Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2014, 10:24   #31
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Noc w Visenie

♬♬♬ Soundtrack ♬♬♬


Delamros leżał na dobrze wypchanym sienniku, pod całkiem nieźle utkanym, gęstym kocem i planował ucieczkę. Perspektywa ożenku i bandy wrzeszczących bachorów była mu straszniejsza niż sfora wilkołaków - których, nota bene, nigdy na oczy nie widział. We własnych opowieściach o sobie zawsze cało uchodził z kabały, toteż nie miał powodu myśleć, że teraz będzie inaczej. Alkohol, którym od lat leczył ból istnienia skutecznie zacierał granice między fantazjami a rzeczywistością. Złodziejaszek z Browntown zaczął powoli zasypiać. Nagie piersi niczego nieświadomej oblubienicy przyjemnie grzały go w ramię, a jutrzejszy dzień miał stać się dobrym początkiem jego nowego życia.

Nagle zasłona oddzielająca alkowę dziewczyny od reszty domu została zerwana z trzaskiem, a twarze kochanków oświetlił płomień łojowej lampy.
- Ha! To tak się sprawy mają!? Gówniarz prawdę mówił?! Oćwiczę, wykastruję i świniom rzucę! - ojciec zhańbionej Visenki dyszał stojąc nad łóżkiem; za nim stało dwóch starszych braci i gówniarz z podbitym okiem. Ten ostatni wydał się Chorsterowi jakiś znajomy.
- Spokojnie, ociec. Prać i kastrować bedziem potem, bo nam zdechnie, a ona z brzuchem zostanie i nie bedzie komu w polu robić - jeden z nich zmitygował starego.
- Poruchał i zwiać chciał bez ślubu i tyle! Należy mu się! - burknął drugi i nie czekając na tłumaczenie Delamrosa przywalił mu gospodarską pięścią w szczękę. Złodziejaszkowi gwiazdy stanęły przed oczami; cios był jak kopnięcie muła, nijak się miał do bójek miejskich paniczyków. Jak przez mgłę słyszał szlochy dziewczyny… w sumie to nawet nie zapamiętał jej imienia.
- Do chlewa go i zamknąć z wieprzkami, a porządnie! - zarządził ojciec. - A jutro z rana - do kapłana!

Bracia chwycili gołego jak go bogowie stworzyli Delamrosa i powlekli do chlewa, po czym zamknęli drzwi na skobel i dla pewności podparli jeszcze kołkiem. Było tam ciepło, brudno śmierdząco, a świnie łaknęły towarzystwa. Oganiając się od natrętnego knura, który nazbyt zainteresował się jego klejnotami, Chorster przypomniał sobie gdzie widział gówniarza - był wraz z innymi we młynie w chwili, gdy młodzieniec zgłaszał się na ochotnika do wyprawy...
 
Sayane jest offline  
Stary 23-02-2014, 17:45   #32
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Niedługo po spotkaniu w ruinach młyna

Yarkiss za często nie odwiedzał miejscowej kaplicy. Po pierwsze daleko, po drugie wierzył bardziej w swojej umiejętności, niż w uśmiech losu od bogini Tymory. Tym razem jednak szedł tam w konkretnej sprawie do Nellera i Eleny. Z tego co mówił Korenn mogli oni coś powiedzieć więcej na temat kryształu, który znaleźli w jaskini pająków. Warto spróbować, mniej niż od Alvenusa nie mógł się dowiedzieć.

Sama świątynia - niewielki drewniany budynek zbudowany na planie ośmiokąta - była interesująca; była także politeistyczna. Co prawda dominację Tymory widać było zarówno w motywach rzeźbionych na ścianach jak i głównym ołtarzu, lecz w bocznych nawach (a raczej kątach) wisiały symbole innych bóstw, między innymi Chauntei i Kelemvora.

Odgłosy dobiegające ze środka kaplicy sugerowały, że trafił akurat na jakie nabożeństwo. Wszedł po cichu do środka i stanął blisko drzwi, żeby nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania. Wewnątrz panował półmrok, co nie może dziwić, patrząc na kilka małych okienek znajdujących się wzdłuż głównej nawy. Mimo późnej pory większość ławek było zajętych przez wiernych. Widocznie musiało być to jakieś ważne wydarzenie, o którym łowca zapomniał. Rozglądając się uważnie Yarkiss poznał kapłana odprawiającego obrzęd ku czci Boginii. „Toż to Melis!”, pomyślał zdumiony. Obok Melisa stał Neller, ubrany w oficjalne szaty.

Yarkiss przestępując z nogi na nogę wyczekiwał z niecierpliwością wyczekiwał końca nabożeństwa. Mało interesowało go co ma do powiedzenia Melis. Na szczęście przyszły towarzysz nie przedłużał zbytnio jego katuszy. Skończył modły niedługo po jego przybyciu. Kiedy wierni zdążyli opuścić kaplicę, Yarkiss podszedł do kapłanów i przywiał się.
- Witajcie. Niech będzie pozdrowiona bogini Tymora i Mystra. - Zdobył się na oficjalną formułkę. - Przychodzę w potrzebie. Mogę liczyć na pomoc?
Neller, trzydziestoparoletni mężczyzna o krótko przystrzyżonej brodzie i jasnych oczach, skinął głową.
- Czego potrzebujesz?
Łowca sprawdził, czy ich rozmowa nie przyciąga żadnej ciekawskiej pary oczu, po czym wyjął z torby niebieski kryształ o nieregularnych kształtach.
- Chciałbym się czegoś o tym dowiedzieć? Podobno ma magiczne właściwości?
- Raczej… może gromadzić magię i być pożytkowany do wytwarzania potężnych przedmiotów. Przynajmniej w teorii. Ale do tego trzeba również potężnego maga. Niebezpieczna to rzecz. Skąd ją masz? - spytał kapłan, uważnie sondując magią kamień.
- Yyy… - Yarkiss na chwilę zaniemówił, zaskoczony szybką odpowiedzią kapłana i kłopotliwym pytaniem. Zastanawiał się, czy powiedzieć całą prawdę. - Znaleźliśmy go kilka dni drogi od Viseny i co masz na myśli mówiąc niebezpieczna?
- Tak? A gdzie - zainteresował się Neller.
- Obawiam się, że ciężko znaleźć punkt odniesienia w lesie, który coś powiedziałby kapłanowi. - Yarkiss odparł zupełnie szczerze.
- Hm… no dobrze, nic straconego. A co do twego pytania - jak sądzisz, co się stanie gdy taki kryształ - lub kryształy - wpadną w ręce sprawnego maga? Zapewne zdajesz sobie sprawę - a może i nie - że magiczne przedmioty są tworzone nie dla zabawy, a by wspomóc czaromiota, który nie ma siły rzucać własnych zaklęć. Więc…? - zawiesił głos w myśl zasady, że bogowie pomagają tym, którzy chcą pomóc samym sobie.
- Jeśli znałbym odpowiedź na te pytanie, nie przychodziłbym do ciebie. A więc może ty mi powiesz co się stanie jeśli takie kryształy dostaną się w ręce sprawnego maga? - Yarkiss nie czuł się komfortowo, rozmawiając o rzeczach, na których temat nie miał pojęcia.
Neller uśmiechnął się wyrozumiale.
- By użyć głowy nie potrzebna jest magia, tylko nieco chęci. Dopóki dasz z siebie więcej niż weźmiesz od innych, dopóty Uśmiechnięta Pani będzie ci sprzyjać.

