Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-10-2008, 14:08   #221
 
Zaelis's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znany
Folken zamrugał zdziwiony. No tak. Kobieta w wyższych sfer. Zaklął w duszy i skłonił się.

Wybacz mi Pani, za uchybienie godności, w pełni nie zamierzone. Jestem wyczerpany i sterany, nie chciałem uchybić Ci w żaden sposób, jednak znużenie zaburza mi trzeźwy ogląd sytuacji i myślenia. - powiedział, z trudem przybierając najbardziej pokorny i smutny ton głosu jaki mógł osiągnąć w tej chwili.
Trzeba przyznać że zważywszy na jego stan to mu się udało. Lepiej tego zrobić nie mógł, ale zawsze pozostaje kwestia czy Nessa w to uwierzyła, czy nie.

Również jest mi najmocniej przykro za niejakie zarzuty, ale nie tyczyły się one Ciebie, Pani. Rozgoryczenie mnie zamroczyło. Widzisz, Pani, narażałem swoje życie w walce by bronić Franceski jak i pomóc jej, a zostałem praktycznie rzecz biorąc zostawiony na pastwę losu. Kajam się przed Twym pięknem Pani i nie oczekuję zrozumienia ani wybaczenia, gdyż na nie nie zasługuję. - rzekł Legara i klęknął na jedno kolano, spuszczając głowę. Ledwie się kontrolował, ale musiał. Musiał dowiedzieć się gdzie jest Franceska i wtedy dopiero zająć się nią. Nessa nie jest mu do szczęścia potrzebna, no może poza szczegółami odnośnie zadania.
 

Ostatnio edytowane przez Zaelis : 29-10-2008 o 14:16.
Zaelis jest offline  
Stary 29-10-2008, 19:52   #222
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Mężczyzna zmienił ton, ale nie ugasił gniewu czarodziejki. W zasadzie mu uwierzyła. W to, że gotów jest być uprzejmy, by tylko spotkać rudowłosą piękność. I nadal brała jego zachowanie za wynik erotycznej fascynacji. Ale w opinii Nessy Legara obnażył już swoją prawdziwą naturę. I nie pomógł sobie skarżąc się na Francescę. Mężczyźni nie powinni się tak zachowywać. Powinni być twardzi, szarmanccy, a porażki przyjmować z godnością. A mówienie źle o kobiecie, o której się w rzeczywistości marzy uznawała za żałosne.

- Przyjmuję przeprosiny. Ale z przyjaźni nici. Radzę Panu się trochę przespać. I oporządzić. Bo w tym stanie raczej nie powinien Pan spotykać się z kobietą. Zwłaszcza jeśli Panu na niej choć trochę zależy. – odsunęła się od klęczącego mężczyzny.
- W spotkaniu z Francescą nie pomogę, bo nie znam jej stosunku do Pana. Przekażę jej, że Pana widziałam. Jeśli ją spotkam.

- Proszę odjechać. Nie chcę mieć Pana za plecami.
 
Hellian jest offline  
Stary 29-10-2008, 20:02   #223
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Francesca zaśmiała się wesoło, szczęście ponownie jej dopisało.

- Co za niesłychany zbieg okoliczności, nie ukrywam radości z tego powodu, chętnie skorzystam z Pana gościny, oczywiście jeśli to nie problem. Martwi mnie tylko to iż panie mieszkające tu mogą nie być z tego powodu zachwycone. Ja bym nie była gdybym u pana pracowała... – Francesca uwodzicielsko zatrzepotała rzęsami

Dwie pieczenie na jednym ogniu są wyśmienite, Francesca miała okazję upiec do tego porządnie doprawione i smakowite dorodne mięsko. Nie dość, ze dowie się coś o swoim celu podróży, to jeszcze będzie miała niesłychaną okazję do dokładniejszej oceny bogactw dworku. Mimo że planowała jeszcze dzisiaj skraść miecz nie było jej żal, ze musi to przełożyć.

Biblioteczka do której zabrał ją Kentan bardzo jej się podobała, zwarzywszy na to, ze dostrzegła kilka ciekawych tytułów za które niektórzy są w stanie zapłacić sporą sumkę.
Żeby tylko miała jeszcze jakiegoś silnego pomocnika... nie wtedy chyba byłoby za łatwo...aż na taki zbieg losu Francesca nie liczyła.

-Poza porywaniem dziewic, spiskowaniem z nieludźmi i prowadzeniem interesów lubię również czytać. To doprawdy wielka szkoda, że na luksus ten pozwalają sobie jedynie nieliczni i bogaci. Pismo niesie ogromną wiedzę o świecie, historii, kulturze. O ileż biedniejsi byśmy byli, gdyby te wszystkie informacje nie zostały utrwalone?-

Pierwszy przykład nie wyszedł mężczyźnie, a myśl zmierzenia się z Zerrikanką, wcale nie ucieszyła Liska.

-Więc może ta? Kamasutra... No to chyba jest kolejny zły wybór...

-Czasem wiedza nie jest taka zbawienna...dla niektórych może okazać się istnym przekleństwem... – Francesca chwyciła tytuł z niższej półki „Trucizny” – taka wiedza w rękach nieodpowiednich osób na pewno nie przyniesie nic dobrego... – Wzrok zatrzymał się jej na starych drzwiach, misterne roślinne zdobienia przyciągnęły jej uwagę.



