Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-04-2012, 10:56   #41
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Część III


Paladynka wraz z Pieśniarzem skręcili, tracąc z pola widzenia pozostałych towarzyszy. W korytarzu przed nimi było znacznie ciemniej niż w głównej części lochów. Oboje dostrzegli, iż kilka metrów przed nimi poszerza się on nieco, ostatecznie zmieniając w wnękę po prawej stronie i wejście do niewielkiej izby po ich lewej stronie, a następnie ponownie się zwęża ciągnąc dalej. W środku pomieszczenia, przy samych drzwiach, dostrzec się dało regał z lekko podpróchniałego drewna, na którym ustawiono słoje z ciemnego szkła. Poniżej półek znajdowało się kilak szuflad, z której dwie miały wyłamane drzwiczki. Z miejsca, w którym stali nie dało się dostrzec cóż znajduje się w głębi pomieszczenia.
W wnęce zaś postawiono stolik, na którego blacie spoczywał naznaczony przez czas bębenek wraz ze sztyletem o powykrzywianym ostrzu.

Lairiel idąc wysunęła się przed Salarina, z tarczą w dłoni i mieczem w drugiej. Elf początkowo nic na zryw paladynki nie powiedział, nie w każdym miejscu dało się podążać ramię przy ramieniu, a niebezpieczeństwo atakujące za plecami nie raz mogło być o wiele bardziej niebezpieczne niż atak frontowy, na który bądź co bądź jest się bardziej przygotowanym.

- Podzielmy naszą uwagę, zajmij się przodem, ja resztą. -przez sekundę dłoń zaswędziała go od zaklęcia i przesunął palcami po ostrzu rapiera, które po chwili rozświetliło się złotym blaskiem.

Salarin idąc ostrożnie rozglądał się, mając na baczności. W każde zaciemnione miejsce zbliżał swój złoty rapier, który śmiało mógł konkurować z pochodnią, a przy tym swoje funkcje w pełni zachowywał co było bardzo praktyczne.

Lairiel pochodnie miała zatkniętą w rzemieniu od wewnętrznej strony tarczy i tkwiła ona wystarczająco mocno by nie wypaść podczas zwyczajnej walki. Wzrok elfki przykuł wystający z podłogi kamień, może dlatego że jej oczy błądziły po całym pomieszczeniu nie tylko szukając zagrożeń, ale i poznając ciekawą podziemną konstrukcję. Co prawda dyskrecji zachować i tak nie mogła. Jej zbroja, stalowe obuwie i brak umiejętności zapewne zdradzały ich już w tym momencie jednak wolała nie zdradzać się głosem. Po tak melodyjnym akcencie zaraz można było poznać elfa, a nikt raczej tej rasy się tu nie spodziewał i z góry uznani zostaliby za intruzów. Dlatego powstrzymała jedynie, uzbrojoną w miecz dłonią Salarina, po czym wskazała na miejsce gdzie wystawała płytka w podłodze którą zauważyła dając mu do zrozumienia że tam właśnie znajduje się zagrożenie. W odpowiedzi elf kiwnął głową dziękując za ostrzeżenie.
Spojrzała jeszcze tylko po sztylecie, zapewne ceremonialnym bo ostrze to nie wyglądało na zbyt skuteczne w walce i bębenku którego przeznaczenie było jej nieznane. Oba przedmioty miała zamiar zignorować, mogły poczekać i nikt nie wiedział czy nie były skalane jakąś przeklętą magią. Skierowała się z ostrożnością do pomieszczenia, omijając pułapkę i upewniając się czy Salarin w nią nie wejdzie, i aby nie dotykał leżących na stoliku przedmiotów. Z kolei wzrok Salarina zatrzymał się na dłużej na owych przedmiotach. Nie dotykał ich jednak jeszcze w tej chwili, miał zamiar powrócić do nich poźniej. Wszedł do pomieszczenia zaraz za paladynką.

W pokoju powietrze przesiąknięte było zapachem medykamentów. Na obu ścianach pomieszczenia ulokowane zostały regały z półkami, na których pookładane stały słoje z ciemnego szkła. Meble pokrywała warstwa kurzu, same słoje jednak nosiły ślady niedawnego użycia. Na wprost drzwi, pod ścianą ustawiony był sekretarzyk, z równie przegniłego co pozostałe meble drewna. Na jego powierzchni elfka dostrzec mogła rozwartą , grubą księgę z czymś wetkniętym między strony.

Podeszła więc by przyjrzeć się księdze. Z bliska okazało się że między strony wetknięto, spłaszczone najwyraźniej robiące za zakładkę ludzkie ucho. Widząc to Lairiel z lekkim niepokojem dotknęła własnego uszka, schowanego za “skrzydłami” jej hełmu.

- Nie wiem czego dotyczy ta księga, ale sprawdzenie tego pozostawię ma... - szepnęła do Salarina, gdy zwróciła na coś uwagę.

- Co widzisz Lairiel?-zapytał kiedy urwała samemu przyglądając się pomieszczeniu

Kiedy tylko Lairiel przemówiła, ucho wetknięte w księgę poruszyło się. Najpierw było to delikatnie drgnięcie, jednak z kolejnymi słowami zaczęło wręcz podskakiwać po otworzonych stronach woluminu. W końcu uniosło się w powietrze i uderzyło o ścianę nad sekretarzykiem.
Magiczny glif rozświetlił czerwony blask. Wszystko zadrżało , a przez salę przetoczył się silny powiew wiatru z nieznanego - niemożliwego ? - kierunku.
Z symbolu na ścianie wydobył się obłok ciemnego dymu, który raz po raz przeszywały drobne błyskawice. Tak Lairiel jak i Salarin musieli na chwilę przesłonić oczy, gdyż wiatr porwał w powietrze drobiny kurzu i wszelkie inne drobne odpadki, uderzając nimi teraz o ich ciała.
Wichura nie minęła, jednak kątem oka elfka zdołała dostrzec, że tuż przed sekretarzykiem pojawiła się zbity obłok... był to powietrzny żywiołak.

- Co za cholerna magia... - Syknęła w elfim, nie czekając na to co pocznie w tej sytuacji Salarin, zbliżyła się wystarczająco by wyprowadzić dwa ciosy mieczem. Mimo drobnej zawieruchy ani pochodnia, ani stal jej ostrza obie spowite magicznym płomieniem nie zdawały się mieć z tym większych problemów.

Cholera jasna...” Salarin pomyślał zirytowany na tyle ograniczonym polem manewru, że nie mógł praktycznie nic zrobić. Ataki dystansowe co prawda wchodziły w grę, ale potwór nie powinien paladynce sprawić problemu, zapewne gorsze spotkała już na swojej drodze.

Lairiel zacisnęła zęby i z walecznym westchnieniem zdzieliła kręcącą się masę powietrza ostrzem, nieco zaburzając jej strukturę. Dzikie spojrzenie z nieskrywaną przyjemnością sprawiło poza planarnej istocie krzywdę. Już wywinęła zgrabnie nogą, wymachnęła się mieczem by zadać cios z drugiej strony i z tego całego entuzjazmu zapomniała jak ciasny jest ten pokoik. Krawędź miecza uderzyła o wysoko zawieszoną półeczkę za elfką, ta zaś z całą zawartością runęła na stojącego tam Salarina.

Kilkanaście słoi z ciemnego szkła runęło z półki w dół, rozbijając się częściowo na ziemi - częściowo na Salarinie. W nozdrza elfa uderzył zapach przypominający ocet, a obślizgła zawartość słoi - oczy, języki, serca - powoli osuwała się po jego stroju. Pieśniarz niemal od stóp do czubek głowy ochlapany nieciekawą mazią, w jednej chwili przeszedł jej ostrym zapachem.
Powietrze zawirowało mocniej, a żywiołak na chwilę stracił kształty przemieniając się w kłębek targanych błyskawicami obłoków. Jeden z nich wystrzelił naglę w kierunku elfki, która zdążyła jednak przesłonić się tarczą.
W jednej chwili, żywiołak powrócił do swych pierwotnych kształtów.
Kolejne uderzenie, również z zabójczą skutecznością trafiło cel, tym razem jednak przecięte ostrzem obłoki jak gdyby zachwiały się w powietrzu, bez sił by dalej stawiać opór i wessane z powrotem w miejsce gdzie wcześniej był glif, zniknęły jakby nigdy ich nie było.

Z każdego doświadczenia należy wyciągnąć naukę i jedynym co Salarin z tej sytuacji wyciągnął było to, żeby na przyszłość odsunąć się bardziej do tyłu poza pole rażenia ewentualnych pomyłek.

- Dzięki.. -mruknął pod nosem patrząc na siebie krzywiąc się mocno. Musiał wyglądać w tej chwili okropnie.

Rozejrzał się upewniając, że w tej chwili przynajmniej są bezpieczni i przypomniał sobie formułę zaklęcia. W takim stanie nawet Filut nie zdzierżyłby zapewne obecności Salarina, nie mówiąc już o nim samym. Zamknął oczy koncentrując się przez chwilę, a cały smród i maź znikała z niego niczym sen jaki złoty. Nie zapomniał także o wysuszeniu się po poprzednim spotkaniu z wodą. Po chwili był prawie jak nowy nie licząc rozdarcia przy biodrze.

Lairiel odwróciła się, a gdy dostrzegła jeszcze ubabranego organami Salarina aż podskoczyła przestraszona. Szybko udało jej się ocenić o co w tej sytuacji chodzi i tylko dotknęła dłonią piersi, uspokajając oddech przy okazji kręcąc głową w niedowierzaniu. Wystraszył ją strasznie.

- Na wejściu może i pachniało tu medykamentami, ale po tych słojach... wątpię by ktoś pracujący tutaj był o zdrowych zmysłach. Rzućmy okiem na to pomieszczenie, może coś nam wpadnie w oko. - powiedział obrońca rasy.

Elfka zaś pozwoliła się wyminąć, sama wyglądając spowrotem na korytarz i delikatnie się rozglądając.

Nie czekając na jej reakcje Salarin zaczął zaglądać na półki, w szuflady, pod stoliki i wszystko inne co się nawinęło. W jednej z szuflad znalazł kilka znajomo wyglądających flakoników. Po chwili namysłu wiedział już co do czego służy. Jedną z nich schował od razu do kieszeni i zwrócił się do paladynki z trzema w dłoni.

- Dwie z nich mogą pomóc wyleczyć nasze rany, nie będzie to nic wielkiego, ale zawsze coś. Jedna może Cię powiększyć zwiększając siłę ataków -spojrzał na nią bacznie wyobrażając sobie inne powiększenia na co uniósł brew i uśmiechnął się szelmowsko co mogło nieco nie pasować do sytuacji w jakiej byli- Chcesz którąś?

Lairiel wsparta plecami o ścianę przyglądała się Salarinowi nieco ponaglającym wzrokiem, a gdy ukazał swój uśmieszek odwróciła zasłoniętą hełmem twarz w przeciwną stronę i rzekła niby do niego, ale w innym kierunku.

- Nie potrzebuję nic powiększać... - cmoknęła ustami i urwała na chwilę. - Odkąd tu jesteśmy napotykamy tylko pułapki i mroczną magię, na Twoim miejscu nie ryzykowałabym picia tego czegoś. Tak samo nie jestem pewna czy powinniśmy zabierać ze sobą te rzeczy.

Na te słowa elf przyjrzał się paladynce z błyskiem w oku.

- Nie wątpię -bezczelnie wlepił w nią wzrok przez chwilę- a co do zdecydowanie mniej przyjemnego tematu czyli mikstur to nie obawiaj się, potrafię rozpoznać co jest do czego.

Nastepnie skierował się w stronę ‘diabelskiej’ księgi. Próbował przyjrzeć się jej na spokojnie, ale słowa w niej zawarte były dla niego zagadką. “Może ten siwy dziad będzie mógł to przeczytać”. Zdjął z ramion plecak i ostrożnie umieścił w nim księgę zwracając przy okazji uwagę na leżące w pobliżu ucho będące przyczyną zamieszania.

- To ucho nie jest zwykłym uchem co już zauważyliśmy. Może wiąże się w jakiś sposób z księgą, nie włożę go do niej. Jeśli raz potwór się przywołał to może i drugi raz, zabezpieczymy to inaczej -powiedział do paladynki, sięgnął po jeden z pustych słoików stojący w pobliżu i wrzucił ucho do środka zakręcając wieko. Całość także umieścił w swoim plecaku.

Po chwili skierował się do miniętego wcześniej bębenka i sztyletu. Przyjrzał się im krytycznie zastanawiając co z nimi zrobić. Instrument nie zainteresował go i zajmowałby w plecaku za dużo miejsca jakby chciał go tam wcisnąć. Zbliżył za to dłoń do sztyletu i zatrzymał ją przez chwilę nad nim.

- Jest magiczny, to pewne... nie umiem jednak powiedzieć nic więcej. To ostrze może nam się przydać, myślę że Randal lub Baelraheal powinien rzucić na nie okiem. Biorę go.

Elfka dopowiedziała swoje trzy słowa.

- Wygląda na ceremonialny, do składania krwawych ofiar, albo rytuałów ale mogę się przecież mylić. - Spojrzała jeszcze jak zabiera sztylet, pilnując by nie wdepnął w wciąż pozostawioną, nieaktywowaną pułapkę. - Bębenek raczej ni jak tu nie pasuje więc nie zdziwiłabym się gdyby też był magiczny, jak już bierzesz sztylet to i go weź.

Kiwnął głową i wziął oba przedmioty do ręki. Po chwili usłyszał wołanie Gwardzisty, a jego głowa wystrzeliła w kierunku, z którego pochodził dźwięk po czym przeniósł spojrzenie na paladynkę.

- Słyszałaś? Chyba musimy wracać, coś musiało się stać.

Elfka skinęła pośpiesznie i zerwała się do drogi, w zupełności zgadzając się z Salarinem. Sama dobrze wiedząc że nie przyszli tu zwiedzać lochów.




---

zauważanie/przeszukiwanie
żeby nie było, Salarinowi rzut się nie udał.

1 atak
2 atak
1 obrażenia w żywiołaka
2 obrażenia specjalne

atak żywiołaka
3 atak
3 obrażenia

przeszukiwanie - 22
wiedza - 20
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 05-04-2012, 16:21   #42
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
Część IV


Magowi spodobał się pomysł.
-Jestem za przyblokowywaniem gwoździami. Jeżeli ich zabijemy, a potem zabijemy tego, kto odprawił ten rytuał, to oni pewnie będą już wyglądać normalnie i oprócz ich śmierci na sumieniu, będziemy jeszcze musieli sie tłumaczyć. Czarna plama na reputacji bohaterów nie jest nam potrzebna. Teraz biegnijmy za tamte drzwi, zablokujmy je i najwyżej będziemy martwić się później. Nie ma czasu do stracenia.

Randal stwierdził, że dalsze szczegóły dotyczące rytuału powie już jak zablokują drzwi. Rzucił niewidzialność na Gustava.

-Przytrzymaj kraty by nie uwolnili się do naszego wyjścia. Jeżeli wyjdziemy możliwe jest, że przestaną na nie naciskać i w ogóle zostaną w celach do naszego powrotu. Jeżeli ich nie dotkniesz, to nie powinni cię zauważyć, nawet z bardzo bliska. Z czarem, który rzuciłem na Ciebie wcześniej nie powinieneś mieć problemu, żeby ich powstrzymać przez te kilka sekund.

By odwrócić uwagę objętych czarem gwardzistów Randal rzucił światło na kamień podniesiony z ziemi i podczas lotu w stronę drzwi wrzucił go na tyły celi, w której przemienionych było tak wielu. To powinno zdecydowanie zwiększyć jego szanse na nie zostanie wykrytym.

