28-09-2020, 14:50 | #271 |
Reputacja: 1 | Chyba tylko chwila początkowego osłupienia pozwoliła Birgit opanować cisnące się na język przekleństwo. Najpierw Odette oczywiście musiała odrzucić pomoc, więc nie było jak szepnąć jej nic po kryjomu. Potem musiał wmieszać się ten napalony, przeklęty dupek. Mogłaby nawet współczuć porucznikowi, gdyby nie była tak wściekła, że aż policzki zapiekły ją rumieńcem. |
30-09-2020, 18:50 | #272 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | - Pas maitenant - Woods odpowiedział na pytanie Lapage'a. - Nous parlerons a la maison.* * - Nie teraz. Pogadamy w domu.
__________________ |
02-10-2020, 08:19 | #273 |
Reputacja: 1 | Belgijka udając zmieszaną miną skłoniła się Niemcowi i weszła do kościoła. Miała nadzieję, że ten uzna iż go nie zrozumiała. |
02-10-2020, 20:15 | #274 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 72 - 1940.V.27; pn; ranek; rejon Abbeville Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 08:30 Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; okolice kościoła Warunki: jasno, chłodno, pomruk dział, pogodnie, powiew Birgit (kpr. Mae Gordon) i Noemie (por. Annabelle Fournier) Gdyby nie bitwa, oficer i ksiądz to kto wie jakby się skończyła ta damsko - męska awantura na szczycie wieży kościelnej. Dało się wyczuć, że z jednej strony młoda francuska kobieta nie życzy sobie tak poniżającego traktowania jak klepanie po tyłku i to od żołnierza wrogiej armii. Z drugiej ten żołnierz najchętniej nauczyłby ją moresu, najlepiej od ręki. Ale oficer się wtrącił z góry strofując podwładnego, Szkotka próbowała ułagodzić gorącą głowę Francuzki a z dołu doszła wychylona sylwetka księdza pytającego po francusku co się stało no a wciąż dudniła artyleria okładając się nawzajem przez kanał. Nie mogąc wymierzyć sprawiedliwości na własną rękę gefreiter zadowolił się groźnym zdjęciem karabinu z ramienia i przegonieniem precz tych wstrętnych cywilów z wieży. Z dołu w sukurs przyszedł mu katolicki kapłan który podjął się roli mediatora no i jeszcze okazało się, że wraz z nim jest Noemie. Ostatecznie poza stresem i może nieco piekącym tyłkiem Odette jakoś nic więcej się nie stało. Podoficer nie odważył się na coś więcej gdy oficer patrzył mu na ręce i kazał spławić obie kobiety. Puścił więc Odette chociaż z wyraźną złością. Birgit pociągnęła więc uwolnioną koleżankę na dół schodów a oficer zagnał swoich ludzi na szczyt wieży kościelnej. A niedługo potem jakby chcąc sobie zapewnić święty spokój od natrętnych cywili wysłał tego gefreita na dół aby pilnował wejścia na dzwonnicę. Ten oparł się o ścianę ale dość groźnym ruchem odpiął bagnet i nasadził go na swój karabin. Wyglądało na to, że oficer został na górze z tym pulchnym łącznościowcem w stopniu feldfebla. Ale zajęli się swoją wojną i bitwą więc na okolicznych cywilów zdawali się nie zwracać uwagi. - To najlepsze miejsce by rozglądać się po okolicy. - westchnęła Odette gdy spotkały się we trzy wyszły już na ulicę i mogły widzieć świątynie z zewnątrz. Na szczycie dzwonnicy widać było dwie sylwetki w szarozielonych mundurach i charakterystycznych hełmach. Jedna często spoglądała w stronę rzeki przez lornetkę a radiotelegrafisty prawie nie było widać. Pewnie siedział na podłodze bo przecież żadnego stołu ani nic takiego tam na dzwonnicy nie było. I jak na razie coś więcej niemieckich żołnierzy nie było widać. Z zewnątrz przed kościołem był tylko ten niemiecki kubelwagen i kierowca co chyba dla rozprostowania kości wysiadł ze swojego