Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-04-2011, 21:03   #141
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To było prawie jak w poemacie. Zebrali się dzielni bohaterowie i radzili co dalej. Brakło jednakże Katriny i Vincenta. Ale jak wyjaśnił Gaspaccio, dziewczyna poszła szukać smokowatego, który zapodział się gdzieś w czeluściach zamku. Po krótkiej naradzie, zatwierdzono podział ról.
I Nyhm z Kenningiem wyruszyli na podbój bramy. A Gaccio z Romualdem oraz Krisnys ruszyli w kierunku stajni. Przy czym za zwiadowcę robił tu Cypio, a szlachcic za tragarza niosą wysuszonego na wiór gnoma w pancerzu. Zaś bardka za opiekunkę przerażonego poety, mamroczącego coś pod nosem... o szczurach wampirach, napaści na swą cnocie i mokrym łóżku.
Niziołek miał ciężką rolę, trzeba było wypatrywać ścieżki takiej, którą dałoby się przeprowadzić tą dość liczną i hałaśliwą gromadkę, bez wpadania na liczne patrole goblinów. Rzecz niemożliwa zwłaszcza teraz... a jednak... Wkrótce Cypio trafił na korytarz na którym nie było, żadnego patrolu goblinów.
I co więcej, kolejne korytarze również były puste. Zbieg okoliczności? Przy kolejnym zakręcie można było o tym zapomnieć.
Zwłoki sześciu goblinów upchnięte w ciemnym rogu ściany. Część zginęła od strzał, przy czym obszar dookoła śmiertelnej rany, był pokryty kryształkami lodu. Inne zostały rozrąbane na pół bądź, skręcono im kark. Bardzo brutalny rodzaj śmierci.
Wnioski nasuwały się same... w zamku był jeszcze ktoś oprócz gości i gospodarzy. I wędrując dalej tym tropem, Cypio (a potem jego podopieczni), natknęli się na ową trzecią stronę.
Dwójka osób, mężczyzna i kobieta.


Mężczyzna robił wrażenie, krewniaka ogra. Duży, z potężnym miecze i równie potężnymi muskułami dusił jakiegoś goblina.
-Spytam ostatni raz kreaturko. Gdzie oni są? Gdzie są kwatery gościnne?- syczał cicho, ale odpowiedzią był tylko gniewny charkot.
Białowłosa łucznika stojąca obok niego mówiła cicho.-Musimy się pospieszyć. Zostawiamy za sobą zbyt wiele śladów.


-Nie marudź. Te kurduple nie są takie silne. Ta pijawka u bramy, też nie była.-burknął olbrzym. Grupka czająca się za zakrętem korytarza. Bez problemu rozpoznała tą dwójkę. Najemnicy Angeliki Victorii Belacrouix.
A to znaczy, że i ona była gdzieś w pobliżu.

A pozostała dwójka uciekinierów miała niewiele lepiej. Nyhm i Kennig będąc we dwóch. Nie obciążeni balastem w postaci na pół żywego gnoma i całkiem żywego Romualdo, mogli wybierać bardziej niebezpieczne ścieżki. Bowiem całkiem bezpiecznych nie było. Gobliny przemierzały korytarze poszukując... zapewne ich właśnie. Niemniej nie było to takie łatwe. Wszak i Kenning i Nyhm byli doświadczonymi poszukiwaczami.
Więc udało im się z zamku wyjść na mury nie zauważeni przez nikogo. I mogli z nich spojrzeć na dziedziniec zamkowy na którym roiło się od goblińskich sług, dyrygowanych przez kilka wampirów.
Szykowała się ciężka przeprawa, w porównaniu z tym co dotąd przeszli.
Na razie jednak celem celem były pomieszczenia na bramą główną, w których zapewne znajdowały się urządzenia do opuszczania mostu zwodzonego i podnoszenia kraty.

I jak się okazało były... zamontowane na samym szczycie muru obronnego. Były tam wraz z czterema goblińskimi łucznikami, szkieletem maga, oraz...


Wampirem który za życia był zapewne znamienitym wojownikiem. A po zgonie dowodził oddziałem pilnującym wrót. Nyhm przejrzał się sytuacji i rzekł.- Nie jest dobrze. Dużo ich, a nas dwóch. A więc zrobimy tak...
Kenning nigdy nie dowiedział się co takiego planował Nyhm, bowiem wypowiedź półelfa, przerwały wrzaski goblinów. Obaj przyczajeni przy murze mężczyźni obserwowali, jak dwóch goblińskich łuczników dogorywa, a jeden piszczy z bólu. Wszyscy trzej trafieni bełtami o grotach z alchemicznego srebra.
Sam wampir zaś wyrwał sobie taki grot z gardła... wraz z własnymi strunami głosowymi.


Zaś na blankach stała nowa postać uzbrojona w nietypową kuszę i miecz. I z dużym entuzjazmem w sprawie eliminacji nieumarłych... i nie tylko.
Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem? Kenning wiedział, że nie zawsze tak jest. Jak więc było tym razem?
Dwójka na murach miała swoje problemy.

A Vincent miał swoje.
Psikus się „przemieszczał”. Dłuższa mentalna rozmowa nie mogła się odbyć, ze względu na to, że odwracała by uwagę Vincenta od otoczenia. A na to chłopak nie mógł sobie pozwolić. Tutejsi strażnicy nie dadzą się nabrać na niewidzialność. A bez niej smokowaty, czuł się bezbronny. Na szczęście miał wsparcie Sidiousa. Problem w tym, że obrażalski pan mózg nie reagował na ksywkę jaką mu Drakano nadał. I Vincent musiał się do niego zwracać „arcymagu Sidiousie”. I pomagał, kiedy miał kaprys ku temu. Lub interes.
Był naprawdę trudnym we współpracy mózgiem w słoiku.
Na dziedzińcu zamkowym kręciło się najwięcej. Dwa paskudne wampiry i nieumarły łucznik, dyrygowały poszukiwaniami i nie tylko.


Oni się zbierali w jakimś w celu.
-Znajdźcie intruza.- wrzeszczała wampirzyca w czerwonej sukni, po czym rzekła do swego towarzysza władającego dwoma szablami.- Weź dwunastu goblinów i zabezpiecz przekąski, które śmiały zaatakować naszą panią.
“-To chyba o twoich towarzyszach mowa.-” zakpił w myślach pan mózg. Co gorsza wkrótce do tych wampirów dołączył poirytowany Kruagen. Oj, sytuacja wyglądała kiepsko. Coraz gorzej z każdą chwilą.
Na szczęście chaos na podwórcu sprzyjał Vincentowi. Łatwiej było się przemykać cieniami w kierunku zamku.Byle czynić to szybko. Zanim chaos na dziedzińcu znów zostanie opanowany i Vinc złapany zostanie. I jak najprędzej ruszać w kierunku Psikusa. I Katriny.

Która zresztą miała zbieżne cele co młody poszukiwacz przygód. I o wiele lepsze przygotowanie. Tam gdzie Vinc przemykał, tam ona niemal wtapiała się w otoczenie. Cierpliwie wyczekiwała momentu, gdy strażnicy nie patrzyli w jej stronę i przemykała tuż obok nich. Cicho i bezszelestnie jak cień. Była w tym świetna. I zwiększona ilość patroli, bynajmniej nie utrudniała jej zadania. W przeciwieństwie, który radził sobie słabo z ukrywaniem. Pozbawiony przewagi jaką zazwyczaj dawała mu niewidzialność, Drakano stawał się nieporadny w tej sztuce. Cóż... była to bolesna, ale i cenna nauczka dla młodziana. Nigdy bowiem nie należy polegać tylko na jednej przewadze. I stawiać wszystko na jedno zaklęcie.

I dlatego, Katrina znalazła Vinca, a nie smokowaty Katrinę. Pozostało potem wrócić do swych towarzyszy i przekazać wieści. Ponieważ Katrina znalazła smokowatego już w korytarzu głównego zamku, ruszyła z nim tam gdzie było bliżej. Do komnat swych towarzyszy.


Po drodze Vinc, pan mózg, oraz Katrina mieli okazję wymienić parę uwag. w przypadku byłego arcymaga Sidiousa, były tą kąśliwe uwagi. Dyplomacja nie była bowiem sztuką w której nieumarły mag celował.

Nie dotarli jednakże do komnat. Po drodze bowiem do Katriny dotarł zew. I choć cała jej dusza buntowała się temu, dziewczyna musiała być posłuszna. I zboczyła z ustalonej ścieżki. A Vincent i reszta wraz z nią.
Z początku smokowaty nie zauważył niczego podejrzanego. Wszak Katrina która świetnie się sprawdzała w roli zwiadu mogła wybrać inną drogę. Bezpieczniejszą. Potem przyszły wątpliwości. Aż w końcu Sidious rzekł mentalnie do Drakano.-”Twoją towarzyszkę, musiał zdominować jakiś wampir. Teraz musi ona słuchać jego rozkazów.
Zanim jednak zdołał uczynić cokolwiek, Katrina już wchodziła do czyjegoś pokoju. By zobaczyć znajomą twarz.


Twarz wampira, którego już spotkała tej nocy. Siedział przy stole na którym stało kilka pustych kryształowych kielichów. Siedział w dość wygodnej, przestronnej i bogato zdobionej komnacie, pełnej drobnych bibelotów elfiej roboty. Musiał być kimś znacznym w tym zamku,
-Miło, że raczyłaś mnie odwiedzić.- zaczął mówić na widok wchodzącej Katriny. Wskazał dłonią jedno z krzeseł, przy swym stole. Po czym, gdy usiadła, zaczął mówić.- Twoi towarzysze i ty bardzo się naraziliście władczyni tego zamku, ale... czyż to nie ułatwia nam sytuacji. Teraz nie muszę się martwić jej pozwoleniem. I...- uśmiechnął się.-... nie martw się. Nie umrzesz. Nie od razu. Postaram się by nie bolało. A gdy już zejdziesz z tego świata... może będzie ci dane, odrodzić się jako jedna z nas? Co o tym sądzisz?
Rozmowie tej przysłuchiwała się trójka istot, czających się przy drzwiach wejściowych do pokoju. Żywy Vincent, ożywiony miecz i nieumarły mózg w lewitującym słoiku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-04-2011 o 21:08.
abishai jest offline  
Stary 11-04-2011, 20:03   #142
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Vinc na palcach, a ujmując rzecz dokładniej to na swych pazurach skradał się po ciemnych korytarzach zamku. Dopiero wszak co minął dziedziniec z dwójką wampirów, więc nie chciał by zwabił je jakiś niepożądany dźwięk. Ten ożywiony truposz z łukiem też nie napawał chłopaka optymizmem, jedna strzała sterczała mu już z barku. Tak więc zaklinacz przyciskając się do ściany jak tylko mógł przesuwał się powoli wgłąb zamku.
Katrina przytulona do ściany cofała się tyłem zerkając, czy widziane kilka minut temu za rogiem patrolujące korytarz stwory już sobie poczłapały dalej. Zrobiła jeden krok potem drugi, potem kolejny i... zderzyła się z kimś kto również się skradał ale w przeciwnym kierunku niż ona.
Kiedy plecy Vincenta, uderzyły o coś, co ewidentnie nie było ścianą, a swym kształtem na myśl również przywodziło plecy, serce podskoczyło mu do gardła. Cały zdrętwiał a szponiasta łapa powoli zaczęła wędrować w stronę rękojeści miecza. - Nie ruszaj się poczwaro bo przebijĘ, CiĘ, i nie zlęknĘ, siĘ. - stres znajduje ujścia w dziwny sposób, tym razem było to dość wyraźne akcentowanie, niektórych końcówek wyrazów. Lepsze to jednak od galaretowatych kolan.
Wrzask narastał w gardle Katriny kiedy poczuła ruszającą się osobę za sobą i usłyszała co ma w planach, jednak ten głos... VINC! - wybuchło jej w głowie imię smokowatego. Syknęła więc przez ramię odwracając twarz w jego stronę: - Jaka poczwaro?!!! Uważaj Psikusa nie przebij! Jesteś cały i zdrowy? Ten mózg cię nie wszamał i nie sprowadził na złą ścieżkę?
Ulga ogarnęła chłopaka od czubków butów aż po koniuszki ryżych włosów, w końcu na kogoś trafił, kogoś kto nie chce go pożreć czy postrzelić! Vinc też odwrócił głowę w stronę Katriny i cicho syknął. - W sumie to cały, nie licząc tego, że mam w sobie dodatkowy element w postaci strzały, no i jakoś źle się czułem po tym jak krasnal potraktował mnie swoim zaklęciem.- po tych słowach Vinc uniósł trzymany słój z mózgiem. - No a to jest Pan mózg, ale każe się nazywać “Arcymagiem Sidoniusem”, jest bardzo czuły na tym punkcie.
-Chcesz żebym ja cię nazywał pan jaszczurka chłopaku?! Ja jestem Arcymag Sidious. Zapamiętaj to sobie, wreszcie.”- po czym mózg pod pachą zainteresował się Katriną.-”A co to za lalunia. Gdy miałem jeszcze ciało, byłby z niej niezły użytek w alkowie. Twoja niewolnica dzieciaku. Wreszcie mam cię za co szanować.
- Tak właściwie to jest Pani Katrina, jedna z osób które mi towarzyszą, albo ja im towarzysze, zależy jak na to spojrzeć.- wyjaśnił chłopak na głos, gdyż nie chciało mu się kłopotać by odpowiadać telepatycznie.
- A gdzie reszta naszej dzielnej drużyny? - rozległo się metaliczne pytanie z wysokości paska Vinca.
Katrina się skrzywiła widząc tą galaretkę w słoiku... “lalunia, niewolnica!”: - Jak na razie to jest ze mnie użytek i poza alkową. A z ciebie to już nawet i niewolnik kiepski! I nie nazywaj mnie lalunią... galareto! - rzekła mrużąc oczy i ciskając gromy spojrzeniem
Ognista, lubiłem takie...chyba. Czas zaciera wspomnienia.-” rozmarzył się mózg, po czym dodał.-”Nie jestem w niczyjej niewoli. Szlachetnie pozwoliłem się zabrać chłopakowi.
- Szlacheeetnie... taaa...Zabraać... -mruknął miecz sam do siebie.
- To szlachetnie nie nazywaj mnie “lalunią” “niewolnicą” i o alkowie to sobie teraz możesz pomarzyć dziadku! - odrzekła mu dziewczyna. Mózg maga czy arcy maga, ale gbur to gbur a do tego szowinista!
Zwracając się do miecza Katrina opowiedziała mu w skrócie co porabia reszta, a właściwie co planowali: - Hibbo robi za suszka, Romualda napastowała ta bladolica żmija co nas kolacją uraczyła i atrakcjami nocnymi, a reszta... Gaccio miał ich zebrać razem i mieli się u niego w komnacie spotkać. Planowali, że wiejemy stąd jak najszybciej. Vinc pokaż ten dodatek, może uda mi się go usunąć-rzekła do smokowatego szukając strzały o której mówił.

