Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-10-2008, 18:58   #91
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Tanja usiadła pod ścianą, oparła o nią głowę i słuchała Buchty z półprzymkniętymi oczami. Na szczęście reagowała wolno i Fritz wylądował w torbie pijaka nim zrobiła coś nieodwracalnego. Zwierzątko - przez chwilę nawet poczuła do typa sympatię.
- No to mam wrażenie, że misję zakończyliśmy – spojrzała na Axela, Ys i Malaka, gdy Buchta przerwał swą opowieść. Szukała w ich oczach potwierdzenia tego wniosku.
-Teraz zostały nam jedynie sprawy nasze osobiste, no i chyba wszyscy nie mamy swego miejsca – gorzki uśmiech wykwitł na jej twarzy. Zdawała sobie z niego sprawę, lecz nie potrafiła zmazać. Wszyscy byli rozbitkami i wiedziała, że nie jest tu jedyną nieszczęśliwą osobą, ale nie umiała ofiarować innym pocieszenia. Czuła się zbyt fatalnie. Już nawet nie miała wrażenia, że tonie. Raczej była głęboko pod wodą, przestała walczyć i pozwalała unosić się prądom.
A one nie prowadziły do Polski.
- Czy ktoś z Was jest w ogóle zainteresowany drogą do Warszawy? Ja wolałabym wrócić do Berlina. Tam są moje kłopoty - brat więziony przez nieobliczalnego Barka… a potem… cóż, zaszyć się gdzieś i jakoś trwać. Nie widzę sposobu, bym mogła wpłynąć na cokolwiek, na los uchodźców na przykład, kompletna bzdura, i nie uśmiecha mi się pchanie w paszczę fundamentalistów.
- Ewentualnie można by przesłać jakąś wiadomość do Eryki i Bidermeiera, żeby spróbowali pozbyć się Barka. Jak myślisz, Axel? – Wzdrygnęła się od własnych słów. – Nie mam na myśli zabójstwa, ale chyba nie on powinien reprezentować Neoberlin – dwa żałośnie nieprawdziwe słowa – w rozmowach z Kombinatem.
- Swoją drogą nie bardzo rozumiem Finneas, Katja jest waszym zabójcą czy ochroniarzem? Bo jeśli zabójcą to, po co u licha zabijasz? Żeby tkwić w tym obrzydliwym magazynie, czy masz jakiś cel? Przeraża mnie myśl, że dla takiej marnej egzystencji, jaką prowadzisz, trzeba zabijać ludzi.
Miała wrażenie, że słychać te myśli: Czy oni też tak skończą? Gdzie są te granice, za którymi nie warto żyć? Czy Tanja właśnie nie pogrąża Axela w tej otchłani, do której sama wydaje się zmierzać?

- Psychoplazma? – pusty śmiech – Wyobrażacie sobie Pantokratora na czele biczowników? Ale przynajmniej wiemy, że Selene nie jest szalona.


- Wiecie, można by nawet wysłać jakiś raport Barkowi, oddaliśmy Kombinatowi, co mieliśmy oddać, taką przynajmniej mam nadzieję, nie znaleźliśmy śladów agentów. Ewentualnie można też kłamać, że znamy taką, co ich pożarła.
I to nie byłam ja.
- Kurwa, jak dorwę tego pieprzonego Tolla to go zabiję! – po długiej spokojnej przemowie, ten krzyk był nieprzyjemnie nagłym zgrzytem, jękiem tępej piły tnącej metal.
- On coś bełkotał jak wylazłam z tego portalu – kontynuowała ściszywszy głos z miną jakby bolały ją zęby i mówienie sprawiało cierpienie. - Ta jest prawdziwa. Ta, czyli ja. Wiedział skurwiel. Zabiję go, to nie żart.
Ze spuszczoną głową próbowała opanować tę falę rozpaczy, która nagle znowu podcięła jej nogi, zabrała oddech, dusiła.

***
W szpitalu zastali Helgę pogrążoną w ciężkim, mocnym śnie. Ani śladu Marii, ani Selene.
- Czy będziemy spać, czy coś robić? I co? Chyba trzeba czekać. Sprawdzić, co z tym rannym. Bo może dziewczyny wrócą? A jak nie? Nawet nie mam serca budzić Helgi, niech chociaż ona się wyśpi. Frank, czy Ty masz na Sainta jakiś wpływ? Ja się go boję, szczerze mówiąc, mi nie wydaje się normalny.
Ys przy swoich zabawkach - szeptem zadane pytanie – Powiedz mi, czy w tej krwi coś widać? Czy to ja? Czy tym bym była gdybym obudziła się tam gdzie one?

***
Znowu sam na sam. Lekki uśmiech, choć widać jak cholernie jest zmęczony, jakby mówił wyduś to z siebie dziewczyno. To bardzo trudne, poprosić, żeby z nią wrócił, to bardzo trudne, otwiera usta
- Axel, wrócisz ze mną?
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 18-10-2008 o 19:31. Powód: nic ważnego ;)
Hellian jest offline  
Stary 19-10-2008, 10:30   #92
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Malak bardziej niż na dalszej opowieści koncentrował wzrok na stworzeniu, które wcześniej wydawało mu się kotem. Trudno o coś mniej do kota podobnego. Zaczął te stworzenia widywać od niedawna zarówno żywe, jak i martwe. Bardziej rad był oczywiście z drugiej formy. Pierwsza nawet ujarzmiona wzbudzała w nim lekki niepokój. Wcale nie chciał poczuć na twarzy oślizgłych macek w najmniej oczekiwanym momencie. Nie chodziło nawet o to, że trudno mu było uwierzyć w skuteczność operacji pozbawiającej go możliwości przemiany ludzi w te dziwaczne zombi. Po prostu byłoby to dla niego bardzo nieprzyjemne.
Większość tego, co mówił Buchta słyszał już wcześniej. Z nowych rzeczy warte wzmianki była psychoplazma i prezentacja broni, którą Malak w myślach nazwał „gravity gun”. Broń ta była dowodem na to, że wśród naukowców też byli zapaleni gracze. Psychoplazma też nie była szczególnie oryginalnym tworem. Swego czasu zgłębił tyle rozmaitych powieści s-f, komiksów i gier komputerowych, że obecnie mało było w stanie go zaskoczyć pod względem oryginalności. Tak czy inaczej jak powiedziała Tanja ich zadanie było zakończone. Powrotu tej całej Katji się nie doczekali. Usłyszawszy opowieści dotyczące jej osoby wcale nie marzyło mu się spotkanie z nią.
,„Że też takie rzeczy mają prawo łazić po świecie. Widocznie ludzie ludziom zgotowali taki los. Mam nadzieję, że ci ludzie zapłacą za mordy dokonane na człowieczeństwie”.
Uśmiechnął się do siebie na myśl o nadziei.
Miał na razie dosyć łażenia po śmierdzących dziurach opanowanych przez pijaków i mutantów. Zmęczenie powróciło, a wraz z nim chęć powrotu na powierzchnię. Nawet ucieszył się widząc swoich towarzyszy w tym miejscu. Początkowo słysząc jakieś szmery w ciemnościach myślał, że to kot będący pluskwą tam siedzi. Był zaskoczony widząc ich wychodzących z cienia, choć tego nie okazał. Teraz skoro wszystko było sprawdzone nic już go tu nie trzymało.

*

Opuściwszy magazyn ściągnął z siebie kombinezon OHU i oddał go Olegowi.
- Zanieś go na miejsce. Nie mam pojęcia gdzie trzymacie te „cuda” techniki. Przekaż przy okazji Saintowi, że jeśli jeszcze raz wciśnie mi takie „cudeńko” wsadzę mu je w tyłek, a jak nie wejdzie dobiję młotkiem.
Starł pot z czoła wierzchem dłoni. Stał przez chwilę w bezruchu czekając aż wiatr go ochłodzi. Mówiono mu, że od czegoś takiego można się przeziębić. Nie dbał o to. Liczyło się dla niego tylko, że to uczucie było dość miłe. Szczególnie, kiedy zbyt mocno się zagrzejesz w ciężkim kombinezonie w podziemiach magazynu.
Poczuwszy się już znacznie lepiej dostrzegł, że Tanja poczuła się znacznie gorzej. Nie był w stanie zrozumieć jej rozpaczy. Zbyt wielu rzeczy nie był zdolny zrozumieć nawet, jeśli inni uważali go za inteligentnego. Wiedział, że w takim przypadku należało ją pocieszyć. Nie miał pojęcia jak się do tego zabrać.
- Nie pierwszy raz nowoczesna technologia robi nas w chuja – powiedział wreszcie. Nie było to żadne pocieszenie. Po prostu kolejna jego myśl tym razem wyrażona głośno. Chciał jej współczuć, chciał zrozumieć jej uczucia, chciał ją pocieszyć.
Chciał, lecz nie potrafił.

*


- Frank, czy Ty masz na Sainta jakiś wpływ? Ja się go boję, szczerze mówiąc, mi nie wydaje się normalny – zadała mu pytanie.
- Mi też nie. Od dłuższego czasu już nie. I nie mów do mnie drugim imieniem – tutaj przeciągnął się wskazując palcami dłoni Buchtę - Mogę na niego oddziaływać w takim samym stopniu jak wy. Znaczy się fizycznie. Jeśli pytasz o to czy dam radę odwlec go od jakiegoś szaleństwa to sam nie wiem. Dawniej zachowywał się normalnie pomijając eksperymenty z igłami. Wtedy jeszcze mnie słuchał, a przynajmniej starał się słuchać.
Zaczął krążyć wokół Axela i dokładnie oglądać go ze wszystkich stron.
- Nie ma widocznych żadnych oznak mutacji. Chyba można wierzyć Buchcie na słowo z tą operacją pluskwy.
Nagle sposępniał i spojrzał na Tanję.
- Wspominałaś o tym, że Barka należy się pozbyć. Moim zdaniem to nic nie da. Sama widziałaś, że jest najgorszym możliwym kandydatem na przywódcę. Gdybym miał zgadywać powiedziałbym, że jest marionetką w rękach kogoś znaczniejszego. Znany wam zapewne manewr polityczny. Pytaniem jest tylko: kogo? Nie mamy też pewności do dalszych losów Irrlichta i tego drugiego agenta, który ponoć jest martwy. Nie zdziwiłbym się gdyby wciąż żył. Teraz nie mam sił, by myśleć o podróży do Świebodzina ani niczym innym. Chcę po prostu odpocząć. Później zdam wam relację z tego wszystkiego, co widziałem i się wywiedziałem.
Chciał już udać się na odpoczynek, ale zatrzymał się. Wyciągnął z kieszeni pamiętnik opatrzony zdjęciami dziewczyny wyglądającej jak Tanja.
- Znalazłem to w magazynie. To własność twoja albo kogoś, kto wygląda jak ty. Weź to. Potem będę musiał porozmawiać. Z wami wszystkimi.
Oddawszy pamiętnik odwrócił się i szybkim krokiem udał się znaleźć miejsce do spania.
Ból głowy powrócił i dodatkowo się nasilił.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 19-10-2008 o 10:47.
wojto16 jest offline  
Stary 19-10-2008, 15:48   #93
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kloss, Hans Kloss

