Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-03-2014, 03:35   #41
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Melis Sunprism wstał krótko przed świtem
I nie chodzi o to, że był wyspany, ot klasztorna rutyna. W domu (wciąż myślał o klasztorze jako o domu) zbudziłby go brat dzwonnik, zaklęciami poruszając klasztorny dzwon i pukając po kolei do każdej z cel. Tutaj nie było nikogo takiego, ale rytyna została. Jeżynowe wino wypite dnia wczorajszego zaowocowało lekkim bólem głowy i pragnieniem, co przegnało kilka mantr medytacyjnych które odruchowo zastosował zanim otworzył oczy.

Już czas na jutrznię.
Nie wypadało chwalić Bogini jako nieprzytomny ochlapus, Melis poczłapał więc do studni, wyciągnął wiadro wody i nalał do kopani. Zakończywszy poranne ablucje, ubrał się i wyszedł przed dom, gdzie mógł zobaczyć gwiazdy znikające powoli z nieboskłonu. Zaśpiewał cichutko, nie chcąc mącić odpoczynku, którego nieliczni jeszcze zażywali.

Kiedy ranne wstają zorze,
Tobie ziemia, Tobie morze,
Tobie śpiewa żywioł wszelki,
Bądź pochwalon, Splocie wielki!

Ledwie oczy przetrzeć zdołam,
Wnet do Ciebie, Mystro wołam,
Do Bogini mej na niebie,
Coś mi Mocy dała z siebie.

Mystro w Splocie niepojęta,
Matko Magii, Pani Wielka!
Tobie chwałę oddajemy,
I dla Ciebie czarujemy!

Po czym pokłonił się kolejno każdej z siedmiu świętych gwiazd.

W chałupie rozpalił palenisko by zagotować wodę na napar i owsiankę. Gdy jedno i drugie dochodziło, jeszcze raz sprawdził bagaż - to co chciał wziąść ze sobą. Wodoodporne płótno, w które zawinięty był jego ornat (spoczywający teraz w rzeźbionej skrzyni) świetnie nadało się na tobołek, który mógł zawiesić na kiju.

Właśnie, kiju.
Podróżny kij, używany przez kapłanów Mystry był gruby, solidny, na obu końcach okuty brązem. W połowie długości oraz ćwierci długości jednej strony był owinięty misternie rzemieniami, przypominając jak należy ów kij trzymać, gdyż była to broń. Braciszkowie potrafili zrobić z nią cuda, ale chudy Melis, w dodatku zdeklarowany pacyfista nie najlepiej sobie z tym radził. A to prowadziło do kolejnej rzeczy...
Melis wyciągnął na stół drewnianą kasetę i otworzył. Wewnątrz, na niebieskim materiale spoczywało siedem stalowych gwiazd o różnych kształtach. Wirujące Gwiazdy Mystry, święta broń jej kapłanów. W świątyni każdy codziennie ćwiczył rzucanie nimi do tarczy, co stanowiło popularną rozrywkę mnichów, zresztą ćwiczoną w różnych wariantach, na różnych tarczach. Melis lubił tą rozrywkę i był w niej nienajgorszy... ale rzucając do drewnianych tarcz można było zapomnieć, że służą do robienia krzywdy.
Powoli wyjmując jedną za drugą z kasetki, umieszczał je w skórzanych pokrowcach zawieszonych na bandolierze przecinającym pierś.
Ośmioramienny Wiatr Mocy, najprostszy w obsłudze, od niego nowicjusze zaczynali ćwiczenia, a jednocześnie najmniej niebezpieczny. Sześcioramienny Blask Splotu, kolejny etap nauki. Ci, którzy nauczyli się nim rzucać, z łatwością opanowywali trudniejsze. Podstawowy, czteroramienny Strażnik. Najbardziej zbalansowany, najchętniej używany do codziennych zawodów w klasztorze i pozostałe czteroramienne - Szalone Szydło, delikatnie wyglądające, ale dające szansę na przebicie przeszywanicy, skórzni lub kolczugi. Żelazna Kometa, najcięższy z shurikenów, przypominający kwadrat o wklęsłych rogach, odpowiednio rzucony potrafił rozczepić drzewiec łopaty na dwoje. Orli Pazur, praktycznie nie uzywany do rzucania w tarcze, ale do przecinania sznurów na których wisiały ciężarki. Lub gardeł wrogów, jak mówił jeden z braci... Melis myśląc o tym przełknął ślinę i włożył Pazur do bandolieru.
Ostatnia była trzyramienna Kara Mystry. Rzucało się nią najtrudniej, ale wbijała się głęboko i równie trudno się ją wyciągało.

Siedem Wirujących Gwiazd Mystry. Kij. Łaski, o które poprosił wczoraj boginię, jakże różne od tych codziennych... czy wystarczą by uchronić go przed niebezpieczeństwem?

