14-11-2019, 16:50 | #131 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Niby Woods zdawał sobie sprawę, że jest to możliwe, ale dopiero teraz dotarło do niego jak łatwo jest się na tym statku ukryć przed załogą pryzową. Ile podobnych pomieszczeń jest rozlokowanych wzdłuż całego kadłuba? Ile poziomów jest pod pokładem? I jeszcze ta ciemność. Czy Niemcy aż tak żałowali na żarówki czy też może ktoś pogasił światła umyślnie? Przecież tu można ukryć całą kompanię piechoty, może nawet batalion!
__________________ |
14-11-2019, 21:23 | #132 |
Reputacja: 1 | Noemie przemieszczała się po statku powoli pilnowała by jej ludzie rozglądali się uważnie. Czymkolwiek było to stworzenie… człowiekiem, psem lub wytworem jakiegoś eksperymentu… było niebezpieczne. Wystraszyło jednego marynarza… zagryzło drugiego. Belgijka czuła jak jej mięśnie napinają się od samej myśli. Musieli się tym szybko zająć. |
15-11-2019, 16:45 | #133 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 34 - 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; Lofoty Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 11:20 Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster” Warunki: ambulatorium, jasno, sucho, ciepło, bujanie fal Noémie Faucher (kpt. D.Perry), George (por. M.Finney), Alisha (bm H.Casey) i Birgit Wyglądało na to, że wszelkie drogi na tym ex-niemieckim statku prowadzą do lazaretu. Frachtowiec nie był pełnoprawnym statkiem szpitalnym. Sądząc po wyposażeniu i wielkości to na tym frachtowcu nie było nawet lazaretu ile ambulatorium do najprostszych zabiegów. I na przyjęcie kilku ciężko rannych i zakrwawionych osób było przygotowane tak sobie. Właściwie chyba wyczerpywało to możliwości tej izby. Głównie dlatego, że nie było żadnego, prawdziwego lekarza czy chociaż felczera na pokładzie. Te niepełne dwa tuziny porucznika Abbotta zostały wyselekcjonowane z załogi lekkiego krążownika pod kątem utrzymania frachtowca w sprawności a nie udzielania im pomocy medycznej. - Nie możemy tutaj im pomóc, trzeba ich przewieźć na “Penelope”. - porucznik Abbott zszedł z mostka aby na własne oczy zobaczyć co tu się dzieje. Widząc te jęczące, krzyczące pokrwawione ciała, krwawe ślady na podłodze ambulatorium i na korytarzu jaki do niej prowadził zachwycony nie był. Miał na pokładzie podległej sobie jednostki rannych i zabitych marynarzy. I nie wiadomo co jeszcze. - Panie poruczniku. A Fryce? Może oni mają jakiegoś medyka. To duży frachtowiec i z częścią pasażerską, mogą mieć kogoś takiego. - jeden z marynarzy zwrócił oficerowi uwagę na inną możliwość. Niby miał rację. Gdyby wśród niemieckiej załogi zamkniętej na dziobie był ktoś kto się zna na takich rzeczach na pewno mógłby tutaj szybciej dotrzeć niż załadowano by rannych na szalupę. Albo nim lekarz z krążownika zdążyłby zabrać swoje zabawki i zapakować się na szalupę przy krążowniku. Tylko czy można było zaufać takiemu Niemcowi, że udzieli pomocy brytyjskim marynarzom? I nawet nie było wiadomo czy Fryce mają kogoś takiego na stanie. A pomoc była potrzebna. Najpierw dla kaprala Royal Marines który jako jedyny przeżył eksplozję w kajucie Theissa. Pewnie dlatego, że do niej nie wszedł a tylko stał w progu. Był w tak ciężkim stanie, że nie było wiadomo czy przeżyje. W trochę lepszym stanie była blondwłosa Alysha i George. Oboje mieli inne rodzaju obrażenia, ją przenicowała fala uderzeniowa eksplozji więc na zewnątrz obrażeń niewiele było widać. On został w parę chwil zmasakrowany przez nie-wiadomo-co w ciemnościach małego magazynku. Najlżej ranne były Noémie i Birgit które były tuż