Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-01-2013, 15:26   #1
 
WiecznyStudent's Avatar
 
Reputacja: 1 WiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodze
[Forgotten Realms 3.5] Twarzą w twarz

Divinitus

Wypalone Ziemie. Teren o który od lat walczą dwa miasta-państwa Chessenty, Cimbar i Soorenar. Dlaczego to robiły? Ani tu posiać nic nie można było, ani zwierząt hodować, bo maszerujące wojska już dawno wydeptały całą trawę. Więc może był atrakcyjny turystycznie? Może jeśli ktoś lubi ruiny jakiegoś starożytnego miasta to tak ale już dawno zostało ono ogołocone ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Więc po cóż się bić o tak nędzny skrawek ziemi? Otóż oba miasta miały jakieś starożytne dokumenty, jakoby to im starożytny władca Imperium Chessenty Tchazzar, podarował te ziemię na własność. Teraz jednak tutaj miała się stoczyć jeszcze jedna batalia ale taka na słowa pomiędzy stronnikami Cimbar i Soorenar, o to czy uda się zjednoczyć skłócone miasta by przeciwstawić się wspólnemu wrogowi, którym byli potomkowie bitnych Untherczyków, którzy się oparli najeźdźcom z Mulhorandu. Ci jednak głodowali, siły faraona odebrały im najbogatsze i najżyźniejsze ziemie, więc desperacja powoli zaczęła sięgać zenitu. Przywódca rebeliantów Untherskich, półelf Furifax, były niewolnik pałacowy, teraz stał na czele wielkiej, głodnej i rozwścieczonej armii, która zamiast zająć się potężnym wrogiem, postanowiła wykończyć słabych, wschodnich sąsiadów jeden po drugim. Czy taki los czekał Chessente? To leżało teraz tylko w rękach zgromadzenia.
Każde z największych miast regionu czyli Cimbar, Akanax, Soorenar, Luthchek i Powietrzna Ostroga, wysłały tutaj po swoich dwóch przedstawicieli, a Kady z nich miał po dziesięciu ludzi do ochrony, jeśli nie liczyć po dwudziestu dodatkowych żołnierzy z Cimbar i Soorenar, a także ich niewolników, którzy mieli dbać o bezpieczeństwo i wygody zebranych. Byli tu Apokalikos syn Damnacjusza i Giorgios z Falkos, reprezentanci Cimbar i ich współgospodarze Heraklion Ilogaldes oraz Gamniusz Akortanoskis z Soorenar. Oprócz nich pojawili się Trako Dumas z Falkisem jako wysłannicy Luthchek. Potęzni półorkowie Kratos i Janwen przyjechali z Powietrznej Ostrogi. Wiele nie mieli tutaj do powiedzenia ale dawali swoim sojusznikom tak potrzebny głos. Ostatnią delegacją byli przybysze z Akanax, wysłannicy króla Hippartesa, jego syn Anartes i stary weteran wielu bitew na polu tym ubitym, jak i słownym.
Oni jednak nie przybyli ostatni. Przez prawie dziesięć dni czekano na mediatora, którym miał być czerwony czarnoksiężnik z Thay Kai’Murun. Przez spóźnialskiego maga napięcie pomiędzy stronnictwami rosło, nieraz nawet dochodziło do bójek, jednak bez poważniejszego uszczerbku na zdrowiu. Jak na razie przynajmniej. W końcu i tak niecierpliwie oczekiwany mag przybył wraz z eskortą złożoną z thayańskich gnolli, bestii podstępnych i nadzwyczaj rozwiniętych jak na swoją rasę. Uzbrojeni byli w krótsze wersje halabardy i ciężkie kusze, w Chessencie mało popularną broń. Można było w końcu rozpocząć debatę.
Wszyscy ważni ludzie zaczęli się zbierać w największym pawilonie i Kyrkos z Anartesem zanim się udali w ich ślady, dali kilka poleceń dla swojej straży.
-Wy nie możecie tam wejść, nikt kto będzie uzbrojony nie może- powiedział starszy, po czym zwrócił się do dowódcy włóczników Kapitanie Hestus, miej baczenie na nasze namioty i na innych, szczególnie na te gnolle. Nie nawidzę tych bestii, a jak one się gdzieś pojawiają, to thajańczycy zawsze coś planują.
-Uważnie obserwujcie wszystkich- potwierdził Anartes. Słudzy Luthchek mogą urządzic polowanie na elfy lub ich pomiot podczas kiedy my będziemy obradować.
-Nie przesadzaj, mój książę. Musimy już iść.
 
