30-08-2022, 15:42 | #471 |
Reputacja: 1 | - Z ust mi to wyjąłeś. - burknął króko Tony. Robienie tu zadymy nie miało żadnego sensu. Zapewne Spoon, Yusuf i Utamukeuus potrafiliby utopić to miejsce we krwi, ale po co? Zapewne przebicie się przez hordy hindusów zajęłoby wystarczająco dużo czasu, aby Sansa zdążył zrobić angielskie wyjście, bez przywitania z barbarzyńcami mordującymi jego ghuli, rodzine i bóg jeszcze wie kogo. Po za tym Tony był gotów bronić tego tłumku. Tam był dzieci, jak wychwycił z pojedynczych zdań wypowiadanych przez liczną hinduską rodzinę wujka Sri. - Namaste, pomogę wam... - sam nawet nie wiedział jak, ale podchodząc do krzątających się żywo ludzi i przywitał hindusów w ich własnym języku, musiał chyba kiedyś słyszeć ten zwrot. Uśmiechał się przy tym szeroko rozpościerając subtelny czar swoją osobą. Zdecydowanie lepiej niż mordować, umiał zjednywać sobie ludzi, choć jak popatrzył na swoją mikrą posturę, to nadawał się do pomocy przy noszeniu ciężkich pakunków jak nie przymierzając angielska królowa do czyszczenia toalety. Ale liczył po cichu, że więksi koledzy pomogą. Potem już pozostanie tylko uprzejmie spytać o krótką rozmowę ze Sri Sansą... |
31-08-2022, 14:35 | #472 |
Reputacja: 1 | Wcześniej Sędzia nie wyglądał dobrze. Oprócz licznych ran których nie zdążył zaleczyć w jego oczach było coś kojarzącego się z szaleństwem i to chyba bardziej niż stan jego ciała kładło się pokotem na jego zachowaniu. Był nieobecny, jakby skupiony na czymś w swoim wnętrzu. Pojawienie się Spoona z Adisy wywołało na jego twarzy nieznaczny uśmiech. Z jednej strony Spoon wyglądał jakby przeszedł przez mielarkę do mięsa, a z drugiej obecność członkini jego klanu zadziałała na niego kojąco. I wreszcie będzie miał kogoś kto czuje głód tak jak on sam. Kto być może zrozumie jego rozterki. - Witaj siostro. - zaczął szukając odpowiednich słów. - Widzę że ostatnie noce nie były łatwe dla żadnych z dzieci Hakima. Jak się trzymasz? Adisa podeszła i skłoniła się z szacunkiem. - Jesteśmy ostatnią dwójką z naszego klanu w mieście. Reszta nie żyje, lub uciekła - kobieta mówiła spokojnie, jakby omawiała uwarunkowania pogodowe. Sędzia odpowiedział identycznym ukłonem. - Dla wszystkich potomków Kaina nastała czarna godzina. W takim razie na nas spoczywa święty przywilej i obowiązek niesienia prawa. Ostatnie sześćdziesiąt lat zmieniło ludzkość w coś niezwykle silnego, nie odstającego od nas. Być może nawet lepszego. - Yusuf zamilkł na chwilę, ważąc słowa - Siostro… Możliwe że w nadchodzących godzinach będę potrzebował twojej pomocy. Dowiedziałem się wiele na temat mojej tożsamości i tego co uważałem co swoje wspomnienia. Wchłonąłem kogoś starszego ode mnie o tysiąc lat i kontrola… jest trudna. Adisa ponownie ukłoniła się, jednak tym razem złożyła przed sobą pięść i otwartą dłoń. Dzieci Hakima niosły ciężkie brzemię. Spoon parsknął poirytowany. -Ja nie kupuje tego wyjaśnienia, że ludzie sami z siebie powołali sobie rząd i zaczęli zabijać wampiry. Jestem pewien, że ktoś nimi kieruje. Nie może być inaczej! - Wielu starszych jest podobnego zdania. W mieście powszechne są plotki o tym, że Mitra wrócił z zaświatów i wykorzystuje ludzi do wywarcia zemsty, na tych, którzy doprowadzili do