14-08-2020, 11:32 | #251 |
Reputacja: 1 | - Gendarmerie? Anglais? Tu es blesse? |
14-08-2020, 21:26 | #252 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Woods nie chciał pokazywać się na oczy cywilom. Przecież było jasne, że Niemcy szybko ich o wszystko wypytają. Zaraz będą znali liczebność grupy i rysopisy wszystkich jej członków. Ale kto by go tam słuchał... Podczas wyprawy do wioski koncentrował się głównie na tym żeby nie wybuchnąć. Ale wybuchać zaczęło coś zgoła innego.
__________________ |
17-08-2020, 08:36 | #253 |
Reputacja: 1 | Idąc w stronę Grand-Laviers, Birgit zastanawiała się, po co Anglikom pozory "demokracji"? Po co strzępić słowa i tracić czas, skoro wbrew sugestiom absolutnie wszystkich czterech ludzi, dowódca wybierze swój, inny kierunek? Powodów pakowania się otwarcie do najbliższej wsi (o ile nie zamierzali się w razie ewentualnej wpadki od razu poddać Niemcom) nie rozumiała. Może po prostu ukrywali ból i obrażenia niewidoczne na pierwszy rzut oka? - myślała. - Może nie ma nadziei na przedarcie się dalej? Ostatnio edytowane przez Vadeanaine : 17-08-2020 o 08:38. |
18-08-2020, 12:50 | #254 |
Reputacja: 1 | - Błagam.. Czy ty naprawdę nie potrafisz zapanować nad swoim językiem? |
18-08-2020, 21:39 | #255 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 67 - 1940.V.27; pn; przedświt; rejon Abbeville Czas: 1940.V.27; pn; późna noc; godz. 05:30 Miejsce: Francja; okolice Abbeville; okolice Grand Laviers; wioska Warunki: półmrok, ziąb, zachmurzenie, umi.wiatr Birgit (kpr. Mae Gordon) - Je m'appelle Odette*. - widząc, że goście się nieco rozeszli młoda Francuzka została z tą większą grupą no a skoro jedna z nich podjęła rozmowę to się w nią wciągnęła. Przedstawiła się żwawo kładąc dodatkowo dłoń na swojej koszuli. Zerknęła w bok ale dwójka oficerów w mundurach francuskiej żandarmerii wojskowej dalej ze sobą rozmawiali w ożywieniu więc dziewczyna wróciła do tego o co pytała Mae. - Potrzebujecie pomocy? Jestem sanitariuszką w obronie cywilnej. W przyszłym roku chciałabym pójść na medycynę. - Odette zaoferowała swoją pomoc w opatrywaniu ran obrzucając jeszcze raz trzy sylwetki w osmolonych i podartych mundurach. - A Niemców w mieście jest dużo. Dużo czołgów, ciężarówek i żołnierzy. A te armaty jak to trochę nawet widać jak się wejdzie wyżej. Chcesz je zobaczyć? - dorosła córka gospodarzy bardzo chętnie podzieliła się wiadomościami o Niemcach. Koniec końców widząc, że rozmowa dowódców się nieco przeciąga Birgit ruszyła za Odette. Ta poprowadziła ją w głąb podwórka zostawiając za sobą zdezorientowanych lotników którzy wyglądali jakby nie wiedzli czy powinni zostać, iść za nimi czy w ogóle sobie pójść w cholerę. Młoda Fracuzka zaprowadziła młodą Niemkę do drabiny podstawionej pod wejście na piętro ceglanej stodoły. - Uważaj, trochę się buja. - ostrzegła gościa i rzeczywiście drabina skrzypiała i bujała się jakby miała się rozpaść. A i dla poobijanej i poranionej kobiety to nie była taka formalność. Ale jednak ani nie spadła ani nic się nie rozpadło. I chwilę potem stała już na słomie jaka zawalała stryszek stodoły i czekającą obok Francuzkę. Ta poprowadziła ją jeszcze przez to półmroczne zadaszenie pełne zapachu słomy do drzwi w poddaszu jakimi można było coś załadować na górę czy z góry zrzucić na dół. Otworzyła je i z piętra rzeczywiście był znacznie lepszy widok. - O tam. Ale dymu. Pierwszy raz strzelają. - Odette machnęła ręką gdzieś w lewo. I tam, ponad dachami innych chałup i stodół, gdzieś za drzewami rzeczywiście było widać unoszące się obłoki dymu. Zgrane z odgłosami wystrzału artylerii. Chociaż samych armat nie było widać ale pewnie właśnie gdzieś tam stały. To nie tak daleko, pewnie z kilka kilometrów, na piechotę z godzina marszu, może trochę mniej lub więcej. Samochodem to pewnie ledwo parę minut. - A tam jest rzeka. - obserwacja