Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-04-2014, 11:03   #111
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Edgar niósł wilcze ciało ciężko przy tym stękając. Spojrzał na tropiciela wzrokiem, który mógłby zamienić w kamień:
- Właśnie idę pochować mojego przyjaciela - rzekł lodowato. - Przekaż pozostałym, że wrócę o zmierzchu.
Nie oglądając się za siebie, ruszył w stronę lasu. Tam pochował Grzywacza i zmówił modły. Wrócił powłócząc nogami po zachodzie słońca.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 06-04-2014, 11:39   #112
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Napisany z udziałem Yarkissa i MG

Dwór na Przeklętej Polanie

Wyszli z piwnicy obładowani różnym, często cennym dobrem. Dary zmarłych z pewnością się przydadzą, ale Melisa męczyło coś innego. Dlatego odłożył na bok znaleziska - torby uzdrowicielskie, zwoje, flaszki z oliwą a nawet niemal nie tkniętą zębem czasu zbroję na rozmiar Khogira, która powinna mu zastąpić zniszczoną. Jeszcze raz wszedł do piwnicy i powoli zaczął zbierać kości ludzi i nieludzi, wynosić je na zewnątrz i układać na martwej trawie.


- Chodźcie, pomóżcie mi. Kimkolwiek byli, nie godzi się by spoczywali wiecznie w tamtym strasznym miejscu. Pochowajmy ich pod niebem, nie wśród przeklętych pędów. Nie mamy czasu na porządne groby, ale nawet zbiorowa mogiła będzie lepsza od tamtego miejsca.

Pół setki ciał... prawdopodobnie i tak części kości nie znajdzie. Mógł jednak spróbować. I odprawić porządną modlitwę nad duszami nieszczęśników, by mogły uzyskać spokój. Te skompletowane zawinął w zaimprowizowane całuny z zasłon i innych płacht zebranych we dworze, inne będą musiały leżeć luzem. Melis poszukał naturalnego dołu, by oszczędzić sobie kopania, po czym układał całun za całunem, kości za kościami.

- Co to za różnica gdzie leżą? Im to i tak bez różnicy. Daruj sobie. Szkoda czasu - skomentował głupi pomysł z pochówkiem Yarkiss, ale widząc, że nie przekona kapłana, rad nie rad postanowił mu pomóc. Szybciej skończą, szybciej opuszczą to miejsce.


Melis całość przysypał ściółką przy pomocy łopaty znalezionej w stajni. Mała górka kamieni na wierzchu podtrzymywała płaską płytę na której kapłan z dużym trudem wyrył napis.



 “Tu spoczywają
nieszczęśnicy znalezieni w piwnicy pod dworem.
Niech Bogowie zaopiekują się ich duszami”

Trwało to długo, ale inaczej nie mógł zostawić tej sprawy. Teraz gdy spoczęli w porządnej mogile, światło kilkunastu świec zapalonych na niej zadośćuczyni im za odebrany pośmiertnie ekwipunek, zaś funeralne modły wyprawią ich dusze w zaświaty.

I Melis zaczął śpiewać smutną, żałobną pieśń …


Mam spotkanie ze śmiercią...
We wściekłym ogniu reduty,
W godzinie, gdy powraca wiosna,
Ruchome cienie i białe kwiaty,
Mam spotkanie ze Śmiercią,
W błękitnych i pięknych dniach wiosny.


Czy weźmie mnie za rękę,
Aby mnie zaprowadzić do czarnego Królestwa,
Z zamkniętymi oczami, z wygasłym oddechem?
Czy też jeszcze jej umknę?
Mam spotkanie ze Śmiercią,
Na umęczonym zboczu wzgórza,
W godzinie, gdy powraca wiosna,
Rozsiewając kwiaty po łąkach.


Wiem ja, że lepiej by było zasnąć
W puchu pachnących jedwabiów,
Gdzie Miłość wypełnia szczęściem
Jedność ust i serc
I słodkie, czułe przebudzenia.
Ale to Śmierć czeka na spotkanie,
O północy, w mieście płonącym,
W godzinie, gdy wiosna nadbiega:
Wierny mojej przysiędze,
Stawię się na spotkanie.


Nie często można było słyszeć z ust Melisa hymny pod innym adresem niż jego ukochanej Mystry, jednak kto wie, do jakich bogów - dobrych czy złych - modlili się Ci pod kurchanikiem? Melis zaśpiewał więc im pieśń żałobną, która nie wywyższała żadnego z nich.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 08-04-2014 o 08:50. Powód: Prośba MG
TomaszJ jest offline  
Stary 06-04-2014, 17:45   #113
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Post Lakatos + Sayane

Przeklęta Polana

- Że coś takiego ziemia nosi. - Tropiciel myślał głośno, stojąc nad truchłem wiedźmy, a właściwie nad czymś co kiedyś mogło być wiedźmą. Teraz była to jedynie wykręcona w dziwnej pozie, zakrwawiona, naszpikowana strzałami, umazana w popiele i alchemicznej mazi kupa mięsa. W niczym nie przypominająca jeszcze przed chwilą budzącej strach annis. W tym momencie mogła budzić co najwyżej obrzydzenie i powodować mdłości u co wrażliwszych dam. Na szczęście Przeklęta Polna dawno takiej już nie widziała.

Po sprawdzeniu, czy martwa kobieta nie ma przy sobie niczego cennego, Yarkiss wytarł ręce o spodnie i odwrócił się na pięcie. Dobrze wiedział, że słusznie zrobili zabijając ją, w końcu należało się maszkarze, ale żałował utraconej szansy na uzyskanie odpowiedzi na nurtujące go pytania. Komu i dlaczego porwani mieli zostać sprzedani? Wilczy Las nigdy nie uchodził za bezpieczny, ale od kiedy pojawili się w nim handlarze Vieńczykami? Może to coś ma związanego z wilkołakami? Teraz kiedy, wszystkie wiedźmy leżały martwe, łowca mógł tylko snuć domysły. Choć może w ruinach, albo piwnicy znajdzie jakieś wskazówki? Licząc na to, zostawił za swoimi plecami martwą annis oraz czyszczącego shurikeny kapłana i ponownie skierował się do zrujnowanego dworku. Melis, rzecz jasna, wyczuł pismo nosem i wkrótce pocwałował za tropicielem.

