Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-08-2008, 20:08   #191
 
Kajman's Avatar
 
Reputacja: 1 Kajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodze
-A więc z Brandybucków pan jesteś…. zacny to ród nie powiem, lecz pamiętaj bratku, że w Pasopustach tyle samo szlachetniej krwi co w was, z tym, że domeną każdego z mego rodu jest skromność!- powiedział do Teliamoka, charakterystycznie strzygąc wąsikiem. W tym samym momencie spostrzegł spojrzenie damy na której rumaka się wgramolił. Bynajmniej nie było to spojrzenie mówiące „ może ci niewygodnie mój mały?”, o nie to spojrzenie mówiło raczej „ zaraz wylądujesz na samym dnie tej rzeki rozgadany pokurczu!”.
Nagle z lasu wybiegło stado dzikich stworów, przy których kuzyn Ola, Bill zwany Grzybową Japą mógł zostać uznany za pierwszego kawalera w Shire. Nie wiedzieć czemu hobbitowi zrobiło się nagle bardzo gorąco..a może zimno? Olegard był zbyt przerażony, by to stwierdzić. Złapał się za głowę, gdy usłyszał nagły świst miecza w powietrzu. To „nadobna pani” dobyła broni. Olo począł się zastanawiać skąd tak śliczna istota ma tyle siły. Z jego dotychczasowych doświadczeń wynikało, że celem istnienia pięknych kobiet, jest wysłuchiwanie jego opowiadań, piosenek, tudzież ballad, w karczmie przy kieliszku wina. Kobieta z mieczem zaskoczyła go na tyle, że przez moment zapomniał o zagrożeniu w postaci orków i wargów.
Wargowie…. nieraz jako brzdąc był nimi straszony przez babcię Storczykową. Lubił śpiewać o brzydocie orków i smrodzie ich wierzchowców , lecz za nic w świecie nie chciał spotkać się twarzą w twarz z żadnym z nich. Ujrzał ogromnego wilka, prężącego się do skoku prosto na nich.
To koniec..tak oto kończy się twój z diabłem taniec Olegardzie… przyrzekam, że jeśli to przeżyję , już nigdy nie wezmę wina do ust...- pomyślał. Nagle warg padł raniony. Nieznany hobbitowi wojownik, wyglądajacy na wycieńczonego, ostrzegł piękna wojowniczkę o nadchodzących orkach. Olowi zdawało się, że zna ona tego człowieka. Przynajmniej tak wyczytał z mimiki jej twarzy. Co do tego picia, to chodziło mi o to obrzydliwe wino, które Butterbur trzyma pod ladą ma się rozumieć…o tak tego wina na pewno nie wezmę do ust!- dodał szybko w myślach.
-Zabilem go! Zabilem! Valamal poglomca walgow! Zabilem!- usłyszał wrzask swego byłego krasno ludzkiego kompana.
-Glatulacje dla Valamala piersego helosa we wsi…- mruknął Olo pod nosem
- Co zes powiedział kanciarzu?!- krzyknął krasnal.
-Nic..nic… myśle nad słowami do ballady o twoim męstwie..o ile tu wszyscy nie umrzemy…
Przerażony Olegard wtulił się mocniej w szyję konia, zamykając oczy, by chociaż przez sekundę nie widzeć tej rozsierdzonej watachy stworów…
 
__________________
May the Bounce be with You....

Ostatnio edytowane przez Kajman : 26-08-2008 o 20:08.
Kajman jest offline  
Stary 26-08-2008, 01:23   #192
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Miejsce, w które był wymierzony cios rozwścieczonego krasnoluda, nie było bynajmniej zaskoczeniem dla Szramy, bowiem w jego wojennym almanachu cieszyłoby się z pewnością niepoślednią pozycją. W gruncie rzeczy, nabrawszy szlifów w potyczkach bolesnych, brudnych i paskudnych, podświadomie spodziewał się takiego zagrania. Stopą, kolanem, ewentualnie hakiem... Na pewno nie lewym prostym. Cóż, jakoś nigdy nie bił się z krasnoludem. Mimo to rozpaczliwie błyskawiczny bo sporo spóźniony, dobrze wyuczony blok już szarpnął udo i obie dłonie w strategiczny punkt. Mało by to była stabilna i raczej niewdzięczna figura, ale dobrze przybrana pozwalała puścić atak bokiem a na odlew trzasnąć łokciem...

I tylko drgnąć zdążył, a już się niedoszły pięściarz z powrotem do swego topora zabierał. A Szrama ramionami wzruszył, przez zęby zaklął, splunął nad balustradą i topór podniósłszy, za tamtym poszedł.

