Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2009, 21:39   #71
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Straż przybyła do kamienicy w której objawił się „demoniczny wilk z piekła rodem”, żadnej bestii nie zastała. Nawet zwykłego psa w okolicy. Najgorszy humor miał mag, którego strażnicy wydarli z ciepłego łoża, bo sami walczyć z potworem nie zamierzali. Potwora jednak nie było...za to było czterech pijanych marynarzy. Straż na polecenie poirytowanego kichającego maga (biedaczyna nie zdążył wdziać na siebie ocieplanych onucy, przez co kataru się nabawił), zaaresztował czterech marynarzy. Rano sąd skazał ich na tydzień w dybach, za używanie czarów bez zezwolenia, tarasowanie ruchu i wywoływanie zamieszania.
Przez cały tydzień, zakuci w dybach marynarze pomstowali na małą gnomkę i jego wspólnika Roger Morgana, a potem...
Ale to już inna bajka.

Teu skryty w cieniach rozwiązał jeden problem, Castiel przysporzył kolejnego. Aasimar przyprowadził kobietę, która opowiedziała, jak to dzielny rycerz uratował z łap bandytów.
Jej opowieść nie wzbudziła zbyt wielkiego entuzjazmu wśród ochroniarzy armaty. Choć kapłan wspomniał.- Szkoda, że ich nie pojmałeś Castielu, w tym mieście stanowczo za dużo jest bezprawia i chaosu.
- Ciekawe kto to? - burknęła magini sama do siebie, mając na myśli towarzyszkę Castiela, i pakując się na miejsce obok Kastusa. - Strasznie zagubiona panienka, uratowana z opresji przez dzielnego bohatera, czy może wyjątkowo przyjacielska - Na jej ustach pojawił się lisi uśmiech. - podróżniczka, "przypadkowo" spotykająca naszego kolegę, i przekonująca go do pomocy?. Trick numer 17 czy 22?. A może oba?.
-Nie wiem o jakich trickach mówisz pani.- rzekła uprzejmie dziewczyna ignorując zupełnie zaczepkę magini, zaś kapłan wielkodusznie odparł.- Nie przejmuj się jej humorami, to część uroku
Jak na złość magini, zaczęła roztaczać więcej swego „uroku” ćmiąc fajkę.
- Opuszczamy już miasto? - Spytała, nie mając tak naprawdę nikogo konkretnego na myśli - A wiecie, że nadal nie mamy papierów na ten cholerny ładunek?
- Za pozwoleniem, ja się tym zajmę o świcie.-
odparł Kastus i posławszy uśmieszek Sylphi dodał.- To zbyt stresujące dla ciebie pani.
Wóz toczył się po kocich łbach zmierzając ku swemu celowi, wschodniej bramie. Po drodze Morgan odłączył się by zabrać konia zostawionego w stajni gospody w której się zatrzymał. Mijali kolejne ulice i wydawało się że wreszcie podróż będzie spokojna i cicha.

Dotarli do Wschodniej Bramy, bez większych kłopotów.

Solidna dwuskrzydłowa brama była pilnowana przez dwóch strażników, dwóch znużonych swą pracą strażników. Do bramy prowadziła dość szeroka uliczka, obsadzona karczmami z obu stron. Karczmami o tak późnej porze zamkniętymi na amen. Kastus bowiem prowadził ciężki wóz powoli i ostrożnie, i za często zamiast na drogę, dyskretnie gapił się w dekolt siedzącej obok niego kobiety. I dlatego do bramy dzielna drużyna dotarła już po północy.

Logainowi, Castielowi i Sabrie pozostało czekać oraz pilnować...Także Teu wraz ukrytym w ciemnościach chowańcem, czekali i obserwowali. Sylphia...cóż...nudziła się. Kastus bowiem rozmawiał z opierającą się plecami o wóz dziewuszką, której na imię było Alara Silwersong. Kapłan opowiadał jej o swej świątyni, o naukach które pobierał i o swoim pobycie w świątyni Gonda. A ona sama słuchała z zapartym tchem. Spytała co prawda o ładunek, który przewożą, ale Kastus wtedy się stropił, spojrzał na ładunek i śpiącą Dru. A następnie powiedział.- To tajemnica.
Alarze to chyba wystarczyło, bowiem uśmiechnęła się i kiwnęła głową ze zrozumieniem.
Po czym oboje zanurzyli się w rozmowie, tym razem, o gwiazdach.
A niebo tej nocy było rozgwieżdżone.

Tymczasem chowaniec Teu zawarczał...i miał powód. Ulicą prowadzącą do Wschodniej Bramy szedł mężczyzna.

Czarny płaszcz zdobiony mistycznymi znakami, jak i twarz skryta w cieniu kaptura. Dodatkowo przebłysk magicznej mocy, którą stosował rozrzutnie rozświetlając sobie drogę. Obrońcy przesyłki sięgnęli po broń, przygotowując się do kolejnej konfrontacji.
Ale mężczyzna, nawet nie spojrzał w ich stronę. Ignorując ich obecność udał się wprost do strażników przy bramie nie zwracając na stojący wóz żadnej uwagi. I zaczął z nimi rozmawiać.