Chłopak odsunął się już od pleców Katriny i stanął obok niej poprawiając plecak zarzucony na zdrowe ramię, z drugiego zaś wystawała trudna do przeoczenia goblińska strzała. - Wolałem tego nie ruszać, żeby się nie zbabrało. - wyjaśnił kobiecie z uśmiechem.
-Dobrze że nie trafiło w głowę. Jakaż by to była strata dla ludzkości.-”odparł mentalnie z wyraźną ironią mózg w słoiku. I zaczął rozważać na głos “mentalny”.-Chociaż, wtedy zwolniło by się miejsce w jego czasce.
- Nie zbabra się, wyciągniemy i zaleczymy mam różdżkę. Będzie ci lepiej łazić bez tego nabytku - odrzekła mu dziewczyna przyglądając się jak wygląda ta strzała i jak ją wyjąć.
- Nooo dobra... - powiedział bez entuzjazmu chłopak, w którym obudziła się wrodzona nieufność młodzieży do lekarzy wszelakich.
- Oooooooooo rany Vinc... chyba z tego wszystkiego ci skrzydła zaczęły rosnąć! - niby wykrzyknęła dziewczyna aby odwrócić jego uwagę od tego co chciała zrobić.
- O, serio!? - niemal krzyknął uradowany chłopak i wykręcił głowę do tyłu by zobaczyć czy przypadkiem nie ma już potężnych smoczych skrzydeł.
-Za moich czasów, trzeba było mieć choć trochę siana w głowie by rzucić czar...”-zaczął marudzić mózg, by po chwili wrzasnąć.-”Długo się będziecie z tym babrać! Czas uciekać za mury!
- Z tym się z tobą zgodzę... - powiedział miecz obserwując poczynania Vinca.
Kiedy głowa smokowatego wykręciła się do tyłu Katrina złapała pospiesznie grot strzały, pospiesznie ułamała lotki, a na resztę opierając się całą siła jaką miała naparła przepychając, aby grot wylazł z rany i nie został w ciele chłopaka. Rach ciach... i strzała opuściła ramie chłopaka. - I już po bólu... teraz jedna mała różdżka i po sprawie - mruknęła wyciągając różdżkę leczenia ran.
- I jak nie lepiej teraz bez tego dodatku Vinc? - spytała zerkając na chłopaka.
Vinc chwile nie odpowiadał, tłumiąc w sobie chęć krzyknięcia z bólu. Ale z drugiej strony... to jego pierwsza rana postrzałowa! Pewnie zostanie jakaś blizna! Będzie mógł się wszystkich chwalić! Chłopak dzielnie zacisnął szpony, wziął głęboki oddech i odparł siląc się na normalny ton. - Tak... zdecydowanie lepiej...- nawet nie jęknął! Taki był dzielny! No dobra może troszkę jęknął z bólu,...ale cichutko!
-Taaa... może przerwę wam sielankę, przypomnieniem, że szukają was wampiry i dość mocno wkurzony krasnoludzki nekromanta. Chcesz skończyć z kłami w tyłeczku dziewuszko, a może ty smokowaty, chcesz robić żywy magazyn organów?... lub nieżywy, jeśli będziesz miał szczęście.”-burknął mózg mentalnie.
- No przecież już idziemy... -mruknął Vinc do mózgownicy po czym zwrócił się do Katriny. - To gdzie teraz? Mamy jakieś miejsce w którym mamy się zebrać.
- Biedny Pan Hibbo, taki poczciwy gnom był z niego. -rzekł miecz który teraz doszedł do tego co dziewczyna miała na myśli, mówiąc o ich małym kompanie.
- Do komnaty Gaccia i... nie upuść tego organu co już został pobrany od swojego dawcy - rzekła Katrina złośliwie się uśmiechając pod nosem.
-Jak wam się nie uda. Pewnie staniesz obok mnie w słoiku.”-odgryzł się mózg.
- No to Pani prowadzi, bo ja się pewnie zgubię. -oznajmił chłopak i szybko zmienił temat. - Działo się coś gdy mnie nie było?
- Mam nadzieję, że mój słoik będzie miał kolorowe szkło i nie będę musiała cię przez nie oglądać... Galaretko! - odcięła się mózgowi dziewczyna i odpowiedziała na pytanie Vinca: - Romualda napastowała ta glizda co jest tu panią na zamku, Cypio go obronił. Hibbo został suszkiem... bo się mu do szyi jakiś wampirzy chłystek przypiął. Krisnys krzyczała, ale nie wiem dlaczego, co z Kenningiem nie umiem Ci powiedzieć, Gaccio zbiera wszystkich u siebie a Nyhm... cierpi na brak.... panie... ekhem, walczył dzielnie - zakończyła ruszając powoli do winkla, aby zerknąć czy nie ma kogoś w dalszej części korytarza.

-Dziwne... taka duża i zgrabna powinna wiedzieć, że baby krzyczą z trzech powodów. Bólu, strachu lub rozkoszy. Czasami ze wszystkich trzech na raz.”-zarechotał mentalnie mózg.
- Czy... jakby tak otworzyć to wieczko i kujnąć cię na ten przykład panem mieczem...to byś krzyknął? - spytała się go Katrina dziwnie uśmiechając przy tym.
-Szkrab też już próbował mnie straszyć. Może ci opowiedzieć jak to się dla niego skończyło. Pamiętaj jedno laleczko. Ty musisz spać... ja nie.”-odparł mózg pod pachą Vinceta.-”Opowiesz pani, jak skończyło się grożenie?
Vinc potrząsnął lekko słoikiem ze słowami - No spokój już, bo wszystkie gobliny tu zwabicie. - następnie mruknął do Katriny. - Jak to powiedział Pan Miecz, nie wolno oceniać przeciwnika po wyglądzie czy też słoiku. Ten mózg ma kilka sztuczek w rękawie, ale bywa przydatny. - oznajmił chłopak i ruszył za Katriną. - Przekazała Pani wszystkim ile w zamku może być wampirów?
- Tak przekazałam to co mi mówiłeś. A jego nie straszę, tylko pytam z ciekawości czy coś czuje czy nie... ale widać strachliwa z niego arcy-galaretka - dodała i ruszyła przed siebie prowadząc całą ferajnę którą znalazła w kierunku komnaty Gaccia.
- A mamy jakiś plan w razie niespodziewanego ataku wampirów? - zapytał Pan Miecz. - Bo tym razem ucieczka pewnie nie będzie taka prosta, ten brodacz wyglądał na niezadowolonego. Ty słoikowcu! - zwrócił się do mózga. - Byłeś nekromantą, może wiesz jak działają wampiry, jak lubią planować czy w ogóle lubią posługiwać się zasadzkami czy też nie?
Mózg jednak milczał długo, zanim rzekł.-”Wydawało mi się, że coś słyszę, ale pewnie się pomyliłem. No bo... nie usłyszałem swego imienia. Więc pewnie mówiłeś do swego pana, blaszaku.
Miecz wymówił pod nosem wiązankę słów od których uszy najtwardszego wojownika mogły by zwiędnąć. - Sidonusie... - powiedział przez zęby... znaczy powiedziałby gdyby je miał. - Możesz nam coś powiedzieć o sposobie myślenia wampirów.
Sidious, Sidious... czemuż mi się trafili herosi z defektem. Nawet oręż mają niedopracowany.”-pomarudził eks-arcymag.
- Nie moja wina że rodzice Cię ukarali takim imieniem, pewnieś za piękny przy urodzeniu nie był to i pokraczne imię dostałeś. -odfurknął miecz.
-Ciężko oczekiwać po mieczu umiejętności docenienia, porządnego imienia. Jak będzie okazja, to pochwalisz się swoim. No, ale do rzeczy...oczywiście że wiem. Co więcej, wiem jak myślą TE wampiry. Luiza lubi się wysługiwać sługami. Tak więc naśle na was swych pachołków. Margaretę mieliście okazję oglądać na podwórcu, to ta zasuszona wampirzyca. Czarodziejka, druga po Kruagenie. Specjalizuje się w kwasie i magii wywołań. Zygrfyd... nie wiedzieliście Zygfryda jeszcze. On to lubi siekać wrogów mieczem. Niezbyt bystry, ale utalentowany i arogancki wojownik. Nie będzie się bawił w pułapki, tylko was posieka. Jak widzicie wampiry nie mają wspólnej taktyki. Każdy działa tak, jak działał za życia. Ale pewnikiem spróbują was osaczyć nietoperzołakami i wziąć żywcem. Poza Vincentem. Kruagen postara się byś zginął jak najszybciej. I bardzo boleśnie, jeśli będzie ku temu okazja.”-odparł z pewną satysfakcją w głosie Sidious.
- Ty się tak nie ekscytuj Galaretko! Tylko lepiej nam pomóż stąd nawiać, bo jak my zginiemy to ty wrócisz na swoją półkę... kurz na wieczku zbierać! -odrzekła mu Katrina nasłuchując zarazem czy nie zbliżają się jacyś nadgorliwi pomocnicy wampirów.

Vinc zas lekko pobladł, jakoś do grobu mu się nie spieszyło... zwłaszcza bolesnego grobu. Przyspieszył kroku idąc bliżej Katriny i mruknął nietęgim głosem. - Daleko do tych komnat?
- Kawałek... i wiesz... nie przejmuj się za bardzo co gada galaretka, on nas straszy, bo ma z tego radochę. Wampiry to wampiry... poszukamy czosnku, albo wody święconej, albo kołka i damy sobie radę. -próbowała pocieszyć smokowatego widząc jak pobladł. Nie dodała jednak, ze przecież takich rzeczy raczej w siedlisku wampirów znaleźć im się nie uda.
Za to pan mózg nie zapomniał mentalnie mrucząc z wyraźną ironią.-”O tak. W siedliskach wampirów są litry wody święconej i kapłani dobra trzymani w zamknięciu, na takie właśnie okazje. Jasne..
-Zapewne ty w jednym z tych litrów się pluskasz w tym słoiczku... galaretko. - odrzekła mu dziewczyna.
- Mam trochę kołko podobnych rzeczy, no i samych kołków, były w laboratorium. - powiedział Vinc prezentując pasek przewieszony przez pierś do którego przyczepione były substytuty drewnianej broni na wampiry.
-No sam widzisz...nie jesteśmy bezbronni.- rzekła mu z uśmiechem Katrina poklepując go po ramieniu.
-Aczkolwiek jakiś kapłan lub paladyn bardziej byłby użyteczny niż kołek.”-odparł pan mózg.-”I rącze konie by się przydały. I... może darujecie sobie szukanie reszty waszych kolegów. Tylko już ruszycie szukać drogi ucieczki?”
- Mowy nie ma!!! Nie zostawię tu Gaccia z tą glizdą co się do niego cały wieczór mizdrzyła! - obruszyła się Katrina.
-To twój mąż? Jeśli tak, akurat jest okazja wymienić go na nowszy model.”-stwierdził pan mózg.-”A z Luizą może mu się spodoba.
- Niby mózg a głupoty gada. Jak będę chciała to sobie wymienię, a Luiza niech se na niego popatrzy i pomarzy, bo na nic więcej jej nie pozwolę! I ty lepiej uważaj cobyśmy my ciebie na nowszy, milszy i bardziej przydatny model nie zamienili. - powiedziała Katrina i zmarszczyła czoło pocierając je nagle dłonią.
-Strasznie zazdrosna z ciebie kobitka. Odlać mu się chociaż dajesz bez filowania za rywalkami?”-stwierdził Sidious.-”Luiza może mu złamać wolę, jak zapałkę. Zresztą jak każdy wampir, więc nie wiń go, jak ją zacznie całować.
- Już ja ją pocałuje! -mruknęla pod nosem Katrina, wymownie pomijając temat odlewania się Gaccia.
- Bohaterowie nigdy nie zostawiają przyjaciół! - rzekł Vinc heroicznie.
-Takie zdanie chłopcze, wypisuje się na nagrobkach... owych bohaterów.”-stwierdził Sidious.
- W książkach takie rzeczy najczęściej mówią przed wielką i epicką bitwą, która wygrywają w glorii chwały. - powiedział głosem znawcy chłopak.
-I te książki nazywane są bajkami. I nie ma w nich krzty prawdy.”-odparł Sidous i nagle rzekł.-”A teraz cicho, bo gobliny nadchodzą.
“Przynajmniej jako alarm się nam przyda”, przemknęło przez myśl Katrinie, ale nic nie mówiła, aby nie zwrócić na siebie uwagi nadchodzących goblinów.
Te jednak przeszły nie zauważając czających się przy ścianie dwójki bohaterów.
Jak tylko umilkły ich kroki Katrina pociągnęła Vinca za rękę w kierunku... całkiem innym niż komnaty o których mówiła. Szła pewnym krokiem przed siebie nasłuchując, czy znowu nie zbliża się jakiś kolejny nocny patrol. W głowie dziewczyny rozbrzmiewał szept, z którego istnienia nie do końca zdawała sobie sprawę. Coś co wabiło ją niczym płomień ćmę.
- Na pewno dobrze idziemy? - zapytał Vinc któremu zdawało się że ich komnaty znajdowały się trochę w innej części zamku. - To jakiś skrót?
- Dobrze... dobrze...przecież wiem skąd przyszłam i gdzie idę. - zapewniła go Katrina pokonując kolejne metry zamkowego korytarza. Przyspieszyła kroku i pewnie ujęła klamkę do pokoju przed którym się zatrzymała. Zanim Vinc, miecz czy też pan Galeretka zdążyli mrugnąć powieką była już w środku, przyglądając się siedzącemu za stołem mężczyźnie i mając wrażenie, że już go gdzieś widziała... to napewno jednak nie był Gaccio.
I to gadatliwy mężczyzna, który jednym słowem nakazał jej usiąść, mimo że siadać nie chciała.
Lecz usiadła i wysłuchała jego słów. I wiedziała, że musi odpowiedzieć na jego pytanie.-A gdy już zejdziesz z tego świata... może będzie ci dane, odrodzić się jako jedna z nas? Co o tym sądzisz?
-Kiedy ten świat mi się podoba... i jakoś nie spieszno mi aby z niego zejść - odrzekła mu Katrina siadając po przeciwnej stronie stołu. Zaczęła rozglądać się po pokoju.
Był urządzony gustownie i było tu kilka rapierów oraz wąskich mieczy zawieszonych na ścianie. Portret jakiejś młodej kobiety. Parę bibelotów. Pokój młodego szlachcica. Wampir uśmiechnął się do niej.- A nieśmiertelność? Nie kusi cię by być wiecznie młodym i pięknym?
-Co mi z tego przyjdzie? - spytała dziewczyna przyglądając się portretowi młodej kobiety z uwagą.
-A co ci przyjdzie z bycia starą i brzydką?-spytał wampir.
- Zestarzeję się z tym, którego kocham, razem z nim dożyje swojego żywota... nie będę patrzeć jak odchodzą ci na których mi zależy, nie mając tej nieśmiertelności co ja.Kim ona jest? - spytała kiwając głową w stronę portretu.
-Nie zestarzała się... i zmarła, gdy ja byłem żywy.-odparł mężczyzna spoglądając ze smutkiem.
- I co ci z twojej nieśmiertelności? Będziesz żył wiecznie wiedząc, że nigdy już jej nie spotkasz bo ty jesteś tu a ona tam. - rzekła dziewczyna przyglądając się kobiecie na portrecie...

