Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-02-2015, 22:37   #1
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
[Wiedźmin] Nowy Świat



Północne Królestwa, Kaedwen. Kilka godzin na północ od Ban Glean


Ban Glean na samym początku swojego istnienia było zaledwie fortem, postawionym blisko granicy z Redanią i Aedirn, mającym zabezpieczyć ten rejon przez jakimiś potencjalnymi zbrojnymi wypadami. Ciągle służył temu celowi, stacjonowała tu bowiem tak zwana Bura Chorągiew - silna jednostka lekkiej jazdy, pełniąca również służbę w patrolach w okolicy, szczególnie wzdłuż granicy i jednocześnie rzeki Pontar. Wyrosłe obok fortu miasteczko opierało się właśnie o tę rzekę z północnej jej strony. W tym miejscu rzecz jasna wybudowano również most, jedyny w promieniu wielu kilometrów. Po ostatniej wojnie to on stanowił granicę między królestwami, które tak po prawdzie trochę mniejszą wagę przywiązywały do dokładnego mierzenia własnych granic. Wystarczały im problemy wewnętrzne, z którymi się borykali i to pewnie przez tego typu sprawy Arina i Mark nie napotkali żadnego patrolu, mimo, że znajdowali się już zaledwie kilka godzin od Ban Glean.

Podróż od bezimiennej wioski zajęła im niemal dwa tygodnie, podczas których wiedźminka zabiła kilka pomniejszych stworów takich jak utopce i przepędziła głęboko w las następnych kilka chochlików. Potwory mnożyły się i coraz bardziej zagrażały ludziom, lecz okolica była biedna i mało zamieszkana, przez co to co zarobiła wystarczyło im zaledwie na pokrycie kosztów podróży. Nic nie zostało. Miasteczko, do którego zmierzali, miało być pierwszym ludniejszym i bogatszym miejscem praktycznie od wyruszenia z Kaer Morhen.
- To jedno z tych miejsc, które zawsze wstaną na nogi. Podczas wojny zostało splądrowane, ale ostatnio jak tam byłem niewiele pozostało z tego śladów. Leży na praktycznie na granicy trzech państw, to ściągnęło kupców i cwaniaków jak świeże łajno ściąga muchy - Alez opowiedział dziewczynie to co wiedział o tym miejscu.

Słońce świeciło wysoko na niebie. Dni stały się już całkiem przyjemnie ciepłe i długie, a im dalej od gór i północy, tym było cieplej i mniej pochmurno. Od dwóch dni nie widzieli jednej nawet deszczowej chmury, a las dookoła nich przestał być taki gęsty. Ciepłe promienie słońca przebijały się przez korony drzew. Szlak wydawał się pusty, ostatni kupiecki wóz z obstawą spotkali poprzedniego dnia, gdy zmierzał na północ, ku stolicy Kaedwen.
Jak to jednak zwykle bywało, sielska atmosfera musiała się skończyć. Za następnym zakrętem ujrzeli bowiem, stojący w poprzek drogi, niewielki acz elegancki powóz, niewątpliwie należący do jakiegoś wielmoży. Konie tupały nerwowo kopytami, a z kozła zwisał dobrze ubrany stangret.
- Niech to, albo przyciągamy same problemy, albo świat naprawdę staje się ponurym miejscem - Alez wymruczał, sięgając po swój poczerniony miecz.
Wiedźminka nie skomentowała jego słów. Zdążyła się już przyzwyczaić do niespodzianek, które zsyłał im los. Wzięła do ręki stalowy miecz. Konie były całe i tylko nieznacznie zaniepokojone, a więc sprawcą napadu nie było ani zwierze ani jakiś grasujący w tej okolicy potwór. Nie wyczuwała też magii.
Zręcznie zeskoczyła z Rudego przerzucając nogę przez siodło i ostrożnie ruszyła w kierunku powozu uważnie rozglądając się na boki i wypatrując przeciwników. Mark pozostał na swoim wierzchowcu, trzymając się w pewnej odległości od kobiety i wypatrując niebezpieczeństwa. Doskonały słuch pozwolił Arinie wychwycić, że mruczy coś o kupnie kuszy lub łuku. Ptaki śpiewały, a las szumiał. Żaden ze zmysłów nie wychwytywał potencjalnego niebezpieczeństwa. Ktokolwiek to zrobił, wyglądało na to, że już dawno się oddalił. Zbliżając się wiedźminka dostrzegła drugiego trupa w środku powozu, ładnie ubranego mężczyznę w średnim wieku, chociaż to trudno było z całą pewnością określić. Szlachcic nie miał oczu, a krew zalała większą część jego twarzy. Konie zastrzygły uszami i zarżały wyczuwając zbliżającą się kobietę. Alez wreszcie też zeskoczył z wierzchowca.
- Bogata kareta, a ochroniarzy nie widać. Myślisz, że to oni zabili i obrabowali?

Podejście jeszcze bliżej nadal nie pozwoliło dostrzec śladów walki. Stangret wyglądał jakby skręcono mu kark, ale ani on, ani trup w środku nie zdążyli zareagować na tę napaść. Co więcej, u paska wielmoży ciągle zwisała zamknięta sakiewka, a przy nim samym, jakby rozmyślnie położony w sposób pozwalający uniknąć zalania krwią, leżał rozwinięty pergamin, na którym ktoś napisał:
"Na cóż mu oczy gdy krzywd nie dostrzega, życie dziś jego kresu dobiega, Sam nie odejdzie, z nim przyjaciele, waszego czasu jest już niewiele."

