Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-12-2012, 10:48   #1
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
[Pathfinder] Skull & Shackles II

Tom drugi: Korsarze Morza Gorączki


Część Pierwsza:
Przystań Rickety'ego






Już od dwóch dni płynęli żwawo fordewindem w stronę ogromnej masy lądowej tropikalnego kontynentu. Wiatr napełniał żagle, a załoga krzątała się po olinowaniu i pokładzie, gaworząc to o dziwnej misji wskrzeszenia kapłanki, jakiej podjął się niemal nie znający jej za życia wiedźmiarz, to o głośnych kłótniach obu magów, którzy - jeśli wierzyć pokładowym plotkom - najwyraźniej byli jedynie o krok od pozabijania się o zdobyte w czasie ostatnich przygód artefakty.

Osadzony płytko w wodzie rahadoumski żaglowiec ślizgał się lekko po grzbietach fal. Za rufą pienił się wściekle kilwater. Im bliżej byli rozległej lądowej masy Garundu, tym bardziej ciemno-błękitny i nieskazitelny stawał się kolor nieba nad nimi. Nawet morski wiatr stał się duszny i męczący, zaś bezlitosne tropikalne słońce potrafiło błyskawicznie przyprawić nieosłoniętą głowę o udar, powodując, iż Shackleton jeszcze bardziej żałował, że na pokładzie nie znalazła się dla niego odpowiednia skórzana mycka. Wachlowano się czym się dało, dziękując bogom za spory zapas krystalicznie czystej, słodkiej wody, jaką zebrali na Wyspie Kości i cień rzucany przez obszerne, nadęte wiatrem żagle.




Ragnar
Dowódca był właśnie w trakcie analizowania map rozłożonych na osmolonym elektrycznym wyładowaniem stole, gdy usłyszał walenie do drzwi.
- Kapitanie? - Na zewnątrz zabrzmiał basowy głos rosłego marynarza z Rahadoumu, Maheema.

Śniady wojownik miał spuszczoną głowę i wyraźnie pochmurną minę.
- Podobno niebawem zatrzymamy się w porcie. - stwierdził poważnym tonem, jakby wiązało się to z jakimś postanowieniem. - Przyrzekłem lojalność kapitanowi Harriganowi, zmuszony jestem więc opuścić załogę. Wiedzcie, że podziwiam wasze śmiałe czyny, jednak ma przysięga jest wiążąca i zapewne następnym razem spotkamy się jako wrogowie.
Uniósł głowę, spoglądając z determinacją na nordyckiego woja. W jego silnym, zdecydowaniem spojrzeniu widać było, iż w poprzednim życiu to raczej jemu kłaniali się inni.

Mael Iosu
- Chłopcz... ech... to znaczy... Panie... jak to było... niech to szlag!... Iosu?... Oficerze? - spróbował niepewnie zaczepiający go Rybieflaki. Jak zwykle wokół starego marynarza unosiła się dusząca aura przetrawionego alkoholu. Jednak tym razem w jego rumianej twarzy było coś poza alkoholowym odurzeniem. Wokół przekrwionych oczu rysowały się wyraźne sine okręgi, jego usta poznaczone były szerokimi suchymi bruzdami.
- Żem słyszał żeście z rozkazu szypra odpowiedzialni za szukanie zarazy wśród załogi... - zatoczył się, opierając ciężko o wręgę. - och... psia jucha, ale mi się kręci we łbie! Nie wiecie może jak się to cholerstwo roznosi? Nie żebym nie przestrzegał tej no... hig.. hinie... uhh czystości, ale żem wam żarcie już od trzech dni przyrządz... - kichnął opryskując buty undina krwawym katarem. - Oh... cholera. - zachwiał się i padł nieprzytomny.
Cóż najwyraźniej do tej pory symptomy wieloletniego alkoholizmu kucharza skutecznie maskowały zarazę.

