Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2012, 12:30   #171
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Vestigia nie spała tej nocy dobrze. Co chwilę w transu wyrywały ją obrazy i dźwięki niedawnej bitwy. Poza tym, od wielu lat dużo lepiej czuła się na dworze niż zamknięta w czterech ścianach. Po dwóch godzinach stwierdziła, że tylko jeszcze bardziej się zmęczy próbami snu, więc dała sobie z tym spokój. Wstała z łóżka, ubrała się i wyszła na spacer. Przechodząc jednym z korytarzy, kątem oka zobaczyła zataczającego się mężczyznę z kobietą na rękach. Szybko wtopiła się w cienie, mając nadzieję, że jej nie zauważył. Nawet jeśli tak nie było, to nie dał tego po sobie poznać. Gdy zniknął w pobliskich drzwiach, elfka podjęła przerwaną podróż.

Wyszła na zewnątrz w mrok nocy. Całe miasto spało smacznie zmęczone ostatnimi wydarzeniami, świętowaniem zwycięstwa i opłakiwaniem poległych. Jedynie strażnicy pełnili wartę. Podeszli do niej, by dowiedzieć się, kim jest i co robi o tej porze na terenie pałacu. Gdy sprawa została wyjaśniona, dali jej spokój. Położyła się więc na trawie i zajęła tym, co robiła w każdą bezsenną noc – wpatrywaniem się w gwiaździste niebo. Tak minęła jej reszta wolnego czasu.

***

Podróż była monotonna. Niby wędrowali razem, a jednak każde z nich zatopione było we własnych myślach. Ku niezadowoleniu kobiety nie rozdzielili się tak, jak zakładały początkowe plany, przez co była zmuszona znosić towarzystwo obleśnego barbarzyńcy, który, na szczęście dla niego, nie zwracał na elfkę zbytniej uwagi. W pewnym momencie podjechał do niej niedoszły przywódca ich grupy i po wymianie kilku zdań znów pozostała sama. Tym razem jednak jej myśli zaczęła zaprzątać wizja kolacji i tego, czego się wtedy dowiedzą.

Kolejna spalona wioska… Niby nic niezwykłego, jednak tym razem w polu widzenia pojawiły się orki i tygrysy. Cóż, te ostatnie Vestigia mogłaby uznać za majestatyczne. Przeszło jej nawet przez myśl, żeby pozostawić jednego z nich przy życiu i wziąć na zwierzęcego towarzysza, jednak szybko to odrzuciła – najpewniej nie byłaby w stanie się z nim zaprzyjaźnić. Gdy tylko czarodzieje wypowiedzieli zaklęcia, elfka zdjęła z pleców łuk i przygotowała się na wystrzelenie strzały, gdy tylko pierwsi przeciwnicy znajdą się w jego zasięgu.
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 19-09-2012, 15:08   #172
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Lochy wszędzie są takie same. I we Wrotach Zachodu i w Waterdeep i w jasnym Silverymoon.
Ciemne, ponure i wilgotne. Kamienne korytarze prowadzące do ciasnych cel, zamykanych na kratę.


Lochy były znane Raetarowi. W tej chwili podążał tymi lochami za strażnikiem, kierując się do pomieszczenia, w którym znajdował się ważny jeniec złapany przez elfkę Vestigię. Czarownik liczył na to, że tropicielka się nie pomyliła. I ów orczy więzień naprawdę wie coś istotnego. Nie lubił tracić czasu.
Raetar zastał więźnia przykutego łańcuchami do ściany, który na widok mężczyzny poruszył się niespokojnie. Rany które wcześniej otrzymał w trakcie bitwy zostały wyleczone, lecz ktoś Orkowi solidnie obił gębę... zielonoskóry łypnął na Bindera. W ustach miał drewniany knebel, związany z tył głowy rzemieniami, a dłonie umieszczone w metalowych, złączonych ciasno ze sobą rękawicach, uniemożliwiających praktycznie nawet małe poruszenie palcem. Wszak w końcu był szamanem...

Strażnicy towarzyszący Raetarowi wycofali się na korytarz, pozostawili jednak celę otwartą, a sami stali na wprost drzwi, gotowi w każdej chwili by działać.
Mag się tym nie przejął, ostrzem sztyletu przeciął knebel, po czym przystąpił do przesłuchiwania.
-Jak cię zwą.- rzekł we wspólnym Raetar, nie przejmując się zbytnio stanem więźnia. Na odgrywanie czciciela Ilmatera czarownik nie miał nastroju.
Ork splunął w bok, po czym chwilę poruszał odrętwiałą szczeną.
- Bankul - W końcu się odezwał - Czego chcesz?
-Prawdy. Tylko ona ostatecznie się liczy. Prawdy o żelaznej wieży.-
rzekł w odpowiedzi mag spoglądając w jego oczy.- A ty... Masz fragment owej prawdy w swej pamięci.
- Ja nic nie wiedzieć -
Odparł więzień.
-A ja ci nie wierzę.- mag uśmiechnął się nieco lisio.- Wiem, że ty wiesz. Więc nie ma powodu, byś nie mówił.- zbliżył się do ucha skrępowanego orka i zaczął szeptać hipnotycznym tonem głosu.- Opowiedz co wiesz o swych mocodawcach. Opowiedz kto tu was przysłał, opowiedz wszystko co wiesz, a być może odejdziesz wolny z miasta.
- Xavgred wydać rozkaz, my zebrać plemiona. Mieć fortel na Silverymoon i zwyciężyć... ale my nie zwyciężyć. Xavgred nas oszukać, nas wszystkich, pan z wieży pewnie zły... -
Zaczął niby to wyjaśniać szaman.
-Kim jest Xavgred? I co z Obouldem? Czyż orkowie z gór nie jego słuchają?- spytał mag.
- Xavgred być generał. Obould być stary i słaby... my go już nie słuchać.
-A pan wieży, to kto ? Jakiś ork?
- spytał Raetar dobrze zdając sobie sprawę, że raczej zielonoskórym ów sojusznik nie jest.
- Ja go nigdy nie widzieć, do wieży nie chodzić - Odparł szaman, po czym drgnęła mu powieka - Obould tam żyć, ale nie wychodzić.
-Ale... wiesz w jakim rejonie gór jest wieża?-
spytał Raetar cicho.
- Daleko na północ, wysoko. Wiele dni wspinaczki, wiele. Przez “Lodowe Ucho” trza przejść. - Ork dziwnie zaczął mrugać oczami.
-Wyobraź sobie to miejsce i drogę do niego. Zamknij oczy i wyobraź sobie.- rzekł Saverock sugestywnym tonem głosu, a potem telepatycznie rzekł.-”Wyobraź i pokaż mi je.”