za ścianą za jaką coś eksplodowało ale chociaż odległość od epicentrum można było liczyć w paru krokach to te załamania pod kątem prostym dwóch zakrętów sprawiły, że wyszły z tej eksplozji obronna ręką. Chociaż Birgit nadal była praktycznie głucha. Wciąż słyszała denerwujący pisk w uszach jaki skutecznie zagłuszał wszystkie inne dźwięki. Widziała, że ludzie dookoła niej poruszają ustami i czasem nawet ewidentnie mówią coś do niej ale wciąż słyszała tylko ten denerwujący pisk. Zdawała sobie sprawę, że albo jest w szoku albo ma uszkodzone bębenki. Nie była tylko pewna czy to przejdzie. A w izbie chorych leżały trzy, nieruchome, przykryte prześcieradłami ciała. Dwóch zabitych eksplozją marines jacy zginęli w kabinie Theissa i ten biedak jaki zginął w korytarzu zabity przez obcego stwora. Wszystkie trzy ciała były tak zakrwawione, że prześcieradła zabarwiły się czerwonymi plamami a tam i tu przy łóżkach kapiąca krew potworzyła czerwone plamy na podłodze. --- Noémie Faucher (kpt. D.Perry), Alisha (bm H.Casey) i Birgit Kwadrans wcześniej Noémie klęcząc przy ciężko rannej podwładnej o blond włosach zorientowała się, że ta jednak żyje. Chociaż eksplozja zmiotła ją na podłogę i Alisha nie miała sił wstać. Drugie co do niej dotarło to to, że właściwie nikt nie wypełnia jej rozkazów. Kazała się zająć kapralem ale nigdzie nikt nie spieszył mu z pomocą. Nikt nie składał jej meldunków. Minęła ją ta Niemka. Uklękła przy tym ciężko rannym kapralu. Z bliska Birgit widziała, że sprawa jest poważna. Bardzo poważna. Leżący na podłodze żołnierz był strasznie poszarpany przez eksplozję. Może jęczał a może tylko poruszał ustami w niemym jęku. Tego nie była pewna bo wciąż słyszała tylko dziki pisk w uszach. Mundur i ciało żołnierza były poszarpanym ochłapem skrwawionego mięsa od dziesiątek drobnych ran. Z uszu, ust i nosa marynarza spływały stróżki krwi. Rzut oka na kabinę Theissa przy jakim upadł marynarz potwierdził wszelkie obawy. Tam było epicentrum eksplozji. I tam leżały dwa pozostałe ciała marynarzy. Całkowicie nieruchome. A po eksplozji kajuta przedstawiała jeszcze bardziej zdemolowany widok niż jej i Kurta. Trudno było powiedzieć ile to trwało bo drzwi na korytarzu nagle otworzyły się i wbiegło kilku marynarzy zaalarmowanych dość bliską eksplozją. Zatrzymali się widząc dwie kobiety klęczące przy jęczących i zakrwawionych ciałach ale szybko pospieszyli pomocą. Zabrali rannych do ambulatorium a potem wrócili po ciała zabitych. W tym czasie właśnie Noémie i Birgit zostały przez chwilę same w tym ambulatorium z ciężko ranną agentką o blond włosach i marynarzem który nie wiadomo czy miał szansę przeżyć rany jakie odniósł. Po jakimś czasie kpt. Perry usłyszała pospieszne kroki na korytarzu i popędzające się nawzajem męskie głosy. Wydawało się, że to wracają ci co poszli po ciała zabitych marynarzy. Ale nieoczekiwanie do środka weszła ta trójka marynarzy jakich zostawili na dole w korytarzu z rozszarpanym marynarzem. Z Georgem. I prowadzili George'a. Dla Birgit wskazówką, że ktoś nadchodzi mogło być tylko zachowanie pani kapitan bo nadal nie słyszała nic poza piskiem w uszach. Więc dla niej cała czwórka po prostu nagle pojawiła się w otwartych drzwiach ambulatorium. George jeszcze żył ale wyglądał na tak samo poszarpanego jak ci co przetrwali eksplozję. Trójka marynarzy była chyba zaskoczona widokiem obsady ambulatorium tak samo jak obsada ambulatorium ich widokiem. Ale takie było pierwsze wrażenie. Szybko złożyli George'a w izbie chorych bo w ambulatorium były tylko dwa łóżka a leżeli już na nich poszatkowany eksplozją