Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-02-2016, 15:25   #121
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mellt bywał uparty i miewał niekiedy własne pomysły, nigdy jednak jego fanaberie nie posuwały się tak daleko, by nie posłuchać kategorycznego wezwania, a to właśnie nastąpiło. Czy jednak można to było nazwać humorami ze strony wierzchowca, czy też powód leżał gdzieś głębiej - tego Silyen nie wiedział.
- Mellt, chodź do mnie! - powiedział elf.
Koń uniósł łeb, spojrzał na swego pana wzrokiem mówiącym 'O, skąd się tu wziąłeś?", po czym wyczłapał się ze stajni.
- Idź, skubnij kilka listków. - Silyen cofnął się o krok i klepnięciem w kłąb zachęcił wierzchowca do wybrania się na zieloną trawkę, po czym usunął czar. 'Drzwi' w ścianie zniknęły.
Silyen przeszedł kilka kroków i stanął parę metrów przed wrotami stajni.
- Mtumishi - powiedział.
- Tak, panie? - Głos, chociaż pełen szacunku, był jakby niepewny.
- Wejdź do stajni, wyprowadź pierwszego konia! - polecił Silyen.
- Tak, panie.
Niezbyt szybkie kroki skierowały się w stronę stajni, a Silyen odsunął się od wyjścia, by przypadkiem nie stratował go jakiś koń, który postanowi galopem opuścić stajnię.
Sługa posłusznie wykonał polecenie, wyprowadzając najbliższego konia, którym był wierzchowiec Glynne.
W międzyczasie kruk rzucał kolejne czary. Tym razem zdawały się być nieco bardziej skuteczne, bowiem na tyłach budynku rozległ się niezbyt bezpiecznie brzmiący trzask. Jeżeli elf chciał uratować więcej wierzchowców, zdecydowanie powinien przyspieszyć.
Miłość do zwierząt to jedno, miłość do własnego życia to drugie. Skoro inni nie zamierzali pchać głowy pod topór, to dlaczego on miał to robić, czyli pchać się do środka?
- Idź po ostatniego konia i go przyprowadź - polecił Silyen.
Z duszą na ramieniu wszedł do środka, by wyprowadzić najbliższego wierzchowca.
Sługa niechętnie ruszył by wykonać nakaz i zająć się wierzchowcem Daske. Silyenowi przypadł w udziale koń należący do Ksenocidii, której to nigdzie widać nie było.
W międzyczasie kruk dalej tworzył swe czary, przenosząc uwagę na kolejną ścianę, która jednak stawiała mu nieco większy opór niż ta, z tyłu. Na szczęście dla elfa, czarny mag wybierał te, które znajdowały się dalej od stajni.
Znowu jej nie ma, gdy jest potrzebna, niechętnie pomyślał Silyen, wyprowadzając konia Kseno. Klepnął w zad wierzchowca ghulicy, by koń zechciał jak najszybciej opuścić stajnię, po czym ruszył po kolejnego wierzchowca.
Wierzchowce, które pozostały, pozwoliły się wyprowadzić bez większych problemów. Pozostałe boksy były puste, a przynajmniej nie wystawały z nich żadne zaciekawione łby.
Czarna magia krok po kroku robiła swoje. Proces był powolny i męczący. To, przeciwko czemu stawała było silne i nie dawało za wygraną. Niby pochodzenie obu sztuk było takie same, a jednak znalezienie słabych punktów wydawało się być zabiegiem niemal boleśnie uciążliwym. Dopiero gdy druga ściana zadrżała i pokłoniła się tej, którą miała obok, do Nichaela dotarło, że czar który tkwił w karczmie jest mu częściowo znajomy. Taki sam bowiem więził jego ciało.
Silyen odgonił jak najdalej wierzchowce, po czym wydał sługę po swoje siodło. Co prawda można je było wygrzebać z resztek stajni, gdy ta już się rozsypie, ale lepiej to było załatwić jak najszybciej.
Sam zaś oddalił się od stajni, chcąc jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem działania pałającej nienawiścią karczmy.
Gdy tylko odzyskał swoje rzeczy, odesłał sługę.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-02-2016, 12:18   #122
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nagle kruk przerwał inkantację.

- O kurwa - rzucił głośno.
- Ej! Szopa! Zawieszenie broni! Prrr… Żeśmy się trochę zagalopowaliśmy. Jeśli mnie słyszysz, to… nie wiem… drzwiami trzaśnij czy coś… - krzyknął kruk.

“Czy coś” okazało się być dość… nagłym wybuchem. Okiennice, wrota stajni, drzwi znajdujące się w środku karczmy, a które wciąż zachowały spójność swej konstrukcji… Wszystko ożyło i zaatakowało uszy gniewnym i bardzo wyraźnym potwierdzeniem iż słowa kruka zostały usłyszane.
Bogom wszystkim dzięki, pomyślał Silyen, cały szczęśliwy, że akurat nie wychodził w tej chwili ze stajni.
- No i już mamy jakiś postęp. Słuchaj, Szopa, ograniczmy się do okiennic. Raz - trzaśnięcie na tak, dwa - na nie. Czujesz klimat? - zapytał.

Odpowiedziało mu pojedyncze trzaśnięcie okiennic, przez co przynajmniej dwie z nich wylądowały na ziemi. Wraz z odpowiedzią napłynęła fala gniewu, nieco niekontrolowana i nie czyniąca krzywdy, jednak wyraźnie odczuwalna. Karczma nie była szczęśliwa i nie zamierzała tego ukrywać.
- Oj no widzisz, trzeba było nie atakować… Miałeś… Miałaś… Miałoś pecha, że trafiłeś na nas. I, że mojego kumpla nie ma ze mną. A mówiłem: Ważka, rysuj sigil. Tylko mnie się nie słucha. Mój kumpel bez słowa wyrysowałby i być może od razu wiedziałbym o co chodzi. Wtedy ten cały cyrk byłby niepotrzebny. Słuchaj, Szopa. Jedziemy na jednym wózku, więc zadam ci kilka pytań. Pierwsze: czy jesteś rodzaju męskiego? Bo nawet nie wiem w jakim rodzaju mam odmieniać słowo Szopa. Drugie: czy jesteś Szopą przez pewnego demona? - zapytał.

Odpowiedziały mu dwa trzaśnięcia, po czym jedno, wściekłe.
- Oho… Robi się coraz ciekawiej. Mestir Sones? - zapytał Nichael.

Na kolejną odpowiedź musiał chwilę poczekać. Karczma nie wydawała się być szczególnie chętna do jej udzielenia. Z bocznej ściany, która została naruszona przez czary Nichaela odpadł spory kawałek ściany, lądując z hukiem na ziemi. Kolejne uderzenie okiennic, które wreszcie nadeszło było nieco słabsze, wolniejsze, ale wciąż gniewne. I wskazywało wyraźnie na “tak”.

Nim Nichael zadał kolejne pytanie, na scenie pojawiła się nowa postać. Młoda demonica wylądowała w pobliżu kruka, jednak nie na tyle blisko by przekroczyć linie septagramu.
Nichael spojrzał na nowo przybyłą paciorkowatymi oczami.
- Zajebię chuja - rzucił kruk spoglądając na nowoprzybyłą.

- Słuchaj, Mała, teraz gadam z Szopą. Jak chcesz posłuchać, to słuchaj sobie, ale nie przeszkadzaaaa…

~ Jesteś gdzieś?! Odezwij się w końcu! - zawołał Amir.

~ Staaaary! Gdzieś ty był?! To są totalni amatorzy. Ledwie się doprosiłem o dwa septagramy. Tragedia.

~ Biegniemy do was z Numi.

~ No to się spiesz, bo możesz być jeszcze potrzebny.

- Szopo, znam ten ból, bo i mnie zalazł za skórę. Tylko ty miałaś większego niż ja. Ale też nie powinnaś atakować przejezdnych. To znaczy wiesz, jesteś kobietą, więc jak ktoś w ciebie wchodzi może nie być tak wkurwiające, jakbyś była facetem. Możesz udawać nawiedzoną Szopę i spiąć poślady. Bo widzisz, możesz trafić na taką grupę jak my, zaatakujesz, a potem zrobi się taki burdel. Taka forma komunikacji jest niewygodna. Możesz gadać jakoś inaczej?

- Nie może - odezwała się demonica, a karczma odpowiedziała potwierdzającym uderzeniem okiennic.

~ Daske walczy z Fei Li. Co się dzieje?

~ Kurwa… Postaram się to odkręcić.

- Szopa, zdejmij tę wściekłość, bo zaraz padnie trup. Za moment pogadamy o tym chuju, Sonesie.

- Wściekłość? - zapytała demonica, a karczma odpowiedziała najpierw potakującym trzaskiem, po czym negującym, co zaowocowało odpadnięciem kolejnego fragmentu ściany.

- Marnujesz czas na rozmowy - nieznajoma pokręciła głową, nieco rozzłoszczona. W jej dłoni pojawił się sztylet, który wydobyła z pochwy przy pasie. Jej spojrzenie spoczęło na elfie. Otworzyła usta jakby chciała o coś zapytać, jednak zrezygnowała i ponownie zwróciła się w stronę karczmy nacinając wnętrze dłoni.

- Gdzie jest ta zacietrzewiona suka, jak jej potrzeba - mruknęła pod nosem, otaczając się kręgiem własnej krwi.

- Stop, kurwa! Nie będzie żadnego zabijania, bo zrobi się bardzo brzydka kupa.

~ I jak?

~ Nic.

- Zdjęłaś czar? - zapytał karczmę.

- Nie zamierzam nikogo zabijać - odpowiedziała demonica. - Znam czar, który rzucono na tą osobę. Zamierzam go zdjąć.

Karczma z kolei potwierdziła uderzeniem okiennic, jednak słabym i niezdecydowanym, po którym nastąpiła kolejna fala złości, jakby pochodząca z innego źródła.

~ Spokojnie, olej ich - rzekł Nichael.

- Szopa, zgadzasz się na to? - zapytał spoglądając nieufnie na Małą.

- Nie ma wyboru - oświadczyła demonica, rysując zakrwawionym sztyletem w powietrzu przed sobą - Wzmocnij inhibitor, celuj nim w … - chwila przerwy zaowocowała kolejną raną, tym razem na lewej dłoni i schowaniem sztyletu. - W kuchnię, tam znajduje się katalizator.

- Moment, Mała.

~ Zaatakowała nas karczma. Sones zmienił jakąś kobietę posługującą się czarną magią w budynek, a ona jest dobra w tych czarach. Lepsza niż ja… Niech ta twoja nie zabija tej kobiety. Właśnie jakaś demonica chce ją odczarować, ale pamiętaj, niech jej nie zabijają, bo może mieć jakieś informacje na temat Sonesa.

~ Powiem jej.

~ No i cacy.

- Dobra. Zaczynajmy - burknął Nichael zaczynając przestrajać inhibitor na konkretne pomieszczenie. Skierował całą moc na kuchnię.
Demonica ograniczyła się jedynie do skinięcia głową. Z kręgu, który ją otaczał zaczął wydobywać się czarny dym, który otoczył jej postać półprzezroczystą zasłoną. Jednocześnie nieznajoma uniosła dłonie wnętrzem w stronę karczmy. Przed nimi pojawił się krwisty okrąg którego wnętrze wypełnione było cienkimi żyłkami łączącymi się z ranami na dłoniach demonicy. Nichael poczuł mocne uderzenie mocy identycznej jak ta, którą podszyte było zaklęcie wiążące karczmę.
Jego własna moc zdawała się brzydzić samym dotykiem krwawej, uparcie odmawiając współpracy, a wręcz buntując się i próbując zaatakować swojego właściciela. Demonica syknęła i uwolniła jedną dłoń rysując nią w powietrzu krąg i przesyłając go w stronę kruka. Krwawa tarcza odbiła uderzenie, roztrzaskując się w drobny mak, a raczej w drobne kropelki krwi.
Na szczęście kolejne podejście było już bardziej udane. Od strony karczmy napłynął pełen wściekłości, nienawistny krzyk.

- Dobrze - pochwaliła nieznajoma, ponownie łącząc dłonie krwawym czarem i sięgając swoją magią by objąć nią cały budynek. Szkarłatne nitki zaczęły oplatać ściany, okna i dach, wnikając w nie i sprawiając, że konstrukcja zaczęła falować.
W tej właśnie chwili przed karczmę zawitała znajoma para. Nunu od raz przybrała ludzką postać.

- Aolin, co ty… - jednak urwała, wciągając głęboko powietrze. Z jej ust wyrwało się warknięcie, jednak była to jedyna reakcja.

~ Kolego, jeśli Małej się uda, to będzie mi potrzebny heksagram. Trochę Szopę uszkodziłem i wypadałoby ją teraz naprawić.

Amir skinął głową i obrócił laską podróżną. Natychmiast zaczął rysować krąg wypełniając go gwiazdą sześcioramienną.
~ Jak się to wszystko skończy, to będziemy musieli pogadać - mruknął posępnie kotołak.

~ Tak, też mam ci coś do powiedzenia, kolego - odparł równie optymistycznie Nichael.

Czar tkany przez demonicę zaczął przynosić efekty. Budynek począł się kurczyć, odkształcać i zmieniać. Jego jęki były wyraźnie słyszalne, podobnie jak złość, która napływała ciągłymi falami. Dwa razy udało się mu wyrwać z wiążących go nici, jednak na miejsce tych zerwanych od razu pojawiały się nowe. Wreszcie z głośnym, nieludzkim krzykiem runął i zaczął wchłaniać swoje resztki. Na jego miejscu, otoczona pogorzeliskiem, stała klatka. W niej zaś znajdowała się kobieta, na pierwszy rzut oka wyglądająca na człowieka.


- Wypuść ją, to dokończę - demonica zwróciła się do Nunu, nie opuszczając kręgu.
Psołaczka skinęła głową, podchodząc do uwiezionej, która przyglądała się jej z niepokojem, połączonym z wyraźną niechęcią.

- Dołącz do niej - tym razem Aolin zwróciła się do Amira. - Możesz się przydać.

Ąmir dołączył do Numiny podchodząc z podniesionymi na wysokość klatki piersiowej rękami, by pokazać, że nie ma złych zamiarów.
- To mój kolega, luzik - powiedział głośno Nichael szukając śladów uszkodzeń na ciele kobiety. Kotołak natomiast przykucnął przy klatce szukając zamka.

~ Nie dotykaj klatki, Amirze ~ Nu powstrzymała swego partnera, zanim ten zdążył zrobić coś, co mogło się źle skończyć.

