Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2022, 12:15   #461
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Heroldzi postanowili się rozdzielić.

Spoon pojechał Mustangiem oddając Tonemu drugie auto. Tam wsiadła reszta Heroldów. Cath wykonał telefon do dyrektora finansowego jej firmy. Mężczyzna wyraźnie się ucieszył. Młoda blondynka musiała na nim zrobić wrażenie. Wydawało mu się, że mogła być jego wnuczką, a jednak jej popis w tabelach przestawnych zapamiętał na długo. Catherina była zaprzeczeniem tego, że piękne kobiety nie mogą być mądre. Na moment się rozłączył. Po trzech minutach oddzwonił. Okazało się, że na spotkanie umówił im stolik w jednej z luksusowych restauracji w centrum. Spoon odstawił tam wampirzycę. Po drodze kupiła sporą torebkę. Nie była zadowolona. Jakość była bez zarzutu. Wygląd również. A jednak nie pasowała do butów i dodatków. Fakt tego niedopasowania uwierał Ventrue. Z drugiej strony torba podróżna byłaby kompletnie oderwana, a musiała przecież jakoś przechowywać nie tylko pieczęć, która mieściła się w dłoni, ale też gliniany kielich, który mieścił ponad pół litra cieczy.

Mężczyzna czekał na nią przed restauracją. Powitał ją jak prawdziwy dżentelmen cmoknięciem w dłoń i zaprosił do środka. Mieli elegancki stolik na uboczu. Wygodny i pozwalający na obserwacje sali. Cath wiedziała, że takie miejsca są oferowane dla stałych klientów lub wyjątkowych gości.

Podano Amuse-bouche.

- Będę potrzebować Pani dokumenty ze zdjęciem. Otrzymaliśmy informację o nadchodzącej kontroli skarbowej. Wszystko wskazuje na to, że nasze bankowe rezerwy złota zwróciły uwagę. Kontrola ma odbyć się w terminie czternastu dni. Na szczęście to my mamy wskazać termin, więc mam czas żeby się przygotować. Nie zablokowano naszych aktywów. To dobra wiadomość. Jednak każda transakcja będzie analizowana. Proszę powstrzymać się od realizowania niezbędnych wydatków z kont firmowych. A skoro przy tym jesteśmy.

Łysy sięgnął po teczkę z której wyjął pojedynczą kartkę papieru.
- Rozumiem, że jest pani amatorką sportów ekstremalnych. Jednak trudno będzie nam zaksięgować zakupy w sklepie dla survivalowców na kilka tysięcy.

Dokument który miał w ręce pokazywał obciążenie jednej z kart kredytowych. Cath wiedziała, że była to karta Spoona.

- Oficjalnie została pani członkiem zarządu i przysługuje Pani uposażenie z tego tytułu. To dobra wiadomość, bo prywatnego konta już nikt nie będzie monitorować dopóki nie postawią wobec firmy zrzutów. A czy mogą? To urząd skarbowy. Jeśli będą chcieli, to coś znajdą. Mam też to o co pani prosiła. Niestety, pierwszy przelew zrealizujemy dopiero z początkiem przyszłego miesiąca.

Na stole znalazła się koperta z gotówką.

- Proszę tylko pokwitować.

Cath to zrobiła i wsunęła gotówkę do torebki.
Miała jeszcze wiele do załatwienia, a czas uciekał.

Nie udało się wynająć mieszkania na długi termin, więc korzystała z oferty apartamentu wynajętego na razie na jedną noc. Pewnie nie będzie problemu w tym temacie, skoro ma pieniądze. Musiała jednak poświęcić na to więcej czasu. Na kolejny dzień mieli gdzie spać.

Mając pieniądze znalazła też serwis telefonów. Wizyta trwała kilka minut. Młody chłopak podłączył telefon do komputera.

- Da się zrobić, bo nie jest całkiem cegła. Ale nie od razu.

Wystawił pokwitowanie. Cath miała dostać wiadomość kiedy dane będą odzyskane. Niestety telefon pewnie już nie będzie działał, ale nagranie miało wpaść w jej ręce. Za noc. Albo dwie.

Po tych podróżach ekipa ruszyła prosto do Southall.

***


- Czemuś kurwa posłał ich do rzeźni? Tam wysyłam tych, którzy się narażą, żeby ich skopać. Bo na przykład straszą Darię spaleniem teatru. Nie ma tam mnie. Ale dobra, zbiorę kogoś i będę najpóźniej za godzinę. Chociaż nic nie jestem winna tej suce.

Chun Hei była Brujah z krwi i kości. Podobnie jak Spoon czy Arwyn. Faktycznie nie byli nic winni Gangrelom. Ale była okazja stłuc ludzi z Antigenu. A Spoon bardzo… bardzo potrzebował kogoś stłuc.

Mustang wchodził w zakręty z piskiem opon. Brujah zaciskał zęby. Brusila, Markus. Ile mogli czekać? Spoonem targały emocje. I głód.

W doskonale wycelowanych atakach policji na Elizja i siedziby wampirów było coś dobrego. Na ulicach było dużo mniej policji. Wyczulone zmysły wychwyciły samotnego przechodnia nawet gdy na liczniku miał 90 mil na godzinę..

Auto zrobiło okrążenie i zatrzymał się na sąsiedniej ulicy. Dogonił zamyślonego przechodnia i zdzielił go w potylicę. Gdy ten padł nieprzytomny Brujah jedynie zaciągnął go w zaułek. Ułożył przy koszu na śmieci i zaczął się posilać.

Trafiony nie wiedział co się stało. Nie bał się. Krew była pozbawiona adrenaliny do której przywykł. Ale to i tak była krew. Gdy oderwał się od ofiary ta potrzebowała pomocy szpitalnej. Wykręcił numer 112 na telefonie zaatakowanego mężczyzny i zostawił tak jak leżał. Policja kogoś przyśle. Wezwą karetkę. Może przeżyje. Spoon miał to gdzieś. Wsiadł do auta, poprawił lusterko wsteczne i starł ślady posoki z ust. Gdyby żył, wziąłby głęboki oddech. A tak, zostało mu włączenie radio i ruszenie do rzeźni.

***


Do Trzech Mostów jechali ponad godzinę. Fakt, że zrobili postój na telefon, torebkę i pieniądze nie wzbudzał entuzjazmu. Z drugiej jednak strony gdyby nie Cath, to musieliby spędzić kolejną noc w kanałach, albo kto wie gdzie jeszcze. W każdym razie trzy mosty praktycznie nie zmieniły się od czasu, który Utamkeeus wspominał.

Tony długo jeździł po okolicy. Miał pewien zmysł, tak typowy dla drobnych przestępców. Jego auto nie było stąd. W miejscach takich jak Southall miało to dużo większe znaczenie niż w dzielnicy ambasad. Swoich się nie rusza. W końcu zaparkował w zaułku. Wprawdzie mogli go łatwo zastawić, ale auto nie rzucało się w oczy. Wolał takie ryzyko, niż wrócić do Spoona i tłumaczyć mu, że “zgubił” jego auto.

Utamkeeus wydawał się pełen werwy. Prowadził wszystkich pewnym krokiem. W okolicy toczyło się życie. Dość intensywnie. Wieczory ściągały imigrantów z całej dzielnicy nad rzekę. Światło pochodziło od płonących różnych rzeczy w beczkach. Tylko przy samym nabrzeżu paliły się lampy.

Tony uśmiechnął się. Trudno było mu wyobrazić sobie lepsze audytorium. Wyrzutki społeczne. Imigranci z Senegalu, Bangladeszu, Indii. Potomkowie imigrantów. Wszyscy z jednej z najbiedniejszych dzielnic. Spychani na skraj społeczeństwa. W XIX wieku umierali w dymie z pobliskich fabryk. Teraz przemysł stał się bardziej ekologiczny. Mogli dożywać starości w biedzie. Z kiepskim ubezpieczeniem, z groszowymi wynagrodzeniami. Którym nie pozostawało nic, jak na koniec zmiany pić nad rzeką.

Tony szybko zaczął przełamywać lody z napotkanymi ludźmi. Czuł się wśród nich tak, jak Catherina czuła się na salonach. Ventrue za to czuła się nieswojo. W torebce miała dwa bezcenne artefakty i prawie 20 000 funtów w gotówce. Ale miała też ze sobą Utmkeeusa i Yusufa. Claymore tego drugiego w pokrowcu na wiosło i tak przyciągał uwagę. Ten spokrewniony z wiosłem też byłby niebezpieczny.

