Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-11-2009, 20:19   #111
 
Bażna =^^='s Avatar
 
Reputacja: 1 Bażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumny
Gdy Meave wyraziła swoją opinię, Lidia postanowiła zabrać głos:

- Wydaje mi się, że bezpieczniej będzie dla nas wszystkich jak razem udamy się do Podkosów. Dlatego też Lususie - spojrzała na młodzieńca - proszę Cię, abyś zaniechał ścigania drowów, przynajmniej na razie i towarzyszył nam w drodze do wioski. Prawda, że mamy jednego z morderców Hallusa - półelfka zwróciła się do swych towarzyszy - więc wieśniacy nie mają prawa od nas żądać abyśmy ścigali tamtych z pierścieniem. Poza tym jak powiedział Rang, nawet nie wiemy jak ten pierścień wygląda. Myśle, że kupiec Dimitrij zaświadczy iż Dilij i Hisil mają na rękach krew Hallusa i... - łuczniczka spojrzała w kierunku kupca a ten znowu pobladł - ... może opowie wieśniakom parę innych spraw o drowach. Chcąc nie chcąc coś nam przeto wyjawił.
Wtem szpiczastoucha podeszła do związanego kupca i ukucnąwszy przy nim rzekła:

- Zastanów się i wybiegnij myślami w przyszłość. To jest to dla Ciebie korzystna sytuacja kupcze, bo tylko bogowie wiedzą jeno jak długo mroczne elfy dałyby ci pożyć jakbyś już im nie był potrzebny - mówiła spokojnie, bez gniewu w oczach, inaczej niż ją zapamiętał. Po chwili wstała i wróciła do towarzyszy.

- Zgadzam się z pomysłem Kalela - skinęła do łotrzyka - aby porozmawiać z zielarzem Fardanem, bo gdyby nie on to byśmy już od paru dni ziemie gryźli. Wydaje mi się, że powinniśmy najzwyczajniej wejść do wioski i nie kryć się pod osłoną nocy, bo tylko winni tak robią, a my nie mamy na sumieniu życia Hallusa. Co do naszych znalezisk, sądzę iż próba wykupienia się za zdobyczne nie postawi nas w dobrym świetle. Ale jeśli okaże się, że tamtejszy sołtys jest iście człekiem parszywym, to Twój pomysł Meave może nam ocalić skórę - łagodne oczy patrzały na magiczkę i zbadały jej ramie. Na szczęście rudowłosej już nic nie groziło. - Nie warto chyba jednak w przód wjeżdżać wozem do wsi - ponownie zwróciła się do wszystkich - aby ich ręce nie świerzbiły. Co do Twojego listu Lususie - łuczniczka popatrzyła na wysokiego bruneta - to myślę, że faktycznie może być problem żeby ktoś go w wiosce umiał przeczytać. Jesteś szlachcicem a do tego paladynem i wydaje mi się, że bardziej byś nam pomógł swoją obecnością tam aniżeli zostawił nam jedynie list. Jeżeli Podkosianie będą się upierać przy swoim i naciskać abyśmy gonili za ich pierścieniem, to wtedy będziesz mógł stawić im czoła swym słowem. Gdy wypomnisz im ich jawne bezprawie i to, co ich za to czeka to winni się namyśleć. Wiemy już, że nie widzi im się aby możnowładca tych okolic przypomniał sobie o wiosce Podkosy. Czy zgadzacie się ze mną?
Wzrok Lidii wędrował po twarzach jej kompanów. Była ciekawa czy ją poprą czy raczej poruszą kwestie, której może nie przemyślała do końca. Po dłuższej chwili szpiczastoucha zwróciła się do Lususa.

- Pozostaje jeszcze jeden problem. Powiedziałeś, że Bastor musi zginąć... - złotooka urwała w pół słowa i na moment zamilkła, po czym rzekła - ... znalazłam komnatę maga. Niestety, nie było tam żadnych ksiąg, które tytułem zdradzały by cień szansy aby odesłać bestię tak jak Margat ją tu przywołał. Także jedynym wyjściem zdaje się być jej zgładzenie, lecz jak mówisz w sposób godny, w walce - patrzała tak przez krótką chwilę w zielone oczy młodego paladyna po czym dodała - Zgadzam się z Tobą i pomogę Ci.

W momencie gdy Lidia natknęła się na komnatę maga, modliła się w duchu aby znaleźć w niej sposób na odesłanie Bastora z powrotem w jego miejsce. Nie wyobrażała sobie żeby zostawić to przerażające stworzenie na pastwę głodu lub bestialsko zastrzelić je przez kraty. Współczuła mu mimo, że pożarło bezbronnych ludzi. „Selune, może mi rozum odjęło przeto ja nie umiem myśleć o tym inaczej… Jeśli moje uczucia są zatrute i błędne w swej zawiłości, dopomóż aby prze zemnie nie spotkała nikogo krzywda…” myśli kłębiły się w jej głowie. Jednak co bestia mogła poradzić na swoją dziką naturę? „To zwierze i kieruje się swym instynktem…” rozważała dalej „ …jeśli jest głodne to zabija aby przeżyć. Gdy je atakujesz to zabija... aby się bronić.” Sęk w tym, że nie był to wielki wilk albo niedźwiedź. Tak jak powiedział Lusus - Bastor nie należał do tego świata. Nie można było go wypuścić. Pozostawienie go tak aby zdechł z głodu, równało się bestialstwu. Zastrzelenie przez kraty bez możliwości obrony, ucieczki czy ukrycia się... to nieodzownie kojarzyło się tropicielce, nie tylko z mrocznymi elfami, ale też i ludźmi, orkami, goblinami... gdyż każda rasa ma wśród swoich paskudne wynaturzenie. Każda. Można było też zrobić użytek z tych żelaznych kajdan co pozostawiły drowy i sprzedać kreaturę. Zapewne dostałoby się kolosalną sumę, jednak... to kolejne bestialstwo. Kto wie do czego by Bastora używał jego nowy właściciel.

- Jest coś jeszcze co odkryłam w komnacie Margata – odparła po namyśle szpiczastoucha - Na stole leżały dokumenty, z których wynikało, że był on mianowany nadwornym magiem Gardara Tulipa, tego samego, którego tak się obawiają Podkosianie. Inne pismo mówiło, że mag dostał od władyki pracownie na własność. I na koniec, akt świadczący, że magowi Margatowi odebrano ową pracownie, pozbawiono go tytułu nadwornego maga oraz, że został wygnany z włości tutejszego władyki. Powodem popadnięcia w niełaskę było sprzeciwienie się rozkazom. Tak było napisane na akcie, na którym tak jak i na poprzednich był podpis Gardara Tulipa oraz pieczęć.
Gdy skończyła, w powozowni zrobiło się cicho. Słychać było jedynie konie w stajni obok. Część towarzyszy patrzała to po sobie to na półelfkę, zaś reszta tylko w sobie wiadomy punkt.

