Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-04-2014, 14:32   #101
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Po tym, jak Brad oraz reszta najemników opuściła karczmę Makados postanowił, iż to dobry moment, by wreszcie załatwić sprawę Hurlika. Podszedł do karczmarki i szepnął do tej.
-Witaj znowu. Czy możesz mi wskazać, gdzie jest tutaj jakiś punkt obserwacyjny?
Spojrzała na niego dziwnie.
- Mamy cztery. Północny, południowy, wschodni, zachodni. Po co ci to wiedzieć?
-Warto znać miejsce w którym się przebywa. - Rzekł, po czym dodał. -Wiesz, gdzie mogę znaleźć Alanara? Mam do niego interes.
- Jak go nie ma tu, to jest na Aquernice w swojej kajucie. - rzuciła jakby lekko zirytowana.
Mężczyzna skinął tylko głową, po czym wyszedł z karczmy. ~Dobrze, trzeba by zatem sprawdzić te wszystkie punkty obserwacyjne. ~ Przemyślał sprawę Makados, po czym spojrzał na słońce, by ocenić, która mniej więcej jest godzina oraz, by ustalić kierunki świata.
Szybkie spojrzenie na zachodzące słońce odpowiedziało Makadosowi na oba te pytania.
 
Zormar jest offline  
Stary 05-04-2014, 22:04   #102
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Widząc, że wszyscy się rozchodzą jakby umywając ręce od sprawy orczyca splunęła na ziemię życząc każdemu z odchodzących aby ich rozwleczonymi ciałami też nie było komu się zająć, jęła ogarniać wystawionego na pokaz i ostrzeżenie Kradoka. Napisu nie zamierzała zmywać, bo i co ją obchodziły jakieś niedorzeczne bazgroły, których na dodatek treści nie znała. W karczmie poprosiła o jakiś kawał płótna oraz zapytała jak tutaj obchodzą się z ciałami . Owinęła ciało zabitego ówcześnie wiedziona przyzwyczajeniem przejżała dobytek, który nosił ze sobą.
Karczmarka, która nawiasem mówiąc była lekko zamyślona, odrzekła jej, że zwyczajowo zmarłych zabiera Lathidrill, ale nie wiadomo jak urządza ich pogrzeb. Przy trupie orka Khett znalazła osiem sztuk złota w małym mieszku, niewielki sztylet ze śladami rdzy, buzdygan w dobrym stanie oraz dziwnie fosforyzujący medalik z podobizną Gruumsha. Zbroja, która miał na sobie Kradok nadawała się już jedynie do wyrzucenia.
Uznawszy, że złoto zmarłemu się nie przyda schowała je na własne potrzeby podobnie wiedziona ciekawością zgarnęła świecący medalik. Owinęła ciało zmarłego orka w tkaninę i zgodnie z sugestią ruszyła do Lathidrilla, notując w pamięci, że “zmarłych” na pewno było więcej.
Orczyca stanęła przed wejściem do chaty maga. Wejście zastawione było przez golema, którego oczy zwróciły się ku Khett.
Nie do końca wiedząc co zrobić Khett, najpierw spojrzała na drzwi prowadzące do chaty znacząco, po czym podrzuciła na ramieniu zawiniątko, niegdyś będące Kradokiem.
Chrząknęła znacząco i nie do końca pewnie, jakby sprawdzając zamiary istoty zrobiła niepewny krok do przodu.
Golem wystawił potężną dłoń przed siebie przypatrując się Khett uważnie.
Orczyca, nie będąc do końca pewna co powinna zrobić odchrząknęła ponownie i odezwała się nieśmiało.
- No wejść chcę….do tego Lathidrilla….no- powiedziała nie będąc do końca pewna czy bydle zrozumie.
Na to golem podsunął dłoń do Khett jeszcze bliżej.
Orczyca podała mu niepewnie ciało Kardoka.
Golem chwycił silnie ciało, do tego stopnia, że połamał zapewne większość pozostałych kości i wszedł do wnętrza chałupy.
 
Nimitz jest offline  
Stary 07-04-2014, 16:50   #103
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Tak zakończyło się ogromne zamieszanie w osadzie . Wkrótce okolica karczmy opustoszała, a wszyscy, choć nadal niespokojni, wrócili do swoich zajęć. Najemnicy rozeszli się po obozie – niektórzy udali się w poszukiwaniu sklepów czy zakładów rzemieślniczych, inni ruszyli do swojej chaty. Jednak mimo pozornego spokoju, wśród tutejszych osadników zapanowało poruszenie. Sytuacja z Kradokiem zasiała w ich sercach zwątpienie i strach. Wcześniej las i ruiny wydawały się niebezpieczne, skromna wioska była bezpieczną przystanią wśród czyhających zagrożeń. Teraz się to zmieniło i wszyscy, niezależnie od zdolności do obrony musieli czuć się zagrożeni. Wszakże Kradok był dobrze wyszkolonym wojownikiem i jeśli jego coś dopadło to mogło dopaść każdego.

Już pod koniec dnia można było zaobserwować lekką paranoję wśród wszystkich mieszkańców. Chodzili w grupach, po zmroku ulice całkowicie opustoszały i nawet karczma wyludniła się, choć teraz powinna przypadać pora największego w niej ruchu. Wszystkie te zachowania nie służyły budowaniu dobrego morale osadników i Lathidrill to wiedział.