Ork zaczął się dziwnie wiercić i chrapliwie oddychać, a w umyśle Raetara pojawił się obraz niemal jak z lotu ptaka, pokazujący trakt wiodący od Silvermoon poprzez pola i lasy, następnie most na rzece Rauvin, później dalszą drogę w góry... a szaman wiercił się i rzężał coraz bardziej. W końcu pojawiły się i góry, szlak wiodący wysoko w nie, poprzez rozpadliny i wąwozy...
- Hrrrrrrkkkkkk... - Wydusił z siebie Bankul z pianą na ustach, a posoką płynącą z nosa.
-Ktoś was potraktował jak zwierzątka, warunkując wasze umysły blokadą mentalną. Zabawne jest poczuć coś, o czym się tylko czytało. - rzekł mag przykładając dłoń do pyska orka.- Byłeś mi użyteczny, więc... należy ci się jakaś nagroda.
Po czym pod jego dotykiem obrażenia zaczęły się goić...ale szaman i tak padł w końcu bez sił na podłogę lochu. Dobrze, że chociaż jeszcze dychał.

Saverock wyszedł z celi zadowolony rozwojem sytuacji. Nie zamierzał jednak nakłaniać nikogo do uwalniania szamana. Szkoda by było, zwłaszcza, że w lochach pewnie bardziej bezpieczniejszy. Za to wyraźnie zasugerował strażnikom, by się troskliwie owym orkiem zaopiekowali. I by sprowadzili medyka do niego.
Ledwo wyszedł z lochów, a już natknął się na Ilisdura. Elf stał oparty o ścianę, pozornie w ogóle nie zainteresowany obecnością wychodzącego Raetara.
Wydawało się, że znalazł się tu przypadkowo i zupełnie nie reagował na pojawienie się Raetara.
Nie pytał też o nic. Lecz mimo to czarownik rzekł krótko.- Powiedział co wiedział. A wiedział wystarczająco dużo. Znam już cel naszej małej wycieczki. Reszta jest kwestią dotarcia do niego.
Elf nie rzekł nic w odpowiedzi. Uśmiechnął się tylko i odszedł.

Stajnie okazały się wielkim rozczarowaniem. Zaproponowano konie i tylko konie. Samotnik zaklął w duchu. Konie oznaczały znaczne spowolnienie grupy, zwłaszcza że na dalekiej Północy musiałyby być pozostawione. Samotnik uznał, że dotarłby prędzej na miejsce, ruszając samemu. No cóż... liczna grupa oznaczała zmianę strategii.

Póki co jednak pozostało jechać w tylnej straży całej grupy, a właściwie dwóch grup o różnych priorytetach i ambicjach. Najważniejsze jednak, że opuszczali miasto. Nie dlatego, że Silverymoon mierziło Samotnika, czy też uwielbiał dzicz. W mieście po prostu było za wiele umysłów, a sam Raetar ostatnio zbyt często polegał Zceryll.
Obecnie mógł przemierzać równiny, wśród których kryło się zdecydowanie mniej umysłów i bardziej skupiać na mapach, które miał przed sobą. I porównywać z nimi, to co widział w umyśle szamana. Trasa rzeczywiście wiodła daleko na północ, a co gorsza... w pewnym miejscu urywała się i Raetar wątpił, by kolejny złapany ork był w stanie ujawnić coś więcej, nawet przy użyciu jakiejkolwiek perswazji. “H.” najwyraźniej dbał o dyskrecję. Pocieszająca była informacja o Obouldzie. Czarownik nie żywił specjalnej niechęci wobec orczej rasy i wychodził z praktycznego założenia, że “więzień mego wroga, może być moim sojusznikiem”. A przynajmniej dostarczyć dodatkowych informacji.
Zwinął mapy i schował, klepiąc pieszczotliwie wałacha na którym jechał. Wybrał bowiem sobie najspokojniejszego i najbardziej flegmatycznego konia, mimo że proponowano mu rącze rumaki.

Jadąc tak przez chwilę rozglądał się po jadących w końcu o czymś sobie przypominając. Elfka!
W końcu to jej zasługa, że wyruszali mając przydatne wskazówki, a nie licząc na łut szczęścia.
Wypadało okazać jej odrobinę wdzięczności.
Raetar przybliżył się do jadącej konno Vestigii. Gdy ich wierzchowce zrównały się łbami, rzekł do dziewczyny.-Szaman którego złapałaś, okazał się dobrym źródłem informacji.
Po czym dodał.-Dzięki temu... moja grupa.. wiem, gdzie podążać.
Elfka, wyrwana z zamyślenia, podniosła głowę i spojrzała na mężczyznę.
- Cieszy mnie to. Dowiedziałeś się czegoś ciekawego? - spytała.
-Tak. Nie będziemy śledzić orczych mordek. Mam już wyznaczoną trasę do naszego obecnego celu. Przynajmniej na tyle, na ile się dało.- rzekł w odpowiedzi Raetar spokojnym tonem głosu.-Przy wieczornym ognisku, będzie okazja do wtajemniczenia was w cel tej wyprawy. I pozostawimy innym ganianie za orkami.
W odpowiedzi kobieta kiwnęła tylko głową. Skoro "przywódca" uznał, że podzieli się informacjami dopiero wieczorem, to widocznie ma ważny powód. Tym niemniej, elfka ucieszyła się, że w końcu rozdzielą się na dwie grupy, jak zakładali na początku.

Do wieczornego ogniska jednak było daleko, na razie droga upływała na monotonnej jeździe.
Jedynie krótka rozmowa z tajemniczą elfką Saebrineth była urozmaiceniem tej podróży.
Coś... było niepokojącego w jej umyśle. Coś czego Raetar nie potrafił zdefiniować. Coś co ją odróżniało od Vestigii czy Ilsidura. Ale co?
Nie wiedział, a ta niewiedza była jak drzazga wbita w skórę. Niby ból niewielki, a jednak uwierała.
Jednak tą sprawę należało odłożyć na bok, być może na zawsze. Raetar miał dość własnych kłopotów, by wtykać nosa w cudze. A poza tym... zaczął wyczuć wrogie umysły, orki i ich zwierzaków. Najpierw pojedyncze iskierki, a potem coraz liczniejsze. Im bardziej się zbliżali tym więcej ich było osiem, dziesięć, dwanaście... żadnych ludzi, elfów, tylko orki. Nie było kogo ratować. Szesnaście, osiemnaście... Więcej niż te widoczne.
Raetar chciał przestrzec resztę, lecz magowie już spuścili na zauważonych orków magię jakby byli pawiami rozkładającymi wachlarze i pokazującymi, kto ma większe... większą moc.
Inni nie pchali się aż tak do ataku. Po części zapewne dlatego, żeby nie pchać się pod czary własnych magów.

Raetar zaś wzruszył ramionami smętnie widząc ten pokaz fajerwerków. Uderzenie bez taktyki, bez rozpoznania, bez planu... Bez wzięcia pod uwagę, że swoimi czynami mogą narobić kłopotu innym chcącym się włączyć do akcji członkom drużyn (Bo przecież nie jemu).
I tego, że poza orkami które są w polu widzenia, w okolicy mogły być i inne. Bowiem Raetar wyczuwał w okolicy około trzydziestu orczych umysłów.
No cóż... Mieli w ramach zadania wybijać napotkane orki. A choć czarownikowi nie chciało się bawić w masakry zielonoskórych to jednak wypadało jakoś zaznaczyć w niej swoje uczestnictwo.
Ziemia w pobliżu Raetara zabulgotała, wywołując lekki popłoch wałacha, ale Raetar zdołał go uspokoić.
Z ziemi zaczeła się wynurzać pulsując masa żył, tętnic oraz mięśni łącząca się razem z różnymi organami w pulsującą bluźnierczą masę powoli przybierającą kształt...


