Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-04-2010, 17:38   #41
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Mysz wychyliła główkę z kajuty dopiero gdy kołysanie niespodziewanie ustało. Do tej pory bardka znacznie się uspokoiła i niedawna upiorna wizja jawiła jej się teraz jak odległy i całkiem nieszkodliwy senny majak. Strachu już nie czuła, może jedynie jakieś złe przeczucia nadal kłębiły się w okolicy żołądka. Gdy wyściubiła nieśmiało nosek za drzwi kajuty okazało się, że Tim sterczy tam niestrudzenie. Uśmiechnęła się do niego rozcierając nerwowo świeżutkiego guza i poprosiła by przemilczał wobec Brana jej niedawny bełkot. Ot, coś jej się przyśniło gdy omdlała i nie ma potrzeby rycerzowi głowy tym zawracać. Zła była na siebie, że chłopakowi wygadała wszystko co jej się przywidziało, kto wie, może go nawet wystraszyła swoim szaleńczym mamrotaniem.

Na plaży przyglądała się z zaciekawieniem wywróconemu statkowi. Ochota ją naszła by pobuszować po jego pokładzie, w końcu Mysz nigdy nie marnowała okazji gdy jej się łupy same do rąk pchały. Ciekawa była czy załoga pechowej łajby zostawiła co nieco na jej pokładzie. Statek był na tyle daleko od brzegu, że musiałaby się solidnie pomoczyć żeby do niego dotrzeć. Istniało też ryzyko, że woda by ją całkiem przykryła a z pływaniem u niej niestety było na bakier.
Zagadnęła bosmana czy nie wypada aby się po statku rozejrzeć. Mogliby tam na coś istotnego natrafić i wywnioskować co to za statek i czemu załoga z marszu go opuściła. Bosman, Lukas Banes, był niemłodym już żylastym człowiekiem o gęstej brodzie i ogorzałej od słońca twarzy. Ponadto wilk morski miał ewidentną słabość do drobnej szczebiotliwej bardki, może więc dlatego tak prędko przystał na jej prośby. A może sam podzielał po prostu jej zdanie.

Skrzyknął niemniej czterech marynarzy i kazał łódź przygotować. Mysz szepnęła do ucha Alto czy ten nie chce się z nimi zabrać i zaliczyć mały szaberek. Trudno było z jej spojrzenia wywnioskować czy mówi poważnie czy zwyczajowo żartuje, lub co gorsza, łotra podpuszcza.

Statek leżał oparty o dno niemal w pozycji horyzontalnej i nie łatwo było się po nim poruszać. Bardka dość zwinnie wskoczyła jednak pod pokład i rozpoczęła wnikliwe myszkowanie. Ładownia była nietknięta, wypełniona po brzegi belami sukna. Adamaszki, jedwabie, batysty... Wszystko kosztowne i... do cna przesiąknięte wodą. Myśl aby się łatwo i bezboleśnie wzbogacić legła wtedy w gruzach. Beli materii nie wetknie przecież do kieszeni a rozsądek jej podpowiadał, że bosman niezbyt przychylnym okiem zapatrywałby się na jawną grabież. Co innego zwinąć coś dyskretnie a co innego mocować się z balastem tych rozmiarów. Pomijając fakt, że każdy, z wyjątkiem może Alto, potępiłby taki plan i zdusił go w zarodku toteż Mysz ostatecznie machnęła na pomysł rączką.

Dalej natknęła się na kajutę kapitana i wspólną salę sypialną przeznaczoną dla reszty załogi. W sumie znalazła trzy zamknięte skrzynie. Dwie otworzyła bez trudu, jednej nie zdołała ruszyć. Może gdyby podłubała przy niej dłużej jej wysiłki przyniosłyby efekt. Ale Mysz się przecież spieszyła. Chciała zajrzeć do wnętrza kufrów nim zjawi się bosman lub któryś z jego marynarzy.

Ubrania, sztylet, sakiewka pełna drobniaków, plik listów... Te aż się prosiły żeby zagłębić się w lekturze. Bardka rozwinęła pergaminy i przeleciała po nich pośpiesznym wzrokiem. To była korespondencja pomiędzy marynarzem a jego kobietą. Treści zawierały bardzo osobiste, mówiły o tęsknocie, nadziei i takich tam dyrdymałach.
Wtedy usłyszała szelest za plecami. W progu stał jasnowłosy dobrze zbudowany marynarz z zaplecionymi na piersi rękami. Przyglądał się jej przez moment z dezaprobatą a później odwrócił się na pięcie i wyszedł. Mysz rzuciła listy na powrót do skrzyni i pognała za mężczyzną tłumacząc, że nic przecież zabrać nie chciała a jedynie szukała wskazówek. Musi się dać jakoś wytłumaczyć czemu wszyscy opuścili statek, no i ogólnie trzeba się przecież spróbować jak najwięcej wywiedzieć skoro się już na pokład pofatygowali. Uroczo się Mysz uśmiechała i nie omieszkała zamrugać smutnymi oczętami mówiąc, że ją wielce ubodło podejrzenie o złodziejskie ciągoty. Marynarz wyglądał na udobruchanego bo nawet pod podbródek ją ujął i przyznał, że istotnie błędne wnioski wyciągnął. Mysz poklepała go na zgodę pod ramieniu i poszli razem do bosmana żeby się rozmówić. Balast skitranego sztyletu przyjemnie ciążył w rękawie. Jakiś souvenir z tej wyprawy jej się w końcu należał a właściciel skrzyni pewnie nawet zguby nie zauważy.

