Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-01-2018, 18:03   #41
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Zaskoczona dziewczyna faktycznie dostrzegła czerwonoskórą postać ładującą się do mieszkania.

Zaskoczenie było głównie wywołane tym, że słowa Czarnego były prawdziwe.
‘Ja pierdzielę’ - mignęło w jej myślach, gdy odruchowo przeładowywała broń.
Odruchowo!

Umysł rejestrował pewny uchwyt na kolbie, płynność ruchu załadowania magazynku podarowanymi przez Czarnego nabojami. W tle brzdękało jej pytanie: ciekawe jaki mam czas?

A potem sięgnęła w głąb siebie po wilczycę.

Skrócić dystans.
Strzał z bliska.
Nie marnować naboi.
Użyć wampirzycy jako tarczy na wypadek gdyby któryś z komandosów próbował jeszcze jakichś sztuczek.
Chronić Zaara.

Umysł i ciało Żenii pracowały na podwyższonych obrotach.
Postać w kapturze jednak niemal się rozmyła. Ruszyła szturmem wprost na parę wilkołaków. Dużo szybciej niż Żenia zdążyła wystrzelić. W jej dłoni pobłyskiwały dwa sztylety.

Zaar stał przy nich. Blisko. Wydawał się ogromny.
Z pomieszczenia z lewej strony słychać było strzał, jednak pocisk chybił. Zapalniczka nie trafiła w rozmytą postać. Czy też trafiła rozszarpując płaszcz z kapturem, lecz nawet nie muskając ciała wampirzycy.

Przemieniony w formę bojową Zaar miał więcej szczęścia. Szponami przeorał ramię czerwonoskórej. Rana choć otwarta, to nie tryskała krwią, tak jak miało to miejsce w czasie walki z Elektrykiem. Ot, po prostu otworzył martwe ciało.

Żenia nie mogła nie wykorzystać tej okazji.
Przyłożyła się do strzału i nacisnęła spust.

Pistolet huknął. W pomieszczeniu błysnęło. Wampirzyca dostała w brzuch. Na moment w środku było jasno jak za dnia. Umysł Żenii pracujący na podwyższonych obrotach dojrzał kwitnące obrażenia od poparzeń na ciele czerwonoskórej.

I wtedy sztylety ruszyły w swój śmiercionośny taniec. Rozbłysk słonecznego światła miał niesamowity wpływ na czerwonoskórą bestię. Z jakiegoś powodu uznała, że dziewczyna uzbrojona w pistolet jest dla niej większym zagrożeniem, niż dwu i półmetrowy wilkołak. Wyprowadziła szereg cięć, które raniły kobietę głęboko. Nie minęła nawet sekunda i dziewczyna miała otwarte rany na przedramionach, udach i brzuchu.

Wilkołak ruszył w jej obronie. Ciął z nadludzką szybkością swoimi szponami. Chciał pozbawić wampirzycy możliwości walki. Trafił w nadgarstek. Sztylet wraz z odciętą dłonią spadł na podłogę w tumanach gazu. Żenii cięzko było powiedzieć, czy owa istota odczuwała ból. Z jej gardła wydobyło się zwierzęce syknięcie. Wbiła sztylet głęboko w ramie wilkołaka, i niczym jakiś dziwny insekt wbiegła po nim, jakby był nieożywionym elementem wystroju. Żenia nie widziała co się dzieje, jednak Zaar Zawył w bólu. Po chwili wszyscy usłyszeli wybijane okno w pomieszczeniu obok. Zaar lekko się chwiał i jego ramię krwawiło z odciśniętymi śladami zębów. Czerwona bestia wyskoczyła przez okno z trzeciego piętra. Na watahę też nadchodził czas. W końcu wypełniające się gazem mieszkanie nie było dobrym miejscem na pozostanie.

Czarny przyjął już swoją formę bojową. Jego cienie zaś rzuciły się w głąb korytarza. Wprost na ranionych granatem żołnierzy. Rozległ się klekot wystrzałów z lekkich karabinów. Jeden z cieni rozwiała seria z karabinu. Zaraz za nim kolejny. Jednak wyhamowały pociski. Odsłoniły dwa kolejne cienie. Cienie, które nie miały żadnej litości gdy dopadły żołnierzy. Krew rozlała się szerokimi strugami po ścianach wewnątrz mieszkania, ale też na klatce schodowej.

Zaar już biegł do okna, chciał dopaść wampirzycę. Była ranna. Mieli szansę ją dobić.
- Nie - wyrwał się gardłowy warkot z gardła wielkiego wilkołaka o czarnym futrze. Zaar zatrzymał się pod wpływem rozkazu.
- Zmień się - kolejne warknięcie kierował do Żenii. Powoli ruszał w stronę klatki schodowej. Po drodze natrafił na Zapalniczkę. Wyższą i lepiej zbudowaną niż normalnie ją kojarzył.
- Ty… naucz się strzelać - warkot był pełen złości. Zupełnie nie uzasadnionej, gdyż plan alfy póki co zapewniał im zwycięstwo. A przywódca stada prowadził ich do zwycięskiego kontrataku.
Brunetka zacisnęła usta, powstrzymując się od odpowiedzi. To nie był dobry czas na pyskowanie Czarnemu. Skinęła jedynie głową.
Nim rozpoczęła przemianę, schyliła się by podnieść sztylet wampirzycy, z wciąż zaciśniętą na nim dłonią.
Korzystając z zamieszania podeszła do Zaara:
- Jesteś cały? Wszystko dobrze? - pytała z niepokojem i troską w spojrzeniu.
Zaar zaciskał zęby.
- Suka… - warknął - ugryzła…
Próbował się odwrócić, żeby zobaczyć miejsce nad lewą łopatką.
Żenia za to miała doskonały widok na ślad po ugryzieniu. Rana broczyła delikatnie krwią, jednak nie wyglądała na groźniejszą niż zwykłe otarcie, czy rozbity nos.
- Zmieni się w Abominację - powiedziała Zapalniczka - W wampirołaka.
Żenia potrząsnęła głową. To co mówiła Zapalniczka było bujdą na resorach. Wampiry nie przemieniały się od ugryzienia. I nie miały czerwonej skóry. Córka Ognistej Wrony o tym wiedziała. Choć nie miała pojęcia skąd ale słowa Sędzi rozjątrzyły oglądającą do tej pory “ranę” Zaara Żeńkę. Odwróciła się raptownie do Zapalniczki i ryknęła z głębi trzewi, w swoim przekonaniu przerażająco i gniewnie, jeżąc futro.
- Głupia! - wycharczała ukazując długie kły i pochylając nieco do blondynki. Nie lubiła tej formy - ograniczała mówienie i to bardzo - Draśnięcie… żadna … abo… abo… - paszcza bojowego stwora jakim się stała złodziejka nie pozwalała na wiele. Żenia pacnęła Zaara opazurzoną łapą w ramię z poirytowanym głupią gadką parsknięciem - Chodź. Nic Ci.

Kręciła niedowierzająco wielkim łbem i warknęła na Zapalniczkę, przechodząc obok koncentrując uwagę na zdobycznej broni. Mimo to ogon jej majtał się nerwowo.
Sztylet był stalowy, choć ostrze było srebrzone. Sprytne rozwiązanie, bo stal była dużo twardsza. Pozwalała broń wyważyć i dobrze naostrzyć. Dłoń wampirzycy była zaciśnięta w skurczu spazmatycznym, ale podważenie palców uwolniło broń. Żenia czuła dyskomfort związany z obecnością srebra. Ale czuła go dopiero teraz, w swojej bojowej formie. Ze zdziwieniem spostrzegła, że rany na jej ciele zasklepiają się.

Zamiast koncentrować się na ranach i sztylecie, myśli brunetki poleciały jednak ku czerwonej skórze. Nim odrzuciła dłoń wampirzycy z żalem pomyślała, że ta uciekła. Z takiej skóry Ivan mógłby sobie uszyć buty. Takie jak miał Turek. Po krótkim namyśle wrzuciła odciętą dłoń wampirzycy do plecaka. Wyciągnęła też wężowy sztylet na jego miejsce wrzucając broń.
Schodząc po schodach po kilka stopni na raz skoncentrowała się na aktywacji swojego sztyletu.
 
corax jest offline  
Stary 23-01-2018, 12:39   #42
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
W czasie gdy Zaar pozbawił wampirzycę dłoni, a Czarny otoczył się obstawą z cieni na zewnątrz budynku trwała walka w najlepsze. Wspaniale zgrana wataha z Tucholi i Promień Księżyca, niczym samotny wilk. Stawali przeciw istocie zwanej Golemem i jej przybocznemu. Obstawą Golema był mężczyzna z podręcznym działkiem obrotowym i zasobnikiem amunicji.

Minigun wydawał jednostajny dźwięk ciągłego ostrzału. Mężczyzna obmiatał teren od lewej do prawej, zaś wielkie wilkołaki łapały swoimi cielskami całą masę nabojów kaliber 5mm. Krwawił srebrzysty Burak, krwawił szary Gustaw. Michał też krwawił, tylko na czarnym futrze jego krew była mniej widoczna. Golem zdawał się za to żałośnie powolny. Chłopaki mimo ran odskakiwali przed potężnymi uderzeniami bestii. Zaar i Czarny natychmiast dojrzeli zagrożenie. Rzucili się w pierwszej kolejności do opancerzonego człowieka z działem.

Dla Żenii czas jakby spowolnił. Ten ciągły ostrzał wywoływał jakieś wspomnienia. Niejasne. Uciekała. Chowała się. Trwała wojna. Pamiętała głód. Strach.

Wspomnienie się rozwiało, podczas gdy wilkołaczka dojrzała kobietę w mundurze z czapką oficerską chowającą się w furgonie. Ruszała z piskiem opon. Żenia nie czekała, ruszyła za nią. Coś jej mówiło, że chłopaki sobie poradzą. Biegła na czterech łapach i z łatwością dopędziła furgon, zanim ten wyjechał z osiedla. Wbiła swoje szpony w drzwi, które rozdarły się jak gdyby były z papieru. Wyrwała je i odrzuciła, po czym wskoczyła wbijając się szponami w bok auta. Kobieta próbowała do niej strzelić, ale spudłowała.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 31-01-2018, 18:57   #43
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Wadera nie traciła ani chwili.
Jej całe jestestwo było nastawione na zabijanie. Chciała krwi.
Zrobiła krótki ruch łapą i szczerząc kły, próbowała rozszarpać szyję kobiety pazurami. Ciekawa była jak dobrą broń stanowić będą one w tym starciu.

Ledwie musnęła szyję kobiety. Poczuła minimalny opór pod palcami. Była zawiedziona. Bardzo zawiedziona. Aż do momentu cofnięcia pazurzastej łapy. Wewnątrz wanu krew trysnęła na szybę i tapicerkę. Najwidoczniej musnęła tętnicę. Kobieta złapała się za szyję i skręciła kierownicą.
Auto zachwiało się. W tym momencie Żenia odskoczyła i potoczyła się po twardym asfalcie kilkadziesiąt metrów. Furgon przekoziołkował z hukiem, choć już nie tak daleko.


Żenia podbiegła truchtem węsząc zawzięcie i upewniając się, że kobieta w środku nie żyje. Poza krwią i potem czuła też woń benzyny. Major leżała na asfalcie, od strony pasażera. Kaszlała krwią. Plama wokół niej rosła. Żyła, choć jej żywot prawdopodobnie miał zakończyć się w ciągu mniej niż minuty.

Czarna bestia pomyślała, że trzeba będzie przeszukać furgon skoro kobieta leżała przygwożdżona.
Sięgnęła ku bocznym drzwiom vana obecnie znajdującym się na jego górze i pociągnęła odsuwając się by uniknąć potencjalnej pułapki.

Suwane drzwi ustąpiły. Otworzyły się do samego końca, jednak stojąc na drodze nie widziała zawartości pojazdu. Zdawało jej się, że coś usłyszała, ale z blokowiska nadal dochodził łoskot karabinu i trzaski wielkiej bestii.

Żenia nie chciała nie dowierzać swojej intuicji. MIała przed oczami świeży przykład Zaara rzucającego się na fomora i co z tego wynikło.
Wróciła do przygniecionej kobiety i wbiła szpony w miękką tkankę. Pazury cięły skórę, mięśnie i ścięgna, ale na Żenii nie robiło to wrażenia. Dla niej martwa już przeciwniczka stanowiła … narzędzie. Oderwała głowę od tułowia i trzymając zachlapany krwią czerep wróciła do dziury w busiku. Wrzuciła łeb wroga do środka nasłuchując uważnie odgłosów.

Aż drgnęła słysząc huk wystrzału i jęk, który nie zdążył przebrzmieć, gdy wadera wskakiwała na busa i sięgała do środka opazurzoną łapą w kierunku, z którego dobiegał.

Bus zakołysał się pod jej ciężarem. Ranny żołnierz chyba jeszcze nie doszedł do siebie po spotkaniu z głową swojej dowódczyni. Wycelował prosto w pysk Żenii, ale nie zdążył strzelić. Jej wielka łapa zahaczyła o jego strzelbę, odrzucając broń. Niezbyt daleko, gdyż przezorny komandos miał ją na pasach. Jednak przewaga była po stronie bestii.

Żenia nie ryzykowała. Pazury cięły z prawa na lewo i z powrotem mimo dygotania busika.
Waderę zadziwiło z jaką łatwością przychodzi jej podejmowanie decyzji o zabijaniu.

Rozejrzała się po wnętrzu busa zabierając broń i to co mogła z ekwipunku komandosa.

Wnętrze pojazdu było surowe. Zawierało uchwyty na broń, ale wszystkie były puste. Miejsca na kamizelki też były puste. Martwy przeciwnik leżał, a kości jego czaszki mieszały się z porwanymi kawałkami hełmu. Jedo broń była wypchana srebrem. Żenię prawie zbiło z nóg gdy wzięła strzelbę do ręki. Od obecności srebrnej amunicji mdliło ją.

Poza tym przy pasie mężczyzny były trzy granaty. Różne. Oznaczone czerwoną, żółtą i niebieską taśmą. Ostatnim znaleziskiem był karabin automatyczny. Z podwieszonym granatnikiem. Magazynek też zawierał srebrne naboje. Nic innego nie wydawało się przydatne.

Zabrała wszystkie znaleziska i choć przez myśl przeszło jej wysadzenie busu, nie była pewna którego granatu musiałaby użyć. Poza tym przed jej towarzyszami wciąż był największy z przeciwników.
Ruszyła biegiem szukając w potyczce Czarnego. Były wojskowy zapewnie wiedziałby więcej na temat kolorowych oznaczeń. Granaty mogły się przydać w walce z potworem.

Walka trwała w najlepsze. Czarny doskakiwał co jakiś czas do bestii, która z łatwością go odrzucała.
Zaara nigdzie nie było widać. Burak kuśtykał, ale nadal atakował. Michał i Gustaw atakowali na przemian nie dając potworowi wytchnienia. Zapalniczka opierała się o ścianę budynku trzymając za żebra i z trudem łapiąc oddech. Gdy Żenia dotarła do Czarnego ten spojrzał pytająco na strzelbę i karabin.

Żenia rzuciła zdobycze i wskazała na kolorowe granaty:
- Wiesz? - wycharczała pytająco i wskazała na przeciwnika.
- Czerwony! - krzyknął i odskoczył, a tuż obok Żenii trafiła wielka pięść bestii zostawiając głęboką bruzdę w ziemi.

Nie musiał dwa razy powtarzać młodej waderze.
Zabrała klamoty i odskoczyła. Przez chwilę majstrowała przy zawleczce granatu z czerwoną taśmą, by w końcu przyłożyć się do rzutu w niezdarnego i wielkiego przeciwnika.

Czarna puszka z czerwoną taśmą odbiła się od brzucha potwora i spadła pod jego krótkie nogi. Potem był huk i posypały się w koło kawałki asfaltu. Bestia stała niewzruszona, choć Żenii udało się osiągnąć największy sukces od początku starcia. Po krótkich udach Golema ciekła strużka krwi.

Żenia ruszyła na tyły wroga szukając możliwości poszerzenia i pogłębienia ran. Planowała przyjąć taktykę Gustawa i Michała: doskoku i ataku. Po drodze pociągnęła za sobą Tomka.

Golem również się męczył. Walka trwała już kilka minut. Wilkołaki pozbyły się wsparcia ogniowego dla potwora. Jednak nie był on bezmózgą bestią. Swój spryt udowodnił widząc Żenię i Buraka biegnących z jednej na drugą stronę. Kulejący Ahroun był łatwym celem. Nagle potężna łapa wbiła Promień Księżyca w trawnik. Druga nieudolnie pochwyciła jego ramię. Byłaby je wyrwała, gdyby nie jednoczesne ataki z trzech kierunków. Zapalniczka, Czarny i Michał przepełnieni furią atakowali ramiona i plecy bestii.

Wadera wskoczyła na ramię przyszpilające Tomka do ziemi. Chciała wspiąć się i dosięgnąć głowy stwora i drapać i gryźć ile pary w łapach. Balansowała ogonem by utrzymać równowagę.

Gruba skóra, która była takim problemem w walce okazała się wspaniałym oparciem dla łap i stóp wilczycy. W kilku sprawnych susach dotarła do głowy bestii, na którą spadł grad ciosów.

Jednak naturalny pancerz stawiał opór. Szpony go nie rozcięły. Kły choć zacisnęły się na czymś, co mogło uchodzić za twarz potwora, to nie miały dość siły, żeby się przebić. Potwór złapał Żenię i cisnął nią przed siebie. Dziewczyna poczuła jak powietrze wylatuje jej z płuc, gdy uderzyła o ścianę budynku.

Ale jej atak dał czas Tomkowi na podniesienie się. Warczał na Golema. Przez moment wszystkim zdało się, że potwór przestraszył się rannego wilkołaka. Do czasu aż znowu zaatakował. Tym razem Zapalniczka poleciała gdzieś do wnętrza budynku, przebijając się przez okno, w które cisnął nią Golem.

Żenia otrząsnęła się po upadku.
Rozglądała się nieco otępiała wokół szacując ich szanse, gdy jej wzrok spoczął na ciężarówce.
TIR!!!

Żenia zebrała się z ziemi i ruszyła ku wielkiemu samochodowi biegiem.

