Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2016, 16:10   #111
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Fei Li tym razem trzymał się na uboczu. Zbyt tłoczno się robiło, i choć może nie przeszkadzało mu to bardzo, to jednak powiększająca się ilość drużynników sprawiała, że czuł się przytłoczony. Nigdy wcześniej nie miał okazji obcować z tak dużą ilością nieznanych mu osób, co sprawiło że zamknął się w sobie.

Karczma wyglądała niczym rodem z jakiś strasznych opowieści, i pierwszy rzut oka na nią, sprawiał że patrzący na nią mogli zastanawiać się co za upiorne istoty w niej zamieszkują. Chcąc nie chcąc mnich potrzebował snu, i ciszy by móc oddać się medytacji, toteż nie czekając na resztę ruszył do środka. W środku karczma prezentowała się o niebo lepiej niż z zewnątrz. Stoliki stały równo rozstawione i przy żadnym nie brakowało krzeseł. W kominku płonął ogień, który zachęcał zmęczonych podróżników do spoczęcia w środku.

Mnich udał się do jednego ze stołów, które nie były przez nikogo zajmowane, tak by być jak najbliżej ognia. Zamówił talerz zupy, gdy tylko ktoś zainteresował się nim i jego potrzebami. Jadł powoli wpatrując się w milczeniu w swój posiłek.

Od czasu do czasu mnich przyglądał się swoim towarzyszom, odkrywając że im dłużej im się przypatruje tym bardziej go irytują. Dziwne uczucie złości, którą zaczął pałać, nie wzbudziło w nim większej obawy, bowiem zwalił to na zmęczenie i męczącą walkę w jaskini. Zachowanie dzwonka, kłótnia która nagle między nimi wybuchła sprawiła, że Fei Li nawet nie chciał już dokańczać jedzenia.

Po prostu wstał od stołu i udał się do swojego pokoju. Tam zamierzał oddać się medytacji. Potrzebował uspokoić się. Ogarnąć myśli i zespolić swoje ciało ze swoim duchem.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 23-02-2016, 22:20   #112
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Ksenocidia

Po rozmowie z kapłanką i oddaniu jej konia pod opiekę, nic nie stało na przeszkodzie by skorzystać z nieszczęścia innych i zadbać o własną wieczerzę. Zapachów trupów nie brakowało. Były tak silne, że niemal przytłaczały. Ludzie, elfy, wróżki… Na cokolwiek miała ochotę, to mogła znaleźć. Rodziny…? Rodziny najpewniej spoczywały obok lub wciąż uciekały, w strachu że i ich dosięgnie śmierć. Najwięcej czuła w wiosce, nieco oddalonej od karczmy, jednak nie na tyle by wybranie się tam stanowiło dla niej problem. Krajobraz wciąż był ponury, szkielety drzew straszyły swymi kikutami, wyciągając w jej stronę resztki konarów, jakby błagały o litość. Odbicie księżyca w napotykanych kałużach, pytało “dlaczego?”.
Gdy dotarła do wioski pojawiło się więcej przykrych obrazów. Burza musiała ominąć karczmę i nadrobić sobie ową stratę tutaj. Ani jedna chata nie ostała się w całości. Żadna nie mogła poszczycić się dachem, a tylko niektóre posiadały cztery ściany. Te z kolei wyglądały jakby wspierały się jedna o drugą i wystarczy dmuchnąć, a runą jak twór zbudowany z kart.
Było tu jednak jedzenie, a dla ghula, który stracił zapasy, to liczyło się przede wszystkim.




Fei Li

Nocny spoczynek, tak potrzebny zarówno ciału jak i duszy, okazał się niemożliwym do osiągnięcia. Co prawda udało się mnichowi osiągnąć częściowy stan, który ewentualnie można było nazwać medytacją, jednak osiągnięcie tego kosztowało go wiele czasu i wysiłku. Całkiem zaś zniwelowane zostało, gdy ktoś uznał za właściwe zdemolować karczmę od środka. Huk roztrzaskiwanych drzwi był niemożliwym do przegapienia. Szczególnie, że po pierwszym odezwał się kolejny, a za nim kolejny … i tak aż do momentu, w którym i te, które chroniły wynajmowany przez niego pokój, zamieniły się w drobne szczapy.
Zaraz po tym rozległo się bardzo wyraźne ostrzeżenie, poprzedzone krótka chwilą rozmowy na tematy dość chaotyczne, jakby się zdawało. Na dodatek ta złość… Bo czy nie zasłużył na owe chwile spokoju? Wioska, jaskinia, robal…

Nie dane mu jednak było dokończyć owych negatywnych u swej podstawy myśli. Daske bez pardonu wparował do jego pokoju, a za nim Dzwonek. Księżniczka, co było wyraźnie słychać, postanowiła zejść na dół. Jej furia była niemal fizycznie wyczuwalna.



Nichael

Czy uciekli czy nie… Teraz nie miało to już znaczenia. Inkantacja trwała, a moc zbierała się na wezwanie maga. Karczma jednak stawiała opór. Cokolwiek w niej tkwiło, nie pozwalało na to by magia Nichaela dokonała większych zniszczeń niż uczyniła to do tej pory. Walczyła z nim, a po chwili zaczęła oddawać. Magia, która do tej pory wnikała w niego, teraz zaczynała wyciekać jakby był naczyniem, w którym zrobiono dziurę. Znał ten rodzaj czarów, dostępny tylko mistrzom w czarnej dziedzinie. Czar, który pozwalał na zasianie zła w dobrej istocie i odebranie mocy temu, kto ośmieli się spróbować przeciwstawić. Czar, żywiący się energią życia. Ktokolwiek go rzucił, znał się na swojej robocie.
Nichaelowi udało się jedynie zerwać dach i uszkodzić częściowo zewnętrzną ścianę, nim stało się to dla niego zbyt niebezpieczne.




Silyen, Glynne


Test przebiegał bez zakłóceń. Swobodnie do tarli aż do cienia, który rzucała karczma. Wtedy jednak ostrze zaczęło powoli, ale zdecydowanie wyczuwalnie, grzać. Decyzja została podjęta, dalej iść nie należało. Tym bardziej, że hałas nad nimi sugerował iż istnieje szansa na to, że budynek przestał być stabilną konstrukcją. To, że ktoś się do tego przyczynił było wyraźne i wyczuwalne dzięki posiadanym przez oboje umiejętnością. Czarna magia zmagała się z czarną. Oczy elfa były w stanie wypatrzeć drobną sylwetkę na tle nieba. Kruk korzystał z potężnej mocy. Problem polegał na tym, że ta, która zalęgła się w karczmie, zdawała się przewyższać możliwości Nichaela.

Anioła, ani nikogo z pozostałych nie było nigdzie widać.










Amir


Dzień nie stała w drzwiach i nie czekała przyglądając się jak jej goście się ubierają. Po poinformowaniu o problemie, oddaliła się zostawiając ich samych. Gdy tylko Moonria zniknęła, Nunu wstała ostrożnie z łóżka. Wyglądała na zmęczoną, jednak bez marudzenia ubrała się i odczekała aż Amir pójdzie w jej ślady.

Pomieszczenie, do którego zaprowadziła kotołaka, wystrojem przypominało dużych rozmiarów salon, połączony z gabinetem, który przy okazji służył jako zielnik i z pewnością kilka dodatkowych funkcji także dałoby się dorzucić, gdyby nieco baczniej przyjrzeć się wystrojowi. Psołaczka jednak od razu skierowała się do kominka, nad którym wisiał duży gobelin. Tam właśnie czekały na nią Dzień i Noc. Obie wydawały się być zaniepokojone, a ich wzrok skupiony był na wyraźnie dymiącym, czarnym punkcie. Wokół niego była duża połać nadpalonego miejsca. Zielone nici powoli ale nieustępliwie, zastępowały te, które zostały zniszczone. Uparcie przy tym omijając ów dymiący punkt i nie chcąc się do niego zbliżyć.
Nim jednak słowo wyjaśnienia padło, złoty wisior Noc’y zaczął wygrywać cichą melodię, podobną nieco do tej, którą Amir miał już okazję usłyszeć.
- Goście? - zapytała Nunu, przysuwając się nieco bliżej partnera.
- Najwyraźniej - odpowiedziała Noc, kierując się w stronę drzwi. - Nie ruszajcie się stąd dopóki nie wrócę. To może być coś istotnego. Bariera zachowuje się dziwnie… - Co mówiąc, wyszła.





Litwor

Świat, w którym się znalazł różnił się od domu nawet bardziej niż Margh. I nie chodziło tu o potwory, których było jakby mniej, a raczej o tych, którzy tworzyli mieszankę istot rozumnych. Klucz, który otrzymał od Ahri, przeniósł go do miejsca, które zwano Alezia. Czekała tu na niego przewodniczka i towarzyszka w jednym - Aolin.