Lukas oświadczył, że trzeba zaginionych marynarzy odszukać bo nie mogli się zapaść pod ziemię. No i wydawało mu się podejrzane, że zostawili statek z ładunkiem i na dodatek cały swój osobisty majdan. Wyglądało na to, że chciał niezwłocznie wyruszyć w głąb wyspy. Mysz się oczywiście zgłosiła na ochotnika by mu towarzyszyć.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 06-04-2010 o 17:47.
liliel jest offline  
Stary 12-04-2010, 22:01   #42
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Zawinięcie do zatoczki Robert przywitał z ulgą pomieszaną ze zdumieniem. Nie przyszłoby mu do głowy, że zawijanie do brzegu jest w takich okolicznościach bezpieczne, jednak kapitan wiedział lepiej. Wybieranie wody szło teraz o wiele łatwiej, toteż drwal zostawił wiadra i poszedł sprawdzić co z końmi. Na szczęście zwierzęta nie połamały nóg w panice lub rzucane o ściany boksów falami sztormu - były zdenerwowane i to wszystko. Przytulił na chwile ich pyski, przekazując poczucie bezpieczeństwa, po czym wyszedł na pokład - a niedługo wraz z innymi znalazł się na brzegu, jednym uchem słuchając rozważań na temat losów załogi rozbitego statku, gdyż niepokoiło go coś innego. Pomny nauk druida skupił się i wyciszył - jak obuchem uderzyło go wrażenie nieokreślonego niebezpieczeństwa i zła, którym przesycone było powietrze w zatoce. Aż zjeżyły mu się włoski na karku. Chociaż nie... gdy wczuł się głębiej zrozumiał, że jego niepokój brał się z zakłócenia naturalnej równowagi, które miało tu miejsce. Co prawda pochowane w załomach skalnych ptactwo było zupełnie normalne, "coś" było tutaj zdecydowanie nie tak. Wydawało mu się, że w powietrzu zawisło jakieś napięcie... oczekiwanie? Jak gdyby coś miało się zaraz wydarzyć. Nie mógł jednak sprecyzować tych odczuć, nie miały też one konkretnego źródła - a może był jeszcze zbyt mało doświadczony? Póki co posłał więc Yocelyn przodem, a sam zajął się badaniem śladów na piasku. Były zatarte przez deszcz i wiatr., nie zdziwiłby się jednak, gdyby ciągnięto tędy rannych marynarzy w stronę... jaskiń?

Robert podążył za śladami i wezwaniem kruka, docierając w końcu do wąskiej skalnej ścieżyny - tak wąskiej, że zmieścić się mogła na niej jedna osoba na raz. Półka powyżej była nieco szersza... na całe trzy. Rozejrzał się wokoło. Jeśli marynarze mieli ze soba rannych istniały pieczary z o wiele łatwiejszym dojściem. Czyżby wyszykowali sobie pozycję obronną na takim pustkowiu? Czy w ogóle ktoś tam był? Sprawdzać sam nie miał zamiaru. Przymknął oczy i już po chwili unosił się w powietrzu nieco powyżej jaskini. Czuć z niej było ciepłym jedzeniem i ludzkim potem (choć nie krwią), słychać było szurania i jęki. W środku było wiele osób - czemu jednak kryli się, nie wypatrując ustania sztormu czy pomocy? Nawet przez wycie wiatru powinni byli słyszeć głosy z ich statku. Dziwne to wszystko było. Mężczyzna zawrócił i zdał żeglarzom i Wulfowi sprawę z tego co znalazł.
 
Sayane jest offline  
Stary 12-04-2010, 22:05   #43
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wylewanie wody spod pokładu było nie tyle co męczące, co żmudne i irytujące. Statkiem kołysało i nawet Wulf miał spore problemy z utrzymaniem równowagi. Wiadra z wodą same w sobie nie były ciężkie, ale przechyły sprawiały, że nie można było napełnić ich do końca, bo i tak wylewało się z powrotem. A jak dodało się małe schodki, w których kaplan nawet bez wiader mieścił się z trudem, to nadawało to temu zajęciu bardzo nieprzyjemny wymiar. Ale cierpliwość była mocną stroną wojownika, dlatego pracował wytrwale, ostatecznie pozostając pod pokładem i tylko podając pełne wiadra znacznie mniejszym i zwinniejszym marynarzom, który biegiem pokonywali strome schodki. Zorganizowana praca od razu przynosiła lepsze efekty a i Wulf wzmocniony boską mocą nie męczył się tym prawie wcale. Była to ciekawa lekcja, warta zapamiętania na przyszłość.

Gdy pojawił się znowu na pokładzie, znajdowali się już w zatoczce, niedaleko porzuconego statku. Wysłuchał najpierw sprawozdania kapitana, a potem zaproponował podróż do żaglowca, zastanawiając się przy okazji, gdzie wszyscy się podziali. Nawet stając na tamtym okręcie niewiele dało się powiedzieć. Nie było trupów, co mogło oznaczać zupełnie inne zagrożenie, niż to, które groziło kilka dni temu "Złotemu Sokołowi". Mogło, ale nie musiało. Najpierw należało to sprawdzić, na szczęście już inni zajęli się zwiadem, dobrze. Wysłuchał uważnie Roberta, gdy już zszedł na stały ląd. Skinął mu głową i zastanawiał się tylko przez chwilę.
- Zajrzyjmy najpierw do tej jaskini, do której kogoś wciągnięto. Broń w pogotowiu, nie spodziewam sie tu pułapek, dlatego idę pierwszy. Robert za mną, trzymaj strzałę na cięciwie.
Ruszył za śladami, wczesniej jednak należało zdobyć pochodnie - tych trochę zostało chociażby na porzuconym okręcie. zapalili je. Wulf nikomu nie zabronił iść, i prócz Roberta nikomu również nie kazał. To co robili to była bardziej ciekawość niż coś innego. Zagłębili się w mroku i zatrzymali niemal równie szybko.

Na ziemi leżały trzy ciała, a oświetlone pochodnią sprawiały wrażenie dość świeżych, może dwódniowych. Mężczyźni w strojach marynarzy, poobijani, jeden ze złamaną nogą, teraz umieszczoną w łupkach. Masa zadrapań i siniaków nie była przyczyną śmierci - tą było poderżnięcie gardła. Zastanawiające. Dalej w głąb jaskini prowadziły ślady bosych stóp,ale Wulf nie zamierzał na razie iść dalej.
- Jest kilka możliwych powodów, dla których tak skończyli. Najbardziej prawdopodobnym są tubylcy, którzy pozbyli się ranionych w walce lub podczas sztormu marynarzy. Pozostałych zaś zabrali ze sobą, ale nie do tej jaskini. Podejrzewam bardziej tę drugą, tam idźmy. Może natrafimy na kogoś żywego. Alto, idizesz pierwszy, tym razem koniec zabawy. Jeśli się będzie dało to uratujemy tych ludzi. Ten kto ich zabił jest prawie na pewno naszym wrogiem.
Wyszli na zewnątrz i tym razem kapłan skierował się do wejścia do wyżej położonej jaskini. Zdjął z pleców tarcze i przymocował ją do swojego ramienia. Miecza nie wyciągał, wciąż trzymając w dłoni pochodnię. Ale
rzucenie jej i sięgnięcie po broń było kwestią chwili.
 
