Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-04-2014, 21:15   #121
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Bimp od rana czytał księgi i od czasu do czasu, tak aby Zed nie widział, doglądał aparaturę destylacyjną. Gdy pojawił się Melis zszedł z wieży, pomachał na przywitanie Eillif i podszedł do kapłana.
- Spróbuję coś jesce srobić z tymi smockami - powieział głośno tak by Melis mógł cokolwiek usłyszeć, albo przynajmniej domyślić się intencji z ruchu warg. Gnom następnie delikatnie zaczął dotykać przeklęte ozdoby i mruczeć coś w dziwnym języku, koncentrując się jak podczas rzucania czarów. Gdyby ktoś znał smoczy język usłyszałby coś o “dobrych smockach” i prośbę o “puscenie niegzecnego chłopcyka”. Smoczek nauszny nie wydawał się dobry. Dla niego zapewne dobry był Melis - smaczny młody okaz ludziny. Za to smok-bransoleta niespodziewanie rozwinął się i ożył. Melis ledwie zdążył wrzasnąć gdy ostre kiełki wyszły z jego ciała wraz z kawałkami mięsa, a sekundę później smoczek już siedział na ręce Bimbrusza, a bursztynowe oczka wpatrywały się wyczekująco w zaklinacza. Bransoleta wyglądała teraz jak zwykły smok - co prawda miniaturowy, lecz przez to nie mniej groźny.

[media]http://fc05.deviantart.net/fs42/f/2009/098/0/c/Gold_Dragon_by_BenWootten.jpg[/media]

Bimp pogłaskał smoka i uśmiechnął się - Coś cuję ze bęziemy dobrymi pzyjaciółmi - powiedział po smoczemu.
Smok w odpowiedzi kłapnął szczęką, próbując capnąć gnoma w rękę.
- No nie denerwuj się, juz nie będę cię głaskał - choć miał ochotę zrobić to ponownie - Lepiej pomóz namówić mi swojego kolezkę zeby zsedł z ucha tego chłopcyka.
Gad tylko prychnął z - jak się gnomowi wydało - pogardą, wypalając mu przy tym w rękawie sporą dziurę, i owinął się wokół jego ręki, przybierając znów postać biżuterii.
- No pzeprasam skąd mogłem wiedzieć ze nie jesteście kumplami - gnom starał się udobruchać smoka-bransoletę. - A ty w końcu zsedłbyś z tego ucha, ten cłecyna na pewno nie potrafi docenić jaki jesteś wspaniały, lepiej zebyś posukał godniejsego nosiciela.
Nausznica pozostała niewzruszona.
- Niechces to nie zebyś tylko potem nie załował - Bimp coś czuł że Melis jednak pożegna się z uchem. - Moze chociaz pozwól mu troskę lepiej słyseć.
Widząc sukces z bransoletą Melis nieciepliwie czekał na efekty działań Binkerbauma - niestety nadaremno. W przeciwieństwie do bransolety nikt nie zauważył choćby przebłysku zrozumienia w kamiennych oczach ozdoby.*
Bimp wziął patyk i na ziemi napisał Melisowi wiadomość - “Z nausnicą mi nie posło, ma wredniejsy charakter, uwazajcie jak będziecie go odcinać” - nie chciał mówić głośno żeby i ten smok go nie ugryzł.

Po południu gnom miał zamiar uzupełnić swój ekwipunek, bo wątpił by reszta grupy co została w tyle, wzięła go ze sobą. W szczególności chciał zrobić chociaż jakąś improwizowaną wędkę i pójść gdzieś nad wodę na ryby, bo to jedzenie które zaproponował mu Yarkiss nie było wystarczające.
 
Komtur jest offline  
Stary 12-04-2014, 00:00   #122
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Po południu, chwilę po tym, jak Melis wrócił z poselstwa, zamiast słuchać krzyków operowanego kapłana, Khogir postanowił bliżej przyjrzeć się budowlom Przeklętej Polany.

Zaciekawiła go historia tego miejsca. Fakt, że znaleziona w piwnicach dworku przez Melisa zbroja pasowała na niego prawie idealnie, wyraźnie wskazywał na wcześniejszą obecność krasnoludów w tym miejscu. W dodatku same budowle. Niby typowe dla elfów, jednak szczegóły, rzeźbienia w kamieniach i sam kunszt wykonania nie pozostawiały złudzeń- to była solidna robota jego pobratymców. Było to dlań o tyle ciekawe, że nigdy nie słyszał by żyły w tych okolicach którekolwiek z krasnoludów. Górskie, inaczej zwane Tarczowymi, Złote, ani Dzikie. Słyszał, że w Podmrokach żyją jeszcze Duergary. Tak naprawdę, nazywanie ich krasnoludami byłoby obrazą dla prawowitych przedstawicieli tej rasy. Duergary to zniewolone przez Illithidów istoty, dawne krasnoludy Górskie, zdegenerowane do wiecznych niewolników. Khogir, jako potomek krasnoludów Tarczowych, nie tyle pałał nienawiścią do Duergarów, choć były to istoty złe, co do Illithidów właśnie. Nie słyszał jednak by kiedykolwiek widziano przedstawiciela tej spaczonej rasy krasnoludów poza Podmrokami. Budowle te raczej nie mogły być więc i ich dziełem, zresztą nie miałoby to większego sensu.

Khogir z tymi myślami wyruszył poobserwować miejscową zabudowę raz jeszcze. Tym razem z należytą cierpliwością. Poszukiwał śladów krasnoludzkiego runicznego pisma Dethek, przede wszystkim jednak chciał rozruszać obolałe nogi. Na drogę chwycił pajdę chleba i manierkę z wodą. Pogwizdując rozpoczął poszukiwania.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 12-04-2014 o 00:03.
Rewik jest teraz online  
Stary 12-04-2014, 18:37   #123
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny, Eillif, Zeda i Melisa

Wieść o tym, że Edgar zamierza do nich dołączyć wprawiła Eillif w osłupienie. Miała nadzieję, że to już koniec i więcej nie zobaczy tego człowieka, ale okazuje się, że on jednak nie da jej spokoju. Dziewczynie nawet nie przeszło przez myśl, że może to ona nie daje spokoju druidowi…

Siedziała przez chwilę wpatrując się w pustą przestrzeń przed sobą, a kiedy Melis skończył się posilać wstała i podeszła do kapłana.
- Panie Melisie, jak to się stało? - zielarka starała się mówić głośniej niż zazwyczaj. - Bo mam nadzieję, że Pan mnie słyszy?
- Panno Eillif, widzę, że poruszasz ustami, niestety nie słyszę ani słowa. Te przedmioty - Melis wskazał na oba smoki i wstążkę - są przeklęte. Ten - pokazał na bransoletę, która grzecznie (póki co) siedziała na ręce Bimbrusza - truje, ten - wskazał ucho - sprawia, żem głuchy. Co robi czarna wstążka nie wiem, ale po doświadczeniach ze smokami, nawet się cieszę że nie wiem. Pomyślałem, że zręczna ręka uzdrowicielki mogłaby odciąć smoka od ucha... by większość ucha została.

Zielarka uznała, że nie ma na co czekać, więc kiedy Melis tłumaczył jej, co się dzieje, ona już przygotowywała sobie przyrządy. Co prawda robiła coś takiego pierwszy raz w życiu, ale kapłan nie musiał przecież o tym wiedzieć. Eillif była bardzo spokojna, jednak chciała zając czymś mężczyznę.
~Zdenerwowany pacjent, to zły pacjent. ~ Była to jedna z wielu rzeczy, których nauczyła się od Aldony. Zastosowała więc jej sztuczkę.
- Panie Zedzie, nie znajdzie pan czegoś dla nas? Potrzebujemy czegoś mocnego i czystego. - dziewczyna poprosiła staruszka opalając przy tym ostrze sztyletu.
- No dobrze, coś bym miał, tylko mam nadzieję, że dużo nie będzie trzeba? To, że właśnie zrobiłem kropelkę, nie znaczy, że mam szastać na prawo i lewo. A w ogóle po co opalasz sztylet? Nie wystarczy łachem przetrzeć, źeby zaraza się nie wdała? - Zed z pewnym ociąganiem podał zielarce najmniejszy z bukłaków - Wlej mu to w gardziel, bo inaczej będzie się darł jak zarzynany prosiak.


Widząc karcące spojrzenie Eillif powiedział:
- Nie przejmuj się on nic nie słyszy, nic a nic. Tnij, albo wiesz co? Jak już o prosiakach mowa, to wiesz jak się je kastruje? Wiążesz cienki sznurek w pętlę na yhm… i jednym ruchem zaciskasz. Zrób tak z Melisem, znaczy jego uchem. Odpadnie całe, ale szybko i prawie bez bólu. Chcesz? Pomogę ci.
W pierwszej chwili Eillif zrobiła zniesmaczoną minę, ale zaraz się opamiętała.
-Jest Pan bardzo miły i zapewne ma Pan wielką wiedzę, ale poradzę sobie sama. W końcu mamy tylko jedno ucho do obcięcia. - Dziewczyna uśmiechnęła się do Zeda.
- Nie, to nie - powiedział troszkę urażony Zed - Może ci go trochę przytrzymam?
- Myślę, że wystarczy wypicie Pańskich wybornych wyrobów i nawet nie będzie wiedział co się dzieje z jego uchem. - Zielarka uśmiechnęła się jeszcze szerzej nie wiedząc jak spławić upartego staruszka.
- To chcesz mu dać aż tyle? - tu odezwała się w nim chciwość, ale po wewnętrznej walce powiedział - A niech tam, rób co trzeba, w końcu to ty jesteś zielarką.
Druidka ucieszyła się, że Zed dał jej w końcu spokój. Wreszcie mogła zabrać się do pracy.