Sama zaczęła węszyć, jednocześnie przymykając oczy i marszcząc czoło.
- Jest… - mruknęła po chwili i zaczęła wyszukiwać czegoś w torbie. Tym razem przedmiotem nie była fiolka, a puzderko wielkości korka do wina. W jego wnętrzu znajdował się czarny proszek, którym Nunu zaczęła otaczać klatkę. Kobieta, która się w niej znajdowała, obserwowała poczynania psołaczki, jednak szybko jej wzrok pomknął w stronę kruka, a następnie demonicy.

- Próbowałeś mnie zniszczyć - wysyczała do Nichaela, zaciskając przy tym zęby, jakby próbowała opanować wściekłość.
Podłoga klatki zbroczona była krwią. Posokę widać także było na ubraniu nieznajomej, po lewej stronie oraz na plecach. Drobne ranki i przecięcia widoczne także były na reszcie jej ciała, a skroń po lewej stronie zdobiła niezbyt ładnie wyglądająca rana, która zalewała krwią oko nieznajomej.

- Masz ciekawych przyjaciół - wtrąciła się cicho demonica, nie ruszając się ze swojego miejsca i bacznie obserwując poczynania dwójki, która zajmowała się klatką. - Ignoruj ją dopóki nie odwrócę przemiany. Po tym możecie się wdać w dyskusje.

- Noooo, powiedzmy, że niech ci będzie, Mała - burknął Nichael nie do końca przekonany, ale nie odzywał się.

~ Mogę ci jakoś pomóc, Numi? - zapytał Amir spoglądając na psołaczkę.

~ Wystarczy, że jesteś ~ Nu przerwała na krótką chwilę, którą poświęciła na rzucenie spojrzenia Amirowi i uśmiech. Zaraz jednak powróciła do swojego zadania. Gdy klatka została otoczona, przykucnęła przed nią i dotknęła ziemi. Czarny proszek wniknął w glebę, sprawiając że spod podstawy klatki wydobywać się zaczął czerwony dym, a sama konstrukcja wydała z siebie przeciągły jęk, który zaraz zamienił się w pełne sprzeciwu wycie. Kobieta, która była zamknięta także zaczęła krzyczeć. To jednak zdawało się nie docierać do psołaczki, która w pełni skupiała się na unicestwianiu złej magii.

- Dobra jest - przyznała nieco niechętnie demonica, skupiając na nowo krwawą magię wokół siebie.
Ściany klatki zaczęły topnieć, zmieniając się powoli w rosnącą kałużę krwi u stóp nieznajomej. Ta zaś, widząc że odzyskała wolność, natychmiast zaczęła tkać zaklęcie. Zanim jednak je dokończyła, została omotana krwawymi nićmi.

- Numino! - warknęła demonica, na co psołaczka odpowiedziała podobnym dźwiękiem, jednak cofnęła się o dwa kroki od nieznajomej.

~ Wycofaj się ~ ponagliła Amira.

- Zablokuj jej magię - demonica z kolei zwróciła się do Nichaela, bacznie obserwując szamoczącą się kobietę.

- Nie szalej! - warknął kruk z wnętrza wzmacniającej gwiazdy magów skupiając siłę inhibitora na uwalnianej kobiecie.
Amir tymczasem odskoczył, lecz nie tak, jakby tego chciała. Zachowując bezpieczną odległość zaszedł nieznajomą od tyłu ze sztyletem w ręku. Nie miał zamiaru atakować, póki sytuacja nie będzie tego wymagała.

- Stajesz tam na własne ryzyko - prychnęła demonica, korzystając z tego, że magia kruka zdawała się działać doskonale. Jej własna zaczęła wnikać w kobietę, która wciąż próbowała walczyć, jednak z każdą chwilą słabiej. W końcu opadła na kolana, po czym osunęła się na ziemię nieprzytomna.
Nunu rzuciła spojrzenie demonicy, a gdy ta skinęła głową, podeszła do nieznajomej.

~ Teraz będzie potrzebowała chwili spokoju ~ zwróciła się do Amira.

- Co ten idiota ma z tymi sztyletami? - mruknęła demonica w swoim języku, oczyszczając krąg i zamykając przepływ magii. Wydawała się nieco zmęczona, jednak nie przestawała śledzić wzrokiem Amira. Krew z jej dłoni przestała lecieć, rany się zasklepiły. - Niezła robota - pochwaliła kruka, przechodząc na wspólny.

- Ubezpiecza nas w razie, gdybyśmy zjebali, a jak zauważyłaś, Mała, ona jest całkiem, całkiem - cicho odparł Aolin Nichael i skinął jej ptasim łebkiem.

~ A jak z jej leczeniem, moje słońce? Można ją poddać działaniu heksagramu? - zapytał Numinę kotołak wskazując kciukiem na sigil.

~ Nawet wypadałoby, jeżeli ma to przeżyć ~ odpowiedziała Nunu podchodząc do nieprzytomnej i sprawdzając jej stan. ~ Straciła dużo krwi, a sam proces odwracania niemal ją zabił. To była silna magia...

Aolin przyglądała się krukowi przez dłuższą chwilę.
- Rozumiem - przeszła na demoni. - Ta kobieta jednak nie jest silna. Silna była moc katalizatora, którym była klatka i złość pochodząca z przemienionej magii, którą włada. Sam się wkrótce przekonasz - dodała. - Zaoferowałabym pomoc z usunięciem tego zaklęcia, ale nie chcę ryzykować sztyletu w plecach. Zostawię was zatem - dodała, rzucając spojrzenie Nunu i Amirowi zajętych nieprzytomną.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-02-2016, 12:22   #123
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Niezła robota. - Silyen skinął głową demonicy. - Chociaż nie przepadam za tą magią - dodał.
Demonica skinęła głową elfowi, a jej wzrok padł na wierzchowce, które pasły się na wciąż zwiększającej swój zasięg trawie. Szczególnie kasztanek Daske zdawał się wzbudzać jej zainteresowanie.
- Coś nie tak? Czyżbyś znała właściciela? - spytał elf. - Obecnego, albo poprzedniego?
- To Sareh, wierzchowiec wojownika, którego szukam - odparła, podchodząc do konia, który zwrócił łeb w jej kierunku i trącił ją, wyraźnie dopominając się o coś ciekawszego do zjedzenia niż trawa.
- Jeśli to Daske, to jest gdzieś tam. - Silyen wskazał kierunek, w którym, jak mu się zdawało, jakiś czas temu udali się Daske i Dzwonek. - A jeśli kto inny, to zapewne musiałabyś odwiedzić Ogrody Tahary. Ale za to ostatnie nie dam głowy.
- Chociaż... w zasadzie powinni już wrócić - dodał nieco zaniepokojony. - Chcesz go poszukać? - spytał, po czym, nie czekając na odpowiedź, sam ruszył na poszukiwanie tamtej dwójki. Tu, przy resztkach karczmy, na razie był spokój.
- Daske - potwierdziła, podążając za elfem. - Czy Dzwonek jest z nim? - zapytała, wyraźnie zainteresowana tą kwestią bardziej niż samym wojownikiem.
- Jak zawsze. Nieodłączna para. Ach, nie przedstawiłem się. Silyen.
- Zwą mnie Aolin - przedstawiła się skrzydlata, nad wyraz uprzejmie. - To dobrze, bowiem Moonrii także poszukuję. Długo ich znasz?
- Kilka dni zaledwie - odparł. - Chociaż muszę szczerze przyznać, ze to bardzo... interesująca para. Zapewne znasz ich dłużej. - Było to bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
- Nie do końca - odpowiedziała, nie precyzując jednak do której części wypowiedzi elfa kierowała te słowa. - Daske zwykle nie podróżuje w grupie, to dziwne że tym razem zmienił swój zwyczaj.
- Widać ważna sprawa go do tego skłoniła - odparł Silyen. - Ale co go do tego skłoniło, to nie powiedział.
- Rozumiem - odparła i zamilkła.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-02-2016, 12:26   #124
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Kotołak wziął kobietę na ręce i ruszył w kierunku wyrysowanego znaku.
~ Wolę nosić ciebie - powiedział Numinie z lekkim uśmiechem. Położył ją w środku gwiazdy.

~ Przydasz się tu - odezwał się do Nichaela.

~ Zadzieram kiecę i lecę - odwarknął skacząc w kierunku towarzysza. Sam również wszedł do wnętrza znaku. Również potrzebował wsparcia leczniczego. Rozpoczął inkantację mającą pomóc obojgu.

Czar Nichaela wyszedł nad wyraz dobrze. Nie dość, ze oparzenia na jego ciele się zaleczyły, a pióra powróciły tam gdzie ich miejsce, to na dodatek nieznana kobieta także powróciła do zdrowia. Przynajmniej tego fizycznego. O psychicznym nic nie można było powiedzieć, bowiem wciąż pozostawała nieprzytomna.

- Eeee… Kundlu…

~ Nie nazywaj jej tak.

~ Bo co?

~ Bo to jej sprawia przykrość.

~ No i co ja na to poradzę? Jak w takim razie mam na nią mówić?

~ Może po prostu Nunu? Dlaczego ty nigdy nie mówisz nikomu po imieniu? - zapytał kotołak.

~ Bo kiedy go użyję, to gość wie, że sprawa jest poważna. Czekaj… Nie przeszkadzaj. Myślę - odparł Nichael.

- Czekaj, czekaj… Psinko! O! Może być. Psinko, generalnie chodzi o to, że Ważka mi zniknęła i potem… Co ja będę tłumaczył, chodźmy sprawdzić co z nią. Chyba ta ją poturbowała troszkę - wskazał na nieprzytomną.

~ Wiesz… Chyba na wszelki wypadek można by było ją zamknąć w pentagramie.