Woda zagotowała się, owsianka równierz. Zjadł szybko, pozwalając by ciepło z żołądka rozlało się po ciele. Ugotował więcej owsianki, by włożyć ją do dwojaków. Grube gliniane ścianki, drewniana pokrywka i dodatkowo szmaty, którymi je owinął powinne śmiało utrzymać ciepło potrawy przez kilka godzin. Wygasił palenisko i sprzątnął po sobie, po czym wziął tobołek i wyszedł.
Już na zewnątrz obejrzał się za siebie, chcąc zatrzymać w pamięci ten obraz.
- Mamo, Tato - rzekł cicho - Do widzenia! - a po krótkim wachaniu dodał jeszcze uśmiechając się - I życzcie mi powodzenia, bo Splot mi świadkiem, że będzie potrzebne.

Na miejsce spotkania dotarł jako jeden z pierwszych i od razu zorientował się że wczorajsze plany odprawienia mszy za pomyślność wyprawy spełzną na niczym. Przywitał się ze wszystkimi obecnymi i zaczął cichutko się modlić, przesuwając paciorkami modlitewnymi między palcami, nie tracąc jednak kontaktu z rzeczywistością. Teraz, gdy wyruszą, rzeczywistość może go zabić, o czym łaskawie przypomniała mu Bogini wczoraj, prowokując upadek świętego wisiora.
Gdy Yarkiss dał sygnał by ruszać, Melis głośno pobłogosławił wyprawę

Chroń nas Pani od zła wszelkiego
Które na drodze spotkamy

Całą drogę którą pokonamy
Ścieżki które przebędziemy
Wozy które będziemy mijać
Ludzi z którymi się spotkamy
Wszystko to ogarniam i pieczętuję
Mocą Splotu i Magii Twojej
O Pani Tajemnic Najświętsza
I Twoją Miłością do ludzi

Wszystko spowijam w płaszcz Twój gwiaździsty
Niech gwiazdy drogę wskazują
Chwała niech będzie Tobie i Splotowi Wiecznemu
Który jest i będzie
Moc z przodu, a My za nią.

Mawiają, że najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Pora zatem go zrobić!
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 01-03-2014 o 03:40.
TomaszJ jest offline  
Stary 01-03-2014, 18:49   #42
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
Z jego perspektywy rozmowa w młynie wyglądała nieciekawie. Wykończony fizycznie i psychicznie zaskakująco trudnym wysiłkiem podjęcia decyzji nie potrafił się już zmobilizować by wtrącić choćby jedno zdanie więcej. Gdy w pomieszczeniu pojawił się wilk, on lekko oprzytomniał szukając już sztyletu, ale udało mu się zauważyć, że obraz to tylko jakaś sztuczka, co zwiększyło nieco jego wiarę w swoje możliwości i przydatność na wyprawie. Na kapłana spojrzał z zazdrością, ale i szacunkiem - w końcu obecność kogoś takiego znacząco zwiększała szanse przeżycia. Późniejsze deklaracje co niektórych śmiałków go zażenowały i po raz kolejny poczuł rozczarowanie i swego rodzaju rozpacz, że zdecydował się brać udział w tym przedsięwzięciu. To wszystko było jeszcze zbyt abstrakcyjne i nierealne, tak jakby działo się obok i go nie dotyczyło, dlatego w żaden sposób nie zaprotestował żałując tego po fakcie.

***
Kelvin chętnie przystał na propozycję Yarkissa by dowiedzieć się czegoś o wilkołakach od Maury. W końcu to zawsze to dobra okazja by ponapawać się jej pięknem i nasycić duszę urokiem osobistym kobiety, a tego przecież nikt mu nie zabroni i samo w sobie nie jest niczym złym oraz nic nie znaczy. Poza tym młody tropiciel z autentycznym zaskoczeniem odkrył, że chciałby wywrzeć dobre wrażenie na niepisanym przywódcy drużyny śmiałków. Najpierw trzeba jednak było znaleźć Maurę. Biorąc pod uwagę to, że ostatnio dużo się działo postanowił najpierw poszukać jej w Visenie. I faktycznie, siedziała “Pod gnijącą macką” wraz ze swoją grupą tropicieli. W karczmie było pełno ludzi; wydarzenia minionego dnia nadal były na ustach wszystkich. Siostry Fernasa roznosiły piwo, jednak młodego barda nie było nigdzie widać. Za to Fabian, jeszcze całkiem trzeźwy jak na niego, brzdąkał na swoim instrumencie w przeznaczonym dla siebie kącie.

Kelvin lekko zakłopotany grupką tropicieli zebrał się w sobie i z lekkim zdenerwowaniem podszedł do Maury, skinął głową witając w ten sposób wszystkich, odchrząknął i po prostu spytał:

-Mauro, czy możesz ze mną zamienić kilka słów?

