Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-08-2011, 22:44   #31
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Rzadko się zdarza, że kmioty przychodzą do Antonio. Ale teraz jakiś przyszedł więc warto by go wysłuchać, nawet dla zabawy:
- Czego chcę? Przyprowadziłeś tu ostatnio dziewczynę, tak? - kmiotek wykazywał niską kulturę osobistą.
- Wiesz, nie tylko ja przyprowadzam tu panienki - zaniósł się gromkim śmiechem
- Tyle że nie każdy znajdował te panienki przy kryjówce Łowców Niewolników, jak mi się wydaje. - Alberto nie miał nastroju na żarty
- Niektóre z tych dziewek są całkiem ładne, a chłopcy rzadko mają dostęp do takich dam.
- Nie wątpię. Życie w towarzystwie samych mężczyzn musi być strasznie ciężkie... Ale odchodzimy od tematu. Gdzie jest ta dziewczyna?
- Zależy o którą pytasz - najemnik uśmiechnął się do rozmówcy - Może jakieś imię?
- O tą, którą znalazłeś pod Gildią Niewolników. - zaczynał powątpiewać w inteligencję rozmówcy - Imienia nie znam. Ale pamiętam, że ma krótkie włosy i jest dosyć bogato ubrana. Zwłaszcza buty.
- Ło,ho,ho, a dlaczego to miałem być akurat ja? Czyżbyś miał węch niczym kundel? - ten kmiot zaczął nieco irytować Antonio, a on nie wyspał się zbytnio dziś.
- Hmmm... Bo tak powiedział jeden z najemników?
- A to ciekawe. Hmm... No dobrze mamy tu taką jedną, ale na razie nie może wracać do burdelu bo jest podejrzana o złodziejstwo.
- Nie chodzi o to... Ta... suka zostawiła mnie i towarzyszy na polu walki. Jesteś najemnikiem, powinieneś to zrozumieć.
- Było tak od razu mówić, widzę, że ta nasza damulka grzeszy i to jak. Zapraszam za mną - i poprowadził przybysza do budynku.
Antonio powoli otworzył drzwi, a Monica spojrzała na niego potem na nieznajomego. Na jej twarzy zagościł strach. Nagle zerwał się i wyskoczyła przez okno rozpryskując wszędzie szkło.
- O cholera! - zaklął Antonio - Goń ją, a ja pobiegnę na około, odetnę jej drogę!
Ta suka znowu ucieka.~ tyle tylko pomyślał Alberto zanim rzucił się w pogoń za Młodą. Wyskoczył przez okno mając nadzieje, że najemnicy nie rzucą się na pomoc uciekinierce. Przygotował zaklęcie Kuli Ognia, by odciąć jej drogę, ale na razie go nie użył.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 25-08-2011, 23:43   #32
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Nina
Kanały były, jak na kanały przystało, ciemne, zimne i okropnie śmierdzące ludzkimi ekskrementami. Ale i tutaj drogi pilnowało dwóch strażników. Na szczęście byli zajęci przeklinaniem swojej służby i dokładaniem chrustu do ogniska, które paliło się bardzo powoli.
Szpetne przekleństwa zagłuszyły twoje ciche kroki, a trzeszczące i powoli rozpalające się ognisko zupełnie pochłonęło uwagę ludzi, którzy i tak nie spodziewali się jakichkolwiek ludzi, chcących wejść do kanałów z własnej, dobrej woli. Minęłaś ich i zniknęłaś w ciemnościach, które szybko zaczęły skutecznie utrudniać eksplorację tunelów. Z niemałym szczęściem, wymacałaś coś śliskiego co zalegało pod murem. Wiedziałaś co to, mimo wszystko zacisnęłaś zęby i obszukałaś rozkładające się ciało. W skórzanej torbie, spoczywały dwa krzemienie. Podpalona dzięki nim pochodnia, oświetliła Ci drogę.
Dopiero teraz zauważyłaś, że zwłoki leżące pod murem kanału, były bardzo młodego mężczyzny. Rozpłatany brzuch, pozbawiony wnętrzności zapewne zjedzonych przez utopce, prezentował się makabrycznie. Na jego szyi wisiał mały medalik, z wybitym krzyżem.
Ruszyłaś dalej, aż do momentu kiedy usłyszałaś szczęk żelastwa, jęki konających i koszmarne, opętańcze wycie.
Podeszłaś na tyle blisko, by zauważyć że jacyś mężczyźni w skórzanych kubrakach, dzielnie bronią barykady z beczek i skrzynek, przed nacierającymi szkieletami i żywymi trupami.

Pedro A. A. la Fredle de Patrin oraz Brat Thane Blythe
Farma, na której mieściła się Gildia prezentowała się naprawdę okazale. Wielki budynek główny, szopa wypełniona łóżkami stojącymi jedno przy drugim i kawał potężnej wiaty, z długim stołem i ustawionymi przy ścianach piecami.
W tę i w tą łazili Najemnicy. Ubrani w stalowe zbroje, przyozdobione futrami z wilczych futer i modre legginsy. Szybko drogę zastąpił wam wysoki mężczyzna, który z nosowym głosem i ewidentnie, wielokrotnie łamanym nosem, zapytał:
- Czego tu Panowie szukają? – starając się być maksymalnie kulturalny.
Niestety jego uwagę od was oderwał wybiegający z głównego budynku mężczyzna, z toporem na plecach.
Wysoki najemnik zerwał się do biegu, podążając w ślad za „toporem”.

Habibi „Goblin”
Rycerze oraz ty, zostaliście znaczny kawałek od Gildii, mimo wszystko nie było to złe. Ze ścieżki widzieliście wszystko co działo się w okolicy, dodatkowo po obu stronach niosły się wielkie pola. Po lewej rosły ziemniaki, po prawej zboża. Na obu, w pocie czoła pracowali ludzie.
Za polem z roślinami bulwiastymi, rozciągał się las, a za nim górowała skalna ściana. Z daleka było widać jakaś jaskinię, które prezentowała się tajemniczo.

Alberto de Castro Neves
Wyskoczyłeś zwinnie przez okno w ślad za dziewczyną.
Elvira, bo tak się nazywała Młoda, od niedawna znana jako Monica, biegła szybko, ale nie tak szybko jak ty. Kula ognia niestety nie miała racji bytu. Dziewczyna widziała na co Cię stać i zręcznie manewrowała pomiędzy skałami i drzewami. Wybuch, jaki wywołała w kazamatach Łowców Niewolników, odbił się wyraźnie na jej zmysłach i jej umiejętnościach. Znacznie ją stępił.
Kierowała się w kierunku lasu, wielkiego i ciemnego boru.
Wkrótce za tobą pojawił się znajomy Najemnik oraz kilku jego pobratymców, na szczęście niosących pomoc, a nie gniew.

Antonio Malvarez
Mało Cię to obchodziło, ale szacunek jakim byłeś darzony sprawił że ruszyło Ci z pomocą kilku ludzki. Uzbrojonych w miecze, toporki jedno i obu sieczne, buzdygany, buławy i inną broń biała. Kompletu dopełnił kucharz, z wielkim tasakiem do mięsa.
Jak wybiegałeś z budynku, kątem oka spostrzegłeś nawet zakonnika, ale wziąłeś go za interesanta do Lee. Jak na razie, ty sam goniłeś dezerterkę, zdrajczynię. Wiedziałeś jak mało kto, jak wiele może kosztować zdrada. Przypominała Ci o tym przeszłość oraz niemiłe pamiątki.
Bardzo niemiłe.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 02-09-2011, 08:22   #33
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Zastrzygła uszami. Zbliżyła się do tego źródła hałasu, ale zostawała poza wzrokiem kogokolwiek. Tutaj był problem. Nie było szansy przejść tuż koło umarłych, a nawet jeśli była to Nina nie widziała żadnej drogi. Pozostawało jedynie użyć tego zwoju, co go wyprosiła u skośnookiego, a potem biec w te głębiny skąd nadchodzili umarli. Musiała znaleźć stado.

Skoczyła, pomiędzy umarłych atakujących ludzkie barykady, ze zwojem w ręce. Otworzyła go szybkim ruchem, aktywując zawarte w nim zaklęcie mające zniszczyć tych umarłych. Ich miejsce jest w grobie.

Hieroglify, z trudem odczytane zabłysnęły blaskiem. Wyglądało to tak jakby tusz zaczął spływać z papirusu, ale on tylko wyskoczył z kartki i zapłonął żywym ogniem, formując coś na kształt płonącego sznura.

Szybko sznur oplątał wszystkie żywe trupy i istoty z nekropolii rodem, zaciskając się na nich na tyle mocno, że szkielety popękały, a trupy rozsypały się. Ludzie za barykadą przetarli oczy i wyskoczyli ze swej kryjówki, patrząc na Ciebie ze zgrozą i respektem.