Indianin zaś skorzystał z dobrodziejstw cywilizacji. W wolnej chwili, gdy czekali rozmontował kolbę karabinu. Teraz broń była krótsza i dała się ukryć pod długim płaszczem. Chodził przy tym nieco sztywno, ale czasy były ciężkie.

- I w tych właśnie ciężkich czasach co robią? Zamykają nam lokale. Tutaj. Nie w dzielnicy ambasad. Nie na bank street. Tutaj, tutaj gdzie mieszkają ludzie, którzy swoją krew wylewali dla tego miasta od pokoleń!

Tony stał na skrzynce po piwie, a wokół niego gromadził się tłumek osób, którym jego argumentacja przypadła do gustu. Catherina tylko pokręciła przecząco głową. Coś w głowie krzyczało o rewolucji zjadającej swoje dzieci.

Utamkeeus za to nie zwracał na to uwagi. On wiedział dokładnie czego szuka. Skoro wszystko było tu tak jak dawniej to…

Grupa mężczyzn zerwała się do biegu w stronę przeciwną niż heroldzi. Gapie.

Zostali tylko dwaj rozebrani od pasa w górę chłopcy. Wyglądali może na dwadzieścia, góra dwadzieścia pięć lat. Jeden leżał, drugi się nad nim pochylał. Ten pochylający się miał w dłoni nóż, którym rozciął przedramię tego leżącego. Pochylał się, żeby…

Obydwaj z Yusufem widzieli wyraźnie, że chłopak przyssał się do nadgarstka kolegi. Obydwaj poczuli też krew. Sędzia poczuł jak bestia w nim szaleje, ale opanował się w ostatniej chwili. Navaho cały czas zerkał na niego. Sam miał w żołądku jedynie resztkę krwi ze szczurów, ale i tak było jej więcej niż u Sędziego. Wiedział co się święci. Tymczasem ktoś, kobieta około pięćdziesiątki sięgnęła po telefon. Jako dobra obywatelka wzywała pomocy.

***


Silnik zgasł. Zgasła też muzyka. Spoon wyszedł z auta i szedł w stronę rzeźni. Wyczulił swoje zmysły. W końcu miała tu być ekipa Markusa, która mocno oberwała. Miała też być ekipa Chun Hei, a azjatka potrafiła robić sporo hałasu.

Szedł, a odgłos jego butów odbijał się od ścian.

Nic. Jakby nie było nikogo.

Szedł dalej.
W tym dupku, którego spijał było coś dziwnego. Melancholia? Naładowany adrenaliną Spoon nie pił często takiej krwi. Zaczął się uspokajać. Musiał się zastanowić. To co robił było ważne. Skupił się na moment, przypominając sobie rozmowę z Roweną.

Zaczął myśleć o tym co mówiła.
“Rowena Gangrel”. Czy on powiedziałby o sobie Spoon Brujah? Łkała? Sapała? On sam nigdy nie marnował energii na oddychanie świeżo po walce. Znaczy… Spoon ogólnie nie marnował krwi. Nie było drugiego tak wrednego uczucia jak głód. Ale dlaczego wypytywała o to ilu ich jest? Planowała odwet?

Wtedy usłyszał huk.

Ale było już za późno. Poczuł ukłucie w sam środek klatki piersiowej. Potężne ukłucie. Zwaliło go z nóg.

Snajper. Na dachu był pieprzony snajper. Wzmocnione zmysły dzwoniły od huku, a już było słychać całą masę kroków odbijających się echem. Kroków i okrzyków “go go go”

Leżący Spoon zobaczył, że za jego plecami biegnie trzech komandosów. Byli ubrani identycznie jak w magazynie Shiraziego. Tym razem jeden niósł tarczę. Spojrzał w kierunku swoich nóg. Od strony rzeźni szło kolejnych trzech, w takiej samej formacji. Wokół latały czerwone światełka celowników laserowych. No i był jeszcze snajper na dachu. W klatce piersiowej Brujah był otwór na dwa palce. Przygotowali się. Przeciwpancerna amunicja.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 14-08-2022, 14:12   #462
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Spoon wsiadł do samochodu i ruszył. Czuł, że musi coś zrobić, że trzeba coś zrobić.
Nie rozumiał czemu reszta Heroldów tego nie popiera. Zwłaszcza że Bloody Hell był wśród nich Gangrel!
Odwiózł Cath w umówione miejsce i ruszył dalej. Odebrał dzwoniący telefon. Mówiła Chun Hei. Bruhja tłumiąc irytacje przypomniał jej, że chodzi o Markusa, że ta Gangrel miała jego telefon i wie co się z nim stało i że to też jest ich sprawa. W końcu się rozłączył i śledził ulice głodnym wzrokiem.
Szybko znalazł swój cel i niedługo potem zaczął się na nim pożywiać. Sama krew smakowała inaczej niż przywykł, ale nie miał czasu być wybredny.
Musiał się spieszyć.

***


W końcu Spoon dotarł na miejsce i zgasił silnik. Wyszedł z samochodu. Okolica rzeźni była dziwnie cicha i pusta.
Wypita krew go uspokajała a myśli uciekały do Roweny.
Kiedy nagle rozległ się huk i Spoon tak jak stał tak padł jakby raził w niego cholerny piorun prosto z nieba.
Świat wibrował mu od huku wystrzału, nawoływań ludzi, kroków. Odnotował ukłucie w klatce piersiowej.
Oszołomiony Bruhja zobaczył biegnących do niego ludzi. Kojarzył te cholerne kombinezony..
Dotarło do niego to, że go okrążają i prawdopodobnie… zaraz zabiją.
Blood Hell! To była pułapka! A on był największym idiotą w całym cholernym Londynie!
Zalała go fala wściekłości, która momentalnie rozruszała leniwie krążącą w nim krew.
Bruhja praktycznie skoczył na równe nogi i ruszył w stronę biegnących do niego policjantów.
Gdy bieg z jego piersi wydobył się ryk jakiego żaden człowiek nie byłby w stanie z siebie wydobyć.

I wszystkie zmysły wyostrzyły się mu do maksimum a świat zwolnił. Widział jak dwóch z policjantów wyciąga broń jak celują do niego. Celowo ustawił się pomiędzy nimi. Usłyszał huki wystrzałów. Poszły serie. Jego ciało zareagowało instynktownie uchylając się przed pendem powietrza. Bruhja zarejestrował pojawiający się w powietrzu zapach krwi, jednak niesiony rozpędem nie zatrzymywał się i bieg dalej prosto do samochodu.

Był teraz na samym szczycie fali.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 16-08-2022 o 12:10.
Rot jest offline  
Stary 16-08-2022, 11:10   #463
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Gdy Spoon odpalił auto nagle zrobiło się jasno jak w dzień. Przez moment Brujah nawet poczuł ciepło na skórze. Wyostrzone zmysły przyprawiły go o prawdziwy ból. Zaczął bardzo poważnie myśleć, że oto nadszedł jego koniec, bo policja jakoś “włączyła” słońce. Kluczyki wypadły mu z rąk, ale szybko po nie sięgnął.

Z trudem widział czarne sylwetki na tle światła. Szły w jego stronę w formacji. Kolejni policjanci. Odpalił silnik. Ruszył z piskiem opon nie do końca wiedząc dokąd jedzie. To znaczy Spoon do końca nie wiedział dokąd jedzie. Coś w jego wnętrzu… jakaś siła… inna istota kierowała jego ruchami.

Jedno, a może dwa ciała odbiły się od maski mustanga. Strzały trafiły w karoserię. Wiatr zaczął szaleć w samochodzie przez przestrzeloną szybę. Ale Spoon nie reagował na to. Pociągnął hamulec ręczny, złamał auto i tym razem usłyszał jak tył auta w kogoś uderza. Przed wampirem rozciągała się ciemność, którą nagle rozdarły błękitne światła radiowozu. W umyśle wampira wszystko rozgrywało się bardzo powoli. Uderzył w przód radiowozu nawet nie zwalniając. Mustang stracił lampę, ale siła uderzenia była taka, że radiowóz nie nadawał się do dalszego pościgu.