Melis podniósł się z klęczek ciężko, niczym stary człowiek stęknął i pokręcił zrezygnowany głową.
- Nic. Pani Mystra nie odpowiedziała, nici ze wskazówek. Wygląda na to, że rzeczywiście trzeba będzie polegać na własnych rozumach - otrzepał kolana z kurzu. - To jeden tych kryształów, o których była mowa? Chętnie bym obejrzał ów okaz, jeśli wolno. - Yarkiss podał mu kryształ. Kapłan chwilę się w niego wpatrywał po czym powiedział:
- Magiczny z pewnością, ale niewiele więcej na ten temat mogę rzec. Może z czasem Najmagiczniejsza ześle Mi wizję, która rozjaśni ten mrok. Czas na mnie. Odprowadzisz mnie na zewnątrz, Yarkissie?
- Myślę, że zdołasz trafić do wyjścia, skoro się tak śpieszysz. - Yarkiss uśmiechnął się na słowa Melisa i wrócił do rozmowy z Nellerem. - Istnieje jakiś sposób, aby... Mówiąc wprost co się stanie, gdy zechce zniszczyć ten kryształ?
- Zaczekam na Ciebie. Szczerze mówiąc nie czuję przyjemności z niszczenia magii, ale czasem jest to konieczne, niczym odcięcie ropiejącego ciała. Dlatego też chciałbym wiedzieć co się stanie, gdy kryształ zostanie zniszczony.
- Miło, że w ogóle coś chcesz wiedzieć - prychnął pogardliwie milczący do tej pory Korenn. - Bo sądząc z twego zachowania to wydawałoby się, że wiesz już wszystko.

Neller z trudem stłumił uśmiech; Yarkiss miał wrażenie, że niezbyt podobało mu się iż kapłan Mystry szarogęsił się w jego kaplicy. Zresztą nabożeństwo młodego mężczyzny nie spotkało się z wielkim zainteresowaniem. Te kilkanaście osób, które pojawiło się w kaplicy Tymory zdawało się być bardziej zaciekawionych samym kapłanem niż czczeniem patronki czarodziejów.
- Sam w sobie kryształ nie jest niebezpieczny, możesz go po prostu rozbić młotem. Dopiero w niepowołanych rękach, naładowany magią staje się prawdziwą bronią.
- Skoro tak, to może go zatrzymam? - Korenn szybko odebrał swoje znalezisko. - Jeśli pusty jest bezpieczny, ale cenny, może… myślisz, że w Futenberg ktośby go kupił?
- O tak, jestem pewny. Za jego cenę wyżywiłbyś obie wsie przez całą zimę i pewnie jeszcze by zostało - odparł Neller, rozwiewając nadzieje zaklinacza na osobiste bogactwo i czarodziejskie nauki w wielkim świecie. - Ale nie mówi nikomu gdzie go znalazłeś; nie potrzeba nam tu obcych poszukiwaczy.

Yarkiss otworzył szeroko oczy, słysząc ile warty jest jakiś niepozorny kamień. „A jakby tak...” - w głowie błyskawicznie zaświtał mu sprytny plan zbycia wielkiej fortuny - „przecież takich kryształów w tamtej jaskini było o wiele więcej. Jakby wybrać się jeszcze tam raz, tylko w bardziej doborowym towarzystwie i zabrać ich o wiele więcej.? Jakby się udało, nie musiałbym nic robić przez resztę życia. Oskar mógłby mi buty czyścić” - rozmarzył się łowca, ale widmo wilkołaków siedzące cały czas z tyłu głowy, szybko sprowadziło go na ziemię.
- Mam do ciebie Nellerze jeszcze jedną prośbę. Mógłbyś mi powiedzieć, do czego najlepiej ich użyć? - Spytał, wyjmując dwa mały flakoniki z zielonym płynem.
- Hm… wydaje mi się, że to eliksiry neutralizacji trucizny - orzekł kapłan po dokładnych oględzinach, obwąchiwaniu i ostrożnym spróbowaniu zawartości - ale moja żona zna się na tym lepiej.
Na szczęście Elena potwierdziła werdykt kapłana Tymory, tak więc yarkissowa wizja wyprawy do jaskini pająków stała się nieco bardziej realna.

- Słyszałem, że mimo wszystko wybieracie się na poszukiwanie wilkołaków? - spytał Neller.
- Kto opowiada takie rzeczy? Niech zgadnę, Fernas? - Ledwo zdążyli wyjść z młyna, a już w Visena wiedziała co planują. Yarkiss jednak zbytnio to nie zdziwiło, plotki jak zwykle szybko się rozchodzą.
Neller roześmiał się i zaczął gasić świece. Kaplica już dawno opustoszała.
- Chyba nie sądzisz, że dorośli nie mają teraz oka na swoje dzieci? Myślisz, że wy jedni macie “tajne” miejsce spotkań w ruinach młyna? Każde pokolenie tam się spotyka; a i niejedno dziecię zostało tam poczęte… - rozmarzył się. - Sam nie wyglądasz na takiego, co zostawi sprawę w połowie; a że jesteś dorosły to nikt nie ma prawda zabronić ci dysponowania swoim życiem.
- Ciszę się, że tak mówisz, ale nie będę dłużej zajmował ci czasu. Dziękuje za pomoc. Jak spotkam, któregoś z moich braci powiem, żeby przysłali ci dzban jakiegoś dobrego miodu, albo sam go przyniosę. Bywaj. - Yarkiss ukłonił się kapłanowi i jego żonie, a później skierował się do wyjścia. Czas najwyższy wracać było do Zewnętrznej Osady.
 
Lakatos jest offline  
Stary 23-02-2014, 19:36   #33
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację

Było już ciemno, gdy Melis dotarł na miejsce. Było... smutne. Dom, który pamiętał jak przez mgłę zastał w wiosce zabity deskami, nikt się tam nie wprowadził po tym, jak jego rodzice zginęli z rąk zielonoskórych. Podobno od czasu do czasu nadal widywano ich tutaj, jak snuli się po podwórzu wołając kogoś bezgłośnie.
- Już jestem Mamo. Jestem Tato - szepnął Melis. Wiedział że ich nie ma, widział jak odeszli do światła, machając mu na pożegnanie gdy spędzał tu swą pierwszą noc. - Wróciłem do domu.

