Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-08-2007, 23:27   #161
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Elf z patrzył jak czarny kot gnoma rozsiada się na kolanach. Jego wyczulone zmysły podpowiadały mu, że to stworzenie niesie ze sobą iskierkę magii, niedostępna innym przedstawicielom gatunku. "Może on czuje jego zmysłami? Może istnieje między nimi połączenie empatyczne, jak w przypadku druidów?" - pomyślał wojownik, patrząc ukradkowo na ślepca.

Almirith przysłuchiwał się rozmową towarzyszy, spoglądając od czasu do czasu na swoją przyjaciółkę. Skosztował pieczeni, przyniesionej przez karczmarza i trochę wina, które tak właściwie w jego ojczyźnie uznano by za najgorsze gatunkowo. Musiał przyznać, że to był prawdziwy paradoks: delikatny smak pieczeni tłumiony przez gorycz i cierpkość kiepskiego piwa. Nie była to jednak wielka niedogodność po tylu dobach bez porządnego posiłku i myśl ta już nie zaprzątała umysłu elfa.

Nowi towarzysze zaczęli się po kolei przedstawiać, kiedy Crois skończył, wojownik pomyślał, że nadeszła jego kolej. Spokojnym głosem zaczął prezentację swojej osoby: - Imię me Almirith, pochodzę z pięknej ojczyzny elfów - Evermeet. Służyć wam mogę mieczem i poświęceniem godnym Srebrnego Lwa. Nie wiem jak się znalazłem w rękach naszego prześladowcy, ale wiem jedno, że gdy stanie przed nami pokosztuje stali moich kling.

Kiedy skończył kątem oka zauważył, jak obserwowany przez Sae chudzielec udaje się do swojego pokoju. Za nim jak niewidzialny szpieg podążył kot Leariona. Gdy podejrzanego nie było już na horyzoncie, elf powiedział do Maygara: - Rogaczu, myślę, że nadeszła odpowiednia chwila byś wykorzystał swoją najlepszą broń -wygląd - zażartował elf. - Dopilnuj by nie uciekł drzwiami, a ja zajmę się oknem. Czy jeszcze jest ktoś chętny do pomocy?

Dostrzegł znaczące spojrzenie Croisa, który wstał i powiedział: - Chętnie pomogę Ci przy oknie. Elf przez chwilę, mierzył wzrokiem postać człowieka, oceniając jego przydatność do tej misji, wynik prezentacji był raczej pozytywny, bo elf z zadowoleniem skinął twierdząco głową.

Elf, człowiek i półczart ruszyli ramię w ramię wykonać plan.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 29-08-2007 o 14:06.
merill jest offline  
Stary 29-08-2007, 17:13   #162
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany



Azyl
”Zając i Smok”

- Airuinath, pomogłabyś mi odszukać Fialara? Nie słyszę go, obawiam się więc, że gdzieś odszedł.
- Oczywiście. Na pewno nie odszedł daleko.


Airuinath poczekała aż Learion dokończy swoją wypowiedź, poczym delikatnie ujęła go za rękę i odprowadziła od reszty towarzyszy. Chyba żaden z gości nie przejął się tą dwójką, widać wymówka polegająca na szukaniu kota była wystarczająca, żeby odwrócić uwagę ewentualnych szpiegów.

Ledwo Learion i Airuinath oddalili się poza zasięg słuchu, gnom wyszeptał towarzyszce swoje podejrzenia. Mówił tak cicho, że nie był nawet pewien czy kobieta go słyszy, jednak nie odważyłby się odezwać głośniej. Nikt nie mógł wiedzieć ile ciekawskich uszu nasłuchuje teraz i stara się wyłapać jakieś informacje.

Uścisk dłoni Airuinath stał się mocniejszy, może był to znak, że kobieta słyszała słowa Leariona... A może nawet ona uwierzył, że gnom martwi się o Fialara i tym mocniejszym uściskiem dłoni chciała dodać sił Learionowi? Zanim gnom mógł się domyślić znaczenia gestu, Airuinath puściła jego dłoń. Learion wyraźnie słyszał jej kroki, jak odsuwa się od niego i idzie... do karczmarza?

- Przepraszam gospodarzu. Mojemu towarzyszowi uciekł kot... Czy przypadkiem nie widziałeś gdzieś tego zwierzaka panie? Ten urwis zawsze gdzieś ucieka.
- Ahh... tak, chyba widziałem go na schodach. Może poszedł na górę? Na szczęście strych jest zamknięty, wiec tam na pewno się nie dostanie. Mógłbym pomóc w jego poszukiwaniu?
- Bardzo panu dziękuje, jednak chyba sobie poradzimy. Ten zwierzak jest trochę nieufny wobec obcych i mógłby się spłoszyć. A tak przy okazji... pyszne potrawy, dawno nie miałam czegoś takiego w ustach.
- Dziękuje szlachetna pani. Ja i moje córki zawsze się staramy, żeby nasze dania były najlepszej jakości.


Airuinath obdarzyła karczmarza lekkim uśmiechem, poczym wróciła do Leariona. Gnom znowu poczuł jak kobieta delikatnie ujmuje go za dłoń i prowadzi obok siebie. Para przeszła ledwo kilka kroków, gdy do uszu gnoma dotarł głos przewodniczki- „Uwaga na stopień.”- i tak właśnie Learion rozpoczął wspinaczkę po schodach.

***

Azyl
”Uliczka”

”Kwiaciarka z pogodnym uśmiechem na twarzy szła w kierunku ”Zająca i Smoka”. Pogoda dopisywała i niebo było jasne i czyste... jak prawie zawsze w Azylu. Już od dawna nie było porządnej burzy, która dokonałaby jakiś zniszczeń. Kobieta miała dość tego przeklętego miasta i jego ścisłego porządku i praw. Ktokolwiek stworzył to miejsce starał się je uczynić idealnym... ale na szczęście nie udało mu się to.

Drobna, delikatna dłoń kwiaciarki powędrowała do kosza kwiatów. Przyjemny chłód ostrza, które tam ukryła, był dla niej jak dotyk najwspanialszego kochanka. Tak, ten dzień zapowiadał się cudownie. Kwiaciarka miała przed sobą perspektywę morderstwa... i to nie jednego, a ośmiu. A w tym dwie kobiety... może jeśli sprzyjałoby jej szczęście, trochę by się z nimi zabawiła przed poderznięciem im gardeł.

Przed oczami kwiaciarki stanął cudowny widok. Siedem martwych osób leżących w ciemnej, zapomnianej uliczce. Wszystkie siedem z poderżniętymi gardłami i przerażeniem wymalowanym na twarzach. A ona stała pośród nich i wpatrywała się w ostatnią ofiarę. Niziołka siedziała oparta o jedną ze ścian domu. W jej oczach zbierają się łzy, gdy patrzy na swoich martwych towarzyszy i wie, że zaraz do nich dołączy. Dłonie ma zaciśnięte na smyczku i skrzypcach... I wtedy kwiaciarka zmusi niziołkę żeby zagrała... zagrała śmierć towarzyszy, ostatnie iskierki życia uciekające z ich oczu, ich ostatnie oddechy, strach... Tak, to była wspaniała muzyka i kwiaciarka wsłuchiwała się w nią, gdy jej sztylet rozcinał gardło skrzypaczki. A później już tylko patrzyła jak krew spływa na struny i smyczek... Patrzyła jak umiera niziołka i jej muzyka.

Kwiaciarka zatrzymała się na skrzyżowaniu uliczki i ruchliwej drogi. Pomimo tłumu kobieta mogła dostrzec wejście do karczmy i szyld tuż ponad drzwiami. A wiec dotarła na miejsce...”


***

Po odejściu Learion i Airuinath, pozostałe osoby, które zostały przy stole, zastanawiały się co robić dalej. Sae nie była do końca pewna, czy ten gnom i kobieta, która podawała się za Sidero, postąpili rozsądnie. „Chudzielec” był bardzo ostrożny i będzie trudno go podejść. Jednak pomimo swoich obaw skrzypaczka nie zareagowała na odejście tamtej dwójki od stołu. Niziołka wolała czekać na dalszy rozwój wydarzeń.

Harpo prezentował podobne podejście do sprawy co Sae. Spokojnie siedząc za stołem, dyskretnie odprowadził spojrzeniem Leariona i Airuinath. Rudy gnom wiedział, że trzeba schwytać „chudzielca”, jednak postanowił pozostawić to w rękach towarzyszy. Samemu czekał i obserwował, gotowy na wypadek gdyby podejrzany próbowałby się wymknąć.

Zupełnie inne plany miała pozostała trójka. Almirith, Crois i Magyar, po krótkiej rozmowie i dyskretnej wymianie spojrzeń, wstali od stołu. Jednak zanim zdążyli zabrać się do wykonywania swojego planu, tuż obok nich zjawił się karczmarz.

- Panowie, czy coś nie tak z potrawami? Za mało przypraw? A może mięsiwo źle upieczone? Czegoś...

Jedno spojrzenie półczarta sprawiło, że karczmarz powstrzymał się od zadawania dalszych pytań. Teraz już trójka towarzyszy nie miała szans na przeprowadzenie swojego planu w sposób dyskretny- paplanina karczmarza przyciągnęła uwagę nielicznych gości. Lekko poirytowany Almirith zastanawiała się nad jakąś wymówką, choć wiedział, że już nie uda się wyjść z sali bez przyciągania uwagi.

***

Azyl
”Uliczka”

”Kwiaciarka postąpił krok w stronę karczmy, poczym zatrzymała się obserwując tłum. Coś było bardzo nie tak... Po krótkiej obserwacji, kobieta dostrzegła obiekt, który był źródłem jej niepokoju. Pośpiesznie cofnęła się w cień alejki i obserwowała zbliżającą się postać.

- Opiekunka?!

Wyszeptała sama do siebie, patrząc jak istota wkracza do gospody.”


***

Azyl
”Zając i Smok”

Nagle oczy wszystkich gości i karczmarza skierowały się na wejście do gospody. W głównej sali zapanowała cisza i właśnie to sprawiło, że pełni obaw „szlachcie” spojrzeli na drzwi. U progu pomieszczenia stała dziwna istota. Wyglądem przypominała ludzką kobietę, bardzo smukłą i wysoką. Jej strój był prawie identyczny jak ten noszony przez arystokratyczne damy, a jedyną różnicą był długi płaszcz, który Opiekunka miała zarzucony na ramiona.

Jedynym śladem nienaturalnego pochodzenia istoty była jej głowa, jedyny odsłonięty fragment ciała. Całkowicie gładka, pozbawiona choćby jednego włoska, o nienaturalnej ciemnej, szarej barwie, wyraźnie wyróżniała istotę z pośród gości karczmy. Twarz „kobiety” miała wygląd jakby jakiś rzeźbiarz nigdy nie dokończył swojej pracy. Istota zdawała się nie mieć oczu, choć widać na ich miejscu jakby zamknięte powieki. Nos wyglądał prawie normalnie, tylko ktoś kto go „ulepił” zapomniał zrobić w nim dwie dziurki, jakie zazwyczaj mają ludzie. Na głowie istoty próżno było szukać uszu, a usta wyglądały jak dwa, łączące się zgrubienia na gładkiej skórze.

