Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-08-2016, 14:13   #51
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Kolacja...

Pojawienie się ostatniego, zapowiedzianego gościa, oznaczało nastanie czasu planowania. Jadalnia, która stała się niejako salą konferencyjną dla całej grupy, ponownie była wypełniona. Na stole ustawiono jadło, które tym razem składało się głównie z mięsa jeleniego i delikatnych, słonych wypieków. Morgana zajęła to samo miejsce, co wcześniej, podobnie jak Tamina, przed którą ponownie nie stał ani talerz, ani też kielich. Gdy dziewczyna z wilkiem weszli do pomieszczenia, wiedźma wstała i powitała ich skinieniem głowy.
- Witaj Scarlet, czekaliśmy na ciebie - zaczęła. - Na ciebie również, Dan. Cieszę się, że zdołaliście tu dotrzeć tak szybko. Usiądźcie i posilcie się, a następnie zaczniemy rozpatrywać sprawę, która was tu sprowadziła.
- Mój nos podpowiada mi, że szykują się nie lada kłopoty
- odezwał się wilk, okrążając powoli stół i przypatrując się każdemu z siedzących. - Aż tylu to ich nie było od dłuższego czasu.
- Faktycznie
- zgodziła się z nim dziewczyna, siadając po prawej stronie Alexa, naprzeciw Jack’a. - Może być ciężko znaleźć odpowiednie miejsce dla całej grupy…
Barbara z żywym zainteresowaniem przyglądała się gadającemu wilkowi. Po pierwsze, bo bardzo lubiła praktycznie wszystkie istoty na czterech łapach (najczęściej z wzajemnością, jeśli chodziło o te domowe oraz z natury umiarkowanie agresywne), a po drugie, bo… narodziły się w jej głowie pewne pomysły.
- Danie, Scarlet, witajcie, mam na imię Barbara - zaczęła od razu, stwierdzając, że to już kolejny taki dialog tego dnia - Proszę się nie obrazić o moje następne pytanie, nie chcę urazić nikogo, tylko się zastanawiam… Czy ty, Danie jesteś z naszego… ee… gatunku? - Zająknęła się czarnowłosa.
- To znaczy, czy my jesteśmy, bądź staniemy się takimi wilkami, jak ty?
Barb miała nadzieję, że takie jej zachowanie nie będzie zaczątkiem jakiś konfliktów. Zaczynała odczuwać piętno emocji, które szarpały nią cały dzień, była zmęczona i zdawała sobie sprawę, że wraz z nim przychodziły mniej klarowne myśli oraz mniejsze wyczulenie na drugie dno w rozmowach. Marzyła tak naprawdę o szybkim zjedzeniu, jak zwykle znakomicie pachnącej i wyglądającej kolacji i padnięciu spać w pozycji horyzontalnej, nawet na twardych dechach.
- A ja jestem Dawid. Ale możecie mi mówić Dave. - przedstawił się Nowakowski siadając okrakiem na krześle opierając się ramionami o oparcie na jakim zapewne docelowo powinny się oprzeć plecy. - A tak z ciekawości to jak jest z tą grupą co? Ta grupa ma coś do powiedzenie w temacie gdzie by chciała albo nie się udać czy to tak ma się cieszyć jeśli zostanie poinformowana gdzie się znajdzie? Albo z kim? - zapytał Polak właściwie nadal swobodnie i spokojnie ale jednak sens słów nieco przeczył swobodnemu tonowi wypowiedzi. Zaczynało go już jednak go to wszystko nosić. Słówka, półsłówka, półprawdy, i te całe dyrdymały pt. “bo nie jesteście jeszcze gotowi”. No może i nie. Ale coś tu zalatywało co jakiś czas jakąś wojną. Świat był tak zmilitaryzowany, że nawet latające szerszenie czy co tam to było miały jakieś agrafkowe packi na muchy. Laski w tym jedna co zdaje się była jakąś królową czy władczynią znikały na pół dnia obgadując kolejne, wojenne posunięcia. A przynajmniej taki kit im wciskały. I tak nie mieli jak tego sprawdzić. No. Więc działo się. Całkiem sporo. A oni trafili w same centrum tego “dziania się”. I mieli właśnie gdzieś jak grzeczne paczki zostać gdzieś tam przetransportowani. Tak naprawdę nie wiadomo gdzie i po co ani dlaczego nie mogą zostać tutaj czy jeszcze co. No kurwa jak ruda widać niechcący prawdę powiedziała przy obiedzie: zabawki. Sam termin podnosił mu żyłkę adrenaliny na szyi. Jak na razie mieli tyle wolności i swobody jak kaszanka w sklepie. Czy jak to tam leciało. Ktoś tu nieźle kombinował jak ich użyć w tej układance i na razie tylko ich coś nie chciano kłopotać takimi skomplikowanymi detalami. Jak tu się miało ciśnienie nie podnieść?
Nela w znacznie lepszym nastroju niż przy obiedzie i po krótkiej drzemce, którą ucięła sobie gdy Barb i Jack kończyli wertować stosy literek w “Czasie Krwawych Nocy”, zajęła się nakładaniem jedzenia na swój talerz. Oczywiście nowo przybyła i gadający wilk budzili jej ciekawość, ale słysząc pytania zadane przez Barb i Davida, nie chciała póki co się wtrącać.
- Jestem Nela. - Dołączyła się do kolejnego rytuału przedstawiania się.
Jeśli ode mnie cokolwiek będzie zależało, to się znajdziesz w innej niż ja grupie, pomyślał Jack, nie obdarzając adresata tej myśli nawet cieniem spojrzenia. Spojrzeniem tym obrzucił zarówno Scarlet, jak i Dana.
- Jack - najmłodszy zapewne uczestnik spotkania przy stole podał swoje imię.
Nałożył sobie na talerz nieco szynki i chleba.
- Kiedy był ostatni czas przybycia tak licznej grupy? - zainteresował się. - I kiedy w ogóle ktoś tu przybył z naszej Ziemi.
“To taki los mnie czeka” - widok ucieleśnionego wilkołaka poruszył Aleksem. Dziwne uczucie oglądać wilka poruszającego się pomiędzy ludźmi z pewnością człowieka. Węzłowi, jaki zacisnął się w jego żołądku na całe szczęście towarzyszył szczękocisk, tak że żadne z głupich słów jakie pchały mu się na usta nie zostały wypowiedziane.
- Alex Burton - przedstawił się krótko.
Wilk roześmiał się, co zabrzmiało nad wyraz ludzko, z lekkim jedynie pobrzmieniem przypominającym warkot.
- Mamy ze sobą całkiem wiele wspólnego - odpowiedział Barb, podchodząc do niej i siadając przy jej krześle.
Scarlet z kolei skupiła swe zainteresowanie na pozostałych osobach, które zadały pytania przy stole.
- Oczywiście że macie prawo wyboru - wzruszyła ramionami, odrzucając do tyłu kaptur. - Możecie pozostać tu przez jakiś czas i korzystać z gościnny naszej królowej. - Tu skinęła głową w stronę Taminy, która odpowiedziała jej podobnym gestem. - Przejdziecie przemianę i wtedy ruszycie dalej by rozpocząć nowe życie w tej krainie. Nikt was do niczego zmuszać nie będzie, chociaż z tego co wiem, a co zawarte było w wezwaniu, wasze plany są zgoła odmienne. Powrót. Powstrzymanie przemiany. Ucieczka. Zapomnienie o całym wydarzeniu i kontynuacja dawnego życia, jakby to wszystko - zatoczyła krąg obejmując nim zarówno członków grupy, jak i gospodynię - w ogóle nie miało miejsca. Jeżeli tak wygląda prawda, to będziecie się słuchać tych, którzy wiedzą więcej od was i są przygotowani by stawić czoła przeciwnościom. Przede wszystkim jednak chcą wam pomóc, a w tej chwili i w waszej sytuacji, każda pomoc jest nie tyle na wagę złota, co życia.
- Moja droga Scarlet ma rację
- ponownie głos zabrał Dan. - To wszystko może się wam wydawać jak jakaś zabawa wami, gra w szachy czy wykorzystywanie. Podobnie sam myślałem gdy tu przybyłem. Zrozumienie, że nie miałem racji, zajęło trochę i było cholernie nieprzyjemne.
- Ostatnia grupa przybyła tu sześćdziesiąt osiem lat temu. Liczyła sobie pięć osób, z których do obecnej chwili nie przeżyła żadna. Mieli pecha
- dodała Scarlet, sięgając po mięsny pasztecik i nalewając sobie solidną porcję wina. - Jak zresztą wielu przed nimi. Tylko ci, którzy trafili pod ten dach - ponownie skłoniła głowę przed Taminą, wyraźnie przy tym ignorując Morganę - żyli dłużej niż rok, a niektórzy nawet żyją do tej pory - wskazała na Dan’a.
- Wybór należy do was - wtrąciła się gospodyni, obdarzając każdego z zebranych przyjaznym spojrzeniem. - Niczego wam nie narzucę. To wasze życie, wy poniesiecie konsekwencje swoich decyzji, zatem nikt za was takich decyzji podejmować nie powinien. Nie chcemy waszej krzywdy - zapewniła, skupiając wzrok na Morganie, która wyglądała jakby chciała coś wtrącić, jednak pod wpływem jej spojrzenia, zmieniła zdanie.
- Mi to pasuje - zapewniła kolorowowłosa, która do tej pory zbyt wielkiego udziału w dyskusjach nie brała. - Nie mogę się doczekać pełni - dodała rozmarzona.
- Ha! I takie podejście lubię - Dan ponownie się roześmiał, a następnie zaczął przeobrażać na ich oczach. Powietrze wokół niego zaczęło migotać, łapy wydłużać, pysk spłaszczać, a tułów rozrastać. Widok był nie tyle nieprzyjemny, co niepokojący, jednak nie trwał na tyle długo by kogokolwiek zniechęcić do jedzenia. No, chyba że była to osoba wrażliwa na tego typu atrakcje.


Po zakończonej przemianie, zebrani zostali obdarzeni nieco kpiącym, chociaż nie pozbawionym wesołości, uśmiechem długowłosego mężczyzny, który wsparł się o oparcie krzesła Barb i jakby nigdy nic sięgnął by ukraść kąsek z jej talerza.
- Chcę ją w naszej grupie - dodał, a następnie pochylił się nad uchem siedzącej kobiety, z której talerza właśnie skorzystał. - Ciebie też chcę - wyszeptał, jednak nie dość cicho by pozostali nie byli w stanie usłyszeć jego słów.
- To byłby chyba jakiś konflikt interesów - powiedział Jack. - Summer chce, zdaje się, zostać tutaj, zaś Barb raczej myśli o tym, żeby wrócić. Podobnie jak i parę innych osób, w tym i ja.
- A kto się przyczynił do pojawienia w Avalonie naszych poprzedników?
- spytał. - Sami z siebie z pewnością tu nie przyszli.
Nela oderwała wzrok od swojego talerza w momencie kiedy kątem oka zauważyła jak Dan skrada z talerza Barb kąsek jedzenia. Słysząc jego komentarz wyszeptany do dziewczyny przymrużyła lekko oczy nie spuszczając ich z mężczyzny.
- Imponujące. Jestem pod wrażeniem Dan. Dotąd widziałem coś takiego tylko na filmach. - Dave pokiwał głową z uznaniem choć w głosie pobrzmiewało wahanie. Ale właśnie ten wilk udowodnił mu naocznie istnienie wilkołaków. Czyli istotę w jaką sam sie od parunastugodzin zmieniał. Nie wyglądało aż tak strasznie i potworowato jak się obawiał. Właściwie wyglądało na raczej proste. Choć facet zapewne nie robił tego pierwszy raz.
- Oni są w pakiecie łączonym Dan. Blond Ken, Szarowłosa Barbie i Valkiria Porywcza. - rzekł Nowakowski jakby zdradzał wilkowi wielki sekret i po kolei wskazał na Jack’a, Nelę i Barbarę. - Razem działają sprawniej i lepiej mają masę dodatkowych funkcji i bonusów. Bierz nie pytaj, będzie nam się wszystkim lepiej, prościej i spokojniej żyło. - sparodiował ton zawodowego sklepikarza, dealer’a czy innego wciskacza kitu. Nie sprawiał wrażenia by zależało mu na tym by wiarygodnie wypaść w tym aspekcie.
- A więc skoro wasza para jest ekspertami od takich jak my to zgaduję, że druga grupa pójdzie pod twoje skrzydła? - spytał patrząc na siedzącą Scarlett. Uniósł brew choć nie przeszkodziło mu to po zdjęciu kaptura dostrzec całkiem korzystne walory takiego rozwiązania. Pomijając niewątpliwy atut rozdzielenia z familią kenów.
- A co do tej wolności i swobody… - pomachał chwilę palcem wskazującym w powietrzu kopijąc prawie idealnie sławny gest serialowego detektywa w prochowcu. - Nie jestem pewny czy dobrze się rozumiemy. A chciałbym byśmy dobrze się zrozumieli. Nim powstaną jakieś nieporozumienia między nami. - uniósł teraz nieco obie dłonie jakby w geście pokojowym czy nawołującym do pokoju. Patrzył głównie na kobiece grono tubylców przy stole skoro dotąd głównie one zabierały głos jak i najwyraźniej zarządzały czymś więcej niż nakrywaniem do tego stołu. Właściwie komedia sprzedażowa była mu potrzebna do rozładowania napięcia jakie w nim narosło gdy tak słuchał wcześniejszych wypowiedzi. Serio mieli już doświadczenia z introdukcją innych grup? Serio tak ich zdaniem wyglądało bezproblemowe przedzierżgnięcie wiedzy z jednego świata w drugi? Serio uważali, że mówią o co tu biega prostym, zrozumiałym językiem? No to chyba tutejsze normy były kompletnie odmienne od tych z jakimi dotychczas spotykał się Nowakowski. I to budziło w nim irytację i frustrację a powtarzające się tego typu traktowanie tubylców musiał przekonywać sam siebie, że nie jest aroganckim, wywyższającym się czy złośliwym. I coś w ten deseń jakby potwierdził przed chwilą Dan. No zupełnie jakby z jakimiś niedorozwojami rozmawiano. I sam nie był już pewny kto jest w jakiej roli w tej rozmowie.
- Jakby co to wiedzcie, że chyba dociera do mnie co chcecie nam powiedzieć. Pomagacie nam. Karmicie, chronicie. Sprowadzacie ekspertów którzy mogą pomóc nam jakoś ogarnąć sytuację. Ci eksperci mówią nam, że czy chcemy taką wersję czy taką to nam pomogą i tak i tak. No i w ogóle. Serio ludzie. Jestem wdzięczny. I dziękuję wam za to. I tobie Dan i Scarlett, Morganna no i oczywiście Tamino. Serio. Naprawdę rzadko ktoś był wobec mnie tak bezinteresowny. Znaczy nic nie chciał za to. Więc doceniam. Fajnie tak siedzieć tutaj z wami, przy tym stole, z pełnym bambrem i tak sobie spokojnie urządzając pogaduszki w tak zacnym gronie. Tak samo jak zgaduję nie widziałem jeszcze zbyt wiele ale to co widziałem daje mi do myślenia na tyle by wierzyć, że nikt z was nie życzy nam źle. Przynajmniej nie otwarcie i po najkrótszej prostej. Bo pewnie każde z was gdyby chciało potrafiłoby nam dopiec na sporo różnych sposobów. To też do mnie dociera i jestem tego świadomy. - zaczął od tej miłej części która jak miał nadzieję jest też dość dobrana logicznie pod względem sensowności doboru argumentów.
- Ale bądźmy ze sobą szczerzy. Wolność i wybór zależy od świadomości danej sytuacji. A my o tym świecie mamy ją w tej chwili prawie zerową. A czekają nas decyzję których jak właśnie Tamina mówi, konsekwencje poniesiemy głównie my. Więc myślę, że pare konkretnych odpowiedzi by mnie pewnie uspokoiło i rozwiało moje wątpliwości. Bo jestem tu już cały dzień a parę oczywistych rzeczy jakoś wciąż mi umyka. - zaczął od złapania za chabet słów którymi niedawno został poczęstowany.
- Więc tak. Macie tutaj wojnę tak? - spytał patrząc na obie siostry które same o tym wspomnialy jak najbardziej dosłownie kilka godzin temu. - I jak rozumiem jesteście stroną w tej wojnie a nie jakieś pogaduchy o zamorskich koloniach co? - spojrzał na nie pytająco. - Ok to macie wojnę. Można wiedzieć z kim? Z tymi elfami? - zapytał wykonując nieokreślony gest ręką gdzieś w stronę najbliższego okna za jakim gdzieśtam zaczynał się las i gdzieś tam dalej były te elfy.
- Teraz tak. Jak rozumiem to nie wy nas tu ściągnęliście. Bo wydajecie się być zaskoczeni tym transferem tak jak i my pomijając, że takie transfery obcych z naszego świata już zdarzało wam się przeżyć. Ale ktoś nas stransferował. Nietypowo. Bo nie oczekiwano na nas jak mi się wydaje najczęściej powinno się dziać. Ani wy, ani elfy ani nikt inny. Więc jeśli to z elfami macie wojnę a to nie oni nas tu ściągnęli i nie wy no to mamy do czynienia z jakąś trzecią fikuśną stroną. I zapewne związaną z wilkami jak to na nich mówicie. A jeśli się mylę, z tym, że powinien tu czekać na nas jakiś i to niezbyt miły komitet powitalny no to prosiłbym by mnie ktoś wyprowadził z błędu. - popatrzył pytająco na czwórkę tubylców dając im czas na odpowiedź czy inną reakcję.
- No i mam jeszcze pytanie do naszych wilczych ekspertów. - zwrócił sie teraz do siedzącej przy stole pary. - Znacie sposób by zatrzymać naszą przemianę? Zdążycie do pełni? Tak dysponując to tym co macie przygotowane w tej chwili? Czy jest jakieś ale i coś tam jednak nie jest pewne albo coś jednak trzeba najpierw zdobyć czy przygotować właśnie. I tak najogólniej na czym to by miało polegać. Bo skoro mielibyśmy się temu poddać to chyba powinniśmy wiedzieć na co się piszemy. Skutki uboczne i takie tam ciekawostki. - nakreślił z grubsza co go interesuje. Zgadywał, że parka zna jakiś sposób. Ale nie był pewny czy jak takie powszechne zaskoczenie ich przybyciem to czy mają co trzeba w swojej bazie czy jednak jest właśnie jakieś “ale”. Dotąd zaś raczej spotykał się z opiniami, że raczej ich przemiania jest przesądzona ale same plotki no nie oznaczało jednak, że sprawa jest na hop siup i z bani.
Barbara siedziała zaskoczona. Nie dość, że jej słowa zostały odebrane zaskakująco dobrze, to Dan okazał się całkiem udanym wilkiem… Tak, tak, oczywiście powinna bardziej przejmować się niesamowitą przemianą, która miała miejsce tuż przed jej oczami, ale to zeszło na dalszy plan. Czuła mrowienie całego ciała, kiedy pochylił się nad nią, a kiedy usłyszała jego słowa, myślała, że zjedzie ze swojego krzesła pod stół i zostanie tam, niczym roztopiona kałuża czegoś… na pewno bardzo słodkiego i rozkosznego. Najchętniej zaraz rzuciłaby, że w zasadzie dlaczego nie, ona też mogłaby chcieć, ale takie myśli postanowiła zachować dla siebie. Zawsze miała dobry kontakt ze zwierzętami, ale to… przekroczyło pewne normy i nie można nazwać Dana “zwierzęciem”.
Jak zwykle to rzeczywistości przywrócił ją Dave. Patrzyła na niego z przymrużonymi oczami i zastanawiała się, czy jego sposób mówienia po angielsku i dobór słownictwa wynika z tego, że obraca się w niekoniecznie “high society”, czy po prostu ma problemy z językiem, który nie jest jego ojczystym. Zastanawiało ją, czy może po prostu miał taki charakter i niedbałość to była jego cecha.
Potrząsnęła głową, przefiltrowawszy słowa i pytania, Dave’a. Część nawet miała sens, a uwaga o “pakiecie”, w którym się znajdowała była dość śmieszna i nad wyraz celna, jak na Dave’a rzecz jasna.
- Tak. Można nas nazwać pakietem - oznajmiła Barb. - Połączyło nas podobne podejście do tego, co nas tu spotkało.
Barbara opierała się chęci ciągłego spoglądania na Dana i sama była dumna ze swojej wytrwałości. Lekko drżącą ręką, sięgnęła po taki sam niewielki kawałek mięsa, jaki wilk zabrał jej z talerza. Rozsądnie postanowiła nie dodawać nic więcej i czekać na odpowiedź gospodyń.
Alex zastanawiał się, czy wierzyć, czy nie wierzyć w szczerość intencji Taminy i jej gości? Zbyt wiele książek przeczytał, by bez refleksji przyjąć słowa, które słyszał. “Przychodzę w pokoju” to chyba najczęstsze kłamstwo ludzi trzymających nóż za plecami. A zapewne wilków, demonów i elfów też. Nie czuł się jednak na siłach by samemu stawić czoła nowej rzeczywistości i odrzucić ofertę do nich kierowaną. Bez słowa więc, lecz skinięciami głowy potakiwał, gdy słyszał coś z czym mógł się zgodzić.
- Och jestem pewien, że te interesy da się jako pogodzić - odpowiedział nie zrażony słowami Jack’a, Dan. Posłał jeszcze oczko w stronę Summer, po czym z powrotem swe zainteresowanie skupił na Barb.
- My się nie rozdzielamy - wyjaśniła Scarlet, w odpowiedzi na słowa Dawida. - Nie mamy też zamiaru rozdzielać sfory, skoro już została utworzona. W chwili obecnej wasze interesy, czy chcecie opuścić to miejsce, czy tu zostać, są zbliżone. Zdobyć wiedzę o tym, kto was przemienił, zdobyć doświadczenie. Jestem pewna, że Summer nie będzie miała nic przeciwko towarzyszeniu nam i uczeniu się zasad panujących w jej nowym domu oraz tego, co kryje się za byciem wilkiem, prawda?
- Zapytana ochoczo skinęła głową, wyglądając na wyjątkowo zadowoloną.
- Waszych poprzedników sprowadził Dineres, alfa sfory zamieszkującej tereny króla Vellandrilla. Było to wyjątkowo głupie posunięcie, za które zapłacił swoim życiem i życiem niemal połowy swych współbraci i sióstr - odpowiedziała, zwracając się do Jack’a, a następnie przeniosła spojrzenie na Dawida.
- Znam sposób, jednak czas działa wyjątkowo niekorzystnie dla waszej sprawy. Minęło go zbyt wiele od momentu ugryzienia, co jak mniemam stało się nie bez przyczyny. W związku z tym musicie się rozdzielić by mieć jakiekolwiek szanse na powrót do waszego świata. Część pójdzie z nami by spróbować dotrzeć na czas do Piserii, która zamieszkuje najdalej wysunięte na północ ziemie tej krainy. Jej siedziba znajduje się jednak na terenach Vellandrilla, zatem wyprawa ta będzie niezwykle ryzykowna. Inni będą musieli podzielić między sobą konieczność zdobycia składników oraz dotarcia do alfy sfory, która was przemieniła. Dopóki żyje on i ci, których ugryzienia na sobie nosicie, nie ma szans by przemianę powstrzymać.
- Wojna dopiero się szykuje
- zabrała głos Tamina, gdy Scarlet umilkła i skupiła się na jedzeniu. - O ile można tak powiedzieć. To zaś, że udział w niej bierze większa liczba stron niż tylko my i Vellandrill, to nie jest żadna niespodzianka. Kimkolwiek są, z pewnością chcą zaszkodzić nie tylko jemu, ale i mi. To jednak są sprawy, które dotyczą was tylko w niewielkim stopniu. Postaram się by tak pozostało.
Było to nader wyraźne stwierdzenie, mówiące jednoznacznie, że sprawy królestwa, w tym wojna, nadal będą trzymane we względnej tajemnicy, wbrew temu, co można by sądzić po wcześniejszej wypowiedzi wiedźmy.
- To nie będzie takie znowu trudne - wtrącił się Dan, tym razem nie kradnąc kąska z talerza Barb, a zwyczajnie biorąc go w palce i podkładając jej pod usta. - Najgorzej będą mieli ci, którym przyjdzie dowiedzieć się kto stoi za waszą przemianą. Do tego przydałoby się wysłać kogoś do Pani Lasu.
- Ktoś już został wysłany - poinformowała go Morgana z kpiną w głosie.
- Więc zostaje poczekać na informacje od niej i, o ile dotrą tu szybko, o świcie można ruszyć dalej. Co ty na to, moja słodka? - wymruczał Dan tuż przy uchu Barb.
- Proponowałabym wysłanie ich w jak najmniejszych grupach, najlepiej z osobami, które będą mogły ich poprowadzić - kontynuowała Scarlet. - Przybyliśmy tak późno, ponieważ po drodze wstąpiliśmy do Soresa i Meris. Przybędą przed północą, by nas wspomóc. Dobrze by było powiadomić Gorha i Darosa, że mogą być potrzebni. Nie zapomniałabym także o Karys, szczególnie że będziemy podróżować po jej ziemiach.
- Oczywiście, zajmę się tym od razu
- Tamina skinęła głową i wstała od stołu. - Wy zaś zdecydujcie którego zadania chcecie się podjąć. Nie chcę wymuszać na was konieczności towarzyszenia osobom, z którymi łączy was konflikt.
Co powiedziawszy opuściła jadalnię.
Barbara totalnie przestała przejmować się rozmowami, które zasadniczo miały dość poważnie wpłynąć na jej dalszą, i również najbliższą, przyszłość i zamiast zaangażować się w rozważania dotyczące przetrwania i pozostania człowiekiem, walczyła ze sobą. Z jednej strony miała ochotę zjeść podtykany kawałek mięsa wprost z palców Dana, ssąc przy tym opuszki, jednak z drugiej… Sięgnęła ręką, wyjęła kęs z jego dłoni i włożyła sobie do ust, mając nadzieję, że się nie udławi z wrażenia.
Okej, to na co miała ochotę, a co powinna to był zawsze problem. Poza tym nie, nie jest łatwa. To znaczy, nie aż tak. Czarnowłosa czuła się wytrącona z równowagi jeszcze bardziej niż wcześniej. Nie dość, że była w magicznej krainie i miała się zamienić w wilka, to jeszcze nie była przyzwyczajona, żeby ktoś obdarzał ją taką “atencją”. Tak, to było dobre słowo. Barb rozważała, czy naprawdę nie schować się pod stół i zwinąć w kłębek pod nogami Neli, czy może uciec z wrzaskiem, rzucając talerzem. Pierwsze jednak wydawało się zbyt psio-wilcze, a drugie było po prostu bezsensowne.
Rozważnie postanowiła jednak zachować spokój, nie reagować - przynajmniej na razie - na zaczepki Dana i zająć się konsumpcją kolacji. Rzuciła tylko roztargnione spojrzenie na Jacka i Nelę, licząc, że to oni zajmą się wyborem najwłaściwszej opcji. Czarnowłosa zdecydowanie nie była w formie do podejmowania ważnych decyzji.
Jack zastanawiał się przez moment.
Zbieranie różnych kwiatków, ziółek czy innych ingrediencji? Oko żaby, język traszki - z pewnością nie chodziło o takie drobiazgi. Z lektury książek można było wyciągnąć wiele różnych wniosków. Autorom książek z pewnością fantazji nie zbrakło, a Jack był pewien, że to, co zostało umieszczone w przepisach rodem z bajek czy powieści fantasy, nawet się nie umywa do rzeczywistych potrzeb Taminy.
- Co powiecie na to, by się wybrać do Piserii? - zwrócił się do Barb i Neli. - Wiem, że to nie będzie wycieczka krajoznawcza, ale brzmi to ciekawie.
- Jestem za. I tak szykowaliśmy się dokładnie pod takim kątem - zgodziła się Barb, szybko z powrotem wlepiając wzrok w resztkę jedzenia na swoim talerzu.
- Chwila, chwila… Jak to jest z tym zabiciem jakiegoś alfy sfory? W jakim sensie te zabicie? Trzeba go jakoś pokonać? Coś mu zabrać? Jakiś medalion, pierścień, próbke krwi czy coś takiego? Jest jakiś sposób bez zabijania kogoś? Jakby co to ja jakoś nie chciałbym kogoś zabijać albo żeby ktoś przeze mnie giną ok? - spytał Dave uważnie patrząc na speców od wilkołactwa. Miał nadzieję, że to jakiś lapsus językowy i z tymi alfami a nie tak dosłownie o odbieranie czyjegoś życia chodzi. To mu się nie uśmiechało wcale.
Nela cały czas nie spuszczała czujnego wzroku z Dana. Nie podobało jej się to co robił Barb, czy raczej co robił z Barb. Zaciskała jednak zęby, bo obrażanie przyjaciół Taminy w jej własnym domu byłoby zapewne bardzo niestosownym posunięciem.
Dla Neli wyprawa do Piserii brzmiała bohatersko, a przynajmniej bardziej bohatersko niż zbieranie jakiś składników. I chociaż dziewczyna z całą pewnością wolałaby nie okazywać się bohaterem i wolałaby robić coś mało ryzykownego, myśl “chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam” przodowała. Bo niby kogo z nich można by wysłać na taką wyprawę, jak nie ją samą, Jacka i Barb. Z kolei ostatnia propozycja dotycząca alfy sfory brzmiała strasznie. Dosłownie. Wyglądało na to, że ich powrót do domu będzie musiał być okupiony czyjąś śmiercią. I tym razem, o dziwo, wątpliwości które głośno wyraził Dawid, Szarowłosa podzielała.
- Nie powiedziałabym, że któraś z tych propozycji brzmi ciekawie. Owszem każda jest wyjątkowa i każda ryzykowna. Myślę, że nasza trójka: ja, Jack i Barb możemy podjąć się właśnie wyprawy do Piserii. Oczywiście jeśli ktoś ma ochotę się dołączyć - tu Nela oderwała wzrok od Dana i spojrzała krótko z lekkim uśmiechem na Summer - to zapraszamy, byle by to nie był Dawid - powiedziała bezpośrednio i teraz spojrzała na rzeczonego, wzruszyła ramionami. - No co. Sam z pewnością byś nie chciał. Prędzej byśmy się zagryźli niż dogadali. - Nela przeniosła wzrok na Scarlet. - I dobrze usłyszałam, że tej wyprawie będzie towarzyszyć wasza dwójka? - zapytała ją, po czym znów przeniosła czujne spojrzenie na jej towarzysza. - Czy on tak zawsze?
- Sens zabicia zwykle jest jeden i ostateczny - Dan oderwał się na chwilę od Barb, prostując i spoglądając Dawidowi w oczy. - Wbijasz ostrze w serce albo odcinasz głowę. Można się też pobawić i…
- Wypuścić strzałę by trafiła w brzuch - wtrąciła się Summer z radosnym uśmiechem na ustach. - Albo w udo, przy tętnicy, żeby się wykrwawił i nie mógł uciec.
Śmiech Dana rozbrzmiał nader głośno w jadalni, wibrując i wciskając się w uszy.
- Zdecydowanie ją też bierzemy, Scar. Dziewczyna zna się na rzeczy, chociaż nie jest taka słodka i kusząca, jak ty - powrócił do dręczenia Barb.
- W takim wypadku lepiej by było żeby ruszyła z grupą, która będzie miała za zadanie wytropić alfę i jego wspólników - nie zgodziła się Scar. - Potwierdzam jednak, że wilczyca będzie z niej wspaniała. I tak, niestety ale on tak już ma - dodała, odpowiadając na pytanie Neli. - Chociaż zwykle lepiej się maskuje. Może to przez ostatnią pełnię. Niewiele miał zabawy, bo byliśmy zajęci czymś innym.
Na jej słowa odpowiedziało wielce urażone warknięcie, które opuściło usta Dana, owiewając przy tym kark Barb jego ciepłym oddechem.
- Taka prawda samotniku, czegóż chcesz? - Scarlet wzruszyła ramionami. - I tak, podążymy z wami we dwoje. Jeżeli ten osobnik sprawia tu takie problemy, to wolałabym nie mieć go przy sobie w grupie. Nasze zadanie będzie dość delikatnej natury i wymagało wyczucia oraz taktu, na równi z siłą i zręcznością w posługiwaniu się orężem. Zostaje ci więc pójście za alfą, lub poświęcenie się i zebranie potrzebnych rzeczy by rytuał oczyszczenia mógł się odbyć. Tak jak i wam - tu przeniosła spojrzenie na tych, którzy wstrzymywali się przed zabraniem głosu w sprawie.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 03-08-2016 o 14:21.
Wila jest offline  
Stary 03-08-2016, 14:20   #52
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kolacja (cd)

Nie da się ukryć, że Jack również nie palił się do zabijania, jednak - tego również nie dało się ukryć - była to jedyna rzecz, jaka łączyła do z Dave'em. Nie licząc takich drobiazgów jak płeć czy pochodzenie z Ziemi. Nie wyglądało na to, by się mogli dogadać.
Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę... Bez Dave'a.
Ze słów Scar wynikało, że to już mieli załatwione. Podobnie jak ekwipunek. Pozostawało zabrać nieco zapasów, a rankiem poprosić tutejszych bogów o pomoc. Tylko kogo? Wielką Matkę?
- Jacy bogowie sprawują pieczę nad Avalonem? - spytał.

