Amanda chciała opuścić autobus. Jako że kręciło jej się nieco w głowie, to potrzebowała pomocy. Na szczęście Julia czuwała nieopodal i wnet obie ruszyły do wyjścia. Odetchnęły świeżym powietrzem, rozglądając się dookoła. Pojazd znajdował się na samym środku szczerego pola. Wokół rozciągały się równe rzędy ziemi, w których bez wątpienia coś rosło. Wszystko wskazywało na to, że znaleźli się na niezbyt rozległym majątku jakiegoś drobniejszego rolnika. Nie widziały jednak żadnej posiadłości, a jedynie linię drzew, za którą musiało znajdować się morze. Jednak nie słyszały jeszcze jego szumu. Może i dobrze. Już i tak wystarczająco szumiało im w głowie.
Kiedy dwie dziewczyny wyszły na zewnątrz, Berenika i Łukasz już tam byli. Ta pierwsza opierała się ciężko o bok autobusa i oddychała przez usta. Włosy opadały jej na twarz, prawie całkowicie zasłaniając. Szumna wyglądała na jeszcze bardziej wymęczoną niż zazwyczaj. Zieliński natomiast rozmawiał z kimś przez telefon.
- Rozumiem, otrzymaliśmy przed chwilą jeden telefon, ale połączenie uległo zerwaniu - operator mówił chłopakowi. - To musiał być pana kolega. Na miejsce jedzie już policja oraz karetka pogotowia. Proszę pozostać na miejscu i nie ruszać rannych. Czy mogę rozmawiać z pana nauczycielem lub inną osobą dorosłą?
Łukasz odpowiadał operatorowi.
W tym czasie na zewnątrz wyszedł Wiesław. Zerknął na kolegę, któremu udało się dodzwonić. Dlatego też sam wyciągnął telefon Marty Perenc i wybrał numer jej rodziców.
- Mój boże, mojej kruszynce coś się stało?! Ona jest taka chorowita i słaba! - matka dziewczyny bez wątpienia bardzo się przestraszyła. - Choruje na cukrzycę, nawet najdrobniejszy uraz może ją potencjalnie zdekompensować! Proszę czym prędzej zadzwonić po pogotowie! Ja już się pakuje i wsiadam w samochód. Przyjadę tam tak szybko, jak to tylko możliwe! Wiedziałam, że to zły pomysł! A i tak zgodziłam się puścić Martusię zupełnie samą i to tak daleko!
Tymczasem w autobusie Maja pomagała Feliksowi. Chłopak powoli odzyskiwał przytomność. Z pomocą Piotra udało się go wyprowadzić na zewnątrz. Od razu poczuł się nieco lepiej, gdy odetchnął świeżym powietrzem. Następnie Ozimski wrócił i razem z Jackiem i Olgą zajęli się transportem Marty Wiśniak. Dziewczyna żyła i oddychała, ale była nieprzytomna. Nie wyglądała zbyt dobrze, cała spocona i blada. Jej dłoń jakby mimowolnie kierowała się w stronę krzyżyka, który odebrała jej Olga. Palce delikatnie poruszały się w powietrzu, jakby próbując znów dotknąć błogosławionego chłodu poświęconego metalu. Był jednak niedostępny. Różaniec dziewczyny w trakcie przenosin wysunął się z kieszeni i upadł w jeden z rowów pomiędzy rzędami roślin.
Adam atakował panią Bernadetę. Był jedynym człowiekiem w historii ludzkości, któremu udało się to uczynić bez napotkania natychmiastowego zgonu. Już miał raz jeszcze uderzyć ją w policzek - bez reakcji olbrzymki - kiedy poczuł na nadgarstku zdecydowany, męski uścisk. Pan Sebastian uśmiechnął się lekko i przykucnął obok.
- Pozwól mi, że ja się tym zajmę - rzekł. - Mam już wszystko pod kontrolą.