Dwór był piękny, nawet mimo zniszczenia. Co prawda Yarkiss nigdy nie widział elfiego siedliszcza, lecz mógł zobie wyobrazić jak wysmakowane, a zarazem praktyczne były jego wnętrza. Pomimo upływu lat w pokojach nadal leżały sprzęty domowego użytku, ubrania, książki, ozdoby… Gdyby chciał urządzić elegancki dom dla ukochanej tutaj mógłby znaleźć wszystkie potrzebne rzeczy. W kuchni odkrył srebrną zastawę, a w spiżarni przetwory, które wyglądały na całkiem zdatne do jedzenia. Magia? Nigdzie nie było kapliczki czy ołtarzyka, ale Yarkiss nie słyszał by elfy charakteryzowały się ostentacyjną religijnością. Obejrzawszy co było do obejrzenia tropiciel skierował się w stronę wejścia do podziemi. Jego słoneczny pręcik nadal lśnił, oświetlając kruszące się schody.

Piwnica na pierwszy rzut oka wyglądała normalnie; prosty korytarz, z którego wchodziło się do czterech czy pięciu niewielkich pomieszczeń. Na pewno nie ciagnęła się pod całym dworem. Nie była też zbyt głęboka - ot, na tyle by składować tu żywność i wina. Kiedyś zapewne schludna i wykończona tak samo jak reszta dworu, obecnie stanowiła składowisko potrzaskanych słojów, butelek, skrzyń i regałów. Dziwna roślina obrastająca całą Polanę przerosła meble, pozrzucała naczynia, oplotła ściany i rzeźbione filary. Tu jej pędy były o wiele grubsze niż gdziekolwiek indziej i wiodły Yarkissa do najdalszej części podziemia. A im dalej szedł, tym mocniej ściskał miecz i pręcik.

Pod stopami trzaskały mu kości.

Większe i mniejsze, zwierząt, ptaków, ludzi i nieludzi... Nie było ich tak wiele jak można by sądzić po wieku zabudowań. Nie wysypywały się z pomieszczeń, nie wznosiły w stosy. Jednakże w tych podziemiach straciło życie dobre pół setki dwunogów; może i więcej, nie licząc drobnej zwierzyny, która miała nieszczęście zaplątać się tutaj. Może były to chowańce, przyjaciele i towarzysze ciekawskich poszukiwaczy skarbów? Zapewne świadome zagrożenia, lecz wiernie trwające przy swoich panach… Szczątki były stare i wysuszone, przerośnięte pnączami. Nie sposób było określić jak zginęli ich właściciele. Za to po podłodze walało się pełno różnorakiego ekwipunku; bronie, zbroje, tarcze, plecaki, worki i torby, wypalone pochodnie i puste bukłaki. Nic tylko brać… jeśli ktoś miał taką ochotę.

Pnącza robiły się coraz grubsze, zmieniając się w konary i pnie, aż wreszcie zaprowadziły tropiciela do najdalszej piwnicy. Tam zaś gałęzie splatały się w gigantyczny “tron”, którego korzeń rozsadzał posadzkę. “Tron” był pocięty i rozerwany, jakby ktoś wyciągał coś z jego środka.

Brimbusz wspomniał coś łowcy, że wiedźmy rozmawiały o jakieś driadzie. Podobno zniknęła ze swojego leża. Może to do niej należał ten osobliwy tron? Głupiś! Jaka driada chciałaby zamieszkać w tak zatęchłym miejscu? W takim razie co? - Yarkiss zachodził w głowę, ale wspólnie z kapłanem mógł jedynie zgadywać. Nie wiedział zbyt wiele o Przeklętej Polanie, a opuszczona komnata nie mówiła dużo o swoim właścicielu. Jedynie wszędzie walające się kości sugerowały, że nie za bardzo przepadał za gośćmi. Widać nie na darmo postawił dwór na takim odludziu. - Łowca zaśmiał się w duchu, przyglądając się uważnie szkieletom. Najbardziej nie szokowała go ich liczba, ale fakt, że na szczątkach nieszczęśników nigdzie nie mógł dojrzeć śladów walki. Jak zatem zginęli? Może... co to za różnica? - Skarcił się szybko w myślach za zbędną dociekliwość. Kurz co prawda zdążył przykryć kości zbyt śmiałych poszukiwaczy przygód, ale ich ekwipunek wydawał się nadal użyteczny. Po krótkiej chwili zawahania “czy wypada?”, zabrali się za przeszukiwanie zwłok. Jeśli nie mogli znaleźć odpowiedzi na trudne pytania, spróbowali przynajmniej znaleźć jakieś pomocne rzeczy w dalszej części wyprawy.
 
Lakatos jest offline  
Stary 06-04-2014, 23:10   #114
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Wieża na Przeklętej Polanie, kilka godzin później

Po dobiciu wiedźmy, obszukaniu trupa, przeszukaniu ruin dworu i urządzenia pogrzebu szczątkom nieszczęśników leżących w podziemiach wszyscy zebrali się w wieży, gdzie wygodnie usadowili się na krzesłach i szezlongu. Przed nimi, rozłożony na magicznym dywanie leżał magiczny łup - plon zebrany na wiedźmach i z obu wież. Bimp niepewnie trzymał różdżkę identyfikacji, zaś wszyscy dyskutowali o tym na czym jej użyć, gdyż ta decyzja mogła pomóc im w dalszych staraniach. Jedynie Melis nie brał w dyskusji czynnego udziału, gdyż jego głuchota sprowadzała go tylko do roli mówcy, nie zaś słuchacza. Audrey nieśmiało dorzucała swoje propozycje, opatrując i lecząc rannych mężczyzn.

W końcu, jako pierwszej, stanęło na perle znalezionej po walce w obozie. Bimbrusz wyseplenił hasło i magia odkryła oko wiedźm - przedmiot kompletnie bezużyteczny dla osób spoza konfraterii.