strzelającej artylerii musiała być dla młodej dziewczyny zarówno pociągająca jak i nieco straszna. Nawet jak to nie w nich strzelały te wielkie działa. Po chwili dopiero machnęła reką prawie dokładnie na wprost. Gdzieś tam musiała być Somma. Samej rzeki nie było widać ze stodoły. Ale gdzieś, pomiędzy czubkami odległych drzew widać było słupy dymu. Pewnie gdzieś tam musiała walić ta artyleria i chociaż nie było widać w co dokładnie strzela to już ten obszar gdzie spadały trafienia był dość dobrze widoczny. - Można by pójść na wieżę kościoła. Stamtąd pewnie by było widać jeszcze lepiej. - Odette mówiła jakby sama się na głos zastanawiała nad tą opcją. - Bardzo cię boli? Mam w domu swoją torbę. Mogę się zająć twoimi ranami. - z bliska chyba lokalna wolnorariuszka obrony cywilnej zorientowała się, że rany Szkotki nie są takie powierzchowne jak to by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. --- George (srg. Andree de Funes), Noeme (por. Annabelle Fournier) Dwójka oficerów prowadziła ze sobą dyskusję. Kątem oka widzieli jak po krótkiej rozmowie Mae i ta Francuzka dziewczynya przeszły przez podwórze i wdrapały się po drabinie na dach ceglanej stodoły. Ale nie dane im było dokończyć tej dyskusji w spokoju bo do rozmowy włączyli się pozostali domownicy. - Odette? Co ty tam robisz? Kto to jest? - gdzieś zza rogu doszedł ich pytający, po francusku męski głos. - To nasi tato! - ze stodoły dobiegła ich szybka odpowiedź dorosłej córki gospodarza. - Są ranni! Musimy im pomóc tato! - zawołała jeszcze ale w międzyczasie jej ojciec wyszedł zza rogu i widocznie zauważył pozostałe dwie pary gości. - To wy jesteście z tego samolotu? - mężczyzna w średnim wieku który pasował do dorosłej córki podszedł do pozostałych na podwórku gości i zapytał wskazując na zagajnik za jakim niedawno rozbił się aliancki dwusilnikowiec. Widocznie to zdarzenie zdążyło już obiec jak nie całą wioskę to ten dom na pewno. - Niemcy was szukają. Otoczyli wrak i kazali wracać do domu. - powiedział nawiązując do tego samego tematu. - Nazywam się Pierre. Pierre Lepage. Jesteście ranni? Nie mamy lekarza w wiosce. Jeździmy do Abbeville. Ale Odette jest wolontariuszką w obronie cywilnej. Pomaga w szpitalu. - mężczyzna chyba miał trudności w tak niecodziennej sytuacji. Najpierw rozbity samolot za lasem,potem ta kanonada bitwy no a teraz mundurowi goście i Niemcy kręcący się po okolicy. Miał minę trochę jakby nie był pewny czy powinien mówić do dwóch brytyjskich lotników stojących parę kroków od francuskich żandarmów czy właśnie do tych żandarmów. Koniec końców mówił po francusku raczej do żandarmów ale też często zerkał na obu lotników jakby sprawdzał czy ci się jakoś odezwą. - A Anglicy gdzie? - Arthur faktycznie się odezwał i chociaż nie mówił zbyt dobrze sojuszniczym językiem to jednak tak proste zdanie udało mu się sklecić. Zwłaszcza jak wsparł je powolnym gestem wskazującym dookoła jakby czekał aż gospodarz zatrzyma ten ruch na właściwym kierunku. - Tutaj nie. Za rzeką są nasze wojska. Francuskie. - Pierre też zaczął mówić wolniej i wyraźniej. I wskazał gdzieś na przełaj drogi jaką od przedświtu był taki ruch w obie strony. Gdzieś tam było południe i Somma. A przez okolicę nadal przewalała się kanonada artyleryjska i chociaż nie tuż za rogiem ani żadnych wybuchów nie było widać to jednak szarpała nerwy dając wymowne świadectwo jak blisko frontu się znajdują. --- *Je m'appelle Odette. - (fra) Nazywam się Odette.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
21-08-2020, 09:52 | #256 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Sugestia Noemie dotknęła Woodsa do żywego. Jak ona śmie mówić coś takiego jemu, który służył w wywiadzie, gdy jej pewnie jeszcze na świecie nie było?! Jemu, który służył za liniami wroga, na którego nigdy nie było żadnych skarg, żadnych podejrzeń?!
