Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-10-2011, 13:38   #111
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
- Ykh, zabierz ode mnie tego zapchlonego psa, to może coś ci powiem - wykrzyczał ze złością elf.

Luv naprł mocniej kijiem i rzekł.

-No patrz go pieska nielubi. Jak do góry nogami będziesz wisiał z łbem w mrowisku to Zmienisz zdanie. Więc lepiej mów pókim dobry.

- Nic nie powiem póki nie zabierzecie tego pchlarza.

- Po pierwsze on bardzo nie lubi gdy się go obraza co zaraz poczujesz. Po drugie wabi się Siwy. Po trzecie jeśli chcesz żeby cię zostawił sam mu to powiedz.

Khemorin zatrzymał się na chwilę widząc, że sytuacja jest opanowana. Pies wykonał swoje zadanie znakomicie. Dostrzegając kątem oka zbliżającego się elfa pozostawił mu rozmowę z powalonym pobratymcem i przez chwilę przysłuchiwał się wymianie zdań, która zaczynała być nurząca. Zbliżył się do wciąż leżącego napastnika i stojącego nad nim nieznajomego. Zwracał przy tym baczną uwagę na obu. W końcu obaj byli elfami, a z nimi nigdy nic nie wiadomo. Nie odzywając się ani słowem odkopnął upuszczony łuk poza zasięg rąk wroga. Teraz stał nad nim, po przeciwnej stronie niż Luv, przyglądając się groźnie spod nastroszonych brwi. Opryskany krwią nie wyglądał najlepiej, ale skupione oczy były pełne blasku i energii. Mierzył spojrzeniem napastnika zastanawiając się, czy ten naprawdę nie zdaje sobie sprawy z sytuacji, w jakiej się znalazł? Należało mu to uświadomić. Czekał, aż ten otworzy usta, żeby odpowiedzieć i wtedy, zupełnie niespodziewanie, uderzył go z całej siły trzonkiem topora w szczękę.

- Jakbyś nie zrozumiał, to nie masz wyboru. Jasne?

Krew z obrzmiałego nosa trysnęła elfowi na twarz.
- Zabierzcie psa …

Nie udało mu się dokończyć prośby, gdy drugie mocne uderzenie styliskiem spadło na obitą już głowę z drugiej strony przerywając narzekania. Na zawziętym obliczu krasnoluda nie drgnął żaden mięsień, gdy bez litości okładał bezbronnego już wroga, a oczy patrzyły zimno, jak na robaka, którego należy usunąć.

- Jednak nie zrozumiałeś. - Wycedził przez zęby zmieniając chwyt na stylisku topora. - Pies nie jest problemem. Lepiej zacznij mówić kto i po co was tu przysłał? I dlaczego nas napadliście? - Teraz miał zamiar użyć drugiej strony swojego oręża, gdyby więzień nie powiedział niczego interesującego.

Luv patrzał jak krasnolud bije elfa i nie próbował go powstrzymać ale gdy skierował ostrą stronę topory w elfa powiedział.

- Uspokój się, martwy nam nic nie powie.

Po czym spojrzał na elfa i powiedział.

- A ty odpowiadaj jak cię pytają. Jakoś w mówieniu pies ci nie przeszkadza.

- Co to za głupie pytanie? Efl z gruumbarzyńcami? Ykh... przecież nie tylko ludzie byli w grumbarzyńskiej armii. Poza tym nie jesteśmy gruumbarzyńcami. To że mamy zbroję z ich oznaczeniami nie znaczy że nadal jesteśmy wyznawcami Gruumsha. Ykh..,Era gruumbarzyńców skończyła się gdy wielki lisz i jego armia przegrała pod krasnoludzką cytadelą. Nie wierzymy już w słowo gruumsha, ani w, ykh.., słowa jego wyznawców. Wierzymy tylko w , złoto i srebro, które może znaleźć się w naszych kieszeniach. Aaaah, zabierz te bydle dusi mnie i śmierdzi mu z pyska!

- Być może uwierzyłbym w to gdyby nie fakt że jedną trzecią waszej bandy stanowiły gobliny.

Tłumaczenia jeńca tylko go pogrążały w oczach krasnoluda. Dla pieniędzy był gotów ich pozabijać i nie robiło mu różnicy, od kogo te pieniądze dostaje. To czyniło go sługą wyznawców Gruumsha, czyli kimś jeszcze od nich gorszym. I powodowało, że szanse jego przeżycia spadły właściwie do zera. Puszczenie go, nawet bez broni, narażało ich na zdradziecki cios w plecy w najmniej spodziewanym momencie.

- Kto i dlaczego? - Przypomniał dobitnie pytania, które wciąż czekały na odpowiedź.

- Nic nie powiem puki bulg.. - resztę słów zblokował nadmiar krwi spływającej z nosa elfa. Jegomość zaczął się dusić.

