż na początku starcia.

Na moment okrzyki odwróciły uwagę walczących. To jakby dla równowagi Silny rozłożył wrogiego herszta powalajac go na bruk. Ale dalej zmagał się z tym drugim przeciwnikiem a Annika i Otto wciąż liczebnie byli zdominowani przez pozostałe dwa duety. Mnich znów został trafiony kastetem w żebra co na moment przyćmiło mu wzrok. Słabł i ciężko dyszał. Ale wreszcie udało mu się wykorzystać błąd pierwszego z przeciwników i jego rąbnąć w bark. Tamten zawył i odskoczył na chwilę do tyłu. To chyba zdezorientowało na moment drugiego bandytę bo i jego mnichowi udało się uderzyć czubkiem kija w pierś, że też krzyknął boleśnie.

W walkę wdarł się dziki, męski okrzyk. Wszyscy sapnęli z wrażenia gdy czarnowłosa wariatka wgryzła się w ucho przeciwnika i tak szarpnęła, że rozerwała małżowinę w krwawym rozbryzgu. Mężczyzna zawył jak dzikie zwierzę i bez trudu odepchnął przeciwniczkę. Ta już mocno pobita padła na plecy z zakrwawioną zdobyczą w zębach. Wypluła ją i dyszała chrapliwie nie mając już chyba siły wstać. To niejako przerwało walkę.

Po stronie kultystów już tylko Silny i Otto trzymali się na nogach. Nawet łysy poważnie oberwał i charczał śliną. Mnich zaś ledwo stał na nogach i wiedział, że jego możliwości zostały mocno osłabione. Przeciwnicy stracili tylko jednego powalonego. Ich hereszta jakiego zdołał powalić Silny. Ale trzech też ledwo stało na nogach podobnie jak jednooki. Ale dwóch poza zaczerwienionymi z wysiłku twarzami wyglądało na w miarę całych. Ale chyba ta barbarzyńska rządza krwi jaką zaprezentowała czarnowłosa i brak własnego lidera odbierał im pewności siebie.

- Zjeżdżać matoły. - warknął Silny potrząsając groźnie swoją pałką. Przeciwnicy popatrzyli po sobie jakby się naradzając po czym tych dwóch ostatnich schyliło się po swojego kamrata, podniosło go za ramiona i zaczęli z nim odchodzić. Trzej potrubowani pokuśtykali razem z nimi zostawiając ulicę zwycięzcom. Mimo zmęczenia i boleści Silny zaśmiał się chrapliwie okazjąc swoje zadowolenie.

Otto przyklęknął na jedno kolano, dyszał ciężko i splunął na ziemię.
- Honor… ja pierniczę… - przetarł boleśnie twarz - Boże krwawych łowów, przyjmij tą drobną ofiarę z krwi, przemocy i walki. - podniósł się i spojrzał na Silnego - Dobra walka, Rune żyje?

- Nic mi nie jest. Cholera ale mnie sieknął. Nie zdążyłem… - wojskowy weteran jęknął boleśnie i próbował podnieść się do poziomu. Jednak chwilowo było to ponad jego siły więc opadł z powrotem na brudny bruk. Annika podobnie leżała ciężko sapiąc i co jakiś czas odwracając głowę w bok aby wypluć krew. Silny gdy odprowadził wzrokiem odchodzących konkurentów podszedł do obojga leżących i popatrzył na nich z góry aby sprawdzić ich stan. Też się trzymał za obolały bok ale przynajmniej mógł w miarę swobodnie stać i chodzić.

- No. Dobre to było. - prychnął łysy mięśniak jakby z opóźnieniem dotarły do niego słowa jednookiego. - Ha! Mówiłem wam, że damy im radę! - zaśmiał się chrapliwie. Rune też ale szybko śmiech przeszedł mu w kaszel. Annika raczej skrzywiła puchnące, rozcięte usta niż się uśmiechnęła ale chyba zgadzała się z kolegami. Mięśniak rozejrzał się triumfalnie po ulicy. W paru oknach wciąż było widać gapiów tego wieczornego widowiska. A nawet tam i tu ktoś wyszedł na ulicę ale raczej nie zbliżali się do ogniska tej awantury. To chyba przypomniało o czymś Silnemu.

- A! Adria! Widzisz? Mówiłem ci, że nie masz się co trzymać tych matołów! Chodź no tutaj! I pomóż mi z nimi! - huknął na tą samą dziewczynę do jakiej gadał wcześniej. Ona i dwie jej koleżanki wciąż stały z nie tęgimi minami w bramie. Tej samej gdzie wyszły na początku pyskówek i starcia. Część chyba się zmyła, z jedna czy dwie odeszły z przegranymi ale ta i koleżanki zostały. Teraz wezwane władczym głosem zwycięzcy roześmiały się nerwowo i po chwili wahania ruszyły ku czwórce jaka pozostała na placu boju.

Mnich ponownie westchnął boleśnie, podszedł do Anniki i pomógł kobiecie wstać.
- Nieźle było, ale jeżeli jeszcze raz zasugerujesz honorowe podejście do jakiejś bandy łotrów, to tak cię wytargam za ucho, że skończysz jak twój oponent. - uśmiechnął się delikatnie klepiąc dziewczynę po plecach. Zerknął na Silnego - To co teraz? Świętujemy?

- No trzeba najpierw po znosić tych zdechlakow. - Silny ocenił ich stan z wprawa wieloletniego zabijaki. Splunal w bok po czym nachylił się i złapał za Rune. Adria pomogła mu z drugiej strony bo z wojownika był solidny kloc do wleczenia. Poszli tak we trójkę do dotychczasowej siedziby konkurencyjnego gangu aby nie leżeć tu na ulicy w błocie i mżawce. Druga z dziewczyn stanęła przy klęczącym Otto i leżącej Annice trochę niepewna czy coś powinna się odezwać czy nie.

- Tak. Właśnie tak. Tak trzeba. Tak to się załatwia. Norra to lubi. Podobało się jej. Czuję to. Sprawdza nas. Czy jesteśmy jej godni. Czy jesteśmy odważnymi wojownikami. Czy tchórzliwym bandytami. Silny dobrze walczy. Dzielny jest. I dobry herszt. Ale myśli jak ulicznik. A potrzebujemy wodza. Wodza jaki poprowadzi nas do Norry. I wielu zwycięstw. Ten czarny rycerz. Trzeba go odnaleźć. On tu jest. W mieście. Też słyszy szept Norry. Trzeba odnaleźć tego czarnego rycerza. - Annika nie wyglądała teraz zbyt groźnie i godnie jak tak zachlapana krwią i błotem leżała na bruku. Padały ba nią krople mżawki. A z ust i po policzkach ściekała jej krew. Chociaż chyba akurat nie jej. Mówiła zmęczonym, krótkimi zdaniami przetykanym bólem ze świeżych ran. Ale wydawała się w tych majakach być święcie przekonana, że ma rację.

Mnich westchnął.
- I tak nie mogę opuszczać miasta. - zerknął kobietę, która do nich podeszła - Dobry wieczór, pomóż mi proszę podnieść tą wariatkę. - jednooki wsunął rękę pod Annikę próbując ją delikatnie podnieść - Jak ja się jutro pokażę w hospicjum?

Mnich odstawił Annikę z powrotem do rezydencji Fabienne, kiedy upewnił się, że nic jej nie zagraża.
Wrócił do domu rozważając następny dzień, postanowił, że nie będzie udziwniał zbytnio. Wstanie, hospicjum, odwiedzi Grubsona i ponownie odwiedzi Fabienne, aby upewnić się, że nic nie jest Annice.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-12-2023, 06:48   #196
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 48 - 2519.07.20; wlt; ranek - popołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Bursztynowa 17; kamienica Pirory
Czas: 2519.07.19; Festag; popołudnie
Warunki: salon, gwar głosów, jasno, ciepło; na zewnątrz: dzień, pogodnie, łag.wiatr; umiarkowanie (0)



Wszyscy



Pierwszy raz większa ilość kultystów mogła być świadkami jak odbywa się zasianie nosicielki. Wcześniej jedynie Onyx, Otto no i oczywiście nurglici brali udział w kontynuowaniu po mileniach dziedzictwa Oster. A wczoraj w salonie Pirory była okazja się temu przyjrzeć. Co prawda większość musiała wstać ze swoich miejsc i otoczyć centrum widowiska aby dało się coś zobaczyć. Ale przynajmniej było co oglądać. Zwłaszcza, że Laura siedząca na udach Sorii to raczej nie był nieprzyjemny widok. Zwłaszcza jak siedziała z zadartą spódnicą i obnażonymi, zgrabnymi nogami i łonem. A wężowa milady sprawnie pieściła palcami to wrażliwe miejsce, jej piersi i całowała jej usta co ladacznica przyjmowała z tak wielką ochotą, że aż było miło popatrzeć i posłuchać.

Znacznie to ułatwiło zadanie Otto. Ten bez trudu mógł zagłębić niepozorną, brązową rurkę z wypalonej gliny we wnętrzu młodej kobiety. I gdy ta chętnie współpracowała nie było to wcale trudne. Potem trzeba było powoli naciskać tłok strzykwy aby zostawić zawartość w środku. I już. Można było wyjąć pusty już pojemnik na zewnątrz. I powtórzyć całą operację bo Laura chętnie zgodziła się z sugestią grubego aptekarza na zwiększenie dawki skoro dwie zniosła tak dobrze. Nawet zgodziła się przyjąć ten dar od tyłu gdy jej to zaproponował.

- To tak też można? - zdziwiła się ale nie zmartwiła. Bez skrupułów zmieniła pozycję tak jakby córka Soren miała jej wymierzyć klapsy w jej nagi tyłek. Co zresztą się stało ku uciesze obu stron oraz widowni. A mnich mógł jej zaaplikować tam kolejne dawki jaj Oster. I już było po wszystkim.

- I co teraz? - zapytała zaciekawiona diwa obserwując odkryte biodra ladacznicy z przodu i z tyłu. Wyglądały tak samo jak przed zasianiem. Może poza tym, że teraz ściekało jej po udach coś lepkiego ale przy takich zabawach jakie dopiero co zakończyły się w loszku nie powinno to nikogo dziwić. Gwiazda estrady wydawała się być zafascynowana tym całym procesem i chętnie o tym szczebiotała czy Laurą, czy Sigismundusem czy z kimkolwiek co miał coś ciekawego do powiedzenia na temat tej nietuzinkowej techniki z jaką uczciwie przyznawała nie miała wcześniej do czynienia.

Za to Laura chyba z miejsca stała się ulubioną ladacznicą aptekarza. Wyglądał jakby po latach odnalazł jakąś ukochaną krewną i roztaczał ją wręcz rodzicielską opieką godną dobrego wujka. No i zerkał czy przypadkiem któraś z jej koleżanek nie zmieniła zdania ale nie odważył się o tym zagaić bezpośrednio aby nie drażnić sytuacji. Wkrótce zaś towarzystwo z wolna zaczęło się rozchodzić do swoich domów i spraw więc gościnny salon nieco piegowatej szlachcianki z Averlandu zaczął pustoszeć.




Miejsce: Nordland; pd od Neues Emskrank; wioska Dahlem; chata Teermacher; główna izba
Czas: 2519.07.20; Wellentag; popołudnie - zmierzch
Warunki: jasno, ciepło; dość cicho na zewnątrz: dzień, ulewa, łag.wiatr; nieprzyjemnie (0)



Joachim





https://i.imgur.com/vDpoufI.jpg


Joachim nie był do końca pewien czemu tyle im zeszło na tej podróży z miasta. Chyba trochę dlatego, że sam sobie organizwał dzień i nie musiał sam wstawać tak jak jego jednooki kolega pracujący w hospicjum. I mógł zacząć gdzień gdy mu było wygodnie. I chyba dzisiaj jednak potrzebował wstać później odsypiając te wczorajsze harce u Pirory. Ale przynajmniej miał co wspominać. Zapewne niewielu dawnych kolegów z altdorfskiego Kolegium czy dawnych uliczników z miasta miało okazję tak dokazywać z takimi ślicznotkami jak on wczoraj w prywatnym loszku koleżanki z tajnego spisku. Tylko, że niezbyt mógł się tym pochwalić z kimś spoza zboru. No ale świeżych wspomnień czar mógł mu towarzyszyć czy wczoraj pod koniec dnia czy dziś jak już zaczął nowy i nowy tydzień.

Gdy po śniadaniu wraz z Guntherem wyszli z domu to już dzień roboczy zaczął się na dobre. Szli w kierunku Południowej Bramy i mijali codziennych przechodniów, wozy i czasem jakiegoś znaczniejszego mieszkańca miasta. A może nawet jednego z gości jacy się zjechali na odwołany turniej a wciąż jeszcze bawili tutaj zapewne licząc, że jednak w końcu ten turniej się odbędzie.

Czy Mikael von Hansen rzeczywiście zorganizował wyprawę poszukiwawczą swojego zaginionego kolegi barona tego nie miał okazji sprawdzić. Ale wczoraj po mszy ojciec Froyi tak właśnie obiecywał zrobić. Dziś jednak młody astronom miał inne priorytetu i po opuszczeniu Południowej Bramy ruszył wąską przesieką w lesie jaka była drogą na południe. Mogła w końcu doprowadzić podróżnego do Saltmundu, stolicy prowincji ale on aż tak daleko nie zmierzał. Cel jego wyprawy był znacznie bliżej. Wioska Dahler miała się znajdować z pół dnia marszu. Miał więc czas zarówno na rozmyślania jak i rozmowy z Guntherem. Ruch był taki sobie. Na pewno mniejszy niż w mieście. Ponure drzewa zasklepiały wyżłobioną w glebie bliznę drogi szarym, ponurym firnementem. Dla dwóch osób to nie był zbyt przyjazny krajobraz. Bez trudu szło uwierzyć, że tu gdzieś gnieżdżą się jacyś banici, orki, gobliny czy zwierzoludzie. Spotkanie jakiegoś podróżnego wydawało się okruchem przyjaznego terenu w tej dzikiej krainie.

