Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2012, 00:15   #121
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Baelraheal odetchnął i skłonił głowę przed Elmethaarem.
- Prosimy o możliwość skorzystania z zawartości Wielkiej Biblioteki przeze mnie, mojego towarzysza - skinął w kierunku Salarina - oraz Lady Navell.
Przez sekundę zastanawiał się i doszedł do wniosku że akurat to ostatnie wymaga rozwinięcia.
- Lady Navell wie tyle samo co my dotychczas, jej pomoc była nieoceniona w dotarciu tutaj, dysponuje również wyjątkowymi zdolnościami magicznymi, dostępnymi jedynie nielicznym. Ma bystry umysł i jest zdyscyplinowana - wspomniał godziny w czasie których cierpliwie badali klątwę i układali zestaw modlitw na podróż, czy zagłębiali się w treści zawarte w krasnoludzkiej księdze. - Jej zdolności bardzo by się przydały w tej sytuacji. Tym bardziej że nie wiemy jak długo klątwa pozostawi nas w pełni sił i o jasnych umysłach - spojrzał na Salarina.
- Oprócz tego prosimy o możliwość uzupełnienia zapasów przed wyruszeniem na wyprawę w celu odnalezienia relikwii Pierwszej Kapłanki - dodał i uzbroił się w cierpliwość. Skończył swoje, teraz czekał na nieuniknioną rundę złośliwości, wymądrzania się i, ogólnie, uroku inaczej pana Mbarneldoru.

Elmethaar odebrał kryształowy puchar z rąk Iluve i upił powolnie łyk krwistego trunku. Przez cały czas obserwował przemawiającego elfa z Evermeet, płucząc alkoholem jamę ustną. W końcu przełknął płyn odstawiając naczynie.
- Cóż, nigdy bym nie pomyślał, że coś z domieszką ludzkiej krwi może być tak zdolne. Zaskakujące. Jednak pozwolicie, iż sam przekonam się w swoim czasie o talentach Lady Navell.- jego oczy przez dłuższą chwilę lustrowały postać kapłana. - Pożeracz mówicie? Alabashaaran? Dla jednych bajki, dla innych kult. Powiedzcie mi tylko... Czemu miałbym kolejny raz wtrącać się do gnoju, który rozlali na siebie parszywi ludzie? Cóż mnie obchodzą ich królestwa, królowe, zamki, ich wioski, kobiety i dzieci?

Baelraheal tak naprawdę nie przypuszczał by władca Mbarneldoru wpuścił Laonę do Wielkiej Biblioteki - ale zawsze warto było wysondować co w trawie piszczy. Za to zastanowił się nad pytaniem, bo, co tu dużo ukrywać, było trudne.
- Na pewno, panie, zdajesz sobie lepiej od nas sprawę z tego czym jest Abalashaaran i jakie niesie ze sobą zagrożenie - powiedział powoli - Widzieliśmy chmurę dusz nad zamkiem, widzieliśmy jak te dusze były wcześniej przez coś skrytego w głębinach zamku wciągane by nakarmić Pożeracza przed uwolnieniem. Z tego co się dowiedzieliśmy, moc ducha będzie rosła i rozciągała się coraz dalej. Jak daleko - nie wiem. Nie będę obrażał twej inteligencji próbując dociekać co tak naprawdę się wydarzy jeśli nie spróbujemy temu zapobiec - dodał spokojnie i obserwował władcę.

Mag przesunął dłonią po swojej koziej bródce, przysłuchując się kolejnym argumentom kapłana.
- Rozumiem, rozumiem... Tak. Straszne.- przemówił odchylając nieco głowę.- Naprawdę, przednia opowieść. Selene byłaby zachwycona. Ale powiedzcie mi, jak długo przyglądaliście się temu niegdyś wspaniałemu miejscu? Widzieliście martwe domostwa? Puste ulice? Czym mnie straszycie? Że wszyscy zginiemy jeśli teraz czegoś nie zrobię? Jeśli wam nie pomogę? Ha!- uderzył dłonią o podłokietnik fotela - My tutaj umieramy codziennie. Każdy dzień to krok w kierunku grobu. I wiecie od czego się zaczęło? Właśnie od zafajdanych ludzkich pomyłek. Ich pragnienia siły i władzy. Więc nie prawmy tutaj o przeraźliwych bestiach, demonach, duchach, duszach i potępieniu... Mówcie jasno i klarownie. Co Mbarneldor dostanie za wpuszczenie was do biblioteki? I bez obietnic. Co dostanie tu i teraz.

Kapłan nie spuszczał spojrzenia z oczu księżycowego elfa. Miał na końcu języka odpowiedź na cały wywód o stanie Mbarneldoru, ale siedzący naprzeciw niego postawił sprawę jasno.
- Panie, my i tak umieramy. Jeśli nie odwrócimy rytuału, za dni, dekadnie, może miesiąc czy dwa będziemy w takim stanie że śmierć będzie błogosławieństwem. Czego chcesz? Jeśli jest coś czego potrzebujesz, powiedz to.

- I On Ci nie pomoże? - wskazał brodą na święty symbol zawieszony na szyi Baelraheala.

Gwardzista Boga stłumił uśmiech. Nie pierwszy raz słyszał to pytanie.
- Jestem tylko niedoskonałym, ziemskim sługą Ojca Elfów. I umrę jak każdy. Pytanie czego dokonam wcześniej.

- Takiej odpowiedzi się spodziewałem...- westchnął Elmethaar, jednak w jego głosie trudno było szukać kpiny. Mogło to nieco zbić z tropu kapłana. Stary elf ciągnął dalej - Od zawsze paraliście się posługą w imieniu Ojca Elfów ?

Faktycznie, to było trochę zaskakujące. Baelraheal zaczął doszukiwać się drugiego dna w pytaniu ale po chwili wzruszył - w duchu - ramionami. Raz sarnie śmierć...
- Nie, panie. Wyruszyłem w świat za chlebem, pływałem najpierw jako majtek po tych wodach, potem trafiłem do Cormanthoru. Jakoś tak … potraktowałem to jako pielgrzymkę. Twój wojownik przekazał ci wcześniej me imię i ród, ale zapewne nie jesteś świadom tego że zostałem też adoptowany przez tamtejszy klan Ondoner. Przyjęli mnie tam przyjaźnie, a że miałem ćwiczenie jako tropiciel i potrzeba było wojowników do walki z drowami … zostałem tam. A potem - zawahał się i spojrzał na otaczających ich wojowników - jeśli mogę pokazać, zdejmę kolczugę … - szybko rozwiązał rzemienie by zdjąć mitrylową zbroję i rozchylić kaftan na piersi, ukazując wypaloną, głęboką bliznę o kształcie medalionu - To zaklęcie czarownika Ilythiiri powinno przeszyć mnie na wylot i wypalić niezgorszą dziurę w drzewie za mną. Trafiło w medalion i wyrządziło tyle szkód ile widzisz, panie. Trudno w takim momencie nie uznać tego za znak.

Słysząc wzmiankę o Cormanthorze starzec drgnął nieznacznie, szybko jednak ukrył twarz w pucharze z winem.
Gestem dłoni odprawił zaniepokojonych strażników, kiedy kapłan sięgnął nagle dłonią do zbroi. Przez cały czas wsłuchiwał się w jego słowa i przyglądał jego ruchom.
- Znak? Hmmm... Być może. Zawsze jednak byłem zdania, że wielkich znaków dopatrujemy się tam, gdzie chcemy je ujrzeć, kapłanie. - uniósł dłoń w geście pojednania. - Nie pragnę Cię jednak zrazić akurat tymi słowami. My, tutaj podchodzimy do pewnych spraw nieco inaczej. Jak pewnie zauważyłeś. Gdybym tylko chciał, mógłbym uznać za znak pojawienie się w mej osadzie kogoś takiego jak Ty, czy Pan Kaleb’Sur. Cóż to by zmieniło? Potrzebujecie czegoś ode mnie... A wszystko ma swoją cenę. Ale jeśliś sługą swego Ojca tak zacnym, za jakiego się podajesz... Spełnij moją prośbę. Większość z mych braci i sióstr już wygasa. Dzieje się tak od bardzo długiego czasu. Moja magia może chronić ich przed obcymi i niebezpieczeństwem... Jednak wielka aura, życiodajna siła wielkiego drzewa dawno wygasła. Przez to też czas jest dla nas bardziej... A raczej mniej przychylny. Trith zaprowadzi Cię na miejsce. Do naszych chorych. Ulżyj im w cierpieniach. Przekonaj się jak cierpi mój lud, a być może wtedy łatwiej będzie nam się porozumieć w sprawie umowy... W sprawie biblioteki.

Gwardzista Boga skinął głową gdy władca Mbarneldoru przyznał że nie szuka zwady, trochę nawet się zdziwił i z większym szacunkiem spojrzał na niego - nie spodziewał się tego. Tak samo skinął głową gdy padła wzmianka o znakach. Wiara była bardzo prywatną, bardzo osobistą sprawą, czy o “znaki” chodziło czy cokolwiek innego. On wiedział swoje, poczuł boską dłoń na ramieniu i nikomu nie zamierzał się z tego tłumaczyć dlaczego szedł swoją ścieżką poza tym co był gotów powiedzieć, jak władcy tej osady. Tym niemniej... A potem przypomniał sobie zamordowanego gwardzistę i odepchnął emocje - nadal musiał na trzeźwo ważyć słowa i czyny. Trochę zły był na siebie że tak szybko z Cormanthorem się zdradził, ale to również stłumił.

- Pomogę jak tylko będę potrafił - przytaknął znowu po ostatnich słowach władcy Mbarneldoru. “Wielkie drzewo” bardziej pasowało mu do druidzkiej wiary i tu zapewne niewiele będzie w stanie poradzić. O ile w ogóle nie było za późno. Ale dla dusz i ciał elfów mógł sporo uczynić. Jeszcze mógł...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 16-07-2012, 22:48   #122
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
- A wy Panie Kaleb’Sur... To jak to z wami jest? Też jesteście naznaczeni przez Ojca jak wasz towarzysz? Cóż sprawiło, że opuściliście swoją ziemię? Wspaniałą Everskę...- Elmethaar przymknął na chwilę oczy jakby przyzywając przed oczy obrazy miasta. - Dalej zwać się możecie Pieśniarzem, skoro swój posterunek opuściliście? Czemu interesuje was los tych marnych ludzi... I jak wiele możecie dać? Swoją drogą... roztaczacie wokół siebie dziwną aurę, Panie Kaleb’Sur.

Słysząc słowa Elmethaara Salarin uśmiechnął się półgębkiem, zwłaszcza kwestia nazwiska i braku rozpoznawalności. Póki co jednak nie poruszał tego tematu, zrobi to w swoim czasie. Miast tego zaciekawił się czymś innym.

- Relikt przeszłości? Jeśli tylko byłoby to możliwe to byłbym wdzięczny za możliwość rozmowy z tym elfem Panie. Z pewnością byłoby to pouczające doświadczenie.

Towarzysze mogliby uznać za nieco dziwny brak wylewności Salarina. Kwiecista przemowa w kierunku Selene nie pasowała do aktualnie milczącego i skupionego mężczyzny. Elf czuł niepokój odkąd tylko zobaczył Elmethaara, czuł że powinien ważyć każde słowo i zachować kamienną twarz tak długo jak tylko zdoła bez względu na to co usłyszy i jakie to wywoła w nim emocje. Dlatego też nie wtrącał się w słowo Baelowi pozwalając mu streścić sytuację w pełni samodzielnie. ‘Przedstawienie’ jakim przywitał ich władca Mbarneldoru nie nastrajało pozytywnie. Nakłaniało do ostrożności i wzbudziło mieszankę respektu, wrogości i odrobinę strachu. Strachu którego źródła nie potrafił zlokalizować, zupełnie jakby w jego wnętrzu coś obawiało się ujawnienia, odkrycia, wierciło dziurę w brzuchu i nie dawało spokoju jednocześnie wyostrzając jego zmysły przekształcając umysł w ostre jak brzytwa ostrze.

Wiedział jednak, że będzie musiał w końcu powiedzieć więcej niż dwa zdania, po to został tu zaproszony. Kiedy spojrzenie Elmethaara przeniosło się na Salarina zadając mu kolejne pytania początkowo zachowywał spokój według planu. Dopiero ostatnia kwestia ruszyła go bardziej „Czyżby chodziło o to…?”. Nie wiedział na jakiej płaszczyźnie dokładnie zdobył swoją nową moc i jaki będzie tego efekt. Nie ulegało jednak wątpliwości, że rozmówca miał bardzo rozwinięte zmysły i umiejętności, nie było i nie będzie łatwo go oszukać. Nawet nie zamierzał tego robić bo prawdopodobnie i tak skończyłoby się to fiaskiem, a to z kolei mogłoby skierować wydarzenia na tory jakich nie chcieli. Nie miałby nawet czasu wymyślić na biegu czegokolwiek bez wzbudzania podejrzeć. I tak jego nieco zbyt długa chwila wpatrywania się w Elmethaara zanim udzielił odpowiedzi mogła być nieco dziwna. Postanowił zagrać małomównego i konkretnego osobnika pozwalając w razie czego nadal prowadzić rozmowę Baelowi. Tematu aury nawet nie miał zamiaru poruszać, pojawił mu się w głowie plan awaryjny jej dotyczący, ale nie był na tyle silny by wyjawiać go od razu. Postanowił użyć go jeśli rozmówca zapyta ponownie. Nie wiedział czy robi dobrze, działał instynktownie.

- Również jestem dzieckiem Ojca Elfów Panie lecz nie naznaczył mnie on w szczególny sposób tak jak Baelraheala. –przeniósł na moment wzrok na kapłana- Opuściłem Evereskę by móc chronić elfów, którzy nie mieli tyle szczęścia by skryć się za wspaniałymi murami Miasta Cudów. Zatem jak najbardziej mogę zwać się Pieśniarzem Klingi gdyż nie określa go tylko miejsce gdzie przebywa lecz misja i przekonania z jakimi żyje, jakimi się kieruje na co dzień –nieznaczny uśmiech pojawił się na ustach Salarina- Brzmię jak relikt przeszłości prawda? -zrobił krótką pauzę- Jeśli zaś o kwestię nazwiska chodzi to jestem synem Aramisa będącego członkiem Starszyzny z Evereski, jednym z doradców wielkiego Duirsara o czym z pewnością doskonale wiesz Panie, nie przedstawiam się jednak zwykle nazwiskiem rodowym z pewnych powodów –upił większy łyk wina z podanego mu wcześniej kielicha i zmienił temat-

- Nie chodzi mi jedynie o los tych… ludzi. Alabasharaan zagraża wszystkim, zagraża Everesce, Evermeet, zagraża wszystkim elfom i istotom jakie zamieszkują Faerun. O duchu dowiedzieliśmy się dopiero niedawno o czym wspomniał już Baelraheal. Nie potrafiłbym zostawić tej sprawy i wrócić do porządku codziennego wiedząc co się dzieje wokół. Nie stoją jednak za mną jedynie szlachetne pobudki –postanowił, że nie ma sensu przed tym elfem odgrywać przesadnego altruisty, domyślał się że wywołałoby to więcej pogardy niż pozytywnej reakcji- chcę by miasto jakie było mi domem przez wiele lat i elfy których nie chcę stracić przetrwali. Jestem im to winien i dlatego jestem tu teraz i rozmawiam z władcą Mbarneldoru. –przez chwilę spoglądał w czerwoną taflę wina-

- Jak wiele mogę od siebie dać? A jak wiele Ty Panie byś dał od siebie by chronić swój lud? Jakbyś wykorzystał wojownika oddanego sprawie, którego umysł jest równie ostry co miecz? –spojrzał wyczekująca na Elmethaara- Możliwe, że mam coś jeszcze… ale sam nie jestem pewien. –wyjął z kieszeni srebrne puzderko i pokazał je na otwartej dłoni swojemu rozmówcy- Dostałem to od Aramisa, nigdy nie powiedział mi do czego służy, ale miałem mieć to przy sobie. Podejrzewam, że może być to przekaźnik komunikacyjny z Evereską na wyjątkowe okazje. Nie potrafię tego jednak sam stwierdzić, może Ty byś mógł to określić Panie? Gdybym miał rację to tak prosta komunikacja mogłaby być korzystna.