***

Krzątał się krótko, już dawno przystosował wnętrze do swoich skromnych potrzeb. Niewielki chlewik - a chwilowo stajenka dla Kacpra - stał pusty, muła odprowadził do grupy mającej udać się do sąsiedniej osady, zaś sakwy - opróżnił i zastanawiał się co zabrać w dzicz. Na pewno koc i lampę, pomyślał, i tyle jedzenia by się nie przeciążyć. Garnek... - zastanawiał się krótko - ktoś inny pewnie weźmie, ale miska i kubek muszą być. Miskę wziął drewnianą, ze skrzyni pod ścianą. Widząc wyryte na niej geometryczne wzory, przypomniał sobie ojca siedzącego z dłutkiem nad zastawą, matkę nakładającą owsiankę... Po krótkim zastanowieniu wyjął ze skrzyni także gliniane dwojaki malowane przez matkę w kwiatowe wzory i znalazł grubą, drewnianą pokrywkę do nich, także z ojcowskimi rzeźbieniami.

- Melis? - wyprostował się i uderzył głową w półkę, na której - całe szczęście - nic nie było. - Auuuu!
- Kimri?! - odpowiedział zaskoczony masując głowę w miejscu uderzenia. - eeee...nie widziałem jak weszłaś.
Nadal była piękna. Wtedy, jako szesnastolatka przyciągała spojrzenia każdego chłopca i mężczyzny w Visennie, dziś uroda nieco przyblakła pod ciężarem codziennych trosk, ale wciąż była szokująca.


- Pukałam, nikt nie odpowiadał..... ja... chciałam Cię przeprosić Melisie. Za tamto. Nie wiedziałam....

Melis wrócił myślami do tamtego wieczoru. On, smarkacz zadużony po uszy w kilka lat starszej dziewczynie, która lada dzień wyjdzie za mąż. Pogarda w jej głosie, rozsypane polne kwiaty, ból niezrozumienia i ucieczka w dzicz. Pragnienie śmierci które miało się spełnić, ale się nie spełniło.

- Twoi rodzice, oni nigdy mi nie wybaczyli. Widziałam to w ich oczach zawsze gdy koło nich przechodziłam. Nie odezwali się do mnie słowem, ale wiem, że mnie nienawidzili. Gdy umarli chciałam im to wynagrodzić, opiekuję się ich grobami.

Cisza.

- Wybaczyli Ci. Rozmawiałem z Nimi i.... ja też Ci wybaczam. Wtedy... wtedy byłem głupim młokosem, tak durnym jak tylko może być nastolatek przekonany o własnych racjach. To nie ty mnie przepędziłaś tylko moja własna głupota. Teraz już to wiem. Nie obwiniaj się.
- Byłam na Twojej mszy, ukryta w rogu.
- Widziałem! Prawie poplątałem modlitwy na twój widok! Ale by była dla mnie wróżba jako przyszłego kapłana, gdybym pierwszą mszę poplątał....

Śmiech jest dużo lepszy niż cisza.

- O ile pamiętam, gdzieś tu jest zejście do piwniczki. Jak znajdę butelkę tatowego wina z jeżyn, napijesz się ze mną?
- Z przyjemnością. A o mojego męża się nie martw, wie gdzie jestem i pochwalił moją decyzję.
Z głębi zakurzonej piwnicy dobiegł lekko przytłumiony głos
- Spryciarz, w końcu spotykasz się z klerykiem! Ciekawe czy byłby taki pewny gdybym został - dajmy na to - fechtmistrzem? Aha! Jest i butelka, cała zakurzona, ciekawe czy jeszcze dobra.... poza tym - Melis wychylił głowę z piwnicy - osiwiałby gdybym mu opowiedział co też wyrabiają świątobliwi bracia w stolicy...
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 23-02-2014 o 19:43.
TomaszJ jest offline  
Stary 23-02-2014, 21:22   #34
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Zed ocknął się nagle, w poczuciu, że miał zrobić coś bardzo ważnego. Dodatkowo odczuwał głód.
Poderwał się sprawnie, jeśli można tak nazwać żałosne gramolenie się z rowu.
Jego wzrok padł na manierkę leżącą obok. Niewiele myśląc schował ją i rozcierając zdrętwiałą szczękę, skierował się w stronę osady.
W pierwszej kolejności postanowił coś zjeść. Po niedługim marszu zatrzymał się przy jamie w ziemi i pewnie sięgnął do środka. Spodziewał się zająca, lub czegoś podobnego, dlatego wielce zadziwił go widok kawałka sznurka, będącego niegdyś wnykami. Dodatkowo nie były po prostu zerwane, czy przegryzione, ale obcięte czymś ostrym.
Czym bardziej patrzył na swoją pułapkę, tym bardziej nic w niej nie było.
Tak dziwny przypadek okazał się ponad jego zdolności pojmowania, więc troskliwie zwinął resztki sznurka i już bez dalszej zwłoki udał się do kowala. Na miejscu poświęcając dwie butelki swojego najlepszego bimbru, uzyskał dostęp do warsztatu mistrza i po kilku godzinach wytężonej pracy wyszedł z całkiem sporym zawiniątkiem i triumfalnym uśmiechem na twarzy.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 23-02-2014, 21:26   #35
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Edgar zastukał do drzwi. Powrót do rodzinnego domu wydawał mu się odrealniony. Czuł wybuchowy koktajl obawy oraz wspomnień z dzieciństwa. Od ostatniego spotkania z Devonem dzieliły go całe lata i parę niewyjaśnionych historii. Grzywacz dzielnie mu towarzyszył.
- Otwarte! - usłyszał dobiegający ze środka kobiecy głos.
A więc w pierwszej kolejności będzie musiał wytłumaczyć się swojej przybranej matce. Rozpoznał głos Shalamri i poczuł uścisk w gardle. Nie wstydził się przeszłych dokonań, a raczej tego w jaki sposób zniknął z ich życia. Nacisnął na klamkę i popchnął drzwi.
- To ja, Edgar - rzekł, a właściwie wyszeptał.
- Edgar?! - W głosie księżycowej elfki słychać było i zdumienie, i radość. - Wchodź, na co czekasz.
Zanim zdążył pchnąć drzwi te otworzyły się, pociągnięte drobną, ale silną dłonią.
- Edgar...
- Wybacz - Czegokolwiek by nie wypowiedział, zabrzmiałoby to pusto. Wiedział, że powinien czuć skruchę, ale nie mógł jej z siebie wykrzesać. Ci ludzie dali mu wszystko, poza zrozumieniem. Nie mógł oczekiwać od losu większego daru, a jednak poczucie wdzięczności musiał wydobywać, odtwarzać i najzwyczajniej w świecie udawać.
To jednak nie wyszło mu za dobrze. Uszy Shalamri natychmiast wychwyciły cień fałszu w jego głosie i chociaż na ustach pozostał powitalny uśmiech, to jednak zniknął on z jej oczu.
- Wejdź, proszę - powiedziała, usuwając się na bok.
- Grzywacz - zwrócił się do wilka. - Zostań.
Nie oczekiwał powodzi łez, ani przyjęcia powitalnego. Wiedział, że w powietrzu wisiały tysiące niewygodnych pytań, a także zadawniony żal. Nie miał, pojęcia ile z ponurych sekretów sprzed lat ujrzało światło dzienne. Zatrzymał się w pół kroku, oszołomiony siłą wspomnień, kryjących się w niewielkim domu. Każdy kąt, każdy mebel, a nawet pojedynczne klepki podłogi, niosły ze sobą obraz, dźwięk i zapach.
- Nie wiem co powiedzieć. Upłynęło tyle lat. Zasługujesz jednak na wyjaśnienia… matko. One ci się należą. Visena… nie mogła mnie przyjąć w stanie, w którym się wówczas znajdowałem. Byłem chyba najbardziej zagubionym z dzieciaków. Zmieniłem się.
Elfka nie odpowiedziała. Wpatrywała się tylko w Edgara, jakby oczekiwała ciągu dalszego wypowiedzi.
- W czasie nocy próby, zrozumiałem, że muszę odciąć się od Viseny, zniknąć. Błąkałem się i szukałem jakiś wskazówek. Ciężko streścić te pięć lat w jednym słowie, ale najważniejsze jest to, że zrozumiałem gdzie moje miejsce - uśmiechnął się smutno. Powinien powiedzieć Shalamri coś więcej, jednak potrzebował jakiejś zachęty. Nigdy nie był dobrym mówcą, a już na pewno nie potrafił przepraszać.
- Tu zawsze będzie twój dom - powiedziała Shalamri. - Siadaj proszę. Zrobię ci coś do jedzenia. Za chwilę powinien wrócić Devon, wtedy wszystko nam opowiesz.
W tym ostatnim zdaniu krył się wyraźny podtekst - “opowiesz tyle, ile będziesz chciał”.
Zgodnie ze słowami Shalamri zajął miejsce na jednym z zydlów stojących przy stole. Nie miał pojęcia od czego zacząć. Odgarnął włosy opadające mu na twarz:
- Zostałem druidem Sylvanusa - oznajmił. - Krąg do którego trafiłem, pokazał mi ścieżkę odpowiadającą mi bardziej niż nauki Chauntei.
Shalamri najmniejszym nawet gestem czy skrzywieniem ust nie zareagowała na krytykę idei, jakie wyznawali on i Devon.
- Dobrze, że znalazłeś dla siebie miejsce w życiu - powiedziała.
Nim Edgar cokolwiek odpowiedział elfka wyszła do niewielkiej kuchni, skąd wnet do uszu chłopaka zaczęły dobiegać odgłosy szykowanego posiłku.
Cierpliwie czekał na jej powrót. Nabrzmiały przez lata wrzód niewyjaśnionych spraw wciąż nie pękł i Edgar zaczął się zastanawiać czy kiedykolwiek pęknie.
Shalamri nie zdążyła postawić na stół nawet talerza, gdy drzwi wejściowe otworzyły się i stanął w nich Devon.
- Nie wiesz czasem, czyj jest... - zaczął i przerwał na widok siedzącego przy stole Edgara. - Edgar! - zawołał z wyraźną radością.
Druid zerwał się ze stołka. Poczuł niewidzialne szpony zaciskające się na jego gardle.
- Wróciłem ojcze - zdołał wybełkotać. Miał wyraźny problem, żeby spojrzeć mu w oczy. Wydarzyło się tak wiele.
- Dobrze, że jesteś. - Devon podszedł do Edgara. - Wyrosłeś. - Pokiwał głową z uznaniem. - Zmężniałeś.
- Siadajcie. - Shalamri weszła niosąc miskę ze wspaniale pachnącą zupą, tym samym przerywając powitanie. - Pora na jedzenie i opowieści.