- Więc mamy tutaj Wielce-magiczny-Pocisk-do-procy. - Zauważył kwaśno kapłan - Zaczęliśmy obiecująco...


- Dobra, dobra. Szybko machaj tą różdżką i wynośmy się stąd. - Yarkiss niecierpliwie ponaglał gnoma. Nieco zniesmaczony takim brakiem szacunku dla magii Bimbrusz “wymachał” więc różdżkę Przyzwania potwora z dwudziestoma dwoma ładunkami, które przyzywały niebiańskiego orła, oraz Widmowego Rumaka ukrytego w niepraktycznie ciężkim posążku, którego można było użyć raz na dobę. Cóż, zapewne właściciel nie miał zamiaru z nim podróżować (i miał osobliwe poczucie humoru, gdyż czar aktywowało rżenie konia). Ku wielkiemu rozczarowaniu Zeda kolejne “machy” nie dały spodziewanego efektu - zaklęcia w różdżce wyczerpały się i nadal nie miał on pojęcia jakie cudowne właściwości posiada jego wspaniały elfi płaszcz.
- Bimbrusz, machnij mocniej, Khogir zrobiłby to lepiej. - Straszliwa prawda powoli zaczęła docierać do Zeda. Nici z identyfikacji płaszcza. Na pewno był wyjątkowy, pewnie stawałby się w nim niewidzialny, albo mógłby zamienić się w nim w ptaka, kto wie czy nie smoka? Niechby tam nawet dawał siłę giganta. To nie, konika chcieli – zawody hippiczne będą urządzać czy co? Tu wyobraźnia podsunęła mu obraz Audrey w kapeluszu do jazdy konnej, tych obcisłych spodniach, wysokich butach ze szpicrutą w ręku i trochę zmiękł. Dobra, niech im będzie konik. Ale na cholerę komu wydłubany ślip? Albo jeszcze jedna różdżka? Mało im?
Ciekawe czy chociaż przynieśli mu coś z ruin dworku, bo obładowani byli że ho – ho. On tu biedny został, żeby czuwać, opiekować się Audrey (na prawdę to pilnował aparatury), podczas gdy oni wycieczki sobie urządzali. Wyczuwał tu jakieś oszustwo, przecież jego płaszcz powinien być identyfikowany jako drugi a może trzeci? Nie mógł się doliczyć, więc obrażony wstał i wyszedł z pomieszczenia. Częściowo, żeby trochę wytrzeźwieć a częściowo żeby przejść do drugiej wieży po swoją linę. A tak na prawdę, żeby nie widzieli łez zawodu w jego oczach. Chwilę później do uszu zebranych dobiegły dźwięki rzewnej melodii.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 08-04-2014 o 08:51. Powód: Prośba MG
Paszczakor jest offline  
Stary 07-04-2014, 23:28   #115
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
-Kelvinie czy wszystko w porządku? - zielarka przerwała ciszę. -I czy udało się to o co cię prosiłam? - zapytała z nadzieją w głosie.

Czy wszystko w porządku? Gdy Kelvin usłyszał to pytanie to nie mogąc się powstrzymać zaczął rechotać jak szalony. Śmiał się tak mocno, że aż rozbolał go brzuch, a w kącikach oczu zaczęły pojawiać się łzy. W końcu uspokoiwszy się nieco odpowiedział:
-Póki co nikt nie umarł, ale nasz biedny towarzysz poszedł pochować swojego towarzysza i nie miałem serca; nie umiałem go zatrzymywać.

Kiedy chłopak roześmiał się, zielarka nie wiedziała jak zareagować. Albo Kelvin najadł się ziół przeznaczonych dla Edgara, albo faktycznie, tak jak podejrzewała już wcześniej, był młodym, niedoświadczonym tropicielem, który nie radzi sobie z tym, co się dzieje.
Dopiero kiedy uspokoił się i odpowiedział głosem jak gdyby nigdy nic, że teoretycznie nawet nie próbował podać ziół, druidka poczuła złość.
~Może sobie być przestraszonym dzieciakiem, ale niech zacznie w końcu myśleć.

-Chłopcze, nikt z nas nie będzie decydował za ciebie, ale tylko po warunkiem, że ty sam będziesz wiedział co należy robić - zaczęła rozgniewanym głosem, jak gdyby zapomniała, że ona sama jeszcze niedawno zachowywała się tak samo. -A teraz pomóż mi z tymi zwłokami, jeżeli nie chcemy mieć nieproszonych gości.
Na reprymendę zareagował spuszczając głowę w milczącym zakłopotaniu niczym zbity przez swego pana pies. Chcąc jednak nie być dłużej tylko zawadą wstał z ziemi i bez słowa zaczął zabierać się za pochówek tak, żeby Eillif już go nie musiała poganiać. Praca powinna pozwolić mu oderwać się od myślenia, tak więc oddał się jej całkowicie, nie rozmawiając tylko działając.

Dziewczyna pokręciła głową widząc reakcję Kelvina. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze niedawno sama tak by się zachowała. Być może właśnie dlatego była taka oschła w stosunku do chłopaka - za bardzo przypominał jej o przeszłości. W każdym razie nie zamierzała dłużej odpowiadać ani za niego, ani za innych z obozu. Nie poruszyła po raz kolejny tematu powrotu do Viseny, skoro mężczyźni na to się zdecydują, ona nie będzie ich przekonywała, ale też nie dołączy się do nich.

Po przeciągnięciu zwłok najdalej od obozu jak dali radę, zielarka przywołała swojego jastrzębia krążącego nad lasem.
~Thorbrandzie, dość tego. Na nas już czas. Leć najdalej jak potrafisz i spróbuj wypatrzeć naszych towarzyszy, jakieś ślady, cokolwiek. Wracaj jak najszybciej i uważaj na siebie.


***


Kiedy jastrząb powrócił, co prawda bez żadnych informacji, za to zmęczony i zaniepokojony, zielarka podjęła decyzję.
~ Nic mnie tu już nie trzyma. Nie wrócę do Viseny, nie ma mowy. Choćbym miała natknąć się po drodze na zwłoki ''bohaterów", nie zamierzam zawrócić. Thorbrandzie, wyruszamy jak tylko nasi towarzysze zasną. Bądź gotowy.