Miał więc aż nadto czasu aby wspomnień swoją wczorajszą rozmowę z łotrzycami. Okazało się, że dwórki Sorii miały w tej materii pewne chęci i możliwości. Łotrzyce obiecały “się zakręcić” ale niczego nie obiecywały. Ot może trafi się jakaś fuszka w kuchni czy przy sprzątaniu. Chyba, że Joachim miałby inne propozycje gdzie zwykłe dziewczyny z ulicy by mogły znaleźć pozornie uczciwe zajęcie. Ostatecznie uznały, że to nie świątynia jak ostatnio im to trafiło więc może nawet nie będzie tak nudno jak tam jest całkiem sporo młodzieńców i nieco dziewcząt w kwiecie wieku jacy by mogli interesować ich gusta i to z wzajemnością. Pirora zaś zawołała Fabienne i bretońszka szlachcianka jak się okazało jest chyba najlepiej zorientowana z całego żeńskiego towarzystwa.

- Mogłybyście spróbować swoich sił jako modelki. - zaskoczyła chyba wszystkich słuchających. A więc szybko rozwinęła temat. Akademia szkoliła głównie w morskiej tematyce. Ale skoro była jedyną prawdziwą uczelnią w mieście to miała też nieco mniej morskich tematów. Na przykład lekcje rysunku. A projektowanie galionów statków gdzie nie aż tak rzadko miały jakieś kobiece popiersia była szansa, że potrzebna będzie jakaś żywa modelka. Myśl o tym, że taka modelka miałaby pozować w samej koszuli albo i bez niej bardzo przypadła do gustu slaaneshytkom. Tylko zgodziły się, że to zadanie dla jednej z nich aby nie pakować obu w to samo miejsce.

Sama Frau von Mannlieb też mogła całkiem swobodnie poruszać się jako gość na Akademii bo niegdyś sama uczęszczała do bretońskiego odpowiednika a i była żoną kapitana i pod jego nieobecność mogła go reprezentować. Co prawda zwykle z tego nie korzystała ale w razie potrzeby mogła tam się przejść z wizytą. Chociaż oczywiście na prawach gościa więc nie miała tam żadnych, wyjątkowych uprawnień czy przywilejów. No ale w godzinach otwarcia uczelni dawało to możliwość, że będzie mogła się tam pokazać.

Ale to było jeszcze wczoraj. Dzisiaj już minęła pora obiadowa, ładna pogoda z pierwszej połowy dnia zaczęła się psuć a niebo szarzało i ciemniało złowróżbnie gdy w końcu obaj podróżni natrafili na drogowskaz prowadzący w bok jako drogę w leśnej przesiecę do Dahlem. Gdy jakiś czas później las ustąpił polanie jaka okazała się polami wokół wioski to już zaczynało mrzyć. Mrzawka szybko przeszła w porządną ulewę gdy już byli pośród zabudowań chat i pytali się chowających się po domach wieśniaków o Teermacherów. Ci wskazali im gestami która to chata. I gdy tam podeszli wśród narastającej ulewy drzwi uchyliła im znajoma, zarośnięta twarz jaką widzieli parę dni temu w mieście.

- A witamy, witamy zacnych panów! Witamy, witamy! Do środka wejdzie, do środka bo pada i mokro! - gospodarz otworzył drzwi na ościerz aby wpuścić dwójkę gości. Po czym zamknął i przeszedł z małego przedsionka do głównej izby. Wystrój był skromny jak to w chłopskiej chacie. Główna izba była wspólna na jedzenie i spanie. Drzwi jakie było widać pewnie prowadziły do kuchni i zaplecza domu. Johan zaprosił gości do sporego, prostego ale solidnego stołu przy jakim pewnie jadali posiłki i innego nie mieli. Krzesła też były proste i solidne chociaż z oparciem i nawet troszkę ktoś je ozdobił w jakieś ozdobniki.

- My właśnie z pola zeszli. Bo padać zaczyna. Oj, źle, źle. Zboże jeszcze na polu stoi. Byle tylko go nie zmłóciło bo bieda będzie oj bieda. No ale dobrze, że dobrodziej się pofatygował tak. My nie byli pewni, czy dobrodziej przyjdzie. Ale jak przyszedł to dobrze, dobrze. Matka zaraz coś zrobi bo dobrodzieje to pewnie drogą strudzeni. To zaraz coś będzie. - Johan co był tu główą rodziny no i wnukiem zaginionego dekady temu dziadka starał się co mógł aby ugościć zacnych gości jak należy. I zdawał sobie sprawę, że jako chłop nie może dorównać wielkiemu państwu z miasta. A i cała jego rodzina była zaciekawiona a trochę bojaźliwa wobec takich rzadkich gości. Żona zgarnęła dzieciaki i młodzież na zaplecze aby nie przeszkadzali w rozmowie. A i wkrótce pojawiły się proste misy z kaszą, serem i rybnym gulaszem. Nawet proste, gęste piwo do popity. Dzieciaki jawnie zżerały gości wzrokiem pełnym ciekawości. Ale nie odważyły się włączać w rozmowę. Starsi w tym ze dwoje prawie dorosłych byli bardziej stonowani ale też zaciekawieni i przejęci taką wizytą. Ale jasne było, że w ich imieniu mówi głowa rodziny czyli Johan. Obiad był prosty ale całkiem syty. Przyjemnie zalegał w żołądku miłym ciepłem. Zaś gorzkawe piwo przepłukiwało gardło, usta i też było syte. Po tej tradycyjnej gościnie rozmowa niejako zamarła gdy widocznie gospodarze czekali na to co teraz pocznie uczony gdy na zewnątrz ulewa rozszalała się na dobre.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Kupiecka 6; sklep Grubsona
Czas: 2519.07.20; Wellentag; popołudnie - zmierzch
Warunki: jasno, ciepło; dość cicho na zewnątrz: dzień, ulewa, łag.wiatr; nieprzyjemnie (0)



Otto



- A co ci się stało? Wpadłeś pod rozpędzony powóz? - Oksana powitała znajomego kultystę w habicie uniesieniem zdziwionych brwi. Bo jak wszedł z ulicy zalewanej przez aurę to właśnie ją akurat zastał na sklepie. Podeszła do niego dając znać ekspedientowi, że się zajmie nowym klientem. Potem odciągnęła mnicha nieco dalej. A, że akurat się rozpadało jak wyszedł z domu to w sklepie Grubsona było niewielu klientów.

Rzeczywiście jak widział swoje odbicie w miarę spokojnej wodzie w dzbanie czy misie to wyglądał niezbyt zdrowo. I w hospicjum też się na tym poznali ledwo rano wszedł na recepcję. Bracia co go ujrzeli szybko zrobili rwetest na tyle, że pojawił się sam przeor.

- Otto co się stało? Jak ty wyglądasz? Znowu cię napadli? - zagaił go przełożony widząc jego opłakany stan. Więc widocznie rzeczywiście przypominał ofiarę jakiegoś napadu. Ale gdyby wczoraj ktoś na Mokrej widział zwycięzców ulicznej bójki to pewnie o wszystkich mógłby mieć podobne zdanie. Nawet ich herszt, Silny, nie wyszedł z tego mordobicia bez szwanku. Chociaż i tak chyba najlżej z całej czwórki. Na tyle zostało w nim charyzmy, że zagnał te dwie czy trzy dziewczyny i młodzików do pomocy z rannymi aby ich przemyły i chociaż pobieżnie nałożyły jakieś opatrunki. A potem zostawił Rune pod ich opieką i pomógł Otto zanieść Annikę do Północnej Dzielnicy gdzie mieszkała w rezydencji jej pani. Bo mnich nie był pewien czy w tak kiepskim stanie jakim był dałby radę sam zawlec dorosłą osobę jaką trzeba by nieść przez całe miasto. Oddał mu ją dopiero przed bramą von Mannliebów nie chcąc tam wchodzić do środka. Wewnątrz też zrobiło się niezłe zamieszanie gdy oddawał Frau i jej pokojówce koleżankę w tak opłakanym stanie. Od razu pomogły mu ją zanieść do ich wspólnego pokoju dla młodych służących i załamywały ręce nad jej losem. Chociaż i Otto dostał propozycję aby poczekać na rodzinnego medyka von Mannliebów. Gdy opuszczał rezydencję można było odnieść wrażenie, że gospodyni roztoczy nad swoją pobitą służką wszelką dostępną jej troskę i opiekę.

Potem jak wyszedł znów na ulicę okazało się, że herszt khornitów na niego wciąż czekał. I odprowadził do domu bo jego zdaniem mnich nie wyglądał najlepiej. Gdy się żegnali w centrum miasta Silny miał zamiar wrócić do Rune ale był zadowolony. Zresztą były weteran wojen też podobnie jak Annika co wyszła ledwo żywa z tego starcia. Ale cała trójka uznała, że to była dobra walka i miała z niej sporo satysfakcji. Zwłaszcza ze zwycięstwa nad liczniejszym przeciwnikiem. I to zdawało się im osładzać otrzymane rozcięcia, stłuczenia i rozbite twarze. Otto też chyba zyskał w ich oczach jako kamrat jaki nie boi się stanąć przy mordobiciu ramię przy ramieniu. Nawet jeśli nie poświęcał się temu samemu patronowi co oni.

A gdy mnich został sam w swoim mieszkaniu to gdy padł na swoje łóżko to spał jak zabity. Albo pobity. Poranek był dla niego bardzo ciężki. Nawet zaspał i wydawało mu się, że boli go całe ciało jeszcze bardziej niż wczoraj gdy wieczorem wracał do domu. Ciało jakby zastało się w sobie i swoich boleściach. Odkrył, że przez sen usiał krwawić bo na poduszce i pościeli znalazł takie krwawe plamki. Rano pewnie by zarobił pewnie krzywe spojrzenie od współbraci, może nawet przeor by coś mu powiedział do słuchu. Ale jednak to pobicie sprawiło, że ulitowali się nad kolegą. Zaprowadzili go do lazaretu, przemyli i opatrzyli rany, dali ziółek na wzmocnienie. A następnie zwolnili do domu aby się wykurował.

Mimo, że był dziś w hospicjum względnie krótko i to nie sam to i tak Niklas znalazł sposobność aby się przy nim zakręcić. I był ciekaw co tam “z jego sprawą”. Zapewne wizja służby u bogatej, eleganckiej i jeszcze chutliwej pani bardzo przemówiła mu do wyobraźni i teraz czekał na obiecaną przez Otto poprawę swojego skromnego losu.

W każdym razie jeszcze późnym rankiem, zanim dzień rozkwitł w pełni jednooki znów znalazł się z powrotem w swoim domu i łóżku. Mógł znów zamknąć oczy i odespać te wszystkie boleści. Gdy wstał ponownie było już po południu. Nocny i dzienny odpoczynek, sen we własnym łóżku, fachowe opatrzenie ran znacznie mu pomogła. Owszem, nadal był obolały ale już nie tak bardzo jak rano. Mógł więc wrócić do swoim planów aby odwiedzić sklep Grubsona. Tyle, że akurat jak wyszedł to zaczęło padać. A chociaż do Grubsona nie miał aż tak daleko bo ten mieszkał podobnie jak Pirora w pobliżu Placu Targowego tylko z innej strony to solidny habit zrobił cię porządnie mokry chociaż dopiero zaczął przesiąkać na wewnętrzną stronę gdy pchnął drzwi a dzwonek uprzedził wejście klienta. Nie mógł się dziwić, że Oksana zareagowała na jego widok podobnie jak mnisi z hospicjum dziś rano.

- Czemuż zawdzięczamy twoją wizytę? - zagaiła główna projektantka Grubsona i kostiumów teatralnych gdy już znaleźli się w pustej części sklepu z widokiem na ekspedienta stojącego za ladą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-12-2023, 19:40   #197
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Joachim uznał wieczór u Pirory za udany. Sam proces "zapłodnienia" Laury vel Larwy pomiotem Oster był dla niego ciekawy zarówno ze względów naukowych (zabieg ów był czymś niewątpliwie unikalnym, wątpił żeby jakikolwiek student medycznych imperialnych uczelni o czymś takim słyszał), jak i "estetycznych".

Slaaneshytki okazały się również nadspodziewanie pomocne w sprawie infiltracji w Akademii. Z satysfakcją skonstatował, że jego strategia okazała się jednak słuszna, nawet Tobias zaczynał chyba doceniać wartość tych sojuszniczek. Pochwalił Pirorę za jej pomysł dotyczący udawania modelek.

- No takie udawanie modelek to chyba byłoby dla was coś nowego i mam nadzieję... ekscytującego? Żadnego klęczenia i mycia podłogi, tylko pokazywanie swego ciała młodym studentom - Uśmiechnął się do Łasicy i Burgund, mając nadzieję że to je zachęci.

**************************

No ale teraz opuścił miasto, zdecydowawszy się zawierzyć niepewnym gwiezdnym znakom, że jednak ta wyprawa nie jest tylko stratą czasu. Miał nadzieję, że kiedy wróci Tobias i dziewczyny poczynią jakieś postępy w zwiadzie w Akademii i będą mogli sfinalizować plany.

