Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-10-2009, 21:10   #51
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Dobrze, że Dru była zakneblowana i związana, bo zaczęłaby rzucać zaklęciami na lewo i prawo. Pierwsze poszłoby prosto w plecy Sabrie. Może i Dru była gnomką, nieznośną, lubiącą wypić, głupiutką gnomką, ale protekcjonalność z jaką ją potraktowano uderzyła w jej najgłębsze pokłady dumy, którą zwykła trzymać głęboko w butach. Niech tylko ta baba poczeka, jeszcze się zemści. I o co chodzi z tym chodzeniem pieszo? A czyj jest wóz i konie?!

Drugim zaklęciem koniecznie dostałby Morgan. Nawet jej nie zapytał, jak wyglądała sytuacja, tylko z góry założył, że to Dru była winna. No i co z tego, że ma komplet trefnych kości? Cały ten Ron podczas gry tak jej się patrzył na ręce, że nie odważyła się ich wyjąć. Jeden raz w życiu udało jej się coś wygrać bez sprytnych, mechanicznych oszustw! A potem postawiła całej knajpie kolejkę za wygraną i jakoś wtedy marynarzyk nie narzekał. Prawda, aż ją paluszki świerzbiły, żeby go zrobić w bambuko, ale zrezygnowała. Za dużo musiałaby poświęcić czasu, a Kastus już zaczynał marudzić jej nad głową, że spać trzeba iść. Widocznie, trzeba go było obrobić. Przynajmniej nie oberwałoby jej się za nic. Ładnie się zaczyna! Teraz już wie, że tym ludziom nie należy ufać.

Uderzyła delikatnie bransoletką w armatę. Cichy metaliczny dźwięk wyskakującego ostrza został zupełnie zagłuszony przez kolejny toast wstawionych mężczyzn. Dru sprawnie zabrała się za rozcinanie więzów.

No dobrze, może trochę przesadziła z tym okrzykiem, ale Ronowi strasznie śmierdziało z pachy. Nie chciała zwracać zawartości żołądka przy wszystkich, bo to nieestetyczne. Poza tym obił jej już wystarczająco żebra tym noszeniem jak paczki pocztowej. Mogli ją przecież posadzić na wozie, no do diaska! Nawet by im się do trunku nie dobrała, bo jakoś odeszła jej ochota od picia. W towarzystwie.

Po skończonym przecinaniu, ponownie nacisnęła kamyczek w bransoletce, a ostrze schowało się. Wyciągnęła sobie knebel z ust, opukała kilka najbliższych desek wozu i spod najbliższej po lewej wyciągnęła flaszkę. Dobry, słodko-słony gnomi bimber. Wzięła go pod pachę. Wystawiła głowę spod plandeki w drugą stronę, niż siedziało towarzystwo. Gorzej, że ten elf mógł się gdzieś w pobliżu czaić. A jego chowaniec z pewnością zaraz ją wyczuje. O! Miała pomysł.

Schowała się z powrotem pod plandekę. Z czeluści swojej malutkiej kieszonki w spodniach wyciągnęła kłaczek wełny. Zatarła ręce. Zdecydowała się na odgłos, skupiła się cicho mrucząc pod noskiem.

Z jednej z uliczek, tej za plecami Bladego Rona, wszyscy usłyszeli zbliżające się kroki. Właściwie maszerowanie, gdyż osobnicy kroczyli równo i podzwaniali bronią u pasa. W pewnym momencie dźwięki po prostu ustały. Strzeliła z palców i znów się mocno skupiła. Wypowiedziała formułkę, a powietrze w okolicy powoli zaczęło gęstnieć. Coraz bardziej i bardziej.

Pojawienie się mgły znienacka, stanowiło kłopot... Co więcej, stanowiło zagrożenie. Opar, który zasłaniał jeden koniec szerokiej ulicy, oraz kilka mniejszych uliczek oznaczał potencjalne szykowanie się do ataku wroga, z tamtej strony. Kłopoty z marynarzami i rozpoczynająca się popijawa, spowodowały skupienie na nich uwagi niektórych członków drużyny. A hałaśliwość pijackiej bandy Bladego Rona, utrudniała wyłapanie innych hałasów i szeptów.

W tym czasie Dru cicho zeskoczyła z wozu i trzymając się ściany zniknęła w najbliższej uliczce. Potem ruszyła żwawo w bliżej nieokreślonym kierunku. Znaczy, wiedziała, gdzie chce dojść, tylko jeszcze nie wiedziała jak. Dru bowiem w świątyni tutejszej bywała, acz nie za często i zawsze Kastusa mając za przewodnika. Ale i na to z pewnością znajdzie się sposób. Docierając do "główniejszej" ulicy, zobaczyła i większą ilość ludzi. Choć nie wszyscy byli warci uwagi. W oko wpadła jej siedząca na ławach wystawionych przed gospodę "U Malucha" trochę z boku ludzka kobieta.