Gustav raczej niepewnie zerknął na maga.
- Mam je przytrzymać sam ? - kilka razy przeniósł spojrzenie z lasu ramion na Randala. - A co jeśli nie odnajdziemy tego, który rzucił zaklęcie ? Musimy jakoś...- przerwał nagle, kiedy kraty przechyliły się jeszcze bardziej.
- Pies by to chujem trącał - - warknął doskakując do krat i podpierajac je. Coś zaskrzypiało, a żelazo uniosło się lekko w górę.
- Ruszcie dupska psia jego mac - - wrzasnął po chwili Gustav.

Śpieszny taniec metalowych płytek jej zbroi oznajmił ich szybkie przybycie. Elfka rozejrzała się nie dostrzegając nigdzie Gustava, jednak z pytaniem nie zdążyła bo reszta pognała czym prędzej dalej. Widząc ich zdrowych, po części uśmiechnęła się do swoich myśli, choć dalej była strapiona brakiem rycerza. Zrównała się czym prędzej z Baelrahealem oczekując wyjaśnień, a te w pośpiechu dostała po kawałeczku.
Pieśniarz dotarł równo z paladynką, a rewelacje jakie usłyszał sprawiły, że jego twarz wyraźnie stężała.

Po drodze do drzwi kapłan wyjaśnił co zaobserwował, starając się jednak nie zatrwożyć Filuta. I Salarina, bowiem miał mocne podejrzenia że wojownik słusznie się obawiał o swoją podatność o czym wspomniał wcześniej, i gorzej może znieść wpływ przesycającego podziemia zaklęcia niż inni.
- Opierajcie się ze wszystkich sił jeśli poczujecie że coś stara się wpłynąć na Wasze umysły. I trzymajcie się blisko mnie. Musimy czym prędzej opuścić obszar działania.
- Postaram się - Salarin powiedział zaniepokojonym głosem ocierając pot jaki wystąpił mu na czoło.
Gwardzista Boga trzymał glewię w gotowości do walki i podążał bliżej lewej ściany, by, jeśli krata ustąpi, nie zostać przygniecionym. Całą uwagę koncentrował jednak na ewentualnych pułapkach. Pochodnia błyszczała zza jego pleców.
- Co się stało? Słyszałem odgłosy walki.

- To nie istotne. - Elfka pokręciła głową przecząco i rzekła stanowczo, wpatrując się w oczy Gwardzisty. - Co z Gustavem? Nigdzie go nie widzę.

- Randal doradził żeby podtrzymał kratę - młody kapłan zacisnął zęby. Pomysł był, łagodnie rzecz ujmując, nie do końca idealny. I nie wiedział co skłoniło Gustava do tego żeby pójść za nim.
- Sam ma trzymać kratę pod naporem grupy napędzanych magią szaleńców? - Pieśniarz uniósł brew nie wiedząc czy traktować to poważnie.

Kiedy wszyscy z najemników znaleźli się pod drzwiami, najczarniejszy ze scenariuszy okazał się prawdą... Drzwi były zablokowane od drugiej strony. Jedynym sposobem by przedostac się dalej było wyłamanie ich - co w przypadku grubych, wzmacnianych żelazem wrót łatwym zadaniem nie było.
- Niech by was szlag …- Usłyszeli za swoimi plecami krzyk Gustava. Kilku opętanych chwyciło rycerza i przycisnęło do krat. Jednocześnie na podłogę skapnęło nieco krwi.
Ci z pochłoniętych czarną magią ludzi, którzy nie chwycili w ramiona dowódcy grupy poczęli się wspinac w górę krat. Dopiero teraz najemnicy mogli dostrzec, że u ich szczytu powstał wyłom, przez który dorosły człowiek będzie w stanie się przecisnąć.

Słysząc krzyk Gustava elfka tylko złapała się za głowę.

“ Litości, co to za pomysł?!”

Westchnęła i nie czekając na to co zrobią inni pobiegła czym prędzej w stronę skąd dało się słyszeć jego głos. Smukła, opancerzona sylwetka z nutką gracji popędziła do krat dobywając po drodze miecza który zapłonął jakby na wezwanie. Oczy paladynki płonęły gniewem, nie ukierunkowanym gniewem który po części był spowodowany decyzjami Randala.

-Niech ktoś mu tam pomoże! Kraty zaraz puszczą! - Filut wolał nie wiedzieć do czego może być zdolna ta bezrozumna masa mięśni, kiedy tylko wydostanie się na zewnątrz. Miał wystarczająco dużo powodów, ażeby jak najszybciej znaleźć sposób na wyważenie bądź otworzenie zaryglowanych drzwi.

Gdy dotarła do krat dostrzegła Gustava którego wcześniej widać nie było. Mężczyzna wpadł w łapska opętanych, zdziczałych gwardzistów, a sytuacja nie malowała się zbyt kolorowo.
Lairiel się nie cackała. Stanęła zaraz za rycerzem i od boku, przez kraty pchnęła płonącym ostrzem w kłębowisko trzymających go ciał i rąk. Szybko cofnęła miecz szykując się już by uderzyć nim po kratach by przestraszyć potwornych gwardzistów ogniem, a jeśli to nie zadziała ciąć po trzymających się ich dłoniach i zakończyć tą wspinaczkę. W każdym bądź razie liczyła na to że ogniem i mieczem wyzwoli Gustava z opresji.

Opętani magią gwardziści okazali się całkowicie zaślepieni. Ogień nie wzbudzał w nich strachu. Tnąc ich kończyny i widząc, że ich ogarnięta dzikim głodem twarz nie splamiła się najmniejszym grymasem bólu mogła poczuc przerażenie. Stało się bowiem oczywistym, że jedynym ratukiem w walce z tymi stworami będzie ich zabicie. Przy czym nie ulękną się wystawionych w ich kierunku ostrzy, ścian ognia - całego arsenału posuniec jakim dysponowali najemnicy.




Po cięciach Lairiel i zaklęciu Randala, Gustav odskoczył od krat i padł na kolana. Po jego szyi spływała strużka krwi.
- Nie ma czasu do stracenia...- - przemówił ciężko, podnosząc się na nogi.

Salarin przez kilka sekund wahał się. Z jednej strony chciał pomóc Gustavowi, ale z drugiej jesli nie zrobią czegoś z drzwiami to będzie źle. Pamiętał jednak o ostrzeżeniu Gwardzisty, był świadom swojej słabości i widząc bezmyślne zombie nie miał zamiaru skończyć tak jak one. Ze względu na bezpieczeństwo swoich towarzyszy wolał nie ryzykować wychodzenia poza krąg ochrony. Szybko schował lśniący rapier do pochwy i pierwszy raz od dawna dobył przerzuconego przez plecy łuku. Pomimo, że profesjonalnym strzelcem nie był to wcale nie brakowało mu celności, a teraz mając przed sobą kłębowisko przeciwników precyzja mogła ustąpić nieco pola szybkości. Chciał posłać w kierunku gwardzistów tyle strzał ile to możliwe by osłabić napór na rycerza.


- Filucie, znasz jakieś zaklęcie które by otworzyło te drzwi? Albo ty, Randalu, dasz radę przedostać się na drugą stronę i obejrzeć je? - kapłan powiedział prędko dochodząc do wrót. Już po chwili okazało się że na drzwiach jest uchwyt służący do zakładania kłódki, nie użyty jednak, a zawiasy są słabo widoczne i wciśnięte nieco w ścianę.
Natomiast po zajrzeniu w szczelinę między drzwiami, dostrzegli po ich drugiej stronie cień. Najprawdopodobniej belkę blokująca drzwi.
- Podnieśmy ją, Filut, do dzieła - Baelraheal sprawdził że ostrze glewii zmieści się w szczelinie i nadzieja zapłonęła w jego sercu. - Pomogę Ci.
Pilnując by Salarin i Filut przebywali w zasięgu działania chroniącego ich kręgu Gwardzista Boga przyszykował się do walki. Nie wiadomo było co czyhało po drugiej stronie wrót. Czuł też dreszcze na myśl o tym co złowrogie zaklęcie czyni z ich umysłami, jego własnego nie wyłączając.
- Hei-Corellon shar-shelevu, Hiro hyn hîdh… ab 'wanath... - rozpoczął modlitwę do Obrońcy.



-Czy znam zaklęcie otwierające drzwi? No ba! Odsunąć się! Sztukmistrz nadchodzi!

Czarodziej wyciągnął spod płaszcza cały zestaw specjalistycznych narzędzi po czym rozłożył je na stopniu tuż pod drzwiami. Okiem fachowca ocenił rozmiar i wykonanie wrót po czym przyszykował odpowiednie „komponenty materialne” niezbędne do wykonania „czaru”.

Opętani gwardziści wyli niczym rozsierdzona wataha dzikich psów. Filut przełknął nerwowo ślinę. Ta cała pewność siebie jaką emanował to nic innego jak kolejna iluzja. W rzeczywistości srał już w porty. Nigdy jeszcze, w swej krótkiej karierze, nie miał do czynienia z tak potężną magią. Szczerze obawiał się finału całej tej przygody. Jednak… Był zawodowcem. Pozory, dobre wrażenie i kamienna twarz od zawsze były wymagane w jego fachu. Nie mógł sobie pozwalać na chwile słabości….

Z lekkim drżeniem, zaczął majstrować przy nawiasach i licznych szczelinach drzwi. W końcu wsunął długi, cienki pręt prosto pod belkę ryglującą wejście i naparł na jego wystający koniec.

Przykurcz jęknął z wysiłku. Nic się nie działo.

Bez chwili wahania wprowadził poprawki do planu. Na wzór swego pierwszego dzieła, dołożył 4 kolejne ostrza, jednak tym razem w różnych miejscach, tak ażeby rozłożyć siłę działającą na kawał drewna.

-Sam nie dam rady! Ruszcie dupy i chodźcie tutaj!

Baelraheal nie wahał się słysząc ponaglenie, przyzwał łaski Corellona Larethiana która spotęgowała jego siły i sięgnął tam gdzie czarodziej wskazywał.

Wśród otępiałych gwardzistów wzniósł się mrożący krew w żyłach skowyt. Mimo woli Filut drgnął.

-Szybko! Naprzyjcie na te żelastwo z całej siły. Podważymy tego kloca po drugiej stronie i spieprzajmy stad w pizdu daleko! Na trzy! RAZ! DWA! TRZY!

Drzwi zaskrzypiały leniwie, po czym wydały z siebie przeciągły huk.
Droga ucieczki stała otworem.

-Sezamie otwórz się! – Karzełek uśmiechnął się niepewnie– Oto tak zwana MAGIA PRAKTYCZNA.

Zawiasy drzwi zawyły głośno, a najemnicy skierowali swoje spojrzenie w mrok panujący po ich drugiej stronie.
Korytarz, rozświetlany przez kilka pochodni zdawał się niezwykle złowrogi. Chociaż strop zawieszony był cały czas wysoko nad ich głowami, ściany - postawione niezwykle blosko siebie- budowały iście klaustrofobiczne wrażenie.
Chociaż kolejne wrota znajdowały się jakieś dziesięć stóp od wejścia, po prawej stronie korytarza, ten prowadził dużo głębiej. Jego kres był niewidoczny dla najemników, utopiony w niezmąconej ciemności. W dodatku powietrze w nim nie uwolniło ich od drażniącego zapachu, wręcz przeciwnie. Zdawał on się jeszcze bardziej doskwierac grupie. W dodatku , wcześniej widoczny siwy dym tutaj, zawieszony był na całej wysokości - od podłogi aż po suft. Tworząc drażniącą nozdrza, ohydną mgłę.

- Lairiel! - usłyszeli nagle krzyk Gustava.
Mężczyzna chwycił elfkę w pasie i przyciągnął do siebie na co ta pisnęła zaskoczona, kiedy przerdzewiałe kraty runeły w dół w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stała. Ich ciężkie stalowe zbroje z metalicznym dźwiękiem uderzyły o siebie, lecz dziewczyna szybko odzyskała równowagę i odwróciła się w stronę skąd wybiegli opętani.
- Oręż w dłoń -- krzyknął już całym gardłem dowodzący, samemu dobywając miecz.
Wściekła wataha, niczym fala powodziowa, runęła w kierunku Gustava i Lairiel pozostających na tyłach. Pierwsze ciosy rycerza pozbawiły dwóch opętanych główy a kilku innym - przeszyły pierś.
- Musimy cofnąc się do drzwi. Nie pozwól im nas otoczyc …

Elfka podobnie jak i rycerz nie byli w stanie szybko biec, na pewno nie szybciej od bestialskich przeciwników którym nie straszny był ból czy strach. Przywarła więc ramieniem do Gustava powstrzymując krwawo napór oszalałych gwardzistów i razem z nim na ile mogli cofając się w stronę drzwi. Nie strzępiła języka, oszczędzała energię w każdy wymach wkładając stosowną jej ilość, skupiona tak na pilnowaniu swojego tyłka jak i Gustava.

- Kurwa mać - pieśniarz mruknął pod nosem widząc wylewających się szaleńców.

Nie było czasu na myślenie, działał instynktownie. Założył szybko łuk na plecy i dobył w biegu rapiera kierując się w stronę Lairiel i Gustava. Nie szczędził ręki, precyzyjne uderzenia szybkie niczym ataki kobry spadały na gwardzistów, starał się odeprzeć ich jak najwięcej by nie mogli skupić się na towarzyszach i ich okrążyć.

- Lairiel! Gustav! Drzwi są otwarte, szybko! -krzyknął do nich w tej całej wrzawie.

Baelraheal napiął mięśnie widząc rozwierający się prostokąt drzwi. Na chwilę rzucił okiem do tyłu, w stronę łoskoczącego metalu i ryku opętanych, ale nie na darmo szkolenie kapłana koncentrowało się na hartowaniu siły woli i zdolności do zachowania czystego umysłu w stresie - nie wiadomo było czy jakaś gorsza bieda nie wypełznie zza otwierających się wrót i nie zamierzał dopuścić do tego by z zaskoczenia skoczyła im na karki. Przez sekundę czy dwie spoglądał do wnętrza korytarza, a widząc że przynajmniej przez chwilę powinni mieć bezpieczne plecy odwrócił się ku opętanym.
- Cofać się, do drzwi! - krzyknął i pobiegł ku Gustavowi i Lairiel, po przeciwnej stronie niż Salarin, by z tej z kolei strony nie pozwolić oskrzydlić naprędce ustawionego szyku obronnego. - Filut, przygotuj je do zamknięcia!
Lśnienie mocy przebiegło po ostrzu glewii. A zaraz potem spłynęło ono krwią, bowiem nie było innego wyjścia jak walczyć. Baelraheal obiecał sobie że jeśli tylko będzie możliwość dobrania się do skóry tego kto do takiego stanu doprowadził nieszczęsnych gwardzistów, to uczyni to bez względu na koszt.

Gustav, przyciskając swe plecy do pleców Lairiel, wyprowadzał cięcia niczym oszalały. Precyzja nie była juz tak ważna. Czasami wydawac się mogło, że atakują jedną, wielką cielistą masę. Wielkie bydle. Mieszanka potwornych wrzasków, jej i jego strudzonych głosów gdy z jednego ciała jednego pokonanego przeciwnika trzeba było wbić ostrze w następne rozniosły się echem po kamiennych ścianach.
Baelraheal wraz z Salarinem byli już blisko, kiedy cięcia i pchnięcia tarczą rycerza i paladynki przestały byc barykadą dla żywej fali ciał. Kilku obłąkanych dopadło tak elfkę jak i Gustava. Na nic zdały się cięcia, które zdołały pozbawic jednego czy dwóch głowy... Sylwetki odciętych od towarzyszy wojaków zniknęły pod gołymi, brudnymi i ociekajacymi krwią postaciami opętanych.
Świat dookoła Lairiel zawirował i oderwał się od wszelkiego realnego pojmowania. Widziała już tylko napinające się mięśnie, obnażone zębiska raz po raz starające się zagłębic w jej ciało. Obce dłonie szarpały nią. Zapach krwi, brudu i odchodów, w którymi najprawdopodobniej ich opracy byli usmarowani powodował już niemal duszności.