Może i nie mogła wykorzystać na głuchym Melisie przydatnych rad swojej terminatorki, ale miała pod ręką coś innego, równie dobrego na zdenerwowanie.
W pierwszej kolejności polała opalone ostrze sztyletu i sama wzięła małego łyka. Podeszła do operowanego i uśmiechnęła się, aby dodać mu otuchy. Widząc, że jej gest dużo nie zdziałał, podała mu do wypicia wyrób Zeda. A sama w tej chwili zajęła się oglądaniem ucha z każdej strony.
Zielarka pokręciła głową widząc, że spod smoka niewiele tego ucha widać i wyjęła z torby drewnianą łyżkę i bandaż.
Zachęciła mężczyznę do skorzystania ze “znieczulenia”, a po chwili włożyła łyżkę w zęby kapłana.
Bez ociągania wykonała trzy precyzyjne cięcia, dzięki którym pozbyła się smoka, który odpadł od martwego kawałka ciała. Melis tylko krótko wrzasnął przez zaciśnięte zęby.


Pozostało już tylko opatrzenie krwawiącej rany, w czym dziewczyna miała już doświadczenie. Od razu po skończonym zabiegu spróbowała:
- Panie Melisie, czy było bardzo źle? Może już Pan wyjąć łyżkę.
Melisa głos zielarki prawie ogłuszył, niczym słońce ślepego, który odzyskał wzrok. Ale doszedł do siebie szybko.
- Piękna robota, jak Mystrę kocham. Dziękuję Panno Eillif, dałbym Pani soczystego całusa- zarumienił się nieco, gdy zdał sobie sprawę co powiedział i dodał szybko - gdybym zakonnych ślubów nie złożył oczywiście.
Oczywiście, znieczulacz Zeda...
Spojrzdał na smoka. Cięcie trochę bolało, było to jednak nic w porównaniu z klasztornymi karami lub z Zedowymi próbami zerwania ozdoby z ucha.

Został jeszcze ten żałobny kir, na drugim ręku, pomyślał, może by spróbować go przeciąć magicznym ostrzem?
Melis z zabandażowaną głową podszedł do bagażu nieobecnego Khogira i pożyczył sobie jego zaczarowany sztylet. Magia przeciw magii, pomyślał, ciekawe która okaże się silniejsza.
Włożył czubeczek ostrza pod wstążkę, nacinając nieco skórę na wierzchu przedramienia i zdecydowanym ruchem ciął. Zatrzeszczała magia, po czym głośny huk - niczym uderzenie pioruna - przetoczył się przez okolicę. Ogłuszony Melis padł na ziemię; spod spalonego ubrania wystawały mocno poparzona dłoń i nadgarstek. Czarna wstążka - teraz w dwóch kawałkach - niewinnie leżała obok.


Kapłan uwolnił się od przeklętych przedmiotów kosztem zdrowia, ale był wolny.
I nawet nie czuł, jak zielarka przyszywała mu ucho z powrotem.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 12-04-2014 o 19:15.
TomaszJ jest offline  
Stary 12-04-2014, 19:20   #124
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po utracie ucha - ale i przeklętej nausznicy - Melis stał się o wiele bardziej rozmowny, co miało swoje dobre i złe strony. Ale przynajmniej można było omówić to i owo.
Yarkiss kręcił się po okolicy, bez powodzenia próbując złowić coś na obiad, więc ostatecznie zadowolić się musieli pysznymi elfimi przetworami, owsianką i świeżą wodą, którą znaleźli w pobliskim oczku wodnym. Ku rozczarowaniu Bimpa nie było w nim ani pół ryby, tylko trochę wodnych robaczków.
Przetrząsanie podziemi, wież, lektura fascynujących magicznych zapisków i próba odgadnięcia działania reszty magicznych przedmiotów zajęły grupie resztę popołudnia, które musieli zmitrężyć w oczekiwaniu na pozostałą trójkę kompanów. Khogir nie znalazł nigdzie podpisów budowniczych, lecz budynki były w takim stanie, że runy mogły zostać po prostu zatarte. Niemniej jednak z tego co słyszał na ich trasie miały znajdować się kamienne strażnice, a budowle obronne to było coś, w czym krasnoludy się specjalizowały. Z pewnością tam jego krasnoludzkie zmysły podpowiedzą im to i owo.
Eillif siedziała jak na szpilkach; przybycie Edgara oznaczało konfrontację jego prawdy z jej wersją wydarzeń. Druidka widziała, że Yarkiss, jako przywódca, nie odpuści sprawy; w końcu nie mógł pozwolić, by nieobliczalny raptus ubezpieczał im tyły.

➹➹➹

Słońce stało jeszcze wysoko, gdy Kelvin, Delamros i Edgar dotarli na Przeklętą Polanę. Szybki marsz był forsowny dla osłabionych leczeniem młodzieńców, ale dzięki temu trafili do celu o wiele szybciej niż wędrujący nocą towarzysze. Zdrowy Kelvin już wcześniej wysforował na przód; ulga wynikająca ze spadającej z jego barków odpowiedzialności oraz pozorne bezpieczeństwo, jakie zapewniała większa grupa dodały mu skrzydeł. Mógł w końcu podzielić się informacjami o uwolnionej polanie i - co ważniejsze - o demonie, którego mieli powstrzymać. Tylko czy mu uwierzą?
 
Sayane jest offline  
Stary 13-04-2014, 22:29   #125
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny Kevina, Khogira i Melisa

Melis odpoczywał na wygodnym posłaniu z kocy, z głową i dłonią obandażowaną. Roztaczał wokół siebie ostry zapach ziół, włącznie z tymi, które żarzyły się obok w kamionkowej miseczce, a mające ponoć przepędzić ból i demony choroby. Pachniały całkiem ładnie. Większość magii zużył na ciężej rannych - Solmyra i Delamrosa, dla siebie nie zostawiając wiele, pokładał więc nadzieję w umiejętności uzdrowicielki i jej maści.
Przesuwał paciorki u świętego symbolu między palcami zdrowej ręki modląc się cichutko o bezpieczną podróż pozostałych, zdrowie dla siebie oraz pozostałych rannych i przebaczenie za zniszczenie magicznego - mimo że przeklętego przedmiotu.
Zdrowaś Mystro, Magiiś pełna, Moc z tobą... - mantra, która towarzyszyła mu odkąd pamiętał teraz też przyniosła spokój i ukojenie, dając pewność, że jedyna Pani jego serca i duszy słucha i uśmiecha się do niego.
Modlitwę i odpoczynek przerwało przybycie towarzyszy. Melis ucieszył się na ich widok, dobrze było widzieć że grupa staje liczniejsza. Panienka Magii wie, że przydałoby się im takie wsparcie, gdy na polanie ścierali się ze straszliwymi wiedźmami.

Kelvin nie mogąc doczekać się połączenia z resztą grupy, gdy tylko ujrzał cel wędrówki przyśpieszył, zostawiając w tyle towarzyszy wędrówki. Ucieszony, z uśmiechem na twarzy wbiegł do obozowiska i podskoczył do pierwszej lepszej osoby, czyli Melisa.
-Cieszę się, że was widzę. - tu spoważniał i dodał - Mam wieści, przeżyłem przygodę, o której muszę opowiedzieć.
- Kelvin! Znalazłeś nas! A gdzie pozostali? - kapłan wyglądał gorzej, niż wtedy, gdy Kelvin widział go ostatnio. - Głodnyś? Gdzieś tam powinien być słoik lub dwa wybornych konfitur. Posil się, odsapnij. Opowieść może zaczekać aż wszyscy się zbierzemy, a Khogir poszedł penetrować ruiny zaś Audrey gdzieś na modłach.
-Konfitury? Macie tu konfitury? - chłopak zbaraniał, po chwili rozmarzył się myśląc o pysznych przetworach, z których słynęła jego matka.
-A stać nas na to, abym się nimi posilił? - zapytał, czując jak nagle wokół języka ma jakby więcej śliny.

Chwila dosłownie minęła, a radośnie gawędzącym między sobą Kelvinowi i Melisowi ukazał się dopiero co wspomniany krasnolud. Wyłonił się spomiędzy drzew, głaszcząc swą brodę. Przyśpieszył na ich widok i zbliżywszy się dość by rozpocząć konwersację, przywitał się gromko z młodym łowcą.
- Ha! Całyś i zdrów chłopie! -klepnął Kelvina w ramię, zdecydowanie mocniej niż to konieczne i z uśmiechem zwrócił się do Melisa:
- Jakiś taki niekompletny klecho! Ha! Słuch wróciło?
- Wróciło, pozbyłem się wszystkiego. Ubyło trochę ciała i skóry przy okazji, do tego poparzenia, bandaże... ale za swoją głupotę i beztroskę zapłaciłem, ważne że nikt więcej nie ucierpiał. Dzięki za troskę, Khogirze.
- Nauka godna zapamiętania. Nie często się takie dostaje i dalej po tym świecie chodzi. Niech to, napędziłeś wtedy stracha w wieży! No, ale do rzeczy, do rzeczy… Waćpan, panie Kelvin był z nimi… Prawda to co panienka Eillif rzecze? Aż się wierzyć nie chce, zawszem uważał, że Kąsacz to równy chłop. - Mówiąc „Kąsacz” miał na myśli Edgara, którego ochrzcił tym mianem zaraz przy pierwszym spokaniu.
- Nie jestem pewien co wam powiedziała, ale na pewno była to prawda - rzucił, czując nagłą falę znużenia - Słuchajcie naprawdę cieszę się, że was widzę, ale przeżyłem dziwną przygodę, o której wszyscy, a już zwłaszcza Yarkiss musi usłyszeć. Melisie, teraz dopiero zauważyłem - co Ci się stało z uchem?
- To długa i bolesna historia o młodym kapłanie, głupocie oraz próbach jej naprawienia. Może zostawię ją sobie na kazanie na którejś mszy. Przyjdź, usłyszysz - kwaśny uśmiech na twarzy Melisa jasno mówił kto był głównym bohaterem historii. - Mówiłes coś o przygodzie. Siadaj i opowiadaj.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 16-04-2014, 21:18   #126
 