Z demonem miał już kontakt wcześniej, w Margh, wiec jej widok nie zdziwił go aż tak bardzo co fakt, że stała po jego stronie. Te bowiem, które mieszkały w Margh prędzej by mu gardło poderżnęły niż podały rękę. Ta była inna…

Spotkanie nastąpiło dwa dni temu, a teraz, podróżując przez gęsty las, zmierzał do miejsca, w którym miał spotkać kolejne, nieznane mu istoty. Moonrie, jak wyjaśniła mu Aolin. Zadanie, które otrzymał, zapowiadało się nad wyraz ciekawie…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 24-02-2016, 20:40   #113
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Chyba nie powinniśmy iść dalej - powiedział Silyen, gdy ostrze miecza stało się ciepłe. Zgodnie ze swoimi słowami zatrzymał się.
Do karczmy mieli jakieś trzy, cztery metry

Vess zabrała ostrze swojej klingi od elfa.
- Najważniejsze, że jesteśmy już świadomi tego co się tu dzieje - odparła mu Glynne spoglądając na budynek. Zaczęła szeptać zaklęcie by nałożyć na siebie tarczę wiary, a gdy skończyła skierowała wzrok na Silyena kładąc mu dłoń na ramieniu. Powtórzyła czar na nim.

- Masz zamiar uodpornić mnie na zło, czy oczyścić z ewentualnego zła? - zainteresował się elf, któremu słowa wypowiedzianej przez kapłankę inkantacji niewiele powiedziały.

- Według Merinsela moje oczyszczanie ze zła mogłoby zaboleć - stwierdziła Vess, gdy zaklęcie zostało wypowiedziane. - Nałożyłam na nas tarczę wiary. Może coś da na opętanie, ale robię to głownie po to, żebyśmy mieli jakąkolwiek ochronę przed atakami fizycznymi. Widzisz kogokolwiek? - zapytała, ale nie czekając na odpowiedź położyła dłoń na swojej piersi i znów zaczęła szeptać, bo dopiero teraz zauważyła, że pierwszy czar na niej nie zadziałał.

- Tylko kruka. Lata jak wściekły nad karczmą i rzuca czary. A karczma mu oddaje. Nie lubię go, ale prawie mi go żal. Chyba porwał się z motyką na słońce.

Nie odezwała się od razu, bo kończyła trzecie zaklęcie. Efekt był, ale wciąż bardzo słabe zaklęcie jej wyszło. Widać było w jej postawie wahanie, chciała ruszyć do budynku, ale nie była pewna czy to dobry pomysł.
- Gdzie oni są... - mruknęła pod nosem. Uniosła miecz kierując koniec jego ostrza na drzwi wejściowe. - Zamierzam rozwalić te drzwi czarem, jakieś sprzeciwy? - zapytała elfa. - Ewentualnie przesuń się.

- Chwila... Dorzucę coś do twego czaru - zaproponował Silyen. - Silaha mchawi - powiedział, rzucając na kapłankę czar, zwany przez profanów zbroją maga. Po chwili powtórzył ten czar w stosunku do swojej osoby.
- Może tak staniesz trochę z boku i rzucisz ten czar nie stojąc na wprost miejsca, gdzie twój czar uderzy? - wysunął kolejną propozycję.

- Myślisz że jak rzucę ten czar pod kątem to ewentualne odbicie go nie wróci? - zapytała z pewnym niedowierzaniem.

- A nuż się uda... - Silyen wcale nie był pewien, że jego pomysł się powiedzie.

- Dobrze więc... - Vess ustawiła się pod kątem tak jak to z elfem uzgodnili. Koniec ostrza swojej broni wycelowała nie prosto w drzwi tylko w bok, tak by futryna była w centrum działania roztrzaskania. Usta Glynne poruszyły się bezgłośnie.
Czar zadziałał, aczkolwiek słabiej niż można by się, a przynajmniej niż mogła by się spodziewać Glynne. Drzwi zostały częściowo roztrzaskane, wraz z framugą, jednak ich części wystrzeliły nie do środka, a na zewnątrz. Jak się okazało pomysł elfa nie był taki znowu pozbawiony sensu.
- Idziemy do środka, czy wierzymy, że ten uparty anioł da sobie radę? - zapytała Vess spoglądając na Silyena. Wspomnienie skrzydlatego ewidentnie podsycało jej gniew.

- Dajmy mu jeszcze chwilę - zaproponował Silyen. - Nie wiem, czy nie rzucimy się sobie do gardeł, jak tylko przekroczymy próg.
Mimo tych słów nie zamierzał zbyt długo zwlekać. Jeśli mieli kogoś ratować, to czekanie całymi godzinami byłoby raczej mało rozsądne.

Glynne nerwowo zaczęła stukać końcówką miecza o ziemię, na której stała.
- Tak... poczekajmy... - ale nie była nawet trochę przekonana co do swoich słów. - Możliwe, że będziemy potrzebni, żeby spacyfikować tych, których wyprowadzi Merinsel...

Ciekawe, kto nas spacyfikuje, pomyślał Silyen.
Czas płynął, nikt nie wychodził...

- Merinsel! Radzę ci się pośpieszyć! - krzyknęła Vess w kierunku nawiedzonej budowli, a w jej głosie była bardziej groźba niż prośba.
Na miejscu anioła Sileyn zostawiłby wszystko i przyleciał, ale widać Merinsel był bardziej oporny.

- Chodźmy - zaproponował po chwili elf.
Propozycja ta była wyraźnie kusząca dla kapłanki. Z trudem, ale pokręciła przecząco głową.

- Merinsel! - krzyknęła ponownie.

Kolejne zaklęcie i w dłoniach Silyena pojawiła się pokaźnych rozmiarów tuba.
- Zaliseno! - krzyknął w stronę wnętrza karczmy. - Dzwonku! Fei Li! Uciekajcie stamtąd!
- Chcesz? - podał tubę kapłance.

Glynne spojrzała na elfa zastanawiając się co robić.
- Pójdę tam, sama, bez broni. Moja magia mocno szwankuje, więc w razie czego nie będę stanowić zagrożenia dla niego - stwierdziła. - Ty tu zostań i próbuj dalej ich wołać.

- Nie ma mowy - odparł Silyen. - Albo idziemy razem, albo wcale. Wybieraj.

Kapłanka już miała mu odpowiedzieć, gdy przyleciał do nich rozwrzeszczany kruk.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 24-02-2016, 22:30   #114
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Czym jest Moonria? O czymś takim chyba jeszcze nie słyszałem, no i kogo powinienem udawać, raczej nie będe nikomu mówił skąd mnie faktycznie przywiało. - Zapytał po przetrawieniu wszystkich informacji Litwor.
- Powiada się, że są częściami mocy pozostawionej przez Trójcę, w tych nielicznych momentach, gdy fizycznie odwiedzają nasz świat - odpowiedziała Aolin, klucząc miedzy grubymi konarami drzew. Las, który obecnie przemierzali wydawał się czerpać przyjemność z utrudniania im drogi. O jeździe wierzchem nie mogło być mowy, mimo iż wierzchowiec, którego otrzymał zdawał się rwać do tego by ruszyć galopem.
- Może najemnika z Bontaru? Pasujesz wyglądem. O ile oczywiście wyniknie potrzeba tłumaczenia czegokolwiek - odpowiedziała na jego drugie pytanie, mierząc go przy tym, po raz setny bodajże, uważnym spojrzeniem.
- Może być najemnik z Bontaru, część mocy, czyli ciało, które przyjmują, czy skupisko ich świadomości jako takiej, później przyjmujące fizyczny kształt? - Zapytał z zaciekawieniem. Cugle trzymał mocno w dłoni, żeby nie poniosło rumaka. Jeszcze się z nim nie dogadał, jak będzie go nazywał. Na razie skłaniał się ku gwiaździe.
- Raczej ich mocy samej w sobie - wyjaśniła, jednak nie brzmiała na pewną. - Znam ich parę ale odpowiedzi na twoje pytanie wciąż nie udało mi się uzyskać. One po prostu pojawiają się.
- Taaaak, brzmi całkiem jak one, to by się zgadzało. Jest coś, na co powinienem szczególnie uważać? Poza nie daniem się zabić się znaczy. - Zapytal treściwie Łapacz. Zdawało się, że neidługo dotrą na miejsce.
Aolin przez dłuższą chwilę milczała, prowadząc uparcie, jakby jej wyjątkowo zależało na szybkim znalezieniu się w towarzystwie Moonri.
- Nie wiem - stwierdziła w końcu, przystając. - Na wszystko? Początki mogą być nieco kłopotliwe ale postaraj się nie traktować każdej spotkanej istoty jak wybryku natury lub potwora. Obserwuj... Niech to… Byłam pewna, że to było gdzieś tutaj… - mruknęła, przerywając swoją wypowiedź i rozglądając się wokoło.
- Postaram się, nie mogę niczego obiecać, zwłaszcza, jeśli coś bedzie próbowało mnie zabić. - Odparł po namyśle. - Zgubiłaś drogę, czy miejsce jest ukryte? - Zapytał, przyglądając się zachowaniu kobiety.
- Musiały coś zmienić ostatnio - rzuciła, nieco zrezygnowana. - Wydaje mi się, że jesteśmy wystarczająco blisko by nas wyczuły, ale… - rozłożyła ręce w wyraźnym geście wskazującym na to, że zwyczajnie nie ma pojęcia.
- Jesteście - odezwał się głos za plecami Litwora. - Nie sądziłam, że zapamiętałaś to przejście tak dobrze, Aolin.
Litwor obejrzał się za siebie i przyjrzał właścicielce głosu dokładnie. - No widzisz, nie masz sie co obwiniać. - Rzucił przyjaźnie do demonicy.
- Tym razem - mruknęła w odpowiedzi. - Noc poznaj Litwora. Litworze poznaj Noc - przedstawiła mu długowłosą kobietę o wyraźnie widocznych, długich króliczych uszach.
Noc przyglądała się mu przez chwilę, po czym obdarzyła wesołym uśmiechem, a jej uszy delikatnie zadrżały.
- Ciekawego gościa nam sprowadzasz Aolin. Chodźmy jednak - ponagliła, odwracając się i ruszając ścieżką, która pojawiła się przed nią, dając tym samym Litworowi doskonałą okazję do podziwiania małego, puchatego ogona.
- No to chodźmy, chociaż, mogłem chyba wziać marchewki, skoro idziemy w odwiedziny, to nie wypada tak z pustymi rękami. - Mruknął Litwor. - Mam nadzieję że miło poznać. - Dodał po chwili.
- Wieczny… - jęknęła Aolin, wyglądając przy tym jakby nie mogła się zdecydować czy lepiej palnąć go przez głowę czy schować się gdzieś ze wstydu.
- Spokojnie Aolin - odezwała się Noc, przystając i obdarzając oboje rozbawionym spojrzeniem. - Nie uraził mnie. Witaj w naszym domu, Wieczny - zwróciła się do Litwora, podejmując wędrówkę ścieżką. - Czy miło to się okaże. Z pewnością interesująco - dodała.
- Ano, sie zobaczy. - Mruknął Aigam, rozglądając sie po okolicy, by ocenić, czy cokolwiek się nie zmieniło. Nię sądził że Noc żyje w lesie bezpośrednio, chociaż po uszach mógł wnosić wszystko i nie wykluczać niczego. - Czemu Noc? - Zapytał z zaciekawieniem, ignorując zażenowanie demonicy. Najwyraźniej nie uprzedzili jej o manierach Litwora.
- Kto wie - odparła Moonria, nie podejmując się wyjaśnienia zagadki imienia. - Jesteśmy na miejscu - dodała niemal natychmiast, a ścieżka zniknęła przeradzając się w wolną przestrzeń pomiędzy masywnymi drzewami. Z pnia największego stworzono dość okazałą rezydencję, której nie powstydziłby się żaden szlachcic rivoreński.
- W salonie znajdziesz Nunu i jej towarzysza - Noc zwróciła się do Aolin, która skinęła głową. - Ja muszę pomóc Dniowi w przygotowaniach do przesunięcia bariery. Mamy pewne problemy, którymi należy się zająć.
- Poczekamy na was z Numiną - odpowiedziała demonica, wskazując Litworowi schody prowadzące do głównego wejścia.
- No dobrze, to do zobaczenia później, pora zobaczyć, kto tu ma imię jak karcenie niegrzecznego dzieciaka. - Rzucił z uśmiechem w głosie. Po czym wszedł do środka.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 24-02-2016, 22:32   #115
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Natychmiast zmienił strategię działania. Nie miał dostępu do rytuałów, więc musiał posiłkować się magią mniejszego kalibru.
Natychmiast wypluł z siebie kolejne zaklęcie mające wskazać mu miejsce, w którym znajduje się wróżka. Nie wiedział tylko do jakiego stopnia ów zaklęcie podziała.
Zaklęcie podziałało, jednak nie tak dokładnie jakby sobie Nichael życzył. Wróżka była w karczmie, gdzieś na niższych piętrach lub parterze.
Na gwałt potrzebował septagramu, ale nie mógł na to liczyć. Złożył skrzydła pikując wprost do pokoju, w którym znajdowała się Dzwonek.