- Proszę, proszę, któż to do karczmy zawitał, siadaj! - huknął jeden z tropicieli, robiąc Kevinowi miejsce.

- O co chodzi? - spytała Maura.

Kelvin uśmiechnął się z wdzięcznością do sympatycznego tropiciela, który swoją drogą był jednym z tych, którzy uczyli go jak polować na wstrętne hobgobliny. Młodzieniec, który w tym towarzystwie czuł się jak dziecko wśród dorosłych postanowił walić prosto z mostu, lekkie skrępowanie ujawniło się kiedy nieśmiale zapytał, jak zawsze oczarowany piękną buzią rozmówczyni:

-Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia chciałem się nauczyć czegoś o wilkołakach. Czy mogą nas napaść w pobliżu Zewnętrznej, po czym je poznać, jak je ubić, jakie mają zwyczaje... - mógłby tak ciągnąć bez końca, ale zmiarkowawszy się zamilkł oczekując odpowiedzi.

Tropiciele ryknęli śmiechem.

- Gdyby to było takie proste, toście nie mieliby problemu - wykrztusił jeden z nich, ocierając łzy.

- Bujdy i tyle. Chyba nie wierzysz w te szczeniackie opowiastki o wilkołykach kradnących nasze zbiory Maura, co? - zarechotał drugi.

- Może wierzę, może nie wierzę, moja rzecz - odparła enigmatycznie Maura, dolewając sobie piwa i machając na dziewkę by doniosła Kevinowi kufel. - Jedno wiem - takich ran, jak na mabari to nie widziałam jak żyję, a zdrowia mi nie ubędzie jak powiem dzieciakowi to i owo.

Mężczyźni umilkli i wsadzili wąsy w piwo. Każdy znał kogoś, kto zginął… zaginął wraz z karawaną i myśl o tym nie była im miła.

- Troche wiem od starych, trochę z bajań… w praktyce ocenisz co ci się przyda, to pewne. Najsamprzód ważne jest, że wilkołak to ludzka inteligencja i wilcza też. Wilki to sprytne bestie, sam wiesz, a taki wilkołak może każdy rodzaj wilka zawołać na swoje usługi. Na pewno łatwiej go zabić w postaci człowieka; wilka albo przemienieńca możesz ubić tylko srebrem albo magią.

- Szybsze są.

- Silniejsze.

- Sprytniejsze, nie głupieją jak ubierają futro złowieszczego - dorzucili inni.
Kelvin speszony śmiechem po chwili już z uwagą słuchał, chciwie spijając cenne informacje. Gdyby tylko wiedzieli coś więcej pewnie by mu powiedzieli, toteż podziękował i opuścił karczmę. Już biegł do domu by pożegnać się z rodzicami, wtedy jednak zatrzymał się uderzony pewną myślą. Mając na uwadze dobro wyprawy powinien zachować dyskrecję więc nikt nie mógł się dowiedzieć - zwłaszcza, że ojciec i bracia pewnie chcieliby mu wybić ten pomysł z głowy. Postanowił więc tylko wrócić do karczmy i poprosić o jakąś szmatę (jako bandaż), po czym zmęczony emocjami postanowił udać się na spoczynek. Jednakże leżąc w łóżku ciągle wiercił się, przewracał z boku na bok i wybudzał do cna właśnie w tej chwili, kiedy miał udać się do krainy snu. Nie mogąc uciec od polujących na niego lęków i wyobrażeń przygód czyhających go poza znanym i dość bezpiecznym światem Zewnętrznej postanowił pójść na polowanie, skoro już i tak nie spał. Nic wielkiego - zaczął nasłuchiwać jakiego ptaka, czy drobnego zwierza, nie na pożywienie, lecz na ofiarę dla boga Silvanusa na pomyślność w wyprawie. Na początku łapał się co chwilę na tym, że działa bezmyślnie, wracając do rozterek i lęków, po pewnym czasie osobliwy nastrój go opuścił gdy w pełni wszedł w swoją rolę myśliwego ścigającego z łukiem zwierzynę. Po dość krótkim czasie stwierdził, że dość już ruchu na ten dzień i wskoczył pod śpiwór przy młodym dębie by napawać się widokiem naszyjnika gwiazd opinającego niebiosa. Szczerze myślał, że tej nocy nie zaśnie, gdy jednak wygrzebał się ze śpiwora nie był już pewien czy nie zdrzemnął się na kilka godzin, albo nie zapadał na krótkie drzemki. Pozostawało zebrać się w sobie i wyruszyć na miejsce spotkania. Im bliżej swego celu się znajdował, tym bardziej rozbudzał się przez coraz silniej odczuwany lęk przed nieznanym, który był dla niego całą gamą nowych doznań bowiem prawie nigdy nie był tak silny. Kelvin oczekująco spojrzał na Yarkissa, modląc się w duchu, żeby wyszli cało z tej eskapady.
 