jego śmierci. Jednak ja nie przeceniałabym starszych. Co zaś do niedoszacowania ludzi, to liczba wampirów, która to zrobiła od tygodnia idzie w dziesiątkach. - Adisa była wręcz oazą spokoju w porównaniu ze Spoonem, czy choćby z nią samą z Shard. - Ciężko mi w to uwierzyć, całą naszą egzystencję patrzymy na świat przez nasz pryzmat i jest to błąd który doprowadził do inkwizycji w średnich wiekach. Zresztą… jesteśmy Heroldami Mitry, gdyby naprawdę Antigen mu podlegał to nie mielibyśmy z nimi ciągłych starć. Nie, tutaj śmiertelni działają sami. Albo nawet jeśli byli czyimś narzędziem, to teraz zerwali się ze smyczy. Spoon milczał. Nie podobało mu się to wszystko. Ktoś z kultu chciał się ich pozbyć? Przejrzał ich? Gdzie w tym wszystkim była Brusilla? Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi. W końcu potrząsnął głową. - Mówcie co chcecie ja nie wierzę, że śmiertelnicy tak się wybili i jestem pewien, że ktoś ich używa. Ktoś komu na rękę jest pozbycie się starych wampirów i przejęcie Londynu. – przeniósł wzrok na Adisę. - Nie to że ich nie doceniam. Po prostu wiem co dominacja robi z mózgiem śmiertelnika widziałem to nie raz u Bru. Nie mówiąc już o wiązaniu krwią. Ktoś ich po prostu przejął uzbroił i zaczął używać. Nie wiem tylko kto. – powiedział zagryzając sfrustrowany kły. Yusuf kiwnął głową. - Zobaczymy. Tak czy inaczej trzeba będzie im ukręcić łeb, ale dopiero gdy skończymy z naszym głównym zadaniem. Teraz Rodzinny ruch wokół Sri Sansy był… podnoszący na duchu. Właśnie tego Yusuf chciał. Jedności ludzkości z wampirami, bez niepotrzebnej przemocy, w harmonii, doświadczenie mileniów z nowoczesnością żyjących ledwie kilkadziesiąt lat. Już chciał przyłączyć się do Tonego, ale szybko się powstrzymał. Był ranny, w bliższych oględzinach wyglądał jak chodzący trup. Nie było sensu straszyć śmiertelnych. Zamiast tego skupił się na Vitae w jego żyłach i powoli zaczął nią manipulować. Przypomniał sobie smak i gęstość krwi którą wypił z Richarda, krwi która teraz była jego i pozwolił by właśnie to, ta moc i energia przepełniła go całego. Po chwili jego rany zaczęły się łatać w nadnaturalnym tempie. - Porozmawiajmy z Czarnoksiężnikiem, cywilizowanie. - powiedział z większą werwą i już pozbawiony ran podszedł do najbliższego współplemieńca ich celu, łapiąc przy tym paczkę i wzorem Tonego pomagając z jej przeniesieniem. - Dzień dobry, nazywam się Yusuf, jestem starym… znajomym Sansy, chciałbym z nim porozmawiać zanim odjedzie. |
01-09-2022, 11:23 | #473 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
04-09-2022, 15:49 | #474 |
Reputacja: 1 | Spoon widząc że heroldzi chcą się wmieszać w tłum postanowił zmusić krążącą w nim krew by popracowała i zaleczyła mu obrażenia. I tak prawdą było to, że nigdy nie robił tego ze względów estetycznych. Te powierzchniowe rany, praktycznie go nie osłabiały i szkoda było na nie vitae. Jednak teraz… Teraz zmieniał spojrzenie na wiele rzeczy. Skrzywił się czując jak jego głód się nasilił. Daleko temu było do tego co czół w podziemiach pod miastem, ale i tak nie było to przyjemne. Niemniej teraz powinien mniej się rzucać w oczy. Jego czarne ubranie skutecznie maskowały wszelkie ślady krwi. Stał i obserwował okolicę i Tonego z