Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-08-2022, 15:42   #471
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
- Z ust mi to wyjąłeś. - burknął króko Tony. Robienie tu zadymy nie miało żadnego sensu. Zapewne Spoon, Yusuf i Utamukeuus potrafiliby utopić to miejsce we krwi, ale po co? Zapewne przebicie się przez hordy hindusów zajęłoby wystarczająco dużo czasu, aby Sansa zdążył zrobić angielskie wyjście, bez przywitania z barbarzyńcami mordującymi jego ghuli, rodzine i bóg jeszcze wie kogo. Po za tym Tony był gotów bronić tego tłumku. Tam był dzieci, jak wychwycił z pojedynczych zdań wypowiadanych przez liczną hinduską rodzinę wujka Sri.

- Namaste, pomogę wam... - sam nawet nie wiedział jak, ale podchodząc do krzątających się żywo ludzi i przywitał hindusów w ich własnym języku, musiał chyba kiedyś słyszeć ten zwrot. Uśmiechał się przy tym szeroko rozpościerając subtelny czar swoją osobą. Zdecydowanie lepiej niż mordować, umiał zjednywać sobie ludzi, choć jak popatrzył na swoją mikrą posturę, to nadawał się do pomocy przy noszeniu ciężkich pakunków jak nie przymierzając angielska królowa do czyszczenia toalety. Ale liczył po cichu, że więksi koledzy pomogą. Potem już pozostanie tylko uprzejmie spytać o krótką rozmowę ze Sri Sansą...
 
8art jest teraz online  
Stary 31-08-2022, 14:35   #472
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Wcześniej

Sędzia nie wyglądał dobrze. Oprócz licznych ran których nie zdążył zaleczyć w jego oczach było coś kojarzącego się z szaleństwem i to chyba bardziej niż stan jego ciała kładło się pokotem na jego zachowaniu. Był nieobecny, jakby skupiony na czymś w swoim wnętrzu.

Pojawienie się Spoona z Adisy wywołało na jego twarzy nieznaczny uśmiech. Z jednej strony Spoon wyglądał jakby przeszedł przez mielarkę do mięsa, a z drugiej obecność członkini jego klanu zadziałała na niego kojąco. I wreszcie będzie miał kogoś kto czuje głód tak jak on sam. Kto być może zrozumie jego rozterki.

- Witaj siostro. - zaczął szukając odpowiednich słów. - Widzę że ostatnie noce nie były łatwe dla żadnych z dzieci Hakima. Jak się trzymasz?

Adisa podeszła i skłoniła się z szacunkiem.
- Jesteśmy ostatnią dwójką z naszego klanu w mieście. Reszta nie żyje, lub uciekła - kobieta mówiła spokojnie, jakby omawiała uwarunkowania pogodowe.

Sędzia odpowiedział identycznym ukłonem.
- Dla wszystkich potomków Kaina nastała czarna godzina. W takim razie na nas spoczywa święty przywilej i obowiązek niesienia prawa. Ostatnie sześćdziesiąt lat zmieniło ludzkość w coś niezwykle silnego, nie odstającego od nas. Być może nawet lepszego. - Yusuf zamilkł na chwilę, ważąc słowa - Siostro… Możliwe że w nadchodzących godzinach będę potrzebował twojej pomocy. Dowiedziałem się wiele na temat mojej tożsamości i tego co uważałem co swoje wspomnienia. Wchłonąłem kogoś starszego ode mnie o tysiąc lat i kontrola… jest trudna.

Adisa ponownie ukłoniła się, jednak tym razem złożyła przed sobą pięść i otwartą dłoń. Dzieci Hakima niosły ciężkie brzemię.

Spoon parsknął poirytowany.
-Ja nie kupuje tego wyjaśnienia, że ludzie sami z siebie powołali sobie rząd i zaczęli zabijać wampiry. Jestem pewien, że ktoś nimi kieruje. Nie może być inaczej!

- Wielu starszych jest podobnego zdania. W mieście powszechne są plotki o tym, że Mitra wrócił z zaświatów i wykorzystuje ludzi do wywarcia zemsty, na tych, którzy doprowadzili do jego śmierci. Jednak ja nie przeceniałabym starszych. Co zaś do niedoszacowania ludzi, to liczba wampirów, która to zrobiła od tygodnia idzie w dziesiątkach. - Adisa była wręcz oazą spokoju w porównaniu ze Spoonem, czy choćby z nią samą z Shard.

- Ciężko mi w to uwierzyć, całą naszą egzystencję patrzymy na świat przez nasz pryzmat i jest to błąd który doprowadził do inkwizycji w średnich wiekach. Zresztą… jesteśmy Heroldami Mitry, gdyby naprawdę Antigen mu podlegał to nie mielibyśmy z nimi ciągłych starć. Nie, tutaj śmiertelni działają sami. Albo nawet jeśli byli czyimś narzędziem, to teraz zerwali się ze smyczy.

Spoon milczał. Nie podobało mu się to wszystko. Ktoś z kultu chciał się ich pozbyć? Przejrzał ich? Gdzie w tym wszystkim była Brusilla? Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi.
W końcu potrząsnął głową.
- Mówcie co chcecie ja nie wierzę, że śmiertelnicy tak się wybili i jestem pewien, że ktoś ich używa. Ktoś komu na rękę jest pozbycie się starych wampirów i przejęcie Londynu. – przeniósł wzrok na Adisę.
- Nie to że ich nie doceniam. Po prostu wiem co dominacja robi z mózgiem śmiertelnika widziałem to nie raz u Bru. Nie mówiąc już o wiązaniu krwią. Ktoś ich po prostu przejął uzbroił i zaczął używać. Nie wiem tylko kto. – powiedział zagryzając sfrustrowany kły.

Yusuf kiwnął głową.
- Zobaczymy. Tak czy inaczej trzeba będzie im ukręcić łeb, ale dopiero gdy skończymy z naszym głównym zadaniem.

Teraz


Rodzinny ruch wokół Sri Sansy był… podnoszący na duchu. Właśnie tego Yusuf chciał. Jedności ludzkości z wampirami, bez niepotrzebnej przemocy, w harmonii, doświadczenie mileniów z nowoczesnością żyjących ledwie kilkadziesiąt lat. Już chciał przyłączyć się do Tonego, ale szybko się powstrzymał. Był ranny, w bliższych oględzinach wyglądał jak chodzący trup. Nie było sensu straszyć śmiertelnych. Zamiast tego skupił się na Vitae w jego żyłach i powoli zaczął nią manipulować. Przypomniał sobie smak i gęstość krwi którą wypił z Richarda, krwi która teraz była jego i pozwolił by właśnie to, ta moc i energia przepełniła go całego. Po chwili jego rany zaczęły się łatać w nadnaturalnym tempie.