- Zagryźli? Wy mnie? Heh… Naszej Barbie widzę się dowcip wyostrzył od popołudnia… Próbuj jak się czujesz silna ale uważaj, żeby cię zęby nie rozbolały. - Dave parsknął patrząc w oczy swojej rodaczki przesz szerokość stołu bynajmniej w nie romantycznym spojrzeniu. - Ale bez obaw. Jesteście ostatnim pakietem jakim bym miał zamiar zabrać ze sobą na drogę. - akurat w tym detalu był z nią wybitnie zgodny. Miał zamiar pozbyć się ze swojego otoczenia tej trójki tak prędko jak to tylko możliwe i akurat na rękę mu było, że chyba wreszcie trafiła się okazja na to.

Uniósł jednak brwi ze zdziwienia gdy usłyszał wypowiedzi parki psycholi. Wyglądało na to, że ten cały Dan i to Summer byli zdrowo popieprzeni. Przynajmniej jak na standardy Nowakowskiego. On tu był już jakiś czas i wyglądało na to, że dłuższy. Mógł przywyknąć, mógł polubić, mógł nawet zwyczajnie wiedzieć jak tu jest co się da a co nie, co można a co trzeba czyli znać się. Ale ona? Laska była zdrowo popieprzona. A o ile nie była jakąś seryjną zabójczynią w ich świecie nie miała pojęcia o czym właśnie mowa. Zresztą jak była jakąś psychopatką to przecież i tak była popieprzona.

- Dzięki za wyjaśnienie Dan. Widzę, że ten termin jest dość zbliżony i u nas i u was. A kwieciste opisy sobie daruj, widziałem na filmach, znam bazową anatomię człowieka więc z grubsza orientuję się jak to działa nawet jak naturalnie nie mam takiej zabójczej wprawy jak wy tutaj. - odparł patrząc się tak samo na drugiego wilka jak ten na niego. Takie głodne historyjki może robiły wrażenie na tej kolorowej małolacie ale nie na przedstawicielu klasy robotniczej co znał swój świat od tej realniejszej i nie najładniejszej strony. - Ale dostałem na razie część odpowiedzi na moje pytanie. Znowu. Pytałem jeszcze na czym ma ten rytuał polegać i dlaczego trzeba zabić tego alfę. - zwrócił uwagę na drugą część pytania na którą żadne ze speców mu na razie nie odpowiedziało. Nie wiedział jeszcze czy celowo czy nie.

Westchnienie Dana było równie głośne co jego wcześniejszy śmiech.
- Niezbyt kumaty ten wasz kolega, co? - zapytał teatralnym szeptem, sięgając po kielich Barb i osuszając go z zawartości. - Przecież dopiero co Scar wyjaśniła, że bez jego śmierci nici z waszej wolności i całego rytuału. Chcesz skończyć jak ja to trzymaj się swych ideałów i bądź pacyfistą, który nie lubi brudzić sobie rączek. Nie mówię że to zły wybór. Jeżeli jednak chcesz z powrotem dupsko wcisnąć tam, skąd cię zabrano, to z przykrością muszę cię powiadomić, że odbieranie życia będzie ci musiało zacząć przychodzić z łatwością, bo odebrać będziesz musiał całkiem sporo, zanim dotrzesz do celu. Każdy z was będzie musiał - tu przeniósł spojrzenie z Dawida, na pozostałych. - Nie wiem z którego roku przybyliście, ale za moich czasów zabijanie się wzajemnie to był niemal sport, aczkolwiek ładnie opakowany w kolorowy papier zwany wojną o wolność. Widać macie to szczęście, żeście się urodzili w spokojnych czasach. Tu jednak panują inne zasady. Chcesz żyć, chcesz wrócić, chcesz pozostać człowiekiem to będziesz zabijać, bo bez tego utkniesz w miejscu, w którym najwyraźniej utknąć nie chcecie. To nie jest bajka, Dave. Pora żeby to do ciebie dotarło - zakończył nad wyraz poważnie, tracąc całkowicie wcześniejszą, luźna pozę. Z jego słów powiało chłodem, a twarz zastygła w wyrazie bezwzględności, która cechuje człowieka, który widział więcej niż powinien. Zaraz jednak się roześmiał i dolał wina do kielicha.
- Bywa! Przynajmniej nie jest nudno - puścił oczko do Summer, która wzniosła kielich w toaście i po jego spełnieniu wybuchnęła wesołym śmiechem.
- Dan ma rację - Scarlet poparła słowa wilkołaka. - Jeżeli chcecie się uwolnić od magii przemiany, która krąży w waszych żyłach, będziecie zmuszeni do czynów, które mogą się wam wydawać złe i okrutne, bez których jednak nie osiągniecie waszego celu. To bardzo ważne byście zdali sobie z tego sprawę już teraz, zanim opuścicie Urok i ruszycie w drogę. Łatwa opcja to zostanie w bezpiecznym miejscu i przejście przemiany do końca. Fakt, później i tak czekać was będzie nauka nowych zasad, jakie zaczną rządzić waszym życiem, jednak przez te parę dni będziecie mogli pozostać ludźmi, którymi byliście tam, w waszym świecie. Śmierć jednak was nie ominie. Wasze ręce zostaną splamione krwią, w ten czy inny sposób. Teraz macie przynajmniej jakiś wybór, możecie o sobie decydować w większym czy mniejszym stopniu, jednak możecie. Później - wzruszyła ramionami, biorąc jeden z wolnych kielichów i napełniając go - różnie to będzie. Jeżeli nie pozbędziecie się tych, którzy was ugryźli, to staniecie się ich niewolnikami. Dla własnego dobra będziecie ich musieli zabić, bez względu na to czy chcecie tu pozostać, czy nie. Widziałam jaki los spotyka takich jak wy, którzy dostają się pod władanie sfory, która ich przemieniła. Lepiej zabić niż skończyć tak jak oni.
Umilkła, opróżniła kielich, a następnie wstała od stołu.
- Scar? - Dan rzucił towarzyszce pytanie, spoglądając na nią z niepokojem, na co otrzymał odpowiedź w postaci przeczącego ruchu głowy.
- Mam ochotę na spacer - wyjaśniła, po czym opuściła jadalnię.
- Masz szczęście, że to nie z nami wyruszysz. - Warknięcie, które wydobyło się z gardła wilkołaka, zdecydowanie nie brzmiało jak dźwięk, zdolny opuścić ludzkie gardło. Słowa zaś skierowane zostały do Dawida, który wraz z nimi otrzymał spojrzenie pełne nie tyle niechęci, co zwyczajnie pogardy.
- Przygotujcie się do drogi - rzucił jeszcze, kierując słowa do tych, którzy zdecydowali się wyruszyć wraz z nimi. - O bogach pogadać możemy przy innej okazji - dodał, spoglądając na Jack’a. - Odechciało mi się rozmów na tę chwilę.
Jack skinął głową.
- Jesteśmy prawie gotowi - powiedział. - Ekwipunek zebraliśmy, jedyne co nam brak, to prowiant na drogę. Oczywiście więcej doświadczenia też by się zdało, ale na to nic nie poradzimy.
Barbara z trudem opanował zerwanie się na równe nogi, kiedy Dan chuchnął jej w kark. Nieco siły pozwoliło zebrać jej troskliwość Neli. Bo tak odebrała jej oburzone spojrzenia oraz bezpośrednie pytania.
Czarnowłosa wstała, po czym zasunąwszy krzesło podeszła do drzwi wyjściowych. Powoli odwróciła się, spojrzała ostatni raz na Dave’a. Dość niespodziewanie i gwałtownie potrząsnęła głową, jakby łamiąc się i nagle z jej ust popłynął potok słów:
- Dobrze wiedzieć, że chcesz wdawać się w bójki z młodszymi i nieprzypakowanymi, ale jakby chodziło o rzecz, gdzie mógłbyś przegrać, to nagle stajesz się pacyfistą - i nie dając mu dojść do słowa dodała:
- Poza tym, hm, w ciągu jednego dnia zdążyłeś zniechęcić do siebie pięć czy nawet sześć osób i nadal uważasz, że to nie z tobą jest problem? Spoko. Lepiej nie spieprz swojej części zadania, bo jak spieprzysz, to stanę w mojej wilczej postaci nad twoim nagrobkiem, czy gdziekolwiek polegniesz, i nasikam tam. A potem zawyję z radości do księżyca - dodała gwałtownie.
Prawda, czy pranie mózgu? Alex przełknął ślinę w wyschniętych z wrażenia ustach. Nie znał tego świata na tyle by wiedzieć, czy jest po właściwej stronie, tym bardziej, że nie miał okazji wysłuchać drugiej. Zapewne Vallandril sprawę jego wilczego kłopotu przedstawiłby całkiem na odwrót.
- Myślę o tych wszystkich, którzy zginęli z mojej ręki - z rezygnacją pokręcił głową - i nikogo nie mogę sobie przypomnieć. Mam nadzieję, że wśród składników, których będziemy szukać, są jakieś wilcze sterydy, bo do tej pory nie rozwiązywałem problemów pięściami. Że nie wspomnę o zębach. - w ostatnie słowa wcisnął całe swoje przygnębienie, tak że zabrzmiały grobowo.

- Wow. Cóż za profesjonalne podejście. Się człowiek po ludzku spyta i już po ludzku ma na wszystko odpowiedź. - Dave wyrzucił w górę ręce a potem pozwolił by głośno opadły mu z klaśnięciem na uda. Powietrze. Chyba coś z tym powietrzem tutaj. A może ta magia? Jakiś efekt uboczny czy co? No chyba był jakiś powód, że tubylcy zawodowo unikali odpowiedzi konkretami na kolejne pytania. A teraz jeszcze ich spece strzelili focha i zrobili sobie wychodne. No zarąbiście. No wprost wszystkiego się idzie dowiedzieć.

- Ty też Barb właśnie idź ochłoń jeśli nie widzisz żadnej różnicy między wychowawczym w potylicę a rozmową o planowym zamordowaniu kogoś.- rzucił do wychodzącej dziewczyny która również najwyraźniej miała ochotę dać się ponieść fochowi. I oczywiście zwiać zaraz potem by nie musieć odpowiadać za swoje czyny. Aha. I naturalnie by ten głupi i brzydki quest z zabijaniem zrobił ktoś za nią. Zgadywał, że najlepiej on Dave albo w ogóle ktokolwiek byle można było pozostać z czystymi rączkami i sumieniem. Cóż za błyskotliwa wygoda.
Barbara spojrzała na Dawida z nieukrywaną niechęcią, prychnęła tak, aby wszyscy to słyszeli, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Było tylko słychać tupanie jej butów na schodach, a potem kolejny trzask, zapewne zamykanych drzwi od sypialni.


- A ty Morgan? Jesteś z grona tych osób kumatych czy tych co się mają finezję fochać tego wieczoru? - spytał siedzącą siostrę Taminy która właściwie została przy stole ostatnim z biesiadujących tubylców który może mógł odpowiedzieć wreszcie na zadane na samym początku pytanie. Bo parka speców coś się wręcz uparła nie mówić pełnymi zdaniami mydląc oczy jakimiś dyrdymałami i głodnymi kawałkami dla małolatów. Może więc druga wiedźma okazałaby się bardziej konkretna.

Nela milczała. Upiła powoli kilka łyków wina. I już nieco szybszymi ruchami zaczęła smarować pieczywo. Wyglądało na to, że ma zamiar zaraz zmyć się od stołu, ale z jedzeniem na wynos.

Jack chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Przemówienie Dave'owi do rozumu? Już chyba łatwiej było iść do tej całej Piserii i wrócić.
Ciekawe tylko, czym zajmuje się ta osoba. A może to też jakiś wilkołak? Albo, na przykład, jednorożec? To pytanie mogło jednak poczekać.

Czy Dave był zdenerwowany? Alex zaczął odnosić wrażenie, że chłopak się sypie. Nie bacząc na możliwe konsekwencje atakował wszystkich po kolei, zupełnie jak zaszczuty pies. Powody miał, każdy z nich miał, lecz tylko on świrował. Twarze tubylców, przynajmniej w odczuciu Alexa, świadczyły, że mają już dość aroganckiego zachowania i nie mógł zrozumieć, jak Dave sam tego nie widzi. No chyba, że postawił wszystko na jedną kartę, że to tylko sen i nie przejmował się konsekwencjami.
Sam nie chciał umierać, to było zbyt realistyczne na sen, czy narkotyczną wizję. Postanowił dać szansę tym ludziom, lecz przede wszystkim sobie, i sprawdzić jak się to wszystko będzie rozwijać.

Zagadnięta czarownica uniosła brwi ku górze i spojrzała na Dawida z kpiną w oczach.
- Gdyby nie to, że znajdujesz się pod opieką... - westchnęła przeciągle i z wyraźnym żalem. - Tamina pewnie by nie była szczególnie szczęśliwa gdybym cię teraz zabiła, chociaż gdybym zmieniła w coś nieco mniej drażniącego… Żabę może? - Rozważała chwilę tą możliwość, po czym z kolejnym westchnięciem odstawiła trzymany kielich.
- Zażyjecie truciznę - zaczęła, wstając od stołu. - Wyjątkowo trudną do przygotowania i wysoce zabójczą. Jeżeli zadziała, a moja droga siostra utrzyma was przy życiu w trakcie całego procesu, to magia przemiany w waszych ciałach, zostanie zniszczona, a wy będziecie mogli wrócić do swojego świata nie pamiętając niczego co miało tu miejsce. Jeżeli nie to się was zakopie pod jakimś drzewem albo spali, w zależności od waszych wierzeń, które jak znam Taminę, zostaną uszanowane. Jak dla mnie szkoda zachodu ale to nie ja tu wydaję rozkazy - w ostatnich słowach pobrzmiało niewypowiedziane “jeszcze”. - Na waszym miejscu zaczęłabym wznosić modły do Dian Cecht o to by czuwał nad wami gdy już do rytuału dojdzie i do Lugh’a by wspierał was w waszej drodze. Na dobrą sprawę nie zaszkodzi byście mogły wznosili do całego panteonu o którym oczywiście nie macie najmniejszego pojęcia - dorzuciła złośliwie, spoglądając przy tym na Jack’a.
- Do Lekarza Bogów i Długiej Dłoni? - Rzuciła jej pytanie Summer, uśmiechając się nie mniej złośliwie jak sama czarownica. - Nie lepszy byłby Arawn zwany Mrocznym? Zdaje się, że jego domena lepiej pasuje do naszych celów.
- Ty… - Morgana wręcz cała zesztywniała. - Jak śmiesz… Dobrze jednak… Módl się do kogo wolisz i tak zginiecie - co powiedziawszy opuściła jadalnię, żegnana śmiechem dziewczyny.
- O ile zakład, że to właśnie ona stoi za naszym przybyciem tutaj? - zapytała pogodnie Summer, sięgając po swój kielich i z zainteresowaniem przyglądając się jego zawartości.
To była, przynajmniej częściowa, odpowiedź na pytanie o bogów. Niestety Jack'owi te imiona nie mówiły nic a nic. Mitologia skandynawska, to jeszcze, ale celtycka? Wstyd przyznać, ale mimo szkockich korzeni kojarzył jedynie Morrigan.
Za to podejrzenia Summer zdały mu się całkiem na miejscu. "Czas Krwawych Nocy" sugerował, że Tamina dorwała się do władzy po trupie poprzedniczki. Może i Morgana miała takie same plany w stosunku do swej siostry? Rodzeństwo nie musiało wcale kochać się nad życie. Iluż to władców zostało w ten sposób pozbawionych tronu... Jedna dziesiąta? A może więcej?
Nalał sobie nieco wina do kielicha.
- O co? - spytał. - Ale i tak się nie założę.

- No to wreszcie coś wiemy. - kiwnął głową Dave zamyślonym głosem obserwując kolejna wychodzącą z jadalni. Więc chodziło o jakąś truciznę. Zapewnie nie lichą jeśli moc samej Taminy niekoniecznie gwarantowała sukces. Zastanawiał się czy opłaca się ta skórka za wyprawkę. Pójść gdzieśtam, zebrać coś tam, zabić kogośtam, dać sobie wstrzyknąć śmiertelną szprycę a potem liczyć, że wszystko będzie ok i w zamian za amnezję pozostaną takimi ludźmi jakimi byli wcześniej. - Zostaje więc ustalić jaka jest różnica w wysyłaniu do nas wilków a zwykłych ludzi. Jeśli żadna to by znaczyło, że mozemy wrócić już teraz bez szprycowania się i podróży na koniec świata. I zabijania kogos tam. Oczywiście teraz wrócilibyśmy jako wilkołaki więc zależy czy komuś to przeszkadza czy nie. - podsumował swoje wnioski patrząc w sufit i popijając leniwie z pucharka. Morgi świadomie czy nie rozdzieliła te dwa zagadnienia czyli wilkołactwo i powrót do ich świata. Te cała trutka i podróże były potrzebne do zdjęcia klątwy. Ale najwyraźniej do samego powrotu do ich świata to wcale nie było potrzebne. Sama zaś wilczyca co ich pokąsała udowadniała, że da się przejść wilkowi do ich świata. Zostawała jeszcze do rozpracowania ta kwestia tego niewolnictwa czy posłuszeństwu stadu o czym wspomniał bo nie wyjaśnił pełnym zdaniem Dan. Zostałby to by pogadali jak ludzie o konkretach i doradztwie specowym dla zainteresowanego klienta. Ale nie. Wolał strzelić focha bo jego panna strzeliła focha, bo Dave był nieuprzejmy nie rozumieć półsłowek i dopytywać się detali speców o ich specostwie.

- Ciekawa teoria Summer. - odpowiedział po chwili widząc, że Ken jak zwykle przyjął cwaniacką i ostrożną postawę by wybadać co kto myśli i sądzi i przecwaniakować do najkorzystniejszej wersji ale tak by nic brzydkiego go oczywiście nie ochlapało. A ta kolorowłosa pierwszy raz powiedziała coś sensownego co nawet pokrywało się z jego obserwacjami. - W tej chwili to oczywiście zgadywanie. Choć przyznam, że na moje oko to odpowiednia osoba z odpowiednimi kwaliwikacjami do takiego numeru. Trzecia strona nie musi być relatywnie trzecią stroną równie może być jakimś stronnictwem w dwóch podstawowych. Tu lub tam. Razem lub osobno. No ale na naszą wiedzę o tym świecie no to czysta gra logiczna w tej chwili. - odparł tonem luźnej pogawędki. - Chociaż przyznam, że pewność siebie co do naszego marnego końca jaką prezentuje Morgi jest z lekka niepokojąca biorąc pod uwagę kim ona jest. - zauważył nonszalancko wypijając kolejnego łyka z pucharu. Tak sobie tu siedzieli i dywagowali a gdzieś tam ta ruda sucz mogła knuć ich marny koniec. A za pewne miała z kim, czym i z czego. Trochę frustrujące. Zwłaszcza jak nie można było ze skargą polecieć do Taminy. - A kim jest ten Arwan zwany Mrocznym? Czemu ją to tak ruszyło? - zapytał patrząc na Summer zaciekawiony nagłą reakcją rudej. Taka tam sobie pogawędka a naglę wręcz wyrzuciło ją z fotela. Ciekawe.
- Po pierwsze Arawn, a nie Arwan - powiedział Jack. - A po drugie... Dave... wiem, że to trudne, a może nie jesteś przyzwyczajony... Spróbuj najpierw pomyśleć, a dopiero potem mówić. Obrażasz kogo się da i nawet nie pomyślisz, jakie to może mieć skutki.
- Jeśli zaś chodzi o to przeniesienie bez usunięcia wilkołactwa, czy jak to tam nazwać... Najlepiej idź do naszej gospodyni i jej to zaproponuj. Powiedz, prosto w oczy. A nuż się zgodzi. Ja bym się nie zgodził.

- W moim świecie… robiłem.. pracowałem w sposób bardzo odbiegający od tego, co czeka mnie teraz - Alex postanowił poruszyć temat, który coraz bardziej go męczył. - Czy są szanse na jakiś trening? Pokazanie jak trzyma się miecz? Magiczną różdżkę? Albo chociaż gdzie stanąć podczas walki by nie przeszkadzać znającym się na rzeczy?
- Pewnie to zależy od tego, kto będzie twoim przewodnikiem. Mam nadzieję, że czegoś nas nauczą prócz wskazywania kierunków. - Nela wzruszyła ramionami. W końcu nie oni o tym decydowali. Machać mieczem mogli próbować uczyć się sami. Jaki byłby tego skutek, to już inna sprawa. Dziewczyna spojrzała w stronę Jacka. - Jeśli by nas przenieśli bez usunięcia wilkołactwa do naszego świata… to byłaby katastrofa.
- Obejrzałem niejeden film o samurajach, rycerzach, w tym jedi, ale nie czuję się wypełniony wiedzą o walce. Nie czuję się nawet wypełniony siłą by machać toporem bojowym czy dwuręcznym mieczem. Przydałoby się parę lekcji u kogoś kto się na tym zna. Bo wyobrażenia o walce niewiele mają z nią wspólnego. - Alex też wzruszył ramionami.
- Miałem kiedyś w ręce taki szkocki pałasz - odparł Jack. - Tutejsze krótkie miecze są poręczniejsze... co nie znaczy, że się nimi łatwo włada. I raczej nie mamy czasu, by się nauczyć szermierki.
- To pozostaje mi wierzyć, że obudzą się we mnie magiczne moce - żart Alexa był wypowiedziany bardzo ponurym tonem. - Czy jest szansa, że samiec alfa sam się nam podłoży? Może boi się łaskotek?
- Możemy bezczynnie siedzieć w miejscu wierząc w to, że i tak nam się nic nie uda zdziałać, bo nic nie potrafimy. Albo próbować. - Nela zatrzymała wzrok dłużej na Alexie. - Czym zajmowałeś się w naszym świecie?
Spojrzał zdziwiony na Nelę.
- Mi chodzi o to, że trzeba robić z głową, łap się za miecz i leć do boju a gwarantuję, że nigdy nie zobaczysz naszego świata. W którym pracowałem w biurze jako informatyk - dodał. - Jeśli da się zhakować Samca Alfę to na pewno spróbuję to zrobić.
Nela uniosła brwi na te nowinki. Nie powiedziała jednak nic, akurat nakładając coś na swoją bułkę.
- Ja też, niestety, nie należę do żadnego bractwa rycerskiego - dorzucił Jack. - Ale za to kuszę trzymałem kiedyś w rękach. W naszym świecie - sprecyzował.
- Summer i ja umiemy posługiwać się łukiem. Któraś z nas może ci pokazać jak to się robi. Tyle że jeśli nie będziesz ćwiczył, to i tak na niewiele ci się zda. - Nela wskazała głową na Jacka. - My na przykład dziś już ćwiczyliśmy. Pierwszy krótki trening, a wystarczy by mięśnie nieco pobolały.
- Nie trafię w nic mniejszego od stodoły. - Mina Alexa mówiła wszystko - Mimo to mam nadzieję, że nie spotkamy niczego na tyle dużego, że dałbym radę trafić.
- Polecam kuszę. Zdecydowanie prostsza. Coś w sam raz dla opornych - zaproponował Jack.
- No to nie potrzebujesz wiedzieć o co, prawda? - odparła Summer, na pytanie Jacka, a następnie z uwagą dzieloną między mówiącego Dawida, a własny kielich, wysłuchała jego słów.
- To tylko jedna z możliwości - zaczęła, jednak urwała, nie zwracając uwagi na rozmowy pozostałych. - Najbardziej prawdopodobna, jednak wcale nie musząca być tą właściwą. Morgana z pewnością chce naszej śmierci, jednak okazuje to zbyt otwarcie. Równie dobrze może się okazać, że źle nam życzy nasz droga gospodyni, a jej siostra to nasz największy sojusznik. Wtedy jednak pojawia się pytanie - kim na tej szachownicy są nasi drodzy pomocnicy, ochroniarze, czy jak ich tam zwać. - Wzruszyła ramionami, jakby temat interesował ją tyle, co zeszłoroczny śnieg.
- Arawn, przez niektórych zwany Mrocznym, król zaświatów w mitologii walijskiej - wyjaśniła, zaczynając się huśtać na krześle. - Ci, których ona wymieniła, należą do panteonu celtyckiego. To w sumie logiczne, prawda? Byłam ciekawa, jak zareaguje na przedstawiciela innego panteonu. - Upiła łyk wina i z hukiem postawiła wszystkie cztery nogi krzesła na podłodze.
- To, że można przejść bez względu na to, czy jesteśmy ludźmi, czy wilkami, to raczej rzecz oczywista. Pytanie tylko, jakie warunki byśmy musieli spełnić, by taką podróż odbyć. Sądząc po długości czasu, jaka upłynęła od ostatniej grupy, która się tu pojawiła, potrzeba nie lada przygotowań żeby tego dokonać. Założę się jednak - tu wyszczerzyła ząbki do Jack’a - że nasza droga Tamina mogłaby tego dokonać bez problemu. Mogłaby też zabrać całą naszą grupę ze sobą, a następnie spełnić każdemu jego trzy życzenia. Ona jednak woli nam pomóc inaczej - wysyła byśmy zdobyli rzeczy potrzebne do cofnięcia przemiany, zdobyli wiedzę i wymordowali paru przedstawicieli naszej nowej rasy. Wszystko zaś w dobrej wierze i z uprzejmym uśmieszkiem na tej ślicznej twarzy.
Sama się uśmiechnęła, wstając od stołu, z kielichem w dłoni i obchodząc go by zatrzymać się przy Dawidzie.
- Jak na mój nowiutki, wilczy nosek, coś tu wyjątkowo cuchnie - zdradziła teatralnym szeptem, pochylając się nad nim, jak Dan chwilę wcześniej nad Barb. - Zauważyliście, że ona nic nie je ani nie pije? - odwróciła twarz, tak żeby widzieć resztę zebranych. - Jej fryzura się nie zmienia, jej strój także. Sprawdziłam spiżarnię przed kolacją, nie było tam jelenia, a to bez dwóch zdań właśnie on wylądował dziś na tym stole. Pokoje są większe niż wskazuje na to rozmiar chaty, wokoło panuje cisza, temperatura się nie zmienia, a przecież powinna. Skoro tak bardzo pragnie nam pomóc, to dlaczego tak wiele przed nami ukrywa? Chyba się nas nie obawia, co nie? Takich biednych niedorobionych wilków, którzy sami nic nie mogą i potrzebują nianiek by sobie tyłki podetrzeć. - Puściła im oczko, po czym ponownie uwagę skupiła na Dawidzie.
- A jak to z tobą jest? Zabijanie ci nie w smak, bycie wilkiem także. Taki dumny, butny facet nie chce chyba skończyć jako zbieracz kwiatków na soczek, co nie?
Jemu też puściła oczko, odłożyła kielich, który o dziwo wyglądał na pełny, po czym przeciągnęła się ruch ów kończąc znudzonym westchnieniem.
- Idę na spacer - obwieściła, powracając do poprzedniego, lekko nieogarniętego zachowania. Nawinęła kosmyk włosów na palec i bawiąc się nim, nieco tanecznym krokiem ruszyła w stronę wyjścia z jadalni, nucąc pod nosem jakąś wesołą melodię.
- Wszystko może być kłamstwem i iluzją... albo i nic. - Jack wstał. - Ja również dziękuję za towarzystwo i ciekawie spędzony wieczór. Do jutra zatem. - Skinął głową Danowi, po czym ruszył do swego pokoju. Zaś Nela pośpieszyła za nim wraz z przygotowanymi kanapkami.
- Ten dumny i butny facet jak to określiłaś po prostu ma swoje zasady. I chce ich przestrzegać nawet tutaj. - Dave uśmiechnął się nawet dość wesoło do kolorowłosej. - A poza tym nasi spece mają dość zauważalne problemy z wysławianiem się w zrozumiały sposób o swoim specostwie. Albo już zapomnieli jak bardzo zielony jest ktoś kto dopiero tu przybył i uważają, że jak powiedzą jedno zdanie to od razu jak kazdy z miejscowych dokuma sobie dziesięć następnych. - prychnął zirytowanym głosem patrząc na miejsca zajmowane niedawno przez parkę ściągniętych speców. - Do tego Dan zaczął coś nagle mówić o zniewoleniu czy jakimś stadnym posłuszeństwie no ale nie skończył bo musiał strzelić focha. Nie zamierzam być niczyim niewolnikiem czy marionetką. To zmienia postać rzeczy choć nie oznacza jeszcze, że zaraz złapię za nóż i polecę rzezać alfy. - znów rozwinął kolejny żal jaki mu sie ulugł podczas rozmowy do wspomnianej parki. Jakby za karę albo po złości z nimi gadali urywając rozmowę przy pierwszym pretekście. - Czekaj, też sie przejdę. - wzruszył ramionami, wstał od stołu i ruszył za Summer. W sumie okazała się całkiem bystra i miała niezależne spojrzenie więc chyba spotkał wreszcie kogoś z kim sensownie można było pogadać.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-08-2016, 14:49   #53
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Po kolacji

Nela uchyliła delikatnie drzwi sypialni, zaglądając przez nie niepewnie.
- Można? - zapytała nim jeszcze zobaczyła czy w środku jest Barb i co robi.
- Spoko, zakładam, że to nasz wspólny pokój, nie musicie pytać mnie o pozwolenie - odpowiedziała czarnowłosa, a w jej głosie pobrzmiewały nutki rozbawienia.
- A nuż biegałabyś goła i bosa - odparł Jack, wchodząc do pokoju. - Dary niesiemy - dodał. - A dokładniej, to Nela niesie.
- Nooo… wydawało mi się, że nie zdążyłaś za bardzo zjeść tej kolacji. - Nela zamknęła za sobą drzwi łokciem, gdyż w ręku faktycznie niosła kilka posmarowanych bułek.
- Szczerze mówiąc zrobiło mi się w sumie nieco niedobrze. Zdenerwowałam się i jeszcze ten… on, dyszący mi w kark. Ja pitolę - westchnęła, z wdzięcznością sięgając po jedną bułkę.
- Ale chyba lepiej będzie wędrować w towarzystwie Dana i Scarlett, niż w towarzystwie Dave'a - stwierdził Jack. - On jest niestrawny - dodał.
- Scarlett wydaje się rozsądna. A Dan… też mi nie przypadł do gustu. W ogóle, to co mówili… brzmi tak, że ciarki przechodzą - powiedziała Nela. Wysunęła dłoń z jedną z bułek w stronę Jacka z pytającym wyrazem twarzy.
- A, masz rację. Dzięki. - Jack wziął bułkę. - Chociaż nie powinienem was objadać - dodał z wyraźnie udawaną skruchą.
- Zrobiłam dla wszystkich. - Nela wzruszyła ramionami i zabrała się za swoją bułkę wlepiając przy tym spojrzenie w Barb.
Barbara łapczywie jadła bułkę i odwzajemniła spojrzenie koleżanki.
- Czo? - zapytała z pełnymi ustami.
- Wkurzał cie, czy ci się podobał? - Nela zadała bezpośrednie pytanie z lekkim uśmiechem przysłanianym bułką.
Barbara zarumieniła się i odkaszlnęła.
- Ładna pogoda, prawda? - Machnęła ręką w stronę okna, za którym nie było widać nic, tylko ciemność. Czarnowłosa speszyła się.
- Oj no. Wkurzał… aleteżnawetwmiaręfajny - wyrzuciła z siebie na wydechu. - Brad Pitt też jest fajny, co nie oznacza, że bym zaraz się na niego rzucała - zakończyła triumfalnie, podnosząc w geście zwycięstwa rękę, w której trzymała resztki bułki.
Nela zaśmiała się krótko.
- Okej. Okej. Przecież nikt nic nie mówi. Tylko pytałam. - Dziewczyna rozłożyła ręce. - Przydałoby się coś wygodniejszego do spania. - Zmieniła temat.
- Zamiast tego wygodnego łoża? - zażartował Jack. - Czy chodzi ci o nocną koszulę? Ponoć w tej epoce wszyscy sypiali w strojach urodzinowych - dodał z poważną miną.
- Strojach urodzinowych? - Nela uniosła brwi. - Chodzi ci o na golasa? - zapytała rozbawiona, chociaż brzmiało to trochę jak retoryczne pytanie. - To Barb pierwsza.
- Pfff, tak, będę moje schabiki prezentować. Tylko mężowi i po ślubie! - dodała teatralnie. - Lepiej sprawdźmy szafy, może będzie jakaś długa, luźna koszula. - Czarnowłosa wcisnęła ostatni kęs bułki do ust i podeszła do szafy.
- Proszę bardzo! - oznajmiła triumfalnie, wyciągając z jej czeluści dwie męskie koszule w kolorze białym, w rozmiarze co najmniej XXL. - Mam wrażenie, że ta szafa daje nam to, czego potrzebujemy, bo czyta w myślach - dodała i podała Neli nowy fatałaszek.
Nela podniosła go tak by móc mu się przyjrzeć.
- Myślałam, że wyciągniesz jakąś seksi bieliznę. No, może być. A coś dla Jacka? Czy to on będzie stał… fu… spał w stroju urodzinowym?
- Może to jednak dla mnie? - spytał Jack. - Seksi ciuszki pewnie są głębiej.
- Ja pozostanę przy koszuli męskiej - stwierdziła Barbara, otwierając jedną z kolejnych szuflad. - O! Proszę bardzo - wyjęła kłębek materiału, po czym odwróciła się w stronę Neli i zaprezentowała czarną koszulkę z lejącego się materiału na ramiączkach, z lekką koronką okalającą dekolt, oraz dobrany do tego szlafroczek z takiego samego materiału.