Arina wsunęła miecz do pochwy i najpierw dokładnie przyjrzała się obrażeniom zadanym mężczyźnie i ewentualnym śladom pozostawionym w powozie. Nikt nie umierał szybko od samego usunięcia oczu. Przyczyna musiała być głębsza. Wiedziała z własnego doświadczenia, że wydłubywanie lub wycinanie oczu było brudną robotą i mogło pozostawić sporo śladów na napastniku. Z kolei on mógł je rozprowadzić po drodze, po której się poruszał.
Potem postanowiła rozejrzeć się w koło w poszukiwaniu śladów ewentualnych napastników. Odpowiedź na pytanie wojownika mogła wiele wyjaśnić jeśli chodzi o okoliczności śmierci mężczyzny.
Zataczając krąg wokół powozu i koni, zaczęła uważnie przyglądać się ziemi wokół nich poszukując wskazówki ilu było napastników, skąd przyszli dokąd odeszli. To co ujrzała na ciele zamordowanego, stawiało nowe pytania. Oczy najwyraźniej zostały wycięte nożem, nie wyglądało to na robotę żadnego prymitywnego stworzenia. Najdziwniejszy jednakże był fakt, że ofiara nie próbowała nic z tym zrobić. Na nadgarstkach nie było śladu sznura, powóz nie był cały we krwi, jak zdarzyłoby się, gdyby ofiara się szamotała. Umarła od wykrwawienia. Mark zerknął do środka i zważył w dłoni sakiewkę.
- Monety i klejnoty. Zdecydowanie to nie był rabunek.
Wszystko nie wydarzyło się dawniej niż kilka godzin wstecz. Śledząc ślady Arina doszła do wniosku, że powóz najwyraźniej jechał od strony Ban Glean, a towarzyszyło mu kilku jeźdźców. Trakt tu był jednak twardy, nie potrafiła stwierdzić czy była to pogoń, czy ofiara została zaskoczona przez towarzyszy lub ochronę. Jeźdźcy prawie na pewno zawrócili w stronę miasta lub tam jechali, bo tak wskazywało największe skupisko końskich kopyt mniej więcej trzydzieści metrów od obecnego położenia karocy. Nie umiała jednak nawet podać dokładnej ich ilości.

- Najwyraźniej ktoś ma tutaj porachunki i próbuje je wyrównać. - Stwierdziła w końcu zakończywszy rozpoznanie. Jeśli jechała z nim ochrona mogli sami zaatakować lub uciec gdy pojawiło się niebezpieczeństwo. Nie widać nigdzie śladów innej walki. Pewnie nie uda nam się dowiedzieć nic więcej zanim nie dotrzemy do miasta. Myślisz, że powinniśmy się do tego mieszać? - Spojrzała na towarzysza pozostawiając mu decyzję.
- Na pewno powinniśmy powiadomić władze. Wystarczy, że ja to zrobię - wskoczył ponownie na wierzchowca, chowając miecz do pochwy. - Wolę nic tu nie ruszać i nic nie zabierać. Kilka osób powinno mnie w mieście odrobinę pamiętać, w razie czego.
- Nie wszyscy, którzy pojawią się na tej drodze mogą być tego samego zdania. Jeśli chcesz powiadomić władze może lepiej bym tu została i popilnowała tego miejsca?
- Do miasta jeszcze kilka godzin - pokręcił głową. - Nie ma sensu zostawać. Tym biedakom tutaj i tak nic nie pomoże, a ich powozu ze sobą zabierać nie mam ochoty. Aż takich znajomości tam nie mam.
- Skoro tak. Ruszajmy w drogę! - Wiedźminka dołączyła do towarzysza dosiadając konia. - Mam tylko nadzieję, że nie będziemy mieli z tego powodu kłopotów.
 
Sekal jest offline  
Stary 21-02-2015, 19:23   #2
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację

Czas mijał spokojnie, trakt poszerzał się, a las zamieniał w łąki i wzgórza, na których znać już było wyraźne ślady wiosennego rozkwitu wszelkiej zieleni. Dzień powoli chylił się ku końcowi, a słońce zmierzało za horyzont, gdy wreszcie dostrzegli pierwszą z baszt strażniczych. Niewiele później oczom ukazało się miasto, nad którym górował obecnie ustawiony na lekkim wzgórzu zamek.
- Kiedyś był zaledwie fortem. To też pokazuje jak można się tu dorobić.
Im bliżej byli, tym więcej szczegółów Arina zauważała. Na basztach stali żołnierze, spacerowali po murach okalające miasto i wartowali przy bramach. Wszyscy mieli szaro-bure barwy, a nad samym miastem powiewała flaga Kaedwen. Takich miejsc jak Ban Glean nie spotykało się ostatnio zbyt wielu na całym świecie. Silna obsada wojskowa trzymała porządek. Lub ułudę porządku. W każdym razie ludzie pracowali na polach, a podgrodzie, rozrosłe do sporych rozmiarów, było duże i gwarne. Nie obejmowały go mury miasta, które wyrosły tylko wokół najstarszej jego części oraz fortu, tworząc trudny do sforsowania przyczółek, mogący całkiem sprawnie bronić się przed przekraczającym rzekę moście. Ten też był ruchliwy, a na drugiej jego stronie Arina ujrzała kolejne zabudowania. Według umownej granicy tam znajdowało się już inne królestwo.