Zresztą uwaga całej grupki odciągnęły inne zdarzenia. Vraidem poczuł zapachy. I kolejne osoby pojawiły się na uliczce.
Rudowłosa kobieta w obcisłym czarnym wdzianku, uzbrojona w krótki miecz i sztylet, szła przez chwilę lubieżnym krokiem po czym usiadła na stercie starych skrzyń.

Towarzyszyło jej dwóch mężczyzn w łuskowych zbrojach i z magicznymi dwuręcznymi mieczami. Zapewne jej ochroniarze.

Spojrzała w kierunku mężczyzny rozmawiającego ze strażnikami, który po chwili wręczył im pękatą sakiewkę. Następnie uśmiechnęła się i zaczęła mówić do grupy. – Wy jesteście pewnie prawi, szlachetni i dzielni herosi, prawda? Nie będę was obrażać próbą przekupstwa.
Gwizdnęła i w odpowiedzi na to, trzy strzały wbiły się niebo. Jedna trafiła Kastusa w ramię, gdy osłaniał swym ciałem siedzącą obok Alarę. Druga wbiła w lewą pierś Sylphie, trzecia zaś przeszyła nogę Castiela.
Dwóch wojowników przy kobiecie stanęło w postaci obronnej, gdy ta zaczęła mówić głośno.- O Masko, przyjacielu sztyletu ukrytego w mroku wysłuchaj mej prośby...
I wokół wozu zaległa cisza...żaden dźwięk nie był słyszalny.
Tymczasem trójka łuczników, ukryta na dachach przeciwległych budynków, nakładała strzały na cięciwy. I szykowała się do ponownego ostrzału.


Roger był wściekły i miał powody. Do karczmy dotarł tuż po jej zamknięciu. Przez piętnaście minut dobijał się do niej by się dowiedzieć, że gospodarz jest pijany w trupa, a pachołek nie może wydać konia bez jego zgody. Więc zaczęli wspólnie otrzeźwiać gospodarza, a gdy się w końcu udało...szukać kluczy do boksów w stajni, które zapodziały się podczas wspólnej gry w karty karczmarza i jego kumpli. Potem zaś Roger ruszył na ulice miasta, by się zorientować, że nie zna go tak dobrze jak mu się zdawało. Po godzinach błądzenia w podobnych do siebie uliczkach miasta, Roger znalazł się w końcu w znajomej okolicy.
I gdy już dojeżdżał do wschodniej bramy zauważył, że jego towarzysze są ranni i atakowani.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-10-2009 o 22:15.
abishai jest offline  
Stary 26-10-2009, 17:30   #72
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Dzień i wieczór był ciężki. Po ciepłej herbatce, przyjemniej rozmowie zmorzył ją sen. Dru wiedziała, że ktoś ją niesie, ale postanowiła odpocząć. Kaktus się i tak wszystkim zajmie. Tylko te wynalazki Rowana (no bo skąd niby w tym klasztorze tyle złomu? Jak ją oprowadzali po gmaszysku to duma ich rozpierała, że wszystko przetapiają.) mogły być tak kanciaste, niewygodne i w takich ilościach zalegać po kątach. W końcu przeniesiono ją na wóz. Skuliła się, okręciła się płaszczem i zapomniała o świecie.

Miała przynajmniej taki plan.

Strasznie gadatliwi trafili się jej ci najemnicy. Spać nie dawali. Szept najbardziej świdruje w uszach, kiedy ma się ochotę na drzemkę. Łatwiej by jej było zasnąć, gdyby mówili normalnie czy krzyczeli. Bo treść jej zupełnie nie obchodziła.
Już prawie się przyzwyczaiła, kiedy świst przeszył powietrze.

Nie, Dru nie miała zamiaru znosić tego dłużej! Nie dają jej spać! Hałasują! I do tego ktoś bezczelnie zaatakował jej wóz! E tam najemnicy, ale maleństwu może się coś stać!

Wygrzebała się sprawnie spod narzuty, stanęła za armatą (dzięki temu była prawie niewidoczna) i zaklęła bezgłośnie pod nosem, bo ta głupia kapłanka nałożyła ciszę. CISZĘ! Ona by już jej powiedziała co nie coś do słuchu!
Prychnęła, pomajstrowała przy swojej torbie i wyszarpnęła dwa pistolety skałkowe.

Najchętniej to by pozbyła się tych paskud na dachach, bo jej porysują powierzchnię dzieciątka! Szkoda, że tak daleko ich wywiało. Wyeliminowanie kapłanki też da dużą satysfakcję.