marynarz i Alisha. I prawie znów jednocześnie do ambulatorium wrócili ci marynarze co poszli po ciała zabitych kolegów w kajucie Theissa i pewnie zaalarmowany tym wszystkim porucznik Abbott. Trafił akurat na moment jak marynarze wnosili do izby chorych ciała dwóch zabitych eksplozją marines. A widok żywych w ambulatorium i izbie chorych też nie napawał optymizmem. Zwłaszcza, że jakieś pół godziny temu widzieli się wszyscy w komplecie na mostku, cali, zdrowi i żywi. A teraz ambulatorium przypominało jakiś szpital polowy na polu bitwy. Wszędzie krew, ranni i zabici. Tylko lekarza żadnego nie było by się nimi zajął. --- George (por. M.Finney) Kwadrans wcześniej George leżąc na łóżku w izbie chorych miał okazję jeszcze raz przemyśleć co się stało. Chociaż o tak świeżych i żywiołowych wspomnieniach trudno było myśleć bez jakiejś traumy. Bolesnej traumy. Tak jak piekło i bolało go całe poszarpane kłami i pazurami ciało. Gdzie jest morfina?! Ale go wszystko bolało i piekło… A tam, na dole, w ciemności… No tak, najpierw zgasły latarki. Wszystkie trzy prawie w jednym momencie. Potem to coś rzuciło się na nich. Na niego. Przewaliło na podłogę i zaczęło rwać mięso krwawymi ochłapami. Przez chwilę udało mu się chyba to coś zaskoczyć i przydusić do siebie. Ale tylko na chwilę. To coś było cholernie mocne i zwinne. Słabnące ramiona krwawiącego starszego mężczyzny nie były w stanie utrzymać go zbyt długo. A jeszcze kręciło mu się w głowie a może w nosie. Nie był już pewny ale słabł bardzo szybko. Czy to z szok z tego bólu, itraty krwi czy jeszcze czegoś innego to ani wtedy ani teraz nie był już pewny. Pewny był, że gdyby był sam to skończyłby jak ten marynarz poziom wyżej. Na szczęście nie był sam. Któryś z marynarzy zapalił zapalniczkę. Zapalniczka działała i dała chybotliwy płomień jak ze świecy. Tak naprawdę płomyk był żałośnie słaby i dawał jakieś światło na te parę kroków. Ale w tych całkowitych ciemnościach wydawało się niesamowicie jasne. Wreszcie coś było widać. Ale może to akurat nie było takie dobre. Bo z bliska George zobaczył ten zakrwawiony i zaśliniony pysk i szczęki jakie szarpały jego ciało. Rwały boleśnie ochłap za ochłapem niczym żywa piła maszynowa. Ale na szczęście pozostali dwaj marynarze rzucili się z butami i pięściami na tego stwora krzycząc dziko tak samo jak George aby dać upust swojemu strachowi. Tłukli stwora latarkami, kopali, któryś w końcu zwalił na niego ciężką skrzynię. Skrzynia co prawda spadła też i na leżącego na podłodze oficera. Ale też stanowiła przełom. Stwór bez trudu uniknął tej skrzyni i dał susa w ciemność. I już nie wrócił. Marynarze musieli teraz zsunąć skrzynię z Georga i podnieść go do pionu. Cały czas nawzajem się popędzali iw rzeszczeli napędzani strachem i adrenaliną. Szli za swoim zapalniczkowym latarnikiem który też na nich wrzeszczał i popędzał aby bliżej do chodów. Cały czas spodziewając się kolejnego ataku z okalających ciemności. Metaliczny dźwięk metalowych schodów, wnęka i wreszcie jakaś poświata za rogiem i widok zarżniętego marynarza z twarzą przykrytą chusteczką Alishy. Załom i wreszcie korytarz i światło. Wreszcie nadzieja! Dalej już pamięć Goerga’a szwankowała. Pewnie był w szoku. Ale jak przez mgłę pamietał, że ta trójka marynarzy przeprowadziła go przez te wszystkie korytarze i schody aż wreszcie ocknął się tutaj. W izbie chorych. Na drugim krańcu pomieszczenia umieszczono te ciała przykryte prześcieradłem. Trzy. Z czego tylko jednego załatwił stwór. Okazało się, że tutaj, na górze był jakiś wybuch który zabił tych dwóch co teraz leżeli pod