Amir wzruszył ramionami i starł gwiazdę sześcioramienną zmieniając ją na pięcioramienną, zaś kruk natychmiast aktywował bariery i poleciał sprawdzić co z wróżką.
Wróżka leżała obok martwej Zaliseny, nieprzytomna. Biorąc pod uwagę że woń wina, która się wokół niej unosiła była dość mocna, stan ten mógł utrzymać się jeszcze przez jakiś czas.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-02-2016, 12:29   #125
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Litwor po prostu szedł przed siebie. Nie znał drogi, nie było ścieżki, a las w zasadzie nie ułatwiał niczego. Przynajmniej łatwiej mu było nasłuchiwać, czy mrukliwy jegomość, mający nierówno według Aigama pod sufitem, przypadkiem się za nim nie rzuca. Póki co, tamten zachowywał resztki rozsądku, co dawało jakieś rokowania na przyszłość.
Owe rozmyślania, jak i dalszą drogę, przerwało Litworowi pojawienie się skrzydlatego mężczyzny, który dosłownie spadł z nieba, lądując tuż przy Łapaczu. W ramionach nieznajomego znajdowała się kobieta, dość ściśle go obejmująca.
- Pozwól że zgadnę - odezwał się skrzydlaty przyjemnym, łagodnym głosem. - Litwor?
- Brawo, ale nie będę się bawił w zgadywanki kim jesteś, obawiam się, że masz nade mną tą drobną przewagę. - Rzucił rozbawiony Aigam, zastanawiał się czy demonica go zapowiedziała, czy po prostu wcale nie przybył tu tak cicho jakby się mogło zdawać.
- Wybacz - skrzydlaty pochylił głowę, a w jego głosie zabrzmiała szczera skrucha. - Zwą mnie Merinsel, a to jest Glynne - dodał, nie wypuszczając kobiety z objęć. - Lin o tobie wspomniała, a sądząc po tym, że znajdujesz się mniej więcej tam gdzie wskazała, pozwoliłem sobie zaryzykować. Czy nie miało być z tobą Nunu i jej towarzysza?
- Gdzieś się pewnie kręcą, trzymamy bezpieczną odległość, na wszystkich się rzuca nożem tak po prostu? - Zapytał z zainteresowaniem Łapacz. - Pobiegli sobie do przodu, więc gdzieś po drodze pewnie są. - Dodał.
Wspomniana przez anioła kobieta milczała. Wyglądała na zagubioną i wystraszoną.
- Nie znam go zbyt długo, więc niewiele powiedzieć mogę, jednak wątpię by tak reagował. Od czasu, gdy dołączył do nas zachowywał się nad wyraz spokojnie. - Skrzydlaty wyglądał na zaniepokojonego. - Mam nadzieję, że to tylko chwilowy brak opanowania, w innym wypadku jego obecność może się okazać dla nas problematyczną. Czy był ku temu jakiś powód? - zapytał, przenosząc skrzydła nieco do przodu by otulić nimi Glynne, względnie zasłonić ją.
- Poza tym że bez słowa blokował mi drogę, więc go delikatnie przesunąłem? W zasadzie nie, no i oczywiście miał wielkie problemy z Aolin, chociaż za wiele na głos to on nie powiedział muszę przyznać. - Wzruszył ramionami Aigam. - Najwyżej mu będę musiał przetłumaczyć zasady zachowania się w gościach. Może wściekliznę złapał. - Stwierdził rzeczowo.
- Porozmawiam z nim - zapewnił Merinsel, poważnym tonem dając do zrozumienia iż rozmowa ta może nie być szczególnie przyjemna dla towarzysza Nunu. - Nie rozumiem także dlaczego miałby mieć jakiekolwiek problemy z Lin. O to także go zapytam. I jeżeli nie masz nic przeciwko, także tobie zadam pytanie. Skąd znasz Lin? Nie wyglądasz na mieszkańca Uster ani Alezii czy Mart. Zaś po jej słowach wnioskuję, że jesteś dla Lin kimś ważnym więc wybacz, ale muszę znać odpowiedź na to pytanie.
- Z Bontaru, powiedzmy że to bardzo skomplikowana znajomość, chociaż dość krótka, występują w niej również dwie długouche niewiasty i prawdopodobnie wspólną znajomą. Zaś co do Aolin, to zdaje się że większy problem miała z nią Nunu, czy jak jej tam, więc się Amir zagalopował, też mam nadzieję że to raczej wybryk niż normalne zachowanie. - Odparł Litwor bez zająknięcia.
- Dzień i Noc - skrzydlaty wykazał się znajomością obu Moonri. - Jeżeli one za tym stoją to faktycznie, znajomość może być skomplikowana. Nunu jednak… - Na twarzy Merinsela pojawił się wyraz wskazujący na to, ze informacja, która podał mu Litwor zmartwiła mężczyznę. - Cóż, jestem pewien, że i tą sprawę da się rozwiązać i zakończyć pozytywnie dla wszystkich stron. Teraz jednak może się okazać iż najlepszą decyzją będzie powrót do tej nieszczęsnej karczmy.
Vess wzdrygnęła się na wspomnienie przez niego tamtego miejsca.
- Hmm? Nie, one już się dogadały, mają lepsze rzeczy do roboty niż skakanie sobie do gardeł mimo animozji i dawnych dziejów - wzruszył ramionami Aigam. - Jakiej karczmy, obawiam się że jestem niezbyt na bieżąco - zapytał rzeczowo Aigam i przypomniawszy sobie zajazd gdzie po raz pierwszy spotkał Riv, wyciągnął i aktywował zbroję.
- Karczma przesiąknięta czarną magią, w której mieliśmy nieszczęście się zatrzymać. Lin skierowała się w jej stronę, a wolałbym nie zostawiać jej z tym samej - odparł skrzydlaty wyjaśniając bardzo ogólnikowo, o jaką karczmę mu chodziło. - Chodźmy - dodał, odsuwając skrzydła i cofając dłonie, które trzymały Glynne.
- Więc chodźmy, czarna magia powiadasz? Może uda mi się coś na to poradzić - mruknął na wpół do siebie magobójca.
Kobieta zachwiała, gdy stanęła na ziemi, ale szybko i mocno chwyciła za ramię Merinsela przez co utrzymała się na nogach. Wolną dłoń położyła na rękojeści miecza który miała przy pasie, co odrobinę ją uspokoiło. Natomiast pomysł by wrócić do karczmy nie spotkał się z jej entuzjazmem.
- Czemu nie pozwoliłeś mi oczyścić tamtego miejsca ze zła, gdy miałam do tego okazję? - w jej głosie można było wyczuć pretensję, choć starała się to ukryć.
Anioł skinął głową Litworowi, łatwiej jednak było to uczynić, niż wprawić w życie akcję, którą ów ruch zatwierdzał. Merinsel delikatnie dotknął dłoni Glynne, tej która tkwiła na jego ramieniu.
- Ponieważ oczyszczenie skrzywdziłoby niewinnych, a do tego nie mogłem dopuścić - wyjaśnił, spoglądając na nią z troską. - Nie zrobiłem tego przez brak wiary w moc twojej bogini czy twoją, Glynne. Staram się chronić tych, którzy nie mogą tego zrobić sami i minimalizować krzywdy, których nie da się uniknąć. Tej się dało, dlatego podjąłem taką, a nie inną decyzję.
- Filozoficzne i religijne pogaduszki może zostawmy na później, zdaje się że macie coś większego i bardziej palącego na głowie - przypomniał Litwor.
Merinsel skinął głową, zgadzając się z Litworem.
- Chodźmy Glynne, nie czas teraz na to. Nie chcę by sytuacja stała się gorsza niż jest obecnie.
Łapacz tylko przytaknął, czekając na wskazanie kierunku.
- Nie, Merinsel, to co robisz to JEST brak zaufania w moje umiejętności - kapłanka zignorowała słowa obcego mężczyzny. - I to jest właśnie niebezpieczne. Było w nas za mało zła, żeby magia Riv mogła wyrządzić nam znaczącą krzywdę, a na pewno mogła osłabić to coś z czym mieliśmy do czynienia. Jesteś dużo bardziej doświadczonym kapłanem niż ja, dlatego biorę poważnie twoje zdanie. Ale twoje podejście sprawia, że zaczynam wątpić w twoje osądy - mówiła to spokojnie, ale anioł znał ją na tyle, że wiedział, że jest wzburzona. Uścisk jej dłoni na jego ramieniu nie zelżał nawet na chwilę.
- Riv, kapłani Riv? - W głosie Litwora dało się usłyszeć nutki niemalże histerycznej wesołości. - Siła, potęga, czasem honor, czarne włosy? - zapytał nie kryjąc uśmiechu na twarzy.
Vess spojrzała na zbrojnego zdziwiona jego reakcją i nie rozumiejąc jego zadowolenia tym.
- Nie, tylko ja jestem kapłanką Riv. On wyznaje Tahare - ostatnie zdanie powiedziała tonem jakby właśnie ten fakt był źródłem problemów.
- Tahara? No cóż, co kto lubi, przyznam że Ogrody są piękne, ale nie dla żywych na dłuższą metę, ale może zostawmy to na później, co? - rzucił magobójca. - W którą stronę? - Zapytał jeszcze.
- Nie mówiłem tylko o nas, Glynne. I nie jestem już kapłanem. Wiesz o tym - dodał ze smutkiem brzmiącym wyraźnie w jego głosie. - Chodźmy już. Może uda się zapobiec niepotrzebnej śmierci.
- Skoro widziałeś Ogrody to wskaż Merinselowi do nich drogę, bo jemu tam się cholernie śpieszy - powiedziała z sarkazmem w głosie Vess puszczając rękę anioła. Zdecydowanie nie brała słów Litwora na poważnie. Jakby anioł pragnący śmierci nie był dość wyszukanym towarzystwem to jeszcze przytrafił jej się szaleniec twierdzący, że widział Ogrody. Widać było po niej, że jest zła.
Glynne wyprostowała się i skierowała swoje kroki w stronę karczmy. Zła magia aż buzowała z tamtego miejsca.
Aigam wzruszył tylko ramionami i ruszył za kobietą; zastanawiał się, w co się tym razem wpakuje.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 27-02-2016, 17:38   #126
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Dzwonek zdawała się nie reagować na słowa Daske, a że ziemia pod ich stopami zaczęła drżeć jasnym się stało, że nie ma na co czekać. Wojownik podjął szybką decyzję, wymierzając małej mocny policzek, po którym Moonria wylądowała nieprzytomna na trawie.

Mnich spojrzał się na Daske i pokręcił głową. Podszedł do Moonrie i gdy upewnił się że ta żyje spojrzał na wojownika, patrząc mu głęboko w oczy.
- Może spróbuj z kimś swojego rozmiaru - padło niewypowiedziane wyzwanie.

- Wtrącasz się w rzeczy, których nie rozumiesz - odpowiedział Daske, przyklękając przy Dzwonku.

- Cóż, może ale i tak nie znaczy, że możesz podnosić rękę na kogo masz ochotę - rzekł twardo lecz spokojnie mnich - Zostaw ją - postawił kij między Daske a Dzwonkiem.

- Wolałbyś zginąć i pozwolić by wszyscy w pobliżu także ponieśli śmierć? - Pytanie zadane zostało spokojnym, nad wyraz kontrolowanym głosem. - Jak już powiedziałem, nie wtrącaj się.
- Każdy kiedyś zginie. Ty wolisz zabijać, niż umierać. Szkoda tylko że wybierasz sobie dość łatwe ofiary - odparował - Zostaw ją. Proszę po raz ostatni - spojrzał na Dzwonka.

- Gdyby nie to, że jej obiecałem, że cię nie zabiję… - Daske pokręcił głową nie cofając się, ale i nie wykonując żadnego ruchu w stronę Dzwonka. - No już, maleńka, otwórz oczka - mruknął do dziewczynki ignorując mnicha.

- Och dziękuję Ci łaskawco, żeś zdecydował oszczędzić moje życie. Człowiek nie wie, kiedy umrze, a wóz kiedy się wywróci. - rzekł spokojnie. Cały czas jednak bacznie obserwował Daske. - Na jej miejscu, nie chciał bym splunąć nawet na Ciebie. - dodał z nieukrywaną odrazą w głosie.

- Nie jesteś na jej miejscu, więc zamknij się i pomóż ją ocucić - Daske wyraźnie tracił cierpliwość do mnicha i jego osądów.

- Nie ruszaj się. Ocucę ją, a Ty się odsuń. I grzeczniej. Proszę - widać było że i mnichowi powoli puszczają nerwy.

- Na grzeczność trzeba sobie zasłużyć - warknął wojownik, odsuwając się jednak, aczkolwiek tylko na tyle, by mnich miał swobodę przy nieprzytomnej dziewczynce, jednak nie na tyle by ta swoboda sprawiła że znalazł się on poza zasięgiem Daske.

Mnich uklęknął przy Dzwonku i sprawdził jej puls. Następnie przez modlitwe (Hung Sing) spróbował postawić ją na nogi.
- Jeśli chcesz możemy to załatwić Daske. Raz a dobrze - odpowiedział do wojownika pełnym wyzwania spojrzeniem.

- Jestem za - zgodził się wojownik, obdarzając mnicha paskudnym uśmieszkiem, który wyraźnie potwierdzał prawdziwość tego stwierdzenia. - Problem w tym, że ona się nie zgodzi - wskazał na małą, która właśnie się poruszyła i wydała z siebie cichy jęk.

- Ona nie ma nic do gadania. To sprawa między nami - wstał mnich spokojnie i podniósł z ziemi kij. Odsunął się parę kroków od Dzwonka i spojrzał na Daske - zaczynamy?

Daske rzucił krótkie spojrzenie na Dzwonka, wyraźnie wahając się między chęcią pospieszenia jej z pomocą, a ochotą na to, by pozbyć się dodatkowego kłopotu w postaci mnicha.
- Zaczynamy - zdecydował w końcu, jednak nie sięgnął po miecze, a po sztylet. - Zobaczmy na co cię stać…

Mnich nie zamierzał się patyczkować z Daske i zaatakował. Jako Mistrz Wing Chun był szybszy i silniejszy, a kij dodatkowo zapewniał mu przewagę dystansu. Ataki kijem były wymierzone w korpus, nogi i ręce.

Czy Daske nie spodziewał się tak szybkiego ataku, czy też mnich okazał się zręczniejszy niż na to wyglądał… Fakt pozostał faktem, a były nim precyzyjnie wymierzane ciosy, które bezbłędnie trafiały w wybrane przez Fei Li miejsca. Wpierw w korpus, który to cios sprawił, że Daske został odepchnięty do tyłu i zgiął się nieco wydając z siebie zaskoczony jęk. Kolejny w nogi, który zaowocował utratą równowagi wojownika, na ostatni w rękę, zakończony stratą sztyletu. Opiekun Dzwonka nie zamierzał jednak pozwalać by mnich zabawiał się z nim jak z lalką. Gniewne warknięcie opuściło jego usta, a dłonie spoczęły na rękojeściach mieczy.
- Dzwonku, bariera - rzucił w stronę małej, która z rozszerzonymi oczami przyglądała się pojedynkowi, nie podnosząc się jednak z ziemi.
Miecze opuściły swoje schronienie rozprzestrzeniając pełną głodu aurę wokół Daske. Wojownik uśmiechnął się i ruszył do ataku, celując w ręce mnicha.

Mnich widząc, że zabawa się skończyła stał się jeszcze bardziej uważny. Początkowo unikał ataków Daske, chcąc zobaczyć, czy ten ma jakiś określony schemat walki lub ułożone wcześniej sekwencje ataków. Kij złapał tak, by mieć jeszcze większą przewagę odległości, czyli prawie na samym jego końcu.

W momentach gdy Daske zbliżał się niebezpiecznie do niego, mnich skakał to w lewo, to w prawo to nad wojownikiem unikając ataków i zwiększając dystans.

Uniki były dobrym sposobem na trzymanie Daske na dystans. Wojownik raz po raz podejmował próby przebicia się przez obronę mnicha, nieskutecznie. Miecze w jego dłoniach śpiewały pieśń wojny, podszytą pragnieniem krwi, które zwiększało się z każdą chwilą, sprawiając, że kolejne ataki Daske przyspieszały, zupełnie jakby mężczyzna nie kierował swoimi ruchami, a robiły to one. W końcu jednak udało się im odpowiednio zgrać w czasie. Trzask pękającego kija zlał się z radosnym śpiewem ostrzy.

Mnich odskoczył automatycznie, tak by znaleźć poza zasięgiem stali. Stanął w lekkim rozkroku, jednocześnie zaczął machać dłońmi przed sobą. Skupił się w pełni. I czekał aż Daske podejdzie na tyle by uwolnić swoją moc Chi (Dotyk chi). Za pomocą energii zamierzał powalić wojownika na ziemię.

Daske ruszył do przodu, trzymając miecze w gotowości. Gdy jednak znalazł się przy mnichu został odepchnięty. Nie na tyle jednak by siła, która została do tego wykorzystana, zdołała go powalić. Cofnięty o parę kroków, wyszczerzył się wrednie i przeszedł do natychmiastowego kontrataku. Sur i Nesur zalśniły w tańcu odbijając od swojej powierzchni blask księżyca. Sur pierwszy dotknął ciała mnicha. Jego moc wbiła się w mężczyznę, zabierając mu dającą siłę i życie krew z dość płytkiej rany na piersi. Nesur minął ciało Fei Li dosłownie o grubość materiału, który je spowijał. Nawet jednak takie spotkanie z zaklętym mieczem spowodowało ukłucie bólu i chwilowy niedowład prawej ręki. Daske cofnął się i przygotował do kolejnego ciosu.

Krew pojawiła się na ręku mnicha. Ten jednak tylko się uśmiechnął i dał znać by Daske zaatakował. Sytuacja robiła się ciężka. Mnich nie zamierzał jednak umrzeć. Gdy tylko Daske znalazł by się w polu, mnich zamierzał zbliżyć się do niego na wyciągnięcie dłoni. A właściwie Palcy. Palce Pai Mei miały uderzyć go pierw, a potem potężne kopnięcie w kark.

Daske zaatakował, niemal w tym samym momencie co Fei Li. Oba ciosy były nad wyraz skuteczne. Nesur wniknął w ciało mnicha, przeszywając je porażającym bólem, który falą rozszedł się po wszystkich organach, docierając również do serca. Zanim jednak mnich padł, zdołał wykonać pełną sekwencję uderzeń palców. Obaj, zarówno Fei Li jak i Daske, osunęli się na ziemię.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 27-02-2016, 18:55   #127
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Z początku Vess trzymała się anioła nerwowo i z całych sił. Oczy miała zamknięte jakby sama możliwość nie patrzenia w dół miało jej jakkolwiek pomóc. Złość z niej tym razem wyparowała dużo szybciej niż ostatnim razem, głównie za sprawą strachu.
Jednak nawet strach mijał jej będąc w objęciach ramion Merinsela. Otworzyła oczy spoglądając na medalion, który miał na szyi. Nie miała pojęcia co to oznacza i jedyne skojarzenie jakie miała to to z właściwościami jej klingi. Ale ta myśl nie zaprzątała jej długo głowy. Co innego wydawało jej się teraz być ważniejsze.
Przytuliła się mocniej do jego piersi, gdy wypowiedział jej imię. Czuła się zagubiona w uczuciach jakie ją owładnęły. Po ostatnich wydarzeniach nie była w stanie ich już ignorować.