Sznycelek's Avatar
 
Reputacja: 1 Sznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znany
Audrey, która wcześniej nie miała przyjemności zwiedzić tajemniczej wieży, uczyniła to właśnie tego dnia. Oczywiście zaraz po porannych modlitwach, które napełniły ją nowymi łaskami. Dziewczyna wyspała się na tyle, na ile pozwoliła jej bluźniercza aura tego miejsca. Przynajmniej było wyjątkowo spokojnie. Dłuższy czas spędziła również w piwniczce, skąd pozostali wynieśli dużo potrzebnego sprzętu. Sama była niemal pewna, że nikt nie będzie taszczył jej rzeczy aż tutaj, toteż została zmuszona do ograbienia zwłok poległych podróżników. Pomijając moralne rozterki “czy wypada”, przeniosła cały nowy inwentarz na górę i ułożyła obok posłania. Przymierzyła jeszcze czy wszystko pasuje, bo brała co jej do oka wpadło i wyglądało na odpowiednie. Na szczęście (albo i nie), były tam też truchła smukłych dziewcząt jej pokroju. Nagle usłyszała znajome głosy i szybko odłożyła ekwipunek, udając się ku grupie.
- O, pan Kelvin! Cieszę się, że pana tu widzę! A gdzie pozostali? - przywitała towarzysza szczerym uśmiechem i spojrzała w dal za mężczyzną, szukając konturów reszty ekipy. Wtem przypadkowo dostrzegła zabandażowane ucho Melisa. Niemal pobladła.
- Panie Melisie, więc jednak nie było innego wyjścia? Przykro mi, ale może Mystra się nad panem ulituje. Już nie takie cuda bogowie czynili.
Kapłan pokiwał głową.
- Oczywiście, nie takie cuda Bogowie czynili, mam jednak wrażenie, że to ucho zostanie, jako przypomnienie o zgubnych skutkach beztroski. Ale przyjmuję tę naukę z pokorą jako kolejny krok na drodze do zostania mądrym i obytym w świecie wędrownym kapłanem - zakończył z uśmiechem.

W Eillif nagle odżyła nadzieja, że być może reszta towarzyszy zawróciła do Viseny, a wraz z nimi Edgar. Znaczyłoby to zapomnienie o sytuacji z obozu, tym bardziej, że tropiciel w jakimś sensie potwierdził jej słowa.
-Jak dobrze cię widzieć Kelvinie. Przynajmniej mam pewność, że jesteś cały i zdrowy. A co z resztą? Czy… Czy nic im się nie stało? Ja.. Ja… Wybaczcie. Musiałam was opuścić. Bałam się. To mogła być ostatnia noc w moim życiu. Powiedz mi. Czy on wróci? - na koniec zielarka ściszyła głos i spojrzała na swojego rozmówcę z nadzieją.
Ni z gruszki ni z pietruszki do rozmowy włączył się gnom zupełnie ignorując problem Eilif i rzekł:
- Mam nazieję ze wzieliście nase zecy ze sobą?
Kelvin uniósł otwarte dłonie, zasłonił nimi klatkę piersiową jakby chciał odepchnąć ich od siebie i powiedział spokojnie, choć był ujęty ich przywitaniem:
-Wszystko po kolei. Muszę zacząć od - tu spróbował wykrzesać z siebie nieco charyzmy i ostatnie słowo zaakcentował podniesionym głosem - najważniejszego.
Spojrzał tęsknie na konfitury, nie mógł jednak marnować czasu, gdyż drugi raz mogłoby być ciężko utrzymać ich uwagę. Dlatego też nawet nie siadał tylko od razu opowiadał:
-Długo o tym myślałem i nie wiem co sądzić. - w tym momencie zawahał się, przeszedł go na wskroś zimn dreszcz a myśl: ~”A co jak nie uwierzą?” - przewierciła mu się przez brzuch. Nic to, musiał kontynuować. Najwyżej go nie posłuchają i wyśmieją, ale jaka to cena za dobro Viseny?
-Gdy Eillif wysłała mnie po wodę spotkało mnie coś dziwnego. Młoda, pewnie całkiem ładna dziewoja spacerowała sobie jakby nigdy nic po lesie. Gusła, znaczy się czary Melisa potrafiłem poznać, że to były kłamstwa, a tutaj nie, ani moje oko ani nos, ani instynkt nic nie powiedziało, że to jakoweś sztuczki. Spytałem czemu była sama w lesie, odpowiadała pokrętnie - przerwał na chwilę, rozejrzał się spoglądając na ich twarze, czy aby wszyscy go dokładnie słuchają po czym szybko kontynuował dalej:
-Powiedziała mi o zdjęciu uroków z Przeklętej Polany przez Nethadila, że jestem… słodki, ale nie dorównuję urokowi półdriada, ale nie to jest najważniejsze. Jeśli macie jakieś pytania to teraz, bo za chwilę zacznę opowiadać najważniejszy moment tej historii.
- Mogę tylko powiedzieć, że wedle moich obserwacji życie naprawdę wraca na Przeklętą Polanę - powiedział Melis - a teraz nie trzymaj nas w niepewności i rzucaj tą Kulę Ognistą...
-Powiedziała, że odpowie na jedno pytanie. Nie zdradziła skąd wie o odczynieniu uroku z Przeklętej Polany dlatego uwierzyłem,że… że może wiedzieć więcej. No i zapytałem “Jak uratować Visenę” - to było pierwsze, co przyszło mi do głowy. Ona odpowiedziała, że nie możemy dopuścić do uwolnienia DEMONA. Potem gdy błagałem o więcej informacji powiedziała, że już nie będzie mi wróżyć bo nie mam jak jej przekupić. Żeby było weselej ten tajemniczy demon to chyba dopiero początek, coś mówiła jeszcze o innych niebezpieczeństwach.
Zamilknął, ciekaw jakie wrażenie wywrze historia na słuchaczach. Obserwował ich w napięciu. Czekał.
- Demon... powiedziała coś więcej? Czy z Odchłani, Pandaemonium a może Tartarusa? Te Plany zamieszkuje multum demonów o różnej potędze, nie ma co się bać na zapas. Może to tylko zwykły Quasit albo Dretch? - Melis szukał po głowie wiadomości, które gdzieś tam schowały się odkąd uczył się Planologii w posępnym, klasztornym skryptorium. Na egzaminie u Brata Egzorcysty z pewnością pamiętał więcej, a teraz... gdzieś wiadomości uciekły. Całe szczęście na miejscu były księgi - Jeżeli ktokolwiek wiedział o demonie w okolicy, z pewnością był to poprzedni właściciel wież, a zostawił sporą bibliotekę. Z pewnością Brimbusz coś znajdzie i zobaczymy czy to prawda o owym demonie.

Bimbrusz nie miał tej pewności. Mógł strawić pół życia na lekturze tutejszej biblioteki, nawet mimo zniszczeń, które znacznie uszczupliły księgozbór. Póki co nie znalazł nic - niewiele było tam ksiąg zapisanych w innym niż elfi języku.
- Cóz chyba psecenias moje mozliwości Melisie - odrzekł gnom. - Pzeglądanie biblioteki to pewnie z miesiąc roboty, a nie wiemy cego sukać, nie znamy elfiego języka, nie mówiąc juz o tym ze nie mamy co jeść.
- Trzeba więc pod tym kątem przeszukać wszystko. Może w stajni będą amfory z owsem, jeżeli zamknięte to powinno ziarno przetrwać. Spiżarnia w dworku też pewnie jeszcze niejedno kryje. Odpocznę krzynę i pomogę w poszukiwaniach. Nie obraził bym się też, gdyby spłynęło na mnie krzynę łaski Dobrego Ilmatera - tu Melis ukłonił się ze swego posłania w kierunku Audrey.
- Tfu! Demon, psia jego mać! - Khogir splunął na bogu ducha winny kamień.- Wiecznie tylko magia, klątwy i czary! Chędożony język zagadek i ceregielek. Tfu! i po tysiąckroć tfu! Masz szczęście chłopie, że cię ta…- zrobił pauze, na dobranie odpowiedniego słowa, wreszcie wypalił- …rusałka!…, że cię całkiem nie omotała! Co to za czcze gadanie? Skoro taka chętna, czemu nie powiedziała wszystkiego? Ha! Pewno ona sama demon jakiś... Zawszem powtarzał: “Bez czarów, świat bez koszmarów”. A Bimbrusz i nawet kapłan, choć sam magik nie z tej ziemi, dobrze prawi. Demon poczeka, żołądek nie. Zanim cokolwiek innego poczniemy, upolujmy te Melisowe “amfory”...