Ich wjazd na podgrodzie przyciągnął sporo uwagi, chociaż raczej nie ze względu na wygląd wiedźminki a sam fakt pojawienia się dwójki uzbrojonych jeźdźców. Zaraz po samym wjeździe napotkali zresztą partol czterech strażników.
- Kto wy i co do Ban Glean was ciągnie? - obwołał ich sierżant. Wszyscy czterej byli czujni, gotowi do sięgnięcia po broń. Czasy nie były łatwe, to było dodatkowe tego świadectwo.

Arina, siedząc swobodnie w siodle, popatrzyła z góry na mężczyzn swoimi dziwnymi, pozbawionymi białek oczami w dwóch różnych odcieniach:
- Jestem wiedźminem. Szukam roboty. - Odpowiedziała spokojnym głosem i przeniosła spojrzenie na Aleza, by sam powiedziała o sobie tylko tyle ile ma ochotę.
- Mark Alez - przedstawił się mężczyzna. - Towarzyszę jej, ale jestem tu też w interesach. Mamy też sprawę do waszego setnika.
- W mieście obowiązuje zakaz noszenia broni. Setnika znajdziecie w koszarach - sierżant mocno przyjrzał się obcym, Arinie szczególnie, zwracając uwagę na nietypowe oczy. - Wiedźmin kobieta, pokaż amulet. Pierwszy raz takie cudo widzę.
Dziewczyna sięgnęła za koszulę Marka, którą ciągle miała na sobie zamiast własnych podartych ubrań i bez słowa wyciągnęła na wierzch amulet z wizerunkiem wilka. Żołdak zbliżył się odrobinę i przyjrzał, kiwając głową.
- Tyle mi wystarczy. Nie pakować się w kłopoty. Nie wiem czy jaka robota tu dla wiedźmina, ale nie moja sprawa. Za i przed bramą macie karczmy, radzę zostawić tam żelazo. Ludzie nerwowi ostatnio.
Machnął im, aby przejeżdżali dalej, a patrol zszedł im z drogi.
- Daleko te koszary? - Arina zapytała towarzysza. - Myślisz, że lepiej najpierw wynająć pokój w gospodzie? Chciałabym tez poszukać maga. Może uda mi się sprzedać nieco składników i zarobić na karczmę. Pewnie nie jest tu tanio.
- Koszary mają blisko fortu, częściowo w nim. Początkowo miasto było zaledwie dodatkiem do nich - odpowiedział Alez, nie oglądając się za żołdakami. - Wynajmiemy. Jak ostatnio tędy przejeżdżałem, mieli tańsze karczmy tu na podgrodziu i droższe w środku, za to nie było tam złodziei i szczurów. O pieniądze na pobyt się nie bój. Wraz z mapą mam tu złożone trochę środków. Za mało na wyprawę, ale…
Podgrodzie było duże, wydawało się równie duże jak miasto wewnątrz murów, zbudowanych chyba dość dawno temu, zanim Ban Glean się rozrosło. Ludzie krzątali się w swoich sprawach, z rzadka spoglądając na obcych jeźdźców. Zbrojni nie byli im nowością. Po drodze minęli warsztaty rzemieślnicze i mały targ, powoli zbierający się już. Ciągle jednak na wielu kramach zalegały przeróżne towary, głównie jedzenie i tkaniny oraz przedmioty codziennego użytku.
- Paszteciki! Ciepłe paszteciki! - wykrzyczał jeden ze sprzedawców, obok którego właśnie przejeżdżali.
- Potrafię robić doskonałe szczury w sosie własnym. - Wiedźminka mrugnęła do Marka. Wyraźnie humor jej się poprawiał w miarę jak poruszali w głąb gwarnego miasta. Nigdy jeszcze w życiu nie widziała tylu ludzi jednocześnie i teraz chłonęła wszystko rozszerzonymi oczami. Czasami w jej towarzystwie zapominało się, ze jest dopiero osiemnastoletnią dziewczyną. Zachowywała się tak poważnie, teraz jednak ta powaga zniknęła z jej oblicza.
- Wybacz, moja piękna wojowniczko, ale proponuję dzisiaj zjeść gulasz z dziczyzny. Klasyczna kuchnia zawsze bardziej mnie pociągała - Alez podłapał dobry humor wiedźminki, prowadząc dość pewnie pomiędzy budynkami. - Dziś jeszcze powinienem zdążyć odwiedzić bank, co oznacza konieczność wjechania do miasta. Wybór gospody jednak należy do ciebie, pani - skłonił się lekko w siodle.
- Na pewno znasz te miejsca lepiej niż ja. - Dziewczyna machnęła ręką. - Po prostu wybierz co uznasz za najbardziej odpowiednie. Wszystko będzie lepsze od spania pod gołym niebem.
- W takim razie jedziemy za mury, ostatnio tam nocowałem. Nie jest tanio, ale i bezpieczniej.
Podjechali do bramy, przechodząc dość podobne wypytywanie przez stojących tam strażników, zanim zostali wpuszczeni, wraz z obietnicą zwinięcia broni i nie noszenia jej publicznie.
 