__________________
Epicka i mroczna przygoda na Północy w świecie Warhammera. Na chwałę Mrocznym Potęgom! http://lastinn.info/sesje-rpg-warham...-wybrancy.html

Ostatnio edytowane przez WiecznyStudent : 29-01-2013 o 23:51.
WiecznyStudent jest offline  
Stary 30-01-2013, 23:17   #2
 
Gerappa92's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwu
"W końcu jakaś konkretna fucha". To była pierwsza myśl Lucyrjusa kiedy ten dowiedział się, że trwają poszukiwania najemników mających chronić Kyrkosa i Anartesa. Były to bardzo ważne osobistości w Akanax i towarzyszenie im w podróży było ogromnym zaszczytem. Zaszczyt ten spadł między innymi właśnie na Lucyrjusa. Był on dobrze zbudowanym mężczyzną o ciemnej karnacji. Ubrany był w obdartą wełnianą kamizelkę z pod której lśniła mithrilowa koszulka koczla. Odsłonięte ramiona poznaczone były licznymi bliznami. Przez bok przerzucony miał mistrzowsko wykonany łańcuch kolczasty, który lśnił jakimś nienaturalnym blaskiem. Na szyi wojaka wisiał złoty łańcuch ozdobiony kilkoma kulami z tegoż kruszcu. Na jego twarzy niemal w każdej chwili można było dostrzec grymas pogardy, jakby mężczyzna wszystko wokół darzył wewnętrzną odrazą.

Mimo wszystko był zadowolony z tego że uznano go za właściwą osobę do tego zadania. Miał już dosyć murów Akanax, przesiąkniętych potem i brudem. Towarzystwo wielkich osobistości miał raczej w poważaniu. W sumie to nie zależało mu na tym by miasta Chessenty się zjednoczyły. W głębi duszy Lucyrjus miłował się w wojnie i rzezi, jednak starał się tego nie okazywać. Życie nauczyło go powściągliwości.

Tak więc w drodze do celu podróży, wojak z łańcuchem trzymał się gdzieś z tyłu orszaku. Tam przynajmniej mógł swobodnie rozmawiać z innymi najemnikami, nie zważając na to czy tematyka przypadłaby do gustu jego pracodawcom. A Lucyrjus najczęściej mówił albo o okrutnych możliwościach swojego oręża albo o kurtyzanach z najróżniejszych stron świata i ich najlepszych sztuczkach.

Na Wypalonych Ziemiach musieli czekać na jakiegoś mediatora z Thay. 10 dni! Na szczęście w ich kompanii znalazł się jakiś bard. Lucyrjus nie miał pojęcia skąd się tu wziął ale nie miało to większego znaczenia. W tych okolicznościach miał pole do popisu. Lecz mimo starań barda czas dłużył się jak cholera a to musiało owocować bójkami. Lucyrjus sam wziął udział w jednej z nich. Jakiemuś półorkowi nie przypadło do gustu granie barda i za wszelką cenę próbował go uciszyć. Lucyrjus pewnie nie miałby nic przeciwko gdyby nie fakt że granie barda akurat bardzo mu się podobało.

W końcu spóźnialski mediator się zjawił i rozpoczęły się negocjacje. Lucyrjus uśmiechnął się pod nosem po wzmiance Anartesa o polowaniu na elfy po czym ustawił się przed pawilonem i czujnie czekał na przebieg wydarzeń.
 
__________________
"Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia."
Albert Einstein
Gerappa92 jest offline  
Stary 31-01-2013, 12:02   #3
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Nim wzeszło słońce stukot końskich kopyt rozbrzmiał stłumiony przez poranną mgłę. Strażnicy rozgrzewający się nad koksownikiem zajęli swoje pozycje przy bramie. Z mgły wyłonił się wielki bojowy rumak, niosąc na grzbiecie postać w czarnej zbroi.