Na twarzy Kelvina odmalowało się zdziwienie, gdy Melis wymieniał różne dziwaczne nazwy, zupełnie jakby zaczął mówić w innym języku. Zrobił wielkie oczy - tak powiedzieli by jedni; wywalił gały na wierch - tak zreferowali by to inny.
-Emmm, o żadnych Kwazitach ani innych takich nic nie mówiła - drapiąc się po głowie odpowiedział z zakłopotaniem spowodowanym brakiem wiedzy. Gdyby Melis zapytał go o jakiś ślad na trakcie to tak! Można by gadać o tym jaki zwierz zostawił i po czym to poznać. Ale jakieś Tatarasy i inne plugastwa?
-Tfu, na psa urok - rzucił i faktycznie splunął na ziemię wyciągając zawieszony na szyi wisiorek Silvanusa i trzymając go w trakcie tej czynności prawą dłonią. Słowom Bimbrusza, który nie zyskał u niego uznania nie poświęcał zbyt wielkiej uwagi, wychwycił jednak coś, co mogło być istotne, chociaż wykorzystywanie pomocy takiego tałatajstwa stosującego używki raczej nie było tym, o czym Kelvin marzył. Z Tempusową miną pokiwał głową pokazując, że w pełni (a nawet bardziej!) zgadza się z Khogirem i rzucił:
-Z tym Elfim to nie do końca tak. W sumie to znam ten język. A Delamros i Edgar szli za mną, pewnie dojdą lada moment.
 
Sznycelek jest offline  
Stary 16-04-2014, 21:43   #127
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Post wspólny graczy

Zgodnie z jego słowami wkrótce pojawił się druid Sylvanusa - Edgar i wlokący się za nim Delamros. Mimo magicznego leczenia Melisa nadal miał prewencyjnie obandażowane gardło i niewesołą minę. Druid wyglądał na zmęczonego, lecz jednocześnie zdeterminowanego. Dziwny cień gościł w jego spojrzeniu.
- Witajcie - rzucił w przestrzeń. - Słyszałem, że wiele mnie ominęło.
- Nic, czego nie moglibyśmy ci opowiedzieć, zanim nie porozmawiamy co wydarzyło się w obozie - odparł ponuro Yarkiss, który akurat wrócił do towarzyszy.
- Co ci wiadomo? - zapytał Edgar.
- Wystarczająco, aby się zdziwić na twój widok. Szczególnie w towarzystwie Delamrosa. Nie sądziłem, że odważysz się tutaj pokazać - odpowiedział łowca, mierząc wzrokiem druida.
- Odważę się? Czyżbym zrobił coś czego miałbym żałować?
- Mało co twój wilczur nie zagryzł chłopaka. - Myśliwy wskazał ręką na Viseńskiego Casanovę. - A ty mnie się pytasz, czy miałbyś czegoś żałować?
- Tak. Pytam się czego miałbym żałować - wycedził Edgar zbliżając się do łowcy. - Mój wilczur poległ broniąc przyjaciela, zaś skurwiel za moimi plecami otrzymał to, na co nie zasłużył. Lekcję.
- O czym ty do mnie kurwa mówisz i po jaką cholerę się za nami ciągniesz? Mało ci? - zapytał zdenerwowany łowca, trzymając dłoń na rękojeści miecza. - Lepiej byłoby dla ciebie jeśli zawróciłbyś z Solmyrem.
Druid skrzywił się z niesmakiem:
- Zmierzyłem kawał świata, ale jeszcze nie spotkałem się z zakazem obrony. - spojrzał na rękę łowcy sięgającą po miecz. - Daruj sobie. Jestem wycieńczony i nie zamierzam walczyć z nikim.
- Gówno mnie obchodzi co zamierzasz -
warknął Yarkiss, ale Edgar nie przejmując się tym, kontynuował:
- Wyruszyłem z wami po to, żeby wyrównać pewne stare długi. Teraz widzę, że mentalność w Visenie nigdy nie ulegnie zmianie. W tym…
- nagle druid urwał. Miał dość. - Pierdolę ciebie i was wszystkich! - ogień zatańczył w jego oczach. - Zabraliście mi najbliższą istotę na świecie, a teraz jeszcze traktujecie jak psa? - splunął na ziemię. - Masz rację Viseńczyku. - ostatnie słowo wymówił z niekrytą pogardą. - Powinienem był zawrócić.
- Szkoda, że dopiero teraz to zrozumiałeś i nie wiem o jakim długu mówisz, ale na pewno nie jesteś nam niczego winien. - To jedna z nielicznych rzeczy, których łowca był pewien.
- Jak tylko słodka kurewka zacznie was podtruwać będziesz śpiewał inaczej - mruknął druid.
- Z psem na łby, żeś się pozamieniał? Co ty gadasz? - zapytał nieco zdezorientowany myśliwy.
Edgar zatrzymał się w pół kroku i westchnął ciężko:
- Wracamy do mojego pierwszego pytania?
- Gadaj po ludzku, albo odejdź póki czas. - Yarkiss wziął trzy głębsze wdechy, bo czuł że za chwilę puszczą mu nerwy.
- Mówiłem o Eillif, dziwce, od której zaczął się ten cały pierdolony burdel. Burdel po, którym pochowałem Grzywacza. - Myśliwy po tych słowach spojrzał pytająco na stojącą obok zielarkę, która oburzona oskarżeniami, wykrzyknęła bez namysłu do druida:
-Ani mi się waż tak mnie nazywać! A już na pewno nie pozwolę, abyś oczerniał mnie przed towarzyszami. Jeżeli chodzi o jakiekolwiek trucie, to od tego jesteś ty. Nikt inny nie potrafi tak dobrze jak ty zatruć relacji. - wysyczała przez zęby zielarka, a siedzący na jej ramieniu jastrząb wpatrywał się zimnym wzrokiem w Edgara.

Od pewnego czasu Zed usiłował wstać. Dopiero po dłuższej chwili udało mu się to i chwiejnym krokiem skierował się w kierunku zarośli. Minąwszy Edgara lekko zmienił kierunek marszu, przestał się zataczać a z zanadrza wydobył resztki wnyków. Nawinął je sobie na dłonie i bardzo powoli, tak zupełnie od niechcenia począł zbliżać się od tyłu do druida. Przed oczami miał obraz Grzywacza szarpiącego włócznię Eillif podczas wspólnego marszu i rozbawienie na twarzy jego pana.

Melis przyglądał się sprawie z boku, nieco przerażony rozwojem wydarzeń. Widział Edgara wściekłego - zwykle widział go wściekłego, jakby to był naturalny stan druida, ale teraz gotowało się w nim coś głębiej, coś co złowieszczo zapowiadało nieszczęście.
Wszystkie problemy można rozwiązać, jeżeli obie strony zechcą rozmawiać, mawiał jego nauczyciel retoryki, a jeżeli nie zechcą, trzeba ich do tego namówić.
Wiedział, że jeśli stanie się najgorsze stanie po stronie Yarkissa, Khogira i Zeda - wspólna walka wytworzyła już więź wierności i przyjaźni, ale najpierw trzeba było spróbować uspokoić wszystkich.
- Może usiądziemy i porozmawiamy? Jestem pewien, że to wszystko jest nieporozumieniem, które da się wyjaśnić przy odrobinie dobrej woli obecnych. Panna Eillif miała z tobą różnicę zdań, ale chętnie pomogę ją rozwiązać. Proponuję, byśmy usiedli przy stole - Wy oboje. Chętnie zostanę waszym mediatorem. Ja i ... proponowałbym Audrey. Uwierzycie w dobrą wolę i bezstronność kapłanów? - Melis skierował pytanie zarówno do Edgara, jak i do Eillif.
Kapłanka nie oponowała przed wyborem. Być może dla Yarkissa sprawa była jasna, ale dziewczyna nie była do nikogo uprzedzona, co stawiało sprawę - dla niej - nierozwiązaną.
Druid oparł ręce o biodra:
- Mogę rozmawiać, jeśli taka wasza wola. Nie zależy mi na byciu zlinczowanym przez tłum z pochodniami. - W głębi ducha druida ucieszył roztropny głos w oceanie bezrozumnej agresji. Nagle usłyszał głośne kroki za swoimi plecami. Obrócił się przez ramię i dostrzegł pijaka zbliżającego się do niego.

Słysząc słowa Melisa i odpowiedź Edgara Zed schował sznurek do kieszeni i przestał się skradać. Wyszczerzył głupkowato zęby do druida, który nagle nerwowo się odwrócił. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę.
-Nawet nie wiesz jaka to ulga – Zed wskazał za siebie w stronę zarośli. Ot, zwykły staruszek wracający z wyprawy za potrzebą. Minął go spokojnie i rozsiadł się na swoim miejscu.
- Myślę, że Eillif też się zgodzi. Stół, coś do picia, zasiądziemy bez broni. Proponuję, byście na początek oboje spisali na kartach wasze wersje wydarzeń, zaś ja i Audrey zobaczymy gdzie one się zgadzają, a gdzie nie. Dzięki pisaniu unikniemy emocji, które by towarzyszyły opowiadaniu. Może też więcej sobie przypomnicie. A po porównaniu wersji będziemy mogli wybrać elementy sporne i skupić się na nich, nie zaś na nieistotnych szczegółach. Proszę, oto karty i pióra. Kałamarz obawiam się mam tylko jeden, ale w wieży na pewno znajdzie się drugi. Edgarze, ty usiądź tutaj. Ciebie Eillif zapraszam tu. Nie będziecie kłuli się wzajemnym widokiem.
Druid zerknął z powątpiewaniem na kartę, po czym powoli skinął głową:
- Niech i tak będzie.
-Mówiłam już jak było, ale ciekawa jestem też co wymyślił chory umysł tego szaleńca. - Eillif popatrzyła na druida, jak gdyby chciała ostrzec go przed mówieniem czegokolwiek na jej niekorzyść.
- Chędożeni dyplomaci się znaleźli - skomentował całą tą farsę z kałamarzami i oparł się o drzewo. Jak każdy Viseńczyk, Yarkiss znał sto prostszych sposobów na rozwiązanie podobnych spraw. Choćby powieszenie druida na pobliskim drzewie, ale rzecz jasna kapłan jak zwykle lubił komplikować życie. Widać w klasztorze nie nauczyli go, że z wariatami i kłamcami do rozmów się nie siada.
 