Shackleton
- Pssst, panie Shackleton... - doszło go w ładowni, gdzie do masztu przykuty był magicznymi okowami mocno zapuszczony Narwal. - Wyglądacie mi na takiego, co ma trzeźwy pomyślunek, nie tak jak reszta tej hołoty, co przejęła statek. Po mojemu to wyście powinni być szyprem... Ale ja nie o tym. - powstał na chwiejne, długo nieużywane nogi, dzwoniąc łańcuchami. - Pewnikiem w mig pojęliście, że ten kozi syn Jape pójdzie od razu za tym, kto mu więcej zapłaci. A nie zapłacicie więcej niż Harrigan gotów będzie dać za wasze głowy... - jego oczy błyszczały w ciemności ładowni. - Gdy tylko zejdziecie na ląd od razu poszuka okazji, by was mu sprzedać. Lepiej ubić go, nim będzie miał szansę... - spojrzał zza połamanego nosa - Ale wam nie wypada... Nowa załoga mogłaby nie być zadowolona, w końcu jeszcze się nie zdradził... Ale moglibyście mnie wypuścić, bym przetrącił mu w nocy kark... Nikt by się nie zdziwił... Zrobię to dla was za darmo, bo wyjątkowo mi psi syn uchybił, gdy służyliśmy Scourgowi, a dla mnie w życiu takie proste, szczere sprawy jak zemsta liczą się bardziej od brzdęku kruszywa. - spojrzał na wojownika porozumiewawczo.

Raegan
- Mój panie... - Aretta znalazła go, gdy akurat układał swoje rzeczy w skrzyni kajuty oficerskiej. W dłoniach miała wiadro i chropowaty kamień służący do szorowania pokładu. - Jestem taka zmęczona... - przypadła do niego, pozwalając, by jej pachnące włosy połechtały go po twarzy. - Nie jestem stworzona do tak ciężkiej pracy... Tak bardzo bym sobie życzyła, by zamustrowani w porcie marynarze nas wreszcie wyręczyli... Wtedy miałabym dużo czasu dla ciebie, mój panie i me dłonie nie niszczyłby się od tych okropnych kamieni i soli! - westchnęła. - Nie mógłbyś, mój szlachetny kawalerze, szepnąć przynajmniej słówka kapitanowi, by przydzielił mi jakieś mniej wyczerpujące zadania? - zrobiła wielkie oczy. W końcu usiadła mu na kolanach, bawiąc się kosmykiem włosów.
- Słyszałam kiedyś... - podjęła po dłuższym namyśle, rozmarzona - Że gdzieś wśród wysp na południu Kajdan znajduje się osada zwana Taldas... Podobno założył ją jeden z twoich szlachetnych rodaków, mój panie. Marzyłabym o tym byśmy się tam kiedyś razem udali... Opowiada się, że mają tam nawet wierzchowce i potężne drzewa sprowadzane z twoich stron! - westchnęła z przejęciem. - Mógłbyś zrobić ze mnie swoją wytworną taldarską damę... Choćby na parę dni.

Kallen
- Kallenie... - Samms znalazła go, gdy przeglądał znalezione na pokładzie osiriońskie książki. Usiadła obok niego, przebierając smukłymi, opalonymi nogami. - Myślisz, że moi rodzice pobłogosławiliby nas, gdybyśmy wzięli ślub? - palnęła nagle, powodując, że czytany tom o mało co nie wypadł elfowi z dłoni. Widząc jego reakcję zaśmiała się perliście . - Żartowałam! - uspokoiła go, nadal promieniejąc z rozbawienia. - Chciałabym być bardziej przydatna na pokładzie - wyznała już na poważnie, patrząc na niego niepewnie. - Nie mam wystarczająco siły, by być dobrym marynarzem... myślałam, że może... - opuściła oczy. - Mógłbyś nauczyć mnie tego, co potrafisz... Pokazać jak czarujesz, bym też mogła się nauczyć. - uniosła błyszczące oczy. - Słyszałam jak rozmawiasz z tym pięknym sokołem lecącym za statkiem... Nazywa się Albert, tak? Myślisz, że też mógłby podzielić się ze mną swoja mocą? - wydawała się zupełnie zafascynowana tajemnicą związana z mistyczną wiedźmiarską magią.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 10-12-2012 o 19:47.
Tadeus jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172