Nie musieli ani nie chcieli go go zatrzymywać. Wiedzieli po co przybył, znali historie o nim. Czarny rycerz nieustannie podróżował od wioski do wioski niszcząc wszelkie przejawy zła jakie napotkał. Nigdy nie słyszano aby sprawiał problemy, a symbol Tyra na tarczy jasno wskazywał komu wojownik poświęcił życie. W mieście gościł już kilka razy, nieodmiennie udawał się tylko w trzy miejsca, do zbrojmistrza i płatnerza aby naprawić uzbrojenie i do świątyni Tyra gdzie spędzał wiele czasu na modlitwie i medytacji.
Rzadko widziano go bez zbroi a w tych nielicznych wypadkach nosił purpurowy płaszcz z szerokim kapturem zasłaniającym głowę.

Gdy nadszedł świt rycerz medytował przy ołtarzu poświęconym Tyrowi. Czuł, że tym razem to w mieście potrzebna jest jego obecność, dlatego przeciągał swój wyjazd do granic przyzwoitości. W końcu bóstwo nagrodziło jego cierpliwość i w świątyni pojawił się sam dowódca królewskiej armii. Wkrótce i cel jego wizyty stał się jasny.

W czasie podróży starał się milczeć, zachowując swe opinie dla siebie. Trzymał się blisko posłów aby w razie potrzeby osłonić ich od podstępnego ciosu. Łajał się w myślach za podejrzenia jakimi darzył niektórych najemników, w końcu to że czuć od nich woń zła nie znaczy, że muszą zdradzić. A jednak nie mógł powstrzymać się od myśli, że to właśnie od nich padnie pierwszy cios zagrażający księciu. Przez całą więc drogę nie rozstawał się z bronią a zbroję zdejmował tylko w ostatczności.

Oczekiwanie na mediatora nie wzbudziło w nim tak negatywnych uczuć jak w wielu innych wojownikach, cierpliwość wszak była jedną z cnot Tyra i znoszenie trudów oczekiwania zbliżało go odrobinę do boskiego patrona. Zarówno podczas podróży jak i oczekując na Thayańczyka Czarny Rycerz posilał się bardzo niewiele a i snu zażywał nie dłużej niż dwie godziny na dobę, za to chętnie pełnił warty.

Kiedy w końcu odmówiono mu wstępu do pawilonu, rozważał czy nie zostawić swej broni aby w razie zagrożenia móc osłonić posłów własnym ciałem. Rozważania te jednak szybko zakończył przebłysk zdrowego rozsądku, wszak jego obecność nie polepszy sytuacji a w razie potrzeby mogą go wezwać, będzie czekał gotów.
 
__________________
Jemu co góry kruszy jemu nie | Jemu co słońce jego zatrzyma jemu nie
Jemu co młot jego rozbija jemu nie | Jemu co ogień jego przerazi jemu nie
Jemu co głowę jego podnosi nad jego serce | Jemu diament
On diament

Ostatnio edytowane przez Pan Błysk : 31-01-2013 o 15:17.
Pan Błysk jest offline  
Stary 31-01-2013, 21:22   #4
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Alanaar znowu pojawił się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Chciał jak najszybciej zdobyć zaufanie Jego Królewskiej Mości a teraz była do tego wspaniała okazja. Ledwie przybył do Akanax, a już natrafiła się praca dla Hippartesa. Trwały poszukiwania chętnych najemników do ochrony przedstawicieli Akanax na jakimś międzynarodowym spotkaniu państw Chessenty. Bard, chociaż nie lubił wykonywania poleceń, musiał przystąpić do oddziału najemników chroniących owe osobistości.

Alanaar był wysoki – wysoki jak na półelfa. Jego twarz łączyła cechy elfie i ludzkie, można by rzec, że jeśli ktoś nie przyjrzałby się niebieskim oczom nie zauważyłby cech jego długouchych przodków. Twarz miała typowe rysy człowieka. Ubrany był w płaszcz, pod którym dojrzeć można było ćwiekowaną skórznię oraz wystający rapier, który półelf kupił od kupca z dalekich stron. Nie lubił jednak tej broni – jeśli musiał jej użyć oznaczało to, że popełnił błąd, bo pozwolił zbliżyć się przeciwnikowi. Sam nigdy nie pchał się w największy ferwor walki. W rękach niósł przepiękną rzecz – lutnię, z najwyższej klasy drewna, z pięknie rzeźbionymi wzorami.