Bestii z grubsza przypominającej gryfa. Raetar posłał swemu potworowi telepatyczny przekaz.-”Leć. Zabaw się.
I bestia z przeraźliwym skrzekiem wzbiła się w powietrze. Samotnik nie zamierzał bowiem włączać się do walki skoro mógł wystawić do niej swego “czempiona”.
Gryf poleciał ponad pole walki, spojrzenie jego ptasich oczu spoczywało na kolejnych orkach ,gdy zataczał koła nad polem bitwy. Kierowany telepatycznymi sugestiami potwora wyraźnie szukał kogoś.
A mianowicie wyróżniającego się orka, którego mógłby porwać z pola bitwy. Szamana lub wodza. Kogoś wartego przesłuchania, by pikując zaatakować go z góry, unieść w przestworza i dostarczyć magowi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-09-2012 o 20:40. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 19-09-2012, 22:51   #173
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
okolice Silverymoon
4 Ches(Marzec)
popołudnie


Na obozujące w spalonej wiosce Orki posypały się zaklęcia, początkowo zaskakując zielonoskórych. Tarin przywołał gęste i dosyć długie opady lodowych śnieżek, które nie dość, że obijały się o ciała humanoidów i Złowieszczych Tygrysów, to jeszcze raniły ich magicznym zimnem... na krótki czas wprowadzając spory zamęt w szeregach wrogów.


Na deser Zaklinacz Daritos poczęstował jednego z przerośniętych kociaków lodową błyskawicą, która po trzaśnięciu w tygrysa wyskoczyła jego bokiem, gnając do następnego celu, jakim był jakiś Ork, trafiając go z impetem w tors, po czym znowu przeszywając ciało na wylot i pędząc dalej i dalej i dalej. Efektem tego, zarówno oba Złowieszcze Tygrysy jak i tuzin Orków najpierw dostały po łbach lodem, a po chwili lodową błyskawicą, jednak... jednak nikt z przeciwników jeszcze nie padł!!


Albo te zielonoskóre gnidy były tak wyjątkowo twarde, lub nie do końca były zwyczajowymi, śmierdzącymi Orkami.

Raetar przywołał dziwacznego Gryfa, który zaczął krążyć nad ruinami wioski, wypatrując jakiegoś odmiennego kiełgęba, a reszta zwarła szeregi, szykując się na kontratak...

- Na nich!! - Wrzasnął Foraghor, kręcąc młyńca nad swą głową pokaźnych rozmiarów mieczem. Wulfram jednak nie chciał atakować, wolał by towarzystwo jeszcze nieco osłabiło wrogą stronę magią.
- No dalej!! - Ponowił zachętę Barbarzyńca, spinając swego konia. I pognał wprost na zielonoskórych, ignorując już całkowicie, przywołujące go do porządku słowa jednookiego karczmarza.

Jeden ze Złowieszczych Tygrysów również rzucił się z rykiem w przód, czego efektem zarówno on, jak i Foraghor pędzili prosto na siebie... i jak nie łupnęło, nie posypały się elementy wyposażenia mięśniaka, nie bluznęła krew... na szczęście jednak dla samego Barbarzyńcy, tygrys wybrał za cel rumaka, a nie jego samego. Foraghor zaś, mimo wszystko, wystrzelił z siodła daleko w przód, lądując na własnym ryju tuż przed zbierającymi się do bitki paroma Orkami.


~


Zielonoskórzy wraz ze swymi nietypowymi zwierzakami rzucili się w bój. Posypały się oszczepy, pojawiły bojowe ryki i chrzęst oręża.

Vestigia ustrzeliła z łuku pierwszego zmierzającego w jej kierunku typa, posyłając pocisk w bebechy. Ork padł, trochę pokopał ziemię i już na niej zastygł. Znajdująca się tuż obok niej jasnowłosa Arasaadi zrobiła podobny użytek ze swej kuszy, trafiając kolejnego prosto między oczy. Między głowami obu kobiet przeleciał oszczep, nie czyniąc jednak nikomu krzywdy.

Kolejna paskuda żądna mocnych wrażeń, pędząc prosto na Wulframa, otrzymała nagle zza jego pleców serię "Magicznych pocisków" zafundowaną przez wciąż bladą "Meggy", sprzątając ten problem sprzed nosa karczmarza.

Ork chcący poznać bliżej Saebrineth otrzymał jako odmowę bełt w środek torsu, na miejscu kończąc jego żywot. Jednak już pojawił się następny amant, dla odmiany wysyłając prezent drogą powietrzną. I tym razem Elfka nie zdążyła odsunąć się na czas, a oszczep ugodził ją w lewą nogę...

- Przecież oni go zabiją! - Krzyknął młody Paladyn, widząc co się dzieje z Foraghor'em. Spojrzał rozjuszony na Wulframa, zatrzasnął swą przyłbicę, po czym wyrwał w przód na swym rumaku. Jak miał na imię ten wielce milczący przez całą drogę młodzian dumnie galopując pod sztandarem Torma? Yenic... czy jakoś tak. W każdym bądź razie właśnie z szarży nabił jednego z zielonoskórych na długą włócznię...


Wciąż jednak kilka Orczych mord gnało prosto na nich, a do tego i te cholerne tygrysy...

~

A wtedy posypały się strzały.


Salwa nadciągnęła gdzieś z lewego boku, wystrzelona ponad chatkami i ich pozostałościami, tam, gdzie Pseudonaturalny Gryf zataczał coraz węższe kręgi...

Elf Ilisdur oberwał strzałą w udo, Kapłanka Aislin wśród cichego piśnięcia otrzymała pocisk w lewą rękę, Wulframowi coś zgrzytnęło o zbroję nie czyniąc krzywdy, a od Raetara strzała się po prostu odbiła! Na całe szczęście żaden z rumaków nie został zraniony, choć z głową wierzchowca Vestigii było blisko.

....

Gryf wzbił się w powietrze z wrzeszczącym, i szamoczącym się w jego szponach zielonoskórym osobnikiem, który szybko zgubił hełm przyozdobiony paroma jaskrawymi piórami.











.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 19-09-2012 o 23:23.
Buka jest teraz online  
Stary 01-10-2012, 20:38   #174
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Daritos zaklął pod nosem widząc, jak Foraghor ląduje tuż przed gromadką zielonoskórych. Żeby ostudzić ich krwiożercze zapędy, zaklinacz posłał między nich magiczną, pajęczą sieć, uważając jednocześnie, żeby nie oplotła samego Foraghora.

- Rr...grrHh! - Saebrineth wydała z siebie zwierzęcy pomruk, spinając ranną nogę, aby zaraz potem posłać kolejny bełt, spowity mroczną mgłą w oszczepnika.