Szara twarz wydawała się całkowicie nieruchoma, jakby pod skórą nie było żadnych mięśni, które mogłyby nadać jej jakąś mimikę. Po krótkiej chwili konsternacji, goście karczmy, ku znacznemu zdziwieniu bohaterów, zaczęli wyjmować na stoły wszystko co tylko mieli w sakiewkach. Nawet karczmarz pośpieszył do drzwi od zaplecza, żeby otworzyć je przed dziwną istotą.

Almirith, Crois i Magyar również wyrwali się ze wstępnego osłupienia i postanowili skorzystać z okazji. Dwaj pierwsi wyślizgnęli się przez drzwi na ulice, a półczart udał się schodami na górę. Elf i człowiek już dawno doszli do tego, że pokój chudzielca znajduje się od podwórza, a jedynym sposobem, żeby się tam dostać bez wyważania tylnych drzwi karczmy, było okrążenie budynku i przejście przez ciasną uliczkę.

***

W czasie gdy dziwna istota wchodziła do karczmy i siała popłoch wśród jej gości, Learion i Airuinath byli już na górze. Przez ociąganie kobiety i jej rozmowę z karczmarzem, dwójka „szpiegów” straciła na czasie. Gdy weszli po schodach, do uszu gnoma dotarł dźwięk zamykanego zamka, a zaraz potem przytłumione kroki. Widać „chudzielec” zdążył dostać się do swojego pokoju i zamknął się na klucz.

Działanie Airuinath nie były aż tak nieodpowiednie, jakby się wydawało na pierwszy rzut oka. Ani ona, ani Learion nie mogli wcześniej rzucić czaru niewidzialności, ponieważ dostrzegliby ich goście karczmy, lub podejrzany człowiek. Teraz jednak nikt ich nie widział, a w dodatku „chudzielec” nawet nie podejrzewał, że ktoś za nim szedł. W swoim pokoju, zamkniętym na klucz, musiał czuć się znacznie pewniej.

Najciszej jak tylko potrafili, Airuinath i Learion zbliżyli się do interesujących ich drzwi. Gnom nawet nie musiał się wysilać, żeby usłyszeć dochodzący ze środka głos.

-... miałeś ich wykończyć. Płace ci i oczekuje efektów, a tu co? Oni znowu tu są! Natychmiast przyślij tu swoich ludzi, albo powiem gildii o wszystkich twoich nielegalnych interesach.

W czasie, gdy Learion nasłuchiwał rozmowy, Airuinath zaczęła grzebać w zamku. Cichy chrobot przyciągnął uwagę gnoma, jednak odgłos wydawał się zbyt cichy, żeby zaalarmować „chudzielca”. Gnom był trochę zaskoczony, że kobieta nie wykorzystała magii, ani nie rzuciła jeszcze czaru niewidzialności. Na wszelki wypadek Learion postanowił się upewnić, że Airuinath zna odpowiednie zaklęcia. Delikatnie, z lekkim problem wywołanym ślepotą, gnom położył przyjaciółce dłoń na ramię i odciągnął od drzwi.

- Już prawie je otworzyłam... Co się stało?
- Musimy się ukryć, może jakieś zaklęcie niewidzialności pomoże?
- Learionie nie możemy używać magii. Nie pamiętasz co mówił karczmarz. Kolegia sprawnie chwytają magów, którzy nie są zarejestrowani w jednej z organizacji i albo ich zmuszają do współpracy albo odbierają im moc. Nie chciałabym stracić swojej magii.
- Racja, ale w takim razie, jak go obezwładnimy?


***

Gdy Learion i Airuinath myśleli jak dostać się do komnaty „chudzielca” bez wykorzystania magii, na dole rozgrywały się dziwne sceny. Istota, która właśnie weszła do karczmy, chodziła od stołu do stołu. Za każdym razem sytuacja wyglądała niemal identycznie. Tajemnicza kobieta patrzyła na rzeczy rozłożone na drewnianych blatach, później zdawała się przyglądać ich właścicielom, a następnie szła dalej.

W końcu kobieta zbliżyła się do stołu podróżników. „Spojrzenie” jej zamkniętych oczu skierowało się wpierw na Harpo, później na Sae. Po tej krótkiej obserwacji, istota pochyliła się i sięgnęła po tobołek rudego gnoma. Harpo nie wiedział kim jest ta istota, ale skoro wszyscy pozwalali na to przeszukanie, a karczmarz wpuścił ją nawet na zaplecze, gnom postanowił nie reagować.

Pozbawiona twarzy kobieta przebadała tobołek Harpo, później sprawdziła również plecak Saenny. Wyglądało na to, że przeszukanie wypadło pomyślnie, ale pomimo to istota nie odeszła. Jej dłoń, okryta rękawiczką, wskazała na puste siedzenia, a później na stojące przed nimi nakrycia z niedokończonym jedzeniem. Nie było żadnych wątpliwości, że kobieta chce wiedzieć gdzie jest reszta grupy.

***

Azyl
”Uliczka”

W tym czasie Almirith i Crois właśnie skręcali za róg i wkraczali w wąską alejkę, która ich zdaniem miała prowadzić na podwórze karczmy. Żaden z nich nie zauważył kwiaciarki, która przeciskała się przez tłum idąc w ich kierunku. Nie mogli wiedzieć, że są obserwowani i że są celem dla mordercy... i to piekielnie skutecznego mordercy.

Obaj mężczyźni weszli w długą, ciemną alejkę, na wszelki wypadek trzymając dłonie na broniach. Taka uliczka jak ta była idealnym miejscem na zasadzkę, a stroje obu podróżników sprawiały, że wydawali się wręcz idealnymi celami. Ledwo mężczyźni przeszli parę kroków, gdy wydarzyło się coś dziwnego.

Tuż przed nimi, jakby znikąd pokazały się dwie sylwetki. Zarówno Almirith jak i Crois rozpoznali kwiaciarkę stojącą jakieś trzy metry od nich. Jej twarz wykrzywiona była w drwiącym uśmiechu, a w dłoni lśnił nóż. Jakiś metr przed nią stała kolejna osoba, odwrócona przodem do kwiaciarki, odziana w długie, srebrne szaty.

Cała scena mignęła przed oczami obu wojowników i tak samo jak znikąd się pokazała, tak też znikła. Obaj mężczyźni z niedowierzaniem patrzyli na to dziwne wydarzenie. Człowiek i elf spojrzeli sobie nawzajem w oczy, zupełnie jakby chcieli się upewnić, że ten drugi też to widział. W końcu jednak ruszyli do przodu jeszcze bardziej ostrożni niż wcześniej. Pomimo to, żaden z nich nie dostrzegł kosza pełnego kwiatów, który leżał parę kroków dalej.

Po przejściu kilku metrów obaj znaleźli się na niewielkiej pustej przestrzeni, ze wszystkich stron ograniczonej przez ściany domów. Nad ich głowami widać było okna, wszystkie zamknięte.

***

Azyl
”Zając i Smok”

Learion i Airuinath stali zaledwie dwa, może trzy metry od celu. Był to tylko parę metrów, ale nie mogli ich pokonać. Sytuacja wydawała się beznadziejna. Owszem, mogli otworzyć drzwi, dzięki pewnym złodziejskim talentom, ale co z tego? Równie dobrze mogliby zapukać i grzecznie poprosić, żeby mężczyzna wpuścił ich do środka i odpowiedział na kilka pytań. Efekt byłyby ten sam.

Wydawało się, że pokonani wrócą z powrotem na dół i przyznają się towarzyszą, że ponieśli porażkę. Airuinath delikatnie ujęła dłoń Learion i ruszyła w kierunku schodów. Właśnie w tym momencie, gdy gnom wykonał pierwszy krok, do jego uszu dotarł upragniony dźwięk. Odgłos otwieranego zamka i skrzypnięcie uchylanych drzwi. Airuinath też musiała to usłyszeć.

- Drzwi... one są otwarte.

Błyskawicznie Airuinath pociągnęła towarzysza do pokoju, mając nadzieje, że „chudzielec” wciąż tam jest i nie zdołał uciec. Ledwo Learion zdołał przekroczyć próg pomieszczenia, a przed jego oczami pokazał się obraz. Dostrzegł siebie samego, stojącego tuż przed wejściem i ściskającego dłoń Pocieszycielki. Obraz dość dziwnie, na zmianę lekko unosił się i opadał... dopiero gdy Learion usłyszał równy oddech śpiącego, zrozumiał dlaczego ta wizja tak dziwnie wygląda.

„Chudzielec” leżał na łóżku, a na jego brzuchu stał czarny kot. Przenikliwe oczy wpatrywały się w Leariona i Airuinath, zupełnie jakby zwierzak na coś czekał. Pomiędzy łapami Fialara spoczywała figurka motyla, jednak bez trudu można było dostrzec, że nie jest to ten sam, który Learion widział u „chudzielca” wcześniej. Wiadomość została przekazana... pytanie tylko jaka i do kogo...

Gdy Leariona i Airuinath patrzyli na „chudzielca” schwytanego przez Fialara, na schodach rozległo się skrzypienie. Gnom pośpiesznie zamknął drzwi, nie świadomy, że to tylko Magyar wspina się na górę po schodach.

- Fialar... ale jak on...?

Airuinath wyraźnie była zaskoczona całą tą sytuacją.

***

Azyl
”Uliczka”

”Kwiaciarka weszła w niewielką uliczkę niedługo po swoich ofiarach. Spojrzenie jej magicznie usprawnionych oczu bez trudu przebijało panujący tu półmrok. Kobieta wyraźnie widziała jak jej cele dochodzą do końca alejki. Kwiaciarka ruszyła za nimi. Szła spokojnie, powoli, wiedział, ze już nie zdołają jej uciec. Zaklęcie, które rzuciła, sprawiało, że otaczała ją sfera całkowitej ciszy, wiec równie dobrze mogłaby zacząć śpiewać, a oni i tak nic by nie usłyszeli.

Wtedy jej spojrzenie padło na broń obu mężczyzn. Nie mogła się powstrzymać i zaśmiała się, ale był to śmiech pozbawiony radości. Kwiaciarka wiedziała, że skoro mają broń, to zrobią z niej użytek. Jednak to nie miało znaczenia. Pierwszy zginie, zanim nawet zorientują się, że wcale nie są sami. A drugiego... no cóż... w najgorszym razie skorzysta ze swojego daru i cofnie czas. I będzie go cofać tyle razy ile będzie potrzebne, za każdym razem coraz lepiej poznając przeciwnika, aż w końcu... zabije go.

Na twarzy kobiety pokazał się złowieszczy uśmiech. Jednak zniknął niemal natychmiast, gdy kwiaciarka wyczuła „go”. Nie mogła usłyszeć, ale wiedziała, że ktoś jest tuż za nią. Jej ruchy były błyskawiczne i pewne... od wielu lat szkoliła się w swoim fachu i dopracowała go do perfekcji. Tanecznym obrotem odwróciła się w kierunku przeciwnika, a jej prawa dłoń chwyciła sztylet ukryty pośród kwiatów.