Yusufem w pewnej odległości. Nie miał ochoty próbować się wślizgnąć w łaski śmiertelników. Chciał tylko zrobić to po co tu przyszedł - dopaść Sri Sansa. W końcu wyłowił kainitę z tłumu. Coś… Coś to mu przypomniało i… Nim się obejrzał. Był w innym miejscu i czasie. *** Cath robiła za przewodnika. Ona naprawdę była mądra, dlatego tak jej ufał. Zawsze wiedziała więcej od niego. Zauważył zamieszanie koło Yusufa i nim zdążył coś powiedzieć Tony i Sędzia wbiegli w tłum. Pokręcił głową. Mieli przecież misje. Zmrużył oczy. Tylko czy ją mieli? Bo w ogóle nie powinno go tu być kiedy nagle… usłyszał kobiece krzyki i jakiś wewnętrzny impuls po prostu kazał mu coś z tym zrobić. Może chodziło o to co czuł kiedy pomagał tamtej barmance w klubie? Ta krótka chwila kiedy mógł być bohaterem… -Coś się tam działo. Słyszałem kobiece krzyki. Sprawdzę to. – powiedział i pobiegł w tamtą stronę. Czuł że liczy się każda chwila. Ostatnio edytowane przez Rot : 04-09-2022 o 18:38. |
04-09-2022, 21:47 | #475 | ||
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Wisienki : 05-09-2022 o 20:36. | ||
06-09-2022, 10:43 | #476 |
Reputacja: 1 | Tony i Yusuf pobiegli za dziewczyną. Choć sprytnie kluczyła między zaułkami, wąskimi pasażami, to nie mogła zgubić takiego starego wygi jak Tony, który nie jedną parę kaloszy schodził na londyńskich ulicach, tysiące razy umykając przed. No i nie mogła uciec przed takim myśliwym jak sędzia. Wystarczyło krótkie porozumiewawcze spotkanie i psy gończe rozdzieliły się aby zamknąc zwierzynę w krótkiej tylnej uliczce, odcinając wszelkie drogi ucieczki. Bała się, bała się tak, że Tony pomyślał, że za chwilę zmoczy się jak małe dziecko. Stała z zaciśniętymi pięściami bezsilności, wiedząc, że została zapędzona w kozi róg. Sędzia stał już nad nią i patrzył na nią z mieszaniną gniewu i irytacji. Tony podszedł spokojnie, ale czujnie. On sam w takich wypadkach pociachałby kogoś takiego schowaną pod rękawem brzytwą. Nic czego musiałby się jako kainita obawiać, ale po co ryzykować? - Przestań się mazgaić, bo skrewiłaś tę robotę jak partacze z Totenhamu. Trzeba było podejść go jak rozmawiał z damą w tej ładnej sukni, miałabyś większe szanse. A najlepiej w ogóle było nie próbować obrobić kogoś kto jest taki blady. - złapał dziewczynkę za podbródek i spojrzał jej w oczy sprawiając swą mocą, że był kimś dużo bardziej przyjaznym: - Ci bladzi czasem widzą i czują dużo więcej niż inni. Jak się nazywasz dziecko i czemu robisz sama? Powinnaś mieć kogoś od zrobienia Ci warunków do roboty. A tak to oddawaj co buchnęłaś, no już! Pierwsze koty poszły za płoty od razu. Dziecko uśmiechnęło się przyjacielsko do Tonego: Jestem Emma. Billy Pocket wysyłał mnie samą na kieszony. - złodziejka urwała, niechętnie oddała to co ukradła i zalała się znów łzami: - Znowu oberwę i nie dostanę jeść od Billego… Za mało mu przyniesiesz, co? - Tony może nie znał tego bólu, ale znał wielu chłopaków co zmuszani byli do niewolniczej pracy na usługach tuzów półświatka i wiedział jak to wyglądało. Siniaki na ciele tylko potwierdzały, że Emma nie raz nie dopełniła wyśrubowanych norm. Brujah wyciągnął z kieszeni parę monet, nie były to może złote gwineje, ale napewno wystarczająco, aby zaspokoić apetyt Billego