była piękna.
-Muszę się jeszcze zemścić.- odparł mężczyzna i uśmiechnął się nieco smutno.-I dlatego nie mogę odejść. Jeszcze nie.
-Wiesz jak tak na ciebie patrzę... to muszę ci powiedzieć, że ta nieśmiertelność jest... przereklamowana, chyba podziękuję za nią więc - rzekła uśmiechając się do niego promiennie.
-Hmmm... uszanuję twe zdanie.- stwierdził mężczyzna i dodał spokojnym tonem głosu.-I upewnię się, że nie powrócisz po swej śmierci. Niemniej... ja muszę coś jeść.
-Pożegnałeś się z nią zanim odeszła? - spytała Katrina zerkając na niego z uwagą.
-Tak.- spojrzenie wampira powędrowało na obraz. Pełne bólu, melancholijne spojrzenie.
-Kochałeś ją nad życie? -dopytywała się dalej.
-Tak. A ty masz kogoś takiego?-spytał melancholijnym tonem głosu.
-I cierpiałbyś zapewne jeszcze bardziej gdyby... nie udało ci się z nią pożegnać, prawda? - spytała zerkając na zasmuconą twarz siedzącego naprzeciw niej mężczyznę.
-Nie wiem.- odparł wampir i spojrzał w oczy swej ofiary.-A jak ty sądzisz? Lepiej patrzeć ukochanej osobie prosto w oczy i widzieć jak gaśnie w niej życie. Czy lepiej zastać ją martwą?
- Myślę, że lepiej jest móc... złożyć na jej ustach ostatni pocałunek, poczuć jej oddech, jej bicie serca, jej miłość... niż zostać tego pozbawionym i znaleźć ją martwą. A ty jak uważasz... wolałbyś jednak nie być przy niej gdy umierała? Gdy może wyszeptała twe imię z miłością w głosie... zostawiając cię ze świadomością, że do ostatniej chwili jej serce biło dla ciebie. - pochyliła się w stronę wampira zaglądając mu w oczy.
-Bardzo romantyczna wizja.- odparł mężczyzna i dodając ze smutkiem w oczach.- I nieprawdziwa. Umierała z bólem w spojrzeniu. I z trudem była w stanie mówić. To nie była... łagodna agonia.
- A za co chcesz się mścić?- spytała Katrina przypominając sobie, że mówił coś o zemście.
-Za jej śmierć.-odparł w odpowiedzi nieumarły z zimnym uśmiechem na twarzy.
- Czemu umarła? -spytała ponownie zerkając na twarz dziewczyny na portrecie.
-Jesteś bardzo gadatliwa jak na posiłek, wiesz?-odparł wampir.- Może najpierw się przedstawisz w takim razie.
To nie była prośba. To był rozkaz który dziewczyna musiała wykonać, bez względu na własne zdanie.
- Myślałam, że wiesz... Katrina, a ty? -przedstawiła się dziewczyna i czekała czy i on wyjawi jej swoje imię.
-Katrina... Tylko tyle? Powiedz więcej.- odparł wampir i spytał.- Powiedz więcej o sobie. Dla kogo tu przybyłaś. Mówisz bardzo wzniośle o miłości. Zaznałaś jakiejś?
I znowu przymus... co było gorsze. To że wypije jej krew. Czy to, że wyrywał jej sekrety?
-Odkąd pamiętam byłam po prostu Katriną dla siebie... więc tylko Katrina. Czy można zaznać miłości przy ojcu, który cię nienawidzi bo nie jesteś synem? Czy to jest miłość... gdy spotykasz kogoś dzień, dwa, trzy temu i wiesz, że jesteś kimś ważnym dla tej osoby, że Ci o tym mówi, że jest gotowy bronić cię nawet bez odzienia z rapierem w dłoni? Budzenie się w ramionach tego co mimo iż dopiero się go poznało, zapewnia, że jest się dla niego kimś ważnym, wtulanie się w niego, bycie z nim, wspólny śmiech, płacz w jego ramionach, gdy jest źle... Ty mówisz, że kochałeś... powiedz więc jak to jest? Abym mogła ci odpowiedzieć... czy zaznałam miłości. -odpała na jego naciski dziewczyna.
-A chcesz się budzić w jego ramionach każdego dnia?-spytał wampir.
-A jeżeli to jest chwilowe? Takie szukanie tego czego brakowało mi w dzieciństwie? - odpowiedziała dziewczyna pytaniem na pytanie.
-Więc wszystko jedno w czyich ramionach obudzisz? Wszystko jedno kto będzie cię pocieszał?-spytał w odpowiedzi wampir.
- Dziś nie... ale jak będzie jutro? -odpowiedziała mu dziewczyna.
Uśmiechnął się i wstał, dłonią przesunął po jej szyi pytając.-Wolałabyś by to jego dłoń cię teraz dotykała? Czy może dowolnego wybawcy?
Dziewczyna będąc pod wpływem narzuconej jej woli przez dotykającego ją wampira uśmiechnęła się do niego głupkowato i odrzekła: - Masz miłe dłonie w dotyku. - i odchyliła głowę zapraszając aby jeszcze raz przesuną nimi po jej szyi.
-Ale to nie są jego dłonie. I są zimne.Prawda?- mruknął wampir wędrując palcem raz po jej szyi, raz po policzku.-Pragniesz miłości? Nie jego akurat... ale owej prawdziwej miłości? Wiesz, że ona może ci przynieść ból większy niż możesz sobie wyobrazić?
- Nie jego... masz racje, nie jego.... i są zimne.-wzdrygnęła się, po czym spytała - A ty byś zrezygnował z miłości do niej wiedząc jaki przyniesie ci ból?
-Czasami chciałem... czasami tego pragnąłem, zapomnieć o miłości i bólu. - Uchwycił w dłonie jej podbródek i nachylił twarz w swoim kierunku.-A ty? Marzysz o miłości?
Spoglądał w jej oczy wymuszając na niej prawdę. A drzwi się... otworzyły.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 11-04-2011, 20:34   #143
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vinc jak na rasowego podglądacza i ciekawskiego osobnika dyskretnie podsłuchiwał pod drzwiami. Jednocześnie mentalnie zwrócił się do swego zasłoikowanego kompana.
- A ten to co za jeden? I czemu Pani Katrina wydaje się taka... dziwna?
Przybłęda. Wampir który się tu przypałętał nie wiadomo skąd. Silny wojownik i coś tam umie rzucać. Ale trzyma się z dala od reszty. Taka jakaś melancholijna ciapa.”-odparł pogardliwie mózg.
- Ale czemu Pani Katrina wszystko mu tak mówi? Słyszałem kiedyś że wampiry mogą zmusić kogoś do posłuszeństwa, to tak działa? Można to jakoś przerwać? -dopytywał się chłopak i gorączkowo myślał nad dywersją w celu uratowania kobiety.
Wampirza dominacja. Spojrzy ci taki w ślepia i będziesz to słuchał. Oczywiście nie zawsze się im udaje. No i ciężko dominować, jak cię atakują ze wszystkich stron.”- burknął mózg.
- A jakiś nagły szok, oblanie wodą, nagła zmiana temperatury, może wyrwać spod wpływu osobę kontrolowaną? - dopytywał się chłopak a w głowie powoli rodził mu się plan, więc jeszcze szybko dodał przymilnym głosem.- Wielki Arcymagu Sidousie czy mógłbyś mi użyczyć swej wielkiej i nieposkromionej mocy w pewnej sprawie...
-Nie uczą was już niczego? Trzeba rozproszyć urok, tak jak zwykłe zaklęcie.”-burknął pan mózg.
Nie było dobrze, Vinc nie dysponował takimi czarami, ale jak powiedział Pan mózg ciężko dominować gdy Cię atakują, co z tego wynikało, wampir mógł sam zaprzestać dominacji było go trzeba tylko do tego zmusić. Zaklinacz miał już pomysł, ryzykowny i opierający się w wielkiej mierze na blefie, ale co innego mu pozostało? W ostateczności postara się zając krwiopijce zaklęciami by Pani Katrina odzyskała świadomość, ale teraz było trzeba wypróbować potęgę kłamstwa. No i chyba wampir nie mógł kontrolować kilku osób naraz, taką przynajmniej chłopak miał nadzieję. Vinc wziął głęboki oddech i zerknął jeszcze raz na to co dzieje się w pomieszczeniu. Nie było dobrze, wampir był niebezpiecznie blisko szyi Katriny o która Vinc się martwił. Z drużyny to właśnie ją darzył największym zaufaniem i w swej młodej główce czuł się teraz za nią odpowiedzialny, co dodało mu odwagi.
Chłopak sięgnął do plecaka wydobywając z niego fiolę z eliksirem leczącym którą schował do kieszeni spodni. Następnie skupił się wyobrażając sobie butelkę z symbolem Lathandera. Wyszeptał kilka słów a w jego dłoni pojawiła się przezroczysta fiolka oznaczona symbolem Pana Poranka, pełna wody. Iluzoryczna woda święcona to dobry początek fortelu na wampira, jednak na tym nie poprzestał. Zebrawszy w sobie moc magiczną chłopak wytworzył druga iluzję,która przedstawiała duży Metalowy Symbol Lathandera. Bo kto powiedział, że wampiry trzeba straszyć rzeczywistym świętym znakiem? Póki nie wie że to iluzje powinno mieć to takie samo działanie jak zwykły znak, tak przynajmniej myślał Vinc. Po tych zabiegach powstał i odczepił jeden z kołków od paska i wysunął go na dłoni w stronę Arcymaga.
- Możesz nas osłaniać? Dasz radę wystrzelić to w razy potrzeby przy pomocy swych mentalnych zdolności? - zapytał Vinc poważnym jak na niego głosem po czym zwrócił się do swego miecza. - Mam nadzieje że znasz dobre modlitwy i kazania?
- Oto się nie martw młody. - odpowiedział oręż.- Widzę że główka pracuj chłopie.
-Nie bądź naiwny.Nie da się tym trafić w serce, tak łatwo. Poza tym, czemu mamy się w to pakować. Zrobiła już swoje. Zbliżyła nas do komnat , reszty drużyny.”-odparł Sidious.
Vinc spojrzał na Arcymaga zawistnym spojrzeniem. - Nie dziwie się że krasnolud Cię zdradził, z takim podejściem do ludzi pewnie nie zyskałeś wielu przyjaciół, co? Trzeba jej pomóc, bo to przyjaciółka moja i reszty. Po prostu tu siedź i nie rób kłopotów. - warknął Vinc i postawił słoik pod ścianą, po czym wstał poprawiając swój kapelusz z piórkiem. Pewniej “chwycił” iluzoryczny zestaw pogromcy wampirów, wziął głęboki oddech i kopniakiem otworzył drzwi do pomieszczenia wskakując doń.
Potęgi nie zdobywa się zbierając “przyjaciół”. Potęgi nie zdobywa się marnując czas na przyjacielskie spotkania.” burknął słoik chowając się tuż przy wejściu.
Wampir spoglądał w oczy ofiary, to jest siedzącej przy stole Katriny, gdy wkroczył jej wybawiciel.
-A ty to kto? Bo chyba nie jej goły wybawiciel z rapierem?-spytał nie przejmując się zbytnio, jego wejściem.
Chłopak wystawił przed siebie dłoń z trzymanym bożym symbolem, po czym zaczął szybko wymyślać kim to jest. - Jestem Vincent, młody kapłan w służbie Lathandera! Odsuń się od niej potworze.
- Albo spadnie na Ciebie gniew naszego Boga!- krzyknął miecz przy pasie młodziana, musiał przyznać że to mu się podobała. Intryga, heroiczny ratunek pięknej kobiety, potężny przeciwnik, broni przypominały się stare dobre czasy.
Iiii..teraz powinienem sie kulić ze strachu i uciekać od ciebie? Więc czemu tego nie robię?- spytał wampir. A pan mózg rzekł ironicznie. -” Po prawdziwy kapłan jest obdarzony mocą odganiania nieumarłych. A ty nie... widzisz? Brak ci mocy i wiedzy. Ale masz przyjaciół.
Cicho tam, zaraz coś wymyślę... mam plan...”- odwarknął mentalnie Vincent i gorączkowo owego planu poszukiwał, póki co mógł przynajmniej zagadać wampira. - Bo.... bo jestem łaskawy i jeszcze nie użyłem swej potężnej mocy by obrócić Cię w pył! Tak, właśnie dla tego! Daje Ci szansę byś się cofnął i przed ponowną śmiercią wyznał swe grzechy.
- Niech będzie błogosławiony, nasz Pan i władca! - wykrzyknął miecz który trochę za bardzo wczuł się w rolę.
Wiesz, zabijałem większych kapłanów od ciebie. I bardziej doświadczonych.- rzekł mężczyzna wyciągając z połów swych szat, krótki miecz.
Kiedy Vincent odwracała uwagę wampira od Katriny, dziewczyna dźgnęła stojącego obok niej mężczyznę leczniczą róźdżką w celach... uleczenia go z nadmiaru apetytu.
Wampir wrzasnął z bólu i odskoczył od Katriny z wściekłością mówiąc.-Nie chcesz chyba bym ci kazał walczyć z nim, co Katrino?
Vinc zaś wpadł na genialny pomysł, skoro iluzja nic nie dała, to co powie owy Krwiopijca na uliczne sztuczki? Chłopak nie raz używał tego zaklęcia by “zabawić” (czytaj uprzykrzyć) rodzinie posiłek. Zaklęcie bowiem miało jedno ciekawe zastosowanie, mogło zmieniać na pewien czas zapach potraw jak i przedmiotów. Vinc odrzucił iluzoryczny symbol na ziemię i wykonał ręką kilka ruchów, a po nich... miecz wampir począł zionąc zapachem czosnku!
- Z tobą też nie chcę walczyć... polubiłam cię. - odrzekła mu z uśmiechem. - Miałam nadzieję, że różdżka cię uleczy.
-Substytuty nie zastąpią prawdziwego przedmiotu, wiesz? stwierdził wampir szepcząc zaklęcie i usuwając zapach czosnku.
-Może dajmy sobie spokój z tymi wygłupami, co Jandarze? Nie masz ochoty ich zabić. Inaczej, dawno byś to zrobił. Mięczaków rozpoznaję na odległość.”-odparł mózg wlatując do pokoju.-”Niezbyt bystrych, trochę gorzej.
-A ty ktoś?- spytał wampir imieniem Jandar. A mózg w słoiku wylądował na stole.-”Sidious arcymag. Czas i pewien krasnolud nie obeszli się ze mną za dobrze.
I?-spytał obojętnym głosem Jandar. Mózg rzekł.-”Pamiętam, za co miałem kupić twą lojalność. Notatki są ukryte w moim starym biurku, w pokoju Kruagena. Jest tajna skrytka w nim... wystarczy wcisnąć oba rogi biurka jednocześnie.
-Po tych wszystkich latach nie mam pewności, że coś tam jest prawda? Krasnolud mógł odkryć twą kryjówkę.- wampir wskazał mieczem na Vincenta.-Pokaż co potrafisz tym mieczykiem toooo... może was wypuszczę, tej nocy.
Chłopak niepewnie uniósł broń, trochę było mu teraz głupio iż zużył limit pytań na ten dzionek, wszak mógłby zapytać swego oręża o te notatki. - Nie chcę Ci zrobić krzywdy... - gorszego blefu wymyślić się nie dało. - I po co tracić czas na walkę, jak możemy iść poszukać tych dziwnych notatek o których rozmawialiście... - dodał po chwili chłopak.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! zaczęła się drzeć nagle Katrina pokazując na coś palcem w rogu pokoju i szturchając się podejrzanie po biuście.
-O co znów chodzi?- mruknął Jandar patrząc w kierunku który wskazywała Katrina.
- Pajączek... - odrzekła mu dziewczyna z uśmiechem zadowolona, że odciągnęła jego uwagę od Vinca.
A Chłopak nie wiedział zbytnio co robić, stał z mieczem w górze i niepewnym krokiem zaczął iść w stronę wampira, patrząc się pytająco na Katrinę, Pana Mózga, a czasem nawet na własny miecz. Wampir w końcu też człowiek, a atak w plecy nie przystoi bohaterom!
- To idziemy szukać tych twoich szpargałów Jandarze? - spytała Katrina spokojnym głosem, tak jakby wracała do przerwanej właśnie konwersacji. - Vinc jest dobry w odnajdowaniu... dziwnych rzeczy, to on odnalazł pana galare... ekhem... Mózga - dodała zachwalając smokowatego, jak dumna matka.
-Daj sobie spokój z testowaniem tego dzieciaka Jandarze. Możesz mi uwierzyć, to oferma.-”burknął Sidious i rzekł.-”Kruagen jest na dole, zajęty sprawami na dziedzińcu. Nie traciłbym czasu na twoim miejscu.
- Słusznie.-odparł Jandar, zmienił się w nietoperza i wyfrunął przez okno.
Vinc był lekko zdziwiony zaistniałą sytuacją, po chwili jednak otrząsnął się z pierwotnego szoku. - No i chyba załatwione! Ha udało się prawie tak jak planowałem!- stanął w dumnej pozie po czym zwrócił się do Katriny. - Nic się Pani nie stało?
- Nic... byłeś dzielny jak nie wiem co! - odrzekła mu dziewczyna i cmoknęła smokowatego z wdzięczności w policzek. - Gdyby nie ty to byłabym, śniadaniem, kolacją albo jego deserem... nie wiem co miał w planach konsumować właśnie.
Vinc aż się zarumienił od komplementów jak i całusa. - No wie Pani... to się ma we krwi.- przypiął on oręż do pasa i kontynuował. - To co teraz, chyba nie czekamy na jego powrót? - powiedział i wyszczerzył kły.
- No tak, będzie z ciebie bohater jednej akcji i długotrwałe trofeum w jaskini jakiegoś smoka.-” westchnął ironicznie mózg w słoiku.
- Lepiej się stąd zbierajmy... zarówno z tej komnaty jak i z tego zamku - odrzekła mu Katrina.
Vinc spojrzał jeszcze na słoik i burknął.- Widzisz, jak chcesz to potrafisz!
-W tym rzecz chłopcze... nie chcę.-”burknął Sidious i dodał.-”Macie u mnie dług i wierzcie... przyjdzie wam go spłacić. Nie zajmuję wyciąganiem za tyłki naiwniaków z opałów. Od tego są frajerzy. Paladyni i inne dobre tałatajstwo.
- Nie zapominaj że też w pewnym stopniuj jesteś od nas zależny. -mruknął Vinc. - Myślisz że krasnal nie zauważył zniknięcia tak rozgadanego słoja? I pewnie myśli że dla zabawy pociągnąłem nieboszczyka... w miejscu nie odpowiednim do mówienia w towarzystwie, a wtedy przejście się otworzyło? Coś mi się wydaje, że Kruagen i na Ciebie jest wściekły. Raz Cię już pokonał a teraz gdy jesteś tylko galaretką w słoiku raczej problemów mieć nie będzie. Teraz wszyscy jesteśmy od siebie zależni. - zakończył smokowaty rozglądając się po sali, kto wie może jest tu coś przydatnego?
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 11-04-2011, 20:36   #144
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
-Kto wie... może lubisz chwytać za siusiaki.-”zadrwił Sidious, podczas gdy smokowaty rozglądał się po pokoju. Na pierwszy rzut oka najwartościowszym znaleziskiem były rapiery na ścianach. Ale była szafa z ubraniami, komoda i kuferek pod łóżkiem. Mózg do pruderyjnych nie należał.
Chłopak spojrzał pierw na rapiery i zdjął jeden ze ściany machając nim kilka razy. Broń jak każda inna, przynajmniej dla niego. Odłożył ostrze na stół i zabrał się za przeszukiwania kuferka, jednocześnie zwracając się do mózga. - A goblinowi też ja zrobiłem coś z głową? Tak w to krasnal na pewno uwierzy. Znika arcymag o zdolnościach psychosomatycznych ale to młody ścigany miesza w głowach goblinom.
Kuferek był zamknięty, ale już samo jego dotknięcie spowowało porażenie smokowatego ładunkiem elektrycznym przeszywającym całe ciało w bolesny sposób.
Vincowi aż włosy stanęły dęba i odskoczył od kuferka (niczym rażony gromem było by tu odpowiednim określeniem), odruchowo possał jeszcze kciuk który piekł niemiłosiernie. - Nienawidzę takich pułapek... Veth też miał takie poczucie humoru. Chyba nie jest powtarzalna... - zamyślił się na głos obserwując skrzynkę.
-Chyba się na tym nie znasz.”-odparł mózg w słoiku.
- Chyba ktoś powinien być tu już cicho.- odparło ostrze słojowi.
-Chyba jakiś blaszak powinien powiedzieć swemu właściciel, że od pułapek to są łotrzyki, a nie niezbyt rozgarnięci magicy.”-burknął w odpowiedzi mózg.
- Trzymaj mnie Vinc bo jak mu trzasnę to... - warknął miecz.
- W teorii gdy będę Cię trzymał jest większa szansa że mu trzaśniesz. - odrzekł chłopak po chwilowym przemyśleniu tego problemu.
- Fakt... To nie trzymaj mnie bo mu trzasnę!
Katrina zaś podczas gdy tamci trzej wymieniali ze sobą uprzejmości podeszła do kuferka kucnęła przy nim coś sobie pod nosem po mamrotała, poszperała palcami w szczelinach boków kue, odłączając miedziane przewody, wysunęła rękę z pierścieniem do przodu i...
- Vioolaaaaa! - rzekła z uśmiechem odwracając się do smokowatego.
Vinc w tym czasie odpuścił sobie szperanie przy kuferku i skierował kroki do komód tym razem przed otwarciem traktując ją wykryciem magii.
Magii żadnej nie wykrył. Bo i nie było żadnej w środku. Jeno fatałaszki i jedwabna męska bielizna.
- Eeeee, to się nie przydaaa. - jęknął Vinc przeglądając ubrania.
-Sądzą po twoim guście młodziku, byłbym innego zdania.-”odprł Sidious.
W odpowiedzi Vinc rzucił w słoik jedynie jedwabnymi gatkami. Po tym lekkim wyrazie swej frustracji podszedł do Katriny. - Ułaaa nie wiedziałem że się Pani na tym zna. - stwierdził pochylając się nad jej ramieniem i obserwując kuferek.
Katrina roześmiała się na widok zwisających gatek ze słoja.... Do twarzy ci w nich, jak nic Vinc ma oko znawcy... i zaczęła się śmiać jeszcze głośniej.
Widzę że bezguście to tu jest powszechne.-”odparł pan mózg.
- Oj nie znasz się gburku... w tych gatkach znajdziemy ci jakąś panią mózgową w trimiga - wyjęczała Katrina pomiędzy jednym atakiem śmiechu a drugim.
-I tak znajdę jakąś szybciej, niż dzieciak rozum, zwłaszcza przy takim doradcy jak ten mieczyk.”- słoik uniósł się w górę zsuwając z siebie gatki, upadające na ziemię pod wpływem grawitacji. I podfrunął do otwartego kuferka. W którym były listy przewiązane wstążeczką, jakieś perfumy, kilka kołków osikowych(?!), sztylet oraz pierścień z motywem barana.