prześcieradłami. A za ścianą było ambulatorium i tam miał być jeszcze jeden w stanie krytycznym. I Alisha która też mocno oberwała. A Noémie i ta Niemka nieco lżej. W każdym razie one dwie były w stanie poruszać się samodzielnie na własnych nogach. --- Teraz - Pani kapitan czy mogę prosić na słówko. - oficer zarządzającą tą pryzową jednostką zwrócił się do kpt. Perry prosząc ją na korytarz gdzie mogli porozmawiać sami bez świadków. Gdy para oficerów znalazła się sama na tym korytarzu porucznik zwrócił się do kapitan. - Chciałbym wiedzieć co tu się dzieje. Mam tam trzech zabitych, trzech ciężko rannych i dwoje lżej. I kim jest ta kobieta w cywilu? Skąd ona się tu wzięła? - nie było dziwne, że dowódca statku chciał wiedzieć co się wyrabia na jego statku. A z zabitych i rannych wśród załogi żaden dowódca się raczej nie cieszył. Ani z tego, że w tej chwili ambulatorium wyglądała jak rzeźnia polowa z najstraszniejszych lat Wielkiej Wojny*. Birgit też widział po raz pierwszy więc był nią tak samo zaskoczony jak wszyscy brytyjscy marynarze jacy spotkali ją tutaj po raz pierwszy. Oficer starał się nad sobą panować i zachowywał się jak na oficera i brytyjskiego dżentelmena przystało. Niemniej bez trudu Belgijka wyczuwała, że zachwycony tą sytuacją nie jest. --- *Wielka Wojna - z francuska Grande Guerre. W okresie przed II WŚ, w powszechnej opinii I WŚ miała być ostatnią, wielką wojną kończącą wszystkie inne wojnę po której nastąpi długotrwały pokój. To przeświadczenie było szczególnie silne we Francji ale nie tylko.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
21-11-2019, 12:59 | #134 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Krzyk... Ból... Ciemność...
__________________ |
22-11-2019, 08:38 | #135 |
Reputacja: 1 | Szok. To na pewno szok. Zdziwienie, że wciąż myśli, potrafi myśleć. Nawet jakoś chłodniej. Jak z boku. Jakby to nie ona, to ktoś inny patrzył jej oczami na krew, na poszarpane ciała. Ktoś inny pobrudził sobie czerwienią ręce. Ktoś inny próbował zrozumieć, co mówią Anglicy i nawet nie denerwował się przykrym, dochodzącym jak spod wody piskiem w uszach. Ktoś, kto nie czuł, już nie obwiniał, lecz myślał. Tylko kontrasty barw wydawały się wyraźniejsze, ostre. Nie udawała. Przecież nie było gdzie uciekać ze statku otoczonego lodowatym morzem. Automatycznie, na podstawie gestów i gorączkowej krzątaniny Niemka próbowała pomóc. Nie słysząc patrzyła i potakiwała kiwnięciami, machinalnie szła i machinalnie ustępowała miejsca bardziej wykwalifikowanym do tej, i tak zbyt mizernie wyglądającej, pomocy. Wcale nie chciała, by znikła nowa, dziwna kurtyna oddzielająca ją od świata. Tak było lepiej. To tylko szok. To minie. Ale nawet, gdy w ambulatorium zrobiło się luźniej i zapadł spokój po wyjściu marynarzy, nie minęło. Czy dzwonienie w uszach było spowodowane urazem? Nie potrafiła się tym przejąć i tym. Nie teraz. Stojąc z boku, jak blada rzeźba, Birgit wychwyciła spojrzenie kapitan. Sądząc po otoczeniu tylko nieregularny oddech rannych z pewnością przerywał ciężką od podejrzliwości ciszę. - Nic nie słyszę – zawahała się przyciskając dłoń do ucha. Po chwili spojrzała na świeżą krew na palcach i wytarła je w spodnie – Notes – ostrożnie wskazała kieszeń – Mam notes. Dostrzegała pozwolenie, więc niespiesznie wyjęła oprawiony w brązową skórę brulion w formacie modlitewnej książeczki. - Możecie pisać pytania – wyjaśniła, ale notes oznaczał dla niej przede wszystkim nadzieję na przypomnienie sobie faktów sprzed dwóch dni. Wolała sprawdzić zapiski sama, nim zabiorą jej wszystko. Światło i tragiczny