Eleanor jest offline  
Stary 22-02-2015, 22:13   #3
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ban Glean miało ciasno zbitą, w dużej mierze kamienną zabudowę. Większość budynków nie była nowa, ani świetnie utrzymana, ale bez trudu dało się tu zauważyć bogactwo, wpompowane w to miejsce w sposób nie rzucający się w oczy tak jak zamki wielmożów, ale nie dające się też przeoczyć, gdy porównywało się do zwykłych drewnianych chat podgrodzia lub mijanych wcześniej wsi. Ruch panował spory, ale nie musieli się przeciskać, aby sprawnie się poruszać.
- Mało przyjezdnych, nie tak jak ostatnio. Widać od razu, że mało ludzi podróżuje. Nie zdziwię się, jak powiedzą też, że granica zamknięta.
Poprowadził znaną sobie trasą i dotarli do budynku szerszego niż większość, piętrowego i również już odrobinę zaniedbanego. Ciągle jednak sprawnie działającego, bowiem na widok zatrzymujących się konnych, z podwójnych drzwi obok karczmy z szyldem trefnisia, wypadł młody chłopak.
- Zajmę się końmi, psze państwa.
Zadeklarował i już chwytał za uzdy, prowadząc w stronę stajni. Weszli do środka, rozglądając się po przestronnym, prawie pustym wnętrzu.


W środku było zaledwie kilku ludzi i nawet nikt z obsługi nie krzątał się w polu widzenia.
- Ostatnio ledwie udało mi się pokój na samym stryszku wynająć - westchnął Alez.
- Ciekawe czy to co stało się na drodze jest przyczyną takiego wyludnienia. - Arina podeszła do szynkwasu rozglądając się za ewentualnym dzwonkiem lub innym sposobem przywołania właściciela.
- Nilfgaard pozostawił po sobie głównie zgliszcza. Na południu jest jeszcze gorzej niż w Kaedwen. Trochę zajmie zanim Północne Królestwa się pozbierają. Panie Hunf! - zawołał Mark na koniec swojej wypowiedzi, zwracając na siebie uwagę jednego z gości, ale również karczmarza, człowieka potężnie zbudowanego nie tylko ze względu na tuszę. Wysoki i wielki, wycierał ręce w fartuch. Zmarszczył brwi, a następnie wyszczerzył się szeroko.
- Pan Alez! Witamy witamy! - zbliżył się, podając rękę i witając się jak ze starym dobrym znajomym. - A, i piękna… - zobaczył oczy Ariny, ale prawie się nie zająknął -...towarzyszka! Pokój na noc? Dwa? Strawę? Siadajcie, siadajcie, obiad już prawie gotowy.
- Arina, wiedźminka - przedstawił ją Mark, a oberżysta pokiwał głową.
- Dawnom nie widziani, nawet u nas. Na dłużej w mieście?
- To się jeszcze okaże, prawda? - Alez spytał dziewczynę lekkim tonem.
W odpowiedzi pokiwała głową uśmiechając się przyjaźnie do mężczyzny:
- Jeden pokój wystarczy i raczej planujemy zostać na dłużej. Pustawo tu jakoś u was. - Zagadnęła znacząco rozglądając się w koło.
- Mało ludzi z południa i mało na południe. Gadają, że niebezpiecznie, albo ktoś kupców łupi. Albo nawet coś, takie głosy słyszałem. Czasy złe, na interesy też. Chociaż jak kto rozum ma, to przypomni sobie jakie wysokie ceny niektóre towary osiągają jak długo są słabo dostępne - poklepał się po brzuchu i podrapał po swojej całkiem bujnej brodzie, sięgając drugą ręką pod szynkwans i wyjmując stamtąd klucz.
- Rozgośćcie się, albo odprężcie na górze. Zaraz obiad - podał im klucz i wskazał na schody. - Sama góra, ostatnie drzwi. Ja muszę wracać, bo mnie baba stłucze na kwaśne jabłko - zagrzmiał tubalnym śmiechem i powrócił na zaplecze, wpierw jeszcze dolewając piwa jednemu z gości, mimo, że ten wcale nie zamawiał, ale kufel już prawie miał pusty.