- Ta czarna magia jest silna. Dziecinko, zaufaj mi raz. Ten jeden raz. Wyjdź stąd.

Dzwonek nie wyglądała na szczególnie zachwyconą tym pomysłem.
- Dzwonek nie chce - stwierdziła stanowczo. - Daske też nie chce. I Fei Li. Zostajemy! - dorzuciła, ozdabiając swoją decyzję klaśnięciem w dłonie.

- Idziemy - sprzeciwił się Daske. - Miecze są głodne, Dzwonku, chodź.

- Walka? - natychmiast się zainteresowała słowami Daske, a gdy ten skinął głową, roześmiała. - Walka! Walka! Chodźmy…

Nichael nie odezwał się, tylko zleciał poziom niżej, na parter w poszukiwaniu Nany. Drzwi nie mogły być przeszkodą. Musiał ją znaleźć.
Drzwi faktycznie przeszkody nie stanowiły bowiem zwyczajnie ich tam nie było. Była za to elfka, był mortol, był nawet anioł, jedyny z tej trójki, który jeszcze się na nogach trzymał. Pozostali leżeli martwi, a przynajmniej na takich wyglądali. Zaklęcie, które w nich uderzyło należało do rodzaju czarnej magii zwanej krwawą i musiało trafić niczego nie spodziewających się członków drużyny z zaskoczenia.
Nichael wyczuł zagrożenie dla siebie na chwilę przed tym, jak w jego stronę poleciał strumień mocy, którego zadaniem było pochwycenie tego, kto zamierzał się zbliżyć. Na szczęście mierzone było w istotę ludzką, a on wszak był obecnie krukiem. Czarująca, młoda dziewczyna, która nie tak dawno temu roznosiła kolację, zaklęła szpetnie i zabrała się za rzucanie kolejnego czaru.
Merinsel stał między drzwiami wychodzącymi na zewnątrz, a karczmarzem. Ten drugi musiał być tym, który odpowiadał za zaklęcie krwi. W chwili obecnej tkał kolejne, korzystając z rozlanej posoki. Bariera, która chroniła anioła przed mocą czarów, wydawała się być wyjątkowo krucha w porównaniu z ich mocą.

- Trzymaj się, Pióro Pusz! - zawołał kruk i odleciał w poszukiwaniu reszty.

Reszta zaś znajdowała się na zewnątrz karczmy. A właściwie nie tyle reszta jako taka, a kapłanka z elfem.
- Co tak długo, kurwa?! Sam nie dam rady! Niech Kuc rysuje septagram dookoła karczmy. W górnym ramieniu ma być odwrócony trójkąt równoramienny w odwróconym pentagramie. Na dole koło z falą poziomą i dwoma kropkami przy granicach. Wąski, potrzebuję gwiazdy maga. Tu to samo koło ma być wyżej. Zewnętrznie pentagram z tym samym kołem na szczycie. Nie ma czasu na dyskusje! - rzucił kruk.

- Silyen, rysuj to co on chce. Ja wchodzę do środka - powiedziała i ruszyła by zobaczyć co się dzieje w środku.

- Nie! Prrr… Wąski wchodzi ze mną. Ty idź po Kuca. To bardzo w chuj ważne. Zapamiętaj znak i pokieruj ją. Jest ich dwoje. Trzeba ich osłabić.
Kapłanka zatrzymała się w pół kroku.

- Jaki kuc?! - warknęła do ptaszyska.
- Centaur! Ona narysuje najszybciej! Jest parzystokopytna. Gwiazda siedmioramienna w okręgu. Przy górnym ramieniu, za okręgiem odwrócona gwiazda pięcioramienna wpisana w koło. W środku gwiazdy odwrócony trójkąt równoramienny. Na dole, pod okręgiem, koło z poziomą falką. Przy granicach falki mają być kropki - wyrzucił Nichael. - Jedziemy!
To ostatnie było zdaje się skierowane do Silyena, który ruszył za krukiem do środka.

- Dobra, zrobię to. Nie ma czasu jej szukać - po tych słowach Vess upięła swój miecz do pasa i złapała do ręki zaostrzony kawałek drewna który odpadł od drzwi.

- Ruchy, Dziewica! Dookoła karczmy! W razie czego pomogę z powietrza, jakbyś miała jakiś problem. Zacznij od gwiazdy siedmioramiennej. Bez odrywania patyka. Dasz radę - zawołał Nichael i poszybował do środka.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 25-02-2016, 08:01   #116
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Ksenocidia nie miała pojęcia co działo się przy karczmie, więc nie czuła powodu do pośpiechu. W spokoju przeszukiwała obrzeża wioski w poszukiwaniu pożywienia. Po drodze znalazła toporek. Nie miała zamiaru profanować całych zwłok, możliwe, że rodziny poległych będą chciały po nich wrócić i ich pogrzebać. Odcinała zatem nogi poniżej kostki, czasem ręce, raz tylko nie potrafiła się powstrzymać i zanurzyła usta w zimnych wnętrznościach małej dziewczynki, która pachniała tak apetycznie, jak nieapetycznym był widok ghula, który rozpruwa brzuch dziecka, a spomiędzy warg zwisa mu śliskie jelito.

Noc była cicha i spokojna. W porównaniu z poprzednimi zdawała się być dla Ksenocidii rajem. Szczególnie, że nie przeszkadzała jej obecność wszędobylskiej śmierci. Kiedy plecak został napakowany dłońmi, łydkami, stopami, przedramionami, jedną wątrobą w sakiewce po pieniądzach, żeby za bardzo wszystkiego nie zapaskudzić i kilkoma uszami, które cudownie chrupały w zębach, ghul postanowiła wypocząć. Nie miała zamiaru wracać do gospody, wolała pooddychać świeżym powietrzem.

Usiadła pod złamaną wierzbą, daleko od miasta i wgryzła się w serce nadjedzonej wcześniej dziewczynki. Było przepyszne. W końcu mogła się w spokoju posilić, wręcz przejeść, a nie gorszyła przy tym reszty drużyny. Zapadła w lekki sen, budząc się kilka razy, witana przez jasne gwiazdy. Kiedy na niebie pojawiła się łuna wschodzącego słońca wstała ociężała po nadmiernym posiłku i ruszyła w stronę karczmy.
 