Słuchał Buchty, przynajmniej przez jakiś czas. W pewnym sensie był zadowolony, gdyż problem znajdowania agentów najwyraźniej rozwiązał się sam. Niestety agent okazał się też totalnym świrem i chociaż zabawki miał fajne, to zwierzątko całkowicie nie zdobyło sympatii Axela. Wrzasnął, gdy to coś przykleiło mu się do twarzy, z zaskoczenia i przerażenia aż puszczając pistolet maszynowy i próbując to oderwać. Na szczęście w końcu się udało, niestety Buchta schował to coś za pazuchę, uniemożliwiając Heintzowi wpakowanie w stwora całego magazynka. A miał na to ochotę. Spojrzał wściekle na agenta i zaklął pod nosem.
-Zajebiście zabawne zwierzątko.
Na szczęście szybko odwrócono uwagę od jego traumatycznego przeżycia. Wziął na chwilę to grawitacyjne cudo w ręce, przez przypadek naciskając drugi z przycisków. Skrzynia wystrzeliła do przodu i rozpieprzyła się o jakiś stalowy filar. Na szczęście była pusta.
-Widzę, że równie dobrze to może być broń ofensywna. Twoja laseczka mówiła, że strzelał tym w te pluskwy przed tym jak go zabiła. Cóż, miejmy nadzieję, że tu kto z kim przystaje nie staje się taki sam.
Wykrzywił się nieładnie. Właśnie, laseczka. Lubił ją tak nazywać, jakoś mu pasowało swoją irracjonalnością. Prawie zabiła Buchtę a ten nic z tym nie zrobił. Świr. On sam pewnie przygotował by zasadzkę i rozwalił to coś na kawałki, jak to sam stwierdzić - rozczłonkować zawsze się dało. A teraz mają problem, bo może i przy agencie im nic nie zrobi, ale jak on będzie daleko? Miał ochotę się wynieść. Nawet fakt wykonania w zasadzie misji Barka nie ruszył go zupełnie, bo i czemu by miał. Nie zależało mu na znalezieniu tych ludzi, chociaż w zasadzie jedno jedyne pytanie do Buchty miał. Było ciekawskie, bo do życia mu niezbyt potrzebne.
-A ty, Buchta? Jak się tu znalazłeś? I na cholerę zostałeś? Jak masz kłamać to milcz.
Mrugnął do niego. Stres trochę minął, chociaż wciąż rozglądał się trochę nerwowo za laseczką.
-Bark dawno jest marionetką. Kombinat i ci ich dziwacy z kościoła go kontrolują. Na chuj im wysyłanie nas w to bagno, to nie wiem. Teraz, to sądzę, że trafiliśmy do Frankfurtu, byśmy mogli przekazać im jakiś prototyp broni plazmowej. A potem do Świebodzina... - spojrzał na Tanję - Właściwie zapomniałem już po co. Portale, Externus, całe to bagno. W dzisiejszym świecie trzeba chyba wykonywać tylko swoje rozkazy. W pewnym sensie nie dziwię się, że tu siedzisz i chlasz.
Roześmiał się, kręcąc głową z niedowierzania, że to wszystko właśnie się dzieje. Który to już raz miał te same myśli? Podszedł do Tanji i objął ją mocno. To również wchodziło mu w nawyk.
-Zabicie Barka nic nam nie da. Chyba, że chcemy wywołać burzę, na którą nie jesteśmy przygotowani. Kombinat przejmie władzę, jak nie groźbą to siłą.
Pocałował ją nagle. Głęboko i z uczuciem. Nie zwracał przez chwilę uwagi na świat dookoła i fizyczka chyba również przestała. Ból w jej oczach nieco się zmniejszył. Nie wiedział jak sprawić, by zniknął, tak na prawdę niewiele wiedział. Tylko dzięki niej mógł pozostać względnie normalny. Czuł, że stanie się takim Buchtą to tylko kwestia czasu, którego upływ tamowała ta jedna kobieta.

Powrót do szpitala przyniósł kolejne złe wieści. Maria i to dziecko zniknęły. Nie poprawiało to morale, ale czy Axel miał być dla nich niańką? Zawziął się nieco, zaciskając usta. Broń plazmowa zniknęła, jak się okazało, więc skwitował to wzruszeniem ramion. Zaczął zdejmować z siebie OHU, odpowiadając przy okazji na pytanie Tanji.
-Idziemy spać, kochana. Maria poszła oddać tą cholerną broń, nic nie możemy zrobić. Co do dzieciaka. Cóż, proponuję sprawdzić wszystkie kąty w tym szpitalu, jeśli jej nie będzie... Strażnicy nie widzieli jak wychodziła, więc co możemy zrobić? Czekać aż ją portal wypluje chyba. Musimy się przespać.
Przypomniał sobie coś i sięgnął do kieszeni, wyjmując sprzęt, taki sam jak sam miał w uchu.
-Jack! - rzucił mu zestaw - Włóż to do ucha, dzięki temu będziemy mogli się komunikować. I nie wiem co takiego chcesz nam powiedzieć, ale mógłbyś i teraz, panie tajemniczy.
Wzruszył ramionami, ściągając z siebie do końca cały ten nowoczesny sprzęt. Pomógł zdjąć go Tanji. Już bez słowa wziął ją za rękę.
-Chodź, poszukamy małej.
Gdy już byli na górze, zadała swoje pytanie. Spojrzał na nią, zatrzymując się. Przez dłuższą chwilę nie mówił nic, ale dostrzegł niepokój i strach czający się w jej oczach. Nie wiedział czego były wynikiem, czy tak jej zależało, czy były wynikiem całego dnia? Chciałby mieć co do tego pewność, czuł to całym sobą.
-Wrócę.
Wypowiedział to tylko nieco głośniej od szeptu. Dotknął jej policzka.
-Ale chciałbym, byśmy to przemyśleli. Chciałbym dostać się do komputera Kombinatu, wiedzieć coś więcej. Potem możemy wracać. Ufam tam kilku osobom. Obalić Barka i zabrać twojego brata. Lub kłamać, przynajmniej na początku. Że nikogo nie znaleźliśmy. Ale... obawiam się, że on może nas zabić, Tanju. Gdybyśmy dotarli nieprzygotowani i się zdradzili. Nie wiemy jakie ma plany. Dajmy nam czas na przygotowania, tutaj we Frankfurcie. Jutro porozmawiam z tutejszym szefem podziemia, albo jednym z szefów. To tylko prośba, bo jeśli zechcesz pojechać już rano ja nie mogę tu wtedy zostać. Nie mogę... cię zostawić.
Uśmiechnął się do niej. Serce biło mu gwałtownie. Ciekawe czy to czuła? Słyszała? Nigdy jeszcze nie czuł się tak niepewny...
 
Sekal jest offline  
Stary 19-10-2008, 21:04   #94
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Popłoch, to właśnie poczuła, gdy Axel powiedział, że nie może jej zostawić. Zagłębiła się w inne słowa, tamte odsuwając, próbując nie analizować ich znaczenia, ani wymowy tego jak na nią teraz patrzył, nagle poważny.
- Ale potrzebujesz wejść fizycznie do ich komputera?
- Tak wieczorem spotykamy się z Lichtenschweigerem, pamiętasz? Powinien wiedzieć gdzie mogą być i jak się do nich dostać.
- Brzmi niebezpiecznie – prawie tak jak to, co powiedział, bo przecież wiadomo, że uczucia zrodzone w panice, którą czuje człowiek bez ojczyzny, oparcia i złudzeń, mogą prysnąć jak bańka mydlana, gdy tylko jakimś cudem sytuacja się ustabilizuje i nie będzie już zagrożenia pchającego do nierozważnych deklaracji, splatających w supły losy obcych ludzi.
Tanja nie wie jak to jest, kiedy rodzi się uczucie, ale wyobraża sobie je jak roślinę, która potrzebuje czasu, by się zakorzenić i rozrastać, nie wolno wypatrywać owoców na młodym pędzie, on nie może ich urodzić, więc gdyby teraz mogła, poprosiłaby Axela, żeby nie lubił jej zanadto. Tak jest dużo bezpieczniej.
- Ale masz oczywiście rację. Dzień czy dwa mnie nie zbawią, a dodatkowe informacje mogą nas ocalić.


Rzeczy dzieją się na przekór ludziom, dużo częściej niż w zgodzie z nimi i Tanja niekonsekwentna w budowaniu tamy, swego wewnętrznego Mauer, znowu czuła się jakoś głupio szczęśliwa tylko powodu wzajemnej bliskości. Nagle, gdy kolejna sala okazała się pusta przytuliła się do Axela
- Jakbym była naga – uśmiechnęła się – tak się czuję przy Tobie.
 
Hellian jest offline  
Stary 23-10-2008, 18:11   #95
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Frank Malak/Jack Travolta – Tanja Hahn/Karolina Kowalska – Axel Heintz/Hans Kloss – Yseult Stein/Hermina Steiner – Finneas Buchta/Lange – Hans Schlaufen | 1
- A ty, Buchta? Jak się tu znalazłeś? I na cholerę zostałeś? Jak masz kłamać to milcz – zadał pytanie Axel.
- Niespecjalnie potrzebuję kłamać – tu Buchta strzelił palcami. – Jak się dostałem do Frankfurta? Przypadkiem, hy. Dwa lata temu Jeremiah Bark szukał kogoś do prowadzenia testów w terenie, jeżeli chodzi o materiały anomalne, czyli z tym kryształem. Porobiliśmy testy, ale zaczął nas atakować Kombinat. Więc broniliśmy się. To był bunkier na Polach Śmierci. Gdy odparliśmy atak, chciałem wiedzieć, kto nas nakrył. Okazało się wtedy, że rzeczywiście ktoś z terenowej ekipy badawczej donosił Kombinatowi, więc go znaleźliśmy i powiesiliśmy. Nazywał się Irie Kurl. Nie znacie. Zdziwiłbym się, gdybyście znali. No, a później to poszło gładko, Bark powiedział, że skoro już mam takie doświadczenie w łapaniu szpiegów, myślał, czy moglibyśmy szpiegować Kombinat. Zgodziłem się, mimo wszystko, bo jeszcze rok później dostarczano nam sprzęt do eksperymentów, nie tylko z portalami. Mimo wszystko, to były dobre czasy. Eksperymentowaliśmy i rozwijaliśmy naukę, a przy okazji robiliśmy wszystko, żeby opóźnić wojnę. Cóż, jak widać, to ostatnie, nie za bardzo nam wyszło.
Buchta mówił, od czasu do czasu pociągając z fajki z gruszy, wymówiwszy się, że każda fajka powinna być wypalona do końca.
- Czy ktoś z Was jest w ogóle zainteresowany drogą do Warszawy? Ja wolałabym wrócić do Berlina.
- Tak właściwie, to ja jestem – rzekł Finneas. – Owszem, niełatwo przejść przez Miedziany Most, jednak, cóż, jest parę wyjść, gdybyście mnie się spytali. Mam parę planów, w każdym razie.
Puścił oko i kłąb dymu.
- Jednak jest jeszcze jedno wyjście. Irrlicht, wiem, zbierał swoich ludzi, zatem jeśli znaleźlibyśmy mojego kolegę, pewnie dałoby się go namówić, żeby zebrał swój... Korpus. W całym Frankfurcie i poza nim zliczy się około trzystu ludzi, to nie żart. Od czasu, gdy wyszliśmy z bunkra, robiliśmy znajomości, dużo znajomości... Pewnie Lichtenschweiger też coś da od siebie, jeśli się go przekona odpowiednio, hy hy.
- Swoją drogą nie bardzo rozumiem Finneas, Katja jest waszym zabójcą czy ochroniarzem? Bo jeśli zabójcą to, po co u licha zabijasz? Żeby tkwić w tym obrzydliwym magazynie, czy masz jakiś cel? Przeraża mnie myśl, że dla takiej marnej egzystencji, jaką prowadzisz, trzeba zabijać ludzi.
- I tym i tym –
uśmiechnął się. – Chodzi o to, że jest śmiertelnie niebezpieczna, ale pewnie o tym wiecie. Jeśli ktoś nam nie pasuje, to wysyłamy ją i sprząta kogoś, kto się nam nie podoba. Co do mnie... Rzeczywiście, ostatnio nawet nie potrzebuję zabijać. Rozpiłem się, hy hy hy – wybuchnął śmiechem. – A mój cel, owszem. Zbieraliśmy ludzi z Irrlichtem i Dürerem po to, by, primo, móc się ewentualnie przedrzeć, secundo, mieć władzę, tertio, mieć informacje. Hy. Od kiedy dowiedzieliśmy się, w co Bark tak naprawdę z nami gra, zbieraliśmy także po to, by ewentualnie założyć jakiś interes w Polsce... Jakikolwiek, byleby wytrzymać upadek Berlina. Koneksje dają radę, hy. Wspominałem wcześniej o tym, żeby ewentualnie wydostać się z Frankfurta. Jeśli przeszukalibyśmy inne miejsca... Postawili czujki, takie tam, to pewnie trafilibyśmy na jego trop, a przynajmniej odnaleźlibyśmy niektóre z kontaktów. Możemy także uciec drogą wiodącą na południowy wschód od Frankfurta... Na tamtych ziemiach były robione testy militarne Kombinatu, więc wątpię, żebyśmy zastali coś więcej od pustych poligonów.
Właściwie, to chciałbym wam coś zaproponować. Jedźcie ze mną tam. Nie macie dużo szukać we Frankfurcie, to miasto jest w kontroli Kombinatu. Jeśli nie, cóż... Nie naciskam. To wasza sprawa, gdzie pójdziecie. Po prostu się rozejdziemy.