A na razie siedział w prostej wiejskiej chacie, a na dworze padało. Jako dla miejskiego dziecka był to dla niego jednak obcy świat. Było skromnie, przynajmniej gościnność gospodarzy wydawała się szczera, a proste jadło po podróży nawet mu smakowało. Ciekawe tylko, gdzie wskażą mu miejsce do spania?

- Dziękuje za gościnę. Stawiłem się, magistrowie Kolegium nie rzucają przecież słów na wiatr. Muszę się dowiedzieć jak najwięcej o zaginionym, co robił i gdzie był przed zaginięciem, czy cokolwiek w jego zachowaniu wydawało się dziwne lub niepokojące? W jakim miejscu go ostatnio widziano? Czy zostały jakieś przedmioty z którymi był szczególnie zżyty? - Stwierdził, że nie ma co zwlekać z rozpoczęciem śledztwa.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 22-12-2023 o 19:43.
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-01-2024, 10:29   #198
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Festag, popołudnie, rezydencja Pirory

Mnich nie wiedział jak zinterpretować ciekawość divy, ale miał nadzieję, że będzie to prowadziło w dobrą stronę.
- Teraz przez jakiś tydzień maleństwa będą rosły. Nasz drogi aptekarz może aplikować pożywkę dla nich, aby urosły naprawdę rosłe. Po jakimś tygodniu przyjdzie czas na "poród", co jest równoznaczne z skorzystaniem z latryny. Może trochę dłuższe, bez bólu, bez szkód.

- Znaczy lepiej z nocnika. Aby żadnego z maleństw nie stracić. Ale balia czy nawet łóżko też może być. Jakaś życzliwa osoba do pomocy by się przydała aby je pozbierać do jakiegoś pudełka czy torby. A potem wystarczy dostarczyć je do mnie to ja już się wszystkim zajmę. Mamy odpowiednie warunki do tej hodowli. Nawet pełną kolekcję od jaj po dorosłe osobniki. A jak widać nasza kochana Laura sobie całkiem chwali takie nosicielstwo. - do rozmowy wtrącił się dobry wujaszek Sigismundus który uprzejmie i życzliwie dodał coś od siebie w kwestii wyjaśnienia. Na świeżo zasianą ladacznicę patrzył z taką miłością jakby to była jakaś jego ukochana córka czy bratanica. Ta zresztą bezwstydnie nie zamierzała opuszczać spódnicy ani kolan Sorii nadal chętnie prezentując swoje wdzięki jaka nadobna niewiasta powinna ofiarować jedynie prawowitemu małżonkowi.

- To macie tego więcej? Ciekawe, ciekawe. A jak się aplikuje tą pożywkę? - miodowłosa gwiazda estrady i nadal wydawała się tym wszystkim zafascynowana. Głaskała nagie uda Laury i przypatrywała się z pozycji pierwszego widza całemu procesowi.

- Tak samo jak zasianie. Prosta sprawa. Trzeba tam do środka wsadzić taką strzykwę i wpuścić maleństwom coś do jedzenia aby szybciej rosły i były silniejsze. Nic trudnego ani strasznego. - zapewnił usłużnie gruby nurglita jaki rozpływał się w grzecznościach chcąc zapewne zrobić jak najlepsze wrażenie.

- Mam w sumie pomysł jak umilić cały proces. - zaczął mnich - Muszę jedynie obgadać sprawę z znajomym cieślą, który zapewniał mnie, że zna się na tworzeniu zabawek dla kobiet.

- Jakby się dało jeszcze coś umilić to byłoby naprawdę miło. - roześmiała się pół naga, ciemnowłosa ladacznica rozkosznie przyjmując od diwy klapsa w wypięty tyłek. A po chwili podobny od wężowej syreny na kolanach której się opierała. Co wywołało liczne śmiechy i uśmiechy rozbawienie bo wyglądało całkiem ponętnie.

- A zabawki dla kobiet brzmią dobrze. Też bym była zainteresowana. - dodała wesolutko bretońska szlachcianka jakie całe widowisko zasiania oglądała z wielką ciekawością.

- A właśnie. Macie jakieś gry, zabawy i rozrywki dla przyjezdnych kobiet co nie bardzo znają miasto? - miodowlosa aktorka wskazała palcem na pół nagą ladacznice o jakie nieszablonowe rozrywki jej chodzi. A gdy ta znów usiadła na kolanach wężowej milady diwa umieściła swoje trzewiki na udach swojej ulubionej kurtyzany.

- Obawiam się, że ta żałoba zablokował wszelkie źródła legalnych rozrywek w mieście. - zaczął mnich - Zanim się spotkaliśmy, miałem zamiar wdrożyć drobny plan, aby zwabić was w nasze towarzystwo. Porwanie i wywiezienie do jaskini poza miasto, gdzie zgraja bandytów miałaby sobie z was użytek, wszystko oczywiście za waszą zgodą. Taki mała scena do odegrania ku uciesze lędźwi i wyobraźni. - mnich się zastanowił - Zależy czego byś chciała milady. Walk gladiatorów? Hazardu?

- Orgii! - roześmiała się milady o miodowych włosach. Co rozbawiło też i resztę towarzystwa. - A ten plan z wywiezieniem i jakąś zgrają chutliwych bandytów brzmi całkiem nieźle. Chociaż wolałabym bez zbędnego zbiegowiska bo wszystko co ze mną związane zaraz jest na językach całego miasta. Więc jakieś zbiegowisko czy widowisko chętnie no ale nie tak aby to na drugi dzień całe miasto miało to na językach. - wyjaśniła już poważniejszym choć wciąż wesołym tonem. I brzmiało jakby była gotowa pójść na współpracę w zapewnieniu alibi takim zakazanym rozrywkom ze swojej strony o ile to by było coś nietuzinkowego i ekscytującego.

- Poza tym rozkosze jadła, próbowania nowych potraw, napojów, środków odurzających, śpiew, taniec, muzyka do białego rana też oczywiście. Obiecuję być dla was wyrozumiała. Przyznam, że poprzeczka jest wysoka bo naprawdę wiele już widziałam, słyszałam i próbowałam. Ale zawsze jest nadzieja. Przyznam, że jest tu parę rzeczy jakie mnie pozytywnie zaskoczyło. - wskazała na Laurę jaka wciąż siedziała na kolanach wężowej milady i gościła na sobie trzewiki teatralnej diwy.

- No i przyznam, że miałam sny jakie sugerowały, że tu mimo całego mojego doświadczenia mogę zaznać czegoś całkiem nowego. Byłabym rada. Obiecano mi, że jeśli tu przybędę dostąpię przyjemności spróbowania takich rozkoszy o jakich mi się jeszcze nie śniło. A zapewniam was, że wiele mi się śniło i niewiele z nich pozostawiłam tylko gestii snów. Miałam obiecane, że wydam na świat pobłogosławiony owoc z jakiego będę dumna i będzie miał on przełomowe znaczenie. Spodziewałam się więc jakichś odmieńców czy zwierzoludzi no i na razie widzę, że coś macie na początek ale mam nadzieję, że to nie wszystko czym dysponujecie. Bo byłabym rozczarowana. - diwa podzieliła się ze nowymi znajomymi swoimi zachciankami, planami i snami z jakimi przybyła do tego dość prowincjonalnego miasta jakie nie mogło się równać do stolicy prowincji czy wielkich miast jakie zwiedziła podczas swoich występów estradowych.

- Co do orgii, to chyba pokazaliśmy, że jesteśmy otwarci. - zaczął mnich - Egzotyczne potrawy to chyba będą w gestii Pirory i Fabienne. Nie wiem kto jeszcze miałby kontakty, aby cokolwiek sprowadzić. Co do nietuzinkowych kochanków… bylibyśmy w stanie coś załatwić, ale to by było poza miastem.

- Poza miastem… - diwa powtórzyła to w zamyśleniu. Chwilę się nad tym zastanawiała. Po czym rozłożyła ramiona w geście bezradności i uśmiechnęła się sympatycznie. - No cóż, czegóż się nie robi dla miłości i pożądania! - zawołała wesoło co wywołało podobną reakcję u kultystycznej widowni. - Dobrze, może być i pod miastem. Mam nadzieję, że wycieczka będzie ekscytująca. Bo te orgie jakby miały być takie jak ta tutaj to nawet bym mogła być zaspokojona. Na jakiś czas. - uniosła kielich wina i upiła z niego elegancki łyk.

Mnich spojrzał na kozio nogą mutantkę.
- Lilly, udałoby ci się ustawić spotkanie z Gnakiem i grupką jego łowców? Możesz powiedzieć, że mamy nowe samice ku ich uciesze.

- No nie wiem. Nie do końca jestem pewna gdzie jest ta ich dolina, słyszałam o niej ale nigdy tam nie byłam. Ale przecież jesteśmy z nimi umówieni za parę dni w najbliższą pełnię. - liliowłosa mutantka odparła ostrożnie i trochę niepewnie. Koleżanki zaś pokiwały głowami na znak potwierdzenia jej słów. - Bliżej by było do jaskini. Pewnie ktoś chętny na chędożenie by się znalazł. - dorzuciła wspominając o swoich współplemieńcach z jaskini w lesie.

- A kto to jest Gnak? - zapytała zaciekawiona diwa zerkając na ich oboje.

- Wódz stada zwierzoludzi, z którymi nasza grupka się "zaznajomiła" - mnich nacisnął na ostatnie słowo, aby dać jasny znak o naturę tych relacji - Jestem pewny, że ucieszyłby się z kolejnych znajomości.*

- O! Zwierzoludzie! No wreszcie coś interesującego! Może jednak to nie była prawda jak słyszałam, że tutaj to tylko zapluta, śmierdząca ryba dziura i jednak kobieta na poziomie może zaznać trochę egzotycznej rozrywki! - diwa klasnela w dłonie z radości i wyraźnie się ucieszyła z takiego poszerzenia oferty rozrywek.

- No naprawdę mówię wam. Jak jest się kimś tak światowym i rozpoznawalnym jak ja to się już próbowało wszystkiego i nie jest łatwo poczuć dreszczyk emocji i ekscytacji. Zwierzoludzie, mutanci, rzadkie stworzenia, afrodyzjaki techniki no albo chociaż zwierzęta to dopiero jest jakieś wyzwanie i coś nowego. Miałam nadzieję, że skoro takie powabne sny mi obiecały tutaj tyle rozkoszy, spełnienia i wydanie na świat błogosławionego owocu to właśnie będzie to coś nietuzimkowego. To na kiedy możecie mnie umówić z tym Gnakiem? Może jutro? Macie jeszcze jakieś ciekawe atrakcje do zwiedzania? Chętnie nawiąże takie nowe kontakty. - aktorka wydawała się w świetnym humorze i tryskała nim, że udzielał się on i reszcie. Większość wydawała się być i poruszona, i zaskoczona, i ucieszona jej dekadencka postawą.

Mnich gwizdnął.
- Przyznam, spotkać kogoś tak otwartego na tego typu rzeczy, spoza naszej gromadki to nie lada niespodzianka. Czy twoje koleżanki, również podzielają takie zainteresowania? - mnich zerknął towarzyszki Diwy - Co do innych rozrywek... z bardziej przyziemnych... Fabienne i Pirora planują zorganizować klub "Niewiernych Żon". Do tego planujemy zainwestować w uzdrowisko, w którym będzie też można doznać bardziej sensualnych masaży. Natomiast jeżeli pragniesz ciekawych znajomości... - mnich wciągnął powietrze zębami zerkając kolegów - Słyszałem o Gustawie, ale nigdy go nie spotkałem. W jakim jest obecnie stanie i czy mamy do niego dostęp?

- Oh Otto, nie traktuj nas jak małe, głupiutkie dziewczynki! - żachnęła się pieśniarka śmiejąc się przy tym serdecznie. - Spójrz. Właśnie skończyliśmy wyuzdaną orgię z dwoma mutantkami. - wskazała na Lilly i Dornę. Te drgnęły zaskoczone i zaniepokojne takim jawnym ich wskazaniem. - Przecież powinno się je i nas wszystkich z miejsca wtrącić do lochu, zacząć śledztwo i uczciwie spalić na stosie. A nie się umawiać na następny raz. Mnie tu skierowały sny. Bardzo lubieżne sny jakie wskazywały, że znajdę tu równie lubieżne i zdeprawowane towarzystwo i zakazane rozrywki. Te sny skierowały nas do zamtuza gdzie spotkałyśmy te dwie utalentowane ladacznice jakie są z wami. Sam też mówiłeś, że śniło co się moje łono. O ile mówiłeś prawdę a nie na tym co wiesz od Laury i Onyx. To tym bardziej powinieneś wiedzieć, że to ja ci się śniłam. Ile znasz kobiet właśnie z takim tatuażem właśnie w tym miejscu co ja mam? - mówiła szybko i całkiem logicznie gdy wskazywała na kolejne punkty zbieżności.

- Więc to nie może być przypadek. Mieliśmy się tu spotkać. A mnie były obiecane zakazane i plugawe rozkosze i tego od was oczekuję. Dlatego o tych zwierzoludziach brzmi dobrze. Chociaż mam nadzieję, że na tym nie kończy się wasz repertuar. - powiedziała jakby owo obiecane spotkanie z Gnakiem i jego wspóplemieńcami wydało jej się pierwszą atrakcją dla jakiej naprawdę warto było przyjechać do tego miasta.

- Widzę, w tobie zew mojej matki. Podobny jak u Fabi i Marissy. Myślę, że właśnie do nas miałaś tu trafić. Cieszę się, żeśmy się spotkały. Przyjemnie gościć tak oświeconą osobę. - odezwała się ciepło i życzliwie Soria jaka wciąż trzymała Laurę na swoich kolanach. Za co aktorka zrewanżowała jej się równie słodkim uśmiechem.

