08-09-2008, 19:50 | #211 |
Reputacja: 1 | Manfennas jak tylko mógł starał się wspomóc Valina, walczącego w samym centrum watahy orków. Jego strzały świstały, pędząc przed siebie, aby dopełnić żywota tych kreatur. Pomimo wszelkich starań widział, że wojownik nie wyjdzie z tego cało. Orczy trup ścielił się gęsto. Przerzedzone już szeregi napastników zdawały się maleć w oczach. A może to po prostu zmęczenie płatało Sokolnikowi figle… Strzały w kołczanie ofiarowanym przez rohirrima ubywały w zastraszającym tempie. I pomimo tylu śmiertelnych trafień czy zranień zwycięstwo zdawało się być tak odległe… Nagle nastąpiło nieuniknione. Wielokrotnie raniony Valin otrzymał cios, po którym nie podniósł by się nawet największy ork. Sokolnik patrzył na to wszystko z wozu, gdy nagle usłyszał wołanie jednego z krasnoludów. - Won z wozu! Mężczyzna spojrzał ze zdumieniem na krzykacza, spychającego beczki na tył wozu. - Uciekajcie!- krzyknął drugi krasnolud wysypując zawartość baryłki na całej długości wozu. Manfennasowi nie było potrzebne nic więcej. Zeskoczył z wehikułu, cofając się jeszcze kilka kroków. Kiedy zobaczył palący się proch zawołał do reszty towarzyszy: - Musimy pomóc hobbitom i Haerthe !- wrzasnął- oni sobie poradzą- kiwnął głową w stronę krasnoludów i spojrzał nerwowo na przyjaciół, po czym ruszył, jak tylko mógł najszybciej. Ostatnio edytowane przez Zak : 13-09-2008 o 18:14. |
09-09-2008, 16:14 | #212 |
Reputacja: 1 | Ból po stracie Valina pozostawiła po drugiej stronie wozu. Przyjdzie jeszcze czas na opłakiwanie towarzyszy. Teraz należało się zająć żyjącymi. Przede wszystkim grupą hobbitów, wedle słów Szramy porwanych przez... orków? Narfin zauważyła Haerthe pędzącego z odsieczą i postanowiła ruszyć za nim. Zwłaszcza, że krasnoludy najwyraźniej miały morderczy plan... Co to za dziwny proszek? Tak czy inaczej tu już na wiele się nie przydam... Nie czekając na dalszy rozwój wypadków ruszyła galopem w tym samym kierunku, co niedawno Haerthe, już z daleka słysząc słowa Mafennasa: "-Musimy pomóc hobbitom i Haerthe!". Po zagłębieniu się między drzewa nie musiała długo się zastanawiać, w którą stronę podążyć. Prowadził ją monolog najwyraźniej zadowolonego orka... "-Czyżby ptaszyna się zmęczyła? Ooo jaka szkoda, bardzo wielka szkoda…A teraz wyrwę ci serce ścierwo!" Po czym pełen desperacji krzyk: "-RATUNKU,POMOCY!!!!!! DOBRZY LUDZIE ZRÓBCIE COŚ!!!!" po którym chwyciła za łuk i nałożyła strzałę na cięciwę. Zdawała sobie sprawę, że ma tylko jeden strzał i w duchu modliła się i pewną rękę. Nie wiedziała, czego jeszcze może się spodziewać, ale tym razem nie miała czasu na przeprowadzenie rozpoznania. W pełnym pędzie wypadła na polanę i zobaczyła przerażający obrazek: hobbita opartego o drzewo zupełnie już bez sił i zbliżającego się doń z paskudnym chichotem orka - niewiele większego od niziołka i z rozbitą głową - niestety, za słabo, żeby mu to zaszkodziło... Haerthe zapewne uśmiercił drugiego z orków celnym rzutem włócznią, ale nie miał szans na odzyskanie oręża na czas, aby pomóc Olegardowi. Wyhamowała niemal w miejscu i błyskawicznie wypuściła strzałę. Trafiła w tchawicę. Ork musiał się mocno zdziwić kiedy śmiech przeszedł w śmiertelny charkot a z gardła wynurzył się grot i drzewce... Ostatnio edytowane przez Viviaen : 10-09-2008 o 16:32. |
09-09-2008, 21:49 | #213 |
Reputacja: 1 | Błyskały ostrza... Nie czuł już bólu.. Widział tylko pochylające się nad nim poczwary. Tym razem był już pewien. Drominion nie będzie więcej czekał w zaświatach. W myślach, póki starczało mu świadomości żegnał się z towarzyszami. Nagle przed oczami zamigotała mu postać starca... Bez wahania wstał i ruszył, prowadzony przez nią. Na ciele nie miał już ran.. To już koniec... Tymczasem na polu walki spoczywały już tylko zwłoki niedoszłego bohatera. Wśród tych, z którymi walczył. Obok tych, których pokonał. Pomimo zniszczonego przez kamień policzka na jego twarzy można było dostrzec łagodny uśmiech. Oczywiście nikt nie mógł tego widzieć, gdyż jego ciało znajdowało się w samym centrum bytowania orków.