- Jest jeszcze jedna rzecz... - łuczniczka sięgnęła do swojej torby - ... to było ukryte w komnacie maga... - wyciągnęła małą drewnianą skrzyneczkę - ... ale klucza nie znalazłam.


Oczy wszystkich wbiły się w tajemnicze znalezisko. Dłuższą chwilę ciszy tropicielka przerwała słowami:

- Kalel ufam, że nie musze prosić cię o przysługę - rzekła przyjaznym tonem a jej bystre, złote oczy jakby się śmiały zaczepnie do łotrzyka. W duchu zgadywała, że chłopak aż się pali do tego żeby rozpracować skrzyneczkę.
 

Ostatnio edytowane przez Bażna =^^= : 05-11-2009 o 20:37.
Bażna =^^= jest offline  
Stary 05-11-2009, 21:33   #112
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
"Nareszcie. Tak bardzo mi tego brakowało" - myślał Kalel pałaszując z apetytem posiłek. Spróbował cofnąć się pamięcią do czasu gdy ostatni raz miał taką wyżerkę i jakby nie patrzeć wychodziło mu, że zdecydowanie zbyt dawno. A na dodatek ostatnie dwa dni to był ścisły post połączony z wyczerpującym szwędaniem się w deszczu po krzakach. Ufff - westchnął i zamyślił się przez chwilę spoglądając na pusty talerz. Chwila zadumy nie trwała przesadnie długo i ze słowami "A co mi tam" chłopak nałożył sobie ponownie strawę. Co zjem, tego mi nikt nie odbierze - pomyślał nieco błędnie i zabrał się ponownie za chleb i mięsiwo. W cieple i z pełnym żołądkiem rozleniwił się nieco, a jego myśli poszybowały w całkiem innym kierunku niż ten, który prowadził do rozwiązania trapiących ich problemów. "Słońce" - pomyślał "Zielona trawa na wzgórzu i błękitne niebo przyozdobione paroma kłębuszkami śnieżnobiałych obłoczków" - marzył dalej "No i Ona tuż obok, może nawet z palcami wplecionymi w jego palce". Co do Onej to miał mgliste pojęcie, w sumie jeszcze nie zadecydował czy ma być blond, czy czarna, a teraz to nawet - wcześniej nigdy tego nie rozważał - ruda. To ostatnio zawarte znajomości naprowadziły go na trop, że czerwień włosów otaczająca płomieniem nakrapiane piegami lico i szmaragdowe spojrzenie mogą być pociągające.

Oddając się marzeniom niemal przeoczył to, co niosła rzeczywistość. A co w ogóle odkryłeś z Meave na zamku? Czy coś istotnego? Słowa Tuai przyciągnęły ponownie jego uwagę ku temu co się dzieje dookoła niego. Początkowo z zaskoczenia, prawie jąkając się wydukał: Eee... nic takiego i dopiero po chwili z większą już werwą dodał: Odnaleźliśmy magazyn maga - straszna rupieciarnia. Sam susz, zielska, szczurze ogony i inne takie obrzydlistwa. Sama tandeta. Na mój rozum to żaden mag ale szarlatan, który dobrze potrafił innym kit wciskać. W najlepszym przypadku jakiś zielarz, może konował albo cyrulik. Zadowolony z zainteresowania okazanego przez dziewczynę już się rozpędzał ze słowami, ale jego chęci wywarcia wrażenia błyskotliwą elokwencją zniweczył Lusus, który ledwie co się pojawił w komnacie to od razu z pańska przerwał wszystkim i zaczął swoją przemowę. I jak tutaj lubić takiego? - pomyślał Kalel, gdy niespodziewany dar losu został strzaskany patosem przemowy niedoszłego paladyna.

Nie mógł jednak nie przyznać mu racji przynajmniej w tym, że stał się ich sojusznikiem przez przypadek, i że niczym nie był z nimi związany. Ot tyle co wspólne podróżowanie przez część drogi, od jednego rozstaja do drugiego. "Nie można od niego wymagać żeby porzucił to kim jest tylko dla tego, że nam jest potrzebny" - pomyślał i szybko sam sobie dodał "Co oczywiście nie znaczy, że ktokolwiek tutaj go potrzebuje. A niech idzie gdzie go nogi jego konia poniosą. Doskonale obejdę się bez jego przemówień".

Szybko okazało się, że jednak można wymagać, a nawet trzeba, czego wyraz swoimi słowami dała Lidia. Co do Podkosów i roli Lususa w przekonaniu mieszkańców wsi o wszystkim co się zdarzyło, to niechętnie ale przyznał jej rację. "Skoro to taka szycha, paladyn i w ogóle, to jego zdanie będzie ważyć na opinii tych ludzi bardziej niż nas wszystkich z drowem i kupcem na doczepkę. Może faktycznie warto pomóc w zabiciu tego stwora, jeśli to go skłoni do pomocy nam" - myślał rozważając wszystkie możliwości "Ale jak do cholery mamy zabić tego stwora? Jest wielki i silny jak niedźwiedź, a na dodatek opancerzony łuskami". To pytanie prawie wydostało się z jego ust, lecz nim się to stało, to kolejne rewelacje półelfki znowu odsunęły go od głosu. Co prawda nie załapał jaki sens miała wypowiedź o nadwornym magu, który przestał być nadwornym magiem, ale wyzwanie jakie stanowiła szkatułka, to było coś co przemawiało do jego wyobraźni. Pokaż mi ją Lidia, zaraz ją otworzę - powiedział szczerząc się, niepomny już niepowodzeń z otwieraniem zamka do swojej celi... Zanim jednak zabrał się do roboty spojrzał na kupca, który pomimo wciąż władającego nim strachu nie mógł oderwać oczu od znaleziska Lidii. "Wiecie co? Nie chcę żeby widział co jest w środku. Niech ktoś albo go wyprowadzi albo zakryje oczy". Po czym nachylił się nad tajemniczą skrzyneczką ze swoimi narzędziami w dłoni.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.

Ostatnio edytowane przez Epimeteus : 06-11-2009 o 07:57.
Epimeteus jest offline  
Stary 05-11-2009, 22:27   #113
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Słowa Kalela, mówiące o tym znalazł wraz z Meave w zamku przemówiły do wyobraźni dziewczyny. Widziała już te wszystkie wspaniałości. Sceptyczne słowa chłopaka tylko dodały kopytom jej wyobraźni większego pędu. „Nie zna się” pomyślała, a „sama tandeta” stała się dla niej czymś jeszcze wspanialszym. „Tak niepozorne rzeczy, a mające taką moc!” Z chęcią posłuchałaby, co jeszcze Kalel ma jej do powiedzenia, ale rozmowę przerwał Lusus.