To, że ktoś zawołał anioła po imieniu nie zdziwiło Glynne. Merinsel był od niej dwa, prawie trzy razy starszy, więc miał czas nawiązywać znajomości. Mówi się przecież, że świat jest mały...
Za to jego reakcja na tą niewątpliwie kobietę wzbudziła w kapłance nowe uczucie. Podobnie jak gniew, zazdrość była dla niej do tej pory obca. Może po prostu przyzwyczaiła się, że anioł najwięcej uwagi poświęcał tylko jej? Wieść, że znają się z Uster, miejsca pochodzenia Merinsela, pogłębiał jej nagłe przygnębienie.
Po tym jak anioł krzyknął za odlatującą, kapłanka miała absurdalne wrażenie, że Merinsel zaraz puści ją z rąk i poleci za tamtą. Dlatego objęła go z całych sił wtulając w niego. Zamknęła oczy. Serce waliło jej jakby chciało wyskoczyć z piersi.
- Nie zostawiaj mnie - jęknęła cicho.

- Nie mam takiego zamiaru, Glynne. - I by swym słowom nadać mocy, przytulił ją do siebie jeszcze bardziej, wtulając twarz w jej włosy. - Nigdy - dodał bardzo cicho, i zanim miała okazję odpowiedzieć, opuścił się ostro w dół by po chwili wylądować miękko.

Lądowania nie poczuła, bo wciąż była owładnięta strachem. Nigdy wcześniej w życiu nie latała, a z jej lękiem wysokości nie trudno było przewidzieć jak zareaguje na tę formę podróżowania. Szkoda tylko, że nie miała okazji opowiedzieć aniołowi o swoich lękach…

Zestresowana tuliła się do Merinsela nie zwracając uwagi na osobę, z którą rozmawiał. Po dłuższym czasie nieco uspokoiła się i zwolniła swój uścisk na szyi anioła. Słuchała rozmowy Merinsela z Litworem. Nie podobał jej się główny temat ich rozmowy.
Wzdrygnęła się na pomysł by wrócić do karczmy, ale nie z powodu ponownego pojawienia się w strefie działania opętania tylko przez obawę, że anioł będzie chciał tam lecieć. Z nią w ramionach. Bo przecież by nie zostawił jej samej w środku lasu… Nie wiedziała co byłoby gorsze.

Wkrótce anioł bez słowa złożył otulające ją skrzydła i powoli zwolnił uścisk ramion przez co kapłanka musiała stanąć na nogi. Trochę ociągając się zrobiła to, ale z obawy, że Merinsel zrobi coś głupiego chwyciła go za rękę by nie zapomniał o niej odlatując za tamtą. W końcu irytacja podsycona zmęczeniem i nie tak dawno wypitym winem wzięła w niej górę.
Wygarnęła mu co myśli o jego ciągłym wtrącaniu się w jej działania lub całkowitym wyręczaniu jej we wszystkim. Nie powinna była co prawda poruszać tego przy obcym, ale musiała to z siebie wyrzucić już teraz bo i tak miała dość duży mętlik w głowie by zostawiać ten temat na później.
Tłumaczenie anioła czemu nie pozwolił jej działać w karczmie zdawało się działać na Glynne podobnie jak przebywanie w obrębie tamtego zabudowania. Do tego jego wieczne wypieranie się w byciu kapłanem, którego to stwierdzenia Vess nie przyjmowała.

Z powodu tej właśnie wzbierającej w niej złości wzięła na serio ewidentny żart Litwora o Ogrodach i rozgniewana ruszyła przodem przez las w kierunku, z którego wyczuwalna była aura złej magii. Mieli właśnie zrobić trzecie podejście do problemu nawiedzonej karczmy.


***

Fei Li jak i Daske, osunęli się na soczyście zieloną trawę polany po tym jak wzajemnie razili się swymi atakami. I w tym właśnie momencie na scenie pojawiła się kapłanka w towarzystwie anioła i Litwora. Merinsel rzucił jedno spojrzenie na leżących i na Dzwonka, po czym wyciągnął dłoń w kierunku dziewczynki
- Śpij - wyszeptał, a mała w efekcie opadła na trawę i zamilkła.
- To tych dwóch mamy z głowy. Chyba że to byli wasi, w takim razie, będę się chyba od was jednak trzymał z dala - rzucił z zastanowieniem Aigam, zbliżając się do całej trójki.

Glynne podeszła do nieprzytomnych klnąc pod nosem na głupotę Li jak i porywczość Daske. Z pewnością po drodze oberwało się i Merinselowi jakimś epitetem, ale światków tego trudno było szukać.
Vess pochyliła się nad Fei. Na szczęście żył, choć przebity bok mu w tym nie pomagał. Na tego drugiego spojrzała tylko krótko i nie było w tym nic przyjaznego, ale wystarczyło, żeby zauważyła jak krew sączy mu się z ust. Mogłaby go po prostu zostawić w tym stanie… Dla Glynne była to ewidentna powtórka z rozrywki, ale przynajmniej teraz Daske dostał za swoje i nie szczerzy się triumfalnie. Szkoda jej było Feia i to pomimo słów jakie ostatnio jej powiedział. Najwidoczniej musiał dać się opętać złości, że wdał się w walkę z tym parszywym typem.
- Niestety to nasi - odparła kapłanka do zbrojnego z poirytowaniem. - Póki masz jeszcze szanse to radziłabym dwa razy zastanowić się czy aby na pewno chcesz się w to mieszać, bo może się zdążyć, że tym razem na prawdę zwiedzisz Ogrody.
Sama takiego wyboru nie miała, Merinsel zadecydował sam o jej losie. Zaczynała się zastanawiać czy rozkazy które miała były… Pokręciła głową jakby chcąc pozbyć się tych myśli. Teraz nie miało to już znaczenia. Była tu, widziała co się może stać wszędzie indziej jeśli korona nie zostanie odzyskana.

Vess wstała od rannego zdejmując z palca pierścień i podeszła do anioła. Położyła mu na ręce biżuterię i swoją kurtkę. Wzięła do ręki miecz i wbiła go w ziemię. Był on dla niej najcenniejszym przedmiotem i nie chciała by to co teraz zrobi zaszkodziło mu.

- Odsuńcie się - powiedziała patrząc na Merinsela i Litwora. Po tych słowach wróciła do nieprzytomnych. Wcześniej postanowiła wytłumaczyć towarzyszom co zamierza. By na przykład anioł nie próbował się wtrącać.
- Rozproszę magię. To powinno zadziałać na te przeklęte miecze Daske - była na siebie zła że gdy wilkołak był ranny to nie pomyślała o tym samym. Choć wtedy miała by do czynienia z Moonrią i tym typem. Mogliby jej przeszkodzić…

Nie miała swojej torby uzdrowiciela, przez co nie miała czym wyrysować glifów, które potrzebowała do kolejnego czaru. Spojrzała po rannych stwierdzając że sobie na to zasłużyli i wyciągnęła sztylet.
Zaczęła od Fei. Przyklęknęła przy jego głowie i końcem ostrza starannie wycięła mu na skórze czoła glif . Merinsel mógł rozpoznać, że szykowała naprawdę silne czary uzdrowicielskie.
To samo powtórzyła na Daske, ale u niego nie przykładała się aż tak bardzo albo po prostu śpieszyła się. Schowała sztylet i stanęła nad Li. Użycie w miarę trwałego i przede wszystkim niemagicznego sposobu na zrobienie znaków było ważne z uwagi na to od czego planowała zacząć.

Złożyła ręce jak do modlitwy recytując słowa zaklęcia. Choć nazywanie tak rozproszenia magii było niefortunne. Glynne nagłym ruchem rozłożyła ręce na boki i w tym momencie zadziałało.
- Pomóc ci z tym? - zapytał krótko Litwor, obserwując poczytania kapłanki wcale się nie odsuwając. Bardziej zainteresowały go miecze, które nie wyglądały na zwykłe choć w tej chwili całkiem pozbawione magii to ktoś na pewno włożył w nie sporo pracy.

Kapłanka nie wydawała się zainteresowana pomocą Litwora, skupiając swą uwagę w pełni na zajęciu, którego się podjęła. Pierwszy czar wyłączył z użytku najbliżej jej się znajdujące przedmioty magiczne. Litwor poczuł, że i jego zabawki straciły swoje dodatkowe właściwości. Cóż, odporne na przeciwną magię nie były. Pozostawało mieć nadzieję, że to efekt chwilowy. Glynne zaś zabrała się wpierw za wyjęcie miecza tkwiącego w ciele jednego z poszkodowanych, a następnie rozpoczęła swoje modły leczące. Te z kolei okazały się lepiej działać na właściciela mieczy niż na jego ofiarę. Fei Li wciąż wyglądał kiepsko, nawet po otrzymaniu łaski zesłanej przez Riv.
- Te twoje zaklęcia to czasowe, czy permanentne? - zapytał Aigam, biorąc oba miecze na bok i studiując je dokładnie. Uśmiechnął się lekko, kiedy dziewczyna zaczęła się modlić do Riv.
- Mówiłam, żebyś odszedł - mruknęła w przerwie, gdy brała oddech przed kolejnym zaklęciem. Zmartwiła się, że nie było widocznych efektów leczenia na Li. Obawiała się, że mnich mógł złorzeczyć do Riv tak jak negował jej obecności podczas rysowania znaków dla kruka.
- A ja zadałem pytanie, a nie prosiłem o wykład na temat co powinienem robić - odparł Litwor, wzruszając ramionami.
Glynne nie odpowiedziała mu na to pouczenie. Zignorowała jego obecność będąc całkowicie pochłoniętą magią kapłańską. Glify na czołach rannych zabłyszczały, kiedy Vess ponowiła swoje prośby do swej ukochanej bogini.
Ewidentnie kapłance udało się przekonać Riv by ta wybaczyła swemu wyznawcy, który wątpił w nią będąc w gniewie. Tym razem efekt leczenia był znacznie lepszy i rany na Fei zasklepiły się całkowicie.
Po kilku chwilach obaj panowie byli w pełni wyleczeni, ale wciąż nieprzytomni. Ślady po wyciętych glifach na ich czołach pozostały. Przynajmniej na teraz.
Vess westchnęła ciężko i usiadła w klęczki. Miała już dość wszystkiego. Była tak bardzo zmęczona…

- Zużyłaś dużo mocy - w głosie Merinsela brzmiała zarówno troska jak i lekka nagana.

Podszedł do niej od tyłu i położył dłoń na jej barku szepcząc cichą modlitwę. Słowa brzmiały znajomo i pamięć Glynne nie oszukała jej tym razem. Tej samej użył, by przywrócić jej siły po walce z robalem. Także teraz poczuła, jak wracają one, niczym po przyjemnej drzemce. Nie na tyle, by czuła się w pełni wypoczęta, jednak zdecydowanie część zmęczenia, które odczuwała, zniknęła. Także tego, który mgłą zaścielał jej umysł.
- Odpocznij - dodał, cofając dłoń i niby przypadkiem delikatnie muskając jej policzek.

Kapłanka przymknęła na chwilę oczy chcąc zapanować nad nagłą burzą emocji jakie w niej wzbierały. Zacisnęła pięści, ale zaraz rozluźniła je.
- Dziękuję - odparła mu Glynne szczerze. Przywrócenie sił pozwoliło jej uspokoić się. Czuła wielką potrzebę porozmawiania z nim, ale tu nie było do tego warunków.
Jej głos choć trochę smutny nie miał już w sobie śladu złości. - Litworze, twoje przedmioty będą działać. Ale to zależy od tego jak bardzo są podatne na to antyzaklęcie - powiedziała otwierając oczy. - Czasem też się zdarza, że przedmiot za którymś razem dotknięty tym może utracić moc na zawsze.

- Postaram się zapamiętać. - Stwierdził najwyraźniej niezbyt przejęty mężczyzna. - Więc, zanim uznam was wszystkich za wariatów, może powiedzcie mi, skoro to wasi, czemu się nawzajem poszlachtowali a ty uśpiłeś ją, jedyną która najprawdopodobniej zna odpowiedź na to pytanie z miejsca? - zapytał o bardziej istotne dla niego w tym momencie rzeczy.

Kapłanka uśmiechnęła się ironicznie, gdy wspomniał o wariatach.
- Pewnie przez opętanie, ale z tym tu - wskazała na Daske. - To mogło być i tak, że sprowokował. Raz już to zrobił. A Moonria to za dużo magii i za mało roztropności w tym ciałku ma, więc tak było bezpieczniej dla wszystkich.

- Skądś to znam. No dobra, pora już chyba ją obudzić, nie sądzisz? - Rzucił do skrzydlatego, przyglądając się bliżej rzeczonej Moonrii. Przynajmniej wiedział już kogo szukał.

- Merinselu, podasz mi moje rzeczy? - poprosiła Glynne powoli wstając z ziemi. - Moonria lepiej będzie jak pośpi. Uwierz, nie chcesz jej tłumaczyć czemu oni są nieprzytomni.

Anioł uprzejmie spełnił jej prośbę nie wtrącając się w rozmowę jaką kapłanka prowadziła z Litworem. Dopiero, gdy przekazał jej powierzone mu na chwilę przedmioty, zwrócił się do Łowcy.
- Uśpiłem ją żeby nas wszystkich nie zabiła. Dzwonek łatwo traci kontrolę, gdy nie ma przy niej Daske. Wątpię by to, że jest nieprzytomny, wpłynęło na małą szczególnie pozytywnie. Zamierzam utrzymać ją w tym stanie dopóki jej opiekun nie dojdzie do siebie, nie wcześniej.

- Problematyczne, ale częściowo zrozumiałe, a co do utraty kontroli, myślę że jakoś bym sobie z tym poradził. - Litwor uśmiechnął się pod nosem. - Ale jeśli uważasz, że to praktycznie lepsze, można poczekać. - Wzruszył w końcu ramionami.