Eillif wyczekiwała nocy nie myśląc nawet o odpoczynku przed długą podróżą. Uznała, że sensownie byłoby ten czas jakoś sobie zając, więc przygotowała dla rannego napar z jemioły dobry na krzepnięcie ran.

Kiedy mężczyźni kładli się spać, dziewczyna rozpaliła coś na kształt ogniska, jednak bardzo małego i zaczęła modlić się do Silvanusa. Już nie miała problemów ze skupieniem, być może dlatego, że przestała myśleć o ostatnich dniach, lub po prostu jej ucieczka była tak dobrze zaplanowana, że nie musiała się niczym martwić. Pochodnia Bimbusza, dwa bukłaki z wodą, odciążony plecak i jastrząb - przewodnik. Jedyne co jej pozostało to prośba do boga o bezpieczną podróż.

Modlitwę przerwał Delamros, który przebudził się i próbując podejść do ognia wywrócił się i zwymiotował. Eillif popatrzyła na chłopaka oczami zupełnie pozbawionymi jakiegokolwiek wyrazu, ale położyła koło niego kupkę ziół nie zastanawiając się nad tym, czy obozowicze będą potrafili ich użyć.

~ Thorbrandzie, już czas. Prowadź.~ ruszyła szybkim marszem nawet nie oglądając się za siebie.


***


To była najgorsza noc w życiu Eillif. Każdy konar drzew wyglądał jakby korpus czyhającej na nią bestii, a każda gałąź jak wyciągnięte łapska mogące w każdej chwili zniszczyć ją jednym ciosem. Złośliwe potwory wysuwały nogi, aby zielarka w końcu się potknęła, a wtedy...

Czuła się mała i bezbronna podczas ciemnej nocy, kiedy mogła ufać jedynie słuchowi Thorbranda i jej instynktowi, który nieprzerwanie podpowiadał jej zawrócenie i wytykał jej decyzję jako największy błąd życia.
Co gorsza, ogromne zmęczenie sprawiało, że zielarka nie mogła skupić się na szukaniu śladów czy sugestiach jastrzębia. Po pewnym czasie zarówno wyczerpującej fizycznie jak i umysłowo wędrówki Eillif zaczęła biec na oślep. Włosy zaczepiały się o szpiczaste palce potwora, ręce co jakiś czas zatrzymywały rozpędzoną dziewczynę lub ona sama potykała się o nogi bestii i lądowała w jej sidłach. Aż do rana...

Aż trudno uwierzyć w to, że zielarka cała i zdrowa, jedynie tylko słaniająca się na nogach, w południe doczłapała do towarzyszy, usiadła na ziemi i popatrzyła po zdziwionych twarzach.
- Ja... Ja... Nie mogłam tam zostać. Musiałam odejść. Tam... tam... dzieje się źle. - wysapała, aby wyjaśnić towarzyszom sytuację w obozie, ale zmęczenie nie pozwoliło jej dokończyć, zielarka położyła się na ziemi i zamknęła oczy.
 

Ostatnio edytowane przez Eillif : 09-04-2014 o 16:54.
Eillif jest offline  
Stary 08-04-2014, 08:07   #116
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Noc doby trzeciej / doba czwarta

Noc doby trzeciej / doba czwarta


Widmowy rumak był… no cóż, widmowy. Szaroczarne umaszczenie sprawiało, że wyglądał jakby był stworzony z dymu. Zebrani na polanie poszukiwacze przygód spojrzeli po sobie niepewnie. W głębi ducha nawet cieszyli się, że do wyprawy zgłosił się Melis - miał chłop wprawę w radzeniu sobie z magicznymi urządzeniami. Nawet jeśli nie zawsze mu to na zdrowie wychodziło. Ale cóż, przynajmniej magiczny koń nie wyglądał apetycznie, była więc nadzieja, że żadne stworzenie nocy nie zechce zeżreć zarówno jego, jak i jeźdźca.


[media]http://fc08.deviantart.net/fs19/f/2007/309/0/5/Phantom_Steed_by_eXdrachen.jpg[/media]

Inna sprawa, że Melis miał wprawę w jeździe co najwyżej na swoim flegmatycznym albinosie. A Kacper, jak na muła przystało, nie rozwijał zawrotnych prędkości; nawet na prostym trakcie i po ugryzieniu przez gza. Magiczny wierzchowiec pędził natomiast jak wicher. Nie straszne mu były strumyki, wykroty, miękka ściółka czy twarde korzenie. Przerażony Melis trzymał się ze wszystkich sił jego szyi rozmyślając, czy przeżyje tę podróż, jak trafi do obozowiska (przecież ziemia przesuwała się pod nim TAK szybko!) i, przede wszystkim, jak dogada się z pozostałymi tam towarzyszami - jeśli ktokolwiek jeszcze na nich w obozie czekał.

Na szczęście rannym towarzyszom nie spieszyło się do Viseny. W sumie Melis nie rozumiał czemu pozostali w niebezpiecznej głuszy, ale ucieszył go ich widok. Przynajmniej dopóki nie przyjrzał im się bliżej, bo nowi towarzysze nie wyglądali do końca tak jak wtedy, gdy ich zostawił. A przede wszystkim - nie było z nimi Eillif.

Za to zebrani przy ognisku omal nie dostali zawału, gdy z ciemności dosłownie wyskoczył na nich wielki czarny ogier z jeźdźcem na plecach. Dopiero po chwili zorientowali się, że na osobliwym rumaku (który zresztą zaraz zniknął) siedzi kapłan Mystry. Po dorzuceniu drew do ogniska zobaczyli także, że z obozowiska zniknęła Eillif wraz ze swoim bagażem. Ponieważ nikt nie pomyślał o wystawieniu wart, nie było wiadomo kiedy odeszła, czy z własnej woli, czy nie. Niemniej jednak, gdy rozdygotany Kelvin rozejrzał się wokół obozu z płonącym polanem w ręce dostrzegł jej ślady prowadzące na południe. Choć równie dobrze mogło być to odbicie stóp druidki z rana, południa lub popołudnia minionej doby...