Vestigia, chcąc wybić jak najwięcej przeciwników póki nie będą jej bezpośrednio zagrażać, wypuściła strzałę w kierunku jednego z orków, a Tarin zajął się dla odmiany niewidocznymi w tym momencie łucznikami, używając czaru Zabójcza chmura.

-Raaaaarrrrghh..- z gardła Foraghora wydarł się okrzyk bardziej zwierzęcy niż ludzki.Ostrze olbrzymiego miecza zatoczyło łuk i barbarzyńca z wściekłością potęgowaną szałem bojowym rzucił się na najbliższego przeciwnika, niemalże tocząc pianę z ust. A wybrał sobie wroga godnego siebie. Ze wszystkich złowieszczych tygrysów te żyjące w srebrnych marchiach a wywodzące się od czerwonych tygrysów, były uważane za najgroźniejsze.
Yenic zaś spiął ostrogami konia i pochylając ciężką lancę zaszarżował wprost na orka próbującego z boku dopaść barbarzyńcę.
Jego okrzyk bojowy.- Za S...- został zagłuszony rykami barbarzyńcy.
Ilisdur kulejąc i złorzecząc głośno głupców ciskających czary niczym pijane zające, ruszył do przodu. Bowiem w obecnej sytuacji, elf ani nie zdążył przygotować magii defensywnej. A i był zbyt daleko by móc użyć zaklęć ofensywnych bez szkody dla współtowarzyszy. Gdy się nieco zbliżył zdołał sięgnął po swą magię wypowiadając zaklęcie i otaczając swe ciało kamienną skórą.
Raetar zaś nadal siedząc w siodle wyciągnął miecz. Gdzieś pod czaszką głosy podpowiadały mu, że nic tak nie obniża morale wroga, jak spadający z nieba ich nieustraszony przywódca. Głosy miały rację. Jedna telepatyczna komenda i dzielny orkowy wódz stał się spadającą gwiazdą wprost w najliczniejszą grupę łuczników, jaką wykrył umysł maga.
Gestykulacja Raetara za pomocą miecza sprawiła że osmalone drzwi pobliskiej chałupy, uniosły się z ziemi z ziemi i wbiły pionowo w grunt tuż przed Meggy, Saebrineth oraz Daritosem tworząc prowizoryczną osłonę przed strzałami. A gryf złowieszczo zanurkował w dół szukając następnej ofiary do porwania w przestworza.
Wulfram nigdy nie specjalizował się w walce z grzbietu, opuszczając siodło dobył miecza i ustawił się przed towarzyszami dając im czas na dalsze prezentowanie niezwykłych umiejętności . Spoglądając groźnie na przeciwników przygotowywał się od odparcia szarży tygrysa i zielonoskórego.

Bełt wypuszczony przez Saebrineth ugodził nadbiegającego Orka prosto w serce. Obróciło go w trakcie biegu, po czym przywalił z impetem w glebę, przez chwilę się jeszcze trząsł przedśmiertnie, po czym zastygł. Znów o jednego mniej...

Raetar “słysząc” spanikowane i zaskoczone myśli zielonoskórych łuczników, oraz epitety walącego w ziemię dowódcy, pozwolił sobie na drobny uśmieszek. Jak zwykle kontrolował sporą część wydarzeń, miał wpływ na przebieg starcia...tak jak powinno być, tak jak on był do tego przyzwyczajony...drzwi okazały się dobrą osłoną dla kilku towarzyszy.

Elfia Tropicielka wypuściła strzałę w pędzącego na nią kiełgęba. Oberwał on...prosto w prawą pachwinę, przez co zgięło nim momentalnie w pół i ten osobnik już dosłownie zarył mordą w glebę, charcząc i złorzecząc. Szybko się jednak wykrwawił... Vestigia z kolei zmieniła błyskawicznie cel, strzelając do pędzącego w jej stronę tygrysa. Mimo, iż oba pociski trafiły, to nie powstrzymało wielkiego zwierzaka, wciąż pędzącego prosto na nią i stojącą obok niej Arasaadi. Ta, również strzeliła ze swojej kuszy i trafiła, pierdzielony tygrys był jednak już tuż tuż.
- Osz kur... - Urwała jasnowłosa, zagłuszona przez wyjącego potępieńczo jednookiego najemnika dzielnie skaczącego między kobiety i rozpędzonego, Złowieszczego Tygrysa. Lecz ten wyczyn musiał po prostu boleć... tygrys rzucił się na mężczyznę i tym razem nie pomogła postawa, nie pomogło doświadczenie. Pazury wielkiego futrzaka rozorały przez blachę(!) lewe przedramię karczmarza, a potężna paszcza ucapiła bark mężczyzny. Tygrys wgryzł się w Wulframa, po czym zaczął nim brutalnie szarpać na wszystkie strony...
 
Kerm jest offline  
Stary 01-10-2012, 20:42   #175
 
Allehandra's Avatar
 
Reputacja: 1 Allehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodze
Tarin, mniej więcej kierując się torem nadlatujących strzał, rzucił na chybił trafił czar gdzieś za chatki po swej lewej stronie... i pojawiły się tam jakieś krzyki, jednak jaki naprawdę uzyskał efekt poprzez swoją magię, tego jednak nie był całkowicie pewien...

Daritos postanowił ukrócić nieco rozbrykanego kociaka... jednak się spóźnił. Tygrys był szybszy niż wypowiadane słowa, przez co jedynie na drobny moment jego zad został uwięziony w pajęczynach, co oczywiście nie powstrzymało rozpędzonego, silnego zwierzęcia. Wszystko zaś trwało krócej niż mrugnięcie... dobrze chociaż, że uwięził w sieciach trzech szamoczących się zielonoskórych, w końcu chcieli mieć kogoś żywcem.

Poczynania Daritosa utrudniły wykonanie zamiarów Paladynowi. Na jego drodze pojawiła się bowiem sporych rozmiarów pajęczyna... Yenic zmienił więc cel ataku, nieco nawracając i zajmując się drugą flanką rozryczanego Barbarzyńcy. Po chwili kolejny Ork zaległ już na zawsze w trawie... a Foraghor chlasnął dwa razy tygrysa wielkim mieczem...jednak nie wystarczyło. Tygrys kontrował obiema łapami i zębiskami, trysnęła jucha ich obu.

Aislin zajęła się wyciąganiem strzały z własnego ciała i leczeniem samej siebie...”Meggy” z kolei przesunęła się w stronę Wulframa, choć gdy ten szamotał się z tygrysem, nie wiadomo było jak pomóc, bo jeszcze zrani magią towarzysza.

Ostatni, ledwie żywy, i widzący co się dzieje Ork, zaczął wiać ile sił...

Foraghor walczył, barbarzyńca pochłonięty bojem ze swoim przeciwnikiem uśmiechał się radośnie, wydając się nie zważać na otoczenie. I sytuację... Być może był jednym z tych słynnych berserkerów północy. Być może po prostu lubił się bić. Z rykiem i furią nacierał swym mieczem na przeciwnika, próbując kota rozpłatać na pół.
Yenic zaś rozejrzał się dookoła oceniając sytuację. I uznając że barbarzyńca jest w większym niebezpieczeństwie mozolnie przedzierał się przez gęste nici sieci na swym wierzchowcu w jego właśnie kierunku.