- Przepraszam, - Dru uśmiechnęła się stając zaraz koło stołu - mogę cię prosić o przysługę?
Kobieta obrzuciła ją niechętnym, wręcz wrogim spojrzeniem.
- Wskażesz mi świątynię Gonda? - na blacie kapłanka postawiła butelkę, którą wzięła ze sobą.
- Tylko tyle chcesz ode mnie? - widocznie i w niej Dru nie budziła zaufania.
- Zgubiłam się. Dam ci tę flaszkę. Możesz najpierw spróbować, czy ci smakuje.
- A skąd wiem, że nie chcesz mnie otruć?
- kobieta uśmiechnęła się półgębkiem. Chyba cała sytuacja zaczynała jej się podobać. Chłopaki jej nie uwierzą, jak im opowie, że podeszła do niej gnomka i za wskazówki topograficzne oferowała całą flaszkę.
- To może najpierw zaprezentuję. - Dru wyciągnęła korek i wzięła duży łyk. - Nie padłam na miejscu. To jak będzie?
Spytała podając flaszkę kobiecie. Ta powąchała. Wzięła łyczek, lekko się skrzywiła.
- Trochę słone.
- Bo to gnomi samogon.
- Pewnie nawet sama robiłaś.
- rozmówczyni uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Dobra Świątynia Gonga jest niedaleko. Pójdziesz prosto, skręcisz... albo wiesz co? Zaprowadzę cię. - skończyła swoją poprzednią butelkę. - I tak idę w tym samym kierunku.

Dru pożegnała się z „najemniczką” po dłuższej chwili krążenia uliczkami dzielnicy handlowej (gdyby jej kazali samodzielnie wrócić, z pewnością nie dałaby rady) i zastukała w drzwi świątyni Gonga. W boczne drzwi. Znając tych pomarszczonych świrusów, już pewnie wszyscy spali.
- Czego? - przywitało ją jakże życzliwe spojrzenie Edgara. - Drusilla? Szukasz Kastusa?
- A on tu... Nie, nie szukam go.
- założyła włosy za ucho. - Wpuścisz mnie, chciałam chwilę pomodlić się w kaplicy.
- A gdzie ładunek? -
kapłan stał się podejrzliwy, gdyż zachowanie gnomki było niezwykłe. Zresztą co ona tu robi? Sama w środku nocy?
- Bezpieczny.
- Pomodlić się możesz wszędzie.
- coś się musiało stać, do tej pory unikała jak ognia tutejszej świątyni, chyba że musiała coś załatwić z Algeronem.


- Tutaj jest spokojniej. - "I nikt mnie nie zaknebluje." przemknęło jej przez myśl.
Edgar westchnął i uchylił szerzej drzwi.
- Algerona i tak nie obudzę, nawet jeśli to TY będziesz chciała z nim rozmawiać.
Dru poczuła się zbita z tropu.
- A po co miałabym chcieć z nim rozmawiać? Przyszłam tu prywatnie. - ten dziadyga zaczynał ją irytować. Co to, przesłuchanie?
- Wchodź, pewnie zmarzłaś. - Coś nieprzyjemnego musiało ją spotkać. Był tego pewien. Wyglądała na zafrasowaną. - Chcesz herbaty? - nie wierzył, że jej to zaproponował.
- Chyba, że to będzie dla ciebie kłopot. - odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu wpuścił ją do środka.
- A gdzie. - machnął ręką, lekko zadowolony, że w końcu ktoś zjawił się, niczego nie chciał i będzie z nim można chwilę porozmawiać. - Ostatnio zmontowałem takie cudo, co samo herbatę robi. Żaden kłopot.
Uśmiechnęła się blado.

- Tak? Pokaż je. - widząc jego niespokojne spojrzenie (widocznie przypomniał sobie jej niewybredne komentarze w stosunku do Rowana), szybko dodała. - Obiecuję, że nie będę wredna. - zrobiła krzyżyk na wysokości obojczyka. - Zresztą twoje cudo działa, prawda?
- No tak.
- Więc nie ma się o co martwić. -
uśmiechnęła się szeroko.
Przeszli do pokoiku - strażnicy Edgara.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 06-10-2009, 10:55   #52
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Castiel nie uczestniczył w "odbijaniu" zakładniczki, inni zajęli się tym wyśmienicie. Nie było sensu wcinać się w te ich dywagacje, aczkolwiek cały ten Ron nie spodobał mu się, ani odrobinę. Miał teraz jednak inne zadanie, poza tym cała ta sytuacja zakończyła się pokojowe, nie było sensu jej rozpatrywać. Ten człowiek powinien jednak uważać, gdyż ktoś kiedyś może po niego wrócić, jeżeli dalej będzie podążał tą drogę. Przez chwilę Aasimar zastanowił się, czy nie powinien go o tym uświadomić. W końcu może tamten nie miał tej świadomości? Ostatecznie jednak zdecydował sobie to odpuścić, w obecnym stanie tego człowieka, jego słowa przeszłyby bez echa, a tropiciel nie lubił strzępić języka po próżnicy. Lepiej było pozostać przy armacie i przypilnować jej. W końcu za to im płacili, poza tym nie miał ochoty obserwować żadnej popijawy, na pewno nie teraz. Być może była to wygodna wymówka, ale dobrze że przynajmniej jakąś miał.