Sekal jest offline  
Stary 12-04-2010, 22:07   #44
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Modlitwy nie sprawdziły się. Trzymająca się z trudem jakiejś barierki, Megara wpatrywała się z przerażeniem na zbliżające się skały. Skąd one się brały na środku morza! Porywisty wiatr szarpał jej włosami i ubraniem, które łopotało z tyłu a z przodu przylepiało się do zziębniętego ciała, wraz z wodą, bryzgającą z każdej strony. A przecież samym statkiem rzucało na wszystkie strony. Wulf jej zaufał, dlaczego ona sama zaczynała wątpić? Bliskość skał pozwoliło jej czerpać, to był jedyny plus tego wszystkiego. Stanęła na szeroko rozstawionych nogach, uniosła dłonie, trzymając w jednej z nich mały kamyczek, wydobyty z małej sakiewki u pasa. Gesty były nierówne, a słowa wykrzykiwane z całych sił, z trudem przebijały się przez szalejący, wrogi żywioł. Upadła nawet, ciężko obijając swoje cztery litery, ale nie bez powodu ćwiczyła koncentrację i skupienie. Machnęła rękami w dół, a moc wypełniła i ją i otoczenie. Ostre czubki skał zapadły się nagle pod wodę, a drewniany kadłub przeszedł nad nimi, szorując dnem bardzo lekko, niezauważalnie wręcz. Odetchnęła z ulgą i prawie stoczyła się z pokładu, klnąc na swoją nieuwagę.

Za skałami była na szczęście zatoczka, a powrót na spokojne wody czarodziejka przyjęła z ulgą i jednocześnie odruchem wymiotnym, który pojawił się natychmiast po spadku ekscytacji i adrenaliny. Przez długą chwilą nawet nie zainteresowała się tym drugim okrętem stojącym na mieliźnie, czy jak to się na to mówiło. Dochodziła do siebie, z jękiem próbując podnieść się na nogi. Pomógł jej chyba jakiś marynarz, ale nie zwróciła na niego uwagi. Musiała wysiąść z tej krypy! Okazja pojawiła się sama, wraz z wyprawą na ląd i Megara skorzystała z niej natychmiast. Nie obchodziło jej to co się stało a jedynie chwila wytchnienia i brak kołyszącej sterty desek. Aż westchnęła i usiadła, gdy łódka dotarła na plażę.

W tym czasie pozostali zdążyli zbadać ślady i zdecydować co robić dalej. Nawet się nie zastanawiała, ruszając zaraz za Wulfem. Im bliżej jaskiń, skał i ziemi tym lepiej się czuła, a moc prawie wibrowała w niej, powracając po długiej nieobecności. Prawie się nią zachłysnęła, a oczy świeciły nawet w ciemnościach. Nie potrzebowała nawet za bardzo światła. Przywołany kruk niechętnie poleciał na zwiad, ale nie zobaczył nic nowego, toteż dała mu spokój. Sami musieli zobaczyć co jest w śrdoku, za pierwszym razem szybko napotykając ciała. Czarodziejka nie przyglądała się im, po prostu podążając dalej za Wulfem i przygotowując w myślach najbardziej przydatne czary. Jaskinie zawsze pozwalały się szybko wycofać, zasypując przejście za nimi, Meg nie bała się więc zupełnie. A wypełniająca ją moc wzmagała tylko ekscytację.
 
Lady jest offline  
Stary 12-04-2010, 22:31   #45
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Najdłuższe, pieprzone godziny w życiu Alta. Paniczny strach przed utonięciem i gonitwa z wiadrami spowodowała, że nawet zapomniał o rzyganiu, choć kiwało jak na huśtawce. Chwycił podane przez Wolfa wiadro i pognał na dek, mijając po drodze dwóch zaprawionych z bojach z morskim żywiołem marynarzy. Ściana wiatru i deszczu uderzyła po raz kolejny z siłą tarana. Alto dopadł do burty i chlusnął wodą z wiadra. Podniósł głowę i zobaczył tylko jak Meg stojąca jak posąg na dziobie pokazuje coś ręką, a potem gonitwa marynarzy zmieniła się w piekielny chaos. Alto nie zwracał już uwagi na pokrzykiwania kapitana, bieganinę czy przekleństwa sternika. Wpatrywał się z iglice sterczące jak płot przed nimi. Żegnał się z życiem już kilkakrotnie tego dnia, ale modlitwy do Tymorry nie były nigdy żarliwsze niż w tej chwili.
Gdy łajba niesiona falą przeskoczyła nad skałami, Alto krzyknął z radości wygrażając bogom pięścią. Jeszcze raz nasi górą! Kij wam wszystkim w dupsko!