# Laptop Axela
Wydał z siebie krótki dźwięk odebrania wiadomości. Po chwili okazało się, że była to wiadomość ze znanego Axelowi IP: Był to GOS zostawiony jeszcze w Neoberlinie. Wiadomość była trwającym około pięć minut plikiem wideo.
Gdy tamten włączył, pojawił się obraz. Przedstawiał on, jak się okazało później, szczyt die Mauer; w mgle wiejącej od lini demarkacyjnej stał Josef Humr – przytknął czerwony ognik papierosa do twarzy, pociągnął, wypuścił dym. Za nim stał wielki słup transmisyjny, do którego prowadziła plątanina kabli.
- Okej! – gdzieś spoza wizji zakrzyknął głos Fixxxera. Po chwili on sam się pojawił na ekranie. – Włączyłem nagrywanie.
- Już to wysyłasz? –
zripostował Humr.
- A po ki cholerę? – odparł tamten wesoło. – Nie potrzebujemy włączać słupa tak długo. Najważniejsze, że teraz funguje. Włączymy jak nagra się wiadomość.
- No dobra.
- Haloooo, Axel –
Fixxxer zbliżył się z przesadną bliskością do oka kamery tak, że przez pewien moment była widoczna jego twarz. – Przesyłamy ci wiadomość, rozumiesz? Nie wiem, czy to dojdzie...
- ...och, przestań, Fixie. Nie pierdol się tylko przejdź do...
- ...aaa, tak, meritum –
Fixxxer zamachał ręką. – Posłuchaj, Axel, dorwaliśmy się do jednej z tych anten, które mają na szczycie Mauer. Myśleliśmy przesłać gońca do Frankfurta, ale...
- ... nie doszedłby, chuj jeden. Znam tego dzieciaka.
- Więc postanowiliśmy posłać wiadomość via satelitę Korporacji. Od pewnego czasu przestały być chronione, ale sądzimy, że mają kody samozniszczenia. Dopóki całkowicie nie włamiemy się do ich satelit, nie chcemy ryzykować. To dlatego ta wiadomość jest taka krótka. Josef, możesz?
- Gdziekolwiek jesteś, Axel, mamy dobre wieści. Pomimo tego, że Bark dalej jest u sterów, dotrzymuje obietnic i na ten czas trzy czwarte ludności zostało ewakuowane, a straty w ludziach jakoś ograniczono. Nie, żeby wyglądało to najbardziej różowo, ale jest lepiej niż wtedy, jak wrejterował Kombinat.
- Nie ma tak dużo trupów.
- No.

Obraz zamigotał, a zza ekranu wyszła kolejna sylwetka, którą Malak rozpoznał jako Toma Walkera.
- O, Walker – Humr wskazał petem w jego stronę. – Możesz?
- Wiadomo, panie Humr. Dziękuję za transmisję, panie Fixxxer.

Człowiek, który właśnie wyszedł, był w słusznym wieku, około wczesnej pięćdziesiątki. Był ubrany w czarne oficerki i szary mundur, który w tych okolicznościach uchodził za wystawny, jednak bez oznaczeń czy orderów. Nad jego ogorzałą twarzą, na siwiejących włosach bielała łysina. Na jego spokojnej twarzy malowało się jednak zmęczenie i pewna surowość.
- Panie Heintz, pani Hahn. Miło mi was poznać, nawet jak na taką odległość. Jestem Thomas Walker, dotychczasowy komendant policji, złożyłem swoje wypowiedzenie gdy moja jednostka została zastąpiona siłami transhumanicznymi. To jednak nie jest ważne, panie Heintz, a także – pani Hahn, no i oczywiście – Frank. Czy to wszyscy główni uczestnicy grupy...?
- Była jeszcze jakaś od Barka.
- Kompletnie zapomniałem, jak ma na imię...

Za plecami Humra rozległ się huk, a cała trójka odruchowo pochyliła głowy.
- Jest tu bezpiecznie? – zatroskał się Fixxxer.
- Jesteśmy po stronie Kombinatu, Korporacja nie bombarduje własnego miasta – prychnął Humr. – Jak u Pantokratora za piecem.
- W każdym razie, być może wprowadzono was w okoliczności. Mój przełożony, pan Jeremiah Bark rzeczywiście ewakuował znaczną ilość ludności, razem z panem Biedermeierem i panią Kant. Do czego jednak zmierzam, sytuacja w mieście. Chwilowo mamy tak zwaną przerwę, jeśli możemy tym nazwać wzajemne ostrzeliwanie się z zajętych pozycji. Nie mamy wątpliwości, że Kombinat zajął wschodnią część Neoberlina, to jest linię demarkacyjną, a także lokacje po mniej więcej równej linii od Lichtenrade po Ahrensfelde, mimo, że nowozbudowana jednostka WKP znajduje się gdzieś około Markische Höhe. Walki afektują centrum Neoberlina, jednak wyraźnie zaprzestano bombardowań.
Sądzimy, że ma to związek ze składowanymi tam głowicami nuklearnymi, tak więc chwilowo zaprzestano walk, jednak niewątpliwie coś wisi w powietrzu, a nasz wywiad nie jest w stanie dokładnie określić, co dokładnie zamierzają zrobić obie strony.
Jeżeli chodzi o strony Korporacji, nie zmieniły się one wcale. Nadal mają Zahlendorf, Charlottenburg, Wedding, Buchholz i tak dalej aż do Hoffnunghaus.
Nie możemy jednak ukrywać, że początkowa szala zwycięstwa Kombinatu, teraz powoli przechyla się na stronę Korporacji. Niewątpliwie mają oni lepszy sprzęt niż Kombinat. Chcę tu wspomnieć o ausschreiterach, które Korporacja rzuciła do walki. Panie Fixxxer?
- Jaasssnee –
głos Fixxxera nie był entuzjastyczny. – Czekaj, dam to na główną wizję.
Fixxxer znowu zniknął z pola wizji. Obraz zaśnieżył i zamigotał, jednak po chwili na wizję wszedł zarejestrowany materiał.
Materiał przedstawiał trójnogiego mecha, kroczącego wśród zwalisk i gruzów. Sam korpus mecha przypominał kraba – kraba z wielkimi, wydłużonymi odnóżami, niesamowicie ruchliwymi, które zginały się w czterech częściach. Spod pancerza wystawały dwa maszynowe, które, jak się okazało, strzelały kulami wzbogaconymi pulsowo. Na filmie jeden z nich masakrował tłum rebeliantów.
- Wystarczy – powiedział Walker. – Dziękuję. Do czego zmierzam, jak się okazało, magazyny tych biomechów są rozmieszczone w regularnych odstępach w i poza Neoberlinem. Podejrzewamy, że jeden z tych magazynów znajduje się na południe od Frankfurta, w miejscu... Przepraszam, jak to było w żargonie?
- Pola Śmierci. Leihenfelder.

- Ano tak. Zapewne słyszeli państwo o nich. Sądzimy, że jest tam magazyn ausschriterów. Przestrzegamy przed tymi biomechami dlatego, ponieważ od pewnego czasu otrzymujemy raporty, że niektóre z nich uaktywniły się poza Neoberlinem. Jako że Frankfurt jest miastem tranzytowym dla Kombinatu, jest całkiem prawdopodobne, że Korporacja będzie chciała użyć ich do zatrzymania transportów. Te biomaszyny nie są niezniszczalne, jednak zazwyczaj przybywają masami i trudno się przed nimi obronić. Kiedy wizualnie przekonacie się, że są one w istocie w waszym zasięgu, po prostu należy uciekać.
Jednak nie jest to jedyna informacja, którą chciałbym tutaj przekazać...

Spojrzał na Humra i Fixxxera, jakby oczekując od nich pozwolenia. Westchnał.
- Co prawda jest to informacja tajna, jednak postanowiłem z własnej inicjatywy poinformować was, co się stało w bunkrze zero-osiem. Konrad Hahn, podczas transportu do więzienia, uciekł. Nie jesteśmy pewni, czy nie zginął podczas ucieczki, jednak nie znaleziono jego zwłok. Podejrzewamy, że podąża do Frankfurta, czyli do swojej siostry, Tanji Hahn.
Drgnął, wyciągnął z kieszeni broń, odbezpieczył, strzelił gdzieś za ekran.
- Pluskwa – rzekł Humr.
- Acha – dodał Fixxxer.
- Pełno ich tutaj. Dlaczego nie zabiliście tych stworzeń, jak tu przyszedłem?
- Pewnie jakaś przypałętała się wentylacją. Pełno ich.
- Pełno.
- Zrobicie jak zechcecie –
podjął tym razem Humr. – Jednak jeśli chcecie spotkać Hahna, to pewnie niegłupio będzie zostać w tym mieście parę dni. Chociaż z tego, co wiem o nim, łatwo mieć nie będziecie. Robi się coraz bardziej gorąco. Wracać do Neoberlina też wam nie radzę, na linii demarkacyjnej zarejestrowano ausschritery. Jasne, zawsze możecie.
Swoją drogą, wątpię, czy Hahn tak naprawdę przeżył ten swój trip do Frankfurta. Nie miał raczej nikogo, kto by go przeprowadził.
W sumie, to taka nasza informacja. Zrobicie, co z nią zechcecie. Teraz Bark jest zainteresowany kompletnie czym innym, niż Frankfurt, więc można uznać, że chwilowo działacie na swój rachunek. Jednak jak tylko Bark sobie o was przypomni, nie czarujcie się. Nie możemy was wiecznie kryć. Czaicie?