***

Wraz ze wschodem słońca najemnicy zaczęli się budzić. Wszystkich przez noc bolała głowa, a niektórzy zaczęli odczuwać nudności. Brad i Khett w ogóle nie zasnęli tej nocy, ciągle odczuwali dziwne napięcie. Jakby zaraz miało wystąpić jakieś potężne wyładowanie energii. Jedyną osobą, która przespała noc smacznie i bezproblemowo był nie wiedzieć czemu [b]Makados[b], który obudził się w podejrzanie dobrym humorze.

Ptaki nie przyniosły nic wartościowego swoim panom, no może poza Szponem, który najwyraźniej po długim czasie rejsu musiał zaspokoić swój łowiecki instynkt i dostarczył Mardukowi sporego szczura. Słońce pięło się coraz wyżej na nieboskłonie i nadeszła pora by ruszyć na umówione spotkanie z Szarobrodym.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 07-04-2014, 18:34   #104
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trup w tę, trup w tamtą... Jeden, jeden więcej. W końcu co za różnica, skoro to nie jego mają pochować. A jeśli na dodatek truposzem został ktoś, kogo się nie lubiło i kto okazał się durniem, to trudno było się tym przejąć.
A jednak coś było nie tak.
Zdecydowanie nie tak.

Leżąc bez ruchu na swym łóżku Brad zastanawiał się, komu Szarobrody nastąpił aż tak na odcisk.
A tamten ktoś był całkiem niezły, skoro w taki sposób załatwił Kradoka. Niestety Brad nie przepadał za magią (szczególnie gdy skierowana była przeciwko niemu), a nic innego nie wchodziło tutaj w grę. Nie było siły, by coś takiego można było wykonać w normalny, jeśli można to tak nazwać, sposób.

Po cichu wstał i podszedł do okna.
Cisza, spokój, piękna noc, a on cały czas miał wrażenie, że coś się tam czai, gdzieś niedaleko.
Problem polegał na tym, że nijak nie potrafił dostrzec owego czegoś. Mimo najlepszych starań.


Zanim pozostali wstali - był już na nogach.
Niewyspany, w humorze bliskim złego, ale gotowy wysłuchać tego, co ma do powiedzenia Szarobrody.
I dokąd ich wyśle, bo nie sądził, by pozwolił im jeść i nic nie robić.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-04-2014, 20:35   #105
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Mardukowi przyszło trochę poczekać na Szpona. Niestety jego chowaniec nie przyniósł żadnych wieści mogących naświetlić nieco sprawę tragicznego zejścia Kradoka. Przyniósł za to szczura z którym Marduk nie bardzo wiedział co zrobić. Rzucił ostatecznie truchło w krzaki i wszedł do wspólnego baraku. Szpon był nakarmiony, komponenty do czarów o które prosił Lathidrilla w jego kieszeni, nie pozostawało więc nic czym by mógł się dzisiaj zająć. Wyciągnął więc z plecaka księgę zaklęć i zaczął studiować magiczne regułki. Gdy zrobiło się już tak ciemno, że nie mógł czytać zamknął i schował księgę, zdjął wierzchnie okrycie i położył się spać.. Miał wrażenie od dłuższego czasu, że Adza chce o czymś z nim porozmawiać, ale na razie nie było ku temu okazji.

Noc przespał w miarę dobrze, nie dręczyły go w każdym razie żadne koszmary. Gdy rano wstał zobaczył Brada już na nogach. Nie pozostawało nic innego jak ubrać się i pójść na spotkanie z Szarobrodym. Po kilku minutach Marduk był gotowy na to co szykuje mu dzień. Wyszedł z chaty i powolnym krokiem, ze Szponem na chronionej rękawicą dłoni ruszył w kierunku karczmy.
 
Ulli jest offline  
Stary 12-04-2014, 22:03   #106
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Nie mogąc zmrużyć oka całą noc, Khett jedynie leżała bezczynnie na pryczy. Słyszała Brada krzątającego się po pomieszczeniu, jednak nie odzywała się, jedynie spoglądając przed siebie.
Inaczej wyobrażała sobie tą wyprawę, i była zawiedziona rzeczywistością.
Cóż, świat poza kompanią najemniczą był równie szaro-bury jak wcześniej, z tym, że tam miała już jakoś wyrobioną pozycję. Tutaj, większość od niej stroniła, i widząc Kradoka nie winiła ich za to.
Jednak nie chciała skończyć jak jej „brat krwi” nadziana na pal na środku osady, gdzie nikogo nie obchodziła osoba, a co najwyżej fakt nadziania i jakieś bazgroły, które dla niej samej nie miały żadnego sensu.
Odwróciła się plecami do wnętrza pomieszczenia i czekała w spokoju aż wszyscy wstaną. Taki odpoczynek nadal był lepszy niż żaden dlatego nie zamierzała narzekać. Zsunęła się ze swojej pryczy dopiero jakiś czas po tym jak ostatnia osoba zeszła ze swojego posłania gotowa na rozmowę z kapitanem. No, w każdym razie na tyle na ile mogła czuć się na to gotowa.
Irokez na jej głowie prezentował się raczej miernie, wszystkie włosy postawione były pod innym kątem, a jej marsowa nie wyspana mina zdawała się być wybitnie nieprzystępna.
 