Na widok rozprutego wraku na plaży, uśmiechnął się lekko. Ciekawe jaki ładuneczek – zaczął już się zastanawiać, kiedy usiłował sobie przypomnieć jak to jest z pryzowym i porzuconymi jednostkami. Legalne pieniążki, aż się prosi aby obejrzeć porzuconą krypę. Porzuconą psiakrew i koniec, Alto uporczywie ignorował ślady wskazujące, że załoga próbowała naprawić uszkodzoną jednostkę. Wpatrywał się we wrak, ale żadnych oznak życia nie dostrzegł. Uśmiech powrócił, legalnie czy nie, może się coś uda znaleźć na pokładzie. Ruszył za Myszą bez wahania, stare nawyki wygrywały, nic na to nie mógł poradzić. Na pokładzie, kiedy byli w towarzystwie przyglądał się tylko ładunkowi i samej krypie. Kiedy bardka wyprowadziła sprytnie marynarza tak aby nie przeszkadzał, szczebiocząc swoim zwyczajem, Alto zerknął do trzeciej skrzyni, która stała jeszcze nie naruszona. Wytrych zgrzytnął cicho na zapadce i po chwili rozczarowany łotrzyk przerzucał sorty bielizny na zmianę i inne badziewie. Korzystając, z okazji ruszył od razu do kapitańskiej kajuty. Rozglądał się pilnie szukając dziennika, map i innych przydatnych, na przykład brzęczących rzeczy. Na wierzchu niczego nie było, ale skoro załoga zostawiła osobiste rzeczy na łajbie, to może kapitan też nie zdążył niczego zabrać. Jedna z desek za koją wreszcie zdradziła swoją tajemnicę. Alto uśmiechnął się znów, amatorzy nigdy się tego nie nauczą. Jak się psiakrew otwiera skrytkę, trzeba uważać i mieć czyste rączki inaczej po kilkunastu razach i ślepy ślady zauważy. Po chwili Alto wygrzebał ze środka schowka trzy sakiewki po 50 sztuk złota każda, oceniając na oko. Szybko znalazły nowe schronienie w jego plecaku. Pobieżnie przeglądnął papiery, listy przewozowe, skrypty dłużne, kwity zakupu towaru, który oglądali z Myszą w ładowni. Wszystko też znalazło się w plecaku, będzie pora przejrzeć to później. Na końcu zabrał się za niewielki oprawiony w natłuszczoną skórę kajet. A więc dziennik się znalazł. Wyszedł na przekrzywiony pokład i zawołał bosmana i kompanów. Przekazał im co wyczytał. Statek wypłynął ze Smoczego Wybrzeża i pruł do Vast wyładowany towarem po brzegi. Wpisy były krótkie, proste, ale i niezbyt ciekawe. Ostatni, sprzed pięciu dni dotyczył szalejącej burzy, która dziwnie przypominała tą, którą sami niedawno ledwo co przeżyli. Nic nie było o przeklętych skałach i rozpruciu dna. Widno kapitan miał inne zajęcia, na przykład rozpieprzone w drzazgi dno swojej łajby.
Zagadnięty bosman powiedział, że statek musiał się przewrócić kiedy nabrał wody i wpłynął na mieliznę. Według wilka morskiego ładunek się najwyraźniej przemieścił i spowodował zmianę punktu ciężkości.
- Zniszczenia duże? Szalup nie widzę, spuścili na wodę czy w sztormie szlag je trafił?
- Zniszczenia nie są duże. Już o tym mówiłem - powiedział bosman - Wystarczy załatać tę dziurę w dnie i statek będzie znowu do użytku. Najwyraźniej próbowali to zrobić sądząc po linach przywiązanych do kadłuba. Wciągali go na ląd, gdy coś im musiało przerwać.

Alto zastanowi się poważnie co dalej. Forsa mile ciążyła w plecaku, na podział chciał zaczekać do odpowiedniejszego momentu. Kapitanowi pewnie też przyjdzie coś odpalić, jako szyprowi statku który rozbitka znalazł trzecia część mu się należy. Ale tylko jemu, z resztą marynarzy dzielić się nie zamieszał. Nie podjął jeszcze decyzji, ileż to „oficjalnie” tych pieniędzy znalazł. Reszta kompanów najwyraźniej sposobiła się do zejścia na ląd i szukania załogi, prym jak zwykle wodziła ciekawska Mysz, która od razu podchwyciła pomysł bosmana. Altowi niezbyt to było na rękę, wolałby wrócić na statek. Wycieczka na ląd była ryzykowna, a okoliczności zniknięcia załogi dziwne. Po jakiego grzyba zostawili statek i porzucili naprawy? No i ważniejsze, co będzie jak ich znajdą? Pieniążki tak mile ciążyły w plecaku. Przemógł się w końcu, okazało się że nie tylko Mysz jest ciekawa co się tu działo. Ruszył za Wulfem i resztą kompanii. W jaskini obejrzał dokładnie trupy i ślady bosych stóp. Były jakieś dziwne… Nie znał się dokładnie na tym, ale jakby miał się zakładać, postawiłby na dwie lub trzy osoby, nie więcej. No i… chyba kobiety, bo ślady drobne, szczupłe. Co tu się stało do ciężkiej cholery? Spostrzeżeniami zaraz podzielił się z kompanami.
Wojskowe maniery Wulfa znów wywołały uśmieszek na jego twarzy, ale i tym razem miał chłop rację. Kruk zwiadu w jaskini nie zrobi, pułapek nie sprawdzi. Altowi nie podobał się cały ten interes, ale coś pchało go na przód. Wspomniał rozmowę ze stalowooką i spojrzał na kompanów, po czym ostrożnie ruszył do wnętrza drugiej jaskini. Kurwa, co to się porobiło... Założył i aktywował amulet, pochodnie były nieporęczne i zawodne. Nerwowo zakręcił nadgarstkiem młynek krótkim mieczem dobytym jeszcze przed wejściem i zapuścił się dalej zwracając uwagę na wszystkie podejrzane miejsca.
 