Dał znak ręką Fixxxerowi.
- Dobra, możesz wysyłać.
Ekran zaśnieżył i przekaz się skończył.
Była także jeszcze jedna krótka wiadomość, napisana przez Marię Kleiner:

Hallo, Axel

Piszę tą wiadomość z laptopa Kombinatu, zatrzymali mnie krótko po tym, jak sprawdzili to, że ktoś majstrował przy dziale plazmowym. Nie, nie zamierzają mnie nigdzie wsadzić ani zabić, po prostu zamierzają przesłuchać. Nie jestem pewna, co im powiem, jednak mam wrażenie, że zatrzymaliby mnie tak czy tak. To chyba jeszcze jeden powód, by nie ufać Barkowi.
Jakkolwiek, zagwarantowali mi, że mnie nie zabiją. Wbrew pozorom sądzę, że można ufać tamtym z jednostki. W przeciwieństwie do Korporacji, WKP dotrzymuje swoich obietnic. Czasem aż za dobrze.
Jakkolwiek, podziękowania do Tanji, bo wykonała swoją robotę dobrze. Ich fizycy nie mogą w ogóle dojść do tego, by ustrojstwo zaczeło fungować, co pewnie wyraźnie opóźni ofensywę w Neoberlinie.
Na koniec może wspomnę o tym, czy kiedyś się jeszcze spotkamy. Wątpię w to. Jeśli mnie stąd wypuszczą(piszę z założonego Carcerium w jednostce), zostanę odesłana albo w stronę Warszawy albo gdzieś na północ Niemiec, koło Hoffnunghaus jako szpieg. Mówili też coś o tym, że potrzebują szpiegów na Kniederwüste, miejsca, gdzie prowadzą uchodźców. To taka duża wyspa z latarnią.
O, i sprawa. Nie bądź zły na mnie, że tak uciekłam bez pożegnania, ale te parę dni z Tobą pokazało mi, że moje miejsce jest zupełnie gdzie indziej. Nie mogłabym patrzeć na Ciebie i ją razem. Jednak mój wiek robi swoje. Wolę pracować dla Kombinatu.

P.S.
Znowu zmieniam imię jako agent. Nie pytaj się więc o Marię Kleiner, bo mnie w ten sposób nie znajdziesz.

Pozdrowienia,
Ktoś, kto nazywał się kiedyś Marią Kleiner



* * *

#Tanja Hahn/Karolina Kowalska – Axel Heintz/Hans Kloss – Finneas Buchta/Lange – John Saint/Anton Schrauber

Buchta zamilkł, dymiąc jak lokomotywa, puszczając kółka z dymu i przypalając tytoń do czasu do czasu zapalniczką żarową, gdy żar gasł. Wtedy też klął i pstrykał frenetycznie.
Tymczasem Hans Schlaufen wziął na stronę Malaka. Wyszli przez drzwi, Schlaufen zaś, pytany, o co chodzi, stwierdził, że „o sprawy osobiste” i „w końcu zna się z Malakiem długi czas, więc może go wziąć”.
Helgę natomiast przeniesiono do kąta – zrobił to, poproszony, Finneas. Ta nawet nie drgnęła i tylko cichy jęk wydobył się z jej ust, gdy osadzono ją na starym, skórzanym fotelu. Włosy opadły jej na czoło i zamknięte powieki, ktoś postarał się o koc. Spała już tak twardo, że nie mruknęła nawet.
Yseult tymczasem zeszła do magazynu, gdzie zostawiła większość swoich rzeczy badawczych. Dała znak ręką – „dam sobie radę!” I poszła na w piwnicę rozświetlaną migotającymi jarzeniówkami.
Było już dobrze po szóstej rano, a słońce wstawało z wolna na horyzont w czerwonej łunie, gdy znaleźli Selene na drugim piętrze. Spała, czy raczej drzemała na jednym z zakurzonych materaców. Czółko miała spocone, a sukienkę przykrył kurz. Mimo to, na jej twarzy malował się nikły uśmiech – pewnie śniło jej się coś dobrego. Ściskała w rączce kartkę; można ją było łatwo wyłuskać, a Selene, śpiąca, nie protestowała. Litery, mimo, że były napisane wyraźnie, nie układały się w sensowne zdanie:

NAMISTOPAEBZRLA

Gdy tamta została ułożona na swoim miejscu, z kotłowni wyszedł Saint. Wydawał się – i pewnie był – zmęczony. Natrafił na Langego i stanął jak słup przez parę chwil. Sam Finneas zmierzył go wzrokiem, powstał, zostawił fajkę na stole. Mierzyli się tak jeszcze przez parę chwil, Saint i Buchta.
- No, no... – wycedził wreszcie Buchta. – Możemy na chwilę wyjść, panie...
- Anton Schrauber. Teraz nazywają mnie tutaj Anton Schrauber.

Buchta dał znak tym, którzy to widzieli.
- Spokojnie – wyszczerzył żółte zęby spod wąsa. – My się tu z tym panem znamy, musimy przedyskutować parę rzeczy.
I wyszli.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/05-eisbrecher_-_verdammt_sind.mp3[/MEDIA]

# Yseult Stein/Hermina Steiner
Zanim opowiem o tym, jak zeszłam na dół, do magazynu, by zbadać próbkę krwi tej tam... Nie pamiętam jej imienia. O. Misztalskiej. Chcę opowiedzieć o dziwnym fenomenie, który mi się przydarzył.
Czy zdarza się wam sądzić, że Wasza ścieżka, mam na myśli: Ścieżka życia, bo nie chodzi tutaj o człapkę do kibla przy gnojowisku dziadka... Jest kontrolowana? Przez kogoś? To tak, jakbyście byli tylko pionkami i marionetkami poruszani przez wiatry losu? A?
W pewnym sensie fakt, że straciłam moje dziecko, wtedy, w wypadku w Neoberlinie, przyniósł podobne myśli. Ten mały bastard, który był w moim brzuchu, w pewnym sensie musiał umrzeć. Musiał, bo nie można tego już odkręcić; nie jest to niekonieczność, jest to przybite, zapieczętowane i ostemplowane. Konieczność, podczas operacji z mojego łona wyciągnięto martwy płód, skremowano i pochowano. Czasem tam przyjeżdżałam. Potem już nie było sensu.
Wracając, tam, w magazynie Leidu – słuchając Finneasa, poczułam to właśnie. Zmieniły się układy losu. Zmienił się lalkarz potrząsający marionetką. Coś w tym stylu. Dlatego też pewnie w jakiś sposób ja się zmieniłam. Inna technika pociągania za sznurki, inaczej ja reaguję, jestem inną osobą. Tak to widzę.
Zajrzawszy przez szparę do kotłowni, ujrzałam Habenburga, który owijał tamtego w czarne szmaty. Tak właśnie było. Nie, żeby strach mnie przeleciał; taki widok jest jak tabliczka: TU SIĘ ZABIJA LUDZI. TEŻ CHCESZ? Najeżyłam włosy, uciekłam do magazynu.
Zabrało mi trochę czasu, zanim uświadomiłam sobie, że tak właściwie to Saint był z tamtym przez cały czas. Saint, więc mnie chyba nie zabije, chyba. Siedziałam parę minut w ciemnym kącie. Morfologia, błysnęło mi w myślach. Przecież Tanja chce, żebym zbadała jej krew.
Odwaliłam wieko jednej ze skrzyń, spojrzałam, był mikroskop. Dzięki Bogu, partyzanci zrobili światło, więc mogłam się oporządzić. Zabrało mi to jakieś piętnaście minut. I tak miałam tylko zrobić podstawowe badania, a nie wrzucać krew do wirówki i odcedzać wszystko w lizie. DNA, chemia. Ten szpital miał całkiem dobry sprzęt. Nie, co w Murze, ale dobry. Dostatecznie dobry.
Do diabła, czym jest to cholerstwo, które spotkaliśmy w magazynie!? W życiu nie widziałam tak wielkich erytrocytów. Pomiary wykazały 21 mikrometrów na standardowy erytrocyt. Jak takie wielkie czerwone krwinki podróżowały przez żyły tej kobiety, nie tworząc zatorów? To tak, jakby czołg miał wjechać do garażu dla pandy... Wiecie, takich samochodzików sprzed paruset lat. Albo, jak płynęły do płuc? Jak wyglądałyby płuca organizmu o tak wielkich krwinkach czerwonych? Przecież w normalnym procesie ktoś miałby ostrą niewydolność układu oddechowego, wiem, bo badałam ludzi napromieniowanych, którym powiększały się krwinki. Tam jednak krwinki powiększały się o jeden, maksymalnie dwa mikrometry. Dlaczego więc ta kobieta jeszcze oddychała!? Logika mówi, że przy takiej gęstości płuca zwyczajnie by zostały rozerwane, nie mówiąc już o naczyniach włosowatych. Tak wielkie krwinki mogą przenosić dużo tlenu, niesamowicie dużo. Może nawet więcej, niż worki powietrzne ptaków... Jak prędko może poruszać się ktoś o takim zasobie tlenu? Jak taka ilość tlenu afektuje mózg? Pamiętam jej chrapliwy oddech...
Kolejna rzecz, krwinki białe. Albo raczej czarne w tym przypadku. Też większe od zwykłych, co naprowadza mnie na wniosek, że żyły tej laseczki są chyba z gumy, skoro mogą pomieścić tyle składników. Tak, czarne leukocyty. Zbadałam, emitują słabe promieniowanie Thamma. Z tego wniosek, że ona jest tworem jakichś badań nad portalami. W każdym razie nie powstały z łańcuchów peptydowych, ciężko w ogóle doszukać się DNA. Jakieś jest. Dziwne. Łańcuchy pozrywane, zupełnie jak u ofiar promieniowania jonizacyjnego. Za dużo przerw w kodzie genetycznym. Zastanawiam się, jak ktoś może w ogóle chodzić z takim DNA. Normalny człowiek by się rozpłynął na papkę. Prze czarne krwinki jej krew jest purpurowa, a nie z koloru wina, jak z tętnicy w udzie. Axel miał szczęście, że udało mu się tam strzelić.
Brak fibrynogenu. Ciekawe, zatem coś innego musi odpowiadać za skrzep krwi. Buchta opowiadał, że jej rany goją się niesamowicie szybko. Może krew płynie wolniej właśnie z powodu tak wielkich krwinek. Moim zdaniem, bardzo mało krwi wypłynęło przez jej tętnicę udową. Normalnie robi się jezioro, a była tylko kałuża. Zresztą, jej krew przypomina bardziej papkę, a nie normalną krew tętniczą. Coś jak galaretka w arterii.
Niektóre elementy jej krwi były nawet toksyczne. Wzięłam jej trochę na rękę, po pół godzinie zrobiły się na niej krosty i wypryski. W krwi były substancje toksyczne dla organizmu, takie jak ołów lub drażniące. Jeśli ona toleruje takie rzeczy w swojej krwi, to przestaję się dziwić, że jej leukocyty są czarne. Sprawdzałam, w jakiś sposób pochłaniają toksyny i neutralizują. Może nawet nie neutralizują, a składują. Coś w tym stylu.
Badania te trwały około godzinę, nagrałam siebie na taśmę. Zmęczona tym wszystkim, ostatecznie zostawiłam i taśmę i rekorder w sali wykładowej, gdzie wszyscy zwykli się zbierać... Niech Tanja sobie odsłucha moje wypociny, jak jej się zachce.
Ziewnęłam i poszłam pod prysznic, a potem w stronę łóżka.