- Co tam jest? – powiedziała odkładając książkę, zaraz przyszła jej myśl o wielkim skarbcu.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 29-10-2008, 22:12   #224
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To, co nastąpiło zaraz po wypowiedzeniu tych słów przerosło wszystko, czego mógł oczekiwać Derrick. Okazało się, że byli na dobrym tropie. Nawet ślepy i głuchy głupiec zorientowałby się, że bard łże jak pies. A z kłamstwa można wyczytać nieraz więcej, niż z prawdy.
Zanim jednak Derrick zdążył podziękować blondynowi za wyczerpującą odpowiedź jego uwagę od wszystkiego odwrócił pisk Lili. Przeszywający, można powiedzieć.
Derrick odwrócił się, chcąc znaleźć powód takiego zachowania półelfki. I znalazł. Chociaż powód nie odrastał aż tak wiele od ziemi, rzucał się w oczy.
Liliel, jak można było zauważyć, miała znajomych w ciekawych kręgach, co bynajmniej Derricka nie zmartwiło. Chociaż musiał się starać, żeby nie wybuchnąć śmiechem na 'serdeńko', które, przynajmniej w jego odczuciu, pasowało jak pięść do nosa.
Widok rumieniącej się jak piwonia półelfki wart był wszystkich pieniędzy. I sugerował, że może coś w tej pieszczotliwej nazwie tkwi. Może krasnoludy znały inny wariant Liliel, ten, którego Derrick jeszcze nie zdążył odkryć. Może mała półelfka biegała w kusej koszulinie i ciągnęła krasnoludy za długie brody...

Z rozmyślań wyrwały go słowa krasnoluda. Jemu nie wypadało zatykać uszu... A zresztą zatkanie nic by nie dało... Może zalanie woskiem. Dużą ilością... Dźwięczny jak dzwon głos krasnoluda był ws tanie przebić się przez wszystko, a barwność określeń warta była zapamiętania. I zdecydowanie zaimponowała wszystkim.

Na zbyt krótko jednak, by zapobiec ogólnej bijatyce.
Młody bard, usiłujący powstrzymać jednego z krasnoludów, całkiem przypadkiem odepchnięty na bok poleciał szerokim łukiem i wylądował w rowie. Jego brodaty towarzysz miał więcej szczęścia. Sam zszedł z drogi, w ostatniej chwili unikając znalezienia się między dwiema falami...

Derrick i Liliel nie mieli nic do roboty, chociaż półelfka, która w końcu otrząsnęła się z szoku, początkowo rwała się, by pomóc słabszym liczebnie znajomym. Na szczęście Derrick zdołał ją powstrzymać stwierdzając, że nie powinna najmniejszym nawet gestem sugerować, że krasnoludy pomocy potrzebują. Liliel początkowo swoim zwyczajem nabzdyczyła się, ale po chwili doszła do wniosku, że Derrick ma rację i krasnoludy doskonale dają sobie radę.

Sama walka mogłaby się skończyć po dwóch minutach, ale krasnoludy najwyraźniej uznały, że przyda im się mały trening, i że piątka osiłków nadaje się do tego celu idealnie. A tracić przedwcześnie partnerów do walki nie chciały...
Walcząca grupka przetaczała się to tu, to tam. W ogólnym zamieszaniu Derrick stracił z oczy obu bardów. W zasadzie nawet trochę żałował... Był pewien, że przy odrobinie wysiłku Liliel wyciągnie z rozsądniejszego z nich całą prawdę, ale w końcu... Dowiedział się dostatecznie dużo...

Jakimś dziwnym trafem krasnoludy zakończyły potyczkę u stóp schodów prowadzących do "Jutrzenki". To, że weszły do środka by przepłukać gardła, było oczywistością. To, że znalazła się tam Liliel - nieco mniejszą. Zaś fakt, że trafił tam Derrick to już był całkowity przypadek. Sam medyk miał wrażenie, że jeden z krasnoludów przez przypadek wepchnął go do środka. A wychodzić już nie zamierzał...

Siedząc przy stole na przeciw na okrągło pijących i gadających krasnoludów z zaciekawieniem wysłuchiwał wszystkich opowieści. Co prawda ich adresatem była Liliel, ale Derrick, nawet gdyby chciał, toi tak nie zdołałby uciec przed potokiem słów. Miał wrażenie, że opowieści krasnoludów słyszą nie tylko wszyscy bywalcy karczmy, ale nawet przypadkowi przechodnie, których droga wiodła w promieniu stu metrów od karczmy.

Wreszcie słowotok ustał i uwaga Drunina skierowała się na elfkę. Która jakby zaniemówiła, gdy krasnolud zaczął ją wypytywać o cel podróży. Dopiero pod wpływem brzmiącej w jego słowach sugestii, że dobrze by było, gdyby zechciała się z nimi podzielić swoim sekretem, wykrztusiła:

- Ja też szukam Lionory, wraz z tym oto medykiem: Derrickiem Talbitt.

Czy krasnoludy poprzednio rozmyślnie ignorowały Derricka, czy też po prostu go nie zauważały, trudno było powiedzieć. W każdym razie w tym momencie spojrzały na niego trzy pary zaciekawionych oczu. A Derrick mógłby się spodziewać wszystkiego, tylko nie takiego pytania...

- O proszę, proszę. Toż panie jesteście lubym naszej Lili?

Derrick o mały włos nie zakrztusił się wodą, którą akurat popijał, zaś półelfka zrobiła się czerwoniutka wszędzie, gdzie tylko medyk mógł dostrzec. I ciekaw był, jak daleko jeszcze ów rumieniec sięga, ciut żałując, że nie może tego sprawdzić osobiście...

- Kochana z niej dziewczyna, prawda? - powiedział odrobinę wymijająco. I dwuznacznie. Nie bardzo wiedział, jaką wersję chciałaby zaprezentować swoim przyjaciołom Liliel - portret niezłomnej, żelaznej dziewicy, czy też dziewczyny kochanej i docenianej. - Spotkaliśmy się w Aldersbergu i tak jakoś się zgadaliśmy. - Co brzmiało równie dwuznacznie i pozostawiało szerokie pole do domysłów.

Aby dać dziewczynie czas na ochłonięcie zmienił gwałtownie temat, zwracając się do krasnoludów i półelfki.