miejsca, oparł się o maskę i palił papierosa. O ile francuska wioska zdawała się go nie interesować kompletnie to już trzy młode dziewczyny co właśnie wyszły z kościoła już nawet przykuwały jego zaciekawione spojrzenie. No albo jak któryś z pocisków artyleryjskich grzmotnął gdzieś bliżej czy mocniej. Wciąć nie można było się pozbyć wrażenia, że lada chwila któraś z bomb spadnie komuś prosto pod nogi, walnie w budynek obok jakiego się stało czy coś takiego. Pewnie dlatego ludzie pochowali się w swoich domach i ulice były praktycznie bezludne. --- Czas: 1940.V.27; pn; ranek; godz. 08:30 Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; dom Lepage Warunki: jasno, ciepło, pomruk dział, zachmurzenie, powiew, umiarkowanie George (srg. Andree de Funes) Brytyjscy lotnicy chyba zdawali sobie sprawę na jakie ryzyko narażają cywilnych mieszkańców wioski gdyby Niemcy ich nakryli u nich. A może nie. W każdym razie chyba nie chcieli sprawić tym życzliwym Francuzom jacy ich ugościli kłopotów. Więc gdy George wrócił razem z panem Lepage za bardzo nie oponowali przed opuszczeniem domu. Ale sam gospodarz już miał jakieś zastrzeżenia co do pomysłu brytyjskiego agenta. - Nie, nie, nie. - szybko pokręcił głową na znak, że ma jakieś zastrzeżenia do zierających się lotników. Ci właśnie wstali od kuchennego stołu i sprawdzali czy coś po sobie zostawili. - Z wieży dużo widać. Pole i zagajnik też. Te wasze kurtki też będzie widać. Zaczekajcie. - pokręcił głową i zanim cała trójka porannych gości wyszła to ich zastopował zostawiając ich na chwilę w korytarzu a samemu wchodząc do jakiegoś pokoju. Zastąpiło ich młodsze rodzeństwo Odette które z ciekawością oglądało tych gości z bezbrzeżną ciekawością tak typową dla małych dzieci. Ale zaraz wrócił ich ojciec i znów je przegonił wołając, że to nic dla dzieci i nic dla oglądania. - Włóżcie to. I się zgarbcie. Jesteście dość wysocy. Nie odwracajcie się twarzą do wioski. I jeszcze to weźcie. - pan Lepage przyniósł dwie kapoty które gdy lotnicy zarzucili na siebie, zwłaszcza na głowy to ich skórzane, brązowe kurtki robiły się niewidoczne. Z bliska i od frontu raczej nikt by się pewnie nie nabrał, że to po prostu dwaj mężczyźni z narzuconymi derkami no ale jak z pewnej odległości i od tyłu… No może, może… Zwłaszcza, że Pierre dał im wiklinowy kosz jakby mieli po coś iść do tego zagajnika. Koniec końców gospodarz poprowadził całą trójkę do dziury w płocie jaka prowadziła na pole które oddzielało gospodarstwo od zagajnika za jakim rozbił się transportowy bombowiec. Teraz w dzień zza tego zagajnika wciąż jeszcze unosił się słup dymu ale już dość rzadki. Zresztą wciąż waliła artyleria obu stron i dało się czuć jej drżenie pod nogami gdy pociski eksplodowały po jednej lub drugiej stronie rzeki.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 02-10-2020 o 21:43. |
04-10-2020, 07:20 | #275 |
Reputacja: 1 | Birgit obejrzała się na dzwonnicę, ale nie skomentowała, dopóki wszystkie trzy nie znalazły się kilkadziesiąt kroków dalej, skąd Niemiec przy łaziku nie mógł usłyszeć już zwykłego, spokojnego głosu: |
08-10-2020, 14:24 | #276 |
Reputacja: 1 | - Przynajmniej maleje szansa, że któryś baran rąbnie tutaj. Wieża aż drży przy każdym bliższym wybuchu. Czy to zmienia nasze plany? - Noemie obejrzała się na Niemkę, a potem na kościół. |
08-10-2020, 19:47 | #277 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Lotnicy przemknęli przez dziurę w płocie i udali się w stronę lasu. Woods i Lapage wrócili pod chałupę.