Gryf unoszący się w powietrzu zawrócił w kierunku Raetara. Czarownik sięgnął po swe zapasy i trzymał w uniesionej fiolkę alchemicznego ognia. Kierowany telepatycznymi poleceniami potwór, chwycił ją nie przerywając lotu, po czym zawrócił w kierunku orczych strzelców, by w największe ich zgrupowanie cisnąć ową substancję.
Ilisdur zaś sięgnął po różdżkę magicznych pocisków, nie chciał bowiem zranić sojuszników swoją magią. Po czym wycelował nią w kota próbującego rozszarpać na strzępy Wulframa. I pociski pomknęły w cel.
Jednooki właściciel “Tańczącego Kozła” walczył zaś z zadziwiającą zręcznością przerośniętego kota. Brutalna siła i doświadczenie przeciw dzikości i instynktom. Przez chwilę umysł wojownika okupowały czarne myśli o pozostawionej rodzinie oraz o spalonej karczmie lecz szybko ustąpiły miejsca wściekłości. Chciał najzwyczajniej w świecie zatłuc bestię i ruszać dalej by jak najszybciej zakończyć całą wyprawę... i zainkasować należności oczywiście. Wirujące magiczne pociski przyprawiły go chwilę konsternacji. - Magiczne sztuczki - wymruczał pod nosem zagłuszany przez warczącą bestię oraz odgłosy toczącej się wokół bitwy.
Vestigia rozejrzała się po okolicy, podbiegła do chatki, zza której wyleciały strzały i... zniknęła w pobliskim cieniu. Po przejściu kilku kroków wyjrzała za róg w poszukiwaniu kolejnych przeciwników.

- Skoro mamy już kilku zakładników, warto zająć się łucznikami... - mruknął Daritos do samego siebie, po czym strzelił palcami i rzucił kolejne zaklęcie, które przyzwało małe stadko, lub tylko parę, złowieszczych wilków. Zaklinacz polecił bestiom udać się za domek i rozprawić z łucznikami. A przynajmniej zająć ich na chwilę.
Uśmiechnęła się złowieszczo, zsiadając z konia, i ładując mglistą kuszę. Tak jak i Łowczyni, poprawiła kaptur, zatopiła się we mroku, skradając się w stronę, gdzie zabójcza chmura Tarina krzyki powołała do istnienia, wypatrując celu. Tarin, nieco okrężną drogą, ruszył w tę samą stronę. Nieco wolniej niż Saebrineth.

Elfka ruszyła powoli przed siebie, ostrożnie posuwając się do przodu, równocześnie wypatrując wrogów. Okazało się jednak, że to oni wypatrzyli ją pierwszą, efektem czego jedynie o cal od jej twarzy przeleciała strzała. Za to przynajmniej Saebrineth wypatrzyła strzelca, chowającego się wrednie na niedalekim drzewie... tuż za nią skradała się Vestigia, widząc oczywiście co się wyprawia.
W tym czasie Gryf zrzucił flaszkę alchemicznego ognia na skrytych gdzieś Orczych łuczników, i reszta towarzystwa poznała w końcu ich lokalizację, a nawet ujrzała kilku uciekających z tamtego miejsca zielonoskórych.
 
__________________
"Dzika, pierwotna natura niesie wezełki z leczniczymi ziołami; niesie wszystko, czym kobieta powinna być, co powinna wiedzieć. Niesie lekarstwo na wszystko. Niesie opowieści, sny, słowa i pieśni, znaki i symbole."
Allehandra jest offline  
Stary 01-10-2012, 22:29   #176
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Barbarzyńca nadal walczył z tygrysem, miecz kontra pazury i kły. Jedno cięcie i jedno smagnięcie łapą, pojedynek nadal nie rozstrzygnięty, i to pomimo pomocy Paladyna... oraz Tarina, strzelającego w tygrysa “Magicznymi Pociskami”... i Elfa Illisdura, czyniącego ponownie... i “Maggie” również strzelającej w cholernego futrzaka owymi pociskami. Ileż takie zwierzę mogło wytrzymać?? Jednak tygrys w końcu odstąpił od Wulframa, potrząsnął jakby zdziwiony łbem...
Daritos przywołał za pomocą magii cztery Złowieszcze Wilki, które od razu rzuciły się na Orczych łuczników wrzeszczących z przerażenia na widok takich “pomagierów” Zaklinacza, a nieco z dala od walki Aislin podskoczyła do jednookiego karczmarza, lecząc całkowicie jego rany. Z kolei Arasaadi zaczęła obchodzić “Wulframowego” tygrysa z boku, przeładowując kuszę.

Tygrys zmagający się w zapasach z Wulframem oklapł nieco pod siłą magicznej nawały, było to wszystko czego potrzebował do zakończenia walki. Idąc za ciosem uderzył opancerzonym kolanem bestię wprost w nozdrza oślepiając ją promieniejącym z wrażliwych nozdrzy bólem.. Bezbronnego kota dobił bezlitosnym ostrzem oddzielając głowę od tułowia w czystym cięciu. Krew po dekapitacji trysnęła zalewając okolicę ciepłym gejzerem. Nagle wojownik poczuł się znacznie lepiej. Rany otrzymane w walce z tygrysem zasklepiły się, zaś zdezorientowany woj wykonał obrót w poszukiwaniu dobroczyńcy. Jego twarz wyrażała najczystsze zdumienie.
Zadowolony ze swoich dotychczasowych poczynań Daritos postanowił (widząc, że walka ma się ku końcowi) wspomóc walczących z tygrysem barbarzyńcę i paladyna serią magicznych pocisków w ich przeciwnika.
Bezszelestnie i pod okryciem pobliskich cieni, kocie oczy wypatrywały orcze łuki i... jedna ze strzał wypuszczona z owych łuków prześlizgnęła się po tkaninie kaptura, tuż przy długim uchu. Zastrzygła uszami, biorąc głębszy oddech i na raz dostrzegając nie dość dobrego strzelca. Dwoma skocznymi krokami zbliżyła się bardziej, i oddała strzał, lecz bełt wbił się w gałąź.
Ilsidur przemieścił się w bok, tak by Saebrineth nie znalazła się w polu rażenia. Po jego palcach zaczęły przeskakiwać elektryczne wyładowania, gdy wypowiadał zaklęcie. Po czym z jego dłoni wystrzeliła błyskawica wprost w największe skupisko uciekających orków.
Foraghor zaś całkowicie pochłonięty szałem z furią nacierał na swego futrzastego przeciwnika, by w końcu położyć go trupem. Wydawało się że barbarzyńca nie widzi niczego co się wokół niego działo.
Unoszący się nad łucznikami gryf rzucił się zaś na orka ukrywającego się w koronie drzew próbując strącić go na ziemię. Natomiast jego pan... Raetar pofrunął w górę, unosząc się dzięki magii. Patrzył z lotu ptaka na toczące się na dole walki. Ostrze wykonało ruch w górę, a walczącym tygrysem targnęła jakaś niewidzialna siła próbująca go unieść w powietrze.
Yenic zaś ciął mieczem w zwierzaka wkładając w cios całe swoje serce i głęboko wierząc, że tygrys jest zły. Niestety brakło czasu, by to sprawdzić.