Bestia ruszyła na obwodnicę. Pod maską były setki koni mechanicznych, które rzucały wyzwanie autom antigenu. Setki koni mechanicznych we władzy prawdziwej bestii. Po chwili do pościgu dołączyły kolejne radiowozy. Spoon nie pozwoliłby na porysowanie swojego auta… ale wiele wskazywało, że Spoon nadal leżał martwy w alejce a bestia mknęła po ulicach. Auto uderzyło co jakiś czas o radiowozy, a te co jakiś czas uderzały o przeszkody, albo wykonywały karkołomne przeloty, po których nadawały się jedynie na złomowisko. I wtedy znalazła się blokada ustawiona z suvów. Spoon przyspieszył uderzając w jeden z nich z ogromną prędkością. Na moment wszystko zaszło czerwoną mgłą. Wampir wyczołgał się ze swojego auta. Leżało na dachu. Zbliżało się do niego dwóch policjantów. Celowali w niego ze strzelb. Nie był pewny ilu zginęło w czasie pościgu, ale dwaj kolejni nie mieli mu zrobić różnicy. Wtedy rozległ się klekot broni automatycznej. Zza przewróconego auta. Spoon odwrócił się przez ramię. Z dwóch innych mustangów wyszli wytatuowani azjaci, którzy strzelali krótkimi seriami w komandosów. Spoon widział jak naboje wbijają się w kamizelki komandosów. Zagryzł zęby, gdy nagle poczuł podmuch powietrza obok siebie. Młoda Azjatka rozpędzona odbiła się z dwóch nóg i wykonała obrót w powietrzu. Jeden z komandosów stracił głowę od miecza, który zatoczył w powietrzu szeroki łuk. Drugiego powaliło kopnięcie w klatkę piersiową. Spoon usłyszał jak pękają żebra pod kamizelką kuloodporną. Jednak nie cierpiał długo. Chun Hei zatopiła ostrze miecza w szyi. Nikt inny na blokadzie nie przeżył. Azjatka wyjęła jedwabną chusteczkę. Najpierw powąchała zakrwawione ostrze, potem wytarła je chusteczką.

- Za szybko zginęli. Nie zdążyli poczuć strachu.

Z przeciwka podjechał zielony motocykl marki Kawasaki. Powoli przejechał obok rozbitego suva. Spoon pozostawał napięty. Nadal spodziewał się zagrożenia z każdej strony. Kobieta na motocyklu uniosła szybkę. Pod spodem miała kominiarkę, więc Spoon widział jedynie jej oczy.

- Rozpieprzył wszystkich. Ci byli ostatni.

Chun Hei skinęła z satysfakcją.

- Zbieramy się stąd - wydała komendę Brujah. - Weź go na motor.

Motocyklistka skinęła głową. Po chwili jechali dalej obwodnicą. Na kolejnym zjeździe wbili się znów do wnętrza miasta. Tym razem trzymali się rzeki. Po niecałym kwadransie skręcili do jednego z magazynów. Był spory. Zastawiony paletami z beczkami. Obie kobiety miały latarki. Ghule Chun Hei zostały przed wejściem. Druga wampirzyca zdjęła kask i kominiarkę. Dopiero wtedy do Spoona dotarło kim była.

Adisa. Banu Haquim, którą zarekomendował Markusowi do pomocy. W rogu hali natomiast było coś, co przypominało “obóz”. Była tam czarnoskóra kobieta, którą Spoon widział pierwszy raz w życiu. Miała sporą bliznę po lewej stronie żuchwy. Po naboju, który przeszedł na wylot. Nie miała też lewej dłoni. Ręka kończyła się nieco poniżej łokcia, z którego zwisał krwawy ochłap. Na rozrzuconych szmatach leżały wokół niej dwa wielkie szare wilki. Oczy rannej świeciły czerwienią. Podobnie oczy jednego z dwóch wilków.

- Jesteśmy. Zdjęliśmy czworo komandosów. Nikt z naszych nie zginął - zameldowała Adisa.

- Chun Hei, czy mam to rozumieć jako zmianę stron? - powiedziała czerwonooka.
- Rowena, wsadź sobie w dupę te wojenki. Te skurwiele zabiły Lokhego. Adisa powiedziała, że załatwili też Markusa. Naprawdę nie mam ochoty słuchać twojego pierdolenia o relacjach Arwyn z Anną. Londyn płonie. Polują na nas! Spójrz na siebie kurwa. Jesteś szeryfem i co? Krwawisz w szmaty na jakimś zadupiu. Gdzie pozostała trójka szeryfów? Nie żyją.

Rowena zamilkła w obliczu światłej argumentacji Brujah.
- Ty - zwróciła się do Spoona, a w czerwonych oczach było coś przerażającego - dlaczego tam polazłeś? - głos Gangrelki nawet trochę nie przypominał głosu przestraszonej dziewczyny z telefonu.
- Czekaj Rowena, nie miałam kiedy mu tego wyjaśnić - przerwała Adisa.
- Spoon - tym razem Asamitka skierowała się do uratowanego z zasadzki kierowcy - oni załatwili Markusa. Przygotował nalot na jedną z mobilnych jednostek. Przeliczyliśmy się. Siedziałam ze snajperką jako obstawa. Widziałam jak zabili dwóch naszych. Markus nie wyszedł stamtąd, ale po chwili na miejscu były ich trzy szwadrony. Przejęli jego telefon. Pewnie wydobyli też jakieś informacje. W każdym razie Markus miał hakera, to jeden z jego kontaktów. Wykrył, że jest ruch na jego linii telefonicznej. Sprawdzali coś. Dzwonili do różnych osób. Myślę, że namierzali. I wtedy okazało się, że ktoś zadzwonił do Markusa. Potrzebowaliśmy pół godziny, żeby spróbować ciebie namierzyć. Chciałam się skontaktować wcześniej, ale nie zdążyłam.

- Bo wdepnęła na nas - wtrąciła się Chun Hei.
- Gdy Spoon do mnie dzwonił, to od razu wiedziałam, że coś się szykuje. Zwłaszcza, że padło twoje imię, a to nie wróży niczego dobrego. Prawie zdjęłam jej czerep, - uniosła brodę wskazując Adisę - gdy usłyszeliśmy rozróbę pod rzeźnią.

Rowena opadła na fotel obrotowy. Lewy kikut zwisał bezwładnie, prawa dłoń powędrowała pod brodę. Oba wilki jak na komendę siadły pod jej stopami.

- No dobra. Numer Markusa jest spalony. Zginęły cztery wampiry, zabiliśmy ośmiu żołnierzy. Kurwa.

- Ta. Dobrze powiedziane - podsumowała Azjatka.

- Młody a jakie ty masz sugestie - czerwone oczy świdrowały Spoona.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-08-2022, 23:18   #464
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sędzia z trudem nad sobą panował. Gdy byli w samochodzie, z dala od zewnętrznych bodźców radził sobie całkiem nieźle. Bestia była posłuszna jego woli. Ale teraz? Teraz szalała, stymulowana przez chaos na ulicach. Widok i zapach świeżej, wampirzej krwi niemal posłał go w szał gdy zobaczył dwójkę młodzieniaszków, wyraźnie walczących o prawo do pożywienia się. Zobaczył też starszą kobietę, gotową wezwać pomoc. Z trudem odwrócił się od dzieci i ruszył ku kobiecie.

- Przepraszam panią bardzo. - zaczął uśmiechając się uprzejmie, ukazując rozłożone, puste dłonie. Gdy tylko kobieta skupiła się na nim, jego wyraz twarzy nagle się zmienił. Źrenice rozszerzyły się, zmieniając jego oczy w dwie czarne dziury. - Zapomnij. - oznajmił. Przez ułamek sekundy nic się nie działo, aż nagle… kobieta oklapła. Wyglądała na całkowicie zdezorientowaną.

- Zgubiła się pani, proszę iść do domu. - ponownie odezwał się Yusuf, delikatnie, acz zdecydowanie prowadząc kobietę w kierunku odwrotnym od walczących wampirów.