Elfka nie mogła ani wstać, ani nie miała zamiaru się poddać. W tej sytuacji walczyła do upadłego, zrzucając, tnąc opętanych równie zajadle jak oni ją. Póki starczyło jej sił.

Nie było już czasu na przyzywanie kolejnych magicznych mocy, tym bardziej że Baelraheal nie dysponował czymś co pozwalałoby walczyć jednocześnie i skutecznie z taką hordą. Zacisnął zęby i metodycznie rąbał, kłuł i odrzucał kolejnych przeciwników, korzystając z przewagi zasięgu Błogosławionej Glewii i boskiej mocy przesycającej jego ciało. Sytuacja bardzo przypominała mu walkę z niewolnikami drowów, atakującymi na rozkaz swych mrocznych panów prawdziwymi falami - trzeba było wytrzymać zdałoby się niekończący się przypływ morza i rozerwać go na sztuki, zniszczyć, zniweczyć. Wykrwawić.
Jednym pchnięciem odrzucił jakiegoś próbującego wskoczyć na miotającą się masę walczących gwardzistę, upuścił broń na ziemię i doskoczył w powstałą lukę, widząc zalany krwią fragment pancerza … chyba paladynki. Na pewno, sądząc po hełmie.
- Salarin, osłaniaj mnie! - krzyknął, złapał za kończynę i pociągnął, wydzierając sprowadzoną prawie na czworaka dziewczynę ze ścisku. Na chwilę musiał przerwać i ciosem lśniącej rękawicy ogłuszyć kolejnego obłąkanego, chwycił Lairiel za korpus i ciągnął aż ujrzał mroczki przed oczami. I modlił się by istna żywa lawina nie pogrzebała ich pod swoim ciężarem i zaciekłością ataku.

Szlag by to trafił. Randal nie miał zamiaru więcej czasu tracić na tych więźniów. Nie chciał ranić Gustava i Lairiel, ale nie było chyba innego wyjścia. Poza tym miał nadzieję, że masa gwardzistów zombie, którzy ich przykrywają osłoni ich przed efektem zaklęcia. Zasady fizyki wskazywały by na coś takiego.

-Ignis orbeum!

Z palców Randala wystrzeliła mała kulka, która powędrowała na tyły zombie żołnierzy. Następnie wybuchła, w mniemaniu Randala powinna uczynić wśród nich prawdziwą masakrę, ale w tym lochu już nie jeden raz się zdziwił.Czas był ważnym czynnikiem i nawet jeżeli Lairiel i Gustaw bedą potrzebować magicznego leczenia, to lepsze to niż sami mieli by mieć twarze oblepione brudem i krzyczeć jak opętańcy.

Baelraheal dosłyszał słowa Randala … ale jego znajomość magii wtajemniczeń była zbyt pobieżna lub może w panującym w pomieszczeniu chaosie nie zrozumiał dokładnie, dość że miał jedynie tyle czasu by odwrócić twarz i wbić ją w lukę między hełmem a ramieniem Lairiel gdy ognisty podmuch objął walczących. Fala ognia omiotła go paląc włosy i skórę i kapłan wyszczerzył zęby z bólu i wściekłości, jednak to paladynka bardziej ucierpiała, paladynka, Gustav i przede wszystkim opętani. Tyle dobrego że większość oszalałych, już i tak zmaltretowanych i w części poranionych, ogniste zaklęcie rozrzuciło jak zapałki, poraniło czy uśmierciło na miejscu. Baelraheal gdy tylko zdusił płomień na plecach Lairiel sięgnął po broń i doskoczył do słabo poruszającej się, dymiącej i płonącej miejscami sterty, w jaką zmieniło się miejsce starcia. Przeszył ostrzem kilku jeszcze poruszających się obłąkanych gwardzistów, zdarł jedno czy dwa ciała z na szczęście wystarczająco dobrze opancerzonego rycerza. I pomógł wydostać się poparzonemu i krwawiącemu z licznych płytkich ran, pozostałych po paznokciach i zębów, Gustavowi. Szybko, mimo bólu własnego ciała, bowiem czas ciągle gonił, mimo tego że niepotrzebne starcie zmieniło się w prawdziwą rzeźnię która niejednego mogłaby zszokować i wtrącić w konfuzję.

Gustav chwycił mocno ramię kapłana, kiedy ten pomagał podnieść mu się spod zwęglonych ciał.
- To...to obłęd. - zająknął się łapiąc oddech i rozglądając się po sali. - Pożoga...

- Tak - warknął Gwardzista Boga ale nie kłapał dalej gębą, zamiast tego mało delikatnie pokręcił głową Gustava oglądając obrażenia jego szyi i twarzy, obejrzał przypaloną skórę. Zasób łask które Corellon Larethian zesłał swemu słudze raptownie się kurczył, ale po to właśnie był by z niego korzystać i Baelraheal nie wahał się z przywołaniem leczniczej modlitwy, niemal zupełnie przywracając rycerzowi siły. Rozglądał się czujnie, świadom tego że w każdej chwili może powrócić właściciel tego miejsca albo coś co jeszcze pozostawił do ochrony tego miejsca.

Lairiel wciąż lekko oszołomiona sytuacją zaczęła zbierać się z ziemi, czemu towarzyszyło nieco bolesne westchnięcie. Lekko się chwiejąc poprawiła hełm na głowie i spojrzała dookoła.

Randal przyjrzał się sytuacji. Wszystko zadziałało w sumie tak jak powinno.
 
homeosapiens jest offline  
Stary 10-04-2012, 13:24   #43
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Część V

-Wszyscy żywi, pokraki martwe. Przykro mi jeżeli komuś się przypaliły włosy, ale zaklęcia kapłana stwórcy powinny pomóc - w końcu część ciała jak każda inna. Niech ktoś otworzy tą skrzynkę i idziemy dalej.

Randal przyleciał nad Gustava i Lairiel. Wylądował tuz obok nich. Zaczął mówić głosem na tyle donośnym, żeby cała grupa usłyszała.

-Naprawde mi przykro, ale musiałem. Po pierwsze im dłużej tutaj przebywamy tym gorzej. Cały ten obszar jest objęty potężnym zaklęciem magii rytualnej. Prędzej czy później wszyscy będziemy wyglądać tak jak oni, jeżeli będziemy tu pozostawiać. Mój błąd, powinienem wcześniej ich usmażyć, ale myślałem, że nie będzie to konieczne. Jeżeli tu będziemy dłuższy czas żadna ochrona nam nie pomoże, żadna jaka dysponujemy, więc lepiej bierzmy co w skrzynce i do przodu, bo nie wiem jak wy, ale ze mnie marne zombi by było.

Rycerz posłał w kierunku maga surowe spojrzenie.
- Pamiętajcie tylko Randalu, że Lord Żelaznej Twierdzy, nie zapłaci mojemu oprawcy...-mruknął mało zadowolony. - Następnym razem prędzej szlag mnie trafi , niż pozwolę wam stac za moimi plecami... Za takie akcje - skinął na zwęglone ciała i osmolonych towarzyszy broni -Lądujecie Randalu na pierwszej lini. To miejsce gdzie możecie dac popis swych talentów...

Filut obrócił się gwałtownie, akurat w porę by dostrzec zgraję opętanych gwardzistów przygniatajacych Gustava i elfkę... Zamarł. Jezyk stanął mu w gardle.

"Weź sie w garść chłopie! Przeca gorsze chujstwo widziałeś!"

Przykurcz otrząsnął się akurat w porę by osłonić twarz przed nagłym podmuchem żaru. Kątem oka dostrzegł płonącą hordę pseudo zombiaków.
-Co do kurwy... Randal? Phi! Też mi coś! Zrobiłbym większą kul...-urwał w połowie, ujrzawszy rozjuszone spojrzenie Lairiel.

Elfka odbierała słowa czarodzieja jakby z opóźnieniem, bo po całej tej sytuacji nie mogła uwierzyć w to co słyszy. “Przysmażył ją? Ranną? Przy okazji paląc jej rzeczy aby udzielić ratunku?!” - pomyślała. Po raz kolejny udowodnił jej że swoimi decyzjami prędzej doprowadzi ich wszystkich do śmierci niż pomoże. Krew się w niej zagotowała i wystrzeliła do Randala jak osa, sztywna ze złości. Przepchnęła się nawet przez Gustava. Zacisnęła stalową pięść i wymierzyła cios prosto w jego nos najmocniej jak tylko potrafiła.

Gustav chwcił pędzące w kierunku czarodzieja ramię, i przyciągnął Lairiel do siebie.
- Nie … - mruknął- Panujcie nad emocjami, paladynko. Nie będziemy się jeszcze bardziej tłuc między sobą. Rozmówimy się nad tą sytuacją w dogodnym momencie. Nie teraz...- rzucił w kierunku Randala ponure spojrzenie.
- Wierzę, iż twe intencje były dobre... Ale wydaje mi się, Randalu, że wasza głowa nie służy jedynie temu, by nie kapała wam do środka deszczówka. Więcej ma się to nie powtórzyć...

- Chcesz mnie zabić?! - Prychnęła zła, wyszarpując się z uścisku Gustava jednak już nie próbując dopaść czarodzieja.

Baelraheal podniósł się znad ciał zabitych, podniósł broń i podszedł do Lairiel, przystanął obok.
- Randal! Następnym razem pomyśl zamiast chlapnąć co ci pierwsze przyjdzie na język albo jakiego bądź czaru użyć bez pomyślunku! - warknął.

- Randal nie waż się tego na mnie powtarzać. - Ostry palec paladynki wymierzył wprost w czarownika, po czym elfka odwróciła się, porzucając temat wciąż zła.

Gwardzista Boga obejrzał rany paladynki i zaproponował uzdrowienie obrażeń dzięki łasce Ojca Elfów lecz ta tylko z wdzięcznością odmówiła kręcąc głową. Położył na chwilę rękę na jej ramieniu i uścisnął lekko z uśmiechem na poparzonej twarzy, zaraz jednak zabrał się do pracy - nie czas był na czułości czy uznanie.
Popatrywał jednocześnie na otoczenie, Randala i resztę grupy - w końcu nie było mu wiadome kto i kiedy ulegnie mocy zaklęcia które rezydowało w podziemiach. Wyjął z plecaka worek i pociął go pospiesznie na pasy które zmoczył wodą z manierki, rozdał każdemu.
- Zawiążcie na twarzach, ten dym jest dziwny, może i trujący czy halucynogenny - mruknął. Marna to była osłona, ale zawsze lepsza niż nic. Użył kolejnej modlitwy, tym razem by swą koszulkę kolczą nasycić boską mocą.
- Dzięki -mruknął Salarin i zawiązał sobie pas na twarzy.

- Astra.

Randal znowu zniknął. Wczesniej zdążył zawiązać opaskę od kapłana na twarzy. Może to nie pomoże wiele, ale rzeczywiście zapach tego miejsca był jednym ze źródeł jego magii. Zanim wyszedł wszedł jeszcze na chwilę do celi, w której byli więźniowie i podniósł świecacy kamień. Wrzucił go do ciemnego korytarza, by go rozświetlić. Nastepnie poleciał w tamtą stronę.

-Idę zobaczyć co nas czeka dalej. Nie ma czasu do stracenia. Ruszcie się! Filucie, otwórz skrzynkę, ty chyba znasz się na tym najlepiej.

Przykurcz spojrzał pustym wzrokiem w stronę lewitujacego czarodzieja.
-Skrzynkę? Jaką znowu do cholery... Jest! Widzę! Zawartosc moja!
Zwietrzywszy łatwy zarobek pognał w stronę drewnianego kufra.
Z obrzydzeniem minął stertę zwęglonych trupów, po czym uklęknął przed wiekiem.
Delikatnie, jakby z nabożną czcią podniósł klapkę...
Masywna, wzmacniana żelazem skrzynia kryła w sobie pancerze, hełmy i miecze, najprawdopodobniej odebrane opętanym gwardzistom. Na wierzchu wszystkich tych przedmiotów, najemnicy dostrzegli owiniętą w purpową chustę, niedługą laskę. Wykonana była z brzozowej galęzi, na której szczycie obwiązano skórzanym rzemykiem wysuszone zioła. Zbliżając je nieco blizej twarzy, najemnicy poczuc mogli niemiły, ostry zapach... Do złudzenia przypominający wypełniającą lochy woń, tyle że o wiele bardziej skoncentrowaną.

-Co za chujstwo! - Fiult nerwowo wodził wzrokiem po rupieciach zgromadzonych w pudle. - Chociaż... - czarodziej zbliżył dłoń ku drewnianej lasce, spowitej purpurowa szmatką. - Bije z tego jaką magiczną aurą. - Zerknął ku zniecierpliwionemu kapłananowi. - No już ida Bolek... Nie poganiaj tak.

Schował znalezisko głęboko między fałdy cuchnącego ubrania, po czym z bananem na swej buliwastej facjacie, ruszył w kierunku nieprzeniknionej ciemności, wyzierajacej z otwartych drzwi.
Wydawać by się mogło, iż lekki kryzys “męskiej natury” karzełka został zażegnany.

- Idziemy dalej - kapłan powiedział gdy wszyscy mniej lub bardziej byli już gotowi. Spojrzał po twarzach członków grupy, szukając śladów działania dymu czy zaklęcia.
- Hei-Corellon shar-shelevu, Hiro hyn hîdh… ab 'wanath... - wyszeptał modlitwę do Obrońcy i pilnie się rozglądał.

***

Lśniący magicznym światłem kamień odsłonił przed oczami Randala do tej pory ogarnięte ciemnościami wnętrze korytarza.
Po kamiennych ścianach spływały stróżki wody , po podłodze zaś - w cuchnących kałużach spczywały sterty rupieci. W końcu mag dotarł do końca korytarza, a to co tam zastał mogło nim wstrząsnąć.
Na podłodze, wciśnięta w kąt spoczywała nieruchoma , skulona postac. Dopiero wytężając wzrok, Randal mógł przekonac się, że jest to kobieta. Jej dłonie ściskały medalionik zawieszony na szyi. Zamglone oczy wzrócone były ku sufitowi. Twarz zaś... szczątkowa. Wiekszosc skóry była zdarta, odsłaniając zęby pod nią.
Przez chwilę zdawac się mogło, że kobieta wpatruje się w czarodzieja. Jej oczy były jednak zimne, pozbawione życia.