* * *

# Frank Malak/Jack Travolta – Hans Schlaufen
- No dobra, Frank – zaczął Schlaufen. - Znamy się już od pewnego czasu. Ufam Ci, w miarę. Ufam Ci w każdym razie bardziej niż Saintowi – obejrzał się w stronę szpitala, jakby oczekując na pojawienie się go. – O co mi chodzi, skuliśmy pysk biednemu sukinsynowi, którego złapaliśmy. Wygląda jak martwy, ale taki w istocie nie jest. Saint za to odpowiada. Nie miał dużo informacji, właściwie miał tylko tyle, że należał do Lichtenschweigera. El jakoś go potrzebuje. Nie wiem, może są parą. Nie interesuje mnie to. W każdym razie gadałem z jednym z ludzi Lichtenschweigera i okazało się, że chętnie wymieni usługi. To jest, my mu damy tego gościa, on nas przepuści przez granicę. Mówił co prawda o dwóch ludziach, jednak nie mam wątpliwości, że jeśli pogada się z przewodnikami, nie będą mieli dużo obiekcji co do przeprowadzenia jeszcze jednej osoby...
Spojrzał w stronę szpitala. Z drzwi wyszli Buchta i Saint; Buchta dał znak ręką Malakowi, po czym odeszli w mrok. Mówili przyciszonymi głosami.
- A ci się znają? - zdumiał się Schlaufen. - No, no... Nie wiedziałem, że Saint miał jakieś powiązania z agentami RNP...
Machnął ręką.
- Albo Saint nie musi pójść. Właściwie to potrzebuję jednej tylko osoby do przejścia przez Frankfurt i dalej. Osiądziemy gdzieś w jakiejś jednostce albo mieście okupowanym przez Kombinat, urządzimy się, przeczekamy zawieruchę.
Mówię ci to dlatego, bo ci ufam, Frank. W miarę. W każdym razie wiem, że mnie nie wystawisz. Tak więc odpowiedz mi prosto: Czy jutro albo jeszcze dziś wieczorem pojedziesz ze mną na południowe rubieże? Zresztą, to niekoniecznie mogą być one. Jeśli damy radę, to można się dostać nawet do Warszawy, hie, hie. Byle dalej od pola wojny. Jeżeli ty nie jedziesz, zabieram Sainta i wynoszę się stąd. Ta cała misja zrobiła się zbyt... Niebezpieczna.
Więc jak jest?


[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 23-10-2008 o 18:18.
Irrlicht jest offline  
Stary 27-10-2008, 17:53   #96
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Sam fakt, że przyszły wiadomości z Neoberlina wywoływał w Tanji napięcie. To jednak była ojczyzna. Przez wybuch wojny słowo patriotyzm nabrało niespodziewanego, wcześniej nieobecnego znaczenia, mimo, że wiązało się z nielogicznym przywiązaniem do skrawka ziemi i obcych przecież ludzi. Słuchała spodziewając się samych fatalnych wieści. Nic dziwnego, że kiedy Fixxxer oznajmił, że straty wśród ludności cywilnej są dużo mniejsze niż myśleli z radości ucałowała Axela, uśmiechając się zresztą jak głupia do wszystkich zgromadzonych. Bo nie mogła zapomnieć wyjazdu z miasta, tego wrażenia, że obserwuje apokalipsę, całkowitą zagładę firnamentum. Ale dziwnie poczuła się dopiero, gdy ten drugi, Tom Walker, powiedział, że Kombinat przegrywa. Jakby zawisła między informacjami, kompletnie niepewna własnych emocji. Bo dobrze im tak, cholernym religijnym popaprańcom, co zmieniali Berlińczyków w żywe trupy, niech spieprzają w podskokach za Odrę, ale zwycięstwo Korporacji tej, która odpowiadała za śmierć jej rodziców, za problemy Konrada, za genetyczne eksperymenty na ludzkim DNA, za samotność i okrucieństwo Katji… Jak w przysłowiu - między młotem i kowadłem, uczucia ulgi i trwogi walczące ze sobą i równouprawnione. Czy istnieje w ogóle rozwiązanie, strona, której mogłaby kibicować.
Chociaż prawdę mówiąc teraz Tanja wreszcie zaczęła się zastanawiać, czy może szansy na dobre życie nie daje jedynie stworzenie własnej egoistycznej rzeczywistości, zwłaszcza, jeśli można nią objąć dwie osoby.
O szczegółach toczonej wojny słuchała spokojnie, nawet filmik z ausschreiterami nie zrobił na niej szokującego wrażenia. Pewnie za mocno działała jej wyobraźnia przy rewelacjach o psychoplazmie, przesuwając granicę, za którą leżały rzeczy przerażające.
Odezwała się dopiero, gdy usłyszała, że Konrad uciekł.
- Jak to? Kiedy? – zapytała w przestrzeń jakby zapominając, że to nie rozmowa tylko nagrana wiadomość.
Przypomniała jej się własna wizja z Konradem w roli głównej, z brutalnym seksem i wystrzałem i czyimś mózgiem na twarzy brata. Poczuła jak drżą pod nią nogi.
Wiedziałabym gdyby zginął, przecież musiałabym to poczuć, nie zapomniałam - nagły wyrzut sumienia, że tu we Frankfurcie była przez chwilę radosna.
- A teraz znowu chcę zaczekać na miejscu, choćby i w tym szpitalu. Moglibyśmy zostawić mu jakieś wiadomości, w sieci?
Rozpłakała się.

***

Cholera, Axel, czy to wszystko musi być takie pokręcone. – Mówiła tylko do niego, bo tego nikt inny nie mógł usłyszeć – A co, jeśli Konrad okaże się naszym wrogiem?

***

Przeszukiwali szpital już właściwie o świcie. Nawet Tanja zaczęła marzyć by w końcu się przespać. I kiedy o szóstej rano znaleźli wreszcie Selene, czy ten cholerny szpital nie mógłby być mniejszy, miała ochotę nią solidnie potrząsnąć. Słodkie dziecko, przyjaciółka kawałka psychoplazmy. Ale zamiast trząść, pogłaskała dziecięcą głowkę, bezwarunkowy odruch samicy, i delikatnie wyjęła z jej ręki kartkę.
- Och jak ja lubię zagadki – zwróciła się do Axela z grymasem, który przy dużej dawce dobrej woli mógł uchodzić za uśmiech – masz jakiś pomysł, co to może znaczyć? Jeśli coś znaczy.
- Ona to napisała? – Sprawdziła jeszcze kieszenie śpiącego dziecka w poszukiwaniu długopisu.
 
Hellian jest offline  
Stary 31-10-2008, 19:29   #97
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kloss, Hans Kloss

Wiadomość od znajomych z Neoberlina zaskoczyła go. Zaskoczyła, ale i ucieszyła, bowiem przez ostatnie dwa dni czuł się nieco oderwany od rzeczywistości od świata. Oni zaś przypomnieli mu, że nie zostali tutaj sami a życie gdzieś dalej wciąż się toczy. No i przynosili wieści. Wojna jakoś mniej go obchodziła, chociaż te rewelacje o kroczących potworach nie były zachęcające. Chociażby do tego, by wychylać nos z Frankfurtu. Pamiętał tą ich pomniejszoną wersję z Mauer, tego bydlaka nie szło zupełnie zabić. Powiększone kilkukrotnie przynajmniej będą jak czołgi podczas 1 wojny światowej. Nie do zatrzymania, a w dodatku wątpił, by się psuły same z siebie. Był jeszcze brat Tanji. I Maria. Maria, która Marią już być przestała, wchodząc w nieustanną spiralę kłamstw i ucieczki. Z jednej strony się cieszył, nie mógł bowiem patrzeć na jej twarz, którą musiała stale kontrolować. Ale z drugiej strony...

-Musimy pomyśleć o innej kryjówce. Buchta, przechowasz nas przez chwilę? Dziś po 20 spotykam się z Lichtenschweigerem. O tym Irrlichcie nawet nie myślę, jak będzie chciał to sam nas znajdzie. Ale gorzej z Marią. Nie wiem ile im powie, ale jak ją zmuszą, to powie wszystko. Chociażby po to, by się przypodobać. Wolałbym zniknąć stąd w miarę szybko.

Przytulił Tanję, głaszcząc ją po głowie. W sumie niewielu mieli rozmówców. Sainta, który chyba nie do końca kojarzył o co biega. Buchtę, tego pojebanego agenta, co chyba zaczynał trzeźwieć, ale wciąż powoli. I. I to było wszystko. Malak jak zwykle rzucił jakiś super tekst i wylazł z tą śliską żmiją, której Axel nie ufał za grosz. Pewnie dlatego, że w Neoberlinie poznał takich kilku. Ys zaś zlazła na dół, badając tą krew tej dziwaczki. W zasadzie więc... musieli polegać na sobie. Zaczynał się przyzwyczajać.

-Wątpię, Tanju. Chyba, że znasz jakiś tajny szyfr, cokolwiek, co znalibyście tylko wy dwoje. Ale mogę pogadać dziś z tutejszymi. Jeśli w ogóle będą skłonni do współpracy to poproszę ich, by go do nas skierowali jeśli się pojawi.
Uśmiechnął się i wstał, zamykając laptopa. Miał zamiar go doładować z akumulatora, ale nie tu. Tu wszyscy się porozłazili, by sobie tajnie porozmawiać. Prawie prychnął, widząc to, ale powstrzymał się, odzywając się tak, by tylko Tanja go usłyszała.
-I znów zostajemy sami. Czy zaufamy sobie bezgranicznie wystarczająco szybko? A może już ufamy?
Przytulił ją i wziął za rękę, kierując się na górę. Znaleźli co prawda Selene, ale ta znów pewnie lunatykowała, czy jak to nazwać. Axel nie potraktował jej tak łagodnie jak Tanja. Po prostu wziął ją za rękę i zaniósł do siostry. Poszperał trochę i wyciągnął sznurek, którymi związał siostrzyczki rękoma. Następnym razem nie miał ochoty ich szukać. Kiwnął jeszcze na jednego z partyzantów, wskazując na nie.
-Zwracajcie czasem uwagę, czy przypadkiem znów gdzieś nie łażą. My idziemy spać.
Nie zwrócił nawet większej uwagi na to słowo na jej dłoni. Nie miał na to siły. Wystarczyło mu, że Tanja ją zapisała.

Odezwał się do niej dopiero wtedy, gdy znaleźli się sami, w tym samym pomieszczeniu co poprzednio. Były tu jeszcze drzwi, które Axel zamknął i zablokował metalowym krzesłem. Nie chciał gości. Złączył też dwa łóżka, by było im wygodniej, wiążąc je razem.
-Nie wiem co będzie.
Spojrzał w jej oczy.
-Konrad zdawał się oddany pracy, ale równie mocno oddany Korporacji. Może udawał, nie wiem. Ale jeśli ucieka tu, a nie do dowództwa wrogów Kombinatu to zawsze jest to szansa. I jest też jeszcze jedna opcja. Ktoś dał mu uciec. Lepiej nie myślmy o tym zbyt wiele, dowiemy się wkrótce, miejmy nadzieję.
Przytulił Tanję, powoli zdejmując z niej ubranie. Światło dnia pozwalało mu lepiej przyjrzeć się jej ciału. Uśmiechnął się. Położyli się obok siebie, zmęczeni i nadzy. Na szczęście ciepłe koce i ich własne ciała działały wystarczająco ogrzewająco. Axel nastawił budzik na 13. Do tego czasu mogli odpoczywać. Pocałował ją, mocno przyciskając się do jej gładkiego ciała. Usnęli szybko, wyczerpani.
 