Elfka Vestigia wystrzeliła aż trzy strzały do Orka kryjącego się w koronie drzewa, zbyt gęsto tam jednak było, i mimo, że kiełgęb skryty w gałęziach wrzasnął aż dwa razy, nie spadł w dół, rany musiały więc być powierzchowne... podobnie nie miał szczęścia magiczny Gryf, bezskutecznie starający się rozszarpać pazurami dobrze ukrytego zielonoskórego. Który okazał się również odporny na kolejną serię “Magicznych pocisków” zafundowanych jemu przez Tarina!

To zdecydowanie nie były zwyczajowe Orki.

Magia Raetara, starająca się poruszyć tygrysem przy Foraghorze okazała się zbyt słaba. Futrzasta bestia najwyraźniej ważyła zbyt wiele, by można było ruszyć jej cielskiem. Wulfram z kolei, po odcięciu tygrysiego łba, odwrócił się w końcu, by spojrzeć na uśmiechającą się do niego Kapłankę Aislin, która to właśnie uleczyła jego rany.

Barbarzyńca Foraghor, właściwie to już z pianą na ustach i szaleństwem w oczach, podczas kolejnego zamachu wielkim mieczem...pośliznął się w błocie. O mało co nie wykopyrtnął tuż przed ryczącym tygrysem, udało się jemu jednak zachować równowagę, i dodatkowo wymierzyć jeszcze “przelotem” po kociej łapie, co nie pozostało jednak bez odwetu, i Foraghor po raz kolejny posmakował tygrysich pazurów. Pomoc Yenica była zaś wyjątkowo daremna, bo choć smagnął zwierzę mieczem, te wciąż twardo stawiało opór i wyrwę... póki nie dostało serią “Magicznych pocisków” od Daritosa, który w końcu zakończył żywot drugiego z futrzaków.

Błyskawica Illisdura położyła trupem dwa Orki, a Złowieszcze Wilki zagryzły czterech zielonoskórych. Jeśli ktoś tam jeszcze za chatkami przeżył, to właśnie wiali ile sił...

Nie, nie przeżył.

No może poza jednym...

Bo drugiego po chwili załatwił ponownie siwowłosy Zaklinacz trzema promieniami mrozu, i w końcu pewien kiełgęb zleciał prosto na mordę z pewnego drzewa...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 02-10-2012, 10:41   #177
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
- Te, siwy! - Wydarł się Foraghor. - Następnym razem jak mi się wpierdolisz w walkę, to sam posmakujesz mojego ostrza! - Po czym barbarzyńca zaczął odcinać tygrysowi uszy, oraz wybijać z pyska kły, biorąc je jako swe trofea...
Normalny człowiek, kiedy się denerwuje, to zaczyna się czerwienić. Jednak Daritos reagował inaczej - oczy zaszły mu bielą i na chwilę powietrze przed jego źrenicami się zmroziło.
- Gdybyś był kompetentnym wojownikiem, nie musiałbym się “wpierdalać” - powiedział czarownik. - Zamiast łaskotać bestię w sutki, trzeba było ją zabić szybciej. Chyba, że chciałeś jej zrobić dobrze, to inna sprawa.
- Nie bądź taki mądry...dziadu!. Ze swoimi cholernymi magicznymi sztuczkami to się możesz popisywać przed jakimiś małolatami, a na mnie nie robi to wrażenia. Następnym więc razem trzymaj się z daleka, inaczej mogę “przypadkiem” i ciebie połechtać ostrzem. - Foraghor kontynuował krojenie tygrysa, uderzając dla odmiany rękojeścią miecza po jego kłach, co wywołało nieprzyjemny dźwięk... od którego aż przyglądającą się wszystkiemu z obrzydzeniem, bladą “Meggy” skręciło.
- Na tygrysie zrobiło to mordercze wrażenie. - skomentował zaklinacz kierując się już w stronę swojej magicznej sieci. Na odchodnym rzucił jeszcze:
- A “przypadkiem” to możesz zesrać się w gacie. Albo specjalnie, wolę nie wiedzieć. - odszedł.

***

Gryf maga wylądował tuż obok zrzuconego z góry orczego wodza. I tam też podążył unoszący się w powietrzu Raetar. Który po chwili wylądował przy trupie i zaczął przeglądać ekwipunek “zdobyczy”. Bowiem szeregowi wojownicy nie przykuwali jego uwagi.
Barbarzyńca krzykiem domagał się opieki medycznej od “ślicznej kapłanki”. W końcu należała mu się zważywszy na jego walkę z potworem i rany mu zadane. Także i Ilisdur w pierwszej kolejności był zainteresowany uleczeniem. Lecz zdając sobie sprawę, że są inni, mocniej poranieni... Nie pchał się przed szereg.
Tarin z całkowitym brakiem entuzjazmu spoglądał na poczynania Raetara. Po co, na wszystkie demony, przemądrzały dureń kazał zrzucić najważniejszą na oko przynajmniej personę wśród orków? Miał zamiar coś wyczytać z mokrej plamy, w jaką zamienił się ten wódz? Nie lepiej było zachować go przy życiu?
Raetar, przeglądający zwłoki zielonoskórego dowódcy, zauważył przy pierwszych oględzinach na szyi Orka jakiś nieznany, choć wyglądający na wart uwagi wisiorek, oraz posrebrzany sztylet przy pasie. Oprócz tego, martwy miał przy sobie niewielką torbę... a Raetar towarzystwo w postaci Tarina stojącego ledwie parę kroków od niego.
Tarin patrzył przez moment na obszukiwanego przez Raetara truposza, potem przeniósł wzrok na maga.
- Szkoda, ze się potłukł - powiedział.
Raetar spojrzał pozbawionym emocji, chłodnym spojrzeniem na Tarina. I rzekł równie analitycznym tonem głosu.- Dlaczegóż to?
Zupełnie jakby omawiał wypchanego rzadkiego zwierza w gablocie, a nie martwego orka i potencjalne źródło informacji.
- Martwi zwykle mniej mówią - odparł Tarin. - Chyba że znasz metody, by go skłonić do otwarcia ust.
-Znam.
- stwierdził krótko Raetar, po czym wzruszył ramionami.-Ale też i jego wiedza nie jest mi już potrzebna. To co potrzebuję, już zdobyłem.
- Skoro tak mówisz - odparł obojętnie Tarin.
- Tak mówię... Poza tym... - mag wskazał palcem schwytanych orków.- Dobrze by było, byście ustalili, kto będzie katem w waszej drużynie. Zanim ewentualne kontrowersje wywołają konflikty.
- Byście ustalili?
- Tarin skrzywił usta w uśmiechu. - Aż tak się nie musisz od nas dystansować.
-Dystansować? Przypominam, że prędzej czy później nasze grupki się rozdzielą. Wy ruszycie realizować własne priorytety. A ja... moje.
- zdziwił się Raetar.- [i] To nie jest kwestia dystansowania, tylko sytuacji. Zaś jeśli o mnie chodzi, zabijanie więźniów nieszczególnie mnie bawi.
 