Chociaż Edgar był pod wpływem tak silnych emocji, że przez jego przełyk nie przepłynęłaby woda, to zrobił jak elfka poleciła. Jego uwaga skupiła się całkowicie na Devonie - niedoścignionym wzorze z dzieciństwa i ucieleśnieniu cnót sługi natury. Pamiętał dni, w których wyobrażał siebie u jego boku, razem służących bogini Chauntei.
“Wzorze? Teraz pewnie by tobą pogardzał”, zadręczał się w duchu. Powiedzieć, że był rozdarty to zbyt mało.
Devon wyczuł zmieszanie syna i spochmurniał. Nie trzeba było wiele by wyczuć, że młody druid reprezentuje inną część natury niż jego opiekun, bardziej mroczną, dziką i nieokiełznaną. Widział jednak radość żony i nie chciał, by zbyt szybko przysłoniła ją zwyczajowa troska o podrzutka.
- Długo cię nie było w Osadzie. Masz zamiar zostać na zimę? - spytał wreszcie, gdy milczenie się przedłużało, a drewniane łyżki uderzyły już o dno.
Edgar skinął głową.
- Zamierzam zostać w Osadzie dłużej niż na zimę. Będąc w drodze - wskazał na bliżej nieokreślony kierunek - zrozumiałem, że moje miejsce jest blisko Wilczego Lasu. Najpierw jednak muszę spłacić długi, które pozaciągałem - spojrzał w oczy swemu przybranemu ojcu.
- Czyli? - Devon najwyraźniej nie zamierzał ułatwiać synowi sprawy. Uciekł myśląc, że jest dorosły, więc miał zamiar traktować go jako dorosłego; mimo że nadal widział w nim zimne, porzucone niemowlę. “Może chłód tej nocy zmroził jego serce na zawsze?”, nieprzyjemna myśl przebiegła przez głowę półelfa. Lata rozłąki sprawiły, że na wiele spraw patrzył teraz inaczej.
- Na pewno już dotarły do ciebie wieści o wilkołakach - Edgar zawiesił głos. - Ktoś musi je wytępić. Dziś w południe zebrała się grupa śmiałków, którzy planują wziąć udział w wyprawie. Byłem pośród nich.