- Kim... - zająknął się jeden z nich - Dziękuję Cie, ale kim jesteś?-

Zamrugała, spod swojego obszernego kaptura.

-Zwierzoczłekiem. Nadal tacy wdzięczni? Czy może teraz wolicie mnie zanieść inkwizycji?

Facet który się odezwał, zrobił gest rękoma, jakby się odcinał od tego pomysłu.

- Nie żyjemy z nimi zbyt dobrze, dlatego siedzimy w tu. Nie obawiaj się, Hugo - wskazał ręką na mężczyznę z olbrzymimi kłami - też jest zwierzoczłekiem.

-Nina.-

Lekko schyliła się, ale tylko na chwilę.

-Rozumiem, że tą drogą dostanę się do miejsca skąd przychodzą umarli?-



- Mówią na mnie Arnubis - przedstawił się - Tak, mieliśmy ją wysadzić. Zdobyliśmy trochę prochu - wskazał na beczki - A więc pośpiesz się, bo twoje zaklęcie raczej je tylko zabiło, a nie powstrzymało.

- Dobrze, jesteśmy w stanie na to przystać - potwierdził Hugo.

- Potrzebujesz czegoś? Broń, jedzenie, napoje lecznicze? -
dodał Hugo, z trudem mówiąc po przez kły.

Zaprzeczyła głową i sama sięgnęła do swojego pasa, sięgając po miksturę.

-Powodzenia.-

Skinęła głową i ruszyła do wyrwy w tunelu. Ruszyła tropem śmierci, chcąc dowiedzieć się co się stało z jej stadem. Na czas drogi użyła dwóch mikstur. Przyśpieszenia i skradania się. Dzięki temu martwe spojrzenia umarłych nie spoczną na niej, miała nadzieję.

Nina ruszyła przez wyłom. Za nią, mieszkańcy kanałów już ustawiali beczki i rozciągali lonty. Za ścianą, mieściły się grobowce z poumieszczanymi w ściennych otworach trumnami mieszkańców Barcelony.

Ruszyła dalej, choć i tutaj było widać zasięg zaklęcia. W końcu wpadłaś na korytarz, w którym było czuć ciąg powietrza.

Ruszyła wraz z powietrzem, wciąż pędząc przed siebie, ale na lekkich nogach, stąpając uważnie i lekko, by nie zakłócać ciszy lub raczej nie dokładać niczego od siebie. Szukała zapachu swojego stada, które razem mogłoby przebić się przez nieumarłych do wyjścia.

mród panował wszędzie. Smród zła, trupów i... I delikatny zapach wilków, z twojego stada. Nikły, lecz z każdym krokiem Nina była coraz bliżej jego źródła.

Z trudem ukrywając się za jakimiś trumnami, ledwo ukryła się przed kolejną falą żywych zewłoków. Gdy tylko ją minęły, pobiegła dalej. Aż w końcu stanęłą przed masywnymi, drewnianymi drzwiami.

Przechyliła głowę na bok, chrupając karkiem. I w drugą stronę, znowu chrupnięcie. Oparła ręce na jednym skrzydle drzwi, zaparła się i całym ciałem zaczęła pchać je.

Drzwi, skrzypiąc i niemiłosiernie poczęły się otwierać. Zza otwartego skrzydła buchnął smród zła, trupów i twojego stada, ale też inne, mniej wyczuwalne zapachy.

Postąpiła kilka kroków, co sprawiło że znalazła się na okrągłej sali. Na przeciwko stała odwrócona plecami postać w czarnym habicie. Powoli się odwróciła, wlepiając w Ciebie swoje czerwone, wytrzeszczone oko.

Wiedziałaś, że marne mikstury jakie wypiłaś, nie działają na niego. Po jego prawej stały klatki, w której leżały skrępowane i uśpione wilki oraz kilku Inkwizytorów, Templariuszy oraz mieszkańcy BarLekko wyszczerzyła kły.

Nie chciała ani Inkwizycji, ani Templariuszy.

-Moje stado.-

Cóż, to wyjaśniało po co tu przybyła.celony nieczystej krwi.

- Ahhh... Cóż za piękny okaz do badań - ciemny charakter zaśmiał się jadowicie - Szkoda że nie wziąłem na Ciebie dodatkowej klatki, a łowcy niewolników pozwolili Ci uciec - jego głos był taki jak śmiech, jadowity i metaliczny.

Pochyliła się lekko, teraz już warcząc i to naprawdę głośno. Widać było, że jest wściekła. Ale nie była bezmyślna. Miała cel w tym warczeniu, mianowicie chciała obudzić każdego kogo się dało.

- Ooo... - uśmiechnął się - Suka warczy. To niedobrze.

Mag uderzył w dłonie, a z nich wyleciały malutkie, zielone iskierki które wbiły się w kupę tuż przed nekromantą i uformowały trzy szkielety w czerwonych szatach i dwuręcznymi mieczami. Tuż za nimi stanęły na nogi cztery żywe trupy, które jak bezwolne marionetki chwyciły klatki i zaczęły się kierować w stronę niebieskiego kryształu, sterczącego ze ściany pomieszczenia.

Przyśpieszenie krążyło w jej krwi, krew wrzała z gniewu, ze wściekłości. Czy ich legowisko miały pokryć mchy, pochłaniając wspomnienia po jej rodzinie?

-Nigdy.-

Wywarczała to, obiegając szkielety i w biegu wyciągając swój ciężki obuch. Oburęcznie, z gardłowym warkotem, atakowała zajadle samego nekromantę. Może jeśli on zginie to i umarli zginą. Atakowała nie pozwalając ani sobie, ani mu, na chwilę wytchnienia.

Nekromanta tańczył wraz z obuchem Niny, niczym piskorz w wodzie. Do walki włączyły się szkielety lecz ich powolne ruchy nijak miały się do twoich wilczych ruchów i przeważnie ich miecze uderzały o posadzkę.

Nagle, całe katakumby zatrzęsły się. Wiedziałaś dlaczego. Wybuch był na tyle silny, że ty oraz nekromanta wylądowaliście na posadzce, z trudem unikając lecących z sufitu gradu skał. Tego szczęścia nie miały niestety dwa szkielety.

Rzuciła się, z pazurami, na nekromantę. Nieustannie warczała, najgłośniej jak tylko potrafiła. Rękoma odciągała ręce nekromanty, a sama starała się dobrać do jego gardła, wgryźć się na nie i rozerwać, by krew tego psiego syna spłynęła na posadzkę.

Nekromanta złapał twoje ręce i uniósł na nich do góry. Był od Ciebie silniejszy i wyższy. Zło, którym śmierdział musiało wynikać z jego demonicznego oka i demona, któremu pozwolił w sobie zamieszkać.

- Możesz mnie zabić, lecz nie moe zabijesz mojego mistrza. A wiesz dlaczego Wybranko? Bo jesteś słaba - w te słowa, odrzucił Cię do tyłu, ty sama uderzyłaś tyłem głowy w ścianę jaskini, poczułaś krew we futrze.

-Ty...-

Wywarczała to, wściekła. Błyskawicznie rzuciła na siebie uleczenie i błogosławione ramię, tym razem atakując obuchem. Ale bardziej zajadle niż ostatnim razem, celując teraz już na wysokości jego bioder. Mężczyźni mieli słaby punkt.

Trafiłaś. Ale nieskutecznie, ponieważ chwilę wcześniej postać rzuciła na siebie Magiczną Tarczę. Ale mimo wszystko, nekromanta aż zasyczał z bólu.

Cała walka trwała tyle, że udało się żywym trupom przetransportować trochę Inkwizytorów, Templariuszy cywili oraz cztery wilki. Naszczęście wiele klatek zostało.

- Sama, nie jesteś w stanie mi nic zrobić, biedna i głupia zwierzoczłeczko - bąknął, po czym wykonał znajomy gest.

Uderzył w dłonie, po czym pomieszczenie powoli zaczęło wypełniać się trupami, lecz te ruszyły w kierunku drzwi, i dalej na powierzchnię.

Sam nekromanta podszedł do kamienia teleportacyjnego i po jego dotknięciu, rozpłynął się w burzy iskierek.

Nie mogła czekać, od razu rzuciła się do otwierania klatek ze swoim stadem i cucenia ich. Musiała ich ratować, musiała ich uwolnić, a potem uzdrowić. Wszystkich, wyzwolić, uzdrowić, bezpieczeństwo stada najważniejsze. Choćby miała konać ze zmęczenia, musiała je leczyć. Poświęcenie jej dla całego stada było małą ceną, nawet jeśli z wyczerpania nie będzie mogła drgnąć.