***

Wrócił po niecałej minucie. Zirytowany podszedł do wciąż pożywiającego się dziecka i złapał je za kark. Bez najmniejszego wysiłku oderwał zwycięzcę od zdobyczy i zaciągnął wampira w zaułek, po drodze patrząc Navaho w oczy. Czy były to przeprosiny? A może prośba o pomoc gdyby stracił nad sobą kontrolę? Ciężko było powiedzieć. Ważne było to że był przeraźliwie głodny i wreszcie mógł zaspokoić swój głód. Wreszcie znalazł kogoś kto zasłużył na karę.

- Żywienie się na innych wampirach było od mileniów obowiązkiem, klątwą i błogosławieństwem klanu Haquim. - zaczął mówić do pijanego krwią wampira, a jego głos zaczął nabierać siły, jak wtedy gdy rozmawiał z Valeriusem. Wydawał wyrok. - Wszystkie inne wampiry, nawet tak… cienkokrwiste też mogą to robić, ale tylko gdy są ku temu zasadne przesłanki, gdy krew oddana jest dobrowolnie, gdy krew zdobyta jest w samoobronie, gdy krew zdobyta jest podczas polowania na istotę opanowaną bezodwrotnie przez Bestię i gdy żywienie się nie stanowi zagrożenia dla innych. Nie spełniłeś żadnego z tych warunków. Twoją karą jest głód. - rzucił i bez dalszych ceregieli wgryzł się w szyję młodzieńca.

Przez chwilę wszystko było dobrze… Ale ta krew, nawet tak rozwodniona, nawet tak młoda była tysiąc razy lepsza niż cokolwiek co mógł wydobyć z worka. Niż cokolwiek co mógł wyssać z prawdziwego śmiertelnika. Była tak pełna smaku, aromatu, zupełnie inna od tego co miał w sobie de Worde i niosła w sobie echo wiosny. Echo zmian. Yusuf chciał jej tylko trochę więcej…

Ale Bestia chciała wszystko.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 17-08-2022, 13:48   #465
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Czar Prezencji rozpływał się po tłumku, coraz śmielej przytakującemu głośno mówiącemu Brujah. Nie wszystko co mówił, miało związek przyczynowo skutkowy, ale nie liczyła się logika, tylko rozbudzenie emocji, rzucenie iskry, która wznieci płomień, który to zamieni to miasto w pożogę. Czuł się jak średnioweczny Robin Hood, jak Guy Hawkes, próbujący znaleźć popleczników do swojego szatańskiego planu, jak Sid Vicious wzniecający zamieszki na koncercie Sex Pistols.

W koncu kim byli ci ludzie? Dla Tonego nikim, ale chyba im też należało się coś od życia. Sam pochodził z takich nizin i nie raz musiał kraść by żyć. A że heroldowie mogli sami coś ugrać na niekontrolowanym gniewie społeczeństwa? To było czystym oportunizmem. Tony krzyczał coraz głośniej i kolejni ludzie powiększali tłum niezadowolonych:

- A policja co? Chroni bogaczy a nas ma w dupie! Zamknęli wszystkie lokale, bo tam i powiedzieli Ci któzy trzymają łapę na kasie! Wiecie co zrobili dokerzy w 1923 jak bobbies zakazali im strajku, po podwyżkach cen? Wyszli na ulice i zrobili z tym porządek! Tak właśnie! Sami wzięli co im się należało i psy gówno mogły zrobic przeciw takiej sile! A co było w zeszłym roku jak skatowali tego małolata? Londyn wyszedł na ulicę i zaprotestował. Ludzie zabrali bogatym co ich! Przestańmy być niewolnikami kapitalizmu, tłamszonymi przez służby, mamionymi głodowymi płacami, zasiłkami, po to żeby garstka rezusów na złotych tronach bogaciła się jeszcze bardziej i rzucała nam ochłapy z pańskiego stołu. Sięgnijmy po te wszystkie dobra na które musimy harować jak woły! Sami! Tak jak nasi ojcowie i dziadowie, gdy wybijała odpowiednia godzina! A mówie wam, że ten moment właśnie nadszedł!

Brujah właściwie nie zwrócił uwagi na resztę heroldów, którzy wdali się rozmowę z kimś innym, potem stracił ich z oczu, ale kontuynuował swoje przemówienie...
 
8art jest offline  
Stary 21-08-2022, 03:38   #466
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Wycieczka do Southall była jak déj�- vu, jak przeżywanie na nowo snu z minionej nocy, tylko w bardziej namacalny sposób. Przez szybę samochodu rozpoznawał mijane ulice i budynki. Na niektórych kamienicach, na cegłach można było zobaczyć roczniki postawienia budynków. Czy to możliwe, że mimo minionych lat, dzielnica tak naprawdę nie zmieniła się szczególnie? Sam Londyn przecież był bombardowany podczas wojny. Nawet mieszkańcy byli w większości imigrantami. Jedyną różnicą było to, że teraz byli już traktowani jak ludzie, nie jak towar... Prawda?

Gdy razem z Heroldami dojechali na miejsce, przez chwilę poczuł się trochę jak gospodarz, oprowadzający gości po swoich włościach. Ci z kolei szybko poczuli się jak u siebie - Tony od razu wziął się za agitację, zdumiewając Navaho jak szybko i naturalnie potrafił sobie zjednać i uzyskać posłuch od obcych, przypadkowych ludzi. Jednak w dzielnicy takiej jak ta, równie łatwo można było zwrócić uwagę kogoś, komu takie zamieszanie nie jest na rękę.
- Pilnuj. - wydał komendę swojemu owczarkowi, który z oddali nie spuszczał Tony'ego z oczu.

Sędzia z kolei... Wydawał wyrok. Zbyt surowy, zdaniem Indianina, Cienkokrwisty nie zasługiwał na taki koniec. To nie był Yusuf, którego znał. Musiał zaryzykować i zainterweniować siłą, ciosem w twarz w pijącego wampira.
- Kontroluj się Sędzio! Kara musi być współmierna do popełnionej zbrodni! -Navaho próbował przemówić do rdzenia osobowości Yusufa - poczucia sprawiedliwości.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.

Ostatnio edytowane przez Klejnot Nilu : 21-08-2022 o 03:41.
Klejnot Nilu jest offline  
Stary 23-08-2022, 13:51   #467
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Spoon uciekał zawierzając całkowicie “instynktowi”. Liczyło się tylko to żeby przetrwać. Działały refleks i mięśnie.
Nie było czasu na wątpliwości, na strach tylko na akcje i reakcje. Otaczał go istny kalejdoskop wydarzeń, ale ciało reagowało bezbłędnie.
Arwyn mówiła mu, że był zabójcą i… chyba właśnie tym teraz był.
Rozwalał samochody, ludzi jakby to były zabawki.
Jego mustang wyleciał w powietrze i na moment wszystko zalała czerwona mgła gdy zobaczył biegnących w jego stronę policjantów. Wyszczerzył kły…
Kiedy nagle strzały rozległy się z drugiej strony, ale… pociski nie trafiły w niego. Chwilę zajęło mu żeby zrozumieć że to są… posiłki?
Tak! To była Chun Hei i jej ludzie.
Zaatakowali tamtą dwójkę.
Spoon obserwował wszystko tak jak na zwolnionym filmie jego umysł widział wszystko klatka po klatce.
Widział jak azjatka wyciąga katanę i szatkuje tamtą dwójkę. Zarejestrował też że coś do niego mówi. Chodziło o smak krwi…
Koło nich zaparkował motocykl i Spoon natychmiast przeniósł na niego uwagę gotów zabijać.
Siedziała na nim zamaskowana kobieta. Nie atakowała. Mówiła. Mówiła o nim.
Zaraz… Naprawdę wszystkich ich zabił? Ilu ich było? Potrząsnął głową.
-Czekajcie. - powiedział wyłączając telefon. Podszedł do swojego wozu próbując wydostać z niego rzeczy. Gdy skończył ruszył z resztą uważnie lustrując otoczenie. Cały czas był w najwyższej gotowości.
W końcu dotarli na miejsce i nieznajoma zdjęła hełm. Spoon poznał Adisę. Przyjaciółkę Yusufa z balu.
Ruszył za resztą i zobaczył Rowene. Prawdziwą Rowene. Usłyszał jej głos. Zagryzł zęby jak mógł być tak głupi?
Zjeżył się słysząc protekcjonalne ton Gangrel.
-Młody? Jestem Whiliam Spoon! Bruhja! Jestem…- wampir zaczął, ale jego wzrok zatrzymał się na Chun. Niedawno radziła mu nie przedstawiać się jako zabójca na usługach Mitry. Ponownie przeniósł wzrok na Rowene.
-Jestem starym przyjacielem Markusa. - dokończył trochę niezgrabnie. Milczał chwile. W końcu podjął ponownie.
-ja… ja Chciałem mu pomóc. Ale spóźniłem się. Cholera… - zirytowany kopnął w ścianę. Czując się bezradny.
Przeniósł wzrok na Adise.
-Ciebie kojarzę z balu. - zmrużył oczy.
-Chyba zdążyłem Cię zarekomendować Markusowi… - mruknął siłując się z pamięcią.
Potrząsnął głową w końcu przemówił odnosząc się do meritum.
-Jeśli chodzi o ten cały antygen to nie mamy z nimi szans w otwartej walce. Po prostu kurwa nie mamy. Możemy tylko zginąć bohatersko jak Bloody hell Markus. - skrzywił się wściekłe ciągle zły na to że nie miał jak pomóc przyjacielowi.
-Ja… Ja rozmawiałem z nim niedawno podczas balu o infiltracji antygenu, żeby złapać płotkę i piąć się w górę. Miały nad tym pracować wytypowane do tego wampiry ale chyba sytuacja wymknęła się spod kontroli i wybuchła nam teraz w twarz. - Spoon zaczął krążyć nerwowo charakterystycznym dla niego zwyczajem.
-Najbardziej wkurza mnie to że to są ludzie do cholery ludzie! Można z nich zrobić sobie armię cholernych ghuli. Albo wysadzić w powietrze tę ich przeklętą bazę. Po prostu my dalej nie wiemy kto nimi steruje, kto jest wrogiem. Czy komukolwiek udało się złapać i przesłuchać jakiegoś z nich? Co o nich wiadomo? Potrzebuje jakichkolwiek konkretów! - warknął wściekły na całą sytuację jaka go spotkała.