Gettor jest offline  
Stary 02-10-2012, 11:58   #178
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Mnie też nie - odparł Tarin. - Chociaż w tym jednym jesteśmy zgodni. Poza tym... znajdzie się paru chętnych do tej roli.
Spojrzał w stronę, gdzie (przynajmniej teoretycznie) znajdowały się pojmane orki.
- Równie dobrze może się okazać, że jak do nich wrócimy, to już nie będzie problemu.
- Trochę to... martwi. Jeśli brać pod uwagę fakt, że wybrańcy ostoi cywilizacji, mają podobne podejście do moralności jak orki, nieprawdaż ?
- uśmiech Raetara był ironiczny, a ton głosu pełny cynicznej nuty.- Orki też zabijają więźniów bez mrugnięcia okiem.
- Moralność raczej z tym ma mniej wspólnego
- stwierdził obojętnie Tarin. - Ja bym to nazwał raczej smutną koniecznością. Dla mnie to żadna przyjemność zabijać kogoś, ale jak już, to lepiej żeby oni nie żyli, niż ja.
-Cóż... Ja tam wolę nazywać sprawy po imieniu.
- odparł ironicznie Raetar wracając do przeszukiwania trupa.- To wiele upraszcza, choć oczywiście obciąża sumienie. Jeśli oczywiście przejmowałbym się jego wyrzutami.
- Jeśli się ma sumienie
- stwierdził Tarin - to i może się miewa wyrzuty. Gdybym z powodu każdego truposza miał nie spać po nocach, to bym się prędzej zamknął w jakiejś pustelni. On, albo ja. Wybór niewielki, to nad czym się zastanawiać.
-Są różnice... w śmierci i w jej sposobach zadawania. I w odczuciach z nimi związanych
.- odparł Samotnik nie bawiąc się w tłumaczenie swych wywodów. Zamiast tego zmienił temat.- Zakładam, że już wyznaczyliście sobie jakąś trasę wraz z Wulframem?
- Wiemy mniej więcej
- odparł Tarin - w jaką stronę podążają. A dokładne plany ustalimy, zapewne zanim jeszcze się rozdzielimy. W takim razie dowiesz się o tym z pewnością.
-Nie potrzebuję wiedzieć. Pytałem z czystej ciekawości.
- odparł Samotnik.- Nie zawracaj sobie głowy powiadamianiem mnie. Szkoda twego czasu.
- Powiedziałem to z czystej grzeczności
- stwierdził Tarin. Prawdę mówiąc wolał, by Raetar nie wiedział, dokąd udaje się “konkurencyjna” grupa. - Zdaję sobie sprawę z tego, że ta informacja nie jest ci do niczego potrzebna.

Przeszukujący zabitego kiełgęba Raetar zajrzał w końcu i do torby, w której poza kilkoma zwyczajnymi rzeczami, oraz śmierdzącymi resztkami jakiś korzeni, znalazł niewielką figurkę przedstawiającą psa...

Saebrineth patrolowała teren mając na uwadze wszelkie niespodzianki, a Vestigia sprawdziła kilku pokonanych Orków w celu uzyskania jakiegoś łupu. Druga z Elfek nie znalazła jednak kompletnie nic pożytecznego, dla odmiany siadając w końcu sobie gdzieś z boku, i popijając z manierki...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 02-10-2012, 18:20   #179
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Reszta grupy w tym czasie zajęła się “doglądaniem” pobliskiego terenu lub i leczeniem własnych ran. Wypadało również mieć baczenie na pojmanych Orków, którzy coś dosyć zbyt głośno wdali się w jakieś dyskusje z Arasaadi.

Podobne przemyślenia co Tarin, lecz nieco mniej szlachetnie wyrażone zagościły na ustach Wulframa burczącego coś niezrozumiale o “bezmózgich obcałowywaczach yeti rozrzucających orki gdzie popadnie”. Nigdy nie pałał miłością do magów ze względu na ich wyniosłość oraz dystans do nie obdarzonych talentem przez Mystrę, choć z drugiej strony prostacka postawa barbarzyńcy również nie wywoływała w nim ciepłych uczuć.

- Dlaczego to zrobiłaś ? - zapytał, ponownie zwracając swe jedyne oko na kapłankę.
- No... jak dlaczego? - Zdziwiła się kobieta - Przecież powinniśmy sobie pomagać... - Uśmiechnęła się do niego.
Wojownik pokręcił głową z niedowierzaniem nad naiwnością kobiety - Ryzykowałaś, Pani... - rzekł zaciskając stopniowo zęby jakby wdzięczność odbierała mu głos. Nie zapomnę tego. - obiecał kłaniając się krótko co nieczęsto mu się zdarzało. Mało kto troszczył się o los najemnych mieczy, częstszą reakcją była zimna obojętność. Następnie kroki swe skierował do jeńców, by ich żywota nie skrócił któryś z popędliwych towarzyszy.
- W końcu komuś trzeba zaufać Wulframie - Powiedziała dosyć cicho do mężczyzny na odchodne.
Po paru krokach Wulfram znalazł się przy Arasaadi, pilnującej dwóch Orków...nie było ich czasem trzech?
- Popraw mnie jeśli się mylę,lecz czy tych kiełgębów nie było spętanych więcej ? - spytał teatralnie podkreślając swą niepewność. W sumie nie miał za złe zabijania tych tępych humanoidów lecz musiał zachować jakieś pozory niezadowolenia.
Jasnowłosa spojrzała na niego przymrużając oczęta, po chwili odezwała się jednak z dosyć wrednym uśmieszkiem:
- Jedno ścierwo za bardzo pyszczyło...
Wojownik tylko pokiwał głową.- To marnotrawienie - Rzekł potem zaś po chwili rozwinął myśl by wyjaśnić - Myślisz że gdyby to one dopadły któreś z nas to zakończyło by się na bełcie w czerep ? - zakończył.
Po chwili do rozmowy dołączył się “właściciel” pętającej orków sieci.
- Mości Wulframie, jeśli czujesz potrzebę wyrażenia swojej finezyjnej przemocy, mamy jeszcze dwóch delikwentów. - Daritos wskazał na oczywiste cele szarpiące się z jego magiczną siecią. - Jednak wstrzymaj się z tym do czasu, aż będziemy pewni, że albo nic nie wiedzą, albo powiedzieli nam już wszystko. Apropo tego, o czym z nimi gawędzisz, Arasaadi?
- Zadawanie bólu nie zawsze wiąże się z zabiciem ofiary, czasem ból potrafi rozwiązywać języki i ukazać ścieżki które wcześniej były zakryte. Nie zawsze potrzeba wyrafinowanej magii by osiągnąć swoje cele. - rzekł nie ukrywając swych planów - Lecz jeśli masz wobec nich jakieś plany to... - zachęcająco machnął ręką jakby przestawiał płótno oczekujące swego malarza.
Zaklinacz kiwnął głową, i rozruszał ramiona, jakby przygotowywał się do mordobicia raczej, niźli wyrafinowanego czarowania.
- Jak jest po orczemu “Powiedz tej kobiecie co tu robiliście, co zamierzaliście robić i wszystko, czego chce wiedzieć”? - spytał Arasaadi.
- Pierwszy rzeźnik-poeta, drugi wielce elokwentny czaromiot? - Jasnowłosa uśmiechnęła się drwiąco - Nie znam ich języka, umiem ledwie trzy słowa, więc nie potrafię pomóc - Wzruszyła ramionami.
- A więc już mogę zacząć? zapytał niecierpliwie Wulfram dzierżąc w dłoni flaszkę z magiczną niewątpliwie substancją.
Daritos parsknął śmiechem.
- Ale te trzy słowa wystarczyły, żeby stwierdzić, że jeden z nich za bardzo pyszczył? - otarł łezkę z oka, po czym klepnął Wulframa po ramieniu. - Rób, co uważasz.