Mowa paladyna wywarła na młodziutkiej Tui dość duże wrażenie. Spojrzała na mężczyznę z jeszcze większym szacunkiem. Ale mimo wszystko nadal uważała, że rozsądniej byłoby jechac najpierw do wsi.

Gdy Lidia przedstawiwszy swój plan spytała - Czy zgadzacie się ze mną?Tua miała już gotową odpowiedź.
- Ja żem już powiedziała. Do Podkosów to chyba jednak lepiej jechać wpierw, choć i ja wolałabym wcześniej dotrzeć do pierścienia i do końca wypełnić naszą misję. – Powiedziała Tua, chcąc jeszcze raz potwierdzić, tym razem przed wszystkimi, że i ona popiera ten pomysł.

- Muszę wam coś powiedzieć. – wtrąciła gdy Lidia mówiła o magicznych księgach – Chcę byście wiedzieli, że z domu wyruszałam, by odnaleźć maga, który chciałby mnie nauczać czarów. Chcę zostać magiczką. Dlatego prosiłabym, o to, bym mogła się z magicznych ksiąg Margata pouczyć. – Z lekką obawą na krótko zawiesiła spojrzenie na Meave. „Ona włada magią. Czy pozwoli mi, laikowi, tknąć ksiąg?”. Po czym powiodła spojrzeniem po reszcie zgromadzonych.
Po niewielkiej pauzie szybko dodała - Umiem czytać.
Z niecierpliwością czekała na odpowiedź. Gdyby jej pozwolili… pierwszy kontakt z magią! Spełniłoby się jej największe marzenie.

Gdy Lidia wyciągnęła drewnianą, tajemniczą skrzynkę serce Tui zabiło pare razy szybciej. Coś w tonie głosu półelfki, brak klucza i to, że skrzyneczka należała do maga sprawiło, że dziewczyna miała nadzieję, ze ujrzy tam coś niezwykłego. Coś magicznego, pięknego i niebezpiecznego. Chwilę później entuzjazm jej został, jak to się zdarzało wiele razy, stłumiony przez rozsądek. „Margat nie mógł być aż tak potężnym magiem, skoro zginął od zębów swego własnego pupilka, ale z drugiej strony przecież jednak sprowadził Bastora i był nadwornym magiem władcy tych ziem…”
Nie łatwo jest być młodą, niedoświadczoną i naiwną dziewczyną. Zwłaszcza, gdy opuszcza się rodzinny dom.

Nie zwróciła szczególnej uwagi, na to, że Kalel prosi, o usunięcie kupca. Z niecierpliwością czekała, aż wreszcie otworzy skrzyneczkę.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 06-11-2009, 01:03   #114
 
madman's Avatar
 
Reputacja: 1 madman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemu
Młody paladyn wysłuchał wszystkich towarzyszy, z uwagą obserwował również starania złodziejaszka przy grzebaniu w zamku szkatułki.
- Na waszym miejscu zachowałbym ostrożność z tym pudełeczkiem. Margad był magiem... szalonym magiem ze skłonnościami do przyzywania niebezpiecznych istot. Kto wie co wyskoczy z tego pudełka. Albo, że nie jest jeszcze gorzej, na przykład, że to puszka Pandory?- ponieważ najwyraźniej jego słowa nie docierały do uszu oprycha zwrócił się do reszty.
- Na początku naszej znajomości gdy poznałem wszą niedolę obiecałem sobie, że wam pomogę i udam się z wami do wsi Podkosy aby ukarać chłopów swawolników co samosąd chcieli na was wykonać samemu się przy tym bogacąc. Nie godzi mi się aby obietnice dane sobie łamać, tym bardziej gdy niewiasta o pomoc prosi. – ukłonił się dwornie w stronę Lidi.
- Zwłaszcza gdy jej inteligencja sięga urodzie a argumenty nie sposób podważyć. Postanowione więc, że po ubiciu bestii udamy się do Podkosów gdzie dopilnuje abyście wraz z przyjaciółmi byli puszczeni wolno a wasze dobre imię zostało oczyszczone. W żadnym wypadku jednak nie zamierzam się skradać i przemykać jak jakiś zbój po nocy, wjadę między chaty z podniesionym czołem i wam radziłbym to samo. Po tym wszyscy będziecie wolni więc decyzja czy ruszyć dalej ze mną w pogoni za elfami na jarmark może okazać się prostsza w podjęciu. A w kwestii bastora to nie chcę nikogo poza sobą narażać. To ja stanę twarzą w pysk bestii licząc na wasze wsparcie z dystansu.- Lusus zamilkł na chwilę spoglądając na mocującego się ze szkatułką Kaela.
- Pozostaje jeszcze kwestia dóbr elfów. Chciałbym aby było jasne, że są to łupy których dorobili się oni na cierpieniu i być może śmierci niewinnych ludzi. Jest to złoto zbroczone krwią i musi być złożone na datki w świątyni dobrego boga aby zostało oczyszczone. Jeżeli przystaniecie na te warunki obiecuje dostarczyć was bezpiecznie do wsi i uratować przed Podkosianami. Podejmujcie swe decyzje szybko bo dzień ucieka. Będę na was czekał przed celą Bastora, przed zachodem słońca rozpoczynam z nim walkę, lepiej abyście byli na nią gotowi albo daleko z tond jak to się zacznie.- powiedział spokojnie Lusus i zabrał się za zakładanie swej kolczugi.
 
__________________
D&D is a Heroic Fantasy.
Not a Peasant-oic Fantasy.
Know the difference.
Feel the difference.
madman jest offline  
Stary 06-11-2009, 18:27   #115
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
_________________________________________
____________________________

Zapomniana Forteca


Zostało postanowione: wracacie do Podkosów z dwoma więźniami i młodym paladynem u boku.
Mimo, że rezultat Waszej wyprawy nadal pozostawał niepewny - a co za tym idzie również zdrowie i życie Wasze i uwięzionych towarzyszy - przynajmniej wiedzieliście już na czym stoicie. I to w zasadzie jednomyślnie. Po skończonym posiłku podzieliliście się własnością drowów i Madraga (za wyjątkiem rzeczy, które co po niektórzy ukryli w swoich torbach), ścigani prośbą Tuai o magiczne księgi. Pozostała jednak kwestia złota. Lusus jasno wyraził swoją opinię na temat zatrzymywania gotówki, a jego zdanie o Was bądź co bądź liczyło się w tej chwili. Z drugiej strony takiej ilości złota nigdy na oczy nie widzieliście (podobnie zapewne jak Wasze rodziny) i pełny mieszek pobrzękiwał zachęcająco, kusząc pełnym brzuchem i innymi wygodami, jakie mogły Was czekać w trakcie dalszej podróży przez świat.

Póki co jednak Lusus zabrał się do przygotowywania do walki, a Kalel zniechęcony odłożył sfatygowane pudełko. Nie to, że nie umiał otworzyć zamka - skrzyneczka nie miała zamka jako takiego, mimo to jednak była zamknięta na głucho i żadne podważanie czy stukanie nie pomagało w jej otwarciu.

