|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-06-2017, 08:01 | #161 |
Wiedźmin Właściwy Reputacja: 1 | - Wszystko się zgadza, że jestem paladynem, niestety na dziś wykorzystałem już wszystkie dostępne mi czary leczące. Jednak potrafię opatrywać i leczyć rany również w sposób standardowy czyli dla niewtajemniczonych przy pomocy opatrunków i dostępnych mi leków. - Spokojnym głosem powiedział Draugdin i bez większej już zwłoki wziął się za opatrywanie wszystkich rannych. Był pochłonięty tym co robił bez reszty. Jego mistrz i nauczyciel zawsze mu powtarzał, że skupienie na tym co się robi zapewnia przynajmniej połowę sukcesu. Dlatego też paladyn skoncentrowany na zabiegach leczniczych miał szczerą nadzieję, że inni podzielą się obowiązkami zabezpieczenia wioski i innymi tematami poruszonymi przez Kargara.
__________________ There can be only One Draugdin! We're fools to make war on our brothers in arms. |
07-06-2017, 08:30 | #162 |
Reputacja: 1 |
Widział krzątającą się kuchtę opatrującą rany Kargara - ten wielki łysy wojownik cały umazany był w krwi i posoce - jednak trzymał się na nogach i co najważniejsze przeżył. Ciekawe jak poszło reszcie jego towarzyszy. Po chwili wszedł wielki palladyn - zatem Dragudin też przeżył pomyślał. I ja też żyję - jak to się stało, sam się zastanawiał - podziękował w myślach swemu szcześciu. Myśli kłębiły mu się w głowie. Spróbował mówić: - dziękuję. Słysząc swe słowa ciągnął dalej: - Co się stało ? Długo byłem nieprzytomny? Czy wioska uratowana? Co z półelfami? Czy odparliście orków? |
08-06-2017, 00:13 | #163 |
Reputacja: 1 | Karczma “Stara Kuźnia” Theta kiwnęła głową na prośbę łysego najemnika,a gdy padło pytanie Kargara o zbadanie okolicy odpowiedziała mu rudowłosa kobieta stojąca na korytarzu. - Tak, jeden z chłopów jest na dachu karczmy Najemniku. Lada moment powinien tu być, ale jest noc i nie wiem czy coś uda mu się coś dostrzec. Szczęśliwie, nie strzelają już do nas z łuków. - Kargar zwrócił się do Segora mówiąc mu o walce i wozie i wierzchowcach. Kupiec słysząc wieści uderzył ze wściekłością pięścią w drewnianą framugę drzwi mówiąc gwałtownie, ale nadal dość cicho. - Co, i za to Ci płacę? Miałeś dbać o karawanę. A żebyś wiedział, że zapłacą. Te konie i tkaniny kosztowały majątek i mam nadzieje, że z dostanę z nawiązką złoto, za któe będę mógł pokryć moje straty. - kupiec spojrzał się na spoglądające na niego twarze osadników i nieco zmieszany odrzekł dobitnie do Kargara. - Załatw to. - wyszedł z komnaty kierując się do wynajmowanego przez siebie pokoju na końcu korytarza. Tej nocy już nie wchodził ze wynajmowanej komnaty. Paladyn wytłumaczył Thecie, że jego moce lecznicze są ograniczone. Kuchta przytaknęła na jego wyjaśnienia, jednak na jej twarzy widać było nieufność. Po tych słowach Smokowiec zaczął opatrywać rannych. Zbrojny robił to z wielkim kunsztem i dokładnością. Po pewnym czasie skierował się do pokoju, gdzie leżał Ivor. Mężczyzna odzyskał już przytomność i zaczął rozpytywać o to co się działo gdy on był nieprzytomny. Smokowiec odpowiedział mu o przebiegu walk, poległych i tajemniczym tunelu, przez który przedostała się część orków i goblinów. Osada Stara Kuźnia. Ocaleni zgromadzeni w karczmie zaczęli ostrożnie badać okolicę. Kilka kobiet z osady i Bree skierowało się do gaszenia stajni. Inni z rozpaczą zabierali ciała osadników, a później i truchła orków. Łowczyni, która miała już na tyle sił, aby móc ustać na nogach i naciągnąć cięciwę łuku wraz z rysiem i dwójką wieśniaków pilnowała wejścia do tunelu. Część z tych którzy przeżyli kręciło się koło palisady obserwując, czy nie dojdzie do kolejnego ataku. Na takim oczekiwaniu i smutku po stracie najbliższych upłynęła reszta nocy. Nie doszło już do ataku, a płonąca stajnia została ugaszona. 