Heh, przeceniłem was, chłopcy... No nic... Tanim kosztem, póki co. Tam ciekawszy widać dla was wróg. To... Patrzcież, co to warg przywlókł, he he... A widzisz, psa albo wilka, trzeba ci było, panie Manfennas, przysposobić...

Stanął za krasnoludami, topór wspierając na ramieniu i patrząc nad nimi na zachód. Zaczął mówić półgłosem, jakby do siebie, zrezygnowanym, ale tak melodyjnym, jaki tylko potrafił wydobyć z rzeczywiście wyschłego gardła. Nie wiedział, na ile zdał się jego wysiłek, ale musiał spróbować. Odszukał w pamięci cienie zasłyszanych od wędrownych bardów pieśni o bohaterach. Tych śpiewanych rzewnie a dziwnie mocno. Tęsknie i trwożnie zarazem.

- Bydle leży... Ale ilu wojów by trza, żeby tę sforę zatrzymać? I dziesięciu chłopa... Prawdziwych wojów...

Zerknął szybko przez ramię, trochę na pozór, głównie z rozsądku.

- Uciekać... Czy to wstyd, skoro taka nawała... Dzika... A z tyłu ledwie kilku... Każdy by przeszedł... Ale tych zatrzymać... I dziesięciu ludzi by mało było... Gdzie takich mężów szukać...

Potem przyparł tańczącego nerwowo między pozostałymi wierzchowcami konia do barierki i przytroczył topór do siodła, odpiął płasz i umocował pewnie do juków, po czym z owiniętej w skóry pochwy z cichym chrzęstem wyciągnął miecz. Długo ważył go w dłoni, jakby miał dla niego jakąś niezwykłą wartość, jakby znaczył coś innego niż zwykle znaczy miecz. Było coś osobliwego w tym, jak ten łachmyta, który świecił spod wytartej kurtki gołą piersią a niedawno jeszcze żył z zajęć, z których rąbanie drawna najbardziej godne było uwagi, trzyma to lśniące, smukłe ostrze, jak układa dłoń na długiej rękojeści. Kto widział go tamtej nocy pod Rozbrykanym Kucykiem przypomnieć musiał sobie na ten widok, jak wtedy wyciągał do ognia nogi obute w nieprzystające do całej reszty buty. Tak trzymał ten miecz, zapatrzywszy się na wschodni kraniec mostu.

...Trzeba nam będzie wyciąć drogę... Jak nic...
Zakręcił młyńca, jakiego by po prawdzie i łopatą, i sztachetą, i wszystkim innym, co dłuższe jest niż szersze, zakręcił. Potem odwrócił się i odszukał Brandybucka. Pochyliwszy się nagle, uśmiechnął się krzywo i powiedział:

- Powiedziesz mi tę cholerę, Jabłkowy Hobbicie. Za innym nie, a za tobą pójdzie. Koniarz będzie miał gdzie indziej ręce zajęte.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 26-08-2008 o 01:46.
Betterman jest offline  
Stary 28-08-2008, 02:52   #193
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Gdy głowa biednego Maedila osunęła się bezwolnie po ramionach Narfin wydając ostatnie tchnienie, Haerthe poczuł ulgę. Nie uczestniczył w żadnej wojnie, ale widział jej skutki. Widział ludzi, którzy z niej wracali i pamiętał tych, którzy już z niej nie wrócili. Nie każdy mógł przed śmiercią zaznać odrobiny ciepła... Elf spojrzał na niego i Szramę tak jakby to przez nich dunedain umarł. Potem już się nie odezwał. Nie było o czym mówić.

Przeprawa przez Hoarwell nie wyglądała ani na pewną, ani na imponującą. Stare dębowe deski prawdopodobnie pamiętały nawet początki Opuszczonej Gospody, jednak zważywszy na ilość napotkanych przez nich podróży, nie byłoby nawet komu na to narzekać. Zaskoczeniem toteż wydała się młodemu rohirrimowi kompania prowadząca żywą dyskusję na samym środku mostu. Ponieważ przyzwyczaił się już do towarzystwa przez te prawie dwa tygodnie, na krasnoludy spoglądał bez większego entuzjazmu. Widział już paru wcześniej na południu i nie kojarzył ich z niczym więcej jak kowalstwem, płatnerstwem i imponującym zamiłowaniem do ciemnego piwa. Z drugiej strony niziołek, których zdaje się na północy jest więcej niż czegokolwiek innego, utwierdził go w przekonaniu, że nawet po poznaniu czterech innych, każdy następny może sprawiać zupełnie inne wrażenie. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że wszystkie się znały w taki czy inny sposób ze sobą, lub przynajmniej poprzez krewnych.

Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Szrama, którego nikt nie ubiegł w powitaniu nieznajomych, oraz Manfennas ratujący mu klejnoty rodowe. W krzakach po ich stronie zaszumiało od gniewnych chrząknięć i trzasku łamanych gałęzi i Haerthe wiedział już, że gadanie krasnoludów nie było czcze. Orkowie zaczęli wpadać dużymi grupami na drogę.

- Hyżo za wóz! - spojrzał twardo na Leona i Rajona - Już! - Niziołki jednak uznały za lepsze schowanie młodą sosenkę przed mostem u zejścia do wody. Trudno - muszą sobie same radzić.

Podbiegł szybko do Manfennasa i pomógł mu podnieść sie na nogi. Kamień, lub inny okrągły pocisk świsnął im koło uszu wpadając z pluskiem do wody. Doprowadziwszy towarzysza do wozu przy koniach szybko odpiął swój łuk z kołczanem i pozostawił je przy nim.
- Umiesz się tym posługiwać? - Nie czekając na odpowiedź wskoczył na Łatkę i dobywając grubej włóczni powrócił na skraj mostu gdzie pozostała Narfin wraz ze sposobiącym się do walki Valinem.

- Na moście jest wąskie gardło... - szepnął do strażniczki - tylko paru w jednej chwili może do nas podejść. Trzeba ich zatrzymać na tyle długo by Szrama i Galdor utorowali drogę na drugi brzeg...

co ja tu właściwie robię? - pomyślał prawie bezwiednie, dojrzawszy martwe choć nadal nienawistne ślepia warga... Z krótkiego zamyślenia wyrwał go zimny głos Galdora. Elf nie zwlekając dłużej ruszył na grupę niezbyt kwapiących się do walki orków zastawiających wschodnie zejście z mostu. Metaliczny szczęk brzeszczotów i wzbity tuman kurzu świadczyły o nielichym zamieszaniu jakie tam zaprowadził. Haerthe zagryzł wargi ruszył nisko pochylony w ślad za nim. Łatka zręcznie przesadziła pęknięte koło, które odpadło od wozu i stratowała paru orków odepchniętych przez galdorowego wierzchowca. Młody rohirrim spojrzał w wykrzywioną twarz jednego z tych, którzy zdołali odskoczyć. Na szarej, kostropatej twarzy malował się jedynie wyraz zwierzęcej chęci mordu.

A mówią, że to kiedyś były elfy...

Haerthe wzniósł ramię jako pierwszy...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 29-08-2008 o 12:21.
Marrrt jest offline  
Stary 28-08-2008, 12:54   #194
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Szczęśliwie dylemat moralny, czy należało podjąć próbę odszukania Manfennasa, rozwiązał się, gdyż on sam przygalopował na wargu i spadł z niego tuż przy wozie. Nie był w najlepszym stanie, ale żył, a to było teraz najważniejsze. Niestety nie było czasu na powitania, gdyż za nim nadciągała już pogoń. Od zachodu już było widać w pewnej odległości nadbiegających wrogów. Nagle z krzaków rosnących niedaleko mostu na wschodnim brzegu wyskoczyła grupa kilkunastu postaci i ruszyła biegiem w kierunku mostu. Wyglądało na to, że zostali złapani w pułapkę.

Nie lubię was za to, co zrobiliście w Doriath, ale nie godzi się zostawić was na pastwę orków. pomyślał cierpko na wspomnienie tamtej rzezi.

Jego towarzysze bez żadnych dodatkowych ustaleń zajęli optymalne pozycje. Co prawda Manfennas był chyba zbyt osłabiony, aby wykorzystać łuk pozostawiony przez Haerthe, ale reszta podróżników z krasnoludami do spółki sprawnie przygotowało się do obrony. Banda z zachodu miała jeszcze spory kawałek do przebiegnięcia, zaś ci ze wschodu już byli prawie na moście.

Musimy jak najszybciej zapewnić sobie wolną drogę odwrotu.

Wierzchowiec Galdora na dany znak z miejsca skoczył w galop. Błysnęło wyciągane ostrze, które było teraz zabarwione na czerwono zaś oczy elfa gorzały, gdy ruszył na swoich najzacieklejszych wrogów.

- Haerthe, najpierw oni. - wskazał ostrzem grupę ze wschodu. - Narfin da sobie radę.