- Porozmawiajmy z Czarnoksiężnikiem, cywilizowanie. - powiedział z większą werwą i już pozbawiony ran podszedł do najbliższego współplemieńca ich celu, łapiąc przy tym paczkę i wzorem Tonego pomagając z jej przeniesieniem.

- Dzień dobry, nazywam się Yusuf, jestem starym… znajomym Sansy, chciałbym z nim porozmawiać zanim odjedzie.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 01-09-2022, 11:23   #473
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Londyn, Osterly, rezydencja rodziny Sri Sansa.

Yusuf i Tony nie czekali. Postnowili wmieszać się w tłum. Sędzia odstawił długi pokrowiec ze swoim mieczem i zaczął przenosić pakunki. Jego tureckie rysy twarzy nieco się wyrózniały, jednak Southall przyciągał imigrantów z wielu różnych rejonów świata. Głównie z dawnych kolonii brytyjskich.

Tony miał trochę gorzej. Ze swoją włoską urodą, jednak jego prezencja pozwoliła mu szybko przekonać kolejnych członków korporacji taksówkarskiej, że i on przyszedł dorobić. Nikt tego nie kwestionował.

Dowiedzieli się, że Sri Sansa jest bardzo szanowanym obywatelem. Pozwolił wielu ludziom na skontaktowanie się ze swoimi zmarłymi. Jego przepowiednie sukcesów zazwyczaj się spełniały. Tony jako pierwszy podchwycił i zasugerował, że może Sri Sansa zgodziłby się mu powróżyć, a on w zamian pomoże z przeprowadzką za darmo. Powiedziano mu, że ma chwilę poczekać, bo z pewnością za chwilę się pojawi. W końcu jest w domu.

I faktycznie. Po niespełna dziesięciu minutach pojawił się na podjeździe niewysoki mężczyzna o śniadej cerze, z turbanem na głowie. Od góry do dołu ubrany w białe luźne szaty. Jego dłonie zdobił szereg pierścieni. Pierwszego zauważył Yusufa. Ich spojrzenia się skrzyżowały.


Cały podjazd w Osterley się rozpadł…. Odleciał w pustkę.

Londyn w świetle lamp gazowych.

Stali na wybrukowanej ulicy. Cath oceniła ich ubrania. Wokół paliły się lampy. Na końcu ulicy nadal widać było mężczyznę, który zapalał kolejne lampy.

- Suknia smukła, parasolka. Kapelusz z kokardą -
Cath gładziła dłonią swoje ubranie. - Ciemny kolor, hmm. Coś mi mówi, że mamy około 1880 roku. Krój sukni na to wskazuje, zwłaszcza kolorystyk powiązana z żałoba królowej Wiktorii.

Pozostali Heroldzi spojrzeli na nią. Chyba nikomu nie przyszło do głowy, że strój może być miarą upływu czasu. Ona jedynie wzruszyła ramionami. Wszyscy już wiedzieli co się stało.

Po drugiej stronie ulicy stał elegancko ubrany Pendżabczyk. Nie wysoki. Gładko ogolony. W kapeluszu. Najwyraźniej czekał na nich. Gdy ruszyli w jego stronę, on również ruszył przed siebie.

Wokół wprawdzie nie było neonów, ale lampy gazowe dawały dość dobre światło. Życie nadal się toczyło. Mijali mężczyzn i kobiety w długich sukniach.

- Tak, koniec XIX wieku -
kontynuowała Cath - rewolucja przemysłowa pozwoliła kobietom z plebsu nosić tak duże suknie. Ot, elegancja wyszła na ulice. Choć w lepszym świetle widać, że daleko im do jakości tkanin stosowanych przez szlachtę.

Ventrue zdawała się być w swoim żywiole.

Przechodzili przez targ. Dla nikogo nie było zaskoczeniem, że to Tony zauważył jak mała dziewczynka próbowała okraść Yusufa. Prawie ją złapał, ale dziecko ruszyło w tłum.

***


Maszerowali dalej za Pendżabczykiem, gdy Spoon usłyszał krzyk kobiety. Jakiś mężczyzna ciągnął ją za rękę w dół alejki. Ona była zapłakana. Na chodniku leżał jej kapelusz. Nikt wokół nie reagował.

***

Za zakrętem za to znaleźli prawdziwą katastrofę. Na boku leżała kareta. Woźnica stał na dyszlu i próbował odciąć konie, które szarpały się w uprzężach. Utamkeeus i Catherina poczuli to najwyraźniej. W powietrzu unosił się wyraźny zapach krwi. W karecie byli ranni. Wokół gromadził się tłumek gapiów, ale nikt nie był skory do pomocy. Sri Sansa stał na chodniku i wpatrywał się w scenę wraz z Heroldami.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 04-09-2022, 15:49   #474
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Spoon widząc że heroldzi chcą się wmieszać w tłum postanowił zmusić krążącą w nim krew by popracowała i zaleczyła mu obrażenia.
I tak prawdą było to, że nigdy nie robił tego ze względów estetycznych. Te powierzchniowe rany, praktycznie go nie osłabiały i szkoda było na nie vitae.
Jednak teraz… Teraz zmieniał spojrzenie na wiele rzeczy.
Skrzywił się czując jak jego głód się nasilił. Daleko temu było do tego co czół w podziemiach pod miastem, ale i tak nie było to przyjemne.
Niemniej teraz powinien mniej się rzucać w oczy. Jego czarne ubranie skutecznie maskowały wszelkie ślady krwi.
Stał i obserwował okolicę i Tonego z Yusufem w pewnej odległości.
Nie miał ochoty próbować się wślizgnąć w łaski śmiertelników.
Chciał tylko zrobić to po co tu przyszedł - dopaść Sri Sansa.
W końcu wyłowił kainitę z tłumu.
Coś… Coś to mu przypomniało i… Nim się obejrzał.
Był w innym miejscu i czasie.