Nimitz jest offline  
Stary 16-04-2014, 15:37   #107
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
Gdy dowiedział się gdzie może zakupić jakiś pancerz postanowił po prostu udać się do kuśnierza. Walnął pięścią w drzwi, otworzył je z hukiem i wszedł dumnie do środka, omiatając spojrzeniem pomieszczenie i profilaktycznie gotując się na unik przed ewentualnymi pociskami - któż wie czego można się spodziewać po obyczajach tutejszych łyczków? Po pięknym powitanku ze strony karczmarki Aramin postanowił być gotowy na wszystko, by nie skończyć w tak paskudny sposób jak tamten butny ork. Co prawda życie nie było może ani łatwe ani piękne, ale można się było raczyć ognistym winem, muzyką i gładkimi licami toteż szlachciurze nie śpieszyło się na drugą stronę.

Wewnątrz chałupy na Aramina czekało kilka stojaków ze zbrojami i niezbyt zadowolony sprzedawca zajęty opróżnianiem jakiejś butli.

- Czego chcesz? Zapraszał cię kto? - wrzasnął.

-Hej hej, cóże to? Spokojniej, przyszedłem dać Ci zarobić! - wyrzucił z siebie początkowo zirytowany, później już nastawiony do rzemieślnika pojednawczo Aramin.

-Skórzni lekkiej, a mocnej mi trza, takiej co to pod jednym uderzeniem sejmitara nie puści.

Mężczyzna wstał i przyjrzał się Araminowi, mierząc go wzrokiem. Pociągnął łyka z butelki.

- Chcesz? Jeśli idzie o te twoją skórznię to cosik się znaleźć powinno na zapleczu, ale pierwej powiedz mi, ile złota jesteś mi w stanie dać.

-Tyle ile należy się za taką robotę, czyli jakieś dwadzieścia sztuk złota. No chyba, że- tym razem to Aramin przyjrzał się rzemieślnikowi, mierząc go wzrokiem - Chyba, że masz coś godniejszego lepszej zapłaty.

- Jak chcesz coś specjalnego to na zamówienie i za zaliczką. Czekaj, przyniosę co mam na stanie. - udał się na zaplecze. Gdy wrócił niósł w rękach dwie skórznie, które rozłożył na niewielkim stole. - Zwykła za dwadzieścia, ćwiekowana za trzydzieści.

-Ho? Trochę drogo za tą ćwiekowaną. - skarcił mężczyznę wzrokiem -Ale niech będzie, nie mam w zwyczaju targować się z… zresztą nieważne. Daj, ać najpierw muszę się przyjrzeć, czy jakiejś chałtury nie wciskasz, a znam się na tym. Jak solidna robota to Cię solidnie wynagrodzę, a nie sroż się bowiem różnie to bywa z kupcami, jako i z każdym innym stanem. Wszędzie znajdzie się jeden nikczemny oszust psujący zdanie o całości.
Po tych słowach wziął ćwiekowaną skórę i przyjrzał się jej dokładnie, macajac i szukając niedoróbek, rozciągając i przykładając do torsu żeby sprawdzić, czy mniej więcej będzie pasować. Pasował, kupił. Po zakupie wyszedł na zewnątrz i postanowił przespacerowac się tam gdzie go nogi poniosą, ale najpierw ubrał zbroję - nie miał ochoty skończyć jak Kradok. Następnie zaczął spacerować bez celu racząc się widokami i czekając na powrót Ksieni z powietrznego patrolu. Czuł się nieco zmęczony podróżą, toteż nie miał zamiaru specjalnie długo mitrężyć, bardziej ambitne plany zostawiając na kolejny dzień. Dlatego przywołał ze zwiadu sowę i udał się z powrotem do kwatery.
 