Medalik, kiedy wyczerpała się twoja moc cudem pozwalał Ci utrzymać równowagę. Ale niestety, jeśli w stadzie istniały jakiekolwiek więzi, to jak na ironię pomagierzy nekromanty wybrali jak nazłość twoich najbliższych, z bliskich Ci wilków.

W dodatku fala żywych trupów ciągle się tworzyła i ruszała na cmentarz.

W klatkach obok, obudził się jakiś stary Templariusz, trzech Inkwizytorów oraz czterej mieszkańcy Barcelony. Półbies, Sylwan, Człowiek i Zwierzoczłek.

Wstała. Nie miała wyboru. Musiała... rozkazać... tym parszywym inkwizytorom użyć swojej magii. Stadu kazała czekać, przewracając i rozwalając tych umarłych, którzy oddalili się od głównego nurtu. Maksimum bezpieczeństwa choć niszczyli może jednego na piętnaście umarłych.

-Wy, ludzie, umiecie odganiać zmarłych?-

Jednocześnie zaczęła uwalniać wszystkich poza właśnie inkwizytorami. Im nie ufała, za żadne skarby.

- Te klatki są z kryształu, który dobiera manę - powiedział jeden z nich.

Zawarczała nie będąc zadowoloną. Nie tylko ludzie to jeszcze kompletnie nieprzydatni. Otworzyła im mimo wszystko, a następnie rzuciła bronie od szkieletów. czyli głównie miecze. Spojrzała na templariusza.

-One idą na cmentarz, tam już ciężko jest. Im więcej zniszczymy idąc na powierzchnię, za mną, tym mniej zostanie dla tych z góry. Po wyjściu rozdzielamy się, wy w swoją, ja ze stadem w swoją. Obiecaj na swoją tarczę i pamięć Króla Ryszarda Lwie Serce.-

- Obiecuję - powiedział.

W międzyczasie odezwał się też jeden z Inkwizytorów.

- Na Boga, porwali naszych braci. Naszych towarzyszy!

- Cicho bądź Grzegorzu i lepiej spójrz na sufit. Widzisz ten pentagram? To on przywołuje te fale trupów.

Nie czekając na reakcję pozostałych, cisnął w symbol kulę ognia, która rozbiła się o kamienie rozmazując znak. Zielone iskry które tworzyły żywe trupy, znikły.

- A tobie jesteśmy winni podziękowania, wybawicielko.

-Wystarczy, jak następnym razem inkwizycja nie spali małemu dziecku rodziców tylko dlatego, że ich dziecko ma futro.-


I ruszyła, za falą szkieletów. Oczekiwała pewnej rzeczy, mianowicie, że szkielety zgodnie z rozkazem ruszą na górę, więc nawet jak ktoś będzie kopał je od tyłu, nie odwrócą się. Bo wtedy miałaby razem ze stadem przejebane.
 
Kizuna jest offline  
Stary 25-09-2011, 17:00   #34
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Zdrajczyni uciekała przed swoim przeznaczeniem, ale była tylko drobną kobietą potrafiącą strzelać z łuku i całkiem nieźle walczyć krótkimi mieczami. Niestety, nie posiadała anie jednej z tych rzeczy. Wiedza o tym, co zrobi z nią Alberto, spowodowała, że łzy samoistnie napłynęły jej do oczu.
Jedyną jej przewagą w tym nierównym wyścigu po życie, była właśnie jej zręczność, z której korzystała jak tylko mogła.
Biegła w głąb lasu, okalającego majątek Gildii Najemników.
Antonio zerknął za siebie. Jego kompan pognali za nim czyli biorą go za dowódcę. Więc krzyknął:
- Traktujcie ją jak zwierzynę, zablokujcie jej drogę, ale też uważać bo zagrożona może nieźle pokaleczyć. Odsunąć się od siebie na około dziesięć kroków, w razie kontaktu obezwładnić, pod żadnym pozorem nie zabijać.
Alberto nie spodziewał pomocy ze strony najemników, dlatego zdziwił go okrzyk Antonia, Pomyślał, że być może nie jest on taki zły.
Dziewczyna była zwinna, szybka lecz brakowało jej jednego. Wytrzymałości. Szybko, zaczęła się męczyć. Kiedy spostrzegła zacieśniający się wokół niej krąg najemników, przybrała swój, znany Alberto wyraz twarzy. Hardy, posępny, niebezpieczny. Z podeszwy buta, wyciągnęła średniej długości nóż, gotując się tylko na jedną rzecz. Unikanie kul ognia oraz ochronę swojego życia.
- Jest nasza! Tylko uwaga, teraz na pewno będzie walczyć do upadłego, otoczcie ją ale trzymajcie dystans, ja zacznę negocjować, a któryś z was niech ją rozbroi, kto zrobi to najlepiej dostanie premię, bardzo miłą premię - mruknął rozkazy Topór ostatnie słowa dziwnie radośnie akcentując - Żeby grupa silnych mężczyzn musiała biegać za jakąś słabą i prawie bezbronną dziewczyną - Topór pokręcił głową.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 28-09-2011, 14:38   #35
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Habibi od razu usiadł na ziemi, ze skrzyżowanymi nogami. Podejrzewał, że tamci szybko sprawy nie załatwią i będzie sobie musiał trochę poczekać. A jak coś się stanie, chyba i tak będzie tam pierwszy. Młody mężczyzna nie zwracał uwagi na towarzyszy, tylko rozglądał się bacznie wokoło. Zdecydowanie nie chciał, żeby coś ich zaskoczyło. Ich, albo tych w Gildii. W końcu, jakby ktoś ich ukatrupił, znalazłby się w dość kłopotliwej sytuacji i zapewne musiałby znowu zostać złodziejem na pełny etat.
Arab zaczął bezmyślnie grzebać w palcem w ziemi, kreślić jakieś dziwne wzorki, które w zamierzeniu miały być arabskimi wyrazami. Po chwili musiał się przesunąć nieco w lewo, bo zabrakło miejsca. A po kolejnej wstał i otrzepał spodnie, bo doszedł do wniosku że jego “dzieło” i tak za chwilę rozwieje wiatr albo ktoś rozdepcze.
Wtedy zauważył jaskinię. Znaczy, przywiązał do niej większą uwagę. Z miejsca go zafascynowała, w dzieciństwie nie był bowiem obojętny na bajki, z których często wynikał morał “A skarby i potwory są najczęściej w jaskiniach”. Arab walczył ze sobą przez chwilę, a dokładniej z niejasnym przeczuciem, że tam mogą być ONE. Gobliny. Te diabelskie nasienie. Ale po chwili intensywnego myślenia doszedł do wniosku, że raczej nie byłyby tak blisko ludzkich siedzib. I najemników. Więc szturchnął bliższego z towarzyszy.
- Idę do tamtej jask..znaczy, idę się wylać. - zakomunikował odruchowo po arabsku i ruszył. W drodze już liczył, za ile sprzeda znalezione skarby. Jakoś nie mógł przyjąć do wiadomości, że może tam nie być niczego. Kątem oka zauważył, że jego arabscy przyjaciele postanowili iść za nim. Cóż, nie będzie przypominał, że to może być dłuższa przechadzka. Już po paru metrach czuł się o wiele lepiej, w końcu ruch jest lepszy niż bezczynność. Mało brakowało, a pościgałby się z wiatrem, jednak się powstrzymał. Szybko pokonał kilka przeszkód dzielących go od wejścia do jaskini, które chyba sprawiły troszkę kłopotu jego towarzyszom. W końcu Habibi strzepnął kurz ze spodni, spojrzał zatroskany na rozdarcie na udzie (wszak każdemu może się powinąć noga) i zafascynowany spojrzał na wejście do jaskini.
 
louis jest offline  
Stary 01-10-2011, 02:00   #36
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
- Czego tu Panowie szukają?
Thane przyjrzał się mężczyźnie z uwagą, odruchowo notując sobie w głowie kilka rzeczy. Wielokrotnie łamany nos, o zrośnięciach charakterystycznych dla raczej niezbyt profesjonalnej opieki medycznej, agresywna postawa, kłócąca się z tonem pytania, uzbrojenie i opancerzenie pozbawione konkretnego motywu i ujednolicenia... Z pewnością trafili w dobre miejsce, jeżeli chcieli znaleźć jakiegoś najemnika.
- Dziękuję, ale właśnie to znaleźliśmy – odparł uprzejmie na jego pytanie, widząc jak z budynku wybiega mężczyzna idealnie pasujący do opisu zarówno wieszczki, jak i ranionego bandyty. Nie był co prawda pewien, czy najemnik go usłyszał, czy już nie zaprzątał sobie głowy gośćmi, dołączając do czegoś co wyglądało na pościg za jakąś niewiastą.
- Pedro, byłbyś tak miły i znalazł jakiegoś zarządcę tego miejsca – zwrócił się do swojego towarzysza. – Zapytaj go ile kosztuje wynajęcie jednego najemnika, czy są to raczej indywidualne stawki – poprosił z oszczędnym uśmiechem, naciągając głębiej kaptur i samemu ruszając za uciekającą gromadą. Jednak w przeciwieństwie do nich, wcale się nie spieszył. I tak zostawiali za sobą taki raban, że ciężko byłoby ich zgubić…
Dołączył do nich chwilę po tym, gdy udało im się osaczyć kobietę. Nie zamierzał się jednak wtrącać, robiąc jedynie za neutralnego obserwatora. Stanął za linią wojowników, w milczeniu czekając na rozwój wydarzeń i przyglądając się mężczyźnie z toporem.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."