Już w pełnym galopie minął rozkraczony pośrodku mostu wóz i pomknął jak strzała w kierunku nieprzyjaciół. Chyba nie spodziewali się widoku kogoś takiego, jak on, gdyż zawahali się na moment i popatrzyli po sobie niepewnie. Galdor nie zwolnił i w następnym skoku był już przy nich, siekąc na lewo i prawo, a jego wierzchowiec roztrącił cały oddział przewracając kilku orków ...
 
Smoqu jest offline  
Stary 28-08-2008, 13:03   #195
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Po upadku warga, Manfennas był jakby nie obecny. Zmęczenie, spotkanie z orkami i szaleńcza gonitwa na nietypowym wierzchowcu sprawiła, że wszystkie jego zmysły otępiały. Oczy przysłaniała mu delikatna, biała mgła. W uszach słyszał niski pisk i nierytmiczne uderzenia swojego serca. Wszystkie inne odgłosy, rozmowy i krzyki słyszał jakby w oddali.
Dopiero, gdy spostrzegł twarz Narfin zdołał wykrztusić z siebie przestrogę o nadchodzących orkach.
Czuł, że musi się podnieść i wesprzeć swoich przyjaciół, lecz nie bardzo wiedział, co może zrobić w tym stanie. Jedyną bronią, jaką miał była zardzewiała szabla, którą niewiele mógł zwojować.

-Że też ściągnąłem na nich to niebezpieczeństwo- przemknęło mu w głowie-że też nie byłem dostatecznie ostrożny…

Po chwili podbiegł do niego Haerthe, który podciągnął go pod wóz i podał łuk ze strzałami. Powiedział coś jeszcze, lecz oszołomiony Manfennas nie zrozumiał ani słowa. Pomimo tego wiedział co ma zrobić.
Wstał na nogi, starając się zebrać w sobie resztki sił, żeby pomóc swoim towarzyszom. Sytuacja, w jakiej się znalazł, oraz napływająca w nim adrenalina, sprawiła, że otępienie praktycznie zniknęło. Jego zmysły zaczęły wracać do normy, choć zmęczenie nie ustępowało i Sokolnik wiedział, że w walce na krótkim dystansie nie ma w tym stanie najmniejszych szans.

Naciągnął cięciwę z nałożoną wcześniej strzałą i wycelował w pierwszy szereg orków nadchodzących ze wschodu. Wiedział, że orkowie będą ich ścigać i trzeba przerzedzić ich szeregi.
 
Zak jest offline  
Stary 28-08-2008, 18:37   #196
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wcisnął wodze w ręce zaskoczonego hobbita i widząc w jego okrągłych oczach niezrozumienie, dodał niecierpliwie:

- Zbierz pobratymców i na kuce. Jak się tylko zrobi przejście, jazda na wschód i czekać na resztę, żebyśmy mieli na czym wywieźć z tego dupy.

Wyprostował się, rozejrzał szybko za resztą towarzyszy i zaklął szpetnie...
 
Betterman jest offline  
Stary 28-08-2008, 18:46   #197
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
Ciężka i smutna droga. Hobbit nie wyobrażał sobie tak wielkiego podróżowania, bycia poszukiwaczem przygód. Po wyjeździe z miasta elfów tracił nadzieję czy ktoś zdoła pomóc Rajonowi, przecież to przez tego niedorajde Leon poświęca się. Stał się małomówny, wiecznie przygnębiony, jakby nieobecny.
"A mówiłem ci Leonie, nie jedź, zostań w cieplutkim domku.. teraz to już nawet ziela fajkowego nie masz..głupi hobbit.

Dojechali do dziwnego mostu. Sam most nie był dziwny, ale sytuacja na nim, owszem. Jak dla niziołka stał tam ogromny wóź, a obok niego pojedynkowało się dwóch brodatych. Na wozie siedział jakiś mały człowieczek, najprawdopodobniej jeden z kuzynów Leona. Pan Teliamok natychmiastowo powitał hobbita, to miło z jego strony. Leon nie był w nastroju do rozmów. Warto zwrócić uwagę na dziwne zachowanie Rajona. Był bardzo niespokojny, węszył i wydawał różne, straszne piski i dźwięki. Może znamienowało to coś wyjątkowego?

Leon starał się unikać wszystkich. Poszedł na koniec szeregu i spoczął na kamieniu, a brata przywiązał do jakiejś sosenki. Naprawdę było źle. To, co dla niziołka było całym życiem - jedzenie, było tak monotonne, i niedobre, że posiłki dla hobbita straciły całą przyjemność i wartość jaką miały dotychczas.