Glynne założyła biżuterię i kurtkę. Przyjrzała się nieufnie Litworowi.
- Kim ty jesteś? - zapytała wprost.
- Magobójcą, człowiekiem od czasu do czasu, opiekunem magicznych bestii, najemnikiem, o resztę pytaj tą czarnowłosą rezolutną, której słowo głosisz. - Odparł Aigam bez zająknięcia. - A nie, pardon, rudawa, jej siostra ma czarne. Ech… nie pytaj. - Dodał po chwili.
- Mówisz bez sensu - Vess zmrużyła gniewnie oczy. - Najpierw twierdzisz, że widziałeś Ogrody, a teraz te bzdury.
- Wierz w co chcesz, to ty jesteś od tego, ja nie muszę wierzyć, a i tak będę bardziej odporny na kryzysy wiary niż którykolwiek kapłan. No, może poza jednym. - Powiedział ze śmiechem w głosie Litwor.
Kapłanka uniosła brew w zdziwieniu, gdy wspomniał o kryzysach wiary. Skrzyżowała ręce na piersi.
- On ewidentnie oszalał - stwierdziła fachowo Glynne patrząc na Merinsela. - Kapłanki w Zakonie Vess mogą spróbować cię z tego wyleczyć - zaproponowała zbrojnemu.

- Mogą próbować, owszem. - Odparł Litwor z iskierkami w oczach i wziął Moonrię na ręce. - A teraz może dołączymy do reszty, gdzieś tu się Aolin szwenda, Nunu i jeden wasz szaleniec. - Dodał po chwili.

- Lepiej nie zostawiać tych dwóch samych - powiedziała Vess.
- No jak lepiej nie, to nie. - Stwierdził Aigam, położył na chwilę Moonrię i zarzucił sobie jej opiekuna na ramię ciut delikatniej niż worek ziemniaków, następnie schylił się po dziewczynę. - Weźcie tamtego. - Dodał.
- Pewnie reszta widziała, że tu poszli to będą chcieli sprawdzić co z nimi - zasugerowała kapłanka. - Poczekajmy.

Czekanie przyniosło efekty w postaci Silyena i demonicy, którzy nadeszli od strony karczmy. Karczmy, której nie było już widać, należało wspomnieć.
- Dzwonek? Daske? Co z nimi zrobiliście? - zdumiał się Silyen.
- Mamy też jeszcze Fei Li - zwróciła uwagę Glynne wskazując na nieprzytomnego mnicha. - Zastaliśmy ich w złym stanie to ich... Naprawiłam.
- No nie, dziewczyna była w dobrym stanie, pierzasty ją ponoć uśpił - dorzucił Aigam.
- Tylko nie zaczynaj mówić jak ten głupi kruk - zasugerował elf. - Aolin - przedstawił demonicę. - Silyen.
- Głupi kruk? Gadający kruk? Musi być całkiem inteligentny żeby zacząć mówić. Chociaż to dość bystre ptaki. - Powiedział Litwor.
- Gorzej, że jak już zacznie, to nie chce skończyć - dodał Silyen. - Z pewnością go za chwilę poznasz. Rzucał tu czarami na prawo i lewo.
- Na krucze dzioby starcza zwykle kawałek sznurka - rzucił zwięźle magobójca.
- Nie na tego - odezwała się Aolin. - Widzę Litworze, że znalazłeś Dzwonka i Daske.
- Można powiedzieć, że znalazłem - rzucił przytakując mężczyzna.

Glynne spojrzała nagle i uważnie na demonicę. Od razu poznała ją po głosie. Znów dziwnie się poczuła. Nie, nie mogła się znów zezłościć, poza tym już postanowiła, że nim dalej zacznie wysnuwać pochopne wnioski to musi porozmawiać na spokojnie z Merinselem. Opuściła wzrok i puki nikt nie zwracał na nią uwagi odeszła od reszty. Oczywiście po swój miecz, który sterczał z ziemi kawałek dalej, był pretekstem lepszym niż cokolwiek innego by nie stać w milczeniu i udawać, że nie obchodzą ją ich rozmowy.

Merinsel wpierw uważnie przyjrzał się demonicy, a następnie ruszył w jej kierunku.
- Aolin, nic ci się nie stało? - zapytał wyraźnie zaniepokojony, biorąc dziewczynę w ramiona. - Czyś ty oszalała? To mogło wpłynąć na ciebie, na twoją magię… Na litość Tahary, powinnaś być ostrożniejsza… - Mówiąc spoglądał jej głęboko w oczy jakby wypatrując w nich oznak ewentualnego wpływu magii karczmy. - Twoja matka by mnie zabiła, gdyby się dowiedziała, że na to pozwoliłem.
- Merinselu nie przesadzaj, nie jestem dzieckiem - co mówiąc stanęła na palcach i pocałowała anioła w policzek. - Dziękuję, że zająłeś się Litworem. Tam dalej są ich konie. Przytoczymy ich do siodeł i wrócimy do Dnia i Nocy. One się nimi odpowiednio zajmą - zaproponowała.
- Znacie się, jak widzę - skomentował to powitanie Silyen. - Niepotrzebnie cię przedstawiałem. - Uśmiechnął się lekko. - Nie wiecie, kto ich tak urządził? - Spojrzał na wszystkich, pomijając jedynie Aolin.

Glynne odczekała “powitanie” wnikliwie studiując ostrze swojego miecza gładząc opuszkami po jego płazie. Przyjemny chłód klingi zawsze działał uspokajająco. Podrzuciła miecz w dłoni lekko jakby nic nie ważył. Westchnęła niechętna na powrót do grupy. Przymocowała mieć do boku i nieśpiesznie zaczęła wracać do reszty.

- Sami się tak załatwili, nawzajem prawdopodobnie. - Skwitował pytanie Aigam. - Chodźmy do tych koni, nie będę ich taszczył całą drogę.
- Nie wygląda na to, żebyś się zbytnio tym męczył - odparł elf. - Ale skoro są konie, to można z tego skorzystać. Parę, niestety, jest wolnych. Byle tylko obaj znaleźli się jak najdalej od siebie.
- Można ich zawsze związać. - Stwierdził Aigam, nie przejmując się zbytnio, co powiedzieliby na ten temat najbardziej zainteresowani.
- Nie krępuj się i ich skrępuj - zaproponował Silyen.
- Tak, związanie ich to dobry pomysł - zgodziła się z przedmówcami Glynne, która wróciła do nich po chwili nieobecności mając już przy sobie swój miecz. Starała się wyglądać na niezainteresowaną ich rozmową.
- Lepiej, żeby Daske nie obudził się zanim go rozwiążemy, bo mogłoby być ciekawie - ostrzegła Aolin.
- Chodźmy więc - zgodził się Merinsel, wypuszczając demonicę z objęć. - Im szybciej znajdziemy się w spokojnym, bezpiecznym miejscu, tym lepiej dla wszystkich.
- Merinselu, możesz ich w razie czego mocniej uśpić? - spytał Silyen.

Kapłanka w zamyśleniu przyglądała się Merinselowi. Westchnęła krótko. Ta cała sytuacja mocno ją męczyła i trochę żałowała, że wróciła do nich. Teraz była pewna, że jest zazdrosna o uwagę jaką anioł poświęca Lin. Postanowiła zająć czymś myśli i porozmawiać z Silyenem, w końcu nim się rozdzielili ten planował zająć się stajnią.
- Czy... Czy mój koń ocalał? - Vess zapytała elfa.
- Tak. Wszystkie konie udało się wyprowadzić, zanim stajnia... zniknęła.
Kapłanka uśmiechnęła się na słowa elfa, cieszyło ją, że Nevrast jest cały. W końcu dobra wiadomość. Zwierzak co prawda nie był wiele wart, bo był tylko zwykłym koniem odciągniętym od pługu, ale i tak była do niego przywiązana. Szczególnie, że gdy go odkupiła od rolnika był w złym stanie, a doprowadzanie go do formy dało jej ogromną satysfakcję. Zwierzak za to odwdzięczał jej niezwykłą lojalnością.

- Tam nigdy karczmy nie było - wtrąciła się demonica, przyglądając uważnie Glynne. - Merinselu…
- Wiem Lin - anioł skinął głową i uśmiechnął się do dziewczyny, a następnie podszedł do kapłanki. - Oczywiście, mogę ich uśpić gdyby zbyt szybko dochodzili do siebie - odpowiedział elfowi.
- To dobrze - Silyen odpowiedział aniołowi. - Ta niby-stajnia - poprawił się. - Ktoś nas nie lubi.
- Umiesz jeździć na oklep? - spytał kapłankę.
- Oczywiście - odparła mu Glynne już ze znacznie lepszym nastrojem. Chciała już tam iść i wygłaskać rumaka. Na pewno będzie przestraszony.
- To dobrze. Bo siodła, w zasadzie cała uprząż... Nikt ich nie wyciągnął, a potem już nie było co i skąd wyciągać. No i Nayra zaginęła.
- Przykro mi - odparła ze współczuciem Vess. - Czy ktoś jeszcze stracił życie? - zapytała niepewnie.
- Zali i jej sługa. Zanim wyruszymy, trzeba będzie ich pochować - dodał.
- Księżniczka... - kapłanka zaniemówiła i spojrzała na Merinsela.
- W tej niby-karczmie była dwójka magów krwi. To chyba oni ich zabili, bo gdy z krukiem włączyliśmy się do walki, oni już nie żyli. - Silyen, podobnie jak Glynne, spojrzał na anioła, który był uczestnikiem tego starcia.
- Jeden czarny i jeden krwawy - przyznał anioł, pochylając głowę. - Nie udało mi się zatrzymać ich ataków.
- Nie przesadzaj, Merinselu - wtrąciła się Aolin. - Już sama moc tkwiąca w katalizatorze była wystarczająca by cię zabić, gdybyś zbytnio nadużył swej mocy. Zrobiłeś co mogłeś - zakończyła stanowczo.
- Nie, nie zrobiłem…
Na te jego słowa kapłanka przewróciła oczami. “Tak, bo celem było by ta moc z katalizatora go dosięgła” pomyślała znów złoszcząc się na jego zachowanie.
- Nie zaczynaj nawet. Krwawa magia jest poza twoim zasięgiem i wiesz o tym. Na Margh, czy ty nigdy nie zmądrzejesz? - Kręcąc kategorycznie głową podeszła do skrzydlatego i wbiła palec w jego pierś. Akurat z tym Vess była gotowa się z nią zgodzić.
- Skup się na niej - Lin wskazała głową Glynne - a nie na wszystkich dookoła. Krwawych magów zostaw mi.
Rada była trafna, ale Silyen zastanawiał się, czy anioł jej posłucha.
- Pewnie to ja będę musiał przekazać jej rodzicom informacje o jej śmierci - powiedział.
Glynne speszyła się na to co powiedziała demonica. Zdecydowanie powinna była sobie pójść. Z drugiej strony zagotowała się, że tamta ewidentnie wiedziała coś co dla niej wciąż było zagadką.
- Mam wrażenie, że jest coś o czym tylko ja nie wiem... - mruknęła pod nosem Vess bez zastanowienia że ktoś mógł to usłyszeć. A jakoś zapomniała, że stał przy niej i elf i Merinsel.
- Jeśli to jest to, o czym ja myślę, to chyba jednak powinnaś wiedzieć - odpowiedział równie cicho Silyen.
Aolin spojrzała zdziwiona na Glynne, a następnie na Merinsela.
- Nie wyjaśniłeś jej niczego? Masz szczęście, że matka tego nie słyszy. Oskubałaby cię wcześniej niżbyś zdążył mruknąć słowo sprzeciwu. Dlaczego z tobą zawsze wszystko musi być takie trudne?
- Lin uspokój się. To nie jest tak, jak myślisz…
- Wygląda że jednak jest - przerwała mu. - I to wygląda bardzo, ale to bardzo podobnie. Chcesz znowu ją stracić?
- Lin - tym razem anioł jęknął i spojrzał na Glynne jednocześnie proszącym i przepraszającym wzrokiem.

Kapłanka zacisnęła dłonie w pięści ze złości. Serce waliło jej wściekle po słowach demonicy.
- Miałeś to samo na myśli? - zapytała oschle Silyena ignorując zarówno anioła jak i Aolin. Miał wrażenie, że kapłanka wie o czym mówi demonica.
- Uważam, że powinnaś złapać go za te śliczne skrzydełka, zaciągnąć w ustronne miejsce i wydusić z niego zeznania - powiedział elf.
Glynne pokręciła głową z rezygnacją, a zawiedzione spojrzenie w rodzaju "już myślałam, że się kumplujemy" posłała elfowi. Była zła, że najwyraźniej wszyscy w koło wiedzą o tym. Ale nie chciała teraz wybuchnąć złością by nie okazało się, że narobi wstydu sobie i aniołowi. W końcu powiedział jej to co się dowiedziała w tamtej grocie. Późno, ale może miał jakiś cel. Nie bronił jej dalej pytać. Sama wtedy zdecydowała, że nie będzie na niego naciskać. Był wtedy w opłakanym stanie emocjonalnym...
- Nie ważne - stwierdziła ostro - Zresztą to i tak sprawa TYLKO między mną, a Merinselem, więc niepotrzebnie poruszamy to teraz - stwierdziła równie wyzutym z emocji głosem co wcześniej zapytała Silyena.
- My mamy inne zdanie. - Spojrzał na Aolin, szukając u niej wsparcia. - A ty, Meriselu, chyba się nie boisz? Miałem o tobie lepszą opinię.
Demonica skinęła głową zgadzając się z elfem, jednak anioł pokręcił głową i powiedział coś stanowczym głosem korzystając z tego, że nikt z obecnych nie znał anielskiego. Aolin najwyraźniej znała, bo odpowiedziała hardo. Kolejne słowa ze strony Merinsela były już wyraźnym nakazem, na co demonica jakby nieco się skuliła.
- Wybacz, nie mogę się mu sprzeciwić - rzuciła do elfa, odstępując.
- To sprawa między mną, a Glynne - dorzucił anioł, spokojnym, stanowczym głosem.
- Więc ją załatw jak należy - stwierdził elf. Chciał dodać "nie zachowuj się jak baba", ale wiedział, że tego żadna z pań by mu nie darowała.
Wyraźnie wyprowadzona z równowagi kapłanka ruszyła przed siebie by znaleźć swojego konia. Obawiała się, że jeszcze chwila i zacznie krzyczeć choćby tylko po to by wyrzucić z siebie to wszystko. Ale w głębi siebie wiedziała, że to tak naprawdę jej uczucia są podstawą tego całego problemu. Miała wielką ochotę uciec z tego miejsca.
- Załatwię - odparł Merinsel, nieco gniewnie i ruszył za Glynne.