Sekal jest offline  
Stary 01-11-2008, 10:45   #98
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Malak milczał.
Po raz pierwszy nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć. Taka propozycja nie zdarza się codziennie. Propozycja ucieczki od tego wszystkiego i bezpiecznego skrycia się daleko stąd. A to wszystko dzięki mężczyźnie, którego osobiście postrzelił. I w tym właśnie tkwił cały problem. Wątpił żeby przez ten czas owy mężczyzna zapomniał o wszystkich doznanych krzywdach i podziękował za uwolnienie. Jeśliby już podziękował to raczej nie w sposób ogólnie przyjęty i akceptowalny. Ponadto chciał zabić Johna i Yseult nawet nie posiadając broni palnej. Ten człowiek nie był do końca normalny. Malakowi przyszło do głowy nawet, że może być mutantem podobnym do tej całej Katji, o której opowiadał Buchta. Tak czy inaczej jego pracodawcom nie można było ufać.
- Wdzięczny jestem za okazane zaufanie. Obawiam się jednak, że jestem zmuszony propozycję odrzucić. Nie chodzi tylko o mój brak zaufania do sponsorów tej skromnej wycieczki. Posiadam jeszcze przynajmniej dwa powody, dla których powinienem pozostać. Prawdopodobnie uznasz je za głupie, ale to moje powody i nic ich nie zmieni.
Odwrócił wzrok od nieogolonej twarzy Schlaufena kierując go na lasy rosnące koło szpitala. Potężne budowle wzniesione dłońmi natury stały nieruchomo mimo chłodnego wiatru rozwiewającego śmieci po całym Frankfurcie. Mimo potężnej budowy drzewa wydawały się całkowicie martwe. Nie poruszała się nawet najmniejsza gałązka. W leśnej gęstwinie coś jakby się poruszyło, ale zapewne była to tylko jego wyobraźnia.
Wciąż nie patrząc Hansowi w twarz ciągnął dalej:
- Słyszałeś o Polańskim? Pewnie nawet widziałeś, co się z nim stało. A temu wszystkiemu winny był potok słów na temat Muru. Od tego momentu zaczęła się moja obsesja na ten temat. Gdybym porzucił teraz ścieżkę, w którą się zapuściłem okazałoby się, że zmarnowałem całe miesiące życia w podążaniu za czymś, czego i tak nie osiągnę. Dążę do tego samego, co cała ludzkość. Do odpowiedzi. Pieniądze rozwieje byle wiatr, ale wiedza w mojej głowie pozostanie do samej śmierci. Drugim powodem jest jasno zarysowany cel. Tym celem jest odnalezienie Sary. Zazwyczaj tak mam, że póki nie zrobię tego, co zamierzałem nie mogę spać spokojnie i ciągle o tym myślę. Dlatego nie mogę jej od tak porzucić udając, że nie było sprawy. Zresztą już kończę filozofować i cię przynudzać. Moja odpowiedź jest już dla ciebie jasna. Chyba nie zostaje mi nic innego jak z góry życzyć ci udanej drogi ku nowemu życiu. Mam nadzieję, że wojna nie zdoła cię dogonić. Bywaj.
Rzucił tylko jedno przelotne spojrzenie na twarz Hansa i przemarznięty powrócił do szpitala. Chłodny wiatr nieźle dawał się we znaki wywołując drgawki i upuszczając wody z nosa. Nie było większego sensu w staniu tam i dalszym marźnięciu. Nigdy nikomu nie udało się przekonać go do zmiany decyzji. Wprost marzył o spokojnym miejscu do spania, gdzie nikt już nie prosiłby go o rozmowę lub pomoc. Znalazł wolną salę i ułożył się w starym, szpitalnym łóżku. Ból głowy ustał umożliwiając spokojny sen.
 
wojto16 jest offline  
Stary 03-11-2008, 18:39   #99
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Nicolas Neumann
Damaschkeweg, południowa część Frankfurta. Osiedle, dom, czy raczej nora dla wszelkiej maści arbajterów pracujących w fabrykach znajdujących się na południu. Dlatego też Nicolas Neumann, mieszkaniec Frankfurta od pewnego czasu, nie uświadczył tutaj, w ciągu tych paru dni pięknych twarzy.
W istocie, widział bowiem twarze wcale nie lepsze niż jego sama, czterdziesto- i pięćdziesięcioletnich, krępych i twardych robotników, których treścią dnia codziennego była hipnotyczna taśma i głowy opasane gumowymi maskami przeciwpyłowymi i plastikowymi goglami(Leidengeist podczas procesu rafinowania wydzielał z siebie kurz, który drażnił oczy i gardło); twarze, za którymi kryły się mózgi wyjałowione domowej roboty bimbrem, bo szabr był drogi, a wódka z przychodziła tylko z kupcami.
Dlatego też nawet jeśli w pobliżu południowej części Frankfurta z wież strażniczych zobaczono jakąkolwiek karawanę – pal licho, czy była to nawet warbanda lub łowcy niewolników – witano każdą zmianę radośnie. Byle tylko się oderwać od czarnej gumy taśmociągów i jednostajnego warczenia wałków.
Dlatego też ktoś, kto nazywał się Neumannem nie miał większych trudności z dopasowaniem się do środowiska – jego twarz, kurtka, spodnie, buty – wszystko to sprawiało, że pewnie niejedna córeczka statecznych robotników z fabryk pomyliłaby go ze swoim tatusiem. Niewątpliwie.
Wstał już dawno ranek(godzina dwunasta biła na dzwonnicy w dalekim kościele), a dymy z rafinerii ponownie zasnuły niebo barwy żelaza.
Widział je Nicolas ze swojego mieszkania – klitki raczej – poprzez przeżarte przez rdzę kraty. Kraty wyglądały jak spróchniałe zęby więźniów w łagrze – niektórych nie było w ogóle, drugie czarne i ciemne, jeszcze inne chwiały się pijacko szkorbutem. Koło nich wiodła do podłoża rynna, nieco lepszego stanu. Gdzieś przefrunął pies, rozkrzyczały się dzieci na podwórku, brudne i szczęśliwe, miaukął kot, szczeknął pies(nielot).
Barłóg, na którym leżał Nicolas, był niczego sobie. Nie śmierdział nawet. Śmierdziały za to zacieki na ścianie, ale pal licho zacieki. Z obrazka zawieszonego na ścianie spoglądał lekkim zezem Chrystus. Niewiadomo, z jakiej sekty. Huczał cicho komputer, ekran wygaszony. Poza tym cicho i pusto, choć jeszcze nie zimno, bo węgle w żeliwnym piecu nie wygasły do końca, mimo że to noc była.
Na komputerze była otworzona poczta. Były tam rzeczy, które Nicolas już przeczytał – winszowania od Dzięcioła – lub też jego wspólników, nigdy nie wiadomo – że dotarł do Frankfurta i że cieszy się strasznie, że jego znajomi z miasta bandyckiego tak miło go ugościli. W końcu, Nicolas, mogłeś skończyć na ulicy, w tym pierdolonym mieście! A tak? A tak, to spotkałeś naszych!
W istocie, spotkał ich. Co prawda najpierw poznał ich ksywki, jednak chwilę później przedstawili się z imienia i nazwiska – być może fałszywych. Cokolwiek by nie było, jego przyjazd do Frankfurta został odnotowany jego pewnego rodzaju zjawisko. By rzec, czekano na niego jak na mannę z nieba.
Jego protagonistą, który powitał go w mieście – czy raczej, powitała – była Rota Schimmel, zwana też Szaloną Damą lub Betą Schrödinger(fałszywie). Było to w pewnym burdelu koło Haus des Leidens.
Rota była w istocie burdel mamą, a przy okazji kontrolowała pokaźny obszar przemytu psychoaktywu, broni, jedzenia i, co najważniejsze, informacji w tym mieście. Tyle zdążyła mu wtedy powiedzieć – poza dziwnym zapewnieniem, że ma nadzieję na dobrą współpracę.
Rota była Kobietą. Ubierała się w dość bogate – jak na Frankfurt – ubrania, głównie wściekły róż i karmazyn. Wyszminkowane usta, choć bez przesady. Włosy ciemny blond, choć czasem widywano ją w pasemkach wielu kolorów, głównie czerwonym. Nie była gruba, choć nie pomyliłby się ten, kto by ją nazwał słusznej tuszy.
Rota dzień wcześniej stwierdziła, że prześle pocztą elektroniczną(piłując na szpic paznokcie) Nicolasowi to, co i owszem. Misję, Nicolas, misję. Pamiętasz pewnie, mówiła. Taki dobry z ciebie chłopak, z nieba nam się tu w tym Frankfurcie zjawiłeś, acha.
Komputer wydał dźwięk nadchodzącej wiadomości.

Witaj, Nicolas

Mam dla Ciebie parę nowych informacji. Rozmawiałam z Dzięciołem i okazało się, że rzeczywiście sprzedał informacje o Twoim pobycie Kowalowi. Niedokładne, bo znają tylko tego, do kogo Cię skierował – czyli mnie. Ale będą Cię szukać, Nicolas. A szkoda. Zapowiadała się taka wspaniała współpraca.
Oprychy Kowala, jak donoszą moi agenci, są w drodze. Może nawet już teraz są tutaj, ostatni raport miałam 12 godzin temu. Działają szybko. Może za szybko, Nicolas. Czy Ty przypadkiem nie ukrywasz czegoś więcej, niż tylko sprawę z Kowalem? Ścigają Cię jak wściekłe psy. Za wściekle. Jakbyś zrobił coś więcej, niż zamieszał się w jakiś dług.
Póki co, wierzę Ci, ale wiedz, że nie lubię nieszczerości w kontaktach.
Dlatego też nie będę Cię zatrzymywać we Frankfurcie... Później. Najpierw musisz coś dla mnie zrobić, mimo tego, że w tym mieście robi się coraz bardziej niebezpiecznie.
Moi współpracownicy donoszą mi, że jeden z ich ludzi zaginął około Karl-Liebknecht Straße. To jest centralny Frankfurt. Chcę, żebyś zbadał tą sprawę, odnalazł tamtego człowieka, żywego lub martwego i ewentualnie ukarał zabójców. Nie martw się, nie będziesz sam. Pomoże Ci jeden z moich ludzi, znajdziesz go w Haus des Leidens. Podejdź do bufetu i wypowiedz hasło: „Diese Tage eure letzten sind”. Barman powinien zrozumieć, co do niego mówisz i przyprowadzi pewnego człowieka. Z nim pójdziesz na tamtą ulicę. Popytacie. Rozdacie parę klapsów, jeśli będzie trzeba. Nie zabijać bez wyraźnej potrzeby.
Wspominałam o moich wspólnikach. Jeden z nich donosi, że w dawnym Schweigerkrankenhaus jest ktoś nowy. Dogadał się z nimi, ale ja bym nie wierzyła mu. Sprawdźcie szpital, jeśli to będzie możliwe.
To na razie tyle. Jeżeli chodzi o Twoją ewentualną ucieczkę z Frankfurta – bo raczej długo tu miejsca nie zagrzejesz – myślałam, żeby załatwić Ci jakiś dojazd z przemytnikami w stronę Polski lub Niemiec... To jednak przedyskutujemy z czasem. Po robocie.