Randal rzucił spojrzenie na ohydne zwłoki kobiety. Medalionik...
Podszedł by ją obszukać. Ria tymczasem patrzyła, czy nikt mu nie zagraża w tym czasie. Znalazł medalion, który postać trzymała przy sobie. Schował go do kieszeni i wrócił do grupy. Po powrocie odezwał sie do wszystkich:

-Do końca korytarza nic ciekawego nie znalazłem, ale znalazłem przedmiot, który może się przydać jednemu z was, który akurat nie posiada magicznego przedmiotu zapewniającego naturalny pancerz. Przedmiot ten sprawia, że trudniej was trafić walcząc wręcz lub na dystans. Do przyjęcia go nominował bym Gustava lub Salarina. Lairiel nie dam, bo średnio ją lubię. Nie wiem co wy o tym myślicie, ale tak według mnie powinniśmy postępować -przedmioty znalezione dawać temu, komu się przydadzą. Ja w walce wręcz nie mam zamiaru brac udziału, wojak ze mnie kiepski - medalion raczej tutaj nic nie zmieni.
- Twoja logika tu się gubi. - szepnęła tylko Lairiel i poszła dalej.
- Ja bym się nim chętnie zaopiekował, pasuje do mojego... stylu. -skomentował Salarin
-Masz.
Przedmiot nagle zmaterializował się z nicości i poszybował w kierunku Salarina.
-Mam nadzieję, że jak znajdziesz co przydatnego dla mnie to się odwdzięczysz.
- Jasne -kiwnął mu głową w odpowiedzi i założył amulet chowając go pd koszulą- Dzięki.
-Gustawie! Komnata czy korytarz? Komu w droge temu czas!
- Zbyt wiele zmarnowaliśmy czasu...
- odwrócił się na chwilę w kierunku zwęglonych zwłok.
- Ruszajmy dalej. Korytarz jest ślepy. - dał znak Filutowi, by ten ruszył przodem.

Czujnym krokiem zbliżył się do dębowych wrót. Gęsta, cuchnąca mgła i złowrogi mrok wywoływały nieprzyjemne mrowienie w brzuchu.

W oczy Filuta niemal natychimast rzuciły się otwory, po bokach pozbawionego drzwi przejścia do kolejnej komnaty. Podłużny kamień, z którego wykonano próg również zaniepokoił przykurcza. Nachlił się nad nim i przyjrzał dokładniej. Po szybkich oględzinach był pewien, że mechanizm został ukryty własnie pod nim. Zaś rzut oka w głąb otworów, ujawnił lekko podrdzewiałe ostrza w nich ukryte.

Gwałtowny ruch reki Filuta zatrzymał Kapłana tuż przed samym progiem drzwi.
-Ani kroku dalej. - Przykurcz wskazał otwory w drzwiach. - Widzisz? Sprytna pułapka. Cholera... prawie daliśmy się wyruchać...
Ściągnął swój wymiętolony kapelusz, po czym otarł pot z pomarszczonego czoła.
-Podejrzewam, że mechanizm zostanie aktywowany, jeśli jaki ciulek nastąpi na próg. - Czarodziej strzelił placami. - Zatem przechodźcie ostrożnie. JA natomiast rozbroję to ujstwo, coby nam w drodze powrotnej dupy nie pokiereszowało.

- Ty tu rządzisz, Filut - odparł kapłan i poczekał na to aż człowiek skończy z pułapką. Spoglądał po kolei na pozostałą czwórkę, zwłaszcza uważnie obserwując Salarina i Filuta. Zerknął na Lairiel, ale dziewczyna, wbrew jego obawom, dobrze się trzymała. Uśmiechnął się do niej, odwrócił spojrzenie ku Filutowi. I ku wnętrzu pomieszczenia, oczekując kolejnej jakiejś biedy która się napatoczy. Miał ochotę pogonić łotra, ale pośpiech plus pułapki równało się ucięte palce, więc trzymał język za zębami, szepcząc jedynie słowa modlitwy. Palcami lewej dłoni drapał się po piersi w miejscu zadawnionej blizny, jak zwykle gdy był zamyślony.

Przeczekawszy, aż wszyscy przejdą na druga stronę, czarodziej zabrał się za to, co umiał robić najlepiej - zręcznie przebierać placami.
Po kilku chwilach przepełnionych narastającym napięciem, wszechobecną cisze zmącił nagły krzyk przykurcza, który niczym poparzony odskoczył od urządzenia.
Przerażone twarze towarzyszy zdawały się przebijać przez gęstniejący mrok.
- Ha! Żartowałem! - Niereformowalny banan zagościł na pulchnych policzkach karzełka. - Rozbrojone z palcem w dupie. Możemy iść.

Po pokonaniu wysokiego progu, Gustav wprowadził najemników do obszernej, oświetlonej wieloma pochodniami sali. Większośc jej zakamarków pokrywały pajęczyny, o naprawdę imponujących rozmiarach. Lairiel z ciekawości przesunęła dłonią nad ogniem jednej z pochodni i poczuła ciepło, a więc pochodnie nie były magiczne i ktoś musiał je regularnie wymieniać i rozpalać. Poszła jednak dalej z cichym mruknięciem zamyślenia.
Gdzieś po swej prawej stronie dostrzec mogli wnękę, w której postawiono stare, rozsypujące się stojaki na zbroję. Gustav jednak machnął w ich kierunku ręką, dajac do zrozumienia, że nie warto tracic czasu. Przyświecajac sobie pochodnią, rzucił okiem na pożółką mapę.
- Jesteśmy blisko...
Kolejna komnata zdawała się jeszcze większa od poprzedniej. W jej centralnej części ustawiono cztery, ogromne kolumny. Między dwiema z nich, po ich prawej stronie, wstawiono kraty. Równie mocno strawione przez rdzę, co te, które więziły obłąkanych gwardzistów. Żelazo uniemożliwiało im dalszy marsz, ciągnąc się przez cała komnatę.
Stara furtka, wstawiona w kraty okazała się zabiezpieczona zamkiem.
- Cholera... Przebijamy się ? - zapytał zirytowany rycerz.

-Przebijemy się na pewno. Tylko, że mamy 2 sposoby. Albo nasz Filut rozbroi zamek, albo musimy to zrobić siłą. Filutowe rozwiązanie było by zdecydowanie bardziej ciche.

- No ba! W tej jednej jedynej kwestii musza się zgodzić z naszym ususzonym pierdzielem. Jak to szło? Jeśli w domu nie masz łoma, weź Filiuta, a będzie sodoma... - Przykurcz strzelił wesoło palcami, po czym stanął bokiem do Gustava - Panie rycerz, paczajcie i uczcie się! Z zamkiem trzeba jak z kobietą... Delikatnie i subtelnie. O właśnie tak... - Musnął małym pręcikiem okolice dziurki od klucza. - Walić na siłę to wy sobie możecie co najwyżej chujka w kącie. Tu trzeba... PRECYZJI - Zardzewiała kłódka jęknęła bezgłośnie pod wpływem napierającego drucika. -Najważniejsza jest początkowa penetracja. Najsampierw należy ocenić względne możliwości naszego obiektu i dopasować odpowiednią technikę. - Dzikie skrzypnięcie rozdarło zasłonę nieobliczalnej ciszy. - Dla przykładu, coby nie szukać daleko, z tym tu o, nie bedziem mieć większych problemów. Zwykła amatorka winna wystarczyć...

Gustav lekko drgnął, słysząc cichy jęk zza jednej z kolumn. Błyskawicznie odwrócił się na pięcie , wystawiając w kierunku niepokojacych dźwięków swe magiczne ostrze.
- Co za czort... - mruknął oniemiały, wbijajac spojrzenie w kolumnę.

- Seere nie będzie zadowolona... Seere nie mówiła o was... Wy nie byc slugi Alabashaaran.
W nieoświetlonym fragmencie komanty, dostrzegli ruch, a nastepnie niewyraźny zarys sylwetki. Istota była niebezpiecznie duża … Na oko stwierdzic można było, że czymkolwiek jest gadająca istota skryta w morku, mierzy sobie niemal dwa i pół metra.
Postac zdawała się kroczyć ciężko, wlokąc za sobą nogi, kiedy zaś padły na nią pierwsze promienie światla z pochodni, rzuciłą się do szaleńczego ataku.
Teraz najemnicy mogli rozpoznac w istocie wiedźmę, potężnych rozmiarów. Wściekle wystawiła w ich kierunku swe szpony i obnażyła kły.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 11-04-2012, 15:19   #44
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Część VI



- Na cipsko Tymory! A to co za chujstwo nowe?!
- Czarodziej zerknął nerwowo, kolejno na człapiącego stwora i rozdygotaną kłódkę. Nagły szum w uszach zdawał się pochłaniać wszelkie inne dźwięki. Cały świat ograniczył się do kilku niepozornych sekund.

- Ignis orbeum!
Randal nie lubił być mało oryginalny, ale właśnie ten czar najlepiej powinien zadziałać w tej sytuacji. Nie widział za bardzo możliwości aby tym razem kula zraniła towarzyszy, jak i możliwości, ze sama wiedźma ucieknie jakoś przed jej druzgocącym efektem.

Ogniste piekło, z którym zaznajomili się już towarzysze wybuchło tak samo jak poprzednio z małej kulki wystrzelonej z palca czarodzieja. Eksplozja nastąpiła tuż przy jej twarzy i pochłonęła ją całą - w odległości 6 metrów nie było przez sekundę widać niczego prócz ognia.

Salarin nie stracił zimnej krwi, wiedział w czym jest najlepszy i zamierzał to wykorzystać. Zareagował instynktownie, zaraz po ognistym ataku Randala ruszył przodem wymachując błyszczącym rapierem. Chciał skupić na sobie uwagę wiedźmy by dać innym możliwość ataku z flanki i zabicia potwora. Doskoczył do przeciwnika i miał zamiar zostawić na jego szkaradnej facjacie spory ślad, niestety w ciemnościach nieco trudniej było ocenić odległość i ostrze błysnęło przed nosem potwora.
- Seere jest jeszcze brzydsza od Ciebie bestio?! Pokaż co potrafisz, jeśli cokolwiek umiesz! - wykrzyczał jej prosto w twarz dodatkowo prowokując, zamłynkował do tego ostrzem by światło rapiera oświetliło go bardziej i naszykował się do kolejnego ataku.

Kapłan instynktownie poderwał się do biegu wraz z Salarinem próbując dopaść istotę nim zdoła użyć magicznych mocy, kątem oka dostrzegł że Lairiel również ruszyła. Zacisnął zęby, bowiem nie wiedział dokładnie jakimi zdolnościami i jak sprawna w walce jest wiedźma, i czy Lairiel miała z czymś takim do czynienia. Salarin biegł wprost na masywną wiedźmę, więc odbił nieco w bok, w prawo, by, jako władający glewią, mieć więcej miejsca do ataku. W ciągu paru chwil przypomniał sobie co mu było wiadomo o takich istotach i jakie są ich słabe punkty, i gdy znalazł się we właściwej odległości, w ciszy zamachnął się lśniącą bladą poświatą glewią. Błogosławione ostrze głęboko wcięło się w biodro potworności. Bardzo głęboko a broń wręcz zadźwięczała raniąc złą istotę.
- Lairiel, obchodzimy ją! - krzyknął wyszarpując ostrze i mając nadzieję że Salarin dotrzyma pola wiedźmie przez te kilka chwil które potrzebowali by się przemieścić. W przeciwieństwie do leśnych krewniaków nie zapamiętywał się w boju, walczył z lodowatą zaciętością i teraz też zamierzał to wykorzystać.

Kątem oka elfka uchwyciła spojrzenie kapłana i z werwą pognała razem z nim dopadając paskudę z lewej i w prawie tym samym czasie co Baelraheal zatapiając płonące ostrze w ciele maszkary. Stęknęła z wysiłku gdy przekręciła jeszcze ostrze i nim je z niej wyjęła, twardo i pewnie stając na ziemi.

- Pierdolić delikatność. I tak jestem hipokretom... - Przykurcz wyciągnął swój wypolerowany mieczyk, po czym bez zbędnych ceregieli rozwalił resztki uciążliwego zamka. Droga do następnej komnaty stała otworem...

Słysząc słowa Salarina, wiedźma obnażyła nieco bardziej swe kły. Mięśnie pod jej siną skóra napięły się mocno i zdawało się, że już ma rzucić się do wściekłego ataku by rozerwać pyszałka na strzępy, kiedy potężny cios glewią szarpną nią nieco. Kiedy zaś z drugiej strony, w jej ciało wbiło się ogniste ostrze zawyła tak przeraźliwie, iż ściany zadrżały. Poparzony pysk wygiął spazm bólu.
Dwa ramiona, zakończone ostrymi niczym brzytwa szponami runęły w kierunku kapłana, którego zwinność w tej sytuacji mogła zaskoczyć wszystkich. Baelraheal ugiął kolana i wcisnął głowę między ramiona, a pierwszy atak minął ją o kilka centymetrów. By uniknąć kolejnego, mężczyzna odchylił się mocno w swoją lewą stronę, przez co szpony wiedźmy uderzyły z trzaskiem o podłogę lochów. Warknęła wściekle, wbijając pełne nienawiści spojrzenie w elfa.

Salarin wykorzystał moment kiedy wiedźma odwróciła się w desperackim ataku w stronę kapłana. Skupił się i jednym precyzyjnym ruchem wbił ostrze w bok potwora po samą niemal rękojeść. Do tej pory warczący przeciwnik zamilkł i zsunął się bezwładnie po ostrzu. Elf szybkim ruchem strząsnął krew na posadzkę.

Baelraheal potrząsnął głową i rąbnął glewią w szyję, oddzielając koszmarny łeb od tułowia.
- To na wszelki wypadek - udzielił Salarinowi lekcji.
Przyjrzał się ciału i dopiero gdy upewnił się że nic więcej się nie dzieje podniósł spojrzenie na pozostałych. Potwór niespecjalnie nim wstrząsnął. Czarne hydry były o wiele, wiele bardziej przerażające.

- Niezły cios Bael... - Pochwaliła go elfka tylko lekko odwracając spojrzenie gdy postanowił uciąć wiedźmie łeb. Jej kobieca natura choć skryta za pancerzem i paladyńską dumą czuła się poruszona taką bezwzględnością, ale sama się jej uczyła.

Kapłan spojrzał na nią, skinął krótko głową.
- Dobra robota, wszyscy - powiedział obejmując ich wzrokiem - Randalu, tak trzymać - skinął głową czarodziejowi. Przyszło mu do głowy że to zadziwiające że oszaleli gwardziści wyłamali kratę akurat wtedy gdy to oni pojawili się w podziemiach, choć jeśli przed innymi istotami drżeli w przerażeniu to miało to sens.
- Mości Gustavie, ilu gwardzistów, mniej więcej, było na zamku? - zagadnął, wskazując jednocześnie by iść dalej i nie tracić czasu. Śmierć tylu nieszczęśników kamieniem ciążyła na jego duszy, i marnym pocieszeniem było to że ich wyrżnięcie w pień było konieczne by Lairiel i rycerz przeżyli. Na razie jednak trzeba się było skupić na marszu naprzód. Ale nie widział przeszkód by w tym czasie nie załatwić paru innych spraw.

- Na zamku służy ich … ze trzy setki? Calidyrr znany jest z pokaźnego garnizonu... Ci tam z tyłu.- Gustav wspomniał opętanych - Tylko kilku nosiło tatuaże Gwardzistów. Pozostałych nie poznaję.

- *Ohhh* - Lairiel tylko cicho jęknęła sama do siebie gdy powąchała swą ubabraną w tym całym świństwie rękawice i spojrzała po sobie. Była cała brudna, śmierdziała tylko trochę mniej niż Filut i gdyby nie to że była dość harda to pewnie by omdlała. Gdy zorientowała się że ktoś mógłby zauważyć jej zachowanie, wyprostowała się i spoważniała jakby nigdy nic. - Nie martw się Gustavie, ten kto to zrobił nie umknie sprawiedliwości.

Smród zakonserwowanego potu i rytmiczny stukot obcasów poprzedził przyjście samego Filuta. Triumfalnym korkiem zbliżył się do odciętego ryja monstra. Jego puste, nieobecne spojrzenie niechybnie wskazywało na głęboką kontemplację. Po chwili ujmującej ciszy, karzełek zdobył się na bystre spostrzeżenie.
-W sumie to nie było tak ciężko... Nieco się przy tym napociliśmy, ale to drobiazg. I tak czy siak zajebaliśmy stwora. Swoją drogą... podobne to to do mojej świętej pamięci babki. Ponoć równie straszliwa z niej maszkara była...