Silyen uznał, być może troszkę zbyt późno, że należy Merinselowi dać szansę na samodzielne podjęcie decyzji. Odprowadził Glynne wzrokiem, po czym zwolnił nieco, dołączając do Aolin.
- Sekrety, sekrety, sekrety - westchnął ciężko Aigam we wspólnym. - Niech się postara sprawę załatwić, cokolwiek to nie jest, bo może ty mu się nie możesz sprzeciwić, ale ja jak będzie trzeba już raczej tak - dodał w demonim bezpośrednio do Aolin.
- Jasne, sekrety. Nie jesteś lepszy - dodał elf.
- Cóż poradzić, oczywiście że nie mogę być lepszy, jestem tylko człowiekiem - odparł z lekkim rozbawieniem w głosie Aigam.
- Pełna wad wszelakich rasa. Wiem, wiem - odparł z takim samym rozbawieniem Silyen.
- Proponowałabym upadły w tej grupie - Aolin nieco rozbawiona zwróciła się właśnie w tym języku do Litwora.
- Może i pełna, jednak bez wątpienia będąca fundamentem tego świata - dodała we wspólnym, wciąż rozbawiona więc na dobrą sprawę nie dało się stwierdzić czy mówi poważnie czy żartuje.
- Może być upadły, mój elfi kuleje niestety. - Odparł Aolin śmiejąc się donośnie. - Skoro cię zna a nawet dość dobrze, to byłem pewien że zna twój język. - Stwierdził Litwor w upadłym, uśmiechając się szeroko.
- Jesteś okropny, Wieczny - odparła, próbując zachować powagę by stwierdzenie to miało jakąś moc, jednak próby spełzły na niczym i Aolin parsknęła śmiechem. - Heh… Wujaszek Merinsel potrafi być strasznie anielski jak się na coś zaweźmie… Rozumiem, że podróżujecie wspólnie już jakiś czas? - zwróciła się do elfa we wspólnym.
- Z Merinselem? Tak samo długo, jak z Dzwonkiem i Daske - odparł Silyen. - Czyli kilka dni zaledwie.
Litwor nic nie powiedział, uśmiechał się tylko lekko. Nie mógł za bardzo wzruszyć ramionami, obie ręce miał zajęte.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 27-02-2016, 20:35   #128
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zapoznania, rozmowy, wymiany informacji… Czas przy karczmie został spędzony dość efektownie, rzec należało. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że sam budynek przestał istnieć, na jego miejscu pojawiła się kobieta, a oni stracili większość ekwipunku. Cóż, przynajmniej pokonali zło tkwiące w tym miejscu, należało im uznać tą zasługę.

Glynne, Litwor i Silyen, w towarzystwie skrzydlatych i nieprzytomnych członków drużyny, dotarli dość szybko do Nunu i Amira, siedzących w pobliżu Nany i ciała Zaliseny. Wierzchowce, które w najlepsze korzystały z dostępu świeżej, soczystej trawy, dały się bez problemu złapać. Ciała, te żywe i te już nie, przerzucono przez grzbiety końskie, a następnie ruszono w stronę lasu. Wyboru wielkiego nie mieli. Spanie w miejscu, które okazało się być przeżarte złą magią nie budziło w nikim pozytywnych uczuć. Tam zaś czekało ich, przynajmniej wedle słów Numiny i Aolin, przyjazne przyjęcie, miękkie łóżka, strawa i spokój. Przede wszystkim zaś czekało na nich bezpieczeństwo, a tego ostatnimi czasu wyraźnie im brakowało.

Nie wszystko jednak przebiegło tak, jakby wszyscy chcieli, co z kolei zaczynało już być tradycją. Po dotarciu do granicy bezpiecznej strefy zarządzanej przez Dzień i Noc, okazało się że Noc, która wyszła im na spotkanie, ani myśli zgodzić się na obecność Nichaela. Odmowa była kategoryczna. Nie pomogło stwierdzenie, że przecież Daske i jego miecze także stoją niekoniecznie po dobrej stronie, ani argument Nunu, że skoro Aolin wolno, to dlaczego niby przyjaciel jej partnera miałby być gorszy. Nie oznaczało nie - Noc nie zamierzała zmieniać zdania. W końcu, co by sporu nie przedłużać, demonica zaoferowała, że zostanie z krukiem poza barierą i przypilnuje, by nie knuł niczego. To z kolei wyjęło oręż z dłoni Nunu i najwyraźniej zadowoliło Moonrię.
Krótka rozmowa z Litworem, którą przeprowadziła demonica, miała za zadanie przypomnieć mu, iż nie jest w całkiem bezpiecznym towarzystwie i powinien uważać. Następnie Aolin zadbała o to, by anioł miał oko na jej towarzysza. Gdy zaś wszyscy byli mniej lub bardziej zadowoleni, drużyna ponownie się podzieliła. Jedni podążyli ścieżką ku domostwu w pniu drzewa, a drudzy zostali w cieniu koron leśnych, by spędzić tę noc korzystając z uroków czystego nieba, cicho szumiącego lasu i własnego, niekoniecznie nawzajem miłego, towarzystwa.

Grupa, która podążyła za długouchą Moonrią i jej lśniącym amuletem, dotarła w końcu do domostwa i uraczona została ciepłą, nad wyraz smakowitą i lekką strawą, a następnie rozesłana do pokoi. Dzień zaoferowała, że zajmie się poszkodowanymi, Noc z kolei poinformowała, że pomoże jej, gdy już wszystkie obowiązki związane z goszczeniem tak licznej grupy, zostaną spełnione. Chociażby ten, którym było rozlokowanie ich w pokojach.
Glynne wraz z aniołem otrzymali ten, który znajdował się na szczycie spiralnych schodów. Miejsce to było przytulne, ładnie urządzone i zapraszające do odpoczynku. Problemem mogło okazać się jedno, dość dużych rozmiarów łoże, jednak Merinsel nie wydawał się szczególnie tym faktem speszony.
Numina i Amir powrócili do wcześniej zajmowanego pomieszczenia, które zostało posprzątane i przygotowane do ponownego powitania lokatorów. Na stoliku stała taca z łakociami i dzban mleka oraz dwa kubki.
Także Silyen i Litwor otrzymali pokoje do swojej dyspozycji, oba zaopatrzone w szerokie łoża, dwa fotele, kominek, szafę i stolik na którym stała misa z owocami. Nie dało się ukryć, że dbano tutaj o gości.
Także i ci, którzy sprzeciwu swego wypowiedzieć nie mogli, zostali skrzętnie rozlokowani. Fei Li ocknął się w nocy i został powitany przez pogrążoną w lekturze, długouchą i krótkowłosą Moonrię.
To, że i pozostali wkrótce się ocknęli, słychać było chociażby po wesołym głosie Dzwonka, którego raczej nie dało się nie usłyszeć.

Co czynili tej nocy, jakie sekrety wyszły na jaw za zamkniętymi drzwiami, jakie zaś zostały zatajone, to zostać miało między tymi, którzy czas ten spędzili na zajęciach innych niż sen. Ranek powitał ich spokojny, ciepły i radośnie słoneczny. Śniadanie podano w dużej sali zaopatrzonej w długi stół. Obie gospodynie uwijały się, starając ignorować rozgadaną Dzwonek, która zdawała się całkiem zapomnieć o wydarzeniach z dnia poprzedniego.
Fei Li i Daske jeszcze przez jakiś czas znosić musieli rozbawione spojrzenia pozostałych wywołane wciąż wyraźnymi znakami na ich czołach, których sprawczyni nieszczególnie na skruszoną owym faktem wyglądała.


Cóż, przynajmniej znak ów nie zawierał w sobie szczególnie obraźliwego przekazu. Po minie Glynne można było dojść do wniosku, że następnym razem panowie tego szczęścia mogą nie mieć.

Litwor, jak się okazało, miał dołączyć do wyprawy wraz z demonicą, której nieobecność była wyraźnie mile przez Numinę przyjmowana. W przeciwieństwie do informacji, że ta nieobecność miała się wkrótce zakończyć. Z Dzwonkiem jednak się nie dyskutowało. Skąd zaś mała wiedziała, że nowo poznana para ma zamiar dołączyć i kim są? Cóż, o to trzeba już było pytać dziewczynkę.

Dzień i Noc nad wyraz uprzejmie zaopatrzyły drużynę w niezbędne dla dalszej wyprawy przedmioty i wikt. Wyraźnie widać było, iż nie jest to dla nich pierwszy raz, kiedy przyszło im zaopatrywać ruszających w dalszą drogę gości.
Kobieta, którą uratowali, po ocknięciu nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Jej pamięć miała więcej dziur niż druszlak. Jedyne co pamiętała to imię maga, który ją tak urządził oraz to, że pochodziła z Aler. Jak się jednak znalazła w okolicy Barduk, tego powiedzieć nie umiała. Dzień i Noc obiecały, że się nią zajmą do czasu odzyskania przez nieznajomą pamięci i zdrowia.

Nie pozostało zatem nic innego jak ruszyć dalej i sprawdzić czy przypadkiem Nichael i Aolin sami nie rozwiązali problemu ich obecności w grupie.
Co jednak stało się z Ksenocidią i Nayrą, nadal pozostawało tajemnicą…




Ksenocidia.

Dzień wstał pogodny i ciepły. Krajobraz, który ghulica miała przed swymi oczami różnił się nieco od tego, który widziała gdy się od karczmy oddalała. Przede wszystkim nie było nigdzie widać nawet śladów po budynku. Nic, wyparował… Nie było także zniszczonej burzą ziemi, a jedynie trawa, krzewy i widoczny w oddali las. Zupełnie jakby zdarzenia z ostatnich dwóch dni miały miejsce jedynie w jej majakach. Drużyna znikła, zniknął jej wierzchowiec, zniknęło wszystko co mogłoby potwierdzić, że przeżyła to, co podpowiadała jej pamięć. Jedyną namacalną pamiątką była zawieszona na złotym łańcuszku klepsydra, którą podarował jej anioł.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 27-02-2016 o 20:42.
Grave Witch jest offline  
Stary 27-02-2016, 21:05   #129
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Ksenocidia nie bardzo wiedziała, co myśleć o obecnym stanie rzeczy. Wzięła w dłoń klepsydrę i odwróciła ją, przyglądając się przesypującemu się miarowo piaskowi. Po chwili ziarenka utworzyły wydmę w dolnej części. Czas płynął prawdopodobnie do przodu... Rozejrzała się ponownie. Zielenie, brak karczmy... Zaniepokojona zajrzała do plecaka, który buchnął jej w twarz pysznym odorem trupów. Czyli jednak to działo się naprawdę.

Ghul przez chwilę poczuła potrzebę odejścia, powrotu do dawnego życia. Nie miała zbyt wiele pieniędzy, jednak zapas pożywienia z pewnością wystarczyłby jej na dotarcie do jakiegoś miasta i znalezienia tam pracy. Jednak jak miałaby wtedy znaleźć czas i fundusze na poszukiwania zbawienia? Nie mogła przepuścić tej okazji. Potrzebowała zapłaty za tę dziwną i paskudną wyprawę.

Usiadła, trawiąc wciąż posiłek z poprzedniej nocy, i zastanawiała się nad dalszymi planami, a do umysłu wkradały się pytania: co dzieje się z aniołem?, jak tam mnich, który przepraszał ją, ghula?, co stało się z elfem, z którym ramię w ramię walczyła przeciw orczemu czarnoksiężnikowi? Karczma zniknęła bez śladu, jednak grupa poruszająca się na koniach nie mogła ot tak wyparować. A przynajmniej nie powinna. Ksenocidia postanowiła poszukać tropu towarzyszy, chociażby miała iść na węch za końskimi odchodami. Poza tym coś w powietrzu przypominało smród, wydobywający się ze zwłok wilkołaka... Tylko samej śmierci czuć nie było.
 
Ardel jest offline  
Stary 28-02-2016, 14:11   #130
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Gdzie wyście się podziewali? - zapytał agresywnie Nichael, zaś Amir odwrócił od niego wzrok i wzruszył ramionami.

- Postanowiliśmy odpocząć - odpowiedziała Numi, sprawdzając stan Nany. - Jakim cudem do tego wszystkiego doszło?

Kotołak pokiwał głową na znak, że też chciałby wiedzieć.
- Nie słuchali mnie i tak skończyli - mruknął nieskromnie.

- Zaczęło się od tego, że coś mnie tknęło i chciałem sprawdzić to miejsce, ale Ważka nie chciała rysować, a Dzwonek nie czuła żadnego zagrożenia - zaczął kruk przechodząc potem do wygłaszanej oskarżycielskim tonem, relacji z ich poszukiwania oraz następującej po niej rozmowy w karczmie. Opowiedział o dziwnym zachowaniu wszystkich oraz sprawdzeniu karczmy słabszymi zaklęciami, wszczęciu alarmu, braku odpowiedzi na mentalne zawołania, ze strony Nany przez walkę na dole kończąc na ich przybyciu.

- I wiecie co? Za trupa Trupolubnej i jej Nekrofila odpowiedzialny jest Przydupas. Pośrednio. Wiedział od początku, że mam rację i coś tu nie gra, ale nic nie powiedział. Naraził wszystkich jak leci. Prócz mnie. I takie są efekty - zakończył Nichael.

- Nie możemy sobie pozwolić na utratę pomocy Dzwonka - stwierdziła Nunu, przysiadając na trawie. - Nie teraz. Dzwonek z kolei nigdzie bez Daske nie pójdzie, a dopóki są razem Daske nie da się wyeliminować. Nie mówiąc już o tym, że ta mała pewnie by nas wszystkich zabiła gdyby coś się stało jej opiekunowi… Wspaniale… Jakby mało było kłopotów bez tego - burknęła pod nosem, otulając nogi rękami i kładąc podbródek na kolanach.

Kotołak spojrzał z lekkim niepokojem na Numinę i objął siedząc obok niej.
- Oooo, ja z pewnością poruszę ten temat przy Puszystej. Przy wszystkich. Niech każdy wie czego się po nim spodziewać. Wiadomo coś o nim? - zapytał kruk.

- Pochodzi z Vole - odpowiedziała Nunu przytulając sie do Amira i kładąc głowę na jego ramieniu. - Jest skażony i to mocno. Jego miecze to esencja czarnej i krwawej magii. Tyle wiem na pewno… Reszta to plotki, spekulacje. Za krótko ich na dobrą sprawę znam żeby coś powiedzieć. Może Dzień się wygada jak ją pomęczę. Na Noc nie ma co liczyć, ona uwielbia Daske.

- Pomęcz, Psina, bo ten... - wskazał na Amira.
- ... dostanie jakiejś chorej manii, jak tylko straci cię z oczu, a Przydupasa nie będzie w pobliżu. Z resztą i tak już ma chyzia, ale nie musimy tego powiększać.