Pocketa. I to nie na jeden dzień: Posłuchaj mnie teraz Emmo. Dasz mu tylko połowę, jutro kolejną i nawet jak Cię wysyła samą, to dobierz się z kimś. W grupie siła. A teraz przeproś mojego przyjaciela, że tak spartoliłaś robotę. Tam skąd pochodzi, złodziejaszkom obcina się witki i uwierz mi on jest to gotów zrobić, ale chyba jak już odzyskał co stracił i przeprosisz go w ramach zadośćuczynienia, to chyba bedzie mógł odstąpić od swoich barbarzyńskich zamiarów i karę wymierzyć będzie mógł co najwyżej Billemu, który jest tak naprawdę winny całego zajścia, a nie zaszczuta dziewczynka, prawda? Tony wymownie popatrzył na Yusufa, a Yusuf spojrzał na Tonego i na dziewczynkę. Miał całkowitą rację, u niego obcinało się kończynę. - Ręka wykorzystana do popełnienia przestępstwa. W nadgarstku. - zawyrokował łapiąc dziecko za dłoń, gotów wypełnić swój wyrok. Dziewczynka natychmiast zaczęła płakać, sędzia zatrzymał się i spojrzał na kruchą sylwetkę. - Ale prawo… Prawo musi być ludzkie. Musi być filtrowane przez pryzmat sytuacji, aby nie stało się narzędziem bezmyślnej represji. Dlatego potrzebni są Sędziowie. Dlatego istnieję… - powiedział prowadząc wyraźnie jakiś wewnętrzny monolog. - Zostałaś porzucona przez społeczeństwo, i pozwoliło na to by do tej sytuacji doszło. - turek odetchnął i puścił dłoń dziewczynki, po czym podniósł ją i delikatnie przytulił, nie zwracają uwagi na to że ta wciąż zanosi się szlochem. Przepchnął krew przez swoje martwe żyły, nadając ciału oznaki życia. - Tony… To nie jest rozwiązanie. - powiedział wskazując rękę w której dziecko kurczowo zaciskało pieniądze, mimo płaczu. - Ona potrzebuje bezpieczeństwa, czegoś co będzie opoką, co pozwoli jej się rozwinąć. Pieniądze sprawią tylko że będzie miała co jeść dzisiaj. Osądzenie Billego sprawi tylko że zostanie wykorzystana przez innego pozbawionego skrupułów śmiertelnika. Będzie żyć z dnia na dzień, niepewna następnego świtu. To nie jest życie. To wegetacja. - Myślę że potrzebuje domu, tak jak wszystkie inne sieroty i dzieci wykorzystywane przez dorosłych. Domu… Dziecka. - Yusuf uśmiechnął się wypowiadając te słowa, tworząc już w myślach plan. Tylko czy to był jego plan? Czy echo wspomnień które teraz przeżywał? Czy właśnie dlatego był tak delikatny i empatyczny w stosunku do dzieci? Ponieważ takie były wartości właściciela tej sekundy egzystencji? Czy podejmował teraz jakieś decyzje, czy był tylko biernym pasażerem? Odstawił dziecko i poczuł jak Bestia wewnątrz zaczyna się szarpać. Jakby pytania które stawiał jej zagrażały. - Powiedz gdzie BIlly mieszka. A ja sprawię że już nigdy cię nie skrzywdzi. Ani żadnego innego dziecka. - powiedział z mocą, świdrując wzrokiem duszę dziecka, a Bestia odetchnęła z satysfakcją. Dziewczynka płacząc i jąkając się podała adres. Niezbyt odległy. Yusuf pogłaskał dziewczynkę po głowie i złapał delikatnie jej rękę. - Chodźmy. |
06-09-2022, 14:31 | #477 |