Ardel jest offline  
Stary 25-02-2016, 09:51   #117
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Fei Li siedział gdy drzwi rozleciały się na drobny mak. Odruchowo sięgnął po kij, jakby nie wiedział czy ktoś go zaatakuje czy nie. Jego oczom ukazał się Daske a potem Dzwonek. Mnich bez słowa wstał spokojnie i zapytał się Dzwonka:
-Dzwonku, co tu się dzieje? - jego głos brzmiał na lekko zirytowany.
Zamiast Dzwonka odezwał się Daske.
- Czarna magia. Na ciebie też działa więc weź głębszy wdech i spróbuj się uspokoić.
- Idziemy walczyć! - Niecierpliwiła się Dzwonek, spoglądając to na jednego, to na drugiego.
Mnich pokręcił głową. Nie chciał walczyć. To było zawsze najprostszym rozwiązaniem.
- Może po prostu… wyjdźmy stąd - zaproponował - Walczyć zawsze zdążymy. Poza tym z kim mamy walczyć?
- Z karczmą - odpowiedział Daske, kręcąc głową i kierując się w stronę drzwi. - Jeżeli poczujesz, że szlag cię trafia, to wyjdź. Dzwonek jak dojdzie do siebie wścieknie się jak cię zabiję. Chodźmy Dzwonku - dodał, kierując te słowa do dziewczynki, która zgodnie pokiwała głową.
Mnich nie miał za wiele już do powiedzenia. Przemoc. Była ostatecznością. Czuł jednak w sobie gromadzący się gniew. Złość. Ale i bezradność. Postanowił więc zrobić to co nakazywał mu rozsądek. Oddalić się od karczmy jak najdalej. Nawet jeśli miał wyskoczyć przez okno. Co też zrobił.
- Świętoszek! Jesteś nam potrzebny! Zejdź do nas na dół - zawołał kruk z daleka i zawrócił z powrotem.
Nawet jeżeli mnich usłyszał kruka, to było już za późno by powstrzymać skok. Ziemia zbliżać się poczęła szybko, a następnie spotkała się ze stopami Fei Li. Skok był bezbłędny, podobnie jak i lądowanie. Po rozejrzeniu się i przeżyciu kolejnej fali wściekłości na wszystko co znajdowało się w zasięgu jego wzroku, dostrzegł kapłankę bazgrząca coś wokół budynku karczmy. Nie dało się także nie dostrzec częściowo rozwalonych drzwi wejściowych.

Mnich skierował się w kierunku kapłanki, chcąc zobaczyć co ta robi.
- Co to ? - zapytał, gdy już znalazł się blisko niej.
- Pomóż mi to rysować - poleciła mu Glynne, ale nawet na chwilę nie zaprzestała swoich starań.
- No dobrze. A możesz mi wyjaśnić co robimy? - zapytał. Cały czas przyglądał się co robi kapłanka, bo nie miał pojęcia jak miał jej pomóc.
W skrócie wytłumaczyła mu to co powiedział jej kruk i poinstruowała mnicha co ma robić.
Mnich zaczął działać wedle instrukcji kapłanki.
- Co tu jest grane? - zapytał raz jeszcze

- Zostaliśmy opętani - odparła mu z wysiłkiem. - Działa w obrębie 5 metrów od budowli. Nie wiem co się tam dzieje, ale jeśli tego szybko nie skończymy to szanse na powstrzymanie tego będą żadne.
- Ta złość którą teraz czujesz jest skutkiem tego

- A nie lepiej po prostu zostawić to. Mamy misję. Daske z chęcią spali tą budę - rzekł z dziwną wesołością w głosie

- Fei, to ta złość przez ciebie przemawia. Nie będzie tej misji jeśli tu się pomordujemy - Vess mówiła to starając się brzmieć spokojnie. - Prosze, pomóż mi, albo po prostu idź w stronę lasu. Jego magia cię oczyści.

- Pomóż w tym. Pomóż w tamtym, a potem padniesz w objęcia innemu - prychnął mnich. Jednak chcąc nie chcąc zaczął pomagać, choć z ociąganiem

Słowa Li zaskoczyły Glynne na tyle, że spojrzała na niego w bezruchu. Ale zamiast powiedzieć to co jej przyszło na język wróciła do swojej czynności.
- W środku wciąż są nasi towarzysze. Nie możemy zostawić ich na pastwę tego co tu się wyrabia - ciągnęła swoje. Wolną ręką sięgnęła do medalionu. - Bogini, proszę bądź przy mnie... - jęknęła pod nosem Vess.
- Bogini tu nie ma. Jestem ja - odparł zgryźliwie mnich wracając do pomocy kapłance.

- Nie przeginaj - warknęła na niego. - Złość się na mnie do woli, ale o Riv tak nawet nie mów.

- Jakbym się zezłościł na Ciebie, dałbym Ci klapsa w tyłek - odparł

Vess prychnęła niczym zezłoszczona kotka.
- Uważaj co mówisz, Fei, bo później będzie ci wstyd... - mruknęła do niego.

- Raczej to ty się możesz wtedy zaczerwienić jak burak. Chyba że lubisz takie zagrywki - wyszczerzył się

- Wszyscy jesteście tacy sami - warknęła. - Ty, Arthon, Merinsel... Wszyscy wiecie lepiej co dla mnie dobre i nikogo nie obchodzi moje zdanie - dodała z żalem w głosie. Ale mimo to z nie słabnącym zapałem robiła swoje.