- A co do tego sanatorium oczywiście jeśli to będzie pomyślane w lubieżnych celach to naturalnie wesprę tą inicjatywę jak tylko będę mogła. - zapewniła ucieszona poetka o miodowych włosach. - A ten klub niewiernych żon? - zagaiła o kolejną nazwę jaka padła z ust mnicha. I widocznie Pirora się poczuła wezwana do odpowiedzi.

- No cóż. W mieście i okolicę pulę młodych dzierlatek, zwłaszcza rokujących na pełne przyłączenie się do nas mamy dość ograniczoną. Ale jeśli rozszerzyć działalność na narzeczone, wdowy i mężatki to ta pula się znacznie powiększa. I ostatnio z lady Sorią właśnie zaczęłyśmy badać obiecujące kandydatki. Mamy nadzieję, że chociaż niektóre do nas przystaną albo chociaż nieświadomie będą nas wspierać i służyć naszej rozkoszy. - wyjaśniła nieco piegowata młódka z dalekiego południa Imperium. Diwa uniosła brwi i pokiwała głową z uznaniem.

- Słusznie! Czasem taka zaniedbana przez męża i znudzona żona jest o wiele łatwiejszym i ciekawszym kąskiem niż jakaś małolata. Oczywiście w tym szlachetnym zadaniu wesprę was jak tylko będę mogła. - obiecała solennie i wzniosła kielich do toastu za sukces tego pomysłu. Koleżanki też chętnie go wychyliły i zrobiło się jakoś weselej.

- Zaś jeśli chodzi o moje koleżanki oczywiście że mam kilka bardziej i mniej obiecujących. Myślę, że przynajmniej paru z nich nie obawiałabym się zabrać na to spotkanie z Gnakiem. Czy innym plugastwem. Byle było jurne. No ale one zostały w stolicy. Jednak wystarczy mój list aby je tutaj ściągnąć. Tylko najpierw muszę mieć przekonanie, że potraficie dostarczyć takim eleganckim i rozrywkowym damom jak my odpowiednio niecodzienne rozrywki. Jeśli mnie zadowolicie to z przyjemnością poślę po moje koleżanki. - odparła całkiem stanowczym tonem miodowowłosa diwa. I brzmiało to jak warunek rozszerzenia przyjemnej działalności o ile zdołają ją przekonać do siebie.

- A ten Gustaw? Co to za jeden? Dlaczego by miał mnie zainteresować? - zapytała o ostatni temat wspomniany przez jednookiego mnicha. Towarzystwo poruszyło się trochę niepewnie i nikt nie kwapił się odezwać pierwszy. Aż odezwała się Łasica.

- To odmieniec. Ogromny i niebezpieczny. Dlatego trzymamy go w letargu. Może się przydać gdyby sytuacja stała się gardłowa. Mamy jednak do niego dostęp i myślę, że można go przygotować do użytku. Wystarczy przestać mu podawać zioła uspokajające. Tak myślę. Wtedy powinien być w pełni aktywny. Tylko nigdy nic z nim nie próbowaliśmy, siedzi zamknięty w celi. - łotrzyca wyjaśniła jak to jest z tym Gustawem. Przynajmniej w ogólnym zarysie. Na co aktorka klasnęła w dłonie.

- Olbrzymi i niebezpieczny? I nic z nim nie robiliście? Czyli bym była jego pierwszą kobietą? Brzmi bardzo ekscytująco! A dreszczyk emocji i niepewności jest bardzo podniecający! To proszę mi go przygotować na jutro. I mam nadzieję, że właśnie takie atrakcje będziecie mi serwować przez najbliższe dni! - zawołała miodowłosa wręcz zachwycona takim opisem swojego potencjalnego kochanka. Na co nawet wśród slaaneshytek wywołało wrażenie jakby nie dowierzały w to co właśnie usłyszały.

- Tu niestety będę musiał odmówić. Przynajmniej na razie. Ciało Gustava zamieszkuje z tego co rozumiem, jeden z Niezrodzonych, Demonów. Niebezpieczny, nie jest dostatecznie dobrym słowem, aby go opisać. Do tego kontakt z ciałem tak powabnej istoty jak ty, może sprawić, że straci absolutnie kontrolę i skończysz z istotą z zębami zamiast przyrodzenia. - mnich westchnął - Jednak i ja pewnie chciałbym w końcu z nim porozmawiać.

- Nie, raczej nie. Już nie. Teraz to wypaczona skorupa. Wątpię aby jakaś potężniejsza istota ukryła się w nim przede mną. Tego raczej nie musimy się obawiać. - odezwała się Soria dając znać, że ten wariant im raczej nie powinien zagrażać ze strony Gustawa. Bo już diwa zrobiła usta w wąską linię z zaciętym wyrazem twarzy ale teraz popatrzyła na nich oboje czekając jaką ustalą wersję.

- Nie jestem na tyle wysoko w hierarchii naszej rodzinki, aby podjąć taką decyzję... Silny, Łasico, wy tu przodujecie. Możemy załatwić takie spotkanie? Uwiązać Gustawa dla bezpieczeństwa i ocucić ku uciesze naszej diwy?

Wspomniana para kultystów a do tego wzajemnych adwersarzy spojrzała na siebie trochę zaskoczona tym pytaniem. Silny wzruszył ramionami więc pierwsza odezwała się łotrzyca.

- Raczej tak. Trzeba by go chyba kanałami przyprowadzić tutaj. Duży jest, ciężki. Jakby spał to kawał kloca. A jakby nie spał to może być trudne. - odparła Łasica nieco niepewnie.

- Ja z chłopakami mogę go wziąć. Tak czy inaczej. W zimie się już z nim mocowaliśmy i daliśmy mu radę. - mięśniak rzucił swoją opinię do tej puli.

- Myślę, że jak zdążę ze swoimi planami na morskie kąpiele to mogłabym wam z nim pomóc. Więc o ile nasz mistrz się zgodzi to możemy zapewnić naszej utalentowanej gwieździe estrady troszkę tej egzotycznej rozrywki jakiej tak pragnie. Zapewne jutro wieczorem. - znów wtrąciła się wężowa syrena swoim aksamitnym głosem. I chociaż zostawiła sobie furtkę gdyby Starszy powiedział “nie” to wydawała się być dobrej myśli.

- Oh byłabym bardzo rada! Bo do tej pełni i spotkania z tymi waszymi zwierzoludźmi to jeszcze dobre parę dni i przecież dobrze urodzona dama musi sobie jakoś zorganizować rozrywki przez ten czas. - milady o miodowych włosach wydawała się bardzo rada z takiego rozwiązania i trzymała kciuki aby się to udało. - Oczywiście o ile mogę się tak szarogęsić u naszej gościnnej Pirory to wasz też zapraszam. I jeśli bym mogła jakoś wam pomóc w tym albo innym tak szlachetnym dziele to oczywiście mówcie, obiecuję zrobić co mogę aby wam pomóc. - zaśmiała się pełna dobrego humoru i życzliwości.

Mnich spojrzał na divę.
- Potrzebujesz może milady, cieśly? - Otto delikatnie zachichotał - Przepraszam, za takie dziwne pytanie, ale mam w zwyczaju ostatnio wyzwalaniu pacjentów lokalnego Hospicjum. Annika i Marissa - wskazał na dwie heraldki - Są moimi byłymi pacjentkami. Głównie zainteresowały nas ze względu na swoje sny. Ostatnio moją uwagę przykuł jeden mężczyzna, który śnił jak miasto płonie. Jest z zawodu cieślą, ale jak i określił "zna się na produkcji zabawek dla kobiet". Mogę poprosić go o stworzenie próbki, oceniłabyś jakość i wartość naszego rzemieślnika.

- Cieśli? - artystka rzeczywiście była zdziwiona pomysłem. - No ale jak umie robić jakieś ciekawe rzeczy to może, może. Niech pokaże co umie. A potrzebny wam ten cieśla? Jak to tylko kwestia geldow to mogę go kupić. - diwa chyba nie była zainteresowana kimś o tak banalny zawodzie jak cieśla ale chyba wyczuła, że może być on tubylcom do czegoś potrzebny więc aby okazać dobrą wolę była gotowa sypnąć groszem nawet jak sama z siebie nie była tym rzemieślnikiem zainteresowana. Przynajmniej w tej chwili.

- Każdy, który tak jak my otrzymuje sny, poza hospicjum jest mile widziany. - zapewnił mnich - Zważając, że tego typu sytuacje ściągają niepożądane spojrzenia, a już mamy tą Somnium ze stolicy.

- Ah, tak, ta nawiedzona morrycka młódka. Tak, słyszałam o niej już u nas. A przed mszą zostałyśmy sobie przedstawione. Wieszczka ponoć. - aktorka pokiwała swoją miodową głową na znak, że wie o kim mowa. - No a co z tym cieślą? - wróciła do tematu wspomnianego wcześniej rzemieślnika. I wygodniej ułożyła swoje trzewiki na nagich udach Laury jaka wcale nie protestowała.

- Tak jak mówiłem, zapytał mnie czy i jego da się wydostać z hospicjum. Zważając, że jest kolejną osobą, która tak jak my ma niecodzienne sny. Pomyślałem, że się przyda. Nazywa się Niklas, nie jest może młodzieńcem, ale jestem pewny, że byłby bardzo zainteresowany usługiwaniem ci na wszelkie sposoby. - mnich wzruszył ramionami - Nic zobowiązującego, ale jakbyś chciała odwiedzić hospicjum chętnie cię oprowadzę. Marissa może opowiedzieć jak dokładnie znam jadalnię czy pralnie.

- Tak? - diwa z zaciekawieniem wyłowiła wśród zebranego przy stole tłumu kasztanowłosą służkę jej bretońskiej koleżanki.

- Tak. Ja tam byłam pacjentką. Ale Otto, Pirora i moja milady mnie stamtąd wyciągnęli. Tego Niklasa pamiętam. Siedział tam chyba dłużej ode mnie. Nawet miałam z nim przyjemność w pralni. Lubieżnik z niego. Chociaż nie wygląda zbyt okazale. Jakby milady sobie życzyła to ja mogę tam oprowadzić i pokazać. - odparła grzecznie była pacjentka hospicjum. Sławna artystka skinęła powoli głową namyślając się i w końcu uśmiechnęła się promiennie.

- Lubieżnik mówisz? No to zawsze jest atut. Dobrze to skoro tak to przyjadę tam do was aby zobaczyć tego lubieżnika. Mogę go wykupić skoro jest wam potrzebny. Jeszcze zobaczę czy mi przypadnie do gustu. Tak samo jak ten Gustaw. Brzmi obiecująco i właśnie o takie rozrywki mi chodziło. Mam nadzieję, że będziecie mnie tak przyjemnie zaskakiwać nie tylko jutro. Ta nutka niepewności i ryzyka jest całkiem podniecająca. - oznajmiła milady o miodowych włosach zgadzając się pomóc wyciągnąć Niklasa z hospicjum a nawet wydawała się nim chociaż trochę zainteresowana. Tak samo jak spotkaniem z owym odmienionym przez nadprzyrodzone siły heretykiem zamkniętym dotąd w celi pod zwaloną wieżą. Chociaż to wydawała się traktować jako wstęp do miłosnych przygód w tym nowym dla siebie mieście.

- Postaramy się zadowolić twe potrzeby. - mnich przez chwilę pomyślał o Skavenach, ale wzdrygnął się na tą wizualizację - A teraz, możesz nam trochę jeszcze opowiedzieć o swoich snach? Obiecywały ci oczywiście przyjemności, ale czy ukazały ci coś, powiedzmy nie związanego z nimi? Jakieś miejsca, osoby, przedmioty?

- To było dość różne. Najbardziej pamiętam, mój ciężarny brzuch i świadomość, że wkrótce wydam na świat wyjątkowy owoc mojego grzesznego żywota. I głos co mnie tu kierował obiecując rozkosze jakich jeszcze nie próbowałam. A to nie jest łatwe bo próbowałam już chyba wszystkiego. Dlatego jestem ciekawa tego waszego Gustawa no i tych zwierzoludzi. Z nimi też już spółkowałam no ale najwyżej z jednym a wy mówicie, że macie ich trochę i to na wolności no to może być ciekawie. To by było coś nowego. Ale twarzy czy miejsc to nie, nie bardzo. Violette wyśniła ten zamtuz dlatego jak przyjechałyśmy do miasta i go rozpoznała to właśnie tam się udałyśmy z wizytą. No i okazało się, że słusznie bo spotkałyśmy te dwie urocze dziewczęta jakie nas przyprowadziły do was. Dlatego jak mniemam jesteśmy we właściwym miejscu i rozmawiamy z właściwymi osobami i właśnie liczę, że doprowadzicie mnie do tych rozkoszy jakich jeszcze nie próbowałam. - diwa bez skrępowania opowiadała mówiąc szybko zdanie za zdaniem, nie zawahała się ani razu i raz wskazała na swoją białowłosą przyjaciółkę z jaką tu przyjechała. Ta zaś skinęła głową potwierdzając jej słowa jak to było z tym zamtuzem gdzie się pojawiły tak niespodziewanie nawet dla pracujących tam kobiet.

- I dlatego musiałyśmy narobić tyle szumu ile się dało podczas wizyty. Trzeba było rzucić kamień w wodę aby sprawdzić gdzie się załamują falę. Wiedziałyśmy, że pewnie tam będzie jakiś trop czy wskazówka ale nie wiedziałyśmy co lub kto to będzie. - odparła impresario saltmundzkiego teatru dokładając swoje trzy grosze do tej opowieści miodowłosej.