Jego rozmyślania zostały przerwane przez dźwięk kroków. Teraz słyszał je nad wyraz wyraźnie. Około 20 osób. Spojrzał w stronę, z której nadchodziły. Widział zbliżającą się do nich mgłę. Szybko spojrzał na najbliższego towarzysza i gestami dał znać, że słyszy zbliżającą się 20 "przeciwników". Nie czekał jednak, na żadną dalszą reakcję. Przeskoczył nad przesyłką i zniknął w ciemnościach.

Starał się poruszać nad wyraz cicho. W końcu dotarł w miejsce, ale nikogo tu nie było. Iluzja? Czy może niewidzialność? Castiel zamknął oczy i poczekał, aż usłyszy kroki blisko siebie, gdy tylko to się stało ciął swoją bronią ... ale przeciął tylko powietrze. Teraz był pewien, to była iluzja. Może ktoś chciał odciągnąć ich od działa? Pierwszy impuls kazał mu wrócić, z drugiej strony jeżeli nie słyszał odgłosów walki, znaczyło to, że jego towarzysze nie mieli tam problemów. Sterczenie natomiast i czekanie na jakiś nieunikniony atak, nie należało do najmądrzejszych rzeczy.

Postanowił ruszyć na przeszpiegi. Miał nadzieję, że jeżeli zachowa należytą ostrożność i ktoś się gdzieś tutaj ukrywał, to uda się go odnaleźć. A wtedy będzie mógł, zadać mu parę pytań. Był pewny, że odpowiedzi mogą okazać się nad wyraz ciekawe ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 06-10-2009, 12:11   #53
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cisza i spokój.
Spacyfikowana Dru spoczywała bezpiecznie obok armaty, spacyfikowani marynarze spoczywali, w nieco wygodniejszych pozach, przy baryłeczce i raczyli się trunkiem, którego siła powinna wkrótce skłonić ich do zajęcia pozycji całkowicie horyzontalnej.
Można było się odprężyć...

A raczej można by się odprężyć.
Nadciągająca mgła zaczęła gęstnieć w tempie nad wyraz szybkim. Smród ryb, nie do końca świeżych, stał się coraz bardziej intensywny.
Na dodatek Castielowi zdało się, że słyszy jakieś kroki. I to w całkiem niemałej liczbie.

"Koło dwudziestu" - zasygnalizował Castiel na migi.

Co gorsza Roger miał to samo wrażenie.

- Co za cudowny aromat - stwierdził z przekąsem Roger. - Jakieś morskie zombie nadchodzą, czy co? - dodał.

Smrodliwa mgła nie tylko zatykała nosy, ale i w złośliwy sposób tłumiła wszelkie docierające do nich odgłosy.

- Dwudziestu... Jak tu przylezą, to wychleją wszystko.

Zdanie skierowane było specjalnie pod adresem Rona i jego kompanów. Gdyby zdecydowali się wstać i miast kubków chwycić za kordelasy... Ponoć nawet pijany marynarz umie walczyć. A są tacy co powiadają, że robi to jeszcze sprawniej, niż na trzeźwo.
A zawsze byłoby wrażenie, że jest ich więcej, niż w rzeczywistości.
Ron spojrzał na Rogera zamglonym wzrokiem.

- Cło??? Młoją błeczkłę? - wybełkotał Ron, z pewnym wysiłkiem podnosząc się z ziemi. - Nie dam! Moje i nie dam.

Opróżnił kubek i wyciągnął kordelas, o mały włos nie odcinając sobie głowy.

- Nie dam... - powtórzył.


Okazało się jednak, że są różne sposoby chronienia swojej własności. Ron wnet ruszył w ślady swoich kompanów, którzy pili na wyścigi, by jak najszybciej opróżnić baryłkę.


Od Castiela, który przed chwilą zniknął we mgle, nie dochodziły żadne wieści. W zasadzie warto by iść w jego ślady... Utłuc znienacka paru osobników...