Reputacja: 1 | Niedługo później byli na miejscu. Londyński dom jakich wiele, nie zachęcał swoim wyglądem, nosił też ślady złego gospodarzenia. Nie patyczkując się Yusuf wszedł do środka, pchając dziewczynkę przed sobą. - Emma? Obrobiłaś już jakiegoś frajera? Dawaj pieniądze. - dobiegł go głos z pomieszczenia gdzieś w głębi. Głos mający charakterystyczny ton kogoś kto przepalił i przepił swoje struny głosowe. Yusuf przyklęknął i wyszeptał. - Czekaj tutaj. Cokolwiek byś słyszała nie wchodź za mną. Zaraz po ciebie wrócę i pójdziemy razem do nowego domu, jeśli Billy wykorzystuje inne dzieci, albo twoje rodzeństwo to zbierz wszystkich tutaj. Zajmę się wami wszystkimi. Chwilę później był już w “lokum” Billego Pocketa. Ten był już gotowy. Lata złodziejskiego fachu nauczyły go wyczuwać pismo nosem. Yusuf poczuł jak nóż zagłębia mu się w ciele i dopiero wtedy skontaktował że złodziej krył się z boku wejścia, zasłonięty przez drzwi gdy się otwierały. Popełnił amatorski błąd. Zatoczył się i upadł na ziemię, symulując śmiertelną ranę. - Ha! Jesteś jebanym cooperem? Ładne masz ciuszki, zaraz zobaczę co na mnie pasuje, a reszta wyląduje razem z tobą w Tamizie. Fuckin’ ell, podłogę mi zalejesz… Chwila… Czemu nie krwawisz? - Bo już jestem martwy. - odparł spokojnie sędzia, zrywając się na nogi i łapiąc Billego za gardło. Ścisnął mocno, uniemożliwiając złodziejowi mowę. Postawny mężczyzna zaczął się szarpać, ale dla Yusufa, wzmocnionego gniewem i siłą Vitae był niczym niemowlę. - Jesteś skazą na społeczeństwie. Zwierzęciem pozbawionym ludzkości. Bijesz dzieci i odbierasz im prawo do rozwoju. Do zostania czymś więcej niż ty sam. Jesteś winien niezliczonej ilości kradzieży. Wyrok jest jeden. Ręka za każdą popełnioną zbrodnię, ale ty masz tylko dwie. Myślę że zaczniemy od palców. - zawyrokował i cisnął złodzieja na łóżko stojące w rogu pomieszczenia. Coś chrupnęło nieprzyjemnie. Kość? Drewno? Było to bez znaczenia. Mężczyzna zaczął wyć. Yusuf oderwał kawał tkaniny od ubrania swojej ofiary i wepchnął ją do ust Billego, efektywnie go uciszając. Oparł nogę na klatce piersiowej, i złapał za nadgrastek mistrza kieszonkowca. Odparł mu chrupot łamanych kości. Powoli, z namysłem złapał za kciuk i zaczął ciągnąć. Na początku delikatnie, potem mocniej, aż całość się urwała, zalewając wszystko krwią. - To było za to że Emma mnie dzisiaj okradła. Ale wiem że nie był to jej pierwszy raz. Już wcześniej musiała to robić, ale nie wiem jak wiele razy to robiła. Będę sprawiedliwy i założę, optymalnie dla ciebie że był to tylko jeden raz. - to powiedziawszy złapał za drugą rekę i powtórzył cały proces. Złodziej zemdlał. Sędzia zaczął go policzkować, aż w końcu ten się obudził. - Z pewnością masz pod swoją kuratelą też inne dzieci. Z jednego nie żył byś na takim poziomie. Ile? Pięć? Sześć? - spytał, łapiąc kolejne palce i wyrywając je z dłoni. - Dziesięć? - spytał patrząc mężczyźnie w oczy i dopatrując się fałszu. Złapał oburącz okaleczoną dłoń i zacisnął ją z siłą imadła. - Więcej? - spytał i pociągnął, odrywając fragmenty tkanki od kończyny. Ciężko było już mówić o jakichkolwiek strukturach anatomicznych. - Chyba więcej. A palców już nie ma. Myślę że przejdziemy do łokci… *** Tony był bledszy niż zwykle, ale starał się trzymać jako taki fason. Nie miał zamiaru przerywać sędziemu, bo gnojek zasłużył na swój los, ale słuchanie tego wszystkiego przyprawiało Włocha o gęsią skórkę. Właściwie to robił dobrą minę do złej gry i chodziło mu tylko o to, żeby te dzieciaki nie połapały się, co wyprawiało się za szmacianym