- Daske nie stanowi dla mnie zagrożenia - Nunu pokręciła głową. - Nie zaatakuje mnie. Bardziej martwi mnie obecność Aolin niż jego. Jej tu nie powinno w ogóle być. I niby dlaczego akurat teraz się pojawiła i to w tym samym czasie co ta niby karczma. Nie mówiąc już o tym, że rozpoznałam rodzaj magii która została użyta. To ta sama co jej. Niemal dokładnie ta sama, a to oznacza tylko jedno - zakończyła gniewnym prychnięciem.

- Bezpośredniego może, nie, ale... Zaraz, zaraz... Mała przyłożyła do tego łapkę? - zapytał Nichael.

Minęła dłuższa chwila nim Numina odpowiedziała z wyraźną niechęcią.
- Nie… Jej magia jest neutralna, a ta była zła. Cechy są jednak takie same, a to oznacza że maczał w tym palce jej ojczulek. Którego zresztą też tu nie powinno być. Powinien być w Vole i bawić się w swoje spiski. Powinien - uniosła ręce w nieco bezradnym geście. - Musiał uzyskać jakieś informacje które skłoniły go do przybycia na Kertoi.

Obaj spojrzeli na Numinę z niezadanym pytaniem. Obaj jednak zastanawiali się nad tym samym.
- Czy ona nie nazywa się przypadkiem Sones? - zapytał bardzo zimno Nichael, zaś z jego dzioba niemal uniósł się czarny obłok nienawiści.

- Nazywa - potwierdziła Nunu, przenosząc na kruka spojrzenie. - Sones to dalsza gałąź rodu Dharos. Aolin to jedyna córka Mestisa Sonesa. O której jednak nie ma pojęcia. Wedle jego wiedzy jej matka i dziecko nie żyją od dziesięciu lat, zabite przez stado wilkołaków podczas ucieczki z Vole. To stara historia, dość dobrze znana tym, którzy współpracują z Moonriami zarządzającymi schronieniami dla takich uciekinierów. Dlatego gdy Amir wspomniał o Mestisie odparłam, że umiecie dobierać sobie wrogów. To wyjątkowo zacięty wróg. Wiem o tym bo byłam przetrzymywana przez Ostera Dharos, który po ten dzień jest głową całego rodu. Ona może ci pomóc - dodała, wyjątkowo niechętnym głosem.

Kotołak stężał i zacisnął zęby, zaś kruk zamachał nerwowo skrzydłami.
- O nie, nie widziałaś jeszcze zaciętych wrogów, Psino. Ale zobaczysz. Ostatnim razem uciekł nam. Tym razem nie ucieknie. Czy chcesz dać nam jakieś zlecenie? - zapytał, zaś pierwszy raz od długiego czasu odezwał się również Amir:
~ Chcesz, Słońce? Od ciebie przyjmę zlecenie na każdego, choćbyś chciała pozbyć się któregoś z bogów.

Numina poświęciła czas by rozważyć propozycję, która była nad wyraz kusząca.
- Oster Dharos - wypowiedziała imię, a następnie westchnęła. - Nie mogę skazać na śmierć kogoś, kto na dobrą sprawę jest niewinny i jej jedyną winą jest urodzenie się w takiej, a nie innej rodzinie. Chciałabym, jednak siostry mają rację. Ona tak samo. Jestem uprzedzona do magów krwi i nie dostrzegam tego, że jej magia nie czyni szkód. On jednak - tu jej głos się zmienił i zabrzmiały w nim ostre nuty, pełne czystej nienawiści. - Poświęciłam lata żeby osłabić jego pozycję, a on nadal tkwi tam gdzie był i rośnie w siłę. Nie potrafię go pokonać dostępnymi mi środkami, ale wy… - Nagle umilkła.

~ Co ja wygaduję… To niemal niewykonalne… Jego ochrona jest ściślejsza niż bariery Dzwonka… Nie damy rady, zabiją nas…

~ Ty nigdzie nie pójdziesz, moja słodka. Osłabiłabyś mnie. Na każdym kroku bałbym się o ciebie.

- O tak - odezwał się Nichael głosem, w którym pobrzmiewała kwintesencja tego, co złe.

- Dopełnijmy w takim razie formalności. Musisz nam za niego zapłacić...

Kotołak gwałtownie pokręcił głową ściągając gniewnie brwi.
- Musisz nam za niego zapłacić po wykonaniu zlecenia. Wyceniam go na dwa miedziaki. Po jednym na głowę. I będę się świetnie przy tym bawił. Potrzebne nam jak najwięcej informacji o nim i jego otoczeniu - powiedział Nichael.

Nunu pokręciła głową.
~ Nie ma mowy. Nie zostawię cię… Nie pozwolę żebyś ruszył na tą misję. Nie ma mowy… Niech weźmie ze sobą Aolin. Ona tez ma rachunki do wyrównania i potrzebną wiedzę. Nie… My wyruszymy za Sonesem. Nie zgodzę się pod innym warunkiem. Wybacz Amirze, po prostu nie mogę…

~ Robiłem to tyle razy, że przestałem liczyć. Właściwie to w pewnym momencie się zgubiłem. My działamy w bardzo określony sposób. Musimy być niewidzialni przed atakiem i stać się niewidzialni po ataku. Jeśli by cię wyczuli, rozpoznali lub przyciągnęłabyś uwagę, to wtedy lepiej by było, żeby mnie zabili, a nie złapali. Nie dopuszczę do tego, żeby cię dostali. Za żadną cenę. Póki jesteś daleko i jesteś bezpieczna mogę robić to, co zawsze. Ot kolejne zadanie. Nichael pogada z Aolin i spróbuje ją przekonać, ale nie możesz być blisko mnie podczas tego zadania - pokręcił głową kotołak.

~ Więc je wycofuję ~ stwierdziła stanowczo. ~ Nie narażę cię na śmierć z powodu mojej zemsty. Za bardzo mi na tobie zależy. Powiedziałeś, że z tego zrezygnujesz jeżeli będę chciała, więc tak, chcę. Chcę żebyś został ze mną.

Kotołak spojrzał żałośnie na kruka.
- Co? - zapytał lekko zdezorientowany Nichael.

- Nic - odparła stanowczo Nunu. - Nie ma umowy, nie ma zadania, możecie o tym zapomnieć - dorzuciła spoglądając na jednego i drugiego, ze złością w oczach. - Jak chcesz to się dogaduj z demonicą. Jak dla mnie sprawa jest zakończona.

~ Ale... Kolego, wyjaśnij o co chodzi.

~ Nie zgadza się puścić mnie samego. To znaczy, też chce iść i złapała mnie w moje własne słowa. Nie pytaj jakie - odparł kotołak.

- No to jaki problem? Niech idzie z nami, skoro tak bardzo chce - powiedział na głos Nichael, zaś Amir posłał mu wściekłe spojrzenie.

Psołaczka od razu się rozpogodziła.
- Niekiedy udaje ci się powiedzieć coś rozsądnego, Nichaelu - oświadczyła, nad wyraz przyjaźnie. - W takim wypadku i tylko na takich zasadach z chęcią zlecę wam to zadanie.

Amir objął mocniej Numinę i stwierdził:
~ W takim razie nie jestem jeszcze gotów, by tam ruszyć. Jeszcze - odparł, zaś w jego głosie pojawił się tłumiony smutek.

~ Więc nie ruszymy ~ stwierdziła Numina, delikatnie dotykając jego dłoni. ~ Będziemy powoli zbierać informacje, wyszukiwać słabe punkty, a gdy nadejdzie właściwy czas, wtedy zaatakujemy. Zacząć zaś możemy od wykonania zadania, które mi powierzono, a następnie odnalezieniu Sonesa i zlikwidowaniu zagrożenia, które stanowi. Oster z pewnością boleśnie odczuje ten cios, a mi to wystarczy by przetrwać do momentu, w którym jego życie zgaśnie. Nie bądź smutny, Amirze. Nie chcę żebyś był.

~ Dobrze. Możemy zacząć w ten sposób - odparł lekko zaczepiając własne opuszki o jej.

Nawet uśmiechnął się nieznacznie, czując, iż musi niedługo porozmawiać ze swym towarzyszem.
- Dobra, dobra, pogruchajcie sobie i przyjdźcie do mnie z wynikiem - warknął Nichael i odleciał.

~ Pogruchamy? - zapytał przewrotnie przykładając bok głowy do jej głowy, ale nic już nie mówili. To nie było potrzebne. Trwali tak aż do przybycia pozostałych.
Amir z uwagą obserwował jak nieprzytomni Daske i Fei Li przerzuceni zostają przez końskie grzbiety. Wkrótce dołączyli do nich pozostali nieprzytomni lub martwi, jak księżniczka Zalisena.

Nim nieznajoma została podniesiona Nichael od niechcenia zdjął barierę pentagramu, a kiedy wszyscy byli już gotowi do drogi Amir i Numina również wstali.

~ Muszę pogadać z Nichaelem. Wrócę jak tylko skończę - zapewnił psołaczkę.

~ Dowiedziałeś się czegoś o Psinie? - zapytał natychmiast kruk siadając na ramieniu kotołaka.

~ Tak.

~ No to gadaj!

~ Nie. Powiedziała to tylko mnie. Jeśli będzie chciała, to powie też tobie - wzruszył ramionami Amir, zaś jego towarzysz jeszcze przez kilkanaście sekund wpatrywał się w niego oczekując na zmianę zdania.

~ Dobra, jak nie chcesz, to nie mów.

~ Jedno mogę ci powiedzieć. Ona specjalizuje się w niszczeniu czarnej magii i wszystkiego, co jest z nią związane.

~ Czyli żyje dzięki tobie? - zapytał drwiąco kruk.

~ Odpuść sobie te żarny. Dzięki mnie ma do ciebie inny stosunek, ale tylko to - odparł Amir.

~ No dobra, ale coś chciałeś powiedzieć - nacisnął lekko Nichael, zaś kotołak pochylił się unikając wiszącej nisko gałęzi.

~ W zasadzie tak - odparł cicho stawiając kołnierz. Nie opowiadał długo, lecz bardzo treściwie.

~ Tak ci powiedziała? - kruk nie krył zdziwienia, zaś odpowiedzią początkowo było jedynie krótkie skinięcie głową.

~ Z jednej strony to bardzo radosne, a z drugiej...

~ ... a z drugiej, jakbyś dostał w mordę - dokończył za niego Nichael, co spotkało się z kolejnym skinięciem. Zamilkli obaj nie bardzo wiedząc co powiedzieć.

~ W sumie nie powinieneś mieć jej tego za złe. Ostrzegła cię.

~ Jej nie mam niczego za złe. Zrobiła wszystko najlepiej jak tylko mogła. To ja tu jestem problemem.

~ Kolego, a co ja mam powiedzieć, jak kupa desek pobiła mnie moją własną bronią? Wiem, uwięziona, przemieniona i tak dalej, ale to jakoś nie poprawia mi nastroju. Potrzebowałem ją osłabić, a siebie wzmocnić i dopiero jakoś zaczęło iść. Żałosne - prychnął krytycznie.

~ Ciekawy dzień - odrzekł z grobowym nastrojem Amir.

~ Taaa...

Ścieżka, którą pokonywali prowadziła ich już na tyle długo, iż kotołak zaczął się spodziewać ponownego spotkania z Moonriami. Dzięki Numinie krajobraz zmienił się nie do poznania. Roślinność wystrzeliła z niewiarygodną siłą i prędkością. Nie było żadnego widocznego śladu po czarnej magii.

~ Muszę być... - rozpoczęli obaj.

~ ... szybszy - dokończył jako pierwszy kotołak.

~ ... mocniejszy magicznie - zakrakał Nichael.

~ Masz jakiś pomysł w związku z tym?

~ Nie, brachu. To znaczy w mojej rodzinie pojawiało się czasem wyrażenie "Ikona Pazuzu". Jak postawisz sobie wielki, niewykonalny cel, to mówi się, że to twoja Ikona Pazuzu. Albo prędzej zdobędziesz Ikonę Pazuzu niż zrobisz cośtam. Czaisz.

~ A kim jest Pazuzu i co to za Ikona?

~ Pazuzu to taki nasz przechuj. Jego istnienie jest półlegendarne, więc równie dobrze może to być zwykła bajeczka dla dzieci. A Ikona to coś, w czym zamknął swoją czarną magię zanim się przekręcił. Nikt nie jest też pewny jak to wygląda. Jeśli istnieje. Jedni mówią o jego figurce, a inni o płaskim kamieniu z sigilami nieznanymi, tajemnymi i tak dalej, powodującymi, że każdy czarny mag posra się ze szczęścia.

~ Szansa na istnienie? - zapytał Amir.

~ Zależy kogo zapytasz, kolego. Najczęściej mówi się, że prawie żadna. Ja mówię, że żadna.

~ Pocieszające.

~ Jak cholera - przyznał Nichael tuż przed tym jak pojawiła się przed nimi Noc.

~ Zając! Puszek! Kicak! Gryzoń! Lubi marchewki? Ale ma uszy! - roześmiał się nagle kruk sypiąc nowymi przezwiskami.

~ Nie wiem, ale Dzień jest podobna - odparł kotołak, którego nastrój z posępnego zmienił się jedynie na niewesoły.
Szybko okazało się, że jedyną niemile widzianą był właśnie towarzysz kotołaka, a najbardziej zaskakujące było dla niego to, iż Numina wstawiła się za nim u Moonrii, a jeszcze bardziej zaskakujące było to, iż nie zamierzała odpuścić po odmowach.

~ Spoko, Psina. Jak Kicak nie chce mnie widzieć to zostanę tutaj. Nic mi się nie stanie.

Aolin postanowiła zostać z nim, natomiast Amir wzniósł krukowi rękę na pożegnanie i podążył z Numiną.

Kruk został z Aolin sam. Przysiadł na gałęzi obserwując swoją "strażniczkę", a kiedy minęła dłuższa chwila od zniknięcia pozostałych odezwał się:

- No... To zostaliśmy sami, Mała Sones - rzekł ciężkim do zidentyfikowania głosem.

Aolin, która spoglądała w miejsce, w którym zniknęła grupa mająca spędzić noc w gościnie Moonrii, przeskoczyła spojrzeniem na kruka w dość gwałtownym geście.