Ostatnio edytowane przez Delta : 01-10-2011 o 02:00. Powód: Źle mi z takim krótkim postem ._.
Delta jest offline  
Stary 21-10-2011, 16:23   #37
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Nina
Cała gromada poruszała się naprawdę powoli. Zmęczeni Inkwizytorzy, Templariusze, osłabione wilki. I ty też byłaś skonana. Walka z tajemniczym Irgisem naprawdę Cię wykończyła. A szkielety poruszały się niczym po miksturze szybkości. Kiedy dotarliście na powierzchnie, na cmentarz miejskie byliście świadkiem jak szeregi młodych, będących jeszcze dziećmi, Templariuszy kurczą się przed nie znającymi litości ciosami mieczy szkieletów. Ich szeregi topniały w oczach. Tylko pod bramą do Dzielnicy Bram, Templariusze dzielnie znosili atak. Niestety, Dzielnica Biedoty i jej brama, właśnie została zdobyta i fala nieumartych ruszyła szerzyć rzeź. Z oddali dało się słyszeć wrzask kobiet i krzyki mężczyzn oraz płacz dzieci, który urywał się jak pod ciosem miecza.
- Wycofać się! – wrzasnął jeden z uratowanych Inkwizytorów – Za bramę! Za bramę!
Templariusze i ich magiczne ramię, Inkwizycja, taktycznie wynieśli się wraz z tobą za drzwi, szczelnie je zamykając.
Ostatecznie, jeden Inkwizytor w niezwykle bogatej szacie, wymachując palcami jak oszalały, zapieczętował je.
Ku sprzeciwom Templariuszy, Inkwizycja wkrótce tak samo postąpiła z bramą do Dzielnicy Portowej, połączonej bezpośrednio z Dzielnicą Biedoty. Jeszcze długo dało się słyszeć łomoty po drugiej stronie i wrzaski, aż wkrótce całkowicie je zastąpiły odgłosy kościejów.
- Musisz iść z nami, señorita – powiedział jeden z Inkwizytorów, który był niezwykle zasmucony.
Za nim dało się zauważyć leżące na placu Dzielnicy Bram nosze, z jęczącymi Templariuszami i Inkwizytorami.
- Obiecuję Ci, że tobie oraz twojemu stadu nie spadnie włos z głowy, ale musimy porozmawiać. Jesteś dla nas niezwykle ważna. – dopowiedział, po czym dodał – Proszę

Antonio Malvarez, Brat Thane Blythe oraz Alberto de Castro Neves
Dziewczyna była zlana potem oraz łzami. Na okrzyk Antonia kilku grabów rzuciło się na nią, lecz w ostatniej chwili zrobiła efektowny piruet i dźgnęła ich swoim krótkim sztyletem. Jednego w tył szyi, drugiego pod żebra. Dopiero potem, jednemu z nich odebrała miecz. Rzucił się jeszcze Ronald, jak go wszyscy nazywali w Gildii. Dobry szermierz, lecz adrenalina sprawiła że i tak szybka Młoda, była teraz jeszcze bardziej szybka. Po prostu, walczyła o przeżycie. Z trudem uniknęła nawet dwóch wystrzelonych przez Alberto kuli ognia, które rozbiły się na drzewach, szybko je podpalając.
Kiedy spostrzegła trzymającego się na tyłach duchownego, Brata Thane’a Blytha, rzuciła się do niego, ale szybko upadła mu pod nogi i zapiszczała błagalnie: „Ratuj mnie dostojny mężu! Ratuj!”.
Kilka par oczu patrzyło na to brudne od krwi, ziemi, spocone i zapłakane chuchro z pożądaniem, kilku z bezsensowną rządzą mordu. Jedna para oczu patrzyła tylko z rządzą zemsty. A twarz należąca do tych oczu, była pokryta bliznami i niezwykle dumna.
Oczy bez wyrazu, dzierżące wielki, nordycki topór za to patrzyły tylko na swoich ludzi, gotów się nimi wysłużyć.

Habibi "Goblin"
Jaskinia, a raczej pieczara nie wyróżniała się niczym szczególnym. Mimo wszytsko, zmysł Sylwana podpowiedział mu że we wnętrzu coś się czai. Siekierka od Mistrza, zacisnęła się mu w ręce samoczynnie. Było tu po prostu czuć odór śmierci. Coś nieprzyjemnego.
Gdyby tylko arab miał ochotę zasięgnąć języka w Gildii, szybko by mu powiedziano że zamieszkuje ją troll jaskiniowy, a to naprawdę twardy skurwiel. Arabscy towarzysze, dzielnie ściskając sejmitary i tarcze w swych rękach, wolno stąpali za przodującym Habibim. Do momentu.
Ze ściany ciemności, z góry niczym odłamany kawał sufitu na Goblina runął wielki głaz, przed którym uciekł w ostatniej chwili, niczym wiatr. Dwójka pozostałych towarzyszy niestety widziało, co się czai w ciemnościach i że głaz, wcale nim nie jest. Po chwili na jednego z nich runął kolejny głaz, zostawiając z niego mokrą plamę. Towarzysz szybko się wycofał do wejścia, lecz ty byłeś uwięziony. Głazy, okazały się pięściami trolla jaskiniowego. I choć ślepy, bez problemu wyczuwał najmniejszą nawet zmianę w swojej jaskini. A więc trwał bez ruchu i czekał na ruch. Twój ruch.