Ten tylko jakby na to czekał. Ze złowieszczym uśmieszkiem zbliżył się do jeńców.

Dwóch pojmanych Orków rozbrojono, związano, a następnie rozproszono więżący ich czar. Z przesłuchania jednak nic nie wyszło, tępe zielonoskóre łachudry nie potrafiły bowiem komunikować się “po cywilizowanemu” jak ujęła to zajście pewna, obecna tam osoba. No cóż...
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 04-10-2012, 15:13   #180
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bitwa się zakończyła. Trupy orków leżały rozrzucone po całych ruinach wioski. Krew zwycięzców i pokonanych powoli wsiąkała w ziemię.
Zwycięzcy zbierali łup z zabitych i opatrywali swe rany i kłócili się między sobą.
Bynajmniej nie o łup. Ten był raczej skromny. Poza zgarniętą przez Raetara figurką psa zabranego martwemu wodzowi nie było co zbierać. Ekwipunek orków był lichy i marnej jakości. Po części orczej produkcji, po części złupiony na żołnierzach Srebrnych Marchii. Trochę mieczy, trochę brudnych zbroi, trochę łuków i trochę strzał. Trochę prowiantu, którego zapach i wyglądał odstręczał jednak od jedzenia.
Trochę wody w bukłakach.
Samotnik nie konsultując się z resztą wysłał dwie zwiadowczynie do rozeznania okolicy. Nie chciał się znów napatoczyć przez przypadek na kolejne zgrupowanie orków.
Pozostała jednak sprawa dwóch jeńców. Dla Raetara nie przedstawiali oni wartości, a reszta nie bardzo wiedziała co z nimi zrobić, po ich złapaniu.
A tymczasowa “opieka” nad nimi przypadła w udziale Daritosowi. W końcu to on je złapał. I los dwóch jeńców spoczął w rękach Daritosa właśnie i Wulframa.

Pół godziny później Vestigia i Saebrineth wróciły ze zwiadu. W okolicy natknęły się na ślady orczej działalności, ale brak było patrolu lub obozowisk. Oprócz maruderów na których natknęły się drużyny w okolicy nie było zapewne żadnego orczego oddziału.
W dodatku znalazły dobre miejsce na nocleg... W pewnym sensie.
Grupom nie pozostało więc nic więcej do zrobienia, jak udać się za nimi.
Miejsce na nocleg okazało się niewiele lepsze od budynków we wioskach.


Jeden duży młyn i drugi nieco mniejszy. Drewniane budowle pokryte mocno uszkodzoną strzechą. Porzucone na pastwę żywiołów budowle były w kiepskim stanie, ale i tak lepszym niż te w wiosce. No i nie było w okolicy żadnych zwłok, ni śladu krwi.
Nie było to dziwne, bowiem krótkie oględziny pozwalały stwierdzić, że młyny porzucono rok lub dwa lata temu.
We wnętrzu zachowało się sporo prostych drewnianych mebli, choć siennik w jedynym ocalałym łóżku wymagał wymiany już od jakiegoś czasu.
Obie drużyny potrzebowały odpoczynku, mimo że jeszcze słońce nie zachodziło. Walka pochłonęła nieco ich sił i sporo magii, zwłaszcza leczniczej. Regeneracja więc zasobów awanturników była sensownym wyborem, zwłaszcza że nic wymuszało pośpiechu.

Rozpalono ogniska, przygotowano posiłek. No i... coś należało począć z orkami złapanymi w ostatnim boju. Niby plan Raetara polegał na złapaniu języków wśród orczej armii, ale bynajmniej nie chodziło o takie języki. Bo cóż niby mieli wiedzieć szeregowi orkowie, którzy jedynie szli za wodzem i rąbali wrogów.
A po co, czemu i z kim, to już nie zaprzątało ich prostych móżdżków.
Zresztą Samotnik zasugerował, że już wie gdzie ma iść... I dalszej pomocy w tej materii nie potrzebuje.
Tak więc... Daritosowi przypadło rozwiązanie orczej kwestii. A Wulframowi zdecydowanie co dalej robić i gdzie ruszać. W końcu był dowódcą, to na nim spoczywało planowanie trasy i określanie taktyki swego oddziału. Bo i planowania zabrakło podczas ostatniej bitwy. Wszyscy ruszyli na huzia i czasami wchodzili sobie nawzajem w paradę swoim poczynaniami.

Paradoksalnie to arogancki Samotnik miał jasno określony plan dla swojej ekipy. Rozłożył przed swoją grupką mapę, dość dokładną jak na orcze standardy... Ba, zbyt dokładną jak dla orków.
Po czym przesunął palcem po mapie dochodząc aż do dalekiej północy.-Ruszymy tą trasą, Gdzieś w połowie niej trzeba będzie porzucić konie i zacząć się wspinać. Rozważyłam możliwość zorganizowanie przelotu... jednakże uznałem, że nie warto tak ryzykować. Latająca grupa najemników zbytnio przyciągnie uwagę. Trasa jest co prawda dość ciężka, ale da się nią przejść. W razie czego, jestem w stanie asekurować gorzej wspinające się osoby.
Przesunął palcem wyżej.-Potem będzie Lodowe Ucho, a potem... terra incognita. Za Uchem znajduje się żelazna wieża, w niej Obould w charakterze gościa lub więźnia. A oprócz niego H i jego poplecznicy. Byli na tyle sprytni, że nałożyli geas na szamana którego przesłuchiwałem, a który uniemożliwił mu ujawnienie więcej. Prawdopodobnie, podobną magię naznaczyli wszystkich ważniejszych dowódców orczej armii. Myślę, że do Lodowego Ucha będzie jeszcze bezpiecznie, ale potem... -czarownik zamilkł na moment, namyślając się chwilę.- Potem należy brać od uwagę magiczne czujniki, pułapki, miraże oraz magię wróżenia. Skoro mieszkańcy Żelaznej Wieży tak bardzo dbają o dyskrecję, to i pewnie pilnie strzegą obszaru dookoła wieży... Jakieś pytania?
Raetar przesunął spojrzenie po grupce swoich ludzi, bo i nie oczekiwał od drużyny Wulframa wtrącanie się w jego sprawy. Wszak ci mieli własne problemy do omówienia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-10-2012 o 15:17.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172