Pistolety w dłoniach Dru strzeliły, cisza skryła ich huk. Dwie żelazne kule pomknęły do celów. Jedna utkwiła w barku kapłanki, druga okazała się chybiona, gdy ochroniarz nachylił się by zasłonić wyznawczynię maski.
No cóż, to już coś. Uśmiechnęła się pod nosem.

Sprawdziła, co robi Kastus. Ten starał się zatamować krwawienie z rany Sylphie. Szkoda, że robił to na środku uliczki, właściwie prosząc się o kolejną strzałę, tym razem między oczy. Ta cała Alara, którą podrywał przez ostatnie półgodziny (co wywoływało u kapłanki coś pomiędzy parskaniem, a chrapaniem) zaczęła panikować, rzucając się w te i we wte. W końcu wczepiła się w ramię Sabrie, bo Kastus zdawał się zajęty dbaniem o dekolt magini.

Właściwie kusiło ją, żeby ich sobie samym zostawić. Wyciągnęła ze specjalnej kieszonki trzy małe metalowe kulki i rozrzuciła je w różnych kierunkach.



Jedna uderzyła o bruk przez Sylphie, druga upadła za Kastusem, trzecia o krok przed Alarąi Sabrie.
W trakcie lotu przekręciły się, przy okazji robiąc iskrę, która zapaliła substancję dymną. Dym wystrzelił tworząc trzy spore kolumny, które przysłoniły nieco atakowanych.

W tym momencie Dru poczuła silne szarpnięcie. Sabrie właśnie wyrwała się Alarze i złapała kapłankę za fraki, żeby szybko wepchnąć ją pod wóz. O dziwo, Dru jej ani nie pogryzła, ani nie kopnęła, nawet nie ofukała. Pozwoliła się umieścić w bezpiecznym miejscu i grzecznie zajęła się ładowaniem pistoletów.
Po chwili dołączyła do niej Alara, która wzięła przykład z kapłanki.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 26-10-2009, 18:48   #73
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wcale nie chciałam mieć racji... - przemknęło przez głowę Sabrie, gdy pierwsza strzała wbiła się w ciało Kastusa. Gdy kolejne dosięgały towarzyszy ona była już na ziemi, pełznąc w stronę wozu. Gdy ucichła recytacja kleryczki uniosła głowę by ocenić sytuację. Jej czar nie wywarł żadnych niszczycielskich efektów. Kastus ze strzałą wystającą z ramienia próbował tamować o wiele groźniejszą ranę Sylphie. Castiel był poza zasięgiem jej wzroku, natomiast jego panna... Zamiast zeskoczyć z kozła na prawo, to idiotka latała w kółko jak kurczak z obciętą głową po stronie ostrzału, krzycząc i wchodząc wszystkim w drogę. Krzycząc... nie krzycząc... no tak, "cisza". Może to i lepiej, ich ruchy nie uprzedzą przynajmniej przeciwnika.

Łucznicy na dachach schowali się, widać by nałożyć nowe strzały. Sabrie podniosła się chcąc sprawdzić co z Dru; kapłanka stała na wozie trzymając w dłoniach dwa dymiące pistolety, a konkurentka osuwała się krwawiąc na skrzynki. I dobrze. Wojowniczka chwyciła Drucillę za kark i bezceremonialnie wrzuciła ją pod wóz, a Alarze, która uczepiła się jej z błagalnym wzrokiem zręcznie podcięła nogi, po czym kopniakiem posłała w ślady Dru. Wreszcie sama zanurkowała pod wóz i przeturlała się na drugą stronę.

Logain był na szczęście cały. Dziewczyna pokazała mu na migi swoje zamiary, po czym wyjęła z plecaka naładowaną kuszę i odbezpieczyła ją, uważnie celując nad końskimi grzbietami w błyszczącego maga.
- Helmie, strażniku, spójrz przychylnym okiem na tych, którzy wypełniają swój obowiązek - wyszeptała w ciszę, po czym zwolniła spust i skryła się za wozem.

Dym z metalowych kulek Dru nadal zasłaniał widoczność, więc przeładowując kuszę wojowniczka przeczesała wzrokiem okoliczne domy i uliczkę w poszukiwaniu potencjalnych wrogów. Miała nadzieję, że Teu i Morgan szybko się zjawią, bo ze strzelcami na dachu niewiele mogli zrobić. Ostrożnie spojrzała między ciałami koni, czy jej atak odniósł pożądany efekt - jeśli nie, trzeba to będzie naprawić.
 
Sayane jest offline  
Stary 28-10-2009, 11:37   #74
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Roger klął, na czym świat stoi.
Cholerny "Biały Łabędź" miał być pono cały czas otwarty. W końcu za to właśnie płacił. Za całkowitą swobodę i wstęp o każdej porze dnia.
I co?
Pachołek, który w końcu łaskawie uchylił mu wrota, głupca udawał i konia za nic wydać nie chciał. Całkiem jakby Rogera po raz pierwszy na oczy widział. I na polecenie gospodarza, pana Tuffera, się powoływał.