Był tam. Stał jakby nigdy nic. Nawet nie próbował się kryć. Na pierwszy rzut oka, był to jeden z magów... Srebrnych Płomieni. Tak, nie trudno to było poznać po wyglądzie, ale kwiaciarka wiedziała, że to tylko przebranie. Spokojnie puściła nóż, dzięki magii rozpoznając jednego ze swoich. Dłonie kwiaciarki poruszyły się szybko, gdy przekazywała wiadomości. W ręku maga pokazał się nóż, taki sam jakim dysponowała kwiaciarka.

Kobieta uśmiechnęła się paskudnie, dobyła własną broń i odrzuciła na bok kosz pełen kwiatów. Obaj mordercy rzucili się na siebie w całkowitej ciszy. Było to dziwaczne starcie, dwóch doskonałych fachowców. Obaj walczący poruszali się z niewiarygodną gracją i szybkością. Każdy cios był perfekcyjny w swej dokładności i szybkości. Każdy ruch był doskonale wyliczony. Dwa bliźniacze ostrza zderzały się ze sobą sypiąc dookoła iskry, podczas gdy obaj walczący robili wszystko, żeby zyskać przewagę.

W końcu dwie zamglone sylwetki rozdzieliły się, stając naprzeciw siebie. Nikt nie odniósł rany, nikt nie popełnił błędu. Obaj byli zbyt dobrzy w swoim fachu, żeby się pomylić. Jednak mag wciąż był pełen sił, a kwiaciarka wyglądała na wyczerpaną. Wiedziała z kim walczy... teraz już wiedziała... wiedziała, że nie ma szans. Skorzystała wiec z ostatniej szansy, skoncentrowała się i...

...czas zaczął biec do tyłu. Człowiek i elf tyłem wyszli z placyku, dłonie trzymając tuż przy swoich broniach gotowi ich użyć. Przeszli tuż obok kwiaciarki, jednak wydawali się jej nie dostrzegać. Cofnęli się aż pod drugi koniec alejki...

On podążał za nią, też cofając się w czasie. Wyprzedzała go tylko o parę sekund, za mało, żeby mu uciec. Kobieta czuła jak ogarnia ją przerażenie, straciła na chwile koncentracje. Ta chwila kosztowała życie. Przez moment czas biegł normalnym torem i on ją dogonił. Kwiaciarka przez chwile chciała się na niego rzucić, ale dostrzegła swoje dawne cele. Elf i człowiek patrzyli na nią, zupełnie jakby byli pewni, że mają zwidy. Kwiaciarka nie miała zamiaru wyprowadzać ich z błędu. Skoncentrowała się i czas znowu zaczął się cofać. Jednak on wciąż podążał za nią. Kwiaciarka wiedziała, że z myśliwego stała się ofiarą... wiedziała, że nie ma szans.”
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 21-09-2007 o 18:25.
Markus jest offline  
Stary 31-08-2007, 19:43   #163
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Azyl
”Zając i Smok”

Na widok dziwacznego stworka płci kobiecej, gnomowi przeszły ciarki po plecach. Postanowił więc stać się jak najmniej widoczny, kulił się i jadł bardzo cicho...Licząc, że nie spojrzy w jego stronę. "Spojrzała, niedobrze!" - taka myśl przemknęła przez głowę Harpo, gdy istota zbliżała się w ich kierunku. To dziwaczne spojrzenie bezokiej kobiety przypominało gnomowi mnichów wewnętrznego oka i ich spojrzenie pozornie niewidzących oczu. Mnisi ci bowiem oślepiali się za pomocą tajemnego rytuału, co bynajmniej nie upośledzało w żadnym stopniu. Wprost przeciwnie.
W końcu kobieta zbliżyła się do stołu podróżników. „Spojrzenie” jej zamkniętych oczu skierowało się wpierw na Harpo, później na Sae. Po tej krótkiej obserwacji, istota pochyliła się i sięgnęła po tobołek rudego gnoma. Harpo nie wiedział kim jest ta istota, ale skoro wszyscy pozwalali na to przeszukanie, a karczmarz wpuścił ją nawet na zaplecze, gnom postanowił nie reagować.
Co bynajmniej gnoma nie cieszyło. " Przeszukiwać czyjeś rzeczy, ot tak dla kaprysu. A gdzie prawo do prywatności!"- pomyślał Harpo, ale nie wypowiedział tego na głos. Zwiedzanie miejskich kazamatów nie leżało bowiem na liście jego priorytetów. Niemniej zacisnął dłoń na sztylecie, by być gotowym, w razie gdyby istota odkryła coś co by się jej nie spodobało.
Pozbawiona twarzy kobieta przebadała tobołek Harpo, później sprawdziła również plecak Saenny. Wyglądało na to, że przeszukanie wypadło pomyślnie, ale pomimo to istota nie odeszła. Jej dłoń, okryta rękawiczką, wskazała na puste siedzenia, a później na stojące przed nimi nakrycia z niedokończonym jedzeniem. Nie było żadnych wątpliwości, że kobieta chce wiedzieć gdzie jest reszta grupy.
- Przyjaciele? A tak, część udała się na poszukiwanie kota przewodnika jednego z nas...Wiem, jak to głupio brzmi. Sam nalegałem żeby kupił sobie psa, to takie wierne zwierzęta...- Harpo rozpoczął tyradę , by jak najdłużej przykuć uwagę istoty bez twarzy. I dać towarzyszom jak najwięcej czasu. -..ale uparł się na kota. I ten zwierzak zawsze ucieka, gdy tylko zobaczy mysz lub ptaka. Skaranie boskie z tymi kotami... Co do reszty towarzyszy, może usiądziesz pani. Bo ich problem, nie powinien być znany szerszemu ogółowi.
Gdy usiadła, gnom kontynuował wyjaśnienia konspiracyjnym tonem, choć nadal słyszalnym dla Saenny.- Ich powód jest dość wstydliwy...Wiem co sobie pani myślisz, ale zapewniam, że to nic nielegalnego. Jesteśmy praworządnymi obywatelami, regularnie płacimy podatki i nie szlajamy się po karczmach jak niektórzy!
Otóż, moi towarzysze...przynajmniej część z nich. Cierpią na ostre przypadki biegunki. I jak mówię ostre to mam na myśli baaardzo ostre. Jak już wejdą do wychodka, to lepiej nie podchodzić na odległość bliższą niż 12 metrów. Puszczają takie gazy, że przy nich cuchnąca chmura wydaje się pachnąć niczym bukiet fiołków. Mam jeszcze jedną sprawę...Okolica jest pani na pewno dobrze znana.. Mogłaby pani polecić mnie i mojej dziewczynie...No może, niezupełnie dziewczynie...W każdym razie jeszcze nie. Ciężko czasami przezwyciężyć bariery międzygatunkowe...A wracając do mej prośby, jest tu jakiś romantyczny placyk, albo park w okolicy?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-08-2007 o 21:51.
abishai jest offline  
Stary 01-09-2007, 04:43   #164
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Duma i miłość zalały ślepca niczym fala.

"Wspaniała, straszna, śliczna czarna bestyjo! Jesteś jedyny!"

Gdy Learion i Airuinath patrzyli na „chudzielca” schwytanego przez Fialara, na schodach rozległo się skrzypienie. Gnom pośpiesznie zamknął drzwi, nieświadom, że to tylko Magyar wspina się na górę po schodach.

- Fialar... ale jak on...?

Airuinath wyraźnie była zaskoczona całą tą sytuacją.

- Potem, potem, o piękna! - cichym, natarczywym szeptem ponaglił kobietę.

Już w pokoju, Learion nie tracił czasu. Lekutko uchylił drzwi, by gestami pokazać Airuinath że powinna zerknąć przez szparę na schody, sprawdzając kto idzie.

- Jak coś, zamknij drzwi i weź to - podając urodziwej towarzyszce nocnik gnom na wszelki wypadek zatkał sobie nos ale naczynie było puste. - Wal w łeb a potem się go jakoś sprawi do końca. Jak to jeden z naszych, zaproś go tutaj. - dodał gnom, rozpoczynając intensywne poszukiwanie czegokolwiek, co mogłoby posłużyć za linę.

"W ostateczności zadowolę się nawet pościelą..."

- Zerkniemy potem na motyla, Airuinath! Motyl jest kluczowy. Ciekaw jestem, czy magia z magicznych przedmiotów również musi być zarejestrowana i co z Jednodniowcami? Niektórzy mają magię, i na pewno kolegia nie będą łapać ich wszystkich. Strata sił i środków. Ale miałaś rację tam w korytarzu, uważając. Lepiej się dowiedzieć, niż strzelać na ślepo - szepcząc do kobiety, gnom puknął się w czoło poirytowany własną tępotą. Pamiętał, że zwrócił uwagę na te akurat słowa karczmarza jeszcze przy stole, ale potem, podekscytowany łapaniem chudzielca, zupełnie zapomniał.

- Jakby coś - dodał mechanicznie, gdy poszukiwania zaprowadziły go niedaleko kobiety, szepcząc jej właściwie do ucha aby nikt nie usłyszał i pokazując niewielką igłę - to dostał tym, stąd śpi. - spojrzał znacząco i z ufnością.

"O na wszystkie niegodne mnie imiona nadane mi przez złośliwych! Czy to oznacza, że Kolegia będą szukać Fialara? Nie... Nie! NIE!"

Gnom zmartwiał na moment...

Pokój był stosunkowo niewielkim pomieszczeniem. Podobnie jak reszta karczmy utrzymany był w prostym, znośnym stylu. Na lewo od wejścia stała zamknięta szafa - dość wytrzymała na oko. Na wprost wejścia stało proste, drewniane łóżko, na którym na miękkiej, świeżej pościeli pochrapywał sobie „chudzielec”. Całego wystroju dopełniał stół i parę krzeseł. Proste, ale funkcjonalne i wytrzymałe meble wypełniały pokój o pustych ścianach i dwu prowadzących na podwórze oknach. W pokoju znajdowała się również jedna lampa zawieszona na ścianie nad łóżkiem, aktualnie zapalona, oraz dwie świece na stole, również zapalone. Mimo całego tego oświetlenia w pokoju panował półmrok, ponieważ właściciel zaraz po wejściu zamknął okiennice.

Learion szybko sięgnął ku szafie. Zamknięta.

Z lekkim skrzypieniem Airuinath uchyliła drzwi, gnom zatem ustawił się przy łóżku i czekał, gdy rzuciła szeptem:

- Magyarze! Tutaj!

Czart wszedł, nieco kolebiącym się krokiem, gdyż musiał schylić się, by nie rymsnąć głową w framugę. Czując jego wejście po lekko siarkowym zapachu, gnom powstrzymał kichnięcie i rzekł:

- Popilnuj proszę drzwi, a Ty, Airuinath przeszukaj pomieszczenie. Ja zadbam, aby gospodarz nie został samotny.

O dziwo, posłuchali oboje. Wydobywszy nóż, gnom wspiął się niezdarnie na łóżko i namacawszy ciało, usadowił je obok siebie, kładąc mu nóż na gardle. Chudzielec twardo chrapał. Nie wyglądał też, jakby udawał.

"Musiałbym go chyba spoliczkować aby się obudził! Hmm... Fialarze, jak go złapałeś?"