Niewątpliwie magiczny przedmiot. Podobnie jak sztylet, którego jednak
rozpoznać nie potrafił. I dwa kołki z sześciu, które też były magiczne (?!).

Vinc który zaglądał Katrinie przez ramię wydusił krótki i cichy okrzyk podziwu kiedy ujrzał pierścień. - Ooo. Mój ojciec produkuje takie pierścienie, dość dobrze się sprzedają. - powiedział i sięgnął do kufra po ozdóbkę obracając ją w pazurach. - Tak bez wątpienia, charakterystyczny wzór barana, szkoda że ojciec nigdy nie pozwalał mi się nimi bawić... - Vinc westchnął i spojrzał na Katrinę.- To pierścień Tarana, magiczny przedmiot który po aktywacji wyzwala moc podobną do uderzenia tej maszyny. Oczywiście nie jest to tak silne, ale drzwi wyważy, no i trzeba liczyć się z ograniczoną liczba ładunków. Chociaż ponoć niektórzy mnisi i zbójcy bardzo cenią go też w walce wręcz. - wytłumaczył szybko chłopak po czym rzucił na znaleziska wykrycie Magii, by upewnić się co dokładnie w skrzyni jest magiczne. Ku jego zdziwieniu dwa kołki wykazywały magiczne właściwości. Chłopak uniósł je i spojrzał nań z bliska. - Dziwne, te dwa też wydają się magiczne, jak i sztylet, ale nie wiem za bardzo co mogą robić. Kto umagicznia kołki?- zastanowił się na głoś zaklinacz odkładając przyrządy do skrzyni. - Bierzemy wszystko? - zapytał swojej towarzyszki.
-Może pan przemądrzały wie, kto je umagicznia - potarła czoło i odrzekła Vincowi: - Ja bym wzięła... przy tych mieszkańcach tu wyłażących z każdej możliwej szczeliny, dziury i komnaty... mogą nam być przydatne
-Ja je umagiczniłem... kołki to moje dzieło. I rzeczywiście, są wielce skutecznymi sztyletami, przeciw wampirom.”odparł z dumą mózg w słoiku.
Vinc wziął jeden kołek i przypiął do swego bojowego paska z resztą przedmiotów na wampiry, jednocześnie podał drugi Katrinie.- Niech Pani weźmie jeden kołek no i sztylet, nigdy jakoś nie umiałem się dobrze posługiwać takim krótkim ostrzem. - powiedział i spojrzał na pierścień z baranem po czym złapał go w pazury i nieśmiało spytał. - Mogę ja,,,?
- Możesz... możesz... tylko przez przypadek mnie nim nie... pacnij - rzekła Katrina z uśmiechem chowając kołek i sztylet.
-Kołki to broń zguby nieumarłych, szczególnie skuteczna przeciw wampirom.”-odparł w skrócie pan mózg.
- Zwłaszcza tych co w mózgu grzebią i narzucają innym to co sami chcą - mruknęła Katrina pod nosem przypominając sobie, że nawet z krzesła się nie mogła podnieść.
Vinc zaś radośnie przyglądał się pierścieniowi który nasunął na palec. - Zawsze chciałem taki mieć! - chłopak wyprostował się z uśmiechem i poprawiła miecz jak i kołki. - Ruszamy dalej?
-Jeszcze chwilka. - powiedziała Katrina i podeszła do wiszącego na ścianie portretu dziewczyny, uniosła dłoń i zaczęła przesuwać opuszkami palców po płótnie, a następnie po ramie obrazu. By po chwili delikatnie zerknąć czy nie ma czegoś ukrytego.
I było... z drugiej strony obrazu był przyczepiony magiczny pergamin. W którym to Vinc bez trudu rozpoznał jako zaklęcie o nazwie “Zamiana planów.”
- Mam coś dla ciebie jeszcze Vinc... do tego pierścienia - rzekła dziewczyna podając mu pergamin.
Chłopak spojrzał na zwój i uśmiechnął się szeroko. - Zaklęcie zmiany planów! Może się przydać! - powiedziawszy to wepchnął papirus do plecaka.- Nie pomyślałbym że, ktoś mógł schować coś za tym obrazem. - przyznał się chłopak. - Ciekawe czy w tym zamku dużo jest takich niepozornych skrytek.
- Może pan galaretka wie. - rzekła Katrina zerkając na słój z mózgiem maga... no arcymaga.
-Oooo tak. Rabujcie wampiry, marnujcie czas. Będą z was przepyszne przekąski.”-zadrwił Sidious, nie udzielając jednakże odpowiedzi na pytanie dziewczyny.
- A tak właściwie... - Vinc nagle o czymś sobie przypomniał, nawet o dwóch rzeczach!- O jakich notatkach mówił ten wampiry? O co z tym wszystkim chodziło. No i... Gdzie jest Psikus?- zapytał chłopak który zupełni zapomniał o tym iż Katrina miała ze sobą jego chowańca.
- Aaaaaaaaa Psikus! - odrzekła na to Katrina wsuwając dłoń w rozcięcie bluzki i intensywnie przesuwając dłonią po biuście. Uśmiechnęła się i za chwile w wyciągniętej dłoni trzymała chowańca Vinca. - A tu jest.
-Pergaminy mają zawierać informacje dotyczące pewnego Planu poza Planami Wewnętrznymi i Zewnętrznymi Faerunu, ale są... kłamstwem. Bo widzisz chłopcze. Kłamać też trzeba umieć.”- burknał mózg.
- Ja się wie czego przeciwnik oczekuje to łatwiej kłamać... - mruknął Vinc pod nosem.
-Tak sobie tłumacz.”-mruknął Sidious.
- Chyba powinniśmy stąd wiać zanim wróci wkurzony naiwniak, który dał się okantować - odrzekła na to Katrina, kierując się w stronę drzwi.
Chłopak zaś chwycił pod pachę słoik i upewniając się że nic w sali nie zostawił ruszył za Katriną. - A Psikusa niech Pani trzyma. W razie czego będzie można się skontaktować.- rzucił równając kroku ze swą towarzyszką.