Mężczyzna zdawał się ledwo żywy, a jednak coś w jego głosie uspokajało. Polecił Adamowi, aby dołączył do kolegów na zewnątrz i ten nie oponował.
Aaliyah oddychała głośno przez usta. Wstała i spojrzała na Adriana i Martę. Jej gęste włosy sterczały na wszystkie strony i choć zazwyczaj stanowiły ozdobę dziewczyny, to obecnie al-Hosam wyglądała jak wiedźma.
- Ja też chcę wyjść… - rzuciła. - Czuję się słabo… - zawiesiła głos i straciłaby równowagę, gdyby Adrian jej nie pomógł.
- Ja również nie chcę być w tym cholernym autobusie ani chwili dłużej - powiedziała Marta.
Obie dziewczyny o mało co nie wywróciły się na schodach, ale Fujinawa dzielnie czuwał nad ich zdrowiem.
- To moja wina… gdybym nie szarpnął kierowcy, to kierownica by się nie ruszyła… - Adrian szepnął, spuszczając wzrok. - Jestem durniem…
- Wcale nie - odpowiedziała Perenc i uśmiechnęła się delikatnie. Pogłaskała chłopaka po skroni, choć było to dla niej wielkim wysiłkiem. - Jesteś bohaterem. Kiedy na ciebie patrzę, widzę herosa. Mojego wybawiciela. Nie mogłeś spodziewać się takiego obrotu spraw, jesteś tylko człowiekiem.
Adrian uśmiechnął się nieprzekonany, ale nie zamierzał się spierać z koleżanką.
W autobusie pozostał już tylko pan Sebastian oraz Alan. Historyk spoglądał na pozostałe nieprzytomne osoby, czyli Agatę, Mateusza, panią Anię i Bernadetę, a także pana Zenona, Piotra i Sylwestra. Wyciągnął coś z kieszeni i przystawił do czoła olbrzymki. Zaczął szeptać. Wnet nauczycielka otworzyła oczy i podskoczyła do pozycji siedzącej.
- Cholibka! - krzyknęła
Następnie pan Ceyn powtórzył to z parą młodych narzeczonych i z panem Sylwestrem. Następnie ruszył na tyły autobusu i wtedy zatrzymał się na moment przy Alanie.
- To niezawodna technika wybudzania tai-chi - wyjaśnił. Nawet nie miał siły na lepsze wymówki i chyba zdawał sobie dobrze sprawę, jak to brzmiało. - Uderzam we właściwe sploty nerwowe, aktywując układ współczulny. Wolałbym jednak nie mieć opinii szarlatana, więc mogę liczyć na twoją dyskrecję? - zapytał Wiadernego. - Proszę.
Ruszył w stronę Agaty i Mateusza. Przez chwilę wahał się, czy nie pozostawić ich w takim stanie, ale wreszcie zdecydował się ich również wybudzić.
La-da-di-da-da-di-dy
On the stere-ere-ere-ere-o (Ha)
Let those speakers blow your mind
(Blow my mind baby)
[media]http://www.youtube.com/watch?v=ZaI2IlHwmgQ[/media]
Agata wyskoczyła z autobusa. Musiała w międzyczasie zmienić ubrania, gdyż miała na sobie białe spodnie dresowe, złotą hiphopową kurteczkę oraz czapkę z daszkiem z ogromnym logo Givenchy Paris. Na ramieniu trzymała boomboxa włączonego na maksimum. Najwyraźniej była wielką fanką Black Eyed Peas. Żuła gumę, tworząc przy tym duże, różowe balony. Wyglądała jak nowoczesna kalifornijska księżniczka. Tuż obok niej znajdował się Mateusz z obrzyganymi spodniami. Próbował to zetrzeć, ale plamy pozostały.
- Kto mi tak obsrał spodnie!? - wrzasnął. - Przyznać się, zajebię cwela!
Agata w tym czasie rozejrzała się po polu uprawnym. Jej wzrok spoczął na Marcie Wiśniak. Podeszła do niej i postawiła boomboxa tuż obok nieprzytomnej dziewczyny.