Wyrwała drzwi, zmieniając postać by móc zmieścić się w kabinie szofera. Sięgnęła do stacyjki by odpalić maszynę i ruszyła by wycofać ciężarówkę. Potrzebowała prędkości.
Cofnięcie okazało się niemożliwe. Naczepa je uniemożliwiała.
Intuicyjnie złapała skrzynię biegów. Ruszyła z trójki, potem dalej piątka, szóstka, ósemka… silnik zawył. Za szybko. Nawet przez chwilę nie zastanowiła się skąd u niej ta wiedza. Zwolniła zaczep i zostawiła za sobą naczepę. Owszem, dawała ona większą siłę przy uderzeniu, ale praktycznie uniemożliwiła manewrowanie na blokowisku. Po chwili skierowała rozpędzonego potwora z szesnastobiegową skrzynią na bestię ciskającą jej towarzyszami od bloku do bloku.

Pruła zaciskając dłonie - powiększone dłonie - na kierownicy. Pochylona nieco w przód koncentrowała się jedynie na przeciwniku. Wbiła stopę w pedał gazu, w mgnieniu oka zmniejszając dystans między ciężarówką a celem.

Jeszcze trochę, jeszcze trochę…

Wyczuć moment do wyskoczenia.

Wyskoczyła.

Świat zawirował.

Już któryś raz tego wieczoru.

Mignęło jej jak bestia odwraca się w stronę ciągnika. Łapie go w swe potężne łapska. I daje się razem z nim wbić w ścianę bloku. Wokół posypał się żelbet. Przez moment wszyscy czekali wstrzymując oddech.

Wstrzymała i Żenia podnosząc się z ziemi.

Machnęła na towarzyszy by odsunęli się od swoich poprzednio zajmowanych pozycji. Podejrzewała najgorsze. TIR nie wystarczył.

Sama zaczęła zakradać się obliczając blind spot wprasowanego w budynek stwora.

- Czarny, można go do Umbry zabrać? - spytała z zadowoleniem rejestrując możliwość mówienia zdaniami.

Zapytany wilkołak pokiwał przecząco głową. Wiedział, że Żenia jest w zasadzie jeszcze szczenięciem i kiedyś wyjaśni jej jak wiele kosztowało go ich wyleczenie i wezwanie swych cienistych klonów. Teraz zaś musiało jej wystarczyć jedynie machanie głową.

Tymczasem wielka pięść poruszyła się powodując niepokój. Uszkodzona struktura budynku zaowocowała jakimś wyciekiem. Żenia też poczuła w powietrzu gaz. Ciągnik poruszył się i zaczynał wycofywać. Tym razem napędzany siłą nieludzkich mięśni.

Brunetka sapnęła zfrustrowana.

- Czemu nie chcesz zdechnąć?! - warknęła odwracając się na pięcie i gnając ku ostatniemu z pojazdów. - Czarny! Reszta granatów? - rzuciła do Alfy.

Po drodze zmieniła kierunek i ruszyła ku naczepie TIRa. Logika dyktowała, że jeśli tam przewożono tego stwora, może znajdzie tam też coś co go … deaktywuje.

Ciężarówka wyleciała w końcu z hukiem. Chłopaki z Tucholi nie czekali, żeby dać szansę bestii. Ruszyli do ataku. Czarny zaś dopadł zwłoki żołnierza z działkiem i zabierał z nich granat. Niestety był tylko jeden. Ale na klatce były jeszcze dwa przy zwłokach. W mieszkaniu chyba cztery.

Żenia zaś badała wnętrze naczepy. Wygaszona aparatura i coś przypominające dziwne łóżko zamknięte w jakiejś komorze.

Podeszła ostrożnie do tego ostatniego, przyglądając się z namysłem. Zajrzała do komory węsząc.
Odwróciła się następnie do aparatury sprawdzając tablicę z przyciskami. Szukała czegoś, sama nie była pewna czego.

Najintensywniejsze były zapachy. Nadal nie mogła się do tego przyzwyczaić. Zapach Golema. Zapach czegoś w czym go magazynowali. Na ściankach nadal była pozostałość jakiegoś żelu. Mieszanka formaliny i innych chemikaliów. I coś jeszcze… jeszcze dwie rzeczy. Jeden z tych zapachów był znajomy… drugi mniej. W ”łożu” Golema dominował ten pierwszy. Znajomy. Wsunęła łeb do środka by zobaczyć zwisające przewody. Był karmiony dożylnie. Jakąś mieszanką, która w większym stopniu rozwijała tkankę mięśniową niż dostarczała substancji odżywczych. Dopiero wtedy do niej dotarło… to był jej zapach.

“Śmierdzisz” “Śmierdzisz Żmijem”

Echo odzywało się głosami różnych wilkołaków w jej głowie.

A ostatni zapach? Jej nos pracował na podwyższonych obrotach. Nie dochodził z leża Golema. Szukała wewnątrz naczepy.

Z zewnątrz dobiegł do niej rozdzierający krzyk. Krzyk Tomka. Chciała się zerwać, biec po pomoc… ale czuła, że jest blisko źródła zapachu.

Zastanowiła się jedynie ułamek sekundy i pognała z powrotem. Głowa zapchana była myślami o zapachach w przyczepie TIRa. Za mało ich jednak było. Za mało. A Tomek mógł pamiętać coś więcej.
Przyspieszyła po drodze wyciagając ponownie fetysz by naciąć swe ramię. Instynktownie myślała, że i stwór zamknięty z jej zapachem w ciasnym pomieszczeniu powinien jakoś zareagować.

Tomek leżał z krwawiącym kikutem wystającym z barku w miejscu ramienia.
Michał atakował bestię w szale. Gustaw zaś stał odsunięty. Wył głośno. Żenia wyczuła w tym wezwanie duchów.

Czarny kolejny granat posłał pod bestię. Eksplozja na moment ją powaliła. Ale był to krótki moment. Zapach krwii Żenii nie wywołał jakiejś specjalnej reakcji. Bestia zdawała się ją ignorować.

Wtedy Gustaw ruszył z szaleńczym atakiem. Niczym berserker. Wbiegł po plecach bestii i atakował swoimi szponami. Szponami, które wydawały się dużo ostrzejsze od szponów Żenii. Uderzał raz, drugi, trzeci…. Rozmywał się w oczach wilczycy. Ale jego ataki nareszcie odnosiły jakiś skutek. Gdzieś z pleców trysnęła krew bestii.

Choć rany zdawały się nadal nie robić na niej wrażenia.

- Czarny! Odwrót! - zawyła Żenia do Alfy dobiegając do Tomka - Przegrupuj! Wybije nas wszystkich!

- Ty! - zwróciła się do Buraka - Nie zdechnij mi tu!
Napięła mięśnie wsuwając ramiona pod ciało wilkołaka. Ruszyła ze swoim gwałcicielem w ramionach.
- Lecz się… - mruczała uspokojająco - Lecz, Tomek! Jesteś mi do cholery potrzebny!

Czarny złapał Zaara, który od kilku już minut leżał bez przytomnosci w ludzkiej formie. Żenia skutecznie obwiązała swój pasek wokół rany Tomka.

Gustaw kontynuował szaleńcze rodeo, w czasie którego zrywał z pleców bestii płyty pancerza. Golem wreszcie zawył z bólu.

Michał zaś skupiał się. Tym razem on przywoływał duchy. Nie był agresywnym Pomiotem Fenira jak Gustaw. On był dużo bardziej subtelny. Jego szpony zrobiły się półprzeźroczyste. Żenia nie miała czasu tego obserwować, ale docierało do niej jak bardzo różne są wilkołaki.

- Taa…. leczyć… - mówił półprzytomny Tomek - trzeba iść po Zapalniczkę. I tego małego z Tucholi…

- Pójdę. Lecz się do diabła! - warknęła Żeńka i spojrzała na Czarnego - Lecę. - rzuciła do Czarnego - Zajmiesz się? - spytała z nutą wahania w głosie.
Kiwnął głową
- Szybko!

Drugi raz tego wieczoru, Żenia bez słowa posłuchała Szpona Cieni.
Zapalniczka lądowała ostatnio gdzieś w okolicach budynku. Grześ? Gdzie był Grześ?
W mroku nocy budynek mieszkalny ział dziurą po TIRze. Szczerzył się niczym dziwna, wielooka kreatura z wybitym zębem.

Odrzucona przez maszkarę ciężarówka leżała tuż obok nadając scenerii surrealizmu.
Jeszcze większym odrealnieniem był skok wilczycy miotającej się w te i we w te po polu bitwy. Wbiegła po karoserii TIRa i wskoczyła w otwór wybity ciałem Zapalniczki.

Jakaś cześć Żenii zarechotała.
‘No nie miała dziewczyna szczęścia ostatnio. Najpierw laptop w łeb, potem wybita dziura w budynku.’

Była w ciasnej kuchni jakiegoś mieszkania. Dziewczyna leżała nieprzytomna przygnieciona jakąś szafką.

Brunetka nie miała czasu się rozglądać specjalnie - chwytając blondynkę i przerzucając ją sobie przez ramię, poszukała wzrokiem jedynie zapalniczki. I to nie tej leżącej bez czucia. Ale takiej, która mogła wskrzesać ogień.

Na podłodze leżało małe urządzenie do odpalania kuchenki gazowej. Musiała je strącić gdy wskakiwała przez okno.

Żenia poczuła nowy wiatr w skrzydłach.
Złapała je i wypadła z Zapalniczką w ramionach.
Zbiegła ponownie po TIRze i pognała w miejsce przenośnego szpitala.
Ułożyła Zapalniczkę koło Tomka i Zaara.

- Czarny! Może go podpalić? - sapiąc spytała starszego wilkołaka.
- Łap - rzucił jej ostatni granat jaki znalazł - próbuj.
Skupiał się na ranie Tomka. Miał zamknięte oczy. Zaciskał szczękę. A z rany Tomka zaczęły wyrastać dziwne mięsiste twory owijające się wokół siebie. Żenia potrzebowała dłuższej chwili, żeby uświadomić sobie, że wilkołak z pomocą Czarnego odbudowuje mięśnie utraconej ręki.

Wpatrywała się w odrastający kikut mrugając.
- Dobra - mruknęła pod nosem. Rzuciła okiem na Zaara i ruszyła do ostatniego z vanów oglądając się za siebie. Ściągnęła z siebie koszulkę i skupiła na chwilę by wypuścić z dłoni pazury tak jak uczył Czarny. Pazurem podważyła zawleczkę wlewu paliwa i zamoczyła zwinięty podkoszulek by nasączyć go benzyną. Wskoczyła do szoferki by podjechać busem pod potwora i podpalić nasączony paliwem materiał. Próbowała raz, drugi, trzeci. Pazur nie ułatwiał manipulacji zapalarką. W końcu za czwartym razem podkoszulka zajęła się ogniem.

- Michał! Grześ! Gustaw! - wrzeszczała przy tym na przemian z wciskaniem klaksonu - Odwrót!

Chłopaki byli jak w transie. Michał tłukł po korpusie istoty. Jego szpony zdawały się znikać w ciele bestii…. Choć nie naruszały pancerza. Pancerz zaś był bardzo mocno naruszany przez uderzającego coraz wolniej Gustawa. W końcu szary berserker spadł z dosiadanej bestii dzierżąc w łapach wielką płytę pancerza. Jego futro obryzgała krew.

Bestia zaś trafiła z rozmachu w Michała. Ciało czarnego wilkołaka frunęło rozwiązując tym samym kwestię opuszczenia strefy wybuchu.

Bus wybuchł z hukiem. Gustaw nie zdążył uciec i teraz jego futro paliło się. Golem wył z bólu. Wilkołaczyca nie wahała się… rzuciła ostatnim granatem w miejsce, gdzie widać było gołe mięso na plecach bestii.

Nie trafiła.

Wokół szalały płomienie. Bestia ryczała. Granat spadł pod nogi potwora. I wybuchł.
W końcu bestia padła.

Czarny odciągał Michała. Gustaw tarzał się próbując ugasić płomienie.

Żenia rozejrzała się wokół poszukując jakichkolwiek szmat by pomóc wilkołakowi. Skrawek zieleni pomiędzy blokami, pozostałości po ciężarówce i resztki busa pozostałe po wybuchu nie były tym czego mogłaby teraz użyć.

Raptownymi ruchami zdarła z siebie spodnie i zaczęła nimi gasić płomienie na Gustawie.

Kilka uderzeń spodniami w płonącego wilkołaka i płomienie przygasły. Walka musiała go bardzo osłabić, bo miał trudność ze wstaniem. Żenia po raz kolejny dźwignęła rannego towarzysza, odciągając go z pola walki. Po chwili wszyscy byli na parkingu, gdzie Czarny upychał w Toyocie Zapalniczkę i Zaara.

Córka Ognistej Wrony usadziła Gustawa na krawężniku:
- Poczekaj tu - jakoś odruchowo przejmowała inicjatywę - Skołuję jakąś brykę. Gdzie Grześ? - dopytywała zaniepokojona o swojego ulubionego Ragabasha.
Czarny otrząsnął się zrzucając futro z pyska. Wracał do zwykłej postaci.

- Miał być na dachu. Zlikwidować snajperów. Biorąc pod uwagę, że nikt z nas nie dostał w głowę, to chyba mu się udało.

- Ok, zaraz po niego polecę - mruknęła Żenia oceniająca stojące w pobliżu auto i przymierzająca się do otwarcia go z buta. Nie mieli za wiele czasu. Im szybciej się stąd zmyją tym lepiej.

Osiedlowy parking był ciasny. Nawet bardzo ciasny. Z pewnością kierowcy przeklinali właścicieli dużych aut. Gdy wyrywała drzwi z Toyoty Hilux to w głowie miała to, że nikt nie będzie żałował… poza właścicielem samochodu.

Pazur sprawnie wydarł kable z kolumny kierownicy. Pospinała kable. Wyświetlacz w samochodzie wskazał reset ustawień. Małym palcem zaczęła obchodzić kolejne systemy w samochodzie. Po niecałych trzydziestu sekundach auto odpaliło.

- No - mruknęła - Ładujcie się. Zaraz wracam. Który budynek? - uśmiechnęła się bezczelnie do Czarnego.
- Nie wiem… - powiedział zrezygnowany Szaman.
Pognała na dach po drodze wybierając numer do Grzesia.

“Miał być na dachu. Zlikwidować snajperów.”
Był na dachu mieszkania Czarnego….
Snajperzy byli na bloku po lewej i po prawej. Logika podpowiada, że poleciał na jeden z nich, gdzie załatwił snajpera wręcz.

Ruszyła do budynku znajdującego się dalej, rozumując, że bliższego snajpera Grześ ściągał pierwszego. Sama by tak zrobiła.

Dotarła na dach. Znalazła tam mężczyznę w masce i w mundurze. Maska była rozbita. Tak jak jego czaszka. Karabin snajperski wskazywał na to, że był to jeden ze snajperów wysłanych do likwidacji Żenii i reszty. Teraz leżał martwy, zastrzelony przez innego snajpera. Z budynku dokładnie po drugiej stronie.

Odruch zadziałał bez udziału woli. Brunetka capnęła snajperkę martwego komandosa i wykorzystując lunetkę przesunęła wzrokiem po okolicznych dachach.

„Grześ gdzie do kurwy nędzy jesteś?”

Żenia zaczynała czuć wstające na skórze włoski z niepokoju. Ranna wampirzyca była kolejnym podejrzeniem. Jeśli Grzesiowi coś się stało, nie wybaczy sobie nigdy.

Był. Leżał. Najprawdopodobniej bez przytomności. Dokładnie po drugiej stronie bloku Czarnego. Dwa budynki dalej. Dzieliło ich jakieś 150 metrów…. I w sumie 8 pięter budynku. Żenia miała pecha, bo wbiegła na nie ten blok. Jedynym szczęściem w nieszczęściu było to, że przez lunetę karabinu dojrzała go niemal natychmiast.

Sięgnęła po podarowane jej lusterko.
Czarny bywał przewidujący - trzeba było mu to przyznać.
Spojrzała w swoje odbicie.
Ubrudzona twarz, rozczochrane włosy, zakrzepła krew na policzkach, chociaż raczej nie jej.
Chciała być przy Grzesiu.
Chciała przejść na drugą stronę po Grzesia.

Szarpnęło nią w bok. Poczuła jak niewielka treść jej żołądka przewraca sie. Upadła na kolano. Zniknął płomień i dym. Księżyc na niebie urósł do niewyobrażalnych rozmiarów. Wszystko stało się w ułamku sekundy. Nadal była na bloku. Blok na którym leżał Grześ nadal był ponad setkę metrów od niej. Po drodze był blok, w którym mieszkał Czarny.

Wokół mieszkania Czarnego połyskiwały złote glify i dziwne piktogramy. Czary broniące? Maskujące?

Traciła siły. Traciła wolę walki. Po co to wszystko? Wielki stwór prawie ich pozabijał. Jej brat chce ją zabić. Przeciw nim jest wojsko. Komandosi. A ona nawet nie pamięta co robiła w życiu.

Ruszyła niemrawo w stronę jasnej poświaty wilkołaka.
Jakoś dziwnie żałowała, że nie ma obok jej przodka.
Ivana.
Albo Czarnego.
Pewnie by na nią nawrzeszczeli.
“Bo przecież stwora zabili”
“Bo brat to zaledwie kawałek rodziny”

A ona była do kurwy nędzy Grzesiową Sosenką. Wypuściła chłopaków na fomory i cały ten burdel.

Z każdym krokiem przyspieszała by w końcu rzucić się do biegu w stronę Ragabasha z Tucholi.

Nagle po całych ścianach budynku zaczęły przebiegać rysy. Pęknięcia. Budynek zatrząsł się w posadach. Wilkołaczka rozglądała się. Coś się stało. Poza umbrą… coś dużego. Poświata jaką zostawił po tej stronie lustra Grzegorz zniknęła. Żenia nie potrafiła jej zlokalizować. Rozglądała się w panice, by w końcu wyskoczyć ze świata duchów. Choć skok był złym określeniem. Skupiała się, ale nie dało to efektu. Widziała jakby dwa przenikające się obrazy. Wokół bloków palił się ogień. Były też jakieś rozrzucone gruzy. Wybuch zmiótł trzy bloki. Nie było śladu po ciężarówce, wanie czy choćby po zwłokach Golema. Ale to w ogole jej nie ruszyło. Teraz liczyło się tylko to, że Grzegorz był gdzieś pod gruzami. Próbowała odrzucać kamienie, ale jej dłonie przez nie przenikały. Z drugiej strony nie mogła przejść przez znikającą ścianę, która w rzeczywistości już nie istniała, ale jej odbicie w penumbrze blokowało przejście. Podróż między światami była tym razem strasznym doświadczeniem. Minęło kilkanaście minut zanim zaczęła przegrzebywać gruzowisko w poszukiwaniu Grzegorza. Noc rozświetlały płomienie. Gorąco stawało się nie do wytrzymania. Co chwilę natrafiała na jakieś zwłoki, ale nigdzie nie było jej Grzegorza. Nigdzie nie było faceta, który wystawił ją do wiatru w borach tucholskich. Faceta, którego poprosiła o pomoc i skazała na śmierć.