- Filut pilnuj języka, to że jesteśmy w trakcie ważnego zadania nie znaczy że nie zauważyłam jak skrzętnie wykorzystujesz to że nie mam czasu doprowadzić Cię do porządku!

- Musimy się śpieszyć - ostrzegł Baelraheal - nie jestem w stanie rzucić ochronnego kręgu drugi raz. Randalu, gdybyś rozpoznał jakieś rozpraszające magię zaklęcie skierowane na mnie musisz próbować mu zapobiec. I starajmy się unikać niepotrzebnych walk.

Gwardzista Boga spojrzał na Filuta. Dzięki niepozornemu czarodziejowi i łotrowi w jednym, pułapki które zebrałyby obfite żniwo śmierci i ran udawało się rozbroić czy uniknąć, nie wspominając o zablokowanych drzwiach. Ciekawe na co było go jeszcze stać.
- Co wam wiadomo o tej Alabashaaran? - zapytał i jednak zatrzymał się na chwilę. Wyciągnął zwój z modlitwą Boskiej umiejętności i odczytał go, po czym skupił się by dzięki iskrze nadprzyrodzonej interwencji poskładać w całość posiadane strzępy informacji na temat ... zapewne jakiegoś bóstwa, jak zgadywał obracając w głowie słowa wiedźmy.

- Po prawdzie pierwsze słyszę … Nie pora jednak na rozważanie słów dzikiej bestii. Ruszajmy- Rycerz puścił najemników przodem, samemu lustrując jeszcze wzrokiem salę, której ściany właśnie opuszczali. Wzdrygnął się lekko, rzucając okiem raz jeszcze na truchło wiedźmy - przebite ostrzami i spalone magicznymi płomieniami.

Najemnicy minęli furtkę w pordzewiałych kratach, a następnie przeszli pod portalem wyrzeźbionym w kamieniu nad przejściem do kolejnej komnaty. Przez chwilę ich oczy cieszyć się mogły starożytnym arcydziełem, które odkryły przed nimi wątłe światła własnych pochodni.
Dwa kamienne dęby, których korony splatały się u szczytu przejścia, wręcz zapierały dech w piersiach przez niesamowitą dokładność kamieniarza, spod którego dłuta wyszły.
Któż z nich gotów był pomyśleć, że w miejscu tak ohydnym i przepełnionym okrucieństwem przyjdzie ujrzeć im coś tak pięknego?
Kolejna sala była oświetlona gorzej niż pozostałe. Jednocześnie siwy dym gęstniał, co w połączeniu bardzo negatywnie wpływało na widoczność.
- Gdzieś tutaj powinno być przejście. - wydukał, kaszląc jednocześnie Gustav.
I rzeczywiście - na środku sali dostrzegli w końcu pordzewiałą i pokrytą pajęczynami dźwignię. Kilka metrów za nią dostrzec mogli kamienne wrota, które przez swoje podobieństwo do pierwszych napotkanych w lochach, przywoływały raczej niemiłe wspomnienia.
Nieco bardziej na prawo znajdowało się rozwidlenie - jedne ze schodów zdawały się prowadzić niżej, w głąb lochów. Drugie zaś, znajdujące się jeszcze bardziej na prawo, wznosiły się ku górze.

- Alabashaaran kojarzy mi się z pradawnymi kultami zachodnich części Fearunu, jakich niegdyś było pełno pośród dzikich, pomieszkujących w jaskiniach plemion. Alabashaaran to imię jednego z bożków czy półbożków - których czczono. Ze mną coraz gorzej - ten siwy dym osłabia mnie. Kończmy z tymi lochami jak najprędzej - rzucił Randal.

- Niestety, ja też niczego więcej nie wiem - mruknął Baelraheal i ponuro rozejrzał się naokoło, mimo wspaniałości widoków które przydałoby się docenić w spokojniejszym czasie - I niestety nie mam jak ci pomóc, faktycznie musimy jak najszybciej stąd wyjść.

Pieśniarz nijak nie miał ochoty podziwiać pięknych komnat nie tylko ze względu na to, że mało bo wystrój obchodził, ale kiepsko też widział. Zmrużył oczy kiedy obraz zaczął mu się rozmazywać jakby za dużo wypił z tą różnicą, że jeśli dzieje się to pod wpływem to nie przeszkadza tak jak teraz, wyjątkowo paskudne uczucie. Przetarł w końcu swoje oczy opierając się niepewnie o ścianę.
- Cholera jasna... czuję się taki... ociężały, jakby jakieś macki negatywnej energii wystawały z podłoża i owijały się wokół mego ciała, spowalniały ruchy, przysłaniały oczy. Chodźmy czym prędzej bo jeszcze trochę w tym przeklętym miejscu, a będę mniej użyteczny od żaby Randala.

-=-=-=-=-

http://kostnica.eu/roll/4f7b495ec3b81/
- Ognista kula Randala - 25
http://kostnica.eu/roll/4f7b4bebd953f/
- rzut obronny wiedźmy na refleks - 13
http://kostnica.eu/roll/4f7b5a2f0b7c8/
- atak Salarina - 16
http://kostnica.eu/roll/4f7b60a4cfe56/
- atak Baelraheala - 27
http://kostnica.eu/roll/4f7b61c6b5a83/
- obrażenia - 22
http://kostnica.eu/roll/4f7b657617fd5/
- atak Lairiel - 35
http://kostnica.eu/roll/4f7b66a6c83e3/
- obrażenia - 17

http://kostnica.eu/roll/4f7c34fe2cca3/
- atak wiedźmy - 15
http://kostnica.eu/roll/4f7c350648270/
- atak wiedźmy II - 16
http://kostnica.eu/roll/4f7c372fdd57b/
- atak Salarina - 27
http://kostnica.eu/roll/4f7c37cc9c0d4/
- obrażenia - 11

http://kostnica.eu/roll/4f7ebd3a6fffe/
- rzut obronny Filuta na wytrzymałość - 23
http://kostnica.eu/roll/4f7ea8faee0a8/
- rzut obronny Lairiel na wytrzymałość - 18
http://kostnica.eu/roll/4f7ce65e67c0d/
- rzut obronny Baelraheala na wytrzymałość - 20

http://kostnica.eu/roll/4f7b28361210d/
- test Baelraheala na wiedzę tajemną - laska ze skrzyni

Działające czary Baelraheala:
Magiczny krąg przeciwko złu
Magiczna szata
Siła byka

Działające czary Randala:
Niewidzialność
Lot
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 12-04-2012, 12:44   #45
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
Część VII

- Ria dba o moją koncentrację. Słuchając jej pieprzenia, wiem, że wy wszyscy jesteście dość normalni. Filucie - zobacz co z tą dźwignią...
Głos Randala był nieco poirytowany.

Ja pieprzę od rzeczy? Ty czasem siebie posłuchaj...

Już wystarczy. Zaraz uznam, że przynosisz pecha, upiekę cię i zjem. Żabie udka podobno są smaczne.

Czemu ja się z tobą zadaję w ogóle?

A masz wybór?

A no właśnie...

- Chwila, nie powinniśmy po prostu skorzystać ze schodów prowadzących ku górze? - chrypliwie zapytał kapłan wskazując bronią wznoszące się kamienne stopnie. Uwagę dzielił pomiędzy rozglądanie się w poszukiwaniu niebezpieczeństwa a obserwowanie twarzy i zachowań towarzyszy.

- Myślałem, że ta dźwignia coś otwiera. W każdym razie myślę, że dobrze by było chociaż wiedzieć co robi, a Filut się chyba na tym zna.

Baelraheal zawahał się. Randal - choć jego rady do tej pory nie były najszczęśliwsze, łagodnie rzecz określając - mógł mieć rację, z różnych względów. Oczywiście, mógł jej też nie mieć...
- Mości Gustavie, spójrzmy na mapę. Chcę uniknąć każdej zbędnej walki i straty czasu.

Tym czasem Lairiel powoli stanęła za mężczyznami i ciekawie wychyliła głowę, zerkając również.

- Tak, Gustavie wiem, że chciałeś spenetrować te podziemia dokładniej zanim pójdziemy do zamku, w związku z tym rytuałem, o którym mówiłem, to jednak nie jest najlepszy pomysł. Jeżeli skończymy jak tamci z celi, to na pewno nie uratujemy twojego ludu - dodał Randal.

- Tym razem Randal ma rację, Salarin nie czuje się tu już najlepiej, nie możemy dłużej przebywać w tych oparach, czymkolwiek one są. - wtrąciła Lairiel.
- Jeszcze mam w sobie trochę ikry... -mruknął ledwo dosłyszawszy słowa paladynki.

Gustav skinął niepewnie głową, po czym rozejrzał się dookoła. Drużyna nie wyglądała najlepiej. Najemnicy byli osmoleni, część poparzona, przepoceni, oblani krwią własną bądź obłąkanych gwardzistów.
- Mapa mówi, że wrota wyjściowe powinny znajdować się w tej komnacie... - kończąc wbił wzrok w kamienne wrota.
Filut przyjrzał się dźwigni - nie wyglądała na zabezpieczoną pułapkami. Rdza wgryzła się mocno w żelazne ramie, zaś pajęczyny ciągnęły się od ziemi aż po sam jej czubek.

Nie trzeba było długo czekać na reakcję przykurcza. Bez większych ceregieli objął wystający pręt.
- Widza, że już dawno nikt nie pieścił naszego osamotnionego kutaska... Ciekwym dlaczego?

- Filut! - Lairiel miała już dość upominania i zdzieliła karła otwartą dłonią z tyłu po łbie.

Gwardzista Boga miał ochotę odruchowo pokręcić głową ale powstrzymał się przed tym, nie chcąc dawać pozoru że nie zgadza się z rycerzem, zamiast tego położył glewię na ziemi i sięgnął po łuk i strzały. Zerknął jeszcze na strop, ściany i podłogę przy dźwigni, samemu upewniając się że jej ruszenie nie wywoła jakiejś biedy. Mówiąc wprost - pułapki.
- Przygotujmy się i do dzieła, szybko - powiedział z częściowo już napiętym potężnym łukiem, a po grocie strzały pełzała poświata. Spojrzał na Lairiel sprawdzając jak dziewczyna sobie radzi, uśmiechnął się do niej. Przyuważyła to i odpowiedziała nieco zawstydzonym uśmiechem z racji że właśnie biła Filuta i poczuła się niezręcznie nie wiedząc o czym kapłan myśli. Ten nie zwrócił na to uwagi, zbyt zajęty myślami o tym co znajdą za kamiennymi wrotami.
- Hei-Corellon shar-shelevu... - zaczął szeptać słowa modlitwy, czerpiąc otuchę ze znanej od dziesiątków lat inkantacji. Lairiel choć nikt zapewne tego nie zauważył dołączyła się po części do modlitwy choć słowa wypowiadała pół na głos. Baelraheal niemal automatycznie zaczął ją recytować głośniej, by i inni mogli dołączyć do znanego chyba każdemu elfowi wyznania wiary. Salarin spojrzał na towarzyszy i sięgnął dłonią do kieszeni ściskając pewien przedmiot, dołączył się do modlitwy jednak nikt go nie usłyszał, recytował w myślach.

Cokolwiek by się nie stało z moim zdrowiem lepiej się nie pokazywać przeciwnikom. Randal ponownie rzucił na siebie niewidzialność. Następnie poleciał odrobinę do góry, tak, żeby znajdować się nad kapłanem. Magia tego miejsca działała już i na niego, więc chciał być jak najbliżej centrum ochronnego zaklęcia.

Podrdzewiała dźwignia zaskrzypiała głośno, poruszona ramieniem Filuta. Lepkie pajęczyny przylepiły się do brudnych mankietów jego szaty.
Przez kilka, przepełnionych pełnym napięcia oczekiwaniem chwil, nie wydarzyło się zupełnie nic. Gustav rzucił siarczystym przekleństwem i kopiąc przy tym w dźwignię, a w tym samym momencie ogromne kamienne wrota poruszyły się z trzaskiem. W powietrze, i tak już gryzące nozdrza, wzbił się obłok kurzu. Za uchylającymi się skrzydłami najemnicy dostrzegli najpierw niesamowitą plątaninę pajęczyn. Zdawały się tak gęsto uplecione, iż bez problemu unieruchomiłyby pełnego krzepy mężczyznę.
Za nimi - nieprzenikniona ciemnośc.
- Co za cholera... Na pewno nie pójdziemy tam na ślepo.- rycerz zamachnął się, po czym cisnął za wrota pochodnię. Słabe światło odbiło się od połyskujących, żelaznych zdobień umieszczonych , w zdawałoby się, kamiennej kolumnie ustawionej kilka kroków od wejścia.
Same zdobienia w kamieniu pasowały stylem to widzianych przez najemników chwilę temu, przy portalu oklającym wejscie do komnaty.
Nagle ściany jak i podłoga zadrżały, a kolumna oświetlana przez słabe światło pochodni... poruszyła się.
Gustav pobladł i cofnął się o kilka kroków w tył, kiedy kamień przesunął się w ich kierunku, a wszystko dookoła wtórując mu zadrżało. W końcu, po przedarciu się przez siec pajęczyn, światło licznych w sali pochodni ukazało im niemal czterometrowego kolosa z kamienia.
Na czole golema wyrysowane były runy, podobne do tych, które najemnicy widzieli na wrotach zabezpieczonych zagadką. Bił od nich jednakowy blask.
- Co... co to jest ? - wydukał oniemiały Gustav.
Kamienna kreatura, rąbnęła zamaszyście ramieniem w nierozwarte do końca wrota, rozsypując gruz pod nogi najemników. Wkraczając do obszernej sali wyprostował się w pełni , zagradzając drogę dalej i pozostając niepokojąco blisko schodów do dalszych, jak się wydawało, pomieszczeń.

 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 12-04-2012 o 12:56.
homeosapiens jest offline  
Stary 12-04-2012, 12:55   #46
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
Część VIII

-Kochani. Ja tutaj nie wiele pomogę. To tutaj co widzicie jest dziełem czarodzieja i jest niewrażliwe na moja moc. Zabezpieczone przed ingerencją takich jak ja. Możemy zrobić dwie rzeczy. Możemy uciekać, prawdopodobnie jest na tyle wolny, że zdąży cos zrobić tylko jednemu z nas. To plan bezpieczniejszy. Możemy też walczyć. Sęk w tym, że tylko otrze Gustava, będzie go tak na prawdę mocno raniło. Salarin i Gustav musieli by wziąć konstrukta w dwa ognie, reszta by tylko im pomagała stroniąc od bezpośredniej walki. Druga opcja walki - rozbiegamy się i próbujemy na odległość. Jeżeli rzucę czar przyspieszający reakcję waszych organizmów, golem nie powinien was dopaść. W ten sposób możemy go również ominąć bez niepotrzebnego dostawania po twarzy.

W głosie Randala pobrzmiewała rezygnacja. Potrafił on nie najgorzej omijać odporność na czary, ale nie niepodatność.

Salarin spojrzał na golema niezbyt pewnym siebie wzrokiem. Nie wyobrażał sobie jak miałby przebić się przez kamień swoim rapierem, jedynie uniki wchodziły w grę, ale byłyby i tak bardzo ryzykowne. Jeden błąd i może być ciężko.