__________________ |
09-10-2020, 07:06 | #278 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 73 - 1940.V.27; pn; ranek; rejon Abbeville Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 09:30 Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; dom Lapaige’ów Warunki: jasno, chłodno, pomruk dział, pogodnie, powiew Birgit (kpr. Mae Gordon); Noemie (por. Annabelle Fournier) i George (srg. Andree de Funes) Powrót do domu Lepage’ów odbył się bez większych komplikacji. Chociaż wyludnione ulice w środku dnia nadawały wiosce nieco upiorny widok. Podobnie jak ta dudniąca artyleria co nadawała wszystkiemu niepewności. Czasem coś grzmotnęło naprawdę blisko. Że szyby drżały i groziły wypadnięciem. Raz jedna pękła gdy przechodziły obok. Ale ten niepokój i obcość była niczym w porównaniu do gniewu i wzburzenia okazywanego przez młodą Francuzkę. - Widziałyście!? Widziałyście co on zrobił!? Co za świnia! Jak on śmiał?! - Odette przeżywała tą samczą napaść na swoją godność. Tak samo jak przeżywała najazd Niemców na jej ojczyznę a nawet wioskę. Chyba właśnie to bolało ją najbardziej. Że tej napaści na nią dokonał nie tylko mężczyzna ale do tego Niemiec, żołnierz we wrogim mundurze, najeźdźca. - Szkoda, że nie mam karabinu! Wystrzelałabym ich wszystkich! A zaczęła bym od tego głupka na wieży! - złościła się w bezsilnej złości cywila i kobiety co niejako skazywało ją na rolę biernego obserwatora wydarzeń. Co kłóciło się z jej młodzieńczą werwą i niepokorną naturą. Przy okazji Noemie dojrzała na tym niemieckim łaziku wymalowany emblemat. Dwa kanarkowe koła obok siebie. Zdawała sobie sprawę, że to pewnie emblemat taktyczny jednostki do jakiej należy ten łazik. Pewnie jakiejś dywizji. Ale nie wiedziała jakiej. Musiałaby mieć jakąś książeczkę z takimi emblematami by to sprawdzić a tutaj raczej nie miała co liczyć na taką. Odette już przy furtce do własnego domu uspokoiła się. I poprosiła obie koleżanki by nic w domu nie mówiły o tej niesmacznej przygodzie na dzwonnicy. Nie chciała denerwować rodziców ani rodzeństwa. W domu okazało się znacznie puściej. Brakowało obu lotników i George’a. Ale pan Lepage wyjaśnił im gdzie ci się podziali. George'a spotkały gdzieś między budynkami gospodarczymi na podwórzu. Co dawało szansę, że gdyby ktoś wszedł od podwórza to nie powinien ich z miejsca dostrzec. Ale gdzieś tutaj zyskali okazję by usiąść na ławeczce, odpocząć, porozmawiać we trójkę i zastanowić się nad dalszymi krokami. I poczuć ciepło Słońca na dworze. Bo chociaż dzień był pogodny i dość chłodny to gdy się wystawiło twarz na promienie słoneczne to wydawało się, że robi się cieplej. Wraz z bezruchem przyszło też zmęczenie i boleści. Ciało obite podczas kraksy, osłabione utratą krwi, bolącymi ranami i brakiem snu domagało się odpoczynku i snu. Jedynie z głodem nie mieli problemów bo śniadanie jakim poczęstowali ich rano gospodarze na razie załatwiło ten problem. Mimo ryzyka dalej zdawali się życzliwi i pomocni. Wcześniej pan Lapaige zaproponował George'owi, że skoro dość dobrze mówią po francusku to mogą udawać uchodźców jakich trochę było w okolicy. To by nawet mogło tłumaczyć brak dokumentów. Gorzej z tymi lotnikami. Ci mówili na tyle słabo w mowie tubylców, że nie było co liczyć, że nawet Niemca nabiorą nawet jakby przebrali się w cywilne ciuchy. Na razie zmęczeni i obolali siedzieli na ławeczce między stodołą a ogrodem wsłuchując się w odgłosy artylerii. Dalej waliła. Już którąś godzinę. A czasem z oddali dał się słyszeć odległy pomruk silników. Trudno było jednak zorientować się skąd to i kto to mógł tam jeździć. Wśród tych pomruków czasem dało się słyszeć krótsze szczeknięcia. Jak pojedyncze wystrzały pomniejszych dział. Może to z czołgów a może jakichś mniejszych dział. W pewnym momencie na niebie dostrzegli jakiś czarny krzyż. Samolot. Ale był na tyle wysoko, że nie dało się rozpoznać detali. Ale krążył po okolicy a pomruk jego silnika ginął w pomruku naziemnej artylerii.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
09-10-2020, 08:07 | #279 |
Reputacja: 1 | - Jeśli cię to pocieszy, świntuch oberwał po uszach od swojego dowódcy. - Birgit łagodnie uśmiechnęła się do Odette. - Gdyby tylko wiedział, że któraś z nas rozumie jak go obsztorcowano, spaliłby się sam z upokorzenia - kulawe, zbytnio literackie francuskie zwroty, rodem z lekcji o prozie Victora Hugo, rozbawiły ja samą, ale miała nadzieję, że językowa niezdarność nieco odwróci także uwagę dziewczyny od przykrych przeżyć. |
15-10-2020, 10:05 | #280 |
Reputacja: 1 | - Według mnie powinniśmy jak najszybciej dołączyć do naszych i donieść o tym punkcie obserwacyjnym. - Belgijka skorzystała z tej chwili odpoczynku, którą udało się im wygospodarować. Powinni się przespać. Ale wiedziała jak istotny w ich misji jest czas. - Nie możemy dopuścić do tego by front dotarł do szpitala. |