- To na wypadek gdybyś chciała jednak rzucić się na Brada Pitta? - odparła Nela z lekkim uśmiechem i wyczuwalnym przytykiem.
- Moja koszula?
- Ta koszula.
- Tak, jakby się pojawił Brad Pitt, zerwę ją z siebie i zarzucę mu na głowę.
Nela zaśmiała się.
- Chcesz porwać Brada Bitta czy zgwałcić?
- Jak go unieruchomię, to się zastanowię, czy lepiej dostać okup, czy alimenty. - Barb dołączyła się do śmiechu Neli.
- Pójdę się przebrać - oznajmiła Nela gdy śmiech dziewczyn już opadł. - To był długi dzień. - Po tym wstała z łóżka i ruszyła w stronę wyjścia z pokoju.
Barb tymczasem stanęła za otwartym skrzydłem drzwi szafy, żeby nie rzucać się w oczy Jackowi, zdjęła kurtkę, koszulę, założyła nocną, która opadła jej aż do kolan, po czym zdjęła spodnie i biustonosz.
- No, masz szczęście, że nie podglądałeś - powiedziała do Jacka i radośnie rzucając swoje ubrania na krzesło, podeszła do łóżka.
- Już widziałem nagą dziewczynę - odparł Jack. - Nie umarłbym z wrażenia - dodał.
Podszedł do łóżka, by pomóc Barb w zsunięciu łóżek.
- Nie wątpię, jak tak na ciebie patrzę. Ale mógłbyś ze śmiechu tu zejść. - Pokazała język i pchnęła jedno z łóżek w stronę Jacka i drugiego. - Kocami wyłóżmy materace, będzie trochę złączenie zniwelowane.
- Dwa koce na środek i Nela będzie miała mięciutko - zapewnił Jack. - Ale jak się zacznie rozpychać, to nas zepchnie.
- Gotowe. - powiedział po chwili. - Kąpiel, mycie ząbków i spać, czy też masz jeszcze jakieś plany na wieczorową porę?
- Mogłabym się nieco upić, ale nie chcę podejmować jutro ważnych decyzji na kacu.
- Ważną decyzję już podjęliśmy... Idziemy na daleką Północ - odparł Jack. - Jeśli masz ochotę na trochę wina, lub na trochę więcej wina... nie krępuj się.
- Ale trzeba by zejść po te wino na dół, wszyscy już sobie stamtąd poszli?
- Zaraz Nela wróci z łazienki, to ją zagarnę i pójdziemy do jadalni zapolować na dzban wina i jakieś puchary.
Zupełnie jakby Jack wywołał wilka z lasu, klamka od pokojowych drzwi poruszyła się w dół. Nela najpierw zajrzała do środka nim weszła.
- O. Połączyliście je. Dobrze. - Przebrana w dużą koszulę która mogła służyć za nocną ściskała w dłoni resztę swoich ciuchów. Znów od niej pachniało, co mogło świadczyć o dobrym skorzystaniu z łazienki. W końcu, kto wie, z czego będą korzystać od jutra.
- No to chodźmy. - Jack zwrócił się do Barb.
- Eeeej, czemu nie ubrałaś czarnych ciuszków? - z wyraźnym zawodem w głosie zapytała czarnowłosa, wstając przy tym i podchodząc do drzwi za Jackiem.
- Nie chciała, żebyśmy się na nią rzucili - powiedział Jack.
- A wy co? Idziecie razem do łazienki? - Nela popatrzyła za kierującą się do drzwi dwójką.
- Chcemy sprawdzić, czy wanna jest dosyć duża. Dołączysz? - spytał Jack.
Nela podrapała się po policzku.
- Lubicie trójkąciki? Zboczuszki. - Przeniosła spojrzenie na Barb. - Czarną zostawiłam dla ciebie. - Wyszczerzyła się.
- To trójkącik potem, bo jeszcze nie próbowałam i się nie wypowiem. A teraz to my idziemy po wino. A w te czarne coś, to mi wejdzie jedna noga co najwyżej - roześmiała się czarnowłosa.
Nela parsknęła śmiechem, kiedy usłyszała, że idą po wino.
- Po wino? Żeby było łatwiej bawić się w trójkąciki? - Pokręciła na boki głową. - Serio, jest już późno. - Zaśmiała się ponownie.
- Odrobina wina przed snem ponoć nikomu nie zaszkodziła - wyjaśnił Jack. - A po wino ja pójdę, żeby Barb nie paradowała przed Danem w tym stroju. Też się napijesz?
Nela skinęła głową w potwierdzeniu.
- Nie zaszkodzi. - Zawiesiła krótko wzrok na Barb, oceniając “ten strój” i zagrożenie wynikające z paradowania w nim przed Danem. - No racja - dodała.
Barbara również z aprobatą kiwnęła głową i radośnie wypchnęła się między Nelą i Jackiem.
- To ja szybciutko do łazienki i zaraz wracam!
Nela podeszła do krzesła na które wcześniej Barb rzuciła ciuchy i dorzuciła na nie swoje.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 03-08-2016, 14:52   #54
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Po kolacji... cd.

Po paru chwilach Jack był z powrotem. Postawił na stoliku dzban wina oraz trzy pucharki.
- Idę wystukać Barb z łazienki i wracam.
Nela siedziała na środku połączonych łóżek zajęta oglądaniem obrazków w książce o survivalu. Skinęła na słowa chłopaka głową, unosząc wzrok na dzbanek wina.
Barb weszła do pokoju i klapnęła obok Neli.
- Nawet człowiek się spokojnie umyć nie może! Ale polej pan w takim razie!
- Naści, królewno. - Jack napełnił pucharki i podał dwa z nich dziewczynom. - Kto śmiał ci przeszkadzać?
- Ty, waleniem w drzwi - odpowiedziała, biorąc z rąk Jacka wino i próbując łyk - Haaaa, dobre.
- Ja jestem tu, a nie tam - sprostował Jack. - Nela świadkiem.
- Może Brad Pitt pukał, a ty go nie wpuściłaś? - Nela wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się maskując ten uśmiech kieliszkiem wina z którego upiła z dwa łyki.
Jack również upił łyk.
- Stukający się przedstawił? - zapytał.
- Taaa… baaardzo zabawne - oznajmiła Barb, nie śmiejąc się.
- Dobra, dobra. Nie burmusz się. Już nie będę. - Nela uśmiechnęła się przepraszająco do Barb. - Może komuś chciało się po prostu siusiu i wiedział, że to łazienka.
- Nie wypijcie wszystkiego - poprosił Jack, odstawiając pucharek. - Wrócę ze chwilkę. Mniej więcej.
- Jeśli będziemy pić bez ciebie, to tylko za twoje zdrowie. - Nela uniosła kieliszek jak do toastu.
Barbara zajęła się dolewaniem wina do prawie pustych naczyń, wykorzystując przy tym ruch Neli, kiedy uniosła swój.
- Możecie mnie nawet obgadywać - powiedział Jack wychodząc z pokoju.
Nela skinęła głową Barb w podziękowaniu.
- Dobry pomysł z tym winem - powiedziała. A gdy tylko drzwi zamknęły się za Jackiem wbiła wzrok w obrazki znajdujące się w książce od survivalu.
- To jak będziemy go obgadywać?
- Hmm… - Nela uniosła wzrok znad książki na Barb. - Sama nie wiem. Ciężko powiedzieć o nim coś złego. A z dobrych rzeczy, cieszę się, że na niego trafiłyśmy. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. - A z plotek? Jestem ciekawa, czy to ta jego narzeczona wrobiła go w to wszystko.
- W narzeczeństwo? Czy w… TO - owe “to” Barbara określiła ruchem ręki wokół siebie, jakby wskazując ten pokój, chatę, a może cały ten świat.
Nela uśmiechnęła się lekko na pytanie Barb.
- Nie chodzi mi o narzeczeństwo. Z tego co Tamina mówiła, wynika że ktoś z naszego środowiska musiał nie tylko dążyć do tego byśmy pojawili się w Pełni, ale ogólnie wcześniej już nad nami pracować. - Dziewczyna machnęła ręką. - Zapomnij. Tak się głośno zastanawiałam, skoro weszliśmy na tematy obgadywania.
- To co, mam podejrzewać moich znajomych z paczki? A Ty? Pewnie też sama w Pełni nie byłaś, nie? - zapytała zaskoczona rozważaniem Neli.
- Jasne, że nie. Ale jakkolwiek nie próbuję sobie przypomnieć jak to było, zawsze mam dwa typy. Jeden do którego jestem święcie przekonana, że to to. Drugi w który nie chciałabym wierzyć, że to to - odparła spokojnie Nela.
- Albo ktoś z naszego świata nam pomógł, albo nie pomógł? Czyli stoimy w miejscu zasadniczo - Barb zawahała się - poza tym mogliśmy być obserwowani przez kogoś obcego, a nie zauważylibyśmy tego. Ja niespecjalnie patrzę, czy ktoś mnie śledzi.
Barbara na moment umilkła, po czym wyraziła na głos kolejne swoje myśli:
- No i w sumie, to raczej bym założyła, że wybrano nas tylko dlatego, że byliśmy w Pełni. Nikt nie mógł założyć, że tam się rzekome cele zbiorą. Dla mnie pójście tam to był lekki spontan.
- No i właśnie nie do końca. Jeśli wierzyć temu co mówiła Tamina i tamten krasnal - odparła Nela odstawiając kieliszek z winem na parapet., po czym zaczęła wychodzić z łóżka.
- Dolej proszę, bo trzeba to zapić - skonkludowała czarnowłosa, wyciągając kieliszek w stronę Neli - jeszcze tylko jeden i ja tam idę spać.
- Hej! Spokojnie, bo zaśniesz nim Jack wróci. - Nela uśmiechnęła się do Barb. - Mam zamiar najpierw znaleźć porządne grube skarpetki. Zimno mi w stopy.
Barb wzniosła puste naczynie w niemym geście zgody.
Szarowłosa kucnęła przy komodzie otwierając po kolei szuflady i szperając w nich. Pod nosem cicho komentowała:
- To nie, takie nie…
Czarnowłosa uniosła lekko brwi.
Po kilku dłuższych chwilach Nela wyłowiła z jednej z szuflad odpowiednie wełniane skarpety. Najpierw przysiadła na skraju łóżka by założyć ja na stopy. Dopiero po tym powędrowała w stronę dzbana z winem.
- No dwaj ten kieliszek. - Zbliżyła się w stronę Barb.
- Proszę, o pani! Wdzięczność ma będzie cię ścigać - to mówiąc, podała kieliszek.
Który Nela zaczęła napełniać.
Stuk, stuk, stuk!
- Można wejść? - Zza drzwi dobiegł głos Jack'a.
- Moment, bo skaczemy nagie po łóżkach. - Odpowiedział mu głos Neli, w którym nawet przez drzwi można było wyczuć żart.
- Tak beze mnie? - zdumiał się Jack, po czym nacisnął klamkę.
Tak jak się zresztą spodziewał - dziewczyny były kulturalnie przyodziane, a jedynym rozrywkowym elementem było wino.
- Cóż za rozczarowanie. - Jack pokręcił głową. Zamknął za sobą drzwi, po czym postawił pod drzwiami krzesło - w taki sposób, by oparcie blokowało klamkę.
- Zostało jeszcze trochę wina? - spytał.
- Tak, Barb jeszcze wszystkiego nie wypiła - odpowiedziała Nela, po czym wlała wino do kieliszka który zostawił wychodząc. Na powrót wlazła do łóżka. - Wszyscy poszli spać?
- Jeszcze - dodała cicho wcześniej wymieniona.
Nela spojrzała zdziwiona na Barb, najwyraźniej myślała, że dziewczyna chce jeszcze wina.
- Ktoś się tam jeszcze błąkał - odparł Jack. - Wasze zdrowie.
- Jack? - Nela przywołała chłopaka gdy tylko z powrotem znalazła się na łóżku, najwyraźniej mając zamiar zaraz zadać mu jakieś pytanie.
- Dlaczego poszedłeś do Pełni? No wiesz… Tamina zasugerowała, że przemianę zainicjowano jakiś dłuższy czas temu, krasnal też to sugerował. Zastanawiałeś się nad tym dlaczego tam ostatecznie trafiłeś?
- Lucy chciała iść - odparł Jack. - Mi aż tak nie zależało. Prawdę mówiąc dawno nigdzie nie wychodziliśmy, a po jej przyjeździe odrabialiśmy zaległości po długim niewidzeniu się. Czasami trzeba pożyć trochę wśród ludzi.
Nela zerknęła krótko na Barb z miną w stylu “a nie mówiłam”. Ale nic nie powiedziała.
Zamyślona czarnowłosa siorbnęła winem.
- Ojej, przepraszam… Dobre całkiem. - Spojrzała na Jacka.
- A ty, kochaniutki, to hm… młody jesteś bardzo, znaczy, jak na zaręczyny. Co was tak tknęło? Dziecko w drodze? Przeznaczenie? Możesz rozwinąć swoją historię, czy nie bardzo?
- Badamy z Barb nasze szanse - wtrąciła się Nela, szczerząc się przy tym do Jacka.
- Dziecko? W dzisiejszych czasach? - Jack machnął ręką. - Na to jesteśmy albo za młodzi, albo za starzy. - Uśmiechnął się. - Raczej przeznaczenie. Znamy się od czasów, gdy wypadało nam jeszcze kąpać się w jednej wannie.
- Łoł. Serio? - zdziwiła się Nela, oczywiście zadając przy tym retoryczne pytanie.
- Ale po co już? Te zaręczyny? Moglibyście poczekać na skończenie szkoły, czy nie wiem… jak będziecie się sami utrzymywać, bo zakładam, że na razie tak nie jest? - zapytała Barb.
- Serio. A tak w ogóle to fajnie mieć narzeczoną. Swoją dziewczynę ma prawie każdy - odparł Jack, nie zdradzając równocześnie, że zaręczyny były prywatną sprawą Lucy i jego i nie zostały nigdzie oficjalnie ogłoszone.
- Niewielka jest chyba różnica między dziewczyną a narzeczoną, hmm? - Nela wzruszyła ramionami, jakby faktycznie nie bardzo widziała różnice. - Ale to i tak łał. Ja nie byłam z żadną… - Nela urwała, w powietrzu uczyniła znak sugerujący cudzysłów - … drugą połówką, dłużej niż… hmmm… chyba cztery miesiące to mój rekord. - Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi po tych słowach. Wyglądało jakby biła się z jakąś myślą.
- Dziewczyna to dziewczyna. W zależności od stopnia... znajomości... różne rzeczy można razem robić. A narzeczona to już jest oficjalna deklaracja wspólnego życia. Ślub i tak dalej - wyjaśnił Jack.
- Muszę się napić - oznajmiła Nela, po czym faktycznie przechyliła kieliszek i wypiła znajdujące się w nim wino do dna. - No nic… pozazdrościć, kogoś z kim tak dobrze się znasz i rozumiesz - odparła ze szczerą pochwałą, ale też lekką nutą tonu niezrozumianego przez nikogo dziecka.
- Jeszcze jeden? - spytał Jack, sięgając po dzban. - Jeszcze coś tu chlupie na dnie.
Barbara ziewnęła.
- Chętnie bym i plotkowała o nas i poznawała się lepiej i spiskowała, ale naprawdę dzisiejszy dzień był totalnie popieprzony i mam ochotę iść spać. Przy czym nie przeszkadza mi światło włączone, czy gadanie, jak coś - podkreśliła, odkładając pusty już kieliszek pod łóżko, żeby nie uderzyć go rano nogą przy wstawaniu.
- Barb ma rację. Odstawisz? - Nela podała pusty kieliszek Jackowi. - Jutro czeka nas ciężki dzień.
- I pojutrze też. - Jack wziął kieliszek i odstawił na stół, obok dzbana i swojego pucharku. - No to skaczcie do tych łóżek. Znajdę sobie jakieś wdzianko i do was dołączę.
Podszedł do szafy.
- Możemy zostawić zapalone świece? - zapytała nieco nieśmiało Nela.
- Ależ proszę bardzo. Tylko Jack, bądź tak miły i sprawdź, czy nie podpalą niczego przy okazji - poprosiła Barb, owijając się w kołdrę, jednocześnie wystawiając nogę z drugiej jej strony.
- Jedna wystarczy? - spytał Jack, któremu w końcu udało się znaleźć coś, co nie było damską koszulą nocną.
- Tak. - Nela położyła się na środku złączonych łóżek i idąc w ślady Barb przykryła się kołdrą, aż po samą szyję.
Jack przebrał się szybko, po czym położył swoje rzeczy na krześle. Zgasił świece, zostawiając tylko jedną, której światło dość ładnie łączyło się z wpadającym przez okno światłem księżyca.
Położył się na wolnym kawałku łóżka i przykrył się kocem.
- Dobrej nocy - powiedział.
- Kolorowych snów - odpowiedziała mu Nela, po czym ziewnęła, ledwo co zdążając przykryć dłonią usta.
- Branoc - wyburczała bardziej, niż powiedziała Barb, wyraźnie osuwając się w odmęty snów.

***

Minęło kilka godzin nim światło świecy zgasło. Przebudzona tym faktem Nela przechyliła się w stronę Jacka. Chłopak mógł poczuć ciepły oddech dziewczyny na swoim karku i kurczowo wtulające się w jego plecy dłonie.
- Lucy...? - mruknął Jack, obracając się i przytulając do dziewczyny.
Przytulona Nela ponownie pogrążyła się w odmętach snów, zapominając o tym, że śpi teraz przy zgaszonym świetle. Zresztą, to był dziwny dzień… a może sen?
Jack, który nie do końca się obudził, przesunął się odrobinę, by jemu i dziewczynie było wygodniej, po czym spał dalej.

***

Barbara gwałtownie otworzyła oczy. Jakby coś ją przestraszyło. Podniosła się ostrożnie do pozycji siedzącej i rozejrzała po “ich” pokoju. Blade światło poranka zaczynało nieśmiało wpadać do pomieszczenia. Resztki strachu czuła gdzieś na dnie swoich trzewi, ale wiedziała, że to pewnie tylko pozostałości po śnie, który ją męczył.
Spojrzenie Barb zatrzymało się na ciasno do siebie przytulonych Neli i Jacku. Spali przodem do niej, na łyżeczkę, a ręka chłopaka spoczywała gdzieś w okolicach talii szarowłosej. Nie dało się zareagować inaczej, niż tylko uśmiechem, na tę sytuację. Wyglądali słodko i spokojnie. Barbara miała nadzieję, że to właśnie tak będą wyglądały ich poranki. Że nadejdą kolejne. I że nie będą musieli poświęcać snu na chronienie swojego życia…
Nie wiedziała która jest godzina, ale miała nadzieję, że jeszcze uda się zasnąć. Opadła na poduszki, oparła kolana o nogi Neli i zadowolona z tego kontaktu zamknęła oczy.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 06-08-2016, 15:04   #55
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave.

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak


Domek; jadalnia


- Ten dumny i butny facet jak to określiłaś po prostu ma swoje zasady. I chce ich przestrzegać nawet tutaj. - Dave uśmiechnął się nawet dość wesoło do kolorowłosej. - A poza tym nasi spece mają dość zauważalne problemy z wysławianiem się w zrozumiały sposób o swoim specostwie. Albo już zapomnieli jak bardzo zielony jest ktoś kto dopiero tu przybył i uważają, że jak powiedzą jedno zdanie to od razu jak każdy z miejscowych dokuma sobie dziesięć następnych. - prychnął zirytowanym głosem patrząc na miejsca zajmowane niedawno przez parkę ściągniętych speców. - Do tego Dan zaczął coś nagle mówić o zniewoleniu czy jakimś stadnym posłuszeństwie no ale nie skończył bo musiał strzelić focha. Nie zamierzam być niczyim niewolnikiem czy marionetką. To zmienia postać rzeczy choć nie oznacza jeszcze, że zaraz złapię za nóż i polecę rzezać alfy. - znów rozwinął kolejny żal jaki mu się ulungł podczas rozmowy do wspomnianej parki. Jakby za karę albo po złości z nimi gadali urywając rozmowę przy pierwszym pretekście. - Czekaj, też się przejdę. - wzruszył ramionami, wstał od stołu i ruszył za Summer. W sumie okazała się całkiem bystra i miała niezależne spojrzenie więc chyba spotkał wreszcie kogoś z kim sensownie można było pogadać.
Dziewczyna odczekała aż do niej dołączy, po czym ruszyła z powrotem, wyraźnie kierując się ku drzwiom wyjściowym.



Droga przez las



- Znasz się widzę na mitologiach. To strasznie wielka różnica czy ktośtam jest z panteonu celtyckiego czy walijskiego? Palą za to na stosach czy co? - Nowakowski spytał dziewczynę gdy wyszli już razem na zewnątrz.

- Czy palą… Nie mam pojęcia jak to jest tutaj - odparła, zakładając dłonie za plecami i wyraźnie kierując się w stronę lasu. - I czy się znam… To chyba przesadne stwierdzenie. Interesuję nimi, to byłoby bliższe prawdy. Sądząc po reakcji Morgany, walijscy bogowie są tu traktowani na równi z celtyckimi. Możliwe, że wiara została wymieszana i sprawdzona do jednego panteonu, jednak nie mam wystarczającej ilości informacji by coś takiego przyjąć za pewnik.

Odwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się półgębkiem. Następnie, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, wyprzedziła go o kilka kroków, po czym okręciła się wokół własnej osi, rozkładając szeroko ręce.

- Coś taki poważny? - zapytała wesoło, odsuwając z twarzy włosy. - Trafiłeś do magicznej krainy gdzie wszystko jest możliwe. Piękne kobiety chętne by się oddać, dobre jedzenie, darmowe ciuchy i nawet przychylność władzy. Co prawda częściowej władzy, ale jednak. Uśmiechnij się, Dave, korzystaj - mrugnęła do niego, po czym bez ostrzeżenia zbliżyła się do niego, pocałowała prosto w usta, a następnie roześmiała odstępując.
- Zanim cię zabiją - parsknęła śmiechem.

Dave szedł obok niej kiwając głową i słuchając tego co mówi. W sumie sam nie wiedział co powiedzieć tak dokładnie bo kolejna kłótnia wbrew pozorom nieco wytrąciła go z równowagi. Jego antyfanklub powiększał się wręcz z godziny na godzinę. Ilu ich będzie po pełnych 24 h tutaj? A po całym tygodniu? I to bez żadnych komórek i twarzoksiążek. No chyba miał do tego dryg normalnie. Zapytał więc ją w sumie o pierwszą rzecz jaka mu przyszła do głowy. I słuchał co mówi. Skrzywił się i pokręcił głową jak wspomniała o tej powadze. Miał już coś odpowiedzieć kto i czemu go wkurza ale ubiegła jakby jego odpowiedź. Właściwie zaczęła nawet gadać jakby chciała go do czegoś sprowokować albo poprawić humor. Jednak tego numeru z szybkim całusem to jednak się nie spodziewał. Ich usta zetknęły się i w sumie było to przyjemne i ciekawe jak zazwyczaj. No i zaskakujące. Ale ta cała Summer w ogóle była jakaś taka zaskakująca i chyba trochę stuknięta. Choć w tym akurat aspekcie miało to zdecydowanie pozytywny wydźwięk. Poza tym na razie jako jedyna z otoczenia wykazała się samodzielnym myśleniem.

- Ee… Zabiją… - mruknął lekceważąco zupełnie jakby prowokował wręcz coś czy kogoś by spróbował to zrobić. Skoro się zatrzymali to objął ją w talii lekko kładąc na niej swoja dłoń. Drugą nieśpiesznie powędrował do jej twarzy chcąc odgarnąć kosmyk włosów z jej twarzy. - Skąd taki pesymizm u ciebie? Ja bym się wolał skupić na życiu i na tym by nas nie zabijali. Chyba, że coś zauważyłaś dzisiaj, że tak mówisz. - powiedział odgarniając te jej kolorowe włosy za ucho.

Przyglądała się mu z uśmiechem, nie próbując się uwolnić z objęcia, ani wstrzymać jego dłoni.
- Pesymizm? U mnie? - zapytała zdziwiona, po czym uniosła palec wskazujący prawej dłoni i dotknęła nim czubek jego nosa. - Ja jestem daleka od pesymizmu. Powiedziałabym wręcz, że jestem niepoprawną optymistką lub zwyczajnie szalona, nie zauważyłeś? - Roześmiała się wesoło, cofając dłoń. - Czy wiesz co było w tej miksturze, którą wypiliście rano? Czy wiesz co dodawane jest do jedzenia? Wszyscy zdajecie się być tacy ostrożni, próbujecie wypytywać, zdobywać wiedzę… - Westchnęła i pokręciła głową przez co kosmyki włosów ponownie zsunęły się na jej twarz. - Kontrolowanie naszych wzmocnionych zmysłów? Bzdura - nagle spojrzała na niego całkiem poważnie. - Odkąd tu przybyliśmy jemy im z ręki jak grzeczne owce prowadzone na rzeź. Najgorsza jest tamta trójka, aż się niedobrze robi. Przynajmniej jednak zadbali o broń. Reszta… - Prychnęła, krzywiąc się jakby poczuła coś wyjątkowo nieprzyjemnego. - Nie jestem pesymistką, a osobą ostrożną. Też powinieneś zacząć uważać, mistrzu w deptaniu cudzych odcisków - wywinęła się i wskazała dłonią na las. - Idziesz? Niedobrze mi z głodu, a tam czeka pewniejsze jedzenie niż to co podano dziś na kolację.

- To chodź. - mruknął do niej idąc znów obok niej. Ciekawie. Gadała całkiem ciekawie. Coś w ten deseń przyszło i jemu do głowy ale z tamta trójką w ogóle nie dało się gadać w sensowny sposób bo z automatu byli na nie. Szkoda nerwów. - No cóż jak podejrzewasz, że nas czymś szprycują… Może… Ale jeść coś musimy. - odezwał się po paru krokach z wyraźnym wahaniem. - Tamina nic nie je bo nie musi. Jest demonem. Pokazała mi się w tej zmienionej formie dziś rano. I powiem, że robi wrażenie. - wyjaśnił jeden detal o jakim Summer wspomniała w jadalni a który się dowiedział rano. Miał zamiar powiedzieć wcześniej ale najczęściej trafiał na bandę kenów a z nimi…

- Ale też coś mi się tu nie zgadza. Reszta jest za grzeczna i nie chcą im podpaść. Nie wiem czy to dobra taktyka takie strusiowanie. Tak myślałem o tym zabijaniu tych alf. Niezbyt mnie to przekonuje. Tak sobie właśnie myślę, że jedynyny dowód jaki mamy, że trzeba ich zabić to słowa Taminy i jej speców. Ale akurat oni są w jednej stronie tego równania. Więc tak naprawdę to jeden głos. A jak chciałem coś więcej się dowiedzieć no to widziałaś. Zaraz się Sajgon zrobił jakbym nie wiadomo o jakie sekrety się pytał. Wkurzające. - prychnął i na moment znów się zjeżył gdy złość wróciła. Choć bez jątrzącego czynnika w zasięgu wzroku i słuchu dość szybko mu zeszła.

- I nie pasuje mi te nasze pojawienie się tutaj. Mówią nam, że nie jesteśmy nijak specjalni. Akurat. Brednia. Przeczą sami sobie. Jak nie jesteśmy tacy specjalni to czemu się tyle wszyscy trzęsą by nas dorwać? Kogo obchodzi czy jedna strona pa pół tuzina szaraczków więcej czy nie jak się szykują nie wiadomo jakie zmagania? No żadna. Chyba, że coś jest niezwykłego w tym pół tuzinie. Albo ich pojawieniu się. - wyjawił jej to o czym myślał od jakiegoś czasu i parę razy nawet próbował sondować temat. Ale co ciekawe Morgi dość szybko ucięła sprawę ogłaszając, że są normalsami i koniec i by się nie doszukiwać nie wiadomo czego.

- W ogóle sporo rzeczy tu jest popieprzone. Zobacz nawet te wilki. Jaja se robią? No do cholery no… Wiesz te stworki cośmy ich pierwej spotkali, niech będzie, że przeciętny, miejscowy folklor to może i mówić wilki. Ale Tamina i reszta co jest otrzaskana chyba ponad średnią o naszym świecie? I nie przyszło im do bani wzmiankować słówko “wilkołak” tak w ramach wstępu? Nie wiem może tych wróżki i demony to jara takie zabawy z nami, mortalami i jeszcze zielonkami z innego świata ale do cholery ja nie lubię być niczyją zabawką. Z miejsca mnie to wpienia. - kopnął rozeźlony jakiś kamyk i obserwował jak się potoczył odbijając się kilka razy od ziemi i korzeni aż wreszcie zginął gdzieś w krzakach. W sumie to przez cały dzień uzbierało mu się trochę i spostrzeżeń i frustracji z którymi dotąd niezbyt miał jak się podzielić bo non stop trafiał na Kena i jego bandę a wówczas…

- W każdym razie Summer tak sobie dumałem właśnie czy nie chcą załatwić swoich brudów naszymi rękami. Może wcale nie trzeba nikogo zabijać ani nigdzie łazić. Może jest inny sposób na zatrzymanie przemiany albo powrót. W sumie chyba nawet Tamina też by mogła nas odesłać z powrotem jak tak teraz myślę. No ale nie, mamy tam kogoś załatwić. Nie wiem jak tu się sprawy załatwia ale u nas jak wiesz od dawien dawna morderstwa są ścigane i karane. I coś może być w tym co mówisz, że wilk ma załatwić drugiego wilka. kto wie. Może nawet właśnie to ten alfa może odczynić urok czy być jakimś serum. Zresztą nadal do końca nie przekonuje mnie jak niby jego śmierć ma powstrzymać klątwę. Z alfami i rządami jest tak, że jest tylko jeden ale jak się kończy zostaje następny. I co nam wtedy powiedzą? Że mamy zabić następnego? Nie wiem. Jakoś mi się to nie podoba. Ale nie chcę być też jakimś golemem czy lemingiem ze stada pozbawionym własnej woli no i siebie. No nie, na to się nie piszę wcale. - pokręcił głową zdecydowanym ruchem. Nie chciał kogoś zabijać. Tak z natury. Pokonać kogoś w walce to jedno. Ale zabijać? Nie. Nie chciał. Ale nie chciał też zatracić się w swojej zwierzęcej formie czy jak to tam nazwać. Bo bystrzak Dan zaczął coś nawijać ale nie skończył więc nie było jak się go dopytać o co mu chodzi.

- Zresztą. Zobacz na Morgi. Cwaniara. Jestem pewny, że wiedziała co i jak z rytuałem od początku. Więc Tamina pewnie też. Więc ściąganie żadnych ekspertów wcale nie było potrzebne. No ale oni najwyraźniej nie są tu po to by coś nam wyjaśniać tylko właśnie by nas poprowadzić do celu jaki im pasuje. Ale do tych blondkretynów to nie dociera i pójdą za nimi z uśmiechem na ustach bo tamci są dla nich mili, miło się uśmiechają więc i oni tacy są dla nich. Nie jak ten burak Dave co się non stop czepia i ze wszystkimi kłóci. - znów kopnął rozeźlony ale tym razem jakąś leżącą gałąź. Obserwował z satysfakcją jak leci łukiem w górę i też ściągnięta grawitacją upada w jakieś krzaki. Była większa i cięższa więc zaleciała nieco bliżej niż kamień czy szyszka co kopnął wcześniej. Ale za to głośniej upadła co też jakoś w tej chwili go podniosło na duchu.

- Coś w nas jest Summer. Albo w naszym transferze. W jakiś sposób jesteśmy wyjątkowi. Jest w nas coś czego oni się boją albo się z tym czymś przynajmniej liczą. I wkurza mnie, że obie strony chcą tego użyć zanim my się połapiemy o co chodzi. Nie wiem, może jest jakaś legenda czy podanie no albo po prostu prawidło, że my coś w sobie mamy, coś możemy rozwinąć czy co… No nie wiem. Ale patrząc jak nas traktują myślę, że coś jest na rzeczy. - w końcu myśl która umykała mu gdzieś przez większość dnia zdołała mu się jakoś sensownie wykrystalizować. No coś musiało być na rzeczy bez względu na to co im mówili.

- Dobra a właściwie to gdzie idziemy? Co chcesz tutaj znaleźć do jedzenia? - spytał jakby otrząsnął się ze swoich przemyśleń i się zorientował, że coś dalej idą w ten las. Co chciała znaleźć? Jakieś jagody czy co tam w tym lesie może rosnąć?

- Jesteśmy wyjątkowi - odpowiedziała po chwili spaceru w milczeniu. - Gdyby było inaczej to by tak nie zaprzeczali. Nie byłoby tej całej farsy. Gdy tu przybyliśmy, do tej chaty - machnęła dłonią, wskazując mniej więcej kierunek chaty, której już nie było widać. - To nie był przypadek. Szliśmy jak po sznurku od chwili wstąpienia do lasu. Czy wiesz, że jesteśmy teraz nie dalej jak parę metrów od Stonehenge? Chodź, sam się przekonasz - chwyciła go za rękę i gwałtownie zmieniła kierunek. Nie uszli daleko gdy las i gęste krzaki zaczęły się przerzedzać. Zanim jednak udało się im wyjść na otwartą przestrzeń, Summer zatrzymała się i położyła dłoń na piersi Dawida, by i jego kroki wstrzymać.
- Spójrz - wskazała na widok, który ukazał się ich oczom.