Aramin jest offline  
Stary 01-03-2014, 21:21   #43
 
Sznycelek's Avatar
 
Reputacja: 1 Sznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znany
Pierwsze promienie wschodzącego słońca przedarły się przez zasłony do domostwa Audrey, chcąc oznajmić, że najwyższa pora wstać i zacząć się przygotowywać do podróży. Kapłanka jednak była na nogach już od dobrego kwadransa, przygotowując najpotrzebniejsze rzeczy, a trzeba przyznać, że było ich naprawdę sporo. Wygrzebała z kuferka ojca zbroję łuskową i położyła ją na łóżku. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie zmuszona założyć ją ponownie. Od ostatniego razu zdążyła już się nieznacznie zakurzyć, a zdaje się, że jedna z łusek gdzieś się zagubiła. Wyczyściła ją porządnie mokrą szmatą, aby ponownie przywrócić jej dawny blask i zabrała się za sprawdzenie kuszy, czy aby na pewno funkcjonuje jak należy. Była ona regularnie używana podczas polowań, toteż nie spodziewała się żadnego uszkodzenia – nie mniej jednak, ostrożności nigdy za wiele, tym bardziej przed wyprawą. Na wilkołaki raczej się nie nadawała, ale być może uda jej się coś upolować na kolacje dla drużyny. Położyła narzędzie obok zbroi, po czym wzięła do ręki kolejną broń – buzdygan. Jego użyteczność może być mocno sporna, ale rzadko kiedy się z nim rozstawała. Ostatnią częścią ekwipunku bojowego była drewniana tarcza. Swoje przeszła, ale przynajmniej nie pożarły jej korniki. Spakowała do torby kilka racji żywnościowych, koc, bukłak, hubkę z krzesiwem, linę i koc. Z pewnością zabrałaby więcej rzeczy, gdyby tylko była w stanie wszystko unieść. Nałożyła zbroję, przypięła do pasa buzdygan, na plecach zawiesiła kuszę z tarczą, a przez ramię przewiesiła torbę. Tak gotowa do podróży udała się na miejsce zbiórki, odmawiając po drodze poranną modlitwę do Ilmatera, prosząc o łaski i wsparcie dla siebie i wszystkich uczestników wyprawy, a także błogosławieństwo dla Devona i Shalamri za ich pomoc.

***

Po chwili dotarła na miejsce zauważając, że jeszcze nie wszyscy się zebrali. To dobrze, przynajmniej się nie spóźniła i nie ruszyli bez niej. Przywitała się ze wszystkimi, obdarzając ich przyjaznym uśmiechem. Chciała zamienić jeszcze parę słów z Melisem, ale nie miała tyle śmiałości aby przerywać mu modlitwę. Doskonale wiedziała jaka to ważna czynność dla kapłanów, a będą mieli jeszcze dużo czasu ma rozmowy.
 
Sznycelek jest offline  
Stary 01-03-2014, 21:49   #44
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Żar w ognisku przygasł już jakiś czas temu i w prowizorycznej chatce szybko zrobiło się zimno. Krasnolud wydobył się z grubego koca. Mruknął coś pod nosem, na temat pomysłu by wyruszać tak wcześnie. Gdyby to wiedział, wziąłby ze sobą swój dobytek podróżny już wczoraj i przespałby się w karczmie w Visenie, albo gdziekolwiek indziej. Byle bliżej.
Na miejsce spotkania i tak przyszedł od strony Viseny, a nie Zewnętrznej Osady. Musiał uzupełnić ekwipunek kilkoma małymi rzeczami. Gdy zjawił się na miejscu docelowym, było już tam kilka osób. Swym przyszłym towarzyszom ukazał się dość pokaźnie obładowany bronią. Na plecach miał standardowo dwuręczny topór.


Do pasa przymocował dwa zdecydowanie mniejsze toporki. Prawdopodobnie przeznaczone do walki na odległość.


Za pasem, za plecami ukrył zwykły nóż, choć akurat ten, raczej nie służył do walki. Na swoje zwykłe ubranie włożył ćwiekowaną skórzaną zbroję.


Khogir skinieniem głowy przywitał obecnych. Przystanął niedaleko Yarkissa. Chwilę przelotnie obserwował każdego z zebranych, potem zamaszystym ruchem zdjął podróżną torbę z ramienia. Nurtowało go kilka pytań i miał zamiar zaraz je zadać.
 