Wizja od Fialara była jak zwykle czymś niesamowitym:

Znienacka Learion unosił się lekko w powietrzu. Otaczał go półmrok, ale nie stanowiło to dla niego żadnej przeszkody. Powoli wzleciał na wysokość okien, bez żadnego trudu odnajdując to właściwe. Oczywiście było zamknięte, jednak Learion nigdy nie przejmował się takimi szczegółami. Podleciał do okiennicy i... przeniknął przez nią. Gnom znalazł się w dość ciemnym pomieszczeniu, rozjaśnianym tylko światłem świecy i lampy. Chudy mężczyzna chodził w kółko, z rękom splecionymi za plecami i spuszczoną głową. Wyglądał na zdenerwowanego i zaniepokojonego. Mężczyzna wyciągnął z sakiewki motylka i zaczął do niego mówić:

Istarh. Ty głupcze, miałeś ich wykończyć! Płacę ci i oczekuje efektów, a tu co? Oni znowu tu są! Natychmiast przyślij tu swoich ludzi, albo powiem gildii o wszystkich twoich nielegalnych interesach.

Równocześnie do uszu gnoma dociera dziwny chrobot... chyba dochodzi od strony drzwi. Ktoś majstruje przy zamku, ale Leariona zupełnie to nie interesuje, jego pan chciał schwytać tego mężczyznę i tylko to się liczy. Tymi istotami, które są za drzwiami może zająć się później. Oczy gnoma zalśniły w ciemności, przyciągając uwagę mężczyzny. Człowiek spojrzał w oczy Leariona i stał tam osłupiały, nie mogąc odwrócić spojrzenia. Po chwili, jego powieki opadły, a mężczyzna bezszelestnie osunął się na łóżko...

Gnom cicho westchnął, jak zwykle, gdy kończyło się połączenie. Widzieć. To było coś...

Przeszukiwanie pokoju trwało krótko. Kobieta wpierw skierowała się ku szafie:

- Zamknięta - skwitowała próbując otworzyć. - Żadnych szafek ani półek. Na stole kartka, przybory do pisania, kartka jest czysta, cokolwiek chciał napisać; nie zdążył. No i jest jeszcze motyl. Co ma przy sobie?

- Zobaczmy... O Wielki, jak się zacznie rzucać, uśpij go proszę - drugą ręką Aylinn począł gmerać po kieszeniach szpiega, wpierw jednak uważnie sprawdzał co może być w środku, węchem i słuchem. Nigdy nie zapomniał szoku, gdy jeden z przeszukiwanych okazał się mieć węża w kieszeni i to bynajmniej nie dlatego, że był skąpy! Ale, kieszenie chudego człowieka nie kryły właściwie niczego. Gotowość Magyara również okazała się zbędna.

- Po pierwsze klucz do szafy - rzekł gnom z uśmiechem rzucając zdobycz kobiecie - Poza tym sakiewkę; chudą - potrząśnięta sakiewka ledwo co zabrzęczała, nim gnom schował ją do kieszeni - i... niestety to tyle. Co to za motyl?

- To prosty magiczny przedmiot, znam takie. Choć te, które widziałam miały nieco inny kształt. Zwykle takie posążki służą do przekazywania informacji. Tu, w Azylu są chyba łatwo dostępne, choć nie do końca tanie, te które widziałam po drodze kosztowały 20 sztuk złota za sztukę. Ich działanie jest bardzo proste. Wpierw należy bardzo wyraźnie wypowiedzieć miano osoby do której motyl ma się udać. Jeżeli informacja będzie błędna, lub niedokładna, to motyl albo nie zadziała, albo przeniesie się do złej osoby. Następnie po wypowiedzeniu imienia podajesz treść wiadomości. Nie ma jakiegoś szczegółowego ograniczenia co do długości przekazu, ale wiadomości dłuższe niż pięć zdań mogą zostać skrócone, słyszałam o przypadkach, gdy przekaz
urywał się w połowie. Gdy powiesz posążkowi co ma przekazać i komu, figurka ożyje. W przypadku motyla, podejrzewam, że wzbije się w powietrze i zniknie w rozbłysku światła. Następnie pokaże się u odbiorcy - również z błyskiem światła - i opadnie na dłoń, lub ramię. Jeśli jest to dobrze zrobione, to motyl nie wypowiada przesłania od razu, tylko czeka na rozkaz. Kiedy odbiorca zażąda wypowiedzenia wiadomości, wprost z powietrza rozlegnie się głos nadawcy. Gdy wiadomość zostanie przekazana, motyl wzbija się ponownie w powietrze i bezpowrotnie znika. Zakładam, że to środek jednorazowy i służy do przekazywania informacji tylko w jedną stronę.


- Hmmm... Niezłe! A zadziała na odległość? Albo kiedy ktoś pomyśli wiadomość?

Airuinath przyjrzała się posążkowi uważnie.

- Nie. Musi go trzymać. W ręce, łapie, ale dotyk musi być. I jeśli powie coś za cicho, to motyl nie zadziała.

Odkładając motyla na stół, kobieta podeszła do okien i zerknęła za nie:

- Okna wychodzą na podwórze. Ooo. Nasz gospodarz dba o obejście. Zamiecione, posprzątane. Na dole widzę Almiritha i Croisa - rzekła spokojnie, po czym podchodząc do szafy, otwarła ją.

- Pusta - rzekła bez zaskoczenia.
- Zmiana! - wesoło zakomenderował gnom. Airuinath uśmiechnęła się w odpowiedzi.

Poszukiwania Leariona były ewidentnie poszukiwaniami ślepca. Gnom macał rękami, ostrożnie i cichutko opukiwał meble, poszukiwał zgrubień na nogach łóżka, sprawdzał czy za szafą są tylko pajęczyny...

Co pewien czas też prosił Airuinath o wskazówki, dzięki czemu o nic nie wyrżnął, ani nie wyłożył się jak długi, macając po omacku. Podczas gdy gnom szukał, kobieta pilnowała jeńca, a czart wykazując się sporą cierpliwością czatował przy drzwiach.

Stół, przybory do pisania, krzesła, łóżko, wnętrze szafy, wszystko wskazywało na to, że pokój był wcześniej wynajęty. Chłopiec się jednak nie zrażał.

- Chwilę cierpliwości jeszcze, o Wielki - odezwał się do Magyara przy sprawdzaniu stołu - Jeszcze tylko moment proszę - dodał przy krzesłach, by przy sprawdzaniu szafy i okolic dodać - To już naprawdę ostatnie chwile tego szukania, o Wielki... Właśnie, może Ty będziesz wiedzieć co na podwórzu robią nasi towarzysze? Czy powinniśmy im dać znać co się tu stało? Zaprosić? Pomóc jakoś? Czy coś?

Do każdego mebla jaki przeszukiwał, gnom podchodził jak do zagadki. Uważał na pułapki, magiczne bądź zwykłe, albo nawet na pozostawienie gdzieś jakiegoś zwierzątka, które mogłoby go użreć. Poszukiwania więc trwały.
Szczęśliwie, mebli nie było za dużo a Learion miał nadzieję, że okazjonalne komentarze pozwolą Straszliwej Istocie wytrwać w swej godnej podziwu cierpliwości.

Pozwoliły.

Czart usłyszawszy ostatnie słowa gnoma mruknął:

- Ta, wiem co robią - machnąwszy łapą ku chudzielcowi dodał - mogą się już nie pieprzyć i tu przytachać dupska, niezła myśl - na moment otworzył drzwi, zerknął, a upewniwszy się, że nikogo nie ma, poczłapał do okna. Ujrzawszy elfa i człowieka, otworzył okiennicę i zamachał do nich, po czym prychnąwszy zamknął okiennicę i ruszył z powrotem.

Sprawdzając podłogę, Learion wreszcie na coś trafił.

- No proszę! Czuły dotyk ślepca jednak na coś się przydaje! Okazuje się, że można wymontować dolną podstawkę szafy i w ten sposób uzyskać dostęp do fragmentu podłogi znajdującego się pod nią... Hmmm... niegłupie!

Fialar spokojnie dotychczas leżący na łóżku słysząc lekko podekscytowany głos gnoma zeskoczył zeń i wetknął nos w dziurę. Prychnąwszy i kichnąwszy z niesmakiem obrócił się i poszedł z powrotem do łóżka, nie później jednak niż przekazał obraz swemu towarzyszowi.

"A więc tak... Niektóre z desek są obluzowane. W skrytce nic nie ma.. teraz. Ten czysty niezakurzony prostokąt jednak wyraźnie wskazuje, że coś tu leżało."

- Wiecie co, sądzę, że coś tu leżało, kurz nie leży równomiernie. Airuinath, będziesz mogła zerknąć?

Zmieniwszy kobietę, gnom odetchnął, po czym jeszcze raz sprawdził oddech chudzielca. Ten spał jak zabity.

- Miałeś rację, Learionie. Widać po kurzu, że ktoś trzymał tam jakiś przedmiot, prawdopodobnie całkiem niedawno.

- Czy to mógł być motyl? Właśnie, przy okazji, zgarnij go proszę. Tak, na wszelki wypadek.

- Raczej nie, nie te wymiary. Prędzej jakaś skrzynka, przedmiot był prostokątny, mniej więcej taki - kobieta nakreśliła wymiary dłońmi w powietrzu, po czym, łapiąc spojrzenie przewiązanych opaską oczu gnoma, poprawiła się - No, mniej więcej 20 cm na 10.

Trójka wspólników spojrzała po sobie, zawisło między nimi niewypowiedziane 'co teraz'. Niczym w zmowie, każde spojrzało na chudzielca.

- Mam pomysł - rzucił niezmordowany gnom - Może zagramy? Prymitywne postrzeganie świata nie jest takie rzadkie, i większość istot widząc czarta... no, przypisuje mu najgorsze. Może więc... chciałbyś na tym pograć? Nieco nim potarmosić, trochę przestraszyć. Może byśmy zrobili tak, ja jestem dobry chłopaczek na posyłki, trzymany przez Was z litości. Każde z Was w rzeczywistości mną pogardza bo jestem mało przydatny z racji mej ślepoty. Ja mu dobrze życzę, nie chcę też oglądać kolejnej ofiary rozprutej przez czarta, którego się autentycznie boję. Magyar chce go rozpruć, bo nie podoba mu się jego zapach. Osobiście uważam, że osoba patrząca na świat przez takie stereotypy jest prymitywna, ale wiele istot daje się nabrać na wygląd czartów, nie próbując spojrzeć nigdzie dalej - Learion przepraszająco wzruszył ramionami ale gdyby widział minę Magyara wiedziałby, że równie dobrze mógł tego nie mówić. Czart miał to głęboko w nosie, bardzie zainteresowało go potarmoszenie i postraszenie chudzielca.

- Wcale nie jestem pewien - ciągnął tymczasem gnom - czy dobrze opanuję strach, bo słysząc i czując Magyara mimowolnie i instynktownie odczuwam jego działanie. - chłopak z Małej Rasy mówił to z pewnym zażenowaniem co było dziwne - Przepraszam za to; postaram się to rychło zwalczyć i że mam nadzieję, że to nie spowoduje to u Cię dyskomfortu?