- A ty się już najebałaś, mała? - zapytała ją. - Budź się, siostro, wieczorem idziemy na clubbing - obcasem przycisnęła jej ramię. - Nie udawaj, że mnie nie słyszysz - dodała. - Śniło mi się, że cała moja szafa spłonęła i musiałam ubrać się w szmaty z sieciówki. Mam naprawdę zły nastrój, więc nie poddawaj mnie próbom!
Marta jednak ani nie poruszyła się.
Aaliyah zerknęła na Wiesława, słuchając jego słów. Potem spojrzała na Adriana, Martę i wszystkie pozostałe, bliższe osoby.
- Zdaje się… że musimy porozmawiać - powiedziała. - Mam wam coś do powiedzenia… Myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie, ale musiałabym być naprawdę nieodpowiedzialna, aby dalej milczeć… - westchnęła. - Zwłaszcza po tym, jak mnie uratowaliście. Nie wiem dlaczego we dwie miałyśmy taki atak… to znaczy mogę spodziewać się, dlaczego ja. Ale nie wiem, czemu ona - zerknęła na Piękną Martę. - W każdym razie jestem wam winna spowiedź. Otóż…
Kiedy Ali patrzyła na Wiśniak, Perenc zerkała w przeciwną stronę. Ujrzała mniej więcej dwieście metrów dalej starą babuleńkę. Nikt jej do tej pory nie widział, ale najpewniej już wcześniej tu była. Miała na nogach fioletowe gumiaki, a na ciele sukienkę w podobnym odcieniu. W prawej dłoni dzierżyła palicę. Przed słońcem chroniła ją czerwona chustka. W drugiej dłoni trzymała worek, do którego coś wkładała.
Podniosła dłoń i zaczęła machać nią w stronę uczniów. Uśmiechała się szeroko. Potem mocniej chwyciła laskę. Wygrzebywała nią ziemniaki z grząd.
- Koniec czerwca to trochę za wcześnie na zbiory - powiedziała Marta. - Ale babcia na pewno przyszła po kilka młodych ziemniaczków na zupę. Och, jak ja bym zjadła takich młodych ziemniaczków. Polanych masełkiem i zasmażką z cebulką… i ze śmietaną - oblizała się. - Babciu, babuleńko! - krzyknęła. - Daj no trochę swoich młodziutkich ziemniaczków!
Następnie Perenc zebrała się do biegu. Ruszyła czym prędzej w stronę staruszki.
- Pomogę ci babciu wygrzebać ziemniaczki, a ty mi trochę dasz, dobrze?! - krzyczała z całych sił. - Młode ziemniaczki są najlepsze na całym świecie!
- Oj dam ci ja ziemniaczka dam - rzuciła na nią staruszka. - Dam ci ja o dam.
Następnie wyjęła z kieszeni zawiniątko okryte folią aluminiową. Rozłożyła ją.
- To moje słodziutkie, młodziutkie ziemniaczki, moje dziecko - powiedziała. - Pieczone w ognisku, z masełkiem i posolone.
- O babciu! - Marta się rozmarzyła. - Mogę spróbować?!
- Ja dziecku kartofla nie zabronię - odparła staruszka.
Perenc zaczęła jeść pieczone ziemniaki. Jej towarzyszka kiwała głową i uśmiechała się do niej szeroko.
Aaliyah zamrugała oczami i westchnęła.
- Nieważne, potem wam powiem - mruknęła.
Feliks zapalił papierosa.
- Przysięgam, to odcinek Twin Peaks - szepnął.
Tymczasem z autobusa wyszła pani Ania i pan Piotr. Obydwoje wyglądali jak siedem nieszczęść.
- Proszę zachować spokój! Wszystko już w porządku! - powiedziała nauczycielka. - Odkryliśmy przyczynę całego nieszczęścia! To był pan Sylwester! Taki poważany nauczyciel! I to niesłusznie poważany! - fuknęła. Nikt nie widział jej jeszcze tak zdenerwowanej.