Harard jest offline  
Stary 13-04-2010, 07:31   #46
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Burza rozszalała się na dobre i nawet taki szczur lądowy, jak Bran zdał sobie sprawę, że grozi im zatonięcie. Przygotował się więc do opuszczenia statku biorąc ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i przywołał Tima zastanawiając się jak w razie katastrofy chłopak mógłby uratować jego wierzchowca. Jednocześnie obserwował gdzie znajdują się towarzysze. Nie wiedział kto z nich umie pływać, ale podejrzewał, że nie wszyscy.
- Tim przynieś jakieś puste skrzynki, albo beczki i chwyć się jednej, wiem że dobrze pływasz, ale to Ci pomoże w razie czego.
Bran już miał zaproponować, by wszyscy chwycili się czegoś, co by w razie katastrofy unosiło się na wodzie, bo pomysł wydał mu się świetny, gdy statek uniósł się na fali i runął w dół cudem unikając skał. W jednej chwili znaleźli się z rozszalałego żywiołu na w miarę bezpiecznych wodach zatoczki.
- Bogowie nam sprzyjają. Mało brakowało. – szepnął Bran przed oczyma ciągle mając ostre jak brzytwa iglice skał.
Rycerza nie interesowało plądrowanie wraku. Skoro załoga miała czas na próbę wyciągnięcia wraku i oddalenie się, to zapewne zabrali już ze sobą co cenniejszego, albo …
- Załoga odeszła sama, albo ktoś ich stąd zabrał. Może to znów piracka zasadzka, by rozbić statek o skały i ukraść ładunek, albo wziąć ludzi w niewolę ? Jak myślisz bosmanie ?
Spytał Bran gdy wylądowali na plaży. Tym razem rycerz był przygotowany do walki. W pełnej zbroi z mieczem i tarczą, w pobliżu zaś kręcił się Tim z naładowaną kuszą.
Nim Lukas Banes odpowiedział wrócił Robert i zdał sprawę z tego co widział jego kruk.
- Ja w blachach nie nadaję się do cichego podejścia. Lepiej idźcie przodem, a ja z Timem zostanę w odwodzie.
Do zwiadu byli w grupie lepsi od niego.
W pierwszej jaskini znaleźli ciała z poderżniętymi gardłami. Bran chętnie by sprawdził jaskinię do końca. Nie lubił pozostawiać wrogów za plecami, lecz grupa podążyła za Wulfem i rycerzowi nie pozostawało nic innego jak podążyć za nimi. Przed drugą jaskinią przerzucił tarczę na plecy ufając póki co w grubość napierśnika. W jednej ręce trzymał miecz, a w drugiej pochodnie. Ogień z nich oświetlał drogę, ale i skutecznie zdradzał gdzie są, zatem skryte podejście można było sobie darować.
Zajął miejsce za idącym przodem Wulfem i Robertem mając przy sobie Tima.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 13-04-2010, 20:49   #47
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Ścieżka do drugiej jaskini była wąska, ale jeden człowiek, nawet jeśli był tak rosły jak Wulf, bez problemu mógł się na niej zmieścić. Idący przed nim Alto, dzierżący w dłoni swój niewielki oręż czuł się o wiele bezpieczniej mając za plecami tego potężnego kapłana i wojownika jednocześnie.
Dodatkowo miał świadomości obecności młodego rycerza, który podążał za nimi, a także czarodziejki, która z każdym krokiem stawianym na pewnym gruncie rozkwitała niczym egzotyczny kwiat. Jej oczy błyszczały, włosy wiły się być może unoszone siła wiatru, a może jakąś niezwykłą mocą, która kobieta czerpała z otaczającej ją skały.
Ponieważ na półce wiodącej do jaskini zmieścić się mogły jednocześnie tylko trzy osoby. To właśnie niewielki pan Paperback, mający po swych bokach orszak złożony z dwóch rosłych wojowników oświetlających drogę pochodniami, jako pierwszy wkroczył do jej wnętrza.
Przed nimi znajdował się kilkumetrowy korytarz, który po chwili przeszedł w sporą pieczarę. Dzięki mocy amuletu, łotrzyk od razu dostrzegł to, czego nie widzieli stojący za nim, a oślepieni blaskiem ognia wojownicy: Zwiewne, półnagie kobiece sylwetki umykające pośpiesznie w głąb korytarzy, ciemnym przejściem znajdującym się po drugiej stronie groty.

Mężczyźni podnieśli pochodnie i mogli dokładnie przyjrzeć się wykutemu w skale pomieszczeniu. Sala była dość spora. Dorosły mężczyzna mógłby wykonać trzydzieści kroków po jej długości i jakieś piętnaście po szerokości. Mniej więcej na środku pomieszczenia znajdował się spory, stalowy kocioł, ustawiony na rozżarzonych kamieniach. Jego zawartość bulgotała, a unosząca się para docierała do wchodzących do jaskini osób w postaci apetycznego zapachu. Niejeden przypomniał sobie, że od czasu rozpoczęcia się sztormu kilka dni temu, nie miał w ustach ciepłego posiłku.

Spod jednej ze ścian dobiegł do nich odgłos szurania i jęk. Kiedy oświetlili dokładnie tamto miejsce zobaczyli kilkunastu mężczyzn. Leżących na ziemi i związanych bardzo dokładnie. Gdy podeszli bliżej zorientowali się, że mężczyźni są pogrążeni w dziwnym pełnym majaków śnie, a może chorują na tajemniczą chorobę? Rzucali się co jakiś czas i mamrotali coś niezrozumiałego, niektórzy wydobywali ze swych ust pełne bólu jęki. Ani potrząsanie ani bicie potwarzy czy polewanie wodą nie poskutkowało i nikomu z obecnych nie powiodło się wyrwanie więźniów ze stanu w jakim byli pogrążeni.

Rozejrzeli się po reszcie pomieszczenia. Poza przejściem, w którym Alto dostrzegł znikające postacie, a które okazało się wąskim ciągnącym się w nieznanym kierunku korytarzem, w ścianie wydrążone było jeszcze jedno przejście.
Prowadziło do mniejszego pomieszczenia, które wyglądało jak sypialnia. Ogromne posłania mogące bez problemu pomieścić pięć osób, przykryte było miękkimi tkaninami, a ze skalnego sklepienia zwieszały się półprzeźroczyste draperie tworzące nad nim rodzaj baldachimu. Także kamienne podłoże przykryte było miękką materią.

Mysz, kierowana kucharską ciekawością zamieszała w kotle wielką drewnianą chochlą. Aromat był zdecydowanie rozkoszny i dziewczynie pociekła ślinka. Wyglądało to na gulasz, albo jakąś bardzo gęstą zupę. Nagle ku jej ogromnemu zaskoczeniu i obrzydzeniu na powierzchni pojawiło się pływające oko, a na chochli coś co wyglądało jak ludzka ręka. Lekko już rozgotowana z pięknie odchodzącym od kości mięskiem...

***

Trzech marynarzy kierowanych młodzieńczą ciekawością i gniewem poszło do jaskini, w której spadkobiercy znaleźli trupy z poderżniętymi gardłami. Nie zatrzymali się jednak przy ciałach. Ruszyli dalej w kolejny korytarz, kierujący się najwyraźniej do wnętrza lądu. Chcieli odnaleźć morderców. Zasłużyć na pochwałę kapitana, przeżyć niezwykłą przygodę o której będą mogli z duma opowiadać w kolejnych portowych tawernach.
Korytarz nie był długi. Oświetlali sobie drogę pochodnią i z całych sił ściskali w dłoniach swoje kordelasy. Nie byli jednak przygotowanie na widok jaki przyniosła im kolejna skalna sala: Od sufitu do podłogi, całe jej wysokie na kilka metrów, tak samo szerokie i długie ściany pokryte były kośćmi i czaszkami. Także podłoga wyłożona była tym samym, raczej dość niezwykłym materiałem. Najmłodszy chłopak, zaledwie piętnastoletni zbladł gwałtownie i opierając się o ścianę pospiesznie pozbył zawartości własnego żołądka. Jego kolega chwycił do pod ramię i ruszyli z powrotem by jak najszybciej zawiadomić resztę o swoim znalezisku.