Aramin jest offline  
Stary 21-04-2014, 22:43   #108
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Słońce nieubłaganie kierowało się ku zachodowi, lecz w gruncie rzeczy była to dobra wiadomość, gdyż mógł w miarę dokładnie określić kierunki. Rozejrzał się dookoła sprawdzając jeszcze raz swoje położenie, po czym ruszył w kierunku plaży, a więc na południe. Najpierw -co rzecz oczywista- przeszedł przez osadę, w której atmosfera była bardzo napięta i nerwowa. Wszyscy wydawali się bardzo zdenerwowani, a czasem wręcz w ich oczach widać było strach. W końcu czemu się dziwić skoro co dopiero jeden z ich najważniejszych przełożonych, czy może raczej osobistości na wyspie wylądowała na palu. Mimo wszystko wreszcie bezproblemowo dotarł do plaży. ~To tutaj raczej Hulrik zakopał swoją skrzynię. Plaża to najpewniejsza możliwość.~ stwierdził Makados, po czym zaczął się rozglądać za czymś, co mogło być punktem obserwacyjnym. Przyszedł bowiem dobry moment, by załatwić tą sprawę.
Makados nie musiał być zbyt spostrzegawczy, gdyż nieco na wschód od niego stała potężna i najprawdopodobniej używana nadal latarnia nieco odddalona od reszty obozu.
Kapłan widząc wreszcie swój cel ruszył doń bez zwłoki. Nie było właściwym zwlekać skoro za niezbyt długo zapadnie noc i rozwiązanie problemu Hulrika było by bardziej kłopotliwie. Po dotarciu do punktu obserwacyjnego sprawdził, czy w wieży nie ma nikogo oraz czy gdzieś w pobliżu się nikt nie pałętał. Musiał bowiem zachować trochę tajemnicy, gdyż ktoś myszkujący pod wieżą mógłby się wydać co najmniej podejrzany.
Pod wieżą było pusto. Z jednym małym wyjatkiem - tuż przy drzwiach stał niedoszły kochanek Adzy załatwiając potrzebę fizjologiczną. Zdawał się nie zauważać Makadosa. Podśpiewywał pod nosem, a obok niego stał spory szpadel. Słońce coraz bardziej chyliło się ku zachodowi.
~No proszę kogo my tu mamy?~ Makados odczekał chwilę, aż nieproszony tutaj gość skończy co zaczął, po czym ruszył ku niemu i w czasie, gdy pokonywał dzielącą ich odległość odezwał się.
-Po co ci ten szpadel?- zapytał kapłan stając metr od niego, a jego głos jest dość stanowczy.
Oswald słysząc to, jak na komendę włożył palec do nosa. Nadal w nim bezczelnie dłubiąc odezwał się do Makadosa.
- Eee… No sikam se, nie? - przypatrzył się dokładnie kapłanowi. - Ej ja ciem znam! Jesteź tym co se gada z trupami, nie?
-Pytałem po ci ta łopata, bęcwale.- Powiedział szybko kapłan słysząc pierwsze słowa, lecz to co Oswald powiedział zaraz potem zdziwiło go co nie miara. Mimo wszystko w miarę szybko opanował zdziwienie i zwrócił się do mężczyzny. -Co ty niby pleciesz? Z jakimi trupami?
Oswald podrapał się po głowie, a później zaśmiał głośno.
- Taki mondry niby, a taki gupi. Trup to jes taki ktoś, co umar. - odpowiedział z wyrazem tryumfu na twarzy.
Makados nie przejął się tym co przed chwilą powiedział jego rozmówca, w końcu nie zamierzał się zniżać do jego poziomu, by rywalizować z kimś takim jak on. Tymczasem trzeba było sprawdzić skąd on to wiedział.
-Skoroś taki niby mądrzejszy, to powiedź skąd taką głupotę i bujdę na mój temat wysnuł? - rzekł kapłan starając się wykorzystać jego głupawą dumę.
- Hyhy, no to suchaj. Nje powjem ci nic, a nic. A wież czemu? Bo nic z tego nje mam. Daj mi coś to ci powjem.
Makados chciał już tego bęcwała chwycić za kark i przycisnąć jego wyszczerzoną mordę do ściany wieżyczki, lecz wpadł na pewien pomysł. Będzie to wtedy łatwiejsze, a przy okazji nie będzie sobie musiał brudzić niepotrzebnie rąk.
-Powiedz co chcę wiedzieć, a wtedy ja rzeknę ci co nieco o Adzy. Dajmy na to jakie kwiaty lubi. Pasuje ci to? - powiedział Makados czekając następnie na jego reakcję.
Ku zdziwieniu kapłana Oswald zareagował agresją.
- Co ty sobje myśliż? Że nie umjem podrywać kobjet? Jak bendem chciał to ona siem we mnie zakocha raz dfa. Tylko mi siem nie chce. - po chwili zamyślenia zmienił jednak zdanie. - Albo dobra. W sumie może ci siem zwierzała. No dopra, no to tak, nie? I wtedy na statku, jak byliśmy no to ja byłem tam, gdzie ty i ja słyszałem wtedy co ty tam do niego mówiłeś wtedy tam. - rzekł Oswald prawdopodobnie zagubiwszy się we własnych słowach.
Makados kiwał ze znudzeniem głową słuchając tego bełkotu, który wydobywał się z tego, co Oswald nazywał ustami.
-To nie wyjaśnia tego po cóż ci ten szpadel. Może chcesz kogoś zakopać?- odezwał się następnie kapłan, mając nadzieję, iż powie coś użytecznego.
- No pszeciesz nie gadaliśmy o szpadelu, nie? Ale jak musisz wiedzieć to słyszałem, że tu jest bajeczny skarb z legendów różnych takich. No i se go tera szukam. Ty też szukasz skarbu?
Kapłan popatrzył na Oswalda, po czym przytaknął. Po co się przecież samemu trudzić, skoro można wykorzystać tego półgłówka.
-Nie masz przy sobie drugiego szpadla jak mniemam?
- Szpadela siem mówi. Nje, nje mam. Kub se. - po czym zaczął kopać.
Makados nie odpowiedział, tylko zabrał się za oglądanie wieżyczki. Poszukiwał on jakiejś wskazówki na linii piasku i kamienia budowli. Wolał nie szukać skrzyni Hulrika kompletnie na ślepo.
Mimo sumiennych poszukiwań, kapłan nie znalazł nic wartego uwagi. Poza głazem. Dużym kamieniem oddalonym kilak metrów od wieży. Przyciagał uwagę, gdyż plaża była piaszczysta i pusta, wzdłuż i wszerz. Jedynymi wyróżniającymi się punktami była rzeczona skała oraz wieża latarnika.
To nie może być przypadek. - pomyślał Makados przyglądając się kawałkowi skały. Ruszył ku kamieniowi i gdy już do niego dotarł spróbował go przesunąć.
Dopiero za trzecim razem kapłan odsunął wielki głaz. Zmęczył sie przy tym niezwykle, ale oto był - w niewielkiej dziurze w ziemi stał malutki, niepozorny kuferek. Nim jednak Makados mu się lepiej przyjrzał, przed nim stanął Oswald wrzeszcząc.
-To mój skarp! Wynoź siem!
A jednak to był dobry… Pomyślał odruchowo kapłan, kiedy to przed nim stanął Oswald i zaczął się wydzierać. Tak to nie będzie. Makados nie miał zamiaru dać się przepędzić, a zwłaszcza temu pachołkowi. Jego ręka powędrowała natychmiast do nadziaka za pasem. Ujął go w dłoń i trochę dysząc powiedział, co miał na myśli o tym sprzeciwie Oswalda.
-Jak to… mówią… znalezione… nie kradzione… a teraz… Won!- Wypowiadając te słowa dyszał ze zmęczenia, lecz starał się być czujny i trzymał za pomocą nadziaka dystans między Oswaldem, a kuferkiem stopniowo przesuwając się w miejsce między niedoszłym poszukiwaczem skarbów, a jego domniemanym łupem.
- A gdzie jest moja nagroda oszuście? Miałeź mi powjedzieć coś o Adzy! Wtedy może ci wybaczem tom kradzież. - wrzeszczał Oswald mimowolnie opluwając kapłana.
-Mówiła, że tęskni za zapachem narcyzów. Masz, a teraz won.- Odpowiedział mu kapłan. Makados jest słowny, lecz nie było mowy, że to co powie ma być prawdą. Po tym jak dał Oswaldowi jego dopowiedź czekał, aż ten sobie pójdzie. Co było ciekawe, to Oswald zrobił coś mądrego i odszedł ku zadowoleniu kapłana, który umieścił nadziak na miejscu i zszedł do dziury, gdzie znajdował się kuferek. Obejrzał go dokładnie, a następnie spróbował otworzyć.
Kufer, o dziwo, był otwarty, lecz jego zawartość bardzo zdziwiła Makadosa. Wewnątrz leżała malutka karteczka z nieumiejętnie napisanymi słowami - “Osfalt tó był”.
~To jakaś kpina?!~ To był ewidentnie jakiś kiepski żart Tymory. To nie mogła być prawda! Makados był prawdziwie zeźlony tym co się tutaj wydarzyło. Nie marnując czasu ruszył do osady, by znaleźć tą złodziejską świnię o imieniu Oswald.