Ruszyli dalej kierując się w stronę pokoi drużyny. Jak się okazało... pustych pokoi. Dzielna drużyna opuściła już komnaty, wynosząc się z tego miejsca. Co oznaczało, że rozpoczęli realizację tajnego planu. Pozostało więc ustalić. “Co dalej”
- Emmm... tego. Tu powino być tak pusto? - spytał zbity z tropu Vinc.
- Pewnie już poszli do stajni po konie. Chyba tam powinniśmy iść, a może już do bramy może tam na nas czekają? - zastanawiała się Katrina próbując sobie przypomnieć co mówił jej Gaccio. “Na pewno mówił coś o koniach”, przypomniała sobie. - Vinc zabierz ze swojego pokoju swoje rzeczy, ja zabiorę swoje i idziemy co nie?
- Ja wszystko mam przy sobie. - powiedział chłopak wskazując plecak. - Nawet nie byłem w tym pokoju, z biblioteki od razu poszedłem zwiedzać zamek. - wytłumaczył młodzian.
-Chociaż tyle rozsądku u kurdupla.”-burknął pan mózg.
- Jakiego kurdupla? - spytała zdziwiona Katrina wyrwana z zastanawiania się gdzie powinni iść szukać reszty.
-Tego rudego rudego malca,władcy gadatliwego miecza.”-burknął Sidious.
- Nie powiem czyj słoik jest tu najmniejszy. - warknęło ostrze do Pana Mózga.
-Pod względem rozumu i tak biję każdego na głowę.” zarechotał arcymag i dodał.-”Zwłaszcza ciebie, umagicznony kawałku żelastwa.
- Nie pochlebiaj sobie przekąsko turystyczna. To, że został z Ciebie tylko mózg nie oznacza że jesteś geniuszem. - odszczekał się miecz.
-I tak więcej niż z ciebie, otwieraczu słoi.” -zaśmiał się Sidious.
- Ale ja może kiedyś trafię w zgrabne rączki jakiejś łowczyni nagród. A ty co najwyżej do zupy kogoś o niezbyt dobrym poczuciu smaku.- rzucił w stronę słoja Pan Miecz.
- CIIIIIIIIIIISZZZZZZZZZZZZAAAAAAAAAAAAAAAAA! - wrzasnęła na nich Katrina: - Jesteście gorsi niż smarkacze.... - po czym spojrzała na Vinca i dodała: - Idziemy po moje rzeczy i idziemy do stajni, pewnie tam jest reszta- miała nadzieję, ze się nie myli.
-Ja przynajmniej doznałem rozkoszy kobiecego ciała, a ty co najwyżej sobie możesz popatrzyć... o ile ten młody zorientuje się, co się do czego wkłada.”-zaśmiał się mózg, nie przejmując utyskiwaniami Katriny.
- Kobiecego? - prychnął miecz i dodał sarkastycznie. - Wiesz, zombie to raczej zimne kochanki, co? Bo na inną liczyć byś nie mógł. - ostrze które wpadło w ogień potyczki słownej również nie słuchało Katriny.
Nie wszyscy są takimi desperatami jak ty. Nie musiałem zaciągać zwłok do alkowy.”-odparł Sidious z wyższością w tonie głosu.- “Ale co ty tam wiesz. Jesteś jak ślepiec gadający o kolorach.
Miecz niemal się zapowietrzył mrucząc coś pod nosem, na pewno nie były to cenzuralne wypowiedzi. - Ja przynajmniej nie zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak. Siedzisz w słoju i jedyne na co możesz teraz liczyć to na bardzo wytrzymałe szkło, a ja się postaram byś w najbliższym czasie spadł z szafki. - furknął miecz i dodał coś jeszcze cicho pod nosem.
Ty jedynie możesz kłapać jadaczką.”-zaśmiał się mózg i dodał.-”I niańczyć dzieciaki. Ja mogę się poruszać, jeśli zechcę. Wiesz jakie to fajne?
- Taaa, póki nie złapie Cię migrena nad głębokim wąwozem. I zgadnij kto wtedy będzie się śmiał patrząc jak lecisz w dół?- powiedziało ostrze i zaśmiało się złośliwie.
- Jak nie przestaniecie to... pana galaretkę potrząchnę w słoiku aż się trochę poobija! A pana miecza Vinc zamknie w plecaku, aby nic nie widział co robimy! - po czym uśmiechnęła się złośliwie i dodała: Albo razem Was tam zamkniemy. Jednego przytulonego do drugiego. I będziecie sobie gruchać jak dwa zakochane gołąbki.
-I tak z miecza nie ma pożytku. Chyba że jako podlizuch dla dzieciaka.”-burknał Sidious i wrzasnął mentalnie.-” I nie jestem pan mózg czy pan galaretka ! Jestem arcymag Sidious. Wbij to sobie do głowy kobieto! Albo ja to zrobię za ciebie!
- Dobrze... dobrze... gburku... nie ekscytuj się tak bo się zgrzejesz i woda ci się w słoju zagotuje - odrzekła mu Katrina.
- Za moich czasów kobiety nie wtrącały się do męskich dyskusji... - mruknął cicho Pan Miecz i szeptem zwrócił się do Vinca.- Pamiętaj młody, by w przyszłości nie dać się terroryzować kobiecie...- po czym ostrze zamilkło. Póki co!
- Dobrze, że twoje czasy minęły - mruknęła do pana miecza, zadowolona, że ucichł, korzystając, że “uwielbiający się nawzajem” miecz i mózg na razie nie podjęli swojej konwersacji spytała Vinca: - Idziemy szukać reszty do stajni? Nie widziałeś ich gdzieś po drodze?
- Nikogo nie widziałem. - odparł chłopak.- Gdybym kogoś widział to próbował bym dać o sobie znak, ale tylko wampiry i gobliny się kręciły w tamtej części zamku.
- No nic... idziemy do stajni, wszak konie musimy zabrać i tak uciekając z tego sympatycznego miejsca. - mruknęła Katrina.
Vinc przytaknął wziął Pana Mózga pod pachę i ruszył wraz z Katriną w stronę stajni. A dokładniej to w stronę w którą kobieta go prowadziła bo on nie wiedział gdzie owe stajnie się znajdują.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 14-04-2011, 17:35   #145
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mniejsza grupka, mniejsze ryzyko wpadnięcia w tarapaty.
Mniejsza grupka, mniejsza szansa wydostania się z tarapatów.
Każdy plus ma swoje minusy.
- Pójdę zatem otworzyć bramę - powiedział Kenning.
Czy to akurat było najważniejszym zadaniem? Trudno było powiedzieć. Bez otwartej bramy konie na nic się nie przydawały, chyba że ktoś chciał się pochwalić woltyżerką za zamkowym dziedzińcu. Na oczach tłumów wampirów i ich służby.
Nyhm nie miał nic przeciwko temu, by towarzyszył mu Kenning. W każdym razie nie okazał tego w żaden sposób. Spojrzał tylko na przedstawicielki płci pięknej, całkiem jakby się dziwił, że żadna z nich nie ma ochoty wybrać się na niebezpieczną wycieczkę w jego akurat towarzystwie.

Kenning nie miał najmniejszego zamiaru wracać już do swej komnaty, dlatego też miał ze sobą cały niezbędny ekwipunek. Pozostało jeszcze rzucić małe zaklątko i był gotowy.
- Armadura arcana - powiedział niezbyt głośno i natychmiast poczuł, jak otacza go niewidzialne pole mocy.
Ruszyli przez uśpione korytarze zamku. Żadnej gobliniastej służby, żadnych wampirów. Wszędzie cisza i spokój, jak w każdym, porządnym zamku.
Wrażenie normalności skończyło się, gdy tylko znaleźli się w okolicach bramy. Skryci w cieniu nie byli widziani przez tych, co strzegli wejścia do siedziby, sami jednak aż za dobrze widzieli tych, co kręcili się koło urządzeń służących do otwierania bramy. Cztery gobliny raczej nie powinny stanowić żadnego problemu dla pary doświadczonych poszukiwaczy przygód, ale pozostała dwójka - wampir-wojownik oraz ożywiony stos kości będący ewidentnie magiem. A że wartownicy najwyraźniej nie zamierzali wybrać się na spacer, zatem coś trzeba było z nimi zrobić.

Kenning nie przepadał zazwyczaj za nieumarłymi. Większość czarów, jakimi dysponował, nie na wiele się zdawała, gdyż żywe-inaczej umysły funkcjonowały na innych zasadach niż te żywe. Trzeba było zatem pokombinować, i to bardziej niż troszkę, by poradzić sobie z tymi nielicznymi, które pozostały w jego arsenale.
Po cichu ruszyli w stronę bramy.
Już po paru krokach okazało się, że w jakimś stopniu sprzyja im szczęście. Nowa postać, która pojawiła się na blankach, zmieniła nieco układ sił, eliminując dwa gobliny i robiąc eleganckie dziurki w kolejnych dwóch strażnikach.
Przyjaciel, czy wróg - oto jest pytanie. Znalezienie odpowiedzi w odpowiednim czasie miało kluczowe znaczenie dla dalszego rozwoju akcji. Kenning może by i poczekał cierpliwie na wynik starcia - piękna nieznajoma kontra strażnicy bramy, ale Nyhm nie zamierzał czekać. Uwzględniając ewidentną urodę niewiasty tudzież fakt, że zaatakowała odpowiedniego wroga, uznał ją za sprzymierzeńca.
Nie wiedzieć czemu, bogowie stawiali im na drodze niewiasty urodziwe, tudzież hojnie przez naturę wyposażone. Ta, co trudno było nie zauważyć, plasowała się pod tym względem w zdecydowanej czołówce.
Jako że im kobieta urodziwsza, tym - niekiedy - paskudniejszym charakterem bywała przez niebiosa obdarzona, zatem i ten fakt należało w swych rozważaniach uwzględnić. Nad tym jednak Nyhm zastanawiać się nie zamierzał.
- Eeee... ja atakuję, ty otwierasz - oznajmił.
Plan Nyhma był prosty, ryzykancki i szalony. Tak jak jego autor. Szkoda tylko, że nie uwzględniał faktu, iż do uruchomienia mechanizmu otwierającego bramę potrzeba było lekko dwóch chłopa. Most z pewnością otworzyłby się bez większej pomocy, w dodatku nawet bardzo szybko, Okute stalą grube bale, stanowiące elementy składowe mostu, może nawet by i wytrzymały, ale łomot byłby całkiem niezły. Innymi słowy - coś do zostawienia na ostatnią chwilę, jak już reszta będzie czekać wraz z końmi pod bramą.
- Invisibilidade máis forte.
Potężniejsza niewidzialność miała kilka zalet, o których nie trzeba było mówić tym, co się na tym akurat czarze znali. Na upartego można się było nawet chyłkiem opuścić zamek, zostawiając całe zgromadzone tam towarzystwo swojemu losowi. To jednak było rozwiązanie które trzeba było trzymać na ostatnią chwilę. Na czarną godzinę.

Ostatnie stopnie.
Kenning sięgnął po różdżkę, Nie użył jej jednak. Z jego ust padło wypowiedziane bardzo cicho słowo "Silencio". W strefie objętej działaniem zaklęcia ciszy nie tylko trudniej rzuca się zaklęcia, ale i o pomoc niełatwo zawołać.
A potem mała pajęczyna, okraszona kilkoma widmowymi strażnikami...
 
Kerm jest offline  
Stary 20-04-2011, 14:51   #146
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
W innej sytuacji Cypio zapewne z radością zacząłby eksplorować wampirzy zamek, wdał się w konwersację z bladolicymi mieszkańcami a nawet zastanowił się nad zostaniem wampirem - w końcu to musiało by być fascynujące przeżycie: nie dość, że umrzeć i przeżyć, to jeszcze móc zmieniać się w nietoperza! Niestety w tej chwili priorytetem było wyrwanie Romualda z lubieżnych rąk i kłów pani na zamku i jej świty. I ominięcie znanych acz niespodziewanych gości.

- Co to za typki? - Szepnęła do reszty towarzystwa Krisnys, przyglądając się z ukrycia mięśniakowi męczącemu goblina, oraz jego kobiecej towarzyszce - I dlaczego niby nas szukają? Chcą nam pomóc w ucieczce?.
- Eeee... z tego co pamiętam, to to oprychy Angeliki.-westchnął Gaspaccio i zerknął na Romualdo.- Przybyła po ciebie.
Półelfi poeta zareagował nadmierną bladością twarzy i jąkaniem.-Wszy... wszy.. scy prze..ciw mnie.
- Ja jestem z tobą! - gorąco zapewnił Cypio, po czym rzekł z przekonaniem.- Nie ma co łązić w kółko po korytazach - biezemy liny, haki i złazimy po muze. Tam się nas nie będą spodziewać i nie zauwazą. Nie oddamy cię tej rudej harpii! A tymcasem Alfred i Alfonso odwrocą ich uwagę. Puffcio! Będzies robił za taran - wyjaśnił poważnie psu. - A potem pokazes im siłę swego podogonia!
-Nie umiem pływać.-odparł Gaspaccio, a półelf dodał.- Ja też nie. A fosa wyglądała na głęboką.
- To się da załatwić - Uśmiechnęła się naprawdę, naprawdę triumfalnie Bardka, potrząsając swoją torbą - Mam eliksir pływania, mam dwa wspinania, i też przemiany w chmurkę mgły, a potem możemy zastosować liny, i przeciągnąć kogo trzeba przez fosę, co wy na to? - Krisnys wprost promieniała dumą, z możliwości zastosowania swojego ekwipunku, i możliwości udowodnienia, że jest wielce przydatna.
- No to lecimy! - ucieszył się Cypio. Co prawda nie rozumiał po co komu umiejętność pływania na dziedzińcu, ale co tam! - Puffciu - zwrócił się do psa - teraz nie musis juz taranować. Udawaj biedną, wyssaną przez wampiry psinkę i weź ich na współcucie. Albo zamienimy cię w chmurkę. Będzies piękną, łaciatą chmurką - zachwycił się a de Puchatek spojrzał na niego spode łba. Bądź co bądź gabarytami bardziej przypominał jednak chmurę (aktualnie gradową) niż wyssanego kundla.
-Wy idźcie, ja jeszcze muszę dopilnować, co by Ka.. reszcie się udało wydostać. -szepnął bohaterskim tonem głosu Gaspaccio.
- No zgupłeś chyba! - oburzył się kender. - Taki z ciebie psyjaciel, ze w oblicu wrogów romualdowych pryskas? A kto Romcia po linie spuści, hę? Psecież sam zachmurlowany nie poleci, bo jesce nam się wzniesie na wyżyny świata i tyle go widzielim - perorował wyciągając linę i obwiązując nią stremowanego poetę. - Dalej, mas i hop! A Katrinę pilnuje smok, to lepse niż byle rapierek. - pogrzebał w plecaku (jakimś plecaku...) i wyciągnął kolejną linę, po czym zaczął montować ją do ościeżnicy i mebli. - No, Krysnis, złazimy piewsi. Nie godzi się tak niepzyzwoicie zeby męzcyźni schodzili pierwsi i ci pod kieckę patsali. Raz!, raz!
Gaspaccio nie do końca był przekonany w kwestii małego smoczka, obrońcy Katriny. I tego, że ona sama poleciała Vinca szukać. Ale nie wyraził już zdania. Zamiast tego rzekł.- To złaźcie, a ja was będę asekurował z góry.
Krisnys, wbrew pozorom, ni w ząb nie zrozumiała planu Niziołka, zagrała jednak w tej sytuacji iście teatralnie, wyciągając parę fiolek ze swojej torby.
- Ta jest zamiany w chmurkę, ta i ta wspinaczki, a ta pływania. Niewidzialność muszę rzucić, bierzcie fiolki... - Rozdała co trzeba, po czym wypowiedziała formułę zaklęcia rzucając je na Gaccio. Na końcu zaś zabrała się za schodzenie po linie, co wychodziło jej dosyć kontrowersyjnie.
-Na mnie...i ta zamiany w chmurkę się przyda. Wspinaczkę niech Romualdo wypije. A pływanie zachowajcie na później.- zdecydował Gaspaccio.
- Nie dość, że masz niewidzialność, to jeszcze chcesz być chmurką? - Obruszyła się nagle dyndająca na linie Krisnys - Co to to nie, co za dużo to nie zdrowo. Chmurkę zostawimy dla Romcia, jakbyśmy wpadli w tarapaty i musieli naprawdę szybko wiać.
- Niech będzie. -odparł niewidzialny Gaccio.
- A Puffcio? - rozczarował się kender, ale chyba nie było rady; de Puchatek musiał uciekać “na biedną, wyssaną psinkę”.
-Wezmę go ze sobą.- mruknął Gaspaccio enigmatycznie. Szlachcic miał chyba własne plany. Które na razie zostały przysłonięte innym problemem. Romualdo rzekł bowiem.- Strasznie wysoko. Nie wiem czy... sobie poradzę.
- Pats w górę! - poradził wiszący już na ścianie kender. - W niebo wysokie, które cię weną obdaza, a jak juz uciekniemy będzie na ciebie świecić jasnym słoneckiem, a teraz gwiazdy na ciebie pastą i błogosławią... i tak dalej. Włoz rękawicki i jazda!
I Romualdo z miną cierpiętnika, napojony miksturą wspinaczki z gracją pijanego indora zaczął schodzić w dół, za Cypiem i . Do zamkowego ogródka z ziołami. Obecnie zachwaszczonego i zapomnianego. Co dobrze wróżyło. Zapewne ani wampiry, ani ich goblini słudzy tu nie zaglądali.
A gdy trójka zeszła na dół niewidzialny Gaspaccio odczepił liny mówiąc.- Czekajcie przy bramie, albo przejdźcie przez blanki w zależności od sytuacji. I nie czekajcie tylko na mnie. Zbiorę resztę i dogonię was.
Po czym niewidzialny szlachcic “znikł” im z uszu, ciągnąc ze sobą Puffcia.
- To co teraz? - Spytała Krisnys szeptem towarzyszy, choć bardziej skierowała swoje słowa do zwariowanego Niziołka, niż roztrzęsionego Romualdo - Czekamy, czy wiejemy na własną rękę?. W sumie nic wielkiego się tu blisko nas nie dzieje - Rozejrzała się po zapuszczonym ogródku - Jakby jednak potem mieli marudzić, że ich zostawiliśmy na pastwę losu...
- Idziemy do bramy. Jak umowa to umowa - zakomenderował Swiftbzyk. - Poza tym Gucio zabrał de Puchatka a bez niego Romualdo... daleko nie ucieknie - ze smutkiem spojrzał na roztrzęsionego poetę. - Tsa nam koni.
Po czym wziął w dłoń hoopak, drugą pociągnął półelfa i ruszył na miejsce spotkania.
 