Magyar zamrugał dwa razy, w niemym zdumieniu wpatrując się w gnoma.

"Że ślepy, to widać, ale najwyraźniej walnięty!"

Nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi od zatkanego czarta, gnom speszył się i wrócił na bardziej znane sobie tereny:

- Aaa... zzaś Airuinath jest naszą szefową, działającą z ramienia Sominusa. Jeśli zrobię tak - gnom złożył ręce na piersi jakby w modlitwie - to rzuć proszę, o piękna, jakąś kwestię o 'naszym panu'. Zwróćcie wtedy uwagę na łotrzyka i jego reakcję na to imię. Airuinath też będzie w pewnym momencie ochrzaniać mnie, a 'brać w karby' Ciebie, Magyarze.

Kobieta uśmiechnęła się szeroko, z pewnością siebie, podczas gdy czart krótko i nieelegancko prychnął:

- Nie oczekujcie tylko, że jej się naprawdę uda - rzucił drwiącym basem.

- Właśnie chodzi o to, żeby jej się udało! - gorąco zaprotestował gnom - Ma być władcza. Niech nie będzie chwili wątpliwości, że ona tu dowodzi.

Nawet będąc ślepcem gnom dość dokładnie odmalował sobie wyszczerzone kły Magyara, a natężenie siarki w pokoju wywołało u niego kręcenie w nosie. Wiedząc, że Magyarowi się to nie podoba zdecydował się pograć na jego ambicji.

- Może tak być, że jesteś niezdolny do odegrania strachu czy oszukania go, o tym nie pomyślałem... Jeśli tak, to oczywiście musimy porzucić ten plan, mimo, że jest najlepszy. To pewnie rasowe... - udatnie zafrasował się gnom po czym nagle poderwało go w powietrze gdy Magyar podniósł go bez wysiłku, Fialar zjeżył się, unosząc się powoli na łóżku, ale półczart jedynie rzekł, bardzo delikatnie:

- Nie myśl, że mnie znasz, gnomie. - I cicho zacmokał, jak czyni się, gdy ktoś w Twojej obecności czyni coś głupiego. Po czym postawił gnoma równie spokojnie jak go podniósł, rzucając kpiące spojrzenie przeszywającej go wzrokiem Airuinath - Odegram ten Twój strach, jeśli będzie trzeba bo wygląda to interesująco.

Ostatnie Learion usłyszał jak przez mgłę, zbyt bowiem zajęty był uspokajaniem swego kociego towarzysza, który z zimną niechęcią pozwolił się przekonać, że to jeszcze nie ten moment, w którym rozdziera coś pazurami.

"Widzę tu pewien problem. On zbytnio się cieszy swoją siłą, oby nie zabił chudego!"

- Jeszcze jedno. Nie używamy imion. Ja mówię do Was Panie i Pani, Magyar mówi kurduplu i pani - Magyar uniósł brwi w lekkim zdziwieniu na kurdupla - a Airuinath mówi Ty. - Szczerząc się do kobiety gnom dodał - Jesteś szefową, nie? Pierwszą turę pytań zadaje Magyar. Wpierw powinniśmy się dowiedzieć jak najwięcej o Istahr. To ktoś z kim się kontaktował i mówił, by przysłał tu ludzi. Trzeba by się dowiedzieć, ilu ludzi miał przysłać Istahr i jak szybko tu będą, czym będą dysponować (magia, bronie, zdolności). Gdzie znajdziemy samego Istahra i kim właściwie jest, co może, czy ma Kolegia na usługach lub też ludzi z Kolegiów, zarejestrowanych magów itp. A może posługuje się niezarejestrowanymi? To takie pytania na tu i teraz.

- Bułka z masłem - mruknął nisko bies.

- Trzeba się też dowiedzieć, skąd o nas wiedział, kogo jeszcze powiadomił i co do nas ma - dodała Airuinath.

- To Twoje pytania, Airuinath, w drugiej turze. Zaczynamy?

***

Walnięty zdrowo przez biesa, mężczyzna momentalnie się ocknął. Dojrzał ciekawą kompanię: gnoma z kotem nasłuchującego przy drzwiach, półczarta nad sobą i jakąś kobietę w tle, ładną, choć to czart przykuwał jego uwagę w danej chwili. Nadal jednak nie była to reakcja szczególnie strachliwa. Widzącego ją Leariona wcięło, lecz przypomniawszy sobie specyfikę Azylu gnom mentalnie palnął się w czoło. "No tak. Smoki na porządku dziennym, to i półczart nie zaskoczy."

Całkowicie skołowany mężczyzna nie był jednak niechętny rozmowie, co Magyar wzmacniał jak mógł.

- Gadaj, kim jest Istahr!
- To kupiec! Kupiec! Istahr jest bardzo wpływowym kupcem. Ma znaczne kontakty zarówno wśród elity Azylu, jak i wśród ludzi z pogranicza. Nikt go nigdy nie widział, ponieważ nigdy nie kontaktuje się z klientami bezpośrednio, zawsze przez posłańców.
- Kupiec? A niby czym handluje?
- Oficjalnie zajmuje się handlem egzotyczną fauną i florą, co w zasadzie jest zgodne z prawdą. - Wyrecytował formułkę mężczyzna. Pochwycony przez półdiabła, chudzielec szybko dodał zupełnie odmiennym tonem - Inna kwestia, że Istahr nie należy do uczciwych i handluje również niewolnikami, oraz bronią. Jestem jednym z jego najlepszych posłańców, więc wiem!

Spoglądnąwszy po obecnych w pokoju, rzucił przymilnie:

- I z chęcią podzielę się wiedzą o jego nielegalnych interesach... oczywiście w zamian za darowanie życia.

Magyar spoglądał nań ciężko tak długo, aż przymilność spełzła niczym skóra z węża.

- Ty... Tobie się coś pomyliło, nie? - zaczął ciężko bies - Ty sądzisz, że Ty się tu wymieniasz z nami? Że to handel jaki? Popierdoliło się w makówce? Może walnąć raz a dobrze, naprostować, hę, gnojku zafajdany?

- Ha! Lepiej uwa... - plask!

Bies uderzył płaszczakiem, ale tamtego zmiotło na łóżko. Magyar podniósł go i powtórzył procedurę ze trzy razy. Learion wzdrygał się za każdym uderzeniem, obawiając się najgorszego.

- Nie znoszę arogantów, gnoju. Uważać to Ty powinieneś, zapamiętaj sobie. Jeszcze się nawet nie zdenerwowałem, ale Ciebie z chęcią rozszarpię. Rozumiemy się? To gadaj, ilu ludzi ma Istahr. Czym dysponują? To oprychy, czy magowie. Z Kolegiów czy niezarejestrowani?

- Oprychy... zwykłe oprychy. Nikt szczególny! Ludzie Istahra to typowi najemnicy jakich wielu można znaleźć. Większość z nich ma małe, rzadko używane, móżdżki, a za to spore mięśnie. Zresztą, Istahr nie lubi sprytnych. Jak jesteś zbyt sprytny, znikasz. Jego ludzie są znani z tego, że głównie zajmuje ich bicie, mordowanie i poniżanie wszystkiego co znajduje się w zasięgu ich widzenia, a co nie jest większe i silniejsze od nich. Powiedzonkiem ich dowódcy jest „Wpierw strzelaj, a później pytaj”.
- A magowie?
- Nie wiem... naprawdę! - zbliżająca się łapa diabła zatrzymała się - Nie mam zielonego pojęcia, czy Istahr ma jakiekolwiek kontakty z magami! Raczej nie przepada za współpracą z kimś bystrym, nie potrzebuje konkurentów czy 'myślantów', zatrudnia ich tylko tyle ile jest konieczne i ani jednego więcej.
- Kłamiesz szczurze! - tym razem cios czarta był tak potężny, że mężczyzna niemal poleciał na ścianę. Gnom ruszył ku towarzyszowi, ale ten jedynie rzucił - Krok dalej kurduplu i wypierdolę przez okno!

"Do diaska! Wmurowało mnie! To tylko gra! Learion, to tylko gra!"

- Starczy trywialnych pytań - chłodny głos kobiety przeszył ciszę - Zapytaj go wreszcie jak nas rozpoznał. I nie cackaj się z nim tak, do licha.

Learion zastygł, niewiele brakło, a walnąłby szczęką o podłogę. Władczy, nawykły do komenderowania głos zaskoczył go. Airuinath.

"Powiedzieć, że ta kobieta jest świetną aktorką, to niedopowiedzenie!

Magyar miał nieco inne myśli. Aktorstwo kobiety wzbudziło pewien niepokój w czarcie, który ten postarał się zamaskować skupiając się na chudzielcu. Z pogardliwym grymasem, bies wyrżnął tamtego z baśki na początek, by potem poprawić niedbałym ciosem w żołądek, po którym mężczyzna zgiął się w pół i osunął na łóżko. Bies podniósł go za kołnierz i rzekł, warkliwym tonem:

- Ja tak się pobawię, aż coś wykrztusisz.

Gnom zadrżał mimowolnie i rzucił:

- Panie, ale...

Bies poprawił uderzenie, miękko się uśmiechając. Chudzielec stęknął wysoko.

- Panie! On tak mówić nie może! - Zaimprowizował na poczekaniu ślepiec.

Nawet jednak parokrotne uderzenia nie przyniosły efektu. W końcu Learion przełamawszy się rzucił się chwytając ramię bijącego.

- Dość, proszę! Zabijesz go!

Ale czart jedynie machnął ręką, posyłając gnoma na ziemię. Kot widząc to wystartował do diabła, ale gnom szybko złapał czarną smugę, przewidując reakcję.

"Nie, piękny mój. Nie będzie walki. To jest póki co potrzebne. Dziekuję, Fialarze."

To byłą dla gnoma pouczająca lekcja, że czart jest CZARTEM nie bez powodu i że 'przesądy' skądś się biorą.

- Nudzę się - rzekła ziewając Airuinath - Nie jesteś chyba tak ograniczony, że nie możesz zadać następnego pytania? Komu o nas powiedział?

- Tyl.. ko Istahr..owi - wyrzęził mężczyzna

"Za szybko! Kłamie!"

Nerwowe spojrzenie i oczekiwanie na cios utwierdziło gnoma w odkryciu. W napięciu, słuchał dalej, zasłonięty przed chudzielcem przez olbrzymią sylwetkę półczarta.

- Co do nas masz? - ciągnęła przesłuchanie Airuinath
- Nic! Pani, przysięgam! To Istahr coś ma do Was, nie ja!

"Znowu!!"