Wiedźminka nie miała wiele do rozpakowywania. Gdy człowiek podróżuje na koniu siłą rzeczy nie gromadzi zbyt wiele rzeczy. Postanowiła jednak posegregować to co nadawało się do sprzedaży.
Ingrediencje, które zdobyła mogły osiągnąć całkiem niezła cenę, jeśli w pobliżu nie było nikogo, kto zabijał potwory.
- Co zamierzasz sprzedać z tego co udało nam się zgromadzić? - Spytała byłego wojownika. - Może da się coś zamienić na jakąś broń dystansową. Chyba to nie głupi pomysł żeby się wprawiać w takiej walce. Jeśli nie koniecznie na potwory, nawet mnie przyda się do polowania na posiłek.
- Nie jestem dobrym łucznikiem, dlatego myślałem o kuszy. Nie wiem czy starczy mi czasu, aby opanować odpowiednio dobrze strzelanie z łuku - Alez wyłożył na podłogę w małym pokoju z dwoma wąskimi łóżkami zdobycze, pochodzące z kwater maga. - Sprzedam wszystko oprócz miecza. Chyba, że te klejnoty w sztyletach okazałyby mieć jakieś niezwykłe właściwości. Nawet tobie mógłby się taki przydać. Dzisiaj możemy się rozejrzeć za magiem, moglibyśmy jego usługi wymienić na część tego co zebrałaś z potworów, im chyba jest to potrzebne.
- Taką mam nadzieję - Wiedźminka pokiwała głową. - Może też będzie miał dla mnie jakieś zlecenie, na którym da się przyzwoicie zarobić. Czyli zjemy coś i ruszamy na miasto? Chyba warto by zacząć od powiadomienia o wypadku na drodze. Zastanawiam się, po tym co powiedział karczmarz, czy to będzie pierwszy taki przypadek.
 
Sekal jest offline  
Stary 07-03-2015, 17:46   #4
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Zanim zostawili rzeczy, omówili plan i zjedli coś, co faktycznie mogło być dziczyzną w miarę skąpo podaną w zawiesistym mimo to gulaszu, na zewnątrz zaczęło robić się już ciemno. Zmuszeni do chodzenia bez oręża nie mogli zabrać go nawet od razu na sprzedaż, zresztą to było zajęcie na następny dzień. Zamiast tego Mark prowadził ich w stronę widocznego z daleka zameczku, otoczonego dodatkowym, wewnętrznym pierścieniem murów.
- Główne koszary znajdują się w środku, ale musieli wynieść miejsca dla straży miejskiej i interesantów na zewnątrz. Inaczej mieli ciągle mały tłumek przed wewnętrzną bramą.
Istotnie, w niewielkim oddaleniu od wewnętrznej bramy, stał długi, piętrowy budynek, nad którym powiewały flagi Kaedwen i Burej Chorągwi.
- Chcesz wejść ze mną?
- Czy to jakiś problem bym tam wchodziła? - Arina popatrzyła na mężczyznę lekko zaskoczona pytaniem.
- Raczej z tym, że żołdacy bywają różni - Mark skrzywił się. - Zdarzało mi się spotykać takich, co za zgłoszenie czegoś takiego oskarżą ciebie, jak mają zły dzień.
- W takim razie zdecydowanie powinniśmy iść tam razem. Będzie musiał rzucić oskarżenia na nas dwoje. - Stwierdziła zdecydowanie.
Mark uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie, całując w usta.
- Brawura zgubiła już wielu, ale może to ja tym razem przesadzam.

Weszli do środka, drzwi nie stawiły oporu, więc i interesantów jeszcze przyjmowano. Bez zaskoczenia ujrzeli bardzo proste wnętrze, a także dwóch strażników, którzy spytawszy o cel wizyty wysłali ich na wprost, do małego pomieszczenia. Siedział tam jeden mężczyzna, a całe pomieszczenie zawalone było księgami i papierami. Zrobiono tylko miejsce na krzesła i biurko. Sądząc z oznaczeń na mundurze, który na sobie nosił, Arina poprzez szept Aleza dowiedziała się, że mają do czynienia z setnikiem Burej Kompanii. Nie był już młody, podchodził pod czterdziestkę, a na jego głowie widać było łysinę. Okrągła twarz zaopatrzona była w długi wąs, za który się szarpał zanim ich usłyszał i uniósł głowę. Wzrok miał bystry, bo spojrzenie dłużej zatrzymało się na oczach wiedźminki i zaraz potem oszacowało oboje raz jeszcze.
- Setnik Semko Barchacz. Z jaką sprawą do mnie?
- Arina zwana Orlą, wiedźminka oraz Mark Alez. - Odpowiedziała dziewczyna przedstawiając także towarzysza. - Chcieliśmy donieść o przestępstwie. Kilka godzin od miasta natrafiliśmy na powóz z martwym pasażerem w środku i woźnicą na koźle.
- Bogaty powóz, ale zabitego nie znam - dopowiedział Mark. - Bez ochrony jechali. Zostawiliśmy wszystko na miejscu, sakiewkę i dobytek, a także wiadomość, która została zostawiona przez zabójców. Chcieliśmy uniknąć wtrącania się w śledztwo.
- I oskarżeń, co? - prychnął Semko, ale jeśli prychnięcia można kategoryzować, to to nie było wrogie ani niechętne. - Widział żem kilku wiedźminów za życia, choć nie wiedział, że kobiety też mogą próby przejść. Unikata wtrącania się, chyba, że co który łba na głowie nie ma i nie moja to sprawa. Powiedzcie gdzieżta to widzieli?
- Kilka godzin stąd traktem do Kaedwen, choć nie stamtąd jedziemy. Szósta albo siódma mila, jeśli dobrze zapamiętałem kamienie. Po drodze nikogo nie widzieliśmy - Alez tym razem zabrał głos pierwszy.
- Wyślę ludzi - Setnik podrapał się po łysinie. - Może już jakiś patrol na to natrafił. Coście jeszcze ode mnie chcieli?
Człowiek za stołem wydawał się niezbyt przejęty ich zeznaniem i nastawiony raczej pozytywnie, więc Arina postanowiła kuć żelazo puki gorące:
- Szukam zleceń dla wiedźmina. Może coś macie?
- Z potworzyskami co podejdą za blisko sami se radzimy - sięgnął do jednej ze stert papierów i grzebał w niej chwilę. - Taa, to będzie to. Jedno ze zgłoszeń od jakiegoś kupca, twierdzi że coś w rzece podziurawiło mu barkę, która zatonęła i on ledwo się uratował. Może bredzić, może nie. Żeglugi tu nie prowadzi się dużo, póki co zweryfikować trudno. Gildia może chcieć ci za sprawdzenie problemu zapłacić.
- Świetnie! - Dziewczyna skinęła głową. - Dziękuję za informację.
W krótkich słowach setnik wytłumaczył im jak tam dotrzeć, dopytał gdzie się zatrzymali w razie gdyby mieli jakieś do nich pytania i nie zatrzymywał. Mark nie miał już nic do dodania, więc szybko opuścili koszary.