Sayane jest offline  
Stary 21-04-2011, 21:20   #147
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W zamku rodu Derricków panował... bitewny chaos. Gdzieniegdzie toczyły się walki pomiędzy “gośćmi” a gospodarzami. Łowy na ekipę Romualda zmieniły się w liczne pojedynki w myśl zasady, gdzie kucharek sześć...
...tam dwanaście podbitych oczu.

Tak samo było na baszcie w której znajdowały się wrota i most zwodzony prowadzące do zamku. Kilka zaklęć rzuconych przez niewidzialnego Kenninga nieźle namieszało. Podobnie jak wkroczenie do walki Nyhma.
Pajęczyna zaścieliła basztę utrudniając poruszanie się wszystkich. Cisza pozbawiła dźwięku walczących.
A pojawienie się cienistych mieczników dodatkowo wprowadziło, zamęt. Każdy atakował każdego. Najlepiej radził sobie wampir przywódca, potężnym ognistym mieczem dwuręcznym wycinając sobie drogę do uzbrojonej w kuszę i miecz wojowniczki. Półelf wywalał przeciwników strumienie energii wrzeszcząc coś... na szczęście w strefie ciszy.
Jego fwooshe praktycznie zdmuchnęły kościanego maga, zanim mógł zrobić. A Kenning patrzył jak uwięziona w sieci kobieta, broni się mieczem przed nacierającym na nią wampirem.
Był od niej lepszy. Ba, był najlepszym wojownikiem, jakiego Kenning widział w swym dotychczasowym życiu.
Przywołani cieniści wojownicy, nie stanowili dla niego, ni zagrożenia ni wyzwania. Dziewczyna jakoś sobie radziła, ale... nie miała szans z nim wygrać na miecze. Nagle coś wyskoczyło zza niej.
Błyskawiczne kopnięcie owego cosia odrzuciło to tyłu wampira, którego potem Nyhm potraktował strugami energii (wpierw uwalniając się z sieci, w którą wdeptywał, co chwila).


Mężczyzna ów, w szatach mnicha ustawił się koło dziewczyny w postawie bojowej. Z jego przedramion i łydek wyrastały kostne ostrza świadczące, że należy do rasy skarnów. A ciemna broda okalała jego podbródek.
Lecz Kenningowi nie dane było się na tym skupić, bowiem zza murów rozlegały się poirytowane basowe przekleństwa.-Kozioł chędożył twoją matkę... Różowy, skoro wymyślasz takie plany. Ani chybi pod tym całym wdziankiem, jesteś elfem! Bo tylko elf pakowałby krasnoluda do łódki i kazał mu się po linie wspinać!


Na mury wdrapał się krasnolud o rozwichrzonej białej brodzie i... przenośnej baliście. Bo jak inaczej można było nazwać kuszę strzelającą dzirytami.
Krasnolud coś tam powiedział i strzelił z kuszy, przeszywając serce i ciało wampira, które momentalnie wyschło zmieniając się w zmumifikowane zwłoki w pancerzu.


Ostatnim osobnikiem był humanoid w szatach koloru liliowego. Spojrzał na Nyhma, ten zaczął coś mówić, ale cisza skutecznie blokowała rozmowę. W koń ów osobnik odezwał się w głowie Kenninga.-”Czarodzieju, jeśli mnie słyszysz odpowiedz. Czarodzieju, jesteś tu?"

Nie tylko Kenning był niewidoczny, także grupka pod wodzą Katriny w ciszy ( przerywanej pyskówkami słoik-miecz, lub słoik-miecz-Katrina, lub słoik-miecz-Katrina-Vincent) docierała powoli do komnat sypialnych swej drużyny. Po drodze mijali trupy goblinich nietoperzołaków, upchnięte po kątach.
Lecz prawdziwa niespodzianka czekała ich na korytarzu ich gościnnych pokoi.
Regularna bitwa. Gobliny pod wodzą wampira uzbrojonego w szable ścierały z niewielką, ale doświadczoną grupką zakapiorów.
Dowodził nim dobrze znany Vincetowi bahamutianin imieniem Tarsimar , swym potężnym toporem dwuręcznym rozcinający gobliny na pół. I próbujący dopaść cofającego się wampira.


Próbujące sformować szyk obronny gobliny, rozbijał atakujący z cieni łotrzyk, dobrze znany całej grupce.


A wspierała go kapłanka z młotem i krasnoludzki kusznik.


Niestety, problemem było to, że walczyli w korytarzu, odcinając Katrinę i pozostałych od dostępu do komnat. W tym i tej, w której znajdował się sprzęt dziewczyny.
-Dalej chłopcy, nie zostawić nikogo ży... eee... nikogo zdolnego do chodzenia.- krzyczał Tarsimar.Wyglądało, że skłócone pod Smoczymi Grotami frakcje, połączyły siły... Szkoda, że przeciw "drużynie Romualda".
Tymczasem z drugiej strony, węsząc najwyraźniej zbliżało się coś co przypominało koszmarnego olbrzyma, o ciele porośniętym kolcami.


I o pazurach długości krótkich mieczy i równie ostrych zapewne. Pan mózg zadrżał mówiąc telepatycznie.-”Phthisic! Nie sądziłem, że mu się uda. Pokraczny nekromanta stworzył jednak, to co... jesteśmy w tarapatach.
Ekipa Katriny znalazła się między młotem, a kowadłem... niestety, prawie dosłownie.

Można by pomyśleć, że ostatnia grupka miała najlepiej. Gaspaccio znikł, zabierając ze sobą Puffcia do którego grzbietu przywiązany był balast w postaci zasuszonego gnoma w puszce... to jest... zbroi.
Więc Cypio, Krysnis oraz półelf ruszyli w kierunku dziedzińca i zobaczywszy, na nim rozwścieczoną gospodynię (która już otrząsnęła się po ataku), oraz kilka wampirów i mnóstwo goblinów, stwierdzili, że trzeba znaleźć alternatywną drogę poprzez komnaty zamku, by dotrzeć do stajni i wierzchowców...a ostatecznie do reszty drużyny.
Bowiem lepiej przemykać korytarzami na parterze i natknąć się na wrogie patrole, niż leźć prosto na szóstkę wampirów i ponad trzydzieści goblinów.
I tak wchodząc do jednej z komnat, natknęły się na starego wampira o siwych włosach i eleganckiego stroju.


Nobliwego wampira, w trakcie... posiłku, w postaci młodej rudowłosej panienki. Spojrzał na nich zaskoczny i rzekł z dziwnym akcentem.- Czy phostaczkowie nie umiecie pukhać? Nie widzicie, że jestem w thakcie posiłkhu? O co chodzi? Zajęty jestem.
A Romualdo, zemdlał.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-04-2011 o 21:50. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 26-04-2011, 14:52   #148
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Akcja obu bohaterów została uwieńczona czymś, co można było nazwać częściowym powodzeniem. Zaplątany w pajęczynie mag-szkielet rozpadł się, zamieniony atakami Nyhma w garść pojedynczych kości, a i gobliny błyskawicznie przestały sprawiać jakiekolwiek kłopoty.
Na tym chwilowo garstka sukcesów się skończyła, bowiem wampir-wojownik okazał się wyjątkowo upartym przeciwnikiem, nie chcącym iść w ślady swych towarzyszy stróżujących przy bramie. Ataki cienistych wojowników, strzały z kuszy Kenniga, pełne energii fwooshe Nyhma nie robiły na nim żadnego wrażenia. Parł do przodu usiłując pokroić seksowną kuszniczkę na plasterki.
Czy ewentualna zamiana kuszy na różdżkę leczenia cokolwiek by zmieniło, czy zwiększyłaby szanse kobiety? O tym Kenning nie zdołał się przekonać, gdyż na murach pojawiła się grupa, którą kuszniczka śmiało mogła nazwać ekipą ratunkową. Zadający wspaniałe ciosy skarn, krasnolud z machiną oblężniczą w dłoniach, różowe coś, które przemówiło do Kenninga w mowie myśli.
“Jestem” - odparł Kenning. - “Dzięki za pomoc. Co mogę dla was zrobić?” - spytał. - “Szukacie kogoś, czy to tylko wizyta towarzyska?”
"Trochę rozjaśnić sytuację. Czemu wampiry robią taki raban? Myślałem, że mój atak ... to jest atak mojej drużyny, będzie dla nich zaskoczeniem"
- odparł różowiasty.
"Byliśmy tu nieco wcześniej...” - powiedział Kenning. - “Nie wiedzieliśmy, że tu są wampiry, a teraz usiłujemy się wydostać. Jest nas trochę więcej."
"Chcieliśmy otworzyć bramę i most
" - dodał.
"Cudnie. A miało być tak ładnie. Przy przewadze liczebnej atak z zaskoczenia wydawał się najbardziej sensownym wyborem. Jestem Taranis. Przywódca łowców nieumarłych do wynajęcia."- myśli Taranisa czy też Taranis były pełne irytacji.
"Przykro mi. Gdybyśmy wiedzieli, to byśmy poczekali". - Kenning niemal nie był ironiczny. - "Kenning" - przedstawił się. - "A to jest Nyhm. Wampiry nas zaatakowały, a my nie chcieliśmy dać się skonsumować. W każdym razie ci tutaj zostali zaskoczeni, a inni... też się was nie będą spodziewać. Ale... przecież i tak nikt by tu nie spał. Trudno by było ich tak naprawdę zaskoczyć."
"Co innego jednak polować na jednego po drugim, a co innego, stawiać odpór całej sforze na raz"
- padła odpowiedź, a potem pytanie. - "Gdzie jest reszta?"
"Naszych czy wampirów"
- spytał Kenning. - "Część poszła do stajni, a reszta... może być wszędzie." - Wzruszył ramionami, co raczej nie było widoczne. - "Może opuścimy most, a potem razem z wami pójdziemy ich szukać?" - spytał. - "Nyhm kocha takie zabawy."
"Ktoś was wynajął, czy to prywatna inicjatywa?"
- spytał jeszcze.
"To już prywatna sprawa mojej drużyny" - odparło Taranis. I dodało. "- Spuszczając most, przyciągniemy uwagę tych na dziedzińcu."
"Wolicie najpierw zapolować na tych, co się plączą po zamku"
- spytał Kenning. - "Przyciągnięcie tych na dziedzińcu na upartego też by można wykorzystać."
"Bez obrazy, ale nie jesteśmy drużyną paladynów. Nie płacą nam za efektowne samobójstwa”
- stwierdziło różowiaste.
"My tym bardziej" - odparł Kenning. - "Nam zależy na wydostaniu się stąd, gdy tylko pojawią się nasi wraz z końmi."
"Czyli powodzenia. Starajcie się nie wychylać"
- powiedziało różowiaste.
"Poczekamy, nie robiąc przy okazji zbyt wielkiego zamieszania" - odparł Kenning. - "Udanych łowów".
I dzielna czwórka ruszyła swoją drogą. Ku widocznemu zniechęceniu Nyhma, z rozczarowaniem gapiącego się na odchodzącą biuściastą kuszniczką.
Najpierw jednak łowcy wampirów ograbili wyschnięte zwłoki wampira, a potem wlali coś do jego ust. Zapewne ta mikstura sprawiła, że zwłoki rozsypały się w pył.
We wzroku Nyhma, tym razem utkwionym w Kenninga, brzmiał zdecydowany wyrzut. Czy była to magia biustu kuszniczki, czy wrodzona żądza przygód - trudno powiedzieć. W każdym razie Nyhm, co było wyraźnie widać, wolał wybrać się na polowanie na wampiry niż tkwić bezczynnie przy wejściu.

Bez względu na wszystko Kenning wiedział, co w tym momencie jest najważniejsze i chociaż sam również odczuwał bijący od nieznajomej seksualny zew to nie zamierzał rzucać się w wir przygód. Mieli inne zadanie - podnieść bronę i opuścić most. I to się liczyło.
Sięgnął po różdżkę.
Do obsługi mechanizmu podniesienia brony potrzeba było czterech chłopa. Powiększony (chociaż nieco mniej zręczny) Nyhm dał sobie z nią radę przy niewielkiej pomocy Kenninga. Brona uniosła się z cichym poskrzypywaniem. Widać było, że jest często używana, a ktoś, zapewne pani domu, nie przepadała za przeraźliwym piskiem i zgrzytami, jakie towarzyszą nienaoliwionym mechanizmom. Potem wystarczył jeden ruch mocarnych ramion, żeby zablokować bronę na bardzo, bardzo długo.