parawanem. Pewnie niejednokrotnie widziały, że ktoś wlał Billemu, bo tak wyglądało życie w takich norach, ale chciał żeby dzieciaki myślały, że Pocket tylko zarobił po łbie. - Mój przyjaciel załatwi sprawę z Billim. Więcej napewno już nie będzie się wam naprzykrzał - uśmiechnął się znów szeroko pozwalając rozejść się czarowi Prezencji, pstryknął kilkukrotnie palcami skupiając uwagę dzieciaków i pokazał kilka kuglarskich sztuczek. Kilka minut później było po wszystkim. Yusuf wytarł się najlepiej jak mógł i opuścił pomieszczenie, zostawiając za sobą zwłoki. Roztrzęsiona dziewczynka czekała na niego, wraz z gromadką innych dzieci. Wyraźnie się go bały. - Chodźmy. Zamieszkacie w nowym domu. - powiedział delikatnie i wziął dwójkę najmniejszych dzieci na ręce. - Gdzie chcesz je zabrać? Chyba nie do nazaretanek z Soho. To już lepiej byłoby im u tego popaprańca. Tony wymownie spojrzał na Yusufa, po czym dodał: - I have an idea mate. Jest takie miejsce, nawet całkiem niedaleko, tylko… nie wiem czy już istnieje. To świecki sierociniec, ale jak ja byłem młody to miał dobrą opinię i wychodzili z niego przyzwoici ludzie, a nie tanie dziwki i kolejni fucking wankers jak Billy. |
07-09-2022, 20:22 | #478 |
Reputacja: 1 |
__________________ The cycle of life and death continues. We will live, they will die. Ostatnio edytowane przez Klejnot Nilu : 08-09-2022 o 20:30. |
12-09-2022, 10:59 | #479 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
16-09-2022, 21:09 | #480 |
Reputacja: 1 | Spoon poszedł za ich cichym przewodnikiem. I trafił na bal, na którym czuł się dziwnie. Nie był pewien z kim i oczym powinien rozmawiać. Kiedy nagle wyłapał imię Juliet Parr. Chwilę przyglądał się wywołanej kobiecie. To z nią mieli rozmawiać z Cath podczas spotkania z Anną. I cóż...Lady Catherina naprawdę zapaliła się do tego spotkania, chociaż sam Spoon pozostał dość sceptyczny. Zwłaszcza po tym co mu powiedział Tony, że ta kainitka jest skonfliktowana z Arwyn. Więc zdobycie poparcia jej i Anny dla sprawy… Wydawało mu się nieprawdopodobne. Chwilę zahaczył też wzrok na Reginie. Jednak męczyła go inna sprawa, czy Cath dobrze podała rok? 1880? Zaczął metodycznie rozglądać się po pomieszczeniu szukając jakiejś prasówki. Czegokolwiek na czym mogła istnieć data i… Lustra. Czy czegoś innego w czym mógłby zobaczyć swoje odbicie. Chciał zobaczyć, czy jest sobą, czy… znowu kimś innym. *** Kiedy nadszedł czas seansu Spoon obserwował wszystko jak zahipnotyzowany. On sam nie bardzo rozumiał to co się działo z ludźmi po ich śmierci. Czy jest coś dalej po tym jak ich zabijał? Jak tam jest? Czy są tam też wampiry? Czy kainici mają tylko tę obecną chwilę a potem są prochem? Z kolei sam odczyt Sri Sansa nie spodobał mu się wcale. Samo pojęcie karmy uważał za głupie. Widział jak działa świat i to, że przetrwać mogą tylko najsilniejsi i nie ma tu miejsca na pojęcia dobra i zła, że to są tylko jakieś mętne terminy ukształtowane by ludzie w gorszej sytuacji mogli wierzyć, że ich los się odmieni po śmierci jak będą przestrzegać jakiś tam reguł. Parsknął poirytowany. -Bzdura. - rzucił w końcu z pogardą. *** Kiedy Sri Sansa zaczął rozpowiadać o Somie. Spoon poczuł ukucie niepokoju. Nie przemieniono go wczoraj, wiedział czym