Rewik jest offline  
Stary 02-03-2014, 09:44   #45
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Doba poprzednia

Przyjemnie chłodny wieczór ostudził nieco emocje, które podniosły łeb w chacie Devona i Shalamri. Kroczył znanymi sobie ścieżkami, co jakiś czas zerkając na wiernie towarzyszącego mu Grzywacza. Pojawienie się niespodziewanych gości pogrzebało okazje do dalszych wynurzeń i wyjaśnień, lecz w sumie było mu to na rękę. Gadanie o przeszłości, rozdrapywanie starych, dawno zabliźnionych ran i tego typu dyrdymały, nie należały do ulubionych zajęć druida.

O ile rany te już się zabliźniły.

Las nie zadawał niewygodnych pytań. Koił go swoimi nocnymi dźwiękami i osłaniał go gęstym listowiem, przed całym ciekawskim światem. Odnalazł sękaty dąb, skryty w głębszej partii dziczy. Modlił się do Sylvanusa
...o siłę
...niezłomność
i wytrwałość.
Każda z cnót była mu niezbędnie potrzebna w czekającej go wyprawie.

Wrócił do domostwa grubo po północy. Jak wcześniej, polecił Grzywaczowi by został na zewnątrz. Domownicy szykowali się do snu, z resztą on sam był wyczerpany wrażeniami i długim spacerem. Usnął na uszykowanym dla niego posłaniu niemal natychmiast.

Doba obecna

- Noż kurwa... - mruknął pod nosem, gdy usłyszał ile zajmuje fachowe posrebrzanie broni. Jak to mówią: musiał zdać się na instynkt.

Pojawił się o wskazanej przez Yarkissa porze. Stawiło się chyba nieco mniej osób, niż pierwotnie zgłaszających się w młynie. Gorące łby musiały ostygnąć przez noc, albo też rodzice gównażerii wybili swoim dziatkom podobne pomysły.

Druid powiódł wzrokiem po sprzęcie towarzyszy. Czy ktokolwiek z nich zdołał wyposażyć się w srebrną broń? Czy też może Edgar nieco panikował? W końcu wyruszają na spotkanie oszalałych z choroby potworów, których zwykła broń może co najwyżej intensywnie popieścić. Nie łatwo było zachować spokój.

- Ja i Grzywacz stawiamy się do wyprawy - zadeklarował, raczej pro forma.
Towarzyszący druidowi wilk kłapnął szczękami, w celu podkreślenia swojej obecności.
 

Ostatnio edytowane przez ObywatelGranit : 02-03-2014 o 09:47.
ObywatelGranit jest offline  
Stary 02-03-2014, 14:12   #46
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Podkład muzyczny

Łowca opuszczał rodzinny dom bez wyjaśnień gdzie się wybiera i tłumaczeń dlaczego. Uważał, że rozmowa z ojcem i tak nic pożytecznego nie przyniesie, więc postanowił ją pominąć. Nie widać było, żeby stary Peter szczególnie ucieszył się z powrotu syna, nie powinien zatem o świcie zamartwić się jego brakiem.
Tylko rudy stary kocur wylęgujący się na piecu spostrzegł wymykającego się z domu Yarkissa. Reszta domowników smacznie spała, pochrapując miarowo. Nie obudził ich ani przewrócony przez łowcę stołek, ani ujadające na zewnątrz psy.
„Że ich jeszcze nikt nie wyniósł razem z całym dobytkiem” - Yarkiss podrapał się po brodzie i zarzucił wyładowany do granic możliwości plecak na ramię. Upewniwszy się, że niczego nie zapomniał, ostrożnie zamknął za sobą skrzypiące drzwi.

Na dworze panował przyjemny chłodek, a na niebie nie było widać żadnej chmury. Tropiciel spojrzał w górę na rozgwieżdżony nieboskłon, ale gwiazd milczały. Nie potrafił z nich wyczytać, czy jeszcze tu wróci i co przyniesie najbliższa przyszłość? W bladym świetle księżyca ruszył na spotkanie z nieznanym.
Opuszczał osadę obładowany jak muł jeszcze przed pierwszym pijaniem kura. Mogło i powinno wydawać się to podejrzane, ale szczęśliwie udało mu się oddalić przez nikogo nie zauważonym. Gdy już znalazł się w bezpiecznej odległości od osady wrócił na dobrze sobie znaną ścieżkę prowadzącą ponad lasem.
Jeszcze kilka dekadni temu w czasie żniw od świtu kręcili się tu chłopi. Teraz nie było widać żywej duszy, nie licząc trzech zajęcy hasających po ściernisku. Yarkiss z trudem stłumił w sobie instynkt łowcy i zamiast chwycić po łuk, szedł dalej pewnym krokiem na wcześniej umówione miejsce spotkania.