***


Cath robiła za przewodnika. Ona naprawdę była mądra, dlatego tak jej ufał. Zawsze wiedziała więcej od niego.
Zauważył zamieszanie koło Yusufa i nim zdążył coś powiedzieć Tony i Sędzia wbiegli w tłum.
Pokręcił głową. Mieli przecież misje.
Zmrużył oczy. Tylko czy ją mieli? Bo w ogóle nie powinno go tu być kiedy nagle… usłyszał kobiece krzyki i jakiś wewnętrzny impuls po prostu kazał mu coś z tym zrobić.
Może chodziło o to co czuł kiedy pomagał tamtej barmance w klubie? Ta krótka chwila kiedy mógł być bohaterem…
-Coś się tam działo. Słyszałem kobiece krzyki. Sprawdzę to. – powiedział i pobiegł w tamtą stronę.
Czuł że liczy się każda chwila.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 04-09-2022 o 18:38.
Rot jest offline  
Stary 04-09-2022, 21:47   #475
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację


Cytat:
Napisał Rot Zobacz post
W końcu dotarł do reszty i w krótkich słowach powiedział co zaszło: że telefon Markusa przejął ktoś z Antygenu, że to była zasadzka, że zmiótł ludzi którzy go napadli, ale pechowo skasował też wóz, że rozmawiał z Roweną i że umówił spotkanie z Anną i Justariuszką Parr. Dodał jeszcze, że nie jest do końca pewien czy na nie iść. Czy to generalnie całej ich sytuacji nie pogorszy.

Cath pocałowała Spoona w policzek, nie zważając na konwenanse.
- Jesteś fantastyczny, właśnie zastanawiałam się jak zorganizować to spotkanie. Na pewno ta rozmowa nam nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie, przy odrobinie szczęścia pozwoli nam ułożyć klocki według naszych potrzeb. Spróbujemy zmienić figurę i w miejsce Anny postawić Arwyn.


***********************

Cytat:
Napisał Rot Zobacz post
Spoon milczał. Nie podobało mu się to wszystko. Ktoś z kultu chciał się ich pozbyć? Przejrzał ich? Gdzie w tym wszystkim była Brusilla? Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi.
W końcu potrząsnął głową.
- Mówcie co chcecie ja nie wierzę, że śmiertelnicy tak się wybili i jestem pewien, że ktoś ich używa. Ktoś komu na rękę jest pozbycie się starych wampirów i przejęcie Londynu. – przeniósł wzrok na Adisę.
- Nie to że ich nie doceniam. Po prostu wiem co dominacja robi z mózgiem śmiertelnika widziałem to nie raz u Bru. Nie mówiąc już o wiązaniu krwią. Ktoś ich po prostu przejął uzbroił i zaczął używać. Nie wiem tylko kto. – powiedział zagryzając sfrustrowany kły.
.[/i]
- Też mi się tak wydaje. Oni za wiele wiedzą, za celnie trafiają, ich ciosy są zbyt bolesne, zbyt przemyślane. Na pewno ktoś z naszych im pomaga. Tylko po co? To jest ściąganie ognia na własną głowę, ten żywioł w pewnym momencie będzie nie do opanowania. Mówią że to Mitra - może i tak. Z tego co pamiętam, nie wahał by się poświęcić wielu dla własnej korzyści, ale nie widzę jaką miałby tu korzyść - westchnęła Cath. - Owszem, jego wrogowie zostaną zniszczeni, ale ludzie się uczą, doskonalą swoje umiejętności i technologie i być może jutro to on stanie się ich ofiarą. To nie są mroki średniowiecza, ta gra jest zbyt niebezpieczna aby podjął ją ktoś o zdrowych zmysłach.

W tym miejscu Cath zanotowała sobie w pamięci by przekazać Astrid wiadomość, że może warto byłoby zejść do podziemia na jakiś czas. W końcu świat nie kończył się na Londynie.

************************************************** ****

To nie był pierwszy raz, kiedy Cath czuła, że była w dwóch miejscach na raz. Niby powinna się już do tego przyzwyczaić, jednak mimo tego nadal czuła się nieswojo. Dlatego obserwowała, starając się jak najwięcej zapamiętać z tego co działo się przed jej oczami.

Cały czas widziała jednak Siri Sansę. Znała jego reputację. Zastanawiała się czy i on ją widzi a jeśli tak to jak powinna się zachować aby wywrzeć na nim pozytywne wrażenie.

Zapach krwi drażnił jej zmysły pobudzając bestię. Poczuła wzbierającą falę głodu.
Nie mogła, nie chciała iść w stronę karety. Zresztą i tak nikomu nie pomoże, nie dzisiaj nie w tym stanie... Zresztą powóz nie wyglądał na tani, za chwilę będzie tam tłum dobrych samarytan liczących na zapłatę za pomoc lub okazję do kradzieży. Uśmiechnęła się ironicznie - nigdy nie miała dużej wiary w ludzkość.

Krzyk kobiety, to co innego, nim raczej nikt się nie zainteresuje a nawet jeśli to po chwili odwróci głowę w przeciwną stronę i wróci do swoich spraw jak każdy racjonalny obywatel tego pięknego miasta. Nikt normalny nie wtrąca się w sprawy innych. Wszak to mogła być zwykła sprawa rodzina - może zupa była za słona, albo dziwka nie przyniosła dostatecznego zysku alfonsowi, albo złodzieje wabili naiwnych gentelmanów. Pomagając kobietom widziała już wszystkie te sytuacje i jeszcze więcej. Zadrżała gdy uświadomiła sobie, że jeszcze całkiem niedawno to jej ulice Londynu mogły przynieść zgubę, że sama mogła krzyczeć bez nadziei na ratunek, gdyby była na tyle nie mądra by wybrać się do miasta bez asysty, której zwykłe kobiety nie miały...

Zazgrzytała zębami i poszła za Spoonem.


 

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 05-09-2022 o 20:36.
Wisienki jest offline  
Stary 06-09-2022, 10:43   #476
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Tony i Yusuf pobiegli za dziewczyną. Choć sprytnie kluczyła między zaułkami, wąskimi pasażami, to nie mogła zgubić takiego starego wygi jak Tony, który nie jedną parę kaloszy schodził na londyńskich ulicach, tysiące razy umykając przed. No i nie mogła uciec przed takim myśliwym jak sędzia. Wystarczyło krótkie porozumiewawcze spotkanie i psy gończe rozdzieliły się aby zamknąc zwierzynę w krótkiej tylnej uliczce, odcinając wszelkie drogi ucieczki.

Bała się, bała się tak, że Tony pomyślał, że za chwilę zmoczy się jak małe dziecko. Stała z zaciśniętymi pięściami bezsilności, wiedząc, że została zapędzona w kozi róg. Sędzia stał już nad nią i patrzył na nią z mieszaniną gniewu i irytacji. Tony podszedł spokojnie, ale czujnie. On sam w takich wypadkach pociachałby kogoś takiego schowaną pod rękawem brzytwą. Nic czego musiałby się jako kainita obawiać, ale po co ryzykować?