➹➹➹

Z kolei nocleg ratowników i uratowanych przebiegł nad wyraz spokojnie. Przynajmniej do czasu gdy w środku nocy z Polany usłyszeli jakieś porykiwania, warkoty i wrzaski. Dopiero po chwili Yarkiss opanował pierwotny, mający swe korzenie w legendach o Polanie strach, i rozpoznał odgłosy walczących o trupy trzech wiedźm rysie, i chyba jakiegoś wilka. Bliskość drapieżników spowodowała jednak, że paści aż do rana pozostały puste. Zgodnie z ustaleniami zaś na Melisa mieli czekać co najmniej do południa. Cóż, wilkołaki wyprzedzały ich już o dobry dekadzień. Tropiciel mógł mieć nadzieję, że ta doba czy pół nie zrobi już większej różnicy. Poza tym wszystkim należał się odpoczynek przed nadchodzącym starciem.

Natomiast koło południa w obozie niespodziewanie pojawiła się Eillif.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 08-04-2014 o 08:11.
Sayane jest offline  
Stary 09-04-2014, 10:22   #117
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny Melisa, Kelvina oraz MG

Krótko przed północą z ciemności Wilczego Lasu wyłonił się jeździec i nim ktokolwiek zdążył zareagować, wjechał na sam środek obozu. Melis zeskoczył z rumaka, który zaraz zniknął, i ledwo utrzymał się na nogach. Dołu pleców zaś nie czuł.

- Mystrze dzięki że was znalazłem. I za to, że nie skręciłem karku na tym szalonym rumaku. Panno Eillif! Gdzie pani jest? Musimy porozmawiać! - Wiedział, że jej nie usłyszy, ale rozglądał się za nią mocno. - Kelvin? Edgar? Delamros? Solmyr? - Podchodził do kolejnych osób, najwyraźniej dopiero budzących się ze snu. - Udało się, uratowaliśmy ich. Tylko jestem głuchy. Głu-Chy! Gdzie zielarka Eillif?

- To wspaniale! - wrzasnął entuzjastycznie Solmyr i jęknął nie mniej głośno, gdy odruchowo oparł się na połamanej nodze. Taka żywiołowość nie była do niego podobna; widać ziółka druidki jeszcze troszkę działały.


Kelvin zerwał się ze swojego posłania i gdy zrozumiał kto ich “nawiedził” uśmiechnął się, ciesząc, że w końcu stało się coś dobrego. Niestety do jego świadomości nie przebiła się informacja o głuchocie.

- Witaj! Gdzie reszta? Jest Yarkiss?

- Nie słyszę Cię, Kelvinie! To magiczna głuchota! Masz patyk, pisz na ziemi - odparł kapłan tak głośno, że te zwierzęta, które nie uciekły słysząc jego pierwsze krzyki teraz wzięły nogi za pas. - I znajdź Pannę Eillif, chcę z nią omówić tą sprawę utraty słuchu.

- Jak to nie słyszysz? - spytał niezbyt przytomnie Kelvin patrząc mniej więcej w kierunku, z którego słyszał głos towarzysza. Po chwili pogrzebał w torbie i skrzesał nieco ognia, zaprosił Melisa gestem obok siebie i wziął patyk. W sumie jednak nie wiedział cóż z nim uczynić toteż zamierzał po prostu podejść do Eillif i ją obudzić delikatnym klepnięciem i “Eillif” wyszeptanym do ucha - był to sprawdzony sposób wykorzystywany przez grupę łowców, w której się obracał.

- Albo daj spokój. Porozmawiam z nią rano, jestem skonany - Po czym kapłan umościł sobie posłanie i od ręki zasnął, by obudzić się jak zwykle - o jutrzni na poranne modły.

***

Melis wstał tuż przed świtem, nieco przemarznięty. Wrzucił kilka polan do żaru i rozdmuchał ogień, po czym rozpoczął swoje codzienne modły.

Kiedy ranne wstają zorze,
Tobie ziemia, Tobie morze...

Jak co dzień, od wielu lat. Nawet zmęczenie nie przemogło klasztornych nawyków. Mnisi nie tolerowali wyjątków od tej reguły. Dlatego odmówił Jutrznię, pokłonił się świętym gwiazdom, poprosił Mystrę o łaski na dzisiejszy dzień... po czym owinął się kocem i poszedł z powrotem spać.

Gdy wstał, był już świt i obóz budził się do życia. Melis rozglądał się po rannych mężczyznach, nigdzie nie widząc ich opiekunki. Czyżby poszła nazbierać ziół?

Wyjaśnił wszystkim swoja głuchotę i zaczęli się porozumiewać, choć nieco wolniej niż sam by chciał.

- Słuchajcie, jeżeli mamy ich dogonić, trzeba się zbierać. Delamrosie, na pewno trochę magii postawi Cię na nogi, Solmyrze, Ciebie też. Musicie wszyscy podjąć decyzję, czy ruszacie, czy zawracacie. No i gdzie podziała się wasza opiekunka? Potrzebuję jej.

- Dziękuję za uzdrowienie - po zabiegach kapłana Solmyr zdjął łupki z nogi, przywołał łasicę i zaczął pakować swoje rzeczy. - Wybaczcie, ale ja wracam do Viseny.

- A wy? - kapłan spytał pozostałych? - Kelvin, Edgar? Delamros?

Odpowiedziało mu milczenie. Kelvin wyglądał na niezdecydowanego i nieco wystraszonego, jakby wydarzenia nieco go przerosły. Edgar i Delamros patrzyli na siebie bykiem.
W końcu odezwał się Edgar.
- ...dlaczego nie było was tak długo? - musiał oczywiście na migi oraz pisząc na ziemi tłumaczyć o co mu chodzi, ale w końcu się udało.

- Musieliśmy sami pokonać wszystkie trzy wiedźmy i przegonić olbrzyma - Melis spoważniał - cud, że wszyscy żyjemy, choć Audrey i Brimbusz są połamani, a Khogir ledwo wyżył. Nie mogę iść z wami, muszę pojechać przodem i zatrzymać ich, powiedzieć że nadchodzicie. Trzymajcie się wskazówek, traficie z pewnością.