Przeszukawszy dokładnie miejscowy targ, okolicę karczmy oraz większość osady nie natrafił na żaden choćby ślad Oswalda, który jakby się zdawało wyparował. Nie mając więcej sił na poszukiwania, a także ze względu na to, że zapadała już noc kapłan musiał porzucić dalsze poszukiwania. Zanim jednak udał się na spoczynek zrobił jedną rzecz. Odnalazł zaciszne miejsce, gdzie nikt nie mógł go ujrzeć, a przynajmniej nie dokładnie i odprawił modły do Myrkula, by ten dał mu siły oraz pomodlił się za dusze wszystkich zmarłych istot, by zjednoczyły się w królestwie Pana Kości.

Odprawiwszy modły przybył do chaty, gdzie zgromadziła się większość jego kompanów. Nie rozpoczynając żadnej rozmowy odłożył pod ścianę swą tarczę oraz ściągnął z barków zbroję, która odcisnęła swe piętno na mężczyźnie. Rozmasował obolałe barki oraz ręce, po czym przemył sobie twarz oraz dłonie odrobiną wody. Ta odrobina orzeźwienia jakby odciążyła jego ciało ze zmęczenia. Wreszcie na koniec położył się w swoim łóżku mając blisko swój nadziak, gdyż zagrożenie było dość znaczne po ostatnich wydarzeniach i lepiej było być gotowy, tak na wszelki wypadek.

Noc i sen okazały się zbawienne dla zmęczonego Makadosa. Sen przyszedł szybko, lecz nie śniło mu się nic konkretnego, a przynajmniej po przebudzeniu nic konkretnego nie kojarzył poza jedną rzeczą. Uczuciem, a było nim szczęście. Było to dość nieoczekiwane po tym co wydarzyło się poprzedniego dnia, aczkolwiek może było to zapowiedź, iż dzień który go czeka będzie bardziej optymistyczny? Możliwe. Co ciekawe po przebudzeniu kapłan czuł coś jeszcze, jakby nowy zapas sił który się w nim narodził. Czyżby Myrkul, jego Pan, któremu służył już tyle lat okazał swą łaskę? Nie mógł być tego w stu procentach pewien, aczkolwiek nie zamierzał podawać tego w żadną wątpliwość. Wyposażył się tylko w swój ekwipunek, po czym z pozostałymi opuścił chatę, by zjeść jakieś śniadanie i stawić czoło wyzwaniom nadchodzącego dnia.
 