W pewnym momencie, Rajon zaczął strasznie warczeć i miotać się. Prawie połamał małe drzewko. Leon wstał i wskoczył na kamień, jednak dalej nic nie widział. "Coś się dzieje, słychać odgłosy walki". Teraz tym bardziej niziołek nie chciał rzucać się w oczy, dobrze byłoby pozostać jaka najdalej od miejsca zagrożenia i modlić się, aby wrogowie pozostawali z dala od tego miejsca.
 
Maciekafc jest offline  
Stary 29-08-2008, 21:08   #198
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Nie minęło dużo czasu od bezpretensjonalnego przywitania pana Olegarda Pasopusta, gdy uwagę Teliamoka przykuło coś znacznie bardziej hałaśliwego od hobbita z Naparstka. Nagłe pojawienie się bandy orków na tyle zaskoczyło młodego Brandybucka, że nie do końca zdawał sobie sprawę z zagrożenia. Dopiero, gdy z drugiej strony mostu zaczęli wyłaniać się coraz liczniejsi wrogowie Telio ocknął się z chwilowej dezorientacji.

- Zbierz pobratymców i na kuce. Jak się tylko zrobi przejście, jazda na wschód i czekać na resztę, żebyśmy mieli na czym wywieźć z tego dupy - sens słów Szramy dotarł do hobbita dopiero za drugim razem.

Jeszcze przez chwilę stał z lejcami w ręku i patrzył na gotujących się do walki towarzyszy w jakimś dziwnym zachwycie - wszak pierwszy raz w życiu miał okazję oglądać prawdziwych wojowników i prawdziwą walkę a nie jakąś tam karczemną bójkę, których z resztą w rodzinnym Shire nie było zbyt wiele. Stał tak wpatrzony w swoich towarzyszy, którzy od razu przygotowali się do obrony ich grupy i dopiero po kilku chwilach uświadomił sobie, że sam też ma coś do zrobienia. Jak strzała z łuku rzucił się w kierunku skrywających się pod drzewem braci Powe. Wpół kroku przypomniał sobie o nowym członku kompanii i odwróciwszy się krzyknął do Olegarda:

- Mości Pasopuście, za mną! Jeśli chcecie ujść żywi z tych opałów, wsiadajcie na mojego kucyka, jak tylko zrobi się przejście, trzeba nam uchodzić na wschodni brzeg rzeki!

W momencie, kiedy wypowiadał ostatnie słowa, obok jego stopy wbiła się krótka, czarno opierzona strzała. Hobbit z lękiem obejrzał się na bliższą grupę orków, z trudem przełykając ślinę. Mimo jednak strachu o własne życie, ruszył z powrotem do Leona i jego brata.
"Nic, że strzelają, jedna strzała raptem i nietrafiona w dodatku, będzie dobrze. Najważniejsze, jak imć Szrama powiedział, pobratymców zebrać i za most zmykać, co my tu możemy poradzić przeciw takiej hordzie? Tyle pożytku ze mnie, że koni popilnuję, ale przecież jakby beze mnie się te biedaki poratowały? Przecież to mi kazał ich pilnować pan Szrama, wie on, kto ma głowę na karku i przyjaciół w potrzebie z opresji wyprowadzi. Zobaczą jeszcze wszyscy, jak zacnego ducha są Brandybuckowie." - dodawał sobie odwagi w duchu. Po chwili, idąc za zasłoną szramowego rumaka, Telio dopadł braci Powe.

- Bierzcie panie Leonie swojego brata na kucyka i chodźcie za mną, jak nam towarzysze drogę przez orków otworzą, musimy uciekać na drugi brzeg, bo tu tylko zawadzać możemy - odezwał się, szybko wyrzucając z siebie słowa.

Nie czekając na to, co zrobi reszta hobbitów, Teliamok zaczął wspinać się na konia Szramy. Swojego wierzchowca odstąpił Olegardowi, a musiał przecież poprowadzić całą trójkę zwierząt przez most, więc wydało mu się to najlepszym rozwiązaniem. Po dobrych kilku chwilach wspinania się po uprzęży konia, udało się wreszcie hobbitowi wgramolić na siodło, choć trzeba przyznać, że musiał kurczowo trzymać się lejców, żeby nie spaść z powrotem na deski mostu. Kiedy już jako tako złapał równowagę, kierowany jakąś ukrytą fantazją, z której słynie jego rodzina, wyciągnął przypięty do pasa mieczyk i wznosząc go w górę jak prawdziwy wódz, zawołał do reszty swoich pobratymców:

- Za mną, czekajcie, aż tam z przodu zrobią nam miejsce, a wtedy wszyscy co tchu na brzeg! Nie czekać na nic, tylko kuce popędzać! - w tym momencie nad jego głową przemknęła kolejna strzała, tym razem wystrzelona zbyt wysoko i hobbit o mały włos nie spadł z konia, co uświadomiło mu, że lepiej będzie jednak wtulić twarz w końską grzywę i pozostać tak do czasu, gdy będą już bezpieczni za mostem.
 