- Czy w takiej sytuacji, skoro szukacie tego samego, zawiązujecie spółkę - szerokim gestem objął półelfkę i krasnoludy - czy też działacie na własną rękę. W jedności siła, jak powiadają mądrzy ludzie, ale i chętnych do podziału więcej...
 
Kerm jest offline  
Stary 02-11-2008, 17:40   #225
 
Zaelis's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znany
Skoro tego pragniesz, Pani. - powiedział Legara i podnosił się powoli. Miarka się przebrała. Prawa dłoń zaciśnięta była na rękojeści ząbkowanego noża, podobnie jak lewa. Kiedy był w mniej więcej połowie tego wstawania jego oczy błysnęły. Natychmiast skoczył w stronę czarodziejki, wykonując zamach oboma nożami, lewym celując w podbrzusze, prawym zaś chcąc uderzyć tylko rękojeścią w skroń czarodziejki. Nie liczyło się to, że uratowała mu życie. Nie patrzył na to że mu pomogła. Chciał ją ukarać za arogancję, pokazać czym jest ból i nauczyć pokory. Lśniąca złowieszczo klinga ruszała na spotkanie z ciałem czarodziejki..
 
Zaelis jest offline  
Stary 03-11-2008, 23:02   #226
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Odskoczyła, ale nie udało jej się zrobić w pełni skutecznego uniku. Poczuła jak nóż kroi jej brzuch, rozsuwając jedwabne włókna, wchodząc w ranę razem z luksusowym batystem bluzki.
Nie zastanawiała się nad tym, co zrobić. Już wcześniej miała ochotę nim potrząsnąć, by się opamiętał. Potężny zryw energii kinetycznej, ulubiona forma magii czarodziejki, podniósł Legarę od razu kilka metrów w górę. Ale to nie byli pólelfi niedoszli gwałciciele, Żmijka nie chciała dać mężczyźnie nauczki. Legara unosił się wyżej i wyżej ponad korony najwyższych drzew. Gdy był dostatecznie wysoko przerwała zaklęcie. Upadł bardzo blisko, na plecy, tak, że widziała jego twarz. Nie żył, nie miał szans tego przeżyć, jeśli tylko był zwykłym człowiekiem. Ale Nessa musiała mieć więcej niż pewność. Powtórzyła cały manewr jeszcze kilkakrotnie. Aż ciało mężczyzny zaczęło przypominać krwawą miazgę.

I wtedy odwróciła wzrok od strzępków, które były kiedyś człowiekiem, by więcej na nie nie spojrzeć. Nadal czuła tylko głuchą wściekłość. Nie przebijał się przez nią nawet ból. Choć rozrastająca się plama krwi uzmysławiała konieczność leczenia. Wzięła kilka głębokich oddechów i rzuciła na siebie prosty czar zasklepiający rany. Musiała to zrobić dwa razy. Bo nagle zaczęła cała dygotać.

Ale zalążek płaczu, pierwsza łzę, powstrzymała. Nigdy nie wymówi imienia mężczyzny, który chciał ją zabić ani nigdy nad nim nie zapłacze. Bo nigdy mu nie wybaczy.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 04-11-2008 o 19:02. Powód: uparty mg
Hellian jest offline  
Stary 04-11-2008, 18:34   #227
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Derricka Talbitt

7 czerwca, miasteczko Krzyki, Aedirn

Liliel jeszcze przez króciutką chwilę się czerwieniła, potem jednak jej odcień jakby się zmienił. Dalej był czerwony, ale teraz w sposób bardziej gniewny:

-To nie jest mój żaden luby! Spotkaliśmy się zupełnie przypadkowo i nie łączy nas nic, poza celem wędrówki. Nie wyobrażajcie sobie nie wiadomo czego!- Od razu lepiej, kiedy dziewczyna wróciła do swojego normalnego, wybuchowego zachowania. Chociaż mogła wypowiedzieć się bardziej taktownie.


-No, no. Już spokojnie Lili, spokojnie. Tak się tylko droczymy- uspokoił półelfkę Drunin. -Mówisz panie niby mądrze, ale tysiąc koron na pięciu, to znacznie mniej niż tysiąc koron na trzech- zwrócił się do Talbitta.


-Ale z drugiej strony, po pierwsze tysiąc się równo dzieli na pięć części- wtrącił się Korin -a po drugie większa grupa powinna sobie lepiej poradzić.


-Słusznie, słusznie. Niby normalnie nie poszedłbym na taki układ z człowiekiem, ale skoro Lili z panem podróżuje, to nie możesz pan być kawał gnoja jak większość z pana rasy- dyplomatycznie podsumował Gurd.

Zaraz potem cała trójka brodaczy zaczęła coś do siebie gadać po krasnoludzku, nie dość że nie przejmując się iż medyk ich nie rozumie, to najwyraźniej wcale nie chcąc być zrozumianymi.
Ale kiedy Derrick spojrzał kątem oka na swoją towarzyszkę, mógłby przysiąc, że ta przysłuchuje się wymianie zdań. No, ale jeśli wyrosła w aldersbergskim getcie, to pewnie miała sporo czasu by opanować języki innych nieludzi.
A kiedy krasnoludy skończyły i Drunin chciał zacząć coś mówić, Liliel weszła mu w słowo tym samym gardłowym językiem, którym tamci się posługiwali. Jej wypowiedź najwyraźniej zdziwiła całą trójkę, bowiem gdy dziewczyna wstała ze słowami:

-Pójdziemy z panem Derrickiem przygotować nasze konie- krasnoludy tylko popatrywały na siebie głupkowato.

(...)

Dziewczyna po wyjściu z karczmy wyglądała jakby miała zaraz eksplodować. I naturalnie się przed tym nie powstrzymywała, najwyraźniej była trochę za daleko od lasu.