5 Eleint 1373 roku. Osada Stara Kuźnia W osadzie panowała cisza. Trójka osadników strzegła wejścia do tunelu. Dwójka chłopów stała obok kapliczki Talosa. W karczmie Liandon i Ivor odzyskali na tyle sił, aby móc poruszać się i utrzymać broń w ręku. Gdy niebo rozjaśniało się większość pozostałych przy życiu skierowała się do stajni. Dach budynku został niemal w całości wypalony przez ogień, a jedynie gdzieniegdzie pozostały resztki osmalonego gontu trzymającego się na nie strawionych przez ogień belkach. Wewnątrz budynku przy ciele zabitego, którego położenie nie zmieniło się od wczorajszej nocy ustawiła się grupka osadników i członków karawany. Bree stojąca obok Oghara i spoglądając, to na należącego do niej rumaka z podciętym gardłem, to na zabitego wieśniaka odrzekła ze smutkiem i zrezygnowaniem. - Co tu się stało. Co tu robi nędzarz? Pamiętam jak wczoraj z litości wręczyłam mu parę miedziaków. Czemu on tu zginął? Czemu moja biedna klacz leży tam zabita? Jak to się stało, że goblin, którego udało wam się schwytać uwolnił się z więzów? Na Tymorę, co ja teraz pocznę? - Duże oczy niziołczycy zaszkliły się od łez, gdy Jaśen przystąpił parę kroków bliżej ciała. Widać było, że każdy ruch sprawiał mu ból. Pod luźno założoną skórzaną tuniką można było dojrzeć szary opatrunek. Drwal odrzekł przyglądając się nieszczęśnikowi. - Cięcie w brzuch i szyję. Krótkie ostrze, chyba sztylet. Parszywy goblin. - Jeden z chłopów krzyknął w stronę Kargara. - To twoja wina. Źle go związałeś i się oswobodził. - Spokojnie. - odrzekł w odpowiedzi Borivik i podniósł do góry liny do wiązania. - Spójrzcie. - Tu wskazał na zakończenia noszące ślady cięcia. - No albo nasz zielony kolega miał przy sobie jakieś ostrze. A takowe chyba musiałby sobie wyczarować, albo, co bardziej pewnie ktoś mu musiał w ucieczce pomóc. - |
09-06-2017, 23:14 | #164 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 09-06-2017 o 23:17. |
12-06-2017, 07:12 | #165 |
Reputacja: 1 |
|
14-06-2017, 09:15 | #166 |
Wiedźmin Właściwy Reputacja: 1 | Draugdin był zmęczony walką i wydarzeniami minionych godzin jednak był zadowolony z faktu, że przetrwali, przeżyli w większości oraz, że odparli atak zielonoskórej bandy. Zadowolony był też ze swoich działań leczących oraz z opatrywania ran i otoczenia opieką rannych. Wiedział, że mógłby zrobić znacznie więcej, jednak to czego udało mu się dokonać było rezultatem jego zdaniem w miarę zadowalającym. Zmęczenie dopadało go co raz większymi falami. Potrzebował odpoczynku jak każdy w wiosce. Potrzebował odpoczynku chociażby po to żeby zregenerować swoje moce leczące. Potrzebował odpoczynku, jednak przemógł swoją słabość. Było jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Ranni byli już opatrzeni. Teraz trzeba było się zająć poległymi, a potem ciałami wrogów. Zauważył, że Kargar zajął się już przeszukiwaniem ich i zabezpieczaniem broni i jak przypuszczał innych cennych przedmiotów. Potem trzeba będzie zebrać zielonoskóre truchła w jednym miejscu, najlepiej przed wioską i spalić. Taki miał plan działa zanim przyjdzie chwila na odpoczynek. Nie można było zapomnieć, że to raczej na pewno nie koniec kłopotów i nie można było poczuć się zbyt bezpiecznie.