- Przestań się mazgaić, bo skrewiłaś tę robotę jak partacze z Totenhamu. Trzeba było podejść go jak rozmawiał z damą w tej ładnej sukni, miałabyś większe szanse. A najlepiej w ogóle było nie próbować obrobić kogoś kto jest taki blady. - złapał dziewczynkę za podbródek i spojrzał jej w oczy sprawiając swą mocą, że był kimś dużo bardziej przyjaznym: - Ci bladzi czasem widzą i czują dużo więcej niż inni. Jak się nazywasz dziecko i czemu robisz sama? Powinnaś mieć kogoś od zrobienia Ci warunków do roboty. A tak to oddawaj co buchnęłaś, no już!

Pierwsze koty poszły za płoty od razu. Dziecko uśmiechnęło się przyjacielsko do Tonego:

Jestem Emma. Billy Pocket wysyłał mnie samą na kieszony. - złodziejka urwała, niechętnie oddała to co ukradła i zalała się znów łzami: - Znowu oberwę i nie dostanę jeść od Billego…

Za mało mu przyniesiesz, co? - Tony może nie znał tego bólu, ale znał wielu chłopaków co zmuszani byli do niewolniczej pracy na usługach tuzów półświatka i wiedział jak to wyglądało. Siniaki na ciele tylko potwierdzały, że Emma nie raz nie dopełniła wyśrubowanych norm. Brujah wyciągnął z kieszeni parę monet, nie były to może złote gwineje, ale napewno wystarczająco, aby zaspokoić apetyt Billego Pocketa. I to nie na jeden dzień:

Posłuchaj mnie teraz Emmo. Dasz mu tylko połowę, jutro kolejną i nawet jak Cię wysyła samą, to dobierz się z kimś. W grupie siła. A teraz przeproś mojego przyjaciela, że tak spartoliłaś robotę. Tam skąd pochodzi, złodziejaszkom obcina się witki i uwierz mi on jest to gotów zrobić, ale chyba jak już odzyskał co stracił i przeprosisz go w ramach zadośćuczynienia, to chyba bedzie mógł odstąpić od swoich barbarzyńskich zamiarów i karę wymierzyć będzie mógł co najwyżej Billemu, który jest tak naprawdę winny całego zajścia, a nie zaszczuta dziewczynka, prawda?

Tony wymownie popatrzył na Yusufa, a Yusuf spojrzał na Tonego i na dziewczynkę. Miał całkowitą rację, u niego obcinało się kończynę.

- Ręka wykorzystana do popełnienia przestępstwa. W nadgarstku. - zawyrokował łapiąc dziecko za dłoń, gotów wypełnić swój wyrok. Dziewczynka natychmiast zaczęła płakać, sędzia zatrzymał się i spojrzał na kruchą sylwetkę. - Ale prawo… Prawo musi być ludzkie. Musi być filtrowane przez pryzmat sytuacji, aby nie stało się narzędziem bezmyślnej represji. Dlatego potrzebni są Sędziowie. Dlatego istnieję… - powiedział prowadząc wyraźnie jakiś wewnętrzny monolog. - Zostałaś porzucona przez społeczeństwo, i pozwoliło na to by do tej sytuacji doszło. - turek odetchnął i puścił dłoń dziewczynki, po czym podniósł ją i delikatnie przytulił, nie zwracają uwagi na to że ta wciąż zanosi się szlochem. Przepchnął krew przez swoje martwe żyły, nadając ciału oznaki życia.

- Tony… To nie jest rozwiązanie. - powiedział wskazując rękę w której dziecko kurczowo zaciskało pieniądze, mimo płaczu. - Ona potrzebuje bezpieczeństwa, czegoś co będzie opoką, co pozwoli jej się rozwinąć. Pieniądze sprawią tylko że będzie miała co jeść dzisiaj. Osądzenie Billego sprawi tylko że zostanie wykorzystana przez innego pozbawionego skrupułów śmiertelnika. Będzie żyć z dnia na dzień, niepewna następnego świtu. To nie jest życie. To wegetacja.

- Myślę że potrzebuje domu, tak jak wszystkie inne sieroty i dzieci wykorzystywane przez dorosłych. Domu… Dziecka. - Yusuf uśmiechnął się wypowiadając te słowa, tworząc już w myślach plan. Tylko czy to był jego plan? Czy echo wspomnień które teraz przeżywał? Czy właśnie dlatego był tak delikatny i empatyczny w stosunku do dzieci? Ponieważ takie były wartości właściciela tej sekundy egzystencji? Czy podejmował teraz jakieś decyzje, czy był tylko biernym pasażerem? Odstawił dziecko i poczuł jak Bestia wewnątrz zaczyna się szarpać. Jakby pytania które stawiał jej zagrażały.

- Powiedz gdzie BIlly mieszka. A ja sprawię że już nigdy cię nie skrzywdzi. Ani żadnego innego dziecka. - powiedział z mocą, świdrując wzrokiem duszę dziecka, a Bestia odetchnęła z satysfakcją.

Dziewczynka płacząc i jąkając się podała adres. Niezbyt odległy. Yusuf pogłaskał dziewczynkę po głowie i złapał delikatnie jej rękę.

- Chodźmy.
Post pisany z Zaalosem

 
8art jest teraz online  
Stary 06-09-2022, 14:31   #477
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Niedługo później byli na miejscu. Londyński dom jakich wiele, nie zachęcał swoim wyglądem, nosił też ślady złego gospodarzenia. Nie patyczkując się Yusuf wszedł do środka, pchając dziewczynkę przed sobą.

- Emma? Obrobiłaś już jakiegoś frajera? Dawaj pieniądze. - dobiegł go głos z pomieszczenia gdzieś w głębi. Głos mający charakterystyczny ton kogoś kto przepalił i przepił swoje struny głosowe. Yusuf przyklęknął i wyszeptał.

- Czekaj tutaj. Cokolwiek byś słyszała nie wchodź za mną. Zaraz po ciebie wrócę i pójdziemy razem do nowego domu, jeśli Billy wykorzystuje inne dzieci, albo twoje rodzeństwo to zbierz wszystkich tutaj. Zajmę się wami wszystkimi.

Chwilę później był już w “lokum” Billego Pocketa. Ten był już gotowy. Lata złodziejskiego fachu nauczyły go wyczuwać pismo nosem. Yusuf poczuł jak nóż zagłębia mu się w ciele i dopiero wtedy skontaktował że złodziej krył się z boku wejścia, zasłonięty przez drzwi gdy się otwierały. Popełnił amatorski błąd. Zatoczył się i upadł na ziemię, symulując śmiertelną ranę.