Pedro A. A. la Fredle de Patrin
Rozmowa z Lee, przywódcą Gildii Najemników poszła całkiem sympatycznie. I kiedy ty piłeś piwo z jej sympatycznym wodzem, tuż za ścianą, na granicy niewielkiego poletka i lasu, toczyła się zażarta bitwa o życie.
Kiedy do kuchni wpadł niewysoki chłopaczek i zakomunikował o tym fakcie, iż Antonio złapał złodziejkę i zajmuje się nią wraz z chłopcami za domostwem, poderwał was z krzeseł i nieśpiesznie ruszyliście we wskazane miejsce.
- To Antonio, zaraz zobaczy Pan jak potrafi pracować
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 23-11-2011, 15:23   #38
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Arab początkowo zesztywniał, w miarę jak jeden z jego towarzyszy odszedł do Krainy Wiecznych Łowów. Ale, czując nadchodzące zagrożenie, jakoś opanował drżenie nóg i jego oczy uważnie obserwowały otoczenie. Po chwili uznał, że troll ma trochę więcej cierpliwości i wypada co zrobić. Przyskoczył szybko i uderzył, niezbyt mocno, chcąc tylko zobaczyć jak zareaguje jego przeciwnik. Miał też nadzieję, że żywy towarzysz mu nieco dopomoże.
Żywy towarzysz, był już dawno przed wejściem do jaskini, niepewnie patrząc za siebie. Mimo wszystko, próbował walczyć ze strachem i wrócić na pomoc Habibiemu. Choć honor nakazywał mu powrót, on sam “Goblina” miał trochę powyżej dziurek w nosie.
Atak siekierką, sprawił że z łapska odpękło trochę kamieni, a spod skał wypłynęła trolla krew, niezwykle cenny składnik alchemiczny. Zakonnik, na pewno by miał pomysł co z nią zrobić, niestety zebranie jej przysporzył jeden problem.
Troll zaczął szamotać na ślepo swoimi oboma łapskami. Wolno, niezgrabnie, lecz ciosy mimo wszystko wstrząsały cała jamą.
Zdany tylko na swoją zwinność, Arab zaczynał odczuwać coś w rodzaju..klaustrofobii. W końcu większą część życia spędził na wielkich, otwartych przestrzeniach, a tu nagle jaskinia. I do tego troll. Widząc efekt ataku swoją bronią uznał, że ta gra jest warta świeczki i kontynuował - była to jedyna opcja, którą uznał za dobrą. W końcu walka wręcz z czymś takim chyba dobrze by się nie skończyła..
Troll postąpił krok do przodu, kilka snopów światła oświetliło jego zwalista sylwetkę. Przypominał rycerza w zbroi płytowej, ze słabszymi miejscami w swoim naturalnym pancerzu. Arab dobrze pamiętał Krzyżowców w wielkich, śniących zbrojach z rycin, jakie oglądał w klasztorze Rycerzy Saladyna. Do tego, wyglądało na to, że troll rejestruje tylko to, co dzieje się przed nim.
Pokrzepiony choć tymi kilkoma promieniami światła, obmyślił plan. A nawet nie plan. Według niego, należało spełnić jeden cel - dostać się na tył tego stwora. A potem można albo go unieszkodliwić, z pomocą chyba głuchoniemego towarzysza, albo można zwiać. Tak więc, Habibi ruszył do przodu, starając się unikać potencjalnych ataków trolla i dostać się za jego plecy.
Lekka budowa Sylwana, umożliwiła mu błyskawiczny przelot pod stopami trolla, jednakże zrobił to ociupinkę za głośno. I tylko chyba Allah go uratował, aby nie skończyć jako naleśnik pod wielką, kamienną stopą. Zamarł w bezruchu, troll również. Czekał na błąd młodego araba.
A młody Arab postanowił nadruszyć nieco trolla, skoro ten nie mógł go chwilowo sięgnąć. Chyba. Więc ponownie przyskoczywszy do wielkiego ciała, z zapałem zaczął rąbać jedną z jego nóg, w nadziei na to że ten się przewróci, czy coś w tym stylu.
Troll uniósł stopę i tąpnął nią, mimo wszystko był zbyt wolny. Dla Araba jego ruchy wyglądały, jak w zwolnionym tempie. Wielki, brzydkie stworzenie. Kiedy tupnięcie i rozgniecenie insekta się nie udało, zaczął się mozolnie obracać. Za wolno, mimo wszystko siekierka nijak nie mogła przebić skalnego pancerza na nogach, choć krew trolla, przypominająca konsystencją błoto, sikała na wszystkie strony.
- Kolego bracie, uderz na jego nadwyrężoną nogę! Musimy sprawić, aby upadł! - krzyknął Habibi do swojego towarzysza. Nie miał większych nadziei, że tamten go usłucha, ale cóż..jeśli udałoby się sprawić, by troll upadł, zabicie go byłoby o wiele łatwiejsze.
Habibi ledwo widział zachowanie druha, ale ten tylko splunął na zimną skałę i ruszył z gardłowym okrzykiem na ustach na trolla. Błąd. Namierzył go dosłownie w kilka sekund, celując w miejsce hałasu skalnym łapskiem. W ostatniej chwili arab zamarł i cisnął mieczem w stronę potwora, niczym nożem. Ten niestety odbił się od golema i pofrunął pod ścianę jaskini, ale troll musiał wziąć hałasujący miecz za wroga, ponieważ uderzał w każde miejsce, w którym zabrzdękał.
“Goblin” zamarł na chwilę, analizując powstałą sytuację. Cóż, jego towarzysz chyba nie pojął, że troll chciałby uściskać wszystko, co wydaje jakiekolwiek dźwięki. Z cichym westchnieniem, bądź przekleństwem na ustach zdecydował nie polegać na pomocy towarzysza. Korzystając z odpowiedniej chwili, znowu ruszył na trolla. Teraz domyślił się już, że odrąbanie mu nogi zajmie wieki i porównał go w myślach go chrześcijańskich rycerzy, zakutych w zbroje. Które miały słabe punkty, pod pachami i w tego rodzaju miejscach..modląc się cicho, Arab zaatakował właśnie tam. Account Suspended (TADAA)
Toporek posunął w kierunku rany, trafiając idealnie. Błotnista krew sikła, we wnętrzu ramienia coś chrupło. Jedna ramię osunęło się bezwolne na dno pieczary. Troll zaryczał, znowu machając łapskami na oślep, w tym jednym bezwładnym. Nic dziwnego więc, że partner został trafiony niczym wielką pałką i poleciał do tyłu, zatrzymując się na stalagmicie. Stracił przytomność. Potwór powoli począł się obracać do swojego oprawcy, nie przejmując się brzdęczącym mieczem.
- Została jedna łapka.. - mruknął pod nosem Arab, przekładając siekierkę to do jednej, to do drugiej dłoni. Namyślał się, bo jego plan tak jakby nie wypalił. Nie kwapił się do kolejnego frontalnego ataku na stwora, uważał swój limit szczęścia na dziś za wyczerpany. Ale uciec nie mógł, bo zostawiłby towarzysza. Tak więc przyjrzał się trollowi, chcąc zobaczyć w jakim stanie jest jego noga.
Noga potwora była w kiepskim stanie, ale nie na tyle, aby ją odrąbać. W spływającej cieczy, zauważyć się dało więcej łączeń kamiennej zbroi.
- Szlag by trafił..dwóch wojaków i to ja muszę odbębniać robotę, a tu nawet skarbu nie ma. - zirytował się Arab, nie bacząc na to że pewnie przyciągnie uwagę przeciwnika. Szybko znalazł punkt na ciele trolla, w który najłatwiej mu było trafić, i który mógłby wyrządzić jakąś szkodę i zaatakował swoją magiczną siekierką. Nigdy nie przypuszczał, że będzie zmuszony jej użyć.
Problem był niestety tylko w tym, iż Arab do końca nie wiedział jak ma działać ta magiczna właściwość siekierki, ani jak to się objawia. Może działała cały czas?
Mimo wszystko, zaatakował i uderzył trolla w szparę pod kolanem. Był na jego wysokości i dość szeroki. Ostrze wpasowało się w otwór, niczym przeznaczone do tego miejsca i wbiło się głęboko. Troll zaryczał donośnie, ujawniając swój ukryty za skalnym hełmem ryj i runął do tyłu, na plecy. Wywijał łapskiem, lecz jego budowa ciała nie pozwalała mu dosięgnąć osoby stojącej po drugiej stronie.
Arab wywęszył okazję. A właściwie zobaczył. Gdy stwór się przewrócił, Habibi skorzystał ze sposobności i zdecydował się użyć siekierki do morderczych celów - to jest do czystego uderzenia w mordę trolla, by wreszcie go wyeliminować. Kto wie, może jego towarzysze zostali wybici w pień przez najemników a on tu się zabawia z jakimś pomrukiem ewolucji?
Cios wszedł w odsłonięty pysk, jak nóż w masło. Zanurzył się soczyście i doprawdy słodko. Nie sposób było się nie uśmiechnąć. Lecz ważniejsze było teraz życie towarzyszy. A raczej jednego z nich, bowiem drugi przypominał rozdeptanego pomidora. Dalsza część jaskini stała otworem. W dodatku sam troll był bardzo rzadką i naprawdę bogatą bazą alchemiczną.
Niestety, Arab jakoś tak nie był alchemikiem, nie miał również chyba żadnej rzeczy, która umożliwiłaby mu zebranie jakichkolwiek materiałów. Przekroczył ostrożnie ciało trolla i podszedł do nieprzytomnego towarzysza. Opanował chęć spoliczkowania go na dzień dobry i tylko nim potrząsnął, starając się go dobudzić. Jak najszybciej, bo kusiło go wnętrze jaskini, teraz nie zasłonione ogromnym cielskiem.
Arab otworzył sennie oczy, poruszył się i zasyczał, jakby go przypieczono rozgrzanym do czerwoności mieczem. Z łydki, sterczała złamana kość, w dodatku z pewnością puściło kilka żeber.
- Żyjesz, bracie. To jest najważniejsze. - odetchnął z ulgą Habibi. Może nie dlatego, że lubił tego gościa, ale mógłby mieć problemy za ‘zgubienie’ arabskiej części ‘wyprawy’. Troskliwie przyjrzał się ranom towarzysza.
- Chyba będzie trzeba sprowadzić tego zakonnika..on chyba powinien się znać na opatrywaniu ran. Chyba muszę cię opuścić na kilka chwil, żeby znaleźć pomoc. Wrócę na pewno, może nie dlatego że cię lubię, ale dla tych skarbów tam schowanych. - całkowicie szczerze poinformował go “Goblin”.
Mężczyzna tylko skinął głową przez zaciśnięte zęby, na znak potwierdzenia. Jedna miał jedno życzenie, które wypowiedział:
- Podaj mi mój miecz, Habibi.
Ten nie miał innego wyboru, niż zrobić to o co go poproszono. Chociaż, gdzieś tam w zakamarkach jego umysłu zapaliła się ostrzegawcza lampka..znaczy się, pochodnia. A następnie udał się spokojnym truchtem z powrotem do obozu, chcąc jak najszybciej poinformować resztę o niefortunnym wypadku.
 