- Dalej nie byłam w stanie przejść - wyjaśniła mu, spoglądając prosto w słońce. - Ta ich bariera nie pozwala dojść do kamieni ani nawet wyjść z lasu. Jesteśmy tu więźniami, a przynajmniej jesteśmy nimi na tym odcinku. Swoją drogą, ładny widok - wyszczerzyła się i poklepała go po barku, ruszając powoli w głąb lasu. - Chodź buntowniku, jak miałam szczęście to czeka na mnie pyszny zając którego jednak muszę jeszcze obrobić, a wolałabym to zrobić przy świetle dnia. Możesz się też przydać na coś i zacząć zbierać drewno - co powiedziawszy sama pochyliła się by podnieść cienką gałąź z ziemi. - Pogadać możemy przy ognisku.

- No to chyba masz lepszy zmysł orientacji ode mnie. - mruknął patrząc na nią trochę powątpiewająco. Nie lubił się przyznawać do swoich słabości a na pewno nie przed laską, że ma wybitne talenta do gubienia się w terenie. W mieście i po drogach nie było problemów. Znaki, mapy, pamięć, punkty charakterystyczne i te sprawy. Nie gubił się nawet jak gdzieś był pierwszy raz. Ale w tak jednolicie monotonnym otoczeniu jak las czy gołe pole to zmysły mu głupiały nie mając żadnych zwyczajowych punktów orientacji. Więc w sumie to musiał zdać się na opinię innych w tej materii w tym wypadku tej dziewczyny obok. Szli jak po sznurku? Fakt. Zdziwił się trochę, że taki las a trafili od razu na domek. Choć sądził, że no leśna wróżka i zainteresowana bramą międzywymiarową to wiedziała gdzie sobie ten granzpunkt postawić. Ale, że aż takie sterowanie no to nie. Nie podejrzewał tego. Ale jakby nie patrzyć Summer zaprowadziła go na skraj lasu a tu faktycznie jak byk widział te stertę kamoli gdzie się obudzili rano.

- Nie da się przejść? No co ty mówisz? - z niedowierzaniem mruknął patrząc na nią czy żartuje czy robi go ewidentnie w konia. Spojrzał prowokująco na ostatnie drzewa i otwartą przestrzeń za nimi. Żadnych słupów, murów, płotów ani nic w ten deseń kojarzącego się standardowo z zamknięciem czy jakąś blokadą. Akurat to mógł sprawdzić sam. Ruszył z wolna choć ostrzeżony wcześniej wyciągnął przed siebie ramiona jakby macał drogę przed sobą po ciemku. Zrobił, krok, drugi, następny ale w końcu poczuł. Coś na wyciągniętej dłoni. Zupełnie jakby dłoń zetknęła się z jakąś niewidzialną błoną. Nie bolało ani nic. No ale coś było. Zatrzymał się i obrócił pytająco do stojącej w swoim miejscu dziewczyny. No ale nie byłby sobą gdyby nie spróbował.

Zwrócił się z powrotem twarzą do niewidzialnej bariery. Napiął dłoń mocniej i faktycznie poczuł, że ustępuje. Dłoń jakby zagłębiła się w coś miękkiego jak galareta czy błona. Ale w końcu poczuł opór i dłoń mu utknęła. Zaschło mu w gardle z wrażenia. Nie znał tego zjawiska. U nich w świecie nie było czegoś takiego. Poczuł jak pot zaczyna mu perlić czoło i spływać po plecach. Oddech mu przyśpieszył jakby miał zaraz stoczyć jakąś walkę. Ale może miał? W sumie nie wiedział czego się spodziewać. Niby nic się nie działo ale… No właśnie nie wiadomo co za ale… Ale postanowił spróbować. Nie chciał zatrzymywać się w połowie kroku. Nie póki nie spróbował każdej dostępnej możliwości. Więc spróbował.

Naparł teraz mocniej, podpierając ramionami całym ciałem. Błona pod wpływem zwiększonej siły nacisku ustąpiła nieco bardziej ale w końcu znowu został zatrzymany. Może nagłe uderzenie? Cofnął się gdzieś z pół kroku i ustawił jak do walki. A potem uderzył pięścią w błonę. Nie widząc zmiany efektów kopnął na sztorc jak zazwyczaj gdy blokuje się szarżę przeciwnika. Ale też nic nie dało. W końcu kopnął z półobrotu jak Chuck Norris choć jemu pewnie by się udało to noga Dave’a znów odbiła się od tej cholernej membrany.

- No dobra. Przyznaję, że ma całkiem sporawą odporność na uderzenia kinetyczne. - powiedział nieco zasapany i nawet nieco rozeźlony. Coś blond - aniołek Tam chyba poplątał się nieco w opisie tej bariery. Ponoć mieli przejść i najwyżej odczuwać jakieś bóle głowy a tu była ściana jak mur berliński. Zamknęła ich sucz jedna. No to trochę tak niezbyt traktowanie z firendly można było uznać. - Zobaczymy jak z odpornością termiczną. - dodał upartym tonem sięgając do portfela a z niego wyjmując zapalniczkę. Wiedział, że z wytrzymałością jest różnie i jest różna w zależności od warunków i sytuacji. O ile nie zdobędzie pistoletu czy kuszy by spróbować wątpił by jakiś człowiek przebił te cholerstwo. No ale były jeszcze inne możliwości no i był ciekaw jak to coś jest odporne na wysokie temperatury. Ale albo zapalniczka miała za małą moc albo to cwane cholerstwo było odporne także na wysokie temperatury. Mimo, że trzymał aż mu zaczęło parzyć palce to jednak jakoś nie zauważył by te cholerne pole siłowe ustępowało czy choćby słabło.

- Kurwa mać. - zgrzytnął zębami klnąc w ojczystym języku i chowając zapalniczkę z powrotem do portfela. Chociaż wiedział, że przynajmniej pierwszy człon przekleństwa stał się na Wyspach dzięki takim jak on popularny, że już był chyba słówkiem powszechnie zrozumiałym. No nie. Tego też się nie spodziewał. ktoś tu nieźle leciał z nimi w ciula. Ktoś. Słodki blond aniołek z różkami.

- Dobra. Chodźmy po tego zająca. - mruknął zrezygnowany rzucając ostatnie, nieprzyjazne spojrzenie na tą niewidzialną przeszkodę. No tak na hop siup nie dało rady. Trzeba będzie więc coś wymyślić. Wyspał się po południu nie czuł się zmęczony więc miał całą noc na myślenie. Skoro był w pierdlu to z miejsca zaczął kombinować jak się stąd wydostać.

- Znaczy czekaj jaki zając? Zastawiłaś jakieś sidła czy co? Właściwie co robisz u nas? - spytał ruszając w stronę dziewczyny. Tak go zaaferowało to odkrycie bariery, że dopiero po chwili dotarło do niego co mówiła o tym zającu. Coś chyba mało standardowa umiejętność jak na ich świat.

Roześmiała się. - Niedowiarek - parsknęła. - Tak, rozstawiłam sidła po śniadaniu - wyjaśniła, pochylając się po nieco grubszą gałąź. - Mój ojciec prowadzi firmę oferującą wycieczki w stylu survival gdzie dorabiam sobie okazjonalnie jako przewodniczka. Matka zaś jest technikiem policyjnym. Od małego uczono mnie jak sobie radzić - dodała, wyciągając gałąź w jego stronę. - Próbowałam już z ogniem. Jak myślisz, co robiłam przez cały dzień? Ogień przechodzi, przechodzą kamienie, gałęzi, ptaki… Słowem wszystko co nie jest nami. Nie wiem jak z innymi - wzruszyła ramionami.
- Mam nadzieję, że na widok krwi mi nie zemdlejesz, co? - Uniosła brwi, wyraźnie się z nim drażniąc i ruszając dalej. Pewnie wybierała drogę, najwyraźniej wiedząc dokładnie gdzie idzie.

- Wycieczki survivalowe. Ciekawa sprawa. Może dostałbym jakąś zniżkę jak bym się zgłosił co? - spytał właściwie wdzięczny za zmianę tematu na jakiś bardziej lajtowy. Całkiem ciekawy zestaw umiejętności miała ta Summer. - Może jest inteligentna ta bariera? Rozróżnia wilki. Albo nawet jakoś nas imiennie. - wrócił myślami do przeszkody jaką zostawili za sobą. Nie podobały mu się skojarzenia myślowe bo coś mu co raz bardziej wyglądało na więzienie i to specjalnie pod nich. Zresztą jak to założyła demoniczna księżniczka co tu się szlaja od dwudziestu stuleci czy jakoś tak a specjalizuje się w obrabianiu gości z teleportu to pewnie wiedziała co zakładać by działało. Razem z tą jedyną słuszną drogą wyglądało mu na norkę mrówkolwa. A oni wleźli jak te mróweczki do środeczka a te blondbarany nawet nic sobie powiedzieć nie dały. No fakt, gospodyni była ciekawa i potrafiła być zajmująca więc owszem można było dać się zwieść. Ale niezbyt zmieniało to fakty. Byli w matni.

- Nie. Ja jestem chłopak z klasy pracującej i nizin społecznych no to chyba nie wypada mi mdleć na widok paru kropel krwi. - uśmiechnął się pierwszy raz od dłuższego czasu. - Serio myślisz, że nas czymś faszerują? - zapytał po chwili już nieco poważniej. Jakoś zjadł co mu do tej pory dawali i się nawet nad tym nie zastanawiał. Ale też nie zauważał u siebie jakichś oznak zatrucia. Przynajmniej takich w miarę standardowych.

- Nie wiem, Dave - odpowiedziała, po raz pierwszy zdradzając jakieś oznaki zmęczenia, chociaż głównie w głosie. - Może jestem przewrażliwiona albo paranoidalna. Może oni wszyscy tutaj chcą dobrze, kraina płynie mlekiem i miodem, a ta ich wojna to tylko takie duże słowo, które oznacza potyczkę słowną, a nie zbrojną. Widziałam jednak jej ogródek ziołowy. Przejrzałam księgi, które może i napisane były w nieznanym mi języku, jednak rysunki już znajomości języka nie wymagały. Nie powiem, ekspert ze mnie żaden, ale trochę na ziołach się znam i to co było w tych książkach i co rośnie w ogródku to nie mięta czy bazylia. I niby nie musi to znaczyć nic złego, ale co szkodzi załatwić sobie własne i pewne jedzenie skoro i tak nic lepszego do roboty nie mamy?



Obóz w lesie



Doszli w końcu do czegoś, co już od pierwszego rzutu oka wyglądało jak prowizoryczne obozowisko. Namiot ułożony z gałęzi i liści, mógł spokojnie służyć za schronienia na noc, a dziura w ziemi otoczona kamieniami tylko czekała by ułożono w niej drewno i je podpalono. Summer rzuciła swoje gałęzie obok kręgu, przeciągnęła się i westchnęła.

- Gdyby nie całe te problematyczne dodatki, to by mogła być całkiem fajna wycieczka - oświadczyła wesoło. - Idę sprawdzić wnyki, a ty bądź tak miły i połam te gałęzie. O ile ten jej eliksir nie zablokował też twojej siły, powinieneś dać radę. Później pokażę ci coś ciekawego - obiecała, jednocześnie podwijając długą spódnicę tak, że ledwie zasłaniała jej połowę ud. Na nogach miała wysokie, skórzane buty do kolan, wiązane z przodu i posiadające wewnętrzne pochwy na noże. Summer wyjęła jeden z nich i ruszyła dalej, w głąb lasu, by powrócić po jakiś dziesięciu minutach z dorodnym, martwym zającem.

- Nieźle się tu urządziłaś jak na pierwszy dzień pobytu. - kiwnął głową Nowakowski gdy dziewczyna przyprowadziła go na swoją miejscówę. - Spoko, zajmę się tymi gałęźmi. - zgodził bez oporów. Choć gdy odchodziła poświęcił dobrą chwilę na podziwanie jej odsłoniętych ud. Całkiem ciekawy kontrast tak jasny kolor skóry z ciemną skórą butów. No ale ta miejscówą w naturalny sposób pobudzała jego ciekawość. Gdy Summer zniknęła w lesie zajął się łamaniem gałęzi. Sprawa nie wymagała jakoś specjalnego wysiłku umysłowego więc mógł rozkminić co powiedziała. Ziółka. Ogródek. Księgi. Trutki. No w sumie do wiedźmy pasowało jak znalazł a do demona no w ogóle. Ale tak naprawdę no to coś mu świtało, że faktycznie o niczym to nie świadczy. W końcu jak leży sobie nóż do chleba to jednak większość ludzi faktycznie kroi nim chleb a nie dźga bliźniego prawda. Więc to, że Tam miała ciekawe ziółka w swoim magicznym ogródku do warzenia swoich magicznych mikstur to jakoś nie wydawało mu się niczym zdrożnym. W markecie pewnie kupić albo zamówić na Amazonie nie mogła. Chyba. Poza tym nie bardzo widział po co miałaby ich truć. Miała taką moc, że mogła ich zjarać jakimś fireball’em czy coś w ten deseń gdyby chciała. Nie zrobiła tego więc pewnie nie chciała. No ale pewnie jak już we dwoje ustalili byli jej do czegoś potrzebni. To, że mogła im sprzedać jakiegoś mózgotrzepa to już tak całkiem pewny nie był. Poznałby się w ogóle, że coś takiego łyknął? Summer chyba jednak trochę przesadzała w tej kwestii. Z drugiej strony to właśnie ona odkryła tą barierę i to, że jednak Tam nie jest tak całkiem z nimi do końca szczera.

- Heh… Popatrz jaki klasyczny układzik… Jedno idzie w las i wraca z mięchem a drugie siedzi przy ogniu i czeka na nich… Tylko płeć tak troszkoju się nie zgadza no ale nie czepiajmy się szczegółów dobra? - dopiero jak zobaczył ją wychodzącą z lasu z martwym zającem zorientował się, że mają klasyczny układ z tym powracającym myśliwym. Tylko trochę chyba do góry nogami czytali ten scenariusz. - Chyba duży. Myślałem, że są trochę mniejsze. - rzekł niepewnie patrząc na zająca. Właściwie znał je głównie z filmów przyrodniczych albo zwierzaków domowych. Choć te z domu to chyba bardziej króliki. Ale dla niego tak poza nazwą różnica była ciężka do wychwycenia. - A teraz co mi pokażesz? - spytał trochę zaciekawiony co miała na myśli przed wyjściem do leśnego społem.

- Normalny - sprostowała, przyglądając się swojej zdobyczy. - Spuszczę tylko krew i zabiorę cię na kolejny spacerek po magicznej krainie. -
Puściła do niego oczko, po czym odłożyła truchło na ziemię i dała nura do szałasu, z którego wyszła ze sznurkiem w dłoni. Zawiązanie nim tylnych nóg zająca i powieszenie go na gałęzi, a następnie poderżniecie mu gardła, nie zajęło wiele czasu. Jak nic, musiała wcześniej robić podobne temu rzeczy, bo nawet sekundy się nie zawahała przed przesunięciem ostrzem po szyi zwierzęcia. Martwego co prawda, ale jednak.

- Chodź kobieto - wyciągnęła do niego dłoń, chichocząc pod nosem. - Zaraz spróbujesz czegoś wspaniałego, czego pewnie taki miejski chłopaczek jeszcze w ustach nie miał - droczyła się w najlepsze, wyraźnie będąc w doskonałym humorze. Na tyle dobrym, że zapomniała widać o odgrywaniu roli tej, która ma nie wszystkie klepki po kolei w głowie.

- No uważaj. Wiesz, że od targania mięcha do ognicha to rosną włosy na klacie? - udał, że mówi superpoważnie więc wyszło tym bardziej komicznie gdy nastrój droczenia udzielił się także i jemu. W sumie miała rację. Trzeba było jakoś odreagować, żeby nie zwariować.



Pszczoły i ule



Dave, zanim zobaczył to, co chciała mu pokazać, wpierw je usłyszał. Bzyczenie, głośne i wyjątkowo wyraźne. Im bliżej podchodzili, tym było wyraźniejsze, chociaż nie mógł nie zauważyć, że czułość jego słuchu zmalała nieco od rana, czy nawet od południa.
Summer zdawała się nie mieć takich problemów. Przymknęła oczy i szła na ślepo, mimo tego nie potykając się ani o nierówności terenu, ani o wystające korzenie.

- Wiedzą, że się zbliżamy - mruknęła, unosząc powieki i spoglądając na Dawida. - Słyszysz to? Tą nową nutę w ich pieśni. Informują o niebezpieczeństwie, jednak nie gotują do ataku, a przynajmniej jeszcze nie. Najpierw obrona, rozpoznanie przeciwnika i jego możliwości oraz zamiarów. - Ostatnie słowa wypowiedziała przystając przy drewnianym ulu. Pszczoły faktycznie wyglądały i brzmiały na wzburzone ich obecnościom, jednak nie atakowały. Uli było sześć, równo ustawionych pod lipami, które wyraźnie posadzono tutaj właśnie w celu pozyskania miodu z ich kwiatów.
- Piękne, prawda? - zapytała go, wyciągając dłonie do owadów. - A teraz spójrz - dodała, ponownie zamykając oczy. Nie zrobiła nic, nawet nie drgnęła, a jednak wszystkie pszczoły jak jedna, podleciały do niej i zaczęły obsiadać. Ich bzyczenie zmieniło się w cichą pieśń, która nagle, bez ostrzeżenia zmieniła się w głośną i gniewną. Niczym jeden organizm wzbiły się w powietrze, formując w stożek, którego ostry koniec celował w Dawida.

- Odkryłam to przypadkiem, rano - Summer mówiła cicho i spokojnie, wbijając w Dawida wzrok. - Podobnie dzieje się z niektórymi roślinami. Słuchają mnie, mówią do mnie. Podobnie zachowywały się w drodze do chaty. Co prawda wtedy nie mówiły, jednak czy zauważyłeś, że nasza ścieżka była bardzo łatwa i pozbawiona przeszkód? Że kwiaty, które przy niej rosły były ładniejsze, pięknie rozwinięte i niemal same lgnęły do dłoni? Pewnie nie, zbytnio byliście zaaferowani samą drogą, zagrożeniem i słowami tamtej dwójki. Nie wiem co się tu dzieje, ale wiem jedno. Wasz zapach, twój i tamtych, zmienił się od rana. Jest w nim teraz coś gorzkiego, nieprzyjemnego, a jednocześnie brakuje w nim czegoś słodkiego, co było tam wcześniej.

Skrzywiła się i machnięciem dłoni rozproszyła pszczoły, które posłusznie powróciły do swoich uli. Summer wyglądała przy tym jakby miała się zaraz osunąć na ziemię. Wyraźnie zbladła.
- Dlatego uważam, że jesteśmy wyjątkowi. Po co niby miano by nas trzymać przez tak długi czas, nim nas uwolniono? Wiedziałeś o tym, prawda? Prawie dwa tygodnie - pokręciła głową. - Masz ochotę na miód? - zmieniła nagle temat, ruszając do najbliższego ula i z uśmiechem na ustach zabierając się do otwierania go. - Nic nie smakuje lepiej niż świeży miód.

Kiwnął głową i dał się zaprowadzić. Potem kiwnął w końcu gdy najpierw zdawało mu się, że coś słyszy a w końcu faktycznie usłyszał jak coś bzyczy. Pewnie jakieś leśne pszczoły czy coś. Gdy doszli “na miejsce” okazało się, że no właściwie to faktycznie leśne pszczoły no ale jednak nie tak całkiem dzikuny. Jednak to co mówiła Summer frapowało go. Zmienił się? Od rana? Od południa? Od wipicia tego eliksiru? Czy po prostu laska miała lepszy słuch od niego. A węch? Też się zmienił? Nie był już tego taki pewny. A to co mówiła…

- No bo ja wiem… Wiesz no trzasło nam tamtą laskę no to tak trochę niezbyt byłem w nastroju na podziwianie kwiatków po drodze… Samemu też się bałem czy mnie coś nie trzaśnie jeszcze… - powiedział w końcu z wahaniem. Może i mieli ładną drogę a może i nie. No jakoś doszli. Że kwiatki były ładniejsze czy większe? Serio? O to by się nie zakładał nawet jakby teraz tamtędy wrócił i patrzył pod tym kątem. No a że laska gada z kwiatami i insektami… No bez jaj… Zresztą gadać to gadać ale, że one jej odpowiadają? Jak jej zależało na wiarygodności i opinii no to mogła sobie darować ten detal.

Ale jak doszli i te pszczoły zaczęły świrować no trochę się przestraszył. Nie chciał być pokąsany przez pszczoły a na to żadne kung - fu - panda by nie pomogło. Ale potem jak te cholery zaczęły defilować na rozkaz Summer no to noralnie go zatkało. Stał i się gapił z wybauszonymi oczami dobrą chwilę póki latająca chmura przestała się formować i poleciała sobie w cholerę. Dopiero wtedy zaczął oddychać i mysleć normalnie.

- O kurwa… - powiedział odruchowo wciąż zapatrzony na ule i pobrzękujące tu i tam owady. Potem przeniósł wzrok na dziewczynę stojącą obok. No, że Tam, Morgi czy reszta tubylców miały swoje sztuczki jeszcze przełknął. Były z tego świata, z magią, były maguśkami, po kuchni latały im noże a warzywa same się kroiły no i super. Jakoś to porypaną ale swoją logikę miało. Nawet wierzył w te wilkołactwo, laskę zdesantowaną do ich świata co ich pokąsała i sprzedała tego syfa no też jeszcze mógł przełknąć na zasadzie jakiegoś serum, wirusa, mutacji czy jakby to się w ich świecie nazywało. No ale to? Przecież laskę użarło a potem przetransferowało ją tutaj tak samo jak i resztę. A teraz taki cyrk odstawia.

- Oookeeeyy… No to było niezłe. - pokiwał z wolna głową i powiedział ostrożnie. Patrzył na sylwetkę dziewczyny z góry na dół jakby chciał się doszukać jakichś anomalii. Albo kolejnych widmowych rogów. - I mówisz, że nie miałaś czegoś takiego wcześniej? - musiał spytać. Na wszelki wypadek. Musiał. - No dobra. To chyba ta wersja z podtruwaniem i usypianiem naszych talentów ma ręce i nogi. - przyznał w końcu jej rację. - Ale dlaczego ty… No masz ten talent a ja nie? Inaczej jakoś reagujesz na ukąszenie? Jakiś efekt uboczny? Przeczytałaś tam gdzieś w książkach Taminy co i jak trzeba robić? - zapytał chcąc rozwikłać tą zagwostkę. Dziewczyna co prawda momentami zachowywała się jak stuknięta. Ale okazało się, że jest mimo to zaskakująco bystra i zaradna. I to pomimo bycia na pozór wręcz sztandardową, cycatą blondynką. Rzadkie połączenie. Przynajmniej po stereotypach.

- Nic nie znalazłam, a przynajmniej nic w zrozumiałych przeze mnie językach - odpowiedziała, dobierając się jednocześnie do ula, nie niepokojona przez jego mieszkanki. - Trenuję odkąd to odkryłam. Przez jakiś czas miałam zamiar zapytać Taminę o ten drobny dodatek, jednak zrezygnowałam. Lubię zdobywać informacje na własną rękę, wykorzystując wszystkie możliwości. To… Trudne - przyznała, wkładając dłoń do środka ula i wyjmując całkiem okazały plaster. - Po śniadaniu zaczęło być trudniej, zupełnie jakby wszystko wracało do normy ale wciąż jednak gdzieś było. Z tego powodu nie tknęłam obiadu. Myślę, że to może być coś w winie, chociaż pewności nie mam.

Trzymając swoją zdobyć w dłoni, ruszyła w jego stronę. - Jestem pewna, że także posiadasz jakieś zdolności, których wcześniej nie miałeś. Myślę, że każdy ma. Pytanie tylko na ile ten eliksir je zdusił i jak długo będzie trwało jego działanie. No i czy nasi wspaniali opiekunowie otrzymali rozkaz żeby kontynuować podawanie nam ziółek - dokończyła, przystając przed nim. - Pytanie też na ile naszym wrogiem jest ten cały elfi król. Może właśnie u niego moglibyśmy dowiedzieć się na czym właściwie stoimy. Czy jednak ewentualne ryzyko jest mniejsze od korzyści - wzruszyła ramionami. - Świeży miód, spróbuj - podsunęła mu pod nos plaster, nie spuszczając wzorku z jego twarzy. Nad wyraz czujnego wzroku, w którym nie było ani śladu szaleństwa.

- Noo… To by miało sens. Znaczy wiesz, że każdy wilkołak a przynajmniej zauważalna ich część ma jakiś dar po ukąszeniu. Na tyle silny, że trzeba go kontrolować albo można użyć jako broń czy co. Wiesz, taka żywa wunderwaffe. Hmm… Ciekawe czy Dan by się zdradził co miał jeśli miał i jeśli nie jest na tyle przekabacony by powiedzieć. - pokiwał głową. No tak. Nie myślał o żadnych darach czy talentach wcześniej bo dla niego już samo bycie wilkołakiem to było wielkie WOW! i w ogóle szał ciał. Trochę może bardziej u nich w świecie niż tutaj no ale jednak. Właśnie to wpasowywało mu się w teorie specjali jakimi byli oni lub ich przybycie tutaj. Choć wcześniej sądził, że to coś bardziej fizycznego jak w grach i filmach, że regenka, superszpony, skoki po tuziny metrów i takie tam bajery. No ale w sumie nie musiało.

- Właściwie to masz rację. Jeśli ten eliksir czy inna karma tylko usypia tą moc no to jeszcze tragedii nie ma. Wystarczy właśnie stołować się gdzie indziej. Ale pozostając tutaj na dłuższą metę może być to trochę problematyczne. Poza tym wkurza mnie ta bariera. Skoro tak z nami pogrywają to to świetna okazja by stąd pryskać. Tylko trzeba podumać jak to załatwić. - w sumie blondzia miała rację. Fajna Tamina, jej siostra już mniej ale do cholery jak im podkarmiają ogłupiaczami i zamykają w klatce i liczą, że pozdejmują im jakieś pionki i figurki na planszy no to chyba jednak wbrew pozorom nie byli takimi zajebistymi best friendami.

- No to daj. - zorientował się, że znów się rozgadał a dziewczyna stoi z tym miodem. Musiał przyznać, że trochę nawet go fascynowało jak tak włożyła łapę do środka ula. No może i nic jej nie groziło z tym darem ale jednak ciężko pozbyć się przyzwyczajeń. No i takiego miodu prosto z ula to faktycznie jeszcze nie próbował. - I coś taka poważna? Miałaś być optymistką pamiętasz? - wyszczerzył się nagle do niej przedrzeźniając ją jej własnymi słowami jakie do niego powiedziała gdy wchodzili w las. Teraz wyglądało jakby zamienili się rolami.

- Jestem zmęczona - odparła, wzruszając ramionami i zabierając się do oblizywania palców. - Robienie z siebie głupiutkiej, szalonej i beztroskiej blondynki to cholernie wymęczające zajęcie. Czasem jednak tak jest o wiele lepiej więc można okazjonalnie pocierpieć dla dobra sprawy. - Wyszczerzyła się do niego w nieco marnej parodii uśmiechu, który za dnia niemal nie znikał z jej ust.

- A więc to poza? Maska? No wiesz, byłaś w tym całkiem przekonywująca. - zawahał się chwilę gdy mu odpowiedziała. Tracił już trochę równowagę co o tym wszystkim sądzić. Kiedy udawała? Wtedy, przez cały dzień? Teraz tutaj? Sam był raczej z tych prostolinijnych. Stąd nie zbyt było mu jak to wycenić. Ale jakby nie patrzył widział przecież na własne oczy i tą barierę, i zające i te pszczoły. No dobra, może barierę to tak nie do końca na własne oczy. No ale tu miała rację. A przynajmniej było jak mówiła. No i te pszczoły. Spojrzał na ul, potem na nią i jej wciąż umoczoną w miodzie dłoń.

- Miałaś dać. - mruknął w końcu chcąc nieco zmienić temat. Sięgnął po jej dłoń i uniósł do swoich ust. Spróbował tego co zostało na jej palcach. Nie wyczuwając oporu przytrzymał jej palce w ustach trochę dłużej niż było potrzeba do spróbowania samego miodu. W końcu nieśpiesznie odłożył jej dłoń a jego wzrok znów przyciągnął drewniany ul.

- Słuchaj Summer, te pszczoły to całkiem inteligentne stworzenia no nie? - spytał patrząc wciąż na drewniany domek stadnych insektów i miał twarz i głos jakby właśnie planował coś zrobić. - Na pewno mają tam pełno miodu co nie? - spytał znowu ale teraz już spojrzał na nią i w oczach pojawił mu się jakiś nie goszczący tam wcześniej chochlik. - To na pewno nie są jakieś agresywne pszczoły prawda? - spytał znowu puszczając jej dłoń i robiąc krok w stronę drewnianej konstrukcji. - A wiesz? A tak myślę, że spróbuje. Dobry ten miód. - dodał z już błąkających się także na ustach chochlikowym uśmieszkiem i klęknął przy ulu najwyraźniej szykując się by powtórzyć jej numer.

- Bardzo inteligentne - odpowiedziała, przypatrując się jego działaniom i widząc, że nie spieszy się mu z ruszeniem w dalszą drogę, a wręcz zamierza sam zaopatrzyć się w miód, oparła się plecami o pobliskie drzewo i zaczęła oblizywać drugą dłoń, tą która wciąż trzymała plaster. Jej wzrok jasno świadczył o tym, że zachowanie Dawida ją bawiło, nie sprawiała jednak wrażenia jakby chciała go powstrzymać przed tym, co zamierzał zrobić.
- Próbuj - rzuciła mu nawet wyzwanie, ponaglając do tego, by sam włożył dłoń do wnętrza ula. Do rozmowy o pozie i masce, za jakimi się ukrywała, nie wróciła.

- Co?! Ja nie spróbuję?! - rzucił do niej uśmiechając się nawet nieco wyzywająco. W sumie chyba nic trudnego. Przecież widział jak to robiła. No wsadzić łapę, złapać i wyjąć. Finito. No ale musiał przyznać, że trochę się obawiał. Tak jak najczęściej przed tego typu numerami. Ale korciło go. Ciekawość była zdecydowanie silniejsza od obawy. Co się mogło stać? No dobra, parę pszczół mogło go dziabnąć. Poboli, poboli i przestanie. Zresztą chyba nawet wtedy powinien zdążyć wyszarpać choćby kawałek. No a potem najwyżej by zwiał. Tak. Wyglądało chyba na całkiem niezły plan.

No i ciekawiło go jak jest z tym darem. Też ma coś takiego? W teorii jaką właśnie ukuli wyglądałoby, że tak. No może mieć coś innego. Ale po tym co mu pokazała Summer no jakoś to było pierwsze co mu przyszło do głowy. Mimo, że jakoś nawet z rańca nie zauważył żadnych różnic o jakich ona mówiła. Ale może był mniej spostrzegawczy? Może przemiana przechodziła w nim wolniej? No może właśnie też miał coś innego. Ale jakby nie było uznał, że warto spróbować. Nawet jakby nie miał to przynajmniej by wiedział, że nie ma. A może jak ma pszczoły jakoś to wyczują, nawet jeśli eliksir go przymulił? Zresztą, nie było co dłużej nad tym główkować. Nachylił się nad otworem ula i powoli zagłębił dłoń w otwór. Miał nadzieję, że brak gwałtownych ruchów pszczoły nie potraktują jak atak. Wsadzając łapę w czeluść czuł jak mu bije serce no i odruchowo wstrzymał oddech instynktownie spodziewając się uderzenia czy może bardziej ukąszenia. Ale mimo to powoli przesuwał ramię co raz głębiej w trzewia ula. Poza tym przecież nie mógł teraz spietrać się przed laską.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-08-2016, 15:25   #56
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave.

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak



Pszczoły i ule cd.



Początek był obiecujący. Co prawda pszczoły wydawały się zaniepokojone, jednak nie atakowały, dopóki nie wykonywał gwałtownych ruchów. Gdy jednak dotknął plastra i próbował go wyjąć, ich nastawienie nieco się zmieniło. W dźwięku ich brzęczenia pojawiły się nowe, agresywne nuty, a Dave poczuł pierwsze ukłucie.

- Wyjmuj go powoli - doradziła mu Summer, z wyraźnie pobrzmiewającą w głosie wesołością. - Pomóc? - zaoferowała, jednak nie ruszała się ze swojego miejsca, zamiast tego obserwując uważnie zarówno jego poczynania, jak i pszczoły.