Ciężko było stwierdzić, czy całe te przedstawienie jest udawane, czy nie. Ale wciąż nie uzyskali odpowiedzi na podstawowe pytania.

- Odwołaj psa - to nie zabrzmiało jak prośba - i złap go z drugiej strony. W obozie na pewno stanie się bardziej rozmowny. - Kowal schował jeden z toporów za pas, pochylił się i wziął dławiącego się własną juchą jeńca pod ramię.
***
Przez całą drogę powrotną ich jeniec kaszlał krwią dławił się.
Gdy doszli do miejsca walki, zastali tam w pełni zdrowego Assanara oraz niezbyt dobrze wyglądających Sylviusa i Lothel.
Do Luva natychmiast podleciał jego nowy towarzysz rudzik. Z pisków ptaka druid dowiedział się że dzielny ptaszek śledził przez jakiś czas drugą grupę napastników i z łatwością potrafiłby doprowadzić go do nich. Małą Emily niósł jeden z gruumbarzyńców lecz wyglądała na żywą, tylko że nieprzytomną.

Drugi z ogłuszonych przez Khemorina przeciwników zapomniany przez wszystkich wykrwawił się na śmierć.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 20-11-2011 o 17:03.
Garzzakhz jest offline  
Stary 22-11-2011, 23:16   #112
 
Thanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanor nie jest za bardzo znanyThanor nie jest za bardzo znanyThanor nie jest za bardzo znany
Assanar gdy tylko otworzył oczy miał ochotę zadać tyle pytań... co? kto? i dlaczego, ale odpuścił sobie może lepiej nie wiedzieć pomyślał.
Miał ochotę chędorzyć to wszystko i wrócić do koszar, ale trzymał go tutaj rozkaz przełożonych, poza tym jakby on wyglądał w oczach kolegów, tchórz uciekl z pola walki niczym zbity pies.

Młody wojownik przyglądał się w ciszy roztańczonemu ognisku, sam nie wiedział czemu ale podobały mu się płomienie buchające raz to z tej raz z innej strony, wydawało mu sie to kojące.
Takim to sposobem odzyskał spokój na duszy, przestał się przejmować tym co miało miejsce, męczyla go myśl o tej biednej Emi... Gdzie ona teraz jest? myślał, Co z nią?

Pytania myśliciela zostały bez odpowiedzi... starał się nie odzywać, przynajmniej przez pewien czas, czuł wstyd przed samym sobą, że nie dotrwał do końca walki i opuścił towarzyszy broni, nie wywiązał się z obowiązków jakie na niego nałożono. "Ależ ten ogień piękny!" pomyślał, podziwiał go do momentu gdy jego błogi odpoczynek przerwał szelest liści i trzask łamanych gałązek wydobywający się z głębi lasu.

Chłopak nie czekając na rozwój wypadków nieświadomie chwycił za miecz i stanął w postawie bojowej oczekując wyjścia gości z lasu, na szczęście był to Khemorin w towarzystwie 2-óch elfów, z którego jeden był zakrwawiony niczym świeżo zarżnięte prosie gotowe do obróbki. Natomiast drugi elf szedł nieco za krasnalem, ale co on robił? Ćwierkał z ptakiem jakby z nim rozmawiał, wydawało mu się to dziwne, ale jakby to tak zebrać wszystko do kupy to po dzisiejszych wydarzeniach nic go już nie zaskoczy. "Jeniec" ociekał krwią i dławił się plując i charcząc przy tym, Wojownik natychmiast opuścił gardę i czekał aż Krasnolud opuści elfa na ziemie, by mógł podejść i porozmawiać.

Wydusiliście coś z tego chędorzonego ochlapusa? - Spytał, podając Khemorinowi Bukłak z wodą
 

Ostatnio edytowane przez Thanor : 22-11-2011 o 23:20.
Thanor jest offline  
Stary 23-11-2011, 22:03   #113
 
korwinlk's Avatar
 
Reputacja: 1 korwinlk nie jest za bardzo znanykorwinlk nie jest za bardzo znany
Luv podczas drogi powrotnej był zdenerwowany. Od jeńca niczego się nie dowiedział. Odczuwał nie miłosierny ból w boku gdy niósł tego animalofoba. Podobnie musiał myśleć Siwy który co krok łypał groźnie na więżnia. Co jakiś czas Luv musiał przystawać by odpocząć. Jednak złość przeszła mu gdy usłyszał od rudzika gdzie zbiegli porywacze. Teraz gdyby udało mu się przekonać grupę mógłby doprowadzić ich do łotrów. Musiał to jednak odpuścić na później był przecież ranny. Przydałby się także miecz. Luv preferował walkę bronią jednoręczną ale wiedział że na pobojowisku zostały tylko dwuręczne będzie musiał wziąć jeden z nich. Spojrzał na swojego towarzysza ten nie zdradzał żadnych uczuć wobec jego ćwierkania z ptakiem. Jednak mógł się pomylić przy zbyt pochopnej ocenie ponieważ Khemorin szedł zwrócony do niego tyłem.