Przed oczami migała jej twarz Grześka, jego śmieszny dzióbek i zabawna gestykulacja na kominie.

Nie wiedziała ile czasu minęło.

Wielka czarna bestia kopała w gruzach odrzucając większe j mniejsze części betonu, konstrukcji.

On nie mógł zginąć.

Mamrotała do siebie pod nosem nie zdając sobie sprawy, że brzmi to wszystko jak warkot. Kopała, grzebała niestrudzenie.

Czarny najwidoczniej miał rację raz kolejny.

Instynkt watahy przebudził się w Żeńce. A może to był tylko głos jej natury? Nie poddawać się nigdy?

Nocną ciszę przerywało co jakiś czas zawodzące wilcze wycie nawołujące inne wilki, szczególnie tego jednego, najmniejszego, zagubionego.

Jej jęki mieszały się z syrenami straży pożarnej i pogotowia. Odrzucała kawałki gruzu, których człowiek nie byłby w stanie ruszyć. Pierwszą znalazła jakąś kobietę. Odłożyła ją na bok, żeby nie przeszkadzała w dalszej pracy. Kobieta nie podziękowała. Najpierw zemdlała przerażona widokiem czarnej bestii, a po chwili zmarła na skutek szeregu obrażeń wewnętrznych. Potem był mężczyzna. Albo raczej górna połowa ciała jakiegoś mężczyzny. Żenia nie przestawała wyć. Czekała na odzew. Czekała aż Grzegorz jej odpowie. Aż cicho zaskomli. Zamiast tego usłyszała warknięcie tuż przy uchu.
- Dość - warczał Czarny. W nocy na gruzowisku pozbawionym zasilania wydawał się jeszcze czarniejszy
- Koniec - kolejne urywane szczeknięcie.

Pewnie miał więcej do powiedzenia, ale bojowa forma nie była tym w co zmieniały się wilkołaki szykując się do kwiecistych monologów.

Nie zważając na protesty zaczął się z nią szarpać. Czy też raczej szarpać ją, bo Córka Ognistej Wrony odrzucała kolejne kawałki gruzu, a po jej futrze ściekały perliste łzy. Dopiero po chwili gdy do Czarnego dołączył Michał dwóm wilkołakom udało się ją odciągnąć. Tuż po przybyciu pierwszej karetki.
 
corax jest offline  
Stary 03-02-2018, 05:07   #44
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


To był bolesny wschód słońca.



Opuścili miasto. Michał słusznie zauważył, że nory na terenie Poznania mogą nie należeć do bezpiecznych. On miał mały domek w okolicy jeziora Gopło. Na totalnym odludziu. W tym miejscu spotkali się też z wilkami z Białowieży. Czarny i Szrama ruszyli w las. Mieli sporo do omówienia jak na dwie alfy przystało. Zaar usiłował zapewnić im stabilne łącze internetowe. Sprawdzał też wiadomości. Wszędzie trąbiono o tym samym. Zamach terrorystyczny w Poznaniu. Eksplozja trzech samochodów pułapek. Strzały z broni automatycznej. Na razie 128 zabitych, ale służby nadal przeszukiwały gruzy. Szacowano, że ilość zabitych może wzrosnąć dwu lub trzykrotnie.

Po chwili znalazł kolejny artykuł, który zaczął czytać na głos.
- Podejrzewa się, że za pomoc w organizacji zamachu odpowiada ukraińska terrorystka Eugenia Bondar, która kilka dni temu uniknęła pościgu policji. No tak, można było się spodziewać - na koniec skomentował.
- No, ale to jest już wybitnie wymyślne - kontynuował - “Zdaniem MSW potencjalny wyciek informacji o jakoby prowadzeniu eksperymentów genetycznych miał na celu dezinformację medialną i utrudnienie pracy służbom.” Cóż, Goebbels byłby dumny.

Słowa Zaaraz omijały młodą wilkołaczkę.
Zajęta była obserwacją chodzącego jak chmura gradowa Michała.

- Musimy upublicznić nazwisko Marka. Skoro Pentex używa mnie jako kozła ofiarnego, my możemy zagrać jak i oni. - mruknęła nieobecnym głosem w stronę Kronikarza - Możesz albo wysłać informacje do telewizji albo shakować wiadomości i wrzucić tam coś od nas?
- Nie stąd. Walki informacyjnej nie prowadzi się z lasu - narzekał, ale zauważyła z jaką uwagą odwrócił ekran tabletu i przeszedł z czytania do pisania. To był dobry znak.

Żenia zbierała się by podejść do Tucholskiej alfy.

Zmieniła jednak zdanie przypomniawszy sobie o zamkniętym od kilkunastu godzin mężu.

Zabrała jedynie butelkę wody i wymknęła się po cichu by nie zwracać na siebie niczyjej uwagi.

Nie wiedziała co powiedzieć Michałowi i cieszyła się, że Gustaw nadal śpi wyczerpany.
Była winna śmierci jednego z ich watahy i nie sądziła by w tej sytuacji miała jakiekolwiek szanse na dołączenie do ekipy Tucholi. Zaar stracił przez nią oko, chłopcy przyjaciela.
Co było w niej, że generowała zło wokół?
Sama wyszła bez większego zadrapania - pozostali byli mniej lub bardziej pokiereszowani.
Albo martwi.

Czuła się przygnieciona odpowiedzialnością, mała i nieważna. Wyrzuty sumienia przygniatały ją jak wielki głaz.

I jeszcze mąż, którego nie pamiętała za grosz.

Westchnęła i otworzyła bagażnik Toyoty.

Szedł za nią szary wilk. Jeden z tych, którzy przybyli ze Szramą. Oni nie byli zmęczeni bitwą. Nie leczyli swoich ciał, ani psychiki. Nie myśleli o martwych ludziach. Teraz z uwagą przysiadł kilkanaście metrów od nich. Nasłuchiwał. Obserwował. Żenia nie przypominała sobie jego imienia. Gdy się poznawali to nikt nie kłopotał się, żeby się jej przedstawić. Tym razem gdy wataha Białowieży się przedstawiała, jej umysł był na gruzowisku.

- Idź sobie - Żenia zastąpiła mu drogę z jakimś dziecięcym uporem zmieszanym z rezygnacją. Zrobiła nawet odruchowo gest odganiający. - No psik!

Nie chciała towarzystwa.
Chciała trochę spokoju.
I chciała pogadać z mężem sam na sam.

- No? - przyglądała się szaremu wyczekująco. Nagle poczuła gulę w gardle, bo „pomocna” dotąd pamięć podsunęła usłużnie wspomnienie Grzesia przyglądającego się jej i Zaarowi w domu jej męża - Idź.

Wilk odwrócił się powoli i ruszył w stronę domu, przy którym była większość z nich.

Bagażnik otworzył się ukazując w środku wciśniętego w pozycji embrionalnej mężczyznę. Wkoło rozniósł się zapach moczu. Żenia zmarszczyła nos i jednocześnie poczuła jakby to ją ktoś walnął laptopem. I choć był wczesny ranek, a słońce ledwie przebijało się przez otaczający ich las, mężczyzna szybko podniósł dłoń do twarzy. Osłaniał się przed światłem. A może przed ciosem?.

- Cześć... - zaczęła miękko i urwała. „Cześć, mężu?”, „Cześć, to ja! Tęskniłeś?”. Słowa czasem były zawodne. - Nic Ci nie grozi.
„Jeśli będziesz się trzymał z dala”...
- Czego ode mnie chcecie? Ja nic nie wiem! - chyba chciał wykrzyczeć, ale głos mu się łamał. Zdawał się też jej nie poznać w pierwszej chwili. Nie bardzo mógł się ruszać. Zapewne zastane mięśnie sprawiały mu sporo bólu.
- Wyjdź. Chodź, pomogę Ci. - Brunetka postąpiła tak by zasłonić sobą słońce. - Nie mogłam Cię tam zostawić bo by Cię zabili. - starała się brzmieć spokojnie. Przygryzła wargę. - Chodź, zaprowadzę Cię do łazienki. Przygotuję coś do jedzenia.
Próbował. Ale nie był w stanie. Bagażnik nie był przewidziany na przewożenie w nim wielkiego faceta. Dziwnie poskręcany w końcu wytoczył się i jęknął opadając na plecy. Jego nogi się wyciągnęły, ale nadal nie mogły się wyprostować. Jęknął:
- Żenia? To ty? - Jedno oko było zapuchnięte. Rozcięta warga zdobiła spierzchnięte usta.

- Tak - wilkołaczka uklękła koło męża - Przepraszam, przepraszam… - mruczała podsuwając mu do ust butelkę z wodą - Zaraz się tobą zajmę. Musisz być obolały. Będzie dobrze. Jesteś bezpieczny...

Przesunęła dłońmi wzdłuż nóg mężczyzny.

- Muszę to rozmasować. Masz przykurcz. Będzie bolało - palce odruchowo szukały spiętych jak postronki mięśni i rozpoczęły powolny nacisk. - Przepraszam…
Zdawało się jej, że nie będzie w stanie przestać przepraszać już nigdy.

Mężczyzna rzucił się na wodę. Przyssał się niemal do butelki. Jęknął kilkukrotnie gdy naciskała jego mięśnie. W końcu wymamrotał ciche:
- Dlaczego… dlaczego mnie w to wciągnęłaś…
Z trudem przeszedł do pozycji siedzącej.

Jego żona spojrzała na niego uważnie.
- Bo straciłam pamięć a zdawało mi się, że mogłeś coś wiedzieć. Nie sądziłam, że będą próbowali mnie zabić w domu. Ale ciężko zranili mojego znajomego i mnie. A to znaczy, że byłeś przynętą i to przynętą do usunięcia. Podobno jesteśmy małżeństwem. Nie wiem co i jak było między nami, ale zdaje mi się, że zasługujesz na odrobinę lojalności. - Żenia obserwowała męża uważnie - Nie wiem nawet jak masz na imię.

Przygięła i wyprostowała najpierw jedną a potem drugą stopę mężczyzny.
- Spróbujesz wstać? Pomogę Ci. - wyciągnęła dłonie w kierunku blondyna
Spróbował. Zachwiał się i byłby upadł, gdyby nie pomoc dziewczyny.
- Boże, Żabko… co ty pierdolisz… jak nie wiesz jak mam na imię? Mieszkamy razem. Dwa lata już. Nie wiesz, że mam na imię Krzysiek? Co to za koleś wrzucił mnie do bagażnika? Czemu nie oddasz się w ręce policji i nie powiesz im, że to jakaś popieprzona pomyłka? - Jego głos i to jak mówił przywodziły na myśl człowieka, któremu cały świat zawalił się w ciągu kilku dni.

Córka Ognistej Wrony skrzywiła się na “żabkę”, a w głowie wszczął się cichy alarm. Marek też nazywał ją żabą. Byli powiązani? Kolejny raz ta sama myśl błysnęła w głowie Żenii.
- Nie wiedziałam. - mruknęła Żenia myśląc o sobie jak o Sosence a nie żadnej żabie - Straciłam pamięć. Nie pamiętam nic sprzed czterech dni. - mruczała prowadząc “Krzyśka” do domu, ignorując pytania o policję - Opowiesz mi o nas? Jak się poznaliśmy? Mieszkamy razem czy jesteśmy małżeństwem? Czym się zajmujesz? O czym rozmawialiśmy przed moim zaginięciem?
Kolejne kroki były trudne. Krzysztof zagryzał zęby. Jednak z czasem coraz mniej ciążyło jej jego ciało. Ewidentnie próbował jak najszybciej iść samemu. Męczyło go to. Bardzo. I ciężko było powiedzieć czy walka z własnym ciałem, czy trudność przyswojenia faktów przedstawionych przez żonę praktycznie odebrała mu mowę. W końcu wydukał:
- Jak możesz nie pamiętać dwóch lat wspólnego życia? Ślubu? Wspólnych wyjazdów? Zakupu domu? To jakaś cholerna gra? Teleturniej? Zaraz wyskoczą świry z TVNu?
Gdy wycharczał z trudem ostatnie pytanie stanęli przed domem. W Krzysztofa i Żenię wbijały wzrok trzy szare wilki, Zaar z opatrunkiem na oku, zapalniczka czyszcząca broń, Michał ze spojrzeniem ciskajacym gromami i Tańcząca w deszczu siedząca na schodach.
Chwilowo ignorując wyrzuty Kowalskiego, Żenia spojrzała kolejno po wszystkich kuląc się pod spojrzeniem Michała. W środku niej zaciśnięty na supeł żołądek targnął się i dziewczyna poczuła gorzko- kwaśny smak w ustach.
- Co? - spytała buntowniczo, marszcząc brwi - Też śmierdzi?
To ostatnie nie brzmiało jednak jak pytanie. Raczej jak stwierdzenie.
- Kto to? - zapytała dziwnie ciepłym i nie pasującym do całej sytuacji głosem Tańcząca w Deszczu.
- Mój mąż. - Żenia skoncentrowała spojrzenie na blondynce jeżąc się w środku w przeświadczeniu, że ta coś kombinuje. Zaakcentowała słowo ‘mój’
- Krewniak? Wie o nas jak rozumiem - stwierdziła równie ciepło.
- Żeniu, co się tu kurwa dzieje. Naprawdę jesteś terrorystką? - powiedział Krzysztof obserwując zebranych z uwagą. Aż jego spojrzenie natrafiło na Tomka z kikutem ręki, co podsumował niemym ułożeniem ust w “o kurwa”.
- Spędził ostatnie kilkanaście godzin w bagażniku. Może się najpierw ogarnąć? - Żenia czuła się jak żeglarz omijający rafy koralowe pytań Tańczącej w Deszczu - Zapalniczka, możesz mi pomóc? - zwróciła się do Sędzi. - Tutaj nie dzieje się nic. Mogłabym zapytać Ciebie o to samo na podstawie domu, bryki i systemu zabezpieczeń. - warknęła na Krzyśka, czując wzbierający gniew na zasikanego kolesia. Westchnęła opanowując się i pokręciła głową.
- Chodź umyjesz się i pogadamy.
Przechodząc dalej łypnęła na Michała lekko odwracając głowę.

Krzychu ruszył do domu. Szedł już sam. Żałośnie wolno, ale nie musiał się wspierać na ramieniu dziewczyny. Zapalniczka eksponowała broń i podeszła do Żenii. Michał podszedł do dziewczyn. Powiedział tylko cicho:
- W komodzie w sypialni są ręczniki. W szafie powinny być jakieś ciuchy.

Słowa Michała z niewiadomego powodu wywołały u Żenii szczypanie pod powiekami.
Nie zważając na cały zwierzyniec dokoła wyciągnęła najpierw dłoń i położyła ją na potężnym ramieniu brodacza. A potem sama nie wiedząc jak i kiedy wcisnęła się w niego, otaczając ciasno ramionami w pasie.
Nie mówiła nic, bo nie miała słów.
Wyjątkowo ją one zawiodły.

Chciała w zasadzie sama nie wiedziała czego.
Pocieszenia dla Michała?
Pocieszenia dla siebie?

Czuła, że Krzysiek jest tutaj balastem i piątym kołem u wozu.
Sama się tak czuła, przygnieciona wyrzutami sumienia.
Gdyby nie ona i jej głupi pomysł z TIRem, nie doszłoby do wybuchu gazu.
Grześ nadal by żył.

Drżała od tłumionych emocji.
- Michał… ja… - szepnęła w klatę Alfy Tucholi i w końcu ośmieliła się spojrzeć mu w twarz.

Brodacz ją objął. Położył rękę na jej potylicy. Nic nie mówił. Tulił.
- Wiem. Zajebiemy ich wszystkich. Nie martw się mała - powiedział charczącym głosem.

Pomimo, że ciężar nie opadł, Żenia poczuła się ciut lepiej, bezpieczniej. Szok z powodu Grzesia zdał się nieco lżejszy, gdy był dzielony z Michałem. Zdała sobie sprawę, że wcale nie przejmuje się tymi wszystkimi ludźmi jacy zginęli we śnie. Jej żałoba dotyczyła jedynie Ragabasha z Tucholi. Zaskoczyło to brunetkę.

- Musimy zebrać nas więcej. Pojedziecie z Guciem ze mną? - spytała szeptem Michała - Chcę …. - zagryzła zęby - … dla niego. - zimne zacięcie zapiekło się w niej i odbiło w jej spojrzeniu. - Za niego.

- On nie zginął.- Powiedział lekko odsuwając się Michał. - On teraz napierdziela tych złych w innym świecie. Ku chwale Kruka - powiedział trzymając rękę na jej ramieniu.

Żenia kiwnęła głową chociaż daleko jej było do pewności Michała.
Być może to przez wojenne doświadczenia albo coś innego co było w niej zepsutego. Dla niej ludzie umierali. Byli a potem ich nie było.
Poza tym ‘napierdzielanie tych złych” było tak dalekie od Grześka, którego poznała, że wywołało w niej lekki uśmiech. No chyba, że napierdzielaniem było robienie w ich głupa.

- Ku jego pamięci… - poszła na ugodę z ahrounem.

Skinął głową w ciszy.

*

Dom Michała okazał się podobny do właściciela. Duży i surowy. Mało mebli. Najtańsze z Ikei. Lodówka odłączona z prądu. Obok równo ułożony zapas konserw, makaronu i szeroko pojętego suchego prowiantu. Ubrania w szafach. Wyprane. Wyprasowane. Ułożone jak od linijki. W kilku szafach znalazły się też damskie ubrania. Przy ręcznikach bylo kilka spakowanych szczoteczek do zębów i zestawy kosmetyków podobne do hotelowych.

Ten dom był norą. Wyjściem awaryjnym. Miejscem gotowym na to, żeby przeczekać nagonkę.

Żenia była sama z Zapalniczką. Należało ustalić jakiś plan działania z mężem zanim on skończy brać prysznic.

- Mówiłaś, że przed Tobą nie można ukryć niczego. Możesz go sprawdzić? Mam wrażenie, że albo współpracuje z moim bratem albo się znają, albo działa na zlecenie. - Żenia zacisnęła usta i spojrzała na Zapalniczkę.

Pokiwała twierdząco głową.
- Odkrycie tego co ukryte trwa. Ale ja wiem jak zobaczyć czy kłamie. Nie koniecznie rozpracujemy go od razu, ale jeżeli będziesz zadawać właściwe pytania… - odpowiedziała dziewczyna.

- Nie wiem czy mam doświadczenie w przesłuchiwaniu - mruknęła Żenia drapiąc się za uchem - Jakiś znak mi dasz jeśli będzie kłamać?