-Tym niedogolonym gnomom wydaje się, że jestem małą dziewczynką! A pan wcale nie jesteś lepszy, jakbyś mnie pan nie powstrzymał od przyłączenia się do bójki, to by sobie ze mnie nie drwili! Stanowczo się do pana nie odzywam!- Istna burzowa chmura z tej półelfki. I w dodatku medyk nie za bardzo wiedział na czym stanęły rozmowy krasnoludów, a od Liliel się teraz nie dowie.
A przynajmniej tak mu się wydawało, do momentu gdy wraz z towarzyszką przygotowali swoje konie do dalszej drogi.

-Zdecydowali, że pojadą z nami- dziewczyna chyba zapomniała o obietnicy nie odzywania się, ale Talbitt nie kwapił się jej o niej przypominać.
-Ruszamy za jakieś dwadzieścia minut. Lepiej nie tracić czasu, skoro ci poszukiwani zbiegowie nas wyprzedzają- Liliel najwyraźniej wyciągnęła ze słów bardów takie same wnioski co Derrick.

(...)

No i faktycznie pół godziny później cała grupa była już poza Krzykami. Krasnoludy żwawo dreptały na swych kucach dotrzymując tempa swym wyższym krewniakom niosącym półelfkę i człowieka. przez jakiś czas atmosfera była dosyć sztywna, lecz Korin postanowił ją rozładować.

-Skoro do wieczora daleko, a cicha droga się dłuży, tom sobie przypomniał jedna taką opowiastkę.
Otóż dawno, dawno temu w jednym ludzkim królestwie żyła sobie urodziwa dziewoja mianem Śnieżka. Imię to, a raczej przydomek, wzięło się stąd, że cera jej była jasna i bez skaz niby śnieg właśnie. A tak po prawdzie, to dlatego że nimfomanką była potworną i do każdego faceta się zaraz kleiła jak ten puch w zimie.


No i jednego dnia przez jej miasteczko przejeżdżał królewicz Dorian i Śnieżka zaraz wpadła mu w oko. A jak mu też zaraz po pierwszej rozmowie dała w karocy i to nad wyraz hojnie i dobrze, to królewicz głowę stracił i zara do zamku z nią, że się chce żenić.


Drunin i Gurd uśmiechali się szeroko prezentując swe pożółkłe uzębienie, historię bowiem słyszeli nie pierwszy raz i w dodatku ją lubili. Za to Liliel wbiła wzrok w drogę, opuściła głowę i udawała, że nie słucha.

-Z początku król Dustin wraz z królowa się nie chcieli zgodzić na mezalians, lecz w końcu ulegli synowi, co zresztą było głupotą. Bo Śnieżka królewicza nie wypuszczała ze swej alkowy, taką chuć miała, a gdy biedak już nie mógł, to na lewo i prawo dawała dworzanom. Zmartwiona tą sytuacją królowa podjęła decyzją śmiałą i słuszną- rozkazała katowi zaciągnąć zboczoną pannicą do lasu i zabić.
Ale kat był zdrowy chłop i jak go Śnieżka w lesie na pieńku zaczęła kusić, to zaraz mu siła woli się ulotniła i zdjął spodnie. A nimfomanka tylko na to czekała, chwyciła upuszczony przez niego toporek i wbiła mu w klejnoty.
- Opisywana scena tak spodobała się krasnoludom, że jak jeden mąż ryknęli gromkim śmiechem.

-Kiedy to kat się wykrwawiał, kurewna Śnieżka na oślep wiała w las, bo jakby ją straż królewska gdzieś przydybała, to umknąć by pewnie jej się nie udało. No i przed zmrokiem, jak już myślała, że ją wilcy zeżrą, natknęła się na jakąś chatkę. Pusto w niej było, ale drzwi nie zamknięte, to wlazła do środka i się rozgościła.
Jeno, że chata wcale nie była opuszczona. Zamieszkiwało ją siedem gnomów-drwali, które to zresztą do swojego domu przybyły godzinę po Śnieżce. Nie trzeba dodawać, że nie spodobał im się fakt, że jakaś umorusana pannica zeżarła im kolację.


Półelfka chyba przewidywała już dalszą część historii pośpieszyła bowiem konia.

-No, ale że Śnieżka była z gruntu nienasycona, to zaproponowała gnomom układ. One pozwolą jej zamieszkać w chatce i będą przynosić jedzenia, zaś ona wypełniać będzie wszystkie obowiązki przykładnej żony. Drwalom się pomysł bardzo spodobał, bo kobity w lesie już od dłuższego czasu nie mieli.
Tyle tylko, że się przeliczyli. Taki im wycisk wszystkim dała, że po tygodniu nie mieli sił toporkiem machać, a kurewna z domu ani myślała odejść, bo się ze swojej części umowy wywiązywała. Na to jeden z gnomów znalazł takie oto rozwiązanie- w lesie nazbierał specjalnych grzybów, po których zjedzeniu wpada się w śpiączkę. Łatwo wykoncypować, że przebiegły kurdupel dodał ich Śnieżce do jedzenia, a ta padła zaraz jak nieżywa.
No ale nie godziło się tak dziewczyny zostawić w lesie wilkom, toteż raz dwa gnomy zrobiły jej trumnę i wystawiły przed chatę.
- Drunin i Gurd kiwali głowami, jakby potwierdzając, że wszystko co mówi ich kompan to najprawdziwsza prawda.