Po pewnym czasie krasnolud zatrzymał się a Luv uszłyszał.
- Wydusiliście coś z tego chędożonego ochlapusa? Ta sytuacja zmusiła go do przerwania rozmowy z rudzikiem Robinem. Spojrzał ponad krasnoludem i zobaczył Assanara którego pamiętał z karczmy Khemorina. Nie budził on sympatii w Luvie młody najemnik lubiący palić zioło. Miał nadzieje z chłopak okaże się inny. Szybko odpowiedział.
- Tylko tyle że nie są barbarzyńcami tylko zwykłą grupą zbójów. Oprócz tego nie lubi psów.
Zobaczył identyfikujący wzrok Assanara więc powiedział jeszcze
- Jestem Luv widziałeś mnie wcześniej w karczmie.
 
korwinlk jest offline  
Stary 24-11-2011, 14:40   #114
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kiedy Luv zniknął w krzakach ignorując jej chęć pomocy kapłanka westchnęła tylko cicho.
- Zawsze to samo… - mruknęła - nie pozwalają opatrzeć sobie ran, kiedy jest ku temu pora, pchani jakimś wewnętrznym głosem (a była pewna, ze nie jest to głos Pana.)
- Dopiero kiedy padną, mogę się nimi zająć .. a co najgorsze ziół i eliksirów się dwa razy więcej marnuje.

Usiadła obok dochodzącego do siebie wojownika i obejrzała swoją ranę. Bolała jak cholera, ale poza wykrwawieniem nic jej nie groziło. Proste, równe cięcie rozpłatało ramię, ale nie doszło do kości. Założona wcześniej opaska przyhamowała krwawienie. Żadnych odprysków kości, żadnych porozrywanych brzegów. Bardzo dobrze. Wyjęła z plecaka kawałek korzenia, odcięła skrawek wielkości ziarna pieprzu, włożyła do ust i zaczęła powoli żuć. Gorycz wypełniła jej usta, powodując niemal łzawienie, ale rodzaj przyjemnego odrętwienia ogarnął ciało. Ból przygasł, jak ognisko zalane saganem wody, żarząc się tylko gdzieś niemrawo. Kapłanka wyjęła igłę i zaczęła zszywać metodycznie brzegi rany – zadbała o gęsty, równy szew, po którym zostanie ładna, cienka blizna. Ranę Assanara potraktowała z mniejsza atencją , wychodząc ze słusznego założenia, ze jedna więcej blizna(mniej, czy bardziej równa) w niczym mu nie zaszkodzi.
Po chwili rana było zszyta, zdjęła opaskę i owinęła ranę czystym płótnem. Popatrzyła z uznaniem na własne dzieło i odmówiła krótką dziękczynną modlitwę.

- Teraz wasza kolej, panie magu –powiedziała uśmiechając się słodko. Opatrzyła rany Sylviusa, pozszywała, co się dało – wychodząc z założenia, że znieczulenie dobre jest tylko dla dzieci i kobiet – i na koniec podała mu nieco mikstury.
- Pijcie panie – zaordynowała.

Katem oka zobaczyła, jak wojownik zrywa się na nogi, dzierżąc miecz.
-Powoli, powoli – zmitygowało go – nie chcesz szwów porozrywać, a w dodatku jeszcze jesteś osłabiony. Zaraz zniszczysz moją robotę. Siadaj i pozwól organizmowi dojść do siebie.

Na polane wszedł krasnolud i dwóch elfów. Jeden – a był to wcześniejszy uciekinier Luv – wyglądał fatalnie, a drugi , obity niemiłosiernie, nie dawał rady utrzymać się samodzielnie na nogach.

- Najpierw wy, panie elfie - głosem nie znoszącym sprzeciwu wskazała Luvovi miejsce, gdzie miał usiąść .Wyciągnęła igłę i miksturę.

- Ostrożnie, panie krasnoludzie –rzuciła do Khemorina, który spuścił jeńca na ziemię – on ledwie dycha. Nie dotykajcie go, bo wyzionie ducha.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 27-11-2011, 21:58   #115
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Khemorin nie mógł się zdecydować, co zrobić z drugim elfem, do którego najwyraźniej należał pies, który powalił herszta. Jeśli to on sprowadził na nich bandę, to powinien umrzeć uprzednio spowiadając się dokładnie ze swoich powiązań z gruumbarzyńcami. Ale chyba nie byłby na tyle głupi, żeby wrócić z nim do obozu po pokonaniu ostatniego z napastników. A to wskazywało, że jednak był tym, za kogo się podawał. A jednak coś się staremu krasnoludowi nie zgadzało, bo kierunek, w którym szli nie prowadził do żadnych siedlisk dających nadzieję na jakikolwiek zarobek. A to znaczyło tylko jedno ... Luv ich śledził, a całe jego tłumaczenie miało im zamydlić oczy. Jeśli zaś nie był powiązany z bandą, to z kim? Pociągnął porządny łyk z podanego bukłaka. Od tego biegania i gadania zaschło mu w gardle, więc z przyjemnością czuł, jak chłodna woda spływa po wysuszonym gardle.