Mnich już nie odpowiedział na to. Po prostu zajął się ze złością swoją pracą. Chciał to mieć za sobą jak najszybciej.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 25-02-2016, 10:04   #118
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kruk najwyraźniej był pełen pomysłów i nie wiedział, na co się zdecydować, bowiem nie zdążył jeszcze wrócić do karczmy, a już zaczął wydawać inne polecenia.
- Zmieniłem zdanie, Wąski. Potrzebuję jeszcze jednego sigila. Zewnętrznie pentagram, środek oktagram, wewnętrznie septagrami. Wszędzie na górze koło z falką i dwoma kropkami.
- Gdzie go chcesz? Na dziobie?
- Jebnij gdzieś na podłodze. Wszystko jedno. Spore niech będzie.
- Jak się da, to się zrobi - odparł Silyen.
- Zaraz wracam. Lecę po Świętoszka.
Bazgranie po podłodze czy po ścianach nie należało do ulubionych zajęć Silyena, poza tym jego moc nie wymagała fikuśnych malunków, ale czegoś go w akademii uczyli. Gdy jednak znalazł się w sali, myśl o rysowaniu czegokolwiek wyparowała mu z głowy. Anioł był w opałach, atakowany przez karczmarza i dziewkę. W powietrzu aż gotowało się od czarnej magii, i Silyen nie wierzył, by ktokolwiek mu pozwolił na narysowanie choćby jednej kreski.
- Milango awamu! - powiedział, wskazując kawałek podłogi, na którym akurat stała służąca. Czar nie do końca zadziałał tak, jak powinien, widocznie karczma broniła swoich właścicieli, ale elf z satysfakcją zauważył, że prawa noga służącej uwięzła w podłodze. Miał cichą nadzieję, że nawet jeśli dziewucha ujdzie z życiem, to do końca życia będzie kaleką.
Nichael skoncentrował się na karczmarzu.
Nie miał zamiaru atakować go personalnie. Co to, to nie. Zamierzał podpalić mu ubranie. Drobną sztuczką wyrwać z koncentracji i zepchnąć do defensywy. Jeśli nie mógł przebić się przez nich na siłę, to musiał użyć sposobu. Po tym zaklęciu musiał wylecieć na zewnątrz na kilka chwil. Inhibitor czarnej magii był tu konieczny.
Wrzask dziewki był wystarczającym rozproszeniem dla maga krwi. Problem polegał na tym, że teraz jego uwaga skupiła się na kruku. Jego, oraz samej karczmy. Czar, który rzucił kruk, zadziałał w najgorszy możliwy sposób. Uderzył w niego. Swąd palących się skrzydeł nie należał do przyjemnych. Podobnie jak uczucie, które mu towarzyszyło. Bardzo, bardzo bolesne uczucie…
Anioł w międzyczasie skorzystał z okazji by samemu zacząć działać. Jego tarcza wygięła się posłuszna szeptanej modlitwie. Następnie zaś rozprysła, wysyłając w kierunku czarnych magów ostre, szklane pociski. Karczmarzowi udało się uniknąć najgorszych trafień, mógł bowiem się ruszać. Dziewka takiego szczęścia nie miała. Jej trup dołączył do pozostałych, rosząc krwią podłogę.
W tym momencie, w sali pojawił się Daske z Dzwonkiem. Mężczyzna od razu dobył mieczy, wzmacniając i tak gęste opary czarnej magii jakie wisiały w izbie. Dzwonek zaś podbiegła do kruka i… zaczęła się mu przyglądać.
- Ugaś go - warknął Daske i ruszył na maga.
- Dzwonek nie chceee… - zaczęła marudzić. - I nie ma czym - dodała roztropnie, nie zmieniając swojej pozycji. - Wino! - wpadła nagle na pomysł i ruszyła w stronę szynku.
Nichael zakrakał wściekle kolejne zaklęcie. Mignięcie, zaklęcie nadające ogromne przyspieszenie, miało wyrzucić go na zewnątrz karczmy jednocześnie gasząc płomienie samym pędem powietrza.
Silyen na moment się zawahał - nie wiedział, czy pomóc krukowi, czy zaatakować karczmarza. Na tego ostatniego ruszył jednak Daske, a elf miał wrażenie, że gdy ten wyciąga miecze, to musi paść trup. Lepiej więc, by tym trupem był karczmarz
Wypowiedział kolejne zaklęcie - nad krukiem powinien pojawić się koc, który lepiej przygasi płomienie niż wino.
Nichael, niczym płonący pocisk, wyleciał przez okno, rozbijając przy okazji szybę. Szczęściem dla niego, czar elfa zdążył zadziałać, otulając go kocem, dzięki czemu szkło nie miało dostępu do jego ciała. Niestety, był i minus całej sprawy. Koc uniemożliwił skorzystanie ze skrzydeł przez co spotkanie z ziemią nie było tak lekkie, jakby sobie Nichael mógł życzyć.
W międzyczasie, w karczmie, uwaga karczmarza skupiona była w pełni na Daske. Mężczyzna ów pociągnął nosem i skrzywił się.
- Odstąp - warknął. - Jesteś jednym z nas. Odstąp…
Daske jednak dobył mieczy, a co za tym szło, śmierć nie zebrała tej nocy całego żniwa, na jakie miała ochotę. Pytanie tylko czy jej palec wskazać miał krwawego maga, czy może jednak elfa…?
Kruk wygrzebał się pospiesznie z koca i popędził w stronę karczmy wykorzystując cały ból poparzeń i wściekłość, a gdy był przy drzwiach zatrzymał się i rozpoczynając wchłanianie czarnej magii rozpoczął inkantację. Chciał rozerwać karczmarza na strzępy. Dosłownie. Miał zamiar przerwać wchłanianie magii, gdy tylko nastąpi podobny kontratak jak wcześniej. Przy odrobinie szczęścia dokończy zaklęcie nim karczma zorientuje się o co chodzi.
- Zostaw go! Niech Daske go wykończy! - rzucił Silyen, szykując się do opuszczenia karczmy, w której nie miał już nic do roboty. Przynajmniej do chwili, gdy Daske nie zakończy swej pracy.
Dwie akcje zgrały się w czasie prowadząc do nieuniknionego końca. Daske zignorował słowa karczmarza. Z uśmiechem na ustach, który do miłych wcale nie należał, ruszył w jego stronę. Krwawy mag zaczął tkać zaklęcie, które uderzyło w opiekuna Dzwonka, zadając mu paskudnie wyglądającą ranę wzdłuż piersi. Jego tryumfujący śmiech zamarł jednak gdy wojownik, którego ów atak wstrzymał na chwilę, ruszył dalej jakby nigdy nic.
- Zabij! Zabij! - skandowała Dzwonek, dla której wino przestało być ważne.
- Cokolwiek zechcesz Dzwonku - mruknął wojownik, zbliżając się o kolejne kroki. Karczmarz ponownie zaczął tkać zaklęcie, jednak… Krzyk bólu przerwał jego słowa. Coś bardzo złego poczęło się dziać z jego ciałem. Wydawać się mogło, że to rozpada się na drobne części, jednak jakaś siła uparcie nie pozwalała by krwawy mag zginął. Jego wrzaski zagłuszyły skandowanie Dzwonka. Jego krew zrosiła stoły, podłogę i ścianę przy której stał, a jednak wciąż żył, wciąż był świadomy i wciąż cierpiał. Przynajmniej do chwili, w której dwa ostrza wniknęły w krwawą masę, która chwilę temu była piersią człowieka. Ostrza zaśpiewały. Melodia była dzika, pełna pasji i satysfakcji. Ich właściciel roześmiał się tylko.
- Ładny czar - rzucił, puszczając rękojeści i pozwalając im tkwić w owym nienaturalnym tworze, który wciąż stał utrzymywany przez magię karczmy, jednak już nie krzyczał.
- Czas na karczmę. Wynieście rannych… lub poległych. I znajdźcie Nanę. Bez niej na zewnątrz nie zacznę - warknął Nichael i rozejrzał się, by sprawdzić czy inhibitor jest gotowy.
Szukaniem Nany mogli się zająć Dzwonek i Daske. Silyen podszedł szybko do Zali, podniósł ją, po czym ruszył w stronę wyjścia z karczmy, by po chwili wrócić i wynieść sługę księżniczki.
Anioł, który przez czas trwania potyczki z karczmarzem zbierał siły po swojej z nim walce, ruszył w stronę szynku. Wyraźnie ignorował wszystkich obecnych, prawą dłoń mocno zaciskając na znaku swej bogini.
Daske spokojnie wyjął miecze i nie czyszcząc ostrzy wsunął w pochwy.
- Chodź rozrabiako - zwrócił się do Dzwonka, która w skowronkach podbiegła do niego. - Pora odzyskać moją słodką dziewczynkę.
- Koniec walki? - zapytała Moonria niezbyt szczęśliwym głosem.
- Na teraz - potwierdził Daske, wyprowadzając ją z karczmy.
W chwilę później wyszedł i Merinsel, niosąc małe ciałko Nany.
W międzyczasie kapłanka i mnich dokończyli swoje rysowanie. Wszystko było gotowe dla Nichaela by rozpoczął swoje działania.
- Wąski, jeden sigil. Gwiazda magów i mogę zaczynać.
Silyen, podobnie jak wcześniej Glynne, wziął kawał drewna, który kiedyś stanowił fragment framugi, po czym narysował na ziemi wspomniany przez kruka symbol.


Nichael natychmiast wskoczył do środka gwiazdy rozpoczynając inkantację aktywującą inhibitor. Symbol na szczycie kierunkował ją na czarną magię, zaś symbol na dole oznaczał Nichaela jako osobę, na którą ograniczenie ma nie działać. Zwykle załatwiał to wyłącznie magicznie, jak w przypadku pentagramów, gdy zamykał w nich osoby wyłącznie dobre czy wyłącznie złe. Teraz sprawa wyglądała poważnie. Do magii musiał dojść stosowny symbol, by konkurencja nie przejęła jego znaku i nie skierowała przeciwko niemu.
Za chwilę przeszedł do aktywacji katalizatora wyrysowanego przez elfa. Tego karczma nie mogła przejąć, ponieważ nie znajdowała się w środku znaku. W przeciwieństwie do kruka.
Trzecia inkantacja wiązała się już z zaklęciem ofensywnym na pograniczu dyscyplin. Ogień magii żywiołów natchnięty wiatrami czarnej magii miał zapłonąć we wnętrzu pod ścianami i podporami konstrukcyjnymi, by osłabić strukturę budynku najbardziej jak było to możliwe. Włącznie z zawaleniem.
- Nie, zaczekaj, nasze konie! - powiedział Silyen, przypomniawszy sobie o stajni. - I Nayra!
Na słowa elfa kapłanka spojrzała na niego.
- To co tak stoisz?! - krzyknęła do niego. - Ruchy, idziemy po nie!
- Nigdzie nie idziecie - wbił się w ich zapał Merinsel. - To zbyt niebezpieczne. Wycofajcie się lepiej, a ja zajmę się końmi.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić, a późnej sam ryzykował! - wydarła się na niego Vess podchodząc do skrzydlatego.
- Niby jesteś taki odporny na wszystko? - dorzucił Silyen, ruszając w stronę stajni.
Miał zamiar podejść z boku i stworzyć dodatkowe drzwi.
- Moje życie się nie liczy! - Merinsel zaznaczył te słowa korzystając z mocy podniesionego głosu.
- Dla mnie się liczy durniu! - krzyknęła mu prosto w twarz Glynne. - Najpierw mnie w to wszystko wmieszałeś, a teraz próbujesz na każdym kroku dać się zabić! Trzeba było to zrobić zanim mi namieszałeś w życiu!
- Próbowałem! Nie mogę! Jesteś jedyną nadzieją na to, że wreszcie będę mógł odejść - złapał ją za ramiona i potrząsnął. - Nie pozwolę ci zginąć.
- Martwy mnie nie ochronisz! - kapłanka zacisnęła dłoń na koszuli Merinsela przyciągając go do siebie. - Ty mnie w to wmieszałeś i prędzej oskubię cię ze wszystkich piór niż pozwolę ci umrzeć zanim to się skończy. A swoje marzenia o śmierci wstrzymaj aż odstawisz mnie z powrotem do mojego domu!
Silyen był już w takiej odległości od stajni, że mógł ze spokojem rzucić swój ulubiony czar. Na dodatek wiedział, gdzie jest boks, w którym stoi Mellt, a wierzchowiec przybiegnie na gwizd.
- Milango awamu - powiedział, wskazując ścianę.
Merinsel spoglądał jej chwilę w oczy, a następnie rzucił szybkie spojrzenie na czarującego elfa.
- Więc zadbam o nas oboje - warknął, chwytając ją mocniej i przyciągając do siebie, a następnie mocnym uderzeniem skrzydeł wzbijając się w powietrze.
Glynne była tak bardzo zaskoczona reakcją anioła, że natychmiast zamilkła. Nie odezwała się też i później, gdy wznieśli się w powietrze. Kapłanka bowiem bała się wysokości, a latania jeszcze bardziej. W milczeniu z całych sił trzymała się Merinsela.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-02-2016, 18:02   #119
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
~ Zapytaj, proszę, co się dzieje - poprosił Numinę i stojąc do niej bokiem objął ją w talii.