__________________ There can be only One Draugdin! We're fools to make war on our brothers in arms. |
17-06-2017, 01:14 | #167 |
Reputacja: 1 | Liadon otworzył oczy. Widok poczerniałego sufitu go uspokoił. W końcu niezależnie od bóstwa w które się wierzy, to po śmierci ujrzałby zupełnie inny widok. Dużo jaśniejszy zapewne i bardziej kiczowaty. W pomieszczeniu nie wszystko dało się dojrzeć od razu. Wzrok musiał przywyknąć do półmroku. Dookoła jeszcze kilka osób jęczyło. Sam pewnie dołączyłby do tego chóru głosów, ale obawiał się że w jego przypadku zakończyłoby się to znacznie gorzej. Bok dalej piekł po niedawnej obecności drzewca. Głowa też pulsowała tempym bólem. Do tego nakładał się jeszcze zimny lód w żołądku i odrętwienia spowodowane odleżynami. Bez wątpienia jednak żył. Jego towarzysze odparli więc najazd. Ciekawe ile czasu minęło? Podniósł się ostrożnie i szybko pożałował decyzji. Pokój zawirował mu przed oczami, a do gardła podeszła by pewnie treść żołądka, gdyby ten nie warczał domagając się jadła. Te uczucia, w porównaniu do ran, nie były dla niego nietypowym odczuciem. Powtarzały się często gdy ujawniał się jego dar. Gdy ten DRUGI przejmował kontrolę. Wzdrygnął się mimo woli. Nie dlatego, że jego wola ponownie okazała się za słaba. Zareagował tak bo wiedział, że gdyby nie ON to nie byłoby go już wśród żywych. Postanowił sprawdzić swoją wytrzymałość. Podniósł się ostrożnie i udał do drzwi wyglądając na korytarz. Każda z tych czynności była gęsto przeplatana długimi przerwami na zebranie sił. W głównej sieni sytuacja nie wyglądała dużo lepiej. Chyba nie było osób, które nie ucierpiały w ataku. Na pewno nie pośród walczących chłopów. Swoich towarzyszy nigdzie nie mógł dostrzec. Podszedł do kontuaru patrząc w przerażone oczy Thety i rudowłosej. Uspokoił je gestem i oparł się ciężko o kontuar. Poprosił o wodę. - Żyj, żeby umrzeć innego dnia - zaczął z krzywym uśmiechem chcąc rozładować atmosferę. Nie czuł się z tym najpewniej zwłaszcza że był świadkiem jak umierał krasnolud. - Gdzie są moi towarzysze, Ivor, Kargar i Randal? Chciałbym im podziękować za uratowanie życia. Żart półelfa nie pomógł. Gruba Theta, której policzki były czerwone od płaczu zgromiła wzrokiem mówiąc. - Randal? To ten drugi półelf, który przybył z wami? Nie żyje, zginął jak wielu wczoraj w nocy. Zginął jak Adryk. Nasz Adryk. - ostatnie słowa tak ją wzruszyły, że zaczęła płakać. Złapała za chusteczkę leżącą na blacie i zaczęła powoli ocierać łzy. Rudowłosa zachowała więcej zimnej krwi i podała Liandonowi gliniany kubek z wodą. - Niemal wszyscy udali się do stajni. - odrzekła spokojnie kładąc pojemnik przed mężczyzną. Liadon zasępił się widząc, że straty są znacznie większe i zdecydowanie za świeże by o nich rozmawiać. Wpatrywał się tępo w kubek zbierając myśli. Adryk i Randal nie żyją. Zapewne straty były znacznie większe dla tej wioski. Jego interesował teraz jedynie los Randala. Nie tylko dlatego, że wymagał pochówku. Myślał, że pomoże mu w odkryciu źródeł jego własnego przekleństwa. Teraz nadzieja umarła. Podniósł kubek do ust i powiedział przytłumionym głosem: - Chwała poległym - zmówił toast i wychylił wodę jednym haustem. Odstawił delikatnie naczynie, spoglądając na rudowłosą z którą wieczór wcześniej rozmawiał. - Przepraszam za to co powiedziałem. Nie jestem wojownikiem, śmierć towarzyszy to dla mnie nowość. Kobieta odwzajemniła spojrzenie mówiąc. - Uważam, że