Z jednej strony to i dobrze było, bo nikt bez wiedzy gospodarza konia zabrać nie mógł, cudzego zwłaszcza. Z drugiej zaś strony, gdy komuś się spieszyło, kłopot się robił.
Tak i teraz było.
Pan Tuffer, który zapewne jakość własnych trunków sprawdzał, nijak dobudzić się nie mógł. A gdy mu wreszcie oczy przemocą otworzono, do czego kwaterka wody była potrzebna, mnóstwo czasu zmitrężył, by klucze odszukać, które, nie wiedzieć czemu, w kuchni, w pustym dzbanku schował.
A i tak dobrze, że w pustym, bo gdyby do pełnego wrzucił...
Poszukiwania trwałyby pewnie do czasu, aż ktoś by dzbanek opróżnił, metalową niespodziankę na dnie odkrywając.


Z godzinki małej, o której Sabrie mówił, trzy prawie się zrobiły, gdy na domiar złego drogę pomylił i w uliczkę nie taką, jak trzeba skręcił. I w taki to łatwy sposób zamiast prosto do bramy pojechać drogą okrężną podążył.
Spieszyć to mu się co prawda nie spieszyło, bo i po co.
Ludzi przy wozie było paru, bramy przed świtem nikt nie otworzy. Papierów ze świątyni także zbyt wcześnie się nie odbierze.
Po cóż zatem pospiech...


Zamieszanie pewne, jakiego o tej porze przy bramie nie powinno być, sprawiło, że łuk chwycił, zanim jeszcze do bramy się zbliżył.
Widok, jaki ukazał się jego oczom, do najbardziej optymistycznych nie należał.
Napastnicy z łukami na dachach, kobieta przez dwóch zbrojnych chroniona, kłęby dymu, które zaczęły się rozprzestrzeniać wokół wozu.

Mógłby próbować pozbyć się łuczników, ale byli oni dość niewygodnym celem. Poza tym... gdyby zwrócili uwagę na niego, mogłoby się to skończyć nieprzyjemnie.
Współpraca współpracą, ale bez szaleństw...

Podjechał pod ścianę, w taki sposób, by łucznicy nie mogli go zobaczyć.

"Panie mają pierwszeństwo" - pomyślał, zeskakując z wierzchowca.

Strzelił do kobiety, na pierwszy rzut oka najważniejszej wśród napastników.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-10-2009 o 12:22.
Kerm jest offline  
Stary 28-10-2009, 22:49   #75
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Zadowolony z małej pogawędki z bandytami, Teu wraz z Vraidemem podążał za wozem. Starał się utrzymywać stałą odległość parunastu metrów od wozu, instruując chowańca przy okazji. Wóz wreszcie dotarł do bram i w głowie elfa pojawiła się jakże naiwna myśl, że w końcu wydostaną się z Waterdeep, i przynajmniej będą mieli z głowy gildię magów i złodziei… jakby na zawołanie pojawił się mag przekupujący strażników, jak się wydawało [bTeu[/b], oraz wysłannicy gildii złodziei, z kapłanką Maski na czele… na twarzy elfa pojawił się pogardliwy uśmiech. Miał ogólnie bardzo kiepskie zdanie o klerze Maski, na tyle ile go znał, a szczególne zniesmaczenie wzbudzał w nim fakt, że bóg ten jest powiązany z cieniami i ciemnością, jego kapłani w prymitywny sposób potrafią nawet posługiwać się pomniejszą magią cieni. Właśnie przez takich jak oni, on musi często odpierać zarzuty skierowane w magię cieni, jako plugawą dziedzinę magii. Z tego też powodu obecność kapłani Maski dała elfowi szansę na wyrzucenie z siebie choć części frustracji spowodowanej jego marną sytuacją.

-Ktoś się chowa w uliczce na prawo – nagle powiadomił maga jego chowaniec telepatycznie –Czy mam się nim zająć? – spytał.

-Nie, mam dla ciebie inne zadanie. – odpowiedział elf i spojrzał na dachy, gdzie znajdowali się łucznicy. W obecnej sytuacji, gdy mogą stracić życie, jak i odnieść porażkę co do misji, nie miał zamiaru zbytnio się przejmować gildią magów. Są tuż przy bramie – najwyżej ją stratują i uciekną.

- Przeniesiesz się na dach, gdzie stoi dwóch łuczników. Twoja obecność powinna im przeszkodzić w strzelaniu z łuku. Owszem, bariera dymu nadal unosi się nad polem bitwy, lecz w pewnym momencie zniknie. – oświadczył ponuro, lecz konkretnie elf – Zaatakuj łuczników, jednak nie koncentruj się na zabijaniu. Zamiast tego spróbuj zniszczyć ich łuki. Bez nich niewiele wskórają, a i czasu sporo stracą jeśli będą chcieli zejść na dach. W razie kłopotów zacznij migać, czy co wy migopsy tam robicie… - dokończył przedstawiać plan działania Vraidemowi.