Elmethaar przyglądał się przez dłuższą chwilę puzderku, które pokazał mu pieśniarz. Potarł wierzchem dłoni o policzek, po czym sapnął cicho.
- Skoro słynny Aramis wam nie powiedział, do czego służy ten niepozorny przedmiot... Nie jestem osobą, która winna was oświecać. - wzruszył ramionami. - Może kiedyś sami do tego dojdziecie Panie Kaleb’Sur... I przyznam. Wasza opowiastka o wielkiej misji obronie uciemiężonych elfów poza miastem cudów po prostu mnie ujęła. Często takie cudowności babki opowiadają swoim wnukom, kiedy berbecie nie chcą się umyć przed kolacją. By je skupić na czymś inny...- zaśmiał się cicho.- Tym bardziej raduje się moje serce, że wyruszyliście chronić lud Evermeet i Everski! O biedaki z Silvermoon czy mojego skromnego Mbarneldoru. Jaki ich czeka los, bez osłony twego rapiera... Który swoją drogą.- zerknął w kierunku stołu, na którym rozłożono ich oręż.- Dość łatwo oddaliście. No, ale nie mi oceniać sztukę wspaniałego obrońcy. Kim jestem by znać się na szermierce! - westchnął w końcu ciężko.- Zdajecie się Panie Kaleb’Sur dalej dzieckiem... To smutne. Bardzo smutne. Szczególnie, że los rzucił was w takie miejsce i taki czas. Ciężka to będzie dla was próba... - zajrzał mężczyźnie w oczy, ciągnąc dalej.- Zapewne myślicie, że już ciężko i straszliwie było, ale to tylko wstęp. Wstęp do tragedii, jakiej nie widział żaden teatr w całym Faerunie. Często zapewne je odwiedzacie młodzieńcze, nie mylę się? Tym razem może się to dla was bardzo źle skończyć...

Salarin był przyzwyczajony do odbierania jego opowiastki w taki sposób. Z tym, że jedni odbierali ją tak, a Ci którym pomógł odbierali inaczej. Widok szcześcia i uśmiechów tej drugiej strony był zbyt cenny i zbyt piękny by Pieśniarz przejmował się i brał do siebie słowa nawet tak wielkich person jak Elmethaar. Szczególnie gdy nie bał się nawet powiedzieć tego samego co teraz samemu Duirsarowi, który przyjął to z aprobatą. Starzec wejrzał w najgłębsze zakamarki umysłu młodzika jakim wtedy był i wiedział dokładnie jak będzie budowała się jego przyszłość. Przypomniał sobie jeszcze swoje własne myśli jakie powstały w jego umysle kilka chwil temu, musiał zachować spokój i opanowanie. Nie obchodziło go co myśli o nim Elmethaar.

- Czasami jeden mały kamyk może spowodować lawinę. Kto wie co lub kto będzie kamykiem, a co lawiną? Nikt nie może przewidzieć przyszłości. -spojrzał spokojnym wrokiem na elfa- Na twym stole leży także miecz zjednoczenia, jest to efekt tego co musieliśmy zrobić by spróbować zbliżyć się do naszego celu jaki już przedstawiliśmy. To nie kwestia porzucenia idei czy zdrady słów jakie przed chwilą wymówiłem. Są rzeczy jakie trzeba zrobić by móc pójść dalej, to była jedna z nich. A co do przyszłości to doskonale wiem, że złe czasy dopiero się zaczęły i po to tu jesteśmy.
-Tak, tak Panie Kaleb’Sur. Możecie się okazać wielkim głazem... u szyi waszej drużyny.
- zerknął ku Baelrahealowi, który nieco bezradnie wzruszył ramionami - Nie ważne, panie Kaleb’Sur. Nie ważne... Jak powiedzieliście - o przyszłości dopiero się przekonamy. Chociaż istnieją tacy, przed którymi zdradza ona swoje tajemnice. Jeśli jednak jesteście tacy chętni do ochrony swych bliźnich... Czy mogę tak nazywać również elfy zamieszkujące Mbarneldor?... To mam dla was niezwykle ciekawe zadanie. Jak rozumiem dla ich bezpieczeństwa wykonacie je z dobrej woli?

Równie dobrze może mi kazać posprzątać stajnie, a końskie gówno przedstawić jako wroga elfiej rasy...” Salarin wahał się przez chwilę, ton jakim mówił Elmethaar nie napawał optymizmem, mógł spodziewać się wszystkiego. Miast prostego ‘tak/nie’ postanowił zagrać inaczej.

- W czym tkwi problem o jakim mówisz Panie? -zapytał kończąc wino i odstawiając pusty kielich-
- Choroby, brak witalności z czym zgodził się pomóc Twój przyjaciel- skinął głową Baelrahealowi.- Tak jak wspominałem wynikają z braku magicznej energii, jaka niegdyś tkwiła w naszym Buku. Drzewie, od którego nazwę wzięła ta osada (Mbarneldor w elfim znaczy “Buk, który jest domem”) … Setki lat temu ktoś postanowił osadę przenieść bardziej na północ. Tam miała być ponoć bezpieczniejsza. Wtedy też zabrano z świątyni Artefakt. Magiczny przedmiot, który od zawsze chronił Mbarneldor i jego mieszkańców. Natchniony Liść Rillifane Rallathil.- Elmethaar wymówił nazwę wręcz z namaszczeniem. - Nie tak dawno temu, moja droga córka - Selene, postanowiła na własną rękę odzyskać przedmiot ze starych ruin. Jest on jednak już w posiadaniu innego właściciela. Ducha lasu, a może demona? Określa siebie Leśne Licho. Nie ryzykowałem życia żadnego z garstki łowców, która pozostała w Mbarneldorze. Jednak skoro pojawił się tutaj osobnik o tak szlachetnym sercu co Twoje... O intencjach godnych legendy Pieśniarzy Klingi... Może zdołasz go odzyskać, by wyleczyć mych braci i siostry z plagi, jaką Baelraheal może jedynie nieco spowolnić?

Najpierw kpisz i naśmiewasz się, a teraz próbujesz się na to powołać?” Salarin nie miał jednak wyjścia, musiał się zgodzić biorąc pod uwagę to co sam wcześniej mówił jeśli nawet słowa Elmethaara były przesiąknięte złośliwością i próbą wykorzystania lub sprawdzenia naiwnego dziecka by dać mu “lekcję”.
- Jeśli jest taka potrzeba -powiedział wolno cedząc każde slowo starając sie ukryc niezadowolenie jakie wywolaly slowa Elmethaara- zajmę się tym, powiedz mi gdzie dokładnie mam się udać.
- Zaprowadzi Cię tam moja córka. Uda się z Tobą. Być może i Twoi towarzysze zdecydują się na wyprawę?
- zerknął w kierunku kapłana - Na pewno nie jest to tak łatwe wyzwanie, na jakie się zanosi... - uśmiechnął się złowrogo. - Ale wszystko w swoim czasie. Porozmawiamy o tym jutro.
Salarin skrzyżował ręce na piersi analizując pewną sprawę.
- Mówiłeś Panie, że nie zaryzykowałbyś życia żadnego z garstki łowców, ale wysyłasz z nami swoją córkę jako przewodniczkę? -spojrzał na Elmethaara z uwagą- Nie wiem jakimi umiejętnościami dysponuje Selene, ale skoro to ma nie być łatwe zadanie... wierzysz Panie, że to dobra decyzja?

- Selene już tam była, Panie Kaleb’Sur. Przedstawi wam sytuacje i nie da się zaskoczyć. To akt mojej dobrej woli, by wam obecni mieszkańcy ruin łbów nie pourywali na wejściu.- jego twarz ozdobił drobny uśmiech.- O jej umiejętności proszę się nie martwić. Może się wydawać, że jedynym w czym się prawi jest ta tandetna sztuka i cała orgia entuzjazmu zwana sztuką.- wzruszył ramionami.- Być może przekonacie się jeszcze jak uparta bywa i zawzięta. Ma to po matce...- oczy maga jakby posmutniały na chwilę.

W jakiś sposób wypowiedź Elmethaara uspokoiła nieco poirytowanego Salarina. Westchnął w duchu i nie kontynuował tematu widząc, że wspomnienie matki Selene nie było prostą sprawą dla władcy.

- Rozumiem. W takim razie jeśli to wszystko to pozwolisz Panie, że udam się do swojej komnaty. Broń mogę odebrać już teraz czy dopiero jutro przed wyprawą? -przeniósł wzrok na stół z rozłożoną bronią- Nie będzie jednak dla mnie problemem jeśli będę musiał oddać ją pod opiekę dzisiejszej nocy, jest po prostu dla mnie bardzo cenna, zawiera część mojej duszy i nie przywykłem do rozstawania się z nią.
- Przykro mi panie Kaleb’Sur. Wasze bronie pozostaną pod opieką moich ludzi. Dla bezpieczeństwa naszego i waszego... Strażnicy byliby zapewne zaniepokojeni, gdyby obcy posiadali swe ostrza. Niestety - z naszego punktu widzenia do obcych się zaliczacie.
- Wspomniałeś Panie, że nie możemy kręcić się po osadzie. Zatem czy mogę obejrzeć pałac skoro już tu jestem? Prosiłbym także o wskazanie mi mojej komnaty
- Zaprowadzi Cię tam strażnik.
- zerknął na jednego z łowców. - I jeśli to nie problem, wolałbym abyś w niej pozostał. Iluve przyniesie Ci posiłek, zresztą zapewne potrzebujecie odpoczynku po kilku dniach marszu przez las.
Salarin kiwnął tylko głową w odpowiedzi na znak, że rozumie i przyjmuje do wiadomości jak wygląda sytuacja.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 16-07-2012, 23:16   #123
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Gwardzista Boga pokiwał głową na słowa Elmethaara o Selene. Na takie dictum niewiele można było poradzić. Upilnować pannę Shardaerl chyba nie byłoby taką wielką sztuką...
- Czy moglibyśmy zabrać Lady Navell? Jej pomoc bardzo by się przydała.
Słysząc nazwisko zaklinaczki, Elmethaar drgnął nieznacznie. Wystarczająco jednak by wyczulone, elfie oczy jego rozmówców zdołały to zauważyć.
- Oczywiście. W osadzie zostanie jednak alchemik. W geście pojednania i wzajemnego zaufania... Tak samo jak...- spauzował. - Miecz Zjednoczenia.
Baelraheal wzruszył obojętnie ramionami i skinął powtórnie głową. Własna broń wcześniej wystarczająco dobrze mu służyła, nie potrzebował artefaktu by skutecznie walczyć. A Coen byłby bezpieczniejszy tu niż w lesie.
- Za pozwoleniem, panie, chciałbym jeszcze dziś odwiedzić chorych - dodał, widząc że rozmowa ma się ku końcowi - Przygotuję wówczas odpowiednie modlitwy na jutrzejszy dzień.
- Oczywiście. Jak wspomniałem, Trith Cię tam zaprowadzi. Przygotowałem dla was komnaty w pałacu. Pan Kaleb’Sur uda się do swojej po rozmowie. Tobie zaś kapłanie, pozwalam udać się do chorych. Później wrócisz do swojej. Rano będziecie mieli możliwość porozmawiania z pozostałymi...
Gwardzista Boga znowu pokiwał głową, tym razem po dłuższym namyśle.
- Chciałbym jeszcze pochować gwardzistę którego przyprowadziłem, a którego, panie, zabiłeś - powiedział równym, spokojnym tonem - Jeśli to możliwe.
- Zbędne to działanie. W tej skorupie nie było niczego, co nazwać można duszą, kapłanie. Niech jego prochy rozniesie wiatr... To i tak nazbyt szlachetne jak dla człowieka.
- Mimo wszystko, chciałbym się tym zająć, panie - ukłonił się lekko - W pewien sposób pozostawał pod moją opieką.
Mag machnął dłonią.
- Jeśli domaga się tego wasze sumienie... Niech się stanie.
- Dziękuję - Gwardzista Boga odchylił się w krześle i spojrzał na Tritha.
Blondwłosy łowca ukłonił się.
- Zatem, pozwólcie za mną, mój Panie.
- Jeszcze jedno - kapłan odwrócił się do Elmethaara nim wstał - Kiedy chciałbyś, panie, żeby wyruszyć do świątyni? Pytam bowiem jak każda osoba posługująca się magią mogę przyzwać łask Ojca Elfów tylko ograniczoną ilość razy - a chciałbym i twoim poddanym pomóc, i nie zaniedbać ostrożności na wyprawie.
- A więc chcecie wyruszyć z Panem Kaleb’Sur? Mi się nigdzie nie śpieszy... Wyruszycie kiedy uznacie, że jesteście na to gotowi.- ten wzruszył ramionami.
- Jeśli przyjmie moją pomoc - Baelraheal odpowiedział władcy i spojrzał na Pieśniarza Klingi.
- Panie - ukłonił się uprzejmie Elmethaarowi na zakończenie rozmowy, podniósł kolczugę, plecak i płaszcz, skinął Salarinowi, Iluve i ruszył za Trithem. Miał nadzieję że Pieśniarz zrozumie delikatnie zawoalowaną aluzję gospodarza o “dziwnej aurze” i skorzysta z gorącej wody i mydła...
- Z chęcią przyjmę Twoją pomoc Baelrahealu.
Słoneczny elf machnął ręką dając znać że przyjął do wiadomości słowa Salarina. Gęby nie otwierał po drodze bo nie było po co języka strzępić, tylko gdy przy ciele gwardzisty się zatrzymał spojrzał na tropiciela i odezwał się:
- Gdzie go mogę zanieść? Poza obręb miasta, mam na myśli. Potrzebuję też łopaty.
- Nie kapłanie. Nie wolno nikomu opuszczać wioski bez wyraźnego polecenia Wielkiego Elmethaara. Pochowacie go …- zastanowił się. - W starym gaju. - odwrócił się w kierunku pałacu.- To ta knieja ciągnąca się za pałacem. Niegdyś były tam ogrody... Ale teraz to dzicz. Myślę, że Wielki Elmethaar nie będzie miał nic przeciwko. Znajdziecie tam starą szopę. I jakaś łopata powinna tam się znajdować... Chyba, że potrzebujecie przewodnika kapłanie?
- Postaram się nie zgubić - zażartował Baelraheal, choć ostatnio nie było mu do śmiechu. - Poczekaj na mnie albo powiedz gdzie mam szukać chorych. Jeśli mogę prosić.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 17-07-2012, 09:29   #124
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=KuxEq-RtEx4[/MEDIA]


Podróż do Mbarneldor mijała jej wyjątkowo szybko, a im bliżej się znajdowali tym większa była niepewność tego jak jej gości powita Elmethaar. Coraz trudniej było utrzymać też uśmiech na twarzy bez pewności w co tak na prawdę ich pakuje. Miała wrażenie że ojciec wszystko zepsuje, mimo to liczyła na coś więcej. W końcu miał jakiś powód dla którego to właśnie ją wysłał, może więc mu zależało. Pani Mbarneldor wybrała mniej uczęszczaną ścieżkę aby nie robić zamieszania w mieście. Gdy w tle pojawiła się sylwetka jej ojca serce uderzyło mocniej, wypychając pierś w ciasnej zbroi. Każdy oddech zdawał się niewystarczający, a ruch dziewczyny stał ostry i chłodny. Ani ona, ani Tritch czy reszta oddziału nie dostała się w obszar rozproszenia magii Elmathaara. Tego akurat się spodziewali i choć Selene dostrzegła grymasy niezadowolenia na twarzach sprowadzonej tu grupki takie zabezpieczenie wydawało się jej całkiem normalne. Wielu cesarzy przyjmowało gości tylko nago, by nie ryzykować zamachu a także podkreślając swoją pozycję. W wielu kulturach wchodzenie w zbroi przed władcę byłoby obrazą, jak gdyby brak było do niego zaufania. Tutaj zostali potraktowani wyjątkowo ulgowo, co elfka przyjęła z lekką nadzieją na lepszy ciąg dalszy.