Sayane jest offline  
Stary 18-04-2014, 11:02   #128
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Post wspólny.

Bimp który do tej pory był biernym obserwatorem sporu podszedł do Yarkissa i rzekł:
- Nie denwrwuj sie, juz i tak nie wyrusymy dzisiaj, niech więc roztzygają swoje spory. Ja proponuję zadbać o pzyziemne sprawy i pójść do lasu załozyć parę pułapek na zwiezęta, bo zapasów mamy nie wiele. Zed mógłby nam w tym pomóc, a pzy okazji mały zwiad byśmy srobili.
- Zwierzyna omija tą Przeklętą Polaną z daleka, ale może nie głupio mówisz. Można byłoby spróbować sprawdzić teren i zapolować dalej. Lepsze to niż tracić czas na Melisowskie pomysły - odparł łowca i zwrócił sie do Khogira:
- Pilnuj ich, albo wiesz co? Jak chcą, to niech się zakłują tymi piórami. Tylko w pierwszej kolejności Melisa. - Myśliwy zdobył się na kiepski żart, woląc w tej sytuacji śmiać się, niż płakać.
- Ponoć wkurwieni druidzi przywiązują się do drzew. Ha! To by mogło pomóc - podchwycił rozbawiony krasnolud.
- Ufam, że sobie poradzisz, ale jakby trzeba było, lina leży tutaj. - Uśmiechnał się łowca i po chwili dodał. - Wrócimy przez zmierzchem. - Następnie zabrał wszystkie potrzebne rzeczy na łowy i zwiad. Nie spodziewał się obfitego polowania, ale jak mówił mu Bimp, do rana i tak nie wyruszą, więc nie zaszkodzi ponownie spróbować. Może szczęście dopiszę i dobrze upieczony koziołek uspokoiłby choć trochę jego skołatane nerwy?
- No chodźżesz! - krzyknął do gnoma, który szukał jeszcze czegoś w plecaku.
- Gdzie idziecie? - zapytał zakłopotany Kelvin, który w napięciu obserwował spór oraz próbę mediacji przez Melisa. Nie miał najmniejszej ochoty brać udziału w jakichś sądach, dlatego chętnie wykorzystałby jakiś pretekst, aby na jakiś czas się zmyć.
- Idziemy zdobyć coś do zarcia - odpowiedział mu Brimbusz - Zed idziez z nami?
- Zostanę tu z nimi, przecież nie mogą zostać sami, co będzie jak Khogir oddali się z potrzebą?
- Nie będę się krępować - wtrącił od niechcenia wspomniany krasnolud, podejrzliwie patrząc na druidów, zwłaszcza druidkę.
- Ty? Po coś do jedzenia? - zapytał gnoma, nie mogąc powstrzymać się od zdziwienia Kelvin - Ja pójdę, w końcu to moje rzemiosło.
- Pytaj Yarkissa on tu jest cymś w rodzaju sefa. - Yarkiss jednak nie chciał strzępić języka, czekać na kolejne pytania i co ustalą kompani. Ruszył bez słowa w kierunku strażnic, a gnom raźnie za nim.
- Złapcie no jakiego dzika! Tylko tłustego! - Khogir rzucił im na odchodne i chwycił leżącą na ziemi linę. - Panie Kelvin! Waćpan niechaj zostanie, byłeś tam, może w czymś pomożesz. - powiedziawszy te słowa skierował się w stronę druidów i kapłanów.
-Ech, dobrze - zostanę. Ale póki co posilę się tymi waszymi pysznościami.

Przerażony Delamros spoglądał to na odchodzących mężczyzn, to na pozostałą w obozie gromadę. W sumie to nikt mu nie wyjaśnił jakim cudem od wstrząśnienia mózgu przy walce z olbrzymem przeszedł do rozszarpanego przez wilka gardła i jakoś do tej pory go to nie zastanawiało. Podobnie jak to, że połowa drużyny nagle zniknęła. Lukę w pamięci zwalił na stłuczoną głowę. Teraz jednak słuchał z przerażeniem - zaatakował go wilk? A może struła brzydula (na dodatek miał sen, że się jej oświadcza!)? Z kim on się wybrał w dzicz?! Już chyba lepiej było siedzieć w chlewie…

Tymczasem dziwny duet złożony z tropiciela i gnoma ruszył na zachód. Okolica nie różniła się wiele od tej, przez którą przechodzili wcześniej; może tylko było nieco drzew iglastych, a przez pasmo wzgórz chwilami przedostawał się słony zapach morza. Mimo ostrożności Yarkiss nadał wędrówce energiczne tempo, toteż Bimbrusz musiał nieźle wyciągać nogi nie robiąc równocześnie hałasu i wkrótce pożałował swojego pomysłu. Przedzieranie się przez wykroty, wiatrołomy i czajenie za drzewami nie było dla niego. Zdecydowanie mógł stwierdzić, że w swoim poprzednim życiu - tym przed katastrofą statku - z lasami nie miał nic wspólnego. Nic a nic. Jednak nie było już odwrotu, ani przyjaznej wieży, w której mógłby poczekać na Yarkissa, ani nawet jakiegoś demona do pooglądania. A myśliwy sykał, prychał i co i rusz przypominał o ostrożności, gdyż zamiast tropów zwierzyny płowej, na którą wszyscy liczyli, coraz częściej natrafiał na ślady wilków. Niewyraźne, pojedyncze, prowadzące w różne strony - ale były, nie było co do tego wątpliwości.
Gdy mijała druga czy trzecia godzina wędrówki i bartnik przymierzał się już do powrotu zobaczył trop, którego się nie spodziewał, gdyż szanse były niezwykle małe. Z północy na zachód, w stronę strażnic biegł szeroki ślad przejścia kilku lub kilkunastu stworzeń. Po tylu dniach i zmiennej pogodzie Yarkiss nie mógł określić ile dokładnie osób czy zwierząt tędy przeszło, ani jak dawno, lecz był dziwnie pewny, że trafił właśnie na trasę przejścia wilków, wilkołaków, porwanych viseńczyków… no i goblińskiego szamana.

Zajęty badaniem poszycia Yarkiss nie zauważył natomiast tego, co zauważył Bimbrusz. A raczej co zauważył owinięty wokół jego przedramienia smok. Magiczne stworzenie nieoczekiwanie rozwinęło się i zasyczało groźnie, wskazując łebkiem w prawo. Tam, pomiędzy drzewami stał potężny basior. Wilk był chyba tak samo zdumiony spotkaniem jak i zaklinacz, choć wilki były w Wilczym Lesie bardziej pospolite niż gnomy. Szybko jednak otrząsnął się z zaskoczenia i zjeżył sierść, a smok… najwyraźniej potraktował to jako wyzwanie, gdyż zaskrzeczał, rozwinął skrzydła i rzucił się do ataku!