-I historia ta mogłaby się już tutaj kończyć, ale się nie kończy. Bowiem przez ziemię królestwa przejeżdżał w przeszpiegach młody król innego państwa. Traf chciał, że pragnąc ominąć trakt przy zamku królewskim udał się w las i natrafił na chatkę gnomów. Zobaczył także trumnę drewnianą i ciekawością zdjęty, zajrzał do środka. Jakże się zdziwił, gdy odkrył że pierś bujna leżącej tam piękności unosi się miarowo. Zaraz też drwali począł pytać cóż się z niewiastą stało i jak ją ratować można. I nalegał tak długo na odpowiedź, aż w gońcu gnomy dla świętego spokoju mu rzekły, że bodziec jakiś gwałtowny może Śnieżkę obudzić. Ponieważ młody król w drodze był już długo, to niewiele myśląc wieko odsunął, kurewnę posunął, a ta się ocknęła i wdzięczna wielce królowi była za przywrócenie jej życia.
Wkrótce Śnieżka wraz z nowym ukochanym opuściła królestwo, zamieszkała w nowym zamku i prędko odkryła, że nowy jej małżonek równie jurny jest co ona. Baraszkowali w pierzynie często a gęsto i dorobili się gromadki dzieci.
Koniec opowiastki jest taki, że wielce rozrośnięty ród króla szybko popadł w spory i waśnie, królestwo podzieliło się na ksiąstewka, które później podbił książę Dorian, wtedy już zresztą król.
A morał z tego jest jeden, a prosty i prawdziwy: nie żeń się chłopie z ładną i chutliwą jałówką, bo ino do zguby cię ona doprowadzić może.


-Amen!- zawtórowały krasnoludy, a Liliel była już dobry rzut kamieniem przed mężczyznami.

do Francesci de Riue

7 czerwca, okolice miasta Asenerg, Aedirn

- Co tam jest? – spytała wampirzyca węsząc ukryte bogactwa. Odpowiedź Kentana okazał się jednak znacznie mniej interesująca, przynajmniej z perspektywy Liska.

-Och, to wyjście do ogrodów za dworkiem. Kwiaty pięknie zakwitły, z chęcią pani zaprezentuję.- Nie wypadało odmówić, choć rośliny nie znajdywały się w zakresie zainteresowań de Riue.

Drzwi stare były jedynie z pozoru- grube, ciężkie, mosiężne, z całą pewnością wstawione dla zabezpieczenie zbiorów bibliotecznych. W wypadku pożaru łatwo można było wynieść książki, a przez odrzwia do biblioteki włamać byłoby się bardzo trudno. Szczególnie, że potwornie skrzypiały przy otwieraniu.
Grand jednak nie kłamał- ogród faktycznie robił wrażenie. Alejki wśród żywopłotów, skalniaki porośnięte różnokolorowymi kwiatami,


zielniki i parę drzewek owocowych. Ktoś musiał naprawdę włożyć serce w utrzymanie tego wszystkiego.

-To głównie zasługa Yuki, doprawdy utalentowana dziewczyna. Chociaż do wyrównywania żywopłotów wynajmuję mężczyzn z miasteczka. W końcu ktoś musi zbliżyć się na tyle do mojej posiadłości, aby móc potem podsycać plotki.

A skoro już o plotkach mowa, to przez jedną z alejek szybkim krokiem ku Francesce i Kentanowi zbliżała się co najmniej nietypowa niewiasta. Było dość gorąco, więc fakt iż ubrana była w futro mógłby dziwić. Mógłby, gdyby nie to, że odziane miała tylko ramiona, piersi i biodra, całą resztą opalonego ciała chwaliła się bowiem światu.


A jeśli komuś nie wydałoby się to dziwne, to fakt egzotycznych rysów twarzy już mógłby. A jeśli trafiłaby owa kobieta na jakiegoś wielkiego światowca, to i ten musiałby skapitulować wobec bojowego topora zawieszonego na jej plecach. Jeśli tak wyglądają dziewczyny w "haremie" Kentana, to plotki nikogo nie powinny dziwić.

-Grand, w lesie jest ktoś, kogo powinieneś zobaczyć- egzotyczna wojowniczka od razu przeszła do rzeczy, gdy tylko znalazła się w zasięgu słuchu. Miała bardzo dziwny akcent, szorstki i melodyjny zarazem.

-Panno Francesco, to jedna z moich pracowniczek: Zirra- Grand przedstawił kobietę. -Zdecydowanie brakuje jej subtelności, ale ochroniarzem jest fenomenalnym.

-Topór nie wymaga subtelności- odparowała Zirra, w sposób który z całą pewnością nie przystawał żadnej służącej. -I choć gość w lesie na pewno poczeka- to zdanie miało drugie dno z równą pewnością jak to, że trawa jest zielona -to radziłabym odwiedzić go jak najprędzej.

Gospodarz westchnął jedynie i zwrócił się do wampirzycy -obowiązki jak zawsze wzywają wtedy, kiedy nie trzeba. Nie obrazi się panna, jeśli zostawię ją po opieką yuki i Ivy do czasu powrotu?

Szczerze mówiąc de Riue węszyła w owym "gościu w lesie" coś niepokojącego i nie miała specjalnie ochoty zostać w posiadłości. Nie, jeśli mają mieć na nią oko jakieś dwie pannice.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 06-11-2008, 13:51   #228
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Liliel zdecydowanie wolała odgrywać niezłomną wojowniczkę. Jej słowa nie pozostawiały w tej materii żadnej wątpliwości. Ale, mimo wszystko, nie zdradziła szczegółów łączącej ją z Derrikiem więzi.

Co sobie myślały na ten temat krasnoludy, trudno było Derrickowi ocenić. Co prawda Drunin uspokajał półelfkę, mówiąc o żartach i przekomarzaniu, ale kto mógł wiedzieć, co kryło się w brodatych głowach chytrych krasnoludów.
I deliberowanie o podziale na trzy czy na pięć również brzmiało ciekawie. Szczególnie w zestawieniu z poglądem krasnoludów na większość rodzaju ludzkiego...
Podobnie jak dyskusja, prowadzona w języku zdecydowanie obcym dla Derricka. I wyglądało na to, że jeśli Liliel, która włączyła się do dyskusji, nie zdradzi tematyki owej wymiany zdań, to Derrick pozostanie w nieświadomości co do tej treści.

- Pójdziemy z panem Derrickiem przygotować nasze konie - powiedziała dziewczyna, zrywając się nagle z miejsca.