Zapalniczka usiadła przy okrągłym stoliku i zastukała po kolei czterema paznokciami o blat. Jak gdyby chciała okazać zniecierpliwienie. Oparła podbródek na wygiętej dłoni.
- Wiesz, jak coś mnie zaniepokoi to zacznę pytać o szczegóły - powiedziała i ponawiając gest stukania paznokciami dodała - a to będzie znak.

-Ok - mruknięcie i skinięcie głową musiało wystarczyć za odpowiedź. Nie wiedzieć skąd znowu pojawiła się chęć zapalenia papierosa.

Żenia denerwowała się, czekając na męża, który nazywał ją Żabką.
Prysznic męża zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Pewnie tego potrzebował po zamknięciu w bagażniku niewiele większym od torby podróżnej. Jednak nie było to dobre dla Żenii, która stawała się coraz bardziej podejrzliwa. W końcu wyszedł. Ubrany w granatowe spodnie dresowe i czarny t-shirt. Wielkość wydawała się dobra. Może nawet nieco za krótka. Jej mąż był wyższy od Michała. Jednak T-Shirt wisiał dziwnie, a wokół bicepsów pozostawiał sporo wolnej przestrzeni.
Krzysztof westchnął widząc kobietę przy stoliku. Broń z którą ją widział nie zwiększała jego poczucia komfortu.
- Powiesz mi o co w zasadzie chodzi? Dlaczego obracasz się w towarzystwie ludzi wyglądających jak kryminaliści? Dlaczego musiałaś wywieźć mnie w bagażniku uprowadzając sprzed domu? I czemu od kilku dni nie wróciłaś do domu, a zamiast ciebie w sypialni oglądam newsy w TV o rozbojach? Dlaczego przez dwa dni w naszym domu było z pięćdziesięciu tajniaków? Wyjaśnisz mi to? - Przerwał tyradę patrząc na Zapalniczkę - czy może czekacie na mnie z łopatą i pokażecie gdzie mam kopać?

- Nie wiem czy potrafię. Nie pamiętam nic z mojego...naszego życia. Obudziłam się w śmietniku, a potem zaczęła mnie ścigać policja i nagle zrobiła się nagonka. Rozmawiałeś z moimi rodzicami? - Żenia spojrzała na Krzyśka. - Ze znajomymi?

Z każdym słowem nieśmiało postępowała w kierunku blondyna by nie tylko skrócić dystans, ale przytulić się do niego. Jakoś chciała usłyszeć jego serce… nie wiedziała czemu.

Krzysztof stal nieruchomo. Jego oczy rozszerzały się ze zdziwienia. Jakoś nie dopuszczał do siebie myśli o tym, że jego żona straciła pamięć.
- Żeńka… twoi rodzice nie żyją.
- Od dawna? - dziewczyna stanęła ledwie kilka centymetrów od męża i położyła mu dłonie płasko na piersi - A Twoi? - wzrok wilkołaczki szukał wzroku mężczyzny.

Objął ją.
- Tak. Od dawna - zamilkł na moment i przełknął ślinę - a moi nie wiem.

Zapalniczka zastukała palcami zniecierpliwiona oblat, po czym odchrząknęła.
- Może usiądziecie, napijemy się herbaty - wskazała na krzesła przy stoliku.

- Mhm. - Żeńka wsunęła dłoń w dłoń Krzyśka i pociągnęła go do stolika.- Jak lubisz? - spytała - I czemu nie wiesz? - pociągnęła łagodnie temat. - Znałam ich?

- Ja ich nie znałem, więc wątpię. Wychowywałem się w domu dziecka - dał się pociągnąć i przysiadł na krzesło.

Żenia podsunęła kubek w stronę męża i nabrała cukru by dosypać do napoju.
- A jak my się poznaliśmy?
- Na moich studiach. Pomagaliśmy uchodźcom z Ukrainy. Ty byłaś jedną z nich - odpowiedział bez wahania.
Tymczasem Zapalniczka zastukała paznokciami znudzona.
- Spodziewałam się, że na jakiejś imprezie. Młoda jest taka szalona - powiedziała stojąc przy czajniku elektrycznym.
- Żenia? Imprezy? Czy ty prowadzisz drugie życie? - zapytał zdezorientowany Krzysztof.

- To ile się już znamy? Marek też był w tej grupie?
- Jaki Marek? - odpowiedział pytaniem zdziwiony mąż.
- Mój brat - odparła równie zaskoczona brunetka. - Był na naszym ślubie?
- Nie. Nikogo z twojej rodziny nie było na ślubie. Zresztą, nie wiedziałem, że masz kontakt z którymś z braci - rzekł nadal zaskoczony.

Żenia zamrugała niepewnie.
Spojrzała na Zapalniczkę pytająco.
- Braci… wszyscy są w Polsce? Ilu ich niby mam? Gdzie są? Czemu nie utrzymujemy kontaktu? - dopytywała zachłannie. Pochyliła się bliżej Krzyśka.
Zapalniczka słuchała z uwagą, jednak nie dawała żadnego znaku co do ewentualnych kłamstw. Skupiła się na zalewaniu herbaty. Tymczasem Krzysztof odpowiadał na kolejne pytania:
- Podobno obydwaj zostali na Ukrainie.
Zapalniczka zastukała paznokciami o kubek.
- I co? Po wojnie nie przyjechali odwiedzić siostry? - zapytała szorstko.
Krzysztof wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Wasze relacje wydawały się dość chłodne z opowiadań.
- Czemu nie mamy dzieci?
- Bo zawsze miałaś coś ważniejszego. Najpierw aklimatyzacja w nowym kraju, potem szkoła, a później nagle praca w tym laboratorium. To ty mi opowiadałaś o tym, że najpierw kariera. No a później postanowiłaś atakować przechodniów z bronią i uciekać przed policją - zagryzł zęby, a coś mówiło Żenii, że nie jest to pierwsza kłótnia w tym temacie.
- A Ty chciałeś? - brwi dziewczyny ściągnęły się w jedną kreskę. - Po to ta chata, fura na dwa miejsca i bezosobowe pokoje?
Krzysztof parsknął śmiechem.
- Zabawne, wiesz? Ta cała Twoja strata pamięci robi się coraz zabawniejsza. Jaka fura?
- Ta zaparkowana przed domem. Nie ta z garażu. - Żeńce daleko było do śmiechu. - Nie wiem co jest w tym zabawnego.
- Pokoje. Ty je urządzałaś. - obdarzył ją uśmiechem. - Ja nigdy nie przywiązywałem do tego wagi. Skoro mówisz, że są bezosobowe… A fura należała do tego agenta, który poprosił mnie, żebym wyszedł przed dom sprawdzić co się z nią dzieje.
- Czym Ty się zajmujesz? - dziewczyna westchnęła zastanawiając się jakim cudem oni się chajtnęli. Może faktycznie jedynie dla wizy.
Zapalniczka postawiła przed nimi herbaty. Krzysztof sięgnął po nią i zwilżył usta.
- Zatrudniała mnie dawna Polfa, w zasadzie Glaxo Smith Kline. W zeszłym roku gdy właścicielem większościowym został Megadon zostałem kierownikiem regionu. Wtedy kupiliśmy dom. I nasz czterodrzwiowy samochód. Kombi - dodał jak gdyby urażony.
- Kochałeś mnie? - Żenia studiowała wyraz oczu i mimikę męża.
- Tak - odpowiedział bez wahania, tymczasem Zapalniczka chrząknęła pukając paznokciami w kubek.
- Megadon to część Pentexu. Odpowiada za projekty farmaceutyczne - powiedziała.

Żenia chwilowo straciła pomysł na dalsze pytania.
Przyglądała się mężowi, będącemu w zasadzie obcym facetem, który jej kłamał w twarz i miała pustkę w głowie.
Krzysztof i relacje z nim przypominały właśnie carte blanche.
- Krzysztof… mamy patową sytuację. Kłamiesz w większości odpowiedzi. Nie wiem czemu, chociaż się mogę domyślić. Jakie widzisz rozwiązanie tej sytuacji?
- Wywieźliście mnie w bagażniku gdzieś do lasu. Ciebie szuka policja. Czy te no… służby bezpieczeństwa? Szczerze? Gdyby miał wybór to przy naszym pierwszym spotkaniu poszedłbym w inną stronę. Daj mi telefon, muszę stąd spadać. Bo naprawdę mnie zakopiecie w jakimś dole.

Jak gdyby w odpowiedzi na jego słowa Zapalniczka poklepała swoją broń, a Krzysztof przełknął ślinę.

- Reasumując: poznaliśmy się na studiach, pobraliśmy się z miłości, chciałeś zakładać ze mna rodzinę ale 5 dni sprawilo,że wierzysz w wersję o terrorystce - Tym razem to Żenia parsknęła śmiechem - wiesz co myślę?

- Kurwa - wypalił. - Dlaczego nie wróciłaś do domu? Skąd miałaś broń? Dlaczego uciekałaś przed policją? Mam pieniądze, przecież bym cię wyciągnął. Znam dobrych prawników. Ale nie, ty uciekałaś. A ja byłem przesłuchiwany. Szesnaście godzin w małym pokoju i zmieniający się posterunkowi, porucznicy, agenci. Kurwa… wypytywali mnie o wszystko. O Twoją rodzinę. O kontakty… a ja nic nie wiem. Wiesz, że nie umiałem wymienić imion ludzi z którymi pracujesz? Nic mi nie mówiłaś. Ani o pracy, ani o tym twoim durnym poszukiwaniu przodków. - Jego głos stawał się coraz głośniejszy.
- A potem w moim własnym domu jakiś koleś mnie napada. Pakuje do samochodu. Wiesz, byłem pewny, że zginę. Serio. Modliłem się, żeby nie cierpieć. I w końcu otworzył się bagażnik i kogo widzę? Moją kochaną żonę…. Żonę, której szuka kontrwywiad wojskowy. Skąd mam wiedzieć, że zamiast do pracy nie jeździłaś gdzieś składać bomby i szykować zamachu? Czy ty choć raz pomyślałaś co ja myślę? Czy choć raz mogłabyś nie być samolubna? - Wstał od stołu i ruszył do wyjścia.

- Obudziłam się w śmietniku nie pamiętając własnego imienia, bez wspomnień o tym jak tam trafiłam nie mówiąc o tym, że mam męża. Kilka godzin temu zginął mój przyjaciel w wybuchu gazu, który prócz niego zabił ponad 200 osób. Wybuchu, który jest zrzucany teraz jako napad bombowy z mojego zlecenia. - Żenia nie ruszyła się z miejsca - Jeśli teraz wrócisz zostaniesz aresztowany lub gorzej, zabiją Cię te same służby, które szukają mnie. I próbuję zrozumieć czy pracujesz dla nich czy dla mojego brata. A Ty tymczasem kłamiesz w najprostszych kwestiach.

- Żeńka, to nie był wybuch gazu - powiedziała Zapalniczka odstawiając kubek - w ich autach były ładunki. Na wypadek gdyby nie udało się im nas zabić to bomby miały załatwić sprawę. Przez pokój przeleciał kubek z herbatą, a Żenia poczuła cieknące po policzkach łzy.

- Ładunki? Wybuch… dwieście osób? Kurwa mać… - Krzysztof opadł na kanapę stojącą w czymś, co przy odrobinie dobrej woli mogło uchodzić za salon. Kilka razy westchnął głośno. Przełknął ślinę. Pokręcił głową przecząco, jak gdyby nie dopuszczał do siebie myśli o tym gdzie jest i co się stało.
- Służby pracują dla korporacji - monotonnym i poszarpanym od łez tonem tłumaczyła Krzyśkowi - w której pracowałam. Podobno coś im ukradłam czy wyniosłam. Dlatego mnie szukają. Podobno jest to ważne na tyle, by postawić służby na nogi. Ci ludzie tutaj mi pomogli. - dorzucała kolejne cegiełki Krzysztofowi - a jeden z nich stracił oko w obronie mnie przed agentem w naszym domu, gdy przyszłam pomówić z Tobą, gdy nieco się uspokoiło.

Nie dodała, że agenta rozszarpała pazurami, a jego mózg upaćkał ściany i okno w biurze.

- Ten facet, zabrał Cię, bo mieliśmy jedynie kilka minut zanim wpadłyby służby te same, które załatwiły śmierć mieszkańców trzech bloków. Z tego nie wyciągnęliby Cię prawnicy. A z jakiegoś powodu, może samolubności, nie chciałam pozwolić Ci zginąć.

Podniósł się powoli.
- Okej - jego szczęka jakby stężała. Zacisnął zęby. Przechodził do kontrofensywy.
- Musimy się gdzieś ukryć. Mam znajomego, załatwi mi gotówkę w niskich nominałach. Karty i konta pewnie monitorowane. Dajcie mi tylko zadzwonić. Ukryjemy się gdzieś, a potem wyjedziemy za granicę. Tak? - podszedł i położył ręce na ramionach dziewczyny, potrząsając ją lekko - Uciekniemy, żeby już nikt nie tracił oczu i nie wysadzał ludzi.

Spojrzenie brunetki spoczęło na mężu.
- Czemu teraz chcesz uciekać ze mną, skoro chwile temu żałowałeś spotkania? Jak mam Ci uwierzyć, ze nie zadzwonisz by nas zdradzić skoro kłamiesz o swoich rodzicach i moich braciach?
- Co? - zdziwił się wyraźnie, jak gdyby nie wiedział, że Zapalniczka była wilkołakiem który dzięki darowi od duchów pozwalał jej rozpoznawać kiedy kłamał, a kiedy mówił prawdę - Na jakiej podstawie tak myślisz? - brnął.

- Kobieca intuicja - Żenia wzruszyła ramionami - I nadal nie odpowiedziałeś.
- I ta kobieca intuicja nie podpowiedziała ci przypadkiem co z Twoimi braćmi? Albo z moimi rodzicami? Zwłaszcza tego drugiego jestem ciekaw. Stoisz tu i robisz mi pranie mózgu. Ona grozi mi bronią. Tam gdzieś jest typ, który mnie stłukł i wkopał do bagażnika. Sorry, ale czy tylko mnie się to wszystko wydaje posrane? Czego wy wszyscy w zasadzie ode mnie chcecie?

- Jest. Tak samo jak to nasze małżeństwo. - Żenia westchnęła cicho - Jeśli praniem mózgu nazywasz pytania o najbliższą rodzinę albo to jak się poznaliśmy.
- Zapytałaś. Odpowiedziałem. Po czym kobieca intuicja podpowiedziała ci, że kłamię. Ok. Chcę ci pomóc, bo jednak kilka lat życia spędziliśmy razem, znów kobieca intuicja podpowiada ci, że zdradzam. Ok. Nie wiem co mam ci powiedzieć jeszcze? Że napadłem na bank NBP?

Zapalniczka zastukała o blat stołu.

- Noż kurwa, przestań napierdalać tymi paznokciami - nie wytrzymał Krzysztof. - Wychodzę - ruszył do drzwi, nacisnął klamkę i opuścił dom.

Żenia opadła z powrotem na krzesło.
- Boże co za… - przesunęła dłońmi po włosach. - Nie wiem co z nim zrobić. Odwieźć z powrotem?

Zapalniczka wzruszyła ramionami.
- To ściemniacz i manipulator. Z drugiej strony dyrektor. Pewnie handlowy. Więc nie ma się co dziwić. Może sam nie wie kiedy kłamie. Co do odwożenia, to czemu nie. Raczej nikt się nie spodziewa. Choć lepiej będzie go wyrzucić gdzieś przy drodze, niech sam wraca. Bezpieczniej dla nas.
- Myślisz, żeby podpisać od razu papierek, że zgadzam się na rozwód in spe? - Żeńka mruknęła łuknąwszy herbaty.
- To nie ma znaczenia. Po całej tej chryi ty będziesz potrzebować nowej tożsamości. Nikt nie będzie szukał cię po urzędach stanu cywilnego. Większym problemem jest to, że nas widział. W zasadzie jeżeli Pentex się do niego dorwie, to mogą mu zacząć grzebać w głowie. Albo choćby tylko torturować. Poda nasze rysopisy, opisze co widział. Choćby nawet serio cię kochał, to oni mają metody. Wtedy dopiero zrozumie co to znaczy “pranie mózgu”.
Brunetka kiwała głową przez większość wypowiedzi Zapalniczki w pełni się z nią zgadzając.
- Może wrzucić do Umbry? Ale wtedy raczej do domu sam nie wróci.
- Oszaleje. Śmiertelni nie należą do świata duchów. To co zobaczy po tamtej stronie go zmieni nieodwracalnie. Ale jeżeli tego dla niego chcesz, to Czarny może da radę. No chyba, że masz jakiś pomysł na czyszczenie pamięci - Zapalniczka wykrzywiła twarz w czymś co mogło być uznane za uśmiech.
- TO był mój pomysł. Rysopisy, rysopisami. Nie jest skanerem ani kopiarką 3D. Widziałaś kiedyś portrety pamięciowe? Styknie, że Zaar zapuści brodę a Michał ją zgoli. Chyba, że ma jakieś cuda typu wbudowany aparat fotograficzny. Gorzej z miejscówką. Wywieźć by go trzeba było w worku lub bagażniku.

- No jak tam uważasz. Ale skoro można komuś ot tak zabrać wspomnienia, to czemu nie można ich przejąć? Jak dokładnie widzisz w swojej głowie twarz Zaara gdy o niej myślisz? Może ktoś ma teraz Twoje wspomnienia i przegląda sobie radosne dzieciństwo u boku braci? Jak film na video. Przewija, przeskakuje między scenami. On na wolności jest ryzykiem. Ryzykiem dla nas wszystkich. Nie wiadomo jak reszta będzie się na to zapatrywać.

- Nie wiem czy można zrobić cokolwiek z tego co mówisz. Może można. to Ty jesteś wilkołaczką ze stażem. Myślę, że wypuścić go można dopiero po załatwieniu Łodzi… do tego czasu… - Żenia wzruszyła ramionami. - Bagażnik raczej odpada.

- Może Czarny wepchnie go do jakiejś kieszonkowej umbry. Są tam takie małe światy, które można zaadoptować. Tylko żeby nam nie zginął. Albo można mu związać ręce trytytkami i wrzucić do piwnicy.

Tymczasem na zewnątrz zapanował zamęt. Jakieś ogólne poruszenie, odgłosy walki i warknięcia. Czyżby Michał nie utrzymał nerwów na wodzy?