Opuszczenie mostu było czymś, co nie powinno sprawić najmniejszego problemu nawet dziecku. Wybić zapadkę, a nieubłagane zasady rządzące światem, te, które sprawiały, że to, co było w górze musiało prędzej czy później opaść, doprowadziłyby bardzo szybko do tego, że most w bardzo efektowny zmieniłby pozycję z pionowej na poziomą. Z hukiem, trzaskiem i łomotem. Z efektami, które postawiłyby na nogi siedmiu braci śpiących.
Byłoby to jednak nieco sprzeczne z sugestiami różowiastego czegoś o nieokreślonej rasie i płci. Bardzo rozsądnymi sugestiami. Efektowne wyjście dobre jest w opowieściach, lecz w twardej, brutalnej nieraz rzeczywistości często miewa opłakane skutki.
I znów przydały się zwiększone gabaryty Nyhma, oraz związana z nimi zwiększona siła. Metr po metrze ciężkie, okute żelazem bale opuszczały się coraz niżej, by w końcu z głuchym stuknięciem zetknąć się z drugim brzegiem fosy.

Czemu do podnoszenia i opuszczania mostu używano nie łańcuchów, a lin, tego Kenning nie wiedział. Jednak nie miał zamiaru narzekać. W końcu, aby uniemożliwić podniesienie mostu, łatwiej przeciąć liny, niż piłować łańcuchy.
Kenning wyciągnął sztylet i zaczął się przymierzać do nadcinania liny, ale Nyhm miał lepszy pomysł. Wyciągnął z torby fiolkę i wylał połowę zawartości na naprężoną linę. Syk i zapach poinformował Kenninga, że stężony kwas zaczął swą podstępną robotę. Po chwili i druga lina została poddana działaniu kwasu.
- To powinno wystarczyć - mruknął Nyhm. Widać było, że ciągle nie może przeboleć tego, iż nie poszedł zapolować na wampiry, u boku dzierżącego kuszę uosobienia seksu.
A Kenning przez moment zaczął się zastanawiać, jak by wyglądało spotkanie kuszniczki z paniami z drużyny... Z pewnością ciekawie. Z pretensjami zapewne do niego
- Idziemy stąd - powiedział.

Cięgle przez nikogo nie niepokojeni zbiegli na dół.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-04-2011, 11:56   #149
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Jeden krok, kolejny kro, i jeszcze jeden. Katrina odwróciła się w stronę Vinca i wyszeptała przytykając palec do ust:
- Ciiiiiiiiiiiiiii... już prawie jesteśmy na miejscu. - wychyliłą głowę zza rogu korytarza i cofnęła się do tyłu gwałtowanie: O żesz ty! - wyrwało jej się głośniej niż zamierzała. Po czym spytała teatralnym szeptem pana mózga:
- Co masz na myśli mówiąc “tarapaty”?
-To znaczy że ta bestia zrobi sobie z waszych mózgów, jak to mówią Calimshyci?...Hmm... jak to było...o wiem... Shish kebaby.”- stwierdził Sidious.
- To może dla towarzystwa wylądujemy obok ciebie w tym słoju. -mruknęła Katrina rozglądając się po korytarzu. - Jak myślicie... gdybyśmy wleźli do któregoś z pokojów, ominąłby nas i poszedł robić te calimshyci, z tych tam za rogiem?
-Nie. To nie jest przypadkowa bestia. Potrafi węszyć. I zgadnij, kogo on tropi ślicznotko?”- zachichotał złośliwie mózg.
- No nie mów, że ciebie? - odparła mu pytaniem na pytanie Katrina spoglądając na słój.
Oczywiście, że nie. Słoje nie mają zapachów. To zabójca nasłany przez krasnala. I o wiele groźniejszy w walce niż ten allip, przed którym zwiewał dzieciak.”-pomyślał obrażonym tonem arcymag.
- Ale ty jako mózg arcymaga, chyba znasz jakieś sztuczki... aby go zmylić co? - spytała go Katrina przymilnym głosem.
-Nie, nie znam. Mógłbym się z nim zmierzyć w walce, ale... nie sam.”-odparł Sidous nie tak butnie jak by chciał.
- Czyli krasnal... to jednak lepszy mag od ciebie? Przecież chyba musi być jakiś sposób, aby go zmylić... albo zmylić mu ten jego węch.. - zaczęła się zastanawiać Katrina, pytając z roztargnieniem: - Jak, nie sam? Czyżbyś przy naszej pomocy coś zwojować z nim potrafił?
-Nie jest nieumarły... a ja potrafię co nieco.-odparł Sidious butnie.
Vinc zaś do tej pory zamyślony odezwał się w końcu. - A nie możemy wysłać go na inny plan przy pomocy tego zwoju który znaleźliśmy? To go chyba unieszkodliwi.- powiedział, dalej głowiąc się nad planem działania.
-Tym zwojem to najwyżej siebie możesz wysłać na inny plan. A nie tego stwora. Czy już nie uczą młodych, podstaw magii?”- burknął mózg i zaczął wygłaszać długą i nudną tyradę dotyczącą upadku szkolnictwa.
- Nie wiem kto kogo i czego uczy... ale może o tym waszmość mózg pogada potem, teraz chyba mamy coś innego na plecach. - wcięła się w tą tyradę Katrina.
- Mam w sumie jeszcze jeden dość ryzykowny i możliwe zawodny plan, ale lepsze chyba to niż nic? -zagadnął zaklinacz.
- Taaaaaaaaaaaak? - spytała z lekkim wahaniem w głosie dziewczyna.
- No bo mogę stworzyć jeszcze jedną iluzje, na to starczy mi mocy. Mógłbym stworzyć iluzje jakiegoś członka naszej grupy, z tym złotym jajem, a samemu stać się niewidzialnym...- tu Vinc mruknął cicho- ... chociaż to ostatnio zawodne zaklęcie... -i powrócił do urwanej myśli.- I ruszyć wraz z iluzją w stronę dziedzińca. Bestia kierowana węchem poszła by za mną, a tamci pewnie by pobiegli za jajem. A z tego co pamiętam to tam na zewnątrz kręciły się jakieś wampiry, więc mogło by to zrobić trochę zamieszania. A wrócić bym mógł przy użyciu zwoju, przenosząc się na plan eteryczny. -zakończył potakując sobie.
Bogowie... skąd bierzecie takich matołków?! Zwój jest jednorazowym czarem. Jednorazowym. Skoczysz raz i... koniec. Zginiesz na planie eterycznym, bo nie zdołasz powrócić.”-wściekł się pan mózg.
- Ten punkt planu wymaga jeszcze dopracowania... -mruknął Vinc pod nosem .
- - Sama nie wiem... a jak cię capną? - zastanawiałą się Katrina pocierając palcami skronie.
- Tu też nas mogą capnąć, jak nic nie zrobimy. -zauważył smokowaty.
- Pan mózg podobno ma na nich sposób tylko potrzebuje... pomocy - mruknęła do niego Katrina wskazując palcem na słój.
- Już ja widzę ten jego sposób... -mruknęło ostrze. - Znając go każe wam się zabić a potem zrobi z was jakieś zombie czy inne mumie by z tym czymś walczyć... -dodało ostrze pod nosem(teoretycznym nosem rzecz jasna).
-Taaa...to jest myśl. A z ciebie zrobię rożen. W końcu miałbyś okazję wbić się w jakieś mięso, zamiast tkwić w pochwie i pleść androny.”-odgryzł się mózg w słoiku.
- Wybacz wielki arcymaguuu... -mruknął miecz ociekając wręcz ironią. [/i] -Zapomniałem że każdy wielki czarownik potrzebuje dwójki pomagierów do walki z pierwszym lepszym stworem.[/i]
-Ano potrzebuje. Nazywa się ich pomagierami, albo mięsem armatnim. Każdy porządny magiczny przedmiot wie, że wielki arcymag...-”rozpoczął kolejną tyradę Sidious, przerwaną przez miecz.
-To stary, mózg w brudnym słoiku? -wcięło się ostrze w słowo mózgowi.
-Ma ważniejsze sprawy, niż wyżynanie idiotów, którzy myślą że mu mogą zagrozić.”-Sidoius nie dał się wyprowadzić z równowagi słowami miecza. Za to westchnął.- “Dowcip też masz widzę przerdzewiały mieczyku, na więcej cię nie stać?
- Nie chce marnować na Ciebie najlepszy ripost, bo jeszcze nie zrozumiesz. -syknął miecz.
- Wiesz Vinc mam pomysł! Wrzućmy tych dwóch tam za róg... zagadają resztę na śmierć swoimi swarami. - wcięła się w ich kłótnię Katrina.
-Nie marnuj, nie marnuj... niewiele ci ich zostało, więc zachowaj je na łatwiejszych adwersarzy.”-odparł z wyższością w myślach Sidious ignorując uwagę Katriny.
- Jak Ja Ci zaraz zmarnuję to... -świat jednak nie dowiedział się co wtedy nastąpi bowiem Vinc spacyfikował ostrze chowając je nagle do plecaka. - Teraz nie ma czasu na kłótnie. - stwierdził zaklinacz drapiąc się pazurem po nosie. A Pan, Panie Mieczu niech się nie martwi, zaraz Pana wyciągnę. -dodał pocieszająco, na co odpowiedziały mu słowa stłumione przez ubrania i wszystko inne co w plecaku.
- To może by tak Romualda wyczarować z tym jajem i puścić go wolno w nogi? - zaczęła się zastanawiać Katrina: - Ci co chcą jajo by za nim popędzili, a reszta za nimi może? Ale zostały by pewnie nietoperki i wampirek i ten twój nowy nie zapoznany jeszcze “przyjaciel”.
- To nie takie proste, iluzje trzeba sterować myślami, a nie mam jak sterować jej krokiem jak nie widzę gdzie biegnie, po chwili wniknęłaby w jakąś ścianę.- wytłumaczył Vinc.
-Albo uległa by rozproszeniu w wyniku braku koncentracji maga. Iluzje są dobre dla dzieci, prawdziwy mag szkoli się w wywołaniach lub nekromancji. To dziedziny dla prawdziwych mężczyzn.”-wtrącił się pan mózg, jak zwykle gadając dużo i nie na temat.
- Mój dziadek mawiał że wywołania nie przydają się na starość, zaklinanie i przywoływanie ponoć jest efektowniejsze, gdy nie ma kto zrobić obiadu. -powtórzył jedną z wielu życiowych mądrości swego dziadka Vinc.
- To jak nic, może się schowajmy do któregoś z pokoi. Mam proszek zacierania śladów.... może wąchacz nie wywącha gdzie Vinc nawiał? - podsunęła kolejny pomysł Katrina i zerknęła na współtowarzysza i dobytek.
-Zupełny brak ambicji.-”westchnął pan mózg.-”Za moich czasów, magowie wiedzieli do czego używać zaklęć. Na pewno nie do zupek i wełnianych papuci.
- Mój dziadek to wspaniały czarodziej! -oburzył się Vinc. - Tylko ma już lekką sklerozę i czasem zapomina dokończyć inkantacji... -dodał jeszcze do swej wypowiedzi smokowaty.
-Skleroza... w to mogę uwierzyć. Przypadłość zapewne rodzinna?”- spytał zaskakująco poważnym tonem Sidious.
- Nie, tylko dziadek ma sklerozę. -odpowiedział Vinc. - Ponoć to przez to, że kiedyś pomylił składniki do eliksiru dobrej pamięci i jakoś tak wyszło.
- Vinc... - rzekła w zamyśleniu Katrina wyciągając w stronę smokowatego dłoń z sakiewką: - A może by tak... Mam tutaj proszek zacierania śladów. Może byś stał się niewidzialny, poszedł tam do rogu korytarza, na chwilę wyskoczył za róg. I zanim by cię te nietoperki czy też wampir ujrzeli schowałbyś się spowrotem. Dałabym ci jeszcze te buty Hibbo -wskazała dłonią na swoje nogi na których miała latające buty: - Dzięki nim przyleciałbyś tu do nas nie zostawiając śladów i schowalibyśmy się w jakimś pokoju, wcześniej posypując koło niego trochę tego proszku, aby nie było, że weszliśmy do środka. Tam bym posypała znów proszkiem aby pokój sprawiał wrażenie nieużywanego od dziesięciu lat, wiesz... kurz, brud, pajęczyny. Ten co lezie twoim śladem polazłby za róg wtedy, powybijaliby się nawzajem, a my spokojnie byśmy w tym “zaniedbanym” pokoiku przeczekali, aż będzie można wyjść i wiać. Co ty na to? - zakończyła czekając na reakcję Vincenta na swój pomysł.
-Wiesz, że smarkaty skrada się jak ostatnia pierd... ofiara?”- odparł pan mózg. Po czym dodał.-”To jednakże może się udać, ale... może też i nie. Jest ryzykowne. Zbyt wiele założeń wobec przeciwników.
- Lepsze to niż czekać aż nas z obu stron zajdą. A niewidzialny nie musi się skradać... najwyżej tylko ciszej iść. - odrzekła mózgowi Katrina biorąc stronę Vinca w tej potyczce... słownej.
- Ale ja nie muszę wychodzić za róg... -powiedział Vinc uśmiechając się szeroko gdyż coś sobie przypomniał.- Możemy wykorzystać tą sztuczkę co przy walce z wampirem. Za pomocą kuglarstwa mogę stworzyć zapach, a Psikus może mi w tym pomóc, wie jak pachnę, a woń kształtują myśli, zaś on może mi w tym pomóc swoimi zdolnościami. -stwierdził uradowany zaklinacz.
Dziewczyna zanurzyła dłoń w dekolcie bluzki i wyciągnęła Psikusa spomiędzy piersi podając go Vincowi ze słowami: - Nic mu się nie stanie, prawda?
- Nieeee. -zapewnił Vinc.- Czar nie jest dotykowy rzucę go stąd, Psikus pomoże mi tylko sprecyzować zapach. -stwierdził rudzielec drapiąc chowańca za uchem. - Nie narażałbym go na niebezpieczeństwo przecież! -dodał jeszcze po czym z pomocą chowańca zaczął nakładać fałszywy trop prowadzący w stronę walczących. - Ma Pani przy sobie jakieś perfumy? -zapytał nagle.
Katrina uśmiechnęła się od ucha do ucha - Też pytanie! Od razu widać, żeś młodzik! - pogrzebała po kieszeniach kamizelki i podała niewielką fiolkę smokowatemu. - Taka wystarczy?