kończy się picie krwi innego wampira w jak piękne słowa by tego nie ubrano. Patrzył tylko uważnie żeby zorientować się kto to wypił. *** Względną sielankę miejsca przerwało pojawienie się John’a Dee. Usłyszał jego słowa a ciało wykonało rozkaz. Nie był człowiekiem żeby tego nie wyłapać, ale i tak było to niepokojące. Moc tego Kainity była potężna, a Spoona zawsze przerażała kontrola umysłu. Takich kainitów trzeba było zabijać albo na odległość, albo… Bardzo szybko. W każdym razie zrozumiał już, że w tym miejscu i czasie Sri Sansa został zwerbowany przez kult. *** Kiedy ponownie nimi zarzuciło Bruhja przez chwilę był zupełnie wyjęty z kontekstu. Dopiero znajome dźwięki przywołały wspomnienia i go uspokoiły. Znał ten samochód. Czule głaskał jego wnętrze. Czuł jego zapach, bezpieczeństwo i prestiż jakie daje. Było jakoś około 1941 roku… Kiedynagle go szarpnięto nie mógł powstrzymać się przed warknięciem, jednak pozostał spokojny. Wiedział, że musi zachować spokój jeśli chciał zobaczyć co będzie dalej. A dalej musiało być coś ważnego…. Kiedy w końcu zdjęto mu przepaski Spoon od razu rozpoznał to miejsce. Pomógł je przecież budować. W sensie… Nie do końca on, ale czuł, że je budował i że tam zginął. Potrząsnął głową starając się być tu i teraz. Obserwował sadzawkę z pewnym niepokojem. Kiedy pojawił się on i wszystkie myśli uleciały jak dym. Spoon czuł jak świat dookoła się zmienia jak dzieje się coś potężnego na co nie ma wpływu. Chrzcielnica się wypełniała krwią. Czyją krwią? Oszołomiony nagle zobaczył przed sobą Yusufa ze sztyletem i bez zastanowienia podał mu swoją dłoń którą ten przeciął. Urzeczony patrzył na kapiącą krew i wypełniającą się chrzcielnice. To wszystko było jak sen, a ta krew… Pożądał jej jak chyba niczego na świecie. Kiedy nagle zobaczył Brusillę. W końcu! Po tak długiej rozłące. Ale nie patrzyła na niego. Zalała go zazdrość, ale uświadomił sobie, że patrzy na Mitrę ich Mitrę… Pragnął jej, pragnął krwi, kochał Mitrę. Czując się jak pijany ruszył w jej stronę. Przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. -Powiedz mi gdzie Cię znajdę. Po tym wszystkim. Podaj mi jedną kryjówkę gdzie będziesz na mnie czekać. Wrócę do Ciebie. –Wyszeptał ze wszystkich sił usiłując wyłapać odpowiedź zanim wszystko się rozmyje… *** Spoon stał przed Sir Sansą potrzebując chwili by zrozumieć gdzie jest. Potrząsnął głową starając się pozbyć resztek wspomnień. W końcu ponownie wbił wzrok w mężczyznę zastanawiając się czego ON sam od niego chce. Jeśli Bóg Słońce miał zostać zapomniany a Arwyn przyjąć władze w mieście to ten artefakt mógł sobie w dupę wsadzić. Jednak czegoś chciał… chciał odzyskać SWOJE wspomnienia. Przestać być zlepkiem różnych osób. To było irytujące… Ale już dość o sobie wiedział, żeby wiedzieć „kim był” - zabójcą. Dlatego powiódł wzrokiem po rodzinie Sir Sansy i uśmiechnął się zimno. -Przez te lata dorobiłeś się licznej społeczności… wierzę że nie chcesz ich narażać co? Jednak… I tak sprawdzę… zrobiłem się ostrożny.- podszedł do wozu sprawdzając czy nie ma przy nim ładunków wybuchowych. -Wiesz, że wysadzanie wampirów w powietrze zrobiło się szalenie modne w tym sezonie? – zagadnął lekko, chociaż nie podobało mu się to, że chciał ich rozdzielić. |