- Dzięki. - Zwięźle skwitował usłużność Assanara, oddając mu naczynie.

- Rzeczywiście nie chcielibyśmy, żeby tak szybko umarł. - Skomentował lekko zgryźliwie troskę o ich jeńca. - Musi jeszcze odpowiedzieć na kilka pytań, - zawiesił złowieszczo głos, przenosząc uważne spojrzenie na drugiego elfa - ale nie tylko on.

Podszedł do zabierającej się do opatrywanie rannego kapłanki i przytrzymał jej rękę, którą już wyciągała, żeby odsłonić rany.

- Wstrzymaj się na chwilę. Ciągle nie wiemy, kto i w jakim celu przysłał tego jegomościa. Wiele wskazuje, że nie ma wrogich zamiarów, ale to nie tłumaczy, dlaczego za nami lezie od miasta. Na razie zajmij się tamtym. - Wykonał gest głową w kierunku herszta, który wciąż pluł krwią. - Musi jeszcze odpowiedzieć na kilka pytań. Pomóż jej. - Dodał w kierunku Assanara. Przełożył topór do prawej ręki i położył dłoń na stylisku broni, którą miał za pasem i zrobił jeden krok w kierunku Luva. - Nie kłam, że łazisz od osady do osady, bo w kierunku, gdzie idziemy jest tylko bezludzie. Więc? Dlaczego nas śledzisz, bo nie wierzę w takie zbiegi okoliczności.

Spoglądał uważnie na elfa gotów zaatakować przy najmniejszej oznace wrogich zamiarów.
 
Smoqu jest offline  
Stary 28-11-2011, 19:46   #116
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Sylvius rozglądał się po otoczeniu zdezorientowany. Kapłanka doskonale opatrzyła mu ranę, a łyk mikstury wzmocnił go konkretnie. Wiele myśli atakowało silnie niezależne i wrogo nastawione do innych ego maga. Nie wiadomo skąd, Khemorin wrócił z dwoma ciężko rannymi elfami, których człowiek nie pamiętał aby widział wcześniej. Sylvius zauważył że traci już resztki wyższości i władzy nad grupą. Nic jednak nie mógł teraz z tym zrobić bo krasnolud cieszył się wśród całej drużyny wielkim szacunkiem i nawet ona sam musiał przyznać z bólem że Khemorin jest przydatny, nawet jak na wojownika. Podszedł więc zaciekawiony do kowala gdy ten wywierał presję na elfim druidzie, który rzekomo pomógł im w walce. Sam chciał uzyskać trochę odpowiedzi, a więc czekał na rezultaty Khemorinowego gniewu.

Elf spojrzał na krasnoluda niepewnie. Khemorin jak widać był bardziej spotrzegawczy niż przeciętny wojak. W jego oczach dało się widzieć determinację. Wiedział że gdy krasnolud pozna że druid kłamie, odetnie mu głowę jednym szybkim ciosem. Przemyślał sprawę i odpowiedział jak najszybciej się dało:

- Mam misję wyższej rangii która powiązana jest lekko z waszą misją, lecz nie mogę zdradzić co jest moim zadaniem i kto mi je wyznaczył. Pomogłem wam bezinteresownie i moim zadaniem jest nadal to robić, mam nadzieję że nie odbierzesz mej tajemniczości źle zacny krasnoludzie.

Lothel syknęła, kiedy Khemorin dotknął jej ramienia.
- Ręce przy sobie – warknęła, ale posłusznie podeszła do leżącego herszta. Przyklękła i podniosła powiekę mężczyzny, badając źrenice, a potem przesunęła dłońmi po jego ciele.
- On już się z naszym Panem wita – powiedziała - Mogę mu ulżyć w cierpieniu, ale czy coś więcej… - pokręciła głową.

- Wątpie by trzeba było mu pomagać...Chędorzone brudne sukinsyny- Zaklął siarczyście - Bezinteresownie tak?- zwrócił się do elfa- Jakimś dziwnym trafem Cię tu przywiało mości Elfie, nie mnie jednak dane Cię osądzać. - Skwitował

- Dziękuję krasnoludzie. Luv natknął się jednak na niepewny wzrok Sylviusa.
- Zaraz, zaraz - zaczął mag - pozwolimy mu podróżować z nami bez żadnego wyjaśnienia?

- Może najpierw jednak pozwolicie mi go opatrzeć? - zapytała kapłanka, wskazując na Luva - póki nie jest za późno. Jak zemdleje, to wyjaśnień nie udzieli - zauważyła, nawet nie kryjąc ironii w głosie.

Sylvius przytaknął głową.