rozgardiasz to mogła być ostatnia szansa, bo wiedziała już coraz wyraźniej, co myśleć o wojnie, lecz nie wiedziała jak oceniać ich... Wrogów? Przerwał im ponowny ruch. Birgit, zaciskając w dłoniach notes, cofnęła się pod ścianę, rozpoznając w chaotycznym korowodzie na korytarzu żołnierzy, którzy zostali wysłani na poszukiwanie Schweinehunda. Żywych. W większości żywych. Czyżby zabili nie-stworzenie? Anglicy znów się zmieniali. Tylko na podłodze rysowało się więcej szkarłatnych smug. Jeszcze inny oficer wywołał na zewnątrz kobietę kapitan. W ambulatorium został marynarz. Jedna z wielu twarzy nad obcym mundurem, których Birgit jeszcze nie rozpoznawała. I notes - już w rękach. Notes nie większy od modlitewnika. Nie podnosząc oczu na ostatniego pilnującego, Niemka otworzyła brulion, przekładając kartki do ostatniej zapisanej. |
22-11-2019, 09:48 | #136 |
Reputacja: 1 | - To kobieta, która prawdopodobnie wie co grasuje na tym statku. - Noemi oparła się o ścianę, wciąż starając się po ostatnich wydarzenia, po przenoszeniu rannych. Wcześniej już mając tego dość pozwoliła Brygit sięgnąć po swój notes. Nierozsądnie… ale potrzebowali tej dziewczyny. Cokolwiek tu grasowało było jeszcze bardziej niebezpieczne niż podejrzewała. George był ranny… czemu pozwoliła mu tam iść. Toż ten staruszek nie wie nawet jak się pistolet trzyma. Ona powinna tam być. |
23-11-2019, 04:11 | #137 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 35 - 1940.IV.12; pt; południe; Lofoty Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 12:30 Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster” Warunki: ambulatorium, jasno, sucho, ciepło, bujanie fal Noémie Faucher (kpt. D.Perry), George (por. M.Finney) i Birgit Po jakiejś godzinie w ambulatorium i izbie chorych eks-niemieckiej jednostki zrobiło się luźniej, ciszej i czyściej. Przez tą godzinę marynarze porucznika Abbotta zdołali z grubsza ogarnąć sprawę. Przez lampę sygnałową przesłano zawiadomienie na “Penelope” o tym co się stało. Porucznik zdecydował się przychilić do sugestii pani kapitan aby zabrać zabitych i rannych z niemieckiego frachtowca. Po jakimś czasie do wysokiej burty frachtowca przybiła szalupa i zaczął się nieprzyjemny i uciążliwy etap spuszczania ciał zabitych i rannych na tą szalupę. Spuszczano ich ostrożnie po linach, jak ładunek, bo nawet ci żywi nie byli w stanie samodzielnie zejść po drabince do szalupy. Na stalowoszarych wodach i pod stalowoszarym niebem na ludzka łupina wydawała się nie na miejscu. Ale rzucała się w oczy bielą swoich burt i ciemnym pomarańczem kapoków w jakie byli poubierani marynarze z krążownika. Wieści o rannych i zabitych rozeszły się po obu jednostkach lotem błyskawicy. O ile z frachtowca nie dało się osądzić jak to przyjmują marynarze na krążowniku to już na tym frachtowcu widać był a raczej dało się wyczuć, że marynarze są poddenerwowani i może nawet przestraszeni tyloma zgonami na raz. I to bez żadnego nalotu, sztormu, awarii ani żadnej takiej oczywistej marynarskiej przyczyny z jaką mniej lub bardziej byli jakoś oswojeni. Tylko tam coś nagle wybuchło w jakiejś kabinie, tu coś kogoś rozszarpało, skądeś się nagle wzięła jakaś Niemka ubrana po cywilnemu… No na pewno takie rzeczy nie wpisywały się w standard rejsu, nawet w czasie wojny. Potem marynarze sprzątnęli te krwawe smugi i plamy na podłodze, zabrali zakrwawione prześcieradła i mniej więcej zmyli stół ambulatorium gdzie wcześniej leżał ledwo żywy kapral z marines. Więc można było powiedzieć, że tak ogólnie to sytuacja wróciła do normy. Pozornie. Z trójki przysłanych