- Spokojnie, to tylko zabezpieczenie. - rzekła krótko, mimo napiętej sytuacji spokojnym i miękkim głosem.

Sama jednak tego co nastąpi potem nie była pewna ani trochę. Stanęła z boku, nieco bliżej ojca bo przecież i ona była tu gospodarzem. Zwróciła na chwilę twarz w jego stronę i zerknęła w oczy. Nie spojrzał na nią, ale jego twarz która zazwyczaj nie ujawnia prawdziwych emocji, jej - jego córce mówiła więcej. Nie wyglądało to najlepiej, a rozczarowana Selene wróciła wzrokiem do grupki najemników. Milczała, czekając na rozwój wydarzeń.

Nie wtrąciła się gdy skarcony za brak powściągliwości Gustav stracił dar mowy. Mimo to jej spojrzenie uciekło gdzieś w bok, tak jakby dzięki temu chciała zaznaczyć że decyzje jej ojca nie są jej własnymi. Duma i wyniosłość z bycia arystokratką gdzieś zniknęła. Selene nigdy nie lubiła się tym obnosić, a jednak nie wypadało zupełnie tracić taktu.
Wciąż była dobrej myśli, aż do czasu gdy dłoń jej ojca uniosła się wystrzeliwując magicznym, ognistym pociskiem wprost w związanego gwardzistę. Selene zupełnie tym zaskoczona zrobiła wielkie oczy i drgnęła jakby już chciała go powstrzymać, ale było za późno.

- Ależ ojcze! - krzyknęła i zacisnęła pięści bezradnie, zerknęła nerwowo dookoła po czym zatopiła spojrzenie w płonącym człowieku. Szukała dla niego szansy ratunku, lecz nie znalazła. Trzeba było pogodzić się z jego śmiercią. Co nie znaczy że zaakceptować. Bynajmniej w tej chwili. Ojciec wymienił tylko z Selene przelotnie swoje niewzruszone spojrzenie. Wyczuła w nim pewną złość, umilkła więc choć nie sposób było nie dostrzec jej złości. Być może miał rację, nie znała się tak na magii jak Elmathaar. Może postąpił słusznie, a jednak dalszy ciąg rozmów przy zawiewającym zapachu palonego człowieka nie wróżył nic dobrego. Jej wysiłki do stworzenia jakiejkolwiek atmosfery okazały się daremne. Nie patrzyła najemnikom w oczy. Poczuła się źle jakby oszukała ich zaciągając w pułapkę, a przecież wcale tego nie chciała.

Planów ojca nie rozumiała zupełnie, a jednak chciała wciąż choć trochę mu ufać. Ufać jego decyzjom. Nie powiedziała więc nic, a gdy nadszedł moment z podłą miną ruszyła z Laoną do starej świątyni. Po co je tam wysyłał? I co miało znaczyć to co powiedział? Chciała wierzyć że nie jest tak źle jak wygląda. Że to co tam ujrzą zmieni jej dzisiejszą opinię o ojcu.

- Wybacz Laono. - Rzekła cicho do półelfki wciąż rozpamiętując słowa Elmathaara “tam gdzie nie pasuje ani elf, ani człowiek”. Jej delikatny głos teraz brzmiał jakby pełen skruchy i żalu.

Selene pierwsza weszła do gorzelni niziołka i aż ją zemdliło. Elfka pobladła na twarzy i zasłoniła usta. Nawet sam odór alkoholu nie był tak paskudny jak syfu jaki tam zastała. Smród robaczej wylęgarni dodał temu miejscu tyle “wdzięku” że aż zaszkliły się jej oczy a uszy opadły jak nisko się dało.

- Na stwórcę, co to za smród?! Shilvo? Jak możesz tu mieszkać!? Ogarnij się i wstawaj! - Selene nie puściła Laony dalej. Wybiegła nieco od drzwi i z coraz bardziej czerwoną twarzą łapała oddechy świeżego powietrza. - Nie wchodź tam.. ja.. nie wiem co powiedzieć...

- Co on sobie wyobraża?! - kontynuowała krzycząc jakby sama do siebie w złości. - Ja mu pokażę! Idziemy do pałacu!

.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 17-07-2012, 13:36   #125
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze

Delikatny powiew morskiej bryzy niczym zmysłowy kochanek, pieści czule skołatane nerwy. Przez jedną chwilę szczęście nabiera łagodnych, rozkosznych barw.
Każde smagnięcie wiatru, mimo, że różne od poprzedniego, niesie ze sobą szczyptę niezmiennych, radosnych uczuć - na trwałe uwiecznionych na kartach niezapisanej księgi.

Głęboki wdech.

Niepokój.

Kolejna przewrócona strona.

Wiatr szepcze swoim słodkim głosem:
"Nadchodzi"

A po słonecznym dniu nastaje ciemność...


-I jak? Podoba Ci się nasz nowy dom? - Całował jej piersi, mostek, szyję, usta...

Dwa ciała, złączone w akcie czystej, nie skrępowanej miłości, dryfowały pośród wzburzonego morza aksamitu.
Ona i on. Nierozerwalna jedność.

- Ach! - Pochyliła się nad jego prężnym ciałem, łaskocząc go swymi ciemnymi lokami. - Nadal czuję się... nieusatysfakcjonowana.

Figlarny uśmieszek zagościł na jej rumianej twarzy.
Shilvo poczuł wzbierającą radość. Właśnie dla takich momentów żył.
Kochał ją... Jej pełne usta sączące słodki miód, jej błękitne, zmysłowe oczy, zgrabny nosek, gęste włosy, jędrne piersi, uroczy śmiech, ognisty
temperament...
- Nie chciałem Cię zbytnio przemęczać, wszak tyle nocy przed nami.

Objęła go swymi biodrami, na dobre zamykając w uścisku miłości.

-Przemęczać? Sugerujesz, że jestem jakimś jucznym wołem?!

Ugryzła ucho swego kochanka, po czym naparła na niego jeszcze mocniej. W odpowiedzi mruknął przeciągle.

Chcąc, nie chcąc poddał się jej woli.

Podniecenie nabierało na sile, ogarniając zlepione ciała. Promyk ekstazy tlił się gdzieś na granicy zmysłów. Cały świat ograniczył się do tej jednej, nie zapomnianej chwili.

Foscaro objął rękoma jej głowę...

***

... po czym z ostrym trzaskiem uderzył nią o drewniany parkiet.

Raz. Drugi. Trzeci.

Sufit, meble i ścianę pokryła warstwa soczystej purpury. Ktoś krzyczał.
Shael? Æres? A może on sam... Opasły mężczyzna ponownie podniósł zgniecioną twarz, powolutku, bez pośpiechu.
Z triumfalnym uśmiechem splunął wprost na zmasakrowane oblicze po czym po raz wtóry grzmotnął nim o podłogę.

Salę wypełniła ostra woń...

***

… mięty, róż i potu - magiczne trio od dawna działające na zmysły Foscaro.
-Shael? - zdołał wysapać przez zaciśnięte zęby. - Pięknie dziś wyglądasz... Jak zawsze.

Shael jeszcze kilka razy poruszyła swymi zgrabnymi biodrami po czym z subtelnością wściekłej strzały, przeszyła go swym stanowczym spojrzeniem.

-I co? Tylko na tyle Cię stać?

Był przy niej... taki mały... On wielki i niezwyciężony szermierz. Legenda Moonshae.
Mimo woli poczuł jak twardnieje mu chuj. Objął ją w tali, a następnie przewrócił na plecy.

Westchnęła cicho.

Złapał nasadę swojego penisa i pomógł mu zagnieździć się w ciepłym, wilgotnym gniazdku. Po krótkiej chwili był już gotowy do morderczej roboty. W głębi serca przeczuwał, że tym razem...

***

...nie wyjdzie z tego starcia zwycięsko.
Gryzł, pluł, kopał i miotał się desperacko w bezlitosnym uścisku zbrojnego.
Duży, opasły wieprz ani myślał zwolnić siły napięcia swych mosiężnych ramion. Z każdym gwałtownym ruchem kleszcze wokół szyji niziołka zacieśniały się. Połamany i bezsilny spoglądał na rzeź swoich najbliższych.
W kącie chatki, tuż przy łóżku skąpany w kałuży własnej krwi, ze zmiażdżoną głową, dogorywał jego najstarszy syn - Alton. Przedśmiertne drgawki, wstrząsały jego zesztywniałym ciałem. W przeciwnym rogu, dwóch żołnierzy w barwach Heshng’a podtrzymywało sflaczałe ciało jego ukochanej żony. Z licznych ran na jej
całym ciele sączyła, czerwona, lepka maź.

Wzbierająca rozpacz zmieszana z nutką goryczy i bólu siała istne spustoszenie w jego umyśle.

Wszystko zatracało sens i znaczenie. Świat
przestawał się liczyć.

Z pustki wyrwał go dobrze mu znany głos...


-Shilvo!

Wzburzone morze wspomnień rozbiło się z hukiem o solidne fundamenty
rzeczywistości. Szybki wdech. Strach i przerażenie. Narastające napięcie wyczekiwania...

***

-Pierdol się chujku - Foscaro zmusił się na szyderczy uśmieszek. Miał szczerą ochotę dokopać temu niewyżytemu skurwielowi, ale nie mógł się ruszyć. Ta zapocona, obleśna świnia miała za silne ramiona i za grubą warstwę tłuszczu między nogami, zatem szarpanie i kopanie nie przynosiły żadnych skutków.

Gdyby tylko miał jebany nóż...

Cóż, póki co musiał zadowolić się swymi wyszukanymi bluzgami. Nie zwarzał już na żadne konsekwencje. Miał wszystko głęboko w dupsku.

Jeden zasraniec zabrał mu wszystko to co kochał i cenił najbardziej w życiu.

Zemsta! Zemsta! Zemsta!

Oczami wyobraźni zarzynał wszystkich zbrojnych. Rozpruwał im flaki, obcinał kutasy i miażdżył ich cuchnące ryje. Skąpany we wszechobecnej posoce delektował się tą słodką chwilą...

-Żałuję, że tamtego dnia nie poprawiłem z drugiej strony. Może wtedy wzięliby cię chociaż do cyrku...
Kopniak w brzuch i cios w potylicę. O dziwo nie stracił przytomności. Nadal trwał ze swoim ohydnym uśmieszkiem.

-Powiedziałem do cyrku? Ty skurwysynie świńskim kutasem w ryj pierdolony! Ciebie nawet do obory nie wezmą, bo straszyłbyś maciory swoim...

Uderzenie. Ciemność. I znowu światło.

Mimo woli niziołek rzygnął krwią.
Nadal jednak szczerzył swoje białe ząbki i kontynuował:
-Wiesz co zasrańcu? W czerwonym Ci do twarzy. Jesteś bardziej apetyczny w roli buraka. Co na to twoja żona? Ach zapomniałem, uciekła...
-Dość! - Mężczyzna z blizną na twarzy zaczynał nabierać purpurowego blasku. Przywodził na myśl rozgrzany czajnik, brakowało mu tylko pary tryskającej z bulwiastych nozdrzy.- Przyjemnie patrzyło się na śmierć swoich bliskich? Żona i dwójka dzieci, co? Przygotowałem ten spektakl z myślą o tobie mój "przyjacielu". Ale to jeszcze nie koniec. Finał przed nami.
-Finał! Tak! Bierz się do roboty Pendragon! - Piskliwy głos jakiegoś gówniarza bliskiego erekcji, wytrącił oszpeconego rycerza z równowagi.
Ten lekko zbity z tropu zwrócił się do młodzika:
-Paniczu! Czy nie powinniście...
-Dla ciebie Wasza Lordowska Mość komediancie od siedmiu boleści! Nie pierdol i ruszaj dupę.

Zobaczył rozgrzany pogrzebacz wyciągany z kominka...

***


... a potem ulga.

Życie zaczynało gnać dalej w rytm jednostajnego bicia serca. Po wielkiej, niszczycielskiej fali pozostała już tylko piana i kilka niepozornych okruszków, które jeszcze przed bladym świtem, zatracą się w pomurej otchłani błękitu.

Ukłucie żalu.

To jeszcze nie koniec. Wróci. Zawsze wraca.
Zaskoczy we śnie i spowije swym przytłaczającym cieniem.
A potem nastanie ciemność.

Czy ktoś zdoła okiełznać morze?


- Ogarnij się!

Snop światła spomiędzy zdrętwiałych palców.
To już koniec. Wytrwał do końca.
Chwila radości studzona solidną dawką bólu.

Czy naprawdę warto trzeźwieć?

-Coooo, kurwa! Spierdalać mi stąd gówniarze jeba... Panienko?
Resztki świadomości zaczynały wracać z długich wakacji. Feria kolorów rozkwitła w głowie Foscaro, by zaraz przyprawić go o nudności. Świat nabierał ostrości. Zerwał się ze swego zaimprowizowanego łoża, po czym z trudem hamując chęć zarzygania własnych butów, wykonał niezgrabny ukłon.
-To... Dla mnie zaszczyt... - Wyjątkowo nie wiedział co powiedzieć.
"Nadwyżka" alkoholu nadal krążyła w jego żyłach, skutecznie tłumiąc wszelkie myśli.
Dostrzegając wyraz twarzy swego niespodziewanego gościa, ruszył pospiesznie w stronę rozwartych drzwi.

Z trudem zachowując równowagę przestąpił próg domu...
Słońce zdzieliło go obuchem w otępiały łeb. Na moment stracił kontakt ze światem. Trwał zawieszony pomiędzy nieprzejednanym mrokiem, a setką zapachów atakującymi jego przerażone nozdrza.
Siłą woli skierował swe jedyne oko w stronę zgrabnej elfki... I dostrzegł drugą postać, równie piękną i uroczą? Kogoś mu przypominała...

Po raz wtóry wykonał ukłon, tym razem jednak wkładając weń całe serce.
-Panie wybaczą... Ten bałagan. Nie spodziewałem się klientów o tej porze.