W takiej sytuacji nie było na co czekać. Derrick ruszył za nią. Ale w żadnym wypadku nie spodziewał się, że Liliel będzie do niego miała jakieś pretensje. A najwyraźniej miała, skoro ledwo znaleźli się za progiem naskoczyła na niego.

- Tym niedogolonym gnomom wydaje się, że jestem małą dziewczynką! - oblicze półelfki przypominało Derrickowi gradową chmurę. Gotową do wysypania swej zawartości na pierwszą z brzegu osobę. - A pan wcale nie jesteś lepszy, jakbyś mnie pan nie powstrzymał od przyłączenia się do bójki, to by sobie ze mnie nie drwili! Stanowczo się do pana nie odzywam!

Oskarżenie nie do końca było sprawiedliwe. W dodatku wyglądało na to, że Derrick nie dowie się, na czym stanęły rozmowy krasnoludów. I nie bardzo wiedział, czy Liliel spieszy się dlatego, że mają jechać razem z krasnoludami, czy też wprost przeciwnie. A widząc stale zachmurzone oblicze dziewczyny wolał nie wypytywać. Zresztą... mógł poczekać kilka minut i się dowiedzieć bez czyjejkolwiek łaski.

Na szczęście zły humor dziewczyny minął nadzwyczaj szybko. Gdy razem przygotowywali swoje konie do dalszej drogi półelfka jakby zapomniała o swojej obietnicy i powiedziała:

- Zdecydowali, że pojadą z nami. Ruszamy za jakieś dwadzieścia minut. Lepiej nie tracić czasu, skoro ci poszukiwani zbiegowie nas wyprzedzają.

Widać było, że Liliel potrafi wyciągać odpowiednie wnioski z tego, co słyszy.

Korzystając z okazji Derrick spytał:

- Czego dotyczyła ta burzliwa dyskusja? Jeśli, rzecz jasna, to nie sekret...

- Rozmawiały o tym, czy zgodzić się z nami podróżować. Były raczej mało dyplomatyczne. Psioczyły, że trzeba będzie ciągnąć za sobą ludzia i dzielić się pieniędzmi.

Derrick uśmiechnął się lekko.

- I do jakiego wniosku doszli? - spytał zaciekawiony. Wymiana zdań w języka dla niego zrozumiałym skończyła się wymienieniem argumentów przeciw i za współpracą.

- Stwierdzili, że medyk się przydać zawsze może.

Ten argument można było zrozumieć. Taniej i praktyczniej jest mieć medyka pod ręką, niż biegać za kimś w razie potrzeby. A poszukiwanie Lianory mogło się wiązać z różnymi perypetiami.

- Ale miny mieli nietęgie pod koniec dyskusji... - stwierdził.

Liliel zarumieniła się odrobinkę, ale nie zawahała się z udzieleniem wyjaśnień.

- Powiedziałam im, że niektórzy nie nauczyli się języka krasnoludzkiego i w towarzystwie nie wypada wyłączać kogoś poza rozmowę.

Derrick z uznaniem spojrzał na półelfkę. Widać było, że dziewczyna umiała sobie poradzić w róznych sytuacjach. I najwyraźniej nie peszyła jej przewaga liczebna ni wiekowa.


Wyruszyli punktualnie.
Krasnoludy na swoich kucach poruszały się dość szybko. Najwyraźniej wierzchowce były równie wytrzymałe, jak ich właściciele i nikt nie obawiał się, że nie wytrzymają szybkiego tempa.
Derrick juz chciał zagadnąć na temat konkurencji, gdy odezwał się Korin. Znudzony najwyraźniej dość drętwą atmosferą postanowił ożywić towarzystwo umoralniającą opowieścią. Najwyraźniej znaną nie tylko jemu...

Czas płynął zdecydowanie szybciej, bo krasnolud dar do opowiadania niezgorszy posiadał. Gdy chóralne "Amen" zakończyło opowieść o chętnej Śnieżce, Derrick rzekł:

- Słyszałem już parę opowieści o pannicy o imieniu takowym. Śnieżka i Bestia, której bohaterka Bestię ową na dywanik zamieniła i zamek jej zagarnęła. Śnieżka Wieczna Dziewica. Ta głowę straciła w końcu, gdy cnoty i przed królem, i przed katem broniła.

- Głupkowata jakaś - stwierdził Drunin, a pozostałe krasnoludy przytaknęły mu natychmiast.

- Była i Krwawa Śnieżka, co kochanków swoich, jak jej nie dość dogodzili, na pal wbijać kazała. Była Śnieżka i czterdziestu rozbójników, co to bandę swoją na rozbój prowadzała, a potem z księciem jednym, miast go na okup wymienić, dyla wraz ze wszystkimi łupami dała. Była takoż i Śnieżka i Siedmiu Braci Śpiących, która to dzielna dziewoja braciszków swych uśpić i zamknąć w lochu kazała, by na tronie usiąść. I opowiadała, jakoby snem jej bracia śpią, z którego zbudzić się nie mogą. A i spali, makiem i opium pojeni...
- Ale przyznać muszę, że ta opowieść nad tamtymi góruje i nader gładko przez uszy przechodzi. Jeno, jak widać - wskazał jadącą w znacznym oddaleniu Liliel - nie dla wszystkich uszu się nadaje...

- Młode to jeszcze - pokiwał głową ze smutkiem Gurd - i opowieści ładnej nie docenia. Ale, tak od tematu odchodząc, powiedz pan, panie Derrick, co za artefakty pan żeś pokazywał, zanim do gospody trafiliśmy?

- O tym i mówić chciałem - rzekł Derrick - gdy mość Korin opowieść zaczął, a wtedy przerywać nie chciałem gadki ciekawej. Ta oto para - wyciągnął ciut już podniszczone listy gończe, które krasnoludy oglądać zaczęli, mało ich nie drąc z nadmiaru ciekawości - przez prawo ściganą jest. Ale nie to jest ważne. Cel ten sam im przyświeca, co i nam, jako że Lianorę znaleźć chcą.