Learion po głosie, zachowaniu i nerwowości w drgnieniach palców mężczyzny rozpoznał kłamstwo. Było jeszcze coś w zachowaniu mężczyzny. Za dobrze się trzymał. Udawał? Nie, to nie było to. Po namyśle, gnom odrzucił też oczekiwanie na pomoc. Jakakolwiek pomoc nie ocaliłaby tego człowieka, chyba, że rzuciłaby czartem o ścianę lub teleportowała go do innego wymiaru. Nic mniej by nie powstrzymało Magyara przed skręceniem jeńcowi karku. Chyba, że... magiczna osłona? Hmmm... jak na posiadanie takowej, chudzielec był zbyt zrezygnowany, ale nie można było pomysłu tak ot, odrzucić. Mężczyzna bowiem zdecydowanie zachowywał się bardzo dziwnie. Po pierwsze, nie wyglądał na straszliwie przestraszonego. Właściwie w ogóle nie był przestraszony! Tylko od czasu, do czasu, rzucał lekko zaniepokojone spojrzenie na półczarta. Za często udawał, za rzadko faktycznie czuł strach. To, co pojawiało się w jego zachowaniu najczęściej... to byłą rezygnacja. Głos chudzielca był raczej opanowany choć Learion słyszał jego delikatne drżenie i okazjonalne załamania.

"Nie do końca jesteś opanowany tak, jakbyś chciał, prawda? Nadal jednak sądzisz, że nie wyrządzimy ci żadnej krzywdy, przynajmniej w porównaniu z tym co Cię czeka jeśli nam coś wypaplasz?"

W głowie gnoma zaczął rysować się pewien plan. Musiał jednak poznać nieco lepiej realia Azylu aby mieć pewność, że go będzie w stanie przeprowadzić.

Tymczasem przesłuchanie trwało nadal. Airuinath właśnie zadała kolejne pytanie:

- Zatem, jeszcze raz, jak nas poznałeś?

Mężczyzna, który już otwierał usta, usłyszawszy pytanie, zamilkł. Kobieta poruszyła się jak żmija, strzelając go w twarz i syknęła niczym żmija, przyciągając jego wzrok ku sobie:

- I tak powiesz mi wszystko co chcę wiedzieć. Możesz to powiedzieć po dobroci, albo on to z ciebie wyciągnie, wraz z twoimi flakami. A Ty, ślepcze, pozbieraj się, waruj przy drzwiach i nie przeszkadzaj dalej w przesłuchaniu, to osobiście dopilnuję, żeby został nie tylko ślepy, ale też niemy.

Learion zamknął usta i poszedł 'warować' olśniony talentem Airuinath. Kiedy jednak dalsze bicie nie wymusiło nic z ich jeńca, Aylinn upewniał się w swoim postanowieniu - najwyraźniej droga miała iść nie tędy.

- Aaaa. - głos gnoma był raczej smutny - Dość, dość, dość. Miał trzy szanse, trzy razy skłamał. Kiedy mówił, że powiadomił tylko Istahra, kłamał. Kiedy mówił, że nic do nas nie ma, też kłamał. Nie dość na tym, kłamał, kiedy mówił, że pracuje dla Istahra. To Istahr pracuje dla niego. Kazałeś mu natychmiast przysłać tu ludzi, grożąc mu ujawnieniem interesów i przypominając, że płacisz. Naprawdę, starałem się uratować Cię przed własną głupotą. Twoja ochrona - choć jestem pod wrażeniem jej skuteczności - przestanie działać za sześćdziesiąt oddechów, zadbałem już o to. Jestem niezarejestrowany, mój chudy przyjacielu. Znam się na moim fachu. Masz pewne szanse na łagodne odpytywanie, jeśli wyjawisz mi prawdę. Skoryguj swoje kłamstwa, głupcze, albo mój towarzysz pożre Twoją duszę.

Przechodząc na piekielny, Learion rzucił, możliwie protekcjonalnym tonem, lekko machnąwszy ręką, odbijając sobie za wcześniejsze wybryki Magyara:

- Pozwalam Ci pożreć jego duszę, chłopcze, jeśli nie odpowie ku naszemu zadowoleniu. Ale spraw się szybko. - i w niesmaku, we wspólnym, dodał - bo ostatni wrzeszczał zbyt głośno jak na moje czułe uszy, prawda, pani? - skończył, patrząc na Airuinath.

Dzięki Fialarowi obserwował reakcje obu, chudzielca i Magyara. Te zaś były ciekawe. Półczart uniósł głowę, słysząc rodzimy język i wpatrzył się w gnoma jakby go pierwszy raz zobaczył, syknąwszy krótko z aprobatą, chudzielec zaś...

Na słowa Aylinna, mężczyzna uśmiechnął się triumfalnie! Spokojnie rozglądnął się, obserwując otoczenie, zupełnie jakby na coś czekał, mówiąc:

- Jeżeli jesteś niezarejestrowany i użyłeś magii, to za dwadzieścia oddechów będziesz martwy.

"Niezła riposta! I dobrze wiedzieć! Teraz poczekamy te dwadzieścia oddechów, a w międzyczasie...", gnom złożył dłonie jak do modlitwy, przywołując na twarz lekki uśmieszek.

W tym momencie wtrąciła się, rozpoznając sygnał Airuinath:

- Mylisz się głupcze. Nasz Pan, Sominus, ma znaczne wpływy w Kolegiach. Możemy używać magii kiedy chcemy i jak chcemy, gnido!
- Somi- kto?


Reakcja nie była udawana, co zbiło kobietę na moment z tropu, ale odzyskała panowanie nad sobą z godną podziwu szybkością, niestety ripostując cokolwiek słabo:

- No tak, imię naszego Pana jest znane tylko nielicznym. To za wysokie progi, jak na takiego padalca, jak ty.

"Dziewiętnaście. Dwadzieścia. Teraz."

Nic się nie wydarzyło. Chudzielec spojrzał na Leariona i oskarżył go:

- Ty nie użyłeś żadnej magii, kłamco!

Śmiejąc się wesoło i swobodnie, gnom oświadczył:

- Przyganiał kocioł garnkowi. Więc, jak tam? Nadal wierzysz w swoją ochronę, mój chudy przyjacielu, nawet teraz, gdy NIKT z Kolegiów się tu nie pojawił? Bo zaręczam, nie pojawią się. Oczywiście, może jedynie robię Cię w balona. Może jedynie kłamałem, mówiąc o zdjęciu Twojej ochrony. Pytanie tylko wtedy, czemu jest nas tu jedynie trójka? Co z resztą? Co robią? Czemu nie zajęli się Tobą, skoro masz tak potężną ochronę? Może... nie uznali za stosowne się bawić w byle co? Może zajęli się już czymś... innym? Jak sądzisz, czy nie za długo ludziom Istahra zajmuje dotarcie tutaj? Ja sądzę, że już tu powinni być, czemu więc ich nie ma? Czyżby... - symuluję zdziwienie w oczywiście przerysowany sposób - natknęli się na moich towarzyszy? Czyżbyś - znowu symuluję - nie tylko Ty miał kogoś, kto Cię chroni?

Już jednak mówiąc to, gnom wiedział. Ten człowiek nie miał ochrony, on po prostu uważał, że cokolwiek mu zrobią tutaj, nie umywa się do tego co się stanie jeśli wypapla. Pozostawało pytanie, czy blef o magii przejdzie. Nie trzeba było długo czekać:

- Każdy czar rzucony w Azylu jest rozpoznawalny jako legalny bądź nie, przez każdego członka Kolegiów! Wystarczy, że go rzucisz! To jak rzucenie kamieniem do jeziora, fale dojdą wszędzie! Nie macie takiej mocy, by rzucać magię!

Leariona kusiło, by rzucić coś o Jednodniowcach, ale wiedział, kiedy przestać. Miast tego uśmiechnął się sympatycznie i rzekł:

- Przynajmniej nie trafiliśmy na kompletnego głupca, przejrzał choć jeden blef. Można go przestać bić na razie. Aczkolwiek wiesz - zwrócił się do chudzielca rozbawionym głosem Aylinn - powiedziałeś nam już więcej, niż Twoi panowie by Ci pozwolili powiedzieć.

Ziewnąwszy, gnom spokojnie klapnął pod ścianą, rzucając do wspólników:

- Niech poleży spokojnie na łóżku, poczekamy na resztę.

"Teraz zostaje tylko go przekonać, że już powiedział za dużo, że wcale nie uniknie kary swoich panów i że jedyną jego szansą jesteśmy my."
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 02-09-2007, 09:32   #165
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Sae delektowała się tą chwilą... chłodny łyk zniknął w jej gardle. Jeszcze jeden. Niziołka dawno nie próbowała czegoś tak dobrego - i zwyczajnego.
Gdy Learion z kobietą, która powinna być Sidero opuścili salę główną i udali się na górę - odprowadziła ich wzrokiem. Miała nadzieję, że nie idą spędzić trochę czasu na osobności - a w zasadzie była pewna, że planują zaskoczyć tam Chudzielca.
Sae nie chciała przeszkadzać, to najwyraźniej była ich misja... ale w wielkim napięciu obserwowała otoczenie - przez skórę czuła, że oprócz obecności Chudzielca stanie się w tej gospodzie coś jeszcze

***

Kilka szeptów przebiegło po sali - przypominały raczej cichy szelest, ale czuły słuch Saenny wychwicił powtarzane wszędzie słowo 'Opiekunka...'
Zapadła cisza - ale niziołka i ją dzieliła na kilka rodzajów. Ta była pełna napięcia.
Gdy kobietopodobna postać zajęła się tym, czym miała się zająć - i ściągnęła na siebie uwagę całej sali - kolejni towarzysze wyruszyli na polowanie.
"Bardzo dobrze, oby im się udało"

Opiekunka podeszła do ich stołu i wskazała dłonią na miejsca po prowadzących śledztwo towarzyszach. Sae przez skórę czuła, że tej postaci należy powiedzieć prawdę - ubiegł ją jednak Harpo.
Niziołka starała się wysłuchać bredni opowiadanych przez rudowłosego towarzysza tak spokojnie, jak to tylko było możliwe. Szło jej to zresztą całkiem nieźle dopóki nie zaczął poufale snuć wizji rodem z równoległego planu...
Czuła, że kłamstwa opowiadane Opiekunce mogą skończyć się źle - postanowiła więc działać.

Postać po wysłuchaniu opowieści Harpo stała pośrodku sali i wyglądała brakujących w niej osób - Saenna uznała, że teraz jest 'ten moment'. Sama została już sprawdzona - podeszła więc do Opiekunki, skłoniła się nisko i zapowiedziała:
"- Pozwól, Pani, że na czas krótki opuszczę to miejsce." - odpowiedzi nie doczekała się, odniosła jednak wrażenie, że postać skinęła lekko głową.

Wyszła. Uznała za ważniejsze uprzedzenie towarzyszy, którzy opuścili karczmę - to w ich przypadku Harpo całkiem minął się z prawdą. Ważne było, żeby po powrocie potwierdzili jego - dość cuchnącą - wersję wydarzeń.
Później Sae planowała dołączyć do grupy, która udała się na piętro gospody i ich także uprzedzić.
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline  
Stary 04-09-2007, 23:50   #166
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Almirith zatrzymał się w ciemnej uliczce, prowadzącej na tyły gospody. Gdzieś w głębi jego jestestwa, jego wyczulone zmysły mówiły mu, ze nie są tu sami. Prawa ręka chwyciła rękojeść miecza, szybki półobrót i broń błysnęła w blasku księżyca. Dwie widmowe postacie, mignęły przez moment w czeluściach ciemności i … zniknęły. „To nie mogły być majaki, naprawdę coś czułem” – szepnął i spojrzał na ludzkiego towarzysza. Oczy Croisa nawet nie próbowały ukryć zdumienia, odezwał się po chwili: - Ty tez to widziałeś elfie, czy może mam zwidy?