- Och, proszę mi uwierzyć. Jeżeli nasza misja powiedzie się, rozkosze dzisiejszego dnia wydadzą cię się mdłe i codzienne. - zapewnił mnich.

- Właśnie mam taką nadzieję, po to tu przyjechałam. - odparła wesoło diwa i uśmiechnęła się promiennie biorąc tą obietnicę za dobrą monetę.

***


Wallentag, rano, Hospicjum

Mnich skrzywił się boleśnie na pytanie przełożonego.
- Nie… albo inaczej. Na własne życzenie. Po ostatnim razie, stwierdziłem, że przyda mi się trochę nauki jak się samemu bronić. Osoba, którą do tego wynająłem stwierdziła, że dobrze jest się też nauczyć jak przyjmować ciosy. Nie będzie mi to przeszkadzało w pracy.

- Na własne życzenie? Chłopcze co się z tobą dzieje? Zwariowałeś? Masz przestać się zadawać z takimi bandytami. Jesteś tu nam potrzebny w jednym kawałku. Zresztą dzisiaj to już wiele z ciebie nie będzie. Jak bracia skończą cię opatrywać wracaj do domu i odpocznij. - przeor uniósł się irytacją podszytą gniewem gdy usłyszał, że to nie jest jakiś kolejny, nieszczęśliwy wypadek czy napaść tylko celowe działanie jednookiego mnicha. Widocznie tego się nie spodziewał i dał wyraz swojemu niezadowoleniu. Ale przyjanajmniej zwolnił go z dzisiejszych obowiązków co na pewno obitemu mnichowi by się przydało bo po wczorajszej bójce całe ciało go bolało i było zesztywniałe.

- Postaram się to ograniczyć, chociaż z tym co się działo ostatnimi tygodniami dobrze by było urosnąć w sile. - zauważył mnich - Mam nadzieję, że na razie nie było powtórek?

- Nie kracz, nie kracz. Jeszcze po ostatnim razie mamy jednego w lazarecie i wciąż trzeba ponaprawiać albo kupić nowe rzeczy. A ty uważaj na siebie. Jak ty się pokażesz w takim stanie jak trzeba będzie znów rozmawiać z jakąś dobrodziejka? Przecież to trzeba wyglądać jakoś skromnie i poczciwie a nie jak jakiś łobuz z ciemnej alejki. Dlatego odpocznij i kuruj się. - gniew przeora nieco zelzal i teraz wydawał się głównie zirytowany takim niespodziewanym wypadkiem z jednookim mnichem.
- Oczywiście... a co dobrodziejek. - mnich zaczął - Lady von Mannlieb i Lady van Dyke zapoznały mnie wczoraj z Lady Odette von Treskow. Również wyraziła zainteresowanie naszym hospicjum, więc może uda się coś ugrać i tu.

- Oo… Ta teatralna diwa co tak pięknie śpiewała na mszy? - brwi przeora Bernarda uniosły się nieco do góry gdy widocznie trochę zaskoczyła go ta informacja ale samą milady zapewnie miał okazję widzieć choćby wczoraj na mszy podczas gdy śpiewała psalmy. - No tak, przecież to szlachcianka. Oni tam się pewnie znają nawzajem. - pokiwał głową gdy zapewne próbował odtworzyć sobie w głowie mapę powiązań śmietanki towarzyskiej tego miasta jaka zapewne sięgała i poza obręb miejskich murów.

- I była zainteresowana naszym skromnym hospicjum? Wspaniale! No to dobrze się spisałeś. No i sam widzisz, że musisz nas godnie reprezentować gdyby miała nas tu zaszczycić wizytą tak znamienita dama. I nie możesz wyglądać jak obwieś. Tym bardziej masz przestać się wdawać w awantury i doprowadź się do porządku. - wiadomość o potencjalnej pani sponsor znów pobudziła przeora nadzieją, że może udałoby się coś zyskać na rzecz tego przybytku jaki głównie utrzymywał się z datków i jałmużny tych jakich było na to stać. Chociaż też i powyżej pewnego statusu nawet wypadało co jakiś czas wesprzeć jakąś akcję czy instytucję charytatywną. No ale nie było powiedziane, że to będzie akurat hospicjum dla ciężko i umysłowo chorych. Więc przeor jeszcze raz pogodnił Otto aby na siebie uważał ale tym razem brzmiało to raczej po ojcowsku.

Mnich kiwnął głową i pozostawił przełożonego obowiązkom. Opuszczał powoli hospicjum gdy zagadał go Niklas.
- Pracuję nad tym. Niestety te panie, które zabrały Thorna i dziewczyny już nie mogą tak bardzo szastać pieniędzmi, ale mam inne potencjalne dobrodziejki. Na razie mam dla ciebie zlecenie stolarskie. Mówiłeś, że jesteś w stanie wystrugać zabawkę dla kobiet, prawda?

- No tak. Mogę. - pacjent przybytku odparł bez entuzjazmu. Widocznie zasmuciły go te wieści, że wydostanie się stąd i to jeszcze na koszt i użytek pięknych, młodych i chutliwych dam nie jest takie proste jak to widocznie mu się wcześniej wydawało.

- Nie martw się, może uda mi się zakręcić coś z nowymi znajomymi. Teraz… - mnich zniżył głos - Potrzebuje zabawki z wydrążonym wnętrzem, aby można było w nią włożyć strzykawkę - mnich pokazał palcami mniej więcej grubość narzędzia aptekarza - Dasz radę zrobić coś takiego?

- Z wydrążonym wnętrzem? - pacjent wciąż wydawał się trochę markotny tymi niezbyt dobrymi dla siebie wieściami ale nowe wyzwanie przykuło jego uwagę. Zastanawiał się chwilę nad nim.

- Lepiej jakbyś przyniósł tą strzykawkę. Chociaż dziwne zamówienie. Wsadzać jedno w drugie. Nie łatwiej by było wsadzić to co w strzykawce do tej zabawki? Bo zrobić się da. Wziąć wymiar, potem obrobić na długość i grubość. No to dzień, może dwa i by było zrobione. Jeszcze zależy ile tu bym miał na to czasu. Ale jak z wydrążeniem to trudniej. To jeszcze dłużej. No ale da się, da. - podszedł do tego zamówienia jak rzemieślnik i mimo wszystko wydawał się być dobrej myśli nawet jeśli go ono nieco zdziwiło.

- Jasne. Pojutrze pewnie będę miał. Bądź dobrej myśli. Jeżeli zabawka się spodoba nowym znajomym, poinformuję, kto ją stworzył. - mnich poklepał pacjenta po ramieniu.
Opuścił spokojnie hospicjum odpocząć i odwiedzić sklep Grubsona.


Wallentag, rano, rezydencja von Mannlieb


Otto postanowił spędzić jeszcze jeden dzień poza hospicjum. Wykurować się po głupim pomyśle. Dobre towarzystwo to najlepsze lekarstwo, a nie znał lepszego niż Fabienne i jej służki. Obolały, ale dość radosny ruszył do rezydencji von Mannlieb oczekując na standardową procedurę przyzwoitki oceniającej jego należytość.

Rzeczywiście stara Gertruda niezmiennie stała na straży dobrych manier i porządku tej rezydencji i witała gości. - Często ostatnio u nas bywasz mnichu. - rzuciła uwagę co przy jej oschłej aparycji nie zabrzmiało zbyt przyjaźnie. Ale zaprowadziła go do salonu i tam po chwili czekania przyszła bretońska gospodyni i jej kasztanowa slozka. Czarnowłosej nie było ale po laniu jakie wczoraj dostała nie było to dziwne.

- Witaj Otto. Cóż cię sprowadza w moje skromne progi? - zapytała czarnowłosa szlachcianka dając znać Marissie aby nalała gościowi wina do kielicha. Ta rozlała do obu i postawiła na niewielkim, ozdobnym stoliku przy jakim zwykle rozmawiali.

- Ciągle troszczę się o swoje pacjentki. - zapewnił Gertrudę. Spokojnie poczekał na przybycie gospodyni.
- Chciałem sprawdzić jak ma się Annika. Podejrzewam, że odchorowuje wczorajsze. - mnich westchnął - Do tego chciałem się pożalić, że ja też dostałem bęcki a nie mam pięknej kobiety aby w nią się wypłakać.

- Biedactwo będzie musiała to odchorować. Żałuję, że się zgodziłam na tą waszą eskapadę. - szlachcianka okazała swoje niezadowolenie z powodu ciężkiego stanu w jakim Otto odstawił wczoraj jej czarnowłosą służącą. I nie wydawała się rozbawiona jego słowami.

- Dużo śpi. Ale to dobrze. Tak się szybciej odzyskuje siły. - dorzuciła Marissa i też wydawała się zmartwiona losem przyjaciółki.

- W mojej obronie, zaatakowanie naszych oponentów w otwartej, honorowej walce, było jej pomysłem. - mnich delikatnie posmutniał, że szlachcianka najwyraźniej była zła na niego - Najwyraźniej jednak, spodobało się to patronce Anniki. Najwyraźniej pokazała jej, że Czempion krwawej Siostry jest w mieście.

- Może. Ale wróciła do mnie ledwo żywa. - przyznała szlachcianka bo widocznie miała inny punkt widzenia i priorytety niż khornici kultystów. - No i dobrze, że ty też jakoś z tego wyszedłeś chociaż jak widzę nie bez szwanku. - dorzuciła jakby ta złość na powrót służącej w takim opłakanym stanie zaczęła jej przechodzić. - A poza tym? Cos chyba wcześniej dzisiaj u nas jesteś. Dali ci wychodne w hospicjum? - zagaiła na jakiś inny temat zauważając, że rzadko ją odwiedzał o tak wczesnej porze.

- Zważając mój wygląd, przeor dał mi wczoraj wolne. Postanowiłem, że mogę poświęcić jeden dzień na wyleczeniu się. Chciałem jednak się upewnić, że Annika ma się dobrze. - przyznał mnich - Naprawdę jest mi przykro z powodu jej stanu. Postaram się, aby jej następne religijne uniesienia, były bezpieczniejsze.

- Ja również. Biedactwo. Aż przykro było na nią patrzeć. Twarz rozkwaszona, usta spuchnięte, siniak na siniaku. A przecież to taka piękna kobieta jest. - bladolica szlachcianka znów załamała ręce nad losem swojej pokojówki i kochanki.

- W każdym razie dzisiaj wieczorem jedziemy odwiedzić Pirorę. Zobaczymy jak naszej drogiej Odette pójdzie z Gustawem. Sama jestem ciekawa. Jeszcze go nie spotkałam. Co prawda nie wiem czy na dzisiaj się uda go sprowadzić ale nawet jak nie to i tak nie będziemy się nudzić. - oznajmiła mu najnowszą plotkę z ich towarzystwa bo podobnie lubieżne tematy były znacznie bliższe jej sercu niż jakieś bójki w deszczowych zaułkach.

- Też się zjawię. Nawet jakiś pomniejszy Niezrodzony może być ciekawy. - mnich westchnął - Zakładam więc, że ucałowanie moich ran odpada? - mnich musiał przyznać, że pomimo wczorajszych zbaw z Marissą i Anniką, było coś niebywałego w Fabienne. Może to jej pochodzenie od Soren?

- Ucałowanie twoich ran? - wypielęgnowane brwi bladolicej milady powędrowały do góry w grymasie zdziwienia takim pomysłem. I na chwilę tak zamarły gdy się widocznie nad tym zastanawiała. Zwinęła usta w wąską linię, zmrużyła jedno oko i trochę uniosła głowę. W końcu rozłożyła dłonie na boki w geście bezradności i pierwszy raz uśmiechnęła się przy tym spotkaniu.

- Oh wybacz, po prostu bardzo martwię się o Annikę. Trochę mnie to przytłoczyło. - powiedziała przepraszającym tonem. - Oczywiście, że możesz liczyć na ucałowanie. Gdzie sobie życzysz? - zapytała ciepłym tonem i już z całkiem filuternym uśmiechem.

Do odważnych świat należy, mnich pomyślał. Upewnił się, że nie ma przywoitki w zasięgu, po czym przyciągnął szlachciankę usadawiając ją sobie okrakiem na kolanach i rozpoczynając głęboki pocałunek, zaznajamiając się ponownie ze słodyczą ust i języka kobiety. Kiedy w końcu się odsunął.
- Gdzie tylko możesz? - wyszeptał z lubieżnym uśmiechem.

- Postaram się zrobić co się da. - obiecała Bretonka z psotnym uśmiechem wcale się nie wyrywając z jego kolan i objęć. Po czym sama zaczęła obdarowywać kochanka pocałunkami jakie z czułych robiły się coraz bardziej chciwe. Aż w końcu zsunęła się na kolana i zadarła jego sutannę aby tam dokończyć dzieła obdarowując ich oboje tą przyjemną chwilą. Po wszystkim wstała i uśmiechnęła się do gościa promiennie.

- Mam nadzieję, że czujesz się usatysfakcjonowany. Jak mówiłam tutaj niezbyt mogę swobodnie działać. Ale jeśli będziesz wieczorem u Pirory to może coś nam się uda zdziałać więcej. - powiedziała z czarującym uśmiechem jakby zapraszała szlachetnie urodzonego kawalera na wieczorek poetycki w zacnym towarzystwie.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-01-2024, 10:35   #199
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Wallentag; rano; Sklep Grubsona

- Powinnaś zobaczyć tego drugiego… - zażartował mnich - Z Silnym polazłem spotkać kilku ciekawych ludzi. - usiadł boleśnie - Zamówienie chciałem złożyć na szatę i sprawę mam do Grubsona.