__________________ |
21-08-2020, 11:27 | #257 |
Reputacja: 1 | - Ça fait encore un peu mal, si je pense que je vais monter dans la tour... - machnęła ręką i ni to uśmiechnęła się, ni to skrzywiła Birgit. Ewidentnie przyjaznym gestem podała Odette swoją lornetkę, żeby kolejno po niej dziewczyna też mogła przypatrzyć się dymom nad stanowiskiem artylerii. Obie łączyła ciekawość. |
27-08-2020, 14:07 | #258 |
Reputacja: 1 | Noemie powstrzymała westchnienie. Woods nie zasługiwał na nie, tak samo jak na jakikolwiek objaw złości czy niechęci. |
28-08-2020, 09:21 | #259 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 68 - 1940.V.27; pn; świt; rejon Abbeville Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 07:00 Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; dom Lapage’ów Warunki: jasno, ciepło, pomruk dział, zachmurzenie, powiew, umiarkowanie George (srg. Andree de Funes), Noeme (por. Annabelle Fournier); Birgit (kpr. Mae Gordon) Wydawało się, że sytuacja zaczyna wracać do normy. Zwyczajna domowa kuchnia, zwyczajne domowe, wiejskie śniadanie podane na zwyczajnej zastawie. Ciepło bijące z rozpalonego pieca taka przyjemna odmiana po ponurym poranku na świeżym powietrzu. To wszystko mogło ogrzać tak od wewnątrz jak i od zewnątrz. A na zewnątrz poranek już zaczął się na dobre chociaż był dość pochmurny. Można było skorzystać z toalety by się porządnie przejrzeć w lustrze i spróbować doprowadzić się do porządku za pomocą czystej wody i pożyczonych ręczników. A do tego przyszła studentka medycyny widocznie miała zadatki co najmniej na pielęgniarkę. Bo całkiem sprawnie po kolei zajęła się ranami całej piątki chociaż zajęło jej to dobre dwa czy trzy kwadranse. W międzyczasie bitwa na jakiej skraju byli rozpoczęła się na dobre. Przez szyby i ściany dochodził szarpany pomruk artylerii. Huczały działa i te bliższe co dało się rozpoznać każdy wystrzał i te co były gdzieś dalej i objawiały się niczym odległy grzmot podczas burzy. Niemniej musiało strzelać wiele dział, nie tylko te co Odette ze stodoły pokazywała Mae. - Zawsze tak walą? - zapytał porucznik Ashley wskazując brodą za okno gdy ze smakiem zajadał jajecznicę i grzanki z serem popijając do tego mlekiem. - Nie. To pierwszy raz. Wcześniej było dość spokojnie. - Pierre też spojrzał przez okno. Ale widać było tylko jego podwórze. I przestraszone tym hukiem zwierzęta. Pies schował się w budzie, jeden z kotów co przemknął do kuchni schował się pod stół i chyba tylko kury jakby nic grzebały w ziemi stając się niekwestionowanymi władczyniami podwórka. Przy okazji goście chcąc nie chcąc stali się świadkami dyskusji pomiędzy kilkuosobową rodziną gospodarzy. Wyglądało na to, że to chyba dalszy ciąg takich “dyskusji” pomiędzy rodzicami a ich już prawie dorosłą córką. To, że Odette zgłosiła się na ochotnika gdy tylko goście wyjawili prośbę, że przydałby im się jakiś przewodnik to chyba był tylko ostatni etap tej dyskusji. - A właśnie, że pójdę! - zawołała buntowniczo młoda Francuzka gdy klęczała przy pani porucznik kończąc jej zakładać opatrunek. - Nigdzie nie pójdziesz. Tu państwu przyda się ktoś inny. Jakiś mężczyzna. Ty zostaniesz w domu, jesteś tutaj potrzebna. - ojciec nie chciał się zgodzić na taki pomysł i próbował przemówić córce do rozumu. - Mężczyzna?! A gdzie ci mężczyźni?! Niemcy najechali nasz kraj i kto ma go bronić?! Mężczyźni? Jak Luc? Nawet nie poszedł na komisję! - rzuciła z furią młoda Francuzka do swoich starszych rodziców. - Odette uspokój się. Wiesz, że Luc ma słaby wzrok. I jakby poszedł do wojska kto by prowadził ich piekarnię? Wojna to nie zabawa. Spójrz na ojca. Na ostatniej wojnie nałykał sie gazu i do tej pory to w nim siedzi. A jak teraz Niemcy też użyją gazu? - do rozmowy wtrąciła się