- Nie wymawiaj przy mnie tego nazwiska - warknęła, odwracając się do niego i mierząc go pełnym podejrzliwości i nagłej czujności, spojrzeniem. - Skąd wiesz… Nie, nie mów, chyba się domyślam… Ta zawszona… - Reszta wiązanki poszła w nieznanym Nichaelowi języku ale znaczenie słów było dość łatwe do odgadnięcia.

- Widzisz, powinnaś jej raczej podziękować, bo ja nie bawię się w honorowe walki. Mój kolega też nie. Nie wiem który z nas byłby pierwszy, ale dla ciebie nie miałoby to wielkiego znaczenia. Powiedziała nam też kilka bardzo ciekawych rzeczy, a ja zacząłem się zastanawiać co by było, gdyby tatusiek nagle dowiedział się o istnieniu córci. Córci, nad którą zawisła kostucha ze strony starego kumpla. Czy nie przyleciałby natychmiast?

- Przede wszystkim nie powinna mnie z nim łączyć więc jakoś nie widzę tu powodów do dziękowania - jej dłoń spoczęła na rękojeści sztyletu. Nie spuszczała z niego wzroku. - Powiadom go więc. Zobaczymy kto na tym lepiej wyjdzie…

- Małe to to, głupie jeszcze. Zostaw tę żyletkę, bo jeszcze krzywdę sobie zrobisz. Myślisz, że ile czasu zajęłoby mi skojarzenie twojej magii z magią tamtego, co? - zapytał idąc ku zakończeniu gałęzi.

- Może długo, może krótko, ale bym skojarzył. A wtedy myślisz, że pytałbym Kundla o cokolwiek? Tfu... Psinę. Nie. Po prostu rozerwałbym cię dla samej radości wtedy, gdy byś się tego nie spodziewała i nie mogła bronić - zakrakał krótko przerywając.

- Młoda, właśnie podsunąłem ci pomysł. Myśl. Nie bawię się w walki honorowe, tylko skuteczne, więc czy gadałbym z tobą? Nie. Niespecjalnie lubisz tatuśka, nie? Ale tatusiek o tym nie wie, bo nawet nie wie, że żyjesz. Wyobraź sobie: "o nie, tatusiu kochany, pomóż mi, bla, bla, bla!", wywiązuje się walka i nagle żyletka córuchny robi drugi, szeroki uśmiech. Na szyi - rzekł Nichael wyobrażając sobie głupi wyraz twarzy znienawidzonego demona. To by było lepsze niż jakby zabił go osobiście.

Demonica nie od razu odpowiedziała i nie od razu cofnęła dłoń.
- Nie chcę mieć z nim nic wspólnego - oświadczyła stanowczo. - Nie chcę żeby wiedział o moim istnieniu. Nie zamierzam się do niego zbliżać. Nie zabiję go - zakończyła, porzucając obserwację kruka i wybierając sobie pobliskie drzewo pod którym usiadła, opierając plecy o jego pień. Skrzydła rozłożyła po bokach i zajęła dłonie sprawdzaniem ich rogowych końcówek.

- Zepsułaś taki piękny plan - burknął niezadowolony kruk i zamilkł. Tylko na jakiś czas, ponieważ sfrunął z drzewa i stanął przed Aolin.
- Mówiłaś, że możesz to zdjąć - całkowicie zmienił temat.

Skinęła głową.
- Mówiłam - potwierdziła. - Nie całkiem jednak - zaznaczyła od razu zanim ptaszysko miało okazję nacieszyć się wiadomością. - Nie masz przy sobie katalizatora zaklęcia.

Wyciągnęła w jego stronę dłoń, pochylając się nieco do przodu. Blask księżyca odbił się od ostro zakończonego pierścienia na kciuku.
- Mogę? - zapytała.

- Co to znaczy: nie całkiem? - zapytał.
- Kruk o demonich skrzydłach budziłby pewne podejrzenia. Wolałbym tego uniknąć.

Aolin cofnęła dłoń i wsparła rękę na kolanie.
- Ja tak nie działam - odpowiedziała, przyglądając się mu. - Partacz pewnie by cię tak urządził. Gdybym chciała być złośliwa też bym tak zrobiła. I wierz mi, trwałoby to krócej niż zabawa z naszą niewinną karczmą. Nie, nie o tym mówię. Bez katalizatora, który utrzymuje to zaklęcie w obecnym stanie mogę je tylko ograniczyć czasowo. Gdyby było rzucone bez dodatków to nie byłoby problemu. A tak - wzruszyła ramionami i oparła głowę o pień, spoglądając w niewielki skrawek nieba widoczny pomiędzy koronami drzew. - Mogę ci dać parę godzin w nocy, to wszystko.

Przez chwilę zastanowił się:
- Dobra. Rób, Mała - powiedział w końcu mając w pamięci to, iż psołaczka twierdziła, że Aolin nie jest zła.

Ponownie przeniosła spojrzenie na kruka, a jej usta wygięły się w uśmieszku.
- Takiś szybki? - zapytała przechylając nieco głowę przez co kosmyki jej szkarłatnych włosów opadły jej na twarz. - Najpierw musisz zapłacić, malutki.

- W ciele kruka nie mogę. I nie taki malutki - warknął Nichael.

- Widzisz, nie takie miłe przydomki jak się wydaje, prawda? - westchnęła. zmieniając pozycję na klęczącą żeby mieć większą swobodę ruchów. Także skrzydła złożyła na plecach by jej nie przeszkadzały. - I tak się składa, ze możesz. Zużyłam dużo mocy walcząc z tamtym zaklęciem, a to które cię więzi wcale nie jest proste. Potrzebuję dodatkowej energii krwi. Twojej krwi.

- Jak odzyskam postać, to zobaczysz co miałem na myśli - roześmiał się cicho.

- Niewiele ci mogę dać. Bo niewiele mam - dodał.

- Niewiele wiesz o magii krwi, kruczku… - Uśmiechnęła się, nawet można było powiedzieć że przyjaźnie. - Nie liczy się jej ilość, wbrew temu co mówią. Nie dla naturalnego maga, ale… Chyba nie stoisz tu żeby słuchać wykładu, co? Wystarczy kropla - wyciągnęła w jego kierunku dłoń, kciukiem ozdobionym ostrzem, w jego stronę. - Musi być dobrowolna.

- Jestem specem od czarnej, nie każdej. Tak, oddaję ci kroplę - skinął głową Nichael.

- Wypada poznać wroga zanim się podejmie akcję przeciwko, nie sądzisz - nie czekała jednak na jego odpowiedź. Dłoń demonicy dotknęła delikatnie grzbietu kruka, a kciuk zanurzył się w pióra na piersi. Ostrze drasnęło delikatnie skórę, znacząc srebro stali szkarłatem krwi.

- Może boleć, malutki - ostrzegła cofając dłoń. Drugą przyłożyła do własnego ciała, nacinając skórę na piersi, które to nacięcie zaowocowało kolejnymi kroplami krwi. Jedną i druga dłonią wyrysowała krwiste kręgi przed Nichaelem, a następnie ułożyła dłonie miedzy nimi, wnętrzem w stronę kruka. Koła zaczęły wypełniać się czerwonymi liniami, wpierw to bliżej niej, a następnie to po jego stronie. Linie te, posłuszne woli demonicy, skierowały się w stronę kruka, oplatając go i wnikając w jego ciało. Proces faktycznie był nieco bolesny, jednak nie było to coś czego nie dałoby się wytrzymać. Powoli zaczął się zmieniać. Wpierw skrzydła, później ręce, nogi, tułów i wreszcie głowa ozdobiona rogami. Gdy przemiana się zakończyła, Aolin machnięciem dłoni rozwiała kręgi i cofnęła się opierając o pień i przyglądając mu z zaciekawieniem.


Wyprostował się i przeciągnął z lubością. Spojrzał na własne dłonie, stopy. Rozprostował skrzydła.
- Tak długo nie było mnie w tym ciele - mruknął zadowolony zaczynając tańczyć. Szybko jednak zatrzymał się spoglądając na Aolin. Wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie przechodziło mu to przez gardło.

- Wiszę ci, Mała. Ale tylko trochę. Aaaa... Żebym nie zapomniał - spojrzał do wnętrza spodni i z paskudnym uśmiechem ponownie spojrzał na demonicę.
- Mówiłem, że nie malutki.

- A ja mówiłam o twoim rozumie - wyjaśniła nad wyraz uprzejmie i nieszczerze się uśmiechając. - Skoro jednak to tam się go doszukujesz, to w sumie wiele by wyjaśniało. Masz od trzech do ewentualnie czterech godzin. I jeszcze jeden, drobny kruczek - dodała, przesuwając językiem po pierścieniu na prawym kciuku. - Musisz odnowić zaklęcie przy użyciu dokładnie tych samych składników każdej nocy inaczej pożegnasz się ze swoim ciałem na zawsze.

Nichael przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Aolin, by ostatecznie przy niej przykucnąć. Uwierzył słowom psołaczki i sparzył się. Nie miał jej tego za złe, bo sama była niechętna demonicy i wątpił, by wiedziała, że taki będzie skutek zaufania jej. To była jego wina. Tak bardzo chciał porzucić to opierzone, ptasie ciało, że stał się nieostrożny. Popełnił błąd.

- Chyba się starzeję - pokręcił głową i spojrzał w niebo.
- I co teraz? Mam lizać ci stópki, Mała? Albo błagać cię, żebyś co noc była przy mnie? - zapytał spoglądając na młodą demonicę.

- Błaganie brzmi całkiem ciekawie - odparła. - Podobnie jak lizanie… Nie, demonie, nie musisz robić żadnej z tych rzeczy. Zmierzamy w tym samym kierunku. Jedyne co musisz zrobić to zadbać by ktoś ci przypadkiem nie zwinął klucza do odzyskania ciała, sprzed nosa. Przynajmniej na chwilę obecną, taka jest moja cena - Uśmiechnęła się ponownie, a następnie przeciągnęła. Z jej ust wyrwało się westchnienie. - Pora zaopatrzyć się w kolację…

- O nie, nie, Mała. Teraz dokładnie mi wszyściuśko wyjaśnisz. Mam cię chronić? - zapytał mając ochotę odprawić na niej swoje najczarniejsze rytuały.

- Na chwilę obecną? Tak, taka jest moja cena - odparła, pomijając kwestię wyjaśniania czegokolwiek, poza powtórzeniem swoich słów. - Twój czas ucieka, demonie.

- A może ja właśnie tak chcę spędzić mój czas? Przed kim mam cię chronić? - zapytał patrząc w oczy Aolin.

- Przed Amirem - odpowiedziała, cofając się nieznacznie, na tyle na ile umożliwiała bliskość drzewa za jej plecami. Jej wzrok powędrował ku najbliższym krzewom i skupił się na ich obserwowaniu.

Demon nie wiedział przez chwilę co powiedzieć. Nie miał pojęcia, że kotołak tak ją nastraszył.
Założył ręce za plecami i spojrzał na migocące punkty na nieboskłonie.
- Aolin, właśnie zrobiłaś najgłupszą rzecz w swoim życiu - odparł Nichael całkiem poważnie, jak nie on.

- Jeszcze głupszą niż ja. Za jakiś czas się o tym przekonasz, bo za błędy się płaci i to bardzo słono. Może ja też zapłacę za ten dzisiejszy? Powinnaś ze mną o tym porozmawiać, a ja wyjaśniłbym ci, że dzięki Nunu stałaś się dla nas bardzo przydatna - ciągnął spokojnie.

- Ale nie niezastąpiona - spojrzał z powrotem wprost na demonicę.

- Mogliśmy wspólnie zyskać - podszedł do niej i spojrzał na nią ze śmiertelną powagą niespotykaną u niego.

- Twój ojciec zamknął mnie w ciele kruka, a ja uwierzyłem Nunu, że nie jesteś taka jak on i dałem ci kredyt zaufania. Pomimo tego, że wiedziałem, iż jesteś Sones. Straciłaś to, Aolin. Złapałaś cerbera na smycz, ale ona prędzej czy później przestanie działać. Żaden cerber nie lubi chodzić na smyczy, a spuszczony z niej robi się wściekły na tego, kto go uwięził. To była pętla na twoją własną szyję. Nawet jeśli ja umrę, to Amir nie da ci spokoju. A jeśli i on umrze, to tylko próbując cię dopaść. Wtedy Nunu cię znajdzie - wyjaśnił spokojnie Nichael i cofnął się o krok.
Ponownie spojrzał na nocne niebo i uśmiechnął się kpiąco.

- No, Mała, co racja, to racja. Szkoda mojego czasu. Idę pocieszyć się moim ciałem - uśmiech poszerzył się.

Odwróciła się do niego i spojrzała na uśmiechniętą twarz całkiem obojętnym wzrokiem, jakby był kolejnym drzewem w lesie. Następnie wstała i rozłożyła skrzydła.
- Nigdy nie ufaj demonowi - powiedziała spokojnie. - Nauczył mnie tego ojciec. Masz miesiąc demonie. Po tym czasie to czy ktoś mnie zabije czy nie, przestanie mieć znaczenie. Wybrałeś niewłaściwą osobę by straszyć. Ja czekam na śmierć, Malutki. Czekam niecierpliwie - dodała, obchodząc go i wzbijając się w niebo.

- Mało doświadczona i głupia - machnął ręką Nichael. Najpierw stworzyła sobie w nim wroga, a potem zdradziła mu swoje obawy oraz to, na czym jej zależy.
Musiało zatem spotkać ją coś gorszego niż śmierć w ciągu najbliższych kilku dni, zaś głównym aktorem spektaklu Nichaela musiał być Amir.

Demonowi nawet było trochę jej szkoda. Młoda, stosunkowo uzdolniona. Dostała tylko beznadziejny rzut kością przy narodzinach, zaś teraz miała cierpieć przez nazwisko i trujące korzenie wychowania ojca.

Najchętniej zacząłby działać natychmiast, ale nie lubił honorowej walki. Każda akcja jest taka sama. Musiał zebrać informacje, uśpić czujność i zaatakować wtedy, gdy się tego nie spodziewa. Kiedy nie będzie mogła się bronić.
Skrzywił się dotykając własnej twarzy. Poza tym nie był gotów na to, by rozstać się ze swoim ciałem na zawsze. Musiał się do tego przygotować. I nacieszyć ostatnimi chwilami.

Kiedy upewnił się, że Aolin nie ma w pobliżu wyrysował pentagram i aktywował go. Miał nie wypuścić z wnętrza żadnej złej istoty. Nichael był ciekaw czy Mała wyczuje jego magię i czy psołaczka miała rację wygłaszając opinię o Aolin.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172