dla każdego śmierć bliskiej osoby to tragedia, bez względu czy trudi się walką czy pracą w gospodzie. - Theta wtrąciła się z nutą złości w głosie. - Nie bądź naiwna. W Krainach jest wielu łotów bez serca, dla których zabić to jak splunąć. - Pół-elf spojrzał w kierunku kobiety. Jego wzrok był zimny. - Są też ludzie za którymi śmierć idzie krok w krok, czy tego chcą czy nie - odparł beznamiętnie po czym odstawił kubek, uważając by nie zdradzić drżenie dłoni. Nie patrzył już na kobiety. - Dziękuje za wodę. Podniósł się ostrożnie i kuśtykając ruszył w kierunku drzwi. Potrzebował powietrza. Po słowach Liandona na twarzy Thety zagościł dreszcz strachu. Kuchta chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili “ugryzła się w język”. Róża zaś skłoniła się na podziękowanie półelfa pytając. - Dokąd idziesz półelfie? - - Muszę się przewietrzyć. Ale wiecie gdzie mnie w razie czego znaleźć… - zatrzymał się na chwilę jakby się nad czymś zastanawiając. - Właściwie to nigdy nie zdradziłaś mi swojego imienia. - Róża. - odrzekła z zalotnym uśmiechem rudowłosa. - Piękne - odparł półelf siląc się na najmilszy uśmiech jaki znał. “ I dziwnie nie pasujące do tych paskudnych czasów” - dodał już w myślach. - Do mnie możesz się zwracać Liadon, piękny kwiecie - odparł pochylając się w pół ukłonie. Na więcej go nie było stać. - Żałuje, że nie spotkaliśmy się w lepszy czas. A teraz panie wybaczcie. Muszę odnaleźć moich współtowarzyszy. *** Na zewnątrz uderzył bo blask słońca. Świat znowu zawirował i gdyby nie ściana gospody to zapewne wyrżnął by o ziemię jak długi. Podpierając się o nią udał się za róg budynku, jak najdalej od tunelu którym przybyły do wnętrza orki. Nagły spazm zgiął go w pół. W ustach poczuł kwaśny smak. Zwymiotował wodą, a po chwili żółcią. Splunął na ziemię oddychając ciężko. Kolana uginały się pod nim jak źdźbła pod uderzeniami wiatru ale wrócił przed wejście gdzie zwalił się ciężko na ganek. Przysłonił sobie oczy ręką i zerknął w kierunku Słonca. Ognista kula jak gdyby nigdy nic zwiastowała kolejny słoneczny dzień. " Bogowie, czemu to ciągle mi się przydarza?"
__________________ you will never walk alone Ostatnio edytowane przez Noraku : 23-06-2017 o 12:11. |
26-06-2017, 14:50 | #168 |
Reputacja: 1 | Spalona Stajnia. Jaśen słysząc groźby Kargara pod adresem niewdzięcznego chłopa oraz słowa Ivora odrzekł. - Najemnicy mają rację. Jakby nie on i reszta podróżników, to ty cherlaku gniłbyś teraz na ziemi, a wrony darłby z Ciebie pasy. - W tym momencie włączył się Borivik, który uśmiechnął się szelmowsko na podziękowania od byłego żołnierza mówiąc. - To interesy Ivorze. Zatrudniłem Ciebie jako ochroniarza i razem z tobą mam większe szanse na przeżycie. Prosta matematyka. A za ten napar Ci potrącę z wypłaty. - Kupiec spojrzał w stronę Kargara ciągnąć dalej. - Tak. Zginął z nabalnalniejszcego i najpowszechniejszego powodów z jakego można zginąć w krainach. Pieniędzy. Pech chciał, że goblin nie był zaufanym partnerem handlowym i po uwolnieniu zasztyletował naszego nieszczęśnika. A co do koni, to mam nadzieję, że te dwa wierzchowce, które należą do was. - Tu spojrzał na chłopów. - Zostaną nam użyczone, aby ktoś dojechał do Sundabaru i wykupił potrzebne dla nas konie. - Tak jest. - dodał Sagor. Chłopi na te słowa pokiwali niepewnie głowami. Osada Stara Kuźnia (Kargar) Kargar skierował się domostwa myśliwych, gdzie ułożono oręż i uzbrojenie zdjęte z