Żenia poderwała się z myślą “Szrama wróciła” i pognała na zewnątrz zastanawiając się, czy Krzysiek też śmierdzi jak ona i wilczyca zjadła go kłapnięciem. Jak w pieprzonym Czerwonym Kapturku…

Zdawało się, że wiele się nie pomyliła. Wilkołaki warczały. Szrama stała obok Czarnego, który kilka razy wypalił z pistoletu w niebo. Szara była wielkim wilkiem. Tak wielkim, jak Czarny w dniu ich ponownego poznania się. I to byłoby na tyle jeśli chodzi o ukrywanie ich wilkołactwa przed mężem. Rozejrzała się dalej. Krzysztofa nigdzie nie było. Niby wokół Szramy nie było też krwi… ale jednak Żenia była zaniepokojona.

Przede wszystkim tym, że chyba nie ogarnia do końca bycia wilkołakiem.
“Co robię nie tak? Gdzie popełniam błąd?”
Jej instynkty nie kazały kłapać paszczami i ciągle szczerzyć kłów. Co z nią nie tak?

- Co się stało? - spytała na głos w nosie mając hierarchię. - Gdzie Krzysiek?

Szrama doskoczyła do niej i kłapnęła szczęką tuż przed jej twarzą. Tak, że dziewczyna poczuła na policzku kropelki jej śliny. Czarny natychmiast doskoczył do nich. Stanął między wielkim wilkiem a Żenią.
- Zostaw ją! - powiedział warcząco - przecież nie wiedziała!
Szrama potrząsnęła głową zmieniając powoli formę. W tym czasie Żenia zauważyła, że poza Krzysztofem nie ma również Michała.
- Kim ona była? - pytała przez zaciśnięte zęby Szrama.

- Jaka ona? - Żeńka spoglądała to na Czarnego to na Szarą nic nie rozumiejąc.

- Michał ją dorwie. Nie odpuści - powiedział Czarny - A ty nie wiń moich ludzi, bo twoi przecież też jej nie poznali. Zresztą nigdy czegoś takiego nie widziałem. - Szaman respektował hierarchię. Najpierw wyjaśnienia otrzymywała alfa watahy białowieskiej. Dopiero później przyszedł czas na Żenię i wyjaśnienia dla niej:

- To co uznałaś za swojego męża zmieniło się w orła i odleciało. Michał założył kruczą maskę i pofrunął za tym czymś. Szrama uważa, że to była kobieta. Ktoś z pierwszej drużyny.

- Hę? - Żenia spojrzała na Czarnego jak na szaleńca - jakim cudem? Aż tak daleko posunięte mutacje genetyczne?!
- Pierwsza drużyna to fomori. Ludzie, albo inne istoty. Wampiry na przykład. W każdym razie dają się dobrowolnie opętać zmorom. Dzięki temu tak jak my łączą w sobie świat ciała ze światem duchów. Co zaś do mutacji genetycznych, to Pentex przygotowuje im ciała do opętania. Oby Michał ją dopadł zanim da radę nawiązać kontakt ze swoimi.

- Kruk ma walczyć z orłem? - zapytała z powątpiewaniem Szrama, po czym dodała:
- Pora się zwijać i zmienić kryjówkę.

Frustracja i wściekłość Żenii przelały czarę.

Z krzykiem przeradzającym się we wściekły warkot zmieniła się w czarną waderę i ruszyła kłusem w las. Po drodze odgryzła się próbującemu zatrzymać ją Czarnemu, uszczypnęła boleśnie jednego z szarych wilków, wyminęła innego i runęła w dzicz.

Miała dość.

Musiała wygonić z siebie złość, bezsilność, poczucie wykorzystania i całkowitej pustki.

Dziura w głowie dokładała wilczycy tylko stresu.

Chciała biec i zostawić wszystko za sobą.

Zapomnieć…

Ironia uderzyła ją dodatkowo jak biczem, a krzaki i krzewy dokładały swoje chłosty.

Głupia, głupia, głupia - dzwoniło jej w uszach, a walenie serca przypominało wystrzały.

Wyhamowała przy wielkiej sośnie.

Przez chwilę dyszała ciężko wpatrując się w drzewo. A potem zaatakowała wściekle. Drapała pazurami, gryzła niższe gałęzie, futro fruwało wokół, a podłoże wokół drzewa szybko zostało zryte. A furia Żenii zamieniła się w przeraźliwie smutne i przepełnione tęsknotą wycie


Dziewczyna w końcu zmieniła formę. Wtulona w poharatany konar sosny opłakiwała Grzesia Ragabasha i siebie.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 03-02-2018 o 05:11.
corax jest offline  
Stary 03-02-2018, 23:41   #45
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Nie mieli pojęcia o magii. W ogóle. Wierzyli, że nauka rozwiązuje wszystko. Pierwiastki z układu okresowego ze swoimi powłokami i podpowłokami elektronowymi miały zastąpić pomoc duchów. Prawa Kirchhoffa i Ohma miały trzymać na uwięzi bestię powołaną do życia przez Gaję, Pramatkę wszystkiego. Nowinki farmacji otrzymane przy użyciu stereospecyficznej addycji oksiranów miały trzymać na uwięzi gniew idący wprost od Luny, patronki księżyca.

Jak oni mało wiedzieli o magii.

A on czekał. Czekał na odpowiedni moment. Ale umiał czekać. Nic go nie goniło. Im bardziej wierzyli w to, że ich nauka jest w stanie go powstrzymać, tym z większa łatwością ucieknie. On zawsze mógł uciec we wspomnienia. Miał ich tak wiele.

Tymczasem wszystko wskazywało, że miał towarzystwo. Do jego prywatnych komnat wjechał drugi agregat podobny do tego, w którym był zamknięty on sam.

***


Markowi zjeżyły się włosy na plecach.
- Nie - powiedział.
- Dlaczego? - kwestionowała kobieta.
- Wasze eksperymenty są wystarczająco chore. Nie będziecie w stanie tego kontrolować.
- Nie musimy. Chcemy go badać.
- Po co? Przecież macie inne cuda. Robicie golemy, zmiennoskórych, krwawe robale… czego jeszcze wam brakuje?
- Ani golem, ani krwawy robak nie poradził sobie z twoją siostrą.
- No to macie ładunki wybuchowe…
- Mamy. A ty chyba już nie wątpisz, że będziemy w stanie to kontrolować.


W tym momencie jednocześnie zadzwoniły dwa telefony komórkowe. Marek wyjął swój z marynarki. Wciągnął powietrze zaskoczony.
- To chyba koniec spotkania
- Tak. Dostałam wiadomość, że Tara wróciła.


Cóż, dla Marka był to strzał obuchem. Dwie złe wiadomości w tym samym czasie. Opuścił gabinet kobiety w czerwieni.

***

- Panie Mazut, bardzo mi przykro.
Marek westchnął. Tracił tu tylko czas. Musiał przyznać, że skubaniec dobrze to rozegrał.
- Rozumie pan, że w związku z pomówieniami jakie pojawiły się pod pańskim adresem jestem zmuszony zawiesić pana w pełnieniu obowiązków
- Rozumiem. Tutaj moja legitymacja i broń -
chciał jak najszybciej mieć to z głowy.
- Robię to z największa przykrością - kontynuował otyły mężczyzna zza biurka - oczywiście weryfikujemy wszelkie pogłoski. Nad żadną nie przejdziemy do porządku dziennego. Wszystkie zweryfikujemy i obalimy. Przecież to niedorzeczne, żeby był pan spokrewniony ze ściganą terrorystką. Terrorystką, której sprawę sam pan prowadzi. W to nie uwierzę, ale rozumie pan…
- Rozumiem -
warknął przez zaciśnięte zęby.
- Podobnie z pomówieniem na temat wpływów z kas prywatnych koncernów powiązanych z przemysłem farmaceutycznym. Sama ta teza jest absurdalna. Jako agent terenowy nie może pan przecież stanowić realnego wpływu tej korporacji w szeregach ABW.
- Rozumiem, że nie może pan postąpić inaczej. Jest to najlepsze rozwiazanie.
- Proszę również, żeby do czasu, aż wydział wewnętrzny nie zakończy śledztwa, wrócił pan do swojego mieszkania w Warszawie. Nie chcemy żeby uznano pana ściganym.
- Ale… -
próbował zaprotestować Mazut.
- Tam pozostanie pan pod obserwacją naszych agentów - broń i legitymacja zniknęły gdzieś w biurku grubasa.
- Rozumie pan, że niezastosowanie się do tej prośby może zostać poczytane jako przyznanie się do winy.
- Ro… zu… miem…. -
coraz trudniej było mu hamować swój gniew.

***

W Teleexpressie wyemitowano krótki materiał na temat elegancko ubranego człowieka.

Major Marek M. - jak głosił podpis - podobno był rodzonym bratem Eugenii Bondar. Prowadzono właśnie śledztwo, które miało ustalić, czy nie działał na szkodę ABW. Podejrzewa się, że mógł być w posiadaniu informacji mogących zapobiec śmierci ponad 200 osób w trakcie zamachu w Poznaniu. Prokuratura wojskowa podjęła już działania wyjaśniające. Dodatkowo podejrzewa się, że mógł on przyjmować korzyści finansowe od prywatnych przedsiębiorców.

***


Łzy wadery ściekały wprost do ziemi. Była wyczerpana tym wszystkim. Nie usłyszała jak do niej przyszła. Tańcząca w Deszczu. Taka elegancka. Jakaś szlachetna. Ubrana w buty na obcasie, które wbijały się w miękkie runo. Podeszła i położyła dłoń na ramieniu dziewczyny.
- Łzy jeszcze nikomu nie przywróciły życia - powiedziała cicho. Tak, że łkająca dziewczyna prawie nie usłyszała.
- Ale pomagają poradzić sobie ze stratą. Też wylałam wiele łez w swoim życiu.
Kobieta usiadła opierając się o poszarpaną sosnę.
- Nie wiesz. Czy raczej nie pamiętasz co nam zrobili. Białowieża była największym Caernem w kraju. Mieliśmy pod sobą nie tylko Tucholę, ale też Kampinos. I wtedy zaczęli wojnę. Na niespotykaną dotąd skalę. Postanowili nas wykończyć. Wiesz co to jest Unia Europejska? Masz świadomość? W każdym razie jest to twór, który pozostaje całkowicie we władaniu Żmija. Korupcja rozrosła się tam do absurdalnych rozmiarów.
Na moment zamilkła.
- Może nie. Może z innej strony zacznę. DNA to korporacja wchodząca w skład Pentexu. Opracowali genetycznie zmodyfikowanego pasożyta, którego wypuścili w naszej puszczy. Ips Typographus. Kornik drukarz. Zareagowaliśmy szybko. Musieliśmy samemu wyciąć zarażone części lasu. Wtedy pojawiła się interwencja UE. Zasłonili się ekologią. W końcu przeciętny człowiek rozumie, że jak ktoś wycina drzewa, no to chce zniszczyć las. Wtedy Zaar poruszył niebo i ziemię, żeby nasi odcięli się od nakazów UE. Zaczęła się głośna przepychanka, w której media zrobiły z nas “tych złych”. Walka z Pentexem nie jest łatwa. Nigdy nie była. A teraz jest trudniejsza niż kiedykolwiek. Ludzie wierzą w to co im pokazuje telewizja. Dlatego potrzebujemy takich garou jak wy. Jak ekipa z Poznania. Zaar jest cudotwórcą. Przegrupujemy się i uderzymy. A potem znowu. I znowu. Pentex jest jak Hydra. Zetniemy jedną głowę, to odrosną trzy nowe. Ale my je też zetniemy. Bo tego chcesz. Bo ja tego chcę. Bo tego chciałby Chichot w ciemności.
Chwilę panowało milczenie. Blondynka oddychała głośno.
- Ten twój niby-mąż, myślisz, że podstawili ci go teraz jako przynętę, czy udawał już od dawna? Bo może, jeżeli mieszkałaś pod jednym dachem z fomorem to stąd ten smród?

***


Ich tymczasowy obóz już się zwijał.
Michał nie złapał kobiety udającej męża Żenii. Ale wrócił bez ran. Do brunetki zaś podszedł Czarny. Stanął obok wsuwając ręce do kieszeni płaszcza. Było koło południa, w środku lata. Gdyby nie cień rosnących wokół drzew, to prawdopodobnie pot wylewałby mu się przez nogawki.
- Szrama powiedziała mi, że w domenie snu po drugiej stronie lustra jest istota, którą nazywają Handlarzem Wspomnień. Chciałbym się z Tobą do niego udać. Ale Szrama mówi, żebyś najpierw ukończyła rytuał Przejścia. Dzięki temu duchy będą na ciebie lepiej patrzeć. Przychylniej. A ten Handlarz też jest jakimś rodzajem ducha. Dlatego chciałbym z tobą pojechać do Warszawy. Reszta rusza w góry. Rozdzielą się. Szrama i Michał mają negocjować wsparcie w naszym odwecie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 03-02-2018 o 23:50.
Mi Raaz jest offline  
Stary 12-02-2018, 20:58   #46
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


- A pozostali? - pytanie kontrolne wyprysło z ust dziewczyny nim się zorientowała, że są obserwowani. Wbrew pozorom i swej naturze nie chciała podważać stanowiska Czarnego jako Alfy. Wychodziło jej odruchowo mimo jej najlepszych starań. A może była to kwestia tego, że nie lubiła tracić kontroli. Przynajmniej tak przypuszczała. Nie mogła stwierdzić tego z pewnością na podstawie własnych wspomnień, prawda? - Jakie wskazówki wydałeś? - dodała koślawo próbując złagodzić obcesowe pytanie. Siąpnęła nosem.

- Pojadą jako obstawa. Tu nie jest bezpiecznie. Musimy pozostać w ruchu. Zaar mówi, że stracił kontakt z kilkoma krewniakami. To może być przypadek w tym całym zamieszaniu, ale może zaczynają podgryzać nam zasoby. Musimy to sprawdzić, ale nie mamy wolnych środków. Nie zaryzykuję teraz wysłania Zapalniczki i Zaara do śledztwa. Nie możemy sobie pozwolić na konfrontację. Poza tym on musi zadbać o nasz PR - powiedział smutnym głosem. Łatwo jest być dowódca w czasie pokoju. Choć trzeba było przyznać, że całkiem dobrze znosił ciężar odpowiedzialności.

- Masz jakiś plan na to muzeum? - zapytał w końcu.

- Liczyłam na pomoc Zaara w odłączeniu prądu na kilka minut w dzielnicy. Do tego nie musi jechać z nami. Dobrze by chyba też było mieć jakieś oczy na Łódź. Na pewno będą się przegrupowywać a po ucieczce tego kameleona tym bardziej by się przydała obserwacja. Może Zaar mógłby się tym zająć jeśli nie chcesz wysyłać nikogo fizycznie? Nie wiem na ile przydatne byłyby zdjęcia czy nagrania. - Żeńka nie dopowiedziała, że na fotach nie zawsze wychodzi prawda. Raczej nie musiała.

Spojrzała kątem oka na Tańczącą w Deszczu.
- W TIRze znalazłam pody - takie komory - w jakiej go trzymano. Pakowano w niego jakieś środki na budowę mięśni. - brunetka spięła się - Pachniało … mną.

Nie chciała wcześniej mówić tego bez obecności Czarnego. Chciała, żeby to od niej usłyszał jako pierwszej.
- Możliwe, że sama jestem ich eksperymentem. Albo jakimś ochotnikiem czy co… - wzruszyła ramionami - Mazut w rozmowie zdawał się być przekonany, że cokolwiek to było, było częścią mojego planu.

Skoncentrowała spojrzenie ponownie na Szamanie od duchów.
- Mówię to po to, że wyniki takich zabaw niekoniecznie wyjdą na podglądzie elektronicznym, nie?

Czarny pokiwał głową.
- Zaar pomoże nam zdalnie na tyle na ile będzie mógł. Co zaś do zapachu… tak, pachniesz fomorem. Żmijem. Istnieją trzy siły. Mówimy o nich Triada. Dzikun, który tworzy, Tkaczka, która porządkuje i Żmij, który niszczy. Całe zniszczenie pochodzi od niego. To on stoi za działaniami Pentexu. Możliwe, że coś ci zrobili. Możliwe, że przesiąknęłaś zapachem brata. Albo męża. Myślę, że gdy odzyskasz pamięć, to nam to wyjaśnisz. Powiedz kiedy możemy ruszać.

- Daj mi chwilkę na pogadanie z Zaarem. On nie wie, że ma robić za plan wejścia. - mrugnęła Żenia. - Muszę mu wyjaśnić co mi łazi po głowie.

Czarny zaśmiał się cicho. W jego spojrzeniu było widać dziwny błysk. Czyżby duma z pomysłowości ragabasha?

Podeszła do okaleczonego Kronikarza spojrzeniem sprawdzając jak się trzyma.
- Zaar, w sprawie tego muzeum.Plany mam i pamiętam. Ale potrzebowałabym kilka minut na wejście i wyjście. Dasz radę odciąć zasilanie prądu w okolicy na kilka minut? Prześlę Ci info na temat konkretnego czasu jak tam dotrzemy.

- Zasilanie. Kamery na ulicy. Nawet jeżeli potrzebujesz to światła na skrzyżowaniach w całej dzielnicy. Tylko potrzebuję kilka godzin na przygotowanie się. Czekaj chwilę - zaczął grzebać w kieszeni i po chwili wyciągnął z niej coś małego i czarnego.


- Trzymaj. Gdy będziesz chciała się połączyć wciskasz dwa razy.

- Dzięki. - przejęła gadżet chowając go do kieszeni spodni dresowych - Postaram się dać Ci znać jak szybko się da. Bądź ostrożny i zadbaj o swoich ludzi. - dodała ciszej nawet nie patrząc na Jarka. - I nie rób nic czego ja bym nie zrobiła - Żenia przy tych słowach zaśmiała się krótko.



Warszawa.

Czarny stanął na wysokości zadania. On prowadził starego Opla Astrę. Żenia odzyskała swój motocykl. Do Warszawy dotarli późnym popołudniem. Czarny wynajał mieszkanie na tydzień. Pewnie nie była to dla niego pierwszyzna. Spisał umowę posługując się fałszywym dowodem. Żenia miała się przez ten czas nie pokazywać. Samo mieszkanie było gdzieś na poddaszu starej kamienicy. Poza małą lodówką, kanapą i rozkładanym łóżkiem polowym miało mały stolik i dwa składane krzesła. Czarny zapłacił za wynajem tysiąc złotych. Nie była to wygórowana cena za brak dodatkowych pytań. Miała to być ich baza wypadowa.

Po jakiejś godzinie szaman wrócił z czajnikiem bezprzewodowym i kartonem pizzy.
- Będziemy mogli się napić herbaty. A teraz opowiedz co planujesz.

- Z muzeum? - Żenia usiadła po turecku, podwijając stopy pod uda - Plan jest prostacki - wzruszyła ramionami - Ich system zabezpieczeń tak samo. Zaar ściągnął mi plany.