Makuleke jest offline  
Stary 01-09-2008, 21:16   #199
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Narfin wiedziała, że wcześniej, czy później do tego dojdzie i będzie musiała poprowadzić przyjaciela w ostatnią drogę. Z coraz cięższym sercem obserwowała jak młody Strażnik traci siły w miarę, jak zioła przestają działać na wycieńczone ciało i otępiałe zmysły... Codziennie kołysała Meadila do snu zastanawiając się, czy to będzie ten ostatni, czy jeszcze się obudzi... Widziała coraz większą desperację w oczach Galdora i coraz głębszą rozpacz z bezowocnych wysiłków.

Gdy w końcu czas nadszedł, długo kołysała w ramionach martwego towarzysza obiecując spełnić jego ostatnią prośbę. Na koniec złożyła pocałunek na jego zimnych wargach.

Zginąłeś na najstraszliwszym polu bitwy mój przyjacielu...

Nie płakała. Teraz musiała być silna dla reszty drużyny... a przynajmniej tej mniejszej części. Widziała łzy w oczach Teliamoka najpierw wstrzymywane, później już swobodnie płynące wartkim strumieniem. Czuła też na sobie wzrok Szramy, ale nie potrafiła go odczytać. Postanowiła jednak zostawić to na później. Teraz trzeba dopełnić pochówku i ruszać w dalszą drogę. Okolica nie jest bezpieczna...

Pogrążona w posępnym odrętwieniu odruchowo przeszła na czoło kolumny. Mimo to sytuacja na moście była dla niej ogromnym zaskoczeniem. Minęła dłuższa chwila, zanim pojęła sens tego, co widzi i omal nie parsknęła śmiechem.

Krasnoludy? Tutaj? Skąd? I o co znów się biją? A ten tam co...? Oj, teraz oberwie...

Ze śledzenia postępów tej nieoczekiwanej rozrywki wyrwał ją zarozumiały głosik. Przez chwilę miała poważne wątpliwości, czy głos mówi do niej

Nadobna pani??

ale nagłe pojawienie się przed nią w siodle intruza je rozwiało. Ogromnym wysiłkiem woli zwalczyła odruch złapania za kołnierz małej bezczelnej postaci i odstawienie jej na ziemię. Zamiast tego dobyła miecza nasłuchując odgłosów zwiastujących kłopoty.

Gdy zobaczyła warga, zareagowała błyskawicznie, jednak krasnolud okazał się szybszy. Dzięki temu miała czas na rozpoznanie jeźdźca

Mafennas!

i odebranie ostrzeżenia, które i tak nie było już potrzebne, bowiem ze wschodu pędziła na nich właśnie grupa orków. Na zachodzie natomiast słychać było trzaski i po chwili pierwsi napastnicy zaczęli się wyłaniać spośród drzew.

Narfin bez zastanowienia skierowała konia ku zachodniemu krańcowi mostu po drodze zostawiając nieprzytomnego ze strachu hobbita przy wozie i nakładając strzałę na cięciwę. Zauważyła Galdora i Haerthe ruszających przeciwko mniejszej grupie na wschodzie i Valina już czekającego na zachodnim końcu mostu. Wiedziała, czego muszą tu dokonać i na jej twarzy pojawił się spokój. Znała siebie i wiedziała, że sobie poradzi. Tylko czy uda jej się ochronić towarzyszy?

Zanim wypuściła pierwszą strzałę, jej uszu doszły odgłosy walki z drugiego końca mostu...
 
Viviaen jest offline  
Stary 02-09-2008, 01:46   #200
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny


[MEDIA]http://boxstr.com/files/3376034_3ionl/Hans%20Zimmer-%20Budget%20meeting.mp3[/MEDIA]


Szrama o bitwach wiedział jedno - giną w nich bohaterowie. Nigdy nie chciał uczestniczyć w żadnej bitwie, a tym bardziej niespieszno mu było do bohaterskiej śmierci. Wielce go ucieszyło, że obaj jeźdźcy pognali przodem i na siebie wzięli pierwszy impet orkowej złości. Najchętniej stanął by z boku by pokibicować dzielnym kompanom - wszak odwagi odmówić im nawet on to jest Szrama by nie mógł. Ale nie mógł sobie na to pozwolić. Szybkie spojrzenie za plecy, na nieustannie zbliżającą się ku zachodniej stronie mostu, orczą gromadę uświadczyło go o tym, że żarty się skończyły. Od tego jak szybko przebiją się przez tych stojących im na drodze może zależeć nie tylko los wyprawy ale i stan jego własnej i jakże cennej skóry. Dlatego też Szrama od szybkiego chodu przeszedł do co raz to szybszego truchtu. Minął przybity do mostu jesionową włócznią orkowy zezwłok i wpadł w sam środek...