Melis opisał wszystkim drogę do Przeklętej Polany i ich nowego obozu, po czym zarżał do kamiennego konia, obserwując z fascynacją jego przemianę, wskoczył na widmowe siodło i pognał z powrotem, znikając w gęstwinie puszczy. Odjeżdżając miał nadzieję że łaski uzdrowienia, które wyprosił dla Solmyra i Delamrosa okażą się skuteczne i obaj dotrą tam, gdzie chcieli.

 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 09-04-2014 o 10:51.
TomaszJ jest offline  
Stary 09-04-2014, 10:38   #118
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Edgar nadal czuł się jak kupa gówna. Chociaż dał swojemu organizmowi chwilę wytchnienia, tym razem dopadł go żałość po utracie Grzywacza. Żałość pomieszana z żądzą zemsty. Starał się przypudrować palące go uczucia maską wycieńczenia, ale nie szło mu to za dobrze. Jego misja ledwie się rozpoczęła, a on już poniósł niezwykle ciężkie straty. Postanowił, że gdy tylko dojdzie do siebie po stracie Grzywacza, przywoła kolejnego zwierzęcego towarzysza.

Cieszył go fakt zniknięcia Eillif. Obecność siksy z pewnością pogorszyłaby jego (i tak beznadziejny) humor.

Druid zwrócił się do Melisa: - Idę z tobą. Trzeba dogonić resztę. Jak widzisz parę rzeczy się zmieniło. - ostatnie słowa wypowiedział gorzko, niemalże nienawistnie.
- Powiedz mi kapłanie, dlaczego nie było was tak długo? - zapytał, zbierając resztki swojego dobytku.

***

Wszystko stało się jasne. Tja... Wiedźmy, wieże, przeklęte polany, ginący przyjaciele. Druid szedł i z każdym krokiem nabierał przekonania, że wdepnął w najbardziej cuchnącą psią kupę na całym Wybrzeżu. Odnalezienie odpowiedniej ścieżki nie sprawiło mu najmniejszego problemu. Potrafił tropić, a z wskazówkami Melisa stało się to po prostu dziecinnie proste. Raz złapał się na tym, że próbował przywołać Grzywacza.

Przywołać trupa - gwoli ścisłości.

Jakkolwiek daleko było mu do pogodzenia się ze stratą, w jego młodej głowie roiły się myśli. Co takiego spotka go na niesławnej Przeklętej Polanie? Narzucił sobie forsowne tempo, jednak starał się nie doprawić jeszcze osłabionego organizmu.
 

Ostatnio edytowane przez ObywatelGranit : 09-04-2014 o 21:20. Powód: Podróż
ObywatelGranit jest offline  
Stary 09-04-2014, 12:57   #119
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Ranek

Wczesnym rankiem Zed zwlókł się posłania w myśl zasady, że starsi ludzie wstają wcześnie. Nie miał pojęcia po jaką cholerę to robią, ale zwyczaj ten był tak rozpowszechniony, że nie zamierzał z nim walczyć. (Może chodziło tu o sikanie? Na przykład jego znajomy wiele lat sikał codziennie wczesnym rankiem, zawsze o tej samej porze. Tylko, że dla odmiany ten znajomy budził się zwykle znacznie później.)
Rozglądając się po obozowisku przecierał zaropiałe oczy. Łyknął z baniaka zagulgotał i splunął siarczyście w żar ogniska, wywołując całkiem dużą kulę ognia – Ożesz ty w dziuplę... Fireball? Przylizał włosy i po tych porannych zabiegach higienicznych, skierował swoje kroki w kierunku polany. Zostawił tam swoją aparaturę, by przez całą noc wytworzyła więcej alkoholu. Do tej partii dodał otrzymane od Eillif liście mięty. Ciesząc się na myśl o miętówce postanowił zejść do piwnicy po jakieś dobra – widział ile tego wczoraj wynieśli. Truchła wiedźm leżały właściwie w większości na swoim miejscu i podbudowany tym, rozglądając się czujnie zanurzył się w piwnicy. Po niedługim czasie pojawił się z powrotem obwieszony pustymi bukłakami. Natomiast na głowie, w słońcu zalśnił mu groźnie i wspaniale wyglądający (choć nieco zbyt duży - a przez to fantazyjnie przekrzywiony) hełm.

[media]http://photos.supersklepy.pl/11/10/19/7.jpg[/media]

Dumnie wyprostowany ruszył do wieży, gdzie prawie całe wiadro wyrobu wlał do zgromadzonych bukłaków. Nie do wszystkich lał pełno, ot tak, żeby mógł schować je pod płaszczem. Zadowolony ze swojego pomysłu - w końcu wynalazł bukłak piersiowy (piersiówkę?) - skierował się w stronę obozu. Już w trakcie drogi kosztował miętówki tak często, że prawie ominął obozowisko. Na szczęście jednak trafił, rozsiadł się przy ognisku i zaczął polerować hełm.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 09-04-2014, 18:11   #120
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Post Przklęta Polana (post wspólny)

Wieczorem, dzień wcześniej.

Ciężko przekonać nawiedzonego i do tego głuchego człeka. To też Yarkissowi nie udało się odwieść Melisa od szalonego pomysłu pogalopowania na widmowym koniu po resztę towarzyszy. Zanim zdążył cokolwiek przypomnieć o niebezpieczeństwach czyhających na samotnego jeździectwa w Wilczym Lesie, kapłan dorwał się do kamiennej figurki konia i zarżał głośno. Zgodnie ze słowami Bimpa po chwili pojawił się przed nimi ciemny rumak. Łowca z niedowierzaniem przyglądał się ogierowi. Niby na pozór normalny. Łeb, grzywa, ogon na miejscu jak u wszystkie innych, ale cztery kopyta jakieś takie przezroczyste. „Pewnie to kolejna tania magiczna sztuczka. Tylko iluzja” - łowca był tego pewien do momentu, kiedy Melis nie znalazł się w siodle. Wtedy Yarkiss jeszcze szerzej otworzył oczy i mruknął z uznaniem dla magii elfów.