- Ha! Jesteś jebanym cooperem? Ładne masz ciuszki, zaraz zobaczę co na mnie pasuje, a reszta wyląduje razem z tobą w Tamizie. Fuckin’ ell, podłogę mi zalejesz… Chwila… Czemu nie krwawisz?

- Bo już jestem martwy. - odparł spokojnie sędzia, zrywając się na nogi i łapiąc Billego za gardło. Ścisnął mocno, uniemożliwiając złodziejowi mowę. Postawny mężczyzna zaczął się szarpać, ale dla Yusufa, wzmocnionego gniewem i siłą Vitae był niczym niemowlę. - Jesteś skazą na społeczeństwie. Zwierzęciem pozbawionym ludzkości. Bijesz dzieci i odbierasz im prawo do rozwoju. Do zostania czymś więcej niż ty sam. Jesteś winien niezliczonej ilości kradzieży. Wyrok jest jeden. Ręka za każdą popełnioną zbrodnię, ale ty masz tylko dwie. Myślę że zaczniemy od palców. - zawyrokował i cisnął złodzieja na łóżko stojące w rogu pomieszczenia. Coś chrupnęło nieprzyjemnie. Kość? Drewno? Było to bez znaczenia. Mężczyzna zaczął wyć.
Yusuf oderwał kawał tkaniny od ubrania swojej ofiary i wepchnął ją do ust Billego, efektywnie go uciszając. Oparł nogę na klatce piersiowej, i złapał za nadgrastek mistrza kieszonkowca. Odparł mu chrupot łamanych kości. Powoli, z namysłem złapał za kciuk i zaczął ciągnąć. Na początku delikatnie, potem mocniej, aż całość się urwała, zalewając wszystko krwią.

- To było za to że Emma mnie dzisiaj okradła. Ale wiem że nie był to jej pierwszy raz. Już wcześniej musiała to robić, ale nie wiem jak wiele razy to robiła. Będę sprawiedliwy i założę, optymalnie dla ciebie że był to tylko jeden raz. - to powiedziawszy złapał za drugą rekę i powtórzył cały proces. Złodziej zemdlał. Sędzia zaczął go policzkować, aż w końcu ten się obudził.

- Z pewnością masz pod swoją kuratelą też inne dzieci. Z jednego nie żył byś na takim poziomie. Ile? Pięć? Sześć? - spytał, łapiąc kolejne palce i wyrywając je z dłoni. - Dziesięć? - spytał patrząc mężczyźnie w oczy i dopatrując się fałszu. Złapał oburącz okaleczoną dłoń i zacisnął ją z siłą imadła. - Więcej? - spytał i pociągnął, odrywając fragmenty tkanki od kończyny. Ciężko było już mówić o jakichkolwiek strukturach anatomicznych. - Chyba więcej. A palców już nie ma. Myślę że przejdziemy do łokci…


***

Tony był bledszy niż zwykle, ale starał się trzymać jako taki fason. Nie miał zamiaru przerywać sędziemu, bo gnojek zasłużył na swój los, ale słuchanie tego wszystkiego przyprawiało Włocha o gęsią skórkę. Właściwie to robił dobrą minę do złej gry i chodziło mu tylko o to, żeby te dzieciaki nie połapały się, co wyprawiało się za szmacianym parawanem. Pewnie niejednokrotnie widziały, że ktoś wlał Billemu, bo tak wyglądało życie w takich norach, ale chciał żeby dzieciaki myślały, że Pocket tylko zarobił po łbie.

- Mój przyjaciel załatwi sprawę z Billim. Więcej napewno już nie będzie się wam naprzykrzał - uśmiechnął się znów szeroko pozwalając rozejść się czarowi Prezencji, pstryknął kilkukrotnie palcami skupiając uwagę dzieciaków i pokazał kilka kuglarskich sztuczek.

Kilka minut później było po wszystkim. Yusuf wytarł się najlepiej jak mógł i opuścił pomieszczenie, zostawiając za sobą zwłoki. Roztrzęsiona dziewczynka czekała na niego, wraz z gromadką innych dzieci. Wyraźnie się go bały.

- Chodźmy. Zamieszkacie w nowym domu. - powiedział delikatnie i wziął dwójkę najmniejszych dzieci na ręce.

- Gdzie chcesz je zabrać? Chyba nie do nazaretanek z Soho. To już lepiej byłoby im u tego popaprańca.

Tony wymownie spojrzał na Yusufa, po czym dodał:

- I have an idea mate. Jest takie miejsce, nawet całkiem niedaleko, tylko… nie wiem czy już istnieje. To świecki sierociniec, ale jak ja byłem młody to miał dobrą opinię i wychodzili z niego przyzwoici ludzie, a nie tanie dziwki i kolejni fucking wankers jak Billy.

Post pisany z 8artem

 
Zaalaos jest offline  
Stary 07-09-2022, 20:22   #478
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Kolejne wspomnienie, tym razem odgrywające się w czasach rewolucji przemysłowej troszkę przypominały mu jego własny sen. Lata dzielące obie retrospekcje można było policzyć dla odmiany w dziesiątkach, a nie jak to bywało wcześniej - w setkach. Jednak nieważne, o którym wieku mowa, jedno się nie zmieniało - Londyn pozostawał brudny i śmierdzący.

Jedna rzecz odróżniała to memorandum od poprzednich i Utamukeeus od razu to zauważył. Tri Sansa zdawał się być... świadomy, że to tylko wizja? Poprzedni bohaterowie byli tylko aktorami, kukiełkami odgrywającymi oskryptowane role. Obecna wizja również przypominała sporo spektaklu, ale oskryptowana był tylko scenariusz. Hindus prowadził ich ulicami, a po drodze trafiali na niemal wyreżyserowane sceny, wymierzone w poszczególnych Heroldów - moment dla aktorów, na pełną improwizację.

Idąc za tym tokiem rozumowania, nie trudno było się domyślić, że scena numer trzy była dedykowana Navaho.
- Zajmę się końmi.
Woźnica być może był specjalistą w swoim fachu i znał się na tych pięknych zwierzętach, ale nigdy nie byłby w stanie dorównać latom doświadczenia w siodle u Indianina. Zabrakło by mu życia.
Traper z empatią i czułością większą niż kiedykolwiek obdarzył jakiegokolwiek człowieka, uspakajał konie, mrucząc coś do nich w niezrozumiałym języku swojego plemienia. Jednocześnie zręcznym ruchem dobył ostrego jak brzytwa noża i przeciął uprzęże w taki sposób, żeby dała się je później jeszcze w miarę bezproblemowo odratować, powiązać na nowo.