Przyszła w końcu pora, aby pokazać coś więcej niż tylko zdolności dyplomatyczne i artystyczne maga cieni. Nadal miał zamiar tajemnicy, która była mu tak bliska, że niemal wyryta na jego ciele, przez to magowie z gildii mogli mieć problemy z lokalizacją czy wykryciem jego osoby. Wyszedł ze swojego przytulnego ukrycia z ciemności, tak jak poprzednio cieniste „płomienie” powoli znikały z jego ubrania. Zanim to jednak nastąpiło cień za plecami Teuivae urósł ogromnie. Mag zamknął oczy i w tym momencie reszty cienistych płomieni jakby poruszone wiatrem zaczęły mknąć w stronę oczu cienia. Nie tylko one zresztą. Ciemność, cienie postaci na drodze, budynków również zdawały się kierować w stronę cieniach elfa, jakby pchane tanecznym, zygzakowatym krokiem, do źródła muzyki, która ich wołała – do cienia Maga Cieni.

Nie trwało to zbyt długo, aż w końcu ręce obrazu utkanego z ciemności opadły na policzki maga, jakby kochanek, który nie ma odwagi spojrzeć drogiej mu osobie prosto w oczy. Cieniste palce zaczęły tracić kształt, przypominając raczej rzekę ciemności, stopniowo wessaną przez oczy Teu. Kiedy po wypaczonym obrazie kochanka pozostał już tylko wątły cień, otworzył oczy.

Ciężko to opisać… wyglądało to jakby ocean ciemności, przelewające się wstęgi materii cienia ruszyły na ochroniarzy i kapłankę maski, chcąc ich porwać w swoje odmęty. To oczywiście ujawniło jego pozycję. Prawdopodobnie sprawiło też, że jego towarzysze w polu ciszy zwrócili na niego uwagę. Na tyle ile potrafił używać migów, przekazał im wiadomość o nieznanej postaci czekającej za zakrętem.

-Głosicielko tego, który kroczy wśród cieni, mam nadzieję, że dotyk jego ścieżki cię rozweseli. Zaprawdę nic nie poprawia tak humoru, jak stawić czoła upiorowi wieczoru. Pozwól, więc abym swoją litości pieśnią, przyniósł ci śmierć bolesną.- odparł dość radośnie, bez względu na efekt czaru Mag Cieni.

Miał jednak na oku maga koło strażników. Był on niewiadomą, mógł właściwie wszystko – łącznie z opuszczeniem pola bitwy. Elf był jednak gotowy na wrogie zaklęcie, które mógł on wymierzyć w jego lub w jego towarzyszy. Każde zaklęcie posiada cień, odbicie, tak jak każdy przedmiot i każda osoba. W przypadku niektórych czarów jest on widoczny ze względu na cielesną formę lub światło bijące od zaklęcia, czasami jednak nie jest widoczny, choć mimo wszystko obecny. Dzięki latom praktyki Teuivae potrafił dostrzec nawet te wydawałoby się niewidzialne cienie, związać je, sprawić, aby obróciły się przeciwko swojemu źródłu i zamiast wywołać efekt magiczny, przenieść energię czaru do maga cieni, aby mógł ją potem swobodnie wykorzystać. W pogotowiu, w przypadku poważnego i niebezpiecznego zaklęcia elf miał zamiar użyć tej zdolności przeciwko magowi, czy nawet kapłance.
 
Qumi jest offline  
Stary 30-10-2009, 10:32   #76
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Walka dla Aasimara zaczęła się nieprzyjemnie. Jedna z pierwszych strzał, które je rozpoczęły trafiła go w nogę. Tropiciel zasyczał z bólu i przynajmniej w tym momencie nie przejmując się przeciwnikami skrył się za wozem. Już tutaj jak sądził przynajmniej chwilowo bezpieczny, mógł zająć się swoją nogą.

Nie była to jego pierwsza rana i z pewnością nie będzie ostatnia, nie mógł co prawda pochwalić się żadnymi bliznami, ale to z powodu fizjologi jego gatunku, ich rany gdy się goiły po prostu nie zostawiały blizn. Idealna cera, ktoś mógłby powiedzieć. No cóż Castielowi taki stan rzeczy odpowiadał, aczkolwiek dlaczego to akurat on musiał w tym momencie otrzymać ten postrzał?

Cóż na pewno nie był to dobry moment, żeby wyjść i zapytać tych bandytów, jak wybrali swoje pierwsze cele. Wiedział, że w tym momencie liczył się czas. Ta walka nie zostanie rozstrzygnięta strzałami, prędzej czy później dojdzie do walki wręcz. Mógłby oczywiście teraz dołączyć i ustrzelić kilku za pomocą swojego łuku, jednak przy tej ilości strzelających to działanie chyba nie miało większego sensu. Lepiej było dać im osłonę w razie ataku bezpośredniego, ale żeby to zrobić dobrze musiał się najpierw pozbyć strzały.