Po niedługim czasie Lusus wyszykował się jak prawdziwy paladyn, wziął kilka pochodni i ruszył pod celę. Po raz kolejny w nozdrza uderzył go smród panujący w podziemiach. Jednak teraz tylko dodawał mu motywacji do walki. Pozostawał tylko jeden problem: kłódka i łańcuch (w miarę nowe) zamykające celę. Jeśli młody rycerz nie chciał zniszczyć swego miecza na rozłupywaniu zamka musiał poprosić o pomoc Kalela.

***

Po wyjściu Lususa przez chwilę panowała cisza.

- Słuchajcie - odezwał się Rang - ja chyba na czas walki ukryję się gdzieś... Albo odjadę... I wam też radzę... Znaczy się doceniam odwagę Lususa, jeno on nie wygląda na takiego siłacza, co by magiczną bestię pokonał. A puszczona raz na wolność pewnikiem się i za nas zabierze. I koni szkoda - spłoszą się jak zobaczą potwora i na nich już nie uciekniem.

- Może by się dało go jakoś przekonać do zaniechania walki, co? - zawtórowała mu Verna. - Dzieciak to jeszcze, szkoda co by ginął... Poza tym obiecał nam pomoc w Podkosach, słowo dał szlacheckie, więc nie godzi się, żeby zginął w walce i słowo dane złamał... Prawda? Toć chyba szlachectwo do trzymania słowa zobowiązuje... Szkoda dzieciaka... - widać, że kobieta z trudem powstrzymuje łzy.


_________________________________________
____________________________

Wheelon

Sorg, gdy zbudziłaś się kolejnego dnia słońce stało już wysoko... a raczej stało by, gdyby nie zakrywała go gruba warstwa deszczowych chmur. Jednak codzienna miejska krzątanina wyraźnie sugerowała, że dziś potężnie zaspałaś. Choć drugiej strony nie miałaś gdzie się spieszyć. Zjadłaś swoją owsiankę przy akompaniamencie odsuwanych stołków i plaskania mokrej szmaty, po czym ruszyłaś na miasto.

Atmosfera w Wheelon korespondowała dziś z pogodą - było sennie i smętnie. Nie znaczyło to rzecz jasna, że ludzie zarzucili swoje obowiązki: z kuźni dobiegały rytmiczne uderzenia młota i syk pary, rymarz wieszał na kołku nowe uprzęże, a z garncarskiego warsztatu usłyszałaś brzęk zbijanego naczynia i głośne przekleństwa. Jednak brak słońca, wszechobecna wilgoć i snująca się nad ziemną mgła sprawiały, że ludzie poruszali się wolniej niż zwykle, szybciej za to sięgali po broń czy ciężkie słowo. Może więc dlatego ze świątyni odeszłaś z niczym - kapłan Helma kategorycznie odmówił pokazania Ci tych kilku cennych woluminów będących w jego posiadaniu. Rozczarowana i zła szwendałaś się bez celu po mieście. W promieniach słońca Wheelon było bardzo urokliwym miasteczkiem - schludnie pobielone wapnem domy, niewielki ratusz i świątynia, spory rynek do którego prowadziły wszystkie uliczki, posterunek straży miejskiej i duży spichlerz... A w oddali błyszczące jezioro z niewielką zatoczką, z której wheelońscy rybacy wyprawiali się na połów. Jeszcze niedawno z przyjemnością spacerowałaś wąskimi uliczkami, jednak dziś wszystko Cię drażniło: wrzeszcząca dzieciarnia upaprana błotem z powodu ciągłej mżawki, głośne nawoływanie przekupek, mijające Cię wozy którym trzeba było ustępować miejsca... I zaściankowość tego miasteczka, o tyle mniejszego i mniej ciekawego od Srebrnej Rzeczki. Może czas już jechać dalej..?

Twoje zirytowane marudzenie przerwał nagle mniej typowy widok.






Przed jednym z domów stało kilka osób w żałobnych, czarnych szatach. Dwie z nich płakały, reszta rozmawiała przyciszonymi głosami. Na drzwiach domostwa wymalowany był znak Kelemvora, Pana Śmierci.

- Dobrze, że dzisiaj nie zmarł jeno przedwczoraj, słońce świeciło to i dusza jego szczęśliwa odeszła - zagadnął niepytany jakiś przechodzień. - Jerom dobry był chłop ponoć, ale koń go kopnął, szkapa chędożona, no i mu się zmarło. Ale już kapłan dopełnił ceremoniałów, toć się można pożegnać i szacunek złożyć. - to powiedziawszy zniknął wewnątrz budynku. Również i ty po chwili weszłaś do środka by - jak nakazywał zwyczaj - uszanować zmarłego, nic to, że obcego.

Mieszkanie było skromnie urządzone, lecz czyste i w dobrym stanie. Niewielkie lustro stojące na komodzie było zasłonięte, a wszędzie paliły się łojowe świece wypełniając pomieszczenie dymem. Sam zmarły leżał na środku na stole ubrany w porządne odzienie. W świetle świec jego blada twarz wydawała się jeszcze bielsza, a wielki krwiak na głowie i wgnieciona czaszka wskazywały przyczynę śmierci. Wokół stołu siedziała młoda kobieta z czworgiem dzieci, wszyscy pogrążeni w modlitwie. Jedno z dzieci chlipało cicho. Po domu kręciło się kilka osób - najpewniej krewnych zajmujących się na czas żałoby domem i osieroconą rodziną. Zmówiłaś cichą modlitwę za zmarłego po czym wrzuciłaś do stojącego przy wejściu cynowego dzbanka monetę czy dwie; płaski dźwięk miedzi uderzającej o miedź świadczył, że wheelończycy dbali o swoich sąsiadów.

Wyszłaś z ogarniętego żałobą domostwa kierując się w stronę cmentarza, omal nie przewracając się o ciężarną kobietę, która szerokim łukiem omijała dom Jeroma. Nie rozgniewałaś się nawet - miała rację, lepiej nie kusić śmierci gdy nosi się nowe życie. Nie zwracając na nią uwagi szybkim krokiem podążyłaś do bram miasta, na zewnątrz i dalej wzdłuż murów na cmentarz.

Cmentarz był duży - jak wszystkie cmentarze - i otoczony niewysokim drewnianym płotem dla zabezpieczenia przed zwierzętami. Frontową część okalał mur, najwyraźniej był jednak w budowie... już od dłuższego czasu, gdyż w niektórych miejscach zaprawa zdążyła się wykruszyć. Przekroczyłaś bramę i zaczęłaś powoli iść między grobami, drzewami i krzewami. W zasadzie nie było tu nic interesującego: ot, ziemne kopczyki porośnięte trawą, z rzadka ozdobione kwiatami lub znakami różnych bóstw powieszonymi na kijach. Trafiłaś na kilka kamiennych płyt na których wykuto cechowe lub rodowe znaki, jednak większość grobów była prosta i zwyczajna.