Shalamri lekko skrzywiła się, słysząc słowo “wytępić”, nic jednak nie powiedziała.
Jej reakcja nie uszła uwadze młodszego druida. Zmrużył oczy i wypuścił powoli powietrze. Smród słabości i strachu kręcił go w nosie. Miał na niego alergię, objawiającą się zaciśniętymi szczękami i drżącymi dłońmi. “To twoja matka!” - skarcił sam siebie. Kochał dzicz za jej prostotę, wolność od decyzji, które mają swoje źródło w “moralności” i innych tego typu wytworów ludzkości.
- To dobrze, że znalazłeś sobie zajęcie - rzekł krótko Devon.
- Chciałem tylko zaznaczyć, że wciąż uważam się za waszego syna. Niezależnie od tego jak bardzo nasze ścieżki się rozeszły.
- Och, Edgar… - zaczęła Shalamri, ale Devon przerwał jej w pół słowa.
- To dobrze - powiedział. Lata spędzone wśród ludzi i z ludzkim dzieckiem sprawiły, że jego żona porzuciła typową dla elfów powściągliwość, lecz nie uważał, by pobłażanie synowi mogło przynieść teraz korzyści.
- Mógłbym opowiedzieć wiele… - przerwał, bo rozległo się pukanie do drzwi.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 23-02-2014, 23:24   #36
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Postacią, którą dojrzał Khogir po niewielkim incydencie z Zed’em okazała się jedna z Visenek, która też była na spotkaniu w starym młynie. Najwyraźniej jednak nic nie zauważyła. Po około pięciu godzinach wędrówki znalazł się w swojej chałupie. Osiadł tu zaledwie cztery dni temu, więc tak naprawdę, było to tylko kilka zbitych ze sobą desek z paleniskiem pośrodku i otworem w dachu, przez który wydobywał się dym. Krasnolud wszedł do środka, rozpalił ogień. Gdy płomień zaczął wesoło trzaskać, wyjął fajkę i nabił ziele. Zapalił pomagając sobie rozżarzonym patykiem z ogniska. Musiał wszystko sobie poukładać w głowie. Dość spory czas spędzony w samotności sprawił, że czasem mówił sam do siebie.
- Wilkołaki…- wypuścił z ust pierwszy obłok dymu, rozluźniając się wyraźnie.- Nigdy żem nie widział, alem słyszał…-dalszą część dokończył w myślach- Srebro, tak… to było srebro ponoć wrażliwe sukinsyny…- z rozmysłem wybrał na nich akurat to określenie i zaczął rozglądać się za czymś zrobionym ze srebra, jednak nic nie znalazł.- hmm… - zaciągnął się mocno tytoniem i raz lekko odkaszlnął- Tylko gdzie ja tu znajdę coś ze srebra. – postukał palcami po pniaku na którym siedział, szukając odpowiedzi.- Kowal, odpada.- myślał dalej- Nikt o zdrowych zmysłach nie robi takiego oręża… Jubiler? Ha!- spojrzał na sygnet na swej dłoni. Był srebrny. Wszystkie pozostałe złote sprzedał, by jakoś wyżyć na początku swego wygnania.- Może jak trafię w oko… - ironizował.- Ehh… głowę zetnę to sczeźnie.
Wstał by wziąć swój topór, wyszukał tez osełki i zaczął go ostrzyć. Po chwili zanucił jakąś melodie. To drugie wychodziło mu tragicznie. Gdy skończył z toporem spakował to co uważał za ważne i poszedł spać. Jutro musiał wcześnie wstać. Stąd do młynu jest kawałek i będzie musiał uzupełnić zapasy. Jedyną manierkę jaką dysponował zostawił Zedowi, by mu służyła w zwalczaniu pragnienia, gdy wytrzeźwieje. Khogir zasypiał zastanawiając się, co tak właściwie czeka ich na nadchodzącej wyprawie. Skąd oni właściwie wiedzą, że to wilkołaki? I jak do diabła, ma mu to niby pomóc w odzyskaniu honoru? Jakoś wcześniej nie raczył zadać sobie tego pytania. Owszem, jeśli wszystko pójdzie dobrze zyska w oczach tutejszych ludzi, ale nic poza tym. Dla krasnoludów, dla Alaery nadal będzie Khogirem Wygnańcem.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 01-03-2014 o 19:32.
Rewik jest offline  
Stary 25-02-2014, 12:30   #37
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Jak tak można? Jak można tak traktować ludzi? Nie miał nawet jak się wytłumaczyć… Brutalnie wyrwany ze słodkiego snu, zamienił ciepło kobiecego ciała na ciepło grubego knura i całego śmierdzącego chlewa.

- Odczep się ode mnie – odepchnął dłonią ryj knura, który powoli zaczął zapuszczać się w niebezpieczne rejony. Rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Wszystko było zbudowane solidnie, ani jednego pęknięcia w ścianie, małej dziury, nawet okienka przez które mógłby uciec, zupełnie nic. Delamros westchnął głośno. W sumie to znalazł się w tym jakże ciekawym położeniu na własną prośbę. Warto było, pomyślał na wspomnienie cudownych piersi dziewczyny. Zaśmiał się sam do siebie.
Chorster złapał się za szczękę, cały czas dosyć mocno go bolała, zaczął ją powoli masować. Dostawał już w swoim życiu mocniej, więc zbytnio się tym faktem nie przejął. Drugą ręką znów musiał przegonić knura, który wyraźnie miał na niego chęć. Musiał się stąd jak najszybciej wydostać.

Wstał powoli, otrzepał pośladki z kurzu i ziemi i podszedł do ściany. Zaczął w nią pukać dłonią. Solidne jak nie wiem co. Podszedł do drzwi i spróbował je otworzyć. Przez chwilę pomyślał o tym, żeby zacząć wołać pomocy, ale zważywszy na godzinę raczej nikt by go nie usłyszał, a jakby jeszcze ojciec dziewczyny go usłyszał to nie skończyłoby się to dla niego dobrze. Podszedł szybko do ściany znajdującej się naprzeciwko drzwi, wziął rozbieg i całej siły spróbował wyważyć drzwi.
 
Morfik jest offline  
Stary 25-02-2014, 16:47   #38
 
Sznycelek's Avatar
 
Reputacja: 1 Sznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znany
Yarkiss postanowił, że zanim wyruszy na wyprawę odwiedzi jeszcze Shalamri. Elfkę, która z racji swojego dziedzictwa, żyła dłużej niż ktokolwiek inny w osadzie. Liczył, że powiem ona mu coś więcej na temat skarbu, który odnalazł dziadek Oskara, a słuch po nim zaginął. Plotek i opowieści na ten temat po Visenie krążyło mnóstwo, ale której wierzyć. Korenn poszedł zaś do swojego dziadka. Łowca, gdy dotarł do domu elfki i jej męża Devona, zapukał głośno w solidne drewniane drzwi.
- Obym tylko ich zastał. Oby. - Gadał sobie pod nosem. Najwyraźniej swój limit pecha na ten dzień wyczerpał przy spotkaniu z impem, gdyż już z daleka widział w oknach domu światło. Przy drzwiach zobaczył; jakąś niewielką postać; z niejakim zdumieniem rozpoznał w niej Audrey.