~ Moja moc nie jest w stanie oczyścić tego miejsca, dopóki nie zrobię tego sama. Jest tam za dużo czarnej magii ~ wyjaśniła mu od razu. ~ Ten gobelin to mapa okolicy i coś w rodzaju systemu ostrzegania. Jeżeli czarna magia zaczyna działać, Dzień i Noc wiedzą że powinny wzmocnić bariery. To ~ wskazała dłonią zielone nicie, które naprawiały szkody. ~ To jest las, który oczyściliśmy. To z kolei ~ przeniosła uwagę na czarny punkt. ~ To jest miejsce do którego podążyli pozostali. Przynajmniej tak wygląda o ile utrzymali ten sam kierunek od chwili opuszczenia jaskini.

~ To nie dobrze. Beze mnie Nichael jest słabszy, bo nie może korzystać z rytuałów, czyli jego najsilniejszej broni. Musi polegać na zaklęciach natychmiastowych lub interwałowych. Chyba, że ktoś mu narysuje sigil. Jest jakiś sposób na połączenie się z nim?

~ To za daleko, Amirze ~ wsparła głowę na jego ramieniu i położyła dłoń na piersi. ~ Nie jestem w stanie wysłać myśli tak daleko, a Dzień i Noc nie dysponują niczym co mogłoby zwiększyć tą umiejętność. Nie mamy nawet pod ręką maga przywołań. Jedyne co możemy to ruszyć tam i spróbować dotrzeć jak najszybciej.

- Numino - nagana była wyraźna w głosie Dnia.

- Wybacz. Wyjaśniałam tylko Amirowi na czym polega problem - Nunu obdarzyła Moonrię uśmiechem. - Możecie przesunąć granice bariery nieco bliżej tego miejsca?

- Bez Nocy nie dam rady ale zacznę przygotowania. Ty też się przygotuj. Cokolwiek tam siedzi jest silne - Dzień pokręciła głową i także wyszła.

- Wiem - mruknęła pod nosem Nunu, przyglądając się dymiącej kropce.

Kotołak skrzywił się nieładnie.
~ Mam się nie odzywać, bo Dzień nie życzy sobie mentalnych rozmów?

Nunu uniosła głowę spoglądając na niego zdziwiona.
~ Dlaczego tak myślisz? To moja wina, że tak zareagowała. Zamiast spełnić twoją prośbę, odpowiedziałam. Jeżeli chcesz być na kogoś zły to bądź na mnie, nie na nią. Ta cała sytuacja wyprowadza je nieco z równowagi. Za dużo czarnej magii w pobliżu domu zawsze tak na nie działa.

Amir spojrzał na mapę i westchnął bezgłośnie.
~ Nie jestem zły. Na nikogo. Mój towarzysz jest sam. Zostawiłem go, a do tego jak pomyślałem, że miałbym być odcięty od ciebie, to... Ta myśl trochę ubodła - powiedział.
~ To znaczy, nie chcę, byś mnie źle zrozumiała. Nie żałuję, że zostałem z tobą przy drzewie i nie żałuję tego, że jesteśmy tu razem. Zmieniłbym tylko jedną rzecz. Wymógłbym na nim, by nie spuszczał oka z Nany i poprosiłbym ciebie, byś przekonała ją do tego samego względem Nichaela. Nie byliby wtedy sami.

~ Nichael jest silny i do tego sprytny, poradzi sobie ~ Zapewniła go stając przed nim i dotykiem dłoni zmuszając by skupił na niej wzrok. ~ Wierzę, że tak będzie. Gdyby coś mu się stało nie wybaczyłabym sobie tego. To przeze mnie się rozdzieliliście. Gdy jednak Noc wróci przesuną granicę tej przystani tak daleko jak będą mogły. Dzięki temu dotrzemy do Nichaela i Nany w czasie o wiele krótszym niż ten, który minął gdy tu lecieliśmy. Nic im nie będzie, zobaczysz.

Kotołak skinął głową i uśmiechnął się lekko.
~ Jego nie tak łatwo zabić. Wiem, bo swego czasu mocno próbowałem. I nie możesz się obwiniać za nic, moja słodka. To nie twoja wina. Jeśli już, to moja - zacisnął lekko zęby.

~ Zapytaj proszę, czy mają jakąś uprząż, bym był pewien, że nie spadniesz ze mnie - dodał.

~ Zapytam gdy Noc wróci. Nie chcę przeszkadzać Dniowi w przygotowaniach. Poza tym - uśmiechnęła się słabo - nie spadnę. Nie masz tyle szczęścia, mój drogi.

~ Mimo wszystko będę spokojniejszy - oderwał od niej wzrok na chwilę i wbił go w podłogę. Wziął głęboki oddech i ponownie spojrzał na nią.
~ Nie chcę już być sam, Numi.

~ Przecież nie jesteś, masz mnie ~ odparła, łagodnie się uśmiechając. ~ Masz Nichaela. Masz…
Przerwała unosząc głowę i węsząc.
~ Krwawa magia ~ stwierdziła zdziwiona.


Litwor wszedł do posiadłości, rozglądając się od progu dookoła. Był ciekaw tutejszej aranżacji, domek w pniu był na tyle ciekawy, że mógłby się pokusić, o skopiowanie projektu. - Witam, szukam Dnia i Nunu, to tu? - zapytał głośno.

- Litworze! - syknęła Aolin, tym razem zwyczajnie zła. Nie dodając nic więcej ruszyła w stronę przejścia z boku schodów, które prowadziły na wyższe piętra. - Teraz… ostrożnie - dodała, zanim pchnęła drzwi i weszła do kolejnego pomieszczenia, które mogło pełnić każdą funkcję i najpewniej tak właśnie było. Głównym elementem wystroju był kominek, nad którym wisiał gobelin przedstawiający mapę. Tym, co zwracało uwagę był uszkodzony fragment, który sam zdawał się naprawiać i dymiąca, czarna dziura w jego pobliżu.
Jedynymi osobami znajdującymi się w środku była młoda dziewczyna i stojący obok niej mężczyzna.

- Mogłam się domyślić - przywitała ich, skupiając wzrok na demonicy. - Aolin - skinęła jej lekko głową.

- Nunu - odpowiedziała tym samym towarzyszka Litwora.

- Amirze - Nunu wskazała na swojego towarzysza - poznaj Aolin.

Mężczyzna skinął krótko głową.
~ Za dużo demonów - mruknął do Numiny.
~ Jak wasze stosunki? Chłodno czy neutralnie? - dopytał stojąc w bezruchu i milczeniu z rękami założonymi za plecami.

~ Różnie bywa ~ odpowiedziała mu Nunu, nie spuszczając wzroku z demonicy, która więcej uwagi poświęcała Amirowi niż jej.

- Litworze poznaj Nunu - spełniła swój obowiązek Aolin, zachowując obojętny ton głosu.

- Cześć wszystkim, trochę się chłodno zrobiło. - Rzucił Łapacz słysząc ton głosu, coś tu było na rzeczy, może poza faktem, że jego przewodniczka była demonem. Osobiście nie miał wielu uprzedzeń, ale inni zapewne już tak. - Noc wspominała że będzie interesująco, ją już poznałem. - Dodał po chwili.

~ Mhm… Rozumiem - Amir odparł Numinie odpowiadając demonicy równą uwagą. Mocno bezwyrazową, po czym skinął głową również Litworowi. Uwaga szybko jednak wróciła do Aolin.

- Wspomniała coś więcej? - zapytała Nunu, jednak pytanie to skierowała do demonicy, a nie jej towarzysza.

- Nie - padła krótka odpowiedź Aolin.

- To dobrze…

- Źle, tak na dobrą sprawę - wtrącił się kolejny głos, a do pomieszczenia weszła druga Moonria, tym razem krótkowłosa, także jednak ozdobiona parą długich, króliczych uszu. - Witaj Aolin, Litworze - przywitała gości uśmiechem. - Jestem Dzień. Bariera jest gotowa żeby z niej skorzystać. Idziecie wszyscy, jak rozumiem?

- Nie - odpowiedziała Nu.

- Tak - w tej samej chwili odezwała się Aolin.

- Wspaniale. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej niektóre rzeczy nie ulegają zmianie. A ty? - Dzień niespodziewanie zwróciła się do Litwora.

- A ja idę wszędzie oczywiście, no bo jakże by tak, że wszyscy a ja nie. - Odparł Litwor z wilczym uśmiechem.

~ Kto ma nie iść? - zapytał Amir.

~ Ona ~ odpowiedziała Nunu, a na głos dodała - Obecność Aolin w niczym nie pomoże.

- Może tak, a może nie - skwitowała Dzień, sprawiając wrażenie jakby niechęć obu dziewczyn sprawiała jej radochę. - Skoro masz pod ręką pomoc, to z niej skorzystaj Numino.

- Nie może odmówić - stwierdziła spokojnie Aolin. - Jeżeli Litwor idzie, a idzie - zaznaczyła - to ja także.

- Więc się pospieszcie, granica nie może być tak rozciągnięta, to zbyt niebezpieczne - poinformowała ich Dzień, wychodząc i zostawiając by sami rozwiązali ów problem.

Amir postąpił jeden krok do przodu i patrząc na demonicę pokręcił głową. Bardzo powoli i bardzo spokojnie.