 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 17-07-2012 o 22:19.
Glyswen jest offline  
Stary 22-07-2012, 11:59   #126
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Baelraheala zdziwił widok poruszonej panny Shardaerl, zaniepokoił nawet … ale że wyszedł z komnaty nijak było mu zawracać by słuchać co też nią wstrząsnęło. Mogło chodzić o jego towarzyszy, ale mogło też chodzić o coś innego... Ukłonił się uprzejmie gdy przechodziła obok. Zacisnął zęby i zanotował sobie w duchu by spróbować odnaleźć “świątynię” - tam miała iść Selene z Laoną i możliwe że stamtąd wracała, może jedno z drugim miało coś wspólnego. “Domu po Maevrafenach” najpewniej tak czy siak by nie odnalazł, nie bez wypytywania, ale próba odnalezienia miejsca kultu była bardziej … naturalna.

Zaniósł ciało gwardzisty na tyły pałacu rozglądając się ciekawie po drodze, wyszukał odpowiednie miejsce na grób w ziemi, bowiem pamiętał że tak ludzie są chowani. Znalazł i łopatę, zrzucił zbędne ciuchy. Kiedy pracował w ciszy zakłócanej jedynie przez wiatr i własny oddech zastanawiał się czy Elmethaar albo jego tropiciele sprawdzają co robi. Nie zaprzątał sobie tym jednak zbytnio głowy. Każdy miał prawo do pogrzebu. Uśmiechnął się pod nosem. Każdy, jak chociażby drowy. ZWŁASZCZA drowy, najlepiej w dole z niegaszonym wapnem. Żywcem. Uśmiech zaraz zgasł.
- Ilythiiri w Cormanthorze, ludzie tutaj - mruknął ponuro gdy rozważył całą rzecz w szerszym kontekście.

Gdy skończył z grzebaniem ciała i odmówił nad kopczykiem krótką modlitwę odniósł łopatę. Przynajmniej po zgonie gwardzisty nie dojrzeli porywanej duszy, moc Alabashaaran jeszcze tu nie sięgnęła. Zasępił się jednak - możliwe że do momentu śmierci po tej duszy faktycznie nie pozostał nawet cień, tak jak Elmethaar mówił, stąd brak śladu po niej...

Prostą modlitwą usunął brud z ciała i odzienia i wrócił powoli przed pałac, po drodze spacerując i rozglądając się po zagajniku i pozostałościach ogrodów. Nachylił się parę razy nad jedną i drugą zdziczałą grządką.



- Zaprowadzę was teraz do chorych, kapłanie.- przemówił cicho Trith, kiedy Baelraheal powrócił na niewielki dziedziniec przed pałacem. - To nie tak daleko stąd... Zobaczcie.- wyciągnął ramię, wskazując jeden z budynków uczepionych kory wielkiego buku.
W trakcie marszu kapłan mógł dokładniej przyjrzeć się “miastu”. Większość z budynków położonych u stóp wielkiego drzewa zdawała się opustoszała. Przez obszerne okna dostrzec się dało pokryte kurzem meble, które dawni lokatorzy pozostawili po sobie.
Trith dostrzegł badawcze spojrzenie kapłana i przemówił z rozgoryczeniem.

- Tych, których nie zabiła wojna i choroby dopadła w końcu starość... Nie bądźcie zbyt surowi dla Wielkiego Elmethaara, kapłanie. Gdyby nie on dawno byłoby po nas. Widział wiele cierpienia, a jeszcze więcej doznał sam.
- Rozumiem. Bez obawy, nie mnie sądzić kogokolwiek tutaj - Baelraheal odpowiedział uspokajająco. - Nie było mnie tu gdy trwała wojna. Co nie oznacza że nie czuję smutku na widok pustego miasta i słysząc Twoje słowa, tropicielu. Przykro mi.

Minęli budynek starej świątyni, zbliżając się do wyrytych w korze schodów, prowadzących w korony buku. W tym miejscu łowca zatrzymał się na chwilę, zerkając w kierunku uliczek, z których właśnie wyszli. - Pamiętam jeszcze czasy, kiedy miejsce co było żywe... Może nie na standardy Evermeet czy Evereski, ale żyło tutaj o wiele więcej mych braci i sióstr. Powinieneś zobaczyć to miejsce wtedy, kapłanie. Teraz wszyscy tutaj... jesteśmy trochę podobni do Wielkiego.
Weszli wyżej mijając po drodze wspaniałe budowle, wzniesione na platformach. Były bardziej ozdobne niż te położone u stóp rosłego drzewa.
- Niegdyś mieszkali tutaj członkowie rady starszych. - wyjaśnił Trith. - Kiedy i oni odeszli... Elmethaar pozwolił przeprowadzić się tutaj większości mieszkańców “z dołu”. Czemu takie budowle miałyby stać nieużytkowane?
- Chciałbym ujrzeć to miejsce w czasach świetności - słoneczny elf pokiwał głową i spojrzał na Tritha - W Cormanthorze jest teraz bardzo podobnie.
Nieprawda. Klany ukryte w głębi kniei porastających dawny Elfi Dwór ciągle walczyły, próbowały odbudować populację i trzymały się szansy przeżycia dosłownie zębami i pazurami. Desperacko. Właśnie dlatego musiał jak najszybciej uzdrowić się i ruszyć do Cormanthoru. Nie miał jednak serca wspominać Trithowi o tych “drobnych” różnicach.

W końcu zatrzymali się na tarasie przed sporym budynkiem, przypominającym pagodę. Jego wnętrze rozświetlało kilkanaście, zdobionych lamp mimo, iż było dopiero przed południem. Między łóżkami rozstawionymi pod ścianami jak i w centrum pomieszczenia kręciły się dwie, młode elfki z tacami.


- Wielki Elmethaar przysyła kogoś do pomocy, Esmerell. - zagadnął Trith do jednej z dziewcząt, wskazując na kapłana.- Pan Baelraheal Bellasvalainon z Evermeet. Kapłan w służbie ojca naszej rasy. Kapłanie, przedstawiam Ci Esmerell Reanflet. Zielarkę i uzdrowicielkę Mbarneldoru...
- Bardziej z przymusu niż powołania. - wtrąciła się szybko kobieta. Nie należała do przesadnie urodziwych. Jej oczy zdawały się smutne, a wydatne usta nie pasowały w żaden sposób do małego, krągłego nosa.



- Nie zrozum mnie źle kapłanie... Czuję się w obowiązku pomocy mym rodakom. Nie jestem jednak, jak to ujął Trith, uzdrowicielką. Owszem, znam się nieco na zielarstwie... Jednak to za mało. Potrafię przygotować wywary, które pomagają na gorączkę, łagodzą kaszel czy dodają energii. Tutaj... - obejrzała się za siebie.- Często potrzeba czegoś więcej. Być może boskiej łaski? - zerknęła na Tritha, który lekko się skrzywił na te słowa.- O ile i oni nie zapomnieli o tym miejscu, jak i o nas wszystkich. - przetarła spocone czoło rękawem swojej koszuli, na którą narzuciła skórzaną kamizelkę. - Mam tutaj trzy zatrucia... Niestety, zdarzają się one często. Jesteśmy zmuszeni żywić się głównie owocami i grzybami. Mięsa z łowów jest za mało. A to prowadzi często do pomyłek i... Zatruć. Głównie przez grzyby. Moje wywary nie pomogą... Uśmierzają jedynie ich cierpienia. - Zmarszczyła brwi wbijając spojrzenie w podłogę. Wymieniała dalej: - dwa złamania. Tym się już zajęłam. Ale jeden z nich ma przebite płuco... Belka spadła mu na klatkę i złamała żebra. Jedno wbiło się w organ.- wzruszyła ramionami. - Trzech starców cierpiących na poważny reumatyzm. Niestety, stracili w większości czucie w nogach. Dziecko, wpadło w zatrute ciernie, gdzieś w zapuszczonych ogrodach. Zioła nie pomagają w walce z zatruciem. A rany po kolcach nie chcą się goić. To samo z piątką łowców, którzy wpadli w łapy hordy goblinów...
- Straciliśmy wtedy tuzin ludzi. - wspomniał smutno Trith. - I to nie były same gobliny, były z nimi ogry i giganci. - westchnął. - Cały ich klan panoszy się po lesie. Czasami zbliżają się do nas zbyt bardzo. Ufamy w magię naszego pana, jednak nie pozwala to na spokojne łowy. A i zwierzyny nie jest na tyle dużo by się z nimi dzielić.
- Musiał dowodzić nimi jakiś mag...- ciągnęła dalej elfka. - Ich ciała są naznaczone przez magiczne siły. Poparzone? W każdym razie, to zbyt wiele jak na moje skromne zdolności.

Gwardzista Boga ukłonił się i uśmiechnął do dziewczyny gdy Trith go przedstawił, nie wtrącał się w ich tłumaczenia, choć uśmiech gasł na jego ustach gdy słuchał listy obrażeń i nieszczęść. Przymknął na chwilę oczy.
“Wystarczyłby jeden, jeden jedyny kompetentny kapłan... Oni umierają, nie tylko na jeden sposób...”
- Znakomicie, panno Esmerell, powinniśmy się dobrze uzupełniać - powiedział z powracającym uśmiechem. - Jeśli chodzi o zioła to jestem prawie ignorantem, ale co do reszty … może da się coś zrobić. Zresztą z doświadczenia wiem że opieka miłej i ładnej uzdrowicielki jest w stanie zdziałać więcej niż niejedna moja modlitwa - uśmiechnął się do dziewczyny z humorem w głosie i oczach - Proszę mnie oprowadzić i pokazać wszystkich rannych i chorych. Tropicielu, poczekaj na mnie proszę. Chciałbym później porozmawiać.

Ruszył za dziewczyną, tym razem porzucając powściągliwą maskę przybraną na czas rozmowy z Elmethaarem i Trithem, uśmiechając się i witając serdecznie z rannymi. Szacował kto najbardziej potrzebuje leczenia, ale wiadomo było od początku że dziecko będzie miało pierwszeństwo i trzymaną w zapasie najpotężniejszą modlitwę leczącą na nie pierwsze zużyje. Zżymał się w duchu na swój wybór, po raz pierwszy od momentu gdy utracił zdolność zamieniania wyproszonych łask-modlitw w leczniczą energię. Ale było za późno na żal.
- Jak Twoje zdrowie, młodzieńcze? - przysiadł na posłaniu obok dzieciaka, wpatrującego się w niego szeroko rozwartymi oczami. Baelraheal jakoś specjalnie się nie dziwił - nawet pomijając fakt że dziwaczną mieszankę elementów zbroi zostawił na tarasie, mało kto nie wracał spojrzeniem do jego ciemnej niczym u Południowca cery. No i biorąc pod uwagę że zapewne tu prędzej śmierci się spodziewali niż obcego kapłana...



- Przyznam że nie znam się na tutejszych motylach, zresztą chyba nie pora na nie, ale czy mógłbyś mi coś powiedzieć o tym gatunku? - wyszeptał kilka słów i ponad głową spoconego, leżącego w gorączce, zabandażowanego chłopca faktycznie pojawił się pręgowany niczym tygrys motyl, fruwający sobie w najlepsze mimo jesiennej pory. Kapłan z uśmiechem mrugnął do uzdrowicielki na widok otwartych w zdziwieniu ust dzieciaka.
- W tym czasie Esmerell i ja obejrzymy sobie Twoje zadrapania - powiedział.
- Ale przecież motyle... - chłopiec odezwał się całkiem rezolutnie jak na gorączkę w której był pogrążony, tyle że Baelraheal przerwał mu łagodnie.
- Obserwuj, obserwuj, powiesz mi za chwilę czy często tu takie widziałeś... - napomniał gdy rozwijali bandaże i oglądali obrażenia, zgodnie ze starożytną zasadą że “dobry cyrulik i zęby rwie, i oczy mydli”.
- Ojcze Elfów, obdarz mnie łaską uzdrawiania ran ku chwale Twego imienia - zabrzmiały słowa w języku niebian gdy dotykał czoła chłopca, z uśmiechem zabrał dłoń gdy poczuł że lecznicza energia wlała się w ciało leżącego a ranki i przebarwienia od trucizny zamykają się i znikają.
- Wiesz że motyle potrafią leczyć? Tak przynajmniej mówi moja córka, a mam z nią same kłopoty - nie słucha się i wchodzi gdzie nie potrzeba, bardzo podobnie jak Ty. No i potem motyle muszą ją leczyć - Baelraheal uśmiechał się gdy to opowiadał - jeśli jego słowa wywołały wesołość u pacjentów naokoło i poprawiły im humor to już osiągnął część tego po co przybył. A że brzmiało to bzdurnie … wzruszył w duchu ramionami bo niewiele go to obchodziło - Spróbuj go złapać, śmiało! Wstań, nic Cię nie będzie bolało!