W tym samym czasie myśliwy oderwał się od znalezionych tropów i już miał zamiar pochwalić się odkryciem, ale między drzewami dostrzegł jak gnom mierzy do czegoś z kuszy.
Bimp strzelać jednak do wilka bał się, żeby nie trafić przypadkiem swego smoka.
- Co ty… - Yarkiss chciał zapytać zaklinacza co ten wyrabia, ale urwał na widok wilka. Odruchowo chwycił za łuk i sięgnął po strzałę z kołczanu. Naciągnął nawet cięciwę do policzka, ale widząc miniaturowego smok na linii strzału, stanął osłupiały.Tymczasem magiczny gad doleciał do wilka i zionął mu ogniem prosto w pysk. Drapieżnik zdecydowanie nie spodziewał się takiego ataku - jak większość zwierząt bał się ognia, toteż niewiele myśląc podkulił ogon i wziął nogi za pas. Smok wydał triumfalny wizg i ruszył w pogoń. Wilk zdołał wykonać jedynie kilka susów, gdy gadzina wczepiła mu się w grzbiet i zaczęła wgryzać się w ciało, wyrywając kępki futra. Ofiara kłapnęła szczęką raz i drugi próbując dostać napastnika, po czym przewróciła się na grzbiet i zaczęła tarzać, przygniatając swym wielkim cielskiem smoka.
- Nieee! - Bimp aż krzyknął ze strachu o swego gadziego przyjaciela i pobiegł w kierunku walczących. Miał zamiar strzelić basiorowi prosto w jego wredny kudłaty łeb. W ślad za gnomem ruszył zdumiony obrotem sprawy łowca. W biegu wrzucił do sajdaka łuk, a w jego miejsce dobył miecz i ściągnął z pleców tarczę.
Poparzony wilk słysząc nadbiegające dwunogi nie miał zamiaru ryzykować; zerwał się z ziemi, zostawiając na niej rozpłaszczonego smoka i rzucił się do ucieczki.
- Strzelaj! - wykrzyknął łowca do zaklinacz, a sam wbił miecz w ziemie i ponownie chwycił za łuk widząc uciekającego wilczura. Zanim ten zdążył skryć się między drzewami, myśliwy posłał w jego kierunku dwie strzały, które sięgnęły celu.
Gnom nie był tak szybki jak Yarkiss, ale za to starał się dobrze wymierzyć. Zmrużył oko poprawił namiar i strzelił, dobijając tym samym wilka. Chwilę potem magiczny gad rzucił się na truchło i zaczął żarłocznie szarpać je zębami, połykając duże kęsy mięsa.
- Ho, ho nie chwaliłeś się, że masz takie wprawne oko i pewną rękę. Ładnie żeś go ustrzelił - stwierdził uśmiechnięty Yarkiss. Nie wiedział ile gnom zawdzięczał umiejętnościom, a na ile dopisało mu szczęście, ale fakt faktem basior leżał zabity. - Eee… tylko weź z nim coś zrób. - Wskazał palcem na smoczka z zakrwawionym pyszczkiem, kiedy podeszli bliżej martwego wilka. Smok zeznął na nich i ostrzegawczo spopielił bogu ducha winny krzaczek.
- I ślepej kuze ziarno się trafi - Bimp odpowiedział na pochwałę i się uśmiechnął, a do smoczka spokojnym głosem zapytał w jego języku. - Mam nazieję ze zostawis nam trochę tego wilcka, co?
Gad prychnął z pełnym pyskiem, co mogło być różnie interpretowane i powrócił do posiłku. Gdy w końcu oderwał się od trupa i wrócił na ramię gnoma by wyczyścić sobie łuski, okazało się, że z wilka zniknęła cała łopatka i spora część grzbietu, a ślady smoczych zębów widniały nawet na kościach.
- O żesz w mordę! Widziałeś małego skurczybyka? - Łowca spojrzał na gnoma zdumiony apetytem małego gada. - Jeszcze trochę, a opierdzieliłby sam pół wilka. Pilnuj go i uważaj lepiej, żeby nas nie użarł, a ja się zajmę się mięsem, bo pewnie niestety nic lepszego nie upolujemy - stwierdził myśliwy, a następnie zakasał rękawy, wyjął kukri i wziął się za brudną robotę. W przeciwieństwie do magicznej bestii, oni zanim napełnią żołądki, musieli wypatroszyć i oskórować wilka. - Siadaj, chwilę mi się z tym zejdzie - oznajmił Brimbuszowi, przewracając jednocześnie wilczka na plecy i rozcinając mu skórę szyi od głowy do mostka. Następnie pewnym cięciem oddzielił przełyk i tchawicę z krtanią od mięśni. Umazany we krwi i wnętrznościach Yarkiss kontynuował patroszenie, opowiadając przy tym gnomowi o odnalezionych tropach Viseńczyków i o szczęściu jakie ich spotkało, że natrafili na pojedynczego wilka, a nie wygłodniałą watahę.
- Pozwól ze ci pserwę, ale cy to mienso nada się do jedzenia? - gnom przypomniał sobie dokładną relację co się stało w wieży. - Cy Melis casem nie został ugryziony pzez smocka i potem się źle cuł?
- Weź nawet nie mów - odparł nerwowo Yarkiss, któremu taka ewentualność nie przyszła do głowy. Teraz zaczął intensywnie myśleć, czy zaklinacz może mieć racje. - Może nie. Smoczek pewnie nie jadłby sam zatrutego mięsa. Melisa przynajmniej nie ruszał. - Zamyślił się łowca - Wiem. Druidzi podobno potrafią powiedzieć, czy mięso jest zatrute. Jak tam się nie pozabijali, to Eillif nam powie, czy się nada. Jeśli się okaże, że ta twoja gadzina zatruła nam mięso, szlag mnie jasny trafi, ale wcześniej własnoręcznie go ukatrupię. - Myśliwy uprzedził uczciwie o swoich zamiarach i wrócił do wyciągania patroch.

Po tym jak wilk został pozbawiony wnętrzności, a Yarkiss uczciwie zgryziony przez komary, mogli wracać do obozu. Łowca na odchodne założył jeszcze wnyki niedaleko nasiąkniętej krwią ściółki, licząc że przez noc może jeszcze coś się w nie złapie. Niechętnie odchodził od znalezionych tropów (jak sądził wilkołaków), jednocześnie jednak wiedział, że musi dołączyć do reszty towarzystwa. “Jutro tu wrócę” - pomyślał i dał Bimpowi do poniesienia swoją tarczę i miecz, a sam zarzucił sobie truchło drapieżnika na plecy. Tak ruszyli w drogę powrotną.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 18-04-2014 o 11:11.
Komtur jest offline  
Stary 18-04-2014, 12:22   #129
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny - Audrey, Eillif, Edgar, Khogir Zed i Melis - Cz. 1

Melis odszedł na bok, powiesił przed sobą swój wisior mystrański i uklęknął przed nim modląc się żarliwie, choć szeptem, o mądrość i dar elokwencji, by udało mu się pogodzić zwaśnione strony.

- Nie podoba mi się cała ta sytuacja. - Audrey zaczęła rozmowę z kapłanem na boku. - Nie wiem też czy dojdziemy do jakiegokolwiek porozumienia w tej sprawie. Wszyscy są przeciwko Edgarowi, a jeśli naprawdę był odurzony to jak ma się przed kimkolwiek obronić? - tutaj spojrzała ukradkiem na wszytkich, czy aby nie dochodzi do jakichś rękoczynów. Choć była daleka od osądów, to nie wróżyła Edgarowi łatwego życia w takim towarzystwie, nawet jeśli mówił prawdę.
- Tu właśnie chodzi o wyjaśnienie niektórych rzeczy. Gniew, złość i inne złe emocje mają na nas ogromny wpływ. Niejedna osoba pod ich wpływem widziała coś innego niż naprawdę. Może po prostu źle na niego podziałały zioła lub w walce oberwał w głowę, dlatego głupio się zachowywał. Ty także byłaś ranna, mogło Ci się coś przewidzieć. Jesteś także uzdrowicielką, jeżeli przemyślisz to na chłodno, na pewno zgodzisz się, że dwoje ciężko rannych w walce mogło mieć różne objawy. W klasztorze uczono mnie sztuki mediacji, i chciałbym pomóc dojść do zgody, a przynajmniej rozejmu na czas wyprawy, a nie osądzić kogo trzeba powiesić. Zgódź się, proszę.

Opowieść Eillif
Chłopaki byli w krytycznym stanie. Na dodatek zauważyłam jak Edgar zażywa zioła odurzające. Przez nie stawał się jeszcze bardziej nerwowy i zachowywał się dziwnie. Próbowałam mu przetłumaczyć, aby przestał, ale on nie słuchał, więc mu je zabrałam. Wtedy wpadł w szał. Myślałam, że udusi mnie gołymi rękami. Taki był wściekły. Kelvin był nad rzeką, Solmyr ledwo przytomny, na szczęście w obozie był jeszcze Delamros, który stanął w mojej obronie. Edgar z kamienna twarzą poszczuł go wilkiem, który o mało nie zagryzł Delamrosa. Nie potrafiłam go powstrzymać, ale w pewnej chwili Grzywacz runął na ziemię. Okazało się, że Delamros wbił sztylet w ciało zwierzęcia. Nie było już ratunku. Druid nie pogodził się ze śmiercią przyjaciela, poza tym, miał mi za złe, że nie pomogłam wilkowi. Ale to było niemożliwe! Rozumiecie? Ja… Nie mogłam. Za to ten dziwak zaczął faszerować się tymi swoimi ziołami i grozić mi. Nie mogłam tam dłużej zostać. On jest nieprzewidywalny. Musimy pomóc pozostałym.


Opowieść Edgara
“Po walce, po której nasza drużyna się rozdzieliła, Eillif wzięła na siebie obowiązki sanitariuszki. Poświadczy to każdy z obozowiczów. Już w Visenie znano ją jako domorosłą zielarkę i dlatego nikt nie oponował. Podawała nam niewłaściwe leki, które wywołały otępienie ciała i umysłu. Zorientowałem się o tym dopiero wtedy, gdy zaczęły działać. Wydaje mi się, że wpłynęła na to też forma, w jakiej zioła zostały mi podane. Zrzuciłem to na karb niekompetencji dziewczyny. Kiedy jej to wytknąłem, zauważyłem jej dziwną reakcję. Zacząłem podejrzewać, iż dokonała podtrucia celowo. Rozpoczęła się awantura, w której wyzywałem ją i krzyczałem. Otumaniony ziołami Delamros pochwycił sztylet i rzucił się na mnie. Rozkazałem Grzywaczowi by mnie bronił, a ten uczynił co mu kazano. Eillif poleciła mi bym odwołał towarzysza, uprzednio przytykając do mego ciała włócznię. Próbowałem odciągnąć Grzywacza, jednak ten doznał szczękościsku. W szamotaninie okazało się, iż Delamros ranił śmiertelnie zwierzę. Eillif rozpoczęła rzucanie zaklęć, jednak w pierwszej kolejności zajęła się napastnikiem. Przeszkodziłem jej w dokończeniu czaru i kazałem zająć się Grzywaczem. Rozpostarła dłonie nad oboma walczącymi, w skutek czego nie wiedziałem kogo uleczy. Okazało się iż wybrała Delamrosa.

Po całym zdarzeniu zająłem się pochówkiem towarzysza. Nie ścigałem Delamrosa, ani Eillif. Nie szukałem okazji do wymierzenia zemsty, chociaż mam do niej prawo. Mogłem zabić ich w puszczy, wzniecić pożar, nasłać na nich dzikie zwierzęta czy też zatruć ich jedzenie. Nie dokonałem niczego podobnego. Zamiast tego wyruszyłem w drogę by dołączyć do reszty.

Jaka motywacja przyświecała Eillif? Nie wiem. Wiem jednak, iż panicznie boi się zdemaskowania przed resztą drużyny. Stara się utrzymać maskę i ukryć swoje wcześniejsze występki.