- Te czasy zmuszają nas do dziwnych sojuszów. Do miasta przyjechała Justicariusz Parr. Ma ze sobą grupę szturmową, pod dowództwem dwójki Archontów. Ale tak, problemem jest gdzie uderzyć. Antigen ma sześć mobilnych baz. Miał dziewięć, ale Markus i ja nie próżnowaliśmy po tym jak zabili Cirila Mastersa. Nie wiemy kto jest ich głową. Ich silnym ramieniem jest pułkownik Paul Richards. Dwadzieścia lat czynnej służby w SAS. Wszystkie kartoteki utajnione. Szkolenia w USA. Brał udział w działaniach w zatoce perskiej. Cholera wie gdzie stcjonuje, ale to on dowodził szturmem na Shard. Wiemy, że mają co najmniej sześćdziesięciu ludzi o wyszkolonych wojskowo. Spora część Brujah i Gangrele sobie poradzą. Ale toreadorów już nie ma. Tremere płoną. Ventrue są odcinani od pieniędzy. Stoi za nimi rząd. Wchodzą na komisariat jak do siebie, rozstawiają zwykłych gliniarzy po kątach, tak, żeby oni rozstawiali pachołki na ulicy dookoła terenu działań, a potem wbijają i robią czystkę.
- Potrzebujecie Arwyn - wypaliła Chun Hei. - Nigdy tak jak teraz nie potrzebowaliście sprawnego wojskowego.
Rowena zaniosła się śmiechem i po chwili powiedziała:
- Chcę zobaczyć, jak Anna rozkazuje cię ściąć, gdy przychodzisz z tą sugestią.
- Nie słyszałaś? Mamy doborowy oddział Brujah. Mamy Justycariusza. Potrzebujemy teraz zwiadu, nie Arwyn.
- Serio? Justycariusza z Malkavian? Ona ma dowodzić naszymi siłami na wojnie? Bo tak Rowena, to jest pieprzona wojna. Wojna wampirów z ludźmi, na niespotykaną dotąd skalę. Potrzebujemy generała z prawdziwego zdarzenia. Wiesz dobrze, że przez dwadzieścia wieków swojej egzystencji Arwyn zabiła setki, jeśli nie tysiące żołnierzy.
Rowena już się nie śmiłała.
- Nawet jeżeli masz rację, to na Arwyn jest wyrok. Tylko Anna może go cofnąć.
- Albo Parr - powiedziała Chun Hei.
Adisa była nowa w mieście. Wybrała więc ciche przyglądanie się rozmowie, podczas gdy dwie wampirzyce dyskutowały.

Spoon myślał. Co mówić a czego nie...
Czy mówić o tym że jest gotów zdradzić Annę?
Czy mówić o tym że z Arwyn planują zdradzić Mitrę.
Myślał...
Cholera... Nie był na tyle biegły by poprowadzić tą rozmowę tak by nie pogrążyć reszty.
Zresztą... Nie miał przy sobie tego cholernego nagrania, więc to byłoby tylko jego słowo przeciw królowej Londynu.
No i... jeśli teraz wieści by się rozniosły po mieście to mieliby na karku jeszcze popleczników Anny chcących ich uciszyć raz na zawsze.
Nie... to nagranie musi "samo" wypłynąć, a ostateczny cios trzeba zadać w odpowiednim momencie przed odpowiednią osobą.
Na pewno nie była nią Rowena.
Chociaż…. Jej postawa go już irytowała i postanowił wreszcie dać temu upust.
-Bloody Hell Rowena nie wierze, że wyskakujesz teraz z Anną i to po całej akcji z Shard. Anna zwiała zostawiając za sobą wampiry które postanowiła poświęcić jak głupie bydło celowo przekazując im nieprawdziwe informacje o jakiś cholernych helikopterach zamiast o windzie. Byłaś tam przecież widziałaś co się do cholery działo. - Spoon milczał krążąc nerwowo zdawał relację Qwertego i Jusufa. Oni pewnie by to zrobili lepiej, ale musiał mówić za nich. W końcu się zatrzymał i wbił wzrok w Gangrel.
-No i Bloody Hell Rowena kogo ty teraz straszysz tą cholerną Anną? Dwójkę Bruhja którzy jako nieliczni w całym tym mieście postanowili Ci pomóc. Ja przed chwilą praktycznie zmiotłem oddział antygenu bo chciałem do Ciebie dotrzeć i nawet jak głupio wpadłem w zasadzkę to wpadłem w nią dlatego że Twój los nie był mi obojętny. I tak chodziło też o Markusa, ale nie chciałem żeby antygen zgarnął kolejnego doświadczonego w walce szeryfa. No i mówisz teraz o doborowym oddziale Bruhja jak o pewniku. A w ogóle nie wiesz jak klan zaopatruje się na ogłoszenie tych krwawych łowów na jednego z najstarszych Bruhja. My jesteśmy dość blisko jako klan. I tak się składa, że ja nie jestem tym zachwycony, Markus też nie był, ani Chun. Naprawdę zostaw te wojenki bo tylko zjednoczeni przetrwamy. Na antygen musimy uderzyć zwartą nie podzieloną grupą. -Przeniósł wzrok na Adisę.
-Markus zlikwidował 3 bazy i zginął. Zostało 6 baz. Ale cholera... Czy my się dobrze do tego zabieramy? Bo ja dalej nie wierzę, że ludzie sami z siebie zrobili sobie rząd powołali antygen i radośnie zaczęli sobie zabijać wampiry. Jak to możliwe że nie mamy tam żadnego ghula. Przecież zawsze rząd to byliśmy my! Bo Bloody Hell żyjemy tysiące lat, posiadamy dyscypliny takie jak dominacja. Jak takie gówno co nawet nie dożywa setki i ginie od pojedynczej kuli może być dla nas jakimkolwiek zagrożeniem. - Spoon znowu zaczął krążyć.
-Ja wiem... że na przykład De Worde współpracował z antygenem. Nie wiem czy działał sam, ale to głównie przez niego jest teraz tak źle. To chyba logiczne, że Nosferatu najbardziej chciał dopiec Toreadorom i Venture. -Spoon zagryzł kły.
-Cholerne wojenki…

- Spoon - Rowena w końcu przemówiła - usiądź. Londyn sypie się, bo nie było w nim silnej i scentralizowanej władzy. Dlatego potrzebna jest Anna. Zresztą… jeżeli chcesz się bawić w politykę to idź pogadaj z nią i Parr. Ja tu jestem od zapewnienia bezpieczeństwa. Nie mam już kim atakować. Nosferatu może zrobią lepszy zwiad i strącimy głowę Antigenu. Ja jutro wybywam z Londynu z polecenia Anny. Postaram się wrócić z nowymi sojusznikami. Tak, żebyśmy nie byli zależni od prywatnych najemników Justycariusza. Na ten moment kończymy z kontr uderzeniami.
Przy tych słowach wilk o czerwonych oczach położył po sobie uszy.