O ile pierwsze ze zwierząt było po prostu spanikowane całą sytuacją, tak drugie odniosło spore obrażenia, po tym jak powóz obalił się na jego stronę. Złamana noga, obite żebra - przez najbliższe tygodnie dyskwalifikowały do uprawiania jakiejkolwiek pracy pociągowej. Oczywiste było w realiach Londynu, że zwierzę nie pracujące, to zwierzę bezużyteczne. Koń zapewne trafi wkrótce do rzeźni, mimo tego, że z czasem doszedł by do siebie.

W karecie znajdowali się jacyś ludzie: spanikowana młoda dama, młodzik, którego stan ciężko było ocenić i staruszka, która zdawała się ucierpieć najbardziej. Navaho, skupiony teraz na zwierzętach, nie mógł się rozdwoić.
- Nie stój tak jak widły w gnoju, przyprowadź medyka, jakąś pomoc. Biegiem! - zarządził, wskazując jakiegoś postronnego gapia, który wydawał się najbystrzejszy.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.

Ostatnio edytowane przez Klejnot Nilu : 08-09-2022 o 20:30.
Klejnot Nilu jest offline  
Stary 12-09-2022, 10:59   #479
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Noc mijała. Widać było to po coraz mniejszym ruchu. Miasto było spowite mgłą. Wokół unosił się zapach węgla z fabryk usytuowanych wokół centrum. Ich przewodnik czekał na nich aż skończą załatwiać swoje sprawy, jednak teraz prowadził ich pewnym krokiem do niewielkiego budynku. Wszedł po schodach. Przy drzwiach powitał go służący, który przejął jego odzienie.

Podobnie odbyło się z Heroldami. Każdy był przyjmowany jak gość honorowy. Wewnątrz było sporo osób. Dużo ludzi, ale większość stanowiły wampiry. Przedstawiano ich kolejnym osobom. Cath czuła się jak ryba w wodzie w świecie wieczorowych sukien i elegancji. Spoona za to cały czas coś uwierało, jakby był zupełnie niedopasowany do otoczenia. Heroldzi starali się zapamiętywać kolejne nazwiska.

Juliet Parr, Madam Rosna, Richard de Worde, Lady Ophelia Merritt, Victoria Ash czy generał Sir Arthur Halesworth. Śmietanka Londynu. Poza tym była też Regina Blake. Młoda dziewczyna. Spoon i Cath pamiętali ją dobrze ze spotkania w klubie. Choć po prawdzie Spoon bardziej pamiętał swój występ. Cath zaś od razu zauważyła, że Regina jest… człowiekiem. Cokolwiek tu robiła byli przed jej przemianą w Toredora.

Nastąpił czas ożywionych rozmów.

Tylko Yusuf odnotował siedzącego pod ścianą mężczyznę, zupełnie nie pasującego do zebranych ani fryzurą, ani ubiorem.

Wyglądał zupełnie jak legendarny alchemik, doktor Dee. Sędzia wyczuł, że jest on wampirem, choć nawet tutaj, wśród wampirów wygląda na oderwanego od rzeczywistości. W umyśle sędziego formowało się jakieś niejasne wspomnienie o mistrzu Taumaturgii, spoza zakonu Tremere.

***


W końcu część konwenansów dobiegł końca. Wszyscy, nawet najbardziej spóźnieni goście już dotarli. Służba zaprosiła wszystkich zebranych do sporego pomieszczenia, gdzie przy stole siedziała kobieta w kwiecie wieku. Miała przed sobą szklaną kulę. Panna Celia Wentworth, znane medium. W swoim pokazie nawiązywała kontakt z różnymi duchami, które odpowiadały na jej pytania stukając w powałę sufitu.

Zaiste wszyscy Heroldzi uznali to za niesamowite, oto można było dowiedzieć się, że zmarli gdzieś tam są, i że życie po śmierci się nie kończy.

Po ponad godzinnym seansie nastąpił czas na wystąpienie Sri Sansy. Jak się okazało, całe spotkanie było zebraniem nowo powstałego ruchu Teosofistów. To stowarzyszenie było specyficzną mieszanką religii, nauki, okultyzmu i filozofii. “Nie ma religii wyższej, niż prawda” Głosiły hasła na symbolach gwizdy Dawida z wpisanym wewnątrz egipskim ankhkiem życia i przyozdobione u góry symbolem powodzenia i pomyślności w formie wymalowanego krzyża z ramionami wygiętymi pod kątem prostym. Krzyża, który w heroldach wyrył zupełnie inne skojarzenia, podobnie jak wśród wszystkich współczesnych ludzi.

Jednak był rok 1888. Swastyka podobnie jak ankh życia była jednym z wielu mistycznych symboli.

Sri Sansa odczytał swoje opracowanie łączące wiele cech mistycyzmu anglikańskiego z hinduskim postrzeganiem karmy. Yusuf posiadający chyba najwyższą wiedzę z okultyzmu spośród Heroldów wiedział, że samo “dzieło” nie miało wielkiego sensu. Było mydleniem oczu zwykłym ludziom i wampirom. Zawierało dużo mądrych słów i opierało się na karmicznej wierze w reinkarnację. Do tego absolutny byt, z którym można tworzyć jedność. Byt utożsamiany ze słońcem. To ostatnie bardzo przypomniało Yusufowi kult Mitry.

***


Po odczycie Sri Sansa wycofał się na jedną z kanap w rogu. Natychmiast został otoczony przez grupę zainteresowanych słuchaczy. Kontynuował wykład o znaczeniu krwi, która jest nośnikiem nie tylko dla prana (energii życiowej) ale i dla atma (energii duchowej). Co więcej zaczął on pokazywać pewną miksturę. Ci, którzy byli najbliżej mieli już w dłoniach szkarłatne fiolki z płynem.

- To Soma. Napój mojego autorstwa, który wzmacnia ciało i duszę - guru Sansa zachwalał swój produkt.

***


Noc mijała, a guru Sansa nie miał ani chwili spokoju. Somy nie starczyło dla wszystkich zebranych, ale wielu prosiło o możliwość prywatnego spotkania w późniejszym czasie. Wtedy do tłumu ludzi podszedł John Dee. Nawet na moment nie przejął się Maskaradą. Tłum rozszedł się, a stojący najbliżej Spoon usłyszał: “Nigdy mnie tu nie było, nie widzieliście mnie, nie widzieliscie jak wspólnie wychodzimy.”