Tak jak się spodziewał do wielkiego głazu na skraju pola Antona dotarł jako pierwszy. Nie pozostało mu nic innego jak poczekać cierpliwie na resztę śmiałków. Położył na ziemi plecak oraz zdjął z pleców solidną drewnianą tarczę, którą wymienił u kowala za krytą lampę. Uznał po doświadczeniach z ostatniej wyprawy, że dodatkowy pancerz nie zaszkodzi, a może nawet uratuję mu życie. Przeliczył także strzały w kołczanie, czy aby na pewno się zgadzają, a następnie wdrapał się na głaz. Stąd miał świetny punkt obserwacyjny na polną drogę, która jak spodziewał się przyjdą ochotnicy.

Pierwszym zjawił się pogwizdujący gnom ze swoją komiczną czapką, po której można było go poznać z kilometra. Wesołym tonem wypytywał o wilkołaki jak gdyby wybierali nie na spotkanie z groźnymi bestiami, tylko na jakieś grzybobranie. Łowca zastanawiał się, czy Brimbiusz udaje, czy rzeczywiście jest lekko szurnięty. Zresztą kto normalny wziąłby udział w tej wyprawie?

Po tym jak wszyscy się zebrali, najważniejsze rzeczy zostały obgadane i Melis odprawił swoją modlitwę. Mogli wyruszać. Yarkiss postanowił iść na czele grupy, forsując wysokie tempo marszu. Chciał już na początku oddzielić ziarno od plew i nadrobić trochę straconego czasu.
 
Lakatos jest offline  
Stary 02-03-2014, 22:01   #47
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Obudziły go promienie słońca przebijające się przez deski obory. Zdziwił się mocno, że udało mu się zasnąć będąc w tak beznadziejnym położeniu. Usiadł na ziemi, przetarł oczy i podrapał się po głowie. Nagle poczuł duży ból w barku, to był jednak głupi pomysł żeby próbować wyważyć te drzwi. Musiał trochę wysilić swój zapijaczony mózg i znaleźć lepszy sposób na wydostanie się z opresji. Kiedyś nie miałby problemu z ucieczką z takiego miejsca, co ten alkohol robi z ludźmi…

Powoli wstał z ziemi, otrzepał się z ziemi i innych brudów. Zaczął rozglądać się uważnie po całej oborze, głośno ziewając i masując obolały bark. Nic mu się nie chciało robić, był zmęczony, najchętniej położyłby się dalej i spał. Na szczęście szybko powróciła do jego umysłu wizja za mąż pójścia i Delamros szybko oprzytomniał.

Zaczął chodzić po całej oborze i szukać jakiś narzędzi. Straszny burdel panował w całym pomieszczeniu, ale w końcu udało mu się znaleźć całkiem porządne widły. Podszedł szybko do drzwi. Sprawdził czy trzonek zmieściłby się pod drzwiami. Niestety był za gruby, więc Delamros odłożył widły na bok, klęknął przed drzwiami i zaczął kopać niewielką dziurę pod drzwiami. Nagle przypomniał sobie, że jest nagi i żeby lepiej nie wypinać się w stronę wieprza, stwierdził, że dziura jest dostatecznie głęboka aby pomieścić trzonek. Podniósł widły, wsadził trzonek pod drzwi i z całej siły starał się je podważyć. Kosztowało go to mnóstwo wysiłku, ale w końcu udało mu się i drzwi ustąpiły. Delamros cały zasapany, uśmiechnął się szeroko. Otworzył po cichu drzwi i wyszedł na podwórko.

Okropne uczucie towarzyszyło mu w momencie opuszczenia ciepłej obory, delikatny powiew zimnego, porannego wiaterku sprawił, że cały się zatrząsnął. Było mu zimno, był zmęczony, bolał go bark, a teraz musi biec przez całą wioskę do swojego domu. Kiedy myślał, że już nic gorszego nie mogło mu się przytrafić, okazało się, że obora jest otoczona ostrokołem, ale przecież już nie z takich opresji wychodził cało. Lekko poharatany, trochę brudny, ale w końcu wolny. Udało mu się ominąć ostrokół tak, aby nie zahaczyć o niego ważnymi częściami ciała. Jeszcze na chwilę obejrzał się za siebie, czy nikt nie usłyszał ani nie zauważył, że udało mu się uciec, po czym zakrył swoje klejnoty rodowe dłońmi i ruszył przed siebie.

Słońce pięknie wschodziło na wioską, ale jemu i tak cały czas było zimno. Pierwsi mieszkańcy zaczęli wychodzić ze swoich domów. Gdy Delamros mijał dwie kobiety, jedną ręką zaczął drapać się po głowie, po czym uśmiechnął się w ich stronę i ukłonił nisko. Kiedy jednak zaczął wzbudzać dość spore zainteresowanie ludzi, stwierdził, że powinien dojść do domu jakimiś bocznymi drogami. Krył się za każdym krzakiem, starał się nie gorszyć starszych pań, które mijał, ale kiedy zaczął go gonić pies, Delamros przestał ukrywać cokolwiek i szybko ruszył biegiem w stronę domu.