- A więc ostatnia szansa, panie elfie. Siadajcie - Lothel wskazała ręką.

Assanar przyglądał się całemu “przedstawieniu” z ostrożnością, nie był do końca pewny poczynań elfa.

Sprawne palce kapłanki i resztki magicznej misktury doprowadziły szybko Luva do stanu z przed walki. Wszyscy, którzy łyknęli eliksiru w magiczny sposób byli w pełni wyleczeni, a także wypoczęci i gotowi do drogi. Krótką ciszę przerwał głos elfiego druida:

- Co teraz zamierzacie zrobić. Jaki będzie wasz kolejny ruch?

Krasnlolud oceniał każde słowo, które padło z ust ich przypadkowego znajomego, a palce jego lewej dłoni lekko uderzały jeden po drugim w stylisko topora, na którym były oparte. Nie dało się ukryć, że walczyli razem przeciw bandzie, że nawet zabił gobliny i zranił wojowników, a jego pies uniemożliwił ucieczkę ostatniemu z nich. Wszystko to były argumenty za nim. Ale było też kilka przeciw. Dlaczego za nimi szedł od karczmy? Jeśli chciał się przyłączyć, mógł to zrobić wcześniej i w bardziej sprzyjających okolicznościach. Dlaczego nagle zmienił podejście i zaczął opowiadać o jakiejś tajnej misji? To nie dawało podstaw do jakiegokolwiek zaufania, bo najwyraźniej ten osobnik kłamstwo miał we krwi i było to dla niego zupełnie naturalne. A jednak … to nie były jeszcze podstawy, żeby go tak po prostu zabić. A o przegnaniu nie było mowy, bo najprawdopodobniej i tak szedłby za nimi. Więc … zrobił krok do tyłu i powoli zatknął za pas drugi topór, który do tej pory trzymał w ręku.

- Taaaaaak. - Zaczął z pewnym ociąganiem, ale po chwili kontynuował zdecydowanym tonem, jakby podjął decyzję. - Cóż, tajemnica jest tajemnicą i jak nie możesz, to nie mów. Jeśli twoja misja jest zbieżna z naszą, to sądzę, że możemy połączyć siły. I mam nadzieję, że nie okaże się, że jednak nasze interesy nie są tak zgodne, jak teraz. - Odwrócił się do kapłanki i leżącego na ziemi jeńca, uznając sprawę z elfem za zakończoną. - Zaraz mu ulżymy w cierpieniach. Możesz go ocucić. Wciąż musimy się dowiedzieć kilku rzeczy, a Emilly czeka na uwolnienie. - Ruszył do swojego plecaka i wyciągnął z niego pokaźne, skórzane zawiniątko. Gdy zbliżał się z nim do leżacego na ziemi, zakrwawionego wroga rozległ się słumiony dźwięk metalu uderzającego o metal.

- Co chcesz zrobić? - zapytała Lothel ostro - Mam go ocucić tylko po to, żebyś mógł go zatłuc tym żelastwem? - wskazała na skórzany mieszek.

Sylvius wiedział że samemu będzie ciężko mu w dalszej podróży, lecz podporządkowywanie się komuś takiemu jak Khemorin napawało go obrzydzeniem. Wiedział także że jeśli wróci do rady bez wypełnionego zadania i z wieścią o zaginionej lub nawet już martwej Emily to Arcymagowie go zdegradują, a jego pełne możliwości życie w luksusie będzie skończone. Myślał jak najszybciej się da by naprawić całą sytuację i podporządkować sobie resztę grupy.

- Mówiłeś że wiesz kto porwał Emily, - zwrócił się do Luva. – to może wiesz też gdzie ją zabrali lub przynajmniej w którą stronę się udali? Druid wiedział że Sylvius mu nie ufa tak jak i reszcie drużyny, lecz dobrym trafem jego rudzik dowiedział się jak podążali porywacze małej halling. Wraz z cwanym ptakiem i psem z łatwością trafią na ich ślad.

- Tak wiem, podróżują na południe lekko odbijając w stronę zachodu, moje zwierzęta z łatwością ich namierzą. – wytłumaczył lekko usprawiedliwiając swą wiedzę.

Mag miał zamiar wykorzystać tę wiadomość na dwa sposoby, z którego na pewno jeden będzie korzystny.

- Krasnoludzie wyduś z jeńca wiadomość na temat podróży jego grupy, dokąd teraz się udadzą? Jaki kierunek obrali? Jeżeli będzie zgodny z teorią tego – spojrzał tu z lekkim obrzydzeniem na Luva – elfa to będziemy mieli jakiekolwiek podstawy do podjęcia dalszych decyzji. – mówił ignorując całkowicie aroganckie odzywki Lothel wobec Khemorina.

Khemorin zatrzymał się i popatrzył na Lothel, jakby postradała zmysły. Westchnął lekko.