Po lewej stronie odbywał się pogrzeb. Dwie małe trumienki z nieheblowanych desek spuszczano właśnie do małego grobku, wykopanego wśród wielu jemu podobnych. Niektórzy żałobnicy spojrzeli na Ciebie podejrzliwie - ostatecznie kto normalny chodzi na cudzy cmentarz jeśli nie musi? Jeszcze nieszczęście na zmarłych sprowadzi, albo i na żywych co gorsza... Potem jednak wrócili do modlitwy, a Ty poszłaś dalej powoli tracąc nadzieję na jakieś natchnienie do ballady, lub choćby ciekawe informacje o tutejszych mieszkańcach. Jednak wtedy wśród drzew zauważyłaś niewielki, zadbany pomnik. Mógł mieć ze trzydzieści lat, jednak wyryty w kamieniu napis trzymał się całkiem nieźle - widać ktoś o niego dbał. Podeszłaś bliżej ciekawa kto zasłużył na taki zaszczyt.




Tu spoczywa nadobna Shannen, córka Alessandra i Judyty
dzielna i prawa wojowniczka, wierne dziecię Helma,
która swą odwagą i poświęceniem
przed zagładą Wheelon ocaliła.

Wieczny hołd składają jej przeto
wdzięczni mieszkańcy Wheelon i ich potomkowie
oraz wierni Shannen druhowie,
którzy w pamięci zawsze
mieć ją będą.



 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 09-11-2009 o 17:10.
Sayane jest offline  
Stary 10-11-2009, 15:12   #116
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Otworzyła oczy, po czym szybko usiadła na posłaniu. „Ech zaspałam” - pomyślała – „ale w sumie i tak nie mam gdzie się spieszyć”. Wstała zwinęła posłanie i poszła wlokąc się noga za nogą do karczmy aby coś zjeść. Niebo było tak pochmurne jak jej nastrój, stanęła w drzwiach karczmy i wypatrzyła w rogu wolne miejsce. Powlokła się tam i zamówiła owsiankę na śniadanie. Jedząc ją śledziła wzrokiem śmigającą mokrą szmatę, która raz po raz plaskała o podłogę. Zostawiła pusty talerz i ruszyła na miasto. „Dziś chyba nie będę szukać pracy, połażę sobie” . Po drodze mijała różne warsztaty słuchając dobiegającej z nich krzątaniny. Wlokąc się tak krok za krokiem dotarła do świątyni. Wsunęła się po cichutku i podeszła do kapłana Helma. Uśmiechnęła się do niego pięknie i spytała szeptem:

- Witaj, piękną świątynię macie, pewnie i piękne woluminy posiadacie w swoich zbiorach. Czy mogłabym je obejrzeć? Bardzo proszę, złożę chętnie datek na świątynię za udostępnienie mi ich.

Kapłan odwrócił się w jej stronę, zmierzył ja wzrokiem od góry do dołu i odparł krzywiąc się przy tym

- Chyba żartujesz?.... Co Ty sobie wyobrażasz, ze byle kto nasze woluminy może oglądać? Datek jak chcesz to złóż, ale na oglądanie, a tym bardziej na czytanie nie licz! Pomódl się i idź swoją drogą, tutaj nie masz czego szukać dziewczyno!
- Parzcież chce tylko na nie zerknąć, nawet przy Tobie..... Proszę....
- Powiedziałem, NIE!
– odparł kategorycznie, po czym odszedł nie spojrzawszy na Sorg więcej.

Wyszła ze świątyni zła, w głowie kołatały jej myśli. „Przecież bym tych jego wielkich świętości nie zjadła. Spojrzałabym tylko, poczytała i potem wykorzysta w w swoich opowieściach. Co za ludzie, nawet datek go nie przekonał. Ciekawe po co on je trzyma? Myszy mu je zjedzą, a innym skorzystać nie da. Ehhhhhh.........”
Szła noga za nogą przed siebie zastanawiając się; „Co mi się w tym mieście podobało? Małe, brudne, nic nie warte, nawet ludzie tutaj gburowaci, chyba czas mi ruszać w dalszą drogę”. Ruszyła raźniej w stronę karczmy, aby rozliczyć się z karczmarzem i zabrać swojego konia.
Jednak widok ludzi stojących przed jednym z domów przykuł jej uwagę. Usłyszawszy co się stało weszła do środka oddać hołd nieboszczykowi. „Nie znałam go co prawda, ale lepiej się chwilę pomodlić, a i przy okazji zobaczę jak dom w środku wygląda” pomyślała i z ciekawością weszła do budynku. Po obejrzeniu nieboszczyka w głowie zakiełkowała jej myśl odwiedzenia miejskiego cmentarza. Wyszła na zewnątrz rozejrzała się wokół i już raźniejszym krokiem podążyła w stronę cmentarza. Przekroczyła cmentarną bramę i rozglądając się z uwagą szła wolno alejkami oglądając groby. Na niektórych znajdowały się kwiaty, ale były też zaniedbane. Widok ten wskazywał, które z nich są odwiedzane przez krewnych, a o których już zapomniano. Mijając po drodze żałobników, zauważyła dwie małe trumienki, przez głowę przebiegła jej myśl: „Rozpacz rodziców,dwoje maleńkich dzieci, których życie zostało przerwane, zanim rozkwitło na dobre. A może pod pewnym względem radość, bo dwie gęby mniej do wyżywienia” – zasmuciła się. Widząc nieprzychylne spojrzenia żałobników ruszyła dalej, układając w myślach wiersz...

Cmentarne ścieżki przemierzając
Cisze tylko tutaj słyszę
Jak odeszło z ziemi życie
A nam tylko łzy zostają
cisze przerywają
Gdy z piersi się łkanie wyrywa
Gdy ból nasze jestestwo rozrywa
Płacze ojciec, matka, dziecię
Płacze krewny pozostawiony gdzieś w świecie
I tak idąc wśród grobów powoli
Czuje jak mnie serce boli
Bo świat się w ponury zamienił
Gdy nam zabrakło kogoś bliskiego na ziemi....



Chodziła od grobu do grobu zerkając na napisy znajdujące się na nich, alejka zawiodła ją pomiędzy drzewa, gdzie ujrzała pomnik. Różnił się on bardzo od innych znajdujących się na cmentarzu, był zadbany. Widać było że ktoś go często odwiedza, wszędzie leżały kwiaty, a i ścieżka do niego była wydeptana bardziej. „Pewnie liczną rodzinę miała osoba która tu spoczywa, albo bardzo była kochana i dlatego tak często odwiedzany jest jej grób” - pomyślała i skierowała swoje kroki w stronę nagrobnego pomnika. Podeszła bliżej i zaczęła czytać znajdujący się na nim napis:

Tu spoczywa nadobna Shannen, córka Alessandra i Judyty.......