Zormar jest offline  
Stary 22-04-2014, 23:12   #109
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
Gabriel machnął ręką na Kradoka i pobiegł za Adzą.
- I tak miałem spacerować, pójdę z tobą - uśmiechnął się do niej.
Adza odwzajemniła uśmiech. Szczerze się ucieszyła, bo wydawało jej się, że mimo wszystkich dziwnych zachowań Gabriela, był on bardzo w porządku, a tego właśnie momentami jej brakowało w tej drużynie. Rufus słysząc myśli zaklinaczki, aż wyszedł aby przyjrzeć się mężczyźnie. Wspiął się na ramię dziewczyny i przekręcił łepek wpatrując się w Gabriela.
Gabriel wyciągnął palec by podrapać szczurka po główce.
-Ładny sierściuch - zagadnął pogodnie. -Jedyne szczury jakie do tej pory widziałem, to wielkie, paskudne, przenoszące choroby paskudy, brudne, z czerwonymi, wrednymi ślepiami. Ten wydaje się mieć w sobie więcej klasy - dodał z uśmiechem.
Adza zaśmiała się, ale Rufus nie podzielił jej entuzjazmu. Wydał z siebie dziwny dźwięk i spojrzał groźnie na mężczyznę.
- Być może nawet za dużo. Rufus zachowuj się tak, jak na udomowionego szczura przystało. - zaklinaczka przewróciła oczami.
-Wojownik! - zaśmiał się Gabriel. -Spokojnie kolego, już zostawiam cię w spokoju.
Przeciągnął się, wyłamał palce i z entuzjazmem rozejrzał się po okolicy - To co kupujemy?
- Wypadałoby poczekać na pierwszą wypłatę. - zażartowała dziewczyna. - Miałam zamiar przejść się tylko i poszukać jakiś błyskotek u kupców, a może warto byłoby przy okazji poznać trochę wyspę.
-Jak ci się podoba nasza kompania? Będąc szczerym - jestem nieźle wkurzony
- rzucił nie przestając się uśmiechać. - Wolałbym być bardziej pewny ludzi, którzy będą strzegli moich pleców.
- Ja już wiem, że ci faceci nie mają jaj i wcale mnie to nie cieszy. Jeżeli nie wykończy nas… to coś, to umrzemy z nudów. - Adza stawiała na szczerość.
- Wątpię, żebyśmy mieli się nudzić - wzruszył ramionami Gabriel. - Obstawiam raczej, że wszyscy zginiemy - zażartował. - W końcu żadnych przyjaciół dookoła, nasi pracodawcy nami gardzą i nie zawahają się rzucić w najgorsze niebezpieczeństwo, jakieś pogłoski dziwne słyszałem, do tego ten słup i żeby było śmieszniej, nawet wewnątrz drużyny się dogadać nie możemy. Marne szanse - zakończył wesoło.
- I dlatego musimy radzić sobie sami. - podsumowała zaklinaczka. - Nie wyobrażam sobie, żebym mogła na kimś z nich polegać, ale być może to kwestia przyzwyczajenia. W każdym razie też nie nastawiaj się na ciepłe stosunki i przyjazną atmosferę. Nie w tym miejscu, a już na pewno nie w takich okolicznościach.
Gabriel westchnął.
-Powiem tak. Jeśli będę wybierał, ja albo ktokolwiek inny, zawsze wybiorę siebie.
- Zdrowe podejście. - weszła mu w słowo Adza.
-Już raz mnie wieszali i nie podoba mi się umieranie. Więc nie powinnaś liczyć również na mnie. Niemniej - tu uśmiechnął się - chciałem nas trochę zjednoczyć, bo jednak łatwiej jest przeżyć trzymając się w grupie. Trudno, mam nadzieję, że chociaż ty nie wbijesz mi sztyletu w plecy, gdy ci będzie wygodnie - przy tych słowach pokazał jej język. - I orczyca, ona też wydaje się osobą, która nagle nie zmieni frontu. Głównie dlatego, że jest dosyć prosta, jeśli wiesz o czym mówię. O reszcie szkoda gadać.
- Ja? Pewnie, że nie! - zażartowała dźgając go palcem w plecy - Ale jeśli tak, to przynajmniej będzie to z zaskoczenia, bo się nie spodziewasz. - Adza puściła oczko do Gabriela. - To nie gadajmy, bo to nie ma sensu. Najważniejsze, że zgadzamy się w tej kwestii.
-Jasne. Zresztą, dopiero zaczynamy, kto wie, może się jeszcze zdziwimy.