Po chwili namysłu zrezygnował z tego zamiaru. W końcu mieli pilnować wozu, a nie gonić po dokach za jakimiś krokami.
Na migi pokazał Sabrie, że obejdzie wóz dookoła i sprawdzi, czy ktoś czasem się nie podkrada z drugiej strony.
Wtopiony w mgłę, z wyciągniętym rapierem, cichy jak cień, gotowy do natychmiastowego ataku, ruszył na mały obchód.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-10-2009, 16:31   #54
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Głośny, miarowy tupot wzbudził niepokój również i u Sabrie. Jej towarzysze szybko podzielili się zadaniami znikając w mroku, a ona sama pozostała w miejscu, odsuwając się tylko nieco od Rona i jego kompanii, by ci w pijackim widzie nie zaczęli przypadkiem rąbać wszystkiego co się rusza. W razie problemów do armaty nie było daleko; lepiej jednak by najemnicy nie wchodzili sobie wzajemnie w drogę. Poza tym jeśli niebezpieczeństwo było prawdziwe Sabrie czuła się odpowiedzialna za przyprowadzonych przez Morgana marynarzy - w tym stanie marny będzie z nich pożytek, a w razie walki... w końcu to nie ich wina, że znaleźli się w nieodpowiednim miejscu, prawda? Nie ma sensu, żeby ginęli dla cudzego zlecenia.

Mimo tych przemyśleń Sabrie nie spodziewała się tak na prawdę ataku - przynajmniej nie ze strony tupiących stóp. Krok był zbyt równy, zbyt głośny - sugerował raczej oddział straży niż najętych opryszków. Co byłoby zresztą prawdopodobne: czar rzucony na urzędnika przestał już pewnie działać i przedstawiciel miasta przybył, by wypełnić swą powinność. Co z kolei stawiało ich w jeszcze gorszej sytuacji: w końcu co innego: nie uiścić opłat, a co innego: nie uiścić, zaczarować urzędnika, po czym zwiać... Złość na beztroską kapłankę znów zalała serce Sabrie, po czym przeszła tak nagle, jak się pojawiła, a jej miejsce zajęło zdziwienie. Co się z nią działo? Sama siebie nie poznawała. Zwykle była spokojna i opanowana, a jej chłodny, wyważony umysł cenili zarówno współpracownicy jak i przełożeni. A tu już dwa razy w ciągu jednego wieczoru straciła panowanie nad sobą do tego stopnia, by ubliżać i grozić zleceniodawcy. No... ćwierćzleceniodawcy. Nagle dziewczyna zapragnęła mieć przy sobie Miie'le, której wyważone i filozoficzne podejście do życia z pewnością ulżyło by skołatanym nerwom wojowniczki. Niestety Miie'le czekała na nią poza miastem i Sabrie musiała się chwilowo obyć bez kojącej obecności swojej towarzyszki. Wzięła głęboki oddech i przymknęła oczy, starając się maksymalnie skupić na dobiegających zewsząd odgłosach. Skoro mgła ograniczała widoczność należało wykorzystać pozostałe zmysły.
 
Sayane jest offline  
Stary 09-10-2009, 18:44   #55
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Tak jak księżyc potrafi rozjaśnić najciemniejszą noc, tak sytuacja domniemanych stała się nagle wyjątkowo jasna, jasna i głośna. Pani Dru jak zwykle, sprawiała kłopoty. Tym razem wdała się w jakąś pijacką kłótnię najwyraźniej.

-Spokojnie Vraidem, nie atakuj-przekazał telepatycznie Teu swojemu Chowańcowi. Właściwie to było nieco szkoda zaklęcia, które się zmarnuje… czarodziej podsłuchał jak kiedyś pewien barda w rozmowie z jakimś brodatym człowiekiem w spiczastej czapce i czerwonym wdzianku powiedział „W 9 na 10 przypadków kiedy się używa magii nie jest ona tak naprawdę potrzebna, natomiast w tym 1 pozostałym przypadku po prostu się marnuje.” Brzmiały słowa barda. Tym razem niestety musiał mu elf przyznać rację.

Teu obserwując sytuację z odległości, ukryty w płaszczu ciemności widział jak jego towarzysze spokojnie dali sobie radę z tym „małym kryzysem”, i nie miał tu na myśli sytuacji, a pewną osobę. Nie tracąc więc czasu na obserwowanie zapijaczonych marynarzy, i dalej skupił uwagę na wozie. Sytuacja niby się zrobiła bardziej klarowna, ale elf był nadal bardzo zaniepokojony obecnością zapachu, nie był też pewny czy ktoś inny nie czai się w pobliżu. Przekazał Chowańcowie, aby również nadal miał się na baczności i nie rozpraszał mocy dopóki sama nie zniknie.

Obawy Teu zdawały się sprawdzać. Wokół armaty nagle podniosła się mgła zakrywając ładunek i sprawiając, że był praktycznie niewidoczny. Było to o tyle niepokojące, że okazja była wspaniała na atak z zaskoczenia i podziurawienie ludzi we mgle strzałami, tak przynajmniej zrobiłby elf zapewne. Naturalnie więc elf skoncentrował swój wzrok na okolicznych dachach wypatrując potencjalne zagrożenie. Jego oczy patrolowały okolicę, szczególnie koncentrując się na dachach. Zdawał sobie sprawę jednak, że ktoś może teraz ukraść wóz i konie wyjeżdżając z mgły.