Szedł na przedzie orszaku – dumny jak paw i z wyciągniętą luteńką. Śpiewał i grał ku szczęściu bądź nieszczęściu zebranych tu osobników. Byli tacy, którzy podziwiali kunszt jego sztuki w zachwycie, jednak co niektórzy, a głównie ci barbarzyńscy półorkowie – mieszanka, która zdaniem Alanaara jest błędem natury. Nie mówił tego głośno, choć należał do ludzi gadatliwych. Wtedy jednak skupiał się na śpiewie i dźwiękach z tego anielskiego instrumentu.

Gdy przybyli do obozu, okazało się, że jakiś facet z Thay nie przybył na czas. Musieli czekać aż dziesięć dni. Alanaar nie lubił czekania, ale starał się robić to, co umilało czas jemu i innym. Grał i śpiewał, a w przerwach zwilżał gardło piwem, oczywiście z umiarem – był artystą, nie mógł schlać się w trupa, przecież naruszyłoby to jego prestiż, nie mówiąc już o zmniejszeniu umiejętności bojowych.

Niektórym jednak nudziło się aż zanadto. Jeden z tych barbarzyńców zarzucił bardowi „skrzeczenie”. Półelf niemal wyszedł ze skóry. Już chciał skasować delikwenta piękną salwą z lutni w ryj, ale szkoda mu było lutni. Chwycił więc za rapier, ale stało się coś względnie niespodziewanego. Jeden z najemników imieniem bodajże Lucyrjus – przynajmniej tak zdawało się bardowi – stanął w obronie jego i sztuki, której ta głupia kupa mięcha najwyraźniej nie pojmowała w swym wrodzonym kretyniźmie. Alanaar nie był jednak zły – wszak nie każdy rodzi się geniuszem.

W końcu pojawili się wszyscy. Gdy tylko Anartes wyrzekł „lub ich pomiot” w bardzie zagotowało się wszystko. Nienawidził tego określenia. Już chciał rzec kilka zdań na temat kulturalnego wyrażania się, ale… rozmyślił się. Aczkolwiek obecność fanatyków z Lutcheq niepokoiła go niebywale. Co prawda nie on jeden posiadał tutaj elfią krew, ale każdy mógł być potencjalnie zaatakowany. Bard zawsze omijał to miasto jak i jego mieszkańców szerokim łukiem. Naciągnął kaptur na uszy. Po twarzy raczej nikt nie rozpozna elfich cech. Tylko te oczy…
 
MrKroffin jest offline  
Stary 31-01-2013, 22:07   #5
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Eralion od samego początku uważał, że podjęcie się tego, czego właśnie się podejmuje, nie było najlepszym wyjściem i nie pomylił się, ba to co zastał na osławionych już wypalonych ziemiach, o które to trzy państwa-miasta - których nazw nie chciało mu się pamiętać - toczyły wojny, przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Widok, który zastał, wzbudził w nim mieszane uczucia obrzydzenia, wściekłości i współczucia. Zastał spalone do czystej gleby lasy, łąki i inne piękne niegdyś tereny, które teraz nie nadawały się do niczego, a zwłaszcza oglądania. Elf od najmłodszych lat, był przyzwyczajony do tego, iż do o koła niego był las, w którym mógł zawsze znaleźć schronienie, ale teraz, gdy był na tym czarnym pustkowiu, makabryczne dla niego widoki, były nie do wytrzymania, z nie mała doza trudności poskromił w sobie rządzę, by napoić te glebę krwią tych, którzy tak ją zdewastowali. Na jego szczęście długie lata pozwoliły perfekcyjnie opanować mimikę twarzy, a bez tego, nie ukrył by przed innymi swojego zgorszenia.