Przeczytała go z uwagą po czym podeszła bliżej i przeczytała go jeszcze raz, wodząc palcem po literach wykutych w kamieniu. „A więc i to miasteczko ma swojego bohatera..... a właściwie bohaterkę. Muszę się dowiedzieć co zrobiła ta dziewczyna, aby zasłużyć sobie na pamięć potomnych. Do świątyni nie mam co wracać bo kapłan niezbyt rozmowny dzisiaj. Pójdę może do przekupki u której sprzedawałam owoce. Ona była bardziej rozmowna i mieszka tu od urodzenia więc na pewno wie co się stało, a i karczmarz może mi coś powie. Obiecam mu zabawianie gości za informacje zamiast za miedziaki....” Popatrzyła jeszcze chwilę na pomnik. Rozejrzała się z uwagą dookoła czy może nie nadchodzi ktoś kogo mogłaby zapytać o zmarłą i ruszyła raźnym krokiem w stronę miasta. Układając sobie plan przepytywania mieszkańców. Szła uliczkami miasta kierując się w stronę targu, nawet niebo wydawało jej się jaśniejsze nad głową i krzyki przekupek nie przeszkadzały, ale wabiły. To przecież było jej źródło informacji, musiała tylko pomyśleć jak je przekonać aby się nią podzieliły. Przedzierała się przez tłum aż dotarła do znajomego straganu. Uśmiechnęła się promiennie i zagadała:

- Witaj, jak dzisiaj handel idzie? Może i dziś mogłabym się przydać?..... – z niecierpliwością i lekkim niepokojem czekała na odpowiedź.
Kobieta uniosła głowę, spojrzawszy na nią uśmiechnęła się i odrzekła:
- Witaj dziecko. Dziś już wiele pracy nie ma to i miedziaków do podziału też nie wiele będzie. Może idź sobie poszukaj jakiegoś innego zajęcia. Ja i tak niedługo kram zwijam....
„Phyyyyy dziecko, też mi powiedziała” – obruszyła się w myślach Sorg – „jakie ja dziecko”, ale na głos odparła z uśmiechem.
- Nie muszę miedziaków dostać. Wystarczy mi kilka owoców, co będę szukać innej pracy? Jeżeli chcecie chętnie pomogę, porozmawiać też mogę. Żyjecie tu całe życie, więc i historię miasta znacie dobrze. Pięknie wczoraj opowiadałyście Pani więc może i dziś mnie czymś ciekawym uraczycie.

Przekupka zadowolona z pochwały i z darmowego pracownika przesunęła się kawałek robiąc Sorg miejsce za starganiem i razem zabrały się do pracy. Co róż ktoś podchodził i trzeba było zachwalać towar, aby chętny nie odszedł z pustymi rękoma i aby zostawił swoje miedziaki u nich a nie u konkurencji...

Zapraszamy, zachęcamy
Pięknych owoców sprzedamy
Dla chłopczyka i dziewczynki
Śliczne jabłka i malinki
Chłopiec będzie malowany
Panna - panną nad pannami
Gdy owocka już od rana
Zjesz to będziesz rozradowana
Bo owoc to samo zdrowie
Każdy kto go je Ci powie
Zachęcamy, zapraszamy
Ile chcesz to Ci sprzedamy...


Wydzierała się dziewczyna ile sił w płucach a w przerwach zagadywała handlarkę.
- Pracujesz ze mną drugi dzień dziecko a nawet Twojego imienia nie znam, mnie zwą Berry
- A mnie Sorg – odparła dziewczyna
Pracowały dalej razem, kiedy nadarzyła się okazja Sorg zapytała:

- Berry? Poszłam na cmentarz tak jak mi wczoraj radziłaś. I odkryłam tam piękny pomnik, zadbany, wyróżniający się spośród innych. Było na nim napisane że spoczywa w nim Shannen, córka Alessandra i Judyty. Kim ona była? Co zrobiła? Czy jej rodzice żyją nadal? – spytała z przejęciem i z niecierpliwością czekała na odpowiedź kobiety

Berry popatrzyła na Sorg z uwagą i odparła:

- Wiesz, to nie jest historia, którą można opowiedzieć w pięć minut pomiędzy jednym sprzedanym jabłkiem a drugim. Jeżeli naprawdę chcesz jej wysłuchać to chętnie Ci opowiem jak zwiniemy stragan. Usiądziemy sobie na rynku na ławce i opowiem Ci historię naszej bohaterskiej dziewczyny.
- Oczywiście, że chce! – zakrzyknęła z zapałem Sorg
„Nareszcie czegoś się dowiem, ten dzień wcale nie jest taki zły, mimo, że nie zaczął się ciekawie” – pomyślała dziewczyna i zabrała się z zapałem do dalszego zachwalania owoców.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 10-11-2009 o 15:34.
Vantro jest offline  
Stary 10-11-2009, 22:10   #117
 
madman's Avatar
 
Reputacja: 1 madman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemu
Lusus wychodząc na zewnątrz rzucił jeszcze wszystkim krótkie spojrzenie. Ciężko zgadnąć co owo spojrzenie miało oznaczać.
Chłód podziemi powitał z radością, miał wrażenie, że pod jego skórą płynie lawa. To uczucie to z całą pewnością złość a raczej któreś z jej późniejszych i bardziej niebezpiecznych stadiów. Smród obwieścił młodzieńcowi bliskość bestii, lecz nie do niej przyszedł młodzian, pochylił się z łuczywem do celi potwora, który warczał i cofał się przed ogniem. Ciało sir Hadalusa leżało nieruchome i już powoli rozkładające się, praktycznie nierozpoznawalne lecz chłopiec wiedział, że to jest ciało jego mistrza, rozpoznał je po pierścieniu rodowym.
Złość i smutek, wściekłość, szał, wszystkie te uczucia Lusus trzymał w sobie czekając na odpowiedni moment aby je wypuścić. Trzymał je w sobie z całych sił choć go paliły od środka i sprawiały mu ból. Rwały się na zewnątrz jak oszalały zwierz ale dawały też siłę.

-Może i przyjdzie mi umrzeć. Może i bestia jest silniejsza ode mnie. Może jestem głupcem… ale wszyscy są głupcami jeżeli chodzi o miłość. – odezwał się do sir Hadalusa Lusus, ocierając łzę płynącą po policzku.