Złamał lotkę strzały, gdyż wiedział, że będzie musiał przepchnąć strzałę przez ranę, żeby sobie jej bardziej przypadkiem nie uszkodzić. Zacisnął zęby nie chcąc okazywać bólu i powoli usunął ją ze swojej nogi. Gdy tylko upadła na ziemię odetchnął z ulgą. Szybko użył jakiegoś podstawowego opatrunku, wiedział, że po walce będzie musiał go poprawić, ale teraz przynajmniej wszystkiego nie zakrwawi.

Gdy tylko skończył to, wyjął swoje dwa sejmitary. Wyjrzał przed wóz i czekał, kulejąc nie mógł dobiec do przeciwników, aby związać ich w walce wręcz, niech więc oni się zbliżą, a wtedy będzie mógł im pokazać jedną czy dwie sztuczki, których w tym czasie nauczył się, jeżeli chodzi o ten rodzaj walki.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 31-10-2009, 23:08   #77
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Sielanka, będąca w istocie misją, jakiej podjęło się kilka wyjątkowych osóbek, klasyfikujących się do popularnie nazywanego grona awanturników, zakończyła się wyjątkowo szybko gromem i piorunem z jasnego nieba. W tym jednak szczególnym przypadku, były to strzały, wystrzelone nocną porą. Dosięgnęły one swoich celów wrednie przypominając, że niemal zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie przeciwny podjęciu jakiejś ważniejszej, i mającej istotne konsekwencje decyzji.

Sylphia jeszcze przed chwilą siedziała sobie spokojnie na sporych rozmiarów wozie, pykając fajkę z aromatycznym tytoniem, gdy jej ciało zostało wyjątkowo brutalnie potraktowane dystansowym pociskiem, znanym od wielu wieków pod nazwą strzały. Jak świat światem stary, chyba już i miliony ginęły od podobnego potraktowania. Czy tym razem było podobnie?. Strzała wbiła się w lewą pierś Magini, natychmiast wywołując wprost okropny, przeszywający ból. Sama zaś kobieta niemal od razu zbladła na twarzy, po czym z gracją wora kartofli spadła z wozu, trzaskając nieprzyjemnie w bruk. Zalewająca się krwią, będąca w szoku, i mająca już przed oczami wizję swego końca, zrobiła jednak coś, co mogło niejednego zadziwić.

Odruchowo sprawdziła prawą dłonią położenie swojego kapelusika na głowie. A ten dziwnym trafem nadal tam tkwił... .

De Mikaal, czując rozlewające się gorąco po jej ciele, krew zalewającą ubranie, i potworny ból z otrzymanej rany, zdziwiła otaczająca ją cisza. Czy właśnie umierała?. Czy nie w ten sposób ginęło wiele znanych, a często i potężnych osobistości, tak po prostu, nikczemnie zabite z zaskoczenia?. Wpatrywała się w nocne niebo, gdy ból nagle jakby nieco zelżał, stracił na znaczeniu, i przestał już być tak znaczącym faktem w tej chwili. Pojawiły się za to myśli, dotyczące jej życia, tego co dokonała, kim była, co mogła jeszcze zrobić.

Z tego dziwnego stanu, z szoku, z odrętwienia, wyrwała ją nagle znajoma gęba. Pochylał się nad nią Kastus, gmerając przy jej lewej piersi, a ona nie miała odwagi, by spojrzeć nieco w dół, i sprawdzić co on tam robił. Pewnie starał się ją jakoś uratować, nie dając za wygraną, podczas gdy ona odchodziła właśnie z tego parszywego świata. W ustach poczuła smak krwi.

- Zostaw mnie!! - Wrzasnęła, jednak nie usłyszała własnych słów.

Nagle zauważyła zmianę na twarzy skupionego Kapłana, i poczuła kolejną falę rwącego bólu, od którego aż niekontrolowanie wierzgnęła nogami. Kastus jakoś pozbył się strzały, po czym w jego rękach pojawiły się opatrunki. Kapłan nie dawał więc jednak za wygraną, ratował ją za wszelką cenę, sam z tkwiącą strzałą w swoim ramieniu. Życie wielokrotnie przyprawiało jej ból, wszelacy ludzie i nie-ludzie wielokrotnie jej go przyprawiali.

Akurat w momencie, gdy Kastus skończył ją opatrywać, strzeliła go prawą ręką w twarz. Mężczyzna spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, po czym dokończył na szybko zakładanie opatrunku, i pospiesznie gdzieś się oddalił. Sylphia z kolei rozglądnęła się półprzytomnym wzrokiem po otaczającym ją terenie.

Nie wiedziała kompletnie nic.