- Chcesz się do nich przejść od razu? - zapytał jak znowu byli na świeżym powietrzu. Zrobiło się już ciemno, ale Ban Glean miało latarnie. - O tej porze może być już ciężko coś załatwić. Chyba, że uważają to za duży problem.
- Myślę, że możemy zostawić wszystkie sprawy do załatwienia w mieście na jutro. - Arina uśmiechnęła się do niego. - Myśl o łóżku z czysta pościelą jest taka kusząca…
Objął ją i niespiesznym krokiem ruszył w stronę karczmy.
- Jak znosiłabyś myśl, że mieszkasz i pracujesz w jednym mieście, wychowujesz dzieci i chodzisz pod rękę z ustatkowanym mężem? - spytał na wpół żartem.
- Zapomniałeś że nie mogę mieć dzieci? - Odpowiedziała niby żartem, ale w jej głosie słychać było także cień smutku.
- Nie zapomniałem, chodzi mi o samo wyobrażenie sobie tego życia - idąc spoglądał w oczy Ariny. Przyzwyczaił się już do nich i nie przeszkadzały mu. - Ja chyba nie potrafię. Już nie.
- Większość życia spędziłam w Kaer Morhen. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. W tym roku po raz pierwszy wyruszyłam w drogę. Trudno jeszcze stwierdzić czy tułacze życie weszło mi w krew. - Popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem. - Dobrze jednak mieć miejsce, do którego zimą wraca się na odpoczynek.
Skinął głową i przez moment szedł w milczeniu.
- Tak, coś na kształt domu. Nie takiego, w którym trzeba spędzać cały czas. Ciekaw jestem co znajdziemy za górami, o ile uda nam się tam dotrzeć.
- Może dokładnie taki sam świat jak ten po naszej stronie? Nie wiem dlaczego zawsze zakłada się, że gdzieś dalej świat wygląda inaczej. - Arina szybko podchwyciła zmianę tematu podtrzymując żartobliwy ton rozmowy.
- Bo liczą na to, że będą mogli coś zmienić. W swoim życiu lub życiu innych. Jestem absolutnie pewny, że podróżowano już przez te góry. Za nimi nie znaleziono nic ciekawego, lub coś niezwykle interesującego. W innych przypadkach wieść o tym by się rozniosła - dotarli już do swojej gospody, zastając w środku mniej więcej do połowy wypełnioną salę wspólną. Niewiele osób zwróciło uwagę na ich powrót.
- Gdyby to było coś niezwykłego wieść też by się rozniosła, chyba że nie byłoby nikogo, kto mógłby roznosić te wieści. - Arina skierowała się od razu do ich pokoju. - A to właśnie wydaje się zarówno niepokojące jak i pociągające. Zwłaszcza dla ludzi, którzy potrzebę podejmowania ryzyka mają we krwi.
- Ja to widzę w ten sposób, że jakby było tam coś niezwykłego, to ludzie wiedzący o tym postarali się trzymać gęby zamknięte - Alez zaśmiał się, na chwilę tylko przystając przy szynkwansie, aby wziąć od karczmarza butelkę wina i dwa kubki. - Aby móc korzystać z tego wyłącznie dla siebie. Coś tam komuś się wymsknęło, stąd mamy plotki czy moją mapę.
- Cóż… - Arina wzięła od niego kubki i poszła dalej. - Będziemy się mieli okazję przekonać jak jest naprawdę.
 