Podczas drogi na miejsce spotkania, elf jechał na samy końcu orszaku. Dosiadał on cisawego ogiera, któremu to tez nie za dardo przypadła do gustu wypalona po horyzont gleba, koń był od małego przyzwyczajony przebywać w lesie, gdzie w chrapach czuł zioła, a nie popiół. Eralion praktycznie nie zwrócił uwagi na sprzeczki jadących z przodu, tymczasowych towarzyszy, nie zwracał na nich najmniejszej uwagi, oprócz jednego z nich, a osoba ta, to jadący z nimi bard, półelf, mieszaniec. Długowieczny osobnik nie lubił takich jak on, nie mógł sobie wyobrazić, jak piękna zielonooka elfka mogła by współżyć z kimś, nie kimś, czymś takim jak ludzki mężczyzna, dotyczyło to również przypadku odwrotnego, kiedy to chodziło o elfa i wstrętna ludzką samicę.

Po przybyciu na miejsce, Eralion nie spodziewał się ciepłego przyjęcia, a co najwyżej, to mógł się cieszyć, że nie znalazł się do tej pory ktoś, kto dla swej wielkiej kuli nie chce wbić go na pal, albo spalić na stosie. Oczywiście nie dopuszczał myśli, by mogło się coś takiego wydarzyć, w końcu był w obozie, w którym miały się rozegrać dalsze losy, wielu tysięcy istnień, choć mimo wszystko większość z nich go nie obchodziła, a w szczególności dotyczyło to wstrętnych ludzi. Prawda, nie życzył im dobrze, ale gdyby przyszło co do czego to obroni parszywego człowieka, gdyż nawet życie takich jak oni jest cenne i nie wolno się marnować.

Jak i wszystkich, jego także nie wpuszczono do namiotu, w którym odbywały się narady, miał jednak nadzieję, że dyplomaci, z którymi tu przybył nie zapomną o jego sprawie, on tymczasem siedział pod jednym z pobliskich namiotów i doglądał swego skrzydlatego kompana.
 
Zormar jest offline  
Stary 01-02-2013, 10:49   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wysoki, dość dobrze zbudowany mężczyzna, w brązowej tunice narzuconej na koszulkę kolczą, z pewnym zainteresowaniem obserwował przybycie długo oczekiwanego rozjemcy.
Mag z Thay. Dupek, który spóźnieniem chciał podkreślić ważność swej osoby.
Aeron prędzej by uwierzył półorkowi z Powietrznej Ostrogi, niż komuś takiemu. Nie żeby nie ufał magom. Wprost przeciwnie. Ale z pewnością zaufanie nie obejmowało czerwonych czarnoksiężników. Jego ochrony, złożonej z gnolli, również.
Zadawanie się z czarnoksiężnikami z Thay było jego (i nie tylko jego) zdanie napraszaniem się o kłopoty, jednak nie od niego zależał wybór negocjatora.

Dobrze, że w końcu jednak przybyli i rozmowy się miały zacząć. Aeron znał ciekawsze miejsca, znał też ciekawsze sposoby spędzania czasu. Dziesięć dni, w towarzystwie ludzi i nieludzi, z których niejeden z przyjemnością poderżnąłby mu gardło albo wbił sztylet w plecy. Bo skoro przywódcy żarli się między sobą, to czemu ci, którzy im towarzyszyli w charakterze eskorty, mieliby się zachowywać inaczej?
To, że do tej chwili do przelewu krwi nie doszło, nie oznaczało, że tak będzie zawsze. Nie było żadnej gwarancji, że taka sytuacja sie nie zmieni, może za kilka chwil.

Przez moment oderwał wzrok od ewentualnych przeciwników i poświęcił swą uwagę sojusznikom.
Jego towarzysze, niestety w większości, swym zachowaniem nie wzbudzali zbyt ciepłych uczuć. Izolujący się od innych Czarny Rycerz, milczek nie raczący nikomu pokazać własnej twarzy. Lucyrjus, abnegat z urodzenia lub wyboru. Eralion, zarozumiały elf, z pogardą patrzący na pozostałych.
Aeron pokręcił głową.
Miał tylko nadzieję, że w razie konieczności tamci będą w stanie stworzyć drużynę. Mały cień nadziei...
Skinął głową kapitanowi Hestusowi, którego znał dość dobrze, i wrócił do obserwacji otoczenia.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 01-02-2013 o 15:39.
Kerm jest offline  
Stary 01-02-2013, 15:10   #7
 