Jeżeli mimo mych słów nie wierzycie mi, skontaktujmy się z kapłanami. Niech rzucą swoje zaklęcia, które poświadczą o prawdziwości moich słów. Możecie też znaleźć druidów, którzy przesłuchają rośliny porastające nasze obozowisko.


Melis wraz z Audrey siedli pomiędzy druidami i zaczęli przeglądać pergaminy - ten spisany z pamięci z opowieści uzdrowicielki przez Melisa, oraz to, co napisał Edgar. Nim skończyli dołączył do nich i Khogir.
- Będziemy mieli nie lada zagwozdkę - szepnął kapłan do kapłanki - i wiele szczęścia, jeżeli nie skończy się rozlewem krwi. Miejmy to już za sobą i zaczynajmy.
Po czym wstał i rzekł do skłóconych druidów
- Panno Eillif, Panie Edgarze. Na początku chciałbym powiedzieć, że niezwykle się cieszę, że zechcieliście oboje spróbować wyjaśnić nieporozumienie na drodze pokojowej. Wedle twojej, relacji, Edgarze, Eillif jest trucicielką. Wedle twojej zaś Eillif, Edgar jest szalonym mordercą. Pozwolę sobie zauważyć, że wszyscy leczeni przez Eillif wyzdrowieli, zaś nikt z tych kto podróżował z Edgarem nie został zabity. Jest tu więc miejsce na zastanowienie.
Melis zrobił pauzę, po czym dodał nieco ciszej - Oboje byliście ranni. Oboje przeżyliście walkę na śmierć i życie z potworami. Druidzi słyną ze swoich leczących talentów, nieobce są wam z pewnością relacje o dręczonych przeżyciami wojennymi ludziach i omamach po uderzeniach w głowę.
To, że dwoje ludzi walczących ramie w ramię z wrogiem, tuż po walce próbuje się wzajemnie pozabijać czy to ręcznie, czy trującym ziołem, jest nielogiczne... chyba że weźmiemy przypadek właśnie pobitewnej gorączki. A całe zamieszanie może być wyłącznie nieporozumieniem.
Nie mówię, że tak było, chciałbym jednak abyście oboje przyjęli takie teoretyczne założenie.
Pomóżcie nam, a znajdziemy pokój.

- Melis dobrze prawi, choć pewnie ciężko wam w to uwierzyć, ale z czasem może sprawa się wyklaruje. Ja natomiast mam jedno pytanie do Eillif. Jesteś zielarką, prawda? Z jakich ziół korzystał Edgar? - zapytała kapłanka
-To był Bieluń Dziędzierzawa. Roślina halucynogenna, która w nadmiernych dawkach może spowodować różne skutki uboczne w tym także i agresywność. Bardzo trudno jest określić “bezpieczną” dawkę. W dodatku połączenie zioła z moimi - najzwyklejszą melisą i rumiankiem całkowicie uniemożliwiało ustalenie właściwej dawki - wytłumaczyła zielarka.
- I rozumiem że masz je przy sobie? Edgarze, czy brałeś ze sobą jakieś inne zioła? - po wysłuchaniu kobiety skierowała wzrok na druida.

-Aaaa - więc wyzywałeś ją i krzyczałeś, tak, że aż półprzytomny Delamros zaatakował cię sztyletem? A ty, oczywiście w samoobronie poszczułeś go wilkiem i trzeba było przytykać ci do gardła ostrze byś go odwołał. A jak już się stało, to co się stało nie dałeś leczyć Delamrosa, tylko swoje zwierzątko? Nie sądzę żeby było trzeba potwierdzać prawdziwość twoich słów. Jeśli to choć częściowo prawda, to nie chciałbym mieć cię choć chwilę za plecami. Jak znów coś nie pójdzie po twojej myśli pozabijasz nas wszystkich?
I dlaczego twierdzisz, że leczyła źle? Dobrze wyglądasz, Delamros, poza gardziołkiem też nieźle, Kelvin cały…
- Zed w zamyśleniu pociągnął długi łyk z bukłaka - A mnie się nie podoba wasza wredna gęba…
- Zed… Zed! - Khogir szturchnął go w ramię. - Może pozwól mu odpowiedzieć... Nie wszystko jest takie, jak na początku się zdaje. Skoro tu przyszedł, znaczy kompletnie zwariował… - spojrzał wyzywająco w szmaragdowe oczy Eillif. - ...albo mówi prawdę. Niech odpowie. Co z tymi ziołami, Kąsacz? -ostatnimi słowami zwrócił się do Edgara, ponawiając pytanie Audrey.
- Dziękuję ci Khogirze, że mnie pohamowałeś, faktycznie w gniewie bywam zbyt surowy. Niech mówi. - Zed podał Krasnoludowi bukłak samogonu, a ten przyjął go z niewielkim ociąganiem - masz ochotę? - a w myślach dodał - Jeśli to czy ktoś wrócił znaczy, że mówi prawdę, to winny jest Solmyr...

- Panowie! - Głos Melisa zabrzmiał ostro, ostrzegawczo. - Nie pomagacie. To nie sąd, a my nie jesteśmy sędziami w konkursie bardów, którzy osądzą która opowieść jest ładniejsza. Takie głosy sprawiają że napędzacie spiralę nienawiści, którą my - wliczając to oboje zainteresowanych - chcemy zakończyć! Gdybym był rosłym barbarzyńcą, byłby to ten moment, w którym walnąłbym pięścią w stół i wrzasnął "Gęby w kubeł". Siejcie ferment tak, byśmy tego nie słyszeli, proszę. A najlepiej byście w ogóle się powstrzymali. A teraz do rzeczy. Przejrzałem obie opowieści, i pozwoliłem sobie na pewne uproszczenie, odarcie całości z emocji i uwypuklenie faktów. Zerknijcie, co zapisałem na pergaminie - podał jeden Edgarowi i jeden Eillif

Podsumowanie Melisa
1. Walka się skończyła, drużyna ratownicza wyruszyła z obozu
2. Eillif opatrywała rannych, Kelvina nie było, Solmyr był nieprzytomny, Delamros otępiony ziołami.
3. Wszyscy byliście ranni w walce. Zostały spożyte zioła.
4. Awantura, rozpoczęta przez Edgara
5. Delamros staje po stronie Eillif
6. Grzywacz atakuje Delamrosa, obaj śmiertelnie się ranią
7. Eillif leczy Delamrosa, nie Grzywacza

Podsumowanie: Wygląda na to, że spór jest o to, kto i kiedy spożył/podał zioła. Cała reszta jest jedynie eskalacją wydarzeń, rozwinięciem tego jednego, które obie strony zinterpretowały w odmienny sposób.
Uwagi Edgara: Grzywacz nie ranił śmiertelnie Delamrosa.
Uwagi Eillif: Eillif nie chciała zmylić Edgara kogo leczyła. Próbowała wyleczyć zarówno Delamrosa jak i Grzywacza. Chciała rozdzielić ostatnie zaklęcie.


- Audrey, myślę, że należałoby najpierw zadać inne pytanie, które będzie niezwykle ważne w tej kwestii. Jesteś zielarzem, Edgarze? - spytał Melis.
- Moje pytanie również jest niezwykle ważne, Melisie, dlatego prosiłabym o odpowiedź. - dodała niemal bez wahania kapłanka.
- Nie. Służę jednak Panu Dębu, więc znam się na ziołach - zgodnie z prawdą odpowiedział Edgar.

c.d.n...
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 18-04-2014 o 12:45.
TomaszJ jest offline  
Stary 18-04-2014, 14:06   #130
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Post wspólny - kontynuacja

- Zadam Ci teraz pytanie, ale chciałbym, abyś wstrzymał się na chwilę od odpowiedzi, by przemówił za ciebie rozum, nie zaś żal lub gniew. Czy gdyby leczył Cię uzdrowiciel, któremu ufasz, zaś po podaniu przez niego ziół czuł się dziwnie, wierzyłbyś mu, że to potrzebne?
Druid zagryzł zęby, jednak powstrzymał się od pyskówki. Posłał kapłanowi gniewne spojrzenie, ale skończyło się wyłącznie na groźnej minie. Czyżby Melis miał go za głupca?!:
- Nie wiem do czego zmierzasz - wycedził. - Wiem, że odurzenie nie jest normalnym następstwem leczenia ziołami. Dlatego też postanowiłem wytknąć to dziewczynie.
- Dziękuję Edgarze. Eillif, mogła byś opowiedzieć o ziołach podawanych rannym - w tym Edgarowi? Wraz z opisem ich działania?
-Melisie, jakie ma to teraz znaczenie? Leczyłam tak jak zawsze, a nigdy nie występowały przy moich kuracjach żadne skutki uboczne. To o czym teraz mówimy, to po prostu przykład, przykro mi to mówić, osoby uzależnionej od ziół odurzających. Niestety, ale nie mogę nazwać inaczej osoby, która jest gotowa z zimną krwią ukatrupić wszystkich ludzi stojących jej na drodze kiedy nie może wziąć odpowiedniej dawki. - Eillif popatrzyła z żalem na Edgara.
- Słuchaj gówniaro. Jeżeli chcesz formułować JAKIEKOLWIEK oskarżenia, spróbuj poprzeć je dowodami! - Druid wystawił palec w jej stronę.
-Mówiłam ci już coś o zwracaniu się do mnie! Jeszcze ci mało? Chcesz dowodów? Głupiś czy tylko udajesz? A ledwo żywy Delamros to czym niby jest? Próbuję sobie tłumaczyć, że to przez działanie ziół zachowałeś się tak, a nie inaczej, ale kto wie, być może jesteś najzwyklejszym wariatem, albo psychopatą! - tym razem zielarka nie wytrzymała. Druid stawał się zbyt niewygodny.
- Cicho! - Melis zaczął walić w stół - Nie kłóćcie się. Wszystkim nam zależy na rozwiązaniu konfliktu. Eillif, chodziło mi o to byś opowiedziała jakich ziół używałaś... jeżeli pamiętasz. Mówisz, że leczyłaś tak jak zawsze, ale czy przez zdenerwowanie, ciężkie rany nie dopuszczasz u siebie potencjalnego błędu, który może zdarzyć się każdemu? Przez zwykłą pomyłkę sakiewek z ziołami Edgar mógł poczuć się zagrożony i zareagował zbyt mocno. Nie byłoby w tym Twojej winy, każdemu uzdrowicielowi zdarza się błąd. Czy przemyślałabyś taką ewentualność?
Widzę, że jesteś wzburzona, ale jak na razie to Edgar stara się mówić rozsądnie.