Gdy stanął przed drzwiami domu, w którym wynajmował pokój na poddaszu głośno odetchnął z ulgą. Przeżył i cało wyszedł z kolejnej opresji. Będzie miał co wnukom opowiadać.

Dom należał do starszej pani, która zgodziła się za drobną opłatą wynajmować mu pokój po swoim synu. Bojąc się, że swym nagim ciałem, Delamros mógł spowodować zawał serca starowinki, Chorster delikatnie otworzył drzwi, na palcach przemknął po schodach na górę.

Wszedł do pokoju. Wszystko było na swoim miejscu, tak jak zostawił wczoraj albo kilka dni temu, nie pamiętał już od jakiego czasu pił. Posłane łóżko przyciągało go w sposób niewiarygodny. Marzył o tym, żeby położyć się pod ciepłą kołdrą i spać tak kilka dni. Niestety musiał szybko opuścić wioskę. Wyjął spod łóżka torbę ze wszystkimi swoimi rzeczami, z szafy wyciągnął swoje stare ubranie, przy łóżku stała misa ze starą wodą, niestety z zimną wodą, ale Delamros był tak zziębnięty, że go to zbytnio nie obchodziło więc umył się szybko, założył ubrania, przewiesił torbę przez ramię i ruszył w stronę miejsca zbiórki.
 
Morfik jest offline  
Stary 02-03-2014, 23:41   #48
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
Zaraz po zebraniu zielarka skierowała się w stronę domu Aldony. Jej uwagę przykuła „rozmowa” starego pijaczyny i krasnoluda z młyna. Udała, że nic nie widziała, jednak zwróciła na szczególną uwagę na urażonego mężczyznę. Zapamiętała jego twarz. Wiedziała, że niedługo to wykorzysta...

Po drodze zatrzymała się na chwilę przy stoiskach kupców z nadzieją, że pojawiło się coś nowego. Niestety druidka nie dostrzegła nic interesującego.

Mimo niechęci Eillif zmuszona była przejść obok jej dawnego domu. Co gorsza, na progu spotkała nową kobietę brata. Zielarka nie miała innego wyjścia niż przywitać się ze sztucznym uśmiechem i podpytać o zdrowie brata. Śliczna wybranka kowala nie grzeszyła inteligencją, więc zaczęła ze szczegółami opowiadać o wszystkich wydarzeniach z ostatnich dwóch dni. Eillif poczuła jednak coś na kształt dumy. Udało jej się oszukać te idiotkę, a to już jakiś początek.

***

Kiedy druidka spotkała Aldonę od razu przeszła do rzeczy.
- Aldono, dziękuje ci za wszystko, to wiele dla mnie znaczy, ale...
- Kiedy wyruszacie? Czy może brakuje ci pieniędzy na niezbędny ekwipunek?
- Och... - Eillif nie dała rady wykrztusić nic innego.
- Nie mów, że myślałaś, że stara Aldona jest taka głupia. To nie jest miejsce dla ciebie, nie czujesz się tu dobrze. Szanuję to. Poza tym myślisz, że przygarnęłabym cię i dbała do końca twojego, lub prędzej mojego życia? Miałam nadzieję, że wyruszysz. Jesteś dobra w tym co robisz, ale tu tylko się zmarnujesz.
Eillif stała jak wryta. Nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Nie chodziło nawet o gorzkie słowa jej terminatorki. Ktoś ją docenił...
Zdezorientowana dziewczyna zaczęła dukać coś na kształt podziękowań:
- Aldono, nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo mi przykro, że muszę...
- Daj spokój dziecino. Mnie nie nabierzesz. Musisz jeszcze poćwiczyć. A teraz idź się przygotuj. Powodzenia. Mam nadzieję, ze jeszcze kiedyś o tobie usłyszę. A na stole zostawiłam ci trochę pieniędzy. - Aldona uściskała swoją uczennicę.

***

Zielarka obudziła się bardzo wcześnie. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale ona była już gotowa do wymarszu. Przed wyjściem podeszła jeszcze do śpiącej Anny – córki Aldony i cichutko, aby nikt nie usłyszał włożyła mieszek z pieniędzmi od Aldony pod poduszkę jej córki.
Matka nie mogła powstrzymać uśmiechu, jednak Eillif nie mogła tego zobaczyć.
Przedostanie się poza mury Viseny okazało się bezproblemowe. Dziewczyna nie robiła tego pierwszy raz, ale miała nadzieję, że ostatni...

Thorbrand czekał na druidkę zaraz za murami. Dawano go nie widziała, ale wydawał się być wypoczęty, najedzony i co najważniejsze, gotowy do podróży.
~ Widzę, że radziłeś sobie wspaniale podczas „wygnania” przez Aldonę. Wybacz. Nie mogłam nic zrobić. ~ dziewczyna tłumaczyła się jastrzębiowi, jednak zdawała sobie sprawę, że to zbędne.
~ Chodź, pozbieramy jeszcze trochę ziół przed wyprawą.
Chowaniec nie odpowiadał. Zielarka zapomniała już, że przy nim nie musi udawać i starać się zachowywać się jak normalni ludzie. Thorbrand nie wymagał od niej tłumaczeń, przeprosin ani podziękowań. Za to była mu ogromnie wdzięczna.