Gdy chłopiec opuścił już szpitalik i można było skupić się na gorszym zadaniu, pochylił się nad mężczyzną z połamanymi żebrami. Czułby się pewniej gdyby miał możliwość poczekać do następnego dnia i wymodlić więcej łask Pierwszego z Seldarine, ale nie było co ryzykować - istniała zbyt duża szansa na to, że ranny nie dożyje poranka.
- Operujemy? - uśmiechnął się do panny Reanflet, choć po prawdzie pytanie było retoryczne, skoro mężczyzna umierał. Nie mieli nic do stracenia, a wszystko do zyskania. - Przygotujmy go...
- Zagotuj wodę, Isme. Przygotuj prześcieradła i zanieś je do pomieszczenia...- nie wymawiając nazwy, wskazała wzrokiem niepozorne drzwi gdzieś w głębi pomieszczenia. - Tam będziemy mieli spokój. Czego potrzebujecie jeszcze, kapłanie?
- Tego co przy takim zabiegu konieczne, mam przy sobie … - Baelraheal urwał gdy przypomniał sobie że zestawy uzdrowiciela są chwilowo niedostępne, bowiem zaklęcie Elmethaara skutecznie uniemożliwiło korzystanie z jego plecaka. Potrząsnął głową.
- Dzisiaj będę musiał polegać na Waszym ekwipunku... - machnął ręką a widząc pytające spojrzenie Esmerell dodał - później wytłumaczę. Zajmijmy się nim - wskazał rannego.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 22-07-2012, 12:00   #127
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
- Wielki Elmethaar ma … miał może więcej dzieci? - zamyślony Baelraheal zapytał Tritha gdy opuścili szpital. Kapłan pożegnał się serdecznie z rannymi i uzdrowicielkami, obiecując pojawić się następnego dnia z samego rana, sumitując się że dotarcie do Mbarneldoru poważnie nadszarpnęło na dziś jego zasobami leczniczej energii. Cóż, nie było to kłamstwo, choć i niezupełnie prawda. Pocieszył się myślą że jutrzejszego dnia będzie w stanie pomóc większej liczbie osób. Przy odrobinie szczęścia - wszystkim.
Początkowo Trith zdawał się pomijać pytanie kapłana. Nawet nie skierował swojego spojrzenia w jego stronę.
Za to złoty elf uważnie przyglądał się tropicielowi.
- Dobry bard niemal potrafi dorównać kapłanom jeśli chodzi o leczenie ran, chorób czy zatruć - zmienił ton na bardziej lekki skoro Trith nie spieszył się z odpowiedzią, ale mimo wszystko z uwagą czekał na jego słowa.
Po zdawać się mogło pełnej napięcia ciszy, tropiciel w końcu burknął coś pod nosem. Dopiero powtarzając kilkukrotnie dźwięk w swych myślach Baelraheal był w stanie zrozumieć: “Marllene”.
- Jest bardką? Podobnie jak panna Selene? - zagaił znowu. Co prawda wspominając wcześniej o bardzie miał na myśli Selene, ale nie zamierzał płakać jeśliby rozmowa potoczyła się w zupełnie nieoczekiwanym kierunku.
Odczekał chwilę.
- Tropicielu? - ponaglił wreszcie.
- Nie, nie jest. A może nie była? Nie ma jej wśród nas. Odeszła... Dawno temu.
- Śmierć nie wybiera - Baelraheal błędnie zinterpretował zawahanie głosu Tritha, pokiwał głową ze smutkiem.
- Odeszła z Mbarneldoru. Nie wiem jaki los spotkał ją później.- wojownik dodał obojętnie.
“No, to było … zaskakujące” - pomyślał Gwardzista Boga. Z drugiej strony, jak uznał po chwili namysłu, nie było to nawet takie dziwne. On by tu zapewne długo nie wytrzymał.
- Kto uratował pannę Shardaerl z ruin, o których wspominał Wielki Elmethaar? - zagadnął - Daleko są one od Mbarneldoru? I na co Selene się natknęła?
- Ja, kapłanie. To mnie wysłał Wielki Elmethaar, kiedy tylko zorientował się, że jego córki nie ma w osadzie. - głos elfa wydawał się w dalszym ciągu pozbawiony emocji. - Chociaż trudno mówić tutaj o “uratowaniu”. Odnalazłem ją kiedy już zawracała z ruin w kierunku Mbarneldoru. Ponoć w ruinach starego miasta żyją setki magicznych stworów... Być może przyciąga je magia Natchnionego Liścia? A może to sprawka magii wspomnianego Leśnego Licha? Trudno stwierdzić, kapłanie. Wiem jednak, że nie zaryzykowałbym posyłania tam oddziału naszych łowców z czystej ciekawości...
Słoneczny elf uśmiechnął się z rozbawieniem, zaraz jednak potrząsnął głową.
- Wybacz, uśmiecham się bo o ciekawości i mowy nie ma, tyle że jak mus to mus, pójdziemy bo trzeba. Jeśli nam się uda to może się zdarzyć że te różne … magiczne stwory … pociągną na Mbarneldor za Natchnionym Liściem... - dodał już zupełnie poważnym tonem i z nutą ostrzeżenia w głosie.
- Wierzymy w to, że Liść w rękach Wielkiego będzie narzędziem dodatkowo broniącym Mbarneldor. W połączeniu z iluzją...- wzruszył ramionami.- Nie zamartwiałbym się tym na waszym miejscu.
Trudno było cokolwiek mądrego powiedzieć na takie twierdzenie. Kapłan doszedł po chwili do wniosku że wszystko co podniesie ducha mieszkańców warte jest wysiłku i starania - w końcu gdyby nie jego wiara jego też tutaj by go zapewne nie było … i na świecie również, do tej pory. Już nie pamiętał ile razy boska łaska Pierwszego z Seldarine uratowała mu życie.
- Od dawna to Leśne Licho zamieszkuje w ruinach? - zapytał jeszcze. - To po drodze do nich można natknąć się na te wszystkie gobliny i ogrów? - wolał się upewnić z czym mogli mieć do czynienia. - I gigantów? - przypomniał sobie nagle wcześniejsze słowa Tritha.
- Co do Leśnego Licha, nie mam pojęcia. Ruiny przodków nigdy nie były obiektem naszego zainteresowania. Są zbyt daleko i nie sądziliśmy, że kiedykolwiek będą nam do czegoś... potrzebne? Oczywiście, do momentu kiedy Panna Shardaerl natknęła się na wzmianke o Natchnionym Liściu, który mial zostac tam przeniesiony setki lat temu ze świątyni pod Wielkiem Bukiem. - elf zawiesił swoje spojrzenie gdzieś na koronie majestatycznego drzewa.- A co do pozostałych bestii... Zazwyczaj spotkać je można bardziej na zachód od Mbarneldoru. Tam, gdzie puszcza dotyka morza. Ale nigdy nie można być do końca pewnym.
- Tak, nie można być zbyt pewnym - Baelraheal skinął potwierdzająco. - Skądś to znam - dodał sam do siebie.
- Panna Shardaerl chyba … nie jest zbyt zdyscyplinowana... - było to coś pośredniego pomiędzy pytaniem, a stwierdzeniem.
Tropiciel drgnął nieznacznie.
- Jako córka Wielkiego Elmethaara od zawsze mogła pozwolić sobie na nieco więcej... Ale... To nie brak zdyscyplinowania. Tak mi się przynajmniej wydaje. - urwał nagle.
Słoneczny elf ponownie skinął głową.
- Najwyżej szybko się tej dyscypliny nauczy - mruknął - Oby w łagodny sposób, zbyt wielu towarzyszy już straciliśmy.
Milczał przez chwilę, naraz coś jeszcze przyszło mu do głowy.
- Jak daleko od Mbarneldoru są ruiny miasta? - zapytał Tritha. Ta wiedza mogłaby mu pomóc rozplanować modlitwy.
Ponownie zapadła dłuższa chwila ciszy, przez co kapłan nie był pewien czy łowca przypadkiem nie zignorował całkowicie pytania. Twarz Tritha nawet nie drgnęła, krok nie stracił tempa.
- Nieforsownym marszem, jeżeli wyruszycie o świcie powinniście dotrzeć tam przed zachodem słońca.

Baelraheal przestał wypytywać i dalszą drogę pokonali już w ciszy. Dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę z tego że miał odwiedzić świątynię i Laonę … ale było już za późno na zawrócenie.
“Trudno, jutro też jest dzień” - pocieszał się w myślach, choć wspomnienie wzburzonej Selene i jadowite słowa Elmethaara pod adresem półelfki i ludzi nie napawały go optymizmem. Ale na razie nikt ich jeszcze z miasta nie wyrzucił, odrobinę przybliżyli się do celu i to podnosiło go trochę na duchu.
Skinął głową Trithowi gdy wszedł do komnaty.
- Gdyby moja pomoc była potrzebna w szpitalu, budźcie nie zwlekając - mruknął. Nie pytał o posiłek ani cokolwiek innego, za bardzo był znużony by zwracać na cokolwiek uwagę poza wieczornymi modłami. I rozmyślaniami.



Klęczał na podłodze, bardziej dla odpoczynku niż by się ukorzyć. Zaciskał i otwierał dłonie, spoglądając na jaśniejsze linie blizn. Wspominał słowa Elmethaara, Selene, Laony, Coena … i Tritha, Esmerell czy Salarina. Miał wielką chęć porozmawiać z zaklinaczką, z którą przywykł przecież ostatnio dyskutować na najróżniejsze tematy. Niestety, dziś było to niemożliwe i Baelraheal miał gorącą nadzieję że dziewczyna odpoczywa w podobnych luksusach jak on. Nie spodziewał się jednak by Mbarneldor okazał jej gościnność na najwyższym poziomie.

Zdjął niepotrzebne rzeczy, ułożył je starannie, rękawice, będące jego główną bronią teraz, położył w zasięgu ręki. Coś nie dawało mu spokoju, coś co usłyszał od Tritha … a że parę podstawowych modlitw pozostało jeszcze do jego dyspozycji, nie zwlekał z ich użyciem. Każdy strzęp informacji mógł okazać się istotny podczas negocjacji z Elmethaarem.

Rezultaty były … co najmniej zaskakujące.
- Więc jest tu coś więcej ponad nienawiść Elmethaara do ludzi... - mruknął gdy ogarnął rewelacje które kombinacja zaklęcia wieszczącego i wydobywającego z jego pamięci oderwane strzępy informacji przed nim zdradziła.
- Muszę porozmawiać z Laoną, i to z samego rana - dodał sam do siebie, ale zaraz się zreflektował - trzeba to było mądrze rozegrać, by więcej szkód nie narobić niż pożytku. Westchnął ciężko, po raz kolejny zdając sobie sprawę w co się wpakował. Odepchnął te myśli, zamiast tego wspomniał to co uderzyło go w szpitalu - zniechęcenie. Wzdrygnął się. Mieszkańcy Mbarneldoru raczej egzystowali niż żyli. Może mieli przed sobą więcej dni na tym świecie niż on, ale był szczerze wdzięczny Corellonowi Larethianowi że jego wiara gorzała tak samo silnie jak przed laty. Odruchowo dotknął medalionu i blizny pod nim. Jeśli ma umrzeć, tu, na Wyspach, zgodnie z przepowiednią opuszczony przez wszystkich i zdany tylko na siebie i boga … to wystarczała mu świadomość że dłoń bóstwa będzie spoczywać na jego ramieniu.

Zastanowiło go czy to nie przepowiednia była powodem dla którego unikał trwałych związków … poza związkiem z Erulaeriel, ale czy to było coś trwałego? Znowu westchnął i odgonił próżne myśli. Nadchodziła pora modłów, a nie rozważań na temat płochości nimfy.
- Corellonie Larethianie, Ojcze mój, przez Twą łaskę … - zaczął recytować pierwsze, tak dobrze mu znane wiersze modlitwy.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 11-08-2012, 10:29   #128
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Idąc razem ze strażnikiem Salarin zastanawiał się co też takiego mogło się stać. “Może chodziło o małe przedstawienie jakie nam zgotował, a teraz była dopiero pora by to wygarnąć? Selene nie wydawała się osobą, która pochwalałaby takie metody, ale co ona może zrobić mając za ojca Elmethaara? Z drugiej strony wydarzyć mogło się wiele rzeczy, może coś się przytrafiło reszcie drużyny?” Westchnął zrezygnowany i kontynuował swój wewnętrzny monolog “Nie ma sensu strzelać na ślepo i domniemywać tysiąca sytuacji. Może by tak po prostu ją zapytać...?” uśmiechnął się pod nosem na tę myśl jak i wspomnienie ponętnych kształtów elfki. Nie wiedział ile dokładnie może trwać ta rodzinna pogawędka toteż postanowił odczekać kilka chwil.

Szedł spokojnie razem ze strażnikiem rozglądając się wokół i podziwiając wystrój pałacu. “Czemu nie czułem tego samego co zawsze kiedy opowiadałem Elmethaarowi o mojej... misji? Jakbym powiedział to bardziej z przyzwyczajenia niż z serca... w dodatku co ja myślę o córce Pana tego pałacu? Powiesiłby mnie za jaja” zaśmiał się pod nosem wywołując zdziwione spojrzenie idącego obok strażnika.

- To nic takiego, po prostu coś sobie przypomniałem -uniósł dłoń w obronnym geście.

Co sie ze mną dzieje? Ah, nieważne...

- A więc to tutaj? -zapytał idącego obok strażnika, który w końcu się zatrzymał
- Zgadza się, tutaj jest Twoja komnata
- Rozumiem, że strażnicy będą w pobliżu? Nie mogę opuszczać sam pomieszczenia, więc gdybym czegoś potrzebował to was zapytam.
- Będziemy przybyszu.


Salarin spojrzał jeszcze przez chwilę na elfa i wszedł do swojej komnaty. “Całkiem tu ładnie, pewnie reszcie drużyny się tak nie poszczęściło, nie licząc Baela”. Usiadł na miękkim łóżku, a po chwilo położył się rozrzucając ręce na bok. “Wyczuwam od Pana dziwną aurę Panie Keleb’Sur” sparodiował w myślach ton Elmethaara i żachnął się “Nie sądziłem, że to będzie można od tak po prostu wyczuć. O tym już mi nie raczyła wspomniec, chociaż... czy gdyby to zrobiła odmówiłbym? Raczej nie” Uniósł swoją dłoń naprzeciwko twarzy i obejrzał ją dokładnie zaciskając pięść i rozluźniając. Wstał po chwili i podszedł do okna chcąc rzucić okiem na otaczający go w tej chwili świat. “Jak to wszystko się potoczy? I czym jest to cholerne puzderko?” wyciągnął je ponownie z kieszeni. “Już chyba czas

Schował przedmiot znów na swoje miejsce i otworzył drzwi od komnaty wychodząc do obecnych pod nimi strażników.

- Zaraz przed tym jak zostałem zaprowadzony do komnaty widziałem jak Selene Shardaerl rozmawiała ze swoim ojcem. Wielki Elmethaar zlecił mi jutro misję, którą muszę wykonać w pobliskich ruinach i mam się tam udać właśnie z panną Shardaerl. To ma być niebezpieczna misja, która będzie wymagać planu i myślenia. Mam kilka pomysłów, które chciałbym czym prędzej przedyskutować z panną Selene. Jestem znany z planowania, a najlepiej gdy na ten temat rozmawia się na gorąco toteż prosiłbym was Panowie Strażnicy byście przekazali jej, że chciałem z nią porozmawiać najszybciej jak to tylko możliwe, jesli oczywiście możecie to zrobić. Wierzę, że dzięki temu wszyscy będziemy mogli wrócić cali i zdrowi z tej wyprawy co z pewnością wywoła aprobatę u Wielkiego Elmethaara. Możecie to dla nas zrobić? -spojrzał pewnym wzrokiem na gwardzistów-

A teraz grzecznie łyknijcie haczyk...

Strażnicy popatrzyli po sobie, po czym jeden z nich odpowiedział obojętnie Pieśniarzowi:
- Przekażemy Pannie Shardaerl. Jeśli wyrazi na to zgodę, spotkanie odbędzie się w jednej z pagód pałacu. - elf popatrzył na swojego milczącego towarzysza. - Przekaż Iluve wiadomośc dla Panny Sardaerl i wracaj tutaj. - następnie skinął głową Salarinowi.- Proszę wracac do swojej izby, Panie Kaleb’Sur. Niedługo otrzyma pan ciepły posiłek.

Salarin uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi.
- Doskonale, dziękuję wam Panowie.

Kiwnął im jeszcze głową po czym wrócił do pokoju i rozsiadł się wygodnie w fotelu. “Wszystko idzie zgodnie z planem, bardzo dobrze” jego wargi uniosły się w szelmowskim uśmiechu “Wręcz nie mogę się doczekać...” spojrzał na chwilę w sufit nie zmieniając wyrazu twarzy. Nie wiedział, że ktoś jeszcze w tym samym momencie uśmiechnął się w identyczny sposób.

***

Selene leżała na łóżku z rozpostartymi dłońmi i wpatrywała się bezwiednie w sufit. Już jakiś czas temu przestała płakać po tym jak ponownie zranił ją ojciec, mimo to wpadła w melancholijny nastrój szukając wyjścia z sytuacji w której tkwią już od dawna. Oko drgnęło lekko na dźwięk pukania do drzwi, ale nic więcej.

- Panno Selene, mogę wejść? - usłyszała ciepły głos jej służki - Iluve zderzył się z chłodną ścianą ciężkich myśli córki Elmathaara. W pierwszym odruchu próbowała się bronić, odpychać wszystko i wszystkich od siebie, ale Iluve nie umiała. Mury stopniały, a elfka wyrwała się z półprzytomnego stanu w którym była na tyle by odpowiedzieć najcieplej jak umiała.

- Proszę wejdź... Wejdź Iluve. - Uniosła się, siadając na łóżku i spojrzała po swej służce, z trudem powstrzymując uśmiech, choć pojawiał się on na zmarnowanej wcześniej łzami twarzy.

- Tak się cieszę że jednak wciąż tu jesteś.. - rzekła Selene. - Przy ojcu nie chciałam..