- Konkurencja, znaczy się - podsumował sprawę Drunin. - Ale to dwie sztuki jeno... Problem żaden.

- W sztukach żaden. Lecz ten człek z potworami walczy i bronią nieźle robi...

- Wiedźmin, znaczy się? - spytał Gurd.

Derrick skrzywił się odrobinę.

- Może i wiedźmin, kto go tam wie. Za to panna owa, rudowłosa, wampirem jest. Wampirzycą, znaczy się.

Żaden krasnolud słowa nie powiedział, ale widać było, że wrażenie większe na nich to zrobiło, niźli poprzednia informacja.

- Czy razem jadą, tego nie wiem. Może i nie. W każdym razie z wampirką ową czarodziejka się trzyma. A przed nami one z pewnością podążają, bo bardowie owi, co to przed Krzykami za rozjemców robili, prawdy nie rzekli.

- To i szkoda, żeśmy o tym nie wiedzieli - stwierdził Drunin - bo by się z bardami pogadało i prawdy by nie zataili. - Co do tego Derrick nie miał wątpliwości. - Ale skoro już wiemy - ciągnął Drunin - że jechały tędy, to i dobrze, żeśmy w "Jutrzence" nie zabawili zbytnio. W konie zatem, mości Derricku.

Przyspieszyli, by dogonić półelfkę. Ta spojrzała na całą czwórkę z niesmakiem i spytała:

- Koniec opowieści?

Korin skinął głową, a potem powiedział:

- Dla odmiany pan Derrick, któren opowieści słyszał wiela, opowie nam o dziewuszce, co Bestyję sławną na futerko przerobiła...
 
Kerm jest offline  
Stary 06-11-2008, 18:26   #229
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Żałowała swojej ciekawości, ostatnią rzeczą jaką chciała to oglądać jakieś chwasty. Mimo tego ogródek były naprawdę bajecznie i estetycznie przemyślany. Niektóre rośliny widziała pierwszy raz w swoim długim życiu.

Francesca zbytnio nie zdziwiła się przybyciem nietypowego ochroniarza, była teraz tylko ciekawa czy w tym małym oczku wodnym dodającym uroku ogródkowi, nie mieszka przypadkiem syrena.

-Grand, w lesie jest ktoś, kogo powinieneś zobaczyć...

Francesce zaciekawił ten fakt, może powiązany był z odczuciem magicznym czarodziejki w czasie ich spotkania?
- Obowiązki jak zawsze wzywają wtedy, kiedy nie trzeba. Nie obrazi się panna, jeśli zostawię ją po opieką Yuki i Ivy do czasu powrotu?
>>> obrażę się wielce<<< pomyślała
- Z miłą chęcią Panu potowarzyszę, wręcz uwielbiam spacery po lesie...

Zirra choć na początku nie chętnie z powodu obecności wampirzycy, zaraz zaprowadziła ich w miejsce, w którym miał czekać gość.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 11-11-2008, 17:21   #230
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Francesci de Riue

7 czerwca, okolice miasta Asenerg, Aedirn

Zirra prowadziła bardzo szybkim tempem, sugerującym że cel tego marszu jest nadzwyczaj ważny. Z drugiej strony, może po prostu przesadzała? Wyglądała w końcu na dzikuskę, a to że potrafiła poprawnie mówić jeszcze nie stawiał jej w równym rzędzie z istotami cywilizowanymi.
Tak czy inaczej kolejne drzewa szybko znikały za idącą trójką, a zgodnie z przysłowiem jeszcze więcej ich pojawiało się przed nimi. Po kwadransie jednak Zirra obeszła jakiś malutki pagórek i zatrzymała się ze słowami:

-To tutaj.

Kentan wzruszył ramionami i dołączył do swojego ochroniarza. Jego obojętna mina szybko jednak zmieniła się w zaszokowaną.

-Panno Francesco, lepiej żeby pani tego nie oglądała...- na dobrą sprawę Grand nawet nie zdążył skończyć zdania, gdy wampirzyca stała już obok niego. Po prostu wyczuła krew, skrzepłą już niestety, więc mniej aromatyczną.
Właścicielem tej krwi zaś był niski mężczyzna, ubrany w upaćkaną zielskiem skórznię, w dodatku nie potrzebującym już własnej posoki. Leżał twarzą w mchu, z pleców i z prawego ramienia wystawały mu drzewce strzał. Dzikuska kucnęła przy nim i obróciła na plecy.

Twarz wykrzywiał mu grymas wściekłości. Dość dziwne, po kimś zabitym strzałem w plecy można było spodziewać się strachu, zdziwienia, ale złości? Wampirzycę dziwiło to trochę mniej, niż pozostałą dwójkę, znała bowiem trupa. Nazywał się Jozef i był jednym z przydupasów Carla. Najwyraźniej Szybkoręki wyolbrzymił swoją pozycję i wpływy, skoro ktoś ośmielił się zabić jego człowieka.

-Paskudna sprawa- powiedział Kentan tonem, który zwykle zarezerwowany jest dla rozmów o pogodzie. Lisek spodziewała się po takim arystokracie czegoś zgoła innego. -Kiedy go zabito?- skierował pytanie do ochroniarza, samemu próbując wyjąć strzałę z ramienia trupa.

-Jakąś godzinę temu, teraz są pewnie daleko stąd- odparła Zirra.

Są? Skąd u dziewczyny przekonanie, że morderców było kilku?
Grand wyjął w końcu drzewce zwieńczone paskudnie haczykowatym grotem.
-Albo i jeszcze dalej... Bardzo mi przykro, że musiała panna to oglądać. Zirra nie słynie ani z delikatności, ani z dobrych raportów.