Ukryty w cieniu, był jednak na ziemi, a jego punkt obserwacyjny nie był tak dobry jak np. z dachu. Elf miał więc dylemat. Jego moce choć nie były teoretycznie zaklęciami to mogłyby zwrócić uwagę czujnego maga. Wątpił, aby magowie ci wiedzieli o fundamentalnej różnicy między magią cienia a wtajemniczeń, i interesowała ich owa różnica. Dlatego zadania wypełniał zwykle poza miastem, to również miało takim być, o ile uda im się z niego wydostać. Tym dywagacją towarzyszyło mentalne westchnięcie. Niestety dach musiał poczekać, przynajmniej dla niego. Gdyby zwrócił uwagę magów w mieście ich mała konspiracja mogłaby wyjść na jaw… a magowie nie byliby raczej zbytnio zachwyceni nową „konkurencją na rynku”.

-Vraidem, spróbuj wejść na któryś z okolicznych dachów, po cichu, i sprawdzić co się dzieje- być może nie mógł używać swojego węchu, ale wzrok też miał dobry.

Po chwili usłyszał też kroki, nie wiedział skąd dochodzą, więc bardzo go to zaniepokoiło i postawiło w stan gotowości. Kroki zdawały się dochodzi z ulicy, z której przybyli.

-Vraidem, widzisz coś w tej ulicy, z której przyjechaliśmy? – spytał Chowańca choć wątpił, aby ten już znalazł się na dachu. Mógł użyć swoich zdolności, aby szybko się tam dostać, ale mag jasno mu powiedział, że nie chce aby zwracał na siebie uwagę. Istniała jednak szansa, że mimo to coś zauważył, coś co być może przeoczył Teu, który właśnie przyglądał się owej ulicy.
 
Qumi jest offline  
Stary 11-10-2009, 12:35   #56
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sytuacja wyglądała groźnie. Mgła, tajemnicze kroki...wszystko to wyglądało na przygotowania do dywersji. Role zostały podzielone szybko i bez zbędnych rozmów. Castiel udał się na zwiad, Sabrie z Logainem tkwili przy wozie. Skryty w cieniach Theu posłał swego chowańca na dachy. Zaś Ron i jego ludzie bili rekordy w opróżnianiu beczki na czas. No i Dru była cicho, podejrzanie cicho...zupełnie jakby jej nie było.
No i facet przy wózku z rybami, opróżniwszy swą buteleczkę zazdrośnie spoglądał w stronę marynarzy przy „wódopoju”.
A Waterdeep postanowiło w ten cudowny wieczór roztoczyć swe „uroki”.

Trzech marynarzy zdołało "polec" w dzielnej walce zawartością beczułki. I spali na ulicy, głośno chrapiąc. Blady Ron wydawał się wytrzymalszy, a spora ilość drinków sprawiła że nabrał rumieńców i ochoty na amory. Ruszył więc w kierunku Sabrie chwiejąc się niczym linoskoczek na linie. I wybełkotał w jej kierunku.- Jeeesteś ta...śśli..szli..śll...pięękna. Co byś pow...powi..powiedziała, byśśmy poooznali siem bliżej?-
Zionięcie wódy z ust Rona, mogłoby zielonego smoka wprawić w kompleksy.
- Wiem, że...ci..siem ..poddo...pododo...że na mnie lecisz.- zaloty marynarza, choć niskich lotów, trudno było uznać, za agresywne. A opary wódy jakie z niego emanowały, skutecznie tłumiły inne zapachy.
Zbliżył się i całkiem nachalnie szepnął do ucha dziewczynie ,przy okazji ponownie zionąc „stożkiem” alkoholowych oparów.- Przy....przy okazji. Jak, jak się zwie ...ta milcząca i spokojna brunetka? Chyyba, by chcia...chciała..do ...nas ...dołączyć.
Po czym zaczął wymachiwać dłonią w kierunku Logaina, dotąd stojącego z boku. Po wielu drinkach miał kłopoty z celnością i z udanym wskazaniem kogokolwiek lub czegokolwiek. Cóż...ponoć alkohol dodaje kobiecie urody. Jak się okazało, dużo alkoholu potrafi nawet „zmienić płeć”.
Przynajmniej w przypadku Bladego Rona. Krzyknął bowiem do Logain.- Heeej, skaarbie...nie bondź taka nieśmiaaała. Przyj... Pszył... Choć... Rusz pupę do naaas.