Eleanor jest offline  
Stary 14-03-2015, 21:29   #5
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Jedno wino to za mało, aby dłużej odmawiać wygodnym łóżkom "Burego Strażnika". Zarówno aktywności fizycznej, przyjemnej niemal tak bardzo jak na miękkim mchu, jak i snu, który przyszedł zanim się obejrzeli. Wstali wypoczęci, obudzeni przez pierwsze promienie słońca, co i raz przebijającego się przez płynące po błękitnym niebie chmury. Obmyli się i ubrali, schodząc do wspólnej izby, gdzie karczmarz razem ze śniadaniem podał im trochę niespodziewaną wiadomość.
- Był tu posłaniec hrabiego Zygfryda Krasnolicego, człowieka, który ponoć bardzo pragnie się z państwem spotkać i zaprasza tym samym do siebie. W jakiej sprawie, tom ja niegodnym był już usłyszeć.
Arina z zaciekawioną miną popatrzyła na Aleza:
- Miałeś kiedyś okazję spotkać hrabiego? - Zapytała towarzysza.
- Nigdy - pokręcił głową. - Nazwisko obiło mi się o uszy bardzo słabo.
- W takim razie pewnie ma dla nas jakieś zlecenie. Gdybyśmy mu się czymś narazili pewnie nie zapraszałby tak uprzejmie. Chyba jednak przed wizyta u hrabiego wolałabym się przejść na targ i kupić sobie nową koszulę. Przecież cały czas chodzę w twojej.
- Nie żeby mi to przeszkadzało - roześmiał się. Pan Hunf już doniósł im śniadanie, ciągle ciepłe i pachnące w miarę, choć luksusy to nie były. - Największy targ mają za murami - kontynuował Mark. - Lepsze rzeczy z kolei można dostać tutaj. Na zewnątrz sprzedawali ci, którzy nie mieli lub nie chcieli uiścić opłaty za handel w mieście. Nie wiem jak jest teraz, kupców niewielu podróżuje.
- Wolę materiał wytrzymały i odporny na zbrudzenia bardziej niż luksusowe, delikatne tkaniny. - Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. - Zapytajmy karczmarza jak idą interesy w mieście. Kto będzie wiedział lepiej o tym niż właściciel tawerny?
Spytany gospodarz wzruszył ramionami.
- Teraz zwykłe rzeczy kupicie i tu i tu. Większości się nie przelewa, to i rynek się dostosowuje. Ceny poza murami nadal są niższe, jak tylko umiecie wytargować i nie dać się oszukać.
- Targowanie się to nie jest moja mocna strona - Wiedźminka skrzywiła się. - Chodźmy na targ w mieście. Mamy sporo osób do zobaczenia. Macie może maga w tym mieście? - Spytała jeszcze karczmarza.
- A siedzi jakiś w zamku, ludzi rzadko przyjmuje, gadają, że bezpośrednio dla Burej Chorągwi pracuje. Kto go tam jednak wie, rzadko widywany, chociaż nie opuszcza uczt i balów, które czasem z nudów ktoś wyprawia - Hunf uśmiechnął się krzywo. - Tyle o nim słyszałem z tego miejsca, Berg Biegły go zwą.
- W zamku? Czyli to w tym samym kierunku co do hrabiego? - Upewniła się Orla.
- Nie do końca, hrabia ma swoją rezydencję niedaleko wewnętrznych murów, ale zamek zajmują żołnierze chorągwi i oficjele Kaedwen.
- Aha. - Powiedziała tylko wiedźminka spoglądając na Aleza. - Ty chyba znaczy dwa zupełnie przeciwne kierunki. Skoro nikt po za hrabia nas nie oczekuje to chyba najlepiej najpierw udać się do niego?
- Przeciwne nie - Mark zmarszczył brwi w namyśle. - Najlepsze rezydencje przylegają prawie do wewnętrznych murów. Możemy udać się najpierw do hrabiego, po drodze wstąpić na mały targ, a potem spróbować u maga.
- Świetnie. - Arina obdarzyła go szerokim uśmiechem. - Skoro mamy plan ruszajmy.
 
Sekal jest offline  
Stary 11-04-2015, 14:40   #6
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Ban Glean obudziło się już i życie wróciło na ulice, intensywniejsze niż wieczorem poprzedniego dnia. Bojący się żyć na prowincji ludzie, tutaj znajdowali zatrudnienie i bezpieczeństwo związane z obecnością wojska i wielu innych osobników w podobnej sytuacji co oni. Tu za murami pilnowano porządku i sprawdzano wchodzących. Zakaz noszenia broni i wojskowe patrole uspokajały co bardziej nerwowych. Pewnie nawet złodziejaszków na małym targu, który minęli czyniąc niewielkie zakupy, nie znalazłoby się wielu, o ile w ogóle. Za murami kontrola nie była tak duża. I ceny na pewno niższe, co zauważył szybko Alez, bardziej obeznany w świecie i pieniężnej wartości przedmiotów.

Rezydencja hrabiego Krasnolicego łatwa okazała się do odnalezienia. Wysoka kamienica kryta czerwoną dachówką otoczona była własnym niewielkim murkiem i oddzielona od wewnętrznych murów zaledwie wąską uliczką. Miejsca tu było niewiele, dlatego niezbyt szerokie budynki pięły się w górę, w ten sposób sobie to rekompensując. Kiedy zapukali mosiężną kołatką w kształcie głowy dzika, w drzwiach pojawił się dobrze ubrany, niemłody służący, grzecznie wypytując o powód wizyty. Kiedy go przedstawili, zaprosił ich do środka, prowadząc przez bogato urządzone, drewnem wyłożone wnętrza. Po wąskich schodkach wspięli się na pierwsze piętro, gdzie lokaj wpierw zapukał, a następnie otworzył drzwi.
- Wiedźminka Arina i Mark Alez, na pańskie zaproszenie - przedstawił i szybko się skłonił, wychodząc i zamykając za sobą drzwi.