Dziewczyna otworzyła pada i pokazała materiały Alfie.
- Chcę wejść normalnie na bilecie niedługo przed zamknięciem muzeum i zostać aż zacznie się ściemniać w środku. Dogadując się z Zaarem by odciął zasilanie w dzielnicy. - dziewczyna sięgnęła po kawałek pizzy i ugryzła. Kontynuowała żując zaciekle - To nie tylko odetnie prąd w samym budynku ale wywoła panikę. Zawsze wywołuje. Sądząc po strażniku w zaawansowanym wieku, raczej nie spodziewam się błyskawicznej reakcji. Jeśli mają zasilanie awaryjne to mam kilkadziesiąt sekund zanim ono zacznie działać. Ale to wystarczy na ściągnięcie obrazu, wycięcie z ram i odwieszenie ramy na miejsce. Wyjść chcę tylnym wejściem - pokazała miejsce na planach - o tu. Albo w ogóle wskoczyć do Umbry i przejść stamtąd Umbrą.

- Nie wsokczysz do umbry z obrazem. Przynajmniej nie bez przygotowania. Pamiętasz jak odprawiałem rytuał w lesie? Przypisywałem do ciebie twoje ubrania. Dzięki temu zmieniały się z tobą, gdy zmieniałaś się w wilka. Przedmiot wniesiony do umbry bez takiego rytuału może się rozpaść, albo zmienić nie do poznania. Na rytuał może nie być czasu. Zrobisz, jak uważasz, ale ja nie ryzykowałbym skoku w bok - powiedział mężczyzna włączając czajnik.

- Aha - Żenia przełknęła kawałek pizzy i kiwnęła głową - Dzięki za info. To znaczy, że ten rytuał będziesz musiał i tak odprawić zanim Iwan dostanie swój obraz?

- Wydaje mi się, że tak. Wiesz, nigdy nie zajmowaliśmy się przenoszeniem na drugą stronę lustra dzieł sztuki. Broń przestaje działać. Telefony komórkowe też.

- Hmm na co duchowi obraz? Co z nim niby zrobi? Może chce w nim wyjść? - Żenia uśmiechnęła się na sam pomysł.

Czarny wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Wiesz, może jest znudzony? - powiedział szaman.
- Z duchami jest jak z ludźmi. Nie ma jednego ogólnego stereotypu mogącego opisać wszystkich.

- Hmm i co? Mam nosić przodka w skradzionym obrazku w plecaku? - Bondar skrzywiła się, wycierając dłonie z tłuszczu. - a co po tej dostawie? Co trzeba zrobić dalej?

- Nic - zalał herbatę dla siebie i Żenii, po czym dosiadł się do stolika na którym leżała pizza.
- Wtedy będziesz pełnoprawnym wilkołakiem. Następnym krokiem jest schronienie się pod opieką jakiegoś totemu. Dla nas to kojot. Ale skoro ty masz wątpliwości…
Zamilkł i napił się herbaty, a Żenia się skrzywiła.
- Sam wiesz dlaczego. - burknęła - A teraz po tym wybuchu, jestem chłopakom też coś dłużna. Poza tym jak dobrze pójdzie to zgarniesz pod sobą nie tylko Poznań ale i innych. Nie?

- O ile będzie co zgarniać. Zaczęliśmy regularną wojnę Żeniu. Grzegorz był pierwszą ofiarą, ale będą następne. Cały czas myślę, czy warto zaczynać ofensywę siłową. Ale z drugiej strony słowami niczego nie zdziałaliśmy - westchnął smutno.

- A Garou nie są od tego? - kolejny kawałek pizzy ugrzązł w ustach dziewczyny - Od walki i ochrony ludzi i tak dalej?

- Żołnierze też są od walki. Ale to nie znaczy, że ten kto nimi dowodzi ma ich bezmyślnie posyłać na śmierć - tym razem czarny sięgnął po kawałek pizzy - myślisz, że dasz radę zrobić to jutro? Wynieść obraz?

- Nie mówie o bezmyślnym wysyłaniu ludzi na śmierć. Mówię o czymś większym, Czarny. - spojrzała na Szamana na chwile poważna - Zjednoczeniu. Powstaniu. Jeśli tutejsze watahy dadzą radę rozwalić placówkę w Łodzi, pomyśl jaki to będzie mieć efekt. Co można zrobić? Nie mówię o fizycznej walce co dzień. Ale walka ma wiele form. - odruchowo złapała dłoń Szpona Ciemności i ścisnęła - Dlaczego nie wykorzystać ich sposobu działania? I nie odwrócić go w ich stronę tak jak Zaarowi sugerowałam z Markiem? Celować w główne głowy hydry. - Żenia mówiła cicho. - Nie mówię z duchami, nie czytam przyszłości. Ale wierzę w Ciebie, Czarny. Mimo Twojej naiwności. - uśmiechnęła się koślawo. Czemu mu słodziła? Czemu próbowała napawać nadzieją? Nie wiedziała sama. - Zjem i podjadę pod muzeum jak się ściemni. Nie ma co marnować czasu.

- Pff, ja ci dam naiwność szczeniaku - prychnął Czarny, choć po jego obliczu było widać, że idea przypadła mu do gustu. Nie mówił już więcej. Zajadał się pizzą korzystając z chwili spokoju w ucieczce przed Pentexem.

***

Jak stwierdziła tak i zrobiła.
Droga do muzeum dawała jej chwilę samotności, której jakoś potrzebowała. Anonimowości dużego miasta nie przebije nic. Czy to też twór Żmija? Czy to tak do końca złe stworzenie, jeśli tak?
Żenia odpychała od siebie myśli o Grześku.

Ciemność i migające światła miasta nie przeszkadzały jej. Podziwiała ich urok i swojego rodzaju przytulność.

Najpierw przejechała wzdłuż Alei Jerozolimskich obserwując natężenie ruchu. Znalazła miejsce w Europarku i wracając spacerkiem w stronę muzeum zakupiła kebaba w minikiosku.

Pogryzając bułę z mięchem klapnęła na ławeczce by móc w spokoju przyjrzeć się też ilości pieszych. Wyciągnęła komórkę i udając robienie sobie selfików zrobiła kilka fotek okolicy.
Koncentrowała się głównie na najlepszych drogach wyjścia, w których można by było się schować pośród przechodniów.

Interesowało ją wszystko: postoje taksówek, przejeżdżające tramwaje i autobusy oraz budynki wokół samego muzeum. Plany to jedno, rzeczywisty widok i doświadczenie to drugie.

Wciąż z komórką w dłoni, pozbyła się papierka po kebabie i ruszyła na ogląd wyjścia bocznego z muzeum. Była pewna, że Iwan spojrzy na obraz i każe go odnieść z powrotem…

Miasto było niesamowite. Niemal puste tramwaje i korki na ulicy. Kościół na przeciw nocnego klubu. Wspaniale uprzątnięte ulice i kontenery z których śmieci wylewały się na tyłach restauracji. Kontrasty na każdym kroku. Ludzie mówiący w obcych językach. Teoretycznie wiele miejsc do ukrycia. Teoretycznie, bo w praktyce wszędzie zerkały kamery. Autobusy i tramwaje wydawały się naturalną drogą ewakuacji, ale wykorzystanie ich wymagało synchronizacji. Taksówki krążyły w różnych kierunkach. Kilka stało na postoju, ale było już ciemno. Być może za dnia jest ich więcej. Muzeum latem czynne było do 18:00, dlatego prąd będzie wyłączać gdy będzie jeszcze jasno. Ludzi nie było wiele na ulicach, choć biegnąca kobieta będzie zwracać uwagę z daleka. Ucieczka po dachach raczej też nie wchodziła w grę. Chyba, że wspięła by się dopiero po ucieczce z muzeum. Mogła też spróbować zamelinować się w którymś z okolicznych Night Clubów. Choć tam akurat dość często nie wpuszczano kobiet.

Zagryzła zęby. Skąd u niej ta wiedza?

Motocykl wydawał się z każdą chwilą coraz rozsądniejszym rozwiązaniem.

Rozwiązując zagadkę ucieczki z muzeum doszła do ciemniejszego zaułka i rzuciła spojrzeniem za siebie. Kolejno spojrzała w lusterko - kolejny podarek Szaman od duchów. Ciekawiło ją jak wygląda muzeum po drugiej stronie.

Poczuła jak coś targa jej żołądek w prawo i w lewo. Uczucie to trwało i trwało. Dużo dłużej niż kiedykolwiek dotąd. Widziała jak świat w którym jest staje się przeźroczysty. Zastępuje go inny. Bardziej nieprzystępny.

***

W końcu świat jaki znała zniknął. Zastąpiło go brudne i szare miasto. Budynki wyglądały jak z innej epoki. Choć część otrzymywała nowe kształty. Wszędzie były dziwne pająki z błyszczącymi fioletowymi odwłokami. Wiły nici, z których wyłaniały się nowe szklane i stalowe konstrukcje. Nad wszystkim górował jakiś zamek, który rzucał cień na budynek muzeum.

Żenia rozejrzała się z niemal rozdziawionymi ustami.
No zamku się nie spodziewała…
Pająki też nie wyglądały na specjalnie przyjazne. Żenia już- już miała ruszać w stronę budynku zamiszcza, gdy puknęła się w głowę.
“Skup się na obrazku, skup się na obrazku”.
Odwróciła się w stronę samego muzeum i niezbyt pewnym krokiem ruszyła na jego obchód.

Im bardziej zbliżała się do muzeum, tym pająków zdawało się być więcej. Wprawdzie na ścianach budynku było tylko kilka, ale w okolicy widziała ich już kilkanaście. Nie mogła znaleźć tylnego wyjścia, ani dróg ewakuacyjnych. Było tylko jedno, główne wejście. Drzwi przed nią otworzyły się same. Wnętrze muzeum było przestronne. Umeblowane z dużym wyczuciem smaku. Czuła jakąś dziwną energię. Chwilę stała w progu zastanawiając się czy wejść do środka. Nawet zrobiła jeden czy dwa kroczki ciągnięta tajemnicą jak pies słoniną.

A potem przyszło otrzeźwienie.
Nie ma pojęcia o Umbrze i różnych dziwach tutaj. Od “tutaj” był Szaman od duchów.
Hmmm - jeśli by dało się tam wejść, a Zaar dałby radę wyłączyć prąd jeszcze tej nocy…

Żenia zdecydowała się wyjść z Umbry i zadzwonić do Czarnego.

Odebrał natychmiast co ją aż zaskoczyło. Jakby trzymał telefon i wpatrywał się w wyświetlacz czekając na połączenie.
- Tak? - padło krótkie pytanie.

- Hmmm denerwujesz się? - spytała z ciekawością ale nie przerwanie ciągnęła dalej - Byłam po drugiej stronie. Jest budynek ale tam jest jakoś dziwnie. Pomyślałam, że może można by było i dzisiaj? Tylko do tego chyba musiałabym Ciebie zaangażować. Wiesz, żeby wleźć zza Zasłony.

- Wiesz, to twoja próba. Jesteś dorosłym wilkiem. Musisz to zrobić sama - powiedział oficjalnym tonem - teraz zadzwonię do Zaara, żeby się z tobą skontaktował i udzielił rad. Tyle możemy zrobić. I to wszystko. A ty się nie ruszaj z miejsca zanim tam nie dojadę. Nie mogę ci pomóc, ale akurat miałem się przejść do muzeum. Zobaczyć co tam jest po drugiej stronie lustra. - dodał w końcu, a Żenia czuła, że szczerzy zęby w uśmiechu.

Zdusiła chichocik:
- Tak jest… Alfo - rzuciła na próbę z przekorną pokorą - Noc taka piękna… Czekam zgodnie z instrukcjami.



***

Najpierw zadzwonił Zaar.
- Za kilka minut będę mieć podgląd z kamer. Jak idzie? Czarny mówił, że masz jakiś nowy plan - powiedział bez powitania od razu przechodząc do rzeczy.

- Mhm, wleźć z drugiej strony, zabrać gadżet, wyjść po tej stronie. A najlepiej narobić przy tym trochę hałasu, żeby odwrócić uwagę. - w głosie dziewczyny słychać było złośliwy uśmiech - I zabrać trochę zasobów. Jak długo zajmie odcięcie prądu w muzeum?

- To jest jedno kliknięcie. Jakieś piętnaście milisekund. Ale daj mi jakąś godzinę, żebym wszedł do samego systemu. Przez hałas rozumiesz uruchomienie alarmu? Czy coś specjalnego?

- Raczej aferkę. Może puścisz coś w sieci? Albo w tv? Wiesz napad na Muzeum Narodowe i te sprawy...Albo zadzwoń z donosem na policję? Albo wszystko na raz jeżeli to nie jest za dużo roboty. Myślę, że warto jednak zainwestować w rozdrobnienie ich na dwa fronty. Kupić sobie trochę czasu skoro i tak to robię.

- Hmm - odpowiedziało jakieś mruknięcie - ma to być powiązane z twoim nazwiskiem? Zerknę co tam mają za eksponaty jeszcze.

- Może być - Żeńce i tak było wszystko jedno. I tak była poszukiwana. - Może jakieś pamiętniki? Albo broń?

Zaar zaśmiał się.
- No to chyba szczęście nam sprzyja. W piwnicy na specjalnej wystawie jest pokazywana na widok publiczny włócznia św. Maurycego. W zasadzie sam grot, no ale nieporównywalnie cenniejsze od tego Matejki.

Tym razem Żenia nie powstrzymała śmiechu:
- Już widzę ich miny. Dobra niech będzie ten Maurycy. Chociaż tyle, że łatwo go schować, bo obrazek dość sporawy. Czyli czekam godzinę.

- Tak, ale załóż tę słuchawkę. Nie będę dzwonić na telefon już. - Po tych słowach Jarek rozłączył się.

Chwilę czekała aż pojawił się Czarny. Noc była chłodna jak na środek lata. Płaszcz nareszcie znalazł dla siebie uzasadnienie. Żenię zastanowiło czy płaszcz kiedyś się pierze i jeśli tak to jak. Chyba nie oddawał go do pralni...
- Przepraszam, że musiałaś tyle czekać.
Żenia zagapiła się na Szamana.
- Czekać? Nie czekałam jakoś specjalnie długo. Coś nie tak?
- Nie, wszystko w porządku. To ty jesteś ściganą terrorystką siedzącą sobie spokojnie w stolicy. Chodźmy - Czarny instynktownie ruszył w stronę tego samego zaułka który wcześniej wybrała Żenia.
- Nawet jadłam kebaba w stolicy - mruknęła pod nosem.
Wyjął z płaszcza małe lustro i przez chwilę się w nie wpatrywał. Nagle rozejrzał się dookoła. Wszystko powoli się przenikało. Nie jak za pierwszym razem w lesie. Raczej tak jak chwilę temu gdy brunetka przeskakiwała między światami.
- Muszę odnowić więź z duchami. Ta walka w Poznaniu mocno nadszarpnęła moje siły. Co widać.
- Że takie przezroczyste przenikanie?
- Przejście powinno zająć ułamek sekundy. Tymczasem my teraz się powoli rozpływamy w naszym świecie i powoli wyraźniejemy po drugiej stronie. A ten stan przejściowy jest bardzo niepożądany. Widzisz, ktoś mógłby nabrać głupich podejrzeń.

Żenia pokiwała głową:
- Mhm czaję. No ale teraz stoimi sobie w ciemny zaułku. Może się uda i nikt się nie napatoczy? - wyszczerzyła się do Czarnego. - Już niedługo sobie odpoczniesz. Na zielonej trawce, pod drzewkiem, w słoneczku. Może nawet ktoś się znajdzie do zrobienia Ci masażu… wiesz zapach oliwki i tak dalej… - przekomarzała się z wilkołakiem.

Czarny oddychał ciężko przez nos. Zaczął się powoli zmieniać w wielką bestię. Po chwili patrzył już z góry na brunetkę.
- Tak. Grr...
Coś mówiło dziewczynie, że szaman nie będzie już taki rozmowny.

- No dobrze no. Bez masażu - dokończyła cicho pod nosem.


Rozglądała się wokół czekając aż mdłe uczucie minie i w końcu znajdą się w świecie Szamana od duchów.

W końcu minęło. Żołądek też zdawał się wrócić na swoje miejsce. Czarny ruszył na czterech łapach. Musiała przyznać, że był bardzo szybki. Zatrzymał się przy wejściu do muzeum.
- Dobrze… poczekałaś..
Czarny chwilę się ruszał machając głową. Zmienił się w prawie człowieka, a futro rozwiało się w czarny płaszcz.
- Dobrze, że poczekałaś. To księżycowa ścieżka. Nie wiem dokąd prowadzi - powiedział, po czym wyciągnął w stronę dziewczyny dłoń.

- No czekaj! Jak pójdziemy to jak wrócimy? Nie mamy za dużo czasu, Szamanie. Ludzie na nas czekają. - Żenia z wolna wracała do normalnego stanu bycia sobą. - Mamy niecałą godzinę…

- To ty chcesz wyjść wewnątrz muzeum. No, ale nie musimy wchodzić drzwiami - spojrzał na okno.
- Wtedy wejdziemy bezpośrednio do muzeum.

- No chcę ale jak skończymy… - westchnęła wsuwają dłoń w dłoń wilkołaka - Chodźmy.

Uśmiechnęła się nieco nerwowo i ruszyła u boku Czarnego.

Czarny z lekkością skoczył i złapał parapet. W tym świecie siły musiały działać jakoś niezrozumiale. Z lekkością pchnął dziewczynę i po chwili obydwoje byli już na oknie.

Nie było już dziwnego uczucia przy drzwiach. Czarny siłą wyrwał okno i wepchnął do środka.
- Idziemy?

- Jak tam? Jesteście w środku? - odezwał się głos w słuchawce w uchu dziewczyny.

- Już tak. Ktoś tu się naoglądał “Italian job”. - Żenia trzymała się blisko ściany rozglądając po duchowej wersji muzeum i próbując przełożyć sobie obecną miejscówkę. - Zacznijmy od życzenia Iwana a potem tego Maurycego.

Dość szybko zorientowała się, że jest we wschodnim skrzydle. Od celu dzieliło ich jakieś sześćdziesiąt metrów i trzy piętra. Grot włóczni był za to jakieś dwa piętra niżej. Teoretycznie bliżej, choć w teoretycznie dużo lepiej strzeżonej części budynku. Ciekawe, czy po tej stronie lustra też były jakieś zabezpieczenia.

Na ścianach wisiały obrazy, które poruszały się, gdy Żenia na nie spoglądała.

- Lepiej się nie rozdzielajmy - powiedział Czarny.