***

- Witajcie. Nazywam się Eillif, a to Thorbrand. - Przedstawiła się i jastrzębia. - Wyruszamy z wami. Chociaż może powinnam powiedzieć, że to wy wyruszacie z nami, gdyż uczestniczyliśmy w poprzedniej wyprawie. - Najwyraźniej dziewczyna doszła do tego, ze wygaduje głupty, więc przerwała i dodała krótko:
-W każdym razie nie krępujcie się przychodzić do mnie z bólami. Jestem zielarką. Zawsze znajdę coś dla was.
 

Ostatnio edytowane przez Eillif : 02-03-2014 o 23:55.
Eillif jest offline  
Stary 02-03-2014, 23:50   #49
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Zed dotarł na miejsce spotkania jako jeden z ostatnich. Byłby wcześniej, ale jego uwagę przykuł niecodzienny widok. Nieczęsto widuje się golasów biegających rankiem po wiosce. W zamyśleniu łyknął z butelki raz drugi.
~Młodzi jak nie potrafią, to nie powinni pić – zawyrokował.

Od razu po przybyciu zwrócił na siebie uwagę dziwnym zwojem materiału we wściekle różowym kolorze zawiązanym pod brodą. Chwilę delektował się zdziwionymi spojrzeniami obecnych i zanim ktokolwiek zdołał powiedzieć coś na temat dziwnej ozdoby, zerwał ją teatralnym ruchem. Oczom zgromadzonych ukazała się rzecz zaskakująca – na suchej, jakby indyczej szyi zalśnił pas blachy zwiniętej na kształt ślimaka, z którego centrum wystawała głowa Zeda. Nie był to w żadnym wypadku element egzotycznej zbroi, raczej kilka warstw dość cienkiej blachy. Pełne politowania spojrzenia Zed odebrał jako zachwyt nad jego przebiegłością i kunsztem, bowiem wykonał tę rzecz sam.

-A co myśleliście, że pójdę z wami bez zabezpieczenia? Wiadomo, wilkołaki, psy i wilki jak atakują to gryzą w kark. Ja wtedy będę chroniony.

Zgrozę jaka zawisła w powietrzu odebrał tym razem jako przejaw zazdrości, co mile połechtało jego ego. W dobrym nastroju rozsiadł się wygodnie na swoim całkiem pokaźnych rozmiarów tobołku. Był tak zadowolony z siebie, że nawet dotrwał do końca modlitwy, bez głupich uwag i złośliwości – chrząkał tylko okrutnie, smarkał i roztaczał wokół woń alkoholu.
 

Ostatnio edytowane przez Paszczakor : 02-03-2014 o 23:53.
Paszczakor jest offline  
Stary 03-03-2014, 10:47   #50
 
Jerdas's Avatar
 
Reputacja: 1 Jerdas nie jest za bardzo znanyJerdas nie jest za bardzo znany
Solmyr nie wiedział co robić z czasem, który mu został. Nie chciał rozmawiać, nie chciał przebywać ze swoimi współtowarzyszami, którzy ku jego zdziwieniu mieli co robić.

Była jeszcze jedna rzecz, której Solmyr nie chciał. Nie chciał oglądać mieszkańców Viseny ani jej samej, nie wiedział skąd mu się to wzięło, ale czuł, że to nie najlepszy pomysł. Jednak miał mnóstwo czasu i coś powinien z tym czasem zrobić.

Coś w nim było kurewsko nie w porządku, tylko nie wiedział co. Był zły na siebie a jednocześnie siebie wielbił za to, że ma moc. Jego Pani się nie odzywała, a on sam nie mógł nabrać dystansu do świata i się uspokoić. Coś w jego głowie było drażniące jak kamyk w bucie tylko nie wiedział co.

Sigrid była głodna, on w sumie też. Wyruszyli do lasu, poszukać pożywienia. Kręcił się wraz ze swoją łasiczką po lesie, nie mógł znaleźć sobie miejsca wyczekiwał już godziny kiedy wreszcie wyruszą, kiedy ta nadeszła Solmyr śpiesznie ruszył do miejsca zbiórki.

Ku jemu zaskoczeniu wszyscy już czekali i mieli wyruszyć, oddalił się za bardzo, powinien bardziej się skupić. Spojrzał po wszystkich, skinął tylko głową. Łasica schowała się do plecaka. A on czekał aż ruszą. Kamyk nadal uwierał.
 
Jerdas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172