louis jest offline  
Stary 24-12-2011, 13:23   #39
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Antonio uśmiechnął się szyderczo i spojrzał na Alberto mówiąc cicho:
- Proszę bardzo, załatw z nią co trzeba, ale zostaw ją nam żywą.
Jeden z najemników, czający się na dziewczynę krzyknął do zakonnika.
- Przesuń się facet, bo Cię jeszcze przypadkiem uszkodzimy!
- Dobrze, skoro nie chcesz - powiedział Antiono do Alberto - to ja sobie ją wezmę - i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę Młodej, ręce były gotowe do odparcia ciosu, a całe ciało do uniku - A wy - rzucił do swoich żołnierzy - jesteście tak nieporadni, że woła to o pomstę do nieba. Jesteście oddziałem najemników czy bandą kotów, która nigdy krwi na oczy nie widziała? Nadawalibyście się do dzisiejszej straży miejskiej w Barcelonie
Dziewczyna wstała na równe nogi, wskakując błyskawicznie za plecy zielarza, przed którym jeszcze przed chwilę się płaszczyła. W jej ręku błysnęło ostrze.
- Nie podchodzić, bo zarżnę go jak prosiaka i całe miasto będziecie mieli na karku! - wrzasnęła.
Thane zamarł, gdy dziewczyna wślizgnęła się za jego plecy i przystawiła mu ostrze do ciała. Mięśnie szczęki, widoczne częściowo spod kaptura, napięły mu się, gdy zacisnął usta w wąską linię, ale nie wykonał żadnego ruchu. Najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że znalazł się w nie najlepszej sytuacji.
Antonio uśmiechnął się pokazując równe zęby: - A mi pozwolisz podejść? Przecież mógłbym cię dawno zabić. Oddaj tylko dokumenty naszego dowódcy, a mnie i moich przyjaciół będziesz mieć z głowy - powiedział spokojnie stawiając jeden krok i chowając elegancko ręce za plecami. Zrobił palcami kółko co miało znaczyć: otoczyć ją - Mam pomysł - rzucił swój topór na ziemię - Jestem bez broni, teraz myślę, że możemy pogadać jak ludzie, a nie jak dzikusy - postawił kolejny krok.
- O jakich ty dokumentach pierdolisz koleś?
- Nie wchodziłaś do kwatery dowódcy i nie zrobiłaś w nim sceny z przejścia tajfunu? - zapytał podejrzliwie i dał kroka do przodu.
- Wybraliście sobie kiepskie okoliczności na tłumaczenie, pozwolę sobie rzec. - Thane uśmiechnął się wymuszenie, starając się nie zwracać uwagi na sztylet znajdujący się niebezpiecznie blisko jego osoby. Obrócił lekko głowę, spoglądając kątem oka - a przynajmniej próbując - na dziewczynę stojącą za nim.
- To nie poprawia w żaden sposób twojego położenia, pani. Jedynie je pogarsza.
- I tak mnie zabiją - szepnęła, a w jej głosie dało się słyszeć nutkę rozpaczy - Ty tam! - wrzasnęła do Antonia i przycisnęła nóż bliżej gardła zakonnika - Cofnij się o pięć kroków, albo będziesz miał go na sumieniu, następnie cały zakon z którego pochodzi!
Dziewczyna, poczęła powoli się cofać, starając się unikać zapętlających ją wojaków.
- Spokojnie, nikt cię nie zabije, dopóki ja nie powiem - odpowiedział Antonio stojąc w miejscu - Proponuję mały układ, ty oddasz papiery, które zabrałaś, a ja cię wypuszczę poza gildię i nikt przez ten czas nie będzie miał pozwolenia na zrobienie ci krzywdy, a i do swoich konfliktów nie mieszaj osób trzecich bo to tylko pokazuje jak bardzo jesteś słaba. Zastanów się, nie jestem z tych co nie dotrzymują obietnic, każdy z nas miał jakieś winy więc wiemy jak to jest, pomóżmy sobie nawzajem i rozejdźmy się w pokoju jak to mawiał jakiś zeschnięty starzec.
Dziewczyna powtórzyła jeszcze raz, ale nieco bardziej surowo, twardo:
- Nie mam, żadnych, papierów!
- Tutaj nie jestem w stanie ci uwierzyć, zaledwie dzień po twoim przyjściu już zaczęło coś ginąć. Trochę to dziwne, nie uważasz?
- W dupie mam, jakich i w jakiej ilości złodziej tu trzymacie! Patrz lepiej na siebie i swoich ziomków - warknęła - Ja nie mam nic do stracenia, a więc nie mam powodu kłamać.
- Może zacznijmy od początku? - zapytał łagodnie Thane, odchylając nieco głowę. Ostrze pod szyją było nieprzyjemnie zimne i nie pozwalało się skoncentrować. - Czego dotyczyły te papiery, które zaginęły?
- Lee nie chciał tego wyjawić.
- Zainteresowała bym się na twoim miejscu, swoimi własnymi ludźmi - dziewczyna zaczęła się coraz szybciej cofać, w kierunku stajni.
Stojący nieopodal Lee, wraz z kupcem tak się do niego zwrócił:
- Antonio - wskazał palcem na najemnika z toporem - Chyba takowego szukacie.
- Masz jakieś podejrzenia? No i dlaczego uciekasz? My nie robimy krzywdy z byle powodu, nie jesteśmy strażnikami miejskimi, nie chłopcy? - rzucił zza pleców do swoich ludzi - Zostaw kleryka i porozmawiaj ze mną normalnie.
- Jest z wami Alberto, a on mnie zabije tak czy siak. A ty jesteś z nim, więc macie wspólny interes. A tylko zakonnik was powstrzymuje, przed ostatecznym atakiem. A papiery... Na co mi wasze papiery? - zasyczała - Złoto, diamenty, szmaragdy... Ale nie papiery! - i kontynuowała powolny marsz w kierunku stajni.
- A kto ci powiedział, że jestem z nim? Dobra, z początku nad tym myślałem, ale teraz nie widząc żadnej pomocy z jego strony staję się neutralny - Antonio przystanął na chwilę jakby coś go uderzyło w głowę
- Mam pomysł jak rozwiązać tą sprawę. Ty - wskazał na Młodą - stój, nigdzie nie uciekaj, będziesz świadkiem, a wszystkich zapraszam na plac główny, ciebie też - zwrócił się do dziewczyny.
Dziewczyna usłuchała, ale niechętnie puściła się zakonnika. Mimo wszystko, cały czas trzymała się blisko niego. Chciała mieć pod ręką ochronę, albo zakładnika. Praktycznie, nie odstępowała go na krok.
Thane odetchnął bezgłośnie, unosząc rękę do szyi i pocierając ostrożnie miejsce, gdzie ostrze sztyletu zostawiło niewielki ślad. Poprawił kaptur odruchowym gestem, przymykając na chwilę oczy, jednak nie próbując uciekać. Po szybkiej chwili, która pozwoliła mu się uspokoić, uniósł powieki i bez słowa wbił spojrzenie w Antonia, również słuchając tego co ten miał do powiedzenia.
Antonio gestem dłoni poprowadził wszystkich na teren gilidii. Zebrał resztę najemników w kupę, spojrzał po wszystkich i wysunął się tak, aby wszyscy mogli go widzieć i słyszeć. Założył ręce na tors i zaczął mówić głośno:
- Prawdopodobnie dziś w nocy miała miejsce kradzież! Który pies był na tyle głupi, żeby kraść na naszym terenie?! Skoro został przyjęty do naszej gildii to zaakceptował nasze prawa! A prawo mówi również o zakazie kradzieży! Ten kto to zrobił niech wyjdzie tu na środek ze skradzionym przedmiotem w ręku, ta resztka honoru uratuje go od dosyć przykrych konsekwencji! Jeśli ktoś wie coś na ten temat ma obowiązek zdradzić to mnie, zapamiętam go jako osobę godną awansu w naszej hierarchii! - zakończył i spojrzał na zebranych.
Przed szereg wystąpił nieco speszony Carlo. Topór nie znał go, ale kojarzył. Młody chłopak, który dołączył nie tak wcale dawno temu. Oderwany od kosy chłopak ze wsi. Teraz zbliżył się do dowódcy i szepnął coś na ucho, tak aby reszta nie mogła tego usłyszeć. Wiadomość brzmiała:
- Widziałem jak Benito szedł na górę, potem narobił tam hałasu i wybiegł w kierunku lasu. Nie goniłem go i nic nie mówiłem, bo jestem tu nowy... - po przekazaniu informacji, wrócił do szeregu.
Benito był to opryszek z Włoch, który przybył tu uciekając przed przeszłością. Tak jak przeszłość udało mu się zostawić za plecami, tak usposobienie pozostało nie zmienione. Ale jakby nie było, to w zasadzie przez Antonio Młoda została zaatakowana, przez co zginęło kilku jego braci. I również Alberto z ręką na rękojeści czekał, aż będzie mógł zasiec Monice.
Antonio odwrócił się plecami do zgromadzony i wpatrzył się w niebo. Stał tak prawie minutę, aż przemówił:
- Do wieczora zbieram zgłoszenia do wzięcia udziału w polowaniu na nędznego psa! Pogadam z Lee, na pewno wyrzuci trochę drobnych za fatygę dla was! Rozejść się!
Odwrócił się do Młodej, zawołał Alberto do siebie i powiedział:
- Nie wiem dlaczego ty chcesz ją zabić, ale tak między nami to mogłeś to zrobić już kilka razy. Dlatego w ramach przeprosin za niesłuszne oskarżenie Monici pozwalam jej na odejście, przetrzymamy tego chłoptasia jakiś czas. Potrzebuję dwóch doświadczonych ludzi do pilnowania tego faceta! - krzyknął za rozchodzącymi się najemnikami - No Monica, droga wolna - Antonio zaczekał aż ktoś przyjdzie popilnować Alberto.
Monica wspięła się na palcach i cmoknęła Antonia w policzek, po czym skierowała się w stronę miasta. Za to Alberto, widząc do czego to zmierza wyszarpnął miecz i rzucił się na Antonia, z okrzykiem:
- Ty zdradziecki psie!
Antoni ledwo zdążył się obrócić, ale na szczęście udało mu się to. Ostrze mieczyska prześlizgnęło się po stalowym pancerzu, a w powietrzu zafurczał topór, który zatopił się głęboko w łopatce napastnika. Krew trysnęła obficie, a Alberto padł jak ścięty plując krwią i złorzecząc wszystkim zebranym. To co później się stało na podwórku Gildii, przeszło do jej historii.
W momencie kiedy serce Alberto się zatrzymało, nad jego ciałem pojawiła się lewitująca bestia, demon, duch! Sprawca talentu magicznego bandyty, okazał się w całej okazałości. Kiedy kilka ciosów przeszło przez zjawę, nie czyniąc jej krzywdy, ta zaśmiała się głośno i spojrzała na zakonnika.
- A więc tak wygląda twoja ludzka forma Alb The Du Kha-Rze. No co...? Nie porozmawiasz ze swym bratem? Z Alb The Kr Bew Romem?
Thane zamknął oczy i westchnął ciężko. Wywołany demon pojawił się dopiero po krótkiej chwili, jakby robił to z ociąganiem. Mglista sylwetka oddzieliła się od osoby zakonnika, przyjmując nieregularny, potężny kształt tuż za jego plecami.
- Alb The Kr Bew Rom... - Głos demona, głęboki i basowy, pozbawiony był jakichkolwiek śladów emocji. A mimo to, w jakiś pozazmysłowy sposób, dało się wyczuć jego rozdrażnienie. - Czy jest jakiś powód, dla którego ujawniasz moją obecność?
Demon unoszący się nadal na stygnącym ciałem, zarechotał błazeńsko
- A więc moje zmysły mnie nie zwiodły, dobrze Cię wyczułem Bracie, ty, na wzór mój, pomiocie bezcielesny. Widać, twój nosiciel opiera się twym wpływom, choć z pewnością nie da się zabić tak łatwo jak mój - zarechotał, robiąc gest jakby spluwał z pogardą na stygnące pod nim ciało - Bracie, czy zdajesz sobie sprawę co dzieje się w dalekiej Rosji? Nie wiesz? Tak, to pewne. Dopóki jesteś uwięziony w tym ciele, nie usłyszysz głosu najwyższego z najwyższych. Ja, Alb The Kr Bew Romem, po śmierci mego nosiciela usłyszałem go i tam też się skieruję, co radzę też i tobie - demon zarechotał ponownie, tym razem pod koniec śmiechu zarzęził na dłuższy czas.
- Zawsze byłem cierpliwy, Alb The Kr Bew Romem. Dostarcza mi to większej rozrywki. - Demon poruszył się powoli, jakby próbował objąć spojrzeniem wszystkie pozostałe osoby znajdujące się w pobliżu. Jednak, gdy duch Alberta znowu się odezwał, zogniskował z powrotem na nim swoje spojrzenie, długo nic nie mówiąc.
- To droga zbieżna z celem mojego nosiciela - odparł w końcu lakonicznie. - Co niosły ze sobą słowa Najwyższego z Najwyższych?
- Zbyt długo mówić, w tym ludzkim, prymitywnym języku. Wiec tylko, że niedługo i my zejdziemy na ten padół ziemski, w swych materialnych postaciach i do tego dąży Najwyższy z Najwyższych.
A kiedy ciało Alberto ostygło kompletnie, duch jakby rozmył się z wiatrem:
- Będę na Ciebie czekał... - dało się słyszeć niknący głos gdzieś z oddali.
Alb The Du Kha-Rze kiwnął powoli głową, milcząc. Spoglądał na półprzezroczystą postać drugiego demona, aż ten całkowicie rozwiał się w powietrzu, po czym sam również bez słowa zniknął. Cokolwiek znaczyła ta wymiana zdań pomiędzy duchami, demon siedzący w zakonniku nie raczył podzielić się swoimi przemyśleniami. Sam Thane zaś otworzył oczy i rozprostował zdrętwiałe palce. Również się nie odezwał. I również zachował swoje przemyślenia dla siebie.
Antonio na początku zdarzenia oddalił się na kilka kroków, ściskał swój topór. Po wszystkim zdołał tylko wykrztusić w kierunku Zakonnika:
- Widziałem dużo, ale to jest co najmniej niemożliwe. Co to do Łysego Brutusa jest?! Słyszałem o jakiś demonach, ale sądziłem, że to legendy!
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 25-12-2011, 10:32   #40
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
- Obiecuję Ci, że tobie oraz twojemu stadu nie spadnie włos z głowy, ale musimy porozmawiać. Jesteś dla nas niezwykle ważna. – dopowiedział, po czym dodał –Proszę