- No tak, jak z Silnym to można się było tego spodziewać. - główna krawcowa tego sklepu pokiwała swoją dwukolorową głową jakby stan kolegi stał się teraz dla niej bardziej zrozumiały. Ale nie ciągnęła dalej tego tematu.

- A Hubert był na zapleczu ale brałam miarę w przymierzalni to zobaczę czy jeszcze jest. - powiedziała wskazując na drzwi do owej przebieralni. Po czym ruszyła na zaplecze znikając mnichowi z oczu. Wróciła dość szybko.

- Właśnie wypłaca dodatek personelowi. W naturze. Więc możesz poczekać aż skończy albo iść teraz. - odparła z dyskretnym ale rozbawionym uśmiechem dając mnichowi wybór.

- Poczekam. - postanowił jednooki - Nie chcę przeszkadzać w pracy. To co do mojego zamówienia…myślałem o szkarłatnej szacie, takiej pełnej, na styl kapłański. Czarne akcenty na rękawach i kołnierzu, może z aksamitu. Bylibyście w stanie coś takiego mi sprawić?

- Szkarkatna szata? Szkarłat jest drogi. Bardzo drogi. I nie mamy go zbyt wiele. Więc przemysl to jeszcze. - projektantka uniosła brew do góry dając koledze czas do zastanowienia się czy na pewno wie co mówi i czy go stać na taki projekt. Dała mu znak aby poszedł za nią i wzięła z lady szkicownik i ołówek.

- Dla kogo to ma być? Umiesz rysować? Jak to ma wyglądać? - zapytała czy byłby w stanie zrobić chociaż ogólny szkic jak to by miało wyglądać.

- Jestem przekonany. Szata ma być dla mnie. Podaj mi szkicownik, coś ci nabazgram. - mnich przyjął kawałek kartki i węgla. Zamknął oko, wypowiadając plugawą modlitwę pod nosem i zaczął rysować - Na ogół nie zajmuję się ubraniem, tym bardziej projektowaniem, ale mam ogólny pomysł. - po dłuższej chwili skończył i wręczył kobiecie swoje dzieło - Jestem gotów czekać, nie ma pośpiechu. - szata wyglądała dość agresywnie, nie dla kapłana, czy mnicha siedzącego cicho w klasztorze.


- Więc ile takie cudo by mnie kosztowało?

- Ah takie coś… - projektantka pokiwała głową i chwilę oceniała swoimi oczami ten prowizoryczny szkic. - Tak, takie coś damy radę zrobić. Zwłaszcza jak to nie jest na wczoraj. - skinęła w końcu swoją dwukolorową głową i zaczęła rozpytywać i omawiać różne pomniejsze detale od jakich zależało ostateczne wykończenie no i cena. Jak ktoś zawodowo nie zajmował się projektowaniem takich ubrań to mógł być zdziwiony ile rzeczy trzeba było uwzględnić. I taka profesjonalistka jak Oksana była tutaj świetną przewodniczką. Jeszcze rozmawiali o tych detalach gdy drzwi na zaplecze skrzypnęły i pojawiła się w nich zwalista sylwetka gospodarza. Wydawał się być w dobrym humorze. Spojrzał w ich stronę ale podszedł do subiekta i coś zaczął do niego mówić.

- Jeszcze chwilę tu poczekamy a potem wyjdź na ulicę. I idź od podwórka. Wpuszczę cię do środka. - widocznie krawcowa na tyle dobrze znała swojego szefa i kochanka aby właściwie odczytać to krótkie spojrzenie jakie im posłał i teraz zdawał się w ogóle nie zwracać na nich uwagi.

Mnich wykonał polecenie krawcowej, stał teraz pod tylnymi drzwiami, rozważając jak ubrać w słowa propozycje do Grubsona. Nie może kłamać, ale mógł dopytać o więcej szczegółów Sigismundusa.

Musiał wyjść na ulicę, obejść przez boczną alejkę bryłę sklepu i wejść przez furtkę na jej podwórze. Tam czekał chwilę oglądając jakieś połamane manekiny, skrzynie wypełnione jakimiś nierozpoznawalnymi, uszkodzonymi elementami i tego typu doperele jakie można było znaleźć na większości podwórek, zwłaszcza tych od sklepów czy karczm. Od środka jednak usłyszał zgrzyt zamków, skrzypnięcie drzwi i te stanęły otworem gdy otworzyła mu Oksana. Dała znak aby wszedł do środka i poszedł za nią. Po chwili weszli do gabinetu Grubsona. Ten siedział za swoim biurkiem więc zdążył wrócić ze sklepu na zaplecze.

- Witaj Otto. Cóż cię sprowadza w moje skromne progi? Co słychać u naszej drogiej Sorii? - przywitał się z mnichem wskazując mu wolne krzesło po przeciwnej stronie biurka.

Mnich spokojnie usiadł.
- Przekazałem Oksanie jakie ubranie chciałem zamówić dla siebie. Do ciebie mam sprawę natury religijnej jeżeli zechcesz mnie wysłuchać.

Grubson spojrzał na swoją główną projektantkę a ta skinęła swoją dwukolorową głową. Po czym wrócił spojrzeniem na swojego rozmówcę. Przesunął się po nim z góry na dół swoimi oczami. W końcu wzruszył swoimi byczymi ramionami i dał znak gestem aby gość zaczął mówić o co chodzi.

- Twój sklep odwiedziłem jako klient, ale ciebie odwiedzam jako kapłan. Słyszałem dużo dobrych rzeczy o twoim oddaniu Wężowi, twoich talentach w uwodzeniu, udzielaniu i otrzymywaniu przyjemności. Zastanawiałem się, czy byłbyś zainteresowany poznaniem, głębszych tajemnic Mrocznego Księcia?

- Zawsze. Ale ty znasz jakieś “głębsze sekrety”? Nawet go nie wyznajesz. Chociaż może to się zmieni z tego co słyszałem ostatnio o tych twoich harcach tam i tu. - gruby właściciel kwitnące go interesu odzieżowego wydawał się być sceptyczny czy młodszy kolega może mieć coś ciekawego do zaoferowania. Ale widocznie był gotów przynajmniej go wysłuchać.

- Och, twoje słowa mnie ranią. - Otto przyłożył dłoń do serca w dramatycznej pozie - O ile tak jak ty, czy Łasica, Fabienne albo Soria nie oddałem się na wyłączność Slaanesh, jestem jej wiernym sługą tak jak pozostałej trójce. Wiem, że może to wyglądać dziwnie, ale tacy jak ja istnieją. Co do mojej wiedzy... - mnich westchnął - Już nie raz się przechwalałem o tym jaki to oczytany jestem w sprawach Chaosu i to prawda, ale głębsze tajemnice można wywnioskować z zachowania wyznawców. Wstępny wyznawca Khorna może być zwykłym zabijaką, który rozlewa krew na lewo i prawo. Bardziej wtajemniczony zorganizuje krwawe igrzyska ściągając nawet niewiernych, aby oddali się w czci i uwielbieniu brodząc po kolana w posoce. Rozumiesz bardzo dogłębnie aspekt Slaanesh odnoszący się do cielesnych przyjemności. Jedzenie, picie, chędożenie. To wszystko jest miłe Mrocznemu Księciu, ale twój konkretny zawód otwiera okno na inne możliwości. - Otto spojrzał na okno - Gdybyś mógł określić character szlachty i możnych tego miasta, jakich słów byś użył?

- Być może, być może. Ale powiedzmy, że mam pewną dozę sceptycyzmu do osób jakie mówią, że służą więcej niż jednemu władcy. Więc wybacz moje zwątpienie. Rzeczywiście Fabi mówiła mi, że jak na kogoś nie od nas całkiem nieźle się spisujesz. Była bardzo z ciebie zadowolona. Gdybym był bardziej pruderyjny poczułbym zazdrość. No ale ja, co doprawiłem temu miastu tyłu rogaczow byłbym ostatni który zniżył bym się do takich błahostek. Chociaż przyznam, że jestem nieco zawiedziony tak rzadką możliwością obcowania z błogosławiona Soria. Liczyłem na coś więcej niż tylko relacje od moich kochanek. - powiedział po zastanowieniu. I dał znać, że zepchnięcie na boczny tor niezbyt mu się podoba. W końcu byli sojusznikami z dwóch sąsiednich grup spiskowców.

- A szlachta? Swietoszkowaci hipokryci. Trzymają za pysk lud pod płaszczykiem tradycji i boskich praw a tak naprawdę pasożytują na nim. Widziałeś gołą Łasicę w dybach? Widziałeś gołą Fabienne w dybach? Powiedz. Poznałabyś jak są bez ubrań, że któraś to szlachcianka a któraś nie? No nie! No właśnie! O to chodzi. Wcale się od nas nie różnią. Dlatego chędoże ich żony, córki i kochanki bez skrupułów. I wiesz co? One to kochają! I zawsze wracają po więcej. Więc czym się różnią od zwykłych ladacznic? Właściwie to ladacznice to tak zarabiają na chleb i czynsz a takie żony kupca czy szlachcica to robią to z nudów. Sami nie respektują praw i jakich prawią z ambon i urzędów. Prawo jest dla biednych a bogaty zawsze się jakoś wyślizga. - tym razem kupiec wylał z siebie rewolucyjny żar za jaki by skończył na szafocie gdyby go usłyszał ktoś z władz. Ale wydawał się być pewny swego przez lata doświadczeń.

- Zdziwiłbyś się jak wiele czynów Khornitów mogłoby się przypodobać Slaanesh, jeżeli dobrze by to przeprowadzić. - zauważył mnich - Twój opis szlachty jest słuszny, widziałem obie nagie i masz rację, nie różnią się od siebie. Nie będę wchodził w niuanse obowiązków, dziedzictwa i wklęsłych podbródków. Bardziej miałem na myśli jak łatwo można zmanipulować ich pychę. Mamy w zasięgu Sorię, Fabienne, a teraz też Lady Odette. Wyobraź sobie, że poprzechadzałyby się po mieście w kreacjach spod twojej ręki, promowałyby jakie to modne, dostojne i mucha nie siada. Nie tylko dobre dla biznesu, ale inne chciałyby w końcu i je przeskoczyć, żądając coraz bardziej ekstrawaganckich sukien. Szlachetne kamienie, rzadkie skóry... włosy pięknej blondynki?

- Owszem brzmi pięknie. Ale już mi co nieco obiecałeś przyjemności kontaktów z Soria jak przyszedłeś po wyjątkową suknię dla niej. Ja się wywiązałem z umowy. Soria dostała w prezencie ode mnie piękną suknię jaka wspaniale podkreśla jej atuty a wiem, że w niej chodzi więc przypadła jej do gustu. A ja? Co ja mam z tego? Nic. A wiem od dziewczyn, że dzieje się tam u was. A mnie tam nie ma. A teraz co? Znów przychodzisz mamić mnie wspaniałymi wizjami? - otyły kupiec pokręcił głową na znak, że ostatnia wymiana usług nie poszła po jego myśli więc obecnie jest bardziej wątpiący niż wówczas.

- Gdybym bardziej niemiły, powiedziałbym, że to nie moja wina, że nie zainteresowałeś córki Soren. Dziwiło mnie w sumie, że nie brałeś udziału w żadnej z naszych schadzek. Nie zaprosiły cię, czy może Fabianne chce cię na wyłączność? Ale rozumiem frustrację. Co powiesz na to, powiem lady Sorii o twym uwielbieniu jej osoby i chęci spotkania. Sam na sam i wtedy obgadamy sprawę sukni?

- Gdybym ja chciał być bardziej niemiły, powiedziałbym, że omawiałem tą sprawę sukni z tobą i liczyłem na ciebie, że przedstawisz moje uwielbienie dla wężowej milady jak należy. - Grubson odparł prawie tym samym tonem i stylem jakim poczęstował go młodszy rozmówca. Widocznie zależało mu aby ten zrozumiał jego niezadowolenie.

- No ale jak mówiłem. Staram się nie być małostkowy i zawistny. Więc jestem gotów zapomnieć o tym opóźnieniu w imię dobrych relacji między naszymi grupami i Starszym jakiego bardzo szanuję. Powiem więcej, myślę, że mam kandydatkę do zasiania tymi waszymi jajami. Więc jak widzisz obu naszym rodzinom będzie się żyło lepiej jeśli będziemy w jak najlepszej komitywie. A co do przekazania milady wyrazów mojego szacunku oczywiście będę bardzo zobowiązany i z niecierpliwością czekam na odpowiedź. Bardzo chętnie przysłużę się dziełu naszego patrona. I miło mi słyszeć, że ta sławna diwa też jest po naszej stronie. Z przyjemnością bym ją poznał osobiście. - widocznie jednak gospodarz był gotów odsunąć w niepamięć tą urazę jaką żywił jeśli wszystko jeszcze dałoby się tak załatwić aby i on w pełni uczestniczył w zabawach z tak znakomitymi niewiastami. Zwłaszcza, że był gotów nie przychodzić z pustymi rękami.

- Trudno mi powiedzieć, czy jeszcze jest wtajemniczona w aspekty wiary. Jednak chce spotkać się z Zwierzoludźmi i skorzystać z tego opętanego mutanta, którego wyzwoliliśmy w zimie. Więc może być najbardziej Slaaneshyckim niewiernym w tym mieście. - mnich zastanowił się chwilę - Sigismundus ucieszy się z kolejnej matki dla swych maleństw. A i tu mam do ciebie pytanie. Byłbyś zainteresowany posiadaniem czterech jąder?