Trzeci najwyraźniej prawdopodobnie najodważniejszy, a może po prostu pozbawiony wyobraźni, kierowany niezdrową ciekawością postanowił jeszcze przez chwile pozostać w środku. Gdy koledzy zniknęli w korytarzu wzniósł dłoń z pochodnia ku górze i zaczął przeglądać makabryczne znalezisko. Szybko doszedł do wniosku, ze ich ułożenie nie było przypadkowe. Wyglądało na to, że ktoś układał kości i czaszki w specyficzny wzór, tworzący jakby figury o pięciu narożnikach. Łączące się ze sobą i przenikające. Przy całej obrzydliwości tego widowiska było w nim jednocześnie jakieś fascynujące, szalone piękno. Chłopak dostrzegł pomiędzy nimi łukowe przejście. Wszedł w nie kierowany tą sama niezdrową ciekawością, która kazała mu tu pozostać, a do jego uszu dotarł odgłos tajemniczego i jednocześnie niezwykle smutnego śpiewu. Ruszył za tym dźwiękiem.

Nie wiedział jak długo szedł przez kręte korytarze kierowany tylko odgłosem anielskiego śpiewu, w końcu dotarł jednak do sporej jaskini, która najwyraźniej dochodziła do brzegu morza poza wewnętrzną spokojna zatoczką, bo po drugiej stronie widać było wzburzone fale. W środku zaś ujrzał najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek zdarzyło mu się dojrzeć w dwudziestoletnim życiu:


Trzy nieziemskiej urody rudowłose kobiety leżące na piasku wśród pięknych materii i rozrzuconych wszędzie skarbów. By dopełnić jego zachwytu nimfy uśmiechały się do niego i zachęcająco wyciągały ręce. Jedna z nich uderzyła dłonią w struny lutni, a dźwięk, który wydobył się z niej poruszył młodzieńcze serce. Niczym pogrążony w letargu ruszył ku cudownym istotom. Dotknął jednej z nich i usłyszał perlisty śmiech. Kobieta zbliżyła usta do jego warg, a potem dłonią dotknęła krocza. Poczuł tak wielką rozkosz jak jeszcze nigdy w życiu. Uczucie tak silne, że całkowicie nie odczuł bólu śmierci...
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 16-04-2010, 08:16   #48
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Pan Paperback jako jedyny dostrzegł półnagie kobiece sylwetki. Rycerz rozglądając się po pieczarze dostrzegł jedynie kocioł na środku, a jego bulgocząca zawartość wymownie świadczyła o tym, że ktoś tu niedawno był. Dalej dostrzegł leżących pod ścianą w dziwnym otępieniu ludzi. Nie udało się ich jednak przywrócić do przytomności. Sale sypialną przejrzał pobieżnie. Nie interesowało go plądrowanie nim nie pozbyli się zagrożenia. Tak postępowali najemni żołdacy, jednak rycerzowi tak nie przystoiło. Gdy Marie odkryła z czego była zrobiona zupa Bran po prostu podszedł o objął ją ramieniem. Nie chciał by po tak makabrycznym odkryciu dziewczyna była sama.
- Tim nie podchodź. – osadził zbliżającego się z zaciekawieniem chłopca w miejscu – To nie jest widok dla Ciebie.
Oczy Brana pociemniały z gniewu, w swej prostolinijności nie przyszło mu do głowy, że coś takiego mogły zrobić kobiety, czy też kobiece postacie. Założył, ba był pewny iż to dzieło bandy zwyrodniałych dzikusów, jakiejkolwiek byli rasy.
- Nie możemy pozwolić im żyć. – stwierdził z zimną zaciętością.
Ścisnął mocniej miecz w dłoni i ruszył przed siebie w kierunku jedynej możliwej drogi ucieczki z pieczary. U wyjścia odkrył że ma do czynienia z plątaniną przejść. Zatrzymał się zdezorientowany.
- Robercie. - rycerz stanął zwracając się do towarzysza.
- Ścieżki się tu rozgałęziają. Możesz wytropić dokąd zbiegli Ci ... - słowo nie chciało mu przejść przez gardło. - Ludożercy ?
Dokończył wykrzywiając twarz w grymasie pełnym gniewu.
- Mogę spróbować. Nie lepiej jednak przyjść tu w większej sile chłopa? – spytał drużynowy tropiciel.
- Zanim wrócimy mogą nam zbiec, albo co gorsza zastawić jakieś pułapki. Powinniśmy ruszyć jak najszybciej. – rycerza próbował przekonać Roberta by wyruszyli niezwłocznie.
Wulf spojrzał na nich z niesmakiem wymalowanym na twarzy.
- A co uchroni was przed losem, jaki spotkał tych marynarzy? – spytał włączając się do rozmowy.
- Wiedza że grozi nam niebezpieczeństwo i być może magia. - stwierdził rycerz spoglądając na Megarę. – Czyżbyś Wulfie chciał zostawić przy życiu tych bydlaków ?
- Zamieszkujący to miejsce dysponują magią, która wpływa na umysł lub ciało, a ja nie potrafię zapewnić nam przed tym ochrony. Popędliwość w tym przypadku może doprowadzić do naszej śmierci, a byłaby to bardzo głupia śmierć, bardzo potępiana przez Tempusa, pana mojego. Myślę, że Megara lub Marie są większymi autorytetami w magicznych sprawach ode mnie, ale wiem też, że to co siedzi tutaj, siedzi tutaj już od bardzo długiego czasu i nie zamierza się ruszać. Możemy się przygotować, a jeśli nam się nie uda, opuścić to miejsce. –
nie dawał się przekonywać kapłan.
- Sam przyznajesz że nie wiemy co to jest. Zatem nie wiemy jak się przygotować do walki. Jedyne co możemy, to dzierżyć miecze w dłoniach i mieć ufność w bogach, albo ... wycofać się. Ja chcę atakować i przekonać się w walce co to jest. Czy ktoś ze mną idzie ? - spytał spoglądając po twarzach towarzyszy.
- Bran, chcesz wymierzyć zemstę, Czy też sprawiedliwość na tych ludożercach? Czy też zmierzyć swe siły w walce z nieznanym wrogiem? - rzekł spokojnie Robert - Bo mnie się widzi, że chyba to ostatnie, a ja twym sekundantem być nie mam zamiaru
- Jeśli nie potrafimy zabezpieczyć swoich umysłów i ciał przed magią, powinniśmy się wstrzymać. Nie lubię tracić towarzyszy, a niczyja więcej śmierć potrzebna nam nie jest. Jesteś popędliwy, Bran, ale to normalna cecha młodości. Najpierw musimy wynieść stąd ciała marynarzy, może z dala od tego miejsca dojdą do siebie. Od nich możemy dowiedzieć się przydatnych szczegółów. Nie pozwolę ci tam teraz iść, rycerzu. Odpuść.
- Wulf spojrzał mu głęboko w oczy, ale nawet nie drgnął.
- Spójrz ilu ich było, a rady nie dali - wskazał na marynarzy. - Skąd więc myśl, że ty dasz ?
Kapłan nie wiedział nawet jak bardzo Bran chciał się przekonać. Rycerz był przywiązany do taktyki, która jak dotąd zawsze mu się sprawdzała. Taktyka zwana „rozpoznanie walką”. Przywykł też do szarżowania i przełamujących śmiałych ataków. Metod od wieków stosowanych przez rycerstwo. Jednak jako rycerz miał wpojoną konieczność niesienia pomocy innym.
Widać było, że rycerz toczy ze sobą wewnętrzną walkę. Z jednej strony całym sercem chciał zniszczyć wroga, z drugiej należało pomóc marynarzom. Poczucie obowiązku w końcu zwyciężyło.
- Masz rację Wulfie. Najpierw powinniśmy zająć się ludźmi. Wyprowadźmy ich stąd.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 17-04-2010, 12:58   #49
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Co ją w ogóle podkusiło, żeby gmerać chochlą w tym przeklętym kotle? Mysz zbladła jak płótno. Na powierzchnię zupy wypłynęła właśnie ludzka gałka oczna zakończona długaśnym warkoczem naczyń krwionośnych i tkanki. Skurcz żołądka wywołał odruch wymiotny ale na szczęście Mysz zdołała nad nim zapanować. Poczuła się też do cna zdradzona przez własne powonienie, które śmiało ten zapach uznać, w pierwszej chwili, za apetyczny.
Teraz stał się absolutnie nieznośny i bardka postanowiła w te pędy od kotła uciec. Uczyniła kilka niepewnych kroków w tył, usta i nos nakryła szczelnie dłonią walcząc ze wzbierającym obrzydzeniem. W tejże chwili u jej boku wyrósł Bran i objął skrupulatnie ramieniem. Trochę ją to zaskoczyło ale się nie wzbraniała. Rycerz przejawiał wobec niej już kilkakrotnie opiekuńcze skłonności i teraz się Mysz nad tym na dłużej zamyśliła. Czy on mógł do niej miętę czuć? Postanowiła, że później nad tym poduma. Jeśli oczywiście będzie jakieś "później".