Spoon potrząsnął głową.
-Anna miała swoje pięć minut rządziła tym cholernym miastem i doprowadziła do tej sytuacji. Dziwię się, że dalej jej bronisz jako „genialnego stratega”, chyba że podziwiasz ją za akcje w Shard. - Bruhja założył ręce na klatce piersiowej patrząc bykiem.
-Zgadzam się z Chun z tym że to Arwyn potrzebujemy. - Potrząsnął głowa słysząc o pomocy Nosferatu.
-Co do tych Nosferatu to nie wiem czy można im ufać. Czy De Worde działał sam, czy to była zorganizowana akcja. - Spoon myślał. Powinien, powinien jeszcze o coś zapytać.
-Dobra. Gdzie można złapać tą Parr? Myślę, że mamy sobie do wyjaśnienia kilka kwesti.

- Przebywa w jednej z kryjówek Anny. Tam mamy tymczasowy dwór. Tam są też primogeni kilku klanów. W tym Brujah - Rowena wyszczerzyła zęby. W świetle latarek było w tym uśmiechu coś przerażającego.

Spoon zmrużył oczy wyłapał to że Bruhja zgromadzeni przy Annie prawdopodobnie nie będą popierać powrotu Arwyn bo ta zagrażałaby ich pozycji. Potrząsnął głową, kurwa jak oni mają walczyć z czymkolwiek! To się w głowie nie mieści.
Zresztą… prawdopodobnie pójdzie tam Cath. On jeśli już się tam pojawi to w ramach obstawy.
Zresztą Bloody hell co go ten cały Londyn obchodzi?! Chciał tylko wywieźć Brusille z miasta.
Tylko psia mać nie potrafił jej znaleźć.
-Gdzie jest ta kryjówka? - zapytał dla formalności. Pocierając nerwowo kark. Przez myśl przeszła mu ważna kwestia - to czy Brusilla miała prawo go w ogóle przemienić?
Tak? Nie? Nie miał zielonego pojęcia. Przez ten cholerny rytuał nie wiedział o sobie praktycznie nic.

- Zaanonsuję cię i dam znać jakie miejsce ustalimy na spotkanie. jutrzejszej nocy - odpowiedziała Rowena i pochyliła się, żeby zdrową ręką pogłaskać jednego z wilków.
- Mnie na tym spotkaniu nie będzie. Jak wspomniałam, wyjeżdżam z Londynu negocjować wsparcie. Wrócę za kilka nocy.
- Jasne - Chun Hei uśmiechnęła się wrednie.- wcale nie wyjeżdżasz z miasta gdy staje w ogniu.
Czerwone oczy mierzyły się z Brujah. Chun Hei położyła dłoń na rękojeści swojego miecza.
- Dalej, sprowokuj mnie suko - powiedziała Azjatka.
- Chodźcie - Spoon poczuł na ramieniu dłoń Adisy. Drugą położyła na ramieniu Chun Hei
Po chwili cała trójka była przed halą magazynową.
- Całą tę Camarillę, to o kant dupy roztrzaskać - stwierdziła Chun rzucając niedbale miecz na siedzenie pasażera do swojego mustanga.
- No ale przynajmniej umówiłeś się na audiencję do królowej. - Azjatka wykonała teatralny ukłon, po czym wsiadła do auta.
- Czy wiesz, gdzie jest Yusuf? Mam nadzieję, że nic mu się nie stało.

Spoon przyjął z kamiennym wyrazem twarzy informacje o spotkaniu z Anną. Wcale się do tego nie palił. Ba nie był do końca pewien czy się na nim pojawi. Ale… Cath pewnie chciałaby iść.
W końcu poszedł za Adisą i wsiadł na motor. Kiedy Chun skomentowała to jego spotkanie z Anną tylko parsknął zakładając na siebie plecak z zabranymi z wozu rzeczami. No bo co miał jej powiedzieć? Że od Camarilli to wolałby się trzymać najdalej jak tylko się da? Bo mu wlepią wyrok za to czy za tamto. Jakby sami psia ich mać byli krystalicznie czyści.
Przeniósł wzrok na Adisę.
-Jusuf jest cały. - zastanowił się.
-Przynajmniej był kiedy widziałem go ostatnio. - sprostował patrząc ponuro w noc.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 24-08-2022 o 11:17.
Rot jest offline  
Stary 24-08-2022, 08:58   #468
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Spoon i Adisa jechali w noc. Wampir pamiętał z poprzedniego życia jazdę na motocyklu, ale musiał przyznać, że Kawasaki Ninja jest czymś co przekroczyło jego oczekiwania wobec środka transportu. Siedział z tyłu trzymając drobną sylwetkę wampirzycy z Banu Haquim.

Adisa prowadziła agresywnie i z pewnością nie bezpiecznie. Z drugiej strony czego spodziewać się po wampirze? Przecież nie umrze od skręcenia karku. Do Southall wjechali od południa. Spoon miał okazję zobaczyć miasto. Wymarłe miasto. Przy głównym bulwarze, około 21:00 powinno być mnóstwo ludzi. Tymczasem przy największych lokalach widział jedynie żółte taśmy odgradzające dostęp. Co jakiś czas stał, lub jechał patrolowy radiowóz. Adisa szybko wtedy zmieniała drogę. Większość patroli słano do centrum. Tam jakiś wariat przebił się przez blokadę policyjną.

Adisa zaś zdała się poznać Londyn na tyle dobrze, że wiedziała gdzie można o tej porze znaleźć duże zbiorowiska ludzkie. Spoona zamurowało.

Kawasaki skręciło z głównego bulwaru i oczom wampirów ukazało się coś niespodziewanego.



W mieście trwały zamieszki. Ludzie na ulicy biegali i niszczyli samochody. Wybijali witryny sklepowe. Część skakała po dachach. Spoon domyślił się, że nie wszyscy z tłumu to ludzie, ale nie widział nigdzie swoich znajomych.

- Spróbujmy przebić się do trzech mostów - dobiegło spod kasku Adisy. Motocykl ruszył powoli pod prąd. Tymczasem gdzieś za ich plecami grupa ludzi skakał po radiowozie.

***

Krew i jej smak były wszystkim na czym Yusuf mógł się skupić. Słowa wokół były niesłyszalne. Uszy wypełniał przyjemny szum zapełniających się naczyń krwionośnych. Głód malał, gdy Yusuf poczuł silny uścisk na ramieniu. Ktoś próbował go oderwać od ofiary. Ktoś próbował przerwać tak wyczekiwany posiłek. Jednak Yusuf stawiał opór.

Utamkeuus próbował odciągnąć sędziego. Jednak zdawał się on niewiarygodnie silny. Powinien wziąć na to poprawkę, gdy zaczynał próby odciągnięcia go od ofiary. Przecież widział z jaką łatwością Yusuf radził sobie z ogromnym mieczem. Mężczyzna, którego spijał Banu Haquim przestał się szarpać. Leżał teraz bezwładnie.

Pies podbiegł i zaczął szarpać nogawkę Yusufa.

Krew… Krew znów napełniała jego ciało. Aż w końcu przestała płynąć. Osuszył ofiarę i odpuścił. Ciało opadło, a Navaho odciągnął go do tyłu.

U ich stóp leżały zwłoki potencjalnego kontaktu, co Cath skwitowała oceniającym spojrzeniem.

Wokół zerwał się tłum, który spod trzech mostów szedł w miasto. I w zasadzie niemal zaraz po tym tumulcie, który się rozległ przyszedł do nich Tony. Trójka wampirów stojąca nad zwłokami nie wróżyła niczego dobrego. Wtedy martwy mężczyzna otworzył oczy.