- Jeśli jest chętna na zabawy z plugawymi zwierzoludzi to he he raczej jest służka naszego patrona. Nawet jeśli o tym nie wie. - zaśmiał się pod nosem z rozbawienia. - I tak, słyszałem od Fabi, że nasza śliczna diwa o anielskim głosie jest bardzo obiecująca. Cieszy mnie to. Będę zobowiązany jeśli będę mógł ją poznać bliżej. - przyznał, że ta potencjalna znajomość ze sławną śpiewaczka jest mu jak najbardziej na rękę. A jako kupiec nie miał takiej siły przebicia co bogata szlachta więc oficjalnie trudno by było mu się z nią spotkać. Ale mniej oficjalnie jako członek sojuszniczego kultu już bardziej.

- No a z tym zasianiem musimy się umówić. Planujemy z Oksaną mały pokaz naszej posłusznej zabaweczki. Nie chwaląc się nieźle ją wyszkoliłem. Jestem pewien, że z pokorą przyjmie swoją nową rolę. - odparł dumnie jak hodowca z jakiejś medalowej sztuki bydła.

- I cztery jądra? O czym ty mówisz? Te co mam służą mi całkiem dobrze. Rzesza moich bękartów i kochanek może ci to he he potwierdzić. - na koniec zaśmiał się butnie ze swoich możliwości i osiągnięć jako kochanka ale jednak wolał się upewnić o co chodzi młodszemu koledze.

- Z ciekawości i obowiązku. Jednym z darów od Oster są jądra które można doszczepić mężczyznom, aby rozsiewali bardziej naturalnie jaja. - Otto się uśmiechnął trochę nerwowo.

- Dar Oster? - wiadomość widocznie zaskoczyła gospodarza. Powtórzył to i widocznie musiał to przemyśleć bo nie odzywał się chwilę.

- No a próbowaliście już coś z tymi jądrami? - zapytał wracając spojrzeniem do młodszego rozmówcy.

- Niestety, brak nam ochotnika. Dlatego zwracam się do Slaaneshyty. Chociaż, przyznam nasza wiedza ogranicza się do procedury dodania jąder. - mnich pokręcił głową - Pogadam z Sigismundusem o poświęceniu jednego na jakimś knurze, aby zobaczyć jaki ma to wpływ na biorcę. Chciałem jedynie wiedzieć, czy byłbyś zainteresowany. Dwa razy tyle, aby dziewczyny się bawiły.

- Może i bym był. Ale najpierw wolałbym zobaczyć jak to działa. No i Oster to jednak nie jest nasza patronka. W ramach dobrej woli i współpracy tą naszą zabaweczkę pozwolimy zasiać tymi larwami. Jestem dobrej myśli. Dałoby się załatwić coś z kobietami to bym miał większe pole manewru. Trochę ich mam. I jakby to było od naszej Soren no to może, może tak. No ale jak od Oster i jeszcze nie wiecie czy to w ogóle działa… - grubas pokręcił głową na znak, że niezbyt mu się uśmiecha pakować swoje najcenniejsze klejnoty w tak niepewny interes. Zwłaszcza jak on sam sprzyjał matce Sorii a jej siostrom to już znacznie mniej.

- A wy nie chcecie sami spróbować? Albo Lilly? Ona też przecież ma co potrzeba skoro do tego jąder potrzeba. No ale dobrze, pomyślę nad tym, porozmawiam z Oksaną czy by jakiegoś trzewika nie miała do zabawy, może się ktoś znajdzie. Jakby to było od Soren no i coś sprawdzonego to by była inna rozmowa ale jak tak to no sam rozumiesz Otto. - na koniec rozłożył swoje potężne ramiona w geście bezradności. Chociaż obiecał chociaż spróbować znaleźć kogoś na zastępstwo w tej roli.

- Przekaże Sigismundusowi. Będzie zadowolony. Doszczepienie jąder ma sens, jeżeli będzie się z nich korzystać. Nurglici raczej się nie nadają, a ja nie jestem aż tak uzdolnionym uwodzicielem, aby się opłacało. Sam powiedziałeś, że masz wiele kochanek. Do niczego nie zmuszam, tylko pytam. - mnich się chwilę zastanowił - Co do samego daru, o ile Oster jest jego architektem, wszystkie Siostry miały udział w jego tworzeniu. Dziękuję, że jesteś otwarty na możliwość. Jak poeksperymentujemy z Sigismundusem to dam ci znać jak to wygląda.

- No właśnie. Oczywiście, że mam mnóstwo kochanek. Zdziwiłbyś się kogo. Ale jak jestem kupcem i umiem kalkulować ryzyko. A tu mi się wydaje zbyt wielkie jak na coś tak bardzo osobistego. Daj znać co tam wam wyjdzie z tymi jądrami jak my znajdziemy kogoś na to miejsce to damy znać. A, że Sigismundus czy Strupas nie są uwodzicielami no to he he tak, prawda, maciorę pewnie by im było trudno he he namówić do spółkowania. - gospodarz był gotów przystać na taki podział ról ale myśl o dwóch nurglitach w roli flirciarzy bardzo go rozbawiła.

- Rozumiem, i pogadam o tym z nimi. Zważając, że znalazłeś im kolejną matkę, to na pewno się zgodzą. Teraz jeszcze kwestia płatności, co do mojego zamówienia. - mnich położył nie małą sakiewkę na stole - Ostatnio zacząłem przyjmować rolę kapłańską w naszej rodzinie, pora więc abym też wyglądał odpowiednio. Wiem, że takie rzeczy zajmują, to zapewne kilka tygodni potrwa?

- Aha. Czyli wracamy do interesów. Dobrze. - gospodarz uśmiechnął się, sięgnął po położoną na stole sakiewkę, potrząsnął nią sprawdzając brzęczącą zawartość i z zadowoleniem pokiwał głową. - Dla kolegi z branży postaramy się załatwić to priorytetowo. Jeszcze będę musiał porozmawiać z Oksaną bo to ona ma w takich projektach ostatnie słowo. Ale zwykle wyrabiamy się w tydzień z większością zamówień tego typu. - odparł Hubert z zadowoleniem. Wskazał palcem na drzwi za jakimi na początku ich rozmowy zniknęła jego główna projektantka ale wydawał się być dobrej myśli.

- A co ze Starszym? Już wam nie przewodzi? - zagaił z ciekawością chowając sakiewkę do szuflady.

- Przewodzi, jednak Starszy… - Otto westchnął - w mojej opinii nie spełnia się w roli przywódcy duchowego. Widzi jedynie cel sprowadzenia Sióstr i tylko tego się trzyma. Nastroje w rodzinie już są napięte, ponieważ Slaanesh góruje. Jeżeli nie chcemy skończyć jakie wiele kultów przed nami, ktoś musi uspokajać ognie rywalizacji.

- Nie spełnia się? Odważne słowa mój młody kolego. Ale niesnaski mnie nie dziwią. Spójrz na nas. Nas łączą podobne upodobania więc mamy wspólny cel. U was jest inaczej. Zawsze tak jest gdy są w grupie różne frakcje i każda ciągnie w swoją stronę. To tak samo działa także w handlu, polityce i wielu innych dziedzinach. Tego się nie da uniknąć przy tak różnorodnych priorytetach i potrzebach. - grubas pokręcił głową ale chyba nie był zdziwiony taką relacją ze stosunków w zaprzyjaźnionej grupie.

- Puszcza nas samopas, tak długo jak nie zdradzamy i działamy ku ogólnemu celowi. - mnich pokręcił głową - Lubieżna część kultu zyskuje członków, odnalazła Sorię i ołtarz Soren. Pozostali czują się mniej istotni, to rodzi żal, a w końcu agresję. Staram się temu zaradzić, wiele kultów upadło z powodu wewnętrznych walk. - mnich westchnął - To są jednak moje problemy, ty masz swój sklep i kochanki do pilnowania i pewnie powoduje to ból głowy i pleców. - jednooki kultysta spróbował poprawić atmosferę delikatnym żartem.

- Przy tylu frakcjach pokojowa koegzystencja to sztuka wiecznych kompromisów. Każdemu trzeba coś dać, obiecać, odwrócić uwagę aby jakoś ten wózek popchnąć kawałek do przodu. Jak mówię, wszędzie tak bywa. Każdemu trzeba znaleźć zajęcie. - wzruszył grubymi ramionami nadal wcale się nie dziwiąc takim wieściom. Usłyszeli pukanie do drzwi i gdy powiedział “proszę” do środka weszła główna krawcowa. Przyniosła wieści, że jakiś ważny klient przyszedł i gospodarz obiecał, że już do niego idzie.

- No widzisz, muszę już iść. Miło się rozmawiało. Wpadaj czasem to pogadamy. No i proszę cię miej na uwadze moje zainteresowanie Sorią. Wolałbym nie czuć się wykluczony z kręgu jej znajomych. - powiedział życzliwym tonem wstając ze swojego miejsca. Ruszył do drzwi i wyciągnął rekę aby w życzliwym geście odprowadzić do nich młodszego kolegę.

Otto opuścił przybytek Grubsona, zastanawiając się co teraz. Miał jeszcze czas do eksperymentu u Pirory, postanowił więc odwiedzić naukowca Nurgla.
Zmierzył do Apteki Sigismundusa, pogada o strzykawce, nowej matce i jądrach, a potem do Pirory.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-01-2024, 00:10   #200
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 49 - 2519.07.20; wlt; zmierzch - wieczór

Miejsce: Nordland; pd od Neues Emskrank; wioska Dahlem; chata Teermacher; główna izba
Czas: 2519.07.20; Wellentag; zmierzch - wieczór
Warunki: jasno, ciepło; dość cicho na zewnątrz: dzień, ulewa, łag.wiatr; nieprzyjemnie (0)


Joachim



- Zwyczaje? - gospodarz wydawał się być zakłopotany pytaniem. Popatrzył z zastanowieniem po swojej rodzinie ale został dorosły syn, córka i żona. Ta córka to nawet całkiem dorodna się wydawała. Jednak niezbyt wiedzieli jak wspomóc głowę rodziny w tych rozważaniach.

- No mości dobrodziej się nie gniewa. Ale tatko to zaginął jak myśmy jeszcze zaślubieni sobie nie byli. Dawno to temu było. Jeszcze chyba nasz miłościwy cesorz nie był cesorzem tylko jego ojciec. - Dieter tłumaczył przepraszającym tonem, że z jego perspektywy to było strasznie dawno temu. Mogło tak być istotnie bo obecnie panuący cesarz, Karl Franz objął tron prawie dwadzieścia lat temu. I przejął go od swojego ojca. Z perspektywy wieśniaków to musiały być bardzo dawne dzieje. W końcu jednak aby jednak jakoś ruszyć z miejsca gospodarz kazał “matce” czyli swojej żonie przynieść dzban nalewki. Była gęsta, słodka i bo na miodzie. Nalano w zwykłe, drewniane kufle a Dieter w pierwszej kolejności rozlewał do kubków swoich zacnych gości. Żona i dwóje właściwie dorosłych dzieci musiało się obejść smakiem. I przy ten nalewce jednak coś mu się zaczęło przypominać okoliczności zaginięcia jego ojca.

- Tatko to zawsze niespokojna dusza był. Mocny w rękach i dziewuchom nie przepuszczał a i głowę na karku miał. Jak pojechał na targ do miasta to nie dał się oszukać miastowym. Mnie tak matula opowiadała i sam trochę pamiętam. Ale teraz we wiosce mało kto ze starych został co by go pamiętał. Matulę też już w ogrodach Morra spoczywa od paru lat. Las ją zabił. Poszła za świnią co w las uciekła i wiatr był złamał gałąź spadła na nią i zabiła. - gospodarz zaczął swoją opowieść od tego, że trudno teraz spotkać kogoś kto by był świadkiem wydarzeń sprzed dwóch czy trzech dekad. A niepiśmienni ludzie musieli bazować na swojej pamięci i przekazach ustnych. A Dieter bazował na własnej pamięci i tym co zapamiętał od swojej matki.

- Tatko zanim zniknął to był niespokojny. Nie mógł zasnąć w nocy albo się rzucał i coś mamrotał. Matula tak mi mówiła. W dzień na polu to też taki niespokojny był. Rzucał głową i nasłuchiwał jakby kto go wołał. Pytał kto go wołał. Ale nikt go nie wołał. Ludzie się dziwili i pukali w czoło. Tak to z parę dni trwało może tydzień. Może trochę dłużej. Pogarszało mu się z każdym dniem. Matula się martwiła, że chory. Tak dobrodziej wie, tak na głowę, jak się głowa psowa. - opowiadał dalej jak to sytuacja wyglądała na krótko przed zniknięciem jego ojca. Znów trochę na podstawie własnej pamięci a trochę swojej już nieżyjącej matki.