- Wstrzymaj się - machnął kapłanowi, żeby chwilę poczekał. Chciał mu jeszcze wytłumaczyć, że ryzykowna podróż nie ma sensu. Przecież nawet jeśli nie zgubi się w puszczy i nie zostanie zjedzony przez drapieżniki, to i tak Kelvin z rannymi już od kilku godzin zmierza do Viseny. Daremny trud, stara cennego czasu i niepotrzebna śmierć. Nim jednak myśli przełożył na gesty, Melis pociągnął za wodzę, krzyknął żeby czekali na niego przynajmniej do południa i ruszył kłusem na północ.

Yarkiss odprowadził wzrokiem nieporadnie trzymającego się w siodle jeźdźca, a później zwrócił się do kompanów:
- No, na nas też pora. Zbyt długo tu zabawiliśmy.

Choć wiele wskazywało na to, że klątwa nałożona na Przeklętą Polanę słabnie, łowca wolał nie przebywać na niej, ani minuty dłużej niż to potrzebne. Uznał, że lepiej będzie przenocować w puszczy. Inni trochę kręcili na ten pomysł głowami, ale ostatecznie wspólnie rozbili obóz niedaleko na północ od polany.

O świcie.

Kiedy promienie słońca przebijające się przez korony drzew obudziły Yarkissa, ten czuł się o niebo lepiej, niż dzień wcześniej. Dobrze przespana noc, nie licząc przerwy na wartę, dobrze mu zrobiła. Zmęczenie i rany odniesione w walce nie dawały mu się już tak we znaki. Pewnie gdyby nie to, że musieli czekać na Melisa, pobudziłby wszystkich i ponaglał ich do rozpoczęcia marszu. Niestety musiał wstrzymać się z tym przynajmniej do południa, a nie chciał też całkiem marnować czasu, dlatego zarzucił sajdak na ramie i ruszył w las na polowanie.

Ku rozczarowaniu Bimpa, który wyczekiwał na smakowite śniadanie, myśliwy wrócił do obozu z pustymi rękami. No, prawie z pustymi. Nie mogąc nic upolować nazbierał trochę jeżyn i dzikich malin. Najeść się nimi nie dało, ale oszukać na trochę żołądek już owszem.

W południe.

Kiedy do uszu Yarkissa dobiegł trzask łamanych gałęzi, myśliwy w pierwszej chwili pomyślał, że Gwaeron Wichura wysłuchał jego modlitwy i jakieś zwierzę złapało się we wnyki. Słysząc jednak odgłosy zbliżających się kroków, Yarkiss szybko wyzbył się płonnych nadziei. Zerwał się na równe nogi i podobnie jak Khogir chwycił za broń. Gotowy na najgorsze, nerwowo wyczekiwał kto lub co wyłoni się za drzew.
- Eillif? - Zapytał zdziwiony, kiedy ujrzał słaniającą się na nogach zielarkę. Nie chciał wierzyć własnym oczom, ale wyzbył się podejrzeń, kiedy towarzyszka przemówiła. Podszedł do niej z bukłakiem pełnym wody i zasypał pytaniami:
- Jak ty… skąd się tu wzięłaś? Co z resztą? Spotkałaś Melisa? Eillif, gadajżesz! - Potrząsnął dziewczynę za ramię.
- Uciekłam… - tu druidka zamyśliła się na chwilę, a dopiero po chwili podjęła nieskładną wypowiedź - Reszta zamierzała wrócić. Chyba… Melis? Nie widziałam go. Nie widziałam nic. - Skończyła i wyciągnęła rękę po manierkę.
- Ale, źle się dzieje bo taki mamy ustrój i wszędzie bieda, czy raczej tu, u nas? A właściwie nie u nas, tylko w obozie? I kogoś usiekła, czy tam urzekła? I co ty tu w ogóle robisz? - Pijanemu Zedowi zebrało się na rozważania.

Eillif zignorowała pytania Zeda myśląc, że dziadek nie jest do końca świadomy tego, co mówi i zaczęła tłumaczyć swoją własną wersję ostatnich wydarzeń.
- Ten… ten druid. Edgar. To jakiś furiat. Nikt nie mógł sobie z nim poradzić. Groził mi. Musiałam uciec. Jego wilk prawie zagryzł Delamrosa. Używał dziwnych ziół. Nie wiem co z innymi. Zostali z nim, a on jest niebezpieczny. - Trzeba przyznać, że tym razem wyszło to zielarce o niebo lepiej. Dodała trzęsące się dłonie, roztrzęsiony głos i świeczki w oczach.
- Panie Zedzie niech no pan poda ten napój, co pan w ręku tak ściska.
- Co ty opowiadasz? - Yarkiss nie chciał dawać wiary słowom zielarki. - A Kelvin, Solmyr? Nic nie zrobili? - Patrzył na Eillif, mając nadzieje, że ta zaraz przyzna do ponurego żartu.
- Solmyr był w krytycznym stanie. Nie mógł nic zrobić. A Kelvin… jego akurat w tym czasie nie było. Wysłałam go po wodę, a on gdzieś zniknął. Boję się oto, co się teraz z nimi dzieje. - Eillif wytłumaczyła wszystko jednym tchem, a następnie spuściła głowę.
- Kiedy ich ostatnio raz widziałaś? - dopytywał się łowca. - I powiedz spokojnie wszystko po kolei. Co się działo od momentu kiedy się rozdzieliliśmy?
- A to świnia, ŚWINIAAA! - Zedowi trochę czasu zajęło zrozumienie kto kogo pogryzł. - Świnia nie wilk, a ten cały Edgar TEŻ ŚWINIA!
Eillif po raz kolejny puściła wypowiedź Zeda koło uszu, jednak cieszyła się, ze jej opowieść wywołała takie emocje.
- Widziałam ich w nocy. Spokojnie spali, co prawda nie zapalili nawet ogniska, ale mi to odpowiadało. Wymknęłam się i podążałam waszymi krokami. Jestem pewna, że kolejnej nocy już bym nie przeżyła. - tu zrobiła dramatyczną pauzę. Spojrzała na łowcę. Najwyraźniej taka ilość informacji jeszcze go nie satysfakcjonowała.
Dziewczyna miała już dość przesłuchania, ale uznała, że musi ustalić i podać szczegółową wersję wydarzeń widzianych z jej perspektywy.
- Chłopaki byli w krytycznym stanie. Na dodatek zauważyłam jak Edgar zażywa zioła odurzające. Przez nie stawał się jeszcze bardziej nerwowy i zachowywał się dziwnie. Próbowałam mu przetłumaczyć, aby przestał, ale on nie słuchał, więc mu je zabrałam. Wtedy wpadł w szał. Myślałam, że udusi mnie gołymi rękami. Taki był wściekły. Kelvin był nad rzeką, Solmyr ledwo przytomny, na szczęście w obozie był jeszcze Delamros, który stanął w mojej obronie. Edgar z kamienna twarzą poszczuł go wilkiem, który o mało nie zagryzł Delamrosa. Nie potrafiłam go powstrzymać, ale w pewnej chwili Grzywacz runął na ziemię. Okazało się, że Delamros wbił sztylet w ciało zwierzęcia. Nie było już ratunku. Druid nie pogodził się ze śmiercią przyjaciela, poza tym, miał mi za złe, że nie pomogłam wilkowi. Ale to było niemożliwe! Rozumiecie? Ja… Nie mogłam. Za to ten dziwak zaczął faszerować się tymi swoimi ziołami i grozić mi. Nie mogłam tam dłużej zostać. On jest nieprzewidywalny. Musimy pomóc pozostałym. - popatrzyła z nadzieją na Yarkissa. Próbowała wywnioskować z jego wyrazu twarzy czy udało jej się go przekonac.Ten jednak wbił tylko puste spojrzenie w ziemię i przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Po czym zaczął drapać się po głowie, chodzić w kółko i powtarzać pod nosem krótkie:
- Nie, nie, nie.