- A masz jakiś inny pomysł Waćpanna, żeby nam cokolwiek powiedział? A może nawet przyszło Ci do tej pięknej główki, że później puścimy go wolno? - Ironia wyraźnie zabrzmiała w jego pytaniu. Na razie sam ignorował Sylviusa i jego rozkazywanie. - Więc przyjmij do wiadomości, że nie mam go zamiaru zatłuc tym żelastwem. Mam do tego inne narzędzia. I chcę tylko Ci przypomnieć, że przed chwilą chciał nas zabić i jestem pewien, że gdyby którekolwiek z nas wpadło w jego łapska, to nie byłby tak miły, żeby go oszczędzić. - Uznając sprawę za zakończoną, odwrócił się w kierunku druida. - Jesteś w stanie ich wyśledzić? To dobrze. Ułatwia mi to zadanie.

Bez ceregieli, nie odzywając się do maga, podszedł do wciąż leżącego jeńca.

- Assanarze, daj trochę wody. - Poprosił wojownika, samemu nachylając się nad elfem i badając, czy jeszcze żyje.

Pobity elf stęknął lekko.

Lothel spuściła głowę, pozwalając opaść włosom na twarz. Nie, nie wstydziła się – chciała ukryć gniew, który barwił jej twarz ciemnym rumieńcem.
Przymknęła oczy, starając się opanować emocje.
- Przebacz im Panie, bo nie wiedzą, co czynią – modliła się żarliwie. – Gniew zaślepia ich, popychając do niegodziwości.
- Co innego starcie w walce, moja córko – usłyszała w głowie głos Pelora – a co innego torturowanie bezbronnych. Nie możesz dopuścić, żeby takie zło się dokonało.

Kapłanka drgnęła. Zdarzało się, że Pelor przemawiał do niej, ale zwykle we śnie. Pierwszy raz doświadczyła takiej łaski na stanie pełnej świadomości. Opadła na kolana.
- Co mam robić, mój Panie? – pytała gorączkowo, ale odpowiedzi już nie dostała.

Po chwili Lothel uniosła się z klęczek i podeszła do Khemorina. Wiara dodwała jej sił.
- Nie możecie tego zrobić, panie Krasnoludzie – powiedziała mocnym głosem, ale z wielkim szacunkiem dla swojego rozmówcy – ja też martwię się o Emilly, ale cel nie może uświęcać środków. Nie wolno nam zniżać się do poziomu tych barbarzyńców.

- Aaah, uspokujcię te dziewkę, doprowadza mnie do szału. - wykrzyczał rozdrażniony Sylvius.

- Złość, gniew i agresja nie doprowadzą cię do naszego Pana, Sylviusie - zauważyła Lothel - ale rozumiem twoje rozdrażnienie. I wybaczam ci popędliwość.

Sylvius splunał pod nogi i machnął ręką w zrezygnowaniu.
- Nie wierzę w twojego boga.

- On ci to wybacza - powiedziała Lothel łagodnie.

Mag przestał słuchać, zbliżył się aby sprawdzić poczynania krasnoluda.

Khemorin uśmiechnął się ponuro pod gęstym zarostem i na chwilę się zatrzymał. Nie odwracając się do młodej duchownej rzekł.

- Nie mam zamiaru się zniżać do ich poziomu. Jak tylko powie mi to, co wie, jego męki się skończą, - widząc, że jeniec się budzi dodał jeszcze - a może nawet całkowicie go ominą. A jakbyś nie widziała różnicy, to wiedz, że oni nie kończą tortur po otrzymaniu informacji. Jak nie masz innych pomysłów, to pomódl się za jego duszę.

Bez zbędnej zwłoki kucnął przy elfie i odwrócił go na bok tak, żeby ten mógł odpowiadać, ale nie dławił się krwią.

- Więc? Kto, po co - powtórzył pytania, na które wciąż nie miał odpowiedzi - i gdzie zmierzają z niziołką?

Lothel podeszła i stanęła za ramieniem krasnoluda.
- Odpowiedz mu - powiedziała smutno do elfa.-Odpowiedz, bo inaczej będzie próbował cię zabić, a ja będe musiała temu przeszkodzić.