Almirith starał się opanować zmieszanie wywołane tą jakże realną fatamorgana, jego głos stał się nagle pewny i chłodny, jak ostrze miecza, które właśnie chował do pochwy przy pasie. – Ja także to widziałem, chwileczkę przed tym poczułem te osoby, a za moment już ich nie było. Lepiej trzymajmy się na baczności, jak mawiał mój fechtmistrz: ”W ciemności czai się niebezpieczeństwo”. Elf obserwował reakcję Croisa, człowiek nie mógł w takiej ciemności widzieć jego twarzy, za to elfowi, poruszanie się w ciemności nie sprawiało większych trudności. Nawet słabe światło gwiazd mu wystarczało.

Ruszyli dalej w stronę dziedzińca gospody, trzymając broń w pogotowiu i nie tracąc czujności. Podwórze było słabo oświetlone, ale elf ze zdumieniem zauważył, że Crois radzi sobie w ciemności lepiej, niż przeciętny człowiek. „Zastanawiające” – pomyślał i dodał tą informację do listy rzeczy o które powinien spytać swego aktualnego sprzymierzeńca. Wojownik spojrzał w górę na monolit ściany gospody, rząd okien na piętrze wydawał się identyczny. W ciemności Crois zaklął: - Job ikh matieri - mruknął człowiek -Mylę się, przyjacielu, czy wszystkie są identyczne i zamknięte na cztery spusty? – Almirith pokiwał głową zgadzając się z jego zdaniem.

Ich problem rozwiązał się szybciej niż mogliby się spodziewać. Jedna z okiennic otwarła się z jękiem zawiasów i ujrzeli rogatą twarz Maygara, który wielką szponiastą łapą machał do nich z góry: - Chodźcie ćwoki, delikwent już jest grzeczniutki i milutki, a wy się tak grzebiecie – półczart myślał, że jego „szept” będzie cichutki, ale dla czułych uszu Almiritha, w ciemności nocy był jak walenie w świątynny dzwon. Okiennica zawarła się znowu. -No tak, z półczartem na górze nasze działanie było niezdrową nadgorliwością - powiedział wzdychając Cross. – Myślę, że powinniśmy się zabierać na górę, a skoro chudzielec nigdzie się nie wybiera, nie ma sensu byśmy wdrapywali się po gzymsie na górę, skoro możemy wejść schodami. - Tu się akurat z tobą zgodzę - odrzekł elf.

Nagle, tuż obok niego, znany mu, kobiecy głos coś powiedział. Crois, który nie słyszał delikatnych kroków skrzypaczki, omal nie przewrócił się w ciemności. Sae podeszła bliżej, a w jej oczach Almirith zauważył, radosne iskierki, wywołane reakcją człowieka. Niziołka nawet w takiej sytuacji potrafiła okazać poczucie humoru, zupełnie jak dziecko które cieszy się ze spłatanego psikusa. To właśnie ta niezwykła radość życia skrzypaczki, tak fascynowała AlmirithaPodczas tych wszystkich wydarzeń jakich oboje byli uczestnikiem, ta kobieta potrafiła zaskoczyć elfiego wojownkia hartem ducha i odwagą.

Seanna opowiedziała im co zaszło w karczmie. W pewnej chwili Crois nie wytrzymał: - Biegunka!? - syknął. - I jeszcze zostawiłaś go tam samego, paplającego co mu ślina na język przyniesie... Choć może to i wyjdzie nam na zdrowie. Tak przy okazji: jeśli mamy udawać chorych, to wywołanie biegunki nie stanowi problemu. – rozbrajająco powiedział, grzebiąc w swojej torbie z ingrediencjami. - Ale mówiąc już poważnie - powiedział Crois widząc, a właściwie bardziej wyobrażając sobie uniesione brwi towarzyszy - powinniśmy się spieszyć. Przede wszystkim jasne jest, że Opiekunka przeszukuje wszystko co tylko może - a, jak widać, może wszystko. Prędzej czy później znajdzie się na górze. Wydaje mi się, że nie byłoby wskazane aby wpadła do pokoju w trakcie przesłuchania. - odetchnął - Mam propozycję - mogę dostać się na parapet okna. Miejmy nadzieję, że Harpo podaruje nam jeszcze trochę czasu. Postaram się zejść razem z kimś z góry, transportując na dół naszego chudego przyjaciela, w razie potrzeby odurzonego. W tym czasie ty, elfi panie, chyba powinieneś wrócić do gospody, aby rozwiać podejrzenia Opiekunki i zająć jej ręcę swoim tobołkiem. Może jednak chcesz ten środek na biegunkę, byłbyś bardziej przeko... - Crois urwał w połowie, czując zimny wzrok Almiritha.

–Myślę, że to nie będzie konieczne , nie mam zamiaru udawać, jakiegoś za przeproszeniem damy – elf lekko ukłonił się Sae – zasrańca, bo temu opętanemu gnomowi tak się podoba. Ton jego głosu podniósł się na chwilę, po raz pierwszy dał się wyprowadzić z równowagi. „Uspokój umysł, chłopcze, w przeciwnym przypadku będziesz dla wrogów niczym tabula rasa” – słowa Arema znów wróciły z przeszłości. – Wybaczcie gwałtowną reakcję, towarzysze. Sae, myślę, że będzie najlepiej jeśli wrócimy z Tobą do głównej izby. Damy się przeszukać, w końcu Opiekunka poszukuje także nas dwojga. Kiedy się nami zajmie pobiegniesz na górę i ostrzeżesz Leariona, Maygara i Sidero( wymawianie tego imienia jeszcze sprawiało mu trudność ). Niech półczart „sprawi”, żeby chudzielec nie wrzeszczał, a my z Croisem, kiedy Opiekunka już nas przeszuka, wrócimy tu, na tyły gospody i odbierzemy od was chudzielca. Maygar powinien dać radę spuścić go przez okno, z jego siłą nie powinno być z tym problemu.

Czekał na reakcję niziołki i swego ludzkiego towarzysza. – Zgoda, powinno się udać – szepnęła skrzypaczka. – Chodźcie za mną do gospody.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 07-09-2007, 19:27   #167
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany


Azyl
„Zając i Smok”


Sae, Crois oraz Almirith stanowczym krokiem ruszyli, poprzez otuloną cieniem uliczkę, wprost do “Smoka i Zająca”. Drzwi karczmy rozwarły się szeroko wypuszczając z sieni zapach domowego jadła i rozmaitych trunków. Sala gorzała od gwaru i potoku słów, dokładnie tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy gościła w swych progach grupę wędrowców. Atmosfera ponownie stała się frywolna i beztroska, jak przed wizytą Opiekunki. Rozbiegane oczy bohaterów uważnie wypatrywały kobiecej postaci, po chwili ich uwagę przykuł podchodzący do nich Harpo.

- Ten dziwaczny stwór pognał już na górę! Robiłem, co w mojej mocy, by ją powstrzymać, ale...


Wtem do uszu bohaterów dotarł dobiegający z góry odgłos kroków. Wszyscy natychmiast ruszyli w stronę schodów. Na ich szczycie dojrzeli kobiecą postać odzianą w błękit powłóczystych szat, stojącą tuż przy jednych z drzwi. Jej koścista dłoń powoli opadała na klamkę delikatnie ciągnąc ją w dół.


***
"Uśpiony gmach"

Otulony nocą gmach szpitala, pełen był setek takich samych sal. Tylko jedna z nich o tej porze wyróżniała się bladym światłem, brzęczącej, neonowej lampy. Przez pół-przeszklone drzwi wdzierał się mrok korytarza. Nieskazitelnie białe ściany, skażone jedynie wydłużonymi cieniami mebli, nie były ozdobione portretami bliskich. Jedynie pożółkłe dyplomy i liczne dowody uznania wisiały wprost na wysokości oczu, niczym napis kredą na murze.
On oparłszy łokcie na blacie biurka, jak zwykle siedział w swym ulubionym fotelu. Wszyscy, od pielęgniarek po kolegów lekarzy, wielce dziwili się, dlaczego tak bardzo przywiązał się do tego rozklekotanego mebla. Szpital, którego był współzałożycielem wielokrotnie proponował mu wymianę zużytego sprzętu. Nikt nie rozumiał, czemu wciąż odmawiał. Może, dlatego, że nikt nie był wstanie pojąć, że właśnie w tym fotelu przeżył najlepsze chwile swojego życia.
Chyba nie można o nim powiedzieć, że jest złym człowiekiem, skoro niejedna szuflada w jego biurku była wypchana po brzegi nie otwartymi listami, w których niczym górskie potoki lały się słowa podzięki za udzieloną pomoc.
Nie można też rzec, że z powodu odniesionych sukcesów jest zadufanym w sobie egoistą, skoro każdego roku na gwiazdkę rozdawał personelowi szpitala dwunastoletnie whisky i liczne butelki wina, które, zapomniane, odleżały już swoje w piwniczkach południowej Francji.
Mimo wszystko trzeba przyznać, że jest on jednym z tych smutnych ludzi, którzy wciąż żyją przeszłością. Skrępowany w jej uścisku jest tak samo bezsilny, tak jak wieczne pióro tkwiące w jego dłoni. Los poniekąd tak sprawił, że w tą kolejną samotną noc jego cały świat znów zmalał do białej tafli papieru.


Jak długo przyjdzie trwać bez Ciebie
Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem
Tam bogiem na ziemi i niebie
Tu jednym z robactwa, co pełza po glebie

Ci malutcy i słabi teraz właśnie śnią
Prawdziwie silni za dnia śpią
Ci, co w dzień śnią zdobyć chcą świat
Innych zmuszają by żyli w ich snach

Spośród bytów dwóch wolę sen
Byłaś moim snem
Po co budzić się,
W nich kocham Cię

To wiem, lecz w snach moich jest
Zbyt wiele mrocznych spraw
Zbyt wiele obcych miejsc,
Do których raz za razem strach samotnie wejść.

Tak wiele dziwnych spraw
Tak wiele pustych miejsc
Do których, Kula i Oko zaprowadzą mnie

W pękniętym lustrze twarz
Do mnie uśmiecha się,
Bezsenność mym snem zawładnąć chce


Nerwowy stukot obcasów nie był w stanie wyrwać go z odmętów kłębiących się myśli. Dźwięk otwieranych drzwi i znajomy głos nie miał takiej mocy, by oderwać jego nieobecnie puste oczy od zapisanej kartki. Nie widząc reakcji postać powtórzyła ponownie:

- Panie doktorze! Mamy ją!

On gwałtownie się podniósł. Otarłszy oczy z nieposłusznego snu, spojrzał na kartkę. Złapał ją gwałtownie tak, jakby obawiał się, że ta wzbije się w powietrze i odleci przez uchylone drzwi. Po chwili kolejny kawałek papieru spoczął, gdzieś, w biurku wśród wielu sobie podobnych, równie nieistotnych. Brzęczenie lampki ustało, zagłuszone przez trzask zamykanych drzwi i dźwięk szybko oddalających się kroków, gdzieś w głębi korytarza.
W małej niepozornej salce, pośród, otulonej mrokiem, bieli ścian coś w nieustającym brzęku próbowało wyrwać się z szuflady biurka.