Morgan tymczasem uzbrojony w rapier, obchodził wóz. I nikt nie podkradał się z żadnej strony. Cała ta sytuacja wydawała się dziwna. Castiel znikł i kroki umilkły. Nikt się nie pojawił się, nikt nie próbował zaatakować. Castiel zapewne był dobry w swych fachu, ale nawet on nie mógł załatwić bezgłośnie 20 ludzi w tak krótkim czasie.
Od rozmyślań odciągnął Morgana szmer. Zauważył ruch pod wozem, schylił się i zobaczył szczura. Ale nie zwykłego szczurka, lecz 120 centymetrową bestyjke o wrednym spojrzeniu.

Złowieszcze szczury trafiały się miastach, zwłaszcza takich jak te. Problem sposobu dostania się tutaj zwierzaka Roger rozwiązał, zauważając iż wóz stoi nad niedomkniętą studzienką kanalizacyjną. Nadal nierozwiązany był jednak problem, co szczurek robił pod wozem?
Zwierzak widząc obserwującego go człowieka, nastroszył sierść i wydał wrogie piski. Chyba wrogie, Morgan nie znał szczurzego.

Ze zwierzętami zawsze są jakieś kłopoty. Tym razem pojawiły się wraz poleceniem wydanym przez Teu swemu chowańcowi. A najwyższymi budynkami w okolicy, były kamienice. Vraidem wybrawszy najwyższą, przeskakiwał pomiędzy ścianami i sufitami kolejnych kondygnacji, lądując w różnych miejscach. I wzbudzając przerażenie swym pojawieniem u przypadkowych. Co prawda chowaniec Teu szybko ukrywał się przed widzącymi go mieszkańcami kamienicy. Ale to tylko potęgowało efekt paniki. Zanim chowaniec elfa dotarł, na dach, z budynku zaczęli wybiegać przerażeni ludzie wrzeszcząc coś o napaści wilka ciemności. Spanikowana kobieta rubensowych kształtów, która swą nagość okrywała jedynie halką pobiegła w kierunku Sabrie wołając o pomoc. Prosiła o obronę przeciw piekielnemu wilkowi, który w jej opowiadaniach: miał cztery metry długości, ociekające kwasem kły i czerwone oczy w których odbijały się piekielne czeluście. Mniej zszokowany, a niewiele bardziej ubrany gruby wąsacz biegł ulicą w drugim kierunku wołając.- Straż!Straż! Gdzie jest straż, kiedy jest potrzebna?!
Zarówno elfowi jak i psu znalezienie potencjalnych wrogów nie poszło tak dobrze, jak wywołanie zamieszania i paniki. Jak się okazało, ani Teu, ani Vraidem nie wypatrzyli (a Vraidem dodatkowo nie wyniuchał) nowych zagrożeń.

Natomiast dzielny Castiel zapuszczał się głęboko na tereny „wroga”. Póki co nie udało mu się wypatrzyć potencjalnego zagrożenia, w żadnej z trzech uliczek które już spenetrował. Dopiero w kolejnej...Pusta wąska uliczka. Ciemnowłosa zgrabna kobieta, we wzorzystej sukni i z wzorzystą apaszką na głowie.

Z trzech stron otaczali ją zbóje.
Trzech ludzi. Jeden niski rudzielec uzbrojony w rapier. Drugim był muskularny mężczyzna, osiłek z dużą maczugą i sztyletem przy pasie. On też był osłonięty, ćwiekowaną skórzaną zbroją. No i lider....

W magicznej lekkiej zbroi, z dwoma paskudnie wyglądającymi krótkimi mieczami. Widać że doświadczony był z niego rozbójnik. Typowa sytuacja...dama w opałach.
Castiel był zbyt daleko, by usłyszeć co mówili. Ale osaczona kobieta wyglądała na przerażoną.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-10-2009 o 13:06.
abishai jest offline  
Stary 14-10-2009, 22:33   #57
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Roger rozejrzał się dokładnie na wszystkie strony.
Nic.
A dokładniej nic ciekawego.
Nikt się nie skradał, nikt nie zamierzał ukraść wozu wraz z zawartością, horda zbirów nie wypadła zza rogu.
Cisza i spokój.
Tym większe, że nagle umilkły zmierzające w ich stronę kroki. Castiel, choćby najsprawniejszym był zabójcą, nie zdołałby wyeliminować wszystkich od razu. Zamieszanie zrobiłoby się niebywałe, zaś kroki szły sobie spokojnie, po czym nagle ucichły.
Jakby nigdy nie było butów, które stukały miarowo w bruk ulicy.

Nagły szmer od strony wozu spowodował, że Roger zmienił nieco kierunek, w jakim spoglądał. To, co zobaczył, niezbyt mu się spodobało.
Pod wozem w najlepsze buszował wielki, ponad metrowej wielkości szczur, na którym spojrzenie Rogera nie zrobiło żadnego wrażenia.
Szczur obrzucił Rogera wzrokiem zdającym się mówić "Co mi przeszkadzasz..." Z jego pyska wydobyły się dźwięki, które Roger, choć nie znał języka szczurów, zinterpretował jako niezbyt przyjazne.