Obok niej znajdował się cholerny wóz, wokół zaś obłoki dymu, przesłaniającego dosłownie wszystko o krok od niej. I ta dziwna, nienaturalna cisza, wywołana być może magią. No bo przecież nie ogłuchła po strzale??. Wciąż więc żyła, a ktokolwiek był odpowiedzialny za ten nikczemny atak, nadal pewnie tam był. Klnąc w trzech językach Sylphia zaczęła więc szorować własnym tyłkiem po ziemi, wczołgując się w dosyć dziwny sposób pod wóz. Tam, trzymając lewą rękę podkurczoną pod zranioną piersią, zdrową zaczęła grzebać w swojej torbie.

W końcu znalazła leczniczy eliksir, koreczek wyciągnęła zębami, i wypiła szybko zawartość małej fiolki... .







***

Sylpia otrzymała krytyka z łuku :PP
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 01-11-2009, 21:17   #78
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Sytuacja nie była ciekawa. Była bardzo nieciekawa. „Co za cholerne, barbarzyńskie miasto!!! W Suazil taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia!!!” – myślał, a raczej klął w myślach intensywnie. Cholerni strażnicy nie robili nic by im pomóc. Castiel oberwał, tyle widział, Sylphia też czołgała się pod wozem, a Dru zrobiła nieco „zadymy” – pierwsza poważna rzecz, jaką wykonała gnomka podczas ich niedługiej znajomości.

Sabrie wyciągnęła kuszę i na migi wskazała Loginowi maga, zagradzającego im drogę. Al Mandragoran już chciał złożyć usta do magicznej inkantacji, chędożąc na zakaz rzucana czarów, kiedy uświadomił sobie, że wokół panowała „Cisza”.

- Kurwa mać! – zaklął szpetnie, tyle, że niepotrzebnie.

Wyrwał miecz z pochwy i rozejrzał się bacznie. Na kapłankę Maska i jej ochroniarzy nie mógł uderzyć, bo zostałby rozstrzelany przez łuczników. Został mu tylko jeden kierunek. Mógł dotrzeć do maga i spróbować go unieszkodliwić, przy okazji może udałoby się mu otworzyć bramę?

Zerwał się z ziemi i rzucił biegiem. Wiedział, że to się może źle dla niego skończyć. Jednak… był Wojennym Czarodziejem Cormyru, elitą, która zawsze stawała w pierwszej linii największych nawet magicznych batalii. Widział, jak wrogi czarodziej składał ręce do magicznych znaków, Logain już był w połowie dystansu, kiedy fala gorąca uderzyła go w pierś. Poczuł palący ból rany na lewym boku.

Zagryzł tylko usta i runął z rozpędu na maga, uderzając trzymanym oburącz półtorakiem. Włożył w cios całą siłę swoich mięśni, uderzając całym skręconym do ostatecznego uderzenia ciałem.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 01-11-2009, 21:57   #79
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Walka nabierała tempa...sytuacja zmieniała się z minuty na minutę.
Kapłanka Maski została ranny. Jednak postrzał nie był, aż tak poważny, by wyłączyć ją z walki. Zasłony dymne Dru skutecznie zmniejszyły możliwości strzelców, stacjonujących na dachach.

Większość drużyny wlazła pod wóz...Tam schroniła się ranna Sylphia, tam schroniła się przeładowująca pistoletu Dru oraz przerażona Alara. Kastus wyrwawszy strzałę, pod osłoną dymu przeskakiwał przez wóz i zaczął biec...może po pomoc? Castiel przyczaił się przy wozie. Zaś Sabrie odpowiedziała na ostrzał zza wozu, bełt z jej kuszy trafił maga w pierś. Logain chwyciwszy za swój oręż pognał w kierunku łatwego celu, nie chronionego maga.

Czarownik ów klnąc adwersarkę na czym świat stoi odpowiedział przedziwnym atakiem. W jego dłoniach skupiły się strugi świetlistej energii. Jedna struga poleciała w kierunku Sabrie , dziewczynie jednak udało się uniknąć ataku. Druga struga energii nie była skierowana w dziewczynę. Uderzenie trafiło centralnie w pierś nabiegającego Logaina.

- Głupcze ! Uważaj na konie! Będą nam potrzebne.- krzyknęła kapłanka, akurat w chwili, gdy w jej kierunku zmierzał „posłaniec śmierci”, strzała wystrzelona przez Rogera. Nagle na jej drogę wskoczył , jeden z ochroniarzy. Pocisk zamiast w kobietę wbił się w ciało mężczyzny.

Przeskakujący pomiędzy wymiarami, czarny „wilk” zwiastował nadejście swego pana.
Magiczne pasma cieni elfa uderzyły w ochroniarzy i kapłanką, pogrążając ich w swych mrocznym uścisku niczym rozbitków w morskich odmętach. Najlepiej ten atak zniosła kapłanka, jej ochroniarze nieco gorzej. Także słowa maga nie zrobiły na niej większego wrażenia, bo inkantowała swój czar nie przejmując się jego obecnością. Za to łucznicy się przejęli, trzy strzały poleciały w jego kierunku. Vraidem nie zdążył dopaść łuczników przed wystrzeleniem kolejnych pocisków.