- I chociaż nigdy ci tego nie mówiłem to kocham cię mistrzu. Widzę w tobie ojca, którego straciłem będąc dzieckiem. Widzę w tobie siebie za wiele lat. Jakże mogę pozwolić na to aby spotkała cię taka haniebna śmierć? Bez pochówku? Wolę sam zginąć próbując cię pomścić. Bestia zginie w walce, zabije ją tak jak ty byś ją zabił będąc uzbrojonym. Zrobię to dla ciebie mistrzu, aby cię godnie pochować, jak na rycerza przystało. – wyciągnął rękę w stronę zwłok mistrza próbując powstrzymać łzy i drżące w rozpaczy usta, pociągnął nosem.
Cofnął rękę gdyż Bastor poruszył się gwałtownie. Z jego oczu zniknął smutek zastąpiony złością. Otarł oczy i nos, powstał i wyciągnął swój miecz. Pochodnia ponownie spoczęła w uchwycie na ścianie. Lusus stanąwszy na środku korytarza wyciągnął rękę z mieczem w prawo, ostrze stuknęło metalicznie o ścianę. Skierował ostrze w górę z tym samym skutkiem, zwrócił je w lewo, tam stuknęło o kraty celi, Bastor się zerwał i ryknął. Wojownik nie zważając na kreaturę wykonał próbny wymach i piruet, miecz odbił się od ściany. Młody paladyn pokręcił przecząco głową. „Nic z tego.” Myślał. „Tutaj sobie z nim nie powalczę, muszę wymyślić coś innego. ”

Ruszył spiesznym krokiem do wyjścia zabierając pochodnię. Przez Chwilę latał jak szalony po dziedzińcu, obejrzał krytycznym okiem obie bramy wjazdowe, patrzył po murze. Znosił na jedną kupę jakieś rupiecie i stare meble. Aż w końcu wpadł jak burza z powrotem do powozowni. Popatrzał po wszystkich i powiedział.

- Więc plan już mam. Oto co zamierzam zrobić. Nie chcę abyście się narażali dla moich zasad i mojego mistrza dlatego opracowałem wszystko tak aby wam się krzywda nie stała. Będziecie stali na murze i atakowali bestię na odległość. Mave jeżeli zechcesz ponownie pomóc mi w walce swymi czarami to było by mi niezmiernie miło, mogłabyś też pokazać co nieco Tuai. Lidia, Kael i Rang, moglibyście strzelać do potwora, mamy kusze drowów. Zabarykadujemy bramy na dziedziniec aby bestia nie mogła uciec. Rozpoczniemy walkę w dzień aby widoczność sprzyjała waszej celności. Ja zostanę na dole i spróbuję nie dać się zabić. Będę też zajmował potwora aby nie przyszło mu na myśl wdrapanie się jakoś na górę do was. Walczyć będę z konia bojowego mojego mistrza sir Hadalusa. Będę miał przewagę wysokości i szybkości, rumak bojowy potrafi też o siebie zadbać, kopie i gryzie, Bastor będzie miał nie lada orzech do zgryzienia. Wybawimy go z lochów w sposób następujący. Zrobimy barykadę w korytarzu prowadzącym w głąb podziemi i podpalimy ją aby bydle biegło w przeciwną stronę czyli wprost pod wasze strzały i mój miecz. Sam się uwolni gdy poczuje dym i ogień ponieważ osłabimy jedno ogniwo w łańcuchu trzymającym go w celi. – powiódł oczyma po wszystkich aby upewnić się czy nadążają.
- Mam też plan awaryjny na wypadek jak bym zawiódł. Jeżeli zginę z łap tej bestii to nie chcę abyście wy i okoliczni mieszkańcy mieli z tego powodu problemy. Dlatego opracowałem sposób jak go zabijecie gdy ja już zginę. Więc zanim go wypuszczę z klatki obleję go oliwą. Łucznicy, wy będziecie mieli przygotowane po kilka strzał zapalających. Jak zginę użyjecie ich aby posłać bydle do piekieł dając jej przedsmak temperatury. Czy są pytania? Kto idzie ze mną? Rang, mogę potrzebować twojego miecza, mój jest oburęczny i nie bardzo odpowiedni do walki z konia. Pozwolisz?- młodzieniec był pełen zapału i pozytywnej energii naprawdę wierzył, że może pokonać potwora.
 
__________________
D&D is a Heroic Fantasy.
Not a Peasant-oic Fantasy.
Know the difference.
Feel the difference.
madman jest offline  
Stary 12-11-2009, 12:15   #118
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Pomysł Lususa był dla Meave niedorzeczny. On chyba naprawdę miał życzenie śmierci. Zamiast wybrać prostszą drogę czyli zabicie Bastora przez kraty on wolał to zrobić honorowo. HONOROWO! Cóż za głupiec. Raz już mu pomogła i wątpiła aby udało się to po raz drugi. Z resztą, nie miała zamiaru dopuścić do tego, żeby zginął. Miała swój plan. Jeśli nie da się go przekonać kobiecą furią i brakiem wsparcia od (jej zdaniem) najsilniejszej, bo władającej magią, osoby z całej tej grupy, to ewentualnie wtedy… wtedy trzeba będzie zrobić coś by stracił przytomność. Na przykład uderzyć go czymś w tył głowy. Czymś wystarczająco ciężkim by osunął się na podłogę, ale wystarczająco lekkim by nie zrobić mu przy tym krzywdy większej niż mały guz. Miała tylko nadzieję, że ktoś ją poprze… Rang nie wydawał się zachwycony tym pomysłem, więc może udzieli jej wsparcia… może.

Z pozornym zainteresowaniem wysłuchała tego, co młodzieniec miał do powiedzenia. On naprawdę wierzył, że może tą bestię pokonać w uczciwej walce! W walce! Co za idiota, doprawdy. Raz zginąć to dla niego chyba za mało. Czuła jak wzbiera w niej wściekłość. „Idealnie” pomyślała. Zawsze postrzegała siebie jako dobrą aktorkę, więc miała nadzieję, że łzy, które uda jej się wywołać zadziałają na młodzieńca, że wypadnie na tyle przekonująco by zmusić go do zmiany planów.

Rudowłosa, z wymalowaną na twarzy wściekłością podeszła do Lususa i spoliczkowała go z całej siły. Miała nadzieję, że doceni iż robiła to dla jego dobra. Jak on mógł być tak samolubny? Ona i Lidia wiele obiecały, żeby móc go znowu mieć przy sobie. Przywiązał je… ją do siebie, a teraz znowu miał zostawić? Och, po jej trupie!

- Czy ty jesteś głupi?! Czy tobie nie żal życia! – Zapytała, a łzy pojawiły się w jej oczach. Wbrew temu, co myślała, wcale nie musiała zmuszać się do łez. One same napłynęły do jej oczu. – Po tym wszystkim, co żeśmy dla ciebie zrobiły, tak się odpłacasz?! Naprawdę chyba masz życzenie śmierci! – Ciągle krzyczała, nie mogąc opanować łez, które spływały jej po policzkach. Chyba naprawdę stała się słaba… Albo miała słabość w stosunku do tego młodzika. Żadna z tych opcji nie wydawała jej się sensowna, ale prawda zapewne leżała gdzieś po środku. – Dlaczego nie możesz po prostu dać tej bestii śmierć na jaką zasługuje? Rozstrzelać ją przez kraty… Nie, ty chcesz zginąć! Chcesz żebyśmy wszyscy zginęli! Jakie to strasznie samolubne z twojej strony.