Pan Sylwester wyszedł z pojazdu i pokazał swoją torbę sportową. W środku znajdowały się dwa metalowe butle.
- Kupiłem kilka litrów helu, żeby dzieciom nadmuchać balony w Rowach - powiedział zasmucony. - To miała być miła niespodzianka… No i miało się przydać na moje pięćdziesięciolecie. Czy to na pewno przyczyna? Nie sądzę, żeby hel miał tak mocny efekt usypiający na…
- To jedyne wytłumaczenie! - krzyknęła pani Ania. - Nieszczelne butle!
Pan Piotr nie zdawał się przekonany, ale wnet wyszła pani Bernadeta.
- Ulatniający się hel plus jedzenie z McDonalda - powiedziała tonem ekspertki. - Kiedyś świnia to była świnia. A krowa była krową. Teraz pędzą na hormonach i antybiotykach, potem ludzie to jedzą i dziwić się, że mózgi im wysiadają. Ja zawsze jem mięso tylko od mojej siostry ze wsi, ale raz dałam się skusić na McDonalda i momentalnie straciłam przytomność. Przypadek?
- Nie sądzę - pani Ania pokiwała głową.
Agata natomiast wyłączyła swojego boomboxa. Wnet uwaga wszystkich skoncentrowała się na niej.
- Pan Sylwester już od dawna nie powinien pracować w szkole, jest już za stary - powiedziała głośno.
- J-ja… - fizyk zaczął, ale Woś mu przerwała.
- Za stary - powtórzyła. - Naraził zdrowie nas wszystkich dla głupich balonów. Ja dobrze wiem, jakich balonów pożądał, paskudny zboczeniec - dotknęła swojej klatki piersiowej. - Ta cała szkoła to jest żart. Wracam do domu. Nie mogę powierzyć mojego zdrowia takim ludziom. To. Jest. Nie. Do. Przyjęcia! Kto jest ze mną?!
Mateusz wystąpił.
- Ja. Matka zesłała mnie do tego wypizdowa i to już szczyt wszystkiego. Dłużej tu moja noga nie postanie.
- Pójdziemy na przystanek autobusowy, a stamtąd helikopter zabierze nas z powrotem do Warszawy.
- Helikopter? - Mateusz zmarszczył brwi.
- A helikopter. Cokolwiek - Agata wydęła usta i strzeliła gumą balonową. - Kto jest z nami?! Kto wraca do Warszawy?!
Pani Ania pobladła.
- Agatko, Mateuszku, uspokójcie się.
- Rozmawialiśmy na ten temat - rzekł pan Piotr. - Proszę podzielcie się na dwie grupy. Ci, którzy wymagają wizyty lekarza i ci, którzy czują się cali i zdrowi. Pierwsza grupa pojedzie z panią Bernadetą do najbliższego szpitala. Druga grupa ze mną i panią Anią uda się do ośrodka Słowianie. Nie ma potrzeby, aby panikować.
- Dlatego proszę podzielcie się na dwie grupy i… - wtrąciła się narzeczona wychowawcy.
- Trzy. Trzy grupy - powiedziała Agata. - Zamawiam helikopter - rzekła i odblokowała smartfona.
Adrian przez chwilę spoglądał na nich, po czym zerknął w bok.
- O kurwa… Marta… - szepnął.
Perenc oddalała się z babuleńką w stronę lasu. Głośno rozmawiały, ale znajdowały się tak daleko, że ciężko było zrozumieć, o czym mówiły. Zdawało się jednak, że Marta chciała ze staruszką upiec kartoflaczki. Dlaczego akurat kartoflaczki? Bo kartoflaczki będą idealne do żurku.
Fujinawa zerwał się do biegu, żeby dogonić Perenc, ale ta była już daleko. Niestety nie mógł zrezygnować i kontynuował pościg.
Między pozostałymi uczestnikami wycieczki zapadła chwilowa cisza.