Kapłanka, lekko zmęczona wyjątkowo długim spacerem, postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej od miejscowego druida-kapłana, Devona. Była niemal pewna, że mężczyzna będzie mógł udzielić jej jakichś informacji, przecież nieraz zdarzało mu się ochraniać Osadę przed różnymi intruzami, a być może nawet przed wilkołakiem? Zajrzała do kaplicy, gdzie spodziewała się zastać półelfa – o ile akurat smacznie nie spał. Jednakże kapłana nie było w kaplicy; za to w domu nieopodal świeciło się światło.
Dziewczę zaintrygował fakt, że ktoś o tak późnej porze nie kładzie się spać. Naraz sobie przypomniała, że to przecież mieszkanie Edgara. Niemożliwym było, że niedawno wrócił, bowiem znał tutejsze skróty i z pewnością dotarł do Osady szybciej. Od razu nasunęło jej się namyśl, że może gości półelfa, którego kapłanka poszukiwała. Nie minęła chwila, a rozległo się jej ciche pukanie w drzwi. Kilka głosów zaprosiło ją do środka, gdzie przy stole siedziała cała rodzina druida. Edgar powiódł wzrokiem w kierunku gościa. Czyż nie była to jedna z osób zgromadzonych w ruinach młyna?
- Witajcie mili gospodarze. Widzę, że spożywacie kolacje w rodzinnym gronie. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - mówiła przekraczając próg domostwa i zatrzymując się tuż za nim. Druid spoglądał to na Devona, to na kobietę. Atmosfera stawała się coraz bardziej stęchła, a pojawienie się Audrey mogło ją nieco rozładować. Zapamiętał ją jako zaradną dziewczynę, która jednak nie wyróżniała się niczym szczególnym. Czego mogła szukać w lesie pełnym wilkołaków? Ani z niej wojownik (patrząc na jej wąską kibić), ani mag. Jaki będzie z niej pożytek?
- Myślę, że na chwilę obecną skończyliśmy - zerknął na przybranych rodziców.
- Nie zajmę dużo czasu, chciałabym tylko zamienić parę słów z Devonem. To ważne. - odpowiedziała szybko.
- Słucham. - odparł druid.
- Wolałabym omówić to na osobności, jeżeli to nie problem. - zabrzmiało to pewnie dosyć dziwnie, ale kto by taką dobrą dziewkę o cokolwiek niecnego posądzał? Kapłanka jednak nie dostałą szansy by zadać pytanie, gdyż ponownie rozległo się pukanie do drzwi.
- Ruch tu dziś jak w dzień targowy. - stwierdziła kwaśno Shalamri. Wolałaby spędzić nieco więcej czasu ze swym przybranym synem, jakikolwiek on by nie był. Zwłaszcza że następnego dnia wyruszał w podróż… i nie sądziła, że do niej powróci, z tych czy innych powodów. - Wejść!

Tym razem w sieni pojawił się Yarkiss i od razu przeszedł do rzeczy, kierując swe pytanie do długowiecznej elfki.
- Witaj. Nie przeszkadzam? Zajmę tylko chwilę. Chciałbym porozmawiać o dawnych czasach. O dziadku sołtysa i o skarbie, który znalazł.
- A co chcesz wiedzieć? Nie lepiej pytać o to sołtysa, albo kogoś, kto mieszka w Visenie? Choćby rodzinę Warsa? W końcu żyją z jeziora.
- Akurat bo Oskar coś mi powie, skoro nikomu nie udało się tego dowiedzieć przez przeszło sto lat. - odparł Yarkiss.
- Każdemu sprzedawali inną bajkę w zależności od tego kto i komu opowiadał. - roześmiał się Devon.
Łowca skinął głową na znak, że podziela zdanie półelfa.

Edgar, który powoli zbierał się do wyjścia, zwrócił się do Yarkissa:
- Potrzebuję dodatkowego czasu na przygotowanie broni. Dopuszczasz możliwość wymarszu o późniejszej porze? - zapytał przywódcę wyprawy.
- Zależy nam na czasie. - odparł krótko Yarkiss.
- Już wychodzisz? - zmartwiła się Shalamri. - Nie zostaniesz na noc?
- Jeżeli mogę, to za godzinę-dwie wrócę. - powiedział szczerze, patrząc Shalamri w oczy. Nie spodziewał się, że to księżycowa elfka wykaże się miększym sercem od Devona. Czyżby druid Chauntei wiedział więcej niż jego małżonka? Edgar kontynuował: - Teraz macie jednak...innych gości. - przeniósł wzrok na Yarkissa i Audrey.
- Mam swoje sprawy do załatwienia w dziczy. Nie powinno zająć mi to dużo czasu. - mężczyzna ruszył w stronę drzwi, zatrzymał się jednak na progu:
- Bez srebrnej broni wszyscy zdechniemy. - stwierdził neutralnym głosem.
- Skąd ty chcesz wziąć teraz srebrną broń? - Spytał zdziwiony Yarkiss.
- Mam srebro ze sobą. - odparł Edgar. - Udam się z nim do kowala.
- Wątpię, że Gunnar znalazł czas i umiał coś takiego zrobić, ale skoro się upierasz to próbuj. - Łowcy pomysł ze srebrnym orężem wydawał się lekko szalony, ale nie miał zamiaru odwodzić od niego druida. - Poczekamy do południa, jeśli nie zdążysz wyruszymy bez ciebie.
- Rozumiem. - powiedział druid. - W takim razie do jutra, tropicielu. - skinął głową na pożegnanie i opuścił rodzinny dom.