- Skąd pewność że jej obecność nic nie pomoże? Kiedyś miałem w towarzystwie takiego jednego wrzoda na tyłku, nie, to nie o tobie Aolin, i wiecie co, było się zawsze na kogo wściekać. - Rzucił krótko Litwor. - To którędy mamy iść? - Rzucił krótko.

Amir nie zareagował patrząc jedynie na demonicę i nie wychodząc ze stanu chłodnego spokoju.

- Tam gdzie idziemy oddziałuje czarna magia. Silna czarna magia - wyjaśniła Numina, siląc się na spokój gdyż wyraźnie widać było, że wolałaby już być w innym miejscu. - Ona z kolei jest krwawym magiem. Ostatnie czego tam będziemy potrzebować to kolejna dawka spaczenia.

- Nie mamy na to czasu - Aolin zbyła Nunu jednym, niekoniecznie przyjaznym spojrzeniem. - Chodź Litworze - co mówiąc, odwróciła się w stronę drzwi. - Dzień ma rację, przeciąganie tego nie jest bezpieczne.
Amir skoczył natychmiast, by stanąć demonicy na drodze.

~ Idźcie, Numi.
Litwor ruszył, kulturalnie, ale stanowczo odsuwając mężczyznę na bok.

- Chodźmy, pokłócimy się później. - Uśmiechnął się spokojnie Litwor.
Amirowi najwyraźniej nie spodobało się zachowanie Litwora. Pojawienie się sztyletu zlało się w jedno z ostrzegawczym syknięciem Aolin i bardzo wyraźnym:
~ Nie ~ które rozległo się w głowie Amira.

Stal dosięgła Litwora, jednak rana którą otrzymał była dla niego ledwie odczuwalna. Przeciwnik wycofał się odskakując.
Po ataku stanął swobodnie bawiąc się czerwonym od krwi sztyletem. Przeszedł się kawałek równie spokojnie i równie stanowczo kręcąc głową po wskazaniu na demonicę.

~ Powiedz im, Numi, że ich plecy będą bezpieczne, jeśli ona tu zostanie.
Aolin stanęła przed Litworem, mierząc Amira wściekłym wzrokiem.

- Numino wyjaśnij swojemu towarzyszowi parę spraw, proszę - zwróciła się do Nu, nie spuszczając oczu z przeciwnika.

~ Zostaw ich ~ Nu, o dziwo zgodziła się z demonicą i nawet posunęła do tego by stanąć między kotołakiem a demonicą. ~ Jeżeli będziesz miał ochotę możesz ją zabić, jego jednak nie tykaj. Proszę, Amirze…

~ Tego nie mogę ci obiecać, Numi, bo nie zależy to ode mnie - odparł Amir nie przejmując się spojrzeniem demonicy. W zamian nadal równie spokojnie patrzył wprost na nią, po czym pokręcił głową kolejny raz na znak sprzeciwu odnośnie jej towarzystwa.

- Aolin, im na pewno trzeba pomagać? Zrób to jeszcze raz, a nie ręczę za siebie - powiedział chłodno człowiek. - Z jakiegoś konkretnego powodu wyciągasz ostrze? - Aigam zacisnął dłonie w pięści.

Amir w odpowiedzi uśmiechnął się drwiąco i skinął głową nadal patrząc jedynie na Aolin.

- Pięknie, znasz ją osobiście? - zapytał szybko.
Kotołak wskazał głową na Numinę i skinął głową ponownie.

- Ewidentnie się nie dogadamy, ale bądź tak miły się uspokoić, albo potraktuję cię jak wszystko ze wścieklizną.

Kolejny drwiący uśmiech wypłynął na twarz kotołaka.
- Numino? - Aolin ponownie zwróciła się do towarzyszki Amira.

- Nie pomagasz Lin - odwarknęła Nunu.

- A ty niby tak? - Demonica syknęła gniewnie, przenosząc spojrzenie na Nunu. - Nie wiem Litworze. To miało być miejsce spotkania - odpowiedziała Aigamowi, nieco spokojniejszym głosem.

- Spotkania? - Nunu odwróciła się słysząc te słowa.

- Z pewnością nie okazji dla twojego… - Demonica wzięła głębszy wdech. - Dla niego, żeby walczyć. Znasz zasady tego domu, Nu.

- I wciąż się zastanawiam jak mogą wpuszczać tu kogoś takiego. - W głosie Nunu ponownie pojawił się warkot.

- Ponieważ jej magia nie jest zła, do czego się nie przyznasz Numino, a ty Aolin z łaski swojej odpuść i pozwól im działać. - Noc bynajmniej na szczęśliwą nie wyglądała gdy stanęła w progu.

- Wiecie co, ja mam czas, poczekam, wy może nie, ale ja zdecydowanie czas mam. - Stwierdził spokojnie Litwor, nie spuszczając człowieka ze sztyletem z oczu.

~ Też mamy czas, Numi. Nichael to specjalista od czarnej magii, więc ją wykryje. Do tego mają Dzwonka o nieprzeciętnej mocy czy księżniczkę, która też sroce spod ogona nie wypadła. Problem może się zacząć wtedy, gdy kawaleria na ich tyły wpuści drugie zagrożenie, którego się nie spodziewają - mruknął Amir.

~ Dlaczego to musi być akurat ona ~ frustracja bijąca od tych słów, aż paliła. ~ Nie, Amirze, nie mamy czasu ~ ponownie zwróciła się do niego twarzą. ~ Schowaj sztylet. To nie pomaga. Spróbuję…

- Wybacz - rozmowę przerwał głos Aolin. - Noc ma rację. To nie nasz interes, zostaniemy tutaj.

- Nie - Nunu odwróciła się, aczkolwiek niechętnie. - Jego pomoc może być potrzebna - skinęła głową Litworowi. - Skoro muszę znieść ciebie by ją uzyskać, to zniosę.

- Wspaniale - klaśnięcie dłoni Nocy przypieczętowało słowa Nunu. - Powiadomię Dzień, żeby otwarła przejście.

- To jak już się zdecydujecie całkiem, przejście będzie otwarte, dajcie znać. - Litwor uśmiechnął się samymi ustami, nie przestając obserwować Amira. - A w między czasie możecie mi wytłumaczyć co dokładnie między wami jest grane, żebym wiedział kto jeszcze może się na mnie rzucić. - Powiedział wesoło Łapacz.

Amir nie ruszał się. Poruszał się jedynie jego sztylet. W końcu oderwał wzrok od Aolin i spojrzał na Numinę. Uśmiechnął się do niej nieznacznie, lecz bardzo ciepło, choć w jego spojrzeniu pojawiło się coś dziwnego. Z kieszeni wyciągnął chustę, w którą wytarł ostrze, by ostatecznie ponownie zniknęło z jego rąk, a następnie ponownie zamarł w bezruchu.
- Nu jest uprzedzona do magów krwi - wyjaśniła Aolin, skinięciem głowy dziękując Nocy. - Nie dociera do niej, że nie każdy jest zły. Poza tym... - wzruszyła lekko ramionami, ponownie podejmując próbę wyjścia w ślady za Moonrią. - Głowa mojej rodziny jest odpowiedzialny za wczesne lata jej życia. Nie były zbyt miłe…

- Ani słowa Aolin - ostrzegawcze warknięcie wydobyło się z ust Numiny, której dłonie zacisnęły się w pięści.

~ Miejmy to za sobą ~ dorzuciła, ruszając w ślady demonicy.
Amir powstrzymał ją kładąc rękę na jej ramieniu. Dłonią wskazał Litworowi przejście, grzecznie puszczając go przodem.
Litwor ruszył, postanawiając spuścić go z oka i nasłuchiwać, czy tamten nagle się nie zerwie.

- Słyszałem gorsze powody do nienawiści, ale znalem jedna maginie krwi, która przypadkiem uratowała tyłek zadziwiająco wielu osobom. Zdziwiła byś się jak wielu. - Rzucił cicho Litwor.

~ Cóż… Wiesz, Numi, znam pewnego maga posługującego się czarną magią, który wcale nie jest taki zły. To jednak nie znaczy, że wszyscy czarnoksiężnicy tacy są - skomentował kwaśno kotołak.

- Tu jest nieco inaczej, Litworze. Wyjaśnię ci gdy będziemy sami - odpowiedziała demonica, podążając śladami Nocy.

~ Gdyby była zła, nie weszłaby na teren Moonri ~ odpowiedziała niechętnie Numi. ~ Jednak za każdym razem gdy ją widzę… ~ Pokręciła głową ruszając za Litworem.

Ponownie znaleźli się na zewnątrz, stając twarzą w twarz z dość niezadowoloną Dzień.
- Myślałam, że wasze misje są dla was ważniejsze niż prywatne animozje - prychnęła gniewnie, ruszając bez czekania, w stronę lasu. Kolejna ścieżka pojawiła się przed jej stopami.

- Zostaw konia - Aolin rzuciła do Litwora i ruszyła bez wahania w ślad za Moonrią.

- Pamiętajcie, że macie wspólnego wroga - przypomniała Noc, rzucając wyjątkowo niezadowolone spojrzenie Amirowi.