- Twardy jesteś brodaczu. - wykrztusił jeniec - nie mam zamiaru ci się sprzeciwiać. Jeżeli Ty mnie nie zabijesz to i tak kiedyś zrobi to on. Wykonuję rozkazy maga bez twarzy, nikt ze słóżących mu, nie zna jego prawdziwego imienia. Jedyne co wiem o jego planach to to że mieliśmy porwać te małą Emily... wszystko co nam podał to miejsce, w któym ją znajdziemy, on nam się nie tłumaczy... Dał nam zadanie i sowitą zapłatę oraz miejsce gdzie możemy się ukryć przed imperialną władzą, a... lepsze to niż skończenie w obozach pracy na pustyni. Moi współtowarzysze zapewne są już kilka kilometrów stąd. Dostali od maga eliksir, który sprawia że nie czują zmęczenia biegnąc cały czas. Siedziba maga jest dobrze ukryta w górach graniczących z puszczą na południu. ekh.., więc podążają zapewne na południowy-zachód. I tak nie zdołacie jej uwolnić, w kryjówce maga jest więcej zbrojnych, chyba że dogonicie ich nim tam dotrą, ale dzięki eliksirom raczej jest to niemożliwe. To wszystko (kaszel) co wiem...
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 04-12-2011 o 12:11.
Garzzakhz jest offline  
Stary 05-12-2011, 18:43   #117
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Napięcie po walce powoli ustępowało i Khemorin odzyskiwał panowanie nad sobą. Nie zareagował na dziwne zachowanie kapłanki, która nadspodziewanie gwałtownie zareagowała na jego dotyk. Ale musiał przyznać, że tak po prostu szlachtując jeńca, co miał zamiar początkowo uczynić, będzie zniżeniem się do poziomu tych, z którymi walczyli. Z drugiej strony nie mogli sobie pozwolić na branie jeńca, bo nie mieli żadnych szans na jego upilnowanie, a po prostu puszczony wolno stanowił realne zagrożenie, że wróci do swoich pracodawców, więc ... nie bardzo widział jakąkolwiek inną opcję. Chyba, że ...

- Skoro wszyscy mieli ten eliksir, to i ty go masz. - Krasnolud chwycił ręce ofiary, żeby nie zrobiła czegoś głupiego. - Przeszukaj go Assanarze i wyciągnij wszystko, co ma przy sobie. - Wydał rozkaz wojownikowi. Trzymał pewnie, ale starał się nie powodować nadmiernego bólu.

Gdy wszystkie rzeczy zostały zabrane jeńcowi, kowal puścił mu ręce i odezwał.

- Wiesz, co cię czeka. I wiesz, że nie mogę postąpić inaczej. - Zaczął bez specjalnego entuzjazmu w głosie, uważnie obserwując twarz skazańca, na której odbiła się rezygnacja. - Ale wiem też, że jesteś najemnikiem i wykonujesz rozkazy. Nie pochwalam tego, że przyłączyłeś się do tych zbójów. Przez moment nawet uważałem cię za gorszego od nich, bo wiesz do czego są zdolni i co robią, a mimo to im służyłeś. Ale każdemu zdarza się zrobić błąd. Dlatego mam dla ciebie propozycję, ale najpierw nasza kapłanka się tobą zajmie, bo jesteś ranny. Jak poczujesz się lepiej, to porozmawiamy.

Podniósł z ziemi nierozwinięty tobołek, robiąc miejsce przy jeńcu Lothel.

- A my musimy podjąć decyzję, co dalej robić. - Zwrócił się do reszty. - Jeśli mówi prawdę z tym eliksirem, to raczej nie mamy szans, żeby ich dogonić, ale musimy spróbować. Więc szykujcie się i za pół godziny ruszamy ich tropem. - To była informacja przede wszystkim dla ich sanitariuszki, że musi się pospieszyć.

Sprawdził w zabranych elfowi rzeczach, czy rzeczywiście był w posiadaniu jakiejkolwiek fiolki albo manierki z eliksirem, o którym mówił, po czym ruszył do swoich rzeczy i zaczął się szykować do drogi ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 05-12-2011 o 18:45.
Smoqu jest offline  
Stary 05-12-2011, 22:40   #118
 
Thanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanor nie jest za bardzo znanyThanor nie jest za bardzo znanyThanor nie jest za bardzo znany
W Assanarze niemal gotowało się gdy usłyszał o pomocy temu sukinsynowi, który z całym ich oddziałem niemal ich załatwił.
Nie mógł uwierzyć, przez chwilę myślał że się przesłyszał albo ma halucynacje ale nie! Wojownik nie był z tych pobożnych i denerwowały go jęki kapłanki o tym że nie można traktować go tak jakby on traktował ich... a przynajmniej tak to zrozumiał.
Mogłaby udzielić tej fascynującej i jakże pomocnej rady przed stoczeniem bitwy to od razu cała drużyna bo się poddała bo przecież nie chcemy im zrobić krzywdy... Nie ukrywał on oburzenia, które malowało się wyraźnie na jego twarzy.

- Może mnie ktoś uszczypnie bo ja sie chyba jeszcze nie obudziłem!- zaprotestował Wojownik- Czy wy straciliście rozum? Nie wiem w co wierzycie pomagając mu? Myślicie że ta szumowina rozpocznie nowe życie uprawiając ziemie czy stając się uczciwym kupczyną na bazarze? Myślicie że ta niedoszła banda wyjętych z rzyci jakiegoś maga wojowników uleczyła by nas i odprawiła z pełnym plecakiem strawy ? Otóż Nie! O tej porze pewnie przegryzalibyśmy własne wnętrzności dławiąc się krwią gdyby nie Khemorin i ten elf! - oburzył się Assanar dając wszystkim jasno do zrozumienia co myśli o tej całej pomocy.