- Do jutra, a wracając do skarbu. - Yarkiss rzekł do Devona. - O Warsie to lepiej nie mówić. Dziwny człowiek i dziwna rodzina. - Łowca nie pałał sympatią do rybaków. Dobrze pamiętał jak jeszcze za małego chłopaka próbował wraz z kolegami podkradać im ryby. Za jednego suma został stłuczony na kwaśne jabłko.
- Dlatego przyszedłem do was. Justus umierając coś wspominał o skarbie, który powinniśmy odzyskać. Łatwiej byłoby to zrobić, gdybyśmy widzieli o co dokładnie chodzi. Pomyślałem, że może coś słyszeliście o tym.
Shalamri pokręciła głową.
- Słyszałam te plotki… ale to tylko plotki. Dziad sołtysa, czy tam jego pradziad, faktycznie wyłowił z jeziora rozpadającą się skrzynię z różnymi przedmiotami. Ale była to głównie zadrzewiała broń, trochę cennych naczyń… nic specjalnego. Wiele warte oczywiście dla viseńczyków, lecz nie obiektywnie. I większość zniszczona przez czas i wodę. Może magiczne rzeczy tam były, ale jak taki kmiot się na nich wyzna? Albo sprzedał je za bezcen nie znając ich wartości, albo cichcem ówczesnemu magowi.
- Skoro wyłowił takie całe nic, to dlaczego do dzisiaj ludzie o tym pamiętają? - Głośno zastanawiał się łowca. - A ten mag. To elf był może?
- W skąd! Żaden elf nigdy nie przyjąłby pozycji czarodzieja w takiej dziurze. To był na pewno człowiek. Ale nie pamiętam kto to był; było to niedługo po tym jak zamieszkałam w Osadzie i sprawy Viseny ani mnie ziębiły ani grzały. Zresztą chyba dość szybko się z niej wyniósł. A może to był jego uczeń…? - Zamyśliła się na chwilę. - W każdym razie jeśli ma to być jakiś cenny artefakt, to szukałabym we wcześniejszych czasach - Hararda i Viseny albo Chideusa.
- Możliwe jest, żeby ktoś ukradł cenny artefakt, który chronił Visene i nikt tego nie zauważył? - Yarkiss podrapał się po głowie. - Devonie nie przychodzi ci do głowy o co mogło chodzić Justusowi.
- A podawał jakieś szczegóły? Wskazówki, gdzie mógł być ten artefakt? - spytał półelf.
- Wspominał coś o ruinach i grobowcu. Niestety był w takim stanie, że ciężko coś więcej było się od niego dowiedzieć. - Wyjaśnił łowca.
- Jedyne ruiny jakie mamy to młyn; jedyny grobowiec - założycieli wsi. No, chyba że za takowy uznać posąg Chideusa. W sumie to też grobowiec… Nie sądzę, żeby takowy przedmiot był ukryty z dala od wioski, na przykład w ruinach strażnic czy miasta.
- Zapewne masz rację, tylko jak go teraz odnaleźć skoro został skradziony, a wszyscy mówią, że nic o nim nie słyszeli? - Yarkiss czuł, że popadł w błędne koło i zmowę milczenia. Nie poddawał się jednak i dalej drążył temat. - Justus o nim wiedział, a ty Devonie nie? Jak to możliwe?
- Czy nie pomyślałęś, że mógł dowiedzieć się od swoich porywaczy? - Spytała Shalamri, zirytowana chyba insynuacjami młodego tropiciela. Półelf położył jej uspokajająco rękę na ramieniu.
- Można to zrobić inaczej. Jeśli ten przedmiot był tak potężny jak twierdził Justus powinien zostawić magiczny ślad w miejscu, w którym przebywał. Nawet mało wprawny czaromiot czy kapłan powinien to wykryć.
- W tym momencie to skąd został skradziony jest chyba mało ważne? To znaczy - w jaki sposób ma to pomóc w jego odnalezieniu?
- Może niekoniecznie mało ważne. Jeśli rzeczywiście ten artefakt znajdował się w grobie Viseny, to chyba wilkołaki same go nie wykopały. Ktoś im musiał pomagać. Tylko kto i po co? - Yarkiss zamiast znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania, wynajdował kolejne niewiadome.
Małżeństwo spojrzało po sobie.
- Czy Justus nie powiedział nic więcej? Żadnej sugestii czy znał kogoś z napastników? - spytała Shalamri.
- Przed śmiercią mówił coś o elfie, ale nic konkretnie. - Yarkiss powiedział te słowa, ostrożnie, żeby nie zdenerwować kobiety. Elfka nie wydawała się jednak urażona.
- Nie ma nas wielu w Osadzie, a w Visenie jeszcze mniej. Gdyby kogoś brakowało, elfa czy półelfa, to ktoś by zauważył. Chyba że nie był to mieszkaniec.
- Do Marathiel nie ma daleko, więc jakiś mógł się przypałętać, ale elf czy nie elf wytropić zdrajców jeśli takowi byli, nie będzie łatwo, a może trudniej niż sam artefakt. - Stwierdził Yarkiss.
- Mogę poszukać w księgach, popytać innych druidów i kapłanów jaka i czy i w ogóle jest możliwość rozpoznania zmiennokształtnego zanim się przemieni, lecz to będzie wymagać czasu, którego nie macie. Ale masz moje słowo, że zajmę się tym gdy was nie będzie. - rzekł Devon. - Natura skrywa wiele tajemnic, dlatego wierzę w waszą opowieść. Wilczy Las nigdy nie był miejscem dla ludzi.
- Zgadza się nie mamy zbyt wiele czasu, ale cieszy mnie twoja chęć pomocy. Może czegoś uda ci się dowiedzieć. Rozwikłanie tej sprawy, leży w naszym wspólnym interesie. A ty, Audrey, o co chciałaś zapytać?
- Chciałam, abyś opowiedział mi wszystko co wiesz na temat wilkołaków. Myślę, że ze wszystkich z Osady powinieneś wiedzieć najwięcej. - odpowiedziała, kiedy w końcu dane jej było zabrać głos.
- Nie wiem wiele więcej od was. Wilkołaków w tej okolicy nie bywało; jeśli były to ja nic o tym nie wiem. - Devon popatrzył na żonę, ale elfka pokręciła głową. - Wszystko co mogę powiedzieć, to książkowa wiedza lub przekazy z dziada pradziada. Ale te nierzadko są trafniejsze niż to, co spisano.
- Srebro. Magia. Magiczna broń. To zawsze zadziała… i do tego nie macie zapewne dostępu. Ogień nigdy nie zawadzi.
- Uważajcie na wilki, zwłaszcza złowieszcze. Zmiennokształtni mają specjalną więź ze zwierzętami swojego gatunku. Ani się obejrzycie jak wasi towarzysze zwrócą się przeciwko wam - dodała Shalamri.
- Jak na przykład ten basior Edgara. - Odezwał się Yarkiss. Pomysł, żeby zabierać na wyprawę ze sobą wilka, od początku mu się nie podobał, a po słowach elfki jeszcze bardziej się w tym utwierdził.
- Nawet w ludzkiej postaci likantrop nadal zachowuje wyostrzone, zwierzęce zmysły.
- Właśnie! - księżycowa elfka pstryknęła palcami i zaczęła grzebać w komodzie, po czym podała Yarkissowi spory worek wypełniony szarawym proszkiem. - Na pewno to znasz. - Wystarczy garść rzucona w nos psa czy wilka by nie odzyskał powonienia przez wiele godzin. Mam tylko nadzieję, że mowa tu tylko o wilkołakach. Nie byłoby dobrze byście natknęli się na zmiennego dzika albo niedźwiedzia. Ale to mało prawdopodobne; takie osobniki żyją raczej samotnie.
- Ponoć wilkołaki też, a sama widzisz co sugerują młodzi. - rzekł Devon.
- A co myślisz w sprawie leczenia wilkołactwa, Devonie? Są jakieś szanse?
- Nigdy nie spotkałem się z tym tematem, więc nie potrafię ci odpowiedzieć, dziewczyno. Może jakiś potężny kapłan, potrafiący wybłagać taki czy inny cud u swojego boga mógłby zaradzić. Natura chodzi własnymi ścieżkami; wszędzie gdzie jest waga, jest też przeciwwaga.
- Czyli zadanie to zakrawa o cud… Będę musiała się przespać z tym pomysłem i pomyśleć co dalej. Dziękuję ci za informacje i miałabym jeszcze pewną prośbę. Czy mógłbyś na czas mojej nieobecności przypilnować domu? Byłabym ci dozgonnie wdzięczna.
- Weżmiemy twoje kury do siebie. - skinęła głową Shalamri.
- Wierzę, że dobrze się nimi zajmiecie. Po powrocie odwdzięczę się za waszą dobroć, a Ilmater na pewno wynagrodzi wam pomoc bliźnim. Jeszcze raz dziękuję i nie przeszkadzam, widzę że tu istne oblężenie macie. Do widzenia. - pożegnała się ze wszystkimi zebranymi, a sama udała się do swojego domu aby wypocząć przed zbliżającą się podróżą. Całe szczęście okolice zamieszkują sami uczciwi ludzie, którzy nie zdemolują jej domostwa na czas nieobecności.
- Na mnie też już pora. Bywajcie. - Yarkiss pożegnał się i skierował się do ojcowskiego domostwa. Miał nadzieje, że już wszyscy śpią i będzie mógł dobrze się wyspać przed wyprawą.
 