Vinc spojrzał na buteleczkę i uśmiechnął się. - Tak, mam nadzieje że jakoś specjalnie Pani za nimi nie przepadała. -powiedział i bez zbędnych ceremoni odkręcił flakonik wylewając na siebie całą zawartość. - I po moim zapachu, teraz do pokoju stwór nie zakręci. -stwierdził wesoło i skrzywił się. - Ale teraz dziwnie pachnęęęę... -jęknął jednocześnie oddając Psikusa Katrinie.
Ujęła Psikusa i od razu wpakowała go za bluzkę. - Jak dziwnie? Ładnie pachniesz! No... może trochę przesadziłeś z ilością -dodała lekko krzywiąc nos.
-Ptaszyny...zostawcie sobie flirt, na później.”-burknął mózg w słoiku.-”Czas wam się kończy.
- No to niech Pani szykuje ten proszek. -rzekł zaklinacz otwierając drzwi do najbliższego pokoju.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 29-04-2011, 12:39   #150
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Katrina rozwiązała więc sznurki sakiewki w której trzymała proszek i rozchyliła ją na tyle, że udało jej się zanurzyć palce i wyjąc garść proszku. - Wchodź do środka a ja tu posypię. - rzekła wycofując się tyłem za Vincem i posypując ich ślady.


-Co oni zrobili z moim pokojem doznań?!”-wrzasnął mentalnie pan mózg. Komnata bowiem generalnie zapuszczona. Po jednej stronie był stary kominek a nad nim głowy likantropów, po drugiej stronie, zaś stara szafa rozlatujące się łoże z baldachimem. A na górze, kolonia małych nietoperzy i pajęczyny pośród których kręciły się malutkie złowieszcze pająki. Wiele tu dekoracji nie trzeba było.
- Pokojem doznań? A co to? -zainteresował się rudzielec przechadzając się po pokoju.
-Tutaj uprawiałem miłość cielesną z niewolnicami wampirzycy, no i te trofea tooo moje dzieło.W jednym z nich coś ukryłem. Ale nie pamiętam już...co... w dwóch pozostałych są pułapki.”-odparł Sidious, po czym wrócił do sedna sprawy... w jego mniemaniu.-”Tutaj się relaksowałem, młody.
- W którym ukryłeś?- spytała o to co bardziej ją interesowało Katrina.
- Jakie pułapki? -zapytał jednocześnie z dziewczyną Vinc.
-Nie pamiętam. To było wieki temu.”-burknął Sidious.

Vinc pogrzebał w plecaku i wyciągnął swój oręż który odetchnął głęboko. Wszak byli już ukryci więc miecz nie wadził chłopakowi, toteż bez wahania przypiął go znowu do paska. Po czym powiedział wesoło.
- To sprawdzamy w której głowie coś jest ukryte?
- Vinc... jak opuścimy ten zamek... obowiązkowo robisz pranie... -mruknęło ostrze oddychając ciężko.
-Sprawdzajcie sprawdzajcie, chodzące szaleństwo szuka ciebie chłopczyku, ale ty baw się w poszukiwacza skarbów.”-mruknął arcymag.
- I tak mym tu siedzieć, a kto wie, co tam ukryłeś, może coś co przyda się do ewentualnego powstrzymania stwora? -odpowiedział Vinc.
- Lepiej by było gdybyś pamiętał co i gdzie schowałeś, sklerotyku stary... -mruknął miecz, szukający zaczepki.
- Pokłócicie się później, co? Teraz te pułapki i niespodzianka i lepiej się gdzieś schowajmy, a nie stoimy tak na widoku. - mruknęła na te spory Katrina.
- Co Pani proponuje, jak zgadnąć gdzie są pułapki a gdzie nie? -zainteresował się Vinc, po czym wypalił znienacka.- Gdzię Pani właściwie nauczyła otwierać zamki? Też bym chciał tak umieć!
-Najgroźniejszy trzyma zdobycz największą.”-zamyślił się pan mózg.

Katrina wyjęła z jednej z kieszeni kamizelki swoją soczewkę wykrywania i podeszła do głowy lwa, uniosła ją do oka i zaczęła oglądać łeb zwierzęcia. Nic nie znalazła więc skierowała ją na jelenia, tu czekała niespodzianka w postaci pułapki z drucikami. Przesunęła się jeszcze aby obejrzeć łeb niedźwiedzia. W między czasie odpowiadając na pytanie Vinca: - W domu ojca się nauczyłam zamki otwierać. - Niestety przy łbie niedźwiedzia nie udał jej się również nic wykryć. W jeleniej głowie jest pułapka Vinc, w pozostałych dwóch nie umiem powiedzieć co. Tak więc mamy do wybory, niedźwiedzią i lwa. W jakiej szukamy? - spytała smokowatego.
- Jeżeli słuchać tego co mówi Pan Mózg, to najgroźniejszy wydaje się lew ale...- Vinc zamyślił się chwile. -.. ale znając jego charakter to nie ukrył tego w głowie najbardziej prawdopodobnej. A po za tym to głowy likantropów a nie zwykłych zwierząt. A nie wiem czy lwiołak czy niedźwiedziołak jest groźniejszy. -zamyślił się chłopak. - Stawiam chyba na niedźwiedzia, dla Pana mózga lew byłby zbyt oczywisty. -wysunął swoją propozycję po chwili zadumy.
- Raz się żyje.. - mruknęła Katrina wyciągając rękę w kierunku niedźwiedziego łba, jednak zawahała się i ujęła w dłonie rapier. - Odsuń się Vinc... wsunę tam ostrze i zobaczymy czy coś go nie zszamie. - rzekła odwracając głowę i zerkając przez ramię w kierunku młodego smoka.
Vinc przytaknął i cofnął się o kilka kroków jednocześnie zagadując beztroskim tonem. -A tak właściwie, czemu wybrała się Pani na misję pomocy Panu Romualdo? -zapytał z wyraźnym zainteresowaniem.
- A może pan arcymag zna jakąś sztuczkę aby nas osłonic? - spytała zatrzymując ostrze rapiera tuż przed zębami niedźwiedzia i odpowiedziała Vincowi: - Akurat nic innego nie miałam do roboty, więc pomyślałam, że może być ciekawie.
-Jeśli coś nie przynosi, potęgi lub zysku, a wiąże się z wysiłkiem... nie jest warte zaczynania.”-wtrącił pan mózg.
- Toć tyś coś tam włożył... sklerotyku, sam powinieneś wiedzieć z czym się wiąże - mruknęła pod nosem Katrina
-Mówię o powodach twej wyprawy kobieto. Z nudów... phi... tylko babski rozum mógłby wymyśleć taką głupotę.”- zaśmiał się mózg w słoiku.
- Nie każdy jest tak pazerny jak niektórzy arcymagowie - odburknęła mu na to dziewczyna
-I dlatego nie każdy jest tak potężny jak arcymagowie. Bez ambicji, nie ma celów, bez celów... jest tylko wegetacja.-odparł Sidious.
- Dlatego ty wegetujesz teraz w słoiku, a ja używam życia. - odrzekła mu z uśmiechem Katrina i ponieważ rapier przed pyskiem niedźwiedzia nic nie wywołał ostrożnie go wsadziła do środka.
-Niańczysz niedorobionego magika i uciekasz przed potworami... jakże ci ci zazdroszczę.”-odparł arcymag i dodał.-”A pobyt w słoiku to nie wynik moich ambicji, tylko ambicji mojego zdradzieckiego pomocnika. A podobno krasnale, to solidna i rzetelna rasa.
- Jak na razie oprócz puszenia się nic sobą nie reprezentujesz. Jakoś coraz mniej w to arcymagowanie wierzę. Nawet nie pamiętasz gdzie ukryłeś pułapki a gdzie ten swój “skarb”. Dla mnie to już skleroza i wegetacja... - rzekła do słoja dziewczyna i jeszcze głębiej wsunęła ostrze rapiera w pysk niedźwiedzia. Które wchodziło i wchodziło … i wchodziło. Rapier wsunął się do pyska aż po rękojeść! To nie mogło być możliwe, a jednak.
- A ja stwierdziłem, że to idealna okazja na poznanie tych stron, no i że na pewno będzie to ciekawe zajęcie, no i liczyłem na przygody! -odparł radośnie Vinc i z typową dla siebie beztroską rzucił kolejne pytanie. - Długo już Pani podróżuje jako poszukiwacz przygód? Ja zawsze chciałem być takim prawdziwym awanturnikiem. -rzekł z rozmarzonymi oczyma.
- Długo Vinc, nie raz się zastanawiam czy nie za długo. - odrzekła mu na to dziewczyna.
- Niech Pani wierzy siedzenie długo w jednym miejscu jest beznadziejneeeeeeeeee. -powiedział przeciągając ostatnie słowo straszliwie. - Od urodzenia siedziałem w Enklawie, to straszliwa nuda, tak przynajmniej ciągle dzieje się coś nowego!
-Dobra...wy sobie hałasujcie, a ja poczekam, aż ten hałas ściągnie wam kogoś na głowę.”-burknął Sidious.-”Nie mieliście się przypadkiem ukrywać?
- Może w tym łbie się ukryjemy... wydaje się nie mieć końca. - odrzekła mu na to Katrina patrząc w zdumieniu, że rapier wszedł cały a nadal nie trafiła na żaden opór.
- To może sprawdźmy lwa? -zaproponował Vinc ściszając trochę tonu jednak ciekawość nie pozwoliła mu na zaprzestanie podjętego tematu. - Co Pani robiła zanim ruszyła Pani w drogę?
-Co ty rodziłeś się na wspak dzieciaku? Skoro dziewuszka żyje, to znaczy że to nie jest pułapka.”- odparł z rezygnacją w myślach pan mózg.-”Te... spryciula, wyjmij tą wykałaczkę z paszczęki niedźwiedziołaka i poszperaj rączką za mym skarbem.
- A może pana tam wsadzimy i się waść rozejrzysz? - spytała go szczerząc zęby w parodii uśmiechu Katrina. Wyciągnęła jednak rapier z pyska niedźwiedzia i wsadziła rękę do środka.
-Ciesz się, że powiedziałem wam o pułapkach. Mogłem zapomnieć o tym szczególe. Poza tym pozwalam wam korzystać z mojego skarbu... dopóki nie zyskam nowego ciała.”- odparł w odpowiedzi arcymag.-”Tyle szczodrobliwości z mojej strony wystarczy.
- Może mu ciało krasnoludka załatwić co Vinc?- mrugnęła okiem do smokowatego i dalej szperała w paszczy niedźwiedzia. - Podróżowałam wcześniej też.- nie wdawała się w szczegóły odpowiadając na pytanie jakie jej zadał.
- Ja bym proponował jakiegoś opasłego niziołka, będzie jak znalazł. - mruknął dotąd cichy miecz, który jednak uwagi w stronę mózga przemliczeć nie mógł.
- Ja to bym mógł podróżować cały czas, mam nadzieje że rodzice szybko nie zaciągną mnie znowu do Enklawy. -stwioerdził Vinc, na tyle głośno by Katrina mogła go usłyszeć.
Dłoń dziewczyny natrafiły na coś długiego i twardego, acz miłego w dotyku, gdy mózg w słoiku mruczał.-”Aż dziw że cię wypuścili. Zwłaszcza w towarzystwie pana złomka.
Katrina zacisnęła palce na swojej zdobyczy i wyciągnęła ją z cichym okrzykiem: - Voila!
Była to długa i twarda i magiczna...


dwumetrowa laska magiczna, rzeźbiona w mahoniu i płonąca czerwonym ogniem. Zaczęła jej się przyglądać z uwagą i spytała arcymózga: - A cóż to za skarb?
-To oczywiście laska magiczna... a czego się spodziewałaś?”-burknął arcymag.-”Moja laska magiczna gwoli ścisłości.
W tym momencie z ust Vinca wydobył się zduszony okrzyk zachwytu, a chłopak w podskokach podbiegł do znaleziska. Zaczął oglądać znalezisko ze wszystkich stron, zapowietrzając się przy tym na tyle że słowa nie powiedział, jedynie wielkimi oczyma obserwował każdy cal laski, miecz jednak zachował zimną krew, chociaż stalowe nerwy to lepsze określenie.
- Młody bo tu z niedotlenienia padniesz... Laska jak każda inna... -mruknął siląc się na obojętny ton. - A złomka to ja sobie zapamiętam... -rzucił jeszcze z metalicznym szczękiem w stronę mózgownicy.
-Oczywiście że nie jak każda inna, to nie jest bezużyteczny kawałek żelastwa jak miecz czy kostur. To jest podstawa... wyróżnik arcymaga.”-odparł Sidious, wzdychając.
- A co ten wyróżnik potrafi robić? spytała Katrina kierując końcówkę laski w stronę słoja z mózgiem.
- Widziałem już lepsze.. -rzekł miecz i ziewnął przeciągle.
- Strzela płomieniami? Wystrzeliwuje promienie energii? Przyzywa potężne potwory służące jej posiadaczowi? Spopiela wszystko na swojej drodze? -zapytał Vinc piszcząc niemal z zachwytu, oczy całe mu błyszczały gdy obserwował kostur.
-To nie jest tandetna laseczka... ta tutaj wzywa potwory, złe potwory, roztrzaskuje przedmioty na swej drodze, sprowadza choroby i poraża przeciwników widmem zagłady.”-odparł z pewną dozą satysfakcji arcymag.
- Młody chcesz potrzymać? - spytała go Katrina uśmiechając się na widok jego fascynacji i dodała na tyradę mózga: - Jak chcesz to potrafisz pamiętać, a jak wskazać gdzie ona jest to jakoś cię pamięć zawiodła.
Młody pokiwał energicznie głową i wystawił ręce przed siebie aby przejąc od dziewczyny laskę, nie mogąc wyrazić słowami zachwytu po tym jak mózg opisał działanie przedmiotu.
Katrina bez wahania oddała mu laskę. - Proszę. Tylko jakiejś choroby na ten mózg nie sprowadź... skleroza to chyba już choroba co nie?
-Myślisz, że zdradzę funkcje laski, które mogłyby być użyte przeciw mnie?”-zaśmiał się Sidious.-”Oj naiwna, naiwna kobietko. No, ale czegóż innego spodziewać się po białogłowach.
- Jak się tegooo używa? -zapytał Vinc zaciskając szpony na przedmiocie i wpatrując się w słoik wzrokiem proszącego o coś szczeniaka. - A może sam spróbuje? -zapytał i energicznie machnął laską w stronę łóżka.
-Najpierw naucz się używać mózgownicy, a potem pomyślimy o lasce. Mieliśmy się ukrywać, a robicie raban większy od tych walczących na korytarzu.”- rzekł Sidious.-”Na wszystko przyjdzie czas.
- Jak na razie to najwięcej rabanu robisz ty tymi swoimi mądrościami - odrzekła mu na to Katrina i zaczęła się rozglądać gdzie by tu mogli się schować.
Vinc zaś wpatrzony w laskę zamilkł posłusznie - by odkryć jak jej używać był gotowy niemal na wszystko. Sidious uniósł się w górę i skrył na baldachimie łóżka.
Smokowaty ruszył w stronę szafy gdzie postanowił się schować, by w razie potrzeby móc wyskoczyć z niej i razić wrogów potęgą laski arcymaga, albo przynajmniej uderzać nią po ich głowach w nadziei na jakieś efekty specjalne.
Katrina zaś mamrocząc pod nosem: - Nie cierpię tego... po prostu tego nie cierpię. - i rozsypawszy resztę proszku, wsunęła się pod łózko.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172