Adza i Gabriel, gawędząc spokojnie, doszli wreszcie do miejsca, które mogło być czymś na kształt targu. Znajdowali się nieopodal mapy, której działanie tłumaczył im Kradok. Ich wzrok trafił na kilka małych chałup oznakowanych różnymi nazwami. Tak więc widzieli “Kuśnierza Voltaga”, “Pod Grzmiącym Młotem”, “Magiczne błyskotki Luley’a” czy “Zakład krawiecki Alanaara”. Ich uwagę przykuła też obskurna tablica z napisem “Dom óciech i radości”. Na powietrzu kilka osób handlowało żywnością, w głównej mierze rybami. Gdy się odwrócili zauważyli pozłacaną tablicę, bardzo kontrastującą z resztą otoczenia. Napis głosił “Punkt skupu złota”. Na tak zwanym, targu kręciło się sporo ludzi, znacznie mniej niż w innych częściach osady.
Adza uśmiechnęła się na ten widok. Właśnie o czymś takim myślała.
- To gdzie idziemy najpierw? Proponuję “Magiczne błyskotki”,nie krzyw się, to potrwa chwilę. Rozejrzymy się tylko. - dziewczyna już ruszyła w kierunku sklepu.
-Świetnie - szczerze ucieszył się Gabriel - zawsze fascynowały mnie te magiczne sztuczki. - Później musisz mi pokazać się w akcji, koniecznie.
- A myślisz, że są tak przydatne i efektowne jak chłodzenie alkoholu? - Adza zażartowała otwierając drzwi do sklepu.
-Pokażesz, to ocenię, ale muszą być naprawdę niezłe, żeby przebić moją - odciął się z uśmiechem i raźno wkroczył do środka.
Weszli do niewielkiej izdebki. Od razu dopadł ich zapach palonego wapna i wyjątkowo irytującego kadzidła. W pomieszczeniu przy ścianach wisiały dziesiątki półek, na których, za szkłem, stały rozmaite przedmioty. Znajdowało się tu chyba wszystko od marynowanego języka po strzelające błyskawicami pudełka. Za niewielką ladą stał jeszcze mniejszy od niej właściciel - gnom ubrany w niebieskie szaty, z okularami na nosie pochłonięty był lekturą pod tytułem “7 zasad nowoczesnej alchemii”. Gdy tylko sklepikarz zauważył gości zawył ze szczęścia i wysokim głosikiem zapiszczał.
- Klienci! Witajcie w moim sklepie! Nazywam się Luley, powiedzcie, macie przy sobie złoto? - spojrzał na nich z nadzieją.
Adza po wejściu do sklepu musiała się powstrzymać, aby nie opuścić szczęki i nie wpatrywać się głupkowato na półki. Po pierwszym rzucie okiem uznała, że w tym miejscu znajdzie się wszystko. Miała zamiar zacząć oglądanie towarów od półki znajdującej się najbliżej drzwi, ale przerwał jej w tym właściciel. Być może zaklinaczka nie zauważyła go, ponieważ gnom nie wystawał nawet znad lady, chociaż bardziej prawdopodobną wersją było to, że była zbyt zachwycona tym miejscem, aby zwracać uwagę na takie szczegóły.
Jednak słysząc budzące podejrzenia pytanie uradowanego sklepikarza, zaklinaczka opamiętała się i znów stała się czujna jak zwykle.
-Miło nam poznać właściciela tak wspaniałego sklepu. Oczywiście coś w mieszku powinno się znaleźć, w końcu przyszliśmy tu, aby się zaopatrzyć. Jednak uprzedzamy, że interesują nas tylko dobrej jakości towary w korzystnych cenach, ale wydaje mi się, że z tym problemu nie będzie. - Dziewczyna widząc entuzjazm mężczyzny postanowiła od razu przejść do rzeczy i podejść trochę sprzedawcę. A nuż znajdzie coś dla siebie…
Luley po prostu rozpromieniał. Coś błysnęło w jego oku, skoczył zwinnie na drabinę i wyciągnął jakieś stare, pobrudzone pudło. Zdmuchnął z niego kurz. Podszedł do Adzy, otworzył je i zapiszczał.
- Niechże pani spojrzy, to istny cud!
W pudle leżał naszyjnik. Złoty, ze sporych rozmiarów okrągłym granatem, w którym odbijały się oczy zaklinaczki.
- Co pani na to? Błagam, niech pani przymierzy!
Gabriel stanął sobie z boku i z uśmiechem przyglądał się sklepowym półkom i kupującej Adzy. Nie wtrącał się w transakcje, poza jednym razem, gdy zagadnął żartobliwie:
- Gdybyś potrzebowała zniżki... - wyciągnął swój dwuręczny miecz i położył sobie na ramieniu.
Adza dyskretnie uśmiechnęła się na żart Gabriela, ale popatrzyła przepraszająco na sprzedawcę, który najwyraźniej nie znał się na takich żartach.
-Ależ owszem jest to bardzo ładny naszyjnik, ale jego jakość wykonania pozostawia wiele do życzenia. - Kiedy zaklinaczka przymierzała wisior ciężko było ukryć jej zafascynowanie.
~ Jest piękny. Faktycznie może to i cud. Ale cena o jaką zaraz rzuci ten goblin…
-Taak, wprawne oko zauważy tu wiele skaz. Na szczęście nie mam aż tak sokolego wzroku. - dziewczyna puściła oko do sprzedawcy. -Tak z ciekawości, ile by pan, panie Luley życzył sobie za to świecidełko?
- [i]Hmm… hm… - głośno namyślał się gnom. - Dla takiej ślicznej damy niech będzie… 200 sztuk złota.[i]
-Drogawo - mruknął Gabriel na tyle głośno by zwrócić uwagę sprzedawcy.
Zdjął z ramienia miecz i zaczął dłubać czubkiem w podłodze, uśmiechając się półgębkiem.
Nie miał pojęcia o takich błyskotkach, ale dobrze się bawił.
Adza roześmiała się.
-Masz rację przyjacielu, ale pan Luley tylko żartuje. Ale teraz na poważnie proszę pana, na ile wycenia pan tę błyskotkę? - Adza zapytała pochylając się nad ladą.
Gnom wyraźnie się naburmuszył i zmienił ton na mniej uprzejmy.
- Co pani sobie wyobraża?! To jest prawdziwy granat! Jeśli chce pani tanie podróbki to nie w tym sklepie! - zaczął oddychać szybko i zdawał się za chwilę wybuchnąć. - Wynocha z mojego sklepu, łachudry!
Adza miała zamiar ostentacyjnym krokiem wyjść ze sklepu, ale sprzedawca ją uprzedził.
Nie podobał jej się ten sposób traktowania.
-Radziłabym uważać na słowa Panie Luley. Zostajemy na wyspie na jakiś czas i kto wie, być może jeszcze tu wpadniemy. I to bynajmniej nie po to świecidełoko. - wyszeptała Adza dalej opierając się na ladzie. -Chodź Gabrielu, bo albo ktoś ma nas tu za ślepych albo za głupich. - rzuciła na odchodne.
Naszyjnik faktycznie był piękny i bardzo przypadł zaklinaczce do gustu, ale według dziewczyny nie był wart tylu pieniędzy, a zachowanie sprzedawcy było czymś czego nie znosiła. Nic już nie trzymało Adzy w tym cudownym sklepiku, wyszła tupiąc głośno obcasami. To nie było miejsce dla mniej.
 