- No i w końcu stało się. Tatko zamiast rano iść na pole bo to już żniwa były, podobnie jak teraz. No to wziął swój wór, zaczął pakować do niego swoje rzeczy, trochę jedzenia i matula w krzyk, my w krzyk aby został i co teraz będzie jak on teraz sobie pójdzie. A on mówi, że spokojnie, że wróci, że wróci bogaty bo mu się przyśniła piękna dobrodziejka i mu obiecała, że jak uwolni jej grób z klątwy to będzie mógł sobie wziąć wszystkie bogactwa jakie tam znajdzie bo jej już i tak nie są potrzebne. I dlatego wróci bogaty. I nawet mówił, że to trzeba iść na południe do Nawiedzonych Wzgórz. To matula i my w jeszcze większy krzyk. Bo wiadomo, że tam straszy i potwory i ziemia przeklęta. I na pewno tam skapieje. Ale tatko nas trzepnął, powiedział, że jesteśmy głupie bo jego poprowadzi ta piękna panienka co mu się przyśniła i odnajdzie jej grób a potem wróci bogaty z jej skarbami. No i poszedł. I jak go ostatni raz widzieliśmy jak wchodzi w las to nigdy potem już nie. - Dieter streścił swoją opowieść. Wraz z odświeżeniem tamtych dramatycznych wydarzeń gdy właściwie stracił ojca to i znów wzruszenie dało się poznać w jego głosie i twarzy. A o Nawiedzonych Wzgórz Joachim słyszał jeszcze za dzieciaka jeszcze przed podróżą do Altdorfu. Faktycznie miały kiepską opinię wśród miejscowych, także z miasta. Mniej więcej taką o jakiej teraz mówił gospodarz. Nie było dziwne, że byli bardzo zmartwieni jak ich ojciec ogłosił, że zamierza tam się udać. Sam Joachim nigdy na tych wzgórzach nie był więc trudno mu było zweryfikować jak czarna legenda tego miejsca ma się do rzeczywistości.

Natomiast sen o owej pięknej panience o jakim miał mówić ojciec Dietera tuż przed swoim odejściem sugerował uczestnictwo jakiś mocy nadprzyrodzonych. Może jakiś duch zmarłej jaki nawiązał poprzez sen kontakt ze śmiertelnikiem? Nie można było tego wykluczyć. Z drugiej strony to choćby Cztery Siostry i im podobne byty też kontaktowały się za pomocą snów. Były też specjalne czary do komunikacji z pomocą umysłu ale to zwykle pomiędzy wyszkolonymi w tej sztuce magistrami. Chociaż chyba też by się dało przesłać wiadomość zwykłemu człowiekowi. Ale zapewne to by właśnie była jakaś wiadomość a nie coś o skarbie i grobowcu. O ile ten ojciec nie zmyślił tego snu. Jednak jeśli to pogarszanie się jego samopoczucia i kłopoty ze snem sugerowało, że był to proces jaki musiał trwać jakiś czas a nie tak, że z dnia na dzień i bez ostrzeżenia. Natomiast Nawiedzone Wzgórza były z parę dni drogi na południe od miasta. Ich zachodni kraniec sięgał rzeki Salz i był mniej więcej połową drogi do Salzenmundu, stolicy ich prowincji. Tylko ciągnęły się dalej ku zachodowi całkiem spory kawałek. A nie było wiadomo gdzie miałby być ów grobowiec owej “pięknej dobrodziejki” o jakiej mówił ojciec głowy rodziny. No i po dwóch czy trzech dekadach raczej trudno było liczyć, że da się po prostu pójść po jego śladach. Jednak te wzgórza były na południu a Diabelskie Bagna na zachodzie od miasta więc w całkiem innych kierunkach.

- A jakiś przedmiot po tatku… - chłop który siedział już przy kolejnym kubku swojej nalewki zamyślił się. Przez chwilę wymieniał z żoną i dwójką dorosłych dzieci co im zostało po poprzednim seniorze rodu. I wyglądało na to, że po tak długich dekadach ciężkiego, chłopskiego życia to niewiele. Ale wreszcie Dieter przypomniał sobie o czymś. Wstał i wyszedł z frontowej izby a po chwili wrócił. To, że wraca z czymś co integruje z mocami Eteru to astromanta poznał już jak ten podchodził do stołu. Ale niezbyt mocno. Po chwili wyjął z małej sakiewki coś co wyglądało na kawałek taniego, miedzianego pierścienia na jaki pewnie mogli sobie pozwolić niezbyt zamożni chłopi i mieszczanie. Ale to dziwny kamień emanował mocą. Mocą Dhar. Chociaż słabą. Jak go Joachim wziął w ręce i przyjrzał mu się swoimi śmiertelnymi oczami widział prawie czarny, szklisty kamień z głębokim granatowym połyskiem. Wyglądał jak obsydian. Jednak swoim trzecim okiem rozpoznawał, że kamień musiał mieć styczność z jakimś źródłem Dhar. Chociaż albo bardzo dawno temu, że już wypromieniował większość mocy albo był to krótkotrwały wybuch mrocznej energii jaki spaczył ten kawałek szklistego kamienia. Albo kontakt ze spaczeniem czy innym przeklętym przedmiotem na tyle mocna lub długa, że naznaczyła ten kawałek kamienia. Teraz bowiem ta moc była już bardzo słaba.

- To kolczyk mojego tatka. Miał go na sobie gdy odchodził. Ale ja za nim pobiegłem kawałek w las aby go odprowadzić i się pożegnać. To zdjął go i dał mi na pamiątkę. Powiedział, żeby go sprzedać gdyby były ciężkie czasy. No ale jakoś udało się go zachować. A on powiedział, że jak wróci bogaty to kupi sobie dużo takich błyskotek i nam też to ten już mu nie jest potrzebny. - wyjaśnił Dieter z czym zacny gość ma do czynienia. A tymczasem na zewnątrz już dzień zaczął się kończyć. Znów padało. Właściwie to wieczorna szarówka waliła regularną ulewą. Dobrze, że już byli wewnątrz suchej chaty a nie na zewnątrz! Kolacja wypełniała żołądek przyjemnym ciepłem. Posiłek nie był zbyt wyrafinowany i choćby wczoraj u Priory to jadło się o wiele bogaciej no i srebrnymi a nie drewnianymi sztućcami. Ale swoją sycącą rolę spełniała. Przy okazji przypomniało mu się jakim niezłym ziółkiem okazała się wczoraj miodowłosa diwa. Wydawało się, że sprowadziły ją sny do tego miasta i pod względem preferencji to nieźle wpasowywała się w lubieżnice Sorii. Była chętna na kolejne spotkanie z Gnakiem i jego ungorami! Co zdumiało chyba większość obecnych przy obiedzie kultystów. Na razie jednak zostawił to za sobą i teraz był tutaj, we frontowej izbie chłopskiej chaty gdzie liczono na to, że pomoże odnaleźć ciało zaginionego przed dekadami ojczulka gospodarza i trzymał w dłoni jego czarny, szklisty kolczyk naznaczony mocą Dhar.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Gnojna 3; apteka
Czas: 2519.07.20; Wellentag; zmierzch - wieczór
Warunki: jasno, ciepło; cicho na zewnątrz: dzień, ulewa, łag.wiatr; nieprzyjemnie (0)



Otto



Może rano i lubieżna Bretonka w końcu pomogła jednookiemu złagodzić ból wczorajszych ran ale jednak i tak mnich potrzebował klasycznego odpoczynku. Sen, jedzenie, picie, ciepłe łóżko. To wszystko przydało mu się aby odpędzić zmęczenie i pomóc zregenerować się ciału. A to boleścią oznaczało dłuższy powrót do zdrowia. W każdym razie jak już dotarł do znajomej apteki to tradycyjny dzień handlowy już był bliski końca. Na mieście widział jak kupcy zaczynają zamykać swoje kramy i sklepy. Podobnie rzemieślnicy swoje warsztaty. Apteka była już zamknięta. Jednak światło wewnątrz świadczyło, że jeszcze ktoś tam jest. Zresztą Sigismundus mieszkał nad apteką więc prawie zawsze był na miejscu. Zwłaszcza dla kolegów z kultu. Tym razem też otworzył jak mnich zadzwonił do drzwi. Usłyszał ciężkie kroki kogoś ze środka i po chwili jowialny wujaszek rozpromienił się na jego widok. I wybawił go z nieprzyjemnego moknięcia na ulewie jaka pod koniec dnia zalała miasto.

- Wejdź, wejdź złoty chłopcze! - zawołał rozpromieniony grubas wpuszczając jednookiego do środka. Po chwili siedzieli już w izbie na zapleczu apteki gdzie gospodarz sięgnął do szafki po jakąś nalewkę.

- Masz szczęście, że mnie złapałeś. Jutro wyruszam z powrotem do jaskini. Tyle się dzieje ale trudno. Jak nie ruszę jutro to nie ruszę nigdy. Ja i Strupas. No i Loszka oczywiście. Aptekę zamykam ale zostawię tu Dornę aby miała na wszystko oko. Pomożesz jej? Bo resztę hodowli niestety będziemy musieli zostawić. A tobie ufam najbardziej, że tego przypilnujesz. Zresztą już widziałeś cały proces, od jaj po dorosłe okazy. Ha! Nawet sam zasiałeś tą ich Bretonkę! A wczoraj Laurę! No to już wiesz to co najważniejsze. Zostawię ci notatki. Bo niestety Dorna nie czyta. Ale pomagała nam dużo to wie co i jak. Jakoś sobie pomożecie nawzajem. Właściwie prosta sprawa, trzy razy dziennie karmić nosicielki, raz dziennie maleństwa jakie noszą. Oboje macie w tym wprawę to sobie poradzicie. A Aptekę zamykam to nikt wam nie będzie przeszkadzał. My ze Strupaskiem idziemy jakoś urządzić się w tej jaskini aby tam, w to błogosławione przez Oster miejsce przystosować do hodowli. Wtedy rozszerzymy działalność i nikt nam nie będzie przeszkadzał! No i już tam jest pewien wspaniały strażnik co nas obroni przed złem w razie czego. Dlatego potrzebna nam Loszka. Dogaduje się z nim. Sam widziałeś. - podczas rozlewania poczęstunku grubas był niczym najlepszy gospodarz. Do tego mówił szybko i był w znakomitym humorze. Jak u progi nowej, wielkiej przygody. I widocznie liczył, że pod jego nieobecność młodszy kolega pomoże tu Dornie mieć wszystko na oko.

- Ale co ty jesteś taki połamany? Oh! Ktoś ci przylał! Poczekaj, zaraz przyniosę jakieś maści i zrobimy kompresy… - tak się rozgadał, że po dłuższej chwili dopiero dostrzegł mocno pokiereszowany stan jednookiego. Wyeszedł na chwilę, coś tam się gdzieś krzątał i wrócił trzymając jakieś bandaże i zioła. Zaczął je rozcierać a zaraz do środka weszli Strupas i Dorna. Z czego szaroskóra mutantka też przyniosła misę z wodą a garbus jakieś butelki. Aptekarz przejął to wszystki i z wprawą zaczął przygotowywać jakiś napar.

- Zdejmij habit. - polecił gościowi gdy sam mieszał w misie zioła, jakiś alkohol z wprawą zawodowego kucharza robiącego jakieś świetnie sobie znane danie.

- A widziałeś wczoraj? Wspaniale sobie poradziłeś z tą Laurą, wspaniale. I to od razu z dwóch stron! Brawo. A widziałeś? Nawet ta Bretonka się zdziwiła, że tak też można. A w ogóle co z nią? Miała już wylinki? Widziałeś się z nią? Po wylinkach by szło poznać czy ma te duże czy te małe. I dokarmiałeś ją? Te maleństwa w niej. Bo jak mają być silne i duże no i szybciej wyjść to trzeba je dokarmiać. - mówił jednocześnie mieszając swoją miksturę. Zaś garbus i mutantka usiedli na dość topornych krzesłach. Z czego jego przykra dla nozdrzy woń od razu stała się wyczuwalna w niezbyt dużym pomieszczeniu.

- Mam nadzieję, że to da reszcie do myślenia. No sam widziałeś. To żadna sztuka z tym zasianiem, dziecko by sobie poradziło. Taka Laura czy jakaś inna rozchyla nogi albo się wypina, wsadza się w nią strzykwę, naciska i już. Nic trudnego. Mam nadzieję, że da to reszcie do myślenia. Czasu mamy coraz mniej jak te maleństwa mają jeszcze wyjść na zewnątrz, zrobić kokon i dojrzeć do dorosłej formy a koniec miesiąca coraz bliżej. - gospodarz tradycyjnie już odliczał dni w kalendarzu i zżymał się na zbyt wolne tempo hodowli spowodowane głównie ograniczoną liczbą nosicielek i ich ostrożnym napełnianiem nasieniem Oster.

- I zastanawiam się czy dobrze zrobiłem mówiąc tej diwie o naszych jajach i hodowli. Chociaż chyba nie zwróciła na to uwagi. Może przez chwilę. A przez chwilę chciałem ją tu zaprosić aby jej pokazać te nasze cuda jakie tu hodujemy. Tylko nie wiem czy by się nie przestraszyła i nie wyleciała z wrzaskiem. Nie wszyscy mają tak otwarte umysły i wrażliwość na delikatne piękno jak my. Niby na zwierzoludzi była chętna ale te nasze ladacznice też. A na zasianie chętne nie są. No nic my jutro i tak wyjeżdżamy z miasta więc przez parę dni nas nie będzie. Nie wiem czy zdążymy wrócić na zbór. Zobaczę jak to będzie nam szło tam na miejscu. Trzeba to jakoś urządzić. Może odmieńcy Kopfa nam pomogą. Jutro Lilly idzie z nami i po drodze zajdziemy do nich. Poprosimy o pomoc. Przydałoby się trochę rąk do pracy. W zimie im pomagaliśmy to mogą się teraz zrewanżować. Mam nadzieję, że pamiętają o tym. - aptekarz mówił nieco zamyślonym głosem jak wspominał wczorajszą wizytę u Pirory albo już wędrował do jutrzejszych planów. Skończył swoją miksturę i sapnął. Usiadł obok gościa i zaczął nakładać owe smarowidło na jego świeże rany i stłuczenia.

- Aha. A ciebie w ogóle co sprowadza? - jakby przypomniał sobie aby zapytać o to bo do tej pory skutecznie dominował rozmowę swoimi tematami, opiniami i planami.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172