Zarówno śmiertelni, jak i nieśmiertelni podporządkowali się i rozeszli.

- Zechciej mi potowarzyszyć - powiedziała Dee ściszonym głosem, jednak każdy z Heroldów wyraźnie go słyszał.

- To wielki dzień dla mnie, długo czekałem… - zaczął Sri Sansa
- Jest w Londynie coś znacznie ważniejszego niż żałosne zbiorowisko śmiertelników. Mitra wierzy, że jesteś gotów na inicjację do prawdziwego tajnego stowarzyszenia w Londynie. A ja jestem jego emisariuszem - kontynuował Dee.

Obaj mężczyźni wstali i ruszyli do drzwi.

Mowa ciała zdradzała wiele. Pendżabie był uległy, dawał się prowadzić. Jego twarz ukazywała jednocześnie podporządkowanie i wielką radość.

Dee szedł wyprostowany. Mimo wieku i oderwania od swoich czasów zdawał się dominować. Wiara, którą w sobie niósł kojarzyła się ze ślepym fanatyzmem.

Na zewnątrz stała niewielka kareta, do której obaj mężczyźni wsiedli. I wtedy wspomnienie się rozmyło…

***


Żołądki zafalowały wszystkim Heroldom. Byli w innym miejscu i czasie.

Tym razem wysiadali z eleganckiej limuzyny. Cadillac Limousine Seria 70, trzecia generacja. Silnik V8 stukał charakterystycznie. Ponad 152 konie mechaniczne. Spoon gładził ją pieszczotliwie mimo woli. Piękna maszyna, którą sobie wyobrażał. Nie wiedział na ile to jego własne wspomnienie. Niczego nie wiedział w ostatnim czasie. Był jednak pewny, że dokładnie takim jeździł. I nie potrzebował wcale widzieć niczego wokół. Jego oczy były zawiązane czarną przepaską. Szarpnięto go i musiał przestać gładzić lakier. Prowadzono go gdzieś. Wszystkich ich prowadzono.

Prowadzono ich schodami na dół. Wokół dało się wyczuć zapach piwnicy. Tony nie pierwszy raz miał zawiązane oczy. Zręcznym ruchem odsunął delikatnie przepaskę, jednak wokół panowała ciemność.

W końcu zdjęto im przepaski. Wszyscy rozpoznali rzeźbę z mężczyzną, który walczył z bykiem. Byli w świątyni. Bogato zdobionej. Z malowidłami i mozaikami. Na samym środku był niewielki basen. Okrągły, o średnicy około jednego metra. Za to głęboki do ramion. Kojarzył się z chrzcielnicą z czasów pierwszych chrześcijan. Ozdoby były przygotowane bardzo starannie. Wiele z nich dawało złudzenie trzech wymiarów, choć były to tylko malowidła byków i tancerzy.

Po obu stronach chrzcielnicy były ławki z surowego drewna, a na nich siedziało kilka osób.

Wtedy drzwiami od wschodu wszedł on, Mitra. Nie było wątpliwości, że to był wschód. Słońce wschodzi na wschodzie. Ubrany był w złote szaty, na jego głowie połyskiwała szkarłatem frygijska czapka. Uniósł wysoko ramiona i inkantował słowa w języku którego nie Heroldzi nie rozpoznawali, jednak podświadomie czuli, że to perski. Najpierw Spoon swoimi wyczulonymi zmysłami, a później wszyscy Heroldzi poczuli jak wokół powietrze gęstnieje od magii. Do chrzcielnicy napływała krew. Jej poziom unosił się wyżej i wyżej. Yusuf czuł, że ta krew niesie ze sobą nieprzebraną siłę. Niemal poczuł na języku posmak Richarda, po to tylko, żeby zdać sobie sprawę, że potęga krwi w chrzcielnicy była większa niż siedmiuset letniego nosferatu.

Jeden z kapłanów w białych szatach zbliżył się do Sri Sansy. Yusuf poczuł w dłoni ciężar rytualnego sztyletu z brązu. Dla niego było to niczym sen. Patrzył na twarz Sansy, gdy rozcinał jego żyły. Jednocześnie patrzył na siebie oczami Sansy. Patrzył jak pewnym ruchem otwiera żyły na nadgarstku tremere i krew z niego leje się do “chrzcielnicy”. Krew mieszała się z tą w chrzcielnicy. Yusuf zaś krążył wokół otwierając kolejne nadgarstki. De Worde. Arwyn. Spoona. Cath. Valeriusa. Utamukeeusa. Tonego. Wszyscy doświadczyli czegoś podobnego. Wszyscy widzieli te same obrazy z różnych pozycji. Wszyscy spuszczali z siebie krew do basenu. Na koniec sam Mitra podał swój nadgarstek Yusufowi, który aż napiął się, gdy zapch pradawnej Vitae uderzył jego nozdrza.

- Pijcie - głos Słońca był przytłaczający. Jakby dobiegał zewsząd i odbijał się echem wewnątrz ich czaszek.
- Pijcie głęboko świętą i oczyszczoną vitae! Bądźcie jednym z Mitrą. Waszym panem. Jedynym Panem nie umarłych wysp Siły. Złączcie swoją siłę z jego siłą i poczujcie tę hojną przysługę jaką otrzymujecie.

Ta krew była wszystkim. Spoon widział Brusillę pijącą tę krew. Widział jak patrzyła na Mitrę, swego boga. Przez moment zazdrościł, że nie patrzy na niego. Z drugiej strony on sam patrzył na Mitrę z miłością tak wielką, że również wspomnienie Brusili się rozmyło.

I tak każdej nocy…

Każdej kolejnej nocy kąpali się w basenie krwi…

W rituale…

Przez cały księżycowy miesiąc..

A ich myśli mieszały się. Ich wspomnienia mieszały się. Powoli samoświadomość ustępowała konieczności posłuszeństwa. To nie było wspomnienie Sri Sansy. To znaczy… nie tylko Sri Sansy. Wiedzieli to wszyscy…

***

Wiedzieli to wszyscy, którzy patrzyli teraz na ubranego na biało Pendżabi. Sri Sansa przełknął głośno i ruszył w stronę Yusuf wraz z jednym mężczyzną.

- Jedźmy stąd. Nie chcę tego załatwiać przy rodzinie - tremere pstryknął dwa razy palcami i natychmiast jeden z kierowców wycofał auto na podjeździe.