przez Spectrę Agentów nagle zrobiła się dwójka. Z czego George też był poważnie ranny a Noémie trochę. Birgit nadal słyszała głównie ten przeciągły gwizd w swojej głowie który zagłuszał wszystkie inne dźwięki. Była głucha. I został jej do dyspozycji język migowy albo mozolne pisanie karteczek. Więc przepływ informacji od i do najważniejszego świadka jakim dysponowali agenci był mocno utrudniony. Jak wiedziała z rozmowy na osobności Noémie, porucznik Abbott wcale nie był zachwycony rewelacjami jakimi go uraczyła na korytarzu. - Jakieś zwierzę? Jeszcze jeden Niemiec? No to proszę się tym zająć pani kapitan. Nie chciałbym aby taka sytuacja więcej się powtórzyła. - rzekł porucznik z godzinę temu na korytarzu. Belgijka nie była pewna czy był bardziej zirytowany czy sfrustrowany. A może jej nie dowierzał? W końcu gdy się było na mostku i widziało się tylko efekt działań zespołu pani kapitan w zakrwawionym ambulatorium no to pewnie wzmianki o jakichś zwierzętach i łażących samopas Niemcach nie brzmiała ani zbyt dobrze ani przekonywująco. Niemniej zostawił jej wolną rękę co do dalszych działań. Więcej ludzi przydzielić jej nie mógł. Zostawił obu grupom tylko Dickensa i McDowella jako łączników i przewodników. Zarządził też pogotowie bojowe i podał obowiązujące hasło i odzew jaki mieli znać wszyscy na wypadek gdyby jednak gdzieś tutaj kręcił się jakiś obcy Szwab. Teraz zaś wszyscy zebrali się w izbie chorych która niejako stała się od paru kwadransów centrum wydarzeń. Lekko ranna “kpt. Perry”, ogłuszona i trochę poturbowana eksplozją Birgit, leżący na łóżku George oraz stojący lub siedzący marines bosmana Robinsona. Razem ósemka Royal Marines bez tych nieszczęśników jakich poszatkował wybuch poziom czy dwa poniżej w sektorze pasażerskim. No i dwaj pryzowi marynarze, Dickens i McDowell. To były siły jakimi dysponowali. I coś trzeba było zdecydować. Tego od agentów oczekiwała rodzima Agencja, porucznik Abbott a nawet sierżant i jego ludzie. Gdzieś na tym statku pałętało się coś co zarzynało ludzi albo wysadzało ich w powietrze. Obie rzeczy siały skuteczny terror. Bo na tym zaciemnionym, bezludnym statku teraz można było oczekiwać zasadzki za każdymi drzwiami, schodami czy załomem korytarza. Zdaniem bosmana Robinsona tam w kajucie wybuchł granat. Albo coś podobnego. Tylko zamiast standardowego rzutu granatem ktoś ustawił go jako pułapkę. I biedne chłopaki musieli w nią wejść. Bosman nie był tego na 100% pewny ale tak sądził po tym jak obejrzał sobie to miejsce rzeźni jego ludzi. Twierdził, że gdy ma się granat to średnioogarnięty piechociaż powinien być w stanie zrobić taką sztuczkę więc specjalnie trudne to nie jest. O wiele trudniejsze było znaleźć taką pułapkę, zwłaszcza gdy się człowiek jej nie spodziewał. No ale to też już się stało. A teraz trzeba było postanowić co robić dalej.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
29-11-2019, 11:24 | #138 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | dialog z Aiko i Vadeanaine - cz. 1 Gdy ewakuowano rannych Woods zaparł się rękami i nogami. Zrobił awanturę, co poskutkowało kolejnymi bólami w klatce piersiowej, ale postawił na swoim. A raczej zostawiono go samemu sobie dla świętego spokoju. Jakże naiwni byli ci, którzy myśleli, że z nim na pokładzie mogą mieć spokój...
__________________ |
29-11-2019, 11:36 | #139 |
Reputacja: 1 | dialog z Aiko i Colem - cz. 2 Noemie zerknęła na George'a po czym zapisała kolejne słowa. |
29-11-2019, 11:59 | #140 |
Reputacja: 1 | Dialog z Viv i Colem część 3 Ostatnio edytowane przez Aiko : 29-11-2019 o 12:03. |