__________________ Fanuilos heryn aglar Rîn athar annún-aearath, Calad ammen i reniar Mi ‘aladhremmin ennorath! |
10-09-2008, 02:04 | #214 |
Reputacja: 1 | Choć wielu - nie wyłączając samego Szramy - zastanowiłoby się dwa razy, zanim nazwałoby Szramę przyjacielem, zdarzyło się tak, że trafił Manfennas na jego właśnie, twarde ale - bez wątpienia - pełne satysfakcji spojrzenie. Gdzieś tam może błąkało się wspomnienie kpiny, lecz złość zniknęła zupełnie. Szare oczy patrzyły bystro spomiędzy wymiętych kosmyków, którym sprzykrzyły się rzemykowe więzy, tak, jakby ledwie cień myśli zasłaniał im ideę porozumiewawczego mrugnięcia, ale odsłonięte w drapieżnym uśmiechu zęby, błyszczące wśród krwawych bryzgów, przydawały chudej twarzy dzikości. Na pozór odpychający, miał w sobie ów kontrast dziwną siłę, która budziła nieśmiałą wewnętrzną rozbieżność. Przez moment. ... A, mus ci być teraz w lepszej formie, ptaszniku, niż się dałeś przywlec, bo w dalszą drogę pojedziesz na własnych kulasach... Zawinęła się... Pognała... Ja cię nieść nie będę... Ha, dla mnie też już więcej roboty nie ma... Splunął za krasnoludami i pobiegł za Narfin, w prawej ręce miecz za sobą niosąc. |
11-09-2008, 19:32 | #215 |
Reputacja: 1 | Solidny cios kijem wymierzony przez Olegarda niskiemu orkowi ucieszył Teliamoka, który od razu poczuł się pewniej widząc, że nie jest osamotniony. -Brawo, mości Olegardzie! Dobrze mu tak! - krzyknął hobbit z radością. Dzięki ich wspólnym wysiłkom Haerthe zdążył chwycić swoją włócznię, ale nie dane mu było zrobić z niej użytku. Ogłuszony uderzeniem Ola przeciwnik po chwili się pozbierał i rzucił w pogoń za niziołkiem. Widząc to Telio, kierowany chęcią pomocy niedawno poznanemu rodakowi, spróbował przewrócić orka skacząc na niego. Jego zamiar mógł dojść do skutku, ale Brandybuck spóźnił się nieco ze swoją reakcją i obserwował już tylko pogoń leżąc, obolały po swoim skoku, na ziemi. -Panie Pasopuście! - krzyknął za uciekającym, widząc, że przeciwnik może go szybko dogonić. Hobbit zamarł na ziemi i, nie mogąc nic zrobić, patrzył tylko za znikającymi między drzewami postaciami. "Nikłe ma szanse pan Olegard" - pomyślał ze smutkiem. Nie było się co oszukiwać - ork prędzej czy później dogoni szybko męczącego się niziołka i wtedy... Nie wiedzieć kiedy, na polanie pojawiła się Narfin. Strażniczka zdążyła w samą porę, kiedy już zdawało się, że przyparty do drzewa Olo może odliczać ostatnie chwile swojego życia. Celnie wypuszczona strzała niemal natychmiast powaliła orka, a Telio z ulgą wypuścił powietrze. Zaraz jednak opadł z sił po tym, pierwszym w swoim życiu, tak poważnym starciu. Leżał na ziemi, ciesząc się tą chwilą spokoju i wsłuchiwał się w ryki orków dochodzące od strony mostu. "Wielu ich, ciekawe, jak z tego wyjdzie pan Galdor, Manfennas i Szrama..." - zapytał sam siebie. Nie bardzo wiedział, jak jego towarzysze zamierzali sobie poradzić z tak wielką bandą. Może planowali uciec, zagradzając