Eillif jest offline  
Stary 29-04-2014, 15:37   #110
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W końcu wszyscy, po kilku perypetiach, dotarli rankiem na miejsce spotkania z kapitanem Szarobrodym. Ich dowódca już czekał, nerwowo pocierając brodę. Rzucił im niemiłe spojrzenie i, najprawdopodobniej w celu rozluźnienia atmosfery, zapytał.
- I co? Jak wam się podoba na mojej cudnej Arthurii? - zapytał nieumiejętnie siląc się na uprzejmy ton.
- Piękna wyspa - ze sporą dozą ironii powiedział Brad. - Ale sądzę, że nie po to mieliśmy się spotkać, by porozmawiać na temat uroków Arthurii, prawda? Zapewne ma pan kapitan dla nas jakieś zadanie do wykonania, żebyśmy się nie zanudzili na śmierć.
- Właśnie, przejdźmy do konkretów- powiedział Marduk. - A wyspa jak wyspa, może być. - Kontynuował bez przekonania.
- Chciałbym się też dowiedzieć kapitanie, czy wiecie kto jest odpowiedzialny za to morderstwo. Nie wiecie czegoś o rdzennych mieszkańcach tej wyspy? Przecież najwyraźniej nastąpiliście komuś na odcisk.
Aramin nie czekając na jakieś ustalenia uniósł rękę w górę, a jego piękna sowa wzleciała aby rozpocząć patrol nad wyspą w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. Mężczyzna uśmiechnął się zawadiacko i mrugnął do Adzy, po czym przeciągnął się sprawdzając, czy jego nowa zbroja dobrze leży; a może raczej aby ją nieco rozepchać i dopasować. Czekając na odpowiedzi kapitana klepnął Gabriela
- Patrz!
Po czym wymruczał dziwną, trzeszczącą i szeleszczącą mantrę i wykonał dziwny gest lewą ręką, by następnie wystrzelić z palca wąski lodowy promień, który zakreślił na piasku wzór przypominający nieco literę “A”.
- Może nie tak zgrabne do chłodzenia alkoholu, ale też się da, a nieco bardziej popisowe. - weksplikował przyjaznym tonem w kierunku Zimnego Chłopca szlachcic.
- Zachował byś siły na później, a nie trwonisz je na byle popisy. - powiedział Makados widząc popisy Aramina. Myślał, że ten jest bardziej rozgarnięty, lecz widocznie się przeliczył. Tymczasem trzeba było się wreszcie dowiedzieć co też szykuje dla nas Szarobrody.
- Do rzeczy - rzekł patrząc już na kapitana.
-Spokojnie. - wysunął z pochwy sejmitar i wystawił płaz w stronę Makadosa - To jest moja siła.
Makados zmierzył tegoż tylko drwiącym szybkim spojrzeniem, po czym skupił się na kapitanie, lecz dla bezpieczeństwa zerkał na Aramina.
Aramin wyjaśniwszy już czym posługuje się w boju schował oręż bo też i nie miał zamiaru nim tutaj pracować - w końcu nie było żadnych wrogów. No chyba, że Kapitan miał jakieś niecne plany, ale takie rzeczy skrywała przyszłość. Spojrzał w stronę piekącego słońca, które grzało na tyle mocno, że o chodzeniu w czapie z piórem nie było mowy. Nie było to niespodziewane - w końcu to nie pierwsza jego podróż, niemniej nie mógłby się rozstać ze swoim tradycyjnym strojem. W końcu cząstka tradycji to jedyne co mu zostało.
Gabriel wzruszył ramionami na słowa kapitana i pozostawił rozmowę innym. Przeciągnął się leniwie i radośnie rozglądał się po okolicy. Posłał porozumiewawczy uśmiech do Adzy, śledził wzrokiem sowę, ogólnie wyglądał na niezbyt skupionego.
Jego uwagę przykuł dopiero Aramin, pokazując mu magiczną sztuczkę.
- Cholera, niezłe - uśmiechnął się Gabriel. - Zawsze mnie ciągnęło do czarów, niesamowita sprawa. Musimy pogadać o tym w wolnym czasie - ciągnął szczerze zaoferowany.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172