- Ojej, coś Ty z sobą zrobiła... - Iluve podeszła czym prędzej by przetrzeć wilgotne od łez policzki przyjaciółki. - Wiedziałam że tak będzie jak usłyszałam waszą kłótnię... Ja też cieszę się że nie wyrzucono mnie zupełnie z pałacu, jeszcze trochę i może znów będę twoją osobistą służącą, ktoś tu musi o Ciebie dbać. Poukładać gdy się znów rozsypiesz.

- Chodź no do mnie.
- Powiedziała lekko rozbawionym głosem Selene i uścisnęła Iluve mocno.

- Juuuż, bo mnie udusisz! - Wyrwała się Iluve z chichotem. - Nie mogę długo tu zostawać, ale jestem bo mam wiadomość dla szanownej damy Mbarneldor.

- Tak?

- Jeden z tych obcych, o których wszyscy mówią
- elf Salarin Keleb’sur pragnie zobaczyć się z panną... - Iluve uniosła brwi i zagryzła ciekawie wargę.

- Teraz? I co to za uśmiech? - Zapytała nieco zmieszana Selene, uśmiechnęła się mimo wszystko i przeciągnęła dłonią przez włosy by je odgarnąć. - Przecież ja teraz wyglądam strasznie.

- Oh przestań, Ty nawet z rozmytym makijażem robiłabyś furorę.. Zazdroszczę Ci tego uroku. Zresztą, nie wykręcaj się wszystko możemy zaraz zatuszować.

- A Tobie co tak zależy na tym spotkaniu? Ha?
- Selene wpatrzyła się wprost w oczy Iluve gdy ta sięgnęła szczotki do włosów, przysiadła przy niej i zaczęła je rozczesywać doprowadzając Selene do porządku.

- Jak to co? Staram się byś nie została starą panną. - Iluve zaśmiała się pod nosem.

- Ty wredoto, znów zaczynasz? Nie.. ja wiem że chodzi o ploteczki. Nie możesz się doczekać co Ci o nim opowiem?

- Może i tak.. ale czy to nie fascynujące? Elf zza Mbarneldor... ile on musi tajemnic skrywać... i te oczy..


- Iluve, Ty masz męża! - miękko zaśmiała się Selene

- Tylko powiedziałam że ma piękne oczy... - Iluve zrobiła minę rodzaju “nie wiem o czym mówisz”. - Oh, to ja już pójdę przekazać panu Salarinowi że niebawem przyjdziesz. - Oderwała się od rozczesywania włosów Selene i podekscytowana popędziła do drzwi. - Bo przyjdziesz, prawda?

Selene zrobiła tylko złośliwą minkę i zaczęła sama się szykować, a Iluve mrugnęła i śpiesznie wyszła z komnaty.

***


Selene przyszła do salonu dopiero za jakieś pół godziny odkąd Iluve poszła zakomunikować Salarinowi że panna z Mbarneldor zgodziła się na spotkanie. Przez czas oczekiwania mężczyzna zdążył się nieco rozgościć i rozejrzeć po pomieszczeniu które jak na taki pałac nie było zbyt bogate. Najwidoczniej Mbarneldor dawno już nie przyjmował żadnych gości, a władca niezbyt się przejmował utrzymaniem w tej komnacie jakiegoś zapierającego dech w piersi wizerunku. Mimo to pomieszczenie wciąż mieściło się w pałacowych standardach.

Po elfce nie było widać już niedawnych łez. Tak po twarzy, jak i z uśmiechu. Bardka założyła czarną suknię z głębokim wcięciem na dekolt i na plecach, wąskimi ramiączkami, a także cięciami na dole po bokach.

Gdy ujrzała elfa złapała głębszy oddech, jakby miał on dodać jej odwagi, albo przegnać dziwne myśli które sprowokowała swoimi zaczepkami Iluve. Zatrzymała wzrok na oczach które tak zachwalała jej służka i choć to ona była u siebie w domu, oparła się dłonią o framugę drzwi zatrzymując się zamiast podejść. Dopiero po chwili zorientowała się że nie wypada jej tak, skarciła się w myślach i podeszła powoli do siedzącego na sofie mężczyzny by zaraz usiąść obok. Odgarnęła dłonią włosy i zarzuciła nogę na nogę elegancko.

- Witaj panie Salarin, podobno.. chciałeś mnie widzieć?

Mężczyzna oczekując na przybycie Selene zastanawiał się jak rozegrać to wszystko. “Najważniejsze się udało, będę musiał zacząć od tego co powiedziałem strażnikom. Inaczej byłoby to... dziwne i nie spotkałoby się zapewne ze zbyt ciepłym przyjęciem. Zresztą zobaczymy jak to wyjdzie na gorąco, pewnie zaraz przy...”

Nim zdążył dokończyć swoje rozmyślania do pomieszczenia weszła ta, której oczekiwał. Odruchowo na jej widok uśmiechnął się szeroko co mogło w pewien sposób rozluźnić sytuację. Starał się kontrolować swoją mimikę przesuwając wzrokiem po jej twarzy, figurze czy piersiach ale raczej niezbyt mu się udało. Przez to Selene mogła dostrzec w jego spojrzeniu błysk sugerujący coś więcej niż wzrok zapowiadający formalne spotkanie. Złapał jej wzrok w jednej chwili i nie odpuszczał zapominając, że tak nie wypada “Co raz mniej potrafię nad sobą panować...”

- Witaj panno Selene, jestem wdzięczny że odpowiedziałaś na moją prośbę pomimo tak późnej godziny, ale miałem pewną nie cierpiącą zwłoki sprawę. Na początek jednak jeśli nie zabrzmię jak nietaktowny prostak to czy mogę zwracać się do Ciebie po imieniu? Tak myślę, że będzie prościej -przekrzywił nieco głowę z łagodnym uśmiechem-

- Oh tak, prooszę... - Odetchnęła z uśmiechem, ale zerkając gdzieś w bok jakby zawstydzona. Prawda była jednak taka że nie znosiła tego całego dworskiego zachowania które narzucało jej urodzenie. Wolałaby tysiąc razy bardziej siedzieć w taniej portowej knajpie i słuchać pieśni prostych ludzi czy elfów.

Salarin kiwnął głową szybko z zamiarem kontynuowania, ale widząc jej zachowanie zrobił niechcianą pauzę przyglądając się z ciekawością i wtedy też do jego nozdrzy doszedł zapach jej perfum “Ładne...” Skarcił się jednak w myślach ponownie.

- W zasadzie to tych spraw jest kilka... zaniepokoiłaś mnie kiedy weszłaś taka roztrzęsiona do komnaty kiedy rozmawiałem z Twoim ojcem. Co prawda nie znam Cię jeszcze, ale nie wydajesz się osobą która wpada w taki stan z byle powodu, więc od razu do głowy przyszły mi różne scenariusze. Co się stało?

Powinienem był zacząć od wyprawy, to co powiedziałem teraz nie jest powodem by ją tu ściągać, ale pal to licho

Uśmiech zszedł jej z ust i zmarkotniała nieco, zerkając cały czas na Salarina. Oparła dłonie na udach i troszkę nerwowo potarła jedną o drugą. Straciła nieco pewności siebie, a oddech stał się płytszy.

- Może nie powinienem o to pytać -powiedział miękko widząc, że nie jest to prosty temat- jeżeli to prywatna sprawa to zrozumiem i nic się nie stanie -posłał jej pokrzepiający usmiech-

- Przepraszam że musiałeś tego słuchać Salarinie, ale.. w zasadzie nie powinnam o tym mówić. - Westchnęła po czym uśmiechnęła się na przekór trudnościom. - Niestety nikt najwyraźniej nie powita was tu tak jak powinien. Wstyd mi.

- Nie ma za co przepraszać Selene -położył dłoń na jej ramieniu nachylając się nieco- Ty zrobiłaś wszystko, a wydaje mi się że nawet więcej niż mogłaś by zgotować nam godne powitanie. Nikt nigdy nie sprawił mi takiego niezapowiedzianego przedstawienia, było naprawdę wspaniałe. Dodam nawet, że miałem ciarki na całym ciele -wyszczerzył się- a to się rzadko zdarza.

- Dziękuję! - Rozpromieniała uśmiechnięta i zadowolona z jego słów.

Po krótkiej chwili cofnął rękę.

- A jutro czeka nas mała “wycieczka” -powiedział oszczędnie sprawdząjąc czy elfka jest już zorientowana w temacie-

Wraz z jego nowymi słowami znów spochmurniała, a usta elfki zamieniły się w wąski paseczek.Spojrzała na wprost wyraźnie zamyślona, troszkę skołowana i przetarła dłonią oko nim mogła zebrać się tam jakaś łza.

Jesteś małomówna hm?
Elf ugryzł się w język kiedy chciał już pytać o Leśne Licho i puszczę. Nawet kiepski obserwator zauważyłby gwałtowną zmianę nastrojów elfki dotyczącą pewnych tematów. Jako, że tak naprawdę to Salarinowi nie chodziło przy aranżacji tego spotkania o taktyczny wywiad postanowił dzisiaj nie ingerować w przykre dla niej sprawy. Przynajmniej tak mu się wydawało, kwestię formalną można poruszyć jutro jak wszyscy się zbiorą.

- Puszcza... poza iluzjami z pewnością skrywa wiele miejsc wartych odwiedzenia, miejsc nie dotkniętych jeszcze trudami świata. Jest takich wiele jakie ja chciałbym jeszcze zobaczyć, a Ty? Chciałabyś zobaczyć świat?- zapytał starając się ubarwić swój ton głosu na tyle melodyjnie na ile potrafił w swoim skromnym talencie, chciał zdecydowanie zmienić temat i atmosferę na przyjemniejszą.

Selene zwróciła się w jego stronę, uniosła wzrok ku jego oczom. Mógł ujrzeć w jej spojrzeniu niepewność, strach i pełno żywych, niezidentyfikowanych emocji. Wszystko co powiedział weszło jej jednym uchem a drugim uciekło. Myślami wciąż pozostała przy jego poprzednim zdaniu. Zakręciła oczami bezsilnie jakby szukała przed czymś ratunku, mimo to z zewnątrz wydawała się dość spokojna.

- Nie możemy tam iść... Czego on chce, zabić nas wszystkich? - Wyrwało się jej w końcu, może nieco za głośno niż chciała..

Bardzo wiele bólu w sobie skrywasz prawda?
- Wątpię by Elmethaar chciał śmierci swojej córki, wręcz powiedziałbym że każdego potencjalnego adoratora by spalił na popiół nie mówiąc o czymś takim -uśmiechnął się starając rozluźnić atmosferę- Poradzimy sobie słyszysz Selene? -ponownie dotknął jej ramienia na którym spoczęło kilka jej włosów- powiesz nam jutro dokładnie czego mamy się spodziewać i wspólnie przejdziemy przez to. Moi towarzysze są... bardzo solidni. Przez nie jedno już przeszliśmy i mamy zamiar iść dalej. Z Twoją pomocą i znajomością puszczy pójdzie nam jeszcze lepiej. Uszy do góry -musnął palcem jej brodę jakby pieszczotliwym ruchem chcąc dodać otuchy-

Elfka słuchała go bardzo uważnie i wydawało się że słowa Salarina nieco ją uspokoiły bo na koniec nawet nieco się uśmiechnęła. Jednak gdy musnął jej bródkę zerknęła dość zaskoczona. Po chwili uśmiechnęła się znów, choć nieco zarumieniona i rzekła do niego.

- Jesteś bardzo.. - zerknęła jeszcze na jego dłoń na swym ramieniu. - Zuchwały jak na gościa w mym pałacu i jak na to jak krótko się znamy.

Salarin podążył za jej wzrokiem i płynnie cofnął rękę nie tracąc rezonu, co prawda przyznał jej w myślach racje, może i na zbyt wiele sobie pozwolił.

- O wybaczenie zatem proszę jesli naruszyłem za bardzo Twoją prywatną przestrzeń Selene -usmiechu jednak nie zabrał- mam po prostu... dosyć mocno rozwiniętą empatię i potrafię wyczuć kiedy ktoś skrywa wewnątrz siebie ból. Może to dlatego zachowałem się tak, a nie inaczej gdyż widzę go po Tobie, tak sądzę. Taki już jestem, no i nie zapominając o tym że wyjątkowo przyjemnie mi się na Ciebie patrzy.

Niedługo to chyba naprawdę przesadzę

- Wyjątkowo przyjemnie Ci się na mnie patrzy? Co masz na myśli? - rzekła elfka marszcząc brwi i jak się domyślił posądziła go już w myślach o wlepianie w nią wzroku to tu to tam, jakby nic więcej sobą nie reprezentowała.

- Dokładnie to co powiedziałem -odpowiedział w ogóle nie zbity z tropu- godnie reprezentujesz swój ród -potarł dłonią policzek zastanawiając się przez chwilę-

- To brzmi jak wymówka.. ale może lepiej skończmy temat mojej rodziny, to nie najlepsza droga.

- Racja
-odsunął dłoń od swojego policzka i ponownie zerknął na nią- wydaje mi się, że długo nie zostaniemy w Mbarneldorze, a dostaliśmy zakaz zwiedzania samopas okolicy. Czy jest w pobliżu pałacu miejsce jakie chciałabyś pokazać swoim gościom?

- Ale... jak szybko macie zamiar odejść?
- W oczach Selene wymalował się szczery smutek. - Jest tyle rzeczy o których moglibyście nam.. mi opowiedzieć i pokazać...

- Nie wiem konkretnie kiedy, wtedy kiedy uzyskamy informacje z Wielkiej Biblioteki, a potem musimy ruszać czym prędzej, ale nic straconego. Zapraszam w takim razie na spacer o ile mogę to zrobić bo nie ja tu jestem gospodarzem. Opowiem Ci część z tego co wiem, co widziałem i z chęcią odpowiem na Twoje pytania -pokazał zęby w uśmiechu patrząc jej w oczy-

- Nie wiem czy możemy wyjść... - zerknęła na boki a na jej twarzy wymalował się lisi uśmieszek. - ale co tam życie bez odrobiny szaleństwa byłoby strasznie nudne.

Salarin roześmiał się słysząc jej słowa.

- Z pewnością tak, najwyżej jutro mnie upieką na wolnym ogniu, ale co tam...-mrugnął parodiując ją- To jak się wydostaniemy? Jakieś sekretne przejścia...?-zmrużył oczy udając skupionego szpiega-

- A myślałam że to ja będę Cię piec.. - zatarła ręce z delikatnym uśmiechem. - Przejdziemy się po pałacowych ogrodach? Straży każę zaczekać przy wejściu.

Pieśniarz zamrugał kilka razy będąc pozytywnie zaskoczonym i skrzyżował ręce na piersi patrząc z udawaną podejrzliwością.

- Masz skłonności do tortur...? Ciekawe co tam jeszcze w środku skrywasz Selene, nie mogę się wręcz doczekać by to odkryć. -uśmiechnął się lisio- tylko gdybyś to miała być Ty to własnoręcznie byś musiała mnie rozebrać -zaśmiał się pod nosem-

- A nie wyglądam, prawda? - Zachichotała i wstała miękko z sofy, podając mu dłoń. - Cóż.. nie każda tortura musi wiązać się z rozbieraniem.. - elfka przyłożyła palec do ust, cmoknęła go zastanawiając się i w końcu spojrzała na Salarina. - Ale widzę co chodzi ci po głowie, to ten dekolt?