Haerthe walczył. Nie miał już włóczni. Została w stygnącym ciele. Tylko miecz. Tylko on się liczył. Raz za razem. Pchnięcia na przemian z szybkimi cięciami i szalone ucieczki przed pędzącej ku niemu śmierci, która to zbliżała się ku niemu, raz to pod postacią zardzewiałego miecza, by za chwilę przybrać kształt wyszczerbionego topora. Była w orkach zajadłość, która napełniała go lękiem, a lęk ten zwalczyć umiał tylko w jeden sposób:

-Rooooooohan!! - Wykrzyczał i stając w strzemionach z rozmachem przeciął orczy łeb, niczym dojrzałą dynię, rozlewając wokół czarną posokę.

Rzucił szybkie spojrzenie na walczącego opodal Galdora. Szybko zrozumiał dlaczego jego pobratymcy mówią o eldarach z szacunkiem podszytym lękiem. Elf i jego płonący szkarłatem miecz zdawali się być jednym. Szybki i precyzyjny w śmiertelnym tańcu elf zostawiał za sobą ślad znaczony krwią i trupami wrogów. Oczy jaśniały mu blaskiem, twarz wykrzywiała nienawiść jakiej Haerthe u śmiertelnika jeszcze nie widział. Było w tym jakieś piękno lecz tak straszne, że...





Dostrzegł go za późno. Ten ork był zbyt szybki, ledwie kątem oka Haerthe widział pędzące ku swej twarzy ostrze orkowego tasaka. Tym razem pocałunek śmierci musiał być celny. Czuł jak wolno porusza się jego ramię i wiedział, że nie zdąży się zasłonić. Widział połyskujące ślepia tamtego, pełne zuchwałego triumfu i pewności, że nic mu nie jest w stanie przeszkodzić...





Szrama walczył niczym wilk, którego futro zwykł nosić. Krążył wokół przeciwnika wyczekując najlepszej okazji by zatopić we nim swe stalowe kły. Gdy już rzucał się do ataku pełen był zajadłości, która przytłaczała nawet samych orków. Na równi siekł, pchał co kopał i tłukł rękojeścią mieczyska tych co ważyli się podejść zbyt blisko. A gdy już przeciwnik padał mu u stóp, wykrzywiając się w iście wilczym grymasie odskakiwał w tył, by przysposobić się do kolejnego wściekłego natarcia. Cofał się właśnie po takim natarciu gdy dostrzegł skradającego się za rohirrimem goblina. Był większy i musiał być sprytniejszy niż jego pobratymcy, jeszcze przed chwilą udawał martwego leżąc pośród rozsiekanych ciał, a teraz paskudnie wyglądającym tasakiem zamierzał się w niczego nie spodziewającego się jeźdźca. Kto wie jakie myśli przemknęły przez głowę Szramy w tamtej chwili, lecz jego dłonie nie czekały na decyzje. Ork zakwiczał wściekle i wybałuszył nienawistne ślepia gdy z piersi chronionej lichą kolczuga wykwitło mu szramowe ostrze...


Haerthe zamarł w przerażeniu, świadom tego jak blisko był od śmierci. Tylko suchość w gardle i kpiący uśmiech Szramy powstrzymywał cisnące się na usta podziękowania. Wokół zrobiło się nagle pusto. Orkowe ścierwa zasłały most. Galdor zawracał już wierzchowca ku zachodowi. Teraz zdawał się być jeszcze straszniejszy, szkarłatne ostrze świeciło jeszcze intensywniej zaspokoiwszy odwieczny głód wszelkiej przekutej w broń stali. Elf tylko dał znak czekającym przy wozie hobbitom, by po chwili pognać ku kolejnym wrogom...