- Kurwa mać - zaczął na przywitanie sięgając dłonią do szyi. - Ja pierdolę…

Miał wyraźnie orientalny akcent.

- Sri Sansa -
powiedział tylko Navaho klękając przy wygłodzonym przez Yusufa wampirze.

***

Cath, Tony i Yusuf nie mogli uwierzyć w to jak potoczyła się sytuacja później. Po pierwsze schwytany wampir zaczął zwracać się do Utamukeeusa per Samotny Wilku. Po drugie inne wampiry zdawały się nie istnieć, ot wpatrywał się w Samotnego Wilka jak w swojego idola.

Wygłodzony cienkokrwisty miał na imię Ferhat. Rzeczywiście nie miał kłów, ale był wampirem. O ile o kimś, kto mówił o sobie, że jest z szesnastego pokolenia można było jeszcze powiedzieć, że jest wampirem.

Potem posypały się informacje jak z rękawa. Dzielnicą nie interesowała się Camarilla i praktycznie nie pojawiały się w niej wampiry podlegające Annie. Rządziła Najima Elmi. Ponoć miała najsilniejszą krew z nich wszystkich. Krążyły też o niej plotki, że potrafi przekazać dalej swój dar krwi. Było to wyjątkowe na skalę cienkokrwistych. Zazwyczaj nie mogli tworzyć potomstwa.

Najima urzędowała zazwyczaj w Roti Mojo, klubie Bhangra, który doświadczył nalotu poprzedniej nocy.

Sri Sansa też nie był problemem. Otóż Guru Sansa jest też dość powszechnie znany. Ponoć był właścicielem restauracji Subtelna Przyprawa i właścicielem największej korporacji taksówkarskiej w tej dzielnicy. W każdy czwartek można było go znaleźć w bibliotece, gdzie spotykał się z ludźmi ze swojego kultu. W bibliotece, pracował też Amrish Bakshi, o którym Ferhat wiedział, że jest ghulem Guru Sansy.

Ferhat zaoferował się pomóc Samotnemu Wilkowi i jego przyjaciołom. Zadzwonił do Najimy i poprosił o spotkanie. Wtedy spotkali się ze Spoonem i Adisą.

Samochód musieli zostawić. Adisa zostawiła obok również swój motocykl. Miasto stało się teatrem zamieszek. Ferhat jednak się tym zbytnio nie przejmował. Dopytywał o to cóż działo się z Samotnym Wilkiem przez te mijające dekady. Okazało się, że sam Ferhat mimo wyglądu dwudziestokilkulatka pamiętał Samotnego Wilka sprzed wojny. Nawet ścieli się w ringu i Ferhat przegrał.

***


Najima spotkała się z nimi w małym mieszkaniu pełnym muzyki, zapachu haszyszu i korzennych przypraw. W zasadzie trudno było określić ile było w nim pomieszczeń, bo każde wydawało się ciasne i w każdym zamiast drzwi wisiały zasłony z paciorków. Sama “przywódczyni” cienkokrwistych sprawiała dość rozczarowujące wrażenie. Była to dziewczyna wyglądająca na jakieś szesnaście może osiemnaście lat. Leżała rozłożona na poduszkach i pociągła z sziszy.

- On jest naprawdę godny zaufania - mówił Ferhat przedstawiając Utamukeeusa - wiele dekad temu widziałem, jak de Worde darzył go zaufniem. To on powiedział, że de Worde może nam zaufać. To dzięki niemu jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.

Najima wypuściła dym.
- I przychodzisz tylko, żeby dowiedzieć się gdzie jest Sri Sansa? - uniosła brwi.
- Wiedza jest cenna. Za wiedzę się płaci. Ale jeżeli jesteś tym samym Samotnym Wilkiem, który tyle dla nas zrobił na początku dwudziestego wieku, to w zasadzie ja powinnam się odpłacić. Sri Sansa mieszka w Osterley. Dzielnicy bogatych. Duży biały dom, z wielkim podjazdem i dużym drzewem przed domem. Tam żyje. W czwartki jest w bibliotece, robi swoje przedstawienia. W piątki i wtorki wraz z rodziną jada kolacje w atrium Subtelnej Przyprawy.

Gdy heroldzi byli gotowi do opuszczenia tymczsowej siedziby Najimy ta wstała i wzieła dłoń Navaho. Uniosła ją do ust i ucałowała.

- Dziękuję. Wiedz, że coś musiało się stać, bo nie było u mnie Gabrieli wczoraj.

Wszyscy, a najbardziej Spoon byli zaskoczeni jak wielkie poważanie ma wśród Cienkokrwistych Utamukeeus. Pierwszy raz zdarzało się, że ignorowano ich wszystkich. Nawet Cath…

***


Tym razem wrócili po samochód i motocykl. Osterley nie było dużą dzielnicą. To znaczy, było zaludnione bardzo rzadko. Dom o którym mówiła Najima znaleźli dość szybko. Wielka rezydencja wśród innych wielkich rezydencji wyróżniała się tym, że cały podjazd był zajęty białymi wanami z logo jednej korporacji taksówkarskiej. Tony naliczył osiem. Wokół była cała masa ludzi, którzy przenosili różne pudła i w iście hinduskim stylu przekrzykiwali się. Z tłumku dochodziły różne głosy, i heroldzi z trudem wyłapywali pojedyncze zdania:

“Co to za czas na przeprowadzkę? Drogi Sri jest nocną sową, ale tak późno w nocy?”

Dochodziła 24:00. Zamieszki, spotkania przy haszyszu, spacery po dzielnicy zdominowanej przez tłumy zajęły więcej czasu niż zakładali.

“Nie wierzę, że ktokolwiek zamierza nas skrzywdzić. W mojej opinii wujek Sri robi się paranoikiem. Policja jak dotąd zawsze nas chroniła, a przecież nikt z nas nie łamie prawa”

Na ten komentarz kobiety, ktoś inny odpowiedział, że widział jak po mieście szaleje tłum, który chce okraść wszystkich bogatych, i jest ich tak dużo, że żadna policja ich nie zatrzyma.

“Najgorsze jest to, że przenosimy dzieci w połowie roku szkolnego. Amira dopiero zaczęła robić postępy z nowym nauczycielem, a ta przeprowadzka cofnie ją o co najmniej pół roku.”

Sansa mieszkał otoczony przez rodzinę. Dużą rodzinę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 28-08-2022, 19:37   #469
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Spoon siedział za Adisą na motorze czując jej zapach i wibracje silnika. Musiał przylgnąć do niej mocno jeśli nie chciał wypaść na którymś z zakrętów.
A to przywołało wspomnienia innej kobiety… Brusilli… I nagle tęsknota podbita dziwną wypitą krwią uderzyła w niego z podwójną siłą.
Jednak na szczęście… szybko znalazł się w zupełnie innej sytuacji na której mógł skupić działanie.
Miasto wydawało się teraz rozpadać na ich oczach. Chciwie łapał zapach krwi unoszącej się w powietrzu.
Ta krew pachniała dobrze. Tak jak powinna…. Chciał zamoczyć w niej kły…
W końcu dotarł do reszty i w krótkich słowach powiedział co zaszło: że telefon Markusa przejął ktoś z Antygenu, że to była zasadzka, że zmiótł ludzi którzy go napadli, ale pechowo skasował też wóz, że rozmawiał z Roweną i że umówił spotkanie z Anną i Justariuszką Parr. Dodał jeszcze, że nie jest do końca pewien czy na nie iść. Czy to generalnie całej ich sytuacji nie pogorszy.
W końcu ruszył za resztą. Po prostu dając się prowadzić. Co jakiś czas patrząc na kogoś kto mógł być potencjalnie dobrą zdobyczą.
Skupił się na tym by wykryć interesujący go rezonans odnowić straty i po prostu poczuć się dobrze.
Tak jak Bloody Hell powinien!
Ale… Nie było na to czasu i chcąc nie chcąc musiał odpuścić.
Samo spotkanie u cieńkokrwistych było dla Spoona irytujące, bo uważał te podwampiry za zwykłe ścierwo. Jednak miał tyle rozumu, żeby zagryź kły i zachować swoje uwagi dla siebie. Ale kiedy Najimy wstała i ucałowała dłoń Navaho to jego brwi powędrowały do góry. Z każdą chwilą robiło się dziwniej i dziwniej.
W każdym razie dostali namiary i wkrótce byli już na miejscu.
Spoonowi błyszczały oczy. Nie pierwszy raz przyszłoby mu wymordować rodzinę. Skupił się na obserwacji otoczenia.
-Oni uciekają. Chodźmy tam. – powiedział niecierpliwie. Chciał to szybko załatwić.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 28-08-2022 o 19:55.
Rot jest offline  
Stary 30-08-2022, 09:55   #470
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
To jak rozwinęła się cała sytuacja z przypadkowym Cienkorwistym... Poprawka, z Ferhatem; była dla Navaho przeżyciem całkowicie nowym. Gdyby nie fakt, że działa się dosłownie teraz, na jego oczach, możnaby było ją nazwać nierealną. Atencja, głęboki szacunek i fanatyczni wręcz sojusznicy, to wszystko przystoiła Lady Catherine, nie jemu. Rozumiał jednak, skąd te uwielbienie się bierze - sny, które miewał ostatnio w końcu nabierały sensu. Po zdziwionych twarzach reszty, dopiero teraz uświadomił sobie, że nigdy nie opowiadał im o nich. Nie mieli oni pojęcia, skąd w Cienkorwistych miał taką pozycję. Postanowił nie wyprowadzać ich w pełni z tej niewiedzy i grał nadaną przez los rolę najlepiej jak potrafił.