most wozem, a może Galdor użyje swoich czarów i przegoni połowę przeciwników jednym słowem? Ta niepewność z każdą chwilą coraz bardziej dręczyła Teliamoka, który powoli podniósłszy się z ziemi podszedł do Strażniczki. -Co z resztą? Obronią most? - zapytał. W jego głosie słychać było naiwność, kogoś, kto nie ma pojęcia o walce, ale i zmęczenie. "Jeśli oni będą chcieli dalej uciekać, to będą musieli mnie wieźć, bo sam chyba nie dam rady" - rzekł w duchu, chociaż tak znowu wyczerpany nie był i tylko dawały mu się we znaki coraz większe niewygody podróży. |
11-09-2008, 20:52 | #216 |
Reputacja: 1 | Już żegnał się w myślach z rodziną, przyjaciółmi znajomymi, a nawet z Paprotnikami. Drzewo o które się opierał zdawało się obejmować hobbita, jakby uspakajając go w obliczu nadchodzącej śmierci. -Tak oto odchodzi najbardziej niedoceniony artysta tej ziemi ! – myślał patrząc w dziką twarz orka, oszalałą z gniewu i bólu po zadanym ciosie w głowę. Nagle stała się rzecz dziwna. Ork przestał człapać w stronę Olegarda, ustał też jego ohydny śmiech. Miast tego poczwara zaczęła dziwnie charkać, a z jego ramienia uchodziła krew. Potwór rozdziawił szeroko gębę, prezentując żółte zębiska i wlepił pytający wzrok we wciąż opierającego się o drzewo Ola. Powoli osunął się na kolana, nim ciało z którego uszło życie przepełnione nikczemnymi czynami i mordami na niewinnych opadło na ziemię, by już nigdy z niej nie powstać . Hobbit wciąż cały w nerwach oderwał się w końcu od drzewa i nie wiedząc jakim cudem został ocalony podszedł powoli do zwłok. Postukał palcem w plugawą orczą głowę. Teraz miał pewnośc, stwór nie żył. Co więcej, Olegard doszedł do jakże światłych wniosków! Bestię niechybnie musiał powalić jakiś nadprzyrodzony stróż sprawujący pieczę nad jakże ogromnym(w jego własnym mniemaniu) talentem artystycznym Pasopusta . Podparł się pod boki, stanął w rozkroku i wyrecytował jednym tchem: - Tak oto artysta zwyciężył nad barbarzyńcą! Tak oto słowo miecz pokonało! Tak oto duch siłę prymitywną przezwyciężył! Tak oto wino wyższość nad piwem wykazało!- zakończył drapiąc się w czoło, marszcząc brwi i rozmyślając, czy przypadkiem nie należy się zacząć martwić z powodu ostatniego porównania, które wypłynęło mu z ust niejako odruchowo. Nagle zauważył, że tchawica orka została przebita przez strzałę. Rozejrzał się dookoła i ujrzał Narfin trzymającą łuk, która wychodziła zza krzewów w jego stronę. -Ach, więc to była Pani! Doprawdy celność Pani oka, niemal dorównuje światłu, które roztacza Pani swą urodą dookoła.- mówiąc to ukłonił się dwornie. Szczerze powiedziawszy już miałem osobiście dokończyć żywota tej jakże ohydnej istoty, lecz skoro byłaś o piękna szybsza nie pozostaje mi nic innego jak wyrazić dozgonną wdzięczność! Ująłbym to nawet tak, że jak Pani widzi niewielki wzrostem jestem, lecz jak mówią tam skąd pochodzę nie ten rozmiar się liczy najbardziej!- puścił zawadiacko oko w stronę strażniczki.