Patrząc na łowcę z boku, ktoś śmiało mógłby pomyśleć, że zwariował i byłby bliski prawdy. Łowca czuł, że za chwilę oszaleje. “Wszystko nie tak. Nie tak to miało wyglądać! Wiecznie kurwa wiatr w oczy!” - Yarkiss ze złością kopnął szyszkę, która napatoczyła mu się pod but, ale to w żaden sposób nie rozładowało wzbierających w nim emocji. “Najpierw chędożone wiedźmy porwały Audrey i gnoma. Później na Przeklętej Polanie przez hałasujących durniów mało co nie straciłem głowy. Jak udało się wyjść cało to Melisowi zachciało się przejażdżek, a teraz Eillif pojawia się z znikąd i mówi, że Edgar naćpał się i trzeba ratować pozostałych towarzyszy. Pięknie kurwa. Co jeszcze?” - Yarkiss zatrzymał się nagle i spojrzał w niebo, szukając tam daremnie odpowiedzi. Następnie przeniósł szalone spojrzenie na zdezorientowaną zielarkę. Jeśli znałby niepisaną zasadę, że zabija się posłańców przynoszących złe wieści, skróciłby pewnie już Eillif o głowę. Na szczęście dla niej w Visenie nikt nie słyszał o takich zwyczajach.
- Nigdzie nie idziemy. Nikomu nie będziemy pomagać. Niech radzą sobie sami. Jeśli Melis niedługo nie wróci, ruszamy do strażnic bez niego i całej reszty. - Powiedział pewnym i stanowczym tonem. Był przekonany, że to jedyna słuszna decyzja w tej sytuacji, o ile chcą spróbować uratować Visenę, a nie tylko błąkać się po lesie. Kierowały nim jednak emocje i daleko mu było do zwykle opanowanego łowcy.

Yarkiss nie miał czasu pozbierać myśli, gdyż rozległ się tętent kopyt i wśród drzew pojawił się widmowy rumak wraz z Melisem na grzbiecie. Głuchy kapłan zeskoczył z rumaka, który w chmurze dymu ponownie stał się marmurowym posążkiem i podszedł do reszty.
- Ten koń jest szalony, mówię wam. Z tuzin razy niemal wpadłem na jakąś gałąź, albo on ledwo przesadził wykrot. Jak to się skończy, wracam do jazdy na Kacprze.
Odsapnął chwilę. I zreflektował się, i na kolana ukląkł.
- Wybacz mi Najmagiczniejsza Panienko niegodne słowa wypowiedziane w uniesieniu pod adresem tworu magii wspaniałego uczynionego mocą świętego Splotu, albowiem nie on zawinił, jeno ja, w jeździe przez las niewprawiony. Moja wina, moja wina...
Po chwili wstał i podszed do reszty. - Dobrze, że zaczekaliście. Solmyr wraca, Edgar dołączy do nas. Kelvin i Delamros jeszcze nie zdecydowali, zielarka zaś gdzieś odeszła.... Panna Eillif? Tutaj? - Zdziwiony spojrzał na uzdrowicielkę, pewny że wróciła do osady. - Dobrze, bardzo dobrze. Potrzebuję sprawnej ręki i noża, która ocali mi jak najwięcej ucha i w razie czego truciznę zahamuje.
- A tutaj, tutaj. Uciekła, bo ta świnia ją pogryźć chciała. - Zed podniósł głowę znad hełmu. - O witaj Melis i ty tutaj? Ale dzisiaj mamy gości.
- Cooo? Nie słyszę, zapomniałeś? - odparł kapłan - Macie coś do jedzenia? Konam z głodu. - W odpowiedzi Yarkiss rzucił mu przykurzony słoik zabrany z elfiej spiżarni. Poza zapasami z dworu nie mieli wiele więcej jedzenia. Kurczące się szybko zapasy były kolejnym punktem na długiej liście problemów z jakimi musieli się zmagać.
- Niech mu to ktoś w końcu zdejmie. - Denerwował się łowca. Chciał rozmówić się z kapłanem na temat Edgara i reszty, ale ten nadal był głuchy jak pień.

 
Lakatos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172