Co dziwne, Meave nie mogła się uspokoić. Sama nie rozumiała, co się z nią dzieje. Nie zachowywała się już tak od dawna, bardzo dawna. Zawsze starała się być silna i dzielna, ale teraz… teraz wyjątkowo nie mogła. Bała się, ale nie swojej śmierci, tylko tego, że znowu kogoś utraci. Kogoś, kogo mogłaby nawet nazwać przyjacielem.....
 
Callisto jest offline  
Stary 12-11-2009, 22:26   #119
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Dziewczyna od początku była przeciwna walce. Nie widziała w tej bestii nic z człowieka, wiec dlaczego mieliby ją traktować jak istotę rozumną? To było zwykłe zwierzę! Zwierzę niebezpieczne i krwiożercze, które powinno się unieszkodliwić, tak by nie mogło już nigdy zrobić krzywdy ludziom. Oczywiście nie można dopuścić do jej uwolnienia, ale też do tego by cierpiała, więc najprostszym sposobem byłoby rozstrzelanie. Ale ta „uczciwa” walka, którą wymyślił Lusus, jest, zdaniem dziewczyny, złym pomysłem.
Wiedziała, że jest to również bardzo ryzykowne, ale starała się zrozumieć paladyna. Miał prawo do takich uczynków. Według niej było to głupotą, ale skoro on uważa to za swój obowiązek, to nie można mu było tego zabronić, a nawet powinno się mu pomóc. On poświęcał za nich swoje zdrowie, życie, więc i ona postara się mu ułatwić jego zadanie jak tylko będzie mogła.
Tua uważnie przysłuchiwała się słowom Lususa, który przedstawiał swój plan. Zauważyła w nim kilka luk, ale nie chciała przerywać paladynowi.
Gdy Meave go uderzyła, Tua instynktownie napięła całe ciało, jakby szykując się do ataku lub obrony. Jednak nie ruszyła się z miejsca uważnie obserwując. Słowa Meave poruszyły jakąś nutę w sercu dziewczyny. Wiedziała, że kobieta, stojąca przed paladynem, była osobą silną. Musiały nią targać na prawdę duże emocje, skoro je ujawniła. Tua spostrzegła łzę na policzku magiczki i wiedziała teraz, że kobieta najzwyczajniej troszczy się o życie Lususa. Mimo wszystko było to dla niej zaskoczeniem. Nienauczona jeszcze życiowym doświadczeniem, nie spodziewała się po takiej kobiecie takich uczuć.
Gdy Meave skończyła, Tua postanowiła się wtrącić:
-Lususie. Czy nie jest głupotą traktować zwierzę po ludzku? A poza tym, gdy Ty zginiesz, to i nasza przyszłość nie jest pewna. Co jeśli bestia się wymknie? Co jeśli chłopi z Podkosów nie uwierzą nam i będą chcieli nas zabić? Czy ważniejszy jest rodzaj śmierci potwora, czy niepewne życie ośmiu osób? Decyduj Lususie, ale wiedz też, że cokolwiek nie postanowisz, ja, chociaż nic przydatnego nie umiem, będę chciała Ci pomóc.
Tua zawiesiła wzrok na paladynie. Słowa, które wyrzekła płynęły bardziej z rozsądku niż serca. Nie myślała o swojej przyszłości, tylko o tym jak nie dopuścić do tego nierównego, nieprzemyślanego boju. Pragnęła, by Lusus jednak zrezygnował z walki, ale gotowa była na wszystko. Choć nie wiedziała jak mogłaby pomóc w walce z Bastorem, to z pewnością robiłaby co tylko mogła, by cała ich drużyna przeżyła, a potwór nie uciekł.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 13-11-2009, 00:21   #120
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
"No oczywiście. Chyba już nigdy w życiu nic nie otworzę" myślał wściekły Kalel. "Chyba naprawdę powinienem zostać parobkiem u swojego brata. Obora i stodoła były zamykane na skoble, może z nimi dałbym sobie radę!" Wyobraźnia łotrzyka natychmiast podsunęła mu wyrazisty obraz jak w strugach zimnego deszczu, stojąc po kostki w błocie próbuje dostać się do przytulnej stodoły, lecz nie... skobel przerasta jego siły i zrezygnowany, z przygarbionymi plecami odchodzi znikając w szarości strug deszczu. Wstrząsnął się i ze złością odstawił szkatułkę.
- Nie dam rady. Nawet nie mam pojęcia jak się do tego zabrać. Jego własna nieudolność tak go zdołowała, że gdy Lusus zaczął wyłuszczać im swój plan walki z Bastorem, to po prostu powiedział: Dobra, wchodzę w to. Dopiero po chwili zaczął się zastanawiać, jak do licha ma trafić całkiem żwawego zwierzaka, choć wcześniej nigdy z kuszy nie strzelał. Nawet do tarczy. "Skoro Lusus taki szkolony, to na pewno wie co robi. Ja będę tylko wykonywał rozkazy" - pomyślał nie wiadomo czemu rozbawiony.

Wesoły nastrój prysł gdy tylko rozległ się dźwięk głośnego plaśnięcia. "Auć, to musiało boleć" - pomyślał Kalel na widok pięciopalczastej plamy na policzku prawie-paladyna. Prawie prychnął śmiechem na ten widok, ale widok wzburzonej Maeve błyskawicznie uspokoił go. Nagle zauwazył, że chyba tylko on traktuje sprawę pojedynku paladyna z bastorem w kategoriach rzeczy niedorzecznych, takich które się dzieją pomimo twojej woli i o których się wkrótce z ulgą zapomina. Tak jak i o ich uczestnikach. Trochę zmieszany i nie do końca rozumiejący co się dzieje obserwował łzy na policzkach kobiety. "Czy, czy jej wzruszenie jest prawdziwe? Czy jej naprawdę tak zależy na tym... zmęłł w myśli obelżywe słowo - na tym chłopaku? Sam nie rozumiał emocji tak poruszających. Dla niego wszystko wyglądało w prosty, banalny wręcz sposób - skoro nie da się z nim dogadać, to trudno. Czasami trzeba dać się ponieść fali i pozwolić dać innym robić co uważają za słuszne, nawet jeżeli to ma ich zabić.

"Teraz to najważniejsze, żeby w tym całym chaosie wywołanym przez Lususa, to znaleźć sobie własne, uporzadkowane miejsce, koniecznie takie gdzie bastor nie będzie mógł się dostać. I oczywiście z drugim wyjściem" Ta właśnie myśl calkowicie wypełniała głowę Kalela.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172