Ale co on mógł zrobić... pogadał sobie ale wszyscy pewnie mają to głęboko w rzyci.
Rzucił spojrzenie w kierunku Lothel i pokręcił głową z niedowierzaniem, udał się do miejsca gdzie się obudził i założył na siebie swój skórzany plecak po czym usiadł i starając sie ochłonąć spoglądał to na ognisko to na jeńca, którego miał ochotę wypatroszyć jak rybę.

Rozglądał się przeczesując zarośla w poszukiwaniu ewentualnych zagrożeń lecz jak narazie było czysto, zostało mu to jeszcze z wypadów do lasu całym oddziałem kiedy to zmieniali się by pełnić wartę, częste wymarsze wzmocniły jego odporność na zmęczenie więc mógł on godzinami pełnic wartę... Ale musiał od czasu do czasu spać nie był przecież bogiem.
Naglę poczuł wyrzuty sumienia wobec Lothel, przeciez to ona pomogła mu dojść do zdrowia, nie powinien tak źle o niej myśleć.
Honor żołnierza nie pozwalał mu na niewdzięczność wobec niewiasty która uratowała mu życie. Postanowił że porozmawia z nią i przeprosi gdy będzie miał okazje, narazie są inne ważniejsze rzeczy niż urażona duma kapłanki.
Zastanawiał się co też dzieje sie z Emily, bał się że torturują tę młodą dziewczynę, przecież nie zrobiła nic złego.

Wyczekiwał w spokoju wymarszu, a raczej rozkazu krasnoluda gdyz wydawało mu się że to on dowodzi chwilowo grupą.
 
Thanor jest offline  
Stary 08-12-2011, 17:02   #119
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Khemorin znalazł w torbie przeciwnika pokaźny mieszek złota, jedną miksturę leczącą i jedną miksturę nieznanego pochodzenia. Zapewne był to ten wywar, który odpowiadał za niezwykłą wytrzymałość. W tym samym czasie Luv odpoczywał w towarzystwie swoich zwierząt.

Sylvius ociągał się w trakcie przygotowań do drogi, jemu podobnie jak Assanarowi nie podobało się że jeniec nie został zabity. Wciąż także nie ufał Luvowi i łypał na niego złowrogo. Gdy cały obóz został uporządkowany, mag czekał z niecierpliwością na dalsze "rozkazy" Khemorina.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 08-12-2011 o 17:07.
Garzzakhz jest offline  
Stary 08-12-2011, 18:50   #120
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Lothel - zamiast zająć sie elfem - podeszła do krasnoluda

- Co chcesz zrobić? - zapytała - Jeśli mam go uleczyc tylko po to, żebyś za chwile mógł go zatłuc, to szkoda marnować eliksir.

Khemorin przerwał pakowanie, wyprostował się i spojrzał na kapłankę. Przez chwilę mierzył ją wzrokiem.

- I tak szkoda. Jeśli jedynym ratunkiem dla niego jest eliksir, to według mnie nie jest tego wart. A w takim wypadku ty podejmujesz decyzję. - Uznając sprawę za zakończoną odwrócił się, żeby zakończyć przygotowania do wymarszu. Nie miał zamiaru ich niańczyć. Byli dorośli i powinni samodzielnie podejmować decyzje.

Kapłanka podeszła do Khemorina i stanęla na powrót przed nim. Wytrzymała ciężar spojrzenia krasnoluda i dla niej rozmowa nie była zakończona.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, panie krasnoludzie - zauważyła łagodnie - jesli mamy tworzyć drużynę, to chyba nalezy mi sie odrobina zaufania i szczerości, prawda? Co planujesz z nim zrobic? - powtórzyła mocniejszym głosem, patrząc Khemorinowi prosto w twarz.

- Nic. Mam dla niego propozycję, ale jeśli nie ma szans na przeżycie, nie ma sensu strzępić języka. A gdybyś uważniej słuchała tego, co mówiłem do niego, to wiedziałabyś, że ja - położył nacisk na to słowo - już nie planuję pozbawić go życia.

- Wiem, że dałeś mu taką nadzieję...Ale nie znam cię na tyle, żeby wiedzieć, czy to tylko nadzieja, czy realna obietnica - spojrzała na Klemorina i lekko sie usmiechnęła - ale teraz mam wrażenie, ze już wiem. I dziekuję.

Odwróciła się - i zmawiając po cichu modliwtwę do Pelora, w podzięce za sprowadzenie łaski opamietania na krasnoluda - podeszła do jeńca.
Usiadła obok niego.

- Słyszałam, że elfy to twardy naród - powiedziała - Pomogę ci, ale eliksitu za wiele nie mam. Pozostaniemy więc przy tradycyjnych metodach - wyciagneła igłe i zaczeła szyć.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172