- Ano nie wyglądasz -ujął jej dłoń i także wstał energicznie z sofy- Dekolt? Ale o czym Ty...-udał głupiego przez sekundę by mieć pretekst do bezpiecznego spojrzenia- Ah, o to chodzi -zerknął bezceremonialnie po czym przeniósł wzrok na jej oczy z uśmiechem- Cóż, może coś w tym być ale z pewnością... to nie jest jedyny powód -wyszczerzył się patrząc nieco bezczelnym wzrokiem jednak trzymając go na wysokości jej twarzy- Zatem prowadź Milady

- To dobrze że nie jedyny... ale w rzeczywistości nie ma na co patrzeć, to tylko iluzja, bardzo je tu lubimy. - Mruknęła sobie wesoło pod nosem odwracając się i prowadząc go za rękę. Skłamała by ugasić mały pożar który im tu wybuchł.

- W takim razie razie mam nie wierzyć w nic póki nie dotknę? -mruknął pod nosem Salarin tonem nie wymagającym odpowiedzi uśmiechając się pod nosem.

Selene aż zwolniła, zerkając nieco za siebie i westchnęła nieco rozkojarzona. Nie, niezupełnie to miała na myśli za to elf nie ustępował. “Chyba będzie trzeba ogień ogniem zwalczać” - pomyślała i zmarszczyła nosek nieco. Przyspieszyła ponownie kroku i szarpnęła go nieco bardziej za rękę, złapała niżej dłoń tak że mogła lekko skarcić go za te słowa, wyginając palce w tył.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 11-08-2012, 10:48   #129
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
- I Ty Salarinie twierdzisz że z tym niepohamowanym usposobieniem bywałeś w pałacach Evereski? Coś mi się tu nie zgadza... - rzekła i chciała wygiąć jego palce jeszcze troszkę aż by lekko zabolało, ale w końcu elf złapał miękko jej rękę uniemożliwiając dalszą zabawę i uniósł ją do góry by oboje dobrze widzieli, nie było w tym żadnej przesadnej siły czy niedelikatności

- Ciekawy sposób zachowania jak na pałacową księżniczkę -uśmiechnął się złośliwie patrząc jej w oczy- coś mi się tu nie zgadza... -spojrzał uważnie na rękę, której dotykał- to prawdziwość ręki mamy zweryfikowaną, ale chyba nie powinniśmy robić tu takich scen, jeszcze uwagę strażników przykujemy -rozejrzał się dyskretnie.

Wyrwała dłoń z jego uścisku, z lekko oburzoną miną i myślą “ Jak to? Nie dał mi wygrać w mojej grze?”. Prowadziła dalej Salarina przez pałac, tym razem nie za rękę, a minkę miała nieco złośliwą jakby obmyślała plan zemsty. Gdy dostrzegła że się jej przyjrzał, natychmiast zmieniła oblicze na niby obojętne.

- Czyżbyś obawiał się mojej straży? - zapytała nie odwracając się do niego, gdyż ciągle była jakby jeden krok do przodu. Dostrzegł natomiast że nadstawiła nieco prawe ucho, które, spiczaste odgięło się nieco ku niemu.

- Nie chciałbym by powstrzymali nasz spacer -powiedział szczerze- często nie będę miał okazji z Tobą porozmawiać sam na sam, to cenny czas -nie wiedząc czemu uśmiechnął się sam do siebie kończąc swoją kwestię-


Elfka nie odpowiedziała nic, jednak uśmiechnęła się na te słowa do siebie. Ona sama miała tak wiele powodów by spacer ten był równie ważny. Nie licząc już faktu że ostatnie miesiące siedziała zamknięta w budynku, prawie nie spotykała się z innymi, a od jedynej bliskiej osoby którą miała tam pod ręką nie mogła spodziewać się ani jednego ciepłego słowa dochodziły też inne powody. Salarin mógł opowiedzieć jej więcej o otaczającym Mbarneldor świecie. Był też elfem a więc mogła skonfrontować jego sposób bycia i filozofię z jej własną, lub typową jej ojcu. Ciekawość świata Selene, była jednym z silniejszych uczuć wypływających z serca i gdyby nie to że równie silnie kochała swojego ojca, już dawno by z tamtąd uciekła.

Był też dodatkowy pierwiastek, do którego przed samą sobą nie chciała się przyznawać i w tej kwestii Iluve miała nieco racji. Salarin choć nieco niepoprawny i roztrzepany miał swój urok. Ubrany był stylowo i wydawał się zadbany co w oczach wyczulonej na to artystki także sporo znaczyło. Młody i przystojny, pełen tajemnic i energii jakoś ją do siebie przyciągał. Być może za długo jej życie przypominało cichy bieg strumienia, a przecież ona również była młoda, chciała czerpać z niego ile się da. Nie chciała przyznawać sobie w myślach że Elmathaar jest jak kotwica która trzyma ją w tej cichej, opuszczonej zatoce podczas gdy ona chce wypłynąć na ocean. Miał rację, jako księżniczka pozwoliła mu już na znacznie za dużo, ale ona wcale nie chciała być tą księżniczką.

Ostre światło uderzyło o ich twarze gdy straż otworzyła przed nimi drzwi, a przed oczami ukazał się tył pałacowych ogrodów. Tak inny od reszty miasta, pełen barw i uroku. Nie skalany smutkiem tego miejsca, jak z jakiejś niesamowitej bajki. Było to miejsce zupełnie nie potrzebne jej ojcu i które przygarnęła pod swoje skrzydła. Oczywiście pewnym było natychmiast że rzeczywistość miesza się tu z iluzją, a jednak ostatecznie pod wrażeniem piękna tych ogrodów najzwyczajniej zapominało się o tym, dając ponieść stworzonej przez właścicielkę magicznej krainie.

- Zostańcie, nie potrzebuję eskorty w moim ogrodzie. - Powiedziała Selene dłonią zatrzymując straż. Świat do którego wkraczali nie tolerował gości którzy nie chcieli stać się jego częścią, a elfka nie miała zamiaru zaburzać jego uroku.

Razem z Salarinem poszła dalej i dalej aż nie widać było ani pałacu, ani murów otaczających ogród. W przeciwieństwie do wielu ludzkich ogrodów ten był stworzony w zupełnie innym stylu. Jakby oddając cześć naturze miała ona tu więcej swobody i przypominała wręcz bardziej przepiękny las, niż uporządkowany, rozplanowany chodnikami, żywopłotami i równo przyciętymi drzewami, jałowy ogród. Dróżki były tu wąskie, i skromne, a wszelkie dodatki, konstrukcje czy rzeźby rzadkie. Powietrze przesycone było zapachem wody i lasu, a jednak nie dręczyły ich żadne komary. Było znacznie więcej światła mimo że zaczynało się ściemniać, a gdzieniegdzie Salarin mógł zobaczyć też prawie czyste niebo z rozlanymi nań chmurkami, zapewne jedną wielką iluzją.


Wyszli razem do powoli płynącej rzeczki. Idąc wzdłuż niej doszli do pięknej kamiennej altanki, gdzie pośród kwiatów i śpiewu ptaków mogli razem usiąść. Selene sama dawno tu nie była, w zasadzie od czasu gdy ojciec zamknął ją w pałacu. Niektóre rzeczy zdały się jej zaniedbane, ale były to szczegóły które musiały umknąć oku Salarina. Podekscytowana zatrzymała się jeszcze przed altanką i odwróciła do mężczyzny z radosnym uśmiechem.

- I jak Ci się podoba moja część Mbarneldor?

Pieśniarz podczas podróży trzymał język za zębami by nie zaalarmować swoim głosem więcej straży niż potrzeba. Z pewnością zdziwiłby ich głos obcego w miejscu w jakim go być nie powinno. W tej chwili zdawał się w pełni na nią. Starał się przesadnie nie gapić, ale nie pożałował sobie kilku spojrzeń. W trakcie krótkiej rozmowy jaką mieli za sobą Selene wydała mu się jeszcze ciekawszą kobietą niż myślał, a myślał wcześniej już sporo. Utalentowana artystka skrywająca w sobie wiele bólu, kilkoma swoimi wypowiedziami wzbudziła w nim... instynkt opiekuńczy? Sam nie potrafił tego dokładnie nazwać, z jednej strony wrażliwa i delikatna, a z drugiej potrafiąca pokazać pazurek i być nieprzewidywalna. Zainteresował się nią od momentu kiedy ją usłyszał, a teraz zostało to jeszcze spotęgowane. Nie wiedział czy to zdrowe lub czy wyjdzie mu na dobre, w końcu była kim była, a on był gościem tu gdzie był. Nie potrafił jednak lub nie chciał się cofać. Rozbudzała jego myśli na wielu płaszczyznach, a w momencie gdy patrzył na jej kształty jedna z nich wyjątkowo silnie dawała o sobie znać.

Kiedy tylko zobaczył pałacowe ogrody pomyślał "Widać tu jej rękę". Z wielką przyjemnością podziwiał piękno tego miejsca. W zupełności dał mu się ponieść zastanawiając się przez chwilę, że ostatnio co raz częściej tak robi. Jego zmysł estetyczny był pod wielkim wrażeniem, Selene zaskakiwała jego zmysły na każdym kroku. Najpierw koncertem powitalnym, a teraz ogrodami. To w dodatku do mnóstwa innych rzeczy sprawiało, że bardzo dobrze czuł się w jej towarzystwie i cieszył czasem kiedy nie było tu nikogo poza nimi.

Uśmiechnął się na widok altanki i kwiatów przenosząc wzrok na elfkę. Kiedy zapytała go o zdanie odpowiedział niemal w tej samej chwili:

- Piękna -skwitował jednym słowem z uśmiechem nie potrafiąc przez chwilę wydusić z siebie więcej, podszedł do rosnących w pobliżu kwiatów i dotknął ich płatków badawczym gestem i nachylił się by sprawdzić zapach- widać tu Twoją rękę Selene, naprawdę masz duszę artystki -wstał i podszedł znów do niej- To miejsce... pasuje do Ciebie, do Twojego piękna.

- Zapraszam, usiądźmy. - Selene wyciągnęła dłoń, jakby wskazując mu drogę i uśmiechnęła się słysząc słowa elfa. Szczerze cieszyła ją jego reakcja, a i ona nieczęsto miała tu gości.

- Dziękuję -odpowiedział jej na uśmiech i skierował swoje kroki do altanki, po wejściu rzucił okiem jak wygląda od środka i usiadł na ławeczce opierając łokieć o balustradę, przeniósł ponownie wzrok na nią-
Musisz bardzo kochać swój ogród prawda? Myślę, że mógłby koić serca wielu istot.

Elfka podeszła i przysiadła się obok, śledząc wzrokiem jego spojrzenie z zainteresowaniem. Ogród choć piękny był już jej dobrze znany, ciekawsze było więc obserwowanie wrażenia jakie wywarł on na Salarinie.

- To prawda, ale to nie moje dzieło jest tak piękne lecz samej natury. Ja tylko przywołuję obrazy miejsc których najczęściej nigdy na własne oczy nie widziałam. Część z tych roślin nie jest prawdziwa, czytałam tylko o nich w książkach lub widziałam w szklanych kulach. - Odpowiedziała zarzucając nogę na nogę i ujmując dłońmi kolano.

- Przydatna umiejętność móc stworzyć obraz swojego idealnego domu gdziekolwiek by się nie było. Pomimo że to iluzja to i tak myślę że podtrzymywałaby na duchu w trudniej sytuacji. Jeśli mogę coś zasugerować to obrazu dopełniłyby jeszcze zwierzęta -spojrzał z zaciekawieniem jak zarzuciła nogę na nogę i z tajemniczym uśmieszkiem jaki nagle pojawił mu się na wargach zapytał - Przyznaj się, ilu masz adoratorów?

Zarumieniła się mimowolnie i odpowiedziała z uśmiechem.

- A jak myślisz ilu mogło znieść mojego ojca? Ale nie martw się, nikomu nie stała się krzywda. - urwała i zerknęła w nurt rzeki. - Kiedyś było ich więcej.. ale.. właściwie czemu pytasz? - zerknęła na niego z ukosa.

Czyli żadnego? Bardzo dobrze
- Zastanawiałem się ilu będę miał rywali -zmrużył oczy z cwaniackim uśmieszkiem patrząc na nią nie speszony kompletnie swoją bezpośredniością- domyślałem się, że Twój ojciec może być... pewnego rodzaju odstraszaczem, ale doprawdy żaden się nie odważył w ostatnim czasie? To dziwne, nie potrafię tego pojąć... - mimowolnie wyciągnął dłoń w kierunku jej włosów odsłaniając delikatnie policzek.

Selene spojrzała mu w oczy, i na dłoń nieco zagubiona we własnych emocjach. Ten gest wyraźnie ją zaskoczył i choć widać było niepewność w spojrzeniu elfki, pozwoliła mu na to.

- Nie bój się mnie, nie chcę Cie skrzywdzić -mruknął melodyjnie przysuwając się nieco bliżej-

- Ostatnie miesiące tata zamknął mnie w pałacu pod klucz, ciężko więc byłoby się z kimś spotykać nawet gdyby była taka osoba... ale - Znów uniosła swoje miękkie spojrzenie na niego. - Mówiłeś że niebawem opuścicie Mbarneldor, prawda?

Salarin wybałuszył oczy przez chwile jakby zobaczył conajmniej ducha, aż cofnął rękę na moment-

- Pod kluczem przez kilka miesięcy?-zapytał jakby sam siebie- Przecież to... nie do pojęcia po prostu -powiedział jakby oburzony tym co usłyszał- Co on sobie myślał? Nie wyobrażam sobie tego.

- Korzystam z wolności póki ją mam..
- uśmiechnęła się, ale kwaśno zagłębiając w wewnętrznych przemyśleniach.

- Wolności? Jaką tu możesz mieć wolność...? Wolność jest wtedy gdy każdy dzień wygląda jak Ty chcesz, kiedy możesz spełnić swoje spontaniczne zachcianki o podróżowaniu na wschód, zachód, północ lub południe, kiedy chcesz ujrzeć ten lub tamten zakątek świata i go widzisz. Ty jesteś tu prawie jak więzień. -powstrzymał ją ruchem dłoni gdyby chciała się wtrącić- Pora na lekcję spontanicznych zachcianek -wstał powoli i stanął na środku altanki, wykonał kilka ruchów palcami mrucząc pod nosem proste wersy, a wokół rozbrzmiała płynąca znikąd wolna lecz przyjemna dla ucha muzyka. Salarin ukłonił się dworsko w stronę Selene kryjąc prawą rękę za plecami-

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Cvpm7ckpd_M[/media]

- Zapraszam do tańca Selene -uśmiechnął się szeroko patrząc na nią-

Elfka zaś zmrużyła brwi i spojrzała wyzywająco, opierając dłonie na biodrach.

- Sugerujesz że brak mi spontaniczności?!

- Sugeruję, że często nie możesz jej pokazać choćbyś chciała. Pokaż ją teraz
-patrzył pewnie-

Selene uśmiechnęła się, a oczy lekko jej zabłysły. Nie wiedziała czemu zagryzła lekko wargę i prędko wyciągnęła do niego dłoń, dając się przyciągnąć. Stanęła blisko, łapiąc się miękko swojego partnera i zadarła spojrzenie w górę, do jego twarzy, a ten odpowiedział jej radosnym uśmiechem. Salarin był nieco wyższy, ale nie była to tak znaczna różnica by bardzo jej przeszkadzać. Elfka wyraźnie się zarumieniła gdy oboje poczuli tą bliskość, swoje oddechy a spojrzenia nie miały już gdzie uciec.