“No teraz to będzie naprawdę ciężko...” - pomyślał Baelraheal gorączkowo szacując co tu zrobić. Randal może i był błyskotliwy, niestety, któryś już raz z rzędu jego rada okazała się chybiona. Nie żeby miał do niego pretensje - sam nie zwrócił uwagi na stan dźwigni. Trzeba będzie brać poprawkę na słowa czarodzieja - po prostu, jeśli widzi się kogoś z kiepską passą w ruletce to nie obstawia się tych samych pól co on...
- Wycofujemy się, szybko! - rzucił stanowczo, schował łuk i zamiast tego podniósł Błogosławioną Glewię, krok za krokiem zaczął się cofać. - Zobaczymy co zrobi i podejmiemy decyzję.
- Raczej nie mamy innego wyjścia -rzekł Salarin i postąpił tak jak Baelraheal.

Lairiel była zupełnie zaskoczona, w zasadzie nie czuła się przeszkolona do walki z golemami i nie wiedziała co powinna zrobić. Posłuchała się póki co więc słów Baelraheala.

Kapłan zmarszczył czoło - wedle jego wiedzy golemy były niepodatne na broń taka jak jego glewia i potrzebował czasu by wykombinować co tu począć z takim przeciwnikiem.
- Randal, Filut, przygotujcie swoje płaszcze, może w sprzyjającym momencie uda się je zarzucić na łeb golema i oślepić go na jakiś czas...

-Pomysł nie jest zły, ale ja i mój płaszcz jesteśmy na razie niewidzialni. Ty musisz to zrobić, bo póki on jest przy mnie dalej go nie zobaczę. Nie wiem czy to zadziała - golem równie dobrze może mieć oczy po to, żeby ładniej wyglądać, a tak na prawdę w ogólę ich nie potrzebować. Spróbować nie zaszkodzi.

Czarodziej nie zrozumiał intencji kapłana, że to on miał by to zrobić.

Kapłan najpierw poczuł, że coś spada mu na głowę, potem przez chwilkę nic nie widział. Materializujący się płaszcz Randala przysłonił mu wzrok. Randal tymczasem wpadł na inny pomysł. Jeżeli dźwignia uwolniła golema lub sprowokowała go do działania, to może użycie jej ponownie unieszkodliwi go lub z powrotem zmieni w kolumnę? Były dwie opcje - albo dźwignia otwierdała drzwi albo uruchamiała golema. Mogła też robić jedno i drugie. Golem mógł mieć polecenie od stwórcy by atakować, kiedy drzwi będą otwarte... Dużo rzeczy w głowie Randala przemawiało za tym, by spróbować. Zaszkodzić to raczej nie mogło.

Niewiele rzeczy było w stanie wyprowadzić Baelraheala z równowagi, parę jednak z zadziwiającą skutecznością łatwo doprowadzało go do tego stanu.
- Randal!!! Właśnie o to chodzi że jesteś NIEWIDZIALNY!!! - słoneczny elf zdarł z siebie płaszcz i całej jego siły woli było potrzeba by nie cisnął materiałem o ziemię.

-Miałbym podlecieć na tyle blisko, żeby założyć mu płaszcz na głowę? Jakby mnie złapał, to już by mnie nawet Corellon nie uratował...

Szept czarodzieja doszedł do uszu kapłana.Randal podleciał do dźwigni i użył jej ponownie - przywracając jej pierwotna pozycję.

Dźwignia ponownie jęknęła, a w chwilę po tym skrzydła kamiennych wrót zazgrzytały zamykając się powoli. Wykruszony w nich, wielki otwór był złowrogą pamiątką po lekkomyślności najemników.
Golem słysząc zgrzyt, odwrócił się nagle i począł bezmyślnie wpatrywać się w przestrzeń dookoła dźwigni. Wykonał zamaszysty ruch i cisnął kamiennym ramieniem w posadzkę sali. Skruszone kawałki kamieni poszybowały dookoła, wbijając się ostatecznie w ściany.
Tymczasem pozostali najemnicy zatrzymali się w , jak sądzili, bezpiecznym miejscu. Niższe niż sala i dość wąskie przejście, które zdobył portal z motywami roślinnymi, zdawał się być zbyt skromny dla gabarytów kolosa. Teraz grupa wpatrywała się w skamieniałe plecy golema, stojącego nieco ponad siedem metrów od nich. Mogli mieć jedynie nadzieje, że twardy, szybujący gruz nie połamał wątłego ciała Randala.
- Może... może teraz uda nam się przecisnąć ? - spytał niepewnie Gustav zerkając na Baelraheala. - Nie wiem czy walka z tym monstrum to dobry pomysł. Oby wasz ojciec przychylnie zerkał w naszą stronę... - tym razem rycerz skinął lekko w kierunku Lairiel.

- Zobaczymy - warknął Baelraheal obserwując rozwój wypadków. Miał parę pomysłów, ale każdy wiązał się z użyciem skromnych zasobów magii w jego dyspozycji - a nie wiadomo było jak bardzo potrzebne będą w samym zamku.

Pies by to chedożył. Kolejny raz Randalowi nie udało się zrobić czegoś, co sprawiło by by był szanowany w grupie. Pasmo porażek - ciąg dalszy. Jeden z kamieni zahaczył Randala nie robiąc mu jednak wielkiej krzywdy. Szczęście w nieszczęściu - jego zdolność unikania na ten moment była zdeklasowana przez pijanych wieśniaków z karczmy.

-Tutaj ty kupo złomu! Złap mnie je-nnh-śli potrafisz.

Randal zdecydował się odciągnąć golema od przejścia, tak by inni mogli spokojnie przejść. Niestety za każdym razem, gdy prowokował golema ten ranił go kamieniami, które rozpryskiwały się w pobliżu

-Biegnijcie wtedy, gdy pójdzie za mną.

Czarodziej starał trzymać się poza zasięgiem ramion kamiennego monstrum.

-Obrzydliwy, kamienny i otyły. Nie ustajesz w wysiłkach, co?

Golem był bezrozumny i raczej nie łapał jego niezbyt błyskotliwych docinek, ale na pewno miał zmysł słuchu - coś trzeba było gadać.

-Według mnie powinno się ciebie rozebrać i użyć, by postawić jakiś nowy fragment muru, nieprawdaż? Przyd-uff-ałbyś się chociaż na coś.

Golem błądził spojrzeniem za głosem Randala. Co chwila robiąc kilka kroków w jego kierunku a następnie uderzając na oślep w podłogę.

- Szmaty, owiniemy buty - mruknął Baelraheal, instynktownie wracając do starych umiejętności łowcy którym wszak był. Spojrzał na płaszcz Randala i uśmiechnął się lekko. Ale mimo wszystko rzucił płaszcz Filutowi, sięgnął po swój by pokroić go w pasy i rozdać każdemu. Potem zaś czekał na stosowny moment, pokazał by Randal zaczął odciągać golema w przeciwległy kąt komnaty, jak najbardziej odległy od miejsca ich ukrycia i schodów prowadzących ku górze. Nie widział go, ale miał nadzieję że staruszek od czasu do czasu spogląda w ich kierunku.
- Ruszymy wszyscy razem, ile się da po cichu, potem rzucimy się biegiem - mruknął.
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 12-04-2012 o 12:57.
homeosapiens jest offline  
Stary 13-04-2012, 01:00   #47
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3gY4BpxS9_o[/MEDIA]

- Teraz ... - dał sygnał Gustav, samemu rzucając się do biegu. Ramieniem przesłonił twarz, starając się chronić ją przed szybującymi wszędzie skalnymi odłamkami.
Raz za razem sala drżała pod wymierzonymi na oślep ciosami golema, którym towarzyszył rozdzierający huk. Sługa Tempusa co chwila zerkał, wstrzymując oddech, pod kamienne pięści konstrukta z nadzieją, że i tym razem nie wypłynie spod nich krwawa miazga, wcześniej zwana Randalem.
Uchylił się błyskawicznie, kiedy większy odłamek poleciał w ich kierunku. Niestety Lairiel nie miała szansy dostrzec go na czas i kamień uderzył w jej pierś. Najprawdopodobniej tym samym odbierając elfce na chwile dech, gdyż poczerwieniała lekko nie wydając z siebie nawet najmniejszego jęknięcia. Gustav chwycił ją pod ramię i pomimo cichych protestów z jej strony, doprowadził do samych schodów.
Drobny ciałem, wielki duchem Filut przedzierał się skryty za plecami kapłana i pieśniarza klingi, dzięki czemu drobne jak i większe kawałki głazów nie doskwierały mu aż tak bardzo. Zbliżając się z towarzyszami do czekających na schodach Gustava i Lairiel dostrzegł, gdzieś w mroku wypełniającym przestrzeń za rozbitym skrzydłem kamiennych wrót, słaby blask pochodni zza czegoś przypominającego zakratowaną furtkę. Stało się zatem oczywistym, że kamienny kolos nie był strażnikiem niczego cennego a drzwi, naniesionych na mapę Gustava. Jednak czy w obecnej sytuacji nagła zmiana planów była rozsądna ?
Rycerz wyszarpnął zza pasa niewielki toporek, zamachnął się i cisnął nim w kierunku golema.
- Teraz Randalu ! Wycofaj się ! - wrzasnął po tym jak oręż uderzył głucho o grzbiet golema. Konstrukt odwrócił się nieśpiesznie i ogarnął spojrzeniem całą sale, ostatecznie wbijając je w kryjących się na schodach najemników.
Czarodziej, dalej zabezpieczony zaklęciem niewidzialności, bez większego problemu wymanewrował skalistego strażnika podziemi i dotarł do pozostałych, ogłaszając to zdyszanym głosem:
- Jestem, w jednym kawałku o dziwo...
- Był to czyn godny Tempusa Randalu. Jak na razie sprawiasz, że nie tęskno mi za pierścieniem.



Najemnicy ruszyli schodami prowadzeni przez Gustava. Golem, pozostawiony w tyle, kiedy tylko opuścili wielką salę, zdawał się uspokoić. Zamarł w bezruchu.
Na drugim końcu schodów przed najemnikami ukazał się, cóż za zaskoczenie, kolejny korytarz. Siwy dym stał się tutaj jeszcze gęstszy i bardziej doskwierający nozdrzom , co jeszcze chwile zdawało się wręcz niemożliwe.
Rycerz Żelaznej Twierdzy, dał stojącym za jego plecami najemnikom dyskretny znak, wskazując dwie wnęki po lewej jak i prawej stronie korytarza.
- Na kilometr śmierdzi pułapką...- syknął zduszając w sobie kaszel, wywołany gryzącym dymem.
Dopiero kiedy Filut dał znak, że droga jest czysta ruszyli.
We wnęce po lewej stronie najemnicy dostrzegli skrzynię. Drewno poczerniało naznaczone czasem, a pasy żelaza, którymi została ona okuta przeżarła rdza. Wielkim atutem tego okazał się fakt, iż korozja zdewastowała również kłódkę, która miała zapewne chronić jej zawartość.
W głębi drugiej wnęki znajdował się kamienny piedestał, na którym, pod warstwą pyłu zbitego w gródki, ktoś ułożył podłużną tarczę.
Sprawdzicie to... Tymczasem, Filucie- wskazał podbródkiem kolejne dwie wnęki znajdujące się z przodu. - Bądź łaskaw sprawdzić czy przejście jest bezpieczne.
W czasie, kiedy krępy towarzysz sprawdzał kamyk po kamyku ściany i podłogę przed nimi, pozostali najemnicy rozwarli skrzynię. Ich oczom ukazał się zestaw zaskakująco delikatnie potraktowanych przez czas przedmiotów: ciężkich butów, rękawic, naramienników i hełmu. Chociaż stal nieco zmatowiała, błękitne kamienie umieszczone w niektórych elementach dalej biły magicznym blaskiem. Drobne zdobienia bez wątpienia były dziełem mistrza płatnerstwa.







- Je czysto jak między nogami królewny !- dał znać Filut.
- Ruszajmy zatem, zdecyduje sami co zrobić z tym znaleziskiem. - ogłosił dowódca, odrywając wzrok od znaleziska.
Gustav ponownie ruszył przodem, przyświecając sobie pochodnią. Ostatecznie wprowadził najemników do kolejnej, obszernej sali, która zdawała się być źródłem gryzącego dymu spowijającego większą cześć lochów. Kiedy najemnicy zrównali się z nim, odganiając panujący w izbie mrok swymi pochodniami, ich oczom ukazał się przerażający widok.
W centralnej części pomieszczenia dostrzegli otoczone przysypanymi przez popiół czaszkami palenisko, dookoła którego rozrzucone leżały nieruchome postacie nagich kobiet. Ich ciała zdawały się wysuszone, znieruchomiałe w ekstazie, którą można było odczytać z ich pozbawionych już życia twarzy. Gdzieś w kącie sali ustawiono mosiężną kadzielnicę. Ta okazała się źródłem gryzącego ich płuca dymu.
Gustav zaklął pod nosem, zbliżył się do kopcącego się przedmiotu i wymierzył mocne kopnięcie. Następnie chwycił za bukłak i oblał tlące się jeszcze "chwasty" wodą.
- Barbarzyństwo... Brakuje mi słów. Co tutaj się stało ?- spojrzał pytająco w kierunku najemników, lecz zdawało się, że nie oczekuje od nich jednoznacznej odpowiedzi.

Ku zaskoczeniu drużyny, wejście do katakumb świątyni zamkowej nie zostało zamaskowane. Zakratowane drzwi umieszczone zostały w jednej z bocznych ścian wypełnionej zwłokami sali.
Gustav splunął w bok z grymasem na twarzy, kiedy opuszczali przyprawiającą o dreszcze salę.
Ruszyli kolejnymi schodami w górę. Te, w przeciwieństwie do obszernych sal lochów, budziły klaustrofobiczny lęk. Wydrążony w skale tunel był niski i wąski, jedynie Filut nie musiał naginać grzbietu by nie ocierać się o sklepienie. Co chwila, pomiędzy głośnymi oddechami najemników, po podziemnym przejściu rozchodził się nieprzyjemny dla ucha dźwięk zgrzytającej o kamień stali.
Tunel zakończony był czymś, co przypominało podłużny głaz. Gustav pchnął lekko ramieniem, a kiedy napotkał opór warknął:
- Mam serdecznie dosyć tych podziemnych ciuciubabek... Przejście, psia jego mac !
Tym razem rycerz posłał przed siebie kopnięcie...

Kamienna pokrywa ustawionego pionowo sarkofagu uderzyła o ziemię z hukiem, roztrzaskując się na kilkanaście kawałków. Sługa Tempusa wyłonił się z jego wnętrza, widocznie zaskoczony i rozejrzał dookoła.
Katakumby, w porównaniu do lochów, których progi własnie opuścili, prezentowały się niezwykle skromnie. Sprowadzały się do podłużnego pomieszczenia, o ścianach wypełnionych wnękami. Te zaś były miejscem wiecznego spoczynku dla zakurzonych szkieletów.