***

Azyl
„Zając i Smok”



Ziewnąwszy, gnom spokojnie klapnął pod ścianą, rzucając do wspólników:

- Niech poleży spokojnie na łóżku, poczekamy na resztę.


"Teraz zostaje tylko go przekonać, że już powiedział za dużo, że wcale nie uniknie kary swoich panów i że jedyną jego szansą jesteśmy my."

Wtem do uszu gnoma dobiegł odgłos miarowych kroków. Jakaś istota spokojnym krokiem pokonywała kolejne stopnie drewnianych schodów. Trzeszcząca za drzwiami podłoga sprawiła, że wszystko w pokoju zamarło. Mocarna dłoń półczarta objęła pół twarzy chudzielca, niemal całkowicie odbierając mu dech. Wszyscy z przerażeniem obserwowali jak klamka pomału opada, a drzwi otwierają się.
Ku waszej uldze do pomieszczenia wślizgnęła się Saenna. Zamknąwszy delikatnie drzwi, zniżyła głos tak by stał się ledwo słyszalny:

- Opiekunka właśnie szpera wśród mikstur Croise'a. Myślę, że mam jeszcze chwilkę zanim przeszuka pokoje.

Wtem przez okno wpadł kawałek bruku. Sae znów zabrała głos:

- To Almirith czeka już na dole. Zrzucie mu chudzielca, nim ta wypłocha wpadnie tu przeszukać pokój.

Po chwili, bez większego namysłu, Magyar spuścił zakneblowanego kawałkiem prześcieradła chudzielca przez okno. Nie minęła dłuższa chwila, a cała drużyna stała na twardym bruku. Wszyscy ruszyli w kierunku ciemnej, wąskiej alejki, nie do końca pewni, jak przenieść więźnia przez ruchliwą ulicę. Jednak musieli coś zrobić, inaczej Opiekunka mogła wyjrzeć przez okno, albo, co gorsza, przyjść na podwórze i zobaczyć grupę pilnującą związanego mężczyznę.

Parę osób już zaczęło myśleć o wykorzystaniu zaklęcia niewidzialności i zaryzykowaniu spotkania z zarejestrowanymi magami, gdy wkroczyli w wąską alejkę. W półmroku stała wysoka sylwetka, zupełnie jakby czekając na towarzyszy. Jej posuwiste szaty lekko falowały na chłodnych podmuchach wiatru. Spośród grupy śmiałków niedowodząca, w półmroku Airuinatha spytała niepewnie:

- Crois? To ty?

Jednak reszta drużyny nie miała złudzeń, że stoi przed nimi Opiekunka. Postać pomału ruszyła w waszą stronę. Stukot jej spokojnych kroków odbijał się echem o ściany wąskiej alejki. Zbliżała się z każdą chwilą, mimo to żaden z was nie mógł kiwnąć nawet palcem. Jakaś potworna niemoc, więziła was w swoich szponach, sprawiając, że staliście się idealnym celem, bezbronni niczym dziecko. Gdy kobieca postać zbliżyła się na odległość kilkunastu kroków, dostrzegliście, że teatralnym ruchem ściąga z palców białą rękawiczkę. Po chwili waszym oczom ukazała się koścista dłoń, zakończona szpiczastymi palcami, koloru popiołu. Powolnym ruchem ręka wzniosła się na wysokość twarzy, trzymanego przez Almiritha chudzielca. Wtem na samym środku dłoni rozwarło się oko, niczym śnieżnobiała toń, wypełniona czarnymi kołami, która opadała na twarz chudzielca. Całe zajście trwało mniej niż jeden łomot serca. W oczach mężczyzny, utkwionych pomiędzy rozchylonymi palcami znać było przerażenie. Po chwili dłoń oderwała się od czoła nieszczęśnika pozostawiając na jego głowie przedziwny symbol, który już gdzieś widzieliście.




Po chwili dłoń wyrachowanym ruchem skierowała się w stronę skroni półczarta. Wtem, gdzieś pod stopami poczuliście ruch jakieś małej istoty. To Fialar łasił się pomiędzy nogami swoich przyjaciół. Oczy kota zalśnił błękitną łuną, gdy ten spojrzał na Opiekunkę. Ta schyliła w jego stronę głowę, jakby chciała spojrzeć mu prosto w oczy. Chwila ta zdawała się przedłużać, gdy nieruchomy dotąd kot postawił swoją miękką i ciepłą łapę na zimnym bruku o jeden krok bliżej Opiekunki, nie spuszczając z niej mieniących się błękitem oczu. Opiekunka stała jak słup soli, „wpatrując się” w oczy zwierzaka. Ten ponownie zrobił krok. Od sukni postaci dzieliły go już mnie niż dwa łokcie. Czarna sierść Fialara nastroszyła się, a jego ogon uniósł się ku niebu. Opiekunka zrobiła krok w tył. Po chwili, gdy kot ruszył w przód, ona zaczęła się wycofywać. Z każdym uderzeniem serca, jej kroki nabierały tępa. Po chwil kot zatrzymał się, a postać Opiekunki żwawym krokiem, wciąż „twarzą” skierowaną w waszą stronę, wycofała się za róg alejki, by zniknąć w tłumie. Po chwili do waszych uszu znów dobiegł odgłos kroków. Niemal w tej samej chwili niemoc odeszła, a wy odetchnęliście z ulgą ujrzawszy, że tym razem był to Croise.

Jedynym śladem całego zajścia, była pozostawiona przez Opiekunkę rękawiczka.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d

Ostatnio edytowane przez g_o_l_d : 13-09-2007 o 17:04.
g_o_l_d jest offline  
Stary 10-09-2007, 19:48   #168
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Azyl
okolice karczmy „Zając i Smok”

Gnom podniósł rękawiczkę...Było to dziwne trofeum, ale być może użyteczne w jakiś nieznany sposób. Wsunął ją za pas.
- Zabierajmy stąd tego delikwenta i poszukajmy jakiejś cichej alejki. Tutaj zostać nie powinniśmy. Tylko patrzeć, aż zjawi się bardziej rozmowny przedstawiciel władzy.-rzekł Harpo. Potarł brodę w zamyśleniu. Ta sprawa z porwaniem strasznie komplikowała wszystko.
Nie wiedział, co ego towarzysze w niedoli zamierzają zrobić z tym osobnikiem, ale przypuszczał, że najwygodniej byłoby go uciszyć ...na zawsze. Dobrze, że był tu półczart, odwali tą robotę za nich. Harpo jakoś nie miał ochoty na przelewanie krwi.
Trzeba przyznać, że ich narada kiepsko się zakończyła. Uradzili niewiele...Za to wpakowali się w niezłe tarapaty. Harpo miał nadzieję, że informacje uzyskane od skrępowanego osobnika były warte zachodu.
Gnom nie wiedział, co planowali towarzysze, ale sam już miał własne plany...Odwiedzić bibliotekę i zdobyć informację z ksiąg. Zadawanie pytań każdemu napotkanemu tubylcowi, odnośnie funkcjonowania miasta prędzej czy później przyciągnie uwagę. A i tak już dość namieszali.
No i dobrze by było związać się z jakąś gildią...Owszem kryły się za to jakieś obowiązki, ale można tez było liczyć na pomoc kolegów po fachu. A gnom uważał, że w ich sytuacji przydałoby się mieć wsparcie silnej gildii w razie kłopotów. Najchętniej związałby się z gildia magiczną...Tyle że one zwykle stawiają jakieś dziwaczne warunki.
Przesunąwszy dłonią po czuprynie przypomniał sobie o najważniejszym...Trzeba kupić krótki miecz, i kapelusz.
Teraz jednak musiał czekać na decyzję pozostałych.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-09-2007 o 14:08.
abishai jest offline  
Stary 13-09-2007, 13:58   #169
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Sae od pewnego momentu postarała się wyłączyć z głównego nurtu wydarzeń... w ten sposób najbezpieczniej mogła je analizować, ten sposób zachowania w sytuacjach kryzysowych sprawdziła już wielokrotnie.

Symbol, jakim Opiekunka naznaczyła ich tymczasowego więźnia wydał się niziołce znajomy... czy widziała go już w Azylu? Czy może w innym ze snów?
Saenna miała już naprawdę dość tych ciągłych zmian, przeskakiwania z jednej nierzeczywistości w inną jeszcze bardziej dziwaczną. Tym razem wyglądało to na zwykłe miasto... ale jak zwykle tylko pobieżnie. Panowały tu dziwne zasady, nieznane uwarunkowania, dziwne zwyczaje... musieli w jakiś sposób przystosować się, wtopić w tło - jak na razie bowiem tylko zwracali na siebie uwagę otaczających ludzi a nawet Opiekunki.

- Powinniśmy przede wszystkim kupić sobie odpowiednie ubrania, podobne do tych noszonych przez uliczny tłum. Musimy też znaleźć kryjówkę i dowiedzieć się jak najwięcej o tym mieście. - spojrzała na chudzielca - Co z nim zrobimy? Powiedział wam, kto go nasłał?
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline  
Stary 16-09-2007, 22:17   #170
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
- Zgadzam sie z Sae, powinniśmy zmienić te łachy, przez nie jesteśmy zbyt rozpoznawalni, a na tym nam teraz zbyt nie zależy? Prawda? po za tym myslę, że może dobrze by było poprosić naszego "skórzanego" przyjaciela, by zajął sie na razie naszym więźniem. - Almirith wskazał na ożywioną skórzaną zbroję, która towarzyszyła im już od dawna. - Może to pozwoli nam się niepostrzeżenie ulotnić się stąd razem z nim? Sam nie wiem co mamy robić, może powinniśmy zrobić jak powiedział Harpo i przyłączyć się do jakiejś gildii? To powinno nam pomóc znaleźć odpowiedzi na najbardziej palące pytania i zapewnić jakąkolwiek ochronę w tym dziwnym miejscu?

Elf popatrzył na współtowarzyszy, nie wiedział jeszcze jakich reakcji może się spodziewać po nowych przyjaciołach. W jego sercu gościła jeszcze uraza do rudobrodego gnoma, za tę historię z biegunką, zdecydowanie jego duma elfiego wojownika nie pozwalała mu o tym zapomnieć. Jednak szkolenie pod okiem Arema nauczyło go jeszcze jednej rzeczy: "Nienawiść przeszkadza w walce, zaślepiony możesz popełnić błąd". Almirith teraz nie mógł pozwolić sobie na błędy.

- Musimy podjąć jakąś decyzję i to szybko, może odnajdziemy te "Srebrne Płomienie", kimkolwiek oni są? Karczmarz mówił, że są szaleni, ale po tym co spotkało nas w ostatnim czasie, żadne szaleństwo już mnie nie zdziwi.

Elf oparł dłonie na rękojeściach kling, po tym co zobaczył wraz z Croisem po wyjściu z karczmy, na tych ulicach może nie być tak bezpiecznie."Lepiej być czujnym, no i następnym razem nawet kot Leariona może nam nie pomóc" - pomyślał zdeterminowany.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172