- A więc z oficjalnego spotkania, wyszła nam randka? - Szepnęła miękko. - Nie boisz się ryzyka?

Pieśniarz położył swoją prawą dłoń z tyłu jej lewego barku, a lewą splótł z jej palcami trzymając na odpowiedniej wysokości, uśmiechał się czując bliskość Selene i pozwalając porwać muzyce. Prowadził, na samym początku ruszał się z nią w rytm muzyki utrzymując kontakt wzrokowy, altanka wbrew pozorom dawała całkiem sporo miejsca. Dojrzał dokładnie jej rumieniec co dodało mu jeszcze więcej nastroju i pewności siebie.

- Nie boję -rzekł równie miękko by nie zagłuszać muzyki- gdybym się bał to nie poprosiłbym strażników o spotkanie z Tobą, od samego początku szedłem za emocjami nie zastanawiając się, nie zdarzyło mi się tak wcześniej wiesz? Gdybym się bał to nie byłoby teraz tej randki-przerwał na chwilę by przyjrzeć się jej twarzy- i nie mógłbym Cię poznać -słysząc zmianę w muzyce ujął jej lewą dłoń i przełożył ją sobie na kark by się przytrzymała, on z kolei płynnie przeniósł jedną z dłoni na jej kark przytrzymując także plecy i przechylił ją do tyłu wprawnie asekurując, chwilę patrzył na nią z góry po czym wrócił do pozycji wyjściowej.

Westchnęła cicho i przymknęła powieki gdy odchylił ją w tył. Dała się na chwilę ponieść tworzonej przez niego bajce, ale jeszcze nim uniósł ją spowrotem zaśmiała się.

- Dawno tego nie robiłam, ale.. - złapała głębszy wdech i zanurzyła spojrzenie swych oczu głęboko w jego własnych. - wiesz Salarin że my się jeszcze zupełnie nie znamy? Boję się trochę tej jutrzejszej wyprawy.

- Dobrze Ci idzie -mruknął będąc niemal zupełnie zahipnotyzowanym jej oczami- Wiem, że nie znamy się jeszcze zbyt dobrze, ale poznamy, po to się chyba chodzi na randki -wyszczerzył się nie zmieniając wyrazu twarzy kiedy wspomniała o wyprawie- To zrozumiałe, że się boisz ale wspólnie wszyscy sobie poradzimy. Nie dam Cię skrzywdzić, jutro obmyślimy plan działania bo dzisiaj... nie widzę nic więcej poza czarem Twoich oczu -przyspieszył nieco kroku by nadać więcej dynamiki-

Selene z uśmieszkiem, zgrabnie dostosowała się do nowego tempa. On zaś poczuł w jej dotyku więcej ciepła, swobody i czułości. Palce elfki delikatnie głaskały jego skórę, a drobne stópki w czarnych bucikach z większym entuzjazmem niż wcześniej stawiały kolejne kroki. Jego słowa ukoiły część niepewności którą wciąż w sobie skrywała i pozwoliły bardziej oddać się ich własnemu światu.

- Dobrze tańczysz, jesteś artystą ale i walka Ci nie obca. Opowiedz mi więcej o sobie.. - mruknęła śledząc jego oczy w tańcu.

Salarin z przyjemnością obserwował zmiany jakie w niej zachodziły wraz z kolejnymi wspólnie spędzonymi minutami. Sam otwierał się co raz bardziej wewnętrznie i pozwalał sobie czasami przesunąć miękko palcami po jej plecach czy talii. Nawet ucieszył się z pytania jakie zadała, pierwszą odpowiedzią był uśmiech. W końcu odezwał się utrzymując dalej kontakt wzrokowy. Musiał się skoncentrować nieco gdyż jej urok był momentami aż zbyt silny.

- Jestem dosyć wszechstronny jak zauważyłaś, uwielbiam sztukę i nie mógłbym wymyślić przyjemniejszej sytuacji do rozmowy niż ta, której właśnie doświadczamy -odchylił ją do tyłu ponownie tym razem pozwalając sobie nawet na cmoknięcie jej odsłoniętej szyi, po chwili kontynuował znów- Wiele podróżowałem, widziałem wiele miejsc ale najpiękniejsza była dla mnie Evereska. Wysoka Magia potrafi czynić rzeczy niewyobrażalne. Widziałem unoszące się w powietrzu domy, długie schody samoczynnie pojawiające się z każdym kolejnym krokiem, spadające z nieba słodycze i gwiazdki dla grupy dzieci. Tam każdy sen mógł stać się prawdą

Gdy odchylił ją w tył i ucałował szyję odchyliła ją jeszcze bardziej, a pierś uniosła się jej w niespokojnym oddechu. Wracając w górę zdmuchnęła drobny kosmyk włosów z ust i wpatrzyła się w jego oczy swoim gęstym i tajemniczym, kocim spojrzeniem. Na chwilę uciekło ono w bok po czym wróciło.

- Ale niebawem odejdziesz.. jak zawsze, prawda? Nie masz swojego domu..
- Mówią, że tam dom Twój gdzie serce Twoje
-spojrzał jej głęboko w oczy- Ale masz rację, niebawem odejdę, muszę to zrobić, ale... możesz pójść z nami jeśli tylko zechcesz
Zatrzymała się, praktycznie nie tańcząc już lecz stojąc nieco w osłupieniu. Mimo to wciąż obejmowała go, spoglądając w oczy Salarina. Rozchyliła niepewnie usta by cichutko powiedzieć.

- Ale.. ja muszę się opiekować tatą, kto jak nie ja da mu choć trochę ciepła o którym już zupełnie zapomniał? No i nigdy nie byłam poza Mbarnedlor... to.. ja chyba nie mogłabym...ale tak bym chciała.

Widząc jej reakcję westchnął w duchu i rozłączył ich splecione dłonie dalej trzymając jedną na jej barku. Zbliżył swoje palce do jej policzka i wprost pogłaskał ją czułym i powolnym ruchem nie odrywając wzroku.

- Wiem, że martwisz się o ojca, w końcu jesteś jego córką. Lecz... pytaniem jest czy on chce szczęścia dla Ciebie, czy wewnątrz nie wie, że tutaj tak naprawdę nie odnajdziesz pełni szczęścia. Młode pisklęta w końcu opuszczają gniazdo co nie znaczy, że zapominają o swoich rodzicach i że nigdy już nie wracają. -zatrzymał na chwilę dłoń na jej twarzy i pogłaskał ją samym kciukiem- Pozwól mi być Twoim przewodnikiem po świecie jakiego jeszcze nie znasz -nachylił się do jej ucha by wyszeptać to zdanie- będę gotów jeśli tylko się zdecydujesz

- To prawda, ale ja jestem jedyną bliską osobą którą ma. Boję się zostawić go samego. - Gdy skończyła mówić zerknęła na jego dłoń, wciąż głaszczącą jej policzek na co uśmiechnęła się rozbawiona i z lisią, złośliwą minką dodała. - Długo jeszcze zamierzasz skradać się z tym pocałunkiem, czy może wszystkie elfy z Evereski tak mają? - zaśmiała się pod nosem.

Odpowiedział jej podobnym śmiechem.

- Aż tak to widać? Chyba do aktorstwa niezbyt bym się nadawał skoro moje zachowania widać jak na dłoni, ale..-dłonią trzymaną do tej pory na jej barku objął ją przez plecy przysuwając do siebie delikatnie lecz z dobrze wyczuwalną pewnością - ale co ja poradzę, że...-jego palce z policzka przesunęły się na jej kark i wplotły we włosy. Nie dokończył zdania, zbliżył się ustami do jej warg przymykając oczy i złożył na nich wilgotny, pełen skrywanej namiętności i czułości pocałunek. Nie spieszył się nigdzie, czekał na tę chwilę całkiem długo w jego poczuciu rzeczywistości. Smakował jej słodkich ust z rozkoszą, a koniuszki palców dotykały jej miękkiego ciała

Kąciki jej ust uniosły się lekko, a ona sama odchyliła nieco, obejmując jedną z dłoni przez ramię i kark, aż paluszkami nieco wgłąb pleców. Drugą delikatnie głaskała jego włosy, badając kształt jego głowy palcami. Oczy miała zamknięte, czasem lekko rozchylając subtelną linię rzęs by spojrzeć w jego własne. Pełne i miękkie usta drżały lekko gdy łączyły się z jego własnymi. Sama z widoczną przyjemnością zaczepiała go, smakując i lekko ciągnąc za jego wargi. W pewnej chwili wysunęła nieco języczek, zaczepiając linię jego warg, zwinnie i tajemniczo samym jego koniuszkiem igrając z jego zmysłami.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 11-08-2012, 10:58   #130
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Dla piesniarza to wszystko było aż zbyt niesamowite by było prawdziwe. Biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich dni, podróż do Mbalnedoru, piękną śpiewaczkę która okazała się być córką władcy krainy... Jeśli los lubił odwracać sytuacje o sto osiemdziesiąt stopni to była zdecydowanie jedna z nich. Muzyka grała już znacznie wolniej jakby tworząc im tylko lekkie tło i nie chcąc zbytnio przeszkadzać. Jej dotyk, którego pragnął jeszcze bardziej intensyfikował odczucia. Kiedy zaczepiła go samym koniuszkiem języka popatrzył na nią z roześmianym wyrazem twarzy. Wysunął także swój starając się trafić w jej miękkie wargi lub poigrać z jej własnym.

Drobne dłonie dziewczyny z ramion zsunęły się po jego klatce, głaszcząc ją i badając niespokojnie. Czule powiodły przez brzuszek i miękko zatrzymały się na udach Salarina, o które się podparła przenosząc nań swój ciężar. Wychyliła się w jego stronę bardziej, by zerkając w jego oczy nieco przymglonym kocim wzrokiem zbliżyć usta znów i pocałować go. Była namiętna, płomienna i zdawała się krok za krokiem iść coraz dalej. Gdy przymknęła ponownie oczy i poczuła jak nabrzmiewa pod jej dłońmi, i jak podczas pocałunku wsuwa języczek do jej ust, sama zaczęła niespokojnie igrać swoim, podlizując go, merdając dookoła i miękko zasysając. Jeszcze niedawno chciała tylko go poznać, teraz pragnęła poczuć go bliżej. Elf z Evereski rozpalał ją coraz bardziej, igrając po niestabilnych schodkach jej uczuć. Od dawna nie miała faceta, a uśpione dotychczas potrzeby obudziły się w niej paląc duszę i ciało żywym ogniem. Chciała go tej nocy więcej i bliżej, chciała dać mu to co ma najcenniejsze.

Elf zapominał się co raz bardziej, był całkowicie nią pochłonięty.Tak idealnie zgrany z jej ogniem i namiętnością. Wiedział, że ona doskonale go teraz czuje, co dzieje się w jego środku. Jego oddech stał się jeszcze silniejszy, chciał jej zdecydowanie więcej. Nie przerywając niespokojnego tańca ich języków sięgnął dłońmi dalej, na początku tylko delikatnie dotknął jej pośladków by po jednej chwili ścisnąć je mocniej przyciskając ją do siebie. Miała zgrabną, jędrną pupę, a pod wpływem jego dotyku mruknęła i rzekła rozbawiona, płynnym elfim głosem, a jednocześnie tak spragnionym jego.

- Seks na pierwszej randce?

Nie odpowiedział, jedną z rąk przeniósł w okolice jej talii zbliżając się do góry, drugą nie zważając na nic klepnął jej tyłeczek na co Selene jęknęła seksownie. Powoli zaczęli zbliżać się do jednej z kolumn altanki a ich pocałunki nabrały na sile i zajadłości, byli tacy wygłodzeni siebie i namiętni. Kiedy elfka poczuła za plecami twardość kolumny cofnął dłoń z jej pośladków na biodra i oderwał się w końcu z wielkim trudem od jej ust. Nie chciał nic mówić, zszedł ustami niżej do szyi obsypując ją spontanicznymi pocałunkami, na koniec przesunął językiem po jej całej szyi i ukąsił nieco mocniej. Odgięła głowę w tył, oddając mu całą swoją szyję z delikatnym skrytym uśmiechem. Czuła już gęstą atmosferę podniecenia, każdy ruch i gest był pełen niecierpliwego pożądania. Salarin widział jak jej pełne piersi unoszą się w rytmie niespokojnych oddechów, czuł jej dłonie błądzące po jego szacie by zdjąć górę ubrania. Jego własne dłonie powoli lecz stanowczo zbliżyły się po brzuszku do piersi, a usta również zeszły właśnie tam. Myślał o tym praktycznie od samego początku, ujął je w dłonie i najpierw polizał lubieżnie by zaraz zacząć całować po całej ich objętości. Usłyszał jej niespokojne westchnienie gdy wpatrywała się w to co robi z niespokojnie rozchylonymi ustami. Niesiony chwilą spojrzał w jej oczy i ściągnął ramiączka na co Selene zarumieniła się znów. Na widok nabrzmiałych sutków kolejna fala gorąca rozeszła się po jego ciele, przywarł ponownie do ust elfki ściskając też tyłek i unosząc jedną ze zgrabnych nóg do góry. Oderwał się z trudem i chwycił tym razem wyeksponowane w całości piersi. Zbliżył się ustami do jej sutka najpierw drażniąc go delikatnie językiem by w końcu przyssać się ustami i drażniąc go jeszcze wewnątrz ust.

Na ziemi wylądowała góra jego ubrania, podobnie jak i ona była od pasa w górę naga. Ochoczo z jego pomocą zarzuciła nóżkę na biodro Salarina, przyciągając go mocno do siebie. Suknia zaczęła być nieco kłopotliwa, ale nie mogła o tym myśleć gdy on lizał jej piersi. Podniecało ją to nieziemsko, a dłonie błądzące po jego skórze zatopiły nieco pazurki w ciało elfa. Rozchyliła drżące usta i cicho jęknęła, lekko dysząc. Plecami wbiła się w kolumnę, unosząc wysoko ręce i odpływając w nieznanej fali zmysłów. Wygięła w końcu głowę w tył i wplotła dłonie w jego włosy. Głaskała go i czasem gdy cała drgnęła z podniecenia drapnęła pazurkiem mocniej. Salarin gdy ssał jej piersi mógł poczuć jak nabrzmiałe są z podniecenia, unosząc się w płytkich oddechach miękko napierały na jego twarz, a on brał je całe, ile tylko mu dała, dotykał, lizał i ugniatał lekko rozkoszując się jej miękkością i jędrnością. Selene przyjrzała mu się jakby z wysiłkiem utrzymując to spojrzenie gdy w burzy emocji łapała powietrze przez zęby, na twarzy wymalowało się jej nieco napięcia, a jej elfie uszka opadły w tył ulegle.

Powoli z charakterystycznym dźwiękiem oderwał się od jej sutka i przeniósł spojrzenie na jej twarz. Mogła zauważyć krople potu występujące mu na czoło. Wplótł jedną z dłoni we włosy na jej karku zbliżając się do niej ustami, mruknął przez zęby:

- Chcę Ciebie...

- A ja Ciebie Salarin... - odszeptała.

Jak chcieli tak się stąło. W pełni oddali się szaleństwu jakie nagle ich opanowało. Pałacowe ogrody wypełniły się gorącem i dźwiękami kochanków
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172