- Niee… Poradzę sobie… - jęknął po chwili przez zaciśnięte zęby. Ton głosu w którym starał się zawrzeć pogodę ducha czy humor dość raźnie kontrastował ze spiętą sylwetką, zaciśniętymi z napięcia zębami i skupieniem w spojrzeniu zawieszonym gdzieś w dal lasu. - Powoli tak? Ok, zróbmy to powoli. - poświęcił chwilę na oblizanie spieczonych i wyschniętych nagle warg. Dobrze, że się odezwała. bo już miał zamiar wyrwać i urwać się w cholerę. Takie małe nic w sumie a ile stresa. Przełknął więc ślinę i zaczął powoli wysuwać dłoń zaciśniętą na plastrze. Nie zamierzał się poddawać. Nawet jakby musiał wyrwać łapę nie zamierzał wypuścić zdobyczy. Ale traktował to jak test charakteru. Chciał to zrobić jak trzeba. Udowodnić, że może. Że da radę pokonać własny strach, ból, te łażące po łapie owady no i w ogóle wygrać. Lubił wygrywać. Zawsze i na każdym polu. Dlatego tak lubił rywalizację. Nawet taką w której nie był orłem albo robił właśnie pierwszy raz. Jak wyciąganie plastra miodu z ula. I to też chciał wygrać. Wiedział, że jeśli zniesie ból i presję i wyciągnie ten cholerny plaster to wygra. W tej chwili więc skoncentrował się na tym. Cały świat zawęził mu się do jakiejś kępy trawy gdzie utkwił mu nie widzący wzrok i tej powracającej niesamowicie powoli do niego dłoni. Da radę. Na pewno. Wytrzyma. Na pewno. Nie ustąpi. To tylko głupie pszczoły. Da radę.

Summer nie wtrącała się więcej, pozwalając mu na samotne zmagania ze znacznie liczniejszym przeciwnikiem. Przeciwnik zaś poddawać się nie zamierzał. Dawid poczuł kolejne użądlenia, jednak było ich o wiele mniej niż samych pszczół. Bolało, ale był to ból, który mógł wytrzymać. gdy jego ręka opuszczała ul, co w końcu się jej udało, była pokryta małymi, włochatymi i skrzydlatymi owadami. Pozostałe latały wokół intruza, jednak nie atakowały, wyraźnie wyczekując na ruch z jego strony, zanim podejmą decyzję o samobójczym akcie heroizmu w obronie ich małego królestwa.

- Teraz delikatnie je strząśnij - poradziła mu Summer, odbijając się od drzewa i podchodząc do niego z własnym plastrem i uśmiechem na twarzy. - Tylko bez gwałtownych ruchów bo sprowokujesz pozostałe.

Wydobywał powoli. Bardzo powoli. Mimo, że wszystko krzyczało w nim by wyszarpać łapę i zwiewać gdzie pieprz rośnie. Ale wytrzymał. Przeniósł wzrok na wydobywaną kończynę. Widział już połowę przedramienia. Nadgarstek. Zaciśniętą dłoń. W końcu i chwycony plaster. I jeszcze tak przeraźliwie wolno te cholerstwo przeciągało się na zewnątrz! No i ciemna masa. Widział teraz coś co wcześniej odbierał innymi zmysłami. No i jak zobaczył na własne oczy to jednak ponownie przełknął ślinę. Wyglądało trochę przerażająco. Tak dziesiątki czy setki ruchomych, brzęczących grudek na jego ramieniu. Powstał powoli z przyklęku wciąż zachowując ślimaczą prędkość. A tak go korciło! By rzucić się do ucieczki! By strząchnąć z siebie te brzęczące cholerstwa i uciec gdzieś w las! No przecież już wygrał i miał co chciał! Przełknął ślinę i zacisnął szczęki by zwalczyć pokusę chociaż go aż podeszwy stóp swędziały by rzucić się do biegu. Najlepiej z wrzaskiem. I jeszcze wskoczyć do wody. Ale znowu w krytycznej chwili usłyszał jej głos. No tyle już osiągnął nie chciał tego stracić w ostatnim momencie. No zwłaszcza jak laska miałaby to widzieć.

- Ciebie coś tak nie oblazły jak mnie. - wystękał cokolwiek by powiedzieć i dać choć trochę upust napięciu jakie odczuwał. Powoli cofnął się o krok i następny. Tym samym tempem użył drugiej dłoni by złapać za plaster. Miał zamiar strząchnąć delikatnie ramieniem. Jakby nie podziałało mógłby powtórzyć albo spróbować nieco mocniej. Nie spieszył się. Przecież miał czas. Tyle ile potrzebował. Na pewno przetrzyma te głupie pszczoły choćby miał tu tkwić do północy. Przetrzyma. Na pewno. A teraz… Szczęki znów mu się zacisnęły z napięcia i zaczął powoli unosić oblepione pszczołami ramię by spróbować pozbyć się insektów.

- Ja im na to nie pozwoliłam - poinformowała go z wyraźną fascynacją obserwując jego poczynania. Pszczoły zaś takie znowu chętne do opuszczenia jego ręki nie były. Co prawda część odpadła przy pierwszym potrząśnięciu, aby jednak pozbyć się wszystkich, musiał potrząsnąć jeszcze kilka razy. Ostatnia zaś poczęstowała go na pożegnanie żądłem. Pozbył się ich, a to już samo w sobie zdawało się być nie lada dokonaniem. Latały teraz wokoło, bzycząc niespokojnie, jednak nie atakując ani jego, ani tym bardziej jej.

- Pierwszy raz? - Zapytała Summer, oblizując dłoń, na której pojawiła się stróżka miodu z plastra.

- Hiuuh! Wow! Widziałaś?! Udało mi się! - wreszcie mógł odetchnąć z ulgą i radością, spuścić napięte dotąd nerwy ze smyczy. Pierwszy odruch był więc jaki można było się spodziewać czyli szybki, szczery i niezbyt mądry. Ale cieszył, radował wręcz nawet gdy mimo takiego stresa i napięcia wygrał z własnymi lękami i słabościami. Był zwycięzcą! Tak się cieszył, że nie specjalnie myśląc złapał ją za ramiona. A właściwie jednym przytknął raczej wciąż trzymanym plastrem niż własną dłonią no ale instynktowne odruchy nie brały pod uwagę takich detali jak to, że dłonie są czymś zajęte.

- Noo! Pierwszy raz szabruję ul! - powiedział już nieco rozważniej choć nadal wyszczerzał się do niej triumfująco. Właściwie dopiero teraz jakoś dotarło do niego, że ją trzyma. Ale jakoś nie chciało mu się jej puszczać póki co.

- Dzięki. Nie wiem czy dałbym radę bez ciebie. - powiedział już spokojniej i poważniej koncentrując spojrzenie na jej twarzy. Może by dał radę. Może nie. Jak nie to w sumie siary by nie miał skoro byłby sam. No ale była tu z nim. Widziała jak było. No i tych paru krytycznych chwilach dobrze, że się odezwała mówiąc co trzeba zrobić. Nie zostawiła go samego z syfem na rekach. A Nowakowski był dość wyczulony na takie detale.

- Oczywiście, że byś dał radę - zapewniła go, śmiejąc się i najwyraźniej nie zwracając uwagi na to, że miód brudzi jej sweter. Nie wyglądała też na osobę, która ma zamiar wyrwać się z uścisku.

- Ja tylko delikatnie cię pokierowałam - przechyliła głowę na prawo, także mierząc go wzrokiem, w którym była całkiem spora doza zainteresowania. - Całkiem nieźle ci poszło. Zanim jednak zaczniesz świętować może wyciągnijmy te żądła, którymi cię nafaszerowały, co?

- Ehe. - kiwnął głową ale jakimś takim nie do końca obecnym głosem. Wzrok też jakoś niezbyt się kwapił do opuszczenia okolic jej oczu. Powoli uniósł dłoń i odsunął znowu jej kosmyk tych nietypowo pofarbowanych włosów za ucho. Tak, robiło się już ciemniej ale drugie spojrzenie potwierdziło te pierwsze. Podobało mu się te jej powłóczyste i jakże zachęcające spojrzenie. Zaczął zbliżać swoją twarz do jej twarzy. Nie wyczuwając oporu w końcu ich usta zetknęły się. Ale na dłużej i poznały się dokładniej niż za pierwszym, zaskoczonym pocałunkiem gdy tu szli. W końcu nieśpiesznie oderwał swoje usta i twarz od jej twarzy. - No. Podobało mi się jak mnie pokierowałaś. - uśmiechnął się gładząc jeszcze chwilę kciukiem linię jej szczęki i policzka.

- Eee… Myślisz, że zostały tam jakieś żądła? To poważna sprawa? - spytał zmieniając i ton, i temat i wyraz twarzy. Znów wyglądał jak najczęściej gdy nie był ani poważny ani wkurzony czyli jak nie do końca poważny przerośnięty nastolatek.

- Jeżeli lubisz ból, to można ją uznać za niepoważną - stwierdziła sięgając dłonią po jego rękę, na której widoczne były czerwone punkciki. - Zaczną puchnięć, czerwienieć, skóra będzie podrażniona, a po jakimś czasie może się też wdać zakażenie - informowała go swobodnym tonem, przyglądając się uważnie śladom po działalności pszczół. Przesunęła palcem po jednym z takich miejsc, rozsmarowując na nim miód, a następnie unosząc rękę Dawida do ust i zlizując ów miód.

- Masz szczęście, że nie jesteś uczulony - stwierdziła, rzucając mu nad wyraz psotne spojrzenie. - Taka dawka jadu by cię wtedy zabiła i byłby jeden kłopot z głowy - puściła do niego oczko, po czym odsunęła się i pochyliła by wyjąć nóż z prawego buta. - Pora się nieco zabawić.

- Co za ulga. - odpowiedział w końcu nieco z przekąsem uśmiechając się półgębkiem. Jak już nieco opanował się o tych wszystkich popszczelich atrakcjach o jakich tak lekko mówiła. Głupio by było odwalić kitę z powodu jakiegoś wręcz szczeniackiego psikusa. - Miodna z ciebie dziewczyna Summer. - dodał nieco zafascynowanym głosem patrząc jak jej usta lądują na jego skórze i jednocześnie gdzieś, tam z ramienia płynęły do niego bodźce o przyjemnej, gorącej wilgoci które odbierało to miejsce.

- Sama słodycz - przyznała wesoło, szczerząc się do niego znad ostrza. - Postaraj się nie szarpać bo mój zapas opatrunków jest wyjątkowo ograniczony - ostrzegła, przykładając nóż do jego ramienia. - Teraz spróbuję je zeskrobać. Przy odrobinie szczęścia wyjdą gładko - pocieszyła, zanim zabrała się do wspomnianej pracy. Jedno zaczerwienienie po drugim zostało potraktowane pewnymi, zręcznymi posunięciami ostrza. O dziwo, nie bolało jakoś szczególnie, a po zabiegu całe ramię i dłoń zostały przez Summer posmarowane miodem.

- Zadziała jak środek przeciwbólowy, zapalny i przy okazji odkażający - wyjaśniła Dawidowi powody swojego postępowania, jednocześnie oczyszczając nóż materiałem spódnicy i chowając go do pochwy.

- Ok, rób swoje. - powiedział trochę nawet zaciekawiony jak się wyjmuje takie żądła ze skóry. Obserwował jak sobie radzi no i szło jej całkiem sprawnie. Tam machnęła, tu skrobnęła i na koniec zaklajstrowała miodem i vioala! Gotowe! - Dzięki. - kiwnął głową gdy skończyła jeszcze chwilę patrząc na swoją nieco pokancerowaną i maźniętą miodnymi kropkami ramię. - Chyba możemy już wracać co? - spytał zaciągając z powrotem rękaw by go zbytnio do drapania nie kusiło.



Powrót do obozowiska



Ruszyła pierwsza, prowadząc go pewnie z powrotem do obozowiska. Tym razem ponownie to zmysły ostrzegły go, że zbliżają się do miejsca, do którego chciała by dotarli. Zapach krwi był wyraźny, metaliczny i jakby przyjemnie słodki jednocześnie, jednak nie na tyle by budziło to większy niepokój.

- To też osłabia - mruknęła Summer, zwalniając nieco by mógł się z nią zrównać. - Powinieneś już wyczuć krew, a jednak nie wyglądasz na chętnego by jej spróbować. Akurat dla tego efektu napoju, który wam podała, z chęcią bym go wypiła. Mam ochotę rzucić się na tego zająca takiego jakim jest teraz, surowego i wciąż świeżego - dodała rozmarzonym głosem, po czym roześmiała się nagle, jednak niezbyt wesoło. - Sorki.
Dalsza droga, a właściwie to już ostatnie parę kroków, przebyła w ciszy i od razu, gdy tylko znaleźli się w obrębie obozowiska, zabrała się za przygotowanie zwierzęcia do pieczenia.

- Czuję. Czuję krew. Śmierć. Mięso. Wyraźniej niż w naszym świecie. Bo tam bym musiał mieć prawie przy nosie by to poczuć. A chyba i tak bym nie rozróżnił aż tyle barw zapachowych. Ale nie. Nie rusza mnie to nic poza tym. - odpowiedział jej jak on wyczuwa sprawę skoro ona podzieliła się z nim tym samym. Zastanawiał się nad tym co mówiła. Znowu nowe zagadnienie do przemyślenia.

- To chyba zasada coś za coś. Bierzesz uspokajacze jesteś przytępiony no ale nie masz problemów z wilkiem w tobie no albo nie bierzesz i się z tym musisz liczyć. To znaczy jeśli tak brać za standardowy schemat tą różnicę między tobą a mną. - zastanowił się po chwili. Jeśli tak było jak mówiła no to nie do końca ten eliksir czy co tam im dawano były pozbawione racji. Przynajmniej z punktu widzenia domowników oczywiście. W ich świecie też skarmiano więźniów prochami w żarciu by byli spokojniejsi i łatwiejsi do kontrolowania. Teraz jednak było inaczej. W końcu do cholery w ich świecie nie było wilkołaków. A z tutejszymi specami zdążył się pożreć zanim powiedzieli coś sensownego o dwie wróżki omijały konkrety wedle wygody i wyboru. Nie wiedział więc na co się pisze z tym wilkołactwem. Która droga jest prawdziwsza? Lepsza? Skuteczniejsza? Nie miał pojęcia.

- Niewiele wiemy Summer. W sumie nie wiemy jak wygląda te całe wilkołactwo tutaj. No wiesz, czy da się to kontrolować. Zostać sobą. Dan wygląda dość normalnie i zachowuje się też mniej więcej tak. Znaczy jak człowiek. Ale on pewnie bierze ogłupiacze regularnie i od lat. No to by właśnie tak wyglądała jedna droga. A nie wiemy jak to wygląda jak się ich nie bierze. - skoro ona zajęła się oprawianiem zająca on zajął się rozpalaniem ogniska. Ponadto mógł się czymś zająć no i właściwie głupio mu było tak przyjść na czystą pazerę i to jeszcze do laski.

- Myślę o tym instynkcie stadnym co tam wspomniane było raz czy dwa. Oni przedstawiają nam to jako coś złego. No wiesz, że będziemy marionetkami watahy czy jakoś tak. Ale nie wiemy w sumie jak to wygląda? Może to zwykła propaganda? No wiesz tak właśnie dumam, że jak u tych wilkołaków tutaj jest jak trochę u wilków u nas no to to najczęściej są zwierzęta stadne. No to jakąś strukturę stadną mają i te relacje. Ale nie wiadomo jak to wygląda. - nie chciał jednoznacznie jeszcze się deklarować czy co bo raczej analizował sytuację na zasadzie negacji i porównań a cały czas miał tylko obraz na jednej szali wagi. Coś więc mu się pojawiało prawie z każdą godziną czy uwagą no ale nadal były to tylko punkty które kreskami można było jeszcze na różne sposoby połączyć. Jednak co raz bardziej odczuwał potrzebę czy chęć poznania tej drugiej strony medalu. Ale to najprawdopodobniej byłoby możliwe dopiero po wydostaniu się z tej uroczej chatki rogatej wróżki.

Summer przerwała oskórowywanie zająca i słuchała go uważnie, skupiając na nim wzrok. - Instynkt stadny nie jest zły - przyznała, zlizując krew z noża. - Sprawdza się w przypadku wielu zwierząt, nie tylko wilków. Nie jestem jednak pewna, czy chcę utracić swoją swobodę wyboru. To jednak, o ile przyjmiemy że wśród wilkołaków panuje ta sama zasada co w przypadku wilków, nie jest jedyne wyjście. Spójrz na tego całego Dan’a. Mogę się mylić, jednak wydaje mi się, że dla niego sforę stanowi Scarlet. Ona sama nazwała go samotnikiem, więc to dodatkowo podkreśla brak współbraci i alfy, który by mu dyktował co robić i jak myśleć. Co za tym idzie, najwyraźniej da się ominąć to całe uzależnienie od innych.

- I fakt, niewiele wiemy - powtórzyła, wracając do przerwanego zajęcia. - Nie mam jednak zamiaru wypytywać nikogo, kto ma coś wspólnego z czarownicami. Przynajmniej bezpośrednio. Nie potrafię im zaufać. Może Morganie, bo ta nie kryje się za miłą twarzyczką i dobrymi intencjami, tylko pokazuje co myśli i jaka jest. No chyba, że to też gra, kto ją tam wie. Jedno jest pewne, a mianowicie to, że tu gdzie teraz tkwimy, nie dowiemy się niczego, bo wszystko jest nam podawane dopiero po ładnym obrobieniu i dostosowaniu do szerzonej propagandy. Zamierzam informacje zdobyć na własną rękę, dlatego idę za tymi, którzy mają zabić alfę - wyjawiła, ponownie przerywając i spoglądając na Dawida. Na jej ustach gościł uśmiech, a w oczach pojawiła się zawziętość i głód.

- Mhm. - pokiwał krótko głową i dorzucając już trochę większe patyki do rozpalonego ognia. Zaczynało się palić już całkiem przyzwoicie. Można było już dostawiać śmiało patyki grube jak palec. Znowu dumał nad tym co powiedziała. Chyba faktycznie była bardziej spostrzegawcza od niego. No albo on był bardziej rozjątrzony tymi ciągłymi awanturami z kenami, że nie dostrzegał oczywistych zależności. Teraz jak tak siedział dokładając to tu to tam jakiś patyk i przypominał sobie co kto powiedział a co zrobił czy nie no to chyba faktycznie. No parę szczegółów mu umkło.

- Mówiła, że są nierozłączni. Sądziłem wiesz, że jak para. Znaczy jak u nas, jak ludzka para. - zaczął zamyślonym głosem patrząc w rozpalający się już całkiem wesoło ogień. W sumie nie wiedział, czy Scarlett też jest wilkiem. Ale chyba na to wszytko wskazywało. Zresztą nie to było najważniejsze. Główkował co z tym instynktem, wolną wolą, hierarchią, alfami i w ogóle całością. Ale znowu mu wychodziło, że mają za dużo niewiadomych. Mogli zgadywać czy szacować ale nie szło z tego ulepić nic pewnego.

- Ale spytać można. Ok, ja się mogę spytać. Wiesz chodzi o porównanie. Póki jesteśmy tu możemy wypytać jedną stronę. Ale potem znajdziemy się no gdzieś indziej. Nie będę zdziwiony jak tam też grają wedle tych zasad co tutaj. Więc wtedy przydałoby nam sie porównanie. - wyłożył jej swoją teorię. Rozumiał jej opory co do pytania wiedźm czy ich ekspertów o cokolwiek. No i chyba taką miała naturę po tym co się od niej niedawno dowiedział tutaj. No i musiał przyznać, że ta taktyka sprawdziła jej się całkiem nieźle. Ale nie było chyba głupie bazować na więcej niż jednej możliwości. Cmoknął jednak nie do końca zadowolony z takiego wyboru. Akurat po dzisiejszym wieczorze zgadywał, że jego notowania nie są u żadnego z domowników zbyt wysokie co raczej nie zapowiadało płynnej i bezproblemowej wymianie informacji. By się przydał ktoś inny. Tyle, że szlag chyba trafiłby i jego i tych innych jakby miał ich prosić czy współtajemniczać. Odłożył decyzję do rana. Choć zgadywał, że będzie musiał poradzić sobie sam.

- Czyli chcesz tam wrócić i powiedzieć im, że bierzesz tego questa z alfami? - spytał raczej pro forma posyłając jej spojrzenie znad świecącego co raz bardziej radośnie i śmiało ognia. - Myślę, że nie powinno być z tym problemu. Oni chyba wszyscy liczą, że znajdzie się jakiś frajer który zrobi brudnego i samobójczego questa za nich. No i to by zapewniło nam transport i przewodnika. To te lepsze strony. Gorsze to no będziemy mieli ich kapo na karku. Nie wiemy czego się spodziewać po nich. No wiesz, czy jakoś nas nie zagną jakimś syfem by nas kontrolować. No i nie wiadomo jakby tamci drudzy nas potraktowali jakby złapali nas z nimi. Pewnie jak wiedźmowych sługusów. No ale nie powiem by mnie to dziwiło. - podsumował ten pomysł jak on wygląda jego zdaniem. Wątpił by znaleźli się ochotnicy do tego zadania. Trójka kenów wręcz na chama wciskała głównie jego do tego zadania. Ale jak już rozpatrywali takiego psikusa to takie rozwiązanie miało nie tylko same zalety.

- No i jest jeszcze druga opcja. Czyli podziękować im za gościnę z rana. Wedle oficjalnej wersji jaką nam sprzedają nie powinno być to żadnym problemem. Jednak jeśli chcą nas użyć do swojej brudnej gierki a myślę co raz bardziej, że chcą, to jednak mogą mieć obiekcje, że i figurki focha strzelają przez zajęciem wyznaczonego im pola. No i wtedy tak naprawdę to nie wiadomo co zrobią. Ale może się zrobić bardzo ciekawie i atmosfera może skoczyć wyżej niż dziś wieczorem w jadalni. - rozważył alternatywę jaka mu przyszła do głowy. Ryzykowna. Chyba bardziej niż ta pierwsza. Właściwie miałaby rację bytu jedynie jeśli byli oboje w błędzie. I Tam z resztą były dobrymi wróżkami które chciały im pomóc a wszelkie oskarżenia i insynuację były dla nich krzywdzące. Wówczas fakt. Powinny dać im odejść skoro taką mieli wolę bo to byłoby zgodne z ich oficjalną wersją bo przecież żadnej propagandy wtedy nie było. I wtedy Dave z Summer mogliby sobie wziąć i pójść gdzie chcą. Ale będąc na terenie wiedźm wcale nie był pewny czy gdzieś sensownie by doszli a po dzisiejszym wieczorze zapewne chociaż Dan i Morgi zajęliby się takimi nieposłusznymi marionetkami bardzo chętnie. A wątpił by przy takich różnicach poziomach możliwości mogli im realnie stawić czoło.

- Dobra. To głupi pomysł. Zróbmy po twojemu. Sorry czasem muszę się nagadać na głos to mi się jakoś lepiej myśli wtedy. - machnął w końcu ręką dorzucając patyk który do tej pory zawisł mu w dłoniach. Właściwie już można było wrzucać nawet większe młodnikowe szczapy.

- Nie przeszkadza mi to - zapewniła go wstając i z pozbawionym skóry i wnętrzności zającem podeszła do szałasu. O jego ściankę, poza zasięgiem wzroku Dawida, stały oparte trzy kije, po które właśnie Summer sięgnęła i wraz z nimi zbliżyła się do ogniska.
- Wbij je po obu stronach - poinstruowała go, podając mu dwa grube, zakończone rozwidleniami, a następnie zajęła się nabijaniem zająca na trzeci. - Z opcji, które nam przedstawili, tylko ta z zabiciem alfy daje nam szansę na zdobycie większej ilości informacji. Zbieranie składników do tej ich mikstury to zadanie dobre dla kogoś, kto grzecznie idzie i robi to co mu każą. Tamta trójka już zadecydowała, że chcą drugie z interesujących zadań, wiec wielkiego wyboru nie ma. Odejście solo czy we dwoje to z kolei proszenie się o kłopoty nie tylko ze strony naszych wspaniałych gospodyń ale i tutejszej ludności. Nie idzie się w nieznany teren bez przewodnika czy mapy. Drugiej nie znalazłam nigdzie, wiec zostaje przewodnik. W razie czego można go zabić we śnie - dodała, puszczając do Dawida oczko i śmiejąc się cicho. - Wybacz, trochę ciężko sobie tego odmówić po całym dniu. Żałuj że nie widziałeś miny Neli dzisiejszego ranka. Bezcenne - westchnęła. - Więc idziesz ze mną?

Wziął kije i powbijał jak mu kazała. Wyglądało na to, że z tym survivalowaniem też nie ściemniała. On coś kojarzył z opisów czy filmów więc orientował się co teraz robią. Choć dla niego była to wiedza czysto teoretyczna jak dotąd. Bo w sumie po co to chłopakowi z miasta w mieście? Taki tam bajer. No ale tutaj okazywało się pewnie jednym z BHP codziennego życia. W sumie to dobrze, że trafił się ktoś obyty w takich sprawach by go oświecić co i jak. Na słowa o prawdopodobnej reakcji wróżek pokiwał głową. Widać rozumowali całkiem zbieżnie. Podniósł brew pytająco dopiero jak wspomniała Szarą Barbie. Nie spodziewał się jakoś niczego przełomowego czy pożytecznego po tej skupionej na swojej szarej osobie laluni.

- Tak pójdę z tobą. Nieźle się uzupełniamy. Zresztą. Oboje mamy tu chyba przechlapane. Ty jesteś wariatką a ja awanturnikiem. I chyba tylko nam tu coś nie pasi w tym ładnym wizerunku. - parsknał trochę rozbawionym trochę smutnym tonem. W sumie odkąd Summer “ujawniła się” wieczorem w jadalni co raz bardziej miał wrażenie, że przypadła im rola dwójki pariasów w tym ładnym, uporządkowanym, miłym wróżkowym świecie i jej takichże gości. Poza tym lubił mieć partnera. Zbyt wiele razy i zbyt długo bywał sam w różnych sytuacjach a zbyt rzadko trafiał na partnerskie relacje by tego nie rozpoznać czy nie pożądać gdy mu się trafił. A pierwszy raz od rana czuł, że gada z kimś kto nadaje to samo co on. Co też ma wątpliwości no i do cholery nie jest ślepy i coś ma pod tą kopułką. Wreszcie mógł z kimś pogadać i naradzić się co robić dalej bez użerania się z debilami co każde zdanie czy udowadnianiu czegokolwiek.

- A co zrobiła Szara Barbie? - spytał trochę zaciekawiony jak to wyglądało spotkanie laluni z “wariatką”. No i jak chciała go zaintrygować to jej się udało.

- Święcie się oburzyła - Summer roześmiała się, układając nadzianego zająca na rożnie. - Powiedziałam jej dlaczego lubię wilki i widać odpowiedź ta nie spasowała dziewczynce z dobrego domu. A jej tekst o tym że pornosów nie ogląda, no litości - pokręciła głową przeciągając się i krytycznym okiem obrzucając zarówno konstrukcję z patyków, jak i samo ognisko. - Ukradłam sól z kuchni i trochę przypraw, które rozpoznałam - przyznała się, znowu ruszając do szałasu. - I mam też butelkę jabłecznika, który wydaje się być w porządku. Wątpię by dodawała czegoś do trunków, które jeszcze na stole nie wylądowały więc na potrzebę chwili uznam, że jest bezpieczny - kontynuowała, gdy już wytaszczyła koszyk przykryty białą ścierką z czeluści szałasu. - Czeka nas niezła uczta. O ile jesteś w stanie wcisnąć jeszcze coś w siebie - dodała, sadowiąc się przy ognisku i rozkładając swoją zdobycz.

- Eejjj… Widzę, że z tobą człowiek nie zginie. A facet się nudził nie będzie. - wyszczerzył sie widząc jak po kolei wyciąga swoje skarby. Już zaczynało się całkiem zauważalnie zmierzchać więc ognisko co raz bardziej robiło swoje. No i kurde. Był tak bardzo miejski, że ognicho jakoś z automatu kojarzyło mu się z biwakiem, wakacjami, urlopem no albo beztroskim, szczeniackimi latami. Generalnie więc wprawiało w dobry humor. A teraz mimo letniego dnia już zaczynało przynosić korzyści rozśietlając tężejący z każdą chwilą mrok i ogrzewając przyjemnie przy ustępującym z wolna cieple dnia. W takich warunkach nigdy nie miał problemu z uwierzeniem dlaczego ludzie pierwotni czcili ogień. Było za co. Cywilizacja pomagała zapomnieć o tym ale jednak wystarczyło o taka sceneria by sobie o tym przypomnieć. A przynajmniej jemu się to tak przypominało.

- Siadaj. Tu przytachałem taki pieniek. - rzekł klepiąc miejsce obok siebie. W sumie nie wiadomo kiedy ale po tych poważnych rozmowach i nietypowych doświadczeniach zrobiło się nawet całkiem swojsko i przyjemnie. Właściwie czuł się trochę jak na wagarach. A to zawsze było całkiem ekscytujące przeżycie dla niego.

- Pewnie, że zmieszczę. Zwłaszcza jak taka sympatyczna dziewczyna częstuje. - uśmiechnął się do niej całkiem przyjemnie. Nie wiedział co ich czy choćby jego czeka. Ale właściwie po tych pokolacyjnych wspólnych przeżyciach czuł się z tą kolorowłosą bardziej swojsko niż z kimkolwiek z tamtych co zostali w domu.

- Heh… I mówisz, że z naszej Barbie taka porządnicka świętoszka? Heh… No szkoda, że nie widziałem. - pokiwał głową. Zgadywał, że Summer zagadała w odpalonym w pełni “szalonym trybie”. Jak to robiła przez większość dnia. I jak sam widział była dość przekonywująca w tej roli. No ale reakcja Barbie była dokładnie taka jaką się spodziewał. - Weź mi nic nie mów. Rano miałem spinę z całą trójką. A też zaczęło się od niej. Wiesz akurat rozkminiłem o co chodzi z tymi wilkami, znaczy, że chodzi o wilkołaki no to spotkałem ich, opierdzielają się na trawie przed domkiem nic nie robiąc, no mówię im jak do cywilizowanych ludzi o tych wilkołakach no a ta na mnie naskoczyła. Serio dotąd nie wiem za co. No wiesz, gadka jakby była moim szefem i mnie na myszyn wysłała i jeszcze jakby wrócił ze spartoloną misją. No Summer. Złego faceta wybrała do takich numerów. Potem jeszcze Ken się podpiął i Barb. To niewiele brakowało bym jemu to nakładł garści. Tak dla zdrowotności psychicznej obu stron. A chcesz to wierz albo nie ale jak ja chcę nakłaść komuś garści to najczęściej mi się udaje. I wiesz co Summer? Teraz żałuję, że się powstrzymałem. Trzasnąłby gnoja raz i drugi, nawinąłby się nogami no przynajmniej bym teraz wiedział za co ma do mnie żal. Ale mówię ci, że by mi już tak nie fikał bo bałby się, że znowu oberwie. No ale powstrzymałem łapę w ostatniej chwili i teraz żałuję. - zawiesił na chwilę wzrok w rozpalonym ognisku. W głosie na przemian zaś pojawiał się gniew, rozżalenie i pretensja jako cień tamtej porannej agresji. Wspomnienie nadal musiało być żywe tak samo jak i emocje jakie po sobie zostawiło. Zdecydowanie negatywne emocje. Dopiero pod koniec ton sugerował niechęć i żal, że jednak nie zdzielił delikwenta wówczas.

- Banda, śliskich, tchórzliwych gnojków! - syknął z wyraźną złością i cisnął kolejną gałąź do ogniska. Tym razem zdecydowanie mocniejszym rzutem co wywołało snop iskier od uderzenia. Poświęcił mu chwilę obserwując jak znikają na górze w granatowiejącym co raz bardziej nieboskłonie aż nie znikły zupełnie. W końcu jednak z powrotem wrócił do poprzedniej pozycji.

- Ja ich ignoruję, szkoda nerwów - wzruszyła ramionami na jego pokaz niechęci. - Po cholerę mam się denerwować tym co reszta mówi? Mam dość własnych zmartwień na głowie, a i atrakcji jakoś dzisiaj nie brak, więc mi jakoś na kolejnych nie zależy. Jutro się ich pozbędziemy, a jak będziesz miał ochotę komuś walnąć to pewnie i ktoś taki się nawinie to sobie odbijesz - pocieszyła go, odkorkowując butelkę i pociągając z niej solidny łyk. - Dobry - oceniła, podając mu trunek, a sama zabierając się za wsmarowywanie ziół i soli w zająca. Robiła to szybkimi, pewnymi ruchami, wyraźnie nie chcąc ryzykować oparzeń. - A właściwie to jak u ciebie z walką? - zaciekawiła się, dłonią zakrywając ziewnięcie, które się jej wyrwało.

- No pewnie masz rację. Ale wiesz, tak z rana myślałem, że… No nie wiem. Że jakoś się dogadamy, pomożemy sobie, będziemy się trzymać razem czy coś jakoś tak… Wiedziałbym to co teraz to bym się pewnie trzymał od razu z daleka bo nie trawię takich śliskich typów… - odezwał się po chwili milczenia trochę jakby się tłumacząc. Wściekał się właściwie na siebie i swoją prostolinijność. Tyle razy się już na niej przejechał i wciąż tak samo głupi. Na takich sprawdzała się bardziej taka taktyka jak tej dziewczyny co oporządzała właśnie zająca na przewieszonym nad ogniskiem patyku. No albo właśnie trzymanie dystansu. Teraz w sumie też miała rację. Rano każde pójdzie w swoją stronę i będzie miał ich z bani.