Ten... człowiek miał czelność ją o coś prosić? To był dobry żart, bardzo dobry. Ludzie zabili jej rodziców, ludzie polowali na jej stado, to LUDZIE byli sprawcami całego zła jakie panoszyło się po tym świecie. Wycinali lasy, niszczyli przyrodę, dokonywali masowych mordów zwierząt, a jak to przestało im wystarczać to jeszcze zaczęli się przemieszczać w inne miejsca, nazywać je swoją własnością. Opracowywali coraz więcej metod uśmiercania siebe nawzajem, prześladowali się, palili na stosach, wieszali, ścinali głowy, kroili, rozrywali, zabijali z powodu wiary w jakieś niebiańskie monstrum, które kocha wszystkich, ale jak ktoś w niego nie wierzy to cierpi mimo tego, że sam dostał prawo nie wierzenia w niego. Ludzie są żałośni.

-Nie.

- Señorita -
powiedział zdziwiony Inkwizytor - Bardzo Cię proszę, zgódź się. Ty... Twoje umiejętności są dla nas bardzo ważne, opowiedziano mi co się działo na dole, w katakumbach. I pasujesz do opisu pewnej osoby, a jesteś tylko jedyną taką osobą nam znaną, więc to musisz być ty... señorita, proszę, pójdź ze mną, a jeśli mi nie ufasz, odeślij to co pozostało z twego stada, brama główna jest otwarta!

-Wyjaśnij mi, proszę, czemu miałabym wam pomóc?-

Wewnątrz kipiała ze słości. Doprawdy, ludzie byli tak bezczelni, tak zepsuci i tak obłudni, że po prostu miała ochotę rzygać, rzygać dookoła i na wszystkich, poza stadem.

-Prześladujecie dotkniętych magią, parających sie magią, każdego kto nie jest człowiekiem “czystej” krwi, tępicie zwierzoludzi. Gdy pierwszy raz przybyłam do miasta, straż na czele z Inkwizycją wygoniła mnie z niego bo nie chodziłam w płaszczu i pokazywałam wszem i wobec swoje futro. I czemu miałabym pomóc Inkwizycji, tej chorej organizacji, która spaliła moich rodziców!-

Na koniec ewidentnie nie wytrzymała i wykrzyczała to głośno, wyraźnie, ze złością. Spalili jej rodziców na stosie. Za to, że urodzili dziewczynkę z futrem. Byli winni narodzin dziewczynki z futrem. Prawdziwe, cieżkie przestępstwo, prawda?

Inkwizytor opuścił głowę, klnąc w głowie na czym świat stoi, na swoich towarzyszy, którzy dokonywali się takich rzeczy.