Z trzech strzał dwie trafiły elfa, jedna w korpus, wbijając się pomiędzy żebrami, druga boleśnie, ale mniej groźnie wbiła się w ramię Teu, gdy ten odruchowo osłonił ręką twarz i okolice szyi.

Vraidem dopadł jednego z łuczników chwilę potem...cwaniacy rozstawili się tak, by nie można było ich zaatakować wszystkich naraz. Niemniej, w szamotaninie z elfim chowańcem, łucznik stracił równowagę, stoczył się z dachu i spadł na bruk.

Sabrie posłała kolejny pocisk i ponownie trafiła wrogiego maga. A w jego pobliżu, był ktoś bardzo rozeźlony. Logain jednak nie był zwykłym magikiem, ból towarzyszył mu przez lata bojów. Rany często towarzyszą magikom na polu bitew. Co nie znaczy że Logain ból polubił, było wprost przeciwnie. Czarodziej dopadł "magika", chwilę potem jak kolejny bełt Sabrie trafił czarnoksiężnika. Ów ranny przeciwnik Logaina, w panice inkantował jakieś słowa...spóźnił się o dwie sekundy. Chwilę wcześniej, miecz Cormyrczyka skrócił go o głowę.

Roger ponownie strzelił trafiając w ochroniarza, który swym ciałem osłonił swą panią i wyrwawszy strzałę użył mikstury leczniczej. Kapłanka skończyła inkantację jednego, a zaczęła inkantację kolejnego czaru, a drugi z jej ochroniarzy ruszył do szarży na Teu.

Zaś pierwszy czar kapłanki, spowodował, że wóz jakby się ugiął pod dodatkowym ciężarem. Sabrie, Castiel i wszyscy nie będący pod wozem mogli z przerażeniem przyjrzeć się nadprogramowemu ciężarowi, czarciemu megaraptorowi, którego sprowadziła kapłanka poprzez krąg przywołań.


Ale niedaleko megaraptora pojawił się kolejny przeciwnik. To Kastus który nagle urósł do 3,6 metra i ściskając buzdygan ruszył w kierunku bestii okupującej wóz.
A osłona dymna gnomki powoli zaczęła się rozmywać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-11-2009 o 09:32.
abishai jest offline  
Stary 02-11-2009, 21:40   #80
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Mała bitwa, rozgrywająca się na ulicach Waterdeep, jak to każda bitwa, była pełna natychmiastowych zmian sytuacji. Działo się naprawdę wiele, dochodziło do wymiany zdań w najprostszym, właściwie to prymitywnym ich sposobie, byle ostre, i byle zabiło przeciwnika. Do tego jednak jeszcze sporo magii... a ona siedziała pod cholernym wozem, zbierając się jakoś do kupy.

Przeciwnicy zaś pogrywali sobie z nimi w najlepsze.

A Sylphia zgrzytała zębami.

Jakaś ruda pita z obstawą miała czelność zastawić na nich pułapkę, ośmielili się ich zaatakować, wystąpić przeciw nim, ranić ich!. Tego było stanowczo za wiele jak na jej gust, cała ta sytuacja była po prostu... idiotyczna, a ona siedziała jak jakaś głupia gęś w pierwszej lepszej dziurze, chroniąc się przed nimi wszystkimi niczym ta, niczym ta blondyna tuż obok niej!.

- Kurwa jego mać! - Wrzasnęła, choć oczywiście z jej ust nie wydobyły się żadne dźwięki.

Coś ciężkiego znalazło się na wozie pod którym się ukrywała, a ten z przeciągłym zgrzytem zaprotestował przeciw takiemu traktowaniu. Magini miała ten fakt jednak głęboko w poważaniu, puściły jej bowiem już nerwy. Wciąż i wciąż powtarzając wcześniejsze przekleństwo wygramoliła się spod wozu z bezpiecznej względem łuczników strony, po czym puściła się biegiem w stronę widocznego Elfa-pseudopoety.

W końcu bluzgi z jej ust zabrzmiały wyraźnie w jej własnych uszach, co oznaczało powrót do normalności, cokolwiek miało to znaczyć.

- Suko! - Krzyknęła do rudowłosej, po czym na lekko ugiętych nogach przywołała niszczycielski czar, i wypuściła w stronę kobiety i jej dwóch pomagierów "Kulę Ognistą".

Rozległa się eksplozja, i fala ognia zalała spory obszar ulicy.

Niewiele jednak to dało.

- O żesz ty w dupę... - Warknęła Sylphia, po czym sięgnęła po nieco cięższy arsenał mocy, korzystając z dobrodziejstw magicznych butów, pozwalających jej przyspieszyć swoje poczynania.
- Skoro cię rozgrzałam, to może teraz schłodzimy? - Dodała.







***

Drugi czar to "Stożek Zimna"
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 02-11-2009 o 22:37.
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172