- Ok - dziewczyna czuła się dziwnie pod obstrzałem spojrzeń co poniektórych bohaterów portretów - Mamy trzy piętra w górę i z pięćdziesiąt metrów - wygrzebała z plecaka fetysz i skoncentrowała na aktywacji pomocnego ducha węża. Ruszyła na pamięć w kierunku schodów.

Po kilkunastu minutach i kilku ślepych zaukach dotarli do sali w której rozmawiali sobie spokojnie Chmielnicki z Tuchajbejem. Ten drugi machał wesoło czerwonymi trzewikami.

Żenia przestąpiła z nogi na nogę.
- Jeśli obrazek jest tu, to trochę bez sensu wychodzić z Umbry - nie miała pewnej miny - No i nie trzeba robić rytuału.
Spojrzała na Czarnego:
- Jak zabiorę tu to co po drugiej stronie? Wetnie go?
Kolejny raz brak pamięci dziewczyny ujawnił dziury w jej wilkołaczej wiedzy.

- Nie. Minie trochę czasu. Może kilka lat. Obraz będzie szukać swojego odbicia. Może go ktoś ukradnie? Może zaginie w jakimś transporcie gdy wyruszą na zagraniczną ekspozycję. W końcu to co jest po tej stronie połączy się z tym co po drugiej. Ale duchy są cierpliwe. To okno które wyłamałem dla przykładu. Tej zimy będzie pewnie nieszczelne, a za pare lat będzie wymagac wymiany. Chyba, że pająki wzorca dostosują umbrę do rzeczywistości.

Sposób w jaki mówił szaman tak bardzo nie pasował do ponad dwumetrowego neandertalczyka jakiego przypominał, że Żenia musiała na moment zamknąc oczy.

- Nie wiem tylko ile zajmie nam dostanie się do twojego pradziadka - powiedział spokojnie.

- Hmm czyli trzeba go świsnąć dwa razy.
Brunetka podeszła bliżej obrazu naciskając słuchawkę zgodnie z instrukcjami Zaara:

- Jak sytuacja u Ciebie?
- U mnie cisza. Głucha cisza. Mów jak tylko będziesz potrzebować tej ciemności.

Bondar przyglądała się obrazowi uważnie. Dziwne, że tu, po tej stronie zasłony zabrakło zabezpieczeń. A może strażnikami były pozostałe obrazy?

Dookoła było głośno od rozmów. Różne obrazy korzystały z życia w najlepsze. Zdawały się w ogóle nie zauważać obecności wilkołaków. Nie było też widocznych żadnych zabezpieczeń. Przynajmniej żadnych, które potrafiłaby zidentyfikować.

- Zaar, przepraszam. Jednak zmiana planów. - burknęła Żenia po chwili namysłu - Ten Maurycy jednak nie tym razem. Nie ma za wiele czasu, wolę podziałać z Iwanem. Możesz jednak dla funu wyłączyć ten prąd.

Dłonie złodziejki wystrzeliły w kierunku obrazu by zdjąć malowidło ze ściany. Tuż przed dotknięciem ram dzieła, mruknęła jedynie do Czarnego:
- Zabieramy i spadamy. Uwagę odwrócę w inny sposób.

“Chodź no tu, skarbeńku”
Żenia wstrzymując oddech, spięła się by w razie czego odskoczyć. Ujęła lekko Turka i Ukraińca i zdjęła ze ściany.


Choć nie znała rodzinnego języka Tuhaj-Beja, to była pewna, że przeklinał gdy tylko pochwyciła ramę obrazu. Chmielnicki z większym spokojem podszedł do sprawy. Spiął konia. Złapał za hetmańską buławę i ruszając uderzył z wymachem w palec wilkołaczki trzymającej ramę. Zabolało, choć nie na tyle, żeby miała puścić ikonę.

- А ти що? З ума зійшов? - syknęła dziewczyna - Do Iwana Wyhowskiego Cię zabieram a Ty cyrk odstawiasz? I to z kim? Turkiem?
Fuknęła aż pasmo z oczu odfrunęło jej nieco ale kroku przyspieszyła. Ledwo kilka pięter dzieliło ich od wybitego przez Czarnego okna.

Jak gdyby rozumiejąc co powiedziała Tuhaj-Bej zaczął jeszcze głośniej złorzeczyć. W odpowiedzi Chmielnicki go skrzyczał. Kłótnie między mężczyznami towarzyszyły im nie tylko do wyjścia z muzeum, ale i dalej. Szli kilka przecznic. Omijali zbiorowiska dziwnych istot włóczących się po ulicy. Dopiero po kilkudziesięciu minutach intensywnego marszu dotarli do załomu za restauracją. Była to skryta księżycowa ścieżka, którą Czarny ich przeprowadził. Podróż do Iwana zajęła sporo czasu. Tak przynajmniej wydawało się Żenii.

- No to teraz się okaże. - brunetka spojrzała na Szamana ujmując mocniej obrazek - Cicho, obaj. - nakazała malowanym postaciom. - Mmmm jakoś mam go przywołać?
Nie wiedzieć czemu w głowie jej zabrzmiało “taś, taś, Iwan!”.

Górujący nad nią Alfa nie wydawał się jednak odpowiednią osobą do podzielenia się takim żartem…
 

Ostatnio edytowane przez corax : 22-02-2018 o 10:12.
corax jest offline  
Stary 13-02-2018, 15:33   #47
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Podróż zajęła im dużo więcej czasu niż za pierwszym razem. Alfa nie komentował tego. Widocznie musiał ciężko pracować głową, żeby prowadzić ich po świecie duchów. I widocznie nadal nosił w sobie pozostałości szalonej walki z Pentexem. W końcu rozerwał swoimi pazurami jakiś materiał na bazarze przez który wędrowali i wtedy ich oczom ukazał się piękny widok.



Jednak żadne nie miało czasu się skupić na ocenie walorów architektonicznych zamku. Spadali wprost z nieba w zalegającą mgłę.

- Spróbuj myśleć o tym, że nie spadasz!

Łatwo było powiedzieć, wielkiej mrocznej futrzanej kuli. Jednak jakoś się udało. Wpadli w miękki puch mgły i po chwili poczuli, że gdzieś pod nimi jest podłoże. Następne kilka godzin spędzili na marszu wąska ścieżką wzdłuż linii drzew. Gdy dotarli na niebie zawisł ogromny księżyc. Oba wilkołaki poczuły przepełniający je gniew. Gniew wlewany przez Lunę wprost do ich serc.

Gdy tylko weszli na dziedziniec zamku Czarny szepnął:

- Twój przodek musi być niezłą szychą. Nie widziałem jeszcze tak wielkiej krainy kieszonkowej.

Tymczasem Iwan wyszedł im na spotkanie. Klasnął w dłonie widząc obraz z ciągle kłócącymi się wodzami. Cmoknął w zadowoleniu i bez słowa zaczął zrywać z nóg Tatara.

Czarny przyglądał się scenie z niejakim zażenowaniem. W końcu Iwan odrzucił ikonę narażając się na protesty jej mieszkańców. Sam zaś wciągał na swoje stopy nowe czerwone buty.

- Zali jesteś krew z krwi, wnuczka ma.

Położył dłonie na ramionach brunetki.
- Z dumą będziesz mogła nosić tenże pierścień herbowy - wręczył jej sygnet.
- Czemu czuję w tobie zło? Plugastwo. Zepsucie. Skąd to w tak pogodnej dziewce? Czy to piętno twego ojca? - pytał.

Wtedy przyszło wspomnienie.

Krew.
Wszędzie krew.
Smugi na ścianach znaczone śladami pazurów. W małym ciasnym domku. Ściskała w dłoni swojego misia. Ściskała go bardzo mocno. Nie mogła się ruszyć.
Stał do niej tyłem. Miał na sobie jedynie poszarpane spodnie. Znowu wyglądał jak człowiek. Jak… tata.
Miś nie wytrzymał uścisku. Jego główka odpadła uwalniając wszędobylski plusz. Spadła w kałużę krwi w jakiej stała dziewczynka.
Nie widziała jego twarzy. Nie wiedziała co teraz czuł. Ona sama nie wiedziała co teraz czuła. W pomieszczeniu leżały kawałki mięsa. Kawałki rąk i nóg.
Podniósł się.
Jej nogi się ugięły. Czy ona będzie następna?
- Idź po mopa. Trzeba tu posprzątać.
Takie były jego pierwsze słowa po odejściu bestii? Naprawdę? Nie mogła w to uwierzyć. Nie chciała w to wierzyć.
Cisnęła misiem i chciała wybiec. Pewnie by się jej udało, gdyby nie dłoń jej mamy. Leżała w progu oderwana w nadgarstku, a teraz w kluczowym momencie znalazła się pod butem dziewczynki. Mała Żenia potknęła się. Upadła i zalała łzami.

Choć czuła głód to chciała wymiotować. Iwan zaś nadal trzymał jej ramię. Poczuła jak z każdym oddechem zyskuje moc. Moc od swego przodka. Rytuał był skończony.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-02-2018, 20:04   #48
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


- Ty...Ty - Żenia dyszała oblewana zimnym potem. Spoglądała w oczy Iwana. -... Ty wiedziałeś? Dlatego mówiłeś o ludzkiej części?

- Mówiłem, bo jak wielu starych ludzi mam swoje kaprysy. Kaprysy, by rzec coś w tym, a nie innym momencie. Jestem martwy. Sprawy żywych są przede mną zakryte, tak jak przed tobą sprawy umarłych - powiedział odsuwając się i wyraźnie patrząc na nowe buty.

- Mhm - brunetka jakoś nie dowierzała do końca - Jak daleko wstecz to sięga, Iwan? - dopytywała, podskórnie czując związek ze swoimi poszukiwaniami. - To wiesz, spryciarzu?
Obrazy z wizji nie chciały zniknąć sprzed jej oczu.
Starała się nie mrugać, by nie widzieć, nie czuć ręki na którą nadepnęła lata temu.

- Sięga? To było od zawsze. Wilki były wcześniej niż ludzie. Gaja tworzyła garou jako swoich wojowników. Maszyny do zabijania. Tak było zawsze. Ja tutaj jestem, żeby przypomnieć ci o naszej ludzkiej naturze. Twoi przodkowie byli ludźmi. Nie bestiami. To świat zmienił ich w bestie. Bo cóż może zmienić naturę człowieka? - to co mówił, ten filozoficzny ton tak bardzo nie pasowały do jego postawy, że kontrast zdawał się aż boleć. Niczym nastolatka Iwan spacerował w nowych butach i zerkał na nie z ciekawością. Jego twarz przepełniały uśmiech i radość. Dumnie podkręcił wąs.

- Dowiedziałeś się czegoś? - Żenia spoglądała na Iwana. Nie na jego buty czerwone niczym świeża krew - O utracie pamięci?
Była spięta niczym struna. Po plecach spływały jej strużki potu.

Iwan spojrzał na nią, tak, jak gdyby wcześniej jej nie zauważył.
- Rozmawiałaś już z Handlarzem Wspomnieniami? - pytanie padło tonem brzmiącym jak jakaś drobnostka.

“Piłaś dziś herbatę? Jadłaś śniadanie? Rozmawiałaś z Handlarzem Wspomnieniami?”

- Nie, miałam to zaplanowane na jutro - Żeńka mruknęła z irytacją - Wiesz jak go znaleźć?
Spojrzała przy tym na Czarnego. Wilkołak kiwnął przytakująco łbem. W jej wzroku widać było wahanie.
Jak w oczach ludzi, którzy mają skoczyć na bunji jumping lub zrobić coś bardzo głupiego.
- To idź z nim pogadać. Już - Iwan wykonał odprawiający gest dłonią.

Brunetka skinęła głową:
- Nie będę długo - odwróciła się ponownie do przodka - Iwan, poczekasz? Muszę z Tobą pomówić.
- No to o czym jeszcze chcesz mówić? Wy, młodzi, cały czas byście tylko mówili. Robić nie ma komu.
Czarny przysunął się bliżej brunetki i cicho warknął.
- Przygotować muszę…. Przed handlarzem. - Forma bojowa utrudniała mu przekazywanie skomplikowanych myśli, ale liczył, że Żenia domyśli się, że nie dadzą rady wyruszyć tego samego dnia.
- Ok. - młoda poczuła dziwną ulgę. - Ok. - powtórzyła, kiwając głową jak automat. Klepała przy tym odruchowo Alfę po ramieniu jak małe dziecko.

- A Ciebie Iwan o pomoc chciałam prosić. - Żeńka odwróciła się na pięcie ku atamanowi - Widzę, żeś się tu w zaświatach ustawił dobrze. - dziewczyna podeszła do przodka i postąpiła ku przodowi jakby zachęcając go do pójścia na spacer - Nie masz tu jakichś znajomych? Kontaktów? Chodzi o to - ściszyła głos by Szaman od duchów jej słyszeć nie mógł za dobrze - żeby dwie rzeczy zrobić: przywrócić świetność rodziny, nazwiska i świetność wilków. Zapewnić wsparcie po tej stronie przeciw przeciwnikom tam. Wiem, żeś Ty martwy. Ale ja żywa. Допоможеш мені? Я не хочу здаватися без бою, дідусю.

Iwan położył jej dłoń na ramieniu.
- Córko… - rzekł, choć nie była nawet jego wnuczką - nie wiem w coś ty się tam wplątała, ale gdy jesteś blisko mam ciarki. Większośc duchów pewnie by się na ciebie rzuciła. Uznaj proszę, że moją pomocą było dopuszczenie cię do tego rytuału. Czy mogę ci jakoś pomóc? Mogę. Czy tak jak tego chcesz? Nie. Nie w mojej władzy inne duchy. To tutaj to sfera kieszonkowa. Moja. Inni tu bez mej zgody nie wejdą. Ale tam na zewnątrz naprawdę zmieściłaby się w kieszeni - rozłożył ręce pokazując na mury zamku, a Żenii ciężko było uwierzyć w to co mówił.
- Ja powinienem siedzieć w krainie umarłych, ale się wyrwałem. Teraz w zasadzie to się ukrywam. Ale ciii - przyłożył palec do ust.
- Mogę dać ci coś jeszcze. Pytanie czy wolałabyś coś, co stracić możesz, czy raczej coś czego nie stracisz nigdy? - zapytał enigmatycznie podsuwając jej ramię do wspólnego spaceru.

Żenia nieco oklapła po słowach Bondara, ale wsunęła ramię i zacisnęła dłoń na podanym ramieniu.
- To, że czymś przesiąkłam to wiem. Ciężko mi stwierdzić skąd ten zapach. Może to moja wina a może nie. - miała dość ciągłego tłumaczenia w kółko tego samego. Tak, śmierdziała. Czym? Żmijem. Dlaczego? Za cholerę ni hu hu nie widziała.

- Komuś nawiał, że się przed nim ukrywasz? - z ciekawością i ulgą zmieniła temat - A co do podarku… i tak dałeś mi sporo. Kolejny obciążać Cię nie będzie?

Żenia zmrużyła oczy i wbiła w przodka:
- Bo wolę móc z Tobą się widywać. - wzruszyła ramionami. Z jakiegoś powodu dla dawnej Eugenii rodzina była ważna. Obecna Żenia wolała mieć rodzinne opcje otwarte. Nawet jeśli te opcje od kilku stuleci były martwe.

Iwan pokiwał głową w zadumie. Podkręcił wąsa.
- Jest jedna rzecz, którą możesz rozdawać i jej nie tracić. Tymże chciałem się podzielić. Ale skoro szukasz mej pomocy, to może chciałabyś coś bardziej wymiernego? Mnie się nie przyda. Leży w zamku i zbiera kurz.

- A co to? - przez myśl Żeni przemknęło pojęcie ‘przepaść pokoleniowa’, bo rozmowa zaczynała być niekontrolowana. - Jak mi to dasz, to będę mogła przychodzić?

- Będziesz mogła. Czemu by nie. Tylko tyle, że myślałem, że ten kudłaty tam jest twoim przewodnikiem i ciężko ci bez niego mnie odwiedzać - zdawał się nie słyszeć pytania “co to?”.

- To Szpon Cieni, Alfa watahy Kojota i Szaman od duchów. No tak, trochę też jest przewodnikiem. No to chodźmy po to zakurzone coś, dziadku.

***

Gdy tylko weszli do zamku Żenia poczuła ochłodzenie. Wnętrza były przestronne i bogato zdobione. Choć zdecydowanie nie z epoki w jakiej odnajdywała się brunetka. Gdy podeszli do ciężkich drzwi Iwan sięgnął pod surdut i wyjął pęk kluczy. Przejrzał go powoli wybierając największy, przekręcił zamek z chrzęstem. Schodzili jeszcze głębiej. Aż w końcu dotarli do sali w której wisiało kilka obrazów. Podobnych do ikony przyniesionej przez Żenię. Postaci z obrazów mierzyły uważnie wilkołaczkę. Na przeciwległej ścianie wisiała tarcza, kilka szabel. Obok stały dwie zbroje. Jedna kojarzyła się z wielką konserwą i ciężko byłoby ruszać w niej na jakąkolwiek walkę. Druga miała więcej elementów skórzanych i poza stalowym hełmem i napierśnikiem posiadała jeszcze grzechoczącą kolczugę. Skarby Iwana. Zbierane przez lata. To tu miały pewnie trafić w końcu czerwone buty.
- Ale jesteś pewna, że wolisz coś co możesz zgubić?

- Najbardziej jestem pewna, że chcę móc mieć z Tobą kontakt. Co do zbroi… to ładna kolekcja ale chyba za duże byłyby na mnie. - Żenia wyszczerzyła się do Iwana i do obrazów - Nie zgubię nawet jakbym znowu straciła pamięć? - upewniała się z niepewną miną.

Zastanowił się nad jej wątpliwością kręcąc wąsem.
- No tego to nie wiem. Bo jak stracisz pamięć, no to nie będziesz wiedzieć, że to masz. No to tak jakbyś zgubiła. Często tracisz pamięć? - skontrował pytaniem.

Brunetka roześmiała się w głos:
- Nie pamiętam. - po chwili śmiechu dodała - Zacznę się tatuować.
W chwili gdy to powiedziała stwierdziła, że to wcale nie taki głupi pomysł. Tylko jak wytatuować “jesteś wilkołakiem i straciłaś pamięć. Śmierdzisz.”?

- Może poza Handlarzem Wspomnieniami powinnaś pogadać z jakimś medykiem? Zmienić dietę? A co do zbroi… to chyba nie myślisz, że zakuję cię do takiej puszki? Co ty w tym zobaczysz? - zaczął podnosić i opuszczać jedną z metalowych przyłbic.