Bran był zazwyczaj powściągliwy i opanowany, takim go przynajmniej Mysz widziała. Ale teraz zareagował impulsywnie, rwąc się do walki i w zasadzie nie było czemu się dziwić. Każdemu chyba krew szybciej poczęła krążyć w żyłach na myśl o panoszących się w pobliżu kanibalach.
Wulf szybko jednak okiełznał wybuch Brana i znów się zaczął rządzić. Mysz była mu w tej chwili niezmiernie wdzięczna. Zawsze kiedy panikowała potrzebowała aby ktoś ją trzymał za przysłowiowy pysk i po prostu mówił co ma robić. Inaczej sama zaczynała głupoty wyprawiać. A kapłan nie pozwoli jej zapewne na nic bezmyślnego. Ta myśl zadziałała nawet uspokajająco.

Podeszła wreszcie do jednego z pogrążonych w letargu marynarzy. Uderzyła w policzek raz i drugi, bez efektu. Uniosła na siłę powiekę jednego z mężczyzn. Jego źrenicę były wielkie jak spodki, rozszerzone niby podczas narkotycznego transu. Dziwne.

Wtedy głos zabrał Alto tłumacząc co dokładnie zastał wchodząc do pieczary. Najpierw nie dowierzała. Ale później na wzmiankę o nagich niewieścich sylwetkach majaczących pośród cieni w głowie Myszy zaczęło coś świtać. Zaczęła mówić powoli, nieobecna wzrokiem. Cały czas wyglądała nieswojo, na zdrowo przestraszoną.

Zasłyszałam raz w tawernie opowiastkę od bajarza,
Który znał ją od kuzyna, ten z koli od żeglarza.
Jego okręt się zapuścił na odległe dość tereny
Cudna pieśń ich tam dobiegła, z ust sączyły ją syreny.
Nimfy morskie, tak powiedział, co żeglarzy śpiewem kuszą
Za ich głosem trza podążyć, każdą wolę ponoć skruszą.
I bezmyślnie szli mężowie jak barany na zarżnięcie
Z burty prosto w toń skakali i ginęli w fal odmęcie.
Jeden tylko im się oparł, był nieczuły na syreny
Bo nie słyszał pięknych treli. Był od dziecka głuchoniemy.
Kilku zdołał wszak ocalić. Marynarzy spętał liną
I by z transu ich ocucić - uszy zatkał woskowiną.
Gdy o okręt zahaczymy to się wosk do uszu wsadzi
Nie wiem czy nam to pomoże, w każdym razie nie zawadzi.
Jeszcze jedną rzecz pamiętam. Niewątpliwe to zalety
Że ich urok i śpiewanie nie zadziała na kobiety.

Mysz wzruszyła ramionami. Nie była pewna czy ta jej opowiastka w ogóle była na miejscu i, co gorsza, czy tkwiło w niej choćby nikłe ziarnko prawdy. Jakieś dzikie baby mordowały i zżerały marynarzy a jej się, jak głupiej, na bajdurzenie zebrało. Może trzeba było w ogóle cicho siedzieć i się nie wygłupiać? Ale fakty wyglądały w sumie nie mniej niedorzecznie niż jej bardowska historyjka.
Zimny dreszcz strachu znów przetoczył się wzdłuż Myszy kręgosłupa. Opanowało ją uczucie bezradności i bezbronności, którego tak bardzo nienawidziła. Postanowiła trzymać się jednak jak najbliżej Wulfa. Kapłan na pewno nie pozwoli żeby skończyła w kotle, obok rozgotowanych członków marynarzy. Miała też idiotyczną złudną nadzieję, że na taką kościstą maliznę jak ona, potwory się po prostu nie połaszą.
 