Przepędzenie szczura nie było możliwe.
Co prawda bez problemów zdołałby się wczołgać pod wóz, ale w takiej sytuacji szczur miałby przewagę. Poza tym nie było gwarancji, że za pierwszym szczurem nie przylezie drugi, bowiem, co dopiero teraz zauważył, Dru zatrzymała wóz akurat nad studzienką kanalizacyjną. Niedomkniętą.

W tej chwili najbardziej by się przydała kusza. Albo pies.
Rozejrzał się dokoła.
Wilkopodobny towarzysz maga zniknął. Akurat w chwili, gdy był potrzebny.
Ale przecież można było przejechać parę metrów, pozbyć się szczura i zamknąć właz studzienki.
W tym celu wystarczyło skłonić konie by zrobiły dwa, trzy kroki...

- Pod wozem zalęgły się nam wielkie szczury - powiedział, kierując się w stronę koni - i jest tam otwarte wejście do kanałów. Trzeba by troszkę przesunąć wóz.


Słowa Rogera nie zdążyły przebrzmieć do końca, gdy zaczęło się wielkie zamieszanie, którego najciekawszym chyba elementem była ciut swobodnie przyodziana niewiasta o zdecydowanie bujnych kształtach, pędząca w ich stronę.

- Ron - Roger postanowił nieco inaczej ukierunkować erotyczne zapędy marynarza - pomóż pani...

Potem ruszył, by zrealizować swój zamiar dotyczący wozu. Poza tym, gdyby zamieszanie się zwiększyło, przyda się ktoś, kto uspokoi konie.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-10-2009, 12:28   #58
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
To był jeden z tych powodów, dla których nie lubił miast. Tak duże skupiska ludzi, zapewniające anonimowość pozwalały na naprawdę dużą dozę zła. A jednocześnie pozwalały się genialnie kamuflować. Ciężko było stwierdzić o co właściwie tej grupie poszło, ale raczej nie była to zwykła rozmowa. Tropiciel cichym krokiem zaczął podchodzić bliżej, musiał usłyszeć o czym oni właściwie rozmawiają. Po kilkunastu krokach zatrzymał się w cieniu jednego z budynków, stąd mógł już usłyszeć wszystko ...

Usłyszał błagalny głos dziewczyny - Zostawcie mnie, proszę. -

Szef tej bandy spokojnym głosem, jakby zamawiał piwo w barze dodał.- Lepiej się nie opieraj panienko. Bo możemy wykorzystać sytuację, prawda chłopcy?-

W odpowiedzi "chłopcy" zaśmiali się złowrogo. To był typ śmiechu, który mroził krew w żyłach i przywoływał na myśl, różne ostre narzędzia. Sytuacja wydawała się całkiem jasna. Kobieta znalazła się w niebezpieczeństwie i chociaż właściwie nie była to jego sprawa, to jego natura nie pozwalała mu na pozostanie obojętnym. Nie mógł przejść gdy obok działo się zło, musiał zainterweniować i wiedział jak to się skończy. Aasimar zrzucił swój kaptur, błyskawicznym, wprawnym ruchem ręki wyjął swoje sejmitary i wyszedł z ukrycia -Zostawcie tą damę panowie, takie zachowanie i wasze słowa nie przystają nikomu. Nie chcemy przecież żeby doszło do jakiegoś incydentu ... to by było złe -

-Zaraz ty poczujesz się źle.- rzekł szef bandytów śmiejąc się , a jego zbiry ustawiły się po bokach wyciągając broń.

Tropiciel był gotowy do obrony, najgroźniejszym przeciwnikiem był szef bandy i to na unikaniu jego ciosów postanowił się skupić Castiel. To dla niego miały być przeznaczone również ciosy magiczną bronią. Dwóch pozostałych wyglądało jak dodatek, i jego druga broń powinna być wystarczająca żeby ich wyłączyć z walki. Ważne żeby nie dał się otoczyć czy podejść od tyłu. Będzie musiał się cofać czy w ostateczności ustawić się plecami, do ściany. Ograniczy to trochę jego manewry, ale nie pozwoli na zaatakowanie go od tyłu. To będzie brudna i szybka walka, dlatego musiał się skupić na szybkim wyłączeniu przeciwników. Później przyjdzie czas na wyjaśnianie zaistniałej sytuacji.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 17-10-2009, 11:46   #59
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Teu głęboko westchnął. Było już po fakcie, ale przecież prosił Vraidema o ciszę… cóż faktem jednak jest, że ludzkie kobiety nieco przesadzały w mniemaniu maga. Dobrze, że przynajmniej nie pobiegły szukać straży, a tylko wołają Sabrie o pomoc. Oby przynajmniej ona zachowała trzeźwość umysłu… choć rzecz jasna mogła nie wiedzieć, że to Vraidem spowodował tę panikę… oczywiście winą można by obarczyć owe wielkie szczury o których wspominał Morgan… ludzkie kobiety miały skłonności do przesady, a ludzcy mężczyźni skłonności do bagatelizowania kobiecych relacji. Dziwna to była rasa w oczach elfa, który przez większość życia wychował się wśród swoich. Ludzka wrodzona ciekawość, jak i ignorancja były zaprawdę ciekawą mieszanką.