- Nie no… Nie chcę komuś natrzaskać by się wyżyć za nich czy co. Oni mnie wkurzyli to im bym przylał. Wtedy. Może dziś przy kolacji. No ale wiesz… Nie leję ludzi bo mi się nudzi albo mam zły dzień. - wyjaśnił tą kwestię bo mu zależało by choć jedna osoba kumała, że nie jest napakowanym, ślepą agresją bestią co tylko czeka by kogoś zmasakrować. Ale irytował się tym bardziej, że wiedział, że większość społeczności z domku już pewnie jest zbliżona do takiego zdania o nim. I nawet nikt z nich przez sekundę nie zastanowi się, że ładniutki Ken wciąż chodzi taki ładniutki mijając jakoś pięści tego agresora Dave’a cały, boży dzień. Przecież jakby był takim jak go malowali palant dawno by już leżał na wyciągu.

- A walka. - przyjął od niej trunek i pociągnął z gwinta. - Ale punkowo… - prychnął nawet zadowolony z okazji do zmiany tematu. Poza tym przypomniały mu się znowu szczeniackie lata z nielegalnymi ognichami gdzie-się-da i kupowanym czy wręcz zdobywanym pokątnie alkoholem aby-trzepało/aby-sponiewierało. Taa… Piękne czasy. Aż się uśmiechnął do tamtych wspomnień i ludzi z którymi wówczas spędzał te przygody.

- Trenuję walkę. Chodzę na siłkę no i trenuję sztuki walki. Codziennie może nie ale dość często. Raz startowałem nawet na zawodach w Birmingham. Ale przegrałem. Ale tak naprawdę pojechałem by zobaczyć jak to jest. Wiesz, zmierzyć się z kimś kto coś umie, ma podobny poziom umiejętności do ciebie. Przynajmniej powinien jeśli ma ten sam pas. No ale jest całkiem obcą osobą. Powiem ci, że to całkiem inaczej niż jak w dojo sparingujesz się ze swoimi kolegami i koleżankami. - pokiwał z lekka głową i zapatrzył się znów w ogień. Upił z gwinta kolejnego łyka i pozwolił by trunek spłynął mu do gardła. Trochę cierpki. Ale nawet dodawało mu to fajnego posmaku do tej przełykanej słodkości. No i rany! Żeby oni za młodu mieli możność raczyć się takim nektarem!

- Dlatego wiem, co nieco o walce. Wiem, że jak Ken niczego nie ćwiczy a jestem prawie pewny patrząc po tym jaką jest pizdą, że nie, no to prawie na pewno bym go rozłożył gdybym za to się zabrał. Tak samo jak pewnie większość nieuzbrojonych i reprezentujących podobny poziom przeciwników. Ćwiczyłem nawet samoobronę przed nożem czy pałką. No ale Summer… Nie musiałem nigdy tego używać na serio. Poza dojo i treningiem czy zawodami. Nie musiałem nigdy nikogo zabić. Raz czy dwa mi się przydało przy… Noo… Sytuacjach… Może więcej niż raz czy dwa… Ale to nie miało nigdy nic wspólnego z zabijaniem. Wkurwiają mnie ci kretyni co sobie myślą, że to coś prostego. Powiem ci, że przez moment nosiło mnie trochę przy kolacji by utrzeć nosa Danowi. Ale właśnie dociera to do mnie bo trochę trenuje więc to jest pierwsza myśl przy rozważaniu takich sytuacji. Że koleś też może coś umieć. A wtedy to już nie jest tak szast prast jak z takim Kenem. Dlatego tym bardziej bez sensu wydał mi się pomysł z wysłaniem nas z zabiciem tego alfy. Zgaduję, że facet niejako wpisane ma w profesję, że coś umie. A te debile z domku rwą się wręcz na wyścigi by pójść i go załatwić jakby to chodziło o pacnięcie muchy na szybie. - prychnął znowu z mieszaniną pogardy i irytacji gdy wspomniał o zachowaniu domowników i ich gości. To, że zdobyli noże czy łuki jakoś niezbyt podnosiło w jego oczach ich wartość bojową. Jak żadne z nich nie stawało naprzeciw przeciwnika który jest skoncentrowany całym swoim jestestwem by cię załatwić, by wygrać, by przetrwać starcie to wręcz niebezpieczne im było dawać jakąkolwiek broń do ręki zwłaszcza w jakiejś gorącej sytuacji.

- Zabijanie nie jest proste - przyznała mu rację, nie odwracając się od zająca, którym się zajmowała. - Z tamtej grupy chyba tylko Szara ma jakieś pojęcie o używaniu broni. Widać, że ćwiczyła. Co do reszty - parsknęła śmiechem i pokręciła głową.



Wieczorne przewalanki



- Wiesz? Jak chcesz mogę ci pokazać parę sztuczek. Niektóre są całkiem proste. No o ile ci ktoś pokaże. - zwrócił się do niej po chwili milczenia obserwując ją jak przy ognisku smaruje ziołami tego upolowanego zająca. Widział więc jej już prawie jednolicie ciemną sylwetkę na tle płomieni. Klęczała trochę profilem, trochę tyłem do niego. Uniósł pytająco brew przy pytaniu a znów zobaczył te spojrzenie które wydało mu się tak samo zachęcające jak wtedy przy ulu jak się pocałowali właściwie po raz pierwszy. Wcześniej to właściwie ona z zaskoczenia pocałowała jego jak tu szli to niezbyt to tak liczył.

- Jak masz na to ochotę - zgodziła się, cofając dłonie i bez przejmowania się o stan spódnicy, wytarła je o materiał.

- Zostań tak jak jesteś. Pokażę ci coś. Spokojnie, powoli ci pokażę. Jak powiesz, że chcesz przerwać to przerwiemy ok? Albo jak w dojo klepnij mnie gdziekolwiek dwa razy. To też przerwę. No w dojo można jeszcze w matę ale tutaj w trawę to chyba nie zadziała. - rzekł podnosząc się z pieńka na jakim dotąd siedział i odstawiając butelkę na ziemi. Nie wstawał w pełni tylko doczłapał się na czworakach ten krok czy dwa jaki ich dotąd dzielił. Podobnie jak z pszczołami nie wykonywał gwałtownych ruchów by miała czas się oswoić albo po prostu powiedzieć nie jeśli jej to nie jarało. Choć polubił ją na tyle, że zależało mu by choć trochę zwiększyła swoje szanse na przetrwanie w tym świecie. Poza tym ona już mu pokazała parę fajnych i przydatnych rzeczy to też chciał się czymś zrewanżować. A akurat na tym co zamierzał jej pokazać znał się pewnie tak dobrze jak ona na surwiwalu.

Skinęła głową na potwierdzenie, że rozumie jego instrukcje, jednak nie odezwała się, odwracając tylko głowę by nie tracić go całkiem z widoku.

- Powiedzmy duszenie. - zaczął siadając tuż za nią choć ich ciała ledwo się stykały tu czy tam. - Duszenie jest bardzo efektywne. Co więcej jest to atak na szyję a szyję większość z nas ma podobnych gabarytów. Więc dobrze się sprawdza gdy ktoś mniejszy czy słabszy ma coś do tego większego. Zwłaszcza jak ma pozycję od tyłu. Tak jak ja jestem teraz za tobą. Poza tym duszenie jest straszne jeśli to ciebie ktoś dusi. Nie wiem na czym to polega ale bardzo rzadko ktoś to wytrzymuje dłużej. Dlatego jest takie efektywne. - zaczął od przedstawienia czegoś w rodzaju teorii. Nadal mówił spokojnym głosem siedząc tuż za nią zupełnie jakby opowiadał jakąś anegdotkę. Nadal też właściwie jej nie dotknął w niczym przypominającym atak.

- Psychika - mruknęła cicho, ledwie słyszalnie i skinęła głową ponownie, wyraźnie czekając na ciąg dalszy i nie sprawiając wrażenia zaniepokojonej.

- Daj mi swoje ramię. - poprosił ją i wyciągnął swoje by mu podała. Gdy ją trzymał podciągnął jej rękaw swetra by ukazała się gładka skóra jej ramienia. - Widzisz? Tu mamy kość ramieniową. Tuż po skórą. Dlatego to takie twarde miejsce. Prawie jak drewno czy kość właśnie. - przejechał palcami po skórze jej ramienia. I musiał przyznać, że choćby z tego powodu było to całkiem ciekawe doświadczenie. Ale dał jej okazję po swojemu by obmacała te miejsce. Wiedział z doświadczenia, że nawet jak ktoś niby to wie to i tak się zawsze wtedy obmacuje dał więc i jej okazję się pobawić.

Wedle jego oczekiwań przesunęła dłonią po wspomnianej części ramienia, po czym spojrzała na niego zarówno z wyczekiwaniem jak i ciekawością.

- Teraz więc pic polega by przystawić tą twardą cześć przedramienia do czyjejś szyi. No ale ma sens tylko wtedy jak jest się za czyimiś plecami. Kolejna rzecz by nie mieć przeciwnika za swoimi plecami. - rzekł i teraz powoli objął ramieniem zakładając je gdzieś na pograniczu nasady torsu i szyi. - Jak jesteś laską. Ładną. To jak widzisz jak się postarasz to nawet w pewnych okolicznościach nie musi być aż tak całkiem trudne. - uśmiechnął się w głosie a jego oddech zawinął się o jej ucho. No faktycznie w tej pozycji w jakiej w tej chwili zamarli wyglądali jak jakaś tuląca się parka.

Prychnęła w odpowiedzi, rozbawiona, ponownie nie wtrącając słowa tylko czekając na jego dalsze działania.

- No ale jak się nie mamy zamiaru przytulać tylko podduszać. No to musimy wziąć się do roboty. - uśmiechnął się znowu i zatrzymane prawe ramię zjechało trochę do góry. Niewiele. Ale na tyle by w tej pozycji już ewidentnie obejmowało szyję dziewczyny. Na razie jednak tylko ją obejmowało choć już bez trudu przychodziło na myśl, że chce ją zacząć dusić. - W idealnym chwycie przystawiasz tą twardą część do krtani ofiary. - mówiąc to na chwilę cofną rękę by drugą wskazać tą część z podskórną kością a po chwili znów ramie wróciło na miejsce. Zacisnął tym razem trochę mocniej tak, że nadal mogła oddychać i przełykać ślinę ale już czuła lekki nacisk na nią.

Jej ciało zesztywniało, jednak nie sprawiała wrażenia, jakby zamierzała zacząć się wyrywać.

- Z boku zostaje jak widzisz wolna przestrzeń. Więc jak tak zostawimy ofiara może nam zwiać i to dość łatwo. - pomachał lewą ręką i dał jej szansę by się wyłuskała z tego półobjęcia jednym ramieniem. Faktycznie dało się to zrobić dość prosto chociaż wciąż mimo takiej pozycji i zabaw Dave właściwie nie używał siły bazując na trochę mocniejszym dotyku. - Więc, żeby tego uniknąć zamykamy tą przestrzeń. Zamykamy dostawiając drugie ramię a prawym łapiąc za wnętrze łokcia na zgięciu. Resztę robi lewe ramię które owija się wokół głowy, dłoń opiera na potylicy i w tym momencie chwyt jest pełny. - mówił wciąż spokojnie i wykonywał powolne ruchy. A jednak gdy skończył jego ramiona faktycznie unieruchamiały jej głowę i szyję. Bez trudu szło wyobrazić sobie co by się działo gdyby chciał ją dusić naprawdę. Właśnie mógłby zacząć. - Ale jak ktoś się zna może próbować cię zwalić. Dlatego unieruchamiamy go w kleszczach nóg. - to mówiąc oplątał każdą swoją nogą jej nogę co dodatkowo zablokowało jej swobodę manewru i jakby przykleiło do niego. - No i na koniec jeszcze kołyska. - mruknął i poczuła jak opadają w dół. Niedługo bo przecież siedzieli na trawie. Gdy się zatrzymali ona leżała na nim ale była dość sztywno unieruchomiona w jego chwycie. - Teraz jak masz kogoś w takiej pozycji masz nad nim ogromną przewagę i możesz na spokojnie go zacząć dusić. - powiedział z zadowoleniem jakby jej sprzedał kawał na jakiś dobry dowcip czy psikus.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-08-2016, 15:51   #57
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave.

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak



Wieczorne przewalanki cd.



- Oczywiście nie wszystko idzie gładko jak walczysz. Poza tym to ciebie może ktoś tak zajść. - odpowiedział bez trudu unosząc ich oboje z powrotem do pozycji siedzącej choć nadal siedział za nią to jednak puścił ją. - Bardzo prostą, szybką i skuteczną obroną na taki atak jest przystawienie brody do klaty. - to mówiąc dotknął lewą dłonią jej potylicy i znów powoli pokierował jej głową w dół tak, że aż jej broda faktycznie zetknęła się z szyją. - Wówczas jak widzisz, twoja szyja jest chroniona. - powtórzył pierwszy ruch ramienia ale w tej pozycji jego ramię mogło objąć co najwyżej jej twarz i głowę ale nie miało jak sięgnąć szyi by zacząć duszenie. - Kwestia refleksu i zaskoczenia. - dodał wyjaśniająco. - Ale gdy to ty trafisz na taką obronę oczywiście jest i na to kontra. - uśmiechnął się znowu. Zawsze była jakaś kontra albo obrona. Dlatego te sztuki walki można było ćwiczyć dziesięciolecia i nadal natrafiać na coś nowego. - Ponieważ mięśnie ramienia są silniejsze niż szyi więc używasz tej przewagi. Chcesz to stawiaj opór. - to mówiąc ramię które dotąd zatrzymało się na jej twarzy zjechało nieco wyżej. Tak, że teraz obejmowało jej czoło. Po symbolicznym oporze faktycznie ramię wygrało z karkiem i głowa jej odskoczyła do tyłu odsłaniając szyję. Choć teraz gdy prawę wciaż trzymało jej czoło pod jej szyje wsunęło się jego lewe ramię. - Jak już jednak ktoś cię tak złapie. Nadal możesz się wybronić. Wsuwasz swoje ramię pod moje ramię. Ile dasz radę. Ale przy mocnych chwytach niewiele się da zrobić i dłoń ci w końcu utknie. Wtedy robisz takiego pajączka. - rzekł i zademonstrował jej prawym ramieniem pełzający ruch dłonią. - Do oddechu dużo przestrzeni nie trzeba. Jeśli wciśniesz swoją dłoń między moje ramię duszenie straci większość swej mocy albo nawet uda ci się przełamać uchwyt. - powiedział jakby na zakończenie i puścił ją. Nadal siedział za jej plecami a przez cały pokaz ani razu nie użył gwałtownego ruchu czy czegoś więcej nić mocniejszy uchwyt. Ale wiedział, że do ludzi jeśli byli rozsądni, to docierało co mogłoby się dziać gdyby walczyli naprawdę. - Akurat tutaj przy duszeniach sporo zależy od uporu i samozaparcia. U obu stron. Jak zawsze zresztą podczas walki. - machnął ręką jakby mówił o jakieś oczywistej oczywistości. Uśmiechał się pod nosem czekając co powie czy zrobi. Pokazał jej jedną technikę wykonywania jednego ataku i obrony przed nim. Tylko jedną. Miał nadzieję, że choć trochę pojmie to co najważniejsze w walce. Że zawsze jest jakieś wyjście. Jakiś atak albo obrona. Słabość przeciwnika którą można wykorzystać. A to z kolei determinuje wolę walki i chęć dalszego samoszkolenia.

Summer nie odzywała się, dłonią przesuwając po szyi, jakby chcąc sprawdzić, czy na pewno nie zostały jakieś ślady, czy nie powstały uszkodzenia. - Twoja wiedza może się okazać przydatna - rzuciła w końcu, opuszczając rękę i bez cienia wahania korzystając z niego jak z oparcia by wesprzeć swoje plecy i ułożyć się wygodniej. - Nigdy nie byłam dobra w walce ręcznej. Wolę noże, broń palną czy chociażby łuki. Przeszłam jednak pełny kurs samoobrony więc nie jest ze mną tak całkiem źle. Nigdy jednak nie jest tak, że nie można nauczyć się czegoś nowego, co nie? - Odwróciła głowę by na niego spojrzeć. Na jej ustach malował się wesoły uśmiech ale oczy były poważne.

- Jesteś gliną? - zapytał zaciekawiony zestawem jej umiejętności. W sumie nie odpowiedziała mu wcześniej czym się zajmuje na co dzień a tylko co robi czasem. - A kurs samoobrony jest spoko. Też przeszedłem. Można chyba by rzec, że interesuję się takimi sprawami. - pokiwał głową i czekał co odpowie.

- Nie, nie jestem gliną - zaprzeczyła, jednak na tym poprzestała, nie wyjawiając czym się zajmuje.

- Chcesz coś jeszcze? Chcesz być teraz ty na górze? To cho. Cho na klatę. - uśmiechnął się do niej prowokująco wręcz celowo dobierając dwuznaczne wyrażenia. To mówiąc położył się na wznak i poklepał się zachęcająco po torsie wskazując miejsce gdzie ma usiąść.

- Nowa pozycja? - uniosła brew, mierząc go taksującym spojrzeniem, po czym się roześmiała. - Od tyłu coś szybko ci się znudziło, Kasanowo - zaczęła się z nim drażnić, robiąc jednocześnie to, do czego ją zachęcał, układając się wygodnie na jego torsie. Jej spódnica powędrowała przy tym wyżej, co jednak zdawało się nie robić Summer różnicy.

- Teraz jesteś na górze. To dla ciebie bardzo dobrze. Masz dominującą pozycję. Czy jesteś na górze czy na dole większość technik da się użyć podobnie albo ma jakieś alternatywy. Ale jak jesteś na dole czujesz każdy kilogram ciała przeciwnika tak jak ja teraz czuję twój ciężar. Ważne, zwłaszcza jeśli przeciwnik jest zdecydowanie cięższy od ciebie czyli najczęściej większy. To wtedy poczujesz jak z każdą chwilą słabniesz zupełnie jakby cię dusił z automata. No i jak jesteś na górze wystarczy ci okładać pięściami kolesia po twarzy i są szanse, że jak nic nigdy nie trenował to już go załatwisz. Bo jak robisz młyn pięściami zawsze coś się w końcu przebije. - mówił pogodnym tonem zupełnie jakby naturalne było, że ktoś siedzi mu na klacie. faktycznie ze swojej perspektywy widziała jego klatę, szyję głowę i ramiona i odkryta twarz jakby wręcz prosiła się o manto skoro już rozważali takie scenariusze.

- Więc masz przewagę jak tak sobie siedzisz. Ale możesz ją dość szybko stracić. - uśmiechnął się znowu jakby właśnie zamierzał wywinąć jej jakiegoś psikusa. - Pierwsze to nie można leżeć jak flak. Czyli uda do góry. - to mówiąc podwinął nieco swoje nogi tak, że powstało jakby jeszcze wygodniejsze miejsce do siedzenia bo z oparciem. Nawet lekko popchnął ją dłonią dla zabawy tak by mogła oprzeć się plecami o jego uda. Znów wyglądali jak jakaś figlująca parka.

- Nom. Więc po pierwsze jak ja chcę się ciebie pozbyć to muszę cię kopnąć w tyłek. - powiedział wyszczerzając się do niej radośnie jakby sprzedawał puentę kawału. Ale uda faktycznie popchnęły ją tak, że poleciała do przodu. Na chwilę oparła się ramionami by nie upaść i w efekcie jej twarz w naturalny sposób znalazła się kilkanaście centymetrów nad jego twarzą. Całkiem wyszczerzoną z radochy twarzą.

- Coś zdecydowanie za wiele radości sprawia ci dzielenie się swoją wiedzą, wiesz? - wyszeptała, unosząc jedną rękę by założyć opadające jej na twarz włosy, za ucho. - To co teraz?

- Jak mówiłem muszę kopnąć cię w tyłek. - powtórzył i jego kolano bardziej popchnęło ją we wspomnianą część ciała a ona nie mając jak inaczej oddać tej energii kinetycznej poleciała jeszcze bardziej do przodu. Teraz patrzyła twarzą w trawę znów podpierając się dłońmi by nie zaliczyć zbliżenią twarzy z ziemią. Za to on miał całkiem ciekawe rejony jej ciała do podziwiana tak gdzieś trochę poniżej linii jej obojczyka. Bardzo ciekawe rejony jak teraz zauważył z bardzo bliska.

Z jej ust wyrwał się cichy, krótki okrzyk zaskoczenia, jednak zaraz zastąpił go śmiech.

- Teraz jak jesteś w odpowiedniej pozycji robimy zawias do obrotu. - zaczął znowu choć jakoś dziwnie od rejonu górnego, przedniego jej swetra ciężko było mu oderwać wzrok. W sumie sfrajerzył się jak chilera. Mógł jej kazać zdjąć swetr pod jakimś byle pretekstem. Dopiero fajowo by się zrobiło. Nie przeszkodziło mu to jednak wsunąć stopę pod jej goleń. A ramieniem owinąć jej ramię którym podpierała się by nie upaść twarzą w trawę. - Ważne jest by złapać tą samą stronę na górze i na dole by powstał ten zawias. Teraz jak już jest po prostu robimy obrót. - powiedział w końcu i faktycznie. Szarpnął jakoś swoim ciałem, wokół zakleszczonych jej kończył powstała oś obrotu, ona poczuła ten obrót i nagle jak wszystko się uspokoiło po ułamku sekundy okazało się, że zamienili się miejscami. Teraz on siedział na jej torsie. I szczerzył się jakby niemiłosiernie go to wszystko bawiło.

- A jak jesteś na górze. A chcesz złapać oddech. A nie chcesz by ci patałach coś wywinął. Możesz go jeszcze unieruchomić za nadgarstki. - rzekł i faktycznie zamknął swoje dłonie na jej nadgarstkach a potem położył je na ziemi. - W tej pozycji możesz użyć swojej masy by wzmóc chwyt. Zwłaszcza jak walczysz z masywniejszym przeciwnikiem. - rzekł o faktycznie w tej pozycji każde jej ramie miało do pokonania nie tylko siłę jego ramienia ale także całą górną połowę jego ciała które jak na kolumnach opierało się w tej chwili na jej nadgarstkach.

- Ciekawa pozycja - mruknęła, patrząc mu prosto w oczy, poruszając nieznacznie nadgarstkami. Uśmiech zdawał się nie schodzić z jej twarzy, jakby cała ta lekcja była dla niej głównie zabawą, sposobem na spędzenie czasu, który pozostał do upieczenia się zająca.

- Chcesz teraz ty spróbować? Spokojnie. Pokażę ci jeszcze obronę. No dawaj. Kop w tyłek. - zachęcił ją do powtórzenia tego co jej dopiero pokazał. Dał się bez oporu kopnąć i tak samo jak ona poleciał w efekcie do przodu. - No teraz zrób zawias. Ale jak zrobisz to poczekaj. Pokażę ci obronę. - zachęcił ją spokojnym i kawalarskim głosem gdy ze swojej stopy i ramienia zrobiła ten zawias by przygotować się do przewrotu.

Zrobiła jak kazał, nie odzywając się, ograniczając tylko do obserwacji i słuchania. Oddech miała nieco przyspieszony, jednak nie na tyle by sugerował iż odczuwa szczególne zmęczenie tymi zapasami.

- Obrona jest prosta i skuteczna. Cofasz ramię. - to mówiąc ramię które zdążyła mu objąć zwyczajnie wycofał do góry tak, że trzymała teraz pustkę. Sam chwyt nogi był zaś za słaby do zrobienia tego obrotu jaki chwilę wcześniej był jeszcze możliwy. - W tej pozycji w jakiej ja teraz jestem no jest dla mnie dość niewygodna. I większość tego co mógłbym zrobić wymaga obu łap na ziemi czyli muszę raczej wrócić ramieniem. Ale jak nie chcę dać ci szansy byś mnie mogła złapać ponownie to wycofuje je poza twój zasięg. - to mówiąc wrócił obydwoma ramionami na ziemię ale tym razem rozpostarł je daleko i szeroko. A, że był niejako “wyżej” od niej przez to, że go na początku kopnęła to jego ramiona stały się poza zasięgiem jej ramion.

- Oczywiście na to jest kontra. - powiedział z uśmiechem w głosie. - Ja teraz jestem dość wysoko w stosunku do ciebie. Więc masz twarz dość nisko. Przystaw twarz do mojego boku. - powiedział spokojnie na moment cofając jedno swoje ramię i klepiąc się po swoim boku gdzie miała przystawić swoją twarz. - Teraz zablokuj mi kolano bym ci nie uciekł. Obejmij mi kolano ramieniem. - dodał biorąc jej nadgarstek wolną rękę i przekładając pod swoim kolanem. - Teraz masz mnie. Jak nie zdążę uciec nogą i nie jestem megasilniejszy od ciebie no to masz mnie. Masz jeden zawias. Drugi robisz wokół nogi i obracasz znowu wokół osi, tyle że innej niż pierwotnie planowałaś. - trochę jej pomógł ale faktycznie gdy się ustawili odpowiednio, i go majtnęła to znowu ona znalazła się na górze siedząc mu na klacie tak jak na początku tego triku.

- No i tak to po krótce wygląda Summer. Nie walczyliśmy teraz. Tak pokazałem ci parę myków. Takich prostszych. Ale walka jest trudna. Każda walka. Zawsze jest coś nowego. Zawsze jest ryzyko. Zawsze jest obawa. Zawsze jest jakieś wyjście choć niekoniecznie musisz je znać. Zawsze jest coś do nauczenia. Dlatego może i zawyżam średnią uliczną naszego świata ale tak naprawdę nie chcę walczyć tak naprawdę. Sparing, trening jest ok. Lubię. Ale nie tak by kogoś zabić. Nie chcę nikogo zabijać. Ale nie zamierzam dać siebie zabić. No albo kogoś kogo bym polubił. - rzekł spokojnie leżąc na ziemi i kładąc sobie jedno ramię pod głowę. Drugim wodził po jej kolanie przechodząc nieco wyżej wzdłuż uda. - Mówiłem ci, uzupełniamy się. Będzie czas i okazja pokażesz mi trochę tych surwiwalowych sztuczek no to ja ci mogę pokazać trochę takich sztuczek jak widzisz. Taki deal. Taka wymiana. Co ty na to? - zapytał patrząc nieco do góry na jej twarz nad sobą.



Wieczorne pogaduchy



Nie odpowiedziała. Zamiast tego obserwowała go, skupiając spojrzenie na twarzy. Na jej ustach błąkał się lekki uśmiech, jakby rozważała coś przyjemnego. Poprawiła się nieco, by usiąść na nim wygodniej, jednak bez zbytniego nacisku na jego tors. Ręce uniosła do głowy by zgarnąć włosy w dłonie i przełożyć je na plecy.

- Myślę, że dojdziemy do porozumienia - zgodziła się w końcu, opuszczając dłonie i kładąc je na jego torsie, nieco przed swoimi udami. - Partnerze - dorzuciła z chochlikowatym uśmieszkiem.

- No to deal. - uśmiechnął się szczerze i wyciągnął do niej grabę do przybicia umowy. - A w ogóle z czego się tak szczerzysz jakbyś właśnie coś chytrego uknuła co? - nie wytrzymał i spytał się jej zgodnie ze swoją naturą brania się za bary z napotkanymi zagwostkami. Poza tym intrygował go ten jej uśmiech i spojrzenie.

- Może uknułam? - niby się zgodziła, niby zapytała, podając mu dłoń. - Chociaż nie, właściwie nie. Ot, rozważam plusy i minusy naszego układu. Bywało już gorzej - roześmiała się, odwracając głowę by sprawdzić stan zająca. - Wracamy na noc do tej cukierkowej chatki czarownicy czy zostajemy tutaj? - zamieniła temat, powracając spojrzeniem do Dawida.

- A chcesz tam wracać? - zapytał parskając nieco ironicznie i dość jasno było, że ta perspektywa mu niezbyt leży w planach. - Do tego magicznego domku pełnego magicznych wróżek, z ich magicznymi sekretami i pernamentną magiczną inwigilacją? - podsumował skróconą listę niekoniecznie pozytywnych cech jakie dostrzegał w tej opcji. - A co jeśli by się okazało, że na przykład Ken lunatykuje po nocy? No weź. Natknąłbym się na niego po ciemku, przestraszyłbym się oczywiście i tak przypadkiem i odruchowo uderzył go w twarz czy zrzucił ze schodów? Tak z tuzin razy. Bo wiesz, że strachu i dla pewności. No i co? Znowu by było, że jestem agresywny czy co… Na co mnie takie nocne przygody dziewczyno? - zapytał niby poważnym głosem choć palce znów zaczęły mu błądzić wokół jej kolana i uda. A gdzieś w niby poważnym głosie i minie czaił się w spojrzeniu jakiś cień uśmiechu. Choć musiał przyznać improwizował na gorąco z tą nocną przygodą choć jak tak palnął to w sumie musiał przyznać, że to akurat raczej zaleta niż wada. Tak zrzucić Kena ze schodów tuzin razy? Przednia zabawa i to za darmola! Choć pewnie znów by mu nikt nie uwierzył w takiego nocnego pecha.

- Oczywiście, że chcę wrócić - zapewniła z poważną miną, której jednak przeczyły wesołe ogniki w oczach. - Chociażby po to by być świadkiem upadku Kena - wyjaśniła, przyjmując przezwisko, jakie Dave nadał Jack’owi. - No wiesz, to byłby taki jedyny w swoim rodzaju widok. Może mogłabym mu wtedy wbić nóż w brzuch lub podciąć gardło, co by całkiem ustabilizować swoją pozycję tej szalonej. Wyobrażasz to sobie? Ta cała krew tworząca dywanik u stóp schodów. Całkiem klimatyczna dekoracja, nie sądzisz? - zapytała niewinnie, pochylając się i lekko całując go w usta.

- Kolacja czeka - stwierdziła z uśmiechem, prostując się i kładąc dłoń na jego, wstrzymując zapoznawanie się z jej kolanem i udem. - Jestem głodna jak wilk - dodała, wycofując się rakiem.

Roześmiał się. Szczerze, radośnie, aż ona siedząc na jego torsie też zaczęła się trząść. - A widzisz! Mówiłem ci! Świetnie się uzupełniamy. - dodał wesoło. Ten krótki żarcik jakoś dawał nadzieję, że nadają na tych samych falach i jakoś się chyba dogadają. Poza tym pomysł jaki dorobiła do jego wstępu świetnie się komponował. No i był przednie zabawni. Potrzebował takiej odmiany po całym dniu użerania się z jątrzącym pakietem z blondrodzynkiem w centrum. - Chodź no tu ty mój partnerze w spisku i zbrodni. - ledwo zdążyła się wycofać złapał ją i pociągnął z powrotem na siebie. Znów ich twarze dzieliło zaledwie paręnaście centymetrów. Przesunął dłonie po jej ramieniu na szyję i kark by przystawić jej twarz do swojej i pocałować jak należy. Dała mu się złapać i ich twarze i usta znów się zetknęły. Znów poczuł jędrną wilgoć wciąż smakujących miodem ust. I jej włosy spływające także na jego twarz, muskające po niej, drażniące z lekka. I zapach. Choć chyba faktycznie słabiej niż rano z Taminą ale był na tyle blisko, że czuł wyraźnie zapach jej włosów. I żar ciała. Kobiecego ciała które oddzielało tylko warstwa jej i jego ubrań.

Gdy skończyli poczekał chwilę odgarniając jej włosy by lepiej widzieć jej twarz. Poza tym było mu całkiem dobrze jak tak leżała w tej chwili na nim i czuł na sobie większość jej ciała. - No. Pakujemy się w niezłą kabałę. Inną niż reszta. Ale do cholery ja wolę własną kabałę niż narzuconą czyjąś. - powiedział już ze znacznie poważniejszą miną. - Ale serio uważam, że domek jest na podsłuchu. Więc trzeba się pilnować co tam się mówi a może i robi. - dodał nieco spokojniej gdy po dłuższym pocałunku oddech wracał mu do normy.

- Zapewne jest - zgodziła się z nim, układając nieco wygodniej na jego torsie i podpierając głowę dłońmi. - W takim razie postanowione. Wrócimy nad ranem, albo nawet nie, poczekamy aż sobie nas znajdą. Bo szukać z pewnością będą - stwierdziła z pewnością w głosie. - Tylko ostrzegam - dodała po chwili, szczerząc zęby w wesołym uśmiechu. - Śpisz na sofie.

- Jak możesz tak mówić?! - leżał na trawie i gdy się wygodniej ułożyła na nim objął ją ramieniem i zaczął swoje nieśpieszne wędrówki palców jeżdżąc po jej plecach. Co prawda z wierzchu wyczuwał głównie warstwę jej swetra ale pod nim już były ciekawsze miejsca. Łopatka, żebra, kręgosłup a nawet poza rantem swetra kark i linia włosów. Nie przeszkodziło mu to jednak odgrywać swojej, małej, wieczornej komedyi skoro już miał dobry humor, w sporej mierze dzięki niej no i miał się z kim czyli z nią podzielić. Teraz więc gdy powiedziała swój kawał o spaniu na sofie on płynnie przeszedł w swój udając czyste oburzenia o krzywdzący osąd czy inny zarzut.

- Właściwie to ty masz same wady wiesz? - musiał pozezować na nią ostro w dół by posłać jej uważne spojrzenie co z podobnym tonem wyglądało jakby zamierzał podzielić się z nią jakimś wielkim sekretem. Sekretem niezbyt przyjemnym ale oczywiście dla jej dobra. Gdy zauważył jej wyczekujące spojrzenie z odległości zaledwie kilku dłoni kontynuował dalej. W międzyczasie druga dłoń zaczęła sunąć wzdłuż jednej z jej łopatek.