-Dziwisz się Melisie? Nie dość, że stara się was wszystkich oszukać, to jeszcze oczernia mnie! - Wybuchła zielarka obawiając się, że sprawa wygląda coraz to gorzej.
- Pozwolisz kapłanowi zadawać pytania, sikso? Czy zamierzasz kontynuować swą paplaninę? - zapytał Edgar.
- Słuchajcie oboje. Nie licząc biednego Grzywacza, do tej pory nikt nie zginął. Wciąż jest szansa, że wspólnie zrobimy to, po co wyruszyliśmy. Eillif nikogo jeszcze nie otruła, od otumanienia się nie umiera. A "psychopatyczny morderca" Edgar podróżował z Delamrosem sam na tyle długo, by zabójcy swojego towarzysza dziesięć razy wrazić nóż w serce. To wszystko dzięki zbiegowi okoliczności skomplikowało się w nieprawdopodobnie skomplikowany węzeł. Rozplątajmy go i wyruszmy razem przeciwko wspólnemu wrogowi. Nie musicie się lubić, wystarczy że będziecie się tolerować.
-[i]Panie Melisie, musi pan wybaczyć, ale to nie ma sensu. Nie wiem co Pan zamierza przez to uzyskać, ale obawiam się, że i Pan już w to wątpi.
- Moja wiara w to, że Dobro zwycięża, jest niezachwiana.
-A ja wierzę w to, że nic takiego więcej się, nie wydarzy. - wymruczała zielarka.
- Melis ma rację dziewucho. Mogłem wyrżnąć serce Delamrosa ze sto razy, jednak nie zrobiłem tego. Powiedz mi dlaczego? Czyżby odeszła mi ochota na psychopatyczne mordy? Twoje oskarżenia podyktowane są małym móżdżkiem i niedojrzałością. Skup się na czymś pożytecznym, na przykład zniknięciem z mojego wzroku.
- Edgarze, proszę, nie ułatwiasz mi tego inwektywami.
-Panie Melisie jestem wdzięczna, za chęci rozwiązania tego sporu, ale to niemożliwe. Nie chcę dłużej patrzeć na tego człowieka. - wysyczała przez zęby zdenerwowana dziewczyna.
- Nikogo nie zabił. Był ciężko ranny, stoczył ciężki bój i zwyczajnie puściły mu nerwy, jak wielu młodym wojownikom po bitwie. To nie powód by go odtrącać. Tak samo z tobą Edgarze, ona mogła podać Ci coś otumaniającego zamiast rumianku, ale była w niewiele lepszym stanie niż ty, mogło się jej pomylić. Ale to nie jest powód byście wzajemnie pozabijali.
-Tylko, ze w przeciwieństwie do niego, ja nikogo nie osądzam o coś czego nie zrobił, nie odtrącam, ani nie próbuję oczernić. Mówię jak było. I ostrzegam, on jest nieprzewidywalny. - wypaliła Eillif.
- A wiecie, że oboje jesteście strasznie w gorącej wodzie kąpani?
- Owszem. Z tym, że JA straciłem przyjaciela. Ciężko wysłuchiwać mi tego bełkotu na zimno, rozumiesz mnie kapłanie? - Edgar starał się trzymać nerwy na wodzy.
- [i]Moje kondolencje. Jeżeli będziesz chciał porozmawiać, zawsze jestem do dyspozycji.
-Ten człowiek próbuje wmówić, że truję ludzi. Jak mam zachować spokój? Nic nie da się mu przetłumaczyć. On woli od razu rzucać się z łapami. - broniła się druidka.
- Nikogo nie otrułaś, więc nawet nie musisz się bronić. Uspokój się, widocznie walka i rany bardzo źle na Ciebie wpłynęły. Potrzebujesz odpoczynku i wyciszenia.
-Ooooh, wiecie co na mnie źle wypływa? Tak głupia paplanina. Mam dość. Chcę tylko, aby trzymał sie ode mnie z daleka. To juź nie pierwszy raz jak rzucił się na mnie. Możesz opowiadać swoje wymyślone historyjki Edgarze, ja udowodnię jeszcze swoją przydatność w drużynie. Twoja opinia na to nie wpłynie, ale nie zbliżaj się do mnie nawet na krok. - odchodząca Eillif słyszała słowa Melisa, ale nie przejmowała się tym. Szła prosto przed siebie mając nadzieję, że znajdzie gdzieś miejsce gdzie będzie mogła pobyć sama.
- Czy zaakceptowali byście oboje takie rozwiązanie, że będziecie się tolerować, aż ukończymy misję? Myślę że obojgu wam na tym zależy inaczej by was tu nie było. Wasza pomoc może być nieodzowna. Cała grupa liczy na Was. Ja liczę na Was, Yarkiss, nasz dowódca też na to liczy.
Gdy zakończy się ta wyprawa, możecie znaleźć starszego, mądrzejszego druida, który rozsądzi wasz spór.

- Jestem gotów zagryźć zęby, jeżeli dziewczę zniknie mi sprzed oczu. Więcej, jestem gotów przysiąc na symbol mej wiary, że me słowa nie rozminęły się z prawdą. Sylvanus w swej mądrości prędko osądzi krzywoprzysiężce. Jeżeli stracę jego łaskę będziesz miał swój dowód ostateczny Melisie. Czy ty, Eillif, też jesteś gotowa przysięgnąć? - wykrzywił się w parodii uśmiechu, gdyż wiedział iż suka kłamała. Jej oddalające się plecy tylko upewniły go w uzyskanej przewadze.
- Nie musisz przysięgać, bo nie jestem sędzią. Chcę pokoju i pomóc naszej sprawie najlepiej jak umiem. EILLIF! - Krzyknął Melis - Zgodzisz się współpracować, jeśli Edgar nie będzie wchodził Ci w drogę?

Druid z ciekawością przyglądał się rozwojowi sytuacji. Jeżeli dziewczyna nie wróci, właściwe sama wskaże siebie jako winną.
-Chyba nie myśli Pan, że przez takiego aroganckiego chłystka przerwę misję? A może wtedy to on zająłby się leczeniem? Nigdy w życiu! - zielarka odkrzyknęła nawet nie odwracając się.
- Chłystek… - Edgar pokręcił głową. - To staje się żenujące. Przysięgaj, albo kończ z tym
- Nie poproszę Was o podanie sobie rąk, ale chciałbym, abyście oboje przysięgli przed bogami, że nie będziecie szkodzić sobie i innym z nas, dopóki nie wrócimy do Visenny. Zgoda?
- Widzisz, nie każdy jest w stanie wziąć na barki odpowiedzialność za swoje czyny. Ja wyrażam zgodę, choć wiedz, że także przez nią zginął Grzywacz. Rozumiem jednak, że Visena potrzebuje śmiałków, którzy rozwiążą wilkołaczy problem. Jestem w stanie odwiesić prywatę na kołek.
- Doceniam to Edgarze. A ty Eillif? Proszę, wiesz że nie jestem Ci wrogiem. Przysięgniesz? - krzyknął za druidką Melis, wyraźnie nie dając za wygraną. Widząc że nie reaguje, otarł spocone czoło. - Później, jak się uspokoi, zgodzi się. Może porozmawiasz z nią później Audrey?. A ty, druidzie witaj z powrotem. - powiedział wyciągając rękę do Edgara.
Druid uścisnął ją, patrząc lodowatym wzrokiem: - Lepiej dla niej, żeby tak się stało.
- Oczywiście Melisie, postaram się coś zrobić w tej sprawie. Cieszę się, że obeszło się bez rękoczynów, widocznie bogowie nad nami czuwali. - powiedziała z ulgą w głosie. Chociaż aktywnie nie włączała się w rozmowę, była dobrą słuchaczką i wyciągnęła z mediacji pewne przemyślenia oraz wnioski. - Edgarze, jak odpoczniesz chciałabym też z tobą zamienić parę słów. Prosiłabym też, abyście ty i Eillif nie wdawali się ze sobą w rozmowy, dla bezpieczeństwa własnego i innych. - dodała spokojnie, zabierając ze sobą kartki z wersjami wydarzeń i podsumowaniem. Nigdy nie wiadomo czy się nie przydadzą.
Melis był cały rozdygotany po tych rozmowach. Tyle emocji, wzajemnych oskarżeń. Uciekł więc w spokojny kąt, uklęknął i zaczął się modlić. Robił to długo, ale spokój nie nadchodził. W końcu poddał się. I poszedł poszukać wsparcia gdzie indziej.
- Zedzie, Khogirze, dobrze że Was znalazłem. Jak mielibyście kapkę czegoś mocniejszego byłbym niezwykle wdzięczny gdybyście się podzielili... bo chyba tego potrzebuję.
 
ObywatelGranit jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172