Pozdrowienia,
Rota Schimmel

Tymczasem do drzwi wolnym krokiem podchodził człowieczek, zapukał do nich, zamrugał. Przez judasz można było zobaczyć, że był on drobnej, szczurowatej postury. Łatwo przeoczyć. Wodnisty głos, wodniste oczy. Załomotał do drzwi.
- Przeprasza-a-aszam bardzo – ziewnął przeciągle. – Ostatnio nie sypiam za dużo. Pan Nowy? Nicolas Nowy? Nie pamiętam nazwiska... Przynoszę wiadomość od kogoś, kto nie chciał, by pan wiedział, od kogo ja przynoszę wiadomość. A-cha. A wiadomość brzmi tak: Mamy cię, Nojman. Zdradziłeś nas i uciekłeś. Ale ja cię odnalazłem, ja, Rudi. Zaraz będziesz miał wpierdol. Dziękuję, może pan dać mi markę za przekaz-
Nie dokończył. Chwilę później leżał w purpurowej plamie krwi, która sączyła rzeźnicki zapach.
- Byłem za tobą, Nowy! – wywrzasnął z drugiej strony korytarza Rudi, bo tylko taką ksywkę znał Nowy. – Tylko ja jedyny będę miał tak, że mnie nagrodzą! Pfch! – a za jego głosem podążył rechot około pięciu innych, podobnych mu rechotów. – Poddaj się, Nowy, bo nie mam za wiele czasu... Jeśli się nie poddasz, to cię wyprztykamy. A potem zabijemy. No!? – głos Rudiego rozbrzmiał w opustoszałym nagle korytarzu.
Gdzieś rozbrzmiała krótka, urywana syrena patrolu Kombinatu, która natychmiast ucichła.
- Naprawdę nie mam dużo czasu... – głos Rudiego przycichł jakoś.

* * *

# Frank Malak/Jack Travolta
Hans Schlaufen słuchał, nie przerywając zupełnie Malakowi. Tylko podczas pauz dorzucał swoje trzy grosze.
- Wdzięczny jestem za okazane zaufanie. Obawiam się jednak, że jestem zmuszony propozycję odrzucić. Nie chodzi tylko o mój brak zaufania do sponsorów tej skromnej wycieczki. Posiadam jeszcze przynajmniej dwa powody, dla których powinienem pozostać. Prawdopodobnie uznasz je za głupie, ale to moje powody i nic ich nie zmieni.
- Hej! – podniósł ręce do góry Schlaufen i uśmiechnął się. – To tylko propozycja, Fra--... Ekhm, Jack. – obejrzał się za siebie. Nie było znowu nikogo, tylko w oddali, przy jednym z pokrzywionych znaków drogowych rozmawiali Buchta i Saint. Wyglądali na zaaferowanych. – Żadnych drugich myśli, żadnych zobowiązań. I tak pewnie się jeszcze spotkamy – zachichotał, siląc się na tajemniczość. – W każdym razie, nie myśl, że mam ci za złe, że nie chcesz iść ze mną. Każdy wybiera tutaj za siebie, wierz mi, Frank.
Wysłuchał kolejnej wypowiedzi Malaka, podrapał się po karku, za uchem, wreszcie inteligentnie splunął i wyrzekł:
- Nie udaję, że cię rozumiem, Frank, ale masz pewnie swoje powody. Jak już mówiłem, każdy wybiera. Jakiś miesiąc temu, zanim to wszystko się zaczęło, spotkałem Polaka, który pojechał do Neoberlina, bo wbił sobie do łba, że w centrum żyją białe tygrysy. Rozpytywał się o to wszędzie, aż w końcu ktoś życzliwy powiedział mu, że białe tygrysy mają w Hoffnunghaus. Pojechał tam i pewnie teraz jest szczęśliwym funkcjonariuszem SD. Dam głowę, że w jego łbie wypalonym narkotykami śnią mu się te pierdolone tygrysy.
Zaśmiał się.
- No, ale ja też zaczynam pierdolić od rzeczy, hie. Bywaj.
- Bywaj.

Hans Schlaufen nałożył wytrzaśnięty skądś kapelusz na głowę i obserwował, jak Malak odchodzi w stronę szpitala. Drgnął i zwrócił głowę w stronę Sainta i Buchty, którzy kiwnęli jednocześnie głowami i zawrócili do szpitala.
Splunął.

* * *

# Tanja Hahn – Axel Heintz

- Musimy pomyśleć o innej kryjówce. Buchta, przechowasz nas przez chwilę? Dziś po 20 spotykam się z Lichtenschweigerem. O tym Irrlichcie nawet nie myślę, jak będzie chciał to sam nas znajdzie. Ale gorzej z Marią. Nie wiem ile im powie, ale jak ją zmuszą, to powie wszystko. Chociażby po to, by się przypodobać. Wolałbym zniknąć stąd w miarę szybko.
Finneas, odchodząc, rzucił:
- Taa... Mam parę kryjówek w tym mieście. Spokojna głowa, Hans. Co do Irrlichta, sam zamierzam go poszukać, skoro zamierzacie zostać parę dni w tym mieście. Tylko, kurwa! Zaraz!
I odszedł, kompletnie zajęty Saintem.
Tymczasem przeszukiwania Selene nie przyniosły wielu większych skutków – poza paroma guzikami i miedziakami w jej kieszeniach nie było nic. Owszem, znalazł się niebieski wkład z długopisu, którym nakreśliła te słowa.
Gdy Buchta wrócił, miał przy sobie także Schlaufena. Schlaufen przyglądał się wszystkiemu z cwaniacką twarzą. Buchta zapytał się Sainta:
- Mogę?
- Pff –
wzruszył ramionami John Saint. – A co ja, sługa jego? Sram to.
- Czasami tak wyglądasz.

John Saint prychnął z oburzenia, Hans Schlaufen parsknął z uciechy. Buchta kopnął w łóżko, na którym był Axel i głośno zakaszlał.
- Ekhm – rzekł Lange. – Wybacz, że w takiej formie, Axel, ale myślałem, że gdy przyjdę, jeszcze nie będziesz spać. Parę szczegółów.
Rzucił mały kluczyk w stronę łóżka Axela.
- Ten kluczyk wsadzisz sobie... Do zamka pewnego magazynu broni na Moskauer Straße, północny Frankfurt. Nie do przeoczenia, koło osiedla. Jesteś łebski chłopak, rozeznasz się, od której strony. Do tego magazynu broni nikt nie chodzi, bo rozpuściłem plotkę, że spotykają się tam jacyś kultyści. Nie byłem tam od paru miesięcy, mogło się zapuścić. Uprzątniesz i przygotujesz tam parę rzeczy. Zresztą, powinno się wam tam spodobać, to tam właśnie prowadziłem badania nad portalami, mam tam sprzęt komputerowy i resztę cacek. Saint?
- Rekwirujemy jeepa.

- Tak właśnie. Od tego pana dowiedziałem się, że zamierzasz posłać go do Lichtenschweigera. Nie musisz. Ja tam pójdę z nim i...
- ...ze mną...
- ...i z nim też –
zmarszczył brwi Buchta. – Skoro tak chce. Ja i Saint, może zauważyłeś, znamy się nieco dłużej. Znajomości zobowiązują, co, John? Mamy sporo do pogadania, naprawdę sporo do pogadania z panem eL.
Uśmiechnął się spod sumiastego wąsa.
- To wszystko, co mam do przekazania. Dobranoc.
I odszedł. Na odchodnym dorzucił jeszcze zza pleców:
- Acha, i uważajcie na Fritza, bo znowu mi uciekł, psotnik jeden!
Kroki odchodzących mężczyzn rozbrzmiały w korytarzu, tłumiąc ich głosy. Jakkolwiek, parę odezwało się głośniej:
- ...a tak poza tym, Saint, to z tobą to, co zwykle? Dajesz sobie w kable? Walisz konia? Pedałujesz się?
- Nie jestem gejem!!! –
wykrzyknął frenetycznie Saint. – Spierdalaj, Buchta! A ty co?
- A-cha, Dżonuś się złości, a titititi...
- Przeginasz, sukinsynu! Przysięgam, przeginasz!
- Macie jakiś bimber w tym waszym jeepie? Suszy mnie...
- Uhihihihi... –
dołączył się Schlaufen.
Głosy ścichły zupełnie; z podwórza dobiegł dźwięk zapalanego jeepa.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 08-11-2008 o 11:47.
Irrlicht jest offline  
Stary 05-11-2008, 12:28   #100
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Nicolas leżał na rzuconym w kącie, mocno zniszczonym materacu, z którego każdą możliwą szczeliną, a było ich naprawdę wiele, wyłaziły strzępy jakiegoś syntetycznego paskudztwa tworzącego wyściółkę. Przez rachityczne, niemal zżarte przez korozję pionowe pręty kraty, mającej zabezpieczać okno przed potencjalnym włamywaczem (tak jakby było tu coś do ukradzenia), można było dostrzec zasnuwające okolicę smoliste dymy unoszące się z fabrycznych kominów. Gdzieś na dole darły się dzieciaki. Normalnie, sklął by je i kazał im się zamknąć, jednak teraz nic nie było "normalne", więc tylko burknął coś o "pieprzonych bachorach" i obrócił się na prawy bok.

Przed oczami miał fantazyjne kształty liszajowatych zacieków na ścianie. Wilgoć panująca w "mieszkaniu", jak eufemistycznie nazywał tę norę dawała mu się we znaki mimo, że mieszkał tu dopiero od kilku dni. Pociągnął nosem, a gdy to nie pomogło - wytarł go w rękaw kurtki.

Nagle jakiś kształt przysłonił plamę nieba za oknem. Wzdrygnął się, gdy zobaczył jedno z tych zmutowanych stworzeń, przypominające chyba psa. To nie było naturalne i zawsze przechodziły go ciarki, gdy widział jedno z takich dziwadeł. W odpowiedzi dzieciarnia na dworze rozkrzyczała się jeszcze bardziej, czemu zawtórowali szczekaniem i miauczeniem inni mieszkańcy podwórka. Zdawał sobie sprawę, że jest tu dlatego, żeby zniknąć Kowalowi z oczu, jednak miał już tej okolicy po dziurki w nosie. A do tego był głodny.

Wstał i przeszedł do stołu, który służył mu zarówno jako biurko, jak i stół kuchenny. Zerknął na ekran komputera, jednak ten był wygaszony. Pozostawił włączoną pocztę, by natychmiast móc odczytać wiadomości. Na przykład od tej burdel-mamy z okolic Haus des Leidens. Właściwie, z częstotliwości sprawdzania, czy nie ma od niej żadnej nowej wiadomości wynikać by mogło, że od tego zależy jego życie. I tak też było naprawdę.

Siegnął po konserwę i wojskowy nóż, leżące zaraz koło częściowo oksydowanej lufy Beretty, zapasowego magazynka i pudełka amunicji 9mm. Przy okazji zawadził rękawem o kilka tępo zakończonych pocisków, które potoczyły się po blacie. Jeden z nich stuknął o kanciasty kształt popielniczki wykonanej z jakiegoś niepalnego tworzywa. Wysypywały się z niej niedopałki papierosów - każdy spalony do samego filtra, w niektórych nawet ten był nadpalony.
"Kiedyś to świństwo mnie zabije." - przypomniał sobie, jak zawsze mawiał. "Ale będzie musiało ustawić się w dłuuugą kolejkę" - dodawał wtedy, prezentując swoje specyficzne poczucie humoru. "Taa, zaraz po Kowalu, Rudim i Czarnym..." - podsumował zgryźliwie, nawiązując do aktualnej sytuacji.

Za pomocą noża rozpruł wieko puszki, wykroił biały od tłuszczu kawałek i nadziewając na czubek ostrza wsadził sobie do ust. Skrzywił się, smakując jałowy pokarm, którego składu wolał się nie domyślać. Z pewnością soja i jakieś resztki mięsne. Ale z jakiego "zwierzęcia" - pewnie nawet nie podali na etykiecie. Upił łyk miejscowego bimbru z manierki. Ciecz paliła gardło, śmierdziała plastykiem i gumą, ale ułatwiała przełknięcie tego cholerstwa z puszki.