Gustav ominął zręcznie kupkę gruzu, po czym dał znak pozostałym.
- Spokój... Zdaje się, że to pierwsze miejsce, które wygląda tak jak powinno.- uśmiechnął się lekko.- Świątynia nie jest często odwiedzanym miejscem...Llud, z których wywodzą się Kendrickowie, czczą duchy natury, a te nie wymagają od nich częsty modłów. Myślę, że będziemy mogli tam chwilę odpocząć i doprowadzić się do porządku.- drgnął widząc nieco zaskoczone spojrzenie niektórych najemników- Nie żebym należał do tych co "za żadne skarby nie pokażą się w takim stanie na salonach"... Po prostu będziemy mniej rzucać się w oczy jako przeciętni zbrojni niż umorusani sadzą, przepoceni i zdyszani barbarzyńcy, nie uważacie ?
Ruszyli pomiędzy szkieletami przodków Kendricków, starając się nie zakłócić ich wiecznego spoczynku. Wielką ulgą okazało się powietrze - może i przesiąknięte typowym dla takiego miejsca odorem - jednak już nie gryzącym płuc. Gustav zatrzymał się nagle, przy kamienny sarkofagu przytulonym do jednej ze ścian w pobliżu wyjścia.
- Oto miejsce spoczynku Christiana Kendricka. Brata Tristana Kendricka, ojca Królowej Alici.- powiedział głosem pełnym powagi i szacunku.- Słyszeliście może pieśni bardów po dziś dzień wychwalające czyny tego skromnego rycerza ? Zginął zasłaniając własną piersią swego brata, przyszłego Króla w bitwie z lordem Gelswaldem. W bitwie, która zdecydowała o zjednoczeniu wysp. Choć był z Llud i miłował pokój zginął śmiercią prawdziwego wojownika, w którego sercu wyryły się ideały Tempusa. Nawet my, ludzie Północy oddajemy mu cześć.- wskazał podbródkiem miecz spoczywający na sarkofagu.- A to Miecz Zjednoczenia. Ostrze, o którym mówi się, iż uśmiercić może jedynie w obronie Królestwa. Nie ręką nienawiści, a tą która chroni słabych i uciemiężonych. Aby wieki krwawych wojen Lordów nigdy nie powróciły na Moonshae... Cóż za ironia losu...



Świątynia dorównywała skromnością katakumbom w podziemiach. Izba nie zachwycała rozmiarami, a wystrój jej sprowadzał się do kilku drewnianych ław ustawionych w rzędach przed nimi. Po prawej stronie od wejścia znajdował się , jak można było się domyślić, ołtarz - kamienna misa z krystaliczną wodą, odbijającą teraz wpadający przez niewielkie okno blask księżyca. Tuż za nią malunek rozświetlonego gwiazdami nieba, częściowo zarośnięty przez krzew, na którym z niewyjaśnionych powodów kwitły właśnie czerwone kwiaty.
Zza ciężkich, drewnianych wrót wejściowych dobiegały niepokojące odgłosy. Nawoływania: "wody, wody !", przerywane krzątaniną kilkunastu osób. Nie trudno było się domyślić, że przyczyną całego zamieszania był pożar wieży magów.
Gustav zasiadł ciężko na jednej z drewnianych ław, co chwila rzucając niepewne spojrzenie w kierunku drzwi wejściowych.
- Musimy poczekać na odpowiedni moment. Z tego co mi wiadomo, to jedynie wyjście ze świątyni... A jak słyszycie, na dziedzińcu jest pełno ludzi. - oblał kawałek materiału, wręczony mu wcześniej przez Baelraheala do zasłonienia twarzy, wodą i zaczął spokojnie obmywać twarz. - Złapcie oddech i ruszamy dalej. Kiedy tylko nieco się uspokoi.


Wcześniej. Komnaty Lorda Żelaznej Twierdzy.
Lord Amnar stał przy oknie swej komnaty, wpatrując się w płonącą wieżę. Skóra na jego dłoniach pobielała od uścisku, którym mężczyzna starał się opanować drżenie. Ugiął kolana i wysunął częściowo miecz z pochwy, kiedy przez drzwi wpadł opancerzony mężczyzna.
- Mój panie ! Wieża ! Wieża...
- Płonie... Nie jestem ślepcem do jasnej cholery. Za to jeśli dalej będziesz tak wpadał do mej komnaty, możesz zostać bezgłowym rycerzem !
- zgromił młodzika spojrzeniem.
- Wybacz, mój Lordzie. Chciałem się upewnić, czy rozkazy są dalej aktualne...
- Nie można tego już zatrzymać. Jak idą przygotowania ?
- Pięćdziesięciu zbrojnych lada chwila będzie gotowa do działań, mój Panie.
- Dwudziestu odeślesz w kierunku komnat Królewskich. Pozostali ruszą ze mną do sali tronowej... Majordom ma tam mnie oczekiwać.
- Mój Panie, czy jeśli udasz się tam z żołnierzami, nie zostanie to błędnie zinterpretowane ?
- Niech ten czort interpretuje to sobie jak chce... Ja jestem Lordem Żelaznej Twierdzy i przyjacielem Korony. I zamierzam ująć uzdrowicielkę. Z jego zgodą lub bez niej...
- warknął, powracając spojrzeniem ku płonącej wieży.
- Jeśli coś pójdzie nie po mej myśli... Dwudziestu zbrojnych przy komnatach ma odnaleźć Seere i ją pojmać. Jeśli będzie stawiać opór - uśmiercić.
Młody rycerz drgnął lekko słysząc słowa swego Lorda.
- Kaisombra...- przemówił twardo Amnar, a z cienia za plecami zbrojnego rycerza wyłoniła się postać. Tym razem młodzik pobladł, odruchowo kładąc dłoń na rękojeści miecza. Widząc ten gest, lord warknął:
- To wszystkie rozkazy. Idź przygotować ludzi. Pokierujesz drugą grupą. Trzydziestu biorę pod moją bezpośrednią komendę.
Dugthaar odczekał, aż rycerz mu się ukłoni i opuści komnatę. Następnie, nie odwracając się do Setha kontynuował już nieco łagodniejszym tonem.
- Ten pożar może pokrzyżować nam plany... Czy wiesz kto za tym stoi ? Coś już mówią na zamku ? Zresztą...- zakończył zrezygnowany -To nic nie zmienia. Obawiam się jednak o Gustava... Widzisz, miał wraz z piątką najemników wkraść się na zamek i wyprowadzić stąd świadka zbrodni uzdrowicielki. Nie chcę uchodzić za uzurpatora. Kiedy przyjdzie czas Królowa Alicia otrzyma wyjaśnienia dlaczego posunąłem się do takich czynów w jej progach... Teraz jednak... Wszyscy Strażnicy postawieni zostaną w stan gotowości. Podwoją warty i będą pilnować komnat Królewskich. A tam znajduje się nasz świadek. Nie wiem czy Gustav jest na to gotowy. Nie wiem, czy udało mu się znaleźć odpowiednich najemników... Jednak znając go, ruszył choćby w pojedynkę. - Amnar odwrócił się nagle w kierunku Setha i wbił w niego przejęte spojrzenie.- Ruszaj do świątyni, Kaisombra. Tam ma zjawić się Gustav. Poinformuj go o tym jak wygląda sytuacja. O tym, ze Lord Snowdown postanowił nam pomóc. Nie wiem jak zareagują pozostali lordowie na zamku. Musisz mu pomóc. Oddaję Cię pod jego komendę. Ruszaj !
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 13-04-2012, 04:07   #48
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
Kiedy Gustav dał sygnał najemnikom czarodziej właśnie unikał kolejnej lawiny głazów. Nie było to dla kogoś w jego wieku łatwe zadanie, ale tym razem się udało. Teraz już nie starał się go wabić - po prostu najzwyczajniej w świecie odszedł od niego i po cichu doszedł do pozostałych. Golem nie słysząc go nie widział co robić i zupełnie nie wiedział w którą stronę uderzać swoimi wielkimi łapskami. Po chwili przestał.

Zaraz przypną ci łatkę bohatera, cieszysz się?

Nawet nie wiesz jak bardzo. Nic mi do tej pory nie wyszło w tych lochach. Jeszcze by Gustav pomyślał, że stracił pieniądze na moje usługi. A teraz będzie można troszeczkę się puszyć lub udawać skromnego, może czasem szarogęsić.

Mój pan to ma w tej głowie... trociny chyba.

Nie zapominaj się. Ty zaś jesteś tak przydatna, że już robią sobie z ciebie żarty. Słyszałaś Salarina?

Nadęty pacan. Myśli, że jak się urodziło żabą to w życiu jest łatwo?

Myślę, że on wcale o tym nie pomyślał. A ty powinnaś być wdzięczna bo jako zwykła żaba, tfu ropucha, nie dożyłabyś pewnie setnej części czasu, który jesteś ze mną.

Może to i by było lepiej.

Po słowach Gustava, czarodziej ucieszył się. W sumie nie było mu obojętne nastawienie dowódcy i szacunek z jego strony był mile widziany.

-Dziękuję Gustavie. Miło słyszeć, chociaż w krzyżu mnie łupie od tych kamieni. Chodźmy czym prędzej. Mam nadzieję, że jeszcze rozprawimy się z tym odłamkiem skalnym, jak będziemy mieli więcej czasu. Rzeczywiście chętnie widziałbym go wmurowanego w ścianę zamku.

Kiedy dym zaczął gęstnieć Randal zaczął pokasływać jak gruźlik. Nawet Ria zaczęła słyszalnie skrzeczeć.

Długo jeszcze?

A skąd ja mam do cholery wiedzieć? Jestem czarodziejem, nie przewodnikiem po Caer Caldyrr...

Skrzynia przykuła uwagę czarodzieja. Kiedy wraz z kapłanem oglądał przedmioty wszystkie udało się im zidentyfikować.

-Jak stąd wyjdziemy zdecydujemy jak to podzielić, podejrzewam. Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jeden fakt. To jest zestaw, ale nie kompletny. Nie ma napierśnika. Istnieje prawdopodobieństwo, że razem te przedmioty, wraz z napierśnikiem są dużo potężniejsze niż osobno. Myślę, że powinniśmy go poszukać.

Gdy szli dalej czarodziej zdecydował się przeszukać pozostałe pomieszczenia, które były po drodze. W jednym z nich zauważył, że jeden z kamieni ma lekko wyżłobioną zaprawę pod sobą. Kiedy podszedł bliżej i dotknął go okazało się, że dało się go wyciągnąć. Nie bez wysiłku - Randal nie dysponował wielką siłą fizyczną, ale się udało. W kamiennej skrytce znalazł przedmiot, którego na pierwszy rzut oka wiedział, że nikomu nie odda.Pierścień czarodziejstwa - nikt w tej grupie nie zrobi z niego lepszego użytku niż on. Nie zamierzał o tym znalezisku nikogo informować - i tak nikomu innemu by się nie przydał. Mieli tylko jednego prawdziwego czarodzieja - Filut również parał się magią, ale nie w tym stopniu.

Kiedy weszli do pomieszczenia z kadzielnicą i zwłokami Randal nie odezwał się. Ciekawiła go magia rytualna, ale do takich głupich bestialstw nigdy nie zamierzał się posuwać za żadną, no może prawie żadną, cenę. Przyglądał się uważnie całemu pokojowi, ułożeniu ciał, kadzielnicy i palenisku - nie potrafił jednak z tego wywnioskować niczego więcej niż wcześniej, kiedy tutaj weszli. Pradawny kult, krwawe rytuały, klątwa, która zalega to miejsce... Czy to możliwe? Myśli które goniły po głowie Randala nie były ani przyjemne, ani pewne. Nie lubił się mylić. Musiał jednak powiedzieć.

-Gustavie wydaje mi się, że to może mieć związek nie tylko z tymi lochami. Całe miasto, kiedy tutaj przyjechaliśmy wydawało się jakieś pobladłe i bez życia. Ta Seere według mnie oddziałuje swoimi czarami na wszystkich wokół. Jeżeli specjalizuje się w zaklinaniach to możemy mieć poważny problem - niewielu ludziom uda się oprzeć jej bezpośrednim czarom, jeżeli w ogóle tacy są. Rozumiesz co mam na myśli? Co by było, jakby omamiła Twojego Lorda Żelaznej Twierdzy?

Randal gdy szli dalej zastanawiał się, czy to go nie przerasta. Ten loch, to wszystko wydawało mu się nie istotne. To mogło być coś w rodzaju sprawdzianu możliwości. Czemu w lochu? Żeby nikt nie zauważył. Równie dobrze mogła by rozpalić 10 takich palenisk i zamienić całe miasto w brudnych niewolników - nie wiadomo, czy ten proces się już nie rozpoczął. Seere prawdopodobnie nie mogła działać jeszcze całkowicie jawnie. Tylko jednak dopóki nie będzie tak silna, że nikt nie będzie jej się w stanie przeciwstawić.

A może ty po prostu za dużo myslisz?

Ty na pewno za dużo nie myślisz...

Podczas przechodzenia do katakumb kurz z sarkofagu utatłał lekko Randala i musiał się z niego otrząsnąć. Uważnie słuchał Gustava. Miecz zjednoczenia wydawał się ważnym artefaktem. Tak na prawdę jednak czy coś nie było ważniejsze, niż ocalenie tego królestwa przed tą wiedźmą, teraz? Kiedy wszyscy poszli dalej Randal złapał miecz, który oczywiście w tym momencie znikł. Zawinął go w tkaninę i schował do plecaka. Wiedział, że przyjdzie moment, kiedy ten miecz będzie potrzebny i znowu dokona się nim czegoś ważnego.

Kiedy wszyscy już usiedli akurat niewidzialność minęła. Randal poszedł najpierw umyć się. Nie chciał by widziano go na dworze brudnym, w końcu nosił dość eleganckie szaty. Po doprowadzeniu się do porządku powiedział do wszystkich:

-Ktoś jeszcze coś znalazł w podziemiach? Księgi,zwoje,miecze, różdżki, cokolwiek? Jeżeli mamy tego używać przydałoby się wiedzieć co to i ja wam mogę na te pytania odpowiedzieć, mam nadzieję. Skoro mamy chwilę odpoczynku przydałoby się pogadać, przygotować się. Wcale nie jest powiedziane, że na zamku będzie różowo. Może być równie dobrze gorzej niż w tych lochach. Z całym szacunkiem Gustavie - pożary zamków są nie częste i rzadko przypadkowe. Poza tym podyskutujmy o znaleziskach. Ja chciałbym buty - nic innego mi się tak nie przyda.
 
homeosapiens jest offline  
Stary 13-04-2012, 13:42   #49
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Seth w bezruchu przysłuchiwał się rozmowie jego Lorda z podwładnym strażnikiem. Żołnierz nie miał pojęcia o jego obecności i tak właśnie miało być, skrytobójca był osobistym cieniem Lorda Amnara i jego ostatnim zabezpieczeniem na wypadek zdrady. W myśl swoich zasad funkcjonował jako narzędzie w rękach swojego władcy, wykonując każde jego polecenie bez zbędnych rozważań moralnych. Pomysł udania się bezpośrednio do sali tronowej był według asasyna nie do końca przemyślany, wiedziony instynktem wietrzył zasadzkę jednak... Może był po prostu zbyt ostrożny? Nie, nie był. Doskonale wiedział z kim oni wszyscy mają do czynienia. Magia i to ta najobrzydliwsza, wiedźmia, rytualna magia zniewalająca innych ludzi i zwracająca ich przeciw najbliższym. Seth wiele by oddał za możliwość samodzielnego przebicia serca tego wynaturzenia, przez które na zamku panowało takie zamieszanie. Z zamyślenia wyrwało go dopiero brzmienie własnego nazwiska wypowiedzianego przez Amnara. W ułamku sekundy porzucił ukrycie, cienie go otulające rozluźniły uścisk, on sam zaś ujawnił swoja obecność materializując się za plecami zdenerwowanego rycerza, mężczyzna odruchowo ścisnął rekojeść miecza.
~ Dopiero teraz? Gdybym faktycznie chciał to zrobić, pewnie nawet nie zauważyłbyś w której sekundzie uleciało z ciebie życie ~ pomyślał mijając żołnierza, nie miał wątpliwości że jego morale nie należało do najmocniejszych i to właśnie go martwiło. Słabe umysły były zbyt proste do kontrolowania, nawet nie dzięki magii. Wystarczała dobra mowa motywacyjna i słaby żołnierz mógł zwrócić się przeciw panu, ale znów... Od zapobiegania takim zwrotom akcji był on. Amnar odwołał rycerza, po czym przekazał garść rozkazów cieniowi, z których najważniejszym było opuszczenie posterunku i udanie się na pomoc jednemu z podwładnych Lorda, Gustavowi. Pierwsze kilka myśli nie zrozumiało toku rozumowania wyżej postawionego człowieka, a co jeżeli tam faktycznie czekała na niego zasadzka? Nie mógł tego zrobić, nie mógł go zostawić samemu sobie, nie... Musiał wykonać rozkaz, jego pozycja na zamku nie była dyplomatyczna, on nie miał rozmawiać i argumentować poleceń wydanych przez górę, on miał te polecenia po prostu wykonać.
- Amnar-sama, twoje polecenie zostanie wykonane - odpowiedział krótko na rozkaz. Jego sylwetka znów zaczęła rozpływać się w otaczających go cieniach, Seth naciągnął maskę na dolną połowę twarzy i podszedł do okna. Zanim wyskoczył, odwrócił się jeszcze raz do swojego Lorda.
- Amnar-sama, uważaj na siebie. To będzie dla mnie wielka plama na honorze, jeżeli coś ci się stanie w czasie mej nieobecności - po czym wyskoczył w dół. Osoby z zewnątrz pierwszy raz rozmawiające z Sethem często miały problem z jego wschodnim akcentem, w końcu on sam posiadał korzenie sięgające do Kara-Tur i stamtąd też przybyła do Tethyru jego rodzina.