orków oraz poległych osadników w nocy. Pośród rzędu zwykłych włóczni, toporów i mieczy dostrzegł położny na blacie stołu obok wejścia do chaty niewielki sztylet o pięknej rękojeści zrobionej z turkusu i utwardzonej w żywicy o wspaniałym połysku, którym chwalił się przed walką Adryk. Obok leżała kolczuga krasnoluda. Przy drzwiach znajdował się wielki miecz wodza zabitego przez Oghara. Ogień, którym płonął zgasł chwilę po walce. Uwagę najemnika zwracała też kościana włócznia jednego z chorążych, prymitywny pancerz watażki i sękaty kostur Jazzika. Osada Stara Kuźnia (Ivor) Najemnik ostrożnie wspiął się na wóz. Spojrzał na trakt. Na drodze nie było nikogo. Odwrócił się, aby zobaczyć co się dzieje w pozostałych kierunkach i także nie dostrzegł niczego podejrzanego, nie było śladu po goblinach, a jedynie kamienie i wielkie głazy wyłaniające się z ziemi, krótko rosnącą trawę, gdzieniegdzie kępy drzew oraz gęsty las ciągnący się na północy. Osada Stara Kuźnia (Liandon) Półelf rozejrzał się po osadzie. Na północy zauważył łowczynie z dwójką chłopów strzegących wejścia do tunelu, a na wschodzie znajomego łysego najemnika, który przyglądał się uważnie broni i pancerzom, leżącym lub opartymi o ściany drewnianego domostwa znajdującego się tuż za łaźnią sąsiadującą z karczmą. Osada Stara Kuźnia (Draugdin) Smokowiec wyszedł bez słowa ze stajni i skierował się w kierunku kapliczki Talosa. Tam leżały truchła zielonoskórych. Paladyn wiedział, że polegli osadnicy zostali w nocy położeni w dwóch domach sąsiadujących ze stajnią, zaś łupy i broń ułożono obok budynku myśliwego, gdzie w tym momencie stał łysy wojownik. Co prawda gdzieniegdzie ułożone były sterty pniaków do spalania w kominkach i ogrzania siedzib oraz nieużyte deski do budowy domostwa i zagrody, to mimo to nie wystarczyłoby to na zrobienie stosu, w którym można by było spalić zabitych wrogów. Trzeba by było udać się do lasu. Łupy Ostatnio edytowane przez eugenes : 01-07-2017 o 15:15. |
30-06-2017, 01:02 | #169 |
Reputacja: 1 | Spokój wioski był pozorny. W powietrzu wyczuwało się napięcie. Nawet zwierzęta były cichsze niż zwykle, o ile jakiekolwiek zwierzęta przeżyły zeszło nocną napaść. Liadon zebrał się w sobie do kolejnego nadludzkiego wysiłku i powoli ruszył, po uprzednim doprowadzeniu się do jako, takiego porządku, w kierunku Kargara. Łysy najemnik wyglądał na lekko roztrzęsionego. Stanął obok niego. Jego oddech był ciężki. - Chyba wdzięczny jestem ci podziękowanie, najemniku – zaczął spokojnym głosem. – Gdyby nie przybycie twoje i reszty towarzyszy została by ze mnie i Ivora mokra plama. Dziękuje. Półelf przeleciał wzrokiem po ułożonej wzdłuż ściany broni. Coś przykuło jego uwagę. Uklęknął przy zebranych łupach. Jego ręka na chwilę zawahała się nad kijem, ale w końcu sięgnęła po leżącą niedaleko kuszę. Była lekko obtłuczona, ale wyglądała na sprawna. - To chyba moje – sapnął pod nosem z poczuciem ulgi. Była to w końcu jego jedyna porządna broń.
__________________ you will never walk alone |
30-06-2017, 08:21 | #170 |
Reputacja: 1 | Kargar zamyślony oglądał przedmioty, oceniając co może być najbardziej cenne i użyteczne. Pozwolił Liadonowi wziąć kuszę, sam zdecydował się wziąć świetnie wykonaną orkową włócznię. Sztylet z turkusową rękojeścią schował w celu przekazania go szefowi. Podział łupu poprawił nieco jego nastrój. Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 30-06-2017 o 08:28. |
| |