- Pewnie powinnam ale boję się igieł i zamkniętych pomieszczeń - brunetka rzuciła markotnie - No w tym to niewiele, fakt. - Bondar junior zgodziła się z przodkiem - No to jednak wolę to czego nie zgubię, Iwan.

- Na pewno? Nie będziesz tym mogła walczyć. Ba, być może nigdy ci się nie przyda? - odpowiedział Iwan z szerokim uśmiechem.

- Dziadziu, a czy ja Ci wyglądam na wojowniczkę? - brwi dziewczyny powędrowały wysoko na jej czoło - Ja się nie przyda to będzie pamiątka. Tak jak te czerwone buty. - Żenia uśmiechnęła się szerzej.

- Obcierają - powiedział kwasząc się lekko - ale nie martw się tym. A wojowniczka? Hmm, masz jakichś przeciwników, bo o pomoc prosisz. No to lepiej być wojowniczką niż ofiarą, nie? No nic, moje skarby poleżą sobie tu. Może twoje dzieci po nie przyjdą. Tymczasem chyba pora wracać do twojego czarnego futerkowego przewodnika, tylko chodź tutaj, niechże cię ucałuję - powiedział i rozchylił ramiona zachęcając do klasycznego misia kojarzącego się z jakiegoś powodu z politykami ze starego Związku Radzieckiego.

- Dzieci, dzieci.. Jak wojowniczka to może dzieci mieć nie zdążę… - dziewczyna podreptała posłusznie ku przodkowi by go uściskać. Zastanawiała się, co dziadyga kombinuje bo intuicja jej podpowiadała jakiś szwindel. - Tylko nie całuj mnie w czoło. Nie jestem małym dzieckiem. - fuknęła ostrzegawczo.

Przycisnął ją mocno i ucałował w lewy policzek z charakterystycznym mlaśnięciem. Poczuła rozchodzące się ciepło i wiedzę jaką przekazywał. Nie zdążyła się otrząsnąć, gdy Iwan odchylił się i pocałował ją ponownie w drugi policzek. Na moment straciła oddech czując kolejny dar. Jednak Iwan nie przestawał jej obcałowywać. Jego twarz wracała do jeszcze ciepłego lewego policzka dziewczyny. Gdy kolejne cmoknięcie rozległo się w powietrzu pod Żenią nogi się ugięły na myśl o tym cóż otrzymała od przodka.

- Dzię… dziękuję - zająknęła się po czułościach przodka. Sama uścisnęła go nieco mniej wylewniej ale z wdzięcznością wypisaną na twarzy - Wpadnę niedługo jak przeżyję. Jak nie to też wpadnę. A Ty dbaj o buty i Chmielnickiego. Chyba chciał z Tobą coś omówić.

Pożegnała Iwana i lekko chwiejnym krokiem ruszyła ku Szponowi Cienii, którego jej przodek zostawił za progiem. Musiała wymyślić alternatywę dla swojego planu wsparcia zza zasłony.
 
corax jest offline  
Stary 20-02-2018, 13:53   #49
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Wyjście z umbry poszło dużo szybciej. Choć wylądowali w cieniu Pałacu Kultury i Nauki. W penumbrze był to ogromny słup burzowych chmur, który okalały co jakiś czas dziwne wyładowania atmosferyczne. Żenia chciała o to zapytać Czarnego, jednak ten uciął to jednym krótkim “Później”.

W końcu oboje zmaterializowali się na jakimś podziemnym parkingu w centrum. Czarny wrócił do ludzkiej postaci. Nad Warszawą wzeszło już słońce. Szaman zdawał się wyczuć niepokój dziewczyny.
- Po tamtej stronie lustra czas płynie różnie. W penumbrze, tym najbliższym świecie biegnie tak samo jak tutaj, ale głębiej już nie można mieć takiej pewności. Widać kieszonkowy wymiar dziadka miał zakrzywienie w tym zakresie.
Wziął głęboki oddech.
- Teraz musimy spotkać się ze Szramą. Ona zna drogę do Handlarza Wspomnień. Poza tym ja muszę wzmocnić moją więź z duchami.

- Mhm - mruknęła Żenia - To co? Wracamy do mieszkania czy spadamy z miasta? - brunetka dreptała obok Czarnego. Zdawał się być zmęczony. - Może chcesz się przespać nim ruszymy?

- Nie. Spadamy z miasta. Na spanie przyjdzie czas - odpowiedział zdecydowanym głosem. Niestety do ich samochodu było dość daleko. Wzięli taksówke, żeby nie ryzykować kontaktu z miejskim monitoringiem montowanym w autobusach, tramwajach i metrze.*

Z resztką zimnej pizzy między zębami, Żenia sprawdziła na szybko wydarzenia ostatnich godzin.
- Szkoda tego tysiaka - rzuciła spojrzeniem na Szamana zerkając znad telefonu. - Szrama… Czarny Szrama coś wspomniała o zabijaniu mnie. Co z tym totemem. Mam jeszcze coś robić?

Zagadywała siebie i ciszę.

- Pieniądze nie są problemem. Nigdy nie były - chwilę się zasępił, po czym dodał - no, teraz w zasadzie mogą być problemem. Ale nie ma co się martwić.


***


Przed wyjazdem Czarny postanowił zrobić im jeszcze herbatę. Podał kubek Żenii i usiadł.
- Tak, wiem o Szramie. Ją bardzo mocno martwi twoje powinowactwo do Żmija. Wszyscy to czujemy w naszych zwierzęcych postaciach. Tylko wiesz, Szrama jest lupusem. Urodziła się wilkiem, a forma ludzka jest dla niej wyuczona. Myśli w dużo prostszy sposób niż ty czy ja. Nie widzi szarości. Świat dla niej jest czarny, albo biały.
Szaman odchylił się w krześle.
- Sądzi, że duchy wiedzą skąd masz ten zapach. Dlatego w jej ocenie jeżeli jakiś totem zdecyduje się wziąć ciebie w opiekę, to znaczy, że twój “zapach” - wykonał gest cudzysłowiu palcami obu dłoni - nie ma znaczenia. Dla niej to test zaufania. Teraz jesteś dla niej czarna. Gdy duch weźmie cię pod skrzydła staniesz się biała. Dla mnie jesteś szara. Ale mogłabyś być szara pod opieką Kojota. - Po tej nietypowej jak na siebie tyradzie upił kilka łyków herbaty.

- Myślałam, że oboje jesteśmy czarni, Czarny - brunetka rzuciła żartem choć bez uśmiechu. - Co do Kojota… to ma być mocna wataha a nie kółko różańcowe osób poharatanych. Jak sobie to wyobrażasz? Ty i ja ledwo skrobiemy pazurem echo zaufania. Ja, Burak w jednej paczce? O Zapalniczce nie wspomnę. Poza tym Tuchola straciła kogoś przeze mnie.

- Jesteś bystra. Przydałby mi się kontrapunkt dla Zapalniczki i Buraka. Zaar też zdaje się cię lubić. Kojot też cię polubił. Strata Grzecha nie jest twoją winą. Wiedział na co się pisze. Śmierć w walce z wrogiem to honor. Musimy jeszcze odprawić rytuał ku jego pamięci. W czasie wojny zawsze jest z tym problem - Czarny patrzył gdzieś w róg pokoju. Przypomnienie o stracie sojusznika skutecznie zatarło jakiekolwiek pozytywne emocje wywołane namiastką dowcipu.
- Sądzisz, że Kruk przyjmie cię z większą chęcią niż Kojot?

- Nie wiem, Czarny - Żenia przesunęła dłońmi wzdłuż włosów zagarniając je za uszy - im więcej się dowiaduję, tym mniej wiem.
Usiadła by zaraz na nowo wstać.

- Masz kogoś kto by szkolił w walce? - spytała zupełnie od czapy - Pentex tworzy swoich żołnierzy. Czemu nie zrobić podobnie? Najemnicy? Zaplecze liczbowe.

- I co? Chcesz, żebyśmy rekrutowali zwykłych ludzi? W czym sobie zasłużyli, żeby ponieść śmierć? Krewniacy? Zapytaj Zaara o Dies Ultimae. Tam bawili się w szkolenie krewniaków. Ale to marnowanie potencjału. W walce każdy z nas jest wart więcej niż dziesięciu ludzi. Krewniak, który może pomóc w narodzinach kolejnych wilkołaków jest zbyt cenny, żeby posyłać go z karabinem przeciw komandosom - Gdy Czarny to mówił, Żenia już czuła, że nie wyzbył się przedmiotowego traktowania krewniaków. Takich, jakim podobno ona była do niedawna i zirytowana założyła ramię na ramię:

- Ile masz dzieci? - spytała z przekąsem, zjeżona.- Rozumiem, że do niedawna nie tylko piłeś ale aktywnie produkowałeś następne pokolenia garou? - sarknęła, czując rosnące napięcie.

- Wybacz - zmieszał się. - To też powód dla którego Kojot cię chce u nas. Chce nam przypomnieć, że krewniacy nie są tylko naszymi narzędziami. Choć mamy ich najwięcej ze wszystkich watah w Polsce, to nie potrafimy ich wykorzystać dla naszej przewagi. Ty za to potrafisz nam to przypomnieć na każdym kroku - patrzył w jej oczy i zaciskał szczękę.

- Ale jeżeli każesz ich poświęcić w walce, to nie dopuszczę do tego - tym razem przemawiał jak alfa. Dając dobitnie do zrozumienia, że choć szanuje jej opinie, to będą to jedynie opinie i to od niego będzie zależeć co z nimi zrobi. Zaznaczał przy tym spojrzeniem, że to on jest Alfą.

- Nie chcę nikogo nigdzie posyłać - Żenia wytrzymała spojrzenie starszego mężczyzny, przez chwilę, by już wkrótce je odwrócić. Nie chciała go prowokować ani wyzywać. Miała wrażenie, że oboje tańczą wkoło siebie na palcach.

- Użyć ich zdolności, powiązać, wypromować w rządzie, bankach, mediach, wpływowych organizacjach. Ludzi zgromadzić - oparła dłonie o stół - zamarkować rosnącą armię. Byłeś w wojsku. Wiesz jak zrobić sabotaż. Poszukać wpływów lub kontaktów w niszach nie nadzorowanych przez Pentex. Skoro już mają przewagę - przyglądała się Szponowi Cieni - utwierdzać ich w przekonaniu. Przygotować coup de grace. To nie stanie się jutro. Ale w trzy watahy tego nie ogarniemy choćbyś mnie popielił wzrokiem.

- Mamy ludzi w rządzie. W mediach. W bankach. Ba, mamy ludzi w firmach medycznych konkurujących z firmami Pentexu. Budowaliśmy to wiele lat. W trzy watahy? Cóż, Białowieża wolałaby wszystkich zatłuc. Tuchola… no jak zapewne zauważyłaś są przesubtelni. Widzę ich jako zarządzających grupą maklerów giełdowych. Sabotaże przygotowuje się z przyczajenia. Gdy zaczniemy naszymi ludźmi szachować Pentex, oni uderzą i nas zdmuchną. Nie wystawia się takich wpływów na świecznik dlatego, że przegraliśmy jedną bitwę. Powinniśmy się przyczaić i otworzyć caern. Za kilka tygodni rozpracować ich źródła finansowania. Poszukać wtyczek. Wyeliminować twojego brata.

Czarny spuścił wzrok na szklankę z herbatą.
- W ogóle chciałem cię wykorzystać do gry na dwa fronty - dodał

- Mhm też nie mówię o działaniu teraz. Ale… - w ostateczności jednak machnęła dłonią. Najwyraźniej Czarny &co. mieli wszystko pod kontrolą.

Zdusiła rosnącą ironię:

- Nie widzę opcji działania na dwa fronty - przypomniała sobie słowa Marka. - Zabiją mnie szczególnie po tych akcjach.

- Myślałam o powrocie na Ukrainę. - ujawniła tlącą się w niej myśl.

- Ukraina nie jest dobrym pomysłem. Chciałbym, żebyś to co ci teraz powiem zachowała dla siebie. Zapalniczka ani Tomek nie muszą o niczym wiedzieć. Tak samo chłopaki z Tucholi, czy ekipa Szramy. Usiądź proszę - powiedział spokojnym głosem. Dziewczyna posłuchała. Po pierwsze była ciekawa po takim wstępie. Po drugie chciała przyzwyczaić Czarnego do chwil posłuszeństwa.

- Trupojad to człowiek, który z własnej woli pije krew wampira. Dzięki temu zyskuje siłę, szybkość, wytrzymałość. Może się regenerować równie szybko jak my. Nie starzeje się. Trupojady mówią o sobie ghule. Co w zasadzie znaczy ni mniej ni więcej niż Trupojad. W każdym razie trupojady są w stu procentach posłuszne swoim panom. Cesarz Putin jest trupojadem.
Czarny obserwował z uwagą reakcje Żenii.

- Na wschodzie nie ma garou? - dziewczyna przyjęła informację spokojnie, nie do końca rozumiejąc wszystkie implikacje.
- Kierowany przez wampira Putin zaatakował Ukrainę, żeby wytępić naszych braci. I robi to całkiem sprawnie. Podobno na czele łowców wilkołaków siedzi kilkusetletnia wampirzyca tatarskiego pochodzenia. Wyłapują ich i wybijają. Tak jak krewniaków. Jest to akcja na masową skalę, którą niezwykle łatwo ukryć w czasie wojennej zawieruchy.

Żeńka pokiwała głową.
- Noooo…. to trzeba ubić Putina. - stwierdziła tonem Iwana gdy pytał o Handlarza Wspomnień i siorbnęła stygnącej herbaty. Uśmiechnęła się do Czarnego. - To by naruszyło chyba status quo?
- Myślisz, że to jest do zrobienia? - zapytał poważnym tonem szaman.

- Mysle, ze do tego możnaby wykorzystać istniejące kontakty i zebrać informacje. Na pewno jest okopany po dziurki od nosa. Trzeba zrobić zwiad. Dużo było prób zamachów? Może można byłoby wykorzystać to że śmierdzę lub dojścia mojego brata? Mysle, ze jest to ostatnia rzecz jakiejs się po nas spodziewają...
- Wspominałaś, że nie widzisz opcji gry na dwa fronty. Czy to Putin tak Cię rozochocił? - na twarzy Czarnego wykwitł uśmiech.

- Granie nie byłoby moje, tylko Marka. Można zaproponować współpracę lub wmanerwować by nie mógł odmówić. On jest doświadczony, mógłby robić za lidera z planu B. Wmanewrować upubliczniając nas na przykład. Mogłabym się z nim spotkać, któreś z Was mogłoby porobić zdjęcia, gdy gramy zgraną rodzinkę. Coś w ten deseń. Ale tego wszystkiego jest dużo i potrzeba nam ludzi by ogarnąć wszystkie wątki i sznurki. W pojedynkę nic nie zrobimy i nie ogarniemy na raz wszystkiego. Dlatego mówię o najemnikach. Dlatego mówię o krewniakach. Ty nie jesteś w stanie być w każdym miejscu o każdej porze. Ani ja. A jeśli mamy faktycznie dopiąć odbudowy garou we wschodniej Europie to Ty będziesz musiał ogarniać część strategiczną. Od taktyki konieczny jest ktoś inny. A od wykonania jeszcze ktoś inny. Ta wataha z gór to co? Rozsądni jacyś?

- Marek jest Tancerzem Czarnej Spirali. To nie są źli chłopcy, którzy kradną cukierki. To wcielone potwory. On nie przejmie się żadnym szantażem. Jest wybrańcem Żmija, co tam policja. Co tam ścigające go ABW. Nie można go kontrolować. Nie można zaszantażować. To co zrobił Zaar jedynie odcięło go od części zasobów. Myślisz, że przestanie cię ścigać i zajmie się ucieczką? Nie. Oni tak nie działają.

Żenia nic nie odpowiedziała. Ironią zdawało się jej to, że Czarne Spirale zaklasyfikowane zostały jako ‘wcielone potwory’. Garou w świetle tej klasyfikacji były puchatymi kuleczkami do tulenia i głaskania czy jak?

Wstał od stołu umyć szklankę po wypitej herbacie.
- Co do górali, to w dużej mierze Srebrne Kły. Jak nasz Tomek. Mają troszkę nabazgrane na punkcie honoru. Ich totem nie ułatwia im życia. Nie rozmawiałem z nimi od czterech lat. Mieli jakiś problem z innymi zmiennokształtnymi. I jak to wyznawcy Sokoła nie pohańbili się prośbą o pomoc.

- Niemogęsiędoczekać - wymamrotała Bondar na bezdechu siorbiąc resztki herbaty.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 20-02-2018 o 13:55.
corax jest offline  
Stary 20-02-2018, 21:56   #50
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Krosno było wspaniałym miastem w czasach, których Żenia nie mogła pamiętać. Huta szkła przynosiła zyski. Później był kryzys, a później znów hossa. Na tej sinusoidzie dziejowej zyskiwali mieszkańcy. Standard życia w ogólnym rozrachunku wzrastał. Huta rozbudowywała się. Wydzierając coraz to nowe powierzchnie z otaczających lasów. Największy rozwój zapewniła produkcja włókna szklanego wykorzystywanego powszechnie w rożnego rodzaju kompozytach. I tym sposobem komunistyczna fabryka z poprzedniej epoki budowała technologie przyszłości.

Żenia patrzyła w okno na pojedynczy komin. Jak widać produkcja szkła nie wymagała aż tak wielu kominów i instalacji jak można było przypuszczać. Choć brunetka i tak miała wrażenie, że zatrzymali się tu dlatego, żeby dać prztyczek w nos Szramie.

Zajmowali pokój w hotelu robotniczym. Lupusy z Białowieży zaczęły przyzwyczajać dziewczynę do tego, że większość czasu przebywają w formie wilków. Zaar spowiadał się swojemu Alfie z tego co udało się osiągnąć przez dwa dni rozłąki.

- Aktualnie Sokołami dowodzi Harad Księżycowy Wędrowiec. Są w stanie wojny. Ich Caern jest zagrożony. Front ukraiński mocno się przesunął. Tam Garou walczą i giną. A Tancerze Czarnej Spirali zapuszczają się coraz dalej. Harad proponuje przysługę za przysługę. Polowanie na watahę, która ich nęka. Podobno jest ich tylko pięcioro, ale mają sporo krewniaków zaangażowanych w walkę.

Czarny przy tych słowach spojrzał na Żenię, jak gdyby spodziewając się, że z jej ust padnie: “a nie mówiłam?”

- Nie możemy ich zostawić samych sobie - powiedział Czarny - mamy przewagę liczebną. Możemy zminimalizować straty.

Tylko Szrama leżała wpatrując się swoim jednym okiem na Żenię. Dziewczyna nadal nie związała się z żadnym totemem.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172