Na Heroldów czekały dwa minivany. Do jednego wsiadł Sri Sansa zapraszając Tonego i Yusufa. W drugim czekały miejsca na pozostałych Heroldów.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-09-2022, 21:09   #480
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Spoon poszedł za ich cichym przewodnikiem.
I trafił na bal, na którym czuł się dziwnie. Nie był pewien z kim i oczym powinien rozmawiać. Kiedy nagle wyłapał imię Juliet Parr. Chwilę przyglądał się wywołanej kobiecie. To z nią mieli rozmawiać z Cath podczas spotkania z Anną. I cóż...Lady Catherina naprawdę zapaliła się do tego spotkania, chociaż sam Spoon pozostał dość sceptyczny. Zwłaszcza po tym co mu powiedział Tony, że ta kainitka jest skonfliktowana z Arwyn. Więc zdobycie poparcia jej i Anny dla sprawy… Wydawało mu się nieprawdopodobne.
Chwilę zahaczył też wzrok na Reginie.
Jednak męczyła go inna sprawa, czy Cath dobrze podała rok? 1880?
Zaczął metodycznie rozglądać się po pomieszczeniu szukając jakiejś prasówki. Czegokolwiek na czym mogła istnieć data i… Lustra. Czy czegoś innego w czym mógłby zobaczyć swoje odbicie.
Chciał zobaczyć, czy jest sobą, czy… znowu kimś innym.

***


Kiedy nadszedł czas seansu Spoon obserwował wszystko jak zahipnotyzowany. On sam nie bardzo rozumiał to co się działo z ludźmi po ich śmierci.
Czy jest coś dalej po tym jak ich zabijał?
Jak tam jest? Czy są tam też wampiry?
Czy kainici mają tylko tę obecną chwilę a potem są prochem?
Z kolei sam odczyt Sri Sansa nie spodobał mu się wcale. Samo pojęcie karmy uważał za głupie. Widział jak działa świat i to, że przetrwać mogą tylko najsilniejsi i nie ma tu miejsca na pojęcia dobra i zła, że to są tylko jakieś mętne terminy ukształtowane by ludzie w gorszej sytuacji mogli wierzyć, że ich los się odmieni po śmierci jak będą przestrzegać jakiś tam reguł. Parsknął poirytowany.
-Bzdura. - rzucił w końcu z pogardą.

***


Kiedy Sri Sansa zaczął rozpowiadać o Somie. Spoon poczuł ukucie niepokoju. Nie przemieniono go wczoraj, wiedział czym kończy się picie krwi innego wampira w jak piękne słowa by tego nie ubrano.
Patrzył tylko uważnie żeby zorientować się kto to wypił.

***


Względną sielankę miejsca przerwało pojawienie się John’a Dee.
Usłyszał jego słowa a ciało wykonało rozkaz. Nie był człowiekiem żeby tego nie wyłapać, ale i tak było to niepokojące.
Moc tego Kainity była potężna, a Spoona zawsze przerażała kontrola umysłu.
Takich kainitów trzeba było zabijać albo na odległość, albo… Bardzo szybko.
W każdym razie zrozumiał już, że w tym miejscu i czasie Sri Sansa został zwerbowany przez kult.

***


Kiedy ponownie nimi zarzuciło Bruhja przez chwilę był zupełnie wyjęty z kontekstu.
Dopiero znajome dźwięki przywołały wspomnienia i go uspokoiły.
Znał ten samochód. Czule głaskał jego wnętrze. Czuł jego zapach, bezpieczeństwo i prestiż jakie daje.
Było jakoś około 1941 roku…
Kiedynagle go szarpnięto nie mógł powstrzymać się przed warknięciem, jednak pozostał spokojny.
Wiedział, że musi zachować spokój jeśli chciał zobaczyć co będzie dalej.
A dalej musiało być coś ważnego….
Kiedy w końcu zdjęto mu przepaski Spoon od razu rozpoznał to miejsce. Pomógł je przecież budować. W sensie… Nie do końca on, ale czuł, że je budował i że tam zginął.
Potrząsnął głową starając się być tu i teraz.
Obserwował sadzawkę z pewnym niepokojem.
Kiedy pojawił się on i wszystkie myśli uleciały jak dym. Spoon czuł jak świat dookoła się zmienia jak dzieje się coś potężnego na co nie ma wpływu.
Chrzcielnica się wypełniała krwią. Czyją krwią?
Oszołomiony nagle zobaczył przed sobą Yusufa ze sztyletem i bez zastanowienia podał mu swoją dłoń którą ten przeciął. Urzeczony patrzył na kapiącą krew i wypełniającą się chrzcielnice.
To wszystko było jak sen, a ta krew… Pożądał jej jak chyba niczego na świecie.
Kiedy nagle zobaczył Brusillę. W końcu! Po tak długiej rozłące. Ale nie patrzyła na niego.
Zalała go zazdrość, ale uświadomił sobie, że patrzy na Mitrę ich Mitrę…
Pragnął jej, pragnął krwi, kochał Mitrę. Czując się jak pijany ruszył w jej stronę. Przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował.
-Powiedz mi gdzie Cię znajdę. Po tym wszystkim. Podaj mi jedną kryjówkę gdzie będziesz na mnie czekać. Wrócę do Ciebie. –Wyszeptał ze wszystkich sił usiłując wyłapać odpowiedź zanim wszystko się rozmyje…

***


Spoon stał przed Sir Sansą potrzebując chwili by zrozumieć gdzie jest. Potrząsnął głową starając się pozbyć resztek wspomnień.
W końcu ponownie wbił wzrok w mężczyznę zastanawiając się czego ON sam od niego chce.
Jeśli Bóg Słońce miał zostać zapomniany a Arwyn przyjąć władze w mieście to ten artefakt mógł sobie w dupę wsadzić.
Jednak czegoś chciał… chciał odzyskać SWOJE wspomnienia. Przestać być zlepkiem różnych osób. To było irytujące…
Ale już dość o sobie wiedział, żeby wiedzieć „kim był” - zabójcą. Dlatego powiódł wzrokiem po rodzinie Sir Sansy i uśmiechnął się zimno.
-Przez te lata dorobiłeś się licznej społeczności… wierzę że nie chcesz ich narażać co? Jednak… I tak sprawdzę… zrobiłem się ostrożny.- podszedł do wozu sprawdzając czy nie ma przy nim ładunków wybuchowych.
-Wiesz, że wysadzanie wampirów w powietrze zrobiło się szalenie modne w tym sezonie? – zagadnął lekko, chociaż nie podobało mu się to, że chciał ich rozdzielić.
 
Rot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172