- No bo sama zobacz. - wstawił między jej a swoja twarz własną dłoń najwyraźniej zamierzając coś wyliczać czy odliczać. - Masz wyczucie trasy i kierunku, że aż nieprzyzwoite czułe. No w ogóle się nie gubisz nawet jak wszyscy prawdziwi faceci się już dawno zgubią i nie połapią, że po prostej idą. Więc w ogóle nie da się na tobie zrobić wrażenia, jak na kobietach i niedzielnych kierowcach powinno. A jeszcze się tym panoszysz, że nie wiadomo co prawdziwy mężczyzna ma gdzie się podziać czy oczy ponieść. No wiesz moja droga, to trzeba by wiele wyrozumienia by prawdziwy facet mógł zdzierżyć taką wadę. - powiedział wciąż tym poważnym tonem i był w tym naprawdę przekonywujący. Jak zawsze gdy chciał by zrobić komuś kawał czy psikus. Gdyby ktoś ich słuchał od teraz pewnie mógłby uznać, że naprawdę rozmawiają o czymś poważnym i ma do niej jakiś poważny zarzut. To mówiąc odliczył pierwszy palec, tym razem kciuk na swojej dłoni. Drugi kciuk przewędrował spokojnie wzdłuż jej pleców aż wyczuł pod spodem rant spódnicy.

- Po drugie łazisz sama po lesie, pomijając już, że nie raczysz się zgubić i nie potrzebujesz przewodnika w postaci prawdziwego mężczyzny bo mówiłem o tym przed chwilą. No to jeszcze w ogóle umiesz biwak zrobić, szałas no a co najgorsze mięcho upolować. No to już jest naprawdę skandal wiesz? - przerwał na chwilę by poświęcić jej chwilę na piorunujące spojrzenie. Skończył ze dwa bicia serca wcześniej niż planował bo wyczuł, że zaczynają mu drgać kąciki ust by się już teraz nie roześmiać. Zaczął więc czym prędzej nawijać dalej choć ton już udało mu się utrzymać pseudopoważny - Tak, że to tym bardziej moja droga Summer nie jest żaden powód do dumy. Tak się wpychać w prawdziwie męskie zajęcie i jeszcze tak, że wszystko ci się udaje. No w ogóle nie zostaje ci miejsca na podziwianie i zachwyt dla prawdziwych mężczyzn. A przecież powinien. - odhaczył na dłoni kolejny palec by odznaczyć jej kolejną wielką wadę. Palce drugiej dłoni zakręciły zawijas na jednym z jej pośladków i zaczęły z powrotem wędrówkę ku górze.

- A po trzecie już na sam koniec dnia, jak jest etap rozchodzenia się na kimano i gdy prawdziwy mężczyzna powinien ci zaproponować, że on będzie wspaniałomyślnie spał na sofie to sama się wtryniasz i mówisz mu, że ma spać na sofie. No jak to wygląda Summer? - odhaczył trzeci palec na swojej dłoni i n koniec jakby z niezadowoleniem pokręcił głową z takiego podsumowania. Druga dłoń wędrowała nieśpiesznie wciąż ku górze co raz bardziej schodząc pod skosem na linię jej żeber.

- Więc jak sama widzisz Summer właściwie to składasz się z samych wad. Powinnaś na sobą popracować bo to nie jest żaden powód do dumy. Jak się nie weźmiesz za siebie prawdziwi faceci nie będą się chcieli z tobą zadawać jak tak non stop będą wyłazić takie twoje ułomności. - na koniec przyjął podobny do współczującego ton jakby widział fajną koleżankę które niestety ale na własne życzenie idzie na zatracenie. Ciekaw był też czy poczucie humoru też mają podobne więc chciał zobaczyć jak zareaguje na tą parodię.

Przyglądała się mu przez dłuższą chwilę, wyglądając przy tym tak, jakby faktycznie na poważnie musiała przemyśleć jego słowa i zarzuty. Las wokół nich ciemniał z każdą chwilą, a zwierzęta, które preferowały mrok, wychodziły ze swoich schronień by ruszyć na żer. Dave był w stanie usłyszeć ich małe stópki szeleszczące w poszyciu i drobne pazurki drapiące o pnie drzew. Także i niektóre ptaki dawały o sobie znać, jak chociażby ta sowa, która przysiadła na gałęzi gdzieś w pobliżu i zaczęła pohukiwać groźnie.
Ogień w ognisku powoli zamierał, odbierając im resztki światła, aczkolwiek Dave mógł z pewnym zdziwieniem zauważyć, że wcale tak źle nie widzi, jak powinien. Zupełnie jakby jego wzrok sam dostosowywał się do słabszego oświetlenia.

- Gdy tak cię słucham - zaczęła w końcu Summer, przechylając głowę na prawo, co musiało chyba stanowić jakiś jej nawyk - to dochodzę do wniosku, że faktycznie okropna ze mnie kobieta. Chociaż z drugiej strony, przy tak rewelacyjnym facecie, to ledwie te moje drobne wady da się dostrzec, nie sądzisz? - Pytając poruszyła się nieco, głównie dolną częścią ciała, układając nogi tak by dały wsparcie biodrom, które teraz ciaśniej przyległy do jego bioder.

- No bo spójrz na siebie - podjęła na chwilę przerwaną wypowiedź. - Bez zmrużenia okiem wystawiasz się na zwielokrotnione ataki po to tylko by zdobyć złoty skarb dla swojej partnerki. Przyjmujesz na klatę ciosy niewidzialnego przeciwnika i nie robi to na tobie żadnego wrażenia. Stawiasz czoła trójce bohaterów i dzielnie znosisz ich porażający blask. Nawet na widok krwi nie mdlejesz, niczym na prawdziwego wojownika przystało. No, o tym że jesteś w stanie rozłożyć przeciwnika na łopatki w kilka sekund, to nawet nie wspomnę. Masz ty może jakieś wady, mój herosie?

Pytanie powiązane było z ruchem. Jej dłonie spoczęły na trawie, po bokach jego głowy, dając wsparcie dla tułowia, gdy uniosła się i przeciągnęła niczym rozleniwiona kotka. Jej spojrzenie było mieszanką zachęty i rozbawienia, gdy wbiła je w oczy Dawida uśmiechając się przy tym lekko, samymi tylko kącikami ust.

- Przy rewelacyjnym facecie mówisz? - spytał wciąż poważnym głosem. - Prawdziwy wojownik? Heros nawet? Hmm… - zasępił się choć musiał zacisnąć usta w wąską linię by nie roześmiać się już teraz. Zamian tego starał się pociągnąć komedję ile się da skoro jego partnerka podjęła grę i chyba wychodziło im całkiem zgrabnie. Przymrużył więc jedno oko a dłoń między nimi zaczął z wolna obracać w tę i we w tę jakby obracał jakąś niewidzialną piłeczką. Smakował chwilę w myślach rzucone przez nią terminy a przynajmniej usiłował sprawić takie wrażenie. - No cóż Summer. Skoro tak stawiasz sprawę muszę przyznać, że co prawda składasz się z samych wad… - powiedział poważnie otwierając dotąd przymknięte oko i patrząc gdzieś w bok na korony drzew nad nimi. Jakby spojrzał prosto na nią to chyba nie dałby rady utrzymać tak poważnego wyrazu twarzy i głosu i pewnie wybuchnąłby w końcu śmiechem. No i trochę ciężej mu było się skoncentrować gdy poruszyła się na nim. Jego oczy nie patrzyły akurat teraz w jej oczy ale na klacie czuł ten przyjemny, ugniatający ciężar jej drugich oczu. Zaś napór jej bioder rozdzielanych tylko ich ubraniami na jego biodra też jakoś domagał się koncentracji na tych okolicach.

- Ale jeśli pojęłaś swoje błędy i wyrażasz chęć naprawy to nie jesteś jeszcze beznadziejnym przypadkiem i skoro tak to myślę że przebywając odpowiednio długo w moim towarzystwie w końcu będziesz mogła zostać prawdziwą kobietą taką która nie przynosi wstydu prawdziwemu mężczyźnie. - powiedział jak mu się wydało całkiem wspaniałomyślnym tonem jakby okazywał jej właśnie niebywały akt łaski i dobroci. Teraz już wrócił spojrzeniem na jej oczy i delikatnie potaknął głową w takt tej odpowiedzi. Prawa dłoń wznowiła wędrówkę po jej ciele i tym swoim nieśpiesznym tempem zjechała z jej swetra na skórę jej głowy. Przeczesał rozcapierzonymi palcami jej włosy na przypatrując się jak przenikają między jego palcami.

- Ale pracę nad sobą możesz zacząć od tego pytania o moje wady. Jako prawdziwa kobieta w ogóle nie powinny się wady mężczyzn obchodzić tylko powinnaś się koncentrować na ich wspaniałych doskonałościach wiesz? - dodał znów unosząc wolną, lewą dłoń a w niej palec wskazujący jakby dawał jej bezcenną wskazówkę czy naukę na resztę życia. Prawa dłoń przejechawszy po jej włosach zaczęła sunąć wzdłuż jej oswetrzonego ramienia aż dojechała do jej dłoni na jego policzku.

- Ale skoro jesteś taka miła i skora do współpracy. - dodał a ton znów nabrał mu tych wspaniałomyślnych barw. - To myślę, że mogę ci powiedzieć. Pomimo twoich wad oczywiście. - przypomniał jej na wszelki wypadek. - Że mam pewną ułomność. Otóż czasem zdarza się, że kobiety padają mi do stóp. - popatrzył na nią znów tym poważnym spojrzeniem jakby zdradzał jej kolejny wielki sekret. - No. Czasem co prawda muszę im w tym nieco pomóc no ale cóż. Nikt nie jest doskonały prawda? - wyszczerzył się na koniec trochę bardziej niż planował bo już był na granicy tego co mógł znieść tej wymuszonej powagi jak wszystko w nim rwało się by wybuchnąć śmiechem od razu, tu i teraz.

- Do stóp, mówisz - uniosła brew w odpowiedzi na jego słowa. - To wyjątkowo potężna umiejętność, pasująca jak nic do takiego herosa. Ale… Czy czasem zanim ci do stóp nie padną, nie mijają kolan? A co z…. - Uśmiechnęła się paskudnie i poruszyła biodrami ocierając o insynuowane miejsce. - Bo wiesz, taki wspaniały mężczyzna także powinien od czasu do czasu brać wolne od takiego uwielbienia płci słabej. To chyba męczące nieco, te stada chętnych samic? Dajmy na to taką Nelę - uśmiech zrobił z paskudnego, zmienił się na czysto złośliwy. - Taka szara główka do główki. Niby mogłoby być przyjemne ale takie monotonnie grzeczne… No, chyba że świętoszkę skreślić z listy kobiet. Wtedy zostaje panna Pulpecik - wydęła policzki, parodiując Barb. - Biedactwo mogłaby pomylić kiełbaskę z… kiełbaską - wyszczerzyła się, jednocześnie powoli wycofując rakiem.

- A jak to ze mną jest, mój herosie? - Zapytała z głową na wysokości jego pępka. - Myślisz, że potrzebna mi jest pomoc, czy może że sama sobie poradzę ze znalezieniem właściwego dla mojej płci miejsca?

Uśmiechnął się zachęcająco i zgodnie pokiwał głową gdy mówiła o hirołsowaniu przepotężnymi skill’ami. Uśmiech nieco stał się wymuszony czy wręcz przylepiony do ust gdyż zacisnął mocniej szczęki prawie doprowadzając do szczękościsku gdy podrażniła, prowokująco biodrami te specjalnie czułe na takie zabawy miejsce. Właściwie na ten ruch zareagowało całe jego ciało. Oddech na moment jakby się urwał a mięśnie brzucha i tors zapulsowały jakby oberwał albo zamierzał ją zrzucić. Gorzej szło opanowanie nad dłonią która pulsnęła kurczowo w jakimś nie do końca skoordynowanym odruchu. Druga trochę mocniej zacisnęła się na jej nadgarstku który do tej pory dość subtelnie zwiedzała. Wszystko jednak przeszło równie nagle jak się zaczęło przypominając nie do końca kontrolowany skurcz prawie całego ciała. Drażniła się z nim i prowokowała go. Wiedział to i w sumie nawet go to kręciło. Robiło się całkiem ciekawie. No pod warunkiem, że nie skończy się tylko na takich zabawach. Niezła była w te klocki. To też mu się podobało.

Skrzywił się jednak nieprzyjemnie jakby nagle gdzieś między zębami wydłubał i rozgryzł ziarnko pieprzu gdy wspomniała o pacynkowych laskach z pakietu. Nawet wzrok mu odjechał gdzieś w bok zupełnie jakby któraś z nich była tu zamiast kolorowłosej wilczycy. - Myślę, że one są beznadziejnym przypadkiem i nie ma co na nie tracić czasu. - mruknął w końcu już zauważalnie mniej przyjemnym tonem i nawet ta założona dla kawału maska powagi i profesorstwa jakoś na chwilę odpadła.

Zmrużył jednak oczy i odwrócił głowę z powrotem na nią zaintrygowany jej ruchami i słowami. Podniósł do góry brwi w oczekiwaniu i psotne belfrostwo znów wróciło w jego spojrzenie i grymas twarzy. - Ależ moja droga Summer. Myślę, że na razie świetnie radzisz sobie sama i posuwasz się w wyśmienitym kierunku. Jeśli dalej będziesz wykazywać tyle pilności i zaangażowania myślę, że śmiało możesz myśleć o miejscu prymuski roku. - powiedział do niej zachęcająco pozwalając sobie w końcu na lekki uśmiech kącikiem ust. Pożądanie które jakoś nie wiadomo jak i kiedy z wolna napływało do niego podczas tej właściwie nie planowanej słownej psoty rozpalało już dłuższą chwilę jego zmysły. Sama bliskość, ciężar i ciepło jej kobiecego ciała na sobie już w jakiś sposób był nie tylko przyjemny ale i pobudzający. Do tego jej podrażniający ruch ciała windował stopień pożądania schodkowo w górę. No a teraz jak wyglądało jakby miała zamiar zabrać się za naprawdę ciekawe rzeczy czuł, że wszystko w nim aż piszczy i pulsuje z rozbudzonego podniecenia.

Mina Summer wyraźnie świadczyła o tym, że dokładnie taki miała zamiar. Wycofała dłonie, przysiadając lekko tuż nad kolanami Dawida, po czym umieściła je na jego brzuchu. Powoli, cały czas patrząc mu w oczy, podciągnęła koszulę, odsłaniając nagą skórę. Jej uśmiech pogłębił się nieco gdy pochyliła się nad owym fragmentem ciała i przesunęła po nim językiem.
- Prymuska? - zapytała, odrywając się na chwilę i zsuwając niżej. - Nigdy to jakoś szczególnie do mnie nie pasowało. Może kolejna wada? - Zapytała, a czekając na odpowiedź wsunęła język w jego pępek, drażniąc zębami skórę wokoło. Dłonie z kolei powędrowały jeszcze niżej, a zwinne palce przemknęły po wypukleniu w jego spodniach.
- A teraz - mruknęła zachęcającym głosem, przenosząc się powoli ustami ku miejscu, w którym krążyły palce dłoni - naprawdę najwyższa pora na kolację. - Zakończyła, płynnie przechodząc do przykucnięcia. W jej oczach lśniły psotne ogniki, nie były one jednak pozbawione blasku podniecenia.

Czuł ją. Jej oddech, ruch dłoni, potem same dłonie. Tak zwinne i wprawne w zdziałaniu. Czuł jej dłonie dokładnie tam gdzie chciał by sięgnęła. W końcu do gorącego i wilgornego oddechu tak kontrastującego z chłodem, wieczornego powietrza na odkrytej skórze brzucha poczuł jej usta i język. Nastąpiła niesamowicie podniecająca kompilacja gdy oczy widziały to co odczuwało jego ciało poniżej. Zacisnął zęby z podniecenia czekając na to aż po tych wstępnych pieszczotach dziewczyna przejdzie do sedna. Zapowiadało się naprawdę nieźle. Jakoś stracił ochotę na jakąś sensowniejszą dyskusję w tym momencie. Z jednej strony był tak skoncentrowany na to co się “tam” działo, że właściwie na całą resztę, nawet na to co robi i mówi Summer był trochę rozkojarzony. Więc do jego umysłu jej słowa dotarły jakby po chwili przedzierania się prze niedowierzanie i zaskoczenie tego co widziały jego oczy.

- Eeeejjjj! No co ty?! A tak dobrze ci szło! - jęknął w końcu gdy odzyskał głos i dało się słyszeć w nim niby żartobliwy ton choć te rozczarowanie chyba nie było zbytnio udawane. Chwilę patrzył na jej przykucniętą tyłem do niego sylwetkę. Liczył, że zażartuje czy co. Właściwie nawet chwilę rozważał czy jej nie sięgnąć samemu. Była w zasięgu. Ale w końcu na chwilę przysłonił oczy dłonią i westchnął ciężko. - Będziesz musiała zostać w kozie Summer. - mruknął nieco wracając do poprzedniego belfrowskiego tonu. Ale jak tak rozważał na gorąco co teraz zrobić przypomniał sobie te jej ostatnie spojrzenie. Na ile dobrze je rozczytał to laska też była ujarana i zapowiadało się może odroczenie a nie, że nie. No skoro tak…

Podniósł się w końcu z powrotem siadając w kucki obok niej. Właściwie to zgłodniał. Obejrzał tego skwierczącego zająca. W sumie głupio by było jakby się zjarał jak byli tuż obok. - To czyń honory domu Summer. - wskazał na pieczyste i dając jej okazję rozporządzić się swoją zdobyczą.

- Nie marudź - skarciła go z wesołą miną, zdejmując zająca z rusztu. Mięso położyła na białej serwetce, a patyk podała Dawidowi żeby połamał i wrzucił do ognia. Sama zajęła się ćwiartowaniem i rozdzielaniem zdobyczy na porcje co szło jej równie sprawnie jak samo oskórowywanie. Nie czekając sięgnęła po udko i wbiła w nie zęby, wydając z siebie pełny zadowolenia jęk.
- Są też owoce - poinformowała go, odrywając się na chwilę od jedzenia i wskazując na koszyk. - Częstuj się - dodała, oblizując usta i powracając do jedzenia.

- Heh… Jak byliśmy szczylami chodziliśmy na takie ognicha… - uśmiechnął się do swoich wspomnień wpatrzony w ogień. Też sięgnął po część zająca i odłamał dla siebie kawałek. Chwilę odstawił potem mimowolną pantonimę pt. “Aua gorące!” bo oczywiście siegnął łapą i jakoś o tym jak zwykle zapomniał. A puszczać przecież nie zamierzał. - Noo… Chodziło się. Z całą bandą chodziliśmy. No ale bez zajęcy na patyku oczywiście. - wskazał machając lekko trzymanym pieczystym. - Czasem ktoś miał chleb, ziemniaki albo kiełbę. Ale głównie się piło na tych ognichach. Wiesz jak ma się te szesnaście czy siedemnaście lat to taka butelka taniego wina to frajda niesamowita. Nawet na osiem głów jak trzeba rozlać. - roześmiał się rozrzewniony tamtymi czasami. Zdawało się być jak na innej planecie. W sumie… To w tej chwili akurat było. Wzruszył ramionami i rozejrzał się gdzie odstawił ten jabłecznik. Po chwili sięgnął po niego gdy go wypatrzył. W sumie chyba widział lepiej niż zazwyczaj nawet jak się nie starał a butelka była poza jasnooświetlonym kręgiem z ogniska. - A ty? Co robiłaś jak miałaś szesnaście lat? - zapytał popijając jabłecznik z gwinta, zupełnie jak kiedyś i potem podając dziewczynie obok, też zupełnie jak kiedyś.

Roześmiała się. - Mieliśmy bardzo różną młodość, Dave - stwierdziła, biorąc od niego butelkę. - Gdy miałam szesnaście to większość czasu spędzałam na treningach - wyjaśniła, przełykając jabłecznik. - Moi rodzice… Cóż, wymknąć się było piekielnie trudno. - Oddała mu butelkę, sama sięgając do koszyka z którego wyjęła miseczkę świeżych owoców, w tym truskawek.

- No chyba tak. - zgodził się kiwając głową odgryzając kawałek mięsiwa. - A co takiego trenowałaś jako szesnastolatka? - spytał też sięgając po czerwone krople owoców. Całkiem przyjemnie zwilżało te pieczyste choć nieco suche mięso. No ale w końcu było to mięcho z ognicha które kojarzyło mu się z dymem, obozami, biwakami i przygodą czyli było dobre samo w sobie.

- Łucznictwo - zdradziła, chichocząc pod nosem. - Mam dobre oko i pewną rękę. Z tym drugim to już nieco gorzej ale dalej jestem w stanie trafić w cel. Mogę cię podszkolić trochę jak będziesz miał ochotę - zaproponowała wspaniałomyślnie, wracając do obgryzania zająca.

- Chętnie. Chyba nam się tu przyda. A u Tam widziałem gdzieś w pokoju jakieś łuki. Wziąłem na wszelki wypadek. Wiesz, myślałem, że się wymienię na coś albo właśnie lepiej mieć jak nie mieć no nie? - odpowiedział zadowolony z jej propozycji. Mieli wymienne umiejętności więc znowu mu wychodziło, że lepiej im będzie razem niż osobno.



Plany i rozważania



- Myślałem o tym co nas czeka. - odparł po jakimś czasie zapatrzony w ogień. - Tam muszą być mapy. Muszą. Nie wiem jak można planować czy prowadzić wojnę bez mapy. Może ma jakiś magiczny hologlobus albo dla nas są niewidzialne. Ale jestem pewny, że są tam mapy. Pewnie w tych pozamykanych pokojach. Ale nam nie pokażą i nie dadzą. Albo coś w deseń, że nie mamy odpowiedniego poziomu zaufania albo wyśpiewamy co widzieliśmy komu nie trzeba. No ale przyznam, że nie mam pomysłu jak by wydobyć stamtąd te mapy jeśli sami nam nie dadzą. - podzielił się z nią swoimi przemyśleniami na temat map. Też przetrząsał dom mając nadzieję je znaleźć i z rozmów reszty pamiętał, że oni też ich nie znaleźli. Więc jak nie dadzą im jako wyprawki na drogę to pewnie będą musieli się obyć bez nich. Ale oznaczało to raczej pewną ściemę, że królowa królestwa deamon princess i supermaguśka nie ma mapy świata na jakim żyje. Albo nie może mieć jeśli nie chce. Więc nie chcę. A przynajmniej nie chce by oni ją mieli. O wojnie i mapach czy planach wojny też nie chce mówić. Temu akurat się nie dziwił. Byli obcy więc im nie ufano. I można było użyć w grze ale najlepiej by nie znali jej zasad. I pośrednio potwierdzało, że Tam nie jest taka miła i słodka jaką zgrywa. Zresztą osoba która utrzymała koronę przez dwa i pół tysiąclecia nie mogła być głupia, prostolinijna czy ufna dla obcych. Teraz to wydawało mu się jasne choć pierwszego wrażenia o Tam, że spotkał miłą, ładną i gościnną dziewczynę mieszkającą na skraju lasu opuszczało go dość opornie.

Skinęła głową, zgadzając się z jego przemyśleniami, po czym dodała własne.
- Mapy mają z pewnością, jednak ich brak nie jest aż takim problemem. Mniej więcej wiemy gdzie jesteśmy obecnie. Biorąc pod uwagę nazwy, które się do tej pory przewinęły w rozmowach, przyjmuję że ten świat nie różni się zbytnio od naszego, a nawet jestem w stanie zaszaleć i stwierdzić, że oba się pokrywają. Jeżeli jednak oddalimy się bardziej od okolic Salisbury to faktycznie trzeba będzie załatwić jakąś mapę. Przynajmniej taką, na którą można by zerknąć żeby upewnić się co do tego, gdzie jesteśmy. Lub… - Urwała i wbiła spojrzenie w żar ogniska. Na jej ustach pojawił się uśmieszek sugerujący, że cokolwiek działo się teraz w jej głowie, z pewnością nie było z rodzaju tych “dobrych”.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-08-2016, 16:04   #58
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave.

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak



Plany i rozważania cd.



- Jak to wiemy gdzie jesteśmy obecnie? - spojrzał na nią zaskoczony. - Sądzisz, że tak dosłownie ten świat jest prawie przekopiowany z naszego by nawet linie miast się zgadzały? - tego się nie spodziewał. Właściwie nie zwrócił uwagi na nazwy okolicy. No ale były angielskie więc z lekka obce dla niego jakby z natury. I za mało i za rzadko ich padło z tego co pamiętał by w jakiś wzór mu się to ułożyło. No ale już raz czy dwa udowodniła mu, że jest bardziej spostrzegawcza od niego więc po chwili główkowania postanowił na potrzebę chwili uznać jej rację. - Może po drodze gdzieś zdobędziemy jakąś mapę. No i zostaje się po drodze pytać co jest przed nami czy w okolicy. - nic innego nie wymyślił w tej chwili. Jeśli miała rację i linia kontynentów czy rzek była z grubsza jak u nich to znaczyło dużo i mało. Dużo bo mniej więcej powinni się orientować w jakim rejonie kontynentu się znajdują i jaki typ okolicy być tu powinien. Albo jaki był u nich. Zapewne mniej ucywilizowany niż u nich ale jednak zawsze jakaś pomoc. A mało bo przy pieszych wędrówkach bez mapy, GPS, asfaltów i samochodów skala terenu jakby powiększała się i wioski pełniły rolę zwyczajowych w ich świecie punktów orientacyjnych miast. A kto by tam się wioch w jakimś kraju uczył na pamięć? Przynajmniej zgadzali się, że na razi będą musieli zacząć bez mapy. - Lub co? Co ci chodzi po głowie? - zapytał zaciekawiony tym na co wpadła.

- Pszczoły - odpowiedziała, skupiając się na jego ostatnim pytaniu. - Mogę je kontrolować, jednak do tej pory było to wszystko co próbowałam. Ciekawe jednak jakby mi poszły próby spojrzenia ich oczami lub zmuszenia do wykradzenia czegoś z domku tej całej królowej. Chociaż… Gdyby udało się skłonić do współpracy nieco większe zwierze… Może mysz, szczur… To w końcu drewniana chata, a przynajmniej na taką wygląda. Może ptak? - Spojrzała na niego, wyraźnie czekając na opinię w tej kwestii.

- Myślisz, że aż tak byś mogła w nie ingerować? - spojrzał na nią zaciekawiony. Główkował nad tym chwilę. Dla niego była to abstrakcja w tej chwili. Wiedział tyle co mu pokazała i powiedziała. Czy mogła kontrolować coś większego albo dokładniej? - Myślę, że to mogłoby być możliwe. Warto spróbować. - odezwał się po chwili namysłu. - Ale z domku Taminy bym wolał nie ingerować. Bo ja myślę, że jak jest królową to ma systemy bezpieczeństwa na najwyższym poziomie. Może skumałaby czyje to zwierze a może nie. Ale ja jednak bym wolał nie ryzykować. Zwłaszcza, że jakby skumała to no i całą resztę czyli twoją moc no i że nie chcemy być jej posłuszni. Ja bym proponował najpierw poćwiczyć co właściwie możesz zrobić z tym swoim talentem. I jak coś kraść czy podglądać w ten sposób to coś łatwiejszego niż chatkę Tam. - nie był pewny czy ma rację. Ale nie wiedzieli czy są jakieś limity czy skutki uboczne tych talentów. Więc jakby to sterowanie zdalnie jakimś lemingiem wyglądało. No i obawiał się, że Tam może mieć jakieś podglądy, alarmy czy inne takie znaczniki, że skuma czaczę kto, co i jak jej zajumał albo chce. Do tego jeśli to pi x oko jak ich świat to powinny się trafić jakieś mniej pilnowane rezydencje czy ratusze niż chatka królowej magii i demonicznej księżniczki. Właściwie to chyba były spore szanse, że każda inna chawira jest mniej pilnowania niż ta.

- Nie wiem co mogę - stwierdziła, wzruszając ramionami. - Miałam trochę mało czasu na próbowanie. Zgoda jednak, nie będę ryzykować z naszą wspaniała gospodynią. Okazji raczej nie braknie, a może gdy się trochę oddalimy od tego miejsca to i ćwiczyć będzie łatwiej i może sama… moc wzrośnie. - Nie wyglądała na szczególnie pewną tego stwierdzenia, jednak biorąc pod uwagę niewielki zasób informacji jaki posiadali, mogło na dobrą sprawę wydarzyć się wszystko.

- Wzrośnie. Albo jak u mnie objawi się. - powiedział całkiem pewnym głosem. - No ale nie wiem kiedy. Myślę, że nie długo skoro spacyfikowano ją w nas tak prędko. - główkował na głos swoje przemyślenia jak to widać miał w zwyczaju. - No ale właśnie lepiej po drodze. - zgodził się z nią. I w sumie ucieszył się, że okazała się rozsądna by nie próbować przekrętów pod nosem Taminy.

Odpowiedziała mu skinięciem głową.

- Muszą mieć też jakąś łączność. Wiesz coś jak u nas telefony, może nawet komórki. Tamina jakoś powiadamia i ściąga ludzi wcale nie wolniej niż u nas przez net i telefony. Więc coś musi mieć. Nie wiem tylko czy to coś stacjonarne czy przenośne. Ale trzeba liczyć, że mają coś takiego. Więc swojemu agentowi który z nami pójdzie też pewnie da coś takiego albo no jakaś magiczna budka po drodze czy co. No wiesz. Na wypadek gdyby nas zgubił albo miał z nami jakieś problemy. Tak myślę, że tak jest. Ja bym tak zrobił jakby organizował coś takiego a miał możliwość a ona myślę ma. - zaczał trochę na okrągło ale w końcu doszedł do tego po co o tym mówi. W końcu nabrał już prawie pewności, że Dan i reszta nie są po to by im pomóc tylko pomóc Taminie by pacynki grzecznie wykonały swoje zadanie i nie bruździły po drodze na planszy. A XXVI w panowania wspaniałej Taminy świadczyło, że potrafi pokierować zdarzeniami pewnie nawet gdyby jedna czy druga pacynka coś miały problemy z wykonaniem zadania. Zapewne też Dan i reszta też mieli im “dopomóc” i naprostować do odpowiedniego poziomu jeśli trzeba.

- Oczywiście że mają jakieś środki łączności. - Zarówno głos Summer, jak i spojrzenie którym go obrzuciła, jasno sugerowały że jest w ogóle zdziwiona że chociażby przez chwilę w to wątpił. - Skoro to królowa magii to jak nic, będzie to miało coś wspólnego z jej mocami. Zwierciadło? - Rzuciła pomysłem, wyraźnie pierwszym z brzegu, jaki pojawił się w jej głowie, po czym wzruszyła ramionami. - Cokolwiek to będzie, prędzej czy później ktoś się zdradzi. Niekoniecznie nasza obstawa ale może ktoś obcy, przypadkowo spotkany. Przecież nie będą nas trzymać stale z dala od innych mieszkańców. Jakoś te informacje o alfie musimy zdobyć.

- No pewnie tak. Ale wiesz jakoś mi się odruchowo kojarzy ten świat z naszym średniowieczem no a tam raczej nie było takich rzeczy. - wyjaśnił nieco powody swojego rozumowania. - A może sami nam dadzą, powiedzą albo nie będą się ukrywać nawet. I posiedzimy tu trochę pewnie to rozkminimy. - zgodził się z jej wnioskami.

- Czy dadzą - zaczęła, kręcąc głową - mam wątpliwości. Prędzej musimy w tej kwestii liczyć na siebie niż na nich. No bo po co nam środek komunikacji, skoro nie mamy z kim się komunikować? Zresztą, zobaczy się - wzruszyła ramionami wyraźnie nie wykazując chęci do debaty na tematy, na które i tak w obecnej chwili niewiele dało się powiedzieć poza dumaniem nad “albo”, “czy” i “o ile”.

- Nie sądzę by nam dali. Nie ci co mają mieć na nas oko. Ale można podpatrzeć może wykumamy jak to robią. Albo zdobyć u kogoś po drodze. Ale głównie mi chodziło, że jak się w końcu urwiemy w ten czy inny sposób pewnie dadzą znać Taminie. A ona użyje swych możliwości by nas znaleźć. Znaczy zacznie się obława bo pewnie nie tylko ten delikwent co będzie z nami będzie nas szukał. - właściwie już całkiem oswoił się z myślą, że planują dać drapaka i teraz już kombinowało mu się całkiem spokojnie następne posunięcia. Pisali się na ostrą kabałę o niewiadomym zakończeniu. No ale przynajmniej żadne z nich nie było w tej drodze samo. Objął ją ramieniem w pokrzepiającym geście.

- Poradzimy sobie - zapewniła go, odwracając twarz w jego stronę. Wydawała się być pewna swoich słów, zupełnie jakby to, że przyjdzie im stanąć między dwoma, wyglądającymi na niezwykle potężne, siłami wcale jej nie przerażało, a wręcz przeciwnie, jakby się tego doczekać nie mogła.