Relacja Ferhata była bardzo szczegółowa. Indianin starał się nadążać za wszystkimi faktami, wspomogając się myślą, że inni Heroldzi słuchający tej rozmowy może zapamiętają to, co on zdoła zapomnieć. Niewątpliwie było słychać szpiegowskie przeszkolenie - ten wampir wspólpracował z siatką Richarda wystarczająco długo, by wiedzieć jak zdać treściwy raport. Niestety, tego samego nie można było powiedzieć o Samotnym Wilku. Na pytania Ferhata odpowiadał zdawkowo, ogólnikami lub w ogóle. Prawda była taka, że zwyczajnie nie miał o czym opowiadać. Historia o tym, jak ostatnie dziesięciolecia spędził gdzieś w trumnie, na jakimś odległym krańcu świata nie należałaby do najciekawszych. Navaho postanowił jednak odwrócić kota ogonem: skoro Młody tak dobrze pamięta dawne czasy, może w ten sposób będzie mógł mu przypomnieć jak wyglądało jego życie sprzed rytuału?
- To była dobra walka, zwycięstwo nie przyszło mi łatwo, Ferhat. Przypomnij mi proszę: to nie był chyba ostatni raz, kiedy się widzieliśmy, prawda?

***

Najima przyjęła ich w swoim (tak domniewywał) mieszkaniu. Była to miła odmiana, od pozostałych wizyt u ważnych osobistości ze społeczności Spokrewnionych na przestrzeni minionych nocy. Shard, stare tunele, galeria sztuki... Było po prostu normalnie. Jeszcze przed wejściem do środka, dziwnym zbiegiem losu przypominając sobie nagle zwyczaje miejscowej narodowości, ściągnął buty i poprosił resztę by zrobili to samo. Przez próg hinduskiego mieszkania przechodzi się boso.

Ferhat dwoił się i troił, by zarekomendować Utamukeeusa swojej przywódczyni. Momentami aż do przesady i zażenowania. Reszta Heroldów dalej milczała, nawet Spoon.

- Dziękuję. Wiedz, że coś musiało się stać, bo nie było u mnie Gabrieli wczoraj.

Gabriela. To imię pamiętał. Podwładna Richarda, o stopniu zaufania takim samym jak sam traper. To pewnie ona była odpowiedzialna za ten rejon i relacje z Cienkorwistymi. Zakładając, że Najima miała na myśli tą samą osobę... Nie sposób było nie połączyć tej wypowiedzi, z losem jaki spotkał De Worde.

- Wyjdźcie proszę i poczekajcie na mnie. - zwrócił się do reszty koterii. Być może robił tym gestem przysługę kilku z nich, dla których cała sytuacja zaczynała być już niezręczna. Poczekał, aż w pomieszczeniu zostanie tylko on i Najima.

Według "genealogii" krwi, Utamukeeus należał do klanu Gangrel. Prawda była jednak taka, że sam Indianin nie odczuwał, jakby należał do jakiegokolwiek klanu. Nie interesowały go polityczne starcia pomiędzy klanami, zarówno na skali lokalnej, jak i globalnej. Nie czuł jakiejkolwiek większej lojalności z kimś tylko dlatego, że jego ciało zostało obdarzone tą samą klątwą. Nigdy nie faworyzował ani nie dyskryminował innych ze względu na klan. Oceniał ludzi i nieludzi, takimi jakimi są. Klan określał tylko z jakimi trudnościami ktoś się musi mierzyć, ale też jakimi darami został obdarzony. Klan był jedynie jedną z wielu soczewek, przez które można było na kogoś spojrzeć. Takie podejście niemalże narzucało na indianina konkretne podejście do życia. Był samotnikiem. Był outsiderem. Taka była jego osobowość. Jak każdy jednak, czasami chciał poczuć, że gdzieś przynależy. Przed wojną, przed przekroczeniem Wielkiej Wody, kwestia przynależności była jasna - należał do swojego plemienia. Później jednak rzeczy zaczęły się komplikować, szczególnie kilka nocy temu, po przebudzeniu w mieście, którego nie pamiętał.

Teraz nabierał pewności. To tutaj, wśród tych ludzi, znalazł nowe plemię w czasach przed rytuałem. Wiedział, że nie jest im winien nic, na pewno nie prawdy, którą miał zaraz wyjawić.

- Nie znam Cię, Najimo. Nie wiem, jakim wodzem i przywódcą jesteś dla tych ludzi, ale ze względu na twoją rolę, to na tobie spoczywa odpowiedzialność za to, co za chwilę usłyszysz. Nie wiem jakie masz doświadczenie w polityce świata spokrewnionych, ale patrząc na Ciebie... W królestwie zwierząt niektóre z największych drapieżników posiadają naprawdę niepozorne kształty. Prawda, którą Ci za chwilę wyjawię, może być największym darem lub największą klątwą. Większymi, niż te którymi dysponujesz obecnie. Od Ciebie zależy co z tym zrobisz. Wszystko co teraz powiem, jest prawdą, nieważne jak nieprawdopodobnie będzie brzmiało.

Utamukeuus zaczął swoją spowiedź.

Opowiedział o wszystkim, zachowując chronologię wydarzeń.
O Bogu Słońce Mitrze, jego kulcie, o jego śmierci i o rytuale.
O Annie, jej ucieczce z balu, o nagraniu i o Valeriusie.
O Antigenie, o nagonce na wampiry w Londynie, o ich skuteczności i możliwych powiązaniach.
O Arwyn, która przymierza się do przejęcia kontroli nad miastem.
O wielu innych rzeczach, na pograniczu wszystkiego co wymienione powyżej i poniżej.
W końcu, o Richardzie De Worde i jego siatce. O jego zdradzie i o jego końcu.

Ktoś mógłby się spytać, czy traper oszalał, ryzykując takie wyznania w dobie wszechobecnych podsłuchów? Odpowiedź mogłaby brzmieć: A kto zakłada podsłuch w prywatnym mieszkaniu w roboczej dzielnicy pod Londynem? A pontecjalni podsłuchujący? Tylko ludzie najbardziej zaufani wśród Najimy odważyliby się na coś takiego, w jej własnej domenie.

- Jeśli możesz, opuść Londyn. Namów do tego wszystkich, których zdołasz. Z Mitrą, czy bez niego, te miasto spłonie. Ono już się pali. Bóg Słońce może jedynie zapewnić jego odbudowę, ale nie wiem na jakich warunkach i dla kogo w Nowym Londynie znajdzie się miejsce, a dla kogo nie.

***

Pod domem Tri Sansy trwała właśnie gwałtowna przeprowadzka. Liczna rodzina guru dawała im solidną szansę, na rozwiązanie całej sprawy dyplomatycznie. Nikt nie lubi scen w swoim domu, na oczach żony i dzieci.
- Załatwmy to cywilizowanie. Każdy następny szlak krwi i stosy trupów, w miejscu, w którym Antigenu nie było, tylko zwróci na nas wszelką uwagę.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172