Avarall's Avatar
 
Reputacja: 1 Avarall jest na bardzo dobrej drodzeAvarall jest na bardzo dobrej drodzeAvarall jest na bardzo dobrej drodzeAvarall jest na bardzo dobrej drodzeAvarall jest na bardzo dobrej drodzeAvarall jest na bardzo dobrej drodzeAvarall jest na bardzo dobrej drodzeAvarall jest na bardzo dobrej drodzeAvarall jest na bardzo dobrej drodze
Wiele razy zastanawiał się, czy dobrym posunięciem było zgłoszenie się do tej roboty, jak i samo dołączenie do Akanax. Czy nadawał się w ogóle do tego? Był przecież łowcą, nie ochroniarzem. Strzeżenie dup delegatów, którzy sami nie potrafili zadbać o swoje bezpieczeństwo z pewnością nie było wymarzonym zajęciem. Z drugiej jednak strony była to okazja do wyrwania się z brudnego miasta, a także możliwość zarobku. W końcu król powinien sobie cenić życie polityków, a w szczególności swojego syna.


Angaos był średniego wzrostu mężczyzną, o dosyć dobrej budowie ciała i zaznaczonej muskulaturze. Jego najbardziej rozpoznawczą cechą wyglądu była łysa głowa. Łysina oczywiście nie była naturalna, gdyż łowca wcale nie był wiekowy. Jednak na pierwszy rzut oka byłoby można się pomylić, gdyż niezbyt zadbana twarz z różnymi mniejszymi bliznami czy zadrapaniami mocno go postarzała. Jego strój był raczej utrzymany w kolorach ciemnej zieleni i pozbawiony był rękawów tak, by nie krępować w żadnym stopniu ramion. Przez plecy miał przewieszony długi łuk oraz kołczan.

Podczas podróży trzymał się z tyłu, jakby nieco na uboczu. Już od samego początku nie wydawał się duszą towarzystwa. W milczeniu zachowywał czujność, zdając się na swoje zmysły by wykryć zawczasu ewentualne zagrożenie, te jednak nie nastąpiło. Jeśli jakiś najemnik próbował z nim porozmawiać, to Angaos odpowiadał ozięble i zdawkowo. Nie specjalnie podobała mu się banda, którą wybrał król. W ogóle nie rozumiał jakim cudem znalazł się tu jakiś grajek, który znając życie będzie sikał w pory w razie zagrożenia. Rzucający się w oczy był także mężczyzna w czarnej zbroji, który był dla łowcy sporą niewiadomą. No i jeszcze jakiś elf, trzymający się na szarym końcu. Dziwne, że ktoś taki został wytypowany z Akanax...

Polityczny cyrk zaczął się, kiedy to okazało się, że jebany mediator dotrze na miejsce dopiero za... 10 dni! To była totalna kpina ze strony thayańskiego czarnoksiężnika. Niby czerwony mag, nie wiadomo kto, a rzyci nie potrafi ruszyć i znaleźć się w wyznaczonym miejscu w odpowiednim czasie. Choć Angaos się nie znał, to był niemalże pewien, że taki czarnoksiężnik powinien znać jakąś magię, która uczyni podróż szybszą, jeśli nie błyskawiczną. Wniosek jest prosty: pierdółka, nie mag.

Obrady miały się zacząć, a najemnicy oczywiście nie mieli do nich wstępu. Słowa Anartesa nieco rozbawiły łowcę. Skoro banda z Luthchek będzie chciała wyrżnąć wszystko co elfie, to po co brali tych odmieńców do ochrony? Angaos nie znał się też na polityce, ale był niemalże pewien, że na rękę jego zwierzchników jest to, by obrady przebiegły w sposób pokojowy. Mimo wszystko nie zamierzał wykraczać poza swoje kompetencje. Odszedł gdzieś na bok i czujnie wyczekiwał.
 

Ostatnio edytowane przez Avarall : 04-02-2013 o 17:04.
Avarall jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172