- Zastanawia mnie też ta bariera. Tak dumam właśnie… Mówiłaś, że owady przełażą przez barierę? - spojrzał na nią uważnie. - A ciebie owady słuchają? - podniósł lekko brew i zaczął uśmiechać się nieco chytrze. - A może spróbujmy rano przejść dzięki nim? Użylibyśmy tych pszczół choćby. Można zacząć parę przerzucić by zobaczyć czy dadzą radę. Jak tak no to pokierowałabyś nimi by nas obsiadły. Ok, mój pomysł więc by mnie obsiadły. Szczelnie. By powstała bariera owadów na mnie. Jeśli byłaby szczelna, na zewnątrz byłyby same owady które mogłyby przez nią przejść… - zawiesił głos i popatrzył na nią wyczekująco. - No co nam szkodzi? Najwyżej nie przejdę i znów się odbiję. A jak bym przeszedł. Mielibyśmy sposób na magiczne bariery. A wtedy spróbowałbym wrócić tutaj. Najpierw bez owadów. Jestem ciekaw czy to jest jedno czy dwustronna blokada. Jeśli jedno no to typowe więzienie skoro tylko wydostać się nie można. No jak dwu to dzięki owadom bym wrócił tutaj. Jakby się udało to byśmy mogli im zagrać na nosie z drugiej strony bariery. - uśmiechnął się na samą myśl o takim psikusie. Byłoby warto choćby dla zobaczenia ich min. Bo zgadywał, że skoro Tam rozpięła wokół domku barierę to nie była to byle taśma policyjna tylko bariera zdolna chronić królową i jej osobiste włości. Byłyby jaja jakby dwie zieloniuśkie wilczki jej prysnęły przez nią. Nawet jeśliby tylko oni we dwójkę o tym wiedzieli.

Skinęła głową. - Można spróbować - zgodziła się. - Tylko do tego będę potrzebowała dużo energii. Kontrolowanie tej… mocy, jest cholernie męczące.

- A w ogóle to przypominasz coś sobie z ostatniej nocy? Też byłaś w “Pełni”? Tamina mówiła mi, że z czasem powinniśmy sobie przypomnieć jak to było. Mnie użarła jakaś laska na łopatce. Heh… Aż mnie ciekawi jak to się stało… Musiała mnie zaskoczyć. Nie wyglądać groźnie. Może szła za mną czy siedziała… Nie wiem… A ty? Przypominasz coś sobie? I ciebie gdzie użarło? - zapytał patrząc na nią. Był ciekaw czy ta wersja wróżek okaże się prawdziwa. Poza tym z Summer jeszcze nie miał okazji pogadać o zeszłej nocy. Miejsce własnego ukąszenia frapowało go. Nie pasowało mu jakoś ani do szybkiego numerku z nieznajomą ani do walki. W pierwszym wypadku to jak już z coś ktoś za kimś to raczej on powinien być za jej plecami a w walce to już przecież za cholerę nie dopuściłby przeciwnika za plery. Więc musiał być zaskok dla niego. Coś w tańcu, idąc na schodach, siedząc na krześle czy coś takiego. No albo było ich tam więcej niż jedna lalunia. Wówczas ok, mógł mieć kogoś przed sobą no a ona zaszła go od tyłu. Chyba, że już był napruty jak dętka no to wiadomo. Choć wtedy łopatka jako cel ukąszenia nadal wydawała mu się dość dziwna. Chyba. W końcu nie znał się na tym wilkołactwie. Może za ukąszenie w łopatkę dostawali więcej punktów w hierarchii czy jak? No ale ciekaw był jak to wyglądało u jego partnerki. Zwłaszcza czy jeśli nie jechała na ogłupiaczach jak on wciąż był no to czy proces przypominania przebiega u nich tak samo.

Wspomnienie Pełni sprawiło, że jej mina wyraźnie zrzedła. - Nic - odpowiedziała tylko, rzucając drobną gałązkę do żaru. - Pewnie to przyjdzie, jednak obecnie mam pustkę w głowie, która działa mi na nerwy.
- Chyba jednak wiem kto za tym stoi w moim przypadku - dodała po dłuższej chwili milczenia i wpatrywania się w pożerane przez płomienie drewno.

- O. Wiesz? To kto? Może ta sama osoba co i u mnie? - położył jej dłoń na ramieniu w geście dodania otuchy i solidarności.

- Facet, z którym spotkałam się w tym klubie - odpowiedziała, jednak dopiero po dłuższej chwili. - Miał dla mnie informacje, których szukałam. No, twierdził że ma, a ja po prostu musiałam to sprawdzić. Spotkanie było umówione na dwudziestą trzecią. Godzinę przed, zadzwonił i oświadczył że się spóźni. Przyjechał na dziesięć minut przed północą. Ostatnie co pamiętam to gdy prowadził nas do stolika i światła nagle zgasły. I… - pokręciła głową, unosząc do niej dłonie i przyciskając je do skroni. - Coś jeszcze, ale za każdym razem gdy się na tym skupiał, atakuje mnie wściekły ból głowy i obraz się rozmywa. Wiem jednak, że to coś istotnego bo w innym wypadku nie tkwiłoby w mojej głowie - spojrzała na niego, po raz pierwszy odkąd się spotkali, wyglądając na zagubioną.

- Hej, spokojnie. Przypomnisz sobie. - lekko poruszył swoim ramieniem a więc i nią jakby dla dodania otuchy. Uśmiechnął się przy tym nawet całkiem łobuzersko biorąc ją lewą dłonią pod brodę by dodać jej otuchy spojrzeniem. W końcu zdecydował się podbić to pocałunkiem. - Wszyscy sobie przypomnimy. Myślę, że tu akurat Tamina mówiła prawdę. Ona sama jest zaskoczona naszym transferem więc sama jest ciekawa co i jak. Też chciałaby wiedzieć. Dlatego myślę, że tu nie ściemniała a mimo wszystko zna się na tych klockach więc myślę, że mówiła tu prawdę. - wyjaśnił jej powody swojego rozumowania by nie sądziła, że jest gołosłowny. - Mnie właśnie znalazła te ukąszenie na łopatce i powiedziała, że to była jakaś laska i w końcu powinienem sobie przypomnieć jak to było. Więc myślę, że to dotyczy nas wszystkich. - dodał kolejny detal. Miał nadzieję, że to ją uspokoi. Nie był pewny czy tu Tam była z nim szczera ale tak mu wychodziło. Wolał jednak być w tym detalu szczery z Summer niż jej obiecywać w ciemno jakieś dyrdymały. W końcu mieli sztamę nie? - Ale poczekaj, kogo masz na myśli mówiąc, że “prowadził nas”? Znaczy ciebie i kogoś jeszcze czy ciebie no i nas co się obudziliśmy tutaj? - zapytał bo te zdanie wydało mu się dość istotne a i jednocześnie dwuznaczne. Jak była z kimśtam jeszcze no to jeszcze chyba nie tak dziwne ale jak jakimś dziwnym trafem szła z kimś czy nawet wszystkimi co się tu obudzili no to byłby jakiś pierwszy ciekawy odtworzony fragment wczorajszego wieczora. Główkował a kciuk dłoni którą ją obejmowała jeździł krótkimi ruchami w tę i we w tę po jej ramieniu pewnie w odruchowym geście. Miała ciekawy dobór słów. Zwłaszcza w połączeniu z unikiem na dość naturalne pytanie o pracę. Teraz mówiła jakby była jakąś dziennikarką albo agentką czy jakoś tak mu się to kojarzyło. Na razie jednak postanowił o to nie pytać.

- Mnie i mojego znajomego - wyjaśniła mu, uśmiechając się nieco słabo. - Pomagał mi w sprawie nad którą pracowałam. Prywatnej - dodała, jakby miało to jakieś istotne znaczenie. - Ten człowiek, Rys, miał mieć informacje pozwalające na dotarcie do osób, których szukaliśmy. Wydawał się być pewny, chociaż teraz mam wrażenie, że to była tylko podkładka żeby nas tam ściągnąć. Tylko po cholerę? Nie mówiąc już o tym, że to by świadczyło o większym spisku, o wybieraniu ofiar, a nie dobieraniu przypadkowych osób. Zupełnie jakby ktoś z tego świata zawarł układ z kimś z naszego. Jakby całe te przejścia były planowane. Jakby… - Urwała i pokręciła głową, milknąc. - Za dużo tych jakby, głowa od nich boli.

Wahał się co powiedzieć więc nie odzywał się dłuższą chwilę. Machinalnie gładził jej skroń odgarniając jej włosy w uspakajającym geście. Ale jej słowa budziły zastanowienie. Coś chyba miała wprawę w tych grubszych kabałach także u nich. A on nie znał sprawy ani nawet kim była nie miał więc pojęcia co o tym sądzić. A jeszcze jakieś powiązania międzywymiarowe. Może. Kto wie. Ciężko powiedzieć. - Wiesz Summer, tak to ci wiele nie pomogę. Nie znam sprawy. Nie znam właściwie ciebie. Chcesz to zachować w sekrecie to zachowaj. Ale ja wtedy wiele z tym nie zrobię. - odezwał się w końcu wracając przytomniejszym spojrzeniem do jej twarzy. Miał nadzieję, że doceni szczerość a nie strzeli focha za cośtam.

- Co ci mogę w tej chwili powiedzieć to to, że jakieś powiązanie tego typu jest całkiem możliwe. I to takie o jakim nie wiedzą tutejsze ważniaki tak ważne jak Tamina. Co z Morgi w tym temacie to już gadaliśmy. I nie wiem. Może jest jakaś wilcza partyzantka w naszym świecie czy inne spiski. Mogą być powiązani z mortalami u nas. Zwłaszcza jeśli umieją przybrać ludzką postać. Ale bez konkretów to można tak sobie posnuć historię. A konkretami może być albo to co sobie przypomnimy albo to co się dowiemy już tutaj. Czyli wszystko przed nami. Partnerze. - mówił dość ostrożnym i poważnym tonem przedstawiając jej swoje rację. Dopiero na koniec, przy ostatnim słowie uśmiechnął się do niej. Mogli mieć całkiem inne drogi i ścieżki w ich świecie i się nigdy nawet nie spotkać czy nie wiedzieć o swoim istnieniu gdyby nie byli wczoraj w tym samym klubie. Ale byli. I teraz byli tutaj. I wychodziło, że łączy ich całkiem sporo.

Milczała, zupełnie jakby faktycznie chciała tego focha strzelić. - Śledzę ludzi odpowiedzialnych za brutalne morderstwo - odpowiedziała w końcu, skupiając wzrok na ognisku. - Ciała zostały rozszarpane i to dosłownie. Brak śladów użytej broni. Nic. Zupełnie jakby coś ich rozerwało na strzępy. Brzmi znajomo, co? I nawet nie tak szalenie jakby brzmiało wczoraj - westchnęła.
- Zamierzam przejść tą przemianę i rozgryźć sprawę do końca - dodała po dłuższej chwili, przenosząc z powrotem spojrzenie na niego. Zimne, stanowcze i piekielnie zawzięte spojrzenie, które jasno mówiło, że ze sprawy nie zrezygnuje.
- Dorwę ich, nawet gdyby oznaczało to, że będę tu musiała zostać na zawsze. Zresztą i tak nie mam do czego teraz wracać - uśmiechnęła się lekko. - Chodźmy spać - zaproponowała.

- Oh… - zająknął się. No takiej rewelacji się nie spodziewał. Choć wpasowywało się w kontekst tego co mówiła a co nie i jak chętnie lub nie o sobie i swoim zawodzie. Ale nie, nie spodziewał się. Wiedział, że tacy ludzie czy zawody istnieją na tym świecie. Znaczy w ich świecie. Ale tak naprawdę znał to z książek i filmów. Nigdy nie spodziewał się, że spotka kogoś takiego. Jak z gwiazdami filmowymi. Wiesz, że są no ale kto by kogoś takiego spotkał i pogadał jak z normalnym człowiekiem? Potem przetrawił jakby dokładniej to co mówiła. - Aha. Okey to teraz rozumiem twoją wstrzemięźliwość do rozmów o tym. - kiwnął w końcu z wolna głową. - No tak. Teraz tutaj no to już wygląda bardziej znajomo. - kiwnął ponownie łepetyną. No tak. Miała rację. Przecież w ich świecie nie było wilkołaków i potworów prawda? Może jedynie małe dzieci tego nie wiedziały. Więc taka sieczka wyglądała na tajemniczą i nierozwikłaną. Co innego gdy można było założyć, że potwory istniały. To już sporo rzeczy nabierało innej wymowy.

- No to grubo. - powiedział w końcu musząc mieć chwile by oswoić się z tą informacją. - Ale wiesz? Powiem ci, że masz rację. - popatrzył na nią chyba pierwszy raz dużej odkąd mu wyjawiła swoja tajemnicę. - Jeśli do naszego świata zawędrowało jakieś cholerstwo i wyrzyna naszych ludzi to to jest też teraz i nasza sprawa. Nie powinno tak się dziać. I coś z tym trzeba zrobić. Najlepiej dojść co i jak i ukarać winnych. - pokiwał głową ale tym razem szybciej i płycej niż poprzednio jakby podbijał tym gestem swoje słowa. - Ale czekaj. Uważasz, że morderca przeszedł tutaj? A nie został w naszym świecie? - zapytał bo w takim razie tylko rozumiał jej chęć pozostania tutaj. Tylko jak skurkowaniec przeszedł transfer? Razem z nimi?

- Nie mam na to dowodów, jednak myślę że ten ktoś pochodzi z tego świata - wyznała. - Normalny człowiek nie byłby w stanie tego dokonać, a skoro ci tutaj są w stanie przechodzić tam i z powrotem to logiczne jest, że czasem ktoś może zostać z tyłu, żeby się zabawić. Nie wiem, Dave - pokręciła głową. - Jestem tu dopiero jeden dzień ale i tak dowody zdają się przemawiać właśnie za tą teorią. Tak nawet jest lepiej. W naszym świecie wstrzymuje mnie prawo, a tu - znowu na jej twarzy pojawił się ten krwiożerczy wyraz. - Tu mogę sprawiedliwość wziąć we własne dłonie.

- Wierzę. - odparł na jej słowa o stanie ofiary i pewnie biochemii mordercy nie z ich świata. Wahał się znowu. Tym razem sprawa była poważniejsza. Właściwie to o czym teraz myślał i mówili było śmiertelnie poważne. Pakować się w coś takiego? W sumie nie jego sprawa właściwie. Nie był gliniarzem czy kimś takim. Laska w sumie całkiem niezła. Ale właściwie nie znał jej. A mówili o ścignięciu i zabiciu czegoś co mogło poszatkować człowieka. Nie zapowiadało się to jakoś lekko czy miło. Popatrzył gdzieś w głąb lasu. Potem na korony drzew i prześwitujące nieco jaśniejsze niebo. I nadal mu wychodziło, że to nie jego sprawa. Swoich miał od cholery tu. Sprawa z wyprawą do alfy i jeszcze rano przeprawa u Taminy. Nie wiadomo jak im pójdzie będą problemy czy nie. No i ogon który im doczepią. Sciemy albo nie z eliksirem. Skutki uboczne przemiany. Może ten talent się ujawni. I też będzie miał jakieś skutki uboczne. No tak. Od cholery czekało go tu problemów. I to dość zajmujących. Miał się pakować jeszcze w ściganie jakiegoś morderczego potwora? Po cholerę mu to? Nie no to byłoby tak głupie jak to tylko możliwe. Ale…

Ale przypomniał sobie coś z nie tak dawna. Tu w tym obozie i przy tym ognisku. Rozmowa. Śmiechy. Dowcipasy. No i ten uścisk ręki. Umowa. Deal. Słowo. A słowo ma się tylko jedno. Bo słowo to honor. - Nie no. Wiesz. Wcześniej to w sumie jak mówisz inaczej nam się wiodło. No ale co było a nie jest nie pisze się rejestr no nie? - spojrzał na nią uśmiechając się lekko ciekaw czy rozpozna tekst z książki i gry która nawet za granicą była kojarzona z jego ojczyzną. - Teraz jesteśmy partnerami. Siedzimy w tym razem. Partnerze. - szturchnął ją lekko w ramię z tym samym łagodnym uśmiechem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-08-2016, 15:14   #59
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Noc w końcu nadeszła, ciepła i spokojna. Wiatr leniwie poruszał liśćmi na gałęziach, budząc do życia ich cichy, łagodny śpiew, który łączył się z melodią życia, jaką wygrywała fauna. Szmery, piski, pohukiwania. Niekiedy rozlegał się krzyk, który oznaczał koniec czyjegoś istnienia. Innym razem było to długie, zawodzące nawoływanie samotnika, który szuka partnerki, stada, samej śmierci. Czy nadeszła, czy jego ostatnie tchnienie towarzyszyło jednemu z tych krzyków, tego nie wiedział nikt poza ofiarą i napastnikiem, którzy odgrywali ów spektakl dla wiszącego na niebie, srebrnego sierpa księżyca.


W chacie wiedźmy panowała cisza. Goście, przybysze z innego świata, spali smacznie snem sprawiedliwych. Co robiła ich gospodyni i ci, którzy przybyli na jej wezwanie, wiedziały tylko deski, meble i sami zainteresowani. Na piętrze, w pokojach które otwarły przed nimi swe drzwi, pojedynczo lub w grupach, śnili swe sny wilki, które jeszcze wilkami nie były, a już ich człowieczeństwo na straty spisywano.
Sny ich były różne, jedne przyjemne, a inne ciut mniej. Każdy jednak, gdy nastała najciemniejsza godzina nocy, śnił o tym samym. Klub “Północ”. Jego gościnne wnętrze, które zaprosiło ich do zabawy w gronie przyjaciół, w gronie obcych. Muzyka grała głośno, ludzie śmiali się nawet głośniej. Trunki, i nie tylko, krążyły po sali, napędzając tą machinę dogadzania swym zachciankom, porzucania ograniczeń, szaleństwa. Trwało to do chwili gdy światła zgasły. Słynna północ, która dała nazwę klubowi, wybiła. Mrok otulił ich, każdego z osobna, niczym ciasny kokon. Nie czuli nic, nic nie słyszeli. Chociaż czy na pewno? Czy nie brzmiał w ich uszach kuszący szept. Pieśń, cicha muzyka wabiąca ich do siebie.
- Chodźcie, zabawcie się. Tańczcie i radujcie. Jesteście wolni. Jesteście potężni…. Jesteście…
I byli wolni, a przynajmniej tak się czuli. Przy każdym z nich pojawiła się osoba, która była im droga. Matka, ojciec, dziewczyna, chłopak… Byli z nimi, trzymali ich ręce, wirowali wraz z nimi. I było im tak dobrze, błogo, lekko… Więc tańczyli… Tańczyli, aż ich ciała przeszył ból...
Ostry, rozrywający ciało ból, który ich obudził.




Pierwsi zerwali się Nela, Barb i Jack. Do cierpień ich ciał dołączyło pukanie do drzwi i głos Scarlet nawołujący do tego by ruszyli tyłki bo czas był najwyższy by wyruszyć w drogę. Za oknami wciąż było ciemno, chociaż nie aż tak, by sądzić iż noc wciąż królowała. Pierwsze promienie słońca odważnie odbierały jej owe władanie, przekazując je nowemu dniu.

Śniadanie już na nich czekało, gdy wreszcie znaleźli się w jadalnie. Podobnie jak czekała dwójka ich opiekunów i Tamina. Jednak nie tylko oni. Przez otwarte okno, do pomieszczenia zaglądała młoda, długowłosa i skąpo odziana kobieta.


Takie przynajmniej wrażenie sprawiała na pierwszy rzut oka, gdy bowiem cała trójka przybyszów znalazła się w środku, ta przerwała konwersację i machnąwszy ogonem, który to dołączony był do końskiego zadu, przeciągnęła się i oświadczyła wesoło
- To ja idę poszukać naszej zagubionej parki - po czym odwróciła się i pogalopowała w stronę lasu. Jej śmiech słychać było jeszcze przez jakiś czas.
- To Meris - wyjaśnił Dan, przenosząc uwagę z okna na Barb. - Promieniejesz moja piękna. Już nie mogę się doczekać tej naszej wycieczki - dodał wesoło, wstając i odsuwając dla niej krzesło. Resztę zwyczajnie zignorował.
- Wyruszymy gdy tylko zjecie śniadanie - oświadczyła Scarlet, która nie zwracała uwagi ani na okno, ani na swego towarzysza, ani nawet na Nelę i Jack’a. Nie, jej uwaga skupiona była na kobiecie, która zajmowała miejsce naprzeciw i właśnie się podnosiła by z uprzejmym uśmiechem przywitać wchodzących.


- Witajcie, zwą mnie Doros. Mam nadzieję, że noc minęła wam spokojnie.
Powitanie wypowiedziane było przyjemnym dla ucha, dźwięcznym głosem. W spojrzeniu złotych oczu lśniły wesołe błyski. Elfka, bez wątpienia bowiem należała ona do tej właśnie rasy o czym wyraźnie świadczyły długie uszy, pochyliła lekko głowę przed każdym z trójki, nim ponownie usiadła za stołem.
- Doros przybyła do nas przed godziną - wyjaśniła Tamina, z łagodnym uśmiechem na ustach przyglądając się całej scenie. - Wraz z Meris i Sores’em zajmą się grupa która podąży by zgładzić alfę i zebrać składniki potrzebne do stworzenia mikstury.
- Właściwie to ja zajmę się tylko tymi, którzy zamierzają zbierać składniki - sprostowała elfka, gdy tylko wiedźma przestała mówić. - Zabijanie nie leży w mojej naturze.
- Oczywiście - Tamina skinęła głową, a Scarlet skrzywiła usta z niechęcią. - Siadajcie, jedzcie - zaprosiła ich następnie, a raczej zwyczajnie ponagliła.




W jakiś czas później, gdy słońce wisiało już nieco wyżej na niebie, pewniej dzierżąc władzę w swych złocistych promieniach, obudziła się pozostała dwójka. Zarówno Alex jak i CJ pobudkę mieli podobną tej, której doświadczyła trójka ich poprzedników. Jedyna różnica polegała na tym, że nikt się uparcie nie dobijał do ich drzwi. Nie znaczyło to jednak, że pozostawiono ich w spokoju. Ciche pukanie wpierw rozległo się do drzwi CJ, a następnie Alex’a. Obu towarzyszyło uprzejme zaproszenie na śniadanie, wypowiedziane przyjemnym, śpiewnym głosem, który zdawał się im dziwnie znajomym, a jednocześnie obcym.
Głos nie czekał jednak aż się zbiorą, tylko oddalił się wraz z ledwie słyszalnym dźwiękiem podeszw butów lekko muskających deski podłogi korytarza.

Na dole, w jadalni, faktycznie czekało na nich śniadanie, a wraz z nim nowi przybysze, których wcześniej nie dane im było spotkać. Pierwszą z nich była białowłosa, złotooka elfa, która zastali siedzącą przy oknie i rozmawiającą z mężczyzną, który zajmował się czyszczeniem miecza pod najbliższym drzewem.


Dlaczego wybrał takie, a nie inne miejsce, tego musieli się sami dowiedzieć, o ile mieli taką ochotę. Jako, że gospodyni nigdzie nie było widać, podobnie jak i reszty z ich małej drużyny, rolę Taminy przejęła nieznajoma.
- Dzień dobry - przywitała się wesoło, a oni mogli bez wątpliwości określić iż to właśnie ona zbudziła ich tego ranka. - Mam nadzieję, że noc minęła wam spokojnie. Siadajcie i jedzcie - wskazała na zastawiony stół. - Jestem Doros.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 17-08-2016, 10:21   #60
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przed śniadaniem (cz. 1)

Jack otworzył oczy i dopiero po sekundzie zorientował się, że dziewczyna, do której się tuli, to nie Lucy. Odsunął się dość gwałtownie, z cichą nadzieją, że przez sen nie dopuścił się jakichś nieobyczajnych czynów... Na przykład nie obmacywał Neli. W końcu śniły mu się tylko tańce. I to przeklęte, przerażająco realnie bolesne ugryzienie.
- Jak się wam spało? - spytał.
Nela spojrzała na Jacka z lekko zmarszczonymi brwiami, jej mina wyrażała niepokój. Było to dość długie spojrzenie, które zakończyło się zwieszeniem głowy i wpatrzeniem się z fałszywym zaciekawieniem we własne dłonie. Myśli dziewczyny zawiesiły się między pozycją, w której się obudziła, gwałtownym odsunięciem się od niej Jacka (czyżby gryzła?), a tym co jej się śniło i co czuła przy przebudzeniu. Zbyt duża ilość myśli na raz i jednoczesna próba przypomnienia sobie co dokładnie było w śnie, to było wiele. Nela westchnęła.
- Cóż… - mruknęła cicho. - Zależy o co dokładnie pytasz.
- No wiesz... - Jack miał nadzieję, że się nie zarumienił. - Początkowo przyśniła mi się Lucy. Mam nadzieję, że w nocy... No wiesz... - powtórzył.
- Czułam się bezpiecznie. - Wzrok Neli powędrował na od dawna nieświecącą się świeczkę. - Ale… później, śniła mi się Pełnia. - Dziewczyna skrzywiła się lekko jakby to było takie sobie wspomnienie.
Jack uśmiechnął się, czując jak kamień spada mu z serca. Uśmiech jednak wnet zniknął z jego twarzy.
- Klub Pełnia? - spytał z niedowierzaniem.
Barb rozglądała się po pokoju i po twarzach Neli i Jacka nieco nieprzytomnie. Jednak ożywiła się w sposób gwałtowny i głośny, na ich stwierdzenia dotyczące klubu, z którego ich… “zniknęło”.
- Mi też śniła się Pełnia! Tańczyłam z moim ojcem, bez kitu… A potem, kurka, obudziłam się, bo poczułam ból.
- Albo pamięć nam wraca - powiedział Jack - albo coś nas ugryzło w nocy.
Spojrzał w stronę zamkniętych drzwi, potem w stronę tak samo zamkniętego okna.
- Chyba nic nie wlazło przez dziurkę od klucza - powiedział.
Ściągnął górę od piżamy.
- Mam jakieś ślady? - spytał.
Barbara bez emocji zaczęła oglądać kolegę, podnosząc przy tym jego ramiona, zaglądając nawet pod pachy, po czym przepełzła na drugą stronę łóżka, aby przyjrzeć się plecom oraz karkowi.
- Zgoniłabym raczej na pamięć - odparła Nela, która dołączyła się do Barb w oglądaniu “bezkoszulkowego” Jacka, a gdy ta podniosła jego ręce by zajrzeć pod pachy nie wytrzymała i wysunęła dłoń by go tam pogilgotać.
- A kusz, paskudo! - Jack osunął się błyskawicznie. - Cóż to obyczaje?!
Machnął ręką, jakby opędzając się, i o mały włos nie trafiając Neli w ucho.
- Chciałam zauważyć, że nic nie ma, przynajmniej w tej części ciebie - odezwała się Barb, ze skupioną miną wpatrując się w Jacka. - Sugerowałabym za to wyskoczenie z odzieży pełne. Przy czym weź tam nie prezentuj tego swojego… przyrodzenia. A dupci się nie wstydź - dodała z satysfakcją, na co Nela tylko zachichotała.
- Może dasz dobry przykład? - Jack aż tak nie pałał chęcią rozdziewania się na oczach dwóch dziewczyn. - Masz tyle do zdjęcia, ile ja już zdjąłem.
- O ile nie będę musiała wyskakiwać z bielizny, to nie ma problemu - odpowiedziała spokojnie czarnowłosa, gramoląc się z łóżka. - Tylko pozwól, że założę stanik.
- Ależ oczywiście... tylko co ma stanik do pokazania tyłeczka? - spytał, z zainteresowaniem przyglądając się, jak Barb dokonuje cudów ekwilibrystyki, zakładając wspomniany stanik.
- Twojego, nic. Mojego, dużo - odpowiedziała, zdejmując koszulę, w której spała i stając w swoim większym nieco majestacie, przed Nelą i Jackiem. - No to oglądajcie.
Oglądać bez wątpienia było co, ale to nie walory kobiety o pełnych kształtach, chociaż, jakby na to nie spojrzeć, to co przykuło uwagę oglądających znajdowało się na jednym z owych walorów, a dokładniej na prawym pośladku. Wyzierający spod bielizny, lśniący srebrem ślad po ugryzieniu. Sądząc po rozmiarach, zwierzę które tego dokonało musiało być znacznych rozmiarów, o paszczy pełnej ostrych kłów, których ślady były nader wyraźnie widoczne. Co prawda sama blizna, bowiem ugryzienie zdecydowanie do świeżych nie należało, była ledwie widoczna i gdyby nie ów blask z łatwością mogła być pominięta przy sprawdzaniu, zlewając się z kolorem skóry.
- A niech mnie... - Jack dopiero po chwili odzyskał głos. I z pewnością chwila milczenia nie była spowodowane widokiem przyodzianych w czerń wdzięków Barb. - Chyba śnię... Najchętniej bym sprawdził manualnie, ale nie będę cię obmacywać. Coś cię użarło w prawy pośladek... Nela, widzisz to, co ja?
- Co? Coooo? - próbowała zezować za swoje plecy Barbara, licząc, że zauważy, co przykuło uwagę Jacka.
- Noooo wiiidzeeeę - odparła Nela takim tonem jakby owszem widziała wiele pełnych kształtów tuż przed swoimi oczami, w dodatku z lekkim rozbawieniem całą tą sytuacją. Gdy jednak jej wzrok padł na to miejsce, które faktycznie powinna widzieć wyraźnie spoważniała. - Miałaś wcześniej w tym miejscu bliznę? - Szarowłosa zapytała Barb wskazując palcem jej pupę, tyle że zamiast zatrzymać go w odpowiedniej odległości przyłożyła go w miejsce gdzie dziewczyna miała bliznę.
Barb zatrzymała swoje kręcenie się niemal w kółko, kiedy Nela dotknęła jej pośladka.
- Nie, nie miałam! - zaczęła nieco bardziej piskliwym niż zwykle głosem.
Nela tymczasem położyła na pośladku Barb więcej niż jeden palec, chcąc wymacać czy bliznę… no właśnie da się wymacać.
- Nie wygląda na świeżą… a wczoraj? - zapytała unosząc wzrok na Barb.
- Nie znam się na tym, ale to by się musiało na tobie goić jak na psie - stwierdził Jack. Podszedł bliżej i pochylił się, by dokładniej obejrzeć ślady. - Ładnych parę zębów.
- Nie czuć jej i ledwo widać. My też pewnie takie mamy… - zerknęła krótko na Jacka, w końcu pupa Barb była ciekawszym obiektem do obserwacji.
- No to może na trzy... - zaproponował Jack.
- Rozbierajcie się, a nie gadajcie, będzie łatwiej - oznajmiła Barb, wciągając przez głowę koszulę.
Nela westchnęła krótko. Spojrzała w stronę sufitu lekko poruszając ustami, a wyglądało to jakby dosłownie liczyła do trzech…
- Ja pierniczę… dobra. - Mimo zdecydowania w głosie wstała z łóżka powoli i z ociąganiem. - Może zobaczyliśmy bliznę Barb, dlatego że stanęła bardziej w świetle?
Szarowłosa stając w tym samym miejscu co wcześniej jej towarzyszka (no może o krok bliżej Jacka niż samej Barb), również zdjęła z siebie koszulę. Powoli i przez głowę, tak by materiałem zasłonić swoje piersi. Na początek odwróciła się do Jacka i Barb plecami zerkając na nich zza ramienia.


Jack, stale siedząc na łóżku, ściągnął spodnie od piżamy. Rzut oka w stronę Neli wystarczył, by się zorientować, że dziewczyna została w samych majteczkach. I chociaż widok był ciekawy, to jednak wolał stracić nieco czasu na uzupełnienie własnej garderoby. Nie miał zamiaru, jako jedyny, paradować z gołym tyłkiem.
Pospiesznie ubrał slipy.
- Plecy są czyste - powiedział. - Tyłek też - dodał, bacznie przyglądając się wspomnianej części ciała. Chyba że pod materiałem... Możesz tak trochę... odsunąć?
Co prawda koronka jak to koronka - same dziury, więc niewiele zasłaniała, ale a nuż...
Barbara spojrzała na Nelę i jej niezwykle atrakcyjną bieliznę. Tak, okrywała ona równie atrakcyjną pupę.
- Jack nie patrzy, a Ty się odwróć, bo z tyłu nie ma nic.
Nela spojrzała na Barb, ewidentnie rumieniąc się, ale po za tym nie poruszyła się ani nic nie powiedziała.
- No weź, ja mam to samo, choć pewnie nie takie ładne, ale przecież tylko podsuń trochę materiał, nie musisz ostentacyjnie nic pokazywać.
Szarowłosa odwróciła się tym razem przodem do obydwojga, nadal przyciskając do siebie materiał bluzki na wysokości piersi, które dzięki temu były zasłonięte.
Koronkowe majtki i z przodu były koronkowe, cóż w końcu Nela wybierała się w nich do klubu Pełnia… a może, to nie były te same a z szafy Taminy wyciągnęła po prostu coś w “swoim stylu”. W końcu, raczej nikt nie patrzył jakie wyciąga majtki z szafy.
- I? - zapytała krótko, nie patrząc już w stronę Barb.
Jack pokręcił głową, nie dostrzegając na nogach ani na brzuchu Neli żadnych, najmniejszych nawet śladów ugryzienia.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-08-2016 o 10:28.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172