liliel jest offline  
Stary 17-04-2010, 13:50   #50
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wulf z ciekawością obserwował otoczenie, zagłębiając się w wąską szczelinę jaskiniowego korytarza. Jeśli gdzieś mogli znaleźć pozostałych, to właśnie tutaj, a nic też nie wskazywało na to, że ktoś ich tu wciągał. Musieli wejść sami, nie wiedząc o śmierci swoich towarzyszy. A może ktoś ich omamił? Przecież to było wielu silnych chłopów! Oświetlał sobie skały pochodnią, zastanawiając się przez chwilę nawet nad tym, czy było to wydrążone naturalnie, czy wykute przez zamieszkujące tę wyspę stwory. Bo co do ich istnienia był już pewien, potworów mordujących marynarzy, który trafiali tu podczas sztormów. Ludzie oczywiście też zaliczali się do kategorii potworów i to takich najgorszych. Zerknął jeszcze za siebie, na dłużej zatrzymując wzrok na jaśniejącej i piękniejącej Megarze. Przynajmniej ona czerpała z tej wyprawy jakąś przyjemność i korzyść. Nie szli zbyt długo, tutejsi gospodarze przygotowali komnatę... kuchenną całkiem blisko wejścia. Szelest i jęk szybko skierował ich wzrok na leżących, nieprzytomnych mężczyzn.

Już po kilku chwilach był pewien, że zadziałano na nich nieznaną mu magią, wpływającą albo na umysł, albo na ciało, ale zanim zdążył zareagować, Bran już rwał się do pogoni za cieniami, jakimi w chwili obecnej byli mieszkańcy tej wyspy. Całe szczęście, że przynajmniej dał się powstrzymać, a Alto, który przedstawił stwory jako półnagie kobiety, rzucił jeszcze więcej światła na to, co się tu działo. Wulfowi zupełnie nie zależało na zemście czy po prostu prewencji, w postaci zabijania wroga. Jeśli tamtym udało się pokonać bez walki tak dużą grupę mężczyzn, dlaczego nie mogłyby zrobić tego samego z ich małą grupką? Nie byłoby rozsądnie pchać się głębiej w korytarze, a starcia z takim przeciwnikiem kapłan nie uważał nawet za honorowe. Najpierw należało zabrać marynarzy, ale zanim do tego doszło, Wulf zwrócił się do Myszy.
- Marie, chciałbym, byś poszła ze mną na plażę. Może twoje niezwykłe zdolności pozwoliłyby wyrwać marynarzy z ich letargu. Spróbujesz?
- Oczywiście, że spróbuję ale nic nie obiecuję. - Mysz skinęła głową ale wyglądała na zwątpioną. - Wątpię, że to jest w mej mocy udzielenie im pomocy.
Skinął jej głową, zwracając się teraz do pozostałych.
- Sprowadzimy marynarzy z Sokoła. Bran, Robert, pomożecie mi ich wyciągnąć. Meg, Alto, zostańcie tutaj, gdyby mieszkanki tych jaskiń postanowiły wrócić.

Postanowił zignorować opowiastkę Myszy, biorąc pierwsze z brzegu, bezwładne ciało nieprzytomnego marynarza. Do wyniesienia było piętnastu, dlatego lepiej byłoby się pospieszyć. Wynoszenie ich przez wąską szczelinę nie było proste i szybkie, nawet przy sile Wulfa, któremu w tym akurat miejscu bardzo przeszkadzała wielkość jego samego. W końcu udało się ułożyć pierwszych nieprzytomnych na plaży, a kapłan zwrócił się do pozostałych mężczyzn ze "Złotego Sokoła".
- Jest tam ich jeszcze kilkunastu. Chodźcie, pomożecie ich przenosić.
Praca trwała, a ich "gospodynie" nie zamierzały najwyraźniej się ujawnić. To była dobra oznaka, gdyby były pewne siebie i nie lękały się nikogo, zaatakowałyby natychmiast. Ostatecznie piętnastu marynarzy leżało na plaży, a pierwsi z nich już zaczynali się budzić, wszyscy jak jeden mąż łapiąc się za głowy, jak po największym kacu w życiu. Czy to dzięki staraniom Marie, czy po prostu po wyniesieniu z jaskiń, Wulf uśmiechnął się do dziewczyny i poklepał ją po ramieniu. Ale mina mu szybko zrzedła, gdy z drugiej jaskini, tej, w której znaleźli ciała, wypadło dwóch zdyszanych i przerażonych ludzi, opowiadając o kościach. I zaginionym towarzyszu.

Sprawy się komplikowały, ale przynajmniej mieli źródło informacji. Jeden z ockniętych opowiedział krótko o tym, co się im przydarzyło.
- Gdyśmy tu wylądowali, to z tych jaskiń wylazły trzy piękne, nagie kobiety o rudych włosach. Obdarowały nas winem, zaprowadziły do jaskiń. Obiecywały odpoczynek i spokój, tak mi się przynajmniej wydaje. Niewiele pamiętam, nic od czasu wejścia do jaskiń... kapitana popytajcie, może więcej wie.
Rozejrzał się po leżących mężczyznach i zaklął siarczyście.
- Nie ma kapitana... Mój łeb.
Skrzywił się i znów złapał za głowę. Wulf dał mu spokój, dumając nad tym, co należało zrobić dalej. Wciąż uważał, że te kobiety dysponują magią, przed którą nie umieli się bronić, ale sprawa z winem dawała duże szanse na powodzenie wyprawy wgłąb jaskiń. Tylko po co? Podejrzewał, że zaginiony już dawno jest martwy, a kapitan drugiego statku pływał w kotle. Od "Sokoła" jakiś czas temu odbiła szalupa, więc kapłan postanowił chwilę poczekać z dalszymi decyzjami. Na razie zebrał tylko grupę "spadkobierców".
- Możemy ruszyć na poszukiwania, ale jednocześnie możemy dostać się znowu pod wpływ mocy tutejszych gospodyń. Te istoty żyją tak, by przeżyć, wątpię, by same sprowadzały sztormy. Obrzydliwe jest to co robią, ale czy nie tak postępują drapieżniki? Głupie narażanie własnego życia nie da nam gwarancji, że uchronimy następnych marynarzy wraz z ich statkami. Jeśli nasz kapitan nie zdecyduje inaczej i nie zechce szukać zaginionego, jestem przeciw wyprawie wgłąb jaskiń.
Najpewniej nikogo tą deklaracją nie zaskoczył. Nie miał zamiaru. Ale uważnie obserwował reakcje pozostałych.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172