Szczury były pewnym problemem, ale niczym z czym nie poradziliby sobie Morgan i Sabrie. Teu był bardziej zaniepokojony krokami, które usłyszał przed chwilą.

- Powiedz, że przynajmniej warto było narobić takiego hałasu i widzisz coś ciekawego?- telepatycznie wysłał elf do swojego Chowańca. Wiedział, że nie miał zbyt wielu opcji, jednak mimo wszystko wydawało mu się, że mógł nieco ciszej to rozegrać.
 
Qumi jest offline  
Stary 18-10-2009, 18:46   #60
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sytuacja była tyle podejrzana co po prostu niepokojąca. Ciągle coś się działo, a jednak nie było żadnych konkretnych dla najemników następstw. W sumie ciężko się dziwić tak na prawdę - byli nie w dzikiej puszczy a w samym środku największej nadbrzeżnej metropolii Faerunu, i nie w środku nocy a zaledwie wczesnym wieczorem. Czy mogli się dziwić, że miasto żyło i wydawało podejrzane odgłosy? Zwłaszcza na nabrzeżu? Zdecydowanie nie.

Co oczywiście wcale Sabrie nie uspokajało. ~ Muszę to kiedyś wypróbować - pomyślała. - Ciągłe niepokojenie przeciwnika. Odgłosy, podejrzane postacie, mgła, smród, brud... wróg w stanie ciągłej napiętej uwagi... albo się zmęczy i straci czujność, albo straci chłodny osąd i rzuci się do walki z cieniami. I rozlezie się, tak jak my. Gdyby ktoś chciał nas teraz zaatakować miałby świetną okazję - została nad jedynie trójka... ~

- Jeeesteś ta...śśli..szli..śll...pięękna... - rozległo się zbyt blisko jej ucha. No tak, nie trójka a czwórka. Sabrie westchnęła starają się nie wdychać alkoholowej aury. - Przy....przy okazji. Jak, jak się zwie ...ta milcząca i spokojna brunetka?
- Lola się zwie - uśmiechnęła się wojowniczka. - I jej podobasz się o wiele bardziej, tyle że nieśmiała jest. Pójdę ją przekonać, żeby do nas dołączyła, na pewno się ucieszy z Twojego zainteresowania - dziewczyna uśmiechnęła się do siebie wyobrażając sobie minę comyrczyka w odpowiedzi na takie osobliwe zaloty, po czym szybkim krokiem ruszyła do wozu.
- Pod wozem zalęgły się nam wielkie szczury - usłyszała głos Morgana.
- Czyli w końcu coś się dzieje, co? - stwierdziła kwaśno zaglądając pod wóz z drugiej strony. Zagrożony zwierzak zjeżył się, rozglądając to w lewo to w prawo. Sam w sobie niewiele by ją obszedł, mógł jednak pogryźć konie, a na to nie mogła pozwolić. - No to chodź, ruszymy to żelastwo. Mam rękę do koni i myślę, że wystarczy przeprowadzić je za kantary kilka kroków. Zresztą pewnie i im nie podoba się towarzystwo tego szczura i chętnie sobie stąd pójdą. - lantany czy nie żaden wierzchowiec nie będzie tolerował stworzenia, które nie dość, że wyżre mu owies to jeszcze może poprzegryzać pęciny.

- Ratunkuuuu!! - dobiegło ją piskliwe wezwanie, a kilka sekund później również właścicielka głosu. ~ A teraz co znowu? ~ wojowniczka nie musiała się nawet odwracać. Przerażona kobieta falowała już na wprost niej, wylewając głośno swój strach i podejrzenia. ~ Szczury, wilki, smoka nam tylko brakuje ~ pomyślała, a głośno odezwała się w te słowy:
- Zostań więc pani tutaj jeśli się boisz. Tamten dzielny marynarz z pewnością chętnie będzie służył pomocą - wskazała na Rona, który dzielnie trzymał pion godny wierzby w czasie wichury, dzierżąc w ręce swą broń. - A jeśli to Ci mało to schroń się w jakiejś karczmie, tam żaden wilk nie wejdzie. - to powiedziawszy odwróciła się, by pomóc Morganowi przestawić wóz. Gdzie do demonów podziała się reszta?
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 18-10-2009 o 18:48.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172