Sznycelek jest offline  
Stary 26-02-2014, 21:30   #39
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Świt nadszedł dla jednym zbyt szybko, dla innych zaś zbyt późno. Jednych zastał na polowaniu, pakowaniu i przygotowaniach do drogi, drugich śpiących smacznie we własnych łóżkach, na posłaniach, lub… w chlewiku.

Yarkiss nie miał czasu ani możliwości powiadomić ochotników o tym, że mogą na Edgara czekać i do południa, na szczęście jednak druid zjawił się o czasie, podobnie jak większość grupy. Tropiciel z doświadczenia wiedział już, że jeśli ktoś się spóźnia to nie zjawia się wcale i nie miał zamiaru czekać na maruderów. Jarled i Rafael zdecydowali się ruszyć po nowe zapasy. Ku zaskoczeniu młodzieńca zdanie zmienił Korenn i zamiast na wilkołaki zapragnął ruszyć do Futenberg. Yarkiss podejrzewał skrycie, że dowiedziawszy się o wartości kamyka zaklinacz chce zwyczajnie czmychnąć ze skarbem i zacząć nowe życie. Ale czy mógł mieć mu to za złe? W końcu to on odkrył te magiczne kryształy, a w Visenie chyba nic chłopaka nie trzymało. Zdziwiła go natomiast nieobecność Fernasa, który - mimo fiaska planu “młodzi górą!” - nadal był zainteresowany odkryciem tajemnicy skradzionego skarbu. Yarkiss popatrywał jeszcze na drogę prowadzącą przez pola do Viseny, ale młodego barda jak nie było tak nie było. Rad nie rad dał sygnał do wyruszenia w drogę.


Tymczasem zamknięty na poddaszu karczmy Fernas gryzł palce z frustracji. Matka, dowiedziawszy się o “wypadku” jaki spotkał jej niewydarzonego syna, przewlokła go przez wszystkich kapłanów, druidów i znachorów we wsi i Osadzie. Rzecz jasna każdy rozkładał ręce. Neller stwierdził, że tylko cud boski może przywrócić dzieciakowi pamięć, a Aldona złośliwie dodała, że skoro matka nie była zadowolona z chłopaka to teraz ma nowy, czysty egzemplarz do wychowania. Nie trzeba chyba dodawać, że ani matronie, ani potomkowi ten pomysł nie przypadł do gustu.
Korzystając z tego, że mama opowiadała mu o jego dawnym życiu, Fernas wypytał ją o półelfiego włóczęgę, o którym wspominał ojciec. Katrina niechętnie, z oporami opowiedziała jak chłopak uciekł z obcym bardem-powsinogą i włóczył się z nim nie wiadomo gdzie przez kilka miesięcy. Nie wiedziała jednak gdzie ani po co łazili, gdyż nawet ojcowski pas nie wydarł z Fernasa tej tajemnicy. Nie pocieszyło go to - barda ciągle męczyły słowa Lamariee. Czyżby to ten właśnie półelf - nie elf - był przyczyną całego zamieszania? Bywał tu, a Fernas pewnie wyopowadał mu wszystko co wiedział o wsi, zwłaszcza że zawsze interesował się starymi bajaniami - to jakoś pamiętał. I czyżby zostawił mu pamiątkę w postaci wilkołactwa? Nieeee, przez tak długi czas ktoś na pewno by zauważył! Ale jeśli to on… to Yarkiss i reszta powinni się dowiedzieć! Ale… co jeśli i jego oskarżą o zdradę? Tak jak Saelim? Odwrócą się od niego? Fernas bił się w myślach ze sobą, ale wreszcie zdecydował, że zrobi to, co powinien. Powie co wie, choćby mieli się go przez to pozbyć. Najwyżej ucieknie do miasta. Jakoś da sobie radę. Spakował rzeczy i już-już wymykał się tylnym wyjściem korzystając z tego, że rodzice byli zajęci wieczornym ruchem w karczmie, gdy drogę zastawił mu najstarszy brat.
- A dokąd to chwatku? Ojciec mówił, żeby cię z oka nie spuszczać i miał rację. Ja ci za to spuszczę za łezy matki takie manto…

I oto Fernas siedział w zamknięciu patrząc, jak słońce powoli przełamuje nocną szarówkę i myśląc o towarzyszach, którzy ruszali właśnie w nieznane.

Światło sączące się między deskami rozbudziło także Delamrosa. Po obiciu sobie barku o drzwi młodzieniec zrezygnował z dalszych prób uwolnienia się z chlewika. Nie miał pomysłów na ucieczkę i nie chciało mu się kombinować. Był środek nocy; kto to widział się przemęczać o tak barbarzyńskiej porze?! O tej godzinie można najwyżej pić albo ruchać; choć zazwyczaj już spał wtedy pijackim snem sprawiedliwego. Zresztą świnie jakoś dziwnie się na niego patrzyły; z politowaniem jakby? Czuł to nawet mimo ciemności. Toteż ułożył się do snu nieco wyżej, na kopie słomy (byle dalej od ciekawskiego knura) i zaczął błogo pochrapywać. Świt przyszedł jednak zbyt szybko, a wraz z nim refleksja - albo zwieje teraz zaraz natychmiast, albo goły (ubrany li i jedynie w gnój, który przykleił się tu i ówdzie) pójdzie brać ślub. A sądząc po spojrzeniach przyszłego teścia i szwagrów nie czeka go potem wylegiwanie się na zapiecku w oczekiwaniu na atencję ze strony młodej żoneczki (jak też ona miała na imię) ale ciężka robota w polu… no i w chlewie.
 
Sayane jest offline  
Stary 28-02-2014, 21:39   #40
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gnom wyspany i wypoczęty, po kolejnym posiłku z marchewki i smażonej rybki, zebrał swoje klamoty i wyruszył na miejsce spotkania. Pogwizdując i podskakując wesoło przemierzał polne dróżki, jakby nie zdając sobie sprawy że wyprawa na którą się zgłosił może go kosztować życie. W doskonałym humorze dotarł gdzie trzeba i pozdrowił oczekującego już Yarkissa.

- Ceść dzieciacku! Coś nas mniej niz wiecorem. Myślis ze inni sie spietrali? - i nie czekając na odpowiedź dodał - To gdzie som te wilcki? Cyzby gdzieś tam? - i palcem wskazał na południe.
 
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172