Nieduży, 10-calowy ekran notebooka rozjarzył się, czemu towarzyszył dźwięk przychodzącej poczty.
- You've got a message... - imitujący głos robota syntezowany komunikat z cichymi trzaskami dobiegł z zintegrowanych z urządzeniem głośników. Odłożył konserwę oraz zaimprowizowany otwieracz na stół i za pomocą touch-pada kliknięciem otworzył nową wiadomość. Już po pierwszych zdaniach zorientował się, że znowu musi uciekać.

- Pieprzony Dzięcioł... - wyrwało mu się z zaciśniętych szczęk. Intensywnie potarł dłonią czoło, na którym widniał niedbały, zrobiony przez jakiegoś więziennego "rzeźnika" tatuaż. Powrócił do czytania.
"Karl-Liebknecht Strasse... Centrum... Haus des Leidens... Diese Tage eure letzten sind... Schweigerkrankenhaus..." - bezwiednie powtarzał szeptem najważniejsze rzeczy.
"Kowal wie gdzie jestem. Trzeba stąd spieprzać w diabły. Kurwa! Ale najpierw robota - może zarobię trochę forsy i Rota pomoże w ucieczce..." - jego umysł analizował sytuację. Sam był zdziwiony, że wieść o pogoni ekipy Kowala nie zrobiła na nim większego wrażenia.
Przyzwyczajał się? A może podświadomie wiedział, że konfrontacja jest nieuchronna. Tylko, że mógł ją odwlekać jak najdłużej. I tego będzie się trzymać.

Rozejrzał się po pomieszczeniu. Podniósł plecak spod ściany i położył na stole. Zgarnął do niego papierosy, niedojedzoną puszkę i nóż, który uprzednio zabezpieczył w pochewce wykonanej z wysokoudarowego tworzywa, oplecionego dodatkowo czernioną linką stalową. "Taak. Naprawdę dobra robota..." - ocenił czernioną chemicznie klingę, hartowany jelec i gumowaną powierzchnię rękojeści, dla zapewnienia pewnego chwytu. Ten pochodzący ze starych magazynów wojskowych nóż był zapłatą za jedno z zadań, które wykonywał dla Dzięcioła. Wart był poniesionego ryzyka.

Wspomnienie Dzięcioła, organizatora większości nielegalnych operacji i pomniejszych zleceń, w które był zamieszany, zwrócił jego uwagę na pewien fakt. "Ten skurwysyn mnie sprzedał..." - pomyślał ze złością.

Nagle usłyszał zbliżające się czyjeś kroki na korytarzu. Mógł być to jakiś robotnik, w końcu pełno ich mieszkało w tym budynku. Ale to nie była pora zmiany. Mógł być to jakiś dzieciak, ale kroki były zbyt równe i ciężkie... Wpatrując się uważnie w drzwi, czekał zastygły z plecakiem jednej ręce i kolejną puszką w drugiej. Pukanie do drzwi.
"Co do..." - zmęłł w ustach przekleństwo. Nie miał pojęcia, czego ktoś może od niego chcieć. Nikt go tuatj tak naprawdę nie znał. Z drugiej strony, Kowal na pewno by nie pukał.

Uspokojony trochę, wrzucił konserwę to plecaka i podszedł do drzwi. Przez wizjer dostrzegł jakiegoś nieznanego mu człowieka, przypominającego sylwetką szczura. Chwilę się wahał, ale po kolejnym załomotaniu pięścią tego ostatniego w drzwi, zdecydował się je uchylić. Trochę. Tyle, na ile pozwalał ten niezbyt solidny łańcuszek mający zabezpieczać drzwi przed nachalnym gościem. No cóż, jego stan sugerował, że z ledwością wytrzyma pukanie tego łamagi na korytarzu.

- Przeprasza-a-aszam bardzo – gdy tylko twarz Nicolasa pojawiła się w szczelinie między skrzydłem drzwi a framugą, Szczurek, jak nazwał go w myślach, ziewnął przeciągle – Ostatnio nie sypiam za dużo. Pan Nowy? Nicolas Nowy? Nie pamiętam nazwiska... Przynoszę wiadomość od kogoś, kto nie chciał, by pan wiedział, od kogo ja przynoszę wiadomość. A-cha. A wiadomość brzmi tak: Mamy cię, Nojman. Zdradziłeś nas i uciekłeś. Ale ja cię odnalazłem, ja, Rudi. Zaraz będziesz miał wpierdol. Dziękuję, może pan dać mi markę za przekaz... - Nie dokończył. Krwawa fontanna wyprysnęła z resztek tego czegoś, co przed chwilą było głową posłańca. Czerwone, gorące kropelki naznaczyły najbliższe otoczenie - ściany, drzwi i twarz zaskoczonego Nicolasa. Nawet nie zauważył, jak trup osunął się na ziemię i leżał w powiększającej się purpurowej plamie, z której sączył się specyficzny zapach, jakby rzeźni.

- Byłem za tobą, Nowy! – wywrzasnął z drugiej strony korytarza Rudi, bo tylko taką ksywkę znał Nowy. – Tylko ja jedyny będę miał tak, że mnie nagrodzą! Pfch! – a za jego głosem podążył rechot około pięciu innych, podobnych mu rechotów. – Poddaj się, Nowy, bo nie mam za wiele czasu... Jeśli się nie poddasz, to cię wyprztykamy. A potem zabijemy. No!? – głos Rudiego rozbrzmiał w opustoszałym nagle korytarzu.
Gdzieś rozbrzmiała krótka, urywana syrena patrolu Kombinatu, która natychmiast ucichła.
- Naprawdę nie mam dużo czasu... – głos Rudiego przycichł jakoś.

Niedawny spokój Nicolasa wyparował nagle. Więcej, zaczął panikować jak nastolatka z bandą narwanych ćpunów na karku. "To Kowal! Kurwa! Kurwa! Zabiją mnie!" - przez głowę przelatywały mu myśli z prędkością odrzutowca. Huknęły zatrzaskiwane drzwi. Podbiegł do stołu, chwytając pistolet i zapasowy magazynek. Z przewróconego pudełka amunicji wytoczyła się reszta nabojów.

- Szlag! - warknął, po czym chwyciwszy garść rozsypanych po blacie pocisków, wepchnął je do kieszeni kurtki. Podobnie uczynił z komputerem który wrzucił do plecaka, nie tracąc czasu na jego wyłączenie. Co rusz rzucał nerwowe spojrzenie na drzwi, tak jakby mógł przeniknąć spojrzeniem przez warstwę łuszczącej się farby i drewnianej sklejki. Ta jedyna bariera
odgradzajaca go od powracającego koszmaru, wydawała się być mocno niewystarczająca, by powstrzymać Rudiego i pozostałych goryli Kowala. Miał nadzieję, że wytrzyma choć chwilę.

Silnym kopnięciem posłał stół pod drzwi, zrzucając resztę śmieci, które na nim leżały. W ślad za stołem poleciał materac. Kolejne kopnięcie zdewastowało blaszaną rurę łączącą żeliwny piecyk z małym otworem w ścianie. W pomieszczeniu pojawiło się trochę dymu, który dotąd leniwie sączył się przez rurę na zewnątrz. Nicolas potrzebował go więcej.

Potarł poszarpaną bliznę na szyi - pamiątkę po bandzie Kowala. "Mam!" - znalazł rozwiązanie. Z plecaka wyciągnął mały pojemnik z benzyną do zapalniczki. Malowany napis głosił: "Zappo" - Nowy słyszał, że była to podróbka słynnej dawnymi czasy "Zippo", amerykańskiej legendy zapalniczek. Wszystko jedno, też się paliła.

Pokropił benzyną materac, pojemnik z resztą paliwa rzucił na stertę pod drzwiami. Podbiegł z powrotem do piecyka. Nie był duży, jednak zeliwna konstrukcja sporo ważyła. Oryginalnie wyposażony był w dwa uchwyty po bokach do przenoszenia - teraz jeden był oderwany.
"Trudno..." - skrzywił się, gdy jedną ręką chwycił za uchwyt, a drugą za korpus ciągle gorącego grzejnika. "Ale to cholerstwo ciężkie..." - zdołał zauważyć, zanim wywrócił piecyk na skropiony banzyną do zapalniczek materac. Ciągle zarzące się węgle rozsypały się z sykiem na podłogę i śmieci pod drzwiami. Buchnął płomień. Początkowo duży, podsycany paliwem, po chwili osłabł. Jednak materac zaczął się palić i o to chodziło Nicolasowi. Pod sufit zaczął unosić się gęsty, brunatno-siwy dym. Sztuczny wkład materaca uwalniał w atmosferę całą
tablicę Mendelejewa, z której się składał.

"Dobra, czas na mnie" - Nowy rzucił się w stronę zakratowanego okna. Miał nadzieję, kurwa, naprawdę na to liczył, że pręty nie okażą się mocniejsze, niż wyglądają. Chwycił za pierwszy. Trzyma. Szarpnął mocniej. Stalowa konstrukcja zgrzytnęła, lecz trzymała nadal.
Mimo, że mieszkanie nie wypełniło się całe dymem, to Nicolas czuł, że zaczyna drapać go w gardle. Zaparł się jedną nogą o ścianę i pociągnął z całej siły.
Zatoczył się, gdy puściła zaprawa i pręt został mu w ręku. Zakrztusił się, nabierając haust powietrza wybitego uderzeniem plecami w ścianę. Ponownie zaczął molestować pordzewiałą kratę. Tym razem pionowy pręt zerwał się, a kolejny dało się nieco wygiąć. Byle tylko głowa przeszła. Jest!

Stojąc na parapecie rozejrzał się szybko. Na dole dzieciaki coś wrzeszczały i pokazywały palcami okno, z którego wydobywał się dym. Jakiś pies ujadał. Zaraz całą okolica sie zleci.
Dostrzegł rynnę po lewej stronie. Była nawet w przyzwoitym stanie. W sumie, to nie miał wyjścia. Niby tylko drugie piętro, lecz nie zamierzał ryzykować. Objął rurę oburącz i zaczął zsuwać się w dół. Piekła lekko poparzona dłoń. Rozpruł rękaw kurtki na jakimś wystającym drucie, mocującym rynnę do elewacji budynku. Podeszwy glanów uderzyły w ziemię. Stracił równowagę i walnął tyłkiem na glebę. Nie tracąc czasu na oglądanie się za siebie zarzucił plecak na ramię i pognał jak najdalej od bramy budynku, z którego uciekł.
Jako przemytnik potrafił przemykać nie zwracając na siebie uwagi. Po paru minutach zwolnił krok, by wtopić się w tło ulicy. Wyglądał mało charakterystycznie, więc to nie powinno być trudne. Przeczesał dłonią ufarbowane na czerwono końcówki krótko przystrzyżonych włosów. Jeżeli ludzie Kowala mieli jego rysopis, to należy zmienić wygląd. Jednak to musi chwilę poczekać, a tymczasem nasunął kaptur kurtki na głowę i ruszył w stronę Haus des Leidens. Rota ostrzegła go przed pościgiem, więc chyba mógł jej zaufać. Przynajmniej trochę. Tym bardziej, że obiecała mu załatwić ewakuację z tego przeklętego miasta.
Wtulił głowę w ramiona i zrównał krok z tempem przechodniów.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 05-11-2008 o 12:33.
Gob1in jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172