Wspomniana amazonka prychnęła tylko i wzruszyła ramionami. Coś tutaj nie grało. Grand ze swoją pomagierką coś wiedzieli, a Jozef zginął pewnie w trakcie śledzenia de Riue. Te dwa fakty tylko podziałały na ciekawość wampirzycy.

do Nessy z Thanedd

7 czerwca, miasto Asenerg, Aedirn

Czarodziejka wracając do "Pod Liliją" miała w sobie coś z nadciągającej burzy. Może to dlatego mieszkańcy Asenergu ignorowali plamę krwi na jej brzuchu, a może ich ona po prostu nie interesowała? Tak czy inaczej Nessy nikt nie zaczepiał i w sumie to dobrze dla tego "kogoś". Pierwszą osobę, która postanowiła wyrwać ją z pochmurnych, pełnych złości myśli spotkała w gospodzie.

Otóż Celine się odnalazła. Siedziała przy jednym ze stolików popijając coś leniwie z kubka i machając zgrabną, odsłoniętą od kolan nogą. Obecni w środku mężczyźni mniej, lub bardziej ukradkowo podziwiali widowisko. Czarodziejka jednak na widok Żmijki od razu odstawiła napój na stolik, jej palce zakreśliły kilka znaków, dłonie wykonały dwa gesty, a wszyscy mężczyźni nagle wbili wzrok w swoje posiłki, pewnie święcie przekonani, że de Lure obrażona ich zachowaniem postanowiła zamienić jakiegoś pechowca w karalucha. Rzeczywistość była jednak zgoła inna, czarem rzuconym przez Celine była bowiem iluzja, która zamaskowała krwawą plamę na ubraniu Nessy.
-Konfraterko, porozmawiajmy- rzuciła trochę za ostro, jak na gust Żmijki idąc w jej kierunku i po chwili łapiąc za ramię i ciągnąc ku schodom prowadzącym do pokojów gościnnych.

Nessa nawet nie wiedziała czemu dała się zaciągnąć na górę, w głowie miała jeszcze mętlik, chociaż ten powoli mijał. Minęła próg prowadzący do pokoju, którego nie wynajmowała- pewnie należał do Celine. Drzwi zamknęły się za nią, a konfraterka zafrasowanym tonem spytała:
-Co ci się stało, Nesso?

Wnętrze pomieszczenia wyglądało zasadniczo tak samo jak to, w którym spała Żmijka. Tyle tylko, że przez to musiał chyba przejść jakiś mały huragan, który szczególnie upodobał sobie łóżko. Mebel ten bowiem stał zupełnie przekrzywiony wnioskując z zagiętego dywanu, pościel była cała wymięta, puchowa poduszka podarta przez co wkoło walało się mnóstwo pierza. No i przez parapet okna przewieszona była męska koszula, którą Nessa skądś kojarzyła.

do Derricka Talbitt

7 czerwca, miasteczko Krzyki, Aedirn

Liliel spojrzała na medyka w sposób, dający jasno do zrozumienia, ze jeśli w historii "o dziewuszce, co Bestyję sławną na futerko przerobiła" pojawi się choć jedna aluzja erotyczna, to półelfka utnie Derrickowi głowę. Albo coś innego...

(...)

Opowieść jednak była lepsza od ciszy, a to głównie dlatego, że droga prowadziła przez potwornie monotonną okolicę. Trawy, łąki, trawy, łąki i tak w koło Macieja. Jedynie na południu widać było, a i tak ledwo, pogórze Carbonu. Która to góra zresztą szybko stała się pretekstem do kolejnego krasnoludzkiego wywodu- tym razem w wykonaniu Gurda.

-A tam oto panie medyk, jest góra Carbon. Wielka, strzelista jak cholera, a w kruszec bogata jak port w dziwki. Jeśli krasnoludy maja gdziekolwiek swoją stolicę, to właśnie tam. Zobrazujcie sobie panie: tunele głębokie na ponad staję, jaskinie wysokie na dwadzieścia łokci. No i to, o czym wy ludzie cały czas marzycie- sekrety krasnoludzkiego i gnomiego kowalstwa. Heh, takich pieców to wy nigdy nie stworzycie.- Gurd dawał dowód rasowemu patriotyzmowi.

-Słyszleliśta medyku o wiedźminach, prawda? Tych rębajłach, co polują na potwory? To ja wam powiem, że dowolny woj dupa jak nie ma broni. A myślita, że wiedźminy potrafią wykuwać te swoje srebrne miecze? A dupa, nie potrafią! To my i gnomy w Carbonie tworzymy te piękne narzędzia eksterminacji ghuli, skolopendromorfów czy innych strzyg. A czy ktoś o tym wie? Nie- takim samym "nie" zawtórowali Drunin i Korin.

-Zamiast robić nam reklamę, wiedźminy stworzyli sobie znak cechowy. Srebrny miecz, co to z księżyca im chyba spadł. Mutanty podobno, a takie same ludzie jak wszyscy.
Przynajmniej wiadomo skąd się gwyhyry biorą, tyle że to w powszechnej opinii twór gnomi. A krasnolud to co, pomagier w kuźni? To my dbamy o temperaturę pieców, my wydobywamy rudę. Ech, szkoda gadać...
- zakończył swą litanię żali krasnolud.

(...)

Zmierzch zdążył zapaść, a miejsca na postój nie było specjalnie widać. Liliel zaproponowała nawet by rozbić się przy drodze, ale Drunin zaprotestował. Twierdził, że najdalej za godzinę zajadą do gaju, w którym przygotowany jest postój. O ile oczywiście po drodze konie na niczym nie połamią sobie nóg.

(...)

I szczęściem nie połamały, zaś między drzewami gaju już z daleka widać było światło ogniska. Co się dziwić, Trakt Zachodni był szeroko uczęszczany. Pozostało już tylko dojechać do postoju, wymienić wieści z podróżującymi z zachodu i można było iść spać. Szczególnie, że konie zaczynały już mieć dość noszenia na swoich plecach dwunogów.
 
Zapatashura jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172