- Panienko... - zaczął zbity z pantałyku - Proszę Cię, nie mierz wszystkich jedną miarką. W życiu na nikogo nie podniosłem ręki, ale zdaję sobie sprawę, że w naszej instytucji są źli ludzie robiący rzeczy, których żałuję i kajam się za nie, ale nie na to czas. Zejdźmy z widoku gawiedzi, panika w mieście jest wystarczająca.

Patrzyła na inkwizytora nienawistnym wzrokiem, myśląc nad tym co robić. I wymyśliła, ku swojemu zapchlonemu losowi.

-Kiedy moje stado opuści Barcelonę, wtedy dopiero z wami pójdę. A jeśli coś któremuś się stanie, zabiję tylu z was, ludzi, ilu zdołam nim sama zginę...-

Inkwizytor wskazał ręką na otwartą bramę:

- Wyprowadźmy ich zatem!

Stado, pod przewodnictwem Niny dotarło po dłuższej chwili pod bramę, gdzie po przekazaniu na ucho kilku słów przywódcy stada, to skierowało się okrężną drogą ku swojemu legowisku. Połowa stada została stracona, ale nim minie kilka wiosen, pojawią się kolejne wilki w miejsce pustki. Oczywiście, stado będzie musiało oddać część terenu, ale kiedyś go odzyska, gdy zapełni luki dziś powstałe. Dopiero gdy stado zniknęło pomiędzy drzewami, dziewczyna obróciła się do Inkwizytora.

-Możemy iść...

Inkwizytor polecił byś za nim szła, po czym szliście kawałek, aż doszliście do niewysokiej kamienicy. Przepuścił Cię w wejściu, po czym sam wszedł i zaprosił Cię do stołu. Usiedliście.
- Wierzysz w przepowiadanie przyszłości? - zaczął.

-Nie.-

- A jak Ci powiem, że wydarzenia które dziś zaszły, już przepowiedziano, że kilka osób w Barcelonie wiedziało o tym, co się stanie? Wiem, szalone, ale Inkwizycja trzyma w lochu wieszczkę, złapaną niedawno w Dzielnicy Biedoty. I opisuje, jako jednego z wybrańców, osobę taką jak ty.

-Prześladowanych zwierzoludzi jest wielu, takich którym Inkwizycja spaliła rodziców za sam urodzenia zwierzoczłeka, również.-

Inkwizycja. Gdyby nie ona, świat wyglądałby zupełnie inaczej. I wątpiła, że gorzej. Wiedząc ile zła wyrządziła, to wprost przerażające, że ludzie mogli być tak ślepi by się nie zbuntować przeciw niej.

- Ale nie w okolicy Barcelony, porośniętych w całej swej okazałości futrem, a za śmierć twej rodziny, nawet będę próbował przepraszać. Tego nikt i nic nie zrekompensuje, ale widziałaś tego człowieka w Katakumbach? Wiesz kim był? Bo my wiemy. Znasz historię? Historię Piątej Krucjaty?

-Nie. Wasza historia jest tak przesiąknięta wojnami i przelewem krwi w imię bzdurnych ideałów i wyimaginowanych istot, że nawet nie miałam ochoty tego słuchać. Te wasze krucjaty to jedynie piękne nazwy na mordowanie się i usprawiedliwianie tego.

- Uwierz, niektóre prowadzimy w imię wyższych celów. Naświetlę Ci pokrótce historię Piątej Krucjaty. W roku 1336, grupa potężnych czarnoksiężników, uzyskało dostęp do potężnego tomu należącego kiedyś do faraona, który zawierała wiedzę o kontrolowaniu życia i śmierci. Po jej przestudiowaniu, ów magowie tchnęli duchy potępionych w martwe ciała, tworząc najpotężniejszą armię, jaką nosił ten świat. Mężczyzna z katakumb, jest, jak podejrzewamy, uczniem jednego z niedobitków. Gdyby nie połączone wojska Zakonu Krzyżackiego i wojsko polsko-litewskich, dzisiaj prawdopodobnie Europa wyglądała zupełnie inaczej.

-Czyli ludzie sami zaczęli się bawić magią i macie tego efekt. Jakby nie było was, ludzi, nie byłoby tego kolesia, nie byłoby też całego zniszczenia jakie sprowadziliście. Proste.-

- Uwierz mi, w ich szeregach są nie tylko ludzie czystej krwi, a wręcz przeciwnie. To opętane półbiesy, sylwanie i właśnie zwierzoludzie, tacy jak ty - wskazał na Ciebie dyskretnie palcem - Ale fakt, ludzie też tam są. Ale nie o to chodzi. Oni znowu zagrażają, Hiszpania i Anglia są w pokoju, ale jesteśmy wyczerpani wojnami. Jedyną nadzieją, jest odnalezienie najczystszego z potomków Ryszarda Lwie Serce, w którego krwi nadal płynie potężna moc. Wieszczka przepowiedziała, że właśnie kilku wybrańców go odnajdzie, wśród nich także ty. Nie mamy pewności czy mówi prawdę, ale nadzieja, to jedyna co nam pozostanie, nim wykorzystując anatomię ludzi ze skazą i zwierząt, stworzą armię o wiele groźniejszą, od ożywionych zwłok.

-To zabawne...-

Uśmiechnęła się. Chociaż sam uśmiech wydawał się wesoły, krył w sobie spore pokłady ironii.

-Musicie polegać na kimś kim pogardzacie. A jeszcze zabawniejsze jest to, że prześladujecie magów, którzy mogli by odwrócić przebieg takiej bitwy na waszą stronę.

- Widzisz, jakie to przeznacznie ma poczucie humoru? - uśmiechnął się pojednawczo, na rozładowanie napięcia - Wyprawą przewodzi brat Thane Blythe, zakonnik. Nie jest Inkwizytorem. Wyruszył już poszukiwać kolejnych, lecz wieszczka zmieniła treść przepowiadanych rzeczy. Podejrzewamy, że na plan weszli nowi wybrańcy. Ale to póki co nieistotne, bo waszą siłą jest to, abyście się połączyli. Czy to prawda... Nie wiem jak się nazywasz, ale masz podobno świetny węch? Przynajmniej tak mówią Ci, którzy się z tobą spotkali.

-Nina.-

Cóż, skoro już siedziała w tym bagnie po ostatniego włoska, to niech już tak będzie. Może inkwizycja będzie tak “miła” i straci ją zamiast spalać na stosie, uprzednio tygodniami poddając ją męczarniom w lochach?

-Tak. Znalazłam zapach tego, kto porwał moje stado. Znalazłam je w waszym śmierdzącym mieście, więc to się liczy podwójnie.

- Cieszy mnie to bardzo, będziesz musiała odnaleźć brata Blythea - mężczyzna sięgnął po coś leżącego za nim i położył na stole habit - To należało do niego, zresztą prowadził sklep zielarski w Dzielnicy Bram. Charakterystyczny zapach, jak mniemam - następnie sięgnął po coś do sakiewki u pasa i położył na stole kopertę z pochyłym pismem “Do brata Thane Blythe”. -Ma też coś dla Ciebie i nie, nie jest to rozpalony stos, tylko wynagrodzenie za pomoc ludziom. Czy zgodzisz się na to Nino?-

-Nie potrzebuję pieniędzy, stado ma ich dosyć.-

Miało ich dosyć, może nie w samym złocie, ale znalazło by się wiele tych dziwnych, gryzących materiałów, które można by sprzedać i kupić dużo jedzenia. W przeciwieństwie do ludzi, oni nie musieli mieć niewiadomo czego. Udane łowy dostarczały właściwie wszystkiego co potrzebowali. Sama ściągała skórę z upolowanego zwierzęcia, a mięso było pożywieniem dla innych. Ona lubiła łapać sobie ryby.

- Wtedy, to co ma dla Ciebie brat, oddasz innym, na przykład potrzebującym zwierzoludziom. Zanieś mu tą kopertę - podsunął nieśmiało list w kierunku Niny - A dalej, już sam się o Ciebie zatroszczy. Wierzę w Ciebie, Nino.

-Wystarczy jak zabijecie mnie szybko, bez uprzedniego znęcania się.-


Wzięła kopertę i już bez słowa opuściła budynek, uprzednio zabierając w dłoni kawałek tego habbitu, który po prostu urwała. Teraz będzie musiała znaleźć jednego człowieka w tym śmierdzącym mieście. Wspaniale. Zapach był naprawdę mocny, nawet jak na człowieka. W zasadzie nie miała problemów za nim podążać, mimo wszystko odznaczał się dodatkiem wielu ziół, a nie każdy człowiek się z tym babrał. Trop prowadził za samą bramę, więc przynajmniej tyle szczęścia, że nie musiała się już szwędać po tym ludzkim osiedlu.
 
Kizuna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172