Seth złapał się parapetu i zręcznie przez niego przeskoczył, zeskakując na znajdujący się poniżej daszek. W międzyczasie zdołał niemal w pełni rozmyć się w powietrzu i w chwili obecnej po dachach przekradała się mroczna, zamazana sylwetka ciężka do wykrycia gołym okiem.
~ Świątynia, będę w stanie dotrzeć tam w pięć minut ~ pomyślał rozglądając się po murach zamkowych i znajdujących się co jakiś czas kamiennych półkach strzelniczych lub po prostu dachach budynków znajdujących się wewnątrz baszt. Lada moment na ulicach miało rozpętać się piekło z udziałem ludzi Lorda Amnara i tych, którym wpadnie do głowy się im przeciwstawić. Korzystając z chwili spokoju Seth przeskoczył na krawędź okapu, gdzie złapał się rękami i przewiesił na drugą jego stronę, sekundę później odbijając się od ściany nogami i w półobrocie lądując na ziemi. Wolał nie być zauważony, jeżeli żołnierze Żelaznej Twierdzy mają zaraz rozpocząć akcję, lepiej żeby nikt nie skojarzył go idącego do świątyni. W tej sytuacji ogon nie był mu w ogóle potrzebny. Pozostawanie w cieniach nie było szczególnie trudne biorąc pod uwagę zamieszanie panujące na dziedzińcu. Teraz będąc w pobliżu Seth potwierdził naocznie to, o czym mówił rycerz w komnatach Amnara, wieża (magów, ta informacja szczególnie utkwiła asasynowi w głowie i wolał ją zapamiętać) płonęła i zgasić się nie dała, przynajmniej na razie. Cóż, za chwilę płonący budynek będzie najmniejszym zmartwieniem biegających tu i ówdzie żołdaków i zwykłej służby. Przez moment cieniowi przeszło przez głowę podpalenie jeszcze czegoś, u jego pasa owinięta jednym ze skórzanych pasków wisiała okrągła buteleczka z czarną mazią dokonującą samozapłonu w kontakcie z powietrzem. To mogło wprowadzić jeszcze więcej chaosu i oczyścić dziedziniec, co mogło też dać Gustavowi szersze pole do operacji. Pomysł ten jednak rozpłynął się tak szybko, jak pojawił się w głowie zabójcy gdy ten przypomniał sobie o celu całej misji. Mieli tym ludziom pomóc, podpalanie ich domostw do niczego dobrego nie zaprowadzi. Poza tym pomyśli o tym później, jego oczom ukazała się zamkowa świątynia ze sporym dziedzińcem, przez który co chwila przebiegał ktoś taszcząc wiadro z wodą. Korzystając z zamieszania spowodowanego pożarem, Seth niezauważenie wkradł się do środka.

Nie chciał zaalarmować znajdujących się wewnątrz najemników, tak więc starał się zachowywać jak najciszej zarówno poruszając się, jak i zamykając wrota. Grupka będąca już wewnątrz najwidoczniej zaaferowana była swoimi sprawami, cieniowi ulżyło jednak kiedy zobaczył wśród nieznajomych twarzy Gustava, całego, zdrowego i w miarę w jednym kawałku. Korzystając z chwili ukrycia Seth przyjrzał się każdemu z osobna, chcąc zapamiętać twarze osób z którymi za chwilę zacznie współpracę. Półmrok wewnątrz zdawał się otulać swoje dziecko jakby nie chcąc, by zostało ono zauważone, Tymora jednak musiała mieć dzisiaj spory ubaw i podłożyła pod stopę cienia przegniłą deskę, która w chwili postawienia na niej stopy błyskawicznie pękła dając wszystkim jasno do zrozumienia, że nie są sami w świątyni. Wyrzucając sobie w myślach brak ostrożności Seth zrzucił z siebie płaszcz cieni prostując się mniej więcej w połowie sali, w której zebrała się grupka najemników. Wizualnie przypominał typowego, opisywanego w książkach skrytobójcę. Czarna, przewiewna szata wykonana z materiału była jedynym pancerzem nieznajomego, lekkie buty z miękkimi podeszwami nie wydawały praktycznie żadnych dźwięków przy kroku, zaś wpuszczone w but spodnie zdawały się w miarę dobrze leżeć i w razie potrzeby nie krępować ruchów. Skórzany pas przytrzymujący owe spodnie na swoim miejscu pełen był różnej maści fiolek, buteleczek i torebek, w której cień trzymał zapewne połowę oferty trucizn sprzedawanych na Moonshae. Do lewego uda przypięty skórzanymi paskami był podłużny, wąski pojemnik przypominający te na zwoje, jednak pozwalający wepchnąć do środka ich co najwyżej kilkanaście. Koszula, również koloru czarnego posiadała wysoki kołnierz zaciągnięty na nos, zasłaniający połowę twarzy Setha, mężczyzna ukłonił się przed zebranymi, spoglądając na stojącego pośrodku nich Gustava.
- Gustav-san, przekazano mnie na twoje rozkazy. Nasz pan martwi się o powodzenie twojej misji i uznał, że moje umiejętności uzupełnią zebranych przez ciebie najemników - powiedział do rycerza podnosząc się już do wyprostu, po czym zlustrował spojrzeniem każdego zebranego: dwójkę podobnych do siebie elfów, piękną elfkę z dość dziwnym dla niego odcieniem włosów, zakapturzonego osobnika, sądząc po delikatnych rysach twarzy kolejnego elfka i niziołka.
- Nazywam się Seth Kaisombra i jestem osobistym cieniem Lorda Amnara... Przypuszczam zaś, że nadepnięcie na przegniłą deskę i zrobienie hałasu na sam początek kiepsko o mnie świadczy, nie mniej jednak gwarantuję wam, że nie znajdziecie wśród ludzi Żelaznej Twierdzy kogoś znającego się na zwiadzie lepiej ode mnie - głos cienia zdawał się być wyprany z emocji, mimo przyznania się do spartaczenia wejścia nie wydawał się z tego powodu wstydzić, a może istotnie się wstydził ale nie dał tego po sobie poznać? Odczekawszy chwilę na reakcję zebranych wobec jego obecności podszedł do Gustava.
- Lord każe przekazać, że Snowdown zdecydował się pomóc sprawie, co do pozostałych jeszcze nic nie wiadomo.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 18-04-2012, 21:44   #50
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Baelraheal przez komnatę w której golem próbował trafić niewidocznego przeciwnika przebiegł blisko niego, starając się przesłonić inne osoby. Niestety, odłamki wyrzucane uderzeniami potężnych pięści mimo wszystko okazały się groźne i dojrzał jak Lairiel została kontuzjowana. Zacisnął zęby i poczekał aż wszyscy będą w bezpiecznym miejscu, dopiero wtedy przypadł do paladynki.
- Mocno boli? - zapytał z napięciem w głosie, obejrzał starannie czy spod uszkodzonych blach pancerza nie płynie krew i czy po oczach dziewczyny nie znać szoku. Widząc jednak że zranienie odebrało jej oddech nie czekał długo.
- Ojcze Elfów, obdarz mnie łaską uzdrawiania ran ku chwale Twego imienia - wyszeptał dotykając medalionu i pancerza dziewczyny.
- Dziękuję. - Odpowiedziała równie cicho z delikatnym uśmiechem wypływającym przez do tej pory kwaśną minę. Westchnęła jakby odzyskując wcześniej stracony dech. - Pancerz pancerzem, ale to dość wrażliwe miejsce każdej kobiety.
Pokiwał głową z uśmiechem, przez chwilę trzymał dłoń na jej ramieniu. Z radością dostrzegł że również ślady oparzeń zniknęły lub stały się mniej wyraźne.
- Nie sądziłem że będziesz tak dzielna - powiedział i zaraz się zreflektował. - Wybacz, nie miałem nic złego na myśli. Wytrzymujesz więcej od większości z nas.
- *Ohh*.. już mnie tak nie rozpieszczaj. - wywinęła oczami rozbawiona.
- Nie ma na to czasu, niestety - uśmiechnął się i ruszył na przód grupy, obok Filuta.
Lairiel spojrzała jeszcze za nim, zamyślona.
- Dobra robota, Randalu - rzucił jeszcze pod adresem niewidocznego czarodzieja.

Przekradali się mrocznymi korytarzami, rozświetlanymi jedynie światłem magicznych i zwykłych pochodni, kapłan pilnie obserwował ściany, sufit i posadzkę, pilnując jednocześnie by w gęstniejącym dymie nikt nie znajdował się poza ochroną Kręgu. Gdy odnaleźli skrzynię pełną elementów zbroi i elfią tarczę a Filut zajęty był przepatrywaniem drogi pilnował grupy kiedy wydobywali stalowe fragmenty. Zawahał się kiedy padło pytanie o to co zrobić ze znaleziskiem, wzruszył ramionami.
- Zabiorę w plecaku, nie spowolni nas dzięki temu - powiedział w końcu. Już i tak większość słaniała się na nogach. Nie miał zamiaru kłócić się o zdobycze w takiej chwili. Przez chwilę zastanawiał się jak śmiesznie Randal będzie wyglądał w ciężkich, stalowych butach od zbroi płytowej i czy w ogóle patykowaty czarownik podniesie w nich stopy.

Gwardzista Boga skinął potwierdzająco gdy Gustav skomentował widok w sali w której najwidoczniej przeprowadzono rytuał, przyklęknął przy jednym z ciał, na wszelki wypadek sprawdził oznaki życia, mając w pamięci widok nieszczęsnego gwardzisty z pierwszej sali.
- Martwa - mruknął potwierdzając pierwsze wrażenie wszystkich osób w grupie.
- Nie wiem co się wydarzyło - spojrzał na Gustava i Randala - Ale odnalezienie tego alchemika i wyjaśnień jest naprawdę ważne - przeniósł spojrzenie na pozostałych.

Po drodze ku górze z uwagą słuchał opowieści Gustava, zwłaszcza słów o Christianie Kendricku. Rycerz był innej rasy, Wyspy niewiele obchodziły Gwardzistę Boga, ale w duszy zakorzeniony miał szacunek dla szlachetnych czynów i osób. Przechodząc obok sarkofagu na chwilę przystanął i dotknął kamienia, pomodlił się za duszę zmarłego. Spojrzał na miecz i sarkofagi, spojrzał w tył, ku katakumbom. Nawet ten kto plugawego rytuału się dopuścił nie odważył się zakłócić spokoju zmarłym ani kraść relikwii. Ruszył do przodu, sprawdzając jak skoncentrowany w pomieszczeniach dym wpływa na resztę osób w grupie.

Świątynię powitał z ulgą, z miejsca poznając że Chauntei jest poświęcona i uśmiechając się na ten widok. Bogini Zbóż nie była bytem któremu oddawałby cześć, ale należał jej się szacunek jak każdemu bóstwu pozostającemu w przyjaznych stosunkach z Corellonem Larethianem i panteonem elfów. Odmówił modlitwę nim oparł się o ścianę by odpocząć przez chwilę. Spojrzał na Lairiel gdy upewnił się że nic im nie grozi, przez chwilę przyglądał się dziewczynie sprawdzając jak się czuje, uśmiechnął się do niej w odpowiedzi gdy obdarzyła go własnym uśmiechem. Czuł jak zmęczenie wkrada się w jego ciało, teraz gdy boska moc opuszczała jego ciało a nadmiar adrenaliny po wydarzeniach w podziemiach nadszarpnął jego siły. Czym prędzej sięgnął po wodę i jedzenie, przysiadł na długich nogach, z plebejską obojętnością ignorując ból i brud byle tylko odpocząć i wrócić do formy.
- Jeśli będziemy mieli wracać tą samą drogą musimy się spieszyć - powiedział ostrzegawczo - Kręgu nie dam rady przyzwać raz jeszcze a już działająca modlitwa za kilkadziesiąt minut zaniknie. Sprawdzę czy zaklęcie z podziemi jeszcze i tu działa, ale na wszelki wypadek trzymajcie się blisko.
Żarłocznie pochłonął jedzenie.
Gustav skinął lekko głową na słowa kapłana.
- Wracając idziemy prosto przed siebie. Do wyjścia. Nie chce ryzykować błądzenia z alchemikiem u boku pośród... Cholera wie co jeszcze tam jest. - spauzował na chwilę wbijając przejęte spojrzenie w podłogę - Potrzebujemy planu w sprawie golema...
Gwardzista Boga skinął z powagą głową.
- Corellon Larethian obdarzył mnie łaską przyzwania niebiańskiego psa - raz. Gdybyśmy wracali tą samą drogą - co będę odradzał - mogę przyzwać stworzenie i rzucić je do ataku na golema, i mam nadzieję ze odciągnie jego uwagę na tak długo że damy radę przebiec do wyjścia. Na razie sprawdzę co odkryje jedna z modlitw.
Sięgnął po glewię i przyzwał moc wykrywania oznak magii, rozejrzał po zgromadzonych, przede wszystkim sprawdzając spustoszenia jakich klątwa dokonała w ich ciałach i duszach. Niestety, tak jak się obawiał - w polu widzenia magicznych aur ukazała mu się czarna poświata przenikająca sylwetki Salarina, Filuta i Randala. Ich oczy zawierały w sobie mrok, zdający się promieniować na zewnątrz. Na szczęście w samym pomieszczeniu chaotyczna aura była nieobecna. A na klątwę niewiele mógł w tej chwili pomóc.
- Wrócę za kilka minut, skoro i tak czekamy na nie wiadomo co - mruknął. Przez chwilę zastanawiał się czy nie zostawić plecaczka z ekwipunkiem i elementami zdobycznej zbroi, ale wolał mieć wszystkie rzeczy pod ręką. Ruszył korytarzem z powrotem. Miał sporo do zrobienia. Zbadać aurę i zakres jej działania, sprawdzić ciała kobiet które najwidoczniej zmarły na skutek rytuału, zebrać resztki ziół … trochę tego było.


-=-=-=-=-

Działające czary Baelraheala:
Magiczny krąg przeciwko złu
Magiczna szata


Użyte czary:
Wykrycie magii
Leczenie lekkich ran

http://kostnica.eu/roll/4f89648b49f9e/
- test leczenia Lairiel - 10 PW (leczenie lekkich zranień)
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172