Było ich zbyt wielu. Narifn nie mogła pozbyć się tej myśli Może i osłabieni przez blask dnia, może i pozbawieni dowództwa lecz wciąż zbyt liczni by można spodziewać się szczęśliwego końca tej historii. Strzały strażniczki raz po raz sycząc wylatywały na spotkanie orków. Nie musiała celować. Zbita masa bestii zostawiała za sobą kolejne zezwłoki lecz w oczach Narfin nijak nie zmniejszało to przytłaczającej przewagi wroga. Między orkowymi łbami dostrzegła kilku wymalowanych w szkarłatne wzory górali i kilka razy posłała ku nim śmiercionośne podarki. Zimny pot oblał ją gdy tylko pomyślała o ich łukach i czerwonopiórych strzałach, nasączonych śmiertelnym jadem. Tamci zbliżali się. Widziała wykrzywione nienawiścią orcze pyski. Zbita czarna masa, która już za chwilę dotrze do mostu. I wtedy usłyszała pełen wściekłości ryk tuż obok siebie. Valin nie bacząc na nic ruszył na wroga...

Teliamok na dany znak spiął wielkiego konia Szramy owłosionymi stopami. Za nim popędził Olo i Leon, a za tym ostatnim niczym wierny pies potruchtał Rajon, któremu na stopy następował myszaty Admus. Szybko minęli spieszących do wozu wojowników i ile sił ruszyli ku pobliskim zaroślom. Zielonkawy cień otoczył ich ze wszystkich stron , tłumiąc odgłosy bitwy jaka rozgorzała ponownie za nimi. Nie odwracając się ruszyli co sił przed siebie zagłębiając się w cienisty młodniak. Któż wie jak długo trwała by ta wędrówka i gdzież by to pognał hobbitów lęk gdyby nie natrafili na polankę. Polanka zdawała się być wielce zachęcająca. Ze wszystkich stron otoczona gęstym zagajnikiem, porośnięta wysoką, soczyście zieloną trawą słowem zaciszne i spokojne miejsce. W sam raz dla szukających schronienia hobbitów. Teliamok wydał więc uroczysty nakaz postoju. I było by wszystko pięknie i dobrze gdyby nie to, z zarośli na przeciwległym końcu polanki wyłoniło się dwóch orków.



Dziwna to była para. Zdawało się, że dwa przeciwieństwa orkowego plemienia w tej dwójce się ziściły. Jeden był zaś wielki i powolny w ruchach o wielce tępym acz nacechowanym zwierzęcą agresją pysku. Drugi zaś niewiele od hobbitów wyższy, a może i to nie, niezwykle był ruchliwy, a najbardziej niespożyte były jego przebiegłe, świdrujące oczka.

-Mówiłem Grishanku! - Zachichotał mały wskazując na hobbitów, których szybko się zbliżali -Mówiłem, że wiele zyskamy zostając z tyłu! Słuchaj Uglaka, a daleko zajdziesz! Ne tak jak tamci co poszli za głupim Trudrem. Tamci teraz wyzdychali! A my żyjemy i patrz jakie to ptaszyny złapały się nasze sidełka!
-Hrrrrrrrr! - Wydał z siebie warkotliwy głos ten duży, nazwany Grishankiem i zamlaskał przeraźliwie, oblizując pysk czarnym jęzorem.- Mięęęęsoooo...

Mafennas niepewnie stanął na wozie. Trzymał w ręku łuk towarzysza. Wspierając się o stojące rzędem na wozie beczułki przygotował strzałę i nałożył ją na cięciwę. Z trudem napiął łuk i począł wpatrywać się w zachodni brzeg w poszukiwaniu celu. Sprawne oko myśliwego szybko wyłapało wielkiego górala, który popędzał orków wielkim pejczem. Sokolnik szybko wziął poprawkę na wiatr i przyciągnął cięciwę do policzka gotując się do strzału, Już miał ją wypuścić ku pewnej zgubie owego zaprzańca orkowego nadzorcy gdy grunt, to jest wóz usunął mu się spod nóg. Strzała pomknęła w niebo by spaść w tłum orków pewnikiem, któregoś uśmiercając. Mafennas powoli podniósł głowę znad burt wozu i zobaczył nie lada widok. Dwóch khazadów odwracało pozbawiony kół wehikuł tak by zagrodził bokiem zagrodził cały most, a nie tylko jego część.

-Nie mogą tego dostać! - Syknął jeden z khazadów bodaj ten zwany Magnusem -Przysięgaliśmy bracie!
- Wiem błacie! - Odpowiedział drugi. - Płędzej ze skóły dam się obedłrzeć nisz im to oddam! Albo smok albo oni od tego wyzdychają, a ja łazem z nimi!

Huk stali uderzającej o stal przykuł uwagę Sokolnika. Valin uderzył na orków...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 02-09-2008 o 01:49.
Avaron jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172