Znaleźli się w małej biblioteczce, co łatwo dało się określić po dwóch ścianach z regałami pełnymi książek. Poza nimi znajdował się tu mały stoliczek, dwie sofy i dwa fotele, dobrze wykonane i na pewno wygodne. Na jednej z sof z pozycji półleżącej unosił się mniej więcej czterdziestoletni mężczyzna o szpakowatych już, kiedyś o czarnych krótko ściętych włosach i ostrej bródce na pociągłej twarzy. Nosił się luźno i bogato, w purpurze i czerni, nie do końca potrafiących ukryć duży brzuszek, którego wielkość nie przełożyła się jeszcze na podwójny podbródek czy kilka innych aspektów właściwych wielkiej tuszy. Uśmiechnął się raczej smutno, do oczu bowiem ten gest nie dotarł i wskazał im miejsca.
- Witajcie, dziękuję, że zechcieliście przyjść. Jak już na pewno wiecie, nazywam się Zygfryd Krasnolicy i pozwolę sobie przejść od razu do rzeczy. Chodzi o mojego krewnego, zamordowanego wczoraj na trakcie, Augusta von Zelle. Wiem od swojego znajomego, że to wy zgłosiliście tę sprawę, do was więc się zwracam. Bardzo zasmuciła mnie wieść o śmierci Augusta i sposób w jaki tego dokonano. Tutejsza władza na pewno przeprowadzi śledztwo, ale… nie liczę na to, że im się uda. Chciałbym, aby ktoś poprowadził równoległe, toteż właśnie zwracam się ku waszej dwójce, obcej w mieście, niezależnej. Co powiecie? - wyrzucał z siebie słowa raczej szybko, cicho, nalewając przy tym wina do przygotowanych na stoliku kieliszków.
- Jestem wiedźminem - Odpowiedziała Arina spoglądając spokojnie na rozpartego wygodnie mężczyznę. - Poluję na potwory nie na ludzi.
- Oczywiście, oczywiście, wiem o tym - powiedział pospiesznie. - Ale czy ten co zabił mojego kuzyna nie jest potworem? - spytał bez uśmiechu. - Oferuję dziesięć denarów każdego dnia, w którym państwo poświęcą część swojego czasu na tę sprawę oraz dwieście denarów za znalezienie sprawcy.
Alez celowo nie wypowiadał się, zostawiając pierwszą decyzję Arinie. Wiedział jaki ma stosunek do uganiania się za czymś innym od potworów, ale oboje wiedzieli też, że potrzebują środków na swoją wyprawę, a kwota była naprawdę kusząca. Dziewczyna popatrzyła na towarzysza wdzięczna za to, że zostawił jej wybór, a potem skinęła głową:
- Widział pan milordzie list pozostawiony przez sprawców? - Zapytała przenosząc spojrzenie na siedzącego mężczyznę.
- Nie na własne oczy, ale setnik wspominał o nim - przyznał hrabia. - I muszę przyznać, że niepokoi mnie tak samo, jak smuci śmierć krewnego.
- Tak, rozumiem pana obawy jeśli zalicza się pan do przyjaciół zmarłego. - Dziewczyna pokiwała głową. - Czy ma pan jakieś domysły co do osób, które tak mocno mogłyby nienawidzić pana von Zelle?
- Nie spotykałem się często z Augustem, nie wiem nawet czy osoba pisząca te słowa miała mnie na myśli - westchnął Krasnolicy. - Mój kuzyn był spokojnym człowiekiem, nie miał bliższej rodziny. Nie były mi znane żadne konflikty, w których mógłby brać udział. Nasze przelotne spotkania rzadko jednak schodziły na poważniejsze i głębsze tematy.
Wiedźminka zamilkła na chwilę zastanawiając się nad dalszym działaniem. Suma, którą obiecywał hrabia była nie do pogardzenia w obliczu ich planowanej wyprawy. Po za tym poparcie hrabiego mogło się przydać w mieście z wielu innych względów.
- Dobrze - Skinęła w końcu głową. - Podejmiemy się tego zadania. Proszę mi powiedzieć gdzie mieszkał pański kuzyn. Może tam zdołamy zyskać jakieś informacje. Potrzebny nam jakiś list polecający by służba i domownicy odpowiadali na nasze pytania. Także lista przyjaciół i osób z którymi często się kontaktował zmarły, byłaby bardzo przydatna.
- Bardzo się cieszę - zadowolenie istotnie pojawiło się na twarzy Zygfryda, który wziął łyk wina i wyraźnie zastanawiał się nad resztą wypowiedzi. - Przyznam się, że nie mam dużej wiedzy o zwyczajach i przyjaciołach kuzyna. Jego dom oczywiście wskażę, to niedaleko stąd, zaledwie za rogiem. Do pozostałych kwestii muszę odesłać do setnika Barchacza. To mój przyjaciel i chociaż prowadzą osobne śledztwo to jeśli powołacie się państwo na mnie, będzie bardzo pomocny.
- Dobrze. - Kobieta popatrzyła na Aleza. - Na razie nie mam więcej pytań, a ty?
Alez pokręcił głową.
- Skoro setnik będzie pomocny, to powinniśmy u niego uzyskać niezbędne informacje.
Pożegnali się szybko, a Zygfryd polecił służącemu wypłacić dziesięć denarów za pierwszy dzień śledztwa, będące też niejako zaliczką.
 
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172