__________________ May the Bounce be with You.... Ostatnio edytowane przez Kajman : 11-09-2008 o 21:46. |
12-09-2008, 02:22 | #217 |
Reputacja: 1 | Galdor nie wiedział, cóż to za sztuczkę szykują przyczajeni za wozem Khazadzi, ale na tyle dobrze znał tę nację, że bez chwili wahania i dłuższego namysłu posłuchał ich ostrzeżenia. Złapał swego wierzchowca za uzdę i lekko wskoczył na jego grzbiet wciąż trzymając w ręku łuk. - Noro lim! - krzyknął do wiernego towarzysza, który od razu pognał galopem przed siebie w kierunku krzaków, gdzie zniknęły niziołki. Szrama co prawda krzyczał coś o ich uprowadzeniu, jednak Noldor uznał, że na odsiecz ruszyła wystarczająco liczna grupa z Haerthe na czele. Elf nie miał zamiaru pozostawiać brodaczy na pastwę atakującej hordy. Wszakże nie zawsze wszystko musi się udać. Pierwsze gałęzie zaczynały go chłostać po butach, gdy zawrócił konia i zeskoczył z niego. Odwrócił się w kierunku mostu, aby wznowić ostrzał przeciwników, jednak właśnie w tym momencie ... |
13-09-2008, 12:16 | #218 |
Reputacja: 1 | Rohirrim odetchnął na widok wpadającej na polanę strażniczki. Onyks, trzeba było przyznać otwarcie, był koniem stworzonym dla niej. Nie prowadzony wodzami, przesadził sam pokaźne krzaki odgradzające drzewa od polany i zarywszy kopytami o ziemię odwrócił się na bok, by umożliwić Narfin celny strzał. Ta nie zawiodła. Cięciwa cicho zadrżała i po chwili ostatni z orków osunął się na kolana przed wystraszonym Olegardem. Onyks parsknął. Piękne zwierzę... Haerthe otarł ręką spocone czoło pozostawiając na nim ciemnokrwawy ślad i skinieniem głowy podziękował Teliamokowi za trzeźwość umysłu. Być może gdyby nie odwrócił uwagi orka, sytuacja mogłaby wyglądać zupełnie inaczej... Za krzakami majaczył kształt zbliżającego się Szramy, jednak nadal brakowało elfa, Valina i Manfennasa, którzy najwyraźniej pozostali z krasnoludami. Haerthe wskoczył na Łatkę i wypatrywał pozostałych towarzyszy... Chyba nie zdecydowali się umrzeć za wóz krasnoludzkich towarów?
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
13-09-2008, 19:47 | #219 |
Reputacja: 1 | Ze zdumieniem przyglądała się pokazowi danemu przez niziołka, który - najwyraźniej już zapomniawszy o niemal pewnej WŁASNEJ śmierci, wygłaszał jakieś brednie do martwego napastnika. Czyżby dostał jednak czymś ciężkim w głowę? Jednak po wypowiedzi skierowanej do niej, Narfin doszła do wniosku, że małemu człowiekowi nic nie dolega. Najwyraźniej nic poza tym, co zwykle - pomyślała z przekąsem słysząc niewybredny komentarz o rozmiarach... Zignorowawszy Olegarda zwróciła się łagodnie do Teliamoka: - Z tego, co wiem o rasie krasnoludów, nie oddadzą tanio swojego dobytku. Na pewno mają jakiś plan. Kazali nam wszystkim uciekać od wozu. Rozsypali jakiś dziwny, szary proszek... Wyglądali na pewnych tego, co robią... Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Mówiąc to z lekkim uśmiechem pogłaskała hobbita po włosach, po czym błyskawicznie zwróciła się z obnażonym mieczem w stronę zarośli, z których wyszedł... Szrama, najwyraźniej gotów do walki. Na jego widok zagadkowy uśmiech przemknął po twarzy Strażniczki, ale zaraz zniknął, zastąpiony przez tak typowy dla niej kpiący wyraz twarzy. Schowała miecz i już miała zapytać o sytuację na moście, gdy... |
14-09-2008, 00:05 | #220 |
Reputacja: 1 | Szrama... cóż, miecz niósł obnażony, ale bez tego napięcia i zaangażowania, z którym od mostu ruszał. Ot, tyle, żeby się sztych po ziemi nie ciągnął. Skinął nieznacznie strażniczce i szybko zlustrował polankę, uważnie, ale bez szczególnego zainteresowania, jakby ciemne wnętrze karczmy, w której przyjdzie wychylić kufelek i może co skubnąć. Tylko na orcze ścierwo popatrzył z autentycznym zdziwieniem, które wyraźnie zamaniwestowało się na jego obliczu ni to komicznie, ni to strasznie pod bitewnenym brudem. Zapatrzył się w nie, jakby w życiu takiego nie widział, a w każdym razie nie spodziewał się zobaczyć tutaj... Ostatnio edytowane przez Betterman : 14-09-2008 o 00:09. |