matka swojej zapalczywej córki i żona swojego serdecznego męża. Pan Lepage rzeczywiście trochę dziwnie oddychał. Jakby z namaszczeniem i mógł mieć coś z płucami, że tak to wyglądało. I wyglądało na to, że jej mąż był weteranem poprzedniej wojny gdy użyto tej strasznej broni. - No to założymy maski. Mówiłam wam, żeby zbudować schron. Mieliśmy to na szkoleniu. - burknęła niezadowolona Odette i na razie zamilkła chociaż minę dalej miała zawziętą i chyba nie miała zamiaru podporządkować się rodzicom. - Zresztą Odette państwo pewno są zmęczeni. Muszą odpocząć. Spójrz na nich jak wyglądają. Gdzie tu iść gdzieś w świat w takim stanie. - matka spróbowała więc z innej strony by przekonać upartą córkę. W tej chwili cała piątka gości jaka zajmowała kuchnię siedząc przy rodzinnym stole rzeczywiście nie reprezentowała się zbyt okazale. Po części dlatego, że do zakładania opatrunków i przemywania ran musieli chociaż częściowo zdjąć mundury a bez nich już nie wyglądali tak oficjalnie. Ale też ta świeża biel opatrunków nadawała im szpitalnego wyglądu pacjentów. Ale też dobitnie było widać jak każdy z nich oberwał podczas kraksy na sąsiednim polu. A i im samym przyjemnie było ogrzać się i najeść czegoś ciepłego w tej ciepłej kuchni i atmosferze. Gdyby nie świadomość, że gdzieś po sąsiedzku mogą być Niemcy albo w każdej chwili przyjechać do wioski to byłoby całkiem przyjemnie. Jak urlop czy rekonwalescencja na francuskiej wsi. No tylko jeszcze ten pomruk artylerii psuł ten sielankowy klimat. By nie przeszkadzać córce jej ojciec stał tylko w progu a matka przy piecu gotowa komuś coś jeszcze dołożyć na talerz. W progu kuchni zza kapoty ojca na gości co jakiś czas ciekawie wyglądało młodsze rodzeństwo Odette ale ojciec ich regularnie przeganiał. Podczas tego opatrywania i śniadania starsza część rodziny Lapage zastanawiała się co tu dalej robić. Pewnie po części licząc, że goście z nieba coś doradzą. Tutaj paru sąsiadów ich pewnie widziało na podwórku. Czy ktoś by ich wydał policji albo Niemców nie wiedzieli. Ale gdyby policja czy Niemcy przyjechali przeszukać wioskę a zwłaszcza ich obejście no trudno by było ich ukryć. I Pierre nie wiedział czy od władz ponieśliby jakieś konsekwencje ale taka możliwość wyraźnie go niepokoiła. - Nad rzekę nie macie chyba co iść. Tam chodzą Niemcy. Zawracają jak kogoś spotkają. - Odette jak zwykle wydawała się najlepiej zorientowana jak się sprawy mają w okolicy. Chociaż jak rozwinęła temat to przyznała, że nie próbowała się przemknąć nad samą rzekę a kilkuosobowe patrole albo chodziły albo miały gdzieś posterunki po tej stronie rzeki. Nie było wiadomo jak to jest teraz jak się zaczęła ta bitwa. Pierre zastanawiał się czy może liczyć na pomoc swojego brata z sąsiedniej wsi. Była dalej od rzeki to może Niemcy by ich tam nie szukali. - Ale to coś byście musieli zrobić z mundurami. Zwłaszcza tymi angielskimi. - powiedział wskazując na Mae i dwóch lotników co byli w brytyjskich mundurach. Propozycję obaj lotnicy przyjęli z niezbyt wesołymi minami. Jasne było, że w razie schwytania lepiej było być alianckim lotnikiem niż alianckim szpiegiem. Zwłaszcza, że brak płynnej francuszczyzny prawie od razu zdradzał ich jako obcokrajowców. Przynajmniej Francuzom. - To właściwie jakie macie plany? - w końcu Pierre swoim oszczędnym oddechem zapytał bezpośrednio swoich gości o te plany. Śniadanie już przyjemnie grzało żołądki a Odette skończyła ich opatrywać i chowała swoje narzędzia do skórzanej torby.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
04-09-2020, 20:15 | #260 |
Reputacja: 1 | Noemie skorzystała z możliwości opatrzenia ran. Pominąwszy fakt iż teraz czuła się dużo czyściej i lepiej, to mogła odpocząć od Woodsa i zobaczyć w jakim stanie są pozostali. |