Ten został nieco bardziej z tyłu i odwrócił się przodem do Nocy. Spojrzał na nią zastanawiając się jak przekazać jej tę prostą myśl.
Spojrzał na Numinę, po czym upewnił się, że Noc to widzi. Spojrzał na nią jeszcze raz, by ponownie zwrócić się do Nocy. Przymknął lekko oczy, pochylił głowę i przyłożył otwartą dłoń do klatki piersiowej po lewej stronie. Spojrzał ponownie na Noc, by upewnić się, że zrozumiała. Ta skinęła głową, więc odwrócił się ponownie w stronę, w którą mieli zmierzać. Dołączył do Numi.

- Ja tu tylko sprzątam. Nie sądzisz? - Zapytał Dzień nieco retorycznie. - Prawie dałem mu już imię, zaopiekuj się nim dobrze. - Rzucił do Moonri i zarzucił sobie sakwy na ramię, idąc za kobietą.

Spacer nie trwał nawet pięciu minut. Moonria była zła i narzuciła dość szybkie tempo. Gdy się zatrzymała ich oczom ukazał się młody las.
- Dalej nie idę - oświadczyła Dzień, wskazując na las. - Stąd macie niedaleko, a jak się postaracie to nawet bliżej - jej wzrok spoczął na skrzydłach Aolin i na Numinie. - Gdy skończycie to obie znacie drogę.
Co powiedziawszy okręciła się na pięcie i po zrobieniu dwóch kroków, zniknęła.

- No to w drogę. - Aigam wzruszył ramionami.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 25-02-2016, 18:06   #120
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Silyen, Nichael

Zaklęcia płynęły jedno po drugim. Magia wzbierała wokół i ci, którzy nią władali, mogli odczuć jak buzuje, wzrasta, wreszcie jak wydostaje się na zewnątrz by atakować. Ale i bronić się, należało wspomnieć.
Karczma nie chciała się poddać. To było jej miejsce, jej istnienie postawiono na szali. Cokolwiek w niej tkwiło, nie podobało się temu, że ktoś ośmielił się sprzeciwić owemu bytowaniu. Inhibitor został aktywowany, jednak moc jego spotkała się z wyraźnym oporem. Tak, część zła, tkwiącego w budynku została zablokowana, jednak była to tylko niewielka część. Reszta zaś szykowała się do podjęcia walki. Nichael mógł to wyczuć. Drżało na jego skórze, przyspieszało buzującą krew, wypełniało dziób znanym mu posmakiem trującej słodyczy. Jego własna moc zdawała się odpowiadać, wypełniając go, otaczając i rosnąc w siłę niczym dobrze odżywiony potwór, gotowy by ruszyć do ataku. Gdy zaś spuszczony został ze smyczy i uderzył w swego przeciwnika…
Wieczór ów nie był szczęśliwym dla kruka. Karczma nie zaczęła płonąc, a jedynie tlić się powoli, jakby ogień nie miał ochoty tknąć tego, co zostało mu podane do pożarcia. Jakby brzydził się owym daniem, cierpiał wraz z każdą chwilą gdy dotykać musiał drewna, z którego została karczma zbudowana. Jakby kamienie, będące fundamentem były mu równie mile widziane co kubeł wody. Próbował jednak, nie poddawał się, walczył by wypełnić wolę swego pana, wiedząc że za słaby jest by go zadowolić…


Silyen w międzyczasie zdołał skorzystać z chwili, którą zajęło Nichaelowi rzucanie jego czarów, by użyć własnej magii. Przejście pojawiło się, wierzchowiec jednak nie i to bez względu na głośność gwizdu, którym go przywoływał. Decyzja o podejściu bliżej była ryzykowną. Magia Nichaela działała, a elf znajdował się w jej zasięgu. Przywiązanie do zwierzęcia okazało się jednak większe. To i złość na kruka o to, że nie raczył się wstrzymać. Na szczęście budynek wciąż tkwił w miejscu więc wydostanie znajdującego się tuż przy nim wierzchowca, nie było aż takie trudne czy ryzykowne… Przynajmniej na tę chwilę.





Fei Li

Daske zatrzymał Dzwonka tylko na chwilę, by sprawdzić co też knuje Nichael. Moonria od razu podbiegła do Fei Li.
- Dzwonek widziała walkę! Piękną walkę! Duuuużo krwi - zachwycała się w najlepsze.
- Fei, Dzwonku, chodźmy na spacer - zaproponował zbroczony tą krwią Daske, podchodząc bliżej i mierząc mnicha czujnym spojrzeniem. - Cokolwiek masz zamiar powiedzieć, nie rób tego - ostrzegł spokojnie mnicha, po czym chwycił Dzwonka za rękę i ruszył w stronę, z której nie tak dawno temu przybyli.
Mnich podążył za nim, obdarowywany co chwila wesołymi spojrzeniami Dzwonka, która raz po raz odwracała się do niego. Im jednak dalej od karczmy, tym owych spojrzeń było mniej. Dziewczynka zwalniała także coraz bardziej, wraz z kolejnymi krokami. Również mnich zaczął odczuwać zmianę. Złość powoli znikała im głębiej zapuszczali się w zieloną łąkę, która powstała znikąd. Negatywne myśli ulatywały wraz z szumem liści poruszanych wiatrem, który docierał do ich uszu.
W pewnej chwili, Dzwonek zatrzymała się, oddychając spazmatycznie. Daske zrobił to samo i z uwagą oraz ostrożnością widoczną na twarzy, zaczął się jej przyglądać.
- Oddychaj - nakazał, kładąc delikatnie dłonie na ramionach Moonri. - Spróbuj to opanować. Nie chcę cię znowu uderzyć.





Amir, Litwor

Spacer w lesie, ozdobiony szumem wiatru w konarach i srebrzystą poświatą księżyca odbijająca się od soczyście zielonych liści, z zasady powinien być wyciszającym, względnie romantycznym przeżyciem. Nie tym razem…
Aolin trzymała się blisko Litwora, uważając na to by ten nie znalazł się w zasięgu drugiej pary. Nunu z kolei doszła do wniosku, że ma dość przebywania w ludzkim ciele i przybrała psią formę, drepcząc u boku Amira.
Powiedzieć, że atmosfera była napięta, było lekkim niedomówieniem. Obie pary, Litwor z Aolin na przodzie, a Nunu z Amirem z tyłu, zachowywały od siebie odstęp wystarczający by można było ich uznać za dwie zupełnie sobie nieznane pary, które przypadkiem trafiły do jednego lasu i przypadkiem zmierzały w tym samym kierunku. O nie… Przyjemny spacer to nie był.

Gdy korony drzew zaczęły się nieco przerzedzać, demonica postanowiła sprawdzić jak sytuacja wygląda z niego większej perspektywy. Nim to jednak zrobiła, obdarzyła idącego za nimi psa, ostrzegawczym spojrzeniem, na które psołaczka odpowiedziała krótkim szczeknięciem, ustawiając się między Amirem, a Litworem. Zadowolona Aolin wzbiła się w górę i tyle jej było widać.


Glynne


Lot nie był dla niej przyjemnym przeżyciem, czym Merinsel zdawał się nie przejmować. Przynajmniej w pierwszych chwilach. Złość, która od niego biła zdawała się parzyć. Dopiero jednak po chwili, Glynne zdała sobie sprawę, że tym co daje owe ciepło jest złota klepsydra. Jej blask był doskonale widoczny, bowiem medalion nie tkwił skryty jak zwykle pod szatą anioła, a poruszał się lekko na jego piersi, w rytmie kolejnych uderzeń skrzydeł. Merinsel oddychał szybko, przyciskając ją do siebie mocno, jakby była najcenniejszą istotą na świecie, którą to wreszcie udało się mu pochwycić w ramiona.


Merinsel zaczął spowalniać dość wcześnie, na upartego mogła wciąż zobaczyć dach karczmy, rozjaśniony światłem księżyca. Oddech anioła zwolnił nieco, a uścisk stał się nieco delikatniejszy, acz wciąż pewny.
- Glynne - wyszeptał przy jej uchu, głosem pełnym bólu i skruchy. Nim jednak kapłance udało się odpowiedzieć, podniósł głowę i zaczął wpatrywać się w wierzchołki drzew lasu, nad którym się znajdowali.
- To… - serce ponownie przyspieszyło w piersi anioła, co Glynne wyczuć mogła bez większego problemu, będąc tak blisko.
- Merinsel? - w pytaniu zabrzmiała ulga, radość i duża doza zaskoczenia. Głos bez wątpienia należał do kobiety, której kapłanka dojrzeć nie mogła, gdyż dochodził zza jej pleców.
- Lin, na litościwą Taharę, co ty tu robisz? - Zapytał, jakby na tą chwilę całkiem o kapłance zapominając. - Powinnaś być w Uster.
- Wyjaśnię ci później - obiecała nieznajoma, bez wątpienia skrzydlata, bowiem nikt inny nie mógłby znaleźć się na tej wysokości nie posiadając owego niezbędnego atrybutu. - Czy to stamtąd czuć magię?
- Tak, Lin ale nie możesz… - pokręcił głową i jakby nagle przypomniał sobie o Glynne bo spojrzał na kapłankę.
- Zajmij się nią. Na dole znajdziesz Nunu w towarzystwie dwóch mężczyzn. Zaopiekuj się dla mnie Litworem - rzuciła, nieco rozbawionym głosem ta, którą anioł nazwał Lin.
- Nie! - krzyknął, jednak podmuch powietrza, który uniósł włosy Glynne, dał jasno do zrozumienia, że kobieta zignorowała sprzeciw anioła.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172